Posłaniec ISSN 2391-7458
św. Antoniego z Padwy
Nr 6, listopad/grudzień 2017
Natuzza Evolo – mistyczka i stygmatyczka
10,00 zł (w tym 5% VAT)
Dlaczego ważne są proporcje
DWUMIESIĘCZNIK FRANCISZKAŃSKI
Rodzina w planach Bożych Góra św. Anny Czworo dzieci to niewiele…
Rodzice i dziadkowie Prenumerata 2018 tylko 48 zł!
Spis treści TEMAT NUMERU: RODZICE I DZIADKOWIE Piotr R. Gryziec OFMConv
Jezus w świątyni i Jezus Świątynią. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .8 ks. Robert Woźniak
Rodzina w planach Bożych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .11 Rozmowa z Maciejem Sikorskim
Dlaczego ważne są proporcje… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .12 Myśl papieska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .17 Jerzy Szyran OFMConv
Jezus w świątyni…
8
Jak kochać złych rodziców? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .18 Eligiusz Dymowski OFM, Zdzisław Kijas OFMConv, Roland Prejs OFMCap
Rodzice i dziadkowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Andrzej Zając OFMConv
Rodzice Franciszka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Krzysztof Dzido OFMConv
Moja droga do klasztoru. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 WYDARZENIA Agnieszka Kozłowska
Matko Kalwaryjska, pozdrawiamy Ciebie! . . . . . . . . . . . . . . . . 28 Anna Dąbrowska
W skrócie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
Dlaczego ważne są proporcje…
12
ŻYCIE KOŚCIOŁA Rozmowa z Andrzejem Gutkowskim OFMConv
Natuzza Evolo – włoska mamma, mistyczka i stygmatyczka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 Urszula Wrońska
Trzy perły, czyli o święcie Świętej Rodziny. . . . . . . . . . . . . . . . 38 Urszula Wrońska
Święto-rodzinne miejsca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 LITURGIA Marzena Władowska CHR
Anamneza liturgiczna, czyli wspomnienie uobecniające. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Piotr R. Gryziec OFMConv
Matko Kalwaryjska
28
Homilie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 Katarzyna Gorgoń
8 listopada: Jan Duns Szkot . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48
4
Prenumerata
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Rozmowa z br. Stevenem Lumbuye
Czworo dzieci to niewiele… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Rozmowa z br. Janem Hruszowcem OFMConv
Oni tutaj są, czyli szlakiem Błogosławionych Męczenników franciszkańskich w Peru . . 53 Piotr Bielenin OFMConv
Góra św. Anny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56 PIĘKNE ŻYCIE Mariusz Orczykowski OFMConv
Zachwyt nad pięknem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
Czworo dzieci to niewiele…
Ewelina Serkis
50
Rodzice, którzy kochają zbyt mocno… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .61 Emilia Ciuła
Rodzice od wychowania, dziadkowie od rozpieszczania? . . . 62 Elżbieta Michalska
Utrzymać styl przez pokolenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63 Bogdan Kocańda OFMConv
Jesteś marzeniem Boga! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64 Katarzyna Gorgoń
Lululaj. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66 Monika Fijołek
Cynamonowiec cejloński . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 Wiktoria Bogusz SSCJ
Domowe lasagne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 KULTURA
Jesteś marzeniem Boga!
64
Anna Dąbrowska
Recenzje. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 Katarzyna Gorgoń
Patroni poszukujących miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72 Małgorzata Ziętkiewicz
#Dziedzictwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .74 NASZ PATRON Władysław Paulin Sotowski OFMConv
Jak św. Antoni uratował swojego ojca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 Jak mieszczanie z Caput Pontis sprzeciwili się braciom… . . . 80 FELIETONY Agnieszka Zaucha RM
Stąpanie po wąskiej kładce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47
#Dziedzictwo
74
Stanisław Jaromi OFMConv
800 – 500 – 100 czyli trzy franciszkańskie rocznice . . . . . . . . 59 Mariusz Kozioł OFMConv
Oblicza samotności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68
5
TEMAT NUMERU Rozmowa
Dlaczego ważne są proporcje… Rozmawiała Anna Dąbrowska
Maciej Sikorski jest instruktorem teatralnym, założycielem teatru Exit, który działa przy Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych w Krakowie. Prowadzi warsztaty „Budzenie pasji – historia dla najmłodszych”, katechezy mul medialne „Szukałem siebie, znalazłeś mnie” i bloga „Exit” (blog.gosc.pl/msikorski). Ostatnio napisał książkę „Byłem w piekle. Nie polecam” o przyjaźni z Ryśkiem Riedlem, liderem zespołu „Dżem”, drodze uwolnienia od świata narkotyków i fascynacji New Age. Mąż Aliny, tata sześciorga dzieci.
Maciej Sikorski
FOT. Z ARCHIWUM MACIEJA SIKORSKIEGO
Rodzina Sikorskich
12
Napisał Pan książkę pt. „Byłem w piekle. Nie polecam” o swoim nawróceniu, wyjściu z nałogu narkotykowego, wyjściu ze świata New Age. Piekło gotujemy sobie sami, czy ktoś/coś nas w nie wciąga? Mogę odpowiedzieć na swoim przykładzie, że droga ta składa się z kilku etapów. Zaczyna się od niewłaściwego rozeznania rzeczywistości. Każdy, absolutnie każdy człowiek, podlega wpływom. Nie ma wyjątków. To jest początek tej drogi. Bóg, stwarzając świat, zaczął od rozdzielenia światła od ciemności. A potem je nazwał. Światło światłością, ciemność ciemnością. Tego często brakuje i mi także zabrakło. Jako młody chłopak uległem iluzji. Zło wziąłem za dobro. Było takie atrakcyjne, przebojowe… Kolejny etap to kłamstwo. Kłamstwo pojawia się w każdym nałogu. Na początek samooszukujemy się: „Mi to
nie szkodzi, panuję nad tym…”. Potem kłamiemy na zewnątrz – „Mamo! Potrzebuję 50 zł na książkę”, wychodzimy do teatru… A kupujemy narkotyki czy alkohol. Towarzyszy nam mistrz kłamstwa. Bo o życie każdego człowieka toczy się walka. Tak już jest od powstania świata. Nic nowego. Tak było z Adamem i Ewą, tak jest też z każdym z nas. Każdy przechodzi kuszenia, którym często ulegamy. Potem mistrz kłamstwa znów przychodzi i wzbudza wyrzuty – „Jesteś beznadziejny, zobacz co narobiłeś!”. Uleganie głosowi demona może doprowadzić do poczucia beznadziejności, nawet do śmierci samobójczej. No i znajdujemy się w piekle – w świecie bez Boga, beznadziei, z której nie widzimy wyjścia. Jak z niego wyjść? Nie ma innej drogi, jak dostrzec gdzie się znalazło i stanąć w prawdzie. A potem podjąć decyzję i pójść za nią. Roz-
TEMAT NUMERU Rozmowa dzielić światło od ciemności i nazwać to, co jest światłem w moim życiu, a co ciemnością. Nie wolno samemu się potępić. Bóg tego nie chce. W każdej sytuacji wyciąga do nas rękę. Trzeba Mu zaufać. Postawić na Niego. Książka jest szczerą opowieścią o życiu. Nie obawiał się Pan tak głębokiego ujawnienia swoich przeżyć, oskarżeń o duchowy ekshibicjonizm, szukanie metody na wypromowanie się…? Jaki był cel spisania tych wspomnień? Najważniejszym powodem była chęć powiedzenia prawdy. Było mnóstwo osób, którym wydawało się, że mnie znały. A nie wiedziały nic… Uznałem, że nie jest to ani uczciwe, ani prawdziwe. Gniotło mnie to wiele lat. Prowadziłem jakby podwójne życie – z jednej strony mówienie świadectwa, granie katechezy, a z drugiej zwykłe życie. Postawiłem na prawdę. Do bólu. Dla siebie, dla moich bliskich. Również dla dzieci. Rodzice często ukrywają przed dziećmi kłopotliwe dla siebie sytuacje, a gdy przypadkiem zostaną one odkryte, jest to trudne i bolesne. Ta książka jest też opisem pewnego procesu, stawania się pewnych rzeczywistości. Jest zapisem budzącej się relacji z Tym, który Jest, który żyje i pomaga. Książka opowiada i o upadku i o podnoszeniu się z niego. Ale nie swoimi siłami. Bo tych mamy za mało. Istotnym jej elementem jest wątek wschodnich duchowości, New Age, praktyk tzw. medycyny niekonwencjonalnej. Zależało mi bardzo na tym, żeby przedstawić jak to u mnie przebiegało. Niestety „świat” bezkrytycznie przyjmuje pewne mody, nie filtruje ich treści. A potem w odruchu masowym inni je przyjmują. I niestety często te pięknie brzmiące hasła przykrywają rzeczywistości bardzo niedobre dla człowieka.
odbywały się w ramach fundacji i stowarzyszenia, a przychody były nieregularne. Wiadomo, że taka sytuacja powoduje nerwowość. Zwłaszcza, gdy ma się dużą rodzinę na utrzymaniu. Modliłem się o pracę, którą dostanę „z góry”. Nie chciałem swoimi nerwowymi poszukiwaniami narażać się na błądzenie. Chciałem mieć pewność, że jest to od Niego. I to moje westchnienie mogło wydać się nieco bezczelne. Poprosiłem o to, żeby praca ta przyszła w taki sposób, żebym nie miał najmniejszej wątpliwości, że jest dana przez Niego. Zuchwałe? Być może. Ale bardzo mocno uwierzyłem w to, że to nadejdzie. I przyszło. Całkiem szybko. To, w jaki sposób się to odbyło, zasługuje na osobny wpis. Teraz może powiem tylko tyle, że zupełnie niespodziewanie, rozmawiając przez telefon, usłyszałem propozycję pracy. Forma też była niezwykła – kolega powiedział do mnie: Chcę żebyś był to Ty. Nikt inny. A ja bez wahania zgodziłem się. Od kiedy mam zacząć? – padło standardowe pytanie. Oczywiście od zaraz – usłyszałem. To było dokładnie to, o co prosiłem. Chciałem nie mieć żadnych wątpliwości, że ta praca pochodzi od Niego. Exit to teatr ewangelizacyjny. Tak to traktujemy. Naszą misją jest opowiadanie Ewangelii językiem teatru. Uświadamianie widzom – zarówno dzieciom, jak dorosłym – że sensem naszego życia jest znalezienie relacji z Bogiem i pójście za Nim.
Jaki projekt przygotowują Państwo obecnie w teatrze? W tej chwili zrealizowaliśmy nowelę filmową „Hiob”. Główną rolę gra Tomek Balon – osoba niepełnosprawna. Wspaniały chłopak. Chcemy tym filmem wywołać pewną dyskusję. Na temat cierpienia. Już niebawem ogłosimy datę premiery krakowskiej. Będzie to pokaz Jak trafił Pan do teatru Exit, który filmu, katecheza i dyskusja. W finale zaobecnie Pan tworzy? Czy to teatr prezentujemy teledysk do utworu „Woz misją? łanie uciśnionych”. Bo teatr Exit zamiePotrzebowałem stałej pracy. Do tej rza również wydać płytę z piosenkami, pory projekty, nad którymi pracowałem, które powstają w trakcie spektakli. Cze-
kamy tylko na potwierdzenie terminu przez naszego gościa specjalnego. Niebawem pojawią się plakaty z informacjami na temat projektu. Rozpoczęliśmy też pracę nad nowym spektaklem „Genesis” – rzecz oparta na tekście z Księgi Rodzaju. Pod wywiadami, których Pan udzielił, można przeczytać w komentarzach internautów, że to historia z happy endem: wyszedł Pan z nałogu, znalazł satysfakcjonującą pracę, założył rodzinę, jest szczęśliwym mężem i ojcem sześciorga dzieci. Trochę jak w baśni – po wielu perype ach bohaterowie „żyli długo i szczęśliwie”. Czy tak jest? (Śmiech) Nie wiem czy z racji trybu życia mam szansę na długi żywot. Czuję się niesamowicie obdarowany. Wokół mnie skarby same. Żona Alina, dzieci, cudowna praca. Ale wcale nie oznacza to życia bez problemów, bez przeciwności. Mam ich co najmniej tyle, ile każdy człowiek. Życie jest nieustannym zmaganiem. Czy trudno być tatą sześciorga dzieci? To trudne pytanie. Uwielbiam to, że jest nas dużo. Kocham to, że nasze dzieci są mocno zróżnicowane. Tytus jest samotnikiem, Bruno lwem parkietu… Każde inne. To jest po prostu cudowne, móc patrzeć na to. Ludziom ze „świata” może wydawać się, W trakcie spektaklu
13
TEMAT NUMERU Rozmowa żże ciężko będzie dać miłość tak dużej lliczbie dzieci. Ale to nie jest tak. Pan Bóg przymnaża nam miłości, rozszerza B nasze serca. Wiem co mówię, konsulton wałem się z przyjaciółmi, którzy mają w dwanaścioro. U nich też to tak działa. d
Rodzina Sikorskich
14
Oczywiście jest trud – logistyka codzienności, pieniądze. To jest często harówka. Firma logistyczna i żywienie zbiorowe. Pan Bóg tyle dał. Super. Na dodatek pomaga we wszystkim. Czujemy to. Dzieci również.
TEMAT NUMERU Rozmowa Co to znaczy tworzyć więzi? Czy udaje się Panu nauczyć swoje dzieci budowania więzi? Żyjemy w świecie niezwykle powierzchownym. Miarę jakości życia określa dla wielu ilość znajomych na Facebooku.
Prawdziwych relacji „jak kot napłakał”. Ostatnio nasi starsi chłopcy się pokłócili. Wypominali sobie jeden drugiemu. Alina, moja żona, opowiedziała im wtedy historię zawiści Kaina i Abla. I to jak to się skończyło. Nie wiem jakie więzi Z grupą teatralną Teatru Exit
zbudowaliśmy. Trudno to dostrzec będąc w środku rodziny. Wiem tyle, że jak część z dzieci wyjeżdża na kilka dni, np. na warsztaty muzyczne, to ta druga grupa bardzo tęskni. Miło na to patrzeć. To, czy nam się udało, czas pokaże. Zobaczymy czy będą o nas pamiętać jak będziemy starzy, czy pamiętać będą o sobie wzajemnie. To będzie prawdziwy obraz. Jak budować więzi z dziećmi i małżeńskie, tak, aby wszystko działało? Czy doświadczenie życiowe, wspomnienia z własnego domu, dzieciństwa, pomagają Panu, czy utrudniają budowanie własnej rodziny? Doświadczenia z mojego dzieciństwa i z mojej rodziny nie są niestety budujące, ale pozwalają mi poznać siebie dobrze, wyjaśnić co skąd się wzięło. Ale nie są bazą do budowania. Budować muszę na czymś innym. Bóg musi być tym najważniejszym spoiwem. Czy jest jakaś metoda na kształtowanie więzi z żoną, z dziećmi, z rodzicami i przyjaciółmi? Co działa, a co jest „przereklamowane”? Najbardziej przereklamowane są wszelakiej maści poradniki – „Jak to, jak tamto…”. Metoda zarówno na żonę jak i na dzieci jest bardzo prosta. Trzeba z nimi być. Wtedy poznajemy drugą osobę. Dostrzegamy, czego potrzebuje. W ten sposób otwieramy się na swoją intuicję, która pozwala nam na najlepsze dla danej osoby działanie. To jest bardzo proste. I bardzo trudne jednocześnie. Ja również mam z tym problem, bo nie mam zbyt wiele czasu. Ostatnio bardzo dużo pracuję, realizuję jednocześnie kilka projektów. I teatralnych i ewangelizacyjnych, trochę piszę… Robię dużo różnych rzeczy. Ciężko mi z nich zrezygnować. To też jest pułapka. Często naszym bożkiem jest realizacja. Możemy ulepić sobie cielca z naszej pracy i zapomnieć o Tym, który nam ją dał. Proporcje są ważne.
15
WYDARZENIA Reportaż
Matko Kalwaryjska, pozdrawiamy Ciebie! Agnieszka Kozłowska
Jest kilka dni w roku, kiedy cisza Kalwaryjskiego Wzgórza przerwana zostaje śpiewami pielgrzymów, które trwają od samego rana. Gdy na Kalwarii Pacławskiej od czwartej rano słychać przez okno wezwania „Litanii do Wszystkich Świętych”, może to znaczyć tylko jedno – rozpoczyna się Wielki Odpust Kalwaryjski.
FOT. BR. TADEUSZ WNĘK
Jasna Góra Podkarpacia Sierpień w Polsce jest miesiącem szczególnym. Wówczas na niemal wszystkich drogach naszego kraju spotkać można pielgrzymów, którzy w swoich urlopowych planach uwzględnili wyjątkową wizytę i idą w odwiedziny
Dróżki pogrzebu Matki Bożej
28
do Matki Bożej. Centralnym miejscem pielgrzymkowym jest oczywiście Jasna Góra, ale prócz Częstochowy, w Polsce nie brakuje miejsc poświęconych Maryi. Jej sanktuaria przeżywają modlitewny szturm we wszystkich zakątkach naszej Ojczyzny. Na Podkarpaciu wierni mają swoją „Jasną Górę”. Jest nią Sanktuarium Matki Bożej w Kalwarii Pacławskiej koło Przemyśla, nad którym pieczę mają Bracia Mniejsi Konwentualni. To jedno z najważniejszych i najpopularniejszych miejsc maryjnych w południowo-wschodniej Polsce, nie bez powodu nazywane jest „Jasną Górą” bądź „Perłą” Podkarpacia. Każdego roku w dniach od 11 do 15 sierpnia w Kalwarii Pacławskiej odbywa się Wielki Odpust Kalwaryjski, na który przybywają tysiące wiernych z Polski i Ukrainy. Podczas tych uroczystych dni pokuty, modlitwy i radości, nie brakuje nabożeństw i zwyczajów typowych dla tego Sanktuarium.
Szaty i Domek Matki Bożej Obchody odpustu rozpoczynają się 11 sierpnia po południu nabożeństwem poświęcenia szat Najświętszej Marii Panny, które odbywa się w kościele na Kalwarii. Po nim ze świątyni wyrusza procesja do kaplicy Domku Matki Bożej. Przy oddalonej od kościoła kaplicy, pielgrzymi słuchają kazania głoszonego przez kaznodzieję odpustowego, pełniącego podczas tych kilku dni posługę głoszenia Bożego słowa przybyłym na uroczystości pielgrzymom. W tym roku kaznodzieją odpustowym był o. Sławomir Zieliński, franciszkanin ze Lwowa. Po wysłuchaniu kazania, wierni wracają w procesji z figurą Matki Bożej Zaśniętej do kościoła. U Matki Słuchającej 12 sierpnia jest dniem, w którym najwięcej grup pielgrzymkowych przychodzi na Kalwaryjskie Wzgórze. Już u bram Sanktuarium czekają kapłani, by powi-
WYDARZENIA Reportaż tać zmęczonych pątników. Wierni swoje pierwsze kroki kierują do kościoła, a dokładniej do Matki Bożej Słuchającej, która króluje na Kalwarii Pacławskiej. Pielgrzymi gromadzą się przy najcenniejszym skarbie tego Sanktuarium – łaskami słynącym obrazie Matki Bożej Kalwaryjskiej. Przedstawia on Matkę Jezusa jako królową niebios, z koroną na głowie oraz berłem w prawej dłoni. Szczegółem, który przykuwa uwagę jest odsłonięte prawe ucho Maryi. Stąd też tutejsza Matka Boża otrzymała od pielgrzymów tytuł Cierpliwie Słuchającej. Historia słynącego łaskami obrazu jest długa i fascynująca (można przeczytać ją na stronie Sanktuarium www.kalwaria.franciszkanie.pl). Co ciekawe, nie ustalono nigdy daty powstania tego wizerunku ani jego autora. Mimo to obraz od wieków słynie cudami, które dzieją się również współcześnie. W przeciągu ostatnich lat odnotowano cuda za wstawiennictwem Matki Bożej Kalwaryjskiej. Osiem lat temu z padaczki została uzdrowiona nastolatka, a w 2014 r. do zdrowia wrócił chłopiec cierpiący na nowotwór kości. Nie sposób zliczyć prywatnych cichych cudów, które doko-
nują się w sercach pielgrzymów przybywających na Kalwarię. Cuda uzdrowienia serc dzieją się niemal cały czas, ponieważ podczas Wielkiego Odpustu w ustawionych za kościołem konfesjonałach, czekają kapłani, którzy sprawują sakrament pojednania, przemieniający ludzkie serca.
Charakterystycznymi nabożeństwami Odpustu Kalwaryjskiego są Dróżki Pogrzebu Matki Bożej, które odbywają się 13 sierpnia oraz obchodzone dzień później Dróżki Pana Jezusa. Pielgrzymi wraz z duszpasterzami przemierzają wyznaczone trasy między kapliczkami, rozmieszczonymi na całym wzgórzu. Przebiegają one przez las, łąki i płynąRuszaj na dróżki cą rzekę Wiar, nazywaną Cedronem. W dni poprzedzające uroczystość Podczas nabożeństwa wierni modlą się Wniebowzięcia NMP, już od samego i uczestniczą w Eucharystii. Przejście rana grupy pielgrzymów wyruszają ze dróżek ma również charakter pokutny, śpiewem i modlitwą na ustach na kalwa- związany z podejmowanym przez pielryjskie dróżki. Sanktuarium w Kalwarii grzymów wysiłkiem. Pacławskiej nie ogranicza się tylko do ogrodzonego kościoła, placu i klaszto- Matka Boża Zaśnięta ru, ale rozciąga się na okoliczne tereny, Podczas Wielkiego Odpustu Kalwawzgórza, doliny i lasy, gdzie w swoich ryjskiego ważne są dwie figury Matki kapliczkach przybliża pielgrzymom Bożej – Zaśnięta oraz Wniebowzięta. tajemnice wiary. Wjeżdżając na świętą W te dni znajdują się one w centrum górę już z daleka widać krajobraz kal- nabożeństw. To właśnie dla Matki Bowaryjskich wzgórz, usianych białymi żej Zaśniętej pierwszego dnia odpustu kapliczkami. Wraz ze ścieżkami wy- święci się szaty. Ważną rolę podczas deptanymi przez tysiące pielgrzymów, Kalwaryjskiego Odpustu pełnią Asystanowią one wielką sieć modlitewnych sty Maryjne z Jarosławia i Przemyśla. szlaków. Obecnie znajdują się na nich Wierni z asyst już od pierwszego dnia czterdzieści dwie kaplice, obejmujące odpustu, po przyniesieniu przebranej Dróżki Pana Jezusa, Dróżki Matki Bożej w nowe szaty Matki Bożej Zaśniętej do Bolesnej oraz Dróżki Pogrzebu i Wnie- kościoła, czuwają przy figurze (zmiebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. niają się co godzinę) i śpiewają pieśni Maryjne. Takie czuwania trwają do
29
WYDARZENIA Reportaż wieczora 12 sierpnia, kiedy po zmroku odbywa się nabożeństwo na galerii przed bazyliką. Po wspólnym odmówieniu różańca, z kościoła wyrusza procesja z figurą Matki Bożej Zaśniętej, która niesiona jest wśród setek zapalonych świec. W procesji uczestniczą obie Asysty Kalwaryjskie.
FOT. BR. TADEUSZ WNĘK
Pogrzeb Matki Bożej Charakterystyczne dla obchodów odpustu są wspomniane już Dróżki Pogrzebu Matki Bożej. 13 sierpnia o godzinie 7:00 figura Matki Bożej zostaje przeniesiona na plac przed kościołem, skąd po Mszy Świętej wyruszają wierni, biorąc udział w ludowym pogrzebie Maryi. W korowodzie idą również Asysty Kalwaryjskie, niosąc ozdobne poduszki z szarfami i bukiety kwiatów oraz figurę MB Zaśniętej. Uroczystość pogrzebu kończy się złożeniem figury NMP Zaśniętej w kaplicy Grobu Matki Boskiej, gdzie żegnają Ją rzewne śpiewy asysty.
Dróżki pogrzebu Matki Bożej
30
Matka Boża Wniebowzięta W przeddzień uroczystości, 14 sierpnia, w kościele na ołtarzu Najświętszego Serca Pana Jezusa zostaje wyeksponowana figura Matki Bożej Wniebowziętej, która na co dzień znajduje się w gablocie w nawie bocznej świątyni. Figura ta posiada naturalne kobiece włosy, ofiarowane przez jedną z czcicielek Matki Bożej jako wotum za otrzymane łaski. Przez cały dzień asysty towarzyszą Maryi, śpiewając do niej pieśni. Wieczorem, w wigilię uroczystości, o godzinie 23:00 w blasku zapalonych świec odbywa się procesja z figurą do kaplicy św. Rafała. O północy w świątyni odprawiana jest Msza Święta z uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, podczas której tradycyjnie kazanie głosi Prowincjał Franciszkanów, a koncelebrują ją neoprezbiterzy franciszkańscy. Na koniec Mszy nowo wyświęceni kapłani udzielają wiernym prymicyjnego błogosławieństwa. Dawniej Msza Święta o północy
kończyła obchody Wielkiego Odpustu. Obecnie jednak świętowanie przedłużone jest na cały dzień 15 sierpnia. Wówczas główną Eucharystią jest suma odpustowa z Procesją Eucharystyczną. Wspólna modlitwa i świętowanie Wszystkie dni odpustu wypełnione są modlitwą i atmosferą braterskiej wspólnoty. Każdego wieczoru o 18:00 wierni gromadzą się na placu kościelnym, gdzie na galerii odprawiana jest uroczysta Msza Święta pod przewodnictwem biskupa. W tym roku pielgrzymi mogli modlić się i wysłuchać homilii przybyłych na Kalwarię biskupów: franciszkańskiego bpa Edwarda Kawy ze Lwowa, metropolity przemyskiego ks. abpa Adama Szala oraz ks. abpa Marka Jędraszewskiego – metropolity z Krakowa. Kalwaryjski Odpust to również koncerty – w tym roku na scenie przed Sanktuarium pielgrzymi mogli wziąć udział w muzycznej biesiadzie „Ekspresem
WYDARZENIA Reportaż Łaskami słynący obraz Matki Bożej w Kalwarii Pacławskiej FOT. O. ANDRZEJ ZBROJA
przez Europę” i uwielbiać Boga wraz z franciszkańskim zespołem „Fioretti” z Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Nie zabrakło także koncertów Orkiestry Kalwaryjskiej, która nie tylko upiększała liturgię Mszy Świętej, ale koncertując przed Domem Pielgrzyma, gromadziła rzesze słuchaczy. Charakterystyczne pieśni kalwaryjskie słyszane niemal na każdym kroku, posiłki w Domu Pielgrzyma i przy kuchni polowej, które umożliwiają zawieranie nowych pielgrzymich znajomości, piękno otaczającej przyrody i tradycyjne odpustowe kramy – to wszystko prócz modlitewnej atmosfery świętego kalwaryjskiego wzgórza składa się na zupełnie wyjątkowy i niepowtarzalny klimat Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego. Tych, którzy jeszcze nie mieli okazji go doświadczyć, zachęcamy, by wybrali się na kolejny, przyszłoroczny odpust w Kalwarii Pacławskiej.
31
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje
Czworo dzieci to niewiele… „W Polsce większość rodzin ma dwoje lub jedno dziecko… W Ugandzie to prawie niemożliwe, żeby znaleźć taką rodzinę” – śmieje się br. Steven Lumbuye, Ugandyjczyk, który studiuje w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Krakowie.
Rozmawiała Agnieszka Kozłowska
FOT. ARCHIWUM SEKRETARIATU MISYJNEGO OFMCONV W KRAKOWIE
ze swojej wielkiej uroczystości – złożenia ślubów wieczystych w zakonie św. Franciszka. Wszystko miało miejsce w Munyonyo, gdzie pracują franciszkańscy misjonarze. Na fotografiach tłumy ludzi, kolorowych strojów i ogrom afrykańskiej radości. To moja mama, to dziadek, a to ciocia – wyjaśnia br. Steven. Lista kolejnych opisywanych krewnych wydaje się nie mieć ranciszkanin z Matugga niedawno końca… Czy dużo było osób na uroczywrócił do Polski z urlopu spędzo- stości? – pytam zaciekawiona. Niedużo. nego w ojczystym kraju. Przed roz- Jakieś 400 osób – odpowiada z uśmiemową z radością pokazuje mi zdjęcia chem zakonnik.
F
50
W plemieniu Baganda, z którego pochodzi br. Steven, rodzina odgrywa największą rolę. Podobnie jest w większości afrykańskich grup etnicznych. Można powiedzieć, że człowiek jako jednostka w Ugandzie nie istnieje… O tym, czym różni się rodzina ugandyjska od polskiej, opowiada br. Steven. Jak wygląda przeciętna rodzina ugandyjska? Przede wszystkim, mówiąc jednym słowem, jest ogromna. To rodzina wielopokoleniowa, w przeciwieństwie do europejskich rodzin nuklearnych, które są zazwyczaj dwupokoleniowe – składają się z rodziców i dzieci. U nas rodzina, ta bliska, to pojęcie dużo szersze. To nie tylko rodzice i dzieci, ale również wujkowie, ciocie, dziadkowie itd. Czasem mieszkają oni w jednym domu albo blisko siebie, w jednej okolicy. Poza tym, inna duża różnica, którą zauważam, to fakt, że w Polsce większość rodzin ma dwoje lub jedno dziecko… W Ugandzie to prawie niemożliwe, żeby znaleźć taką rodzinę! Najczęściej rodzice mają ośmioro dzieci. To taka średnia. Bywa, że w domu jest ich dziesięcioro lub więcej… Na przykład mój wujek ma piętnaścioro dzieci z jedną kobietą.
FRANCISZKAŃSKIE SPRAWY Misje Trzeba dodać, że z jedną kobietą? Tak, w Ugandzie jest to ważne. Wynika to z kolejnej różnicy, o której chcę powiedzieć. Z tego co widzę, ludzie w Europie troszczą się o siebie, o swoją rodzinę w wąskim zakresie. Najczęściej po prostu rodzice opiekują się swoimi dziećmi. W Ugandzie, a zwłaszcza w mojej kulturze Baganda, wygląda to inaczej. Na przykład gdyby mój brat umarł, zostawiając dzieci, mam obowiązek zająć się jego potomstwem, aż do osiągnięcia przez nie wieku dorosłego. Spoczywa na mnie taka odpowiedzialność. Także jeśli mój brat nie miałby pieniędzy, żeby utrzymać swoje dzieći, muszę mu pomóc, nawet biorąc do siebie i opiekując się którymś z jego dzieci. Oczywiście ja jestem zakonnikiem, więc w moim przypadku już jest inaczej, ale to też bardzo duża różnica między relacjami w rodzinie afrykańskiej, a w polskiej.
