Iris Hanika, Istota rzeczy

Page 1

ISTOTA RZECZY

Iris Hanika, urodzona w 1962 roku w Wurzburgu, od 1979 mieszka w Berlinie. W roku 2006 otrzymała Nagrodę im. Hansa Fallady. Jej powieść Treffen sich zwei (Droschl 2008) zdobyła nominację do Deutscher Buchpreis. Powieść Istota rzeczy otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej w 2012 roku.

Iris Hanika

Dlaczego współcześnie żyjący człowiek obsesyjnie rozmyśla o obozach koncentracyjnych? Dlaczego nieustannie o nich mówi i porównuje swoje życie z egzystencją więźniów Auschwitz? Zbrodnie nazistowskie są źródłem cierpień Hansa Frambacha, odkąd sięga pamięcią. Z tego właśnie powodu został archiwistą w Instytucie Zarządzania Przeszłością. Co zatem sprawiło, że nagle postanowił zmienić pracę? Także jego przyjaciółka Graziela nie radzi sobie z historią Niemiec. Gdy jednak poznaje mężczyznę, w którym się zakochuje, rozmowy o nazizmie przestają być dla niej ważne. Istotne staje się tylko to, co zamyka się w cielesnym kontakcie dwóch płci. Z czasem jednak Graziela musi dokonać nowych przewartościowań. Iris Hanika pokazuje w swojej powieści, jak mocno tkwimy w szponach zbrodni nazistowskich, jak wciąż jesteśmy wobec nich bezradni. Czy za wszystko można bowiem obarczać winą narodowy socjalizm? Być może Hans i Graziela po prostu nie potrafią żyć pełnią życia, bo upatrują swych nieszczęść w nazizmie, nie w sobie, rozpamiętują przeszłość, zapominając, że oni także tworzą historię.

Iris Hanika

ISTOTA RZECZY Patroni medialni

www.wuj.pl

Hanika_druk_biale.indd 1

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

2014-09-26 10:46:12


ISTOTA RZECZY


Iris Hanika ISTOTA RZECZY

Tłumaczenie Ewa Kowynia

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


Projekt okładki Agnieszka Kucharz-Gulis Zdjęcie na okładce Marcin Gulis

Tytuł oryginału: Das Eigentliche © Literaturverlag Droschl, Graz–Wien 2010 © Copyright for Polish Translation and Edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2014 All rights reserved Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej. Publikacja odzwierciedla jedynie poglądy autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczone w niej treści.

ISBN 978-83-233-3706-5

www.wuj.pl Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325


We are ugly, but we have the music. Leonard Cohen, Chelsea Hotel # 2


Przychodzi taki czas, kiedy wszystko mija, i bunt młodych lat, i cierpienie nad niesprawiedliwością świata, i przekonanie, że będzie lepiej, ba, nawet całkiem nieźle, o ile tylko włożysz w to całe serce. Przychodzi taki czas, kiedy nagle czujesz w sercu pustkę i jesteś zdany już tylko na siebie, zostajesz z sobą sam. Niedobry czas.

7


Od czasu do czasu przypominał sobie, że kiedy dawniej jeździł zatłoczonym wagonem metra, stale myślał o jeszcze bardziej zatłoczonych i pozbawionych ławek pociągach do obozów zagłady. A wszystko przez Grazielę, która opowiadała mu, że widziała taki przeskok z dnia powszedniego w przeszłość, z metra do Auschwitz, w amerykańskim filmie Lombardzista (1964, reżyseria Sidney Lumet) i od tej pory nie może przestać o tym myśleć. Przekonywała jednocześnie, że brzydzi się sobą, i to z dwóch powodów: po pierwsze, jakiekolwiek porównania jej na wskroś komfortowej i pod każdym względem godziwej, przynajmniej na zewnątrz, egzystencji z życiem tych wyrzuconych poza nawias cywilizacji uważała za aroganckie, nie, „aroganckie” to niewłaściwe słowo, zbyt słabe; „zuchwałe” − orzekła − lepiej pasuje, niezłe byłoby też „pyszne”, chociaż również za słabe, wszystkie są za słabe, o wiele za słabe… nieprzyzwoite, tak, to chyba brzmi najlepiej; a po drugie, luksus szukania właściwego pojęcia, to, że ma na to czas i ochotę, że dysponuje czasem, przestrzenią, że w ogóle ma do tego głowę, wywołuje w niej jeszcze większe obrzydzenie. Pomyślał wtedy, że słowo „nieprzyzwoite” jest o wiele za banalne. Osobiście wolałby „kokieteryjne”. Nie powiedział jednak ani słowa, w dalszym ciągu słuchał Grazieli, która twierdziła, że poza tym bohater filmu wcale jej nie przypomina, bo ona jest przecież wnuczką zbrodniarza (chociaż wiedział, ponieważ omawiali to już nie raz i to bardzo dokładnie, że w jej rodzinie nie było prawdziwych zbrodniarzy, nikt nie należał nawet do partii, najwyżej jej dziadka mógłby ktoś nadzwyczaj pryncypialny uznać za zwolennika reżymu. Jako dwudziestodwuletni oficer i dowódca kompanii 6. Armii uszedł on z życiem spod Stalingradu tylko dlatego, że w czasie ataku na lotnisko w Rostowie, poprzedzającego wejście do miasta, został ciężko ranny w głowę, co oznaczało dla niego bonus w postaci tak zwanego Heimatschussu i wysłanie do lazaretu na Węgrzech, a po rekonwalescencji zwolnienie z czynnej służby wojskowej [po zdobyciu tegoż miasta Rostowa w czasie masowych rozstrzeliwań zginęła Sabina Spielrein oraz jej dwie córki; dziadek Grazieli nie należał wprawdzie do Einsatzgruppen i nie 8


