Marta Połeć, Artyści uliczni jako przykład nieformalnej organizacji zajmującej się sztuką

Page 1

Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

Marta Połeć (Uniwersytet Warszawski) Artyści uliczni jako przykład nieformalnej organizacji zajmującej się sztuką

Słowa kluczowe: artyści uliczni, etnografia organizacji, twórczość, wolność, odpowiedzialność. Streszczenie: artykuł powstał w wyniku trwających dwa lata badań etnograficznych na temat działalności nieformalnej organizacji artystów ulicznych. Na metodę badawczą złożyły się: wywiad antropologiczny oraz obserwacja uczestnicząca, uzupełnione o analizę zagadnień poruszanych w dyskursie medialnym. Tekst porusza problem regulacji przez władze miejskie działalności mimów, żywych rzeźb oraz muzyków występujących w przestrzeni miejskiej na przykładzie kliku z największych turystycznych miast w Polsce: Krakowa, Wrocławia, Częstochowy oraz Gdańska. Czy prezentowany poziom, wrażenie artystyczne, prezencję i kulturę osobistą artystów powinny oceniać specjalnie powstające komisje, czy też oglądający oraz słuchający ich na ulicach ludzie? Przytaczane wierne fragmenty wypowiedzi artystów ulicznych pozwalają rozważyć, czy w tej pracy potrzebne jest wprowadzenie regulacji i w jaki sposób, aby nie stanowiły one ograniczenia wolności artystycznej.

Granie na streecie dostarcza niesamowitych przeżyć, ale także doświadczeń. – Słucha cię nieraz kilkaset osób. To budujące potwierdzenie twego talentu; nikt cię nie zna, siedzisz anonimowy na ulicy i broni cię jedynie głos twego instrumentu… A ludzie stoją lub siedzą na bruku i słuchają przez pół godziny… Niesamowicie przyjemne wrażenia – wyznaje Stefan Błaszczyński [Krupiński 1 2013] .

Właśnie tak wyglądają reakcje, z którymi spotykają się uliczni artyści. Ludzie, zafascynowani najlepszymi z nich, potrafią przez dłuższy czas słuchać i patrzeć, zatracając się w ulotnym, stworzonym przez artystę magicznym świecie. Do środowiska artystów ulicznych wniknęłam nieprzypadkowo. Wybrałam tę organizację na mój pierwszy poważny teren badawczy, któremu poświęciłam około dwóch lat. W tym okresie prowadziłam badania terenowe z etnografii organizacji, za pomocą wywiadu antropologicznego [więcej zob. Kostera 2005, s. 125] oraz obserwacji uczestniczącej. Artyści wydali mi się otwartymi ludźmi, nie budowali dystansu. Z upływem czasu traktowali mnie jak jedną z nich, zawsze chętnie odpowiadając na moje pytania i dzieląc się przemyśleniami. Moi rozmówcy pracowali w różnych miejscach na świecie. Znali się wzajemnie, chociaż zdarzało się, że to ja zapoznawałam ich ze sobą. Artyści przyznawali, że pracując na ulicy, sami są swoimi szefami. Nie ma nikogo, komu musieliby się podporządkować. Sami przeznaczają swój czas wolny na poszukiwanie inspiracji do występów oraz 1

Fragment recenzji zamieszczonej na stronie internetowej zespołu Motion Trio.

76


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

doskonalenie kreacji. Z jednej strony czują się wolni, ponieważ nikt nie może im niczego nakazać. Z drugiej strony ta wolność wiąże się z odpowiedzialnością, ponieważ mogą liczyć tylko na siebie. Nikt inny nie odpowie za podjęte przez nich wybory, nikt nie spłaci ich długów. Jeden z mimów twierdził, że taka praca jest czymś uzależniającym. Dostarcza dużo pozytywnej energii od spotykanych ludzi, ale wiąże się również ze sporą niepewnością. Jest zależna od czynników, na jakie nie można mieć wpływu, np. warunków atmosferycznych. Pewien artysta miał tak rozbudowany przestrzennie strój, że nawet niezbyt silny wiatr uniemożliwiał mu pracę, a on sam dawał się ponieść niekontrolowanej sile i niesiony jak rozwinięty żagiel na wietrze, spadał z podestu. Co więcej, pracę artysty ulicznego kiedyś trzeba skończyć, gdyż niezbędna jest w niej ogromna wytrzymałość organizmu i sprawność fizyczna. Mim z kilkuletnim stażem przyznał, że wielokrotnie chciał zrezygnować z ulicy np. na rzecz teatru. Twierdził, że w teatrze bezpieczniej jest występować, ponieważ tam zna oczekiwania widowni, zaś ludzie spotykani na ulicy czasem potrafią być całkowicie nieprzewidywalni. Nie mają oporów przed wygłoszeniem bezpodstawnej krytyki, obrzuceniem wyzwiskami czy naruszeniem bariery cielesnej. W teatrze widzowi nie przyszłoby do głowy, żeby wtargnąć na scenę i dotknąć aktora, zaś na ulicy taka granica niemalże zanika. Przyznał, że praca żywej rzeźby jest trudna i każdemu zdarzają się chwile zwątpienia oraz chęć ucieczki do „normalnej” pracy, która daje poczucie stabilności, bezpieczeństwa i rutyny. Jednak ciężko jest uwolnić się od prowadzonego stylu życia i zrezygnować z ulicy, chociaż wielu tak naprawdę chciałoby to zrobić: Bo ulica jest pułapką trochę. Ona nie jest do końca dobra, ale nie jest też zła. Bywają różne momenty. Bywają wspaniałe, fajne, ale bywają też koszmarne. Ta ulica jest na tyle zdradliwa, że nie każdego dnia się na niej pracuje. Nie każdego dnia tygodnia się na niej pracuje. Bywa złudna i... i poza sezonem jest o wiele gorzej. (Mim)

Wielokrotnie w trakcie prowadzonych rozmów wysłuchiwałam opowieści, które zmieniały mój sposób myślenia. Artyści twierdzili, że przychodzącym do nich ludziom dają coś, czego nie można kupić: radość, uśmiech, przyjemne przeżycia, a nawet niezapomniane wspomnienia. Nie musiałam długo czekać na potwierdzenie ich słów – wystarczyło stanąć obok podczas ich pracy i poobserwować entuzjastyczne zamieszanie, które po chwili powstawało dookoła. Pozytywna energia i dobre intencje wracały do nich ze zdwojoną siłą. Ludzie nieraz zatrzymywali się na dłużej, żeby wyrazić swój podziw i wdzięczność za miłe, niespodziewane spotkania. Chwalili kreacje i wypytywali o szczegóły strojów, niejednokrotnie wykonane przez samych artystów. Pewna para obcokrajowców podeszła do jednego z nich i powiedziała, że pamięta go sprzed kilku lat z występów na ulicy w Hiszpanii. Jego rozradowany wyraz twarzy powiedział mi, jak bardzo ucieszyło go to spotkanie. Podobną reakcję wzbudziło u jego kolegi spotkanie z małżeństwem, które co roku w czasie wakacji przyjeżdża obejrzeć jego występy – z ciekawości, jak obecnie wygląda jego postać i jak zmienił sposób, w który ją odgrywa. Mimowie twierdzili, że nie zawsze oczekują zapłaty za zdjęcie. Czasem wystarczy po prostu miła rozmowa albo samo zdarzenie, że ktoś uprzejmie poprosi lub grzecznie zapyta. Najbardziej oryginalną formą zapłaty wydała mi się prośba jednego z artystów, który na pytanie, ile płaci się za zdjęcie, dawał wybór: albo co łaska, albo opowiedziany mu sen, który przyśnił się tej osobie. Przyznał, że w ciągu siedmiu lat pracy zaledwie kilka osób zgodziło się opowiedzieć mu swój sen. Jednak fakt, że ktoś w zamian za zdjęcie miał odwagę zrewanżować się w tak intymny sposób, wiele dla niego znaczył. O wiele częściej zdarzały mu się sytuacje, gdy ludzie zamiast podejść i wrzucić mu do skarbonki symboliczną złotówkę, robili zdjęcia bez pytania i odchodzili, tak jakby za jego pracę nie należała mu się żadna zapłata. W zażenowanie wprawiały go też sytuacje, gdy chciano mu dać 1 grosz – wtedy po prostu go oddawał. Nie chciał dostać od tej osoby niczego więcej, tylko żeby coś się zmieniło w jej świadomości i postępowaniu. Inni artyści potwierdzali, że takie zachowanie jest po prostu kpiną, a ludzie na ulicy pozwalają sobie na rzeczy, których w innej sytuacji na pewno by nie powtórzyli. Jedna z artystek, występująca w masce, śmiała się, że ludzie w stosunku do mimów nie trzymają dystansu. Nie zwracają się

77


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

per „pan”/„pani”, tylko od razu mówią na „ty”. Takie sytuacje wielokrotnie miały miejsce, gdy rozmawiała ze znacznie młodszymi od siebie ludźmi, którzy znając jej wiek, w odmiennych okolicznościach najpewniej zwróciliby się do niej z większym szacunkiem. Pewien artysta, który występował w przebraniu Szalonego Kapelusznika z Alicji w Krainie Czarów, opowiedział mi, że spotkania z niektórymi osobami w jego pracy znaczyły dla niego więcej, niż pieniądze, które zarobił. Czasem czyjaś pozytywna reakcja albo uśmiech potrafią dać energię do pracy nawet na kilka dni. Najbardziej w pamięci zapadały mu spotkania z ludźmi niepełnosprawnymi oraz z dziećmi. Dzieci naiwnie wierzyły, że spotkane postaci są prawdziwe. Jakby na chwilę uciekły z bajki właśnie po to, żeby można było się z nimi pośmiać i pomachać do nich ręką. Pamiętam, gdy do mima przebranego za Śmierć kilka razy podchodziła pięcioletnia dziewczynka, której ogromnie się spodobał. Zobaczył ją ponownie później, gdy zrobił sobie przerwę. Podszedł do niej bez kostiumu i powiedział, kim jest, jednak nie chciała mu uwierzyć. Dopiero kiedy pokazał jej miejsce, w którym trzymał kostium, i zaczął wyjmować poszczególne części swojego stroju, uwierzyła. Spędził trochę czasu z dziewczynką i jej rodzicami, razem oglądali innych mimów. On opowiadał, jakie noszą imiona, a później wspólnie robili sobie z nimi zdjęcia. Dziewczynka podeszła nawet do Diabła, który początkowo ją przerażał, jednak dała się przekonać, że Diabeł jest fajny, lubi dzieci i wcale nie jest taki straszny, jak się początkowo wydawał. O podobnych zdarzeniach opowiadał mi każdy z artystów. Chociaż wszystkie historie były na swój sposób inne, pozostawiały po sobie podobne emocje i chęć podzielenia się nimi z każdą napotkaną osobą. Nieraz byłam świadkiem sytuacji, gdy ludzie nie chcieli zdjęć, tylko po prostu wrzucali coś do skarbonki albo podchodzili do żywej rzeźby, żeby powiedzieć, jak bardzo podoba się jej kreacja. Obserwując takie chwile, naprawdę zazdrościłam artystom tych wszystkich miłych słów, które docierały do nich od przypadkowo spotkanych, całkiem nieznajomych ludzi. Nazywałam mimów „sprzedawcami marzeń”, chociaż twierdzili, że za sprawą niezwykłych spotkań oni również przenoszą się do magicznego świata: To są czasem wspaniałe chwile… z ludźmi, którzy nie mogą być zdrowi jak inni. Nie mogą być sprawni. Nie mogą widzieć, nie mogą słyszeć, nie mogą chodzić na dwóch nogach, bo ich np. nie mają. I ci ludzie mają inną wrażliwość. To jest coś wspaniałego, że... z nimi jest inna nić porozumienia. Tak jak z dziećmi. Z ludźmi, którzy są zdrowi w pełni, też się zdarzają... że jest tak coś super, że po prostu... – no, jest to bezcenne, tak naprawdę – że daje energię na kilka dni. I miałem taką sytuację, że... kilka dni z rzędu odwiedził mnie chłopak, który... był chory. Był z bratem, starszym od siebie. Ten brat był opiekunem i ten brat był zdystansowany do mnie. Od razu, od początku. Ale z kolei on, ten młodszy, chciał podejść. I tamten tak nie bardzo wiedział, czy... bo trzeba wrzucić [pieniądze], bo coś... A ja mówię: „Stary, podejdź!”. Od razu, bo zobaczyłem to w nim, tą blokadę. „Nie, nie, nic mi nie wrzucaj. Chodź, podejdź!”. I... i on chwilę ze mną porozmawiał. Zrobiliśmy sobie jakieś zdjęcie. On mówi, że nie potrzebuje zdjęcia, bo on mnie zapamięta. Chce tylko na mnie popatrzeć. I mówi, że ma do mnie jedną, ogromną prośbę. Czy... czy ja coś dla niego zrobię. Czy mu coś obiecam. Ja mówię: „Nie potrafię obiecywać pewnych rzeczy, bo nie wiem, czy zdołam to zrobić”. A on mówi, że marzy tylko o tym, żebym mu się przyśnił. Bo ma tak mało snów. On mówi, że tak barwny jestem, że chciałby, żebym mu się przyśnił. Że miałby to wtedy dla siebie. Że wiedziałby, że taki sen miał. I mówię... mówię: „To super, stary, zrobiłeś mi dzień, tak naprawdę…” [urywa]. Coś niesamowitego, że o coś mnie takiego poprosił. Że na tyle... na tyle jakoś mu się spodobałem i była jakaś nić porozumienia właśnie, jak wcześniej wspomniałem, że... jakieś takie porozumienie światów, tak mi się wydaje. Bo ja mu coś dałem, jakąś postać, a on chciał, żeby ta postać jeszcze do niego przyszła. I pomyślałem, że… super. Że to jest właśnie bezcenne. (Szalony Kapelusznik)

Jak się okazało, w przypadku ulicznego artysty wolność wcale nie jest czymś oczywistym. Gdy już zajmowałam się sztuką uliczną, zaczęły się pojawiać pomysły wprowadzenia regulacji tej działalności

78


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

przez władze miejskie w kilku miejscach w Polsce. Z tego powodu interesująca mnie tematyka coraz częściej gościła w mediach. Dzięki temu, nawet nie będąc w terenie, na bieżąco mogłam śledzić toczące się wydarzenia, a po powrocie wysłuchiwać pełnych emocji relacji samych zainteresowanych. Wielu z nich pracowało w różnych miastach, dzięki czemu mogli dokonać porównania i bardziej zdecydowanie krytykowali niekorzystne, ich zdaniem, zasady. Ograniczenia dotyczące prezentacji twórczości artystycznej w przestrzeni miejskiej wprowadzono m.in. w: Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu czy Zakopanem. Najczęściej wiązały się one z ustaleniem miejsc występów i uiszczeniem za nie odpowiedniej opłaty, przestrzeganiem ciszy nocnej oraz warunków związanych z dopuszczalnym natężeniem dźwięku w czasie koncertów, a także pokazaniem się przed specjalną komisją, która miała ocenić prezentowany przez artystów poziom kreacji i samych występów. Wzorem Krakowa władze Zakopanego planowały przyjęcie uchwały o przystąpieniu do opracowania parku kulturowego [Bobek 2013]. Moi rozmówcy zgadzali się, że taka inicjatywa jest celowa, gdy miasto zmaga się z problemami artystów tworzących sztukę na niskim poziomie – męcząc ludzi kiepską grą o monotonnym repertuarze czy występując w prostych, a nawet tandetnych strojach. Jedną z najbardziej krytykowanych w mediach postaci był Czerwony Korsarz – gdański pirat, który zasłynął agresywnym zachowaniem i wyłudzaniem pieniędzy, a jak stwierdził członek Stowarzyszenia Garnizon Gdańsk: „zakłamuje […] wizerunek dawnego człowieka morza, nie tylko przez swoje zachowanie, ale również wygląd, który […] prezentuje” [Potocka 2013]. Inną postacią, której kreacja również wzbudziła pewne kontrowersje, był krakowski Mefistofeles. Do Urzędu Miasta Krakowa wpłynęły dwie skargi na piśmie, związane z oburzeniem turystów, dla których wizerunek Diabła stojącego pod Bazyliką Mariacką obraża uczucia religijne [Mazuś 2013, s. 30] i „nie licuje” (co stało się dla Mefistofelesa jednym z jego ulubionych, żartobliwych zwrotów) z powagą obszaru wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego UNESCO. Podobne zarzuty zostały skierowane w stronę mima odgrywającego postać Śmierci. Sami artyści zawsze przytaczali art. 73 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, gwarantujący każdemu „wolność twórczości artystycznej”. Odwoływali się także od nieprawdziwego, ich zdaniem, sformułowania zawartego w uzasadnieniu odmowy władz miasta, dotyczącej wniosku w sprawie zawarcia umowy o prowadzenie występów artystycznych na Rynku Głównym w Krakowie, iż „prowadzenie występów ww. wymienionej postaci spotkało się z negatywnym odbiorem społecznym”2. Zarówno dla Diabła, jak i Śmierci, którzy nie tylko na krakowskim rynku, ale również poza granicami naszego kraju pracowali od ponad siedmiu lat, wspomniane dwie skargi, zgłoszone w czasie ich dość długiego stażu, nie były odzwierciedleniem „negatywnego odbioru społecznego”, ale pojedynczymi krytycznymi opiniami. Jeden z artystów wkrótce potem ponownie uzyskał pozwolenie na występy w tym samym stroju, jednak jego rozczarowanie pochopną decyzją władz miasta było ogromne, a zakaz pracy w najlepszym czasie sezonu letniego znacznie pozbawił go możliwości zarobku. Jak bardzo pozytywnym odbiorem społecznym cieszyły się postaci kreowane przez tych mimów, pokazały reakcje mieszkańców Krakowa po nagłośnieniu sprawy w mediach. Ludzie wykazywali żywe zainteresowanie tym tematem. Wypytywali innych artystów, kiedy wróci Diabeł, i zgłaszali gotowość złożenia podpisów w jego obronie. Jako wyraz sprzeciwu wobec zasad regulujących pracę artystów ulicznych we Wrocławiu [Zarządzenie…] na jednym z portali społecznościowych powstała inicjatywa Wroclaw Buskers Campaign. Jej pomysłodawcy dążyli do wprowadzenia zmian na wzór obowiązujących w innych europejskich miastach, takich jak: Praga, Cambridge czy Dublin. Założeniem kampanii było uświadomienie ludzi o obowiązujących regułach oraz zdobycie wsparcia w kwestii zmiany zasad. Jako najistotniejsze z proponowanych wskazano:  stworzenie kodeksu zasad występów ulicznych (dostępnego w internecie w języku polskim oraz angielskim), który miał zastąpić istniejący system pisemnych pozwoleń; 2

Komunikacja prywatna.

79


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2  

wyłonienie spośród ulicznych artystów przedstawicieli, którzy będą reprezentować ich we współpracy z władzami miasta; w przypadku niezadowolenia ze strony widzów/słuchaczy prośba o bezpośredni kontakt z artystą, zamiast natychmiastowego zgłaszania skargi u Straży Miejskiej [Wroclaw Buskers Campaign].

W Częstochowie występy uliczne spotkały się nie tylko z zainteresowaniem i pozytywnym odbiorem samych słuchaczy oraz widzów, ale również władz miasta, które przyjęły odmienną strategię niż w Krakowie czy we Wrocławiu. Łukasz Stacherczak z biura prasowego Urzędu Miasta oświadczył: „U nas nie ma żadnych ograniczeń. Nie potrzeba pozwoleń, przeciwnie, naszym zdaniem to świetny pomysł na ożywienie miasta” [Romanek 2012]. Artyści przyznawali, że jeśli ktoś prezentuje wysoki poziom artystyczny i jest dobry w tym, co robi, niestraszne mu są wszelkie komisje wydające opinię, bez której nie można dostać pozwolenia na występy. Moi rozmówcy wysnuwali jednak przypuszczenia, że wprowadzane przepisy są często wynikiem panujących w polityce układów i wcale nie mają na celu uregulowania zasad tak, aby artyści uliczni „mieli klasę”, podobali się mieszkańcom i przyciągali turystów. Niektórzy ze smutkiem przyznawali, że czasem tak naprawdę niewiele zmienia się na lepsze, a najwyraźniejszą zmianą są ciągle poszerzane ograniczenia: Sądziłem, że w jakiś sposób to może coś zmienić, ale […] anarchistycznie w samej nazwie: „Park Kulturowy” nie kojarzy mi się zbyt dobrze i wolnie. [Tylko] z narzuconym schematem jakimś. Od ludzi, którzy może nigdy nic nie tworzyli, nie tworzą, ale chcą wyznaczać ludziom kanon sztuki – jaki może się pojawiać na ulicy, a jaki nie. I pomyślałem, że jakim prawem ma ktoś mnie ograniczać? Czy ja mogę stać pod Kościołem Mariackim, czy ja mogę stać na ulicy Grodzkiej, czy gdziekolwiek. Chcą narzucić swój sposób myślenia. To... to każdy system prawdopodobnie tak ma. Dlatego... nie wiem, nie wierzę, że nie da się zmienić systemu. Postanowiłem sobie, że w jakiś sposób będę to zmieniał i... – użyję brzydkiego słowa, które dobrze się nie kojarzy – „walczył” z tym, bo... ktoś zaczyna zakłócać moją wolność. I mówi mi, jaki mogę mieć kostium... lub że czegoś nie mogę. Płacę... płaciłem dla Urzędu Miasta za miejsce, w którym stałem, i nie odczułem... żadnego komfortu z racji tego, że płacę za to miejsce. (Mim)

Co ciekawe, załatwienie formalności w urzędzie, czyli złożenie wniosku i oczekiwanie na odpowiedź, nie budziło sprzeciwu artystów. W krakowskim Zespole Zadaniowym ds. weryfikacji artystów ulicznych zasiadali specjaliści z różnych dziedzin, m.in.: choreograf, dyrygent, aktor i reżyser, kompozytor, a także muzykolog [Warszawski 2013]. Komisja, oceniająca zgodność prezentowanego dzieła/twórczości ze zgłoszonymi wcześniej we wniosku, biorąc pod uwagę wrażenie artystyczne oraz prezencję i kulturę osobistą artysty [BIP, Regulamin], była odbierana jako życzliwie nastawiona oraz fachowa. Wątpliwości co do słuszności nowych przepisów pojawiały się dopiero po zawarciu umowy. Artyści twierdzili, że skoro płacą miastu za zajmowane na ulicy miejsce (np. w Krakowie 2 zł dziennie za metr kw. na podest dla mima), chcieliby, żeby władze pilnowały, czy im także się płaci, np. zwracając uwagę ludziom robiącym mimom zdjęcia bez zapłaty. Dla moich rozmówców jest to niezwykle drażliwy temat. Żaden z nich nie lubi, gdy ktoś ich fotografuje, po czym odchodzi obojętnie. Niektórzy starali się ignorować takie zachowania, jednak gdy tracili cierpliwość, po prostu odwracali się, zasłaniali albo odchodzili zdenerwowani. Jeden z artystów był w swoich poglądach na tyle waleczny, że na jego widok przewodnicy oprowadzający wycieczki przypominali turystom, iż za zdjęcia trzeba płacić. On sam, widząc wycelowane w niego obiektywy, ostentacyjnie odwracał się do nich plecami, a już mocno zdenerwowany, potrafił odwzajemnić się, robiąc takiej osobie zdjęcie aparatem w telefonie komórkowym. Inny z mimów przyznał, że gdy Straż Miejska przerywa mu pracę i prosi o okazanie pozwolenia na występ, czuje się jak przestępca. Jeśli nie będzie miał przy sobie dokumentu, zostanie poproszony o zejście

