TOMMY WALLACH
przełożyła Nina Wum
TYTUŁ ORYGINAŁU: Thanks for the Trouble Copyright © 2016 by Tommy Wallach All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem do reprodukcji w całości lub we fragmencie w jakiejkolwiek formie. Published by arrangement with Simon & Schuster Books For Young Readers, An imprint of Simon & Schuster Children’s Publishing division. Copyright © for the Polish edition and translation by Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o., 2017 ISBN 978-83-8074-050-1 FOTOGRAFIA NA OKŁADCE: © 2016 by Ali Smith PROJEKT OKŁADKI: Lizzy Bromley R EDAKCJA: Olga Gitkiewicz KOREKTA: Bogusława Otfinowska R EDAKCJA TECHNICZNA: Adam Kolenda WYDAWCA: Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o. ul. Sokolnicza 5/76, 53-676 Wrocław www.bukowylas.pl, e-mail: biuro@bukowylas.pl WYŁĄCZNY DYSTRYBUTOR: Firma Księgarska Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Sp.j. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 721 30 11, fax 22 721 30 01 www.olesiejuk.pl, e-mail: fk@olesiejuk.pl DRUK I OPRAWA: Abedik S.A.
Dla Ellen
DOSKONAŁOŚĆ
Istnieje coś takiego jak perfekcyjny smutek. Wiem, bo go widziałem. Ludzie zazwyczaj używają słowa „perfekcja”, żeby określić coś dobrego. Perfekcyjny wynik testu. Perfekcyjna frekwencja. Perfekcyjny obrót w skoku na deskorolce. A ja uważam, że to brzmi znacznie lepiej, gdy opisujemy coś, co jest dokładnie takie, jakie być powinno. Nawet coś totalnie złego, nieważne. Perfekcyjny poranny cuch z ust. Perfekcyjny kac. Perfekcyjny smutek. Siedziałem na ławce w lobby hotelu Palace. To dobry punkt obserwacyjny. Patrzyłem, jak bogaci ludzie meldują się i wymeldowują na recepcji. Zza kamiennych filarów widać było innych bogatych ludzi. Jedli małymi kęskami i sączyli drinki. Byliście kiedyś w sali jadalnej hotelu Palace? Sufit jest niesamowicie wysoki – cały z oksydowanego metalu i matowego szkła, żebrowany niczym szkielet jakiegoś wieloryba olbrzyma o żelaznych kościach. Siedzi się tam przy długich wspólnych stołach, podobnych do tych z naszej szkolnej kafeterii, ale o wiele bardziej frymuśnych. Każde nakrycie ma własny zestaw różnych widel-
8
TOMMY WALLACH
ców, owiniętych serwetką – upiorna mała widelcowa rodzinka, przykryta wspólną kołdrą. Kelnerzy miotają się jak pingwiny, które pogubiły swoje młode. – Proszę nie zabierać, ja się tym bawię. Jej głos przeciął powszechny zgiełk i rozgwar. Jakby siedziała tuż koło mnie. Wiecie, jak to jest, gdy ubranie zaczepi się o kolczasty krzak podczas zbierania jeżyn? Moje uszy tak zaczepiły się o ten głos. Miałem wrażenie, że coś pęknie, jeśli szarpnę, próbując się uwolnić. Rozglądałem się na wszystkie strony. Ale dostrzegłem ją dopiero, gdy znów przemówiła. Siedziała na końcu jednego z długich stołów i rozmawiała z kelnerem. – Nie, nie zostaję w hotelu. Zapłacę gotówką. Wydobyła z torebki najgrubszy plik stówek, jaki kiedykolwiek widziałem. Raperzy w teledyskach takimi wywijają. Mówię wam, był opasły jak tom Grishama. Odwinęła jeden banknot (no cześć, Benjaminie Franklin) i podała kelnerowi. – Reszty nie trzeba – powiedziała. Facet kiwnął głową w osłupieniu i uciekł – roztropnie nie dając dziewczynie szansy, by przemyślała swoją hojność. Została sama przy stole, w zamyśleniu postukując w skorupkę jajka na miękko. Włożyli to jajko w ozdobny srebrny kieliszek. Gapiłem się na nią, gapiącą się w przestrzeń. Była niesamowita. Z tak wielu powodów. Powód #1: Mogła być w moim wieku albo trochę starsza. Istnieje ścisła korelacja między wiekiem hotelu a wiekiem osoby, która go odwiedza. Wie się takie rzeczy, gdy się jest równie powalonym na punkcie hoteli jak ja.
Dzięki za tę podróż
9
Palace to najstarszy hotel w San Francisco. Co oznacza, że jadalnia zwykle wygląda jak luksusowy dom spokojnej starości. A ta nastoletnia dziewczyna przyszła tu i jadła śniadanie, całkiem sama. Powód #2: Była ładna. Nie miałem możliwości, by stwierdzić, jak bardzo – ale nawet z dala widziałem dość. Niektórzy ludzie po prostu lśnią. Powód #3: Miała w twarzy perfekcyjny smutek. Powód #4: Jej włosy miały kolor srebra. Z początku pomyślałem, że to kwestia oświetlenia. Ale nie. Gdy poruszyła głową, może strząsając jakieś złe wspomnienie – to było tak, jakby tysiące srebrnych wstążek zadrżało w porannym wietrze. Powód #5: Była dziana jak nie wiem. Wstałem i przeniosłem się do jadalni, siadając o kilka wolnych miejsc od niej. Miałem rację: ładna. Być może nawet piękna (chociaż trochę mnie mdli od tego słowa). Gdy przyleciał kelner, puknąłem palcem w tę część menu, która głosiła: „kawa”. (Cztery i pół dolca za naparstek, i to m n i e oskarża się o drobną kradzież?) – To wszystko? – spytał. Potaknąłem. – Z cukrem? Z mlekiem? Pokręciłem głową. – Rozumiem. Chwileczkę.
10
TOMMY WALLACH
Kątem oka obserwowałem dziewczynę. Pastwiła się nad swoim jajkiem. Chyba nigdzie jej się nie śpieszyło. A że wyglądałbym podejrzanie, tak tkwiąc tu i nic nie robiąc – wyjąłem notes i zacząłem pisać. Chodziło tylko o to, by jakoś zabić czas, nim nadarzy się okazja zwędzenia tej całej forsy. Ale tak się skupiłem na pisaniu, że nie wiedziałem, co się wokół dzieje. Czasem mi się to zdarza. Raz na lekcji geometrii wpadłem na świetny pomysł. Zanim podniosłem głowę znad notesu, lekcja się skończyła. W sali byliśmy tylko ja i nauczyciel. – Jak ci idzie? – spytał. Nie wiem, ile konkretnie czasu zajęło mi napisanie historyjki, którą spłodziłem tego dnia w hotelu Palace. Gdy postawiłem ostatnią kropkę i zatrzasnąłem notes, dotarło do mnie, że zapomniałem o srebrnowłosej dziewczynie. Zerknąłem tam, gdzie powinna siedzieć – i odczułem dwie silne, sprzeczne emocje. Rozpacz, ponieważ zniknęła. Ulgę, bo zapomniała o torebce.
O DOBRYCH I ZŁYCH JAJKACH
Myślicie pewnie, że szlajam się po hotelach, bo łatwo w nich kogoś obrobić. Ale to nie tak. Zawsze uwielbiałem hotele. Ich ostentacyjną hotelowość. Wszystkie pachną tak samo. Wszystkie wyglądają podobnie. Hotelowe żarcie wszędzie ma zbliżony smak. Ktoś mógłby wam pokazać zdjęcie pokoju, dowolnego pokoju gdziekolwiek na świecie – a wy byście od razu wiedzieli, czy to pokój hotelowy, czy zwykły. Ta jednolitość wznosi się ponad markowe podziały. Ramada czy Hilton, Doubletree czy Motel 6 – nieważne. To tak, jakby każdy hotel we wszechświecie był połączony z innymi tajemniczym, dodatkowym wymiarem. Wszędzie te same kwieciste narzuty na meble, w dotyku szorstkie jak długo nieprany podkoszulek. Wszędzie dywany, prawie na tyle ciemne, żeby ukryć, jak bardzo są brudne. Wszędzie te obraźliwie mdłe obrazki. Ich nijakość sprawia, że gość hotelowy czuje się jak pacjent w zakładzie zamkniętym. Niebezpieczny pacjent, którego trzeba utrzymywać w letargu za pomocą akwarelowych widoczków bez wyrazu.
