e-PROFIT numer 06/2013

Page 1

Czy marketing jest z natury zły, czy dobry? Rozmowa z Jackiem Kotarbińskim • 23

e-profit wszystko o e-biznesie

Numer 06/2013

Mały może więcej Jak podejmować strategiczne decyzje w firmie małej i dużej

Północ kontratakuje Wywiad z Małgorzatą Jasnoch CEO Inkubatora STARTER w Gdańsku

• Sąd nad marketingiem • Wideomarketing wyróżni Cię z tłumu • My tu sobie pitu, pitu, a biznes się kręci


4.. 3.. 2.. 1.. Startujemy!

N

azywam się Agnieszka Meller i zacznę nietypowo. Obiecuję, że tylko ten jeden raz będzie wbrew sztuce. Zamiast o artykułach szczególnie wartych przeczytania, w tym numerze wstępniak będzie o szaleńcach, którzy na propozycję InQbe bez zastanowienia odpowiedzieli: „jasne, czemu nie”. A także o tym, co z e-PROFITEM będzie się działo, gdy swoją politykę wprowadzi nowy Wydawca. Ci szaleńcy to Starter, Inkubator z Gdańska. Śmiemy myśleć o sobie jako o zespole ludzi pełnych pasji i energii, którą nieustannie pożytkujemy w trzech szeroko zakrojonych wymiarach – przestrzeni, wiedzy i networkingu. Przestrzeń nie wymaga wyjaśnień, szczególnie gdy dodam, że co prawda Starter to społeczność, ale i nowoczesnego budynku w biznesowym centrum Trójmiasta nie możemy się powstydzić. Wiedza to formaty, które mają dostarczać i odprowadzać od tej społeczności nowe idee. Networking to z kolei ciągłe sieciowanie ludzi, z nastawieniem, że bycie kolekcjonerem wizytówek to za mało, ważniejsze jest budowanie trwałych relacji. Jak na prawie dwulatka przystało, nieźle stoimy już na własnych nogach, mówimy coraz więcej i bardziej na temat. Chętnie też testujemy się w nowych wyzwaniach, dlatego wciąż nie zmieniamy zdania co do tego, że damy radę poprowadzić e-PROFIT. Będziecie nas mogli sprawdzać co miesiąc.

Opieramy wszystko, co robimy na swoich wartościach, z których najważniejszymi są elastyczność i szybkość działania przy zachowaniu maksymalnej jakości. Aspirujemy do tego, by to o Trójmieście mówiono polska stolica startupów. Wiemy, że tak, jak śpiewało Akurat: „droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres”. Tymczasem się nie poddajemy. Bo czujemy, że mamy TEN drive, bez którego można by pomyśleć, że porywamy się z motyką na słońce. Wydaje się nam, że to właśnie w tym szaleństwie jest metoda. e-PROFIT w wersji Starterowej na pewno nie będzie o Gdańsku jedynie, choć Starter jest z Gdańska i tego zmieniać nie zamierzamy. Nadal będzie zdecydowanie ogólnopolsko, a nawet postaramy się, żeby było bardzo międzynarodowo. Tematycznie również nic się nie zmieni. Nadal będzie profesjonalnie, między innymi o trendach w biznesie, o rozwiązaniach, które mogą katalizować ważne zmiany gospodarcze, sukcesach polskiego rynku, ale też o jego porażkach i niezbędnych zmianach. Postaramy się nieustannie szukać ludzi i idei, które mogą Was inspirować, ale też chętnie skorzystamy z Waszych sugestii, o czym chcielibyście czytać w kolejnych numerach. Chcemy magazynu, na który czytelnik będzie czekał z niecierpliwością i który przeczyta od deski do deski. Wierzymy, że się uda. Pierwszy numer Starterowego e-PROFITU oddaję właśnie w Wasze ręce. Miłej lektury!

Agnieszka Meller Redaktor naczelna

2

e-profit


e-profit Numer 06/2013 Goooooool! czyli party urodzinowe STARTERA

w tym numerze 2 4.. 3.. 2.. 1.. Startujemy! Felieton 4 Czy można porównać Apple do startupów? 5 Gówno warty taki gówniarz!

Foto: archiwum własne

Redakcja Agnieszka Meller Redaktor naczelna e-mail eprofit@inkubatorstarter.pl

Wydawca Inkubator STARTER Gdańska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Lęborska 3b 80-386 Gdańsk NIP: 583-290-74-40 e-mail eprofit@inkubatorstarter.pl tel. 58 731 65 65

www.inkubatorstarter.pl

  ✎

Facebook.com/inkubatorstarter

Z naszej perspektywy 7 Mały może więcej 9 Inkubatory, co to za twory?

10 13 14 17

Rynkowe trendy Zostań reżyserem Wenusjanki – spotkania kobiet aktywnych My tu sobie pitu, pitu a biznes się kręci Wideomarketing wyróżni Cię z tłumu

Twitter.com/inkubatorstart Blog.inkubatorstarter.pl

Jak dojechać?

Wydarzenia 6 Diament Private Equity 2013 6 Inno-Tech Expo

Google Maps http://goo.gl/maps/PfwPO

Wywiad numeru 20 Północ kontratakuje Warto wiedzieć 23 Sąd nad marketingiem Bez krawata 26 Spartakus i ubezpieczenia

Masz ciekawy temat? Pisz! ! e i b e i C a n

a .pl k r e e t z r a c t s e r o c t s

a j b e u i k To meprofit@in

e-profit

3


Felieton

Czy można porównać Apple do startupów? Sylwester Kozak Za nami prezentacja kolejnych produktów Apple. Oczywiście, opinie co do zmian są podzielone – jedno jest jednak pewne: Apple widzi, jak zmienia się rynek. Nie tylko tworzy ten rynek, lecz także potrafi się dostosować. Już wcześniejsze aktualizacje iOS wskazywały, że Apple – pewnie niechętnie – ale zauważa działania konkurencji i dostosowuje swoje rozwiązania do zmieniającego się otoczenia. Wiele osób może zapytać, jaki z tym związek mają startupy? Jaki jest sens porównywania giganta z firmą, która dopiera zaczyna działać na rynku? Ma sporo wspólnego – firmy powinny słuchać swoich klientów. Nawet te największe. I musimy to brać

pod uwagę, projektując nasze startupy. Projekt nie cieszy się dużym zainteresowaniem? Zmieńmy go, zobaczmy, co oferuje konkurencja. Zapytajmy wręcz potencjalnych klientów, jakie są ich oczekiwania. Mało tego – nasz produkt powinien ciągle się zmieniać. Oczywiście start jest najważniejszy, jednak musimy pamiętać o tym, że projekty internetowe mają bardzo krótki cykl życia i powinniśmy reagować w odpowiednim momencie, jeśli chcemy, żeby projekt przetrwał. Tak więc – zmieniajmy się!

Foto: Wygląd iOS7, wywołał zarówno zachwyt, jak i konsternację, nawet u najbardziej zagorzałych wielbicieli tej marki

4

e-profit

Źródło: Apple Inc


Felieton

Gówno warty taki gówniarz! Paweł Lipiec Nastoletni milionerzy z dobrze działającym biznesem. Nastolatki obracające milionami, najlepiej dolarów. Młodzi chłopcy, którzy odnieśli sukces i mają kasy jak lodu. Takie obrazki od pewnego czasu serwują nam rozmaite media. Zanim jednak uwierzysz w mit nastoletniego milionera, warto się chwilę zastanowić. Po pierwsze nad prawdopodobieństwem Jeśli człowiek mający lat naście obraca grubymi milionami, to kiedy je zarobił? Nie ma możliwości, aby nastolatek miał taką wiedzę biznesową i czysto życiową potrzebną do prowadzenia dobrze prosperującej firmy. To jest zwyczajnie nierealne. Nawet stworzone przez młodych ludzi Google czy Facebook odnosiły sukcesy, kiedy ich twórcy mieli już parę lat więcej, a i wiedza doradców zewnętrznych jest tu trudna do przecenienia. Jeśli ktoś twierdzi, że nastolatek sam zbudował biznes wart miliony – niech tam, nawet i złotych – to znaczy, że ma poważne zaburzenia, jeśli chodzi o kontakt z rzeczywistością.

Po trzecie nad matematyką Jeśli ktoś Wam mówi, że pracuje na niego 800 osób i miesięcznie robią 50 tys. zł obrotu, to może warto wykonać proste dzielenie? 50 000 / 800 = 62,5. Czyli każdy z tych ludzi robi miesięcznie obrót (sic!) na poziomie 65 zł?! Gdzie jest sukces?! Dajemy się mamić magii liczb. Wysokie wskaźniki robią wrażenie. Aby jednak zejść na Ziemię i zrozumieć, co one tak naprawdę znaczą, należy się zastanowić, co one oznaczają. Duża liczba „pracowników” takiego człowieka oznacza jedynie tyle, że system jest nieefektywny, ludziom się nie chce lub z innych przyczyn są nieefektywni. Bo jak inaczej wytłumaczyć tak mizerny obrót w skali miesiąca na jednego człowieka? Wysokie obroty to nie to samo, co wysokie zyski. Wysokie obroty oznaczają jedynie, że drogo kupiłem. To, co ważne, to przychody, a w szczególności zyski!

Rachunek sumienia Zanim zachwycisz się kolejnym młodym, zaradnym milionerem dobrze się zastanów, ile prawdy jest w tej historii, a co jest wyssaną z palca bajką. Długoterminowe zyski i długoterminowe sukcesy są w realnych biznesach, gdzie istnieje realna potrzeba.

Po drugie nad branżą Już słyszę te głosy mówiące, że w tej akurat specyficznej branży to jest możliwe, da się. Otóż czas spojrzeć prawdzie w oczy: nie ma takiej branży. Ostatnio hitem sieci stały się wygłupy pewnego młodzieńca, który ponoć para się MLM. Im dłużej się jednak przyglądamy temu przypadkowi, tym większe zdziwienie budzi w nas, jak człowiek tak majętny może być tak kompletnie nieobyty, mieć takie problemy z składaniem zdań oraz… tak bardzo psuć wizerunek branży MLM. Zapewne większość z Czytelników nie jest w stanie powiedzieć jednego pozytywnego zdania o MLM. Wcale się nie dziwię. Pozytywnych przykładów tej branży jest jak na lekarstwo (ale są), takich zaś oszołomów psujących wizerunek na pęczki.