brał udziału w egzekucji, ale jednak przyczynił się do zdobycia Rostowa, a tym samym do zamordowania Sabiny Spielrein; fakt ten także omawiali długo i szczegółowo, zastanawiali się, jak na to reagować, jak z tym żyć]), film Lombardzista opowiada zatem o kimś zupełnie innym, a mianowicie o człowieku (Solu Nazermanie granym przez Roda Steigera [w 1966 roku nominowanego do Oscara obok Laurence’a Oliviera za rolę w Otellu, Oskara Wernera w Ship of Fools, Richarda Burtona w Szpiegu, który przyszedł z zimnej strefy i Lee Marvina w Kasi Ballou, którego otrzymał ten ostatni]) zadręczającym się całe życie myślą, że przeżył. Tej jednej sceny z filmu nie może zapomnieć, ma ją przed oczami, zawsze gdy wsiada do zatłoczonej kolejki. Z tego wszystkiego on także miał ją stale przed oczami. W końcu wybrał się ktoregoś dnia do mediateki na wydziale teatrologii i wypożyczył Lombardzistę. Obejrzał go po raz kolejny na wideo w instytucie. Rezultat był taki, że także on od tej pory czuł się w metrze bardzo nieswojo. Myśląc o tym teraz, stwierdził, że co prawda nie odczuwa już dyskomfortu, ale przestał się tego wstydzić. Bo jeszcze niedawno wstydził się nie wstydzić. Teraz już nie. Teraz mógł sobie jeździć zatłoczonym metrem, myśleć o ludzkich transportach, a mimo to nie odczuwać większego dyskomfortu niż zwykle. Teraz mógł nawet patrzeć na brzozy i nie myśleć od razu o Birkenau, a mimo to nie czuć się bezdusznikiem. Kiedyś bardzo obawiał się u siebie takiej bezduszności, stale miał się więc na baczności. Nieustannie się obserwował i badał swoją wrażliwość, wykorzystywał każdą możliwość oddania hołdu.

9


Każda pieśń ma w sobie Auschwitz, Każde drzewo, każdy krzew, Każda pieśń ma w sobie Auschwitz, No i każdy Niemiec też. Łodiridida, łodiridida, łodirida, dada, da.

10


Bo teraz mianowicie przyzwyczaił się już do swojego nieszczęścia. (Dzięki Bogu, że tak późno się urodził, haha.) Bo teraz mianowicie przyzwyczaił się już do swojego nieszczęścia. Łodiridida, łodiridida, łodirida, dada, da. Trudno powiedzieć, kiedy to się stało; bardzo prawdopodobne, że po trzydziestce. Czyli wieki temu. Możliwe też, że dopiero po tym, jak oddawanie hołdu przejęło na siebie państwo. Zwrócił także uwagę, że przestał już mieć nadzieję na szczęście, od dawna zresztą nic też nie robił w tym kierunku. Nieszczęście istniało, tak jak istniał on, stanowiło część jego życia. Niektórzy mieszkają na wsi, inni w mieście, jedni mają ciemne włosy, drudzy jasne. Ci są szczęśliwi, tamci nieszczęśliwi, i tyle. On akurat należał do tych nieszczęśliwych. Przedtem mógł się jeszcze z tego śmiać. Bo jak można się było nie śmiać z tego, że nic mu się nie udawało, że był takim niezgrabiaszem, że całymi dniami potrafił się zamartwiać jakimś nic nieznaczącym drobiazgiem, że nie miał kobiety, że prześladowały go różne manie, że regularnie prawie wpadał pod samochód i tak dalej. Na co dzień był komiczną figurą, ale jemu nie było bynajmniej do śmiechu. Za bardzo to było męczące. Stanowiło to wprawdzie niezbyt wesoły, ale jednak śmieszny aspekt jego nieszczęścia, niezależny od niego. Kiedyś jego nieszczęście było konkretne, w pewnym sensie. Dopóki sądził, że cierpi wyłącznie przez Auschwitz, miało treść. Nie cierpiał tylko dlatego, że Auschwitz zaistniało, że się odbyło, że znalazło się na świecie, zadręczał się raczej porównywaniem swojej egzystencji z egzystencją więźniów, tym, co wolno było jemu, a czego im nie, albo tym, że dla nich miało to inne znaczenie niż dla niego. Że na przykład nie mogli położyć się do łóżka, kiedy mieli ochotę, o tym myślał zawsze, kładąc się spać; poza tym nie mieli łóżek, tylko prycze, myślał dalej, leżąc już w łóżku, nie spali w pojedynkę, gdy tymczasem on ani wtedy, ani dzisiaj, nie potrafiłby powiedzieć, kiedy ostatni raz nie leżał sam w łóżku. Że nie mogli iść do klozetu za potrzebą, lecz w ustalonym odgórnie, bardzo krótkim czasie, 11


