Posłaniec ISSN 2391-7458
św. Antoniego z Padwy
Nr 1, styczeń/luty 2018
Kościół, wiara, kultura Szkoły duchowości
DWUMIESIĘCZNIK FRANCISZKAŃSKI
Tradycja w Kościele Opowieść o rycerzu
10,00 zł (w tym 5% VAT)
Dlaczego król nie może się uśmiechać
Tradycja i tradycje Prenumerata 2018 tylko 48 zł!
Bazylika św. Piotra na Watykanie
FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV
Przyjacielowi Boga przebłyskuje niekiedy pewne światło sumienia i radości. Jak światło zamknięte w rękach błyska i kryje się według woli trzymającego je, aby przez to zapalić ducha do posiadania światła wiecznego i do dziedziczenia pełnego widzenia Boga. św. Antoni z Padwy
Andrzej Zając OFMConv redaktor naczelny
N
owy Rok, nowe nadzieje. Warto zaczynać od nowa. Na szczęście Bóg dał nam taką możliwość, by korzystając z Jego miłosierdzia zaczynać bez niepotrzebnego balastu. Jednak, zaczynając od nowa, nie buduje się od zera. Każdy ma jakąś swoją historię, swoje dziedzictwo, w którym warto zakotwiczać na nowo, aby nie utracić swojej tożsamości. Dlatego warto też podjąć refleksję nad sprawą dziedzictwa, tradycji, bogactwa kulturowego. To ciekawe, że na co dzień się o tym nie mówi, a jest to coś, co w nas pulsuje i ujawnia się w naszych codziennych zachowaniach. Wzrastamy w kulturze, kultura nas kształtuje i tak nasyca, że prawie bezwiednie zachowujemy się według jej norm i wzorców. Chrześcijaństwo też ma swój wymiar kulturowy, a szczególnie ujawnia się właśnie w okresie Bożego Narodzenia. Doceniamy więc i kolędy, i żywą szopkę,
zwyczaje związane z wigilijnym stołem, jednak nie chcemy zatrzymać się jedynie na tym, co zewnętrze. Całe piękno zewnętrznej oprawy – tych czy innych świąt – jest dla nas bodźcem, by szukać jego wewnętrznego sensu i prawdziwej głębi. Zewnętrzne znaki są jak pulsująca kontrolka, która każe się zatrzymać, zrozumieć, zastanowić, zdecydować co dalej. Nie spadliśmy z księżyca, ale jesteśmy zakorzenieni, wszczepieni jak winne gałązki w krzew winny, czerpiąc z niego soki. Jesteśmy zakorzenieni w słowie Bożym i w doświadczeniu Jezusa, w pamięci Kościoła i jego Tradycji. A my, czciciele św. Antoniego, jesteśmy ponadto duchowymi spadkobiercami jego doświadczenia i wśród bogactwa różnych tradycji duchowych w Kościele, najbardziej rozpoznajemy się w tej franciszkańskiej. Co więcej, sami tę tradycję ubogacamy naszym doświadczeniem
mocy tej samej wiary, która wiąże nas – jak Franciszka, Antoniego czy Maksymiliana – z Jezusem. Drodzy Czytelnicy, rozpoczynamy kolejny rok z Posłańcem św. Antoniego. Dziękujemy Wam, że jesteście z nami. Nie ukrywamy, że sytuacja prasy katolickiej nie jest łatwa, dlatego nie ustawajmy w wołaniu do naszego Patrona, aby wspierał nasze dzieło, przysparzając nowych czytelników. Zdecydowaliśmy się obniżyć w tym roku koszty prenumeraty, by cena nie była barierą dla tych, których budżet jest ograniczony. Prosimy Was również, by każdy w ramach swoich możliwości propagował nasz tytuł i zachęcał do prenumeraty swoich bliskich czy znajomych. Nasz Posłaniec jest jakąś małą cząstką wielkiego dziedzictwa franciszkańskiego w Polsce. Drodzy Czytelnicy, niech Nowy Rok 2018 obfituje w łaskę od naszego dobrego Boga.
Posłaniec św. Antoniego z Padwy Dwumiesięcznik franciszkański Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów)
REDAKTOR NACZELNY: Andrzej Zając OFMConv
PRENUMERATA: Anna Dąbrowska tel. +48 12 42 86 117 prenumerata@poslaniecantoniego.pl
Publikacja we współpracy z „Messaggero di sant’Antonio” (Padwa, Włochy) WYDAWCA: FRATERNUS sp. Z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków REGON 356719586, NIP 6751294212 REDAKCJA: Posłaniec św. Antoniego z Padwy ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków redakcja@poslaniecantoniego.pl www.poslaniecantoniego.pl tel. +48 12 4286117 Bank: BGŻ BNP PARIBAS nr: 98 1600 1013 1849 3372 9000 0001 Dla wpłat z zagranicy SWIFT: PPABPLPK
SEKRETARZ REDAKCJI: Anna Dąbrowska ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Katarzyna Gorgoń Agnieszka Kozłowska Jan M. Szewek OFMConv WSPÓŁPRACA: Piotr Bielenin OFMConv Piotr Roman Gryziec OFMConv Stanisław Jaromi OFMConv Bogdan Kocańda OFMConv Paulin Sotowski OFMConv Jerzy Szyran OFMConv Marzena Władowska Małgorzata Ziętkiewicz Agnieszka Zaucha RM
DRUK: Drukarnia KOLUMB, Katowice www.drukarniakolumb.pl ZA ZEZWOLENIEM WŁADZY ZAKONNEJ CENA: 10,00 PLN (w tym 5% VAT) NAKŁAD: 2500 egz. ISSN 2391-7458
OPRACOWANIE GRAFICZNE: Bratni Zew
NA OKŁADCE: Wnętrze Bazyliki św. Franciszka z Asyżu w Krakowie, fot. Bogumił Krużel Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów czy zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Fotografie bez opisu są jedynie ilustracją – nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Wszelkie prawa zastrzeżone, włącznie z tłumaczeniami na języki obce.
INTERNET: Paweł Grządziel OFMConv
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.
KOREKTA: Katarzyna Gorgoń
3
Spis treści TEMAT NUMERU: TRADYCJA I TRADYCJE Piotr R. Gryziec OFMConv
O tradycjach i Tradycji, faryzeuszach i dzbankach . . . . . . . . . .
8
ks. Robert Woźniak
Tradycja w Kościele . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
11
Rozmowa z ks. prał. Francesco Follo
Kościół, wiara, kultura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
12
Jerzy Szyran OFMConv
Skrzydła czy kaganiec, czyli o tradycjach i „tradycjach” . . . . .
O tradycjach i Tradycji…8
18
Eligiusz Dymowski OFM, Zdzisław Kijas OFMConv, Wiesław Block OFMCap
Tradycja i tradycje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
20
Emil Kumka OFMConv
Franciszek z Asyżu – błogosławione połączenie tradycji i nowości . . . . . . . . . . . . .
22
Marzena Władowska CHR
Jedność w różnorodności, czyli o bogactwie rytów liturgicznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
24
Beata Legutko
Szkoły duchowości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
27
WYDARZENIA Mariola Wiertek
Seminarium franciszkanów od kuchni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jedność w różnorodności, czyli o bogactwie… 24
31
Anna Dąbrowska
W skrócie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
34
ŻYCIE KOŚCIOŁA Rozmowa z o. Adamem Wolnym OFMConv i o. Dariuszem Gaczyńskim OFMConv
Pan Bóg jest naszym menadżerem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
36
Urszula Wrońska
Czy to na pewno ostatnie namaszczenie? . . . . . . . . . . . . . . . . .
38
LITURGIA Marzena Władowska CHR
Modlitwa Ojcze nasz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
41
Piotr R. Gryziec OFMConv
Szkoły duchowości
27
Homilie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
42
Katarzyna Gorgoń
12 lutego: Ryceriusz z Mucci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4
46
Prenumerata
Znajdź nas na
www.facebook.com/Poslaniec.sw.Antoniego FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Agnieszka Kozłowska
Dlaczego król nie może się uśmiechać? . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
48
Marek Warzecha OFMConv
Afrykańska kolęda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
51
Piotr Bielenin OFMConv
Stambuł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
52
PIĘKNE ŻYCIE Elżbieta Michalska
Dlaczego król nie może się uśmiechać? 48
Codzienny „rytuał” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
56
Mariusz Kozioł OFMConv
Co nie przemija z wiatrem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
57
Katarzyna Gorgoń
Opowieść o rycerzu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
58
Bogdan Kocańda OFMConv
Być bohaterem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
60
Monika Fijołek
Majeranek ogrodowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
62
KULTURA Anna Dąbrowska
Recenzje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Być bohaterem!
60
63
Katarzyna Gorgoń
Pielgrzymka do Siedmiu Kościołów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
64
Małgorzata Ziętkiewicz
Jean Lambert-Rucki – rzeźbiarz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
66
NASZ PATRON Władysław Paulin Sotowski OFMConv
Św. Antoni Padewski – strażnik Tradycji . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
70
Florian Franciszek Szczęch OFMConv
Moja droga do kapłaństwa pod opieką św. Antoniego – wspomnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
72
FELIETONY
Jean Lambert-Rucki – rzeźbiarz
Agnieszka Zaucha RM
66
Jak gałązki kołysane wiatrem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Stanisław Jaromi OFMConv
Bliźni, obcy czy bracia?... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
45 47
5
TEMAT NUMERU Mądrość Ewangelii
O tradycjach i Tradycji, faryzeuszach i dzbankach Trudno sobie wyobrazić Boże Narodzenie bez choinki, szopki, czy wieczerzy wigilijnej, a Wielkanoc bez święconki i procesji rezurekcyjnej. Bez przekazywania zwyczajów i rytuałów bylibyśmy wyalienowani z historii, odcięci od naszych korzeni, zawieszeni w próżni. Tradycje są stare jak świat. Faryzeusze też mieli swoje tradycje, które sobie przekazywali (Mk 7,13). Jednak te tradycje budziły zastrzeżenia u Jezusa, który ostro je krytykował. Dlaczego?
Piotr R. Gryziec OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, tłumacz, bloger
P
rzeczytajmy perykopę zapisaną na kartach Ewangelii św. Marka: 7,1-13, a zrozumiemy, że są tradycje i Tradycje.
Uczniowie Jezusa i nieczyste ręce Komuś nieobeznanemu z religią żydowską i przepisami Tory mogłoby się wydawać, że krytyczne słowa faryzeuszy pod adresem uczniów Jezusa są jak najbardziej słuszne. Przecież uczono nas w domu, że trzeba myć ręce przed jedzeniem. Tego wymagają podstawowe zasady higieny. Ale w tym wypadku nie chodzi wcale o brudne ręce, tylko o ręce nieczyste. Różnica jest bardzo istotna: według wyjaśnień Tory, grzech czynił nieczystym nie tylko człowieka, ale i przedmioty, które dotknął człowiek grzeszny, nieczyste z samej definicji były niektóre zwierzęta, ciało zmarłego, kobieta miesiączkująca, etc. Człowiek, który się dotknął czegoś
8
lub kogoś nieczystego, nie mógł wejść do świątyni, nie mógł uczestniczyć w kulcie, a przecież było obowiązkiem każdego Izraelity oddawanie czci Jedynemu Bogu. Posiłek także był czynnością sakralną, a zatem trzeba było sobie (na wszelki wypadek) obmyć ręce, aby usunąć rytualną przeszkodę do godziwego jego spożycia. Dlaczego uczniowie Jezusa nie zachowują tradycji? Skoro kodeks czystości rytualnej znajduje się w Torze, a zatem jest słowem Bożym, dlaczego uczniowie Jezusa go nie zachowują? Czyżby Jezus uznał, że te przykazania straciły swoją aktualność? Tradycje są dobre, jeśli wyrażają to, czym człowiek żyje, co ma w swoim sercu. Kiedy pozostaje tylko zewnętrzny rytuał, a serce jest daleko od tego, czemu dany zwyczaj ma służyć, to rodzi się pytanie, jaki jest sens jego praktykowania. Jezus nie odpowiada na pytanie faryzeuszy i uczonych w Piśmie, ponieważ ich intencje są przewrotne. Im nie chodzi wcale o to, dlaczego uczniowie nie zachowują Prawa, lecz dlaczego Nauczyciel na to pozwala. A pozwala dlatego, aby pokazać, co jest istotą prawdziwej nieczystości. „Wy zwracacie uwagę na rzeczy drugorzędne – chce faryzeuszom powiedzieć Mistrz z Nazaretu – a zapominacie o tym,
(Mk 7,1-13) co istotne”. I aplikuje do ich postawy słowa Izajasza: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie” (Iz 19,23). Jezus zwraca uwagę na serce. Na to, co jest we wnętrzu człowieka. Dokonuje przedefiniowania pojęcia nieczystości. Słowo Boże bez komentarza Intencją Jezusa było oczyścić słowo Boże z tego wszystkiego, co było jedynie drobiazgową interpretacją poszczególnych przykazań. Żydzi lubili roztrząsać każde zdanie Pisma na wszelkie możliwe sposoby, stąd powstały obszerne komentarze do niego, zwane halachą, która potem stała się częścią Talmudu, a która w Ewangelii nosi miano tradycji starszych. W ten sposób dochodziło nieraz do tego, że interpretacje zniekształcały sens Bożego słowa. Ks. abp Grzegorz Ryś w swojej książce o św. Franciszku napisał: „Naszym problemem najczęściej jest to, że kiedy czytamy Ewangelię, to musimy do niej dopisać komentarz”. Ten sam problem mieli faryzeusze i uczeni w Piśmie. Chcieli do każdego przykazania Bożego dopisać komentarz. Wydawało im się, że oni lepiej wiedzą, co autor miał na myśli. Jak na zajęciach z polskiego: nauczyciel często stawiał pytanie: Co autor wiersza miał na myśli? Ale tutaj Autorem jest sam Bóg. Dlatego Syn Boży lepiej od faryzeuszy wiedział, co Ojciec miał na myśli. I jedynie Jego komentarz jest w tym przypadku merytoryczny. Dlaczego Jezus tak uwziął się na faryzeuszy? Biedni faryzeusze! Ciągle są krytykowani, poniżani, wydrwiwani, twierdzą, że Jezus im ubliża. Czy rzeczywiście wszyscy faryzeusze zasługiwali na takie
TEMAT NUMERU Mądrość Ewangelii traktowanie? Czy nie było wśród nich ludzi prawych, autentycznie pobożnych? Z pewnością byli. Ale Jezus był człowiekiem swojej opoki i własnego środowiska kulturowego. A w tym środowisku było standardem mówienie hiperbolami oraz używanie wielkiego kwantyfikatora. Poza tym, w czasach kiedy spisywano Ewangelie, nastąpiło definitywne rozejście się dróg Kościoła i Synagogi, a określenie „faryzeusz” stało się już stereotypem, nośnym hasłem w słowniku kościelnym. Tak naprawdę to tu nie chodzi o faryzeuszy. Chodzi o nas i o nasze przewrotne wtrącanie się w życie innych, którzy mają swoje zwyczaje, swój styl, swoje upodobania, ale są przynajmniej szczerzy w tym, co robią. Ewangelia nie została napisana dla faryzeuszy, ani przeciw faryzeuszom, ale dla nas, abyśmy mogli się w niej przeglądać, jak w lustrze. Bo może my też lubimy chodzić w powłóczystych szatach (oczywiście to tylko metafora) i oczekiwać, że inni będą nas podziwiać (z daleka). Co czyni człowieka nieczystym? „Nic nie wchodzi z zewnątrz do człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym” – stwierdza Jezus. Dlaczego? Ponieważ nieczystość to nie jest skutek dotyku takiej czy innej rzeczy, zwierzęcia czy człowieka, lecz to jest w gruncie rzeczy skoncentrowanie się na samym sobie. W czasach Jezusa nie znano pojęcia „egoizm”. Natomiast dobrze znano poję-
cie „nieczyste”. Bo egoizm to jest właśnie to, co „wychodzi” ze mnie, co manifestuje na zewnątrz moje „ja”. „To bowiem, co wychodzi z człowieka, czyni go nieczystym”. A co wychodzi z wnętrza? Jezus dokładnie wymienia: złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Bardzo łatwo jest zauważyć „nieczyste” u drugiego. Tymczasem chodzi o to, aby „nieczyste” zauważyć u siebie. A to jest o wiele trudniejsze. Jeżeli będziemy często przeglądać się w lustrze Bożego słowa, dostrzeżemy prawdę o nas samych. Bo to słowo Boże jest tą właściwą Tradycją, którą powinniśmy sobie przekazywać. Uchylanie przykazań „Sprawnie uchylacie Boże przykazanie” – mówi Jezus. Użyty tutaj grecki czasownik atheteo oznacza również „czynić niewykonalnym”. To jest porażający zarzut. Faryzeusze uniemożliwiają ludziom zachowanie Bożych przykazań. Ale dlaczego? Aby mieć nad nimi poczucie wyższości, aby uważać się za doskonałych, pobożnych, a więc „czystych”. Ludzie przez wieki tworzyli wyjaśnienia i komentarze do Tory, do Bożego Prawa, aby je lepiej wyjaśnić. Ale z czasem te komentarze przerosły ludzkie możliwości i wprowadziły ich w niewolę. Św. Paweł napisał, że Chrystus „wykupił nas z przekleństwa Pra-
Co z tą tradycją? Jezus krytykuje tradycje, jakie sobie przekazywali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Jednak są różne tradycje. Jest taka tradycja, której powinniśmy się trzymać, którą przekazali nam apostołowie, którą przekazuje nam Kościół. To są słowa samego Jezusa. Bez komentarza. Jedynym komentarzem do nich jest to, co Jezus uczynił, jak żył i jak umarł. Św. Paweł pisze do Koryntian: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem (czyli Tradycję), że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem” (1Kor 15,3-4). A po swoim zmartwychwstaniu zesłał nam Ducha Świętego, który nam przypomina to wszystko, co powiedział Jezus (por. J 14,26). Duch Święty jest w Kościele strażnikiem Tradycji. Wystarczy, że przeczytamy, zapamiętamy i będziemy wprowadzać w życie to wszystko, co Jezus powiedział w Ewangelii. A obmywać, to powinniśmy nasze serca w sakramencie pojednania. FOT. COMMONS.WIKIPEDIA.ORG
Chrystus przed Piłatem, Munkacsy, 1881 r., Déri-Museum w Debreczynie (Węgry)
wa” (Ga 3,13), zaś „Prawo Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło nas spod Prawa grzechu i śmierci” (Rz 8,2). Na czym polega Prawo Ducha? Nie znosi ono przykazań Bożych, lecz uzdalnia do ich wypełnienia zgodnie z Bożym zamysłem, a nie według ludzkich interpretacji.
9
FOT. FR. AP.GRUDZIEŃ 2017
WYDARZENIA Reportaż
Seminarium franciszkanów od kuchni Mariola Wiertek
2 lutego obchodzimy w Kościele katolickim Dzień Życia Konsekrowanego. W seminariach zakonnych w Polsce kształci się wielu kleryków, którzy po otrzymaniu święceń kapłańskich, będą prezbiterami. Niektórzy pojadą z posługą na misje, inni zostaną w kraju. Każdy z nich, zanim trafił do zakonu, przeszedł swoją drogę powołania, a zanim zostanie wyświęcony na kapłana, złoży śluby zakonne.
Ś
w. Franciszek z Asyżu ciągle porywa za sobą ludzi, którzy pragną wędrować jego śladami, niosąc miłość tam, gdzie panuje nienawiść, zgodę, gdzie niezgoda, nadzieję tam, gdzie rozpacz... Czy rzeczywiście współczesna młodzież pragnie żyć według średniowiecznych ideałów? Zapraszam czytelników do Krakowa na spotkanie z tymi, którzy w XXI w. żyją ślubami zakonnymi: w posłuszeństwie, bez własności i w czystości.
Wnętrze krakowskiego Klasztoru Franciszkanów (OFMConv)
Franciszkańska To znany w Krakowie adres z widokiem na tzw. Okno Papieskie. Obok placu, który pamięta spotkania krakowian ze św. Janem Pawłem II i corocznie staje się Betlejem, goszcząc Żywą Szopkę, znajduje się Wyższe Seminarium Duchowne Franciszkanów – uczelnia, której początki sięgają XIII w. Wtedy właśnie powstał tu klasztor braci mniejszych i równocześnie rozpoczął swoją działalność stworzony w nim dom studiów. Funkcjonuje w tym miejscu do dziś, niemal nieprzerwanie. Jedynie w 1864 r., w związku z kasacją polskiej prowincji franciszkańskiej, zamknięto studium i przez pewien czas klerycy pobierali nauki w kolegium jezuitów. W 1892 r. władze zakonne podjęły decyzję o ponownym jego otwarciu. Po II wojnie światowej, ze względu na trudną sytuację mieszkaniową i podział zakonu na dwie prowincje, przez pewien czas studia odbywały się w kilku miastach. Jednak w latach 70-tych XX w. krakowskie seminarium powróciło do realizacji całego programu studiów. W 1981 r. WSD Franciszkanów stało się filią Papieskiej Akademii Teologicznej, która w 2009 r. przekształciła się w Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Absolwenci otrzymują więc dyplomy ukończenia tej uczelni. O tym niezwykłym miejscu, studiach, formacji oraz życiu codziennym opowiedzą nam jego mieszkańcy.
Studia O studiach we franciszkańskim WSD opowiada o. Mariusz Orczykowski, rektor: Naszym zadaniem jest poprzez studia przygotować braci do podjęcia zadań wynikających ze święceń, dlatego stawiamy nacisk na to, aby każdy z kandydatów do kapłaństwa nie tylko posiadł wiedzę filozoficzno-teologiczną, ale też poznał poprzez naukę, głębię wiary i umiał przekazać to, co sam odkrył przez studium i modlitwę. Oczywiście, jak każda nauka, wymaga konkretnej pracy, a zwłaszcza dyscypliny, której zwieńczeniem jest napisanie i obrona pracy magisterskiej. Studia w naszym seminarium trwają sześć lat, pierwsze dwa lata to wykłady z przedmiotów filozoficznych, stanowiących podstawę do nauki teologii. Na trzecim roku studiów rozpoczynamy zajęcia z teologii i z Pisma Świętego, co stanowi trzon formacji intelektualnej w przygotowaniu do święceń. Oprócz tego, jako franciszkanie, studiujemy przedmioty franciszkańskie, bracia odbywają praktyki katechetyczne i angażują się w spotkania grup duszpasterskich. Praca i relaks O. Mariusz na pytanie o to, czy bracia mają czas na relaks i odpoczynek, odpowiada z uśmiechem: Praca i relaks są ważnymi elementami zdrowego życia, nie tylko w zakonie czy seminarium. Dlatego w naszym domu kładziemy nacisk
31
WYDARZENIA Reportaż na pracę, tę indywidualną związaną ze studium, ale i wspólnotową, fizyczną. Bracia sprzątają, mamy dyżur fryzjera czy infirmarza – opiekującego się chorymi, w czasie wakacji bracia jeżdżą do pomocy w różne miejsca, pomagają w zakrystii, pracują fizycznie i intelektualnie, np. przygotowują strony internetowe, tworzą filmy, muzykę. Rekreacja jest również ważna. Staramy się odpocząć, czy to w ciągu dnia, spotykając się na kawie, oglądając ciekawe filmy, czy korzystając ze sportu, wychodząc na spacer. Co jakiś czas mamy tzw. jednodniówki. Bracia mogą w tym dniu wyjechać poza Kraków i odpocząć na łonie natury. Wielu jeździ w Tatry i zdobywa szczyty, na ile pozwalają warunki pogodowe. Prócz tego w czasie wakacji wyjeżdżamy na wspólne wakacje w dwóch grupach – jedna jedzie nad morze, druga w góry. Każdy z braci ma też swoje wakacje, które spędza z rodziną.