© Piotr Marcinski - Fotolia.com

e-profit

5


Wydarzenia

Diament Private Equity 2013 dla PineBrigde i Grupy Integer.pl Informacja prasowa Fundusz PineBridge oraz Grupa Integer.pl zdobyły Diament Private Equity 2013, w kategorii Transakcja Roku 2012. To prestiżowe wyróżnienie zostało przyznane za utworzenie w kwietniu 2012 roku spółki joint-venture easyPack. Celem nowo powołanej firmy jest rozwój sieci Paczkomatów w Europie oraz krajach Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP). Do końca 2016 roku easyPack będzie dysponować siecią nawet do 16 tys. maszyn. Paczkomaty InPost to bez wątpienia jedna z najbardziej perspektywicznych polskich marek eksportowych. Już teraz – w zaledwie 4 lata od wdrożenia na polskim rynku – jesteśmy

drugą co do wielkości na świecie siecią logistyczną umożliwiającą całodobowe nadawanie oraz odbieranie przesyłek. We współpracy z PineBridge Investments realizujemy nasz odważny, biznesowy plan – pokrycia siecią 16 tys. Paczkomatów 12 krajów Europy i Wspólnoty Niepodległych Państw. Umowa z PineBridge pozwoli nam dalej umacniać pozycję i da perspektywy dynamicznego wzrostu, jaki upatrujemy w tym sektorze. Cieszymy się niezmiernie, że powołanie spółki joint venture easyPack zasłużyło na miano Diamentu Private Equity 2013, w kategorii Transakcja Roku 2012 – mówi Rafał Brzoska, prezes Integer.pl.

Inno-Tech Expo Informacja prasowa Trwają zapisy do udziału w nowym wydarzeniu na mapie polskich spotkań dla branży technologicznej – Inno-Tech Expo. Targi odbędą się 17–19 października tego roku w Targach Kielce i mają na celu promocję technologii krajowych i zagranicznych. Zakładają prezentację nowych rozwiązań, które usprawniają działanie przedsiębiorstw, ale przede wszystkim zmieniają świat. Skierowane są także do instytucji otoczenia biznesu, politechnik oraz wszystkich zainteresowanych podejmowanymi tematami. Obszary tematyczne, które będą podejmowane w trakcie wydarzenia, to między innymi: cloud computing, mobile i sprzęt mobilny, e-learning, e-commerce, rozszerzona rzeczywistość, bioinżynieria, holografia, grafen, business intelligence czy mapping. Inno-Tech Expo adresowane jest dla firm technologicznych, które chcą nawiązać współpracę z innymi przedsiębiorstwami, pragną dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, aktywnie tworzą branżę w kraju i na świecie. W trakcie wydarzenia przygotowany zostanie specjalny panel i przestrzeń dla startupów, które rozwijają swoje produkty i szukają nowych kontaktów biznesowych, klientów oraz chcą promować dotychczasowe osiągnięcia. Jednak przede wszystkim do tych, które szukają inwestora. Do udziału w Inno-Tech Expo zapraszamy

6

e-profit

inwestorów chcących zainwestować w rozwijające się projekty. W tym celu każdy startup, który zdecyduje się wziąć udział w wydarzeniu, otrzyma ankietę. Zaprezentuje w niej swój projekt, stadium zaawansowania oraz przedstawi kwotę wsparcia, jaka go interesuje. Z kolei inwestorzy zostaną poproszeni o określenie rodzaju startupu którego poszukują, i kwotę, jaką mogliby zainwestować. Na podstawie przesłanych materiałów będziemy sieciować wszystkich zainteresowanych. Wydarzenie skierowane jest także do wszystkich parków i inkubatorów technologicznych, które oferują przestrzeń dla technologii. Z pewnością goszczą one w swoich murach już ciekawe projekty, tutaj będą mogli znaleźć kolejnych lokatorów swoich powierzchni. Nie ma nauki bez technologii, dlatego też Inno-Tech Expo adresowane jest do uczelni technicznych i politechnik. Chcemy pokazać to, nad czym pracują studenci i kadra akademicka. Wydobyć na światło dzienne projekty, które realizuje polska nauka i połączyć to z biznesem. Całość uzupełniona będzie o pokazy, warsztaty i wykłady. Informacje dostępne są na: www.innotech.targikielce.pl. Organizatorami wydarzenia jest firma Com Creation, Targi Kielce oraz Świętokrzyskie Centrum Innowacji i Transferu Technologii w Kielcach.


Z naszej perspektywy

Mały

może więcej

© Antrey - Fotolia.com

Marek Dornowski

Wyobraźcie sobie, że prowadzicie firmę ogrodniczą zlokalizowaną w Gdyni. Zajmujecie się urządzaniem ogrodów, ich projektowaniem i dbaniem o zieleń. Któregoś pięknego poranka dzwoni Wasz telefon... e-profit

7


Z naszej perspektywy Odbieracie, a Pan w słuchawce przedstawia się Wam jako redaktor ogólnopolskiego magazynu „Jak pięknie urządzić ogród” (mam nadzieję, że takiego tytułu nie ma, a jeśli jest, to najmocniej przepraszam za przywołanie na potrzeby tego tekstu). Ten sympatyczny Pan mówi, że do kolejnego numeru przygotowuje raport na temat rynku firm ogrodniczych w Trójmieście i jednym z jego elementów będzie zbiorcza tabela firm, które oferują tego typu usługi. Tabela ma mieć charakter czysto informacyjny, a więc nie ma tam miejsca na telefony, adresy e-mailowe czy strony WWW. W zamiarach twórców magazynu, mają być podane nazwy firm, obszar działania i wymienione usługi. Można również podać ceny poszczególnych usług, aczkolwiek nie jest to obligatoryjne. Wpis do tabeli jest całkowicie darmowy, a raport dystrybuowany będzie między innymi do X tysięcy adresów e-mailowych zarejestrowanych na stronie WWW magazynu. Mówiąc wprost, informacja trafi bezpośrednio do osób posiadających ogrody lub interesujących się tematyką ogrodową. I teraz pytanie: co robicie? a) udzielacie informacji; b) stwierdzacie, że skoro jest magazyn o ogrodnictwie, to znak, że firm tym zajmujących się jest dużo, więc lepiej zawczasu wycofać się z rynku i zamknąć działalność; c) prosicie o czas na zastanowienie, bo nie jesteście pewni ryzyka związanego z tym, że ktoś Wam nieznany, dowie się o Waszym funkcjonowaniu. Myślicie, że robię sobie żarty, bo jedyną logiczną odpowiedzią jest „a”? Otóż nie, moi drodzy. Świat nie jest aż tak oczywisty i piękny. W praktyce okazało się, że są firmy, które odpowiedziałyby „c”. Na jakiej podstawie tak twierdzę? Bo z podobną sytuacją osobiście się zetknąłem. Nie była to wszakże branża ogrodnicza i chodziło o zupełnie inny magazyn. Ale autentyczna historia była taka, że potrzebowałem danych do informacji zbiorczej (przygotowywanej właśnie w formie tabeli), które de facto znajdowały się na stronie internetowej firmy X. Chcąc jednak mieć rzetelne informacje pochodzące bezpośrednio ze źródła, postanowiłem przygotować schemat takiej tabeli niezawierającej żadnych – ale to żadnych – informacji, które w tym samym czasie nie wyświetlałyby się w formie reklamy na stronie firmy X. Zadzwoniłem, by upewnić się, że te dane są aktualne oraz poprosiłem o odesłanie z adresu firmowego uzupełnionej tabelki. Początkowo wszystko przebiegało świetnie. Odnalazłem na stronie firmy X kontakt do działu marketingu. No, skoro mają

8

e-profit

cały dział, to potwierdzenie, że faktycznie istnieją i oferują to, co oferują, powinno być zwykłą formalnością. Powinno, ale nie było. Najpierw nie mogłem dodzwonić się do działu marketingu. No cóż, marketing rządzi się swoimi prawami i niekoniecznie musi czekać na telefon od dziennikarza zadającego tak oczywiste pytania jak to, czy to mleczarnia, czy Wy tu naprawdę produkujecie mleko? Trzeba zrozumieć. Skontaktowałem się więc z sekretariatem. W końcu gdzie jak gdzie, ale tam od ręki powinienem uzyskać odpowiedź. Mocne było moje zdziwienie, gdy Pani sekretarka odpowiedziała mi, że nie wie, czy może udzielić takich informacji, a na uwagę, że widnieją na ich stronie, a ja jedynie chciałbym potwierdzić aktualność, zostałem odesłany do działu marketingu. Tego dnia nie dowiedziałem się niczego. Po wielu nieudanych próbach (może po prostu miałem pecha) dodzwoniłem się do działu marketingu. Tam powiedziano mi jednak, że Pani Basia (imię zmyślone), która zajmuje się tego typu sprawami, jest na zwolnieniu, ale Pani Krysia (również przepraszam wszystkie Krystyny za wybranie tego pięknego imienia do mojej niechlubnej historyjki) powiedziała, że „temat” przekaże i zobaczymy, jaka będzie decyzja. No cóż, zrobiło się ciekawie. Po kilku dniach udało mi się dotrzeć do Pani Basi, która faktycznie potwierdziła, że temat do niej dotarł, ale decyzję „w tej sprawie” musi podjąć Pani wiceprezes (sic!), a plan zarządu jest mocno napięty i muszę poczekać w kolejce. Tego było już za wiele. Jeszcze raz łopatologicznie wytłumaczyłem Pani, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego informację, która wisi na ich głównej stronie, musi potwierdzać mi Pani prezes, i gdy zostałem poproszony, aby „w takim razie jeszcze raz podesłać wspomnianą tabelkę” wysłałem e-maila, którego w treści wpisałem: „Mocno liczę, że znajdzie Pani 3 minuty, by udzielić mi oficjalnie tych informacji, zwłaszcza, że historia moich kontaktów z Państwem zainspirowała mnie do napisania artykułu o procesach podejmowania decyzji w małych i dużych firmach. Z niecierpliwością czekam na jego puentę”:) W końcu otrzymałem odpowiedź. Siła nacisku? Siła mediów? Może i tak, ale wydaje mi się, że to dość typowy objaw syndromu braku decyzyjności funkcjonujący w większych organizacjach. Mogą sobie one pozwolić na zbudowanie struktury, w której odpowiedzialność za błędne decyzje się rozmywa, bo chociaż pomysł wymyślił kierownik produktu, to jednak dyrektor marketingu to przyjął, a wiceprezes ds. mało istotnych włączył do korespondencji dyrektora finansowego i właściwie wszyscy wiedzieli, a skoro nikt się nie sprzeciwiał, to znaczy pomysł musiał być dobry. W startupach takiego komfortu nie ma. Tam trudno biegać z pustą taczką, krzycząc dookoła, że nie ma czasu jej załadować. Jaka z tego puenta? To, że jesteś mały wcale nie musi oznaczać, że możesz mniej. Przeciwnie. Szybciej podejmując decyzję, masz szansę, być pierwszy na mecie. To właśnie szybkość podejmowania decyzji jest naturalną bronią (choć jednocześnie sama w sobie naturalnym zagrożeniem) dla małych firm i startupów.


Z naszej perspektywy

Inkubatory, co to za twory? Katarzyna Makosa W psychologii jest to termin odnoszący się do procesów myślowych, nieświadomości i podświadomego rozwiązywania problemów. Inne znaczenia tego słowa łączą się naturalnie z powstawaniem, ochroną, troską, wsparciem, rozwojem, początkiem… A zatem: INKUBACJA Czym dla świata biznesu, zwłaszcza młodego, są inkubatory? Czy po latach funkcjonowania, w różnych odmianach, państwach i na różnych zasadach udowodniły już, że są „po coś”? My, działając na co dzień w inkubatorowej rzeczywistości, wiemy już, że wspieranie młodych przedsiębiorców poprzez niesztampowe podejście do biznesu owszem, „zaburza” rynek – ale wyłącznie w pozytywny sposób. Jest taniej – i przede wszystkim łatwiej. W bilansie końcowym natomiast jest po prostu lepiej. Dlatego tak ważny jest prawdziwy obraz inkubatorów i zwrócenie uwagi opinii publicznej (a ma ona siłę niepojętą) na korzyści, jakie młody biznes ma w zasięgu ręki. „Inkubacja to zaburzenie rynkowe z pozytywnym wydźwiękiem” – brzmi jak tytuł poważnej rozprawy! Im szerzej pojmujemy definicję inkubacji, tym lepiej dla samego zjawiska. W inkubatorach przedsiębiorczości startupy otrzymują wsparcie na poziomie biznesu – inwestycyjne czy marketingowe, ale mogą również skorzystać ze wsparcia natury „społecznościowej” czy społecznej. A więc są to elementy uzupełniające się wzajemnie: miejsce, czas i ludzie. Nie tylko prestiż lokalizacji, atrakcyjna przestrzeń (biura lub biurka) dostosowana do wymagań, lecz także elastyczne metody współpracy, dostęp do wiedzy, doświadczenia innych i mniej oficjalny acz skuteczny networking… I dopiero tak postrzegana inkubacja daje pełny obraz: to proces składający się z mniej lub bardziej namacalnych elementów. Troszczmy się, wspierajmy rozwój, chrońmy. Na zasadach zdrowej konkurencji, której mówimy zdecydowane: TAK.

© olly - Fotolia.com

e-profit

9


Rynkowe trendy

Czy pomysł na now y star tup technologiczny musi być bardzo kosztowny i skomplikowany? Okazuje się, że niekoniecznie. Szerokie spektrum możliwości, jakie oferują dziś nowe technologie, daje szansę znalezienia swojej niszy praktycznie każdemu, kto pasjonuje się ich rozwojem. Wystarczy pomysł i odrobina wiedzy – przekonuje Karolina Kłujszo współautorka projektu Clipsee, który całkiem niedawno zebrał bardzo pochlebne recenzje na Star tup Contest w Gdańsku. wideo to nie sam filtr.

10

e-profit

© iko - Fotolia.com

Zostań reżyserem


Rynkowe trendy

Zadajemy sobie często pytanie, skąd się biorą startupowcy? Czy to wyłącznie zakręceni na punkcie IT studenci i absolwenci studiów technicznych, którzy dzień po dniu „robią internety”? Ty jesteś zaprzeczeniem tej tezy. Masz już kilka lat doświadczenia w e-biznesie. Na co dzień pracujesz w dużej firmie IT, skąd pomysł, by dodatkowo zaangażować się we własny projekt?

Gdzie widzicie punkty monetyzacji, jaki model biznesowy przewidujecie?

Nie jest to mój pierwszy projekt, jeżeli nie Clipsee, pewnie byłby to coś innego. Takie projekty to nie tylko próba tworzenia swojego własnego produktu/usługi, ale przede wszystkim, a tak właśnie było z Clipsee, potrzeba zdobycia wiedzy i doświadczenia. Nasza branża bardzo szybko się rozwija, jeżeli chcesz jej dorównać musisz równie szybko się uczyć.

Posiadając taką wiedzę, możemy tworzyć dodatkowe funkcjonalności i dystrybuować je w wersji freemium. Podstawowa wersja, używana obecnie, pozostanie za darmo. Jeżeli jednak ktoś zechce skorzystać z dodatkowych opcji, będzie mógł to wykupić w aplikacji.

Spróbujmy w kilku słowach przybliżyć, na czym polega jego idea? Clipsee to aplikacja mobilna, która pozwoli Ci nagrywać serię bardzo krótkich (max. 3 sek.) ujęć i połączy je w jednominutowe wideo. Siła Clipsee leży w strukturze wideo. Do tej pory deweloperzy, wzorując się na Instagramie, wykorzystywali filtry w celu uzyskania lepszego efektu. Jednak filtr nie wystarczy. Wideo jest dużo bardziej wymagającym i trudniejszym medium niż zdjęcie, więc trzeba użyć zupełnie innych technik. To, co nadaje wideo dynamiki, to struktura. Bardzo szybko zmieniające się sceny w połączeniu z muzyką i filtrem pozwalają stworzyć dynamiczne, nie nudne wideo.

Clipsee jest w Google Play od 19 kwietnia. Od tego czasu do 23 maja aplikacja została ściągnięta 9163 razy. Otrzymaliśmy ponad 100 e-maili z opiniami od naszych użytkowników, stąd też wiemy, co jest dla nich istotne oraz czego potrzebują.

Czy tego typu narzędzia gdzieś już funkcjonują, czy jest to absolutnie nowatorski koncept? Jest sporo aplikacji wideo i ostatnio coraz więcej ich przybywa. Wielu developerów zauważyło, jak zaniedbany był do tej pory mobile wideo i zaczyna wchodzić w ten temat. Nie znaleźliśmy aplikacji, która daje identyczne możliwości jak Clipsee. Jest sporo podobnych, służą one jednak do innych celów. Możemy omówić Vine, gdyż Clipsee często jest właśnie do tej aplikacji. Twórcy Vine zauważyli to samo co my – dobre wideo to nie sam filtr. To, co łączy obie aplikacje, to struktura, jednak poza tym, służą do nieco innych celów. Vine jest to narzędzie do tworzenia wideopostów. Clipsee służy do tworzenia wideo, które opowiada historię. Clipsee tworzy 60-sekundowe wideo (Vine – 6 sekund). W ciągu 6 sekund nie da rady opowiedzieć historii urlopu w górach. Wierzysz, że Polacy dojrzeli do tego, by płacić za tego rodzaju „zabawki techniczne”? Nigdy nie myśleliśmy o tym produkcie w kontekście dystrybucji jedynie w granicach naszego kraju, wręcz przeciwnie. Polska jest daleko na liście państw z największą liczbą ściągnięć naszej aplikacji.

Foto: Aplikacja wyróżnia się bardzo przejrzystym interfejsem

e-profit

11


Rynkowe trendy Wasz projekt należy do tej grupy potencjalnych inwestycji, które mają jedną główną niewiadomą. Być może tę najważniejszą. Jak na Was zareaguje rynek? Jeśli temat się przyjmie, to potencjał macie ogromny, z drugiej strony konkurencja nie śpi… Tak, jesteśmy ryzykownym projektem z ogromnym potencjałem:) Potencjał ten wynika między innymi z tego, iż do tej pory ciągle jeszcze – pomimo iż konsumpcja wideo z roku na rok rośnie – nie doczekaliśmy się aplikacji, która spopularyzuje tworzenie wideo. (Nie wspominam tu o Viddy oraz Socialcam, gdyż te – pomimo iż okrzyknięte Instagramem wideo – ostatnio zaliczają coraz większy spadek zainteresowania). Jakie teraz macie plany? Głęboka szuflada czy rozmowy z inwestorem? Zdecydowanie nie szuflada. Obecnie, po konkursie w Gdańsku, rozpoczynamy pracę nad nowymi funkcjonalnościami, które pozwolą nam na promocję wirusową, a także przygotowujemy się do rozpoczęcia testów konwersji wtyczek. Dla wielu startupowców praca przy danym projekcie jest głównym źródłem utrzymania, dla Ciebie i Twojej ekipy to dodatkowe zajęcie. Jak to wygląda w praktyce? Czy trudno jest zmotywować się, by po godzinach „przełączać się” na zupełnie inny projekt?

Foto: Funkcjonalność programu jest niezwykle prosta

Zabrzmi to pewnie banalnie, ale tak, zdecydowanie polecamy. To, co dla nas było najcenniejsze w tym konkursie, to nie miano finalisty, ale ogrom wiedzy, jaki stamtąd wynieśliśmy. Dwa dni bardzo intensywnych rozmów z mentorami, podczas których otrzymaliśmy sporą dawkę wiedzy biznesowej, konstruktywny feedback, który momentami przemieniał się w burzę mózgów na temat naszego produktu. Następnie dwa dni przygotowań do finałów – wszystko to pozwoliło nam spojrzeć na projekt z innej perspektywy. Bardzo efektywna ogólnorozwojówka na temat wprowadzania nowego produktu na rynek. Dzięki za rozmowę. Dziękuję.

Nie jest trudno się zmotywować, jeżeli: 1) wierzysz w to, co robisz, 2) pracujesz w zespole, 3) jednym z głównych celów jest zdobycie jak największej wiedzy.

Chciałbyś wypróbować tą aplikację? Pobierz Clipsee z Google Play!

Co dał Wam udział w Startup Contest? Czy polecilibyście tego typu inicjatywy innym projektodawcom?

Foto: Okno aplikacji z podglądem ujęć

12

e-profit


Rynkowe trendy

Wenusjanki – spotkania kobiet aktywnych Anita Kijanka

Krąży opinia, że nie można zaprosić do jednego miejsca kobiet tak, aby miło spędzić czas i nawiązać relacje biznesowe. Celem Wenusjanek było, aby pokazać, że to nieprawda. Panie chętnie wymieniają się doświadczeniem i poznają się nawzajem. Nim rozpoczęliśmy organizację cyklicznych spotkań pt. Wenusjanki brałam udział w wielu spotkaniach adresowanych do kobiet. Ponieważ ciągle czegoś mi w nich brakowało, postanowiłam zorganizować takie, na jakie chciałabym sama chodzić. Tak powstała idea Wenusjanek. Często, szczególnie panowie, pytają się skąd pomysł na tytuł. Odpowiedź jest prosta – adresowane są do płci pięknej. Obecnie odbywają się one regularnie, co miesiąc w Krakowie, Warszawie i Kielcach. Prowadzą je regionalne koordynatorki, które znają środowisko i specyfikę danego miasta. Zwykle w trakcie każdego eventu prezentują się 3 panie. Jedna reprezentuje środowisko biznesu, opowiada o swojej firmie, tym czym się zajmuje i co daje jej utrzymanie. Ale największą wartością jest przedstawianie tego, jak wygląda praca w konkretnej branży, jakie są plusy i minusy danego biznesu. Później występuje pani z obszaru zdrowia lub mody.

Chyba nie ma kobiety, której ten temat by nie interesował a ponieważ na sali są tylko panie, spokojnie możemy mówić o typowo babskich sprawach. Na koniec temat z obszaru inspiracja. Każda z nas ma swoją historię, większość realizuje swoje pasje i marzenia. Takie prezentacje motywują i dają niesamowitą energię. Oczywiście, jeśli mężczyzna robi coś dla kobiet, również jest mile widziany. Chcemy jednak zachować ten schemat, co nie tylko umożliwia nam poruszanie tematów ważnych z punktu widzenia nas, kobiet, ale też daje chwilę oddechu od codziennych spraw. Dodatkowo każde spotkanie wiąże się z zadaniami, które pozwalają na networking w niecodzienny, ale efektywny sposób. Ponieważ panie reprezentują różne środowiska za każdym razem mają okazję poznać nową, ciekawą osobę. Udział w wydarzeniach jest bezpłatny, aby jednak móc dołączyć do naszego grona, trzeba być zaproszonym przez którąś z koordynatorek regionalnych, być poleconą przez panią, która brała już w nim udział, lub napisać do nas i wyjaśnić, dlaczego nie powinno jej wśród nas zabraknąć. Teraz przygotowujemy wyjazdowe spotkanie. Chcemy na weekend zaprosić zainteresowane panie i przez te dni umożliwić im poznanie innych aktywnych pań, zdobyć nowe umiejętności i poznać rozwiązania dla ich biznesu. Z kolei od września ruszamy w Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu. Zapraszamy do udziału i współpracy.

.

© Bartłomiej Szewczyk - Fotolia.com

e-profit

13


Rynkowe trendy

,

© mihhailov - Fotolia.com

My tu sobie a biznes się kręci

O tym, jak w polskiej wersji wygląda seks w wielkim mieście, rozmawiamy z… twórcami serwisu PituPitu.info.

14

e-profit


Rynkowe trendy Przeglądałem ostatnio jeden z katalogów pracodawców i na reklamie jednego z nich znalazłem zdanie, że najlepsza praca to taka, kiedy robisz to, co lubisz. Zgadzacie się z tym? Każdy w Pitu Pitu zajmuje się tym, co lubi robić najbardziej, przez co nam się po prostu chce. Znamy wiele przypadków młodych przedsiębiorstw, którym szybko zabrakło paliwa. Nie wierzyli w swoje produkty, napotkali pierwsze problemy i wszystko się rozmyło. My nosimy w sobie mocne przekonanie, że istnienie Pitu Pitu uzasadnione jest realnymi potrzebami wielu ludzi, w tym nas samych. Wystarczy zerknąć na nasz profil facebookowy, by przekonać się, że to, co robimy, jest potrzebne.

Skąd pomysł na Pitu Pitu? Najprościej rzecz ujmując, pomysł na Pitu Pitu wziął się z niedoinformowania. To śmieszne, że będąc nocą na mieście, łatwiej jest sprawdzić w telefonie notowania nowojorskiej giełdy, niż spis aktualnych wydarzeń i tego, co się dookoła ciebie dzieje. Żyjemy w czasach niesamowicie rozwijającej się technologii, która mogłaby rozwiązywać wiele problemów dnia codziennego, a niekoniecznie to robi. Ktoś powie: Facebook – tam jest wszystko. Bzdura, próbowałeś kiedyś w nocy przy pomocy Facebooka sprawdzić, co dzieje się aktualnie w Twoich ulubionych lokalach? Stracisz na tym pół godziny i to w przypadku, gdy jesteś przed trzecim piwem. Po piątym już w ogóle niczego nie sprawdzisz. Na stronie poświęconej Startup Contest znalazłem taki cytat I miejsce za swój „sexy” produkt otrzymali twórcy Pitu Pitu. No to opowiedzcie nam trochę o tym seksie w wielkim mieście, a właściwie w Trójmieście, co wy tak naprawdę wymyśliliście? Na początku chcieliśmy być wyłącznie mobilnym informatorem, podpowiadającym imprezowiczom, co dzieje się dookoła nich. Z upływem czasu okazało się, że imprezowicze mają o wiele więcej problemów, a do tego doszły jeszcze problemy tej drugiej strony, czyli właścicieli lokali. Zrozumieliśmy, że chcąc rozwiązać je wszystkie, niezbędne będzie kompleksowe podejście do tematu. I tak oto staliśmy się platformą, co brzmi już lekko przerażająco, ale takie nie jest. Pomimo budowy coraz bardziej skomplikowanego zaplecza technologicznego pozostaniemy prości w obsłudze. Można nawet powiedzieć banalni, co potraktujemy jako komplement. Jak wspomniałeś mówią o nas „sexy produkt”. Bardzo cieszy nas taka opinia, bo ciężko na nią pracowaliśmy. Wychodzimy z założenia, że less is more. Nie interesuje nas tanie efekciarstwo, ale lubimy uwodzić. Brzmi ciekawie, a jaki jest model biznesowy?

W takim razie Wy musicie być fanami życia kulturalnego społeczeństw miejskich lub – mówiąc językiem mniej dyplomatycznym – po prostu imprezowania? Nie ma czego ukrywać: tak, lubimy imprezować. W przeciwnym przypadku nie byłoby sensu zabierać się do tego, co robimy. Może melanż nie porywa nas już jak dawniej, ale nadal potrafimy się dobrze zabawić. Czujemy rytm nocnego miasta, przyjaźnimy się z właścicielami większości trójmiejskich knajp, przez co wiemy, jak możemy im pomóc, a oni wiedzą, że mogą nam zaufać. Co ciekawe, gdy zaczynaliśmy, kilku właścicieli lokali otwarcie wyrażało wątpliwości, co do powodzenia projektu. Dziś, gdy ich odwiedzamy, stawiają nam piwo i pytają o najbliższe plany. To nasza mała satysfakcja.

Działamy w czterech kanałach informacyjnych: strona WWW, aplikacja mobilna, drukowane mapy oraz Facebook. Mamy przygotowaną strategię zarabiania na każdym z tych kanałów, ale nie chcemy jeszcze opowiadać o niej szerzej. Warto jednak zaznaczyć już teraz, iż naszą nadrzędną zasadą jest informowanie imprezowiczów o faktycznie najlepszych wydarzeniach i promocjach w myśl hasła party more, spend less. Stawiamy na rzetelność, co krótkoterminowo ogranicza nasze przychody, ale długoterminowo bez wątpienia się opłaci. Widzimy też spory potencjał finansowy w narzędziach, które powoli udostępniamy właścicielom lokali. Pozwalają one w czasie rzeczywistym moderować ruchem, a już wkrótce uproszczą prognozowanie obrotu i ułatwią budowanie relacji z imprezowiczami, tak by wracali do nich częściej – nie tylko w weekendy. Testujemy różne rozwiązania, by wybrać te najkorzystniejsze. Jeśli spotkamy się ponownie za parę miesięcy, to na pewno będziemy mogli powiedzieć coś więcej.

e-profit

15


Rynkowe trendy Czy Wasz projekt jest skalowalny? Czy będzie Pitu Pitu Kraków albo Pitu Pitu Wrocław? Cały nasz biznes od początku przygotowany jest pod jego skalowalność. Nie wyobrażamy sobie pozostania wyłącznie na trójmiejskim rynku, który traktujemy jako obóz treningowy. Spotkaliśmy się już parę razy z zarzutami o lokalny charakter naszego przedsięwzięcia, co najpewniej wynikało z naszej winy – nie komunikowaliśmy wyraźnie naszych planów. Dlatego chcemy teraz podkreślić, iż Pitu Pitu rozpatrujemy wyłącznie w charakterze produktu o szerokim zasięgu. Musimy być obecni w najważniejszych miastach nie tylko Polski, lecz także Europy, co jest zupełnie realne, choć zdajemy sobie sprawę z wielu czyhających problemów. Naszym marzeniem jest polecieć na weekend do Berlina i zobaczyć tam londyńczyka, szukającego imprezy za pomocą naszej aplikacji. Realizacji marzeń nie odkładamy na później. Trwają już przygotowania do ekspansji na kolejne miasta. Jeśli czyta nas teraz ktoś, kto mógłby nam w tym pomóc – zapraszamy do kontaktu.

nazywać nasz produkt skomplikowanym, to znaczy, że zrobiliśmy coś nie tak. Pułapką wielu internetowych biznesów jest brnięcie w ślepą uliczkę mnożenia niepotrzebnych funkcjonalności. Do tego najczęściej zaprojektowanych tak, że drapiesz się po głowie, bo nie wiesz, gdzie znaleźć to, czego szukasz. Oczywiście internet pełen jest spisów nadchodzących wydarzeń, ale musiałbyś mieć strasznie nieudany wieczór na mieście, by marnować czas na dotarcie do takiego ukrytego gdzieś spisu. Wspominaliśmy już o Facebooku, w którym faktycznie znajdziesz wszystko, ale jak długo Ci to zajmie? Jeśli pytasz o nasze wątpliwości, to na każdym kroku mamy ich sporo. Dlatego testujemy nasze pomysły, pytamy ludzi o ich realne potrzeby i dajemy im tylko tyle, ile potrzebują. Przy okazji warto powiedzieć też coś o naszej konkurencji, która staje się coraz większa. Mamy świadomość jej istnienia i szczerze mówiąc, niewiele nam to zmienia. Wychodzimy z założenia, że jak to się ładnie mówi po angielsku: execution is the key. Konkurencja działa wyłącznie na naszą korzyść. Czy jakieś zdanie, uwaga, pytanie ze Startup Contest utkwiło Wam w głowach, sprawiło, że otworzyła sie jakaś klapka? Innymi słowy nauczyliście się czegoś? Nie przypominamy sobie teraz takiego jednego zdania, które byłoby dla nas olśnieniem, ale bez wątpienia Startup Contest utwierdził nas w słuszności obranej przez nas drogi. Wygrana jest zawsze dodatkową mobilizacją, a jej nigdy za mało. Podczas trwania konkursu poznaliśmy ludzi, z którymi utrzymujemy kontakt. Służą nam oni pomocą i ośmielają do kolejnych działań. Czujemy się w pewien sposób zobligowani, by nie zawieść ich zaufania w nasz projekt. No to jakie macie dalsze plany? Uchylicie nam rąbka tajemnicy, co do pomysłów rozwoju produktu, strategii itp.?

W Waszym przypadku bardziej naturalna wydaje się wersja mobilna niż webowa. Przyjeżdżam do centrum wyjmuję komórkę i… sprawdzam rozkład jazdy. Patrzę na ten Wasz produkt i widzę w nim ogromną prostotę. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Co? Gdzie? Kiedy? To już miały stare gazety w latach 90. Praktycznie w większości mediów lokalnych znaleźć można informacje o tym, co się dzieje w danym mieście. Nie obraźcie się, ale to nie jest odkrycie prochu, a jednak ludzie z tego korzystają. Nie mieliście wątpliwości w stylu, ale po co to komu, przecież w pewnym sensie to już jest? Jak już wspomnieliśmy, słowa o naszej prostocie rozpatrujemy wyłącznie w charakterze komplementu. Gdy ktoś zacznie

16

e-profit

Plany na najbliższy czas to przede wszystkim wyjście na inne miasta, co jest naszym oczkiem w głowie. Ponadto wkrótce dobiegną końca prace nad nową stroną WWW oraz androidową wersją aplikacji Pitu Pitu. Chociaż sformułowanie „dobiegną końca” jest niefortunne, bo praca nad rozwojem produktu jest stałym procesem. Na zakończenie zdradzimy, że bardzo kusi nas temat płatności mobilnych w powiązaniu z zupełnie prostym programem lojalnościowym i personalizowanym kuponami mobilnymi. Chyba wiemy, jak się za to zabrać:) Dzięki za rozmowę. Dziękujemy i cóż... widzimy się na mieście.

Gotowy na małe Pitu Pitu? Pobierz za darmo!


Rynkowe trendy

Wideomarketing wyróżni Cię z tłumu – czyli co zrobić, aby być widocznym?

© Kurhan - Fotolia.com

Łukasz Kolaj – Kolaj FX

e-profit

17


Rynkowe trendy Chcąc znaleźć odpowiedź na pytanie postawione w tytule, należy przede wszystkim zacząć od tego, czym jest promocja produktu, a raczej skuteczna promocja produktu? Dziś już prawie każdy korzysta z ogólnodostępnych sposobów reklamy. Najczęściej jednak większość wykorzystuje te same metody. Banałem jest stwierdzenie, że aby promocja była skuteczna, musi wyróżniać się na tle konkurencji. Co znaczy wyróżniać się? Musi być inna – ma zadziwiać, szokować, wzbudzać kontrowersje, a przede wszystkim budzić w nas emocje. To właśnie nimi najczęściej kierujemy się podczas dokonywania wyboru.

Każda kampania reklamowa zazwyczaj jest starannie zaplanowana i przemyślana. Analizujemy koszty i robimy prognozy potencjalnych przychodów, sprawdzając czy ulokowany kapitał wydany jest efektywnie. Druk ulotek, a może kampania online, a jeśli online to lepiej mailing czy display, rozliczenie CPM czy CPL? Promując swój produkt lub usługę (czymkolwiek by nie była), dopasowujemy różne narzędzia w zależności od tego, do jakiej grupy docelowej chcemy dotrzeć. Niedawno czytałem raport sporządzony w marcu 2012 r. przez Web Video Marketing Council przedstawiający sytuację usług wideo w działaniach promocyjnych online w czwartym kwartale 2011 r. oraz pierwszym 2012 r. Na pytania odnoszące się do najbardziej efektywnych metod kampanii reklamowych z użyciem wideo prawie 60% respondentów wskazała linkowanie bezpośrednio do stron zawierających materiały wideo. Wyraźnie tutaj zarysowuje się trend wzrostowy. Na początku 2011 r. tego typu odpowiedzi było ok 44%. Prezentując produkt czy usługę na wideo, jesteśmy w stanie w dużo łatwiejszy sposób kierować emocjami widza. Jeżeli wideo zostanie wykonane profesjonalnie, a do tego, co

18

e-profit

chcemy pokazać, dobierzemy odpowiednią muzykę, mamy sporą szansę na sukces. Odpowiednio przemyślana wideoreklama musi być dynamiczna, interesująca i przyciągająca uwagę klienta. Przede wszystkim nie może być za długa, aby widz podczas jej oglądania się nie znudził. W zależności od tego, co chcemy pokazać, taka reklama powinna trwać od kilkunastu sekund (w przypadku prostego produktu lub usługi) do ok. 1,5 minuty (gdy przykładowo chcemy pokazać zalety dużego osiedla mieszkaniowego).

Poczucie niedosytu jest znacznie bardziej pożądane niż przesyt. Praktycznie każdy film reklamowo-informacyjny trwający dłużej niż 3 minuty bez względu na to, jak byłby ciekawy, tworzy prawdopodobieństwo, że nie zostanie obejrzany do końca. Wideomarketing można wykorzystać w niemal każdej branży, choć oczywiście w zależności od budżetu i rodzaju odbiorcy scenariusz i koncept filmu będzie zdecydowanie różny. Mitem jest myślenie mówiące o lawinowo rosnących kosztach nagrania filmu. Oczywiście wszystko zależy od scenariusza, ale zazwyczaj kilka czy nawet kilkanaście sekund dłuższy film (nie mówimy o animacjach) nie powinien wywrócić nam budżetu do góry nogami.

Założenie jest proste: wszystko to, co da się opisać tekstem, da się również pokazać. Co więcej, oddziałujemy w ten sposób na 2 zmysły: wzrok i słuch, co daje nam możliwość wzbudzenia w odbiorcy dużo większych emocji. Przykładowo ulotka reklamowa ze zdjęciami nowo wybudowanego osiedla nie jest w stanie przekazać tyle treści i emocji, co krótki film pokazujący całość inwestycji z lotu ptaka. Poza tym, w wielu przypadkach bardzo trudno jest opisać produkt lub usługę w sposób zachęcający potencjalnego nabywcę do jego zakupu. Stosując wideomarketing, chociażby jako uzupełnienie, możemy praktycznie pokazać to, o czym ulotka powie wyłącznie w formie teoretycznej. Najzwyczajniej w świecie zademonstrujemy produkt czy usługę, podkreślając jego/jej zalety. Wystarczy wyobrazić


Rynkowe trendy sobie hotel lub SPA. Prawie każdy ma stronę internetową, która zawiera zdjęcia prezentujące jego atuty oraz zakres oferowanych usług. Umieszczając na stronie głównej film promujący taki obiekt, od razu przyciągamy uwagę potencjalnego klienta. Statystyki mówią, że mamy około 15 sekund, aby zatrzymać go na swojej stronie – jeżeli w tym czasie go nie zainteresujemy, opuści nasz serwis. Często krótki film będący swego rodzaju trailerem jest po prostu wabikiem przyciągającym uwagę. Wybierając wycieczkę na wakacje, wolelibyście zadowolić się zdjęciami z katalogu biura podróży, czy poświęcić 2 minuty, by na własne oczy przekonać się o walorach danego miejsca? Podobna zasada dział również przy innych produktach i usługach, od salonu fryzjerskiego poprzez pizzerie, a kończąc na prezentacji nowego systemu do zarządzania plikami audio lub wideo.

Dodatkowe kanały dystrybucji Oczywiście najpopularniejszym narzędziem, z którym łączy się wideomarketing są portale społecznościowe. Główną zaletą wideomarketingu jest fakt, iż bardzo łatwo może stać się on marketingiem wirusowym. W połączeniu z serwisami typu YouTube, Facebook, Vimeo czy NK w bardzo szybki sposób można dotrzeć do dużej liczby potencjalnych klientów, przy niskim nakładzie finansowym w stosunku do uzyskanych korzyści.

Kluczem do sukcesu jest tu jednak pomysł. Wideomarketing wyróżnienia się formą, co nie zwalnia nas od wkładu kreatywnego w treść. Smutny film pokazujący przykładowo kolejny program CRM dla firm na zasadzie: „oto program X, który pomoże Ci…” niekoniecznie otworzy nam drzwi z napisem sukces. Na świecie istnieje bardzo dużo przykładów na to, jak w szybkim tempie w sieci rozprzestrzeniają się wideoreklamy. Warto je prześledzić, zapytać samego siebie, czy gdyby nie to, że to mój produkt, to sam obejrzałbym taki film, czy podzieliłbym się z nim ze znajomymi? Wideomarketing można również wykorzystać na różnego rodzaju targach. Wyświetlenie filmu na TV lub za pomocą rzutnika znacznie szybciej przyciągnie uwagę przechodniów będących naszymi potencjalnymi klientami, niż zwykły baner czy przestarzałe już w swojej formie ulotki. Skutecznym sposobem promocji jest również nagranie filmu na płycie lub na pendrivie. Można przecież ustawić automatyczne odpalenie filmu i konieczne jego obejrzenie, zanim skorzysta się z urządzenia. To oczywiście większy koszt, więc nie każdy produkt może się załapać na taką promocję, ale jeśli mamy produkt, którego zakup jest nam w stanie zwrócić inwestycję i stu pendrive’ów, to wówczas w grę wchodzi statystyka i konwersja. Proste matematyczne wyliczenia dadzą odpowiedź, jak bardzo nam się to opłaca. Wideomarketing nie jest jednak receptą na całe zło. Nie zawsze da się go zastosować i przede wszystkim należy pamiętać to, o czym już tu wspomnieliśmy. To tylko forma, najważniejszy niezmiennie pozostanie core product i treść, która będzie go przedstawiać.

Foto: Postęp technologiczny spowodował, że ujęcia lotnicze HD można wykorzystać w każdej produkcji

Źródło: Kolaj FX

e-profit

19


Wywiad numeru

Północ

kontratakuje Wywiad z Małgorzatą Jasnoch CEO Inkubatora STARTER w Gdańsku

Rozmawia Marek Dornowski

Anglicy mówią do not judge the book by its cover (tłum. nie osądzaj książki po okładce, nie sądź po pozorach), bardzo podoba mi się to powiedzenie. Sprawdziło się doskonale w historii mojej relacji z panią prezes Inkubatora Starter.

20

e-profit


Wywiad numeru Gdy w lutym 2012 roku po raz pierwszy usłyszałem o tym, że w Gdańsku ruszy taki inkubator, jako osoba odpowiedzialna za działania PR w olsztyńskim wehikule inwestycyjnym InQbe, postanowiłem spotkać się z panią prezes. W sumie płaszczyzna do współpracy pomiędzy podmiotem inkubującym młode firmy a inwestorem specjalizującym się w inwestycjach w technologiczne startupy z natury wydaje się być szeroka. Niestety, dotarcie do pani prezes okazało się trudniejsze niż przypuszczałem.

Gdy parę miesięcy później dostałam informację o możliwości poprowadzenia e-PROFITU, na początku wbiło mnie to w krzesło. Ale po chwili pomyślałam, że skoro daliśmy radę stworzyć taką markę, że ktoś proponuje nam poprowadzenie ogólnopolskiego magazynu, to znaczy, że musimy sobie z tym poradzić. Wiesz, z jednej strony to zaszczyt i wyróżnienie, ale gdy opadają pierwsze emocje, zdajesz sobie sprawę, że to przede wszystkim duże wyzwanie. A my w Starterze takie lubimy.

Spotkania i przygotowania do uruchomienia Startera sprawiły, że perspektywa rozmowy wydawała się coraz dalsza, a w mojej głowie powstał obraz Małgorzaty Jasnoch jako osoby całkowicie niedostępnej. Gdy wreszcie udało mi się umówić, spodziewałem się zimnej businesswoman, wziętej prosto z planu filmowego „Diabeł ubiera się u Prady”. (Do dziś nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie zapytałem wujka Google o trochę więcej informacji na temat pani prezes). Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast pięćdziesięciokilkuletniej, dostojnej, z groźnym wyrazem twarzy pani prezes przywitała mnie młoda, elegancka i pogodna kobieta, niemająca nic wspólnego z moimi wyobrażeniami. Dziś wspominam to z uśmiechem. Tym bardziej, że życie napisało bardzo ciekawy scenariusz naszej dalszej współpracy.

Jakie cele stawiasz przed magazynem – edukacja, rozrywka, miejsce inspiracji dla czytelników?

Pierwsza wzmianka na temat Startera, pojawiła się w e-PROFICIE w lutym ubiegłego roku. Wówczas dopiero wchodziliście na rynek. Chyba nie spodziewałaś się wtedy, że już wkrótce to właśnie Inkubator Starter podejmie się zadania dalszego rozwoju tego magazynu?

Zdecydowanie nie. Jesteśmy otwarci na pokazywanie tego, co dzieje się w całej Polsce. A że nie jesteśmy ulokowani w Warszawie? Trudno, Gdańsk też jest pięknym i prężnym miastem.

Absolutnie nie. Pamiętam tamten czas jako absolutnie szalony. Doba chyba nigdy nie była tak krótka jak wtedy (śmiech). To były początki, które – jak sam dobrze wiesz – nigdzie nie są łatwe, a tym bardziej w naszym przypadku, gdy budowaliśmy Inkubator pomiędzy dwoma dużymi parkami technologicznymi.

To właśnie dlatego zdecydowałaś się na ten krok? Nie zrobiłam tego sama. Wszystko przemyśleliśmy wraz z zespołem. Natomiast myślę, że po części masz rację, taką mamy naturę – wyzwania nas motywują. Może to brzmi banalnie, ale nic nie poradzę, że tak właśnie jest.

W praktyce każdy, który wymieniłeś. Dla mnie do tej pory e-PROFIT był przede wszystkim źródłem ciekawej wiedzy, nie wyobrażam sobie, by mógł to zatracić. Podobnie jest z inspiracją. Po to opisujemy ciekawe produkty, robimy wywiady z osobami, które mają pomysł na siebie i swój biznes, by zainspirować innych. Nie w tym negatywnym sensie, żeby ktoś bezczelnie zerżnął pomysł, ale żeby odkrywał sposoby myślenia w docieraniu do potrzeb klientów. Gdy przełoży sobie pewne rozwiązania na własny grunt, może stworzyć coś zupełnie innowacyjnego. Poza tym prowadzenie takiego magazynu to – cokolwiek by tu nie mówić – okno na świat startupów. I nie mam tu na myśli tego, by w każdym kolejnym numerze przekonywać wszystkich dookoła, że Starter jest najlepszy na świecie, ale to, że e-PROFIT był i mam nadzieję pozostanie platformą komunikacyjną dla osób zainteresowanych nowymi technologiami. Dzięki temu możemy współpracować z naprawdę szeroką gamą podmiotów tworzących polski e-biznes. Czyli rozumiem, że e-PROFIT nie skupi się tylko na trójmiejskim rynku?

Współpraca Startera i InQbe to dobry przykład wzajemnego uzupełniania. Wy skupiacie się bardziej na wsparciu merytorycznym, InQbe działa jak inwestor. Targetujecie się do tej samej grupy, ale oferujecie coś zupełnie innego. W związku z tym nie ma stresu związanego z „konkurowaniem”. Dlaczego, Twoim zdaniem, takich przykładów kooperacji jest tak mało?

e-profit

21


Wywiad numeru

Foto: Pierwsze urodziny Startera. Pani prezes z pracownikami inkubatora

Bo wiele podmiotów cały czas nie jest świadoma tego, czym jest efekt synergii. Dla nas współpraca z inwestorem, takim jak InQbe, jest doskonałym uzupełnieniem naszej oferty. Nie chodzi nawet o samo finansowanie, ale o ogromny potencjał merytoryczny, który taka organizacja jest w stanie wnieść. Dobrze to wiesz, bo z tego co pamiętam, sam byłeś członkiem jury podczas naszego Startup Contestu. Moja duma została połaskotana tymi słowami o wkładzie merytorycznym (śmiech). I bardzo dobrze (śmiech). A tak poważnie, to owszem, są instytucje, które można powiedzieć obsługują takiego pomysłodawcę kompleksowo. Jednak z naszego punktu widzenia, niewyciągnięcie ręki do tych, którzy wyciągają ją do nas, byłoby całkowicie nierozważne. Korzystamy z takiego zewnętrznego „zasilania” bardzo często, i bardzo sobie tę ogromną moc wiedzy i chęć dzielenia się nią przez naszych partnerów chwalimy. No to wróćmy na chwilę do tematu Inkubatora Starter. Nie chcę zdawać Ci pytań w stylu, czym się zajmujecie i dlaczego warto współpracować właśnie z Wami. Chcę poznać Twoją wizję tego typu instytucji. Czego Ci brakuje? Co najbardziej ogranicza? Co byś zmieniła w ogólnym modelu funkcjonowania Inkubatorów? Nie czuję się osobą, która ma prawo pouczać innych, jak należy budować systemy wsparcia dla przedsiębiorców. Wiem jedno: zdarza się, że inkubatory czy parki naukowo-technologiczne są po prostu miejscami. Pięknymi szklanymi domami, ale niczym poza tym. Dla nas budynek Startera jest ogromnym potencjałem, który „dostaliśmy” od miasta, ale gdyby nie ludzka tkanka, ten ludzki czynnik, to ten inkubator byłby tylko zwykłym biurowcem. Główną siłą inkubatorów muszą być pracujący w nich ludzie – to jest kierunek, który jest dla mnie wzorem, i który staram się wdrażać na tyle, ile mam sił.

22

e-profit

Źródło: Inkubator Starter

W lipcu do Gdańska zawita słynna Barcelona. Może oprócz emocji piłkarskich warto zaprosić z Katalonii kogoś odpowiadającego za zarządzanie wizerunkiem. Warto byłoby pouczyć się od ludzi zarządzającymi międzynarodowymi markami? Z tego co wiem, to przyjemność pogrania sobie z zawodnikami takimi jak legendarny Messi to koszt około 2 milionów euro. Jeśli sesja coachingowa z osobą zarządzającą marką Barcelony jest podobnie wyceniana, chyba nas na to nie stać (śmiech). Choć faktycznie przyznaję, że gdybym miała możliwość takiego spotkania, nie wahałabym się ani przez moment. Czy na ten rok planujecie organizację wydarzeń, które sprawią, że – podobnie jak w przypadku InfoShare – Gdańsk znowu stanie się startupową mekką Polski? 16–17 listopada w Gdańsku rozpocznie się Blog Forum Gdańsk, wspieramy tę inicjatywę mentalnie (śmiech). Zaraz po nim organizujemy Światowy Tydzień Przedsiębiorczości. Perełką na torcie będzie Venture Day, myślę, że jeszcze nieraz będziemy o tym pisać. W każdym razie potwierdzam, będzie się działo. Czego więc Ci życzyć najbardziej? Chciałabym pojechać gdzieś daleko… na przykład do Australii. Pozwiedzać, pooddychać głęboko, poczuć ludzi, kuchnię i miejsca… bez komórki i zegarka. Tak na zupełnym luzie, bez pośpiechu, budząc się rano i zastanawiając, jaka przygoda mnie dziś spotka. Tego Ci życzę, dziękuję za rozmowę. Dzięki.


Warto wiedzieć

Sąd nad marketingiem Sam o sobie mówi, że jest wyjątkowo ciężkim przypadkiem, zarażonym bakcylem sztuki marketingu, a co więcej (o zgrozo…) zwolennikiem myślenia Petera F. Druckera. Człowiek, który jest praktykiem marketingu od 1. roku nowej ery gospodarczej w Polsce (a więc już 23 lata!). Poszukiwacz racjonalnych metod zarządzania marketingiem i sprzedażą, autor blogu a w wolnych chwilach miłośnik filmów Mirosława Barei – jednym słowem Jacek Kotarbiński. Rozmawia Marek Dornowski

© peshkova - Fotolia.com

e-profit

23


Warto wiedzieć Czy to prawda, że w dzisiejszych czasach Miś musi być duży, czy tego typu myślenie mamy już za sobą? To zależy jak na to patrzeć. Moim zdaniem specyfika „polskości” kształtowała się w nas przez wiele lat. Polak był zawsze ciekawym osobnikiem, pełnym sprzeczności: z jednej strony ciekawym świata, z drugiej – zakompleksionym. Cwanym (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), ale równocześnie koncertowo ogrywanym i oszukiwanym na arenie dziejów. Niby nic nie znaczyliśmy, ale gdy trzeba było nadstawiać głowę, Polak stawał w pierwszym szeregu, o czym za chwilę możni tego świata zapominali. Dziś uważam Polaków za jeden z najbardziej kreatywnych narodów europejskich, jednocześnie zakompleksionych i często pełnych pesymizmu. Z drugiej strony jesteśmy jednym z najweselszych baraków Unii Europejskiej.

Skorzystam z tego, że w marketingu jest Pan od samego początku. Jak mocno zmieniły się realia od ‘89 roku. Chodzi mi przede wszystkim o sposób myślenia, nie o same narzędzia. Polska przechodziła bardzo skrócony i szybki kurs gospodarki wolnorynkowej. Na to nałożyły się poważne zmiany w gospodarce światowej: globalizacja, rewolucja informatyczna porównywalna w swym oddziaływaniu do rewolucji przemysłowej, rewolucja w myśleniu o marketingu (nie jako o narzędziu, ale o strategii budowania wartości). Ostatnie dwie dekady schyłku XX wieku były bardzo ciekawe i znamienne dla współczesnego rozwoju. Polska, odrywając się od systemu socjalistycznego, znalazła się w samym środku tygla tych zmian. Okazało się jednak szybko, że część społeczeństwa zaakceptowała i zaangażowała się w nie, ale część uznała, że były zbyt szybkie, zbyt rewolucyjne i że po prostu na tym straciła. Marketing jako dziedzina wiedzy w Polsce, początkowo traktowana była jako odtwórcza. Kopiowaliśmy wzorce zachodnie, bo nie posiadaliśmy własnych. Dziś się to zmienia, ponieważ coraz więcej wiemy o Polaku jako konsumencie, jego aspiracjach, oczekiwaniach czy potrzebach. Dziś potrzebujemy ognia w eksporcie – świetnych, polskich marek (niekoniecznie brzmiących polsko), które będą konkurować jak równy z równym z markami światowymi.

Ale ciągle jeszcze w naszej mentalności bareizmy są mocne i żywe? Bareizmy są pewnym hasłem, syntezą pewnego typu polskiego humoru, opartego na mniej lub bardziej (częściej mniej) zamierzonym absurdzie. Słownym lub obrazkowym. Mocno wpisującym się w narodowy kontekst kulturowy. Amerykanie mają swój specyficzny humor, Anglicy, mamy i również my. W moim przekonaniu śmiech i żart jest uniwersalną metodą budowania pozytywnych relacji. Wierzę, że polskie poczucie humoru, również w postaci bareizmów, będzie dobrze postrzegane przez inne nacje.

Dobrze, przejdźmy do przyjemniejszych tematów. Sam o sobie Pan pisze, że jest poszukiwaczem racjonalnych metod zarządzania. Są w ogóle takowe?

24

e-profit

Oczywiście, że są. Natomiast cała sztuka nie polega na teorii, a skutecznym i efektywnym wdrażaniu. Ostatnio promuję Teorię Trzech Uśmiechów – budowania wartości firmy w oparciu o zadowolenie trzech grup: pracowników, właścicieli i klientów. To pewien kierunek, którego celem jest równowaga wzajemnych interesów. Natomiast zaczyna się od samego początku, od startupów. Choćby od porozumienia właścicieli firmy, w jaki sposób będą działać, jak będą zarabiać pieniądze, czy dzielić się kompetencjami, pracą czy zyskami. Jak będą pozyskiwać pracowników oraz jaki mają model współpracy z klientem? W przypadku np. wielu młodych ludzi poszukujących pracy, kluczowe znaczenie ma podejście – szukam byle czego, by się zahaczyć i mieć czas na poszukiwanie czegoś lepszego, czy szukam pracy, która jest wypadkową mojej pasji i zainteresowań? A może powinienem stworzyć swoje stanowisko pracy samemu i założyć firmę? Jest bardzo wiele elementów, zmiennych, które będą wpływały na równowagę we wspomnianej Teorii Trzech Uśmiechów.

Teorii marketingowych jest mnóstwo. Czy jest możliwość, że znaleźliśmy jakąś określoną metodę zarządzania, która w naszym przypadku się sprawdza i możemy sobie powiedzieć: Stop. Nie potrzebuję już żadnych zmian więcej? Nie istnieje taka teoria. Nie przypominam sobie również jakiejś statycznej teorii dotyczącej generalnie zarządzania, która byłaby receptą na wieloletni sukces. Dziś rynki to gotujący się tygiel wzajemnych oczekiwań, interesów, nowych pomysłów, usług, produktów, niewyobrażalnego, codziennego przepływu informacji. Bycie statycznym w takich warunkach, to cofanie się z prędkością światła. Dlatego firma musi się zmieniać nieustannie, ludzie wciąż zdobywać wiedzę, uczyć się nowych rzeczy, nabywać nowych umiejętności, obserwować, co się dzieje na rynku. Zakładam, że nie pójdzie Pan dziś do stomatologa, który korzysta ze sprzętu z lat siedemdziesiątych, a swoją medyczną edukację zakończył na podręcznikach z lat sześćdziesiątych? Dzięki łatwości komunikacji możemy korzystać z globalnych zasobów wiedzy, bariery geograficzne przestały mieć znaczenie. Zawsze można znaleźć sposób, trzeba tylko po prostu chcieć się uczyć.

No to teraz spróbujmy kontrowersyjnie. Marketing to zło – zgadza się Pan? A czy samochód to zło? Pojedziemy nim na wycieczkę, ale również pod kołami aut giną tysiące ludzi. Czy nóż to zło? Możemy kroić nim chleb, ale i zabić człowieka. Ta samo jest z marketingiem. Możemy użyć jego narzędzi do socjotechniki, oszukiwania ludzi, ale i do budowania prawdziwej wartości, wynikającej z konkurowania firm. Konkurencja bowiem wymusza zawsze rozwój. Monopoliści nie czują takiej potrzeby. To nie marketing oszukuje ludzi, tylko ludzie – używając narzędzi marketingu. To dość zasadnicza różnica. Marketingu nie wymyślono po to, by używał chwytów i tricków. Był naturalnym rozwojem koncepcji konkurowania przedsiębiorstw,


Warto wiedzieć która skoncentrowała się na realnym budowaniu wartości, dla klienta, przedsiębiorcy i pracowników firmy.

Ale fakty są takie, że brał Pan udział w czymś, co można było nazwać sądem nad marketingiem. Czy może Pan przybliżyć nieco ideę tego projektu, no i oczywiście wnioski, jakie się nasunęły po tym sądzie? „Sąd nad marketingiem” to genialny pomysł akademików, który miał swój finał podczas konferencji dotyczącej wartości marketingu, odbytej w Akademii Leona Koźmińskiego. W jego ramach zestawiono najistotniejsze za – i przeciw – dotyczące współczesnej wiedzy o marketingu w Polsce i na świecie. Sąd uznał, że marketing jest winny i skazał go na 5 lat resocjalizacji, która ma być przeprowadzana w ramach ośrodków akademickich w Polsce. Ze swojej strony zgłosiłem się na kuratora marketingu i na pewno z uwagą będę śledził ten proces. Nie jestem pracownikiem akademickim, ale dążę do tworzenia powiązań świata nauki i praktyki w tym obszarze. Jest bardzo wiele do zrobienia, przede wszystkim w zakresie mentalnym i rozumienia wpływu procesów marketingowych na rozwój firmy.

Jednym z tematów, które poruszył Pan podczas spotkania Creative Morning w Gdańsku była kwestia komunikatów podprogowych w marketingu. Dla człowieka spoza branży takie hasło brzmi dość groźnie. Jak to jest z tym przekazem? Czy to taki marketingowy science fiction, czy rzeczywiście decyzja o tym, że kupujemy takiego, a nie innego batonika nie jest tak do końca nasza? Wpływ komunikacji podprogowej nie został jednoznacznie udowodniony naukowo. Oczywiście że podlegamy różnym mniej lub bardziej intensywnym sugestiom, w związku z tym podejmujemy określone decyzje, w tym przypadku – zakupowe. Proces kupowania jest naprawdę bardzo skomplikowany, wiele naszych wyborów jest czysto emocjonalnych, wiele informacji, które bierzemy pod uwagę, nie są przez nas w pełni kontrolowalne czy uświadamiane. Dlatego jest taki intensywny rozwój neuronauki, czyli dziedziny badającej nasze reakcje emocjonalne. W tym procesie kluczową rolę odgrywają informacje, jakie nas otaczają. Jesteśmy bombardowani przez codzienne serwisy informacyjne, komentarze, wpływowych znajomych, czy autorytety, z których opinią się liczymy. Duże znaczenie np. w zakupach internetowych, i nie tylko, mają polecenia znajomych, ich doświadczenia z użytkowaniem produktu czy usługi. Moim zdaniem większe znaczenie i o wiele bardziej groźne może być bezrefleksyjne pozostawianie informacji na swój temat w internecie. Dostarczamy tam mnóstwa najróżniejszych informacji, dzięki którym firmy budują nie tylko nasze profile zakupowe, lecz także mogą poznawać i analizować nasze słabości, poglądy czy postawy. Nigdy nie wiemy, kto, jak i kiedy może wykorzystać te informacje. Kto wie, może kiedyś głównie na takiej podstawie będą realizowane rekrutacje pracowników?

Z jednej strony jest Pan trenerem i praktykiem z dużym doświadczeniem, ale ma Pan też w sobie pierwiastek naukowca. Czy to on popchnął Pana do tego, by przyjąć zaproszenie na Creative Morning? Chęć dzielenia się wiedzą, a może coś innego? Jaki cel stawiał Pan sobie, przekraczając progi Startera? Młode, polskie firmy, startupy, szczególnie te technologiczne, mają w sobie pierwotną, wspaniałą radość tworzenia. To chyba jeden z najsilniejszych, biznesowych motywatorów. Dlatego zawsze lubię pracować ze startupami, bo są kreatywne, chcą zmieniać świat, potrafią się angażować i są ambitne. Natomiast to, czego im brakuje, to rozumienia często brutalnych mechanizmów rynkowych, praktycznych umiejętności budowania modeli biznesu, atrakcyjnych dla klienta czy realnego tworzenia wartości. Swoją wiedzą lubiłem się dzielić od zawsze i każdy, kto miał ze mną do czynienia, powinien to potwierdzić (śmiech).

I co, było warto? Pewnie, zawsze warto się spotykać z fajnymi przedsięwzięciami.

Jest Pan również trenerem CIM, który opiera się na doświadczeniach krajów anglosaskich, uznawanych za liderów marketingu. Proszę powiedzieć, jak Polska wygląda na ich tle? Mamy przede wszystkim olbrzymie różnice w doświadczeniach, stosunku do przedsiębiorczości, szacunku dla pracy małych i średnich firm. W Polsce dopiero się zaczyna o tym mówić i walczyć z mitem przedsiębiorcy-krwiopijcy. Czas, by zaczęto to rozumieć w kręgach bardzo wielu szacownych organizacji społecznych. Powinniśmy promować kulturę rzetelnego, etycznego biznesu, opartego o pragmatyczne, a nie teoretyczne czy zbyt filozoficzne zasady. Zacząć choćby od rozwiązywania tak prozaicznych problemów jak to, dlaczego freelancer czy mała firma ma czekać na zapłatę faktury ponad 90 dni?

Gdyby miał Pan zdefiniować pojęcie marketingu poprzez tytuł jakiegoś filmu, co to byłby za film? Podobał mi się zawsze film „Lepiej być piękną i bogatą” z Adrianną Biedrzyńską, ale warto też znać „Lalkę”, „Ziemię Obiecaną” oraz takie filmy, jak „Amok” z Mirosławem Baką, „Dług”, „Nie ma zmiłuj”, „Kapitał, czyli jak zrobić pieniądze w Polsce”, „Szczur”, „Sztos”, „Wielka Wsypa” czy świetna komedia „Pieniądze to nie wszystko” z Markiem Kondratem. Przez te filmy przewijają się kluczowe problemy związane z rozwojem polskiego biznesu i wiele z nich jest świetnym materiałem na dyskusję.

Dziękuję za rozmowę Dziękuję.

e-profit

25


Bez krawata

Spartakus i ubezpieczenia Marek Dornowski Nie chcemy bawić się tu w kryptoreklamę, ale jedna z największych polskich marek w zakresie ubezpieczeń przeprowadził akcję, przed którą chylimy czoła. O co chodzi? Jak zrobić kampanię wizerunkową, która spodoba się ludziom i będzie nieszablonowa? Trzeba złamać schematy. Tak jak ostatnio złamali je marketingowcy z PZU. No bo pomyślcie, z czym kojarzą się Wam reklamy ubezpieczeń? Z przerażającymi scenami wypadków samochodowych z podpisem AC już od… zł? A może z oklepanymi hasłami w stylu: zaufanie, bezpieczeństwo itp.? Jest ładnie i profesjonalnie. Tyle że nudno.

i nie mam na myśli banalnego stwierdzenia, że reklama display jest tańsza niż w tradycyjnym magazynie. Na naszych oczach widzę w praktyce to, o czym od lat można było jedynie przeczytać w specjalistycznych książkach, a mianowicie że reklama ma widza bawić i wciągać, ma budować jego relację z firmą, a nie być czasem w którym widz przerywa oglądanie filmu, by zrobić sobie kanapkę.

A tymczasem mamy kampanię, w której agent ubezpieczeniowy zgaduje, o czym myślisz. Wyobrażasz sobie dowolną postać, po czym odpowiadasz na pytania w stylu: czy ta osoba pochodzi z Polski? Czy ta osoba gra w piłkę nożną? Po kilku pytaniach agent stwierdza, że już wie, o kim myślałeś i… faktycznie na ekranie pokazuje się imię i nazwisko (ewentualnie nazwa) postaci, o której sobie pomyślałeś. Czary? Absolutnie, po prostu dobrze opracowany algorytm i całkiem spora baza postaci. Od Spartakusa poprzez Henryka VIII, aż na dzisiejszych celebrytach kończąc. Odnaleźć można tam zarówno papieży, jak i gwiazdy filmów dla dorosłych. Ktokolwiek to projektował z pewnością musiał mieć świetną wiedzę socjologiczną.

Jeśli 2 miliony osób dobrze bawi się (a uwierzcie widziałem na własne oczy, że to dobra zabawa) na portalu ubezpieczyciela (choć w rzeczywistości jest to oddzielna domena), który normalnie odwiedziliby tylko w przypadku gdyby musieli, i to jeszcze bardzo niechętnie, to nie można tego lekceważyć. Jeśli prawie 2 miliony osób lubi na portalu społecznościowym stronę poświęconą Sercu i Rozumowi, i nie jest to bynajmniej reklama firmy farmaceutycznej, to znaczy, że jako społeczeństwo dojrzeliśmy do innego poziomu reklam.

Czy to działa? Na chwilę pisania tego tekstu „agenci” rozwiązali już ponad 2 miliony zagadek. A zatem ludzie się w to bawią, kupili grę. Możecie zapytać, jaki jest tego przekaz? Ano bardzo prosty. Otóż ten agent ubezpieczeniowy, który zgaduje Twoje myśli, doskonale wie, o co zapytać, zna Twoje potrzeby i przygotuje ofertę skrojoną specjalnie pod Ciebie. Proste i logiczne. Poza tym dobrze się bawiąc, nawiązujesz relację z firmą i chętniej na nią patrzysz, zwłaszcza że branża ubezpieczeniowa to dość, powiedzmy, trudna branża. Dlaczego o tym piszę? Bo jestem pod wielkim wrażeniem postępu, jaki dokonał się na przestrzeni lat w polskich korporacjach. Przełomu przede wszystkim w sferze mentalnej, bo obecna kampania ubezpieczeniowego giganta, wyprzedza o lata świetlne stare klasyczne i zgrane reklamy produktów finansowych czy ubezpieczeniowych. Pokazuje też, że internet będzie odgrywał coraz większą rolę w komunikacji z klientem,

26

e-profit

A jak to przełożyć na startupy? Tak samo. Złamać schematy. Piosenka Bitsy Boys „Internety robię” – kto z was jej nie słyszał? A więc da się. Jeśli zatem jesteś na etapie szukania odpowiedzi na pytanie, co zrobić by Twój genialny startup został zauważony, po prostu złam schemat. Nie myśl sztampowo, marnując czas na zastanawianie się, czy lepszym hasłem będzie „najlepszy program dla firm” czy „program dla najlepszych firm”. Oczywiście, macie rację, myśląc teraz, że ten zabawny system promujący ubezpieczenia pewnie sporo kosztował, a Wy takiej kasy nie macie, ale tak naprawdę liczy się pomysł. Jeden z moich znajomych prowadzi serwis z testami na aplikacje prawnicze (jeśli to czytasz, Tomku, to przepraszam za ten skrót myślowy) i wiecie, jaką formę reklamy wymyślił. W dniu egzaminów studenci poprzebierani za smoki i inne dziwne stwory chodzili przed miejscem egzaminów i przytulali się na szczęście. Niech powtórzy ten numer jeszcze kilka razy, a stanie się to już tradycją, którą zwiąże grupę docelową ze swoją firmą. Podsumowując? Chcesz się wyróżnić? Łam schematy.

© dedron - Fotolia.com


e-profit Redakcja Agnieszka Meller Redaktor naczelna e-mail eprofit@inkubatorstarter.pl

Wydawca Inkubator STARTER Gdańska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Lęborska 3b 80-386 Gdańsk NIP: 583-290-74-40 e-mail eprofit@inkubatorstarter.pl tel. 58 731 65 65

www.inkubatorstarter.pl

  ✎

Facebook.com/inkubatorstarter Twitter.com/inkubatorstart Blog.inkubatorstarter.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.