Eder, po strzeleniu gola Szwedom
Miejsce na Tw
Z Serie A na Euro! Tekst: Marcin Ostrowski
E
uro 2016 zakończone! Przyszedł czas na obszerne podsumowanie mistrzostw w wykonaniu piłkarzy z włoskich lig! Na mistrzostwa do Francji powołanych zostało aż 51 piłkarzy występujących w zeszłym sezonie na Półwyspie Apenińskim. Bez żadnych niespodzianek najwięcej przedstawicieli wysłał mistrz kraju, Juventus (11), następnie Roma (7) i Napoli (6). Oprócz wyżej wymienionych drużyn swoich przedstawicieli miała też: Fiorentina (4), Lazio (4), Torino (3), Inter (2), Sampdoria Genua (2), Palermo (2), Milan (2), Palermo (2) i po jednym reprezentancie: Frosinone, Cagliari, Bologna, Cesena, Empoli i Udinese.
oją reklamę!
Francja Patrice Evra Juventus, Paul Pogba Juventus, Lucas Digne Roma Gospodarze turnieju, jedni z faworytów do wygrania... Początki Francji na tym turnieju były bardzo trudne. Trójkolorowi szczęśliwie wygrywali ze średnimi drużynami, ale rozkręcali się z meczu na mecz. Prawdziwą klasę pokazali z Islandią wygrywając 5:2. Doszli aż do finału, przegrywając po dogrywce z Portugalią... Piłkarze Serie A byli jednak tylko dodatkiem do reprezentacji. Bardzo utalentowany Paul Pogba na pewno nie zaliczy tego Euro do udanych. Dużo lepiej spisali się jego koledzy ze środka pola: Sissoko i Kante. Nasuwa się pytanie: czy Pogba jest warty 120 milionów Euro? Wiele błędów popełniał też inny piłkarz Juventusu, Patrice Evra. Doświadczony lewy obrońca zawalił kilka bramek, ale mimo to na boisku ani przez moment nie pojawił się inny piłkarz z Serie A, Lucas Digne, którego wypożyczenie z Romą nie zostało przedłużone. Piłkarz trafił do Barcelony i najprawdopodobniej na najbliższych Mistrzostwach Świata w Rosji będziemy oglądać go w podstawowym składzie.
Niemcy
był to pierwszy gol Albanii w historii występów na Euro.
Khedira Juventus
Szwajcaria
Niemcy, jak na każdej wielkiej imprezie, chcą wygrywać. W kraju wielkie oczekiwania i nadzieje. Chęć rewanżu za finał Euro 2008 z Hiszpanią. Zaczęło się dobrze, skończyli fazę grupową bez straconej bramki. Problemy zaczęły się jednak z Włochami, kiedy wygrali po karnych. Ciężko było również, gdy trafili na Francje w półfinale. Zmotywowani gospodarze wygrali po dwóch golach Griezmanna. W tamtym meczu było sporo kontrowersji (jak to w meczach gospodarzy). Sami Khedira nie odegrał na tym turnieju istotnej roli, większość czasu spędził na ławce rezerwowych. Zdążył nabawić się też kontuzji.
Rumania Ciprian Tatarusanu Fiorentina, Vlad Chiriches Napoli Rumunia, której celem było dostanie się na mistrzostwa wypadła tragicznie. Najlepiej zagrali w meczu otwarcia, kiedy przegrali po golu fantastycznym golu Payeta w końcówce. Potem zremisowali ze Szwajcaria, a na zakończenie przegrali z Albanią 0:1. Warto dodać, że
Stephan Lichsteiner Juventus Szwajcaria zgodnie z oczekiwaniami zajęła drugie miejsce w grupie. Ich przygoda z turniejem skończyła się jednak na pierwszym meczu po fazie grupowej. Rywalem była Polska. Jak dobrze pamiętamy awansowaliśmy po rzutach karnych, a jedyny przestrzelony karny był dziełem... największej gwiazdy reprezentacji i nowego piłkarza Arsenalu, Granita Xhaki. Mówi się, że Arsenal zapłacił za niego 40 milionów Euro, ale chłopak kompletnie nie poradził sobie z presją.
Albania Etrit Berisha Lazio, Elseid Hysaj Napoli, Arlind Ajeti Frosinone Calcio Skazywana na pożarcie Albania zrobiła naprawde dobre wrażenie. Dla tej reprezentacji sukcesem był już sam awans na mistrzostwa. Ostatecznie skończyli rywalizację w grupie na trzecim miejscu za Francją i Szwajcarią i byli o krok od wyjścia z trzeciego miejsca.
Slowacja Norbert Gyomber Roma, Marek Hamsik Napoli, Juraj Kucka Milan, Milan Skriniar Sampdoria Genua Słowacja z Markiem Hamsikiem na czele skorzystała z możliwości wyjścia na trzecim miejscu. Walia i Anglia okazały się za mocne, ale Słowacy skorzystali na fatalnej formie Rosji, która rozczarowała wszystkich. Po fazie grupowej Słowacja otrzymała jednak sporą lekcję futbolu od Niemców, którzy wygrali 3:0 nie pozostawiając żadnych złudzeń.
Polska Wojciech Szczęsny Roma, Kamil Glik Torino, Piotr Zieliński Empoli, Bartosz
Salamon Cagliari Calcio, Jakub Błaszczykowski Fiorentina, Thiago Cionek Palermo Czas na Biało-Czerwonych. Wiadomo, jesteśmy narodem z wielkimi ambicjami. Wstydu nie było. Przez długi czas nie straciliśmy żadnej bramki. Potrzebny był dopiero gol życia Shaqiriego i rykoszet przy strzale Renato Sanchesa, aby to się zmieniło. Odpadliśmy dopiero po rzutach karnych z późniejszym zwycięzcą turnieju. Dużo z tego sukcesu zawdzięczamy Kubie Błaszczykowskiemu, który ostatnio występował w Fiorentinie. Na pewno więcej mogliśmy spodziewać się po Piotrku Zielińskim, ale jeszcze nie teraz - na niego przyjdzie czas.
Hiszpania Alvaro Morata Juventus Dwukrotni Mistrzowie Europy (z rzędu) z jedną z najgorszych kadr od wielu lat... Bez napastnika. Mało gwiazd w składzie. Efekt? Przegrana już (jak na Hiszpanów) w 1/8 finału z Włochami 0:2. Zaskoczeniem był też brak wyjścia La Roja z pierwszego miejsca. Jedyny Hiszpan z Serie A spisał się dobrze. Alvaro Morata strzelił na tym turnieju 3 bramki i do momentu odpadnięcia z turnieju wraz z Iniestą ciągnął grę Hiszpanii.
Chorwacja Marcelo Brozović Inter, Ivan Perisic Inter, Ivan Strinic Napoli, Milan Badelj Fiorentina, Mario Mandzukic Juve, Sime Vrsaljko Sassuolo Czarny koń turnieju - Chorwacja. Wygrali swoja grupę wyprzedzając dwukrotnych Mistrzów Europy z rzędu - Hiszpanie, oraz Turcję i Czechy. Potem było już tylko gorzej. Przegrali z późniejszymi Mistrzami Europy po dogrywce i golu Quaresmy i pożegnali się z turniejem. Co ciekawe, w tym meczu żadna z drużyn nie przeważała.
Chorwaci pokazali klasę na koniec fazy grupowej w meczu z Hiszpanią!
Belgia
Nainggolan był autorem dwóch pięknych goli z dystansu!
Radja Nainggolan Roma, Dries Mertens Napoli Czas na Belgię! Naszpikowane gwiazdami Czerwone Diabły miały udowodnić swój potencjał i klasę. Po świetnych eliminacjach nadzieje były bardzo duże. Początek turnieju nie wyglądał tak, jakby sobie tego życzyli. Po przegranej z Włochami 0:2, przyszedł czas na zwycięstwa z Irlandią (3:0) i Szwecją (1:0). Po fazie grupowej wyeliminowali naszych Braci z Węgier. Spotkanie zakończyło się wynikiem 4:0 i coraz więcej osób wierzyło w sukces Belgów. Następną przeszkodą miała być Walia, ale jak się okazało była to ostatnia przeszkoda. Belgowie pożegnali się z turniejem przegrywając 3:1... Warto dodać, że dużą rolę na turnieju odegrał Radja Nainggolan, który zdobył dwie bramki.
