Wiara i Mundur 2019/2

Page 1

MAGAZYN EWANGELICKIEGO DUSZPASTERSTWA WOJSKOWEGO

ROK XII nr 2 (60)

KWIECIEŃ – MAJ 2019

TEMAT NUMERU

PSYCHOLOG

OKIEM CYWILA

Nie można wypychać człowieka poza margines

Niepełnosprawna miłość

Mysz, która zmieniła świat

str. 8

str. 14

Str. 15


ŻYCIE LITURGICZNE KOŚCIOŁA

2.  Życie liturgiczne Kościoła   3.  Słowo od redakcji

Kwiecień Hasło miesiąca: „Jezus Chrystus mówi: oto ja jestem z Wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.” (Mt 28,20). 7 kwietnia: 5. niedziela pasyjna – Judica („Bądź sędzią moim, Boże.” Ps 43,1). 14 kwietnia: 6. niedziela pasyjna – Niedziela Palmowa, rozpoczyna Wielki Tydzień i przypomina triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy. 18 kwietnia: Wielki Czwartek – pamiątka Ostatniej Wieczerzy Jezusa z uczniami. Dzień ustanowienia sakramentu Komunii Świętej. 19 kwietnia: Wielki Piątek – pamiątka śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu. Dla ewangelików najważniejsze święto w roku liturgicznym. 20 kwietnia: Wielka Sobota – dzień wyciszenia, przypomina zstąpienie Jezusa do krainy umarłych. 21 kwietnia: Wielkanoc – dzień zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. 22 kwietnia: Poniedziałek Wielkanocny. 25 kwietnia: dzień ewangelisty Marka. 28 kwietnia: 1. Niedziela po Wielkanocy – Quasimodogeniti („Jak nowo narodzone niemowlęta.” 1 P 2,2). Kolejne niedziele po Wielkanocy wyrażają radość ze zmartwychwstania Chrystusa i reflektują konsekwencje płynące z tego wydarzenia. Posiadają łacińskie nazwy wskazujące na wiodący motyw teologiczny.

Niepełnosprawność to moja sprawa – ks. Marcin Orawski Etyka – nasze refleksje „Mam na imię Jurek” – ks. kpt. Tomasz Wola

5

4.  Rozważanie Słowa Bożego

SDG – ks. mjr Tomasz Wigłasz

5.  Relacje z pracy kapelanów ewangelickich i działalności EDW

8.  Temat numeru

8

Nie można wypychać człowieka poza margines – z Tomaszem Klocem rozmawia Anna Hopfer-Wola

10.  Wydarzenia z Kościoła Ewangelicko-

-Augsburskiego w RP – Mateusz Jelinek

12.  Tornister

„Chodź tu, chamie!” – mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus

13.  Na celowniku ewangelika

Ziarenko wiary – Łukasz Cieślak

Maj Hasło miesiąca: „Nikt nie jest taki jak Ty i nie ma Boga oprócz Ciebie.” (2 Sm 7,22). 1 maja: Święto Pracy. 3 maja: Święto Konstytucji 3 Maja. Dzień apostołów Filipa i Jakuba Młodszego. 5 maja: 2. Niedziela po Wielkanocy – Misericordias Domini („Pełna jest ziemia łaski Pana.” Ps 33,5). 12 maja: 3. Niedziela po Wielkanocy – Jubilate („Radośnie wysławiajcie Boga.” Ps 66,1). 19 maja: 4. Niedziela po Wielkanocy – Cantate („Śpiewajcie Panu pieśń nową.” Ps 98,1). 26 maja: 5. Niedziela po Wielkanocy – Rogate („Proście!” Mt 7,7a). Niedziela poświęcona modlitwie. 30 maja: Wniebowstąpienie Pańskie – Syn Boży odszedł do Ojca i powtórnie przyjdzie na ziemię sądzić żywych i umarłych.

14.  Jedynie Słowo

16

Amen – Piotr Lorek

15.  Okiem cywila

Mysz, która zmieniła świat – Urszula Radziszewska Niepełnosprawni – Marek Hause

16.  Psycholog

Niepełnosprawna miłość – Alina Lorek Nie daj się „niechciejowi” – Daria Stolarska

18.  Na duchowym froncie

Nie (czy) pełna sprawność? – ks. prof. Marek Uglorz

19.  Z kart historii – Joanna Brzastowska Polecamy – Marek Hause

Temat numeru: Nie można wypychać człowieka poza margines Redaktor naczelny: ks. Marcin Orawski Zastępcy redaktora naczelnego: Anna Hopfer-Wola, mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus Kolegium redakcyjne i stali współpracownicy: Joanna Brzastowska, Łukasz Cieślak, Ewa Grünhaut, Marek Hause, Alina Lorek, Piotr Lorek, ks. Adam Malina, Anna Siemion-Mazurkiewicz, Urszula Radziszewska, Daria Stolarska, Karolina Suchan-Okulska, ks. Marek Uglorz Zdjęcie na okładce: fot. Stevepb, pixabay.com (licencja CC0) Adres redakcji: 00-909 Warszawa, ul. Nowowiejska 26, tel.: 22 684 09 60, faks: 22 684 09 40, e-mail: redakcja@wiaraimundur.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania, zmiany śródtytułów i tytułów oraz skracania tekstów. Skład, łamanie, opracowanie graficzne, druk oraz kolportaż: Drukarnia „TONO Bis”, Laski, ul. Brzozowa 75, 05-080 Izabelin. ISSN1898-598X Więcej na stronie: www.edw.wp.mil.pl

Nakład: 1500 egz. Rys. Karolina Suchan-Okulska

– Idąc do parku z córką układam plan: tu ominę schodki, tam dwa wysokie krawężniki, kolejne schodki, tam przemknę ulicą, bo po kaflach na chodniku wózkiem nie przejadę, osiem par świateł na tym samym skrzyżowaniu i już prawie jesteśmy na miejscu...


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

nasze refleksje „Mam na imię Jurek…”

Niepełnosprawność to moja sprawa Kiedy w parafii organizujemy wydarzenia ekumeniczne, regularnie uczestniczy w nich, znany w środowisku, działacz społeczny. Porusza się na wózku. Pewnego razu zapytał mnie, czy planujemy umożliwić wjazd do kościoła takim osobom jak on, ponieważ przed głównym wejściem są trzy schodki, które nie pozwalają niepełnosprawnym na wózku samodzielne dostać się do środka kościoła. – Nie ma z tym problemu – odpowiedziałem. – Kościół posiada boczne wejście, gdzie nie ma stopni i innych przeszkód. – Ale to jest wejście, które trzeba specjalnie otwierać, a ja nie chciałbym być specjalnie traktowany – odparł. Dosłyszałem sarkazm, a krótka rozmowa, która potem nastąpiła, bardzo zmieniła moje spojrzenie na niepełnosprawność. Dowiedziałem się, że w naszym społeczeństwie jest około 5-7% osób niepełnosprawnych ruchowo, a około 200 tysięcy porusza się na wózkach inwalidzkich. – Czy to dużo? – zapytał. – Moim zdaniem, tak – odpowiedziałem niepewnie. – A ja twierdzę, że jest to liczba absolutnie zaniżona. – Jak to? – zapytałem trochę zaskoczony. – Ponieważ niepełnosprawnymi jesteśmy albo będziemy wszyscy! Widząc moje zdziwienie, zaczął wyjaśniać. – Większość ludzi uważa się za sprawnych albo „normalnych”. Wystarczy jednak poobserwować, aby zauważyć, że nie widać masowo takich, którzy rzeczywiście byliby w pełni sprawni, czyli zarówno doskonale widzący, perfekcyjnie słyszący, świetnie biegający czy błyskotliwie myślący lub w pełni i dogłębnie odczuwający… Ponadto, jeśli ktoś nie odejdzie z tego świata w młodym wieku i w pełni zdrowia, to prędzej czy później nabędzie jakąś niepełnosprawność, albo w wyniku urazu, albo choroby, albo w rezultacie starzenia się organizmu. Krótko mówiąc: „Jeśli robimy coś z myślą o osobach niepełnosprawnych, to nie czynimy tego dla kogoś, nie dla 5-7 procent, ale dla wszystkich, w tym dla siebie!”. Wtedy, chyba jak nigdy dotąd, uświadomiłem sobie, że kwestia sprawności czy niepełnosprawności odnosi się do świadomości własnych ograniczeń. A kto ich nie ma? W jakimś stopniu niepełnosprawni bywamy lub jesteśmy wszyscy, czasem chwilowo, czasem dłużej, bywa że na stałe, w różnym zakresie i w różnym stopniu. To, że ograniczenia są wpisane w życie, to prawda tak oczywista, że trudno wyjaśnić powody, dla których bywa ignorowana. Dlatego warto mówić i pisać, że niepełnosprawność dotyczy każdego, ale też można sobie z nią radzić, zrozumieć, zaakcepŻyczę miłej lektury tować, żyć szczęśliwie, ponieważ jest ona w znacznym stopniu stanem umysłu. redaktor naczelny

Marcin Orawski

Od czasu ukończenia szkoły średniej miałem wiele okazji do spotykania się i współpracy z osobami niepełnosprawnymi. Pierwszym moim podopiecznym był Jurek, mężczyzna z porażeniem mózgowym, który od maleńkiego dziecka poruszał się na wózku. Mój przyjaciel i ja zabieraliśmy Jurka na obozy młodzieżowe. Był to dorosły człowiek, który potrafił żartować ze swoich ograniczeń, nie widząc w tym czegoś nadzwyczajnego, bo przecież był normalną osobą! Zasób dowcipów, jaki miał w swej pamięci, powalał każdego, nie mówiąc już o znajomości sześciu języków obcych. To sprawiało, że gdy przebywałem z Jurkiem, to zastanawiałem się, kto z nas jest niepełnosprawny? Gdy wychodziliśmy na ulicę, Jurek nie dostrzegał tych skonsternowanych spojrzeń ludzi mijających go. Po prostu jechaliśmy w określone miejsce, tak samo jak wszyscy inni. Dla niego nie było takiego pojęcia, jak: „Jestem chory na...”, gdyż to była jego normalność. Istniało tylko: „Mam na imię Jurek...”. Jurka nie ma już między nami, lecz z pewnością, gdyby więcej takich „Jurków” zaczęło wychodzić z domów „pełnosprawni” inaczej patrzyliby na „niepełnosprawnych”. Krępujące sytuacje należałyby do rzadkości, pojawiłoby się przyzwyczajenie do odmiennego wyglądu człowieka. Nieobycie z sytuacją niepełnosprawności drugiego człowieka wpływa często na różne, dziwne zachowania, na przykład gdy osobę z jakąś dysfunkcją traktuje się jak dziecko, zwracając się do niej słodziutko i „cukierkowo”. Kiedy indziej dystans w relacji, nawet przy krótkim dialogu, powstaje sam. Zamiast, po wyjściu z teatru, zapytać: „Jak ci się podobała sztuka?”, walimy prosto z mostu: „Jak się czujesz?”, nie mówiąc już o tym, że bardzo często osoby pełnosprawne „wiedzą lepiej” od osób niepełnosprawnych i chcą im narzucić swoją wolę. Dlatego istotną sprawą jest zrozumienie, że osoby z niepełnosprawnością tak naprawdę nie potrzebują współczucia. One potrzebują uznania / akceptacji ich możliwości i zrozumienia trudności. Jednak w tym miejscu jest wyzwanie – aby zrozumieć, to trzeba poznać. Jak w wielu innych sprawach. Każdy z nas ma indywidualne cechy i niepełnosprawność jest jedną z nich, dlatego nie powinna być ona traktowana jako coś gorszego. Jest to kwestia naszego poznania i nastawienia. Jak pisał Scott Hamilton: „Jedyną niepełnosprawnością w życiu jest złe nastawienie”.

ks. kpt. Tomasz Wola

3


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

ROZWAŻANIE SŁOWA BOŻEGO

SDG* „Nie chcesz jadła, napoju. Zostawże nas w spokoju!” – pisał w „Dziadach” Adam Mickiewicz. Nie wiem, czy świadomie, czy też zupełnie przypadkiem udało się mistrzowi utrafić w nader wrażliwą nutę, gdy idzie o szeroko rozumianą „branżę charytatywną”. Choć na pierwszy rzut oka nie jest to może specjalnie popularne stwierdzenie, ale w gruncie rzeczy chyba lubimy pomagać. Pewnie, są wyjątki, nie brakuje znieczulicy, ale przyznać trzeba, że „pomaganie jest trendy”. Wystarczy prześledzić najprzeróżniejsze portale społecznościowe, na których roi się od „lajków” pod wpisami, na przykład, jak to ikona futbolu obdarowuje piłkami podopiecznych oddziału ortopedycznego (ze specjalizacją w amputacji kończyn dolnych), a utalentowany muzyk ofiarowuje skrzypce głuchoniemym dzieciom. Po co ta drwina? – ktoś zapyta. Czy chcę powiedzieć, że nie warto być dobrym? Nie warto pomagać i dokładać się do takich czy innych akcji, zbiórek, happeningów, mających na celu, choć w minimalnym stopniu, ulżyć tym, których życie niekoniecznie potraktowało po przyjacielsku? Bynajmniej, nie kwestionuję dobroczynności. Nie ma nawet sensu, żebym teraz udowadniał, że jednak jest potrzebna. To oczywiste! Chciałbym jednak, żebyśmy popatrzyli na nią przez pryzmat owych „dziadów odsyłanych z kwitkiem”. U progu czasu pasyjnego przewija się w refleksji Kościoła historia, która o tym problemie / fakcie traktuje. „Potrzebującym” w niej jest Jezus, a przynajmniej tak się wydaje głównej bohaterce. To porządna, zamożna (choć to akurat Łukaszowi nie przeszłoby przez gardło, więc dowiemy się tego z kart Ewangelii Jana) i nader gościnna gospodyni domowa. Z własnej inicjatywy przyjęła pod swój dach Jezusa, wędrownego kaznodzieję, który sam o sobie mówi: „nie ma gdzie by głowę skłonić”. Ewangelista nie szczędzi słów, by wychwalić przykładną gościnę, jakiej Mistrz z Nazaretu doświadczył u owej szczodrej i hojnej gospodyni. Powinien być wdzięczny, wychwalać pod niebiosa sprawczynię tak serdecznego przyjęcia…, a przede wszystkim docenić, że wszystko to bierze na swoją głowę. Nie może liczyć nawet na pomoc siostry… No właśnie, w historii tej, poza Martą (każdy się już pewnie zorientował, że to o nią chodzi) i Jezusem, występuje jeszcze Maria. Choć miała równe prawa do tego, by

4

ks. mjr Tomasz Wigłasz

się czuć gospodynią – ze wszystkimi tego konsekwencjami (obowiązkami i przywilejami) – „usiadła u stóp Pana i przysłuchiwała się Jego słowom”. Co oczywiste, naraziła się tym na gniew siostry. Czyż nie powinna jej pomóc w wypełnieniu wszelkich obowiązków względem Gościa? Ale to On zawyrokował, że to „Maria wybrała lepszą cząstkę”. Historią obu sióstr zajmuje się też ewangelista Jan. Od niego dowiadujemy się o śmierci trzeciego z rodzeństwa – Łazarza. Jezus zjawia się u nich czwartego dnia po pogrzebie. Wychodzi mu naprzeciw okryta żałobą Marta. I choć wyrzuca z siebie słowa: „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”, to jednak zaraz dodaje z nadzieją, że może jednak coś się da jeszcze zrobić… W decydującej chwili zwycięża twarde stąpanie Marty po ziemi: „Panie, już cuchnie”. Już się nie da nic zrobić… Maria, gdy przywołana przez siostrę wreszcie „przyszła [tam], gdzie był Jezus (…) upadła Mu do stóp” i podobnie, jak wcześniej Marta, bez prób szukania rozwiązania, wyrzuciła z siebie tę samą skargę: „gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Po prostu, z Jezusem dzieliła swój ból, a On ten ból przyjmuje z empatią i… dokonuje cudu. Ostatnia, ewangeliczna scena z życia sióstr rozgrywa się krótko po tamtych wydarzeniach. „Sześć dni przed Pesah”. W tym szczególnym okresie, który dla nas, chrześcijan, na zawsze związany zostanie z wydarzeniem krzyża. Wskrzeszony Łazarz ucztuje z Jezusem przy stole. Marta ma, jak zwykle, ręce pełne roboty. W końcu wieczerza się sama nie zrobi. Tyle spraw trzeba dopilnować, do tego święto za pasem. Tylu będzie pielgrzymów potrzebujących pomocy. Może się będzie można jakoś odwdzięczyć Mistrzowi… Maria zaś „namaściła stopy Jezusa” ponad trzystoma gramami „prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego”. Choć wydarzenie to miało swoich kontestatorów („Dlaczego nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim!” – zarzucał sam skarbnik „sakiewki apostolskiej”), Jezus znów stanął po stronie Marii. W tych okolicznościach padają słowa (niestety tak często wypaczane!): „Ubodzy zawsze są wśród was”, ale wcześniej jeszcze te, które świadczą, że to Maria właściwie odczytała „potrzebę” Mistrza. Swój czyn „zachowała” – powie Jezus – „na dzień Mojego pogrzebu”. Apostołom, uczniom, tłumom zdążającym za Mistrzem, czyli tym wszystkim, którzy tak ochoczo mu usługiwali, nawet po Zmartwychwstaniu, trudno było pogodzić się z wydarzeniami Golgoty. Co to ma jednak wspólnego z pomaganiem? Wsłuchując się w potrzeby „dziadów”, wchodząc z nimi w relacje, dzieląc się swymi przeżyciami można usłyszeć dużo więcej, niż w hałasie wywoływanym rozdawaniem „jadła, napoju”, choć zdecydowanie łatwiej „się pomaga” niż wchodzi w relację z „oczekującym pomocy”. Jeszcze się okaże, że ktoś dopomoże moim potrzebom… *Soli Deo Gloria – tylko Bogu chwała


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

RELACJE Z PRACY KAPELANÓW EWANGELICKICH I DZIAŁALNOŚCI EDW

Major John Benett honorowym obywatelem rodzinnego miasta 25 stycznia w Piotrkowie Trybunalskim odbyła się uroczystość nadania majorowi Johnowi Benettowi (Janowi Książkowi) zaszczytnego tytułu Honorowego Obywatela. W trakcie uroczystości Marian Błaszczyński, przewodniczący rady miasta, odczytał podjętą uchwałę, a następnie wspólnie z prezydentem miasta, Krzysztofem Chojniakiem, wręczył pamiątkowy dokument. Jan Książek, kończący w tym roku 100 lat, w czasie II wojny światowej latał na samolotach myśliwskich Hurricane i Spitfire, walcząc w obronie Wysp Brytyjskich. Jako jedyny Polak, przydzielony został do bry-

www.edw.wp.mil.pl Nowi funkcjonariusze Straży Granicznej 4 stycznia dziewięcioro nowoprzyjętych funkcjonariuszy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej złożyło uroczyste ślubowanie. Przyjął je pułkownik SG Adam Jopek, komendant ŚlOSG, w obecności kadry kierowniczej Oddziału oraz rodzin funkcjonariuszy. Błogosławieństwa ślubującym udzielił ksiądz pułkownik Kornel Undas, dziekan ewangelicki SG, który nowym funkcjonariuszom podarował Nowe Testamenty oraz egzemplarze czasopisma Wiara i Mundur.

Ksiądz ppłk Wiesław Żydel (drugi z prawej) na uroczystości wręczenia tytułu honorowego obywatela Piotrkowa Trybunalskiego Johnowi Benettowi. Fot. piotrkow.pl

tyjskich dywizjonów lotniczych nr 609 i 587. W RAF służył do 1948 roku. Po wojnie pozostał w Wielkiej Brytanii i zmienił nazwisko na John Benett. W uroczystości wziął udział kapelan EDW ksiądz podpułkownik Wiesław Żydel.

100. rocznica walk w obronie Śląska Cieszyńskiego 28 stycznia w Zebrzydowicach i Kończycach Małych uczczono pamięć poległych obrońców Śląska Cieszyńskiego, którzy w 1919 roku walczyli o kształt granic RP. W miejscach pamięci – na mogile siedmiu nieznanych żołnierzy w Zebrzydowicach oraz pod Krzyżem majora Wojska Polskiego Cezarego Hallera w Kończycach Małych – delegacje złożyły wiązanki kwiatów i zapaliły znicze. W intencji poległych obrońców Śląska Cieszyńskiego odprawiono także mszę świętą w kościele parafialnym pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Kończycach Małych. Ekumeniczne przesłanie do zgromadzonych wygłosił dziekan ewangelicki SG ksiądz pułkownik SG Kornel Undas.

Ksiądz płk SG Kornel Undas przekazuje nowym funkcjonariuszkom SG egzemplarze magazynu Wiara i Mundur. Fot. archiwum EDW

11. rocznica katastrofy lotniczej pod Mirosławcem 23 stycznia na terenie 12. Bazy Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu odbyły się uroczystości upamiętniające poległych oficerów sił powietrznych i członków załogi. Poprzedziła je polowa msza święta w intencji ofiar, którą celebrował ksiądz pułkownik Janusz Radzik. Następnie, przed pomnikiem poświęconym ofiarom katastrofy odczytany został apel pamięci, po czym złożono wieńce i zapalono znicze. W uroczystościach wzięli udział bliscy poległych, kadra dowódcza Sił Zbrojnych RP, delegacje z jednostek wojskowych oraz przedstawiciele władz samorządowych. Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe reprezentował ksiądz podpułkownik Wiesław Żydel.

Kapelani wojskowi z całego świata w Krakowie Ponad 100 kapelanów różnych religii i Kościołów uczestniczyło w 30. Międzynarodowej Konferencji Naczelnych Kapelanów Wojskowych, która odbyła się w Krakowie. Przebiegała ona pod hasłem „Duszpasterstwo sił zbrojnych: między chwałą przeszłości i wyzwaniami przyszłości” i miała na celu sformułowanie wspólnych perspektyw rozwoju, wymianę poglądów i doświadczeń jak również budowanie współpracy duszpasterskiej. W ramach konferencji zorganizowano liczne wykłady naukowe, nabożeństwo ekumeniczne a także „cultural day” ze zwiedzaniem zabytków Krakowa i kopalni soli w Wieliczce. Rolę gospodarzy pełniły polskie duszpasterstwa wojskowe: rzymskokatolickie, prawosławne i ewangelickie, a głównym organizatorem była Międzynarodowa Konferencja Szefów Kapelanów Wojskowych (International Military Chiefs of Chapla-

5


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019 Piusa XI. W uroczystości wziął udział zwierzchnik EDW biskup pułkownik Mirosław Wola. Biskupstwo Polowe w Polsce ustanowił papież Benedykt XV 5 lutego 1919 roku, a biskup Stanisław Gall (1865-1942), sufragan warszawski został mianowany pierwszym biskupem polowym.

Zakończenia studiów inżynierskich w AMW

Zwierzchnicy polskich duszpasterstw wojskowych pełnili honory gospodarzy konferencji. Fot. Ordynariat Polowy

ins Conference – IMCCC), działająca w ramach Dowództwa Europejskiego Stanów Zjednoczonych – EUCOM. EDW na konferencji reprezentowali: biskup pułkownik Mirosław Wola oraz ksiądz porucznik Marcin Konieczny.

7 lutego w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni 23 podchorążym wręczono dyplomy ukończenia studiów pierwszego stopnia. W uroczystości tej uczestniczył kapelan EDW ksiądz komandor porucznik Marcin Pilch. Nowi inżynierowie ukończyli studia na kierunkach wojskowych: nawigacja, informatyka oraz mechanika i budowa maszyn.

Rocznica powołania Armii Krajowej 14 lutego, z okazji 77. rocznicy powołania Armii Krajowej, w Katedrze Polowej WP odbyła się uroczysta msza święta w intencji poległych, zmarłych i żyjących jeszcze żołnierzy

Podlascy „terytorialsi” złożyli przysięgę 3 lutego w Kolnie odbyła się, pierwsza w tym roku, przysięga wojskowa żołnierzy 1. Podlaskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Uroczystość zgromadziła rodziny żołnierzy, mieszkańców miasta oraz liczną reprezentację pocztów sztandarowych. Obecny był także pododdział kawalerii ze Stowarzyszenia im. 10. Pułku Ułanów Litewskich. Wśród zaproszonych gości był kapelan EDW ksiądz major Tomasz Wigłasz.

Medal dla naszego kapelana 4 lutego w Warszawie, w siedzibie Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego, kapelan EDW ksiądz major Tomasz Wigłasz odznaczony został, decyzją Ministra Obrony Narodowej, srebrnym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Odznaczenie wręczył naczelny kapelan EDW biskup pułkownik Mirosław Wola w trakcie corocznej odprawy kapelanów EDW oraz kapelanów SG.

Na mszy świętej w 77. rocznicę powołania AK EDW reprezentował ks. mjr Tadeusz Jelinek (z prawej). Fot. Krzysztof Stępkowski, Ordynariat Polowy

AK. Uczestniczyło w niej liczne grono kombatantów i żołnierzy AK, na czele z majorem Leszkiem Żukowskim, prezesem Światowego Związku Żołnierzy AK. Wśród oficjalnych gości obecny był kapelan EDW ksiądz major Tadeusz Jelinek. Po zakończeniu mszy świętej uczestnicy udali się pod pomnik Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej przy ul. Wiejskiej, gdzie odbył się apel pamięci oraz ceremonia złożenia kwiatów.

Przysięgi wojskowe 23 lutego w Gdyni, przed okrętem-muzeum ORP Błyskawica 53 elewów I turnusu służby przygotowawczej złożyło ślubowanie wojskowe na sztandar Komendy Portu Wo-

Srebrny medal „Za zasługi dla obronności kraju” ksiądz major Tomasz Wigłasz otrzymał z rąk biskupa pułkownika Mirosława Woli. Fot. archiwum EDW

100 lat Biskupstwa Polowego w Polsce 5 lutego w Warszawie odbyły się obchody 100. rocznicy powołania Biskupstwa Polowego w Polsce. Podczas mszy świętej z udziałem prezydenta RP Andrzeja Dudy została odsłonięta i poświęcona tablica upamiętniająca księdza prałata Achillesa Rattiego, wizytatora, a następnie nuncjusza Stolicy Apostolskiej w Polsce, późniejszego papieża

6

Defilada przed okrętem ORP Błyskawica, wśród oficjalnych gości ks. kmdr por. Marcin Pilch (trzeci rząd). Fot. MW


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Ksiądz kpt Tomasz Wola przemawia podczas przysięgi wojskowej w Złocieńcu. Fot. Leszek Kapela, Krzysztof Leśniowski

jennego Gdynia i 6. Ośrodka Radioelektronicznego. Przed tą uroczystością odprawiono mszę świętą w Kościele Garnizonowym, podczas której błogosławieństwa elewom udzielił kapelan EDW ksiądz komandor porucznik Marcin Pilch. W tym samym dniu, przysięgę wojskową złożyli także żołnierze służby przygotowawczej 2. Brygady Zmechanizowanej Legionów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Złocieńcu. Błogosławieństwa udzielili im: ksiądz kapitan Tomasz Wola z EDW oraz ksiądz kapitan Grzegorz Lach z Ordynariatu Polowego. Rota przysięgi, jak podkreślił pułkownik dyplomowany Arkadiusz Szkutnik, dowódca złocienieckiej brygady, to nie tylko słowa, ale akt ślubowania wierności Rzeczpospolitej, obrony jej granic i niepodległości, ślubowanie na honor i sztandar wojskowy, ponadczasowy wyraz patriotyzmu i zobowiązania do życia w obronie najwyższych wartości. Również w Zegrzu, w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki, 23 lutego odbyła się przysięga żołnierzy I turnu-

Ksiądz por. Dawid Banach (trzeci z prawej) na przysiędze w Zgierzu. Fot. kpt. Krzysztof Baran

su służby przygotowawczej. Major Piotr Osiński, dowódca uroczystości, złożył meldunek o gotowości pododdziałów do przysięgi pułkownikowi Ireneuszowi Furze, komendantowi Centrum. Na uroczystości był obecny poseł na sejm RP Piotr Uciński oraz licznie przybyłe rodziny i przyjaciele żołnierzy. EDW reprezentował ksiądz porucznik Dawid Banach. Elewi służby przygotowawczej złożyli ślubowanie także w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu. Uroczystość rozpoczęła się od złożenia meldunku komendantowi Centrum pułkownikowi Kazimierzowi Łuckiemu przez dowódcę uroczystości majora Roberta Wątrobę. Z ramienia władz zwierzchnich był obecny inspektor szkolenia Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych pułkownik Robert Woźniak. Błogosławieństwa żołnierzom, wraz z kapelanami: rzymskokatolickim i prawosławnym, udzielił ksiądz podpułkownik Sławomir Fonfara.

2 marca w Ustce 121 ochotników – elewów służby przygotowawczej złożyło przysięgę wojskową na sztandar Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej. Komandor Grzegorz Okular, komendant CSMW, odniósł się, w swoim przemówieniu, do wyjątkowego momentu złożenia przysięgi, gdyż jest ona pierwszą przysięgą w roku jubileuszu 100-lecia Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej. Błogosławieństwa elewom udzielił ksiądz komandor porucznik Marcin Pilch, ewangelicki dziekan MW. Uroczystą przysięgę – także 2 marca – złożyli elewi I turnusu służby przygotowawczej 100. Batalionu Łączności w Wałczu. Błogosławieństwa ślubującym udzielili kapelani: ksiądz podpułkownik Witold Kurek oraz ksiądz kapitan Tomasz Wola z EDW

Pożegnanie w policji 26 lutego dotychczasowi zastępcy Komendanta Głównego Policji uroczyście pożegnali się ze sztandarem KGP oraz współpracownikami. Jednocześnie odczytano rozkazy o powołaniu nowych zastępców: nadinspektora Kamila Brachy i młodszego inspektora Tomasza Szymańskiego. Na uroczystości byli obecni między innymi: minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, sekretarz stanu w MSWiA Jarosław Zieliński, kapelani policyjni, przedstawiciele kadry kierowniczej KGP, komendanci wojewódzcy Policji oraz przedstawiciele służb mundurowych. EDW reprezentował biskup pułkownik Mirosław Wola.

Patent oficerski dla księdza Płoszka 2 marca w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki żołnierze rezerwy otrzymali patenty oficerskie, nadane przez prezydenta RP Andrzeja Dudę. Wśród nich był ksiądz Wojciech Płoszek z Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Ostródzie. W uroczystości uczestniczyli między innymi: generał broni Jarosław Mika, dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, biskup polowy WP Józef Guzdek, pułkownik Ireneusz Fura, komendant Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki, przedstawiciele jednostek wojskowych i instytucji MON. Dowódcą uroczystości był podpułkownik Cezary Semeniuk, zastępca komendanta CSŁiI. EDW reprezentował ksiądz porucznik Dawid Banach. Uroczysta promocja na pierwszy stopień oficerski miała miejsce dzień później na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego. Dokonali jej: generał broni Jarosław Mika, dowódca generalny RSZ, generał dywizji Krzysztof Król, zastępca Szefa Sztabu Generalnego WP, generał brygady Robert Głąb, zastępca szefa Sztabu Generalnego WP oraz dowódca Garnizonu Warszawa. W ceremonii wziął udział ksiądz podpułkownik Wiesław Żydel z EDW.

Promocja oficerska w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki. Fot. archiwum EDW

7


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Nie można wypychać człowieka poza margines Fot. stowarzyszenierannych.pl

– Dzisiaj mówimy o około stu rannych kolegach, którzy nadal służą, ale na stanowiskach „zdolny do zawodowej służby wojskowej z ograniczeniami” – stwierdza Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju, jeden z trzech pierwszych weteranów, odznaczonych wojskową odznaką „Za Rany i Kontuzje”. Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju powstało w 2008 roku. Co wyróżnia waszą organizację spośród innych, zrzeszających również żołnierzy i byłych żołnierzy? To prawda, stowarzyszeń jest wiele, ale nasze jest jedynym, które zrzesza przede wszystkim poszkodowanych i rannych uczestników misji wojskowych. Innymi słowy, zrzesza ludzi niepełnosprawnych, którzy podczas swojej służby za granicą odnieśli obrażenia powodujące znaczny uszczerbek na zdrowiu. Nasze stowarzyszenie istnieje już ponad 10 lat. Powstaliśmy w zasadzie z konieczności oraz w wyniku bezpośredniej potrzeby samych zainteresowanych. Po pierwszych misjach w Iraku, Afganistanie, w których towarzyszyliśmy Amerykanom w ramach NATO, przyszły i do nas problemy, z którymi oni mierzyli się już dużo wcześniej: stres bojowy, PTSD (Zespół Stresu Pourazowego), depresje, konsekwencje ran odniesionych w wyniku zaangażowania bojowego. Nie byliśmy na to, jako armia i jako ludzie, zupełnie przygotowani. Nie mieliśmy odpowiednich przepisów ani uniwersalnych uregulowań prawnych, wszystko odbywało się na zasadzie aktywności poszczególnych jednostek wojskowych i ich dowódców. Tak naprawdę, nie wiedzieliśmy ani ilu nas jest, ani z jakimi problemami się zmagamy. Pierwszym impulsem do zrzeszenia się było spotkanie w Klinice Stresu Bojowego, powstającej pod kierunkiem profesora Ilnickiego przy Wojskowym Instytucie Medycznym. Braliśmy udział w turnusie terapeutycznym dla osób z PTSD, jako pierwsza grupa takich królików doświadczalnych. Te działania mocno wspierał Victor Ash, ówczesny ambasador amerykański USA w Polsce. Dlaczego Wasza siedziba jest w Szczecinie? Tak się składa, że ze Szczecina, w tamtym czasie, wyjeżdżały najbardziej liczne kontyngenty, więc siłą rzeczy tutaj też wracało najwięcej żołnierzy z doświadczeniem bojowym. Drugi powód to przychylność samego dowódcy wojsk lądowych, bardzo duże jego wsparcie, zrozumienie

8

oraz tak zwany komponent ludzki w systemie, czyli ktoś, kto zna problem, ponieważ się z nim bezpośrednio styka, a nie tylko na papierze lub w statystykach. Ja służyłem, a obecnie pracuję, w brygadzie w Szczecinie i dlatego też mamy tutaj swoją siedzibę. Drugim takim miejscem jest Warszawa z tamtejszym Centrum Weterana. Tam, dzięki wystawom tematycznym oraz bibliotece, łatwiej zobaczyć i sobie wyobrazić, czym jest nasze zaangażowanie. Z jakiego typu problemami borykają się weterani i żołnierze poszkodowani w misjach? Przede wszystkim z dostępem do leczenia i koniecznej rehabilitacji. Żołnierz, po losowym zdarzeniu na misji, transportowany jest do szpitala wojskowego. Trafia do jednostki specjalistycznej w Warszawie, Wrocławiu czy Bydgoszczy, gdzie pracują specjaliści światowej klasy. Wszystko jest dobrze do momentu opuszczenia szpitala i powrotu do domu. Żołnierz ląduje w lokalnej przychodni i ustawia się do NFZtowskiej kolejki do rehabilitacji. To nie jest w porządku. Ani jego obrażenia nie są zwykłe, ani dostęp do opieki medycznej nie jest na gwarantowanym, takim samym poziomie w całym kraju. A to jest człowiek, dla którego sprawność fizyczna to baza dla możliwości dalszego wykonywania zawodu. Do dzisiaj działa to na zasadzie wyświadczanych uprzejmości, znajomości i życzliwości ludzkiej. To jest dobre i miłe, ale to nie powinno być standardem. Dlatego też staraliśmy się o zmiany. W 2009 roku byliśmy konsultantami pierwszej ustawy, która stanowiła próbę usystematyzowania statusu żołnierzy – weteranów. Jako pierwsi zwróciliśmy uwagę na fakt, że w systemie opieki nad żołnierzem bardzo ważna jest rola rodziny jako czynnika mobilizującego do zdrowienia, ale też i wymagająca intensywnego wsparcia oraz opieki. Żołnierza nie ma w domu przez kilka miesięcy intensywnych szkoleń i przygotowań do wyjazdu. Potem, poza domem, jest sześć miesięcy już na misji, w trakcie której zdarza się wypadek. Żołnierz wraca jako człowiek chory i trafia do szpitala, a potem ma jechać


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019 do sanatorium na kilka miesięcy rehabilitacji, i to nieraz wielokrotnie. Która rodzina wytrzyma taka rozłąkę, która kobieta utrzyma na swoich barkach takie obciążenie sprawami życia codziennego? Przecież te dziewczyny pracują, mają też ograniczony wymiar urlopu. Kiedy mieliby czas na bycie ze sobą? Nikt nie chciałby jeździć na takie turnusy. Nie wspominam już nawet, że w przypadku klasycznej terapii psychologicznej dla osób dotkniętych PTSD, terapia całej rodziny jest kluczowa dla efektu. Nie można uzdrawiać jednego elementu z pominięciem całości.

cja pożytku publicznego, pozyskujemy darowizny i jeden procent podatku. Organizujemy imprezy, takie jak niedawny bal charytatywny, podczas którego udało nam się zlicytować podarunki od sponsorów za kwotę około stu tysięcy złotych. To byłoby bardzo pokrzepiające, gdyby nie fakt, że pomoc ta pochodzi jedynie od przyjaciół i sponsorów lokalnych, ze Szczecina i okolic. Od 2018 roku nie uzyskujemy wsparcia od MON, a dość skromne jest ono od polskich firm zbrojeniowych. Od kilku lat stałym i przewidywalnym partnerem stowarzyszenia jest lokalna amerykańska firma.

Pomówmy zatem o konkretnych sukcesach. Co udało się Wam osiągnąć? Po pierwsze, żołnierze z uszczerbkiem na zdrowiu nie są z wojska zwalniani. To była prawdziwa bolączka, że człowiek, nie dość, że chory, to musiał zrezygnować z pracy, która sprawiała mu prawdziwą frajdę, była często pasją i miała charakter służby. To nie jest tak, że wszystkie stanowiska w wojsku są jednakowo obciążające i wymagają jednakowej sprawności fizycznej. Często wystarczy naprawdę dobra wola i zrozumienie ze strony dowódcy, żeby takiej osoby nie zwalniać, a przenieść, dopasować stanowisko pracy do jej aktualnych możliwości. To się może wydawać trudne, bo wymaga empatii, zrozumienia, pewnej wrażliwości, ale jest możliwe i naprawdę trafialiśmy na mądrych dowódców, którzy nam to umożliwiali. Sam jestem tego przykładem. Człowiek nie może być, tak po prostu, wypychany poza margines. Dzisiaj mówimy o około stu rannych kolegach, którzy nadal służą, ale na stanowiskach „zdolny do zawodowej służby wojskowej z ograniczeniami”. Ważne jest też odczarowanie i zdjęcie tabu z tematu PTSD. Problem stresu bojowego jest dzisiaj traktowany bez przymrużenia oka, jako jedna z normalnie zdarzających się dysfunkcji żołnierza, którą można i trzeba leczyć. Kampanie informacyjne, szkolenia i działania uświadamiające spowodowały, że w jednostkach nie ma już, w zasadzie, żołnierzy, którzy choćby w zarysie nie wiedzieliby, co to jest stres bojowy. Ponadto podejmujemy promowanie i wspieranie wojskowych lekarzy oraz psychologów. Stoimy na stanowisku, że to nie jest obojętne, jaki psycholog pracuje z konkretną grupą zawodową, czy jest to młoda dziewczyna po studiach, prosto z poradni dla dzieci z dysleksją, czy doświadczony psycholog wojskowy, w stopniu i w mundurze. Mundur nie przeszkadza, ponieważ psycholog czy lekarz w mundurze budzi zaufanie, że to będzie ktoś, kto mnie naprawdę zrozumie w całym spektrum zachowań, kto wie, co czuję i co przeżyłem. Oszczędności i redukcje w tej materii będą nas wszystkich drogo kosztować przez lata. Wreszcie organizujemy warsztaty terapeutyczne dla weteranów, ich partnerów oraz dla rodziców poległych żołnierzy, turnusy rehabilitacyjne dla całych rodzin, o których już wcześniej wspominałem. Rehabilitacja, odpoczynek oraz terapia odbywają się w ładnych miejscach, nad morzem lub nad jeziorem, w górach, w cywilnych ośrodkach rehabilitacyjnych oraz w wojskowym ośrodku szkolenia kondycyjnego. Udało nam się uwypuklić rolę rodziny w procesie zdrowienia żołnierza, wszak żołnierz to nie maszyna, ale człowiek ze wszystkimi swoimi słabościami, namiętnościami i silnymi stronami. Tylko człowiek otoczony bliskimi, miłością, bezpieczeństwem jest w stanie dobrze funkcjonować społecznie.

Plany na przyszłość? Stowarzyszenie chce wspierać swoich podopiecznych w zakresie warsztatów psychologicznych czy aktywizacji poprzez imprezy rekreacyjno-rehabilitacyjne. Mamy nadzieję, że w końcu nastąpi nowelizacja ustawy o weteranach i choć w części odciąży nas w zakresie rehabilitacji rodzinnej. Zamrożone programy wsparcia, takie jak obozy czy kolonie dla dzieci weteranów oraz symboliczne paczki świąteczne mogłyby zostać dziś wznowione. Chcielibyśmy w większym stopniu angażować się w edukację młodzieży poprzez spotkania, prelekcje i debaty, pokazując weteranów zarówno tych, których zdjęcia widnieją na planszach naszej wystawy, jak i żywych świadków walki, cierpienia i potrzeby godnego życia. Uważamy też, że powin-

W jaki sposób pozyskują Państwo środki na swoje działanie? To jest nasza największa bolączka, szczególnie w ostatnim okresie. Działamy jak każda pozarządowa organiza-

Zdjęcia wykonane podczas turnusu rehabilitacji rodzinnej w Ośrodku Rehabilitacyjnym MedCithi w Zebrzydowicach

niśmy być stałym partnerem w przygotowaniach żołnierzy do uczestnictwa Polski w kolejnych edycjach igrzysk Invictus Games, międzynarodowych zawodach sportowych skierowanych do żołnierzy i weteranów wojennych, rannych w misjach w kraju i poza granicami.

9


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

WYDARZENIA Z KOŚCIOŁA EWANGELICKO-AUGSBURSKIEGO W POLSCE Mateusz Jelinek

www.luteranie.pl Ordynacja w Cieszynie

5 stycznia, w Kościele Jezusowym w Cieszynie, miała miejsce uroczysta ordynacja, czyli wprowadzenie nowych duchownych w urząd kościelny. Do służby diakona została ordynowana magister teologii Wiktoria Matloch, a magistrowie: Marek Bożek, Paweł Mikołajczyk, Arkadiusz Raszka i Piotr Uciński zostali ordynowani do służby prezbiterów. Podczas tego uroczystego nabożeństwa kazanie wygłosił biskup Jerzy Samiec, zwierzchnik Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Nowi duchowni kontynuują służbę w miejscach, gdzie odbywali praktyki: diakon Wiktoria Matloch w Krakowie, ksiądz Marek Bożek w Zielonej Górze, ksiądz Paweł Mikołajczyk we Wrocła-

Fot. Dominika Cyż-Kufel

wiu, ksiądz Arkadiusz Raszka w diecezji warszawskiej, a ksiądz Piotr Uciński w Piszu. Obecnie w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce czynną służbę sprawuje 155 duchownych, w tym 15 kobiet.

Kościół przeciwko nienawiści

Kościoły członkowskie Polskiej Rady Ekumenicznej wystosowały apel w związku z tragiczną śmiercią prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W apelu tym wzywają do powstrzymania spirali nienawiści obecnej w życiu społecznym. W wezwaniu z 15 stycznia czytamy: „Jako Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej chcemy jednoznacznie wystąpić przeciwko wszelkim przejawom nienawiści, w tym mowie nienawiści obecnej w debacie publicznej. Nienawiść oddala nas od siebie, spra-

10

wia, że pielęgnujemy uprzedzenia i zamiast budować silne i solidarne społeczeństwo, zgadzamy się na utrwalanie podziałów”.

Fot. ekumenia.pl

Ponadto 18 stycznia, w dniu uroczystości pogrzebowych zmarłego prezydenta Pawła Adamowicza, Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce podjął decyzję o wystosowaniu apelu do parafii luterańskich, zachęcającego do organizacji zbiórki datków na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Sami radcy konsystorza postanowili przekazać na rzecz WOŚP 10 000 zł pochodzących z funduszy Kościoła. Zbiórka jest wyrazem szacunku dla zmarłego prezydenta Gdańska, a jednocześnie gestem solidarności z WOŚP oraz sprzeciwem wobec przemocy i agresji obecnej w debacie publicznej.

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan

Jak co roku, na całym świecie, w tym również w Polsce, od 18 do 25 stycznia odbywał się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Był to czas, gdy chrześcijanie różnych wyznań spotykali się na ekumenicznych nabożeństwach, modlitwach, konferencjach, koncertach i innych spotkaniach, aby dać wyraz wspólnego dążenia do jedności wszystkich chrześcijan. Hasłem tegorocznego tygodnia były słowa „Dąż do sprawiedliwości”, a materiały do ekumenicznych modlitw przygotowali chrześcijanie z Indonezji. Kościoły ewangelickie w Polsce są stałymi współorganizatorami i uczestnikami Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.

Centralne nabożeństwo ekumeniczne odbyło się 20 stycznia w kościele rzymskokatolickim św. Kazimierza Królewicza na Nowym Mieście w Warszawie. Wzięli w nim udział duchowni i świeccy różnych wyznań. Obecni byli, między innymi, przedstawiciele Kościoła: rzymskokatolickiego, luterańskiego, reformowanego, metodystycznego, mariawickiego, polskokatolickiego oraz prawosławnego. Kazanie wygłosił biskup Andrzej Malicki, zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego w Polsce.

Fot. ekumenia.pl

Noworoczne spotkanie prezydenta z Kościołami

21 stycznia w Pałacu Prezydenckim odbyło się noworoczne spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami Kościołów i związków wyznaniowych. Odnosząc się do tragicznej śmierci Pawła Adamowicza, prezydent stwierdził, że „w Polsce są przekraczane granice relacji międzyludzkich, wewnętrznych, zwłaszcza w aspektach politycznych”. W imieniu Polskiej Rady Ekumenicznej głos zabrał jej prezes, biskup Jerzy Samiec, który wyraził nadzieję, że: „ten czas żałoby, to będzie także czas pewnego rodzaju zadumy nad tym, co się dzieje, nad tym,

Fot. Grzegorz Jakubowski KPRP


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

dokąd zmierzamy”. W noworocznym spotkaniu udział wzięli przedstawiciele Kościołów zrzeszonych w PRE oraz Kościoła rzymskokatolickiego. Byli obecni także: naczelny rabin Polski oraz mufti reprezentujący Muzułmański Związek Religijny.

Animowany Luter

24 stycznia w warszawskim kinie Muranów odbyła się premiera polskiej wersji językowej węgierskiego serialu animowanego „Życie Marcina Lutra”. Uczestników wydarzenia powitał biskup Jerzy Samiec, zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce oraz Orsolya Zsuzsanna Kovács, ambasador Węgier w Polsce. Serial „Życie Marcina Lutra” został przygotowany przez Kościół ewangelicki na Węgrzech w związku z obchodami jubileuszu 500 lat Reformacji. Składa się on z 10 odcinków i przedstawia życie byłego mnicha, a później teologa i reformatora, którego dzieła i nauczanie ugruntowały podstawy odnowy Kościoła. Pokazuje dzieciństwo Lutra, jego wczesne lata w klasztorze, a także lata konfliktu, aż do narodzin reformacji. Ukazane są w nim również najważniejsze wydarzenia z historii Ko-

Fot. luteranie.pl

ścioła w XVI wieku i jego charakterystyka. Wszystkie odcinki są dostępne na stronie internetowej www.luter.pl.

Wizyta Rzecznika Praw Obywatelskich

7 lutego w Centrum Luterańskim w Warszawie odbyło się spotkanie biskupa Jerzego Samca z Adamem Bod-

narem, rzecznikiem praw obywatelskich. Rozmawiano między innymi o potencjalnych płaszczyznach współpracy Kościoła i RPO. Celem spotkania była także wymiana doświadczeń w zakresie pracy na rzecz społeczeństwa oraz omówienie aktualnych wyzwań stojących przed dwiema instytucjami.

go roku chrześcijanki z innego kraju przygotowują liturgię i inne materiały. W tym roku były to kobiety ze Słowenii, które hasłem przewodnim spotkania uczyniły słowa: „Pójdźcie – oto wszystko jest gotowe”.

Zmarła siostra diakonisa Hilda Nabel

2 marca w kościele Świętej Trójcy w Zwoleniu (Słowacja) odbyła się uroczystość wprowadzenia duchownych w urzędy kościelne Słowackiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania. Ksiądz Ivan Eľko został wprowadzony w urząd biskupa generalnego, ksiądz Ján Hroboň w urząd biskupa diecezji zachodniej, a Jan Brozman w urząd wiceprezesa konsystorza. W uroczystości uczestniczył ksiądz dr Adrian Korczago, biskup diecezji cieszyńskiej Kościoła luterańskiego w Polsce.

20 lutego, w wieku 77 lat, zmarła siostra diakonisa Hilda Nabel, wieloletnia zastępczyni siostry przełożonej ewangelickiego Diakonatu Eben-Ezer w Dzięgielowie. 23 lutego odbyły się uroczystości pogrzebowe w kościele w Dzięgielowie oraz na miejscowym cmentarzu.

Wprowadzenie w urząd w słowackim Kościele

Nowa biskup diecezji Uppsali

Siostra Hilda Nabel urodziła się 5 lutego 1942 roku w Ukcie na Mazurach. Do Diakonatu wstąpiła w 1958 roku, a 30 listopada 1969 roku została wyświęcona na diakonisę. W diakonacie „Eben-Ezer” służyła 61 lat. Początkowo służbę łączyła z pracą na oddziale chirurgii ogólnej i zakaźnym w Szpitalu Śląskim w Cieszynie. Przez kilkadziesiąt lat była odpowiedzialna za sprawy administracyjne zarówno Diakonatu jak i Domu Opieki Emaus.

Światowy Dzień Modlitwy 2019

Jak co roku, w pierwszy piątek marca, chrześcijanki różnych wyznań spotkały się w wielu parafiach na wspólnej modlitwie z okazji Światowego Dnia Modlitwy, zwanego również Światowym Dniem Modlitwy Kobiet. Każde-

3 marca biskup Jerzy Samiec uczestniczył w uroczystym nabożeństwie z udziałem szwedzkiej rodziny królewskiej, podczas którego ksiądz dr Karin Johannesson została ordynowana na biskupa diecezji Uppsala. Wprowadzenia w urząd dokonała Antje Jackelen, arcybiskup Uppsali, której asy-

Fot. Magnuson

stował biskup Samiec. Biskup Johannesson zastąpiła, przechodzącego w stan spoczynku, biskupa Ragnara Perseniusa, wielkiego przyjaciela Polski i polskiego Kościoła ewangelickoaugsburskiego.

11


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Tornister mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus

„Chodź tu, chamie!” Wychowany według tradycyjnie polskich zasad zachowania się, ze zgrozą i zgorszeniem odbieram każdy przykład braku taktu i uprzejmości, jakie mnie zewsząd otaczają coraz ciaśniejszym kordonem. Zasady te, dzisiaj określane zwyczajnie „siarą”, kiedyś nazywane były kindersztubą, a potem savoir-vivre i stanowiły o tym, jak zachować się przy stole, w teatrze czy na oficjalnym spotkaniu. Za moich czasów tworzyły standardy porozumiewania się z otoczeniem, aby nie zostać uznanym za nietaktownego, delikatnie mówiąc.

Przypomina mi się jeden z kolegów ze szkoły podoficerskiej, który z uporem maniaka, na wezwanie kaprala: „Chodźcie tu”, odpowiadał, rozglądając się na prawo i lewo: „Ale ja jestem sam, obywatelu kapralu”. Szkoły podoficerskiej oczywiście nie ukończył. Drzewiej, pan i władca zwracał się do swojego parobka tytułowym: „Chodź tu, chamie” i „cham” czyli chłop (czytaj „rolnik nie na swoim”) wiedział, że to do niego i nie czynił z tego powodu żadnych mecyi. Z biegiem dziesięcioleci, a zwłaszcza w czasach zrównania chamów z panami (po 1945 roku) nastał okres powszechnego „panowania” sobie, zarówno na ulicy, jak i w pracy, przez ludzi nieposiadających indywidualnych uprawnień do wzajemnego „tykania”. Pomimo powszechnie stosowanego zwrotu „obywatelu” lub „towarzyszu”, obowiązującego do momentu oświadczenia Joanny Szczepkowskiej – „…skończył się w Polsce komunizm” – nie przyjęło się w narodzie „wy”, tak uwielbiane przez powyższych. Przypomina mi się jeden z kolegów ze szkoły podoficerskiej, który z uporem maniaka, na wezwanie kaprala: „Chodźcie tu”, odpowiadał, rozglądając się na prawo i lewo: „Ale ja jestem sam, obywatelu kapralu”. Szkoły podoficerskiej oczywiście nie ukończył. Ponieważ wychowywałem się w tamtym czasie, stwierdzam jednoznacznie, że powszechnie używany zwrot „pan” i „pani” był wyrazem taktu i szacunku dla drugiej osoby. Pamiętam, jak dostałem od ojca po tyłku smyczą, pożyczoną od naszego psa Saby, za to, że o sprzątaczce powiedziałem „ta Kowalska”. Odtąd zawsze o ludziach mówiłem „pani” lub „pan”, nawet jeżeli tylko o nich wspominałem i nie było ich w zasięgu mojego wzroku. Uważam do dzisiaj, że tak jest dobrze i tak trzeba.

12

Od kilku lat obserwuję upadek tego zwyczaju. Jest on dla mnie tym boleśniejszy, że dotyczy mojego ukochanego wojska. Za wyjątkiem, usankcjonowanych regulaminową formułką, wystąpień służbowych typu „panie pułkowniku, melduję, że…”, „tykanie” podwładnych lub niższych stopniem przez przełożonych lub starszych stopniem jest wszechogarniające. Ten brak szacunku, szczególnie przełożonego do podwładnego, jest w moim odczuciu czymś więcej niż nietaktem. To po prostu zwykłe chamstwo i zarozumialstwo. Ileż to razy byłem świadkiem, jak pan i władca zwraca się do swojego kierowcy słowami: „Weź mój płaszcz”. Pomimo faktu, że posiada certyfikaty znajomości kilku języków obcych, chyba nie zna rodzimych zwrotów typu: „proszę wziąć mój płaszcz” lub „panie kierowco”. Niechby tylko podwładny odezwał się na „ty” do przełożonego! Wszelakie gromy regulaminowe i nieregulaminowe posypałyby się na jego głowę. W najlepszym przypadku ów podwładny kierowca usłyszałby: „Od kiedy to my jesteśmy na „ty”?!”. Inny przykład. Znam gościa od wielu lat i także od wielu lat jesteśmy na „ty”. W czasie tak zwanych wystąpień służbowych lub w obecności osób trzecich nie ośmieliłbym się tak do niego odezwać. On natomiast ośmiela się i robi to bez zastanowienia! A przecież to powinno działać w obie strony! Nigdy nie zwróciłem się do moich współpracowników (podwładnych) po imieniu, jeżeli wzajemnie się do tego nie upoważniliśmy. To wyraz mojego szacunku dla nich jako ludzi, jako koleżanek i kolegów z pracy. Uważam, że nie ma to nic wspólnego ze słabością czy brakiem tak zwanej dowódczej osobowości, jak to mi tłumaczył jeden ze starszych oficerów. Może na polu walki, w czasie dynamiki działań bywa to uzasadnione, ponieważ to nie czas i miejsce na „panowanie” sobie, ale w sztabach, kancelariach, salach odpraw czy innych miejscach zdecydowanie nie! Tak się autorytetu nie wypracuje, ale za to można otrzymać łatkę nietaktownego przełożonego lub dowódcy. I niechaj mi nikt nie daje przykładów, że w innych armiach i krajach w ogóle nie używa się „pan”, „pani” i wszyscy są na „ty”. Bywałem w świecie i wiem, że tak faktycznie jest. Rzecz jednak w tym, że społeczeństwa te (w tym ich armie) taki zwyczaj wypracowały sobie przez dziesiątki lat, jeżeli nie przez stulecia. Nikt się o to nie obraża, ponieważ zwyczaj jest powszechny, związany z ułatwianiem kontaktów międzyludzkich, a nie szczególną formą okazywania szacunku drugiej osobie czy też osobom. Ja jednak jestem inaczej wychowany i przyzwyczajony, i tak też, moim zdaniem, odbiera tę kwestię większość społeczeństwa. Apeluję więc do różnych przełożonych (w tym kierowników, majstrów i dyrektorów) oraz starszych stopniem (wojskowym, policyjnym, naukowym i szlacheckim) – dopóki nie wprowadzą powszechnego „ty” w najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej, okazujcie ludziom szacunek, zwracając się do nich przez „pan” i „pani”. Nie przyniesie Wam to ujmy, a tylko doda szacunku i sympatii.


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Na celowniku ewangelika Łukasz Cieślak

Ziarenko wiary W tym roku wypada 95. rocznica urodzin Bułata Okudżawy. Ten ormiańsko-gruzińsko-rosyjski artysta, choć dziś już nieco zapomniany, był swego czasu bardzo popularny w naszym kraju. Najbardziej znana jest jego „Modlitwa”, śpiewana także po polsku, między innymi przez Gustawa Lutkiewicza. Jednak moim ulubionym utworem jest „Pieśń gruzińska”, której tekst, zaczynający się od słów „ zakopię nasiona winogron w ciepłej ziemi”, mówi o tym, że życie ma sens tylko, gdy spotykamy w nim przyjaciół. Pomyślałem o Okudżawie, gdy zdumiony obserwowałem, jak zasadzone przeze mnie pestki grejpfruta zaczęły kiełkować i przebijać się przez warstwę ziemi. Jest w tym coś niezwykłego, że z małego nasienia wyrasta wpierw siewka, a potem nawet drzewo, które jest w stanie przeżyć tego, który je zasadził. Z jednej strony na korze drzewa widać upływ czasu, a z drugiej jest ono zawsze pamiątką po tym, kto zdecydował, że będzie ono rosło w danym miejscu. Szczególnie widać to we Wrocławiu, gdzie tak wiele drzew posadzono przed 1945 rokiem, a dziś korzystamy z ich cienia, choć ten, kto je zasadził pewnie takiego obrotu spraw się nie spodziewał i z tego cienia nie korzysta. „A On im mówi: Dla niedowiarstwa waszego. Bo zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie” (Mt 17, 20). Gdybyśmy mieli wiarę… Nie da się ukryć, że to bardzo mocne słowa Jezusa. Pada w nich niejako zarzut w stronę słuchających, że brak im wiary. Ich wiara jest za mała, choć wystarczyłaby wiara wielkości ziarenka gorczycy. Często myślę o tych słowach, gdy zastanawiam się nad sensem modlitwy. Dziękować Bogu jest łatwo, gorzej z proszeniem. Jezus mówi, że z wiarą nic nie jest niemożliwe , a jednak nie każda prośba wyrażona w modlitwie zostaje spełniona. Dlaczego? Brak mi wiary? A może proszę o niewłaściwe rzeczy? Wydaje mi się, że odpowiedź jest inna. Jeśli proszę, a coś się nie dzieje, to moja wiara była za duża. Tak, za duża. Uznałem, że mogę prosić Boga o coś, co przekracza moje możliwości. Oczekiwałem Jego interwencji w sprawie, która mnie przerasta. A przecież Bóg nie ma innych rąk niż moje i niczego za mnie czy zamiast mnie nie zrobi.

Jezus nas zawstydza mówiąc o braku wiary, choćby takich rozmiarów jak ziarenko. Dziś jednak nasza wiara często obejmuje rzeczy wielkie i potężne, a brak jej w tych najmniejszych. Brak choćby wiary w to, że Bóg jest obok, między nami. Nie fruwa na chmurze i nie zagląda nam do łóżka. Jest w drugim człowieku, jest w słabości, jest w sile, w cierpieniu i zwycięstwie. Bóg po tym, jak wcielił się w Jezusa Chrystusa nie jest już dla nas zagadką ukrytą w zakamarkach naszej niewiedzy. Jest ciągle aktualnym Słowem skierowanym do nas. Jednocześnie stanowi wyzwanie dla człowieka, bo nieraz trudno pojąć Jego działanie. Ale wiara pomaga patrzeć ze spokojem na świat, w którym On działa. Ktoś mógłby zapytać: skoro Bóg działa, to dlaczego jestem chory, dlaczego na świecie wybuchają wojny, w których giną ludzie, dlaczego cierpimy w wyniku trzęsień ziemi czy tajfunów? Czy to jest Boży plan dla nas? Myślę, że takie pytania, choć częste i zwykle uzasadnione, wynikają z koncepcji Boga, jaką przyjmuje ten, kto je zadaje. Jest to Bóg, który stworzył świat, zapełnił go, uruchomił i urządził, choćby prawami fizyki, ale w pewnej chwili, mógłby w nim zadziałać wbrew prawom, w które wyposażył świat. To tak, jakby Bóg dał człowiekowi wolną wolę i możliwość działania, ale w cudzysłowie, bo do momentu, kiedy uzna, że czas na Jego interwencję. W takiej wizji Bóg jest wielkim obserwatorem, który mógłby w świecie zadziałać, ale tego nie robi. Jest to więc Bóg dość okrutny. Można jednak pomyśleć inaczej. To wszystko, co nas spotyka, jest Boże w tym sensie, że On jest w tym obecny. I w złym, i w dobrym. W wolność człowieka wpisane jest błądzenie. W zdrowie wpisana jest choroba. W konstrukcję Ziemi wpisane są ruchy tektoniczne. Nic z tego, co nas spotyka, nie jest Bożą karą, tylko efektem toczącego się życia, którego jesteśmy cząstką. Wiara w to, że Bóg jest obecny w każdej chwili, to właśnie wiara wielkości ziarenka gorczycy, o którym mówił Jezus. Wiara tak mała, jak ziarno gorczycy, z którego może jednak wyrosnąć dość pokaźna roślina. Po co więc prosić Boga o cokolwiek? – można zapytać. Po co Go prosić, skoro jest obecny we wszystkim? Tu znów pobrzmiewa echo Boga, który patrzy na nas z góry i czeka na spływające do Niego prośby, które wedle uznania spełnia lub nie. Tymczasem myślę, że sens modlitwy dobrze oddają prośby, jakie słychać w Modlitwie Pańskiej. Szczególnie ta: „bądź wola Twoja”. Każda modlitewna prośba to, tak naprawdę, prośba, by Bóg pełnił swoją wolę w naszym życiu. Czy tę wolę możemy poznać? Na pewno nie w pełni, więc stale prosimy, by się po prostu wypełniała. Nie możemy Boga przekonać do tego czy owego, więc zostaje nam poddanie się Jego woli. Nie chodzi jednak o pasywne trwanie, ale o wiarę i działanie, które składają się na naśladowanie Chrystusa.

13


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Jedynie Słowo Piotr Lorek

Amen Amen. Co znaczy to wszystkim dobrze znane słowo występujące w Nowym Testamencie? Na początek trochę technicznych informacji. Ksiądz prof. Remigiusz Popowski zauważa, że hebrajskie słowo amen było przekładane w tłumaczeniu Starego Testamentu (grecka Septuaginta) jako genoito (oby tak się stało) lub po prostu transliterowane jako amen (dosł. godzien wiary). W Nowym Testamencie amen funkcjonuje jako uroczyste potwierdzenie (zaprawdę, istotnie) stosowane w zakończeniach zgromadzeń, doksologii (hymnów pochwalnych), życzeń, późniejszych zakończeniach ksiąg biblijnych, a także jako poświadczenie słów Jezusa (w Ewangelii Jana stosowane w zdwojeniu amen, amen).1 Amen wypowiadane jest zarówno podczas ziemskiego (1 Kor 14,16), jak i niebiańskiego zgromadzenia (Ap 5,14). Fot. Piotr Lorek Nie tylko było wypowiadane przez samego Jezusa (np. Mk 3,28; 8,12), ale Jezus – przez to, co uczynił – stał się powodem, dla którego chrześcijanie wypowiadają amen Bogu na chwałę: Bo obietnice Boże, ile ich było, w nim znalazły swoje „Tak”; dlatego też przez niego mówimy „Amen” ku chwale Bożej (2 Kor 1,20, Biblia warszawska). Zatem przez Jezusa realizuje się Boże dzieło, które chrześcijanie przyjmują poprzez amen. Dlatego też Jezus Chrystus w Objawieniu Jana sam staje się Amen: To mówi ten, który jest Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego (Ap 3,14). Jezus Chrystus przez oddanie Bogu, dostrojenie swojej woli do woli Ojca, powiedzenie mu amen, doświadcza społecznego odrzucenia, publicznego wyszydzenia i wresz  Remigiusz Popowski, Wielki Słownik Grecko-Polski Nowego Testamentu, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1995, wyd. 2, s. 28.

1

14

cie męki krzyża. Przez jego amen realizują się Boże obietnice, pokonane są cierpienie i śmierć. Jezusowe amen na doświadczenie ziemskiego stworzenia inicjuje nowe stworzenie. Idąc w jego ślady i my prosimy o przemianę cierpień tego świata i nadchodzącej śmierci nas samych. Odpowiedź Boga wymaga jednak od nas powiedzenia amen – niech tak będzie na wszelkie przeciwności losu. Przyjęcie rzeczywistości takiej jaka jest, gdy nie da się nic zmienić, staje się uwalniające. Wypowiedzenie amen na trudy życia, czyni je możliwym do zniesienia. Heroiczne próby zmiany sytuacji nie dającej się zmienić obciążają. Przyjęcie zaś ciężaru cierpienia sprawia, że życie staje się lżejsze. Amen w takich momentach to nie rezygnacja z życia, lecz afirmacja życia. To ucieczka do przodu, nie zaś ucieczka od problemu. Powiedzieć Bogu amen, to stać się Amen jak Chrystus. Starty, zgnieciony, udręczony, ale jednak niepokonany i triumfujący. Myśli się kłębią, gdy próbujemy zrozumieć swój los i uzasadnić sobie nasze amen. Amen jednak wymaga odwagi, przekroczenia niekończących się prób racjonalizacji, podjęcia decyzji w obliczu nieuchronności. Zgiełk myśli, wyrzutów sumienia, powtarzanych ciągle niepotrzebnie wypowiedzianych słów z przeszłości nieraz zagłusza słowa modlitwy i nie pozwala uspokoić oddechu. Próbujemy wtedy na siłę przebić się myślami ku Bogu, znów o coś prosząc, znów się z czegoś tłumacząc, znów coś mu zarzucając. Wystarczy wtedy kilka oddechów, zamiast tysiąca słów, powtarzanie tylko jednego: amen. Na wdechu przyjmujemy całość rzeczywistości od Boga, na wydechu oddajemy mu ją z powrotem. Pierwszy wdech noworodka i ostatni wydech starca należą do Chrystusa. Na wdechu mówimy a-, zaś na wydechu -men. Medytujemy nad imieniem Amen. W ten sposób oczyszcza się umysł od natrętnych wyrzutów, wyrównuje oddech życia, a my wypowiadamy Jezusa, który sam jest Amen i dla nas takim się staje. Każdy wdech jest szansą na przyjęcie daru nowego życia, każdy wydech jest okazją do oddania starego. Gdy wypowiadamy amen, ślemy słowa doksologii Bogu. Mówimy wtedy niech się stanie słysząc jego obietnice. Słowo amen rodzi wdzięczność Bogu. Ta zaś reinterpretuje doświadczaną rzeczywistość. Chwyta się nowego, nawet w cierpieniach starego.


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Mysz, która zmieniła świat W pewnej szkole zagubiła się mysz. Błąkała się po korytarzach, aż w końcu, wystraszona głośnym dzwonkiem i tupotem nóg uczniów, schowała się w kącie klasy. W tej szkole uczył się chłopiec o imieniu Stevie. Nauka nie szła mu najlepiej. Był niewidomy, więc nauczyciele i inne dzieci nie bardzo wierzyli, że uda się chłopcu cokolwiek osiągnąć. Jednak tego dnia, gdy przerażona myszka ukryła się w kącie klasy, na lekcję przyszła nowa nauczycielka. Od razu zauważyła pogryzioną gąbkę i kredę. Zapytała więc dzieci, czy nie widziały myszy. Tylko niewidomy chłopiec wiedział, że myszka schowała się za szafką w kącie, bo tylko on słyszał ją doskonale. Myszkę udało się złapać i wypuścić w zaroślach, a Stevie Morris ogłoszony bohaterem szkoły uwierzył, że coś ważnego w życiu osiągnąć, jeśli wykorzysta swój doskonały słuch, rozwinięty w zastępstwie wzroku. Wiele lat później świat usłyszał mężczyznę, który wyrósł z tego chłopca i rzeczywiście stał się kimś niezwykłym. Perfekcyjny słuch pozwolił mu

tworzyć piękną muzykę, znaną chyba każdemu. Stevie Morris tworzy ją pod pseudonimem Stevie Wonder. „Wonder” to po angielsku „zastanawiać się”, ale też „cud”. Ten pseudonim idealnie pasuje do osoby, u której przypadkiem ujawniono talent, i która, dzięki przypadkowi, uwierzyła w siebie. Wśród ludzi dotychczas spotkanych przeze mnie jest jedna osoba, która najbardziej zapadła mi w pamięć. To pewien pan z Gdańska, niewidomy od urodzenia, podobnie jak Stevie Wonder, który dotykiem dłoni potrafił rozpoznać kolor ubrania, bez problemu obsługiwał skomplikowane urządzenia i gdyby nie biała laska, można by w ogóle nie zauważyć u niego niepełnosprawności. Bo czy on rzeczywiście był niepełnosprawny? Czy słowo „niepełnosprawny” jest uprawnione? On był po prostu inny, bo „widział” uszami i skórą. Warto więc zastanowić się nad myszką ukrytą w klasie Steviego Morrisa. Jednym Bóg od początku stawia na drodze przyjaznych ludzi, a innym w pewnej chwili zsyła mysz. Bo sprawność to stan umysłu.

