ZAPOMNIANE POWSTANIE
Paolo Gulisano
ZAPOMNIANE POWSTANIE O LUDZIACH, KTÓRZY RZUCILI WYZWANIE NAPOLEONOWI
Przekład Magdalena Osocha
Bratni Zew Wydawnictwo Franciszkanów
Tytuł oryginału: ANDREAS HOFER. Il Tirolese che sfidò Napoleone ISBN 978-88-514-0731-5 Copyright © 2010 by ÀNCORA EDITRICE Via G.B. Niccolini, 8 – 20154 Milano
Copyright wydania polskiego © 2010 by Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” spółka z o.o.
ISBN 978-83-7485-142-8 Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy się zwracać do wydawnictwa: „Bratni Zew” sp. z o.o., ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków.
Zamówienia na książki można składać: Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni Zew” ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl
Adiustacja polonistyczna: Jolanta Kunowska
Projekt okładki: Studio aem Paul-Huppert
WYDAWNICTWO OO. FRANCISZKANÓW „Bratni Zew” spółka z o.o. ul. Grodzka 54, 31-044 Kraków tel. 12 428 32 40, fax 12 428 32 41 www.bratnizew.pl
Spis treści
I
Wiara i wolność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nieznany bohater . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Poezja wolności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
7 10 15
II
Krwawa utopia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mały Cesarz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Cesarz przeciw ludowi . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
19 24 32
III
Powstania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dzwony bijące na alarm . . . . . . . . . . . . . . . . . Ognie Najświętszego Serca . . . . . . . . . . . . . . .
37 41 46
IV
Wierny Tyrol . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Andreas z Sandhof . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bawarska zdrada . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
55 59 66
V
Rok dziewiąty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wolność! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Za Boga, za cesarza i za ojczyznę . . . . . . . . . .
71 75 80
VI
Obrońcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kompania wolności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bohaterowie z Trentino . . . . . . . . . . . . . . . . . .
87 92 99
VII
Chrześcijański i uprzejmy bohater . . . . . . . . . 107 Dawny rycerz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 111 Bergisel . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 118
VIII W okowach w Mantui . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 123 Wolność orła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 128 Chwalebny koniec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 134
IX
W imię Hofera . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139 Upadek orła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143 Bund . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147
X Za Europę ludów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dziedzictwo Hofera . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ten, którego przebili . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Epilog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
155 161 164 169
Kalendarium . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171
I Wiara i wolność Człowiek na swej ziemi jest najbliżej Boga Hilaire Belloc
Mantua, 20 lutego 1810 Przez okno celi wnikają pierwsze promienie chłodnego brzasku. Więźniowi ten blask nie przynosi ulgi, lecz jest dla niego tragicznym znakiem, że jego los zaraz się wypełni. Grubymi i silnymi palcami szarpie swą długą brodę, zaś zaczerwienione po bezsennej nocy oczy szczypią go. Zaraz przyjdą po niego, skutego zaprowadzą przed pluton egzekucyjny i umrze, sam, z dala od swoich bliskich, nie będzie mógł uścisnąć żony ani dzieci. Umrze na obcej ziemi, słysząc krzyki i słowa wypowiadane w obcych językach, z których tylko jeden – włoski – jest mu częściowo znany. Umrze na płaskiej, skąpanej we wstydliwej mgle ziemi. Gdzież są majestatyczne góry Tyrolu? Gdzie są zielone łąki doliny Passiria? Andreas Hofer schyla głowę i ściska w dłoni różaniec. Nie godzi mu się narzekać bądź wykrzykiwać swą wściekłość na niesprawiedliwy los, który zaraz się wypełni. Nie musiał w taki sposób kończyć swego życia: powinien był spędzić je w swoim Tyrolu —7—
w spokoju i pracy, w swojej wiosce, za ladą gospody, oddając się przyjemnym pogawędkom z mieszkańcami bądź przejezdnymi, udającymi się na południe w stronę Merano lub na północ ku przełęczy Giovo, zadziwiając swoich przyjaciół Trydentczyków, że zna włoski, a zwłaszcza dialekt z doliny di Non. Koniec, koniec z tym wszystkim, koniec z uczuciami, z życiem. Nie musiał tak skończyć, lecz taka jest cena, jaką Andreas płaci za umiłowanie wolności, za miłość do swojej tyrolskiej ziemi, do świętej wiary katolickiej. Umiera za to, że przeciwstawił się tyranii, tym, którzy pragnęli zlikwidować zwyczaje, obrzędy, tradycje, tym, którzy chcieli zburzyć ołtarze i zastąpić je „drzewami wolności”. Umiera za to, że ośmielił się przeciwstawić cesarzowi Francji, Napoleonowi Bonapartemu, temu, który dążył, by stać się panem świata. Cóż za szaleństwo: jak gdyby człowiek mógł rozporządzać światem, wszystkim tym, co stworzył dobry Bóg. Człowiek nie może rozporządzać nawet samym sobą, pomyślał Andreas z gorzkim uśmiechem, inaczej bym się tu nie znalazł. Ale od razu pomyślał o tych chwilach, kiedy miał okazję wycofać się z tej walki, zrezygnować i odejść, być może w jakieś bezpieczniejsze miejsce w Austrii, tak jak zrobiło kilku jego przyjaciół. Jeszcze parę dni temu, kiedy nadarzyła się okazja mógł uciec strażnikom więziennym, lecz on pozostał. „Chcę napisać list” pomyślał i chwycił papier i pióro, by spisać swoje ostatnie myśli, zostawić ostatnie pozdrowienie, aby jego uczucia nie znikły wraz z nim o świcie. Nie, nie do żony czy dzieci: udręka mu na to nie pozwalała, a poza tym, jak mógłby wyrazić w kilku słowach to, co dyktowało mu zranione i rozdarte serce? —8—
Andreas Hofer napisał do przyjaciela. „Drogi bracie, wolą Boga jest, abym tu, w Mantui przeszedł od życia do wieczności; błogosławię Boga za jego Boską łaskę, że sprawia On, iż śmierć jest tak łatwa, jakby zabierali mnie w inne miejsce, a nie na egzekucję. Bóg do końca będzie udzielał mi łaski, abym mógł dotrzeć tam, gdzie moja dusza będzie mogła być wiecznie szczęśliwa ze wszystkimi świętymi, gdzie będę modlił się do Boga za wszystkich, a zwłaszcza za tych, których jestem dłużnikiem, także za Pana i Pana drogą małżonkę, za książeczkę do nabożeństwa i za inne dobre uczynki. Również wszyscy dobrzy przyjaciele, którzy tu jeszcze żyją, muszą modlić się za mnie, aby wyrwać mnie z płonących płomieni, gdybym miał pokutować w Czyśćcu. Moja droga oberżystka zamówi za mnie msze w San Martino w Sanktuarium Najświętszej Krwi. Na mszę muszą zostać zaproszeni mieszkańcy dwóch parafii, z San Leonardo i San Martino, a przyjaciołom należy podać podczas stypy w oberży dolnej (bratanka Johanna Grinera) zupę i mięso oraz pół miarki wina. Pieniądze, jakie miałem przy sobie, rozdzieliłem między ubogich. Weź z tego, co jeszcze zostało w Passiria, ile potrzebujesz, aż będziesz mógł rozmawiać z Hansem Mayr. On z pewnością powie ludziom także o pieniądzach dla biednych. Z reszty ty się z nimi rozlicz, najuczciwiej jak potrafisz, abym ja nie musiał odpokutowywać w Czyśćcu. Drogi panie Phuler, proszę udać się w moim imieniu i przedstawić sprawę oberżyście dolnemu w San Marino, on z pewnością wyda dyspozycje. Proszę jednak z nikim o tym nie mówić; proszę zażądać 50 florenów a ponadto, na pokrycie wszystkich wydatków. Pozostańcie wszyscy w zdrowiu, aż zobaczymy się w niebie i tam będziemy wychwalać Boga aż do końca. —9—
Niech wszyscy mieszkańcy Passiria i moi znajomi wspominają mnie w swoich modlitwach. Oberżystka niech nie smuci się zbytnio, będę modlił się do Boga za was wszystkich. Żegnaj mój okryty niesławą świecie, śmierć wydaje mi się taka łatwa, że oczy mi nie łzawią. Spisane o piątej rano, zaś o dziewiątej z pomocą wszystkich świętych odbędę podróż do Boga. Mantua, 20 lutego 1810. Twój za życia umiłowany Andreas Hofer z Sand w Passiria. W imię Pańskie rozpocznę podróż z Bogiem! Dajcie o tym znać także w Morandell”.
