BIK 6/2020 www-5

Page 1

W Y DA NIE IN T E R NE TO W E 1 czerwca 2020

W Y D A N I E

I N T E R N E T O W E

1 czerwca 2020

|

BIK

|

25



W

itamy w czerwcu! To właśnie w tym miesiącu kończy się wiosna, a zaczyna lato kalendarzowe i astronomiczne. To właśnie w czerwcu mój tata obchodzi imieniny, a ja zaraz po nim. To właśnie w dniu swoich imienin dwa lata temu zmuszona byłam uśpić psa. Trzy dni później ze schroniska dla zwierząt w Bydgoszczy wzięłam kolejnego. Tak to już jest, że gdy coś się kończy, coś innego się zaczyna. Że wiedźmiński banał? Może. Ja jednak tęskno wyglądam dnia, kiedy wreszcie skończy się w Polsce zaraza i powróci jakaś normalność. Wyobrażam sobie na przykład Joannę Szczepkowską mówiącą z ekranu telewizora: „Proszę Państwa, 4 czerwca 2020 roku skończyła się w Polsce epidemia”. To wszystko byłoby dobre także dla naszej zdławionej kultury. Póki co jednak czekamy i dalej robimy swoje. Na przykład piszemy, czego efekty znajdziecie Państwo już na kolejnych stronach „BIK”. Zastępczyni Redaktora Naczelnego Redaktorka wydania

n a n a s t ę p nyc h s t ron a c h Przemijalność jako obsesja

Z Jarosławem „Biszem” Jaruszewskim rozmawia Monika Grabarek

Małgorzata Lebda: Co zostaje po tym, czego nie było? Michał Tabaczyński

Wiosenne składy dwa Szymon Andrzejewski

Galeria Wspólna Dwór w Rzęczkowie Emilia Walczak

Bydgoski insynuator kulturalny (188) Zdzisław Pruss

Wiosna Wirtuali na BIS – jeszcze więcej kultury online

wydawca: Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy redaktor naczelny: Michał Tabaczyński, michal.tabaczynski@mck-bydgoszcz.pl zastępczyni redaktora naczelnego, redaktorka wydania: Emilia Walczak, emilia.walczak@mck-bydgoszcz.pl kontakt z redakcją: bik@mck-bydgoszcz.pl BIK w sieci: www.facebook.com/bik.bydgoszcz, www.issuu.com/bik_ na okładce: sprzedaż koszyków w Bydgoszczy, ul. Jatki, fot. 1925, NAC


Jarosław „Bisz” Jaruszewski, fot. Dariusz Gackowski

Przemijalność jako obsesja Z Jarosławem „Biszem” Jaruszewskim rozmawia Monika Grabarek. Jak się czujesz? Ułożyłeś sobie tę nową, dziwną rzeczywistość? Z niepoukładaną rzeczywistością radzę sobie lepiej lub gorzej już od dłuższego czasu jako tata małego dziecka, którym z racji elastycznego zawodu opiekuję się w godzinach powszechnie uznawanych za czas pracy, swoją profesję wykonując dosłownie w międzyczasie. Odwołanie kilkunastu koncertów przyjąłem jako jeden z grymasów losu, które spotykają mnie od czasu do czasu, a usiłując być niezależnym artystą, staram się być zawsze przy   |  BIK  |  1 czerwca 2020

gotowany na najgorsze, co czyni mnie dość niezatapialnym w sytuacjach, które nie są prawdziwym potopem. Życie uczy mnie nie zastanawiać się nad tym, jak się czuję – na liście moich i mi przeznaczonych priorytetów moje samopoczucie zajmuje odległe miejsce. Choć prawdopodobnie czuję się nieźle, dziękuję (śmiech). Sztuka ocala? Jak było u ciebie? Ratowałeś się książką, filmem, o muzykę nie chcę cię pytać, bo to takie oczywiste… w y d a n i e

