Kres czasu. Lectio w oparciu o Pierwszy List do Tesaloniczan

Page 1

KRES czasu

Lectio Lectio w oparciu oparciu o Pierwszy Pierwszy List List do do Tesaloniczan Tesaloniczan Silvano Silvano Fausti Fausti



KRES CZASU


Drogim przyjaciołom Enrice i Brunonowi Volpi z dziećmi Pierą, Paolą , Enzem, Frankiem, Nicolą i ich małżonkami, którzy mnie nauczyli jak przyjmować Pana który przychodzi.


Silvano Fausti

KRES CZASU Lectio w oparciu o Pierwszy List do Tesaloniczan

Z języka włoskiego tłumaczył O. Piotr R. Gryziec OFMConv


Tytuł oryginału: LA FINE DEL TEMPO Lectio sulla Prima lettera ai Tessalonicesi ISBN 88-514-0319-8 Copyright © 2005 by Àncora Srl ÀNCORA EDITRICE Via G.B. Niccolini, 8 20154 Milano

Copyright wydania polskiego © 2014 BY WYDAWNICTWO OO. FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ISBN 978-83-7485-234-0 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy się zwracać do wydawnictwa: „Bratni Zew” sp. z o.o., ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków.

Zamówienia na książki można składać: Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl

Adiustacja polonistyczna: Jolanta Kunowska Imprimi potest: L.dz. 34/2014, Kraków, dnia 18.01.2014 Jarosław Zachariasz OFMConv minister prowincjalny

WYDAWNICTWO OO. FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 012 428 32 40, fax 012 428 32 41 www.bratnizew.pl


SPIS TREŚCI

Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wprowadzenie

7

............................................

15

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

19

II. Nasze przybycie do was . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

35

III. Słowo Boże usłyszane od nas . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

47

IV. Pragnęliśmy bardzo gorąco spotkać was osobiście . . . . . . . . . .

57

V. Jest wolą Boga, abyście byli święci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

67

VI. Będziemy z Panem na zawsze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

79

VII. Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy . . . . . . . . . . . . . . . .

89

VIII. Prosimy was, bracia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

101



Wstęp Życie się kończy. Czas również. Ale czy ma on tylko koniec czy również cel? Dla wszystkich to pytanie jest fundamentalne, nie do uniknięcia, odpowiedź na nie jest konieczna i decydująca. Tylko w przypadku, kiedy istnieje cel, życie ma sens, tylko wtedy jest możliwa historia, kultura, etyka, rozumne uporządkowanie środków dla jego osiągnięcia. „Zastanawiać się, czy życie jest warte, aby je przeżyć, to odpowiedzieć na zasadniczą kwestię filozoficzną. Reszta – czy świat posiada trzy wymiary lub czy duch posiada dziewięć czy dwanaście kategorii – to dalsza sprawa. To są szczegóły: najpierw trzeba odpowiedzieć na to pierwsze” (Camus). Pierwszy List do Tesaloniczan odpowiada właśnie na te pytania, ukazując cel, jaki się kryje u kresu czasu. Cała kultura i organizacja społeczeństwa nie jest niczym innym jak wysiłkiem człowieka, aby pokonywać i przekraczać własne granice. Człowiek jest jedynym stworzeniem, które wie, że umrze. To jest jego znak szczególny, zarazem paląca udręka i znamię wielkości, wskazuje bowiem na jego autotranscendencję. Nie tylko każda myśl (Adorno), lecz również każde jego pragnienie i czyn, jeśli nie zostanie uśmiercony, rozkwita w transcendencji. Bez tej świadomości ograniczenia i, w konsekwencji, woli przezwyciężenia go, ustałaby wszelka ludzka aktywność jako taka, nie byłoby już ani postępu, ani kultury, wszystko redukowałoby się do natury. Dlatego niepamięć ograniczeń redukuje do poziomu zwierząt, natomiast umieć liczyć własne dni to początek mądrości (Ps 90,12). Bieg historii jest możliwy, ponieważ sama jej granica stanowi cel: trzeba przekroczyć ją, iść dalej! Bez niej, która jest metą, nie ma „dostatecznej racji” dla ludzkiej przygody. Nawet pies nie merda ogonem bez celu! Wszelkie pragnienie byłoby przytłumione, wszelka myśl uśpiona, wszelkie działanie zaniechane, wszelka wartość zdewaluowana, wszelkie światło ciemne, wszelka radość pusta: nic, tylko ciągła udręka. Nie byłoby żadnego miejsca, gdzie można by naładować się energią: wszystko byłoby zatomizowane, życie osobiste rozsypane, życie społeczne rozczłonkowane, wszystko zmierzałoby do nicości i wszystko byłoby nicością.


8

Wstęp

W takim razie, jeśli problemu nie rozwiąże samobójstwo, indywidualne czy zbiorowe, to może przynajmniej samobójstwo inteligencji, aby jej głos nie sprawiał już kłopotu. Do tego niewiele trzeba. Wystarczy wrzucić ją do wspólnego potoku mass-mediów, które posiadają zdolność przekształcenia „mówi się” na „myśli się” i „robi się”. Wydaje się, że nie jesteśmy od tego dalecy! Poszczególnej jednostce pozostaje co najmniej zdolność skonstruowania własnej sieci – na przykład telewizyjnej – aby schwycić w nią innych i wspólnie stworzyć sobie pewien porządek, coś na kształt kolonii mrówek czy pszczół. Reszta godności, jaka jeszcze pozostanie, rozmieni się na niezliczone drobne sentymenty, które, absolutyzowane, prowadzą do niewoli. Wystarczy zobaczyć choćby miłość do zwierząt czy do natury, która dla wielu zastępuje miłość do samego siebie, do swoich bliźnich, oraz do Tego, którego jesteśmy podobieństwem. Słusznie całość działalności człowieka może być rozumiana jako „machina nieśmiertelności”, mówi Savater w swojej próbie uzasadnienia etyki i polityki. Jego słabą stroną jest, że pomija jej transcendentną podstawę, podejmując w końcu karkołomną operację, wymyślając „perpetuum mobile”, w którym jeden usiłuje dać to, czego sam nie posiada, albo inaczej: podnieść siebie samego za włosy. Widać, że teoremat Goedela, współczesna postać arystotelesowskiego „Żadna wiedza nie pochodzi z własnych założeń”, jest zupełnie zapomniany w naszej epoce, w rzeczywistości kwestionuje on arogancję wiedzy, stawiając pytanie o jej początek, a zatem, także i o jej cel, którego on nie może zawierać! Jest zatem prawdą, że bez nieśmiertelności, której pragnienie wprawiło w ruch maszynę i jej konstrukcję, człowiek nie może być szczęśliwy, ponieważ odczuwa śmierć jako ustanie wszelkiego dobra. Dzieje się tak, ponieważ ostatecznie człowiek nie pragnie niczego innego jak być szczęśliwym. Dzisiaj może o tym zapomnieliśmy albo nie chcemy o tym pamiętać. Dlatego jesteśmy nieszczęśliwi. I zdesperowani, ponieważ myślimy, że nie może być inaczej niż jest. Oczywista przyjemność – dobrze to wiemy – jest nam oferowana jako jedyna droga, jeśli nie ucieczki, to przynajmniej wyłączenia się, jak chwilowe znieczulenie zranionego ciała, które po ocknięciu się odczuwa jeszcze większy ból. Czy aby szczęście jest jedynie ideologią, jakąś iluzją? Czy jest może jakąś fiksacją, która zakodowała się w głowie Syzyfa, aby bardziej cierpiał podczas tej odrobiny czasu, jaki istnieje pomiędzy narodzinami a śmiercią? Pchać z trudem pod górę wielki kamień, który potem stoczy się, być może po przeciwległym zboczu, jest sportem niedorzecznym, jaki inteligencja pozostawia


Wstęp

9

innym do uprawiania. Dla tego, kto nie popada w szaleństwo zamiany własnych idei na rzeczywistość, ideologia jest jedynie non-sensem, który zaślepia czysty rozum. Gdyby tak było, wszystko co istnieje, byłoby jedynie zwykłą maską, za którą stoi pustka. Byłoby tylko to, czego nie ma: nicość! Jest to zaprzeczenie nihilizmu, łącznie z konsekwentną niemożliwością życia i myślenia. Jest konieczne, aby pragnienie szczęścia odpowiadało rzeczywistości, w przeciwnym razie nie można by było istnieć ani myśleć; podczas gdy jest oczywiste, że istniejemy i jest przynajmniej prawdopodobne, że myślimy. Brak sensu wszystkiego – co różni się od „nieskończonej marności wszystkiego” Leopardiego – jest także na różne sposoby interpretowany jako jedyny sens wszystkiego. Jednak rozumienie braku sensu jako sens wszystkiego jest bezsensowne i destrukcyjne. Porzuciliśmy źródło wody żywej, aby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody (Jr 2,13). A te resztki wody, które pozostały, są muliste i zepsute, tak że każdy powie: „Dziękuję, nie mam na nią ochoty!”. Sens życia – czyli śmierć i to, co jest po śmierci – musi stać się centrum naszej uwagi, o ile chcemy prowadzić życie prawdziwie ludzkie. Przez zbyt długi czas usiłowaliśmy go zatopić w morzu rezygnacji, uciekając się do apologii rezygnacji jako jedynej prawdy, która stygmatyzuje jako zuchwałość każdą uczciwą próbę jego poszukiwania. Jest to rodzaj ekstremalnej arogancji, niemalże intelektualny terroryzm. Zawsze istniał „raj”, złoty wiek, sen o początku i pragnienie końca, raj utracony, ale również poszukiwany, z nadzieją na odzyskanie go. W przeciwnym razie nasze życie nie miałoby ani początku ani sensownego końca, nasze myślenie nie miałoby początku ani końca, nasze czyny nie byłyby dobre ani złe. Obok zniknięcia Boga w epoce nowoczesnej powstało szereg rajów świeckich. Pomimo dobrej woli, nie odniosły one większego sukcesu jak ten, który się dał wykastrować, aby mieć liczniejsze potomstwo. Rozum jest bardzo podatny na zagmatwanie się i na poplątanie! Człowiek, który odrzuca Boga, aby afirmować siebie, jest jak ziemia, która neguje istnienie słońca, aby mieć światło na własność. Jeśli się odrzuci realność Boga – o tyle, o ile się Go nie pojmie – odrzuca się człowieka. Pozostanie jedynie jakaś idea (poza rzeczywistością) dobra, sprawiedliwości, wolności czy braterstwa, której poświęca się człowieka. Wystarczy wspomnieć raje stworzone przez bożka rozum, które odnajdują swoje lewe skrzydło w marksizmie, prawe w nazizmie, zaś ich centrum stanowi woluntaryzm.


10

Wstęp

Tak więc zrodziły się różne „izmy” i ciągle powstają nowe. Człowiek ich potrzebuje jak Adam liści figowych. Ale nie da się stworzyć sobie celu, jak nie da się nadać sobie samemu początku. Różnorakie millenaryzmy, ciągle powracające w różnych postaciach – niczym chwilowe reanimacje trupów – mają wspólną cechę: proponują pozytywny rezultat, ale zapominają o tym, że istnieje także cel negatywny, czy też o tym, że nie da się zebrać chwastu przed żniwami. Iluminizm wraz ze wszystkimi swoimi prawdami wiary, ze swoim nieograniczonym zaufaniem do rozumu i ze swoją demiurgiczną zdolnością rozwiązania każdej trudności, zapożyczył boski kult na podobieństwo Boga. W ten sposób wpadł w sprzeczność ze sobą samym: chcąc zanegować wiarę, wymaga jej jeszcze bardziej, i to w dodatku ślepej; chcąc zanegować Absolut, dokonał absolutyzacji tego, co nim nie jest. Zastępując rzeczywistość ideą, popadł w ideologię, jedną z ostatnich odmian idolatrii. Ostatnią z nich jest pustka, która nastąpi po zmierzchu ideologii. Rozum, jeśli zaprzecza transcendencji, nie jest w stanie uzasadnić samego siebie, a tym bardziej wyprowadzić jakiś sens (por. M. Frank, Bóg, który nadchodzi. Wykłady z nowej mitologii, Turyn 1994). Prawdą jest, że również dwa pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju ukazują boską koncepcję człowieka. Widać tam jednak świadomość jego relacji do Boga, którego jest po prostu obrazem. Absolutyzować człowieka znaczyłoby zaprzeczyć jego naturze. Pokazuje to opowiadanie o stworzeniu Adama w trzecim rozdziale Księgi. Iluminizm, z tym wszystkim co z niego wynika, jest bardzo antyczny! Nie można zapominać, że po dwóch pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju następuje dziewięć następnych, które ukazują zło i opisują proces jego organizowania się, jako wstęp do każdej poważnej obietnicy. Zło istnieje i to człowiek je popełnia. Ze zła nie pochodzi żadne dobro. Dialektyka, która uzurpuje sobie wyeliminowanie go za pomocą logiki, czy gorzej, praktyki, jest po prostu dogmatem, ma sens jedynie dla kogoś, kto zna rzeczywistość Wielkiego Piątku i Niedzieli Zmartwychwstania, i funkcjonuje jedynie u Boga, nie u nas. Zastosować ją w oderwaniu od tych dwóch dni to czysty blef, który niewytłumaczalnie zamyka człowieka w grobie – który zawsze pozostanie grobem, nawet jeżeli wierzący wie, że jest to grób Wielkiej Soboty. Kto nie zdaje sobie sprawy, że zło istnieje i jest złem, i że samo z siebie nie może stać się dobrem, szybko doświadczy sytuacji, że będzie musiał za tę ignorancję zapłacić, i to słono. Ono go uderzy brutalnie, czyniąc jeszcze gorszym: pozbawi go wolności, jeśli nie wręcz życia. Dowodem na to są historyczne próby realizacji szczęśliwych utopii. Zawsze było tak, że obietnica idealnego raju kończyła się stworzeniem realnego piekła.


Wstęp

11

Z drugiej strony, spojrzenie w oczy złu hipnotyzuje i człowiek staje się łatwą zdobyczą. Po ideologicznych snach o raju następują kolejne post-ideologiczne, takie jak iluzje konsumizmu, upojenie techniką, przyjemnością, halucynacjami, różnymi innymi narkotykami – które bardziej są wstępem ku nicości niż lekarstwem na nią. Wydawać by się mogło, że nie ma stąd wyjścia. Jeżeli cel jest pozytywny, wydaje się, że należy zaprzeczyć złu chowając głowę w piasek. Trzeba hołdować myśli, że świat jest dobry, a jeśli fakty tego nie potwierdzają, to tym gorzej dla faktów! Tak mawiał pewien wybitny filozof, protoplasta wielu innych, którzy go potem naśladowali. W ten sposób, mocą dobra, czyni się całe zło. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę zło, wydaje się, że koniecznie trzeba zanegować pozytywny cel: każda prawda dobra i odrzucona w rezultacie prowadzi do złego świata. W ten sposób, mocą zła, nie stworzy się żadnego dobra. Ważne jest, przede wszystkim, dostrzegać różnicę między ideami i faktami, a następnie nie ignorować dystansu pomiędzy prawdą a rzeczywistością. Istnieje bowiem rzeczywistość nieprawdziwa i istnieje prawda jeszcze niezrealizowana. Chrześcijaństwo, prócz tego, że jego cel jest pozytywny, bierze na serio pod uwagę zło, jakie się dzieje w historii. Krzyż to nie jest wypadek przy pracy, nieprzyjemny epizod, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć! A jednak wszystko ma swój dobry rezultat: spotkanie i wspólnota z Tym, który jest miłością, radość i życie, pełnia szczęścia. Jest On przecież Zmartwychwstałym, Ten, który został ukrzyżowany! Zło istnieje i pozostaje w ukryciu, dopóki nie zacznie się szukać dobra. Kiedy ktoś zaczyna z nim walkę, zło wychodzi z ukrycia, i wychodzi coraz bardziej, aż wszystko się oczyści. Wtedy, nie wcześniej, nastąpi zwycięstwo dobra, które polega na zdolności, aby nie czynić zła, i dać się opanować przez miłość. Takie jest znaczenie krzyża Chrystusa. W rzeczywistości zło traci na własnym zwycięstwie. Jego zwycięstwo jest jego porażką: dokonuje autodestrukcji obciążając Sprawiedliwego, który je znosi, lecz go nie czyni. Dobro natomiast zwycięża, kiedy traci. Jego totalna kapitulacja jest jego absolutnym zwycięstwem – realizacją miłości większej od jakiegokolwiek zła, od samej śmierci. Dlatego krzyż Zmartwychwstałego jest triumfem Bożej miłości, który nadaje sens historii. Nie zrozumiał tego Quinzio (Porażka Boga, Mediolan 1992). Ale nie on sam! Znalazł się w doborowym towarzystwie! Tak jak on myśleli wszyscy współcześni Jezusowi i będą myśleć podobnie ci, którzy


12

Wstęp

nadejdą, Żydzi i nie Żydzi, przyjaciele i nieprzyjaciele. Sami uczniowie musieli doświadczyć zgorszenia krzyża i doświadczą go ci, którzy przyjdą potem, rozgoryczeni i rozczarowani tym, co w rzeczywistości stało się zbawieniem. „A myśmy się spodziewali”, mówią dwaj uczniowie idący do Emaus, także w naszym imieniu (Łk 24,21). Jezus, w czasie swego ziemskiego życia nic innego nie czynił jak obwieszczał, najpierw w przypowieściach, a potem otwarcie, właśnie krzyż. Po zmartwychwstaniu nie uczyni nic innego, tylko będzie wyjaśniał go uczniom, otwierając przed nimi Pisma, które mówią o tej tajemnicy, a w końcu otwierając ich umysły, aby go zrozumieli (Łk 24,26n.44n.). Ewangelie nie zostały napisane po to, aby udowodnić, że Ukrzyżowany zmartwychwstał, lecz że Zmartwychwstały został najpierw ukrzyżowany, i że Jego krzyż nie jest porażką, lecz zwycięstwem Boga. Krzyż objawia to, czego nikt nie rozumie. „Człowiek zmysłowy” nie jest w stanie pojąć tajemnicy Boga (1Kor 2,14). Tylko Duch pozwala ją zrozumieć, dlatego wielu ją rozumie i wielu zrozumie w przyszłości. Zrozumie to Piotr, który po uprzednim zaparciu się, napisze: „To bowiem jest łaską, jeżeli ktoś ze względu na Boga znosi przykrości niesprawiedliwie cierpiąc” (1P 2,19). Zrozumiał to także Paweł, który najpierw prześladował chrześcijan, a potem napisał pierwsze dwa rozdziały Pierwszego Listu do Koryntian. Następnie zrozumiało to również wielu innych: wszyscy ci, którzy byli, są i będą chrześcijanami, sławni świadkowie i nieznani bohaterowie, niezauważeni prostacy i wybitni mędrcy. Aż do Heideggera, który zachęca, „aby teologia chrześcijańska na nowo zdecydowała się potraktować na serio” mądrość krzyża. Godna polecenia jest antropologiczna lektura krzyża przedstawiona przez R. Girarda (Dawna droga, którą kroczyli ludzie niegodziwi, Mediolan 1994). Chrześcijańska eschatologia z jednej strony odrzuca euforię rozmaitych ideologii, które podkreślają pozytywny cel ignorując istnienie zła, z drugiej zaś unika pułapki destruktywizmu tych, którzy uznając zło odrzucają pozytywny cel. Umiejscawia się ona pomiędzy Scyllą iluministycznych iluzji, będących opium dla różnorakich millenarystycznych „izmów”, a Charybdą rozczarowania, będącą na usługach różnych „izmów” nihilistycznych. Z oczami utkwionymi w pożądanym celu widzi ona jednak bez złudzeń cenę obranej drogi, widzi realizm zła – które jest jedynym istotnym problemem teoretycznym i praktycznym człowieka – jednak nie wpada w pułapkę oczarowania. Cała historia rozgrywa się pod znakiem krzyża i chwały, pod znakiem realizacji misterium Syna. Już tu i teraz, chociaż pośrodku zła, mogę i powinienem żyć dobrem. Aż do samego końca będzie istnieć cierpienie,


Wstęp

13

ale ja jestem powołany, aby uczynić z niego miejsce większego dobra dzięki miłosierdziu. Staram się czynić dobro, jakie jest możliwe, unikając zła, o ile to możliwe, i dążę do tego, co niemożliwe dla człowieka, ale nie dla Boga: oddawać dobrem za zło, a nie złem za zło. Myśleć o pozytywnym celu, kiedy wokół obecne jest zło, to nie jest zwykłe pocieszanie się. To jedyny właściwy sposób przyjęcia i interpretacji historii takiej jaką jest, czyniąc z niej środek do osiągnięcia pożądanego portu. Dystans pomiędzy rzeczywistością a prawdą jest przestrzenią naszego własnego zaangażowania, jako kowali ludzkiego losu. Zło nigdy nie zwycięża, ale istnieje. Jest punktem odniesienia dla naszego trudu, celem pokonania go w nas samych, a nie gdzieś na zewnątrz. Wszystko jest teraz w naszych rękach. Nasza odpowiedzialność idzie w parze z naszą godnością: Bóg chciał nas podobnych sobie (Rdz 1,26n) i wszystko złożył pod nasze stopy (Ps 8,7). Powyższe rozważania pomogą nam w zrozumieniu aktualności Pierwszego Listu do Tesaloniczan: ukazuje on pozytywny cel historii oraz sens życia i śmierci. Nasza cywilizacja przeżyje tylko wówczas, kiedy powróci do konfrontacji i do zmierzenia się, bez arogancji, ale też bez lęku, z tymi istotnymi zagadnieniami, które od zawsze dręczą człowieka, dając mu cierpienie i radość, pokorę i wielkość. W przeciwnym razie pozostaniemy zamknięci w swojej nieznośnej udręce, która każe nam uciec się do instynktu samozachowawczego i cofnąć się do poziomu zwierząt. W taki sposób pozostaniemy nieszczęśliwi, wynaturzeni, pozbawieni tego, co jest najbardziej nasze własne. Można powiedzieć, parafrazując Goethego, że człowiek nigdy nie posunął się tak daleko jak wówczas, kiedy już nie wie, gdzie się znajduje, a nie wie gdzie się znajduje, kiedy nie wie, dokąd idzie. Wszystko jest dla niego obce, wrogie, niepewne. Ale bądźmy spokojni: nie dojdziemy dalej niż do celu. Jeśli dzisiaj nie wiemy, gdzie jesteśmy, to dlatego, że straciliśmy z horyzontu jedyny pewny punkt odniesienia. Ale na pewno go odnajdziemy, czy to na sposób negatywny czy pozytywny, jako koniec albo raczej cel wszystkiego. Aż do momentu, który miał miejsce około 25 lat temu, tradycja, czy to akceptowana czy odrzucana, interpretowana bądź krytykowana, jednak miała wpływ na nasze życie. Dzisiaj już tak nie jest. Wydaje się, że w tym krótkim czasie horyzonty człowieka zmieniły się bardziej niż w ciągu całej poprzedzającej historii, łącznie z epoką neolitu. W czasach tak wielu przemian konieczna jest prosta i wolna od uprzedzeń refleksja nad kwestiami fundamentalnymi. Przyswojenie sobie tego


14

Wstęp

pierwszego dokumentu naszej wiary zdecydowanie przybliży nas do rzeczywistości podstawowych i ostatecznych. Jest to sprawa nie tylko przydatna, lecz wręcz konieczna, dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek! Dziękuję mojemu współbratu Filippo Clericiemu, z którym przygotowałem i komentowałem ten list, i tym wszystkim, którzy słuchając go, wnieśli swój wkład poprzez własne refleksje i świadectwo. Szczególne podziękowanie składam Enrice d’Auria, która podjęła się redakcji tych stronic. Silvano Fausti


Wprowadzenie Pierwszy List do Tesaloniczan, który powstał około roku 50, jest najstarszym dokumentem chrześcijaństwa. Zawiera hymn dziękczynny, przedstawia objawione prawdy wiary oraz teologiczną refleksję nad nimi, wreszcie zastosowanie ich do konkretnego życia. Daje nam możliwość zobaczenia, jak wyglądała teologia chrześcijańska w chwili swych narodzin. A narodziny wskazują na naturę! (Vico). Paweł, po swojej pospiesznej ucieczce z Tesaloniki, gdzie się zatrzymał na krótki czas (Dz 17,5-10), jest pełen troski o niedawno powstałą wspólnotę. Jest to przecież wspólnota krucha, bez doświadczenia, pozbawiona odpowiednich wskazówek. Nie dała się jednak zwieść na bezdroża. Nie potrzeba w niej, jak na razie, niczego poprawiać. Ale jej wiara wymaga jeszcze ugruntowania w istotnych punktach, jej nadzieja potrzebuje umocnienia, aby mogła przetrwać czas prześladowania, jej miłość potrzebuje ożywienia, aby nie została stłumiona przez pogańską mentalność otoczenia. Wspólnota ta ma za sobą zaledwie kilka tygodni istnienia. Niemniej, została założona jako Kościół w pełnym tego słowa znaczeniu. Paweł, pisząc ten list, ma na uwadze dwie sprawy. Pragnie zachęcić wspólnotę, aby mocno trwała w tym, co przyjęła, a także pouczyć o sprawach, o których nie zdążył powiedzieć z powodu konieczności pospiesznego opuszczenia miasta: o losie zmarłych w chwili przyjścia Pana. Wszystko to sprawia, że przesłanie listu pozostaje zawsze aktualne. Także dla nas dzisiaj znajomość wiary jest niedostateczna pod wieloma względami, nadzieja słabnie na skutek różnych mało istotnych wątpliwości, gaśnie miłość przytłoczona na różne sposoby, także poprzez model życia, który powoduje, że człowiek często dystansuje się od myślenia. Co więcej, zagadnienia końca świata, przyjścia Pana oraz losu człowieka po śmierci wyłaniają się dzisiaj na pierwszy plan, i to z różnych powodów. Nie tylko jesteśmy świadomi ograniczoności wszystkiego – tego, że nasze życie, tak jak cały wszechświat zmierza ku końcowi. Wiemy także, że jesteśmy w stanie, po raz pierwszy w historii, wyeliminować z ziemi ten jedyny,


16

Wprowadzenie

delikatny kwiat, ekstremalnie mało prawdopodobny w całym wszechświecie, jakim jest życie ludzkie. Ignorujemy całą naszą przyszłość. Żyjemy, tak jakbyśmy nie żyli. Dlatego teraźniejszość jest dla nas wszystkim, ale bez sensu, ponieważ bez przyszłości. Na zewnętrznych ścianach starożytnego kościółka Św. Jakuba nad Ortisei, w Val Gardena, znajdują się liczne napisy – począwszy od najstarszego jaki jest czytelny, a datowany na rok 1407 – aż do napisu zostawionego niedawno przez jakiegoś źle wychowanego przechodnia. Zwraca uwagę fakt, że wszystkie napisy, które powstały przed rokiem 1945, w odróżnieniu od tych późniejszych zawierają oprócz roku także określenie tysiąclecia i wieku. Wyraźnie widać, że przed tą datą ludzie mieli świadomość, że historia będzie miała swój dalszy ciąg, że nastąpią kolejne wieki i tysiąclecia. Apokalipsa minionej wojny zmieniła zupełnie to myślenie. Świadomość, że trzeba nieuchronnie opuścić to życie, powoduje kurczowe i pełne niepokoju przylgnięcie do niego. Ostatnią porażką terapeutycznej uporczywości jest eutanazja, która o wiele bardziej niż dobrą, stała się złą postacią śmierci, jaka następuje po jeszcze gorszej postaci życia! Dotarcie do ostatniej stacji jest nieuchronne. Ale co się tam znajduje? Całkowita destrukcja czy spełnienie wszelkich pragnień, cel oczekiwań czy nicość, której się obawiamy? Wiara objawia nam, że docelowym punktem naszego szalonego ruchu oraz ruchu całej historii jest spotkanie z Panem życia, który nadchodzi. Koniec jest faktycznie celem, który chroni wszystko przed brakiem sensu. Cel, który jest zawszy przed nami i ukaże się jako ostatni (ultimus in executione), jest zawsze pierwszym motorem napędzającym teraźniejszość (primus in intentione). Człowiek, który nie ma celu, jest już u kresu, jest skończony, martwy. Od życiowej eksplozji jego egzystencja przechodzi do śmiertelnej implozji. Stan „po śmierci”, grób, jest jedyną „pamięcią” pewną, którą wszyscy antycypujemy. Jest daremne, wręcz szkodliwe, zaprzeczyć temu, o czym wszyscy wiemy, że z pewnością będziemy istnieli. U korzeni wszelkiego niepokoju jest szaleństwo – szaleństwo jest to nieświadomość rzeczywistości na rzecz własnych fantazji, czy to dobrych czy złych – istnieje tabu śmierci i bycia martwymi, głuchy terror i pustka nicości nas samych, która nas prześladuje, usuwając wszelkie dobro i obiecując wszelkie zło. Lęk przed śmiercią, jeśli nie stawi się mu czoła, staje się lękiem przed życiem; sprawia on, że stajemy się niezdolni prowadzić życie sensowne i spokojne, nie jesteśmy w stanie podejmować decyzji i realizować czegokolwiek pozytywnego dla nas i dla innych. Stajemy się jedynie „konsumentami” chwil, w których tracimy nasze życie skazane na marność. Stajemy się niewolni-


Wprowadzenie

17

kami nicości bądź tego wszystkiego, co może nam zapewnić jakąś ulotną iskierkę przyjemności. Pomiędzy ową nicością a „tym wszystkim” błąkają się liczne bożki, ciemne bóstwa naszej epoki, która jest bardziej politeistyczna niż ateistyczna. Ale przecież syn nie może nasycić się strąkami, które jadają świnie: nie zaspokoją one jego głodu. Nie ma surogatów sensu. Jeżeli śmierć, ostateczna granica, do jakiej dochodzi człowiek, nie jest pojmowana na sposób pozytywny, to nie ma przyszłości, nie ma też teraźniejszości, nie ma niczego, co byłoby godne pamięci. Pozostaje jedynie obsesyjna memoria mortis. Kto niczego nie oczekuje, nie oczekuje niczego, owszem, oczekuje na nicość, ku niej się zwraca, tworząc kulturę śmierci. List do Tesaloniczan jest szczególnie interesujący w dzisiejszych czasach, kiedy czujemy się wezwani do ewangelizacji i re-ewangelizacji, do nowej ewangelizacji i do ewangelizacji od nowa. List istotnie oferuje nam migawkę wspomnień pierwszej ewangelizacji, zarówno w zakresie metody jak i treści: zawiera autoportret Apostoła jako ewangelizatora oraz wyjaśnienie zasadniczych prawd wiary, wraz z ukazaniem ich wpływu na codzienne życie. Jest to niezwykle interesujący model dla zrozumienia jaki powinien być ewangelizator oraz w jaki sposób powinna być proponowana Ewangelia temu, kto jeszcze o niej nie słyszał. List, oprócz zwyczajowego wstępu oraz zakończenia, składa się z dwóch części: pierwsza (1,2-3,13) to „eucharystia”, dziękczynienie związane ze wspomnieniem owocnego przebiegu ewangelizacji w Tesalonice; druga (4,1-5,24) ukazuje to, czego spodziewa się od nas Bóg w zakresie nowości życia w oczekiwaniu na przyjście Pana oraz nasze przebywanie na zawsze z Nim.



19

Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich (1,1-10)

1

2 3

4 5

6

7 *

Paweł, Sylwan i Tymoteusz* do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój. Dziękujemy Bogu zawsze za was wszystkich i pamiętamy o was w naszych modlitwach. Wspominamy nieustannie przed Bogiem, naszym Ojcem, wasze dzieło wiary, wasz trud miłości i stałość waszej nadziei w naszym Panu, Jezusie Chrystusie. Wiecie, bracia umiłowani przez Boga, że On was wybrał. Głosiliśmy wam bowiem Ewangelię nie tylko słowem, ale w mocy Ducha Świętego i z pełnym przekonaniem. Wiecie przecież, jacy byliśmy wobec was, gdy przebywaliśmy z wami. Wy staliście się naśladowcami naszymi i Pana, kiedy przyjęliście słowo pośród licznych utrapień, radując się w Duchu Świętym. Tak oto staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai. Tekst polski za: Nowy Testament. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem, opr. Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła, wyd. 2 poprawione, Częstochowa 2009.


20

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

8

Od was bowiem słowo Pańskie rozszerzyło się nie tylko w Macedonii i Achai, lecz wasza wiara w Boga stała się znana wszędzie, tak że my nie potrzebujemy o tym mówić. Ludzie sami opowiadają jak zostaliśmy przez was przyjęci i jak zwróciliście się ku Bogu, odwracając się od bożków, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać z nieba Jego Syna, Jezusa, wskrzeszonego z martwych. On nas wybawi od nadchodzącego gniewu.

9

10

1.

Przesłanie w kontekście

Dziękujemy Bogu zawsze za was wszystkich. Paweł, Sylwan i Tymoteusz dziękują zawsze Bogu za dar wiary, nadziei i miłości, jaki otrzymali Tesaloniczanie. Pomimo trudności, przyjęli z radością Ewangelię, stając się wzorem dla całej Macedonii i Achai. Nawrócili się od kultu bożków do służenia Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekują powrotu Pana, który przybędzie na zbawczy sąd. Po zwyczajowym pozdrowieniu na początku (w. 1) następuje dziękczynienie (ww. 2-3) oraz wyjaśnienie dwóch powodów tegoż dziękczynienia: za to, jak przebiegało głoszenie Ewangelii (ww. 4-5) oraz za to, jak została ona owocnie przyjęta (ww. 6-10). Cały rozdział utrzymany jest w tonie eucharystycznym, czyli dziękczynnym. Podstawową postawą wierzącego jest być zadowolonym i nieustannie składać dziękczynienie. Zawsze wszelkie dobro jest darem Boga, zawsze wszelkie zło jest przedmiotem Jego przebaczenia: dlatego ze wszystkiego i w każdym momencie radujemy się w Nim, z Jego miłości do nas. Człowiek, który wobec każdej rzeczy i każdego wydarzenia mówi „Dziękuję”, przyczynia się to tego, że stworzenie osiąga swój cel. Dzięki umysłowi, który we wszystkim dostrzega dar i przebaczenie Boga, dzięki sercu, które raduje się we wszystkim, co pochodzi od Niego, stworzenie powraca do czystości swojego źródła, do pełni swojego znaczenia.


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

21

Na początku naszego listu pojawiają się zasadnicze tematy, które następnie zostaną rozwinięte: jak należy głosić i jak należy przyjąć Ewangelię, oraz jak należy oczekiwać nadejścia Pana i Jego zbawienia. Jezus to Pan zmartwychwstały, który przychodzi i działa obecnie poprzez głoszenie Słowa, przemieniając nasze życie; na końcu przybędzie, aby nas wyzwolić od sądu. On, kamień odrzucony przez budujących, jest ośrodkiem wszystkiego; On, ukrzyżowany, zmartwychwstał; On, osądzony, jest sędzią; On, odrzucony, jest wypełnieniem historii i zbawieniem wszystkich. Kościół to wspólnota, która rodzi się poprzez głoszenie Ewangelii. Ona daje nam wspólną świadomość, że jesteśmy kochani i wybrani przez Boga, ona przywraca nam prawdę o tym, że jesteśmy dziećmi i braćmi. Uwolnieni od bożków, które czynią niewolnikami, wyrażamy naszą wolność w służbie prawdziwemu Bogu w oczekiwaniu na przyjście Jego Syna.

2.

