RECENZJE
GRY
Kiedy podczas czerwcowego Nintendo Directu-
widzowie ujrzeli znajomą zbroję Samus, wszyscy spodziewali się, że wreszcie dojdzie do ogłoszenia premiery „Metroid Prime 4“, od jakiegoś czasu tkwiącego w deweloperskim piekle. Big N jednakże udało się naprawdę zaskoczyć fanów, zapowiadając niespodziewanie inną grę z serii, która jednak także przez bardzo długi okres tkwiła w produkcji. Czy niespodzianka się udała i warto było czekać? ~Cold Garść faktów na początek: Metroid Dread to pierwsza od czasu wydanego w 2002 r. „Fusion“ pełnoprawna kolejna dwuwymiarowa część serii (w międzyczasie pojawiły się jeszcze co prawda „Zero Mission“ na GBA i „Samus Returns“ na 3DSa, te były jednak remake’ami pierwszych dwóch gier z cyklu). Zapowiedziana została już w 2005 r. jako tytuł na DS-a, lecz na jakiś czas trafiła do zamrażarki z uwagi na ograniczenia techniczne docelowej platformy, fani zaś doczekali się z nowości jedynie (a może aż?) trójwymiarowych odsłon: kolejnych części chwalonej podserii „Prime“ i dosyć kontrowersyjnego „Other M“. Po kilkunastu latach gra została jednak wreszcie odmrożona przez Hiszpanów ze studia MercurySteam, dla których to nie była pierwsza styczność z Metroidami – to oni odpowiedzialni byli za wspomniane wcześniej „Samus Returns“. Tyle o kulisach, przyszedł czas na mięcho.
20
Cała afera zaczyna się niedługo po tym, jak Samus Aran, niezwyciężona łowczyni nagród, zniszczyła w poprzedniej części całą rasę groźnych pasożytów, zwanych X. Ale czy na pewno całą? Nie, Galaktyczna Federacja otrzymuje nagle informację o niedobitku, który uchował się na planecie ZDR. Natychmiastowo wysłano na miejsce siedem specjalnych robotów zwanych EMMI, by dokończyły dzieła zagłady, niestety kontakt z nimi niespodziewanie się urywa. Do akcji wkroczyć zatem musi nasza protagonistka, która po postawieniu stopy na zainfekowanej planecie zaatakowana zostaje przez tajemniczego przeciwnika. Jakimś cudem udaje się jej przeżyć, lecz odzyskawszy przytomność, orientuje się, że straciła znaczną część swych zdolności. Uwięziona we wnętrzu planety, musi przedrzeć się na powierzchnię, czego z pewnością nie ułatwią jej ograniczenia, spotykane na każdym kroku chmary paskudztw, a także niezniszczalne, zhakowane przez kogoś EMMI, przez które łowczyni sama staje się zwierzyną… Fabuła już pokrótce omówiona, ale jak tam z gameplayem? Cóż, przyjdzie nam kierować Samus przez kilka rozległych stref; do każdej przyjdzie nam co najmniej kilka razy wrócić, gdyż wejście do części miejsc wymagać będzie zdobycia konkretnych umiejętności. Powroty te nie są jednak jakimiś zapychaczami – nowe sztuczki w naszym arsenale pozwalają nam wejść tam, gdzie czekają na nas nowe wyzwania, na dodatek miejsca już przez nas odwiedzone mogą się zmienić i dojdą też nowi