OKIEM CYWILA

Urszula Radziszewska

Moralność na wózku Niepełnosprawność to temat, o którym politycy przypominają sobie tuż przed wyborami, a wszyscy inni poruszają go, albo w kontekście głośnych akcji protestacyjnych, albo w odniesieniu do wyjątkowych wyczynów niepełnosprawnych sportowców. Istnieje określenie „pozytywnego rasizmu” lub „pozytywnego antysemityzmu”, gdy o inności mówimy jedynie w kontekście osiągnięć, z pominięciem niepowodzeń i wad. Tak jest w przypadku niepełnosprawnych, gdy wiwatujemy na cześć ich zwycięstwa na paraolimpiadzie lub innej sportowej imprezie dla ludzi z ograniczeniami. W 2011 roku serca widzów podbił francuski film „Nietykalni”, pokazujący w przezabawny sposób życie sparaliżowanego milionera i jego czarnoskórego opiekuna. Dodatkowym atutem filmu jest fakt, że opisuje on historię prawdziwego człowieka, który znalazł kochającą go towarzyszkę życia i jest bogatym biznesmenem. Odwrócona bajka o Kop-

ciuszku wzrusza i rozśmiesza do łez, ale na co dzień ludzie niepełnosprawni nie są bogaczami, a ich opiekunowie i bliscy ledwo wiążą koniec z końcem. Nie stać ich często na leki i artykuły pierwszej potrzeby, a o egzotycznych wakacjach i lotach na paralotni mogą tylko pomarzyć. Do tego każdy dzień przysparza im problemów, których rozwiązanie wymaga nadludzkiego wysiłku i czyni z nich cichych bohaterów codzienności. Nikt bowiem o nich nie mówi i nie pisze, gdyż nie dotarli oni, jako niepełnosprawni, na Mount Everest, nie wygrali turnieju w koszykówkę lub nie są czołowymi tancerzami tańca sportowego na wózkach. Gdy ci ostatni przykuwają naszą uwagę, to dla tych z sąsiedztwa nie ma ani sponsorów, ani pomocy sąsiadów, ani nawet dobrego słowa. Dzieje się tak, gdyż my sami posiadamy niepełnosprawność moralną, która nie pozwala na okazanie współczucia i zaakceptowanie ludzi fizycznie niedoskonałych, którzy są obecni w naszym otoczeniu.

Marek Hause

15


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Niepełnosprawna miłość

Alina Lorek

Są miłości romantyczne, praktyczne, zasłużone, iluzoryczne, platoniczne, wyidealizowane, codzienne, chwilowe, pewne, niepewne, narcystyczne, zapomniane, odrzucone, namiętne, wypalone, zdradzone, skryte, na pokaz… Pośród różnych miłości nie ma jednak tej doskonałej. I chyba dobrze, bowiem taka idealna miłość nie pasowałaby do nieidealnych ludzkich możliwości kochania. Tak bardzo próbujemy kochać i tak bardzo potrzebujemy być kochani. I niemal większość życia spędzamy właśnie na poszukiwaniu miłości, a gdy już ją znajdujemy, to stale uczymy się godzić tę czyjąś z tą własną. Gdy przez jakiś czas potrafimy przyjmować i dawać miłość, wówczas jakość naszego życia psychicznego – i często też fizycznego – stabilizuje się lub ulega poprawie. Gdy tylko coś w naszych miłościach utyka, spada nam energia życiowa i czujemy się jakoś gorzej. Poznając trudne ludzkie doświadczenia, nie mogę wyjść z podziwu, że udaje nam się tę wiarę w miłość i nadzieję na miłość ocalić i pielęgnować. Pod względem umiejętności kochania kogoś i przyjmowania miłości jesteśmy wszyscy, z całą pewnością, w różnym stopniu niepełnosprawni. Ta miłość, naznaczona kolejami życia, jest przekazywana z pokolenia w pokolenie. I pomimo bezustannych prób jej ulepszania przez kolejnych rodziców, chociażby poprzez coraz to lepsze metody wychowania, i tak zawsze okazuje się niedoskonała w różnych sferach. Powiedziałabym, że na całe szczęście. Jak bowiem ktoś idealnie kochany miałby odnaleźć się w nieidealnym świecie? Tak więc dorosłe dzieci, które uważają, że rodzice za mało troszczyli się o nie, starają się, często nadmiernie, otoczyć opieką swoje dzieci, wynagradzając, z poczuciem winy, chwile ich samotności. Te zaś, dorastając, uznają, że w ogóle nie miały przestrzeni dla siebie, a ich rodzice byli zbyt osaczający w dawaniu miłości i postanowią swoim dzieciom dać więcej czasu na pobycie samemu i nauczenie się większej samodzielności. I tak dalej…

Nie daj się „niechciejowi” Niepełnosprawność kojarzy się przede wszystkim z niesprawnością ruchową, ale nie w pełni sprawnym można być też umysłowo. I nie mam wcale na myśli poważnego upośledzenia wrodzonego lub nabytego w wyniku na przykład urazu głowy (te przypadki zostawię specjalistom), ale zwykłą „niemoc” umysłową biorącą się z choroby, niewyspania, stresu czy będącą skutkiem ubocznym brania niektórych leków. Ta niemoc może zdarzyć się każdemu z nas, dlatego każdy powinien wypracować swój własny sposób radzenia sobie w takiej sytuacji. Dobrym punktem wyjścia jest zaakceptowanie faktu, że chwilowo nasz mózg nie działa na pełnych obrotach i danie sobie czasu na powrót do odpowiedniej kondycji umysłowej. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno jest podjąć jakąkolwiek aktywność umysłową w momencie, gdy jestem niewyspana, zestresowana, przemęczona, głodna, albo kiedy zjem za dużo słodyczy, czy mam nawet lekki stan depresyjny. Ogarnia mnie wtedy marazm, jakaś forma otępienia i coś, co nazywam „niechciejem”. Co w takich chwilach pomaga mi ruszyć się z miejsca i co może pomóc też Tobie? Oto moje propozycje:

Daria Stolarska

16

Wyloguj się Ogranicz do minimum korzystanie z mediów społecznościowych. Wyłącz wszystkie powiadomienia, również ze skrzynek mailowych, za-


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019 Próby i starania, by zrobić coś lepiej, komplikują się w tworzonych przez nas związkach. W przeróżny sposób pragniemy poradzić sobie z brakiem lub nadmiarem miłości otrzymanej od rodziców oraz obserwowanymi wzorcami relacji budowanej pomiędzy nimi. Z tej jakże zawiłej konstelacji niedoskonałych miłości powstają kolejne próby bycia lepszym dla kogoś i znalezienia kogoś lepszego dla siebie. Okazuje się jednak, zadziwiająco często, że zachowanie naszego partnera przypomina któregoś z naszych rodziców i to tego, którego nieraz, w myślach, krytykowaliśmy, lub też to my zaczynamy zapraszać partnera do takiej relacji, której pragnęliśmy uniknąć. Jednym z wyjaśnień takich wyborów jest działanie naszego mózgu, który preferuje to, co już zna – nawet, jeśli w obszarze świadomej decyzji tego nie chcemy. To jeszcze nie koniec komplikacji. W imię pragnienia lepszej miłości podejmujemy szereg starań i obdarzamy partnera analogicznym szeregiem oczekiwań. Działamy rzecz jasna w pięknym celu: żeby było nam razem lepiej. Budujemy dom, godzimy się na kolejne dziecko, chudniemy, tyjemy, rezygnujemy z pasji lub przyjaźni, więcej pracujemy i sprzątamy. Jak można się spodziewać, im więcej jest tych wysiłków, wynikających „z poświęcania” się dla drugiej strony, często podszytych chęcią wywarcia wpływu na zmianę zachowań partnera/-ki, tym gorzej dzieje się w relacji. Trwa to aż do momentu kryzysu, który często jest ujawniony zdradą. Zdrada wielokrotnie brzmi mniej więcej tak: „bo wreszcie poczułam/-em, że ktoś mnie zaakceptował, że jestem ważna/-ny”. Myślę, że jedną z najpoważniejszych niepełnosprawności ludzkich miłości jest właśnie doświadczenie zdrady. Miłości: zdradzone i zdradzające, w ogromnej większości przypadków, już nie potrafią do siebie powrócić, nawet, jeśli osoby formalnie współistnieją w związku, na przykład „dla dzieci”.

Odbudowa relacji bywa czasem możliwa, jednak wówczas rehabilitacja serc jest długa i wymaga nieustannego przekraczania siebie, mierzenia się z równoczesnym poczuciem winy, krzywdy i żalu o to, co było, jest i będzie oraz z nadziejami, że będziemy kochani „lepiej” niż dotąd. Znam historie, w których miłość po zdradzie stała się silniejsza i dojrzalsza – zarówno w efekcie rozstania jak i w efekcie zbudowania związku na nowo. Obie decyzje – o pozostaniu i o rozstaniu – są niewymownie trudne i bolesne. Nie ma gotowego przepisu dotyczącego podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Jest tylko mała podpowiedź, aby starać się, zwłaszcza w sferze naszych niepełnosprawności, stale rozwijać umiejętność kochania siebie i czynić to równolegle z nauką kochania innych.

równo w komputerze jak i telefonie. Naprawdę, nic się nie stanie, jeśli nie przeczytasz natychmiast jakiegoś komentarza albo nie polubisz czyjegoś zdjęcia. Jeśli Twoja praca polega na prowadzeniu firmowego Facebooka czy Instagrama, spróbuj jak najrzadziej wchodzić na te serwisy poza pracą, ponieważ oglądanie idealnych „Instaświatów”* innych ludzi, gdy Twój świat wygląda szaro i ponuro, jest fatalnym pomysłem. Możesz tylko jeszcze bardziej się zdołować.

ny gwar), jeśli przeszkadza hałas, pomyśl o słuchawkach wygłuszających. Niczego nie zdziałasz mając rozbiegane myśli. Masz szansę skupić się na wykonywanym zadaniu dzięki treningowi uważności i po wyciszeniu w telefonie sygnałów powiadomień.

Ćwicz uważność „Mindfullness” jest teraz bardzo modnym terminem. Na szczęście nie polega na zwracaniu uwagi na absolutnie wszystko, co nas otacza, przez cały czas. To wymagałoby mnóstwa czasu i energii, której przecież akurat nie masz. Chodzi po prostu o świadome bycie tu i teraz. To „teraz” może trwać jedynie 15 minut i być poświęcone medytacji, modlitwie, czytaniu książki czy piciu kawy w całkowitym skupieniu. Podczas tego kwadransa rejestruj myśli, które przemykają przez Twoją głowę. Czym się martwisz? Czego obawiasz? Z czego cieszysz? Na co czekasz? Skup się Staraj się, żeby tylko jedna czynność zajmowała Twoją uwagę. Jeśli przeszkadza Ci cisza, włącz muzykę (są dostępne specjalne utwory imitujące na przykład kawiarnia-

Fot. Alina Lorek

Stawiaj małe kroki Jeśli nadal nie możesz się za nic zabrać, być może będziesz musiał... oszukać samego siebie. Wybierz jakąś małą rzecz do zrobienia i przez 15 minut skup się tylko na niej. Nawet, jeśli Twoja uwaga początkowo „będzie uciekać”, nie zniechęcaj się. Po kwadransie zrób sobie przerwę. Wykonałeś zadanie? Tak! Brawo! Odniosłeś właśnie pierwszy sukces, który będzie Cię motywował do dalszych wysiłków. Nie udało się? To przecież nie koniec świata! Nastaw się na proces, nie na efekt Nie ma nic bardziej zdradliwego, niż oczekiwanie, że Twoje wysiłki przyniosą natychmiastowy efekt. Pamiętaj, że pełna zakrętów droga do celu potrafi być równie ciekawa, jak osiągnięcie jej kresu. Podejmowany przez siebie wysiłek potraktuj jako podróż albo grę przygodową. I nie poddawaj się! *zdjęć idealnych mieszkań, śniadań, dzieci itd., umieszczanych w serwisie Instagram.

17


Rok XII nr 2 (60) kwiecień-maj 2019

Na duchowym froncie ks. Marek Jerzy Uglorz

Nie (czy) pełna sprawność? Pełna sprawność jest podobno cechą prawdziwych mężczyzn, którzy radzą sobie w każdej sytuacji i można na nich polegać. No, i podobno, co jest tajemnicą poliszynela, nigdy nie mają problemu z rozpalaniem ogniska. Konar pięknie płonie J. Tylko czym? Załóżmy, że można rozpalić dwa różne ogniska. Przy jednym miota się, wyczerpany zazdrością Kain, przy drugim Abel uśmiecha się lekko w stronę nieba. Kain uosabia najbardziej pierwotną energię życia, która manifestuje się w świecie jako pragnienie przeżycia i przekazania życia następnemu pokoleniu bez względu na „cenę”. Dlatego dym z ogniska płoży się przy ziemi, nie sięga nieba i nie zachwyca Bożego nosa. Konar zapewne płonie mu pięknie, ale dym smętny jakiś, przyziemny, nie unosi zapachu miłości ku niebu. Mimo, że Abel uosabia tę samą energię życia – obaj są przecież braćmi i dziećmi tych samych rodziców – to jednak jest ona rozwiniętą duchowo. Abel nie myśli tylko o przeżyciu i jakości płonącego konaru, dlatego jego ogień jest źródłem dymu, który zachwyca Boży nos. W tym samym czasie, gdy przyjemnie pachnąca ofiara Abla zostaje przyjęta, Kain, skoncentrowany na płonącym konarze, dogorywa z zazdrości i popełnia zbrodnię. Myślałeś kiedyś o swojej męsko/harcerskiej sprawności rozpalania ogniska? Rozumie się samo przez się J, że nie masz problemu z rozpalaniem, tylko czy przy tym ogniu potrafi się ogrzać Kobieta Twego Życia? Nie potrafisz odpowiedzieć? Nie jesteś pewien? A odpowiedź jest prosta. Podpowiem Ci ją. Musisz nauczyć się rozpoznawać różnicę pomiędzy dumą a pychą. Pierwsza jest jak najbardziej pozytywnym uczuciem i emocją, bo jest dymem z Twej miłości, czyli pasji bycia, realizowania powołania i kochania. Dumny człowiek ma prawo cieszyć się swoim życiem. Jest wyprostowany i przypomina dym wznoszący się do nieba (dym i duma są tym samym słowem tylko inaczej wokalizowanym). Nie jest skoncentrowany na swoich potrzebach, ale jest sobą, ponieważ spala się, realizując swoje powołanie i dlatego Jego ofiara pięknie pachnie i w niebie jest z niej wiele radości. Inaczej zachowuje się człowiek pyszny. Jest skoncentrowany na swoich potrzebach, więc nigdy nie odkrywa swojego powołania. Płonie dla samego siebie, swojej pychy, wyniosłości, chwały i sławy. Spala się nie z miłości, ale

18

z zazdrości, lęków i kompleksów. Ogień człowieka pysznego nie jest źródłem dymu szybującego wprost do nieba, ale wijącego się nad ziemią, jak starodawny wąż, który skusił pierwszych ludzi. Pyszny człowiek z radością patrzy na płonący konar, nie dostrzegając, że w tym ogniu sam się spala, a ale inni nie mają się przy czym grzać. W doświadczeniu człowieka dumnego jest inaczej, bo nie ginie on w ogniu, rozpalonym przez miłość, które jest źródłem ciepła dla wszystkich. Jeśli to rozumiesz, wiesz już wszystko. Posiadłeś pradawną wiedzę o męskiej sile i pełnosprawności. Możesz przestać inwestować w rozpałki J. Przestań się dziwić, że mężczyźni zafascynowani swoim ogniskiem, pyszniący się płonącym konarem, nie ogrzewają, ale giną z lęku, więc po okresie coraz więcej czasu i pieniędzy tracą na rozpalanie J. Wreszcie czarna rozpacz podsuwa im myśl o morderstwie. To tylko obraz. Na przykład swoją Żonę mordują Kochanką, a własne Dzieci mordują pozorną cnotą pracoholizmu, itp. Ich sprawność jest iluzoryczna, bo oznacza tylko krzywdę i łzy. Jeśli ten sposób myślenia o męskiej pełnosprawności przeniesie się na pozostałe płaszczyzny życia, widać, jak na dłoni, dlaczego w świecie jest mnóstwo cierpienia i śmierci. To dym z ofiary Kaina, który płożąc się przy ziemi, zaciska krtań i wyciska łzy. W rzeczywistości jest to świat pełen nieszczęśliwych ludzi, niepełnosprawnych duchowo, którym prędzej czy później przychodzi zmagać się też z niepełnosprawnością cielesną, bo ciało ujawnia problem duszy, jej lęk i kompleks, doświadczenie ciemności, rozpaczy i piekła. Kimkolwiek jesteś, zawsze pozostawaj Ablem. Energię, którą Kain zatrzymuje w biodrach, koncentrując się tylko na przeżyciu i przekazaniu biologicznego życia, możesz wykorzystać w taki sposób, abyś mógł cieszyć się dymem z płomieni miłości i nie spadł do poziomu pychy, bo wtedy niestety trzeba opuścić Ogród Życia i pójść na tułaczkę przez pustynię cierpienia. W ten sposób, od zawsze, pełnosprawni stają się niepełnosprawnymi. Tak zaczyna się kariera kłamstwa, że moc i mądrość, sprawność polityczna i racjonalność ekonomiczna zapewni bezpieczne życie. Nie! Tak zaczyna się historia ludzkich wojen i śmierci. Nie zatrzymuj życiowej energii w biodrach. Pozwalaj jej płynąć przez serce do umysłu. Wtedy dym Twej ofiary zachwyci Boży nos. Istota życia nie tkwi bowiem w sprawności, obojętnie czy pełnosprawnej czy niepełnosprawnej, ale w realizowaniu życiowego powołania. Wtedy bowiem nie płonie ciało, ale dusza, która się nie spala. Wręcz odwrotnie, w płomieniach miłości staje się coraz bardziej żywotna. Jeśli będziesz miał duszę płonącą z miłości, nie będziesz musiał dbać o temperaturę ciała, a w konsekwencji nie będziesz tracił czasu i pieniędzy na rozpałkę J. Jeśli zaś skoncentrujesz się na temperaturze ciała i wychłodzisz duszę, wtedy zginie także Twoje ciało! Zapamiętaj: pełnosprawny Kain zamordował niepełnosprawnego Abla. O sprawności wiesz już wszystko.


Ludzie „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną, ale pokój jak prawie wszystkie wartości tego świata ma swoją cenę. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.” Słowa te Józef Beck (4.10.1894-5.06.1944) skierował do Polaków w maju 1939 roku, by we wrześniu, po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Polski, ewakuować się wraz z rządem do Rumunii. Kim był? Pochodził z urzędniczej rodziny ewangelickiej. Po maturze studiował na Politechnice Lwowskiej, później w Akademii Eksportowej w Wiedniu. Podczas I wojny światowej walczył w Legionach, a jako żołnierz Polskiej Organizacji Wojskowej przebywał z miJózef Beck sją wywiadowczą na Fot. Wikipedia Commons Ukrainie. Brał udział

Joanna Brzastowska

w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Jako zwolennik Piłsudskiego, po przewrocie majowym, został szefem jego gabinetu, później podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a następnie (od roku 1932) aż do internowania w Rumunii – ministrem spraw zagranicznych. Podpisał z Rosją pakt o nieagresji (1932) oraz z Niemcami deklarację o niestosowaniu przemocy (1934). Tuż przed Schronisko Murowaniec, które pomagał budować wybuchem II wojny światowej A. Schiele. Fot. Wikipedia Commons doprowadził do zawarcia sojui Schiele”. Jego wnuk – Aleksander szu z Anglią. W Rumunii został inter(1890-1976) – objął w nim stanowinowany. Zmarł na gruźlicę w we wsi sko dyrektora i pracował aż do śmierStanesti-Chirulesti. ci. Młody Schiele był też działaczem Jako wnuczka ocalonej Stefanii turystycznym, narciarzem, taterniEwy Liliental z domu Glajchgewicht, kiem i członkiem GOPR. Po wybuchu proszę opośmiertne odznaczenie II wojny światowej odmówił podpisapana Aleksandra Schiele – człowienia volkslisty i pomagał Żydom w Getka, który pomógł jej podczas okupacie, przemycając im żywność i ubrania, cji hitlerowskiej przeżyć – medalem a także ukrywając ich w swoim domu. „Sprawiedliwi wśród Narodów ŚwiaBył członkiem AK i więźniem Pawiaka, ta”. (pisownia oryginalna) gdzie zginął jego syn. W 2014 roku Rodzina Schiele przybyła do PolInstytut Yad Vashem nadał Aleksanski z Saksonii w końcu XVIII wiedrowi i jego żonie tytuł „Sprawiedliku i osiadła w Warszawie. Tutaj Konwych wśród Narodów Świata”. stanty postawił browar „Haberbusch

Marek Hause

KSIĄŻKA

FILM

MUZYKA

Mark Bowden „Hue 1968”

FILM – „Kapitan”

Norah Jones „Begin Again”

Mark Bowden, amerykański dziennikarz i pisarz, okrzyknięty został przez New York Times mistrzem dziennikarskiej narracji. Pracował on między innymi dla Sports Illustrated i Rolling Stone, a obecnie współpracuje z Vanity Fair. Jest autorem tak znanych książek, jak „Helikopter w Ogniu”, „Zabić bin Ladena” i „Polowanie na Escobara”, według których nakręcono głośne filmy kinowe i popularne seriale telewizyjne. „Hue 1968” to niezwykle plastyczny opis zmagań bojowych w największej z bitew stoczonych przez Amerykanów od czasów zakończenia II wojny światowej. Bitwa o Hue, która trwała przez miesiąc i pochłonęła 10 tysięcy ofiar, była zdecydowanie najkrwawszą w całej wojnie w Wietnamie. Historia ta również ma być zekranizowana.

Robert Schwentke, niemiecki reżyser, który po krótkiej karierze we własnym kraju wyruszył na podbój Hollywood, na potrzeby wymarzonego projektu powrócił w rodzime strony. Za podstawę scenariusza filmu „Kapitan” wybrał prawdziwą historię nazistowskiego zbrodniarza wojennego, który przyczynił się do śmierci 170 ludzi. Początkowe perypetie 19-letniego kaprala przypominają satyrę wojenną, jaką jest film „Zezowate szczęście”, bo bohater, tak jak Jan Piszczyk, przypadkowo znajduje mundur kapitana i przebiera się w niego. To jedyne podobieństwo z obrazem Munka. W „Kapitanie” podszywając się pod oficera przybiera nową, potworną tożsamość. Film, tragiczny w swej treści, przedstawia faszyzm jako system, który ma być tworzony przez ludzi najbardziej pozbawionych skrupułów.

„Come Away With Me” – debiutancki album jazzującej artystki Norah Jones – został sprzedany w liczbie 18 milionów. Czy najnowszy album, o przewrotnym tytule „Begin Again”, okaże się znów sukcesem w karierze tej utalentowanej wokalistki, kompozytorki, autorki tekstów i zdobywczyni dziewięciu nagród Grammy, przekonamy się już 12 kwietnia. Płyta jest zbiorem singli, na której znalazło się 7 piosenek nagranych przez artystkę w minionym roku, we współpracy z takimi muzykami, jak Jeff Tweedy i Thomas Bartlett. Jak większość współczesnych wydań, album będzie do nabycia w postaci czarnego, winylowego krążka, płyty CD oraz jako album cyfrowy.


Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe

Termin: 19.05.2019 Zapisy: www.tychy.luteranie.pl Regulamin: www.tychy.luteranie.pl Miejsce: Tychy Ow Paprocany

CHARYTATYWNY BIEG EWANGELICKIEGO DUSZPASTERSTWA WOJSKOWEGO Biegniemy dla Marty!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.