Nieznany bohater Kim był Andreas Hofer? Bohaterem walk o wolność Tyrolu, obrońcą wiary chrześcijańskiej. Autentycznym mitem dla starodawnego alpejskiego regionu, lecz mało znanym reszcie Europy. Te kilka informacji, które można znaleźć w podręcznikach do historii określa go jako oberżystę, który bez sukcesu starał się przeciwstawić władzy napoleońskiej, który porwał Tyrol do zbrojnego powstania, i który został rozstrzelany w Mantui 20 lutego 1810 roku. Nie ma się czemu dziwić, historię tworzą zwycięzcy: powszechnie panuje takie przekonanie. Pokonani nauczyli się czytać między wierszami o tym, co mówi się o ich sprawach. Często z oficjalnych wersji wywodzą się kontr-historie, próby – którym poważnie się przeszkadza – stworzenia innych hipotez, dania głosu innym mówcom, poszukiwania innych racji. Dramat powstaje, kiedy historia nie zostaje spisana. Gorszy od damnatio memoriae jest tylko brak pamięci: zapomnienie, jak gdyby nic się nie wyda— 10 —
rzyło, bądź udawanie, że się nie pamięta, co tak czy inaczej daje taki sam skutek: zesłanie w zapomnienie. Taka operacja – zawsze i w każdym razie niewłaściwa – wydaje się wręcz paradoksem w naszych czasach, w których historycy mogą korzystać z licznych narzędzi oraz posiadają możliwość komunikacji i dostęp do informacji. Historia Andreasa Hofera, która kończy się rozstrzelaniem go w Mantui 20 lutego 1810 roku, jest paradygmatycznym przykładem zaprzeczonej historii. Stronicą historii Europy, przez którą boleśnie przetoczyło się wiele przerażających tragedii, zwłaszcza w dopiero co zakończonym wieku, będących efektem nie tylko różnych totalitaryzmów, lecz przede wszystkim ideologicznego klimatu zdeterminowanego przez marzenia (a może lepiej powiedzieć – koszmary) umysłu, który chciał zniewolić naturę i człowieka w imię utopijnych żądań i ich praktycznych realizacji. Dwieście lat temu w pewnej części Europy doszło do wydarzenia ważnego dla małego skrawka ziemi, Tyrolu, lecz które nawet dla reszty naszego kontynentu nie było nieistotne. Wydarzenia raczej pomijanego w podręcznikach do historii. A jednak było to duże powstanie, wojna ludu, konflikt, którego cechy powinny przyciągnąć uwagę badaczy. Rewolta była przede wszystkim reakcją wiejskiej, tradycyjnej, katolickiej społeczności na agresję ze strony despotycznego państwa powstałego po Rewolucji Francuskiej z 1789 roku, państwa formalnie wyrażającego rewolucyjną wolę ludu, lecz w rzeczywistości całkowicie obcego „prawdziwemu” ludowi, mieszkającemu zarówno w miastach, jak i na wsiach. Rewolucji, tej francuskiej, która również cieszyła się dobrą opinią, obszerną publicystyką. — 11 —
La revolution zawsze cieszyła się przychylnością prasy, od wschodu po zachód; przedstawiana była jako wyzwolenie uciśnionych od nadal prawie feudalnego społeczeństwa, jak również wnoszenie nowoczesności i postępu. Niewielu chciało dostrzec, że przeciwnie, tak naprawdę Rewolucja była potwierdzeniem oligarchicznych prób zdobycia i utrzymywania władzy kosztem ubogich, w imieniu których głównie wypowiadał się Kościół. Nie uda nam się na tych stronicach uniknąć krytycznej rewizji także tego mitu, powszechnie utrwalonego jako rzeczywistość w uwadze opinii publicznej. Niemniej jednak, bardziej niż do historyków, do których ta książka nie pragnie się odwoływać, te słowa są adresowane do czytelnika, który nadal ma sumienie wrażliwe, na które mogą wpłynąć dzieje osoby, która umiała poświęcić wszystko, łącznie z samym życiem, aby sobie, swoim bliskim, swemu ludowi zagwarantować wolność i godność oraz możliwość życia według własnych zasad i wartości, a nie zgodnie z dyrektywami, jakie władza siłą i arbitralnie narzucała. Tyrolczycy, którzy w 1809 roku chwycili za broń i pod wodzą Andreasa Hofera, nie żołnierza, nie polityka, lecz zwykłego oberżysty z doliny Passiria, któremu na sercu bardziej niż wszystko inne leżała wiara i wolność, wystąpili przeciw cesarzowi Bonapartemu, walczyli, cierpieli i umierali nie dla niejasnego ideału, lecz broniąc czegoś bardzo konkretnego, począwszy od wolności religii, czyli – mówiąc praktycznie – samej możliwości przystępowania do sakramentów, posiadania dla siebie i swych dzieci chrześcijańskiego wychowania, możliwości swobodnego przekazywania i głoszenia samej wiary. To krwawe poświęcenie, które dwieście lat temu poniósł cały lud okrutnie dręczony przez rząd, którego — 12 —
celem było wytrzebienie z Tyrolu – jak z resztą ze wszystkich innych ziem napadniętych przez napoleońskie wojsko – wszelkich oznak religijności, zasługuje z pewnością, by przemówić, wstrząsnąć i wzruszyć często leniwymi i zdrętwiałymi duszami i sumieniami współczesnych wierzących. Sto lat temu znakomity katolicki intelektualista Juan Donoso Cortes, prekursor społecznej doktryny Kościoła, jeden z najbardziej przenikliwych umysłów dziewiętnastego wieku pisał do kardynała Fornari’ego: „W czasach, kiedy Kościół usunięto do sanktuarium, a Boga do nieba, jest absolutnie niemożliwym powstrzymanie rozprzestrzeniania się rewolucji i przyjścia tyranii”. Od oświeconych, z katedr intelektualistów Encyklopedii do buduarów niespokojnych kręgów libertynów, aż do dyskretnych pokoi łóż nadszedł pierwszy zabójczy atak dla chrześcijaństwa, i zaczęto pełnymi garściami rozsiewać ziarna relatywizmu, scjentyzmu, sekularyzmu: wielkie żniwo przyjdzie wraz z okropnościami XX wieku. Andreas Hofer podjął walkę o wyzwolenie z francusko-bawarskimi wojskami Napoleona, kiedy Prowincja Tyrol, w następstwie klęski Austrii w trzeciej wojnie koalicji, przeszła pod panowanie rządzonej przez masonów i antyklerykałów Bawarii, która w tym czasie stała się rodzajem państwa-satelity napoleońskiej Francji. Jakobińska Bawaria zaczęła narzucać Tyrolowi reformy, które ograniczały stare wolności i autonomię zatwierdzoną przez Landlibell, przywilej nadany przez cesarza Maksymiliana I w 1511 roku, oraz zaczęła poważnie ograniczać wolność religijną. Hofer sprzeciwił się tym nadużyciom, walczył, został pokonany, zdradzony, aż w końcu, z wyraźnej woli Napoleona, który odmówił jakiegokolwiek aktu łaski, został osądzony. — 13 —
Męczeństwo Hofera jest typowe dla tej charakteryzującej się licznymi próbami stworzenia nie tylko nowych społeczeństw, lecz także „nowych ludzi”, epoki. Wszystkie te próby zostawiły po sobie przerażający, krwawy ślad. Rewolucja francuska słusznie należy do grupy tych innowacyjnych „eksperymentów”, i analogicznie do innych rozpętała wściekły szał prześladowań religijnych, prześladowań tego, co stanowiło ducha ludu tyrolskiego, jego tkankę łączną, samą podstawę porządku cywilnego i ludzkiego. Podczas rewolucji, jak przy każdej próbie arbitralnego i totalitarnego sprawowania władzy, przede wszystkim trzeba uderzyć w libertas Ecclesiae. Bowiem tam, gdzie Kościół może wypełniać swą misję, czyli wychodzić z Chrystusem do ludzi, tam, gdzie istnieje wolność Kościoła, istnieje też na pewno wolność człowieka: „Prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Z tego powodu w dwudziestym wieku wojny były przede wszystkim wojnami przeciw religii. Każdy zamiar wprowadzenia nowego porządku i nowego człowieka starał się w głównej mierze pozbyć się, ideologicznie i materialnie, przytłaczającej obecności tego, który twierdził, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Hofer, jak każdy męczennik za wiarę, był kimś znacznie więcej niż tylko politycznym przeciwnikiem, członkiem opozycyjnego względem aktualnej władzy stronnictwa: był świadkiem tej Prawdy – i tej Drogi; świadkiem poprzez intensywne, wiarygodne, fascynujące, a przez to nie do zniesienia dla wroga życie. Ponadto, takiemu przeciwnikowi należy odebrać także godność wojownika z przeciwstawnego obozu: Tyrolczycy, tak jak wcześniej Wandejczycy, Bretończycy i wszystkie ludy z półwyspu włoskiego, na które napadły wojska napoleońskie, zostali okrzyknięci hańbiącym mianem „bandytów”. — 14 —
Nie będąc wcale – jak chcieli dać do zrozumienia jakobińscy pamfleciści – wyrazem mieszczańskiej, reakcyjnej i klerykalnej kontrrewolucji w obronie przywilejów ekonomicznych i restauracji państwa feudalnego. Tyrolski rokosz, tak jak inne powstania, był głównie dziełem chłopów, którzy w tej ideologii dostrzegali potężne zagrożenie dla ich własnego bytu. Wśród tyrolskich powstańców walczyli także przedstawiciele tej klasy średniej, pracowitej i nieznanej, do której należał Andreas Hofer, a która zawsze stanowi kręgosłup narodu: drobni handlowcy, ojcowie i matki rodzin, rzemieślnicy, którzy porzuciwszy domy czy warsztaty chwycili za broń i poszli walczyć w góry, aby oddano im kościoły, nietknięte życie księży, wolność wyrażania się.
Poezja wolności Życie Andreasa Hofera szybko stało się legendą: jesienią 1809 roku, kiedy odgłosy rewolty tragicznie cichły w Tyrolu, angielskie czasopismo „The Friend”, założone kilka miesięcy wcześniej z inicjatywy poety Samuela Taylora Colerigde’a, opublikowało pięć sonetów autorstwa Williama Wordswortha, jednego z prekursorów romantyzmu, w których wychwalała czyny Andreasa Hofera i tyrolskie powstanie, które wybuchło przeciw niezwyciężonemu wojsku napoleońskiemu. Wielkiego angielskiego poetę zafascynował ten bohater tak inny od jego środowiska kulturowego, tego systemu wartości, obrazów i tradycji, który utrwalił się pod pojęciem englishness, a którego był największym piewcą. To drobne, krótkotrwałe historyczne wydarzenie, do którego doszło w miejscu także kulturowo marginalnym, podczas — 15 —
gdy Anglia była absolutną bohaterką dziejów światowych, pobudziła gorącą wyobraźnię Wordswortha, który z pasją opisał epopeję tyrolskiego bohatera: Hofer Czy ze śmiertelnych rodziców narodził się bohater / który prowadzi mężnych Tyrolczyków? / Czy może to wielki Duch Wilhelma Tella, / który z zaświatów powrócił, by ożywić beznadziejne czasy? / Przychodzi jak Phobus przez bramy poranka, / Kiedy posępna ciemność zostaje pokonana, / a jednak pozostaje skromny! Na głowie ma zwykły pióropusz z czaplich piór. / O Wolności! Oni chwieją się w przód i w tył pod naciskiem – a umysłem chciałoby się uciec. / Lecz połowa ich zastępów już jest pochowana: kamień na kamieniu / opada: – patrz! Pod tym Boskim wojownikiem / wzgórza, źródła, lasy, złączone, by wykpić Tyrana, / by obalić jego okrucieństwo. Legenda Andreasa Hofera została uwieczniona nie tylko w romantycznej balladzie Wordswortha, lecz kilka lat później opiewała ją przejmująca pieśń zatytułowana Andreas Hofer Lied, która dzisiaj jest hymnem Tyrolu. Autorem tekstu hymnu, napisanego w 1832 roku, jest Julius Moser, zaś melodię skomponował Leopold Knebelsberger. W Mantui był w okowach Bohaterski Hofer, W Mantui na śmierć Prowadzi go wrogi oddział. Krwawi mu serce braci, Cała niemiecka ziemia oj we wstydzie i w bólu, Z nim Tyrol, z nim Tyrol! Z nim Tyrol, z nim Tyrol! — 16 —
Z rękami na plecach, Andreas Hofer szedł Krokiem spokojnym i zdecydowanym, Śmierć wydawała mu się niesprawiedliwa, Śmierć, tak wiele razy Była do niego przysyłana do doliny Isel, Do świętej ziemi tyrolskiej, do świętej ziemi tyrolskiej! Do świętej ziemi tyrolskiej, do świętej ziemi tyrolskiej! Lecz po tym jak zza krat celi W zimnej Mantui, Zobaczył jak bracia w rękach Wyciągają wierną broń, Krzyknął głośno: „Niech Bóg będzie z wami, Z imperium zdradzonych Niemców!” I z Tyrolem, i z Tyrolem! I z Tyrolem, i z Tyrolem! Bęben nie chciał chętnie wydawać dźwięku Pod uderzeniem pałeczki, W chwili kiedy Andreas Hofer Szedł ku drzwiom więzienia. Andreas jeszcze nie zakuty w kajdany, Zatrzymał się na miejscu stracenia, Człowiek z Tyrolu, człowiek z Tyrolu! Człowiek z Tyrolu, człowiek z Tyrolu! Powinien upaść tam na kolano, Powiedział: Nie zrobię tego! Chcę umrzeć stojąc, tak, Chcę umrzeć tak jak walczyłem, Tak jak stoję w tych okopach, Niech żyje mój dobry cesarz Franciszek, A z nim jego Tyrol, a z nim jego Tyrol! A z nim jego Tyrol, a z nim jego Tyrol!” I kapral zdejmuje mu — 17 —
Opaskę z ramienia; Andreas Hofer modli się tu Po raz ostatni; Później krzyczy: „Teraz, celujcie dobrze! Strzelajcie! Och! Jak źle strzelacie! Żegnaj, o mój Tyrolu. Żegnaj, o mój Tyrolu. Żegnaj, o mój Tyrolu. Żegnaj, o mój Tyrolu”. Andreas Hofer został uwieczniony w ostatnich, tragicznych i chwalebnych chwilach życia, kiedy wychodzi przed pluton egzekucyjny, lecz śmierć mu niestraszna i wydaje mu się czymś nieistotnym, ponieważ walczył w słusznej sprawie: o wolność swego ludu. Hofer myśli o swoich przyjaciołach i zachęca ich, aby dalej walczyli za sprawę tyrolską oraz „cesarstwa niemieckiego”, przez które rozumie nie Niemcy, lecz Austrię Habsburgów. Pieśń podkreśla, że Hofer oczekując na egzekucję stał: nie zgodził się na propozycję, by podczas egzekucji przyklęknąć, jak robili Francuzi. Chciał umrzeć z uniesioną głową, tak jak walczył, nie poddając się i nie okazując uległości. Andreas Hofer chciał po raz ostatni rzucić wyzwanie wrogowi, tak więc to on sam wydał rozkaz plutonowi egzekucyjnemu, by strzelał, krzycząc: „Feuer!” (Ognia!). W końcu ostatnie słowa Hofera są pożegnaniem z jego ziemią, jego ukochanym Tyrolem. Taka jest legenda Andreasa Hofera, a ta historia jest prawdziwą opowieścią, historią człowieka, który ośmielił się przeciwstawić Napoleonowi w imię Wiary i Wolności.
— 18 —
II Krwawa utopia1 Było to prawdzie Zwycięstwo? Dla potomnych trudny wyrok. Z Il cinque maggio Alessandro Manzoni
Andreas Hofer był jedną z najniezwyklejszych postaci, jakie znała historia. Historia zna bohaterów, którzy czasami, niezależnie od powodzenia ich przedsięwzięć i bezpośredniej wrzawy sławy, pozostają dłużej żywi w pamięci ludzi, ponieważ umieli lepiej od innych, może nawet mających więcej szczęścia i bardziej podziwianych w czasach ich splendoru ziemskiego, być wcieleniem esencji danej epoki lub, częściej, idei. Andreas Hofer głęboko zakorzenił się w pamięci Tyrolczyków, lecz reszta świata go nie zna. I przeciwnie, nie ma nikogo, kto by nie znał jego strasznego, tytanicznego antagonisty, Napoleona Bonapartego. 1
Nazwy geograficzne z Tyrolu prawie zawsze występują w wersji włoskiej (Bressanone/Brixen, Vipiteno/Sterzig), tylko po to, by ułatwić orientację czytelnikom, mimo iż autor uważa formę oryginalną w języku niemieckim za poprawniejszą. Żeby zapoznać się z położeniem geograficznym wymienianych miejsc, proszę przyjrzeć się mapce na stronie 173.
— 19 —
O ile Hofer przez dwa stulecia reprezentował sztandar, wokół którego powstawały ruchy i umacniały się dążenia ludu, o tyle Napoleon przeszedł z historii do mitologii, z historiografii do ideologii. Wynika to nie tylko z jego działań, jego niewątpliwego geniuszu wojskowego, dzięki któremu świat poznał go poprzez znakomite zwycięstwa, lecz także i przede wszystkim z monopolu kulturalnego, stosowanego do dzisiaj przez przedstawicieli idei, której on był najlepszym i kompletnym wcieleniem. „W Napoleonie bowiem sumują się, oczyszczone przez ogień jego ludzkiej wielkości, cechy Marata, Mirabeau, Dantona, Robespierrea i różnych generałów, jacy pojawili się w tyglu rewolucji francuskiej”2. Tyglu, z którego wyszły różne rodzaje despotyzmu, z wygodnego przyzwyczajenia określane jako „prawicowe” bądź „lewicowe”. Bonapartyzm reprezentuje wyraźną skłonność do absolutnego sprawowania władzy, do centralizacji i centralizmu, do potęgi wojskowej i wojennych przygód. Jest to polityczna procedura, która w ciągu ostatnich dwóch stuleci zbyt często urzeczywistniała się od Europy po Amerykę Południową, nie omijając – na miarę ich możliwości – Włoch. Jednak podręczniki historii nadal pozytywnie przedstawiają postać Napoleona, przynajmniej z uwagi na jego wartość rewolucyjną, na próbę rozpropagowania w całej Europie idei rewolucji z 1789 roku, na determinację w usuwaniu starego europejskiego porządku opartego na religijnych tradycjach. Lecz właśnie dlatego, mimo przyznania, że Napoleon był wielkim geniuszem wojskowym oraz zdolnym mężem stanu, idea, którą on reprezentuje była i jest 2
F. M. Agnoli, Andreas Hofer eroe cristiano, Milano 1979, s. 19.
— 20 —
zasadniczo zła. „Szatańską ideę, ukierunkowaną na zniszczenie porządku świata, mimo tego zła, widocznego u jego marnych i przeciętnych poprzedników: Dantona, Robespierrea i, przede wszystkim, u nieprzyzwoitego Marata, on umiał przyoblec w taką wielkość ludzkich tryumfów, że prawie udało się ją ukryć. Diaboliczna zasada, którą, może nieświadomie, propagował, została w ten sposób spowita w opary chwały. Potwierdzenie tej „negatywności” (ma się rozumieć w stosunku do wartości uniwersalnych, ponieważ jest wielce prawdopodobne, a nawet pewne, że w odniesieniu do krótkiego okresu czasu i do przejściowych spostrzeżeń nie wszystkie wyniki jego działań były szkodliwe, a wiele nawet wydawało się korzystnych) można znaleźć w fakcie, że żadna inna postać z historii nie miała takiego wpływu na wzburzone umysły i na dusze. Przez cały wiek, a także i dzisiaj, szpitale psychiatryczne w całej Europie były pełne osób, uważających się za Napoleona, podczas gdy inni „bohaterowie”, choć w danej chwili sławniejsi i bardziej obecni w uwadze opinii publicznej, znajdowali mniej „wielbicieli” wśród chorych umysłowo”3. Rewolucja, przesiąknięta oświeceniowymi filozofiami osiemnastego wieku, lecz również starożytnymi heretyckimi propozycjami takimi jak gnoza, postawiła sobie za cel przede wszystkim walkę z Kościołem. Rozwinął się ruch chrystianofobii, który tak naprawdę trwa do dzisiaj, mutatis mutandis, na początku dwudziestego pierwszego wieku. Pierwsza faza ruchu rewolucyjnego skierowanego przeciw Kościołowi nie ograniczyła się do ofensywy na płaszczyźnie idei, lecz była tak krwawa, gwałtowna, mordercza w prześladowaniu chrześcijan – 3
Ibid., s. 21.
