PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
Gavin Francis
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA przełożył Maciej Studencki
TYTUŁ ORYGINAŁU: Shapeshifters. On Medicine & Human Change Copyright © Gavin Francis, 2018 All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Copyright © for the Polish edition and translation by Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o., 2019
ISBN 978-83-8074-185-0 PROJEKT OKŁADKI: Paweł Cesarz R EDAKCJA: Anna Wawryszuk KOREKTA: Iwona Gawryś R EDAKCJA TECHNICZNA: Adam Kolenda WYDAWCA: Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o. ul. Sokolnicza 5/76, 53-676 Wrocław www.bukowylas.pl, e-mail: biuro@bukowylas.pl WYŁĄCZNY DYSTRYBUTOR: Firma Księgarska Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 721 30 11, fax 22 721 30 01 www.olesiejuk.pl, e-mail: fk@olesiejuk.pl DRUK I OPRAWA: Abedik S.A.
Miłośnikom życia, którzy upatrują nadziei w przemianach ludzkiego ciała.
Lector intende, laetaberis*
* „Słuchaj pilnie, czytelniku, a uciechę mieć będziesz”. Apulejusz, Me-
tamorfozy, przekł. E. Jędrkiewicz, Warszawa 1998.
Ludzkość – rzeczownik; rasa ludzka, gatunek ludzki, natura człowieka, człowieczeństwo. Człowiek – rzeczownik; istota ludzka, osoba, indywiduum, śmiertelnik. Ludzki – przymiotnik; człowieczy, śmiertelny, humanistyczny; odnoszący się do człowieka jako jednostki i istoty społecznej. Zmiana – rzeczownik; przemiana, odmiana, mutacja, wariacja, modyfikacja, przeróbka, odchylenie, ewolucja, rewolucja, transformacja, przeobrażenie, przekształcenie, metamorfoza. Zmieniać (się) – czasownik; przemieniać, różnić się, przestawić; (kierunek) skręcać, zbaczać; transformować, przeobrażać, przeistaczać (się).
„Opowiem, jak się w nowe kształty przemieniały ciała”. OWIDIUSZ, METAMORFOZY*, OK. 8 ROKU
„Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi”. LOTAR, WŁADCA ŚWIĘTEGO CESARSTWA R ZYMSKIEGO, OK. 840 ROKU
„I wówczas ja, kobieta, za jednym pstryknięciem palców Losu zostałam przeobrażona w mężczyznę”. CHRISTINE DE PIZAN, THE MUTATION OF FORTUNE, 1403 ROK
„Reszta ludzi to nic innego niż wiązka czy zbiór różnych percepcji, które (…) znajdują się w nieustannym stanie płynnym i ruchu”. DAVID HUME, TRAKTAT O NATURZE LUDZKIEJ**, 1739 ROK
„Staw pozostał nie zmieniony i woda w nim wciąż jest ta sama, na którą patrzyły moje młodzieńcze oczy; cała zmiana dokonała się we mnie”. HENRY THOREAU, WALDEN***, 1854 ROK
„Przemiana rządzi naturalnymi zjawiskami (…), odzwierciedla zmienny charakter wiedzy i nastawienia wobec natury ludzkiej”. M ARINA WARNER, OVIDIAN METAMORPHOSIS IN CONTEMPORARY A RT ****, 2009 ROK * Owidiusz.
Metamorfozy, przekł. A. Kamieńska i S. Stabryła, Wrocław 1995. ** D. Hume, Traktat o naturze ludzkiej, przekł. C. Znamierowski, Warszawa 2005. *** H. Thoreau, Walden, czyli Życie w lesie, przekł. H. Cieplińska, Warszawa 1991. **** M. Warner, Ovidian Metamorphosis in Contemporary Art, [w:] C. Saunders, The Body and the Arts, 2009.
Nota o poufności
Ta książka jest zbiorem opowiadań o medycynie i zmieniającym się ludzkim ciele. Lekarze powinni szanować ciała, które badają, i nie udzielać niepowołanym osobom informacji powierzanych im w zaufaniu podczas wywiadu. To zobowiązanie jest uznawane od dwóch i pół tysiąca lat. Przysięga Hipokratesa stanowi między innymi: „Jeżeli podczas leczenia lub kiedy nie będę się zajmował leczeniem, dostrzegę coś lub usłyszę, co dotyczy życia ludzi, a czego nigdy nie należy ujawniać na zewnątrz, przemilczę to, uważając, że nie może być wypowiedziane”*. Jako lekarz, któremu zdarzyło się zostać pisarzem, spędziłem mnóstwo czasu, rozmyślając nad tymi słowami i zastanawiając się, o czym mogę opowiedzieć, a o czym nie, żeby nie zawieść zaufania, jakim obdarzyli mnie pacjenci. Refleksje zawarte w tej książce oparłem na doświadczeniach z mojej praktyki medycznej, ale dane występujących w nich osób zostały zmienione tak, by nie dało się ich rozpoznać. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych pacjentów może być więc tylko przypadkowe. Ochrona poufnych danych jest istotną częścią mojej pracy. „Poufne” oznacza zawierzone w zaufaniu. Wszyscy prędzej czy później będziemy pacjentami i wszyscy chcemy wierzyć, że zostaniemy wysłuchani przez lekarza, który uszanuje naszą prywatność i zachowa w tajemnicy to, co mu powiemy. * Hipokrates, Przysięga, [w:] Wybór pism, przekł. M. Wesoły, Warszawa
2008, t. 1.
I Transformacja
„Z tak prostego początku zdołał się rozwinąć i wciąż się jeszcze rozwija nieskończony szereg form najpiękniejszych i najbardziej godnych podziwu”*. Karol Darwin, O powstawaniu gatunków
Niedaleko mojego gabinetu lekarskiego znajduje się park, w którym rosną szpalery wiśni i wiązów, co roku przechodzących przepiękny cykl zmian. Jeżeli mam chwilę przed rozpoczęciem pracy, siadam na ławce i przyglądam się im przez kilka chwil. Zimą zdarzają się burze, które w ostatnich latach powaliły kilka najwyższych wiązów. Kiedy drzewa te się przewróciły, wyrwane z korzeniami, u ich podstawy otworzyły się rozpadliny, głębokie niczym groby. W okolicach Wielkanocy gałęzie nabrzmiewają zielenią tak urokliwą, że wiem już, dlaczego niektórzy wyobrażają ją sobie jako niebiański kolor. Gdy wiosną kwitną wiśnie, trawniki usiane są płatkami ich kwiatów, a każdy, kto przespaceruje się pod ich gałęziami, zostaje udekorowany na różowo. Latem w powietrzu unosi się ostry, gęsty * K.
Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, przekł. S. Dickstein i J. Nusbaum, Warszawa 2001.
14
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
aromat – ludzie urządzają tu grilla. W cieniu drzew na kocach igrają małe dzieci, a po linach rozciągniętych między pniami chodzą akrobaci. Moja ulubiona pora roku to jesień: nad głową rozciąga się wówczas ogromna przestrzeń nieba, powietrze wydaje się przejrzyste i ostre w smaku, a u moich stóp piętrzą się stosy karmazynowych, soczyście brązowych i złotych liści. Sycę oczy widokami z tego parku od dwudziestu pięciu lat, ponieważ przylega on do uczelni medycznej, na której studiowałem. W wieku 18 lat, na pierwszym roku studiów, chadzałem między kolorowymi pagórkami liści na zajęcia z biochemii, które będę pamiętać do końca życia. Podczas tych wykładów przeżyłem niemalże oświecenie: zbliżyłem się do wyjaśnienia tajemnicy życia zapisanej w tych misternych i złożonych procesach. Początki wyglądały niepozornie: na ścianie wyświetlono nam złożony schemat cząsteczki hemoglobiny. Wykładowczyni wyjaśniła, że związek chemiczny wiążący tlen w komórkach krwi, znany jako pierścień porfirynowy, jest podstawowym elementem zarówno hemoglobiny, jak i chlorofilu, który przetwarza energię światła słonecznego w liściach. „To dzięki porfirynom – stwierdziła – możliwe jest życie na Ziemi w kształcie, jaki znamy”. Nad nią, na ścianie, widniała struktura cząsteczkowa wyglądająca jak czterolistna koniczyna, z „listkami” porfiryny
Transformacja
15
połączonymi w złożony kształt przypominający architekturę gotyku. W centrum, pomiędzy czterema listkami tkwił atom żelaza, czerwony niczym rozpalona lawa. „Kiedy tlen zostaje związany w sercu każdego listka – wyjaśniała – cząsteczka ta czerwienieje jak klonowy liść jesienią; gdy tlen jest uwalniany, ciemnieje do fioletu”. Do tego momentu była to czysta biochemia. „Nie jest to jednak proces statyczny – dodała wykładowczyni – wręcz przeciwnie, jest on dynamiczny i pełen życia”. Przyłączenie tlenu przekształca całą chemiczną „kolebkę”; ciśnienie transformacji pociąga za maleńką atomową dźwignię, która wygina pozostałe trzy listki cząsteczki, ułatwiając przyłączenie większej ilości tlenu. To eleganckie biochemiczne rozwiązanie wywarło na mnie wrażenie tak wielkie, że niemal przeżyłem iluminację. Z perspektywy czasu oceniam ją jako zaskakującą: przecież powinno być dla mnie oczywiste, że zarówno w chlorofilu, jak i w hemoglobinie cząsteczki współpracują ze sobą, by podtrzymać życie. Patrząc na schemat, próbowałem sobie wyobrazić miliardy molekuł mojej własnej hemoglobiny, o kształtach zmieniających się za każdym oddechem, gdy przechwytują tlen w moich płucach. Potem puls serca przepycha rzekę krwi do mózgu, mięśni i wątroby, a jednocześnie pozostała krew przepływa tę samą drogę w odwrotnym kierunku. Zmiana ta wydawała się równie powtarzalna i ponadczasowa jak coroczny cykl życia liści, jednak w pierwszej chwili uznałem za nieprawdopodobny fakt, że zachodzi ona z dużo większą częstotliwością w moim ciele. Czułem coraz większy szacunek, a nawet swego rodzaju radość, że wśród biochemicznego chaosu panującego w ludzkim organizmie można znaleźć tak piękny i uporządkowany proces. Transformacja jest jednym z najstarszych i najważniejszych motywów w literaturze i sztuce. Dwa tysiące lat temu rzymski poeta Owidiusz przedstawił naturę i rodzaj ludzki jako rodzaj
16
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
