MAGAZYN EWANGELICKIEGO DUSZPASTERSTWA WOJSKOWEGO Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
ROK IX nr 3 (46)
MAJ– LIPIEC 2016
TEMAT NUMERU
NA CELOWNIKU EWANGELIKA
psycholog
Ojciec i syn okrążają świat
Inżynier Mamoń wstępuje do nieba
Fajnie jest dalej żyć
str. 8
str. 13
Str. 16
1
ŻYCIE LITURGICZNE KOŚCIOŁA
2. Życie liturgiczne Kościoła 3. Słowo od redakcji
Hasło biblijne roku 2016: „Jak matka pociesza syna, tak ja będę was pocieszał.” (Iz 66,13).
5
Czerwiec Hasło miesiąca: „Pan jest mocą i pieśnią moją, i stał się zbawieniem moim.”(2 Mż 15,2). 5 czerwca: 2. Niedziela po Trójcy Świętej. 12 czerwca: 3. Niedziela po Trójcy Świętej. 19 czerwca: 4. Niedziela po Trójcy Świętej. 24 czerwca: Dzień narodzin Jana Chrzciciela. 25 czerwca: Pamiątka Wyznania Augsburskiego (Konfesji Augsburskiej). Tego dnia w 1530 roku przed cesarzem Rzeszy Niemieckiej Karolem V uroczyście ogłoszono wyznanie wiary ewangelickiej. 26 czerwca: 5. Niedziela po Trójcy Świętej. 29 czerwca: Dzień apostołów Piotra i Pawła. Lipiec Hasło miesiąca: „Odpowiedział Pan: Sprawię, że całe dostojeństwo moje przejdzie przed tobą, i ogłoszę imię Pan przed tobą, i zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, i zlituję się, nad kim się zlituję.” (2 Mż 33,19). 2 lipca: Dzień nawiedzenia Marii Panny – pamiątka wizyty Marii u swojej krewnej Elżbiety, która nosiła w łonie Jana Chrzciciela. Elżbieta napełniona Duchem Świętym zaśpiewała wtedy hymn: „Błogosławionaś ty między niewiastami.” 3 lipca: 6. Niedziela po Trójcy Świętej. 10 lipca: 7. Niedziela po Trójcy Świętej. 17 lipca: 8. Niedziela po Trójcy Świętej. 22 lipca: Dzień Marii Magdaleny. 24 lipca: 9. Niedziela po Trójcy Świętej. 25 lipca: Dzień apostoła Jakuba Starszego. 31 lipca: 10. Niedziela po Trójcy Świętej – Niedziela Izraela, poświęcona refleksji na temat miejsca Narodu Wybranego w historii zbawienia. Sierpień Hasło miesiąca: „Sól to dobra rzecz, ale jeśli sól zwietrzeje, czymże ją przyprawicie?” (Mk 9,50). 6 sierpnia: Święto Przemienienia Pańskiego – według ewangelii Jezus zabrał trzech uczniów: Piotra, Jakuba i Jana na górę, gdzie objawił im nadziemską chwałę i rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem. 7 sierpnia: 11. Niedziela po Trójcy Świętej 14 sierpnia: 12. Niedziela po Trójcy Świętej. 21 sierpnia: 13. Niedziela po Trójcy Świętej. 24 sierpnia: Dzień apostoła Bartłomieja. 28 sierpnia: 14. Niedziela po Trójcy Świętej.
YOLO – ks. Marcin Orawski Etyka – nasze refleksje Autorytet – śliska sprawa – ks. kpt. Tomasz Wola
4. Rozważanie Słowa Bożego
– ks. ppłk Sławomir Fonfara
5. Relacje z pracy kapelanów ewangelickich i działalności EDW
8. Ojciec i syn okrążają świat
Rozmowa z Arkadiuszem Derą
10. Wydarzenia z Kościoła Ewangelicko-
8
Augsburskiego w RP – ks. Adam Malina
12. Tornister
Kim Ki Dok z Płakowic – płk rez. dr Jerzy Tomczyk
13. Na celowniku ewangelika
Inżynier Mamoń wstępuje do nieba – Łukasz Cieślak
14. Jedynie Słowo
Nadzieja na niemożliwe – Piotr Lorek
12
15. Okiem cywila
„Niedasie” – Daria Stolarska Marzenia, czyli szansa na sukces – Marek Hause
16. Psycholog
Jak ty to robisz? – Alina Lorek Fajnie jest dalej żyć – Anna Siemion-Mazurkiewicz
18. Kolekcjoner
Mega kolekcja – mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus Konflikty na świecie Górski Karabach – Karina Hübsch
19. Daty Historyczne – ks. Andrzej Komraus Polecamy – Marek Hause
Redaktor naczelny: ks. Marcin Orawski Zastępca redaktora naczelnego: mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus Kolegium redakcyjne i stali współpracownicy: Łukasz Cieślak, Rafał Ćwikowski, Marek Hause, Anna Hopfer-Wola, Karina Hübsch, ks. Andrzej Komraus, Alina Lorek, Piotr Lorek, ks. Adam Malina, Anna Siemion-Mazurkiewicz, Daria Stolarska, Karolina Suchan-Okulska Na okładce: Arkadiusz Dera w podróży z synem dookoła świata. Fot. prywatne archiwum Adres redakcji: 00-909 Warszawa, ul. Nowowiejska 26, tel.: 22 684 09 60, faks: 22 684 09 40 e-mail: redakcja@wiaraimundur.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania, zmiany śródtytułów i tytułów oraz skracania tekstów. Skład, łamanie, opracowanie graficzne, druk oraz kolportaż: Drukarnia „TONO Bis”, Laski, ul. Brzozowa 75, 05-080 Izabelin. ISSN1898-598X Więcej na stronie: www.edw.wp.mil.pl
Tato! Mama pisze w mailu, że babcia Stefa gorąco prosi o daktyle z Arabii, wujek Franek o przyprawy z Indii, najlepiej w dużych paczkach, a ciocia Klara o parę motków włóczki z Nowej Zelandii. Jeszcze sąsiedzi wspominali coś o kawie z Kolumbii. Rys. Karolina Suchan-Okulska
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
nasze refleksje
YOLO
Słowo od redakcji
Dziwny skrót, który można zobaczyć na młodzieżowych tshirtach czy internetowych memach oznacza „you only live once” (żyje się tylko raz). Nic nowego. Starsze pokolenia, ulegając modzie kultowego filmu „Stowarzyszenie umarłych poetów”, zamęczały wszystkich „carpe diem”. Tyle że YOLO – na co zwracają uwagę pedagodzy – ma bardziej dekadencki charakter. Otwarte granice, szybkość przemieszczania się i komunikacji dały młodzieży możliwości, o których ich rodzice mogli pomarzyć. Ceną jest jednak większa liczba niewiadomych. Pokolenie obecnych 40-50-latków goniło Zachód. „Telewizor, meble, mały fiat, oto marzeń szczyt” – śpiewali z Perfectem. Dziś Zachód stracił mityczny blask. Mamy już kolorowe sklepy, światowe koncerny, ale też „śmieciowe” umowy czy bezosobowe „korpo”. Wielu młodych zaczęło postrzegać zachodnią Europę jako miejsce chaosu, niebezpieczeństwa, ludzi z obcego porządku. A skoro nie ma jasnych perspektyw, to… YOLO, „żyj na maksa”. Może i dobrze! Ludzie zajmują się pasjami, uprawiają sport, gotują, podróżują. Inni pocą się, rzeźbiąc ciało na siłowni albo robią sobie tatuaż w poszukiwaniu niepowtarzalności. Widać jednak, że to nie wystarcza. Statystyki pokazują, że dla około 80% młodych rodzina jest ważniejsza niż pieniądze, a nieco mniejszy odsetek deklaruje, że ważna jest ojczyzna. Młodzi szukają wartości, wspólnoty, chcą czuć się ważni. Denerwują się, gdy ich problemy są bagatelizowane – „Bo teraz wszystko macie”, ale też nie zawsze rozumieją, jak ograniczone możliwości mieli rodzice i ile wysiłku musieli wkładać w sprawy, które dziś wydają się proste. Napięcia były i będą. Nikt nie dogoni dzieci, ucząc się, co znaczy YOLO, SWAG czy It-girl. Nie pomoże zakładanie kont na facebooku, z którego zresztą młodzi zaczęli uciekać, gdy pojawili się tam rodzice. Trudno czuć się dumnym, gdy pod „selfi z siłki” komentuje ciocia: „Ale wyrosłeś na kawalera, Marcelku”. W bieżącym numerze WiM próbujemy zająć się tym, co w komunikacji najważniejsze – więziami. Bycie w relacji, to nie zakup kolejnego iPhona czy naśladowanie młodzieżowego slangu. Nikt nie rozwiąże za dziecko wszystkich problemów, lęków o przyszłość i stresów, ale może dać poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty. Wtedy można „góry przenosić,” jak mówi Ewangelia. Albo ruszyć z synem dookoła świata… Życzę miłej lektury
Marcin Orawski
Autorytet – śliska sprawa Pojęcie „autorytet” oznacza słownikowo: „wyrocznia, fachowiec, znawca, mistrz, powaga, arbiter”. Nie powinno być więc kojarzone z przymusem fizycznym, psychicznym czy manipulacją. Osoba stająca się autorytetem – szczególnie w dziedzinie etyki i moralności – wywiera wpływ na innych poprzez dawanie przykładu postępowania i bycia. Klasyfikacja autorytetu bywa więc trudna. Zależy bowiem zarówno od wartości kandydata na autorytet, jak i od tych, którzy dokonują oceny. Jedną z podstaw wychowania dziecka jest autorytet rodzica. To wartość poszukiwana od urodzenia i w dużym stopniu odpowiadająca za kształtowanie charakteru oraz światopoglądu. W wielu dziedzinach autorytet zmienia się i ewoluuje. Pojawia się tak naprawdę niezależnie od nas, w jakimś momencie życia, ale też znika, o czym rodzice przekonują się dość boleśnie, gdy dziecko zaczyna dorastać. To właśnie wtedy rodzic zostaje zepchnięty z piedestału na rzecz kolegów, nauczycieli czy idoli. W tym czasie autorytet rodzica bywa konfrontowany z innymi. Jednak to w nim właśnie powinno być najistotniejsze – poczucie bezpieczeństwa, a zdobywa się je przede wszystkim przez bycie z kimś. Wielu mężczyzn chce rezygnować z autorytetu ojcowskiego, przechodząc na system „kumpelski” i zapominając, że ów autorytet nie jest żadnym przywilejem w rodzinie, ale stanowi wyraz odpowiedzialności. Nie da się go zastąpić siłą i rygoryzmem. Ważne, aby miał on charakter pozytywny. Może być zbudowany z różnych składowych, na przykład: wiedzy, kultury, taktu, a przede wszystkim moralności, która nie jest tylko teorią. Rodzic posiadający autorytet, potrafi znaleźć „złoty środek” między wolnością a dyscypliną, autonomią a koniecznością respektowania reguł funkcjonujących w danym środowisku. Pamięta przy tym, że autorytetem cieszy się ktoś w danej sferze życia – nie jest on rozciągnięty na całość. Rodzic nie stanie się supermanem lub pozbawionym wad cyborgiem. Nie zmienia to faktu, że może on być w wielu dziedzinach życia drogowskazem i punktem odniesienia. To ważne, bo każdy chce mieć kogoś, komu może zaufać. Warto więc pamiętać o słowach polskiego filozofa Tadeusza Hipolita Czeżowskiego: „Autorytet to rzecz śliska – trudno go zdobyć, łatwo stracić.”