80


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

z podestu i otrzyma mandat. Funkcjonariusze wykonywali też zdjęcia do katalogu, aby łatwiej było im rozpoznawać artystów, którzy takie pozwolenia otrzymali. Na tak ogromną ilość zdjęć, jaką robiono artystom w czasie pracy, te były nielicznymi, których celowość budziła w nich jakieś podejrzenia, zaś między sobą żartowali, że nie powstaje z nich katalog, ale kartoteka. Takie sytuacje przywodzą na myśl Panopticon Benthama, gdzie władza jest widzialna i nieweryfikowalna3. Artyści muszą mieć świadomość, że w każdej chwili mogą zostać skontrolowani, jednak nigdy nie wiedzą, kiedy ta chwila nastąpi. Każdy z nich może usłyszeć argument, który zmusi do podporządkowania się dyscyplinie i opuszczenia podestu. Literatura BIP, Regulamin: Informacja dla artystów ulicznych ubiegających się o możliwość prezentowania swojej twórczości na terenie objętym Uchwałą Park Kulturowy Stare Miasto w 2013 roku, Kraków, 2013, http://www.bip.krakow.pl/?dok_id=54493 [dostęp: 21.08.2013]. Bobek Ł., 2013, Park kulturowy już w tym roku?, http://www.dziennikpolski24.pl/pl/region/regionpodhalanski/1285555-park-kulturowy-juz-w-tym-roku.html [dostęp: 02.09.2013]. Foucault M., 1993, Nadzorować i karać: Narodziny więzienia, Warszawa. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r., http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id= WDU19970780483 [dostęp: 27.06.2013]. Kostera M., 2005, Antropologia organizacji: Metodologia badań terenowych, Warszawa. Krupiński W., Z instrumentem na streecie: Krótsze lub dłuższe okresy grana na ulicy ma w swych biografiach wielu bardzo znanych muzyków, http://www.motiontrio.com/pl/cms.pl/227 [dostęp: 02.09.2013]. Mazuś M., 2013, Diabeł bez licencji, „Polityka” nr 31, s. 30–31. Potocka E., 2013, Agresywny pirat z Gdańska: Kolejna skarga na „Czerwonego Korsarza”, http://wiadomosci.onet.pl/trojmiasto/agresywny-pirat-z-gdansk a-kolejna-skarga-na-czerwonegokorsarza/49yb5 [dostęp: 03.09.2013]. Romanek B., 2012, „Dziennik Zachodni”, Śląskie: W miastach przybywa ulicznych grajków, http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/625817,slaskie-w-miastach-przybywa-ulicznych-grajkowwybierz-najlepszych,1,3,id,t,sm,sg.html#galeria-material [dostęp: 02.09.2013]. Warszawski M., 2013, Krakowski X Factor, czyli casting na ulicznego grajka, „Gazeta Krakowska”, http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/773007,krakowski-x-factor-czyli-casting-na-ulicznego-grajkazdjecia,id,t.html?cookie=1 [dostęp: 11.09.2013]. Wroclaw Buskers Campaign, 2013, Wrocław, https://www.facebook.com/wroclawbuskers?ref =stream&hc_location=stream [dostęp: 09.09.2013]. Zarządzenie nr 2820/11 Prezydenta Wrocławia z dnia 19 października 2011 r. w sprawie udostępniania dróg wewnętrznych: Rynku, ulic Oławskiej (od Rynku do ul. Kazimierza Wielkiego), Świdnickiej (od Rynku do pl. Teatralnego), Sukiennic, Przejścia Garncarskiego, skweru przy kościele św. Marii Magdaleny (z wyjątkiem części będącej drogą gminną) na organizację imprez plenerowych oraz autorskich prezentacji artystycznych, http://wrosystem.um.wroc.pl/beta_4/webdisk/148081%5C2820zp11.pdf [dostęp: 12.09.2013]. Marta Połeć – absolwentka Etnologii oraz Zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim, studentka Zarządzania Kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka badań terenowych na temat działalności nieformalnej organizacji artystów ulicznych. Jej zainteresowania obejmują antropologię miasta, kulturę organizacyjną oraz sztukę w przestrzeni miejskiej. Etnografia organizacji jest wynikiem połączenia 3

Jak w przypadku więźnia [Foucault 1993, s. 242].

81


Zarządzanie Kulturą, tom 6 (2013), nr 2 / Culture Management, vol. 6 (2013), no. 2

doświadczeń zdobytych w ramach badań terenowych prowadzonych na Etnologii z kierunkiem Zarządzania. Autorka rozdziału w książce pod redakcją profesor Moniki Kostery: O zarządzaniu historie niezwykłe: Studia przypadku z zarządzania humanistycznego (2013, w druku).

STREET ARTISTS AS AN EXAMPLE OF NON FORMAL ART ORGANIZATION Key words: street artists, organizational ethnography, creativity, freedom, responsibility. Abstract: Article is a result of 2-years ethnographical research concerning street artists as a non formal art organization. Methodology of field research included anthropology interview, participating observation and analysis of issues from mass media discourse. Article says about problem of regulations on street artists’ activity in urban area in the biggest touristic cities in Poland: Cracow, Wroclaw, Czestochowa and Gdansk. Do you think presented standards, artistic impression, appearance and personal culture should be estimated by special commission, or by the people watching and listening performers on the streets? Faithfully quoted excerpts from street artists’ stories show if implementation of the rules is needed and how it could be done without limiting artistic freedom. Marta Połeć – graduate of Ethnology and Management at University of Warsaw, student of Culture Management at Jagiellonian University. Author is doing field research about street artists as a non formal organization. She is interested in anthropology in the city, organizational culture and art in urban space. Organizational ethnography is a result of experience accrued in the course of doing field research concerning anthropology and management. She is an author of chapter in the book describing amazing stories about management, redacted by Monika Kostera (forthcoming).

82


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.