4 minute read

Okiem laika – Zlot Absolwentów 1.0

Czasami człowiek ma taki dzień, że chce po prostu usiąść, odpocząć i zresetować mózg. Pomocne w tym bywają dobrze nakręcone komedie. Wszystkim szukającym takiego tworu polecam „Zlot Absolwentów 1.0“

~Dolar84

Advertisement

Fabuła jest stosunkowo prosta i do bólu schematyczna, co tym razem na szczęście wychodzi produkcji na dobre. Oto trójka przyjaciół ze szkolnej ławy, 25 lat po maturze, wybiera się na tytułowy zlot absolwentów. Oczywiście nie są już tymi młodymi bogami, do których kiedyś należał cały świat – a przynajmniej tak im się wydawało. Nils zmienił się w wiecznego malkontenta, który na dodatek nie akceptuje tego, iż jego ciało zaczyna powoli się zmieniać i nie jest już niezniszczalnym nastolatkiem. Na dodatek jego najnowsze problemy zdrowotne sprawiają, iż tak prosta czynność jak siadanie za każdym razem staje się najzwyklejszym horrorem. Jakby tego było mało, przez swoje wieczne jojczenie i marudzenie nie bardzo dogaduje się z żoną i dwójką dorastających dzieci. Thomas jest ogólnie znanym i odnoszącym wielkie sukcesy DJ-em. Ma ciężarówkę forsy, gigantyczne grono fanów, a ludzie na ulicach proszą go o selfie i autografy. Mimo tego powoli dociera do niego, iż warto byłoby się ustatkować. Jednak wytrwanie w wierności do swojej wybranki, Lindy, jest dla niego trudne, co zostało dobitnie pokazane na samym początku filmu. Na dodatek na pomoc matce przybywa jej nastoletnia córka Lilia, która stawia sobie za cel wyprowadzić Thomasa na drogę monogamicznej cnoty. Tak, tuż przed wyjazdem na tytułowy zlot. Andreas, ostatni z trójki, ma kłopoty innego rodzaju. Nie dosyć, że uzależnił się od pornografii, to jeszcze jego, znacznie od niego młodszy, psychiatra odbił mu żonę – ukochaną jeszcze z lat szkolnych. Nietrudno więc się dziwić, iż w tym bohaterze mikrej postury buzują potężnie wściekłość i inne frustracje. Po początkowych, już wypełnionych gagami, perypetiach trójka, plus nieplanowana przyzwoitka w postaci Lili, wybierają się na spotkanie ze starymi przyjaciółmi.

To tyle, jeżeli chodzi o wprowadzenie, przejdźmy do przemyśleń. Na samym wstępie pozwolę sobie czytelników ostrzec, iż mamy tu do czynienia z filmem niemieckim w reżyserii Tila Schweigera, który zresztą wciela się też w jedną z głównych ról. Co w tym takiego znaczącego? Cóż, każdy kto miał przyjemność oglądać „Gwiezdne Jaja: Część 1 – Zemsta Świrów“, może bez problemu domyślić się z jakiego rodzaju humorem będzie miał do czynienia. W sumie, wiele niemieckich komedii, które widziałem wpasowuje się w ten sam schemat, zaczynam więc podejrzewać, iż poczucie humoru naszych zachodnich sąsiadów jest nieco… niewybredne. Przygotujcie się więc na gagi i sytuacje dotyczące seksu, narządów, seksu, ogólnej głupoty, seksu, totalnej infantylności i seksu. Tak, to zdecydowanie motyw przewodni, chociaż jak na to ile o nim gadają, na ekranie nie zobaczymy go aż tak dużo. Można się natomiast spodziewać kremowanych bakłażanów w saunie. Nie, nie zdradzę o co chodzi, musicie obejrzeć to sami.