i n t e r n e t o w e


mu zyk a Moja sztuka, czyli pewnego rodzaju sztuczka polegająca na rekonfiguracji naporu chaotycznej rzeczywistości na względny porządek artystycznych utworów, pozwala mi przetrwać wiele. To wielkie szczęście. Myślę, że gdybym nie mógł być twórcą, życie byłoby dla mnie stokroć trudniejsze. Od długiego czasu wielkim duchowym wsparciem jest mi nieodżałowany David Foster Wallace, którego twórczość zbawia dla mnie współczesną rzeczywistość – właśnie przez jej genialne artystyczne ujęcie. Czym dla artysty jest taki radykalny stan lęku i niepewność jutra? W obliczu zmagań pracowników służby zdrowia czy ludzi, którzy z dnia na dzień stracili środki do życia, moje problemy są raczej błahe. Przede wszystkim bałem się o zdrowie rodziców i dziecka. Stan lęku i niepewności jutra to woda, w której usiłuję być rybą, ale to są lata praktyki, a ja ciągle jeszcze jestem nowicjuszem. Podejrzewam, że nawet kilka lat temu taka sytuacja byłaby dla mnie dramatem – tym bardziej współczuję wszystkim, którym życie wywróciło się do góry nogami. Świat kultury zanurzył się w sieci całkowicie – czy to nie jest pułapka? Relacja z odbiorcą może umknąć. Twój wirtualny koncert podczas naszej MCK-owej Wiosny Wirtuali był ogromnym sukcesem, ale to chyba nie jest sytuacja, która powinna stać się normą? Człowiek jako istota mniej lub bardziej społeczna, chce czy nie, potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. Wyłącznie cyfrowe relacje są wyprane ze zmysłów i wielu subtelnych emocji, więc wydaje mi się, że prędzej czy później zaczniemy za sobą tęsknić. Ale normy są zmienne, sieć staje się kolejną pełnoprawną rzeczywistością i coraz większa liczba ludzi będzie w niej spędzać więcej czasu niż w realu. Sądzę, że to nieuniknione. Świat, jaki znamy, w dużej mierze odejdzie, tak jak wiele światów, które znali nasi przodkowie. Osobiście najbardziej lubię grać koncerty dla małych publiczności i mam nadzieję, że takie intymne spotkania będą nam cały czas niezbędne. Jak ty to wszystko odbierasz – świat się zatrzymał czy wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej przyspieszył? Wyciągniemy z tego lekcję? Nauczymy się czegoś nowego o sobie? O trajektorii świata mówię dużo w utworze Koniec historii z ostatniej płyty, Duch oporu, i wyrażam tam opinię, że jest to raczej kolizyjny kurs. Wiele naszych krótkowzrocznych, pow y d a n i e

i n t e r n e t o w e

wtarzanych dekadami działań wchodzi w fazę nieodwracalności i prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić. Teraz musimy mocno się starać, żeby nie zapłacić głową. Nie potrafimy się już zatrzymać. Ten pośpiech, nieustanny ruch to już trochę odruch bezwarunkowy. Jesteśmy w pułapce, jak te myszki w naukowym eksperymencie, które muszą naciskać guzik, który bodźcuje ich ośrodek nagrody. Nie umiejąc już odczuwać innego szczęścia, kompulsywnie uderzają w ten przycisk aż do śmierci z głodu. To przypomina sytuacje, o których słyszymy w mediach, gdy dzieci, nie potrafiąc oderwać się od komputera, doprowadzają się do krańcowego psychofizycznego wyczerpania. Czy będziemy potrafili w skali masowej oderwać się od konsumpcyjnego trybu życia, który niszczy nas i planetę? Nie wiem. Totalne zamknięcie sprawiło, że wszyscy próbowaliśmy rzeczy ciągle odkładanych na później: sięgaliśmy po książki, które rosły w stosy przy łóżkach, wreszcie nadrabialiśmy zaległości w serialach… A jakie jest twoje pandemiczne odkrycie, nowy autor? Serial, którego wcześniej byś nie zauważył? W czasie izolacji z wymagającą przyjemnością czytałem Pamięć Petera Nadasa, która wcześniej długo onieśmielała mnie swoimi gabarytami. Przemijalność jest moją obsesją i będzie to główny temat na nowej płycie, której wydanie planuję na koniec roku. W krótszych chwilach zaglądałem do Antologii polskiego eseju literackiego. Bardzo lubię ten gatunek, być może dlatego, że moja twórczość to też zawsze, mniej lub bardziej, „próby”. W moich głośnikach najdłużej gościł Gniew Noży – warto zwrócić uwagę na tę płytę, świetną zarówno od strony muzycznej, jak i tekstowej. Wieczorami zaś w dalszym ciągu przechodzę terapię z Tonym Soprano, z którym mijałem się latami, a poznałem bliżej dopiero w czasie izolacji. Na co czekasz teraz najbardziej? Jestem terminatorem (śmiech) i mimo długiej drogi twórczej, w dalszym ciągu poszukuję swojego stylu. Cały czas czuję się trochę grafomanem – i w większości przypadków pozostaję nie do końca usatysfakcjonowany efektami mojej pracy. Co nie zmienia faktu, że samą pracę uwielbiam. A chciałbym być przekonany o wartości i ważności tego, co piszę – inaczej: po co to robić? Szkoda czasu mojego i odbiorców. Chciałbym czuć, że nie marnuję czasu. Na tego Godota czekam (śmiech). 1 czerwca 2020  |  BIK  |


Małgorzata Lebda, fot. Jacek Kordus

poe z ja

Małgorzata Lebda: Co zostaje po tym, czego nie było?

