Miłości trzeba się uczyć

Page 1

Miłości trzeba się uczyć Ks. Aleksander Zienkiewicz



Miłości trzeba się uczyć


Inne ksiÌÔki tegoÔ autora:

„Kazania i homilie na róÔne okazje” „Czyste sumienie to znak miÊoÎci” „Przewodnik do Nieba. Zasady Ôycia chrzeÎcijaØskiego”


Ks. Aleksander Zienkiewicz

Miłości trzeba się uczyć

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów


Copyright wydania polskiego © 2017 by Wydawnictwo Franciszkanów „Bratni Zew” spółka z o.o. ISBN 978-83-7485-190-9 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy się zwracać do wydawnictwa: „Bratni Zew” sp. z o.o., ul. Grodzka 54, 31–044 Kraków.

Zamówienia na książki można składać: Wydawnictwo Franciszkanów „Bratni Zew” ul. Grodzka 54, 31–044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl

Do druku przygotowała: Jadwiga Wartalska

Imprimatur: Kuria Metropolitalna Wrocławska L.dz. 627/88, Wrocław dnia 2.02.1988 r. Henryk kard. Gulbinowicz Abp Metropolita Wrocławski

WYDAWNICTWO FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ul. Grodzka 54, 31–044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl


Spis tre ci S³owo ks. Stanis³awa Orzechowskiego ........................ 7 Wstêp .............................................................................. 9 Jak powsta³ i kiedy powstaje cz³owiek? ..................... 13 Czym jest mi³o æ? ........................................................ 21 Mi³o æ agape ............................................................. 27 Synteza pojêcia mi³o ci ............................................... 29 Mi³o æ uczucie ........................................................... 31 Eros mi³o æ erotyczna .............................................. 39 Geneza i sztuka mi³o ci ............................................ 47 Mi³o æ i sens ¿ycia ....................................................... 55 Etyka seksualna na stra¿y mi³o ci ............................ 63 Mi³o æ a czysto æ .......................................................... 71 Mi³o æ na gruncie ró¿nic p³ciowych ............................ 81 Wspó³czesne mity o erosie i seksie ............................. 89 Sakramentalny zwi¹zek mi³o ci ................................. 99 Mi³o æ ma³¿eñska wed³ug encykliki Humanae vitae ........................ 107 P³odna mi³o æ i odpowiedzialne rodzicielstwo ......... 113 Mi³o æ pod ochron¹ prawa ........................................ 119 Motywy i kryteria mi³o ci wybieraj¹cej ................... 127 Mi³o æ widz¹ca i poznaj¹ca ....................................... 135 Obrzêd sakramentu mi³o ci ...................................... 141 Mi³o æ i wesele ........................................................... 149 Zawi³e drogi erosa i krête drogi do ma³¿eñstwa...... 155 Przestrzenie mi³o ci .................................................. 163 Pomó¿cie nam was lubiæ i kochaæ ............................. 171 Mi³o æ zasmucona ...................................................... 179 Losy mi³o ci w ma³¿eñstwie ..................................... 187 Nota biograficzna ...................................................... 195 5


6


S³owo ks. Stanis³awa Orzechowskiego duszpasterza akademickiego DA Wawrzyny we Wroc³awiu Ks. Aleksander Zienkiewicz, Wujek, niew¹tpliwie by³ cz³owiekiem, który mia³ serce urodzajne mi³o ci¹ i na pewno pisa³ tê ksi¹¿kê z w³asnego do wiadczenia, przez swoje duszpasterstwo, przez ludzi, którzy ci¹gle byli przy nim. Wujek jest dla mnie mistrzem. Podpatruj¹c go w pos³udze duszpasterskiej zauwa¿y³em, ¿e ogromny nacisk k³adzie na przygotowanie m³odych ludzi do ma³¿eñstwa. I pamiêtam, ¿e gdy dostali my do rêki pierwsze wydanie tej ksi¹¿ki, ju¿ wtedy sta³a siê dla mnie i jest ci¹gle tym przypomnieniem, by tej dziedziny w duszpasterstwie nie zaniedbywaæ, nie lekcewa¿yæ. Wujek by³ wymagaj¹cym moralist¹ i w³a nie w tym powiedzeniu mi³o ci trzeba siê uczyæ poszed³ bardzo prosto za przykazaniem Pañskim: nie ma, jak chcesz bêdziesz mi³owa³! Mi³o ci trzeba siê uczyæ, skoro bêdziesz mi³owa³. Podpatrywanie Wujka, a potem czytanie jego wypowiedzi nieustannie mnie modelowa³y i przede wszystkim inspirowa³y do pracy. I s¹dzê, ¿e to te¿ jest jego zas³uga, ¿e po latach, szukaj¹c w³a nie ju¿ po swojemu jakiego rozwi¹zania 7


w tej dziedzinie, szczê liwie trafi³em najpierw na dialogi ma³¿eñskie, a potem na dialogi narzeczeñskie, które w tej chwili, my lê, s¹ bardzo po¿yteczne. I na tych dialogach bardzo czêsto, tam gdzie jest wej cie dla kap³ana, gdzie s¹ miejsca na takie z³ote my li wprowadzaj¹ce w poszczególne etapy niejeden raz otwiera³em ksi¹¿eczkê Wujkow¹ i czyta³em, bo wiedzia³em, ¿e zdanie, które przeczytam bêdzie tak¹ inspiracj¹. Cieszê siê bardzo, ¿e znale li siê ludzie, którzy widz¹ aktualno æ tej sztuki, któr¹ Wujek posiad³ i opisa³ w tej ksi¹¿ce, która jest ci¹gle aktualna i dobrze by by³o, gdyby sta³a siê tak¹ podstawow¹ lektur¹ w przygotowaniu do ma³¿eñstwa.

8


WSTÊP Podejmujemy w tej ksi¹¿ce problemy ogólne zawarte w ha le: mi³o æ ma³¿eñstwo rodzina. Jak one s¹ donios³e, a zarazem pe³ne ukrytych czêsto tre ci i tajemnic, tego nie trzeba dowodziæ. Przede wszystkim mi³o æ. Rozbrzmiewa ni¹ ca³a Ewangelia. Jezus uczy s³owem i czynem, ¿e jest ona najwy¿sz¹ warto ci¹ moraln¹. I wymaga jej w trybie najwy¿szego przykazania. I wszystkie inne przykazania sprowadza do wymogu mi³o ci: Na tych dwóch przykazaniach mi³o ci Boga i mi³o ci cz³owieka opiera siê ca³e Prawo i Prorocy (Mt 22, 40). Mi³o æ jest nieodzownym warunkiem ¿ycia wiecznego, czyli zbawienia, ale jest te¿ i nieodzownym warunkiem pokoju i szczê cia na ziemi. Bezcennymi warto ciami s¹ i wiara, i nadzieja, ale najwiêksza jest mi³o æ wo³a w. Pawe³. Przez wieki ca³e nad g³êbinami tej warto ci pochylali siê filozofowie, teologowie, pisarze i poeci, a wci¹¿ ten temat jest nie wyczerpany i zawsze aktualny, i zawsze interesuj¹cy. Wspó³czesny psychoanalityk i filozof amerykañski Erich Fromm, do którego bêdziemy siê nieraz odwo³ywaæ, napisa³: Bez mi³o ci ludzko æ nie mog³aby istnieæ ani jednego dnia (O sztuce mi³o ci, s. 31). Podobnie widzia³ o¿ywiaj¹c¹ potêgê mi³o ci francuski pisarz, F. Mauriac, gdy pisa³: Je¿eli 9


zabraknie w tobie mi³o ci, wielu ludzi obok ciebie umrze z zimna . Z niepokojem obserwuj¹c pomna¿aj¹c¹ siê w ród wspó³czesnej m³odzie¿y liczbê zagubionych wykolejeñców, narkomanów, socjologowie i wychowawcy widz¹ to zjawisko jako tragiczny produkt deficytu mi³o ci w rodzinach i w rodowiskach ¿ycia. Dodajmy tu niewymiernie wa¿ne zdanie: Gdyby Bóg nie by³ MI£O CI¥, wiat w ogóle nie wyszed³by z otch³ani nico ci... Ju¿ w wietle tych krótkich przypomnieñ mi³o æ jawi siê jako moc, która stwarza, rodzi i o¿ywia, zbawia i uszczê liwia. Ale gdy s³yszymy i czytamy pochwa³y mi³o ci, mog¹ siê w nas rodziæ niepokoj¹ce pytania i zastrze¿enia. Przecie¿ mi³o æ niejednokrotnie staje siê przyczyn¹, a przynajmniej ród³em cierpieñ i dramatów, czasami strasznych dramatów. Spostrzegaj¹cy te zjawiska chc¹ powiedzieæ, ¿e mi³o æ przynajmniej tu na ziemi nie spe³nia swoich obietnic, nie zawsze przynosi pokój i szczê cie. Otó¿ wtedy nale¿y zapytaæ, o jakim szczê ciu tutaj mowa, a g³ównie nale¿y siê zastanowiæ: jaka mi³o æ zawodzi? Czy przypadkiem to, co nazywamy mi³o ci¹, nic jest tylko pozorem mi³o ci, czy wrêcz przeciwieñstwem mi³o ci prawdziwej? Trzeba wiêc ca³y ten obszar pojêæ, pogl¹dów i ¿ycia nieco rozja niæ; by rozpoznaæ, co stanowi autentyczn¹ mi³o æ. S³owo mi³o æ jest wyrazem niejednoznacznym. Fundamentalna, autentyczna mi³o æ jest jedna, ale istniej¹ jej niejako ró¿ne rodzaje , a ci lej ró¿ne postacie, jak mi³o æ do Boga, mi³o æ ogólnoludzka, mi³o æ rodzinna, mi³o æ erotyczna (miêdzy mê¿czyzn¹ i kobiet¹), mi³o æ przyrodzona, ale i nadprzyrodzona. Jêzyk ³aciñski czy grecki mia³ wiêcej s³ów na nazywanie tych mi³o ci (dilectio, amor, caritas, eros, agape), jêzyk polski pod tym wzglêdem jest ubo¿szy. I st¹d, je¿eli nie stosujemy bli¿szych okre leñ specyfikuj¹10


cych, co siê bardzo czêsto zdarza, mo¿emy siê znale æ w g¹szczu szkodliwych wieloznaczno ci i nieporozumieñ. Co gorsza, czasem nadaje siê imiê mi³o ci takim postawom i czynom, które w ogóle nie s¹ ¿adnym wyrazem mi³o ci: nazywa siê tym imieniem falsyfikaty mi³o ci. Wprawdzie w tej dziedzinie cis³ych definicji nie ma, ale mo¿na pewne tre ci i procesy opisaæ, a pojêcia u ci liæ. Zaniechanie takiego uporz¹dkowania i pozostawienie mg³awicy i chaosu pojêciowego mo¿e szkodziæ rozwojowi osobowo ci, a na osi: mê¿czyzna kobieta ma³¿eñstwo mo¿e prowadziæ do dramatycznych b³êdów. W tej dziedzinie pojêcia i pogl¹dy maj¹ ogromny wp³yw na postêpowanie cz³owieka, na jego stosunek do ludzi i do Boga. Na przyk³ad pogl¹d na uczucie. Znaczna czê æ pisarzy, wychowawców, publicystów, nie mówi¹c o piosenkarzach, a zw³aszcza o m³odzie¿y sprowadza mi³o æ do uczucia, a tymczasem taki pogl¹d nale¿y zakwestionowaæ i skorygowaæ. Mi³o æ bowiem nie musi byæ uczuciem. Autentyczna, fundamentalna mi³o æ jest przede wszystkim postaw¹ moraln¹ , ukszta³towan¹ przez rozum i wolê. Uczucia s¹ zjawiskami towarzysz¹cymi mi³o ci, ale mog¹ byæ w ¿yciu takie sytuacje, w których ciep³e uczucia wygasaj¹, a mi³o æ pozostaje, ale o tym szerzej pomówimy w nastêpnych rozwa¿aniach. Jak ju¿ nadmienili my, mi³o æ przybiera ró¿ne formy, postacie i wymiary. Najbardziej fascynuj¹cy dla m³odych jest eros mi³o æ miêdzy mê¿czyzn¹ i kobiet¹. Jest to postaæ mi³o ci, która ³¹czy siê z popêdem seksualnym. Eros niesie z sob¹ wiele rado ci, ale je¿eli nie jest opanowany i podbudowany mi³o ci¹ fundamentaln¹, mo¿e sprowadziæ ogrom cierpieñ i dramatów. I w³a nie taka mi³o æ podwa¿a wiarygodno æ jej obietnic. Eros prowadzi ludzi do ma³¿eñstwa. A ma³¿eñstwo tworzy rodzinê... I nie ma bardziej 11


uszczê liwiaj¹cych wiêzi nad dobrze zespolone rodziny. Ale w wypadku le uformowanego ma³¿eñstwa ten uszczê liwiaj¹cy zwi¹zek i ognisko mi³o ci mo¿e siê przekszta³ciæ w ponur¹ jaskiniê ch³odu i truj¹cej nienawi ci mo¿e staæ siê k³êbowiskiem ¿mij (tytu³ ksi¹¿ki F. Mauriaca). I có¿ wtedy po komforcie w mieszkaniach, po strojach, willach i doktoratach, je¿eli w ¿yciu rodziny zabraknie tlenu mi³o ci, je¿eli dzieci bêd¹ go szuka³y poza domem, a¿ niejednokrotnie zatruj¹ siê na bezdro¿ach jego wulgarn¹ namiastk¹? Znamy dobrze takie ¿a³osne zjawiska! Kto powie, ¿e w takich sytuacjach pozostaje rozwód. Rozwa¿ymy jeszcze kwestiê rozwodów szerzej. Ale ju¿ tutaj zauwa¿my, ¿e nie s¹ one prostym rozwi¹zaniem nawet na krótkiej fali ziemskiego ¿ycia. Jezus Chrystus odrzuci³ rozwody jako z istoty sprzeczne z zamys³em Boga wobec cz³owieka. Kto wiêc je uznaje, staje w kolizji z wol¹ i mi³o ci¹ samego Boga. Gdy u wiadamiamy sobie ma³¿eñskie i rodzinne dramaty, narzucaj¹ siê niepokoj¹ce pytania: Czy nie mo¿na im by³o zaradziæ? Czy nie mo¿na im zaradziæ na przysz³o æ? Odpowiadamy: Na pewno w jakiej mierze t a k . I w³a nie w imiê mi³o ci bêdziemy siê starali przez wszechstronne rozwa¿ania tych problemów w wietle psychologii, etyki, medycyny, a g³ównie w wietle Pisma w. i nauki Ko cio³a niejeden pogl¹d sprostowaæ czy mit rozproszyæ, niejedn¹ prawdê ukazaæ czy przypomnieæ. Przy wieca mi nadzieja, ¿e w ten sposób mo¿e kogo uda siê z nieszczê cia uratowaæ, kogo obroniæ, komu pomóc. Je libym tylko jedn¹ dziewczynê chroni³ przed tragedi¹, a jednemu ch³opcu pomóg³ osi¹gn¹æ dojrza³¹ mi³o æ i za³o¿yæ szczê liw¹ rodzinê, mój trud siê op³aci. A przecie¿ z Bogiem tê nadziejê mo¿na poszerzyæ...

12


JAK POWSTA£ I KIEDY POWSTAJE CZ£OWIEK? Na pocz¹tku naszych rozwa¿añ o mi³o ci powinni my zadaæ pytania o cz³owieka, który jest powo³any do mi³o ci: ma byæ jej podmiotem i przedmiotem: Jak powsta³ pierwszy cz³owiek na ziemi, a z nim rodzaj ludzki, oraz jak i kiedy powstaje indywidualny cz³owiek dzi ? Gdy zadajemy pierwsze z tych pytañ atei cie, odpowiada: Cz³owiek powsta³ drog¹ ewolucji . Otó¿ to nie jest odpowied na postawione pytanie. Ewolucja najwy¿ej odpowiada na pytanie: j a k siê rozwija³ cz³owiek. A nam chodzi o odpowied na pytanie: k t o by³ ostatecznym sprawc¹, ojcem cz³owieka? Jaka si³a nada³a kierunek ewolucji i spowodowa³a powstanie cz³owieka? Jednym s³owem: jaka jest metryka cz³owieka? Na to ludzie wykluczaj¹cy z si³ twórczych Stwórcê Boga, ponadludzk¹ Istotê, Osobê, ponadludzki Rozum nie potrafi¹ daæ zadowalaj¹cej odpowiedzi. Cz³owiek we mgle ich wiatopogl¹du nie ma metryki; zawsze bêdzie jakim podrzutkiem , rozumn¹ istot¹, zaistnia³¹ nie wiadomo jak i po co. Zupe³nie inaczej musi wygl¹daæ odpowied ludzi, którzy jak np. fizyk H. Ditfurth uznaj¹, ¿e na pocz¹tku by³ Rozum . 13


Wszyscy wyznawcy wielkich religii g³osz¹, ¿e stwórc¹ cz³owieka by³ i jest pierwotny, samoistny, wszechmocny, rozumny Bóg Duch, który przekaza³ mu w chwili stworzenia swoje podobieñstwo nie miertelnego ducha obdarzonego rozumem i woln¹ wol¹. Izraelici i chrze cijanie odczytuj¹ tê donios³¹ prawdê w I Ksiêdze Pisma w., gdzie znajdujemy s³owa: Stworzy³ wiêc Bóg cz³owieka na swój obraz, na obraz Bo¿y go stworzy³, stworzy³ mê¿czyznê i niewiastê (Rdz 1, 27). W drugim z biblijnych opisów stworzenia cz³owieka (Rdz 2, 4-7) czytamy: Pan Bóg ulepi³ cz³owieka z prochu ziemi i tchn¹³ w jego nozdrza tchnienie ¿ycia (Rdz 2, 7). A cia³o niewiasty uformowa³ z ¿ebra Adama. Oczywi cie, nie trzeba tych obrazów i opisów braæ dos³ownie. Pismo w., zw³aszcza Starego Testamentu, jest pe³ne obrazowo ci przekazuje tre ci przy pomocy porównañ, metafor, alegorii, antropomorfizmów (antropomorfizm to przypisywanie Bogu dzia³añ i cech ludzkich) i innych figur stylistycznych, bo jest to Ksiêga w znacznej mierze poetycka to wielki Epos o Bogu Stworzycielu i o cz³owieku-stworzeniu. Nale¿y wiêc przy jej lekturze w obrazach, którymi siê pos³uguje, odkrywaæ istotny sens: prawdê, jaka z woli Bo¿ej mia³a byæ przez Pismo w. utrwalona dla naszego zbawienia (por. soborowa Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bo¿ym, 11). Teraz w³a nie zapytujemy, jaki sens i jakie prawdy kryj¹ siê pod tymi prostymi antropomorficznymi obrazami o stworzeniu pierwszych ludzi? Zawieraj¹ siê tam trzy istotne prawdy: 1) ¿e cz³owiek zosta³ przez Boga stworzony w szczególny sposób; 2) ¿e Bóg przekaza³ cz³owiekowi swoje podobieñstwo, jak je w pewnej mierze przekazuje ojciec swemu synowi; 3) ¿e mê¿czyzna i kobieta zostali stworzeni do monogamicznego ma³¿eñstwa. 14


Cz³owiek w ten sposób stworzony staje siê dzieckiem Bo¿ym, a Bóg jego Ojcem. Z woli Bo¿ej bêdzie mia³ prawo do nowotestamentowego miana dziedzica Bo¿ego. Oto s¹ istotne prawdy religijne dotycz¹ce stworzenia cz³owieka. A antropomorficzne elementy opisu biblijnego tworz¹ tylko szatê, formê literack¹ wyra¿onej w nim tre ci. Czy te prawdy o szczególnym zaanga¿owaniu Boga w stworzenie cz³owieka nie pozostaj¹ w kolizji z upowszechnion¹ i przyjmowan¹ przez ogó³ wieckich i duchownych antropologów (np. Teilhard de Chardin) teori¹ ewolucji? Teologowie wspó³cze ni po wyja nieniu dawnych nieporozumieñ takiej kolizji nie widz¹. Przeciwnie, niektórzy z nich dostrzegaj¹ w teorii ewolucji elementy, które jeszcze mocniej podkre laj¹ transcendencjê, wielko æ i m¹dro æ Stwórcy, który z ewolucji uczyni³ narzêdzie swoich aktów twórczych. Pismo w. ukazuje Boga jako tego, który formuje cia³o cz³owieka z prochu ziemi , a wiêc z pierwiastków znajduj¹cych siê w ziemi (i tak jest istotnie!), ale nie okre la czasu tego formowania czasu, w którym cia³o to z woli Boga przybra³o kszta³t dzisiejszego cz³owieka. Pan Bóg nie ma r¹k garncarza i ¿yje poza czasem, a zatem dla Niego wieki, okresy, epoki to ustawiczne dzi . St¹d te¿ nie ma konieczno ci dos³ownego przyjmowania sze ciu dni stwarzania wiata. Byæ mo¿e, ¿e ulepi³ On cz³owieka z mu³u ziemi narzêdziem miliardów lat ewolucji. A gdy ten ukierunkowany na cz³owieka twór osi¹gn¹³ 14 miliardów szarych komórek mózgu (obliczenie uczonych), gdy tym samym zosta³o zorganizowane g³ówne narzêdzie ducha, wtedy tchn¹³ w jego nozdrza tchnienie ¿ycia , ¿ycia na obraz i podobieñstwo swoje. I oto rozb³ys³a wielka chwila dziejów przyrody, bo oto powsta³a na ziemi istota wiadoma siebie i ota15


czaj¹cego wiata, rozumna i duchem spokrewniona ze Stwórc¹. W tym momencie rozwar³a siê przepa æ miêdzy t¹ istot¹ a najpiêkniejszymi okazami przyrody nierozumnej. Ta istota osoba otrzyma³a prawo panowania nad ziemi¹, by czyniæ j¹ sobie poddan¹ . A wiêc zjawi³ siê upe³nomocniony z woli Stwórcy król wiata przyrody. Oto wspania³y Epos narodzin cz³owieka, w³adcy i namiestnika Bo¿ego na ziemi. ¯e ten namiestnik nadu¿y³ swojej wolno ci i swych pe³nomocnictw, to inny rozdzia³ historii, nie nale¿¹cy w tej chwili do naszego tematu... A teraz w drugiej czê ci naszego rozwa¿ania odpowiedzmy na pytanie: Kiedy powstaje indywidualny cz³owiek? Jaka jest jego ontogeneza? Otó¿ dla wszystkich doros³ych ludzi jest rzecz¹ jasn¹, ¿e cz³owiek poczyna siê w ³onie kobiety matki przy wspó³udziale mê¿a ojca. Ale ju¿ za progiem tej oczywistej prawdy zaczyna siê kontrowersja: kiedy, w jakim momencie poczête dziecko otrzymuje d u c h a, czyli kiedy staje siê cz³owiekiem w cis³ym znaczeniu s³owa? I gdzie ten duch ma swoje ród³o? Sk¹d pochodzi? Materiali ci, nie uznaj¹cy istnienia nie miertelnej duszy, twierdz¹, ¿e ten epifenomen (nadfenomen), jak nazywaj¹ duszê ludzk¹, pochodzi od rodziców, jak chromosomy, jak cia³o. Natomiast wyznawcy wielkich religii i filozofii (platonizm, arystotelizm), zawsze g³osili, ¿e duch ludzki jest pierwiastkiem nie miertelnym, nie podlegaj¹cym rozk³adowi. I jako taki nie mo¿e byæ stwarzany czy przekazywany przez rodziców. G³osili to przede wszystkim chrze cijanie, opieraj¹c siê na Objawieniu Bo¿ym zawartym w Pi mie w. W pewnych okresach teologowie nie mieli jednak uzgodnionego pogl¹du, kiedy, w jakim momencie, embrion w ³onie matki zostaje ucz³owieczony przez nie miertelnego ducha, nosz¹cego w sobie podobiznê Boga. 16


W naszych czasach, gdy medycyna, psychologia i inne nauki o cz³owieku zaczê³y coraz g³êbiej wnikaæ w tajemnice poczêcia, rozwoju i ¿ycia cz³owieka, pogl¹d na moment ucz³owieczenia poczêtego dziecka uleg³ u ci leniu i stabilizacji. Mianowicie: nie miertelny duch w³¹cza siê w organizm fizjologiczny dziecka w chwili poczêcia. A zatem w chwili poczêcia powstaje w istocie swojej prawdziwy cz³owiek osoba. Nie jest to jaki nieokre lony p³ód ani jaka galaretka, ani tym bardziej jaka naro l, lecz prawdziwy cz³owiek z cia³em i dusz¹. Wprawdzie organy fizjologiczne tej istoty nie s¹ jeszcze rozwiniête, ale w ³onie matki i po urodzeniu nastêpuje dalsza ich ewolucja i duch powoli od pierwszego u miechu, znaku budzenia siê ze snu zaczyna obejmowaæ w swoje w³adanie dane mu narzêdzia wyrazu i porozumiewania siê z otaczaj¹cym wiatem. Rodzice daj¹ dziecku tylko fizjologiczn¹ strukturê i pod³o¿e, pod cielisko dla ducha, a ducha nie miertelnego, a wiêc istotê cz³owieczeñstwa, w chwili poczêcia wszczepia sam Stwórca. Tak wiêc w chwili poczêcia powstaje istota z³o¿ona z cia³a i duszy nie miertelnej, jeszcze w pe³ni nie rozwiniêta, lecz w pe³ni cz³owiecza. Spo ród wspó³czesnych uczonych najja niej chyba wyrazi³ tê prawdê s³awny lekarz psychiatra wiedeñski, prof. V. Frankl w ksi¹¿ce Homo patiens (Pax, 1976). Czytamy tam takie s³owa: Rodzice przekazuj¹ dziecku przy jego poczêciu swoje chromosomy, ale ducha tchn¹æ weñ nie potrafi¹. Chromosomy wyznaczaj¹ jedynie i wy³¹cznie psychofizyczn¹ strukturê cz³owieka, ale nie jego ducha... Tym, co jedynie daje siê przekazaæ, jest materia³ budowlany, ale nie budowniczy... I tak dochodzimy do pytania o pochodzenie ludzkiego ducha i to w sensie ontogenetycznego powstania cz³owieka. Okazuje siê jednak, ¿e w opar17


ciu o dane nauki wiemy tylko jedno: sk¹d pochodz¹ cielesne warunki egzystencji duchowej; warunki te, a mianowicie chromosomy, pochodz¹ od rodziców, ale tworz¹ one dopiero minimum egzystencji. Dla ca³o ci egzystencji obejmuj¹cej równie¿ i ducha to minimum egzystencji jest podstaw¹ wprawdzie konieczn¹, ale niewystarczaj¹c¹. St¹d wiêc bierze siê pierwiastek duchowy? . Autor jeszcze raz podkre la, ¿e rodzice nie mog¹ przekazaæ tego maksimum egzystencji nie miertelnego ducha. Jako uczony, pozostaje tu w granicach mo¿liwo ci nauki, nie mówi wyra nie o Bogu, w wietle wiary zdecydowanie jednak wskazuje ród³o pochodzenia i moment przekazania tego pierwiastka embrionowi ludzkiemu. Nie waha siê tego faktu nazwaæ wprost cudem , albo stworzeniem . Pisze dalej: Tak wiêc ojciec dziecka nie jest nigdy tym, który je sp³odzi³, nie jest rodzicem . (Zeuger), lecz tylko wiadkiem (Zeuge) wiadkiem owego, coraz nowego cudu, jakim jest ostatecznie ka¿de powstanie cz³owieka... Sformu³owanie teologiczne brzmia³oby tak: cz³owiek jako osoba duchowa nie zostaje stworzony przez nas . Wiedza przyrodnicza jest w stanie wyja niæ tylko byt naturalny. Tym, czego nigdy nie da siê wyja niæ , jest sens nadnaturalny. Takie zrozumienie nie opiera siê na wiedzy przyrodniczej, lecz na wierze w nadnaturê... W polu widzenia tej wiary nie tylko filogenetyczne powstanie cz³owieka, lecz tak¿e powstanie ka¿dego poszczególnego cz³owieka oznacza za ka¿dym razem nowy akt stworzenia (s. 210, 214). Takie jest w zasadzie stanowisko Ko cio³a. A z tego stanowiska, z tej donios³ej prawdy wynikaj¹ donios³e konsekwencje etyczne. Skoro ten embrion jest ju¿ w istocie cz³owiekiem, wtedy i jego ¿ycie obejmuje V prawo Dekalogu: Nie zabijaj ! Co znaczy: Nie wolno w ¿adnych okoliczno ciach zabiæ cz³owieka niewin18


nego, a zw³aszcza bezbronnego. Poniewa¿ dziecko przed urodzeniem w ka¿dej fazie swego rozwoju jest cz³owiekiem, zabicie go jest po prostu morderstwem... Jest to twarda mowa, ale prawdziwa i s³uszna. Je¿eli nawet w ród chrze cijan znajduj¹ siê ludzie, którzy oczekuj¹ zmiany stanowiska Ko cio³a, ich oczekiwania s¹ bezpodstawne i nielogiczne. Okre lmy jeszcze raz prawdê i zasadê: Je¿eli dziecko ju¿ przed trzecim miesi¹cem ci¹¿y jest cz³owiekiem, a jest! to Ko ció³ z³ama³by Dekalog i zaprzeczy³by sobie, dopuszczaj¹c zabijanie niewinnych ludzi dlatego, ¿e jakie pañstwo odmawia opieki prawnej poczêtemu dziecku. Tym wiêksza wtedy odpowiedzialno æ rodziców, bo los tego dziecka zawis³ jedynie od ich woli. Przeczytajmy jeszcze jedn¹ uwagê cytowanego przez nas wiedeñskiego uczonego: Kto by chcia³ siê powo³ywaæ na to, ¿e embrionowi w momencie jego zniszczenia nie zadaje siê bólu, ten nie zastanawia siê nad tym, ¿e twierdzenie takie trudno uznaæ za argument. Gdyby bowiem tak by³o, to równie s³usznie mo¿na by twierdziæ, ¿e ka¿de morderstwo jest dopuszczalne, pod warunkiem, ¿e zostaje dokonane z zastosowaniem narkozy (dz. cyt., s. 208). Jak jednak twierdzenie, ¿e zabijany tak zwanym zabiegiem p³ód nie odczuwa bólu, przedstawia siê w wietle danych uzyskanych dzi dziêki osi¹gniêciom nauki i techniki? W Stanach Zjednoczonych powsta³ znany ju¿ tak¿e u nas film dokumentuj¹cy przebieg usuwania ci¹¿y . Film powsta³ przy u¿yciu kamery-sondy wprowadzonej do organizmu matki. Widzowie ogl¹daj¹ 11-tygodniowy p³ód pochwycony przez instrumenty, rozkawa³kowany i wyssany na zewn¹trz. Widz¹ kurczowe ruchy r¹k i nóg ma³ego cz³owieka, jego usta otwieraj¹ce siê w niemym krzyku. Twórca filmu, dr Bernard Nathanson, który przez szereg lat by³ szefem kliniki wyspecjalizowanej 19


w aborcji, o wiadczy³, ¿e przy ka¿dym takim zabiegu rzecz wygl¹da tak samo: dziecko w miertelnej mêce, rozdzierane w kawa³ki... Film nosi tytu³ Niemy krzyk. Nathanson, który wystêpowa³ przedtem w kampanii na rzecz zalegalizowania aborcji, sta³ siê obroñc¹ nienarodzonego ¿ycia. Warto zakoñczyæ te refleksje o cudownych pocz¹tkach cz³owieka i o zakusach na jego ¿ycie s³owami poezji, która czêsto g³êbiej wnika w Tajemnice Boga i losu ludzkiego, ani¿eli jêzyk uczonych: Ziemia nasza jest jak proch w otch³ani: A my, czym¿e jeste my na niej? Czyli jeszcze nie wiecie? ¯e w ka¿dym z nas zamkniêta jest nieskoñczono æ? ¯e w ka¿dym z nas jest dusza z duszy Boga wziêta? Czyli jeszcze nie znacie tre ci, Która siê w ludzkich piersiach mo¿e zmie ciæ? Czy nie czujecie oddechu, Który w nie dm¹ przeci¹gi wieków? Czyli jeszcze nie wiecie, Jak wielkim, jak wiêtym jest ¿ycie? Micha³ Pawlikowski

20


CZYM JEST MI£O Æ? Czym jest prawdziwa mi³o æ? Ka¿dy z Czytelników prze¿y³ j¹ na jakiej p³aszczy nie i w jakim wymiarze w stosunku do matki, dziewczyny, ch³opca, nauczyciela, Boga czy Ojczyzny. Ale gdyby nas kto poprosi³ o definicjê, o bli¿sze okre lenie mi³o ci, poczuliby my siê powa¿nie zak³opotani. Otó¿ nie wstyd my siê tego, bo najwiêksi filozofowie i psychologowie maj¹ wielkie trudno ci z definicj¹ mi³o ci, gdy¿ jest ona warto ci¹ egzystencjaln¹ jest czym tak ¿ywym i tak dynamicznym, jak samo ¿ycie, czym bardzo prostym, a zarazem z³o¿onym a¿ do otch³ani tajemnicy. Jeste my jednak w stanie przynajmniej wymieniæ jej istotne elementy, komponenty, czynniki; jeste my te¿ w stanie opisaæ jej procesy i postacie. W tym opisie pójdziemy g³ównie ladami przedstawionego ju¿ w poprzednim rozdziale filozofa i psychologa amerykañskiego, E. Fromma. Da³ on w ksi¹¿ce pt. O sztuce mi³o ci fascynuj¹c¹ odpowied na postawione przez nas pytanie. Jako agnostyk (nie wierz¹cy w mo¿liwo æ poznania Boga osobowego), genezê mi³o ci raczej zaciemni³, ale jako filozof fenomenolog ukaza³ do æ jasno procesy i komponenty fundamentalnej mi³o ci miêdzyludzkiej, a nawet mi³o ci cz³owieka do Boga. Naukowa bowiem uczciwo æ pozwoli³a mu do21