Ale jednak zgodzili się na brata wybór… Tak, ale to nie było takie proste. W domu było nas czworo – jak na Ugandę, to naprawdę niewiele. Mój tato zmarł, kiedy byłem bardzo mały. Miałem wówczas zaledwie trzy miesiące, dlatego byłem jego ostatnim dzieckiem. Moja mama jednak wyszła ponownie za mąż i razem z jej dziećmi jest nas ośmioro. Można powiedzieć, że to już jest w porządku, jeśli chodzi o Afrykę (śmiech). Jako dziecko byłem wychowany przez moich dziadków. To oni dbali o mnie, otaczając opieką od małego aż do pójścia na uniwersytet. Studiowałem ekonomię, ale kiedy skończyłem studia, poczułem silne pragnienie, aby służyć Panu Bogu. Po powrocie do rodzinnego domu modliłem się i rozeznawałem swoje powołanie. Pomagał mi w tym o. Marian Gołąb, którego poznałem w Ugandzie.
Bałem się jednak, jak na moje życiowe plany zareaguje rodzina. Zawsze trzeba pytać rodziców o zgodę w podejmowaniu takich decyzji? Tak. Podobnie jest przy zawieraniu małżeństwa – po ślubie w kościele, mamy tradycyjne wesele w domu i rodzina musi się na to zgodzić, obie strony muszą zaakceptować ten związek. Poza tym rodzina przyszłego męża musi dać prezent dla krewnych panny młodej. To taki rodzaj „wykupienia” kobiety, podziękowania za to, że chce wejść w nową rodzinę. W Afryce myśląc o przyszłości trzeba zawsze pytać o zgodę rodziców. W naszym kraju dzieci są inwestycją. Nauka w Ugandzie jest bardzo kosztowna, dlatego gdy już ukończysz szkołę czy uniwersytet, musisz oddać to, co rodzice
No właśnie… Jak wygląda relacja rodziców z dziećmi? Pewnie decyzja o brata powołaniu była dla nich czymś niecodziennym? W naszej kulturze panuje bardzo mocne przekonanie, że gdy młody człowiek, który może już założyć rodzinę, umrze zanim uda mu się to zrobić, to nad nim i jego krewnymi panuje jakiś zły omen. Podobnie, jeśli ktoś umiera, nie mając dzieci. To odbierane jest jako przekleństwo, jako coś złego. Dla moich bliskich wciąż trudne jest to, że będąc zakonnikiem, nie będę miał własnej rodziny. Û M
M
M
S
Ukraina Boliwia
Poznaj i wspieraj dobro!
Uzbekistan Peru
:VSDUFLH GOD QDV]\FK PLVML 3HNDR 6 $ :LÛFHM LQIRUPDFML www. PLVMH IUDQFLV]NDQLH SO
Paragwaj
Uganda
PIĘKNE ŻYCIE
Jesteś marzeniem Boga! doktor teologii, kustosz sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, rekolekcjonista
T
rwa homilia, zapewne dialogowana, gdyż przez drzwi do zakrystii przedostaje się radosny głos kaznodziei, któremu raz po raz wtórują siedzący w kościelnych ławach weselnicy. Ich reakcje tworzą dobrze znaną z polskich kościołów symfonię postaw, którą sprawny poeta mógłby porównać do sławnego poematu Juliana Tuwima pt. „Kwiaty polskie”. Ta swojska paleta głosów i odgłosów staje się uroczym tłem w moim własnym poszukiwaniu słowa życia.
Spełnione pragnienie Zastępując brata zakrystianina, wykorzystuję chwilę spokoju, która nastała na zapleczu urokliwej świątyni i pochylam się nad niedzielnymi czytaniami, aby odczytać zamysł Boga wobec Jego uczniów. Wzrok mój pada na tekst Ewangelii według św. Mateusza, gdzie apostoł Piotr proklamuje światu tożsamość Jezusa, mówiąc: „Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga żywego” (Mt 16,16). Na co usłyszał zaskakującą odpowiedź: „Ty jesteś Piotr-Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). I w tym właśnie momencie uświadamiam sobie, że Jezus przed swoim uczniem wypowiada marzenie Boga. Syn Boży pragnie zbudować Kościół i to pragnienie spełnia się w nas. Jesteśmy bowiem Kościołem Chrystusowym
64
zgromadzonym wokół Piotra naszych czasów. Jesteśmy Jego marzeniem! Marzeniem każdego pokolenia Izraela było doświadczyć obecności Mesjasza. Ci, którzy poszli za Jezusem, zapewne stali się szczęśliwi, gdyż na ich oczach wypełniła się tęsknota ludu wybranego. Ale my, żyjący w XXI w., winniśmy być jeszcze bardziej szczęśliwi, gdyż jesteśmy wypełnieniem Bożego marzenia – Kościołem świętym, na własność Boga przeznaczonym. Pochwyciła mnie ta myśl, zdobywając przestrzeń mego serca, a jednocześnie przeniosła przed ołtarz, gdzie dwoje młodych ludzi, w klimacie łaski spływającej na nich od Boga, realizuje swoje marzenie. Czy są oni świadomi tego, że właśnie tworzą miłującą się wspólnotę domowego Kościoła, której owocem zapewne będzie ich potomstwo? Czy są świadomi tego, że realizują zamysł Boży? Ziarna możliwości Marzenia to cenna rzecz. Popychają nas naprzód. Dają nam energię do działania. Jednak nie wszystkie są dobre. Te, które odrywają nas od rzeczywistości, zamykają w romantycznym świecie iluzji i złudzeń, czy też przychodzą w ramach zawodowych sukcesów, kosztem porażki innych, albo w materialistycznej pogoni za zaspokojeniem własnych po-
FOT. PIXABAY.COM
Bogdan Kocańda OFMConv
Jest sobotnie popołudnie, ł d i wb bazylice li mniejszej i j j w Rychwałdzie jeden z franciszkańskich kapłanów przewodniczy Eucharys i, podczas której pobłogosławi dwoje młodych ludzi, którzy zdecydowali się związać sakramentalnym węzłem małżeńskim.
żądań – nie mogą być dobre. Nim nie warto poświęcić swego życia. Marzenia warte zachodu – twierdzi John C. Maxwell – to wizja, wyzwolenie potencjału i plan w dochodzeniu do celu, ale to też można różnie zrozumieć. Lepiej marzenie porównać z ziarnem możliwości zasianym w duszy człowieka, by osiągnąć zamysł Boga, który przynosi dobre owoce. W takim rozumieniu to my jesteśmy dobrym owocem, wyrosłym na drzewie Bożego marzenia. Bóg musi być wielkim marzycielem! Chciałbym wszystkim powiedzieć: nie wyzbywajcie się marzeń! Wiara jest możliwością niemożliwości! Ona daje człowiekowi władzę Syna Bożego, dlatego dla wiary nie ma nic niemożliwego. Niestety zauważam, jak wielu ludziom trudno jest sprecyzować swoje marzenie i jak brakuje im wiary do jego realizacji. Wspomniany J.C. Maxwell zauważa pięć przyczyn tego zjawiska: zniechęcenie wcześniejszymi porażkami, rozczarowanie, zgoda na życie w przeciętności, brak pewności siebie oraz brak wyobraźni, a przecież to grunt, na którym wyrasta marzenie. Nigdy nie jest za późno, by marzyć! Nieważne ile mamy lat i jak się czujemy. Ciągle spoczywają w nas nieodkryte pokłady możliwości i ciągle mamy w sobie piękno, które czeka, by się narodzić. Wyobrażam sobie co
PIĘKNE ŻYCIE
Boże działanie Czy wszystkie marzenia zrealizujemy w swoim życiu? Maxwell sądzi, że nie jesteśmy w stanie zdobyć wszystkiego, czego pragniemy i o co się staramy. Nikt z nas nie posiada każdego potencjału, jaki może sobie wyobrazić, ani nie osiągnie wszystkich zamierzonych celów, ponieważ rzeczywistość tak nie wygląda. Według Maxwella, wiara, że marzenie się spełni to za mało. Desperackie pragnienie, by marzenie stało się faktem, to też za mało. Potrzeba jeszcze wypracować w sobie postawę ciężkiej pracy i skupić się na tym, co sami możemy zrobić, a nie
liczyć na to, co mogą zrobić dla mnie inni lub czego może dokonać ręka losu czy szczęśliwy traf. Przyznaję mu rację, ale chcę zauważyć, że kiedy zwiążemy nasze marzenie z marzeniem Boga, to wówczas staniemy po stronie mocy z wysoka i łaska Boża uczyni to, czego my nawet ciężką pracą i wielkim talentem nie będziemy w stanie nigdy osiągnąć. Tam, gdzie działa Pan Bóg, wszystkie okoliczności i możliwości spełniają Jego zamysły. Warto o tym pamiętać. Zza drzwi do zakrystii dobiega głos pana młodego: „… i że cię nie opusz-
czę aż do śmierci”. To już ten moment, w którym ludzie przed Bogiem składają sobie przysięgę małżeńską. Chwila, w której precyzuje się wzajemne oczekiwanie, pieczęć potwierdzająca zew serca i jednocześnie zapewnienie o wierności, której wszyscy tak bardzo potrzebujemy. A ja podejmuję cichą modlitwę: „Panie Jezu, całym sobą życzę wszystkim ludziom, aby byli szczęśliwi, aby odnaleźli ścieżkę prowadzącą do realizacji marzeń. By tak zaprzyjaźnili się z Tobą, abyś znalazł w ich oczach uznanie i stał się aktywną siłą w ich życiu. Amen”. FOT. PIXABAY.COM
się stanie, kiedy nasze marzenia nadto zwiążemy z marzeniami Boga. Jak wielką otrzymamy moc! Św. Piotr otrzymał klucze królestwa niebieskiego, władzę „związania” i „rozwiązania” na ziemi, co skutkuje w niebie. Zatem i my doświadczymy tego, że każde dzieło, które podejmiemy zgodnie z zamysłem Pana Boga, będzie przynosić owoce na ziemi i w niebie. Wypełnianie woli Bożej wcale nie musi się kojarzyć z trudem zachowania życia bez grzechu, może przecież stać się obudzeniem potencjałów, jakie w nas drzemią, twórczym działaniem na rzecz budowania Królestwa Bożego pośród braci. Brzmi to może patetycznie, ale chciałbym być dobrze zrozumiany – jesteśmy przecież marzeniem Boga!
PIĘKNE ŻYCIE Pasje
Lululaj
Katarzyna Gorgoń
Są młodym małżeństwem spod Krakowa. Prywatnie będąc rodzicami piątki urwisów – Tadzia, Stasia, Jurka, Kazia i Rysia (tak, tak – same chłopaki), prowadzą też rodzinną firmę produkującą… kołyski i akcesoria meblowe dla dzieci. O swoich pasjach, domu pełnym dziecięcego śmiechu i tym, czy trudno jest pracować w przydomowym warsztacie opowiadają z entuzjazmem Ola i Piotrek. Piotrek przy pracy
FOT. Z PRYWATNEGO ARCHIWUM OLI I PIOTRKA
K
iedy rozmawia się z Olą i Piotrkiem, pierwsze, co rzuca się w oczy, to ich uśmiechnięte twarze. A przecież na pewno nie jest łatwo mając w domu dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, pięciu niesfornych urwisów! Pytana o to czy zawsze chciała mieć wielką rodzinę, Ola odpowiada z uśmiechem: Zawsze! Ale niekoniecznie widziałam się jako mama pięciu synów.
Raczej jako mama słodkich córeczek (śmiech). Mój mąż Piotrek nie widział siebie chyba w takiej roli, ale widać, że spodobało mu się bycie tatą wielodzietnym! Obecnie mamy pięciu synów i nie wyobrażamy sobie życia w innej rodzinie. Oboje przed poznaniem się mieliśmy burzliwe życie i chyba taka rodzina daje nam, wbrew pozorom, duże poczucie stabilizacji.
Ola przy pracy
66
Najpierw pomysł Mieszkają pod Krakowem, w starym, drewnianym domu z dużym ogrodem. Obok domu stoi warsztat, w którym z drewna wyczarowują kołyski, wieszaki dziecięce, łóżeczka – jednym słowem warsztat, który jest sercem ich rodzinnej firmy – LULULAJ. Pomysł na firmę zrodził się spontanicznie. Mój tato wystrugał pierwszą kołyskę dla naszego najstarszego syna, Tadzia. I chyba tak to się zaczęło… Ponieważ praca na etacie nie była tym, co mój Piotrek chciał robić, szukaliśmy jakiejś alternatywy. Ja również nie planowałam kariery zawodowej, akurat byłam w drugiej ciąży, przeczuwałam, że nie w ostatniej (śmiech) i marzył mi się jakiś wspólny projekt – mówi Ola. Z marzeń przeszli do czynów. Znaleźli odpowiednią dotację z Unii Europejskiej. Dzięki niej mogli pozyskać fundusze na założenie firmy. Żadne z nas nie ma wykształcenia stolarskiego, lecz tak bardzo spodobała nam się kołyska wykonana dla naszego synka przez tatę, że zapragnęliśmy właśnie to robić! Na rynku nie było produktów, które dorównywałyby naszemu projektowi – mówi Piotrek. Postanowili więc działać. Założyliśmy firmę LULULAJ, która do dziś
PIĘKNE ŻYCIE Pasje produkuje piękne mebelki dla dzieci, łóżeczka dla dzieci, kołyski, łóżeczko-kołyski. Chyba trafiliśmy w dobry moment – dodaje Ola. Jak sami piszą o swojej firmie, wszystkie rzeczy, które produkują, powstały, ponieważ były im potrzebne. Potrzebowaliśmy rzeczy pięknych i niepowtarzalnych – dlatego też dbamy o estetykę naszych wyrobów. Nie jest to seryjna produkcja, wiele prac jest wykonywanych ręcznie. Dekory również malujemy a nie drukujemy. Potrzebowaliśmy rzeczy trwałych i funkcjonalnych – dlatego produkujemy je z twardego drewna bukowego. Jesteśmy wygodni… i lubimy mieć wszystko w komplecie – dlatego do każdego produktu dołączamy materac i prześcieradło. Lubimy, gdy możemy sobie coś pozmieniać, wybrać czy dostosować – dlatego nikogo nie ograniczamy! Czasem realizujemy naprawdę zwariowane pomysły! Potem realizacja Brzmi sielankowo, ale prowadzenie rodzinnej firmy nie jest niestety łatwym przedsięwzięciem. Trzeba naprawdę sporo samozaparcia i przede wszystkim pomysłów i pasji, by interes się rozwijał. Pytani o to, czy polecają takie rozwiązanie, mówią: To świetny pomysł, ale oczywiście nie jest to rozwiązanie dla każdego. Nie raz zazdrościmy znajomym pewnej sytuacji finansowej – u nas nigdy nie wiadomo co przyniesie nowy miesiąc. Jednak satysfakcja z wykonanej pracy jest wielka! Wyprodukowane w przydomowym warsztacie mebelki dekoruje własnoręcznie Ola, absolwentka liceum plastycznego. Myśl, że kolejna mama i maluszek są przez nas szczęśliwi jest niezastąpiona – uśmiecha się. Również elastyczność w pracy – przy takiej radosnej gromadce jak nasza przydaje się możliwość wyjścia z pracy w każdej chwili, czy rozpoczęcia o innej godzinie niż zwykle. Jak można się było spodziewać, kochają wszystkie swoje projekty i każdy jest wyjątkowy, bo pytani o najciekawszą kołyskę odpowiadają: Oj, ciężko
o taki jeden, wiele razy przyszło nam dekorować mebelki w nietuzinkowy sposób, wiele dekoracji było wyzwaniem czy zetknięciem się z nowymi formami. Po chwili jednak Ola dodaje: Szczególnie jednak zapamiętałam projekt czarnej (całej czarnej!) kołyski, która wyszła nam, wbrew naszym obawom, bardzo ładnie! Ich kołyski wędrują po całej Europie, najwięcej zamówień obecnie mają z Wielkiej Brytanii i Niemiec, ale jedną wysłali nawet do Stanów Zjednoczonych. Ciekawi mnie czy ich pasją do tworzenia zaraziły się dzieci? Mając takich rodziców, nie mogły pozostać obojętne, szczególnie, że warsztat i mali chłopcy jakoś tak od razu do siebie pasują. O tak! Dzieci kochają warsztat – jest on na tyle blisko, że widzę pracę męża z okna w salonie (śmiech). Chłopcy w lecie nie raz lecą zanieść Piotrkowi kawę, kanapkę i zawsze wracają z naręczem drewna. Często też, wspólnie z tatą, starszaki coś tworzą np. samolot czy miecz. Niesamowite jak już nawet dwu-letnie dzieci lgną do Piotrka do warsztatu i chcą obserwować jego pracę, być z nim – to wielka radość i niesamowity dar. I zaleta własnej firmy! – opowiada Ola.
Piotrek przy pracy
Rysiu w kołysce
Piotrek i mali indianie
67
KULTURA Sztuka
#Dziedzictwo Do Krakowa z Warszawy, w deszczowy wrześniowy dzień ściągnęła mnie „Dama z Gronostajem” – znakomity obraz wielkiego Leonarda da Vinci. Nareszcie to arcydzieło renesansu znalazło godne siebie i geniuszu swego autora miejsce – gmach główny Muzeum Narodowego. Ale nie „Dama” przyciągnęła moją uwagę, kiedy stanęłam przed drzwiami muzeum, a dziwny tytuł na frontonie, poprzedzony jeszcze dziwniejszym krzyżykiem – tzw. hasztagiem – „#Dziedzictwo”. Małgorzata Ziętkiewicz dziennikarka „Wydarzeń” Polsat i „Wysokiego C” Polsat News 2, prawniczka, filmowiec FOT. MAŁGORZATA ZIĘTKIEWICZ
N
ie wiedziałam, co kryje się pod tą nazwą wystawy, ale pomyślałam, że nie jest zachęcająca. Już po wejściu do wielkiej sali utwierdziłam się w przekonaniu, że miałam rację – ekspozycja zawierała aż sześćset obiektów zawieszonych jakby wbrew wystawienniczej sztuce, jeden przy drugim, jeden pod drugim, aż po sufit, co nie ułatwia widzowi patrzenia. Ale nie to było najgorsze – najgorszy był brak podpisów pod obra-
Rękopis C.K. Norwida
Rękopis Wesela S. Wyspiańskiego
74
zami, rzeźbami, księgami, mapami, pod wszystkim, co tam pokazano. Zamiast tradycyjnych podpisów, do których przyzwyczaiło mnie każde muzeum na świecie, zobaczyłam tylko numery. Dostałam za to przewodnik, który pozwolił mi interpretować numery pod obiektami.
8 października 1979 r., niemalże w pierwszą rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża, Marek Roztworowski, ówczesny dyrektor Muzeum, pokazuje tysiąc obrazów Polaków – od tych ze średniowiecza po ten, który znów spotkałam. Autorem tej pracy jest Leszek Sobocki, wybitny polski malarz i grafik, rocznik „Polak” 1934. Sobocki doskonale wtedy wie, że Chciałam dotrzeć jak najszybciej do w PRL-u działa cenzura, która nie przeobrazu Leonarda da Vinci, do „Damy puści obrazu z Janem Pawłem II, Ojcem z Gronostajem”. Jest na piętrze, ale nagle, Świętym – taki termin nie istniał w socjaprzeglądając przewodnik po „#Dziedzi- listycznej propagandzie. Co zrobił zatem ctwie”, pod każdym numerem zaczęłam z obrazem namalowanym specjalnie na odnajdywać coraz ciekawsze informacje. Dowiedziałam się, że znajdę tu rękopisy Norwida, Chopina i Wyspiańskiego, ale obok nich zobaczę najdroższe zegarki świata, których twórcą był Polak, Antoni Patek. Zobaczę obrazy Olgi Boznańskiej, ale obok będą okładki amerykańskiego Vogue’a – ważnego czasopisma z lat 30. Te okładki projektowała sanitariuszka z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., Janina Dłuska. Jak to się stało, że wcześniej nie znałam tego nazwiska? Nagle zobaczyłam drogi memu sercu obraz – znam go od wielu lat. Dlaczego tu jest teraz? „#Dziedzictwo” to największa wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie od słynnego „Polaków Portretu Własnego”. Był rok 1979, schyłek epoki Gierka.
KULTURA Sztuka
Srebrny denar Bolesława Chrobrego, awers, lata 1000–1010
czy o historii. To jest jeden z tych obrazów, które znalazłem w muzealnym magazynie, nigdy go nie widzieliśmy, a jest tak bardzo atrakcyjny wizualnie. Zegarki Patka Są dwa arcydzieła w Muzeum Narodowym w Krakowie, jedno bezcenne, to oczywiście „Dama z Gronostajem” Leonarda da Vinci, w kierunku której cały Polak, Leszek Sobocki
FOT. MUZEUM NARODOWE KRAKÓW
Prezentujemy tu także obiekty, które nie mieściły się do tej pory w kanonie ekspozycji muzealnych – wyjaśnia prof. Szczerski i dodaje: Kazimierz Sichulski namalował ten obraz zupełnie w nietypowy dla siebie sposób. Pamiętamy go jako ucznia Wyspiańskiego, artystę młodopolskiego. Obraz przedstawia legendarny wjazd Bolesława Chrobrego do Kijowa z tym słynnym wyszczerbieniem miecza – szczerbca. Obraz powstał po wojnie polsko-bolszewickiej, wtedy Kazimierz Sichulski przekonany i poruszony tym co się działo, powstaniem niepodległej Rzeczpospolitej, jej obroną, postanowił namalować taki cykl obrazów na temat wielkich zwycięstw w historii Polski. To był początek tej serii, która nie została ukończona. Obraz ten nie mieścił się w kanonie mówienia o Młodej Polsce, bo jest kompletChrobry w Kijowie nie niemłodopolski. To płótno – wyjaśnia Obok tej fotografii autorzy wystawy dalej prof. Szczerski – pokazuje historie, prezentują niewiele większy od dwudzie- których nie wolno nam było pamiętać. stogroszówki denar Bolesława Chrobre- Uznawano za niepasujące do generalgo – X/XI w. Pierwszy raz w historii ktoś nych trendów myślenia o historii sztuki mógł na nim wtedy przeczytać „Princes Polonia” Władca Polski. To najwcześniejsze świadectwo używania nazwy „Polska”. Zrobił na mnie wielkie wrażenie. Skrypt teatralny „Wesela” Wyspiańskiego z notatkami autora, pisał je niebieską kredką. Autograf skryptu był darem Teatru Miejskiego w Krakowie dla muzeum, ofiarowany w 1911 r. Cztery lata po śmierci autora „Wesela”. Są też partytury Chopina, „Rondo à la Krakowiak”, partytura z orkiestrową partią fortepianu. Data 1829 i podpis kompozytora. Ta kartka z autografem jest wyjątkową. Pokazuje bowiem kolejne etapy pracy Chopina nad nową kompozycją. Jakże różne są partytury Krzysztofa Pendereckiego. Ogromne, kolorowe jak abstrakcyjne obrazy. Autograf „Credo” z 1998 r. i wcześniejsze. Moją uwagę przykuwa ukryty pod numerem 346 niesamowity obraz Kazimierza Sichulskiego (1879-1942). Znam tego malarza, ale nie ten obraz. Dowiaduję się od kuratora wystawy, prof. Andrzeja Szczerskiego, że to płótno „Wjazd Chrobrego do Kijowa” z 1928 r. jest pokazane publicznie w muzeum pierwszy raz!
FOT. MUZEUM NARODOWE KRAKÓW
tę wystawę w 1979 r.? Aby uniknąć ocenzurowania pracy, artysta stosuje aluzyjną formułę portretu i obojętny tytuł „Polak 79”. Ten obraz, który 38 lat temu obejrzało ponad osiemdziesiąt tysięcy ludzi, absolutny rekord w Polsce, znalazłam teraz na wystawie „# Dziedzictwo”. Karola Wojtyłę zobaczyłam jeszcze raz, kilka sal dalej jest fotografia studenta polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, zrobiona w krakowskim zakładzie Pawła Bielca w 1938 r. Wtedy była elementem tableau z portretami twórców spektaklu „Kawaler Księżycowy”, przygotowywanego przez konfraternię teatralną. To był czas, kiedy Wojtyła myślał o zawodzie aktora, miał osiemnaście lat. Być może to zdjęcie miało wesprzeć przyszłą karierę sceniczną młodego Karola Wojtyły.
75
KULTURA Sztuka FOT. MUZEUM NARODOWE KRAKÓW
czas podążam, ale już się tak nie spieszę. Drugim arcydziełem, które zatrzymuje mnie teraz na dłużej, jest kolekcja zegarków i bransolet Patka. Te dzieła nigdy do tej pory nie opuściły muzealnego sejfu. Aż do teraz. Antoni Robert Patek, rocznik 1811, podporucznik w powstaniu listopadowym, po klęsce powstania musi emigrować. Ma w kieszeni medal Virtutti Militari i nic więcej. Jedzie do Francji a później do Szwajcarii, w Genewie zaczyna studiować malarstwo i zegarmistrzostwo. I tu zaczyna się nasza historia. W 1851 r. firma Patka jest już tak sławna, że na największej światowej wystawie w Londynie sama królo-
wa Wiktoria kupuje jego zegarek i nosi jako broszkę do każdej sukni. Potem gest królowej powtarza papież Pius IX. Wkrótce klientem Patka staje się także Wiktor Emanuel III, król Włoch. Kim był Karol Schulz-Rogoziński? – pytam sama siebie widząc dziwne fotografie. Znam to nazwisko, znam ulicę o tej nazwie na Ursynowie w Warszawie, ale nie mam pojęcia kim jest ów Schulz-Rogoziński. Wystawa odpowiada takPatek&Cie – zegarek kieszonkowy, że na to pytanie – to jeden z najbardziej złoto, emalia znanych i cenionych podróżników na świecie, pod koniec XIX w. kupuje so- ski nie ma wtedy na mapie, wyrusza bie wyspę u wybrzeży Kamerunu i pod w głąb tego kraju. Jego naukową wyprapolską banderą, a przypomnijmy – Pol- wę wspierają H. Sienkiewicz i B. Prus. Oczywiście Schulz-Rogoziński fotografuje Kameruńczyków. Ale jak? Dla niego nie są to zacofani niewolnicy, dla niego nie jest ważne ile kilogramów bananów podniosą w jednej dłoni. Fotografuje ich według kanonów Europejskiej fotografii portretowej, jakie obowiązują wtedy na świecie wobec średniej klasy.
Zdjęcie Karola Wojtyły z 1938 r. z zakładu fotograficznego Pawła Bieca
76
Dziedzictwo i tożsamość Dopiero teraz rozumiem tytuł tej wystawy – i zadaję kolejne pytanie kuratorowi, prof. Andrzejowi Szczerskiemu: Mówi się, że dziedzictwo jest jak spadek, ale spadek można odrzucić. Czy my możemy odrzucić dziedzictwo? Profesor: Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie możemy. Bez dziedzictwa jesteśmy przypadkową zbieraniną ludzi, która nie wie, skąd się wzięła, jest łatwa do manipulowania i podatna na wszelakie wpływy. Z jednej strony, nie kwestionujemy dziedzictwa, nie odrzucamy, nie szukamy czegoś złego w nim, ale z drugiej, potrafimy go widzieć szeroko we współczesnym świecie. Dlatego ten kontekst był niezwykle dla mnie ważny. To jest początek różnych historii, które na tej wystawie się zaczynają, które możemy kontynuować, rozwijać dalej. To jest rzecz, bez której po prostu nas nie będzie. Oczywiście zobaczyłam później „Damę z gronostajem”, główny cel mego przyjazdu do Krakowa, ale… nie jestem pewna czy wystawa „#Dziedzictwo” nie była ciekawsza od arcydzieła Leonarda…
A to będzie dla was znakiem: Znajdziecie niemowlę owinięte w pieluszki i złożone w żłobie. Tu zaznaczone są dwie rzeczy: pokora i ubóstwo. Szczęśliwym będzie ten, kto otrzyma ów znak na czole i na ręku, to znaczy na spowiedzi i w czynie! św. Antoni z Padwy
FOT. WIKIPEDIA.ORG
Nasz patron
Św. Antoni z Padwy z Dzieciątkeim, Francisco Goya, XVII w.
www.bratnizew.pl poleca Torby na dobre zakupy z motywami polichromii Stanisława Wyspiańskiego i Tadeusza Popiela z Bazyliki Franciszkanów w Krakowie
Anioły An
Bratki
cena
55 zł
Torby pakowane w ekologiczne pudełko
Piastowskie orły
Nasturcje
Wymiary torby: 40 x 30 x 10 cm, długość uszu: 70 cm
T-shirty z błogosławieństwem św. Franciszka i egzorcyzmem św. Antoniego Błogosławieństwo św. Franciszka Niech cię Pan błogosławi i strzeże Egzorcyzm św. Antoniego Oto Krzyż Pana! Uchodźcie, Jego przeciwnicy! Zwyciężył Lew z pokolenia Judy, potomek Dawida. Alleluja!
cena
55 zł Obrazki na desce patynowane
cena DAMSKIE MSKIE A. Djugoঋࣀ koszulki zulki B. Szerokoঋࣀ w klatce C. Szerokoঋࣀ na dole D. Szerokoঋࣀ w talii
S 64 44 46 41
M 65 6 46 4 50 44
L 68 48 51 46
M SKIE A. Djugoঋࣀ koszulki B. Szerokoঋࣀ w klatce C. Szerokoঋࣀ na dole
M 72 50 49
L 74 53 52
XL 76 57 56
Tolerancja +/- 2 cm
XL 70 52 54 50
XXL 71 55 57 52
XXL XXXL 79 80 60 63 59 62
20 zł
B A
Wymiary: 10,5x15x1 cm
D C
św. Franciszek z Asyżu B A
C
Anioły
Wszystko wyprodukowano w Polsce!
Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków, tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41, e-mail: ksiegarnia@bratnizew.pl