Lektura tekstu

w. 1. Paweł, Sylwan i Tymoteusz. Paweł i Sylwan byli założycielami wspólnoty w Tesalonice. Kościół zawsze, bezpośrednio czy pośrednio, bierze swój początek od jakiegoś Apostoła, który łączy go z osobą Jezusa. W odróżnieniu od sekt, które rodzą się „z niczego”, ma on zawsze zakorzenienie w przeszłości, jego początki koniecznie muszą sięgać aż do pamięci osoby Pana. Rzeczywiście, pamięć Jezusa, Syna, zawiera pełne objawienie Boże, definitywne proroctwo mówiące o tym, kim jest On i kim my jesteśmy. Paweł wysyła list apostolski, oficjalne pismo, uwierzytelnione przez dwie lub więcej osób. Nie występuje jako osoba prywatna, która podejmuje własną inicjatywę, ale jako Apostoł posłany przez Pana – nigdy w pojedynkę, lecz zawsze razem z innymi – do wypełniania Jego własnego zadania, jakim jest czynienie ludzi dziećmi Bożymi i braćmi między sobą. Apostołowie są posyłani po dwóch, aby jako bracia dawali świadectwo o wspólnym Ojcu (por. Mk 6,7; Łk 10,1). W Dz 17,1-9 jest mowa o tym, jak Paweł i Sylwan, przybywszy z Filippi, ewangelizowali Tesalonikę przez krótki czas, być może przez trzy szabaty (por. Dz 17,2). Sylwan, czy też Sylas, poważany przez Kościół-Matkę w Jerozolimie, gwarantuje łączność z tymi, którzy bezpośrednio znali Jezusa. Razem z Barsabą został dołączony do Pawła i Barnaby (Dz 15,22). Jest wymieniony


22

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

także w innych listach: w 2Kor 1,19 oraz w 1P 5,12; natomiast w Dziejach Apostolskich nazywany jest Sylasem (Dz 15,22.27.32.34.40; 16,19.25.29; 17,4.10.14.15; 18,5). Tymoteusz, syn Żydówki i ojca poganina (Dz 16,1), umiłowany uczeń Pawła, stanowi idealną syntezę, jest zarazem Żydem i Grekiem. Na początku w porównaniu do Sylasa niemal niezauważony – nie jest wspominany podczas ewangelizacji Filippi oraz Tesaloniki – powoli zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę. Według tradycji został biskupem Efezu. Do niego są zaadresowane dwa Listy Pasterskie. Paweł pisze jako Apostoł, choć nie domaga się tego tytułu, ponieważ jest powszechnie rozpoznawany. Oświecony na drodze do Damaszku, jaśnieje światłem Chrystusa, które bije od niego na cały świat. do Kościoła. To tutaj po raz pierwszy spotykamy to słowo określające wspólnotę wierzących. Dla Greków oznaczało ono zgromadzenie ludowe; w greckiej wersji Biblii jest odpowiednikiem hebrajskiego qahal JHWH, które pochodzi od qol (głos). Kościół, po grecku ek-klesía, oddaje dobrze termin hebrajski, ponieważ pochodzi od czasownika „wołać z zewnątrz, zwoływać”. Natomiast słowo „zgromadzenie” wskazuje sytuację, jaka później następuje: zwoływanie prowadzi do zgromadzenia się, zebrania (od greckiego czasownika, który je oznacza, pochodzi „synagoga”), w wyniku zwołania razem. „Zwoływanie” przez Boga Ojca służy „zgromadzeniu” się w braterstwie Jego dzieci. Wspólnota chrześcijańska jest zatem określona poprzez fakt zgromadzenia się w wyniku zwołania: w ten sposób przekracza wymiar indywidualny, skoro jest zebraniem, a także zwykłą relację horyzontalną, skoro jest zwołaniem przez Innego. Początkiem i celem zwołania jest Ojciec, który czyni nas braćmi w Synu. Dlatego Kościół jest jeden na całej ziemi: jeden Ojciec, jeden Syn, jeden Duch, jedno braterstwo. Niemniej każda pojedyncza wspólnota aktualizuje i realizuje Kościół powszechny: w miłości wobec brata, który jest blisko, przeżywa miłość do Ojca, który jest Ojcem wszystkich. Powszechne braterstwo realizuje się w każdej pojedynczej wspólnocie, która w Ojcu i Synu posiada jednego Ducha, wspólnego wszystkim. Bez przynależenia do konkretnej wspólnoty, nawet małej, nie ma przynależności do Kościoła powszechnego. „Tam gdzie dwaj lub trzej są zebrani w moje imię, Ja jestem pośród nich” (Mt 18,20). Ale ta mała wspólnota nie jest nigdy sektą: zawsze posiada wymiar powszechny, jest otwarta na wszystkich ludzi, którzy są dziećmi Ojca i naszymi braćmi, nawet jeśli jeszcze o tym


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

23

nie wiedzą. Naszym zadaniem będzie im to pokazać życiem i słowem, aby także oni, wraz z nami, odkryli radość stania się tym, kim są. Kościół lokalny jest jak ciało Chrystusa. Ograniczone i konkretne, pojedyncze i częściowe, niemniej jest ciałem Słowa, a przez to złączone z każdym człowiekiem i z Bogiem, jest narzędziem zbawienia wszystkiego i wszystkich. Skoro jest ciałem Chrystusa, to jest konkretnym miejscem naszego „tak” powiedzianego Ojcu i wszystkim braciom. Kochać Kościół, czyli braci, których widzimy, znaczy kochać Boga, którego nie widzimy (1J 4,20). Chociaż grzeszny, zawsze narażony na zło i potrzebujący nawrócenia, Kościół jest kochany nieskończenie przez Boga. On kocha „ten” świat, „tę” ludzkość, „ten” lud, a nie jakiś inny, być może lepszy. Tak to zrozumiał Mojżesz (Wj 32,32) czy Paweł (Rz 9,3; 2Kor 5,14). Tak uczynił Jezus, Syn, który stał się bratem wszystkich zagubionych, aby każdy mógł odnaleźć miłość Ojca, którą On, Syn, zna bardzo dobrze. Dlatego św. Augustyn mógł powiedzieć: „Bracia, jesteśmy pewni, że każdy posiada Ducha Świętego w takim stopniu, w jakim kocha Kościół Chrystusa”. W Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Chrzest zanurza nas (w j. greckim „chrzcić” znaczy „zanurzać”) w miłości Jezusa do nas, która jest tą samą, co miłość Ojca do Niego. Miłość sprawia, że jeden mieszka w drugim: dzięki Duchowi jesteśmy w Ojcu i w Synu, tak jak Oni są w nas. Będąc w Bogu, jesteśmy w domu, tak jak i Bóg jest w domu, będąc w nas (por. J 14,15-23). Gdziekolwiek indziej jesteśmy na wygnaniu, jako wygnańcy lub koczownicy. Bóg jest w istocie naturalnym „miejscem” dla człowieka: serce człowieka pokornego, który czuje się dzieckiem, jest Jego mieszkaniem (por. Iz 66,1n). Kiedy Adam zgrzeszył, Bóg pyta go: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9). Ruppert z Deutz tak komentuje tę scenę: „Słusznie Adamowi zostało postawione takie pytanie, ponieważ rzeczywiście odszedł, nie jest już na swoim miejscu, miejscem człowieka jest bowiem Bóg”. Chrzest stawia nas na powrót na swoim miejscu: zanurza nas w Synu jako braci, oraz w Ojcu, jako Jego synów, udzielając nam swego Ducha (Rz 5,5). Duch Święty jest oddechem, życiem Boga, jest Ich wzajemną miłością, darem, jaki Ojciec czyni z siebie dla Syna oraz darem, jaki Syn czyni z siebie dla Ojca. My zaś dowiadujemy się o tym, że Ojciec posyłając Syna, stał się bratem wszystkich w ukrzyżowanym ciele Jezusa. Miłość, którą odwiecznie Jezus otrzymuje i oddaje Ojcu, stała się dostępna dla wszystkich dzięki Jego przebitemu bokowi, z którego rodzi się nowe życie. Istotnie, oprócz cielesnego narodzenia z niskości, są narodziny duchowe z wysoka. Tak jak ciało rodzi się z wnętrza człowieka, tak umiłowany rodzi się z rany serca kochającego.


24

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

Chrześcijanin odkrył wielką godność bycia prawdziwie domownikiem Boga (Ef 2,19); nie tylko został nazwany, ale rzeczywiście jest Jego dzieckiem (1J 3,1). Taka jest najgłębsza prawda o człowieku, który ma potrzebę miłości absolutnej i bezwarunkowej, jest to powszechny głód wszystkich, którego nikt nie może zaspokoić oprócz samego Boga. Dopóki nie zaspokoi tej potrzeby, nikt nie jest wolny, szuka koniecznie tego zaspokojenia, pod wpływem wielkiego pragnienia, które nigdy nie gaśnie. Wierzący wie, że jest w Synu i w Ojcu, który jest początkiem i celem jego życia. Wie, że nie powstał z nicości i nie stanie się nicością. Dlatego może przeżywać swoje życie w wolności, w miłości synowskiej i braterskiej. Może kochać, tak jak jest kochany, i ponieważ jest kochany. Wolność i braterstwo nie są niejasnym sentymentem, pustą ideologią: rodzą się ze świadomości przynależności do Boga i wzrastają na miarę bardzo konkretną w historii Jezusa, Syna, który jest pierwowzorem każdego stworzenia. W Nim zostało nam objawione i przywrócone prawdziwe oblicze ludzkie, niwelując każde zniekształcenie spowodowane przez zło. łaska wam. Greckim pozdrowieniem było chaire: Raduj się! Posiada ono ten sam źródłosłów, co charis (hebrajskie „hen”), które oznacza piękno, łaskę, upodobanie, darmowość, miłość. Nasza relacja z Bogiem zawiera wszystkie te cechy. Nie jesteśmy smutni, brzydcy, odpychający, winni, odrażający; jesteśmy zadowoleni, ponieważ podobamy się Jemu i „znajdujemy łaskę w Jego oczach”, jesteśmy piękni przed Jego obliczem, a Jego serce jest zwrócone ku nam. i pokój. „Szalom” jest pozdrowieniem hebrajskim, które Paweł dołącza do greckiego. Nasza relacja z Bogiem nie jest antagonistyczna, nie jest wrogością i przekleństwem; jest przymierzem, przyjaźnią, szczęściem i dobrobytem. Łaska i pokój, dary Mesjasza, wskazują na miejsce, w którym człowiek czuje się jak w domu. Gdziekolwiek indziej będzie zawsze nieszczęśliwy i niespokojny. w. 2. Dziękujemy Bogu. W tekście greckim występuje tu słowo „eucharistòo”, które początkowo znaczyło „czynić łaskę”, później nabrało znaczenia „czynić dzięki”. Czasownik ten nie jest znany w wersji greckiej Starego Testamentu, rzadko występuje w Nowym Testamencie, natomiast bardzo często używany jest przez Pawła. Pochodzi od tego samego rdzenia, co „Eucharystia”. Nasze życie jest ciągłą „eucharystią” – dziękczynieniem i radowaniem się z powodu Tego, który z wszystkiego czyni dla nas łaskę i raduje się z nas.


