Posłaniec św. Antoniego

Page 1

Posłaniec ISSN 2391-7458

św. Antoniego z Padwy

Nr 4, lipiec/sierpień 2017

DWUMIESIĘCZNIK FRANCISZKAŃSKI

Trudna droga daje siłę

Bractwo św. Jakuba

Tajemnice Jasnogórskiej Madonny

Św. Antoni w Przeworsku

10,00 zł (w tym 5% VAT)

Jak odpoczywać? Św. Bonawentura z Bagnoregio

Harmonia i odpocznienie


Spis treści PODZIĘKOWANIA I PROŚBY CZYTELNIKÓW . . . . . . . . . . . . . . . .6 TEMAT NUMERU: JAK ODPOCZYWAĆ Piotr R. Gryziec OFMConv

Od szabatu do niedzieli . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .8 ks. Robert Woźniak

Powrót do źródła życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .11 Myśl papieska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .13 Rozmowa z o. Piotrem Stanisławczykiem

Slow life: życie bez pośpiechu, by odzyskać głębię. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .14 Jerzy Szyran OFMConv

Od szabatu do...

8

Jak odpoczywać? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Anna Dąbrowska

Dlaczego warto grać w planszówki? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Eligiusz Dymowski OFM, Zdzisław Kijas OFMConv, Roland Prejs OFMCap

Odpoczynek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Andrzej Zając OFMConv

Harmonia i odpocznienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Ewelina Serkis

Wirus pracoholizmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 WYDARZENIA Anna Dąbrowska

W skrócie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 Artur Zajchowski OFMConv

Uroczystości ku czci św. Antoniego w Jaśle . . . . . . . . . . . . . . . 32

Odpoczynek

24

ŻYCIE KOŚCIOŁA Urszula Wrońska

Królowa wszystkich serc. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 Marta Wielek

Bractwo św. Jakuba . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .41 LITURGIA Marzena Władowska CHR

Początek Kanonu – modlitwa za Kościół . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Piotr R. Gryziec OFMConv

Homilie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Katarzyna Gorgoń

Św. Bonawentura z Bagnoregio. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48

Królowa wszystkich serc

Agnieszka Kozłowska

34

Pariacoto – „Oni tutaj są” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Piotr Bielenin OFMConv

Civita di Bagnoregio . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54

4


Prenumerata

PIĘKNE ŻYCIE Mariusz Orczykowski OFMConv

Nasz święty czas . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 Maria Krzemień

Zaakceptować ograniczenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Emilia Ciuła

Dlaczego warto się zatrzymać? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60 Elżbieta Michalska

Jak zdobyć „zieloną wyspę” odpoczynku? . . . . . . . . . . . . . . . . 61 Bogdan Kocańda OFMConv

Trudna droga daje siłę. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 62

Tajemnice Madonny Jasnogórskiej 64

Rozmowa z Mariuszem Grądmanem

Tajemnice Madonny Jasnogórskiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64 Monika Fijołek

Żywokost lekarski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 Wiktoria Bogusz SSCJ

Papryka smaczna i zdrowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 KULTURA Anna Dąbrowska

Recenzje. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 Katarzyna Gorgoń

Matka Boża Zielna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72 Małgorzata Ziętkiewicz

„Pieta jest tym, czym powinna być rzeźba”. . . . . . . . . . . . . . . .74 NASZ PATRON

„Pieta jest tym, czym powinna być rzeźba” 74

Władysław Paulin Sotowski OFMConv

Cudowne wakacje św. Antoniego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 O śmierci św. Antoniego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Ignacy Rejch OFMConv

Ratuj, św. Antoni! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81

POD NASZYM PATRONATEM Szymon Wilk

Jak św. Antoni zawędrował do Przeworska . . . . . . . . . . . . . . . 38

FELIETONY

Cudowne wakacje św. Antoniego

Agnieszka Zaucha RM

78

Odnaleźć siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47 Stanisław Jaromi OFMConv

Franciszkańska encyklika w praktyce życia zakonnego . . . . 53 Mariusz Kozioł OFMConv

Jak zepsuć sobie wakacje? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76

5


TEMAT NUMERU Rozmowa

Slow life: życie bez pośpiechu, by odzyskać głębię Rozmawiał Andrzej Zając OFMConv

O. Piotr Stanisławczyk – franciszkanin, teolog duchowości i psychoterapeuta. Od ubiegłego roku jest gospodarzem domu franciszkanów Kosówka w Zakopanem, u podnóża Giewontu, kilkaset metrów od wejścia do Doliny Strążyskiej.

14


TEMAT NUMERU Rozmowa

FOT. ALBIN MARCINIAK / WIKIMEDIA.ORG

Tatry. Dolina Piฤ ciu Stawรณw

15


TEMAT NUMERU Rozmowa Jeszcze do ubiegłego roku byłeś wikariuszem prowincji, gwardianem klasztoru, czynnym psychoterapeutą. Był czas na odpoczynek? Odpoczynek jest konieczny. Czasami udawało się wyjść na spacer, wziąć rower, ale zawsze był to taki czas wyrywany. Tempo życia było szybkie. Stale jakieś wyjazdy. Inaczej było już podczas urlopu. Teraz tempo życia chyba się zmieniło. Jesteś w Zakopanem. Jak wyglądała adaptacja do nowych warunków życia? Mój przyjazd był związany z projektem rewitalizacji domu, aby mógł on służyć ludziom na czas wypoczynku i przybliżania się do Pana Boga. Czyli rekolekcje, czas wolny, warsztaty. Odnowa całego człowieka: ciała, psychiki, ducha. Temu ten dom ma służyć. I powoli służy. Wcześniej byłem przyzwyczajony do szybkiego działania. Ale tu się nie dało tak od razu. Duże znaczenie miało

zawaleniem. Ale powiedział od razu, że w ramach wdzięczności zrobi to razem ze swoim ojcem. Wspinał się na skałkach, więc dysponował odpowiednim sprzętem. Rzeczywiście po jakimś czasie przyjechali znad morza i doprowadzili komin do porządku. Tak to Nie przeraziłeś się stanem domu? Nie było łatwo. Rodzina, która się działa. Zobaczyłem, jak moja obecność opiekowała tym domem, zwróciła mi w życiu ludzi, moja pomoc dla nich, uwagę, że komin jest pęknięty i ko- staje się taką ścieżką, przez którą Pan niecznie przed zimą trzeba to naprawić. Bóg przychodzi i okazuje swoją troskę. Była obawa, że pierwsze rozpalenie Stąd później ta myśl: oratorium, nie pieca będzie związane z zapaleniem ca- stawki za pobyt, ale jałmużna. Jałmużna uzdrawia. Taki duchowy element. łej Kosówki. dla mnie otwarcie kaplicy. Ale i to wymagało czasu. Pomieszczenie na kaplicę-oratorium zostało gruntownie odremontowane. Została zrobiona nowa podłoga, nowe ławki, ołtarz.

Sam chyba go nie naprawiałeś? Nie. Z tym kominem wiąże się niesamowita historia, która wiele mi uświadomiła. Zadzwoniła do mnie żona byłego pacjenta. Pytała, czy mąż nie mógłby przyjechać do mnie, by porozmawiać, poradzić się, bo pojawiły się pewne trudności. I przyjechał na parę dni. Zanim wyjechał, zobaczył, że komin jest uszkodzony i grozi

Zupełnie niespodziewane owoce wcześniejszej posługi. Tak. Tutaj przy takich okazjach mogłem przemyśleć różne rzeczy. Przez lata pracowałem jako psychoterapeuta, terapeuta uzależnień, w ośrodku, w gabinecie psychoterapii. Zobaczyłem, że wśród tych moich różnych wyjazdów, posług w zarządzie prowincji, praca terapeutyczna była przygodna. Trzeba FOT. PIOTR STANISŁAWCZYK

Oratorium

16

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV

O. Piotr przed Kosówką


TEMAT NUMERU Rozmowa

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV

było zawsze wykroić jakiś czas na różne obowiązki i z językiem na brodzie wracać do pacjentów. A przecież trzeba się poświęcić pacjentom, oddać im swój czas. Do tego dochodzą jeszcze szkolenia, superwizje. Po różnych przemyśleniach stwierdziłem, że jako kapłan, jestem powołany najpierw do tego, by służyć właśnie jako kapłan. Zostawiłem to. A moi byli pacjenci i tak zjawiają się tutaj z jakąś prośbą o interwencję, pomoc. Pan Bóg działa po swojemu.

FOT. ANDRZEJ ZAJĄC OFMCONV

Ten dom żyje. Urządzasz go według swojego klucza. Widać zmiany, widać, że pojawiają się nowe sprzęty. Zobaczyłem, że obserwacja gości od strony potrzeb pomaga mi w urządzaniu tego miejsca. Dom, w którym są łóżka piętrowe, nie tworzy dobrego klimatu. Ja sam się źle czułem. Jak jest dobra pogoda, to ludzie wychodzą w góry. Ale jak jest deszcz, to ludzie więcej siedzą w domu. Zlikwidowałem więc te piętrowe

Księga gości

łóżka, żeby miejsc było tyle, ile ten dom jest realnie w stanie przyjąć. Ale zdarza się też odwrotna sytuacja, że przyjeżdżają rodziny, które nie chcą nie wiadomo

jakiego luksusu. Mówią, że potrzebują tylko tego domu, wystarczy pokój z dostawkami. Im to odpowiada. I to sprawiło, że doposażyłem dom w takie właśnie

Kuchnia

17


TEMAT NUMERU

Dlaczego warto grać w planszówki? Anna Dąbrowska

Wielu z nas, wychowanych w czasach bez komputera i telefonu komórkowego, pamięta, że wakacje czy urlop sprzyjały nie tylko lekturze, wycieczkom, beztroskiemu plażowaniu się lub górskim wędrówkom, ale także różnego rodzaju grom planszowym. Chińczyk, warcaby i inne zapomniane w czasie roku szkolnego pudełka z grami, wracały do łask. Bywało, że emocje towarzyszące rozgrywaniu np. par i chińczyka, czasem sięgały zenitu, gdy przeciwnik zbijał kolejny raz naszego pionka tuż przed wejściem do tzw. bazy.

D

ziś gry planszowe, po pewnym okresie zapomnienia, przeżywają renesans. Zarówno te tradycyjne, jak i nowe, wydawane są coraz staranniej

22

i ciekawiej. Przypomnieliśmy sobie o zaletach planszówek – granie w nie pobudza i kształtuje wyobraźnię, uczy spostrzegawczości, buduje więzi, pozwala w zdrowy i kontrolowany sposób odreagować emocje. Psychologowie, przerażeni tym, że dzieci coraz więcej czasu spędzają samotnie przed ekranem monitora lub komórki, biją na alarm. Dlatego warto, właśnie w czasie wakacji, gdy nie musimy spieszyć się do szkoły lub pracy, poświecić trochę czasu na spotkanie przyjacielsko-rodzinne przy jakiejś planszowej grze. Gra fabularna – co to takiego? Wśród rozmaitych propozycji gier planszowych odrębną grupę stanowią tzw. gry fabularne, nazywane też grami wyobraźni (z ang. RPG Role-playing game). Nazwa bierze się stąd, że w czasie rozgrywania gry to właśnie wyobraźnia gracza ma decydujące znaczenie, w jakim kierunku gra się potoczy, w jaki sposób będzie on odgrywał wybraną przez siebie postać. Gracz staje się

niejako aktorem, który wciela się w rolę. Rozgrywkę prowadzi tzw. Mistrz Gry, który dysponuje tzw. Księga Gry, a w niej znajduje fabularne opisy i podpowiedzi, jak prowadzić grę. To Mistrz Gry opisuje graczom akcję, ich otoczenie, a gracze opisują czynności, które wykonują ich postaci. Mistrz Gry decyduje też, które czynności graczy są skuteczne i prowadzą na dalszy poziom rozgrywki, a które nie. Gry RPG są najczęściej oparte na narracji utrzymanej w wybranej konwencji – największą popularnością cieszą się gry fantasy i science fiction. Istnieją też gry utrzymane w konwencji horroru czy historycznej. W grach fantasy mamy do czynienia z kreacją świata magii, czarów, czarowników, magów, czarownic, postaci mitycznych i baśniowych. Na tym polu brakowało jednak gry, która byłaby bezpieczna zarówno w treści, jak i prezentowanym systemie wartości dla osoby wierzącej, i co ważne – w którą mogłaby zagrać cała rodzina, w tym także dzieci młodsze. Od pomysłu do realizacji Rodzice dzieci uczących się w szkole św. Franciszka w Warszawie także borykali się z problemem, jak odciągnąć swoje pociechy od komórki, jak zintegrować rodzinę w wolnym czasie, i jak przekazać dzieciom katolickie wartości. Jacek Małkowski, prezes „Fundacji Projekt Polacy” opowiada: Szukaliśmy pomysłów na dobre narzędzia, dzięki


TEMAT NUMERU którym będziemy mogli zaproponować dzieciom spędzanie czasu w taki sposób, żeby same z siebie, a nie na naszą rodzicielską prośbę, odłożyły komórki i komputery. Chcieliśmy też przybliżać dzieciom treści naszej wiary, tak, żeby to je zafascynowało. Chcieliśmy, by spotkanie rodzinne stało się czymś więcej niż tylko kłótnią o politykę, czy wspólnym oglądaniem telewizji, by dzieci nie uciekały do sąsiedniego pokoju z komórkami, bo wiedzieliśmy, że tak się dzieje w wielu domach. W głowach rodziców zrodził się pomysł, o którym oni sami mówią, że był z natchnienia Ducha Świętego. Na bazie tego pomysłu powstał prototyp gry historycznej, która choć nie miała ciekawego tematu (celowo), w fazie testowej wciągnęła wszystkich. Wymyślona w prototypie mechanika gry się sprawdziła. Dalej poszło już szybko – na spotkaniu roboczym rodzice uczestniczący w projekcie podjęli decyzję, że chcą, aby gra nie była historyczna, ale by pomagała budować i przeżywać wiarę. Jacek Małkowski wspomina ten czas: W tej samej chwili dwóch z nas miało tę samą inspirację, natchnienie, żeby pójść w stronę takiej gry, która będzie pomagała budować w rodzinie żywą wiarę. Postanowiliśmy stworzyć gry do poszczególnych świąt katolickich, żebyśmy spotykając się wtedy w rodzinnym gronie, mogli razem przeżyć jakąś pasjonującą przygodę. I tak powstał „Gościniec”, czyli gra fabularna wprowadzająca w tematykę Bożego Narodzenia. Patronem i przewodnikiem gry jest archanioł Rafael, którego postać prowadzi też uczestników przez poszczególne etapy wędrowania gościńcem w drodze do Betlejem. Pomysłodawcy gry są też przekonani, że archanioł prowadził ich przez poszczególne etapy realizacji gry, bo wydawało się, że porwali się z motyką na słońce. Jak bowiem zrobić profesjonalna grę planszową, nie mając na to pieniędzy? Trzeba prosić Tego, z którego inspiracji pomysł na nią się narodził, a więc Ducha Świętego: Byliśmy głęboko przekonani,

że inspiracja jest odgórna, bo rozpoczynaliśmy ten projekt jak szaleńcy – mówi Jacek Małkowski. Nie mieliśmy doświadczenia w produkcji gier, nie mieliśmy pieniędzy. Tymczasem prace nad grą trwały rok i w tym czasie nie tylko, że pojawiały się kolejne osoby i firmy, które nam pomagały grę zrobić, np. profesjonalne studio graficzne, ale też pieniądze na jej realizację. Prosiliśmy Ducha Świętego: „skoro nas już wpuściłeś w ten projekt, to teraz nam pomóż”. I pomógł. Dzięki Jego natchnieniu podszedłem kiedyś w szkole do człowieka i opowiedziałem mu o grze. Następnego dnia ten ktoś do mnie oddzwonił i dał

mi namiar na studio graficzne. Dwudziestu grafików pracowało przez pół roku nad pełną oprawą graficzną gry. W sumie ponad sześćdziesiąt osób pracowało przy tym projekcie i nikt nie chciał zapłaty za pracę! Rywalizacja ze słabościami Czy „Gościniec” jest przeznaczony tylko dla katolików, dla wierzących? Absolutnie nie. Może w niego grać każdy, ale osoba wierząca ma szanse odkryć coś więcej. Nie jest to zwykła gra RPG. Jej twórcy uważają, że jest jedyna w swoim rodzaju, bo nie gra się w niej karatami postaci, nie przyjmuje wymyślonych ról – gra się sobą. Wyjątkowy jest także biblijny temat: Narodziny Zbawiciela. Jacek Małkowski tłumaczy: Osoby, które spotkają się przy tej grze wprawdzie nie opuszczają

pokoju, ale mają po drodze szereg realnych wyzwań, które wpływają na przebieg przygody. Muszą popisać się swoją celnością, siłą, odwagą, podjąć konkretne zadania, by pójść gościńcem. Można się w tej grze spocić, nagłówkować, przestraszyć. Na końcu, gdy uda się o ile się uda – odnaleźć stajenkę i spotkać ze Świętą Rodziną, to spotkanie nabiera też innego wymiaru. Fabuła gry jest wielowątkowa. Aby poznać wszystkie możliwości scenariusza, trzeba byłoby zagrać przynajmniej z pięćdziesiąt a może i sto razy – mówi Jacek Małkowski. Wydawca, czyli „Fundacja Projekt Polacy” – twierdzi, że gra zapewnia emocjonującą zabawę niezależnie od wieku (dolna granica to ok. 7 lat), a zamiast rywalizacji opiera się całkowicie na współpracy, pomaga w budowaniu i pogłębianiu relacji. Jacek Małkowski dodaje: W grze nie jest najważniejsze, co nowego spotka nas na gościńcu, ale jak tym razem poradzimy sobie z wyzwaniami. Bo ruszamy w wędrówkę gościńcem razem. Jedyna rywalizacja, to rywalizacja ze swoimi słabościami. Razem przeżywamy przygody, radujemy się, smucimy. Wspólna gra sprawia, że pojawiają się między nami się relacje i emocje, których czasem nie mamy okazji przeżywać, bo nasz świat stał się monotonny, emocjonalnie płytki. Grę pozytywnie zarekomendowało wiele osób duchownych, m.in. kard. Kazimierz Nycz, bp Marek Solarczyk, br. Grzegorz Filipiuk OFMCap, ks. Jarosław Szymczak, a także wielu katechetów, nauczycieli i rodziców. Oficjalnie gra otrzymała też Patronat Komisji Episkopatu Polski ds. Nowej Ewangelizacji. To wyjątkowe wyróżnienie dla nas, ale i zobowiązanie na przyszłość – mówi Jacek Małkowski. Nie każda gra jest tak bogata jak „Gościniec”. Stara dobra planszówka, rozgrywana w rodzinnej atmosferze, na kolonii czy obozie, zawsze może stać się wspaniałą przygoda i okazją do poznania nowych przyjaciół i samych siebie. Wszystko zależy od naszych chęci i… odrobiny wyobraźni. 

23


ŻYCIE KOŚCIOŁA 300 lat koronacji Obrazu Jasnogórskiego

Królowa wszystkich serc Urszula Wrońska

FOT. ANNA DĄBROWSKA

Twarz Madonny z Jasnej Góry, Królowej Polski, zna każdy Polak – wierzący, czy niewierzący. Chyba ciężko szukać takiego, który patrzyłby na Nią z wrogością. W Jej oczach spokój, skupienie, czasem smutek. Wielu czuje w tym spojrzeniu miłość. Większość odczytuje jakąś nieokreśloną tajemnicę. W 2017 r. obchodzimy 300-lecie uroczystej koronacji jasnogórskiego wizerunku.

34

Widok na bramy wejściowe i wieżę Jasnogórską


ŻYCIE KOŚCIOŁA 300 lat koronacji Obrazu Jasnogórskiego Jasnogórskie tajemnice W historii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej jest wiele tajemnic. Niektóre są niewyjaśnione do dziś. Historycy sztuki nie odpowiedzieli wciąż na pytanie, kiedy i gdzie został namalowany obraz. Nie znamy także imienia jego twórcy. Jedna z nowszych teorii dowodzi, że mógł powstać na przełomie XII i XIII w. Większość badaczy łączy powstanie wizerunku z kręgiem twórców ikon wschodnich, ale pojawiają się też głosy, że być może została namalowana na Zachodzie. Dużo łatwiej z pytaniami o początki Maryi z Jasnej Góry radzą sobie tradycyjne podania. Na rewersie medali pamiątkowych z 1882 r. czytamy wiersz utrwalający legendę obrazu: Pięćset lat w Jeruzalem Dwieście w Carogrodzie Byłam wszechwładną Panią Na ziemi i na wodzie. Sześćset na Bełzkim zamku Byłam strażnikową,

Piąte sto Jasna Góra Czci mnie nieba Królową. W średniowiecznej legendzie „Przenosiny tablicy Błogosławionej Maryi Dziewicy, którą Święty Łukasz wymalował własnymi rękami” i w „Kronikach” Długosza czytamy, że autorem obrazu był św. Łukasz, który namalował obraz na desce pochodzącej ze stołu z domu Świętej Rodziny. Z Jerozolimy obraz powędrował do Konstantynopola, przeniesiony tam przez cesarza Konstantyna. Stamtąd przewieziony został na Ruś, jako dar od cesarza dla księcia ruskiego, Lwa. W czasach zawieruchy wojennej został ukryty na Zamku Bełzkim, skąd z kolei przejął go Władysław Opolczyk, który chciał obraz umieścić w swoich posiadłościach na Śląsku. Z niewiadomych powodów zostawił go jednak w klasztorze paulinów na Jasnej Górze. Przekazanie obrazu miało miejsce w 1384 r. Zakonnicy pojawili się w Częstochowie niedługo wcześniej, gdzie na prośbę