ks. kpt. Tomasz Wola
redaktor naczelny
3
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
ROZWAŻANIE SŁOWA BOŻEGO
Pozostawić dobry ślad Usługujcie drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy szafarze rozlicznej łaski Bożej. 1 P 4,10 Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać. Dz 20,35 Zarówno nasze życie, jak i świat, który nas otacza, zostały przez Stwórcę tak zaplanowane, że wzajemnie od siebie zależymy. Jesteśmy zdani na życie z innymi, na ich obecność, towarzystwo, pomoc, dobrą wolę i przychylność, a nade wszystko miłość. Dotyczy to w szczególności najbliższych, których zawsze mamy koło siebie i być może dlatego często nie doceniamy tych więzi. Dopiero w momencie, gdy coś się psuje albo zostaje nam odebrane, zauważamy, jak ślepi i nierozważni byliśmy, inwestując czas tylko w zdobywanie dóbr, a nie we wzajemne relacje. Oczywiście nie wypieramy się tego, że potrzebujemy wsparcia innych ludzi, ich akceptacji czy aprobaty. Z drugiej strony sami lubimy być pomocni, podziwiani, akceptowani, po prostu potrzebni na tym świecie. Nawet Bóg, który jest niezależny i suwerenny nie odrzuca ludzkiej wiary i miłości. Są ludzie, którzy niczego nie chcą przyjąć. Twierdzą, że niczego nie potrzebują od innych a nawet od samego Boga. Po przeciwnej stronie są ci, którzy bez skrupułów wykorzystują bliźniego. Zarówno z pierwszymi, jak i drugimi nie jest najlepiej. Choć nie brakuje ludzi, którzy chcą być niezależni od nikogo i niczego, to jednak chyba więcej jest tych, którzy nastawili się w życiu tylko na branie. Dlatego nasz Zbawiciel powiedział, że bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać, aniżeli brać. Gdyby między ludźmi panowało więcej rodzinnego ciepła, zrozumienia i w ogóle braterskiej miłości, a mniej egoizmu, wtedy dałoby się uniknąć wielu międzyludzkich problemów. Człowiek, aby był w pełni szczęśliwy i zrealizowany, nie może tylko brać, musi też coś z siebie dawać. Człowiek nie może żyć tylko na wdechu. Nie można tylko łapczywie czerpać powietrze, aby pozostawić je w płucach tylko dla siebie. To jest niemożliwe, udusilibyśmy się. Czerpiąc powietrze musimy je wydychać i to jest właściwe. W rozmowie z Samarytanką przy studni Jezus mówił, że kto napije się wody żywej, którą jest On sam, nie będzie
4
ks. ppłk Sławomir Fonfara
pragnął na wieki. Później dodał, że ta woda stanie się źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu. A więc nie można się tej wody napić i sobie zostawić, ona musi przez nas przepływać i docierać do innych. Wtedy nie stanie się martwa, a i my nie będziemy martwi i nieużyteczni. Każda rodzina, związek czy relacja potrzebuje wzajemnej służby, oddania, ofiarności. Życie tylko dla siebie jest bez sensu. Życie dla innych jest satysfakcjonujące, przynosi zadowolenie, nie mówiąc już o korzyściach dla tych, którzy znaleźli się w potrzebie. Słowo Boże uczy wierzących odpowiedzialności za drugiego. Każdy z nas ma prawo do własnego życia, może z nim robić, co mu się podoba. Każdy ma prawo do miejsca na tym świecie, do czasu, z którym także może robić, co mu się podoba. Każdy może realizować się, wybierając samemu przedmiot swoich pasji, zainteresowań i służby. Ale powstaje pytanie: czy swoim życiem, działaniem pozostawimy po sobie jakiś trwały ślad – może w pamięci najbliższych, a może w sercach i duszach ludzi, którzy z nami żyli, trudzili się? I chyba najważniejsze: co przekazaliśmy swoim bliskim, dzieciom, podopiecznym, przyjaciołom? Czego ich nauczyliśmy, jakie wzorce zaszczepiliśmy? Nasz Zbawiciel taki niezatarty ślad pozostawił. Ofiarnym życiem, męką i śmiercią za grzechy wyjednał dla nas zbawienie. Zaszczepił w ludzkich sercach miłość do Boga, wiarę i nadzieję. Jego dzieło – misję szerzenia Królestwa Bożego – kontynuowali uczniowie i też oddali się, poświęcili temu bez reszty. Sens życia odnaleźli w służbie dla Boga, niesieniu bliźnim pomocy, pociechy, Ewangelii. Apostołowie zostawiali wszystko dla Jezusa, szli za Nim bez oglądania się wstecz i nie żałowali. Czy i my nie żałujemy dla innych swego czasu, zaangażowania i wsparcia? Pamiętajmy, że siły do życia, życzliwość i miłość do bliźnich mamy tylko z Boga. On jest źródłem wszelkiego dobra. Gdy działamy dla drugiego człowieka, oddajemy to, co sami otrzymaliśmy. On używa nas jako narzędzi. Dlatego służąc bliźnim nie zapominajmy, że sami potrzebujemy Bożej łaski i pomocy. Mamy go prosić o siły i wytrwanie w dobrym, a jednocześnie dziękować ilekroć uda nam się coś dobrego dla innych uczynić. Bóg wspierał służbę swojego Syna, towarzyszył Mu w Duchu Świętym. My także w chrześcijańskiej służbie nie jesteśmy osamotnieni. Pamiętajmy, że nie służymy jakiejś wielkiej ideologii, która nie posiada duszy. Bezduszne idee prędzej czy później zabijają swoje dzieci, domagają się krwawych ofiar i nimi się karmią. My służymy Zbawcy, który oddał za nas życie, bo naprawdę nas kocha. Ślepa ideologia nigdy nas nie zrozumie, natomiast Zbawiciel potrafi nas zrozumieć, gdyż przeszedł drogę naszego życia od początku do końca. On stanął blisko nas i pozostał. On nas nigdy nie opuści, wszak powiedział uczniom wyraźnie: „Jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”.
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
RELACJE Z PRACY KAPELANÓW EWANGELICKICH I DZIAŁALNOŚCI EDW www.edw.wp.mil.pl Święto Wojsk Inżynieryjnych Obchody odbyły się w czwartek 7 kwietnia w 4. Batalionie Inżynieryjnym w Głogowie. Uczestniczyła w nich kadra i pracownicy batalionu oraz reprezentanci władz państwowych, powiatowych i miejskich. Obecnych było również wielu byłych żołnierzy, którzy służyli w głogowskim garnizonie. Podczas uroczystego apelu odsłonięty został pomnik „Pamięci saperów”. Ewangelickie Duszpasterstwo Wojkowe reprezentował ksiądz ppor. Waldemar Gabryś.
W rozgrywkach wziął udział kapelan EDW ks. kpt. Tomasz Wola (z prawej). Fot. archiwum EDW
Rocznica katastrofy smoleńskiej W niedzielę 10 kwietnia, w szóstą rocznicę tragedii smoleńskiej, w siedzibie Ministerstwa Obrony Narodowej nastąpiło uroczyste odsłonięcie tablicy poświęconej ofiarom katastrofy samolotu Tu-154M, związanym z wojskiem i resortem obrony. Gospodarzem uroczystości był minister Antoni Macierewicz, a uczestniczyli w niej zwierzchnicy duszpasterstw wojskowych oraz rodziny ofiar. EDW reprezentował biskup płk Mirosław Wola.
Biskup płk. Mirosław Wola przemawia w czasie uroczystości odsłonięcia tablicy poświęconej ofiarom katastrofy smoleńskiej. Fot. DPI MON
Ksiądz ppor. Waldemar Gabryś (w środku) na święcie Wojsk Inżynieryjnych w Głogowie. Fot. archiwum EDW
Mistrzostwa w siatkówce W dniach 6-8 kwietnia w Mrzeżynie rozgrywane były Mistrzostwa Wojsk Lądowych grupy 2. w piłce siatkowej. W zawodach wzięły udział reprezentacje różnych brygad i pułków wojskowych. Uroczystego otwarcia dokonał zastępca dowódcy 3. Batalionu 7. Brygady Obrony Wybrzeża. W zawodach uczestniczył kapelan Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego ksiądz kpt. Tomasz Wola, który reprezentował 12. Batalion Dowodzenia 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. Zwycięzcą grupy drugiej okazali się siatkarze 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego.
Biskup Wola wraz z przedstawicielami EDW udał się także na grób tragicznie zmarłego w katastrofie księdza gen. Adama Pilcha, który pełnił wówczas obowiązki ewangelickiego biskupa wojskowego. Tam złożono wieniec w imieniu księży kapelanów oraz pracowników duszpasterstwa wojskowego. Grób księdza Pilcha znajduje się na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy ul. Młynarskiej w Warszawie. Tego samego dnia pod Pomnikiem Ofiar Katastrofy Smoleńskiej w Białymstoku miały miejsce wojewódzkie obchody upamiętniające tragiczne wydarzenie. Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe reprezentował ksiądz mjr Tomasz Wigłasz. Oficjalne uroczystości rozpoczęła ekumeniczna modlitwa kapelanów Garnizonu Białystok. Wcześniej odbyły się nabożeństwa ewangelickie i rzymskokatolickie w Białymstoku oraz prawosławne w Supraślu, gdzie jest pochowany arcybiskup gen. dyw. Miron (Chodakowski), jedna z ofiar katastrofy. Podczas ewangelickiego nabożeństwa, które poprowadził kapelan EDW ksiądz mjr Tomasz Wigłasz wspomniano księdza gen. Adama Pilcha i ostatniego prezydenta RP
5
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016 na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. Pierwszy był inicjatorem reaktywowania ewangelickich nabożeństwa w Białymstoku w 2002 roku. Drugi przed II wojną światową prowadził drużynę harcerską w ewangelickiej szkole w tym mieście.
Ksiądz mjr Tadeusz Jelinek prowadzi modlitwę w trakcie konińskich obchodów Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Fot. Mirosław Jurgielewicz
Święto Sapera Nabożeństwo ewangelickie w Białymstoku w rocznicę katastrofy prowadził ks. mjr Tomasz Wigłasz. Fot. archiwum EDW
Uroczystości katyńskie W środę 14 kwietnia Ewangelicki Biskup Wojskowy uczestniczył w obchodach Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Uroczystości rozpoczęły się w ogrodzie Pałacu Prezydenckiego, gdzie prezydent RP Andrzej Duda zasadził Dąb Pamięci poświęcony poległym ofiarom. Kolejna część uroczystości odbyła się przed Muzeum Katyńskim na warszawskiej Cytadeli, gdzie zostały złożone kwiaty i zapalone znicze przy tablicach upamiętniających nazwiska poległych i miejsca ich straceń. Obchody zakończyły się przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Odbyła się tam uroczysta zmiana posterunku honorowego oraz odczytany został apel pamięci.
15 kwietnia w przeddzień Dnia Sapera przed pomnikiem Chwała Saperom w Parku im. Marszałka Edwarda RydzaŚmigłego w Warszawie odbyły się centralne uroczystości Święta Wojsk Inżynieryjnych. Główna część obchodów rozpoczęła się przemówieniem szefa Zarządu Inżynierii Wojskowej pułkownika Andrzeja Solarza oraz generała bryg. Jana Dziedzica, zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP. Następnie złożono wieńce i wiązanki oraz wręczono medale i odznaczenia. EDW reprezentował ksiądz mjr Tomasz Wigłasz.
Święto DGW We wtorek 19 kwietnia na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach oraz pod Pomnikiem Nieznanego Żołnierza obchodzono święto Dowództwa Garnizonu Warszawa. W uroczystościach uczestniczył biskup płk Mirosław Wola. Dowództwo Garnizonu Warszawa utworzono 1 sierpnia 1995 roku, natomiast 15 maja 2007 roku, w ramach restrukturyzacji DGW, rozwiązano Komendę Garnizonu oraz utworzono pion garnizonowy i ceremoniału wojskowego. Od 2003 roku siedzibą DGW jest owiany legendą „dom bez kantów” przy Placu Piłsudskiego W Warszawie.
Święto dywizjonu przeciwlotniczego
Przedstawiciele Kościołów i religii prowadzą modlitwę w czasie obchodów Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Fot. archiwum EDW
Kapelan EDW ksiądz mjr Tadeusz Jelinek wziął udział w apelu pamięci ofiar katyńskich w Koninie. Uroczystość z licznym udziałem mieszkańców miasta i okolic była zorganizowana przy współudziale Zespołu Szkół Górniczo-Energetycznych i Stowarzyszenia „Katyń”. W Katyniu zginęło ponad 10 tysięcy oficerów wojska i policji, w tym wielu ewangelików. Wśród nich był mieszkaniec Konina, kapitan piechoty w armii generała Józefa Hallera – Adolf Laube.
6
22 kwietnia swoje święto obchodzili żołnierze 1. Leszczyńskiego Dywizjonu Przeciwlotniczego. Świętowali również oficerowie rezerwy nieistniejącego już 69. pułku, którego tradycje dywizjon przejął. Z tej okazji w koszarach odbyła się uroczysta zbiórka pododdziałów, a wyróżniający się żołnierze otrzymali listy gratulacyjne. Odznaczono też weterana misji zagranicznej, kapitana Roberta Gwiaździńskiego, który otrzymał Gwiazdę Afganistanu. W uroczystości uczestniczył kapelan EDW ksiądz ppor. Waldemar Gabryś.
Uroczystości w Pile W ramach obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski we wtorek 3 maja odbyła się msza święta w kościele rzymskokatolickim Najświętszej Maryi Panny w Pile. Wziął w niej udział kapelan EDW ksiądz kpt. Tomasz Wola. Celebrze przewodniczył biskup Edward Dajczak, który poświęcił też tablicę pamiątkową, stanowiącą znak wdzięczności parafian żołnierzom Wojska Polskiego, kapelanom wojskowym i budowniczym kościoła.
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Święto SG W piątek 6 maja w Bielsku-Białej odbyły się obchody 25-lecia powstania Straży Granicznej. Jubileusz rozpoczęło uroczyste nabożeństwo w kościele Marcina Lutra, a wzięli w nim udział funkcjonariusze, pracownicy cywilni oraz ich rodziny. Obecny był również komendant ŚląskoMałopolskiego Oddziału SG pułkownik Jacek Gartman. Wśród gości byli także przedstawiciele władz wojewódzkich, samorządowych oraz służb mundurowych, kierownictwo, funkcjonariusze i pracownicy Śląsko-Małopolskiego Oddziału SG wraz z rodzinami. Przybyło także wielu przedstawicieli różnych wyznań, wśród nich: zwierzchnik Diecezji Cieszyńskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego biskup Adrian Korczago, ewangelicki biskup wojskowy
tzw. taktyki zielonej, odbyli szkolenia z zakresu terenoznawstwa oraz mieli możliwość zapoznania się ze sprzętem, na którym pracują żołnierze tej elitarnej jednostki.
72. rocznica bitwy pod Monte Casino W dniach 16-19 maja odbyły się we Włoszech obchody zwycięskiej Bitwy pod Monte Casino zorganizowane przez
Ekumeniczna modlitwa w 72. rocznicę Bitwy pod Monte Casino Fot. archiwum EDW
Nabożeństwo z okazji święta SG w Bielsku-Białej. Fot. sm.strazgraniczna.pl
płk Mirosław Wola, reprezentanci Kościołów: rzymskokatolickiego i prawosławnego, przedstawiciele ewangelickich duszpasterstw policji i straży pożarnej oraz kapelani SG. Nabożeństwo z udziałem Orkiestry Reprezentacyjnej SG z Nowego Sącza prowadzili: ksiądz Henryk Mach oraz ksiądz dziekan Kornel Undas.
Kapelani na poligonie
Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. W środę 18 maja, w rocznicę zakończenia boju, w uroczystości na Polskim Cmentarzu Wojennym wzięli udział: prezydent RP Andrzej Duda, córka generała Władysława Andersa senator Anna Maria Anders, przedstawiciele senatu i sejmu RP, władz włoskich, a przede wszystkim weterani walk. W obchodach rocznicy uczestniczył również ewangelicki biskup wojskowy płk Mirosław Wola, który wraz z reprezentantami wojskowych duszpasterstw oraz rabina poprowadził modlitwę.
Biegliśmy po raz drugi W niedzielę 29 maja odbył się II Charytatywny Bieg Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego. W tym roku zbierano środki na leczenie małej Julki chorej na mukowi-
W dniach 9-13 maja kapelani EDW wraz z ewangelickim biskupem wojskowym płk. Mirosławem Wolą odbyli szkolenie poligonowe w Jednostce Wojskowej Grom. W trakcie zajęć duchowni mieli okazję zapoznać się z historią i okolicznościami założenia jednostki oraz sylwetkami dotychczasowych dowódców. W ramach poligonu kapelani zwiedzili Muzeum Powstania Warszawskiego, poznali tajniki
Przekazanie symbolicznego czeku z kwotą, którą zebrano podczas biegu. Fot. luteranie.tychy.pl
Ewangelicki biskup wojskowy i kapelani w czasie ćwiczeń poligonowych na sprzęcie jednostki GROM. Fot. archiwum EDW
scydozę. Imprezę zorganizowano dzięki współpracy EDW, parafii ewangelickiej w Tychach oraz jednostek Wojska Polskiego. Bieg zgromadził blisko 300 uczestników, dzięki którym udało się zebrać ponad 8 tysięcy złotych. – To był wyjątkowy czas! Ogromne podziękowania dla organizatorów i wszystkich uczestników. Dziękujemy za obecność i wsparcie – napisała na Facebooku EDW mama Julii.
7
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Ojciec i syn okrążają świat Rozmowa z Arkadiuszem Derą, nauczycielem z Gorzowa Wielkopolskiego, który z synem Sebastianem odbył podróż dookoła świata. W 41 dni pokonali ponad 44 tys. kilometrów. – Mamo, a Seba pojechał w podróż dookoła świata. – powiedział mój syn podczas kolacji. Puściłam to mimo uszu, moje dzieci mają wielką wyobraźnię. Kilka dni później wzięłam do ręki „Wiadomości samorządowe” i patrzę, a na zdjęciu jest Seba z tatą, a pod spodem artykuł opisujący przedsięwzięcie oraz zachętę do śledzenia bloga z podroży. Oniemiałam. Skąd wziął się pomysł, żeby wyjechać na dwa miesiące w podróż dookoła świata? Fajne rzeczy można robić wszędzie, nie tylko w Warszawie (śmiech). Jestem nauczycielem geografii i przedsiębiorczości w średniej wielkości mieście na zachodzie Polski. Od wielu lat pracuję w szkole i dopadło mnie chroniczne zapalenie strun głosowych i coś w rodzaju wypalenia zawodowego. Poszedłem więc na urlop zdrowotny na rok. I od razu myśl o podróży dookoła świata? Bardzo lubię podróżować, odkrywać nowe miejsca, poznawać ludzi. Chęć odbycia podróży dookoła świata była we mnie właściwie od 8 lat. To takie marzenie życia. Interesuję się geografią, marzyłem o tym, żeby przekroczyć południk 0° i 180°, przekroczyć równik z obu stron, to podstawowe wymagania – nazwijmy je techniczne – jakie miałaby taka podróż spełniać. A dlaczego z synem? Na początku w ogóle nie planowałem tej wyprawy z Sebastianem. Parę miesięcy wcześniej, planując ten wyjazd i przygotowując się do niego, regularnie czytałem i zbierałem informacje z blogów podróżniczych. Zasada jest taka, że lepiej jeździć we dwójkę, z towarzyszem podroży, choćby ze względów bezpieczeństwa. Tymczasem z różnych powodów nie mogłem dobrać sobie współtowarzysza podróży. Mógłbym oczywiście jechać sam, ale raczej nie jestem typem samotnika. Wpadłem na pomysł, żeby zapytać moją córkę licealistkę, która kategorycznie odmówiła, bo dostała się do prestiżowego liceum, o którym marzyła i nie zamierzała robić sobie zaległości w nauce. „Może więc Sebastian?” – pomyślałem i zacząłem go pytać, co sądzi o takim zamiarze.
8
Rozumiem, że oszalał z radości? No właśnie, wcale nie! Na pewno potrafisz sobie wyobrazić – jesteśmy w podobnym wieku – co bym czuł 20-30 lat temu, gdyby ojciec zaproponował mi taką przygodę. Nie zastanawiałbym się nawet minuty, rozerwałoby mnie z radości! Tymczasem Sebastian zaczął się wahać, co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem! Musiał pogadać z kumplami, co o tym sądzą, rozmyślał, w końcu po 2 tygodniach się zgodził. Ale hurra optymizmu nie było i to mnie zdziwiło. Jak wam się razem podróżowało? Jest nastolatkiem, to nie jest łatwy wiek. Mnie się podróżowało bardzo dobrze. Pokłóciliśmy się może dwa, trzy razy, ale to po miesiącu. Za długo byliśmy po prostu jeden na jeden. Zaskoczył mnie dojrzałością. Podróżowaliśmy tanimi liniami lotniczymi lub mieliśmy połączenia lotnicze tak zaplanowane, żeby było maksymalnie tanio. Zdarzało się więc, że czekaliśmy kilkanaście godzin na lotnisku, potem kilka godzin w samolocie, ale on nigdy nie narzekał. W Tajlandii było gorąco, parno, niewygodnie, podczas lotów bez picia, jedzenia – zero fochów, a na miejscu jedliśmy proste, najtańsze jedzenie, też bez grymasów. Byłem bardzo pozytywnie zbudowany jego postawą. Cała podróż to rewelacyjny czas. Czy podróż zmieniła coś w waszej relacji? Uświadomiłem sobie, że to był w zasadzie ostatni moment, żeby coś takiego zrobić z synem. Za parę lat ojciec zgred przeszkadzałby mu tylko w takim wypadzie. Z kolei kilka lat wcześniej byłby to wyjazd z dzieckiem i musiałbym się nim opiekować zupełnie inaczej. Udało nam się wyjechać po partnersku. Byliśmy sobie potrzebni. On wielokrotnie mi pomagał, bo ma taką typową dla dzisiejszych nastolatków orientację „rysunkową” na lotniskach, w terenie. Także jeśli chodzi o język angielski czasem mnie korygował. Sebastian uświadomił mi, że taką podróż nastolatek w zasadzie mógłby odbyć sam. Świat jest dzisiaj tak połączony i globalny, że to nie jest żaden problem objechać go będąc czternastolatkiem z podstawą języka angielskiego. Obserwując go w drodze, miałem wiele przemyśleń. Między innymi takie, że pamiętam go jako niemowlaka, by-
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016 łem przy jego porodzie, opiekowałem się nim bardzo dużo. Jako ojciec nowonarodzonego syna czułem taką samczą dumę, rozmawiałem z nim, kręciłem filmiki: „Wiesz, jak dorośniesz, to będziemy razem grali w piłkę, pojedziemy na męskie wyprawy pod namiot, nauczę cię rozpalać ognisko…” Ile z tego zostało dzisiaj? Tyle, że on chodzi za mną i prosi: „Tato, chodź pokopać piłkę, tato, chodź na rower, pojedziemy gdzieś”. A ja ślęczę nad papierami, zatopiony w myślach i opędzam się od niego, „Idź sam, nie mam czasu, nie mogę, mam pilną robotę.” Kurde, myślę sobie, dosyć tego! Czas przecieka mi przez palce, on już nie będzie nigdy mały. Zrobimy to teraz albo nigdy. Plan podróży był waszym wspólnym dziełem? Przed wyjazdem dużo rozmawialiśmy. Zresztą, zawsze dużo rozmawialiśmy o takich rzeczach jak to, że realny świat różni się od tego, jakim serwuje nam go telewizja. Gdy jechaliśmy przez Amerykę, sam to potwierdził. Byliśmy w Los Angeles, w Hollywood, ale i w zwykłych miasteczkach i nie jest tak, że każdy w USA ma najnowszy model iPhone’a i chodzi w AirMaxach. Przeciwnie, to kraj ciężkiej pracy, nie zawsze nagrodzonej wysoką płacą. Kraj bez ubezpieczeń dla wszystkich oraz ludzi zdanych na siebie i siłę swoich rąk, kraj-kontynent niezwykle zróżnicowany. Zdarzyły wam się po drodze niespodzianki? Tak, wiele. Piszemy o nich na blogu. Zazwyczaj były bardzo pozytywne. Na przykład w Australii spaliśmy w luksusowym apartamencie w jednym z najdroższych hoteli na wybrzeżu Gold Coast – Serfers Paradise, przez zupełny przypadek. To zasługa internetu i tak zwanej nowoczesności. Będąc w podroży staraliśmy się ją relacjonować na bieżąco na blogu, mieliśmy w sieci wielu obserwatorów. Gdy napisaliśmy, że wybieramy się do Australii, otrzymaliśmy zaproszenie od pewnego małżeństwa, by u nich odpocząć, wyprać rzeczy, przespać się i zjeść coś domowego. Spędziliśmy u nich wiele cudownych, relaksujących dni, dali nam wiele wskazówek oraz zaproponowali noc
w swoim apartamencie w Serfers Paradise, który okazał się być właśnie takim pokojem hotelowym na jednym z ostatnich pięter drapacza chmur z widokiem na ocean. Niezapomniane, zapierające dech w piersiach wrażenie. Muszę zadać to pytanie – ile taka podróż kosztuje? Większość ma przed oczami niebotyczną sumę. Na co dzień uczę przedsiębiorczości, więc mam to dobrze policzone (śmiech). Na taką wyprawę mogliśmy się wybrać zimą, bo było to trzy razy tańsze niż w lecie. Również ze względów atmosferycznych termin był korzystniejszy. Wyszukiwałem najtańsze loty, najtańsze noclegi, nie jedliśmy w restauracjach, oprócz jednego razu, kiedy byliśmy w Australii w restauracji na Uluru, a moja siostra dała nam 100 dolarów, aby kolacją uczcić wieczór, w którym dotrzemy do serca tego kontynentu. Szukałem sponsorów, ale nie chciałem się też do końca uzależniać od kogoś. Dlatego po skrupulatnych wyliczeniach doszedłem do wniosku, że udźwigniemy ten koszt sami. Średnio mogę powiedzieć, że jeden kilometr wyprawy kosztował 20-25 groszy na osobę. Czyli nie spędziliście czasu na bogato? Nie. To kwestia światopoglądu i potrzeb. Nie mamy wygórowanych potrzeb. Jeśli mam wydać pieniądze na to, by leżeć zamknięty w hotelu na Mauritiusie lub gdziekolwiek indziej – bo one w zasadzie się od siebie nie różnią – i obżerać się przysłanym z Europy jedzeniem, tyć i pić darmowe drinki, to dzięki, nie! Wolę za te pieniądze chodzić swobodnie, jeść to, co serwuje się lokalnie i karmić z synem jaszczurki w Bangkoku. Rozmawiałem kiedyś z ze znajomym, który w tydzień wydal 15 tysięcy złotych w Krakowie. Był na urlopie z rodziną. Super. Jednak ja za tę kwotę objadę świat. Kraków jest piękny, bezsprzecznie. Jednak świat pociąga mnie bardziej. Rozmawiała Anna Hopfer-Wola Zdjęcia pochodzą z prywatnego albumu podróżników. W nagłówku: na tle Uluru – świętej góry Aborygenów, poniżej: Wielki Kanion Kolorado
9
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
WYDARZENIA Z KOŚCIOŁA EWANGELICKO-AUGSBURSKIEGO W POLSCE www.luteranie.pl Kolejna edycja Bezsennej Nocy
W tym roku w Wielką Sobotę około 800 młodych osób spotkało się o godzinie 22 w kościele w Wiśle, żeby wspólnie przeżywać zakończenie czasu pasyjnego i przywitać radosny czas Wielkanocy. Tym razem uczestnicy „udali się” na wycieczkę do Egiptu, skąd Izraelici wyszli z niewoli do kraju obietnicy. „Od niewoli grzechu do życia w wolności w Jezusie Chrystusie” – to główne przesłanie tegorocznej nocy. Organizatorami spotkania byli: Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, Parafia Ewangelicko-Augsburska w Wiśle oraz Duszpasterz Młodzieży Diecezji Cieszyńskiej.
Wiosenna sesja Synodu Kościoła
W dniach 1-3 kwietnia odbyła się w Warszawie 9. sesja XIII Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Po części sprawozdawczej synod zajął się wyborami nowego Konsystorza, czyli naczelnej władzy administracyjnej Kościoła. Wiceprezesem ponownie wybrano Adama Pastuchę. Synod Kościoła wybrał również nowych radców Konsystorza, którymi zostali: ksiądz Janusz Staszczak, ksiądz Piotr Wowry, ksiądz Edwin Pech oraz Bożena Polak, Jan Machalica i Korneliusz Glajcar. Ich wprowadzenie w urzędowanie i ślubowanie odbyło się podczas nabożeństwa niedzielnego w kościele Św. Trójcy. W kolejnym ważnym głosowaniu Synod Kościoła opowiedział się przeciw zmianie prawa, która umożliwiałaby wprowadzenie ordynacji kobiet na księży. Pierwszy raz w historii za ordynacją
Fot. Zwiastun Ewangelicki
10
opowiedziała się większość członków zgromadzenia. Za przyjęciem ordynacji kobiet na księży głosowało 38 osób, 26 było przeciw, a 4 wstrzymały się od głosu. Zgodnie z procedurą uchwalenie wniosku dotyczącego zmiany Zasadniczego Prawa Wewnętrznego wymaga uzyskania większości 2/3 głosów. Aby wniosek przeszedł, zabrakło 8 głosów.
Dwie książki o historii
Wydawnictwo Augustana, wpisując się w obchody 500-lecia Reformacji, wydało dwie książki dotyczące historii Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w naszym kraju. Pierwsza z nich to „Rodzina Burschów. Opowieści o polskich ewangelikach” pod redakcją Karola Karskiego i Aleksandra Łupienki. Druga książka to pozycja pod tytułem „Niosła mnie radość służby. Wspomnienia z czasów przełomu”. Jej autor – biskup Jan Szarek ukazuje Kościół i związanych z nim ludzi nie tylko w oficjalnych sytuacjach, ale także od strony prywatnej.
Spotkanie studentów i młodzieży pracującej
W dniach 1-3 kwietnia w Poznaniu odbył się I Ewangelicki Zjazd Studentów i Młodzieży Pracującej. W spotkaniu wziął udział ogólnopolski duszpasterz młodzieży ksiądz Marcin Konieczny oraz diecezjalny duszpasterz młodzieży ksiądz Karol Niedoba. Zjazd był okazją do przeżyć duchowych, wspólnej refleksji i modlitwy, a także szansą na wzajemne poznanie oraz integrację.
Nagroda im. księdza Otto i rocznica Chrztu Polski
Tegoroczne wręczenie statuetek Nagrody im. księdza Leopolda Otto połączone było z obchodami 1050. rocznicy Chrztu Polski. Z tej okazji diecezja cieszyńska i wydawnictwo Augustana zorganizowały sympozjum w BielskuBiałej. Z wykładem „Chrzest fundamentem życia chrześcijańskiego” wy-
stąpił dr Jerzy Sojka (ChAT). W czasie spotkania został również zaprezentowany projekt duszpastersko-misyjny Chrzest Święty. Składają się nań: album dla dziecka, poradnik dla rodziców do wychowania w wierze, ozdobne świadectwo Sakramentu Chrztu Świętego oraz świeca chrzestna. W roku jubileuszowym kapituła Nagrody postanowiła uhonorować instytucje, które od lat dbają o zabytki naszej ewangelickiej historii: Muzeum Protestantyzmu oraz Bibliotekę i Archiwum im. Tschammera w Cieszynie, Muzeum Reformacji w Mikołajkach oraz Komisję Ochrony Pamiątek – Społeczny Instytut Historyczny w parafii Świętej Trójcy w Warszawie.
Ekumeniczne przesłanie w 1050-lecie Chrztu Polski
W Poznaniu 15 kwietnia, podczas obchodów 1050-lecia Chrztu Polski, podpisano wspólne rzymskokatolicko-luterańskie przesłanie. Czytamy w nim między innymi: „Jako chrześcijanie – katolicy i luteranie – żyjący w Polsce
Fot. luteranie.pl
przełomu wieków i tysiącleci, mamy dziś szczególną okazję, by wspólnie uwielbiać Boga, Pana czasu i wieczności. Przed 1050 laty nasi przodkowie przyjęli chrzest i zapoczątkowali w naszej Ojczyźnie tradycję głoszenia ewangelii, budzącej żywą wiarę, stając się członkami niepodzielonego wtedy jeszcze Kościoła. W ten sposób wypełniło się na naszych ziemiach polecenie Jezusa, które otrzymali Jego uczniowie: Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świę-
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
ks. Adam Malina
tego (Mt 28,19) i dotarło do nas echo słów Pana skierowanych do Apostoła Pawła: Idź, bo Ja cię wyślę daleko do pogan. (Dz 22,21).
Wsparcie od polskich luteran
Fundusze w kwocie ponad 66 tys. złotych zebrane w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce zostały przekazane w kwietniu Światowej Federacji Luterańskiej i przeznaczone na pomoc dla uchodźców przebywających w obozach na Bliskim Wschodzie. Zbiórka pomocy została uchwalona przez jesienny Synod Kościoła z inicjatywy biskupa Jerzego Samca, który w swoim wystąpieniu podniósł kwestię uchodźców i migrantów w kontekście hasła roku 2015: „Przyjmujcie jedni drugich, jak i Chrystus przyjął nas ku chwale Boga”.
Dni Kultury Chrześcijańskiej w Cieszynie
„Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest” – pod takim hasłem w Cieszynie zorganizowano po raz pierwszy Dni Kultury Chrześcijańskiej. Cieszyn to miasto na skrzyżowaniu kultur, narodów i religii; na terenie Śląska Cieszyńskiego zgodnie współistnieje kilka wyznań chrześcijańskich. Celem organizatorów była integracja tych środowisk w duchu ekumenizmu, ze wskazaniem wspólnych korzeni wiary. Impreza wpisuje się także w cykl przygotowań do Światowych Dni Młodzieży i obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski.
Wizyta arcybiskup Antje Jackelén
W dniach 1-3 maja gościem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce była Antje Jackelén – arcybiskup Uppsali i prymas Kościoła Szwecji. Kościelną część pobytu gościa z Szwecji rozpoczęło nabożeństwo w kościele św. Mateusza w Łodzi. Poprowadzili je: ksiądz Michał Makula, proboszcz parafii
Fot. luter2017.pl
ewangelickiej w Łodzi wraz biskupem Kościoła księdzem Jerzym Samcem oraz zwierzchnikiem diecezji warszawskiej biskupem Janem Cieślarem. Po nabożeństwie arcybiskup Jackelén udała się do parafii ewangelickiej w Żyrardowie. W kolejnym dniu prymas Szwecji spotkała się z Wandą Falk, dyrektor Diakonii Polskiej oraz z władzami Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, którą reprezentowali ksiądz prof. Bogusław Milerski, rektor ChAT i prof. Jakub Slawik, prodziekan ChAT.
Międzynarodowa Konferencja Teologiczna w Kamieniu Śląskim
28 maja w Kamieniu Śląskim na Opolszczyźnie odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa: „Aktualny stan ekumenii”, podczas której zaprezentowano „Encyklopedię ekumenizmu w Polsce (1964-2014)”. Konferencję zorganizował Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego, a gościem honorowym spotkania był kardynał Walter Kasper, były przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce reprezentował biskup Marian Niemiec, zwierzchnik diecezji katowickiej i zastępca Biskupa Kościoła.
Zjazd Bratniej Pomocy w Sycowie
153. Zjazd Bratniej Pomocy im. króla Gustawa Adolfa odbył się w Sycowie na Dolnym Śląsku. Delegaci zatwierdzili podział zebranych ofiar w kwocie ponad 250 tysięcy złotych. W spotka-
niu uczestniczył biskup Jerzy Samiec. W tym roku dotację otrzymały parafie w Bładnicach, Cisownicy, Międzyrzeczu i diakonat Eben-Ezer (diecezja cieszyńska); Mikołowie, Częstochowie, Lasowicach, Pokoju, Gołkowicach i Świętochłowicach (katowicka), Szczytnie, Ostródzie i Giżycku (mazurska), Słupsku i Rypinie (pomorsko-wielkopolska), Pabianicach, Łowiczu i Lublinie (warszawska) oraz Legnicy (wrocławska).
Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży Ewangelickiej
W parafii w Mikołowie i w Tychach odbyła się w dniach 26-29 maja Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży Ewangelickiej. Drużyny parafialne i diecezjalne spotkały się, aby rywalizować w rozgrywkach sportowych. Każdego dnia młodzi ewangelicy spotykali się w kilku obiektach na terenie miasta, a wieczór kończyli śpiewem i modlitwą. Ostatni dzień uczestnicy spędzili w Tychach, gdzie między innymi uczestniczyli w porannym nabożeństwie. W samo południe odbył się 2. Charytatywny Bieg Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego „Biegniemy dla Julki.”
200 lat Towarzystwa Biblijnego
5 czerwca w kościele ewangelickoaugsburskim Świętej Trójcy w Warszawie odbyło się ekumeniczne nabożeństwo z okazji 200-lecia Towarzystwa Biblijnego w Polsce. Prowadził je proboszcz parafii ksiądz Piotr Gaś, a w liturgię włączyli się świeccy i duchowni z różnych Kościołów chrześcijańskich. Kazania wygłosili: prezes TB ksiądz superintendent Edward Puślecki z Kościoła ewangelicko-metodystycznego oraz arcybiskup-senior archidiecezji wrocławskiej Kościoła rzymskokatolickiego Marian Gołębiewski. W trakcie nabożeństwa zebrano również ofiarę na rzecz TB na Białorusi.
11
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Tornister pułkownik rezerwy dr Jerzy Tomczyk
Kim Ki Dok z Płakowic Na początku lat 60. ubiegłego wieku w meldunkach członków polskiej misji w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei pojawiły się informacje o młodych Koreańczykach, mówiących po polsku, którzy w czasie uroczystości państwowych, wieców czy nawet na ulicach starali się nawiązać rozmowę z przedstawicielami polskiej misji. Niestety służby bezpieczeństwa KRLD nie dopuszczały do tego. Polscy członkowie KNPN byli niejednokrotnie zaskoczeni brutalną reakcją służb koreańskich w stosunku do swoich obywateli. Skąd jednak pojawili się młodzi Koreańczycy dobrze znający język polski w Korei Północnej? W czasie wojny koreańskiej (1950-1953) w ramach pomocy humanitarnej dla Korei Północnej, Polska przyjęła północnokoreańskie dzieci – sieroty, które miały zostać wychowane i uzyskać wykształcenie w naszym kraju. Ustalenia między rządami KRLD i Polski zakładały, że będą one przebywać i uczyć się w Polsce do ukończenia szkół średnich i wyższych. Pierwsza grupa 200 koreańskich dzieci przybyła do Polski w listopadzie 1951 roku i została umieszczona w ośrodku wychowawczym w Gołotczyźnie koło Ciechanowa, a następnie przeniesiona do wsi Świder pod Otwockiem. Ośrodek ten odwiedził w lipcu 1956 roku przywódca Korei Północnej Kim Ir Sen. Następna grupa przyjechała do naszego kraju w 1953 roku i została zakwaterowana w budynkach poniemieckiego szpitala psychiatrycznego we wsi Płakowice koło Lwówka Śląskiego. Było to 1270 dzieci (5-14 lat) z 16 opiekunami. Wcześniej dzieci te przebywały jakiś czas w Związku Radzieckim. Wszystkie działania z tym związane były utrzymywane przez ówczesne władze w tajemnicy. Dzieci z wyczerpanej wojną Korei Północnej były w fatalnej kondycji fizycznej, chorowały na nie zawsze rozpoznane w Polsce choroby. Niestety u dwójki dzieci schorzenia były tak poważne, że nie udało się ich uratować. Pozostały na zawsze w Polsce. Ich dziecięce groby znajdują się na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu i we Lwówku Śląskim.
12
Trzeba przyznać, że strona polska stworzyła bardzo dobre warunki do nauki i rozwoju. Dzieci mieszkały w solidnych budynkach, miały zapewnione całodzienne wyżywienie, opiekę lekarską, a przede wszystkim dostęp do nauki. Inną sprawą jest, że – szczególnie w pierwszym okresie pobytu – dzieci miały problemy z dostosowaniem się do życia w odmiennych kulturowo warunkach. Część z nich nie chciała spać na łóżkach, nie znały smaku masła, owoców, słodyczy, a szukały cebuli, papryki czy paproci. Spotyka się również opinie, że zdarzały się przypadki zabijana i zjadania gryzoni. Z czasem jednak robiły ogromne postępy, a przede wszystkim pilnie się uczyły. Wieloletni pobyt spowodował, że duża część z nich zżyła się z polskimi opiekunami, tworząc relacje niemal rodzinne. Nie było to dobrze widziane przez ich narodowych opiekunów. Rok 1956 w Polsce to czas odwilży politycznej. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był to główny powód podjęcia przez Kim Ir Sena decyzji o powrocie wszystkich młodych Koreańczyków do ojczyzny. W każdym razie Phenian nakazał im powrót do Korei, by swoją wiedzą i zdobytymi umiejętnościami wsparli dalszy rozwój komunistycznego kraju. Do końca 1959 roku dzieci opuściły Polskę. Dla wielu z nich był to dramat, jednak musiały wykonać rozkaz Wiecznego Prezydenta Korei Północnej. Niestety ich doświadczenia nie zostały docenione przez władze koreańskie. Na początku lat 60. większość osób, które posiadały dyplomy polskich szkół wyższych zostało zwolnionych z zajmowanych stanowisk i wy słana na prowincję. Nie sposób nie wspomnieć tu o dziennikarce Jolancie Krysowatej-Zielnicy, która doprowadziła do ujawnienia pobytu koreańskich sierot w Płakowicach. Na trop doprowadził ją tajemniczy grób dziecka na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu z azjatyckimi napisami i datą śmierci w roku 1955. Dziś wiemy, że to grób koreańskiej dziewczynki Kim Ki Dok, która zmarła na nieznaną odmianę białaczki. Jolanta Krysowata-Zielnica jest autorką wielu audycji i programów dokumentalnych poświęconych temu tematowi. O wszystkim można dowiedzieć się z jej książki: „Skrzydło anioła. Historia tajnego ośrodka dla koreańskich sierot”. Zdjęcia pochodzą z archiwum Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Na celowniku ewangelika Łukasz Cieślak
ności Bogu, ale oddajemy się swoim gustom i schematom myślowym. Starając się być blisko Słowa Bożego łatwo popaść w pułapkę literalizmu, która to pułapka mocno w kleszczach trzyma wielu protestantów. Problem w tym, że takie podejście gasi Ducha, który wieje kędy chce. Gasi go, bo nie pozwala rozumowi człowieka na twórcze podejście do Słowa Bożego i każe mu kołysać się do melodii nuconej przez tego czy owego inżyniera Mamonia. Problem w tym, że taka „wierność” wprost wystawia się na celownik wątpliwości i nieustającego zaprzeczania oczy„Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. No, wistościom dostępnym rozumnemu człowiekowi. Stąd już jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz tylko krok do piekła fundamentalizmu. słyszę” – mówił znany z filmu „Rejs” inżynier Mamoń. MyJak wybrnąć z takich tarapatów? Jest jedna droga. ślę, że chodzenie utartymi ścieżkami i głoszenie popularTrzeba na pytanie czy można wstąpić do nieba odpowienych poglądów jest właśnie taką melodią, która wpada dzieć twierdząco. Żadne zdanie Pisma Świętego nie może w ucho inżyniera Mamonia. Na utartych szlakach można być przecież zbędne czy niepotrzebne. Kwestia jednak usłyszeć okrzyk „to niemożliwe!”. w tym, żeby tę odpowiedź uzasadnić w sposób niegwałcąCzy można polizać swój łokieć? To niemożliwe! Czy cy rozumu. Jeśli wniebowstąpienie zrozumiemy w kontekmożna chodzić po wodzie? To niemożliwe! Czy można zjeść ście wcielenia Jezusa, to zobaczymy, że ziemskie bytowaciastko i mieć ciastko? To niemożliwe! Czy można umrzeć nie Jezusa było faktem przecinającym historię, ale faktem i zmartwychwstać? To niemożliwe! Czy można jednocześnie o określonych ramach czasowych. Jezus przyjmując ciało leżeć na kanapie i być na spacerze? To niemożliwe! Czy przyszedł „z nieba”, ale musiał też z tego ciała się wyzwolić, można wstąpić do nieba? To niemożliwe! Czy dwie proste a więc wstąpił „do nieba”. Musimy też dodać, że „niebo” nie równoległe mogą mieć punkt wspólny? To niemożliwe! Czy jest miejscem, w którym mieszka Bóg (tak mówimy, ale można wskrzesić Łazarza? To niemożczy Bóg siedzi w kuchni czy leży na liwe! Czy mężczyzna może urodzić kanapie?). Niebo jest pojęciem, które Wiara, która nie jest stale dziecko? To niemożliwe! Czy można ma pokazać inną przestrzeń, w której wystawiana na możliwość przyjść znowu w chwale i sądzić żymyśl o Bogu jest możliwa. Inaczej: niewiary, nie jest wiarą, wych i umarłych? To niemożliwe… owo „niebo” to po prostu nie-ziemia. Z pewnością uważny czytelnik Bóg interweniuje w ziemskiej historii ale zwykłą wygodą. dostrzegł, że pomieszałem twierdzeprzychodząc z „nieba”, ale próżno by Martin Heidegger go wyglądać za chmurami. Ten, kto nia, które należą do sfery naukowej z tymi należącymi do domeny religijnej. go tam wypatruje, ten chce Boga Wszak to o Jezusie czytamy, że wskrzeszał umarłych, chowpasować do swojego obrazu świata i zamknąć w jakiejś dził po wodzie, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, a także konkretnej i wygodnej dla siebie postaci. Bóg staje się broże przyjdzie znów na ziemię. Jak to jest, że jedne z tych datym starcem wiszącym za chmurami i jest dostatecznie twierdzeń uznajemy z miejsca za „niemożliwe”, a w drugie odległy, żeby go pomijać, ale i dostatecznie bliski, żeby wierzymy? Czy nie jest tak, że dość bezrefleksyjnie biestraszyć nim dzieci. rzemy religijny język za opisujący to, co niemożliwe i nie Nie tędy droga! Tkwiąc w języku religijnym, który ignozastanawiamy się nad tym, o czym tak naprawdę mówimy? ruje rozum, skazujemy naszą wiarę na upadek. Za kontroJa jednak stawiam tezę, że tak samo, jak nie można polizać wersyjnym filozofem Martinem Heideggerem można poswojego łokcia, tak samo nie można wstąpić do nieba. wiedzieć nawet, że „wiara, która nie jest stale wystawiana Niebo, które widzimy z ziemi jest tylko jedną z powłok na możliwość niewiary, nie jest wiarą, ale zwykłą wygodą”. atmosfery. Człowiek wzleciał już poza to niebo i obserTymczasem rozumu nie można się bać, ale warto go mieć wował ziemię z przestrzeni kosmicznej, a Jurij Gagarin zawsze ze sobą, gdy słychać wezwanie: „W ślad za mną powiedział, że w kosmosie Boga nie spotkał. Jeśli tak, to woła Chrystus Pan, w ślad za Mną hufce moje! Zaprzyjcie nie było żadnego wniebowstąpienia Jezusa. W niebie go się, porzućcie świat, obleczcie wiary zbroję!” (ŚE 763, 1). bowiem nie ma. Koniec i basta. Do takich wniosków musi Jednak nie można dać sobie wmówić, że Kościół zna już prowadzić dosłowne rozumienie „nieba”, do którego wstąwszystkie melodie i sposoby, którymi Bóg chce do nas pił Jezus. Powtarzając taką melodię o wniebowstąpieniu przemawiać. Im prędzej wyślemy inżyniera Mamonia Jezusa skazujemy tegoż Jezusa na nieistnienie. w kosmos, tym lepiej! Niech zachętą do wypłynięcia na Zamykając Boże objawienie w literalnie rozumianych głębię będą słowa apostoła Pawła: „Wszystko mogę w tym, słowach – takich jak „niebo” – wcale nie wyrażamy wierktóry mnie wzmacnia, w Chrystusie”! (Flp 4, 13).
Inżynier Mamoń wstępuje do nieba
13
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Jedynie Słowo Piotr Lorek
Nadzieja na niemożliwe „W czasach panowania Augusta w wyposażeniu rzymskiej armii pojawił się masowo produkowany, tani oraz prosty w konstrukcji hełm typu Coolus. Była to właściwie kopia hełmu galijskiego, do którego dodano jako typowy rzymski wyróżnik nakarczek, naczólnik oraz napoliczniki”1. Być może właśnie taki hełm rzymski (cassis), używany przez legionistów w I wieku n.e., miał na myśli autor Listu do Efezjan, gdy zachęcając chrześcijan do duchowej walki nawoływał do przyjęcia na głowę „przyłbicy (perikefalaja) zbawienia” (Ef 6,17 BW). Ten dobrze znany ze szkółek niedzielnych hełm miał za zadanie chronić głowę w walce duchowej. Zapewnienie o zbawieniu zobrazowane imperialnym hełmem miało dodać chrześcijanom otuchy w ich codziennych zmaganiach. W 1. Liście do Tesaloniczan apostoł Paweł także wykorzystuje ilustrację zbroi żołnierskiej wpisując ją w triadę wiary, nadziei i miłości: „My zaś, którzy należymy do dnia, bądźmy trzeźwi, przywdziawszy pancerz wiary i miłości oraz przyłbicę (perikefalaja) nadziei zbawienia” (1 Ts 5,8 BW). W tym urywku, starszym od tego z Listu do Efezjan, „przyłbica zbawienia” jest dodatkowo połączona z nadzieją. Różnica między „przyłbicą nadziei zbawienia” z 1 Ts 5,8 a „przyłbicą zbawienia” z Ef 6,17 najprawdopodobniej wynika z faktu, że apostoł Paweł w 1 Ts pisał o zbawieniu jako o czymś, co ma nastąpić w przyszłości wraz z paruzją – powtórnym przyjściem Chrystusa (por. 1 Ts 4,13-14), zaś autor Listu do Efezjan rozumie zbawienie jako coś, co już miało miejsce – „łaską zbawieni jesteście” (Ef 2,5, BW)2. Odbiorcy 1 Ts wciąż oczekują na zmartwychwstanie i porwanie w powietrze (por. 1 Ts 4,16-17), zaś odbiorcy Ef są już wzbudzeni z Chrystusem i już teraz z nim siedzą na okręgach niebieskich (por. Ef 2,5-6). W czasach Pawła wciąż żywa była nadzieja na rychłe przyjście Chrystusa, wręcz za ich życia (por. 1 Ts 4,15).
14
Dla apostoła nadzieja chrześcijańska ściśle łączyła się ze zrealizowanym zmartwychwstaniem Jezusa i oczekiwanym zmartwychwstaniem wierzących. Do Koryntian pisze: „Jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni. A jednak Chrystus został wzbudzony z martwych i jest pierwiastkiem tych, którzy zasnęli” (1 Kor 15, 19-20 BW). Nadzieja chrześcijańska musi zakładać wiarę w przyszłe zmartwychwstanie. Odrzucenie nadziei zmartwychwstania czyni myśl chrześcijańską pustą. Są lepsze filozofie życia na rynku idei, które odrzucają przekonanie o życiu wiecznym. Ale jak mieć nadzieję na coś, co przecież jest niemożliwe? Apostołowi było pewnie łatwiej, bo był przekonany o tym, że spotkał się z samym zmartwychwstałym Chrystusem. Osobiście przekonał się o tym, że to, co wydaje się niemożliwe, jest jak najbardziej możliwe i wręcz nadaje sens wszystkiemu innemu. Odbiorcom swojego listu każe ubrać „przyłbicę nadziei zbawienia” pewnie dlatego, że tylko nadzieja jest w stanie przezwyciężyć to, co w oczywisty sposób jest dla nas niemożliwe. Nadzieja nie jest aż tak potrzebna, gdy to, na co oczekujemy, jest na wyciągnięcie ręki. Czy możliwe jest tylko to, co zgodne z naszymi wyobrażeniami czy też wynikami badań naukowych? Z perspektywy statystycznej zmartwychwstanie jest mało prawdopodobne, arytmetycznie prawie niemożliwe. A jednak Paweł zachęca do przezwyciężania tego znikomego prawdopodobieństwa nadzieją. Każe ubrać hełm legionisty, dzięki któremu otaczający nas bezsens doczesności nie doprowadza do szaleństwa. Znikomość i przemijalność życia, niezgodna z naszym wewnętrznym pragnieniem doświadczenia wieczności, musi być okiełznywana nadzieją, która przezwycięża niemożliwe. Głupotę doczesnego możliwego przekraczamy głupotą wiecznego niemożliwego. Przecież – jak zapewnia jedno z haseł reklamowych – Impossible is nothing. 1
http://legio14.proantica.org/index.php?option=com_content&view=article&id=51:hem&catid=35:legionarmoury&Itemid=62 2 �������������������������������������������������������� Por. Bart D. Ehrman, Nowy Testament. ������������������� Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej, Warszawa – Stare Groszki 2014, s. 509.
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
„Niedasie” Kiedy dwa lata temu mój mąż postanowił kupić trabanta i pojechać nim na Nordkapp, nasi krewni i znajomi pukali się w czoła: „Nie da się i już! Przecież coś może się zepsuć, przecież w tamtych czasach nikt nie słyszał o ergonomii, wytrzęsie was i będzie niebezpiecznie, bo to sam plastik, a spanie pod namiotem to nie dla poważnych ludzi. Lepiej pojedźcie normalnie, jak wszyscy – do Chorwacji, do egipskiego hotelu z all-inclusive, a nie tak dziwnie – starym autem na Północ…” Nie twierdzę, że jesteśmy nie wiadomo jakimi nonkonformistami, w dodatku uwielbiającymi ekstremalne warunki, ale urzekła nas perspektywa wypróbowania innego sposobu podróżowania – wolniej, bez wygód, bez klimatyzacji, bez rezerwacji noclegów z wyprzedzeniem. Wystarczyło kupić odpowiednie auto pozbawione nowoczesnych gadżetów. I tak oto staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami pomarańczowego trabanta z białym dachem, który szybko podbił serca wcześniejszych malkontentów. Naszą pierwszą większą wyprawę odbyliśmy dookoła Polski, tak blisko granic, jak tylko się da. Chcieliśmy wypróbować Trabiego. Nie byliśmy aż tak szaleni, żeby niesprawdzonym autem pchać się od razu do Skandynawii. Tam, w razie poważniejszej awarii, byłoby ciężko
o części zamienne i pomoc mechaników. Szczerze mówiąc, chcieliśmy też wypróbować… siebie. Nasze małżeństwo akurat przechodziło kryzys. Mieliśmy świadomość, że dwa tygodnie przebywania razem przez 24 godziny na dobę w niezbyt komfortowych warunkach może prowadzić do spięć. I faktycznie – zdarzały się. Ale daliśmy radę. Auto przejechało ponad 4 tys. km bez usterek, a my – bez zamiaru wnoszenia pozwu o rozwód. Gdy rok później ruszyliśmy na północ, już mało kto powątpiewał w powodzenie naszej wyprawy. Jednak tym razem nie osiągnęliśmy głównego celu – nie dotarliśmy na Nordkapp. Najdalej wysuniętym na północ punktem, do którego dojechaliśmy, była wioska św. Mikołaja na kole podbiegunowym koło Rovaniemi. Gdybyśmy uparli się przy wykonaniu planu, musielibyśmy mocno skrócić pozostałą część drogi, a wtedy nie zobaczylibyśmy fiordów i nie przejechalibyśmy malowniczymi trasami widokowymi nad Atlantykiem. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nie będziemy niczego robić za wszelką cenę. Pokonaliśmy ponad 7 tys. km bez awarii i, co ważniejsze, bez kłótni. W tej chwili zabieramy się za renowację 48-letniego Fiata 850, którym kiedyś pojedziemy do Włoch. Jedni mówią, że „niedasie”, inni, że nie warto. My wiemy swoje – razem damy radę.
OKIEM CYWILA
Daria Stolarska
Marzenia, czyli szansa na sukces Każdy posiada marzenia, ale nie każdy marzy o ich realizacji. Dla niektórych marzenia są rzeczą niedoścignioną i jedynie odskocznią od rzeczywistości. Inni z kolei, tak bardzo pragną sukcesu, szczęścia i pieniędzy, że nie ma dla nich żadnych rzeczy niemożliwych. Są to wyznawcy sloganu przypisywanego Aleksandrowi Wielkiemu o tym, że rzeczy niemożliwych nie ma, a istnieją jedynie trudne do wykonania. Zawziętość, desperacja, ambicja to tylko niektóre cechy marzycieli, którzy spełniają swoje sny. Jednak zdecydowana większość społeczeństwa to realiści, traktujący sferę marzeń, jako coś abstrakcyjnego i zwykle odrzucający ją, jako nieistotną część życia. Nie oznacza to, że nie mają żadnych marzeń i wyobraźni, albo że charakteryzuje ich brak ambicji. Najczęściej są jednak pokorni, bojaźliwi i wychowani w posłuszeństwie. To krnąbrność tych drugich, która często graniczy z brakiem piątej klepki, powoduje że marzenia czasem udaje się spełnić.
Oczywiście trzeba posiadać też wiele innych talentów. Ważnym elementem potrzebnym przy spełnianiu marzeń są wartości wyniesione z domu. Ktoś wychowany w pogardzie dla potrzeb drugiego człowieka swoje marzenia spełnia najczęściej nie licząc się z innymi. Tylko niewielu ze spełnionych przedsiębiorców i polityków naprawdę marzy o pokoju na świecie, o zlikwidowaniu głodu, znalezieniu lekarstwa na wszystkie choroby – w tym głupoty – i uratowaniu ludzkości przed wzajemną nienawiścią. Wielu ludzi marzy o szybkiej sławie. Zostać celebrytą, otrzymywać drogie prezenty, prestiżowe nagrody, podpisywać ekskluzywne umowy i stać się podziwianym, choć najczęściej przez tych, których się nienawidzi. Są to oczywiście bardzo niskie pobudki do spełnienia marzeń i na szczęście ziszczają się nielicznym. Dlatego czasem lepiej, gdy nie wszystkie marzenia zostają spełnione.
Marek Hause
15
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Jak ty to robisz?
Alina Lorek
Wszystko to, co mądrego można było o relacjach napisać już z pewnością zostało zawarte w niezliczonej ilości odkrywczych publikacji. Czuję się zatem zwolniona z obowiązku pisania mądrych i przełomowych teorii. Napiszę o tym, co raczej zwykłe i przeciętne. Niech będzie o relacjach codziennych, w których kryje się zalążek tego, co mogłoby wydawać się niemożliwe. Każdego dnia ta sama twarz. Rutyna poranka, pośpiech i marudzące z niewyspania dzieci. Wyjście z domu po uprzednim kilkukrotnym wracaniu po zapomniane rzeczy oraz po pewność, że drzwi są zamknięte. Następnie zapakowanie rodziny do samochodu i rozwożenie wszystkich we właściwe miejsce (bo przecież nie we właściwym czasie). Praca w bardziej lub mniej absurdalnych okolicznościach. I co potem? Powrót do domu, żeby znowu być z tymi samymi osobami. Gdyby to bycie przypominało komfortowy salon day-spa lub bezpieczny dystans osiągalny na siłowni, to jeszcze można by zrozumieć, że po pracy przyjemnie jest tak odpocząć. Ale przecież bycie z rodziną oznacza nieustanny stan gotowości do reagowania, słuchania, tłumaczenia się, udawania, że jest się zajętym czy też rozstrzygania sporów pomiędzy domownikami. Przecież to jest niemożliwe, żeby taki układ przetrwał więcej niż kilka dni! Skoro nie każdą rodzinę wiąże kredyt na mieszkanie, to oznacza, że istnieją osoby, dla których bycie w relacji długotrwałej jest wartością, celem i pragnieniem. Jak my to robimy? Skąd czerpiemy na to siłę? Żeby doświadczać pozytywnych emocji nie trzeba się przecież tak ograniczać, poświęcać i tyle znosić. Jak więc ty to robisz? A jak twoi bliscy sprawiają, że ta relacja trwa? Które chwile was na co dzień inspirują? Zadawaj sobie te pytania jak najczęściej. One pomagają dojrzeć to, co jest ważne. Skoro każdego niemal dnia dążymy do tego,
Fajnie jest dalej żyć
Anna SiemionMazurkiewicz
16
W dzisiejszym artykule chcę podzielić się przemyśleniami weteranów, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu podczas działań na misjach. W ramach mojej pracy w Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa przeprowadziłam szereg rozmów z poszkodowanymi, którzy opisywali swoje myśli, przeżycia i refleksje. Dezorientacja. „Biiiip, biiiip, biiip – uporczywy, miarowy pisk wwierca się w czaszkę. Otwieram oczy – plama! Próbuję zlokalizować źródło wrednego hałasu, a dostrzegam tylko coś, jakby otaczającą mnie mleczną szybę. Serce zaczyna łomotać, pisk zwiększa częstotliwość. Chcę zawołać, ale nie mogę. Coś mnie knebluje. Usiłuję usunąć knebel. Nie mam władzy nad rękoma, nie reagują... Co się ze mną dzieje? Moje ciało mnie nie słucha! To jakiś koszmar! Na „mlecznej szybie” pojawia się jaśniejsza plama. Zbliża się, powiększa i... przemawia kojącym kobiecym głosem! – Obudziłeś się, to dobrze. Jesteś w szpitalu. Spokojnie, jesteś już bezpieczny. Zostałeś ciężko ranny, bardzo ciężko... Reszty słów nie słyszę, czuję jak spadam. Odpływam w nicość.” Przedstawiony fragment wspomnień obrazuje pierwsze reakcje weterana po odzyskaniu świadomości. Żołnierz nie uświadamia sobie do końca swojego położenia, nie dotarło do niego jeszcze, że znajduje się w szpitalu. Poprzez skanowanie otoczenia próbuje zlokalizować ewentualne zagrożenie. Odczuwa silną dezorientację, a jego ciało nie reaguje na przesyłane przez mózg sygnały. Naj-
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
żeby być blisko tych, przez których mamy nierzadko najwięcej zmartwień, to z pewnością kryje się za tym coś głębszego. Zadając sobie te pytania wracasz do korzeni swoich pragnień, jesteś bardziej świadomy siebie i bardziej odporny na wszystkie okazje, które wydają się lepsze niż to codzienne bycie. I niekoniecznie najważniejsza jest konkretna odpowiedź na wymienione pytania. Istotna jest twoja postawa i poczucie sprawczości, ponieważ owo bycie samo się nie wydarza. To ty je współtworzysz, to ty decydujesz, ile energii, pasji i nadziei otrzymują każdego dnia twoi bliscy. Dla każdego bycie w relacji jest wyzwaniem. Przyznaj jednak, że to całkiem przyjemne uczucie usiąść na chwilę w fotelu (umówmy się – dłuższy czas i tak jest nierealny, bo ktoś cię zaraz zawoła) i pomyśleć, że to jest niemożliwe... A jednak! W stabilnych relacjach kryje się poczucie bezpieczeństwa. Pragnienie, aby dzisiaj, jutro, za miesiąc, za rok, być elementem tej samej rodzinnej układanki, pozwala mniej się martwić, gdyż podstawowe potrzeby zostają zaspokojone. Powstaje zatem przestrzeń na twórczość, na samorealizację, pasję i współpracę przy realizacji kolejnych niemożliwych pomysłów. Tam, gdzie wspólne bycie nie jest zagrożone, możliwa jest więc autonomia i rozwój. Tam, gdzie dominuje niepokój i obawa o jedność, tam wszelkie zasoby są przekierowane na przetrwanie relacji, na kontrolę kosztem niezależności. Jednak nawet wówczas wiele osób ma w sobie gotowość, by troszczyć się o to wspólne bycie. Pragną ocalić uczucia pomimo wszystko. I niezależnie od tego, czy odnieśli sukces, czy nie, to ponownie dokonali
czegoś niemożliwego. Przekroczyli swoje ograniczenia, zranienia i obawy, aby spróbować ponownie napełnić ich wspólne bycie nowym sensem. I marzą o tym, aby usiąść ponownie przy tym samym stole, wykonać ponownie te same czynności, ucieszyć się zwykłą codziennością. Jeśli każdego dnia wracasz do domu i udaje Ci się być z kimś, być świadomie i pomimo rozterek czy trudności decydujesz się być i patrzeć na te same twarze twoich bliskich, to już dokonujesz czegoś niemożliwego. To niesamowite. Jak ty to robisz?
Fot. Alina Lorek
ważniejszym jednak jest komunikat z zewnątrz, z którego wynika, że otrzymał wsparcie i znajduje się w bezpiecznym miejscu. „Mleczna szyba” zniknęła. Obraz jednak jest niewyraźny. Mówią, że to normalne po tylu dniach w śpiączce. Rytmiczne piski zamilkły w dniu, w którym zdjęto mi knebel. „Knebel” okazał się być rurą respiratora. Podobno byłem zbyt słaby na samodzielne oddychanie. Śmieszne. Zbyt słaby na oddychanie? Ja? Zdrowy, sprawny żołnierz? To jakaś kpina. A jednak odczuwam niepokój. Coś mi tu nie gra. Wszystko się miesza. Jestem niemal pewien, że wczoraj jeszcze wspólnie z plutonem stałem na posterunku w palącym irackim słońcu. Do zdarzenia doszło podczas pełnienia służby na posterunku. Ostatnie wspomnienie żołnierza wiąże się z Irakiem, z rutynowymi obowiązkami, które wykonywał z kolegami. Ekstremalne wydarzenie i szok, którego doznał spowodowały, że trudno jest mu zrozumieć i zaakceptować powstałą sytuację.
Fot. archiwum Wojsk Lądowych
W rozmowach z weteranami, którzy zostali ranni podczas misji, często pojawia się motyw braku „zgody” na zmianę sytuacji życiowej. Rodzą się pytania, jak to możliwe, że zdrowy, sprawny żołnierz w jednej sekundzie staje się „niepełnosprawnym pacjentem”, „ciężarem” dla siebie i otoczenia? Weterani w różny sposób mogą odczuwać oraz przeżywać sytuację, w której się znaleźli. Ważne jest, aby w tak ciężkich chwilach mieli poczucie bezpieczeństwa i wsparcie otoczenia – rodziny, przyjaciół, lekarzy, psychologów. Dzięki czynnikom wspomagającym z zewnątrz, a przede wszystkim dzięki silnej woli samych poszkodowanych możliwe jest odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Pamiętajmy, że walka weteranów o powrót do codzienności cały czas trwa. Dlatego bardzo ważne jest to, abyśmy uświadomili sobie, że żyją wśród nas ludzie, którzy codziennie pokonują swoje słabości, wymagając od siebie więcej, aby być dwa razy lepszym niż przed doznaniem ran.
17
Rok IX nr 3 (46) maj-lipiec 2016
Kolekcjoner
Andrzej Korus
Mega kolekcja Zauroczony zbieractwem większych lub mniejszych przedmiotów związanych z falerystyką, filatelistyką itp., uwadze mojej umknął fakt istnienia także kolekcji niemieszczących się w mieszkaniu. Będąc na czerwcowych targach obronnych Pro Defence w Ostródzie spotkałem niezwykłą kolekcję, a właściwie mega kolekcję. Otóż Sławomir Trzeciakiewicz jest właścicielem około pięćdziesięciu pojazdów mechanicznych Wojska Polskiego i Straży Pożarnej. W kolekcji znajdują się między innymi czołg T-34 oraz T-55, transportery MTLB-R, pływający PTS-M, BRDM i SKOT, ciągnik artyleryjski ATS 59G, ciężarówki wojskowe ZIŁ, URAL, TATRA, STAR, GAZ i KRAZ, samochody osobowoterenowe i specjalne UAZ, GAZ, NYSA, TARPAN HONKER itp. Są „wojenne” ciężarówki GMC CCKW (w dwóch wersjach) z 1943 i 1945 roku, kuter holowniczy oraz kilka dział i armata. Jest także pokaźna kolekcja wozów bojowych Straży Pożarnej. Ze swoich zbiorów Sławomir Trzeciakiewicz utworzy w Mrągowie prywatne Muzeum Sprzętu Wojskowego. Sprzęt można nie tylko podziwiać, ale też wsiąść do czołgu T-34 na miejscu Gustlika, Janka
Konflikty na świecie Górski Karabach Armenia to piękny, górzysty kraj. W roku 301 jako pierwszy na świecie przyjął chrzest. Kolejne skojarzenia wiążą się z górą Arrarat, gdzie miała osiąść biblijna Arka oraz niestety z hiobowymi losami mieszkańców kraju. 24 kwietnia jest dniem pamięci o Ludobójstwie Ormian. Na całym świecie, również w Polsce Ormianie wspominają okrutną rzeź, jaka dokonała się na ich przodkach w latach 1915-1917. Na mocy Tymczasowego Prawa o Deportacjach Ormianie zostali wypędzeni z Anatolii do Syrii. Były to tak zwane „karawany śmierci”. Większość ludzi zginęła z wyczerpania i zmęczenia. Na tych, którzy przeżyli, czekały w Syrii obozy koncentracyjne. Holokaust Ormian nie był ostatnią okrutną rzeczą, jaka ich spotkała. Pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem rozciągają się góry Karabachu. To o nie właśnie na przełomie lat 80. i 90. XX wieku toczyła się krwawa i okrutna walka. Region ten w większości był zamieszkany przez Ormian, ale oficjalnie należał do Azerów. Wszystko zaczęło się w marcu 1988 roku pod gmachem opery w Erywaniu, gdzie tłum Ormian skandował „Zjednoczenie, Zjednoczenie!” „To było żądanie, by autonomiczny obwód Górskiego Karabachu spod jurysdykcji Azerbejdżanu przeszedł pod jurysdykcję Armenii.” Dawniej region ten należał do Armenii i był zamieszkiwany przez chrześcijan. Podczas I wojny światowej zajęli go, z pomocą aliantów i bolszewików, Azerowie. W 1923 roku Karabach oficjalnie już należał do Azerbejdżanu.
18
czy Grigorija. Wozy z tej wspaniałej kolekcji biorą także udział w imprezach militarnych i tak popularnych ostatnio rekonstrukcjach historycznych.
Karina Hübsch
W dalszym ciągu ponad 70% tamtejszej ludności uważało się za Ormian, a sam region bronił się przed islamizacją. W okresie rozpadu ZSRR Armenia zwróciła się do Moskwy z prośbą o przywrócenie Górskiego Karabachu Armenii. W odpowiedzi Gorbaczow wysłał wsparcie militarne do Karabachu. Napięcie pomiędzy oboma narodami zaczęło narastać. Do tej pory wielokulturowe Baku (stolica Azerbejdżanu), gdzie ormiańscy chrześcijanie i azerscy muzułmanie, a także Żydzi i Rosjanie składali sobie nawzajem życzenia na święta, stało się niebezpiecznym miejscem. Żyjący koło siebie w zgodzie, a nawet przyjaźni Ormianie w Azerbejdżanie i Azerowie w Armenii, zaczęli być dla siebie wrogami. Okrutne morderstwa nie znały granic. Do walk włączał się każdy, bez względu na wiek i zawód. Ormianie nie pozostawali dłużni brutalnym zachowaniom. Atakowali i wypędzali Azerów z Armenii. Najeżdżali i mordowali całe wioski. Najbardziej drastyczną akcją Ormian była masowa egzekucja Azerów we wsi Chodżalu na początku 1992 roku. Spirala nienawiści nakręcała się coraz bardziej. Z czasem, dzięki niedyplomatycznemu zachowaniu prezydenta Azebejdżanu, Rosja przychyliła się do prośby Armenii. Dziś region ten jest kontrolowany przez Ormian, jednak sprawa nie jest zamknięta i Ormianie cały czas żyją w gotowości do obrony gór Karabachu. Ważną rolę w tym konflikcie odgrywa Rosja, bo gdy tylko zasygnalizuje swoją obojętność, to Azerowie z pewnością ponownie zaatakują Ormian. „Kaukaz Południowy to jeden z najbardziej zmilitaryzowanych regionów na świecie i w końcu musi dojść do kolejnej wojny.”
DATY HISTORYCZNE 2 maja 373 r.
zmarł w Aleksandrii Atanazy Wielki (Athanasios, Athanasius), teolog, kaznodzieja i pisarz, ojciec i doktor Kościoła. Urodził się ok. 295 r. w Aleksandrii. W młodości prowadził pustelnicze życie na Pustyni Egipskiej, gdzie spotkał Antoniego Pustelnika, którego uważał za mistrza. W 319 r. ordynowany na diakona został sekretarzem biskupa aleksandryjskiego Aleksandra. Na soborze nicejskim w 325 r. występował przeciwko arianizmowi. W 328 r., został wybrany na metropolitę Aleksandrii. Za odmowę przyjęcia Ariusza do wspólnoty kościelnej pozbawiono go urzędu i wygnano. Niezłomny obrońca prawd wiary, pięciokrotnie skazywany na wygnanie, był w sumie 17 lat poza swoją siedzibą. Ostatnie lata spędził jednak w Aleksandrii, a jego nauczanie promieniowało na cały wschód chrześcijański. Należał do największych autorytetów starożytnego Kościoła, stąd nazwano go ojcem prawowierności. Nie stworzył odrębnego systemu teologicznego, jednak uwydatnił zasadnicze założenia nauki trynitarnej i chrystologicznej w teologii greckiej.
27 maja 1676 r. w Lubinie (Lübben)
na Łużycach Dolnych zmarł ks. Paul Gerhardt, duchowny luterański, teolog i poeta. Urodził się 12 marca 1607 r. w Gräfenhainichen. Uczył się w szkole książęcej w Grimma, słynącej z atmosfery pobożności i karności. Po studiach teologicznych w Wittenberdze pracował jako nauczyciel domowy, podejmując następnie służbę w Kościele, mocno utrudnioną wydarzeniami wojny trzydziestoletniej. W latach 1651-1657 był proboszczem w Mittenwalde, a od 1657 r. kaznodzieją w kościele św. Mikołaja w Berlinie. Poznał wtedy Johanna Crügera, kantora i organistę, który zaczął tworzyć melodie do poezji i pieśni Gerhardta. Niestety, napięcia między luteranami a kalwinistami w Berlinie, w trakcie których usuwano luterańskich duchownych z ich parafii, dotknęły też Gerhardta. W 1666 r. musiał opuścić parafię i dopiero po dwóch latach mógł objąć urząd archidiakona w Lübben, który piastował do śmierci. Uważany jest za najwybitniejszego poetę religijnego XVII w. Jego pieśni do dziś są śpiewane nie tylko w kościołach ewangelickich.
ks. Andrzej Komraus
30 maja 1416 r. na stosie w Konstan-
cji zginął Hieronim z Pragi, filozof, teolog, reformator religijny. Urodził się ok. 1380 r. w Pradze. Studiował na uniwersytetach w Pradze, Wiedniu, Paryżu i Oxfordzie. W Wiedniu obłożono go klątwą za ataki na kler. Z Anglii przywiózł pierwsze traktaty Wiklefa. Był propagatorem nauki Jana Husa we Francji, w krajach niemieckich i w Polsce. Zaproszony w 1412 r. na dwór królewski, udał się w orszaku księcia litewskiego Witolda na Litwę i Ruś. Jego działania wywołały ostrą reakcję ze strony środowisk uniwersyteckich i kościelnych: wytoczono mu procesy w Paryżu, Heidelbergu, Wiedniu, Erfurcie i Kolonii. Mimo ostrzeżeń Husa udał się na sobór w Konstancji, gdzie miał wytłumaczyć się z głoszonych poglądów. Aresztowany 23 maja 1415 r. został zmuszony do wyrzeczenia się potępionych zdań Wiklefa i Husa. To jednak nie wystarczyło. Ponownie oskarżony 27 kwietnia 1416 r., odwołał wcześniejsze wyrzeczenie i został skazany na śmierć za herezję i zatwardziałość. W drodze na stos odmawiał Apostolskie Wyznanie Wiary.
Marek Hause
KSIĄŻKA
FILM
MUZYKA
Randy Singer „Adwokat”
„Piknik z niedźwiedziami”
Eric Clapton „I Still Do”
Randy Singer to postać złożona z czterech odmiennych światów zawodowych. Jest on jednocześnie pastorem, prawnikiem, historykiem i autorem kryminałów. Syntezę tych pozornie odmiennych światów teologii, prawa i historii Singer umieścił w świeżo wydanej na polskim rynku powieści „Adwokat”. Tytułowa postać to młody rzymski asesor Teofil będący początkowo doradcą Poncjusza Piłata. To on ponosi więc winę za ukrzyżowanie Jezusa z Nazaretu. Podobnie jak na Barabasza z powieści Pära Lagerkvista, odpowiedzialność za skazanie i uśmiercenie niewinnego człowieka wpływa również na przebieg dalszych losów Teofila. A splatają się one z okresem panowania cesarza Nerona. Wtedy to „Adwokat” otrzymuje nowe zadnie – obronę Pawła z Tarsu.
„Piknik z niedźwiedziami” to nie majówka z głównymi nagrodami z festiwalu w Berlinie, lecz film drogi z udziałem dwóch starszych panów. Ci panowie to Robert Redford i Nick Nolte. Grają oni w ekranizacji przezabawnej książki autora-podróżnika Billa Brysona „Spacer po lesie”, a ten las to trzy i pół tysiąca wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych od Georgii po Maine. To nie Puszcza Białowieska, lecz górzysta kraina pokryta niekończącymi się gęstymi lasami, wręcz dzicz pełna niebezpiecznych zwierząt, trujących roślin, a także psychopatycznych morderców. W książce autor nie szczędzi krytyki, opisując najdłuższy szlag pieszy Appalachian Trail jako zagrożony przez człowieka, zaś film pokazuje jedynie pocztówkową stronę tego miejsca.
Płyta, która ukazała się pod koniec maja jest 23 krążkiem Erica Claptona i zawiera 12 nowych utworów studyjnych. Producentem muzyki jest Glyn Johns, który przed czterdziestu laty współpracował już z artystą przy nagraniu jednej z najbardziej znanych jego płyt „Slowhand”, a rok później przy „Backless”. W międzyczasie Johns produkował płyty takich zespołów jak The Eagles, The Rolling Stones, The Who czy Led Zeppelin. Dlatego ta kooperacja podkreśla ogromną pozycję muzyka na rynku i była już od dawna wyczekiwana. Ale na muzyce nie kończy się współpraca ze znakomitościami. Na okładce płyty znajduje się portret Claptona wykonany przez sir Petera Blake`a, autora coveru Beatlesów do albumu „Sgt. Pepper`s Lonely Hearts Club Band”.
Cieszyn Wrocław
reformation-cities.org
61 Europejskich Miast Reformacji