Forza Italia #2

Page 1




Niektórzy nazywają ich drwalami, inni rzeźnikami. Ludzie od brudnej roboty. Nie odznaczają się bajeczną techniką. Nie zostają królami strzelców, nie rozpalają wyobraźni, jak niektórzy ich koledzy. Ale bez nich ten sport nie był by taki sam. W dobie metroseksualnych gwiazdorów masowej świadomości nikogo nie potrzeba nam tak bardzo jak ich. Wojownicy. Predatorzy. Boisko pod ich stopami przeistacza się w pole bitwy…

Gennaro Gattuso Niektórzy świetnie podają, inni mają doskonały przegląd pola. Są też tacy, którzy muszą ich powstrzymać. Tym kimś na boisku był Gattuso. Urodzony 9 stycznia 1978 roku w małym nadmorskim miasteczku w biednej Kalabrii. Gdzie bezrobocie w regionie jest trzykrotnie wyższe niż w reszcie kraju, to możesz poznać, czym jest bieda, a nawet głód. Jak sam przyznał w wywiadzie bardzo pragnął się stamtąd wyrwać. Od małego odznaczał się wielkim chartem ducha i niepokornością. By wzmocnić mięśnie nóg, ojciec kazał mu biegać po schodach, mimo, że młody Gennaro miał astmę. Biegał, choć jak sam mówił nienawidzi biegać. Nie było dla niego przeszkody nie do pokonania. Kalabryjska duma i waleczność w czystej postaci. Karierę piłkarską rozpoczął w Perugii, by stamtąd przenieść się do Szkocki, do protestanckiej części Glasgow, na Ibrox Park, obiekt miejscowych Rangersów. Nieznajomość języka, nowy klimat, inne obyczaje. Dla 17-letniego Gennaro był to trudny test. Nie ma jednak bardziej uniwersalnego języka niż piłka nożna. Gattuso szybko zdobył serca kibiców swoją walecznością i zaangażowaniem. Znani ze swojej silnej, brutalnej gry Szkoci ukształtowali młodego Włocha. Po powrocie do Italii trafił do Salernitany, a stamtąd do Milanu, którego stał się symbolem. 466 Meczów w czerwono-czarnej koszulce to nie lada wyczyn, godny szacunku. W Mediolanie miał z pozoru proste zadanie – chronić na boisku głównego kreatora gry, którym był Andrea Pirlo. Czy ze swojej powinności wywiązywał się należycie? Dwa puchary Ligi Mistrzów, dwa mistrzostwa Włoch, Puchar Włoch i Klubowe Mistrzostwo Świata mówią same za siebie. Do tego należy dodać najważniejszy sukces w karierze, czyli Mistrzostwo Świata ze Squadra Azzurra. Gdy mówimy o Gattuso, trzeba wspomnieć dwa ikoniczne momenty z jego kariery w Milanie, które najlepiej oddają jego nieokiełznany charakter. Pierwszy to zdobycie upragnionego gola na San Siro, gdy Gattuso w szale nieopisanej radości


podbiegł do trybuny najbardziej zagorzałych kibiców Curva Sud z ekspresją siepacza ogarniętego rządzą krwi. Jego więź z kibicami była niepowtarzalna, gdyż nikt, tak jak Gattuso nie oddawał na boisku kibicowskiej pasji, woli zwycięstwa. Potwierdzeniem tej tezy jest drugi moment, który należy wspomnieć. 6 Grudnia 2005 roku Milan grał w Lidze Mistrzów z Schalke. Zwycięstwo dawało Włochom pierwsze miejsce w grupie, jednocześnie wyrzucając za burtę drużynę z Gelsenkirchen. Przez cały mecz trwała wojna pomiędzy Gattuso, a Duńczykiem Christianem Poulsenem. Niezliczone faule, przepychanki, wyzwiska. Gennaro był w swoim żywiole, wyglądał jakby toczył bójkę na kalabryjskiej plaży. Mecz zakończył się zwycięstwem Mediolańczyków, a Gattuso podbiegł do swojego nemezis teatralnie okazując radość przed jego twarzą. Czysta pasja. „Najbardziej zacięty pies Italii” (jak nazwał go trener Włoskiej kadry Marcello Lippi) znów zatryumfował. Ostra walka to ostatnie, od czego stronił… Niezależnie od rywala zawsze gotowy. Nawet wtedy, gdy stawał się obiektem drwin kolegów z zespołu, co kończyło się atakiem szaleństwa i odwetem w postaci widelców wbitych w uda… Z Gattuso nie było żartów.

Diego Simeone Każdy chciałby takiego zawodnika, ale nikt nie chciałby się z nim mierzyć. Inteligencja, nieustępliwość i jedno credo: cel uświęca środki. Diego Pablo Simeone urodził się 28 kwietnia 1970 roku w Buenos Aires w Argentynie. Pochodził z raczej biednej rodziny, uczył się w katolickiej szkole. Od zawsze miał jednak charakter zupełnie nieprzystający do toku edukacji. Odnaleziony po latach przez hiszpańskich dziennikarzy dyrektor placówki opowiadał:

„Pamiętam Cholito dobrze. To był chłopiec, który stale zakłócał ciszę, łamiąc zakaz gry w piłkę na

wybitnego piłkarza, a obecnie trenera jego książkę z autografem. Wspaniały sposób na pokazanie niedowiarkom, że z Cholo Simeone należy się liczyć. Trzeba przyznać, że mógł zawsze liczyć na swoją rodzinę. Ojciec cierpliwie płacił za stłuczone przez syna szyby, licząc, że ta inwestycja kiedyś się opłaci. Gdyby za cenę kilku usług szklarskich można by wychowywać legendy i rekordzistów reprezentacji (zagrał w niej 106 razy, więcej ma dopiero od niedawno Lionel Messi), to w Buenos Aires panowałyby nieziemskie przeciągi. Wzorował się na zdolnościach przywódczych Daniela Passarelli, kapitana reprezentacji Argentyny, która pod jego wodzą w 1978 roku sięgnęła po piłkarską nieśmiertelność pokonując w finale Mundialu drużynę Holandii. Walka, walka i jeszcze raz walka. To trzy słowa, które najlepiej opisują charakter, gdy Simeone. Jego hart ducha był wręcz legendarny. Z Interem wyszarpał Puchar UEFA, a z Lazio wszystko, co było do zgarnięcia w Italii dorzucając do tego Superpuchar Europy. W tym czasie zasłynął wieloma kontrowersjami wokół swojej osoby. W 2001 roku, po emocjonujących Derbach Wiecznego Miasta zakończonych nieprawdopodobnym pościgiem ekipy Biancocelestich za remisem nieokiełznany Simeone cieszył się na boisku prowokując kibiców Romy trzymając się za …krocze. To ikoniczny gest, który stał się dla fanów Lazio symbolem derbowych pojedynków. Wielka pasja nie zawsze idzie w parze z elegancją, ale za to właśnie jego kibice go kochali, a rywale nienawidzili. Tak jak wtedy, gdy podczas Mundialu we Francji sprowokował Davida Beckhama do niesportowego zachowania, którego finałem była czerwona kartka dla Anglika, jakże brzemienna w skutkach. Anglicy tamtego wieczoru odpadli z dalszej rywalizacji a sam Becks tak mówił o tamtym wydarzeniu:

szkolnym patio. Ciągle ją kopał. Do nauki nie było sposobu go zagonić, strasznie się migał, ale był inteligentny.”

Ta miłość do piłki była czymś wrodzonym, naturalnym. Od zawsze wiedział, że będzie piłkarzem. Jeden z jego nauczycieli przepowiedział mu, że umrze z głodu czekając na spełnienie swoich sportowych planów. Wiele lat później dostał od

„Po przerwie ściął mnie od tyłu. Kiedy leżałem na ziemi, zrobił taki gest, jakby chciał mnie wytargać za włosy. Wyciągnąłem nogę w jego kierunku. Był to odruch, ale nie należało tego robić. Nie można sobie pozwalać na rewanż. Zostałem sprowokowany, ale niemal dokładnie w momencie, kiedy zareagowałem, wiedziałem, że nie powinienem. Oczywiście Simeone runął na ziemię, jakby ktoś do niego strzelił. Zastawił pułapkę, a ja w nią wpadłem"


Cel uświęca środki. Argentyna grała dalej, a Beckham został na wyspach wrogiem numer jeden, człowiekiem, którego nieodpowiedzialne zachowanie kosztowało Synów Albionu odpadnięcie z turnieju. Jak szybko jak skończyła się kariera piłkarska Simeone, tak szybko rozpoczęła się trenerska. Szybko, bo dokładnie po 30 minutach gorącego prysznica po skończonym meczu. Dziś Diego jest wzorem dla młodych adeptów zarówno piłkarskich jak i trenerskich. W momencie tworzenia tego tekstu jego Atletico Madryt zameldowało się w finale Ligi Mistrzów. Piękna historia walki o swoje marzenia. Taktyczny maestro, boiskowy profesor, wojownik.

Daniele De Rossi Piłkarz, który bycie Romanistą ma we krwi. Jego ojciec, Alberto, również był piłkarzem stołecznej drużyny, a później trenerem jej młodzieżowych sektorów. Karierę rozpoczynał, jako napastnik, ale szybko stało się jasne, że destrukcja jest jego żywiołem. Zadebiutował już w wieku 18 lat w Lidze Mistrzów, w meczu z Anderlechtem. Siła fizyczna, dobry przegląd pola i nieustępliwość były jego znakami firmowymi, jednak szanse otrzymywał jedynie w Pucharze Włoch. Miejsce w podstawowej jedenastce wywalczył w sezonie 2004/2005. Jego waleczny charakter szybko dał się we znaki. W zremisowanym meczu z Interem Mediolan De Rossi zdobył jednego z goli, ale dał się też poznać z ciemnej strony faulując Nigeryjczyka Obafemiego Martinsa, wyłączając go z gry aż na trzy miesiące. De Rossi był jak taran, od którego odbijali się rywale, ewentualnie zostawali mocno pogruchotani. Przekonał się o tym też Jacek Krzynówek, którego Bayer Leverkusen pokazał ostatniej w tabeli Ligi Mistrzów plecy. Za faul na Polaku, De Rossi został zdyskwalifikowany na trzy spotkania. Już w 2005 zainteresowanie utalentowanym pomocnikiem wyraziły Manchester United oraz Real Madryt. Jednak jedną z cech Daniele jest lojalność, i to taka do grobowej deski, fanatyczna.

„Roma to jedyny w swoim rodzaju klub, tylko tu gra się z taką pasją”

mówił podpisując nowy kontrakt w Wiecznym Mieście. Jego lojalność mogła być wystawiona na próbę w dwumeczu z

Manchesterem United, klubem, który był nim zainteresowany. W rewanżu Rzymianie ulegli aż 7-1. De Rossi strzelił pięknego gola, ale nie zdołał uchronić swojego zespołu przez kanonadą goli.

„Ta porażka bardzo bolała. Nawet wygrywając bardzo wysoko widzowie na Old Trafford nie przestawali dopingować ManU. Nie mam wyjaśnienia dla takiego wyniku, może po prostu za bardzo chcieliśmy się pokazać w tych rozgrywkach”

Ten wynik okazał się nowym rekordem Ligi Mistrzów. Nienajlepszy sposób na zapisanie się w annałach… To jednak go nie załamało tak, jak można by się spodziewać, Włoch nie tylko pozostał w zespole, ale zadeklarował chęć zakończenia

„Od dziecka marzyłem by grać tutaj do końca mojej kariery. Może nie wygram osiem razy Ligi Mistrzów czy siedem razy Scudetto, ale nie trzeba cały czas wygrywać”

kariery w barwach Romy, nawet mimo braku sukcesów. Czy jest lepszy sposób na zaskarbienie sobie miłości kibiców? Dodatkowo wybrany został najlepszym piłkarzem młodego pokolenia we Włoszech, a jego Roma zdobyła wicemistrzostwo kraju. Od tamtej pory wymieniany był już pomiędzy najlepszymi na swojej pozycji na świecie. Nieustępliwość i waleczność połączona z ogromną dumą z faktu noszenia wymarzonej koszulki stworzyła wspaniały obraz właściwego piłkarza na właściwym miejscu. Na mundial mógł się udać w dobrym nastroju, najlepsze miało dopiero nadejść. Niemiecki turniej okazał się wydarzeniem słodkogorzkim. Już w drugim meczu Włochów w De Rossim obudziły się jego demony. W brutalny sposób zaatakował piłkarza Stanów Zjednoczonych Briana McBride’a. Silny łokieć wymierzony prosto w twarz, krew, bezmyślny atak w stylu ulicznej bójki. De Rossi otrzymuje oczywistą czerwoną kartkę, a następnie zostaje zawieszony na cztery mecze. Włoska


prasa nie zostawiła na nim suchej nitki. Wiadome było, że jeśli będzie mógł na tym turnieju jeszcze zagrać, to dopiero w finale. Na jego szczęście Włosi rozkręcali się z meczu na mecz i w finale pojawił się na boisku zmieniając klubowego kolegę i idola Francesco Tottiego. Mecz zakończył się rzutami karnymi, a jednego z nich wykorzystał właśnie De Rossi. Mistrzostwo Świata było wielkim osiągnięciem Calcio, szczególnie w obliczu afery Calciopoli. Solą w oku można uznać brak zwycięstw klubowych. Przez dotychczasową karierę w Romie, udało mu się zdobyć jedynie Puchar Włoch (dwukrotnie) oraz Superpuchar. Ciężko to porównać z Mistrzostwem Świata oraz Mistrzostwem Europy U-21. Wciąż czeka na Scudetto. Wielu uważa, że zaszczyt gry z Francesco Tottim jest też jego przekleństwem, gdyż zawsze pozostaje w cieniu jego legendy mimo wybitnych umiejętności. Jest prawdziwym liderem, boiskowym chuliganem, który jak walec rozjeżdża kolejnych rywali. Ze szczególną dokładnością, gdy noszą koszulki w biało-niebieskie pasy… Duma Rzymu.

W rywalach budzą grozę. Kibiców przyprawiają o szybsze bicie serca. Walka o każdy centymetr boiska. Prawdziwi królowie trybun. Każdy z nich mógłby być bohaterem dobrego filmu. Każdy kibic kojarzy moment, gdy zakochał się w swoim klubie. Gdy poczuł charakterystyczne kołatanie w mostku, gdy pierwszy raz łzy pocisnęły się do jego oczu. Futbol to pasja, emocje. Nikt tak, jak ci faceci nie uosabiają tych wartości. Gdy wybiegali na boisko widzieliśmy jak murawa płonie pod ich nogami… Wspaniałe gole i asysty cieszą, ale nic nie daje tak wielkiej dawki kibicowskiej radości jak możliwość oglądania zaangażowania, świadomość, że tam w dole po boisku biega ktoś, kto tak samo jak ty odda wszystko, co będzie trzeba dla tego jednego momentu chwały…

Adrian Caba


Letnie okienko transferowe za pasem. Nadchodzi czas transferów. Najprawdopodobniej w przyszłym sezonie nie będziemy mogli oglądać już tylu polaków w Serie A co w zeszłej kampanii. Mimo to, że Cagliari Salamona awansowało do Serie A, to spadli z ligą może pożegnać się wielu graczy. Z wypożyczeń wracają Szczęsny i Błaszczykowski a na transfery do lepszych klubów świetnie zapracowali Glik i Zieliński. Zaczynajmy podsumowanie!

Kapitan Torino występuje w "Toro" już 5 lat. To od niego trener Giampiero Ventura zaczyna ustalanie składu. Stoper jest po świetnych eliminacjach, podczas których Polska straciła tylko 10 bramek, w głównej mierze dzięki Glikowi. Dlatego wydaje się, że drużyna z 10. miejsca w Serie A robi się za mała na Glika który przecież znalazł się w najlepszej jedenastce poprzedniego sezonu Ligi Włoskiej. W takim razie gdzie może trafić Glik? Mówiło się już o Borussii Dortmund, która po odejściu Matsa Hummelsa będzie potrzebowała obrońców. Ostatnio dużo spekuluje się też o zainteresowaniu ze strony mistrza Anglii! Leicester będzię próbowało wzmocnić kadrę na nadchodzący sezon. Jeśli Polak trafiłby do zespołu „Lisów”, miałby sporą konkurencje w osobach Roberta Hutha i Wesa Morgana. Mówi się lub mówiło się tez o zainteresowaniu takich klubów jak Stuttgart, Galatasaray, Monaco czy Milan. Cena? Choć Polak ma kontrakt do 2020 roku, to jego cena wynosi około 15 milionów euro. Może ona jednak wzrosnąć po zakończeniu Euro 2016.

Obecnie wypożyczony z Arsenalu do AS Romy przeżywa dobry okres w swojej karierze. Bramkarz wszystkie mecze zaczyna w podstawowym składzie, a jego Roma bije się z Napoli o vice-mistrzostwo Włoch. Z jednej strony Arsene Wegner chce powrotu Wojtka na Emirates, Roma już pozyskała bramkarza reprezentacji Brazylii – Alissona, a sam Szczęsny mówił że powrót do Londynu jest jego marzeniem, to nie wyklucza także pozostania we Włoszech. Wojtek kilkukrotnie ratował stołeczną drużynę przed stratą bramki - Roma chciałaby go mieć u siebie natomiast na Emirates chcą aby Polak walczył o miejsce w bramce z Petrem Cechem.

,,Ten klub jest dla mnie jak rodzina, zawdzięczam tym ludziom tyle, że jeśli otrzymałbym szansę, to grałbym dla nich ponownie. Fani tutaj, w Rzymie, są wspaniali, ale nie wiem, co się wydarzy" - Tak w listopadzie mówił o całej sytuacji Szczęsny. Mówi się też że Wojciech trafi na wypożyczenie do Evertonu gdzie miałby zastąpić Tima Howarda. Dlatego trudno powiedzieć w jakim klubie będzie bronił w przyszłym sezonie nasz goalkeeper.


Urodzony w Ząbkowicach Śląskich pomocnik jest obecnie jednym z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy. Zieliński w Empoli, do którego został wypożyczony z Udinese zagrał w tym sezonie 35 meczów, w których zdobył 4 bramki i zaliczył 6 asyst. Dla Empoli jest jednym z najważniejszych zawodników. Zieliński raczej na pewno opuści Empoli – 30. czerwca wygasa jego wypożyczenie i wraca do Udinese. Jednak Polak może też odejść z zespołu Bianconeri. Po Zielińskiego ustawiła się kolejka chętnych. Są to takie kluby jak: Zenit, Liverpool, Roma, Juventus, Napoli czy Leicester City. Według nas ciekawą opcją jest transfer do drużyny z miasta Beatlesów gdzie mógłby pracować pod okiem Jurgena Kloppa. Niemiec jest przecież znany z współpracy z Polakami, a sama konkurencja w pomocy Liverpoolu nie jest duża.

Kolejnym Polakiem w naszym zestawieniu jest bramkarz Empoli. Skorupski przez cały sezon był pierwszym bramkarzem Azzurri. Zagrał w 31 meczach i nie opuścił ani minuty. Niestety, szczęście Łukasza nie trwało długo. 25-letni bramkarz w meczu przeciwko Juventusowi doznał urazu lewego ramienia, co wykluczyło go z gry na około 3 miesiące. Polak jest wypożyczony do Empoli z AS Romy, która przecież niedawno zaklepała transfer Alissona z Internacionalu, dużo mówi się też o tym że Giallorossi będą chcieli zatrzymać w Rzymie Wojciecha Szczęsnego. Nie zapominajmy też o wiekowym Morganie De Sanctisie. W przyszłym sezonie Luciano Spaletti będzie miał spory ból głowy jeśli chodzi o obsadę bramki.

Przed rozpoczęciem obecnego sezonu został wypożyczony z Borussii do Fiorentiny. Thomas Tuchel nie dawał mu szans na grę w pierwszym składzie, a Kuba wiedział, że nie pojedzie na Euro jeśli nie będzie grał. Dobrze wszedł do drużyny Fiorentiny, ale po krótkim czasie nabawił się kontuzji. Wtedy fantastycznie zaczął grać Federico Bernardeschi i zajął miejsce Błaszczykowskiemu. Trener Fiorentiny sadzał Polaka na ławce, dwukrotnie wpuścił go tylko na tzw. ,,ogony". Brak pozycji w zespole spowodował, że Fiorentina ogłosiła, że nie wykupi Błaszczykowskiego. Kuba miał już ofertę z Chin, którą jednak odrzucił - tłumaczył to tym że chce pograć jeszcze w Europie. Sam Błaszczykowski mówił że chciałby wrócić do Dortmundu, w którym jest spora konkurencja w pomocy. Mówiło się o tym że pomocnik może też zdecydować się na transfer do słabszej drużyny Bundesligi. Trudno powiedzieć gdzie ostatecznie może wylądować Błaszczykowski.

Polski skrzydłowy pod okiem Luigiego Delneriego wyraźnie odżył - zaczął regularnie grać, zanotował 6 asyst a od 15 kolejki tylko raz opuścił mecz Hellasu. Niestety, urodzony w Tczewie piłkarz w tym sezonie nie trafił jeszcze do siatki, a jego klub spadł do Serie B. Polak dzięki dobrym występom wrócił też do kadry i pokazał się z bardzo dobrej strony. Polacy we Wrocławiu rozbili Finlandię 5:0, a sam Wszołek strzelił 2, jednak na jednym z treningów kadry przed wyjazdem do Francji doznał poważnej kontuzji która wykluczyła go z udziału w turnieju. Trudno powiedzieć co będzie działo się z Wszołkiem po Mistrzostwach Europy. Paweł jest wypożyczony do Hellasu z Sampdorii, a jego wypożyczenie kończy się 30 czerwca.

„Trudno powiedzieć. Zostały dwa mecze, a potem liczę na udany występ na Euro 2016. Chętnie wróciłbym z Hellasem do Serie A, ten klub oraz jego kibice zasługują na wszystko co najlepsze.”


Mimo że gra w najsłabszej drużynie Serie A, nie zdążył nawet zadebiutować. Zapowiada się, że Polak znów wróci ,,na tarczy". Furman nie potrafił przebić się za granicą. W Toulouse, gdzie ma wrócić z wypożyczenia do Verony, nie udało mu się zabłysnąć. Wiele wskazuje na to, że dostanie ponownie szansę w Legii Warszawa, gdzie tak naprawdę pokazał swój największy talent.

Niedawno znalazł się w jedenastce 35. kolejki Serie A! Wydaję się że Cionek w końcu znalazł klub w którym będzie mógł regularnie grać w Serie A. Polak brazylijskiego pochodzenia zyskał na tym, że trener Palermo zmienił taktykę i jego drużyna gra z 3 środkowymi obrońcami. Jego Palermo szczęśliwie utrzymało się w Lidze. Adam Nawałka zabierze Cionka na Euro, a jeśli nawet, to w roli rezerwowego.

Tego, jaka przyszłość w najbliższym sezonie czeka Polaków, występujących obecnie w Serie A, dowiemy się dopiero latem, gdy przed piłkarzami, jak i klubami pojawią się trudne decyzje dotyczące transferów. Wiele wskazuje na to, że włoska Ekstraklasa zostanie uszczuplona o zawodników Biało-Czerwonych. Blisko odejścia jest wielu zawodników, ale, jak wiemy, jeszcze wiele może się zdarzyć. Już wiadomo, że, razem z Cagliari, do Serie A awansował Bartosz Salamon. Polacy zdobyli renomę na półwyspie apenińskim, dlatego niewykluczone, że „dziury” po obecnych graczach ligi włoskiej załatają inni polscy zawodnicy. Franek Jankowski | AS Roma Poland


Przedstawiamy piłkarza, który mógłby wiele osiągnąć, gdyby nie niebywały pech. Piłkarza, który przez wielu był typowany na następcę Sneijdera. Jego kariera notorycznie przerywana jest przez szereg kontuzji. Wielki potencjał Kevina nie ulega najmniejszej wątpliwości, jednak jego problemy zdrowotne nie pozwalają mu na osiąganie sukcesów, a przede wszystkim na regularną grę i spokojne skupienie się na treningu. Kevin Strootman urodził się 13.02.1990 roku w Ridderkerk. Od najmłodszych lat piłkarz występował w rodzimej lidze holenderskiej. Na początku swojej piłkarskiej przygody występował w Sparcie Rotterdam. Następnie piłkarz po wielu dobrych występach trafił do Utrechtu, w którym rozegrał tylko 14 spotkań. Pomocną dłoń w stronę piłkarza wyciągnęli wówczas przedstawiciele holenderskiego giganta, PSV Eindhoven. 29 czerwca 2011 podpisał pięcioletni kontrakt i to jak się okazało był strzał w dziesiątkę. Holender szybko stał się jedno z największych gwiazd Eredivisie. Popisywał się fenomenalnymi zagraniami, kolekcjonował nieprawdopodobne asysty, dorzucał też bramki. Zaowocowało to powołaniem do reprezentacji Holandii. Piłkarz PSV błyszczał w wielu meczach towarzyskich, co sprawiło, że w ruch poszły spekulacje na temat transferu do lepszego klubu. Młody zawodnik znajdował się wówczas na celowniku Manchesteru United. Jego kariera jednak nie potoczyła się tak, jak większość oczekiwała. Piłkarz miał problem z wieloma kontuzjami, na których stracił ponad rok. Gdy ucichło

jego 5 minut trafił do Romy... Problemy ze zdrowiem, ponownie się powtórzy i piłkarz wypadł na pół roku... Od marca 2014 roku przeszedł aż 3 operacje kolana. W międzyczasie ominęły go Mistrzostwa Świata w RPA (na których jego reprezentacja zagrała świetnie i skończyła turniej na drugim miejscu), a w barwach Romy rozegrał zaledwie 41 spotkań w ciągu blisko 3 lat. W niedawno zakończonym sezonie rozegrał 233 minuty... Resztę czasu poświęcił na rehabilitacje i powrót do formy. Warto też dodać, że po ostatnim meczu, Strootman znów narzekał na problemy mięśniowe. Mimo to kibice w Rzymie go kochają i wierzą, że Holender jest w stanie się podnieść. W jego przypadku wielką rolę odgrywa charakter, który pozwala mu walczyć z napotykanymi problemami. Przyszłość Strootmana powinna rozstrzygnąć się w przyszłym sezonie. Jeżeli zawodnik dostanie kredyt zaufania od Luciano Spallettiego oraz całego sztabu szkoleniowego może stać się ważną częścią, zarówno Romy, jak i przebudowywanej obecnie reprezentacji Holandii. Miejmy nadzieję, że przede wszystkim ominą go kontuzje! Marcin Ostrowski


AC Milan - klub, który zna każdy kibic piłkarski na świecie. Prawdziwy dom dla dziesiątek mistrzów przez kolejne dekady. Obecnie po sukcesach pozostały wspomnienia i rozgoryczenie. O tym, że źle się dzieje w czerwono-czarnej części Mediolanu wiadomo nie od dzisiaj, a kibice już dawno stracili cierpliwość do zarządu, który niegdyś kładł fundament pod złote lata Rossoneri.



Był rok 1986, gdy w Milanie po trzech sezonach w środku tabeli po awansie z Serie B klub otrzymał kolejną szanse. Silvio Berlusconi, magnat medialny postanowił przejąć drużynę i stworzyć w Mediolanie potęgę. Już w swoim drugim sezonie na stanowisku prezesa ściągnął na San Siro trójkę holendrów, którzy w kolejnych latach zdefiniowali piłkę nożną na nowo. Trenerski wizjoner Arrigo Sacchi stworzył potwora, który bezlitośnie połykał kolejnych rywali. O potędze tamtego Milanu najlepiej świadczy plebiscyt Złotej Piłki, który został całkowicie zdominowany przez piłkarzy z Mediolanu. Kolejne piłkarskie pokolenia czerwono-czarnych wojowników i artystów zapisywały się złotymi zgłoskami w historii calcio. Piłkarze tacy jak Kaka czy Shevchenko do dzisiaj pozostają idolami kibiców, którzy w tamtym czasie z wypiekami na twarzy śledzili rozgrywki najlepszej ligi świata oraz Ligi Mistrzów. Co więc się stało? Jaka jest przyczyna tak znaczącego obniżenia lotów tego zasłużonego klubu? Gennaro Gattuso na początku maja podczas spotkania z dziennikarzami powiedział na temat Milanu:

„Odpowiedzialność spada na tych, którzy wychodzą na boisko. To normalne, że klub ma swoje winy, ponieważ to klub wybiera zawodników. Słyszę głosy, że to nie są piłkarze dla Milanu. Chłopaki mają swoją historię i swoją karierę, jednak brakuje

ludzi

z

poczuciem

przynależności.”

Początki katastrofy Te słowa trafiają w punkt. Przełomem dla Milanu był wielki exodus tak zwanych "senatorów". Nazwiska takie jak Maldini, Inzaghi, Seedorf, Zambrotta, Gattuso czy Nesta odeszły z Milanu. Zmiany są naturalnym etapem w każdym klubie, jednak w Mediolanie zrobiono zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Wspaniali piłkarze o mentalności prawdziwych zwycięzców pozostawili dziurę, której do dzisiaj nie da się

wypełnić. Za czasów ich gry szatnia była świątynią, piłkarze odznaczali się profesjonalnym podejściem. Sprawiali wrażenie jednej piłkarskiej rodziny. Dzisiejsi zawodnicy 18-krotnego mistrza Włoch nie mają absolutnie nic z tamtej mentalności. Milan został jednym szybkim ruchem wykastrowany. Na miejsce legend klubu sprowadzono najemników, nie zawsze zainteresowanych grą, a już na pewno rzadko prezentującym odpowiedni poziom by reprezentować te barwy. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, gdy na koncern Fininvest (firma jest właścicielem Milanu, a jej prezesem córka prezydenta, Marina Berlusconi) została nałożona rekordowa kara ponad pół miliarda (!) Euro. Córka Silvio i tak była niechętna miłości ojca do Milanu i nie lubiła, gdy firmowe pieniądze dopinały budżet klubu. Teraz miała pretekst by zakręcić kurek z pieniędzmi. Finansowe kłopoty w oczywisty sposób przełożyły się na działania na rynku transferowym. Z klubu odeszła większość piłkarzy, na których można było wyraźnie zarobić. Za transfery odpowiada wieloletni przyjaciel Berlusconiego Adriano Galliani.

Błędy na rynku Bezwłosy biznesmen ze względu na swój wygląd często nazywany jest przez kibiców Festerem w nawiązaniu do postaci z Rodziny Adamsów. Idąc tym tropem można stwierdzić, że jego działania na rynku były koszmarne. Klub skupuje od kilku lat piłkarskie odrzuty, rezerwowych innych zespołów, zawodników bez żadnego CV. W dobie dominacji arabskich szejków i rosyjskich miliarderów ściąganie do klubu piłkarzy pokroju Sulleya Muntariego (niechciany w drużynie największego rywala - Interu) zakrawa na szaleństwo. Ale tak właśnie działa Galliani, ściąga po promocyjnej cenie do zespołu piłkarzy, na których nikt inny by nie postawił. Niejednokrotnie się udawało i zachęcony sukcesami działacz kontynuuje ten trend. Zamiast inwestycji w utalentowaną młodzież stawia się na drewnianych wyrobników w niczym nieprzywołujących wspomnień o "Latających Holendrach" sprzed lat. Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że jednym z liderów dzisiejszej drużyny jest Słowak, Juraj Kucka… Brak odwagi we wprowadzaniu młodzieży do pierwszego zespołu to wielki zarzut pod kątem zarządu oraz kolejnych trenerów.


„Słyszę

rozmowy

związanym

z

o

młodymi

projekcie ludźmi,

a

następnie są oni sprzedawani, żeby postawić na darmowe transfery.” -Gennaro Gattuso

Nieudane

próby

powrotu

do

świetności Po odejściu wielkich nazwisk nie było młodych zawodników gotowych, by w sposób płynny ich zastąpić. Kibiców mamiono mistycznymi legendami o „DNA Milanu”. Zadziorność chciał drużynie przywrócić zwolniony ostatnio mimo sprzeciwu piłkarzy i fanów trener Sinisa Mihajlovic. Jego następcą został Christian Brocchi, trenujący wcześniej młodzieżową drużyną Milanu. Przechodzi więc podobną drogę jak wcześniej Filippo Inzaghi. Obu łączy zamiłowanie do zaklinania rzeczywistości, wychwalania piłkarzy po kiepskich meczach, ale przede wszystkim wychwalanie Berlusconiego. Od momentu odejścia Carlo Ancelottiego Milan prowadziło już sześciu różnych trenerów, z czego czterech bez żadnego doświadczenia. Nikt nie wierzy w to, że obecny trener pozostanie na swoim stanowisku dłużej niż do końca sezonu. Milan z postrachu ligi stał się objazdowym cyrkiem, potencjalnym dostawcą punktów dla czołowych drużyn Serie A. Choć tak naprawdę w tym sezonie więcej punktów Milan traci z ekipami z dolnych rejonów tabeli, w tym ze spadkowiczami. Przez swoją kiepską dyspozycje uwikłali się w walkę o Eliminacje Ligi Europy z Sassuolo, które z zachowaniem całego szacunku dla tej ekipy

powinno być w tej walce pozostawione z tyłu już na starcie. Na drugim biegunie znajduje się dzisiaj Juventus będąc lata świetlne przed Milanem. Przemyślane inwestycje i kupowanie młodych, perspektywicznych piłkarzy, którzy następnie ogrywają się na wypożyczeniach to system, który przynosi długofalowe korzyści i dominacje na krajowym podwórku. Starszych piłkarzy zastępują młodsi, utożsamiający się z klubem i gotowi „ginąć za Juve”. Dominują również, dlatego że posiadają własny stadion. Przestarzałe San Siro, mimo swojego uroku generuje ogromne koszty. Stara Dama w tym czasie czerpie korzyści z tak zwanego "dnia meczowego" i co roku zasila swoją kasę sporym zastrzykiem gotówki. Próbę rozpoczęcia inwestycji w tym sektorze podjęła córka prezydenta Barbara Berlusconi, znana wcześniej z tego, że związana była przez jakiś czas z napastnikiem zespołu swojego ojca Brazylijczykiem Pato. Inwestycja nie tylko nie doszła do skutku, ale i możliwe jest, że Milan będzie musiał zapłacić sowitą karę z tytułu zerwania umowy z deweloperem. Takie paranoje od lat się mnożą, a kibice mają dosyć. Na meczach swojej drużyny wieszają transparenty nawołujące do ustąpienia Gallianiego oraz sprzedania Milanu przez Berlusconiego. Wielki napis "BASTA" stał się symbolem walki kibiców z zarządem o lepsze jutro. Ich modlitwy być może właśnie zostały wysłuchane, gdyż na horyzoncie pojawili się bogaci inwestorzy z Chin chcący przejąć klub. Czy Berlusconi odda jednak stery swojego ukochanego klubu? Kibice mają nadzieję, że tak, gdyż bez inwestycji i głębokiej restrukturyzacji, Milan będzie wciąż bezskutecznie walczył o wyrwanie się z marazmu.

Adrian Caba


Zamknięty w sobie, spokojny, wyciszony. Z małym gronem przyjaciół. W wolnym czasie polował na zwierzynę, łowił ryby, z kolei na boisku łowił gole. Zabójczo skuteczny, najefektywniejszy w historii calcio. Wzór snajpera wyborowego. Silvio Piola urodził się 29 września 1913 roku w Robbio, w regionie Lombardia. Nie był pierwszym piłkarzem w rodzinie. Jego wujek, Giuseppe Cavanna bronił między innymi w Napoli, gdzie wypatrzył go selekcjoner reprezentacji Włoch Vittorio Pozzo i powołał na mistrzostwa świata w 1934 roku. Cavanna pełnił tam rolę rezerwowego bramkarza i choć w pierwszej reprezentacji Italii nigdy nie zadebiutował – miał w dorobku złoto za mistrzostwo. Piłkę kopała też kuzynka Silvio oraz jego starszy brat.

Odkrycie księdza i faszystów Piłkarską karierę Silvio Piola zaczął dzięki księdzu. To kapłan, Don Sassi jako pierwszy poznał się na talencie nastolatka i polecił go do Pro Vercelli, już wtedy 7-krotnych mistrzów Włoch. „Białe Koszule” lata świetności miały jednak za sobą, gdy Silvio Piola zadebiutował w pierwszej drużynie, w wieku

16 lat. Pierwszego gola zdobył 2 listopada 1930 roku, pokonując bramkarza Lazio. Pokonywał również swojego wujka w meczu z Napoli. Z kolei, gdy „Lwy” rozbiły 7:2 Fiorentinę, Piola popisał się strzeleniem 6 bramek. Silvio Piola regularnie strzelał gole i zachwycał środowisko. „Jego strzał jest jak uderzenie pioruna” – mówiono. W przeciągu 5 lat gry w Vercelli młody włoski napastnik strzelił 51 bramek w 127 meczach i do dziś jest najlepszym snajperem w historii klubu. W 1934 roku Piola zmienił klub na stołeczne Lazio. Dużą rolę w tych przenosinach odegrali Marinelli i Vaccaro, odpowiednio sekretarz Partii Faszystowskiej i generał. W Rzymie Piola zarabiał początkowo 70 tys. lir rocznie, cztery lata później wysokość zarobków wzrosła do 38 tys. lir miesięcznie. Piola reprezentował barwy Lazio 9 lat, podczas


których osiągnął z rzymskim klubem wicemistrzostwo. Sam dając klubowi 143 gole w 227 występach – najlepszy strzelec w historii Lazio. W barwach „Aquile” dwukrotnie był królem strzelców Serie A. Z powodu wojny wyjechał do Turynu. Najpierw przez rok grał w Torino (27 goli w 23 spotkaniach), w latach 1945-47 w Juventusie (26 bramek w 57 meczach). Co ciekawe podczas jego gry w stolicy Piemontu, w styczniu 1945 roku rozpowszechniono wieść o śmierci piłkarza. Piola miał zginąć w zamachu bombowym podczas trwającej zawieruchy wojennej. Włoch faktycznie został uznany za zmarłego, w intencji jego duszy odprawiano msze. Dopiero w maju informacje te zostały zdementowane. Piola karierę kończył w Novarze, gdzie przeniósł się w 1947 roku. Już w pierwszym sezonie wywalczył z „Biancoazzurri” awans do Serie A, gdzie Novara utrzymała się do końca kariery Silvio Pioli. Włoski napastnik zawiesił korki na kołku w roku 1955, Novara w kolejnym sezonie spadła do Serie B. W jej barwach Piola zagrał 185 meczów i strzelił 86 bramek. Do dziś nie było skuteczniejszego w Novarze. Ostatnią bramkę w swojej karierze strzelił w wieku 40 lat, 6 miesięcy i 9 dni. Był to rekord do 2007 roku, gdy pobił go 41-letni Alessandro Costacurta w swoim ostatnim sezonie kariery.

Mistrz Świata W reprezentacji Silvio Piola zadebiutował 24 marca 1935 roku. Vittorio Pozzo powołał 21-latka na spotkanie z Austrią w Wiedniu, jednak ten… zniknął bez śladu. Okazało się, że był w lesie na polowaniu. Na poszukiwania Pioli wybrał się bramkarz Lazio, Giacomo Blason, który omal nie został postrzelony przez swojego kolegę. Napastnik Lazio strzelił w swoim debiucie w kadrze dwa gole, a Italia wygrała 2:4. „Silvio gol” jak zaczęto na niego mówić znalazł się w gronie powołanych na mistrzostwa świata ’38 we Francji, gdzie Włosi bronili Pucharu zdobytego 4 lata wcześniej na swojej ziemi. Od początku turnieju rozgrywanego nad Sekwaną drużyna Vittorio Pozzo nie miała sobie równych. Turniej rozpoczęli od wygranej w ostatnich minutach z Norwegią, gdy gola na wagę zwycięstwa 2:1 w 94. minucie strzelił Silvio Piola. W ćwierćfinale Włosi wygrali z gospodarzem turnieju, Francją 1:3. Dwie bramki zdobył Piola, ochrzczony wówczas „katem Francji”. W półfinale zasługą słynnego karnego Giuseppe Meazzy Italia wyeliminowała Brazylię. Dzień przed finałem Mundialu z Węgrami, piłkarze reprezentacji Włoch mieli otrzymać telegram od Benito Mussoliniego, który brzmiał: „Wygraj lub zgiń”. „Squadra Azzurra” wygrała 4:2. Piola zdobył w finale dwie bramki, a w całym turnieju pięć. Wychowanek Pro Vercelli przygodę z kadrą zakończył w 1952 roku w wieku 39 lat zostając najstarszym reprezentantem w


historii do czasów Dino Zoffa. W sumie zagrał 34 mecze w narodowych barwach, w których zdobył 30 bramek.

„Taran”, „Maszyna” Wszechstronny zawodnik, strzelający zarówno prawą jak i lewą nogą. W polu karnym, sprzed pola karnego. Głową, nawet, gdy chwile wcześniej założono na nią cztery szwy – jak w derbach Rzymu z Romą. Grał z gorączką, z naciągniętymi mięśniami. ”Taran pola karnego”, bezlitosny snajper o potężnym strzale. Silny fizycznie z dobrą techniką. Wykorzystywał każdą okazję do zdobycia gola, każdy błąd rywala. Najlepszy snajper w historii Serie A – 274 gole. W 2011 roku wprowadzony do Hall of Fame włoskiego calcio. „Piola gol” uznawany jest za wynalazcę „bicycle kick”, choć w jego wypadku nazywało się to przewrotka „alla Piola”. Snajper wyborowy, ale również piłkarz niezwykle fair. Prywatnie prowadził bardzo spokojny tryb życia. Nie pił, nie palił. Kochał psy. Uwielbiał polować i łowić ryby. Po zakończeniu kariery bardzo krótko próbował swoich sił w trenerce. Stronił od wystąpień publicznych, wyjątek zrobił podczas fety świętującej pierwsze w historii Lazio mistrzostwo w 1974 roku. Zmarł 4 października 1996 roku w

Gattinara, miejscowości położonej 55 km od miejsca urodzenia, Robbio. Rok później stadion w Novarze nazwano jego imieniem. Bezsprzecznie brak mistrzostwa cieniem kładzie się na wspaniałej karierze Silvio Pioli. Sam piłkarz przyznawał, że tęsknił za Scudetto. Legendarny włoski napastnik zapisał się w historii jednak ponadczasową skutecznością. Nieosiągalną dla zwykłych, śmiertelnych napastników. Dominik Popek - FirstEleven.com


Crotone, miasto jakich na Półwyspie Apenińskim setki. Usytuowane, można by rzecz, na samej podeszwie włoskiego buta w regionie Kalabria. Nie jest nawet jego stolicą, a zamieszkuje je niewiele ponad 60 tys. ludzi, więcej niż nasz Kołobrzeg, ale już Koszalin jest przy nim metropolią. Może i niezłe miejsce na spędzenie urlopu, ale raczej nie do codziennego życia. Według danych z 2015 roku bezrobocie wynosiło aż 31% - sporo nawet jak na standardy południowych Włoch. To czym Crotone może się chełbić to historia. Założone zostało przez starożytnych Greków w VIII wieku p.n.e. Około roku 530 p.n.e. stworzył tu swą szkołę po ucieczce z Samos Pitagoras. Dwa i pół wieku później jego imię raz jeszcze rozsławili Pitagorici – jest to jeden z przydomków Football Club Crotone. Piłkarze tego zespołu wywalczyli właśnie pierwszą w historii promocję do Serie A. Mało tego wykorzystując ostatni marazm głównego faworyta ligi, Cagliari, minęli go w tabeli i mają sporą szansę wygrać całe rozgrywki Serie B. Klub został założony w 1910 roku jako Società Sportiva Crotona , ale nie jest to jedyna data w jego historii która ma olbrzymie znaczenie dla calcio w mieście. W 1945 został reaktywowany po II wojnie światowej, a po upadku w 1979 roku odrodził się jako Associazione Sportiva Crotone, aby kolejny raz zbankrutować w 1991 roku. Przez dwa lata kontynuatorem tradycji była spółka l'A.P. Nuova Crotone M.J założona w 1956 roku. Prowadziła ona zespół w rozgrywkach regionalnych, a jego barwy były mocno oderwane od tradycji: zamiast czerwono-niebieskie, żółtoczarne. Do korzeni powrócono w sezonie 1992-1993 kiedy przemianowano klub na Football Club Crotone Calcio.

Wtedy też na jego czele stanął Raffaele Vrenna pełniący z krótkimi przerwami funkcję prezydenta do dziś. Czas pokazał, że nic lepszego F.C. Crotone(pod tą nazwą od 2001 roku) nie mogło się zdarzyć.

Nowy wiek, pierwsze sukcesy XX wiek to dla Rekinów walka w niższych ligach, która tylko czasami kończyła się powodzeniem i grą na trzecim poziomie rozgrywkowym, ale więcej było gorzkich epizodów jak brak kilku oczek do upragnionego awansu na zaplecze bądź spadek tam skąd dopiero udawało się wyrwać. Kiedy świat straszono bombą milenijną w Crotone nic sobie z tego nie robili. Powoli przygotowywano się na sukces. Na zakończenie sezonu 19992000 Rossoblù udało się wreszcie wyrwać z czeluści niższych lig! Autorem tego sukcesu był Antonello Cuccureddu, były piłkarz Juventusu w którym spędził dwanaście lat i sześć razy cieszył z tytułu. Serie B zdążył jedynie posmakować gdyż zwolniono go już po czterech kolejkach. Pomimo tego drużyna zanotowała przyzwoity wynik na koniec sezonudziewiąte miejsce. Jednak stare porzekadło mówi o weryfikacji w drugim sezonie i ta była już brutalna, dwudziesta lokata oznaczała spadek do którego rękę przyłożyło aż pięciu trenerów m. in. Giuseppe Materazzi, ojciec Marco. Jednak od tej pory można było zmienić retorykę. Nie walczono już o upragniony awans, a o powrót. Takich powrotów były zresztą dwa, ostatni w 2009 roku


natomiast do pierwszego w sezonie 2003-2004 przyczynił się obecny szkoleniowiec Genoi, Gian Piero Gasperini, który z przerwami pracował nad Morzem Śródziemnym do 2006 roku. To najgłośniejsze trenerskie nazwisko jakie pojawia się na ławce Crotone, ale dla kibiców tego klubu numerem jeden pozostaje lub raczej pozostawał do kwietnia tego roku Massimo Drago. Autochton, wychowanek zaczynający karierę jeszcze kiedy ten klub nazywał się Kroton czyli w końcówce lat 80-tych. Jako gracz wielkiej kariery nie zrobił zaliczając ledwie epizod w Serie B w barwach Avellino. Nawet będąc w Catanii kopał ledwie w Serie D. W połowie poprzedniej dekady rozpoczął pracę z młodymi adeptami właśnie w Crotone i podobnie jak oni musiał pokonywać kolejne szczeble. Po kolei był więc członkiem sztabu szkoleniowego, asystentem Leonardo Menichiniego aż zastąpił go w połowie sezonu 2011-2012. I nie był to tylko epizod, trener na przeczekanie. Z funkcji „pierwszego” zrezygnował po poprzednim sezonie. Pod jego wodzą Rekiny spisywały się przyzwoicie zazwyczaj kończąc rozgrywki w środku stawki. Apogeum było campionato 2013-2014 kiedy zajęli szóstą lokatę pozwalającą walczyć w barażu o Serie A gdzie jednak przegrali w pierwszej rundzie z Bari. O sile tamtej ekipy stanowili między innymi Lorenzo Crisetig (obecnie Bologna), Danilo Cataldi (Lazio), jeszcze wtedy nieźle zapowiadający się wychowanek Romy Stefano Pettinari (33 mecze i 9 goli, obecnie dwa trafienia dla Como), ale prawdziwą perełką był pierwszy w historii gracz z Crotone w życiorysie powołany do Squadra Azzurra, wypożyczony z Fiorentiny - Federico Bernardeschi (39 spotkań, 12 bramek, 7 asyst).

W kolejnym sezonie zabrakło wszystkich wymienionych wyżej i kilku innych istotnych ogniw, ich następcy nie zbliżyli się do tego poziomu co poprzednicy i tym razem należało drżeć o uniknięcie baraży, ale tych o utrzymanie. Siedemnaste miejsce, ostatnie bezpieczne, z sześcioma punktami przewagi nad przedostatnią Brescią, której właśnie tyle punktów odjęto… To wyraźnie pokazuje z jakiego miejsca Rossoblù przystępowali do obecnych zmagań. Jako się rzekło wcześniej lato 2015 roku było ostatnim momentem pracy Massimo Drago, który prowadzi obecnie Cesenę. Wraz z nim odeszła też jedna z ikon Crotone, wieloletni kapitan, Antonio Gallardo. Środkowy obrońca postanowił zakończyć karierę i obecnie zajmuje się szkoleniem grup młodzieżowych. Gallardo jest wychowankiem Crotone, rozegrał w jego barwach ponad 370 meczów, a zaczynał jeszcze na piątym poziomie rozgrywkowym. Być może za jakiś czas pójdzie szlakiem Drago i podobnie jak on poprowadzi pierwszy zespół?

Chorwacki nowicjusz dokonuje niemożliwego Schedę po Drago przejął Chorwat Ivan Jurić w latach 20012006 gracz Crotone, a następnie aż do 2010 roku Genoi. Jako piłkarz spotkał się w jednej szatni ze wspomnianym wcześniej Gian Piero Gasperinim i to zarówno podczas jego pracy w Kalabrii jak i Ligurii. Gasperini zresztą cenił go nie tylko jako piłkarza, ale też ceni jako trenera. To dzięki niemu Jurić wszedł do tego zawodu. Najpierw pomagał przy zespole Primavery Gryfów i widocznie musiał rokować ponieważ


stamtąd jego mentor zabrał go ze sobą kolejno do Interu, Palermo i kiedy zatoczył koło wracając do Genui, Jurić również powrócił do Primavery tego klubu. Po trzech latach uznał jednak, że czas wyjść spod skrzydeł Gasperiniego i zacząć pracować na własny rachunek. Na początek wziął pod opiekę grającą w Lega Pro Mantovę z którą zakończył sezon na jedenastym miejscu. To przekonało Raffaele Vrenna żeby raz jeszcze powierzyć los swojego klubu w ręce byłego gracza i tym ruchem obaj panowie rozbili bank. Crotone wskoczyło na podium już po szóstej kolejce i tylko na moment (11 seria gier) spadło na jego najniższy stopień. Od tego momentu cały czas zajmowało miejsce gwarantujące bezpośredni awans. Jurić w pierwszej poważnej pracy zrobił wynik, którego nikt przed sezonem nie zakładał. Faworytem ligi było od samego początku Cagliari. O awans bić miały się Pescara, Bari, Spezia, Cesena. Wszystkich pogodziła szkoła pitagorejska. Wśród prymusów wyróżnić trzeba: bramkarza Alexa Cordaza, środkowego obrońcę Gianmarco Ferrariego, jego partnera z defensywy Claitona , Mihaia Balase, środkowego pomocnika Leonardo Capezziego oraz najlepszych strzelców drużyny Federico Ricciego (11 goli) i rodaka trenera Ante Budimira (16 trafień). Beniaminek Serie A gra w zdecydowanej większości spotkań w ustawieniu 3-4-3. W pierwszej linii wspomnianą dwójkę wspomaga zazwyczaj Adrian Stoian. Środek pola obok Capezziego tworzy też Andrea Barberis. Crotone to dosyć młody zespół średnia wieku to 25,2 roku. Problem polega jednak na tymczasowości, ponieważ nasi dzisiejsi bohaterowie to typowy zespół Serie B. Kilku wyjadaczy po 30tce: Cordaz, Claiton, Francesco Modesto, Matteo Paro, Raffaele Palladino, Pietro de Giorgio oraz sporo młodszych graczy wypożyczonych z innych klubów. O ile ci starsi powinni

zostać na nowy sezon, a jeżeli nie to decyzja o ich odejściu będzie podyktowana przez zarząd klubu to ta druga grupa jest w rękach innych. A mowa tutaj o nie byle kim dla Squali. Ricci i Budimir, wspomniani trochę wyżej zaraz obok określenia „najlepsi strzelcy”. W tym samym akapicie występują też nazwiska Capezzi i Balasa, a Alessio Sabbione, Pol Garcia i Eloge Yao nie byli wymienieni wcześniej z dwóch powodów: po pierwsze zagrali ciut mniej niż koledzy, a po drugie żeby zbudować dramatyzm tych zdań. Latem południe Włoch może opuścić ot tak przynajmniej siedmiu graczy, którzy jeśli nie stanowią o sile drużyny to są poważnymi elementami w tej układance. Przed włodarzami więc bardzo gorące tygodnie, bo będą musieli nie tylko utrzymać obecny poziom sportowy co jeszcze go podnieść jeżeli myślą o efektywnej walce o pozostanie w elicie.


Na co stać Pitagorejczyków? Kto zatem stoi za finansami Crotone i jakie środki może zainwestować w calcio? Padało już tutaj nazwisko Raffaele Vrenna to właściciel głównego udziałowca klubu V&V Group w której portfelu znajdują się spółki działające w obszarze szeroko pojętej ochrony środowiska: produkcji energii ze źródeł odnawialnych, utylizacji i odzysk odpadów. Jednym ze sponsorów jest natomiast firma zajmująca się produkcją rurociągów, zbiorników ciśnieniowych, konstrukcji stalowych, oraz wyposażeniem głównie na platformach wiertniczych na lądzie. Finanse wydają się więc zabezpieczone. Nie powinno to jednak skłaniać do myślenia, że działania szefów klubu skupione będą teraz tylko na drogich zakupach i tworzeniu kominów płacowych. Crotone to dobrze zarządzany klub, w którym każdy euro cent oglądany jest z dwóch stron przed wydaniem. Dyrektor sportowy Peppe Ursino, piastujący to stanowisko od 1995 roku (!), będzie więc musiał poruszać się w określonych ramach finansowych, ale co wydaje się najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem będzie dążył do wypożyczenia kolejnych perspektywicznych piłkarzy. Teraz jego argumentem będzie możliwość ogrania takiego zawodnika już na najwyższym poziomie. Raczej ciężko przewidzieć żeby Rossoblù weszli do ligi z takim rozmachem jak np. Bologna, Hellas czy Sampdoria swego czasu, ale już Empoli oraz tym bardziej Sassuolo w ostatnich latach pokazują, że nie trzeba być krezusem żeby w lidze włoskiej trochę namieszać. Crotone nie powinno mieć też takich problemów jak Carpi z grą na własnym obiekcie. Co prawda Stadio Ezio Scida (imienia jednego z najlepszych graczy w historii klubu tragicznie zmarłego w 1946 roku) znajdujący się przy ulicy Jana Pawła II to bardzo kameralny obiekt (9,6 tys. miejsc), ale sukcesywnie odnawiany.

W styczniu tego roku ułożono na jednej z trybun krzesełka w barwach klubu, które tworzą napis "Città di Crotone”. Zamontowane jest również oświetlenie na masztach. Ogólnie rzecz ujmując to typowy włoski stadion, czyli mimo wszystko przestarzały, znajdujący się niemal w centrum miasta. I skoro Frosinone może grać na własnym obiekcie to przy Crotone również nie powinno być problemów. Także klubowy hymn „Ma il cielo è sempre più blu” autorstwa urodzonego w Crotone Rino Gaetano na pewno będzie rozbrzmiewał przed potyczkami Pitagorejczyków. Co więc wnosi się nowy beniaminek do Serie A? Na pewno podtrzymuje trend zapoczątkowany awansami w ostatnim roku Carpi oraz Frosinone czyli nuworyszy na tym poziomie. O ile oba te kluby grają w bogatych regionach Włoch to Crotone wywodzi się z bardzo biednego regionu. Można być pewnym, że wyniki zespołu będą śledzone z olbrzymią uwagą nie tylko w mieście, ale też w regionie, a każda wygrana czy choćby punkt z zespołem z bogatej północy będzie olbrzymim powodem do dumy. Czy podopiecznych Juricia stać na odegranie innej roli niż dostarczyciel punktów? Na pewno tak, już zresztą pokazali, że potrafią się postawić wielkim. Milan musiał się mocno spocić, żeby pokonać tę przeszkodę w drodze do tegorocznego finału Coppa Italia. Mówi się, że zespół nabiera cech trenera, a Chorwat to mocny charakter, który łatwo nie odpuszcza i podobnie grać powinno też jego Crotone w Serie A. Pytanie tylko czy on sam pozostanie na stanowisku czy skorzysta z zainteresowania możniejszych? Ofertę złożyła już ponoć Genoa gdzie zastąpiłby… Gasperiniego! Łukasz Szymański


Kiedy reprezentacja Brazylii potrafiła wygrać z każdym, kiedy miała w swoim składzie prawdziwe gwiazdy takich klubów jak FC Barcelona, Real Madryt czy Milan i kiedy Brazylijczycy wygrywali pierwsze Mistrzostwa Świata w XXI wieku, pokonując po drodze takie ekipy jak Anglia z Owenem czy Niemcy z Kahnem, w składzie najważniejszym elementem układanki Luiza Felipe Scolariego był Ronaldo Luís Nazário de Lima czyli po prostu Ronaldo, nazywany teraz często ,,Grubym Ronaldo", ,,Brazylijskim Ronaldo" czy ,,Starym Ronaldo". Pójdźmy śladem ,,Il Fenomeno" na sam szczyt! O Fenômeno przyszedł na świat w dzielnicy Bento Ribeiro zamieszkiwanej przez przedstawicieli niższej klasy średniej. Ronaldo bardzo długo miał problemy z czytaniem i pisaniem. O wiele lepiej radził sobie z grą w piłkę. Przyszły mistrz świata już od wczesnych lat wyróżniał się właśnie z piłką przy nodze. Jego Rodzice z trudem wiązali koniec z końcem a Ronaldo miał duże problemy z nauką, dlatego ucieczką do lepszego

życia, jak dla większości Brazylijczyków mieszkających w slumsach, był sport. Pewnego dnia ojciec napastnika zabrał go na mecz derbowy Flamengo przeciwko Vasco da Gama na Maracanie, właśnie wtedy Ronaldo dostał bzika na punkcie Zico - medalisty Mistrzostw Świata z 1978 roku.


Początki w klubie i kadrze W wieku jedenastu lat jego talent został zauważony przez jednego z członków Social Ramos Club - był to klub biorący udział w rozgrywkach piłki nożnej halowej. Ze względu na podziw, który budził w nim Zico, Ronaldo chciał grać we Flamengo - klubie jego ulubionego zawodnika. Pewnego razu został nawet przyjęty do szkółki, lecz nie miał pieniędzy na dojazdy na treningi, a sam klub nie chciał ich finansować. Młody Brazylijczyk zdecydował się na grę w Sao Cristóvao, po tym jak na trening zaprosił go legendarny Jairzinho. Treningi w nowym klubie dały efekty i Ronaldo został wkrótce powołany do reprezentacji Brazylii do lat siedemnastu, a następnie przeniósł się do Cruzeiro Belo Horizonte. W Cruizeiro eksplodował jego niespotykany talent i w wieku 17 lat zadebiutował w pierwszej reprezentacji ,,Canarinhos" w meczu z Argentyną. Wkrótce też Carlos Alberto Parreira powołał go na Mistrzostwa Świata w USA w 1994 roku gdzie młody napastnik trenował obok takich piłkarzy jak Cafu, Bebeto czy Romario. W głównej mierze dzięki duetowi Bebeto i Romario Brazylia dopisała sobie kolejne Mistrzostwo Świata, jednak Ronaldo nie był jeszcze gotowy i nie zagrał ani minuty.

Przenosiny do Europy Pracą w Belo Horizonte i powołaniem do kadry narodowej Brazylii zapracował sobie na transfer do Europy - PSV klubu grającego w Eredivisie, które słynie przecież z tego że wychowała wielu doskonałych napastników. Holenderski klub

zapłacił za niego 6 milionów dolarów. Teoretycznie wydawałoby się, że Ronaldo nie jest jeszcze gotowy na taki transfer, gdyż mimo tego, że miał już 18 lat, spał z misiem (czemu nie zaprzeczał później w wywiadach), i mówił tylko w rodzimym języku Portugalskim. Mimo to forma Brazylijczyka eksplodowała i napastnik pokazał że był warty wydanych na niego pieniędzy. Już w pierwszym sezonie zdobył koronę króla strzelców ligi, zdobywając aż 30 bramek. Mimo to PSV nie zostało mistrzem Holandii. Były to czasy kiedy Ronaldo nie był nazywany Ronaldo tylko Ronaldinho co oznacza „Mały Ronaldo”. Wtedy jeszcze nikt nie słyszał o przyszłym zawodniku Barcelony, czy PSG, a w reprezentacji Brazylii grał jeszcze inny piłkarz o tym samym imieniu. W następnym sezonie Ronaldo doznał kontuzjipęknięcia kości goleniowej, przez co młody zawodnik zagrał w jedynie 13 meczach Eredivisie. Strzelił jednak aż 12 goli! Jak się okazało był to ostatni sezon "Il Fenomeno" w Holandii, za 19 milionów dolarów przeniósł się do Katalońskiej FC Barcelony! W Hiszpańskim klubie brylował, był bardzo szybki i świetny technicznie, co sprawiało, że był napastnikiem kompletnym. Mówi się że ten sezon miał być jego najlepszym w karierze. Brazylijczyk poprowadził Barcę do zwycięstwa w Pucharze Zdobywców Pucharów, Pucharu Hiszpanii i Superpucharu Hiszpanii. Sam w tamtej kampanii został wybrany najlepszym piłkarzem świata FIFA, uczynił to w wieku 20 lat, co było wtedy rekordem. Najlepszym piłkarzem świata ogłosiło go też World Soccer Magazine. Jego strzeleckie rekordy w tym sezonie nie miały końca - został królem strzelców Primiera Division, vice-


królem strzelców Pucharu Zdobywców Pucharów, najlepszym zawodnikiem Primiera Division, a można by jeszcze długo wymieniać.

Witamy w Serie A! Jednak był to pierwszy i ostatni sezon w barwach ,,Dumy Katalonii" - Masimo Moratti wyłożył za zerwanie kontraktu 27 milionów dolarów oraz 53 miliony za sam transfer! Ronaldo Luís Nazário de Lima zawitał na boiskach Serie A! W Interze Ronaldo spotkał takich zawodników jak Iván Zamorano, Diego Simeone czy Alvaro Recoba. Jednak zanim zaczęły się rozgrywki Serie A, Ronaldo pojechał do Boliwii na Copa America. Już w pierwszym meczu tego turnieju napastnik zdobył dwie bramki, a Brazylia spacerkiem ograła Kostarykę 5:0. W ćwierćfinale na Brazylijczyków czekał Paragwaj. Mecz zakończył się wynikiem 0:2 dla Brazylii, a Ronaldo zdobył obie bramki. W półfinale ,,Canarinhos" rozbili Peru 7:0. Niestety, Ronaldo nie zdobył żadnego z trafień, zszedł z boiska w 60 minucie. W ostatnim meczu turnieju na Brazylijczyków czekał gospodarz - Boliwia, najpierw trafił Edmundo, później wyrównał Sanchez, jednak w 70. minucie Brazylię na prowadzenie wyprowadził Ronaldo, a w 90' minucie dzieła zniszczenia dokonał Ze Roberto. Brazylia sięgnęła po złoto, a O Fenômeno w końcu miał udział w zwycięskim turnieju. Jednak po Copa America na napastnika czekało zupełnie nowe wyzwanie – nowa liga, nowi koledzy, nowy trener i nowy klub. Mimo że Ronaldo był już ścisłej czołówce

najlepszych piłkarzy globu, wciąż był dość dziecinny. Nie skończył podstawówki, a kiedy zamieszkał we Włoszech, zapytany kim jest Leonardo Da Vinci odpowiedział, że Leonardo jest jego kolegą lecz nie słyszał o żadnym Da Vincim. W barwach ,,Nerrazurich” zadebiutował w meczu przeciwko Manchesterowi United – zagrał 17 minut, a schodząc z boiska dostał chyba największy Aplauz w historii San Siro. Przed sezonem wiele się mówiło że jest to przepłacony transfer i Inter będzie tego żałował, ale Ronaldo brylował na boisku i poprowadził klub z Mediolanu do finału pucharu UEFA z Lazio w którym zdobył bramkę na 3:0 i został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Został też wybrany najlepszym piłkarzem świata według UEFA. Strzelił 25 bramek w Serie A, lecz mimo to, nie został królem strzelców, a Inter nie zdobył Scudetto. Po sezonie czekał go jeszcze Mundial we Francji – był to 1998 rok a Brazylia obok gospodarzy byli największymi faworytami turnieju. „Canarinhos” dotarli do finału. Ronaldo strzelił 4 bramki, a Brazylia po drodze pokonała takie drużyny jak Chile, Dania Holandia. W nocy przed finałowym spotkaniem z „tricolores” Ronaldo doznał bardzo tajemniczego ataku epilepsji, i nie był zdolny do gry w tym najważniejszym meczu, co kompletnie zdezorientowało całą Brazylię i wszystkich kibiców na świecie. Jednak najprawdopodobniej przez presję sponsora trener Mario Zagalo musiał dać zagrać „Il Fenomeno”. Ten jednak po ataku był cieniem samego siebie, a Brazylia została rozbita przez Francję 0:3. Dwie bramki zdobył Zinedine Zidane, który


w tamtym meczu pokazał całą swoją klasę. Po nieudanym finale Ronaldo musiał wrócić do Włoch aby zacząć nową kampanię. Sezon 1998-99 był pasmem niepowodzeń dla Interu, który nie ugrał nic na europejskich boiskach, czy w pucharze Włoch, a w Serie A zajął rozczarowujące 9. miejsce w tabeli! Ronaldo jednak mimo wszystko brylował i w nagrodzie dla najlepszego piłkarza globu wyprzedził go tylko Zidane. Kolejny sezon „Il Fenomeno” spędził również w Interze, jednak na pewno nie zaliczy go do udanych. Wtedy zaczęły się kłopoty z kolanem, półroczna przerwa i powrót Ronaldo na boisko – ostatnie 20 minut meczu z Lazio, ale napastnik po jednej z akcji padł na murawę i zaczął zwijać się z bólu. Odnowiła się kontuzja kolana, lecz tym razem dotknęła całego stawu. Ronaldo walczył z urazem, aby powrócić na końcówkę sezonu, w którym Inter walczył z Lazio o Mistrzostwo oraz na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii. Powrót na boisko w pełni się udał, ponieważ napastnik strzelił 8 bramek w 6 meczach, ale Inter znów nie wygrał wyścigu o Mistrzostwo Włoch, tym samym Ronaldo pozostało walczyć o Mistrzostwo Świata.

Mistrzostwa Świata 2002 Przed Mundialem Ronaldo zapowiadał, że zostanie królem strzelców, lecz po licznych kontuzjach w ostatnim czasie mało kto wierzył że Brazylijczyk zdoła odbudować formę. W pierwszym meczu fazy grupowej Brazylia zmierzyła się z Turcją. Bramkę do szatni strzelił Hasan Sas, jednak pięć minut po przerwie „Il Fenomeno” wyrównał stan meczu, a w 87' minucie pod wielką presją znalazł się Rivaldo który podszedł

do rzutu karnego i nie spudłował. W następnym meczu „Canarinhos” zagrali z Chinami. Strzelanie zaczął gwiazdor Realu Madryt – Roberto Carlos, następnie trafił Ronaldo, karnego wykorzystał Ronaldinho, a na parę minut przed końcem kolejną bramkę dorzucił „Il Fenomeno”. Kolejne spotkanie to starcie z Kostaryką. Już w 10 minucie Ronaldo trafił do siatki, wystarczyły 3 minuty, aby dołożył kolejną bramkę. Kostarykanie dali radę strzelić jeszcze dwa gole, lecz Brazylia dołożyła jeszcze trzy. W 1/8 finału na Wing Stadium piłkarze z kraju kawy zmierzyli się z Belgią. W 67 minucie trafił Rivaldo, a na trzy minuty przed końcem Ronaldo dobił Belgów. W ćwierćfinale czekała na nich wielka drużyna Anglii. „Synowie albionu” wyszli na prowadzenie po uderzeniu Michaela Owena, jednak przed przerwą wyrównał Rivaldo, a parę minut później znów trafił Ronaldo dając Brazylii awans do półfinału. Tam znów trafili na Turcję, jednak bramka Ronaldo chwilę po przerwie wystarczyła by dać Brazylii awans do upragnionego finału w którym miała się zmierzyć z Niemcami. Mecz w Jokohamie sędziował sam Pierluigi Collina, a w składzie Niemców były takie tuzy jak Oliver Bierhoff, Michael Ballack czy Miroslav Klose. Pierwsza bramka dla Brazylii padła po strzale z dystansu Rivaldo, piłkę odbił Kahn, ale popełnił spory błąd, bo piłka

„To wspaniałe uczucie być Brazylijczykiem. Cały zespół pracował bardzo ciężko. Dla mnie to tym większe dokonanie, ponieważ walczyłem z kontuzjami przez dwa i pół roku. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, to już nasz piąty tytuł mistrzowski.”


niefortunnie odbiła się tak, że Ronaldo dobił ją do pustej bramki. Drugi gol padł po podaniu, które Rivaldo celowo przepuścił między nogami, a Ronaldo przyjął i natychmiast uderzył po dłuższym słupku bramki Kahna. Brazylia zdobyła piąty tytuł mistrza Świata, a Ronaldo, tak jak zapowiadał, został królem strzelców tej imprezy. Tego samego lata Real Madryt ogłosił że od nowego sezonu Ronaldo będzie ich zawodnikiem. Królewscy zapłacili Interowi aż 45 milionów euro. W 2002 roku po raz 3 został

najlepszym piłkarzem świata według FIFA i drugi raz zdobył złotą piłkę France football. Znów zaczął miewać problemy z drobnymi kontuzjami, głównie przez nadwagę – przez kilogramy obciążał kolana. Mimo wysokiej wagi Ronaldo nie zapomniał jak się strzela bramki, w sezonie 2003/04 zdobył ich aż 31. Został nawet powołany na Mundial w Niemczech, gdzie strzelił 3 gole, lecz Brazylia pożegnała się z turniejem już w ćwierćfinale, po przegranej z Francją. Po mistrzostwach napastnik stracił miejsce w kadrze, chociaż miał dopiero 30 lat. W 2007 roku Real Madryt sprzedał Ronaldo do Milanu 7,5 mln euro. W pierwszym sezonie w nowym zespole Ronaldo spisywał się dobrze, a Milan zwyciężył w rozgrywkach Ligi Mistrzów (choć bez udziału „Il Fenomeno”, który w tamtej edycji Ligi Mistrzów zagrał już dla Realu) oraz zajął 4 miejsce w lidze. Kolejny sezon był już dla Ronaldo koszmarny, znów dało o sobie znać kolano – Fenomeno zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Milan nie przedłużył z nim kończącego się kontraktu, a Brazylijczyk został wolnym zawodnikiem. W tym czasie Ronaldo wrócił do ojczyzny i kiedy po dwóch latach w pełni się wyleczył, mówiono, że ma przejść do Flamengo, nawet publicznie pokazywał się w ich koszulce, lecz ostatecznie podpisał kontrakt z Corinthians Paulista. Pierwsze dwa sezony po powrocie do Brazylii były dla niego bardzo udane – w sumie zdobył w nich 35 bramek i wygrał Copa do Brasil i Campeonato Paulista , lecz wciąż męczyły go kontuzje. W następnym sezonie Ronaldo został kapitanem drużyny ale zakończył swoją niezwykle bogatą karierę po zaledwie 4 meczach sezonu. W trakcie trwania swojej niezwykle bogatej kariery, Ronaldo zdobył około 400 bramek, został mistrzem świata był też wybierany na najlepszego piłkarza świata oraz zdobywał wiele przeróżnych tytułów i nagród. Jednak przede wszystkim na boisku zawsze zostawiał serce. Niestety, wydaje się, że gdyby nie pech, złe decyzje lekarzy czy nieodpowiednie prowadzenie się samego Ronaldo to mógłby osiągnąć znacznie więcej. FRANEK JANKOWSKI | AS ROMA POLAND


Genoa to najstarszy istniejący do dziś włoski klub. Dziewięciokrotny mistrz Włoch oraz jednokrotny zdobywca Coppa Italia. Co prawda wszystkie te sukcesy święcili jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, ale nie oznacza to jakoby "Rossoblu" po 1939 roku mieli odejść w zapomnienie niczym choćby Pro Vercelli. Dzisiaj to solidny średniak Serie A, który potrafi napsuć krwi najlepszym drużynom Półwyspu Apenińskiego. Jeszcze lepszą drużyną Genoa była w sezonie 1990/1991, kiedy jedyne Scudetto zdobywał ich rywal zza miedzy – Sampdoria. Czerwononiebieska brygada dowodzona przez legendarnego Osvaldo Bagnoliego (który w 1985 roku sensacyjnie zdobył scudetto z Hellas Verona) nie zamierzała jednak zostać w cieniu odwiecznego wroga. Osiągnęła rządy w mieście po wygranych della Lanterna i zajęła wysokie czwarte miejsce, które dało im prawo do występu w Pucharze UEFA podczas sezonu następnego. Wówczas problemów licencyjnych takich jak dziś nie mieliśmy, wobec czego Genoa dostąpiła obowiązku, a zarazem zaszczytu dzielenia rozgrywek ligowych z kontynentalnymi na przełomie lat 19911992. Zasady rozgrywania Pucharu UEFA były wówczas bardziej klarowne, aniżeli obecnie w sukcesorce UEFA – Lidze Europy. W turnieju po prostu brały udział 64 drużyny - podczas turnieju nie dołączały się żadne zespoły odpadające z Ligi Mistrzów (wtedy jeszcze Pucharu Europy Mistrzów Krajowych) bądź ich eliminacji. I po prostu szliśmy od 1/32 finału do wielkiego finału. Pierwszym oponentem Genoa CFC był hiszpański, wówczas solidny zespół Realu Oviedo. Wydawało się, że to będzie pierwszy i jedyny rywal "Grifoni" w UEFA Cup. Pierwsze wyjazdowe starcie na północy Półwyspu Iberyjskiego drużyna Osvaldo Bagnoliego przegrała 0:1. W rewanżu na stadionie Marassi do przerwy widniał remis 1:1 (Tomáš Skuhravý dał miejscowym prowadzenie, ale dla Oviedo wyrównał Carlos). Genoa potrzebowała dwóch goli, ażeby po drugiej odsłonie cieszyć się awansem do następnej rundy. W 74 minucie pomocnik Andrea Caricola efektownym strzałem w okienko zza pola karnego wlał nadzieję do genueńskich serc. Gospodarze walczyli do ostatniego tchu. Efekt ich starań przyszedł na minutę przed upływem regulaminowego czasu, kiedy Skuhravý wpakował swego drugiego gola celną główką przecinając centrę z boku od Gennardo Ruotolo. Rzutem na taśmę Genoa wczołgała się do 1/16 finału. Mało kto przypuszczał chyba, że "Rossoblu" drogę do ćwierćfinału będą mieli naszpikowaną drużynami rumuńskimi. A jeszcze na początku lat 90-tych liga rumuńska nie odstępowała od elity mimo, że złota era Steauy Bukareszt dobiegła końca już jakieś dwa lata wcześniej. Najpierw

Genueńczykom przyszło się zmierzyć przeciwko lokalnemu oponentowi najpopularniejszego klubu Rumunii, czyli stołecznemu Dinamu. Tym razem premierę Genoa miała stoczyć u siebie na Stadio Luigi Ferraris. Kolejne domowe zwycięstwo 3:1. Okazały handicap przed "ritorno". Victorię zapewniła siła z Ameryki Południowej - dwa gole urugwajskiego napastnika Carlosa Aguilery oraz jeden brazylijskiego lewoskrzydłowego Branco wyniosły Genoa CFC na efektowne prowadzenie 3:0. U epilogu starcia honorowe trafienie Rumunom dał Dorinel Munteanu, przez co sytuacja przed rewanżem jeszcze nie wyglądała klarownie. 6 listopada w Bukareszcie jakiekolwiek wątpliwości zostały jednak rozwiane. Genoa po godzinie zawodów wygrywała 2:0 samobój Adriana Matei'a oraz kolejne trafienie Carlosa Aguilery wprowadziły ekipę Bagnoliego do 1/8 finału. Dinamo zdołało jeszcze wyrównać na 2:2 przed końcem, ale dla "Czerwonych Psów" był to już tylko remis ku pokrzepieniu serc. 27 listopada Genoa wróciła do rumuńskiej stolicy, aby stoczyć batalię o ćwierćfinał ze samą Steauą. Rywale po upadku komunizmu w swoim kraju stracili otoczkę "świętoszków" finansowych przez partyjny reżim Nicolae Ceaușescu. Gdyby Genoa miała sprawdzić umiejętności Steauy jakieś 4-5 lat wcześniej zapewne najstarszej włoskiej drużynie nie byłoby do śmiechu. W 1991 roku jednak niegdyś potężna Steaua była cieniem samej siebie. Genoa zwyciężyła pierwszą batalię na jej stadionie 1:0, a swego trzeciego gola podczas Coppa UEFA 91/92 uzyskał Tomáš Skuhravý. W 21 minucie Czech efektownym lobem wykończył akcję sam na sam z bramkarzem Dumitru Stingaciu.


Grudniowy rewanż na Marassi drużyna Genoa CFC 1893 także zwyciężyła 1:0. Rumunów tym razem ugodził największy gwiazdor ówczesnych "Grifoni" - Tomas Aguilera. Urugwajczyk wpakował czwartego gola w turnieju. A prawdziwy egzamin czekał włoską drużynę na etapie ćwierćfinału. Genoa wylosowała sam FC Liverpool, który wracał do europejskich pucharów po sześcioletnim wykluczeniu z europejskich pucharów za ekscesy na belgijskim Heysel w finale Pucharu Europy z 1985 roku przeciwko Juventusowi. Najbardziej utytułowany wówczas angielski klub był za tamtą zbrodnię swych "kibiców" nienawidzony w całej Italii. Było wiadome, że starcie "The Reds" przeciwko włoskiej ekipie będzie udekorowane dodatkowym smaczkiem. Nastroje może tonował nieco fakt, iż Genoa to klub założony przecież przez Anglików! Z tegoż powodu jednak nikt wśród genueńczyków nie zamierzał dać ulgi Liverpoolowi. Tym bardziej, że żaden włoski zespół nigdy wcześniej nie zdołał ograć tej drużyny na ich Anfield Road. Genoa miała zatem okazję, aby przejść do historii, a także zaskarbić sobie szacunek innych italskich drużyn. Najpierw jednak należało we własnym domu wypracować sobie jakąś zaliczkę przed wyjazdowym rewanżem. "Rossoblu" nie dali litości Wyspiarzom! Zarówno na boisku, jak i na trybunach panowała fantastyczna atmosfera. Tifosi wywiesili na bocznej trybunie gigantyczny transparent z

napisem "WE ARE GENOA!" Genoa pokonała dużo bardziej utytułowanego oponenta 2:0. W 39. minucie pomocnik Valeriano Fiorin efektownym uderzeniem z pierwszej piłki na skraju szesnastki zaskoczył Mike'a Hoopera. Tuż przed ostatnim gwizdkiem dwubramkową przewagę "Gryfom" zagwarantował Carlos Aguilera. Mimo niemałej zaliczki przed drugą batalią, nikt wśród Genoa CFC nawet nie myślał o murowaniu własnej bramki na Anfield. Bramy do glorii otworzył się dopiero teraz. Cel - stać się pierwszym włoską squadrą, którą pokona Liverpool w ich fortecy. Do przerwy wszystko szło zgodnie z planem. 28. minuta – centra Gennaro Ruotolo z prawej flanki. W szesnastce "Patón" Aguilera przyjmuje futbolówkę na klatę i pokonuje Mike'a Hoopera mocnym uderzeniem. Jest prowadzenie 1:0! Tuż po przerwie piękny sen genueńczyków chwilowo przerwał Ian Rush, w 49. minucie doprowadzając do wyrównania. W 74. minucie Aguilera po dwójkowej akcji z Branco jednak drugi raz uciszył trybuny Anfield i historyczny wyczyn stał się faktem. Genoa złupiła 2:1 wielki Liverpool i została pierwszym klubem z Italii, który ograł angielskiego potentata na wyjeździe. Szkoda, że na etapie półfinału "Rossoblu" nie podołali innemu ówczesnemu gigantowi - Ajaksowi Amsterdam. Pierwszą batalię u siebie Genoa przegrała 2:3, tracąc decydującego


gola z Holendrami w przedostatniej minucie spotkania. Dnia 1. kwietnia 1992 roku nie było żartów na Marassi. Genoa po 60 minutach ulegała 0:2 faworyzowanym "Ajacciden". Jednakże w minutach 73-80 snajper Carlos Aguilera zebrał się na niewiarygodny zryw i zdobywając dwie bramki pomógł odrobić deficyt bramkowy na 2:2. Dwa gole Urugwajczyka niestety nie starczyły do remisu, albowiem w 89 minucie ciemnoskóry napastnik gości Aron Winter przechylił szalę zwycięstwa na korzyść "Joden". Rewanż na stadionie olimpijskim w Amsterdamie zakończył się tylko remisem 1:1. Co prawda Angelo Iorio w 38. minucie wykorzystując okazję sam na sam z bramkarzem Stanleyem Menzo przywracając nadzieję Genoa CFC (istniała wtedy zasada goli na wyjeździe, zatem Genoa celem zakwalifikowania się do finału musiała wygrać co najmniej 2:0 lub jedną bramkę od 4:3 wzwyż). Niestety, tuż po przerwie wyrównał sam Dennis Bergkamp i potyczka zakończyła się dla Włochów honorowym remisem. Ajax ostatecznie sięgnął po Puchar UEFA w 1992 roku zwyciężając dzięki zasadzie goli na wyjeździe finał z innym italskim zespołem - Torino. Wtedy finał tego turnieju składał się z dwóch spotkań – W Turynie padł remis 2:2. Rewanż w Holandii zakończył się bezbramkowo.

Genoa dostąpiła jeszcze jednego, indywidualnego wyróżnienia. Otóż, Carlos Aguilera zdobywszy 8 goli został wicekrólem strzelców Pucharu UEFA 1991/1992. Wyprzedził go tylko walijski snajper Liverpoolu – Dean Saunders. Taki był najwybitniejszy sezon Genui w europejskich pucharach. Bowiem nie tylko wizytówka miasta - Genoa doszła do półfinału Pucharu UEFA oraz jako pierwszy włoski klub złupiła Liverpool na Anfield Road. Oponent zza miedzy w analogicznym czasie dotarł przecież do wielkiego finału Pucharu Europy, gdzie dopiero po dogrywce uległ FC Barcelonie (pamiętny gol z rzutu wolnego Ronalda Koemana). Na pocieszenie warto dodać, że w ów finale PEMK tifosi Genoa CFC wspólnie z cules kibicowali przeciwko Sampdorii, co zrodziło między genueńskimi, a barcelońskimi fanami zgodę, jaka przetrwała po dziś dzień. W stolicy Katalonii znajduje się nawet oficjalny fan club najstarszego klubu Italii! Ale z Liverpoolu również tifoseria "Rossoblu" coś wywiozła. Właśnie od tego legendarnego spotkania na Anfield Road na trybunie Gradinata Nord zaczęto coraz częściej odśpiewywać sławne "You'll never walk alone". W końcu klub założony przez angielskich żeglarzy... Alex Pikos


4 maja 2016 roku, dla wielu dzień, jak co dzień. Dzień bez historii, jednak nie dla kibiców włoskiej piłki. Tego oto dnia na specjalnie zwołanej konferencji prasowej w Weronie zakończenie swojej piłkarskiej kariery ogłosił goleador lub bomber z północnych Włoch, jak kto woli, czyli Luca Toni. Obchodzący 26 maja swoje 39 urodziny Toni, nie był nigdy piłkarzem znakomicie wyszkolonym technicznie ani zbyt szybkim. Wysoki, niezbyt zwrotny, jednak mający w sobie coś, co pozwoliło mu strzelić blisko 250 bramek w karierze. Karierze, dzięki której zapisał się na stałe w historii futbolu. Swoją przygodę z zawodową piłką rozpoczynał od trzecioligowej Modeny. Gdy po wicemistrzostwo Świata sięgali jego rodacy m.in. z Roberto Baggio na czele, nikt nie myślał o tym, że mierzący 196 cm napastnik będzie w przyszłości jednym z najlepszych na Półwyspie Apenińskim. Na swój debiut w Serie A musiał czekać przeszło 6 lat. Nim do tego doszło, był związany z w/w Modeną, Empoli, Fiorenzuolą, Lodigiani i Treviso. I to właśnie bardzo dobre występy w Serie B w barwach Treviso (35 spotkań i 15 bramek) zaowocowały tym, że sięgnęli po niego włodarze występującej wówczas we włoskiej

ekstraklasie Vincenzy Calcio. Swoje pierwsze trafienie w karierze na boiskach Serie A zaliczył 19 listopada 2000 roku (mając 23 lata) w przegranym 2:3 spotkaniu z Fiorentiną, klubem, który 5 lat później sięgnie po niego i w której zacznie bić ligowe rekordy. Nim jednak do tego doszło Luca Toni występował w Brescii i Palermo, gdzie imponował formą strzelecką. Dla klubu z Sycylii strzelił 50 bramek w 80 spotkaniach, czym znacznie przyczynił się do awansu klubu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Po fantastycznych dwóch sezonach w Palermo, przyszedł czas na wspomnianą Fiorentinę. To w niej w czasie swojego pierwszego sezonu gry strzelił aż 31 bramek, dzięki czemu sięgnął, jako pierwszy Włoch po nagrodę Europejskiego Złotego Buta. Dodatkowo został pierwszym piłkarzem, który dokonał tego w sezonie w Serie A od 1959 roku. Dzięki temu stał się szybko ulubieńcem popularnej "Violi". Wiele osób porównywało go do Gabriela Batistuty, który swego czasu również był idolem fanów ekipy ze Stadio Artemio Franchi. Znakomita forma, znaczny udział w zdobyciu Mistrzostwa Świata w 2006 (m.in. dublet w ćwierćfinałowym spotkaniu z Ukrainą) i wybór do najlepszej jedenastki turnieju sprawiło, że przygoda Toniego z Fiorentiną trwała tylko 2 lata. Po świeżo upieczonego Mistrza Świata zgłosił się wielki Bayern Monachium, rekordowy mistrz Niemiec, który poszukiwał snajpera z prawdziwego zdarzenia. Mimo 30 lat na karku włodarze jak i kibice "Gwiazdy Południa" oczekiwali od niego kilkunastu jak nie kilkudziesięciu trafień w sezonie. Przez 3 lata gry w Monachium Toni rozegrał 62 spotkania i strzelił w nich 38 bramek. Najlepszym był jego debiutancki sezon, w którym to został królem strzelców Bundesligi oraz z Pawelem Pogrebniakiem królem strzelców Pucharu UEFA. Mimo wielu sukcesów z niemiecką ekipą, Luca Toni pobytu w Monachium nie zakończył udanie. Wszystko przez konflikt


z ówczesnym trenerem Louisem van Gaalem, który najpierw wypożyczył go do AS Romy, a gdy ono dobiegło końca przesunął go do rezerw, co doprowadziło do rozwiązania kontraktu. Po 3 latach w stolicy Bawarii przyszedł czas na Genoę. Mimo tego, że Toni strzelił zaledwie 3 bramki w 16 meczach to po roku spędzonym w "Rossoblu" zgłosił się po niego sam Juventus. Jednak i w "Starej Damie" raził impotencją strzelecką. Na 15 gier bramkarzy przeciwników pokonał zaledwie 2 razy.

zakontraktowaniu Dymitara Berbatowa, wyciągnęła rękę do swojego byłego asa. Jednak 35 letni Toni nie był już tym napastnikiem, który grał pierwsze skrzypce w drużynie. Sezon zakończył jednak z 8 trafieniami i gdy przyszedł Mario Gomez było wiadome, że odejdzie z klubu. Piątą młodością dla nazywanego "Nonnetto", czyli dziadziusia okazała się Verona, a dokładnie Hellas Verona, beniaminek Serie A. W międzyczasie jego żona zaszła ponownie w ciążę i w przerwie sezonowej urodziła Luce, zdrową córkę Biankę, co dało mu drugie życie.

Kolejny słaby sezon w jego wykonaniu i fakt, że nie potrafił się odbudować w Romie, czy Juventusie sprawił, że Toni Dla Hellasu piłkarz pokroju Toniego miał być zbawieniem, postanowił przenieść się na Bliski Wschód, a dokładnie do napastnikiem, który strzeli przynajmniej 10 bramek w sezonie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tam związał się z Al Nasr, i pomoże w utrzymaniu w lidze. W swoim pierwszym sezonie klubem, w którym udało mu się strzelić 3 bramki w 7 dla Hellasu wynik ten podwoił, a beniaminek utrzymał się w meczach. Wynik piłkarsko nienajgorszy, jednak to właśnie w Serie A. ZEA spotkało go coś najgorszego w życiu. To właśnie tam, na obczyźnie jego żona poroniła po długo Drugi sezon okazał się jeszcze lepszy - Po dłuższym namyśle i wielu latach gry, oczekiwanej ciąży, wskutek czego 38-letni już Toni poprawił swój wynik poczułem, że to odpowiedni moment, na Toni popadł w depresję i rozważał z poprzednich rozgrywek o 2 trafienia to by zakończyć piłkarską karierę. To były zakończenie piłkarskiej kariery. i został najstarszym królem strzelców naprawdę trudne tygodnie dla mnie i w historii. Zostawił za sobą m.in. I tu sił dodała mu właśnie jego miłość jeszcze trudniejsza decyzja i zdaję sobie Gonzalo Higuaina. życia, która odwiodła go od decyzji sprawę, że w najbliższym czasie będę to "zawieszenia butów na kołku". Toni mocno przeżywał, ale tak to już jest. Ostatnim meczem w barwach postanowił wrócić do Włoch, a Szkoda tylko, że to najgorszy sezon w "Mastini" i ostatnim zarazem w dokładnie do Fiorentiny, która po mojej karierze z wielu względów swojej bogatej karierze był dla nieudanym powiedział na temat swojej decyzji Luca Toniego mecz 37.kolejki sezonu Toni. 2015/16 z Juventusem, wygrany przez Hellas 2:1. W 85.minucie wykorzystał on rzut karny i w tejże samej został zmieniony po raz ostatni, dostając owacje na stojąco. Toni zalewa się łzami, podobnie jak wszyscy wielcy fani włoskiej piłki i Hellasu, który po słabym sezonie spadł do Serie B. Dariusz Zając


„DOMINIK POPEK: UCIĄŻLIWI” Cosa Nostra – sycylijska ośmiornica – kładzie swoje macki na skorumpowanym futbolu. W świecie, gdzie piłkarskie ideały wyparła walizka pełna splamionych krwią banknotów, nic nie jest dziełem przypadku. W Palermo robi się coraz goręcej. I to nie za sprawą upalnej aury, lecz z powodu śmierci prezydenta największego sycylijskiego klubu piłkarskiego. Do władzy w klubie dochodzi jego syn, ale sprawą przejęcia drużyny zaczyna interesować się najwyższa władza w Palermo, której możliwości oraz sposób działania nie mają w zasadzie granic… Mafia i piłka nożna – to jedne z pierwszych skojarzeń, które przychodzą na myśl o największej wyspie Morza Śródziemnego. Jeśli drogi tych dwóch sycylijskich symboli splatają się ze sobą, gra musi toczyć się o naprawdę wysoką stawkę. Nie ma w niej miejsca na sentymenty, skrupuły ani na jasne zasady. Mafia w Palermo nie zna takich pojęć.

PREMIERA: CZERWIEC KSIĄŻKA DO KUPIENIA TUTAJ: http://zaczytani.pl/ksiazka/uciazliwi,druk



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.