— 21 —
duchownych i świeckich – jak to nie działo się od wieków w Europie. Osoby, które nie odstąpiły publicznie od wiary pod bagnetami żołnierzy, bądź na skutek wezwań urzędników państwowych, były deportowane lub zabijane. Jeden z najwyraźniejszych i najwłaściwszych sądów na temat tych wydarzeń wydał w 1993 roku wielki rosyjski intelektualista Aleksander Sołżenicyn, bohater heroicznej epoki „niezgody”, czyli kulturalnego, cywilnego i religijnego ruchu, którego zwolennicy w byłym Związku Radzieckim przeciwstawiali się komunistycznej dyktaturze, przypłacając to zsyłkami do obozów koncentracyjnych, torturami i śmiercią. Upamiętniając tysiące ofiar rewolucji francuskiej, która będzie później wzorem dla innych, jeszcze bardziej krwawych rewolucji, jakie dotknęły świat, wliczając tę, która zniszczyła jego ojczyznę, Sołżenicyn powiedział: „Wydarzeń historycznych nie można w pełni zrozumieć w żarze namiętności, jakie im towarzyszą, lecz z pewnego dystansu, kiedy z czasem ostygną. Przez długi czas nie chciano słyszeć i przyjąć tego, co krzyczeli umierający, ci którzy byli paleni żywcem: pracowitych chłopów, dla których, jak się wydawało, została przeprowadzona rewolucja, lecz że ta sama rewolucja ciemiężyła i upokarzała ich aż do granic, tak więc właśnie ci chłopi zbuntowali się przeciwko niej! Współcześni dobrze zrozumieli, że każda rewolucja wyzwala wśród ludzi instynkty najbardziej podstawowego okrucieństwa, ciemne moce zazdrości, chciwości i nienawiści. Oni zapłacili zdecydowanie ciężki haracz ogólnej psychozie, kiedy postępowanie jak ludzie politycznie umiarkowani, bądź choćby robienie takiego wrażenia, było już uznawane za przestępstwo. — 22 —
Dwudziesty wiek znacznie przyćmił romantyczną aureolę otaczającą rewolucję z osiemnastego wieku. W końcu ludzie przekonali się, patrząc na swoje nieszczęścia, że rewolucje niszczą organiczny charakter społeczeństwa; że szkodzą naturalnemu biegowi życia; że unicestwiają najlepszych przedstawicieli populacji, pozwalając działać najgorszym; że żadna rewolucja nie może wzbogacić kraju, lecz tylko tych, którzy umieją wyjść z tarapatów bez skrupułów; że generalnie powoduje niezliczone śmierci we własnym kraju, wszechstronne zubożenie, a w najcięższych przypadkach – trwałą degradację populacji”4. Dla wielkiego rosyjskiego intelektualisty, rewolucja francuska została zorganizowana w imię zasadniczo sprzecznego i niemożliwego do zrealizowania sloganu: wolność, równość, braterstwo. Bowiem w życiu społecznym wolność i równość dążą do wzajemnego wykluczenia, zwalczają się: wolność nie przewiduje równości społecznej, podczas gdy równość ogranicza wolność, ponieważ inaczej nie można by jej osiągnąć. Co do braterstwa, to tego prawdziwego nie można zbudować w oparciu o społeczne rozporządzenia, lecz ma charakter duchowy, oparty na uznawaniu się za dzieci jednego Ojca. Ponadto, ten potrójny slogan kończył się złowieszczym „albo śmierć”, co niszczyło jego wszelkie znaczenie. Doświadczenie rewolucji francuskiej powinno wystarczyć, aby racjonalistyczni organizatorzy „szczęśliwości ludu” wyciągnęli z niego lekcję, tymczasem przebieg rewolucji francuskiej stał się wzorem do powtórnego zastosowania na innych społecznościach i narodach. 4
A. Sołżenicyn, Onore alla memoria della resistenza e del sacrificio degli insorti vandeani del 1793, w: P. Poupard, La Guerra dei giganti, Il Cerchio, Rimini 2009, s. 95-96.
— 23 —
Rewolucja francuska była zatem trującym drzewem przemocy, którego pierwszym owocem był Napoleon Bonaparte.
Mały Cesarz Los małego Cesarza rozstrzygnął się pomiędzy dwoma 5 maja: tym z 1789 roku, kiedy odbyło się zebranie Stanów Generalnych, które miało przygotować przyszłe powstanie w lipcu i dać początek rewolucji, oraz 5 maja 1821 roku, kiedy pokonany wygnaniec zmarł na wyspie Świętej Heleny. Kiedy wybuchła rewolucja, Bonaparte był więc dwudziestoletnim oficerem: zaczął ją jako oficer artylerii, a zakończył w stopniu generała. Jego udział w rewolucji był w rzeczywistości skrajnie sprzeczny: kiedy rozpoczęło się poruszenie, udało mu się uzyskać długą przepustkę, dzięki której mógł schronić się na Korsyce, swojej ojczystej wyspie. Tam przyłączył się do rewolucyjnego ruchu wyspy, przyjmując stopień podpułkownika Gwardii Narodowej. W 1792 roku odmówił powrotu do służby w Wojskach Francuskich i został uznany za dezertera. Pod naciskiem rodziny wrócił jednak do Paryża, gdzie stanął przed ministrem wojny i używając odpowiednich argumentów i swoich umiejętności bronił się tak, że nie tylko udzielono mu przebaczenia i pozwolono wrócić w szeregi wojska, lecz został nawet awansowany na kapitana. Ta niezdecydowana, żeby nie powiedzieć schizofreniczna postawa była z pewnością konsekwencją niepewnej tożsamości wspólnotowej czy narodowej. Kiedy Napoleon urodził się w Ajaccio w 1769 roku, minął niewiele ponad rok od podpisania Traktatu — 24 —
Wersalskiego, w którym Republika Genueńska przekazała Korsykę królowi Francji, który natychmiast najechał ją ze swoimi wojskami. Rodzina Bonaparte należała do drobnego korsykańskiego mieszczaństwa i miała dalekie szlacheckie korzenie toskańskie. Ojciec Napoleona – kierowany osobistą ambicją – został kolaboracjonistą nowej francuskiej administracji, i słusznie pomyślał, by wysłać syna na naukę do Francji, aby łatwiej mógł wspiąć się po drabinie społecznej. Napoleonowi w szkołach, gdzie inni chłopcy w większości wywodzili się z szeregów wysokiej arystokracji transalpejskiej, ciążyło zagraniczne pochodzenie. Nie mając przyjaciół i nie będąc mile widzianym, także z uwagi na wygląd zewnętrzny, młody Napoleon oddawał się wytrwale nauce, radząc sobie szczególnie dobrze w matematyce. W sercu Napoleon sekretnie nienawidził Francji i Francuzów, których uważał za uzurpatorów i deprawatorów korsykańskich zwyczajów, i wspierał sprawę niepodległości Korsyki. Rewolucja napotkała na dumnej wyspie na żywiołowy opór. W 1792 roku rewolucyjna przesadność i wprowadzenie „terroru” pchnęły narodowego bohatera walk o korsykańską niepodległość, Pasquale Paoliego, do podjęcia od nowa walki o niepodległość Korsyki, która zaczęła się, kiedy jeszcze wyspa znajdowała się pod rządami Genui, wzywając bezpośrednio całą korsykańską ludność, by broniła swojej ojczyzny i praw. Rodzina Buonaparte (wtedy jeszcze tak pisało się to nazwisko, zanim Napoleon zmienił je na brzmiące bardziej francusko), która również wspierała Paoliego w czasach powstania przeciw Genui, — 25 —
