4 minute read

The Fermi Paradox

Next Article
Komiks

Komiks

Wszechświat jest sporym miejscem, a jakby jeszcze tego było mało, istnieje dość długo – na tyle długo, by po takiej sporej eksplozji na sam start (zgodnie z zasadą Hitchcocka, że powinno się zacząć od trzęsienia ziemi, a następnie napięcie ma jeszcze rosnąć) zdążyły powstać planety, gwiazdy, dinozaury, małe kotki i tak dalej. (Nie)stety, na chwilę obecną nie udało się nam wypatrzeć żadnych śladów żadnych inteligentnych współlokatorów. Alfa Centauryczyjczycy nie wpadają do Nowego Jorku jak skansenu, próżno szukać Betelgezianek na Tinderze, a Syriuszowcy nawet nie pomachali do nas macką. Aż głupio tak siedzieć na jednej planecie i się zastanawiać, czemu wokół nas jest tak pusto.

~Ghatorr

Advertisement

Paradoks Fermiego jest względnie prosty – to zwykłe wskazanie, że przy ilości gwiazd i ich wieku inteligentne życie we wszechświecie powinno być bardziej rozpowszechnione niż obecnie, czyli albo jesteśmy naprawdę kiepscy, jeśli chodzi o jego znajdowanie, albo mamy złe założenia… Albo coś sprawia, że inne gatunki inteligentne się z nami nie kontaktują. Studio Anomaly Games dało radę z takiego rozważania wyciągnąć pomysł na grę komputerową – która niedawno trafiła na Steam w formie wczesnego dostępu. w trakcie których na platformę Gabe’a Newella spływają wersje demonstracyjne gier niezależnych. TFP przykuło moją uwagę ciekawym pomysłem – na tyle, bym przeszedł jego demo kilka razy, próbując doprowadzić do różnych rozwiązań. Widać było, że to bardzo wczesna wersja, ale wstępnie spodobało mi się na tyle, bym kupił Early Access, dzięki czemu mam okazję dalej śledzić rozwój tej produkcji.

Ale zacznijmy od podstaw. „The Fermi Paradox“ to gra… Hm, ciężko to ująć. Najprościej byłoby powiedzieć, że to symulator Boga, w którym pod naszą opiekę trafia kilka względnie zbliżonych od siebie planet. Na każdej z nich może rozwinąć się gatunek inteligentny, którym się będziemy opiekować. Co pewien czas możemy zdobywać specjalne punkty, za które płacimy przy ingerowaniu w losy naszych podopiecznych – robimy to albo klikając na wykwitające na ekranie obiekty, albo ściągając na gatunki inteligentne mniejsze lub większe problemy. Spalenie naukowca na stosie może dać nam dwa punkciki, ale sprawienie, że nowa choroba przeistoczy się w morderczą plagę i zabije większość populacji, może sprawić, że na nasze konto wpłynie czterdzieści świeżutkich jednostek mocy! Każda cywilizacja ma pięć parametrów – moralność, populację, militaryzację, dostępne zasoby oraz rozwój naukowy. Oczywiście najlepiej jest, jeśli populacja nie spada, liczba czołgów na obywatela też nie jest za duża, a surowców jest dość, by nasi kosmici się nie powyrzynali w wojnach o nie. Co pewien czas wyskakują nam specjalne wydarzenia, obwieszczające ważne momenty w historii, gdzie możemy wydać/zdobyć trochę punktów, by poprawić/polepszyć ich wyniki. Nasz cel? Sprawić, by określona liczba cywilizacji dotarła do ostatniego poziomu rozwoju technologicznego. Tyle.

Rozgrywka jest względnie prosta i ma wolne tempo. Wszystko trwa tu strasznie długo – rozwój nowych poziomów technologii, przeloty między planetami, zdobywanie punktów czy rozprzestrzenianie się fal radiowych. Wszystko wymaga długofalowego planowania. Nie powinniśmy się przejmować katastrofami – w tej grze drzewo postępu jest podlewane miliardami trupów pechowców zabitych dla większego dobra. Trzeba być twardym, a nie miękkim – bez okrutnych decyzji nie będziemy w stanie zdobywać punktów na tyle szybko, by w razie sytuacji awaryjnej zmienić bieg wydarzeń albo by w pełni wykorzystywać sytuację. Z pewnym żalem poświęciłem prymitywne dinozaury, zmieniając ostatnie stulecia ich istnienia w czyste piekło, ale w zamian za to inny gatunek zdołał wysłać więcej statków kolonizacyjnych w kosmos. Inny gatunek radośnie zużył większość zasobów na swojej planecie i jedyne, co mogłem zrobić, to doprowadzić do olbrzymiej wojny, by jeden procent populacji, która przetrwała, dał radę przeżyć w nowych warunkach i istnieć na tyle długo, by opuścić swój zrujnowany świat. Tego typu historii w tej grze jest pełno. Ze względu na powolne tempo i bardzo prosty cel (którego osiągnięcie jednak zajmuje sporo czasu) większość gry to praktycznie wielka, boska piaskownica, na której możemy się bawić inteligentnymi gatunkami. Forma rozgrywki – klikanie na obiekty albo wybieranie jednej z trzech opcji w wydarzeniach – oznacza jednak, że jako gracze jesteśmy uzależnieni od zawartości zamieszczonej odgórnie w grze przez twórców. Nawet jeśli uda się nam doprowadzić do jakiejś ciekawej sytuacji, nie mamy gwarancji, że twórcy ją przewidzieli – w pierwszej wersji, dajmy na to, gdy koloniści jednego gatunku przylecieli na planetę, gdzie tubylcy tysiąc lat temu wyrżnęli się w wielkiej wojnie atomowej, to nie pojawiło się żadne wydarzenie o odkrywaniu ruin… bo ich nie było. Na szczęście dodano to jakiś czas temu, razem z reakcjami na ponowne spotkania kolonii z ich macierzystymi światami. Anomaly Games aktualizuje grę często, dzięki czemu na razie kolejne partie nie są zbyt powtarzalne. Byłoby idealnie, gdyby twórcy oddali graczom do użytku jakieś narzędzia moderskie.

Grafika jest prosta, ale bardzo estetyczna – jej najlepszym elementem są obrazki towarzyszące wydarzeniom. Muzyka również jest całkiem przyjemna i pasuje klimatem do toku rozgrywki. Więcej nie da się o tym powiedzieć – ale ta gra po prostu nie potrzebuje większych wodotrysków.

Czy trzeba „The Fermi Paradox“ kupić? Niekoniecznie. Prosta, wolna rozgrywka bywa żmudna, a kilka niedoróbek technicznych czy ograniczona (acz szybko się powiększająca) baza wydarzeń losowych sprawiają, że bardziej opłaca się czekać na wyjście gry z wczesnego dostępu. Osobiście bawiłem się przy niej całkiem dobrze, ale nawet ja musiałem mieć w tym czasie książkę przed sobą – w spokojniejszych momentach gra wymaga tylko nieco aktywności więcej niż wygaszacz ekranu. Z drugiej strony – można tu wysłać dinozaury w kosmos!

Baner: https://www.youtube.com/watch?v=CDrDEJKrWOI&ab_channel=ClanIwan

This article is from: