4 minute read
Na duchowym froncie
ks. prof. Marek Jerzy Uglorz
Oddech duszy
Advertisement
Czy nadzieja rzeczywiście jest matką głupich?
Tradycyjna interpretacja, rodem ze starożytnej Grecji, umieszczająca nadzieję wśród różnego rodzaju zła zesłanego przez Zeusa na ziemię, nie musi być jedyną. Na dobrą sprawę można założyć, że to właśnie nadzieja, której nie udało się wydostać ze zbyt szybko zamkniętej puszki, mogła być rodzajem lekarstwa, czymś w rodzaju surowicy na jad zła, uwolnionego przez Pandorę.
A gdyby miało się okazać, że warianty mitu z innych kultur o ciekawskiej Kobiecie, umożliwiającej działanie złu, rzucają ciekawe światło na relację Hezjoda, czy nie byłoby warto poświęcić im chwili uwagi?
Zanim zajmiemy się Ewą z Ogrodu Życia, powszechnie zwanego rajem, przypomnijmy sobie starą narrację, służącą kobiecej inicjacji, zachowaną pod tytułem Sinobrody. Bohaterką jest młoda Małżonka bardzo dwuznacznego Mężczyzny, uwodzącego szarmanckim zachowaniem i bogactwem, jednocześnie wydającego się okrutnikiem, zabijającym kolejne żony, które odważyły się zajrzeć do tajemniczego pomieszczenia. Odkrywały w nim szkielety swoich poprzedniczek, czyli w istocie prawdę o sobie. Do odnalezienia tajemnicy Sinobrody sam zachęca swoje żony, rozbudzając w nich ciekawość informacją o kluczu, którego pod żadnym pozorem nie wolno im użyć, po czym wyjeżdża z zamku.
Ostatecznie okazuje się, że Sinobrody nie jest okrutnikiem, któremu zależy na kolejnych trupach. Odwrotnie, młodą Małżonkę prowokuje do użycia właściwego klucza do właściwych drzwi, dzięki czemu ma szansę na skonfrontowanie się ze swoją kobiecą przeszłością i pełne zintegrowanie animy z animusem, czemu w opowiadaniu odpowiada śmierć Sinobrodego, zadana mu przez jej braci.
Klucz jest symbolem najważniejszego pytania, otwierającego drogę do spełnionego życia, co prawda przez doświadczenie traumatyczne, ale przecież jednocześnie terapeutyczne i wyzwalające. To jest pytanie o samego siebie. Bez wniknięcia w ciemność wypartych części osobowości i poznania ukrywanych tajemnic przeszłości odpowiedź jest niemożliwa, zatem trauma konfrontacji ze złem i ciemną stroną egzystencji jest zapowiedzią odnowy, poprawy losu i szczęśliwego, spełnionego życia.
Skoro w jednym pomieszczeniu, umieszczonym przez narratora w piwnicy zamku, czyli w sferze podświadomości, jednocześnie znajduje się tragiczna przeszłość Małżonki Sinobrodego oraz wstęp do najlepszej przyszłości, więc możemy założyć, że odkryliśmy elementy pozytywnej interpretacji pozornie negatywnej opowieści o puszce Pandory.
Rozstrzygające mimo wszystko może być biblijne opowiadanie o Ewie, której spodobał się owoc z drzewa poznania dobra i zła. Przy uważnej lekturze opowiadania można dostrzec, że drzewo poznania jest tożsame z drzewem życia, a to, jaką rolę pełni, zależy wyłącznie od wyboru Ewy. Czy skutki wyboru, dokonanego przez Ewę, są na pewno tylko jednoznacznie złe, jak utrzymuje tradycyjna interpretacja, odpowiedzialna za kształtowanie powszechnych wyobrażeń?
Oceniając sytuację po zerwaniu owocu, Bóg zapowiada, że męski potomek Ewy zgniecie głowę węża! Czyżbyśmy mieli do czynienia z dokładnie tym samym motywem, jak w wypadku opowiadania o Sinobrodym? Animus Ewy zwycięży kuszącą animę, a w konsekwencji pobyt poza Ogrodem Życia nie oznacza egzystencji przeklętej, ale błogosławioną. Dlaczego? Gdyby Ewa z Adamem pozostali w Ogrodzie i zjedli owoc życia, pozostaliby na zawsze wrogami Stwórcy, czyli samych siebie i swojego życia. Dzięki tzw. wygnaniu pozostają śmiertelni, więc powrócą do Źródła. Zjadając owoc z drzewa poznania dobra i zła, Ewa z Adamem budzą się do świadomego życia, podobnie jak Małżonka Sinobrodego.
Biblijny odpowiednik greckiego opowiadania o puszce Pandory przekonuje, że na dnie każdego doświadczenia, przykryte różnymi odmianami pozornego zła, ostatecznie zawsze znajduje się leczące dobro. Puszka musi zostać otwarta, żeby człowiek dotarł do prawdy, ukrytej w tajemniczym pomieszczeniu, skrywającym tajemnice przeszłości. Okazuje się, że nie ma takiego zła, które samo w sobie nie byłoby jednocześnie kluczem do najwyższego dobra; choroby, która nie byłaby kluczem do zdrowia; nieszczęścia, które nie byłoby kluczem do szczęśliwego życia. Dlatego o nadziei na pewno można powiedzieć, że nie jest matką głupców, za którą powszechnie uchodzi.
Nadzieja jest tchnieniem życia, czymś w rodzaju oddechu duszy, bez którego życie byłoby niemożliwe. Mimo wszystko jej zła reputacja musi zastanawiać. Rozwiązania dylematu nie znajdziemy w jej istocie. Szukać trzeba w ludzkich oczekiwaniach, ponieważ to one czynią z nadziei przyczynę rozczarowań i cierpień. Naiwna nadzieja, że marzenia spełnią się w najdrobniejszych szczegółach, zaspokajając pożądliwe EGO, rzeczywiście jest matką głupców. To jest ten rodzaj nadziei, która sądzi, że po otwarciu drzwi, jeśli użyje się odpowiedniego klucza, oczom ukaże się skarbiec pełen złota. Doprawdy żywienie takiego przekonania jest przejawem naiwnej głupoty.
Po otwarciu drzwi wpierw trzeba wykonać pracę z piwniczną prawdą zamku Sinobrodego, złem puszki Pandory, doświadczeniami pustyni po wypędzeniu z Ogrodu Życia. Dopiero przepracowanie tej lekcji, spojrzenie prawdzie w oczy i zgoda na samego siebie, zapowiadają pomyślne, spełnione i szczęśliwe życie. Zachłysnąć się prawdziwym życiem można po ustaniu oczekiwań, skrojonych na miarę dotychczasowego życia i doświadczeń. Dusza nabiera oddechu, gdy kalkulacje umysłu okazują się zalewie szkieletem przeszłości.
Prawdziwa nadzieja jest przeświadczona o dobrym zakończeniu każdego doświadczenia, chociaż nie oczekuje konkretnego efektu. Staje się sobą z chwilą wyrażenia zgody na rozwiązanie, niebędące jedynie marną kopią przeszłości, ale zaskakującą realizacją, której trudno było się spodziewać. Siłą sprawczą nadziei jest to, że otwiera na radykalną nowość, której wartością i cechą jest zachwycająca inność, przełamująca dotychczasowy schemat życia. Jej najważniejszym elementem jest ufna pewność, że zawsze dzieje się to, co najlepsze.