Wlochy Gianluigi Buffon Juventus, Andrea Barzagli Juventus, Giorgio Chiellini Juventus, Leonardo Bonucci Juventus, Simone Zaza Juventus, Stefano Sturaro Juventus, Stephan el Shaarawy Roma, Daniele de Rossi Roma, Alessandro Florenzi Roma, Federico Marchetti Lazio, Antonio Candreva Lazio, Marco Parolo Lazio, Mattia De Sciglio Milan, Federico Bernardeschi Fiorentina, Emanuele Giaccherini Bologna, Eder Sampdoria Genua, Ciro Immobile Torino, Lorenzo Insigne Napoli Mający słabą kadrę Włosi pojechali na Mistrzostwa Europy po wyjście z grupy. Brak napastników (przynajmniej w teorii) niepokoił wszystkich fanów na Półwyspie Apenińskim. Obawy były jednak na wyrost. Włosi wyszli z grupy wygrywając dwa mecze. Przegrali tylko z Irlandią. Grupę skończyli na pierwszym miejscu wyprze-
dzając Belgię. Następnie pokonali słabą Hiszpanie 2:0. Dobra passa trwała aż do ćwierćfinału, gdzie odpadli z Niemcami po pamiętnych rzutach karnych. Jako
pierwszy karnego w reprezentancji Włoch popsuł dreptający Zaza, następnie Barzagli, Pelle i Darmian.
Szwecja Pontus Jansson Torino, Hiljemark Palermo
Oscar
Zapytać z czego słyną Szwedzi to jak nic nie powiedzieć. Zlatan miał poprowadzić swoją reprezentację do sukcesu... Nowy piłkarz Manchesteru United nie przyczynił się w żadnym stopniu do zmiany gry swojej reprezentacji. Szwecja nie potrafiła wygrać meczu. Zdobyła zaledwie 1 punkt, w spotkaniu z Irlandią i skończyła na ostatnim miejscu w grupie. Oczekiwania na pewno były większe...
Islandia Emil Hallfredsson Udinese, Hordur Bjorgvin Magnosson Cesena Islandia, czyli państwo, w którym mieszkańców jest tyle, co w samym Lubinie na pewno zaskoczyło. Przed Euro rzadko kto dawał im szanse na wyjście z grupy,a oni awansowali z drugiego miejsca kończąc faze grupową przed późniejszym tryumfatorem, Portugalia. Następną ofiarą stała się pewna swego Anglia... Islandia odpadła dopiero w ćwierćfinale z Francją, w którym i tak walczyli do ostatniej minuty, ale przegrali 2:5. Po powrocie do domu zostali przywitani jak zwycięzcy. Zdecydowanie na to zasłużyli.
Miejsce na Twoją reklamę!
Podsumowanie Copa America Tekst: Alex Pikos
C
zerwiec przebiegł nie tylko pod znakiem meczy Euro 2016, ale również latynoskich emocji Copa América Centenario. Zobaczmy jak poradzili sobie zawodnicy zrzeszeni we włoskich klubach podczas turnieju uświetniającego stulecie mistrzostw Ameryki Południowej. Do USA wyleciało 17 zawodników reprezentujących kluby włoskiej Serie A.
Napoli Gonzalo Higuaín (Argentyna) - wziął udział we wszystkich sześciu meczach "Albicelestes" na turnieju. Każdy rozpoczął od pierwszej minuty. Rozegrał łącznie 429 minut, zdobył cztery gole. Podczas fazy grupowej dręczyła go strzelecka niemoc, jaką przełamał w ćwierćfinale z Wenezuelą oraz w półfinale z USA, gdzie ustrzelił po dwie bramki. Na wielki finał przeciwko
Chile niestety złe moce ponownie go opętały, bowiem tradycyjnie w finale zmarnował dogodną okazję strzelecką, nie wykorzystując szansy sam na sam z Claudio Bravo. Mariano Andújar (Argentyna) - bramkarz wypożyczony obecnie z Napoli do macierzystego Estudiantes La Plata cały turniej przesiedział na ławce rezerwowych.
Argentyna z Gonzalo Higuain’em to wielcy pechowcy. W ciągu ostatnich trzech lat przegrali trzy finały wielkich imprez! Mistrzostwa Świata 2014, Copa America 2015 i Copa America 2016.
Genoa CFC
do USA świeżo po wyleczeniu kontuzji, dlatego nie prezentował dobrej formy.
Inter
Tomás Rincón (Wenezuela) - we wszystkich czterech meczach reprezentacji Wenezueli nosił opaskę kapitana. Łącznie rozegrał 355 minut. Przyzwoicie wypełniał swoje zadania w destrukcji ataków rywali.
Fiorentina
Gary Medel (Chile) - rozegrał wszystkie sześć spotkań, każde rozpoczynał od pierwszego gwizdka. Łącznie na boisku spędził 540 minut. Zarobił jedną żółtą kartkę. Spisywał się znakomicie jako środkowy obrońca, chociaż w finale jego głupia strata piłki nieomal doprowadziła do utraty gola. Na chilijskie szczęście Higuaín zmarnował atak jeden na jednego z bramkarzem.
Diego Laxalt (Urugwaj) - cały turniej przesiedział na ławce rezerwowych.
Lazio Lucas Biglia (Argentyna) - zagrał w czterech meczach, z czego na trzy wchodził z ławki rezerwowych. Łącznie spędził na boisku 206 minut. Finał rozpoczął jednak od początku i spędził na boisku pełen wymiar czasowy łącznie z dogrywką. W serii rzutów karnych nie wykorzystał swojej jedenastki. Spisał się poniżej oczekiwań, aczkolwiek pojechał
Facundo Roncaglia (Argentyna) - na turnieju wystąpił tylko raz i to pod koniec fazy grupowej, kiedy Argentyńczycy mieli już pewny awans do dalszych zmagań. Na boisku znajdywał się przez 90 minut. Nie pokazał niczego zaskakującego. Nic więc dziwnego, że po sezonie Fiorentina rozstała się z tym ostrym grającym defensorem bez żalu, dając mu wolną rękę przy przenosinach do Celty Vigo. Matías Vecino (Urugwaj) - pierwszy profesjonalny czempionat w karierze był tego rozgrywającego pełen niebywałych zwrotów akcji. Zanotował dwa spotkania, łącznie 70 minut i zarobił czerwoną kartkę. To jego wymienia się jednak jako potencjalnego następcę Egidio Arévalo Ríosa w środku pomocy "Charrúas".
Miranda (Brazylia) - zagrał tylko jeden mecz, w którym Brazylijczycy ulegli 0:1 Peru i odpadli już po fazie grupowej. Spisał się przeciętnie, nie tak jak na kapitana drużyny przystało. Jeison Murillo (Kolumbia) - także wystąpił w pięciu spotkaniach, łącznie 450 minut. Zdobył pierwszego gola w turnieju. Zarobił także dwie żółte kartki. To on wraz ze starszym kolegą Cristianem Zapatą tworzyli kolumbijski mur, ciężki
do sforsowania dla ofensywy przeciwników.
Torino
AC Milan
Josef Martínez (Wenezuela) - zagrał we wszystkich czterech meczach, łącznie 272 minuty. Zdobył jego gola przeciwko Jamajce oraz ujrzał jedną żółtą kartkę. Ogółem może zaliczyć do całkiem udanych.
Carlos Bacca (Kolumbia) - rozegrał pięć spotkań, łącznie 359 minut i zdobył dwa gole. Być może osiągnąłby jeszcze więcej, gdyby nie dopadła go kontuzja w trakcie turnieju. Cristian Zapata (Kolumbia) - także wystąpił w pięciu spotkaniach, łącznie 450 minut. Tworzył wraz z Murillo świetny środek obrony, którego brak Kolumbijczycy odczuli pod koniec fazy grupowej przeciwko Kostaryce (porażka 2:3). Zarobił jedną żółtą kartkę, ale mimo to można przyznać, że grał i efektywnie i przy tym czysto.
Gastón Silva (Urugwaj) - zanotował dwa mecze na lewej obronie Urugwaju, łącznie 180 minut. Spisał się całkiem przyzwoicie, jak na swój pierwszy dorosły turniej reprezentacyjny.
tam przyzwoicie, niemniej spędził na boisku zbyt mało czasu, aby trzeźwo ocenić jego reprezentacyjną formę.
Atalanta Mauricio Pinilla (Chile) - wziął udział w pierwszych dwóch starciach chilijskiej kadry. Raz wszedł z ławki, a raz rozpoczął od początku. Zaliczył jedną asystę z Boliwią przy golu Arturo Vidala.
Udinese
Bologna
Iván Piris (Paragwaj) - cały turniej przesiedział na ławce rezerwowych.
Erick Pulgar (Chile) - rozegrał jeden mecz. W półfinale przeciwko Kolumbii wszedł z ławki rezerwowych po 30 minutach rywalizacji zastępując kontuzjowanego Pablo Hernándeza. Spisał się
Kluby Serie A, jakie nie miały żadnego przedstawiciela na CA Centenario: Juventus, Roma, Sassuolo, Chievo, Empoli, Sampdoria, Palermo, Cagliari, Crotone i Pescara.
Chilijczycy, mimo porażki w fazie grupowej, zrewanżowali się Argentynie, ogrywając ich w finale! W ten sposób obronili trofeum Copa America! Wśród nich znalazło się aż trzech przedstawicieli Serie A: Medel, Pulgar i Pinilla.
Vincenzo Montella trenerem AC Milan. Może teraz się uda? W Milanie od kilku lat trwa ciekawa zabawa. Trenerzy wybrani metoda chybil-trafil
Tekst: Łukasz Szymański
K
iedy w styczniu 2014 roku po przegranej 3:4 z Domenico Berardim (wszystkie bramki dla Sassuolo tamtego dnia) zwalniano z Milanu Massimiliano Allegriego wśród kibiców I Diavoli najważniejszym uczuciem była ulga. Allegri, ostatni Mistrz Włoch z Milanem, krytykowany był z każdej strony. Trener urodzony w Livorno stracił wszystkie pomysły na prowadzenie tej drużyny. Mediolańczycy zajmowali jedenaste miejsce w Serie A, a w Champions League czekał ich dwumecz z Atletico. Wtedy każdy szkoleniowiec
wydawał się lepszym rozwiązaniem tylko nie Allegri. Od dwóch i pół roku trwa jednak w Milanello chaos. Chciałoby się napisać, że Rossoneri to plac budowy, ale w tym czasie nie wjechała tam żadna koparka. Milan to obecnie raczej projekt architektoniczny zmieniany co rusz przez kolejne pomysły jakie przychodzą do głowy właścicielowi. Najpierw drużynę miał układać na swoją modłę Clarence Seedorf były piłkarz AC Milan i początkujący trener. Holender dograł tylko ten nieszczęsny sezon 2013/2014 do końca.
Szybko więc wprowadzono zmiany w koncepcji. Owszem kryterium byłego zawodnika zostało utrzymane, ale tym razem miał to być Włoch. Padło na Filippo Inzaghiego. On również nie miał żadnego doświadczenia trenerskiego i za jego sukces należy uznać to, że przepracował cały sezon 14/15 bo drużyna grała fatalnie plasując się ostatecznie na dziesiątym miejscu. Nijak miało się to do ambicji włodarzy i żądań kibiców. Zmieniono więc koncepcję raz jeszcze. Trener z doświadczeniem, ale jeszcze nie wypalony, taki który ma wszystko do wygrania. Padło więc na kolejną legendę, tym
razem… Interu. Siniša Mihajlović miał za sobą pracę w Bolognii, Catanii, Fiorentinie, reprezentacji Serbii i Sampdorii. W Catanii spokojnie utrzymał się w lidze, ale już Viola pod jego batutą była jedynie ligowym średniakiem. Z Serbią nie awansował na Mistrzostwa Świata w Brazylii jednak Sampdorię spokojnie układał już według swojego pomysłu. W drugim sezonie wywalczył, szczęśliwie ale zawsze, awans do Ligi Europy i tym sposobem zapracował na ofertę z Milanu. Zadanie podobne jak w Genui: systematyczna odbudowa klubu. Jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach sporo jest potknięć, ale Milan z Serbem za sterami wydawał się obierać odpowiednią drogę. Wystarczyło jednak pięć kolejnych spotkań bez wygranej i po 32 kolejce znów zmieniła się koncepcja. Mihajlović został zwolniony po przegranej z Juventusem, nawiasem mówiąc całkiem niezłym meczu w wykonaniu jego podopiecznych. Milan był wtedy na szóstym miejscu w tabeli i w finale Coppa Italia. Miał więc w ręku plan minimum – puchary. Cristian Brocchi (kolejny były piłkarz obu mediolańskich klubów) przegrał wszystko co było do przegrania. W lidze wyprzedziło go Sassuolo, w finale Pucharu Włoch lepszy był Juventus przez co w Europie pokażą się Neroverdi. Czasami można odnieść wrażenie, że rządzący Milanem działają na zasadzie „szybko, szybko róbmy zanim dotrze do nas, że jest to zupełnie bez sensu”.
Montella: od bohatera do zera Być może jednak wyciągnięto wnioski z przedwczesnego zwolnienia Mihajlovicia (stawiam dolary przeciw orzechom, że utrzymałby miejsce dające puchary) i wrócono do koncepcji doświadczonego już trenera, ale głodnego sukcesów. Vincenzo Montella przebył zresztą bardzo podobną drogę co jego poprzednik. Zaczynał w Romie gdzie ratował sezon po Claudio Raniermi i udało mu się wywalczyć awans do Ligi Europy. Mimo niewątpliwego sukcesu nowi, amerykańscy, właściciele rzymian woleli robić Barcelonę niż dać spokojnie pracować swojemu człowiekowi. Jego miejsce
zajął Luis Enrique, a sam Montella objął Catanię gdzie poprawił wynik Mihajlovicia (11 lokata). Kolejnym przystankiem była Fiorentina. W stolicy Toskanii l’Aeroplanino spędził trzy lata za każdym razem lądując tuż za podium. Viola pod jego rządami na stałe dołączyła do czołówki ligi. Doprowadził też Fiołki do przegranego z Napoli (2013/14) finału Pucharu Włoch, 1/8 Ligi Europy 2013/14 i półfinału tych rozgrywek rok później. Idealnym spuentowaniem tej pracy byłby oczywiście awans do Ligi Mistrzów, ale i tak nie było się za bardzo do czego przyczepić. Przynajmniej jeśli chodzi o boisko. Bo poza nim były snajper AS Roma okazał się fatalnym taktykiem. Montella po zakończeniu trzeciego roku pracy na Artemio Franchi poczuł się bardzo mocno, zbyt mocno. Jawnie akcentował, że gotów jest na większe wyzwania, że chętnie podejmie się pracy w innym miejscu. Efektem tego zachowania był następujący komunikat jego szefów: „Z wielkim żalem odnotowujemy fakt jakim jest zawiedzenie naszego zaufania przez trenera co uniemożliwia nam dalszą współpracę. Dla dobra klubu jesteśmy zmuszeni zwolnić Vincenzo Montellę. Oczekujemy od trenera okazania szacunku do klubu, kibiców i zarządu, który dał mu szansę budowania swojej kariery.” Już wtedy były reprezentant Włoch flirtował z Milanem, ale ostatecznie został na lodzie. Rossoneri nie mieli zamiaru płacić za szkoleniowca. Do Mediolanu wprowadził się Siniša Mihajlović, a Montella czekał aż ktoś pokryje jego klauzulę wynoszącą 5 milionów euro i ostatecznie uwolni go z Florencji. Bo pomimo odstawienia go od zespołu Andrea Della Valle nie zamierzał mu ułatwiać życia. Nikt nie zmuszał Montelli do podpisania kontraktu, który zawierał taką klauzulę, a jak wiadomo umowy należy respektować i dotyczy to wszystkich stron. Kiedy emocje opadły, a sezon był już w pełni i Fiorentina znów mocno rozpychała się łokciami w czołówce ligi po Montellę zgłosił się Massimo Ferrero. Jego Sampdoria zawodziła na każdym froncie. Z europejskich pucharów już w pierwszej rundzie wyrzuciła ją Vojvodina No-
Milan będzie piątym seniorskim klubem w karierze trenerskiej Montelli. Wcześniej trenował już w Romie, Catanii, Fiorentinie (najdłużej), a także Sampdorii.
wy Sad, a w Serie A okupowała dolne rejony środka tabeli. W takich okolicznościach pewnie łatwiej było mu porozumieć się ze swoim odpowiednikiem z Florencji i ostatecznie zatrudnił Vincenzo Montellę bez konieczności płacenia tej osławionej klauzuli. L’Aeroplanino po ośmiu latach wracał więc do Sampdorii klubu dla którego zdobył 66 bramek w 116 meczach. To będąc zawodnikiem Blucerchiati doczekał się debiutu w kadrze i rekordowego transferu do Romy. Teraz miał spróbować powalczyć jeszcze o puchary. Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej przyziemna. La Samp pod jego wodzą nie wykonała żadnego kroku do przodu kończąc sezon ledwie dwa punkty nad strefą spadkową i za plecami odwiecznego rywala - Genoi. Ogólny bilans jest dla niego wręcz kompromitujący 6 zwycięstw, 6 remisów i aż 14 porażek. Widać więc, że karma szybko do niego wróciła i sezon w którym miał dostać się do upragnionej Ligi Mistrzów (obojętnie czy z Fiorentiną czy z innym „większym” klubem) okazał się dla niego najsłabszy w karierze. Jego były pracodawca utrzymał pozycję w czołówce ligi, znów awansował do pu-
charów, a on musiał co i rusz połykać gorzkie pigułki. Jedyną osłodą były styczniowe derby wygrane 3:2, ale i tutaj bilans tylko pogorszył. W rewanżu w roli gospodarza kolejny raz został srogo skarcony, bo tak trzeba odbierać porażkę 0:3.
Małżeństwo z rozsądku Oferta z Milanu rysuje się więc tutaj jako ta z gatunku win-win. Ferrero uwolnił się od trenera, który co by nie mówić zawiódł go na całej linii. Nie takich wyników się po nim spodziewał i pomimo, że Adriano Galliani dziękował mu za puszczenie trenera do Milanu to sam Ferrero na pewno też poczuł ulgę. Podobne uczucie towarzyszy zapewne również Montelli bo opuszcza miejsce w którym dobrze wie, że zawiódł. I chociaż na listopadowej - powitalnej konferencji zapewniał o tym, ze kocha Sampdorię i zawsze chciał tam pracować, to ciężko traktować jego słowa inaczej niż tylko jako kurtuazję. Gdyby mógł rozstać się z Fiorentiną na innych warunkach raczej wątpliwe jest, że w takim momencie kariery objąłby zespół spod znaku Baciccii. Dla Milanu wreszcie
może okazać się idealnym wyborem. Bo przecież poza pracą w portowym mieście wszędzie osiągał wyniki. Czy to w Romie czy w Catanii czy we Florencji. Teraz Vincenzo Montella będzie odbudowywał tak Milan jak i swoją pozycję, bo jeżeli znów zacznie zwyciężać to reprezentacja i czołowe kluby kontynentu na pewno pojawią się na jego horyzoncie. A przecież rok temu jasno pokazał jakie ma ambicje i sięgają one właśnie tych największych. Podczas prezentacji w Milanello to trener odważniej stawiał przed sobą cele niż dyrektor sportowy. Montella wyraźnie mówił o powrocie do Europy podczas gdy Galliani, mając na pewno z tyłu głowy bliską finalizacji sprzedaż klubu, zadeklarował jedynie, że cele zostaną ustalone we wrześniu. Bez względu na to l’Aeroplanino rozpoczyna bardzo ważny lot zarówno dla siebie jak i dla Rossonerich. Dla obu stron najlepiej by było gdyby wyciągnęły wnioski z własnych błędów popełnionych wcześniej. Tylko pod takim warunkiem ów lot nie okaże się lotem ikarowym.
AC Cesena przystań włoskich gwiazd Tekst: Dariusz Zając
E
der, Antonio Candreva, Graziano Pellè, czy Emanuele Giaccherini. Co łączy tych piłkarzy? Wszyscy występowali w swojej karierze w Cesenie, w klubie grającym, na co dzień w Serie B. Popularne "Cavallucci Marini”, czyli Koniki morskie jak nazywany jest ten klub słynie we Włoszech ze szkolenia piłkarzy, którzy prędzej czy później stanowią o sile innych drużyn, czy też są wiodącymi postaciami w swoich reprezentacjach. Pozwólcie, że przedstawię wam kilku najsłynniejszych zawodników, którzy występowali na Stadio Dino Manuzzi.
Pierwszym z nich jest urodzony w Brazylii, a grający w reprezentacji Włoch Éder Citadin Martins. Nim jednak 29-letni napastnik trafił do Ceseny, bronił barw Empoli, Frosinone, czy Brescii. 14-krotny obecnie reprezentant "Squadra Azzurra" dla "Biało-Czarnych" zaliczył jednak przez rok tylko 19 spotkań i strzelił w nich 2 bramki oraz zaliczył 1 asystę. Słaba dyspozycja nie przeszkodziła mu jednak w przenosinach do Sampdorii, gdzie jego gwiazda rozbłysła na dobre, gdzie stał się kluczowym piłkarzem, co zaowocowało w styczniu bieżącego roku wypożyczeniu do Interu Mediolan, gdzie spędzi jeszcze najbliższe 12 miesięcy.
O wiele krótszy epizod niż Éder w Cesenie zaliczył inny aktualny reprezentant Włoch, Antonio Candreva. Grający obecnie (stan na 17 lipca 2016) w Lazio Rzym piłkarz, w ekipie z regionu Emilia-Romania występował zaledwie przez pół roku na zasadzie wypożyczenia z Udinese Calcio. Przez ten czas zaliczył jednak więcej spotkań, bo zagrał w 21 meczach, notując w nich 3 trafienia i 4 asysty. Obecnie o Candreve zabiega m.in. Chelsea Londyn, którą objął niedawno Antonio Conte, były już selekcjoner włoskiej kadry.
Innym znanym piłkarzem, który ma za sobą epizod w Cesenie jest bohater głośnego w lipcu transferu, Graziano Pellè. 31-letni napastnik chińskiego Shandong Luneng Taishan podobnie jak Antonio Candreva barw "Koników Morskich" bronił na zasadzie wypożyczenia. Pellè trafił do zespołu z Lecce, którego jest wychowankiem i w ciągu roku rozegrał aż 40 spotkań, w których trafił 11-krotnie do bramek rywali. Później grał dla AZ Alkmaar, Parmy i Feyeenordu, gdzie zaczął strzelać gole seriami, co zaowocowało przenosinami do Southampton, skąd przeniósł się do wspomnianego Shandong Luneng Taishan, gdzie jego zarobki umieszczają go na 6 miejscu najlepiej zarabiających piłkarzy globu.
W pórównaniu do wyżej wymienionych graczy, nasz następny bohater artykułu, Emanuele Giaccherini jest wychowankiem Ceseny. Świeżo upieczony piłkarz SSC Napoli, przeszedł w ekipie "BiałoCzarnych" przez wszystkie możliwe szczeble juniorskie, aż do drużyny E-19. Następnie zaliczał wypożyczenia do Forli, Bellarii Igea, Pavii by w 2011 roku przenieść się do Juventusu, a następnie Sunderlandu i ostatniego klubu Bolognii. Podobnie jak wspomniana trójka i Giaccherini jest reprezentantem Włoch. Na obecną chwilę (17.07.2016) zaliczył dla "Azzurri" 29 gier z 4 trafieniami na koncie.
Jeszcze wam mało? To proszę oto następny przykład. Marco Parolo to imię i nazwisko zna każdy fan piłki we Włoszech. Podobnie jak Antonio Candreva, Parolo broni na chwilę obecną barw Lazio Rzym, a piłkarzem ekipy ze Stadio Dino Manuzzi był przez 4 lata z roczną przerwą na wypożyczenie do Parmy. Mający na swoim koncie aktualnie 24występy w narodowej kadrze, 31-letni pomocnik dla Ceseny zagrał w 108 meczach (11 bramek i 5 asyst), by następnie za 3 miliony euro definitywnie zasilić szeregi "Gialloblu".
Zawodnikami tego klubu byli też grający obecnie dla Sassuolo Calcio, Gregoire Defrel i nazywany nowym "Pirlo" Stefano Sensi. Warto wymienić również Davide Santona, który podobnie jak Candreva grał w Cesenie przez pół roku na zasadzie wypożyczenia z Interu Mediolan.
tym artykule Parma, w której równie słabo mu szło, co skutkowało wypożyczeniem do Teramo czy słoweńskiej ND Goricy. Dopiero gra dla popularnych "Delfinków" i wspomniany tytuł króla strzelców sprawiła, że tego lata za 9 milionów przeniósł się do AC Milan. Czas pokaże czy dla Lapaduli był to dobry kierunek i czy sprawdzi się w drużynie ze stolicy mody.
Ostatnim najgłośniejszym nazwiskiem związanym z tym klubem jest Gianluca Lapadula. Król Strzelców Serie B z minionego sezonu z 27 bramkami w barwach Pescary, dla Ceseny zagrał zaledwie w 11 spotkaniach, gdzie nie imponował formą strzelecką. Jego zdobycz to 1 gol i 2 asysty, a mimo to po jego usługi zgłosiła się równie często wymieniana w
Kto będzie następny? Grający dla Juventusu Lorenzo Rosseti? Czy może bramkarz Torino Alfred Gomis? Na odpowiedź na to pytanie musimy jeszcze poczekać.
Na tym jednak nie koniec, ponieważ z zawodników, którzy grali w Cesenie można by ułożyć naprawdę bardzo dobrą jedenastkę. Kolejnym bardzo dobrze znanym fanom włoskiej piłki piłkarzem jest Japończyk Yūto Nagatomo, który przygodę z europejską piłką zaczynał właśnie w tym klubie. Na Półwysep Apeniński przeniósł się mając 24-lata z FC Tokyo i mimo zagrania tylko w 16 meczach (1 asysta) wypromował się na tyle, że zgłosił się po niego sam Inter Mediolan, którego barw broni po dzień dzisiejszy.
MOJA REPREZENTACJA Bo w swój zespół trzeba wierzyć od początku do końca! Tekst: Kamil Freliga
K
ibiców włoskiego futbolu, a więc i reprezentacji, w Polsce nie brakuje. Tych drugich jest pewnie nawet więcej, w końcu istnieje grupa sympatyków futbolu, którzy raczą się głównie piłką w wydaniu narodowym. Przed tegorocznym Euro dało się jednak odnieść wrażenie, że kibicowanie Azzurim to tylko jakieś przyjemne przyzwyczajenie, a wiarę w możliwości nie-
bieskiej drużyny zastąpiło w pełni racjonalne myślenie, dokładna analiza, nie mówiąc już o nieustępującej nostalgii za dawnymi gwiazdami. Na najpopularniejszym portalu społecznościowym, gdzie stron poświęconych calcio jest dużo, dominowało przeświadczenie o rychłej klęsce, zdecydowana większość komentujących przybrała postawę Kasandry, a powołania Conte przyniosły taki zawód,
że momentalnie zapomniano mu wszystkie sukcesy, jakie odniósł z Juventusem, a bez których dzisiaj pewnie nie mówiłoby się o wydaniu 90 milionów euro na napastnika klubu toczącego do pewnego momentu bardzo wyrównaną walkę o mistrzostwo. Dziwnie czułem się wśród tych wszystkich zatwardziałych fanów włoskiej piłki.
Nie mogłem się odnaleźć w tym gąszczu narzekań, psioczenia i czarnowidztwa. Nie pasowałem do tego. Dla mnie bowiem tak właśnie wygląda włoska drużyna marzeń. Chciałbym się nazwać głosem młodego pokolenia, nie pamiętającego Roberto Baggio, ale nie wiem czy
w historii reprezentacji, ja miałem wrażenie zupełnie odwrotnie. Bo Thiago Mottę uwielbiam i chociaż nie jestem zwolennikiem przyznawania dychy defensywnym pomocnikom, akurat tutaj nie miałem absolutnie nic przeciwko. I zdanie utrzymuję nawet po słabym Euro
Awans Italii do półfinału imprezy wisiał na włosku, lecz dostanie się do najlepszej ósemki turnieju również śmiało można nazwać sukcesem!
nim jestem. Po tym co widziałem w sieci raczej nie. Ale ja naprawdę od kilku lat marzyłem (i w wirtualnym świecie gier budowałem) o drużynie złożonej z Buffona, tria BBC, Édera, Zazy, Motty. Ten ostatni to idealny przykład na moją odmienność. Kiedy 90% kibiców śmiało się z mema przedstawiającego dziesiątki
w wykonaniu pomocnika PSG. Nie chcę jednak skupiać się na osobistych sympatiach i antypatiach. Sam bardzo cenię Édera, a Zaza to mój ulubiony piłkarz w ogóle, ale wiem, że każdy ma swój własny top. Nie rozumiem też, dlaczego na Euro nie pojechali Soriano i Jorginho. Nadal jednak nie potrafię wytłumaczyć
tych wszystkich sympatyków, którzy długo przed rozpoczęciem turnieju wieszczyli jakąś nieprawdopodobną klęskę. Gdzie wiara w ludzi, których z wypiekami na twarzy oglądamy na co dzień? Gdzie wiara w Conte? A jak nie w Conte, to chociaż w instytucję trenera. Euro i Portugalia przypomniały, jak wielkie ma znaczenie dżentelmen spacerujący przy linii bocznej. Może zamiast wylewać pomyje na Édera trzeba było się zastanowić, po co taki piłkarz w taktyce Azzurich. Na szczęście odpowiedzi na takie, nie stawiane przez większość, pytania przyniósł już pierwszy mecz. A kolejne, oprócz nie mającej żadnego znaczenia Irlandii, dały nam wiele radości. Znowu można się było z miłością do Włochów obnosić. Ale to ja odczuwałem radość większą. Bo wcale nie takich słabych jak się to teraz przedstawia Hiszpanów odprawiła moja Italia. Bo Szwedów rozmontowali Zaza i Éder, z których reszta się co najwyżej śmiała, a ja umieszczam w osobistej, czołowej piątce napastników. Warto było się przed Euro z nikim nie zgadzać, żeby w jego trakcie czuć taką satysfakcję. W końcu trzeba się jednak było z tego pięknego snu obudzić. Emocjonujący do granic możliwości mecz z Niemcami zakończyły najbardziej kuriozalny konkurs rzutów karnych, jaki widziałem. A może lepiej byłoby napisać po prostu najgorszy, bo jego dramaturgia wynikała po prostu z beznadziejnych strzałów. Niestety drugi (Graziano nic nie przebije) najgorszy oddał Simone Zaza. I historia zatoczyła koło. Memy, śmiechy i hejt. Tyle, że tym razem nie było już nawet chłodnej analizy. Tłumaczmy to sobie wpływem internetu na język kibica. W końcu z wielu fanpejdżów zajmujących się calcio spora część to takie, które zajmują się już tylko wyśmiewaniem. Danego klubu, prezesa, piłkarza. Można się śmiać z wszystkiego, ale niech śmiech nie przysłania wiary w drużynę, której kibicujemy od zawsze.
Mafia i Calcio
Przestępczość to jednak z plag, nie tylko we Włoszech, jako państwie, ale także w footballu.
Tekst: Adrian Caba
P
rzestępczość zorganizowana chyba nigdzie w Europie nie odciska swojego piętna na piłce nożnej niż na półwyspie apenińskim. Tam, gdzie pojawiają się wielkie pieniądze, od dawna jest też mafia. Uczestniczy w każdym aspekcie działania klubów, od wyboru prezesa, przez transfery, aż po ustawianie meczów. Wiedzą o tym wszyscy, mało kto mówi. Przyjrzyjmy się mafijnemu światkowi działającemu w calcio.
TOTONERO W latach 70’ i 80’ we Włoszech bardzo popularne były zakłady sportowe. Miliony ludzi stawiały wyniki meczów w Totocalcio. W szczytowym okresie na-
wet 25 milionów Włochów w jednym czasie słuchało radiowej audycji "Tutto il calcio minuto per minuto", która zapewniała relację z włoskich boisk. Obok legalnych zakładów istniał tak zwany „czarny lotek” – Totonero. Punktami bukmacherskimi stawały się zwykłe sklepy, które miały stawki wypisane na witrynach, a nawet same punktu legalnego Totocalcio, w których całkiem jawnie stawiało się „na czarno”. Władze przyzwalały na takie działania, mimo że straty dla skarbu państwa były ogromne – „czarny lotek” dorównywał przychodami swojemu legalnemu odpowiednikowi, co stanowiło nawet 20% PKB Włoch. Siła Totonero były prostsze zasady (można było obstawić dowolny mecz, w Totocalcio musiało się wytypo-
wać wynik aż 13 spotkań!) i wyższe wygrane (gracz z góry wiedział ile może wygrać, w Totocalcio nie – wygrana była uzależniona od ilości poprawnie wytypowanych meczów). Cała afera rozpoczęła się od dwóch rzymskich przedsiębiorców, którzy rozpoczęli proceder przekupywania piłkarzy w zamian za korzystny wynik. Jeden z nich był restauratorem, dzięki czemu miał kontakt ze swoimi późniejszymi „współpracownikami”, piłkarzami Lazio. Po kilku wygranych przyjaciele obracali już sporymi środkami pieniężnymi, a ich wysokie i ryzykowne zakłady spotykały się ze zdziwieniem i licznymi podejrzeniami. Prasa raz po raz podawała informacje o dziwnych rozstrzygnięciach spotkań i nienaturalnie wysokich wygranych.
Piłkarskie władze rozpoczęły śledztwo, które jednak nie przynosiło efektów, gdyż piłkarze, którzy wcześniej otwarcie mówili o korupcji, nie chcieli współpracować. Osoby rozmawiające na temat korupcji i ustawiana meczów z władzami były traktowane jak zdrajca. Kres intratnego biznesu rzymskiego duetu przyszedł z meczem Bolonia-Avellino, ponieważ pieniądze nie dotarły od kolegów z zespołu do defensorów, którzy nie pozwolili na doprowadzienie do wyrównania i zrujnowali przedsiębiorców. Z czasem wierzyciele próbowali odebrać swoje należności, co przybierało dość dramatyczny obrót ze spaleniem ciężarówki firmy włącznie. Próbując wyjść z tej ciężkiej sytuacji panowie Cruciani i Trinca udali się z prawnikiem do prezesa federacji piłkarskiej Franchiego, szantażując go wcześniej zebranymi dowodami (zaniepokojeni artykułami w prasie piłkarze kontaktowali się z naszymi „bohaterami”) i gotowością do współpracy z policją. Co ciekawe, przedsiębiorcy byli na tyle bezczelni, że sami złożyli pozew w sądzie przeciwko piłkarzom, którzy nie wykonali opłaconego zadania. To oczywiście miało sprowadzić na nich niemałe kłopoty, o czym uświadomili to sobie zbyt późno. Oboje zostali zatrzymani i przesłuchani. Wobec niezwykle dokładnych i wyczerpujących opisów działania Cruciani zyskał nawet nowy przydomek – „Zegarek”. W przerwie meczów rozgrywanych 23 marca 1980 roku na sześciu stadionach doszło do zatrzymania wielu piłkarzy między innymi Milanu i Lazio, a także prezesów i działaczy. Około 40 osób stanęło przed sądem, jednak nikt nie został formalnie ukarany, ponieważ nie istniał wówczas zapis we włoskim prawie, który zabraniałby ustawiać mecze i zakłady, a nawet termin „oszustwa sportowego” przez co jeszcze kilka lat można było legalnie prowadzić nieuczciwe procedery. Więcej możliwości miał Sąd Sportowy, który
zdegradował Lazio oraz Milan, a prezesa tego drugiego klubu skazał na dożywotnią dyskwalifikację. Piłkarze otrzymali zawieszenia, co dla wielu oznaczało koniec kariery sportowej ze względu na wiek.
Calciopoli Do ogromnego szoku doszło we Włoszech w 2006 roku, gdy wybuchła afera Calciopoli. Cała sprawa ujrzała światło dzienne podczas śledztwa prowadzonego w sprawie ustawiana meczów, oraz
dopingu. Postacią centralna tamtych wydarzeń miał być Luciano Moggi, ówczesny dyrektor generalny Juventusu Turyn. Miał on być odpowiedzialny za stworzenie całej siatki powiązań mającej na celu ustawianie wyników meczów. Grupa miała obejmować nie tylko piłkarzy, ale też sędziów, na wybór których miał wywierać wpływy Moggi, działaczy, a nawet agentów piłkarskich. Prasa opublikowała szokujące rozmowy z podsłuchu pomiędzy Moggim, a Pierluigim Pairetto, odpowiedzialnym za układanie grafiku sędziów na poszczególne
mecze ligi włoskiej. Oprócz wpływania na działaczy, dyrektor Juventusu miał również wywierać wpływ na samych sędziów, nie tylko krzycząc na nich, ale też zamykając ich w szatni, by osiągnąć korzystny wynik dla Starej Damy. Kolejne taśmy z podsłuchów ujawniły, że więcej klubów jest zamieszanych w cały proceder, między innymi „bohaterzy” afery Totonero – AC Milan i Lazio Rzym, oraz Fiorentina. Cała sprawa zbiegła się w czasie z Mistrzostwami Świata, na które piłkarze reprezentacji Włoch pojechali z widmem relegacji do Serie B w głowach. Pokazali jednak wielkiego ducha i sięgnęli po tytuł! Część z nich powróciła jako mistrzowie do drugiej ligi, gdyż Juventus został karnie wyrzucony z ligi, pozostałe kluby otrzymały kary punktowe na kolejny sezon. Wydarzenie to miało ogromny wpływ na włoską piłkę, gdyż doszło do kompletnej zmiany układu sił. Juventus został pozbawiony dwóch tytułów na rzecz Interu Mediolan, którzy też przejął przodownictwo w lidze, między innymi na skutek osłabienia przeciwników wskutek afery. Po pewnym czasie odkryto, że rola w Calciopoli Interu była nie mniejsza niż Juventusu, a w całą sprawę było zamieszanych wielu wpływowych przedstawicieli włoskiej piłki na czele z Adriano Gallianim z Milanu, Giacinto Facchettim (Atalanta i Inter), Massimo Morattim z Interu czy Massimo Cellino z Cagliari. Sąd w Neapolu po latach zawyrokował, że mimo działań Moggiego nie doszło do wypaczenia układu tabeli czy obsady sędziowskich. Fiorentina również została już wcześniej oczyszczona z zarzutów. Natomiast winy Interu uległy przedawnieniu.
Mafia i piłkarze O tym jak wielkie wpływy mają organizacje przestępcze na piłkę we Włoszech pokazuje raport organizacji Liberta, na czele której stoi ksiądz - Luigi Ciotti. Raport ten dowodzi, że obecnie w calcio
swoje wpływy posiada ponad 30 klanów Camorry, Cosa Nostry i Ndranghety! Jeśli chodzi o tą pierwsza organizację, słynną neapolitańską Camorrę, to udowodniono jej powiązania z klubem z tego miasta SSC Napoli. Przywódcą ultrasów Partenopei jest Gennaro de Tommaso, syn mafiosa Camorry - Ciro de Tommaso. To właśnie z nim musiał pertraktować Marek Hamsik podczas finału Pucharu Włoch. Kapitan Azzuri wyszedł na trybunę by rozmawiać z Tommaso o tym, czy w ogóle rozgrywać ten mecz! Wcześniej doszło do zamieszek i część kibiców chciała przełożenia spotkania na inny termin. Tomasso nie omieszkał wyrazić swojego poparcia dla Antonio Speziale, który został oskarżony o zabicie policjanta. Szef ultrasów miał na sobie koszulkę z napisem „Wolny Speziale”. Ostatecznie mecz się odbył, ale z 45 minutowym opóźnieniem. 2W czasach, gdy do Neapolu z Barcelony przenosił się król futbolu Diego Armando Maradona, wiadomo było, że Camorra ma wielki wpływ na klub. Podobno część pieniędzy na transfer Boskiego Diego pochodziła właśnie od gangsterów. A kwota na tamte czasy była rekordowa i wyniosła 13,5 miliardów lirów, a Argentyńczyka przywitało 75 tysięcy kibiców (rekord do czasu prezentacji Cristiano Ronaldo w Realu Madryt)! Przyszedł jednak moment, gdy mafia potrzebowała pieniędzy. Propozycja nie do odrzucenia została przyjęta i kapitalnie grające Napoli uległo gładko Milanowi w arcyważnym meczu ligowym, a sam Maradona zszedł z boiska z tajemniczą kontuzją. Nie trzeba wiele wyobraźni, by domyśleć się jakie były prawdziwe powody opuszczenia placu gry. Sam Maradona wielokrotnie widywany był w towarzystwie członków Camorry, widywany był w ich domach, natomiast mafiosi uczestniczyli w weselu Argentyńskiego wirtuoza. Prywatne kontakty piłkarzy i przestępców są we Włoszech na porządku dziennym. Nie stronił od nich inny piłkarz Napoli, Ezequiel Lavezzi, który wraz z Fabiano Santacroce zostali oskarżeni o kontakty z mafią. O sprawie zrobiło się głośno po aresztowaniu 11 członków grupy Bronx,
która była mocno powiązana z Camorrą, szczególnie z rodziną Lo Russo. To właśnie Antonio Lo Russo nakazał wywieszenie transparentu na stadionie z napisem „Nie dotykać Il Pocho” (pseudonim piłkarza), gdy Lavezziemu kończył się kontrakt i był przymierzany do odejścia do Liverpoolu. On też widziany był, jak pokrzykuje zza okalających boisko band reklamowych w trakcie meczów, które po latach są badane, jako podejrzane o ich ustawianie. Sam Lo Russo miał podobno odwiedzić w domu zarówno Lavezziego, jak i Santacroce. Pod koniec zeszłego roku do mediów dotarła informacja, że mistrz świata z 2006 roku, były piłkarz Udinese i Juventusu Vincenzo Iaquinta stanie wraz ze swoim ojcem przed sądem w ogromnym procesie 147 osób śledztwem objętych jest łącznie 239 osób) powiązanych z kalabryjską mafią, słynną Ndranghetą. Oskarżeni mieli posiadać nielegalną broń, a także pomagać grupie przestępczej wpływać na lokalne wybory samorządowe oraz przy okazji przetargów na roboty budowlane po trzęsieniu ziemi w regionie Emilia-Romania. Sam Iaquinta był z bossami mafii spokrewniony. Podobnie jak Giuseppe Sculli z Lazio. Jego wujkiem była legenda Ndranghety Giuseppe Morabito, skazany między innymi za brutalne zabójstwa. Samemu Sculliemu zdarzyło się nawet na treningu wykrzyczeć do kolegi z zespołu, że jeśli nie będzie uważać to „mogą go spotkać przykre konsekwencje ze strony jego krewnych”. Zastraszał też mieszkańców mniejszych kalabryjskich miejscowości by ci oddal głos na wybranego przez mafię kandydata w wyborach samorządowych. Fabrizio Miccoli z Palermo znany był ze znajomością z synem bossa Cosa Nostry, który miał nawet pomagać piłkarzowi w windykacji należności od dłużników. Gdy wybuchła afera, Miccoli ze łzami w oczach zaprzeczał swoim powiązaniom i zarzekał się, że nie jest członkiem mafijnych struktur. Palermo to dość osobliwy klub. Znany jest sprawa jednego z wpływowych działaczy klubu, Rino Foschi, który otrzymał na święta przesyłkę z zakrwawioną głową kozła. Podarunek rodem z „Ojca
chrzestnego” miał pobudzić wyobraźnię i przywołać do porządku. Oczywiście sam adresat w mediach mówił, że czuje się bezpiecznie i raczej podejrzewa znajomych o głupi żart. Ciężko mówić inaczej w takich okolicznościach… Mafia kontroluje większość biznesów. Bardzo ważnym elementem tej układanki są grunty i szeroko pojęty przemysł budowlany. Tajemnicą poliszynela jest, że wiele obiektów we Włoszech zostaje zbudowanych przez firmy należące do mafii. Tak było też w Palermo. Przebywający (bo ciężko powiedzieć by grający) tam przez pewien czas, były reprezentant Polski Radosław Matusiak mówił w ten sposób: „W Palermo nie dostrzegałem obecności mafii, ale powszechnie mówiono, że ma duży wpływ na różne dziedziny życia. Przekonywano, że jeśli chce się cokolwiek wybudować, należy mieć pozwolenie od grup lub firm powiązanych z mafią”. Sam transfer Matusiaka miał być podobno częściowo sponsorowany przez przestępców. Jak bardzo przestępczość przenika do życia obywateli świadczyć może historia Marco Boriello. Jego ojciec zajmował się udzielaniem krótkoterminowych pożyczek na terenie klanu Mazzarella. Gdy Marco miał 12 lat, jego tata zniknął. Jak się później okazał próbując odzyskać dług został zamordowany, a sprawcą był Pasquale Centore, jeden z liderów lokalnej partii chrześcijańskodemokratycznej, powiązany z Camorrą, który następnie wraz ze wspólnikiem ukrył ciało. Cała sprawa wyszła na jaw dopiero 6 lat po zaginięciu ojca piłkarza. Pieniądze od grup przestępczych sprawiają, że niektórym puszczają hamulce. Dobrym przykładem jest sprawa Christiano Doniego, którego koledzy podczas meczu dziwnie się czuli. Klub zaczął się zastanawiać nad przyczyną, gdy jeden z zawodników spowodował wypadek samochodowy. Jak się okazało, do wody dosypane zostały środki nasenne, które miały osłabić piłkarzy w trakcie meczu. Tym razem mogło skończyć się tragicznie. Afery korupcyjne zataczają szerokie kręgi. Mimo, że po-
siadamy coraz więcej środków do walki z przestępczością zorganizowaną, to policja wciąż bywa bezradna lub… przestraszona. Podobnie jak sami piłkarze. Andrea Massiello, który grał dla Bari, strzelił bramkę samobójczą pod koniec meczu z Lecce, co miało zapewnić tej drużynie utrzymanie w lidze. Jak powiedział podczas przesłuchania członkowie grupy Sacra Corona Unita często pojawiali się w szatni jego zespołu, a dwukrotnie również w jego domu. Gangsterzy grozili jemu i jego rodzinie. Przyznał się do ustawiania meczów, oraz do przyjęcia 50 tysięcy euro łapówki w obawie o swoje życie. Mafijne klany często kupują kluby piłkarskie niższych lig, dzięki którym mogą prać brudne pieniądze. Takimi zespołami były Interpiana i Spari, które były własnością klanu Pesce z Kalabrii. Podczas akcji „All Clean” służby przejęły 40 firm, 50 mieszkań, 100 samochodów oraz właśnie rzeczone dwa kluby piłkarskie, które miały być sposobem Ndranghety na znalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia z lokalną ludnością.