Władysława Opolczyka przywędrowali z Węgier. Ta, która prowadzi Choć o pochodzeniu i autorstwie obrazu nie wiemy wiele pewnego, to więcej można powiedzieć o teologii i przesłaniu tego wizerunku. Ikona ta jest jednym z trzech typów przedstawienia Maryi z Dzieciątkiem, zwanym Hodegetrią, co tłumaczy się jako „Ta, która prowadzi”. Zgodnie z tym schematem kompozycji, ukazuje się Maryję trzymającą Jezusa na prawym lub lewym ramieniu. Jezus nie patrzy na Matkę, lecz zdaje się patrzeć wprost na oglądających obraz. Prawą dłoń unosi w geście nauczania lub błogosławieństwa. Twarz Maryi charakteryzuje się surowym lub majestatycznym spojrzeniem. Najprawdopodobniej termin „hodegetria” pochodzi od ikony, którą czczono w Konstantynopolu w kościele znajdującym się na drodze do portu. Do tej Maryi udawali się wszyscy podróżujący, by zawierzyć Jej swoje FOT. PIXABAY.COM

Mozaika na fasadzie klasztoru paulinów na Jasnej Górze

35


ŻYCIE KOŚCIOŁA 300 lat koronacji Obrazu Jasnogórskiego obawy przed wyruszeniem w niebezpieczną w tamtych czasach morską żeglugę. Tradycyjnie „Maryję, która prowadzi” czczono także jako patronkę niewidomych, ale i opiekunkę państwa. Zwłaszcza tę ostatnią rolę podjęła Maryja z Jasnej Góry. „Na niej cięte rysy dwie” Praktycznie od samego początku Matka Boża Jasnogórska stała się powierniczką trosk, zarówno prostego ludu, jak i możnych. W podziękowaniu otrzymywała też kosztowności. Te pochodzące ze szczerego serca, lecz niewielkiej zdawałoby się wartości, ale i klejnoty ze skarbców książąt. Z tego powodu w 1430 r. Jasna Góra została napadnięta przez rabusiów. Obraz w wyniku napadu ucierpiał – został

poważnie uszkodzony, twarz Maryi została pocięta. Sprawą odnowienia obrazu zainteresował się sam król Władysław Jagiełło. Za jego przyczyną obraz odrestaurowano w Krakowie. To wtedy „blizny” powstałe na skutek zniszczenia obrazu wypełniono czerwoną farbą. Po czterech latach obraz powrócił na Jasną Górę, którą odtąd paulini stopniowo zamieniali w miejsce bardziej bezpieczne, niemal w twierdzę, która była w stanie zapewnić ochronę tak cennemu wizerunkowi. Cudowny obraz opuścił Jasną Górę jeszcze tylko dwa razy. W 1655 r. w obawie przed realną groźbą zrabowania go przez Szwedów, w trakcie zalewającego Rzeczpospolitą „potopu szwedzkiego”. Kolejny raz paulini zdecydowali się ukryć obraz w 1705 r., gdy Jasną

Górę próbował zdobyć gen. Stromberg wraz z oddziałem szwedzkim. Jak wielkie znaczenie miała wtedy Jasnogórska Pani świadczy fakt, że mimo tego, że Strombergowi nie udało się zdobyć twierdzy, gdy udał się na podbój Krakowa, rozpuścił wieść, że Jasna Góra została zdobyta i zrabowana. W Krakowie wywołało to tak wiele poruszenie, że natychmiastowo wysłano posłańców, którzy mieli potwierdzić te pogłoski. Po raz ostatni Maryja opuściła kaplicę podczas II wojny światowej. Wtedy zakonnicy zdecydowali się jednak ukryć ją w obrębie klasztoru. W konspiracji 3 osoby przeniosły obraz do piwnic klasztornych, gdzie przeczekał wojnę. Maryja stała się „Matką ukrytą”. Jej los był podobny do losu tych, którzy ukrywali się przed nienawiścią nazistów. FOT. ANNA DĄBROWSKA

Wejście do Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze

36


ŻYCIE KOŚCIOŁA 300 lat koronacji Obrazu Jasnogórskiego A na Jej głowie korona z gwiazd dwunastu Wizerunek Maryi z Jasnej Góry zawdzięcza koronację zwycięskiej obronie Jasnej Góry w czasie najazdu szwedzkiego w XVIII w. Cały Naród był przekonany, że to Maryja przyczyniła się do przeciwstawienia się nieuchronnej nawale nieprzyjaciela. 1 kwietnia 1656 r. król Jan Kazimierz złożył uroczyste śluby we Lwowie, powierzając Maryi kraj i prosząc Ją o dalszą pomoc w walce ze Szwedami, nazywając ją Jasnogórską Panią Królową Rzeczpospolitej. Dopełnieniem owych ślubów stała się koronacja obrazu 8 września 1717 r., w Święto Narodzenia Matki Bożej. Już wcześniej Maryja otrzymywała liczne korony, jako dowód wdzięczności, FOT. PIXABAY.COM

a paulini tworzyli nawet dla Niej specjalne „sukienki” po to, by kosztownych wotów nie przytwierdzać bezpośrednio do obrazu i nie niszczyć go. Koronacja jednak miała być wydarzeniem donioślejszym. Miała przypieczętować uroczystym aktem politycznym to, o czym cały naród wiedział i z czym się utożsamiał, czyli Królowanie Maryi narodowi polskiemu. Koronacja taka miała być drugim takim wydarzeniem na świecie. Pierwsza miała miejsce w Rzymie w 1631 r. Do uzyskania zgody Stolicy Apostolskiej na to wydarzenie, przyczynił się ówczesny nuncjusz apostolski Hieronim Grimaldi, który też sam miał dokonać uroczystej koronacji. Ze względu na niesprzyjającą sytuację na koronatora wyznaczono biskupa chełmskiego, Krzysztofa Szembeka. Wybór był nieprzypadkowy, bo to na terenie jego diecezji znajdował się zamek w Bełżcu (dziś na Ukrainie), gdzie zgodnie z tradycją przez wiele lat przechowywany był łaskami słynący obraz. Klejnoty na korony podarował sam papież Klemens XI. Paulini, przeczuwając jakiej rangi wydarzenie ich czeka, przygotowali się do koronacji sumiennie i z rozmachem. Sprowadzono wybitnych kaznodziei z całego kraju, wynajęto kapele muzyczne z Krakowa, Warszawy i Wrocławia. Zgromadzono zapasy amunicji, przygotowano sztuczne ognie. Klasztor ozdobiono pięknymi łukami triumfalnymi, a pielgrzymi mieli napływać do klasztoru przechodząc przez 5 bram, każda ozdobiona była obrazem przedstawiającym kolejne etapy wędrówki wizerunku Maryi. Ojcowie przypuszczali, że pielgrzymi mogą się nie zmieścić w bazylice i postawili dla nich drewnianą szopę, udekorowaną zielonymi gałązkami. Prognozy okazały się słuszne. W przygotowanym „polowym kościele” zgromadziło się ponad 200 tys. pielgrzymów. W uroczystościach uczestniczyli Polacy wszystkich stanów. Zarówno lud, jak i najwyższe „głowy” w państwie. Obraz procesyjnie niesiono pod baldachimem

wokół wałów jasnogórskich, a na koniec uroczystości biskup, przy pomocy przeora i prowincjała paulinów, umieścił obraz w kaplicy. Koronacja miała wielkie znaczenie dla całego kraju – Maryja z Jasnej Góry stała się symbolem jednoczącym Polaków, zwłaszcza, gdy Rzeczpospolita utraciła niepodległość. Żywa Korona Ojcowie Paulini również i dziś dołożyli wielu starań, by świętować jubileusz 300-lecia koronacji Cudownego Wizerunku. 8 września 2016 r. rozpoczął się rok jubileuszowy. Co ważne, okazuje się, że to pierwszy taki jubileusz, który możemy świętować jako wolny kraj. Zarówno 100-lecie, jak i 200-lecie obchodzone były w czasie niewoli. Podobnie jak 300 lat temu, ojcowie wykorzystują świętowanie koronacji do ewangelizacji. Podkreślają, że prawdziwą koroną Maryi jesteśmy my sami i zachęcają, by uczcić rocznicę koronacji, nie kosztownymi darami, jak to czyniono dawniej, ale modlitwą. By lepiej się do świętowania przygotować uruchomiono projekt „Żywa Korona Maryi”. Obejmuje on akcje ewangelizacyjne na miarę obecnych czasów. Na stronie internetowej www.300.jasnagora.pl można znaleźć wiele materiałów dotyczących zarówno historii koronacji, sensu królowania Maryi. W tzw. Strefie Świadectw, każdy może umieścić swoje świadectwo opisujące doświadczenie pomocy Matki Bożej Częstochowskiej. Ojcowie namawiają także, by zrobić „selfie” dla Maryi. Modny dziś zwyczaj robienia sobie samemu zdjęć, wykorzystano w chwytającej za serce akcji. Swoje zdjęcie można przesłać za pomocą strony internetowej, dołączając do niego swój duchowy dar. Z nadesłanych zdjęć zrobiony będzie metodą kolażu wielki wizerunek Maryi, który zostanie umieszczony na wałach Jasnej Góry. 

Widok na prowadzacą na Jasną Górę Al. Najświętszej Marii Panny w Częstochowie

37


FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Miejsca

Civita di Bagnoregio Misto św. Bonawentury

Piotr Bielenin OFMConv teolog, pasjonat historii, gwardian krakowskiego klasztoru

Od zjazdu z Autostrady Słońca w Orte droga staje się tak kręta, że stanowi poważne wyzwanie dla cierpiących na chorobę lokomocyjną. Dodatkowo sytuację komplikują następujące po sobie podjazdy i zjazdy. Komu jednak choroba nie dokucza, może się cieszyć migającymi za oknem pięknymi widokami: górzysty teren, lasy, co nie jest częste we Włoszech, potoki i nawet jezioro zamknięte w dolinie, no i oczywiście winnice, bo region słynie z wybornego białego wina. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do Bagnoregio, które jest naszym celem, a dokładniej Civita – czyli dawne miasto. Miasto z bajki Długą, jednokierunkową uliczką przemierzymy całe miasteczko. Na jednym z placyków przed kościołem stoi pomnik św. Bonawentury. Tutaj się urodził, tutaj poznał franciszkanów. Z jego powodu przyjechaliśmy do Bagnoregio. Jego rodzinny dom znajduje się w Civita, więc dążymy naprzód kierując się tabliczkami informacyjnymi. Praktycznie wyjeżdżamy za miasto, mijamy zakręt i… pierwszy raz naprawdę się cieszę, że wcześniej nie oglądałem żadnych zdjęć tego miejsca, bo efekt jest niesamowity. Miasto wygląda jak z bajki. Położone na szczycie skały tufowej, która pod wpływem trzęsienia ziemi częściowo

54

się osunęła pociągając za sobą niektóre domy w tragedii z 1695 r. Mury wyrastają wprost ze skały, widok z okien czy tarasów zapiera dech w piersiach, kiedy spogląda się kilkadziesiąt metrów w dół. Miasto z każdej strony otoczone jest przepaścią. Można się do niego dostać jedynie po długim i wąskim moście. Perełka regionu Civita w sezonie zamieszkuje kilkanaście osób, reszta dojeżdża z okolicznych miejscowości do lokalnych restauracji i sklepików z pamiątkami. To, niegdyś główne miasto regionu, dziś stało się turystycznym dodatkiem do przedmieść rozrastającego się Bagnoregio.

Cała okolica to teren zwany Doliną Złych Ziem, czyli obszarów wyżynnych charakteryzujących się siecią głębokich wąwozów. Zagłębienia powstają w wyniku erozji po opadach deszczu, a ziemia jest tam dosyć plastyczna i tworzą się z niej różne formy, np. ostańce czy iglice. Cała okolica warta jest zobaczenia. Perełką pozostaje jednak Civita. W roku 2014 burmistrz Bagnoregio podjął niespotykaną w skali kraju decyzję o wprowadzeniu opłaty za wstęp do miasteczka. Obecnie każdy turysta chcący zwiedzić Civita di Bagnoregio musi zakupić bilet. Według władz miasta jest to jedyny sposób na pozyskanie funduszy na jego ratowanie.


FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Miejsca

FOT. KATARZYNA GORGOŃ

A dlaczego trzeba je ratować? Ziemia nadal się osuwa. Jego przyszłość, mimo wysiłku naukowców, geologów i lokalnych władz, stoi pod znakiem zapytania. Położenie, które w przeszłości było gwarancją bezpieczeństwa, obecnie jest najbardziej niebezpiecznym problemem miasta.

FOT. KATARZYNA GORGOŃ

Jak w średniowieczu Po długiej wędrówce po moście, która sama w sobie już jest pewnym przeżyciem, zwłaszcza dla tych, którzy lękają się wysokości, i po przekroczeniu Porta di Santa Maria – kamiennej bramy wejściowej do miasteczka, cofamy się w czasie o kilka wieków. Kameralna

55


PIĘKNE ŻYCIE

Trudna droga daje siłę Jak dobrze pamiętam była to sobota 6 maja 2017 r., kiedy z grupą ponad 40 mężczyzn udałem się autokarem na Słowację. Celem turystycznym naszej męskiej wyprawy był szlak prowadzący w Małej Fatrze z miejscowości Terchova, gdzie urodził się zbójnik Janosik, na szczyt Mały Rozsutec (1343 m n.p.m.).

Bogdan Kocańda OFMConv doktor teologii, kustosz sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, rekolekcjonista

T

62

Bracie masz swoją wartość! Było to już dziewiąte coroczne męskie wędrowanie. Tegoroczna edycja rajdu odbyła się pod hasłem: „Bracie masz swoją wartość!”. A jej prawdziwym celem była próba otwarcia oczu, żebyśmy – jako mężczyźni – zobaczyli niebiańskie zasoby, jakie mamy do dyspozycji, by nauczyć się zmieniać każdą porażkę w zwycięstwo. Nie jest to proste, ale każdy z nas mógł się przekonać na własnej skórze, że wyzwania są po to, by zbudować nową siłę! Nadto wielkie rzeczy dzieją się wówczas, gdy przestajemy widzieć siebie, jako dar Boga dla innych, a zaczynamy postrzegać innych jako dar Boga dla nas. Oczywiście, jak to ktoś powiedział: „Bóg nie jest automatem, w który kopie się i wypada coca-cola” i nikt z nikim nie chciał się kopać, ale każdy z nas mógł odkryć, być może po raz wtóry, tę zasadniczą prawdę, że nikt nie rodzi się przegrany! Wspólnie wędrując po górach uczymy się prostych zasad, które pozwalają nam kształtować męskie, a może nawet rycerskie serce. Jedna z nich brzmi następująco: „Łatwa droga może dać ci tylko słabość, trudna droga daje siłę!”. Wielu mężczyzn już potwierdziło

FOT. THALITAKUM.CBA.PL

Wyprawa mężczyzn pt. „Jabłko w ręku Adama” 2017

aparatów fotograficznych, by upamiętnić swoją obecność przy pomniku najsłynniejszego zbójnika.