FOT. FR. AP.GRUDZIEŃ 2017
co dzieje się w Sakramencie Pojednania ga to także mocne weryfikowanie mojej objęte jest tajemnicą. Z tego powodu nie wiary i ciągłe jej oczyszczanie. Nie wystaruczestniczy w żadnych dyskusjach z wy- czy być tylko łagodnym i miłym. Ojciec chowawcami na temat braci. Ma swoje to również ktoś, kto wymaga, kto bywa miejsce i forum wewnętrzne do tego, by czasem surowy. Dopiero połączenie tych braciom pomagać w rozeznaniu powoła- dwóch cech w jedno ma sens, czyni Ojca nia i wzrastaniu w nim. Wszystkim głosi Duchownego – ojcem i przewodnikiem do słowo Boże, konferencje, czy homilie, or- Boga. Chyba ciągle jestem na drodze do ganizuje dni skupienia, rekolekcje. Wresz- tego zespolenia. Patrzmy na Maryję. Ona cie sam prowadzi lub pomaga braciom doskonale łączy w sobie te dwie cechy: ław prowadzeniu modlitwy i nabożeństw. godność i jasne wymagania, np. w Fatimie. To chyba najważniejsze obszary posługi Piękne jest, kiedy po sześciu latach formaOjca Duchownego. cji jadę na Prymicje i widzę jak Jezus roNa pytanie, co jest w tej posłudze dzi się w dłoniach brata, który wreszcie trudne, a co piękne, o. Andrzej po chwili może powiedzieć: „miał ojciec rację, to zastanowienia odpowiada szczerze: Peł- trudny krzyż, ale jak wiele łaski spływa niąc tę funkcję jestem świadomy ogrom- przez kapłana na świat”. nej odpowiedzialności. W prowadzeniu człowieka do Boga nie ma schematów, bo Okiem studentów nie ma dwóch takich samych ludzi. Tak, Obecnie w seminarium studiuje kiljak trzeba pokornie słuchać człowieka kudziesięciu kleryków. Są wśród nich i towarzyszyć mu, tak samo i jeszcze po- także bracia spoza Polski. Plan dnia jest korniej słuchać Boga, modlić się osobiście ściśle ustalony, a klerycy wstają wcześnie i razem. Bóg daje odkryć zawsze przynaj- rano. Po 6.30 dzień rozpoczynamy modRozwój duchowy mniej jeden krok, ale jest to jakby ciągle litwą, zazwyczaj Mszą Świętą z jutrznią Z kolei o. Andrzej Prugar, wykładow- posługa od początku, która bez wiary, – opowiada diakon, Piotr Kantorski, stuca homiletyki, wyjaśnia na czym polega nadziei i miłości nie ma sensu. Ta posłu- dent VI roku – potem mamy śniadanie, w seminarium posługa Ojca Duchownego, którą pełni: Ojciec Duchowny jest ul. Franciszkańska 4, WSD Franciszkanów w Krakowie zaliczany, wraz z rektorem i wychowawcami, do grona tzw. formatorów. Ma jednak sporą autonomię, bo działa na forum wewnętrznym. Bracia na drodze do ślubów wieczystych i do święceń mogą przed nim lub przed innymi spowiednikami otwierać swoje sumienie i w ten sposób szukać jasnego potwierdzenia powołania. Ojciec Duchowny jest spowiednikiem, więc to,
32
ŻYCIE KOŚCIOŁA Ewangelizacja
Pan Bóg jest naszym menadżerem FOT. FSM.FRANCISZKANIE.PL
Rozmawiała Agnieszka Kozłowska
A&D, koncert na 30. Franciszkańskim Spotkaniu Młodych w Kalwarii Pacławskiej
Wiele osób słyszało o franciszkańskim, kleryckim zespole „Fiore ”. Nie jest to jednak jedyny zespół w rodzinie franciszkanów. „A&D” (Adam i Darek) to grupa muzyczna stworzona przez dwóch zakonników – o. Adama Wolnego i o. Dariusza Gaczyńskiego. O nowej płycie i planach zespołu opowiada o. Adam.
FOT. FSM.FRANCISZKANIE.PL
Jak zaczęła się Wasza muzyczna przygoda – to, że dwóch franciszkanów założyło zespół?
36
Szczerze mówiąc nie zakładaliśmy zespołu celowo. Znamy się z Darkiem od ponad 20 lat, a od początków 1998 r. gramy razem. Zaczęło się już we franciszkańskim zespole „Fioretti”, gdy często graliśmy sobie we dwójkę, nagrywając różne muzyczne pomysły, czasem ktoś się dołączał, mając udział w tworzeniu aranżacji poszczególnych kawałków. Po kilku latach, już po naszym odejściu z „Fioretti”, pojawiła się propozycja skorzystania ze studia muzycznego. To był lipiec 2004 r. We dwójkę nagraliśmy pierwszą amatorską płytę ze swoimi piosenkami. Trzeba było wymyślić jakąś nazwę i Darek zaproponował „A&D”. Powiedziałem: „Spoko, może być”. Wtedy nie brałem tego na poważnie, nie sądziłem, że te nagrania wyjdą poza nasze
A&D w szerszym składzie w czasie koncertu na 30. Franciszkańskim Spotkaniu Młodych w Kalwarii Pacławskiej
kręgi. Nie myślałem też, że nasz duet ma przed sobą jakąś muzyczną przyszłość. „A&D”. Nazwa sugeruje dwuosobowy skład. Jednak każdy, kto był na Waszym koncercie, wie, że ludzi w zespole jest więcej. Oczywiście – przy naszych umiejętnościach muzycznych, a raczej nieumiejętnościach (śmiech) – trudno było kontynuować granie tylko we dwójkę. Tak zaczynaliśmy, a stworzone wspólnie utwory nagrywaliśmy na płytach i rozdawaliśmy. Po jakimś czasie opublikowaliśmy je w Internecie. Okazało się, że – pomimo wielu naszych błędów – znaleźli się ludzie, którzy chcieli słuchać tych piosenek. Pojawiły się pierwsze propozycje koncertów. Postanowiliśmy zatem dobrać towarzyszy – najpierw byli to bracia związani z „Fioretti”, a potem niemal przypadkowo poznani muzycy – w większości absolwenci Akademii Muzycznej w Katowicach. Występowali z nami jako goście, a po jakimś czasie zostali członkami zespołu. Niedawno ukazała się nowa płyta pt. „Powrót”. To drugi Wasz krążek. Czym różni się od poprzedniego albumu „Transatlan c”? Okazją do wydania płyty był jubileusz dziesięciolecia powstania naszego zespołu. Przyznam, że początkowo my-
ŻYCIE KOŚCIOŁA Ewangelizacja
No właśnie... skąd pomysł na taką okładkę? Kiedy zobaczyłem to zdjęcie u mojego znajomego z Czech, od razu się zakochałem w tym widoku. Fotografia została zrobiona na Sri Lance. Patrząc na zdjęcie, pomyślałem sobie: „Przecież to jest kapitalne! Gdziekolwiek jesteś, zawsze jest łódka czy kajak, do którego możesz wsiąść, by wrócić do domu. Owszem, jeśli zbyt długo zwlekasz, możesz wrócić do pustego domu lub do ruin. Gdy idzie o Boga – zawsze masz, gdzie i do Kogo wracać”. Czyli właśnie to jest głównym przesłaniem Waszej płyty? Tak. Chcemy powiedzieć przez nią słuchaczom: nigdy nie jest za późno, by wrócić. Dlatego na płycie śpiewamy o grzechu, tęsknocie, ale też o słowie i łasce, które nas podnoszą z każdego upadku. Mówimy o Bogu, który zbliża się, by powiedzieć: „Wstań i popatrz w mi prosto w oczy”, a wszystko po
FOT. FSM.FRANCISZKANIE.PL
śleliśmy głównie o sobie. Okazało się, że nasz zespół „powraca” po kilku latach przerwy i chcieliśmy to uczcić poprzez płytę z utworami, które towarzyszyły nam na koncertach w latach 2004-2014. Poza tym nagraliśmy kilka dodatkowych utworów plus jedną nowość. Zdecydowany trzon muzyczny zrealizowaliśmy pewnego czerwcowego dnia 2014 r. w studiu Piotra Kominka w Bielsku Białej. Dopiero potem, pod wpływem tworzonej okładki płyty, słowo „powrót” zaczęło nabierać nowego znaczenia.
to, by wrócić i trwać przy Źródle. Na pierwszej płycie zachęcaliśmy – wraz z Janem Pawłem II – do poszukiwań Źródła – tutaj zapraszamy do trwania przy Nim. Stąd też wybierając utwory do nagrania, pierwszą piosenką jaka znalazła się na płycie, jest piosenka „Tak niewiele”, która wprost mówi o trwaniu przy Źródle. Na naszej płycie utwór ten zaśpiewał Janusz „Yanina” Iwański. Czy Wasze płyty różnią się znacznie od siebie? Tym, co łączy te dwie płyty – od strony tekstowej – jest motyw drogi. Na pierwszej płycie akcent położony był bardziej na poszukiwanie, decyzję i wskazanie celu, jakim jest niebo i stanięcie przed Bogiem. W nowej płycie też pojawia się motyw drogi, ale w perspektywie odejścia od Boga i powrotu do Niego, po to, by w Nim trwać i pozostać przy Źródle miłości, od której nic nas nie może odłączyć. Mówiąc o stronie muzycznej, nie mi to oceniać, ale wydaje mi się, że płyta jest po prostu dojrzalsza, i choć gramy na niej mniej reggae, wcale nie jest mniej dynamiczna. W realizacji płyty „Powrót” zagrało wiele instrumentów – cyja, harmonijka ustna, flet poprzeczny. Nie brakło oczywiście tych wykorzystywanych już wcześniej, czyli skrzypiec, trąbki, puzonu i saksofonu. W nagraniach, oprócz naszych świetnych muzyków, na co dzień grających z Natalią Niemen, MateO czy Magdą Anioł, występują wspaniali goście: Darek Malejonek, Adam Krylik, Janusz „Yanina” Iwański, Patrycja Ciska (TGD), Bartek Malejonek, Mirka Stępień (TGD), Jacek Wąsowski (Chili My), Tomek Bielecki (MRR, T.Love) i inni. Macie jakieś plany na przyszłość? Mimo wydania nowej płyty – sprawy zespołu przeszły nieco na boczny tor. Chcemy jednak wykorzystać fakt, że obecnie ja i o. Darek jesteśmy w jednym klasztorze. Mamy w planach nowe projekty, ale jako zakonnicy zajmujemy się nie tylko zespołem. Muzyka i „A&D”
o. Darek w czasie koncertu na 30 Franciszkańskim Spotkaniu Młodych w Kalwarii Pacławskiej
to ważne dla nas sprawy, które jednak zostają czasem na uboczu, gdzie pozwalamy im dojrzewać. Chcielibyśmy wydać płytę, która byłaby składanką z różnymi wersjami utworów z naszych płyt. Projekt ten jest już dość zaawansowany w realizacji, choć potrzeba jeszcze trochę czasu, by był gotowy. Zależy nam na wydaniu ciekawej płyty, która byłaby nie tylko wizytówką naszego zespołu, ale stanowiłaby też cegiełkę charytatywną, z której dochód przeznaczony byłby na misje w Afryce. Czy trudno jest godzić tworzenie muzyki z obowiązkami zakonnymi? Mogłoby się tak wydawać. Poprzednia płyta została wydana w 2009 r., a więc 8 lat temu. Do 2014 r. mieliśmy przerwę w nagrywaniu, potem jeden dzień nagrań plus zaledwie kilka wieczorów poświęconych na tworzenie płyty. W tym, co robimy, odczuwamy Boże prowadzenie. Ilekroć chcieliśmy zostawić muzykę, nagle coś się pojawiało: jakieś zdarzenie, pomysł, zaproszenie... O Bożym prowadzeniu świadczy najlepiej historia naszego zespołu, którego powstanie też nie było planowane. Nie mamy własnego menadżera, który by dbał o interesy „A&D”. Będziemy grać tyle, ile spodoba się Bogu – naszemu Niebieskiemu Menedżerowi.
37
FOT. PIXABAY.COM
ŻYCIE KOŚCIOŁA Sakrament chorych
Czy to na pewno ostatnie namaszczenie? Urszula Wrońska
12 lutego, w święto Matki Bożej z Lourdes, w Kościele katolickim obchodzimy Dzień Chorego. Jeden z 7 sakramentów świętych jest przeznaczony właśnie dla chorych.
kach szpitalnych odbył się szybko, ale pamiętam jak mocnym doświadczeniem był przeżywany w ciszy moment nałożenia rąk, a potem ryt namaszczenia. Przekonałam się też o skuteczności tego niezwykłego spotkania z Chrystusem. Dzięki niemu mogłam pozbyć się lęku związanego z zagrożonym zdrowiem nienarodzonego dziecka i z większą nadzieją myśleć o przyszłości. Po tym doświadczeniu zostały jedakiś czas temu, podczas ciąży, trafi- nak pytania: Czy ten sakrament można łam do szpitala ze względu na ryzyko otrzymać także w przypadku poważnej, przedwczesnego porodu. Mąż poprosił lecz niezagrażającej śmiercią choroby? kapelana szpitalnego, żeby przyszedł Czy już nigdy więcej nie będę mogła go do mnie z Komunią Świętą. Ów kapłan, przyjąć? jak się okazało misjonarz przebywający chwilowo na urlopie i zastępujący kape- Uzdrawiające oleje lana, w ekspresowym tempie zadecydoOkazuje się, że wśród wierzących wał: „Skoro tak się sprawy mają – robi- wciąż panuje przekonanie, utrwalone namy namaszczenie chorych!”. wet w nazewnictwie owego sakramentu, że Sakrament Namaszczenia Chorych, to Do dziś pamiętam moje zdziwienie sakrament przygotowujący umierającego i lekki szok, bo przecież miałam prze- do przejścia na tamten świat. A przecież konanie, że ani dziecku, ani mnie śmierć pochodzenie tego sakramentu wskazuje, nie grozi. A przecież sakrament chorych że należy go rozumieć inaczej. to ostatnie namaszczenie – tak wtedy Kościół widzi początki owego sakramyślałam. Sam sakrament w warun- mentu już w czasach działalności Chry-
J
38
stusa i apostołów. Jezus wielokrotnie uzdrawiał chorych i zachęcał do tego swoich uczniów. W Ewangelii św. Marka pojawia się zwrot: „Wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mk 6,13), łączący czynność namaszczenia chorego olejem z uzdrawianiem. Jednak tekst, na który najczęściej powołują się liturgiści odnajdujemy w Liście św. Jakuba: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nam nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15). Jest to suma wszystkim elementów, składających się na ten niezwykły sakrament: namaszczanie chorych olejem przez kapłana w imię Chrystusa, w celu „podźwignięcia go”, której towarzyszy „modlitwa pełna wiary”. W starożytności czynność namaszczania chorych olejem, czyli oliwą z oliwek, była powszechnie znana. Wiele cytatów w Starym Testamencie potwierdza ów zwyczaj. Oliwa była środkiem leczniczym, łagodziła ból, zalewano nią
ŻYCIE KOŚCIOŁA Sakrament chorych rany. Wierzono także, że broni przed złymi duchami, strzeże przed śmiercią i umacnia chorego. Nowością, o której wspomina św. Jakub, było namaszczanie z towarzyszeniem modlitwy w imię Chrystusa. Olej przestaje więc być już tylko lekiem, czy jakimś „cudownym uzdrawiającym specyfikiem”, a staje się symbolem mocy Chrystusa, który realnie może pomóc choremu. Ręce kapłana Źródła podają, że już w 200 r. po Chr. biskupi wspólnot chrześcijańskich dokonywali w czasie Eucharystii święcenia olejów, a potem rozdawali je wiernym. Około V w. święcenie to ograniczono do Liturgii Wielkiego Czwartku. Namaszczenia poświęconym olejem dokonywał biskup, lecz udzielano go świeckim i oni sami, w razie potrzeby, mogli się nim namaszczać. U początków chrześcijaństwa nie było więc wzmianki, że namaszczano tych, którzy byli już umierający. Przeciwnie, „święty olej” służył po prostu chorym. Namaszczano wszystkich chorych, w tym także dzieci, psychicznie chorych i osoby kalekie.
Świętych olejów nie można było jedynie ofiarować osobom, które odbywały publiczną pokutę i były wyłączone ze wspólnoty wierzących. Zmiany, które odbiły piętno na Sakramencie Namaszczenia Chorych widoczne do dziś przyniosło średniowiecze. W tym czasie doszło do reformy tego sakramentu (VIII-IX w.), w wyniku której przestano rozdawać świeckim poświęcony olej, a namaszczenia mógł odtąd udzielać tylko kapłan. Namaszczano chorych dużo rzadziej i stało się to mniej powszechne. Pod wpływem Kościoła wschodniego namaszczenie chorych połączono ściśle z sakramentem pokuty, a stąd była już niedaleka droga, by uczynić je sakramentem „ostatniego namaszczenia”. To wtedy wśród wiernych zaczęły pojawiać się liczne przesądy dotyczące namaszczenia świętym olejem. W tamtych czasach choroba kończyła się bardzo często śmiercią, stąd zwykle chorzy, którzy otrzymywali sakrament namaszczenia, wkrótce umierali. Jeśli jednak jakiemuś choremu, który został namaszczony, udało się wyzdrowieć, traktowano go jako kogoś, kto
„jedną nogą jest już na tamtym świecie”. Jeśli żył w małżeństwie, musiał dożywotnio zrezygnować ze współżycia, nie mógł także tańczyć ani spożywać mięsa. Nie mógł chodzić boso, składać przysięgi namaszczonymi rękami, a prześcieradło, na którym leżał uważane było za święte. Biedniejszych wiernych do przyjmowania namaszczenia zniechęcały także koszty. Jako że namaszczenia mógł udzielać tylko kapłan, sprowadzano go do chorego nieraz z bardzo daleka. Przyjęło się, że należy mu tę długą drogę wynagrodzić i ją opłacić. Wielu na tak duży wydatek nie było stać. Podźwignąć chorego Taki stan rzeczy utwierdzili średniowieczni teolodzy, w tym także św. Tomasz z Akwinu. Ustalili, że sakrament namaszczenia ma być ostatnim z sakramentów, jakiego udziela się wierzącemu i ma przygotować go bezpośrednio do przejścia do wieczności. Sobór Trydencki w odpowiedzi na odrzucenie także tego sakramentu przez Lutra, zebrał całość nauczania teologów i praktykę FOT. PIXABAY.COM
39
ŻYCIE KOŚCIOŁA Sakrament chorych
FOT. PIXABAY.COM
Kościoła co do Sakramentu Namaszczenia Chorych. Potwierdził, że jedynym uprawomocnionym do udzielania tego sakramentu jest kapłan, a powinno się go udzielać w sytuacjach zagrożenia życia. Namaszczano więc umierającego po ostatniej spowiedzi i przyjęciu wiatyku. Taki sposób propagowania tego sakramentu popularny był wśród wiernych aż do Soboru Watykańskiego II, podczas którego postanowiono zwrócić sakrament namaszczenia ludziom chorym. Nie mówi się już o nim jako o sakramencie dla umierających, ale jako pomocy dla „podźwignięcia” poważnie chorych. Zrezygnowano z dawnej formuły błogosławienia chorego wyciągniętą nad jego głową jedną ręką. Odtąd kapłan ma na głowie chorego położyć
40
obie ręce i w ciszy się nad nim modlić. Ten gest ma być dla chorego doświadczeniem dotknięcia kochającego go Chrystusa. Zmieniono także sam sposób namaszczenia. W starożytności namaszczano nieraz całe ciało, albo miejsca chore. W średniowieczu, pod wpływem wspólnoty benedyktynów z Cluny, błogosławiono miejsca pięciu zmysłów (oczy, uszy, nos, usta i ręce), symbolizujące władze ciała, dzięki którym człowiek może grzeszyć. Sobór Watykański II zdecydował o tym, by namaszczać głowę i ręce, jako symbol myślenia i działania.
nienie chorego i uzdrowienie go. Chodzi o to, by zobaczyć w namaszczeniu chorych Paschę Chrystusa, Jego przejście ze śmierci do życia. Sakrament ma być dotknięciem się Chrystusa, który rozumie cierpienie i wewnętrzne osamotnienie, zwykle towarzyszące choremu. Zwycięstwo Jezusa nad śmiercią ma pokazać chorującym, że Chrystus zwyciężył tę samotność, cierpienie fizyczne i śmierć, którego sam na Krzyżu doświadczył. Sakrament namaszczenia chorych nie miałby się jednak stać jakimś „magicznym rytuałem” przywracającym do zdrowia każdego chorego. Nie każdy może być uzdrowiony, ale każdy, doDoświadczyć Paschy w chorobie świadczając mocy Chrystusa, może Ojcom Soborowym zależało też na otrzymać pokój, zaufanie i wiarę, że napowrocie do pierwotnej teologii tego wet w chorobie Bóg nie opuszcza człosakramentu, którym miało być umoc- wieka.
LITURGIA
Modlitwa Ojcze nasz
Marzena Władowska CHR jadwiżanka wawelska, slawistka, teolog
M
imo że Komunia Święta była od początku integralną częścią Mszy Świętej, to jednak towarzyszące jej obrzędy powstały stosunkowo późno. W dzisiejszych obrzędach komunijnych najpierw pojawia się wprowadzenie do modlitwy Ojcze nasz, w formułach zróżnicowanych na poszczególne okresy liturgiczne oraz na okoliczność udzielania chrztu świętego, np. „Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni Jego słowom, ośmielamy się mówić”, albo: „Nowo ochrzczone dzieci będą Pana Boga nazywać Ojcem. W ich imieniu módlmy się tak, jak nas nauczył Pan Jezus” – po czym następuje „Modlitwa Pańska”. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że modlitwa Pater noster przygotowuje nas do przyjęcia Komunii Świętej, która nas jednoczy z Bogiem i z braćmi. Ojcostwo Boga stanowi bowiem fundament braterstwa między ludźmi. Bez odniesienia do Niego prawdziwe braterstwo po prostu nie istnieje. Nie ma bowiem braci bez Ojca. Warto też zwrócić uwagę na to, że w pierwszych prośbach „Modlitwy Pańskiej” wyrażamy pragnienie objawienia się Bożej, a nie naszej, chwały. Mówimy: „święć się imię Twoje”. To wyraźnie ustawia hierarchię naszej modlitwy. W prośbie „przyjdź Królestwo Twoje” z kolei z niecierpliwością oczekujemy nieba. Pytanie, czy wypowiadamy tę prośbę świadomie, tzn. czy rzeczywiście
oczekujemy nieba. Modląc się słowami „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”, deklarujemy gotowość zachowywania Bożych przykazań. Bo kto miłuje Boga, zachowuje Jego przykazania. Bez tego miłość do Boga pozostaje fikcją.
Ojcostwo Boga stanowi bowiem fundament braterstwa między ludźmi. Bez odniesienia do Niego prawdziwe braterstwo po prostu nie istnieje. Nie ma bowiem braci bez Ojca. W ostatnich prośbach Pater noster prosimy naszego Ojca o chleb, rozumiany jako podstawowe pożywienie ciała, ale także jako chleb sakramentalny i chleb słowa Bożego. Poprawnym tłumaczeniem sformułowania „chleb powszedni” jest „chleb na jutro”. Chodzi z jednej strony o to, by prosić Boga o to, co naprawdę konieczne (o chleb „tylko na jutro”), bez przesadnej troski o przyszłość, ponieważ wiemy, że Ojciec niebieski na pewno się o nią zatroszczy.
Z drugiej strony przymiotnik „powszedni” możemy też rozumieć jako chleb życia wiecznego. Prośba „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy” jest z kolei wyrazem uznania naszych grzechów. To wyznanie, połączone z przebaczeniem braciom, stanowi warunek przebaczenia, jakie możemy otrzymać ze strony Boga Ojca. Miłosierdzie Boga jest bowiem tylko dla praktykujących miłosierdzie względem innych. Ostatnią prośbą zawartą w „Modlitwie Pańskiej” jest: „nie wódź nas na pokuszenie”. Dotyczy ona zachowania nas od pokus pochodzących z naszego ciała, które zawsze jest gotowe, by żądać więcej, niż to wynika z realnej potrzeby; od pokus pochodzących ze świata, który – jak mówi św. Jan – nie zna Boga; i o zbawienie nas od złego lub od Złego, czyli od zakusów diabła. W liturgii zatem prosimy o uwolnienie nas od zła przeszłego, od jego obiektywnych konsekwencji, ale także od jego niepotrzebnego wspominania. Obejmujemy troską naszą przyszłość. Modlimy się: „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa” – bo pragniemy żyć w Królestwie Bożej potęgi i chwały.
41
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje
Dlaczego król nie może się uśmiechać? O zwyczajach i tradycjach w krajach misyjnych Agnieszka Kozłowska FOT. ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO OFMCONV W KRAKOWIE
Choć tradycje kojarzą nam się szczególnie mocno z naszą Ojczyzną, jej historią i kulturą, to przecież ich bogactwo na całym świecie jest ogromne. Jego małą cząstkę poznają misjonarze, którzy rozpoczynając swoją pracę w odległym kraju, spotykają nieznane zwyczaje.
Pracująca dziewczynka (Uganda)
O. Tadeusz Pobiedziński pracuje w Paragwaju niecały rok. Do Guarambaré przyleciał pod koniec maja 2017 r. Misjonarz prowadzi swój blog – tadeusz. franciszkanie.pl, na którym dzieli się wrażeniami z pracy misyjnej w ojczyźnie napoju yerba mate. Dziś opowiada o tym, co zaskoczyło go w pracy w paragwajskiej parafii.
mnie tradycja przeżywania przez wiernych nowenn. Dziewięciodniowe przygotowanie do odpustu parafialnego oraz nowenny przed świętami patronów poszczególnych kaplic, wydają się mieć najwyższą rangę. W ciągu tych dziewięciu dni przed odpustem ludzie tłumnie uczestniczą w spotkaniach modlitewnych. Piszę o „spotkaniach modlitewnych” bo w każdym dniu nowenny jest odmawiany różaniec, a poNowennowe tradycje tem ma miejsce Eucharystia albo liturgia „Ze spraw związanych z duszpaster- słowa z konferencją wygłoszoną przez zastwem najbardziej zaskakująca jest dla proszonego gościa. Dla nas może zabrzmi to dziwnie, ale w nowennę wierni angażują się bardziej niż w przeżywanie Świąt Wielkanocnych czy Bożego Narodzenia. Do naszej parafii przynależy wiele kaplic dojazdowych (15 kaplic, które systematycznie obsługujemy, ale są też inne, które z powodu braków personalnych nie są odwiedzane w normalnym, miesięcznym rytmie duszpasterskim). Przed świętem patronalnym te kaplice również ożywają i mają swoje nowenny. Można sobie zatem wyobrazić, ile nowenn rocznie przypada nam w udziale...”.
„Promeseros” rzucają pieniądze z balkonu kościoła – Guarambare
48
Huczne świętowanie „Panuje tu zwyczaj, że w weekend podczas nowenny urządzana jest wielka zabawa taneczna, czy dyskoteka… Sam
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje nie wiem, jak to nazwać. Nie uczestniczyłem w niej, więc dokładnie nie wiem… choć stwierdzenie, że w niej nie uczestniczyłem, nie jest do końca prawdziwe… Tamtego wieczoru po Mszy zaczęła coraz głośniej grać muzyka. Na tyle głośno, że nie było łatwo zasnąć. Trwało to mniej więcej do szóstej rano. Szyby w moich oknach „grały” w rytm muzyki, a klasztor drgał w rytm basów. Taka to „nowennowa potańcówka”. W niedzielę przypadającą w nowennie, po porannych Mszach rozgrywane są zabawy dla dzieci i młodzieży. Najważniejsze w tym dniu są wyścigi rowerowe i zakończenie rozgrywek piłki nożnej, które toczą się pomiędzy osiedlami w kategorii dziewcząt i chłopców”. Rozdawanie pieniędzy „7 września to wigilia odpustu parafialnego (Uroczystość Narodzenia NMP). Według tradycji tego dnia w południe odbywa się vito – zrzucanie pieniędzy z balkonu naszego kościoła. Plac przed świątynią zapełnia się ludźmi, a promeseros (osoby, które o coś prosiły Matkę Bożą i teraz chcą się odwdzięczyć, rozdając swoje pieniądze) ustawiają się w kolejce, żeby wejść na balkon. Wszystkie ważne media w Paragwaju są obecne w tym dniu w Guarambaré i przekazują w świat informacje o naszym odpuście i o tym przedziwnym zwyczaju rozrzucania pieniędzy. Trudno wytłumaczyć, skąd wzięła się ta tradycja. W jednej z tutejszych gazet znalazłem informację, że rozpoczęła się ona w 1870 lub w 1871 r. po wielkiej wojnie przeciwko trójprzymierzu (Brazylia, Argentyna, Urugwaj). Żołnierze podobno ślubowali wtedy Matce Bożej, że jeśli wrócą z wojny, w taki właśnie sposób wyrażą swoją wdzięczność za ocalone życie. Warto dodać, że w całym tym rozgardiaszu, ludzie w kościele przed figurą Matki Bożej modlą się odmawiając różaniec” – mówi o. Tadeusz. Powoli, powoli Na wiele odmiennych kulturowo zwyczajów, mimo dłuższego stażu pra-
Ugandyjski ślub i poważna panna młoda
cy misyjnej, zwraca uwagę o. Bogusław Dąbrowski pracujący od ponad dziesięciu lat w Ugandzie. Autor książki „Spalić paszport”, która z pewnością jest skarbnicą wiedzy o odmiennych zwyczajach i tradycjach misyjnych, zwraca uwagę na zwyczaj „celebracji” pracy. „Jednym ze zwyczajów tutejszych ludzi, który mnie zaskoczył, a obecnie bardzo denerwuje, jest to, że robią wszystko powoli, powiem nawet, że ospale” – wyznaje o. Bogusław. „Pracują zgodnie
z przysłowiem mpola, mpola si muliro (powoli, powoli, nie pali się). Najpierw spotkałem się z tym problemem, gdy czekałem na inżyniera, kilka dni po moim przylocie do Ugandy. Czekałem na umówione spotkanie cały dzień. Denerwowałem się, a on przyjechał za dwa dni, jak gdyby nic się nie stało i przystąpił do swojej pracy. Po raz pierwszy zetknąłem się z innym ujęciem czasu. Przekonałem się, że tutaj „jutro” oznacza bliżej nieokreśloną przyszłość.
Świętowanie nowenny w Guarambare – Paragwaj
49
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje Niedawno dziewczyny ze szkoły zawodowej przyszły poznosić gałęzie po ściętym drzewie, aby użyć w szkole do przygotowania paleniska, na którym gotują obiad. Robiły to bardzo wolno. Dziewczyny z gałęziami na głowie szły tak, jakby ktoś puścił film w zwolnionym tempie... Liczyłem na to, że pracę skończą w godzinę, a one pracowały jeszcze wiele godzin. W Europie takie tempo jest nie do pomyślenia, nikt nie zarobiłby na życie. Może właśnie dlatego Afryka rozwija się tak wolno. Niewielu chce inwestować w biznes w kulturze, w której pracę się celebruje...”. Zapłata za żonę „Trudną do zrozumienia przez Europejczyka tradycją jest ta związana z wyjściem za mąż” – wspomina o. Bogusław. „Pierwsza wizyta rodziców kandydata na męża w domu przyszłej synowej jest krótka. Ma na celu wzajemne poznanie się rodzin, ustalenie drugiego spotkania i zapłaty za przyszłą żonę – otumwalo, co oznacza dziesięć tysięcy. Zwyczaj ten nawiązuje do przeszłości i do dawnej waluty, gdy za tę kwotę można było kupić krowę. Podobne zwyczaje zapłaty posagu krowami znane są w innych ugandyjskich plemionach. Arcybiskup diecezji Mbarary zagroził ekskomuni-
O. Bogusław z królem plemienia Baganda
50
ką rodzicom, którzy uzależniają wzięcie ślubu kościelnego przez ich dzieci od żądania wysokiej zapłaty za kandydatkę na żonę, na jaką przyszły mąż nie może sobie pozwolić”. Zakazany śmiech „Zaskoczyła mnie też tutejsza tradycja, w myśl której w pewnych momentach Ugandyjczycy nie mogą się śmiać ani nawet uśmiechać. Np. panna młoda podczas ceremonii ślubnej, albo władca podczas swoich oficjalnych wizyt. Król plemienia Baganda, wśród którego pracujemy, nie powinien się uśmiechać publicznie, ponieważ uśmiech jest oznaką słabego władcy. Zachowanie powagi nie udało mu się jednak podczas wizyty w naszej parafii, w momencie, gdy go witałem w języku luganda, wymieniając przodków klanu, do którego zostałem przyjęty... Wtedy też przez zebrany tłum przetoczyła się fala spontanicznego śmiechu” – wspomina o. Bogusław. Na szczęście Pan Bóg jest dawcą wszelkiej jedności i dzięki Jego łasce misjonarze mogą pracować i głosić Ewangelię w odmiennej, czasem trudnej kulturze, pośród nieznanych zwyczajów i tradycji. Nie zapominajmy o nich w naszych modlitwach.
Odwiedziny duszpasterskie zwane kolędą są znane Polakom. W Ugandzie, w niektórych parafiach też odwiedza się wszystkich katolików. Czasami domy odwiedzają księża, ale często pomagają im seminarzyści.
T
akie wizyty nie są organizowane co roku, bo parafie są duże, a duszpasterzy mało. Nasza parafia w Kakooge to główny kościół, który ma 13 stacji dojazdowych. Każda stacja dojazdowa to jedna lub kilkanaście wiosek. Wzdłuż parafii z Kitandy do Nansaki jest 40 km, a wszerz z Kyanaki do Kamuniny 25 km.
Drogami i polami W kwietniu 2016 r. zacząłem odwiedzać wszystkie domy, w których jest jakiś katolik. Zazwyczaj odwiedzałem ludzi z miejscowym katechistą, często towarzyszył mi też „szef ” katolików danej wioski. Niektórzy katechiści nie znają wszystkich domostw katolików. Przez parafię przebiega jedna droga asfaltowa łącząca Kampalę z Sudanem Południowym. Jest tu też dobrze rozwinięta sieć dróg o powierzchni laterytowej. Do domostw prowadzą wąskie ścieżki. Zdarzyło się jechać 50 m po zalanej wodą łące lub przenosić rower ponad drutami kolczastymi terenu ogrodzonego. Wspólna modlitwa Po przybyciu do domu gospodarz najczęściej wyciągał jakieś krzesło lub ławkę, aby goście mogli usiąść. Potem następowały serie pozdrowień w miejscowym języku. Następnie pytałem się o liczbę dorosłych katolików, ochrzczonych dzieci, dzieci, które przyjęły pierwszą Komunię świętą i bierzmowanych. Największy kłopot stanowiło ustalenie, ile jest dzieci katolików. Liczenie zwykle trwało kilka minut. Kłopotu nie stanowiły pytania o liczbę bierzmowanych
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje
Afrykańska kolęda Marek Warzecha OFMConv
Dom na terenie parafii Kakooge FOT. ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO OFMCONV W KRAKOWIE
i o to, czy małżonkowie mają ślub kościelny. Ślub kościelny jest tu rzadkością, a bierzmowanych też nie ma za wiele. Wielu nie wie, co to bierzmowanie, ani Komunia. Następnie katechista prowadził modlitwę. Jeden z katechistów pytał o imiona wszystkich katolików w domu. Wtedy zauważyłem, że połowa ojców nie zna wszystkich imion swoich dzieci. Zdarzało się, że dziecko, które wychowywali dziadkowie, nie znało imienia mamy lub taty. Na zakończenie wizyty dawałem w prezencie obrazek Jezusa Miłosiernego. Często w domu nie ma ani krzyża, ani żadnego świętego obrazka, ale jest podobizna króla bądź prezydenta. Religia dla zdecydowanej większości ludzi jest tu mało ważnym dodatkiem do codziennego życia. Potem
następowało pokropienie domu wodą świeconą. Dwa razy ludzie nie chcieli, abym błogosławił dom. Prawdopodobnie w pokojach mieli ukryte rzeczy, które służą do czarów.
mango, papaję, cytryny, pomarańcze, awokado. Raz dostałem małą świnię, którą przywiozłem w worku przywiązanym do kierownicy roweru. W większości wiosek, które odwiedziłem pod koniec dnia było coś do jedzenia. Raz były nawet smażone robaki, których trochę zjadłem, ale nikomu nie polecam. Często katolicy nie znają imienia proboszcza, ani żadnego księdza z parafii. Niektórzy nie wiedzą także kto jest biskupem, papieżem, katechistą (zwykle mieszka do 5 km od danego domostwa). Raz mężczyzna, który jest katolikiem, nie wiedział jakiego wyznania jest jego kobieta. Tłumaczył to tym, że jest z nią od dwóch tygodni i jeszcze dobrze jej nie poznał.
Świnka w prezencie Tu niemal każdy przyjmuje księdza po kolędzie i nawet wyznawcy innych religii prosili mnie o modlitwę w ich domu. Modliłem się u muzułmanina, zielonoświątkowca, anglikanina i adwentysty dnia siódmego. Wiele osób nie za bardzo rozumie swoją religię i uważają, że ksiądz to ktoś ważny, więc dobrze aby się pomodlił w ich domu. Potem następowało krótkie pożegnanie. Czasami dostawałem prezent, najczęściej jajka, ale też kury, ananasy, banany, suszone grzyby, fasolę, Parafia na km Odwiedzenie wszystkich katolików zajęło mi 11 miesięcy (z czego 2 miesiące byłem na urlopie w Polsce). Poznałem lepiej parafię, ale mało było takich miejsc, w których jeszcze nie byłem. Niestety nie udało się nikogo z licznych par żyjących od lat ze sobą zachęcić do zawarcia związku małżeńskiego. Kilkanaście osób po wizycie ochrzciło dzieci. Zachęcałem także, aby dzieci przychodziły na naukę przygotowującą do przyjęcia Pierwszej Komunii lub bierzmowania. Na koniec kilka statystyk: odwiedziłem 1142 domostwa, w których mieszka 1780 dorosłych katolików. Ochrzczonych dzieci i młodzieży jest w naszej parafii 2526. W parafii jest 85 małżeństw, co stanowi 13,9% żyjących w związkach partnerskich. Przejechałem 1208 km, O. Marek z dziećmi z parafii a zajęło mi to 273 godziny.
51
PIĘKNE ŻYCIE
Codzienny „rytuał” Elżbieta Michalska mistrz wizażu, doradca wizerunku, babcia trzech wspaniałych wnuczek
T
rudno jest nam w rzeczywistości, która nas otacza, pamiętać o tym, że mamy do wykonania swoje zadania, których nie może wykonać nikt inny. Biegnąc w ciągłym pośpiechu, przestajemy być uważni i tracimy z oczu nasz cel. Bywa więc, że zrobimy coś tak, jak ktoś inny tego chce, dla „świętego spokoju”, bo w tym momencie tak jest łatwiej, a nie jest to zgodne z naszymi priorytetami, albo wręcz jest dla nas nieopłacalne. I często, aby nie utracić „dobrego wizerunku”, robimy to, czego chcą inni, a co nie należy do naszych obowiązków i odsuwa nasz cel na dalszy plan. Posiadanie „dobrego wizerunku” i zachowanie się w każdej sytuacji zgodnie z zasadami poprawności politycznej jest jedną z ważniejszych spraw, z którą należy się zmierzyć. Wygrywają ci, którzy są silniejsi, mają lepszą pozycję, zgodnie z zasadą „duży może więcej”. Moment, kiedy zdajemy sobie sprawę, że tak jest także w naszym życiu, to moment wyzwalający. I to zwykle wtedy wołamy: „Przyjdź Panie Jezu!”. I z pewnością Pan przychodzi ze swoją łaską uzdrowienia i wyprostowania sytuacji, w której się znaleźliśmy. Aby przyjąć łaskę, siłę i moc do poradzenia sobie w tym momencie, potrzebujemy oprócz sił duchowych, także sił ludzkich. Potrzebujemy poczuć się synami i córkami, braćmi i siostrami, tam gdzie jesteśmy. Ważne jest także poczuć wartość tego, co robimy. Ponieważ to nie staje się od razu, w ciągu jednego dnia, ani nawet miesią-
56
ca, dobrze jest mieć swoje wypracowane podpory, pewne „rytuały”, które nam w tym pomogą. Obserwując trendy w salonach kosmetycznych widzę, że w ofercie każdego szanującego się salonu aktualnie pojawia się słowo „ceremonia”, po którym pada jakaś najczęściej piękna, egzotyczna nazwa. Jest to zwykle pro-
Zastanówmy się jak naszą codzienność wzbogacić o chwile, których klimat zostanie w naszej pamięci na pozostałe godziny dnia, a pamięć o nich będzie podnosiła naszą głowę do góry. pozycja standardowego zabiegu, wykonywanego na całe ciało lub twarz i szyję: peeling, czyli złuszczanie zrogowaciałego naskórka, masaż, nawilżanie i odżywianie skóry. Zabieg odbywa się w pięknym otoczeniu, przy dobranej muzyce, wokół rozsiewane są zapachy olejków aromatycznych, które koją nasze zmysły i skołatane myślami głowy, palą się nastrojowe świece. Zabieg trwa
ok. 2 godzin i przez cały czas jest przy nas osoba, która zajmuje się tylko nami. Jej uwaga skupia się na tym, abyśmy poczuli się naprawdę zrelaksowani, a nasza skóra odnowiona. Przez kilka kolejnych dni nasza skóra ma się znacznie lepiej, czujemy się odprężeni, pamiętamy zapach i klimat całego wydarzenia. Zwykle korzystamy z takich zabiegów okazjonalnie. Zastanówmy się jak naszą codzienność wzbogacić o chwile, których klimat zostanie w naszej pamięci na pozostałe godziny dnia, a pamięć o nich będzie podnosiła naszą głowę do góry. Po pierwsze, wydaje mi się, że ważne jest, aby znaleźć swój „rytuał” w tym miejscu, w którym najwięcej dajemy innym. Na przykład: jestem wizażystą, m.in. dobieram moim klientom ubrania, uczę autoprezentacji, makijażu, a więc nieprzypadkowo interesuję się salonami kosmetycznymi i nowinkami w tej branży. Po drugie, rytuał nie musi trwać długo, ale wrażenia z nim związane mają pozostać w pamięci. Po trzecie „rytuał” powinien oddziaływać na kilka zmysłów jednocześnie, czyli na: wzrok, smak, dotyk, słuch, zapach. Wtedy pamięć o nim pozostaje na dłużej. Wystarczy 15 minut każdego dnia, które poświęcisz dbaniu o siebie, w taki sposób, który najbardziej Ci odpowiada. Ważny będzie klimat, w jakim to się odbędzie, bo on pozostanie.
PIĘKNE ŻYCIE
Co nie przemija z wiatrem
Pamięć jest jak czujny gospodarz: najwięcej uwagi poświęca złym lokatorom. Lidia Jasińska
Mariusz Kozioł OFMConv franciszkanin, kapłan, psycholog, wikariusz prowincji
jakoś zdefiniowany, przez ludzi, miejsca i czasy. Potwierdzają to choćby wzruszające relacje wygnańców o łamaniu się opłatkiem i śpiewie kolęd gdzieś w Kazachstanie czy na Syberii – bo taka była iedy jako dziecko wchodziłem do tradycja w ojczyźnie. Wielu ludzi powrapokoju, gdzie przebywali dorośli, ca po latach do miejsc, gdzie się wychozdarzało mi się nieraz usłyszeć pytanie: wali i mieszkali. Są i tacy, którzy tworzą Ogon masz? Jaki ogon? – dziwiłem się w myślach. Nie mam – odpowiadałem krótko. To zamknij drzwi – padało z głębi. Ano, tak. Gdybym miał ogon, zwłasz- Stąd krokiem ku dojrzałości cza długi, to musiałbym zostawiać drzwi jest raczej przyjęcie tego, uchylone, żeby go nie przytrzasnąć. Logiczne. Ogon by mi przeszkadzał. Przyco stanowi naszą historię, wołuję to odległe wspomnienie, aby napisać o znaczeniu przeszłości w naszym życiu. Czy dobrze jest pamiętać i powranawet przygnębiającą. cać do tego, co było? Po co nam tradycje sprzed lat? Kiedy przeszłość staje się Zmierzenie się z własną więzieniem dla człowieka? Jason Bourne, popularny bohater krainą mroku. książki R. Ludluma, to mężczyzna inteligentny, sprawny, o niezwykłych umiejętnościach przetrwania, który nie pamięta kim jest i skąd u niego te drzewo genealogiczne swojej rodziny. zdolności. Wrzucony w wir zdarzeń, Jeśli więc ktoś sam decyduje się odciąć ciągle poszukuje odpowiedzi na pyta- przeszłość – traci część siebie. nie o przeszłość: „Kim byli moi rodzice, A może tak nieraz trzeba? Może tak jak się nazywam, gdzie zostałem wy- jest lepiej, gdy przeszłość wypełniają nie szkolony i po co?”. Człowiek potrzebuje pogodne wspomnienia, ale zdarzenia przeszłości, by rozumieć kim jest, jakie okrutne i bolesne, które pozostawione są jego korzenie, gdzie przynależy. Jest w pamięci owładną całym dalszym żyprzecież częścią określonej wspólnoty ciem człowieka? Zasnują się nad nim kulturowej: jej języka, religii, zwycza- niczym obłok smogu nad miastem. Gdy jów i opowieści. Nawet, jeśli idzie swoją przybiorą kształt psychicznego ogona, drogą, to przecież został ukształtowany, wleczonego za sobą – niezabliźnionych
K
ran, ogromnego lęku czy poniżenia. Wtedy chciałoby się zamknąć drzwi przeszłości, wyrwać z własnej historii ponure rozdziały i pisać nowe, zupełnie inne. Jeśli ktoś tak właśnie wybiera, jeśli tak walczy o siebie i przyszłość – staram się jego wybór uszanować. Bywa, że sama psychika dyskretnie usuwa niechciane zdarzenia, spycha je niczym pudła na dno piwnicy. Tyle, że emocjonalna zawartość pudeł jakoś powraca, wydostaje się, dopada człowieka z tej lub innej strony – nieraz najmniej spodziewanej. Bo przeszłość to nie tylko fakty, ale złączone z nimi silne przeżycia. One nie znikają. Stąd krokiem ku dojrzałości jest raczej przyjęcie tego, co stanowi naszą historię, nawet przygnębiającą. Zmierzenie się z własną krainą mroku, tyle, że już w inny sposób. Choćby tak, jak zrobił to Marian Kołodziej, autor wystawy „Klisze pamięci”. Były więzień obozu Auschwitz po prawie pięćdziesięciu latach milczenia zdecydował się swoje przeżycia przenieść w formie rysunków na papier. Wydobycie i uznanie przeszłości – a nie jej wyparcie – jest drogą do przebaczenia, a w konsekwencji do uwolnienia się od ciężaru psychicznego. Nie jest to łatwy proces, ale ten kto znajduje w sobie taką odwagę ma szansę „domknąć” swoją historię, włożyć na miejsce wszystkie emocjonalne klocki i poczuć ulgę. Przestaje udawać przed innymi, gorliwie oskarżać lub usprawiedliwiać, uciekać od przeszłości – żyje, mądrze pojednany ze sobą, światem i Bogiem.
57
PIĘKNE ŻYCIE
Być bohaterem! Bogdan Kocańda OFMConv
FOT. PIXABAY.COM
doktor teologii, kustosz sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, rekolekcjonista
W
idać po nich było jak wielkie wrażenie wywierają na nich filmowi bohaterowie. W pewnym momencie swój entuzjazm zaczęli przejawiać zbyt głośno na zewnątrz, co sprowokowało brata zakrystianina do działania. Jego stanowcza reakcja przywołała ich do porządku i sprawiła, że zakrystia wypełniła się ponownie ciszą, ale oczy ich błyszczały ogniem przygody, dopiero co przed momentem przeżywanej.
Gdy przygotowywałem się w zakrys i rychwałdzkiej bazyliki do celebracji Eucharys i, zauważyłem jak dwaj ministranci z czwartej klasy szkoły podstawowej z zapałem opowiadali o bohaterskich czynach swoich telewizyjnych idoli. W oczach chłopców płonął ogień, byli przejęci i podekscytowani.
jest paliwem bohaterskości. Może właśnie dlatego prorok Joel, działający na terenie Jerozolimy pod koniec V w. p.n.e. wołał do Izraelitów: „Przekujcie lemiesze wasze na miecze, a sierpy wasze na oszczepy, zbierzcie się; kto słaby, niech powie: Jestem bohaterem!” (Jl 4,10). Głos proroka traktuję jako Boże wezwanie. Z tej racji widzę każdego mężczyznę jako potencjalnego bohatera, i to nie tylko dlatego, że podejmuje to wezwanie i walczy z nadzieją zwycięstwa, ale dlatego, iż Paliwo bohaterskości wie, że po stronie Boga jest zwycięstwo! Przyglądając się tej scenie, w sercu ra- Taki mężczyzna zawsze będzie chodził dowałem się ich pasją. Ci dwaj młodzi w autorytecie Boga, stając się mentorem chłopcy stali się też dla mnie inspiracją dla młodszych. do późniejszej medytacji na temat tego, co dla współczesnego mężczyzny ozna- Nie bać się cza być bohaterem. O. Grzegorz Kramer Emily Potler pisze, że bohaterowie SJ, pisze, że być bohaterem, to wcale nie nie umierają. Żyją wiecznie w sercach znaczy być kimś na wzór gwiazdy. Dla i umysłach tych, którzy podążają ich niego bohater to mężczyzna znający śladem. Tu od razu przypomina mi się swoje słabości, grzechy, a pomimo to, postać Matatiasza, który przeciwstawił podejmujący zadania, jakie stawia przed się w Modin królewskim wysłańcom, nim życie. Jak się z nim nie zgodzić? Sła- zmuszającym Izraelitów do składania bość nie jest przeszkodą do tego, by być ofiar pogańskim bożkom. Matatiasz bohaterem, można nawet powiedzieć, że nie tylko sam tego nie uczynił, ale za-
60
bronił też innym, zabijając królewskich urzędników i burząc przygotowany przez nich ołtarz. A tak wołał w mieście: „Niech idzie za mną każdy, kto płonie gorliwością o Prawo i obstaje za przymierzem” (1Mch 2,27). Stał się bohaterem nie tylko dla swoich synów, czy też mieszkańców miasta, ale dla całego Izraela. Stał się ponadczasowym bohaterem wierności Bogu dla wszystkich żydów i chrześcijan. Kiedy umierał, do swoich synów przed śmiercią mówił: „Pamiętajcie, jak postępowali przodkowie, co czynili w swoich pokoleniach, i zdobywajcie dla siebie wielką chwałę, i wieczyste imię” (1Mch 2,51). Jego słowa oznajmiają wszystkim mężczyznom: nie bójcie się być wielkimi! Nie bójcie się być bohaterami! Każdy z nas musi nauczyć się odczytywać w swej własnej historii Boże przesłanie i nie uciekać od konfrontacji. Ta, sama w sobie – jak twierdzi Kramer – nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie: wzmacnia i buduje poczucie męskości. Brak konfrontacji nie tylko rozmywa świadomość, kto jest kim, ale sprawia,
PIĘKNE ŻYCIE że mężczyzna gubi swoją tożsamość, poczucie, kim jest. Może z tej właśnie racji wielu mężczyzn, żyjących w wycofaniu, wiecznej ucieczce, zatraca swoją waleczność i ukrywa się w cieniu spódnicy swojej matki lub żony.
rych obejmuje swoim zasięgiem. Nadto nie można oddzielić władzy od posłuszeństwa. Gdy chrześcijański mężczyzna już to zrozumie, wówczas nikt nie będzie mógł go wykorzystać, i też on sam przestanie wykorzystywać innych. Jeśli więc Bóg powierza komuś rolę boDążyć do dobra hatera, niech będzie najszczęśliwszym Chrześcijański bohater winien być bohaterem pod słońcem. W ten sposób rzecznikiem Boga, ale przez to może nauczy się być takim człowiekiem, jakieulec pokusie doskonałości i posiadania go widzi Bóg, a jego wdzięczność będzie władzy, która podszyta pychą i zakamu- wypływać z serca wypełnionego radośflowana, nie pozwoli mu patrzeć na sie- cią Chrystusa. bie oraz na innych z miłością i pokorą. Bóg stworzył człowieka z miłości i dla Nieprzygotowani do życia miłości, a nie po to – jak twierdzi inny Na koniec, powracając myślami do jezuita, o. Mariusz Gajewski SJ – by był naszych ministrantów, uświadamiam jakimś uosobieniem doskonałości, któ- sobie, że to od rodziców i nas, pasterzy, ra marzy się Stworzycielowi. Natomiast zależy czy te dzieci staną się w przyszłoprawdziwa władza nigdy nie szuka po- ści prawdziwymi bohaterami. Kto ich klasku i nie ucieka się do przemocy. Dą- mądrze poprowadzi ku głębi stawania ży jedynie do wyświadczenia możliwie się odważnymi mężami łaski? George największego dobra wszystkim tym, któ- Weigel trafnie zauważa, że głębia może
budzić przerażenie, a na płyciźnie jest wygodniej. Wyzwanie dnia dzisiejszego polega na tym, by rozpoznać szczególny charakter męskiego serca, który już przez Boga zasiany jest w chłopięcym serduszku i tak je kształtować, by odnalazło swoją męską tożsamość. Amerykański franciszkanin, o. Ryszard Rohr OFM, pisząc o tożsamości mężczyzny zwraca uwagę na to, że wychowujemy chłopców, którzy nigdy nie dorastają, a zamiast żon szukają matek. Podobnie rzecz ma się z dziewczynkami, które zamiast podejmujących ryzyko partnerów, szukają ojców, mających zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. W rezultacie żadna płeć nie jest zdolna do działań, jakich wymaga prawdziwe życie – ale i przygód, jakie ze sobą niesie. Możemy zaprowadzić innych tylko tam, gdzie doszliśmy sami – nie dalej. Zostań bohaterem, abyś czynił bohaterów! FOT. PIXABAY.COM
61
KULTURA Sztuka
Jean Lambert-Rucki – rzeźbiarz Małgorzata Ziętkiewicz
Opowiem dziś o artyście nieznanym, wielu z nas przeczyta o nim pierwszy raz. To rzeźbiarz – jego znakiem rozpoznawczym jest nieduży czarny człowieczek w meloniku, francuski prostaczek. Taki szczery Francuz, który chodzi nocami po ulicach Paryża z papierosem. Nigdy nie będzie sam. Zawsze towarzyszy mu ktoś, kogo i tak nigdy nie poznamy, albo tylko jego cień…
dziennikarka „Wydarzeń” Polsat i „Wysokiego C” Polsat News 2, prawniczka, filmowiec FOT. MAŁGORZATA ZIĘTKIEWICZ
J
ean Lambert-Rucki. Rzeźbiarz, który urodził się w Krakowie, ale 56 lat – aż do swojej śmierci w 1967 r. – spędził we Francji. Dziś to jeden z czołowych artystów Europy, tworzących modny styl „art déco”. Willa „La Fleur” w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornej, prywatna galeria sztuki i pierwszy raz w Polsce zorganizowana monograficzna wystawa Jean Lamberta-Ruckiego, pozwalają nam zbliżyć się do twórczości tego wciąż nieodkrytego rzeźbiarza.
Artysta nieznany Jean Lambert powinien zająć ważne miejsce w panteonie polskich artystów XX w. Powinien, ale wciąż jest tylko rzeźbiarzem aspirującym do naszej wiedzy na temat jego twórczości. Mija dokładnie 50 lat od jego śmierci, a wciąż trudno znaleźć jego rzeźby w polskich muzeach. Na szczęście pojawiają się w prywatnych kolekcjach. Ta, należąca do Marka Roeflera, jest największą w Polsce, a nawet w Europie.
Modląca się kobieta
66
Kolekcjoner mówi krótko: Przyciągnąłem Ruckiego do Polski, bo był tu mało znany. Natomiast jest to artysta nierozerwalnie związany z „art déco”, stylem, który obowiązywał w latach 20. ubiegłego wieku. Istotnie, każda książka opisująca styl „art déco” zawiera wzmianki, dzieła i rzeczy, które tworzył Jean Lambert-Rucki. Dlaczego zatem w Polsce wciąż jest artystą nieznanym? Czasy PRL-u kładą się cieniem na naszej znajomości historii sztuki. Przecież Lambert-Rucki nie był tutaj i nie tworzył w Polsce. Tworzył w Paryżu. PRL milczał o takich artystach. Teraz odrabiamy tę lekcję. Marek Roefler kilkanaście lat temu pojechał do Francji, do źródła. Z historykiem sztuki, Arturem Winiarskim, odwiedzał paryskie domy aukcyjne, kupował książki, chciał kupować obrazy i rzeźby, ale jak mówi: Ceny tych największych polskich malarzy z kręgu „Ecole de Paris”, jak Mela Mutter, Mojżesz Kisling etc., były już tak wysokie, że szukałem innych artystów, których można by śmiało do tej kategorii zakwalifikować. Podobały mi się jego rzeźby. Gdy nadarzyła się okazja, kupiłem pierwszą – modlącą się kobietę. To rzeźba wykonana w ciemnym patynowanym brązie, niesłychanie dekoracyjna, piękna.
KULTURA Sztuka Z Krakowa do Paryża Jean Lambert-Rucki urodził się w 1888 r. w Krakowie. Kamienica „Pod Motylem” – bardzo dobry adres: Kanonicza 16, ale będzie to jedyny dobry adres w jego życiu. Kiedy wyjedzie do Francji, będzie mieszkał w najbiedniejszych dzielnicach. W 1908 r. trafi do pracowni samego Józefa Mehoffera. Nie można było lepiej. Mehoffer zna Władysława Ślewińskiego, który właśnie przyjechał z Paryża do Krakowa i przywiózł prace Paula Gaugina. Lambert-Rucki ma wtedy 22 lata, pierwszy raz na własne oczy widzi płótna wielkiego Francuza i już wie, że albo Paryż albo nic. Przyjeżdża do Paryża, w kieszeni ma 17 franków, nie ma gdzie mieszkać, więc pierwsze dni spędza na ławce w Ogrodach Luksemburskich. Jest luty! Prawdopodobnie nie zna francuskiego. Artur Winiarski, kurator wystawy „Jean Lambert-Rucki” w „Villa La Fleur” opowiada anegdotę: Aladar Kunc, który spotkał Ruckiego w 1914 r. opowiadał, że rzeźbiarz mówił właściwie w każdym języku, ale w każdym z błędami. Lubił Luwr. Lambert-Rucki spędzał tu całe dnie, przychodził tu również jego nauczyciel z Krakowa, Józef Mehoffer i sam Amadeo Modigliani. Wtedy tak samo biedny jak Rucki. Rok 1911,
Chrystus
w którym Rucki przybył do Paryża, zostanie zapamiętany na zawsze, głównie ze względu na kradzież stulecia, której dokonano tamtego lata. W sierpniu została skradziona i zniknęła ze ściany na ponad 2 lata najważniejsza ikona w historii tego muzeum – Mona Lisa. Wśród podejrzanych byli malarz Pablo Picasso i poeta Apollinaire. Dwa lata później Rucki wystawia swoje prace w Paryżu pierwszy raz, w „Salonie Jesiennym”. Obok jego rzeźb stoją rzeźby Amadeo Modiglianiego. Żołnierz Legii Cudzoziemskiej Kiedy wybucha I wojna światowa Lambert-Rucki ma skończone 25 lat. Policja często legitymowała wzbudzających podejrzenie przechodniów. Zatrzymywano zazwyczaj blondynów, gdyż odpowiadali oni stereotypowemu wizerunkowi Niemca. Nic dziwnego zatem, że Rucki, sam będąc blondynem, czuł się zagrożony. Polski na mapie nie było, a Rucki był obywatelem Monarchii Austrowęgierskiej, wtedy państwa wrogiego Francji. Rucki trafił na południe Francji, do obozu odosobnienia. W związku z tym pobytem w obozie pojawiają się pierwsze wzmianki o nim. Aladar Kunc, pisarz, który 5 lat przebywał w takich obozach,
Srebrny denar Bolesława Chrobrego, awers, lata 1000–1010 Św. Piotr
opowiadał o Lambercie-Ruckim jako o najwybitniejszym artyście jakiego poznał. Rucki bardzo źle znosił obóz przejściowy. Jego „wybawieniem” było zaciągnięcie się do Legii Cudzoziemskiej. Tym gestem pokazał, że jest po stronie Francji, ale z drugiej strony, jak mówi Artur Winiarski: Było to postrzegane jako pójście na pewną śmierć, dlatego, że taki artysta, który idzie do armii, nie poradzi sobie, nie ma takiego zmysłu przetrwania, jak żołnierz. Szczęście mu pomaga – Rucki jako żołnierz Legii jedzie do Salonik w Grecji.
Boże Narodzenie
67
KULTURA Sztuka Napromieniowanie sztuką Czas w Grecji będzie jednym z najważniejszych okresów w życiu artysty – da mu dużo impulsów twórczych w latach 20., 30., w zasadzie do końca życia. Właśnie tam Rucki styka się z architekturą i sztuką sakralną, ze sztuką bizantyjską. Rekonstruuje zabytki sztuki wczesnochrześcijańskiej. Artur Winiarski mówi wprost: On wtedy zostaje napromieniowany sztuką chrześcijańską i w zasadzie tylko z tym albo aż z tym wraca do Paryża. I zaczyna rzeźbić już zupełnie inaczej. W „Villa La Fleur” zobaczymy „Marię z Dzieciątkiem”, rzeźbę w drewnie. To jedna z najlepszych prac Lamberta-Ruckiego i na pewno najlepsza w tej kolekcji. Rzeźba bardzo rzadka, bo pierwsza. Pierwszy raz artysta zastosował znaną nam formę rzeźby chrześcijańskiej i połączył ją z tradycją afrykańską. Rzeźba ma formę krzyża, krótsze poziome ramię to Dzieciątko ułożone na wyciągniętych rękach Maryi. Ta rzeźba ma jeszcze coś – twarz Maryi, to twarz, którą znamy z obrazów Amadeo Modiglianiego. Rucki musiał podziwiać prace tego malarza urodzonego we Włoszech w Livorno. Ulubiony motyw Lamberta-Ruckiego to jednak św. Franciszek z Asyżu.
Oczywiście Lambert-Rucki doskonale zna obrazy wielkiego Włocha, Giotta di Bondone i tak jak on jest zafascynowany Świętym. Ale kiedy w 1297 r. Giotto maluje „Kazanie do ptaków św. Franciszka z Asyżu”, nie przyjdzie mu do głowy to, co 700 lat później zrobi Lambert-Rucki. Nikt w sztuce nigdy nie posadził na głowie Świętego… bociana. Tak, LambertRucki jest malarzem i rzeźbiarzem uduchowionym, ale przede wszystkim jest artystą z dużym poczuciem humoru. Odnowiciel kościołów Krytycy zauważyli w twórczości Lamberta-Ruckiego nie tylko tematykę religijną, ale i szczególne uduchowienie. W latach 30. XX w. we Francji powstaje ruch zmierzający do odnowienia sztuki sakralnej. Chrześcijańscy francuscy intelektualiści z niepokojem patrzyli na kicz w sztuce sakralnej – przy czym za kicz uznawano to wszystko, co pojawiało się w XIX w. w akademizmie. Po I wojnie światowej, 5 listopada 1919 r., w Paryżu powstaje Ateliere d’art Sacree – pracownia, a raczej pracownie, które miały nawiązywać do średniowiecznej tradycji cechów artystycznych, kształcić artystów i rzemieślników, którzy następnie wprowadzaliby tę nową sztukę
Bliski
68
Maria Magdalena pod Krzyżem
do kościołów Francji. Jednym z nich był Jean Lambert-Rucki. W kościołach w Normandii rzeźbi Chrystusa na Krzyżu, św. Teresę, św. Antoniego. W latach 1946-1957, po II wojnie światowej, większość kościołów była zniszczona. Rucki je odnawia, pracuje jak szalony. W kościele Saint-Martin w Chanu projektuje i wykonuje prezbiterium, dla zbombardowanego kościoła Saint-Nicolas w Charmes robi 5 monumentalnych figur na fasadzie dzwonnicy, każda z nich nawiązuje do rzeźb średniowiecznych. Pod koniec lat 40. sława Ruckiego jako artysty sakralnego przekracza granice Francji – jego rzeźby zamawiają diecezje w Belgii (diecezja Namur) i w Kanadzie (prowincja Quebec). We Francji Rucki dostaje zlecenie za zleceniem – w kościele Saint-Lazare w Leves na fasadzie wykonuje rzeźbę zmartwychwstałego Chrystusa, Ostatnią Wieczerzę i 3 stacje drogi krzyżowej. Pod koniec lat 50. pracuje w Alzacji – projektuje prezbiteria, rzeźbi. Kościoły, które projektuje, można oglądać do dziś. Są architektonicznym i rzeźbiarskim majstersztykiem. To także jest odpowiedź na pytanie, dlaczego nie wiedzieliśmy o tym artyście. PRL przemilczał go nie tylko dlatego, że tworzył całe dorosłe życie we Francji. Przemilczał, bo Jean LambertRucki tworzył dla Kościoła.
Modlitwa ku czci św. Antoniego
Nasz patron
FOT. FOT. DANIEL VILLAFRUELA, CC BY-SA 4.0,COMMONS.WIKIMEDIA.ORG
Św. Antoni wzorze wielkiej świętości, pomóż mi żyć jak prawdziwy chrześcijanin, wierny przyrzeczeniom chrzcielnym. Ty wiesz, jak wielkie są niebezpieczeństwa i trudności mego życia. Wyjednaj mi, abym pokonał wszelkie pokusy do złego i miał odwagę bycia świadkiem mej wiary. Wyjednaj mi serce zdolne do miłowania Boga ponad wszystko, gotowe do przyjęcia Jego świętej woli, pośród ofiar i wyrzeczeń. Otwórz mą duszę, bym kochał mych bliźnich szczerze i ofiarnie. Pozwól mi być gotowym do służenia im pociechą we wszystkich ich potrzebach. Podtrzymuj mnie Twoim przykładem, abym zasłużył na Bożą przyjaźń. Amen.
Św. Antoni z Lizbony, Sé do Porto Museu de Arte Sacra
Fernando Martins de Bulhões
Wydawnictwo Franciszkanów „Bratni Zew” poleca najnowszą książkę o. Andrzeja Zająca
Kodeks rycerski Jak wieść szlachetne życie Rycerstwo to nie tylko historia. To przede wszystkim szlachetność i wierna służba Panu. Tak było kiedyś, tak jest i teraz. Walka rozgrywa się w sercu człowieka, który wie komu służy. I każdy może tu odnosić prawdziwe zwycięstwa, odnajdując radość życia i godność rycerskiej służby. 33 sentencje tego współczesnego kodeksu – jak symboliczna liczba lat ziemskiego życia Wielkiego Króla – mają służyć pomocą w codziennych zwycięstwach. oprawa twarda stron 144, format 120x180 mm
cena: 27,00 zł
Notatnik rycerski z sentencjami oprawa twarda stron 156, format 110x180 mm
cena: 21,00 zł
zestaw prezen książk towy a + no tes
48,00
Księgarnia internetowa
www.bratnizew.pl
zł
Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków, tel. 12 428 32 40