kipiącego wiru, w którym cała materia, ożywiona i nieożywiona, porusza się w cyklach zmian, „jak w miękkim wosku odbijają się coraz to nowe kształty, a on nie pozostaje taki, jaki był, i nie zachowuje tych samych figur (…). Wszystko płynie i każda rzecz powstaje jako zjawisko zmienne”*. Owidiusz zakończył swój poemat deklaracją braterstwa istot żywych i żarliwą prośbą, by traktować je wszystkie jednakowo, z empatią. Leży ona również u podstaw lekarskiej praktyki – wszak medycynę można opisać jako sojusz nauki z życzliwością. „Być żywym” oznacza „przechodzić nieustanne zmiany”. Nasze ciała są kształtowane i budowane od nowa przez otoczenie, które przenika je, zacierając ich granice. Woda, która teraz płynie w rzece, pieniła się niegdyś na szczytach morskich fal, a za rok może stanowić składnik krwi w żyłach twojego sąsiada. Płyn w twoim mózgu niegdyś opadał w kroplach deszczu na prehistoryczne krajobrazy i falował podczas przypływów i odpływów dawno już nieistniejących oceanów. Z tej perspektywy każdy człowiek jest płynnym strumieniem lub gorejącym ogniem: co chwila się zmienia. Rosnąc, chorując i zdrowiejąc, przystosowując się i starzejąc, nasze ciała w nieunikniony sposób zmieniają formę – podobnie jak umysły podczas snu, uczenia się i zapamiętywania. Podczas zwykłego dnia pracy w przychodni przyjmuję co najmniej dwanaście osób przed południem i tyle samo po południu. Dwadzieścia cztery rozdziały tej książki są równie urozmaicone, jak dwadzieścia cztery przypadki, konsultowane przeze mnie czasem nawet tego samego dnia. Podczas lektury będziecie mieli okazję zaobserwować, jak wykorzystuję w pracy te zmiany, które pomagają pacjentom, i jak próbuję spowolnić te, które nas ograniczają. Mimo ich mnogości i rozmaitości opisałem tu zaledwie część przeobrażeń, których świadkiem miałem zaszczyt być jako lekarz. * Owidiusz,
op. cit.
Transformacja
17
Kategorie metamorfoz opisanych w tej książce w wielu przypadkach się pokrywają, lecz około jednej czwartej rozdziałów poświęciłem najważniejszym zmianom zachodzącym w życiu człowieka: poczęciu, narodzinom, dojrzewaniu, ciąży, menopauzie i śmierci. Coraz częściej wymagamy od lekarzy, by asystowali nam podczas tych przeobrażeń (albo żeby je powstrzymali). W kolejnej części rozdziałów przyjrzymy się sytuacjom, które mają moc zmiany naszych ciał i umysłów, takich jak amputacje, złamania, nierównowaga hormonalna czy nawet rak. Nasze myśli w każdej sekundzie płyną, toteż kolejne 25 procent rozdziałów omawia zmiany, w wyniku których przeobraża się umysł, od spoczynku i snu, poprzez procesy pozwalające zapamiętywać, aż po rozmaite objawy zaburzeń psychicznych, które obserwuję czasem jako lekarz rodzinny. Ostatnia ćwiartka zaś to zmiany, na które decydujemy się z własnej woli: możemy kształtować rzeźbę mięśni, naznaczyć skórę tatuażem, wzmocnić albo przekształcić swoje ciała w inny sposób, tak by uczynić je idealnymi lub dopasować do obrazu samych siebie, pielęgnowanego w wyobraźni jako autentyczny. W takich przypadkach staram się pomóc w przeprowadzeniu zmian pomocnych pacjentom, a powstrzymać te, które mogą się dla nich skończyć źle. Słowo „pacjent” pochodzi od łacińskiego patiens – „cierpiący”. Praktykowanie medycyny oznacza zatem poszukiwanie sposobów, by ulżyć cierpiącemu. Zmiana interesuje mnie jako autora – przekonanego, że od tysiącleci jest ona podstawową metaforą poetów, artystów i myślicieli – a także jako lekarza, ponieważ praktykowanie medycyny polega na szukaniu pozytywnej transformacji – choćby najmniejszej – w umysłach i ciałach moich pacjentów. Chciałbym, żeby czytelnicy potraktowali ten zbiór esejów jako książkę napisaną ku czci dynamizmu i przeobrażeń zachodzących w ludzkim życiu: zarówno zmian myślenia o ciele człowieka, jak i samych procesów. Zmiana jest nie tylko możliwa, ale wręcz nieunikniona: to przesłanie niesie nadzieję dla nas wszystkich.
II Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
„Przemiana Likaona [w wilka] warta jest szczegółowego omówienia, ponieważ to pierwszy przypadek takiej metamorfozy”*. Genevieve Liveley, Ovid’s Metamorphoses
Gdy wieczorem na szpitalny oddział ratunkowy dociera wyjątkowo wiele ofiar przemocy, często broczących obficie krwią, lub wielu pacjentów kwalifikujących się do zbadania przez psychiatrę, moi koledzy lekarze często rzucają: „To dlatego, że mamy pełnię księżyca”. Podczas pewnej pracowitej nocnej zmiany zdarzyło mi się kiedyś nawet wyjść przed szpital, żeby to sprawdzić; szukałem na niebie powodu, dla którego jestem tak obciążany całkiem przyziemnymi obowiązkami. Już w starożytności wierzono, że księżyc ma wpływ nie tylko na przypływy i odpływy czy też cykl ludzkiej płodności, ale także na umysły. Otello mówi do Emilii: „To pewnie wina Księżyca; zanadto przybliżył się do Ziemi, a to wpędza ludzi w szaleństwo”**. James Joyce w Ulissesie mnoży epitety dotyczące ziemskiego satelity: „Jego * G.
Liveley, Ovid’s ‘Metamorphoses’, London 2011.
** W. Shakespeare, Tragedie i kroniki, przekł. S. Barańczak, Kraków 2013.
20
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
moc nakazująca kochać, upokarzająca, oblekająca pięknością, doprowadzająca do obłędu (…)”*. Księżyc potrafi odmieniać ludzką psychikę – takie przekonanie jest szeroko rozpowszechnione na całym świecie, co potwierdzają badania z Indii, Iranu, Europy i USA**. Jedna z prac naukowych opublikowanych w Ameryce Północnej wskazuje, że 40 procent społeczeństwa jest przekonanych o wpływie księżyca na umysł; wcześniejsze badanie ustalało ten wskaźnik wśród profesjonalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym na 74 procent. Statystycy nie byli jednak w stanie poprzeć tego twierdzenia żadnymi dowodami. Liczba przyjęć pacjentów z urazami, objawami manii lub psychozy jest niezależna od faz księżyca, nie ma również związku między pełnią a liczbą prób samobójczych, wypadków drogowych ani połączeń do telefonicznych centrów wsparcia kryzysowego. Wygląda więc na to, że w błędzie są i koledzy pracujący na oddziałach ratunkowych, i 74 procent amerykańskich psychiatrów. Tak duży rozdźwięk między faktami a szeroko rozpowszechnionym przekonaniem zaintrygował trzech kalifornijskich psychiatrów, którzy postanowili zbadać sprawę. W pracy zatytułowanej The Moon and Madness Reconsidered (Przemyślenia na temat księżyca i szaleństwa) wysunęli oni tezę, że przed wprowadzeniem skutecznego sztucznego oświetlenia w XIX wieku księżycowa pełnia prawdopodobnie rzeczywiście miała wpływ na ludzi o wrażliwej psychice: zakłócała im sen, pogarszając jego jakość i skracając go. Autorzy pracy przytoczyli dowód, że pozostawanie w ciemności przez 14 godzin na dobę potrafi skrócić epizody psychotyczne albo nawet całkowicie im zapobiec, natomiast nawet niewielkie ograniczenie godzin snu potrafi pogor* J.
Joyce, Ulisses, przekł. M. Słomczyński, Warszawa 1969.
** M.D. Angus, The rejection of two explanations of belief in a lunar influence
on behavior, [w:] D.E. Vance (red.), Belief in lunar effects on human behavior, „Psychological Reports” (1995), nr 76.
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
21
szyć stan psychiczny badanego, a także wywoływać ataki padaczkowe*. Potwierdzają to również moi pacjenci, cierpiący na chorobę dwubiegunową i epilepsję. Wzorce aktywności mózgu związanej ze zdrowym snem wydają się częściowo pokrywać z wzorcami kojarzonymi ze zdrowiem psychicznym, lekarze nie rozumieją jednak do końca, dlaczego tak się dzieje. Przed wprowadzeniem sztucznego oświetlenia ludzie korzystali z pełni księżyca, ponieważ jej światło było tak silne, że mogli funkcjonować na zewnątrz domu. Lunar Society (Towarzystwo Księżycowe), zrzeszające przemysłowców i intelektualistów w osiemnastowiecznej Anglii, nazwało się tak nie dlatego, że powstało w celu badania Księżyca, ale w związku z tym, że jego członkowie uznali za stosowne spotykać się wieczorami podczas pełni. Jej światło było jednak dość przyćmione, by ludzie wyobrażali sobie rozmaite straszne rzeczy. Jean-Étienne Esquirol, francuski psychiatra z XIX wieku, napisał: „Szaleńcy są bardziej pobudzeni podczas pełni księżyca, podobnie jak o świcie. Czyż jasność ta nie rozświetla ich domów, w efekcie przerażając jednych, radując drugich, a u wszystkich – wzbudzając znaczne emocje?”**. Joanne Frederick została przywieziona do szpitala karetką. Na jej karcie wstępnej oceny napisano u góry: „Delirium. Pacjentka pobudzona”. Jej współlokatorka opowiedziała nam, co się działo z Joanne: dopadło ją przeziębienie, była słaba i chora, więc poszła do apteki po lekarstwa. Nie zadziałały; czuła się coraz gorzej, zaczął boleć ją brzuch, a skóra ją paliła. Własny mocz wydawał jej się gorący i gęsty, a jego oddawanie wiązało się z bólem. Joanne miewała już infekcje układy moczowego, ale tym razem było inaczej: czuła fizyczny dyskomfort promieniu* Ch. Raison, H. Klein, M. Steckler, The Moon and Madness Reconsidered, „The Journal of Affective Disorders” kwiecień 1999, t. 53, nr 1. ** J.-É. Esquirol, Mental Maladies, a Treatise On Insanity, Philadelphia 1845.
22
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
jący z brzucha do kończyn. Nogi jej się trzęsły, mięśnie ramion osłabły i cierpiała na uporczywy stan podgorączkowy. Umówiła się na wizytę u swojego lekarza rodzinnego, lecz do niego nie dotarła: współlokatorka zadzwoniła po karetkę, kiedy u Joanne pojawiły się halucynacje, że po ścianach chodzą wielkie jaszczurki. W karetce po drodze do szpitala miała atak, toteż gdy przyszedłem do niej na oddział intensywnego nadzoru, znajdowała się pod wpływem silnych środków uspokajających. Pacjent może być pobudzony, nawet do stanu bliskiego delirium, z rozmaitych powodów: przedawkowania narkotyków, odstawienia narkotyków, infekcji, udaru, krwotoku śródmózgowego, urazu głowy, zaburzeń psychicznych, a nawet niedoboru niektórych witamin. Jednak wyniki testów krwi Joanne pozostawały w normie, a tomografia głowy nie wykazała nic wyjątkowego. Kiedy pacjentka leżała uśpiona na oddziale intensywnego nadzoru, jej współlokatorka zaczęła opowiadać mi dalsze szczegóły: Joanne prowadziła spokojne życie. Miała kilku bliskich przyjaciół, lecz na ogół wolała spędzać czas samotnie. Wcześniej przyjęto ją do szpitala tylko raz, z „załamaniem nerwowym”. W jej karcie pacjenta odnotowano, że był to epizod obezwładniającej paniki i lęku, który ustąpił po kilkudniowym odpoczynku. Joanne pracowała jako urzędniczka w podziemnej części ratusza i uwielbiała swoją pracę, ponieważ pozwalało jej to uciec przed światłem słońca. „W czasie opalania spieka się zwykle cała na czerwono – opowiadała współlokatorka. – Powinien pan ją zobaczyć latem, czasem chodzi cała w bąblach”. Skóra Joanne była usiana brązowymi ziarnami pigmentu, zwłaszcza na twarzy i dłoniach, tak jakby do jej mokrego ciała przywarły granulki kawy rozpuszczalnej. Zarówno dla mnie – wówczas jeszcze stażysty – jak i dla całego zespołu przypadek Joanne stanowił kompletną zagadkę. Podczas obchodu lekarz prowadzący uważnie wysłuchał historii pacjentki, starannie zbadał jej skórę, przejrzał stos wyników
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
23
badań przeprowadzonych podczas jej poprzedniego pobytu w szpitalu, a potem podniósł wzrok z błyskiem triumfu w oku i powiedział: „Musimy sprawdzić jej porfiryny”. Porfiryny, związki istotne zarówno dla budowy hemoglobiny, jak i chlorofilu, są tworzone w organizmie za pomocą wyspecjalizowanych enzymów, które funkcjonują razem jak zespół budowniczych. Jeżeli jeden z tych robotników nie pracuje właściwie, człowiek zapada na porfirię. Częściowo uformowane pierścienie porfirynowe gromadzą się we krwi i w tkankach, prowadząc do kryzysu. Czynnikiem wyzwalającym objawy mogą być narkotyki, składnik diety, a nawet kilka bezsennych nocy. Niektóre porfiryny są wyjątkowo czułe na światło (ta właściwość pozwala im absorbować energię światła słonecznego w chlorofilu), a pewne postacie porfirii prowadzą do bolesnych zmian przy ekspozycji skóry na słońce, pozostawiając blizny. Porfiryny nagromadzone w tkance nerwowej, zwłaszcza w mózgu, powodują zaburzenia czucia, niedowłady, psychozy i napady przypominające incydenty padaczkowe. Efektem akumulacji tych związków w skórze, wciąż niewyjaśnionym, jest zaś owłosienie, pojawiające się na czole i policzkach. Do objawów ostrej porfirii mogą należeć zatwardzenia i silny ból brzucha; zdarzało się, że ofiary tej choroby, wyjące z bólu, dostarczano na salę operacyjną, gdzie przeprowadzano na nich niepotrzebne operacje, zanim lekarze nauczyli się stawiać właściwą diagnozę*. Gdy przyszły wyniki badań krwi Joanne, okazało się, że poziomy porfiryn są niebywale wysokie. Najprawdopodobniej zachorowała ona na dość rzadką odmianę tej choroby, zwaną porfirią mieszaną. Leczenie już się rozpoczęło: odpoczynek, unikanie leków zaostrzających objawy (kryzys wywołały zapewne lekarstwa przeciw przeziębieniu, które kobieta kupiła *
Gdy ci sami „budowlańcy” zawiodą w organizmach roślin, na liściach wystawionych na światło słońca, nawet słabe, pojawiają się ciemne plamy.
24
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
bez recepty) i dożylne dostarczanie płynów. Dodaliśmy jeszcze zastrzyki z glukozy. W ciągu trzech dni pacjentka wyzdrowiała i została wypisana ze szpitala z listą lekarstw, jakich powinna unikać, oraz wyjaśnieniem – po tylu latach! – dlaczego zawsze była tak wrażliwa na słońce*. W 1964 roku londyński neurolog Lee Illis opublikował w branżowym czasopiśmie „Proceedings of the Royal Society of Medicine” interesujący artykuł. Przekonywał w nim, że mit o wilkołakach mógł powstać w związku z objawami porfirii**. Dolegliwości skóry takie jak hipertrichoza mogą sprawiać, że na całej twarzy lub dłoniach zaczynają rosnąć włosy, lecz nie mają wpływu na psychikę. Wścieklizna u ludzi może wywoływać pobudzenie i furię, chory ma halucynacje i gryzie innych, lecz nie doświadcza zmian na skórze. Illis wskazał, że chorzy na porfirię unikają wystawiania się na światło słoneczne i wolą wychodzić z domu w nocy. Zaostrzenie objawów poprzedzają zwykle okresy gorszego snu lub zmiana diety. W ostrych, nieleczonych przypadkach skóra pacjentów może blednąć i żółknąć (jako objaw żółtaczki), czasem pojawiają się blizny, zdarza się także, że na twarzy rosną im włosy. Ludzie cierpiący na pewne typy porfirii mogą również odczuć pogorszenie zdrowia psychicznego, w związku z czym najbliższe otoczenie zaczyna ich izolować, a wszyscy odnoszą się do nich z nieufnością. W przeszłości wystąpienie takich objawów mogło zakończyć się oskarżeniem o czary. Francuski egzorcysta Henri Boguet chełpił się w swoich Discours exécrable des Sorciers (Odrażający * W 1969 roku wysunięto hipotezę, że król Jerzy III (który panował w latach 1760–1820) cierpiał na odmianę porfirii, lecz podejrzenie to zostało niemal natychmiast uznane za mało prawdopodobne. Zob. I. Macalpine, R. Hunter, George III and the Mad Business, London 1969. ** L. Illis, On porphyria and the aetiology of werwolves, z posiedzeń Royal Society of Medicine, 1964, t. 57.
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
25
dyskurs wiedźm, 1602) liczbą wilkołaków i czarownic, które torturował i stracił: sześćset osób, w tym sporo dzieci. W dziele tym znalazł się następujący fragment: „Wszyscy ci Czarownicy byli boleśnie podrapani na twarzach, ramionach i nogach. Jeden z nich wydawał się tak zniekształcony, że niemal nie przypominał istoty ludzkiej, a nikt nie mógł na niego spojrzeć bez drżenia”. Jest całkiem możliwe, że osoba nadwrażliwa na światło, nękana co jakiś czas napadami szaleństwa, żyjąca w niepiśmiennym, izolowanym i łatwowiernym społeczeństwie mogła stać się źródłem strasznych opowieści o ludziach, którzy zamieniają się od czasu do czasu w wilki. Przecież nawet w naszych czasach 74 procent psychiatrów wierzy, że księżycowa pełnia może wywoływać szaleństwo. W kodeksie prawa starożytnych Hetytów wygnanie poza lokalną społeczność określano nakazem: „staniesz się wilkiem”. W języku pozostały również inne ślady: na opisanie wykluczonego w jakiś sposób człowieka wciąż używamy epitetu „samotny wilk”. Pierwsze przeobrażenie, opisane w Metamorfozach Owidiusza, to przemiana człowieka w wilka, dokonana przez bogów z zemsty za okrucieństwo i kanibalizm. Chociaż zagrożenie ze strony wilków w Europie niemal zniknęło, wciąż przywołujemy te zwierzęta, kiedy potrzebujemy metafory konotującej drapieżność lub żarłoczność: mówimy przecież o „wilczym uśmiechu” i „wilczym apetycie”. Dzieci wciąż boją się wilka z bajki o Czerwonym Kapturku albo tego, który chciał zjeść trzy świnki. Jaskiniowe malowidła naszych prehistorycznych przodków przedstawiające wilki to jedne z najstarszych dzieł sztuki na świecie*. „Wilkołactwo” odnosi się do baśniowej fizycznej transformacji człowieka w wilka, natomiast grecki termin „likantropia” jest zarezerwowany – przynajmniej w języku angielskim – dla * E.
Smedley, H.J. Rose, H.J. Rose (eds.), Encyclopaedia Metropolitana, London 1845.
26
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
psychiatrycznego terminu oznaczającego urojenie przemiany w wilka, formę psychozy. Psychiatrzy rozszerzyli zakres tego terminu na każde urojenie dotyczące przeobrażenia w zwierzę, chociaż właściwym określeniem jest tu teriantropia, od greckiego słowa therios, oznaczającego bestię. Pliniusz uważał pomysł, że ludzie mogliby fizycznie zmieniać się w wilki, za absurdalny; tylko ludzki umysł był zdolny do takiej transformacji. „Że ludzie przemieniają się w wilków i znowu dawną postać odzyskują, powinniśmy śmiało za kłamstwo uważać”*. Król Anglii Jakub I (panujący w Szkocji jako Jakub VI) był szczególnie zafascynowany okultyzmem. W swojej Demonologii (1597) napisał o wilkołakach następująco: „Przez Greków zwani byli lykantropami, co oznacza ludzi-wilków. Jeśli jednak zechcecie znać moje zdanie (…), jeśli jakakolwiek rzecz podobna istniała, miałbym ją za wynikającą z nadmiaru naturalnej Melancholii”. Likantropia była więc uważana przez króla Jakuba za tymczasowe szaleństwo, raczej problem psychiatryczny niż fizyczne przeobrażenie. Grecki lekarz Marcellus z Side również był bliski temu poglądowi; twierdził on, że wilkołaki pojawiające się po zmroku na cmentarzach Aten to nie „zmiennokształtni” – czyli ci, którzy mogli przybrać postać wilka – ale cierpiący na urojenia. Bizantyjski lekarz Paweł z Eginy zapisał zaś, że tych likantropów można uleczyć obfitym upuszczaniem krwi, snem i środkami uspokajającymi**. Zestaw ten niewiele się różnił od współczesnych kuracji przeciwko porfirii. W literaturze antycznej pełno jest urojonych przeobrażeń. Jedna z Bukolik Wergiliusza opowiada o szaleństwie trzech sióstr dotkniętych klątwą każącą im wierzyć, że stały się krowami: „z rykiem udanym błądziły po polach / Ale-ć żadna, choć jarzma na szyi się bała ucisku / Chociaż na gładkim * K. Pliniusza Starszego Historyi Naturalnej ksiąg XXXVII, przekł. J. Łu-
kaszewicz, Poznań 1845. ** P. Forbes Irving, Metamorphosis in Greek Myths, Oxford 1990.
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
27
swym czole rogów szukała ustawnie (…)”*. W Starym Testamencie król Nabuchodonozor po napadzie depresji zmienia się w zwierzę: „Wypędzono go spośród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba zwilżała go. Włosy jego urosły [niby] pióra orła, paznokcie zaś jego jak [pazury] ptaka”**. W późnośredniowiecznej Europie okropności takie jak opisane przez Bogueta zdarzały się dość często: na stos posłano setki rzekomych wilkołaków. Przez cały XVIII i XIX wiek doniesienia o „likantropii” zdarzały się coraz rzadziej, w miarę jak malała władza zabobonów (i populacja europejskich wilków). Urojenia nie zniknęły jednak całkowicie, a tylko zmieniły formę. W 1954 roku Carl Jung opisał trzy siostry, które co noc śniły, że ich matka zmieniła się w zwierzę. Badacz ten nie był zaskoczony, kiedy wiele lat później u matki rozwinęły się urojenia o charakterze likantropii. Córki, wyjaśniał Jung, nieświadomie rozpoznały długo tłumioną „prymitywną tożsamość” matki***. W naszych czasach i kulturze najsłynniejszym, przerażającym dziełem literackim, znakomicie wykorzystującym metaforyczny potencjał przekształcenia się w zwierzę, jest Przemiana Franza Kafki. Jego bohater, Gregor Samsa, pewnego dnia budzi się jako potworny robak, owadopodobne stworzenie z długimi odnóżami, ostrymi szczękoczułkami i chitynową pokrywą na odwłoku****. Metamorfoza Samsy jest nieodwracalna; nie może już dłużej pracować jako komiwojażer i znajduje * Wergiliusz, Bukoliki, przekł. Z. Abramowiczówna, Wrocław 1953.
** Biblia
Tysiąclecia, Dn 4:33. Jung, Collected Works, London 1954, t. 17. Opis Junga jest interesujący również ze względu na to, że stanowi odwrócenie sytuacji ze słynnej legendy o matce Dantego Alighieri, która podczas ciąży śniła, że jej nienarodzony jeszcze syn zmieni się w pawia. **** Podobnie uderzające wydają się przeobrażenia we współczesnych baśniach autorstwa Angeli Carter. *** C.G.
28
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
się na łasce rodziny, a jako robak zostaje uwięziony w pokoju. Podczas gdy rodzina zadręcza się wątpliwą perspektywą życia z owadem, bohater przyzwyczaja się do swojej nowej formy, biega po suficie i woli gnijące odpadki z podłogi od ludzkiego pożywienia, które rodzina zostawia mu na talerzach. W końcu całkowicie zamienia się w robaka i pewnego dnia zostaje znaleziony martwy na podłodze, a następnie wyrzucony wraz ze śmieciami. Przemiana Kafki opiera się prostym interpretacjom, lecz przemawia do każdego, kto czuje się wyobcowany, prześladowany i słaby. Transformacja Samsy izoluje go fizycznie i społecznie, podobnie jak tych, którzy cierpią na poważne choroby umysłowe lub cielesne. Zwierzęce przeobrażenia, znane z mitów i tradycji ludowych, zwykle są spójne z całą fabułą i mają sens (w ten sposób wymierzana jest sprawiedliwość). Tymczasem Samsa nie znajduje pocieszenia: „nie znalazł żadnej możliwości zaprowadzenia w tej anarchii ładu i porządku”*. Pewien wiąz rosnący w pobliżu mojej przychodni zawsze wydaje mi się inny od pozostałych, lecz nie z powodu swoich rozmiarów czy układu gałęzi. Jeden z moich pacjentów spadł z jego gałęzi, z wysokości niemal 7 metrów. Gary Hobbes nie wspinał się zazwyczaj na drzewa. Ten młody człowiek, cierpiący na schizofrenię, po zażyciu koktajlu narkotyków zawierającego MDMA** był przekonany, że zmienił się w kota. Świadkowie zeznali potem, że w dniu upadku włóczył się po okolicy, sprawdzając zawartość kubłów na śmieci, a następnie wspiął się na wiąz i syczał z niego na przechodniów. Gdy wezwano policję, wdrapał się wyżej. W pewnym momencie do tłumu ga* F. Kafka, Przemiana, [w:] Cztery opowiadania, przekł. J. Kydryński i J. Ziółkowski, Warszawa 2003. ** 3,4-metylenodioksymetamfetamina, znana również jako ecstasy, silna substancja psychoaktywna.
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
29
piów dołączył człowiek z psem na spacerze; Gary wzdrygnął się i wrzasnął; najwyraźniej jako kot nabrał nowych przyzwyczajeń, między innymi zaczął bać się psów. Policjanci zaczęli dyskutować, jak sprowadzić go z drzewa, lecz on poślizgnął się i spadł z gałęzi, łamiąc sobie podczas lądowania nadgarstek. Walnął się również w głowę, więc leżał teraz na trawie, miaucząc, oszołomiony na tyle, że dało się go bezpiecznie przewieźć na szpitalny oddział ratunkowy. Gdy następnego ranka Gary obudził się na ortopedii z gipsem na przedramieniu, nie chciał dyskutować ze szpitalnym psychiatrą o swoich doświadczeniach. Został wypisany i wrócił do swojego komunalnego mieszkania w kompleksie małych apartamentów, przeznaczonych dla niesamodzielnych lokatorów. Opiekę i pomoc zapewniał im stale obecny portier. Odwiedzałem Gary’ego, żeby ocenić, jak sobie radzi; podczas jednej z tych wizyt dostrzegłem w kuchni otwarte puszki z kocią karmą i zacząłem się zastanawiać, czy mój pacjent się nią teraz żywi. Od czasu do czasu pytałem go o tamten wieczór, ale zawsze zmieniał temat. Ostatnie plotki na jego temat głosiły, że adoptował parę bezdomnych kotów i kazał założyć dla nich klapki w drzwiach, by mogły swobodnie wchodzić i wychodzić. Wczesne europejskie i bliskowschodnie mity są pełne opowieści o przemianie w dzikie bestie. Niektórzy badacze przyjmują, że jest to dowód na istnienie starożytnych kultów zwierząt*. Rzut oka na zasoby internetu pozwala stwierdzić, że ludzie nadal powszechnie oddają cześć kotom i psom. Ludowe tradycje również wykorzystują motyw transformacji w zwierzęta, od celtyckich opowieści o selkie, ludziach, którzy potrafią zamienić się w foki, do duchowych podróży szamanów. Te historie mają jedną wspólną cechę: zbyt długie pozostawanie w postaci zwierzęcia jest niebezpieczne. Selkie, która spędzi zbyt wiele cza* Zob.
P. Forbes Irving, Metamorphosis in Greek Myths.
30
PRZEMIANY LUDZKIEGO CIAŁA
su jako foka, zaprzepaści swoje ludzkie życie, a szaman o zbyt słabym umyśle lub niedostatecznie wyszkolony może pozostać zwierzęciem już do śmierci. Thoreau napisał: „Wszystkie ich zwierzęta są (…) stworzone po to, aby dźwigać jakąś dozę naszych myśli”*. Odwiedźcie dowolny sklep z zabawkami albo obejrzyjcie kilka programów telewizyjnych dla dzieci, a zobaczycie, ile uczłowieczonych zwierząt pojawia się w zachodniej kulturze. Od Piotrusia Królika po Stuarta Malutkiego, od tygrysich kostiumów po malowanie buzi na dziecięcych imprezach – przeobrażenie w zwierzęta pod względem tak wyglądu, jak i zachowania pozwala dzieciom przeżyć wyzwalające doświadczenie; stają się agresywniejsze, mniejsze, szybsze lub zwinniejsze niż we własnej postaci. Teriantropia może dać niektórym dorosłym podobną ucieczkę od rzeczywistości, uwalniając ich od ograniczeń i presji ludzkiego życia. Pod koniec lat 80. kilku psychiatrów z Massachusetts opublikowało artykuł na temat dwunastu przypadków, z którymi zetknęli się w ciągu czternastu lat w klinice na przedmieściach Bostonu. Dwaj z opisanych pacjentów cierpieli na prawdziwą likantropię i byli przekonani, że stają się wilkami, dwaj – kotami, dwaj – psami, a dwaj kolejni – nieokreślonymi zwierzętami (ich zachowanie określono jako „pełzanie, wycie, pohukiwanie, drapanie, tupanie i defekacja” oraz „czołganie się, pomruki i warkoty”). Z pozostałej czwórki jeden człowiek uważał, że przeobraża się w tygrysa, jeden – w królika, jeden – w ptaka, a ostatni, przez całe życie hodujący myszoskoczki – w swoje ulubione zwierzątko**. W tym gronie wcale nie dominowali pacjenci ze schizofrenią. Ośmiu zaliczono do grupy osób z zaburzeniami dwubie* H.
Thoreau, Walden, op. cit. Keck, H.G. Pope, J.I. Hudson, S.L. McElroy, A.R. Kulick, Lycanthropy: alive and well in the twentieth century, „Psychological Medicine” 1988, t. 18, nr 1. ** P.E.
Wilkołaki: przyciąganie księżycowej pełni
31
gunowymi, dwóch określono jako schizofreników, u jednego zdiagnozowano depresję, a jeden był opisany jako osobowość borderline*. Autorzy artykułu odnotowali: „Obecność likantropii nie miała widocznego związku ze zdiagnozowaną chorobą. Urojenia na temat przemiany w zwierzę nie były objawem gorszym niż jakiekolwiek inne urojenia”. Najbardziej uporczywe stany tego typu przeżywał młody człowiek, dwudziestoczterolatek, który po dłuższym okresie nadużywania alkoholu był przekonany, podobnie jak Gary Hobbes, że jest kotem uwięzionym w ciele człowieka. W chwili publikacji artykułu człowiek ten żył jako „kot” już od trzynastu lat. Psychiatrzy napisali: „Pacjent zeznał, że wie, iż jest kotem, ponieważ tajemnicę tę zdradził mu prawdziwy kot, mieszkający z rodziną, który rzekomo nauczył go »kociego języka«”. Mężczyzna ten miał normalną pracę, lecz jednocześnie „mieszkał z kotami, uprawiał z nimi stosunki seksualne, polował razem z nimi i pojawiał się nocami tam, gdzie spotykają się koty, a nie ludzie”. Lekarze nie spodziewali się poprawy jego stanu – pacjent uparcie wierzył we własne urojenia mimo wielokrotnych prób dopasowania leków antydepresyjnych, przeciwdrgawkowych, przeciwpsychotycznych, a także sześciu lat psychoterapii. W podsumowaniu artykułu autorzy dodali: „Jego największą, chociaż nieodwzajemnioną miłością była tygrysica z miejscowego zoo. Pacjent miał nadzieję, że któregoś dnia wypuszczą ją na wolność”.
*
Inaczej: osobowość z pogranicza zaburzeń psychicznych (przyp. tłum.).
Polub nas na Facebooku
KUP TERAZ