MAGAZYN EWANGELICKIEGO DUSZPASTERSTWA WOJSKOWEGO Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
ROK VIII nr 2 (40)
MARZEC – KWIECIEŃ 2015
Tysiąc siedemset dziewczyn O życiu w obozie jenieckim i o wyzwoleniu opowiada Aleksandra Sękowska „Oleńka” – żołnierka Armii Krajowej, uczestniczka powstania warszawskiego 1
2. Życie liturgiczne Kościoła 3. Słowo od redakcji
ŻYCIE LITURGICZNE KOŚCIOŁA Marzec Hasło miesiąca: „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam.” (Rz 8,31) 1 marca: 2. Niedziela Pasyjna – Reminiscere („Pamiętaj Panie…” Ps 25,6). 8 marca: 3. Niedziela Pasyjna – Oculi („Oczy moje patrzą na Pana.” Ps 25,15). 15 marca: 4. Niedziela Pasyjna – Laetare („Radujcie się z Jeruzalemem.” Iz 66,10). 22 marca: 5. Niedziela Pasyjna – Judica („Bądź sędzią moim, Boże.” Ps 43,1). 25 marca: Dzień Zwiastowania Marii Pannie – upamiętnia objawienie się Marii archanioła Gabriela, który zapowiedział przyjście na świat Jezusa Chrystusa. 29 marca: 6. Niedziela Pasyjna – Niedziela Palmowa. Rozpoczyna Wielki Tydzień, przypomina triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy.
7
5.
8.
2 kwietnia: Wielki Czwartek – pamiątka Ostatniej Wieczerzy Jezusa z uczniami. Dzień ustanowienia Komunii Świętej. 3 kwietnia: Wielki Piątek – pamiątka śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu. Dla ewangelików najważniejsze święto w roku liturgicznym. Nabożeństwa mają charakter żałobny. Dzwony kościelne milczą, Krzyż Pański spowija czarny woal, a w niektórych kościołach nie grają organy. 4 kwietnia: Wielka Sobota. Dzień wyciszenia. Przypomina zstąpienie Jezusa do krainy umarłych i zwiastowanie tam Ewangelii. 5 kwietnia: Wielkanoc – dzień zmartwychwstania Chrystusa i zwycięstwa życia nad śmiercią. Tego dnia od rana (tzw. jutrzni) znów rozbrzmiewają kościelne dzwony. 6 kwietnia: Poniedziałek Wielkanocny. 12 kwietnia: 1. Niedziela po Wielkanocy – Quasimodogeniti („Jak nowo narodzone niemowlęta.” 1 P 2,2). Kolejne niedziele po Wielkanocy wyrażają radość ze zmartwychwstania Chrystusa i reflektują konsekwencje płynące z tego wydarzenia. Niedziele posiadają łacińskie nazwy wskazujące na wiodący motyw teologiczny. Pierwsza podkreśla znaczenie nowego narodzenia. 19 kwietnia: 2. Niedziela po Wielkanocy – Misericordias Domini („Pełna jest ziemia łaski Pana.” Ps 33,5). Niedziela poświęcona miłosierdziu Bożemu. 25 kwietnia: Dzień Ewangelisty Marka – apostoła, towarzysza misyjnych podróży św. Pawła. Według tradycji był autorem najstarszej Ewangelii – św. Marka. Zginął śmiercią męczeńską ok. 70 roku. 26 kwietnia: 3. Niedziela po Wielkanocy – Jubilate („Radośnie wysławiajcie Boga.” Ps 66,1). Niedziela wyraża radość ze zwycięstwa życia nad śmiercią.
Tysiąc siedemset dziewczyn
4.
7.
Kwiecień Hasło miesiąca: „Zaiste, ten był Synem Bożym.” (Mt 27,54)
TEMAT NUMERU
Nasza wojna jest święta – ks. Marcin Orawski Kalendarz życzeń Piękno – Anna Pastorek
8
10. 12. 13. 14.
Rozważanie Słowa Bożego – Ksiądz ppłk Wiesław Żydel
Relacje z pracy kapelanów ewangelickich i działalności EDW
„Dziura pod dywanem” Księdzu generałowi Adamowi Pilchowi w piątą rocznicę tragicznej śmierci
Tysiąc siedemset dziewczyn Aleksandra Sękowska „Oleńka” o życiu w obozie jenieckim i o wyzwoleniu Wydarzenia z Kościoła EwangelickoAugsburskiego w RP – ks. Adam Malina
Tornister Kombatanci weteranom – mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus
Na celowniku ewangelika Chrystus nie umarł za wartości chrześcijańskie – Łukasz Cieślak
Jedynie Słowo Duchowy minimalizm – Piotr Lorek
15.
Okiem cywila Bez cukru – Daria Stolarska Miłość czy kochanie – Marek Hause
16
16.
Psycholog Misja i co dalej? – Anna Siemion-Mazurkiewicz Spotkanie z teraźniejszością – Alina Lorek
18.
Kolekcjoner Świeżutki SZOP – mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus Konflikty na świecie Odnaleźć pokój w Kosowie – Karina Hübsch
19.
8
O życiu w obozie jenieckim i o wyzwoleniu opowiada Aleksandra Sękowska „Oleńka” Redaktor naczelny: ks. Marcin Orawski Zastępca redaktora naczelnego: mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus Kolegium redakcyjne i stali współpracownicy: Łukasz Cieślak, Rafał Ćwikowski, Czesław Dutkowski, Marek Hause, Anna Hopfer-Wola, Karina Hübsch, ks. Andrzej Komraus, Alina Lorek, Piotr Lorek, Grzegorz Mieczkowski, ks. Adam Malina, Daria Stolarska Zdjęcie na okładce: Aleksandra Sękowska (z d. Diermajer, z lewej) z matką Julią i siostrą Ireną. Panie noszą mundury angielskie 2. Batalionu Kobiecego Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet przy 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka Adres redakcji: 00-909 Warszawa, ul. Nowowiejska 26, tel.: 22 684 09 60, faks: 22 684 09 40 e-mail: redakcja@wiaraimundur.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania, zmiany śródtytułów i tytułów oraz skracania tekstów. Skład, łamanie, opracowanie graficzne, druk oraz kolportaż: Drukarnia „TONO Bis”, Laski, ul. Brzozowa 75, 05-080 Izabelin. ISSN1898-598X Więcej na stronie: www.edw.wp.mil.pl Rys. Karolina Suchan-Okulska
Daty Historyczne – ks. Andrzej Komraus Polecamy – Marek Hause
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Słowo od redakcji ks. Marcin Orawski ROCZNICE Rok 2015 niesie kilka znaczących i okrągłych rocznic, szczególnie związanych z 70-leciem zakończenia II wojny światowej. Wyzwolenie, choć nie wszędzie przyniosło oczekiwaną wolność, rodziło uczucie ulgi, oficjalne zakończenie walk, choć nie wszędzie zatrzymało przelew krwi, dawało nadzieję na przyszłość. Jednocześnie koniec wojny odsłonił upiorne sceny okrucieństw i trudnych do wyobrażenia dramatów. Do najbardziej przerażających należały te, które oczom wyzwolicieli ukazywały się w obozach koncentracyjnych, karnych, jenieckich. 25 stycznia mogliśmy uczestniczyć w poruszających uroczystościach 70-lecia wyzwolenia obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Znów ujrzeliśmy obrazy, których nie można i nie wolno zapomnieć, bo są przeraźliwym świadectwem głębi zła, które czai się w ludzkiej naturze i czyha na odpowiednio ekstremalne warunki, aby się uaktywnić. Nikt nie jest bezpieczny. Oprawcami, mordercami, obozowymi katami nie byli jedynie zdegenerowani psychopaci, ale ojcowie i matki chrześcijańskich rodzin, chodzący co niedzielę do kościoła i śpiewający pobożne pieśni. To tak zwani zwykli ludzie, którzy przecież nigdy nic złego by nie uczynili. Wykonywali tylko rozkazy…
Jak być chrześcijaninem wobec kompromitacji Kościoła i społeczeństwa chrześcijańskiego, które nie tylko nie zapobiegły nazizmowi, ale nieraz legitymizowały stworzony przez Hitlera reżim? To jeden z głównych dylematów urodzonego we Wrocławiu teologa ewangelickiego Dietricha Bonhoeffera, z którym wiąże się kolejna rocznica – 70 lat męczeńskiej śmierci w obozie koncentracyjnym Flossenbürg. Bonhoeffer jako jeden z niewielu duchownych niemieckich czynnie zaangażował się w walkę z hitleryzmem i zapłacił za to najwyższą cenę – został stracony na miesiąc przed zakończeniem wojny. W najnowszym numerze Wiary i Munduru chcemy oddać hołd wszystkim, którzy zachowali człowieczeństwo w czasach, gdy ceną bywało życie. W temacie numeru rozmawiamy z Aleksandrą Sękowską, żołnierką Armii Krajowej, uczestniczką powstania warszawskiego, która przeżyła obozy jenieckie i pamięta, jak smakowało wyzwolenie. Piszemy też o Dietrchichu Bonhoefferze, który końca wojny nie doczekał, ale jego myśli do dziś inspirują chrześcijaństwo i chrześcijan. Wspominamy też najnowsze rocznice. Pięć lat temu, 10 kwietnia 2010 roku, w katastrofie rządowego samolotu pod Smoleńskiem zginął – wraz z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jego małżonką i 95 innymi przedstawicielami państwa – ks. gen. Adam Pilch, pełniący obowiązki naczelnego kapelana ewangelickiego duszpasterstwa wojskowego. Wobec trudnych rocznic i historii, ale też w obliczu obecnej niestabilnej sytuacji międzynarodowej, życzę Czytelnikom w imieniu Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego wielkanocnej nadziei. Niechaj Zmartwychwstały Jezus Chrystus przyniesie wszystkim pokój i stanie się nową inspiracją do życia dla drugiego człowieka. Wszak jak pisał Bonhoeffer: – Kościół jest wtedy tylko Kościołem, gdy jest dla innych.
Kalendarz życzeń Anna Pastorek PIĘKNO Może wydawać się dziwne, że osoba zajmująca się na co dzień historią wojskowości wybiera w kalendarzu życzeń piękno. Uważam jednak piękno za istotny składnik ludzkiego życia. Nie piękno w spłyconym znaczeniu, prezentowanym często w mediach, jak na przykład piękne ciało, które możemy uzyskać dzięki operacjom plastycznym, a posiadanie idealnej sylwetki lub twarzy zagwarantuje nam szczęście w życiu. Piękno rozumiane głębiej, jako zachwyt nad drobnymi rzeczami w codzienności – piękno przyrody lub dzieła rąk ludzkich – blask zachodzącego słońca odbijający się w morskich falach, pachnące piwonie w ogrodzie, uśmiech dziecka, niezwykły detal architektoniczny starej kamienicy, zgrabna sylwetka żaglowca – wiele rzeczy może wzbudzić zachwyt i radość.
Umiejętność dostrzegania piękna nie jest zależna od wykształcenia czy statusu majątkowego. Nie trzeba wydawać pieniędzy na drogie wyjazdy, szukać piękna w dalekich krajach. Piękno jest wśród nas, trzeba je tylko umieć dostrzec. Tak rozumiane piękno nadaje głębszy sens naszemu życiu. Czasem jedno wspomnienie czegoś pięknego pozwala w trudnych chwilach odnaleźć radość z życia. Niezależnie od tego co przeżyliśmy, umiejętność dostrzegania piękna pozwala na nowo odkrywać dobrą stronę świata.
Anna Pastorek – doktor nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii wojen morskich oraz misjach Wojska Polskiego. Uwielbia morze, sport i malarstwo. Specjalista w Dziale Edukacyjno-Promocyjnym Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa.
3
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
ROZWAŻANIE SŁOWA BOŻEGO
ks. ppłk Wiesław Żydel
Boża wola jest nade wszystko
Fot. Photoxpress
Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty. (…) Ojcze mój, jeśli nie może mnie ten kielich minąć, żebym go pił, niech się stanie wola twoja. Mt 26,39.42 (36-46) Jezus w ogrodzie Getsemane na górze Oliwnej tuż przed pojmaniem. Jakże inny od tego Jezusa, którego znamy. Inny dlatego, że taki ludzki w tym, co czuje. Doświadcza strachu, rozpaczy, odczuwa ogarniające Go przerażenie. Nie idzie do ogrodu sam. Są z Nim trzej uczniowie: Piotr, Jakub, Jan. Bywały chwile, kiedy Zbawiciel zostawiał swoich uczniów i szukał samotności, by móc rozmawiać z Bogiem Ojcem, by móc odetchnąć. Tym razem jednak prosi uczniów: – Pozostańcie tu i czuwajcie ze mną. Czy nie tak zachowuje się człowiek, który traci pewność i czuje niepokój? Czy nie jest to aby strach? Jezus modli się, uczniowie zaś odpoczywają, zasypiają. Pozostawiają Go samego, mimo wezwań. Jakże żałosny jest w tym momencie człowiek. Kto może mu pomóc? Odpowiedź jest jedna – tylko Bóg. On jest gotowy pomagać nam tak, jak wspierał Jezusa podczas Jego działalności oraz w czasie Jego ostatniej drogi na Golgotę. Mimo, że żyje nas na ziemi ponad siedem miliardów, mimo licznych spraw, które ludzi łączą, mimo wspólnoty kościelnej, rodzinnej – jakże często bywamy samotni. Chociaż jesteśmy otoczeni szeregiem bliskich twarzy, to często czujemy się niezrozumiani. To tylko jeden aspekt samotności – zewnętrzny. Jezus także był sam podczas modlitwy w Getsemane. Ale nie tylko tam. Odczuwał samotność podczas całego życia i działalności. Dlatego ta modlitwa jest tak dramatyczna i niespokojna. Jest to modlitwa pełna walki. Jezus trzy razy ją przerywa i trzy razy wzywa uczniów do czuwania. W obliczu czekającej Go śmierci nerwy sprawiają, że nie może skoncentrować się na rozmowie z Bogiem. Ale nie poddaje się, powraca na wybrane przez siebie miejsce i trwa w modlitwie. Czy my potrafimy podobnie iść przez życie i mimo porażek, doświadczeń, upadków wstać i z nowym zapasem sił stawić czoła przeciwnościom losu? Jezus w Getsemane,
4
w tych ostatnich chwilach, bardzo szukał wsparcia najbliższych uczniów. Niestety zawiódł się, ale nie zrezygnował. Znał bowiem stawkę, jaka była wyznaczona za Jego życie. Wiedział, że teraz ważą się losy całej ludzkości. Ta pełna napięcia i rozterek modlitwa była pierwszym etapem zbawienia ludzkości. Pierwszym etapem, który mógł być ostatnim. Bo czy nie była to jeszcze jedna próba? Próba, w której szatan użył swych, jakże dobrze nam znanych argumentów, którymi są: samotność, rozczarowanie, lęk przed męką i śmiercią, a przede wszystkim świadomość niewinnie ponoszonej kary? „Zapłatą za grzech jest śmierć”. A przecież Jezus był bez grzechu! Ilu z nas, gdyby stanęło w obliczu zbliżającej się niewinnej śmierci, zapytałoby – dlaczego? Nie dziwmy się zatem słowom modlitwy Jezusa. On jest dla nas wzorem, obrazem prawdziwego dziecka, które poddaje się woli Ojca. Woli, która nie musi być po myśli dziecka, ale za którą kryje się ojcowski plan i miłość. Jezus stawia na pierwszym miejscu posłuszeństwo. Dlatego ten pierwszy etap zbawienia ludzkości mógł zostać dokonany. Dzięki posłuszeństwu rozpoczęła się ostatnia droga Jezusa. Wiodła przez mękę na krzyż. – Wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty. Jak wygląda sprawa posłuszeństwa w naszym życiu? Gdzie tkwi granica naszego posłuszeństwa? Jezus był posłuszny Bożej woli bezgranicznie. On tak kochał wszystkich ludzi, że bez szemrania oddał za nich swoje życie. – Ojcze mój, jeśli nie może mnie ten kielich minąć, żebym Go pił, niech się stanie wola Twoja. Te słowa są ukoronowaniem wielkiego wysiłku Jezusa w walce ze swą ludzką naturą. Posłusznie i z jakże wielką pokorą zdaje się na wolę Ojca. Czy potrafimy to docenić? Czy my również, wzorem Jezusa, możemy powiedzieć: – Wszakże nie jako ja chcę, ale jako Ty? Czy przyjmujemy z pokorą doświadczenia, którym jesteśmy poddawani? Dobrze wiemy, że tak nie jest w naszym życiu. Jeśli spotykają nas porażki, niejednokrotnie tłumaczymy sobie ich pochodzenie w sposób najprostszy: – Bóg nas opuścił, Bóg zapomniał o mnie. Czym zawiniłem? Czy jednak, gdy modlimy się słowami Modlitwy Pańskiej i wymawiamy słowa: „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” zdajemy sobie sprawę, że prosimy o to, by wypełniała się w naszym życiu Boża wola? Nie nasza, ale Boża! Boża wola jest nade wszystko. Jeżeli zatem przyjmiemy krzyż naszych codziennych doświadczeń na swe barki, z wiarą w wolę Boga Ojca, z posłuszeństwem i pokorą, to możemy z ufnością oczekiwać, że Ten, który tu na ziemi został tak upokorzony, przyjmie nas do swego Królestwa.
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Ćwiczenia poligonowe EDW
RELACJE Z PRACY KAPELANÓW EWANGELICKICH I DZIAŁALNOŚCI EDW
W dniach 2-6 lutego w ośrodku szkoleniowym Wrocławskiej Wyższej Szkoły Oficerskiej w Szklarskiej Porębie odbyły się w ćwiczenia kondycyjno-poligonowe dla kapelanów Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego. Program składał się z części szkoleniowo-sportowej oraz z medytacji biblijnych. Kapelani mieli również okazję do dyskusji na tematy etyczne na podstawie obejrzanych filmów, które poruszały zagadnienia z tej dziedziny. EDW
www.edw.wp.mil.pl Rocznica katastrofy samolotu CASA W piątek 23 stycznia w Mirosławcu odbyły się uroczystości w siódmą rocznicę katastrofy samolotu CASA. W 2008 roku o godz. 19.07 zginęło 20 oficerów sił powietrznych, którzy wracali z konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów. Na obchodach polskie siły zbrojne reprezentował dowódca Generalnego Inspektoratu Sił Powietrznych gen. dyw. pil. Jan Śliwka, który w bardzo osobistych słowach wspominał zmarłych oficerów i fakt, że z kilkoma pilotami mieszkał w jednej izbie żołnierskiej w dęblińskiej Szkole Orląt. Przybyłych uczestników uroczystości, w tym rodziny tragicznie zmarłych żołnierzy, pozdrowił dowódca
Kapelani EDW na ćwiczeniach poligonowych w Szklarskiej Porębie. Fot. st. szer. Michał Pilarski
Zajęcia z etyki dla żołnierzy DGW W środę 18 lutego w sali szkoleń w Dowództwie Garnizonu Warszawa odbyły się zajęcia z etyki dla oficerów i podoficerów. Zajęcia przygotował i poprowadził ks. ppłk Dawid Banach. Kapelan Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego poprowadził wykład połączony z dyskusją. W trakcie zajęć przybliżył także realia pracy duszpasterzy ewangelickich w Polsce. EDW
Ksiądz kpt Tomasz Wola na obchodach 7. rocznicy katastrofy samolotu CASA. Fot. mjr W. Gasek
1. Skrzydła Lotnictwa Taktycznego gen. bryg. pil. Tadeusz Mikutel. Dla uczczenia pamięci ofiar katastrofy żołnierze 12. Komendy Lotniska ustawili symboliczny szpaler złożony z 20 zniczy. Modlitwę ekumeniczną za ofiary katastrofy poprowadzili przybyli na uroczystość kapelani. Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe reprezentował ks. kpt. Tomasz Wola. Na zakończenie obchodów złożono kwiaty i zapalono znicze przed pomnikiem upamiętniającym ofiary katastrofy. EDW
Ksiądz ppłk Dawid Banach prowadzi zajęcia z etyki w DGW. Fot. archiwum EDW
Powitanie żołnierzy PKW EUFOR RŚA W poniedziałek 23 lutego na terenie warszawskiego kompleksu Żandarmerii Wojskowej uroczyście powitano żołnierzy II zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej. Misję na Czarnym Lądzie zakończył 50-osobowy kontyngent, którego trzonem
5
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015 był pluton manewrowy Żandarmerii Wojskowej wystawiony przez Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. Zadaniem polskiego kontyngentu w misji Unii Europejskiej było zapewnienie przestrzegania prawa i porządku publicznego w stolicy kraju Bangui. Polacy razem z francuskimi i hiszpańskimi żołnierzami,
narodowej oraz prezentacja książki, albumu i filmów poświęconych udziałowi Wojska Polskiego w misji. Współorganizatorem wydarzenia, w którym uczestniczyli żołnierze reprezentujący: 1. Warszawską Brygadę Pancerną, 25. Brygadę Kawalerii Powietrznej, 2. Mazowiecki Pułk Saperów oraz Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych i Dowództwo Generalne RSZ, było Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa. Jednym z punktów spotkania była prezentacja książki „Polscy żołnierze w Afganistanie 2002-2014” oraz albumu „Polscy żołnierze w Afganistanie”. Publikacje zostały przygotowane przez prof. dr. hab. (gen. dyw. rez.) Bogusława Packa oraz Magdalenę Rochnowską na podstawie materiałów informacyjnych i fotografii pozyskanych dzięki zaangażowaniu żołnierzy i pracowników wojska dokumentujących przebieg afgańskiej misji Wojska Polskiego. Publikacje przybliżył zebranym Jacek Matuszak z biura prasowego MON. W spotkaniu uczestniczył ewangelicki biskup wojskowy ks. płk Mirosław Wola. Źródło: CWDpGP
Przysięga w Poznaniu Powitanie żołnierzy PKW EUFOR RŚA. Fot. archiwum EDW
realizowali zadania operacyjne oraz wspierali lokalne siły policyjne. Uczestnicząca w ceremonii podsekretarz stanu w MON Beata Oczkowicz, dziękując żołnierzom za ciężką służbę w Afryce, podkreślała, że ich udział w operacji był tym ważniejszy, że działali na rzecz ludności cywilnej. – Służba ramię w ramię z najlepszymi i najbardziej renomowanymi formacjami policyjnymi w Europie, jak Żandarmeria Narodowa Republiki Francuskiej oraz hiszpańska Guardia Civil, była dowodem uznania i zaufania, jakim darzona jest Żandarmeria Wojskowa i jej żołnierze na arenie międzynarodowej – powiedziała. Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe reprezentował na uroczystości bp płk Mirosław Wola. Źródło: www.mon.gov.pl
25 kadetów Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych im. gen. bryg. Franciszka Seweryna Włada złożyło uroczystą przysięgę w piątek 6 marca. W obecności rodzin i przyjaciół, szefa oddziału kształcenia zawodowego inspektoratu szkolenia Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych płk. Włodzimierza Chupki, przysięgę odebrał komendant Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych starszy chorąży sztabowy Marek Kajko. Najlepszy żołnierz kursu
Spotkanie z żołnierzami w Centrum Weterana W środę 4 marca w Warszawie zorganizowano spotkanie, którego celem było przekazanie wyrazów szacunku i uznania dla żołnierzy-weteranów misji w Afganistanie. Wydarzeniu towarzyszył wykład radcy ministra obrony
Ksiądz kpt. Tomasz Wola w czasie uroczystej przysięgi w SPWL w Poznaniu. Fot. archiwum EDW
– szeregowy kadet Filip Górecki został wyróżniony listem gratulacyjnym. Błogosławieństwa przysięgającym żołnierzom udzielił m.in. ks. kapitan Tomasz Wola z Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego. Przysięgę zakończyła defilada pododdziałów z kompanią honorową Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych oraz Orkiestrą Reprezentacyjną Sił Powietrznych. Źródło: SPWL
Biskup płk Mirosław Wola na spotkaniu z weteranami misji w Afganistanie w warszawskim Centrum Weterana. Fot. Andrzej Korus
6
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
„Dziura pod dywanem” Księdzu generałowi Adamowi Pilchowi w piątą rocznicę tragicznej śmierci Mija już piąty rok od czasu kiedy rano wyszedłeś do pracy i miałeś wrócić wczesnym wieczorem. Parę miesięcy temu Warszawę odwiedziła delegacja kolegów z duszpasterstwa niemieckiego. Wszyscy Cię znali. Spacer ulicami miasta i wizyta na cmentarzu w jakiś naturalny sposób sprawiły, że szedłeś razem z nami. Wspomi-
Główny bohater pod koniec powieści mówi, że stracić kogoś bliskiego, to jak mieć dziurę w podłodze, w dużym pokoju. Człowiek chodząc po domu bez przerwy w nią wpada i rani kolana, tłucze filiżanki, robi sobie krzywdę. Z czasem uczy się ją omijać, obchodzić i zaczyna ostrzegać gości, żeby na nią uważali. Czas mija i przykrywa się ją dywanem. Żeby jej nie widzieć? Nie, żeby nie płakać codziennie patrząc na nią. Parę miesięcy temu wpadłam do dziury w centrum Warszawy i ostatnio też, na Miodowej, w holu, gdzie siedzieliśmy razem parę lat temu na szkoleniu, też w nią
Czad. Wizyta duszpasterska ks. płk. Adama Pilcha w PKW III 2009. Fot. EDW
naliśmy konferencję w Madrycie, wspólne poligony i Twoje szalone poczucie humoru sytuacyjnego, za którym wszyscy bardzo tęsknią. Kiedy odchodzi ktoś bliski, człowiek wierzący ma łatwiejszą drogę do przebycia, wiedząc, że wracamy do naszego wiecznego domu. Tak się potocznie mówi. Tyle razy każdy z nas pocieszał w ten sposób rodziny zmarłych, że własne wątpienie i smutek, żal wydają się wręcz nie na miejscu. Jednak wiara nadająca naszemu życiu sens okazuje się chwilami niewystarczająca, szczególnie wtedy, gdy nieopatrznie wpadniemy w dziurę pod dywanem. „Dziura pod dywanem” to pojęcie z książki, która na pewno by Ci się spodobała. Przywieźli ją w prezencie nasi niemieccy koledzy. Nie możesz jej przeczytać, więc opowiem Ci trochę. Główny bohater, stateczny pan na emeryturze, postanawia pewnego dnia po śniadaniu wyjść na spacer. Zostawia w domu żonę, psa, sąsiada, z którym w czwartki grywał w karty, pusty pokój syna na poddaszu, niedopitą herbatę w filiżance. Jego spacer niespodziewanie się przedłuża, a ja, zarywając noc, dowiaduję się, że nic nie było takie, na jakie wyglądało na początku. Opowiem Ci wyjątkowo zakończenie, bo normalnie nigdy bym tego nie zrobiła. Okazuje się, że syn, z którym jego żona zwykła rozmawiać codziennie przez telefon, układać mu rzeczy w pokoju, utyskiwać na jego niedbalstwo, od paru lat nie żyje, a spacer przedłużył się w samotną pielgrzymkę wzdłuż Anglii po to, żeby bohater mógł poukładać sobie w głowie i w życiu wspomnienia, niedokończone przyjaźnie, zawiedzione dążenia, uczucia, rany i przeżycia.
Pogrzeb ks. gen. Adama Pilcha w kościele ewangelickoaugsburskim Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie. Fot. EDW
wpadłam. Wpada się w nią, gdy człowiek nie uważa, również w okolicach ul. Puławskiej. Adamie, myślę, że powiem Ci to nie tylko w swoim imieniu – uwierz, nie ma tylu dywanów, żeby pozasłaniać je wszystkie! Ania Ksiądz generał Adam Pilch – kapelan Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego, proboszcz ewangelickoaugsburskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie. 10 kwietnia 2010 roku pełniąc obowiązki Naczelnego Kapelana EDW zginął pod Smoleńskiem w katastrofie samolotu prezydenckiego lecącego na uroczyste obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. 24 kwietnia został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Warszawie. Wdzięczni parafianie uczcili pamięć długoletniego proboszcza parafii napisem na wmurowanej w nawie kościoła tablicy: „Głoszonym poselstwem o Bożej Łasce i Miłości tworzył otwarty i zapraszający Kościół Jezusa Chrystusa”.
7
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
TYSIĄC SIEDEMSET DZIEWCZYN Tłumaczki pobiegły do czołgu i zaczęły mówić ćwiczony tekst, a tu nagle słyszymy głos: „Dziewczyny, co wy? Przecież my jesteśmy Polacy!” – wspomina dzień wyzwolenia obozu Stalag VI C Oberlangen Aleksandra Sękowska „Oleńka”, żołnierka Armii Krajowej, uczestniczka powstania warszawskiego. „12 kwietnia 1945 roku o godzinie 5:50 czołgi sprzymierzonych uwolniły z obozu karnego Stalag VI C ponad tysiąc siedemset uczestniczek powstania warszawskiego, żołnierzy AK.” Notatkę tej treści zamieścił Dziennik Żołnierza 1. Dywizji Pancernej, wydawany w Holandii. Prawie siedemdziesiąt lat później siedzę naprzeciw Pani Oli – bohaterki tamtych dni. Była Pani jedną z ponad tysiąca siedmiuset kobiet – jeńców wojennych w niemieckim Oberlangen. Rozpocznijmy od początku Pani służby wojskowej. Jestem rodowitą warszawianką, od czterech pokoleń. Chodziłam do ewangelickiego gimnazjum żeńskiego im. Anny Wazówny. Mówię o tej szkole, ponieważ jest ona dla mnie niezwykle ważna, tam wstąpiłam do konspiracji. To nie był nastoletni pęd ani złość na wojnę czy na okupanta. W wieku 14 lat, w 1943 roku, wstąpiłam do harcerstwa i przeszłam roczny kurs łączności oraz kurs ogólno-wojskowy. Mama o wszystkim wiedziała, ale wydaje mi się, że nie traktowała tego poważnie. W dniu wybuchu powstania, gdy po trudnym przejściu przez miasto zgłosiłam się do punktu zbiorczego przy ul. Pańskiej okazało się, że harcerstwo przygotowało zbyt wie-
Żołnierki Armii Krajowej z obozu Stalag VI C Oberlangen po wyzwoleniu. Zdjęcie wykonano po nabożeństwie dla kobietżołnierzy AK, które odprawił kapelan ewangelicko-reformowany ks. kpt. Roman Maziarski (maj 1945 roku).
8
le łączniczek i nie jestem potrzebna. To było przykre. Wraz z innymi dziewczynami polecono nam, że skoro jesteśmy harcerkami, to mamy iść w miasto i pytać ludzi, czy się do czegoś nie przydamy. Przy ul. Boduina była kuchnia restauracyjna, w której gospodyni zaproponowała, żebyśmy stanęły na zmywaku. Tak pracowałyśmy dopóki była woda w mieście. W połowie sierpnia spotkałam koleżankę, która poinformowała mnie, że przy ul. Zgoda 15 mieści się biuro Wojskowej Służby Społecznej, powołanej przy stołecznym garnizonie AK. Zadaniem WSS było pomaganie ludności cywilnej. Od tej pory nosiłyśmy do piwnic wodę, mleko dla niemowląt, które wcześniej przygotowywałyśmy, starałyśmy się o ubrania dla dzieci, roznosiłyśmy prasę i wykonywałyśmy inne, potrzebne akurat prace społeczne. Do powstania poszła też Pani starsza siostra. Tak, później wraz z siostrą służyłam w zgrupowaniu „Krybara” na Powiślu, z tym że dwa dni po moim przyjściu Powiśle upadło. Pani była wrażliwą, chorowitą i wątłą dziewczynką, stosunkowo młodym powstańcem. Dziś opowiada Pani spokojnie, że wyjście z Powiśla było „dosyć dramatyczne”. Jak to rozumieć? Trzeba było przejść przy barykadzie prowadzącej z ul. Foksal na Chmielną, a z gmachu Banku Gospodarstwa Krajowego trwał obstrzał. Tej barykady już prawie nie było, wzdłuż jej resztek leżały ciała Niemców, jeńców wojennych, których posłano do pracy przy naprawianiu umocnień, mimo że zgodnie z Konwencją Genewską nie powinno się było tego robić. Kiedy przyszła na mnie kolej, trzeba było zaczekać na moment krótko po obstrzale, żeby się ukryć w dymie, w kurzu, w zamieszaniu. Z drugiej strony ulicy nawoływano, żeby bandażować sobie łokcie i kolana, bo jest mnóstwo szkła, o które się można skaleczyć. Tak zrobiłam i ruszyłam na drugą stronę. Jak się przeczołgałam, to wszyscy myśleli, że jestem ranna, bo byłam podobno cała we krwi. Ale to była krew z tych ciał, wzdłuż i po których trzeba było się czołgać. Makabryczne przeżycie. Całe powstanie towarzyszył mi smród. Nie brzydki zapach, nie odór, tylko właśnie smród trupi. Jak pyta pani, czy mam do dzisiaj jakieś szczególne wspomnienia to odpowiem. Jak idę do pracy w parafii przez Plac Bankowy (pani Aleksandra prowadzi archiwum w parafii ewangelicko-reformowanej
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015 w Warszawie), to przechodzę obok wylotów z kanałów. W lecie, kiedy te kanały wydzielają taki intensywny zapach, to te sceny powracają mimowolnie do dzisiaj. Powstanie upadło, Pani szczęśliwie przeżyła, nadszedł czas wyjścia z miasta. Chciałam zapytać, czy nie miała Pani chęci lub możliwości, aby nie iść do niewoli? Nie przeszła przez głowę myśl: ukryję się, oszukam, nie pójdę? Zasadniczą kwestią jest to, że jestem od zawsze osobą pogodzoną z losem. To co życie mi przynosi przyjmuję, nie bezkrytycznie, ale nie walczę z przeznaczeniem. Cały oddział szedł do niewoli, identyfikowałam się z wojskiem i jakoś to była konsekwencja mojego udziału w powstaniu. Mogłam zostać, była taka możliwość, ale nie miałam pomysłu, co miałabym sama w tych zgliszczach robić. Nie miałam żadnego kontaktu z mamą, Żoliborz był odcięty. Nie wiedziałam nic. Dopiero w okolicach lutego, dzięki rodzinie spoza Warszawy, mama, która w tym czasie została wywieziona na roboty, nawiązała ze mną kontakt przez Czerwony Krzyż, ja już byłam w obozie. Często wspomina Pani Konwencję Genewską i jej postanowienia dotyczące sposobu traktowania jeńców wojennych, natomiast obie wiemy, że niejednokrotnie była ona łamana, tak po prostu. Co się czuje idąc do niewoli? Złość? Strach? Nie wiedzieliście przecież, co się z wami stanie. Dwa dni po upadku powstania szliśmy piechotą na Plac Narutowicza, potem odjeżdżaliśmy pociągami z Ożarowa – tam była duża fabryka kabli. Na wyjazd czekaliśmy dwatrzy dni, koczując na podłodze w prowizorycznej poczekalni w halach. Sytuacja była niepewna, bałyśmy się przede wszystkim, że wywiozą nas do „KZ-tu” (niem. Konzentrationslager) lub rozstrzelają. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę będzie się działo ani dokąd jedziemy. Kiedy było ciężko, śpiewałyśmy godzinami, to nam dodawało otuchy. Próbowałyśmy nawiązać kontakt z rodzinami i znajomymi. Pomagali nam mieszkańcy, przynosząc jedzenie, przekazując jakieś paczuszki. Do mnie też wysłano, ale to już było po moim wyjeździe. Jak wyglądała sama podróż? Wsadzono nas do pociągu towarowego. Pierwsza rzeczą jaką się wtedy robiło, była dziura w podłodze na odchody, po prostu. Na kolejnych stacjach, pamiętam na przykład dobrze Poznań, ludzie wylegali na perony, machali nam, wspierali nas duchowo. Jadąc przez Berlin, natrafiliśmy na nalot. Staliśmy na bocznicy. Cud jakiś, że nam się nic nie stało. Raz na dzień wypuszczano nas na jakimś pustkowiu i dawano coś ciepłego do picia. Pierwszym obozem, do którego trafiłyśmy, był Fallingbostel, tam byli „wrześniowcy”. Miałam po powstaniu nasiloną nerwicę serca. Poprosiłam o lekarza. Przyjął mnie polski lekarz, jeniec. Poprosił, żebym rozebrała się do pasa. Ja ściągam zawstydzona te swoje ubrania, a on siedzi i mówi do mnie od niechcenia: Czy pani wie, że ja pierwszy raz od paru lat widzę rozebraną kobietę? Na co ja, zwinęłam swoje ubranie pod pachę i najszybciej jak potrafiłam wyszłam. To są też wspomnienia, dzisiaj zabawne, wtedy nie śmieszne. Paradoksalnie największą radością po dotarciu na miejsce był fakt, że można się było wreszcie myć do woli. Jak toczyło się życie obozowe? W obozie byłyśmy za trzema pasami drutów kolczastych. Za nimi co 15 metrów chodzili wachmani. Prycze były trzypiętrowe, często bez sienników, z cienką derką do przykrycia. Co rano apel i wtedy największy stres – liczenie stanu osobowego. Musiał się zgadzać. Nie były to apele tak straszne, jak w „KZ-tach”, ale niemniej ważne. Powiem jeszcze, że spaliłam swoje dokumenty. Miałam tam swoją prawdziwą datę urodzenia, a według niemieckich
przepisów powinnam trafić na roboty, a nie zostać w obozie jenieckim. Nie chciałam iść na roboty, bałam się. Żołnierzom przysługiwały prawa jeńców wojennych, a na robotach było się skazanym na łaskę i niełaskę gospodarzy, mogli robić z człowiekiem, co chcieli. W obozie jenieckim liczono na jakąś namiastkę cywilizowanego zachowania człowieka wobec człowieka. Trzy cienkie kromki chleba, dwa deko margaryny i łyżka ohydnej marmolady plus kubek zupy z obierek lub brukwi, to wszystko na cały dzień. Czym zajmowały się Panie, oprócz prac wykonywanych na rzecz obozu? W ciągu dnia organizowałyśmy sobie szkołę, wykłady, zajęcia – żeby nie zwariować. Każda z nas coś umiała, było dużo nauczycielek, np. spotkałam swoją łacinniczkę. Wystawiałyśmy też sztuki teatralne. Scenografia i kostiumy były wyzwaniem. Musiałyśmy zgłaszać takie przedsięwzięcia do kierownictwa obozu. Wachmani byli pod wrażeniem naszej zaradności. Z Fallingbostel po miesiącu przeniesiono nas do Bergen-Belsen, a w grudniu przewieziono nas w góry Harzu. Tam miało miejsce przykre zdarzenie, bo przyszła grupa policjantów i poinformowała nas, że status jeńca został zlikwidowany i w związku z tym jesteśmy zwykłymi więźniarkami. Nakazano nam zdjąć odznaki i orzełki. Żadna z nas nie chciała tego uczynić, więc po kilkugodzinnej stójce wyciągnęli scyzoryki i pruli to na nas. Za niesubordynację dziesięć z nas trafiło do „KZ-tu”. Na szczęście po dwóch tygodniach, w związku z decyzją władz o umieszczeniu wszystkich kobiet w jednym obozie, wszystkie wróciły. Jak wspomina Pani stosunek Niemców do więźniów? Czy fakt, że byliście żołnierzami miał jakieś znaczenie? Wachmanki traktowały nas z góry, czuły się w obowiązku nas pouczać. Kobiety były wstrętne w stosunku do nas. Częściej udawało się nam dogadać się z wachmanem niż ze strażniczkami. Zdarzało się często, że śmielsze dziewczyny o brzasku podchodziły do drutów i czekały na wachmana. Oni byli często inwalidami wojennymi, już starszymi ludźmi. Usiłowałyśmy wymieniać kawę, którą dostawałyśmy czasami w paczkach z Czerwonego Krzyża, a była nie lada rarytasem, na chleb. Niejeden gardził nami i nie chciał się zgodzić. Wtedy pomagało na przykład pytanie, czy ma syna. Wielu z Niemców nie wróciło przecież spod Stalingradu. Snuło mu się opowieść, że kto wie, czy syn nie jest w podobnej sytuacji setki kilometrów stąd i prosi strażnika o chleb, a on się nie zgadza. Zwykle pomagało. Jak wyglądał dzień waszego wyzwolenia? Największym wydarzeniem było niewątpliwie uwolnienie nas z obozu. Powiem pani, że działa i huk było słychać z daleka w zasadzie całą zimę i miałyśmy nadzieję, że to będzie już niedługo. Przygotowywałyśmy się na taką okoliczność, gotowe były dziewczyny-tłumaczki, znające język angielski. Któregoś dnia angielski czołg ni stąd ni zowąd zgniótł druty ogrodzenia, za nim jechał motocyklista, a potem jeszcze około jedenastu żołnierzy. Na ten widok nasze tłumaczki pobiegły do czołgu i zaczęły mówić ćwiczony tekst, a tu nagle słyszymy głos: „Dziewczyny, co wy? Przecież my jesteśmy Polacy!” Oswobodziła nas 1. Polska Dywizja Pancerna dowodzona przez generała Stanisława Maczka. To były oddziały, zorganizowane w Anglii, które potem podczas desantu wylądowały tutaj. Taki niesamowity zbieg okoliczności. Euforia trudna do opisania. Major dowodzący tym oddziałem napisał w swoich pamiętnikach, że oswobodzenie obozu Oberlangen jest najważniejszym i najpiękniejszym przeżyciem w czasie wojny. Tam było właśnie tysiąc siedemset dziewczyn. Rozmawiała Anna Hopfer-Wola
9
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
WYDARZENIA Z KOŚCIOŁA EWANGELICKO-AUGS
Prezydent niemieckiej Diakonii w Polsce
– Jestem pod wrażeniem waszej kreatywności i siły oraz tego, jak dużo robicie będąc stosunkowo małym Kościołem – powiedział prezydent Diakonii Niemieckiej ks. Ulrich Lilie na
leszowa, a wśród gości pojawili się m.in.: poseł Czesław Gluza, burmistrz Wisły Tomasz Bujok oraz Adam Małysz – jeden z najlepszych skoczków narciarskich w historii. Klasyfikację drużynową (zarówno medalową, jak i punktową) w slalomie i snowboardzie wygrała reprezentacja Wisły-Głębiec.
Fot. Michał Karski
Instytut Pastoralny w Krakowie
spotkaniu w Centrum Luterańskim w Warszawie. Ksiądz Lilie gościł w Polsce od 28 do 29 stycznia. Przebywał we Wrocławiu i Warszawie. Spotkał się m.in. z prezesem Diakonii Polskiej bp. Ryszardem Boguszem, zwierzchnikiem Kościoła bp. Jerzym Samcem i osobami zaangażowanymi w służbę diakonijną.
Olimpiada zimowa w Beskidach
Fot. jawornik.eu
Ponad 250 uczestników z Polski i Czech wzięło udział w XIII Zimowej Olimpiadzie Dzieci i Młodzieży Ewangelickiej. Uczestnicy rywalizowali w slalomie na nartach i snowboardzie oraz w biegach narciarskich. W tym roku impreza odbywała się na górskich stokach w Istebnej oraz na trasach narciarskich w Wiśle-Centrum. Olimpiadę zainaugurowano spotkaniem młodzieżowym w Wiśle-Jaworniku. Śpiew prowadził zespół z Wisły-Malinki, Słowo Boże zwiastował ks. Łukasz Stachelek z Go-
10
W dniach 9-13 lutego odbyła się w Krakowie sesja dokształcająca w ramach Instytutu Pastoralnego. Młodzi duchowni ewangeliccy przyjechali z całej Polski, by podczas pięciu dni wykładów i warsztatów nabywać umiejętności przydatnych w różnych aspektach działalności Kościoła. Uczestnicy zajęć poznali proces prowadzenia mediacji w parafii, pracę w ramach systemowej terapii rodzin, a także procedury przeciwdziałania przemocy i sposób zakładania tzw. niebieskiej karty, która ma pomóc osobom dotkniętym przemocą. Nie zabrakło też teologii ksiąg wyznaniowych przedstawionej podczas wykładu na temat historycznego tła powstania Wyznania Augsburskiego. Duchowni analizowali głównie zagadnienie usprawiedliwienia z perspektywy tej księgi wyznaniowej. Młodych duchownych i praktykantów odwiedził także bp Jerzy Samiec, który podsumował ostatnie wydarzenia w Kościele, zaprezentował wizję dotyczącą przyszłości i odpowiadał na pytania uczestników instytutu.
Biskup Fabiny w Polsce
W dniach od 14 do 16 lutego przebywał w Warszawie z oficjalną wizytą bp Tamás Fabiny, wiceprezydent Światowej Federacji Luterańskiej oraz biskup diecezji północnej Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Węgier. Węgierski hierarcha wielokrotnie gościł już w Polsce. Reprezentował Światową Federację Luterańską podczas introdukcji ks. Jerzego Samca w urząd Biskupa Kościoła oraz wygłosił inauguracyjne kazanie podczas wiosennej sesji Synodu Kościoła w Warszawie w 2011 roku. W nie-
Fot. luter2017.pl
www.luteranie.pl
dzielę Estomihi – 15 lutego – bp Fabiny głosił Słowo Boże w kościele ewangelickim Świętej Trójcy w Warszawie i wziął udział w rozmowach z bp. Jerzym Samcem dotyczących współpracy Kościołów luterańskich w regionie. Węgierski gość uczestniczył również w szeregu spotkań roboczych poświęconych przygotowaniom do jubileuszu 500-lecia Reformacji. Ponadto biskup spotkał się z przedstawicielami władz państwowych oraz ambasadorem Republiki Węgier w Polsce.
Skarbonka diakonijna 2015
Już po raz dziesiąty ruszyła ekumeniczna akcja charytatywna „Skarbonka diakonijna”. Jej organizatorzy, w tym Diakonia Polska, zachęcają do rezygnacji w czasie pasyjnym z niektórych przyjemności i przekazania zaoszczędzonych funduszy na rzecz potrzebujących. Hasło tegorocznej edycji akcji brzmi „Wiara i miłosierdzie”. Zebrane środki Diakonia Polska chce przeznaczyć na leczenie i rehabilitację osób starszych, zakup leków oraz wszelkie wsparcie w zależności od potrzeb.
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
BURSKIEGO W POLSCE ks. Adam Malina
Z wizytą w Finlandii
Fot. Zwiastun Ewangelicki
Biskup Jerzy Samiec przebywał w dniach 2-4 marca z oficjalną wizytą w Finlandii, na zaproszenie tamtejszego Kościoła ewangelickiego. Głównymi tematami rozmów była wymiana doświadczeń w pracy ewangelizacyjnej i diakonijnej, a także zagadnienia związane z jubileuszem 500-lecia Reformacji. Odbyły się również rozmowy z o. Heikki Huttunnenem, sekretarzem generalnym Fińskiej Rady Ekumenicznej, dyrektorem fińskiej diakonii Jarmo Kökkö oraz szefem kościelnej organizacji charytatywnej Finn Church Aid Anttim Pentkikäinenem. Biskup Samiec spotkał się także z prymasem Kościoła luterańskiego w Finlandii arcybiskupem Turku Kari Mäkinene.
sji śpiewnikowej: ks. Adam Malina – przewodniczący, ks. Jerzy Below, ks. Emil Gajdacz, ks. Roman Dorda, a także współpracownicy komisji – ks. Andrzej Czyż i ks. Karol Macura. Kazanie biskupa Kościoła skonstruowane było w taki sposób, aby wierni zaśpiewali wiele pojedynczych zwrotek pieśni z nowego śpiewnika, obrazujących głoszone słowa kaznodziei. – Pieśń jest modlitwą, a nasze życie powinno być nieustanną modlitwą, do czego zachęca nas apostoł Paweł – mówił biskup, proponując na zakończenie kazania zaśpiewanie popularnego nie tylko w Polsce utworu Julii Hausmann do melodii Friedricha Silchera „Za rękę weź mnie Panie”. Po nabożeństwie można było zakupić po promocyjnej cenie nowy śpiewnik.
Światowy Dzień Modlitwy
Jak co roku w pierwszy piątek marca obchodzony był Światowy Dzień Modlitwy. Tym razem liturgię do niego przygotowały chrześcijanki z Bahamów, które na hasło przewodnie wybrały słowa: „Czy wiecie, co wam uczyniłem?” Światowy Dzień Modlitwy (zwany dawniej Światowym Dniem Modlitwy Kobiet) skupia wokół siebie chrześcijanki różnych wyznań.
Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska została nowym rzecznikiem Kościoła ewangelickiego w Polsce. Zastąpiła ks. Wojciecha Prackiego, który objął stanowisko proboszcza parafii w Opolu. Powołanie Agnieszki Godfrejów-Tarnogórskiej to swego rodzaju powrót do zasady oddzielenia
Fot. Marcin Orawski
Nowy rzecznik prasowy Kościoła
Ksiądz Pytel biskupem wrocławskim
Biskup Waldemar Pytel został nowym zwierzchnikiem diecezji wrocławskiej Kościoła. Aktu konsekracji dokonał bp Jerzy Samiec, a asystowali mu bp Ryszard Bogusz – dotychczasowy zwierzchnik diecezji oraz bp Ragnar Persenius z Uppsali w Szwecji. Uroczystość odbyła się 7 marca w ewangelickim Kościele Pokoju w Świdnicy. Wzięli w niej udział wierni i duchowni z kraju i z zagranicy, m.in. z: Niemiec, Szwecji i Republiki Czeskiej, goście ekumeniczni, a także politycy i dyplomaci.
Fot. kosciolpokoju.pl
W pierwszą niedzielę pasyjną 22 lutego podczas nabożeństwa w ustrońskim kościele apostoła Jakuba Starszego odbyła się uroczystość wprowadzenia w życie kościelne nowego „Ewangelickiego śpiewnika pogrzebowego”. W nabożeństwie uczestniczyli m.in.: biskup Kościoła Jerzy Samiec, który wygłosił kazanie, biskup diecezji cieszyńskiej Paweł Anweiler, prezes synodu Kościoła ks. Grzegorz Giemza oraz członkowie komi-
W pierwszy piątek marca na całym świecie przedstawiciele różnych wyznań spotykają się na wspólnej modlitwie. Liturgię i inne materiały za każdym razem przygotowują chrześcijanki z innego kraju. Nabożeństwa ŚDM odbywały się w całej Polsce.
Fot. Zwiastun Ewangelicki
tej funkcji od stanowiska asystenta Biskupa, zajmowanego dotychczas przez ks. Prackiego. Do zadań rzecznika należy m.in. prowadzenie Biura Informacyjnego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego oraz współpraca z mediami kościelnymi i pozakościelnymi. Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska pochodzi z Krakowa. Ukończyła Chrześcijańską Akademię Teologiczną w Warszawie na wydziale teologii.
Nowy śpiewnik pogrzebowy
Biskup Waldemar Pytel ma 57 lat. Pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego. Po ukończeniu Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej został ordynowany 30 listopada 1986 roku w Świdnicy. Z dniem ordynacji został wikariuszem parafii świdnickiej, a w 1992 roku wybrano go proboszczem. W latach 1997-2012 był członkiem Synodu Kościoła, a od 2007 do 2012 roku pełnił funkcję prezesa synodu Kościoła. Od 2007 roku był radcą rady diecezjalnej diecezji wrocławskiej. Dzięki staraniom m.in. ks. Waldemara Pytla, Kościół Pokoju w Świdnicy został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO (2001).
11
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Tornister mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus
Kombatanci weteranom Jakiś czas temu, nie bez emocji, napisałem artykuł wytykający kombatantom lekceważący stosunek do weteranów działań poza granicami państwa. (WiM nr 4, str. 12). Opisane w artykule wydarzenia nastąpiły w czasie bardzo ważnego dla środowiska weteranów święta – Dnia Weterana. Ponieważ jestem nie tylko weteranem, ale także uczestnikiem operacji pokojowych ONZ, bardzo mnie to zabolało i zdenerwowało. Ta druga emocja była najprawdopodobniej owym „spiritus movens” moich działań związanych ze środowiskami kombatantów. Dziesiątki spotkań z kombatantami, rozmowy, prelekcje i słowne przepychanki moje i moich przyjaciół weteranów, a w szczególności weteranów poszkodowanych, dały chyba jednak pozytywny efekt. Być może świadomość upływającego czasu oraz zwykła, ludzka potrzeba przekazania tzw. pałeczki w sztafecie pokoleń doprowadziła do pewnej zmiany w postawie kombatantów w stosunku do nas – weteranów misji zagranicznych Wojska Polskiego. Wierzę, że olbrzymią rolę w tym zakresie odegrało powstałe w ubiegłym roku Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa. Mieszczącą się przy ul. Puławskiej 6a w Warszawie placówkę odwiedziło ponad półtora tysiąca gości. Większość z nich to weterani, weterani poszkodowani, młodzież szkolna i studenci. Ale w licznych grupach zwiedzających widziałem także pokryte zmarszczka-
12
mi twarze starszych osób. Wiele z nich nosiło w klapach swoich marynarek Krzyż Powstańców Warszawy (ul. Puławska to przecież Stary Mokotów znany nie tylko z tekstu powstańczej piosenki), Krzyż Walecznych, a także w kilku wypadkach niebiesko-czarne wstążeczki Orderu Wojennego Virtuti Militari. W Sali Tradycji Weterana Działań Poza Granicami Państwa znajduje się specjalna gablota poświęcona Orderowi Krzyża Wojskowego (O.K.W.) i innym odznaczeniom nadawanym żołnierzom za bohaterskie czyny w czasie misji. To najwyższe odznaczenie, jakie może być nadane żołnierzowi lub osobie cywilnej za czyny bojowe w walce z terroryzmem w kraju i za granicą oraz za udział w działaniach poza granicami państwa. Ranga orderu odpowiada randze Orderu Wojennego Virtuti Militari, który nadawany jest za działania bojowe w czasie wojny. Dla weteranów misji zagranicznych ustanowiono także „pokojowy” odpowiednik Krzyża Walecznych. Jest nim Krzyż Wojskowy. Ustawą z 2011 roku reaktywowano także (ustanowioną w 1920 roku) Wojskową Odznakę Za Rany i Kontuzje, której oznaki znajdują sie także we wspomnianej gablocie. Wielokrotnie zatrzymywali się przy niej kombatanci dokonując porównań, ocen. W dniu 24 lutego br. w Centrum Weterana pojawili się niezwykli goście. Swoich młodszych kolegów odwiedził zarząd Klubu Kawalerów Krzyża Wojennego Virtuti Militari na czele z przewodniczącym – kawalerem VM płk. w st. spoczynku Zygmuntem Łabędzkim oraz damą VM płk. w st. spoczynku Danutą Gałkową. W trakcie długiej rozmowy padło z ust płk. Łabędzkiego długo oczekiwane przez naszą społeczność stwierdzenie: – Uważamy was za godnych spadkobierców chwały Orderu Wojennego Krzyża Virtuti Militari. Orderu, którym powinniście być także odznaczani za swoje czyny bojowe w misjach zagranicznych. Dołożymy wszelkich starań, aby tak się stało. Aby tradycja Virtuti Militari, której jesteśmy ostatnimi strażnikami, nie zginęła. Wielkie i budujące to słowa. Szkoda tylko, że w misjach zagranicznych musiało oddać swoje życie kilkudziesięciu kolejnych żołnierzy Wojska Polskiego, aby kombatanci uznali bohaterstwo współczesnego żołnierza. Klub Kawalerów Virtuti Militari upoważnił dyrektora Centrum Weterana do umieszczenia na Ścianie Pamięci z nazwiskami poległych w misjach żołnierzy kokardy w barwach Orderu Krzyża Wojennego Virtuti Militari.
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Na celowniku ewangelika Łukasz Cieślak
Chrystus nie umarł za wartości chrześcijańskie Co powiedziałbym, stając naprzeciwko zmarnowanego i wykończonego Dietricha Bonhoeffera* na progu obozu, w którym go trzymano? Co istotnego mógłbym mu powiedzieć? On mógłby mi powiedzieć więcej. Powiedziałby, że się nie lęka i nie boi, że to dla niego dopiero początek. Jaki początek, Dietrichu, skoro za chwilę cię zabiją?! Kwestia lęku i słabości, ale także męstwa i odwagi, często przychodzi na myśl, kiedy wspomina się Dietricha Bonhoeffera. Jednak wielu ludzi lęka się zdania, że „Bóg opuścił świat”. Łatwiej to zdanie przejdzie przez usta, gdy się wie, że Bonhoeffer poglądu tego nie przedstawiał, by pognębić chrześcijaństwo, ale po to, by je ożywić. Czy mu się to udało? Myślę, że tak jak za jego życia, tak i obecnie takie myślenie pozostaje w mniejszości. Nie potrzeba tu bowiem wymieniać licznych przykładów sytuacji, gdy ludzie mają się na co dzień za rzeczników Boga czy jego dzielnych współpracowników i obrońców; dla nich Bóg – wbrew Bonhoefferowi – świata nie opuścił. Z takim podejściem łatwo jest pouczać i osądzać, co jest dobre, a co złe. Wtedy z łatwością można prawić frazesy, że „Bóg potępia grzech, ale nie grzeszników”. Zdanie to służy do uzasadniania pogardy, lęku, niechęci do wszystkich, którzy nie pasują do oczekiwań czy życzeń osób, które to zdanie wypowiadają. Dla tych swoich uprzedzeń chce się szukać uzasadnienia i wsparcia w sile autorytetu. Wtedy następnym krokiem bywa agresja wobec drugiego człowieka, gdy „inny” staje się „obcy”. Następnie z Boga czy z Chrystusa robi się wygodne usprawiedliwienie dla przemocy i nienawiści. Można spytać: czy nie tak było z hitlerowskim hasłem „Gott mit uns” widniejącym na mundurach niemieckich żołnierzy w trakcie II wojny światowej? Muszę przyznać, że ze zdumieniem przyjąłem myśl, że to obrazoburcze hasło mocno kojarzy się z biblijnym wersetem, w którym czytamy: „Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8,31). Idąc dalej w tym kierunku przypomnieć trzeba hasło „Praca czyni wolnym”, które widniało nad bramami obozów koncentracyjnych i obozów śmierci stawianych gęsto w Europie przez hitlerowców. To zatrważające, że w środowiskach narodowosocjalistycznych posługiwano się tą swoistą przeróbką biblijnego wersetu z Ewangelii Jana, gdzie Jezus mówi: „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (J 8,32)…
Nie wiem, czy dla ludzi współczesnych Bonhoefferowi te biblijne konotacje były dobrze rozpoznawalne. Nie mam jednak wątpliwości, że niemieccy chrześcijanie (luteranie, katolicy i inni) w dużej części wspierali czy współuczestniczyli w budowaniu nazistowskiego społeczeństwa. Protestowała przeciwko temu ledwie garstka, w tym Bonhoeffer. Widać z tego, że napięcie między kościołem politycznym a kościołem wyznającym było obecne i wtedy, i – moim zdaniem – trwa do dzisiaj. Podobnie bywało z napięciem między religią a nauką. Ale nie muszę chyba nikogo przekonywać, że nie można retoryki religijnej stosować do badań naukowych. Zdarza się oczywiście, że usiłuje się stawiać wiarę i naukę w opozycji do siebie. Jednak warto sięgnąć do pism ewangelickiego teologa Paula Tillicha, by się przekonać, że nauka i wiara nie mają w ogóle punktów wspólnych, więc nie mogą pozostawać w konflikcie, czy nawet stać w opozycji. Są to po prostu różne sfery ludzkiego świata. Tak samo należałoby podejść do relacji religii i polityki. Jeśli ktoś mówi o budowaniu chrześcijańskiego państwa narodu polskiego czy chce bronić wartości chrześcijańskich w radiofonii i telewizji, to miesza dwa zupełnie różne porządki. Chrystus nie umarł na krzyżu za wartości chrześcijańskie, prawa człowieka, demokrację, pomoc społeczną i dodatki mieszkaniowe. Męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa – jak wierzymy – są jedyną i doskonałą ofiarą, dzięki której dostępujemy zbawienia. Tylko tyle i aż tyle. Nie ma tu miejsca dla doraźnych politycznych czy społecznych haseł. Co więcej, pokusa, by retoryki biblijnej i religijnej używać do wspierania jednych poglądów czy ludzi, a potępiania drugich skazuje religię (konkretnie: chrześcijaństwo) na śmieszność. Myślę, że patrząc na odważny życiorys Bonhoeffera wypada przyjąć taką prawdę, że to, w jakim będziemy żyć państwie zależy wyłącznie od nas – nie od tego, czy nazwiemy je katolickim, luterańskim czy muzułmańskim. Również nie od retoryki czy religijnych frazesów zależy to, czy będziemy mogli nazywać się chrześcijanami. Prawda, która wyzwala jest taka: „Bóg opuścił świat i odsłania się jedynie w relacji z drugim człowiekiem”, jak pisał Bonhoeffer. Ten pozorny paradoks można przyjąć albo odrzucić. Jednak jest to wyzwanie, nad którym nie można przejść obojętnie. Wyzwanie, które trzeba wypełnić współczesną treścią, by nie utknąć w jubileuszowych wspomnieniach w rocznicę śmierci naszego ewangelickiego świętego.
*Dietrich Bonhoeffer – urodzony we Wrocławiu ewangelicki duchowny, teolog, antyfaszysta. Zginął przez powieszenie w obozie koncentracyjnym Flossenbürg na miesiąc przed zakończeniem II wojny światowej, po wykryciu jego udziału w przygotowaniach do zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 roku. W roku 2015 obchodzimy 70-rocznicę jego śmierci.
13
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Jedynie Słowo Piotr Lorek
równie dobrze, jak przedtem. Podobnie jak na terenie nauki, tak i w dziedzinach ogólnoludzkich, „Bóg” jest coraz bardziej z życia wypychany, traci grunt pod nogami”.
Duchowy minimalizm Ojciec minimalizmu w architekturze Ludwig Mies van der Rohe (1886-1969) ukuł aforyzm „less is more”, czyli „mniej znaczy więcej”, by wyrazić istotę swojej sztuki projektowania. Jego powiedzenie zdobywa obecnie uznanie także w minimalizmie jako filozofii życia będącej reakcją na nadmiar konsumpcjonizmu, skutkującego brakiem szczęścia i spokoju wewnętrznego. Spełnienia można szukać w tym, co niematerialne, lecz i na tym polu oferta recept na duchowe spełnienie jest nieskończona. Jedną z nich proponuje ewangelicki duchowny i teolog Dietrich Bonhoeffer (1906-1945), którego 70 rocznicę męczeńskiej śmierci z rąk nazistów właśnie obchodzimy. Otóż jego propozycja „bezreligijnego chrześcijaństwa” zdaje się korespondować ze współczesnym minimalizmem, w którym „mniej znaczy więcej”. Bonhoeffer uważa, że społeczeństwo dojrzało do tego stopnia, iż w wyjaśnianiu otaczającego go świata nie potrzebuje już hipotezy „Boga”. W liście z 8 czerwca 1944 roku pisze znane słowa: „Rozpoczynający się mniej więcej w trzynastym stuleciu (nie chcę się wdawać w spór o datę) ruch, zmierzający w kierunku ludzkiej autonomii (rozumiem przez to odkrycie praw, którymi świat kieruje się w nauce, w życiu społecznym i państwowym, sztuce, etyce, religii, i dzięki którym sam sobie daje radę), osiągnął w naszych czasach, w pewnej mierze, apogeum. Człowiek nauczył się we wszystkich ważnych sprawach dawać sobie radę sam, bez odwołania się do hipotezy roboczej „Bóg”. W zagadnieniach naukowych, artystycznych, a także etycznych stało się to oczywistością, której nikt prawie nie śmie już podważać; od mniej więcej stu lat jednak dotyczyć to zaczyna, we wzrastającej mierze, również zagadnień religijnych; okazuje się, że wszystko funkcjonuje także bez „Boga”, i to
14
Filozofia życia według minimalizmu każe wyłączyć z dyskursu język religijny, gdyż wyjaśnianie świata i występujących w nim zjawisk możliwe jest bez przyjmowania istnienia Boga. Bóg staje się niepotrzebną rzeczą, której pozbycie się ma rozświetlić rozumienie tego, co nas otacza. Less is more. Bez niepotrzebnych teorii lepiej rozumiemy świat. Oczywiście jest jeszcze wiele pytań, na które nie znamy odpowiedzi, ale ludzkość w tak wielu przypadkach nakryła teologów na wykorzystywaniu Boga jako zapchajdziury na brak naukowej wiedzy, że już przestała się poddawać retoryce religijnej. Sztuki duchowego minimalizmu Dietrich Bonhoeffer nie prowadzi jednak w kierunku programowego ateizmu. W liście z 16 lipca 1944 roku teolog potwierdza: „Bóg, jako hipoteza robocza, moralna, polityczna, przyrodnicza, jest więc zlikwidowany, przezwyciężony. Także jako hipoteza robocza w filozofii i religii (Feuerbach!)”, po czym wyciąga z tej konstatacji pozytywne wnioski: „Bóg daje nam przez to do zrozumienia, że mamy żyć jak ludzie, którzy dają sobie w życiu radę bez Niego. Ten sam Bóg, który jest z nami, to przecież Bóg, który nas opuszcza. (Eloi, Eloi lama sabatchani...) Ten sam Bóg, co nam każe żyć w świecie bez hipotezy „Boga”, jest Tym, przed którego obliczem stoimy zawsze. To z Nim, to pod Jego wzrokiem żyjemy żyjąc bez Boga. Nasz Bóg daje się wypchnąć ze świata aż na krzyż, jest w świecie bezsilny i słaby, i tak właśnie, tylko tak jest z nami i nam pomaga”. Zatem duchowy minimalizm Bonhoeffera – jego koncepcja „bezreligijnego chrześcijaństwa” – nie jest „wylewaniem dziecka z kąpielą”. Biblijna historia o cierpiącym na krzyżu Jezusie uczy, że opuszczenie go i wycofanie się przez Boga okazuje się być tym, co właściwe. Bóg każe uznać nam, dojrzewającym wraz z rozwijającym się światem, że przyszło nam żyć w świecie etsi Deus non daretur (jakby Bóg nie istniał). Im mniej Boga, tym paradoksalnie go więcej. Pustka to pełnia. Less is more.
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Bez cukru
OKIEM CYWILA
Daria Stolarska
Siedzisz spokojnie w kościele, słuchasz jednym uchem kazania, a tu nagle ksiądz zaczyna mówić o bezreligijnym chrześcijaństwie jako przeciwieństwie dla tego instytucjonalnego, które się nie sprawdziło. Co takiego? Przecież wiadomo, że chrześcijaństwo to religia, w dodatku dość mocno zinstytucjonalizowana! Życie religijne musi być należycie zorganizowane, bo inaczej zapanuje chaos i powstanie multum indywidualnych religii! Ordnung muss sein! I wtedy zaczynasz słuchać uważnie… Urodził się w Breslau. Choć większość swojego krótkiego życia spędził gdzie indziej, jego kult we Wrocławiu jest mocno rozwinięty. Słowo „kult” może urazić niejedno ewangelickie ucho, ale kiedy mieszka się tu i słyszy, ile razy jego nazwisko pada podczas kazań, wycieczek po mieście, spotkań młodzieżowych, ilu ludzi przychodzi na wykłady o nim, trudno to nazwać inaczej. Mówią o nim ewangelicy i ewangelikalni, katolicy i prawosławni, fascynuje również żydów i muzułmanów. Nawet w ramach studiów przyrodniczych słyszałam jego nazwisko na zajęciach z filozofii. O kogo chodzi? Oczywiście o księdza Dietricha Bonhoeffera. Co roku podczas nabożeństwa noworocznego śpiewamy pieśń będącą tłumaczeniem jednej z jego modlitw więziennych. Jakim cudem czekający na wyrok więzień może być tak spokojny? Nie zo-
bojętniały, ale pogodny? „Nie lękam się, co mi przyniesie dzień” – napisał. Jakże często my się tego lękamy! A przecież nasza sytuacja życiowa jest o niebo lepsza niż jego. Jak on to robił? Skazali go na śmierć i powiesili dwa tygodnie przed wyzwoleniem obozu KL Flossenbürg przez Amerykanów, miesiąc przed zakończeniem wojny. Jego tragiczna śmierć wydaje się przez to jeszcze bardziej niesprawiedliwa. Nie zdążył się ożenić, założyć rodziny, zestarzeć się. Jaki byłby, gdyby przeżył? Co by mówił podczas kazań? W jakim kierunku rozwinęłaby się jego teologia? Czy po wojnie zamieszkałby w NRD? Czy Stasi potraktowałoby go tak samo, jak w rzeczywistości zrobiło to Gestapo? Przeczytałam jego biografię i kilkanaście artykułów na jego temat, obejrzałam dwa filmy, mam kilka jego książek. Coraz lepiej znam jego poglądy polityczne i teologiczne, ale sam Bonhoeffer jako człowiek czasem mi umyka. Zaczyna stawać się postacią mityczną, romantycznym bohaterem bez skazy, świętym męczennikiem. Patrzę wtedy na zdjęcie, na którym łysiejący mężczyzna z lekką nadwagą uśmiecha się do siedzącej obok siostry-bliźniaczki. Mam nadzieję, że kiedy spotkamy się po tamtej stronie, okaże się sympatycznym facetem z ogromnym poczuciem humoru. I że lubi czarną kawę. Bez cukru.
Miłość czy kochanie
Marek Hause
Czy można obdarować kogoś i stać się dzięki temu samemu bogatym? Tak, ale w przenośni i niematerialnie – obdarowując kogoś miłością. Według hiszpańskiego przysłowia za wszystko płaci się pieniędzmi, a jedynie za miłość miłością. Niestety większość z nas jedynie pragnie miłości, a nie umie kochać. Obdarzania innych tym uczuciem trzeba się nauczyć. Chcemy jedynie podobać się innym i w ten sposób pozyskać miłość drugiej osoby, bo tak można najłatwiej się dowartościować. Mniej angażujemy się, by dawać coś z siebie, bo czekamy na inicjatywę drugiej osoby, zapominając o przysłowiowym dawaniu i braniu utrzymywanych w równowadze. Czyli, aby być szczęśliwym, musimy uszczęśliwiać innych. Wydaje się nam również, że problem miłości to jedynie kwestia obiektu zainteresowania. Tymczasem jest to najczęściej problem naszych zdolności i umiejętności. Szukamy egoistycznie partnera lub osób, które moglibyśmy pokochać,
pod warunkiem że posiadają one odpowiednie cechy, wygląd oraz atrybuty, które zaimponują naszemu otoczeniu i poprawią nasz wizerunek w oczach innych. Tak więc wartość rynkową drugiego człowieka określa wygląd, sukces zawodowy i majątek. Kiedyś dużą rolę odgrywało również wykształcenie, ale dziś walory finansowe przysłoniły pozostałe. Mając pieniądze można zdobyć sukces bez wykształcenia, a nawet zmienić swój wygląd na odpowiadający panującym trendom społecznym. Ale czy takiej miłości szukamy, aby zaspokoić próżność i do tego nie własną, lecz narzuconą przez powierzchowne społeczeństwo? Dlatego bez względu na walory, którymi dysponujemy powinniśmy pamiętać o tym, że to my decydujemy kogo kochać, jak ma wyglądać nasze życie i co czyni nas szczęśliwymi. A jak nauczyć się kochać? Najlepiej zacząć od siebie. Kto jest zadowolony z siebie, nie dopatruje się wad u innych.
15
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Misja – i co dalej? Ważnym aspektem, na który pragnę zwrócić uwagę w tym artykule jest wpływ wojskowej misji na relacje rodzinne. W misji uczestniczy nie tylko żołnierz, ale również cała jego rodzina. Służba poza granicami kraju wiąże się z wieloma zmianami.
Anna Siemion-Mazurkiewicz
Pożegnanie. Wiąże się z nim wiele nowych emocji przeżywanych przez każdego członka rodziny. Odczucie lęku, tęsknoty oraz niepokoju związanego z przeżywaniem nowej sytuacji. Dla najbliższych zostających w kraju jest to okres, w którym życie rodzinne musi funkcjonować pomimo tego, że nie są w danym momencie w komplecie. Dla żołnierza, który na pewien czas opuszcza „gniazdo rodzinne” przychodzi czas skoncentrowania się na wykonaniu zadania przed nim postawionego. W tak zwanej misji bojowej, gdzie zagrożone jest jego życie, przeżywa często stres,
Spotkanie z teraźniejszością
Alina Lorek
16
Współczesne tempo życia wymaga od nas utrzymywania w polu uwagi wielu różnorodnych zagadnień. Staramy się na wszelkie sposoby niczego nie przeoczyć, zyskać jak najwięcej i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Chcemy uchronić siebie i bliskich od problemów. Niektórzy są niemal pedantycznie zorganizowani i kontrolują każdy swój krok, próbują także wpływać na poczynania osób w swoim otoczeniu. Inni zaś zupełnie odpuszczają – zdają się funkcjonować w innej rzeczywistości, z dala od „wyścigu szczurów”. Unikają podejmowania decyzji lub zwlekają do ostatniej chwili, kiedy już nie mają większego wyboru. Każdy z tych sposobów ma ostatecznie nas chronić przed różnego rodzaju dyskomfortem czy cierpieniem. Przejawiać się to może na wiele sposobów. Oto przykłady. Zazdrośnicy stale chcą upewniać się co do wierności partnerów, by ich nie stracić. Natomiast osoby sprawiające wrażenie niezaangażowanych asekurują się swym dystansem, by zaoszczędzić sobie rozczarowania. Jedni rodzice sprawdzają wszelkie poczynania nastoletniego dziecka, by móc przewidzieć i natychmiast zareagować na jakiekolwiek sygnały niebezpieczeństwa. Inni natomiast zdają się nie dostrzegać zmagań nastolatka czy wręcz je bagatelizują. I jedni, i drudzy pragną uchylić się od poczucia odpowiedzialności za negatywne konsekwencje niepowodzeń i decyzji dziecka. W końcu jednak osoby tak funkcjonujące zderzają się z rzeczywistością, której bardzo chcieli zapobiec. Zbyt kontrolowany partner, w poczuciu braku zaufania, szuka satysfakcji gdzie indziej. W relacji powierzchownej rodzą się z czasem złość i frustracja, a także smutek i depresja, które bywają głosem wołającym o uwagę, troskę i zaangażowanie, jednak niezwykle rzadko są właściwie rozumiane. Kontrolowany nastolatek podejmu-
Rok VII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
mając również świadomość ciążącej na nim olbrzymiej odpowiedzialności. Rodzina, jako całość przeżywa nowy etap życia, który bez wątpienia wpływa na ich więzi oraz wzajemne relacje. Kobieta, która stereotypowo dba o ognisko domowe musi zadbać o wychowanie dzieci oraz przejąć wszystkie obowiązki męża. Na pewien czas wchodzi w dwie role – rolę matki oraz ojca. Sytuacja wygląda podobnie, gdy na misję wyjeżdża kobieta. Wtedy to mąż przejmuje obowiązki żony.
scalić więzi rodzinne. W zależności od jego przeżyć oraz doświadczenia proces ten może przebiegać w różny sposób. Na pewno ważne jest, aby wracający potrafił i mógł opowiedzieć rodzinie o tym, czego doświadczył. Bez wątpienia kluczowa w scalaniu więzi jest chęć stron – żołnierza oraz rodziny – do osiągnięcia relacji oraz reguł, które obowiązywały przed wyjazdem. Edukacja jest jednym z czynników normalizacji życia rodzinnego. Pomocnym często okazuje się współpraca z psychologiem, który pomaga żołnierzowi uporać się z własnymi przeżyciami jednocześnie wspierając jego rodzinę.
Powrót. Sytuacje, które mają miejsce podczas rozłąki znajdują swoje przełożenia na życie rodzinne po powrocie żołnierza. Żołnierz – mąż, żona, ojciec, matka, syn, córka – jeden człowiek, musi odnaleźć się ponownie w strukturze rodziny oraz w roli, którą zajmował przed wyjazdem. Po początkowej euforii, odczuciu szczęścia, przychodzi codzienność. Żołnierz oraz jego rodzina muszą ponownie
Dzień powszedni. Ponowne umocnienie więzi rodzinnych wymaga czasu. Każdy członek rodziny musi uświadomić sobie swoje obecne położenie oraz zmiany, jakie w nim zaszły podczas rozłąki. Powrót do systemu rodzinnego, który został naruszony, wymaga zarówno czasu, jak i wzajemnej troski i wyrozumiałości. Rodzina po powrocie żołnierza z misji musi określić cel, który chce osiągnąć. Niezależnie od tego czy jest on dalekosiężny, czy też krótkodystansowy, rodzina powinna skupić się na tym, w jaki sposób chce ten cel osiągnąć. Warto również pamiętać i o tym, że w chwilach trudnych można zwrócić się do różnych organizacji, w tym i wojskowych, które przygotowane są do udzielania wsparcia.
je życiowe decyzje możliwie na przekór planom rodziców lub ucieka z domu, a z kolei adolescent pozbawiony granic i uwagi szuka ryzykownych i destrukcyjnych sposobów, by odbić się od dna, poczuć granicę lub zwrócić na siebie uwagę bliskich. Ostatecznie wydarza się więc coś, co stawia nasz świat na głowie, podważa sens tego, o co walczyliśmy lub tego, przed czymś uciekaliśmy. Skrajnymi sytuacjami są śmierć bliskiej osoby czy choroba, które przekraczają nasze mechanizmy obronne i sprawiają, że wykolejamy się emocjonalnie i psychicznie. Tracimy poczucie wpływu na rzeczywistość. Wraz z upływem czasu pojawiają się wyrzuty, że czegoś nie zrobiliśmy lub tak zwane „gdybanie” – tak jakbyśmy chcieli przekonać się, że jednak potrafimy przewidywać i wpływać na to, co wydarzy się w przyszłości. I w pewnym sensie mamy rację, jednak w nieco innym znaczeniu. Teraźniejszość buduje naszą przeszłość i ukierunkowuje naszą przyszłość. To jest pole wpływu, doświadczeń i rozwoju. I tylko z nią możemy cokolwiek zrobić. By jednak koncentracja na „tu i teraz” nie skończyła się na skrajnej niefrasobliwości, warto wyznaczać sobie cele, tworzyć wizje, marzyć i inspirować nimi aktualne działania. Na-
tomiast aby mogły się one realizować, trzeba przełamać w sobie trzymające nas niczym kajdanki obawy o to, co się stanie jeśli im nie podołamy. Trzeba przestać nieustannie zabezpieczać się przed możliwymi niepowodzeniami, bo to one ostatecznie przyciągną naszą uwagę, działania i energię. Stracimy wówczas cenne lata realizując strategie „życia na wszelki wypadek”. A nasze marzenia staną się tylko bolesnym wspomnieniem, które będziemy zagłuszać uzasadnieniami, że nie udało nam się wszystkiemu zapobiec lub i tak nie warto było się angażować. Życie jest zbyt różnorodne, by okiełznać je pętami kontroli i zbyt wielobarwne, by unikać jego odcieni. Doświadczenia chwili są zbyt cenne, by odwracać od nich uwagę przeszłymi trudnościami i troskami o przyszłość. Nasze „tu i teraz” to przestrzeń prawdziwa, warta emocji i uwagi. Bliska relacja może zatem być autentycznym i satysfakcjonującym spotkaniem lub czasem pełnym napięć, podejrzeń czy obcości i dystansu. Świadome doświadczanie bycia z innymi, patrzenia na nich z otwartością i ciekawością to szansa, że w przyszłości nasze relacje będą trwać i że kiedyś spojrzenie w przeszłość będzie źródłem inspiracji i satysfakcji. Ale wtedy to nie będzie miało znaczenia, bo teraźniejszość okaże się zbyt atrakcyjna, by tracić ją z oczu i stale kierować uwagę na coś, czego już nie ma lub czego jeszcze nie ma.
Fot. Anna Siemion-Mazurkiewicz
Fot. Alina Lorek
17
Rok VIII nr 2 (40) marzec-kwiecień 2015
Kolekcjoner Świeżutki SZOP Naszywka Szefostwa Obrony Powietrznej Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych to kolejny przykład dążenia do integracji żołnierzy komórki organizacyjnej Sił Zbrojnych RP. Pomysł jej ustanowienia wyszedł od płk. Roberta Stachurskiego oraz ppłk. Marcina Szafrańca. Projekt wykonał Piotr Lisowski z Centrum Weterana Działań
Konflikty na świecie Odnaleźć spokój w Kosowie Połowa XIX wieku to początek konfliktów na Bałkanach. Różnice religijne, rodząca się świadomość narodowa były głównymi powodami nieporozumień między dzisiejszą Serbią, Chorwacją, Albanią. Kiedyś Jugosławia – republiki, federacje. Dziś suwerenne państwa: Serbia od 2006 roku, a od 2012 kandydat to Unii Europejskiej; Chorwacja od 1991 roku i od 2013 roku członek UE; Albania proklamowała niepodległość już w 1912 roku, obecnie jest kandydatem do UE; Czarnogóra niepodległa od 2006 roku i od 5 lat oficjalny kandydat to UE; Bośnia i Hercegowina suwerenne od 1992 roku. Pomiędzy te państwa wciśnięte jest najmniejsze i jednocześnie najmłodsze z nich wszystkich – Kosowo. Nie-
18
Andrzej Korus Poza Granicami Państwa – autor wielu „militarnych” opracowań graficznych. Okrągła naszywka o średnicy 8 cm zawiera wizerunek szopa pracza (nawiązujący do używanej potocznie nazwy szefostwa) oraz samolotu i zestawu rakiet na tle anteny radaru i konturów Polski. Na obwodzie widnieje napis SZEFOSTWO OBRONY POWIETRZNEJ oraz pomiędzy dwiema szachownicami lotniczymi DO RSZ. Naszywkę wykonała firma ZPH Altex-Fashion w Legionowie. Występuje na tzw. rzepie lub bez. Zastosowano technikę haftu komputerowego przy użyciu nici poliestrowych metalizowanych typu IRIS. Nici produkowała jedna z najstarszych w Polsce fabryk – Fabryka Nici Ariadna (d. Kunitzera) w Łodzi, założona w 1897 roku. Wykonano trzy wersje naszywki: - galowa na gabardynie (480) produkcji Zakładów 29 Maja w Andrychowie, - pantera leśna na tkaninie rip-stop produkcji Zakładów Andropol S.A. w Andrychowie, - pantera pustynna także na tkaninie Rip-Stop z Andropolu S.A. Zakład Andropol został założony w 1906 roku przez spółkę Bracia Czeczowiczka pod nazwą Pierwsza Galicyjska Tkalnia Mechaniczna. Naszywka weszła do użytku w lutym 2015 roku.
Karina Hübsch podległość ogłoszono w 2008 roku. Kraj ten jest uznawany przez 105 ze 193 państw członkowskich ONZ, 23 z 28 Unii Europejskiej i 24 z 28 NATO, jednakże formalnie nie jest państwem samodzielnym. Teren Kosowa, choć zamieszkany w ponad 90% przez Albańczyków, jest traktowany przez Serbię jako jej terytorium, co znalazło swój wyraz w wojnie 1998 roku. Wyzwoleńcza Armia Kosowa (UCK – albańska zbrojna organizacja partyzancka i terrorystyczna) sprawnie i w krótkim czasie zajęła 30% terytorium. Ugrupowanie to było radykalne i bezwzględne w swoich działaniach. Zawieszenie broni w październiku 1998 roku, wymuszone przez zachód na Slobodanie Miloszeviciu, zostało przerwane przez UCK już w grudniu tego samego roku. ONZ było bezradne z racji bardzo rozbieżnych stanowisk państw zainteresowanych konfliktem. Głos zabrało NATO, w wyniku czego nastąpiła pacyfikacja Kosowa. Jugosławia nie zamierzała podporządkować się żądaniom sojuszu, ale jednocześnie nie była w stanie osiągnąć swoich założeń i w konsekwencji wycofała wojska z terenu Kosowa, tracąc całkowitą kontrolę nad tą prowincją w 2000 roku. Od czerwca 1999 roku po dziś dzień w Kosowie stacjonują oddziały misji pokojowej KFOR. Region ten, podobnie jak i całe Bałkany, coraz częściej staje się celem wakacyjnych podróży, niekiedy z zadziwiającym zakończeniem, jak w przypadku pewnej Serbki o imieniu Ivana. – Mieszkam w Belgradzie, jestem prawniczką. Wielkie miasto, stres, gonitwa, tysiąc spraw. Napisałam do matki przełożonej. Zgodziła się, żebym spędziła w monasterze kilka tygodni. Odnalazłam tu spokój.
DATY HISTORYCZNE
ks. Andrzej Komraus
14 maja 1825 r. w Łyżbicach (obec-
nie część Trzyńca) urodził się ks. Jerzy Bogusław Heczko, ewangelicki duchowny, pisarz i publicysta. Pracował jako nauczyciel w szkole ewangelickiej na Morawach. Ukończył ewangelickie gimnazjum teologiczne w Cieszynie. Studia teologiczne odbył w Wiedniu i w Szwajcarii. Po powrocie w strony ojczyste pracował jako katecheta w żeńskiej szkole ewangelickiej w Bielsku, następnie służył jako pastor zborów ewangelickich na terenie Małopolski, a od 1859 r. przebywał jako duszpasterz w Ligotce Kameralnej, gdzie zmarł 11 maja 1907 r. W latach 1881-1890 był prezesem Ewangelickiego Towarzystwa Oświaty Ludowej w Cieszynie. Wydawał broszury o treści religijnej, publikował dwutygodnik „Ewangelik”, był też autorem „Modlitewnika” (Cieszyn 1860). Dziełem jego życia był „Kancjonał czyli śpiewnik dla chrześcijan ewangelickich” (Cieszyn 1865), który miał aż 21 wydań i cieszył się niezwykłą popularnością, zwłaszcza na Ziemi Cieszyńskiej, skutecznie wypierając powszechnie dotąd stosowane kancjonały czeskojęzyczne.
24 maja 1575 r. w Alt-Seidenberg urodził się Jakub Böhme, śląski mistyk i filozof. Z zawodu był szewcem. Swoją wiedzę teologiczną zdobył samodzielnie studiując dzieła mistyków (m.in. Paracelsusa i Weigla) oraz teologów luterańskich, najwięcej uwagi wszakże poświęcając Pismu Świętemu. Był autorem wielu dzieł i traktatów, które spotkały się z bardzo nieprzychylnym przyjęciem ze strony miejscowego duchowieństwa ewangelickiego. Doktryna Böhmego jest bardzo oryginalnym konglomeratem elementów racjonalistyczno-mistycznych i monistyczno-emanacyjnych, a wszystko na gruncie bardzo osobiście i specyficznie odczytywanego Pisma Świętego. W wywodach często odwołuje się do przeżywanych przez siebie wizji. Był pierwszym filozofem piszącym w języku niemieckim. Wpływ jego pism wykraczał poza kraje niemieckojęzyczne. Do jego poglądów nawiązywali m.in. Angelus Silesius, Gichtel, Ötinger, von Baader, Schelling, Hegel i Bierdiajew, interesował się nimi również Adam Mickiewicz. Zmarł w 1624 r. w Görlitz (dziś Zgorzelec).
MUZYKA
FILM
KSIĄŻKA
Apocalyptica „Shadowmaker” W 1996 roku fińska grupa muzyków klasycznych Apocalyptica zadebiutowała płytą z utworami Metalliki zagranych na instrumentach smyczkowych. Trzej wiolonczeliści i perkusista tworzą zespół grający szeroko pojętą muzykę heavy metal z elementami muzyki poważnej. Apocalyptica zagrała również wiele interpretacji znanych wykonawców takich jak Faith No More czy Rammstein. Jak na razie mają oni na swoim koncie osiem albumów, a kolejny ukaże się niebawem. Na 15 kwietnia zaplanowane jest wydanie nowej płyty o tytule „Shadowmaker”. Do tej pory wszystkie płyty zespołu były jedynie interpretacjami instrumentalnymi. Na nowej płycie zaśpiewa Franky Perez, wokalista zespołu Scars On Broway, tworzonego z członkami System Of A Down.
„Selma” Kolejny biopic (biopicture) produkcji amerykańsko-angielskiej pokazuje fragmenty życia i walki o równość Martina Luthera Kinga. W centrum opowieści znajdują się protesty z 1965 roku w Alabamie. Realizacji pierwszego dużego filmu biograficznego o doktorze Kingu podjęła się mało doświadczona reżyserka Ava DuVernay, mająca na swoim koncie jeden dramat „Middle of Nowhere”, za który otrzymała pierwszą nagrodę na festiwalu w Sundance. Ale wybór padł na nią nie z powodu jej zdolności, lecz ze względów finansowych. Zbyt mały budżet wysokości 20 milionów dolarów odstraszył Spike’a Lee oraz Lee Danielsa. Być może dzięki temu historia ruchu obywatelskiego w USA pokazana została z lekkością, a jej przywódca jako człowiek z krwi i kości.
Krzysztof Beśka „Autoportret z samowarem” „Autoportret z samowarem” to jeden z najbardziej znanych obrazów Stanisława Ignacego Witkiewicza przedstawiający artystę. Krzysztof Beśka zaczerpnął ten tytuł dla swojej nowej powieści rozgrywającej się w Warszawie wiosną 1938 roku. Zapożyczenie jest nieprzypadkowe, gdyż jedna z postaci przypomina do złudzenia Witkacego. Lecz to nie on jest głównym bohaterem książki, ale młody maturzysta, który wplątuje się w nieoczekiwane tarapaty. Elementy fikcyjnego kryminału przeplatają się w książce z zagadkową biografią Witkiewicza, którego udział w rewolucji rosyjskiej 1917 roku stwarza intrygujący wątek sensacyjny. Wszystkie wymienione elementy wielostronnej prozy autora doskonale współgrają, tworząc trzymającą w napięciu lekturę.
POLECAMY
2 kwietnia 1805 r. urodził się w Odense Hans Christian Andersen, duński literat, twórca słynnych baśni. Ubóstwo rodziny, a do tego przedwczesne sieroctwo sprawiło, że jedenastoletni chłopiec musiał pracować, aby przeżyć. Obdarzony niezwykłym talentem, wolny czas poświęcał na spisywanie wymyślanych przez siebie historii. W 1819 r. wyjechał do Kopenhagi, gdzie udało mu się próbkami swej twórczości zainteresować kilku literatów, dzięki którym otrzymał stypendium. Umożliwiło mu to ukończenie szkół i odbycie studiów. W 1829 r. opublikował swój pierwszy utwór. Tworzył poezję, utwory dramatyczne, komedie i wodewile, opowiadania i powieści, felietony podróżnicze. Sławę przyniosły mu jednak baśnie, których pierwszy zbiór ukazał się w 1835 r. Utwory te, pisane w duchu chrześcijańskim, nasycone są głębokim humanizmem i niosą ważne treści wychowawcze, broniąc najważniejszych wartości ludzkich. Tłumaczone były i są na wiele języków; wydania w języku polskim ukazują się od 1859 r. Andersen zmarł 4 sierpnia 1875 r. w Kopenhadze.
Marek Hause
19