a później przeciw wojsku Ludwika XV, opowiedziała się po stronie francuskiej. Czy stało się to ze strachu (władze transalpejskie podejrzewały rodzinę Buonaparte o zdradę) czy też z cynicznego oportunizmu, faktem jest, że od tego czasu Napoleon zdecydowanie wspierał rewolucję i szybko awansował w wojskowej hierarchii. W grudniu 1793 roku, jako podpułkownik artylerii wyzwolił port Tulon od monarchistów i wojsk angielskich, które tam stacjonowały; był to jego pierwszy głośny i sensacyjny sukces wojskowy, dzięki któremu został awansowany na generała brygady i zwrócił uwagę przyszłego członka Dyrektoriatu Paula Barrasa, który pomoże mu później w zdobywaniu kolejnych szczebli władzy. W międzyczasie rewolucja coraz bardziej odsłaniała swoje brutalne i antychrześcijańskie oblicze: 27 maja 1792 roku została ogłoszona ustawa, która skazywała na deportację z Francji duchownych, którzy odmawiali przysięgi na wierność państwu. Wolność religijna została ugodzona prosto w serce. W sierpniu doszło do pierwszych wystąpień masowych w Wandei, regionie znajdującym się na zachodzie Francji. Główne centra opozycji wobec tyranii rewolucji znajdowały się na zachodzie kraju, w Wandei, w Maine i w Bretanii. Jeśli chodzi o Bretanię, to była to ziemia, która przez długi czas pozostawała niezależna od Paryża, i która nadal domagała się autonomii oraz wyróżniała się odrębnym językiem – pochodzenia celtyckiego, zwyczajami, obrzędami, tradycjami. Co do duchowości, to na zachodzie sto lat wcześniej głosił kazania Ludwik Maria Grignon de Montfort, wielce oddany Najświętszej Maryi Pannie, i który na tych ziemiach propagował nabożeństwo do Naszej Pani, miłość do krzyża i różańca. Niemal wiek — 26 —
później chłopi z Wandei, Maine, Bretanii, z Andegawenii i z Poitou szli walczyć recytując koronkę, śpiewając litanie, a za sztandar mając flagę królewską z Najświętszym Sercem Jezusa pośrodku. Byli to ludzie, którzy mimo iż nie mieli okazji dokonywać ważnych czynów, jak te z Wandei, to w sposób nadzwyczajny wyróżnili się odwagą i oddaniem: byli pierwszymi, którzy wznieśli sztandar wierności i ostatnimi, którzy się poddali. Ich działania nie miały, przynajmniej na początku, wielkiego znaczenia wojskowego, lecz dzięki duchowi, z jakim walczyli, nie mieli czego zazdrościć wielkim przywódcom wandejskim: byli to szuani z dolnego Maine. Ich wystąpienie zostało określone mianem szuaneria i odnosi się do całej reakcji katolickiej w Maine i w Bretanii. Dolne Maine jest regionem pokrytym wzgórzami i poprzecinanym rzekami. Chłopi mieli tam zwyczaj w taki sposób hodować drzewa, by miały długie gałęzie i puste pnie, które były wykorzystywane jako schowki; liczne fosy i palisady uniemożliwiały przejście przez pola. To wszystko sprawiało, że region nadawał się do prowadzenia partyzantki. Chłopi byli przywiązani do swoich zwyczajów i głęboko pobożni, gościnni i uczynni, do tego stopnia, że lokalne przysłowie mówi, iż Bóg każe płacić potrójnie za odrzuconą jałmużnę. Szanowali swoich duchownych, których uważali za przedstawicieli dobrego Boga. Powstanie, naglące z uwagi na zewnętrzny nacisk Austriaków i Prusaków, wybuchło przy okazji nowego, masowego, obowiązkowego poboru do wojska. Zbuntowana Wandea w krótkim czasie i spontanicznie była w stanie wystawić wojsko nie tylko do walki partyzanckiej, lecz także zdatne do walki na otwartym polu; wojsko, które przez długi czas miało przewagę — 27 —
nad rewolucyjną armią zachodu, wzbudzając podziw Napoleona. W końcu jednak dysproporcje sił na polu walki przeważyły. Reżim, nie nasycony zwycięstwem, rozpoczął przerażające represje. 17 stycznia 1794 roku generał Tureau słowami „wolność, równość, braterstwo albo śmierć” nakazał całkowite zniszczenie regionu. W Wandei, przez którą przetoczyły się „piekielne kolumny” doszło do strasznego ludobójstwa. Żeby dowiedzieć się, co zaszło w tym odległym regionie na zachodzie Francji, aby poznać rezultaty i efekty przejścia „piekielnych kolumn” generała Westermanna, trzeba było poczekać, aż prace wartościowych i dysponujących dokumentami pisarzy zdołały przedrzeć się przez kordon sanitarny, nałożony na przemysł wydawniczy w celu ratowania nietykalnego mitu rewolucji francuskiej i jej wiecznej wielkości, oraz zostały przetłumaczone i wydane. Z tragedii w Wandei wyłania się przede wszystkim antyreligijna, bezlitosna, ślepa nienawiść, która w każdym wierzącym, nieważne czy bezbronnym, kobiecie, dziecku czy duchownym dostrzega przeciwnika, którego należy zniszczyć. Wandea w historii pozostaje paradygmatem ludobójstwa, na którym wzorowały się inne reżimy totalitarne. Jest coś dramatycznie niepokojącego w tym zjawisku zacietrzewienia ideologicznie skierowanego przeciw ziemi i ludziom, którzy na niej pracują i o nią dbają. Łatwo dostrzec w tej perwersyjnej polityce spalonej i wyludnionej ziemi straszną, starą pokusę, odwołującą się do gnostycyzmu, i diaboliczne roszczenie, by wznieść się do poziomu bogów, demiurgów będących w stanie zniszczyć świat, którego się nienawidzi i nie akceptuje takim, jakim jest, ponieważ — 28 —
został stworzony przez kogoś innego, aby później odbudować go zgodnie ze swoimi konceptualnymi planami i wedle własnych wyobrażeń. Dla oświeceniowych intelektualistów słowa „fanatyk” i „fanatyzm” często łączyły się z „chłopi”, a tak zwany „fanatyzm wsi” zawsze był przedstawiany jako jeden z głównych czynników rewolty. Dla Woltera chłop nie jest nikim więcej, jak „dzikusem”: nieokrzesanym, niewrażliwym, zezwierzęconym przez pracę, skrzętnie działającym jedynie pod wskazówkami i radami księży, mocno uczepionym swoich religijnych przesądów. Zupełnie inny od ideału „dobrego dzikusa” Rousseau: czystego, niewinnego, nie oddanego nieprzyjemnym i poniżającym pracom jak kopanie radłem, dojenie krów, cięcie sierpem; będącego efektem utopijnych rojeń, mogących wzbudzić w znudzonym mieszczaninie (tak w przeszłości jak i dziś) drażniący pociąg do egzotycznych oraz erotycznych rozrywek. Powstańcy z Wandei i Bretanii nie byli wcale bezrozumni; jednym z wielkich bohaterów epopei wiary był Jacques Cathelineau, zwany „świętym z Anjou”. Bohater, nazwany przez kardynała Paula Pouparda, już Przewodniczącego Papieskiej Rady do spraw Kultury za pontyfikatu Jana Pawła II, „niewykształconym młodzieńcem z Mauges, generałem katolickiego i królewskiego wojska powstańców dla obrony wiary w Chrystusa, dla wierności Papieżowi i dla wolności wyznawania religii z kapłanami wiernymi Kościołowi Bożemu, a absolutnie nie prześladującej republice: ta epopeja, dzięki swojemu nieprzewidzianemu charakterowi i wymiarowi, natchnieniu i oddaniu, przywodzi nieodparcie na myśl tajemnicę jakiejś Joanny d’Arc”5. 5
P. Poupard, La guerra dei giganti, op. cit.., s. 61.
— 29 —
Jacques był obwoźnym sprzedawcą, który jeździł po wsiach i gospodarstwach i sprzedawał grzebienie, mydło, igły i nici, wełnę i chusteczki, cukier i sól oraz różańce. Dobroduszny i usłużny, szczery i lojalny, z bólem śledził dzieje rewolucji, zwłaszcza w jej aspektach antychrześcijańskich. Cathelineau zaczął wówczas organizować pielgrzymki, by prosić Maryję Pannę, aby na ich ziemi zachowała się wiara katolicka: „Ufam, Najświętsza Panienko, w Twą pomoc” było jego modlitwą. Jacques Cathelineau, świecki, zwykły wierzący, wierny swej wierze i swemu sumieniu wobec Boga i ludzi, stał się inicjatorem coraz większych wystąpień w celu obrony Kościoła przed śmiertelnymi atakami rewolucji. Z Paryża nie nadchodzą już tylko złe wiadomości, lecz prześladowania. Cathelineau zaraża swym entuzjazmem młodych ludzi, którzy buntują się. Drobna szlachta, która nie mogła wyemigrować, stara się ukryć. Kler, który nie mógł udać się na wygnanie i który odmawia złożenia przysięgi, ukrywa się i stara się uspokoić umysły ludzi. Ludność, młodzi chłopi, rzemieślnicy i kupcy, wyczerpani nieprzyjemnościami, oburzeniem i zmartwieniami, odmawiają służby reżimowi, który nimi pogardza i ich prześladuje. Cathelineau staje na czele powstańców wznosząc nie polityczny proporzec, lecz sztandar wiary: Vexilla regis prodeunt Fulget Crucis mysterium, Qua vita mortem pertulit, Et morte vitam protulit „Idą królewskie proporce / Jaśnieje tajemnica krzyża, / na którym życie zniosło śmierć, / a swą śmiercią daje życie”. — 30 —
Była to pieśń bojowa tego, który znany był już jako „święty z Anjou”. Napoleon, znający się na ludziach i żołnierzach, tak pisał w swoich Wspomnieniach: „Natura obdarzyła Cathelineau podstawowymi cechami przywódcy wojskowego: natchnieniem, aby nigdy nie dać odpocząć ani zwycięzcom ani zwyciężonym. Nic nie mogłoby powstrzymać marszu królewskich wojsk. Biała chorągiew powiewałaby na wieżach Notre Dame szybciej niż wojska znad Renu byłyby w stanie przybiec z pomocą swojemu rządowi”. Cathelineau, podobnie jak Joanna d’Arc, czerpał swoje natchnienie i determinację z innego źródła: swojej pobożności, gorącego zapału dla chwały swojego Boga, swojego przywiązania do wiary katolickiej, pragnienia ujrzenia odbudowanej monarchii. To były pierwsze i podstawowe powody, które kazały mu chwycić za broń i dzięki którym był nieustraszony wśród największych niebezpieczeństw. Podejmując decyzję nie kierował się absolutnie ambicją, pragnieniem zbicia fortuny, zdobycia chwały i rozsławienia swego imienia. Jego godna podziwu wartość, jego wypróbowany zapał, bezinteresowność, wzbudzały niezmierne zaufanie u żołnierzy, którzy na jego rozkazy dokonywali cudów. Chłopi kochali go zwłaszcza za jego współczucie oraz za to, że urodzony jako chłop, zachował strój, zwyczaje i język właściwy swojej klasie społecznej. Z tego powodu został wybrany generalissimusem wandejskiego wojska, i zwyczajny kupiec handlujący suknem stał się przywódcą, nie napotykając na żaden sprzeciw ze strony arystokracji, która uznała jego władzę. Śmiertelnie raniony 29 czerwca 1793 roku podczas bitwy pod Nantes, zmarł 14 lipca, w tragiczną rocznicę zdobycia Bastylii. — 31 —
Cesarz przeciw ludowi Losy „świętego z Anjou” są emblematycznym świadectwem poświęcenia tych, którzy razem z nim walczyli i heroicznie ginęli, by wobec centralnej władzy, która zamieniała reżim we Francji w machinę wojenną skierowaną przeciw religii, potwierdzić swą wierność Kościołowi i prawom Boga i sumienia. Jednym z najbardziej niepokojących aspektów charakteryzujących rewolucyjne ideologie odpowiedzialne za różne „wandee”, jest tuż po nienawiści do Boga, człowieka i ziemi (która jest miejscem, gdzie Bóg się wcielił i żył dla zbawienia człowieka, i które strzeże i ukazuje jego dzieła), nienawiść do pamięci. To, co istniało przed rewolucją nie tylko musiało zniknąć, lecz nie mogło pozostać po tym nawet wspomnienie. Sama rewolucja miała jawić się jako nieuniknione, niezbędne historyczne zjawisko, przed którym panowała tylko ciemność, i to wszystko, co przeciwstawiło się jej marszowi zostawało zepchnięte w nieokreślone i niejasne granice „czarnej legendy”. Pospólstwu i uczniom wystarczają hasła: „siły reakcji, ciemne wieki, zacofane przeciwstawianie się postępowi”. Cała reszta została zapomniana, albo jeszcze gorzej – „nigdy się nie wydarzyła”. Podczas gdy we Francji rewolucja uciskała swoich własnych chłopów, w tym samym czasie zwracała się ku zagranicy, żywiąc nadzieję na rozprzestrzeninie się w całej Europie. W dramatycznym 1793 roku została wypowiedziana wojna Anglii, a następnie Austrii, dwóm dużym mocarstwom, będącym bez wątpienia rywalami i przeciwnikami. W tym ambitnym poszukiwaniu podbojów ważną rolę odegrał sam generał Bonaparte. — 32 —
11 marca 1796 roku, dwa dni po ślubie z Józefiną Beauharnais, wdową po zgilotynowanym w czasie rewolucji oficerze, Napoleon wyjechał do Włoch na czele trzydziestu ośmiu tysięcy ludzi, czyli wojskowej ekspedycji, która w planach Dyrektoriatu miała być po prostu „atakiem pozorowanym”, ponieważ atak na Austrię miał nastąpić wzdłuż dwóch kierunków na Renie. W ten sposób zaczęła się pierwsza kampania włoska, która miała ukazać wojskowy i polityczny geniusz Napoleona, często sensacyjnie odnoszącego zwycięstwa nad siłami austriackimi. Rozejmem z Cherasco Napoleon zmusił Wiktora Amadeusza III Sabaudzkiego do poważnych koncesji, ratyfikowanych poprzez zawarcie pokoju w Paryżu 15 maja, który przyznawał Francji zarówno Sabaudię, jak i hrabstwo Nicei, dwa regiony geograficzne, które później znowu miały zmienić właściciela i być monetą przetargową między Sabaudczykami a Francuzami. Napoleon kontynuował „włoską kampanię” odnosząc zwycięstwo za zwycięstwem, przeczuwając, że w przyszłości będzie mógł wykorzystać to w rozgrywce o władzę. 10 maja 1796 roku rozgromił ostatnich austriackich obrońców w bitwie pod Ponte di Lodi, a 15 maja tego samego roku wkroczył do Mediolanu. Bonapartemu na drodze stały nie tylko wojska austriackie, lecz także chłopi – podobnie jak w Wandei i Bretanii – którzy widłami i fuzjami starali się zatrzymać pozornie nie do odparcia francuski najazd. Na cześć wkraczającego do Mediolanu Napoleona wiwatowała wątła grupka przedstawicieli oświecenia, jak Pietro i Alessandro Verri, Gian Galeazzo Serbelloni i Francesco Melzi d’Eril. W 1798 roku Dyrektoriat był zaniepokojony nadmierną popularnością i znacznym prestiżem Bonapartego. W trakcie włoskiej kampanii młody generał — 33 —
pokazał wszystkie swe wyśmienite zdolności wojskowe, okazując się znakomitym strategiem, lecz także bardzo ambitnym politykiem, dążącym do zwiększenia swojej władzy. Zdecydowano powierzyć mu zadanie zajęcia Egiptu, by walczyć z Anglią o dostęp do Indii, a w efekcie zaszkodzić jej ekonomicznie. Równocześnie liczono, że operacja – sama w sobie bardzo ryzykowna – może mieć nieprzewidywalne dla wodza konsekwencje. Napoleon z zadowoleniem podjął się zadania: od lat rozmyślał o kampanii na wschodzie, marząc, by pójść śladami Aleksandra Wielkiego i zbudować swą fortunę rozpoczynając od wschodu. Po kilku początkowych zwycięstwach, które szybko umożliwiły mu zajęcie Kairu, flota Napoleona w Egipcie została kompletnie zniszczona przez angielskiego admirała Horatio Nelsona w zatoce Abukir. Napoleon postanowił wtedy udać się do Syrii. Kampania zakończyła się porażką. Mógł to być początek końca, jakiego życzyli sobie co niektórzy we Francji, lecz mały Korsykańczyk pokazał niewiarygodną umiejętność odwracania własnego losu, umiejętność, która będzie go wyróżniała przez całe jego życie. Powróciwszy do Kairu, Napoleon 25 lipca 1799 roku zadał klęskę ponad dziesięciotysięcznemu wojsku otomańskiemu dowodzonemu przez Mustafę Paszę w Abukir, w tym samym miejscu, gdzie rok wcześniej stracił całą flotę. Zmartwiony jednak strasznymi wiadomościami, jakie docierały z Francji, której wojska cofały się na każdym froncie, zaś Dyrektoriat został pozbawiony władzy, i świadomy, że egipska kampania nie przyniosła spodziewanych efektów, przekazał dowództwo generałowi Kleberowi i w tajemnicy wsiadł na statek płynący do Francji. — 34 —
Tam przeprowadził zamach stanu: uzyskawszy tytuł Pierwszego Konsula, czyli w rzeczywistości stanowisko, które stawiało go ponad wszelką władzą państwową, Napoleon całkowicie poświęcił się polityce wewnętrznej, konsolidując ostatecznie idee i struktury rządu powstałe w czasie rewolucji, doprowadzając ją do końca. Francja miała w ten sposób centralną strukturę administracyjną, sprawującą dokładną kontrolę nad swym terytorium poprzez podział na departamenty, dystrykty i gminy, którymi odpowiednio zarządzali prefekci, podprefekci i merowie. Kasa państwowa zapełniała się dzięki podbojom wojennym i założeniu Banku Francji. Długa walka z katolicyzmem zakończyła się podpisaniem w 1801 roku korzystnego dla państwa Konkordatu, który uznawał katolicyzm za „religię większości Francuzów” (chociaż nie religię państwową), lecz nie zwracał Kościołowi odebranych w trakcie rewolucji dóbr. Było to formalne uznanie historycznego faktu, lecz tak naprawdę otwierał on drogę do coraz bardziej agresywnej sekularyzacji, chociaż sam Kościół nie zdawał sobie z tego w pełni sprawy, prawdopodobnie utrzymując, że schronienie się pod ochronnym płaszczem państwa, z którym doszło do „zgody”, wystarczy, by zagwarantować wolność religijną. W kwestii szkolnictwa Napoleon ustanowił licea i politechniki, by stworzyć wykształconą i indoktrynowaną klasę rządzącą, lecz pominął wykształcenie podstawowe, uważając, że lud powinien pozostawać w pewnej niewiedzy, aby zapewnić stabilny rząd i posłuszne wojsko. Napoleon wielokrotnie podkreślał, że jego najważniejszym dziełem, które przejdzie do historii bardziej niż setki wygranych bitew, jest kodeks cywilny, — 35 —
Kodeks Napoleoński. Bez wątpienia trafił w dziesiątkę. Kodeks Napoleoński sprawił, że różne oświeceniowe teorie stały się prawnymi normami, które obowiązywały we wszystkich krajach, do których dotarło wojsko Bonapartego. Kodeks Napoleoński, ogłoszony w 1804 roku, nadal jest podstawą włoskiego prawa. Kodeks ostatecznie wyeliminował spadki z przeszłości i tworzył społeczeństwo w znacznej mierze mieszczańskie i liberalne, o nastawieniu laickim, w którym zostały poświęcone prawa równości, bezpieczeństwa i własności. Spośród zasad rewolucji ocalały wolność osobista, równość wobec prawa, świeckość państwa – już usankcjonowana w Konkordacie – i wolność sumienia oraz wolność pracy. Zatem, Kodeks został opracowany i zredagowany przede wszystkim po to, aby docenić ideały mieszczaństwa, dlatego też regulował głównie kwestie dotyczące umów własności, lecz również prawo dotyczące rodziny miało charakter kontraktowy. Kodeks sankcjonuje patriarchalną strukturę rodziny: ojciec może kazać uwięzić dzieci na sześć miesięcy bez kontroli władz i zarządza majątkiem żony. Jednak, gwarantuje rozwód, chociaż na dużo bardziej skomplikowanych warunkach niż w czasach rewolucji. Podczas prac nad Kodeksem, Napoleon dokonał jeszcze bardziej zdecydowanego ruchu, aby wzmocnić swą władzę: w wyniku plebiscytu z 2 sierpnia 1802 roku został dożywotnim konsulem. W ten sposób otworzy sobie drogę do ustanowienia cesarstwa, zaś spojrzenie drapieżnego przywódcy zwróciło się znowu na Europę.
— 36 —
Wydawnictwo Franciszkanรณw Bratni Zew
9 788374 851428