Wśród wielu wydarzeń, które pandemia skasowała, a odesłała w niebyt całą tegoroczną Wiosnę Festiwali, było też – na tle tych wszystkich wielkich planowanych przedsięwzięć – niewielkie, ale bardzo ważne wydarzenie. I w przeciwieństwie do innych, po których został albo żal, albo nadzieja (że wrócą w przyszłym roku), po tym zostało coś więcej. Spotkanie poetyckie z Małgorzatą Lebdą w ramach Festiwalu Muzyki Ludowej i Tradycyjnej Ethniesy przepadło, ale coś po nim (taki paradoks) jednak zostało. Tom poetycki Sprawy ziemi wydany w serii Biblioteki Ethniesów (jako wspólne wydawnictwo MCK w Bydgoszczy i WBPiCAK w Poznaniu) jeszcze zdążył się ukazać. To, co zostaje po czymś, czego nie było – to jest wielki temat literatury, ale tu przybiera najzupełniej przyziemne, materialne znaczenie. Małgorzata Lebda, zeszłoroczna laureatka Nagrody Literackiej Gdynia, jest jedną z najbardziej cenionych poetek współczesnych. W Bydgoszczy

bywała wiele razy, ale jedna wizyta jest szczególnie – w kontekście książki Sprawy ziemi – symboliczna. Ten tom gromadzi trzy książki poetyckie: Granicę lasu, Matecznik i Sny uckermärkerów, które ustaliły pozycję tej poezji w polskiej literaturze współczesnej. Ta jedna wizyta przypadła tuż przed publikacją pierwszego tomu tej „trylogii” (przy okazji festiwalu „Pobocza” Małgorzata Lebda czytała wówczas te wiersze z Granicy lasu). To niedoszłe do skutku spotkanie podczas Ethniesów domykałoby ten cykl. A tak domyka go publikacja Spraw ziemi. W tych czasach – dobre i to. (mt)

ofiara tamtego lata cienka żyła rzeki dawała nam chłód (tak wyobrażaliśmy sobie klimat wybrzeża north berwick) okoliczni chłopi przyprowadzali tu swoje chude zwierzęta a biali jak śnieg chłopcy wcierali błoto w piegowate twarze i wstrzymywali oddech pod płytką taflą wody to do nich należały okoliczne brzeziny kradzione papierosy przewlekłe anemie i ulewana w piwnicach ojców księżycówka coś się w nas święci mówili plując krwią prowadzili nas do bunkrów porośniętych gęstym bluszczem wyciągali zwietrzałe kości dławił ich dym klubowych coś się w nas święci mówili coś składa nas w ofierze coś nie pozwoli nigdy dotknąć waszych tętniących ciał   |  BIK  |  1 czerwca 2020

(z tomu Granica lasu, 2013) w y d a n i e

i n t e r n e t o w e


poe z ja

wielkanocne święcenie pól: dzielenie idziemy z ojcem w pola w dłoniach trzymamy krzyżyki z leszczyny i bibuły i święconą wodę (w plastikowych butelkach po piwniczance) towarzyszą nam psy tłuste ze lśniącą sierścią płoszą z brzeziny lisy ojciec wbija krzyż w kamienistą ziemię przeklęty flisz mówi a mi przychodzi na myśl że za kilka miesięcy w sierpniowym upale będziemy tu kosi pszenicę (to tu ojciec po raz pierwszy opowie nam o śmierci nałoży jej maskę lasu) w dole wsi biją dzwony kościoła schodzimy z ostatniego pola każda z nas próbuje zatrzymać na sobie uwagę ojca już przy domu w świetle wysokiego ogniska myślę w jaki sposób dzielimy go pomiędzy siebie: nierówno niesprawiedliwie

(z tomu Matecznik, 2016)

zbliżenie: grudzień korony jabłoni uginają się pod ciężarem szadzi potok wydaje trzaski z dachu werandy zrywają długie sople kruszą je i z nabożeństwem wkładają sobie do ust celebrują: oto ciało wody

w y d a n i e

i n t e r n e t o w e

(z tomu Sny uckermärkerów, 2018)

1 czerwca 2020  |  BIK  |


re c e n z je p ł y t Szymon Andrzejewski

Wiosenne składy dwa Wiadomo, drodzy państwo, co się dzieje, i wiadomo, że w związku z tym większość działań uległa redukcji, zawieszeniu lub w niektórych nieszczęśliwych przypadkach anihilacji. Proces ten nie ominął rynku muzycznego, a może nawet to właśnie kulturze „dostało się” najbardziej. I niewielu decydentów to obchodzi, bo przecież robimy w „branży, której nikt nie potrzebuje”. Radzę się nad tą opinią zastanowić, gdy decydent jeden z drugim weźmie do ręki książkę lub włączy wieczorem film w którymś z serwisów streamingowych, albo wsunie do odtwarzacza płytę, żeby przetrwać jeszcze jeden wyizolowany wieczór. No ale cóż – wiemy, jak jest, i (niestety) wiemy też, jak będzie. Niektórzy artyści podjęli jednak świadomą decyzję o nieprzekładaniu premier swoich wydawnictw i szczęśliwie zdecydowały się na to dwa silnie bydgoskie składy. Mamy zatem dla państwa jazzową dyktaturę z przeszłością oraz nieoczekiwanie ogarnięty czołg. Smacznego!

Wojciech Jachna Squad – Elements (wyd. Audio Cave, kwiecień 2020)

Jeśli chcecie państwo przeczytać rzeczową, pełną odniesień i muzycznych nawiązań recenzję tego albumu, to odsyłam do „Jazz Forum”. Tam też znajdziecie państwo obszerną rozmowę z Wojtkiem   |  BIK  |  1 czerwca 2020

Jachną. Ja się nie znam na terminologii i nie ślęczę nad biografiami. W pewnym momencie stwierdziłem, że nikt tak naprawdę nie pisze w Bydgoszczy o muzyce z Bydgoszczy, więc zacząłem to robić na swój własny sposób. Jeśli się podoba, to dobrze. Jeśli nie, to też dobrze. Każdy ma inaczej. A już na bank inaczej ma maestro Jachna. I to w miarę wszystko ma inaczej. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat cokolwiek nosi na sobie logo „JACHNA”, to jest zaprzeczeniem chińskiej jakości i oryginalności. Czy to konfiguracyjne polemiki muzyczne z mistrzem Buhlem, czy nieokiełznanie osiągane przy pomocy sir Mazurkiewicza, czy też filmowe rozważania pod obecność lidera wielokrotności Ziołka – nieważne. Wszystko trafione i na najwyższym światowym poziomie. Recenzje były na stronach „BIK-u”. Sobie państwo znajdą. Jednak wszystko to również toczyło się w mące mniej lub bardziej używanej przy produkcji panierki o smaku impro. Natomiast teraz Wojtek daje nam (no, nie sam, oczywiście – skrzyknął bowiem z powrotem swój band z czasów studenckich) album najbardziej i najstricte jazzowy w klasycznym tego gatunku obliczu i formie. Panów jest pięciu, instrumentarium na jazzowych płytach widziane i słyszane już tysiące razy. Klasyka. Szanowne grono się dobrze zna i nazywa nazwiskiem przywódcy stada („Na studiach to była demokracja. Teraz zdecydowałem się na dyktaturę. Stąd nazwa” – Jachna), instrumentaliści najlepszego sortu, instrumenty za miliony. Piękna okładka (zdjęcie – Darek Bareya), świetne studio (A\V). No, mus będzie krążek, o którym zapomnę po pięciu minutach. Nareszcie mnie Jachna zawiedzie i będę mógł spokojnie o tej płycie nie napisać. Tylko że piszę. Słuchając jej po raz chyba dwudziesty. Bo mus napisać. Bo Jachna ma wszystko inaczej. Jest taki brytyjski pisarz Clive Barker. Przez wielu krytyków uznawany za posiadacza najbardziej przerażającego umysłu w historii literatury grozy. Barker doprowadził gatunek „realizmu magicznego” do granic horrorowej możliwości wywoływania u czytelnika odczucia nierzeczywistości tego, co go otacza. Po lekturze jego powieści inaczej patrzy się na kratki ściekowe. Inaczej postrzega skrzyżowania i łyżki. A już szczególnie odmiennie spogląda się na przydomowe ogródki. Rzeczywiw y d a n i e

i n t e r n e t o w e


re c e n z je p ł y t stość jest u Barkera codzienna i znana, ale dwa centymetry w lewo od niej jest rzeczywistość druga. Istniejąca obok niczym odklejony od tej pierwszej mokry kawał taśmy filmowej. I tam dzieją się rzeczy, o których lepiej, żeby się filozofom nie śniło. I to samo dzieje się w przypadku Elements. Składowe na tym albumie są tak znane, jak perkusyjna pałeczka, i tak samo materialne, jak klawiatura fortepianu. Można ich dotknąć i można stwierdzić, że budują coś, co ze wszech miar jest albumem jazzowym. Ale po dotknięciu pierwszym palec jakby ześlizguje się odbiorcy dalej i jego koniuszek znika wciągnięty przez świat przesunięty w lewo. Pierwsze na płycie Elements dźwięki (jak i zresztą cała ich reszta) to jazz, jaki już dobrze w nas wsiąkł przez lata jego odbierania. I następujące po nich On the Train – elements version oraz Checkers II to też niby „normalne” utwory jazowe. Ale tylko niby. Nie wiem, czy to fakt, że dla większości jazzmanów improwizacja (ale taka cała na biało i na pełnej piszczałce) to krok ostateczny w muzycznej podróży, a dla Wojciecha Jachny to kanapka z serem i kawa o ósmej trzydzieści. Jednak czuję, że to właśnie to powoduje odmienność jego propozycji muzycznej na gorącym jeszcze krążku. Sięgnięcie po muzyków ze swych lat wiosennych też pomogło pewnie niewyobrażalnie, bo wspólnota spożywania tworzy wspólnotę postrzegania. No, przecież wspomniane już Checkers II ma najbardziej konserwatywny początek jazowego utworu, jaki można sobie wyobrazić. Jednak po trzydziestu sekundach Marek Malinowski (gitara) ewidentnie znajduje coś w tylnej kieszeni starych jeansów i cała ekipa z szerokimi uśmiechami oświadcza: „Taaak, człowieku, pamiętam, jak żeśmy to wtedy, co wiesz…”, i rzeczywistość znika. I jeszcze walczy pan Cichocki (fortepiany), i jeszcze próbuje ich zawrócić, ale już się nie da, bo on też jest już „kamerowany” na tym materiale odklejonym i przesuniętym. I te nieuchwytne elementy odsuwają całość siedmiu kompozycji od rzeczywistości przez cały czas trwania albumu. No, niech mi ktoś wytłumaczy ten wwiercający się w czaszkę, a jednocześnie subtelny dźwięk pojawiający się miarowo w Philosopher’s waltz! Aaaaaa! Skąd on dochodzi?! Może z kratki ściekowej? Wojciech Jachna Squad moim zdaniem nagrali płytę w procesie odwrotnym od przyjętego. Kiedy spytałem Wojtka, dlaczego podjął próbę nagrania klasycznego albumu jazzowego, to powiedział mi, że „żeby się rozwijać”. Naprawdę, Wojtek? No, weź… Wojciech Jachna Squad, Elements – no, dobra, w nienormalne i w Cthulhu już umiemy, to może… Genialne. w y d a n i e

i n t e r n e t o w e

Wed Vuh – Idzieidzie (wyd. Velin, kwiecień 2020)

Koncerty hiphopowe to jedno z najnudniejszych wydarzeń, jakie można sobie zainstalować w życiorysie. W samochodzie czy w domu nawet dość często słucham melorecytacji do muzyki i mam swoich ulubieńców. Jednak w wersji „na żywo” powtarzalność formy tego gatunku jest dla mnie nieznośnie nużąca, więc nie uczęszczam. A przynajmniej nie uczęszczałem, dopóki na polskiej scenie nie pojawiła się dwuosobowa formacja Syny. Ich występy, osnute dymem z dymiarek i właściwie wizualnie żadne, bo najczęściej po prostu nic nie widać, są tak skonstruowane, że ciarki przebiegają po plecach i nawet tak już przeżarty muzyką wszelaką mózg jak mój daje się wciągnąć w ten hipnotyczny dyskurs pomiędzy panami skrytymi gdzieś na scenie (czasami umownej) a pogrążoną w transie publicznością. Syny są tak prawdziwi w tej swojej kreacji, że po prostu zasysają do swojego świata i wypluwają po drugiej stronie czarnej tęczy dopiero po półtorej godziny. Co to ma wspólnego z Wed Vuh? Bardzo dużo. Ale przede wszystkim dwie rzeczy. Po kolei jednak. Wed Vuh to jedyny chyba na świecie duet (We Dwóch przecież), który jest kwartetem. Albo kwintetem. Chociaż tak naprawdę to sekstetem, bo oficjalnie Jarek Majewski (tak, ten Majewski) nigdy nie przestał być członkiem tego niezwykłego muzycznego zjawiska. Rdzeń to faktycznie dwójka bydgoskich artystów, czyli Leszek Goldyszewicz i Wojciech Kowalczyk – odpowiednio malarz i performer – jednak wokół nich wypączkował twór, który jest bardzo oryginalny i składający się z fluktuujących składowych. Stan obecny znajdą państwo na płycie. Drugiej już w karierze tej ekipy. Gdy dostaliśmy od Goldiego świeżutki 1 czerwca 2020  |  BIK  |


re c e n z je p ł y t jeszcze krążek i po trzech dniach spotkaliśmy się jak co rano w radio, to mój szanowny redakcyjny kolega Marcin Szymczak powiedział w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie: „No co? Już pierwsza była dobra, nie?”. No, bo była. Na przełęczy Borgo wlazła nam pod skórę i chociaż broniliśmy się i nie chcieliśmy się przyznać, bo „to takie amatorskie i takie z drewutni, i takie nierówno to wszystko” i jednak „chyba sobie robią jaja”, to nie sposób było nie poddać się pulsowi i przekazowi tamtego materiału. Po pięciu latach skład ewoluował i mamy Idzieidzie. I to nie jest dobra płyta. To jest płyta wyśmienita. Ani Goldyszewicz, ani Kowalczyk nie potrafią za bardzo grać na gitarach. Nie mają efektów za góry monet i nie potrafią komponować wielowarstwowych utworów zachwycających głębią wszystkiego. Natomiast potrafią rozpoznać w sobie to, że nie mają i nie potrafią. W związku z powyższym zamiast się siłować z materią i silić na pomysły, zrobili to, co zawsze będę cenić w jakiejkolwiek twórczości najbardziej – przekuli samoświadomość w siłę. Obnażyli się. Włączyli najprostsze gitarowe przestery, ustalili, co potrafią zagrać, i dokonali muzycznego nokautu na niepodnoszącym jeszcze nawet gardy słuchaczu. Ich muzyka na tej płycie to transowe dziewięć utworów, które

są do siebie skrajnie wręcz podobne. I to dobrze. „Brut rock” w wykonaniu Wed Vuh zwala z nóg jak błotna powódź. Okleja odbiorcę mieszaniną gliny, paprochów, metalowych wiórów i potu i pozwala mu na wystawienie nad powierzchnię jedynie jednej dziurki od nosa. To coś jak legendarny Kyuss, tylko że karmiony pierogami i pojony wódką, a nie pogrążony w pejotlowym odlocie. Teksty są mocne, ale proste. I tutaj panowie nie bawią się słowami i nie męczą się w poszukiwaniu metafor. Są sobą i o sobie śpiewają, używając doskonale sobie znanych określeń. To taki trochę ukrywany wśród podłóżkowych tajemnic i pajęczyn pamiętnik mężczyzny, który ma już naprawdę w rzyci, co ludzie o nim pomyślą, jeśli ktoś te oślinione stronice przeczyta. Na Na przełęczy Borgo Goldyszewicz i Kowalczyk nie do końca chyba jeszcze wiedzieli, co zrobić z nowo u siebie odkrytą energią w przekazywaniu sztuki. Na tym albumie ogarnęli się, pozwolili też w tym ogarnianiu uczestniczyć innym i scalili efekt końcowy. Gitary nurzają się w brudzie, my lekko zalatujemy cebulą i mięsem, publika się kiwa. Po takich ciosach nic innego nie może robić. „Cieszę się, cieszę się, cieszę się…” A co mają do tego Syny? Przede wszystkim dwie rzeczy. Prawdę i spójność przekazu. Czego i państwu życzę. Wed Vuh, Idzieidzie – brutalnie doskonałe.

Galeria Wspólna 4.06.2020, czwartek – otwarcie wystawy

Krystyna Grzybek „Dwa światy” – tkanina artystyczna

Krystyna Grzybek urodziła się w Bydgoszczy, studia rozpoczęła w Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej – licencjat w 2007 r., aneks z malarstwa u prof. Wojciecha Sadleya. Ukończyła Wyższą Szkołę Umiejętności Społecznych w Poznaniu, na Wydziale Artystycznym, specjalność: architektura wnętrz. Dyplom z wyróżnieniem w 2010 r., aneks z rysunku i malarstwa u prof. Bogdana Wegnera. Zajmuje się projektowaniem, działaniami w przestrzeni malarskiej, kolażem oraz tkaniną artystyczną. W miniaturze tkackiej i kolażach ważne jest dla artystki poszukiwanie w sferze artystycz   |  BIK  |  1 czerwca 2020

nej także nowych form wyrazu, nowych rozwiązań technicznych i materiałowych. Przedstawione na wystawie tego typu realizacje i zestawienie ich z abstrakcjami na tkaninie w dużych formatach powoduje, że prezentowane jedwabie stają się jeszcze mocniejszym akcentem kolorystycznym ekspozycji. Tworząc swoje prace, artystka czerpie inspiracje z szeroko rozumianego życia, a jest to przemijający czas i jego ślady, są to ludzie, natura i emocje z nimi związane. Brała udział w wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą, prace jej znajdują się w muzeach i kolekcjach prywatnych. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. w y d a n i e

i n t e r n e t o w e


w yd a r z e ni a Krystyna Grzybek

z cyklu W sieci, 2011, len, juta, akryl, 68×50 cm

z cyklu W sieci, 2011, len, juta, akryl, 68×50 cm

z cyklu Przenikanie materii, 2009, 60×46 cm

z cyklu Przenikanie materii, 2012, 60×47 cm

w y d a n i e

i n t e r n e t o w e

1 czerwca 2020  |  BIK  |


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (7) Emilia Walczak

Dwór w Rzęczkowie

(woj. kujawsko-pomorskie, powiat toruński, gmina Zławieś Wielka) Rzęczkowo leży na skraju tak zwanej Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej, pięć minut autem, a około kwadransa rowerem od majątku w Skłudzewie, jaki opisywałam już dla Państwa w numerze 3/2020 „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego” (możecie tu Państwo skorzystać na przykład z niebieskiego szlaku rowerowego łączącego Bydgoszcz z Toruniem). Jako ciekawostkę podam, iż na terenie wsi znajdują się aż dwa grodziska (na Dołach Rzęczkowskich oraz tak zwana Góra Szwedzka): wczesno- i późnośredniowieczne, z odkrytym w 1969 roku cmentarzyskiem reprezentującym kulturę grobów kloszowych, a także niepozorne ruiny zburzonego po drugiej wojnie światowej zboru protestanckiego oraz dawny ewangelicki, zdewastowany cmentarz, leżący smętnie przy drodze wojewódzkiej numer 546, lecz nas interesuje dziś malowniczy dwór, pochodzący z drugiej połowy XIX wieku, który to pierwotnie należał prawdopodobnie do niejakiego Franciszka Hudego. W 1939 roku, kiedy to Rzęczkowo stało się jednym z ośrodków kierowniczych Selbstschutzu, działający wraz

10  |  BIK  |  1 czerwca 2020

z miejscowymi Niemcami Hude miał być ponoć sprawcą kilku mordów na mieszkańcach Łążyna, Złejwsi Małej i Rzęczkowa właśnie. Po wojnie – jak to zwykle bywało – całe rzęczkowskie założenie dworsko-parkowe wraz z folwarkiem przejął zaś skarb państwa, a w budynku utworzono mieszkania. Znajdują się tu one zresztą do dziś, co może nieco – przyznaję – deprymować zwiedzającego. Dwór w Rzęczkowie jest neoklasycystyczny, wzniesiony na planie prostokąta, parterowy, podpiwniczony i nakryty pięknym, mansardowym dachem z ceramiczną dachówką, skrywającym mieszkania na poddaszu. W fasadzie budynku uwagę natychmiast przykuwa portyk z rzędem czterech kolumn dźwigających balkon, zwieńczony trójkątnym frontonem z półokrągłym oknem w typie wolego oka, a poprzedzony podjazdem z ozdobnymi kulami i gazonami. Wokół dworu roztacza się XIX-wieczny park dworski o powierzchni około 1,5 ha, z rosnącymi w nim okazałymi drzewami, stanowiącymi dziś bezcenne pomniki przyrody. fot. Emilia Walczak

w y d a n i e

i n t e r n e t o w e


b ydgo s k i in s y nu ator k ult ura lny

Mało odpowiedzialny organ Zdzisława Prussa (188) Kto by się spodziewał Zgodnie z wieloletnią tradycją szpalty i łamy majowego „Akantu” zostały, prawie w całości, wręcz zalane poezją. Na tej wysokiej fali lirycznych uniesień dominowały strofy mocno uduchowione i wręcz sakralne. Tym bardziej wybił się na oryginalność i samodzielność Stefan Pastuszewski, który jeden ze swoich wierszy rozpoczął od wersu „o, cholera jasna”! Jak nam donoszą, zwykle bogobojny p. Stefan tłumaczył ten wyskok spowodowanym przez pandemię wyczerpaniem nerwowym.

„Alleluja” na Szwederowie Znany ze swoich prospołecznych zachowań muzyk Henryk Drążek, by rozpogodzić jakże ponurą pandemiczną rzeczywistość, wyszedł na balkon z trąbką, by zagrać swoim bliższym i dalszym sąsiadom „Odę do radości” i „Glory, glory Alleluja”. Słuchaczy i widzów tak szybko pod balkonem przybywało, że p. Henryk, pamiętając o zakazie zgromadzeń, z bólem serca musiał przerwać występ, choć domagano się bisów.

Cenne wsparcie Z okazji XXX-lecia „Expressu Bydgoskiego” ks. Ryszard Pruczkowski wyznał, iż z wielką atencją odnosi się do felietonów Wojtka Romanowskiego. Zważywszy na burzliwe życie towarzyskie prowadzone przez popularnego „Szczapę”, owo namaszczenie jego tekstów przez osobę duchowną może być okolicznością łagodzącą, gdy redaktor expressowego „VIP-a” stanie kiedyś (jak każdy z nas) przed sądem ostatecznym.

Odkrywcze objawienie Duże poruszenie wśród nadbrdzianych sympatyków Opery Nova wywołała telewizyjna emisja, i to na prestiżowym kanale „TVP Kultura”, bydgoskiej realizacji „Halki” Moniuszki. Cała Polska

w y d a n i e

i n t e r n e t o w e

mogła podziwiać jakże oryginalną reżyserię, inscenizację i kostiumy tego spektaklu, dzięki którym okazało się m.in., że z popisową, i jakże trudną, arią Jontka można się zmierzyć, i to zwycięsko, bez używania ciupagi.

Optymistyczny trend Jak dotąd wiedzieliśmy, że Irena Santor jest pierwszą damą polskiej piosenki. Ostatnio jednak dowiedzieliśmy się od red. Justyny Toty, że obiecująca wokalistka Adela Konop jest pierwszą damą bydgoskiego jazzu. Stąd wniosek, że na naszej scenie rozrywkowej zapanowała prawdziwa i pierwszorzędna damokracja.

Lusterko wsteczne (-25) Ćwierć wieku temu (czerwiec 1995) – Teatr Polski (Scena O-Bok) zapraszał na „Karierę Nikodema Dyzmy” w reżyserii Remigiusza Cabana i z Waldemarem Czaszakiem w roli tytułowej. – W Filharmonii Pomorskiej, w ramach koncertu „Superhity”, posłuchać było można „Bolera” Ravela i „Obrazków z wystawy” Musorgskiego. Dyrygował Mirosław J. Błaszczyk. – W BWA wyeksponowano malarstwo, grafikę i rysunki Stanisława Borysowskiego. – Wojewódzki Ośrodek Kultury (ul. Toruńska 30) patronował Turniejowi Teatrzyków Przedszkolnych „O Tort Baby Jagi”. – W cyklu „Ulice Szwederowa” o historii ulicy Brzozowej mówił w Klubie BSM „Arka” Alojzy Bukolt.

1 czerwca 2020  |  BIK  |  11


w yd a r z e ni a

Wiosna Wirtuali na BIS – jeszcze więcej kultury online W ostatnich miesiącach z powodu pandemii skupiliśmy się na działalności w sieci, produkując wydarzenia online pod wspólną nazwą Wiosna Wirtuali. A wiosna, jak wiadomo, kończy się wraz z drugą dekadą czerwca. Dlatego przygotowaliśmy kolejną porcję atrakcji, którymi będziemy się z Wami dzielić aż do początku kalendarzowego lata. W czerwcowej ramówce Wiosny Wirtuali na BIS kontynuować będziemy nasze cykle, w których uczestniczyć mogliście przez ostatnie dwa miesiące. Zaczynamy w poniedziałek 1 czerwca od kolejnego spotkania z artystkami z teatru wymyWammy i ich „Impro w odcinkach” oraz od najnowszej odsłony cyfrowego „BIK-u”. Wtorki tradycyjnie będą filmowe – na playlisty krótkometrażowych filmów dokumentalnych zaproszą Was Marcin Sauter, Maciej Cuske i Monika Grabarek. Środy – koncertowo. I to jak! 3 czerwca na scenie Miejskiego Centrum Kultury wystąpi Ania Rusowicz z zespołem, a kolejne nasze muzyczne propozycje zapowiadają się równie ciekawie – zobaczycie i usłyszycie m.in. zespół Javva. Ciąg dalszy Legend Szyperskich przygotował już dla Was Adam Gajewski, który z pokładu barki „Lemara” zabierze chętnych w podróż przez bydgoskie tradycje wodniackie. Będzie i Ostromecko – w ramach cyklu „Biura Rzeczy Zamyślonych”, będziecie mieć okazję odkryć kolejne tajemnice pałaców i rozległych terenów wokół nich. Z kolei Galeria Wspólna szykuje wirtualne wernisaże wystaw – na pierwszy z nich zapraszamy już w czwartek 4 czerwca. Będą też nowości: Wirtualne Animocje i kino Orzeł przygotowały nowy cykl filmowy – co tydzień, w każdy wtorek zaprezentują w sieci playlistę animacji i nieanimowanych filmów krótkometrażowych z jednym wybranym lejtmotywem na każdy pokaz. Wszystkie wydarzenia śledzić możecie codziennie na naszym Facebooku, Instagramie, Twitterze, kanale YouTube czy wreszcie za pośrednictwem naszej strony internetowej.

P r o g r am W i o s n y W ir t ual i na B I S

• 1.06.2020 (poniedziałek) / godz. 10.00 / fanpage Bydgoski Informator Kulturalny (FB): czerwcowa odsłona cyfrowego wydania „BIK-u” • 1.06.2020 (poniedziałek) / godz. 20.00 / fanpage wymyWammy (FB): Impro w odcinkach – odc. 4 • 2.06.2020 (wtorek) / godz. 18.00 / fanpage Miejskie Centrum Kultury (FB): Filmowy wtorek z Bydgoską Kroniką Filmową • 2.06.2020 (wtorek) / godz. 20.00 / fanpage Animocje (FB) i fanpage Kino Orzeł (FB): Krótko i na temat… – Animocje 365 i kino Orzeł polecają • 3.06.2020 (środa) / godz. 20.00 / fanpage Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy (FB): Studio i Scena – Ania Rusowicz – koncert na żywo! • 4.06.2020 (czwartek) / godz. 16.00 / fanapage Barka Lemara (FB): kolejny odcinek reportażu „Legendy Szyperskie” • 4.06.2020 (czwartek) / godz. 19.00 / fanpage Galeria Wspólna (FB): Dwa światy. Tkanina artystyczna – wernisaż wystawy Krystyny Grzybek • 6.06.2020 (sobota) / godz. 11.00 / fanpage wymyWammy (FB): wymyBAJA – improwizowany spektakl dla dzieci online • 9.06.2020 (wtorek) / godz. 18.00 / fanpage Miejskie Centrum Kultury (FB): Filmowy wtorek z Bydgoską Kroniką Filmową • 9.06.2020 (wtorek) / godz. 20.00 / fanpage Animocje (FB) i fanpage Kino Orzeł (FB): Krótko i na temat… – Animocje 365 i kino Orzeł polecają • 10.06.2020 (środa) / godz. 20.00 / fanpage Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy (FB): Studio i Scena – Javva – koncert na żywo! • 11.06.2020 (czwartek) / godz. 16.00 / fanapage Barka Lemara (FB): kolejny odcinek reportażu „Legendy Szyperskie” • 12.06.2020 (piątek) / godz. 10.00 / fanpage Pałac Ostromecko (FB): „Biuro Rzeczy Zamyślonych” – dokumentalny cykl Adama Gajewskiego (odc. 5).

www.mck-bydgoszcz.pl 12  |  BIK  |  1 czerwca 2020

w y d a n i e

i n t e r n e t o w e


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.