Pomnik Janosika

FOT. THALITAKUM.CBA.PL

rasa wiodła przez Dolne Diery przepięknym szlakiem wzdłuż Białego Potoku, następnie Janosikowe Diery na Przełęcz Medzirozsutce. Tu odprawiłem dla naszej grupy Mszę Świętą, by następnie po krótkim wypoczynku rozpocząć wspinaczkę za pomocą łańcuchów na szczyt Mały Rozsutec. Po zdobyciu szczytu, we mgle, wracaliśmy na Przełęcz Medzirozsutce, a następnie trawersem zbocza Wielkiego Rozsutca na Przełęcz Medziholie, skąd schodziliśmy do Doliny Stefanovej. Tam czekał już na nas autokar i nim zjechaliśmy do Terchovej pod pomnik Janosika, gdzie mężczyźni nie szczędzili swoich

tę zasadę, wskazując na to, że pokonanie łatwej drogi nie daje satysfakcji, ani prawdopodobnie sławy, poczucia zwycięstwa, czy świadomości dokonania czegoś wielkiego. Pokonanie drogi najtrudniejszej wzbudza powszechne uznanie, a nawet podziw otoczenia. Na naszych męskich rajdach nie karmimy się tym, by wzmacniać własne męskie ego i z dumą wypinać klatę, ale czynimy to po to, aby odnaleźć własną wartość i nie pozwolić na przyszłość, aby ktokolwiek odciągał nas od drogi na szczyt.


PIĘKNE ŻYCIE

FOT. THALITAKUM.CBA.PL

Przezwyciężyć słabości Kiedy mężczyźni zabiegają o moc, której nie mają zamiaru wykorzystać, tracą bezcenny czas. Dlaczego? Ponieważ nie ma w ich życiu upragnionego oddźwięku, który poruszy serce, odnowi siły i skupi uwagę na tym, co najważniejsze. Niewykorzystana moc zastyga w bezruchu, przeradzając się z upływem lat w zatwardziałość, pedantyczność albo w drobiazgowość. Często wywołuje to niechęć do innych, jako sposób uwolnienia swoich negatywnych emocji. Może też objawić się w przyjęciu postawy ofiary, aby w ten sposób panować nad innymi lub zaowocuje bezrefleksyjnym dążeniem do posiadania odpowiedniej rangi społecznej, starając się w ten sposób zamaskować brak własnej wartości. Wspólne męskie wędrówki nauczyły mnie, że dobro rodzi się z przezwyciężenia własnej słabości, a nie z ukrywania jej za wszelką cenę. Dlatego zachęcam, by każdy mężczyzna zaakceptował swoje zranienia i uczył się od nich, dopóki nie zmienią się w święte rany. Nasze rany nie mogą stać się święte, dopóki nie uznamy, że je nosimy. Odsłonięcie ich przed Bogiem jest najwłaściwszym sposobem na twórczą przemianę życiowego bólu, a kiedy dokonuje się to w klimacie braterskiego zaufania, w świętej przestrzeni otwartej przed oczyma księgi stworzenia z jej cudownymi obrazami namalowanymi nie ludzką ręką, to wówczas smakuje niebiańsko! Rozważ to w sercu swoim. Już nie musisz być Adamem, który nie potrafi przeciwstawić się złudnemu urokowi zakazanego owocu, lecz możesz stać się Nowym Adamem, który przynosi owoc obfity i współdziałając z łaską, prowadzi innych do przełomu. Pamiętaj: Bóg nigdy nie zawodzi! 

FOT. THALITAKUM.CBA.PL

serce i oddać życie wszystkiemu, co On pragnie przez nich uczynić. Szuka tych, którzy są gotowi uwierzyć, że jest coś więcej!

FOT. THALITAKUM.CBA.PL

Dwie siły Maksymiliana Kolbe John C. Maxwell w jednej ze swoich książek przypomina, że szacunek dla samego siebie to najważniejszy wyznacznik ludzkiego zachowania. Z tej racji, bez względu na to kim jesteś, jaką pełnisz rolę w społeczeństwie czy rodzinie, aby podnosić swoją wartość, musisz cenić samego siebie. Psychologowie i psychiatrzy często o tym przypominają, wskazując na to, że sposób postrzegania siebie ma wpływ na wszystkie aspekty życia. Gdy ktoś ma niskie poczucie własnej wartości to zawsze będzie uciekał przed wielkimi wyzwaniami, rzadko odniesie sukces i z lękiem będzie patrzył na to, jak jest oceniany przez innych. Ktoś taki nie jest w stanie funkcjonować powyżej poziomu własnego wizerunku, a ten odpowiada zwykle tej wartości, jaką inni mu przypisują. Myślę, że każdy mężczyzna pragnie tego, by jego życie coś znaczyło. Bardzo trudno to osiągnąć bez wiary, że my sami wiele znaczymy. Kiedy patrzę na zakonne życie św. Maksymiliana Kolbego to znajduje w nim dwie potężne siły, dzięki którym ten wybitny franciszkanin zmienił oblicze życia zakonnego w Polsce i zyskał tak wielkie znaczenie u przełożonych i podwładnych. Pierwszą z nich była świadomość wybraństwa, zapewne zrodzona jeszcze w młodości pod wpływem wizji Niepokalanej trzymającej w dłoni dwie korony, a drugą – akceptacja swoich unikalnych zdolności, niejako włączona w realizację jego kierunkowej zasady rozwoju bez granic. Te dwie siły sprawiły, że św. Maksymilian miał odwagę realizować marzenia na swoich własnych warunkach dostosowanych do sposobu życia polskich franciszkanów. Te dwie siły: świadomość własnego życiowego powołania i akceptacja własnego potencjału realizowanego podczas kroczenia obraną drogą, stanowią najważniejszy krok ku odnalezieniu własnej wartości. Za tym zawsze będzie się krył hojny Bóg, który szuka mężczyzn gotowych ukorzyć swoje

Wyprawa mężczyzn pt. „Jabłko w ręku Adama” 2017

Wyprawa mężczyzn pt. „Jabłko w ręku Adama” 2017

Wyprawa mężczyzn pt. „Jabłko w ręku Adama” 2017

63


PIĘKNE ŻYCIE Pasje

Tajemnice Madonny Jasnogórskiej Anna Dąbrowska

Malarz jasnogórski przy pracy

MALARZ JASNOGÓRSKI

że jest Pan ikonopisem Madonny Jasnogórskiej?

Jest Pan akredytowanym przez ojców paulinów malarzem Ikony Jasnogórskiej. Nawet nie wiem, czy dobrze to nazywam, bo przyjęło się, że ikony się pisze, a nie maluje. Może powinnam powiedzieć,

64

FOT. ANNA DĄBROWSKA

Pierwsza „Główka” Matki Bożej namalowana przez Mariusza Grądmana

Ikony się pisze, ale mianem ikonopisów określamy malarzy związanych z prawosławiem, wykonujących ikony tradycji wschodniej. Ikona Jasnogórska jest pewnym zwornikiem malarstwa zachodnioeuropejskiego i tradycji prawosławnej. Z czego to wynika? W 1430 r. obraz, w czasie napadu na klasztor, został poważnie uszkodzony. Nie wiemy jak wyglądał wcześniej, bo nie istniały techniki, żeby to utrwalić. Z powodu zniszczeń obraz rozpadł się na 3 części, został sprofanowany, a pamiątką tych wydarzeń są widoczne blizny na policzku Matki Bożej. W odnowienie obrazu zaangażował się król Władysław Jagiełło i to na jego dworze w Krakowie konserwatorzy starali się naprawić obraz. Podobno uczestniczyli w tym również malarze wschodni, ale nie wychodziło im to, bo stosowali znaną sobie technikę enkaustyczną, czyli woskową. Wszelkie próby odnowienia zdobień płaszcza itd., po prostu spływały, tak jakby Maryja je odrzucała. Odnowienie udało się dopiero włoskim malarzom, którzy zastosowali inną technikę – tempery – i nadali obrazowi cechy malarstwa zachodniego.

FOT. ARCHIWUM AUTORA

O twarzy, sukniach i malowaniu Matki Bożej Jasnogórskiej opowiada Mariusz Grądman, artystamalarz, oficjalny kopista Obrazu Jasnogórskiego, zbieracz meteorytów, szczęśliwy mąż, ojciec i dziadek.

Niewątpliwe w tzw. podmalówkach mamy jednak elementy klasycznej ikony. Należy do nich także sposób ukazania postaci Maryi, która dłonią wskazuje na Dzieciątko – to Matka Boża Wskazująca Drogę (z gr. Hodegetria). Na czole Maryi możemy zobaczyć gwiazdę, która symbolizuje dziewictwo i to, że Maryja jest Gwiazdą Przewodnią, wskazującą nam drogę do Jezusa. Obraz jasnogórski wymyka się szufladkowaniu. Jest charakterystyczny dla tego właśnie miejsca i sam w sobie jest kanonem. A kanon jest bardzo ważny dla kopistów. Mam nadzieję, że jestem uważany przez innych po prostu za malarza jasnogórskiego. Maluję najczęściej na zlecenie paulinów, bo oni wiedzą gdzie ikony Matki Jasnogórskiej są potrzebne. Czy widział Pan obraz z bliska, niejako twarzą w twarz? Miałem to szczęście, bo trzykrotnie brałem udział w oględzinach konserwatorskich obrazu. Pierwszy raz takie oględziny miały miejsce w latach 70-tych, gdy na zlecenie Komisji Episkopatu Polski powstała komisja badająca stan Ikony Jasnogórskiej. Jej członkowie, profesorowie z renomowanych uczelni, zwrócili mi wówczas uwagę


PIĘKNE ŻYCIE Pasje na kilka istotnych, dla mnie potem jako dla malarza, szczegółów. Mogłem też zaobserwować, że choć malarstwo temperą jest techniką płaską i ciężko jest uzyskać za pomocą tej techniki głębię, to na Ikonie Jasnogórskiej ta głębia jest widoczna.

Czyli malując używa Pan takich samych technik, jakie zastosowano w oryginale? Częściowo. Daję grunt kredowy, siedmiokrotnie kładziony na deskę, która jest obleczona przyklejonym płótnem. Na to kładę grunt, który jest później polerowany, żeby dobrze wyszły złocenia i sama malatura. Musi być chłonny, ale nie tak, żeby pędzel się ślizgał. Do wielu rzeczy dochodziłem metodą prób i błędów – sięgając po mądre księgi i przez własne doświadczenia. Jak można zostać kopistą Czarnej Madonny? Zaczęło się tak, że tuż po ślubie z moją obecną małżonką, a jesteśmy już prawie 45 lat razem, miałem okazję poznać o. Jerzego Tomzińskiego, ówczesnego generała paulinów. Jest on postacią legendarną i niejeden film czy książka powstały na jego temat, bo jest chodzącą skarbnicą wiedzy na temat Jasnej Góry. Rodzice mojej żony przyjaźnili się z o. Jerzym. On widząc mnie, powiedział wprost: „Mariusz, jesteś chłopak z Częstochowy, wiem, że malujesz, to weźże spróbuj i namaluj to, co trzeba, a nie jakieś tam historie, które nie wiadomo do czego cię doprowadzą”. I tak się zaczęło. Najpierw, na próbę, namalowałem na podstawie dokładnych zdjęć dwie główki Matki Bożej i dziwiłem się, dlaczego nie chce mi

wyjść policzek tak, jakbym sobie tego życzył. Jedną z tych prac mam do dzisiaj. Ojciec, który otrzymał drugą, powiedział: „Świetnie, od teraz będziemy to dalej rozwijać”. Z perspektywy prawie 40 lat pracy myślę, że trzeba było mieć dużo samozaparcia, żeby to moje malowanie wtedy zaakceptować. Dziś widzę wszystkie błędy, jakie wówczas popełniłem. Jest to dla mnie sygnał, że w tym malowaniu jest jakaś ewolucja. Myślę, że o. Jerzemu chodziło wtedy o to, czy mam tzw. wyczucie. Pierwsze duże ikony ołtarzowe namalowałem w 1980 r. i Jan Paweł II zabrał je ze sobą do Brazylii, gdzie pielgrzymował. Kolejne pojechały do Afryki. Jan Paweł II miał zwyczaj zabierać ikonę Matki Bożej Jasnogórskiej jako dar, tam dokąd pielgrzymował. Te ikony przekazywali mu paulini. Ikony podarowane przez paulinów są w różnych miejscach: od małej wioski pod Częstochową, po Ukrainę, Stany Zjednoczone, Filipiny i wiele innych krajów. W sezonie na wałach jasnogórskich także jest wystawiona malowana przeze mnie ikona. Nie umiem wyliczyć wszystkich krajów, do których trafiły ikony, bo przez 40 lat namalowałem ich sporo. Któregoś dnia o. Paweł, franciszkanin, zadzwonił do mnie i powiedział: „Panie Mariuszu, jestem w Asyżu i tu wisi ikona Matki Bożej namalowana przez Pana”. Okazało się, że tę ikonę podarował Ojciec Święty w czasie spotkania modlitwy o pokój z przedstawicielami innych religii. Nie miałem o tym zielonego pojęcia.

FOT. ARCHIWUM AUTORA

Patrząc na obraz z tak bliska odkrył Pan jeszcze coś zaskakującego? Prymas Stefan Wyszyński, gdy po raz pierwszy zobaczył Ikonę Jasnogórską bez sukien, wykrzyknął z zachwytem: „Ona jest złota!”. Rzeczywiście, Matka Boża Jasnogórska w odcieniu jest jakby bursztynowa. Twarze Matki Bożej i Dzieciątka wyglądają jakby ktoś je zalał bursztynem i nadał im pewną wyczuwalną trójwymiarowość. Na twarzy Madonny, choć malowana jest temperą, są takie typowe włoskie sfumata1. To mnie zafascynowało: głębia, policzek, który dodatkowo nosi na sobie refleks z płaszcza Matki Bożej i jest w odcieniu taki malinowy. Sam kolor twarzy można określić jako kolor palonej pszenicy. Jest on trudny do uchwycenia.

Uzyskuje się go nakładając na temperowej podmalówce kolejne warstwy zwane laserunkami. Dopiero przy zastosowaniu takiej techniki udało mi się dojść do tego, jak uzyskać ten efekt. Sama twarz Matki Bożej nie jest ani stara, ani zmęczona, ani poważna, ani – co niektórzy twierdzą – smutna. To twarz młodej, szesnastoletniej dziewczyny, a jednocześnie twarz zatroskanej, pełnej miłości, dobroci i zrozumienia Matki. To widzę, gdy patrzę na dokładne zdjęcie Ikony Jasnogórskiej, jakie mam w pracowni. Ciągle cieszę się tym, że mogę malować tę twarz – twarz najpiękniejszej kobiety jaką nosiła ziemia.