strzec autentyzm i niektóre przymioty mi³o ci do Boga w wymiarze przyrodzonym, w wietle psychologii. Otó¿ punktem wyj cia dla ka¿dej postaci mi³o ci jest spostrze¿enie warto ci (dobra) duchowej lub zmys³owej Boga, cz³owieka, ojczyzny, piêkna przyrody. Gdy umys³ czy oczy nasze spostrzegaj¹ warto æ (dobro, piêkno), wola nasza spontanicznie nachyla siê ku tej warto ci, prze¿ywa upodobanie, chce byæ blisko niej, a nawet z ni¹ siê zjednoczyæ: z Bogiem, cz³owiekiem, a nawet z piêknym kwiatem. Nastêpnym aktem procesu rodz¹cej siê mi³o ci i nastêpnym jej komponentem jest szacunek (poszanowanie) dla spostrze¿onej, odkrytej warto ci (od zwyk³ego szacunku a¿ do adoracji i uwielbienia w stosunku do Boga). Prawdziwy szacunek zawiera w sobie co z lêku, a¿eby nie poni¿yæ, nie naruszyæ tej warto ci. To zjawisko daje siê zauwa¿yæ nawet w rodz¹cej siê mi³o ci erotycznej ch³opca do dziewczyny. Proszê ksiêdza pyta nieraz szczery ch³opiec co to jest, ¿e ilekroæ spotykam siê z moj¹ sympati¹, tracê jêzyk w gêbie czujê siê onie mielony. Czy to nie jest patologia? . To nie patologia, lecz pierwszy znak budz¹cej siê prawdziwej mi³o ci to szacunek, który stwarza potrzebny dla dojrzewaj¹cej mi³o ci pewien dystans. Kolejnym etapem dojrzewaj¹cej mi³o ci i nastêpnym jej komponentem jest ¿yczliwo æ. Wyra¿a siê ona autentycznym pragnieniem dobra dla istoty, w której odkryli my warto æ. Formu³uje siê ona s³owami: Chcê dla ciebie dobra, prawdziwego i d³ugofalowego dobra i szczê cia. Zapominam o sobie, a pragnê, aby dla ciebie by³o dobrze . (W stosunku do Boga: Aby Ty by³ czczony i kochany ). ¯yczliwo æ jest prze³omowym etapem rosn¹cej mi³o ci; tutaj cz³owiek wychodzi ze skorupy swego egoizmu ku drugiej istocie. Jest to wiêc przej cie od postawy egocentrycznej ku altruistycznej. Biorca przekszta³ca siê w dawcê. 22


Tutaj mo¿e szokuj¹ca zw³aszcza dla dziewcz¹t, uwaga. Na ogó³ s¹dzi siê, ¿e ch³opak, który mówi swej sympatii: bez ciebie ¿yæ nie mogê , znajduje siê na szczycie mi³o ci; a tymczasem nieco g³êbsza analiza takich wyra¿eñ je¿eli w ogóle w takich sytuacjach mo¿na wierzyæ s³owom odkrywa po prostu egoizm wypowiadaj¹cego je. On wyra¿a pragnienie dobra i szczê cia dla siebie. W autentycznej mi³o ci on powinien zapytaæ najpierw, czy ona bêdzie z nim szczê liwa, czy jej bêdzie z nim dobrze. Niestety, takie pytania s¹ rzadkie, a powinny przecie¿ stawaæ siê powszechne. Z postaw¹ ¿yczliwo ci ³¹cz¹ siê nierozerwalnie dwa nastêpne komponenty mi³o ci: troska i odpowiedzialno æ. Troska zmierza do ochrony i zabezpieczenia dobra w istocie cenionej. Oczywi cie, jak wszystkie inne postawy i akty mo¿e mieæ ró¿ne stopnie i wymiary: od p³ytkiej i krótkofalowej, nastawionej na dzi , a¿ do g³êbinowej, dalekosiê¿nej, a¿ na wieczno æ. Odpowiedzialno æ przypomina, ¿e za swoje czyny bêdziemy odpowiadali przed nieznanym trybuna³em ; dla chrze cijan ten trybuna³ jest znany. A wiêc nie mogê podejmowaæ czynów nierozwa¿nych, ryzykownych, a tym bardziej z³ych. Muszê mieæ w sobie troskê o dobro ka¿dego cz³owieka, który po Bogu jest najwy¿sz¹ warto ci¹, a zw³aszcza tego, który mi zaufa³, kto na mnie liczy³. Odpowiedzialno æ broni przed lekkomy lnymi emocjonalnymi propozycjami i ustêpstwami, zw³aszcza na p³aszczy nie mi³o ci erotycznej. Szczytowym elementem i wspó³czynnikiem fundamentalnej mi³o ci jest gotowo æ do po wiêcenia i ofiary dla odkrytej i spostrze¿onej warto ci przede wszystkim osobowej. E. Fromm nie bêd¹c chrze cijaninem, nie zna (czy nie u¿ywa) pojêcia ofiary i zastêpuje to s³owo wyrazem dawanie. Katoliccy pisarze i duszpasterze coraz czê ciej przyjmuj¹ to s³owo za prawie 23


synonim ofiary i coraz czê ciej nim siê pos³uguj¹ (np. M. Quoist, Modlitwa i czyn). I w³a nie E. Fromm podkre la, ¿e dawanie czego warto ciowego z siebie, a¿ w koñcu ca³ego siebie jest szczytem prawdziwej mi³o ci. Choæ agnostyk, nie waha siê wyraziæ pe³nej swej czci dla s³ów Chrystusa z Ewangelii w. Jana (15, 13): Nikt nie ma wiêkszej mi³o ci nad tê, je¿eli kto ¿ycie swe oddaje za przyjació³ swoich . I Jezus tak¹ ofiarê podj¹³, czyli odda³ ca³ego siebie za grzesznych ludzi; tym samym objawi³, ¿e umi³owa³ ich mi³o ci¹ najwy¿sz¹ i najwiêksz¹: do koñca ich umi³owa³ (J 13, 1). Wprowadzaj¹c s³owo dawanie , Fromm przestrzega, ¿e s³owo to u¿yte bez komentarza, mo¿e wywo³aæ u ludzi niskiej kultury moralnej du¿e nieporozumienia. Trzeba wiêc zaznaczyæ, ¿e nie chodzi tutaj o oddawanie siê cielesne, które w zakres prawdziwej mi³o ci wchodzi jedynie w prawowitym ma³¿eñstwie. Ale i tu cia³o nie jest tym najwiêkszym, co mo¿e sobie daæ dwoje kochaj¹cych ludzi. Co wiêcej mo¿e dawaæ cz³owiek drugiemu cz³owiekowi? Wiern¹ obecno æ, zrozumienie, wszystko, co w nim ¿ywe, warto ciowe, a¿ do po wiêcenia zdrowia, kariery, ¿ycia wszystko do granic grzechu! I tak pojête dawanie jest sprawdzianem autentycznej mi³o ci. Tyle kochasz, ile gotów jeste ofiarowaæ, po wiêciæ, oddaæ drugiej osobie Bogu lub cz³owiekowi. Tak pojête dawanie tak dalece wyra¿a prawdziw¹ mi³o æ, ¿e mo¿na je przyj¹æ za jej synonim: mi³o æ to dawanie . Takie dawanie syntetyzuje wszystkie wymienione komponenty mi³o ci: i szacunek, i ¿yczliwo æ, i troskê, i odpowiedzialno æ. Oto obraz fundamentalnej mi³o ci, z której wyrastaj¹ ró¿ne jej postacie. Bêdzie o nich mowa w nastêpnych rozdzia³ach. Oto jest obraz mi³o ci, której od nas ¿¹da Ewangelia. Wszak¿e bior¹c go za podsta24


wê dalszych refleksji i traktuj¹c jako elementarn¹ mapê naszej orientacji psychologiczno-etycznej, pamiêtajmy, ¿e te komponenty, elementy i procesy to obraz bardzo uproszczony. Nie da siê bowiem mi³o ci nie tylko zdefiniowaæ, lecz dok³adnie opisaæ; jest to bowiem warto æ i postawa bardzo dynamiczna wci¹¿ faluj¹ca; komponenty i elementy z sob¹ siê ³¹cz¹, przenikaj¹ siebie, przybieraj¹ ró¿ne nasilenia i stopnie od minimum do maksimum, do którego wzywa Chrystus w Ewangelii: B¹d cie doskonali, jak Ojciec wasz doskona³y jest... I dlatego mi³o æ to rzeczywisto æ tak niezmiernie bogata. HYMN O MI£O CI Gdybym mówi³ jêzykami ludzi i anio³ów, a mi³o ci bym nie mia³, sta³bym siê jak mied brzêcz¹ca albo cymba³ brzmi¹cy. Gdybym te¿ mia³ dar prorokowania i zna³ wszystkie tajemnice, i posiada³ wszelk¹ wiedzê, i wszelk¹ (mo¿liw¹) wiarê, tak i¿bym góry przenosi³, a mi³o ci bym nie mia³, by³bym niczym. I gdybym rozda³ na ja³mu¿nê ca³¹ majêtno æ moj¹, a cia³o wystawi³ na spalenie, lecz mi³o ci bym nic mia³, nic bym nie zyska³. Mi³o æ cierpliwa jest, ³askawa jest. Mi³o æ nie zazdro ci, nie szuka poklasku, nie unosi siê pych¹; nie dopuszcza siê bezwstydu, 25


nie szuka swego, nie unosi siê gniewem, nie pamiêta z³ego; nie cieszy siê z niesprawiedliwo ci, lecz wspó³weseli siê z prawd¹. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pok³ada nadziejê, wszystko przetrzyma. Mi³o æ nigdy nie ustaje, (nie jest) jak proroctwa, które siê skoñcz¹, albo jak dar jêzyków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po czê ci bowiem tylko poznajemy, I po czê ci prorokujemy. Gdy za przyjdzie to, co jest doskona³e, zniknie to, co jest tylko czê ciowe. Gdy by³em dzieckiem, mówi³em jak dziecko, czu³em jak dziecko, my la³em jak dziecko. Kiedy za sta³em siê mê¿em, wyzby³em siê tego, co dzieciêce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy za (zobaczymy) twarz¹ w twarz. Teraz poznajê po czê ci, wtedy za poznam tak, jak i zosta³em poznany. Tak wiêc trwaj¹ wiara, nadzieja, mi³o æ te trzy: z nich za najwiêksza jest mi³o æ. w. Pawe³, I List do Koryntian, rozdzia³ 13

26



Ta niezwykle mądra książka jest „zaczytywana” od lat, a jej kolejne wydania przynoszą wiele pożytku wszystkim, którzy marzą o prawdziwej, trwałej miłości i szczęśliwym małżeństwie. Nie daje ona łatwych, gotowych recept na udane narzeczeństwo, małżeństwo i rodzinę ale inspiruje do uczenia się odpowiedzialnej miłości, bo tylko taka miłość może dać szczęście i spełnić marzenia. O znaczeniu miłości w życiu człowieka nie trzeba nikogo przekonywać. Jest ona nieodzownym warunkiem nie tylko życia wiecznego, ale również warunkiem pokoju, szczęścia i radości człowieka. Książka ta pomoże niejednej dziewczynie i niejednemu chłopcu budować swoje szczęście, a niejednokrotnie pomoże wyjść z labiryntu problemów. Bezcennymi wartościami są i wiara, i nadzieja, ale „największa jest miłość” – woła św. Paweł. Miłość jest nieodzownym warunkiem życia wiecznego, czyli zbawienia, ale jest też i nieodzownym warunkiem pokoju i szczęścia na ziemi.

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów

ISBN 978-83-7485-190-9

www.bratnizew.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.