– Jak dobrze? Jest dla mnie jak siostra. Jak siostra!
Mąż Stelli, Joe, też bardzo lubi ł Annę i gdy dziennikarze rozmawiali w drzwiach z jego żoną , pojawi ł się w tle, prosto
Kiedy to się sta ło, Stella Lombardo mia ła pięćdziesiąt dziewięć lat. Ju ż nigdy nie wróci do pracy, ju ż nigdy się nie otrząśnie i zawsze będzie zadawa ła sobie oraz Bogu pytania, dlaczego taka okropność w ogóle się wydarzy ła i czy mog ła temu w jakikolwiek sposób zapobiec.
7 lutego 2000 Paterson, New Jersey, USA
9 1
Tego samego dnia po po ł udniu pod drzwiami jej domu zebra ł się t ł umek reporterów. Powiedzia ła im, że „w ż yciu nie widzia ła czegoś podobnego”, a później g ł upio się poczu ła, bo to oczywiste, że nie widzia ła – kto widzia ł? Pytano ją , jak dobrze zna tamtą kobietę, a ona, chowając twarz w d łoniach, odpar ła:
Stella i Anna pracowa ł y razem w domu opieki Paterson Manor w New Jersey przez ponad czterdzieści lat – w sumie tak d ł ugo, jak d ł ugo by ł y sąsiadkami. Stella powie póź niej reporterom, że Anna i jej mąż Leo wpadli do niej poprzedniego wieczoru, szóstego lutego, by wspólnie ś więtować z nią rocznicę ślubu.
Przez lata zwierza ła się Annie z rzeczy, o których nigdy nie powiedzia łaby Joemu. Nie tylko z tych poufnych, dzieli ła się
– To nie są srebrne, złote ani brylantowe gody, to tak zwana plastikowa rocznica – powiedzia ł Joe podczas swojej krótkiej mowy na wczorajszym przyjęciu.
Najlepszą przyjaciół ką Stelli by ła Anna, od zawsze, od początku. A Joe? By ł ojcem i ż ywicielem rodziny, nikim więcej. Zdaniem Stelli tylko kobiety wiedzą , czym jest prawdziwa przyja źń. Nie moż na być jednocześ nie rodzicem i przyjacielem w ł asnych dzieci, tak jak nie sposób być mężem i przyjacielem własnej żony.
LLL
Wyjął tandetny pierścionek z czerwonym oczkiem – kupiony w lokalnym dyskoncie Five and Dime w dziale dziecięcych strojów karnawa łowych – i wsunął go Stelli na palec. Wszyscy uznali to za przedni żart, ale Stella wiedzia ła, że nic prócz tej dziecięcej bł yskotki nie dostanie. Joe niechętnie sięga ł do portfela, a już zwłaszcza gdy chodzi ło o wydawanie pieniędzy na nią. Zakończy ł swoją przemowę, odwracając się do Stelli ze słowami, że przede wszystkim – poza byciem wspania łą matką i troskliwą żoną – jest jego najlepszą przyjaciół ką. Wszyscy wzdychali i kiwali g łowami, kilka kobiet nawet ścisnęło czule d łonie swoich mężów. Wszyscy prócz Stelli. Gdyby ktoś nie zna ł jej wystarczająco dobrze, toby jej wybaczy ł, sądząc, że nie dosł ysza ła wszystkiego, co powiedzia ł Joe. Ona jednak sł ysza ła, a prawda by ła taka, że nie uważa ła męża za swojego najlepszego przyjaciela.
10 spod prysznica, ś wieżo ogolony, w spodniach, które nosi ł do pracy, i nieskazitelnie bia ł ym podkoszulku. Jeden z reporterów zapyta ł g łośno, co o tym wszystkim myśli pan Lombardo, a on odpowiedzia ł: – Sł uchajcie, coś wam powiem. Powiem wam to: zawsze by ła dobrą sąsiadk ą , dobrą pracownicą i dobrą kobietą.
zawsze wysłuchiwa ła żali przyjaciół ki i taką samą gotowość mia ła w sobie Stella. Kiedy tylko Anna chcia ła się wygadać, Stella by ła pod ręką. A zapotrzebowanie okaza ło się spore, ponieważ Leo, mąż Anny, by ł równie do niczego jak Joe! Stella nie mia ła najłatwiejszego ż ycia, ale to i tak nic w porównaniu z Anną. Opowieści o wojennych losach przyjaciół ki nieodmiennie budzi ł y w niej przerażenie oraz wdzięczność, że ona sama nie musia ła nigdy znosić takich potworności. Anna widzia ła i robi ła rzeczy, które większości ludzi nie mieści ł y się w g łowie, a Stella wiedzia ła, że najgorszego z pewnością jeszcze nie usł ysza ła – Anna nigdy nie ujawnia ła wszystkiego. Kobiety często żartowa ł y, że lokalny ksiądz jest zbędny, ponieważ żadna z nich nie potrzebowa ła ani jego, ani konfesjona ł u – mia ł y siebie nawzajem i na tym polega ła prawdziwa przyjaźń.
Stella często się skar ż y ła, że mąż nieustannie wytyka jej błędy.–Nie potrafi się powstrzymać od komentarza, zanim powie mi, jak coś naprawić. Nie potrzebuję jego opinii ani rozwi ą za ń; gdybym potrzebowa ł a, tobym o nie poprosi ł a, prawda?Anna
Anna i Leo nie doczekali się potomka i kiedy dzieci Stelli by ł y ma łe, Anna poż ycza ła je z wielką radością. Jeśli podczas szkolnych ferii nie zabiera ła ich do kina, zwykle spędzali czas na pla ż y. Uwielbia ła je rozpieszczać, twierdzi ła bowiem, że nie ma na kogo wydawać pieniędzy – Leo się nie liczy ł.
z nią tak że plotkami na temat ich rodzin, opowiada ła o sprawach, które wywoła ł yby wielkie niezadowolenie Joego, gdyby zna ł prawdziwe odczucia żony.
LLL
11
W gruncie rzeczy sta ła się dla latorośli Stelli drugą mamą i nic nie cieszy ło jej bardziej ni ż wprawianie ich w zak łopotanie.
Z upodobaniem ta ńczy ła do muzyki puszczanej w galeriach hand lowych albo przebiera ła się i chodzi ła z nimi w Halloween od domu do domu zbierać słodycze. Choć mieszkali dosłownie drzwi w drzwi, dzieci nocowa ł y czasem u cioci Anny, wypoż ycza ł y filmy Disneya na wideo, zajada ł y się popcornem i czyta ł y straszne książki przy latarce. Od czasu do czasu Anna pomagała im w lekcjach, a gdy w wieku czterech i pół roku Joe junior zaczął przejawiać zainteresowanie liczbami, to w łaśnie Anna kibicowa ła mu najbardziej. Bardzo szybko nauczy ł się rozpoznawać cyfry cztery i trzy, a tak że siedem, dziewięć i osiem – Anna chichota ła i skarż y ła się, że ją łaskocze, gdy wodzi ł ma ł ymi paluszkami po tatuażu na jej lewym przedramieniu.
Gdy dzieci Stelli weszł y w trudny wiek nastoletni, zwraca ł y się po radę do cioci Anny i to ona kaza ła im wracać do domu i przepraszać mamę za sposób, w jaki się do niej odnosili. Anna mia ła w sobie tyle mądrości i zdrowego rozsądku, że to, co wydarzy ło się w domu opieki dzień po przyjęciu rocznicowym u Stelli i Joego, wydawa ło się tym bardziej niezrozumia łe.
12
LLL
Nie ulega ło wątpliwoś ci, że jak na swój wiek Anna wci ąż by ł a niezwykle atrakcyjn ą kobiet ą. Metr sześćdziesi ąt pięć wzrostu, srebrzyste w łosy średniej d ł ugości, niegdy ś czarne i lśniące, figura, która nadal nosi ła znamiona dawnej ś wietności. Zaokrą gli ła się nieco tu i ówdzie, jak to się zwykle dzieje z wiekiem, lecz sylwetka klepsydry i zmysłowe krą g łości nadal rzuca ł y się w oczy. Zachowa ła idealne proporcje, by ła tylko odrobinę pe ł niejsza. Pomimo d ł ugich godzin w ogrodzie pod palącym letnim słońcem New Jersey mia ła nieskazitelną cerę, zmarszczki na twarzy uwidacznia ł y się tylko przy uśmiechu. Nic dziwnego, że gdy wk łada ła kostium k ą pielowy, przycią ga ła spojrzenia, nie znosi ła jednak komentarzy i wlepionych w ni ą męskich oczu na pla ż y albo basenie. Pewna kobieta
Maleń ki domek zamieszkiwany przez Annę i Leo by ł dość ascetyczny i nieskazitelnie czysty, ale gdyby Anna nie kosi ła trawy i nie my ła okien, wątpliwe, czy kiedykolwiek zosta łoby to zrobione.Umeblowanie by ło skromne, ponieważ Leo uważa ł, że meble nie są czymś istotnym. Te, z którymi się tam wprowadzili, służ y ł y dopóty, dopóki się nie rozpad ł y, a i wtedy Leo stawa ł na g łowie, by je naprawić, zamiast wydawać pieniądze na nowe. Wazon by ł tylko jeden, ustawiony zawsze na środku kuchennego sto ł u, zwykle wype ł niony różami z ogrodu Anny. Parapety i pó ł ki lśni ł y nienaganną czystością , nie zagraca ł y ich typowe domowe bibeloty – nie uś wiadczy ło się tam lalek, imbryczków ani malowanych talerzy, żadne zbędne przedmioty nie zbiera ł y kurzu.
powiedzia ła kiedy ś, że odda łaby lewe ramię, by mężczy ź ni patrzyli na nią tak, jak patrzą na Annę. – Ty to masz szczęście!
Anna Braniewska mia ła swoje tajemnice.
13
Anna smutno się uśmiecha ła. – Ja? Szczęście? Gdybyś tylko wiedzia ła…
Wydawa ło się, że jednym z nielicznych ustę pstw Anny wobec starzenia się by ło noszenie soczewek kontaktowych. Co dziwne, jedna by ła brązowa, druga przezroczysta. Oczywiście soczewki bardzo poprawia ł y jej wzrok, lecz prawdziwym powodem, dla którego postanowi ła je nosić, by ła chęć ukrycia się za nimi – zerkając co rano w lustro, nie chcia ła widzieć swojego prawdziwego ja. Zdarza ł y się jednak chwile, gdy maska opada ła, oczy z niewiadomych przyczyn traci ł y blask, ką ciki ust wygina ł y się w podkowę. Dzia ło się tak zwykle wtedy, gdy coś uruchomi ło odleg łe wspomnienia z czasów, gdy ż ycie wygląda ło ca ł kowicie inaczej.
LLL
Anna g łęboko westchnęł a, odrzuci ł a pierwszą my ś l, by zbyć to pytanie, posadzi ła dociekliwego ch łopca przed sobą i wzięła go za ręce. Wyjaśni ła, że podczas wojny mieszka ła w Europie, a kiedy wojna się skończy ła, pozosta ł y tylko ruiny. Całe miasta i miasteczka zostały obrócone w gruzy. W niektórych miejscach nie ostało się kompletnie nic, ani jeden budynek.
Rzeczy nieu ż ywane na co dzień chowano, usuwano z widoku. W kuchennej szufladzie leża ł y na przyk ład tylko dwa noże, dwa widelce i dwie ł yżki. W kredensie dwa kubki sta ł y obok dwóch talerzy obiadowych i deserowych miseczek. Gdy potrzebne by ł y dodatkowe sztućce albo naczynia sto łowe, wyjmowano je z plastikowych pojemników ustawionych jeden na drugim pod zlewem.
Dzieci Stelli zawsze ciekawi ła przeszłość Anny. Zada ł y kiedyś pytanie, dlaczego w jej domu nie ma innych zdjęć. Chcia ł y wiedzieć, jak Anna wygląda ła w dzieci ństwie, kiedy by ła w ich wieku. Odpowiedzia ła im, że z powodu wojny nie mia ła dzieci ń stwa – jej ż ycie zaczęło się dopiero w dniu, gdy przyjecha ła do Ameryki jako uchodźczyni, po zakończeniu dzia ła ń wojennych.
Wnętrze by ło pozbawione niepotrzebnych mebli, pod łóg nie zaściela ł y żadne dywany czy chodniki, na ścianach nie wisia ł y reprodukcje, fotografie ani obrazy. Jedyny wyjątek znajdowa ł się w kuchni (saloniku, jak nazywa ł a ją Anna): oprawiona w ramki fotografia nad ma ł ym laminowanym kredensem. Przedstawia ła Stellę z dziećmi stojącą obok Anny na Coney Island. Wszyscy mru żą oczy przed oślepiającym słoń cem, dzieciom ściekają po brodach roztopione lody, Stella i Anna mają na g łowach kolorowe kapelusze, uśmiechają się jak szczęśliwe turystki. Na odwrocie zdjęcia odręczny podpis Anny: Ja i moja rodzina, lato 1992.
– I dlatego nie masz w domu żadnych zdjęć ani rzeczy, ciociu Anno? Z powodu wojny?
14
Joe junior zawsze by ł dzieckiem, które nie wstydzi się pytać i wyrażać w łasnych opinii.
– Tak. Ani wychodka, ani budy dla psa. Ch łopiec skrzywi ł się, próbując pojąć potworność tego wszystkiego. Otworzy ł usta, chcąc zadać kolejne pytanie, lecz tym razem zabrak ło mu słów. Anna cią gnęła: – Trudno to sobie wyobrazić, Joey, ale po wojnie niektórzy ludzie nie mieli nic prócz tego, co na sobie. Wszystko zostało zniszczone.Wk
15
ąciku prawego oka Anny wezbra ła ł za i sp ł ynęła po policzku. Ch łopiec wycią gnął rękę, by ją otrzeć, a wtedy Anna chwyci ła jego drobne d łonie i wyszepta ła: – Niektórzy z nas stracili w tej wojnie wszystko, Joey.
2
Stella i Anna rzadko się ze sobą nie zgadza ł y, ale jeden temat by ł nieustannym przedmiotem dyskusji: który kraj wyda ł najbardziej leniwych mężczyzn, W łochy czy Polska? Uzgodni ł y, że pojedynek jest wyrównany, ponieważ obie mają za mężów beznadziejnych wa ł koni!
Joe dzia ła ł w bran ż y budowlanej, Leo znalaz ł swoje powołanie za kierownicą taksówki, obaj starali się pracować na czarno, kiedy tylko się da ło. Leo trzyma ł pieniądze w kuchni, w starej puszce po herbacie, Joe chowa ł swoje w szufladzie ze skarpetami („Absolutnie ostatnie miejsce, do którego zajrza ł by w łamywacz, daję słowo, wiem coś o tym!”). Obu panów łączy ła jeszcze jedna wspólna cecha: upodobanie do tradycyjnego samogonu. Grappa Joego mia ła wielkie wzięcie i by ła powszechnie ceniona, Leo pędzi ł bimber z ziemniaków, które Anna uprawia ła w ogródku warzywnym za domem. Pono ć
– Po wojnie większość ludzi nie mia ła do czego wracać. Nie by ło pracy, wiele osób nie mia ło nawet domu. – Jak to? Tak wcale?
Choć Leo uparcie podtrzymywa ł tradycje wiążące go z ojczystym krajem, jakoś dziwnie uwiera ło go to dziedzictwo i na pewnym etapie rozważa ł nawet zmianę nazwiska. Niemal się obraża ł, gdy Joe nazywa ł go ameryka ńskim Polakiem.
3
wed ł ug rodzinnej receptury, ponadstuletniej, lecz zdaniem Anny „i tak smakuje jak pł yn do udrażniania rur”.
16
– Miano Polaka nie jest zniewagą , przyjacielu. Hej, szkoda, że nie sł ysza łeś, jak nazywają u mnie w pracy Anglików. Brytolskie dranie! No ale – teatralnie zawiesi ł g łos – większość z nich to prawdziwe dranie… – A potem parsknął śmiechem. – Daj sobie spokój, ch łopie. Co jest z tobą , kurwa? Można by pomyśleć, że wstydzisz się swojej polskości!
Jeszcze jedna rzecz przypomina ła Leo ojczyznę: wędzarnia za domem. Wychowując się w przedwojennej Polsce, widzia ł czasem, jak ojciec idzie na targ, kupuje ma łego ś winiaka, a potem zarzyna go i wędzi. Przez lata Leo udoskonali ł w łasną technikę, przerzucając się na wędzenie ryb. Na specjalne okazje wstawa ł o ś wicie, rusza ł na targ rybny Fulton w Bronksie, kupowa ł najlepszego łososia i po mistrzowsku preparowa ł go na podwórku za domem. Ryby Leo sł ynęł y na ca łą okolicę, zdarza ło się nawet, że ludzie byli gotowi pić jego ohydną wódkę, byle mieć dostęp do wybornej ryby.
Stella i Joe przyjechali do Ameryki przed wojn ą. Ich rodzice bez grosza przy duszy pracowali, gdzie popadnie, nawet w ogródkach sąsiadów, w których uprawiali warzywa i sprzedawali je później przy drodze. Poznali się typowymi w owych czasach kana łami – przedstawili ich sobie przyjaciele w łoskich
– Jestem Amerykaninem, na litość bosk ą. Nie różnię się od kowboja z westernu, takiego Johna Wayne’a!
przyjaciół, których rodzina zna ła ich w łoskich przyjaciół i w łoskie rodziny przyjaciół.
17
Pogoda w dniu przyjęcia by ła wyjątkowo łagodna jak na tę porę roku, wszyscy zebrali się więc na werandzie za domem, co pozwoli ło zaoszczędzić na prądzie, ponieważ ku niezmiernemu zadowoleniu Joego nie trzeba by ło w łączać klimatyzacji. Stella pichci ła w kuchni od tygodnia, a mimo to martwi ła się, czy nie zabraknie jedzenia. Na szczęście, jak nakazywa ła tradycja, każdy przyszed ł z pół miskiem.
Po pierwszym kieliszku Joe oznajmi ł:
Wiele lat później Stella i Joe wydawali przyjęcie z okazji rocznicy ślubu w maleń kim ogródku ich w łasnego domu w Paterson w stanie New Jersey. Joe poszed ł na ca łość, przygotowując jubileuszową imprezę, w przeddzień pomalowa ł nawet beton ś wieżą warstwą zielonej farby. Gdy tylko skończy ł, znikąd pojawi ł się bezdomny kot, przeskoczy ł ogrodzenie z ty łu i przebieg ł po ś wieżej farbie. Pomimo protestów Joego Stella upar ła się, by pozostawić odciski łap dla upamiętnienia tej okazji.
uda ł, ż e urazi ł y go komentarze na temat trunku, i urządzi ł przedstawienie z wychodzeniem z przyjęcia.
Oczywiście zjawi ł y się też dzieci Stelli i Joego ze swoimi partnerami. Anna przyniosła jakieś faszerowane liście kapusty, ale większość osób tylko je skubnęła, gdy ż W łosi nie jadają polskich potraw. Leo przyszed ł z foliowym zawiniątkiem oraz dwiema flaszkami swojej ohydnej wódki z ziemniaków. Joe otworzy ł butelki, ponieważ W łosi piją darmowy alkohol.
Leoa.
– Idę sobie i zabieram swoje jedzenie, przynajmniej docenią mnie we w łasnym domu!
– Nic dziwnego, że wy, Polacy, wyglądacie na takich skwaszonych, skoro jecie te md łe gołąbki i pijecie siuśki wielbłąda!
Wszyscy się roześmiali, tr ącili kieliszkami, ale szerokie uśmiechy bł yskawicznie zamieni ł y się w grymas, gdy paskudny bimber Leo wla ł się w niczego niepodejrzewające w łoskie gard ł
– Z moją żoneczką , jak na naszym weselu.
– A sk ąd, w ka żdym razie nic, co by cię zainteresowa ło. Tylko kilka pstrą gów kupionych wczoraj w Bronksie. Uwę dzi łem je przez noc!
– Co tam masz? Mam nadzieję, że nie kapustę?
– Leo! Leo, przyjacielu, błagam, nie zabieraj swoich pstrą gów. Proszę! Ty sam możesz się st ąd zmyć razem ze swoją wódką , ża łosny polski jeba ńcu, ale zostaw nam te wspania łe ryby! Leo, proszę. Błagam cię!
Przyjęcie uda ło się wspaniale, a o siódmej Joe zaczął domagać się ta ńca m łodej pary.
18 Machnął Joemu pod nosem foliowym zawiniątkiem.
Cmoknął czubki kciuka i palca wskazującego na znak, że palce lizać.
Joe natychmiast zmieni ł ton.
Takie magiczne chwile jak ta z dnia ich zaślubin dawno przeminęł y, zastą pi ł y je szara codzienność i nuda d ługiego, monotonnego, ale za to wiernego związku. To, że Joe chcia ł zata ńczyć na ich rocznicowym przyjęciu, by ło mi łą niespodzianką i Stella raz jeszcze poczu ła spręż ystość jego kroku, gdy tuląc ją w ta ńcu, nieoczekiwanie położ y ł d łoń na jej pośladkach.
Otoczy ł barki Leo wielkim w łochatym łapskiem i zaprowadzi ł go do kuchni. Obaj szczerzyli zęby, a reszta mia ła ubaw.
Uśmiechnięci ma łżonkowie sunęli po werandzie do piosenki Deana Martina That’s Amore. Goście śpiewali, ko ł ysząc się do muzyki, Joe coraz mocniej przytula ł swoją pannę m łodą. Stellę wzruszy ła ta chwila, choć na krótko, poniewa ż przenios ł a ją do odleg łego dnia ś lubu, d ź wię ków akordeonu, ś miechów i s łońca w ogrodzie rodziców. Prócz ta ń ca zapamięta ł a, jak musia ł a ca łować swojego ś wież o upieczonego męża za ka ż dym razem, gdy ktoś stukn ął nożem o talerz – albo poca ł unek, albo wychylenie kieliszka, który dziwnym trafem ci ą gle by ł pe ł ny! Cóż to by ło za wesele… tak wiele lat temu.
– Wed ł ug alfabetu – powiedzia ła Anna do brytyjskiego urzędnika. – Id źmy wed ł ug alfabetu.
– Hej, Giuseppe Lombardo, jeśli liczysz na seks tej nocy, lepiej dobrze się zastanów! – krzyknęła ku uciesze wszystkich. Nawet dzieci się śmia ł y. Mama i tata byli tacy uroczy, kiedy się Powstawili.kilku kolejnych kieliszkach przyciszono muzykę i powrócono do pogawędek. Potem zaczęto namawiać Annę, by wykona ła swój popisowy numer, sł ynną historię „ostralijską”. Zgodzi ła się, acz niechętnie.
– W porządku. Zrobione. W cią gu trzech tygodni znajdziecie się w drodze do Australii, pa ństwo Braniewscy. A teraz
– Macie trzy miejsca do wyboru. Ameryka, Australia albo Kanada. Co wybieracie?
Brytyjski urzędnik, który zwróci ł się do niej z tym pytaniem w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku, bardzo się spieszy ł. Kolejka by ła d ł uga i wydawa ło się, że większość ludzi, którzy przeż yli wojnę, chce wyjechać z Polski, zanim brutalni Rosjanie przejmą pe ł ną kontrolę.
Kr ąż y ł a pog łoska, ż e ma łż e ń stwom przyznawane jest pierwszeństwo w migracji, więc Leo i Anna dołączyli do kolejki tu ż po tym, jak Leo się jej przedstawi ł. Oczywiście nie dysponowali żadnym aktem ślubu, ale nie by ło to niczym wyjątkowym w spustoszonej wojną Polsce. Dość łatwo da ło się przekonać urzędnika, że są mężem i żoną , ponieważ bardziej interesowa ło go skrócenie kolejki ni ż oficjalne potwierdzanie wszystkiego, co mu powiedziano.
Leo wyda ł się Annie dość sympatycznym cz łowiekiem. Jemu z kolei spotkanie jej by ło bardzo na rękę, nie mówi ąc ju ż o tym, że przedstawia ł a mi ł y dla oka widok. Wiedzia ł o jej zwi ą zkach z Niemcami i nie bardzo mu to pasowa ło. Uwa ża ł jednak, że razem mają większe szanse na rozpoczę cie nowego ż ycia w miejscu, gdzie komunizm jest jedynie hasłem w słowniku.
19
proszę do łączyć do tamtej kolejki i podać urzędnikowi ten dokument, gdy was wywoła.
Anna by ła zła.
– Tam. Tamten stolik! – Poirytowany oficer ruchem g łowy wskaza ł im kierunek, lecz Anna i Leo jakby wrośli w ziemię. –Co jest? Coś nie w porządku? Rozumiecie angielski, prawda?
– Ostralia? Żadna Ostralia. Powiedzia łam: wed ług alfabetu. Ameryka jest na pierwszym miejscu!
Pstryknął palcami w dokument, a Anna wyrwa ła mu go z r ęki, mamrocząc na odchodne: „Ostralia? Jaka, kurwa, Ostralia?”. Wszystko wskazywa ło na to, że ca ł kiem dobrze opanowa ła niektóre słowa standardowej angielszczyzny. Anna klęła wy łącznie przy opowiadaniu ostralijskiej historii i za ka żdym razem się rumieni ła. Poniewa ż jednak opowieść nie brzmia ła tak samo bez słowa na „k”, na prośbę Stelli zdecydowa ła się je zachować. Gdy tamtego wieczoru raczy ła wszystkich anegdot ą , która wzbudzi ła śmiech i spontaniczne oklaski, Stella widzia ła, że jej najlepsza przyjació ł ka jest myślami gdzie indziej. Przez ca ł y tydzień Anna by ła w pracy jakaś nieobecna, Stella zaś tkwi ła w przekonaniu, że przyjaciół ka jej unika. Dlaczego?
– Zaraz, zaraz. Mówisz, że wysłano was do Australii, więc jakim cudem wylądowaliście tutaj, w Stanach?
Anna kontynuowa ła opowieść.
Przybi ł stempel na zadrukowanej jednostronnie kartce papieru, na dole złoż y ł swój podpis i wycią gnął do nich rękę z papierem. Anna i Leo nie ruszyli się z miejsca.
20
– Proszę pani, pozwoli pani, że wyjaśnię zasady angielszczyzny. Stany Zjednoczone Ameryki figurują w słowniku za Australią. W naszym języku litera „S” zawsze znajdowa ła się za literą „A”, choć w polskim może być inaczej i niewiele mnie to obchodzi. Proszę stąd odejść i dołączyć do tamtej kolejki!
Opowieść o Ostralii jeszcze się nie skończy ła, lecz ktoś zdoła ł przekrzyczeć gwar.
– Oczywiście. Ale by ł koniec wojny i t ł umy uchod źców do skontrolowania. Przyby ł y nas tam tysiące! Przez kilka tygodni t łoczyliśmy się na statku, gdzie brakowa ło sanitariatów, potem staliśmy ramię przy ramieniu w hali przyjęć na Ellis Island. Tyle ludzi, zrobi ło się okropnie gorąco, smród trudny do zniesienia, mówię wam. Odkryli, że Leo i ja mamy niew ł aś ciwe dokumenty, ale zauwa ż yli też, że przyjechali śmy z obozu koncentracyjnego. Strugaliśmy wariata, udawaliśmy, że to musi być jakaś pomy ł ka. Z początku zamierzali odesłać nas z powrotem do Polski, ale ja wybuchnęłam płaczem, Leo zaczął ciskać gromy na Niemców i pokrzykiwać, że gdyby nie zaangażowanie Amerykanów, nigdy by nie skapitulowali. „Boże, b łogosław Amerykę!” A potem ze szczerą ł zą w oku zaczął mówić o demokracji. Oczywiście wtedy żadne z nas nie wiedzia ło zbyt wiele o Stanach Zjednoczonych, ale Leo sł ysza ł o prezydencie Lincolnie, nowojorskich Jankesach, Myszce Miki i hot dogach, więc wymieni ł to wszystko jednym tchem w bardzo emocjonalnej przemowie. Ja p łaka łam, Leo płaka ł, wokó ł rejwach, zamieszanie i wrzawa. Wszyscy się do łączyli. „Wpuśćcie ich, na mi łość boską , dość ju ż przeszli”. Podniósł się taki jazgot, że celnicy się poddali. W przeciwnym razie powsta łby jeszcze większy chaos. Ktoś uścisnął nam d łonie
– Myśleliśmy, że jesteśmy skazani na Australię, ale kiedy przybyliśmy do portu, przy nabrzeż u sta ł y dwa statki, a tysiące ludzi próbowa ł y się dostać na pok ład. Wybadaliśmy, który statek dokąd pł ynie, wemknęliśmy się po trapie i wyczekiwaliśmy na odpowiedni moment, by przecisnąć się obok urzędników i wmieszać w t ł um na pok ładzie. Nim zdąż yliśmy się obejrzeć, byliśmy w drodze do Ameryki! W ka żdej kabinie znajdowa ło się sześć koi, wkrótce ludzie zaczęli zajmować je parami, żeby przytulać się do siebie nocą , skorzystaliśmy więc z wolnego miejsca. Kilka tygodni później staliśmy w kolejce na Ellis Island.
– Przecież musieli sprawdzać wam dokumenty po przyjeździe?
21
i powiedzia ł: „Witajcie w Stanach Zjednoczonych Ameryki”, a potem podstemplowa ł dokumenty. I po sprawie!
O jedenastej, kiedy wszyscy się ju ż rozeszli, Stella zasta ła Annę samą w kuchni. Zmywa ła naczynia z zamyślonym, nieobecnym wyrazem twarzy. Stella uzna ła, że oto nadarza się okazja, by zapytać, dlaczego tak dziwnie się ostatnio zachowuje, jednak gdy tylko zaczęł y rozmawiać, wtoczy ł się Joe i nie ulega ło wątpliwości, że nadal jest w sentymentalnym nastroju. Zakrad ł się za jej plecami, chwyci ł ją w pasie, a potem wycisnął na szyi żony ckliwy poca ł unek.
Jeszcze drzwi się dobrze nie zamknęł y, a Joe już prowadzi ł żonę do sypialni. Stella nie mia ła innego wyboru, jak ulec, zgodzi ła się więc od łoż yć resztę porządków do rana i pójść do łóżka z adorującym ją pijanym mężem. Zanim się rozebra ła i wśliznęła do pościeli, Joe już prawie spa ł. Puści ł bą ka, mruknął: „To ty?” i zasnął na dobre, nie doczekawszy się odpowiedzi – chrapa ł jak stary borsuk z przyklejonym do twarzy uśmiechem samozadowolenia. Wieczór by ł wspania ł y, przyjęcie niezapomniane, ale wszystko to mia ło zblednąć przy wydarzeniach następnego dnia.
Pó ł godziny później, nadal objęci, pożegnali się z Anną. Joe musia ł praktycznie wypchn ąć ją za drzwi i cho ć Stella martwi ła się o przyjaciół kę, on nie zamierza ł na ten temat dyskutować. Mogą sobie porozmawiać następnego dnia. A teraz trzeba się zająć pewnymi męskimi sprawami.
LLL
Polub nas na Facebooku
KUP TERAZ