4 minute read
Slime Rancher
Przybywam z odległej planety „Far, Far Range“, gdzie przez ostatni czas siedziałam i hodowałam uśmiechnięte glutkowate stworzenia. Okazuje się, że jest to niezwykle wciągające zajęcie. „Slime Rancher“ to urocza i niesamowicie wciągająca gra, w której gracz wciela się w rolę Beatrix LeBeau, młodej farmerki, która zaczyna swoją pracę na odległej planecie.
~Gray Picture
Advertisement
Niedługo po premierze „Slime Rancher“ parę razy mignęły mi fragmenty gameplayów, ale wtedy nie zdołało mnie do siebie przekonać. Potem zdążyłam o nim zapomnieć, aż do niedawna, gdy dostałam tę grę, ponieważ, według zapewnień obdarowującego, na pewno mi się spodoba. I muszę przyznać, że okazało się to być prawdą.
O co chodzi?
Ale na czym właściwie polega ta gra? Założenia „Slime Ranchera“ są dość proste. Hoduje się urocze glutkowate zwierzątka. Gdy się nakarmi slime’a, ten w zamian daje kryształ, który można sprzedać, a zarobione pieniądze przeznaczyć na rozbudowę farmy. Ponieważ gra ma nieskomplikowane podstawy, bardzo łatwo jest zacząć i się wciągnąć.
Dużym plusem na pewno jest to, że w grze jest całkiem sporo różnych slime’ów, a każdy z nich ma swoje specyficzne właściwości. Mają różne ulubione jedzenia (slime nakarmiony ulubionym pokarmem daje dwa kryształki zamiast jednego) i zachowania. Na przykład skalne glutki mają na głowie (czy sferyczne zwierzę ma głowę? może lepszym określeniem jest górna część ciała?) koronę z kamienia i co jakiś czas toczy się po ziemi. Jeśli gracz znajdzie się na drodze przemieszczania się tego stworzenia, ryzykuje niewielką utratą zdrowia. Z kolei tabby silme ma kocie uszka i ogonek. Ten typ jest absolutnie uroczy, jedyny minus to taki, że trzeba go karmić kurami. A te kurki też są milusie, więc trochę przykro dawać je do pożarcia.
Jest co robić!
Największą zaletą „Slime Ranchera“ jest to, że mimo tego że, jak to w symulatorach farmy, często wykonuje się powtarzalne czynności, gra została wypełniona tyloma rzeczami do zrobienia, że nie ma czasu się nudzić.
Świat gry może nie jest największy, ale jego eksploracja daje dużo frajdy. Regiony odblokowuje się stopniowo. Każda następna okolica ma dla gracza nowe, ciekawe rzeczy do zaoferowania. Otoczenia mocno różnią się od siebie klimatem, zamieszkiwane są przez inne dzikie slime’y. Twórcy poukrywali też liczne znajdźki – kapsuły, w których znajdują się przydatne materiały lub projekty do wytworzenia w laboratorium, więc warto zaglądać nawet w dziwne zakamarki. Odkrywanie, co czeka za następnym zakrętem i za kolejną bramą oddzielającą obszary potrafi sprawić, że traci się rachubę czasu.
Wspomniane przed chwilą laboratorium jest ciekawym dodatkiem do gry. Odblokowuje się je w raczej późniejszym etapie rozgrywki, ponieważ sam dostęp do tej części świata, jak i wymaksowanie laboratorium wymaga dość sporo monet, a te na początku raczej będą bardziej potrzebne do takich rzeczy jak ulepszanie zagród czy pól. Laboratorium pozwala na wytwarzanie rozmaitych rzeczy – od maszyn, które usprawnią pracę farmy, takich jak drony, które mogą przejąć część obowiązków czy teleporty, dzięki którym można się błyskawicznie przemieszczać po całej mapie, przez dekoracje, które upiększą okolice bazy, po rzeczy typowo rozrywkowe, jak na przykład obręcz do koszykówki. W tę ostatnią kategorię wpisuje się stacja, na którą teraz zbieram materiały, a która umożliwi mi dawanie googly eyes moim glutkowym zwierzętom.
Zadbano też o dodanie różnych aktywności pobocznych, takich jak wykonywanie krótkich zadań. Niestety są to jedynie misje typu „przynieś trzy marchewki i pięć buraków“ (dosłownie, bo jeden ze zleceniodawców daje zadania polegające na przynoszenie mu różnych płodów rolnych), lecz na plus można zaliczyć to, że po wykonaniu określonej liczby zleceń od jednej osoby, odblokowuje się dostęp do ciekawszych zajęć pobocznych, które oprócz zabijania czasu, umożliwiają zdobycie rzeczy lub benefitów przydatnych na farmie.
Warto zaznaczyć, że „Slime Rancher“ nie ma fabuły jako takiej. Nie jest to duży minus, ponieważ ten rodzaj gry tak naprawdę nie wymaga posiadania rozbudowanej historii. Funkcję zalążka fabuły, nakreślenia postaci, w którą się wciela gracz, czyli Beatrix LeBeau, spełniają wiadomości które dostaje z Ziemi, głównie od swojej partnerki lub partnera Casey (płeć tej postaci celowo nie jest określana w żadnym momencie gry). Nie jest to dużo, ale pozwala poznać bohaterkę gry i zacząć żywić w stosunku do niej jakieś ciepłe uczucia.
Jest milusio
„Slime Rancher“ należy do typu gier, które bardzo lubię, czyli takich, które pozwalają mi spełniać moją fantazję o rzuceniu wszystkiego, wyjechaniu gdzieś daleko i prowadzeniu farmy, bez faktycznie robienia tego, gdyż poza cywilizacją nie przeżyję więcej niż trzech dni.
Wyżej wymieniłam już całkiem długą listę zalet tej gry, ale jak dotąd nie powiedziałam o najważniejszej – jest klimatyczna, przyjemna i urocza. Grafika może jest prosta, ale taki uproszczony styl doskonale wpisuje się w relaksujący charakter „Slime Ranchera“. Jest to gra, do której przyjemnie usiąść po męczącym dniu w pracy lub na uczelni. Chyba, że jesteś mną i nie doczytasz, że nie powinno się trzymać wiele rodzajów slime’ów ze sobą w jednej zagrodzie. Bo jak slime zje jeden kryształ, który został wyprodukowany przez slime’a nie swojego rodzaju, to jeszcze nic się złego nie dzieje, tylko zmienia się w dużą hybrydę między tymi dwoma rodzajami. Lecz jak taka hybryda stwierdzi, że się jeszcze nie najadła i spożyje kolejny kryształ, który nie należy do żadnego z rodzajów, z których się składa, to zmienia się w jeszcze większego potwora, który zjada inne niczemu winne glutkowate stworzonka i samego gracza. Ale poza tym, to jest milusio.
Baner: https://www.deviantart.com/antonkurbatov/art/Tabby-Slimes-In-Mushroom-Forest-722051219