Praktycznie nie mam wątpliwości iż niektóre osoby, czytając to co napisałem powyżej z miejsca odrzucą recenzowany film jako typową komedię dla kretynów. Coś w tym opisie jest, ale sam nie do końca zgadzam się z takim przyporządkowaniem Zlotu. Oczywiście, prezentowany humor jest czerstwy, niewybredny i skupia się na sprawach płciowych. Oczywiście, bohaterowie w sile wieku zachowują się jak totalni, pozbawieni mózgu, zdolności przewidywania oraz rozumu i godności człowieka kretyni, czyli jakby cofnęli się do czasów licealnych. To wszystko na pierwszy rzut oka jest całkowitą prawdą. Jednak warto rzucić okiem po raz drugi, żeby dostrzec nieco głębszą warstwę filmu.

Nie mam wątpliwości, że Til Schweiger, skądinąd bardzo zdolny aktor, świetnie spisał się przedstawiając parodystyczny i mocno przejaskrawiony obraz dorastania, starzenia się i tęsknoty za młodością. Numery jakie wycinają bohaterowie mogą przerażać, ale choć w oczywisty sposób przesadzone, nie są niespotykane na tego typu imprezach, o czym sami się w przyszłości przekonacie. Ja już taki jeden zlocik mam za sobą i chociaż nie podstawiliśmy nikomu płonącego balasa (w torebce) pod drzwi, to rzeczywiście zachowywaliśmy się ze znajomymi, jakbyśmy znowu mieli po „naście“ lat i wyczynialiśmy różne głupstwa. Ot, taki urok tych imprez. Tak więc jeżeli chodzi o stronę reżyserską i nieco przejaskrawione przedstawienie rzeczywistości jestem gotów dać ocenę bardzo dobrą. Wszystkich zaś, gotowych odsądzić mnie za to od czci i wiary odsyłam do tytułu tejże recenzji.

Na osobne, choć krótkie omówienie zasługują aktorzy. Wymieniony już Till Schweiger jako podtatusiały DJ jest (co zaskakujące) najnormalniejszy z całej trójki, chociaż zwykle robi za prowodyra wszelkiej maści głupich pomysłów. Jednak swoje najlepsze sceny ma podczas prób ojcowania Lili (granej nomen-omen przez Lili Schweiger, jego prawdziwą córkę), co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Milan Peschel, grający Andreasa to z kolei żywa energia. Mimo mikrej postury wszędzie go pełno, a przez swoją agresję i przesadzone reakcje co chwila pakuje resztę towarzystwa w niemałe kłopoty. Na dodatek, nie wiem czy celowo, jego fryzura, postura i ruchy mocno upodabniają go do pewnego niemieckiego polityka z pierwszej połowy XX wieku, co tym wyraźniej widać, kiedy po raz kolejny zaczyna się wydzierać, machać łapkami czy skakać po stole. Efekt jest przekomiczny. Obaj wyżej wymienieni zagrali bardzo dobrze, jednak uważam, że palma pierwszeństwa należy się Samuelowi Finzi, grającemu wiecznego malkontenta Nilsa. Mimo swojego ciągłego narzekania, ględzenia w kółko o własnych problemach jest zdecydowanie najsympatyczniejszą postacią dla widza. Może dlatego, iż to na niego spada większość konsekwencji kłopotów powodowanych przez pozostałą dwójkę i jest nam go zwyczajnie żal? Nie da się też ukryć, iż to jego postać przechodzi największą przemianę. Niby nic takiego się nie dzieje, ale na końcu obrazu mamy do czynienia z kompletnie innym człowiekiem, który odkrywa co jest dla niego w życiu naprawdę ważne.

Podsumowując, uważam, że każdy kto zdecyduje się na obejrzenie „Zlotu Absolwentów 1.0“ nie będzie zawiedziony. Można się pośmiać z głupawych gagów, można obserwować dobre aktorstwo, a przede wszystkim można się naprawdę dobrze bawić. Nie zwlekajcie więc i przyłączcie się do wyprawy „srebrnogrzbietych“!

Źródło grafiki tytułowej: https://www.filmweb.pl/film/Zlot+absolwentów+1.0-2018-811692

This article is from: