KWIATOŻERCY
Kwiatożercy to wielowymiarowa opowieść o drodze ku wolności i o niezwykłej sile poezji. Akcja toczy się w dziewiętnastowiecznym Szegedzie, tętniącym życiem mieście wielu kultur. Główni bohaterowie – Klára i trzech zakochanych w niej mężczyzn – nie żyją zgodnie z powszechnie przyjętymi zasadami i żywią się kwiatami. Ta oryginalna, pełna głębokich fabuł powieść z pewnością spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagającego Czytelnika.
László Darvasi
„Kiedy pewnej niedzieli szedł do majątku, zobaczył, że w mieście brukuje się ulice. Nie dotarł do dworu Pallagich, może nawet nie miał takiego zamiaru. Chodził całe przedpołudnie i pasek sandała otarł mu nogę, Ádám zdenerwował się i wyrzucił buty. Patrzył na rozpalony drżący horyzont, po którym szarżowali niebiańscy rycerze, z czoła lał mu się pot. W rowie przy drodze falował czerwony kobierzec maków, Ádám schylił się i zaczął je jeść. Odgryzał główkę kwiatu, przeżuwał i połykał. Przeżuwał i połykał. Zmiótł pole maków, jakby przejadł całe swoje szczęście i nędzę, jakby pochłonął otaczające go piękno, caluteńki świat, jakby pożarł nawet samego Boga. Zaśmiał się gardłowo. Chichotał jak wtedy, gdy umarł ojciec. Świadkiem jego uczty był Néró Koszta, długo mu przygrywał i dodawał odwagi, jeszcze tam jest płatek, i tu, i tu, jedz, chłopcze, jedz!”
László Darvasi KWIATOŻERCY Patroni medialni
www.wuj.pl
kwiatozercy_okladka2.indd 1
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
2015-04-10 10:48:45
László Darvasi KWIATOŻERCY
Tłumaczenie Karolina Wilamowska
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Projekt okładki Agnieszka Kucharz-Gulis Na okładce: despositphotos.com
Tytuł oryginału: Virágzabálók, wydano w 2009 roku przez Magvetö, Budapest
© Darvasi László 2009 © Suhrkamp Verlag Berlin 2013 All rights reserved by and controlled through Suhrkamp Verlag Berlin © Copyright for Polish Translation and Edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2015 All rights reserved
Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.
Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej. Publikacja odzwierciedla jedynie poglądy autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczone w niej treści.
ISBN 978-83-233-3760-7
www.wuj.pl Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325
„Każdy z nich przechadzał się teraz jak po swoim prywatnym parku – bezkresnym ogrodzie zrodzonym z wyobraźni, złożonym z tego, co jest i czego nie ma, co już się stało i więcej nie wróci, czego nigdy nie było i już nie będzie”. Ivo Andrić
„Następnie polecam Pańskiej uwadze, że w tym dziwnym zakątku Cesarstwa nawet najmniej prawdopodobne pragnienia i każda najbardziej wątpliwa chęć z wyjątkową łatwością zmieniają się w pełnokrwistą rzeczywistość. Jednakże wszystko, czego zupełnie pełnoprawnie i bezsprzecznie żądają mieszkańcy tego kraju, wszystko, co nie tylko mogłoby, ale i powinno się wydarzyć, nigdy nie nadchodzi, pozostawiając ich z wieczną, fałszywą obietnicą. Co poniektórych doprowadza to do szaleństwa, a wtedy oddają się oni – martwi za życia i żywi umarli – przedziwnym zwyczajom i kiedy tylko mają ku temu sposobność – jedzą kwiaty”. Karl Bischof cesarski inspektor
„Jeśli dziś przepadnę, stop, bardzo cię proszę, stop, jutro, stop, mnie uratuj, stop!” Klára Szép
DZIKA MIMOZA
LEKKIE SPACERY SKRAJEM NICZEGO Jesteś, córeczko, niczym brzozowa gałąź! Możesz się ugiąć, ale złamać cię nie sposób. Musisz wiedzieć, że jest śmiech, który przynosi światu szkodę. Krzywdzie zadośćuczynią, ziemia ziemię przykryje, jeden wiatr przegna drugi, dobro sparzy się ze złem. Kiedy się uśmiechasz, na twojej twarzy pojawiają się dołeczki, a oczy błyszczą jak naparstek krawiecki. Tymczasem po drugiej stronie ulicy, pod skrzypiącym szyldem kulawego szewca zatrzymał się pan z laseczką i ściągnął brwi, jak ktoś, kto szykuje się złożyć doniesienie o cudzie. A potem zaśmiał się chrapliwie, a wiem, że to zły człowiek. Papierowa wstążka rozerwie się w twoich rękach, ale źdźbło trawy tylko okręci się wokół palca i następnego dnia pozostanie świeże i zielone. Po środku twojej dłoni czerwieni się plamka, to odcisk stópki anioła. Zstąpił na nią, kiedy się urodziłaś, tańczył na twojej malutkiej rączce. Nazywasz się Klára Pelsőczy! To piękne, pańskie imię! Mnie, twojego ojca, rodzina wyrzekła się pewnego wietrznego dnia, kiedy wył wiatr i skrzypiał kurek na dachu. I słusznie! Zbyt wiele opowiadałem wąsatym wujkom, którzy kijem uczyli czeladź dyscypliny, cioteczkom w koronkowych kołnierzykach i płochemu rodzeństwu o miejscach, które nie istniały, choć szczerze mówiąc, mogłyby. Córeczko, w świecie, w którym żyję, nie widać Boga, a ja go nie szukam. Rodzina mnie odtrąciła. Dlaczego mieliby się trzymać człowieka, który na świątecznym stole w oparach rosołu buduje piramidę z kości, rozsmarowuje sobie czekoladę po twarzy, który kichając na mszy w kościele, dmucha w gołębie pierze, podczas gdy ubrani w węgierskie szamerowane kurtki krewni biją pięścią w stół, a co drugie ich słowo to Węgry, Węgry! 13
Jesteś moją córką, krwią z mojej krwi i jeśli tylko poczujesz, że chcesz latać, poleć ze mną. Niech szorstkie słowo cię nie wzburza. Jeśli pytasz o swój los, powiem ci tylko tyle, że zawsze możesz odnaleźć kościół, wiarę i orędowników, lecz wiedz, że ludzie naszego pokroju korzystają częściej z łaski sprzeciwu. Piję i gram w kości, jestem zły jak bezpańska noc. Mam przekrwione oczy, obrzmiałą twarz, palce mi drżą jak jesienne gałęzie, codziennie siorbię poranną kawę, walcząc z zawrotami głowy. Ale to wszystko jest nieważne. Zawsze mogę z tobą polecieć! Nigdy ci nie odmówię. Z tamtej butelki nalej, dziękuję. Córeczko, pokornie cię proszę, nie bój się swej matki! Nie drżyj przed nią, nie karm jej urazy, która rankiem syczy wraz z postawionym na piecu czajniczkiem. Od strachu przed nią jestem ja, twój ojciec. Ja boję się twej matki. Wiedz, że to strach trzyma nas z sobą. Nigdy się nie obrażaj, córeczko! Raczej pozwól się ranić! Dobrze, teraz dmuchnę na ciebie dymem cygaretki, wytrzymaj, nie kaszl. Jestem twoim ojcem! Ściskam twoje chude ramię, nie płacz. Tulę cię do siebie, trzymam przy swej nędznej kamizelce, rękawy mojej koszuli śmierdzą stęchlizną, wytrzymaj. Jeśli umrę, obudź mnie! Jestem twym ojcem, musisz znieść sposób, w jaki cię kocham. Twoja matka również cię kocha, ale inaczej. Ja, mądry i niepowtarzalny László Pelsőczy, zdecydowałem, że pozwolę się innym ranić. Czy wiesz, Klárika, że mieszkamy w obrażonym mieście? Może lubiłbym Szeged, gdyby ktoś go skrzywdził. Ale to miasto jest całe i zdrowe, nawet ziarnka grochu sprzedaje jako melony. Nie wystarcza mu to, co ma, a chełpi się tym, czego mu brakuje. Wiesz, że w twoich włosach bieleje pierze? Nie bój się, to tylko piórko mewy. No, weź mnie za rękę, chodźmy na łódź! Ty prowadzisz! A po drodze śmiej się zawsze, kiedy masz na to ochotę! Dziewczynka wybiegła na dwór, a słowa sypały się z jej gardła jak nanizane na sznurek paciorki, wołała, mateczko, okno nie chce, bym przez nie wyjrzała! Mateczko, drzewa się ze mnie śmieją! Ogień w kuchni chce, żebym pogłaskała go po serduszku! Ruchy kobiety były sztywne, niemal skrzypiące, a światło przecinało jej twarz na pół. Patrzyła w kierunku, gdzie zniknął jej mąż. Po nie14
bie płynęły chmury, wiatr potrząsał rosnącą przy ogrodzeniu zgarbioną morwą. Pelsőczy zarzucił na siebie płaszcz, wytarł buty o nogawki spodni i poszedł, ale wcześniej znowu nakładł dziecku bzdur do głowy! Dziewczynka przybiegła ze szlochem do matki i pokazała oparzony palec. Kobieta syknęła, sama wsadziłaś, sama się lecz! Klára, pociągając nosem, szukała kanki ze śmietaną, jednak zaraz się uśmiechnęła, nie pierwszy raz wsadziła rękę w ogień. Niepostrzeżenie nastał wieczór. Najpierw świat zmienił się w szarą plamę, powoli wyłoniły się roztańczone cienie, by w końcu każdy kształt i formę połknęła ciemność. Kilkakrotnie trzeba było uderzyć o krzemienie, zanim na świeczce zawitał płomień. Świeczki są jak małe roztańczone dziewczynki! Jaka piękna jest ta szklana lampa! Matka siedziała wyprostowana, szydełkowała, bezgłośnie liczyła oczka. Potem chwilę czytała, ale szybko odłożyła gazetę i wróciła do szydełka. Herbata wystygła, pozostawiając wewnątrz filiżanki brązową obwódkę, ale cukier był taki biały. Klára wsadziła oblizany palec do cukiernicy, podjadała. Matka popatrzyła na nią sztywno, przestała mamrotać. Zadzwonił zegar na ścianie i dziewczynka wyczekiwała niebieskiego żołnierzyka, który co godzinę trzaskał drewnianymi drzwiczkami i podnosząc wysoko swój bagnet, wskazywał, że jest godzina pierwsza, druga, że minęła północ. Idź spać! Poczekam na tatę! Powiedziałam, idź do łóżka! Poczekam na tatę! Usłyszały jego kroki, potem niepewne dreptanie i długie mocowanie się z zamkiem, wreszcie ojciec z rozmachem otworzył drzwi, włosy miał w nieładzie, przyniósł z sobą smród tytoniu i alkoholu. Wokół jego butów powstała kałuża, uśmiechał się głupkowato. Słyszysz, jak deszcz pada, córeczko, dudni jak artyleria. Wyciągnął drżącą rękę, w której kryły się trzy pudełka. Wybierz jedno z nich, ale wpierw dobrze się zastanów! Chcę wszystkie, tatku!, zaśmiała się dziewczynka. Ojciec zamruczał z udawaną złością, płaszcz rzucił w kąt, włożył bonżurkę, włosy wytarł jakąś szmatą, podobała mu się odpowiedź córki. Margit splotła palce na brzuchu, jakby była w ciąży, patrzyła na nich 15
sztywno, z oddali. Dziewczynka szybko opróżniła pudełka, wypadły z nich kawałki papieru. Na jednym jest napisane: NIE, na drugim: TAK, a na trzecim: MOŻE! Szeptała zachrypnięta, jakby natknęła się na wyjątkowy skarb. Tak, nie, może, wszystko należy do mnie! Ojciec śmiał się, pokasłując, napił się wina, czerwony płyn spłynął mu po brodzie, przyciągnął do siebie córkę tańczącą z rozwartymi ramionami. Następnego dnia Klára stała na progu kuchni, światło prześwitywało przez jej loczki, oblewało twarz złotem. Sen wciąż kleił jej oczy, ale zobaczyła, jak matka wrzuca do ognia pudełka, które płonęły z żałosnym trzaskiem. To już nie był sen. Ogień strawił Tak, Nie, spopielił też Może! Chciałaby sięgnąć w ogień i uratować je, z pewnością by tak zrobiła, gdyby była sama. Matka zamknęła drzwiczki pieca i z sykiem potrząsnęła ręką, oparzył ją żelazny rygiel. Służąca, która z szyderczym uśmieszkiem opierała się o drzwi spiżarni, odwróciła się bez słowa. Następnego dnia wymówiła służbę, mówiąc, że boi się domu, w którym ludzie przypominają upiory. Dziewczynka nie wyrzekła ani słowa, dłonie zacisnęła w pięści, ale uśmiechnęła się i w tym rozpaczliwym uśmiechu utonęło spojrzenie matki. Klára uśmiechała się, dopóki matka nie krzyknęła. Rusz się, idź się ubierać! Kiedy wciągała pończochy, pomyślała o tym, że człowiekowi można odebrać więcej, niż posiada. Nawet jeśli ktoś nie ma niczego, można mu to zabrać. Możemy wziąć i to, co nigdy nie należało do nas. Dlatego się uśmiechała, ze złości i przekory, tego uśmiechu nikt jej nie odbierze. Do saloniku wkroczyła w swoim najładniejszym ubraniu i stanęła przed matką, która sztywno siedziała na kanapie. Na szyi Kláry błyszczał sznur pereł, we włosach miała czarną żałobną krepę, na nogach pończochy wyszywane w czerwone róże. Spojrzała na nią wyzywająco, jak człowiek, którego nie można pozbawić szczęścia. A błaznuj sobie!, powiedziała ochryple matka i pochyliła głowę, jakby wstydziła się, że nie umie być milsza. Ścienny zegar głośno wybił godzinę, przez małe drzwiczki wyszedł żołnierzyk i je powitał. Hej, hej, panie husarzu, my też życzymy panu miłego dnia!, dygnęła dziewczynka. 16
Od ojca zalatywało alkoholem, kiedy później szeptała mu o zbrodni przeciwko pudełkom. Przygarnął ją do siebie, wciągnęła w płuca kwaskowaty zapach jego ciała i naraz zobaczyła, że mężczyzna chowa coś w dłoni, śmiejąc się bezgłośnie. Rozczochrany ojciec zanosił się śmiechem, a ona patrzyła zdumiona. Jakim cudem z powrotem znalazły się u niego trzy drewniane pudełeczka? Jak? Jak? Konała z ciekawości. Kiedy spacerowali po mieście, ojciec wiele jej pokazywał i opowiadał. Ten tutaj to Żyd, córeczko. Widzisz, jak prędko stawia kroki? Łaskawca nie umie spacerować, przechadzać się bez celu. Dlaczego? Ponieważ taki jest niepewny siebie, biedaczek! W sobotę rzadko można ich zobaczyć, tego dnia nic nie robią, niektórzy nawet kaganka nie zapalą. Ten gruby mężczyzna nazywa się Ignác Derera, handluje guzikami i w tak zwanym Dniu Pojednania zniknął jak dym na niebie. W Dniu Pojednania zawsze ginie jakiś Żyd, diabeł zabiera go z sobą, zionie mu w twarz siarkowym oddechem i a kysz!, a kysz!, leci z nim w otchłań piekielną! Czasem Żyd już nie wraca, czasem pojawia się z powrotem. Dererę diabeł wypuścił, nie był mu potrzebny. Tam stoją Serbowie, ubrani w kożuchy, silni i piękni, niektórzy z nich golą się nawet dwa razy dziennie. To oni mają największe wozy. Podobnie jak Żydzi z Mojżeszem, tak i Serbowie tułali się przez sto lat, nogi i wola powiodły ich aż za Peszt. Nie potrafią tańczyć z opuszczonymi rękoma, nie umieją śpiewać cicho! W cieniu akacji palą fajkę Ormianie, jest ich coraz mniej. Kiedyś to oni królowali na targowiskach, przywozili do miasta wołowe i wieprzowe mięso, wraz z Grekami sprzedawali najwięcej tytoniu, zboża i czerwonego wina. Białym się nie zajmowali, to bowiem robili Węgrzy z jesiennych zbiorów, ale było bez smaku. Dziś ubywa Ormian, wynoszą się stąd, w interesach nie dotrzymują kroku Serbom. Po ulicy Szkolnej spacerują niemieccy panowie. Na Palánk Niemiec Serbowi, Serb Niemcowi jest sąsiadem. Niemcy lubią cylindry i podkute półbuty ze skóry, chlubią się tym, że mają największych kompozytorów, pisarzy i filozofów. Ale wiedz, że to Shakespeare był największym pisarzem, a Hamlet czy Don Kichot są o wiele ciekawsi niż Faust. Niemcy mają tu swój teatr, sama byłaś tam na przedstawieniu. Są bogaci, pewni siebie, ale niedługo porządnie się zdziwią, kiedy inny wiatr powieje i dmuchnie im w twarz narodowym pyłem. Dobrze znasz miłego 17
wujaszka Schütza, który jest Niemcem, czy dokładniej wiedeńczykiem, a który ostatnio wyleczył twoje bolące gardło i poparzone paluszki. Niemcy są mocno zbudowani, ale Serbowie są jeszcze więksi i potrafią bawić się jak nikt inny, pogryzą i połkną nawet kieliszek od palinki! Córeczko, nie starczy mi czasu, bym opowiedział ci wszystkie historie! Ale usłyszysz mnie nawet po mej śmierci. I to nie moje usta przemówią, o nie! Ty jednak poznasz, że to ja. No, chodźmy zobaczyć wodę!, pociągnął ją za sobą. Pobiegli w stronę Cisy, pod ich stopami zadudniła kładka. Na rzece obracały się pnie drzew o ludzkich twarzach, uśmiechały się szyderczo, krzywiły w przeraźliwych grymasach, wygrażały im ogromnymi liśćmi! Jeden z sęków miał oblicze potwora, pożrę cię, wgryzę się w twoje ciało, dziewczynko! Bryzgała na niego woda, wchłonę cię, połknę, dziecko! Przemawiały do niej pyły tego miasta, przemawiały jego nastrój, mgły, śniegi, wieczory i wschody słońca. Wiatr muskał ją po szyi jakby chusteczką, szeptał do niej, a ona to bała się, to śmiała z tych okropności. Głupia jesteś, wodo, czemu miałabym się ciebie bać, skoro nawet w ogień rękę wkładam? Głupi jesteś, wietrze, nie potrafisz mnie poderwać z ziemi, a włosy uczeszę, jeśli je potargasz! Głupia jesteś, ziemio, nawet jeśli na ciebie upadnę, zaraz się podniosę, więc na nic twoje pogróżki! Klára przymknęła oczy. Gdyby zawsze mogła słuchać ojca, gdyby nigdy nie przerywał swoich opowieści. Kiedy opowiadał, świat stawał się wielki i tajemniczy. Tymczasem milczenie matki, z którego płynęły groźba, wyrzuty i ponury niepokój, zabierało ją z tego świata. Ojciec ściskał ją za rękę i snuł opowieści. Cisa ze swoim pół milionem ziemskich lat jest zaledwie dzieckiem przy cioteczce Wołdze i wujku Renie. Dziadek Nil, o, ten to prawdziwy staruszek! Mówią, że Cisa jest jasnowłosa, że ma kolor błota. Inni widzieli ją w ognistej czerwieni. Tysiącem żółtych i czerwonych liści zapłonęła na niej jesień. Od porośniętego topolami brzegu aż po samo Tápé ciągnie się pas młynów wodnych o powoli obracających się skrzydłach. Starzy ludzie mówią, że w tutejszych ogrodach można spotkać Néra Kosztę, harfiarza traw, który swoją muzyką i liśćmi łopianu leczy kolana małych dziewczynek. 18
Moją nogę też wyleczy ten straszliwy człowiek? Oczywiście! A mojej mateczki nie może wyleczyć? Nawet Néró Koszta nie zna lekarstwa na jej chorobę. Byłam tu kiedyś z mateczką!, wykrzyknęła Klára. Coś takiego, więc przyprowadziła cię tu?, zamruczał Pelsőczy, którego nieoczekiwanie poruszyło to wyznanie. Mateczka długo patrzyła w wodę, skinęła głową dziewczynka. Dlatego, Klárika, że twoja matka nie widzi nieba, a ziemia jej nie interesuje. Nic więc dziwnego, że wpatruje się w wodę. A wtedy myśli tylko o jednym. O czym, tatku? Że ktoś w tej wodzie umrze. Dziewczynka zadrżała, utonie? Właśnie tak, jego płuca wypełnią się piaszczystą wodą. A czemu się tak stanie? Ponieważ tak życzy sobie twoja mateczka. Moja mateczka nie chce niczego takiego, załkała dziewczynka. Ojciec zaśmiał się, oj, ty bąku, przecież tylko żartowałem, wszystko zmyśliłem, Klárika, nie płacz! Pelsőczy podniósł do góry palec i tłumaczył niczym nauczyciel. Trzysta lat temu pewien francuski rycerz przemierzył jedyną, zakurzoną ulicę Szegedu i wzdrygnął się na widok brudu i pobojowiska wokół kilku skleconych naprędce chat, które nazywano miastem. Biegły za nim psy. Również podróżnik z Siedmiogrodu parę lat później uznał Szeged za odrażający, nie znalazł w mieście niczego godnego uwagi. Nie miał racji, córeczko, ponieważ nie wziął pod uwagę Cisy. Nie lepszy obraz nakreślił później angielski podróżny. Pisał bardzo obrazowo, upojenie beznadziejnością zmieniło się u niego w prawdziwą poezję. Co to jest prawdziwa poezja?, zapytała Klára. Pelsőczy oblizał górną wargę, zastanowił się, w końcu odpowiedział, że to, co sprawia więcej bólu niż w rzeczywistości. Dziewczynka przymknęła oczy, co może zaboleć bardziej niż liżący palce język ognia, kłujące w stopę ciernie i żądło osy? Anglik zjechał z Tokaju na nizinę węgierską, pierwszego dnia dokuczał mu jeszcze ból zęba, ale szybko zapomniał o próchniejącym korzeniu. Na niezwykłej pustyni, którą cechowała obfitość niczego, podobnie 19
jak oślepiająca biel znamionuje solnisko, jego oczom ukazało się w końcu miasto. Na tle rozedrganego nieba tańczyły dwie wieże! Obok drogi, nad którą szalała kurzawa pyłu, żółciła się łąka, na wilgotniejszych wzniesieniach białe czaple i dzikie gęsi czyściły pióra, lecz odrobinę wyżej, na wypalonej trawie gorzko pobekiwał baranek. Anglik obejrzał biedne stworzenie, na jego grzbiecie zauważył okropną ranę, prawdopodobnie zadaną przez zdziczałe psy. Ale nie one były ważne, tylko pogryzione zwierzątko. I Anglika znowu rozbolał ząb. Ten baranek naprawdę mi się podoba, Pelsőczy pogładził brodę. Mnie też, pokiwała głową Klára. Pelsőczy podniósł głos, jakby doszedł do sedna opowieści. Rzeka od stuleci wdziera się do miasta niezliczonymi podziemnymi kanałami, podmywa posady i gliniane ściany domów, w zakamarkach ogrodów straszy swym migotaniem, niszczy ogrodzenia i drąży tunele między ulicami. Potem woda znika z kanałów, pozostawiając po sobie dywany z wodorostów, a w wyschniętych korytach mali figlarze szukają muszli i rybich szkieletów. Wreszcie pewnego ranka strumień zdatnej do picia zimnej wody znów przebiega przez koryto! Śmierdząca kałuża miesza się ze świeżym źródłem, wadzi się i godzi nowe ze starym! W każdym wczorajszym dniu widać nadejście jutra! Czyż Cisa nie jest jak czas, który wznosi się i opada, Klárika? W Wenecji czy Amsterdamie kanały wiją się zamiast ulic, tymczasem otaczające Szeged strumienie są niczym ludzkie losy, które splatają się z sobą. Czyja historia powoli tu ścieka, czyj żywot staje się podobny do porosłego badylami wyschniętego brzegu? Mój, mój!, krzyczała dziewczynka. Czyj los skrzy się niczym woda, czyje życie zmieniło się w piasek, wyschniętą ziemię? Mój, och, mój! Czemu nigdy nie możemy dokładnie powiedzieć, co się z nami dzieje? Ponieważ z naszym losem nieprzerwanie zlewają się inne! Ojciec pochylił się blisko, zionął jej w twarz alkoholem, lecz mówił cicho, trzeźwo. Każde miasto ma swojego niebiańskiego bliźniaka, który blaskiem idei opromienia świat cieni rzeczywistości. Miasto, Klárika, jest jak ludzkie ciało, podobnie żyje i funkcjonuje. Nasz wujaszek, doktor Schütz, dobrze wie, jakim niezwykłym tworem jest ludzkie 20
Spis treści
Wujaszek Schütz stał w wodzie .......................................................
7
DZIKA MIMOZA ..................................................................................
13
Lekkie spacery skrajem niczego ...................................................... Zbudź się, László Pelsőczy! .............................................................. Parowiec Klára ................................................................................... Podróże po wodach i lądzie ............................................................. Nie patrz tam, dziewczynko............................................................. Zwierzę! Zwierzę! Zwierzę! .............................................................. Zakochani........................................................................................... Śmierć siostrzyczki ............................................................................ Mężczyzna, który ją opuszczał ........................................................ Kieliszki likieru w kieszonce na sercu ............................................ Najszczęśliwszy pacjent na świecie ................................................. Różowe pudełka na kapelusze ......................................................... Kiedy wszyscy przyjdą ...................................................................... Gdyby Bóg się poruszył .................................................................... Trzech zdrajców................................................................................. Niewinni ............................................................................................. Długa droga płatka kwiatu ............................................................... Somnakaj ............................................................................................ Najgorsza zima w ich życiu .............................................................. Somnakaj odchodzi, znów roją się jętki ......................................... Znów gra muzyka traw!.................................................................... Żydowskie targi w sobotę .................................................................
13 24 26 32 39 47 50 53 58 65 68 75 81 85 93 96 100 106 110 122 125 131
635
Wiedeń wiosną i Winterreise ........................................................... Kiedy wróci dobra pogoda!.............................................................. Ocalenie .............................................................................................. Bydlęcy taniec ....................................................................................
135 143 148 153
PRZYJAZD CYGANÓW.......................................................................
157
Następca ............................................................................................. Narodziny Prawdomównego ........................................................... Ziemia, na której zamieszkają.......................................................... Masa walczy z tulipanową rybą ....................................................... Cyganie i domy .................................................................................. Gromosłowny niemiecki doktor ..................................................... Opowieść Somnakaj..........................................................................
157 160 172 175 185 194 201
OGRODNIK NICOŚCI ........................................................................
215
Uwolnienie ......................................................................................... Oprzytomnieć! .................................................................................. Szukanie mimozy .............................................................................. Niepocieszony zwycięzca ................................................................. Imre umiera, w mieście pada śnieg................................................. Tajemnicze piękno ............................................................................ Nigdy z taką pogardą ........................................................................ Somnakaj chce pączka ...................................................................... Wszystko się skomplikowało ........................................................... To będzie zatrważające ..................................................................... Kigl stylista ......................................................................................... Błagam, nie rób tego! ........................................................................ Jezus i Cyganie ................................................................................... Wiedeńczyk nie może zasnąć .......................................................... Pamiętny wykład ............................................................................... Spotkanie z Wiedeńczykiem ............................................................ Wulfenia carinthiaca ......................................................................... Więzienne lata ................................................................................... Bóg Niemców, Żydów, Węgrów i Cyganów ................................... Majowe łowy ......................................................................................
215 231 233 240 243 250 255 260 265 275 279 289 293 296 300 307 317 326 335 340
636
BLADY CIEŃ..........................................................................................