Dzięki za tę podróż
12
Gdybym to ja miał hotel, postarałbym się, żeby wyglądał jak wszystko, tylko nie hotel. Myślę, że to byłoby niezłe. Wyobraźcie sobie ten rząd znoszonych trampek pod każdymi drzwiami. Używane szczoteczki do zębów w łazienkowych szklankach. Szafy zapchane starymi paltami, pełne pudeł różnej wielkości i zdekompletowanych gier planszowych. Moi goście budziliby się przekonani, że są w domu jakiegoś znajomego – a może w swoim własnym. Schodziliby na dół, do kuchni i sypali sobie do miski porcję zwietrzałych chrupek kukurydzianych. Obsługa stawiałaby tam co rano otwarty karton. Rzecz jasna, hotel tego rodzaju nie przydałby się na wiele takiemu złodziejaszkowi jak ja. Ludzie traktowaliby jego wnętrza tak samo, jak traktują swoje domy. Mieszkańcy domów zawsze są ostrożni. Czujni na oznaki podejrzanej działalności w pobliżu. Zamykają drzwi porządnie i nastawiają alarmy. Dzwonią po gliny przy byle okazji. Goście wystawnych hoteli n i g d y nie są ostrożni. Cały ten marmur i pozłota zdmuchują ich czujność. Zaczyna im się wydawać, że są bezpiecznie oddzieleni od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu procent społeczeństwa. Tych mniej eleganckich dziewięćdziesięciu dziewięciu procent. Zostawiają swój szajs, gdzie popadnie, niepilnowany. To praktycznie zaproszenie dla mnie. Sieją rzeczami po windach, klatkach schodowych, salach tanecznych i salach konferencyjnych. Czasem czyjaś waliza leżakuje na wózku, porzuconym przez bagażowego, który nie dostał napiwku. Czasem tkwi na chodniku obok drogiego wynajętego samochodu. Bywa, że ci ludzie po prostu zostawiają bagaże na stercie – jakby były ciętym drewnem do ich kominków. Nie zwinąć czegoś byłoby grzechem.
Dzięki za tę podróż
13
Zdaję sobie sprawę, że to nie brzmi najlepiej. Ale myślałem nad tym dosyć długo i doszedłem do pewnego wniosku. „Dobro” i „zło” to mgliste pojęcia. Jasne, pewne sprawy są jednoznacznie gówniane, gdy inne – wspaniałe, czy tam wzniosłe, czy coś. Ale między dwoma palikami, z których jeden nazywa się „czerń”, a drugi „biel”, między kopnięciem dzieciaka w nerkę a oddaniem mu własnej nerki, jeśli jest chory – rozciąga się cholernie wielkie boisko szarości. (Tak na marginesie: chodziłem kiedyś do szkółki niedzielnej i była tam mowa o dziesięciu przykazaniach. Myślałem wtedy, że słowo „pożądać” znaczy „uprawiać seks”. Co miało sens w kontekście żony bliźniego swego – ale mniej sensu, gdy mowa o wole czy ośle, albo o żadnej rzeczy, która jego jest. Okazało się, że „pożądać” znaczy tylko „mieć na coś ochotę”. W tym właśnie jest problem z Biblią. Święte księgi nie tylko mówią, czego ci nie wolno robić, ale też czego ci nie wolno chcieć. To za wiele, jakby ktoś mnie pytał). Weźmy taką kradzież. Tata nauczył mnie, że społeczeństwo karze tych, którzy zwędzą trochę, ale nagradza tych, którzy nakradli się po dziurki w nosie. Jak te wszystkie dupki z Wall Street. Nawciskali ludziom wariackich kredytów na dom czy czesne na studiach, czy coś. A potem musisz spłacać taki kredyt w jego dwudziestokrotnej wysokości. Z odsetkami i w ogóle. Albo ci, co siedzą na bogactwach naturalnych – ci z krajów, w których jest ropa, węgiel, drewno, cokolwiek. Kręcą biznes na sprzedawaniu ludziom rzeczy, które powinny należeć do wszystkich. Albo te okazy z Waszyngtonu. Nic, tylko wymyślają nowe podatki – nie dla sobie podobnych, skąd. A potem ludzie, którzy czyszczą kibelki w hotelu Palace, muszą bulić. – Miej oczy otwarte – mawiał tata. – Za każdym razem, kiedy ktoś otwiera usta, próbuje ci coś odebrać.
14
TOMMY WALLACH
Wszyscy to robią. Gigantyczna kleptomania odchodzi w tle, non stop. Więc powiedzcie, jaką różnicę zrobi parę dolców, które wyciągnę z kieszeni jakiegoś dzianego typa? Albo z jego walizki? Albo z wozu, którego nie raczył zamknąć? Czy to nie jest przypadkiem znacznie lepsza odmiana kradzieży niż ta, która ma miejsce nad naszymi głowami, nieustannie? Jestem jak Robin Hood. Zabieram bogatym i oddaję biednym. Tyle że to ja jestem ten biedny. Rzuciłem okiem dookoła. Nikt nie patrzył. A więc wyciągnąłem rękę i otworzyłem małą niebieską torebkę srebrnowłosej. Moja dłoń przedarła się przez kordon chusteczek jednorazowych, przez gąszcz tajemniczych damskich utensyliów – aż dotarła na samo dno. Do pliku stówek. Chwyciłem go mocno i już mnie nie było.