FOT. ARCHIWUM AUTORA

Jedna z kopii Madonny Jasnogórskiej namalowanej przez Mariusza Grądmana

Kopia Ikony Jasnogórskiej Mariusza Grądmana w Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze

65


O śmierci św. Antoniego Zaczyna się część druga

O

tóż od Wcielenia Pańskiego roku 1231, w czwartym cyklu, dnia trzynastego miesiąca czerwca, w piątek, święty ojciec i brat nasz Antoni, rodem Hiszpan, w mieście Padwie, w którym Najwyższy poprzez niego wsławił swoje imię, w Celli, w domu braci, ukończywszy pielgrzymkę cielesną, szczęśliwie przeprawił się do przybytków duchów niebieskich. Kiedy w swoim czasie pozostawił tłumy ludzi, którzy zewsząd przybyli, by go słuchać i widzieć, i dla odpoczynku usunął się z miasta Padwy do Campus sancti Petri, przebywał z samym tylko Bogiem, chcąc, by ten kurz, jaki by doń przylgnął na skutek przebywania ze świeckimi, jak to się zwykle dzieje, zmyć łzami pobożności oraz zetrzeć włosami świętego rozmyślania. Gdy pewnego dnia, na głos dzwonu, w godzinie obiadu zeszedł ze swej celi, jaką kazał zbudować na orzechu, jak zwykle zasiadł razem z resztą braci do stołu. Tam właśnie spoczęła na nim ręka Pana (Ez 1,3) i nagle osłabł na całym ciele; a że niemoc stopniowo rosła, podtrzymywany przez braci wstał od stołu i nie mogąc utrzymać się na osłabionych nogach, zaraz upadł na posłanie ze słomy. Tak więc sługa Boży Antoni, czując, że zbliża się rozpad jego ciała, zawołał do siebie jednego z braci i współtowarzyszy swoich, imieniem Rogeriusz, i powiedział mu: „Bracie,

jeśli pozwolisz, to dla oszczędzenia tym braciom kłopotu udam się do Padwy, na miejsce świętej Maryi”. Co bratu trafiło do przekonania. Wziął wóz, i mimo protestów braci miejscowych, iżby nie przenosić go na inne miejsce, ojciec święty został na nim ułożony. A że słyszeli, iż święty Antoni tego chce, zmuszeni tym faktem ustąpili. A kiedy już zbliżali się do miasta, zabiegł im drogę brat Yinotto, który szedł do męża Bożego, by go odwiedzić; gdy spostrzegł, że jest bardzo osłabiony, zaczęli prosić, by skręcili do Celli, do domu braci. […] Po umieszczeniu sługi Bożego Antoniego w Celli razem z braćmi, zaciążyła nad nim ręka Pana. Choroba gwałtownie się wzmogła, tak że dawał niemałe znaki trwogi. Gdy odpoczął przez krótki czas, odprawiał spowiedź, a po otrzymaniu absolucji zaczął śpiewać hymn chwalebnej Dziewicy i mówić: „O chwalebna Pani, nad niebiosa wyniesiona” itd. Po jego odmówieniu, zaraz zwrócił wzrok ku niebu i zachwyconymi oczyma długo patrzył na wprost. Gdy brat, który go podtrzymywał, zapytał, co widzi, odpowiedział: „Widzę Pana mojego”. Obecni przy nim bracia, widząc, że zbliża się szczęśliwe jego odejście, postanowili pomazać świętego Bożego olejem świętego Namaszczenia. Gdy wedle zwyczaju jeden z braci zbliżył się niosąc święty olej, błogosławiony Antoni patrząc na niego,

rzekł: „Nie musisz, bracie, tego czynić, mam bowiem takie namaszczenie w sobie, wszakże jest to dla mnie rzecz dobra i sprawia mi radość”. Wyciągnąwszy ręce, złożył dłonie i razem z braćmi odśpiewał aż do końca Psalmy pokutne. A gdy wytrwał tak prawie pół godziny, jego najświętsza dusza, zwolniona z więzienia ciała, została wchłonięta w bezmiar światłości. Natomiast ciało robiło zupełnie wrażenie człowieka śpiącego; bo i jego ręce, nabrawszy jasnego wyglądu, przewyższyły piękno pierwotnego koloru; zaś pozostałe członki ciała poddawały się według woli układających je. O, zaprawdę święty sługa Najwyższego, który w jednym czasie zasłużył, by żyć i widzieć Pana! O, najświętsza duszo, której choć nie zabrały okrucieństwa prześladowcy, to jednak tysiąckrotnie przeszyło pragnienie męczeństwa i miecz współcierpienia! Czcigodny Ojcze, przyjmij więc łaskawie tych, którzy Cię czczą ofiarami pobożności, i jako orędownik wstawiaj się za nami, którzy sami z siebie nie jesteśmy godni przystąpić do oblicza Boga.

Współpraca: Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów

„Assidua” lub „Vita prima” (z łac. „Żywot pierwszy”), to życiorys św. Antoniego z Padwy napisany po łacinie tuż po jego kanonizacji, która odbyła się w 1232 r., czyli rok po śmierci Antoniego. Nie wiadomo, kto napisał „Assidua”. Prawdopodobnie był to jeden z braci zakonnych Świętego, który podjął się tego zadania na zlecenie przełożonych. Nazwa „Assidua” pochodzi od pierwszego słowa Prologu, i oznacza: nieustanny (niestrudzony, usilny).

80


Posłaniec św. Antoniego z Padwy

100-lecie Rycerstwa Niepokalanej Historia Cudownego Medalika Odpust w Kalwarii Pacławskiej


T-shirt z błogosławieństwem św. Franciszka i egzorcyzmem św. Antoniego

Fernando Martins de Bulhões

55 zł *

Błogosławieństwo św. Franciszka Niech cię Pan błogosławi i strzeże Egzorcyzm św. Antoniego Oto Krzyż Pana! Uchodźcie, Jego przeciwnicy! Zwyciężył Lew z pokolenia Judy, potomek Dawida. Alleluja! damskie mskie ● taliowane, iowane, wydł wydłużone z tyłu; rozmiary – S, M, L, XL ● kolory: biały, czarny, fuksja, jasnoszary melanż

męskie ● klasyczny prosty krój; rozmiary – M, L, XL, XXL ● kolory: czarny, grafitowy melanż, jasnoszary melanż

T-shirty uszyte w polskiej pracowni, z wysokogatunkowej bawełnianej dzianiny, wyprodukowanej w Polsce

ZAMÓW JUŻ TERAZ ! Dla Czytelników POSŁAŃCA na hasło PA4 rabat -10%

Wymiary sylwetek

kobiecej

obwód klatki piersiowej obwód talii obwód bioder długość T-shirtu

S 88 70 96 65

M 92 74 100 68

męskiej L 96 78 104 71

XL 100 82 108 72

M 96 84 100 68

L 100 90 104 70

XL 104 94 108 72

XXL 108 98 112 76

www.bratnizew.pl

lub zadzwoń: 12 428 32 40 Bratni Zew sp. z o.o. ul. Grodzka 54, 31-539 Kraków

* do ceny należy doliczyć koszt wysyłki 12 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.