347
Leć do Néra Koszty! .......................................................................... Naprawdę szczęśliwy......................................................................... Statek nazywał się Klára ................................................................... Zauważ mnie wreszcie!..................................................................... Czasem wystarczy ukraść kapelusz ................................................. Inna miłość? ....................................................................................... Wreszcie widzą i mnie! ..................................................................... Kigl już był z kobietą ......................................................................... Wojna .................................................................................................. Przykuty do lodu łabędź ................................................................... Kampania wiosenna.......................................................................... Trzydzieści trzy rany i szczęśliwe wspólne życie ........................... Jeszcze się zdziwimy! ........................................................................ Nowy harfiarz traw............................................................................ Néró Koszta się żeni ..........................................................................
347 355 361 370 377 384 391 400 405 414 427 437 443 455 455
SŁODKIE MIĘSO ..................................................................................
467
Przegrany człowiek ........................................................................... Wodzą Pétera za nos ......................................................................... Z ryb opadły szmaty ......................................................................... W Wiedniu inaczej wieje wiatr ....................................................... Tajemnica Doktora Schütza ............................................................. Miasto płonie ..................................................................................... Ojciec wszystko mu wyjawia .......................................................... Tylko ładna perła ............................................................................... Zsófia przyjeżdża do miasta ............................................................. Péter u aktoreczki .............................................................................. Nadchodzą zimniejsze dni ............................................................... Kwiaty w zimowej bibliotece ............................................................ O włos od śmierci.............................................................................. Somnakaj zdecydowała .................................................................... Jak Cyganie uratowali Pana.............................................................. Jakby daremnie wyzdrowiał .............................................................
467 473 481 486 492 500 503 508 511 521 525 531 536 544 546 551
637
Kiedyś i Berger złapie się na haczyk ............................................... Kompania się spotyka ....................................................................... Cisański interes .................................................................................. Kup fatamorganę! .............................................................................. Sperlowej już nie ma ......................................................................... Ocalić źdźbło trawy........................................................................... Ukorzenie Pétera ............................................................................... Szczęśliwe ostatnie lata ..................................................................... Zsófia mówi do niego .......................................................................
558 561 565 570 576 584 590 604 608
A Imre powiedział .............................................................................
613
Redaktor inicjujący Olaf Pietek Redaktor prowadzący Agnieszka Stęplewska Adiustacja językowo-stylistyczna Anna Poinc-Chrabąszcz Agnieszka Stęplewska Dorota Węgierska Korekta Zespół Skład i łamanie Katarzyna Mróz-Jaskuła Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83
KWIATOŻERCY
Kwiatożercy to wielowymiarowa opowieść o drodze ku wolności i o niezwykłej sile poezji. Akcja toczy się w dziewiętnastowiecznym Szegedzie, tętniącym życiem mieście wielu kultur. Główni bohaterowie – Klára i trzech zakochanych w niej mężczyzn – nie żyją zgodnie z powszechnie przyjętymi zasadami i żywią się kwiatami. Ta oryginalna, pełna głębokich fabuł powieść z pewnością spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagającego Czytelnika.
László Darvasi
„Kiedy pewnej niedzieli szedł do majątku, zobaczył, że w mieście brukuje się ulice. Nie dotarł do dworu Pallagich, może nawet nie miał takiego zamiaru. Chodził całe przedpołudnie i pasek sandała otarł mu nogę, Ádám zdenerwował się i wyrzucił buty. Patrzył na rozpalony drżący horyzont, po którym szarżowali niebiańscy rycerze, z czoła lał mu się pot. W rowie przy drodze falował czerwony kobierzec maków, Ádám schylił się i zaczął je jeść. Odgryzał główkę kwiatu, przeżuwał i połykał. Przeżuwał i połykał. Zmiótł pole maków, jakby przejadł całe swoje szczęście i nędzę, jakby pochłonął otaczające go piękno, caluteńki świat, jakby pożarł nawet samego Boga. Zaśmiał się gardłowo. Chichotał jak wtedy, gdy umarł ojciec. Świadkiem jego uczty był Néró Koszta, długo mu przygrywał i dodawał odwagi, jeszcze tam jest płatek, i tu, i tu, jedz, chłopcze, jedz!”
László Darvasi KWIATOŻERCY Patroni medialni
www.wuj.pl
kwiatozercy_okladka2.indd 1
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
2015-04-10 10:48:45