co stanowiło podwójną udrękę, o tym z kolei myślał, siedząc na ubikacji, a stojąc pod prysznicem, myślał o „saunie” i gnanych tam zaraz po przyjeździe ludziach, którzy nie mogli sami ustawić temperatury kąpieli, lecz musieli stać w strugach raz wyjątkowo zimnej, a raz gorącej wody. I takie tam. Przez długi czas cierpiał konkretnie przez to, przez porównywanie wszystkiego z Auschwitz; absurdalność tego tylko powiększała jego cierpienie. Aż pewnego pięknego dnia przestał się zamartwiać. Jak by nie było, codziennie uprawiał winnicę pamięci, może to dlatego, jak by nie było, zajmował się tylko tym, by uśmierzyć największą troskę ocaleńców: że to może się powtórzyć, że inni będą musieli znieść to, co oni. Tymczasem nie dostrzegał już powodów do tej troski. Nie w Niemczech. Wciąż jeszcze opadała go wprawdzie bezbrzeżna nienawiść do NIEMIEC, szybko jednak mijała. Nienawiść była po prostu elementem charakteru narodowego, a Hans Frambach nie był przecież mniej niemiecki od innych, choć nie umiałby powiedzieć, na czym właściwie ta niemieckość polega (por. Walter Abish: How German Is It, Walter Abish 1979, 1980, 1982). W czasie ataków nienawiści zdawało mu się, że nagle powróciła młodość, najgorsze było właśnie to dławiące uczucie, że znów jest młody, pełen zdrowej, uzasadnionej nienawiści. A on już nigdy więcej, naprawdę nigdy więcej, nie chciał być młody, cieszył się, że co najmniej połowę życia ma za sobą. Generalnie miał obojętny stosunek do Niemiec, znaczy się, do Niemiec, w których żył na co dzień. Potrafił już odróżniać je od tych, którymi codziennie się zajmował. Tak właściwie to lubił te swoje Niemcy. Funkcjonowały wszystkie instytucje publiczne, nikt nie głodował, dostawy towarów przebiegały płynnie, korupcja panowała tylko na wyższych szczeblach, nie w jego skromnym życiu, nie musiał przekupywać ani policjantów, ani lekarzy. 12


Redaktor inicjujący Olaf Pietek Redaktor Anna Poinc-Chrabąszcz Korektor Katarzyna Onderka Skład i łamanie Katarzyna Mróz-Jaskuła Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, tel./fax 12-663-23-83


ISTOTA RZECZY

Iris Hanika, urodzona w 1962 roku w Wurzburgu, od 1979 mieszka w Berlinie. W roku 2006 otrzymała Nagrodę im. Hansa Fallady. Jej powieść Treffen sich zwei (Droschl 2008) zdobyła nominację do Deutscher Buchpreis. Powieść Istota rzeczy otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej w 2012 roku.

Iris Hanika

Dlaczego współcześnie żyjący człowiek obsesyjnie rozmyśla o obozach koncentracyjnych? Dlaczego nieustannie o nich mówi i porównuje swoje życie z egzystencją więźniów Auschwitz? Zbrodnie nazistowskie są źródłem cierpień Hansa Frambacha, odkąd sięga pamięcią. Z tego właśnie powodu został archiwistą w Instytucie Zarządzania Przeszłością. Co zatem sprawiło, że nagle postanowił zmienić pracę? Także jego przyjaciółka Graziela nie radzi sobie z historią Niemiec. Gdy jednak poznaje mężczyznę, w którym się zakochuje, rozmowy o nazizmie przestają być dla niej ważne. Istotne staje się tylko to, co zamyka się w cielesnym kontakcie dwóch płci. Z czasem jednak Graziela musi dokonać nowych przewartościowań. Iris Hanika pokazuje w swojej powieści, jak mocno tkwimy w szponach zbrodni nazistowskich, jak wciąż jesteśmy wobec nich bezradni. Czy za wszystko można bowiem obarczać winą narodowy socjalizm? Być może Hans i Graziela po prostu nie potrafią żyć pełnią życia, bo upatrują swych nieszczęść w nazizmie, nie w sobie, rozpamiętują przeszłość, zapominając, że oni także tworzą historię.

Iris Hanika

ISTOTA RZECZY Patroni medialni

www.wuj.pl

Hanika_druk_biale.indd 1

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

2014-09-26 10:46:12


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.