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

25

My instynktownie zauważamy zawsze to, czego nam brakuje, zamiast dostrzegać to, co mamy i czym jesteśmy. To prawda: mamy ograniczenia i braki, brakuje nam nieskończonej ilości rzeczy, a właściwie Nieskończonego. Ale Nieskończony daje się nam właśnie w naszych granicach. Niestety, jesteśmy przyzwyczajeni widzieć jedynie to, co dzieje się na „naszym podwórku”; tam zaś widzimy przede wszystkim to, co nam się nie udaje, i sądzimy, że jesteśmy realistami! A w rzeczywistości pozostajemy oszukani i krótkowzroczni: bóg tego świata zaślepił nam umysł, abyśmy nie widzieli blasku światła Ewangelii. Ostatnim cudem, jaki uczynił Jezus, był dar wzroku dla niewidomego (Mk 10,46nn i par.). Łukasz ukazuje jako ostatni cud Jezusa uzdrowienie ucha (Łk 22,51) – w rzeczy samej to słuchanie Pana sprawia uzdrowienie wzroku, pozwalając widzieć rzeczywistość w inny sposób. Ochrzczony zostaje oświecony. Kto się zanurza w miłości Boga, nowymi oczyma postrzega stworzenie; wszystko pochodzi od Boga jako dar, wszystko powraca do Niego jako radość, chwała, eucharystia. Nawet zło staje się darem przez przebaczenie! (w j. włoskim gra słów: perdono = przebaczenie; per dono = dla daru – przyp. tłum.). Największe zło, jakim było zabójstwo Syna, staje się przecież podstawowym motywem Eucharystii: w rzeczy samej Bóg je przekształcił w najwyższe dobro, w dar życia Syna. Dlatego możemy dziękować zawsze i za wszystko, ponieważ wszystko, nawet zło, teraz prowadzi do dobra (Rz 8,28). Pierwszą część listu wypełnia „pamięć eucharystyczna”; Paweł patrzy na dzieło ewangelizacji w perspektywie daru, a nie trudności – które przecież miały miejsce, i były to wielkie trudności, skoro po trzech tygodniach musiał ewakuować się z Tesaloniki. „W każdej sytuacji dziękujcie! To jest bowiem wolą Boga” (5,18), tego Boga, który pragnie, abyśmy byli święci (4,3) tak jak On jest święty (Kpł 11,44). Radością tego, kto czyni dzięki, jest nasza świętość; nasza odmienność, nasze podobieństwo do Tego, który sam jest Święty. Gdzie Duch Pana, tam zawsze radość, łaska i dziękczynienie. Tylko On „może rozpalić w sercach wierzących płomień wdzięczności powszechnej i nieustannej” (H. Schürmann). Nieprzyjaciel będzie czynił wszystko, aby go ugasić. Cechą właściwą dla poganina jest nie dziękować i nie oddawać czci Bogu (Rz 1,21). zawsze. Duch wdzięczności i radości trwa zawsze. Nie jest tylko chwilowy. Dotyczy wszystkiego; nie zna próżni. za was wszystkich. Motyw dziękczynienia jest zawsze konkretny; teraz dla Pawła są nim Tesaloniczanie.


26

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

pamiętamy o was w naszych modlitwach. Motywem postawy eucharystycznej jest zawsze „pamięć”, wspominanie dzieł Boga dla dobra człowieka. Dokonane w starożytności jako obietnica, zrealizowane w pełni w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym jako dar ofiarowany wszystkim, zostają włączone w codzienne życie tych, którzy należą do Niego, tak jak obecnie Tesaloniczanie. Jest ważne przypominanie sobie, przywoływanie do serca. Przez przypominanie sobie tego wszystkiego, co się wydarzyło, staje się to obecne, pobudzając do wdzięczności za to, co było w przeszłości, i wzbudzając nadzieję wobec przyszłości. Nie wspominać – znaczy stracić własną tożsamość: to, co było, idzie w niepamięć, to co będzie, nie ma jeszcze własnej fizjonomii, chyba że oblicze nicości. Bez wspominania nie ma historii, nie ma przeszłości ani przyszłości, życie człowieka nie istnieje. Ważne jest wiedzieć, co należy, a czego nie należy pamiętać. Nasza szczególna wrażliwość na to, co negatywne – wynikająca z instynktu samozachowawczego – stwarza ryzyko, że będziemy słyszeć i pamiętać jedynie to, co złe, a niemiłym tego rezultatem będzie powrót w naszym obecnym życiu wszelkiego zła, jakiego doświadczyliśmy w przeszłości, i jakiego boimy się na przyszłość. Ale to jest nie do zniesienia: to jest piekło. Należy nauczyć się słuchać i zapamiętywać rzeczy dobre, a zwłaszcza dobre par excelance: dary Boga i samego Boga, który się nam udziela. Przypominanie sobie Jezusa i Jego słowa – co sprawia Duch Święty (J 16,12-14) – jest podstawą życia wiecznego: czyni umarłego i zmartwychwstałego Pana obecnym w naszym sercu. Człowiek żyje tym, co pamięta, co ma w swoim sercu, wtedy dla niego nic nie jest przeszłością, wszystko jest teraźniejszością. Jest prawdą, że nie wybieramy sobie wspomnień. Dobre czy złe, po prostu są jakie są. Możemy jednak kultywować te pozytywne, a marginalizować te negatywne. A przede wszystkim powinniśmy zawsze mieć żywe wspomnienie tego, co ukazuje nam Ewangelia: zmartwychwstałego Ukrzyżowanego. Ono jest zdolne dać dobre rozwiązanie dla wszystkiego, także dla wspomnień negatywnych z natury, jakimi są zło i śmierć. Wspominanie Pana, który umarł i zmartwychwstał, kieruje wszystko ku dobru i ku czynieniu za wszystko eucharystii. A zatem, skoro nie możemy zmieniać naszych wspomnień, mamy zawsze możliwość kultywowania i umacniania jednego wspomnienia bardziej niż innego: przede wszystkim możemy i powinniśmy rozwijać wielkie, nowe i przemieniające wspomnienie Ewangelii. Prawdziwa asceza polega na kultywowaniu pozytywnych wspomnień i wyciąganiu wniosków z tych negatywnych, pamiętając zawsze o krzyżu Pana.


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

27

w. 3. Wspominamy nieustannie przed Bogiem, naszym Ojcem. Eucharystia jest zawsze stawaniem przed Ojcem, dawcą wszelkiego dobra. Po raz drugi, po kilku zaledwie zdaniach, Bóg jest nazwany „Ojcem” i to „naszym”. Boże ojcostwo w Jego Synu Jezusie i w konsekwencji „nasze” braterstwo – stanowią centrum doświadczenia chrześcijańskiego. wasze dzieło wiary. Pierwszym motywem uznania jest wspomnienie wiary. Wiara jest darem Bożym, ale zadaniem człowieka jest przyjąć ten dar. Jednak wiara jest przede wszystkim dziełem Bożym (J 6,29). Działanie Boga i działanie człowieka nie wykluczają się: to pierwsze zawiera się w drugim jako jego przyczyna. Tutaj Paweł chce powiedzieć, że wiara Tesaloniczan sprawdza się w działaniu. Wiara nie jest przeciwstawiana czynom, ale wyraża się przez nie (Jk 2,14-26). Z czynu wiary, jakim jest uznanie Jezusa jako Pana, rodzą się czyny wiary charakteryzujące człowieka, który chce być w życiu spójny z Jego słowem. wasz trud miłości. Miłość, która od Ojca pochodzi i Ojcu jest okazywana, realizuje się w sposób widzialny pomiędzy braćmi jako wolność w służbie, poświęceniu się, ofierze z samych siebie. Pociąga za sobą trud. Ten termin u Pawła oznacza często trud apostolski. Jak ktoś się trudzi przy dzieleniu chleba z bratem w potrzebie – i to jest miłość, tak apostoł trudzi się przy dzieleniu Słowa, i to jest największa miłość, której wszyscy potrzebujemy. stałość waszej nadziei w naszym Panu, Jezusie Chrystusie. W j. greckim wyrażenie to brzmi „cierpliwość nadziei”. Tesaloniczanie mają cierpliwość, zdolność do znoszenia ciężarów życia codziennego, ponieważ mają nadzieję w Panu. Wiara odzyskuje przeszłość, jest jak wdech; nadzieja rzutuje na przyszłość, jest jak wydech. Wdech i wydech czynią możliwym życie. Tak samo wiara i nadzieja czynią możliwym życie tu i teraz, w teraźniejszości, czynią możliwą miłość Boga i człowieka. Wiara, nadzieja i miłość to trzy cnoty teologalne: odnoszą się bezpośrednio do Stwórcy, ale w Nim dotykają każdego stworzenia. Zawsze są razem, wszystkie trzy, ale ta ostatnia jest największa (1Kor 13,13). w. 4. Wiemy. Paweł zna dobrze dar, jaki otrzymał od Boga – on sam, a także bracia. Eucharystia wypływa z pamięci, a ta zakłada wiedzę. Nie dziękuje się za coś, czego się nie pamięta; nie pamięta się tego, czego się nie poznało.


28

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

bracia. Chrześcijanie są nazywani i są rzeczywiście braćmi, są nazywani i są rzeczywiście dziećmi (1J 3,1). To braterstwo nie ogranicza się do ciała, ale jest otwarte dla wszystkich dzięki Duchowi. umiłowani przez Boga. To jest podstawowa kwalifikacja człowieka, która odpowiada jego pragnieniu bycia kochanym i zakłada jego zdolność kochania. Jezus, Syn, przyszedł, aby objawić nam miłość Ojca. To niewiarygodne, że każdy z nas został umiłowany tą samą miłością, jedyną i całkowitą, jaką Ojciec okazuje Synowi: „Ty ich umiłowałeś tak, jak Mnie umiłowałeś”, mówi Jezus do Ojca (J 17,23). Każdy z nas jest cenny w Jego oczach i godzien szacunku, ponieważ On nas kocha (por. Iz 43,4). Jesteśmy cudem w oczach tego, który jest dla nas bardziej matką niż nasza matka, ponieważ to On nas utkał w jej łonie (por. Ps 139,14.13). Naszą najgłębszą potrzebą jest być kochanymi bezgranicznie i bezwarunkowo. Kto tego doświadczył, wie jak kochać, tak jak jest i ponieważ jest kochany, może żyć bez konieczności żebrania o okruchy miłości z każdej strony – jest w pełni wolny. Tylko Bóg sam może zaspokoić potrzebę miłości. Poza Nim spotykamy jedynie bożki, utworzone przez nas samych, którym przypisujemy naszą wolność i nasze cechy. Liczne uzależnienia i codzienne udręki rodzą się wówczas, kiedy wrodzona potrzeba miłości absolutnej, nie znajdując Absolutu, absolutyzuje to, co jest względne – prowadzącym do bałwochwalstwa, które nic nie daje, lecz zawsze niszczy. „My poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma względem nas” (1J 4,16) – oto synteza przesłania chrześcijaństwa. „Umiłowany przez Boga”, atrybut, który w ST był zarezerwowany jedynie dla wybitnych osób (Mojżesza: Syr 45,1; Beniamina: Pwt 33,12; Salomona: 2Sm 12,25), teraz został rozszerzony na wszystkich. Dobroć i sympatia ze strony Boga dotyczy wszystkich, ponieważ wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. że On was wybrał. Miłość jest zawsze związana z wybraniem, decyzją. Izrael jest ludem wybranym przez Boga (Pwt 7,6; Ps 135,4; Iz 41,8n; 42,1-7; Rz 11,28n). Wybranie nie oznacza wykluczenia innych, lecz obietnicę dla wszystkich tego, co jest przeznaczone dla jedynego, umiłowanego Syna. Pierworodny jest pierwszym, który ma świadomość otrzymania daru przeznaczonego dla wszystkich braci. Dlatego wybranie staje się misją, celem oświecenia wszystkich ludów (Łk 2,32; Iz 42,6; 49,6). Kto wie, że jest synem, z konieczności idzie do swoich braci.


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

29

w. 5. Głosiliśmy wam bowiem Ewangelię. Są dwa znaki wybrania: sposób, w jaki Ewangelia była głoszona (w. 5), oraz sposób, w jaki została przyjęta (w. 6). Ewangelia jest informacją o tym wybraniu. Jezus, Syn, który umarł i zmartwychwstał dla braci, jest jej podmiotem i przedmiotem, jest tym, który mówi, i o którym się mówi, tym, który nam głosi i realizuje synostwo i braterstwo w sobie samym i w tym, kto Go słucha. nie tylko słowem. Ewangelia nie jest tylko pustym słowem. Jest zawsze także mocą Ducha Bożego, który sprawia to, co mówi, ponieważ mówi o tym, co czyni. W istocie słowo Boga jest żywe i skuteczne (Hbr 4,12), stwórcze i zbawcze, poprzez nie Bóg tworzy wspólnotę z nami i naszą wspólnotę z Nim. ale w mocy Ducha Świętego. Moc wskazuje na cuda, jakie czyni Słowo. Pierwszym z nich, któremu są podporządkowane wszystkie inne, jest wejście Słowa do serca i nawrócenie go, czyli działanie zbawcze. Słowo wyraża moc Ducha Świętego, Jego życie i miłość Ojca i Syna, która dosięga tego, kto ją przyjmie. Duch jest widoczny poprzez owoc, jaki przynosi: zmienia życie, egoizm przekształca w miłość, smutek w radość, wojnę w pokój, niecierpliwość w cierpliwość, niechęć w życzliwość, złość w dobroć, niewierność w wierność, surowość w łagodność, niewolę w opanowanie (Ga 5,22). i z pełnym przekonaniem. Głoszenie Ewangelii dokonało się z plerophoría, czyli z wewnętrznym przekonaniem, pewnością mówienia nie od siebie, ale w mocy Ducha. Stąd pochodzi parresía, zewnętrzna śmiałość w wypowiadaniu się. Sama wiara nie jest niczym innym jak wyrazem głębokiego przekonania, wewnętrznej oczywistości, że pociąga nas miłość Boga, której pięknu ulega nasze serce, i do którego pragnie przylgnąć. Wiecie przecież, jacy byliśmy wobec was, gdy przebywaliśmy z wami. Działalność apostolska jest zawsze publiczna. Nie ma nic do ukrycia (por. 2,1.2.5.9.10.11). Wszystkim jest wiadome, że polega ona na głoszeniu Słowa w mocy Ducha i z głębokim przekonaniem. W. 5 przedstawia przymioty tego, kto głosi Ewangelię. Nie ukrywa on żadnych sekretów dla siebie: mówi otwarcie o wszystkim i wszystko ukazuje jawnym, aby także inni stali się jak on. Ten natomiast, kto szuka władzy dla siebie i poddaństwa innych, potrzebuje zawsze coś ukryć i zachowuje dystans wobec innych. w. 6. Wy staliście się naśladowcami naszymi i Pana. Teraz jest mowa o cechach tych, którzy przyjmują Ewangelię. Przede wszystkim naśladują


30

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

tego, który głosi, który z kolei naśladuje tego, który jest głoszony, Chrystusa Pana. Głoszenie Słowa pociąga za sobą nowy sposób rozumienia, myślenia i życia, jaki głosiciel przyjmuje za swój i potem przekazuje innym. On nie jest jakimś akwizytorem, sprzedawcą przeterminowanych produktów, na których zarabia oszukując bliźniego. Przynaglony miłością do Ojca i do braci, która go ogarnia i staje się jego pasją, ryzykuje całym sobą. Dla ewangelizatora słowo i przykład są nieodłączne. Paweł nie pretenduje do tego, aby naśladowano jego zalety czy ewentualne braki, ale wiarę, nadzieję i miłość, które głosi. kiedy przyjęliście Słowo. Pierwszym stopniem naśladowania jest dzieło wiary, którym jest przyjęcie Słowa. radując się w Duchu Świętym. Radość jest znakiem wiary. Wiara bez radości jest niezdrowa. Jest to gaudium veritatis dla serca, kiedy znajduje to, co jest jego przyczyną. Obecność Ducha jest radością, której nikt nie może odebrać (J 16,23). Tam, gdzie jest radość, jest Bóg. Gdzie jej nie ma, nie ma Boga. pośród licznych utrapień. Radość i utrapienie nie wykluczają się. Przeciwieństwem radości jest smutek. Utrapienie zaś jest próbą jakości radości (por. 2Kor 1,3-7). Przyjęciu Ewangelii zawsze towarzyszą trudności i prześladowania (Dz 17,1-9). Ale one nie są przeszkodą: momentem najbardziej odpowiednim, aby głosić krzyż, jest właśnie ten, kiedy doświadcza się krzyża. Głoszenie wraz ze świadectwem (to samo słowo greckie oznacza męczeństwo!) życia synowskiego i braterskiego, w świecie, który stawia mu sprzeciw, jest głównym motorem rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa. w. 7. Tak oto staliście się wzorem dla wszystkich wierzących. Chrystus jest przykładem dla Pawła, Paweł dla Tesaloniczan, Tesaloniczanie dla reszty wierzących, mieszkańców Macedonii i Achai. Przykłady budują i wzmacniają Kościół. Jezus jest światłem; my, którzy otrzymaliśmy światło od Niego, stajemy się z kolei światłem dla innych (J 8,12; Mt 5,14). w. 8. Od was bowiem słowo Pańskie rozszerzyło się. Świadectwo Tesaloniczan powoduje, że Słowo rozbrzmiewa: oni są jak echo, dźwięk głosu, który jest jakby jego wcieleniem i sprawia, że staje się słyszalny dla wszystkich. Słowo bez głosu nie jest słyszalne, nie jest nawet w ścisłym sensie słowem. wasza wiara w Boga stała się znana wszędzie, tak że my nie potrzebujemy o tym mówić. Podobnie jak w przypadku choroby, tak samo w przypadku


