Święty nie z tej ziemi. Opowiadanie o Martinie de Porres

Page 1

Magda Kwit, br. Bogdan Pławecki

ŚWIĘTY

NIE Z TEJ ZIEMI

Opowiadanie o Martinie de Porres Nie tylko dla dzieci



Święty nie z tej ziemi



Magda Kwit br. Bogdan Pławecki

ŚWIĘTY NIE Z TEJ ZIEMI Opowiadanie o Martinie de Porres Nie tylko dla dzieci

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów


Copyright © 2019 by Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o.

ISBN 978-83-7485-325-5 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Redakcja Ida Policht Korekta Karolina Kalinowska

Ilustracje Michalina Józefiak-Zdrenka

Imprimi potest L.dz. 529/2018, 13 grudnia 2018 Mariusz Kozioł OFMConv wikariusz prowincji

Wydawnictwo Franciszkanów BRATNI ZEW spółka z o.o. ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków tel. 12 428 32 40 www.bratnizew.pl


***

W

akacje jak zawsze minęły za szybko… i dla uczniów, i dla nauczycieli. Pani Małgosia była nauczycielką, bardzo lubiła swoją pracę i nie mogła doczekać się spotkania z dzieciakami. Ale – prawdopodobnie tak jak i Ty – z przyjemnością spędziłaby jeszcze kilka dni, leniuchując. W ostatnią sobotę sierpnia postanowiła wybrać się na wieś, do swego rodzinnego domu. Pomyślała, że te dni spędzone w malowniczo położonej miejscowości, ukrytej pomiędzy zalesionymi pagórkami, na pewno będą miłym zakończeniem letniego wypoczynku. Kiedy zaparkowała samochód pod domem rodziców, usłyszała bicie dzwonu, dochodzące z małego, drewnianego kościółka, do którego biegała z radością w dzieciństwie. Odczytała to jednoznacznie jako zaproszenie na Mszę Świętą. Jakież było jej zdziwienie, kiedy w kościele spotkała swojego przyjaciela ze szkolnej ławki! I to jakiego przyjaciela! 5


Wy też na pewno macie takich szkolnych przyjaciół, których będziecie pamiętać nawet po wielu, wielu latach. Oglądając szkolne zdjęcia, często uśmiechała się do wspomnień. Pamiętała, jak z Antkiem dojeżdżali do szkoły na jednym rowerze, pierwsze rozbite kolano w czasie wyścigów na rolkach po asfaltowej drodze, wspólne wycieczki po okolicy i przypadkowo wybitą szybę w oknie sąsiada. Wraz z kolegami i koleżankami z klasy stanowili zgraną paczkę. Obowiązywała zasada: „Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego!”. Pomimo upływu lat, starali się utrzymywać ze sobą kontakt, ale akurat z Antkiem nie widziała się przez ostatnich kilka lat. Chyba po raz ostatni spotkali się w czasie studiów w Krakowie, a później wymienili ze sobą zaledwie kilka listów i ich drogi się rozeszły. Po Mszy Świętej pani Małgosia zaczekała przed kościołem na przyjaciela z dawnych lat. Po serdecznym przywitaniu i kilku minutach rozmowy znała już przyczynę długiego milczenia brata Antoniego. Dlaczego brata? No właśnie, Wy jeszcze przecież tego nie wiecie! Przyjaciel pani Małgosi był bratem zakonnym – franciszkaninem, który chodzi w czarnym lub szarym habicie. Znajomi z klasy żartowali, że jeśli Pan Bóg powołał takiego urwisa jak Antek, to jest prawie pewne, że każdy może zostać świętym! 6


– Gosiu, przed trzema laty wyjechałem na misje do Peru – wyjaśniał w rozmowie brat Antoni – a teraz przyjechałem do rodziców na krótkie wakacje. – Ty, za granicę?! – z niedowierzaniem wykrzyknęła szkolna koleżanka. – Opowiadaj, gdzie jesteś? Co robisz? Czym się obecnie zajmujesz? Na jak długo przyjechałeś? Pani Małgorzata zasypała szkolnego kolegę mnóstwem pytań. Rozmawiało się im tak miło, jakby dopiero co opuścili szkolne mury. Zaczęło się chmurzyć i powoli zapadał zmrok, a rozmowa wydawała się nie mieć końca. Spacerując po znanych z dzieciństwa ścieżkach, Antek odprowadził koleżankę do domu jej rodziców. W czasie rozmowy opowiedział przyjaciółce o swojej pracy misyjnej. Gosia słuchała z zachwytem i zdziwieniem. Sama uwielbiała podróże i często wyjeżdżała, ale w Ameryce Południowej jeszcze nie była. Brat Antoni dowiedział się od niej, że po skończonych studiach rozpoczęła pracę w świetlicy, w jednej z krakowskich podstawówek. I w sumie nawet go to nie zdziwiło. Zawsze miała bardzo dobry kontakt z dziećmi – ta praca była jej powołaniem. Pani Małgosia pomyślała, że zaprosi brata Antoniego do swojej szkoły. Taki gość na początku roku szkolnego będzie dla wszystkich wielką niespodzianką i inspiracją. Może niektórzy z jej podopiecznych wsłuchają się w jego opowieści i zamarzą o dalekich 7


podróżach? Może zrozumieją, jak ważna jest obecnie znajomość języków obcych? A może, podobnie jak on, będą chcieli nieść pomoc tym, którzy najbardziej jej potrzebują, a czasami są przecież tak blisko? Nie tracąc czasu, poprosiła przyjaciela, aby przyjechał do niej do szkoły na spotkanie z dziećmi i przybliżył im pracę misyjną. – Niestety, Gosiu, tym razem nie dam już rady. Będę w Polsce jeszcze tylko kilka dni i wracam do Peru. – Jaka szkoda, dzieciaki byłyby zachwycone! Wiesz, mamy taki świetlicowy zwyczaj, że w każdy piątek organizujemy spotkania z ciekawymi ludźmi lub zajęcia czytelnicze. – Przykro mi, w tym roku to niemożliwe – odpowiedział Antoni – ale kiedy przyjadę na kolejny urlop, na pewno przyjdę na takie spotkanie. Jeśli uważasz, że peruwiańska kultura i zwyczaje zainteresują najmłodszych, mogę ci podrzucić jakieś ciekawe opowiadanie dla dzieci. Można opowiedzieć im o Peru na przykładzie jednego z najbardziej znanych świętych z tego kraju. – Wprawdzie to nie to samo, co spotkanie, ale z książeczki też bardzo się ucieszę. Będzie to dla dzieciaków zachęta i przedsmak spotkania z tobą. *** 8




Zaczął się wrzesień i pani Małgorzata rozpoczęła zajęcia w szkole. Wszystko wróciło do przedwakacyjnego rytmu. Mijały kolejne dni. Pewnego ranka listonosz przyniósł do szkolnej świetlicy przesyłkę. Nauczycielka domyślała się, kto mógł być jej nadawcą. W kopercie, poza niewielką książeczką, znajdowały się również fotografie, przepiękne kolorowe długopisy i tkanina, której żywe kolory przyciągnęły od razu uwagę dzieci. Zasypywały panią pytaniami, ona jednak milczała, uśmiechając się tajemniczo. Powiedziała jedynie, że wszystkiego dowiedzą się w piątek, kiedy przyjdą na świetlicowe spotkanie z książką. Nie zaspokoiło to ich ciekawości, wiedziały jednak, że tego dnia będzie czekać je niespodzianka! Nadszedł wyczekiwany koniec tygodnia. Szkoła powoli pustoszała, a dzieci zaczęły schodzić się do szkolnej świetlicy i wygodnie rozsiadały się na dywanie. Dziś z wyjątkowym zaciekawieniem wpatrywały się w panią: co też takiego było jeszcze w tajemniczej przesyłce? Skąd i od kogo ona przyszła? Co to za książeczka? Wiele pytań kłębiło się w głowach maluchów. Pani Małgosia nie zwlekała z odpowiedzią na dręczące je pytania. Opowiedziała o wakacyjnym spotkaniu z bratem Antonim i wyjaśniła, co znajdowało się w paczce sprzed kilku dni. Dzieci z zachwytem oglądały zdjęcia 11


przedstawiające peruwiańską przyrodę oraz tkaninę, która swoją kolorystyką i wzorami nawiązywała do różnorodności i bogactwa tego kraju. Wreszcie nadszedł czas na wspólne czytanie. Umilkł świetlicowy gwar, a pani Małgosia swoim ciepłym i spokojnym głosem wprowadziła słuchaczy w tematykę lektury. – Działo się to dosyć dawno i daleko od naszej ojczyzny. Ale historia, a właściwie jej bohater, jest tak interesująca, że warto jest ją poznać i dzisiaj Chciałabym wam przeczytać o Martinie de Porres, świętym, który urodził się w ostatnich latach XVI wieku – rozpoczęła opowieść. – W naszym kraju panował wówczas Stefan Batory, 28. król polski i mieliśmy prawie siedem wieków historii za sobą. Natomiast Ameryka Południowa była kontynentem jeszcze mało zbadanym, dopiero co odkrytym przez Krzysztofa Kolumba. Nauczycielka rozłożyła przed uczniami wielką mapę świata i wskazała na niej Europę, następnie Amerykę Południową, a w niej Peru. To pomogło uczniom wyobrazić sobie odległość, jaka dzieliła ten kraj od Polski. Następnie wyciągnęła z biurka kolorową książeczkę, którą otrzymała od brata Antoniego i rozpoczęła czytanie.


Dzieje Miasta Królów

M

iasto Lima, zwane także Miastem Królów, było stolicą Peru, położoną na niedawno odkrytym kontynencie Ameryki Południowej. Lima należała do nowych zdobyczy króla Hiszpanii. Jej zachodnią stronę obmywały fale mocno słonego Oceanu Spokojnego, a pozostałe trzy strony otaczała wielka piaszczysta pustynia. W tym mieście urodził się nasz bohater. Było to w roku, w którym Lima świętowała swoje 45. urodziny. Miała już wówczas swój pełen świetności pałac zamieszkiwany przez zamożnego i władczego wicekróla – urzędnika zarządzającego dużą częścią kontynentu w imieniu władców Hiszpanii. Po przeciwległej stronie pałacu wznosiła się wspaniała, bogato zdobiona katedra. Wielka budowla była siedzibą arcybiskupa Toribio de Mogrovejo, dziś świętego patrona Ameryki Południowej, z którego zdaniem musiał się liczyć nie tylko władca Peru, ale i nawet sam król Hiszpanii Filip II. 13


Nieopodal znajdował się sławny ze swojej surowej dyscypliny uniwersytet, do którego ściągała bogata młodzież z całego wicekrólestwa. Nie mogło zabraknąć też klasztorów, w których żyli zakonnicy. Najliczniejsi byli dominikanie, franciszkanie i jezuici. Ale w Limie widywało się też braci z ponad tuzina innych zakonów, ubranych w habity różnych kolorów i krojów, spod których wyglądały obute w sandały – a czasem i bose – stopy, szybko maszerujące po wyłożonych kamieniami uliczkach. W centrum miasta stały wielkie i piękne domy, budowane na wzór hiszpańskich, z ogromnymi, drewnianymi, bogato zdobionymi balkonami, które dawały cień przechodniom, kryjącym się tam przed palącym słońcem. Tak wyglądało centrum stolicy nowego państwa na nowym lądzie. Bogate centrum i śródmieście zamieszkiwali odkrywcy i zdobywcy tego lądu, Hiszpanie, oraz Kreole, to znaczy potomkowie Hiszpanów, którzy urodzili się już na ziemi peruwiańskiej. Pośród nich byli przedstawiciele różnych grup społecznych: rycerstwo, lekarze, krawcy, szewcy, handlarze, a także ludzie bez stałego zawodu i żebracy, ptaki z własnym gniazdem i te, które odwiedzały to miejsce przelotem. Nieco dalej od centrum, na peryferiach tego egzotycznego miasta, w stronę okalających je piaszczystych pagórków, 14


osiedlali się Metysi, zwani też mieszańcami, którzy byli dziećmi Indian i Europejczyków. Jeszcze dalej, na obrzeżach miasta, były osiedla rodowitych Indian, zaś najdalej, nad samą rzeką Rimak, skupiały się ubogie chaty Murzynów i Mulatów. Ci ostatni najczęściej byli niewolnikami, przywiezionymi tam z Afryki. Ludność zamieszkująca Miasto Królów była więc zlepkiem Europejczyków, Kreoli, Indian, Metysów, Mulatów oraz Murzynów. Ten różnorodny, wielokolorowy tłum mieszał się ze sobą na ulicach, placach, bazarach i w kościołach.



Historia pewnej miłości

W

ubogiej dzielnicy na peryferiach miasta, w pobliżu klasztoru dominikanów, mieszkała Ana Velázquez, młoda, czarnooka i czarnoskóra dziewczyna. Jej rodzice byli niewolnikami przywiezionymi do Ameryki z afrykańskiej Etiopii. Na szczęście ona cieszyła się już wolnością, którą pod koniec życia zdobył jej ojciec. Opowiadano, że ta czarnulka była bardzo zgrabna i urodziwa. Pewnego razu w tłumie, na bazarze, gdzie wówczas robiło się zakupy, bo sklepów jeszcze nie było, pojawił się pewien przystojny młodzieniec. Przybył niedawno z Hiszpanii i chciał rozejrzeć się po tym nowym, egzotycznym dla niego mieście. W tym samym czasie Ana wybrała się na bazar ze swym koszyczkiem po zakupy. W pewnej chwili ich spojrzenia spotkały się na jedną sekundę, później odnalazły się na kolejne dwie i trzy… Tak oto Don Juan de Porres, młody hiszpański rycerz, zakochał się ze wzajemnością 17


w czarnoskórej, pięknej Anie. Nie zwlekali długo z wyznaniem sobie miłości. Pojawił się jednak wielki problem: pomimo miłości, która ich połączyła, młodzi nie mogli wziąć ślubu, ponieważ należeli do różnych klas społecznych. W ówczesnym świecie istniały liczne podziały i różnice społeczne. Don Juan był Europejczykiem, pochodził ze szlachetnego rodu, w dodatku był rycerzem Jego Królewskiej Mości Filipa II. Ona natomiast, choć piękna i pełna wdzięku, była Murzynką, której rodzice zostali przywiezieni jako niewolnicy z Afryki. Dziś nikt by się tymi różnicami nie przejął. Wiemy, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca w Niebie – i chociaż różnimy się kolorem skóry i narodowością, to przecież On stworzył wszystkich jednakowo godnymi miłości i szacunku. Lecz w czasach, w których rozgrywała się ta historia, uważano, niestety, inaczej. Don Juan i Ana spotykali więc się potajemnie, bo według praw panujących w tym dawnym świecie nikt nie mógł im udzielić ślubu kościelnego. Z tej zabronionej miłości urodziła się im dwójka pięknych, zupełnie niewinnych dzieci. Pierwszy narodził się syn, śmieszek o kędzierzawych włosach i słodkich, brązowych oczach. Miał urodę typowego Mulata, jego skóra przypominała w odcieniu kakao z mlekiem. Chłopczyk ten, któremu nadano imię Martin, 18


urodził się 11 listopada lub 9 grudnia 1579 roku. Nikt nie wie tego dokładnie, bo w tamtych czasach nie prowadzono jeszcze ścisłych rejestrów urodzin tak, jak dzisiaj. Po dwóch latach przyszła na świat jego młodsza siostra, Juana, o białej skórze po tacie. Niestety ciemna karnacja jej brata spowodowała, że w dokumentach sporządzanych podczas chrztu chłopca nie wpisano imienia i nazwiska taty. Widniała za to informacja: „ojciec nieznany”. Zatem tato, prawdopodobnie, nie przyznał się do dziecka z powodu koloru jego skóry – choć to wcale nie znaczyło, że go nie kochał.


Poznaj św. Martina de Porres – jednego z oficjalnych patronów Światowych Dni Młodzieży 2019 w Panamie! Zapraszamy Cię w niezwykłą podróż do Limy przełomu XVI i XVII w., gdzie czeka wiele nieprawdopodobnych przygód, wśród nich cudowne uzdrowienia, budowanie szpitala i sierocińca, a także pełne humoru ratowanie myszy. Wszystko za sprawą Martina de Porres. Któż to taki? Peruwiańczyk, dla którego służba Bogu i pomoc potrzebującym były ponad wszystko. Mimo swojego pochodzenia i ciemnego koloru skóry, które często przysparzały mu wiele kłopotów, nie zniechęcał się. Bożą mocą leczył, cierpliwie słuchał i dawał dobre rady wszystkim, którzy ich potrzebowali. Jego największą bronią była... pokora! Dzisiaj mówi się o nim Brat Miotła, bo na zamiataniu i pomocy ubogim znał się jak nikt inny. Nuda? Nie w tym przypadku! Poznaj fascynującego dominikanina o wrażliwym sercu i wielkim miłosierdziu.

Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów

Patronat medialny

www.bratnizew.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.