Posłaniec ISSN 2391-7458
św. Antoniego z Padwy MAGAZYN FRANCISZKAŃSKI
Nr 1/2019
ROZMOWA
bp Józef Zawitkowski Czytasz Posłańca? Sam bądź posłańcem! ROZMOWA
Katarzyna Mazierska-Białek Liturgia w dwóch obrazach
14,50 zł (w tym 5% VAT)
Lizbona – miasto św. Antoniego
Oswajamy świętość
Płytka ceramiczna. Klasztor Franciszkanów św. Antoniego w Padwie.
Miedź posiada dźwięk i zachowuje jakby wygląd złota. Podobnie obłudnik kocha dźwięk pochwały i okazuje pozór świętości. św. Antoni z Padwy
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC / PA
Andrzej Zając OFMConv redaktor naczelny
M
inęło już trochę czasu od wydania ostatniego Posłańca. Na szczęście św. Antoni nas przynaglił i jest w końcu pierwszy tegoroczny numer, nieco zmieniony, ale – chcę wierzyć – odpowiadający Waszym oczekiwaniom. Jak zapowiadaliśmy, na kolejny będzie trzeba poczekać pół roku. Mam jednak nadzieję, że do prezentowanych tu treści Czytelnicy będą wielokrotnie wracać, konfrontując z nimi własne doświadczenia i wynikające z nich przemyślenia. Temat bowiem jest aktualny w każdym czasie. Chodzi o świętość. Do niej wezwany jest każdy, a szczególnie ci, którzy swoją osobistą relację z Bogiem traktują jako fundamentalną sprawę życia. W rozmowach i artykułach chcemy tę świętość nieco oswoić, by stała się bliższa, codzienna, zwyczajna. Często bowiem traktowana jest jak wezwanie dla nielicznych, których stać na czyny heroiczne, znane niejednokrotnie z wyidealizowanych opisów hagiograficznych. Niezwykłą pomocą będą zaprezentowane fragmenty z adhortacji papieża Franciszka mówiącej o powszechnym powołaniu do świętości we współczesnych warunkach. Warto też zagłębić się w to, co mówi katechizm, którego wybrane fragmenty również przywołujemy. Zawsze jednak podstawą do refleksji pozostanie samo słowo Boże, które przewija się przez kolejne strony naszego magazynu. Również św. Franciszek i św. Antoni swoimi przemedytowanymi słowami wskazują na to, co istotne w dojrzewaniu świę-
tości, której ziarno nosi w sobie każdy z nas, stworzony na obraz i podobieństwo najświętszego Syna Bożego. Od dawna noszę w sobie przekonanie, że tworzenie i czytanie Posłańca św. Antoniego jest w jakimś sensie zobowiązujące. Zobowiązujące do czego? By być posłańcem! Nawet nie samego Świętego z Padwy, ale – za jego przykładem – posłańcem Jezusa, który zaprowadza swoje Królestwo, miłości i łaski, wszędzie tam, dokąd dociera. Dlatego też w dziale Styl życia podpowiadamy na przykładach kanonizowanych świętych i ludzi wiernych Bogu, jak w praktyce to dzieło posłannictwa może się realizować w codziennym życiu. Aby tym lepiej się ono udawało i przynosiło dobre owoce, warto, byśmy nawzajem wspierali się duchowo. Ze swej strony obiecuję pamięć o Was wszystkich, kochani Czytelnicy, podczas Eucharystii sprawowanej w każdy pierwszy wtorek miesiąca w Bazylice św. Franciszka w Krakowie. Zachęcamy Was do dzielenia się z innymi informacją o Posłańcu. Sytuacja finansowa pisma jest trudna, polepszy się, kiedy uda nam się powiększyć grono prenumeratorów. Tym, co dodaje nam entuzjazmu, jest każdy odzew z Waszej strony. Jeśli nosicie w pamięci zdarzenia naznaczone cudownym wstawiennictwem św. Antoniego, nabierzcie odwagi i podzielcie się z nami, a chętnie umieścimy takie świadectwa na łamach pisma, by i inni mogli się przekonać jak potężne jest jego orędownictwo i jak hojny jest Pan Bóg w swojej łaskawości do nas.
3
Spis treści Temat numeru: ŚWIĘTOŚĆ ROZMOWA
Ida Policht
bp Józef Zawitkowski Tak po naszemu o świętości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 MĄDROŚĆ EWANGELII
Piotr R. Gryziec OFMConv
Przyoblec się w nowego człowieka, czyli o postępowaniu, myśleniu i świętości… . . . . . . . . . . . . . 18 PAPIEŻ FRANCISZEK
O świętości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 OKIEM TEOLOGA
ks. Robert Woźniak
Świętość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 WIARA NA CO DZIEŃ
8 40
Jerzy Szyran OFMConv
Świętymi bądźcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
O świętości i Kościele . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 PAPIEŻ FRANCISZEK
Agnieszka Zaucha RM
Blask Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA
O arce Noego i kościele Chrystusa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 ŚWIĘTY FRANCISZEK
Andrzej Zając OFMConv
Świętość, czyli podobać się Bogu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI
Eligiusz Dymowski OFM, Zdzisław Kijas OFMConv, Wiesław Block OFMCap
Świętość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 ROZMOWA
Andrzej Zając OFMConv
Katarzyna Mazierska-Białek Być radosnym radością Ducha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 ŚWIADKOWIE
Urszula Wrońska
Kochać i przestać się bać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50
4
PRZEMYŚLENIA
Marta Pawłowska
Heroiczni czy anonimowi – święci mają pachnące dłonie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54
Wydarzenia Z KRAJU I ZE ŚWIATA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 Z PADWY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
Styl życia BĄDŹ POSŁAŃCEM
Andrzej Zając OFMConv
Czytasz Posłańca? Bądź posłańcem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 DOBRE WZORCE
Jerzy Szyran OFMConv
Maksymilian Kolbe – człowiek uporządkowany . . . . . . . . . . . 66 Jacek Michno OFMConv
Pokora według o. Wenantego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 PIĘKNI LUDZIE
Ewa Wawro, Jakub Czajka OFMConv
Brylantowy jubileusz, a miłość nie ustaje . . . . . . . . . . . . . . . . 74
Misje PERU
Agnieszka Kozłowska
50
Nowa placówka misyjna w Peru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 ROZMOWA
Agnieszka Kozłowska
Bogusław Dąbrowski OFMConv Technikum w buszu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83
Wielcy Polacy Katarzyna Gorgoń
Łucjan Królikowski OFMConv . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86
Nasze miejsca Piotr Bielenin OFMConv
Lizbona – miasto św. Antoniego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90
Święty Antoni REFLEKSJE
Władysław Paulin Sotowski OFMConv
Antoni – święty całego świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 96
74 5
ŚLADY
Wiesław Block OFMCap
Antoni z Padwy w kościele Świętego Krzyża we Florencji . . . . 98 ŚWIADECTWO . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101
Liturgia Marcin Drąg OFMConv
Liturgia w dwóch obrazach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 102 Marzena Władowska CHR
Życie ze Świętym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 106
Kultura ZWYCZAJE
Mariola Wiertek
Matka Boża Jagodna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 108 SZTUKA
Małgorzata Ziętkiewicz
Antonello da Messina – malarz św. Hieronima . . . . . . . . . . . . 110
102 90
6
KSIĄŻKI
Ida Policht
Radość i owocne myślenie Ducha Świętego . . . . . . . . . . . . . . 115
Znajdź nas na www.facebook.com/Poslaniec.sw.Antoniego
Krok 1 K
W Wytnij blankiet z tej strony i wypełnij go, wpisując adres do wysyłki. Moşesz teş skorzystać z gotowych blankietów dostępnych w banku lub na poczcie. Koszt rocznej prenumeraty (2 numery) to 29 zł.
Krok 2 K
Wypełniony blankiet opłać na poczcie lub w dowolnie wybranym przez siebie banku/placówce przyjmującej opłaty bankowe. Moşna teş dokonać opłaty przelewem internetowym.
Krok 3 K
N musisz przesyłać do redakcji dowodu wpłaty, poniewaş bank/poczta poinformują nas Nie o dokonanej wpłacie. Nie pobieramy şadnych dodatkowych opłat z tytułu prenumeraty, bo koszty wysyłki pokrywa redakcja.
Prosimy o podanie dokładnego adresu wysyłki! nazwa odbiorcy
numer rachunku odbiorcy
%5$71, =(: 6S ] R R
57 1020 2892 0000 5102 0689 2782
nazwa odbiorcy cd.
numer rachunku odbiorcy cd.
3 1 - 5 3 9 KRAKĂ“W UL ÄŠĂ?Ă KIEWSKIEGO 14 BRATNI ZEW 6S ] R R 3RVĂĄDQLHF Äžw $QWRQLHJR ] 3DGZ\ ul ÄŠyĂĄNLHZVNLHJR 14 31-539 KUDNyw NZRWD
]OHFHQLRGDZFD
PRENUMERATA „PRVåDĔFD Ğw $QWRQLHJR ] 3DGZ\´
nr rachunku odbiorcy
O N
5 7 1 0 2 0 2 8 9 2 0 0 0 0 5 1 0 2 0 6 8 9 2 7 8 2 ZDOXWD
W P * P L N
NZRWD
QXPHU UDFKXQNX QDGDZF\ SU]HOHZ NZRWD VĂĄRZQLH ZSĂĄDWD
RGFLQHN GOD EDQNX ]OHFHQLRGDZF\
odbiorca
3ROHFHQLH SU]HOHZX ZSĂĄDWD JRWyZNRZD
DOWĂ“D/POKWITOWANIE DLA ZLECENIODAWCY

QD]ZD L DGUHV ]OHFHQLRGDZF\
QD]ZD L DGUHV ]OHFHQLRGDZF\ FG
W\WXĂĄHP
3UHQXPHUDWD roczna
URF]QD NUDMRZD 2SĂĄDWD VWHPSHO dzienny
2SĂĄDWD
SLHF]ÄŠĂź GDWD SRGSLV \ ]OHFHQLRGDZF\
Tak po naszemu o świętości Rozmawiała: Ida Policht ZDJĘCIA: ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Rozmowa o świętych i świętości z biskupem Józefem Zawitkowskim, poetą, kompozytorem, autorem tekstów pieśni religijnych, biskupem seniorem diecezji łowickiej.
Ołtarz św. Franciszka wraz z wizerunkiem św. Antoniego. Kościół katedralny. Łowicz.
10
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU Księże Biskupie, niedawno przeżył Ksiądz Biskup ciężką chorobę, z miesięczną śpiączką, otarł się o wieczność. Modliliśmy się wtedy o uzdrowienie dla Księdza Biskupa. Czy możemy porozmawiać o świętości? Przeszedłem wielkie doświadczenie dotykając śmierci. Bóg to sprawił, że żyję, ale ktoś z Was musi być święty, bo mi modlitwą wyprosił wybudzenie ze śpiączki. Wy jesteście święci, bo Pan Bóg Was wysłuchał, a ja za to Bogu i Wam dziękuję. A może obudzili mnie lekarze po to, aby Pani udzielić wywiadu? Ale nie porozmawiamy o świętości, bom ani święty, ani ekspert w tej dziedzinie. Natomiast Pan Bóg otworzył mi ucho i chętnie przeprowadziłbym z Panią analizę jakiegoś utworu muzycznego, albo raBp Zawitkowski z redaktor Idą Policht.
czej usiadł do organów i zagrał wiel- jednak jak sobie Ksiądz Biskup kanocny chorał Bacha, albo posłuchał w dzieciństwie wyobrażał wielkiego Alleluja z „Mesjasza” Händla. świętych? W dzieciństwie bałem się świętych, bo Może kiedyś porozmawiamy na obrazach ci święci byli tacy dziwni. i o tym, ale teraz zapytam „Oczy w słup, buzia w ciup”, jacyś dziwni
Święci to tacy, którzy chodzą dobrze. Wiedzą, dokąd i po co. To tacy, którzy mówią dobrze. A słodko ich słuchać. To tacy, którzy patrzą dobrze i widzą wszystko dobrze.
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ i niektórzy z brodą, a ja bałem się ludzi z brodą, bo u nas na wsi był taki Żyd, na którego mówili Lewek, a Lewek miał długą rudą brodę. Gdy byłem niegrzeczny, babcia mnie straszyła: „Bo cię do Lewka sprzedam”. Na domiar złego, mój dziadek Franciszek na swoje imieniny jeździł do ojców kapucynów w Nowym Mieście nad Pilicą. Był taki rok, kiedy zabrał i mnie. Przechodząc obok nagrobka o. Honorata zatrzymał się i powiedział: „Zobacz wnusiu, ten ojciec będzie kiedyś świętym”. Święty z brodą? A w refektarzu historyczne portrety wielkich, świętych kapucynów. „Dziadziuś, jedźmy do domu, boję się świętych”. To ciekawe dziecięce spostrzeżenie, ale Ksiądz Biskup dorastał i to spojrzenie się zmieniało. A jak Ksiądz Biskup postrzegał świętych w Żdżarskiej Szkole? W Żdżarskiej Szkole już nie bałem się świętych, bo dla mnie mama była święta, bo była dobra. Tak krótko się nią cieszyłem i coraz bardziej za nią tęsknię. Podobała mi się też Mała Tereska, ale jak jeszcze nie była w habicie. Taka z kokiem i taka ładna. Św. Stanisław też mi się podobał, tylko nie wiedziałem, po co chłopakowi te lilie? Ale dla mnie naprawdę święta to była s. Miriam. Była taka ładna i dobra jak mama. Potem moja miłość przeszła na panią Pietrzakową, bo to była „Pani”. U nas na wsi tylko na jedną kobietę mówiło się „Pani”. Do innych kobiet mówiło się tak z francuska, w liczbie mnogiej: „Babisowo, pożyczcie mi chleba!”. A ta miłość do pani Pietrzakowej to stąd, że to była taka mądra jak pani. Przyniosła kiedyś do klasy mikroskop. Wtedy na wsi nie było jeszcze światła. Oglądaliśmy przez mikroskop komórkę tulipana. I mnie się w łepetynie zakręciło. To tam jest tak, czego okiem nie widać? Ale mądra pani Pietrzakowa nauczyła nas wtedy strofy wiersza Asnyka: Za każdym krokiem w tajniki stworzenia / Coraz się ludzka dusza rozprzestrzenia / i większym staje się
12
Bóg. To była najpiękniejsza „lekcja religii” księdzem! A skoro skończył Ksiądz od mojej Pani, mądrej i dobrej jak mama. Biskup teologię, to proszę nam powiedzieć: co to znaczy być powołanym do świętości? To Ksiądz Biskup mówi o takich Nie daje mi spać to zdanie: Świętymi świętych w zasięgu ręki, ale jak pytam o takich świętych, którzy bądźcie, jako Ojciec Wasz jest Świętym. To niemożliwe! Nie mogę być przecież są w niebie, o których Kościół powiedział, że są świętymi, przez takim świętym jak Bóg. Stary Testament których wielbimy Boga, i przez świętych nazywa sprawiedliwymi albo których modlimy się do Boga. błogosławionymi. Sprawiedliwy – to taW tym czasie młodości „chmurnej ki, który odda Bogu i ludziom wszystko, i durnej” jeszcze nie dorosłem, aby co się im należy. Błogosławiony – to tarozmawiać ze świętymi i nie myślałem ki, o którym Bóg i ludzie mówią dobrze, o świętości. Szczęśliwcem byłem, bo a błogosławić to znaczy kogoś chwalić, w liceum miałem panią Trawińską od albo dobrze komuś życzyć. Sprawied-
Św. Stanisław też mi się podobał, tylko nie wiedziałem, po co chłopakowi te lilie? Ale dla mnie naprawdę święta to była s. Miriam. Była taka ładna i dobra jak mama. historii. Ona mówiła o świętych z nieba, o tym, że oni tu na ziemi byli tacy jak my. Wydawało mi się to niemożliwe. Miałem też innego idola – od matematyki i astronomii. Zawiózł nas kiedyś do obserwatorium astronomicznego w Toruniu. Pokazał przez lunetę kawałek nieba i wtedy już w głowie mi się całkiem zakręciło. To tam jest tak, a ja tego okiem nie widzę? I znów belfer zamiast komentarza czytał nam wiersz Góreckiego: O Ty Przedwieczny, który lat tysiące / Codziennie gasisz i zapalasz słońce. / Boże, o Tobie jak ja myśleć lubię / I ciągle myślę i w myślach się gubię / Musisz być mocny – kiedy ciskasz gromy. / Musisz być dobry – kiedyś miłość stworzył. A polonistą moim był ks. Jan Twardowski, po trzykroć mądry i dobry – „ks. Jan od Biedronki”. To nie dziwię się, że po takiej szkole, Ksiądz Biskup został
liwy, błogosławiony, to znaczy dobry. Nauczycielu Dobr y! Nie nazywaj mnie Dobrym, bo Dobrym jest tylko Bóg. Święty to jest ten, kto wszystko czyni dobrze. To t y l ko Pan
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU Jezus mógł powiedzieć: Kto z Was dowiedzie Mi grzechu? I drugie zdanie: Pokarmem moim jest pełnić wolę Ojca. My mówimy w pacierzu: Bądź wola Twoja! Ale to nieprawda, bo my i tak czynimy wszystko po swojemu. Tworzy się wtedy rozdarcie między wolą Boga, a moją wolą, a czasem może stać się rozdarcie między wolą moją, a wolą Boga – i to jest grzech. Pan Jezus nie miał grzechu, bo Jego wola była wolą Ojca. My jesteśmy grzeszni. To znaczy, że my – grzesznicy – nie możemy być świętymi? A byłam przekonana, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości. I niech Pani zostanie przy swoim przekonaniu! Ono jest dobre i poprawne. Grzech pierwszych rodziców oddzielił nas od Boga. Przestaliśmy być świętymi. Jezus Chrystus nas odkupił przez swoją mękę, śmierć
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
14
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU i zmartwychwstanie, pojednał nas z Ojcem i dlatego możemy do Boga mówić: „Abba, Ojcze”. I nie jesteśmy już niewolnikami grzechu, ale wolnymi dziećmi Ojca. Stąd nasze uproszczone powiedzenie: „Wszyscy jesteśmy powołani do świętości”. Mój idol, ks. Wojtek Drozdowicz, gdy mówił o świętości, to wziął sieć rybacką i tłumaczył dzieciakom: „Święty to nie jest taka mała rybka, bo przeleci przez sieć i popłynie dalej. Świętym też nie może być taka wielka ryba, bo porwie sieć i ucieknie. Święty to taki człowiek – nie za mały, nie za duży, lecz w sam raz! Takiego Pan Bóg zagarnie swoją siecią do nieba”. A ja bardzo dziękuję panu Robertowi Friedrichowi, który przez swoje dzieciaki z Arki upewnił mnie, że: Taki duży, taki mały / taki chudy, taki gruby / może świętym być! To po czym poznać takiego świętego, co chodzi tu po ziemi? Nie wiem. „Oni ani nie do poznania, ani nie do Gniezna!”. Święci to tacy, którzy chodzą dobrze. Wiedzą, dokąd i po co. To tacy, którzy mówią dobrze.
A słodko ich słuchać. To tacy, którzy patrzą dobrze i widzą wszystko dobrze. I znów Ksiądz Biskup ucieka mi od odpowiedzi. Tylu świętych wyniesionych na ołtarze, męczenników, wyznawców – gdzie jest miejsce ich przebywania. Teraz księża nie mówią o niebie.
ludzkie nie słyszało, / ni w serce człowieka nie wstąpiło to, / co Bóg przygotował dla tych, / którzy Go kochają! Mój Boże! Za to mój ukochany Reymont odważył się napisać kilka zdań o niebie: Tam uleciała Kubowa dusza, pod Pana Jezusowe nóżki. Żaden geograf ani astronom nie powie nam, gdzie jest niebo, gdzie jest niezliczona rzesza świętych, których nikt nie
Szczęśliwcem byłem, bo w liceum miałem panią Trawińską od historii. Ona mówiła o świętych z nieba, o tym, że oni tu na ziemi byli tacy jak my. Wydawało mi się to niemożliwe. Niech się Pani nie dziwi, że nawet księża nie mają odwagi mówić o niebie. Jeden próbował, co był zabrany do trzeciego nieba i mógł napisać dużo, a napisał tylko zdanie: Ani oko nie widziało, / ani ucho
mógł policzyć. Ja bezbożnym pokazuję czasem niebo. „Zobacz, w oczach tego dziecka jest niebo, bo ma w sercu Boga”. Tego wielki Mickiewicz zazdrościł Maryli przy I Komunii Świętej: Ja bym dni
Bp Zawitkowski z o. Andrzejem Zającem OFMConv.
15
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ wszystkich / rozkosz za nic ważył, / gdy- takich swoich świętych niekanonizowabym dzień jeden / tak jak Ty przemarzył. nych. To mój Jan Sebastian Bach, to mój święty Traugutt, to mój święty Krzysio Z twórczości Księdza Biskupa – Baczyński, to mój święty ks. Jan od Biedronki, to moje Święte Orlątka Lwowwypowiedzianej i napisanej – widzę, że ma Ksiądz Biskup swoich skie, to moi święci męczennicy z Katyulubionych świętych. nia i Miednoje. Wystarczy. Rozgadałem się. Ma Pani rację, ale ja muszę się przed Panią i Czytelnika- Pisze Ksiądz pod pseudonimem mi wyspowiadać, że choć modlę się Li- Tymoteusz, napisał pieśń o naszym tanią do Wszystkich Świętych, to mam św. Antonim. Dlaczego akurat
o nim? Lubi Ksiądz Biskup Antoniego? Kto by go nie kochał! To taki wielki święty, który mądrze i pięknie mówił, a dobry był jak bochen chleba, który dawał wszystkim, „których głód uśmierca”. Z pieśnią to było tak: w kościele franciszkanów przy Zakroczymskiej w każdy wtorek jest nabożeństwo do św. Antoniego. Organistą był wtedy profesor Tadeusz Jarzęcki ze szkoły muzycznej przy ul. Profesorskiej. Kiedyś w rozmowie powiedział: „Co tydzień śpiewamy Jeśli szukasz cudów, idź do Antoniego… znudziło mi się już, niech Ksiądz napisze coś nowego”. No to napisałem. A mój
Zgubiłeś wiarę jak drachmę? Szukaj! Nie bój się! Mam bochen chleba. Przeżyjemy. Tymoteusz to stąd, że kiedy księżom nie wypadało pisać w pseudokatolickich pismach, Prymas Tysiąclecia pozwolił mi na to, ale pod pseudonimem. Pokochałem bardzo tego młodego ucznia Pawłowego – Tymoteusza i wziąłem sobie jego imię. Proszę nam jeszcze powiedzieć: jak można być „posłańcem św. Antoniego”? Trzeba nam być „posłańcami św. Antoniego”. Każdemu z nas. Zgubiłeś wiarę jak drachmę? Szukaj! Nie bój się! Mam bochen chleba. Przeżyjemy. Droga Pani, następny wywiad to już w niebie, gdzie będziemy świętymi. Do zobaczenia, a tymczasem po łowicku – Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane.
16
bp Józef Zawitkowski Święty Antoni z chlebem Święty Antoni z chlebem dla biednych, Naucz nas szukać, prawdy i Boga, na dzień powszedni. W wielu pomyłkach i błędach Na życia zawiłych drogach Szukamy prawdy i piękna, Dobroci ludzkiej u Boga. W prostocie stoisz przed nami, Z chlebem powszednim i z wiarą, Z Dzieciątkiem Bożym na ręku, By dać je tym co szukają. Gdy zginę Bogu jak drachma, Jak w ciernie splątana owca, Pomóż mi drogę odnaleźć Do mego Boga i Ojca.
Św. Antoni z Padwy rozdaje chleb, Willem van Herp Starszy, ok. 1662
TEMAT NUMERU ▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪
Przyoblec się w nowego człowieka, czyli o postępowaniu, myśleniu i świętości…
Piotr R. Gryziec OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, tłumacz, bloger
Czwarty rozdział Listu do Efezjan poświęcony jest praktycznemu postępowaniu chrześcijanina. Autor Listu zachęca adresatów, aby postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostali wezwani (Ef 4,1). Są różne „powołania” w Kościele: do małżeństwa, do kapłaństwa, do życia konsekrowanego, do życia pustelniczego, etc. Jest jednak takie powołanie, które dotyczy wszystkich, które obejmuje wszystkich ochrzczonych: jest to powołanie do świętości. Kaplica Najświętszego Sakramentu. Bazylika św. Pawła za Murami. Rzym.
▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪ TEMAT NUMERU
W
adresie Pierwszego Listu do Koryntian św. Paweł zwraca się do tych, którzy zostali „powołani do świętości” (1Kor 1,2). Na czym jednak polega świętość według św. Pawła? Czy ta biblijna koncepcja świętości pokrywa się z potocznym rozumieniem tego słowa? W odpowiedzi na to pytanie może nam pomóc uważna lektura czwartego rozdziału Listu do Efezjan.
Abyście postępowali… Czasownik „postępować”, który w czwartym rozdziale Listu do Efezjan występuje trzykrotnie, wydaje się dla nas zupełnie zrozumiały: postępowanie to po prostu „sposób życia”, to zespół postaw, przede wszystkim moralnych, jakie reprezentujemy wobec innych oraz wobec otaczającej nas rzeczywistości. Warto jednak sięgnąć do oryginału listu, czyli do jego greckiej wersji, w której św. Paweł używa czasownika peripatéō. Etymologicznie ten czasownik znaczy: „chodzić tu i tam”, „krążyć wokół czegoś”, a także: „spacerować”, „przechadzać się”. Jest zatem zawarta w tym słowie idea ruchu, ale nie ruchu w określonym kierunku, lecz „ruchu w jakiejś przestrzeni”. Przenosząc ten czasownik na płaszczyznę metaforyczną możemy w nim widzieć „krążenie wokół jakiejś myśli, idei”. W starożytności od tego czasownika wzięła swą nazwę szkoła filozoficzna Arystotelesa, którego uczniowie słuchali wykładów lub prowadzili dysputy filozoficzne, przechadzając się wzdłuż promenady. Możemy zatem powiedzieć, że „postępowanie chrześcijanina” jest pewnego rodzaju efektem „myślenia po Chrystusowemu”, myślenia, którego uczymy się w szkole Jezusa Chrystusa, słuchając Jego nauki. Próżne myślenie pogan Św. Paweł zwraca się do adresatów z przestrogą: „Abyście nie postępowali tak, jak poganie, z ich próżnym myśleniem” (4,17). Grecki przymiotnik mátaios znaczy: „próżny”, „pusty”, „bez-
wartościowy”, „jałowy”, „bezużyteczny”. Dlaczego myślenie pogan jest bezwartościowe? Ponieważ ich myślenie obejmuje jedynie sprawy ziemskie, jest to zdobywanie wiedzy o świecie, o tym, co można zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, natomiast prawdziwą wartość ma jedynie myślenie o Bogu, jako o sensie i celu życia. Apostoł pisze, że umysł pogan jest „pogrążony w mroku”. Jedynym prawdziwym światłem jest Jezus Chrystus. Kiedy chodzimy, czyli „postępujemy” w Jego świetle, wtedy nie zbłądzimy, wtedy dojdziemy do ostatecznego celu. Jednak to, jak postępujemy, jak żyjemy, zależy od tego, w jaki sposób myślimy.
tylko o samą zmianę. Chodzi o zmianę „w określonym kierunku”. Tym kierunkiem jest nic innego jak Ewangelia. Jednak, aby zacząć myśleć kategoriami ewangelicznymi, myśleć ewangelicznie, trzeba najpierw tę Ewangelię dobrze poznać i zrozumieć. Św. Paweł stwierdza: „Słyszeliście przecież o Nim”, czyli o Chrystusie. Możemy się zapytać: Co słyszeliśmy o Chrystusie? Co o Nim tak naprawdę wiemy? Czyli, co zapamiętaliśmy, słuchając Ewangelii; albo czytając Ewangelię? Co z tych słów Jezusa zapadło w nasze serce? A przede wszystkim czy nauczyliśmy się myśleć tak jak Jezus? Bo On nigdy nie myślał po ludzku, ale zawsze po Bożemu. On zawsze miał Uczenie się Chrystusa na myśli zbawienie człowieka. Każdego Napisałem wcześniej, że aby „postę- człowieka. pować po chrześcijańsku” trzeba się uczyć w szkole Chrystusa. Czego uczy Nowy człowiek ta szkoła? Tego, o czym pisze Apostoł Św. Paweł używa ciekawej metafory: w Ef 4,2: pokory, cichości, łagodności, mówi o „przyobleczeniu się” w nowego cierpliwości, znoszenia siebie wzajem- człowieka. Samo określenie „przyoblec nie, a przede wszystkim miłości. I da- się” może nam się kojarzyć z jakimś aklej, w 4,32 czytamy: „Bądźcie dla siebie tem czysto zewnętrznym, „przebraniem nawzajem dobrzy i miłosierni. Przeba- się” za kogoś, udawaniem kogoś inneczajcie sobie, tak jak i Bóg wam prze- go, zgodnie ze znanym przysłowiem, baczył w Chrystusie”. I wreszcie: „Po- że „nie szata czyni człowieka”. Jednak stępujcie w miłości, bo i Chrystus was Nowy Testament powstawał w takim umiłował…”(5,2). To Chrystus jest dla środowisku kulturowym, w którym nas punktem odniesienia, wzorem do odzienie było zewnętrznym znakiem naśladowania, od którego mamy się statusu człowieka, wyrażało jego tożsauczyć. W Nim „jest prawda” (4,21). Jest mość. A zatem zmiana ubioru wyrażała to prawda o Bogu i o człowieku. To On zmianę tożsamości. Potwierdza to fakt, jest miarą i normą miłości, którą powin- że ten „nowy” człowiek został określoniśmy się kierować w życiu. Bo miłość ny greckim przymiotnikiem kainós . jest najważniejsza. „Postępować w miło- W grece biblijnej spotykamy dwa różne ści” to znaczy, że wszystko w naszym ży- przymiotniki określające nowość: néos ciu powinno „się kręcić” wokół miłości. i kainós. Ten pierwszy wyrażał nowość w znaczeniu przypadłości, czyli jakąś Odnawiać się w myśleniu rzecz, która się jeszcze nie zestarzała, Nie da się zmienić życia, jeśli nie doj- nie zużyła. Natomiast drugi wyrażał dzie do zmiany mentalności. Sposób nowość w sensie ontycznym, opisywał myślenia warunkuje sposób działania. przedmiot lub osobę, należącą do zupełKiedy Jezus wzywał do nawrócenia, to nie innej kategorii, do innego porządku ewangeliści posługiwali się greckim rzeczy. Dlatego „nowy (kainós) człowiek” czasownikiem metanoéō, który ozna- to człowiek „inny”, inaczej myślący, życza „zmianę sposobu myślenia”, czy- jący innymi wartościami niż „dawny li zmianę mentalności. Ale chodzi nie człowiek” (w. 22).
19
TEMAT NUMERU ▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Człowiek doskonały W Ef 4,13 pojawia się jeszcze inne określenie, mianowicie „człowiek doskonały”. Niewątpliwie wspomniany nowy człowiek w rozumieniu Apostoła jest zarazem człowiekiem „doskonałym”. Tylko jak rozumiano ową „doskonałość” w wypowiedziach biblijnych? Nam dzisiaj doskonałość kojarzy się z czymś idealnym, bez skazy, z kimś nieposzlakowanym pod każdym względem. Czy tak jednak rozumieli doskonałość autorzy biblijni? Przymiotnik „doskonały”, którego użył autor biblijny w Ef 4,13, po grecku brzmi téleios. Ten przymiotnik wywodzi się od greckiego rzeczownika télos, który oznacza „kres” lub „cel”. A zatem téleiosem jest ten, kto osiągnął cel, doszedł do mety, zrealizował postawione mu zadanie. Doskonałość zatem w sensie biblijnym nie odnosi się do przymiotów człowieka, ale do jego skuteczności w osiągnięciu zadanego mu celu. A co jest naszym celem? Do czego jesteśmy powołani?
20
Stworzony na obraz Boga Apostoł pisze, że nowym, a zatem doskonałym człowiekiem, jest człowiek stworzony na obraz Boga. Czy nie każdy człowiek jest stworzony na obraz Boga? Chodzi o to, że pierwszy człowiek, Adam, rzeczywiście był „obrazem” Boga, był do Niego podobny (Rdz 1,27). Ale to podobieństwo utracił wskutek nieposłuszeństwa Bogu. Grzeszna historia ludzkości pokazuje, że człowiek nie postępował tak, jak Bóg, że czynił zło i niszczył w sobie ten obraz Boga. Natomiast tym jedynym Człowiekiem, który był prawdziwym, czystym „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15) jest Jezus Chrystus. Nowy człowiek, który w swoim postępowaniu naśladuje Jezusa Chrystusa, odzyskuje obraz Boga, staje się jakby „na nowo” stworzony na obraz Boga. Nowy człowiek jest „obrazem obrazu Boga”, albo kopią „obrazu Boga”, którym jest Chrystus. Istotą naszego powołania jest zatem odwzorowanie w sobie obrazu Boga, czyli naśladowanie Chrystusa.
Malowidło na elewacji cerkwi św. Jerzego (fragment), XVI w. Voronet, Rumunia.
Prawdziwa świętość Ostatni człon 24 wersetu naszego fragmentu mówi o tym, że nowy człowiek, czyli człowiek doskonały, stworzony na obraz Boga, albo inaczej człowiek, któremu został przywrócony Boży obraz, zostaje odnowiony „w sprawiedliwości i prawdziwej świętości”. Biblijne pojęcie sprawiedliwości (dikaiosýnē) ma swoje odniesienie przede wszystkim do Boga: człowiek sprawiedliwy to człowiek wierny Bogu, taki, który wypełnia wolę Bożą i Jego przykazania, który „chodzi Jego drogami”. Natomiast czym jest świętość? To ostatnie słowo rozważanej perykopy z 4 rozdziału Ef jest streszczeniem tego wszystkiego, co powiedzieliśmy dotychczas: człowiek święty, to „człowiek Boga”, człowiek, który odnawia się w swoim myśleniu, myśląc po Chrystusowemu, mający Jego wizję rzeczywistości, człowiek, który zmierza do doskonałości, czyli wypełnienia swojego podstawowego powołania do osiągniecia zbawienia, człowiek, który naśladuje Chrystusa, prawdziwy „obraz Boga”.
▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU
Papież Franciszek
O świętości FOT. WIKIPEDIA.ORG
Nie każdy miał okazję zapoznać się z myślami i wskazaniami, jakie zawarł Piotr naszych czasów, papież Franciszek, w adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate o powołaniu do świętości w świecie współczesnym. Dlatego chcemy w tym miejscu przywołać wybrane fragmenty, które mogą stać się okazją do pogłębionej refleksji nad własnym życiem i doświadczeniem wiary.
„Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie powołani są przez Pana, każdy na właściwej sobie drodze, do doskonałej świętości, jak sam Ojciec jest doskonały” (10). „Każdy na swojej drodze” – mówi Sobór. Nie można się więc zniechęcać, podziwiając wzory świętości, które wydają się nieosiągalne. Istnieją świadectwa przydatne, by nas pobudzić i motywować, ale nie dzięki temu, że próbujemy je kopiować, gdyż to mogłoby nas jeszcze oddalić od wyjątkowej i specyficznej drogi, jaką przygotował dla nas Pan. Liczy się to, aby każdy wierny rozpoznał swoją drogę
i wydobył z siebie to, co ma najlepszego, to, co najbardziej osobistego Bóg w nim umieścił (por. 1Kor 12,7), a nie marnował sił, usiłując naśladować coś, co nie było dla niego pomyślane. Wszyscy jesteśmy powołani, aby być świadkami, ale istnieje wiele egzystencjalnych form świadectwa (11). Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje. Jesteś osobą konsekrowaną? Bądź świętym, żyjąc radośnie swoim darem. Jesteś żonaty albo jesteś mężatką? Bądź świętym, kochając i troszcząc się o męża lub żonę,
jak Chrystus o Kościół. Jesteś pracownikiem? Bądź świętym, wypełniając uczciwie i kompetentnie twoją pracę w służbie braciom. Jesteś rodzicem, babcią lub dziadkiem? Bądź świętym, cierpliwie ucząc dzieci do naśladowania Jezusa. Sprawujesz władzę? Bądź świętym, walcząc o dobro wspólne i wyrzekając się swoich interesów osobistych (14). Pozwól, by łaska twego chrztu owocowała na drodze świętości. Pozwól, aby wszystko było otwarte na Boga i dlatego wybierz Jego, wybieraj Boga wciąż na nowo. Nie zniechęcaj się, ponieważ masz moc Ducha Świętego do tego, by świętość była możliwa. Ona w głębi jest
21
TEMAT NUMERU ▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ owocem Ducha Świętego w twoim życiu (por. Ga 5,22-23). Kiedy odczuwasz pokusę, by zaplątać się w swoją słabość, podnieś oczy ku Ukrzyżowanemu i powiedz: „Panie, jestem biedakiem, ale Ty możesz dokonać cudu uczynienia mnie trochę lepszym”. W świętym i składającym się z grzeszników Kościele znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz, aby wzrastać ku świętości. Pan napełnił go darami ze Słowem, z sakramentami, sanktuariami, życiem wspólnot, świadectwem swoich świętych i wielopostaciowym pięknem, które pochodzi z miłości do Pana „jak oblubienica strojna w swe klejnoty” (por. Iz 61,10) (15). Ta świętość, do której wzywa cię Pan, będzie wzrastała przez małe gesty. Na przykład: pewna kobieta idzie na targ, by zrobić zakupy, spotyka sąsiadkę, zaczyna z nią rozmawiać i dochodzi do krytyki. Wówczas ta kobieta mówi w swoim wnętrzu: „Nie, nie będę o nikim mówić źle”. To jest krok ku świętości. Następnie w domu, jej syn chce z nią porozmawiać o jego fantazjach i chociaż jest zmęczona, siada obok niego i słucha z cierpliwością i miłością. To kolejna ofiara, która uświęca. Kiedy przeżywa chwilę udręki, pamięta o miłości Najświętszej Maryi Panny, bierze różaniec i modli się z wiarą. To jest kolejna ścieżka świętości. Potem, gdy wychodzi na ulicę, spotyka ubogiego i zatrzymuje się, by porozmawiać z nim z miłością. To jest następny krok (16). Także ty powinieneś pojmować całe swe życie jako misję. Spróbuj tego, słuchając Boga na modlitwie i rozpoznając znaki, jakie On ci daje. Zawsze pytaj Ducha Świętego, czego Jezus oczekuje od ciebie w każdej chwili twojego życia i w każdej decyzji, którą musisz podjąć, aby rozeznać miejsce, jakie zajmuje dana kwestia w twojej własnej misji. I pozwól Mu ukształtować w tobie tę osobistą tajemnicę, która odzwierciedla Jezusa Chrystusa we współczesnym
22
świecie (23). Niech Bóg da, abyś umiał rozpoznać, jakie jest to słowo, to orędzie Jezusa, które Bóg chce powiedzieć światu poprzez twoje życie. Daj się przemienić, daj się odnowić Duchowi, aby to było możliwe, i aby w ten sposób twoja cenna misja nie została utracona. Pan ją dopełni również pośród twych błędów i złych chwil, pod warunkiem, że nie porzucisz drogi miłości i zawsze będziesz otwarty na Jego nadprzyrodzone działanie, które oczyszcza i oświeca (24).
cji, przed pokusą rozwijania „swoistego poczucia wyższości wobec innych wiernych”. Jednakże w istocie to, co sądzimy, iż wiemy, zawsze powinno stanowić motywację, by lepiej odpowiedzieć na miłość Boga, ponieważ „uczymy się po to, aby żyć: teologia i świętość są nieodłącznym dwumianem” (45).
Gdy święty Franciszek z Asyżu zobaczył, że niektórzy z Jego uczniów nauczali doktryny, chciał uniknąć pokusy gnostycyzmu. Zatem tak napisał do Nie bój się świętości. Nie odbierze ci św. Antoniego z Padwy: „Uważam to ona sił, życia ani radości. Wręcz prze- za dobre, że wykładasz świętą teologię ciwnie, ponieważ staniesz się tym, co barciom, byle byś tylko podczas tego zamyślał Ojciec, kiedy ciebie stworzył studium nie gasił ducha modlitwy i poi będziesz wierny twojej istocie. Zależ- bożności”. Rozpoznał on pokusę przekształcenia chrześcijańskiego doświadczenia w zbiór intelektualnych spekulacji, które w końcu oddalają nas od świeżości Ewangelii. Natomiast św. Bonawentura ostrzegał, że prawdziwa mądrość chrześcijańska nie powinna być oddzielana od miłosierdzia względem bliźniego: „Największa mądrość, jaka może istnieć, polega na tym, aby owocnie dawać to, co ktoś posiada do dania, ność od Niego uwalnia nas od zniewo- to co zostało mu dane właśnie po to, aby leń i prowadzi nas do uznania naszej rozdawał. Dlatego, tak jak miłosierdzie godności (32). Każdy chrześcijanin, na jest przyjacielem mądrości, chciwość tyle, na ile się uświęca, staje się bardziej jest jej wrogiem” (46). owocny dla świata (33). Nie lękaj się dążyć wyżej, dać się miłować i wyzwolić W ostatecznym rozrachunku brak przez Boga. Nie bój się pozwolić, aby szczerego, bolesnego i modlitewnego cię prowadził Duch Święty. Świętość nie uznania naszych ograniczeń, co unieczyni cię mniej ludzkim, ponieważ jest możliwia łasce lepsze działanie w nas, spotkaniem Twojej słabości z siłą łaski. nie pozostawiając jej miejsca na wzbuW głębi, jak powiedział Leon Bloy w ży- dzenie tego możliwego dobra, włączająciu „istnieje tylko jeden smutek, nie być cego się w proces szczerego i rzeczywiświętym” (34). stego rozwoju. Łaska, właśnie dlatego, że bierze pod uwagę naszą naturę, nie czyCzęsto mamy do czynienia z nie- ni nas od razu nadludźmi. Oczekiwanie bezpiecznym zamętem: przekonaniem, tego, byłoby przesadnym zaufaniem do że ponieważ wiemy coś lub możemy samych siebie. W tym przypadku nasze wyjaśnić to za pomocą pewnej logi- postawy, kryjąc się za ortodoksją, mogą ki, jesteśmy już święci, doskonali, lep- nie odpowiadać temu, co twierdzimy na si od „ciemnej masy”. Św. Jan Paweł II temat konieczności łaski i prowadzić do ostrzegał tych, którzy w Kościele mają tego, że w ostateczności zbyt mało jej możliwość otrzymania głębszej forma- ufamy. Jeśli bowiem nie uznamy naszej
Nie bój się świętości. Nie odbierze ci ona sił, życia ani radości.
▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU konkretnej i ograniczonej rzeczywistości, to nie możemy również dostrzec realnych i możliwych kroków, jakich żąda od nas Pan w każdej chwili, pociągnąwszy nas i uzdolniwszy poprzez Swój dar. Łaska działa w konkretnym czasie i zazwyczaj ogarnia nas i przemienia stopniowo (50). Kościół wielokrotnie nauczał, że nie jesteśmy usprawiedliwieni przez nasze uczynki lub nasze wysiłki, ale przez łaskę Pana, który podejmuje inicjatywę. Ojcowie Kościoła, jeszcze przed św. Augustynem, jasno wyrazili to podstawowe przekonanie. Św. Jan Chryzostom powiedział, że Bóg od razu wylewa na nas źródło wszelkich dóbr „i to przed walką”. Św. Bazyli Wielki zauważył, że tylko w Bogu wierny doznaje chwały, ponieważ „wie, że wprawdzie nie posiada prawdziwej sprawiedliwości, jednak jest usprawiedliwiony przez samą wiarę w Chrystusa” (52). Również Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że dar łaski „przerasta zdolności rozumu i siły ludzkiej woli oraz każdego stworzenia”, i że „w znaczeniu ściśle prawnym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga. Nierówność między Nim a nami jest niezmierna”. Jego przyjaźń przerasta nas nieskończenie, nie może być kupiona przez nas poprzez nasze uczynki i może być jedynie darem Jego inicjatywy miłości. Zachęca to nas, abyśmy żyli z radosną wdzięcznością za ten dar, na który nigdy nie zasłużymy (54).
słowy, w gęstej dżungli przykazań i przepisów, Jezus tworzy wyłom, który pozwala rozróżnić dwa oblicza, ojca i brata. Nie przekazuje nam dwóch dodatkowych formuł ani dwóch przykazań. Przekazuje nam dwa oblicza, a raczej jedno, oblicze Boga, które odzwierciedla się w wielu innych. Bowiem w każdym bracie, szczególnie w najmniejszym, słabym, bezbronnym i potrzebującym, obecny jest obraz Boga (61).
chować milczenie w obliczu wad braci i unika przemocy słownej, która niszczy i poniewiera, ponieważ nie uważa siebie za godnego, by być surowym dla innych, ale postrzega ich „jako lepszych od siebie” (por. Flp 2,3) (116). Nie służy nam patrzenie na innych z góry, stawianie się w roli bezlitosnych sędziów, uważanie innych za niegodnych i nieustanne próby pouczania ich. Jest to subtelna forma przemocy (117).
Moglibyśmy myśleć, że oddajemy chwałę Bogu jedynie przez uwielbienie i modlitwę, albo tylko zachowując pewne normy etyczne – to prawda, że prymat
Pokora może zakorzenić się w sercu jedynie przez upokorzenia. Bez nich nie ma ani pokory, ani też świętości. Jeśli nie jesteś w stanie znieść i ofiarować pewnych upokorzeń, nie jesteś pokorny i nie podążasz drogą świętości. Świętość, jaką Bóg obdarza swój Kościół, przychodzi przez upokorzenie Jego Syna: to właśnie jest droga. Upokorzenie prowadzi cię do upodobnienia się do Jezusa, jest nieuniknioną częścią naśladowania Jezusa Chrystusa: „Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” (1P 2,21) (118).
Bądź świętym, wypełniając uczciwie i kompetentnie twoją pracę w służbie braciom. stanowi relacja z Bogiem – a zapominamy, że kryterium oceny naszego życia stanowi przede wszystkim to, co uczyniliśmy dla innych. Modlitwa jest cenna, jeśli karmi codzienny dar miłości. Nasz kult podoba się Bogu, gdy przedstawiamy Mu postanowienie życia wielkodusznego i kiedy pozwalamy, aby otrzymany w nim dar Boży przejawił się w poświęceniu się braciom (104). Z tego samego powodu najlepszym sposobem na rozeznanie, czy nasza droga modlitwy jest autentyczna, będzie zobaczenie na ile nasze życie przekształca się w świetle miłosierdzia. Ponieważ „miłosierdzie to nie jest tylko działanie Ojca, lecz staje się kryterium pozwalającym zrozumieć, kim są Jego prawdziwe dzieci” (105).
Prymat należy do cnót teologalnych, których przedmiotem i motywem jest Bóg. W centrum jest miłość. Św. Paweł mówi, że to, co liczy się naprawdę to „wiara, która działa przez miłość” (Ga 5,6). Jesteśmy wezwani do bacznej troski o miłość: „Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo [...] miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,8.10). Bo „całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego Święty nie marnuje swoich sił, by jak siebie samego” (Ga 5,14) (60). Innymi narzekać na błędy innych, potrafi za-
Pragnę, aby Maryja zwieńczyła te refleksje, ponieważ, jak nikt inny, żyła ona Błogosławieństwami Jezusa. To Ona drżała z radości w obecności Boga, zachowywała wszystko w swoim sercu i pozwoliła, aby Jej duszę przeniknął miecz. Ona jest Świętą pośród świętych, najbardziej błogosławioną, Tą, która nam ukazuje drogę świętości i nam towarzyszy. Nie godzi się, byśmy po upadku pozostawali na ziemi i niekiedy bierze nas w ramiona, nie osądzając. Rozmowa z Nią nas pociesza, uwalnia i uświęca. Matka nie potrzebuje wielu słów, nie potrzebuje, byśmy zbytnio się wysilali, żeby wyjaśnić, co się z nami dzieje. Wystarczy ponownie i ponownie szeptać: „Zdrowaś Maryjo...” (176). Tekst całej encykliki dostępny na stronie opoka.org.pl
23
TEMAT NUMERU ▪ OKIEM TEOLOGA ▪
Świętość ks. Robert Woźniak dogmatyk, adiunkt na UPJPII w Krakowie
Trudno powiedzieć dlaczego, ale w naszym świecie słowo „świętość” nie cieszy się jakimś wielkim powodzeniem, nie robi ono zawrotnej kariery medialnej, ani nie pociąga rzeszy ludzi gotowych o nią zawalczyć. Mamy dzisiaj – jak wydaje się wielu – lepsze słowa, które bez problemu mogą ją zastąpić. Wolność, kreatywność, spontaniczność, autentyczność... Dla niejednej osoby te pojęcia znaczą wiele więcej niż „biedna” świętość o nieco nadwyrężonej reputacji we współczesnej opinii publicznej. Bywa, że niejednokrotnie jesteśmy kuszeni, aby o świętości myśleć jako o pewnym zaprzeczeniu wszystkich tych naszych nowoczesnych ideałów szczęścia. Jednak świadectwo Jezusa się nie zmienia. Jego słowa, te które nigdy nie przeminą, pouczają nas i wzywają do świętości. Co tak naprawdę ona oznacza? Czego od nas wymaga? Gdzie prowadzi? Bóg jest święty Nie można zrozumieć świętości bez wzięcia pod uwagę przede wszystkim tego, że sam Bóg, Trójca Święta, jest święty. Jeśli istnieje jakaś autentyczna świętość to jest nią właśnie Bóg. W Starym Testamencie świętość Boga służyła do podkreślenia Jego oddzielenia, Jego inności w stosunku do wszystkiego co istnieje. W żaden sposób w tym oddzieleniu nie chodziło o to, że Bóg jest daleki. Nazywanie Go świętym pozwalało jedynie wskazać na niezrozumiałą do końca przez ludzi naturę boskiego istnienia. Ten, który jest zupeł-
24
nie inny, który stworzył świat jako swój ślad, przychodzi do człowieka, rozmawia z nim jak z Adamem, Ewą, Abrahamem, Mojżeszem i wielu innymi. Pomimo tej bliskości pozostaje na zawsze inny, nieskończony, nieogarniony, godny podziwu i czci, i w tym dopiero znaczeniu budzący święte przerażenie. Największym świadkiem świętości Boga między ludźmi jest Jezus. To on wprowadza nas stopniowo i delikatnie w zakamarki tego, co dokonuje się w życiu wewnętrznym Boga. To On pokazuje na czym polega prawdziwa świętość Boga. Pamiętajmy, że to właśnie Jezusa
archanioł Gabriel nazwał świętym Bożym. Jezus zna doskonale sekret Bożej świętości. Każdy z poszczególnych momentów Jego życia wprowadza nas w tajemnicę świętości Boga. Wśród nich są jednak takie, które pokazują nam naturę Boskiej świętości w sposób niedościgniony. Żeby to zrozumieć, warto przywołać dwa wydarzenia z Jego życia. Pierwsze z nich to wykład świętości jaki Jezus daje faryzeuszom po uzdrowieniu w szabat. Jak pamiętamy, gorliwym wyznawcom judaizmu uzdrowicielska działalność Jezusa w szabat bardzo się nie podobała. Nieustannie toczyli z Je-
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Mozaika w apsydzie Bazyliki św. Pawła za Murami. Rzym.
zusem o nią spory. W końcu Jezus formułuje swoją dewizę dotyczącą szabatu dobitnie, kiedy odpowiadając na zarzuty faryzeuszów stwierdza, iż to nie człowiek żyje dla szabatu, ale szabat został pomyślany dla człowieka (Mk 2,27). Podobnie w drugim przypadku. Patrząc na jerozolimską świątynię, dumę Izraela, Jezus stwierdza bez cienia wątpliwości: „zburzcie tę świątynię, a ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (J 2,19). Pominąwszy fakt, że słuchający Go w ogóle nie zrozumieli o czym mówił, to, co chce przekazać w tych słowach, jest zachwycające i ożywiająco nowe. Jak spieszy wyjaśnić ewangelista Jan, Jezus mówił o świątyni swojego ciała. W obydwu przypadkach mamy zatem do czynienia z przedefiniowaniem świętości. Jezus wprowadza nowe znaczenie świętości. Szabat i świątynia były największymi chlubami religii Mojżesza, znakami obecności Boga dla swojego ludu. Jako takie, były również największymi świętościami Izraela, miejscami w czasie i przestrzeni, w których zamieszkiwał święty Bóg. Jezus zdaje się swoim zachowaniem i słowami relatywizować ich świętość. W istocie rzeczy jednak nie o to Mu chodzi. Jego intencją jest odkrycie natury prawdziwej świętości,
której służą zarówno szabat jak i świątynia. On ujawnia nowe reprezentatywne „miejsca” świętości Boga: człowieka w potrzebie i swoje własne ciało. Szabat, z ustanowienia świętego Boga, ma służyć dobru człowieka – oto świętość Bo-
świata i człowieka. Taka jest najgłębsza natura świętości Boga. Polega ona na darze ofiarnej miłości z samego siebie dla człowieka. W tym miejscu naprawdę można stwierdzić za Kościołem: oto wielka tajemnica wiary! I uklęknąć.
Świątynia z kamieni służy człowiekowi do rozpoznania prawdziwej świątyni, jaką święty Bóg buduje sam dla siebie w ciele człowieka. ga ujawnia się jako troska o człowieka. W przypadku ciała Jezusa, to ono zostaje uznane za świątynię, za miejsce świętości, za miejsce zamieszkania świętego Boga. Świątynia z kamieni służy człowiekowi do rozpoznania prawdziwej świątyni, jaką święty Bóg buduje sam dla siebie w ciele człowieka. Ostateczny sens słów Jezusa o tym, że to Jego ciało jest świątynią, ukaże się w pełni, kiedy On sam złoży je w ofierze za zbawienie świata. Oto jest prawdziwa świętość, chce nam powiedzieć tym samym Jezus, siebie samego ofiarować za zbawienie
Chodźmy jeszcze jeden krok dalej i spróbujmy powiązać ze sobą tajemnice naszej wiary, aby świętość Boga mogła ukazać się w całej swojej pełni. Skąd w Bogu pochodzi Jego świętość? Skąd się bierze? Czy pamiętamy wielką prawdę wiary o Trójcy Świętej? Bez jej pomocy nie zrozumiemy najgłębszej natury świętości, która ukazała nam się w życiu Jezusa jako dar z siebie. Źródło świętości Boga znajduje się w miłości, jaką Ojciec otacza Syna, Syn Ojca, a którą wzajemnie przekazują Duchowi Świętemu. Ten zaś nie pozostaje bierny,
25
TEMAT NUMERU ▪ OKIEM TEOLOGA ▪ ale odwzajemnia Im swoją miłością. Tak rozumiana świętość Boga oznacza przede wszystkim, że Bóg jest szczęśliwy. Świętość Boga to Jego sposób życia, to Jego niezmierzone szczęście. Boża świętość to pełnia życia w szczęściu. A szczęściem Boga jest Jego nieustanne rozdawnictwo siebie, miłość. Prawda o szczęściu Boga dzisiaj bywa niejednokrotnie podporządkowywana autentyczności Jego relacji ze stworzeniem. Często rysujemy portret Boga, który uczestniczy w cierpieniach swojego stworzenia. Nie wolno nam jednak zapominać, że współcierpiący Bóg nie przestaje być szczęśliwy. To paradoks, który może wyjaśnić jedynie miłość tworząca boskie szczęście i świętość. Bóg może tylko kochać. W Nim miłość jest
tonomiczność, wolność w Bogu są tym samym i zawsze oznaczają dar z siebie. Podobnie zresztą jak w każdym, który powolnie podąża za Bogiem rozdając samego siebie, siebie ofiarowując i szukając dobra drugiego. Autentycznością i jej poszukiwaniem nie dasz rady zastąpić świętości, gdyż prawdziwa autentyczność to właśnie świętość, czyli oddanie siebie za drugiego. Podobnie dzieje się z wolnością i autonomią. Myślę w tym miejscu szczególnie o św. Maksymilianie, który patrzy na mnie z ikony znajdującej się w kaplicy, w której piszę niniejsze słowa. Na czym innym polega jego świętość, jak właśnie nie na oddaniu siebie, idąc śladami Jezusa, ze względu na Jezusa i dla Jego ewangelii? Dlaczego Bóg jest godny czci? Dlacze-
Świętość nie jest jedynie doskonałością moralną. Ta pojawia się dopiero w trakcie drogi, w ogromnej cierpliwości rodzi się w nas całymi długimi latami. Jego świętością, Jego szczęściem. A czyż uczestnictwo w naszych cierpieniach pochodzi w Bogu z czegoś innego niż właśnie z Jego zaangażowanej miłości? To uczestnictwo jest wyrazem szczęścia, którym Bóg jest kochając. Świętość Boga zatem to Jego nieskończona i pełna szczęścia miłość, która jest tak wielka, że aż zdolna uczestniczyć w cierpieniu stworzenia i je pokonać. Kiedy nazywamy Boga świętym chcemy tym samym powiedzieć, że będąc miłością wszystko czyni świętym, szczęśliwym. Tak oto znajdujemy drogę do pogodzenia wartości, które, jak pisałem na samym wstępie, współczesna mentalność często rozłącza. Świętość Boga to Jego autentyczność, kreatywność, to w końcu podstawa Jego nieograniczonej wolności. Świętość i autentyczność, au-
26
go nasze kolana zginają się na Jego wspomnienie? Czy tym, co nakazuje im oddanie Mu chwały jest Jego wielkość, potęga, siła, apodyktyczność, nieograniczona wolność? Tak. Jednak samo twierdzenie tu nie wystarczy, bo ostatecznie nie chodzi o jakąkolwiek potęgę, siłę i wielkość, ale o wielkość, potęgę i siłę miłości ofiarnej, o niebywałą potęgę Jego przyjaźni z nami, o to, że wszystko czym i to kim jest ofiaruje nam, nam oddaje, abyśmy uczestniczyli w Jego życiu. Świętość jako wspólnota z Trójcą „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty” (Kpł 11,44; por. 1P 1,16). Jednym z aspektów boskiej świętości jest to, że ona będąc świętą czyni ludzi świętymi. Boska świętość jest takiej natury, że nigdy nie poprzestaje na sobie, ale chce się
nieustannie i zawsze, na wszelkie sposoby, udzielać. Zanim Bóg wzywa nas do świętości, zanim daje nam przykazanie nakazujące stawać się i być świętymi, przychodzi do nas, kiedy jesteśmy godni politowania, „kiedy jesteśmy wrogami Boga” przez sposób myślenia i nasze złe czyny (por. Kol 1,21) i dzieli się swoją współczującą obecnością. Ta obecność nas podnosi, przemienia. Początkiem naszej świętości nie jest nasza osobista, prywatna doskonałość moralna, ale Jego przyjście do nas i nasze skromne, pokaleczone otwarcie na Jego miłość. Świętość nie jest zatem jedynie doskonałością moralną. Ta pojawia się dopiero w trakcie drogi, w ogromnej cierpliwości rodzi się w nas całymi długimi latami. Tym, co jest pierwsze, jest Jego miłość do nas i nasza na nią zgoda. Z tego powodu, potrzeba dzisiaj nie tyle przedefiniowania świętości, co jej pogłębionego zrozumienia. Świętość człowieka zanim oznacza pewną doskonałość moralną, posuniętą niejednokrotnie aż do heroizmu, jest wspólnotą z Bogiem, relacją, byciem razem, poszukiwaniem Boga. Jako że Bóg jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym, chodzi w świętości nade wszystko o zaprzyjaźnienie się z boskimi osobami. Poznajemy je i wchodzimy w relację przez poznawanie Pisma, Kościoła, przez życie sakramentami, codzienną modlitwę i bratnią miłość wyrażoną w konkrecie czynu. Tym, co nas uświęca, jest wchodzenie w relację ze świętością Trójcy, pewnego rodzaju życie w Jej przestrzeni przez wiarę, nadzieję i miłość. Jeśli otwieramy się na obecność Boga, poszukujemy Go, On sam przynosi nam siebie, daje udział w swoim życiu. A to wszystko dzieje się, jakby powiedział św. Jan od Krzyża, pośród nocy, a bł. Jan Henry Newman wśród otaczającego nas mroku, czyli pośród naszych niepewności, błędów, braku pełnej wiedzy i oczywistości, trudnych decyzji i wielu przeszkód. W całym tym mroku Trójca kształtuje w nas pomału swój obraz. Nasza świę-
▪ OKIEM TEOLOGA ▪ TEMAT NUMERU w tym pukaniu i w tym otwarciu kryje się sekret początków naszej świętości, pierwszy akord symfonii prawdziwej doskonałości, która prowadzi powoli do wielkiego finału, w którym podobni do Niego dzielimy się sobą z Ojcem, Synem i Duchem Świętym oraz braćmi i siostrami w Kościele i w człowieczeństwie, słowem z każdym, kogo Oni postawią na naszej drodze.
Pomimo wszystko Kościół jest święty. On jest święty, jednak jego świętość nie pochodzi od niego samego: „tobie chwała, a nam Panie jedynie zawstydzenie na twarzach” (Ba 1,15). Kościół jest święty, bo Trójca z nieskończoną miłością i cierpliwością pompuje w niego swoją obecność i świętość. W ten sposób przemieni go, aby stał się oblubienicą „bez skazy i zmarszczki, świętą i nieskalaną” (por. Ef 5,27). Nigdzie w naszym świecie nie widać Świętość Kościoła Myśląc o świętości Trójcy i naszej, nie lepiej świętości Boga niż w Kościele: i to sposób nie powiedzieć chociażby paru nie tylko wtedy, kiedy kontrastuje ona słów o świętości Kościoła. Jakże bolesny z naszą ludzką podłością i grzechem, ale dzisiaj to temat. Ta prawda wiary, zapi- szczególnie, gdy Trójca wszystko czyni sana w symbolu wiary, stała się dzisiaj nowym. Prawdziwie czyni nowym, chotak trudna do uwierzenia, iż wolimy ją ciaż to wszystko dokonuje się pośród nopominąć, otoczyć naszym bezradnym cy. Bez kamer. Bez jupiterów. milczeniem.
Oratorium św. Peregryna (fragment), XII w. Bominaco, Włochy.
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
tość jest utkana ze świętości Boga, z Jego ofiary, miłości, z tego szczęścia, do którego nas zaprasza. Kiedy myślimy o świętości nie kierujmy się zatem w naszej duchowej wyobraźni najpierw do jakiegoś obrazu totalnej doskonałości moralnej, ale do przyjaźni z Bogiem. Wszyscy jesteśmy do niej zaproszeni. Nawet najbardziej poranieni, słabi i niedoskonali. Bóg nas odwiedza jak niegdyś Zacheusza, broni nas, jak ową kobietę pochwyconą na cudzołóstwie. Te Jego przyjścia do nas są początkiem naszej świętości. Z bliskości Boga, z przyjaźni z Nim rodzi się prawdziwa doskonałość. Nasze życie zmienia się, kiedy chcemy pozostawać w relacji z Bogiem. „Jeśli kto usłyszy mój głos, i drzwi otworzy, wejdę i będę z nim wieczerzał a on ze mną” (por. Ap 3,20) –
27
TEMAT NUMERU ▪ WIARA NA CO DZIEŃ ▪
Świętymi bądźcie Puste stwierdzenie zaczerpnięte z Pisma Świętego (por. 1P 1,14-16) czy zaproszenie do realizacji życiowego celu? Właśnie na to pytanie postaramy się odpowiedzieć. Bynajmniej nie dlatego, że świętość jest wzniosłym ideałem, ale ponieważ jest jedynym sensem ludzkiego powołania do życia i Bożym zamysłem (pragnieniem) wszczepionym od samego początku w ludzkie serce.
Jerzy Szyran OFMConv FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
teolog moralista, nauczyciel akademicki
Malowidło na elewacji cerkwi św. Jerzego (fragment), XVI w. Voronet, Rumunia.
28
B
óg stworzył człowieka nie dla wegetacji na poziomie animals, lecz stwarzając wezwał go do powrotu do Źródła swego istnienia – Stwórcy. Jeśli bowiem cokolwiek ma sens, to ma sens w Bogu. On jest sensem wszystkich sensów.
Świętość jest w nas Świętości nie trzeba szukać na zewnątrz. Ona jest w nas, niejednokrotnie drzemiąc, zakopana pod grubą warstwą rzeczy nie-świętych, które dla wielu ludzi stanowią przedmiot pragnień. Człowiek nie wchodzi na drogę świętości poprzez jakieś tajemnicze przejście, lecz zanurza się w świętości samego Boga. Bóg bowiem w sakramencie chrztu zasiał w każdym z nas maleńkie ziarenko własnej świętości, o które człowiek, niczym dobry ogrodnik, winien dbać, pielęgnować je i podlewać. Świętość moralna „Dbać” oznacza chronić przed szkodnikami. Największym wrogiem świętości jest szatan, który działa na człowieka na trzech płaszczyznach jego słabości:
▪ WIARA NA CO DZIEŃ ▪ TEMAT NUMERU
Droga świętości W zasadzie nie ma żadnej drogi, choć wielu o niej mówi. Świętość jest coraz głębszym wchodzeniem w przestrzeń świętości Boga. Posłużmy się tu obrazem zaczerpniętym od św. Teresy z Avila. Bóg mieszka w pałacu, który jest w każdym człowieku. Wejście do niego jest podjęciem systematycznej modlitwy, pojmowanej jako stawanie przed Bogiem w postawie oczekiwania. Jestem, kontempluję, milczę – jednym słowem: czekam z otwartym sercem na Boga, by wprowadził mnie do swej najbardziej intymnej komnaty. Motywem takiej postawy jest przede wszystkim miłość. To ona inspiruje i ponagla, by pójść na spotkanie Króla. Kolejne pokoje wewnętrznego zamku, bardziej rozświetlone światłem bijącym z centralnej komnaty Króla, coraz bardziej oświetlają serce człowieka, wydobywając z niego wszelkie skazy i kurz. Z drugiej zaś strony, owo światło jak magnes przyciąga wzrok, ciało i całego człowieka, odciągając od rzeczywistości, której jeszcze do
niedawna tak bardzo pragnął. Człowiek nagle dziwi się, że idiotyczne zabawy przestają go pociągać, płytkie rozmowy nużą, a dawni znajomi stają się banalni. W końcu dochodzi do metamorfozy – przyobleczenia się w Chrystusa (por. Rz 14,13; Ef 4,21-24). Człowiek, jak larwa jedwabnika morwowego, owija się szczelnie kokonem, by umrzeć dla świata, a odrodzić się jako nowa istota (motyl zdolny do wzlotu). Bóg nieustannie pociąga człowieka ku sobie, a im dalej, tym to oddziaływanie staje się coraz silniejsze. Pełne zjednoczenie na ziemi jest niemożliwe. Dokona się ono po śmierci, gdy już na zawsze będziemy w Bogu.
jesteś centralną postacią dnia. Niebo na talerzu. Teraz pomnóż to wszystko lub podnieś do nieskończonej potęgi, by uzyskać obraz tej wartości, dla której warto rzucić ten świat i biec ku wyznaczonej mecie (por. Flp 3,14). *** Niebo – świętość, dwa synonimy stanu bycia z Bogiem. „Ojcze, /…/ któryś jest w niebie. Święć się imię Twoje” – modlimy się o to, by wejść do Jego przybytku, by Jego imię, które jest wiecznością (Jestem), było naszą wiecznością.
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha tego życia (por. 1J 2,16). Sprowadzając niejako te trzy rzeczywistości do wspólnego mianownika, należy powiedzieć, że hołdując im, człowiek oddaje boską cześć: materii we wszelkich jej wymiarach, ciału i jego namiętnościom oraz własnemu ego. W ten sposób buduje pewien rodzaj anty-świętości, którą – nazywając po imieniu – należy określić mianem kultu demona. Pielęgnować oznacza „nawozić” tym, co daje wzrost. Eucharystia stanowi pokarm dla duszy. Ona daje prawdziwy wzrost duchowy i nasyca naszego człowieka wewnętrznego. Bez niej człowiek staje się suchym badylem, niezdolnym do owocowania. Podlewać należy zdrojem, który został nam wylany w dniu Pięćdziesiątnicy. Duch Święty jest Ożywicielem, ożywczą wodą, bez której świat stałby się jałową pustynią.
Zajrzyj do nieba Czy jest to możliwe? Wszak ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, jak będzie w niebie (por. 1Kor 2,9). Bóg jednak mówi do człowieka w znakach. Wiele tych znaków jest zapowiedzią przyszłej chwały. Do takich znaków należy niewątpliwie liturgia, która w swoim założeniu jest przedsmakiem nieba. Jak to zobaczyć? Weźmy na początek „pod lupę” uroczystości kościelne. Dwa najważniejsze obchody: Boże Narodzenie i Wielkanoc. Odrzućmy całą otoczkę przygotowań zewnętrznych, by w swojej wyobraźni skupić się na ich przeżywaniu: tacy czyści (spowiedź przed świętami) i piękni uczestniczymy w uroczystej Eucharystii, potem wspólnota stołu, rodzina, odświętne stroje, miła atmosfera, często życzenia, uściski, pocałunki, nierzadko przeprosiny i pojednanie, prezenty. Sielanka, dni wolne od pracy i szkoły. Taka atmosfera mogłaby trwać wiecznie. A to zaledwie przedsmak tego, co będzie tam. Chrzest, I Komunia i zaślubiny. Biel szat dla Jezusa, który przychodzi i wchodzi w nowe życie człowieka, setki uścisków, szczęście rodziców, małego człowieka czy pary młodej. I znów pragnienie, by taki stan trwał. Urodziny i imieniny. Goście z ogromną ilością miłych słów, prezenty, radość,
Św. Franciszek. Fresk w oratorium św. Peregryna (fragment), XIII w. Bominaco, Włochy.
29
TEMAT NUMERU ▪ KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO ▪
O świętości i Kościele 459 Słowo stało się ciałem, by być dla nas wzorem świętości: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie...” (Mt 11,29). „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). Na Górze Przemienienia Ojciec daje polecenie: „Jego słuchajcie” (Mk 9,7). Jest On rzeczywiście wzorem błogosławieństw i normą nowego Prawa: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). Miłość ta zakłada rzeczywistą ofiarę z siebie w pójściu za Nim. 749 Artykuł o Kościele zależy także całkowicie od artykułu o Duchu Świętym, który go poprzedza. „W pierwszym więc Duch Święty ukazuje się jako absolutne źródło wszelkiej świętości; w drugim Boski Duch ukazuje się jako bijące źródło świętości Kościoła”. Według określenia Ojców Kościoła, Kościół jest miejscem, „gdzie zakwita Duch”. 823 „Kościół... uznawany jest przez wiarę za niezachwianie święty. Albowiem Chrystus, Syn Boży, który wraz z Ojcem i Duchem Świętym doznaje czci jako «sam jeden Święty», umiłował Kościół jako oblubienicę swoją, siebie samego zań wydając, aby go uświęcić; złączył go też ze sobą jako ciało swoje i hojnie obdarzył darem Ducha Świętego na chwałę Bożą”. Kościół jest więc „świętym Ludem Bożym”, a jego członkowie są nazywani „świętymi”. 824 Kościół zjednoczony z Chrystusem jest uświęcany przez Niego; przez Niego i w Nim staje się on również uświęcający: „Uświęcenie człowieka w Chrystusie i uwielbienie Boga... jest celem wszystkich innych dzieł Kościoła”. „To
30
właśnie w Kościele złożona została peł- niącymi w nim urzędy, muszą uznawać nia środków zbawienia”. W nim „dzięki się za grzeszników. We wszystkich kąkol łasce Bożej osiągamy świętość”. grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wie825 „Kościół już na ziemi naznaczony ków. Kościół gromadzi więc grzeszników jest prawdziwą, choć niedoskonałą jesz- objętych już zbawieniem Chrystusa, zacze świętością”. Członkowie Kościoła wsze jednak znajdujących się w drodze powinni dążyć do doskonałej świętości: do uświęcenia: „Kościół jest więc święty, „Wyposażeni w tyle i tak potężnych środ- chociaż w swoim łonie obejmuje grzeszków zbawienia, wszyscy wierni chrześci- ników, albowiem cieszy się nie innym janie jakiejkolwiek sytuacji życiowej oraz życiem, jak życiem łaski; jeśli jego członstanu powołani są przez Pana, każdy na ki karmią się nią, uświęcają się, jeśli zaś właściwej sobie drodze, do świętości do- odwracają się od niej, obciążają się grzeskonałej, jak i sam Ojciec doskonały jest”. chami i winami, które stoją na przeszkodzie w rozszerzaniu się jego promiennej 826 Miłość jest duszą świętości, do świętości. Dlatego Kościół cierpi i czyni której wszyscy są powołani, „kieruje pokutę za te grzechy, mając władzę uwalwszystkimi środkami uświęcenia, for- niania od nich swoich synów przez Krew muje je i do celu prowadzi”. Chrystusa i dar Ducha Świętego”. Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym z różnych członków, 828 Kanonizując niektórych wiernych, to nie brak mu najbardziej niezbędnego, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, najszlachetniejszego ze wszystkich. Zro- że ci wierni praktykowali heroicznie cnozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to ty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że uznaje moc Ducha świętości, który jest jedynie Miłość pobudza członki Kościoła w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, do działania i gdyby przypadkiem zabra- dając im świętych jako wzory i orędowkło Miłości, Apostołowie przestaliby gło- ników. „W ciągu całej historii Kościosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby ła w okolicznościach najtrudniejszych przelewać swojej krwi... Zrozumiałam, że święte i święci byli zawsze źródłem i poMiłość zamyka w sobie wszystkie powo- czątkiem odnowy”. Istotnie, „świętość łania, że Miłość jest wszystkim, obejmuje Kościoła jest tajemniczym źródłem i niewszystkie czasy i wszystkie miejsca... jed- omylną miarą jego apostolskiego zaanganym słowem, jest wieczna! (św. Teresa od żowania oraz misyjnego zapału”. Dzieciątka Jezus). 829 „Podczas gdy Kościół w osobie 827 „A podczas gdy Chrystus, «święty, Najświętszej Maryi Panny już osiąga niewinny, niepokalany», nie znał grzechu, doskonałość, dzięki której istnieje nielecz przyszedł dla przebłagania jedynie za skalany i bez zmazy, chrześcijanie ciągle grzechy ludu, Kościół obejmujący w łonie jeszcze starają się usilnie o to, aby przeswoim grzeszników, święty i zarazem cią- zwyciężając grzech wzrastać w świętości; gle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje dlatego wznoszą swoje oczy ku Maryi”. ustawicznie pokutę i odnowienie”. Wszy- W Niej Kościół jest już cały święty. scy członkowie Kościoła, łącznie z pełŹródło: katechizm.opoka.org.pl
FELIETON
Blask Boga Agnieszka Zaucha RM franciszkanka, filozof, pedagog, pielęgniarka, pracownik Caritas Archidiecezji Krakowskiej
Powoli nie tak prędko proszę się nie pchać najpierw trzeba wyglądać na świętego ale nim nie być potem ani świętym nie być ani na świętego nie wyglądać potem być świętym tak żeby tego wcale nie było widać i dopiero na samym końcu święty staje się podobny do świętego (ks. J. Twardowski)
wyklucza, nie stawia warunków, nie żąda zapłaty i jest już na tyle wolna od siebie, by na nic nie czekać. Czy jednak jest to w ogóle możliwe? Nie wiem, powoli uczę się, by niczego w tej materii nie sprawdzać. Bardziej być i kochać, niż porównywać i przeliczać. Co to jednak konkretnie znaczy? Przeczuwam, że kluczem, który otwiera tajemniczą bramę świętości jest, niezbyt popularna i niemile widziana w naszym świecie, słabość – w szerokim tego słowa inęło bardzo wiele lat od czasu, znaczeniu. Wielu z nas boi się jej tak gdy po raz pierwszy trafiłam na bardzo, że potrafi wznieść wokół siebie ten tekst, ale do dzisiaj pamiętam dziesiątki zasłon i zabezpieczeń, byle natrętną pokusę przypisania siebie tylko nie przyznać, że za nimi ukrył się do którejś z wymienionych kategorii. mały, bardzo kruchy i bardzo podatny Wtedy została odrzucona, a dzisiaj, na zranienia człowiek. Wtedy można po latach chodzenia ścieżkami Ba- naprawdę wyglądać na świętego, ale ranka, ścieżkami, które z czasem i nie wystarczy jeden silniejszy podmuch bez bólu okazywały się być bardziej wiatru, jedno celnie wymierzone słomoimi niż Jego, już nie chcę niczego wo, by cała ta misternie wzniesiona klasyfikować, sprawdzać gdzie jestem, budowla runęła jak domek z kart. Taka i porównywać. A co z pragnieniem sytuacja (o ile jej nie zaprzeczamy), świętości? Nadal jest, tylko odrobi- może jednak okazać się początkiem nę bardziej dojrzałe (a przynajmniej czegoś zupełnie nowego. taką mam nadzieję). To trochę tak, jak Tak, moją fundamentalną prawdą z drzewem smaganym silnym wiatrem: jest kruchość istnienia, ale też nie czasem po wielekroć musi się ugiąć mniej istotną jest prawda, że owa kruaż do ziemi, by, wzmocnione walką, chość spoczywa na Skale Życia, któmóc stawić opór kolejnym burzom. ra jest mocniejsza od śmierci. W tej Czy więc świętość jest walką? Tak, ona ukrytej bliskości tkwi zarówno bardzo jest również walką, zwłaszcza walką subtelne zaproszenie do podobieńo miłość. O miłość, która nikogo nie stwa, jak i obietnica miłości większej
M
i mocniejszej niż cała ciemność świata i mojego serca. Wbrew pozorom, droga upodobnienia nie prowadzi jednak w górę, lecz w dół, więc nie może nie boleć. Jednocześnie, na tej drodze jest tak wiele miłości, rozsianej w oczach moich braci i sióstr, w okruchach piękna, w Chlebie Życia – leżącym w zasięgu ręki, w zaskakujących splotach zdarzeń, które zwykliśmy nazywać „przypadkami”, że ból drogi staje się jedynie tłem dla cudu obdarowania. Dopiero wtedy może rozbłysnąć blask Boga. Rozpoznajemy go absolutnie bezbłędnie, bo przechodząc obok nie hałasuje, wydaje się być słaby, a daje oparcie wielu innym, nic nie posiadając, rozdaje bezcenne dary drzemiącej w nim Miłości – wszystkim i każdemu z osobna. Prosty, łagodny i przejrzysty, bo całkowicie skupiony na Jednym. Ten blask, skrzętnie omijając doskonałych (nie dlatego, że ich nie lubi, ale dlatego, że oni go nie potrzebują), przychodzi jako dar do tych, którzy odważyli się odbyć daleką wyprawę – w głąb swej słabości. Tam, na dnie, wszystko może się zdarzyć raz jeszcze. Jak w życiu starego drzewa, które dźwigało na sobie ostatnią stację drogi krzyżowej. Pewnej nocy poległo w walce z potężną burzą. Zostało ścięte, ale na wiosnę wypuściło świeże pędy. Pośrodku śmierci raz jeszcze zakrólowało życie.
31
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪ Św. Antoni z Padwy
O arce Noego i kościele Chrystusa Siewcą jest Chrystus lub jego kaznodzieje, ziarnem słowo Boże (Mt 13,4), drogą – rozwiąźli, skałą – fałszywi zakonnicy, cierniami – chciwcy i lichwiarze, ziemią dobrą – pokutnicy i sprawiedliwi.
S
iewcą jest Chrystus. Stąd masz w księdze Rodzaju: Izaak zasiał czyli dokonał zasiewu w ziemi Gerary i w tym samym roku zebrał plon stokrotny (Rdz 26,12). Izaak tłumaczy się radość i oznacza Chrystusa, który jest radością świętych, którzy jak mówi Izajasz, osiągną radość i wesele (Iz 35,10). Ten sam Izaak zasiał w ziemi Gerary, która tłumaczy się obczyzna, i oznacza ten świat, o którym Prorok: Biada mi, ponieważ moja obczyzna, czyli mój pobyt na obczyźnie został przedłużony! (Ps 119,5). Tak więc w ziemi Gerary, czyli w tym świecie, zasiał trzy rodzaje ziarna: świętość życia godnego pochwały, przepowiadanie królestwa niebieskiego, działanie cudów. On, jak powiedziano w Księdze Rodzaju, pocieszył nas w trudzie i pracach rąk naszych, w ziemi, którą przeklął Bóg (Rdz 5,29). Jemu powiedział Ojciec: Zrób sobie arkę. Arką jest Kościół. Wyszedł więc Chrystus siać swe ziarno; wyszedł założyć swój Kościół, z drzewa ogładzonego, czyli ze świętych czystych i doskonałych; i powlókł smołą miłosierdzia i miłości, wewnątrz w uczuciu, i zewnątrz w pełnieniu uczynków; któ-
32
rego długość jest trzysta łokci, ze względu na trzy stany, które są w niej, mianowicie Noe, Daniel i Hiob, czyli przełożeni, wstrzemięźliwi i żonaci (Job 1,1; Ez 14,14). Szerokość pięćdziesiąt łokci odnosi się do pokutników samegoż Kościoła. Bo w pięćdziesiątym dniu od Paschy Duch Święty udzielił apostołom wlania łaski; a w pięćdziesiątym psalmie, mianowicie Zmiłuj się nade mną, Boże, obiecuje się pokutującym odpuszczenia grzechów. Wysokość trzydziestu łokci odnosi się do wiernych Kościoła, ze względu na wiarę w świętą Trójcę. Wyszedł więc Chrystus z łona Ojca i przyszedł na świat, żeby siać i budować swój Kościół, w którym by się przechowywało ziarno nie niszczejące, ale trwające na wieki wieków. Następuje mowa o ziarnie. Ziarnem jest słowo Boże (Łk 8,11), o którym Salomon w Przypowieściach: Rano siej swoje ziarno (Kkoh 11,6). O kaznodziejo, rano, czyli w czasie łaski, która rozprasza ciemności grzechu, siej ziarno słowa twego, czyli tobie powierzonego. I zobacz, jak trafnie słowo Boże zwie się ziarnem. Jak bowiem ziarno siane w ziemię kiełkuje i rośnie, tak słowo
Boga, zasiane w sercu grzesznika, najpierw wydaje źdźbło skruchy, o której w księdze Rodzaju: Niech zrodzi ziemia, czyli duch grzesznika, roślinę zieloną (Rdz 11,11), mianowicie skruchę; potem kłos spowiedzi, która się wznosi do góry przez nadzieję odpuszczenia, wreszcie pełne ziarno zadośćuczynienia, o którym Prorok: Doliny, czyli pokorni pokutnicy zaobfitują ziarnem pełnego zadośćuczynienia, iżby kara odpowiadała winie. Dobrze więc powiedziano: Wyszedł ten, który sieje, siać swoje ziarno. Ale, ponieważ nie wszyscy mają wiarę i nie wszyscy są posłuszni ewangelii, dlatego następują słowa: A gdy siał, jedno upadło koło drogi i zostało zdeptane, a ptaki nieba je wydziobały (Łk 8,5). I pierwsze pomieszczenie w arce Noego było gnojowiskiem. Zatem drogą zdeptaną i pomieszczenie w arce Noego było gnojowiskiem. Zatem drogą zdeptaną i pomieszczeniem gnojowiska oznacza się rozpustników. Następuje mowa: A inne upadło na skałę, i gdy wzeszło uschło, ponieważ nie miało wilgoci (Łk 8,6). A drugim pomieszczeniem w arce Noego był spi-
▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪ TEMAT NUMERU chlerz. Skała i spichlerz oznaczają fałszywych zakonników; skała, ponieważ chwalą się wzniosłością swego zakonu, spichlerzem, ponieważ sprzedają towary swego życia za denar ludzkiej chwały. Przeto powiedziano: A inne upadło na skałę, o której mówi Abdiasz prorok, karcąc pysznego zakonnika: Pycha, rzecze, twego serca zwiodła cię mieszkającego w szczelinach skały (Ab 1,3). Na nią, jeśli spadnie ziarno boskiego słowa, nie owocuje, ponieważ nie ma wilgoci łaski Ducha Świętego, który nie mieszka w szczelinach niezgody, ale w domu jedności. Dobrze więc mówi Pan: A inne upadło na skałę i gdy wzeszło, uschło, ponieważ, jak mówi Mateusz, nie miało korzenia (Mt 13,6), czyli pokory, która jest korzeniem wszystkich cnót. Oto masz otwarcie powiedziane, że z pychy serca powstaje szczelina zakonu, który nie może przynieść owocu, ponieważ nie ma w sobie korzenia pokory. Następuje: A inne upadło między ciernie, i gdy razem wzrosły, zadusiły je (Łk 8,7). A trzecim pomieszczeniem w arce Noego było immitium, czyli po-
Piotr powiedział Panu: Otośmy opuścili wszystko, i poszliśmy za Tobą (Mt 19,27). Tutaj mówi święty Bernard: „Piotrze, słusznie postąpiłeś, bo obciążony nie mógłbyś iść za biegnącym”. Ciernie także kłują. Zatem cierń kłuje i kłując powoduje krwawienie. Każda dusza, mówi Mojżesz, jest, albo żyje we krwi (Kpł 17,14); krwią duszy jest cnota, w której dusza żyje. Zatem chciwiec, kiedy pożąda gromadzenia bogactw, traci życie duszy, czyli cnotę. Stąd Eklezjastyk: Nic nie jest bardziej niegodziwego, niż kochać pieniądz. Ten odrzuca swoje wnętrze, czyli cnoty, w życiu swoim (Syr 10,10). Następuje mowa: A inne upadło na ziemię dobrą, i wzszedłszy wydało owoc, jedno trzydziestokrotny, inne sześćdziesięciokrotny, inne stokrotny (Łk 8,8; Mt 13,8). A czwarte pomieszczeniem w arce Noego było dla zwierząt oswojonych – mitium animalium, a piąte dla ludzi i ptaków. Zobaczcie, najmilsi, że w trzech wyżej omówionych, mianowicie w drodze rozpustników, którzy są kamerą gnojowiskiem, w skale pysznych zakonników, którzy są kamerą spichle-
Tak więc w ziemi Gerary, czyli w tym świecie, zasiał trzy rodzaje ziarna: świętość życia godnego pochwały, przepowiadanie królestwa niebieskiego, działanie cudów. mieszczenie dla dzikich zwierząt. Zobacz, jak dobrze są zgodne ciernie i dzikie zwierzęta, które oznaczają chciwców i lichwiarzy. Ciernie, gdyż chciwość bierze, kłuje i krwawi; dzikie zwierzęta, gdyż lichwa porywa i połyka. Mówi więc Pan: A inne upadło między ciernie, którymi, jak On sam wyjaśnia, są bogactwa (Łk 8,14; Mt 13,22), które człowieka porywają i zatrzymują. Żeby nie być porwanym przez nie i zatrzymanym,
rzem, a cierniem południową poprzez wypatrywanie wiecznej szczęśliwości. Cała więc ziemia, czyli dobry duch sprawiedliwego, niech cię wielbi Boże, w duchu i prawdzie (J 4,23) i w skrusze serca: To jest owoc trzydziestokrotny, i niech śpiewa ci, w wyznawaniu twego imienia i oskarżania swego występku: to jest owoc sześćdziesięciokrotny: w tych dwu, sześciu dniach życia pracowitego, winniśmy śpiewać Bogu; i niech psal-
mem głosi imię twoje, w czynie zadośćuczynienia i wytrwania do końca: i to jest owoc stokrotny i doskonały. Albo inaczej. Ziemią dobrą jest Kościół, Noe arką, która mieści w sobie zwierzęta oswojone, ludzi i ptaki. Zwierzęta oswojone oznaczają wiernych małżonków, którzy przedsiębiorą dzieła pokutne, swojego użyczają ubogim, nikogo nie krzywdzą. O nich mówi Apostoł w dzisiejszej epistole: Chętnie znosicie głupich, gdy sami jesteście mądrzy. Cierpicie bowiem, jeśli ktoś was bierze w niewolę, jeśli ktoś was pożera, jeśli zabiera czyli ograbia, jeśli ktoś się wywyższa, jeśli ktoś was policzkuje (2Kor 11,19-20): oni przynoszą owoc trzydziestokrotny. Ludzie oznaczają wstrzemięźliwych i czynnych, którzy prawdziwie są ludźmi, czyli używającymi rozumu. Oni podejmują się trudu życia czynnego, wystawiają się na niebezpieczeństwo dla bliźniego, słowem i przykładem przepowiadają życie wieczne, czuwają nad sobą i nad swoimi poddanymi. ci, jak dodaje Apostoł, są w trudzie i trosce, w licznych czuwaniach, w głodzie i pragnieniu, w wielu postach, w zimnie i nagości itd. (2Kor 11,27): i oni przynoszą owoc sześćdziesięciokrotny. Ptaki w wyższej części arki oznaczają dziewice i kontemplatyków, którzy na skrzydłach cnót wyniesieni w górę, kontemplują króla w jego pięknie (Iz 33,17). Ci, nie mówię że w ciele, ale duchem porwani są w kontemplacji aż do trzeciego nieba (2Kor 12,2), w bystrości ducha kontemplując chwałę Trójcy, gdzie uchem serca słyszą rzeczy, których słowami nie mogą wyrazić, ani też umysłem pojąć: i oni są tymi, którzy przynoszą owoc stokrotny. Prosimy cię więc, Panie Jezu, abyś uczynił nas ziemią dobrą, która mogłaby przyjąć ziarno twojej łaski i wydać godny owoc pokuty, iżbyśmy zasłużyli na życie wieczne w twojej chwale, co racz nam dać Ty, który jesteś błogosławiony na wieki wieków. Amen.
33
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪
Świętość, czyli podobać się Bogu Andrzej Zając OFMConv
Świętość to nie zdobycz. Świętość to nie osiągnięty raz na zawsze stopień na ewangelicznej drodze doskonałości. Świętość to raczej wytrwałe i radosne podejmowanie wyzwań – w taki sposób, aby zawsze i we wszystkim podobać się Bogu. Chodzi tu raczej o czuwanie nad świętością, której ziarno nosi w sobie człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Syna Bożego. O takiej wizji świętości przekonuje św. Franciszek z Asyżu.
swoje dzieła. W sumie mógł oszczędzić Franciszkowi takich epitetów, jednak ten wcale nie poczuł się dotknięty, bo wiedział doskonale, że taka jest prawda. Dlatego podszedł do biskupa, i upadłszy mu do stóp, podziękował mu za jego słowa. Franciszek wiedział, jak wiele Bóg działa przez niego, ale nie przypisywał sobie chwały, jaka należy się Bogu. Innym razem jechał na ośle, schorowany i słaby nie był w stanie iść na własnych nogach. Jakiś człowiek pracujący w polu zauważył go, podbiegł do niego z zaciekawieniem i zapytał, czy to przypadkiem nie on jest tym bratem Franciszkiem, o którym mówią ludzie. Ten przytaknął. A wieśniak bez ogródek powiedział: „Staraj się być tak dobry, jak wszyscy o tobie mówią, ponieważ wielu ci ufa. Dlatego upominam cię, żeby nigdy nie było z tobą inaczej, aniżeli się spodziewają”. Franciszek, mimo swojej niemocy, osunął się z osła i padłszy przed nim, ucałował mu stopy, dziękuNapomnienie i prawda o człowieku jąc za udzielone napomnienie. Sam boByło to w roku 1218. Franciszek głosił wiem wiedział, że zawsze musi czuwać kazanie w Terni. Na koniec podsumo- nad sobą, by nie utracić niczego z tego, wał go tamtejszy biskup Rajner, mówiąc co już otrzymał od Boga. Widział też, że do ludu zgromadzonego ze względu nie tyle ma zaspokoić oczekiwania inna sławę Franciszka. Stwierdził, że tak nych, choć i te też są ważne, ile zabiegać właśnie Bóg ubogacił swój Kościół tym o to, by zawsze podobać się Bogu. oto człowiekiem „wzgardzonym, prostym i nieuczonym”. Słusznie zresztą Podobać się Bogu O to właśnie modlił się Franciszek, zwrócił w ten sposób uwagę na wielkość Boga, który dla dobra ludzi powo- i taką też modlitwę zostawił swoim brałuje kogo chce i dokonuje przez niego ciom w Liście do Zakonu: „Wszechmo-
34
gący, wiekuisty, sprawiedliwy i miłosierny Boże, daj nam nędznym czynić dla Ciebie to, o czym wiemy, że tego chcesz i chcieć zawsze tego, co się Tobie podoba”. A Bogu podoba się, jak człowiek podobny jest do Jego Syna, Jezusa Chrystusa, który Jemu „wielce podoba się” i „za wszystko wystarcza”. Tomasz z Celano tak pisał o nawracającym się Franciszku: „Wtedy zapragnął poznać, co z niego, czy w nim, bardziej podoba się, czy mogłoby się podobać wiekuistemu Królowi. Bardzo pilnie badał i z największą pobożnością usiłował dociec, w jaki sposób, na jakiej drodze, czy jakim pragnieniem mógłby jeszcze doskonalej przylgnąć do Pana Boga, według rady i życzenia Jego woli”. Dlatego św. Bonawentura w swoich Mowach poświęconych Serafickiemu Ojcu przekonywał o konieczności wewnętrznej dyspozycji człowieka do podobania się Bogu: „Gdybyśmy byli skorzy do wykonywania tego, co podoba się Bogu, to On objawiłby nam swoją wolę. Dlatego Apostoł napisał: Nie upodobniajcie się do tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu waszego, abyście umieli rozpoznawać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12,2)”. Bonawentura od razu przywołał słowa św. Pawła, które uzmysławiają, że świat ma inne upodobania niż Bóg. Dlatego człowiek, chcąc podobać się Bogu, musi nieustannie przemieniać się, odnawiając
▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU swoje myślenie, swój sposób widzenia siebie, innych, świata i samego Boga.
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Doglądanie świętości Ziarno świętości, złożone przez Boga w głębi jestestwa człowieka, wymaga troski, doglądania, podobnie jak najzwyklejsze ziarno rośliny zasiane w ziemi. Trzeba dbać o to, by to ziarno miało odpowiednią glebę, odpowiednie nasłonecznienie, odpowiednią wilgotność, aby mogło się rozwijać i owocować. Jak to robić? Odpowiedź daje Franciszek: „Teraz zaś, skoro porzuciliśmy świat, nic innego nie mamy czynić, tylko spełniać wolę Pana i Jemu samemu się podobać. Strzeż-
my się bardzo, abyśmy nie byli rolą przy drodze albo kamienistą, albo ciernistą, o której Pan mówi w Ewangelii”. Słowo, które daje Bóg, staje się punktem odniesienia. Jest niczym lustro, w którym człowiek może się przeglądać, widząc to co dobre i piękne, i to co wymaga przemiany. Tylko w taki sposób człowiek może się przekonać, czy podoba się Bogu, bo to co Jemu się podoba, zapisane jest w Księdze. Słowo Boże objawia Jego upodobania i wprowadza na drogę, na której człowiek pięknieje, bo staje się wciąż bardziej podobnym do Jezusa przez utwierdzanie się w Jego cnotach. Św. Bonawentura mówi krótko:
Kaplica grobu św. Franciszka. Sacro Convento, Asyż.
„Ugruntowaną cnotą jest ta, dzięki której podoba się ktoś Panu cnót. Królowi wojska podoba się tylko dzielny żołnierz”. Dlatego tak ważne jest w świadomym postępowaniu na drodze ewangelicznej, by we wszystkim szukać tego, co Jemu się podoba. O tym przypomniał Franciszek bratu Leonowi, odpowiadając mu w liście na jego wątpliwości: „Bo tak ci radzę: jeśli w jakikolwiek sposób widzisz, że możesz bardziej podobać się Panu Bogu i podążać Jego śladami i za Jego ubóstwem, rób tak z błogosławieństwem Pana Boga i moim pozwoleniem”. Co więc mu radził? Aby we wszystkim starał się być święty.
Wszechmogący, wiekuisty, sprawiedliwy i miłosierny Boże, daj nam nędznym czynić dla Ciebie to, o czym wiemy, że tego chcesz i chcieć zawsze tego, co się Tobie podoba, abyśmy wewnętrznie oczyszczeni, wewnętrznie oświeceni i rozpaleni ogniem Ducha Świętego, mogli iść śladami umiłowanego Syna Twego, Pana naszego Jezusa Chrystusa i dojść do Ciebie, Najwyższy, jedynie dzięki Twej łasce, który żyjesz i królujesz, i odbierasz hołd w doskonałej Trójcy i prostej Jedności, Bóg wszechmogący przez wszystkie wieki wieków. Amen.
FOT. PIXABAY.COM
Św. Franciszek z Asyżu, List do Zakonu, 50-52.
Manuel. Mały wojownik Światła M EEnza Maria Milana, Valerio Bocci
Cena 35 zł
Oprawa miękka Format 129x208 mm Ilość stron 296 ISBN 978-83-7485-331-6
Dziewięcioletni Manuel odszedł do nieba w 2010 roku po długiej walce z nowotworem. Wyjątkowym testamentem, jaki po sobie zostawił, jest świadectwo niezwykłej i zażyłej relacji z Jezusem, jego największym przyjacielem. Swoim krótkim życiem pokazał, jak żywa i prosta może być więź z Bogiem i jak bardzo w codzienności można doświadczać Jego obecności. Wiedział, że ma do wypełnienia „misję Światła”, by inni mogli poznać i pokochać Jezusa. Wolny od stereotypów i konwenansów korespondował z kapłanami, biskupami, papieżem Benedyktem XVI, traktując ich jak przyjaciół. Przejmujące zdarzenia i słowa Manuela skrzętnie notowała jego matka. Czytelnik wchodząc w świat Manuela, ma szansę odnowić i ożywić swoją relację z Bogiem i z ludźmi.
Moja walka z szatanem Ojciec Ma eo La Grua Roberta Ruscica
Ojciec Matteo La Grua, zmarł w 2012 roku mając prawie 98 lat i 75 lat kapłaństwa. Był jednym z największych włoskich egzorcystów. Przyjaźnił się z o. Gabrielem Amorthem. Przychodzili do niego po pomoc wielcy tego świata i biedacy z najuboższych dzielnic Palermo. Nikogo nie zostawił bez pomocy. Służył nie tylko charyzmatem uzdrowienia czy uwolnienia, ale nieustannie głosił Ewangelię, dając duchowe wskazania umacniające wiarę i przestrzegając przed niebezpieczeństwami. Przez długie lata był wykładowcą w seminarium franciszkanów i w seminarium diecezjalnym w Palermo. Stronił od rozgłosu i dziennikarzy, jednak pod koniec życia opowiedział swoją historię, pełną zdarzeń związanych z posługą charyzmatami, którymi hojnie obdarzył go Bóg. Dziennikarka Roberta Ruscica zebrała jego świadectwa, tworząc niezwykłą opowieść o Bogu działającym cuda poprzez swojego kapłana.
Wenanty Katarzyniec Duchowość odważna
Cena 27
Oprawa miękka Format 129 x 208 mm zł Ilość stron 224 ISBN 978-83-7485-327-9
Edward Staniukiewicz OFMConv Ojciec Wenanty Katarzyniec od samego początku odznaczał się nieprzeciętnymi zaletami duchowymi i umysłowymi. Zadziwiał dojrzałością duchową i kulturą osobistą. Był bardzo pilnym i inteligentnym uczniem i studentem, wzorowym zakonnikiem, gorliwym i oddanym kapłanem. Dziś, w niewyjaśniony sposób, zachwyca i fascynuje człowieka XXI wieku swoją prostą i cichą, lecz bezkompromisową i odważną duchowością. „Duchowość odważna” prezentuje konkretne cnoty, które ojciec Wenanty z żelazną konsekwencją praktykował na co dzień. To idealny drogowskaz dla wszystkich, którym bliska jest jego duchowość oraz dla każdego, kto chce odnowić swoją wiarę.
Cena 9
Oprawa miękka Format 115 x 165 mm Ilość stron 84 zł ISBN 978-83-7485-334-7
Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl
Przy zamówieniach na kwotę 120 zł lub więcej, koszty przesyłki (12 zł) ponosi wydawnictwo.
TEMAT NUMERU ▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪
Świętość BRAT MNIEJSZY KONWENTUALNY Zdzisław Kijas OFMConv
BRAT MNIEJSZY Eligiusz Dymowski OFM
B
ez wątpienia żyjemy w epoce napędzanego triumfalizmu. Wręcz kultowe stały się takie słowa, jak: młodość, kariera, celebrytyzm, świeckość, czy totalna wolność. Każda zaś inność, która nie poddaje się powszechnie lansowanym modom, traktowana jest jako oznaka zacofania i słabości. Tymczasem coraz częściej zanika poczucie bezpieczeństwa, a ludziom doskwierają samotność, wszelkie frustracje, depresje, duchowa pustka… Nawet w kościołach czujemy się nieraz jak w muzeum z martwymi reliktami przeszłości. Człowiek zatracił dystans do siebie, nie umie właściwie ocenić swoich możliwości, a nawet potrzeb. Nie wolno jednak zapominać, że logika Boga pozostaje niezmienna i nadal zobowiązująco rozbrzmiewają Jego słowa: „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty” (Kpł 19,2). Dlaczego więc tak bardzo boimy się świętości, odsuwając ją wciąż na daleki plan naszych marzeń i pragnień? Może dzieje się to tylko tak, na wszelki wypadek, asekuracyjnie, aby zbytnio nie wywrócić świeckiego porządku na drodze do bycia za wszelką cenę tylko na ziemi szczęśliwym? Nie chcemy być od nikogo gorszymi, stąd tak chętnie lubimy tworzyć sprawiedliwość w oparciu o własne siły i zdolności, nie bacząc przy tym, że kiedyś „odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Świętość, to miłosierne oko i obdarzone hojnie dobrocią ludzkie serce. To wrażliwe sumienie zasłuchane w różne głosy. Dlatego papież Franciszek w swoim nauczaniu o świętości nie ucieka się do jakichś płytkich
38
sentymentów, ale wręcz ostro napomina: „Zepsucie duchowe jest gorsze niż upadek grzesznika, ponieważ polega ono na ślepocie wygodnej i samowystarczalnej, przy której w końcu wszystko zdaje się dopuszczalne: oszustwa, oszczerstwa, egoizm i wiele subtelnych form skoncentrowania na sobie samym, «sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości»” (Gaudete et exsultate, 165). Prawdziwa świętość nie musi być od razu heroiczna, męczeńska, pozbawiona ziemskich realiów. Prawdziwa świętość dojrzewa do bycia błogosławioną na różnych etapach życia. Dlatego, świętość o zapachu codzienności zawsze będzie czuć się dobrze we własnej skórze: w cichości bowiem czyni pokój i dobro, nie unosi się pychą, jest subtelna i pokorna, prawa i sprawiedliwa, ma miłosierne spojrzenie wobec bliźnich, rozumie swoją słabość i nie lęka się, gdy trzeba innych napomnieć, wnosi radość i humor, ponieważ cała jest napełniona wiarą i ufnością w Boga. Tylko taka świętość może zachwycić, przemawiając i dziś własnym głosem, który w końcu usłyszy świat, bo „kiedy badamy przed Bogiem drogi życia, żadne przestrzenie nie mogą pozostać wykluczone” (Gaudete et exsultate, 175), wówczas i świętość staje się jeszcze bardziej możliwa.
Ś
więtość ma w sobie coś z protestu i coś ze spotkania. Świętość sprzeciwia się temu wszystkiemu, co duchowo i intelektualnie małe, co nie rozwija, ale pomniejsza człowieka – duchowo i materialnie. Ponieważ świętość oddycha doskonałością Boga, stąd jest ona głośnym „nie”, w słowie lub postawie, przeciwko temu, co nie promuje Jego wartości w życiu człowieka i świata. Wyrażenie sprzeciwu wymaga odwagi, stąd święci z natury są ludźmi odważnymi. W zasadzie nikt, kto lękliwy, kto łatwo daje się zastraszyć lub kto szybko poddaje się rezygnacji z wyznaczonych sobie ideałów, świętym nie zostaje. Sprzeciw wpisany jest niejako w naturę świętości. Sądzić można, że ten właśnie sprzeciw, właściwy dla świętości, miał na myśli Jezus, kiedy mówił: „Od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni” (Mt 11,12). Ci zatem, którzy gotowi są pokonywać przeszkody, które spotykają na swojej drodze do dobra, wchodzą do grona ludzi wielkich, są świętymi. Drugim aspektem świętości jest spotkanie. Skupienie się na samym „sprzeciwie” nie byłoby powiedzeniem wszystkiego o świętości. Jest ona czymś jeszcze, czymś bardziej pozytywnym, przyjemnym, twórczym. Otóż pełno w niej elementów dobrych i szlachetnych, doznań wielkich i głębokich. Świętość jest w rzeczywistości pewną formą spotkania, wejściem w dialog, nawiązaniem przyjaźni trwałej i mocnej, gotowej oddać życie za swoich przyjaciół. Dokonuje się ono
▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪ TEMAT NUMERU
BRAT MNIEJSZY KAPUCYN Wiesław Block OFMCap
na wielu różnych płaszczyznach i każda z nich jest bardzo ważna, bo od każdej zależy ostateczna „jakość” człowieka. Święci byli mistrzami dobrych spotkań, nie stronili od nich, ale przeciwnie – szukali ich bardzo i z wielką wytrwałością. Najważniejsze dla nich było oczywiście spotkanie z Bogiem, które stawało się źródłem miłości, ożywiającej ich pragnienia i słowa, czyny i wielkie projekty na przyszłość. W spotkaniu z Bożą miłością święty rozpoznawał swoją naturalną wielkość i zarazem swoje powołanie do spotykania innych w ich potrzebach i trudnościach, w ich egzystencjalnej i duchowej inności. W kulturze, która kładzie duży nacisk wyłącznie na korzyści (materialne, estetyczne czy inne), która uczy, jak je znajdować i z nich korzystać, osoba święta, przeciwnie, żyje duchem spotkań, które już ją wzbogaciły/odmieniły i w oczekiwaniu na te, które jeszcze nastąpią. Świętość nie ma nic wspólnego z sukcesem, nawet kościelnym. Pozornie nie przynosi korzyści, a nawet powodować może straty (przykładem tego są męczennicy a także ci, którzy ofiarowali swoje życie służąc innym), w ostateczności jednak świętość jest zawsze źródłem światła i mocy, mądrości i odwagi, tak dla tych, którzy nią żyją, jak i dla ludzi postronnych. Świętość posiada cudowną moc podnoszenia na duchu, zwalczania pokusy lenistwa, zniechęcenia czy depresji. Nie pozwala poddawać się, rezygnować z czegoś, co jest dobre i co uszczęśliwić może wielu. O taką właśnie świętość zabiega świat i do takiej wzywa i zaprasza Bóg.
F
ranciszek z Asyżu, kiedy mówi o świętości odnosi ten termin przede wszystkim do Boga Ojca, Chrystusa czy Ducha Świętego, czasami też do Dziewicy Maryi lub cnót. Najczęściej osoby Trójcy Świętej są opisane w najwyższym stopniu przymiotnika jako „najświętszy”, natomiast Matka Boża wzywana jest jako „święta”. Jeśli chodzi o cnoty to również i one są „najświętsze”, jako że pochodzą i wywodzą się od Najwyższego Pana (por. Pozdrowienie cnót, 4). Człowiek natomiast jest przedstawiony w kontraście wobec wielkości i świętości Boga. Już z samego faktu, iż jest bytem stworzonym wynika to, że jest on ontologicznie mniejszym i tak różnym od swego Stwórcy, iż „żaden człowiek nie jest godny wymówić Twego Imienia” (Pieśń słoneczna, 2). Ponadto małość i słabość ludzkiej natury, zniszczonej przez grzech pierworodny, upodobanie w wadach i grzechach, stawia ludzi w pewnym sensie hierarchii stworzeń poniżej od pozostałych istnień, gdyż: „Wszystkie stworzenia, które są pod niebem, służą na swój sposób swemu Stwórcy, uznają Go i słuchają lepiej niż ty. I nawet złe duchy nie ukrzyżowały Go, lecz to ty teraz wraz z nimi ukrzyżowałeś Go i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach i grzechach” (Napomnienie 5,2-3). Człowiek zatem może się chlubić tylko we własnych słabościach i dźwiganiu krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Napomnienie 5,7). Przekonanie o ograniczoności ludzkiej natury oraz codzienne doświadczenie osobistej słabości sprawiają, iż Fran-
ciszek nie czuje się godny, by wezwać imienia najwyższego i najświętszego Boga. W jego sercu rodzi się jedyna możliwa odpowiedź na taki stan rzeczy, jaką jest modlitwa-prośba, skierowana do Boga Ojca, by Ten, który jest najlepszym Pośrednikiem wraz z Duchem Świętym godnie Go wzywali i składali Mu właściwe uwielbienie: „A ponieważ my, nędzni i grzeszni, wszyscy razem nie jesteśmy godni wymówić Twego Imienia, błagamy pokornie, aby Pan nasz Jezus Chrystus, Syn Twój umiłowany, który się Tobie wielce podoba, składał Ci za wszystko dzięki wraz z Duchem Świętym Pocieszycielem, tak jak Tobie i Jemu się podoba” (1Reg 23,5). Pomimo takiej, wydawałoby się beznadziejnej kondycji duchowej człowieka, Franciszek nie popada w depresję, nie traci nadziei, ale pokazuje, iż zbliżenie się ku świętemu Bogu oraz postępowanie na drodze świętości jest w zasięgu ludzkich możliwości. Jest to możliwe dzięki temu, iż najświętszy Bóg, Wcielone Słowo, stał się człowiekiem. Zatem tylko wstępując w Jego ślady, grzeszny człowiek staje się świętym. Myśl ta została pięknie wyrażona w modlitwie zapisanej na zakończenie Listu do całego Zakonu: „...daj nam nędznym czynić dla Ciebie to, o czym wiemy, że tego chcesz i chcieć zawsze tego, co się Tobie podoba, abyśmy... mogli iść śladami umiłowanego Syna Twego, Pana naszego Jezusa Chrystusa i dojść do Ciebie, Najwyższy, jedynie dzięki Twej łasce” (cała modlitwa na s. 36 tego numeru).
39
Być radosnym radością Ducha Rozmawiał: Andrzej Zając OFMConv
Rozmowa z Katarzyną Mazierską-Białek – dziennikarką, autorką książki Sekret radości, w której daje świadectwo uzdrowienia z chronicznego smutku. W Internecie prowadzi stronę winnicaradosci.pl.
FOT. ARKADIUSZ OSTROWSKI
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
FOT. MARCIN MENTEL
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU Zacznijmy odważnie. Chcesz być święta? Jasne! Być świętą jest pociągające. Gdy patrzę na świętych Kościoła katolickiego, to wszyscy z nich mieli jeden wspólny mianownik – byli niezwykle atrakcyjni. Na tę atrakcyjność składała się pewność siebie, odwaga oraz niespotykana mądrość. Kto z nas nie chciałby właśnie taki być? Dziś mnóstwo ludzi chodzi do psychoterapeutów, bo panuje epidemia zalęknienia, braku akceptacji siebie, nieumiejętności funkcjonowania w relacjach, podejmowania decyzji czy wychodzenia z kryzysowych sytuacji. Przecież z Duchem Świętym potrafisz przeskakiwać wszystkie te mury (Ps 18,30), On napełnia cię odwagą do
wnętrznej nie da się osiągnąć samemu, nawet najsilniejszą wolą. To bonus, który otrzymujesz, gdy jesteś posłuszny Bogu i ufasz, że to, co się dzieje teraz, On obróci dla twego zwycięstwa. Uczę się tej niezwykłej radości codziennie, bo widzę, jak Jezusowi zależy na tym, abym była radosna. Zawsze. Kiedyś usłyszałam od Jezusa: „Smutna na niewiele mi się zdasz” i myślę, że w tym zdaniu zawiera się wszystko. Czyli radość ma wiele wspólnego ze świętością? Św. Filip Neri świetnie to ujął. Powiedział, że radość umacnia serca i pomaga wytrwać w dobru. Jest drogą do doskonałości – najkrótszą i najpewniejszą; a im więcej w nas radości, tym bliżej
Przecież z Duchem Świętym potrafisz przeskakiwać wszystkie te mury (Ps 18,30), On napełnia cię odwagą do działania, On daje ci poznanie, co zrobić, dokąd pójść, czego unikać. działania, On daje ci poznanie, co zrobić, dokąd pójść, czego unikać. To Duch Święty daje ci serce kochające, siłę do przebaczenia i rozkwit twojemu związkowi. Wiem, bo doświadczam tego od 8 lat, odkąd zaprzyjaźniłam się z Ojcem, Synem i Duchem oraz Maryją. Spotykasz się z różnymi ludźmi, dajesz świadectwo swojej wiary, radości nawrócenia, bliskości Boga. Czy zapytał Cię ktoś wprost, o co chodzi w świętości? Co to jest świętość? Nie, ale gdyby zapytał, to odpowiedziałabym, że papierkiem lakmusowym świętości jest to czy masz w sobie radość. Świętość to chodzenie za Jezusem. Radość to najprostszy wskaźnik, czy idziesz po śladach Zbawiciela. Radości we-
nam do świętości. Duch Święty obdarza nas radością, by potwierdzić nam, że idziemy dobrą drogą. Drogą, która podoba się Panu. Taka radość ukaja, satysfakcjonuje, przynosi spełnienie i pokój; jest inspiracją dla ludzi, którzy wokół niej chcą się gromadzić i prędzej czy później zapytają skąd to u ciebie. Wówczas bez wysiłku możesz wskazywać ludziom drogę do Pana. Co według Ciebie konieczne jest w postawie człowieka, by mógł wzrastać w świętości? Priorytetem jest czas spędzony z Bogiem. I to czas spędzony na słuchaniu Go. Dla mnie to absolutna podstawa. Nawet jeśli wiele się modlę, ale brak mi zasłuchania w to, co Pan chce mi powiedzieć, prędzej czy później tonę
43
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪
Podczas jednej z homilii w Domu św. Marty papież Franciszek stwierdził dość mocno: „chrześcijanin, który nie jest radosny w sercu, nie jest dobrym chrześcijaninem”. Zgadasz się z tym? Oczywiście. Papież Franciszek mówi tutaj właśnie o radości wewnętrznej, czyli radości Ducha Świętego. Jeśli ja nie jestem radosna radością Ducha, to nigdy nie będę w stanie prowadzić innych
do Jezusa, inspirować ich, pomagać im rozkwitać. Doświadczyłam tego mnóstwo razy, że radość Ducha Świętego depcze mój egoizm, pychę, lęk i otwiera mnie na innych.
Świętość to chodzenie za Jezusem. Radość to najprostszy wskaźnik, czy idziesz po śladach Zbawiciela.
▪
Franciszek swoją adhortację Evangelii Gaudium rozpoczął tak: „Radość Ewangelii napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość”. Brzmi to pięknie, ale i górnolotnie. Doświadczyłaś prawdziwości tych słów na własnej skórze? Ale to prawda! To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,11). Trzeba się tylko cofnąć do tego, co Jezus nam powiedział. A mówił o tym, aby trwać w Nim, a więc być w bliskiej relacji z Nim; oraz aby trwać w Jego nauce, a więc brać na serio to, co mówi w Ewangelii. To jest FOT. ARKADIUSZ OSTROWSKI
w chaosie myśli, zniechęceniu, nudzie. Słuchanie rozwija moją relację z Bogiem żywym i napełnia mnie fascynacją życiem. Jeśli pragniesz usłyszeć Boga, to na sto procent Go usłyszysz, a wtedy zrozumiesz, że to doświadczenie dodaje skrzydeł, lekkości w przeżywaniu życia i nie równa się z niczym innym…
FOT. ARKADIUSZ OSTROWSKI
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU
45
46
FOT. ARKADIUSZ OSTROWSKI
▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU miłość, a z tej miłości rodzi się i odradza radość i to – uwaga! – radość pełna. W każdej sferze, w której nie ma tej pełnej radości, leży jakiś błąd. Potrzeba refleksji i mądrości Ducha Świętego, aby wspólnie z Bogiem odkryć na czym ten błąd polega. A jeżeli rzeczywiście trwam w Jezusie i żyję Jego słowem, to mam prosić o cokolwiek chcę, a to mi się spełni (J 15,7). Wówczas i Ojciec dozna chwały, i ja będę miała radość w pełni. Co to znaczy, że mamy pozwolić się zbawić Jezusowi? Ty pozwoliłaś? To oznacza, że mamy pozwolić Mu się przemieniać. To z kolei znaczy, by nie zostawać samemu z naszą słabością, wadą, grzechem, upadkiem, pragnieniem serca, marzeniem, wyobraźnią, pamięcią, emocjonalnością itd., ale rozmawiać z Jezusem o tym wszystkim i prosić, by każdą sferę życia uzdrawiał, nawracał, przemieniał i oczyszczał. Nawet jeśli zapominam o tym, to szybko mi się przypomni w momencie, gdy znów znajdę się w moim życiu „pod ścianą”, bezsilna i załamana. To znak, że na nowo potrzebuję zbawienia Jezusa, a więc Jego pomocy, ratunku, uzdrowienia i uwolnienia. We wspomnianej adhortacji czytamy nieco dalej: „On pozwala nam podnieść głowę i zacząć od nowa, z taką czułością, która nas nigdy nie zawiedzie i zawsze może przywrócić nam radość”. Wierzysz w to? Czy rzeczywiście można zawsze zacząć od nowa? Ja zaczęłam kilka lat temu. Ale widzę też, że po każdym kolejnym nieudanym etapie życia proszę Pana, aby móc znów zacząć od nowa. Jestem osobą, która wyciąga wnioski z Bogiem: co spowodowało, że się znów pogubiłam; jakie moje błędne myślenie zaprowadziło mnie w kolejną ślepą uliczkę; co robię nie tak, że nie mogę osiągnąć zamierzonego celu; dlaczego nie jestem w stanie zrealizo-
wać pragnień, które ciągle mi towarzyszą? Radość w pełni, w mojej opinii, ma dwa źródła – pierwszym jest zmiana starego i bezowocnego sposobu myślenia, a drugim jest realizacja pragnień serca, które Bóg sam tam umieszcza. Jezus rzeczywiście pozwala mi podnieść głowę! Ilekroć odnawiam się myślowo i ilekroć osiągam to, co sobie zamierzyłam, Pan przywraca mi radość, rośnie moja wiara, odwaga i pewność siebie, jako najukochańszej córeczki Boga. Wtedy też czuję, że zaczęłam z Panem wszystko od nowa. Czasami jednak człowiek po prostu nie ma siły. Próbuje, próbuje, ale wciąż się nie udaje. Przychodzi zniechęcenie. Co wtedy?
Bogu, że mnie doskonale prowadzi i odpowiada na moje potrzeby, a zaczynam kombinować po swojemu. Wciąż jeszcze wiele razy myślę, że już jestem na tyle bystra, że mogę sama zadecydować. Ale ostatecznie zawsze, gdy przestaję pytać Pana o drogę, lub, o zgrozo, gdy zapytam, usłyszę, a potem pójdę inną ścieżką, przychodzi niezadowolenie, przygnębienie i smutek. Wówczas wystarczy zrobić to, co zrobił syn marnotrawny. A wtedy doświadczam jeszcze większych błogosławieństw i łask, bo Jezus uwielbia nas obdarowywać i umacniać na duchu, gdy skruszeni wracamy do Niego. Co, jakie sytuacje najbardziej wystawiają Twoją radość na próbę?
W każdej sferze, w której nie ma tej pełnej radości, leży jakiś błąd. Potrzeba refleksji i mądrości Ducha Świętego, aby wspólnie z Bogiem odkryć na czym ten błąd polega. Doskonale znam ten stan. Wtedy, najczęściej, po prostu go przeczekuję. Staram się zrelaksować: robię sobie kąpiel przy świecach, idę pobiegać, czytam książkę, oglądam dobry film, spotykam się z życzliwymi ludźmi. W takich dniach często nawet nie potrafię się pomodlić, wtedy po prostu wołam do Jezusa, aby mnie ratował i coś zrobił. Czasami się nawet z Nim pokłócę, i to naprawdę mocno. Ale czekam, czekam, po prostu czekam na Jego cudowną łaskę.
Wszystkie te, w których jestem słaba. Dlatego dobrze jest siebie poznawać i patrzeć, w jakich sytuacjach ty jesteś słaby, a potem być przebiegłym w tych momentach. Ostatnio na adoracji prosiłam Jezusa o jedno słowo dla mnie. Natychmiast usłyszałam słowo „konsekwencja”. Wszystkie sytuacje, w których jestem niekonsekwentna, poprowadzą mnie do smutku. Jeżeli ustaliłam z Bogiem, że zaczynam dzień o 7.00, a wstanę jednak z lenistwa godzinę później, to mogę być pewna, że dzień mi się rozRadość wypisaną masz na twarzy. jedzie i trudno będzie o radość. Jeżeli wiem, że dzisiaj mam problem z wydaCzy zawsze taka jesteś? Na Ciebie też przychodzą chyba momenty waniem niemałych pieniędzy na ciuchy, niezadowolenia, przygnębienia, to każde wchodzenie do galerii handlosmutku. Jak z tego wychodzisz? wej jest ryzykowne. Jeżeli wiem, że mam Przychodzą na mnie dni przygnę- z mężem podejmować każdą moją debienia zawsze wtedy, gdy przestaję ufać cyzję o zakupie, to jeśli nie robię tego,
47
TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ narażam się na szybki upadek. Zauważam, że zakupy rozładowują stres, a więc w takich sytuacjach jednak lepiej, jak pójdę pobiegać do lasu, zamiast brać portfel i jechać do sklepu. Wiedząc to wszystko, jeśli jestem niekonsekwentna, szybko doświadczę złamania swoich zasad, a zaraz potem frustracji, chaosu, niechęci do życia, braku motywacji itd. Każde nieposłuszeństwo dobru prowadzi do smutku.
chleb Judaszowi. Ta wiedza pomogła mi przemienić moje mechanizmy myślowe i podjąć bez lęku nowe zadania, które się w tamtym momencie pojawiły. Taki jest właśnie Jezus!
Napisałaś książkę Sekret radości. Dlaczego zdecydowałaś się na nią? Czym ona jest dla Ciebie? Psalm mówi, aby spisać dla przyszłych pokoleń to, czego Bóg dokonuje (Ps 102,19). Ta książka jest moim dziękczynieniem Jezusowi za to, co On dla Jak się modlisz? Jakie są Twoje mnie zrobił. A zrobił bardzo, bardzo ulubione formy modlitwy? Kocham różaniec i Litanię do św. Jó- wiele: uzdrowił mnie z chronicznego zefa. Jednak szczególną dla mnie mod- smutku, spełnił wiele moich marzeń, litwą jest czytanie Biblii oraz adoracja pomógł zrealizować pragnienia mojeJezusa w Najświętszym Sakramencie. go serca, odbudował mnie i nie odrzu-
Ta bezwarunkowa miłość wypycha cię z często bardzo bolesnej przeszłości, i pragnie „ogłaszać ci rzeczy nowe” (Iz 48,6), bo z Jezusem stajesz się całkowicie nowym stworzeniem. Często odkrywam, że są to formy, przy których potrafię słuchać Pana. Bardzo lubię słuchać Jezusa, bo On zawsze ma mi do powiedzenia niesamowite rzeczy. Bóg jest tak niebywale mądry i to mnie fascynuje w Nim najbardziej. Chociażby ostatnio rozważałam fragment Ewangelii, kiedy Jezus podaje Judaszowi kawałek umoczonego w winie chleba (J 13,26). Duch Święty pokazał mi w tej Ewangelii, że za bardzo zajmuję się detalami, co z kolei wyzwala we mnie lęk przed wyzwaniami. A pokazał mi to w ten sposób, że użył mojej wyobraźni. Wyobrażając sobie powyższy fragment, zauważyłam, że zamiast skupić się na sednie sprawy, ja cały czas przyglądałam się kropli wina, która upadła na stół w momencie, gdy Jezus podawał namoczony
48
cił moich modlitw (Ps 102,17-18). Sekret radości to świadectwo, że Bóg jest tuż obok i działa nieprawdopodobne rzeczy wszędzie tam, gdzie ktoś uwierzy, że On może! Sekret radości to również zbiór wskazówek, które odpowiedzą na pytanie jak uzyskać radość, a które otrzymałam od Pana przez te kilka lat współpracy z Nim. Ta książka zawiera również propozycję rekolekcji uzdrowienia w Łonie Maryi, które sama przeszłam, a po których weszłam w swoje niepowtarzalne powołanie. Wiele osób po przeczytaniu Sekretu radości doświadcza dotyku Ducha, przemienia swoje życie, powraca w ramiona Jezusa i nawiązuje relację z Maryją. Taki był też cel tej książki i jestem szczęśliwa, że udało się go osiągnąć.
Lubisz św. Filipa Nereusza. To był człowiek wielkiej radości. Co w nim bardziej jeszcze konkretnie Cię pociąga? Wiele sytuacji, które ja potraktowałabym śmiertelnie poważnie, św. Filip przemieniłby w żart. On uczy mnie radosnego luzu i dystansu do życiowych niepowodzeń. Ponadto, miał tę naturalną zdolność rozpalania człowieka do robienia więcej. Nikogo nie skreślał, ale zauważał potencjał, dawał szansę, uaktywniał, zarażał radością, przez co jego wychowankowie odkrywali swoje pragnienia, pasje i talenty. To samo dzieje się w relacji ty-Bóg, gdy dzięki miłości Bożej odkrywasz siebie. Ta bezwarunkowa miłość wypycha cię z często bardzo bolesnej przeszłości, i pragnie „ogłaszać ci rzeczy nowe” (Iz 48,6), bo z Jezusem stajesz się całkowicie nowym stworzeniem. To działo się również w obecności tego świętego, który „nakręcał” ludzi do zmian i pięknego życia. Chciałabym żyć podobnie i dawać ludziom taką radość… A miałaś jakieś doświadczenie ze św. Antonim? Miałam. Niebywałe… Jego postać również mnie fascynuje. Był obdarzony charyzmatycznie, porywał mądrością, świetnie pisał i miał niestandardowe przemowy, stąd dla mnie, jako dla dziennikarki, tym bardziej jest wzorem. Modlę się do niego, zwłaszcza w przypadku szeroko pojętych zgub. Tak było również w 2016 r., kiedy zgubiliśmy klucze do naszego mieszkania. Mój mąż najprawdopodobniej wyrzucił je wraz ze śmieciami. Szukaliśmy ich wszędzie, lecz na próżno. Załamani modliliśmy się wtedy do św. Antoniego. Staliśmy przed domem i patrząc na zamknięte drzwi zastanawialiśmy się co dalej. Proszę sobie wyobrazić co czuliśmy, gdy te klucze nagle pojawiły się w dłoni?! To cud, którego nigdy nie zapomnę, a te klucze do dziś traktuję trochę jako relikwie św. Antoniego. W końcu musiał je trzymać w dłoni…
FOT. WŁASNA AUTORKI
Przy okazji święta św. Antoniego czego życzysz czytelnikom naszego magazynu? Wszystkim czytelnikom życzę wiary św. Antoniego, która uaktywniła wiele cudów za jego życia. Życzę również pokory, która – jak mawiał święty – chroni nas i wymyka się zasadzkom nieprzyjaciela. Niech św. Antonii wyprasza dla nas wszystkich odwagę do chodzenia z Jezusem po wodzie.
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIADKOWIE ▪
Kochać i przestać się bać Urszula Wrońska
2 lipca 2018 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny Chiary Corbelli Petrillo, żony i matki. Jej życiowe wybory, tak dla wierzących jak i niewierzących, stały się znakiem zapytania. Wielu gromadziło się, by z nią przebywać i modlić się. Wielu też było takich, którzy ją oskarżali. Tymczasem Chiara chciała żyć normalnie. Kochała z całych sił Boga i swojego męża. Kochała także swoje dzieci. Nie była przebojowa, nie była żadnym wywrotowcem, po prostu szła za tym, co podpowiadało jej serce, w trudnościach opierając się na Chrystusie. To ten Chiara była Włoszką urodzoną w 1984 r. Wychowała się w wierzącej rodzinie, jej mama należała do ruchu Odnowy Charyzmatycznej, a praktycznie cała dalsza rodzinna uczestniczyła w formacji Drogi Neokatechumenalnej. Chiara dorastała wraz z siostrą w radosnej, pełnej miłości atmosferze. Rodzice posyłali ich do starannie dobranych szkół, troszczyli się, by dobrze je wychować. Choć dziewczyna była wyjątkowo ładna, a wokół niej kręciło się wielu adoratorów, ona sama nie chciała się wiązać z żadnych chłopakiem, co nieco martwiło jej rodziców. Sytuacja zmieniła się, kiedy 18-letnia Chiara wybrała się podczas wakacji do Medjugorie. Wraz ze wspólnotą charyzmatyczną przyjechał tam też Enrico. Młodzi szybko zakochali się w sobie i po powrocie do Rzymu zostali parą. Kiedy ojciec rozmawiał z Chiarą, próbował dawać jej rozsądne wskazówki: „To twój pierwszy chłopak. To raczej pewne, że nie będzie ostatnim. Bądź cierpliwa i ostrożna”. Na to Chiara z przekonaniem odpowie-
50
działa: „Tato nic nie rozumiesz, ja jestem pewna, że to będzie mój mąż”. Pomimo głębokiego przekonania, że Enrico jest człowiekiem, którego Bóg przeznaczył na jej męża, Chiara wiedziała, że ich związek nie jest idealny. We wszystko wkładali całe serce, chcieli się przed sobą pokazać z jak najlepszej strony, ale widzieli tylko, że bardzo się ranią i że bycie razem nie daje im radości. Jak wspomina ich przyjaciółka, kiedy ich spotkała na początku ich związku, wyglądali na bardzo zmęczonych i nie wyróżniało ich nic wyjątkowego. Sama Chiara wspomina, że nigdy wcześniej ani później, nie przeżyła tak trudnego czasu, nigdy nie miała aż tak wielkich rozterek. Ich relacja trwała 6 lat, w międzyczasie przeżyli kilka rozstań. Bardzo poranieni swoim związkiem, trafili do franciszkanów w Asyżu. Tam znaleźli ojca duchowego i nową nadzieję. Odkryli franciszkańską zasadę małych kroków: podejmować codzienne decyzje bez wybiegania w przyszłość. Robić mały krok – czyli podejmować jakąś konkretną życiową decyzję z Chrystusem, wiedząc,
że życie jest jak podróż, a Bóg codziennie daje nam wykonać jeden mały krok naprzód. Enrico oświadczył się Chiarze podczas pielgrzymki do sanktuarium maryjnego i szybko zaczęli przygotowania do ślubu. Jak opowiadał po latach Enrico, „u podstaw dobrego małżeństwa leży trudne narzeczeństwo. Nie wolno się bać pokazać, kim się naprawdę jest, trzeba być sobą”. Chiara natomiast odkryła, że miłość jest przeciwieństwem posiadania. Jeśli chce się naprawdę kogoś kochać, trzeba oddać wszystko. Także przestać się ciągle bać, że się tę drugą osobę straci. Chiara przygotowania do ślubu traktowała jak przygotowania do święceń zakonnych. Chciała oddać się w całości Bogu i swojemu mężowi. Ostatnie dni przed ślubem młodzi spędzili w Asyżu. Chiara z towarzyszącymi jej dziewczętami zatrzymała się u sióstr zakonnych, Enrico z chłopakami mieszkał w klasztorze franciszkanów. Po ślubie Chiara zastanawiała się jak ma teraz wyglądać jej życie duchowe. Będąc mężatką zaczynało jej brakować
▪ ŚWIADKOWIE ▪ TEMAT NUMERU czasu, by modlić się tak dużo jak dawniej. Wraz ze swoją przyjaciółką, również młodą mężatką, ustaliły, że ich formacja duchowa musi zmienić się w „pieśń kuchenną” – wszystko, co robi się z miłości do męża i dzieci: gotowanie, sprzątanie, każda najdrobniejsza posługa, jeśli jest robiona z miłości, staje się modlitwą. Chiara zawsze jednak znajdowała też czas, by czytać słowo Boże. Dzięki Pismu Świętemu miała bardzo głęboką relację z Bogiem. Często modliła się też na różańcu. Mawiała, że ta modlitwa „pomaga jej oderwać się od trudów, rozproszyć mgłę i na nowo dostrzec światło”.
miała wątpliwości, że nie zgodzi się na aborcję, ale nie wiedziała co powie Enrico. To były dla niej ciężkie godziny, bo musiała krzyż choroby dziecka nieść sama. Zapłakana popatrzyła na obraz Maryi, który wisiał na ścianie ich mieszkania. Wtedy przyszedł pokój. Chiara pomyślała, że Maryja też była sama z informacją o tym, że rozwija się w niej nowe życie i musiała jakoś powiedzieć o tym Józefowi. Kiedy Enrico zapewnił Chiarę, że przyjmą córeczkę i będą przy niej tak długo, jak długo będzie żyć, choroba dziecka przestała być tragedią. Jak wspominali małżonkowie, najtrudniejsze były komentarze wszystkich wokół. Namawianie do aborcji, czy słowa nieświadomych czasem ludzi. Wszyscy widząc ciężarną kobietę, życzyli jej dobrego porodu i zdrowego dziecka. Chiara zazwyczaj przyjmowała te komentarze bez słowa. Przyszliśmy na świat, by nigdy już nie umrzeć Młodzi rodzice wybrali dla swojej córeczki imiona Maria Gracia (wł. łaska) Letitia (wł. radość). Modlili się, żeby mogła się urodzić żywa, by ją ochrzcić. Chiara miała też intencję, by mogła urodzić siłami
FOT. CRISTIAN GENNARI
Być jak Maryja Wkrótce po powrocie z podróży poślubnej Chiara i Enrico dowiedzieli się, że spodziewają się dziecka. Byli bardzo szczęśliwi, ale też nieco zaniepokojeni. Tylko Enrico miał pracę, Chiara dopiero co zapisała się na studia podyplomowe. Zaczynali małżeństwo bez niczego: mieszkania, oszczędności. Mieli tylko nadzieję, że tak jak Bóg pomógł im zorganizować ślub i wesele, tak pomoże też zdobyć wszystko potrzebne dla ich rodziny. Enrico i Chiara po raz kolejny wybrali się do Porcjunkuli, kościółka w okolicy Asyżu, by tam powierzyć swoje dziecko Maryi. Chiara była bardzo poważna. Kiedy inni pytali ją czy czymś się martwi, ona odpowiedziała, że czuje się dziwnie, „ma przeczucie jakby to dziecko nie było moje, jakby nie było przeznaczone dla mnie...” – mówiła. Niedługo potem Chiara poszła na standardowe badanie ultrasonografem. Niestety Enrico nie mógł być z nią, ponieważ musiał poddać się zabiegowi i przebywał w szpitalu. Okazało się, że
małe dzieciątko, którego oczekują to dziewczynka. Niestety badanie pokazało też, że dziecko jest nieuleczalnie chore. Dziewczynka cierpiała na bezmózgowie i najprawdopodobniej nie powinna przeżyć nawet porodu. Chiara wyszła z badania zapłakana. To był cios, w dodatku męża nie było przy niej. Ona sama nie
TEMAT NUMERU ▪ ŚWIADKOWIE ▪ FOT. CHIARACORBELLAPETRILLO.IT
Pokazał, że Bóg czyni cuda, ale nie według naszej ograniczonej logiki. [...] mój Goliat wreszcie umarł, a moje oczy mogą teraz spokojnie spojrzeć w dal i podążać za Bogiem, bez strachu, bycia tym, kim jestem”. Małżonkowie zaczęli planować swoje życie z niepełnosprawnym dzieckiem, rozważali nawet pomysł, by wyprowadzić się z ukochanego Rzymu, by zapełnić synkowi jak najlepsze warunki. Niestety okazało się, że dziecko ma również wiele wad genetycznych i także i ono nie będzie mogło żyć. Dawide niedługo po porodzie zmarł. Jego rodzice starali się jednak, by całe swoje krótkie życie mógł czuć ich wielką miłość. Jego pogrzeb, podobnie jak małej Marii, był rządku. Kiedy kobieta opuszczała szpi- radosnym pożegnaniem, pełnym wiary, tal, bardzo dziękowała pielęgniarkom, że każde życie ma wielką wartość. że mogła być w pokoju z Chiarą. Dzięki niej zaakceptowała śmierć dziecka, roz- Uśmiech pomimo bólu mowy z tą młoda matką były dla niej Pomimo bardzo trudnych doświadprawdziwym pocieszeniem. czeń Chiara nadal chciała starać się o kolejne dziecko. Razem z mężem podDawid i Goliat dali się wielu badaniom, by stwierdzić, Niedługo po pogrzebie Marii, Chiara czy choroby ich dzieci miały przyczyny i Enrico chcieli znów starać się o dzie- genetyczne. Wszystkie badania potwiercko. Wszyscy byli pewni, że tym razem dziły, że wady nie zaistniały z winy rowszystko będzie już „normalnie”. Trud- dziców. Małżonkowie postanowili spróno było w to uwierzyć, ale kolejna ciąża bować jeszcze raz. młodych rodziców znów okazała się być Gdy Chiara miała 27 lat na świecie dla nich próbą wiary. Ich drugie dziecko, pojawił się Francesco. Tym razem ciąchłopczyk, dla którego wybrali imię Da- ża okazała się rozwijać bezproblemowo. wide, miał urodzić się niepełnospraw- Wydawało się, że wszystko będzie w pony, bez nóg. W tym czasie od młodych rządku. Około połowy ciąży Chiara zamałżonków odwrócili się wszyscy ich uważyła w ustach ranę, która nie chciała przyjaciele. Cierpienie Chiary i Enrica się goić. Później wszystko znów potoczywydawało się przekraczać wyobraźnię. ło się szybko. Diagnoza: bardzo złośliwy Ludzie nie wiedzieli, jak z nimi rozma- rak. Chiara poddała się zabiegowi operawiać, choć oni sami bardzo potrzebowa- cyjnego usunięcia raka, nie zgodziła się li w tych dniach wsparcia. Sama Chiara jednak na chemio- i radioterapię. Znów w zapiskach notowała, że także to dzie- zaczęły się pojawiać głosy, żeby usunąć cko było dla niej wielkim darem. Mały dziecko. Dziewczyna zdecydowała się Dawide był jak biblijny Dawid, który rozpocząć leczenie dopiero wtedy, gdy zwyciężył Goliata. Jej Goliatem była wi- urodzi się Francesco. W trzy dni po pozja spokojnego, normalnego życia, posia- rodzie Chiara rozpoczęła naświetlania dania zdrowego dziecka. Jak pisała, mały i chemioterapię. Poddała się też zabieDawide „zdemaskował magiczną wiarę gowi usunięcia węzłów chłonnych. tego, kto uważa, że zna Boga, a potem Wokół Chiary i jej rodziny zaczęli prosi Go, by był rozdawcą czekoladek. gromadzić się nowi przyjaciele. Modlili
natury, choć ze względów medycznych było to praktycznie niemożliwe. Zbliżał się czas, kiedy należało zakończyć ciążę i małżonkowie mieli ustalić termin porodu. Była to ciężka decyzja, bo wiedzieli, że to też najprawdopodobniej data śmierci ich córki. Postanowili zdać się na podpowiedź lekarzy. Okazało się, że kiedy Chiara zgłosiła się do szpitala, nie trzeba było wywoływać porodu. Choć było to wbrew wiedzy medycznej, poród rozpoczął się sam, nie trzeba było wywoływać go sztucznie. Maria Gracia Letitia urodziła się żywa. Choć wszyscy towarzyszący młodym rodzicom w czasie porodu, nie chcieli patrzeć na zdeformowane ciałko i nie podali nawet dziewczynki matce, Enrico poprosił, żeby dali mu ją na ręce. Owinął córeczkę w kocyk i przytulał. Zrobił jej pamiątkowe zdjęcie. Rodzice mogli ochrzcić dziewczynkę i byli przy niej przez ten krótki czas, który dane jej było żyć. Jak wspominał kierownik duchowy, o. Vito, który chrzcił Marię, było to dla niego mocne doświadczenie. Dziewczynka żyła 38 minut, on miał wtedy 38 lat. Czuł, że nie ma znaczenia to, jak długo żyjemy. Wszyscy „przyszliśmy na świat, by nigdy już nie umrzeć”. Po śmierci Marii Chiara została jeszcze kilka dni w szpitalu. Leżała na sali z kobietą, która urodziła martwą córeczkę, choć całą ciążę wszystko było w po-
52
FOT. BYTOM.KAPUCYNI.PL
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
FOT. CHIARACORBELLAPETRILLO.IT
się za nich, ale też czerpali siłę ze świadectwa tej młodej dziewczyny. Zachowało się wspomnienie, kiedy Chiara wyjątkowo cierpiała, ale prosiła, żeby nie modlić się za nią, ale za jej przyjaciółkę, która jest w końcowym stadium choroby nowotworowej, a wciąż nie może się z tym pogodzić. Chiara zawsze była uśmiechnięta, potrafiła żartować ze swojej choroby. Nie pragnęła cierpienia, jako dziecko poznała Boga na sposób pozytywny. Objawił się jej jako Ten, którego mogła ciągle uwielbiać. Teraz poznała Go jak Hiob twarzą w twarz. Musiała przejść drogę, by pokochać Go też wtedy, gdy dopuszcza cierpienie. Odwiedzającym ją ludziom mówiła: „Dziękuję wam za modlitwę. Pewnie umrę wcześniej niż wy, ale nie zapominajcie, że wy też otrzymaliście wezwanie do Nieba”. Chiara umarła niedługo po tym, kiedy jej synek skończył rok. Ostatnie miesiące żyła na wsi razem z mężem i dzieckiem, towarzyszył im ich kierownik duchowy, o. Vito. Jak wspomina Enrico, codziennie przyjmowali Komunię świętą, modlili się brewiarzem i różańcem, gdyby nie modlitwa nie przetrwaliby tego czasu. Gdy o. Vito pytał Chiarę czego będzie jej najbardziej brakowało, przyznała, że czasu spędzonego z mężem. Ponad życie kochała swojego synka, ale wiedziała, że dała mu tu, co miała najcenniejszego i że będzie się nim opiekować kochająca go rodzina. Najtrudniej było jej zostawić męża. Po jej śmierci Enrico opowiadał, że jest człowiekiem, który wie, co to ból. Bycie chrześcijaninem nie sprawia, że cierpienie mniej boli, ale pocieszenie jest większe. To cierpienie go nie złamało. Chiara odeszła do nieba 13 czerwca, we wspomnienie św. Antoniego z Padwy. Umierała patrząc na Najświętszy Sakrament. Enrico rozesłał smsy do przyjaciół z prośbą o modlitwę. Pisał: „Nasze lampy są zapalone. Oblubieniec nadchodzi”.
FOT. PIXABAY.COM
TEMAT NUMERU ▪ PRZEMYŚLENIA ▪
Heroiczni czy anonimowi – święci mają pachnące dłonie Marta Pawłowska
Salezjanin i pedagog Bruno Ferrero napisał króciutkie opowiadanie, które pięknie oddaje sens świętości i świętych. Nosi tytuł „Obdarowywać” i brzmi tak: Dwóch mnichów uprawiało róże. Jeden zatapiał się w kontemplacji piękna i zapachu swoich róż. Drugi ścinał najpiękniejsze róże i obdarowywał nimi przechodniów. – Co robisz? – karcił go pierwszy. – Jak możesz pozbawiać się radości z zapachu twych róż? – Róże pozostawiają najwięcej zapachu na rękach tego, kto nimi obdarowuje innych – odparł z prostotą drugi (Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha). Świętość znaczy obdarowywać, a święci mają pachnące dłonie. 54
Święci anonimowi Ciocia Henia miała ciepłe, głębokie oczy i aksamitny, łagodny głos. Sporadycznie na jej twarzy brakowało uśmiechu, którym obdarzała hojnie wszystkich, gdzie tylko się pojawiła. Nawet w ostatnich tygodniach życia jej uśmiechające się serce słychać było w głosie umęczonym chorobą. Przeszła w życiu wiele trudnych doświadczeń, zniosła wiele upokorzeń i krzywd, a jednocześnie była jedną z najbardziej radosnych, promiennych i wdzięcznych osób, jakie znałam. Wrażliwa i empatyczna, z dużym poczuciem humoru i dziecięcym pragnieniem zabawy oraz darem „rozganiania” zmartwień u tych, którzy przy niej szukali schronienia na życiowych zakrętach. Wychowała w miłości i do miłości czwórkę dzieci, była babcią-powierniczką najgłębszych sekretów, pielęgnowała przyjaźnie i nawiązywała chętnie nowe znajomości. Obdarzała sobą w sposób
naturalny i jednocześnie delikatny, garnęli się do niej ludzie w każdym wieku oraz zwierzęta. Była obecna, żywo obecna, w codzienności swoich bliskich, dzieliła się tym, co miała z tymi, którzy mieli jeszcze mniej. Nie narzekała, nie utyskiwała, nie uprawiała czarnowidztwa, nie złorzeczyła. Przytulała, całowała i powtarzała „kocham Cię”, płakała z płaczącymi, śmiała się ze śmiejącymi, tańczyła wśród rozbawionych, błogosławiła wychodzących z domu. Była bliźnim dla każdego. Czy była idealna? Absolutnie nie, ale jestem przekonana, że historia jej słabości i grzechów nie ma znaczenia. Za to była kobietą, której troska, ciepło i dobroć czyniły świat piękniejszym i lepszym, a ludzi wokół szczęśliwszymi. Ona karmiła sobą, była niczym kromka powszedniego chleba, wprost z pełnych miłości dłoni Boga Ojca.
samym wzruszeniem, bólem i niezrozumieniem powtarzała pytanie: „Jak można było Matkę Bożą wyrzucić na śmietnik?”. Nigdy nie mieściło się jej to w głowie ani sercu. Różaniec odmawiała każdego dnia, bez wyjątku, poszczególni członkowie rodziny mieli swoje „dziesiątki”. Żyła z Maryją, przyjaźniła się ze św. Ojcem Pio i św. Judą Tadeuszem. Relacje ze świętymi nawiązywała i pielęgnowała równie serdecznie, jak z żyjącymi. Nie moralizowała i nie ewangelizowała, o Bogu i wierze rozmawiała tylko z nielicznymi. Pielęgnowała groby zmar- mawiał sługa Boży Wenanty Katarzyniec. łych, poprosiła o podobiznę Chrystusa I myślę, że takie serca świętych małego Frasobliwego na własnym. formatu – zwanych przez Jose L. M. Descalzo anonimowymi świętymi – są Bogu „Ciociopodobni” święci Ojcu szczególnie bliskie. Ciocia Henia jest dla mnie świętą Gdy myślę o anonimowych świętych, i wierzę, że w niebie oręduje aktywnie widzę ojca pochylającego się z miłością za nami. Wierzę też, że niebo jest pełne już setną z kolei noc nad łóżkiem chorepostaci „ciociopodobnych”, czyli ludzi go dziecka. Widzę matkę, podejmującą o czystych sercach i szczerych inten- się ciężkiej fizycznej pracy, by utrzymać cjach, którzy przeszli przez życie w mi- pogubionego emocjonalnie męża i wstyłości do Boga i człowieka. Świętych bez- dzącego się jej syna. Widzę kobiety z troimiennych, niekanonizowanych, nieod- ską pielęgnujące staruszków w hospinoszących się w życiu do paradygmatu cjum. Widzę prostotę, ofiarność, nadzieję, świętości i niemających w dorobku żad- ufność. Otwarte serca i otwarte dłonie. nych czynów heroicznych, lecz robiąGdy myślę o anonimowych świętych, cych „rzeczy zwykłe w sposób niezwykły widzę też młode uśmiechnięte kobiety, i kochając Boga dla Niego samego”, jak śpieszące w zwiewnych sukienkach na
FOT. PIXABAY.COM
Blisko z Maryją Miała wielkie nabożeństwo do Matki Bożej, pokładała w Niej żywą nadzieję i Jej powierzała rodzinę oraz bliskich. Kochała Maryję… Kiedyś na śmietniku w pobliżu bloku zauważyła figurkę Maryi. Zszokowana zabrała ją do domu i postawiła przy łóżku. Dziesiątki razy z tym
FOT. PIXABAY.COM
▪ PRZEMYŚLENIA ▪ TEMAT NUMERU
55
TEMAT NUMERU ▪ PRZEMYŚLENIA ▪ wypełniają codziennymi zadaniami realizowanymi jak najlepiej. W mniej lub bardziej uświadomionej miłości do Boga i człowieka. Papież Franciszek powiedział, że „świętość to pozwolić by Pan napisał naszą historię” (Prawda jest spotkaniem. Słowa z Domu Świętej Marty), a święci to po prostu ludzie, którzy „wzięli od Boga winnicę w dzierżawę, znają swoje obowiązki i czynią to, co do nich należy”. Tak po prostu i zwyczajnie, także Świętość nasza, Bożym piórem w mniej lub bardziej uświadomionej pisana O. prof. Kijas w książce o świętości miłości do Boga i człowieka. Maksymiliana Kolbego (Życie jako dojrzewanie świętości. Maksymilian Maria Zaproszenie do świętości Kolbe), definiuje świętość jako świadoŚwiętość to zatem żywy i cichy Bóg me i wolne realizowanie przez człowieka w nas, uświęcający zawsze, wszystko daru podobieństwa do Boga, jako samą i we wszystkich, którzy Mu na to podrogę życia, a nie jego ukoronowanie, zwolimy, bez względu na osobę i bez jako „odpowiedź ludzkiej miłości na względu na drogę życia, do której nas miłość Bożą, poprzez dodawanie miło- powołał. Czy to na drodze męczeństwa ści do wszystkiego, co człowiek już od i czynów heroicznych, jak św. MaksymiBoga otrzymał”. Piękne słowa, łączące lian Kolbe, czy na drodze cichego życia świętych Kościoła (znanych z czynów nazarejskiego, jak ciocia Henia. heroicznych) ze świętymi anonimowyDo świętości – kształtowanej w spotmi, prowadzącymi zwykłe życie, które kaniu z żywym Bogiem – zaproszeni
FOT. PIXABAY.COM
Mszę Świętą, proszące Boga by były dobrymi żonami. Widzę głośną rodzinę przy świątecznym stole, dzielącą się wagonem pyszności, a przede wszystkim sobą nawzajem. Widzę kapłana, spowiadającego wiele godzin pomimo bólu pleców, żartującego z penitentami i marzącego o gorącej kawie i szarlotce z lodami. Widzę radość, wolność, dobroć, zabawę. Otwarte serca i otwarte dłonie.
56
jesteśmy wszyscy, w niej dojrzewamy w człowieczeństwie i Bożym wybraństwie. Tylko zgodnie z nią naturalnie przebiega cały nasz rozwój – rozwój zorientowany na Boga Jedynego, a nie na samego siebie (w przeciwieństwie do panującego szaleństwa samorozwoju i doskonalenia osobistego, zorientowanych na „lepsze ja” i „szybsze ja”, co niestety tworzy cywilizację samotnych i samowystarczających narcyzów). Pełnia życia Świętość to wreszcie prawdziwa pełnia naszego życia, pełnia naszej rzeczywistości. Dostępna dla każdego – tych wychowanych od urodzenia w bliskości Boga, tych radykalnie nawróconych po latach oraz tych, powracających w ramiona czekającego Ojca z trudnych dalekich podróży. Choć w przypadku tych ostatnich przeznaczenie człowieka do świętości jest zapewne najbardziej spektakularne, a Bóg nieustannie zadziwia zmieniając jedynie drogę człowieka, a nie jego duszę. Bo realizując swój zamysł w nas, nawet po wielkim radykalnym nawróceniu,
Miłosierdzie Boże to uśmiech Boży Powszechne powołanie do świętości oznacza także powołanie do radości. Jak pisał św. Franciszek: „I gdziekolwiek bracia są i w jakimkolwiek miejscu spotkają się, niech okazują sobie nawzajem poważanie i szacunek w duchu, z miłością, bez narzekania. I niech strzegą się, by swym wyglądem nie robili wrażenia smutnych i posępnych obłudników, lecz niech okazują się radosnymi w Panu i pogodnymi, i życzliwymi” (Reguła niezatwierdzona). Wielu świętych było na co dzień ludźmi radości, opartej na pewności opieki Bożej Opatrzności, na nadziei i wdzięczności. Niestety, radosne usposobienie świętych zdaje się nie pasować nam do ich pomnikowego wizerunku – nieskazitelnie moralnych, absolutnie uduchowionych herosów, poważnych, wręcz posępnych męczenników, z zasady stronią-
cych od tak „nieświętych” czy „dziecinnych” atrybutów jak radość czy zabawa. Odczłowieczamy tym samym naszych świętych, a stawiając ich sobie za wzór życia – odczłowieczamy siebie, marnotrawimy bezcenny dar Ducha Świętego, jakim jest radość. A przecież powiedziane jest „Zawsze się radujcie” (1Tes 5,16), „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” (Flp 4,4). Postawie radości, jako naturalnej cechy chrześcijan, wiele homilii poświęca papież Franciszek, przestrzegając nas przed myleniem solidności i zdecydowania ze sztywnością oraz przed nawykiem życia posępnego, niczym podczas nieustającego czuwania pogrzebowego.
„To ludzie przebrani za chrześcijan. Nie umieją się cieszyć życiem, które daje Jezus, bo nie umieją z Nim rozmawiać. Nie znajdują oparcia w Jezusie, są pozbawieni pewności, jaką daje Jego obecność. I nie ma w nich radości, lecz nie są też wolni. […] To On daje nam wolność, posyła nam Ducha, pozwala podążać z radością Jego drogą” (Prawda jest spotkaniem. Słowa z Domu Świętej Marty). Bądźmy święci, anonimowo lub heroicznie, w zależności od Bożego powołania i ożywiajmy radość naszej nadziei, bo „miłosierdzie Boże to też zdaje się uśmiech Boży”, jak mawiał ks. Jan Twardowski. FOT. PIXABAY.COM
Bóg nie marnotrawi żadnego talentu czy umiejętności, które w nas uprzednio złożył. On je „jedynie” uświęca, przemienia, niczym mistrz recyklingu, i przyjmuje pod patronat Swojego Miłosierdzia. Tak jak uczynił to ze św. Pawłem czy św. Ignacym, tak jak robi to dziś w życiu tysięcy anonimowych świętych. Panu Bogu zależy byśmy byli świętymi, byśmy zrealizowali nasze życie pięknie i godnie, bo tylko w ten sposób spełnia się także pierwotny zamysł Boga w stosunku do człowieka. A jednocześnie, jak pięknie dopełnił tematu świętości w jednej z konferencji abp Grzegorz Ryś, „człowiek nigdy nie zrealizuje się inaczej, jak przez bezinteresowny dar z siebie samego” – dar dla Boga, dla drugiego człowieka. Spełnić swoje życie w wolnym darze z siebie samego, żyć mając otwarte serce i otwarte dłonie – to tajemnica pełni życia, tajemnica świętości. Tylko miłość i prostota. Nie udręczenie i cierpiętnictwo, a miłość i prostota. Panu Bogu wystarczy.
FOT. PIXABAY.COM
▪ PRZEMYŚLENIA ▪ TEMAT NUMERU
57
WYDARZENIA ▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪
W skrócie
można już oglądać przez Internet. – Proponujemy „dobrą informację”, czyli informację pogłębioną, skonfrontowaną z rzeczywistością i taką, która szanuje godność człowieka – mówią dyrektorzy EWTN Polska. – Chcemy być blisko człowieka, prowadzić szczerą rozmowę z widzem i odpowiadać na jego najgłębsze potrzeby. Naszym atutem będą także eksportowe programy reportażowe o polskich świętych – mówi Piotr Pietrus, dyrektor zarządzający EWTN Polska. – A także nasz polski patriotyzm, który zawsze łączył się z wiarą, co chroniło nas od komunistycznych czy nazistowskich patologii.
Posynodalna Adhortacja apostolska „Christus vivit” Kapituła Generalna W sobotę, 18 maja 2019 r., w klasztorze Sacro Convento w Asyżu rozpoczęła się 202. Kapituła generalna zwyczajna Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (franciszkanów), która potrwa do 17 czerwca. Zgodnie z wolą założyciela, św. Franciszka z Asyżu, bracia co kilka lat (obecnie co sześć) zbierają się w okolicach święta Pięćdziesiątnicy, aby dziękować Bogu za przebytą drogę i otrzymane dary, prosić Ducha Świętego o rozeznanie woli Bożej na przyszłość oraz dokonać wyboru władzy generalnej Zakonu. W sobotę 25 maja obradujący w Asyżu bracia wybrali nowego ministra generalnego. Został nim o. Carlos Alberto Trovarelli należący do Prowincji „Rioplatense” św. Antoniego z Padwy w Argentynie i Urugwaju. Natomiast w poniedziałek 27 maja wikariuszem generalnym został wybrany o. Jan Maciejowski, obecny prowincjał prowincji św. Maksymiliana Marii Kolbego w Polsce (Gdańsk), a definitorem generalnym został o. Tomasz Szymczak z prowincji Matki Bożej Niepokalanej w Polsce (Warszawa).
EWTN, czyli największa katolicka telewizja dostępna w Polsce EWTN, największa katolicka sieć telewizyjna na świecie, która dociera do 150 krajów i ponad 250 milionów gospodarstw domowych, otworzyła swoje studio w Polsce. Głęboka duchowość, komentarze do współczesnych wydarzeń i praktyczne, życiowe porady czołowych polskich specjalistów
58
2 kwietnia 2019 r., w 14. rocznicę śmierci św. Jana Pawła II, ukazała się Posynodalna Adhortacja Apostolska Ojca Świętego Franciszka „Christus vivit” do młodych i całego Ludu Bożego. Jest ona podsumowaniem XV Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, obradującego od 3 do 28 października 2018 r. na temat: „Młodzi, wiara i rozeznawanie powołania”. Adhortacja składa się z dziewięciu rozdziałów, w których papież wskazuje m.in. na to co Biblia mówi o młodych, ukazuje sytuację dzisiejszej młodzieży i jej rolę w Kościele. Apeluje o Kościół młody, korzystający z inspiracji młodych. Wiele miejsca poświęca duszpasterstwu młodych ze szczególnym zwróceniem uwagi na potrzebę „towarzyszenia” im w procesie „rozeznawania” życiowego powołania.
Książę Bolesław Wstydliwy uhonorowany Orderem Polskiej Racji Stanu 11 kwietnia 2019 r. Bolesław Wstydliwy został uhonorowany Orderem Polskiej Racji Stanu. Uroczyste uhonorowanie księcia krakowskiego odbyło się przy jego doczesnych szczątkach w Kaplicy bł. Salomei znajdującej się w Bazylice św. Franciszka z Asyżu w Krakowie. Nadanie Orderu poprzedziła Msza Święta pod przewodnictwem ks. bpa Jana Zająca. Celem uhonorowania księcia było zwrócenie uwagi Polaków na znaczenie starań Bolesława Wstydliwego o kanonizację Patrona Polski, św. Stanisława, biskupa i męczennika, ze względu na właściwe pojmowanie Polskiej Racji Stanu. Wspomniane zostały także inne zasługi księcia dla rozwoju Krakowa, Małopolski i całego państwa polskiego.
Beatyfikacja Męczenników Riojańskich w Argentynie 27 kwietnia 2019 r. w La Rioja w Argentynie odbyła się beatyfikacja Męczenników Riojańskich. Bp Enrique Ángel Angelelli urodził się w roku 1923. Był uczestnikiem Soboru Watykańskiego II, po którym z entuzjazmem wprowadzał w życie soborową
▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪ WYDARZENIA naukę społeczną, pracując w Argentynie. Ks. Gabriel Longueville urodził się we Francji w 1931 r. Po 14 latach posługi kapłańskiej w swojej ojczyźnie wyjechał do Argentyny, gdzie rozpoczął współpracę z bpem Angelellim. O. Carlos de Dios Murias urodził się w 1945 r. Mając 21 lat rozpoczął formację w Zakonie Braci Mniejszych Konwentualnych. Po święceniach zaczął współpracować z diecezją La Rioja, gdzie franciszkanie chcieli otworzyć klasztor. Wenceslao Pedernera urodził się w 1936 r. Zaangażował się w ewangelizację i został współpracownikiem bpa Angelelliego. W 1976 r. rządząca w Argentynie junta wojskowa zwiększyła prześladowania wobec aktywnych liderów Kościoła katolickiego. Ofiarami stali się m.in. najbliżsi współpracownicy bpa Angelelliego. Wierni od początku mieli przekonanie, że śmierć tych osób była męczeństwem. Pomimo strachu przed władzami, w różny sposób przechowywali pamięć i podtrzymywali kult o zamordowanych. Beatyfikacja, której przewodniczył kard. Angelo Becciu, zgromadziła ok. 40 tys. wiernych.
Nowa franciszkańska placówka misyjna w Peru 7 marca 2019 r. franciszkanie pracujący w Peru otrzymali od miejscowej archidiecezji parafię pod wezwaniem św. Łucji w Moche, w miejscowości Trujillo na północy kraju. W uroczystościach przekazania parafii uczestniczył przedstawiciel Arcybiskupa ks. Adolfo Guevara, wikariusz generalny archidiecezji Trujillo, natomiast w imieniu władz zakonnych obecni byli o. Rafał Dryjanski gwardian i proboszcz w Pariacoto, o. Jorge Cartagena Guerra – nowy administrator parafii i o. Martin Arevalo Farfan. Do braci posługujących w nowym miejscu w najbliższym czasie dołączy jeszcze br. Saul Cabello Corzo. Parafia św. Łucji w Moche-Trujillo liczy około 30 tys. wiernych. Usytuowana jest na przedmieściach. Na jej terenie, prócz kościoła parafialnego, znajdują się jeszcze trzy kaplice dojazdowe. W pobliżu kościoła działa seminarium diecezjalne, fakultet teologii oraz uniwersytet katolicki.
Apel abpa Wiktora Skworca w . rocznicę urodzin św. Maksymiliana „Zachęcam duszpasterzy i wiernych świeckich, szczególnie zaangażowanych we wspólnotach i grupach parafialnych, do pogłębiania duchowej drogi Ojca Maksymiliana Kolbego i odkrywania jego pism” – napisał abp Wiktor Skworc, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa KEP, w Apelu w związku ze 125. rocznicą urodzin św. Maksymiliana M. Kolbego, która przypadła 8 stycznia 2019 r. Hierarcha odniósł się w Apelu do heroicznego czynu św. Maksymiliana, jakim było pójście na śmierć w bunkrze głodowym w zastępstwie innego człowieka. Przywołując przesłanie, jakie niesie życie i śmierć o. Maksymiliana, arcybiskup zachęcił duszpasterzy i wiernych świeckich do pogłębiania duchowej drogi św. Maksymiliana i odkrywania jego pism.
Święto Narodzenia Matki Bożej ogłoszone świętem państwowym na Filipinach
Dzień 8 września, gdy Kościół obchodzi święto Narodzin Matki Bożej, został ogłoszony na Filipinach oficjalnym świętem państwowym. Zadecydował o tym senat, izba wyższa List generałów franciszkańskich do parlamentu tego kraju. Jest to drugie na Filipinach maFranciszkańskiego Zakonu Świeckich Konferencja Ministrów Generalnych Pierw- ryjne święto państwowe. W 2017 r. parlament i rząd szego Zakonu Franciszkańskiego i Trzeciego tego kraju ogłosili oficjalnym dniem świątecznym Zakonu Regularnego skierowała list okólny do 8 grudnia, gdy Kościół obchodzi uroczystość Niepowszystkich zakonników oraz do sióstr i braci kalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Poświęcenie Maryi jest dla Kościoła filipińskiego z Franciszkańskiego Zakonu Świeckich (FZŚ) i Młodzieży Franciszkańskiej z okazji 40-tej ważnym krokiem w ramach przygotowań do 500. rocznicy promulgacji reguły FZŚ. rocznicy wprowadzenia chrześcijaństwa na Filipiny, „Z jednej strony, Kościół powierzył braciom która przypadnie w 2021 roku. Przed 500 laty, 16 marPierwszego Zakonu i TOR duchową i pastoralną troskę o FZŚ […]. Z drugiej ca 1521 r., na Filipiny przybył portugalski odkrywca strony, członkowie FZŚ są wezwani do ukazania świeckiego charakteru Ferdynand Magellan na trzech statkach: „Trinidad”, charyzmatu franciszkańskiego, który cechuje ich duchowość i życie apo- „Victoria” i „Concepción”. stolskie. W ten sposób, przeżywając w pełni swoje specyficzne powołanie, We współpracy z poprzez modlitwę i działalność będą troszczyć się o powołanie braci, z którymi dzielą ten sam charyzmat” – napisali generałowie.
59
WYDARZENIA ▪ Z PADWY ▪ Odnowiona została Polska Kaplica w Bazylice św. Antoniego w Padwie
FOT. ARCADELSANTO.ORG
Po trwających 13 lat pracach konserwatorskich, w 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę, w Bazylice
św. Antoniego w Padwie na nowo poświęcono odnowioną Kaplicę Polską. Uroczystości odbyły się 10 grudnia 2018 r. i uczestniczyli w nich wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Paweł Lewandowski, ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Janusz Kotański
60
oraz konsul generalna w Mediolanie Adrianna Siennicka, reprezentanci Polonii z Padwy i okolic, duchowieństwo, a także osoby, które przeprowadziły prace konserwatorskie. Obecność Polaków w padewskiej świątyni sięga swoimi początkami już XIII w., kiedy to działający w murach Padwy uniwersytet stał się celem podróży edukacyjnych Polaków. Pod koniec XVI w. zawiązali oni stowarzyszenie pod nazwą Natio Regni Poloniae et Magni Ducatus Lithuaniae, a na początku XVII w. w Bazylice św. Antoniego stowarzyszenie otrzymało ołtarz i kryptę. Kaplica Polska od momentu powstania była miejscem kultu Polski dla przebywających na emigracji Polaków i przejawem wiary w odzyskanie przez nią niepodległości. Początkowo pod wezwaniem św. Bartłomieja, w końcu XIX w. zamieniona została na kaplicę narodową. Jej urządzenie stało się możliwe dzięki staraniom penitencjarza polskiego o. Jana Warchała oraz architekta Camilla Boito, syna hrabiny Józefiny Radolińskiej. Autorem dekoracji ściennych wykonanych w 1899 r. jest Tadeusz Popiel. Założenie ikonograficzne malowideł ma charakter patriotyczny i jest ściśle związane z historią i tradycją religijną narodu. Kaplica poświęcona została św. Stanisławowi. W ołtarzu znajduje się wizerunek patrona namalowany przez Tadeusza Popiela na płótnie. Na malowidłach widnieją wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej i Ostrobramskiej w otoczeniu aniołów oraz świętych i błogosławionych związanych z historią Polski. Ponadto widnieje tam herb Polski, Litwy i Rusi, a także postacie św. Jozafata Kuncewicza, św. Jana z Dukli, św. Stanisława Kostki i św. Jacka Odrowąża. Na błękitnym sklepieniu z gwiazdami znajduje się herb Rzeczypospolitej, a także herby polskich miast i regionów. Najnowsze prace w Kaplicy Polskiej, w tym konserwacja fresków, zostały przeprowadzone ze środków przekazanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
▪ Z PADWY ▪ WYDARZENIA Święto języka św. Antoniego Padewskiego
FOT. PISAP OFCONV FLICKR.COM
FOT. PISAP OFCONV FLICKR.COM
W roku 1263 ówczesny minister generalny franciszkanów, Bonawentura z Bagnoregio, podczas rekognicji doczesnych szczątków św. Antoniego Padewskiego przed ich przeniesieniem do nowej kaplicy grobowej, odkrył, ku zdumieniu wszystkich obecnych, że język Świętego zachowany jest w idealnym stanie, choć od jego śmierci minęły 32 lata. Od tego czasu przez ponad 750 lat w okolicy 15 lutego odbywa się w Padwie procesja z okazji „Święta języka Świętego” z udziałem tysięcy wiernych. Jest to drugie, najważniejsze święto ku czci Antoniego z Padwy, zaraz po jego wspomnieniu, które Kościół obchodzi 13 czerwca.
Kiedy w roku 1263 urna została otwarta, tuż pod czaszką zauważono część ciała o świeżym czerwonawym kolorze. Według tradycji, św. Bonawentura wyraził wtedy swoją radość słowami, które zostały włączone do Antyfony na dzień 15 lutego: O błogosławiony języku, zawsze wychwalałeś Pana i prowadziłeś innych, aby Go chwalili! Teraz możemy zobaczyć jasno, jak wielkie były twoje zasługi przed Bogiem. To naukowo niewytłumaczalne zjawisko jest dla wiernych cudownym potwierdzeniem, że Pan Bóg zachował na wieki narzędzie używane przez św. Antoniego do głoszenia Ewangelii. Do dziś relikwiarz z językiem Świętego przechowywany jest w Kaplicy Relikwii w Bazylice św. Antoniego w Padwie i wystawiony jest na widok publiczny. Raz do roku, w lutym, odbywa się procesja ulicami miasta, upamiętniająca ten cud.
61
STYL ŻYCIA ▪ BĄDŹ POSŁAŃCEM ▪
Czytasz Posłańca? Sam bądź posłańcem! Andrzej Zając OFMConv
Posłaniec, wysłannik, poseł, legat, doręczyciel, kurier, goniec to ktoś, kto jest pośrednikiem przybywającym z czymś od kogoś, kto go posłał. Posłaniec św. Antoniego to ktoś, kto przynosi Ducha Bożego, którego on przynosił słuchającym jego słów ludziom.
Gabriel – Boży posłaniec „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg” (Hbr 1,1), a zanim przemówił przez Jezusa, uczynił to też przez swojego archanioła, Gabriela. Przemówił do Zachariasza, a później do Maryi. W pierwszym przypadku nawet się przedstawił, w drugim widocznie nie było to konieczne, bo Maryja była bardziej skora do wierzenia Słowu Bożemu. Do Zachariasza powiedział: „Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną” (Łk 1,19). Wyakcentował, że jest posłańcem, że reprezentuje Boga i przynosi dobrą wiadomość od Niego. Uspokaja ich oboje: „Nie bój się Zachariaszu” (Łk 1,13), „Nie bój się, Maryjo” (Łk 1,30). To znaczy, że spotkanie ze Słowem Bożym – niezależnie od tego, w jaki sposób ono dociera do człowieka – w pierwszej chwili może napawać lękiem. Ważne, by nie uciec,
62
by pozwolić Bogu przemówić do końca. „Na początku było Słowo” (J 1,1), niech więc będzie do końca, bo Ono jest prawdomówne i daje pokój. W Liście do wiernych Franciszek z przejęciem opowiada po swojemu historię z Maryją: „To Słowo Ojca tak godne, tak święte i chwalebne zwiastował najwyższy Ojciec z nieba przez św. Gabriela, swego anioła”. Nawet nie Anioł Pański zwiastował, ale zwiastował Ojciec z nieba, a Gabriel był Jego posłańcem. On nie mówił tego, co sam wymyślił, ale co usłyszał od Boga, który go posłał. Tak też każdy człowiek Boży, który ma świadomość bycia posłańcem, wie najpierw kogo reprezentuje i czyje słowo głosi. I nie chodzi tu tylko o kapłanów, kaznodziejów, ewangelizatorów. Chodzi o każdego, kto przyznaje się do Jezusa i w pełni przyjmuje wiarę Kościoła. Boży posłaniec nie głosi siebie, ale Boga. Nie przekazuje
swoich słów, ale swoimi słowami przekazuje Słowo, które wypowiedział Bóg, a którym jest Jezus Chrystus. Chodzi o Słowo, które „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14). Posłaniec Boży zawsze przychodzi z Jezusem, bo pozwala Mu mieszkać w sobie. Uczniowie i przychodzący Jezus „Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki” (Łk 10,3). Nie chodzi tu jedynie o to, że uczniowie będą musieli się mieć na baczności przed światem, że będą doświadczać niechęci czy wręcz nienawiści, że będą mogli być pożarci. Chodzi przede wszystkim o to, że uczniowie świata mają naturę wilków, a uczniowie Jezusa mają naturę owiec, dlatego nie szczerzą zębów, nie czyhają na nikogo, ale podobni do Jezusa są „cisi i pokorni sercem” (por. Mt 11,29). „Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi!
▪ BĄDŹ POSŁAŃCEM ▪ STYL ŻYCIA Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was” (Łk 10,5-6). Uczniowie jako Boży posłańcy są zwiastunami pokoju, jak powiedziałby Franciszek, zwiastunami „prawdziwego pokoju z nieba i szczerej miłości w Panu”. Ciekawe, że „wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał” (Łk 10,1). Skoro nie tylko dwunastu, to znaczy tym bardziej, że grupa uczniów rozsyłana przez Jezusa jest wciąż otwarta. Każdy jest wezwany i może być posłańcem każdy, kto tylko przyjmie Jego słowo za swoje, kto w nim rozpozna siebie. Pośród niepokoju i niepewności człowiek spragniony jest pokoju, który rodzi się ze słowa Boga, nawet jeśli w pierwszej chwili może nim wstrząsnąć. Wystarczy zaufać i wytrwać w cierpliwości, a dalej dać się wyprawić Panu, który posyła tam, dokąd sam przyjść zamierza. On nie posyła gdziekolwiek, ale tam gdzie sam chce dotrzeć. Niezwykła logika Bożego działania: posłany człowiek przemawia do człowieka, a Pan przychodzi ze swoją łaską! Oto piękno bycia Bożym posłańcem.
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Spotkanie i obecność Pana Człowiek wcale nie musi być świadomy objawiającego się Pana, przychodzącego tam, gdzie posyła swoich uczniów. Ale zawsze, choćby przez chwilę, może odczuć błogość i cudowność takiego niezwykłego nawiedzenia. Ono dzieje się naprawdę! I dzieje się prosto i zwyczajnie, bez konieczności bizantyjskiej otoczki, niekoniecznie w murach świątyni i niekoniecznie w chwili modlitewnego uniesienia. Choć i podniosłe chwile mają swój urok i moc, jak sama Eucharystia czy ciche trwanie w obecności Pana. Zresztą to On wybiera chwile i miejsca, w których nawiedza człowieka, który do Niego utrudzony przychodzi i znajduje pokrzepienie i pociechę (por. Mt 11,28).
Nawiedzenie, ok. 1410. Strasburg.
63
STYL ŻYCIA ▪ BĄDŹ POSŁAŃCEM ▪
64
Jest takie zdarzenie, które uświadamia, jak prosto dzieje się Jego obecność. Maryja idzie do Elżbiety. Kobieta spotyka kobietę. Człowiek spotyka człowieka. Nic nadzwyczajnego. Jeśli jest w tym coś nadzwyczajnego, to jedynie otwarte serca spotykających się osób. Tak prosto, codzienne, domowe warunki, „a Duch Święty napełnił Elżbietę” (Łk 1,41). Ewangelista nawet nie pisze, że Bóg posłał Maryję do jej kuzynki, ale że ona po prostu poszła do niej. A jednak Maryja dała się Bogu posłać, bo tam sam przyjść zamierzał. Bóg przychodzi do człowieka przez drugiego człowieka! Ktoś powie, że w przypadku Maryi sprawa była prosta, bo miała w sobie poczętego już Jezusa. A my Go nie mamy? Fizycznie nie, ale przecież po to karmimy się Eucharystią i Słowem, aby Go mieć w sobie, aby On naprawdę mieszkał w nas. Jeśli tylko człowiek otwiera dla drugiego swoje serce, zstępuje Duch Święty, przychodzi Bóg. Bo Bóg zamieszkuje każde otwarte serce, nawet jeśli człowiek nie jest tego świadomy. A warto to sobie uprzytomnić, by wiedzieć, że można stać się w tak prosty sposób Jego skutecznym posłańcem.
człowieka tam, gdzie sam przyjść zamierza ze swoją łaską, ze swoim spojrzeniem pełnym życzliwości i miłości. Podobnie i Antoni czuł się wezwany i posłany. Jednak nie do końca rozumiał Boże zamiary względem niego. Ale to nierozumienie nie stało się dla niego powodem do rezygnacji. Skoro wiedział, że jest wezwany, zostawił dotychczasowe życie w rycerskiej rodzinie i wstąpił do zakonu kanoników św. Augustyna. Jednak kolejne wydarzenia otwierały przed nim nowe perspektywy, zaczynał rozumieć więcej, choć wciąż jeszcze nie do końca. Po śmierci pierwszych męczenników franciszkańskich nabierał przekonania, że Bóg chce go posłać z Dobrą Nowiną do muzułmanów. Wstąpił więc do franciszkanów właśnie po to, by móc zostać misjonarzem, a nawet i męczennikiem. Jednak sprawy nie poukładały się tak, jak się tego spodziewał. Nie zawsze rozumiał, ale nigdy nie sprzeciwił się Bogu. Słuchał Jego głosu i szedł za nim, uległy nie tylko przełożonym, ale i okolicznościom, które się pojawiały. Zawsze wiedział, że jest posłany. I gdzie trzeba było, tam szedł. Z Lizbony przez Sycylię zaszedł do Padwy.
Posłanie i rozumienie Młody Franciszek w Modlitwie przed krucyfiksem prosił Boga – o światło, rozjaśniające ciemności serca, o wiarę, nadzieję, miłość, zrozumienie i poznanie w bardzo konkretnym celu: „abym wypełnił Twoje święte i prawdziwe przykazanie”. Przykazanie, czyli misję, posłannictwo, to co Bóg proponuje, poleca, przykazuje. Franciszek wiedział, czuł, że jest wezwany i posłany. Czuł się posłańcem, choć jeszcze nie do końca wiedział, na czym to posłannictwo miało polegać. Dlatego się modlił. Zanim jednak wyruszył jako Boży posłaniec, sam spotkał Boga, doświadczył Jego spojrzenia na sobie, poczuł, że On na niego spogląda z miłością i wyprawia go w świat. Zrozumiał też, że Bóg chce patrzeć na innych jego oczami. Bo rzeczywiście Bóg posyła
Współczesne rozesłanie A dzisiaj? O co chodzi w słowach wypowiadanych przez kapłana na zakończenie każdej Eucharystii: „Idźcie w pokoju Chrystusa”? Idźcie, bo to już koniec? Idźcie i bądźcie posłańcami, dzielcie się tym, czego sami doświadczyliście w spotkaniu z Chrystusem, czego byliście świadkami, co otrzymaliście od Niego. Papież Benedykt podczas spotkania z okazji 800-lecia charyzmatu franciszkańskiego zachęcał, by robić zawsze tak samo: „jak Franciszek rozpoczął od spojrzenia Ukrzyżowanego u św. Damiana i od spotkania z trędowatym, aby widzieć w cierpiących braciach oblicze Chrystusa i aby nieść wszystkim Jego pokój”, tak też i dziś trzeba odkrywać spojrzenie Boga na sobie i dawać się Mu posyłać. Takie jest właśnie doświadczenie człowieka Bożego i taka jest jego misja:
spotkać Jezusa i dać Mu się posłać, by jak apostołowie nieść wszystkim Jego pokój. „Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu, przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie” (Iz 50,4). Język wymowny, skuteczny, przynoszący pokój i pokrzepienie nie jest efektem ludzkiej elokwencji. Taki język, jak wynika ze słowa Bożego, jest efektem słuchania Boga. Chodzi o to, by świadomie być uczniem słuchającym Mistrza. To On wkłada nie tyle w usta, ile w serce człowieka swoje słowo, które dalej przemawia przez postawę, gesty, a kiedy trzeba, również przez słowa. Wypowiadane słowo nie bierze się znikąd, ono ma swoje źródło w sercu: dobrym, albo złym, przepełnionym złością, albo pokojem i miłością. „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta” (Łk 6,45). Po co wydajemy Posłańca św. Antoniego z Padwy? By stawał się pomocą w słuchaniu tego, co mówi Pan, by karmił Jego słowem. Bo czym są publikowane tutaj teksty? Czyż nie różnorakim komentarzem do tego, co On do nas powiedział w swojej Ewangelii, i co nieustannie nam podaje w każdej lekturze Świętej Księgi? Przywoływane ludzkie historie, przemyślenia, wypowiedzi, obrazy są ilustracjami do mowy Boga, która ożywia serce człowieka i przypomina o tym, co w życiu ważne, owocne, wskazujące na cel ludzkiej wędrówki, jakim jest Królestwo. Wierzę, że Pan w wiadomy sobie sposób działa również poprzez nasze słowo. Wierzę też, że lektura Posłańca – już nawet poprzez prawdę zawartą w tytule – może przypominać o tym, że każdy z nas jest posłany, że każdy jest posłańcem. A posyła nas tam, gdzie sam przyjść zamierza, by poprzez naszą obecność w życiu drugiego człowieka mogła objawić się Jego miłość, dająca pokój i radość.
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Maksymilian Kolbe – człowiek uporządkowany
Jerzy Szyran OFMConv teolog moralista, nauczyciel akademicki
Porządek jest harmonią, pewnym ładem, regularnością, zachowaniem właściwej kolejności spraw i osób (ordo). Porządek zewnętrzny wynika przede wszystkim z uporządkowanego wnętrza. Uporządkowane wnętrze zaś jest wynikiem obranego celu, do jakiego człowiek zmierza w swoim życiu. A jak uporządkowany był świat o. Maksymiliana Kolbego?
Cel życia o. Kolbego „Muszę być świętym” (Pisma II, 850, 1). Oto cel o. Kolbego, dla którego podporządkował całe swoje życie. Świętość, jako bycie na zawsze z Bogiem, jawiła się oczom Maksymiliana jako wartość nad wartościami. Dla niej warto było żyć, cierpieć, pracować i umrzeć. Warto było zaharować się, nie spać, nie jeść… byle tylko ją osiągnąć. Jednakże istnieje jeszcze druga część owego maksymalistycznego planu. Dla niego bowiem za mało było być jakimkolwiek świętym. On pragnął być „jak największym” (Pisma II, 850, 1) świętym. Oznacza to – posługując się językiem Teresy z Avila – dojść do siódmej komnaty wewnętrznego zamku, do miejsca, gdzie przebywa Król królów i Pan panujących. To całkowite zespolenie się w Umiłowanym. Czy to trudne zadanie? Tak i nie. Człowiek bowiem partycypuje w świętości Boga za Jego łaską, ale łaska wlewa
66
się jedynie w puste naczynie. Stąd dla Maksymiliana podstawą było uporządkowanie swego wnętrza i uwolnienie go od miraży tego świata. Cóż bowiem znaczy mieć cokolwiek w świecie, który ze swej natury jest zniszczalny i nietrwały? Cóż znaczy być kimś w świecie, gdzie dziś człowiek świeci jak bożonarodzeniowe drzewko, ubrany pochwałami, zaszczytami i ludzkimi awansami, a jutro przez tych samych ludzi, jak to drzewko, zostanie odarty ze wszystkiego i odstawiony na bocznicę historii? Wolność od tych pragnień daje możliwość sięgnięcia po podawany przez Boga „owoc szczęścia”. Niezwykle ważnym celem wszystkich działań Świętego z Niepokalanowa była „jak największa chwała Boża przez zbawienie i jak najdoskonalsze uświęcenie swoje i wszystkich, co są i będą, przez Niepokalaną – M.I. 3” (Pisma II, 850, 2). Termin „chwała” tak często przewija-
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA jący się przez stronice Pisma Świętego, w języku hebrajskim jest określany słowem kabod, które można przetłumaczyć jako „waga”, „znaczenie”. Stąd mówiąc o chwale Bożej, mówimy o ważności, doniosłości i znaczeniu Boga w życiu człowieka. Dla Maksymiliana znaczenie (ważność) Boga ujawnia się w konsekwentnym dążeniu do uświęcenia, najpierw siebie, a następnie, mocą swego uświęcenia, także i innych.
FOT. ARCHIWUM W NIEPOKALANOWIE
Uporządkowany plan Maksymilian Kolbe w swoim działaniu, zarówno na polu wewnętrznym, jak i zewnętrznym, posługiwał się precyzyjnie określoną strategią. A zatem „życie wewnętrzne: Totus primo sibi et sic totus omnibus [Wpierw cały dla siebie, i tak cały dla wszystkich]” (Pisma II, 850, 12). Czymże bowiem jest człowiek bez życia wewnętrznego, jeśli duchowość nie odróżnia go od świata zwierząt? Stąd porządek celu życia ujawnia się w porządku dnia, w którym człowiek znajduje czas na spotkanie z Bogiem. To czas wyczekiwanej miłości: cały dla Niego, On cały dla mnie. Miłość bowiem jest jedyną realną inspiracją dla odnajdywania w świecie gonitwy tego czasu dla Boga. Maksymilian Kolbe był niewątpliwie wielkim apostołem, organizatorem i przedsiębiorcą. I tak z pewnością patrzy na niego wiele osób. Jednak nie można zapominać, że był przede wszystkim człowiekiem głębi – mistykiem, który ponad wszystko ukochał Boga i nieustannie zabiegał o spotkanie z Nim, nawet podczas krótkiej adoracji (por. Pisma I, 653a; Konf. 100). Stąd w jego porządku dnia, oprócz modlitw przewidzianych przez zasady życia zakonnego, musiał być czas dla Boga „na wyłączność”. To był czas intymnej relacji – głębokiego wzajemnego „zaglądania” w siebie. Kolbe otwierał przed Nim swoją duszę, by Jego światło przenikało ciemności grzesznej natury ludzkiej. Bóg zaś objawiał swemu słudze swoją Twarz – Ojca wszechrzeczy i miłosierdzia.
Zachowaj porządek Dla św. Maksymiliana porządek ządek należy do pewnych relacji, w których rych jedno wpływa na drugie, co wyraził w słowach: „Serva ordinem, et ordo servabit abit te [Zachowaj porządek, a porządekk zachowa ciebie]” (Pisma II, 850, 8). Hasło to stanowi pewną zasadę regulacji ji wzajemnych odniesień, w których człowiek łowiek jest podporządkowany porządkowi, owi, który został mu dany i zadany z góry. óry. Zachowanie tego porządku stanowi wi o bycie człowieka i zachowaniu jego istnienia. Nie wchodząc w uszczegóławianie awianie wielorakich przejawów porządku ządku świata, jego praw i zasad ludzkiego kiego bycia, zatrzymamy się tylko nad zasadami regulującymi porządek ądek życia samego Świętego z Niepokapokalanowa. Planowość działań (por. Pisma isma II, 850, 9). Maksymilian Kolbe czerpał z doświadczenia różnych systemów temów organizacji i zarządzania, i wprowadzał prowadzał w struktury prowadzonego przez siebie dzieła planowanie, które wybiegało w daleką przyszłość, w której ej widział pokalanej powiewający sztandar Niepokalanej na wszystkich budynkach użyteczności yteczności publicznej. Planowanie i konsekwennsekwenętego placja działania według powziętego nu jest cechą charakterystyczną zną ludzi uporządkowanych. Codziennie, nie, powoli, krok za krokiem wykonywanie wanie postawionych sobie celów i zadań dań może wydawać się pewną monotonią, ią, lecz to właśnie ona wprowadza ład i wyciszenie (por. Pisma II, 850, 7). Systematyczność działań. Człowiek systematyczny, choć drobnymi mi krokami, nieustannie posuwa się do przodu. Tak dzieje się w pracy, modlitwie odlitwie i postępie duchowym. Wierność ność jest tu cechą porządkującą całe życie. ycie. Celowość działań. Każde zamierzeamierzenie musi zmierzać do jakiegoś oś dobrego celu. Porządek w życiu nakazuje azuje nie tracić czasu na rzeczy bezcelowe owe i złe (por. Pisma II, 850, 3). Czas jest st darem Boga i będziemy z niego rozliczeni, zliczeni,
67
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Niepokalanów – muzeum o. Maksymiliana
FOT. ARCHIWUM W NIEPOKALANOWIE
FOT. WANDA LENARTOWICZ
Maksymilian wiedząc o tym, nie marnował czasu, nawet w dramatycznych okolicznościach obozu w Auschwitz. Porządek miłości osób Dla Maksymiliana wszystko było jasne: wola Boża przez Niepokalaną, której podporządkował życie, śmierć, wieczność, czasy i miejsca (por. Pisma II, 850, 10). Tę wolę jednak odczytywał w woli przełożonych, spowiednika i kierownika duchowego: „Regula tua obedientia [Posłuszeństwo twoją regułą]. Wola Boża przez Niepokalaną. Narzędzie” (Pisma II, 850, 5). Miłość, która płonęła w sercu o. Kolbego wyjaśniła mu porządek osób tak, iż każda z nich znalazła właściwe sobie miejsce i nie przysłaniała sobą Boga – Najwyższej miłości. *** Uporządkowane życia o. Kolbego zrodziło się w mocy decyzji, która została wyrażona w „Regulaminie życia” spisanym przez Świętego w 1920 r. Wytyczone zasady wraz z ich wykonaniem w życiu Maksymiliana tworzą dla współczesnych model życia doskonałego, które przeszedł już Maksymilian. A tym, którzy wciąż wahają się wstąpić na drogę doskonałości przypominamy, że „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Pisma II, 850, 11).
68
Ż Życie jako dojrzewanie świętości Maksymilian Maria Kolbe M ZZdzisław Józef Kijas OFMConv
Cena 35 zł
Oprawa miękka ze skrzydełkami Format 129 x 208 mm Ilość stron 340 ISBN 978-83-7485-328-6
Maksymilian Kolbe to jeden z najbardziej popularnych świętych na całym świecie. Znany jest przede wszystkim ze swojego heroicznego czynu w Auschwitz, a przecież żył w sposób heroiczny każdego dnia. Choć jest bohaterem wielu książek, dopiero ta publikacja całościowo ujmuje dynamikę jego świętości. Koncentrując się na wewnętrznym życiu Kolbego, o. Kijas wydobywa na światło dzienne niewidzialne motywy jego widzialnych działań. Prezentuje dynamikę wewnętrznego życia, ukazując ziemski czas Kolbego jako harmonijny proces dojrzewania ziarna świętości zasianego w nim – jak w każdym innym człowieku – przez Boga. Niniejsza książka to wyjątkowy podręcznik życia duchowego dla każdego, kto swoją ziemską przygodę we współpracy z łaską Bożą chce uczynić arcydziełem.
Kim jesteś, o Niepokalana? Józef Maria Kaźmierczak OFMConv
Kim jesteś, o Niepokalana? – pytał święty Maksymilian. W swoim oddaniu Maryi przez całe życie odkrywał nowe wymiary Jej piękna. On nie tylko był szczególnym czcicielem Niepokalanej, ale żył zachwytem nad Nią! Był w Niej autentycznie zakochany. Proponowane rozważania pomagają zachwycić się tajemnicą Maryi. Jej świętość, zjednoczenie z Duchem Świętym, kobiecość i czystość to tylko niektóre z tematów. Każdy z nich dotyka naszej codzienności w odniesieniu do postaw Maryi, przekonując o maryjnym aspekcie naszego istnienia i potwierdzając, że żyjemy dla Chrystusa. Przewodnikiem po wszystkich poruszanych zagadnieniach jest święty Maksymilian – rycerz i szaleniec Niepokalanej.
Muszę być świętym jak największym Jerzy Szyran OFMConv
Cena 20
Oprawa miękka Format 129 x 208 mm Ilość stron 176 zł ISBN 978-83-7485-341-5
Cena 15
Oprawa miękka Format 120 x 180 mm zł Ilość stron 104 ISBN 978-83-7485-332-3
Ojciec Maksymilian od samego początku chciał być świętym. Do sprawy podszedł programowo i z pasją. Jako młody kapłan podczas rekolekcji w lutym 1920 roku ułożył dla siebie Regulamin życia (Regulamentum vitae) . Być świętym jak największym jest praktyczną i twórczą lekturą zasad życia duchowego ojca Kolbego. Choć tekst powstał sto lat temu, nic nie stracił ze swej mądrości. Odczytanie Regulaminu w perspektywie współczesnej myśli teologicznej i duchowości XXI wieku pozwala odkryć jego aktualność i głębię. Prawdę i skuteczność proponowanych zasad życia, w którego centrum stoi Bóg i Niepokalana, potwierdza niezmiennie heroiczna świętość Męczennika Miłości. Książka ta ucieszy nie tylko jego czcicieli i członków Rycerstwa Niepokalanej, ale każdego, kto w dzisiejszych warunkach również chce być świętym. Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl
Przy zamówieniach na kwotę 120 zł lub więcej, koszty przesyłki (12 zł) ponosi wydawnictwo.
Pokora według o. Wenantego
FOT. RAFAŁ CZEPIŃSKI
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪
Jacek Michno OFMConv
Słowo pokora często wywołuje we współczesnym człowieku mieszane uczucia i reakcje. W dobie konsumpcjonizmu jest wręcz niepopularne i budzi niechęć. Tymczasem chrześcijaństwo każe nam iść drogą pokory – drogą Chrystusa. Za wzór może nam posłużyć sługa Boży o. Wenanty Katarzyniec, który realizując swoje franciszkańskie powołanie, pragnął wcielać w życie pokorę Jezusa Chrystusa, w którego się wpatrywał.
grzechów i niedoskonałości: „Z pokorą mamy za Chrystusem pokonywać pychę szatańską. Natomiast z pokory rodzą się wszystkie inne cnoty”. Najpierw kontemplował pokorę Chrystusa, który jest wzorem każdej cnoty: „Jezus żąda od nas pokory, ale sam pierwej się upokorzył, żąda zaparcia, ale sam się zaparł... Upokorzył się aż do wyniszczenia, bo się zaparł, aż do śmierci na krzyżu. Z tego poniżenia się Syna Bożego poznaj jak doskonała jest cnota pokory”. Trwał na roz. Wenaty miał świadomość, że Na wzór św. Franciszka zdolności i wszystko, co może roW swoim życiu Wenanty z pokorą mowie z Chrystusem w postawie skubić w życiu są darem Boga. Z tego po- i ufnością oddawał się Bogu. Wpatrując pienia i pokory. Potwierdzają to liczni wodu starał się nigdy nie pokazywać się w Jezusa, który w uniżeniu przyszedł świadkowie: „Zastałam go jak odprapublicznie posług, które pełnił, lecz na ziemię, sam starał się uniżać i jako wiał w bardzo pokornej postawie Drozwykle czynił je anonimowo: „Pokora wierny uczeń podążać za Mistrzem na gę Krzyżową. Jego skupienie i pokorna bowiem sprzeciwia się tylko szukaniu wzór św. Franciszka: „Św. o. Franciszek postawa tak mnie wzruszyły, żem się własnej chwały, okazywaniu z próżno- wszystko opuścił dla Chrystusa i na- rozpłakała”. Br. Gabriel zanotował znaści swoich zalet, ale nigdy nie wyklucza śladował Go w pokorze” – pisał sługa mienne wydarzenie: „Po nabożeństwie oddawania chwały i czci innym, a tym Boży. To naśladowanie przejawiało się Gorzkich Żali i po ucałowaniu relikwii bardziej Bogu”. także w zwalczaniu wszelkiego rodzaju Krzyża św. położono relikwiarz ten na
O
70
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA stole w zakrystii. Nie schowałem go zaraz do skarbca, ale mając jakąś pilną czynność wyszedłem do kościoła. Po upływie niedługiego czasu wróciłem do zakrystii i tu zastałem na klęczkach w kornej postawie o. Wenantego adorującego św. Relikwie – kiedy spostrzegł mnie wchodzącego, czemprędzej powstał z klęczek i nieco zmieszany wyszedł do zakonnego chóru”. „Przechodząc obok Tabernakulum bardzo pokornie padał na kolana i oddawał pokłon Panu Jezusowi”. Napominać z pokorą Ukochanie modlitwy, uniżenie i pokora wobec Boga były dla Wenantego drogą dążenia ku Chrystusowi. W życiu zakonnym dla wielu braci był niedoścignionym wzorem pokory. W czasie rekolekcji zapisał: „Cichość i pokora polega na tym, aby się stawiać na ostatnim miejscu, aby się starać, żeby wszystkim ze mną było dobrze, a nie przeciwnie”. Taka kondycja duchowa dawała mu możliwość napominania braci, gdyż „napominać bliźniego należy ze słodyczą, spokojem, pokorą, w stosownym czasie i miejscu, z cierpliwością i wytrwałością”. W dziedzinie pokory o. Wenanty praktykował napomnienia św. Franciszka. Całe jego życie było służbą drugiemu człowiekowi, która miała znamiona heroiczności, a którą podejmował w sposób cichy i często niezauważony. Jednakowo z szacunkiem traktował braci zakonnych, którzy w tych czasach w klasztorze byli często niedoceniani i poniżani, jak i kapłanów. Zawsze grzeczny, cierpliwy, uśmiechnięty, otwarty na każdego. Pomagał w nauce braciom w seminarium, w pisaniu przemówień, kazań, referatów. Niejednokrotnie anonimowo drukował artykuły do gazet. Wielokrotnie zastępował współbraci w kapłańskiej posłudze, czy też sam podejmował się obowiązków kosztem własnego czasu,
zdrowia, snu. Nigdy sam pierwszy nie zabierał głosu, lecz oddawał pierwszeństwo wypowiedzenia się innym. Dopiero zapytany cicho i skromnie udzielał trafnej i rzeczowej odpowiedzi na postawione pytania. Podobną opinię wyrażali o nim jego profesorowie: „Nigdy nie występował poza ramy Reguły zakonnej – zawsze był
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
nadzwyczajnej skromności i głębokiej pokory”. „Na zebraniach lub posiedzeniach nigdy nie wyrywał się dla prostego popisu, lecz dla wyraźnej potrzeby danej chwili. W odpowiedziach był poważny, a jego powiedzenia były głębokie i dosadne”. Nie starał się nikomu imponować, chociaż posiadając wielką wiedzę i zdolności mógł to z łatwością uczynić. „Nadzwyczaj chętnie śpieszył z pomocą w nauce. A nigdy wtedy wyższości swej nie okazywał, ale o ile tylko mógł starał się uniżać. [...] Zawsze przy pomaganiu tak pokierował, że wychodziło, jakby ten uczeń już sam to umiał i rozumiał, a pomoc była zupełnie zbędna”.
Obmywać nogi Swoją pokorą budował współbraci i wiernych: „Zachowywał się cicho, skromnie, pokornie; mimo trawiącej go choroby nie żądał nigdy czegoś więcej dla siebie: z każdego pokarmu był zawsze zadowolony. O cierpieniach swoich nigdy nie opowiadał, choć widać było, że cierpiał wiele. Nie denerwował, nie pogniewał się nigdy”. Wszystkie doznane od braci przykrości cierpliwie i pokornie znosił, nie okazując przy tym gniewu, czy żalu. Za wszelkie otrzymane dobra pokornie dziękował. Zadowalał się rzeczami podstawowymi. Nigdy nie narzekał, nie grymasił, nie pragnął czegoś więcej niż to, co otrzymał. Postawę pokory starał się wpajać w młode pokolenie braci. Uczył jej szczególnie w przyjmowaniu od ludzi różnego rodzaju dóbr, niekiedy nawet „zbytkownych”. Dla ćwiczenia w pokorze wprowadził zarządzenie, aby każdy kleryk cokolwiek od niego otrzyma całował go w rękę, chociaż on sam jak szczerze podkreślał „nawykł dawać rękę do pocałowania, jakby to był kawałek drewna”. Nakazał również klerykom wykonywanie różnych prac, np. szorowanie podłóg, która to czynność zazwyczaj była wykonywana przez służbę lub braci laików, stojących w ówczesnych czasach w hierarchii zakonnej o wiele niżej nawet od kleryków – nowicjuszy, a „z których mieli być przyszli kapłani”. Zrealizował, też w sensie dosłownym nakaz Chrystusa, i dwukrotnie umył nogi swoim nowicjuszom. Znając ówczesne zakonne realia i stosunek przełożonego do podwładnych, można powiedzieć, że nie kierował się tu chęcią „pokazania się”, lecz uczynił to, aby doskonalić w sobie tę wielką i wspaniałą cnotę. Z pokorą kształtował swoje stosunki braterskie z innymi członkami
71
STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪ Od samego początku Wenanty starał się wyrzec wszystkiego, co tchnęło próżnością, a postanowił jak najwierniej realizować ideał zakonny. Przejawiało się to w nad wyraz skromnej postawie, wewnętrznym skupieniu, w nienagannym zachowaniu przepisów. W postępowaniu za Chrystusem doskonalił cnoty, między innymi przez umartwienie, które sumiennie praktykował. O. Wenanty posiadał cnotę pokory, która jako podstawa wszelkich cnót jaśniała z jego
Stawać w prawdzie Inną formą pokory franciszkańskiej jest „trwanie w prawdzie o tym jakim się jest”, co zakłada odwagę przyznania się do błędów i wad. Brat mniejszy powinien odznaczać się również taką formą pokory, która mówi, że „człowiek jest tym tylko, czym jest w oczach Boga i niczym więcej”. Człowiek pokorny nie jest zależny od pochwał i przychylności ludzkiej, nie dąży do nich, gdyż dla niego ważna jest jedynie miara Boża. Pokora franciszkańska łączy się z czystością serca. Jest możliwa tylko przy pustce i wewnętrznym ogołoceniu, ponieważ daje możliwość działania woli Bożej. Trzeba opuścić wszystko, odrzucić swoją pychę, aby mógł zamieszkać Chrystus. Pokora jest „matką i korzeniem wszelkiej możliwej cnoty”.
postaci. Była dla niego konieczna w rozwoju całej sfery życia duchowego. W rekolekcyjnych notatkach można przeczytać, iż człowiekowi „potrzeba umartwienia zmysłów i ducha, to jest pokory do pozyskania ducha modlitwy”. FOT. RAFAŁ CZEPIŃSKI
wspólnoty. W jego korespondencji widać głębokie uniżenie i postawę mniejszości względem innych. Często przyznawał większe zasługi innym, chociaż niejednokrotnie przewyższał ich intelektualnie, pobożnością i godnością, czego przykładem jest fragment listu skierowany do o. Maksymiliana Kolbego: „Ojciec przewyższył mnie pod względem umysłowym i w postępie na drodze doskonałości – czuję, że nie dorastam do tej miary co Ojciec”.
72
Zachowywać zasady O. Wenanty miał świadomość, że droga do Boga w życiu zakonnym nie jest łatwa, a najlepszą pomocą, aby ominąć wszystkie niebezpieczeństwa duchowe, jest doskonałe zachowywanie Konstytucji i przepisów zakonnych. Wielokrotnie wyznawał na kapitule
win swoje drobne przewinienia i niedociągnięcia, chociaż i te wywoływały u współbraci zdziwienie „jakże on tego mógł w sobie doszukać”. Kończąc posługę mistrza nowicjatu w pożegnalnej mowie przepraszał swoich podopiecznych za wszystkie przykrości, których doświadczyli z jego strony, jak również za ewentualne zgorszenie jakiego mógł być powodem. O. Wenanty przezwyciężał miłość własną i szukał pokory, którą nazywał umartwieniem wewnętrznym. Nigdy nie cenił siebie, wstydził się pochwał
▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA i za wszelką cenę starał się ich unikać. Gdy je otrzymywał był na nie obojętny, przez co starał się umartwiać swoją miłość własną. O. Alfons zauważył, że niemal doskonale pokorny o. Wenanty był wzorem dla nowicjuszy: „O sobie – pokora nie pozwoliła mu cośkolwiek powiedzieć.
mi niesprawiedliwie wyrządzonych mu przykrości. Nie był w jakikolwiek sposób uzależniony od cudzych względów. Nie zależało mu na tytułach, ani nie domagał się szacunku dla swojej osoby, sam zaś innych uważał za godniejszych od siebie. Przykład tego można dostrzec we wspomnianych już listach pisanych do młodszego od siebie o. Maksymiliana Kolbego, do którego zwracał się w nich z wielkim szacunkiem i uniżeniem. Należy zauważyć, że wówczas był już znaczącym człowiekiem w prowincji zakonnej, jednak skromnie podpisywał się jedynie jako „brat Wenanty”. Gdy o. Wacław użył w stosunku do o. Wenantego nieodpowiedniego tytułu, biorąc go za kleryka, nie tylko się nie obraził, ale był mocno zmieszany, gdy ten go przepraszał. Potem mówił, że zbudował się jego pokorą, o której wielokrotnie słyszał z różnych opowiadań: „Z godnością magistra wcale się nie wynosił, ale jak zwykle budował swą pokorą, układnością i pobożnością”. Nie ma więc wątpliwości, że o. Wesłów. Miały miejsce także incydenty, gdy nanty będąc franciszkaninem postęza nieuwagę, albo pomyłkę był przez pował śladami swego duchowego ojca, niego ostro napominany. Wenanty zno- który wierny słowom Chrystusa: „kto sił to z nadzwyczajnym spokojem. Tą się wywyższa będzie poniżony, a kto się pokorą i opanowaniem budował współ- poniża będzie wywyższony” żądał dla braci, którzy wielokrotnie byli świadka- siebie tylko wzgardy i poniżenia.
FOT. RAFAŁ CZEPIŃSKI
Tyle o nim wiedzieliśmy cośmy widzieli, bo i zewnątrz na furtę klerycką prawie nic się nie przekradało. Dopiero, gdy okoliczności się tak ułożyły, albo spełnienie obowiązku wymagało, nagle jakby za uderzeniem różdżki czarodziejskiej, wyrastały u niego jakieś ukryte dotychczas wartości: to wiedza jakaś, to zasługa, to zdolność”. Cnotę pokory stosował także w odniesieniu do zdobywania wiedzy. Twierdził, że dążenie do szeroko rozumianej wiedzy powinno się odbywać w duchu zakonnej pokory – „wtedy
zamiast postępowi duchowemu szkodę przynosić albo nadymać, ona uszlachetnia i podnosi”. Można powiedzieć o o. Wenantym, że był on wolny od zależności od pochwał i przychylności ludzkiej, od dążenia do zaszczytów, czy do uznania ze strony ludzi. Był introwertykiem i wiele czynności wykonywał powoli z namysłem i bez pośpiechu. Z tego powodu magister nowicjatu wielokrotnie udzielał mu nagan i nie szczędził przykrych
73
Brylantowy jubileusz, a miłość nie ustaje Ewa Wawro Jakub Czajka OFMConv ZDJĘCIA: JAKUB CZAJKA OFMCONV
▪ PIĘKNI LUDZIE ▪ STYL ŻYCIA Genowefa i Władysław Urbanowie są małżeństwem już 75 lat! I mają się dobrze. Już to robi wrażenie, a co dopiero fakt, że wciąż się kochają i nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Tolerancja, uśmiech, cierpliwość i wyrozumiałość – to ich recepta na udane małżeństwo. Pierwsza miłość Niedawno mąż mi powiedział: Gieniu, kochałem Ciebie przez całe życie i wciąż tak samo kocham – mówi, nie kryjąc zadowolenia, Genowefa Urban z Warzyc. Spogląda przy tym z czułością na siedzącego obok męża. – Gdyby nie łączyła nas prawdziwa miłość, to tych 75 lat pewnie nie przeżylibyśmy razem – dodaje Władysław Urban, uśmiechając się ciepło do żony. Tyle lat razem, a do dziś nie przestali okazywać sobie uczuć. Nigdy się nie kłócą. Ona, z domu Zającówna, urodziła się w 1924 r. koło Gorlic. W 1937 r. z całą rodziną wyjechali na Wileńszczyznę. Rok później powrócili do Warzyc, w rodzinne strony ojca. Miała wówczas 14 lat. On urodził się w 1921 r. w Warzycach i tu mieszkał całe życie. Byli sąsiadami. Wzajemna sympatia, a potem głębokie uczucie rodziły się stopniowo. – Wiele butów nie zdarł, chodząc do mnie, bo miał blisko – śmieje się pani Gienia. Dla obydwojga były to pierwsze prawdziwe uczucia, pierwsza miłość i jak widać na całe życie. Przez 3 lata, w czasie narzeczeństwa, pan Władysław mieszkał w Krakowie, wywieziony tam przez Niemców na przymusowe roboty. Los sprawił, że został skierowany do szkoły handlowo-dojarskiej w Mydlnikach, koło Krakowa. – Gienia cały czas pisała do mnie listy, a ja odpisywałem. Jak tylko dostałem przepustkę, to szybko jechałem do niej. Nie dało się zapomnieć o sobie nawzajem – wspomina. Pobrali się po 6 latach znajomości. Warto było czekać – mówią zgodnie. Nigdy nie żałowali tej decyzji, nie mieli chwil zwątpienia. – Zgadzaliśmy się prawie we wszystkim – mówi kobieta. Pan Władysław od razu dopowiada z czułością w głosie: – Gienia zawsze była bardzo ugodowa. Czasem może i nie miałem racji, ale stawiałem na swoim, a moja kochana żona przystawała na to. Trafiłem na skarb, nie żonę. Przecież nie ma się o co kłócić, bo i po co? Jakieś drobne sprzeczki – mówi jubilat – jak w każdym małżeństwie, nam też się w życiu trafiały, ale to się przecież nie liczy. I nigdy nie odzywaliśmy się do siebie brzydko, nie obrażaliśmy się na siebie. W najgorszych nawet chwilach nigdy nie
75
siadali na rowery i jechali do Jasła, by oglądnąć kolejny film. Dużo czytali. – Bibliotekarka mówiła mi nieraz „co ja pani tu dam, przecież pani już wszystko przeczytała” – wspomina z dumą pani Gienia. Kobieta ma wspaniałą pamięć, bez trudu wymienia ulubionych autorów, niezapomniane książki, ulubionych bohaterów. Do dziś recytuje z pamięci wiersze Konopnickiej, których uczyła się w szkole. – Czasem jak nie mogę spać w nocy, to je sobie sama recytuję – zdradza nam jubilatka. Z błyskiem w oczach dodaje: – Pamiętam też urywek wiersza, którego uczyłam się w szkole, jak to Mieszko I posłał po Dąbrówkę i otrzymał taką odpowiedź: „Niechaj jeno książę Polan rzuci bogi stare, / niechaj przyjmie krzyż Chrystusa i Chrystusa wiarę. / Powtórzyły posły księciu Dąbrówki żądanie, / książę podniósł rękę w górę i rzekł: tak się stanie! / W gruz padają stare bogi, starych świątyń szczyty, / a krzyż Chrystusa wystrzela w błękity”. Oby dał Bóg, by tak było dalej. Pan Władysław czytał głównie książki Wspólna pasja branżowe, ale odkąd przeszedł na emeryOdbudowali dom i krok po kroku za- turę, miał więcej czasu na literaturę. Do częli układać swoje przyszłe życie. Mie- dzisiaj pan Władysław czyta bez okularów, li wspólną pasję: kino. Popołudniami pani Gienia czasem po nie sięga. – Teraz
powiedziałem do żony inaczej, jak tylko Gieniu. Jak już o coś się posprzeczaliśmy, to nikt nawet o tym nie wiedział. Rozwiązywaliśmy problem sami, między sobą, nie pokazując nikomu, że może jesteśmy na siebie przez chwilę trochę zagniewani. Przecież to nic by nie dało, a tylko niepotrzebnie wciągalibyśmy w to innych. – Gdyby nie było sprzeczek, to życie byłoby bezbarwne – podkreśla pani Gienia. Całe życie przyświecała jej zasada: „Śmiej się wśród ludzi, a płacz w ukryciu, bądź lekką w tańcu, a nigdy w życiu”. – I taka byłam. Zawsze uśmiechnięta, choć czasem w kątku sobie popłakałam. Nikt mnie nigdy nie widział zadumanej, złej. Może i trochę się pilnowałam, ale zawsze byłam pogodnego usposobienia. Taką właśnie znają i pamiętają ją ludzie. – Trzeba się uśmiechać – mówi z przekonaniem – to przecież nic nie kosztuje, a tak ułatwia życie sobie i innym. Jak zobaczymy pogodną twarz zamiast skwaszonej miny, to i nam się cieplej robi na sercu.
76
to już dużo mniej czytamy, bo telewizja zabiera człowiekowi czas – mówi. Jubilatka przy okazji stwierdza: – Mam wrażenie, że za dużo się mówi o tym co złe, a za mało o tym co dobre. Z przyjemnością oglądam w telewizji, jak niektórzy profesorowie, dziennikarze, aktorzy tak mówią, jakby to byli moi bracia. Nawet ich głos człowieka uspokaja, takich ludzi nam potrzeba. Ich nie zbałamuciła ani sława, ani pieniądze. I jeszcze pomagają, dają pieniądze na dobre cele. Robią tak, bo Bóg tak nimi kieruje. Pracowite życie Zaraz po wojnie pan Władysław zaczął pracę w biurze rolnym, w starostwie powiatowym w Jaśle. W jednym miejscu pracy przetrwał kolejne przekształcenia urzędów w Polsce. Za swoją wzorową działalność odznaczony został m.in. Złotym Krzyżem Zasługi za długoletnią pracę, medalem Zasłużony Pracownik Rolnictwa i medalem Zasłużony dla Polskiego Owczarstwa. Pani Gienia prowadziła dom i małe gospodarstwo. – Chowałam tylko jedną krowę, ale zarodową, która dawała na owe czasy bardzo dużo mleka. Wychowywałam od niej buhajki, dostawałam nawet nagrody za nie – mó-
▪ PIĘKNI LUDZIE ▪ STYL ŻYCIA wi pokazując nam z dumą złotą odznakę: I nagroda wojewódzka za osiągnięcia w hodowli bydła w 1959 r. W wolnych chwilach oddawała się swoim pasjom, czytała, haftowała makatki, wyszywała serwetki, obrusy. A że wstawała bardzo wcześnie rano, to dzień miała długi. – Jak mąż jechał do pracy w Bieszczady, do swoich ukochanych owiec, to autobus odchodził pięć po piątej rano. Wstawałam o czwartej by zrobić mu śniadanie. Codziennie gotowałam kaszkę mannę na mleku, robiłam kanapki do pracy i herbatę do termosu. To przecież obowiązek dobrej żony, a ja taką byłam – podkreśla. – On jechał, a ja zostawałam sama. Jakoś ten czas trzeba było zagospodarować, wyciągałam więc swoje serwety i wyszywałam. Zostawałam sama z całym gospodarstwem na głowie, do dziś się zastanawiam, jak ja to wszystko sama dałam radę obrobić. Kury, jałówki, siana tyle było, buraków, prowadzenie domu, dzieci… a i tak miałam czas na robótki ręczne.
twej znosić z pogodą ducha i uśmiechem na twarzy – twierdzi pani Gienia. Nigdy poważnie nie chorowali. Ona w szpitalu była tylko jeden raz, rodząc drugie dziecko, on miał operację wyrostka robaczkowego. Wciąż nie chorują, a przynajmniej nigdy nie narzekają, że to boli, tamto dokucza. – Pewnie, że człowieka czasem coś tam łupie, ale to takie drobne rzeczy, normalne w tym wieku – mówi pan Władysław. – A biadolenie nic nie da i po co nim zatruwać innym życie? Jak już, to tylko Gieni powiem, że coś mi tam dokucza. – I prosi: posmaruj mnie, jakby przy okazji potrzebował trochę czułości – śmieje się pani Gienia. – Ja też bym skłamała mówiąc, że mnie nigdy nic nie boli, ale jak mówi mój chrześniak – lekarz: jakby mnie nic nie bolało, to znaczy, że bym już nie żyła.
Do dziś hołduje zasadzie: dwudaniowy obiad z deserem. I wciąż sama gotuje. Ona ma 95, a on 98 lat. Nikt by im tyle nie dał. Zawsze pogodni, uśmiechnięci, zadziwiają wręcz świetną pamięcią i żywotnością. – Jest tak dużo biedy na świecie, tylu zatroskanych ludzi, smutnych, ale są też tacy, którzy nie mają na Dobre słowo i dobre relacje co narzekać, a chcieliby mieć jeszcze więWciąż ze sobą dużo rozmawiają. – Tacej, ja myślę, że cóż to komu da zobaczyć kie z nas dwie gaduły – mówi pan Włazatroskaną twarz? Przecież cierpienie ła- dysław. – Wspominamy, dzielimy się
77
STYL ŻYCIA ▪ PIĘKNI LUDZIE ▪ swoimi myślami, odczuciami. „Proszę” i „dziękuję” to słowa, które do dziś na co dzień do siebie wypowiadają. Potrafią też słuchać. W trakcie naszego wywiadu jedno nie przerywało drugiemu, nie wtrącali się do swoich wypowiedzi. Przyjacielskie relacje i wzajemny szacunek. Zapytani o receptę na długie i udane małżeństwo wyliczają: wyrozumiałość, cierpliwość, tolerancja i unikanie konfliktów. – Zamiast się kłócić, lepiej jest się powstrzymać, przeczekać chwilkę i wtedy zawsze wychodzi się na tym lepiej. To życiowa prawda, która dotyczy nie tylko pożycia małżeńskiego, ja zawsze tak samo postępowałem w pracy – podkreśla jubilat. – Trzeba ważyć słowa – dodaje pani Gienia. – Ja się zawsze pilnowałam, by z moich ust nie padały głupstwa, plotki ani bajki. I nie wolno kłamać, zawsze tej zasady się trzymałam. W moim życiu – ciągnie dalej – nie było nigdy żadnych nieporozumień sąsiedzkich. Odczuwałam chęć rozmowy z ludźmi i czułam, że oni też chcą ze mną rozmawiać. Dziś jesteśmy już starzy, jesteśmy najstarszym małżeństwem we wsi, a ludzie ciągle nas odwiedzają. A wszystko to dzięki błogosławieństwu Boga, dzięki prośbom, jakie Matka Boża na pewno wysyła do swojego Syna, Pana Jezusa. Głęboko wierzę w to. Jednym słowem, jest pani anio-
łem – mówię żartobliwie do pani Gieni, a ta błyskawicznie ripostuje z humorem: Tylko skrzydła mi już opadły. Państwo Urbanowie dochowali się dwóch córek, jedna już nie żyje. Mają trzy wnuczki, jednego wnuka oraz jedną prawnuczkę. Uwielbiają swoją rodzinę, nie mogą się nachwalić swoich zięciów. Naszej rozmowie przysłuchuje się wnuczka, Joanna Samborska. Dumna ze swoich dziadków potwierdza, że odkąd pamięta zawsze stosowali te wszystkie swoje życiowe zasady. – Zawsze spokój, zawsze z poczuciem humoru, zawsze miło, rodzinnie i przyjaźnie. Nikt nigdy o nich złego słowa nie powiedział – mówi pani Joasia. – Babcia robiła nam szaliki, czapki, sweterki, szyła sukienki. Zawsze można było przyjść do niej i zwierzyć się z radości i problemów. Cuda i modlitwa Rozmawiamy o Kościele, o Bogu, o modlitwie. Pani Gienia wraca pamięcią do czasów wojny: – Jak wracałam z wysiedlenia, szłam pieszo, w wysokiej ciąży, prowadząc ze sobą krowę. W węzełku miałam trochę fasoli, kaszy i chleba. Weszłam do miasta, ciemno już było i wiatr hulał pomiędzy zgliszczami domów, blacha strącona z dachów okropnie się tłukła, wiatr nią poniewierał. Było na-
prawdę strasznie. Jak doszłam do domu, dowiedziałam się, że nawet kościołów nie oszczędzili, wszystko zniszczyli, kościół franciszkanów też. I była tam figura św. Antoniego. Wszystko było zniszczone, a ona ocalała. To był cud. Bo cuda się zdarzają, tylko nie wszyscy wierzą, nie wszyscy to widzą. Zwłaszcza dzisiaj, nie wiadomo dlaczego. Ja wierzę w cuda. Po chwili dodaje: – Może nikt nie uwierzy. Tak jak każdy człowiek czasem się przewraca, ja też się przewracałam, ale między mną a ziemią odczuwałam, jak gdyby to powietrze było gęste, takie miałam uczucie. Wszystkie siniaki mnie omijały. Pokazuje wzrokiem na ikonę Matki Bożej i rozpoczyna kolejną opowieść: – Ona jest u nas w domu od I Wojny Światowej. Mamusia moja była w Petersburgu, tam pracowała i tam wyszła za mąż za swojego pierwszego męża, a w prezencie dostała tę Matkę Najświętszą Kazańską. I od tamtego czasu ciągle jest Ona u nas. Mąż mojej mamy zmarł i wyszła drugi raz za Franciszka w Nieświeżu. Tułali się trochę, ale osiedli w Warzycach. Ta Matka Najświętsza na wysiedleniu była schowana na strychu w koszu z bielizną. Okropnie było, z jednej strony byli Niemcy z armatami na drodze, a na górce nachodzili Rosjanie. I raz taki był ostrzał, że wszystko się trzęsło, drzwi same się otwierały i zamykały. A ja leżałam wówczas wystraszona na betonie, w ciąży byłam. Byłam taka zdenerwowana. I w pewnej chwili coś mnie tknęło i zaczęłam głośno odmawiać litanię do Matki Najświętszej, i cały ten strach odszedł ode mnie i byłam spokojna. I przyszli Rosjanie, i nikomu nic się nie stało, a mogło być bardzo źle. Doznałam wtedy takiego olśnienia, że tak się stało, bo ta Matka Najświętsza nas wybroniła od wszystkiego. Wierzę, jestem przekonana, że Ona mnie prowadzi przez całe moje życie. Od tamtej pory pani Genowefa codziennie odmawia litanię do Matki Bożej. Wyznaje na koniec: – Rano, jak tylko wstanę, pierwsze co mam na ustach, to: Matko Najświętsza, miej mnie w swojej opiece.
Ty jesteś świętym Panem Bogiem jedynym, który czynisz rzeczy przedziwne. Ty, Ojcze święty, Królu nieba i ziemi. Ty jesteś Trójcą i Jednością, Panem Bogiem nad bogami.
FOT. KATARZYNA GORGOŃ
św. Franciszek z Asyżu
MISJE ▪ PERU ▪
Nowa placówka misyjna w Peru Peru – kraj, w którym pracują franciszkanie, miejsce kojarzone z franciszkańskimi męczennikami: bł. Michałem Tomaszkiem i bł. Zbigniewem Strzałkowskim, którzy oddali tam życie za wiarę, zyskał nową franciszkańską parafię. W czasie, gdy w wielu miejscach brakuje misjonarzy i zamykane są placówki misyjne, przejęcie nowej parafii jest bez wątpienia znakiem wielkiej łaski Bożej. Agnieszka Kozłowska Chimbote – widok na miasto
ZDJĘCIA: ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO
17
marca 2019 r. stał się historycznym dniem dla franciszkańskiej Delegatury Prowincjalnej w Peru. Właśnie wtedy misjonarze pracujący w Peru otrzymali od miejscowej archidiecezji parafię pod wezwaniem św. Łucji w Moche, w miejscowości Trujillo na północy Peru. W uroczystościach przekazania nowej parafii uczestniczył ks. Adolfo Guevara, wikariusz generalny archidiecezji Trujillo, natomiast w imieniu władz zakonnych obecni byli o. Rafał Dryjański – gwardian i proboszcz z Pariacoto, o. Jorge Cartagena Guerra – nowy administrator parafii oraz o. Martin Farfan. W obecności tłumnie zgromadzonych wiernych oraz miejscowych władz, o. Jorge otrzymał klucze do kościoła, jako symboliczny wyraz powierzenia mu opieki duszpasterskiej nad parafianami. Dzień wcześniej, poprzedni proboszcz parafii, ks. Marco Tuliio Rivera przekazał franciszkanom wszystkie księgi parafialne. Nowi duszpasterze parafii
80
spotkali się również z dyrekcją szkoły działającej na jej terenie. W domu parafialnym i wokół niego mieści się szkoła podstawowa i średnia, w której uczy się ok. 1200 uczniów. Proboszcz parafii jest jej przedstawicielem prawnym, natomiast funkcję dyrektora pełni osoba świecka. Wotum dziękczynne za dar beatyfikacji Parafia św. Łucji w Moche-Trujillo liczy ok. 30 tys. wiernych. Usytuowana jest na przedmieściach – dojazd do centrum miasta samochodem zajmuje ok. 15 minut. – opowiada o. Dariusz Mazurek, franciszkański misjonarz z Limy. Na jej terenie, prócz kościoła parafialnego, znajdują się jeszcze trzy kaplice dojazdowe. W pobliżu kościoła działa seminarium diecezjalne, fakultet teologii oraz uniwersytet katolicki. Jak zauważa o. Dariusz, objęcie placówki w tym właśnie miejscu na pewno
może ułatwić w przyszłości ruch pielgrzymkowy – Trujillo znajduje się bliżej Chimbote i Pariacoto niż Lima. Ponadto obecność ośrodków akademickich daje możliwość rozwijania formacji braci. „Klasztor wymaga remontów, uporządkowania i pomalowania, ale wierzymy, że z Bożą pomocą i życzliwością ludzi uda się dostosować go do potrzeb życia wspólnotowego i przyjmowania pielgrzymów i gości”. Trujillo to parafia historyczna, z bogatą tradycją i interesującą pobożnością ludową. Przy kościele parafialnym działa aż 29 różnych grup oraz bractw. Obchody Wielkiego Tygodnia w tej parafii zostały wpisane do dziedzictwa kulturowego Peru. „Franciszkańska obecność w Trujillo i rozpoczęcie pracy w tym miejscu mogą być postrzegane jako wotum dziękczynne za dar beatyfikacji misjonarzymęczenników z Pariacoto – bł. Michała Tomaszka i bł. Zbigniewa Strzałkowskie-
go, którzy oddali życie za wiarę w Peru, w 1991 r.” – dodaje o. Dariusz Mazurek. Franciszkanie na ziemi Inków Trujillo to czwarta miejscowość, w której pracują misjonarze z Krakowskiej Prowincji Franciszkanów. Historia franciszkańskiej misji w Peru rozpoczyna się w Pariacoto, niewielkiej miejscowości położonej w Andach na wysokości 1 200 m n. p. m. Pierwszymi misjonarzami, którzy rozpoczęli tam pracę byli o. Jarosław Wysoczański, o. Zbigniew Strzałkowski oraz o. Michał Tomaszek. Misja w Pariacoto została oficjalnie otwarta 30 sierpnia 1989, w uroczystość św. Róży z Limy – patronki Peru. Parafia obejmowała swoim zasięgiem ponad 70 wiosek, rozsianych na wysokościach do 4000 m n.p.m. Misjonarze przepowiadali tam Dobrą Nowinę zarówno słowem, jak i czynem. Franciszkanie w Pariacoto głosili katechezy, sprawowali sakramenty, a także organizowali szkolenia z zakładania sieci wody pitnej i uczyli profilaktyki zdrowotnej. Wraz z Caritasem dostarczali pomoc żywieniową w parafii. Jednak przede wszystkim byli do dyspozycji tamtejszych ludzi, gotowi by ich wysłuchać i im towarzyszyć. Początki obecności misyjnej franciszkanów z Polski w Pariacoto przebiegały w czasie, gdy maoistyczna organizacja „Świetlisty Szlak” prowadziła w Peru wojnę domową przeciwko siłom rządowym. Działania duszpastersko-charytatywne misjonarzy zostały uznane przez terrorystów za szkodliwe dla rozwoju planowanej przez nich rewolucji. 9 sierpnia 1991 r. partyzanci zamordowali o. Zbigniewa i o. Michała. To tragiczne wydarzenie na pewien czas przerwało regularne duszpasterstwo w Pariacoto. Franciszkanie sporadycznie, i najczęściej w tajemnicy, przyjeżdżali do misji ze stolicy Peru, z Limy, gdzie półtora roku wcześniej, w lutym 1990 r., przyjęli parafię i rozpoczęli pracę.
Kościół parafialny w Trujillo
Pariacoto – fiesta w górskiej wiosce Lima – kościół parafialny
MISJE ▪ PERU ▪ Męczeńska krew przelana przez o. Michała i o. Zbigniewa zaczęła wydawać pierwsze owoce. Do Peru zaczęli przyjeżdżać franciszkańscy misjonarze, którzy poruszeni przykładem życia zamordowanych współbraci, zapragnęli pracować w tym kraju. Wiosną 1994 r. do Pariacoto przybył z Boliwii o. Stanisław Olbrycht. Był pierwszym franciszkaninem, który zaczął tam regularną pracę po śmierci męczenników. Różne miejsca, jeden cel Kolejna parafia, w której zaczęli posługiwać franciszkanie znajduje się w Chimbote – mieście znanym z dużego portu rybackiego i fabryki mączki rybnej. Misjonarze rozpoczęli tam pracę w 1996 r. Do trzech franciszkańskich miejsc w Peru, dołączyła teraz parafia w Trujillo. Każde z wspomnianych miejsc ma swoją specyfikę, która
wynika z położenia, w jakim się znajduje. Parafia w Pariacoto leży wysoko w Andach, Chimbote zaś znajduje się na wybrzeżu, podobnie jak stolica kraju – Lima, miasto pełne kontrastów. Jednak niezależnie od miejsca, franciszkanie pracujący w Peru w swoich działaniach kontynuują to, co rozpoczęli na peruwiańskiej ziemi o. Michał i o. Zbigniew – życie i misję w duchu św. Franciszka z Asyżu. W Pariacoto, oprócz pracy duszpasterskiej w tej olbrzymiej parafii, franciszkanie wraz z nauczycielami prowadzą Parafialną Szkółkę Wyrównawczą, pomagającą dzieciom, które z różnych powodów nie radzą sobie z nauką w szkole publicznej. W Pariacoto znajduje się również postulat (dom, w którym uczą się kandydaci na franciszkanów) oraz centrum formacji katechistów, czyli osób świeckich, pomagających mi-
Chimbote – młodzież w domu rekolekcyjnym Casa Paz y Bien
sjonarzom w ewangelizacji wiosek położonych wysoko w górach. W mieście Chimbote misjonarze prowadzą duszpasterstwo parafialne w charyzmacie franciszkańskim. Administrują dom rekolekcyjny „Pokój i dobro”, w którym odbywają się różnego rodzaju rekolekcje i spotkania dla wiernych, a od niedawna znajduje się tam Muzeum Błogosławionych Męczenników z Pariacoto. W stolicy Peru, w Limie, liczącej ok. 11 mln mieszkańców franciszkanie oprócz parafii prowadzą Poliklinikę Nuestra Señora de la Piedad, przyjmującą ludzi ubogich i chorych. Działalność franciszkańska w tym mieście to również praca z dziećmi i młodzieżą, przy parafii oraz w szkołach, w których ewangelizują misjonarze. Więcej informacji o misjach franciszkańskich na stronie: www.misje.franciszkanie.pl.
▪ ROZMOWA ▪ MISJE
Technikum w buszu Rozmawiała Agnieszka Kozłowska
Kurs szycia dla dziewcząt
Kakooge było pierwszą miejscowością, w której powstała misja franciszkanów na ugandyjskiej ziemi. O jednym z najnowszych dzieł wspomnianej misji, jakim jest szkoła zawodowa w Kakooge, opowiada o. Bogusław Dąbrowski.
J
uż od początku zakładania misji w Kakooge mieliśmy główną myśl, żeby być z biednymi ludźmi, aby im pomagać. Chcieliśmy zbudować taką praktyczną misję, w której będzie kościół, szkoła, szpital… To dzieła pomagające się nam zaadaptować i zyskać zaufanie u miejscowych ludzi. Pierwszą i najważniejszą dla nas sprawą była pomoc dzieciom biednym, a tej biedy w Kakooge nie brakuje… – wspomina o. Bogusław.
ZDJĘCIA: ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO
Kościół, szpital i szkoła w Kakooge już są… Jest nawet szkoła zawodowa, która funkcjonuje dopiero od kilku lat. Jak wygląda nauka w tym miejscu? o. BD: Najnowszym projektem misji w Kakooge jest Technical Institute John Paul II. Jak na razie stale coś w niej zmieniamy, badając, których zawodów uczyć, żeby młodzież miała zapewnioną lepszą przyszłość. Jak na razie mamy wielu chętnych. Nasze największe problemy związane są z finansami, bo młodzież nie ma pieniędzy na czesne… Szukamy zatem rozwiązań, jak temu zaradzić. Zależy nam, żeby młodzi mogli się uczyć, a szkoła mogła funkcjonować. Z tych pieniędzy musimy przede wszystkim opłacić pensję nauczycielom, ale trzeba też kupić niezbędne materiały, dzięki którym młodzież może uczyć się i odbywać praktyki. Kupiliśmy dla szkoły dziesięć krów i sprzedajemy mleko. Część przezna-
czona jest dla uczniów, ale to co zostaje sprzedajemy, żeby utrzymywać krowy i rozszerzać naszą farmę. Mamy świnie, kury, uprawiamy banany i sadzimy różne rośliny – to wszystko w ramach profilu rolniczego. Kolejny „kierunek” w naszej szkole to stolarstwo. Dysponujemy własnym lasem, bo gdy przyjechaliśmy do Kakooge posadziliśmy 20 hektarów sosen i innych drzew, np. eukaliptusów. Teraz możemy je wycinać i robić z nich meble, które sprzedajemy. Zatem profil stolarski również utrzymuje się samodzielnie. To bardzo dobre rozwiązanie… Prowadzenie tej szkoły wiąże się ze stałym rozeznawaniem… Próbowaliśmy na przykład otworzyć profil hydrauliczny – było bardzo dużo chętnych do nauki tego zawodu, ale niestety szybko okazało się, że w buszu nie ma możliwości odbycia żadnych praktyk. Tam nie ma toalet, nie ma infrastruktury wodociągowej czy sanitarnej… Profil musiał
83
MISJE ▪ ROZMOWA ▪ zostać wycofany, ale na jego miejsce otworzyliśmy kilka innych. Do naszej szkoły zgłosiło się bardzo dużo dziewcząt, więc trzeba było stworzyć także klasy dla nich. Dlatego powstały nowe profile – np. nauka obsługi komputera i przygotowanie do pracy w biurze. Dziewczyny uczą się również gotowania. Kto wie, może uda im się znaleźć pracę w jakichś hotelach w Kampali (stolica Ugandy, przyp. red.). A nuż okaże się, że ktoś będzie miał do tego talent. Stworzyliśmy także profil krawiecki, na którym dziewczyny uczą się podstawowych umiejętności, żeby później mogły sobie kupić maszynę za sto dolarów i samemu coś szyć, sprzedawać lub wykonywać drobne usługi krawieckie i w ten sposób zarabiać na utrzymanie swojej rodziny. Na razie kształcimy uczniów w takich prostych kierunkach. Zobaczymy, jak szkoła będzie się dalej rozwijać, bo mamy już kilka nowych pomysłów.
Czy może Ojciec zdradzić kilka z nich? Różne firmy i organizacje, także z Polski, zainteresowały się naszą szkołą zawodową i chcą nam pomóc. Przekazują nam również darowizny. Z jednego z prywatnych przedsiębiorstw z Łodzi, otrzymaliśmy dziesięć komputerów, a z Konferencji Episkopatu Polski dostaliśmy pieniądze na zakup dziesięciu maszyn do szycia. Na horyzoncie pojawiły się też zupełnie nowe perspektywy. W Kakooge mieliśmy bardzo słaby Internet. Łącze pozwalało nam zaledwie wysłać wiadomość e-mail, a to i tak dużo… Z pomocą pana Andrzeja z firmy Innovate zmieniliśmy tę sytuację. Zainteresowany naszą szkołą dobroczyńca pomógł nam podłączyć się do szybszej sieci, tak, aby nasze szkoły oraz istniejący na terenie misji szpital, mogły komunikować się z jednostkami medycznymi w Polsce. Otrzymaliśmy od firmy trzy terminale wideokonferencyj-
Chimbote – młodzież w domu rekolekcyjnym Casa Paz y Bien
84
ne do szkoły podstawowej, szkoły zawodowej oraz Franciszkańskiego Ośrodka Zdrowia w Kakooge. Można teraz internetowo prowadzić szkolenia dla naszego personelu szpitalnego. Myślę, że warto spróbować, czy takie działanie będzie przynosiło efekty. Zapewne będzie to też tańsze rozwiązanie niż zapraszanie nauczycieli na szkolenie w Ugandzie. Gdy pewnego razu byłem w Stanach Zjednoczonych, odwiedziłem szkołę franciszkanów niedaleko New Britain. Jeden z przełożonych zaproponował mi wtedy, że jeżeli będziemy mieć dobry Internet, to poprosi nauczycieli ze swojej szkoły, aby poświęcili jedną godzinę tygodniowo dla szkoły w Kakooge. Nasza szkoła w buszu łączyłaby się z nimi i nauczyciele ze Stanów Zjednoczonych, specjaliści w różnych dziedzinach, mogliby szkolić nasze dzieci on-line. Takie są na razie plany, ale zobaczymy czy ten pomysł się przyjmie.
Z tego co Ojciec mówi, to szkoła zawodowa w Kakooge nie dość, że kształci młodzież, to sama utrzymuje się z praktyk, które odbywają tam uczniowie. Dokładnie tak jest. Budynek otwartej w lutym 2017 r. szkoły dla dziewcząt również zbudowali uczniowie profilu budowlanego w ramach swoich praktyk. Otrzymywali od nas za to wynagrodzenie, bo pracowali też w czasie wakacji. Wielu z nich nie wyjechało do domu, ponieważ w ich rodzinnych rejonach, na północy Ugandy, koło Ruwenzori, było niebezpiecznie. Trwały tam konflikty międzyplemienne. Niektórzy chłopcy zostali w Kakooge na wakacje i – budując tę szkołę dla dziewczyn – mogli sprawdzić i doskonalić swoje umiejętności. Zarobili przy okazji na swoją naukę. Ojciec jest dyrektorem tej szkoły? Jestem przełożonym misji w Kakooge, więc koordynuję również to dzieło, a ponieważ pierwszy dyrektor szkoły popełnił kilka błędów w pierwszym roku urzędowania, musieliśmy to skoordynować i obecnie zajmuję się sprawami finansowymi i decyzyjnymi. Oczywiście jest też komitet szkolny, który pewne decyzje zatwierdza i razem z nim planuję perspektywy rozwoju naszego technikum. Czym różni się praca w Kakooge od pracy w Matugga czy Munyonyo – miejscowościach, gdzie również
pracują misjonarze z naszej prowincji? Przede wszystkim, w przeciwieństwie do Matugga czy Munyonyo, Kakooge to misja położona w buszu. Na szczęście leży przy głównej drodze. To dla nas – misjonarzy – spore ułatwienie, bo możemy co jakiś czas pojechać do stolicy, by zrobić zakupy, albo by spotkać się z braćmi pracującymi we wspomnianych miejscowościach. Praca w Kakooge to praca z biednymi, prostymi ludźmi na słabo rozwiniętym terenie. Miejscowi nie mają stałej pracy, nie rozwija się tam żaden przemysł, a więc ludziom jest bardzo ciężko wiązać koniec z końcem. Czym zatem się zajmują? Najczęściej zajmują się wypasem krów dla bogatych właścicieli, polowaniami w buszu, zbieraniem tego, co mogą tam znaleźć… To takie proste obowiązki. To
teren nierozwinięty ekonomicznie, więc ludzie mają bardzo mało pieniędzy. Mogą jechać co najwyżej do miasteczka, żeby sprzedać, to co udało im się zebrać, zrobić. Żyją w biedzie. Są bardzo zależni od przyrody – gdy długo nie ma deszczu, jedzą bardzo mało. W ogóle jedzenie jest tam bardzo ubogie – ziemia i klimat jest dość trudny dla uprawy roślin. Życie mieszkańców Kakooge opisałem dość obszernie w mojej książce „Spalić paszport”. Piszę w niej o codziennym życiu w naszej misji w buszu, o problemach, zmaganiach i radościach. To książka przede wszystkim o Kakooge. Zachęcam do jej czytania i zakupu, ponieważ dochód z tej publikacji przeznaczony jest właśnie na utrzymanie szkoły zawodowej, o której opowiedziałem. Już dziś dziękuję wszystkim dobrodziejom za okazaną nam pomoc dla naszej Szkoły Zawodowej oraz misji w Kakooge.
WIELCY POLACY
Łucjan Królikowski OFMConv Katarzyna Gorgoń ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE O. ŁUCJANA KRÓLIKOWSKIEGO
A myśmy szli i szli – dziesiątkowani! Przez tajgę, stepy – plątaniną dróg! A myśmy szli i szli – niepokonani! Aż „Cud nad Wisłą” darował nam Bóg! I myśmy szli i szli – dziesiątkowani! Choć zdradą pragnął nas podzielić wróg... I przez Ludową przeszliśmy – niepokonani. Aż Wolną Polskę raczył wrócić Bóg! – te słowa zaczerpnięte z „Marszu Sybiraków” w niezwykły sposób streszczają życiorys jego i jego podopiecznych – sierot z Tengeru. Kim jest niemalże stuletni polski franciszkanin, którego polska prasa komunistyczna nazwała „porywaczem na światową skalę”, a któremu życie zawdzięcza sto pięćdziesiąt polskich sierot, zesłańców syberyjskich? Łucjan Królikowski urodził się 7 września 1919 r. w Nowym Kramsku niedaleko Zielonej Góry w rodzinie Stanisława i Wiktorii z domu Tomiak, jako trzeci z czwórki rodzeństwa. Jako nastolatek wstąpił do zakonu franciszkanów w Niepokalanowie, a swoje śluby czasowe składał w obecności o. Maksymiliana Kolbego, ówczesnego gwardiana klasztoru.
nak 1 września wybuchła wojna i młodzi klerycy byli zmuszeni do ukrywania się. 23 września 1939 r. Lwów skapitulował przed Armią Czerwoną. Mimo to początkowo klerykom udało się kontynuować studia – ukończyli kurs filozofii w czerwcu 1940 r. Niedługo potem młody franciszkanin został aresztowany przez NKWD i w jednym z bydlęcych wagonów wywieziony na Syberię, gdzie żył i pracował w nieludzkich warunZawierucha wojenna kach przy ścince drzew w syberyjskiej W roku 1939 o. Łucjan został wysłany tajdze. Panowały tam okropne warunki na studia filozoficzne do Lwowa, jed- higieniczne, mieszkaniowe i żywienio-
86
we. Brakowało jedzenia, podstawowych środków czystości, leków, ubrań – jednym słowem wszystkiego. Wolność w Armii Andersa Wolność – podobnie jak blisko milionowi Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego – przyniósł mu układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r., który gwarantował „amnestię” dla obywateli polskich więzionych m.in. w obozach Gułagu. O. Łucjan z trudem przedostał się do Buzułuku, niewielkiego miasteczka nad Samarą, gdzie stacjonował sztab Polskiej Armii pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Wraz z Armią Andersa przemierzył Kazachstan, Uzbekistan i Kirgizję w zatłoczonych wagonach towarowych. Ukończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Kirgistanie i z Wojskiem Polskim dotarł do Persji i Iraku.
WIELCY POLACY Studia teologiczne Nadal jednak chciał być zakonnikiem, nie żołnierzem. Wiosną 1943 r. dotarł przez Palestynę do Bejrutu, gdzie rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie św. Józefa, które ukończył w 1946 r. i 30 czerwca otrzymał święcenia kapłańskie. Jego pierwszą pracą duszpasterską była posługa w Szpitalu Wojennym w Al-Kantara nad Kanałem Sueskim. W czerwcu 1947 r. wypłynął do Afryki Równikowej, gdzie podjął pracę duszpasterską wśród polskich dzieci (były to dzieci z matkami oraz sieroty, które NKWD wysiedliła ze wschodniej Polski i wywiozła na Sybir – te, które ocalały, zostały uratowane przez wojska gen. Andersa i po wojennej tułaczce znalazły się w Afryce). Osiedle Tengeru, do którego został skierowany o. Łucjan, było położone parę stopni na południe od równika w Tanzanii. Po okropieństwach Syberii małym tułaczom miejsce to wydawało się niemalże rajem. Wcześniej umierali
z głodu i chorób: tyfus, dyzenteria, dur plamisty, malaria były dla nich chlebem codziennym. Dlatego, gdy już jako dorośli opowiadają o Afryce, nadal się rozpromieniają – bo tam był inny świat. Dzieci o. Łucjana Jednak szczęście nie trwało długo. Kiedy w 1949 r. IRO (Międzynarodowa Organizacja Pomocy Uchodźcom) postanowiła zlikwidować polskie obozy w Afryce a dzieci wraz z opiekunami odesłać do komunistycznej Polski, o. Łucjan podjął decyzję by pomóc sierotom, i za namową krewnych, którzy nie chcieli oddać małych tułaczy w ręce komunistycznego reżimu, wraz z dziećmi wyemigrował do Kanady. Na początku czerwca 1949 r. prawie sto pięćdziesiąt polskich sierot wyruszyło z Afryki w długą podróż, która miała się dla nich zakończyć w nowym domu. Po wypłynięciu z Afryki, po wielu perturbacjach dotarli do Włoch. Następ-
nie, dzięki wielu przychylnym ludziom udało się wywieźć dzieci do Niemiec, do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Bremie, a stamtąd do Kanady. W Kanadzie o. Łucjan był nie tylko ich prawnym opiekunem, ale także zajmował się ich edukacją i wychowaniem, dopóki nie osiągnęli pełnoletniości. Tymczasem w Polsce komuniści wpadli w szał. Do próby ich odzyskania chciano wykorzystać nawet ONZ. Jednak na próżno – dzieci o. Łucjana były już wolne. Miłość Można zadać sobie pytanie: Dlaczego to zrobił? Skąd ta chęć bezinteresownej pomocy tak wielkiej liczbie polskich sierot? Wydaje się, że sam o. Łucjan udziela najlepszej odpowiedzi w swojej ostatniej książce „Abba – Ojcze! Przemyślenia sybiraka i tułacza”: Życie człowieka jest grą, sztuką, realizacją Boskiego utworu, który nosi tytuł: MIŁOŚĆ. Ona
WIELCY POLACY jest tak wpleciona w życie, że stanowi pobudkę ludzkich myśli, słów, czynów i działań. Mówi się, że łatwiej napisać książkę niż dobrze przeżyć dzień. Każdy człowiek występuje na ziemskiej scenie tylko raz. Wszyscy potomkowie Adama i Ewy, aż do ostatniego człowieka, biorą udział w jednej i tej samej sztuce. Tytuł Boskiej gry zapisany jest w Ewangeliach. Ta jedyność powinna zastanawiać. Tytuł ten łatwo odgadnąć: miłość Boga, miłość bliźniego i miłość stworzeń. Miłość bliźniego bez różnicy rasy, narodowości, religii, przekonań politycznych, nawet miłość tzw. nieprzyjaciół. Reżyser oczekuje, że miłość będzie autentyczna, prawdziwa, rozwinięta do najwyższych granic, bohaterska. Miłość, która nie skrzywdzi biednego, bezbronnego jak dziecko, nie zerwie kwiatka, by go za chwilę podeptać, ani nie zgładzi psa czy kota.
88
W Kanadzie Wśród Polonii w Kanadzie o. Łucjan Królikowski pracował do 1966 r. W latach 1966-1998 pełnił obowiązki głównego sekretarza w polonijnym programie radiowym „Godzina Różańcowa Ojca Justyna” w Athol Springs, osiedlu Hamburga w hrabstwie Erie w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że był na ten czas idealnym kandydatem do radiowej pracy. Historiami, którymi mógł się dzielić na antenie radia katolickiego, sieci dla Polonii w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, miał bez liku. O. Łucjan wciąż się dokształcał, szukając inspiracji w książkach i bieżących wydarzeniach. Obecnie o. Królikowski mieszka w Stanach Zjednoczonych, we franciszkańskim klasztorze w Chicopee. Choć niebawem skończy sto lat, wciąż spotyka się ze swoimi dawnymi podopiecznymi
– podczas tzw. zjazdów Afrykańczyków w Montrealu i Toronto. A każdego dnia wraz z innymi kapłanami odprawia Mszę Świętą. W 2007 r. prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński wręczył mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2012 r. został odznaczony Orderem Uśmiechu. Podczas wręczania tego ostatniego, śpiewano mu już nie „Sto” a „Dwieście lat”, kiedy tradycyjnie przechylał kielich z sokiem z cytryny. O. Łucjan Królikowski jest autorem wielu książek, wśród których warto wspomnieć „Miłość mi wszystko wyjaśniła. Przygody ducha”, „Abba – Ojcze! Przemyślenia sybiraka i tułacza”, „Skradzione dzieciństwo. Polskie dzieci na tułaczym szlaku 1939-1950”, „Pamiętnik sybiraka i tułacza” (Bratni Zew).
Czy znasz tę niezwykłą antyfonę nazywaną egzorcyzmem św. Antoniego?
Kolumna na Palcu św. Piotra w Rzymie z łacińskim tekstem „Egzorcyzmu św. Antoniego z Padwy”
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Oto krzyż Pana! Uchodźcie, Jego przeciwnicy! Zwyciężył Lew z pokolenia Judy, potomek Dawida. Alleluja!
FOT. BERNARDOUPLOUD PIXABAY.COM
Lizbona – miasto św. Antoniego Piotr Bielenin OFMConv teolog, pasjonat historii, gwardian krakowskiego klasztoru
Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj całkiem nieprzygotowani. Nawet bez podstawowych wiadomości na temat miasta, bez wykazu miejsc, które należy zobaczyć. Chcieliśmy tu być, bo to tutaj, w Lizbonie, urodził się św. Antoni. Na całym świecie znany jest jako Antoni z Padwy, a tylko i zawsze w Portugalii – jako Antoni z Lizbony. 90
Patron zagubionych Miasto też było nieprzygotowane na nasz przyjazd, albo raczej trzeba uczciwie powiedzieć – przygotowywało się na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, które miały się odbyć za trzy lata w Portugalii. Lizbona była jednym wielkim placem budowy, przynajmniej tak ją zapamiętałem. Wszędzie rozkopane ulice, zwężenia i objazdy. Nie była to jeszcze era powszechnych GPS-ów, jechaliśmy więc cały czas naprzód, kierując się bardziej intuicją niż rozłożoną na kolanach mapą. Kiedy uznaliśmy wreszcie, że to chyba już centrum, pozostawiliśmy samochód w jakiejś bocznej uliczce i wyruszyliśmy na zwiedzanie. Dosłownie za rogiem weszliśmy na mało reprezentacyjny plac, na którym zobaczyliśmy piękną figurę św. Antoniego z Dzieciątkiem. Później dowiedzieliśmy się, że została ona odsłonięta i po-
NASZE MIEJSCA dzimy do kościoła i zaraz napotykamy jednego z braci franciszkanów. Przedstawiamy się i natychmiast jesteśmy oprowadzeni po całym sanktuarium. Zatrzymujemy się na dłuższą modlitwę przed kryptą, gdzie według tradycji w roku 1195 urodził się Fernando Martins de Bulhões, czyli późniejszy św. Antoni. Myślą wędruję do Padwy i do chwil kiedy modliłem się dotykając dłonią jego płyty nagrobnej. Daleką przebył drogę: z Lizbony do Koimbry, potem do Maroka, a następnie w drodze powrotnej Fernando Mar ns de Bulhões Na początku nie jesteśmy jeszcze pew- z powodu sztormu zamiast u wybrzeży ni, że to właściwe miejsce, może takich Hiszpanii wylądował na Sycylii. Później figur św. Antoniego jest więcej? Wcho- pieszo przebył cały Półwysep Apeniński,
FOT. PIOTR BIELENIN OFMCONV
święcona przez św. Jana Pawła II w roku 1982, w czasie jego wizyty w Lizbonie i modlitwy w krypcie narodzin św. Antoniego, co upamiętnia wmurowana na drodze do krypty tablica. I jak tu nie wierzyć, że św. Antoni jest patronem rzeczy zgubionych i ludzi zagubionych. Przecież nawet gdybyśmy się specjalnie starali, to pewnie nie udałoby się nam tutaj trafić tak szybko, bez przewodnika czy wskazówek przechodniów.
głosił słowo Boże w południowej Francji i ostatnie lata życia spędził w Dolinie Padu, a Padwa była jego ulubionym miastem, gdzie ostatecznie spoczął na wieki. A gdzie mnie zaprowadzi życie i posłuszeństwo zakonne, gdzie będzie mój grób? Trzeba jednak przerwać rozmyślanie, bo brat zakrystian już woła, że wszystko przygotowane do Mszy Świętej. Sé de Lisboa Po Eucharystii oglądamy jeszcze niewielkie muzeum antoniańskie i wędrujemy dalej. Bardzo blisko, zaledwie dwie minuty marszu, i jesteśmy w lizbońskiej katedrze. Nosi ona tytuł Najświętszej
NASZE MIEJSCA
FOT. PIOTR BIELENIN OFMCONV
Maryi Panny Większej, ale mieszkańcy mówią krótko Sé de Lisboa. Dwie frontowe wieże i bryła tego najstarszego kościoła w Lizbonie, powstałego po zdobyciu miasta przez krzyżowców w 1147 r., bardziej przypominają warowną budowlę niż świątynię. Pomimo różnych przeróbek, związanych m.in. z trzęsieniami ziemi, które nawiedzały miasto, katedra zewnętrznie zachowała romański charakter, jedynie rozeta nad głównym wejściem zapowiada wewnątrz gotyckie elementy, choć w katedrze dominuje osiemnastowieczny wystrój rokokowy. I tutaj odnajdujemy natychmiast ślady św. Antoniego. Znajduje się tu kaplica jemu poświęcona. Moją uwagę zwracają dwa witraże, myślę, że na
obydwu jest św. Antoni. Na jednym jako o. Fernando, kanonik regularny św. Augustyna, w białym habicie z brązowym płaszczem, a na drugim jako br. Antoni, już we franciszkańskim stroju. Oglądam jeszcze starą chrzcielnicę. Czy to tu został ochrzczony? Bliskość rodzinnego domu podpowiada, że tak. A skoro w asyskiej Katedrze św. Rufina do dziś pokazują miejsce chrztu św. Franciszka, to i katedra lizbońska mogła zachować chrzcielnicę św. Antoniego. Z dala od ruchu miejskiego Czas ruszać dalej. Na przystanku przed katedrą wsiadamy do tramwaju 28. Jazda tramwajem tej linii to ogromna frajda. Mały, żółty wagonik, wykonany
z drewna wypełniony jest po brzegi pasażerami. My znajdujemy miejsce przy oknie, w którym nie ma szyby, nie wiem czy na stałe czy tylko w czasie lata. Ciekawie zerkamy też do przodu i zza pleców motorniczego widzimy jak pojazd cierpliwie wspina się po stromych i ciasnych uliczkach. Mija zaparkowane samochody, choć czasami wydaje się, że ich zarysowanie jest nieuniknione. W pewnym momencie dla kawału udajemy, że chcemy zerwać suszące się w oknie jednego z domów pranie, co budzi ogólną wesołość współpasażerów. Wysiadamy po kilku przystankach, aby z góry podziwiać wspaniały widok na miasto. Następnie zanurzamy się w wąskie uliczki i odchodzimy jak najdalej od tras wydeptanych
FOT. PIOTR BIELENIN OFMCONV FOT. PIXABAY.COM
przez turystów, aby w jakimś zaułku usiąść pod parasolem przy jednym z kilku stolików niewielkiej restauracji. Tu nie słyszy się innej mowy, króluje język portugalski. Zaglądają tu chyba jednak czasami turyści, bo w karcie znajdujemy nazwy potraw także po angielsku, niektóre z zabawnymi błędami. Jedzenie tutaj jest bardzo dobre, a ceny zaskakująco niskie. Kiedy delektujemy się na koniec posiłku filiżanką kawy, mocnej i aromatycznej, rozpoczyna się występ artystów. Cała trójka przynajmniej w średnim wieku, ona śpiewa jakby pełna melancholii czy tęsknoty, oni akompaniują jej grając klasycznie na gitarach. Muzyka przemawia do ucha, ale jeszcze bardziej do serca, to portugalskie fado, powstałe właśnie tu, w lizbońskiej dzielnicy Alfama. Siedzimy zasłuchani dłuższą chwilę, aż zapadający zmrok przypomina, że trzeba wracać. Schodzimy w dół wąskimi uliczkami, czasami przecinając podwórka kamienic, gdzie dopiero teraz kiedy zachodzi palące słońce zaczyna toczyć się życie. Starsze kobiety rozmawiają siedząc na wyniesionych z domu krzesłach, dzieci bawią się w najlepsze, a z drzwi baru wypełnionego mężczyznami bucha dźwięk telewizora, po którego ekranie biegają za piłką zawodnicy. Wydaje się, że pośpiech i troski nie mają tu wstępu, a ludzie wiedzą co w życiu liczy się rzeczywiście. W porcie Na drugi dzień oglądamy Lizbonę z wody. Zaczynamy tam, gdzie mieszają się wody Tagu z tymi atlantyckimi i płyniemy w głąb lądu, tak więc miasto leżące na prawym brzegu rzeki, mamy po lewej stronie. Pierwsze dwie ciekawe budowle wpisane są na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To Torre de Belém, postawiona w epoce wielkich odkryć geograficznych na początku XVI w. w nurcie rzeki wieża, która była strażnicą lizbońskiego portu, a także punktem orientacyjnym i znakiem bliskości domu dla wracających do ojczyzny żeglarzy oraz symbolem morskiej potęgi
93
NASZE MIEJSCA
FOT. PIXABAY.COM
Portugalii. W głębi lądu widać drugą – Klasztor Hieronimitów. Zbudowany jako wyraz dziękczynienia za szczęśliwą wyprawę Vasco da Gamy do Indii, w pierwszej połowie XVI w. Uważany jest za doskonały przykład stylu manuelińskiego, będącego charakterystyczną dla Portugalii mieszanką gotyku i renesansu. W tej samej chwili mijamy monumentalny Pomnik Odkrywców nawiązujący kształtem do historycznego żaglowca. Na jego dziobie, wystającym ponad lustro wody, stoi książę Henryk Żeglarz, uważany za twórcę portugalskiego imperium kolonialnego, z modelem karaweli w jednej ręce i mapą świata w drugiej. Dalej stoją Vasco da Gama i Luís Vaz de Camões oraz inni portugalscy bohaterowie, niekoniecznie związani z morzem. Po pewnym czasie przepływamy pod Mostem 25 Kwietnia. Oddany do użytku w 1966 r. był pierwszym mostem łączącym Lizbonę z drugim brzegiem rzeki. Zaraz za mostem na lewym brzegu króluje ustawiona na wysokim postumencie figura Chrystusa Zbawiciela, wybudowana w 1959 r. Konstrukcja liczy sto
dziesięć metrów, a sama statua ma ich dwadzieścia osiem. Nawiązując do bliskości mostu i monumentu ktoś rzuca żart, że błyskawicznie przenieśliśmy się z San Francisco do Rio de Janeiro. Ktoś inny dodaje, że są i ana-
logie z innymi miastami, i że Lizbona, jak Rzym, zbudowana jest na siedmiu wzgórzach, a wreszcie, że jest jak Paryż bo ma Windę Santa Justa, czterdziestopięciometrową konstrukcję wykonaną w stylu neogotyckim, której architektura i historia przypomina tę Wieży Eiffla. W wesołej atmosferze cumujemy w porcie.
NASZE MIEJSCA Park Narodów Wracamy do samochodu i zgodnie z sugestią jednego z braci franciszkanów jedziemy na tereny zbudowane z okazji odbywającej się w 1998 r. w Lizbonie wystawy Expo. Park Narodów, bo tak nazywane jest teraz to miejsce położone wzdłuż rzeki Tag, to wizytówka współczesnej architektury Lizbony. To naprawdę warto zobaczyć. My kierujemy swoje kroki do Oceanarium, otwartego właśnie na wystawę Expo. To największe Oceanarium w Europie, w którym zobaczyć można ponad dwadzieścia pięć tysięcy morskich stworzeń
z całego świata. Szczególne wrażenie robi główny zbiornik, w którym można podziwiać pływające rekiny, tuńczyki, ogromne płaszczki. Jestem jakby w innym świecie, odczuwam zachwyt i ogromną wdzięczność dla Stwórcy za te wszystkie Jego dzieła i myślę, że ma też ogromne poczucie humoru, skoro oprócz żyrafy, słonia i hipopotama stworzył samogłowa – rybę dokładnie taką, jak opisuje to jej nazwa, i to nie jakąś rybkę, ale stworzenie większe od człowieka. Przeżycia są takie, że łagodzą bez reszty ból wywołany ceną wcale nie-
małego biletu wstępu. Przychodzi jednak czas, aby ruszać dalej. Dom rodzinny przyjaciela Przejeżdżamy na drugą stronę Tagu imponującym mostem Vasco da Gamy, otwartym również z okazji Expo i nazwanym imieniem tego portugalskiego żeglarza w pięćsetlecie odkrycia przez niego drogi morskiej do Indii. Most ma ponad siedemnaście kilometrów długości i ponad osiemsetmetrowe przęsło główne. Po sześciu pasach ruchu można mknąć z prędkością ponad sto kilometrów na godzinę. Oglądam się wstecz i obiecuję sobie, że jeszcze tutaj przyjadę, bo wszystko odbywało się za szybko i do wielu miejsc chciałbym wrócić, a niektórych nie udało się zobaczyć, jak choćby Klasztoru św. Wincentego za Murami, w którym pierwsze lata swojego zakonnego, augustiańskiego życia, spędził św. Antoni. Bardzo polubiłem to miasto, miasto z duszą, a dla mnie także zawsze miasto św. Antoniego, dom rodzinny przyjaciela.
ŚWIĘTY ANTONI ▪ REFLEKSJE ▪
Antoni – święty całego świata Władysław Paulin Sotowski OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, były redaktor naczelny „Posłańca św. Antoniego z Padwy”
Żył dawno temu. Prawie ćwierć wieku temu obchodziliśmy 800-lecie jego urodzin. Żył krótko, tylko 36 lat, a zdążył sobie zaskarbić niezwykłą pamięć u ludzi.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która żyła jeszcze krócej, mawiała, że po śmierci ześle deszcz róż, że będzie prosić dobrego Ojca w niebie, aby łaskami obdarzał wszystkich potrzebujących. Podobnie mawiał i św. Maksymilian Kolbe, że w niebie i z nieba będzie pracował obiema rękami, to znaczy, że stamtąd będzie pomagał wszystkim potrzebującym. Może więc za to krótkie życie Antoniego Bóg wynagrodził jemu i wiernym mu luedług ludzkich rachub, za życia dziom, pozwalając mu pamiętać o wszelniewiele zdziałał. Przez niecałe kich ludzkich nieszczęściach i wspoma10 lat głosił kazania we Francji i w pół- gać ludzi w ich przeżywaniu. nocnych Włoszech. Pozostawił po sobie zbiór kazań, który stał się pierwszym Cudotwórca podręcznikiem dla franciszkańskich Za życia pomagał wszystkim, którzy głosicieli Ewangelii, a nawet dla począt- go o pomoc prosili. Czynił cuda, więc zakujących teologów. Jego teksty niewiele częto nazywać go Cudotwórcą. Po śmierdziś mówią czytelnikowi. ci rozeszły się wieści, że nadal czyni cuda. Jeszcze w XIII w. zebrano je w specjalnej księdze. A zaledwie kilkanaście lat po jeDobry człowiek Był dobrym człowiekiem, ale czyż go śmierci, franciszkański poeta Cezary mało jest lub mało było na świecie lu- ze Spiry napisał znane do dziś responsodzi dobrych? Wiernie głosił Ewangelię, rium: Jeśli szukasz cudów, idź do Antoniea jeszcze wierniej nią żył. Czasem my- go, wszelkich łask dowody odbierzesz od ślę, że za to krótkie życie rozmienione niego. Wzburzone morza cichną, okowy na drobne, Bóg wynagrodził go w ten spadają, zguby się odnajdują, członki odsposób, że przez wieki udziela najróż- rastają. Każdy, kto z wiarą prosi, co szuka niejszych łask ludziom, którzy modlą się znachodzi, poświadczą to wszystko i staprzyzywając jego pomocy. rzy i młodzi. Ta pochwalna pieśń wylicza
W
96
12 czy 13 różnych gatunków cudów, które za wstawiennictwem św. Antoniego wielokrotnie się dokonywały. Jego kult trwa nieprzerwanie od chwili śmierci. Bo gdy zmarł, padewskie dzieci jeszcze tego samego popołudnia roznosiły po mieście wieść, że umarł Święty, a Stolica Apostolska ogłosiła go świętym w niecały rok po śmierci. Jest to do dziś najszybsza kanonizacja świętego, który nie był męczennikiem. Nie był męczennikiem w dosłownym słowa znaczeniu, ale był męczennikiem w swoich pragnieniach. Wybierał to, co najlepsze Może to właśnie wierność temu, co lepsze, była jego największą cnotą? Od młodości wybierał to, co uważał za najlepsze. Ojciec, portugalski szlachcic, chciał by jego syn był rycerzem, ale on zapragnął zostać kapłanem i zakonnikiem u augustianów. Tam poświęcił się nauce, bo zrozumiał, że to będzie bardziej pożyteczne dla niego i dla ludzi, niż władanie mieczem. A kiedy zetknął się z pierwszymi męczennikami franciszkańskimi, którzy chcieli ewangelizować muzułmanów w Maroku i zostali tam okrutnie zamordowani, ocenił, że to lepsza droga. Przeszedł do
▪ REFLEKSJE ▪ ŚWIĘTY ANTONI Godzinami wsłuchiwał się w ludzkie biedy. A gdy tylko mógł, pomagał nie tylko radą, ale także wpływając na innych. Wzywał bogatszych, aby dzielili się z ubogimi. Radę miasta Padwy wezwał, by podjęła uchwałę, że w tym mieście nie więzi się ludzi za długi. I posłuchano go. Uwolnił z więzienia wielu ojców najbiedniejszych rodzin.
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
zakonu św. Franciszka i udał się na misje do tego samego Maroka, chcąc tamtych zastąpić, a może nawet – podobnie jak oni – ponieść śmierć. Bóg tego nie chciał. Bogu wystarczyła jego dobra wola. Antoni zachorował i zdecydował się wrócić do rodzinnej Portugalii, ale odtąd już sam Bóg zaczął go prowadzić. Statek z naszym Świętym burza wyrzuciła na brzegu Sycylii. Stamtąd poszedł do Asyżu, aby spotkać św. Franciszka. Widział go, ale wtedy chyba nie mógł z nim nawet rozmawiać, bo Franciszka otaczał tłum pięciu tysięcy braci. Wtedy mógł się załamać, bo nie wiedział już, co ma robić, co jest lepsze, i poddał się całkowicie prowadzeniu przez Boga. Prawie z litości zainteresował się nim prowincjał północnych Włoch, nie wiedząc kim jest Antoni. Potrzebny był mu kapłan, aby odprawiał Mszę Świętą dla braci pustelników. Spędził tam rok na wyciszeniu i modlitwie, i dopiero przypadek sprawił, że ujawniły się jego kaznodziejskie talenty. Odtąd nie pozwalano mu już spocząć. Wołano go tam, gdzie chrześcijaństwo było zagrożone smutną herezją katarów, albo skłóceni mieszkańcy miast byli o krok od bratobójczej walki. Wędrując od miasta do miasta, wszędzie, gdzie go potrzebowano, głosił Ewangelię miłości. Kilka lat spędził we Francji, był nawet przełożonym braci (we Francji i we Włoszech). Rekolekcjonista Nie żył dla siebie, tylko dla Boga, dla Kościoła, dla wiernych, którzy potrzebowali jego wskazówek. To on głosił w Padwie pierwsze rekolekcje wielkopostne dla wszystkich mieszkańców. Wyglądały one jednak inaczej niż nasze. Głosił kazania nie przez trzy, ani przez osiem dni, ale codziennie przez cały Wielki Post. Po kazaniu siadał do konfesjonału, aby słuchać spowiedzi. Takie spowiedzi rekolekcyjne były czymś zupełnie nowym. To Antoni zapoczątkował taką praktykę.
Ołtarz św. Antoniego. Bazylika św. Franciszka z Asyżu w Krakowie.
prawdopodobnie w XV w., jego święto wykreślono. Kult św. Antoniego ożył w XVI w., by w XVII i XVIII dojść do szczytu. W Polsce kościoły pod jego wezwaniem, także jego obrazy w wielu innych kościołach, zaczynają się pojawiać w pierwszej połowie XVII w. Od początku był patronem od spraw beznadziejnych. A przede wszystkim od spraw rodzinnych. Matki polecały mu swoje dzieci, te które nie mogły ich mieć, prosiły go o dar macierzyństwa. No i oczywiście polecano się jego opiece we wszelkich chorobach. Stał się też szczególnym pomocnikiem w odnajdywaniu rzeczy zgubionych, ale coraz częściej poleca mu się, zwłaszcza dzisiaj, zagubionych ludzi. Widziałem w Padwie, jak się odbywa ich odnajdywanie. Ludzie podchodzą do jego grobu, a potem do konfesjonału. Coś ich pcha do nawrócenia, przychodzą po dwudziestu, a nawet pięćdziesięciu latach życia bez spowiedzi i postanawiają zmienić swoje życie. W Padwie ludzie modlą się do niego. Obserwuję tysiące ludzi, którzy przewijają się koło jego kamiennej trumny, dotykają jej, powierzają mu swoje tajemnice i odchodzą z jakąś niezwykłą ufnością. Nasz poeta mówił, że w Polsce w Matkę Boską Częstochowska wierzy nawet taki, „który w nic nie wierzy”. Podobne wyznania zdarzają się w Padwie. Przychodzą tam tacy, którzy w nic nie wierzą, a ufają jeszcze tylko św. Antoniemu i powoli zaczynają się odnajdywać.
Pierwsze cuda, o jakich się opowiada, były reakcją na łzy zrozpaczonych Przyjaciel najuboższych W każdym niemal kościele mamy matek, których dzieciom wydarzyło się skarbonkę z napisem: „Na chleb św. Anjakieś nieszczęście. toniego”. To dosyć młoda praktyka. W XIX wieku po raz pierwszy we FranWielki Święty Jego nieprzerwany kult trwał w Pa- cji założono stowarzyszenie pod nazwą dwie. Poza nią przycichł z czasem. „Chleb św. Antoniego”, które zajmowało W XIII i XIV w. był jeszcze bardzo się dobroczynnością, opieką nad najpopularny. Nawet krakowskie kalen- biedniejszymi. Te skarbonki stanowią darze odnotowywały jego święto obok tajemniczy bank ubogich. Który funkbardzo nielicznych jeszcze wspomnień cjonuje do dziś we wszystkich kościoinnych świętych wyznawców. Potem, łach świata!
97
ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪
Antoni z Padwy w kościele Świętego Krzyża we Florencji Wiesław Block OFMCap
Pielgrzymi i turyści odwiedzający jedną z najważniejszych świątyń franciszkańskich, jaką bez wątpienia jest florencka Bazylika Świętego Krzyża (Santa Croce), mogą pośród wielu relikwii, dzieł sztuki, pięknych obrazów i rzeźb tego kościoła, podziwiać także „Tablicę świąteczną św. Franciszka”, która znajduje się w jednej z kaplic, zwanej kaplicą Bardich. Można na niej odnaleźć także św. Antoniego z Padwy.
T
FOT. © FOTO GIUSTI CLAUDIO
a średniowieczna tablica namalowana na drewnianym podłożu o rozmiarach 234 cm na 123 cm, powstała około 1250 r. Ma kształt prostokąta u góry zakończonego trójkątnym zwieńczeniem. Pole malarskie podzielone jest zasadniczo na trzy pionowe części. W części centralnej znajduje się portret stygmatyzowanego Franciszka w formie całej postaci. Po dwóch stronach i u dołu głównej figury autor dzieła, którym prawdopodobnie był Coppo di Marcovaldo (1225-1276), umieścił dwadzieścia scen, z których aż szesnaście opowiada o życiu asyskiego Świętego. W pozostałych artysta podjął temat odejścia Franciszka z tego świata, jego kanonizacji i cudów dokonanych za życia i po śmierci.
Tablica świąteczna..., fragment
98
Św. Antoni z Padwy Pośród owych miniatur ważną dla Czytelnika Posłańca, jest scena ukazująca Antoniego z Padwy. Jest on obecny na trzynastej miniaturze całego cyklu w kompozycji ukazującej zdarzenie, jakie miało miejsce na dwa lata przed śmiercią Franciszka w 1224 r., podczas kapituły prowincjalnej, która odbyła się w prowansalskiej miejscowości Arles we Francji. O tym wydarzeniu napisał w 1228 r. Tomasz z Celano w Żywocie Błogosławionego Franciszka. Coppo di Marcovaldo bez wątpienia zanim przystąpił do wymalowania tej sceny zapoznał się z tekstem zapisanym przez Tomasza: Jeśli ktoś [z braci – W.B.] czystością i prostotą ducha zasłużył na oświecenie, dostępował szczególnej pociechy z wi-
▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI
FOT. © FOTO GIUSTI CLAUDIO
bowiem te właśnie słodzenia go [tj. Franciszka – W.B.] w sposób przez wa Piłat polecił umieścić innych nie doświadczony. na Chrystusowym krzyPrzytoczę jedno z takich żu (por. J 19,19). Antoni został poproszony o wywydarzeń, o jakim dowiedziałem się od wiarygłoszenie kazania, pogodnych świadków. Swego nieważ zasłynął wśród czasu brat Jan z Florencji, braci jako ten, „któremu ustanowiony ministrem Pan otworzył umysł, aby braci w Prowansji, odprarozumiał Pismo święte wiał kapitułę braci w tejże i by [...] przepowiadał prowincji. Pan Bóg dał mu Jezusa w mowie słodszej natchnienie do mówienia, nad «miód i plaster mioa wszystkich braci usposodowy»” (48,8). Scena bił do słuchania życzliwie przedstawia go w spoi uważnie. Między nimi był sób dosyć nietypowy – jeden brat imieniem Moma siwe włosy i brodę, podczas gdy Antoni naldo, kapłan, błyszczący sławą, a jeszcze bardziej z Padwy zmarł w wieku życiem, który swą cnotę, około trzydzieści sześć zbudowaną na pokorze, lat. W 1224 r., gdy odbypopartą często modlitwą, wała się przedstawiona zabezpieczał puklerzem w tym oknie tablicy kacierpliwości. W tej też kapituła w Arles, miał zapitule brał udział brat Anledwie dwadzieścia dzietoni, któremu Pan otworzył więć lat. Mimo to autor umysł, aby rozumiał Pismo zdecydował się przedŚwięte i by wszystkiemu lustawić go jako dostojdowi przepowiadał Jezusa nego starca. Uczynił to w mowie słodszej nad miód zapewne, aby podkreślić, i plaster miodowy. Kieże Antoni, na podobieńdy właśnie Antoni bardzo stwo biblijnego proroka żarliwie i pobożnie głosił Jeremiasza, „wyróżniał do braci kazanie na temat się siwizną i majestatem, słów: „Jezus Nazareński, a otaczało go podziwu Król Żydowski” (J 19,19), godne i wspaniałe doTablica świąteczna św. Franciszka z Asyżu, Florencja, kościół Santa Croce stojeństwo” (2Mch 15,13). wtedy wspomniany brat Monaldo spojrzał w kierunku wejścia do Antoni o siwych włosach Jego siwiznę można zatem odczytać zadomu, w którym bracia byli razem zebraSpoglądając na miniaturę na jej równo jako symbol mądrości i dojrzani, i ujrzał tam własnymi oczyma świę- pierwszym planie dostrzega się pewnego łości, jak i szacunku, jakim się cieszył tego Franciszka, unoszącego się w powie- zakonnika, który stoi naprzeciw licznie wśród ludzi wszystkich stanów. trzu, z rozciągniętymi rękami na krzyż, zgromadzonych braci mniejszych i do błogosławiącego braci. Okazało się, że nich przemawia. To Antoni z Padwy, Bracia słuchają „życzliwie wszyscy zostali napełnieni pociechą Du- który powodowany chęcią poniesienia i uważnie” cha Świętego. Ta zbawienna radość do- śmierci męczeńskiej, około 1220 r. wstąW grupie braci słuchających kazaznana przez nich była wystarczającym pił do Zakonu Braci Mniejszych. Żywo nia na pierwszy plan wysuwa się postać kryterium, aby uznać za wiarygodne to, gestykuluje – „bardzo żarliwie i poboż- o identycznej fizjonomii mędrca. To najco usłyszeli o widzeniu i obecności swego nie głosił do braci kazanie na temat prawdopodobniej Jan Bonelli z Florencji. ojca, promiennego chwałą (Żywot Błogo- słów «Jezus Nazareński, Król Żydowski»” Jest przedstawiony z przodu, jako wyróżsławionego Franciszka I: 48,4-10). (48,9). Jest to zatem kazanie o krzyżu, niony z grupy, bowiem w tym czasie był
99
ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪
FOT. © FOTO GIUSTI CLAUDIO
ministrem prowincjalnym w Prowansji. On też zwołał wspomnianą kapitułę w Arles. Tomasz z Celano zapisał cenne spostrzeżenie, że „Pan Bóg dał mu natchnienie do mówienia, a wszystkich braci usposobił do słuchania życzliwie i uważnie” (48,6). Nobliwy kolor włosów i brody, podobnie jak w przypadku Antoniego, ma podkreślać przede wszystkim mądrość, dojrzałość i respekt, jakim się cieszył ten wybitny zakonnik. Tuż obok Jana z Bonelli stoi dużo młodszy brat, to zapewne Monaldo. Zakonnik spogląda w kierunku drzwi domu, jednocześnie prawą dłonią dotyka ramienia następnego brata, jakby chciał go zapytać, czy on też widzi to samo. Jak zanotował hagiograf, podczas kazania głoszonego przez Antoniego „brat Monaldo spojrzał w kierunku wejścia do domu, w którym bracia byli razem zebrani, i ujrzał tam własnymi oczyma świętego Franciszka, unoszącego się w powietrzu, z rozciągniętymi rękami na krzyż, bło-
100
Tablica świąteczna..., fragment
gosławiącego braci” (48,9). Monaldo wał wówczas w Italii, mógł być jednopragnie się natychmiast podzielić tym, cześnie obecny we Francji. Widział go nie tylko brat Monaldo, ale także inni co dostrzega z pozostałymi braćmi. bracia, w tym Antoni i Jan Bonelli. Dostąpili oni łaski oglądania Świętego Ojca Niezwykła wizja U góry, w centrum okna pojawia się „promiennego chwałą” (48,10) już za jego Franciszek. Artysta nie namalował całej życia. Wizja ta ogromnie ich umocniła. postaci Świętego, lecz tylko unoszące Jak zapisał Tomasz, cytując Dzieje Aposię w powietrzu eliptyczne tondo z po- stolskie (9,31): „wszyscy zostali napełnieni piersiem Serafickiego Ojca, podkreśla- pociechą Ducha Świętego” (48,10). jąc w ten sposób, że Franciszek nie jest W grupie zakonników słuchających obecny wśród braci w sposób fizyczny, kazania Antoniego, w pierwszym rzęlecz duchowy. Nawet na odległość trosz- dzie widoczni są dwaj inni bracia z księczy się o nich i błogosławi im – prawą gą. Przyciskają oni do serca Ewangelię. dłoń ma wyciągniętą w geście błogo- Gest ten symbolicznie wyraża otwartość sławieństwa, wydaje się, że w sposób ich serc i umysłów na przyjęcie słowa szczególny w kierunku Antoniego, aby Bożego, które jest głoszone w tym mopochwalić jego miłość do krzyża i po- mencie przez kaznodzieję. twierdzić prawdziwość nauczania. W tle przedstawienia widoczne są Wizja tutaj przedstawiona opowiada mury Arles. Za plecami Antoniego znajzatem o kolejnym Bożym darze, będą- duje się budynek z charakterystycznymi cym przejawem głębokiego życia mi- wysokimi drzwiami, które są zapewne stycznego Franciszka, jakim jest biloka- „wejściem do domu”, wspominanym cja. Dzięki niej Święty, mimo iż przeby- przez Tomasza z Celano (por. 48,9).
▪ ŚWIADECTWO ▪ ŚWIĘTY ANTONI
Świadectwo
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Zachęcamy wszystkich do dzielenia się na łamach Posłańca świadectwami, mówiącymi o skutecznym wstawiennictwie św. Antoniego i o łaskach otrzymanych za jego przyczyną.
Z
Martą znaliśmy się dobrze, ale – jak to często bywa – rozstawaliśmy się i znów powracaliśmy do siebie. Tego razu jednak nadzieję na kolejny powrót trudno było zobaczyć. Po naszym rozejściu ona poznała jakiegoś faceta. Chciałem o niej zapomnieć, ale nie było to łatwe. Sprawa nie dawała mi spokoju. Dziwnie wzrastało we mnie przekonanie, że to co było między nami, to coś więcej niż zwykłe zakochanie czy zauroczenie. Coraz mocniej nachodziła mnie myśl, że może jednak powinniśmy się pobrać, że to jest ta osoba, z którą chciałbym być przez całe życie. Stale powracała do mnie myśl, że powinienem jeszcze zawalczyć. Miałem problem. A jak miałem problem, to zawsze od dziecka prosiłem św. Antoniego o pomoc. Wtedy też tak zrobiłem. Modliłem się, żeby wszystko stało się zgodnie z wolą Bożą. Zdobyłem się na odwagę i zaproponowałem w końcu spotkanie. Zaakceptowała. Pamiętam, siedzieliśmy na ławce. Rozmawialiśmy. I nagle zauważyłem, że między nią a mną na tej ławce leży medalik św. Antoniego. Serce zaczęło mi walić jeszcze szybciej. Jest tyle ławek, a ten Antoni akurat na naszej i to między nami! Jak nie wierzyć, że to on pomógł nam się odnaleźć! To on nas odnalazł na nowo i połączył. Bez jego interwencji to byłoby niemożliwe. Dziś jesteśmy już sześć lat po ślubie. Mamy trójkę dzieci, czekamy na czwarte. Antoni to potężny święty! Sam w końcu doświadczyłem mocy jego wstawiennictwa. Wciąż jej doświadczam. A ten medalik mam zawsze ze sobą. Trzymam go jak relikwię. Marcin, 33 lata
LITURGIA
Liturgia w dwóch obrazach Marcin Drąg OFMConv
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Stworzenie Adama, Kaplica Sykstyńska, Michał Anioł
Odkrywając tajemnicę liturgii Kościoła, spotkałem dwa obrazy, które chyba na zawsze wpłynęły na moje spojrzenie na głębię kultu, sprawowanego przez Chrystusa Pana wobec Ojca w Jego oblubienicy – Kościele. Pierwszym jest stworzenie Adama z Kaplicy Sykstyńskiej, drugim ikona wniebowstąpienia Chrystusa.
LITURGIA
N
a pierwszy obraz liturgii zawarty we fresku stworzenia Adama z Kaplicy Sykstyńskiej otworzył mnie Robert Taft SJ, słynny teolog liturgii, łączący w swoich badaniach teologię wschodu i zachodu. Drugą osobą, która stanęła na mojej drodze jest Jean Corbon OP, autor m.in. tekstów o liturgii w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Francuski dominikanin w książce pt. Liturgia – źródło wody życia odnosi się do ikony wniebowstąpienia Chrystusa ukazującej
liturgię niebiańską, sprawowaną przez Boga i dłoń Adama prawie się stykają, Syna Bożego przed tronem Ojca w nie- jednak istnieje mała przestrzeń pomiębiańskim Jeruzalem. dzy palcem Stwórcy a palcem człowieka. Tę przestrzeń nazywamy liturgią. Tajemnica liturgii ukryta jest w nieŚwięte współdziałanie Zapewne każdy z nas zna słynny fresk zwykłym dialogu rozgrywającym się Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej pomiędzy Odwiecznym Ojcem a Jego na Watykanie, gdzie Bóg Ojciec wycią- dziećmi. Stwórca dający życie i człoga rękę i swoją stwórczą mocą powołu- wiek odpowiadający na ten dar w geście je do życia człowieka. Ożywiony Adam wzniesionych rąk, wyrażających uwielze wzniesioną ręką przyjmuje dar życia bienie. Bóg, który odnawia człowiewpatrując się w oblicze Stwórcy. Dłoń ka, poprzez działanie Syna w Duchu
LITURGIA Świętym inspiruje w ludziach postawę wielbiącą, odnoszącą całe istnienie do Stwórcy, wobec którego odzyskujemy pierwotne, rajskie piękno. Anafory Koncepcję liturgii zawartą w wyżej opisanym fresku znajdziemy już w starożytnych modlitwach eucharystycznych zwanych w języku greckim anaforami. Słowo anafora oznacza wznosić do góry, podnosić. Zatem anafora jest modlitwą uwielbienia i dziękczynienia wznoszoną przez Kościół, uświęcany przez działanie Boga w historii. Modlitwy te podkreślają wielkie czyny dokonane przez Stwórcę wobec człowieka. Boże działanie, które osiąga swoją pełnię w Chrystusie staje się motywem uwielbienia przez wiernych, co sprawia, że Kościół ziemski zostaje wzniesiony wraz ze słowami modlitwy. Powstaje więc piękny dialog pomiędzy samoudzielającym się Bogiem i wielbiącym w odpowiedzi człowiekiem. Pomódlmy się zatem tekstem anafory Addai i Mari należącej do modlitw tradycji wschodnio-syryjskiej, a sięgającej IV w. po Chrystusie. Koncepcja ruchu zstępującego – wypływającego od Boga oraz ruchu wstępującego – wychodzącego z życia człowieka jest tu wyraźnie dostrzegalna: Ty przyjąłeś naszą ludzką naturę, aby ożywić nas przez swoją Boskość, podniosłeś nas, upadłych, z nędzy, wskrzesiłeś naszą śmiertelność, darowałeś nam winy, usprawiedliwiłeś nasze grzechy, oświeciłeś nasze umysły, potępiłeś, Panie, Boże nasz, naszych wrogów i sprawiłeś, ze zatryumfowało ubóstwo naszej słabej natury przez najgłębsze zmiłowanie Twojej dobroci. Przeto i my, Panie, słudzy Twoi słabi, nędzni i ubodzy, którzy zgromadzeni jesteśmy w imię Twoje i stoimy przed Tobą w tej godzinie, przyjmujemy z radością figurę, która jest od Ciebie, z weselem chwaląc, wywyższając, wspominając i dopełniając to wielkie, budzące lęk, święte, życiodajne i Boskie misterium męki, śmierci, owinięcia w całun i zmar-
104
twychwstania naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Bóg poprzez swoje Wcielone Słowo – Chrystusa Pana jest zawsze pierwszym działającym. To do Niego należy inicjatywa stworzenia i po Jego stronie leży wszelki pierwszy ruch. Bóg działa zawsze z wyprzedzeniem. Natomiast człowiek odpowiada dlatego, że to Stwórca działa jako pierwszy. Ten trwający nieustannie dialog, w sposób szczególny uobecnia się w zewnętrznym kształcie liturgii. Wystarczy wspomnieć dialogi, jakie występują w działaniu liturgicznym: K. Pan z wami. W. I z Duchem Twoim. K. W górę Serca. W. Wznosimy je do Pana… itp. Ponadto sama natura liturgii posiada charakter dialogu, przytoczę tylko kilka przykładów: słuchanie czytania i odpowiedź poprzez śpiew psalmu, słuchanie Ewangelii
Przedziwna obecność Drugi obraz liturgii, jaki chcę przywołać, to moment wniebowstąpienia Chrystusa. Obchód Wniebowstąpienia Pańskiego przypadający na okres wielkanocny, jest przez nas często niedoceniany. U schyłku czasu wielkanocnego bardziej skupiamy naszą uwagę na Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Jednak ten moment w historii zbawienia ma bardzo istotne znaczenie. Ikona wniebowstąpienia przedstawia w centralnym miejscu Chrystusa, jako Pantokratora trzymającego w ręku zwój historii zbawienia. Zawieszony pomiędzy tajemnicą Boga Ojca, a zebranym w Jego imię Kościołem, reprezentowanym przez Maryję i apostołów ukazuje się jako Ten, który w swoim uwielbionym ciele znajduje się w chwale nieba.
Słynny fresk z Kaplicy Sykstyńskiej odzwierciedla się w każdej akcji liturgicznej, będącej współdziałaniem Boga i człowieka. i homilii – odpowiedź w credo i modlitwie wiernych. Na fakt przeistoczenia odpowiadamy aklamacją, w której wyznajemy wiarę w celebrowaną tajemnicę. Natomiast po przyjęciu Ciała Pańskiego w odpowiedzi na Dar, trwamy w milczeniu lub śpiewie pochwalnym przeżywając obrzęd uwielbienia. Liturgia zatem istnieje tam, gdzie udziela się Bóg Ojciec, a odpowiadają Jego dzieci. Nadprzyrodzone działanie przybiera właściwe sobie formy widzialne wyrażające wewnętrzną aktywność Stwórcy. Tymi formami są znaki sakramentalne, symbole i obrzędy, w których człowiek przyjmuje Boże życie i okazuje swoją wdzięczność. I tak właśnie, słynny fresk z Kaplicy Sykstyńskiej odzwierciedla się w każdej akcji liturgicznej, będącej współdziałaniem Boga i człowieka.
Obecność Chrystusa Jezus Chrystus w rzeczywistości jednak nie odchodzi, gdyż Kościół nigdy nie mówi o Nim w czasie przeszłym. Ponadto zapewnia swoich uczniów: Oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,30). Rozpoczyna się więc nowa obecność Chrystusa – obecność w Kościele, gdzie w tajemnicy sakramentów realizujących się w liturgii spełnia się Jego dzieło odnowy stworzenia. Wniebowstąpienie inicjuje liturgię niebiańską, sprawowaną przez Chrystusa – najwyższego arcykapłana. To niezwykłe wydarzenie staje się niejako introitem – śpiewem wejścia, towarzyszącym prezbiterowi przystępującemu do ołtarza, by sprawować święte obrzędy. Pierwotny kościół widział w Jezusie arcykapłana związanego ze świątynią
LITURGIA Mówienie o liturgii niebiańskiej w naszych ziemskich, niedoskonałych warunkach jest trudne. Wolimy unikać tego stwierdzenia, traktując liturgię niebiańską jako pewien ideał, czy wydarzenie paralelne wobec tego co Kościół czyni na ziemi. Traktowanie liturgii niebiańskiej i ziemskiej jako dwóch odrębnych rzeczywistości, może sprowadzić nasze celebracje do suchego pragmatyzmu i subiektywizmu, odrzu-
FOT. COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
niebiańską: takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka (Hbr 8,1). Natomiast Encyklika Mediator Dei papieża Piusa XII, tak definiuje liturgię: Liturgia święta stanowi więc kult publiczny, jaki Zbawiciel nasz, Głowa Kościoła, żywi dla Ojca Niebieskiego. Chrystus Pan zwrócony ku Ojcu pociąga nas ku Niemu, gdyż Jego wstępowanie rozciąga się na nasz czas, On działa ponad czasem – później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie (1Kor 15,6). Poprzez wstąpienie do nieba Jezus nie oddalił się od nas, ale trwa w ścisłej jedności ze swoim Kościołem: Chrystus jest zawsze obecny w swoim Kościele, szczególnie w czynnościach liturgicznych. Jest obecny w ofierze Mszy Świętej, czy to w osobie odprawiającego, gdyż „Ten sam, który kiedyś ofiarował się na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów”, czy też zwłaszcza pod postaciami eucharystycznymi. Obecny jest mocą swoją w sakramentach, tak że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci. Jest obecny w swoim słowie, albowiem gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi. Jest obecny wreszcie, gdy Kościół modli się i śpiewa psalmy, gdyż On sam obiecał: „Gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam i Ja jestem pośród nich” (KL 7). Ikona wniebowstąpienia podkreśla niezwykłe działanie Chrystusa w liturgii, którego my nie jesteśmy biernymi obserwatorami, lecz czynnymi uczestnikami. On wyprowadza nas z samotności, bezradności czy indolencji, a wprowadza nas w swoją skuteczność. Jako kapłan przewodzi liturgii niebiańskiej i ziemskiej, gdyż to co dokonuje się w niebie uzewnętrznia się w działaniu Kościoła na ziemi. Liturgia niebiańska i ziemska stanowią jedno – ponieważ przewodzi jej jeden najwyższy kapłan – Chrystus, choć czyni to w świecie widzialnym przez biskupów, prezbiterów diakonów i wszystkich ochrzczonych.
cając przy tym prawdę, że to Chrystus Pan sprawuje liturgię, a my mamy przywilej uczestnictwa w Jego skutecznym działaniu. Przywołany obraz liturgii, pozwala nam zachować właściwy porządek i harmonię w sprawowaniu kultu, gdzie nasz Pan przewodzi wszelkim formom publicznej modlitwy Kościoła. Dzięki temu, możemy odkrywać Jego działanie w nas, a zarazem siebie w Nim.
Wniebowstąpienie, XV w. Candia.
105
LITURGIA
Życie ze Świętym Marzena Władowska CHR jadwiżanka wawelska, slawistka, teolog
P
ragniemy, czasami nawet bardzo pragniemy. Ale nie tylko my pragniemy. Bóg również pragnie. Czego jednak może pragnąć Trójjedyny Bóg? Ten, który jest nieograniczony, wolny, mocny i, w kontraście do człowieka, absolutnie samowystarczalny; który jest doskonałą Wspólnotą i Jednością? A jednak… Bóg, będąc Miłością, pragnie jej udzielać człowiekowi i odpowiadać na jego miłość. Miłość jest naturą Boga, dlatego Bóg nie potrafi nie kochać, a nie znajdując w nas pełnego odzewu, pragnie. Właśnie to pragnienie miłości sprowadziło Boga na ziemię – stał się człowiekiem, przyjął postać sługi, stał się podobny do nas we wszystkim, oprócz grzechu, by na sposób ludzki opowiadać nam o Sercu Ojca, które nas niewyobrażalnie kocha. Syn Człowieczy przyszedł na ziemię po to, by nas odkupić i odsłonić nam Miłość oraz pragnienie Ojca. Czego więc pragnie Ojciec? Pragnie naszego zbawienia, czyli szczęścia. Pragnie również naszego scalenia, to znaczy pełni człowieczeństwa, która jest osiągalna tylko dzięki współpracy naszej rozumnej natury z łaską. Pragnie ponadto, byśmy się wzajemnie miłowali i byśmy byli jedno. To takie trzy podstawowe pragnienia Ojca: abyśmy byli szczęśliwi (zbawieni), abyśmy się wzajemnie miłowali i abyśmy byli jedno.
106
Syn natomiast, wpatrzony w Ojca i tchnący razem z Nim Ducha Miłości, kocha nas, wzbudza w nas miłość i pragnie naszej miłosnej odpowiedzi. Ale żeby to nie była tylko teoria, jasno tę miłość precyzuje: „co uczyniliście jednemu z Moich braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. A skoro: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy – to cokolwiek uczyniliście jednemu z Moich braci najmniejszych, NAM żeście to uczynili”.
Święty człowiek to człowiek żyjący w zjednoczeniu ze Świętym Bogiem. W Eucharystii Bóg w wyjątkowy sposób udziela nam daru swojej świętości. Chrystus jest złączony przez tajemnicę Wcielenia z naszą naturą w sposób niepojęty, a przez nasze związanie z Nim w chrzcie, bierzmowaniu i w Eucharystii, żyje w nas. „Kto spożywa Moje Ciało i Krew Moją pije, trwa we Mnie [w Świętym], a ja w Nim – będzie żył na wieki”. Eucharystia jest źródłem i szczy-
tem naszego życia, ponieważ podczas niej dokonuje się nasze uświęcenie. Biblijne pojęcie świętości związane jest z prawdą. Ale to Chrystus jest Prawdą i to On jest prawdziwie Święty. On jest źródłem świętości i najdoskonalszym jej obrazem. Jeśli o ludziach mówimy, że są świeci, i jeśli sami pragniemy świętości, to tylko w kontekście naszego zjednoczenia ze Świętym. Święty człowiek to człowiek żyjący w zjednoczeniu ze Świętym Bogiem. Do „transferu” Chrystusowej świętości w nas samych dochodzi przede wszystkim podczas Eucharystii, a kluczową rolę odgrywa tu Duch Święty. W Eucharystii Bóg w wyjątkowy sposób udziela nam daru swojej świętości, a my, wierząc w obiektywność tego daru, wykluwamy się ze świata subiektywizmu i zaczynamy żyć na miarę Boga, a nie na swoją miarę, zaczynamy żyć według obyczajów ludzi nieba, a nie według oczekiwań sfrustrowanej ziemi. Stajemy się coraz bardziej synami-w-Synu i coraz bardziej doświadczamy, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, że wszystko jest w Jego rękach i że już teraz możemy żyć w komunii i służbie z Panem, który jest ten sam w Eucharystii, we mnie i w drugim człowieku, i w niebie. I to jest świętość: życie grzesznika zjednoczonego ze Świętym i Miłującym w nas i przez nas Trójjedynym Bogiem.
Najwyższy i chwalebny Boże, rozjaśnij ciemność w sercu mym w niejasności porze. I daj mi wiarę prostą, nadzieję pewną i miłość doskonałą, mądrość i poznanie rzeczy, o Panie, bym pełnił Twoje święte i prawdziwe przykazanie. Amen.
FOT. KATARZYNA GORGOŃ
św. Franciszek z Asyżu
KULTURA ▪ ZWYCZAJE ▪
Matka Boża Jagodna Mariola Wiertek
2 lipca przypada staropolskie święto liturgiczne Matki Bożej Jagodnej. Ma ścisły związek z obchodzoną w tym dniu do 1969 r. uroczystością Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Upamiętnia ona nawiedzenie św. Elżbiety przez Maryję, która dowiedziawszy się od anioła, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, czym prędzej wyruszyła z Nazaretu do mieszkającej w Ajn Karim kuzynki.
Ś
więto liturgiczne powstało w 1253 r. z inicjatywy św. Bonawentury, który wprowadził je do wszystkich wspólnot braci mniejszych, uważając za niezwykle ważne. Następnie papież Bonifacy IX wprowadził je w 1399 r. do liturgii powszechnej. Oficjalnie zostało ustanowione w 1441 r., a obchodzono je właśnie 2 lipca. W 1969 r. papież Paweł VI zmienił datę uroczystości na dzień 31 maja, aby wypadała po Zwiastowaniu (25 marca), a przed narodzinami św. Jana Chrzciciela (24 czerwca). Jednak w tradycyjnym rzymskokatolickim kalendarzu litur-
108
Matko Boska Jagodna To Ty dojrzewających jagód czerwień Zanosisz w niebie dla dzieciaków Którym kostucha życie przerwie Nim da spróbować jagód smaku Matko Boska Jagodna Tak łatwo się potknąć o kamień Tak łatwo o kamienia brak Choć nie chcę, to bez końca ranię Raz piołun, raz borówek smak… (tekst anonimowej pieśni)
gicznym respektowanym przez kościół wierzyły, że jeśli nie będą zrywać jagód mariawitów oraz kościoły protestanckie, i powierzą się Jej opiece, to za Jej przydata pozostała niezmieniona. czyną urodzą zdrowe dzieci i odejdzie od nich zły omen, a narodzone potomstwo będzie odporne na choroby Aby Maryi w drodze nie zabrakło i czary. pożywienia Wierzono też, że Matka Boża opiekuW Polsce uroczystość ta była bardzo popularna i zespalała się z przedchrześ- je się duszami zmarłych dzieci i w tym cijańskim świętem płodności, podczas dniu zabiera je do nieba na poziomki. którego składano bóstwom ofiary z pło- W krakowskim Muzeum Narodowym dów ziemi, aby zapewnić sobie urodzaj. i w Muzeum Miejskim w Żywcu znajduLudowy przekaz głosił, że spodziewająca ją się wizerunki przedstawiające Matkę się Dziecka Maryja wędrowała samotnie Boską z poziomką. 150 km poprzez góry i lasy, żywiąc się Jako ciekawostkę dodam, że Matzrywanymi po drodze owocami. Dla- ka Boża Jagodna była darzona wielką tego w Polsce powstała tradycja, aby czcią na kresach. Jej słynący cudami w dniu 2 lipca nie zrywać poziomek, ja- obraz znajdował się w klasztorze dogód, agrestu, malin, wiśni i porzeczek. minikanów w Latyczowie. Podczas Miały pozostać dla Maryi – Jej nie mo- wojny z bolszewikami w 1920 r. został gło zabraknąć w drodze pożywienia. wywieziony do Warszawy i miał tam pozostać na stałe. Jednak w latach 20. Patronka kobiet brzemiennych wrócił do Łucka (Latyczów znalazł się Matka Boża Jagodna została patron- na terenie Rosji sowieckiej) i był dla ką matek i kobiet brzemiennych, które wierzących wielkim wsparciem pod-
▪ ZWYCZAJE ▪ KULTURA czas krwawych „czerwonych nocy” na Wołyniu. W 1945 r. cudowny obraz po raz kolejny „udał się na emigrację” do Lublina i przebywa tam do dziś – znalazł schronienie w kaplicy sióstr bezhabitowych. Z uzyskanych informacji wynika, że na terenie wschodniej Polski i kresów odpusty Matki Bożej Jagodnej są organizowane bardzo uroczyście i odbywają się tradycyjnie 2 lipca. za: franciszkanie.pl
Matka Boska Jagodna, Panienka Maryja Która owocnym, rodnym drzewom sprzyja Chodzi po sadzie kwitnącym i śpiewa Pocałunkami budząc w wiosnę drzewa Nocą wieśniaczki jej śpiew słyszą we śnie, Wieść, aby jagód nie jadły przedwcześnie, Każdą jagodę z ust matce odjętą Da zmarłym dziatkom Panna w jagód święto. (Leopold Staff, Matka Boska Jagodna)
RYS. LELA PAWLIKOWSKA
Matka Boża Jagodna
109
KULTURA ▪ SZTUKA ▪
Antonello da Messina – malarz św. Hieronima Małgorzata Ziętkiewicz dziennikarka „Wydarzeń” Polsat i „Wysokiego C” Polsat News 2, prawniczka, filmowiec
„Antonello da Messina” – tytuł wystawy w mediolańskim Palazzo Reale nie musi zawierać niczego więcej. Nazwisko wystarczy. Zresztą to nie tylko nazwisko, to całe zjawisko w sztuce i w nurcie duchowości chrześcijańskiej (devo o moderna). Antonello i jego sztuka to fenomen wciąż tajemniczy. Niewiele wiemy o malarzu z sycylijskiej Messyny, nawet data jego urodzin jest dla historyków sztuki problemem – może był to rok 1420 a może 1430?
M
iłośnicy malarstwa doskonale znają tego artystę, dlatego na mediolańskiej wystawie jest tłok. To bowiem jedyna szansa, by zobaczyć jego arcydzieła razem. Na co dzień są wysta-
110
wiane – ale przecież tylko pojedynczo – w najlepszych galeriach świata, od National Gallery w Londynie, poprzez Muzeum Sztuki w Filadelfii, aż po maleńkie prywatne muzeum w Cefalu na Sycylii.
ZDJĘCIA MAŁGORZATA ZIĘTKIEWICZ
Nie ma muzeum na świecie, które nie chciałoby mieć choć „jednego Antonella”. W Mediolanie do 2 czerwca 2019 r. mamy szansę zobaczyć 18 z 36 zachowanych do dziś jego obrazów. Syn murarza Mija właśnie 540 lat od śmierci Antonella da Messiny (1479), a historycy sztuki wciąż nie mogą znaleźć odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że na ponad 30 lat przed Leonardem da Vinci był ktoś, kto potrafił malować „aż tak”! W owym „aż tak” zawiera się istota malarstwa, bowiem przyjmuje się, że to właśnie Antonello da Messina był pierwszym, który wprowadził w ówczesnej Italii technikę malowania farbami olejnymi.
I może jeszcze w tym fakcie (Vasari podaje to jako pewnik) nie byłoby niczego nadzwyczajnego – przecież technikę tę znali już Flamandowie (Jan van Eyck) czy malarze niderlandzcy (Rogier van der Weyden, Hans Memling) – gdyby nie to, że ów syn murarza z Sycylii, Giovanniego de Antonio, malował w taki sposób, że kiedy patrzymy na twarze portretowanych przez niego osób, jesteśmy przekonani, że ci ludzie za moment staną obok nas. Są tak prawdziwi i… współcześni, i tak piękni. Mistrz Pewne jest to, że w XV w. Antonello we Włoszech stał się absolutnym mistrzem techniki malarstwa olejnego. Zamawiający u niego obrazy – król, książęta, kardynałowie – zobaczyli teraz, że obraz może się błyszczeć, że wszystko na desce (rzadziej na płótnie), staje się bardziej plastyczne, kompozycja może dzięki talentowi malarza i jego znajomości perspektywy stawać się wręcz wypukła. Dziś powiedzielibyśmy, że to jak fotografia w 3D. Olej orzechowy, makowy i lniany były dla ówczesnych malarzy na wagę złota. Nie wszyscy oczywiście poznali tę technikę od razu, dlatego wystawę w Palazzo Reale otwiera dziwny i zabawny obraz z XIX w., pochodzący z Pinakoteki Brera w Mediolanie – praca włoskiego malarza Roberta Venturiego z 1870 roku. Już sam tytuł obrazu mówi wiele o scenie, którą przedstawia: „Giovanni Bellini poznaje tajniki malarstwa olejnego szpiegując Antonella da Messinę”. Widzimy przebranego w szatę senatora konkurenta Antonella, weneckiego malarza, rówieśnika da Messiny – Giovanniego Belliniego – twórcę weneckiej szkoły kolorystycznej. Giovanni to najwybitniejszy z malarskiej rodziny Bellinich. Wenecjanin zerka jak Antonello zanurza pędzel w pojemniku z olejem lnianym, patrzy jak w kolejnych delikatnych pociągnięciach pędzla będzie kładł farbę na portrecie
KULTURA ▪ SZTUKA ▪
rzekomego senatora. Ta piękna anegdota o tym jak Bellini wykradł da Messinie malarski sekret, opowiadana we Włoszech w 1648 r. przez Carla Ridolfiego (1594-1658), biografa i malarza epoki baroku, 200 lat później osiągnęła tak wielki sukces ikonograficzny. Taka scena rzeczywiście mogła się wydarzyć, a to jak ów mit wielkości Antonella da Messiny funkcjonował w świadomości wielu włoskich i francuskich malarzy, jest do zobaczenia właśnie na tej wystawie. Malarz św. Hieronima Kiedy już wiemy kim był Antonello da Messina, tym chętniej obejrzymy jego pierwsze arcydzieło prezentowane w Mediolanie. To „Św. Hieronim w pracowni” – obraz datowany na ok. 1475 r., dziś znajduje się w zbiorach Galerii Narodowej w Londynie. Obraz na desce, bardzo malutki, zaledwie 46 cm na 32 cm. Motyw jakże popularny w malarstwie
113
KULTURA ▪ SZTUKA ▪ tamtego okresu. Święty uczony w pracowni, podczas tłumaczenia Biblii na łacinę. Jest bardzo prawdopodobne, że Hieronim jako jedyny w całej Italii chrześcijanin znał wtedy język hebrajski. Ten słynny
przekład, który zleca mu papież Damazy, przejdzie za chwilę do historii pod nazwą Wulgaty. Św. Hieronima w renesansowych obrazach rozpoznać nie trudno – zawsze to-
warzyszy mu lew – ale nie ten z legendy o św. Marku. Lew Hieronima mówi patrzącym o czymś innym. Lew (lub lwica) zranił sobie cierniem łapę – nie miał wątpliwości do kogo pójść po pomoc – do klasztoru, do Hieronima, który, gdy inni bracia uciekli, jak gdyby nigdy nic wyciągnął cierń z łapy zwierzęcia. Lew wie, że św. Hieronim potrafi leczyć a nie ranić. Historia z lwem jest jeszcze dłuższa i piękniejsza, polecam ją, tak jak i dokładną hagiografię św. Hieronima. Ale na obrazie Antonella da Messiny lew jest ledwo widoczny. Ważne jest coś innego. Pierwszy raz w historii malarstwa autor pokazuje nam świętego przez otwarte okno – i mówi do nas: „Chodźcie, możecie zajrzeć, tylko nie przeszkadzajcie, zobaczcie, jak pracuje święty”. Ale Antonello mówi też więcej: „Jeśli chcecie tu wejść, musicie zostawić za sobą wasz zewnętrzny świat, tylko tak wejdziecie do świata duchowego”. Niebywała perspektywa. Antonello pokazuje nam nawet co dzieje się za oknami pracowni z drugiej strony – oczywiście arcydzieło jest tak malutkie, że bez ogromnego szkła powiększającego nie zobaczymy wiele. Nie można podejść zbyt blisko do obrazu, gdyż natychmiast włącza się alarm. To zrozumiałe. Detale, którymi nafaszerowany jest obraz zobaczymy zatem tylko na makro-powiększeniach w dobrych albumach. Jak więc w XV w. mógł namalować je Antonello da Messina? Ta maleńka deseczka pełna jest symboli, zazdroszczę każdemu, kto potrafi je odczytać. Jakąż wiedzę teologiczną musiał mieć ów malarz? Paw na dole obrazu i turkawka – przysiadły na parapecie okna pracowni św. Hieronima. Dlaczego? I dlaczego obok nich stoi miseczka balwierza? To już zagadka, którą musicie odgadnąć sami. Podpowiem tylko, że te trzy symbole odsyłają do Chrystusa. Uważny widz zobaczy jeszcze wiele detali i symboli. Zobaczy geniusz Hieronima opowiedziany przez genialnego malarza z Messyny.
▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA
Radość i owocne myślenie Ducha Świętego Ida Policht
Katarzyna Mazierska-Białek
Sekret radości Winnica Radości Włocławek 2018 str. 309
C
zy można nauczyć się radości? Można, a nawet trzeba. Autorka pokazuje jak w relacji z Bogiem i Matką Bożą stać się człowiekiem radosnym i spełnionym. To praktyczny podręcznik szczęśliwego życia dla tych, którzy zagubieni w rutynie kolejnych dni, a niekiedy wręcz przygnieceni trudami, chcieliby zrzucić z siebie jarzmo pesymizmu, lęków, traumy, osobistych porażek, i pójść nową drogą. Także dla tych, dla których Msza Święta i modlitwa są już tylko rytuałem, lub w chaosie codzienności, trudno im usłyszeć głos Boży. Prezentowana książka to nie tylko praktyczny poradnik (z miejscem na własne notatki), ale i przejmująca opowieść o przemianie życia, pełna dynamiki i entuzjazmu. Katarzyna Mazierska-Białek jest dziennikarką, pisarką i blogerką, a jej największą pasją jest życie w radości. Kiedyś jednak – o czym pisze w pierwszym rozdziale książki – było inaczej. Przytłoczona szarością życia, nie umiejąc odnaleźć w nim celu, pogrążała się w rozpaczy, nachodziły ją myśli samo-
bójcze. Udział w Mszy Świętej z modlitwą Dla autorki więź z Matką Bożą to fundao uzdrowienie zmienił wszystko. Usłyszała ment praktyki życia. Przykład Jej pokornego słowa skierowane bezpośrednio do niej, od- posłuszeństwa względem Bożych planów była spowiedź i oddała całe życie Jezusowi – to inspiracja dla radosnego podejmowania przyniosło to niemal natychmiastową od- codziennych prozaicznych działań, wymamianę. Odtąd, obdarowana charyzmatem gających wysiłku i czasem nużących. Ale to radości, dzieli się nią z każdym, głosi zawsze też intymna duchowa więź, która pobudza, i wszędzie. Winnica Radości, internetowa umacnia i napełnia miłością, a także sprawspólnota ewangelizacyjna, którą prowa- wia, że wysiłek staje się lekki, a ograniczedzi, powstała właśnie po to, aby tej radości nia do pokonania. W podsumowaniu autorka pisze: „Rady nauczyć innych. Jej mottem jest „Niesiemy i wskazówki, które zapisałam w tej książce radość smutnym”. Odwołując się do własnych doświad- są moim osobistym doświadczeniem. Mogę czeń, proponuje czytelnikom drogę, którą dzisiaj powiedzieć, że wprowadzając je w żysama przeszła, zachęcając jednocześnie cie, prawdziwie osiągnęłam sukces. Przedo odnalezienia swojej ścieżki, dostosowa- mieniając z pomocą Maryi stare i nieefeknej do temperamentu i sytuacji osobistej. tywne myślenie na owocne myślenie Ducha A to wszystko w oparciu o codzienną lek- Świętego, moje serce, a przez to i całe moje turę Pisma Świętego, wyznaczanie kolej- życie, zmieniło się nie do poznania. Przekonych życiowych celów, i przede wszystkim nałam się wielokrotnie, że posłuszeństwo nawiązanie relacji z Panem Bogiem oraz Bogu sprawia, że Jego plan względem mnie Matką Bożą. się wypełnia, a tym samym moje marzenia Czy w naszym życiu wybrzmiewa co- zaczynają się urzeczywistniać”. dziennie credo? „Skoro wierzysz, że Jezus Jak wiele autorka zawdzięcza bliskiej jest Synem Boga Żywego i zmartwychwstał, relacji z Matką Bożą, przekonują słowa: to ani jedno Jego słowo nie powinno zo- „Jej miłość daje mi moc do przeżywania stać przez ciebie podeptane, ani jedno mojego życia w całkiem wyjątkowy sposób. Jego słowo nie powinno stracić na mocy. Miłość Maryi sprawia, że mam odwagę iść Czy modlimy się tak, aby usłyszeć co mówi do przodu, nie lękając się niczego i nie do nas Pan, czy zalewamy Go prośbami, zatrzymując się w drodze, gdy z moim podziękowaniami, pytaniami? Czy jest to Bogiem wchodzę po stopniach do nieba”. dialog czy monolog? Nietrudno więc zaliczyć autorkę do duCzy smutek jest dobry? Bóg, choć powo- chowej rodziny św. Maksymiliana. Nie dał łał nas do szczęścia, to dopuszcza czas stra- o sobie zapomnieć i św. Antoni – znajdziepienia i wewnętrznego niepokoju, byśmy my tu historię jego niezwykłej, cudownej mogli spojrzeć w głąb naszych sumień. To interwencji. doskonały moment na analizę i wprowaJeśli po przeczytaniu niemal 300 stron dzenie zmian do życia. Poprzez smutek Bóg ktoś niedomyślny miałby jeszcze ochotę trąca człowieka, by jak najszybciej się prze- spytać: ale gdzie ten sekret?, to dodamy budził, zerwał z grzechem, niedbalstwem, tylko, że autorka wyjaśnia wszystko na nieprzebaczeniem, pielęgnowaniem ura- stronie 299. zów, potępianiem i wszedł z Nim w niepoJak na podręcznik przystało, warto go wtarzalną relację, każdego dnia walcząc mieć zawsze blisko i systematycznie koo głęboką radość. rzystać z tego pięknego świadectwa wiary Czy znamy Maryję? Czy potrafimy, czy i radości. Można też pomyśleć o podarowachcemy tak jak Ona powiedzieć Bogu Fiat? niu w prezencie komuś z najbliższych.
115
KULTURA ▪ KSIĄŻKI ▪
ks. Mariusz Bernyś
Cecylian Niezgoda OFMConv
Zdzisław J. Kijas OFMConv
Cierpienie i siła Bożego Miłosierdzia
Święty Antoni z Padwy
Życie jako dojrzewanie świętości. Maksymilian Maria Kolbe
Bratni Zew Kraków 2019 str. 144
Apostolicum Ząbki 2018 str. 192
K
olejny tom reportaży (po Szpitalu na Banacha) autorstwa ks. Mariusza Bernysia, kapelana posługującego od lat w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Czy w tej „fabryce zdrowia”, gdzie znajduje się tysiąc łóżek, w ciągu roku hospitalizuje się kilkadziesiąt tysięcy osób, a zatrudnionych jest 2500, jest jeszcze miejsce na przyjaźń, współczucie, chwilę refleksji, prawdziwą rozmowę? Tak, i to całkiem niemało. Ks. Mariusz z wielką delikatnością i miłością pisze o swoich przyjaźniach, które zawarł w salach szpitalnych podczas posługiwania jako kapelan. Każda z nich to cenna historia losu człowieka i świadectwo Bożego Miłosierdzia, bo choć nie zawsze kończy się wyzdrowieniem, to siła sakramentu pokuty i pojednania zawsze czyni cuda uzdrowienia duszy, a to dla chrześcijanina jest najważniejsze. Wie o tym Marzenka od lat chora na SM, która ofiarowawszy cierpienie Panu Bogu, zaraża innych swoją radością i pogodą ducha. Także Zbyszek, znany pianista, wcześniej sceptyczny i zbuntowany, pozwolił Panu Bogu na długo przed śmiercią odmienić swoje życie. Te i inne historie pozwalają nam spojrzeć na nasze życie w perspektywie wieczności bez przytłaczającego lęku. Co więcej, niosą spokój i ożywczą nadzieję.
116
J
Bratni Zew Kraków 2019 str. 340
K
ak to się stało, że Antoni, urodzony w Lizto z nas nie chciałby zostać świętym? bonie, nazywany jest Świętym z Padwy? Być może uśmiechamy się tylko z nieDlaczego chciał zostać męczennikiem? I dla- dowierzaniem, patrząc na to jak jesteśmy czego jego proces kanonizacyjny był naj- niedoskonali. Ja – świętym? Po książkę krótszym w historii Kościoła? Odpowiedź na o. prof. Zdzisława Kijasa OFMConv warto te i inne pytania można odnaleźć w wyda- jednak sięgnąć nawet, jeśli świętość nie nej właśnie zwięzłej biografii św. Antoniego, wydaje się być w zasięgu ręki. Autor daje autorstwa o. Cecyliana Niezgody OFMConv. nam bowiem konkretny przykład – krok po Autor ze znawstwem przedstawia nie tylko kroku pokazuje, jak być świętym na wzór chronologiczny zapis życia św. Antoniego, św. Maksymiliana. ale kreśli także historyczne i ekonomiczne Autor zagłębiając się w jego biografię, tło jego czasów, przez co pomaga lepiej analizując dzieła i myśl zachowaną w konzrozumieć duchowość i charakter epoki, ferencjach, listach i artykułach, bardzo w której żył Antoni z Padwy. przystępnie i precyzyjnie przedstawia nam Franciszkanin wyodrębnia trzy etapy życia duchową drogę życia Maksymiliana, która Świętego: młodość i czas po wstąpieniu do może być dla nas twórczą inspiracją. Nie Zakonu Kanoników Regularnych, okres po- należy się przy tym trapić, że ideału świętobytu w Zakonie Braci Mniejszych oraz osta- ści Maksymiliana nigdy nie osiągniemy. On nie lata życia w Padwie. Z tego rzetelnego sam za wzór i przykład obrał sobie Matkę i realistycznego portretu wyłania się człowiek Bożą i miał świadomość, co wielokrotnie pokorny, ale silny, sprawiedliwy i nieustra- podkreślał, że nie dorówna Jej doskonaszony. Warto poznać takiego św. Antoniego. łości w służbie Panu Bogu. On podążał za Końcowa, czwarta część książki dotyczy Nią, a my możemy iść jego śladem. okresu po jego śmierci: walki jego czciJak pisze autor, każdy człowiek powocieli o miejsce wiecznego spoczynku oraz łany jest przez Boga do świętości, a kiedy dynamicznego rozwoju kultu – jest to też „wzrasta w nim świętość, której ziarno nosi historia miasta i samej Bazyliki św. Anto- w sobie, wówczas Bóg zstępuje do niego niego, z uwzględnieniem licznych polskich z nieba, odnajduje go i czyni pięknym”. Oby akcentów. Ta ostatnia część zawiera rów- Pan Bóg nas takimi uczynił, a ta kolejna, nież mini przewodnik po Bazylice, bardzo ale wyjątkowa książka o św. Maksymilianie przydatny dla wybierających się na piel- może być w tym bardzo pomocna. grzymkę do Włoch.
▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA
„M
Jerzy Szyran OFMConv
Theresa Aletheia Noble FSP
Emilia Litwinko
Muszę być świętym jak największym
Ukochany marnotrawny. Kiedy twoi bliscy porzucają wiarę
Zuzanna. Powieść o uzdrowieniu serca
Bratni Zew Kraków 2019 str. 176
W drodze Poznań 2018 str. 217
eSPe Kraków 2018 str. 200
uszę być świętym jak największym” – tak zaczyna się Regulamentum Vitae św. Maksymiliana Kolbego. Ten 12-punktowy program świętości powstał prawie 100 lat temu, podczas ćwiczeń duchowych, odprawionych przez Maksymiliana po powrocie ze studiów we Włoszech. Jest wyrazem jego indywidualnej potrzeby doskonalenia się i przybliżania do Boga poprzez Niepokalaną. Jest miniaturowym, ale ekspresyjnym autoportretem najwaleczniejszego Rycerza Niepokalanej, ukazującym jego duchową dojrzałość i radykalizm wiary. Czy żyjącemu dzisiaj człowiekowi łatwo zrozumieć taką postawę i próbować zastosować ją w codzienności? Książka autorstwa o. Jerzego Szyrana OFMConv, ma na celu odczytanie we współczesnym kontekście duchowym i kulturowym koncepcji życia św. Maksymiliana zawartej w Regulamentum Vitae. Każdy z punktów Regulaminu został szczegółowo i wnikliwie przeanalizowany w oparciu o bogatą literaturę, a każdy cytat opatrzony jest odnośnikiem do źródła, co pozwala na samodzielne studia i porównania. Bardzo cenna pozycja dla pragnących poznać lepiej i spróbować zrozumieć św. Maksymiliana, jego plan świętości życia, a także dla tych, którzy dążą do pogłębienia własnego życia duchowego, w oparciu o najlepsze wzorce.
O
dchodzą. Dalsi, bliżsi znajomi, również członkowie rodziny. Powoli, po cichu, a czasem gwałtownie, w burzy żalu i pretensji do Pana Boga, do Kościoła. Gdy wszystko już wiadomo, czujemy się bezradni, nie wiemy co robić, jak się zachować. Próby rozmowy, czasem perswazji, przynoszą odwrotny skutek. Zastanawiamy się jak im pomóc. S. Aletheia podpowiada jak to zrobić – a jej porady są bardzo proste i zarazem odkrywcze. Wychowana w katolickiej rodzinie, jako zbuntowana nastolatka na kilka lat utraciła wiarę. Ateizm nie wniósł w jej życie radości, pojawiały się kolejne pytania o sens istnienia. Zawiązek nawrócenia pojawił się nagle, ale dojrzewanie do pełni wiary trwało długo. Ostatecznym, błogosławionym plonem tego procesu było wstąpienie do Zgromadzenia Sióstr Świętego Pawła. W kilkuletnim okresie odejścia i powrotu do Pana Boga, istotną rolę odegrali napotkani ludzie – rozmowy z nimi, ich postawa. I te doświadczenia stały się inspiracją do napisania książki, będącej przystępnym wprowadzeniem do apologetyki.
C
ałe życie Zuzanny wypełnia opieka nad dwójką małych dzieci i domem. Darek ma dobrą pracę, która zaspokaja codzienne potrzeby rodziny i pozwala spłacać kredyt mieszkaniowy. Młode małżeństwo wiedzie spokojne, ustabilizowane życie. Zuzanna nie jest jednak szczęśliwa. Praca Darka bardzo go absorbuje, a dni na szarym blokowisku upływają monotonnie. Poczucie samotności i zniechęcenia dokuczają jej coraz częściej. Pojawiające się wciąż wspomnienia wydarzeń sprzed kilku lat, w chwili małżeńskiego kryzysu powracają z podwójną siłą. Zmuszona do podjęcia pracy, Zuzanna musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Spotyka ludzi, którzy pomagają jej spojrzeć od nowa w przeszłość i, ku jej zaskoczeniu, znaleźć klucz do prawdziwego szczęścia i przyszłości. Klucz, który każdy z nas powinien mieć w swoim sercu. Księgarnie i biblioteki zapełnione są literaturą kobiecą. Warto jednak potrudzić się, poszukać i wybrać te książki, które nie tylko nie przyniosą szkody naszej duszy, ale pomogą nam spojrzeć na świat z najbliższej nam, chrześcijańskiej, perspektywy. Ta wzruszająca historia o miłości, kolejna z cyklu Opowieści z Wiary Wydawnictwa eSPe, daje nam tę gwarancję.
117
Konkurs! 3 pytania, 3 odpowiedzi Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie. Nagrodami są 3 książki Wydawnictwa Franciszkanów Bratni Zew: Gaetano Lo Russo „Zacznij od nowa” oraz 3 książki Wydawnictwa eSPe: Emilia Litwinko, „Zuzanna. Powieść o uzdrowieniu serca”.
Pytania konkursowe: 1. W jakim kościele znajduje się „Tablica świąteczna św. Franciszka”, na której przedstawiony został także św. Antoni? 2. W którym roku otwarta została szkoła zawodowa dla dziewcząt w Kakooge w Ugandzie? 3. Na jaką wyspę morze wyrzuciło statek, na którego pokładzie znajdował się św. Antoni?
Na Wasze listy, kartki pocztowe lub maile z odpowiedziami czekamy do 30 września 2019 r. Spośród nich wyłonimy zwycięzców. Odpowiedzi należy nadsyłać na adres mailowy redakcja@poslaniecantoniego.pl lub pocztą tradycyjną na adres: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5 31-004 Kraków.
POSŁANIEC ŚW. ANTONIEGO Z PADWY Magazyn franciszkański Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów) WYDAWCA: Bratni Zew sp. z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków REGON: 350776703, NIP: 6761013628 REDAKCJA: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5, 31-004 Kraków redakcja@poslaniecantoniego.pl www.poslaniecantoniego.pl tel. +48 725 505 210 Bank: PKO BP nr konta: 57 1020 2892 0000 5102 0689 2782 Dla wpłat z zagranicy SWIFT: BPKOPLPW
118
REDAKTOR NACZELNY: Andrzej Zając OFMConv SEKRETARZ REDAKCJI: Katarzyna Gorgoń ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Agnieszka Kozłowska Ida Policht Magdalena Ściślak WSPÓŁPRACA: Piotr Bielenin OFMConv Piotr Roman Gryziec OFMConv Paulin Sotowski OFMConv Jerzy Szyran OFMConv Marzena Władowska Małgorzata Ziętkiewicz Agnieszka Zaucha RM
PRENUMERATA: tel. +48 725 505 210 prenumerata@poslaniecantoniego.pl DRUK: Drukarnia KOLUMB, Katowice www.drukarniakolumb.pl ZA ZEZWOLENIEM WŁADZY ZAKONNEJ CENA: 14,50 PLN (w tym 5% VAT) NAKŁAD: 1500 egz. ISSN 2391-7458 NA OKŁADCE: Św. Antoni Padewski z Dzieciątkiem (XVII w.), mal. Mateusz Bertowicz, Kościół Stygmatów św. Franciszka w Warszawie, fot. Andrzej Zając OFMConv
OPRACOWANIE GRAFICZNE: Bratni Zew
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów czy zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Fotografie bez opisu są jedynie ilustracją – nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Wszelkie prawa zastrzeżone, włącznie z tłumaczeniami na języki obce.
INTERNET: Paweł Grządziel OFMConv
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.
KOREKTA: Katarzyna Gorgoń
Torby
Fernando Martins de Bulhões
na dobre zakupy cena
z motywami polichromii 55 Stanisława Wyspiańskiego i Tadeusza Popiela z Bazyliki Franciszkanów w Krakowie
ZŁ
Anioły
Róże
Bratki
Lilie
Piastowskie orły Wymiary torby: 40 x 30 x 10 cm Długość uszu: 70 cm Tkanina: bawełna 100%, 280 g/m2
Nasturcje Torby uszyte w polskiej pracowni, z grubej bawełnianej tkaniny, wyprodukowanej w Polsce
Torby pakowane
w ekologiczne pudełko
Zamówienia: Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl
Przy zamówieniach na kwotę 120 zł lub więcej, koszty przesyłki (12 zł) ponosi wydawnictwo.
Cecylian Niezgoda
ŚWIĘTY ANTONI Z PADWY A
ntoni z Padwy to niewątpliwie jeden eden z najbardziej znanych świętych h na świecie. Już sam fakt, że we Włoszech zech mówi się o nim Il Santo, czyli po prostu Święty, świadczy o jego potędze.. Powszechnie wiadomo, że patronuje rzeczom i ludziom zagubionym, orazz że był wielkim kaznodzieją. A to zaledwie dwie wyimki z jego niezwykłej osobowości ości i fascynującego życia. Niniejsza książka dość szczegółowo owo ukazuje koleje jego życia, wyciągającc na światło dzienne mało znane fakty.. Ceniony autor franciszkański, o. Cecylian ylian Niezgoda, odpowiada w niej na wiele pytań, m.in. dlaczego Antoni, urodzodzony w Lizbonie, nazywany jest Świętym t z Padwy, dlaczego pragnął zostać męczennikiem i jak to się stało, że jego proces kanonizacyjny był najkrótszym w historii Kościoła? Autor ze znawstwem przedstawia nie tylko chronologiczny zapis życia św. Antoniego, ale kreśli także historyczne i ekonomiczne tło jego czasów, przez co pomaga lepiej zrozumieć duchowość i charakter epoki, w której żył ten niezwykły franciszkanin.
Oprawa twarda Format 150 x 210 mm Ilość stron 144 ISBN 978-83-7485-345-3
C e c y l i a n Ni e z g o d a OF M C o nv (1922-2003) – franciszkanin, teolog, filozof i tłumacz z języka łacińskiego. Znawca średniowiecza oraz źródeł franciszkańskich i antoniańskich, z których wiele przełożył na język polski. Wieloletni wykładowca wyższych seminariów duchownych w Krakowie i Gnieźnie. Autor licznych książek biograficznych i artykułów.
Cena 29 zł Oprawa miękka Format 144 x 204 mm Ilość stron 144 ISBN 978-83-7485-343-9
Cena 24 zł
Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl
Przy zamówieniach na kwotę 120 zł lub więcej, koszty przesyłki (12 zł) ponosi wydawnictwo.