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

31

dobra, rozprzestrzenia się ono wokół tego, kto się nim zarazi. Od Tesaloniczan, do których dotarła Ewangelia, rozprzestrzenia się dobro, które dociera do wszystkich; są oni tak ewidentnym tego świadectwem, że Paweł czuje się zwolniony od mówienia. Do niewierzących, wcześniej niż Słowo, dotarł przykład życia tych, którzy je głoszą. Wiara rozprzestrzenia się przez „zarażenie się”, szczególnie tam, gdzie jest opór wobec słowa usłyszanego, ale nie przyjętego, lub gdzie istnieje trudność nie do pokonania spowodowana przez obcy język, lub gdzie głosiciele są tak dobrze znani, że nie dostrzega się w nich wewnętrznego światła – nikt nie jest prorokiem we własnej ojczyźnie (Łk 4,24). Jest to normalna droga ewangelizacji powierzonej każdemu wierzącemu. Wielka jest nasza odpowiedzialność za wiarę innych. Często, słusznie czy niesłusznie, nieważne, wielu nie wierzy z naszej winy! w. 9. Ludzie sami opowiadają jak zostaliśmy przez was przyjęci. Przyjęcie Pawła, a raczej Słowa, zdumiało wszystkich. Zwróćmy uwagę, jak przyjęcie ewangelizatora i przyjęcie Ewangelii utożsamiają się ze sobą. Przyjmuje się zawsze słowo konkretne, a nie jakieś abstrakcyjne przesłanie. Stąd także płynie doniosłość naszego świadectwa. jak zwróciliście się ku Bogu. Wiara jest nawróceniem się do Boga: zwróceniem się, patrzeniem ku Bogu ukierunkowaniem na Niego swojego życia, przylgnięciem do Niego. Relacja z Nim staje się punktem odniesienia wszystkich innych relacji: porządkuje życie, tworzy jego osnowę. odwracając się od bożków. Przylgnąć do Boga jest równoznaczne z odwróceniem się od bożków; nawrócenie się do Niego (kon-wersja) stanowi koniec wszystkich per-wersji, czyli kręcenia się bez sensu we wszystkich kierunkach. aby służyć Bogu. Jest to przejście od niewoli bożków, które czynią człowieka bezwolnym, do służby Bogu, który wyzwala. Służba w Nowym Testamencie jest terminem wyrażającym wolność miłowania, nasze podobieństwo do Boga, pełną realizację naszego człowieczeństwa (por. Ga 5,13). żywemu i prawdziwemu. Bóg jest żywy i prawdziwy, w odróżnieniu od bożków, które są martwe i kłamliwe. W rzeczywistości nawet nie istnieją, są jedynie ulotnymi wyobrażeniami, którym błędnie przypisaliśmy ciało przez naszą naiwność.


32

I. Dziękujemy zawsze za was wszystkich

w. 10. oczekiwać z nieba Jego Syna. Jeśli ktoś w życiu nie ma celu, to żyje jedynie po to, aby przeżyć je do końca. Człowiek, który jest ograniczony i jest tego świadomy, jeśli nie ma w życiu celu, jest skończony i martwy, ponieważ nie widzi sensu. Teraźniejszość dla kogoś, kto nie ma w sercu idei wieczności (Koh 3,11), jest jedynie nieszczęściem; skoro nie ma przyszłości, jest jedynie oczekiwaniem na śmierć. Naszą przyszłością jest Syn, którego oczekujemy. Oczekuje się tego, co się kocha. Ku Niemu zmierza nasza droga i cały świat, ponieważ On jest naszym ukrytym obliczem, ostateczną prawdą wszystkiego, co w Nim, przez Niego i dla Niego zostało stworzone (Kol 1,15-20). On jest moim życiem (Flp 1,21). Zostałem przez Niego zdobyty (Flp 3,12), przez Tego, który mnie umiłował i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,20). Moje życie jest teraz ukryte z Chrystusem w Bogu. Kiedy ukaże się Chrystus, moje życie, wtedy i ja razem z Nim ukażę się w chwale (Kol 3,3n). Historia ma sens tylko wtedy, kiedy oczekuje się pełni. W przeciwnym razie staje się destrukcją samej siebie, wężem, który zjada własny ogon, wiecznym powrotem tej samej bezsensowności, Chronosem, który pożera własne dzieci, „byciem dla śmierci”. Nie ma nigdy nic nowego pod słońcem (Koh 1,9), dla czego warto żyć. Oczekiwać życia bądź śmierci, oznacza przeżywać teraźniejszość na dwa różne sposoby, sensowny lub bezsensowny, pełny lub próżny, radosny bądź smutny, spokojny bądź niespokojny, wolny bądź w niewoli, w życiu lub w śmierci, w miłości tego, kto się powierza, lub w egoizmie tego, kto się broni i kto doprowadza do destrukcji. Kiedy nie ma przyszłości, człowiek jest martwy. Przeżywa jedynie jako już umarły i śmiertelny. Przyszły cel pozytywnie ukierunkowuje teraźniejszość nadając jej znaczenie i sens, oferując kryteria działania i perspektywy, zdolność odróżniania dobra i zła oraz wolność wyboru. wskrzeszonego z martwych. Plan Boga wypełnia się w definitywnym zwycięstwie nad śmiercią zrealizowanym w Synu jako antycypacja tego zwycięstwa dla wszystkich braci (1Kor 15,23-28). On nas wybawi od nadchodzącego gniewu. Jezus powróci jako sędzia, ten który został osądzony. Jego sąd zawsze będzie ten sam; to Jego krzyż, który nas wybawia od nadchodzącego gniewu, od potępienia, jakie się zbiera nad naszą głową. Jest tylko jeden prawdziwy sąd nad światem. To nie jest sąd Jonasza, ale sąd Boży (por. Jon 4). Jest on do przeżycia teraz. Od niego zależy przyszłość.


Pierwszy List do Tesaloniczan (1,1-10)

33

Życie w śmierci i w bałwochwalczym zafałszowaniu, to życie w zagrożeniu gniewem. Życie w towarzystwie Boga żywego i prawdziwego, w oczekiwaniu na Syna, już teraz jest wolnością od tego zagrożenia. Wszyscy jesteśmy wezwani do życia w teraźniejszości dalekiej od fałszu i śmierci, w drodze ku wypełnieniu.

3.

Owoc, o który prosimy

Proszę cię Panie, o nieustanną wdzięczność za Twoje dary, szczególnie za dar słowa Jezusa, które objawia mi moją prawdę bycia Twoim dzieckiem, oraz za dar Twojego Ducha, który daje mi życie.

4.

Punkty do medytacji

— Ewangelizacja Tesaloniki: Dz 17,1-9. — Kościół jest apostolski: poprzez świadectwo prowadzi mnie do tego, aby „być z” Jezusem historycznym: Mk 3,7-19; Ef 3,19-22; 1J 1,1-5. — Eucharystia jest dziękczynieniem Dawcy za Jego dar: jest przejściem od bałwochwalstwa (czyli absolutyzacji i fetyszyzacji rzeczy, które nie są już uważane za dar) do relacji z Bogiem, który cały się daje w miłości. Jest to warunek, aby pozostać w ziemi obiecanej: Pwt 8-9. — Wybranie przez Boga: Pwt 7,7-10; Iz 43,1-7; J 17,23. — Przyjęcie Ewangelii: Dz 16,11-15; Hbr 4,12-13. — Rozprzestrzenienie się Ewangelii poprzez naśladowanie i przykład: 2Kor 14-16 (zapach); 2Kor 3,17-4,16.


Jak czas, tak również życie ma swój koniec. Ale czy ma tylko koniec, czy również cel? Ma swój cel zdolny zagwarantować sens i znaczenie? Pytania fundamentalne i nie do uniknięcia. O. Silvano Fausti komentując Pierwszy List do Tesaloniczan daje odpowiedź pełną nadziei. Książka pomaga zrozumieć aktualności Pierwszego Listu do Tesaloniczan, który ukazuje pozytywny cel historii oraz sens życia i śmierci. SILVANO FAUSTI po ukończeniu studiów filozoficzno-teologicznych, zwieńczonych doktoratem z fenomenologii języka na uniwersytecie w Münster, wykładał teologię. Od ponad trzydziestu lat mieszka w małym klasztorku na peryferiach Mediolanu (Villapizzone) we wspólnocie jezuitów zajmujących się głoszeniem Słowa, która należy do większej wspólnoty rodzin otwartych na problemy ludzi z marginesu. Jego poszukiwania łączą doświadczenie życia z głęboką refleksją, precyzyjny wykład z prostym językiem, w stałym dialogu pomiędzy nowoczesnością a tradycją. Nakładem Wydawnictwa Franciszkanów „Bratni Zew” ukazały się następujące tytuły: „Okazja czy pokusa. Sztuka rozeznania i podejmowania decyzji”, „Rozważaj i głoś Ewangelię. Katecheza narracyjna Ewangelii wg św. Marka”, „Jaka przyszłość czeka chrześcijaństwo? List do Sylasa”, „W szkole św. Marka. Ewangelia do czytania, słuchania, modlitwy i rozważania”, „Rozważaj i głoś Ewangelię. Wspólnota czyta Ewangelię według św. Jana”, „Jak rozważać i głosić Pismo Święte”, „Głupota krzyża. Słabość Boga. Zbawienie człowieka”.

ISBN 978-83-7485-234-0

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów

www.bratnizew.pl

Bieżący katalog książek uzupełniony, poszerzony i zaktualizowany jest na stronie www.bratnizew.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.