POWRÓT JEDI
Ukradłem w życiu mnóstwo rzeczy. Nigdy nie czułem się źle z tego powodu. Ale kiedy gnałem przez lobby hotelu Palace, wpychając forsę do kieszeni – poczucie winy zalało mnie jak ocean płaski ląd. Może dlatego, że to było więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek widziałem na oczy. A może też z tego powodu, że choć dziewczyna wyglądała na zamożną, to nie miałem pewności, że istotnie taka jest. Naprawdę bogaci ludzie nie paradują po mieście z plikiem zielonych w torebce. Mają od tego banki, obligacje i tak dalej. A może po prostu w głębi duszy wiedziałem, że pieniądze można zdobyć na wiele sposobów. Ale doskonale smutna, srebrnowłosa dziewczyna, siedząca samotnie w hotelu jest tylko jedna. A więc się odwróciłem. To był błąd. Kiedy byłem mały, rodzice czytywali mi baśnie na dobranoc. Jedną baśń codziennie przed snem. Zawsze z tych grubych, niebieskich i czerwonych tomów, które tata trzymał w nadstawce na biurko. Andersen albo bracia Grimm. Czy-
16
TOMMY WALLACH
tali mi porządnie, nie omijając żadnych strasznych historii. Ani tej o dziewczynie, która odrąbała sobie palce nogi, żeby pantofelek pasował, ani o mściwych diabłach, ani o podstępnej Śmierci. Nie wierzyłem własnym uszom, kiedy później w szkole przerabiali z nami słabowite, ugrzecznione wersje tych baśni. Kopciuszek bez pary zakrwawionych butów jest do bani. Wiedzieliście, że w oryginalnej wersji Śpiącej królewny nie ma żadnego pięknego księcia, który budzi bohaterkę czułym cmokiem? Nie! Zamiast przystojniaka jest król, kompletny dupek. Nie dość, że już ma swoją królową, to jeszcze gwałci Śpiącą Królewnę. Ta budzi się już w ciąży, więc żona króla próbuje ją zabić. Kobieta próbuje zarżnąć Królewnę, zrobić z niej pasztet i podać go królowi na obiad. Ale wszystko kończy się dobrze. Król skazuje własną żonę na śmierć przez spalenie żywcem. A potem zakłada rodzinę ze Śpiącą Królewną. Pierwszorzędna rozrywka dla całej rodziny, co nie, Disney? Ale wracając. Rodzice czytywali mi też mity greckie. Większość z nich jest o bogach, którzy schodzą z Olimpu, żeby zaliczyć jakąś fajną laskę. Ulubionym bohaterem mojego taty był Orfeusz, sławny muzyk, który dostał pozwolenie na zejście do Hadesu i sprowadzenie stamtąd swojej zmarłej żony. Pod warunkiem że przez całą drogę z powrotem ani razu nie obejrzy się za siebie. Nie będzie sprawdzał, czy ona nadal tam jest. Orfeusz oczywiście zerknął przez ramię i stracił żonę na dobre. Zawsze uważałem, że został zrobiony na szaro. Kto by uwierzył panu zaświatów na słowo? Ale tata powiedział mi, że to jest najdoskonalszy mit, jaki napisano. Ponieważ odnosi się do podstawowego błędu, który popełnia cała ludzkość. Wszyscy oglądamy się wstecz.
Dzięki za tę podróż
17
Ja też się obejrzałem – w samą porę, żeby zobaczyć, jak srebrnowłosa wraca na miejsce. Jej torebka była otwarta i wybebeszona na obrus – a jednak dziewczyna nie zaczęła krzyczeć ani miotać się dookoła, szukając sprawcy. Czemu, spytacie? A temu, że rozproszyło ją coś innego. Coś, co zapomniałem zabrać, gdy dawałem dyla z całą tą forsą. Było tam moje nazwisko i adres, a także wyjątkowo żenująca historyjka, którą przy tym stole napisałem. Nosiła tytuł Najpiękniejsza dziewczyna w królestwie. A ona ją właśnie czytała.
PREMIERA 1 LUTY Polub nas na Facebooku
KUP TERAZ