Posłaniec św. Antoniego z Padwy. Nr 2/2019

Page 1

ł

ISSN 2391-7458

św. Antoniego z Padwy MAGAZYN FRANCISZKAŃSKI

Nr 2/2019

ROZMOWA

Ewa Liegman O, gdybyś znała dar Boży ROZMOWA

14,50 zł (w tym 8% VAT)

Paweł Cwynar

O darze

bł. Jakub Strzemię Benedykt Polak Jean Vanier


Św. Antoni Padewski. Kościół św. Franciszka z Asyżu w Arezzo

FOT. K. GORGOŃ

Niechżeż więc cieszy się serce szukających Cię, Jezu; a jeśli szukających, to o ileż bardziej serce znajdujących Ciebie! Biegnij więc za gwiazdą, pośpieszaj za słupem ognia, bo prowadzą cię do życia. Mało się utrudzisz, prędko przybędziesz i znajdziesz pożądanie świętych, wesele aniołów. św. Antoni z Padwy


Andrzej Zając OFMConv redaktor naczelny

I

oto jest kolejny numer! Tym razem chcemy podzielić się z Wami, nasi drodzy Czytelnicy, tajemnicą daru. Coś, co jest nieustannie naszym udziałem, łatwo może umknąć naszej uwadze. Chodzi właśnie o dar. Przecież stale jesteśmy obdarowywani, nie tylko na święta. Darem od Boga jest nasze życie, nasi rodzice, dzieci, rodzeństwo, przyjaciele. On sam też jest darem dla nas: w Kościele, w sakramentach, w Jego obecności w naszym życiu, w przeróżnych przejawach Jego miłości i zatroskania o nas. I dlatego właśnie, że objawiający się w różnych postaciach dar jest na wyciągnięcie ręki, może tak spowszednieć, iż przestanie być źródłem zdumienia i radości. Do daru Bożego można się tak przyzwyczaić, że zatraci się naturalne poczucie wdzięczności. Zresztą tak może stać się z każdym darem, nie tylko tym, który pochodzi wprost od Boga. A my chcemy się wciąż zachwycać tajemnicą daru. I dlatego tym razem piszemy właśnie o darze. Co więcej, chcemy odkrywać, że możemy nie tylko korzystać z darów Bożych, ale że i my możemy stawać się darem dla innych – świadomi, że już sami zostaliśmy obdarowani. Taka jest logika Boża: On sam staje się bezinteresownym darem dla człowieka, aby człowiek mógł upodabniać się do Niego, stając się darem dla innych, a przez to mógł odkrywać jeszcze pełniej cudowność Jego darów. Pisze o tym papież Franciszek: „Dlatego gdy zbliżamy się do innych z zamiarem szukania w nich dobra, przygotujmy się du-

chowo do przyjęcia najpiękniejszych darów Pana. Za każdym razem, gdy spotykamy się z drugim człowiekiem z miłością, znajdujemy się w sytuacji odkrycia czegoś nowego w odniesieniu do Boga. Za każdym razem, gdy otwieramy oczy, by rozpoznać drugiego, bardziej zostaje oświecona wiara do rozpoznania Boga”. By móc wejść głębiej w logikę daru, przywołujemy fragmenty kazań św. Antoniego, które – choć trzeba przyznać, wcale nie są łatwe – pozwalają nam odkrywać myśli i wrażliwość naszego Patrona. Przypomina nam on przede wszystkim, że doskonałym darem od Ojca jest sam Syn Boży, Jezus Chrystus, ofiarowany z miłości człowiekowi. Przypomina też o znaczeniu siedmiu darów Ducha Świętego. Jeśli zaś chodzi o ofiarowanie daru Bogu przez człowieka, jako wzór stawia nam Maryję, którą ze względu na Jej pokorę nazywa intrygująco małą Pszczołą. Trudno byłoby tu streszczać poszczególne artykuły. Każdy sam może zagłębić się w ich treść, a my możemy jedynie mieć nadzieję, że lektura tego numeru przyniesie dobre owoce podobające się Bogu. Dziękujemy Wam, kochani Czytelnicy, że jesteście z nami. Ten numer oddajemy w Wasze ręce w świątecznej atmosferze, mając w pamięci pasterzy i mędrców, którzy swoje dary złożyli u stóp Dzieciątka Jezus. Życzymy Wam, by te święta były dla Was czasem łaski, która odnowi radość z wiary w Boga, który w swoim Synu stał się i wciąż się staje najcudowniejszym darem dla nas wszystkich. Niech św. Antoni wstawia się za nami! 

3


ś Temat numeru: O DARZE

ROZMOWA

Andrzej Zając OFMConv

Ewa Liegman

Będę z Tobą, cokolwiek się zdarzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 MĄDROŚĆ EWANGELII

Piotr R. Gryziec OFMConv

„O, gdybyś znała dar Boży”, czyli o Samarytance raz jeszcze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 PAPIEŻ FRANCISZEK

O miłosierdziu i darze Bożym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 OKIEM TEOLOGA

ks. Robert J. Woźniak

Tajemnica daru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 WIARA NA CO DZIEŃ

8 40

Jerzy Szyran OFMConv

Codzienność – dar Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO

O Bożych darach i łasce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA

Dary Boże i dary człowieka ofiarowane Bogu . . . . . . . . . . . . 32 ŚWIĘTY FRANCISZEK

Andrzej Zając OFMConv

Przyjąć dar i stać się darem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI

Eligiusz Dymowski OFM, Zdzisław Kijas OFMConv, Wiesław Block OFMCap

Dar . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 ROZMOWA

Katarzyna Gorgoń

Paweł Cwynar

Być radosnym radością Ducha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 FELIETON

Agnieszka Zaucha RM

Krótka opowieść o trzech sercach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49 ŚWIADKOWIE

Andrzej Zając OFMConv

Jean Vanier . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50

4


PRZEMYŚLENIA

Marta Pawłowska

Praca – dar dany i zadany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54

Wydarzenia Z kraju i ze świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62 Z Padwy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64

Styl życia DOBRE WZORCE

Elżbieta Polak

Misja Światła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68

Misje UGANDA

Józef Matuła OFMConv

Wanda Matugga Health Centre . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72 Bogusław Dąbrowski OFMConv

Ekologiczna Farma Pokazowa w Kakooge . . . . . . . . . . . . . . . . 75

Wielcy Polacy Katarzyna Gorgoń

50

Benedykt Polak – wielki franciszkański podróżnik . . . . . . . . . 78 Rafał M. Antoszczuk OFMConv

400. rocznica odnalezienia ciała bł. Jakuba Strzemię . . . . . . 81

Nasze miejsca Piotr Bielenin OFMConv

Barletta i Bari . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84

Święty Antoni REFLEKSJE

Władysław Paulin Sotowski OFMConv

Św. Antoni Bożym darem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90 ŚLADY

ks. Jacek Wawrzyniak SDS

Św. Antoni Padewski „Husiatyński” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 92 Świadectwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98

68 5


Liturgia Marcin Drąg OFMConv

Spraw, abyśmy sami stali się wiecznym darem dla Ciebie . . . 100 Marzena Władowska CHR

Za darmo i nie za darmo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104

Kultura ZWYCZAJE

Katarzyna Gorgoń

Tradycja obdarowywania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 106 SZTUKA

Rafał M. Antoszczuk OFMConv

Piękno tajemnic odkrywane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 110 KSIĄŻKI

Katarzyna Gorgoń

Wpuść Boga do swojego życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115 Ida Policht

106 110

Recenzje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116

Znajdź nas na www.facebook.com/Poslaniec.sw.Antoniego


Krok 1 K

W Wytnij blankiet z tej strony i wypełnij go, wpisując adres do wysyłki. Możesz też skorzystać z gotowych blankietów dostępnych w banku lub na poczcie. Koszt rocznej prenumeraty (2 numery) to 29 zł.

Krok 2 K

Wypełniony blankiet opłać na poczcie lub w dowolnie wybranym przez siebie banku/placówce przyjmującej opłaty bankowe. Można też dokonać opłaty przelewem internetowym.

Krok 3 K

N musisz przesyłać do redakcji dowodu wpłaty, ponieważ bank/poczta poinformują nas Nie o dokonanej wpłacie. Nie pobieramy żadnych dodatkowych opłat z tytułu prenumeraty, bo koszty wysyłki pokrywa redakcja.

Prosimy o podanie dokładnego adresu wysyłki! DOWÓD/POKWITOWANIE DLA ZLECENIODAWCY

 numer rachunku odbiorcy

nazwa odbiorcy

57 1020 2892 0000 5102 0689 2782 numer rachunku odbiorcy cd. odbiorca

BRATNI ZEW w

ul 31-539 K

w

nazwa odbiorcy cd.

3 1 - 5 3 9 KRAKÓW UL

O N

ŁKIEWSKIEGO 14

nr rachunku odbiorcy

5 7 1 0 2 0 2 8 9 2 0 0 0 0 5 1 0 2 0 6 8 9 2 7 8 2

14

ZDOXWD

W P * P L N

NZRWD

NZRWD

QXPHU UDFKXQNX QDGDZF\ SU]HOHZ NZRWD VáRZQLH ZSáDWD

]OHFHQLRGDZFD

PRENUMERATA „P w

roczna

2SáDWD VWHPSHO dzienny

2SáDWD


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU

Będę z Tobą, cokolwiek się zdarzy Rozmawiał Andrzej Zając OFMConv ZDJĘCIA Z ARCHIWUM E. LIEGMAN

fl

ż ł

ł

ń

ś

ą ą ż ł ą ę

ą

ł ę

ą

ł

ę

ł

ż

ś ą ś ć ęś

ęż ą

Jesteś uśmiechnięta, tryskasz energią, kiedy mówisz na spotkaniach, to zarażasz entuzjazmem. Zawsze taka byłaś? Zdecydowanie nie! To była długa droga. Uśmiech, który zaraża, musi być naturalny, a nie sztuczny. Spotkałam kiedyś w domu starców staruszkę, która mimo bardzo ciężkiej choroby, podeszłego wieku, pomarszczonego ciała, skomplikowanej siatki zmarszczek na twarzy, uśmiechała się oczami. Cała była radością, mimo szalenie trudnej życiowej sytuacji. Mówimy, że starość się Bogu nie udała. Ona nie musiała nic mówić, żeby być wyraźnym zaprzeczeniem tej teorii. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, co takiego w życiu trzeba odkryć, zdobyć, by nie przejąć wszędobylskiego zgorzknienia? Czemu ja jestem taka przygaszona, mimo młodości? Nic mnie nie boli, a jednak z pogodą ducha w porównaniu z moją bohaterką – staruszką – nie mam nic wspólnego. Miałam wtedy trzynaście lat. To był mój pierwszy wolontariat.

9


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Czyli owocny był ten wolontariat? Zmienił coś w Tobie? W domu nie lubiłam sprzątać, a głównie tym się zajmowałam. Aż wstyd, ile się napyskowałam, żeby zamieść małą kuchnię. Byłam mistrzem wyszukiwania argumentów na „nie”. Właśnie wolontariat w domu starców zmotywował mnie do zadawania sobie fundamentalnych pytań: po co to wszystko? kim jestem?

Ale wszystko ostatecznie złożyło się na odkrycie w sobie pogody ducha. A dziś nie mam wątpliwości, że to największy luksus. Najbardziej spektakularny sukces, jaki można osiągnąć na świecie, bo wymaga wielkiej odwagi, by się przełamać i zajrzeć do piwnicy swojego serca, gdzie straszy bałagan, pustka, dużo zakopanych spraw, starych krzywd, ran jeszcze z dzieciństwa, kawałki połamanego, zdeptanego milion razy serca. Początki sprzątania były makabryczne, ale To szybko podjęłaś poważne refleksje... po wszystkim przychodziła ulga. Po dłuOstatnio robiłam sobie rachunek su- giej nocy zaczyna się robić jasno w sermienia z okazji urodzin i odkryłam, że cu. Wtedy dopiero radość jest naturalna, popełniłam do tej pory dokładnie tyle autentyczna, prawdziwa, zaraźliwa. błędów, ile miałam okazji. Patrząc na swoje życie, widzę dużo ciemnych no- A skąd u Ciebie ta energia? cy, zakrętów i upadków. Długich dni, Dziś nie mam wątpliwości, że wszystmiesięcy, z których nie jestem dumna. ko, co mam, jest od Boga. Zanim Go

Dziś nie mam wątpliwości, że wszystko, co mam, jest od Boga. Zanim Go spotkałam, moja wiara była taka jak ja i całe moje życie, czyli byle jaka.

10

spotkałam, moja wiara była taka jak ja i całe moje życie, czyli byle jaka. Praca, którą wykonujesz, czyli prowadzenie hospicjum dla dzieci, zajmowanie się dziećmi, które nie mają przed sobą perspektywy długiego życia, bez wątpienia pobudza Cię do myślenia o sprawach najważniejszych, o czym dałaś świadectwo chociażby w Twojej książce Prognoza pogody ducha, czy też we wpisach na Facebooku. Skoro mówimy o darze, co daje Ci ta praca? Nauczycielom Hospicjum Pomorze Dzieciom zawdzięczam najważniejsze lekcje. Zanim zaczęłam swoją działalność w tym miejscu, byłam przekonana, że ten temat mnie nie dotyczy. Później zaczynałam odkrywać każdego dnia, że hospicjum dla dzieci, które wciąż potrzebuje pomocy, może pomóc nam – właśnie przebudzić się do pełni życia. Czyli paradoksalnie nie tylko Ty jesteś darem dla hospicjum, ale hospicjum jest darem dla Ciebie? Tak. To właśnie śmiertelnie chore dzieci nauczyły mnie codziennego treningu charakteru. Na taki ring zapraszam wszystkich, podczas każdego hospicyjnego spotkania. Bo dostajemy ciosy codziennie, od rana, ale nie mamy na nie zwykle lekarstwa. Żeby skutecznie się bronić trzeba poznać przeciwnika, a jest nim wstyd, nasze kompleksy, potężny gracz: strach, poczucie winy często sprzed wielu, wielu lat, brak przebaczenia, mnóstwo żalu o to, co było, co mogło się stać, sporo złości, która codziennie na parkiecie naszych zmagań jest szybsza niż my. W hospicjum zaczęłam patrzeć na to wszystko i widzieć, że w momencie śmierci są to najcięższe kamienie na sercu, które nie ułatwiają nam rozstania ze światem. Sprawiają, że jest nam ciężko. Nie tylko w momencie śmierci. One nam ciążą przez całe życie.


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU Hospicjum uczy mnie codziennie, jak zrzucać zbędny balast, by wieczorem popatrzeć na krzyż i powiedzieć: „Jezu mój, próbowałam, nie uciekłam”. A Wy co dajecie tym dzieciom i ich rodzinom? W momencie, gdy dowiadujemy się, że współczesna medycyna nie zna ratunku i nasze dziecko umrze, wali się wszystko. Świat rozkłada ręce z informacją: „Nie da się zrobić niczego więcej”. Wtedy pojawia się zespół agentów do zadań specjalnych – tak nazywam ekipę Hospicjum Pomorze Dzieciom – lekarzy, pielęgniarek, psychologów, fizjoterapeutów, kapelana, wolontariuszy. Oni wchodzą przez bardzo wąskie drzwi na granicy życia i przemijania, z pewnością, że życie nie kończy się w momencie postawienia ostatniej diagnozy, z całym wachlarzem możliwości pomocy, by ulżyć w cierpieniu fizycznym, psychicznym i duchowym. By nie bolało, by zmniejszać uporczywe objawy choroby, podnieść jakość życia w każdym dniu nieuleczalnie chorego dziecka. By towarzyszyć do ostatniego oddechu. Wspierać psychologicznie i socjalnie całe rodziny: rodzeństwo, rodziców, dziadków, nie tylko w czasie choroby, ale i w podróży przez żałobę.

Przecież z Duchem Świętym potrafisz przeskakiwać wszystkie te mury (Ps 18,30), On napełnia cię odwagą do działania, On daje ci poznanie, co zrobić, dokąd pójść, czego unikać.

cją: „Wszystko co mamy: ja i Ty, to ten konkretny moment. Pokochasz mnie? Takim, jaki jestem?”. Dajemy więc rodzinom dotkniętym nieuleczalną chorobą dziecka pewność, że nie zostaną Macie swoje hasło, które sami, a sztab wysoce wykwalifikowanej towarzyszy Waszej pracy… kadry medycznej z sercem na dłoni bęDziałamy z misją: „Skoro nie może- dzie czuwać o każdej porze dnia i nocy. my dołożyć dni do życia, dokładamy życia do każdego dnia”. Wówczas oka- Idea jest wzniosła, ale realizacja zuje się, że dokładać życia można na chyba nie taka prosta? miliony różnych sposobów, nie kiedyś Nasze hospicjum ma niełatwą historię. tam, ale właśnie dziś. Wtedy zdarza Przez pierwsze trzy lata działaliśmy bez się cud. Przestajemy walczyć z czasem, żadnego wsparcia ze środków publicza zaczynamy wędrówkę z każdą godzi- nych. Ciągła tułaczka, żebranina, nieną, jak z niespodzianką, darem od Boga, pewność. Kryzys za kryzysem i widmo bo mogło i jej już nie być. Hospicyjne upadłości. Musieliśmy czekać na jakiedzieci, które przychodzą na świat cza- kolwiek wsparcie z NFZ wiele długich sem dosłownie na chwilę, a na które miesięcy, a potrzeba było około 100 tyczekamy już z rodzicami w czasie cią- sięcy złotych miesięcznie, by opiekować ży w hospicjum perinatalnym „Tulipa- się tak ciężko chorymi, małymi pacjenni”, uderzają prosto w serce z informa- tami. Pukaliśmy po pomoc wszędzie.

Pojawiały się apele w mediach o zasięgu ogólnopolskim. Opowiadaliśmy o życiu, które przychodzi na świat, by zmienić nas wszystkich. O bólu, na który znamy lekarstwo, w końcu o nadziei, którą można odkryć, mimo tak trudnych sytuacji. Po latach walki okazało się, że pomogło nam i stale pomaga tak wiele osób, które zaczęły mocno utożsamiać się z ideą hospicjum, z pewnością, że pracują tu osoby, dla których drugi człowiek jest najważniejszy, a tematy żałoby, straty, nieuleczalnej choroby nie przerażają. Odbieraliśmy wiele telefonów z pytaniami, czy udzielimy wsparcia w momencie straty już nie tylko dzieci, ale partnerów życiowych, po samobójstwach, nagłych, tragicznych wypadkach. W drzwiach hospicjum stawały osoby w najtrudniejszej życiowej sytuacji, szukające pomocy w obliczu śmierci kogoś bliskiego lub nieuleczalnej choroby.

11


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Wraz z Twoimi współpracownikami tworzysz Holistyczne Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja. Skąd się wziął pomysł? Jesteśmy grupą ideowców, dla których nie do pomyślenia jest, by zostawić kogokolwiek bez wsparcia w tak kluczowym momencie. Dwa lata powstał temu program „Wsparcie po stracie”, a później pomysł, by wszystko mogło mieścić się w kompleksowym, holistycznym centrum wsparcia „eMOCja”. Miejscu, do którego będziemy trafiać z trudnymi emocjami, ale po to, by wyjść z MOC-ą w dalszą drogę. Jeden z moich ulubionych cytatów stał się inspiracją – słowa św. Pawła są mottem idealnie obrazującym ideę powstającego centrum wsparcia: „Moc w słabości się doskonali”. Co chcecie dawać ludziom w tym Centrum? Pewność, że w obliczu śmierci kochanej osoby, po postawieniu ostatecznej diagnozy nie są sami. Odbywać się będą indywidualne spotkania ze specjalistami, psychologami, terapeutami, szalenie istotne grupy wsparcia. Tworzymy przestrzeń, aby ludzie mogli spotykać się z osobami, które doświadczają takich samych trudnych doświadczeń. Zupełnie inny rodzaj wsparcia mogą dać sobie wzajemnie matki tracące dzieci, wdowy, wdowcy, młodzież i dzieci doświadczające straty rodziców, rodzeństwa, osoby doświadczające szalenie trudnej żałoby po śmierci samobójczej, po nagłych wypadkach. Dodatkowo w centrum chcemy tworzyć szereg spotkań, warsztatów samorozwojowych, zapraszać inspirujących prelegentów, organizować eventy pełne MOC-y, aktywizować ludzi wokół idei pomagania, a także szkolić personel medyczny, przyszłych psychologów z komunikacji z pacjentami, z tematyki związanej z opieką paliatywną i żałobą. A jak idą prace? Budynek, który otrzymaliście od miasta – no

12

właśnie, to też dar – wymaga wiele nakładów, żeby doprowadzić go do stanu używalności. Prace ruszyły pod koniec października. Przed nami bardzo długa droga. Jeżeli kiedykolwiek remontowaliśmy pokój albo mieszkanie, wiemy, z czym wiąże się to wielkie wyzwanie. Zaczynamy więc podchodzić pod tę wielką górę. Musimy wyremontować budynek po starym komisariacie policji, który użyczyło nam Miasto Gdańsk. Wymienić trzeba wszystkie instalacje, okna, drzwi, przystosować obiekt dla osób niepełnosprawnych, a potem zaadaptować każdą przestrzeń, by zapraszała od progu, nie przerażała, nie przytłaczała, nie przygnębiała.

Wdzięczności uczę się każdego dnia. Pomogły mi niewątpliwie rozmowy z osobami, którym pozostało niewiele czasu. Gdy zbliża się śmierć, spadają z nas wszystkie maski. Odkrywamy, że większość życia byliśmy martwi, bo zawieszeni w przeszłości albo przyszłości, których nie ma. Kiedy moje godziny, dni, lata mijają na rozpamiętywaniu tego, co było albo nieustannym planowaniu i czekaniu na coś, tracę coś najcenniejszego: to wszystko, co przydarza się dziś. Nigdy nie zapomnę jednej z takich rozmów. Pan chorujący na raka układu pokarmowego, niemogący już nic jeść, zaczął opowiadać, że gdyby był teraz zdrowy, zjadłby jajecznicę. Po prostu, nic więcej. Zdumiewająca w tej

Żeby skutecznie się bronić trzeba poznać przeciwnika, a jest nim wstyd, nasze kompleksy, potężny gracz: strach, poczucie winy często sprzed wielu, wielu lat, brak przebaczenia, mnóstwo żalu o to, co było, co mogło się stać, sporo złości, która codziennie na parkiecie naszych zmagań jest szybsza niż my. Skoro o tym mówimy, to powiedz, jak można Was wesprzeć? Trwa zbiórka. eMOCja powstaje dla nas wszystkich, więc bardzo prosimy o pomoc i wsparcie, aby już od tego etapu prac tworzyć wspólnie to miejsce. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.pomorzedzieciom.pl i na Facebooku „eMOCja Holistyczne Centrum Wsparcia po Stracie”. Stale jesteśmy obdarowywani, ale chyba nie zawsze to zauważamy. A jak nie zauważamy, to trudno też o wdzięczność…

historii jest głęboka mądrość i prawda, dla mnie strzał prosto w serce, o którym staram się pamiętać codziennie. Mimo że jajka są i były w ciągu jego życia dostępne wszędzie, a on miał na domiar wszystkiego zwyczaj, by w niedzielę rano uroczyście dla całej rodziny przyrządzać jajecznicę. Nigdy, jak sam przyznał, nie zjadł jej tak naprawdę ze smakiem. Jak to możliwe? Dziwiłam się, a po tej rozmowie odkryłam, że ja też w swoim życiu nie potrafię skoncentrować się na danej chwili. W niedzielę rano, trwała opowieść dalej, zawsze, mimo wolnego dnia stresował się poniedziałkiem, pra-


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU cą, obowiązkami, tym wszystkim, co może się przydarzyć. Wiele scenariuszy w głowie, sporo stresu. Przy tym cała rodzina spotykała się, a więc nie zabrakło awantur. Do teraz mam wypieki, jak o tym myślę. W moim życiu było dokładnie tak samo! Dziś, jak robię sobie jajecznicę, staram się nie przyprawiać jej negatywnymi emocjami, stresem, kłótnią, ale delektować się jej smakiem w pełni. Kiedy się modlisz, o jakie dary najczęściej prosisz Boga? Dziś proszę Boga już tylko o to, bym nie działała po swojemu. Bo wtedy zawsze wychodzi coś nie tak. On jest tu głównodowodzącym. Bym nie słuchała podpowiedzi strachu, a ufała Bogu. Wybaczała za każdym razem innym i sobie. Jednoczyła się z Jego miłością, która wszystko przetrzyma. Uczę się też więcej dziękować niż prosić. Ciągle czegoś chcę: „załatw to, załatw tamto”. Uczę się Go słuchać. To jest szalenie trudne, bo myśli przeszkadzają na każdym kroku. A na dokładkę różne trudne emocje i inne rozpraszacze. Otrzymujesz to, o co prosisz Boga? Na szczęście nie wszystkie zachcianki Bóg spełnia. Po czasie wiem, że nie wiedziałam, o co proszę. Tylko On zna nasze serce i to czego tak naprawdę potrzebujemy. Prosiłam Go wiele razy o różne rzeczy, a tak naprawdę brakowało mi bliskości, czułości, pewności, że ktoś mnie pokocha, taką, jaką jestem. Chciałam Go usłyszeć. Chciałam usłyszeć to, co On sobie myśli. Bo już wiedziałam, że „moje myśli, nie są Jego myślami, a moje drogi, Jego drogami”. By usłyszeć Jego głos, potrzeba ciszy. Nie tylko tej dookoła. Aby osiągnąć ciszę serca, trzeba przekopać się przez wszystkie warstwy. Oczyścić to, co zalega. Udało Ci się to oczyszczenie? Pamiętam mój pierwszy kilkudniowy pobyt w klasztorze, w zupełnej ciszy

Dzień Dziecka zorganizowany przez Hospicjum Pomorze Dzieciom

W remontowanym Centrum Wsparcia po Stracie

Po programie Pytanie Na Śniadanie, w którym prezentowana była „Prognoza pogody ducha”

13


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ i samotności. To było dla mnie doświadczenie nie do zniesienia. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Gdzie uciec. Zero bodźców. Wszystko, co skutecznie zakopywałam przez lata, nagle wychodziło na zewnątrz. Wystarczył skromny pokój, cisza i ja. I to druzgocące odkrycie: po co ja się tak wszystkich dookoła czepiam, order się im należy! Wytrzymują ze mną, a ja ze sobą nie mogę, nawet pół dnia. Nudzę się, najlepiej bym się odcięła i poszła spać. Patrzyłam na ikonę Trójcy Świętej. Nieporuszoną moim popłochem. Tego dnia wydarzyło się wszystko. Dopadły mnie niechciane wspomnienia, zaczęły krwawić wszystkie rany, które – tak myślałam – dawno się zagoiły. Płakałam. To była prawdziwa oczyszczalnia ścieków. Przecież prysznic brałam codziennie, dbałam o swój wygląd, a serca nie oczyszczałam, dusza była bardzo brudna, ciemna. Cisza to wszystko, czego potrzebujemy, by się spotkać z Bogiem. On zawsze najpierw przychodzi z oczyszczeniem, inaczej jesteśmy od Niego odcięci. Nie odbieramy żadnych sygnałów. Jakbyśmy byli słuchawką z oderwanym kabelkiem. Totalnie zagubiona, poraniona, gdy po raz pierwszy usłyszałam głos Boga, nie miałam wątpliwości, że to jest On. Bo tak wielkiej Miłości nie da się znaleźć nigdzie indziej na świecie. Nie da się jej z niczym pomylić. Przychodzi w parze z niepojętą ulgą i radością. Pierwszy raz wróciłam do domu, nie ruszając się z miejsca. Dobra modlitwa jest darem od Boga, który człowiek przyjmuje, albo i nie. Czym dla Ciebie jest modlitwa? Kiedyś była przykrym obowiązkiem, nie umiałam się modlić, klepałam różne regułki. Na szczęście i to całkowicie dzięki Bogu, bez miligrama mojej zasługi dziś jest inaczej. Jest uczeniem się siebie wzajemnie, mnie i Jego, swojej wzajemnej obecności, przygotowaniem o poranku do przeżywania dnia, wieczo-

14

Podczas obchodów 5-lecia Fundacji Pomorze Dzieciom

rem rachunkiem sumienia, wdzięcznością za to, co było: za dobre i złe chwile, za każdy upadek, który uczy pokory. W ciągu dnia wzdycham sobie do Niego, lubię bardzo akty strzeliste, których uczył św. Maksymilian. Zobaczyłam, że można się z Nim zaprzyjaźnić. Nie jest Bogiem od niedzieli, od święta. Zapraszam Go w każdą najdrobniejszą sytuację. Sam lubił przecież przychodzić do

znajomych na posiłki, po zmartwychwstaniu robił śniadanie. Szukam więc Go w każdej, najdrobniejszej sytuacji. I to działa. Jemu niczego nie dodaję, a On mi pomaga. W najtrudniejszych sytuacjach, w największych problemach, w najciemniejszym momencie dnia, gdy chmury wiszą nad głową, wychylić się i choć na chwilę odetchnąć w miejscu, gdzie ponad chmurami, nigdy nie prze-


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU świecie, która nie odrzuca, ale bierze wszystko na siebie. Człowiek z jednej strony chce być samowystarczalny, a z drugiej często boleje, że nie ma bliskiej drugiej osoby. Gdzie według Ciebie jest problem? Przez większość życia byłam żebraczką o miłość. Szukałam jej wszędzie na zewnątrz, w nieudanych, połamanych relacjach, w pasjach, dalekich podróżach, w uciechach, rozrywkach, wszystkich możliwych udogodnieniach tego świata, a moja pustka zamiast się zmniejszać, rosła. A nawet jak się zakochiwałam, to wchodziłam w relację z totalnym bałaganem, jaki miałam w sercu. Bardziej ze strachu przed samotnością niż z miłości do kogokolwiek. Mogę się czymś podzielić dopiero wtedy, gdy coś mam. Nie dam jeść głodnemu, jeśli sama głoduję od lat. Jak więc dać komuś miłość, skoro nie mam jej w sobie, bo nie akceptuję siebie? Pamiętam moment, w którym uświadomiłam sobie, że mówiłam tak wiele razy, że kocham, a nie umiem powiedzieć, co to znaczy czuć miłość? Strach znam, serce mi wali, ręce się pocą, kurczy się całe ciało, poczucie winy sprawia, że skręca mi się żołądek i natrętne myśli nie pozwalają spać. Złość też poznam, robię się jak wrząca zupa. A miłość? No nie wiedziałam. Znam motylki w brzuchu, ale to też coś, co na chwilę sprawia przyjemność i odlatuje bardzo szybko. Byłam w związkach bardzo samotna. Byłam sama z tą samą samotnością. Oto cały paradoks. staje świecić słońce. On jest i to, czego twychwstał. Dał życie. Odsunął każdy doświadczam każdego dnia jak w raju, kamień grobu, który sama stworzyłam. tak samo i w moim sercu. To powala na łopatki. Pewien zakonnik mnie kiedyś zapytał: „Czy całujesz krzyż Nie zawsze jednak doświadczamy Chrystusa, ale ten Twojego serca?”. Nigdy tego nie robiłam, bo się wstydziłam raju… Uczę się też Jego krzyża. I nie na od- siebie, swoich wad, słabości, błędów, ległej Golgocie, dwa tysiące lat temu, ale wszystkich złych skłonności. „Mam to w mojej duszy. Kiedy cierpię, wiem, że całować?!”. To jedno zdanie pozwoliło On już był w tym miejscu, umarł i zmar- mi doświadczyć najgorętszej miłości na

Doświadczenie samotności nie zawsze zabija… Doświadczenie samotności pomogło mi odkryć źródło Miłości, która nie pochodzi od człowieka. Zrozumieć, co utraciliśmy w raju i dlaczego tyle zamieszania jest na świecie. Moim zdaniem, nie ma czegoś takiego, jak samowystarczalność. To jak doskonałość, która jest wielkim nieszczęściem, bo nie do

15


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ osiągnięcia. A my przyszliśmy na świat, by uczyć się kochać, a więc przyjmować siebie i innych nie tweedy, kiedy dobrze i doskonale, ale gdy źle. Tak się uczymy Miłości. Przecież wszyscy właśnie za tym tęsknimy, by móc otworzyć swoje serce na oścież, pokazać zakamarki, których nie da się wymazać, a są okropne, i nie zostać odrzuconym. Słyszę czasami, że ktoś ma pragnienie, by zbliżyć się do Boga, ale kiedy próbuje się modlić, nagle odkrywa, że wstydzi się przed Nim, jest jakoś głupio, niezręcznie mówić do Niego o swoich przyziemnych sprawach. Co byś na to poradziła? Dla mnie Bóg był wiele lat martwy. Jak figury w kościele. Wiedziałam, że

Cisza to wszystko, czego potrzebujemy, by się spotkać z Bogiem. muszę być grzeczna na mszy, nie rozmawiać, nie rozglądać się, a nawet jak się nudzę, nie pokazywać tego. Absolutnie nie wkurzyć się na Niego. Bo jak się na Boga można wkurzyć? Obrazić? A skoro relacja była taka sucha, to tym bardziej nie rozmawiałam z Nim o trudnych sprawach. Z nikim nie rozmawiałam, przed sobą ukrywałam, z figurą miałam o tym rozmawiać? W przełomowym momencie mojego nawrócenia bardzo się na Boga wkurzyłam. Naprawdę bardzo. Wygarnęłam Mu i szczerze powiedziałam, co myślę o tym wszystkim, co mi zesłał i jak mnie urządził. A potem zaczęłam beczeć i wylewać łzy, jakby ktoś odkręcił kran. Pierwszy raz rozmawiałam z Nim, jakbym naprawdę uwierzyła, że On jest. Natychmiast potem zdarzył się cud. Doświadczyłam w sercu… pokoju. Stan nie do osiągnię-

16

cia własnym siłami. Tak się poznaliśmy po latach. Dziś mówię do Niego Tatusiu, Boss, Szefu, wiem, że jest Mocarzem, nie rozdrabnia się. Jest komandosem z całym wojskiem. Nie martwym dzidziusiem z wigilijnych obrazków. Kiedy naprawdę się na Niego otworzyłam, z całym bagażem i brudem, natychmiast doświadczyłam, że On może wszystko. Trzeba wiedzieć, że dobro się nie narzuca. My musimy zrobić pierwszy krok. Przyjść. Uniżyć się, uklęknąć w konfesjonale. Dla mnie to było jeszcze parę lat temu nie do pomyślenia. Jaki według Ciebie najpiękniejszy dar może człowiek ofiarować drugiemu człowiekowi? Swoją obecność, bez ściemniania. Mówienie prawdy. Nie, że jest dobrze, kiedy mi się wszystko wali. Nie cukrować rzeczywistość, nie wklejać sobie rano ładnej buzi na spuchnięte oczy po przepłakanej nocy. Być prawdziwym. Pamiętam, jak pierwszy raz zebrałam się, by szczerze pogadać, o tym, z czym sobie nie radzę. Natychmiast zobaczyłam, że to wystarcza, by być blisko z każdym człowiekiem na świecie. Nawet ledwie spotkanym. Prawda nas wyzwoli. Ale tak trudno nam przestać udawać, wchodzić w rolę. Przestać radzić, gdy ktoś nam się zwierza, dać najcenniejszy sygnał: BĘDĘ Z TOBĄ, COKOLWIEK SIĘ ZDARZY. Po prostu. Kiedy zedrzemy z siebie wszystkie maski, natychmiast przychodzi uzdrowienie. Często wiadomość o chorobie, o śmierci wywołuje taki efekt. Z hukiem spadają wszystkie iluzje, to, co było kłamstwem. Mogę być w życiu KIMŚ, a nigdy nie być sobą. Wtedy rozpadnie się nasze dotychczasowe życie, jak domek z kart. Dlatego nie mam wątpliwości, że w ciągu jednego dnia można przeżyć całe swoje życie, żyjąc tu wiele długich lat. Właśnie wtedy, gdy siadamy ze sobą, już przy zwykłej ceracie, z herbatą, płaczemy, dziękujemy, przepraszamy, a na końcu tulimy się, wyznajemy, że mimo wszystko to my się

kochamy tą naszą połamaną miłością. To są największe dary, jakie możemy sobie dawać każdego dnia. Nasza rozmowa ma być też takim małym darem dla naszych Czytelników. Jakich darów im życzysz przy okazji świąt Bożego Narodzenia i na Nowy Rok? Życzę, byśmy przeżyli naprawdę Boże Narodzenie. Czyli spotkanie z Bogiem, który jest Miłością w naszym sercu, w naszej rodzinie. Oczyścić to, co nieposprzątane, załatwić niezałatwione, przebaczyć, wyciągnąć rękę, zaprosić kogoś, kogo nie widzieliśmy dawno, bo kochać się musieliśmy, a się zwyczajnie po ludzku nie lubimy. Mieć dla siebie dużo czułości. Pojednać się ze swoją przeszłością, nawet najtrudniejszą, może taką, którą nie można się chwalić. I pamiętać, że „moc w słabości się doskonali” i w takie miejsca wkracza w pełni Obecny, kochający Bóg. Kiedy wydaje się, że już nic nie można zrobić, wtedy właśnie zdarza się cud. Życzę więc cudu narodzin do pełni życia, razem z Jezusem, moim Mistrzem, Szefem, który daje za totalną darmochę bilet na wieczność: wolność i miłość, w pakiecie.  Ewa Liegman Prezes Zarządu Hospicjum Pomorze Dzieciom

Tel.: e-mail: e.liegman@pomorzedzieciom.pl al. Józefa Hallera Gdańsk


ILUSTRACJA: AGATA LĘDŹWA

Prognoza pogody ducha (fragment)

N

a oddziale ratunkowym tłumy ludzi. Połamanych, poranionych, nieprzytomnych. Nikogo nie dziwi, że nastawienie złamania boli, wkłucia są nieprzyjemne i że wszystko trwa tak długo. Personel się trudzi. W pocie czoła. Od rana do wieczora. Nawet jeśli uda się przeżyć, leczenie, rehabilitacja... wiele lat zmagań. Żadna frajda. Większość życia nie dotarło do mnie, że i moja dusza potrzebuje intensywnej terapii. Chciałam, żeby ktoś mnie – umierającą od środka – pogłaskał, zrobił make up na nowotwór ducha, powiedział miłe słowo zamiast ła-

mać żebra przy pierwszej pomocy, gdy serce się zatrzyma. Tak przychodziłam do Ciebie Lekarzu Dusz. A gdy zaczynało boleć, lekarza zmieniałam. Gdy trzeba było się na Twoim oddziale położyć, zwiewałam. Gdy leczenie wymagało czasu, odpuszczałam. Bo dodatkowo chorowałam na schorzenie XXI wieku pt. „natychmiast”. Za nami długa terapia, Panie Doktorze, niebieski Ordynatorze. Choroba przewlekła. Dlatego trzeba było tyle czekać. A Ty cierpliwie na każdy czas dajesz lekarstwo, receptę. Leczenie się wydłuża, bo grymaszę i się Ciebie nie słucham.

Gorzkie te lekarstwa. A moja otyła, poraniona dusza lubi cukierki, słodkości. Ciągle czegoś chce. Panie Doktorze, dziś zgłaszam, że chyba lepiej widzę. Choć nie dowierzam wciąż, że najlepszy z Lekarzy wszechświata, zaraz po ciężkiej operacji, ostrych, precyzyjnych cięciach, zawsze pewny tego, co robi, zna skuteczne lekarstwo na każdą udrękę. Kierownik Ratownik dusz we własnej osobie przy moim łóżku siedzi i gdy cierpię, trzyma mnie za rękę. Ewa Liegman


TEMAT NUMERU ▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪

„O, gdybyś znała dar Boży”, czyli o Samarytance raz jeszcze (J 4,4-15)

Piotr R. Gryziec OFMConv

FOT. WIKIMEDIA.ORG

biblista, nauczyciel akademicki, tłumacz, bloger

Jezus i Samarytanka, Paolo Veronese

Spotkanie Jezusa z Samarytanką jest spotkaniem wyjątkowym. Podczas tego niezwykłego dialogu dowiadujemy się bardzo wiele o samym Jezusie. O tym, kim jest i o tym, co od Niego otrzymujemy. Szczegóły, które ewangelista umieścił w opisie tego spotkania, rzucają wiele światła nie tylko na samą relację Pana w stosunku do napotkanej kobiety, ale na całe Jego dzieło zbawienia.


▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪ TEMAT NUMERU

W

ątki poruszone w tej rozmowie mają swoje odniesienie do zbawczej męki Jezusa na krzyżu, a także do daru Ducha Świętego, który będzie owocem Jego męki i zmartwychwstania. To spotkanie uświadamia także nam, czytelnikom Ewangelii Janowej, że to Jezus jest prawdziwym „darem Bożym” dla nas, którzy mamy – posługując się językiem św. Jana – „poznawać” Jezusa. A „poznanie” w języku biblijnym to przede wszystkim osobiste doświadczenie i wejście w relację z poznawanym. A zatem „znać dar Boży”, do doświadczyć tego daru w swoim własnym życiu, wejść w głęboką, piękną, intymną relację z Jezusem. Musiał przejść przez Samarię Ewangelista stwierdza, że kiedy Jezus znajdował się w drodze z Judei do Galilei, „trzeba Mu było przejść przez Samarię”. Jan używa greckiego czasownika edei, który oznacza pewnego rodzaju konieczność. Innymi słowy: Jezus „musiał” przejść przez Samarię. Jednak ta „konieczność” wcale nie wynikała z uwarunkowań topograficznych Ziemi Świętej. Była inna możliwość, inna droga. Żydzi udający się z Judei do Galilei częściej wybierali drogę wiodącą doliną Jordanu, która była bezpieczniejsza i łatwiejsza. Wspomniany czasownik w Ewangelii Janowej odnosi się przede wszystkim do konieczności zbawczej, wynikającej z woli Ojca niebieskiego. Jezus „musiał” przejść przez Samarię, nie dlatego, że nie było innej drogi, lecz po to, aby spotkać się z Samarytanką i objawić jej oraz jej rodakom zbawczą wolę Ojca oraz dać „poznać” dar Boży. Jezus przechodzi także przez twoje życie, aby spotkać się z tobą i wejść z tobą w dialog. Samaria to jest obszar, który pozwala ci lepiej poznać Jezusa i dar Boży, którym jest On sam. Przychodzi do miasta… Kiedy rozpoczyna się akcja opowiadania, ewangelista posługuje się czasem

teraźniejszym: Jezus przychodzi, mówi, podobnie zresztą jak i Samarytanka. Ten czas teraźniejszy przenosi czytelnika w czasy Jezusa, wciąga go w rozgrywającą się przy studni Jakuba scenę. Ten czas teraźniejszy każe nam sobie uświadomić, że Jezus przychodzi właśnie TERAZ i TERAZ mówi do mnie i do ciebie. Każdy z nas, czytelników, jest Samarytanką, jest człowiekiem, który potrzebuje wody żywej, który potrzebuje daru z nieba, dlatego przychodzi do Jezusa, aby się z Nim spotkać. Było to około godziny szóstej Według ówczesnego sposobu liczenia godzin w Palestynie, było to południe, a zatem najgorętsza pora dnia. Na tamtej szerokości geograficznej dzień trwa około dwunastu godzin (por. J 11,9). Natomiast noc dzielono na cztery „straże”, po trzy godziny każda. Pora dnia jest co najmniej zastanawiająca. Zmęczony Jezus siada na studni (która była przykryta kamieniem) – tak brzmi tekst oryginalny – nie szukając wcale cienia, w którym mógłby rzeczywiście odpocząć. Ponadto jest sam, ponieważ Jego uczniowie udali się wcześniej do miasta (w. 8). Także o tej niezwykłej porze przybywa do źródła kobieta. Po wodę udawano się zwykle rano lub wieczorem, a nie w najgorętszej porze dnia. Ta okoliczność ma jednak zupełnie inny, głębszy sens. Godzina szósta, czyli dwunasta w południe, to czas kiedy Jezus będzie wisiał na krzyżu na Golgocie. To czas Jego męki. Zwraca się do Samarytanki: „Daj mi pić” (w. 7). Kiedy Jezus będzie wisiał na krzyżu, tuż przed swoją śmiercią wypowie słowo „Pragnę” (19,28). W obydwu tych sytuacjach Jezus prosi o napój, lecz jest to jedynie pretekst do tego, aby powiedzieć, że to On ma prawdziwy napój, prawdziwą wodę, która daje życie – tą wodą jest Duch Święty, co zresztą sam wyjaśni w sposób wyraźny w J 7,39, a ewangelista Jan potwierdzi w 19,30: „skłoniwszy głowę, przekazał Ducha”.

Przychodzi kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody Czasownik grecki antleō, który znaczy „zaczerpnąć”, występuje w całym Nowym Testamencie tylko cztery razy: dwa razy w Janowym opowiadaniu o wodzie, która stała się winem w Kanie Galilejskiej (2,8.9) oraz dwa razy w dialogu z Samarytanką na temat wody żywej (4,7.15). Czytelnikowi dobrze znającemu Stary Testament, słowo to szybko skojarzy się ze znanym hymnem pochwalnym z księgi Izajasza, odnoszącym się do czasów mesjańskich, w którym występuje werset: „Wy zaś z weselem będziecie czerpać wodę ze zdrojów zbawienia” (Iz 12,3). Jezus chce dać kobiecie, i każdemu z nas, żywą wodę, czyli zbawienie, aby już więcej nie pragnęła, podobnie jak w Kanie Galilejskiej dał gościom weselnym najlepsze wino. Zresztą w naszym tekście występuje jeszcze więcej skojarzeń z opisem wesela w Kanie. W w. 13 Jezus mówi do kobiety: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki…”. Podobne przeciwstawienie dotyczy wina w Kanie Galilejskiej: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino… Ty zaś zachowałeś dobre wino aż do tej pory” (J 2,20). Wszystko, co daje Jezus, jest najlepsze, jedyne, nieporównywalne z tym, co daje „każdy człowiek”. „Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę?” Samarytanka rozumie słowa Jezusa w sposób bardzo naturalny, dosłowny. Jednak Jezus w Ewangelii Jana bardzo często posługuje się metaforycznym sensem słów. Pragnie powiedzieć coś więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Jezus zwraca się w taki właśnie sposób, aby uświadomić Samarytance, że ich najgłębsze pragnienia są wspólne; że jest to jedno i to samo pragnienie: jej i Jego. Jest to pragnienie zbawienia: w przypadku Samarytanki jest to pragnienie doświadczenia otrzymania

19


TEMAT NUMERU ▪ MĄDROŚĆ EWANGELII ▪ zbawienia, natomiast w przypadku Jezusa dania zbawienia. Tym pragnieniem Jezusa, które nieco dalej On sam nazwie „pokarmem”, jest „wypełnić wolę Tego, który Go posłał i wykonać Jego dzieło” (w. 34). Dar zbawienia nie jest zarezerwowany dla wybranej grupy, jest on przeznaczony dla wszystkich bez wyjątku. To znaczy, że także dla ciebie. „O, gdybyś znała dar Boży i kim jest Ten…” Jezus pragnie uświadomić spotkanej kobiecie, że ma ona niepowtarzalną okazję otrzymania od Niego Daru. Już w samej składni zdania, które wypowiada Jezus jest zawarte wyjaśnienie, o jaki dar chodzi. Mianowicie na początku zdania ewangelista umieścił czasownik „wiedzieć” (gr. oida), który odnosi się zarazem do dwóch zdań, stanowiących dopełnienie: „O, gdybyś wiedziała, jaki jest dar Boży (który mam dla ciebie) i kim jest Ten, który mówi do ciebie…”. Skąd Samarytanka ma to wiedzieć? Właśnie od Jezusa, On przyszedł objawić miłość

20

Ojca i wskazać na dar, który Ojciec dał ludziom. Ten dar ma dwa oblicza: najpierw darem jest sam Jezus – Zbawiciel świata (por. w. 42), a w konsekwencji jest nim „żywa woda” (por. w. 10), którą jest Duch Święty, przekazany przez Jezusa Kościołowi w momencie oddania swojego życia na krzyżu. Duch Święty, który jest źródłem życia Kościoła, wodą zbawienia. „Czy Ty jesteś większy od Jakuba?” Kobieta z Samarii zwraca uwagę, że patriarcha Jakub „dał” tę studnię swoim potomkom. Studnia na miejscu pozbawionym wody jest wielkim darem. Ale dar, który oferuje Jezus, jest pod każdym względem większy i doskonalszy. Po pierwsze dlatego, że jest on źródłem niewyczerpanym, zaspokajającym wszelkie pragnienie; po drugie zaś, jest to napój zapewniający życie wieczne. A tym źródłem, z którego tryskają strumienie wody żywej (por. J 7,37-38), jest nie kto inny, tylko sam Jezus. On jest prawdziwym źródłem, z Niego bierze początek

zbawienie. Dar jest „większy”, a zatem i Dawca musi być kimś niezwykłym i wyjątkowym. Jezus odkrywa przed nami kolejną tajemnicę: On jest źródłem życia. Życia wiecznego. Człowiek jest stworzeniem, którego pragnienie przewyższa wszelkie ziemskie pragnienia. Jego wewnętrzne pragnienie może zaspokoić tylko sam Bóg. Dlatego Jezus wychodzi mu naprzeciw, przynosząc dar życia wiecznego. Dar Boży O, gdybyś znał dar Boży… Darem Bożym jest przede wszystkim Ten, który przychodzi z nieba i daje życie światu (por. J 6,33). On jest pierwszym darem dla wierzących, źródłem wszelkich innych darów, które w Nim mają początek. On jest źródłem życia wiecznego, realizatorem i dawcą zbawienia. Bez Niego nic nie możemy uczynić. Bez Niego nic nie ma sensu, bez Niego życie nie ma przyszłości. Tak, jak Jezus „musiał” przejść przez Samarię, tak każdy z nas „musi” przyjść do Jezusa, aby mieć życie. 


Papież Franciszek

o miłosierdziu i darze Bożym

FOT. CHRISTOPH WAGENER, WIKIPEDIA.ORG

Sprawa Bożego daru, którego szczególnym przejawem jest miłosierdzie, przewija się nieustannie przez wypowiedzi papieża Franciszka. Niezwykle ważne i inspirujące myśli na ten temat zawarł w bulli ogłaszającej nadzwyczajny Rok Jubileuszowy 2015 oraz w adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium o głoszeniu Ewangelii we współczesnym świecie, których fragmenty w tym miejscu przywołujemy.

Misericordiae Vultus «Bóg jest miłością» (1J 4,8.16), ogłasza – po raz pierwszy i jedyny w całym Piśmie Świętym – Jan Ewangelista. Ta miłość stała się możliwa, widoczna i namacalna w całym życiu Jezusa. Jego osoba jest samą miłością, miłością dawaną darmo. Relacje Jezusa z osobami, które Go otaczają, cechuje coś jedynego w swoim rodzaju i niepowtarzalnego. Znaki, które czyni, przede wszystkim w stosunku do grzeszników, ubogich, odrzuconych, chorych i cierpiących, wyrażają miłosierdzie. Wszystko w Nim mówi o miłosierdziu. Nic w Nim nie jest wyzute ze współczucia (8). Sprowokowany pytaniem Piotra, ile razy należałoby przebaczyć, Jezus odpowiedział: «Nie mówię ci,


TEMAT NUMERU ▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy» (Mt 18,22), i opowiedział przypowieść o «nielitościwym dłużniku». Ów dłużnik, wezwany przed oblicze króla, by zwrócił mu ogromny dług, błaga go na kolanach, i król daruje mu należność. Lecz zaraz potem spotyka innego sługę, takiego jak on, który był mu dłużny parę groszy. Sługa ten błaga go na kolanach o litość, lecz on nie ustępuje i wtrąca go do więzienia. Gdy król usłyszał o tym, co zaszło, rozgniewał się bardzo, wezwał nielitościwego dłużnika do siebie i rzekł: «Czyż więc i ty nie powinieneś był się ulitować nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?» (Mt 18,33). Jezus zakończył: «Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu» (Mt 18,35). Ta przypowieść zawiera głęboką naukę dla każdego z nas. Jezus stwierdza, że miłosierdzie to nie jest tylko działanie Ojca, lecz staje się kryterium pozwalającym zrozumieć, kim są Jego prawdziwe dzieci. Jesteśmy więc wezwani do życia miłosierdziem, ponieważ to my najpierw doznaliśmy miłosierdzia. Przebaczenie zniewag staje się najbardziej ewidentnym wyrazem miłości miłosiernej, a dla nas chrześcijan jest nakazem, od którego nie możemy się uchylać. Jakże trudne wydaje się nieraz przebaczanie! A przecież przebaczanie jest narzędziem złożonym w nasze słabe ręce, abyśmy mogli osiągnąć spokój serca. Uwolnienie się od żalu, złości, przemocy i zemsty — to warunki konieczne do tego, by żyć szczęśliwie (9). Pierwszą prawdą Kościoła jest miłość Chrystusa. Tejże miłości, która posuwa się do przebaczenia i do daru z siebie, Kościół jest sługą i pośrednikiem wobec ludzi. Stąd też tam, gdzie Kościół jest obecny, musi być też widoczne miłosierdzie Ojca. W naszych parafiach, w naszych wspólnotach, w stowarzyszeniach, w ruchach, gdziekolwiek są chrześcijanie, każdy powinien odnaleźć oazę miłosierdzia (12). Jaką krzywdę wyrządzają słowa,

22

kiedy rodzą je uczucia zazdrości i zawiści! Mówienie źle o nieobecnym bracie jest równoznaczne z przedstawianiem go w złym świetle, szkodzeniem jego reputacji i wystawianiem go na pastwę plotek. Nie sądzić i nie potępiać znaczy również, w sensie pozytywnym, umieć dostrzec dobro, które jest w każdej osobie, i nie pozwolić, by ucierpiała ona z powodu naszego stronniczego osądu i roszczeń do wszechwiedzy. Ale to jeszcze nie wystarcza do wyrażenia miłosierdzia. Jezus wzywa również do przebaczania i do dawania. Mamy być narzędziami miłosierdzia, ponieważ pierwsi otrzymaliśmy je od Boga. Mamy być szczodrzy dla wszystkich, wiedząc, że również Bóg wielkodusznie obdarza nas swoją życzliwością (14).

Benedykt XVI powiedział, że „zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka ślepym również na Boga”. «Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» (Mt 9,13). W obliczu wizji sprawiedliwości będącej tylko zachowywaniem Prawa, które osądza, dzieląc osoby na sprawiedliwych i grzeszników, Jezus chce pokazać wielki dar miłosierdzia, które szuka grzeszników, aby ofiarować im przebaczenie i zbawienie. Staje się zrozumiałe, dlaczego z powodu tej swojej wizji, wyzwalającej i będącej źródłem odnowy, Jezus został odrzucony przez faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Oni bowiem, aby dochować wierności Prawu, kładli jedynie ciężary na ramiona ludzi, niwecząc jednak miłosierdzie

Ojca. Wezwanie do zachowywania Prawa nie może utrudniać zwracania uwagi na potrzeby, które wiążą się z godnością osób. Słowa Jezusa, które nawiązują do proroka Ozeasza – «Miłości pragnę, nie krwawej ofiary» (6,6) – są bardzo znaczące w tym kontekście. Jezus potwierdza, że od tej pory reguła życia Jego uczniów będzie oparta na prymacie miłosierdzia, jak o tym sam zaświadcza, dzieląc swój posiłek z grzesznikami. Miłosierdzie raz jeszcze zostaje objawione jako podstawowy wymiar misji Jezusa (20). Evangelii gaudium Ofiarowane nam przez Boga zbawienie jest dziełem Jego miłosierdzia. Nie istnieje ludzkie działanie, jakkolwiek dobre mogłoby być, dzięki któremu zasługujemy na tak wielki dar. Bóg z czystej łaski pociąga nas, by nas zjednoczyć z sobą. Posyła On swojego Ducha do naszych serc, aby uczynić nas swoimi dziećmi, aby nas przemienić i uczynić zdolnymi do udzielenia naszym życiem odpowiedzi na Jego miłość. Kościół jest posłany przez Jezusa Chrystusa jako sakrament zbawienia ofiarowanego przez Boga. Przez swoją działalność ewangelizacyjną współpracuje on jako narzędzie Bożej łaski, działającej nieustannie ponad wszelką możliwą kontrolą. Wyraził to trafnie Benedykt XVI, otwierając refleksje Synodu: „zawsze trzeba pamiętać, że pierwsze słowo, prawdziwa inicjatywa, prawdziwe działanie pochodzi od Boga, i tylko wtedy, gdy włączamy się w tę Bożą inicjatywę, tylko gdy usilnie prosimy o tę Bożą inicjatywę, my również możemy stać się – z Nim i w Nim – ewangelizatorami”. Zasada prymatu łaski powinna być latarnią oświecającą nieustannie nasze refleksje o ewangelizacji (112). Człowiek jest zawsze usytuowany kulturowo: «natura i kultura łączą się ze sobą jak najściślej”. Łaska zakłada kulturę, a Boży dar wciela się w kulturę tego, który go przyjmuje (115). Każda cząstka Ludu Bożego, przekładając w swoim życiu Boży dar według własnego geniuszu,


▪ PAPIEŻ FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU daje świadectwo przyjętej wierze i ubogaca ją nowymi sposobami wyrazu, które są wymowne. Można powiedzieć, że „lud cały czas ewangelizuje siebie”. Nabiera tu znaczenia pobożność ludowa, będąca autentycznym wyrazem spontanicznej działalności misyjnej Ludu Bożego. Chodzi o rzeczywistość w nieustannym rozwoju, w której Duch Święty jest protagonistą (122). W ludowej pobożności można dostrzec sposób, w jaki otrzymana wiara wcieliła się w jakiejś kulturze i dalej jest przekazywana. W niektórych okresach odbierana z nieufnością, stała się przedmiotem ponownej oceny w następnych dziesięcioleciach po Soborze. W tym sensie Paweł VI dał decydujący impuls w swojej adhortacji Evangelii nuntiandi. Wyjaśnia w niej, że pobożność ludowa „odzwierciedla takie pragnienie Boga, którego mogą doświadczyć tylko ludzie ubodzy i prości” i które „czyni zdolnymi do poświęcania się i ofiarności aż do heroizmu, gdy chodzi o wyznawanie wiary” (123). Duch Święty ubogaca Kościół, który ewangelizuje również przez różne charyzmaty. Są one darem dla odnawiania i budowania Kościoła. Nie są one zamkniętą w sobie spuścizną, powierzoną jakiejś grupie, aby jej strzegła. Chodzi raczej o dary Ducha zintegrowane w ciele Kościoła, skierowane ku centrum, którym jest Chrystus, skąd się rozchodzą jako bodziec dla ewangelizacji. Jasnym znakiem autentyczności jakiegoś charyzmatu jest jego eklezjalność, jego zdolność do harmonijnego zintegrowania się w życiu świętego Ludu Bożego dla dobra wszystkich (130). To, co czynimy dla innych, posiada wymiar transcendentny: „taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą” (Mt 7, 2). „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane […]. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 36-38). To co

wyrażają te teksty, stanowi absolutny priorytet „wyjścia poza siebie w kierunku brata”, jako jedno z dwóch głównych przykazań stanowiących fundament wszelkich norm moralnych i jest najbardziej jasnym znakiem w podjęciu rozeznania na drodze duchowego wzrastania w odpowiedzi na absolutnie bezinteresowny dar Boga. Z tego samego powodu „posługa miłości jest konstytutywnym wymiarem misji Kościoła i nieodzownym wyrazem jego istoty”. Tak jak Kościół z natury jest misyjny, tak w sposób nieunikniony wypływa z tej natury czynna miłość bliźniego, współczucie, które rozumie, towarzyszy i promuje (179). Ci, którzy głoszą Ewangelię, powinni bez lęków otworzyć się na działanie Du-

Aby dzielić życie z ludźmi i dać siebie ofiarnie, musimy także uznać, że każda osoba jest godna naszego poświęcenia. cha Świętego. W dniu Pięćdziesiątnicy Duch sprawił, że Apostołowie wyszli ze swych ograniczeń i zostali przemienieni w głosicieli wielkich dzieł Bożych, których każdy zaczyna rozumieć w swoim własnym języku. Ponadto Duch Święty obdarza siłą do głoszenia nowości Ewangelii śmiało, na głos, w każdym czasie i miejscu, także pod prąd. Wzywajmy Go dzisiaj, umocnieni na modlitwie, bez której każde działanie narażone jest na ryzyko, że pozostanie puste, i bez której orędzie w końcu zostaje pozbawione duszy. Jezus pragnie ewangelizatorów głoszących Dobrą Nowinę nie tylko słowem, ale przede wszystkim życiem przemienionym obecnością Bożą (259).

Benedykt XVI powiedział, że „zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka ślepym również na Boga” i że miłość jest w gruncie rzeczy jedynym światłem, które „wciąż na nowo rozprasza mroki ciemnego świata i daje nam odwagę do życia i działania”. Dlatego gdy zbliżamy się do innych z zamiarem szukania w nich dobra, przygotujmy się duchowo do przyjęcia najpiękniejszych darów Pana. Za każdym razem, gdy spotykamy się z drugim człowiekiem z miłością, znajdujemy się w sytuacji odkrycia czegoś nowego w odniesieniu do Boga. Za każdym razem, gdy otwieramy oczy, by rozpoznać drugiego, bardziej zostaje oświecona wiara do rozpoznania Boga. Konsekwentnie, jeśli chcemy wzrastać w życiu duchowym, nie możemy przestać być misjonarzami. Zadanie ewangelizacji ubogaca umysł i serce, otwiera przed nami duchowe horyzonty, czyni nas wrażliwymi, by rozpoznać działanie Ducha Świętego, pozwala nam wyjść z naszych ograniczonych schematów duchowych (272). Aby dzielić życie z ludźmi i dać siebie ofiarnie, musimy także uznać, że każda osoba jest godna naszego poświęcenia. Nie ze względu na wygląd fizyczny, na zdolności, na język, na mentalność albo ze względu na przyjemność, jaką może nam sprawić, ale dlatego, że jest dziełem Boga, Jego stworzeniem. On ją stworzył na swój obraz i w jakiejś mierze jest ona odbiciem Jego chwały. Każdy człowiek jest przedmiotem nieskończonej czułości Pana i zamieszkuje On w jego życiu. Jezus Chrystus przelał swoją cenną krew na krzyżu za tę osobę. Niezależnie od jakichkolwiek pozorów, każdy jest niezmiernie święty i zasługuje na naszą miłość i nasze poświęcenie. Stąd jeśli uda mi się pomóc żyć lepiej jednej jedynej osobie, to już wystarczy, aby uzasadnić dar mojego życia. Pięknie jest być wiernym ludem Boga. Osiągamy pełnię, gdy łamiemy bariery, a nasze serce napełnia się twarzami i imionami! (274). Teksty całości dokumentów dostępne na stronie vatican.va

23


FOT. WIKIMEDIA.ORG

Trójca Święta, Lucas Cranach, Lipsk


▪ OKIEM TEOLOGA ▪ TEMAT NUMERU

Tajemnica daru ks. Robert J. Woźniak dogmatyk, adiunkt na UPJPII w Krakowie

Nasze ludzkie życie jest sumą tego, co otrzymaliśmy i co sami podarowaliśmy innym. Lubimy otrzymywać prezenty, a dawanie innym sprawia nam wielką przyjemność, chociaż czasami jest trudne i wymaga pokonania egoizmu. Dary, prezenty, podarunki, nawet jeśli drobne, dają życiu smak, dowodzą, że jesteśmy chciani, kochani, istotni.

O

statecznie jednak, kiedy mówimy o darze, nie mamy na myśli jedynie wspomnianych prezentów. W sytuacjach granicznych zdajemy sobie sprawę, że każda chwila naszego życia jest darem. Logika dawania prezentów ma nas otworzyć na całość naszego życia jako daru. W tym względzie świat wiary chrześcijańskiej ma wiele do powiedzenia. Nasza wiara oparta jest na logice daru, dar jest w niej wszędobylski. Jezus, fundament naszej wiary, jest przecież największym darem Ojca dla świata. Właśnie dlatego, dar w chrześcijaństwie określa znaczenie i wyjaśnia treść podstawowych prawd wiary. My, chrześcijanie, nosimy w sobie to wielkie przekonanie, że Ojciec, Syn i Duch Święty podarowują się światu z miłości, że w wielości rzeczy, chwil i relacji podarowują nam coś najbardziej zasadniczego, samych siebie. Ich dar jest bezinteresowny, czysty, całkowity. Ten dar jest zaproszeniem do udziału w ich boskim życiu. Właśnie dlatego dar nie tylko

wchodzi w skład prawd wiary, ale sam staje się jedną z nich. Ta prawda wiary może nas wiele nauczyć o tym, czym jest dar w naszym życiu, jakie jest jego miejsce w osobistej i zbiorowej historii zbawienia, może nas nauczyć jak dawać i otrzymywać, ostatecznie może wprowadzić nas w istotny sekret życia. Dar w życiu Boga Tradycja chrześcijańska mówiąc o wewnętrznym życiu Trójcy Świętej chętnie odwoływała się do logiki daru. W nurcie myślenia zapoczątkowanym przez św. Augustyna, słowo „dar” stało się nawet własnym imieniem trzeciej osoby boskiej, Ducha Świętego. To o Nim powie św. Bonawentura, że jest „darem, w którym dany jest każdy inny dar”. Nie oznacza to, że dar opisuje jedynie tajemnicę Ducha Świętego. Cała Trójca żyje logiką daru. W tym znaczeniu dar jest boski, jest sposobem życia osób boskich. Wszelkie dawanie i otrzymywanie ma swój początek w Ojcu. To On daje

życie Synowi i Duchowi Świętemu. Jest źródłem życia i dawania w Trójcy Świętej. Syn odwzajemnia dar Ojca, oddaje Mu siebie wiecznie w darze zaufania i miłości. Ta wymiana, jaka zachodzi między Ojcem i Synem, jest tak wielka, że powstaje w Trójcy Duch Święty, wzajemna miłość Ojca i Syna, ich wspólny dar. Nazwanie Ducha Świętego darem wiąże się z faktem, że w Jego osobie najbardziej staje się widoczna cała ta przedwieczna logika daru jaką żyje Bóg. W Duchu Świętym wyraża się to, że między Ojcem i Synem nieustannie zachodzi wymiana darów. Każda z boskich osób żyje dlatego, że jest darem dla pozostałych. Życie w Bogu oznacza zatem zawsze dawanie siebie. Bóg jest sobą dlatego, że daje. Bóg jest Bogiem nie dlatego, że siebie zatrzymuje dla siebie, że siebie zbiera dla siebie, że nieustannie wszystko gromadzi, ale dlatego, że siebie nieustannie daje. Nie wolno nam zapomnieć, że w życiu Trójcy dar zakłada otrzymywanie.

25


TEMAT NUMERU ▪ OKIEM TEOLOGA ▪ Gdzie jest dar, tam również musi być i jego przyjęcie. Boskie życie to dawanie i otrzymywanie. Syn przyjmuje siebie od Ojca, a Ojciec od Syna, Duch Święty zaś od Nich obu. Dawanie jest zatem boską rzeczą, ale jest nią i umiejętność przyjęcia. Wewnętrzna tożsamość Boga związana jest zatem również z otwartością na przyjęcie daru od siebie nawzajem. Co takiego dają sobie osoby boskie, skoro Bóg przecież wszystko posiada i niczego nie potrzebuje? Dar w życiu Boga rzeczywiście nie zakłada żadnej potrzeby czy jakiegoś braku. On, jak już stwierdziliśmy, jest sposobem Jego istnienia. Cała pełnia boskiego życia to pełnia dawania siebie, nie zatrzymywania siebie dla siebie. Dlatego możemy powiedzieć, że w Trójcy każda z Osób daje siebie drugiej. Bóg ma do dania zawsze jedynie i aż siebie. Myśląc o darze, najczęściej mylimy go z rzeczami i z ich posiadaniem. Zapominamy, że jedyny prawdziwy dar to zawsze dar z siebie. Można wzajemnie obdarzać się darami, nawet bardzo cennymi, ale nie oddawać siebie. Prawdziwy dar, rzecz, którą się podarowuje, powinien być znakiem oddania siebie samego. Tak waśnie daje Bóg. Cokolwiek daje, zawsze to coś jest znakiem tego, że siebie samego oddał. To dawanie w Trójcy jest najczystsze, bo w Niej poszczególne osoby boskie dają siebie absolutnie i totalnie. Ojciec, Syn i Duch Święty nie wymieniają się, nie obdarzają się rzeczami, ale sobą. Ojciec, Syn i Duch Święty dają siebie sobie nawzajem. Czyż może istnieć większy dar niż ten z siebie samego? Ktoś może zapytać skąd wiemy o tych wszystkich zakamarkach i sekretach boskiego życia? Opowiedział nam o nich Jezus, Syn Przedwieczny Ojca, który samego siebie otrzymuje od Ojca i przychodzi żeby odnowić boskie dary w świecie. Co więcej, On nie tylko o nich mówił, On je pokazał w swoim ludzkim życiu. Szczególnie w Eucharystii, która wyraża całe Jego życie i nauczanie, wszystko to, kim jest, wszystko, co otrzymał od Oj-

26

ca i nam przekazał. Jego życie wy-dane, jest ikoną boskiej logiki daru, Jej erupcją w odkształconym przez grzech egoizmu i chęć posiadania świecie. Jest ostatecznym Objawieniem, że Ojciec, Syn i Duch Święty żyją dając siebie sobie nawzajem i zachętą do przeniesienia i nauczenia się tej logiki w naszym świecie. Życie jako dar Boga, czyli wielka tajemnica stworzenia i zbawienia Dar, jakim żyją trzy boskie Osoby jest początkiem istnienia świata. Bóg daje siebie nie tylko sobie, daje siebie również swoim stworzeniem. Kiedy jako ludzie wierzący mówimy o stworzeniu, mamy na myśli właśnie taką zasadniczą prawdę o naszym istnieniu: że jest ono darem od Boga.

On chce żebyśmy istnieli, znajduje dla nas miejsce w swoim boskim życiu, oddaje nam siebie, karmi nas istnieniem.

którzy wszak nie są jego początkiem, ale jego przekazicielami. Ten zasadniczy dar przychodzi do nas we wnętrzu wspólnoty, w jakiś zasadniczy sposób wspólnota z innymi zapisana jest w nas i tworzy nas także naszą tożsamość. Każdy z nas otrzymuje siebie od innych, ale również ich tworzy. Fundamentem tego naszego dochodzenia do życia wraz z innymi jest zawsze Trójca Święta. Powiedzieć, że Trójca Święta stwarza świat, oznacza powiedzieć, że Bóg daje nam siebie. On chce żebyśmy istnieli, znajduje dla nas miejsce w swoim boskim życiu, oddaje nam siebie, karmi nas istnieniem. To prawda, że dar ten jest subtelny, że jest on ukryty w nas samych. Bóg nie jest takim dawcą, który nas sobą przytłacza. On daje sekretnie, w sposób ukryty, subtelny, delikatny. Bóg, stwarzając świat, ukrywa się w swoim darze. Chce żebyśmy istnieli i odkryli Go w darze naszego życia. Nawet wtedy, kiedy to istnienie staje się nieznośnym ciężarem. Powiedzieć, że Trójca stwarza świat, oznacza dlatego wierzyć nie tylko w to, że wszystko od Niej pochodzi, ale że w czuły i dyskretny sposób Bóg nieustannie nam towarzyszy i nosi na sobie nasze ciężary. Bóg nigdy nie zostawia swojego stworzenia. Jego sekretna opatrzność prowadzi każdego z nas do wielkiego odkrycia istnienia jako daru. Bóg, który stwarzając stwierdza, że wszystko jest dobre, pragnie, aby na końcu człowiek również mógł powiedzieć z głębi swojego własnego doświadczenie, że dobre było jego życie, że miało sens. Właśnie dlatego, Bóg nie tylko daje nam siebie w naszym istnieniu, ale również daje nam siebie w Jezusie, który nosi na sobie nasze życie. Pierwszym darem jest istnienie, drugim solidarne i dyskretne towarzyszenie. W obu darach tym, co jest dane jest zawsze On sam.

Nasze istnienie jest podstawowym darem Boga. Ten dar jest zawsze pierwszy: Bóg chce nam dać siebie przede wszystkim w naszym życiu. Nie mamy życia w sobie. Im człowiek dłużej żyje, wzrasta w nim przekonanie o kruchości życia, a przede wszystkim o tym, że ono nie płynie z nas, że nie posiadamy jakiegoś akumulatora życia, że nie jesteśmy źródłem, z którego ono płynie. Wewnątrz tego trudnego doświadczenia przebłyskuje inne, wielce paradoksalne doświadczenie istnienia jako daru. Skoro życia nie ma w nas, jest ono jakimś wielkim Kościół, w którym Bóg jest darem i podstawowym darem. Otrzymujemy Szczególnym miejscem podarowywaje za pośrednictwem naszych rodziców, nia się Boga w świecie jest Kościół. Ob-


▪ OKIEM TEOLOGA ▪ TEMAT NUMERU radością niż gromadzenie. To jeden z sekretów życia; doświadczają jego prawdy ci, którzy nie boją się żyć dla innych. Po drugie, w naszych darach powinniśmy być hojni, tak jak nauczał nas sam Jezus: „Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Jezusowi zależy na tym, żebyśmy dawali Jego własną miarą. Chodzi o dawanie siebie, możliwie najwięcej. Jezus oddał wszystko. W ten sposób stał się na wieki niedoścignioną miarą dawania. Życie, które otrzymaliśmy od Boga zostało nam dane, abyśmy do tej miary nieustannie dorastali. Kiedy myślimy o darze, nie powinniśmy myśleć przede wszystkim o tym,

co mamy dać, o rzeczach, przedmiotach, pieniądzach, ale o daniu siebie. Dzisiaj mocno zasypujemy się prezentami, ale nie dajemy siebie. Dlatego bywa, że nasze prezenty, nasze dary, są puste, nie posiadają większego znaczenia. Czasami dar, który dajemy, ma służyć nie tyle otwarciu i pogłębieniu więzi, ale jakiemuś odcięciu się od drugiego czy też okazaniu mu swojej wyższości lub uzależnieniu go od siebie. Z drugiej strony, jak w przypowieści o Miłosiernym Ojcu i marnotrawnym synu, jesteśmy jak młodszy Syn, liczy się dla nas jedynie to, co możemy otrzymać od ukochanej osoby, nie zaś ona sama. Jezusowa miara daru uczy nas innej logiki: w niej najważniejsze jest podarowanie siebie. 

FOT. WIKIMEDIA.ORG

darowani istnieniem, zostajemy również obdarzeni Kościołem. W nim i za jego pośrednictwem Bóg chce nam dać życie większe od tego, jakie znamy dzisiaj. W Kościele Bóg podarowuje nam się szczególnie w nauczaniu i sakramentach. Każdy z nich jest skutecznym znakiem boskiej bliskości, Bożego daru dla nas: w chrzcie Bóg daje nam dar życia nadprzyrodzonego, czyni nas swoimi dziećmi, adoptuje nas; w bierzmowaniu obdarowuje nas darami Ducha Świętego, abyśmy mogli kochać Jego, siebie i bliźnich; w Eucharystii zaprasza nas do udziału w swoim własnym stole, karmi nas sobą, podarowuje siebie w ciele i krwi Jezusa; w pokucie sakramentalnej daje nam swoje przebaczenie (per-dono, for-giveness); w namaszczeniu chorych umacnia nas darem swojej obecności i solidarności w cierpieniu i chorobie; w małżeństwie udziela nam daru wiernej miłości, która ma stanowić podstawę stania się jedynym ciałem z ukochaną osobą; w końcu w kapłaństwie podarowuje nam łaskę upodobnienia do Jezusa-sługi.

Jezus i miara daru Naszą medytację nad prawdą wiary o darze rozpoczęliśmy od górnego C, od prostego spojrzenia w samo wnętrze Boga, które pozwolił nam zobaczyć Jezus. Teraz trzeba popatrzeć na nasze własne życie z perspektywy tego, co odkryliśmy kontemplując boskie sekrety dostępne tylko przyjaciołom Jezusa. W Jego perspektywie każdy chrześcijanin powołany jest do życia logiką daru, jaka wypełnia życie samego Boga. Na myśl przychodzi kilka praktycznych rad. Po pierwsze, nie zapominajmy o pięknym powiedzeniu Jezusa, przekazanym nam przez Pawła, że „więcej radości jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Nie chodzi o to, żeby nie przyjmować, ale o to, żeby odkryć radość w dawaniu. Ta radość często musi przebijać się przez skorupę, pancerz starego człowieka, który woli otrzymywać i oszczędzać dla siebie. Dawanie jest jednak większą

Trójca Święta, Andriej Rublow

27


TEMAT NUMERU ▪ WIARA NA CO DZIEŃ ▪

Codzienność – dar Boga Dar jest bezinteresownym ofiarowaniem dobra, które ma służyć obdarowanemu. Jednak każdy dar ze sprawiedliwości domaga się wdzięczności. Prawdziwy problem zaczyna się tam, gdzie obdarowany nie czuje potrzeby daru, który otrzymał lub nie dostrzega w ogóle, że coś dostał. Stąd spróbujmy dokonać krótkiego przeglądu darów codzienności, których najczęściej człowiek nie dostrzega.

Jerzy Szyran OFMConv teolog moralista, nauczyciel akademicki

Poranek – dar nieoczywistość Budzisz się rano, ponaglany dźwiękiem niemiłosiernego budzika. Zaspaną ręką włączasz radio, by wysłuchać pierwszych sygnałów rozpoczynającego się dnia. Zaspanym spojrzeniem spoglądasz w okno, za którym nieśmiało pojawiają się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Jego promienie powoli rozświetlają ciemne połacie jeszcze panującej w pokoju nocy. Poranna toaleta, jakaś kawa przegryziona szybką kanapką i jesteś gotowy, by rozpocząć kolejny dzień zmagania się z życiem. Czy jednak czegoś tu nie brakuje? Każdy poranek życia wydaje się być oczywistością. Jakże mogłoby być inaczej? Kiedy jednak człowiek zacznie sobie uświadamiać, że nic, co jest na tym świecie, nie jest oczywistością i trwałość rzeczy materialnych jest ograniczona czasem. Zaczyna dostrzegać Czyjąś rękę, która budzi dzień z nocnego letargu i podnosi człowieka z bezwładu nocy. A zatem każdy poranek staje się w tym kontekście niczym niezasłużonym darem, którego nieoczywistość znamionuje skończoność świata i człowieka.


▪ WIARA NA CO DZIEŃ ▪ TEMAT NUMERU Cóż zatem? Zanim kawa osiągnie swoją moc wybudzenia zaspanego ciała, klęknij podziękować Bogu za dar nieoczywistości wschodzącego nad horyzontem twojego życia słońca. Klęknij, by podziękować, że jeszcze nie teraz noc śmierci dostała wezwanie przyjścia do ciebie. Klęknij, dziękując, że jeszcze sam potrafisz zawiązać sobie buty przed wyjściem do codziennych zajęć. Świat – dar dla ciebie Mijają kolejne godziny. Poranek przechodzi niepostrzeżenie w przedpołudnie i biegnie dalej, odhaczając kolejne minuty pędzącego do przodu dnia. A ty biegniesz wraz z nim. Zatrzymaj się, szalony człowieku. Nie pędź, jak bezrozumne zwierzę. Gdy biegniesz do pracy, popędzany bezlitosnym tykaniem zegara, zobacz otaczający cię świat. Mijane codziennie koślawe drzewo; robala, który przysiadł, by złapać oddech na twoim kołnierzu; kraczącą wronę, ciężko opadającą na gałąź odwiecznie stojącej na twojej codziennej trasie topoli. Konstrukcja świata (por. Rdz 1,1nn) jest domem, który Bóg zbudował dla człowieka. Strasznie się zracjonalizowałeś, twój stechnicyzowany umysł został pozbawiony zdolności zachwytu zwyczajnością stworzenia. Cóż zatem? Nie klękaj na środku ulicy, ale powiedz Ojcu, który ci to dał, że fajnie zrobił. Nawet deszcz jest darem, bo pada tylko z góry.

nie, które ogarnia swym zasięgiem szeroką przestrzeń życia, w której z każdego jej zakątka wypływa strumień Bożej miłości. Ci, którzy swój wzrok spuścili ku ziemi, jak pisał poeta, takie widzą świata koło, jakie tępymi zakreślają oczami. Największy dar Ktoś umarł na krzyżu, byś ty mógł żyć. Ktoś zmartwychwstał, byś ty nie umarł. Gdy byłeś jeszcze grzesznikiem (por. Rz 5,6), zostałeś wykupiony, nie za cenę srebra lub złota, lecz drogocenną krwią Chrystusa (por. 1P 1,18-19). On dał ci życie. Jego zmartwychwstanie dokonało największej rewolucji w dziejach świata. Ty nie umrzesz. Ciało, choć wciąż podległe śmierci, na jakiś czas musi spocząć w grobie, jednak sama istota twego człowieczeństwa nie umiera. Cóż zatem? Świadomość życia, które się nie kończy napawa człowieka podwójną motywacją do działania. Życie jest drogą, na której człowiek odkrywa coraz pełniejszy sens swego istnienia. Odkryta w ten sposób perspektywa wieczności – życia, które się nie kończy, uzmysławia człowiekowi, że prawdziwą inwestycją jest życie zanurzone w śmierci Chrystusa, by wraz z Nim powstać do życia.

Pogodny wieczór Dzień przeżyty w dziękczynieniu tworzy aurę pogodnego wieczoru dnia. Życie przeżyte w dziękczynieniu tworzy aurę pogodnego wieczoru dnia ostatniego. Twoje życie składa się z małych wycinków czasu, w których każda chwila jest naznaczona małymi i wielkimi darami Boga. Cóż zatem? Dziękuj za wszystko. Za to, co się stało. Dziękuj za to, co się nie stało, a stać się mogło. Nawet, jeśli stało się coś złego, dziękuj, że nie jest gorzej. Postawa wdzięczności wobec bezmiaru Bożego daru jest właściwą chrześcijaninowi pokorą, która we wszystkim widzi nie własny geniusz czy działanie ślepych sił natury, lecz Boży zamysł i potęgę Jego miłości.

*** Otrzymałeś dar codzienności życia, wschodu słońca, powiewu wiatru, szumu drzew i zapachu kwiatów. Zobacz, jak wiele Bóg ci dał. Ale nade wszystko dał ci siebie – Jezus Chrystus jest darem: drogą, która prowadzi do pełni życia; prawdą, która mówi o Bożej miłości i życiem, które nie przemija. 

Nie ma przypadków Życie człowieka nie jest zbiegiem przypadków czy wypadkową ślepych sił natury. Idziesz i wracasz, wsiadasz do tramwaju i dojeżdżasz do celu. Spotykasz wiele osób, z którymi łączą cię wielorakie relacje i więzi. Cóż zatem? Boże, dzięki Ci za wyjścia i powroty, za tramwaj, który nadjechał, za osoby, które dziś były na drodze mojego życia. Umysł i serce podniesione ku Bogu, pozwalają widzieć człowiekowi więcej niż spojrzenie jedynie z perspektywy ziemskiego padołu. To jest meta-spojrze-

29


TEMAT NUMERU ▪ KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO ▪

ż Dar wiary 161 Wiara w Jezusa Chrystusa i w Tego, który Go posłał dla naszego zbawienia, jest konieczna do zbawienia. „Ponieważ «bez wiary... nie można podobać się Bogu» (Hbr 11,6) i dojść do udziału w Jego synostwie, nikt nie może być bez niej usprawiedliwiony ani nie otrzyma życia wiecznego, jeśli nie «wytrwa w niej do końca» (Mt 10,22; 24,13)”. 162 Wiara jest darem danym człowiekowi przez Boga. Ten nieoceniony dar możemy utracić. Św. Paweł ostrzega przed tym Tymoteusza: Wystąp w dobrej walce, „mając wiarę i dobre sumienie. Niektórzy odrzuciwszy je, ulegali rozbiciu w wierze” (1Tm 1,18-19). Aby żyć, wzrastać i wytrwać w wierze aż do końca, musimy karmić ją słowem Bożym oraz prosić Pana, aby przymnażał nam wiary; powinna ona działać „przez miłość” (Ga 5,6), być podtrzymywana przez nadzieję i zakorzeniona w wierze Kościoła. 163 Wiara pozwala nam już w sposób uprzedzający doznawać radości i światła wizji uszczęśliwiającej, będącej celem naszej ziemskiej wędrówki. Zobaczymy wtedy Boga „twarzą w twarz” (1Kor 13,12), „takim, jakim jest” (1J 3,2). Wiara jest więc już początkiem życia wiecznego: „W chwili gdy kontemplujemy dobra zapowiadane przez wiarę, jakby odbite w zwierciadle, to jakbyśmy już posiadali te cudowne rzeczywistości, którymi, jak zapewnia nas nasza wiara, kiedyś będziemy się radowali” (Lumen gentium). Dar imienia Bożego 2143 Wśród wszystkich słów Objawienia jest jedno szczególne, które jest objawieniem Jego imienia. Bóg powierza swoje imię tym, którzy w Niego wierzą; objawia się im w swoim osobowym mi-

30

ł sterium. Dar imienia jest znakiem zaufania i zażyłości. „Imię Pańskie jest święte”. Dlatego więc człowiek nie może go nadużywać. Powinien pamiętać o imieniu Bożym w ciszy miłującej adoracji. Powinien używać go tylko po to, by je błogosławić, wychwalać i uwielbiać. 2144 Szacunek dla imienia Bożego wyraża to, co należy się misterium samego Boga i całej rzeczywistości sakralnej, którą ono przywołuje. Wrażliwość na to, co święte, uwypukla cnotę religijności. Błogosławieństwo i dar 1077 „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1,3-6). 1082 W liturgii Kościoła błogosławieństwo Boże zostaje w pełni objawione i udzielone: Ojciec jest uznawany i adorowany jako Źródło i Cel wszelkich błogosławieństw stworzenia i zbawienia; w swoim Słowie, które dla nas przyjęło ciało, umarło i zmartwychwstało, napełnia nas swoimi błogosławieństwami i przez nie rozlewa w naszych sercach Dar, który zawiera wszystkie dary: Ducha Świętego. 1083 Jest zatem zrozumiały podwójny wymiar liturgii chrześcijańskiej jako odpowiedzi wiary i miłości na „błogosławieństwa duchowe”, którymi obdarza nas Ojciec. Z jednej strony Kościół, zjednoczony ze swoim Panem i „w Du-

chu Świętym” (Łk 10,21), błogosławi Ojca „za Jego dar niewypowiedziany” (2Kor 9,15) przez adorację, uwielbienie i dziękczynienie. Z drugiej strony, aż do spełnienia się zamysłu Bożego Kościół nie przestaje składać Ojcu „ofiary z otrzymanych od Niego darów” i prosić Go, by zesłał Ducha Świętego na te dary, na niego samego, na wiernych i na cały świat oraz by przez komunię w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Kapłana i przez moc Ducha Boże błogosławieństwa przynosiły owoce życia „ku chwale majestatu Jego łaski” (Ef 1,6). Darmowa przychylność Boga 1996 Nasze usprawiedliwienie pochodzi z łaski Bożej. Łaska jest przychylnością, darmową pomocą Boga, byśmy odpowiedzieli na Jego wezwanie: stali się dziećmi Bożymi, przybranymi synami, uczestnikami natury Bożej i życia wiecznego. 1998 Powołanie do życia wiecznego ma charakter nadprzyrodzony. Zależy ono całkowicie od darmowej inicjatywy Boga, gdyż tylko On sam może się objawić i udzielić siebie. Przerasta ono zdolności rozumu i siły ludzkiej woli oraz każdego stworzenia. 1999 Łaska Chrystusa jest darem darmo danym, przez który Bóg obdarza nas swoim życiem wlanym przez Ducha Świętego do naszej duszy, by ją uleczyć z grzechu i uświęcić. Jest to łaska uświęcająca lub przebóstwiająca, otrzymana na chrzcie. Jest ona w nas źródłem dzieła uświęcenia: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa” (2Kor 5,17-18).


▪ KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO ▪ TEMAT NUMERU Odpowiedź człowieka na łaskę 2002 Wolna inicjatywa Boga domaga się wolnej odpowiedzi człowieka, gdyż Bóg stworzył człowieka na swój obraz, udzielając mu wraz z wolnością zdolności poznania Go i miłowania. Dusza tylko w sposób wolny może wejść w komunię miłości. Bóg dotyka bezpośrednio serca człowieka i wprost je porusza. Złożył On w człowieku pragnienie prawdy i dobra, które jedynie On może zaspokoić. Obietnice „życia wiecznego” odpowiadają, ponad wszelką nadzieją, temu pragnieniu: „Gdy dokonałeś wszystkich dzieł i ujrzałeś, że są one bardzo dobre – siódmego dnia odpocząłeś. Odczytujemy to w Twojej Księdze jako zapowiedź, że i my po naszych dziełach, które są bardzo dobre, gdyż Ty dałeś nam łaskę do ich wypełnienia, w szabacie życia wiecznego odpoczniemy w Tobie” (św. Augustyn). 2003 Łaska jest najpierw i przede wszystkim darem Ducha, który usprawiedliwia nas i uświęca. Jednak łaska obejmuje także dary, których Duch nam udziela, by włączyć nas w swoje dzieło, uzdolnić do współpracy w zbawianiu innych i we wzroście Ciała Chrystusa, czyli Kościoła. Tymi darami są łaski sakramentalne, czyli dary właściwe różnym sakramentom. Są to ponadto łaski szczególne, nazywane również charyzmatami, zgodnie z greckim pojęciem użytym przez św. Pawła, które oznacza przychylność, darmowy dar, dobrodziejstwo. Niezależnie od ich charakteru, niekiedy nadzwyczajnego jak dar czynienia cudów czy dar języków, charyzmaty są ukierunkowane na łaskę uświęcającą i mają na celu dobro wspólne Kościoła. Pozostają one w służbie miłości, która buduje Kościół. 2009 Przybrane synostwo, czyniąc nas przez łaskę uczestnikami natury Bożej, może nam udzielić – w konsekwencji darmowej sprawiedliwości Bożej – prawdziwej zasługi. Jest to prawo łaski, absolutne prawo miłości, które czyni nas „współdziedzicami” Chrystusa i godnymi

otrzymania „obiecanego dziedzictwa życia wiecznego”. Zasługi naszych dobrych uczynków są darami dobroci Bożej. „Najpierw została dana łaska; teraz zwracamy to, co się należy... Twoje zasługi są właśnie darami Bożymi”. 2014 Postęp duchowy zmierza do coraz bardziej wewnętrznego zjednoczenia z Chrystusem. Zjednoczenie to jest nazywane zjednoczeniem „mistycznym” ponieważ jest ono uczestnictwem w misterium Chrystusa przez sakramenty – „święte misteria” – a w Nim, w misterium Trójcy Świętej. Bóg wzywa nas wszystkich do tego wewnętrznego zjednoczenia z Nim, nawet jeśli szczególne łaski czy nadzwyczajne znaki życia mistycznego są udzielane jedynie niektórym, by ukazać darmowy dar udzielony wszystkim. Modlitwa jako dar 2559 Podstawą modlitwy jest pokora. „Nie umiemy się modlić tak, jak trzeba” (Rz 8, 26). Pokora jest dyspozycją do darmowego przyjęcia daru modlitwy: Człowiek jest żebrakiem wobec Boga. 2560 „O, gdybyś znała dar Boży!” (J 4,10). Cud modlitwy objawia się właśnie tam, przy studni, do której przychodzimy szukać naszej wody: tam Chrystus wychodzi na spotkanie każdej ludzkiej istoty; On pierwszy nas szuka i to On prosi, by dać Mu pić. Jezus odczuwa pragnienie, Jego prośba pochodzi z głębokości Boga, który nas pragnie. Modlitwa – czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie – jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli. 2561 „Prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej” (J 4,10). Nasza modlitwa błagalna jest – w sposób paradoksalny – odpowiedzią. Jest odpowiedzią na skargę Boga żywego: „Opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny popękane” (Jr 2,13). Modlitwa jest odpowiedzią wiary na darmową obietnicę zbawienia, odpowiedzią miłości na pragnienie Jedynego Syna.

Nawrócenie i dar nowego życia 1425 „Zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga naszego” (1Kor 6,11). Trzeba uświadomić sobie wielkość daru Bożego, jaki otrzymaliśmy w sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego, by zrozumieć, do jakiego stopnia grzech powinien zostać wyeliminowany z życia tego, kto „przyoblekł się w Chrystusa” (Ga 3,27). Św. Jan Apostoł przypomina: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1J I, 8). Pan nauczył nas modlić się: „Przebacz nam nasze grzechy” (Łk 11,4), łącząc razem wybaczanie sobie nawzajem win z przebaczeniem grzechów, jakiego udzieli Bóg. 1426 Nawrócenie do Chrystusa, nowe narodzenie przez chrzest, dar Ducha Świętego, Ciało i Krew Chrystusa otrzymane jako pokarm sprawiły, że staliśmy się „święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4), jak sam Kościół oblubienica Chrystusa, jest „święty i nieskalany” (Ef 5,27). Nowe życie otrzymane w sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego nie wyeliminowało jednak kruchości i słabości natury ludzkiej ani jej skłonności do grzechu, którą tradycja nazywa pożądliwością. Pozostaje ona w ochrzczonych, by podjęli z nią walkę w życiu chrześcijańskim z pomocą łaski Chrystusa. Tą walką jest wysiłek nawrócenia, mający na uwadze świętość i życie wieczne, do którego Pan nieustannie nas powołuje. 1427 Jezus wzywa do nawrócenia. To wezwanie jest istotnym elementem głoszenia Królestwa: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15). W przepowiadaniu Kościoła to wezwanie jest skierowane najpierw do tych, którzy nie znają jeszcze Chrystusa i Ewangelii. W ten sposób chrzest jest głównym miejscem nawrócenia. Przez wiarę w Dobrą Nowinę i chrzest człowiek wyrzeka się zła i uzyskuje zbawienie, czyli odpuszczenie wszystkich grzechów i dar nowego życia. 

31


TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪

Św. Antoni z Padwy Dary Boże i dary człowieka ofiarowane Bogu Dar doskonały od Ojca Ojciec posłał nam Syna, datek najlepszy i dar doskonały, o którym masz zgodność w dzisiejszej epistole świętego Jakuba: Wszelki datek najlepszy i wszelki dar doskonały. (Jk 1,17). Najlepszy, czyli najwyższy; doskonały, któremu nic nie można dodać. Chrystus jest datkiem najlepszym, ponieważ został nam dany od Ojca, jego najwyższy Syn współwiekuisty. Słusznie Chrystus nazywa się wszelkim dobrem doskonałym, ponieważ gdy Ojciec dał go nam, przez niego wszystko udoskonalił. Dlatego: Syn człowieczy przyszedł zbawić to, co zginęło (Mt 18,11). I dlatego dzisiaj w introicie mszy Kościół śpiewa: Śpiewajcie Panu pieśń nową, jakby mówił: O wierni, przez Syna człowieczego zbawieni i odnowieni, śpiewajcie pieśń nową. Stare bowiem powinniście odrzucić, kiedy przyszły nowe. Śpiewajcie, mówię, gdy zesłał nam wszelki datek najlepszy, mianowicie swego Syna. Na oczach pogan objawił swą sprawiedliwość (Rz 97,2), gdy dał nam wszelki dar doskonały, samego Jednorodzonego, usprawiedliwiającego pogan, wszystko doskonaląc. Wszelki datek najlepszy i wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca świateł (Jk 1,17), jak promień od słońca. Bo jak promień słońca, zstępując od słońca, oświeca świat, a jednak nigdy od słońca nie odstępuje, tak Syn Boży, zstępując od Ojca, oświecił świat, a jednak

32

nigdy od Ojca nie odstąpił, ponieważ jest jednym z Ojcem. Dlatego on sam powiedział u Jana: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Maryja ofiarująca swój dar Bogu Małą jest pszczoła między latającymi. Podczas gdy wiele cnót wspaniale błyszczało w Najświętszej Maryi, pokora zabłysła najwspanialej, kiedy wyrzekła: Wejrzał na uniżenie służebnicy swojej (Łk 1,48), i dlatego zwie się małą pszczołą między latającymi. Istoty latające to jej zasługi, ulatujące aż do najwyższego nieba, stąd to powiedziano w Przypowieściach: Wiele córek zebrało bogactwa, czyli cnoty, ty zaś przewyższyłaś wszystkie (Prz 31,29); gdyż wzleciała wyżej nad wszystkie. Chociaż była obdarzona bogactwami tylu cnót, chociaż została wyniesiona przez tyle zasługujących przywilejów, była jednak nasza Pszczoła małą, czyli pokorną, ta która dzisiaj w świątyni ofiarowała Bogu Ojcu plaster miodu, to znaczy Słowo Wcielone, czyli Boga i człowieka. W plastrze – miód i wosk, w dziecięciu Jezus – Bóstwo i człowieczeństwo. Dary Ducha Świętego Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany (Rz 5,5). Zauważ, że ogień, zapalając rzeczy wysokie, obniża je, rozdzielone łączy, twarde przenika,

jak żelazo żelazem, ciemne rozjaśnia, zawsze jest ruchliwy, wszelkie swe ruchy i impet kieruje w górę, a ucieka od ziemi oraz to, w czym się rodzi, włącza do swego działania. Te siedem właściwości ognia stosuje się do darów Ducha Świętego, który przez dar bojaźni zniża wysokie i pyszne; przez dar pobożności łączy rozdzielone, czyli różne serca; przez dar wiedzy rozjaśnia to, co ciemne; przez dar męstwa przenika serca zatwardziałe; przez dar rady zawsze jest ruchliwy, ponieważ ten, komu radzi przez natchnienie, nie gnuśnieje, ale czynnie bierze się do dzieła swego i innych zbawienia: łaska bowiem Ducha Świętego nie zna gnuśnych przedsięwzięć; przez dar rozumu wszystkie poruszenia bada, czy są z nieba, gdyż swoim natchnieniem udziela człowiekowi rozumienia, to znaczy odczytywania we wnętrzu, czyli w sercu, oraz ucieka od rzeczy ziemskich; przez dar mądrości ducha, w którym się rodzi, włącza do swego działania, gdyż czyni go wonnym, stąd to mówi Eklezjastyk: Napełniłam wonnością mieszkanie moje (Syr 24,21). Bo duch ludzki, w którym mieszka Duch Święty, pachnie jak naczynie lub miejsce, w którym położono wonne zioła. Zatem łaska Ducha Świętego zwie się potokiem ognistym. Potokiem, bo gasi pragnienie rzeczy doczesnych, obmywa brudy grzechów; ognistym, bo wzbija się do miłości, oświeca poznanie; dlatego dzisiaj mówimy, że ukazał się Apostołom


▪ ŚWIĘTY ANTONI. KAZANIA ▪ TEMAT NUMERU

FOT. K. GORGOŃ

w językach ognistych, ponieważ uczynił przez Boga, aby zanosił twoje modli- nieni grzesznicy dar pokuty Jezusowi ich wymownymi i żarliwymi. Miłością twy i jałmużny do nieba, ma coś prze- Chrystusowi, Panu zastępów, czyli moBożą żarzyli się, bliźniego zaś oświecali. ciw tobie, czyli skarży się na ciebie, że cy niebieskich. Najdrożsi, zanieście i wy, gdy podsuwa ci dobra, odwracasz ucho razem z trzema Magami dary, mianoCzworaki dar ofiarowany Bogu posłuszeństwa, pozostaw tam dar twój, wicie złoto skruchy, kadzidło spoTo są cztery ołtarze, o każdym z któ- czyli nie ufaj swej suchej jałmużnie, ale wiedzi, mirrę zadośćuczynienia, rych można zrozumieć to, co mówi Pan najpierw idź krokami miłości przez abyście otrzymali w niebie od samego w dzisiejszej ewangelii: Jeśli więc ofiaru- posłuszeństwo pojednać się z aniołem Pana Jezusa Chrystusa dar chwały, a to jesz dar twój u ołtarza... Zauważ, że jak upomnienia, który dany ci został na za sprawą Tego, który jest błogosławiony czworaki jest ołtarz, tak czworaki jest stróża, i wtedy przyszedłszy, przez jego na wieki wieków. dar i czworaki jest brat nasz. Jest to dar ręce ofiarujesz dar twój, miły Bogu. Dym kadzidła pochodzący z modlitw modlitwy, wiary, pokuty i jałmużŚwiętych wstąpił z ręki Anioła przed Bony. Bratem naszym zwie się każdy bliźni, Dar pokuty i ofiara czynu ga (Ap 8,4). Kto szuka własnej chwały Chrystus, anioł i nasza dusza. Jeśli więc Mędrcami, składającymi pokłon z dobrego uczynku, jakiego dokonuje, ofiarujesz dar modlitwy u ołtarza świę- Chrystusowi i ofiarującymi dary, są ani nie ofiaruje darów w Domu Pańtej Trójcy, i tam wspomnisz, że brat, czyli pokutnicy, którzy oświeceni gwiazdą skim, ani nie wstępuje przed Pana dym bliźni twój, ma coś przeciw tobie, jeśli go łaski składają pokłon w duchu, i praw- jego kadzidła. To nas poucza, że w Doobraziłeś słowem lub czynem, albo jeśli dzie, oraz ofiarują potrójny dar pokuty. mu Pańskim, to znaczy w czystym sucośkolwiek złego przeciw niemu nosisz Oszukują oni diabła, kiedy nie wracają mieniu, gdzie On mieszka, mamy skław duchu; jeśli jesteś daleko, idź, nie noga- do niego więcej, lecz postanawiają wró- dać przed nim ofiarę naszego czynu, mi, ale duchem pokornym upadnij przed cić inną drogą, mianowicie drogą po- i tylko od Niego wyglądać nagrody, i tak nim, w obliczu tego, któremu będziesz kory, prowadzącą do wiecznej ojczyzny. przez posługę Anioła przydzielonego ofiarował; a jeśli jest obecny, idź, na noUsłyszeliśmy o nędzy tych wszystkich nam do straży, nasza pobożność wstąpi gach, i proś o przebaczenie. grzeszników, a rozważajmy miłosierdzie przed Boga, i jego łaska zstąpi na nas, Również, jeśli ofiarujesz dar wia- Boga, uwalniającego od tak wielkiej nę- abyśmy mogli wreszcie wstąpić do Jego ry u ołtarza Człowieczeństwa Jezusa dzy. Oto w tym czasie boskiej łagodno- chwały, za sprawą Jego, który jest błogoChrystusa, czyli wierzysz, że on przyjął ści i zmiłowania zaniosą wyżej wymie- sławiony na wieki.  prawdziwe ciało z Dziewicy, i tam wspomnisz, że ten brat twój, który dla ciebie przyjął twoją naturę, ma coś przeciw tobie, czyli wspomnisz, że jesteś w grzechu śmiertelnym; to zanim słowem wyznasz wiarę, zostaw tam dar twój, czyli nie ufaj swej wierze martwej, ale idź najpierw pojednać się przez prawdziwą pokutę z twoim bratem, Jezusem Chrystusem. Także, jeżeli ofiarujesz dar pokuty u ołtarza czyli udręczenie ciała, i tam wspomnisz, że brat czyli duch twój ma coś przeciw tobie, to znaczy że wtedy, gdy dręczysz ciało wspomnisz, iż duch twój jest splamiony jakąś wadą, zostaw tam dar twój, czyli nie ufaj udręczeniu ciała, jeśli wpierw nie oczyścisz swego ducha z wszelkiej niegodziwości, i tak przyszedłszy ofiaruj dar twój. Także, jeśli ofiarujesz dar jałmużny ubogim, i tam wspomnisz, że brat twój, czyli anioł, łaską i stworzeniem, jakim Św. Antoni głoszący do ryb, Bazylika św. Justyny w Padwie i ty zostałeś stworzony, powierzony ci

33


TEMAT NUMERU ▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪

Przyjąć dar i stać się darem

FOT. K. GORGOŃ

Andrzej Zając OFMConv

Św. Franciszek z Asyżu, sanktuarium La Verna


▪ ŚWIĘTY FRANCISZEK ▪ TEMAT NUMERU Kiedy Franciszek dał się już Bogu przyciągnąć do siebie, przekonał się, że hojność Boga nie zna granic. Kolejne doświadczenia były dla niego potwierdzeniem, jak dobry jest Bóg, który sam stał się darem dla niego, podobnie jak darem był dla niego człowiek.

wiedząc, że wszystko co się dzieje, dzieje się dla jego dobra, a za wszystkim kryje się łaskawość Boga, który go prowadzi, kształtuje i upodabnia do Jezusa. Jezus największym darem W swoich modlitwach składał dzięki Ojcu, prosząc jednocześnie, aby jego uwielbienie wydoskonalał Syn Jego umiłowany, „przez którego – jak pisał – tyle dla nas uczyniłeś”. Franciszek był poruszony tym, ile nieogarniony Bóg uczynił dla człowieka. Sama prawda o Wcieleniu nie tylko wzruszała go, ale stawała się dla niego ostatecznym argumentem do życia w pokorze i ubóstwie: „bo Pan dla nas stał się ubogim na tym świecie”. Cały czas podkreślał ten pierwszy powód, dla którego niewidzialny, nieskończony i wszechmocny Bóg zstąpił na ziemię, przyjmując kruchość człowieczeństwa. Syn Boży stał się człowiekiem dla nas! Stał się najcudowniejszym darem od Ojca dla człowieka. W Oficjum, które skomponował, wzorowanym na psałterzu, napisał: „Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się w nim i weselmy. Ponieważ najświętsze, umiłowane Dziecię zostało nam dane i narodziło się dla nas”. Najświętsze Dziecię zostało dane ludziom i dla ludzi się narodziło, aby być tak blisko, by człowiek mógł zobaczyć, jak Bóg go kocha. A jakby tego było mało, to przypieczętował ten dar miłości swoją męką i śmiercią: „Wola zaś Ojca była taka, aby Syn Jego błogosławiony i chwalebny, którego nam dał i który narodził się dla nas, ofiarował siebie samego przez własną krew jako ofiara i żertwa na ołtarzu krzyża nie za siebie, przez którego stało się wszystko, ale za nasze grzechy, zostawiając nam przykład, abyśmy wstępowali w Jego ślady”.

Bracia darem od Pana Pod koniec kwietnia 1208 r. u Franciszka pracującego przy odbudowie kościółka San Damiano pojawili dwaj młodzi ludzie: Bernard z Quintavalle i Piotr Cattani. Zaintrygowani jego przykładem, chcieli dzielić razem z nim życie. Zasięgnąwszy rady u Pana poprzez trzykrotne otwarcie Pisma Świętego w kościele św. Mikołaja, przyłączyli się do niego. Po nich zaczęli wkrótce pojawiać się kolejni bracia. O tym wydarzeniu po latach Franciszek wspominał w swoim testamencie: „I po tym, jak Pan dał mi braci, nikt mi nie wskazywał, co mam robić, lecz sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć na kształt świętej Ewangelii”. On wiedział, że to Pan dał mu braci, że to nie dzieło przypadku, ale że byli oni darem od Boga. Franciszek był świadom, że Pan dał mu nie tylko braci, ale dał mu rozpocząć czynić pokutę, że On sam wprowadził go między trędowatych, że w kościołach dał mu wiarę, dzięki której zaczął modlić się i uwielbiać Pana, że dał mu wiarę w kapłanów, że objawił mu pozdrowienie: „Niech Pan da ci pokój!”, a do tego jeszcze dał mu prosto i czysto napisać regułę i słowa testamentu. Czuł się szczodrze odbarowany przez Pana, który – jakby powiedziała Klara – jest hojnym Eucharys a – codzienny dar Dawcą, Ojcem miłosierdzia, chwaleb- i wezwanie nym Dobroczyńcą. To, co go spotykaFranciszek odkrył również, że ten ło, interpretował właśnie w ten sposób, dar, jaki Bóg Ojciec ofiarował człowie-

kowi w swoim Synu, nie zamknął się w samym tylko Wcieleniu, ale że on wciąż się dzieje w Eucharystii. Bo jak niegdyś zstąpił do łona Dziewicy, tak teraz zstępuje na ołtarz w ręce kapłana. I jak niegdyś dał się zobaczyć w ciele Jezusa, tak teraz daje się zobaczyć pod postacią chleba i wina. Jak wtedy, tak i teraz jest żywy i prawdziwy, działający cuda. Jak rozumiał tę tajemnicę, można wywnioskować z modlitwy Ojcze nasz, nad którą medytował: „Chleba naszego powszedniego: umiłowanego Syna Twego, Pana naszego Jezusa Chrystusa, daj nam dzisiaj: na pamiątkę i dla zrozumienia, i uczczenia miłości, którą nas darzył, oraz tego, co dla nas powiedział, uczynił i wycierpiał”. Dla niego Eucharystia była nie tylko pamiątką męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, ale również Jego narodzin w ludzkim ciele. O tym niezwykłym akcie pokory i łaskawości względem człowieka nieustannie przypominał: „O przedziwna wielkości i zdumiewająca łaskawości! O wzniosła pokoro! O pokorna wzniosłości, bo Pan wszechświata Bóg i Syn Boży, tak się uniża, że dla naszego zbawienia ukrywa się pod niepozorną postacią chleba! Patrzcie, bracia, na pokorę Boga i wylewajcie przed Nim serca wasze, uniżajcie się i wy, abyście zostali wywyższeni przez Niego. Nie zatrzymujcie więc niczego z siebie dla siebie, aby was całych przyjął Ten, który cały wam się oddaje”. Przyjmując Boga, który staje się darem, nie chciał inaczej odpowiadać, jak tylko przez stawanie się bezgranicznie darem dla Niego. Wiedział też, że darem dla Boga można stać się w pełni, będąc darem dla drugiego człowieka. To właśnie Eucharystia była dla Niego nie tylko objawieniem nieskończonej miłości Boga, ale również wezwaniem do bezwarunkowej miłości. 

35


Nie chcę zapomnieć Nie chcę zapomnieć tego co było Bo wszystko co było dał mi z nieba Pan I ziemię na którą z łona matki wypadłem A On mnie ujął i ku niebu wzniósł I życie co dał mi dał rozpocząć na nowo Wśród trądu świata On uczynił cud I wiarę jak rzeka co nawadnia ugory W świątynnych murach darmo dał mi On Nie chcę zapomnieć tego co było Bo wszystko co było dał mi z nieba Pan I braci szalonych nowy orszak rycerski On przywiódł do mnie z czterech świata stron I księgę żywota niczym skarbiec otworzył On sam kierunek jasno wskazał nam I dał pozdrowienia słowo niebem nasycone Błogosławieństwo dał nam jako broń

Jeden z utworów pochodzących z płyty CD „Wiał wiatr. Opowieść o świętym Franciszku”. Muzyka: Ryszard Brączek, tekst: Andrzej Zając. Wykonanie: Lidia Jazgar z zespołem Galicja, Jerzy Trela, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej. Wydawca: ArtBlue 2008.

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC

Nie chcę zapomnieć tego co było Bo wszystko co było dał mi z nieba Pan


Zdzisław Józef Kijas

PERŁY I PLEWY III TOM POWIEŚCI O WYJĄTKOWYCH KOBIETACH XIX WIEKU

s. 408 oprawa miękka, format 130x210 cena det. 34,90 zł rabat 30% 24,43 zł

Perły i plewy przenoszą czytelnika do prowincjonalnego miasteczka na Śląsku. Wydarzenia zamykają się w przeciągu trzech dni, między 15 a 17 listopada 1872 roku – pomiędzy śmiercią a narodzinami. Oprócz postaci z poprzednich tomów Tam, gdzie rodzi się życie (2016) i Nawet szarość jaśnieje (2018) w powieści pojawiają się nowe twarze i nowe historie. Pozornie nic nieznaczące zaczynają jaśnieć niczym drogocenne perły, inne zostają odarte z fałszu i stają się jak plewy, które wiatr roznosi po polu. W ciągu trudnych trzech dni bohaterowie przeżywają duchową przemianę, dojrzewają, pozbywają się lęków i rodzą się do autentycznego życia.

Zdzisław Józef Kijas – franciszkanin, profesor teologii, nauczyciel akademicki wielu uczelni w Polsce i zagranicą, pracownik watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Jest autorem wielu poczytnych książek.

Zamówienia: ksiegarnia@bratnizew.pl tel. 725 505 810

www.bratnizew.pl

Seria powieści o wyjątkowych kobietach XIX wieku oddaje hołd czterem kobietom – założycielkom Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. Poświęciły one swe życie setkom ubogich, chorych i opuszczonych ludzi, czyniąc wszystko, by ulżyć ich cierpieniom, niosąc bezinteresowną pomoc. Towarzysząc niezwykłym bohaterkom powieści w ich trudnej, ale jakże pięknej drodze życia, mamy szansę przypomnieć sobie, co naprawdę ma dla nas realną, niepodważalną wartość.

Cena det. zestawu 84,90 zł rabat 30% 59,43 zł

Zestaw powieści o wyjątkowych kobietach XIX wieku zawiera: Tam, gdzie rodzi się życie – s. 288, oprawa miękka, cena det. 29,90 zł Nawet szarość jaśnieje – s. 368, oprawa miękka, cena det. 29,90 zł Perły i plewy – s. 408, oprawa miękka, cena det. 34,90 zł


TEMAT NUMERU ▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪

Dar BRAT MNIEJSZY KONWENTUALNY Zdzisław Kijas OFMConv

BRAT MNIEJSZY Eligiusz Dymowski OFM

O

bdarowywanie najczęściej kojarzy się nam z poczuciem wdzięczności. Czasem jesteśmy jakimś darem zaskoczeni, zażenowani i – prawdę mówiąc – nie wiemy, co z tym fantem zrobić. W świecie nastawionym na zysk i bogacenie się, pojęcie daru zatraca praktycznie jego duchowy wymiar. Już od najmłodszych lat wpaja się nam, że trzeba być najlepszym, przebiegłym i w tej „gonitwie szczurów” umieć liczyć tylko na siebie. Dopiero wtedy, gdy zaczynasz żyć ponad stan, wówczas możesz pozwolić sobie na pewien „luksus” bycia filantropem. Wtedy takimi osobami zachwycają się media, a do chóru adoratorów szybko dołączają różne agencje reklamowe i prywatne firmy. Tylko że ten sposób myślenia nie zamyka człowiekowi okna przed duchową pustką, a „dar” w błysku fleszy zaślepia jedynie oczy. Libański poeta i malarz Khalil Gibran (1883-1931) w swojej słynnej książce „Prorok” napisze: „Dobrze jest rozdawać, ale jeszcze lepiej, kiedy sam czujesz, że trzeba obdarowywać”. I dalej – czyniąc to świadomie i dobrowolnie – stajesz się w ten sposób tą radosną częścią daru, który sam w sobie jest biblijną „znalezioną perłą”. Dlatego „dla kogoś, kto ma pełne ręce, szukanie potrzebujących – to radość większa niż samo dawanie”. Rozwój społeczeństw nie może za żadną cenę niszczyć i zabijać w człowieku jego podstawowych praw, a mianowicie prawa do godnego życia, wolnego wyboru oraz powszechnego szacunku. Bieda i ubóstwo zawsze będą głodne wrażliwości i dobroci ludzkich

38

serc. Ale same chęci lub dobra wola nie wystarczą. Człowiekowi w czynieniu dobra potrzebna jest również odwaga. Ona wyzwala w nim tę nadprzyrodzoną siłę, aby mógł stawać się czułym i bezinteresownym darem dla innych w każdym swoim czynie i geście. Takiej postawy wymaga od nas sam Stwórca, ponieważ „tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten i skąpo zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie. Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2Kor 9,6-7). Ewangeliczny „wdowi grosz” mówi bowiem więcej o ludzkim sercu, niż kolejna techniczna zdobycz, prowadząca na ogół do pychy i zarozumiałości, gdyż pokusa zbudowania „Wieży Babel” istnieje w każdym pokoleniu. Ktoś zauważył, że dziś jest tyle samo ludzi samotnych, co i niezadowolonych z siebie, bo zamiast myśleć o tym, ile i co jesteśmy w stanie zrobić dla drugiego człowieka, szczelnie zamykamy się na innych i zachowujemy się wobec nich egoistycznie i samolubnie. A przecież możemy dzielić się z innymi tym, co mamy najcenniejsze: naszym sercem, umysłem, czasem, naszymi małymi radościami, po prostu tym, kim jesteśmy. Najważniejsze, aby nie bać się nigdy zaryzykować i otworzyć na dar, pamiętając o tym, co powiedział kiedyś Albert Camus, że „świat bez miłości jest martwym światem i zawsze przychodzi godzina, kiedy człowiek zmęczony błaga o twarz jakiejś istoty i serce olśnione czułością”. 

R

óżnie można spoglądać na rzeczywistość daru. Dla nas – chrześcijan – darem jest wiara, w niej zaś wyjątkowy, szczególny, jedyny dar – Jezus Chrystus. On jest DAREM Boga dla nas i zarazem naszym Darem-Odpowiedzią dla Boga. Jest Darem-Pośrednikiem. Św. Ireneusz pisał, że „Bóg stał się człowiekiem po to, by człowiek mógł stać się Bogiem”. Jezus jest więc DAREM dla człowieka. Jest darem pełnym życia, i to życia wiecznego. Od samego początku pisarze chrześcijańscy zastanawiali się, jaki sens mają słowa Jezusa o Jego jedności z Ojcem oraz o Jego jedności z nami. Pytali się, jak rozumieć Jezusowy dar bycia jednocześnie z Ojcem i z nami. Ich odpowiedź była następująca: samopoznanie i znajomość Boga idą ręka w rękę z naszą znajomością Jezusa i do niej pasują. Przyjęcie Daru, którym jest dla nas Chrystus, pozwala mi poznać siebie i stać się jednocześnie darem dla innych. Wielcy myśliciele formułowali tę odpowiedź w oparciu o słowa Jezusa, który powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce (J 10,14-15)”. Wchodząc w siebie, rozmawiając z sobą, odkrywam, kim jestem i jak wieloma darami obdarował mnie Pan. Odkrywając prawdę o sobie, odkrywam również prawdę o bliskości Boga, że zna mnie lepiej, niż ja znam samego siebie. Zaczynam modlić się o to, bym wreszcie poznał siebie tak, abym mógł poznać Boga i dary, których mi udziela. Samopoznanie jest wielkim darem, jaki czynię dla siebie i dla innych.


FOT. K. GORGOŃ

▪ TRÓJGŁOS FRANCISZKAŃSKI ▪ TEMAT NUMERU

BRAT MNIEJSZY KAPUCYN Wiesław Block OFMCap

Tylko wtedy, kiedy znam siebie, umiem pomóc sobie i przyjść z pomocą innym, wielbiąc Boga za wszystko. W miarę, jak staję się sobą, kiedy odkrywam, jakim darem jestem dla siebie, upodabniam się równocześnie coraz bardziej do Boga, źródła wszystkich darów. Odkrywam również prawdę Jego słów: „Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1J 3,2)”. Ludzie, którzy często przebywają obok siebie, zaczynają się do siebie upodabniać w sposobie mówienia, nawyków, ale też dziwactw czy zachowania. Zjawisko to pomaga również zrozumieć konsekwencje przebywania w bliskości Boga: im dłużej jestem blisko Niego, tym bardziej upodabniam się do Niego. I jak On stał się dla mnie Darem, tak powoli ja staję się darem dla Niego i dla tych, którzy są wokół. Podobnie rzecz ma się, kiedy teologia opisuje dwie natury w Jezusie: ludzką i boską, które są zjednoczone, a jednak niezmieszane ze sobą. I tak również jest w naszym codziennym życiu: im bardziej jestem darem dla Boga, tym bardziej będę mógł/mogła być darem dla bliźniego. Bóg nie jest bynajmniej zazdrosny o mnie, przeciwnie, tym bardziej mnie kocha, tym większymi obdarza mnie darami, im bardziej staję się darem dla innych. Jak naucza fizyka kwantowa, światło nie jest ani falą, ani cząstkami, ale jednym i drugim jednocześnie. W życiu jest analogicznie: trzeba być koniecznie darem dla Boga i dla innych, tylko wtedy stanę się pełnym światłem dla siebie – przemienionym. 

T

ematyka daru i obdarowania jest żywo obecna w duchowości franciszkańskiej. Szukając w Pismach św. Franciszka refleksji na ten temat, natrafia się przede wszystkim na trzy teksty. Pierwszy pochodzi z Testamentu Franciszka. Schorowany Franciszek wspomina, iż u początków swego nawrócenia, zostało mu objawione w jaki sposób powinien on sam i jego bracia zwracać się do ludzi: Pan objawił mi, abyśmy używali pozdrowienia: niech Pan obdarzy was pokojem (T 23). Pozdrowienie to ma swe źródło w Księdze Liczb (6,24-26), gdzie arcykapłan Aaron błogosławił pokolenia Izraela: Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem. Życzenia pokoju i błogosławieństwa, jakie Aaron skierował do synów Izraela, towarzyszyły całemu życiu Franciszka; wszystkim napotkanym ludziom życzył on daru pokoju. W ten sposób też zwracał się do swych braci. A jednemu z nich, bratu Leonowi, napisał błogosławieństwo, które przetrwało w formie autografu do dziś. Pergamin zapisany stygmatyzowaną dłonią Franciszka wyrażał życzenie tego, by brat Leon został obdarowany darem pokoju: Niech ci Pan błogosławi […] i niech Cię obdarzy pokojem. Interesujące, iż drugi tekst, w którym Franciszek nawiązuje do tematu daru i obdarowania dotyczy, podobnie jak poprzedni fragment, daru pokoju. Pochodzi on z Listu do całego Zakonu i jest wyrażeniem czci i dziękczynienia wobec Chrystusa eucharystycznego: Całując wam stopy, błagam was wszystkich,

bracia, z taką miłością, na jaką mnie stać, abyście tak jak tylko możecie, okazywali wszelkie uszanowanie i wszelką cześć Najświętszemu Ciału i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, w którym to, co jest w niebie i to, co jest na ziemi, zostało obdarzone pokojem i pojednane z Wszechmogącym Bogiem (LZ 12-13). Dar pokoju dotyczy w tym wypadku całej ludzkości i powinien być rozumiany jako dar Wcielonego Boga, Chrystusa eucharystycznego, który pojednał całe stworzenie z Bogiem, a konkretnym owocem tego pojednania jest właśnie darowany pokój. Kolejny, trzeci już fragment, wywodzi się z Listu do wiernych. Święty z Asyżu opisuje chrześcijańskim pokutnikom, jak piękne jest życie w niebie, ponieważ tam przebywa Ojciec, Syn i Duch Pocieszyciel. Mówiąc o Synu, nie znajduje on właściwych wyrażeń, by opisać Jego piękno: O, jak świętą i cenną jest rzeczą mieć tak miłego, pokornego, darzącego pokojem, słodkiego, godnego miłości i ponad wszystko upragnionego brata i takiego syna: Pana naszego Jezusa Chrystusa (1LW 13). Spośród wielu zwrotów przypisanych osobie Jezusa, jeden przykuwa szczególną uwagę: darzący pokojem. Dar, jakim obdarza nasz brat i syn, który przebywa w niebie (por. 1LW 13), to pokój. Powyższe fragmenty jednoznacznie wskazują na to, jak żywa była świadomość Franciszka, co do tego, iż wewnętrzny pokój, jak też pokój między ludźmi, to owoc nie tylko wysiłku konkretnego człowieka czy całego społeczeństwa, ale przede wszystkim dar, obdarowanie, jakiego udziela, czy jakim dzieli się Bóg ze swoim stworzeniem. 

39


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU

Być radosnym radością Ducha Rozmawiała Katarzyna Gorgoń ZDJĘCIA Z ARCHIWUM P. CWYNARA

Mówi, że w życiu zdążył już być i bogaty i spać na ulicy. Gangster i recydywista, który za kratkami spędził piętnaście lat. Właśnie w więzieniu wszedł na drogę nawrócenia. Dziś ewangelizuje odwiedzając zakłady karne. Mówi więźniom, że można żyć inaczej.


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Może na początek kilka słów o sobie? Nazywam się Paweł Cwynar, urodzony i wychowany w Legnicy. Wykształcenie: podstawowe z przebłyskami (śmiech). Zawód: brak. Profesja wykonywana: kiedyś – chuligan, bandzior, gangster, później – pomocnik na budowach, zamiatacz ulic, obecnie – aspirujący pisarz. Jak powiedział Charles Bukowski: „Szpitale, więzienia i burdele – oto prawdziwe uniwersytety życia. Mam dyplomy wielu takich uczelni. Mówcie mi Wasza Magnificencjo” – więc może i dla mnie jest szansa! W swoich świadectwach mówi Pan, że pochodzi z dobrego domu. Jak dziecko z dobrego domu trafiło do więzienia?

rzenie być wybitnym sportowcem, trenowałem dużo i rzetelnie, poświęcałem się sportowi bezgranicznie, ale w szkole zawodowej, do której poszedłem, wuefista nie był zainteresowany moimi dotychczasowymi wynikami. Byłem niedojrzały emocjonalnie i nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji, ponieważ to, co było moją pasją i miłością, zostało całkowicie zlekceważone. Nagły brak możliwości realizowania się sprawił, że nie wiedziałem, jak mam poradzić sobie z buzującą adrenaliną. Postanowiłem poszukać wrażeń gdzie indziej. Wieczorami wychodziłem przez okno na podwórko, gdzie się szwendałem bez celu. Szybko wpadłem w złe towarzystwo: recydywiści, pijacy, degeneraci, kajdaniarze... Przygarnęli przybłędę w swoje szeregi, objaśniając zasady, którymi kierowała się ulica. Zanim zostałem aresz-

Trafiłem do celi z wieloletnimi recydywistami. Ich zadaniem było mnie utemperować, a moim? Sam nie wiedziałem… Po prostu chciałem przeżyć. Tak, pochodzę z dobrego domu, w którym niczego mi nie brakowało. Miałem swój pokój z widokiem na park, kota, psa, akwarium i rower. Miałem kochających rodziców i dziadków. Nigdy jednak nie miałem zapału do nauki a do awansów w szkole nie przywiązywałem uwagi. Kiedy zostałem wybrany na przewodniczącego klasy, rodzice byli dumni, ja – obojętny. To były przebłyski problemu, którego nikt wtedy nie zauważył. W podstawówce uprawiałem sport. Puchary, dyplomy, zwycięstwa… Miałem najlepsze osiągnięcia w szkole, przez co nie musiałem się uczyć, ponieważ wiedziałem, że „przejdę” do kolejnej klasy. Miałem wielkie ma-

42

towany pierwszy raz, byłem już dość mocno zdemoralizowanym wyrostkiem, mającym na sumieniu przestępstwa, palącym papierosy i degustującym tanie wina. W wieku szesnastu lat zostałem zatrzymany i osadzony w izbie dziecka. Później był poprawczak. Czy Pana koledzy z tamtych początków to też dzieci z dobrych domów, czy raczej dzieciaki ze środowisk patologicznych? Ja poprawczak nazywam „przerażającą fabryką społecznych wyrzutków”. Były tam zastępy chłopaków z patologicznych rodzin, bitych, molestowanych, żyjących samopas od najmłodszych lat. Dzieciaków, które tylko

z filmów znały miłość. Tatuaże, sznyty, więzienne piosenki, bicie, samouszkodzenia, przekleństwa, jakich nigdy wcześniej nie słyszałem, cwaniactwo, wyrachowanie, przebiegłość. Miałem wrażenie, że tylko ja jestem jakiś „grzeczniejszy”, ale szybko nauczyłem się radzenia sobie w tym okrutnym świecie. Później dość długo na mojej drodze pojawiali się chłopcy poznani w poprawczaku. Okrutne życie bezwzględnie ich dziesiątkowało. Niepotrafiący wyrwać się z pętli zła, wpisani przez społeczeństwo na zarezerwowane dla nich miejsce na marginesie życia, z wypalonym piętnem skazańca: „jednostka aspołeczna, socjopatyczna, uporczywie niepoddająca się resocjalizacji” – to najczęściej widniało w aktach. A naprawdę największą ich winą było to, że urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie, czasami w więzieniu, nigdy nie poznawszy ojca lub matki. Próbowali walczyć, być tacy, jak wszyscy, lecz tylko nielicznym to się udało. Szczeniaki, którymi nikt się nie interesował, nikt nie mówił im, co jest dobre, a co złe, a nawet jak mówił, to sam przeważnie robił co innego. Bramy, pustostany, meliny były ich domami, a pijani kryminaliści – nauczycielami. Czy poprawczak czegoś Pana nauczył? Oczywiście! Przede wszystkim nienawiści i wyrachowania. Zdemoralizowany do cna wyszedłem na wolność, którą cieszyłem się… miesiąc! Skrzyknąłem paczkę kolegów, z którymi ruszyłem śladami wielkich gangsterów, będących dla nas niedoścignionymi autorytetami. Odważni, dumni, silni, z ugodzoną ambicją byliśmy gotowi podbić świat. Mając siedemnaście lat trafiłem do zakładu karnego. Podczas komisji weryfikacyjnej dyrektor przywitał mnie tymi słowy: „Zapoznawszy się z twoimi aktami z zakładu poprawczego, biorąc pod uwagę twoją głęboką demoralizację, kieruję cię na oddział


dla recydywy, już oni tam cię wychowają… Wyjść!”. Trafiłem do celi z wieloletnimi recydywistami. Ich zadaniem było mnie utemperować, a moim? Sam nie wiedziałem… Po prostu chciałem przeżyć. Okazało się jednak, że to był początek mojej drogi ku „wyższej lidze”.

łem, dlatego zamiast się nad tym rozwodzić, podjąłem walkę. A na wolności walczyłem dalej.

Tym razem wolność trwała dłużej? Rozpocząłem działalność w zbrojnych grupach przestępAwans w przestępczej hierarchii? czych. Walka o tereny, wpływy, Tak… W celi siedziałem z podej- wielką kasę, szybka i ostra gra na rzanym o kilka morderstw złodziejem krawędzi… Jak Pani myśli? Trwai dwoma bandytami. Każdy chciał rzą- ła dłużej? dzić, a ja chciałem tylko jakoś się w tym wszystkim odnaleźć. Od rana do późnej Domyślam się, że nie… nocy uczyli mnie swoich fachów, zasad Nie… Ale mój powrót do więzachowania w każdej sytuacji, grypso- zienia uświadomił mi, że wracam wania, walki, przetrwania. Byłem po- tam jak do swojego domu. Niczejętnym uczniem, zdecydowanym, sil- go się nie bałem, a wręcz odwrotnym, nieobliczalnym. Czułem się jak na nie – to ja zacząłem budzić strach. wojnie: niemal codziennie miałem do W 1994 r. postanowiłem uciec, żeczynienia z przemocą, śmiercią. Tam by wyrównać gangsterskie pora-

Dziś nie mam wątpliwości, że wszystko, co mam, jest od Boga. Zanim Go spotkałam, moja wiara była taka jak ja i całe moje życie, czyli byle jaka. ludzkie życie miało mocno zaniżoną cenę. Kilku znajomych wstrzyknęło sobie wirus HIV. Inni podcinali sobie żyły, przedawkowywali leki, dokonywali wielu wymyślnych samouszkodzeń tylko po to, by odzyskać wolność. Mury więzień skrywają ogrom tragicznych tajemnic, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Z biegiem lat zobojętniałem na widok przemocy. Dzisiaj jesteś, jutro cię nie ma, recydywa powtarzała: „Małolat, przywykniesz”. Wtedy im nie wierzyłem, teraz wiem, że do wszystkiego można przywyknąć. Psychika to najsłabszy punkt! Nie wolno było się załamać! Kto upadał psychicznie, błyskawicznie podupadał na zdrowiu i stawał się żerem dla innych. Szybko to poją-

chunki, taka sprawa „honorowa”. Ktoś mnie zakapował… Antyterror, łańcuchy, izolatka. Skończyło się tym, że przyznano mi status więźnia szczególnie niebezpiecznego. Wrażenia z tamtego czasu pozostaną w mojej pamięci do końca życia. Niejednokrotnie budzę się z koszmarem tamtych wspomnień. Terror psychiczny i fizyczny, jakiemu zostałem wtedy poddany, wywarł potężne piętno na mojej psychice. Ale w 1998 wyszedłem. Byłem już na tyle znany w przestępczym świecie, że zaproszono mnie na spotkanie ważniejszych gangsterów w Polsce. Nie mogłem odmówić.


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ To był moment przełomowy mojej „kariery” – wkroczyłem do pierwszej ligi. Wreszcie byłem kimś. Zaczęły się poważne interesy, nauczyłem się czerpać korzyści z szarej strefy, w której działałem. Zarabiałem m.in. na tym, kim jestem. Moje nazwisko stało się marką. Czułem się jak król życia, spełniały się moje marzenia! Byłem brawurowy i nieobliczalny. Płaciłem za to wysoką cenę: wódkę piłem litrami, czasem brałem narkotyki, nie przesypiałem nocy, żyłem w nieustannym napięciu, na krawędzi. Nie wiedzieć kiedy zapętliłem się w sytuację, z której nie widziałem wyjścia, a właściwie to nawet go nie szukałem. Nie znałem innego świata, więc nie wyobrażałem siebie, że można inaczej.

Aż w końcu… Aż w końcu poważne zarzuty, działanie w grupie zbrojnej, handel bronią, haracze, narkotyki. CBŚ wprowadziło do mojej grupy swoje wtyczki. Założyli ukryte kamery i podsłuchy. Zarzuty były niepodważalne. Odizolowany oddział, osobna pojedyncza cela, gdzie nie widziałem nikogo na oczy, w środku tej celi klatka – tak zwana tygrysówka. Spacery również w klatce, do której byłem prowadzany o świcie tak, bym nikogo przypadkiem nie widział. Taka forma presji psychicznej. W tej celi trzymali mnie rok i przyznam szczerze, że można było zwariować. Miałem w niej dosłownie policzony kurz. I ta wwiercająca się w głowę świadomość, że to już koniec.

Mury więzień skrywają ogrom tragicznych tajemnic, które nigdy nie ujrzały światła dziennego.

44

Ale to właśnie wtedy coś się zmieniło? Tak. W tej całej beznadziei niespodziewanie przyśnił mi się sen, który odmienił moje życie. W śnie tym Pan Bóg wystosował do mnie zaproszenie i ja na to zaproszenie odpowiedziałem twierdząco. Obudziłem się, a moja nadzieja zmartwychwstała. Przeczytałem Biblię, Katechizm Kościoła Katolickiego oraz wiele innych religijnych książek. Wyspowiadałem się, przystąpiłem do Komunii świętej i zacząłem życie jak nowo narodzony człowiek. Oświadczyłem wszem i wobec, że wycofuję się z życia przestępczego. Wzbudziło to niemałą sensację w półświatku. Wróciłem na łono rodziny Kościoła katolickiego, który przyjął mnie niczym syna marnotrawnego. To był początek nowej – jak się potem okazało – o wiele trudniejszej drogi. Ale otrzymałem dar, ogromny dar, którego nie mogłem zmarnować. Jaki? Życie wieczne! Jak o nim myślę i mówię, to przeszywa mnie dreszcz – jak


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU wtedy, w tej więziennej celi przed piętnastu laty. Życie wieczne, które Bóg daje mi całkowicie za darmo. Muszę po nie jedynie sięgnąć. Myślę, że nie ma większego daru.

łem bez zawodu, doświadczenia, kwalifikacji, jakichkolwiek umiejętności, no i z całkowicie „przechlapaną” przeszłością. Przychodziłem tylko po to, by podpisać listę, w zamian otrzymując ubezpieczenie. W sezonie letnim znajdowaDo tego przekonania doszedł Pan łem zatrudnienie na budowach, w chajeszcze w więzieniu. Tam zaczął rakterze pomocnika, jednak było to zaPan długą drogę nawrócenia. Aż jęcie sezonowe. Nie było szans, bym się w końcu wyszedł Pan na wolność… z tego utrzymał przez cały rok. Znajomi, I co było wtedy? którzy prowadzili prywatne działalności, W roku 2010 opuściłem zakład karny. nie chcąc mieć kłopotów, omijali mnie Nie skrzyknąłem kolegów, nie odświeżyłem kontaktów, nie wyjąłem ze skrytki pistoletu. Spojrzałem na otaczający mnie świat z radością i optymizmem. Pierwsze, co uczyniłem, to wyruszyłem na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Jedenaście dni maszerowania w dziękczynnej intencji nawrócenia, wśród ludzi, którzy zaznajomili mnie z innymi standardami życia. Byłem zaskoczony ich otwartością, uprzejmością, religijnością, pogodą ducha, wewnętrznym spokojem. Pokazali mi, że można żyć inaczej. Dzieliliśmy się doświadczeniami, wspieraliśmy się, pomagaliśmy so- szerokim łukiem. Czułem się jak trębie. Zawarłem tam wtedy wiele przyjaź- dowaty. Ze starymi kumplami nie było ni, które trwają do dzisiaj. Po powrocie o czym gadać, a nowych nie miałem. Ale do domu, pootwierałem szafy i szufla- jakoś z dnia na dzień żyłem. dy, skrytki i wszystkie rzeczy, które mi zostały z „tamtego życia”, wyniosłem Jak sam Pan mówi, teraz aspiruje na śmietnik albo porozdawałem ubo- Pan do roli pisarza. Jak to się gim. Wiedziałem, że chcąc wejść w no- zaczęło? we życie, muszę oczyścić się fizycznie Pewnego dnia usiadłem przy komi duchowo ze wszystkich złych zaszłości. puterze i odkryłem portale społeczWszyscy byli przekonani, że zwariowa- nościowe. Zacząłem tam umieszczać łem, spotykałem się z niezrozumieniem jakieś moje refleksje. Wie Pani, takie i niekończącymi się dywagacjami, ile domorosłe pisanie. Nie wiedziałem za potrwa moje szaleństwo. bardzo, po co to robię i czy to ma jakiś sens? Jednocześnie modliłem się do PaZmiana sposobu życia wiązała się na Boga o światło, co mam w życiu robić. też ze zmianą sposobu zarabiania? W którą stronę iść i z kim rozmawiać. Jak sobie Pan poradził? Na pewno Nie miałem pomysłu na siebie nowego. pracodawcy nie ustawiali się Gdyby ktoś dał mi pistolet, od razu wiedziałbym, co mam robić, ale kiedy sięgaw kolejce? Oczywiście zacząłem szukać zatrud- łem do kieszeni, znajdowałem w niej rónienia, zarejestrowałem się w urzędzie żaniec. Modliłem się więc, ufając, że ten pracy. Niestety, miałem małe szanse na stan zawieszenia wreszcie minie. I minął. znalezienie czegokolwiek, ponieważ by- Moje niewielkie refleksje spotykały się

ciepłym przyjęciem. Pisałem więc więcej i więcej, a liczba „lajków” i udostępnień rosła. Po jakimś czasie, zachęcany przez czytelników moich postów, postanowiłem napisać książkę. Potraktowałem sprawę bardzo poważnie. Praca nad moją pierwszą powieścią trwała cztery lata, ale okazało się, że żeby ją wydać potrzebuję kilkunastu tysięcy! Nie miałem pojęcia, skąd wziąć taką kwotę. Zacząłem pracować na budowie. Niestety to, co zarabiałem, ledwo wystarczało na życie.

Pierwsze, co uczyniłem, to wyruszyłem na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Jedenaście dni maszerowania w dziękczynnej intencji nawrócenia, wśród ludzi, którzy zaznajomili mnie z innymi standardami życia.

45


TEMAT NUMERU ▪ ROZMOWA ▪ Kiedy odłożyłem na bilet, pojechałem do Anglii, ale bez znajomości angielskiego, bez zawodu i jakichkolwiek perspektyw, szybko wylądowałem na ulicy w roli bezdomnego. Nie poddałem się. Cudem znalazłem pracę na czarno, harowałem po dwanaście godzin za głodowe stawki. Z dnia na dzień stawałem się coraz bardziej wycieńczony. Wtedy, postawiony pod murem, wyżaliłem się Panu Bogu. I stał się cud – po dwóch tygodniach pracowałem na lotnisku Heathrow, zarabiając około piętnastu funtów na godzinę. To spowodowało, że po kilku miesiącach zarobiłem na wydanie książki i wróciłem do Polski. Dzisiaj mieszkam w Sztokholmie i zajmuję się pisaniem.

tego życzył, niemniej staram się dawać dobre świadectwo.

Widzi Pan jakieś efekty? Szczerze? Mało kiedy! Na początku, zanim pierwszy raz zdecydowałem się podzielić moją historią, czytałem różnego rodzaju poradniki na ten temat. Zazwyczaj do każdej czynności staram się przygotować i duchowo i merytorycznie. W większości eksperci zalecali: „krótko i na temat”, ale z biegiem lat, kiedy nabierałem doświadczenia, zrozumiałem, że to się nie sprawdza. Zwłaszcza w moim przypadku, ponieważ moje świadectwo A czy miał Pan jakieś załamania, nie jest monotematycznie – ja przez wątpliwości, że droga wiary jest tą około dwadzieścia lat wspinałem się po właściwą? szczeblach przestępczej kariery. Więc jak Nie, wątpliwości nigdy nie miałem. Oczywiście Pan Bóg dopuszcza na mnie pokusy, ale jak mówi św. Paweł, „Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni poprzez siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście mogli je znieść”. Z Bogiem zniosę więc wszystko.

Bardzo pilnuję tego, by nie przekraczać granic i nie wchodzić na ambonę nauczania. Uświadamiam przykładem i własnym doświadczeniem a nie wiedzą nabytą. W więzieniu przeżył Pan głębokie nawrócenie. Teraz daje Pan świadectwo swojej wiary i przestrzega innych. Co im Pan mówi? Zawsze opowiadam o sobie i o tym, co przeżyłem. Bardzo pilnuję tego, by nie przekraczać granic i nie wchodzić na ambonę nauczania. Uświadamiam przykładem i własnym doświadczeniem a nie wiedzą nabytą. Dzisiaj Internet jest naszpikowany domorosłymi filozofami lub ewangelizatorami, którzy nierzadko plotą bzdury i prowadzą ludzi na manowce. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że do forsowania swoich wizji lub przekonań używają zasłony w postaci słowa Bożego lub wizerunków świętych. Dlatego bardzo czujnie monitoruję swoje zachowania i to, co mówię. Nie zawsze to wychodzi tak, jakbym sobie

46

dobnych przekonaniach i prawić populistyczne banały przy ogólnym aplauzie, ale można też iść pod prąd. Nie jest łatwo, ale przecież nie będę trąbił o tym, kto, kiedy i jak mnie zwymyślał, za to tylko, że przyznałem się do swojej wiary lub do tego kim byłem w przeszłości. Wrogowie Pana Boga, zajadle atakują Jego przyjaciół – to jest oczywiste. Nie wiem czy jestem atakowany często, ponieważ nie znam statystyk, do których mógłbym się odnieść. Podejrzewam, że jestem atakowany adekwatnie do swojej miary!

to zamknąć w kilku minutach? Doświadczyłem również tego, że kiedy mówię dłużej – starając się zachować chronologię zdarzeń, by zarazem było to logiczne tym samym wiarygodne – słuchacze tak jakby w pewnych momentach odnajdowali cząstkę siebie w którymś ze zdarzeń. W ten sposób nawiązywała się pomiędzy nami więź zrozumienia. Przekonanie, że nie jestem kimś z zewnątrz tylko jednym z nich, co zresztą jest prawdą. Wtedy zostaje przełamana bariera nieufności. To są piękne momenty. Czy zdarza się, że jest Pan atakowany za swoje przekonania lub wiarę? Prawda jest wymagająca i kosztuje. Jak ktoś się „wychyla” to zawsze dostaje po głowie. Można oczywiście otoczyć się wiankiem znajomych lub osób o po-

Pięknie! A jakie plany na przyszłość? (śmiech) Utarło się powiedzenie, że ,,jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz Mu o twoich planach na przyszłość”. Ja tak nie uważam. Bóg przecież dał nam wolność! Mam plany! Planuję większość rzeczy, które robię. Moim zdaniem meritum leży gdzie indziej – trzeba w odpowiednim momencie rozpoznać, czy nasze plany są zgodne z planami Bożymi na nasze życie. Czasami mam plan, wszystko idzie opornie, oczywiście trud jest potrzebny, ale widzę, że wszystko zmierza w zupełnie innym kierunku. Czy kiedy dostrzegę, że Pan Bóg prowadzi mnie w inną stronę, to czy w tym momencie, kiedy mam wszystko skrupulatnie zaplanowane, potrafię zmienić kurs? W tym tkwi tajemnica. Jestem przekonany, że każdy z powołanych apostołów miał plany, jednak na słowa Jezusa „pójdźcie za mną”, potrafili wszystko porzucić. I moim zdaniem właśnie o to w tym chodzi. 


▪ ROZMOWA ▪ TEMAT NUMERU


Ty jesteś dobrem, wszelkim dobrem, najwyższym dobrem, Panem Bogiem żywym i prawdziwym.

FOT. K. GORGOŃ

św. Franciszek z Asyżu


FELIETON

ść Agnieszka Zaucha RM franciszkanka, filozof, pedagog, pielęgniarka, pracownik Caritas Archidiecezji Krakowskiej

L

ubimy obdarowywać, ale też cieszymy się, gdy sami bywamy obdarowywani. I wcale nie chodzi tu o wielkie rzeczy, ale o te urocze drobiazgi, które zaskakują swą zwyczajnością... Stokrotka położona obok brewiarza nie-wiadomo-czyją ręką, jabłko rozmiaru XXL, któremu ktoś dokleił oczka i uśmiechniętą buźkę, milczący uścisk przyjaznej dłoni, gdy w środku rozpędzonego dnia zapada noc – nagła, bolesna, obezwładniająca. Zawsze wtedy biegnę myślą do serca, które poprosiło dłoń o zerwanie stokrotki, o trud dostarczenia uśmiechniętego jabłka, temu, kto go teraz bardzo potrzebuje, choć i ty i ja dobrze wiemy, że nie o jabłko tu idzie, a o serce właśnie. A właściwie o dwa serca i o ten tajemniczy splot niewidzialnych więzi, które zdarzenia, czas, ludzie i Ktoś jeszcze, zawiązał pomiędzy nimi. Więc może jednak nie o dwa, a o trzy serca tu chodzi? I o tę najtrudniejszą lekcję, którą będziemy odrabiać ciągle od nowa i do końca wyznaczonego nam czasu, lekcję o zwięźle brzmiącym temacie: O istocie daru. Tutaj niezrównanym Nauczycielem jest Ten Trzeci, który dyskretnie dołączył do tych dwóch – będących jeszcze w drodze. Ten Trzeci, który nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąw-

szy postać sługi, stawszy się Darem Ofiarnym, złożonym za wszystkich i podarowanym tym, którzy zechcą Go przyjąć. Wystarczyłoby jedno Jego westchnienie, ale nie – wszystko musiało się wypełnić na miarę Niezmiernego, a więc do końca, bez reszty i całkowicie. Jeśli więc On oddał się nam tak bezwarunkowo, to czy i ty i ja nie jesteśmy zapraszani do tego samego? Czy jednak w ogóle jest to możliwe? Dać można przecież tylko to, co się posiada, również i nade wszystko siebie. I tu pojawiają się tak zwane „schody”, bo o ile z łatwością przychodzi się podzielić z drugim czymś dobrym, o tyle słabość bywa skrzętnie skrywana. Boimy się odrzucenia, bo ten drugi wydaje się być silny, boimy się, bo nie jesteśmy pewni, czy inni dali nam prawo do popełniania błędów, więc sami sobie tego prawa odmawiamy i ostatecznie, nie czujemy się bezpieczni. Ten Trzeci już jednak kiedyś tędy przeszedł... W swej kruchej bezradności potrzebował wszystkiego, a nade wszystko troskliwej i czułej miłości. Im bliżej był celu, tym bardziej ta miłość krystalizowała się w głębokim pragnieniu zaufania. I tak jest nadal. Coś zostało przełamane, bo od tamtej pory słabość, która ufa, okazuje się mieć w sobie jakąś zaskakująco wielką moc. Niczym stokrotki, które

zdeptane butami nieuważnych przechodniów, powstają i kwitną dalej – karmiąc swym delikatnym pięknem tych, którzy potrafią zobaczyć w nich coś więcej niż chwast, zaburzający nieskalaną zieleń trawnika. Tak samo bywa z darem człowieczeństwa, które nie porzuciło swej istoty, osuwając się w kolorowe namiastki, lecz wiernie trwa przy sobie, to znaczy przy Tym Trzecim (a może jednak Pierwszym?). I bywa tak, że On sam przyprowadza człowieka, który nie tylko nie podepcze tego, co w drugim tak słabe i kruche, ale osłoni, tak, jak w czasie burzy dłonie osłaniają delikatny płomień świecy. Parafrazując Frossarda, można by powiedzieć, że przez takie spotkania przechodzi czułość Boga. Co więcej, ten drugi, który wydawał się być przysłany po to, by osłonić moją słabość, sam powoli odsłania swe wzruszenie, które jest opowieścią o jego własnej kruchości. W takich chwilach moce ciemności bywają mocno zaniepokojone, bo dzieje się coś, co łamie logikę agresywnej siły, gasi szerokie uśmiechy nieprawdy i pozwala popłynąć łzom wzruszenia... I wiesz, spękana, wyschnięta ziemia znowu pokrywa się zieloną mgiełką Życia. 

49


TEMAT NUMERU ▪ ŚWIADKOWIE ▪

Jean Vanier

Był oficerem marynarki, wykładowcą na uniwersytecie, ale porzucił karierę, by zamieszkać z osobami niepełnosprawnymi. Tak powstały znane na całym świecie wspólnoty Arka oraz Wiara i Światło. Jean Vanier zmarł w Paryżu 7 maja 2019 r. Podczas wizyty w Polsce, w 1992 r. udzielił wywiadu dla franciszkańskiego czasopisma „Bratni Zew”. Przypominamy tę rozmowę, bo choć pochodzi sprzed ponad ćwierćwiecza, nie straciła na swojej aktualności.

FOT. KOTUKARAN, WIKIPEDIA.ORG

Andrzej Zając OFMConv


▪ ŚWIADKOWIE ▪ TEMAT NUMERU

W

pokoju panowała prawdziwie rodzinna atmosfera, nie było w niej nic z pośpiechu czy zniecierpliwienia, choć czas był bardzo napięty. Za chwilę miało się rozpocząć spotkanie w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, a na dojazd z Mokotowa trzeba było prawie pół godziny. O zrobieniu wywiadu z Jeanem w takiej sytuacji nie można było praktycznie myśleć. Trudno jednak było pogodzić się z tym, że moglibyśmy zmarnować taką okazję. Jean spokojnie kończył jeść obiad. Kiedy wszyscy wstali od stołu, Krysia – pokazując mu egzemplarz „Bratniego Zewu” – zaproponowała rozmowę w samochodzie podczas jazdy na Starówkę. Zgodził się. Zrobiliśmy jeszcze pamiątkowe „rodzinne” zdjęcie i wyruszyliśmy. Czarnym fordem jechało nas czterech: Jean, Piotr (który prowadził samochód i jednocześnie tłumaczył rozmowę), Darek z Litwy i ja. Teraz mogłem wreszcie wyrazić pytanie, które od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju: dlaczego – tak łatwo zachwycając się zdobyczami techniki, „cudami” cywilizacji – nie umiemy tak naprawdę zachwycić się Chrystusem? Myślę – zaczął Jean – że jeżeli ludzie – zwłaszcza młodzi – widzieliby i słyszeli Jezusa, byliby przez Niego częściowo pociągnięci, uwiedzeni. Ale często nie widzą Go ani nie słyszą. Słyszą niekiedy o idei dotyczącej Jezusa, ale nie widzą w Nim modelu, wzoru. Niekiedy Kościół wydaje się im jakby zbyt legalistyczny, przybierający postać niszczącą wolność. Potrzeba, by było coraz więcej Franciszków z Asyżu. On rzeczywiście był odbiciem twarzy Jezusa. Trzeba też pamiętać, że sam Jezus nie wszystkich pociągnął za sobą. Wielu ludzi czuło się w niebezpieczeństwie z powodu Jezusa. Wystarczy wspomnieć tego młodego człowieka nazwanego bogatym, który bał się Jezusa. Dobra Nowina jest dobrą nowiną dla ubogich. Ale często ta Dobra Nowina staje się złą nowiną dla bogatych, ponieważ widzą bardziej to, co mają zgubić, zostawić, niż to, co pozyskają.

Zapytałem więc o sposób przedstawiania Jezusa, w którym nie gubiłoby się Jego wspaniałości, atrakcyjności, a przede wszystkim – Jego prawdziwego obrazu. Odpowiedź była prosta: Przede wszystkim trzeba Go przeżywać. I to, co trzeba pokazywać, to autentyczność Jezusa. Tajemnicą Jezusa jest Słowo, które ciałem się staje i poprzez ciało jest odkrywane: istnieje jedność między słowem i życiem. Wielu ludzi nie może znieść tego, że istnieje rozdźwięk między słowem i życiem. Ciało Jezusa jest bardzo pokorne, małe. Jezus pociągał za sobą apostołów poprzez swoją siłę, ale wzburzał ich poprzez swoją małość. Nie rozumieli w ogóle tego, kiedy Jezus

Trzeba się dobrze przypatrzeć, w jaki sposób przeżywał tę tajemnicę św. Franciszek z Asyżu. Radość, którą Jezus nam daje, nie jest ucieczką przed cierpieniem, ale wytryska z samego serca Błogosławieństw. Jeśli wczytuje się dobrze w Błogosławieństwa, widać, że są one bardzo proste, dotyczą głównie wspólnoty, jedności. Nie są to wielkie rzeczy, nie są to nawet rzeczy heroiczne – są to sprawy miłości. A to, co związane z miłością, jest zawsze małe. To, co najgłębsze w sercu człowieka, to poszukiwanie miłości, miłości autentycznej, miłości, która miałaby posmak wieczności, w której jest rzeczywista obecność Boga, miłości, która nas wyzwala. To jest właśnie ta miłość, która

Potrzeba, by było coraz więcej Franciszków z Asyżu. On rzeczywiście był odbiciem twarzy Jezusa. zdjął swoje szaty i zaczął umywać im nogi. Tajemnicą Jezusa jest Słowo, które staje się ciałem, ale małym, pokornym. Musimy wkroczyć na drogę małości i pokory. Jezus prowadzi nas drogą, która nie jest zbyt wzniosła i triumfalna. Gdy czyta się Błogosławieństwa, wcale nie jest to wzniosłe: ubóstwo ducha, łagodność, łzy, przebaczenie, pragnienie sprawiedliwości, czystość, pokój, akceptacja tego, że jest się prześladowanym… – jest to coś bardzo małego. Jezus nie uwodzi, ale pociąga za sobą poprzez zgodność między swoim słowem i swoim życiem. Te słowa uświadomiły mi na nowo tę prawie paradoksalną tajemnicę chrześcijaństwa, jaką jest napięcie między wymaganiami, konsekwencjami pójścia za Chrystusem, trudem Błogosławieństw, cierpieniem a radością i szczęśliwością, które daje życie nauką Chrystusa. Dla Jeana tajemnica ta znajduje swe uzasadnienie w istocie chrześcijańskiej radości.

daje nam radość. Radość nie jest czymś sztucznym, ale wypływa z głębi ludzkiej istoty. Radość nie jest ucieczką ze świata realnego w świat marzeń, w świat wyobraźni. Ona wypływa z rzeczywistości. Rzeczywistość ludzkości, historia zmieniają się, ewoluują, są pełne bólu, cierpienia, zranień. Ale jednocześnie z tego bólu, z tego cierpienia wytryska radość, ponieważ pomimo wszystkich trudności, pomimo naszych cierpień odkrywamy, że jesteśmy kochani, że możemy się kochać nawzajem, że mamy misję głoszenia Dobrej Nowiny ubogim i że jednocześnie ci ubodzy nas uzdrawiają… I stąd właśnie bierze się radość. Ciekaw byłem, dlaczego Jean podczas tej wizyty w Polsce pragnął znaleźć się też w Oświęcimiu, jakie znaczenie miało spotkanie w tym właśnie miejscu? Myślę – mówił – że Oświęcim jest miejscem międzynarodowym, które uosabia nienawiść, tortury, śmierć – wszystko, co jest najstraszniejsze w ludzkim

51


TEMAT NUMERU ▪ ŚWIADKOWIE ▪

Ciało Jezusa jest bardzo pokorne, małe. Jezus pociągał za sobą apostołów poprzez swoją siłę, ale wzburzał ich poprzez swoją małość.

walce zająć swoje miejsca, aby uwolnić się od przesądów, nienawiści, od zdolności czynienia zła słabszemu, od wszelkich naszych skłonności do sądzenia, potępiania. Widzę ten marsz w Oświęcimiu, jako modlitwę o to, abyśmy coraz bardziej świadomie stawali się czyniącymi pokój, a nie narzędziami zniszczenia i rozpadu. Zatrzymaliśmy się właśnie na skrzyżowaniu. Przez ulicę przechodzili pośpiesznie ludzie, a wśród nich rozbawiona grupa młodzieży. Zapatrzyłem się przez chwilę i zaraz rzuciłem kolejne pytanie: Jakie najpoważniejsze zagrożenia w dzisiejszym świecie czyhają na młodych, wkraczających w dojrzałe, samodzielne życie? Jean odpowiedział: Myślę, że jednym z największych zagrożeń jest poczucie braku bezpieczeństwa, przekonanie, że świat z góry jest skazany na śmierć i na chaos, że nie wi-

52

dać sensu życia. Jesteśmy zalewani złymi wiadomościami, mamy skłonność zamykania się w nas samych, boimy się cierpieć, odczuwamy nawet strach przed wszechświatem, także strach przed innością. Z powodu tych różnych niebezpieczeństw rzucamy się w szereg aktywności, gdzie znajdujemy zapomnienie. Tracimy zaufanie do samych siebie i do światła, które jest w nas. Często młodzi nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo są piękni, nie zdają sobie sprawy z całej

FOT. WARREN POT, WIKIPEDIA.ORG

istnieniu. Bardzo często chce się udawać, że zło nie istnieje, podczas gdy ludzkość zaangażowana jest w wielką walkę między władzą śmierci i nienawiści – rzekłbym: władzą Szatana – a władzą, jaką ma miłość, jedność, światło, pokój. Jest to wielki konflikt, który rozgrywa się wewnątrz każdego z nas. Zawsze trzeba więc iść tam, gdzie ten konflikt jest najbardziej widoczny, aby przypomnieć sobie, uświadomić, że wszyscy jesteśmy w niego zaangażowani i że musimy w tej

potęgi piękna życia, ze wszystkich zdolności dawania życia innym. Największym niebezpieczeństwem jest zniechęcenie lub – z drugiej strony – zamknięcie się w środowiskach ludzi silnych, którzy zmuszają innych do przyjęcia swoich prawd, narzucają im swoje prawa. Przed nami było już widać Zamek Królewski i kolumnę Zygmunta. Dojeżdżaliśmy na miejsce. Poprosiłem więc na koniec o przesłanie dla naszych czytelników. Choć nie znam francuskiego,

Jean Vanier z jednym z członków L’Arche

To, co najgłębsze w sercu człowieka, to poszukiwanie miłości, miłości autentycznej, miłości, która miałaby posmak wieczności, w której jest rzeczywista obecność Boga, miłości, która nas wyzwala.


▪ ŚWIADKOWIE ▪ TEMAT NUMERU

U

rodzony w Genewie 10 września 1928 r. Jean Vanier, z pochodzenia Kanadyjczyk, był filozofem, pisarzem, znanym autorytetem moralno-religijnym oraz założycielem dwóch międzynarodowych ruchów o charakterze wspólnotowym: L’Arche (Arka) oraz Wiara i Światło, w których centrum są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Jean Vanier spędził w tych organizacjach ponad 50 lat swego życia jako głęboko zaangażowany obrońca osób ubogich i słabych. Określany był jako Matka Teresa w spodniach. Był synem gubernatora generalnego Kanady oraz dyplomaty, w młodości został oficerem marynarki wojennej. W czasie wojny przebywał we Francji, bez tłumaczenia zabrzmiały one zdecy- gdzie wraz z matką uczestniczył w przyjdowanie i przekonująco: mowaniu w Paryżu tych, którym udało Chciałbym, by młodzi przede wszyst- się ocaleć z obozów koncentracyjnych. kim nabrali zaufania do samych siebie – W roku 1950 r. zrezygnował z kariery do miłości, która jest w nich ukryta. Żeby wojskowej, ukończył teologię i filozofię, wiedzieli, że nie mogą wszystkiego zrobić obronił doktorat i wykładał na uniwersysami, że potrzebują wspólnoty… tecie w Toronto. Na dziedzińcu kościelnym czekała już W 1964 r. Vanier wycofał się z życia podekscytowana grupka młodzieży. Wy- naukowego i nabył niewielki dom, postasiedliśmy z samochodu. Jean musiał iść nawiając odtąd dzielić życie z osobami na – i tak już spóźnione – spotkanie. Po- niepełnosprawnymi intelektualnie. Tak żegnaliśmy się. Teraz mogłem już tylko powstała pierwsza wspólnota L’Arche. Kilpodziękować Bogu za wyreżyserowanie ka lat później, wraz z Marie-Hélène Mattego wspaniałego spotkania.  hieu powołał kolejny ruch Wiara i Światło, skupiający w swoich wspólnotach osoby Powyższy tekst ukazał się na łamach zdrowe oraz niepełnosprawnych i ich Franciszkańskiego Czasopisma Młodych rodziny w jednej parafii, dzielnicy czy „Bratni Zew”. mieście.

Często młodzi nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo są piękni, nie zdają sobie sprawy z całej potęgi piękna życia, ze wszystkich zdolności dawania życia innym.

Vanier przez ponad 50 lat był obrońcą praw osób upośledzonych, zmarginalizowanych, apelując o odkrywanie darów jakie mogą one nam ofiarować. W 2015 r. otrzymał prestiżową Nagrodę Templetona. Podczas uroczystości podkreślił, że ta wspaniała nagroda jest wyrazem uznania piękna i wartości osób niepełnosprawnych umysłowo, z którymi od pół wieku żyje we wspólnocie. Swoją myśl Vanier prezentował w wielu książkach oraz podczas setek konferencji i rekolekcji. W ostatnich latach zrzekł się odpowiedzialności w ramach międzynarodowej federacji wspólnot L’Arche. Poświęcił się modlitwie i pracy pisarskiej w swym niewielkim domku w Trosly, miejscu, gdzie powstały pierwsze wspólnoty. We wrześniu 2018 r. skończył 90 lat. Od kilku miesięcy – po usunięciu nowotworu tarczycy – przebywał w szpitalu w Paryżu. Zmarł 7 maja 2019 r. w otoczeniu najbliższych przyjaciół ze wspólnot L’Arche. W swoim ostatnim przesłaniu, podyktowanym kilka dni przed śmiercią, Vanier wyznał: „Czuję głęboki pokój i zaufanie, nie wiem, jaka będzie moja przyszłość, ale Bóg jest dobry i cokolwiek się stanie, będzie dobre. Jestem szczęśliwy i dziękuję za wszystko. Z głębi serca, przekazuję wyrazy miłości dla każdego z was”. Pogrzeb Jeana Vanier odbył się w Trosly. W skromnej ceremonii wzięli udział jedynie najbliżsi przyjaciele Vaniera oraz odpowiedzialni za założone przezeń wspólnoty.

Logo stowarzyszenia L’Arche

53


TEMAT NUMERU ▪ PRZEMYŚLENIA ▪

Praca – dar dany i zadany Marta Pawłowska


▪ PRZEMYŚLENIA ▪ TEMAT NUMERU Czyńcie wszystko z Miłości. Wówczas nie ma małych rzeczy: wszystko jest wielkie. Wytrwałość w rzeczach małych z Miłości to heroiczność. w. Josemaria Escriva

P

rzez większość dorosłego życia byłam poza Kościołem, z dala od wiary chrześcijańskiej i wypływającego z niej rozumienia życia człowieka, jako drogi pielgrzyma, rodziny, jako osób powierzonych nam do kochania, czy pracy, jako daru uczestniczenia w Boskim dziele tworzenia świata – ziemi, którą mamy czynić sobie poddaną. Przed okresem nawrócenia praca, jako obszar życia, była zawsze jedną z ważniejszych rzeczy w codziennym rytmie, nigdy mi jej nie brakowavło, nie musiałam o nią zabiegać. Pracę postrzegałam, jako sferę jasnych i czytel-

nych korzyści: rozwijać pasje, zarabiać na dobre życie, osiągać sukces zawodowy i społeczny – stawać się osobą bardziej wpływową, cenioną i lepiej opłacaną. Tak też było. A potem spotkałam Jego. Dostrzec i usłyszeć siebie Z bólem, lecz i w szczerości wobec siebie, muszę przyznać, że ludzie, z którymi miałam wówczas w pracy styczność, byli bardziej „materią”, z którą i nad którą pracowałam: z jednymi realizowałam określone projekty, a innych miałam za zadanie przekonać do danej idei czy produktu, jak to w Public Relations i marketingu bywa. Ludzie w pracy nie byli partnerami, w stosunku do których czułabym potrzebę zaangażowania się bardziej niż to konieczne, a już z pewnością nie służby. Samo słowo „służba”, „służyć” były dla mnie archaicznie nienaturalne, nie z tej planety i nie z tej epoki, wręcz budziły mój aktywny sprzeciw – moje ego nie znało

takiego pojęcia, nie miało wiedzy o istnieniu takiej rzeczywistości. Nawet nie wiedziałam, czego nie wiedziałam. Od pierwszych miesięcy po nawróceniu 8 lat temu, rozpoczął się żmudny, trwający do dziś, proces weryfikowania pojęć, redefinicji najważniejszych wartości i ustawiania ich w relacji do Boga i bliźniego oraz samej siebie. Obszar aktywności zawodowej jawił mi się jako swoista lada targowa, na której ja wykładałam to, co uważałam, że mam najlepszego i udostępniałam to targowym kupcom, którzy nabywając moje „towary” płacili mi wynagrodzenie. Z biegiem czasu po nawróceniu zauważałam, że moja pasja do autosprzedaży spadała, a to, co wcześniej mnie karmiło (adrenalina, gdy dzięki umiejętnościom komunikacyjnym sprzeda się Izbie Łysych wagon grzebieni) – karmić przestawało. Z kolejnych zawodowych „spotkań bitewnych” wychodziłam nadal zwycięsko, lecz coraz bardziej bez siły, bez energii, z jakimś


TEMAT NUMERU ▪ PRZEMYŚLENIA ▪ dziwnym smutkiem, jakby pustką. Byłam przerażona. Że się wypaliłam? Że jestem chora? Że się starzeję? Że coś ważnego ze mną było nie tak, bo obraz pracy jako „zlecone-wykonane” zaczął być po prostu bez sensu… Czułam, że pod tym dywanem przemyśleń i emocji jest coś więcej. Irytowałam się, że ja tego czegoś nie widzę! Ja nie widzę? Mistrz świata w analizie, syntezie i komunikacji? Jednocześnie apetyt na władzę powoli malał, potrzeba wielkich pieniędzy „dla bezpieczeństwa” także. Rosła natomiast awersja do słowa „sukces” oraz niezrozumienie pracy jako takiej. Dzięki słowu Bożemu pojawiły się pojęcia daru, talentów, powołania, służby. Okropny bałagan i mętlik zagościł w mojej głowie, chwytałam się cytatów z Pisma Świętego, lecz – widzę to dziś z perspektywy – wówczas je przycinałam na miarę mojego ówczesnego rozumienia pracy, dopasowując do tracących już sens definicji.

56

Proces porządkowania obszaru pracy rozpoczął się wraz z rekolekcjami ignacjańskimi 6 lat temu. Gdy jechałam do Częstochowy na pierwszy rekolekcyjny tydzień (rekolekcje w milczeniu dodam) miałam przeczucie, że układanka lego o tytule „Praca” w mojej głowie runie bezpowrotnie. I tak się stało. Wróciłam z rekolekcji przekonana, że talentów i zdolności – daru otrzymanego od Boga – nie mogę i nie chcę używać na mieszanie ludziom w głowach przez przyczynianie się do tego, by wierzyli, że uszczęśliwi ich kupowanie jeszcze większej ilości rzeczy, których nie potrzebują. Ponieważ uznałam, że nie umiem w sferze zawodowej posługiwać się talentami na chwałę Bożą – diametralnie zmieniłam pracę.

pracować w bliższym kontakcie z ludźmi, bliżej człowieka fizycznie i psychicznie. Wielkim odkryciem był dla mnie fakt, jak wielką przyjemnością stało się słuchanie ludzi – a nie zagadywanie i przekonywanie ich. Ze zdziwieniem i wdzięcznością dostrzegłam, że mam dar do słuchania ludzi, wiele osób otwierało się przede mną, a ja umiałam to przyjąć i pomóc im zrozumieć siebie. Nie pamiętam już kiedy, ale zaczęłam w kontaktach indywidualnych z ludźmi zachowywać się jak osoba ciepła, łagodna, cierpliwa, przyjmująca i nieoceniająca, wspierająca, rozumiejąca… Pamiętam natomiast momenty, gdy w sobie te cechy wyraźnie dostrzegałam, gdy moi podopieczni właśnie w tej sposób zaczęli mnie odbierać. Wówczas dotarło On mnie wybrał i On mi ufa! do mnie, że przeze mnie do ludzi móCierpliwy i kochany Ojciec znalazł wi Bóg, całą swoją miłością i dobrocią. wówczas dla mnie inną przestrzeń za- Że On mnie wybrał i przeze mnie chce, wodową, w której ujawniły się kolejne by Jego dzieci były słuchane, wysłuchacudowne talenty i pasje, o których ist- ne, wsparte, pocieszone, wzmocnione. nieniu nie miałam pojęcia. Zaczęłam I poczułam się maksymalnie onieśmie-


▪ PRZEMYŚLENIA ▪ TEMAT NUMERU lona myślą, że Bóg mnie, Marcie, te swoje dzieci powierza, i że On mi ufa. W tamtym czasie poczułam, że spotkania z ludźmi, praca z nimi zaczyna mnie karmić, napełniać, odżywiać. I poczułam się jak najbardziej obdarowana osoba na świecie! W tamtym czasie dane mi było spojrzeć na pracę, jako na przestrzeń spotkania z drugim człowiekiem. Spotkania, wspólnej drogi, współtworzenia, służby. Zachłyśnięta sensem takiego działania, gotowa byłam pomagać zawsze i każdemu, nie dbając zupełnie o sferę finansową, o wynagrodzenie za moją pracę, którą służyłam. Na szczęście kończyły mi się wówczas oszczędności i musiałam odpowiedzialnie wrócić z obłoków na ziemię i zastanowić się nad tym, jak ułożyć życie zawodowe na nowo.

Escriva de Balaguer w intencji pracy. Odmówiłam ją, karmiąc się dosłownie każdym słowem. A słowa te były odkrywcze, wręcz objawiające (do dziś napełnia mnie radością i wdzięcznością, ilekroć ją odmawiam). Jednocześnie zobaczyłam, jak bardzo nie dorastam do tego, o czym pisze św. Josemaria – tak pod kątem stosunku do pracy (za którą nigdy wcześniej Bogu nie dziękowałam), wykorzystania talentów w pracy (były przecież „moje”, więc mogłam robić z nimi to, co chciałam), jak i miłości bliźniego. Miałam pokusy, by z tych powodów potraktować nauki św. Josemarii, jako poprzeczkę postawioną zbyt wysoko, dostępną tylko dla świętych herosów z ołtarzy. By odpuścić. Jednak – gdy przecież ktoś raz zakosztuje prawdziwego chleba, smak nie daje mu spokoju – nieśmiało zaczęłam zaŚwięty od dobrej pracy znaleziony praszać św. Josemarię do mojego życia zawodowego. „przypadkiem” W ręce wpadła mi (oczywiście „przyLektura jego książek pokazała wspapadkiem”) nowenna do św. Josemarii niałego człowieka, żyjącego w Hiszpanii

w bardzo trudnych dla Kościoła katolickiego czasach, podobnie do Polski ostatnich lat. Poznałam jego życie i myślenie, „dotknęłam” jego świętości, jego apostolstwa, ufności Bogu i nieludzkiej miłości drugiego człowieka. Poznałam mistrza modlitwy, świętego spraw codziennych o „psychice człowieka szczęśliwego”, który o ludziach mówił tylko dobrze i z pasją krzewił Boży zamysł powszechnego powołania do świętości, ucząc uświęcania przez codzienne zwyczajne zajęcia. Dzięki lekturze dzieł św. Josemarii, zobaczyłam w świetle moje lenistwo, bałaganiarstwo i rozmemłanie, marnotrawstwo czasu i talentów oraz skłonność do narzekania i biadolenia, a także brak rozumienia i szacunku do skromnej, nazareńskiej pracy. Pomimo tak potężnego kalibru trudnej prawdy o sobie, Bóg dał mi łaskę powolnej przemiany, cierpliwości do siebie, a także miłości i łagodności na czas procesu, trwającego do dziś.


TEMAT NUMERU ▪ PRZEMYŚLENIA ▪

58


▪ PRZEMYŚLENIA ▪ TEMAT NUMERU Praca skromna, monotonna i niewielka jest modlitwą w czynach, która przysposabia do łaski innej pracy – wielkiej, szerokiej i głębokiej, o której marzysz – te słowa były dla mnie niczym nauka nowego języka. Przestałam wstydzić się marzyć, zrozumiałam przekaz o roli marzeń z jednoczesnym chodzeniem twardo po ziemi. Per aspera ad astra… Profesjonalizm oddaje chwałę Bogu Spacery intelektualno-duchowe ze św. Josemarią nauczyły mnie odróżniać „widzieć” od „patrzeć”, nabrałam większej wolności do „moich” pomysłów na życie oraz do postrzegania rzeczywistości wokół. Odnalazłam w sobie głód dyscypliny, głód porządku i głód dobrej, uczciwej i owocnej pracy – jako daru w postaci środków do życia w Bożej chwale, a nie jako celów samych w sobie. Jeśli

marnujemy czas, okradamy Boga z Jego chwały […]. Smutek i niepokój są proporcjonalne do straconego czasu – pisze Josemaria. Akty miłości bliźniego odnalezione w biografii św. Josemarii zawstydzały mnie i nadal zawstydzają. Wielokrotnie powtarzam sobie, że kiedy musisz wydawać polecenia, nie upokarzaj, postępuj z delikatnością: szanuj inteligencję i wolę tego, kto ma ci być posłuszny. Przyznaję, że dzięki Josemarii naprawdę zobaczyłam, że praca jest darem bycia z drugim człowiekiem, jest kuźnią drogi człowieka do świętości i tę drogę staram się podejmować. Niedomagam każdego dnia, zwłaszcza w obszarze służenia drugiemu człowiekowi w pracy – lecz cieszą także zdarzające się postawy pokory, posłuszeństwa czy ofiary. Praca z dziełami św. Josemarii oczyściła także moje rozumienie profesjonali-

zmu i sukcesu. Przyjęłam prawdę, że profesjonalizm jest dobry, bo oddaje chwałę Bogu (Temu, kto ma szansę zostać uczonym, nie przebaczymy, jeśli nim nie zostanie), a sukces dla chrześcijanina to prestiż zawodowy, dlatego oczyszczaj zatem swoje intencje i zdobywaj możliwie jak największy prestiż zawodowy, na służbę Bogu i ludziom. Pan liczy również na to! Prawdopodobnie przez najbliższe lata będę sięgać do dzieł św. Josemarii, by odnajdywać w nich azymut do prawdy Boga o pracy, jako darze i drodze uświęcania przez nią. Bogu niech będzie chwała za wypełnienie tej potrzeby mojego serca. I cześć Maryi, która prowadzi mnie w poszukiwaniach Boga w życiu zawodowym – jak napisał Josemaria, Maryja wyprosi dla Ciebie siły – zapewniam Cię! – byś przemieniał swoją pracę w miłosną rozmowę z Bogiem. Maryjo, prowadź! 

59


ŚĆ

RAJMUND LULL

KSIĘGA S TA N U RYCER SK IEG O

P

ierwszy polski przekład XIII-wiecznego kodeksu rycerskiego wraz z obszernym komentarzem wprowadzającym w kulturę dawnych czasów. Tło stanowi pogranicze chrześcijańskiej Europy z muzułmańskim Wschodem. Protagonistą jest stary rycerz, który uczy młodego giermka, czym jest honor, mądrość i prawda. przekł. Rozalia Sasor

Oprawa twarda format 125x195 mm s. 224 Instytut Studiów Franciszkańskich Kraków 2019

R

ajmund Lull – średniowieczny kataloński tercjarz franciszkański, medyk, prawnik, filozof, poeta, pisarz, twórca przysłów, wybitny logik, głęboki teolog, autor podręcznika do nawigacji, astrolog, matematyk i misjonarz. Jego bujny życiorys mógłby posłużyć za kanwę intrygującej fabuły, której histo-

ria nie kończy się wraz z jego śmiercią. Wiele jego przemyśleń i wniosków – zawartych w ponad 250 napisanych przez niego dziełach – znalazło bowiem zainteresowanie dopiero po wiekach, stając się inspiracją do nowych odkryć i rozwiązań na różnych polach ludzkiej działalności.

Więcej informacji na

www.isf.edu.pl


Ci bracia, którym Pan dał łaskę, że mogą pracować, niech pracują wiernie i pobożnie, tak żeby uniknąwszy lenistwa, nieprzyjaciela duszy, nie gasili ducha świętej modlitwy i pobożności, któremu powinny służyć wszystkie sprawy doczesne.

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC

św. Franciszek, Reguła zatwierdzona


WYDARZENIA ▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪

W skrócie Jubileusz -lecia Parafii Nawiedzenia NMP w Krośnie W niedzielę 8 września 2019 r., w liturgiczne święto Narodzenia NMP, w kościele franciszkanów w Krośnie ks. abp Adam Szal celebrował uroczystą Eucharystię z okazji rozpoczęcia Jubileuszu 50-lecia Parafii Nawiedzenia NMP, powierzonej opiece duszpasterskiej naszym braciom w 1969 r. przez ks. bpa Ignacego Tokarczuka. Jubileusz Parafii będzie trwał do 14 czerwca 2020 r., a podczas jego trwania zostały zaplanowane okolicznościowe nabożeństwa dziękczynne i błagalne. Uroczystość była również obchodem święta Matki Bożej Murkowej Obrończyni Wiary, Patronki Królewskiego Miasta Krosna.

Październik r. Nadzwyczajnym Miesiącem Misyjnym

W Światowy Dzień Misyjny 2017 r. papież Franciszek skierował list na ręce prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, kard. Fernando Filoniego. Papież ogłosił w nim październik 2019 r. Nadzwyczajnym Miesiącem Misyjnym. Okazją do tego jest setna rocznica opublikowania przez Benedykta XV Listu apostolskiego Maximum illud. Mottem Nadzwyczajnego Miesiąca Misyjnego są słowa: „Ochrzczeni i posłani: Kościół Chrystusa z misją w świecie”. Papież zaznaczył, że ma się on przyczynić do rozbudzenia świadomości misji ad gentes i podjęcia z nową energią misyjnej przemiany życia i duszpasterstwa.

62

W wieku lat zmarł o. Łucjan Królikowski 11 października 2019 r. nad ranem w wieku 100 lat zmarł o. Łucjan Królikowski. Ostatnie pożegnanie śp. o. Łucjana odbyło się we wtorek 15 października 2019 r. w Bazylice św. Stanisława w Chicopee, w Stanach Zjednoczonych, gdzie o. Łucjan posługiwał przez ostatnie lata. W 2007 r. prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński wręczył mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2012 r. został odznaczony Orderem Uśmiechu. Podczas wręczania tego ostatniego, śpiewano mu już nie „Sto” a „Dwieście lat”, kiedy tradycyjnie przechylał kielich z sokiem z cytryny.

-lecie istnienia MI w Polsce W sobotę 19 października 2019 r. w Bazylice Franciszkanów w Krakowie odbywały się obchody 100-lecia Rycerstwa Niepokalanej w Polsce. W tym szczególnym dla Rycerzy miejscu, w październiku 1919 r. św. Maksymilian Maria Kolbe zainicjował pierwsze spotkanie koła Rycerstwa Niepokalanej, którego pierwszymi członkami byli klerycy zakonu franciszkanów, a pierwsze spotkania odbywały się w sali włoskiej. „Teraz, kiedy w naszym społeczeństwie, narodzie narasta fala agresji pod adresem światopoglądu chrześcijańskiego i Kościoła katolickiego, jest czas dla Rycerstwa, jak być może nigdy dotąd od czasów św. Maksymiliana” – mówił w Krakowie prowincjał franciszkanów o. Marian Gołąb podczas uroczystych obchodów. W uroczystościach wzięły udział wspólnoty Polski południowej gromadzące się przy franciszkańskich parafiach.

Międzynarodowe Spotkanie MI w Rzymie W dniach 10-13 października 2019 r. w Rzymie odbyło się Międzynarodowe Spotkanie Rycerstwa Niepokalanej, na którym przedstawiciele MI podzielili się owocami pracy w swoich krajach oraz dokonali wyboru prezesa, którym została Angela Morais z Brazylii. Następnie został powołany międzynarodowy zarząd, w którego w skład wchodzą: Angela Morais – (Brazylia) – Prezes, Miquel Bordas – (Hiszpania) – Wiceprezes, Margherita Perchinelli – (Włochy) – Sekretarz, Członkowie Rady: Norma M. Sanchez – Meksyk, o. Tomasz Tęgowski – Polska, John Galten – USA. Członkowie Rycerstwa Niepokalanej na całym świecie prowadzą szkoły, przedszkola, rozgłośnie radiowe i telewizje.


▪ Z KRAJU I ZE ŚWIATA ▪ WYDARZENIA Wyznaczono termin beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego Sługa Boży kard. Wyszyński zostanie beatyfikowany 7 czerwca 2020 r. w Warszawie na pl. Piłsudskiego – poinformował kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, podczas briefingu 21 października 2019 r. w Domu Arcybiskupów Warszawskich. Kard. Nycz przekazał również, że promulgacji dekretu beatyfikacyjnego dokona wysłannik papieża Franciszka, którym będzie prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Becciu.

Powstaje film o o. Wenantym Katarzyńcu

Powstaje film o Czcigodnym Słudze Bożym o. Wenantym Katarzyńcu, franciszkaninie żyjącym na przełomie XIX i XX, który zmarł mając niespełna 32 lata, w 7 roku kapłaństwa. 26 kwietnia 2016 r., papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót o. Wenantego Katarzyńca. Dzisiaj ten niezwykły orędownik u Boga, fascynuje swoją odważną duchowością człowieka XXI w. Powstaje film o o. Wenantym Katarzyńcu. Wkrótce ukaże się jego zwiastun. Produkcja powstaje z własnych środków i ofiar czcicieli sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca. Na ten cel można dokonać wpłaty na konto: PKO S.A. 16 1240 2568 1111 0010 8489 5481 z dopiskiem: „na rozwój kultu-film”. Za wszelkie ofiary franciszkanie z Kalwarii Pacławskiej, kustosze grobu o. Wenantego, współtwórcy filmu, składają serdeczne Bóg zapłać.

Odsłonięto pierwszy w Polsce znacznik Drogi św. Jakuba Przed głównym wejściem do Bazyliki św. Franciszka z Asyżu w Krakowie, na Placu Franciszkańskim przed oknem papieskim, 29 października 2019 r. umieszczony został pierwszy tego typu w Polsce znacznik Drogi św. Jakuba – dar rządu hiszpańskiego regionu Galicja, którego stolicą jest Santiago de Compostela (miejsce spoczynku św. Jakuba Starszego, popularny już w średniowieczu ośrodek kultu i cel pielgrzymek). Umiejscowienie granitowego obelisku w Krakowie zbiega się z obchodami stulecia przywrócenia stosunków dyplomatycznych pomiędzy Hiszpanią a Polską, a jego symbolika przypomina o wartościach kulturalnych i religijnych bliskich obu krajom. W odsłonięciu symbolu szlaku św. Jakuba udział wzięli m.in. prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, bp Damian Muskus OFM, ambasador Hiszpanii w Polsce Javier Sanabria Valderrama, gospodarz miejsca – gwardian Klasztoru Franciszkanów, o. Piotr Bielenin OFMConv oraz członkowie Bractwa św. Jakuba.

Św. Franciszek patronem ekologów już od lat 40 lat temu papież Jan Paweł II ogłosił św. Franciszka patronem ekologów. Pokazał w ten sposób drogę katolickiego myślenia w sytuacjach kryzysu ekologicznego. Jedną z pierwszych inicjatyw w Kościele odpowiadających na projekt św. Jana Pawła II był Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu. Do dziś jest franciszkańskim głosem w trudnym i skomplikowanym obszarze ekologii. Dekret papieski nosi datę 29.11.1979. W wigilię rocznicy, 28 listopada 2019 r., REFA zaprosiła do wdzięczności za 40 lat ważnej misji w Kościele i świecie naszego Ojca i Patriarchy. W związku z tym, u krakowskich franciszkanów miała miejsce uroczysta Msza Święta dziękczynna za Patrona, a po niej odbyła się sesja oraz debata nt. aktualności przesłania Patrona Ekologów wobec współczesnych wyzwań ekologicznych i klimatycznych. Partnerami wydarzenia były: Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew, portal ŚwiętoStworzenia.pl, ekoMałopolska oraz Polskie Radio Kraków.

Franciszkański kościół w KampaliMunyonyo bazyliką mniejszą W poniedziałek, 29 lipca 2019 r. Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah podniósł franciszkański kościół pw. Męczenników Ugandy w Kampali-Munyonyo do godności bazyliki mniejszej. To bezprecedensowe wydarzenie. Na miejsce sądu i śmierci pierwszych męczenników ugandyjskich z XIX w. krakowscy franciszkanie przybyli w 2013 r. Dwa lata później rozpoczęli budowę świątyni, którą już po kilku miesiącach odwiedził papież Franciszek, podczas swojej wizyty apostolskiej w Ugandzie. W 2017 r. kościół konsekrował prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów, kard. Fernando Filoni. Franciszkańskie sanktuarium w Kampali-Munyonyo to przede wszystkim centrum duszpasterskie oraz pielgrzymkowe, a także miejsce formacji zakonnej – postulat.

We współpracy z

63


WYDARZENIA ▪ Z PADWY ▪ Wystawa poświęcona życiu św. Antoniego W padewskiej Bazylice św. Antoniego działa wystawa multimedialna, która ma pomóc odwiedzającym pogłębić wiedzę na temat życia św. Antoniego, historii bazyliki i oraz dziejów magazynu „Posłaniec św. Antoniego z Padwy”. Jak przekonują gospodarze, wystawa pogłębi przeżycia gości i pielgrzymów, którzy przybywają do padewskiego sanktuarium. Wstęp na wystawę jest bezpłatny. Można ją obejrzeć przy wejściu do głównej części krużganków w godzinach od 9:00 do 13:00 oraz od 14:00 do 18:00. Wystawa prezentowana jest w dziesięciu językach: włoskim, angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim, portugalskim, polskim, chorwackim, arabskim i rosyjskim. Czas trwania prezentacji to 25 minut.

Życzenia świąteczne dla Czytelników „Posłańca św. Antoniego z Padwy” przesłał o. Mario Conte, redaktor włoskiego wydania magazynu: „Kiedy dajesz prezenty osobom, które kochasz, pamiętaj, że obdarowywanie nie jest ludzkim wynalazkiem. Cały ten cykl rozpoczął Bóg, kiedy dał nam bezcenny dar – swego Syna, aby ocalić ludzkość. Jezus nie przyszedł na ziemię jako odkrywca lub turysta, ani jako wychowawca czy wędrowny kaznodzieja. Jezus przyszedł jako Zbawiciel, starający się zbawić „zgubionych”, tych, którzy Relikwie św. Antoniego peregrynują po Ameryce Północnej zostali odłączeni od Boga. Wszyscy jesteśmy zagubieni bez Boga – zagubieni Od sierpnia 2019 r. relikwie św. An- dziernika do 3 listopada relikwie peregry- bez nadziei, zagubieni bez przyszłości. toniego pielgrzymują po Ameryce Po- nowały po Diecezji Wiktorii w Kanadzie, Dlatego dobrze jest, abyśmy świętowali łudniowej. W dniach od 22 sierpnia do a w dniach od 29 listopada do 8 grudnia i radowali się podczas świąt Bożego Na1 września odwiedzały parafie w Mas- 2019 odwiedziły Diecezję San Diego, Ka- rodzenia, ponieważ dar Boży oznacza, sachusetts (USA). Następnie od 26 paź- lifornia (USA). że śmierć nie ma już nad nami żadnej realnej władzy i że nasze życie zostało odkupione”.

64


▪ Z PADWY ▪ WYDARZENIA

„Antoni swatem” – spotkanie dla singli Św. Antoni skutecznie pomaga szukać nie tylko rzeczy zagubionych, ale również takich, których bardzo się pragnie. W związku z tym franciszkanie z Padwy już po raz drugi zorganizowali spotkanie dla singli poszukujących męża lub żony. Spotkanie zatytułowane „Antoni swatem” miało miejsce 22 czerwca 2019 r. i wzięło w nim udział ponad 700 singli z całych północnych Włoch. Jak przyznaje o. Oliviero Svanera, rektor sanktuarium, spotkanie dla singli jest odpowiedzią na to, z czym spotykają się franciszkanie, kiedy rozmawiają z młodymi pielgrzymami. Wielu z nich cierpi z powodu samotności i nieudanych relacji. W wydarzeniu „Antoni swatem” mogły wziąć udział osoby samotne w wieku od 20 do 50 lat. Spotkanie dla singli było okazją, by zawierzyć się wstawiennictwu św. Antoniego, ale także poznać osoby, które również marzą o założeniu rodziny O. Svanera przyznaje, że chociaż w spotkaniu w roku 2018 wzięło udział mniej osób, to jego rezultatem były aż dwa związki. „Zatem św. Antoni zrobił już swoje” – dodaje franciszkanin.

65


ŚĆ Andrea Milano

Biblijny fenomen kobiecości

W

czasach ważnych pytań o rolę kobiety w Kościele, dopominania się o uznanie i podkreślenie kobiecej perspektywy, Andrea Milano wyjaśnia wiele nieporozumień. Czerpiąc również z feministycznej lektury Pisma Świętego, ukazuje niezwykłość kobiecości, jej bogactwo i piękno, jakie wyłaniają się z natchnionych tekstów. Wątkiem przewijającym się przez całość rozważań jest miłość – istota chrześcijaństwa – rozumiana nie tylko jako agape, ale także jako chciany przez Stwórcę eros. Autor, zgłębiając całą paletę znaczeniową słów, jakimi przez wieki filozofia i teologia posługiwały się dla wyrażenia jej różnych wymiarów, na pierwszym planie stawia godność osoby-kobiety, pozostającej w relacji do osoby-mężczyzny. Książka wydobywa z Biblii stale obecny na jej kartach – choć nie zawsze należycie doceniany – fenomen kobiecości.

ę ść

Cena det. 74,90 zł rabat 30% 52,43 zł

Andrea Milano (1938) – teolog, filolog i filozof włoski. Studiował na uczelniach w Europie i USA. Jest profesorem na Uniwersytecie Federico II w Neapolu, członkiem międzynarodowych stowarzyszeń i komitetów naukowych. Autor wielu

książek, artykułów i haseł encyklopedycznych. Publikacja Kobieta i miłość w Biblii, będąca zwieńczeniem jego ponad piętnastoletnich poszukiwań naukowych, została wyróżniona nagrodą „Capri San Michele” w dziedzinie historii i antropologii. Zamówienia: ksiegarnia@bratnizew.pl tel. 725 505 810

www.bratnizew.pl ę

ł

ę

ł

ł



STYL ŻYCIA ▪ DOBRE WZORCE ▪

Misja Światła Elżbieta Elżb żbieta P Polak ollak k

ZDJĘCIA Z ARCHIWUM WYDAWNICTWA FRANCISZKANÓW BRATNI ZEW

Manuel – mały wojownik Światła, jeszcze niewyniesiony na ołtarze, ale dla tych, którzy go poznali, święty chłopiec, przyjaciel Jezusa i Matki Bożej. Jest „gwiazdą na niebie” wskazującą drogę do Stwórcy, do Jezusa, wszystkim pogrążonym w ciemności cierpienia. W Nim było życie, a życie było świat- czułości Boga i Jego Matki. To przejmułością ludzi, a światłość w ciemności jące świadectwo o tym jak Jezus ukryty świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,4-5). w sercu dziecka, czystym i przezroczystym, jak łza promieniuje na różnych luistoria życia małego Manuela dzi i roztapia ich twarde serca. To takwzrusza i wywołuje uśmiech na że opowieść o świętości matki chłopca, twarzy, rodzi nadzieję i pozwala dotknąć która heroicznie towarzyszyła swemu

H 68

dziecku w chorobie, bezgranicznie ufając Jezusowi i oddając Mu swego ukochanego synka. Ponowne narodziny Manuel narodził się dwa razy. Pierwszy raz urodził się 21 czerwca 2001 r. w Calatafimi, jako trzecie z kolei – wyproszone u Boga – dziecko Enzy i Peppe Fodera. Dwa miesiące później, 12 sierpnia Manuel został ochrzczony w kościele św. Sylwestra ku radości jego rodziców, siostry Stefanii i brata Francesca, który został jego ojcem chrzestnym. Cała rodzina była bardzo szczęśliwa, ale


27 lipca 2005 r., kiedy Manuel pierwszy raz przekroczył próg szpitala, rozpoczęła się jej droga krzyżowa i jego droga na szczyt świętości. Manuel narodził się drugi raz dla Nieba 20 lipca 2010 r., po pięcioletniej wyczerpującej, ale mężnej walce z rakiem. W szpitalu Pierwszy kontakt ze szpitalem wywołał u dziecka bunt. Później jednak ten wyjątkowy chłopiec całym sercem przylgnął do Jezusa i Maryi i lekarze podkreślają jego godny podziwu hart ducha i niezwykłą zdolność stawiania czoła uciążliwemu procesowi diagnostyczno-terapeutycznemu. Chłopiec prosił odwiedzających go przyjaciół, aby odmawiali wspólnie różaniec, gdyż – jak mówił – słowa: Zdrowaś Maryjo, sprawiały, że czuł się lepiej. Mówił, że modlitwa jest potężną bronią, mocniejszą niż dynamit. Manuel lubił pisać listy. Na początku drugiej klasy przedstawił się z prostotą i śmiałością: Mam szerokie, zawsze uśmiechnięte usta, moje dłonie są małe, a palce szczupłe. Moje włosy są kasztanowe, proste i miękkie. Jestem żywy, sympatyczny, dowcipny i życzliwy dla wszystkich. Mam bujną wyobraźnię i mnóstwo pomysłów. Bardzo kocham Jezusa i Najświętszą Panienkę. Dużo się modlę. Mój dzień, oprócz nauki, poświęcam Panu Jezusowi, pisząc wiele modlitw, które wysyłam do moich przyjaciół kapłanów, sióstr zakonnych, kler yków, biskupów i do wszystkich, którzy cierpią na ciele i na duszy. d Mi Mii sję tę nazwałem misją Światła, bo staram się pomóc wielu ludziom zbliżyć się do Jezusa.


ENZA MARIA MILANA VALERIO BOCCI

mały wojownik Światła Dziewięcioletni Manuel odszedł do nieba w 2010 roku po długiej walce z nowotworem. Wyjątkowym testamentem, jaki po sobie zostawił, jest świadectwo niezwykłej i zażyłej relacji z Jezusem, jego największym przyjacielem. Swoim krótkim życiem pokazał, jak żywa i prosta może być więź z Bogiem i jak bardzo w codzienności można doświadczać Jego obecności. Wiedział, że ma do wypełnienia „misję Światła”, by inni mogli poznać i pokochać Jezusa. Wolny od stereotypów i konwenansów korespondował z kapłanami, biskupami, papieżem Benedyktem XVI, traktując ich jak przyjaciół. Przejmujące zdarzenia i słowa Manuela skrzętnie notowała jego matka. Czytelnik wchodząc w świat Manuela, ma szansę odnowić i ożywić swoją relację z Bogiem i z ludźmi. ę

Cena 34,90 zł

rabat - 30% 24,43 zł

ść

Dziękuję ci, że pomogłeś mi zrozumieć, że trzeba się dużo modlić, bo modlitwa – jak mawiałeś – „jest potężną bronią, mocniejszą niż dynamit”. Bądź szczęśliwy z twoim Jezusem, aniołku mojego serca. dziadek Stefano Dziękuję ci, Manuelu, za to, że nauczyłeś mnie wyrażać emocje, dziękuję za twoje zaangażowanie, dziękuję za to, co pozostawiłeś mi w spadku. nauczycielka Rosalba

Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl

ę

ł

ę

ł

ł

Cieszę się, że historia jego życia będzie znana również dzięki tej książce, i mam nadzieję, że jego słowa poruszą serca tych, którzy go poznają, aby mogli jeszcze bardziej pokochać Jezusa i życie! Celeste


▪ DOBRE WZORCE ▪ STYL ŻYCIA Niezwyczajny chłopiec Manuel był zwyczajnym dzieckiem, które lubiło się bawić, składać klocki lego, marzyć kim zostanie w życiu, chodzić do szkoły, oglądać filmy z ulubionymi aktorami, śmiać się i żartować. Ale to zwyczajne, pełne prostoty dziecko, niezwyczajnie przyjmowało i zgadzało się na cierpienie, aby roztapiać twarde dusze i zdobywać je dla Jezusa, troszczyło się o inne chore dzieci, robiło im prezenty i płakało nie dlatego, że go boli – a bolało bardzo – tylko, że biedakowi, który stał przy wejściu do szpitala, nikt nie dawał jałmużny. Jak przystało na wojownika Manuel był bardzo odważny i konsekwentny. Bardzo pragnął przyjąć Jezusa do swego serca i jego usilne prośby zostały wysłuchane, gdy miał zaledwie sześć lat. Kiedy dowiedział się, że Jezus przyjdzie do jego domu skakał z radości wykrzykując: Hurra! Jutro przystąpię do komunii! Hej, Jezu, jesteś gotowy, by wejść do mojego serca? W szpitalu po przyjęciu Pana Jezusa zwykle chował się pod koc i zatapiał w modlitwie na kilkanaście minut, rozmawiając ze swym najlepszym Przy-

do sakramentu bierzmowania. Przyjęli go razem i Manuel napisał piękną modlitwę dziękczynną: Przyjdź, Duchu Święty! Potrzebuję Cię, potrzebuję Twojej mocy, abym mógł wyzdrowieć. Przyjdź, Duchu Święty! Oświeć mój umysł i serce. Ty jesteś moją mocą, moją niezniszczalną siłą, która wchodzi do mojego wnętrza, strzeże mnie i zapewnia bezpieczeństwo. Ty jesteś bombą atomową, która posyła języki z ognia, by zapłonęły nad każdym z nas. Ty kierujesz nami i pomagasz nam jacielem. Kiedy było mu trudno prosił nieść miłość całemu światu. Najświętszą Panienkę o ulubione sztuczTak bardzo Cię kocham, Duchu Święty, ne ognie z taką wiarą, że fajerwerki po- przyjdź do mnie! Amen. jawiały się niespodziewanie za oknem budząc zdziwienie u jego mamy. Na ziemskim miejscu spoczynku Manuela obok kwiatów pojawiają się karteczPracownik nieba ki z różnymi prośbami i pewnie nie ma Mały ewangelizator promieniował on wiele czasu na odpoczywanie. Zapoduchowo w szpitalu i w domu. Swoją wiedział to, wspominając o swoich „wadojrzałością w wierze pomógł też swojej kacjach w niebie”, gdy mówił: Mamo, idę starszej siostrze Stefanii przygotować się do Jezusa, żeby pracować lepiej z nieba. 

71


MISJE ▪ UGANDA ▪

Radość z narodzin Wandy Clary

Wanda Matugga Health Centre Józef Matuła OFMConv ZDJĘCIA Z ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO FRANCISZKANÓW

„To coś bardzo pięknego, być lekarzem na misjach. Ponieważ nie tylko leczy się choroby, ale również dusze. Ilu wyleczyłam dobrym leczeniem, a ilu wybłagałam modlitwą, tego nie wiem. Tego się dopiero dowiem na drugim świecie” – to słowa Wandy Błeńskiej, „polskiej Matki trędowatych”, która pracowała z chorymi i ubogimi w Ugandzie przez ponad 40 lat. 72

J

ak powiedział kiedyś św. Jan Paweł II: „Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości” – misja i wspaniałe dzieło całego życia doktor Wandy Błeńskiej trwają i będą się rozwijać. Również dlatego, że jej imieniem został nazwany nowo wybudowany szpital – centrum zdrowia, powstałe w naszej misji franciszkańskiej w Matudze – pisze z Ugandy o. Józef Matuła, franciszkański misjonarz. Franciszkańska działalność misyjna w Afryce jest bardzo różnorodna i – mimo niewielkiej liczby pracujących tam misjonarzy – bardzo aktywna i prężna. Nasi franciszkańscy bracia otworzyli misję w Matugga w 2010 r. W tak krótkim czasie nasza posługa przyniosła już bardzo wiele owoców: praca w wielu kościołach – miejscowościach należących do misji i parafii, szkoły, edukacja, pomoc ubogim, sierotom i chorym… Nasza praca to jednak przede wszystkim ewangelizacja, katechizacja i opieka duszpasterska wraz z posługą i udzielaniem sakramentów świętych.


▪ UGANDA ▪ MISJE Powstanie nowego szpitala wpisuje się w charyzmat działalności misyjnej naszego franciszkańskiego zakonu. Odpowiada na ogromne zapotrzebowanie ze strony wielu chorych i cierpiących, potrzebujących fachowej pomocy medycznej i godnych, ludzkich warunków. Troskliwej opieki, która zawiera się w dobrze znanych pojęciach: caritas oraz miłosierdzie chrześcijańskie.

ogromną pracę i włożyli duży wysiłek w powstanie nowego szpitala. Zgromadzili, zmobilizowali i zachęcili wielką liczbę ludzi dobrej woli, otwartych i hojnych, nieszczędzących sił, czasu i talentów, którzy bardzo pomogli. Samo zaangażowanie, organizacja, ufność i wiara w możliwość zrealizowania tej misji i wkład w wybudowanie placówki zdrowia, umożliwiającej dostęp do opieki zdrowotnej dla ogromnej liczKościół i Zakon zawsze żywy by osób, w tak gęsto zaludnionym i tak i młody biednym kraju jakim jest Uganda, jest Nowo powstały szpital budzi podziw dowodem wielkiej opieki Opatrzności i jest z pewnością jednym z najnowo- Bożej. To także dający nadzieję znak docześniejszych ośrodków zdrowia w ca- broci i solidarności oraz braterstwa mięłej Ugandzie! Franciszkanie pracujący dzyludzkiego – owoc żywotności Kośw Ugandzie – pomysłodawcy i promoto- cioła i Zakonu franciszkańskiego, który rzy tego dzieła – wykonali w tych latach wciąż wychodzi poza swoje ramy, utarte

schematy i chce nieść pomoc i nadzieję wszystkim potrzebującym. Prace budowlane trwały bardzo długo i musieliśmy sprostać wielu trudnościom. Pomogło nam wielu naszych, przyjaciół, ofiarodawców, ludzi życzliwych, pomocników i sponsorów indywidualnych i zorganizowanych z Ugandy, Europy i USA. Swoją cegiełkę w budowę szpitala włożyło wiele organizacji rządowych i pozarządowych, wiele naszych franciszkańskich klasztorów i parafii z różnych krajów, oraz mnóstwo anonimowych dobroczyńców, którzy pomogli w realizacji tego wielkiego i pięknego dzieła. Sami nigdy nie bylibyśmy w stanie podołać takiemu wyzwaniu. Jesteśmy Wam wszystkim, bardzo wdzięczni i zapewniamy o naszej pamięci modlitewnej.

Wejściowy hol zdobi zdjęcie dr Wandy Błeńskiej


MISJE ▪ UGANDA ▪ Pierwsze dni pracy szpitala Szpital funkcjonuje i przyjmuje chorych od 16 września 2019 r. i działa 24 godziny na dobę! Jednak oficjalne i uroczyste poświęcenie i otwarcie franciszkańskiego szpitala zaplanowane jest na grudzień 2019 r. Szczególnie radosne były pierwsze dni pracy szpitala. 19 września 2019 r. w nowym szpitalu przyszła na świat dziewczynka, której szczęśliwa i wdzięczna mama nadała imię Wanda Clara na cześć patronki i kandydatki na ołtarze, doktor Wandy Błeńskiej i św. Klary z Asyżu, współpatronki naszego Zakonu. Następnego dnia, w nowym budynku szpitala odbyła się pierwsza Msza

Święta. Uczestniczył w niej cały personel szpitala, pracownicy i wolontariusze, a także prowadzące szpital Siostry Franciszkanki Matki Bożej Niepokalanej. Uroczystej Eucharystii przewodniczył delegat franciszkanów w Ugandzie, o. Wojciech Ulman. Po wspólnej modlitwie, o. Wojciech pobłogosławił cały szpital i oddał wszystkich pracowników i pacjentów opiece Matki Bożej oraz św. Franciszka z Asyżu, życząc wszystkim obfitości Bożych łask. To jeszcze nie koniec… Wybudowanie budynku szpitala to oczywiście nie koniec prac. W toku jest wiele spraw wykończeniowych i doposażanie placówki, całego zaplecza sa-

nitarnego, technicznego, zagospodarowanie terenu wokół szpitala. Czeka nas jeszcze zakup karetki pogotowia i zorganizowanie zaplecza dla lekarzy i pielęgniarek. To praca i wyzwanie na najbliższe lata. Już teraz jednak jesteśmy dumni z osiągniętego celu i bardzo wdzięczni Bogu Ojcu za tak wielki dar i błogosławieństwo, jakim jest nowy szpital. Dzięki niemu będziemy mogli wypełniać misję poprzez pomoc najbardziej potrzebującym tak, jak to pokazywał swoim życiem św. Franciszek z Asyżu oraz doktor Wanda Błeńska – świadkowie, którzy spotykali Jezusa w ubogich i trędowatych i Jemu w nich służyli. 

O. Adam Klag. proboszcz z Matugga, wolontariusze oraz personel przed nowo wybudownym szpitalem


▪ UGANDA ▪ MISJE

Ekologiczna Farma Pokazowa w Kakooge W zagrodzie Ekologicznej Farmy ZDJĘCIA Z ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO FRANCISZKANÓW

odpowiednich umiejętności. To takie przysłowiowe dawanie do ręki wędki, zamiast ryby. Ta idea długo towarzyKakooge było pierwszą miejscowością, w której powsta- szyła mi w myślach, aż w końcu przeszedłem do czynów. Przekonałem moich ła misja franciszkanów na ugandyjskiej ziemi. Jednym współbraci w Ugandzie, że potrzebna z wielu dzieł tamtejszej misji jest Technical Ins tute John jest szkoła zawodowa w Kakooge i podPaul II. Przy tej właśnie szkole zawodowej powstała jąłem się jej budowy, a obecnie superwizji w jej prowadzeniu i odpowiedzialnoEkologiczna Farma Pokazowa. O najnowszym projekcje ści finansowej. franciszkańskich misjonarzy opowiada o. Bogusław Dą- Budowę szkoły sfinansował dobrodziej z Neustadt, którego znalazł nam o. browski, gwardian z Kakooge. Stanisław Strojecki (obecny proboszcz w Kakooge). Pięć lat temu otworzyliśmy szkołę. Dwuletnia szkoła zawodowa kształci obecnie 137 uczniów i posiada iedawno udało się nam otworzyć w dużym gospodarstwie mojego dziad- kilka kierunków: budownictwo, ślusarEkologiczną Farmę Pokazową ka, niedaleko Jeziora Rożnowskiego. stwo, krawiectwo, gastronomia, fryzjerprzy Szkole Zawodowej im. św. Jana stwo, elektronika i rolnictwo. Pawła II (St. John Paul Technical Insti- Wędka zamiast ryby tute) w Kakooge. Niewątpliwie przyczyZbierając dokumenty do pisania dok- Ekologiczna Farma Pokazowa W ramach tego ostatniego kierunku niła się do tego moja seminaryjna for- toratu, wielokrotnie przekonywałem się, macja w Ruchu Ekologicznym św. Fran- że trzeba pomagać młodzieży afrykań- niedawno założyliśmy Ekologiczną Farciszka z Asyżu oraz wakacyjne praktyki skiej w uzyskaniu zawodu i uczenia ich mę Pokazową. Na początku kupiliśmy Bogusław Dąbrowski OFMConv

N

75


MISJE ▪ UGANDA ▪ krowy mleczne, sfinansowane przez Caritas Antoniana. Obecnie na farmie mamy 10 krów mlecznych, 10 świnek, 10 królików, 5 indyków i 20 kur znoszących jajka. Mleko i jajka raz w tygodniu jedzą uczniowie. W pozostałe dni sprzedajemy produkty, aby za pozyskane środki kupić lekarstwa dla krów przeciw insektom. Krowy i świnie produkują biogaz, który wykorzystujemy do gotowania posiłków dla uczniów szkoły zawodowej, a następnie do użyźniania gleby. Ponadto zbieramy naturalne odpadki na kompost, którego używamy również jako nawozu do wzbogacania gleby. Ekologiczne warzywa Przy farmie zwierząt, mamy również ogródek z warzywami. Stanowią one urozmaicenie posiłków naszych uczniów. Planujemy również zagospodarować 20 hektarów ziemi na uprawę kukurydzy, słodkich ziemniaków i kasawy. W najbliższym czasie planujemy też zakup traktora. Dążymy do tego, by nasza farma w przyszłości dożywiała uczniów, co pomogłoby im finansowo – utrzymanie w szkole jest wciąż zbyt drogie dla miejscowej młodzieży. Nie mają oni wystarczająco pieniędzy na opłatę nauki i internatu. Mam nadzieję, że nasza farma będzie się nadal dobrze rozwijała i to pozwoli nam nie tylko wyżywić uczniów z Technikum, ale również naszych afrykańskich postulantów, którzy już niedługo przeniosą się z Munyonyo do Kakooge.

O. Bogusław z krowami na Ekologicznej Farmie

76


▪ UGANDA ▪ MISJE

O. Bogusław prezentuje zakres działań Ekologicznej Farmy Pokazowej

Krowy przygotowane do opryskania lekarstwem

77


WIELCY POLACY

Benedykt Polak – wielki franciszkański podróżnik Katarzyna Gorgoń

18 listopada 1247 r., na siedem (!) lat przed narodzinami słynnego podróżnika Marco Polo, franciszkanie Jan z Pian del Carpine i Benedykt Polak powrócili do Lyonu. Skąd? Z dworu wielkich chanów mongolskich, na który udali się z polecenia papieża Innocentego IV. Kiedy więc wenecki podróżnik na początku swojej księgi „Opisanie świata” pisze, wspominając swoją podróż na Wschód, że od kiedy Pan Bóg stworzył Adama, nie było na świecie człowieka, który by tyle cudowności widział co on, nie do końca ma rację... Jan z Pian del Carpine i Benedykt Polak zdążyli bowiem szczęśliwie wrócić do domu siedem lat przed narodzinami sławnego Wenecjanina. Kim był Benedykt Polak? Benedictus Polonus urodził się około roku 1200. Niektórzy badacze podają, iż pochodził z Wrocławia lub z Wielkopolski, ale informacje te nie są udokumentowane. Nie wiadomo także, czy Benedykt to jego imię chrzcielne, czy zakonne, ani kim był w młodości, choć pewne fakty mogą wskazywać na to, że był rycerzem. Co zatem wiemy? Jeżeli dysponował jakimś majątkiem, to ok. 1236 r. wszystko, co miał, rozdał ubogim, podążając drogą wyznaczoną przez św. Franciszka

78

z Asyżu. Na pewno biegle władał łaciną oraz językiem staroruskim, co spowodowało wybranie go na towarzysza podróży Jana z Pian del Carpine.

cy w walce z islamem. Ojciec Święty postanowił zatem wysłać poselstwo do ich przywódcy, zwanego wielkim chanem i nakazać mu nawrócenie się na chrześcijaństwo. Dlaczego Benedykt? Na przełożonego misji papież wybrał W 1241 r. Europę zaskoczyła inwazja Jana z Pian del Carpine. Jak wśród powojsk mongolskich. Papież Innocen- słów znalazł się zatem Benedykt? Mógł ty IV stanął wobec poważnego prob- poznać Jana dużo wcześniej, kiedy ten lemu, ponieważ informacje o dzikich tworzył prowincje zakonne w Europie. najeźdźcach ze Wschodu nie napawały Benedykt posługiwał się także językiem nadzieją. Jednak, mimo postrachu jaki ruskim, a nie jest wykluczone, że rówsiali Mongołowie, byli oni postrzegani nież mongolskim (mógł być jeńcem tarównież jako potencjalni sprzymierzeń- tarskim po bitwie pod Legnicą w 1241 r.).


WIELCY POLACY list papieski. Jak się można domyślać, jego odpowiedź na papieskie propozycje była negatywna i nieprzychylna. Zażądał, aby papież osobiście przybył do niego na czele wszystkich władców Europy oraz, by oddali mu hołd i złożyli przysięgę wierności. W zamian za to oferował im pokój. 13 listopada 1246 r. posłowie otrzymali napisany w czterech językach (po mongolsku, persku, turecku i łacinie) list, pełen było gróźb i propozycji poddania się pod opiekę Mongołów. Jeszcze tego samego dnia, po otrzymaniu zezwolenia, posłowie wyruszyli w długą i męczącą drogę powrotną. Powrót Jan i Benedykt wracali 1 rok i 5 dni. Wielokrotnie spali na stepie bezpośrednio na ziemi, w zagłębieniach terenu lub w zaspach śnieżnych. W maju 1247 r. franciszkanie dotarli nad Wołgę, gdzie spotkali czekających na nich współbraci. Do Kijowa dotarli 10 czerwca, a w lipcu byli już w Polsce. Tu okazało się, że po 19 miesiącach prawie nikt już na nich nie czekał. Dawno już stracono nadzieję, że jeszcze żyją. Franciszkańscy podróżnicy dotarli do Lyonu 18 listopada 1247 r.

FOT. HISTORICAL ATLAS, WILLIAM R. SHEPHERD, NOWY JORK 1923

Nie ma jednak wątpliwości, że jego chana, nowe konie i tłumaczy. 3,5 mieudział w wyprawie nie był przypadkiem. siąca zajęło im dotarcie do Karakorum, ówczesnej stolicy chanów mongolskich. Wyprawa do Karakorum W ciągu 106 dni przebyli ok. 5 tys. kiCarpini wyruszył z Lyonu 16 kwiet- lometrów. nia 1245 r. Za towarzysza miał br. StefaNajczęściej przyjmuje się, że Jan i Bena z Czech, w Pradze dołączył do nich nedykt jechali przez obszary dzisiejszebr. Czesław, a we Wrocławiu – Benedykt go Kazachstanu, kierując się nad Morze Polak. W wyprawie uczestniczył także Kaspijskie i Jezioro Aralskie. Dotarli do brat opisywany prze źródła jako C. de granicy Białej Ordy, minęli lekko zasoBridia. Wieźli ze sobą bullę Cum non lone jezioro Bałchasz, które uznali za solum skierowaną do władcy Mongo- małe morze, przejechali pustynię Gobi łów. Na ziemiach polskich spotkali się i pokonali górzyste tereny Chorezmu, z ogromnym poparciem możnowład- udając się ku Wyżynie Mongolskiej. ców oraz dworów książęcych i otrzy- 22 lipca 1246 r. dotarli do letniej siedzimali od nich sporą pomoc materialną by chana w Karakorum. Przez miesiąc i logistyczną. musieli jednak czekać na audiencję, poNa Boże Narodzenie 1245 r. legacja nieważ odbywał się wielki kurułtaj, czydotarła do Łęczycy, następnie przepły- li wybory wielkiego chana. Na nowego nęła Wisłę i razem z rusińskimi prze- władcę został wybrany Gujuk, najstarwodnikami, starym kupieckim szlakiem, szy syn zmarłego przywódcy. Na jego wyruszyła na południe Rusi, by stamtąd dworze legaci przebywali aż 4 miesiące, dotrzeć do Mongolii. Po drodze fran- będąc pod czujną strażą mongolskich ciszkanie widzieli ogrom zniszczeń do- wojowników. konanych przez Mongołów: doszczętnie Podczas uroczystości koronacyjnych spalone miasta, wymordowani miesz- byli przyjęci przez Gujuka, ale dopiero kańcy, stosy ludzkich kości. 11 listopada zaproszono ich na drugą auPod koniec stycznia 1246 r. udało się diencję. Chan okazał się życzliwy, przyim dotrzeć do Kijowa, skąd wyruszyli jął złożone mu dość skromne dary i nado Kaniowa będącego już pod rządami kazał zgodnie z ceremoniałem odczytać Tatarów. Tam najprawdopodobniej wycofał się z dalszej podróży br. Stefan. Po przeprawieniu się przez Dniepr natknęli się na patrolujących ten rejon wojowników mongolskich. Na szczęście potraktowani zostali jak legaci i skierowani w rejon Astrachania, gdzie przebywał Batu-chan, dowódca ordy i namiestnik wielkiego chana. Pod nadzorem wojowników dotarli do delty Wołgi, gdzie w Saraju, będącym stolicą Złotej Ordy zastali potężną armię. Batu-chan przyjął od zakonników przywiezione z Polski dary (bobrowe i borsucze skóry), i pozwolił im na kontynuowanie podróży w głąb Azji. Nakazał się jednak rozdzielić. W Saraju zostali br. Czesław i br. C. de Bridia, a w dalszą drogę wyruszyli tylko Jan i Benedykt. Otrzymali odpowiedni glejt gwarantujący im opiekę Trasa wyprawy Benedykta Polaka

79


WIELCY POLACY opowiadał o podróży. Po powrocie, najprawdopodobniej we Wrocławiu (albo też w Krakowie lub w Pradze), podyktował po polsku br. C. de Bridia sprawozdanie z wyprawy, które później zostało przetłumaczone na łacinę. Ta relacja pozostawała wtedy poufnym papieskim dokumentem i nosiła tytuł Historia Tartarorum. Jeszcze później Benedykt napisał rozprawę De Itinere Fratrum Minorum ad Tartaros, będącą owocem podróży do Azji. Była ona dziełem przełomowym, pierwszym europejskim traktatem o kulturze i językach krajów Dalekiego Wschodu. Zawierała wiele pojęć mongolskich, ich tłumaczenia na łacinę oraz opis krain leżących poza granicami znanego wówczas świata. Po wyprawie W średniowiecznych polskich źródłach Benedykt Polak pojawia się później kiego sposobu podróży, przez regularne tylko raz – w dokumentach z 1252 r. Wezmienianych wierzchowców, będących dług nich, Benedykt zeznawał jako świaw dyspozycji doskonale działającej pocz- dek cudu w procesie kanonizacyjnym ty mongolskiej, podróż zajęłaby znacz- biskupa Stanisława ze Szczepanowa. nie więcej czasu, albo nawet w ogóle nie Opisany został jako gwardian klasztoru dotarłaby do celu. braci mniejszych, który był u Tatarów. Stąd też wiemy, że został gwardianem Sprawozdanie z podróży franciszkańskiego klasztoru w Krakowie. Benedykt Polak podczas powrotu Zmarł więc na pewno po roku 1251. Ani z Lyonu do Polski zatrzymywał się we miejsce jego śmierci, ani spoczynku nie franciszkańskich klasztorach, w których są znane. 

Wyobrażenie wyprawy do chana z udziałem Benedykta Polaka. De itinere fratrum minorum ad tartaros

Tam również przywitano ich jak ludzi powracających z innego świata. Zakonnicy zdali papieżowi relację z podróży, opowiedzieli o swoich wrażeniach, wręczyli mu list od chana oraz notatki i opisy, które sporządzili. Tak zakończyła się ich nadzwyczajna misja.

FOT. WIKIMEDIA.ORG

Nieprawdopodobne osiągnięcie Podróż Jana i Benedykta trwała 2 lata i 7 miesięcy (od 16 kwietnia 1245 do 18 listopada 1247 r.). Była pierwszą europejską ekspedycją w głąb Azji. Co jest najbardziej niezwykłe – odbyła się bez map, bez podstawowych informacji na temat ziem, na które wyruszyli franciszkanie, a jednak członkowie wyprawy przebyli około 19 tys. kilometrów! Podróżnicy poruszali się zatem ze średnią prędkością ok. 20 kilometrów na dobę, wliczając w to jednak liczne postoje, w tym czteromiesięczny na dworze chana. Warto dodać, że w niektórych miejscach na Wielkim Stepie, zmieniali konie nawet 7 razy dziennie, i wtedy prawdopodobnie przemierzali ponad 100 kilometrów na dobę. Gdyby nie wykorzystanie ta-

XIX-wieczne wyobrażenie pałacu Gujuka

80


WIELCY POLACY

400. rocznica odnalezienia ciała bł. Jakuba Strzemię Rafał M. Antoszczuk OFMConv ZDJĘCIA Z ARCHIWUM AUTORA

Mąż wielkiej cnoty, pobożnością sławny [...] senator uczciwy i pełen dobrej rady, a granic kraju żarliwy obrońca – tak o bł. Jakubie Strzemię mówią kroniki lwowskiej kapituły. W 2019 r. jego czciciele świętowali 400-lecie odnalezienia ciała błogosławionego arcybiskupa. Kim był i jaka historia towarzyszyła odkryciu jego doczesnych szczątków? Obraz bł. Jakuba – 2019 r. mal. Barbara Jeż-Iwańska. Parafia Najświętszego Zbawiciela w Łodzi

81


WIELCY POLACY

J

akub Strzemię urodził się ok. 1340 r. i jako młodzieniec wstąpił do franciszkanów. Został wysłany na studia do Rzymu, a po powrocie mianowano go przełożonym klasztoru w Krakowie, a następnie we Lwowie. Zasłynął jako gorliwy misjonarz ziem wschodnich. Wielokrotnie służył też swoimi radami św. Królowej Jadwidze i jej mężowi Władysławowi Jagielle. To właśnie za protekcją królewskiej pary papież Bonifacy IX mianował go arcybiskupem halickim. Jego konsekracja odbyła się 28 stycznia 1392 r. w Tarnowie.

Arcybiskup Jako biskup nie ustawał w gorliwości, organizował i umacniał struktury diecezji oraz tworzył nowe parafie. W życiu codziennym odznaczał się prostotą i Franciszkowym ubóstwem – nie zamieszkał w ofiarowanej mu przez Jagiełłę posiadłości w centrum Lwowa, ale w skromnym, drewnianym domku na

82

obrzeżach miasta; nie zrezygnował też z noszenia zakonnego habitu, swoje biskupie szaty nosił tylko podczas ceremonii liturgicznych. Ustanawiane przez niego odpusty świadczą o jego wielkiej czci do Eucharystii. Był jednym z prekursorów publicznych wystawień i adoracji Najświętszego Sakramentu. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej, a tradycja głosi, iż objawiła mu się Maryja z Dzieciątkiem na ręku. Zabiegał nie tylko o niebo dla swojego ludu, ale starał się pomnożyć jego dobrobyt doczesny. Ufundował, uposażył i utrzymywał ze swoich dochodów biskupich szpital Ducha Świętego we Lwowie oraz przytułek dla biednych, bezdomnych i pielgrzymów idących do Ziemi Świętej. Za swego życia chciał przenieść stolicę biskupstwa z Halicza do Lwowa, dlatego rozpoczął budowę katedry we Lwowie, której konsekracji doczekał w 1404 r.

Cudotwórca Zmarł 20 października 1409 r. W swoim testamencie napisał, że chce być pochowany w chórze zakonnym, w konwencie franciszkańskim pw. św. Krzyża we Lwowie, i prosił, aby jego paramenty biskupie sprzedano, a pieniądze przeznaczono na potrzeby biednych i na Mszę za jego duszę. Choć był znany i szanowany jeszcze za życia, jego grób znajdujący się w mało dostępnym chórze zakonnym poszedł w zapomnienie. Aż 210 lat później… Na głowie miał mitrę nienaruszoną… 29 listopada 1619 r., w Kościele Franciszkanów pw. Świętego Krzyża we Lwowie, odnaleziono ciało Jakuba Strzemię. Było to bezprecedensowe wydarzenie mające znamiona cudu, które przyczyniło się do wzmocnienia i rozszerzenia kultu Arcybiskupa Halicza. Naocznym świadkiem tego wydarzenia był doktor obojga praw, Jakub Skrobiszewski, kanonik katedry lwowskiej. Sprawozdanie z tej niecodziennej chwili zamieścił w monografii historycznej Vitae archiepiscoporum haliciensium et leopoliensium, wydanej w języku łacińskim w roku 1628. Autor pisze: „Należy tu powiedzieć, jak we wspomnianym 1619 r. […] dnia 29 listopada, który jest wigilią św. Andrzeja Apostoła, wtedy w piątek, przed pierwszą Niedzielą Adwentu, w kościele Zakonu świętego Franciszka Braci Mniejszych Konwentualnych pod wezwaniem Krzyża Świętego, w chórze, gdy kopano ziemię pod wspólny grób, obok ściany, w pobliżu zakrystii – sacrarium, znaleziono w zbutwiałej trumnie postać zmarłego mężczyzny ubranego w jasną szatę z oznakami arcybiskupimi. Na głowie bowiem miał mitrę nienaruszoną, na piersiach paliusz arcybiskupi, pod paliuszem ornat na przedzie niezniszczony, z tej samej materii i koloru, co mitra, mianowicie z adamaszku, koloru żółtego, rękawiczki biskupie z lśniące-

Dzieło Jakuba Skrobiszewskiego z 1628 r. Karta z herbem abpa Jakuba


WIELCY POLACY go jedwabiu, one również zupełnie nienaruszone, jakby co dopiero zrobione, pięknie i subtelnie utkane i haftowane, oraz ozdobione czterema znakami róż, z krzyżem pośrodku, na palcach dwa pierścienie z najczystszego złota, na stopach sandały; wśród szat było widać habit, z szarego, włoskiego sukna. Habit świadczył, że to był zakonnik, oznaki mówiły, że tu pochowany był arcybiskupem. Nie było jednak żadnego napisu, ani informacji, kim on był. Wśród tych niepewności Testament wymienionego arcybiskupa Jakuba wzięty z archiwum Braci Mniejszych Konwentualnych wyjaśnił nam, że tu złożony był tym JAKUBEM ARCYBISKUPEM”. Nowe miejsce spoczynku 20 października 1626 r., ciało Jakuba, w obecności arcybiskupa lwowskiego Andrzeja Próchnickiego, licznie zgromadzonego duchowieństwa i wiernych, uroczyście przełożono do nowej trumny i złożono w ufundowanym przez lwowskich franciszkanów grobowcu, jaki wybudowany został przy ołtarzu wielkim kościoła pw. Świętego Krzyża. Grobowiec ten, jak mówią akta procesu beatyfikacyjnego, wykonano z alabastru i przedstawiał leżącą postać arcybiskupa w szatach pontyfikalnych trzymającego w lewej ręce otwartą księgę. Nad rzeźbą umieszczono epitafium z czarnego marmuru, które zostało ozdobione herbem Strzemię z infułą oraz pastorałem w otoku. Na epitafium umieszczono napis: „JAKUB Arcybiskup Halicki, narodzony w szlacheckiej rodzinie polskiej Strepów, z Zakonu Świętego Franciszka, dla wybitnych przymiotów, w 1392 ustanowiony Pasterzem Kościoła, Senator Rzeczypospolitej, obrońca Ojczyzny, stróż Królestwa, dobry, roztropny, wierny, niestrudzony i czujny, sławny z licznych, heroicznych cnót, wyczerpany trudami zamienił życie śmiertelne na niebieskie w roku 1409. Zechciał, aby go pochowano w kościele Świętego Krzyża, u swoich braci. Odna-

leziony został nietknięty w 1619 r., dnia 29 listopada w stroju z oznakami arcybiskupimi. Tu, w tym miejscu, 20 października 1626 r. przez tychże Braci z nabożeństwem na nowo złożony”. Warto dodać, że nad tym grobem franciszkanie zawiesili obraz o wym. 220x160 cm, na który wierni z wdzięczności za otrzymane łaski zawieszali wota. Niestety obraz nie przetrwał do naszych czasów, a jego wierne odwzorowanie w formie miedziorytu wykonanego na jedwabiu w roku 1771, przez Tadeusza Rakowieckiego do dziś przechowywane jest w Klasztorze Franciszkanów w Przemyślu. Po kasacie lwowskiego kościoła Świętego Krzyża w roku 1785, miało miejsce przeniesienie ciała Jakuba do lwowskiej katedry. Po wyniesieniu na ołtarze Po beatyfikacji relikwie bł. Jakuba Strzemię umieszczono w kaplicy Pana Jezusa Ukrzyżowanego w lwowskiej katedrze, gdzie kilkakrotnie w swojej historii dokonywano ich translacji do nowych relikwiarzy. Trumienka z relikwiami była wystawiona do kultu publicznego do roku 1946, kiedy to arcybiskup Eugeniusz Baziak opuszczając Lwów, przeniósł relikwie Błogosławionego do katedry w Tarnowie, skąd w roku 1966 przekazano je do prokatedry w Lubaczowie. Trumienkę z relikwiami złożono następnie w skarbcu katedry na Wawelu, skąd w roku 2010 wróciła do lwowskiej katedry i umieszczona została w ołtarzu głównym pod obrazem Matki Bożej Łaskawej, Ślicznej Gwiazdy Miasta Lwowa. W ten niezwykły jubileusz 400- lecia odnalezienia ciała bł. Jakuba Strzemię, patrona osób cierpiących na bóle głowy, naszej zakonnej prowincji oraz archidiecezji lwowskiej, prośmy o Jego szczególne wstawiennictwo przed tronem Bożym. Niech owoce wyproszonych łask przyczynią się do naszego uświęcenia oraz do rychłej kanonizacji naszego Patrona. 

Miedzioryt T. Rakowieckiego z 1771 r.

Ornat funeralny – stan w trakcie konserwacji

Relikwie bł. Jakuba Strzemię – rekognicja w katedrze na Wawelu w 2010 r.

83


Barletta i Bari

Piotr Bielenin OFMConv teolog, pasjonat historii, gwardian krakowskiego klasztoru ZDJĘCIA Z ARCHIWUM AUTORA


NASZE MIEJSCA

Zaczęło się od wiadomości z nieznanego włoskiego numeru. Proboszcz z miasta, którego nazwę widziałem po raz pierwszy, zapraszał mnie na spektakl muzyczny o św. Maksymilianie, który przygotowała młodzież jego parafii. Sprawdziłem termin, rzecz była do zrobienia, odpisałem więc, że jest to możliwe. Znając włoski sposób działania i dosyć odległą datę, byłem przekonany, że sprawa pójdzie powoli, albo wręcz okaże się nieaktualna. I tu się zdziwiłem, bo następnego dnia skontaktowała się ze mną agencja, proponując kilka sposobów dotarcia na miejsce i prosząc o dane potrzebne do załatwienia biletów. Dosyć rzec, że w 3 dni od pierwszego kontaktu dotarły do mnie mailem bilety lotnicze Kraków-Bari, Bari-Kraków. Kraków-Bari-Barle a A że życie bogate jest w wiele wydarzeń, to przez długi czas w ogóle nie myślałem o tym wyjeździe, tak, że kiedy przyszedł ów dzień, pojechałem kompletnie bez wiedzy na temat miejsca docelowego. Cieszyło mnie tylko, że to niedaleko Bari, bo nie tylko nigdy nie byłem w tym mieście, które kojarzyłem ze św. Mikołajem i królową Boną, ale też nigdy nie dotarłem na adriatyckim wybrzeżu dalej na południe niż do San Giovanni Rotondo. Na lotnisko przyjechała po mnie młodzież z parafii. Nie mieli kłopotów, żeby mnie rozpoznać, bo wcześniej wyguglowali sobie moje zdjęcie. Okazało się, że kierowcą jest reżyser spektaklu, a towarzyszą mu odtwórcy ról i autorka choreografii. W samochodzie miałem okazję posłuchać ścieżki dźwiękowej i dowiedzieć się, że spektakl, do którego przygotowania trwały prawie rok, będzie miał miejsce w teatrze miejskim. Zrozumiałem więc, że to poważne przedsięwzięcie. Dodatkowo dowiedziałem się, że Barletta wraz z gminą liczy prawie sto tysięcy mieszkańców! Ale to nie była ostatnia niespodzianka, która mnie spotkała w związku z tym miastem.

Miasto krzyżowców Okazało się, że miasto ma bardzo bogatą historię i wiele wyjątkowych zabytków. Mogłem się o tym przekonać, gdy jedna z parafianek stała się moim przewodnikiem na całe popołudnie i nie oszczędziła mi żadnego miejsca godnego uwagi. Początki miasta sięgają IV w. przed Chr. W pobliżu, w części, która obecnie znajduje się w granicach miasta, odbyła się słynna bitwa pod Kannami, w której Hannibal pokonał dwukrotnie liczniejsze wojsko Rzymian. Barletta swój okres świetności przeżywała w czasie późnego średniowiecza. Twierdza jeszcze z czasów normańskich i usytuowany w mieście port sprawiły, że stała się jednym z ważniejszych miejsc w organizacji wypraw krzyżowych i handlu z Ziemią Świętą. To tutaj pielgrzymi i krzyżowcy wsiadali na okręty, które miały ich przewieźć do Palestyny. Nic dziwnego, że po upadku Królestwa Jerozolimskiego miasto stało się prócz siedziby miejscowego biskupa także rezydencją biskupa Nazaretu. Świadkiem tamtego czasu jest Bazylika Świętego Grobu, w której przechowywana jest drogocenna relikwia Krzyża Świętego z głowicy pastorału biskupa Nazaretu.

Bari

Barletta, Kościół Świętego Grobu

Relikwie Krzyża Świętego

85


NASZE MIEJSCA Na moją prośbę jeden z miejscowych kapłanów wyjmuje ją ze skarbca i daje mi do ucałowania.

Spektakl o św. Maksymilianie

Spektakl o św. Maksymilianie

Uliczki Bari

Il Duomo W Barletcie znajduje się 45 kościołów, z tego 21 to świątynie parafialne. Wiele z nich powstało w czasie średniowiecznego rozkwitu miasta i do dzisiaj nie uległo jakimś znaczącym przebudowom. Ogromne wrażenie robi katedra pod wezwaniem Matki Bożej Większej. Mam akurat szczęście, bo w ołtarzu głównym znajduje się cudowny wizerunek Matki Bożej, zwanej tutaj Madonna dello Sterpeto, Patronki miasta, przenoszony z Jej sanktuarium do katedry na cały maj, czemu towarzyszą specjalne procesje i szczególnie uroczyście sprawowane Msze Święte. Katedra – il Duomo – jak mówią miejscowi, to prawdziwa perła architektury. Oglądając fragmenty romańskie, gotyckie, czy zachowane w podziemiach paleochrześcijańskie, można zobaczyć, jak rozwijało się budownictwo sakralne i jaki jest

geniusz ludzkiego umysłu, a równocześnie wiara tych, którzy takie miejsca wznosili. Na zakończenie zwiedzania wchodzimy na chwilę do zakrystii, zastajemy akurat proboszcza katedry, więc mówię, że chciałbym jutro przyjść na Mszę niedzielną na godz. 11.30. Wymieniamy kilka grzeczności i czym prędzej wracam do parafii, żeby pomóc podczas wieczornej Eucharystii przy spowiedzi. Nazajutrz przychodzę do katedry kwadrans przed czasem. Zakrystianie podają mi szaty liturgiczne i już przygotowany czekam na przybycie głównego celebransa. Kiedy zbliża się czas wyjścia do ołtarza zaczynam się niepokoić, że jeszcze nikogo nie ma. Wreszcie, kiedy zegar wybija godzinę, pytam zakrystianów, kto przewodniczy Mszy Świętej. W odpowiedzi słyszę: Ojciec. Nie będzie żadnego innego kapłana. I ponaglenie, że trzeba już wychodzić. Proboszcz się zjawił, a jakże, kiedy już byłem przy ołtarzu. Przedstawił, że jestem z Polski, z Krakowa, a jak z Krakowa, to wyszło prawie na to, że


NASZE MIEJSCA z rodziny św. Jana Pawła II. Z jednej strony byłem zestresowany kazaniem, które trzeba było powiedzieć, a kościół był pełny, bo to majowa suma. Z drugiej – rozweselił mnie tym pokrewieństwem. Przede wszystkim jednak podziwiałem jego odwagę. Ja nie powierzyłbym nieznanemu obcokrajowcowi po zamienieniu z nim trzech zdań przewodniczenia głównej Mszy niedzielnej. Don Mimmo Obiad jemy u don Mimma, proboszcza, który mnie tutaj zaprosił. Tak właśnie wszyscy do niego mówią – don Mimmo. To zdrobnienie od Domenico. U nas raczej nie do pomyślenia, żeby na statecznego proboszcza mówić ks. Dominiczek. Obiad przygotowała jego rodzona siostra i jej mąż. Same pyszności, z których słynie tutejsza apulijska kuchnia. Proboszcz prawie nie pije alkoholu, dobrze, że szwagier zadbał o to, abym mógł pokosztować owocu winnego grona – a jakże – z miejscowości, z której wywodzi się jego rodzina. Nie lubię

twarogu, ale z grzeczności dałem się namówić na skosztowanie ricotty, która okazała się tak delikatna i smaczna, że poprosiłem o dokładkę. Po obowiązkowej tutaj sjeście pojechaliśmy do teatru zobaczyć próbę generalną. Odniosłem wrażenie, że wszystko jest w rozsypce. Ale to było tylko wrażenie. Poniedziałkowy spektakl wypadł wspaniale, aktorzy, śpiewacy i tancerze stanęli na wysokości zadania. Słusznie więc na zakończenie zostali nagrodzeni brawami na stojąco. Spektakl, który opowiadał o życiu i powołaniu św. Maksymiliana Kolbego i jego miłości do Niepokalanej, momentami wzruszał na tyle, że wiele osób ocierało ukradkiem łzy. Kolację jemy w domu pewnej rodziny z parafii. To rodzice kapłana, który ciężko zachorował. Za dyspensą Ojca Świętego został wyświęcony w rodzinnym domu. Był kapłanem przez 74 dni. Ojciec ze łzami w oczach pokazuje mi pokój syna, łóżko, które było dla niego krzyżem, na którym cierpiał i ołtarzem, na którym

sprawował ofiarę Mszy Świętej. Wieczór spędzamy jednak pogodnie, także w duchu wdzięczności za to kapłaństwo Salvatora, krótkie, ale tak bardzo intensywne. A jego rodzice po stracie dziecka, każdego kapłana, który przekracza progi ich domu, traktują jak syna. U św. Mikołaja Na drugi dzień wcześnie rano jedziemy do Bari, przed dotarciem na lotnisko chcę zobaczyć miasto. Kiedy dojeżdżamy już do centrum, najpierw krążymy żeby znaleźć parking, później chodzimy po mieście i mam nieodparte wrażenie, że wszystkie uliczki prowadzą do morza, bez względu na kierunek, w jakim się poruszamy. Rozpoczynamy od porannej kawy i rogalika w pierwszym napotkanym barze, a zaraz potem udajemy się do bazyliki św. Mikołaja. Jego relikwie z Myry leżącej obecnie w granicach Turcji przywieźli tutaj Normanowie pod koniec XI w. Bazylika jest symbolem miasta i jednym z najcenniejszych


NASZE MIEJSCA zabytków architektury romańskiej we Włoszech. Pielgrzymują tu zarówno katolicy, jak i prawosławni – po otwarciu granic zwłaszcza Rosjanie. Mamy tego potwierdzenie, kiedy schodzimy do krypty pod ołtarzem głównym. Za solidnymi kratami, pamiątką czasów, kiedy relikwie były łakomym kąskiem dla złodziei, znajduje się niewielka przestrzeń z umieszczonym na środku ołtarzem, pod którym spoczywa ciało św. Mikołaja. Stróż nie wpuszcza nas do środka, gdzie znajduje się kilka prawosławnych kobiet. Widzimy to po sposobie wykonywania znaku krzyża i po pokłonach, które co chwilę oddają przed ołtarzem, nie zważając na ponaglające gesty cerbera. Obok znajduje się niewielka kaplica, właściwie wnęka, gdzie kapłani ortodoksyjni mogą sprawować liturgię. Sam klękam w ławce i dziękuję za św. Mikołaja i za tych wszystkich, którzy w jego imieniu przynosili i nadal przynoszą mi prezenty. Nie zapominam i o tych, co na morzu, bo i im patronuje Święty z Bari.

Grób św. Mikołaja w Bari Makaron sprzedawany na ulicach Bari

Z wizytą u królowej Bony Po modlitwie czas na zwiedzanie bazyliki. Interesują mnie przede wszystkim polonica. Za ołtarzem głównym znajduje się okazały nagrobek królowej Polski – Bony Sforzy, żony Zygmunta Starego i matki Zygmunta Augusta, ostatniego Jagiellona na tronie polskim. Centralną postacią jest sama królowa, klęcząca ze złożonymi rękami i zwrócona twarzą w kierunku ołtarza i nawy świątyni. Na jej obliczu widać ślady trudów życia. W niszach po obu stronach znajdują się postacie dwóch biskupów i patronów: Bari – św. Mikołaja i Polski – św. Stanisława. Niestety, przejście jest zagrodzone i nie można podejść całkiem blisko, aby zobaczyć szczegóły tego dzieła ufundowanego przez córkę Bony, Annę Jagiellonkę. Myślę o tym, co by było, gdyby Bona nie straciła dziecka na polowaniu w Niepołomicach, gdyby inaczej kierowała swoim synem.


NASZE MIEJSCA Czy dzisiaj mielibyśmy króla, jak to ma miejsce w wielu krajach Europy? A Bonę ciągle sobie wyobrażam z twarzą Aleksandry Śląskiej z serialu z lat 80. jej poświęconemu. Już prawie przy wyjściu oglądamy jeszcze piękną figurę św. Mikołaja w biskupich szatach pontyfikalnych. W Bari uroczystości Świętego obchodzi się 2 razy w roku. Wraz z całym kościołem w grudniu, oraz 9 maja, kiedy to w uroczystej procesji na łodziach przywożona jest do brzegu i przenoszona do położonej nieopodal bazyliki ta właśnie figura, na pamiątkę przybycia relikwii do miasta. Miasto makaronów Jako że czasu jest niewiele, zagłębiamy się w wąskie uliczki i idziemy w kierunku katedry. Czasami można odnieść wrażenie, że czas zatrzymał się tutaj kilka wieków temu. Kamienne budowle ozdobione są suszącym się nad głowami praniem. Wrażenie psują tylko umieszczone tu i tam brzydkie pudła klimatyzatorów i przemykające, wręcz z ekwilibrystyczną sprawnością kierujących, skutery. Tutaj też widzę po raz pierwszy powystawiane przed drzwi domów, prosto zbite z drewna gabloty, w których suszy się makaron wszelkiego rodzaju, czasami przysłonięty delikatną firanką. Dowiaduję się, że to domowy makaron na sprzedaż, i że od wieków gospodynie właśnie w taki sposób dorabiają do rodzinnego budżetu. Co ciekawe, nikt makaronu nie pilnuje i trzeba zawołać, aby przeprowadzić zakup. Po drodze na lotnisko oglądam nowe dzielnice liczącego dzisiaj 400 tysięcy mieszkańców miasta, stolicy prowincji Apulia – miasta uniwersyteckiego. Myślami jestem już w Krakowie, ale dostrzegam jeszcze jedną zbieżność. Zarówno lotnisku w Bari, jak i naszemu krakowskiemu patronuje św. Jan Paweł II. Chciałbym wrócić tu na dłużej. Kto wie, może św. Mikołaj przygotuje mi jeszcze raz taki prezent? 

Figura św. Mikołaja

89


ŚWIĘTY ANTONI ▪ REFLEKSJE ▪

Św. Antoni Bożym darem

Władysław Paulin Sotowski OFMConv biblista, nauczyciel akademicki, były redaktor naczelny „Posłańca św. Antoniego z Padwy”

Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął (Łk 14,48).

A

ntoni jest darem Boga, który podejmuje i rozszerza ogień miłości, zapalony przez Jezusa podczas Jego życia, męki, śmierci i zmartwychwstania, ogień miłości podtrzymywany przez Ducha Świętego i Jego świętych współpracowników, do grona których należy także św. Antoni.

Boży dar miłości Bóg postanowił zmienić świat ludzi. Sam stał się człowiekiem. Przyjął ludzką naturę. Cicho wszedł w ludzką historię, jakby nie chciał, aby ktokolwiek o tym wiedział i w jakikolwiek sposób Mu przeszkodził. Przeszedł przez ten świat dobrze czyniąc. Uzdrawiał, uspokajał, odpędzał złe duchy. Nikogo nie krzywdził, nikt przez Niego nie płakał, nikt zadanych przez Niego ran nie leczył. Bo jeśli nawet kogoś zranił, były to rany miłości. Pragnął podpalić świat miłością. Chciał, by miłość stała się jedynym pra-

90

wem. Sam kochał i budził miłość, zarażał ludzi miłością. Ale ci, których kochał i których pragnął zarazić miłością, nie mogli Go znieść. Chcieli Mu zamknąć usta, zatrzymać Go w drodze, zmusić do nienawiści i nie znaleźli na to innego sposobu, jak tylko śmierć. Śmierć wydała się im jedynym środkiem, który mógłby Go powstrzymać, więc się nią posłużyli. Okazało się jednak, że zadając Mu śmierć podpalili miłość, która zapłonęła miast zgasnąć. I płonie. Żaden ogień, jaki znamy, nie płonie bez paliwa, bez spalanej materii. Tylko w Bogu płonie niczego nie spalając – jak krzak Mojżeszowy. Miłość, aby istniała i płonęła, wymaga paliwa, albo podobnego Bogu podmiotu, jakim jest człowiek. Wcielony Bóg podpalił wiele serc ludzkich, aby w nich płonęła i trwała odradzająca człowieka miłość. Wśród darów, jakie „rozdał ludziom” (por. Ef 4,8) najcenniejszy jest dar miłości. Trójjedyny Bóg, chcąc odnowić człowieka, stworzył duchową strukturę Kościoła, a w niej „ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami” (por. Ef 4,7-13). Dzięki tej strukturze, Kościół – widzialne Boże

Królestwo – żyje i trwa, odnawiając świat przez miłość. Święty – darem wnoszącym miłość Bóg nieoczekiwanie obiera sobie ludzi do specjalnych zadań. Wybiera konkretnego człowieka, aby w nim i przez niego rozpłomienić miłość. Gdy kogoś takiego rozpoznamy, nazywamy go zwykle świętym, sługą Bożym. Święci Antoni, Franciszek, Klara, Teresa… ilu ich jest! Są darami Boga, danymi światu, aby poza duchową strukturą Kościoła miłością ożywiać Boże Królestwo. Św. Antoni jest darem Bożym dla Kościoła, dla nas, dla świata. Przez niego Bóg ożywił w średniowieczu inne dary, wcześniej udzielone, np. „dar Księgi”. Na pierwszych obrazach ukazywano go z księgą, która wyobraża Pismo Święte. On go nie napisał, ale nim żył. Po wysłuchaniu jego kazania, papież Grzegorz IX nazwał go „arką” Pisma Świętego, czyli „kufrem Bożego Słowa”, które w swoich kazaniach wydobywał ze swojej pamięci, ze swego serca, ukazując, że „Bóg jest miłością” (1J 4,8), że „jest światłością” (tamże, 1,5) i przebaczeniem. Jego opowieść o Bogu, porywała ludzi, nigdy słuchaczy nie nużyła.


▪ REFLEKSJE ▪ ŚWIĘTY ANTONI ra się fundusze pod hasłem: „na chleb św. Antoniego”, by potem rozdawać ten chleb głodnym i najuboższym. A wreszcie odkryto w Antonim niezawodnego pomocnika we wszystkich potrzebach. Do dziś w tysiącach kościołów – zwłaszcza we wtorki – gromadzą się jego czciciele, by przez niego zanosić prośby do Najwyższego o ratunek w najróżniejDziecię Jezus szych potrzebach. Antoni nadal gromadzi Ośrodkiem Jego myśli, zarówno w ży- swoich czcicieli na wspólnej modlitwie, wym słowie kaznodziei jak i w słowie podczas której wsłuchuje się w ludzkie pisanym, jest Jezus, z którym Go ma- prośby i wytrwale wyprasza im pomoc lowano. Jezus Dziecię, bo Antoni tak u Niebieskiego Ojca. Pobudza swoich mówił o Jezusie, że nikt się Go nie lękał, wiernych czcicieli do modlitwy, zbiera ich bo ukazywał w Nim kogoś, kto pragnie w solidarnej wspólnocie, na której pastemiłości i kto miłości potrzebuje. Czasem rze często budują wspólnoty parafii. na trzymanej przez niego księdze miniaturowa postać Jezusa ma rysy dojrzałego człowieka, a czasem nawet częściowo rozebranego z cierniową koroną na głowie, co wskazywało, że w swojej teologii i praktyce nie zatrzymywał się na dzieciństwie Jezusa, ale ukazywał pełen dar wniesiony przez Zbawiciela „z miłości” (por. Ef 1,3-14). Swoim życiem, które było tak proste jak lilia, kwiat najpospolitszy, z jakim go później zaczęto malować, Antoni dawał nam wzór życia, i taki wzór ukazywał w swoich kazaniach, bo tylko proste serce jest zdolne do miłości. Na niektórych wizerunkach lilia ma kształt krzyża, bo krzyż był także charakterystyką jego osobistego życia i zalecanego przez niego wzoru chrześcijanina.

Patron rzeczy zagubionych Najpospolitszą i może najczęstszą prośbą, jaką czciciele kierują do Antoniego, są prośby o odnalezienie czegoś, co im zginęło. Bywa więc pomocny w odnajdywaniu zgubionych przez roztargnionych czcicieli kluczy, pierścionków czy portmonetek. A dziś coraz częściej prosimy go, by pomógł nam odnaleźć zagubioną drogę do wiary, zagubiony obraz Boga czy zagubioną miłość do Boga lub do człowieka. Coraz częściej prosimy go, by nas odnalazł i przyprowadził do Boga, by odnalazł zagubione dzieci, współmałżonków, osoby, które kochamy i wprowadził na drogę zbawienia. 

FOT. K. GORGOŃ

Trzymana przez niego książka przypomina nam jeszcze, że Antoni zostawił po sobie księgę, spisany zbiór kazań, w których wyjaśniając czytania biblijne z niedzielnej liturgii, rozwinął i zmieścił całą znaną sobie teologię, posługując się stosowanymi wówczas metodami interpretacji Bożego słowa.

Chleb dla głodnych Chleb podawany głodnym – to kolejny dar, jaki Bóg dał nam w Antonim. Za życia troszczył się o głodnych, choć trudno to symbolicznie przedstawić. Bo sam nic nie miał, by zaspokoić głodnych, a przecież dawał im chleb, ponieważ skutecznie uczył tych, co go mają, że trzeba się z głodnymi podzielić. A potem jego czcicieli Bóg natchnął, by utworzyli charyzmatyczny bank pomocy, który do dziś funkcjonuje w tysiącach kościołów świata, w których zbie-

Św. Antoni, krużganki Bazyliki św. Antoniego w Padwie

91


ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪

Św. Antoni Padewski „Husiatyński” ks. Jacek Wawrzyniak SDS ZDJĘCIA Z ARCHIWUM AUTORA

Św. Antoni Padewski „Husiatyński” – tak nazwał obraz czczony w kościele bernardynów w Husiatynie nad Zbruczem ks. abp Józefa Bilczewskiego, metropolita lwowski. Przedstawia on Świętego w całej postaci, odzianego w brązowy habit, przepasany długim sznurem z węzłami, w sandałach na gołych nogach, z twarzą pochyloną w stronę trzymającego na rękach Dzieciątka Jezus.

M

alarz obrazu jest nieznany, prawdopodobnie był zakonnikiem lub twórcą związanym z bernardynami. Wizerunek powstał w drugiej połowie XVIII w. w stylu późnobarokowym. Obraz był wstawiony w ołtarzu bocznej nawy i od momentu umieszczenia w kościele cieszył się wśród wiernych wielką czcią. Świadczy o tym fakt ufundowania srebrnej sukienki i podarowania licznych wotów. Kult św. Antoniego nie zamarł nawet po kasacie klasztoru przez cesarza Józefa II w 1788 r.

jako proboszcz, wspomina: „Byłem najpierw obojętny wobec istnienia obrazu św. Antoniego. Z biegiem czasu, kiedy zobaczyłem jak wielkiej czci doznaje św. Antoni, na tym obrazie, budowałem się wiarą ludu w moc wyjednania u Boga łaski i opieki za sprawą Świętego […]. O kulcie św. Antoniego Husiatyńskiego świadczy, że nie do wyjątków należały modlitwy przed jego obrazem w pozycji leżenia krzyżem”. Pielgrzymi przybywali licznie w dniu odpustu 13 czerwca, jak wspomina ks. Matus, „z dalszych stron przywożono chorych, pątnicy ściągali Czasy przedwojenne się z bardzo odległych stron. W WigiDuszpasterstwo przejęli księża die- lię święta były już liczne rzesze”. Z tej cezjalni. Ks. Władysław Matus, który racji ks. abp Józef Bilczewski na prośw latach 1913-1933 pracował w Husiaty- bę ks. Władysława Matusa zezwolił na nie, najpierw jako wikariusz, a następnie rozszerzenie odpustu na wigilię św. An-

92

toniego, tj. 12 czerwca i na procesję eucharystyczną do kapliczki Matki Bożej, gdzie było głoszone specjalne kazanie. Wśród pielgrzymów przybywających na odpust byli również Ukraińcy obrządku greko-katolickiego. W odpuście brało udział ok. trzydziestu kapłanów, którzy spowiadali licznych penitentów obu obrządków. Na ten dzień pięknie przystrajano cały kościół, a szczególnie ozdabiano obraz św. Antoniego. Czyniły to dziewczęta ze Stowarzyszenia Dzieci Maryi. Odpust był szczególnym czasem łaski dla czcicieli św. Antoniego. Trudnym okresem dla parafii Husiatyn jak i obrazu św. Antoniego był czas I wojny światowej. W 1917 r. front przeszedł przez Husiatyn, niszcząc miasto i kościół. Po zajęciu miasta przez Niem-


▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI ców, mieszkańcy zostali ewakuowani do okolicznych miejscowości. Okres ten wspomina ks. Matus: „Zostawienie obrazu św. Antoniego było głębokim przeżyciem i parafian, i moim. Po paru tygodniach utrzymania się frontu austriacko-rosyjskiego na Zbruczu, wykorzystałem moment, aby z kościelnym Michałem Józefczukiem nocą dostać się do kościoła i zabrać obraz św. Antoniego. Wyprawie Bóg błogosławił, zastaliśmy kościół okradziony, zdemolowany, ale ołtarz św. Antoniego był nietknięty”. Obraz na kilka miesięcy trafił do kościoła w Żabińcach w powiecie husiatyńskim. Po zakończeniu wojny w roku 1918 powrócił w uroczystej procesji do Husiatyna. Jednak dopiero w latach dwudziestych ks. Władysław Matus zdołał wyremontować kościół z powojennych zniszczeń. W tym czasie jeszcze bardziej wzrósł kult i sława obrazu, który uznawany był przez wiernych za słynący łaskami. Po II wojnie światowej W roku 1938 posługę duszpasterską w Husiatynie ponownie przejęli bernardyni. W 1945 r., kiedy nastąpiła ewakuacja Polaków z ziem wschodnich, bernardyni opuszczając Husiatyn, zabrali ze sobą obraz św. Antoniego do klasztoru w Alwerni k. Krakowa, gdzie umieszczono go w klasztornym korytarzu. Ludność Husiatyna natomiast znalazła swój nowy dom w Obornikach Śląskich. Mieszkańcy Husiatyna po przybyciu do Obornik Śląskich nie zapomnieli o swoim św. Antonim Padewskim. Byli tacy, którzy 13 czerwca każdego roku, jeśli czas pozwalał, udawali się do Alwerni, aby modlić się przed obrazem swojego patrona. W tym dniu na prośbę przybyłych pielgrzymów wynoszono obraz na zewnątrz klasztoru, gdzie modlono się i śpiewano pieśni. Dawni parafianie husiatyńscy widząc, że obraz św. Antoniego Husiatyńskiego nie doznaje należnej czci w Alwerni, pragnęli go odzyskać i sprowadzić do kościoła w Obornikach Obraz św. Antoniego wraz z relikwiami

93


ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪ Śląskich. Ze względu na fakt, iż w kościele parafialnym przy ul. Wyszyńskiego nie było miejsca na dodatkowe wyposażenie, nie podejmowano kroków odzyskania obrazu. W nowym domu Dopiero kiedy w 1982 r. parafii obornickiej przekazano na wieczyste użytkowanie kościół poewangelicki przy ul. Trzebnickiej (który od 1962 r. był ma-

udali się do Alwerni po obraz. O. Władysław Włodyka wyrażał uznanie dla pobożności tych państwa, gdyż samochód marki „Żuk”, którym przyjechali po obraz, był przystrojony kwiatami i zielenią, niczym pojazd podczas peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Bernardyni wiedzieli, że obraz idzie w dobre i pobożne ręce. Ks. Tadeusz Skwarczek w Kronice Parafialnej zapisał: „Nasi parafianie pocho-

Zostawienie obrazu św. Antoniego było głębokim przeżyciem i parafian, i moim. Po paru tygodniach utrzymania się frontu austriackorosyjskiego na Zbruczu, wykorzystałem moment, aby z kościelnym Michałem Józefczukiem nocą dostać się do kościoła i zabrać obraz św. Antoniego. Wyprawie Bóg błogosławił, zastaliśmy kościół okradziony, zdemolowany, ale ołtarz św. Antoniego był nietknięty. gazynem Państwowego Zespołu Sanatoriów Przeciwgruźliczych), parafianie pochodzący z Husiatyna i okolic dostrzegli nadarzającą się okazję do odzyskania i przeniesienia obrazu swojego patrona z Alwerni do nowo przejętego i niewyposażonego kościoła. W swoich staraniach o odzyskanie obrazu, wykorzystali autorytet swojego rodaka, ks. abpa Mariana Rechowicza, który poczynił zabiegi u bernardynów, o przekazanie obrazu parafianom husiatyńskim zamieszkałym obecnie w Obornikach Śląskich. Husiatyniacy otrzymali pozwolenie na zabranie obrazu z Alwerni. W dniu 7 czerwca 1983 r. państwo Maria i Jan Sobków z synem Ryszardem,

94

dzący z Husiatyna przywieźli z Alwerni obraz św. Antoniego, czczony bardzo w ich dawnej parafii. Po wojnie przechowywano go w klasztorze bernardynów w Alwerni. Umieściliśmy go w kościele parafialnym. 13 czerwca 1983 r. została odprawiona uroczysta Msza Święta w intencji czcicieli św. Antoniego. Na Mszy Świętej było dużo wiernych, grała orkiestra”. Przez cztery miesiące obraz znajdował się w kościele parafialnym pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. 23 października 1983 r. obraz został przeniesiony do kościoła przy ul. Trzebnickiej. Początkowo obraz znajdował się w kaplicy bocznej, natomiast w 1997 r. został umieszczony na głównej ścianie kościo-

ła, po lewej stronie prezbiterium, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego. W momencie wprowadzenia obrazu do kościoła pomocniczego nie była do końca sprecyzowana sprawa tytułu świątyni. Wielu parafianom wydawało się, że kościół otrzyma tytuł św. Antoniego. Jednak ostatecznie, gdy ks. kardynał Henryk Gulbinowicz w dniu 16 września 1984 r. konsekrował świątynię, nadał jej tytuł św. Judy Tadeusza.


▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI Kult Pierwszą i najbardziej czytelną formą czci św. Antoniego w jego wizerunku, jest odpust w liturgiczne święto 13 czerwca i sprawowana Msza Święta z procesją eucharystyczną wokół kościoła. Od kilku lat w niedzielę – przed lub po uroczystości odpustowej – sprawowana jest Msza Święta, podczas której udzielane jest specjalne błogosławieństwo św. Antoniego dzieciom, a następ-

nie odbywa się Piknik Rodzinny św. Antoniego. Kolejnym wyrazem kultu jest nowenna do św. Antoniego Padewskiego sprawowana we wtorek, dawniej po Mszy Świętej wieczornej, obecnie pół godziny przed Eucharystią wieczorną. Po nowennie, jeśli przepisy liturgicznie pozwalają, sprawowana jest Msza Święta wotywna oraz ucałowanie relikwii Świętego.

Corocznie pielgrzymowali do swojego patrona także byli mieszkańcy Czabarówki (parafia Husiatyn), którzy mieszkają obecnie w różnych regionach Polski. Ostatnia taka pielgrzymka miała miejsce w 2000 r. Zaniechanie tej formy kultu związanie jest z podeszłym wiekiem uczestników pielgrzymki, uniemożliwiającym podróż oraz faktem, że wielu odeszło już do Pana. Pielgrzymka oborniczan


ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚLADY ▪ Wielki wkład w rozwój kultu św. Antoniego wniósł ks. Leszek Dublewicz SDS, który głosił kazania tematyczne związane z postacią św. Antoniego i ukazywał głęboki patriotyzm i przywiązanie do wiary dawnych mieszkańców Kresów. Z inicjatywy ks. Dublewicza i dawnych mieszkańców Kresów w kościele przy ul. Trzebnickiej została umieszczona marmurowa tablica ku uczczeniu pomordowanych i zaginionych mieszkańców Czabarówki, Husiatyna i okolic.

Śląskich spędza wakacje organizowane przez władze samorządowe, przybywa do kościoła na modlitwę przed obrazem Świętego. Najnowsze dzieje Wszystkie zabiegi o rozwój kultu obrazu św. Antoniego, tzn. uroczyste odpusty, modlitwy przed obrazem, szukanie godnego miejsca dla oddawania należnej czci Świętemu, doprowadziły do faktu, iż ks. kardynał Henryk Gulbinowicz dodał do tytułu kościoła pomoc-

W Responsorium do św. Antoniego śpiewamy: „Jeśli szukasz cudów, idź do Antoniego”. Można zapytać: gdzie? Podpowiem: do Obornik Śląskich. Dlatego serdecznie wszystkich zapraszam do nawiedzenia jedynego na Dolnym Śląsku sanktuarium św. Antoniego Padewskiego „Husiatyńskiego” w Obornikach Śląskich. Dzięki staraniom ks. Dublewicza, 9 listopada 1999 r. do obrazu została przyczepiona przestrzenna lilia ze srebra, jako pierwsze powojenne wotum do ręki św. Antoniego. Pielgrzymi z Husiatyna Bernardyni, stróże kościoła w Husiatynie, pragnąc podtrzymać kontakty z dawnymi husiatyniakami i łaskami słynącym obrazem św. Antoniego, odwiedzają Oborniki Śląskie. Obecni mieszkańcy Husiatyna przybywają każdego roku do Obornik Śląskich wraz z merem miasta i władzami samorządowymi i modlą się przed obrazem św. Antoniego. Tak samo młodzież husiatyńska, która w Obornikach

96

niczego pod wezwaniem św. Judy Tadeusza w Obornikach Śląskich „drugiego równorzędnego patrona – św. Antoniego Padewskiego”. W 2001 r. nastąpiły zmiany w administracji kościelnej w Obornikach Śląskich. Kościół przy ul. Trzebnickiej stał się samodzielnym kościołem parafialnym pw. świętych Judy Tadeusza i Antoniego Padewskiego. Istotną datę w historii kultu św. Antoniego stanowi rok 2011. Otóż, kiedy zostałem proboszczem, pierwszą pielgrzymkę zorganizowałem do Padwy do grobu św. Antoniego. Zabrałem ze sobą prośbę podpisaną przez ks. biskupa Edwarda Janiaka, o przekazanie relikwii św. Antoniego do naszego kościoła.

Pismo przekazałem dokładnie 27 maja 2011 r. Ojciec franciszkanin odbierający pismo powiedział mi: „Proszę Księdza, nie jest możliwe, aby otrzymać relikwie na tegoroczny odpust, ponieważ dopiero za dwa lub trzy miesiące będzie konwent rozważał prośby”. Z taką informacją wyjechałem z Padwy, polecając tę sprawę św. Antoniemu. Jak bardzo się zdziwiłem, kiedy po ok. dziesięciu dniach otrzymałem przesyłkę, a w niej relikwie św. Antoniego I stopnia z dekretem potwierdzającym ich autentyczność. I takim cudem św. Antoniego, relikwie zostały wprowadzone do naszej świątyni 13 czerwca 2011 r. Uroczystościom przewodniczył ks. Piotr Filas – prowincjał salwatorianów. W liście o. Giovanniego Voltana OFMConv, czytamy: „Relikwie są zawsze konkretnym znakiem historycznej obecności konkretnych świętych wśród nas, są przedłużeniem ich przebywania między nami oraz ich bratniego wstawiennictwa u Trójcy Przenajświętszej za nami. Tak też będzie z relikwią ex cute Sancti Antoni, którą Wam przekazujemy wraz z dokumentem autentyczności”. W kazaniu prowincjał wskazał na św. Antoniego, który dziś stał się szczególnym prezentem w swojej relikwii dla wspólnoty parafialnej i całej społeczności obornickiej. Wezwał każdego, aby zabrał go ze sobą do domu, ponieważ Antoni jest tym, który przynosi nam Jezusa będącego zawsze obok nas w naszym codziennym życiu. Kult św. Antoniego i wypraszane łaski przez jego wstawiennictwo sprawiły, iż 10 stycznia 2019 r. ks. abp Józef Kupny, metropolita wrocławski, wydał dekret ustanawiający sanktuarium św. Antoniego Padewskiego „Husiatyńskiego” w kościele parafialnym pw. świętych Judy Tadeusza i Antoniego Padewskiego w Obornikach Śląskich. Uroczysta inauguracja sanktuarium odbyła się 13 czerwca 2019 r. O godz. 18.00 wyruszyła spod kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Obor-


▪ ŚLADY ▪ ŚWIĘTY ANTONI nikach Śląskich piesza pielgrzymka oborniczan do sanktuarium św. Antoniego, następnie o godz. 19.00 sprawowana była uroczysta suma odpustowa pod przewodnictwem ks. bpa Jacka Kicińskiego, podczas której ks. Jacek Froniewski – kanclerz kurii, odczytał dekret ks. abpa ustanawiający nasz kościół parafialny Sanktuarium św. Antoniego Padewskiego „Husiatyńskiego”. Uroczystość została poprzedzona triduum, które przeprowadził o. Michał Bagiński OFM, proboszcz parafii w Husiatynie. Uwieńczeniem uroczystości był koncert uwielbieniowy zespołu „Gospel Rain”. Obraz św. Antoniego Padewskiego „Husiatyńskiego” zarówno w Husiatynie jak i w Obornikach Śląskich nazywany jest obrazem łaskami słynącym. Ze spisanych świadectw wynika, że za jego wstawiennictwem zostało wyproszone m.in.: uzdrowienie z ciężkich chorób, łaska potomstwa, porzucenie nałogu, znalezienie sensu życia, znalezienie męża, łaska wiary i powrotu do Boga dla bliskich, rozwiązanie zawiłych spraw. W Responsorium do św. Antoniego śpiewamy: „Jeśli szukasz cudów, idź do Antoniego”. Można zapytać: gdzie? Podpowiem: do Obornik Śląskich. Dlatego serdecznie wszystkich zapraszam do nawiedzenia jedynego na Dolnym Śląsku sanktuarium św. Antoniego Padewskiego „Husiatyńskiego” w Obornikach Śląskich. Pragnę zakończyć słowami ks. Leszka Dublewicza SDS, które wypowiedział podczas odpustu św. Antoniego 13 czerwca 1998 r.: „Św. Antoni szczególny Patronie od rzeczy zgubionych, daj abyśmy odnaleźli wiarę naszego dzieciństwa i naszej młodości i pierwszą naszą gorliwość. Nie pozwól, abyśmy od Twego ołtarza mieli odejść zawiedzeni, ale spraw swoim wstawiennictwem u Boga, abyśmy naszą wiarę dokumentowali czynami, postępowaniem, życiem i tak dojrzeli do nieba, do szczęścia wiecznego. Amen”. 

Obraz św. Antoniego

97


ŚWIĘTY ANTONI ▪ ŚWIADECTWO ▪

Świadectwo J

echałem do Warszawy. Kiedy wszedłem już na peron krakowskiego dworca kolejowego, zatrzymałem się i wyjąłem bilet, by sprawdzić, jakie mam miejsce. I ku mojemu zdziwieniu przeczytałem, że mój bilet nie gwarantuje miejsca siedzącego. Szedłem wzdłuż całego składu, przekonując się, że o wolne miejsce wcale nie będzie tak łatwo. Doszedłem do pierwszego wagonu i wsiadłem. Idąc korytarzem, patrzyłem uważnie, czy w którymś z przedziałów nie ma jednak jakiegoś wolnego miejsca. O, tu są dwa. Wkładam głowę do przedziału i pytam, czy któreś z nich jest wolne. Patrzy na mnie człowiek o śniadej karnacji, najwyraźniej z któregoś z arabskich krajów, oznajmiając z przykrością po angielsku, że po polsku nie rozumie. Wtedy siedzący naprzeciwko niego młody człowiek zdejmuje wielkie jak jego głowa słuchawki i grzecznie oznajmia, że te dwa najwyraźniej są wolne. Dziękuję za informację i zadowolony wchodzę. Siadam obok człowieka z arabskiego kraju. Jest cisza. I w tej ciszy zauważam, że mój sąsiad trzyma zwinięty w ręce, no właśnie nie wiem co, muzułmański tasbih czy nasz różaniec? Po chwili zauważam, że z dło-

ni wydobywa się krzyżyk, a nie frędzle. Uśmiecham się do siebie. Zresztą robię dokładnie to samo, żeby nie marnować czasu. Dzwoni mój telefon, więc żeby nie przeszkadzać, wychodzę na korytarz. Po skończonej rozmowie nie wracam jeszcze do przedziału. Po chwili dołącza do mnie mój sąsiad. Pyta, czy mówię po angielsku. Odpowiadam, że trochę owszem. – Masz ładny krzyżyk – mówi, patrząc na srebrny krzyż jerozolimski zawieszony na mojej szyi. – Dziękuję. Nie czekając, wypalam od razu: – Widziałem, jak modliłeś się na różańcu. – Ja też widziałem – dorzuca z uśmiechem. Dowiaduję się, że jest z Libanu. I nagle dociera do mnie, że choć dzieli nas pół świata, język, kultura, to jednak jest coś, co łączy mnie z nim bardziej niż z wieloma, z którymi zamieszkuję tę samą ziemię. Jest coś, co czyni nas braćmi. Jezu, człowiek jeśli się spotyka, to najbardziej spotyka się w Tobie, w Twoim Duchu. To Ty jesteś pomostem między ludźmi. Ty otwierasz moje serca dla drugiego człowieka. Ty dajesz światło, dzięki któremu w drugim mogę widzieć brata. Ty też sprawiasz, że nawet miejsce siedzące w pociągu nie jest przypadkowe. Ty sam

zadbałeś o to, aby Fadi i Andrzej – tak różni od siebie, a jednak dzieci jednego Ojca, Twoi bracia, Jezu – mogli się spotkać i doświadczyć nawzajem Twojej obecności w nich. Kiedy mój towarzysz podróży dowiaduje się, że jestem franciszkaninem i kapłanem, wyznaje, że kocha św. Franciszka i św. Antoniego, który go uzdrowił. On też jest poruszony spotkaniem, potwierdzając, że to spotkanie w Duchu. Kiedy pytam go, czy zna egzorcyzm św. Antoniego, śmieje się, wyjmując z portfela karteluszek z zapisaną po arabsku tą właśnie antyfoną. Wybija godzina trzecia i obaj – on Libańczyk, ja Polak, każdy w swoim języku – odmawiamy koronkę do Miłosierdzia Bożego. Dojeżdżamy do Warszawy. Rozstajemy się. Ze spotkania zostaje mi olej i relikwia św. Charbela oraz żywa pamięć o Jezusie, żyjącym pośród nas. Spotkanie. Kiedy wydarza się spotkanie, zawsze zostaje po nim ślad. Tyle już spotkań doświadczyłem w moim życiu. Jest pewne, że kiedy człowiek otwiera serce dla człowieka, który pojawia się przed nim, zstępuje Duch Święty. A moje spotkanie z Fadim ma swoją kontynuację… Andrzej Zając


▪ ŚWIADECTWO ▪ ŚWIĘTY ANTONI

P

ozdrawiam Cię Ojcze Andrzeju! Modlę się, żeby u Ciebie było wszystko dobrze! Zgodnie z obietnicą, przesyłam moje świadectwo: Nazywam się Fadi Shehadeh i jestem libańskim maronitą [Kościół maronicki to jeden z Kościołów wschodnich, powstały w VII w. na terenach obecnego Libanu i Syrii i tam pierwotnie działający. Jako jedyny z tej grupy w całości pozostaje w unii z Kościołem katolickim – przyp. red.]. Pragnę dać moje świadectwo o cudzie uzdrowienia, który dokonał się za wstawiennictwem św. Antoniego Padewskiego. Miało to miejsce ok. dziesięciu lat temu, kiedy jeszcze mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. Wszystko zaczęło się od powstania ogromnego ropienia na moich dziąsłach, w lewej dolnej części jamy ustnej, który był spowodowany ciężką infekcją bakteryjną. Znałem się z cenionym chirurgiem stomatologiem

pochodzenia libańsko-amerykańskiego, mieszkającym w moim mieście. Przebadał mnie, wykonał zdjęcia rentgenowskie i zasugerował, żebym zażył antybiotyki, po których będzie mógł przeprowadzić zabieg operacyjny. Wziąłem antybiotyki i poddałem się operacji, podczas której ropień został dokładnie wycięty, a zainfekowany obszar wyczyszczony. Jednak ropień odtworzył się i było znacznie gorzej. Dentysta zasugerował, że potrzebna jest kolejna operacja, podczas której będzie musiał wyciąć ropień głębiej i ponownie oczyścić zainfekowany obszar, a ja będę musiał zażyć dodatkową dawkę antybiotyków. Zgodziłem się, ale i ten zabieg nie pomógł. Lekarz zasugerował, że musi przeprowadzić operację po raz trzeci, a ja musiałem zażyć jeszcze więcej antybiotyków. Niestety, znów nie było pozytywnych rezultatów. Byłem załamany – brałem coraz to więcej silnych antybiotyków

przez cały miesiąc, miałem trzy operacje, a moja sytuacja pogarszała się z dnia na dzień! Wróciłem wieczorem do domu i otworzyłem swoją skrzynkę pocztową. Znalazłem w niej jedną rzecz – kartkę z modlitwą do św. Antoniego Padewskiego. Włożyłem ją do portfela. Następnego dnia wziąłem kartkę i zacząłem czytać zapisaną na niej modlitwę. Płakałem i prosiłem św. Antoniego o pomoc. Tego samego wieczoru spojrzałem w lustro, żeby umyć zęby i zauważyłem, że obrzęk znacznie się zmniejszył, podobnie jak i ropień! Następnego dnia ropień całkowicie zniknął! Poszedłem do mojego chirurga i powiedziałem mu, co się ze mną stało! Spojrzał na mnie i powiedział: „Św. Antoni Padewski jest wielkim świętym! Moja matka przysięgła na niego” – oznacza to, że jego matka mocno wierzyła w św. Antoniego. Tak uzdrowił mnie św. Antoni! Fadi Shehadeh Andrzej i Fadi


LITURGIA

Spraw, abyśmy sami stali się wiecznym darem dla Ciebie

FOT. WIKIPEDIA.ORG

Marcin Drąg OFMConv

Ofiara Abrahama, Rembrant


LITURGIA

W obrzędach chrztu świętego, nowo ochrzczony otrzymuje białą szatę, nakładaną po słowach prezbitera: …stałeś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś się w Chrystusa. Chrzest święty zanurza nas w życiu Zbawiciela, nierozerwalnie łączy nas z Nim i z Kościołem, który jest Jego Ciałem. Człowiek staje się członkiem tego Ciała – darem dla niezwykłej, niebiańskiej i ziemskiej wspólnoty.

O

d tej chwili chrześcijanin jest przyłączony do działania Chrystusa, który nieustannie ofiaruje się Ojcu w życiu i działalności Kościoła. Szczególny wyraz tej ofiary i daru odnajdujemy w Eucharystii. Spróbujmy odkryć siebie jako dar dla Stwórcy, ofiarowany w celebracji eucharystycznej. III Modlitwa Eucharystyczna, po konsekracji i anamnezie, zawiera modlitwę ofiarniczą, w której prezbiter wypowiada następujące słowa: Niech On nas uczyni wiecznym darem dla Ciebie.

Zatem nasz Zbawiciel, jako ofiarujący się w działaniu liturgicznym, czyni nas darem razem ze sobą. Skoro On czyni nas darem, to włącza w ten akt wszystko, co składa się na nasze życie, radości i smutki, zwycięstwa i porażki, choroby i cierpienia, zwykłą codzienność. Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie 901 trafnie umieszcza wszelkie warstwy życia człowieka w kontekście ofiary eucharystycznej: Wszystkie bowiem ich uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywają się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli cierpliwie są

Spróbujmy odkryć siebie jako dar dla Stwórcy, ofiarowany w celebracji eucharystycznej.

FOT. WIKIPEDIA.ORG

Dar Chrystusa Mówiąc o Eucharystii, najczęściej mamy na myśli nasze działanie, skupiamy się na sobie, na tym, że to my dajemy Panu Bogu czas i siebie, my głosimy, my przewodniczymy, my służymy, my składamy ofiarę itp. Oczywiście jest w tych słowach prawda, biorąc pod uwagę fakt, iż liturgia jest działaniem Chrystusa i Jego Ciała, czyli Kościoła. Jednak, musimy w tym miejscu zachować właściwą hierarchię i przyjąć wyższość Jezusa, który jest gwarantem skuteczności liturgii. Syn Boży jest jej przewodniczącym, jednakże ukrytym w świętych znakach, obrzędach i osobach jak czytamy w Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego: W sprawowaniu bowiem Mszy Świętej, w której zostaje utrwalona Ofiara krzyża, Chrystus jest rzeczywiście obecny w samym zgromadzeniu zebranym w Jego imię, w osobie szafarza, w swoim słowie, a w sposób substancjalny i trwały pod po-

staciami eucharystycznymi (OWMR 27). Taka świadomość pozwoliła twórcy powyższej modlitwy uznać, że Chrystus Pan może uczynić nas darem dla swojego Ojca. Jest to uzasadnione przez historię zbawienia, gdzie Syn Boży po śmierci na krzyżu, zaniósł Ojcu niebieskiemu swoje zmartwychwstałe ciało i jako reprezentant ludzkości przedsta-

wił Mu nowego człowieka, odkupionego mocą Jego krwi: Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym (1P 2,9a).

Cesarz Justynian w procesji z pateną – darem ofiarnym na stół eucharystyczny. Mozaika z Bazyliki św. Witalisa w Rawennie (VI w.)

101


FOT. WIKIPEDIA.ORG

LITURGIA znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa; ofiary te składane są zbożnie Ojcu w eucharystycznym obrzędzie wraz z ofiarą Ciała Pańskiego. W ten sposób całe nasze życie zostaje odniesione do Stwórcy. Pan Jezus, działający w liturgii, wychodzi naprzeciw naszym staraniom, by w pełni oddać się Ojcu. Wobec naszych nieudolnych prób, On skutecznie ofiaruje nas nowych, oczyszczonych i uświęconych, abyśmy żyli już nie dla siebie, ale dla Chrystusa (por. 2Kor 5,15).

Cesarzowa Teodora w procesji z kielichem – darem ofiarnym na stół eucharystyczny. Mozaika z Bazyliki św. Witalisa w Rawennie (VI w.)

FOT. WIKIPEDIA.ORG

Chrystus nie oddaje nas Ojcu na chwilę: do następnej spowiedzi, kolejnej Mszy Świętej czy do momentu, kiedy zgrzeszę. Jego dar jest ponad czasowy – podarunku się nie odbiera!

Cesarzowa Teodora w procesji z kielichem – darem ofiarnym na stół eucharystyczny. Mozaika z Bazyliki św. Witalisa w Rawennie (VI w.)

102

Dar na zawsze Godnym zauważenia jest fakt, że ten dar nie jest tymczasowy, ale wieczny. Chrystus nie oddaje nas Ojcu na chwilę: do następnej spowiedzi, kolejnej Mszy Świętej czy do momentu, kiedy zgrzeszę. Jego dar jest ponad czasowy – podarunku się nie odbiera! Chrzest święty sprawił, że staliśmy się nieśmiertelni, bo zostaliśmy wszczepieni w życie Nieśmiertelnego. Dlatego modlimy się w Modlitwie Eucharystycznej o to, by trwało w nas to, co Bóg Ojciec zapoczątkował: abyśmy otrzymali dziedzictwo z Twoimi wybranymi, przede wszystkim z Najświętszą Dziewicą, Bogurodzicą Maryją, ze świętymi Apostołami i Męczennikami, […] i wszystkimi Świętymi, którzy nieustannie orędują za nami u Ciebie. Udział w liturgii sprawia, że stajemy się uczestnikami tego, co boskie, wieczne, piękne i szlachetne. Zadatek tego odkrywamy w tekstach, obrzędach liturgicznych oraz samej dynamice sprawowanego kultu. Ten stan nazywamy przebóstwieniem, czyli uczestniczeniem człowieka w dobrach boskich, upodobnieniem do Stwórcy. Dobitnie obrazuje tę sytuację człowieka ikona Trójcy Najświętszej z XV w. autorstwa rosyjskiego mnicha Andrieja Rublowa. Trzej aniołowie siedzący przy stole to Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, natomiast puste miejsce pozostawione jest dla człowieka, który czynnie


LITURGIA uczestniczy w wymianie miłości doko- swoją (Dz 20,28). Dar, jakim jesteśmy, nującej się podczas uczty. wskazuje na niezwykłą wartość osoby ludzkiej, którą obdarowuje się Święta Dar najwspanialszy Trójca. Wartość ta nie jest mierzona naCzłowiek, ofiarowany Bogu Ojcu szymi zasługami, wspaniałomyślnością, przez Chrystusa, staje się wspaniałym osiągnięciami i sukcesami, lecz samym darem Syna dla Ojca. Jak Ojciec obda- faktem, że odwieczny Bóg stał się zwyrowuje Syna tym, co najlepsze, tak i Syn kłym człowiekiem. Św. Atanazy zachwydaje Ojcu, tych, których nabył krwią cony tajemnicą wcielenia wypowiedział

Skoro On czyni nas darem, to włącza w ten akt wszystko, co składa się na nasze życie, radości i smutki, zwycięstwa i porażki, choroby i cierpienia, zwykłą codzienność.

znamienne słowa: Bóg stał się człowiekiem, by człowiek mógł stać się Bogiem. Wartość ludzkiego życia zmierzył sam Stwórca, życiem Swojego Jednorodzonego Syna. Możemy śmiało powiedzieć, że Jezus przywrócił nas Ojcu: umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie (Rz 6,10). Dzięki naszemu uczestnictwu w Jego ofierze, powracamy do pierwotnej bliskości z Ojcem, która została utracona w wyniku grzechu pierworodnego. Dlatego w liturgii Eucharystii, razem z Chrystusem ośmielamy się mówić: Ojcze nasz. Ta wspólna modlitwa Chrystusa z Kościołem – Jego członkami – jest potwierdzeniem tego, co się stało z nami podczas Mszy Świętej. 

103


LITURGIA

Za darmo i nie za darmo Marzena Władowska CHR jadwiżanka wawelska, slawistka, teolog

N

ajwiększym darem Boga dla człowieka jest On sam, czy mówiąc dokładniej – życie z Nim już na ziemi w takiej bliskości, która jest przedsmakiem wspólnoty nieba. Moja bliskość z Chrystusem w Eucharystii i w życiu, a przez Niego w Duchu Świętym z moim Ojcem w niebie, jest jednak wynikiem dwóch dążeń: osobiście zaangażowanej całej Trójcy oraz mojego dążenia. Bóg daje mi siebie całkowicie za darmo, ja natomiast staram się – tak jak umiem – przygotować Mu w sobie miejsce. Jego łaska nie jest zależna od moich wysiłków, bo dar Boga jest zawsze darmowy. Jednak mój wysiłek jest potrzebny po to, bym była w stanie ten udzielony mi dar Bożej Obecności coraz pełniej przyjmować i przeżywać. Mój wysiłek to wyraz współpracy z Łaską, miłości i odpowiedzialności. Ważne jest jednak spostrzeżenie, że w życiu wewnętrznym poprzez każdą, nawet tę najmniejszą decyzję, zbliżamy się do Boga, albo się od Niego oddalamy. Jeden z głównych sposobów działania złego ducha polega na tym, aby nas przekonać o istnieniu trzeciej możliwości – jakiegoś niegroźnego, obojętnego moralnie mojego działania, kiedy będę podejmować decyzje, które ani nie zaszkodzą Bogu, ani nie ukłonią się szatanowi. Tymczasem św. Ignacy mówi, że człowiek został stworzony, aby przez

104

wszystko bez wyjątku wielbił Boga, swojego Pana, okazywał Mu cześć i służył Mu – i dzięki temu zbawił swoją duszę. Mówi też, że wszelkie inne rzeczy zostały stworzone dla człowieka po to, by mu służyć w zmierzaniu do celu, dla którego został stworzony. Z tego zaś św. Ignacy wyprowadza wniosek, że człowiek powinien w takim stopniu tych dóbr i rzeczy używać, w jakim go wspomagają w drodze do tego celu i pozbywać się ich, jeśli mu w tym celu przeszkadzają.

Bóg daje mi siebie całkowicie za darmo, ja natomiast staram się – tak jak umiem – przygotować Mu w sobie miejsce. Nie istnieje więc neutralna strefa. Decyzje (nawet te najmniejsze) albo zbliżają nas do Boga, albo nas od Niego oddalają. Więc jeśli cię jakiś wyjazd zbliży do Boga, to jedź, jeśli przewidujesz, że może Cię oddalić – nie jedź. Jeśli twoje słowo, choć cię kosztuje, zbliży ciebie i drugiego do Boga, to za cenę własnego

dyskomfortu, wypowiedz je, a jeśli potrzebne jest bardziej milczenie i modlitwa, to wytrzymaj napięcie i nie mów nic, choć słowa ci się same cisną do ust. Jeśli przyjemność wzbudzi w tobie wdzięczność do Boga i zbliży cię do Niego, to skorzystaj z niej, jeśli cię rozleniwi duchowo i skupi na sobie, albo wyda się obojętna, to nie korzystaj z niej, bo z pewnością nie jest ona neutralna itd. Przyjęcie tego prawa duchowego i życie według niego powoduje niezwykłe przyspieszenie duchowego wzrostu, pomnaża w nas światło i łaskę. Nie ma więc spotkania Boga z człowiekiem, jeśli nie spotkają się te dwa dążenia. Chrystus i Jego dar może zostać w nas zablokowany, może być niejako „bezsilny” wobec naszej wolnej woli, która może mieć apetyt na coś innego niż na Boga i Jego zbawiającą wolę. Z drugiej strony – sam nasz wysiłek nie jest w stanie otworzyć nieba, wymusić nawet najmniejszego daru łaski. Łaska jest zawsze wolnym darem darmowej miłości Boga. Więc… Bóg daje nam wszystko, a my? My róbmy to, co należy do nas – wytrwale, cierpliwie i z pasją róbmy Mu w sobie miejsce. Wynikiem będzie radość coraz głębszego spotkania. Ba! Zjednoczenia z Nim. 


FOT. K. GORGOŃ

Człowiek zrasza ogród, aby zebrać plon. Zraszaj i ty serce nędznego biedaka jałmużną, którą zwie się wodą Bożą, iżbyś zebrał plon na życie wieczne. Ubogi niech ci będzie niebem, w nim złóż swój skarb, żeby tam zawsze było serce twoje. św. Antoni Padewski


KULTURA ▪ ZWYCZAJE ▪

Tradycja obdarowywania Zwyczaj obdarowywania się prezentami w okresie Bożego Narodzenia popularny był już w średniowieczu. Tradycja ta znana jest od XIII w. i nawiązuje prawdopodobnie do darów, jakie małemu Jezusowi złożyli Trzej Królowie podczas wizyty w Betlejem.

W

ydaje się, że sama idea wręczania prezentów wywodzi się z praktyki handlu wymiennego. Wiemy, że handel zwykle niewiele ma wspólnego z obdarowywaniem, ale i w tej profesji zdarzały się wyjątki. Trzeba też podkreślić, że w dawnych czasach prezenty były oznaką szacunku i prestiżu. I to nie tylko osoby obdarowywanej! Przede wszystkim to strona wręczająca podarunek mogła podkreślić swój status społeczny. Z kolei nieodwzajemniony upominek był plamą na honorze – należało niezwłocznie zrewanżować się darem o podobnej wartości.

niła się dopiero w starożytnym Rzymie. Saturnalia, czyli obchody święta ku czci boga Saturna trwały od 17 do 23 grudnia, były czasem radości, biesiady i powszechnej równości. Przez sześć dni świętowania niewolnicy stawali się równi swoim panom. Innym elementem Saturnaliów były podarunki. Ojcowie rodzin otrzymywali gliniane figurki lub świece, a dzieci dostawały drobne zabawki. Ponadto wydawano uczty i bankiety dla przyjaciół, podczas których wymieniano się podarunkami. Bez trudu można zauważyć analogię do świąt Bożego Narodzenia, jednak chrześcijaństwo zaadaptowało tradycję Początki obdarowywania obdarowywania się prezentami znaczW hierarchii największą liczbę po- nie później. darunków otrzymywały jednak bóstwa. Każdy składał w ofierze to, co miał naj- Św. Mikołaj cenniejszego: najbogatsi dawali złoto, Wydaje się, że chrześcijańską tradyrolnicy – plony, a rzemieślnicy swoje cję dawania prezentów zapoczątkował najpiękniejsze wytwory. Sytuacja zmie- nie kto inny, jak św. Mikołaj. I to nie

106

Godzinki de Grey, Pokłon trzech króli

FOT. WIKIMEDIA.ORG

Katarzyna Gorgoń

ten znany z filmów, reklam i sklepów, gruby starszy pan w czerwonym kostiumie, który mieszka w Laponii, ale żyjący na przełomie III i IV w. biskup Miry w Licji. Mikołaj z Miry, czy też Mikołaj z Bari, gdzie znajduje się jego grób, pomagał ubogim i potrzebującym. Legendy głoszą, że święty miał w zwyczaju dawać drobne upominki dzieciom, aby zobaczyć uśmiechy na ich twarzach. Aby uczcić jego pamięć, narodziła się tradycja wręczania sobie prezentów 6 grudnia, we wspomnienie liturgiczne św. Mikołaja. Przez setki lat atrybutami Mikołaja były biskupie szaty oraz pastorał. Inaczej był postrzegany jedynie przez Skandynawów i Holendrów, którzy widzieli w nim przybysza z północy i nazywali Sinterklaasem. Tradycje zaczęły się mieszać w czasie kolonizacji Stanów Zjednoczonych na początku XIX w. Osadnicy innych narodowości,


▪ ZWYCZAJE ▪ KULTURA szydząc z Holendrów, stworzyli satyryczny obraz Sinterklaasa – według nich był on nordyckim krasnalem, który palił fajkę, wesoło biegał po dachach, a prezenty podrzucał kominem. Żart jednak szybko przerodził się w nową tradycję, okazało się bowiem, że taka wersja Mikołaja bardziej odpowiada kształtującemu się społeczeństwu. Wystarczyło kilkanaście lat, by pojawiły się sanie z reniferami, elfy oraz nowe imię – Santa Claus. Polska tradycja W Polsce tradycja obdarowywania się prezentami jest jednym z najmłodszych świątecznych zwyczajów. W zależności od źródeł, jej początek datowany jest na koniec XVIII lub początek XIX w. Wcześniej raczej nie wręczano sobie w Polsce świątecznych podarków. Dawanie prezentów wiązało się głownie z innymi ważnymi wydarzeniami natury osobistej – zaślubinami, narodzinami dziecka czy nawet urodzinami. Początki świątecznego obdarowywania wiążą się z bogatą arystokracją, którą jako jedyną było stać na taką rozrzutność w kraju znajdującym się pod zaborami. Z czasem również bogate mieszczaństwo dołączyło do tego grona. Zwyczaj dawania prezentów na wsiach został wprowadzony dużo później, bo dopiero w 2. poł. XX w., ale i tam istniała już pewna namiastka obdarowywania się upominkami. Mianowicie od 6 grudnia, aż do końca karnawału, gospodarstwa odwiedzane były przez kolędników – chodzili oni po domach i składali gospodarzom życzenia, w zamian otrzymując podarki. Początkowo było to jedzenie, później bywały i pieniądze. Żeby nie sprowadzić na siebie nieszczęścia (albo wręcz psot niezadowolonych kolędników), gospodarze obdarowywali zacnych gości, i choć zwyczaj ten wydaje się być bliski wyłudzaniu haraczu, to wszystko przebiegało w przyjaznej atmosferze.

Mikołaj, Gwiazdor czy Aniołek? Dziś świąteczny zwyczaj obdarowywania się prezentami w naszym kraju jest już pewną normą. Bywają prezenty skromne, bywają i wystawne, zwykle leżą pod choinką i rozpakowuje się je

po kolacji wigilijnej. Oczywiście najbardziej czekają na nie najmłodsi. By zasłużyć na prezent, starają się być grzeczni – przynajmniej w tych ostatnich, przedświątecznych dniach.


Jedynym problemem, który towarzyszy rozpakowywaniu prezentów jest to, kto je przyniósł. Ze względu bowiem na przenikanie do naszej tradycji elementów innych kultur, w różnych regionach różne postaci zajmują się dostarczaniem prezentów pod choinkę. Zgodnie z tradycją anglosaską – a zwłaszcza amerykańską – prezenty świąteczne przynosi Mikołaj. W Rosji nazwano go Dziadkiem Mrozem, ze względu na podobieństwo do bajkowej postaci nazywanej Moroz Krasnyj Nos. Rozdaje on prezenty razem ze Śnieżynką. W tradycji bizantyńskiej jego odpowiednikiem jest św. Bazyli, który obdarowuje prezentami dzieci 1 stycznia. W Wielkopolsce, na Kujawach, na Pałukach, na Kaszubach i na Pomorzu Zachodnim prezenty na Boże Narodzenie tradycyjnie przynosi Gwiazdor, a od św. Mikołaja otrzymuje się je 6 grudnia. W Małopolsce prezenty pod choinką zostawia Aniołek. Na Górnym Śląsku, w Czechach, na Słowacji i Węgrzech prezenty na Boże Narodzenie przynosi Dzieciątko utożsamiane z postacią Jezusa Chrystusa, natomiast na Dolnym Śląsku oraz na Opolszczyźnie prezenty w Boże Narodzenie przynosi Gwiazdka, a mieszkańcom Płaskowyżu Tarnogrodzkiego przynoszą je… krasnoludki. Wydaje się, że gdyby nanieść na mapę Polski, jaka postać gdzie rozdaje prezenty w Boże Narodzenie, to okaże się, że w dużym stopniu pokrywa się ona z mapą zaborów. W Galicji w Wigilię czeka się na Aniołka, Dzieciątko lub Gwiazdkę, w zaborze pruskim na Gwiazdora, a popkulturowy Mikołaj uszczęśliwia prezentami mieszkańców dawnego zaboru rosyjskiego. Kto by jednak prezentów nie przynosił – sprawiają radość zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Ale przede wszystkim tak obdarowanym, jak i obdarowywującym, bo czy radość na twarzach naszych najbliższych nie jest największą naszą radością? 

108

FOT. WIKIMEDIA.ORG

KULTURA ▪ ZWYCZAJE ▪

Św. Mikołaj, Fra Angelico, XV w.


Wszystkim chrześcijanom, wszystkim, którzy mieszkają na całym świecie, brat Franciszek, sługa ich i poddany, składa wyrazy czci i uszanowania oraz życzy prawdziwego pokoju z nieba i szczerej miłości w Panu.

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC

św. Franciszek z Asyżu


KULTURA ▪ SZTUKA ▪

Piękno tajemnic odkrywane

Kiedy myślimy o krakowskiej Bazylice św. Franciszka z Asyżu, przed naszymi oczami pojawiają się kolorowe kwiaty z polichromii Stanisława Wyspiańskiego, witraże tego wielkiego artysty, czy gotycka Smętna Dobrodziejka Krakowa. Jednak we wnętrzu świątyni kryje się wiele innych, często niedostrzeganych dzieł, nieco przyćmionych dzieł. Dziś zapraszam do spojrzenia na dwa z nich. Prezbiterium Bazyliki św. Franciszka z Asyżu w Krakowie

FOT. K. BOGDALI

Rafał M. Antoszczuk OFMConv


▪ SZTUKA ▪ KULTURA

B

azylika św. Franciszka z Asyżu w Krakowie, wybudowana w XIII w., jest wciąż odkrywana na nowo. Jej bogate wyposażenie było na przestrzeni wieków uwspółcześniane według panujących przepisów prawa kościelnego, stylów i mód tak, że z czasem, w przepięknym gotyckim wnętrzu, zaistniało barkowe wyposażenie. Ten jakże dworski i teatralny styl nie przetrwał jednak do naszych czasów, bowiem w roku 1850, w czasie wielkiego pożaru Krakowa, niszczący żywioł strawił w całości wnętrze bazyliki, a jej gotyckie mury mocno naruszył. Zaraz po pożarze franciszkanie podjęli trud odbudowania świątyni oraz jej udekorowania. Do dziś fascynują nas polichromie i witraże Stanisława Wyspiańskiego, Tadeusza Popiela, rzeźby Franciszka Michała Wyspiańskiego, obrazy Stanisława Rossowskiego, Józefa Mehoffera i wielu innych artystów światowej sławy. Wiele fascynujących dzieł, jakie znajdują się w Bazylice św. Franciszka oraz Klasztorze Franciszkanów w Krakowie, które wyszły spod rąk innych mistrzów pędzla i dłuta, oczekują wciąż na odkrycie swoich tajemnic i zaprezentowania ich szerszemu gronu osób, które przeżywają fascynacje dziełami wytworów rąk ludzkich, będących wyrazem uwielbienia Boga Ojca Stwórcy wszechrzeczy. Bliźniacze ołtarze Bez wątpienia takimi dziełami sztuki nie do końca odkrytymi są dwa neogotyckie ołtarze, jakie znajdują się po obu stronach transeptu franciszkańskiej bazyliki. Wykonano je z pińczowskiego marmuru przed rokiem 1883. Autorami tych dzieł, podobnie jak ołtarza głównego, są dwaj bracia, krakowscy kamieniarze i rzeźbiarze, Zygmunt i Edward Stehlikowie z fundacji Anny Muszyńskiej i Józefy Palecznowej. Oba ołtarze mają strukturę architektoniczną jednoosiową. Zwieńczone sterczynami dekorowanymi żabkami i kwiatonami oraz centralną, rozbudo-

waną, dekoracyjnie rzeźbioną i bogato zdobioną iglicą. Centralnie umieszczone ostrołukowe wnęki ołtarzowe posiadają zwieńczenie w formie szczytu wypukłego z żabkami i kwiatonem u wierzchołka. Na lekko pochylonych gzymsach dolnej partii wnęk ołtarzowych, które zdobi plastycznie wykonany fryz o motywie oplatającej wici roślinnej, umieszczono podstawy figur na planie ośmiokąta. Podstawy te są rzeźbione, dekorowane profilowanym motywem maswerkowym oraz fryzem o motywie roślinnym. Nisza umieszczona pod rozbudowanym i bogato zdobionym baldachimem, jaki tworzą neogotyckie sterczyny i pinakle zakończone kwiatonami, czołgankami, na błękitnym tle ustawione są figury: w jednym z ołtarzy Matki Bożej Niepokalanej, w drugim św. Antoniego z Padwy.

Niej przychodzili. Wstawia się u Syna za nami i wyprasza dla nas łaski. Ona też uczestniczy w naszych zmagania w walce ze złem i depcze głowę węża. Św. Antoni Padewski W drugim ołtarzu ukazany jest św. Antoni w habicie franciszkańskim, trzymający w lewym ręku lilię i księgę, a prawą błogosławiący. Nasz Święty został tu przedstawiony jako ten, który nie tylko zachowywał cnotę czystości, ale który jest Arką Słowa Bożego, i jako ten, który błogosławiąc uciekającym się do niego, wyprasza potrzebne łaski.

Święci towarzysze Na częściach bocznych obu retabulów ołtarzowych umieszczone są wysokie kolumienki z kapitelikami roślinnymi, na których osadzone zostały małe baldachimy, pod którymi – na kolumienkach – umieszczone są małe rzeźbione figury. W ołtarzu św. Antoniego są to: św. Antoni z Dzieciątkiem, książę Bolesław Wstydliwy, bł. Salomea oraz święty, którego nie można zidentyfikować. W ołtarzu Matki Bożej są to: bł. Bronisława, Matka Boża w koronie, św. Józef z Dzieciątkiem, św. Róża z Limy.

Relikwie bł. Jakuba Strzemię Mensy obu ołtarzy są sarkofagowe, bez artystycznie wykonanych antepediów. Jedyną ich dekorację stanowi rzeźbiony fryz ostrołukowy. Warto nadmienić, że w roku 2010 przed retabulum ołtarza św. Antoniego umieszczono relikwiarz z relikwiami bł. Jakuba Strzemię, który wraz ze Świętym z Padwy jest patronem krakowskiej prowincji franciszkanów. Ciekawostką jest i to, że prawdopodobnie podczas prac remontowych lub w czasie przestawiania ołtarzy dokonano poprzestawiania figur, co zaburzyło symbolikę ikonograficzną ołtarzy. Trwają poszukiwania odpowiednich źródeł z czasu ich projektowania i wykonywania, aby jednoznacznie ustalić i przywrócić pierwotny ich wygląd.

Matka Boża Niepokalana W niszy ołtarzowej na błękitnym tle ustawiono dużych rozmiarów rzeźby, w jednym ołtarzu Matki Bożej Niepokalanej z rozłożonymi rękoma, stojącej na księżycu i depczącej węża. Wizerunek ten dobrze jest nam znany dzięki Cudownemu Medalikowi, jaki Maryja objawiła w roku 1830, a który propagował franciszkanin, św. Maksymilian Kolbe. Maryja jako Niepokalanie Poczęta, jest Arką Słowa, które ciałem się stało. Ona wyciąga do nas swe dłonie, byśmy do

Przygoda św. Maksymiliana Niezwykle interesująca jest także historia związana z ołtarzem Matki Bożej. Jest styczeń roku 1922, w Krakowie właśnie wyszedł drukiem pierwszy numer nowego czasopisma pt. „Rycerz Niepokalanej”, w którym redaktor, o. Maksymilian Kolbe wyjaśnia cel wydawania czasopisma, pisze: „Celem Rycerza Niepokalanej jest nie tylko pogłębić i umocnić wiarę, wskazać prawdziwą ascezę i zapoznać wiernych z mistyką chrześcijańską, ale także w myśl zasad Milicji

111


FOT. K. BOGDALI

Niepokalanej, starać się o nawrócenie akatolików. Ton pisma będzie zawsze przyjazny dla wszystkich bez względu na różnice wiary i narodowości. Miłość, której uczył Chrystus – jego charakterem. I właśnie z tej miłości ku zbłąkanym, a przecież szukającym szczęścia duszom, postara się on piętnować fałsz, wyświetlać prawdę i wskazywać prawdziwą drogę do szczęścia”. Już w pierwszym numerze o. Maksymilian pisze o różnych trudnościach, także i tych finansowych, które stanęły na drodze wydawania czasopisma. Niestety sytuacja nie zmieniła się, przy płaceniu za wydruk styczniowego numeru okazało się, że brakowało 500 marek polskich. Sytuacja ta i inne problemy spowodowały, że wydanie drugiego numeru „Rycerza” stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Redaktor sam przyznał w artykule otwierającym numer lutowy: „Wyznamy szczerze, iż zabraliśmy się do wydania do (drugiego numeru) bez żadnych funduszów […]. Po ludzku więc sądząc, miesięcznik skazany był na zupełne niepowodzenie”. Pan Bóg chciał jednak inaczej. Oto po modlitwie przy krakowskim ołtarzu Niepokalanej, tego samego dnia, tj. 9 stycznia 1922 r., o. Maksymilian znalazł na tym ołtarzu kopertę z podpisem: „Dla Ciebie, Matko Niepokalana”. W kopercie było dokładnie 500 marek oraz kartka papieru z odręcznie napisanym wierszem, który jest świadectwem głębokiej miłości do Matki Bożej. Tak brzmi owo wyznanie miłości Niepokalanej: Kocham Cię, kocham Niepokalana, Co dzień do Ciebie modlitwy wznoszę:

Ołtarz św. Antoniego z Padwy


FOT. K. BOGDALI

Wszakżeś Ty Matka ma ukochana, Droższa nad wszelkie ziemskie rozkosze. Ty wiesz, jak bardzo tęsknie do Ciebie, Wiesz, jak serdecznie Ciebie miłuję Kiedyż, się z Tobą połączę w niebie, I Twoją, Matko, dłoń ucałuję? A chociaż tęsknię, a chociaż pragnę, Jednak cierpliwie czekać tu muszę, Aż Pan wyznaczy zgonu godzinę I wyrwie z ciała stęsknioną duszę. A póki jeszcze żyć mam na świecie, O Matko moja, bardzo Cię proszę: Niechże przez krótkie doczesne życie Wszystko spokojnie dla Ciebie znoszę. Wszystkie krzyżyki, upokorzenia Pomóż mi znosić, Matko kochana, Bym mogła kiedyś za te cierpienia Wielbić Cię w niebie - Niepokalana.

Na przykładzie omawianych tu dwóch ołtarzy z franciszkańskiej bazyliki, które w Krakowie są znane, gdyż na co dzień modli się przy nich wielu ludzi, mogliśmy się przekonać, że wiele dzieł sztuki dobrze z znanych z codzienności, kryje wiele tajemnic czekających na ich wydobycie z mroków czasu. Przekonujemy się też, że odkrywanie tajemnic dzieł sztuki bywa żmudną pracą detektywa, jednak przynoszącą wielką radość. Prośmy zatem św. Antoniego, który jest także od spraw zgubionych, aby wiele dzieł sztuki, tworzonych na chwałę Bożą i pomagających nam we wznoszeniu szlachetnych myśli ku Stwórcy, odnalazło się lub było właściwie na nowo interpretowanych. 

Ołtarz Matki Bożej Niepokalanej


O nieogarniona pokoro! O niewymowna dobroci! Ten, który w niebie odbiera hołdy od Aniołów, żebrakom do nóg się pochyla. Głowę, przed którą drżeć winni Aniołowie, zniża do nóg żebraków.

FOT. WIKIMEDIA.ORG

św. Antoni Padewski

Św. Antoni Padewski, El Greco


▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA

Wpuść Boga do swojego życia Katarzyna Gorgoń

J

Lubię, jak na mnie patrzysz Andrzej Zając Bratni Zew Kraków 2019 s. 144

esteś katolikiem. Co niedzielę chodzisz do kościoła. Modlisz się codziennie – rano i wieczorem. Zapytany, umiesz opowiedzieć kim jest Bóg, wiesz, że działa w Twoim życiu i Jemu wszystko zawdzięczasz. Starasz się dobrze żyć i nie czynić drugiemu, co Tobie niemiłe. I dobrze! Ale czy znasz Boga? Czy potrafisz wejść z Nim w relację? Czy wiesz, że On chciałby być naprawdę Twoim przyjacielem? Być w Twoim życiu, cieszyć się Twoimi sukcesami i przytulać Cię w chwilach porażki? Jeżeli teraz uświadomiłeś sobie, że też tego chcesz, ale nie wiesz, jak zacząć, ta książka jest właśnie dla Ciebie. Najpierw się zatrzymaj. I pozwól Bogu na siebie spojrzeć – takiego, jakim jesteś, tu i teraz. Jak ważne jest to spojrzenie Boga w moim życiu. Doświadczenie wiary zaczyna się właśnie od tego Jego spojrzenia. Jak ważne jest, by odczuć je na sobie, w sobie poczuć i pozwolić mu spocząć na zawsze. Każdy na co dzień doświadcza różnych spojrzeń. Od kiedy człowiek wstanie rano, widzi w lustrze swoje spojrzenie, może pełne niezadowolenia, bo trzeba się spieszyć, a spać się chce. Spojrzenie kogoś z domowników, komu przyblokowało się łazienkę zbyt długą toaletą. Spojrzenie kogoś potrąconego niechcący w biegu. Spojrzenie, w którym nie ma zrozumienia. A chodzi o spojrzenie miłości – bez osądu, pretensji, urazy. Może nawet nie zdaję sobie

sprawy z tego, jak bardzo tego spojrzenia potrzebuję – pisze o. Andrzej Zając. Nie bój się! Zaufaj i wejdź w tę nową relację. Bóg Cię do niej nieustannie wzywa. Zaufaj Mu i daj się poprowadzić. Na pewno nie pożałujesz. Autor – franciszkanin, kapłan, spowiednik, kierownik duchowy – nauczy Cię jak zaprzyjaźnić się z Bogiem, jak Mu zaufać, jak dostrzec Jego pełne miłości spojrzenie na Ciebie. Nauczy Cię jak patrzeć na Boga, żeby dostrzegać Go w Nim samym, w drugim człowieku, w całym świecie. Wykorzystując historie biblijne, opowieści o świętych i wydarzenia z własnego życia, pokaże Ci, jak każdą chwilę przemienić w modlitwę, byś zawsze czuł, że Bóg jest blisko Ciebie. Książka zapoczątkowuje nową serię wydawniczą MISTYKA CODZIENNOŚCI. Będzie to seria prezentująca przemyślenia i świadectwa, w których centrum jest doświadczenie Boga w codziennych sprawach. To, co w nich istotne, to bezwarunkowa inicjatywa Boga, który wychodzi do człowieka i nieustannie go szuka, oraz relacyjność, w której dzieje się autentyczne spotkanie i poznanie. Człowiek, czerpiąc z odwiecznego źródła łaski, odpowiada na wezwanie Boga i żyje. 

115


KULTURA ▪ KSIĄŻKI ▪ Ida Policht

Eliza Piotrowska

Paweł Cwynar

Traktat o Modlitwie Jezusowej

Picie w zachwycie

wi ty Wojciech

Bratni Zew

Bratni Zew

Pozna 2019

Kraków 2019

Kraków 2019

s. 120

s. 224

s. 132

Z

beletryzowana biografia Wandy Błeńskiej, nazywanej w Afryce Doktą, świeckiej misjonarki, pracującej w Ugandzie, gdzie przez wiele lat prowadziła szpital dla trędowatych. Autorka trafnie i z wyczuciem przybliżyła małym czytelnikom postać pani doktor, oddając głos dzieciom. Narratorem opowieści jest kilkuletni Mukisa oraz jego mama Taitiki. Nudząc się w domu po złamaniu nogi, Mukisa przegląda zawartość starej skrzyni, znajduje w niej pamiętnik mamy prowadzony przez nią w dzieciństwie i dopisuje do niego swoją własną historię. Z zapisków małej, rezolutnej Taitiki dowiadujemy się jak to się stało, że Dokta znalazła się w Afryce, poznajemy jej najciekawsze przygody oraz pracę wśród chorych. W opowieści Mukisy śledzimy historię jego przyjaźni z panią Wandą, zawartą w ich korespondencji. Historia życia dzielnej pani doktor to zabawna, ale i wzruszająca opowieść o miłości, wierności, empatii, odwadze i solidarności. To także subtelna katecheza, pięknie wpleciona w wątek życia afrykańskiej rodziny. Książka jest barwnie i bogato zilustrowana przez autorkę, w stylu nawiązującym do najlepszych wzorów polskiej grafiki książkowej. Na pewno spodoba się rodzicom i dzieciom. 

116

Jerzy Szyran

Dokta. Opowieść o Wandzie Błeńskiej

M

ożna ją odmawiać w drodze do pracy, w domu, w sklepie i na ławce w parku. W każdej sytuacji. Nie ma obawy pomylenia kolejności formuły, zapomnienia frazy, ponieważ zawiera jedno tylko zdanie: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. To modlitwa Jezusowa, nazywana również modlitwą nieustanną, powstała w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, a więc jej korzenie sięgają wspólnej tradycji Kościoła Wschodniego i Zachodniego. Zadomowiła się jednak i rozwijała w Kościele prawosławnym, ale obecnie zyskuje coraz większą popularność wśród katolików zainteresowanych wschodnią duchowością. Książka o. Jerzego Szyrana to wnikliwa monografia tej modlitwy. Praca została podzielona na dwie części. Pierwsza poświęcona jest ogólnemu zagadnieniu modlitwy w Piśmie Świętym. Zawiera również szczegółowe rozważania nad każdą frazą modlitwy Jezusowej i omawia jej strukturę. Przedstawiony jest w niej także rozwój modlitwy na tle historycznym oraz budowa i symbolika czotki – modlitewnego sznura używanego w odmawianiu modlitwy nieustannej. Druga część to rozważania duchowe rozpisane w oparciu o symbolikę barw zawartą w sztuce ikonopisarstwa. Książka dla wszystkich poszukujących nowych dróg modlitwy. 

O

dczytywanie znaków Boga bywa trudnym zadaniem. Przekonał się o tym Paweł Cwynar, a niezwykłe zdarzenie w więziennej celi nadało nowy sens jego życiu. Po wyjściu na wolność, nielegalne interesy, broń i luksusowe auto zamienił na pracę pomocnika na budowie. Nie wrócił już do gangsterskiej profesji. Chętnie jeździ na spotkania w zakładach karnych, dzieląc się świadectwem nawrócenia. Teraz swoją historię opisał w książce. Zwyczajne, szczęśliwe dzieciństwo spędzone w Legnicy u schyłku PRL-u, nie zapowiadało kryminalnej przyszłości, ale powoli szereg powszednich zdarzeń wyznaczał ścieżkę ku dorosłości. Zapach tej upragnionej dorosłości, odkryty w przesiąkniętym tytoniem i alkoholem płaszczu ojca, świat wartości i styl życia w domach kolegów, w których bywał dorastający chłopiec, stopniowo determinowały wybory jego młodzieńczych autorytetów. Osiągał sukcesy w czwórboju, ale niedoceniony przez środowisko sportowe, znalazł uznanie w osiedlowym półświatku, gdzie wódka była fundamentem dobrych relacji. Potem było coraz gorzej… Poruszająca i pisana sercem książka to przestroga dla rodziców, a jednocześnie pełne nadziei przesłanie dla uwikłanych w trudne sytuacje ludzi i ich najbliższych. 


▪ KSIĄŻKI ▪ KULTURA

Jacques Philippe

Zdzisław J. Kijas

Sco i Kimberly Hahn

W drodze

Bratni Zew

Promic

Pozna 2017

Kraków 2019

Warszawa 2019

s. 228

s. 408

s. 254

Gdybyś znała dar Boży

K

siążka ks. Jacquesa Philippe’a to wybór artykułów i konferencji z ostatnich lat, dla których klamrą spinającą zróżnicowaną tematykę jest wizja życia duchowego, jako odkrywania i przyjmowania łask Ducha Świętego. Jak przekonuje autor, to przyjmowanie a nie ofiarowanie jest podstawą naszego życia duchowego. Nie nasza aktywność, a Boże działanie w nas samych, gdy przyjmiemy Jego dar, wprowadzić może na ścieżkę naszego wewnętrznego rozwoju. Każdy z rozdziałów można analizować szeroko, w kontekście Daru, jak i zagłębiając się w każde zagadnienie osobno. Jak formować w sobie duchową wrażliwość, piękno Bożego spojrzenia, co uzdalnia nas do przyjmowania łask Ducha Świętego, o słabości przekształcanej w siłę, jak rozróżnić prawdziwą i fałszywą wolność – to tylko kilka tematów, które porusza autor. W tym bogactwie problematyki szczególnie chętnie oddaje głos św. Teresie z Lisieux, ale odwołuje się także do myśli św. Jana od Krzyża, św. Pawła i wielu innych świętych. Ostatni rozdział poświęca sylwetce Etty Hillesum, holenderskiej żydówki, która w Bogu odnalazła miłość do życia i z ufnością powierzyła się Bożej Opatrzności. W 1943 r. w duchu tej miłości oddała swoje życie w Auschwitz. 

Perły i plewy

D

alszy ciąg zbeletryzowanej historii Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek, rozpoczętej w dwóch poprzednich tomach: „Tam, gdzie rodzi się życie” i „Nawet szarość jaśnieje”. Nysa – nieduże śląskie miasto – deszczowy listopad 1872 r. Czworo podróżnych zatrzymuje się w zajeździe Fryderyka i Anny, aby przeczekać ulewy. Z wojny wraca podopieczny Anny, Michał. Do umierającej Marii Luizy, przełożonej Szarych Sióstr, przyjeżdża s. Franciszka Werner. Tak zaczyna się powieść, w której akcja rozgrywa się w ciągu trzech pochmurnych dni. Przeszłość nieustannie łączy się z tu teraźniejszością, stawiając niektórych bohaterów w obliczu trudnych wyzwań. Boża opatrzność podpowiada kierunek drogi, nic nie jest jednak przesądzone. Do ostatniej chwili toczy się walka o życie wieczne. Czy wszyscy zdążą ją wygrać? Wnikliwie sportretowane postacie, realistyczne opisy, wielowątkowa fabuła harmonijnie spleciona w spójną całość, a wszystko w stylu klasycznych powieści najlepszych mistrzów, daje gwarancję udanej lektury. Z każdym kolejnym tomem opowieść o Szarych Siostrach z Nysy staje się coraz bardziej wciągająca, a otwarte wątki i nowi bohaterowie dają nadzieję, że autor napisze niedługo ciąg dalszy. 

W domu najlepiej

C

zy o wierze, o Kościele, można napisać książkę sensacyjną lub przygodową? Albo melodramat ze szczęśliwym zakończeniem? Scott i Kimberly Hahnowie zawarli to wszystko we wspomnieniach o swojej kilkuletniej drodze do Kościoła katolickiego, burzliwej i pełnej duchowych niebezpieczeństw. Kiedy Scott wraz z żoną rozpoczął naukę w protestanckim seminarium teologicznym, był przekonany, że niedługo, już na zawsze, zostanie przykładnym pastorem, z cudowną żoną przy boku i może nawet sześciorgiem dzieci. Pan Bóg przedstawił mu inną propozycję. Intensywne studia nad Pismem Świętym, uczciwość i bezkompromisowość sprawiły, że Scott i Kimberly, buntując się raz po raz, powoli odkrywali prawdę doktryny katolickiej. Nie od razu, ale w końcu ulegli Miłości i z miłością od trzydziestu lat głoszą słowo Boże w Ameryce Północnej a ich książki docierają na wszystkie kontynenty. Scott jest wykładowcą na Uniwersytecie Franciszkańskim w Steubenville w Ohio. Dynamiczna narracja, poruszające, a niekiedy zabawne dialogi sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Jest też w niej miejsce na wzruszenie a nawet mistykę. Porywająca lektura, doskonała na prezent – mocnych w wierze utwierdzi, a słabych podniesie i pokrzepi. 

117


Konkurs!

3 pytania, 3 odpowiedzi

Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie. Nagrodami są 3 książki Wydawnictwa Franciszkanów Bratni Zew: E. M. Milana i V. Bocci „Manuel. Mały wojownik Światła” oraz 3 książki Wydawnictwa eSPe: P. R. Gryziec „Duchowe podróże z Ewangelistami”.

Pytania konkursowe: 1. Kto jest autorem ołtarzy Matki Bożej Niepokalanej i św. Antoniego z Padwy, znajdujących się w Bazylice św. Franciszka z Asyżu w Krakowie? 2. Kiedy do kościoła w Obornikach Śląskich przekazane zostały relikwie św. Antoniego z Padwy? 3. Grób której polskiej królowej znajduje się w Bari?

Rozwiązanie konkursu nr 1/2019: 1. Kościół Świętego Krzyża we Florencji 2. 2017 r. 3. Sycylia Na Wasze listy, kartki pocztowe lub maile z odpowiedziami czekamy do 30 kwietnia 2020 r. Spośród nich wyłonimy zwycięzców. Odpowiedzi należy nadsyłać na adres mailowy redakcja@poslaniecantoniego.pl lub pocztą tradycyjną na adres: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5 31-004 Kraków.

POSŁANIEC ŚW. ANTONIEGO Z PADWY Magazyn franciszkański Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów) WYDAWCA: Bratni Zew sp. z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków REGON: 350776703, NIP: 6761013628 REDAKCJA: Posłaniec św. Antoniego z Padwy pl. Wszystkich Świętych 5, 31-004 Kraków redakcja@poslaniecantoniego.pl www.poslaniecantoniego.pl tel. +48 725 505 210 Bank: PKO BP nr konta: 57 1020 2892 0000 5102 0689 2782 Dla wpłat z zagranicy SWIFT: BPKOPLPW

118

Zestawy książkowe otrzymują: Maria Malik Ewa Szeląg Antoni Myszakowski

REDAKTOR NACZELNY: Andrzej Zając OFMConv SEKRETARZ REDAKCJI: Katarzyna Gorgoń ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Agnieszka Kozłowska Ida Policht Magdalena Ściślak WSPÓŁPRACA: Piotr Bielenin OFMConv Piotr Roman Gryziec OFMConv Paulin Sotowski OFMConv Jerzy Szyran OFMConv Marzena Władowska Małgorzata Ziętkiewicz Agnieszka Zaucha RM

PRENUMERATA: tel. +48 725 505 210 prenumerata@poslaniecantoniego.pl DRUK: Drukarnia KOLUMB, Katowice www.drukarniakolumb.pl ZA ZEZWOLENIEM WŁADZY ZAKONNEJ CENA: 14,50 PLN (w tym 8% VAT) NAKŁAD: 1200 egz. ISSN 2391-7458 NA OKŁADCE: Św. Antoni z Dzieciątkiem (2019) mal. Adam Mamczur fot. Andrzej Zając OFMConv

OPRACOWANIE GRAFICZNE: Bratni Zew

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów czy zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Fotografie bez opisu są jedynie ilustracją – nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Wszelkie prawa zastrzeżone, włącznie z tłumaczeniami na języki obce.

INTERNET: Paweł Grządziel OFMConv

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam.

KOREKTA: Katarzyna Gorgoń


Torby

Fernando Martins de Bulhões

na dobre zakupy z motywami polichromii Stanisława Wyspiańskiego i Tadeusza Popiela z Bazyliki Franciszkanów w Krakowie

64,90 ZŁ

54,90 ZŁ

Anioły

Róże

Bratki

ł

ł

ść

ł

Lilie

Nasturcje

Torby uszyte w polskiej pracowni, z grubej bawełnianej tkaniny, wyprodukowanej w Polsce

Zamówienia: ksiegarnia@bratnizew.pl tel. 725 505 810

www.bratnizew.pl ę

ł

ę

ł

ł


ŚĆ Paweł Cwynar

PICIE W ZACHWYCIE „Picie w zachwycie” to w dynamiczny sposób opisana historia życia z nałogiem alkoholowym, historia upadków i ciągłego powstawania na nowo, historia odnalezienia Boga w najczarniejszym momencie życia. To świadectwo byłego gangstera, który o życiu mówi bez przekłamań, zbędnej słodyczy i melancholii. „Pewnej nocy, nie wiedzieć czemu, wstaję z łóżka. Otwieram okno na oścież, jest trzaskający mróz. Nie wiem, po co to robię, ale coś zrobić muszę. Trudny do opisania ból niewiedzy jest tak silny, że niemal fizyczny. To jest coś nie do wytrzymania. Tak, jakby ktoś głośno mnie wołał po imieniu, będąc tuż, tuż, a ja nie wiedząc, skąd dochodzi wołanie, szukam po omacku, odbijając się boleśnie od ścian. Rozbieram się do spodenek i kładę krzyżem na betonowej, lodowatej podłodze. Jakaś siła mi podpowiada, że tak trzeba. Czynność tę powtarzam przez trzydzieści dni. Dzień w dzień kładę się rozebrany do spodenek na betonie i leżę godzinę, pytając, nie wiadomo kogo, co mam robić.”

ę

ł ść

Cena 19,90 zł

rabat 30% 13,93 zł

Zamówienia: ksiegarnia@bratnizew.pl tel. 725 505 810

www.bratnizew.pl ę

ł

ę

ł

ł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.