Dzisiaj Najnowsza afera we włoskim futbolu obejmuje aż 50 klubów Lega Pro i Serie D. W roli głównej ponownie Ndragheta. O całej sprawie wiadomo z podsłuchów założonych u członków tej organizacji. Służby dowiedziały się o działaniach przestępców na moment przed ich wkroczeniem do Serie B. Piłka nożna we Włoszech jeszcze długo nie uwolni się od wpływów przestępczości zorganizowanej. Na pewno tak długo, jak długo istnieć będą mafijne klany, które werbują swoich ludzi już w grupach młodzieżowych klubów piłkarskich. Mafia to nie tylko porachunki, narkotyki i morderstwa. To wielki biznes, którego niestety nasz ulubiony sport stał się polem. Pozostaje mieć nadzieję, że Serie A będzie wolna od wpływów, abyśmy mogli z czystym sumieniem emocjonować się rozgrywkami naszych ukochanych drużyn.
Marcelo Bielsa W Rzymie na chwilę Tekst: Marcin Ostrowski
M
arcelo Bielsa - argentyński trener z charaktrem, potrafiący z każdej prowadzonej przez siebie drużyny wycisnąć maksimum. W swojej karierze trenerskiej osiągnął naprawdę wiele, ale oprócz tego jest też kontrowersyjną postacią, zdolną do rzeczy, na które zwykli ludzie nawet by nie wpadli. Marcelo Bielsa jest trener, który swoją karierę rozpoczął dwoma mistrzostwami kraju Newell's Old Boys i dwa razy poprowadził swój zespół do finału Copa Libertadores. Następnie dołożył do swojej kolekcji trzecie mistrzostwo Argentyny z Vélez Sarsfield. Później przyszedł czas na wielki zasczyt. Popularny "Loco" w 1998 roku objął naszpikowaną gwiazdami reprezentację Albicelestes. Sukcesy pojawiły się 6 lat później, kiedy wygrał z Argentyną Igrzyska Olimpijskie oraz zajął drugie miejsce podczas Copa America. Po udanym okresie w Argentynie, Marcelo Bielsa udał się na trzyletnią przerwę. Po powrocie z "urlopu" objął reprezentację Chile, którą wprowadził na Mundial w RPA w 2010 po raz pierwszy od 12 lat. Chilijczycy w eliminacjach zajeli drugie miejsce, kończąc je tylko za Brazylią. Chile osiągnęło wielki wynik, podopieczni Marcelo Bielsy doszli aż do 1/8 finału ulegając w niej Brazylii 0:3.
Loco zrobił jednak więcej niż można wywnioskować po wynikach. Zbudował świetną reprezentację, w której były gwiazdy i harmonia między zawodnikami, czyli wszystko, co potrzebny, by osiągnąć sukcesy. I rzeczy reprezentacją "La Roja" odniosła sukcesy, pod wodzą Juana Antonio Pizziego, Chilijczycy dwukrotnie wygrali Copa America. Do sukcesów Marcelo Bielsy trzeba dodać dojście do finału Ligi Europejskiej z Athletikiem Bilbao, w którym nieszczęśliwie dla siebie przegrał z Atletico Madryt 0:3, ale osiągnięcie to zostanie na stałe zapisane w pamięci kibiców klubu z kraju Basków. Oprócz tego Marcelo Bielsa zaliczył też krótki epizod z Olympique Marsylią, która pod jego wodzą przed długi czas była liderem Ligue 1, wyprzedzając między innymi PSG, Monaco czy Olympique Lyon. Ostatecznie Marsylia wypadła nawet poza podium zajmując 4 miejsce na koniec sezonu. 6 lipca Marcelo Bielsa objął Lazio Rzym, by zaledwie po 2 dniach zrezygnować z posady. Tymczasowym trenerem Lazio został Simone Inzaghi. Przedstawiciele klubu nie kryli swoje zdziwienia zaistaniałą sytuacją. W oficjalnym komunikacie napisali: "Ze zdziwieniem przyjmujemy rezygnację Marcelo Bielsy. Argentyńczyk zerwał wszystkie zobowiązania,
które podpisał". Władze klubu nie zamierzają zostawić sytuacji bez słowa i chcą wytoczyć postępowanie przeciwko Argentyńczykowi. Marcelo Bielsa bronił się potem ze swojej decyzji słowami: "Obietnice zostały złamane. Dostałem zapewnienie, że do 5 lipca zostanie pozyskanych czterech nowych zawodników, by mogli uczestniczyć od początku w okresie przygotowawczym. Lazio ogłaszając zatrudnienie mnie, zdawało sobie sprawę, że bez wzmocnień moja praca nie będzie miała sensu" "Wielokrotnie powtarzałem, że przy moim stylu pracy potrzebuję spędzić sporo czasu z piłkarzami, by odpowiednio przygotować ich do sezonu - dodał Bielsa, zapewniając, że nie porzuca Lazio dla innego klubu bądź reprezentacji Argentyny. - Chcę podkreślić, iż nie mam żadnych innych ofert. Czy można zrozumieć Argentyńczyka? Ciężko stwierdzić. Jedno jest pewne: Lazio straciło świetnego trenera na własne życzenie. Marcelo Bielsa wydawał się idealnym kandydatem na wyciągnięcie z dołka Biancocelestich. W przyszłym sezonie klub z Rzymu musi sobie radzić bez Bielsy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
A może se vrati... Tekst: Kamil Freliga
C
Czasy świetności czeskiego futbolu minęły. W ostatnim sezonie nie oglądaliśmy żadnego reprezentanta naszych południowych sąsiadów na boiskach Serie A. Na pewno na poważnie nie należy brać niedawnych wypożyczeń doświadczonych pomocników Plašila i Hušbauera do Cagliari i Catanii, czy też pobytu Kamila Vacka w Chievo. Młodzi napastnicy Libor Kozák i Matej Vydra, choć na pewno utalentowani, również nie zwojowali włoskich boisk. Na szczęście zbliżające się wielkimi krokami rozgrywki dają nadzieję na to, że szukając czeskich wspomnień nie będziemy już musieli myśleć o trzech świetnych obrońcach - Ujfalušim, Grygerze i Jankulovskim (razem ponad 450 gier w Serie A) oraz wybitnym pomocniku Pavle Nedvedzie. Teraz do ich osiągnięć spróbują nawiązać Ladislav Krejčí i Patrik Schick. Ten drugi był w Czechach nazywany diamentem. Wychowany w akademii Sparty napastnik nie zagrzał jednak w klubie miejsca specjalnie długo i wybrał
wypożyczenie do również stołecznego Bohemians. Tam w dwudziestu siedmiu meczach zdobył osiem bardzo różnych bramek. Raz trafił w samo okienko zza pola karnego, innym razem wepchnął piłkę do siatki wślizgiem z dwóch metrów albo głową wykończył dobre dośrodkowanie kolegi. Zdobył też gola bezpośrednio z rzutu wolnego, pokazywał sztuczki techniczne z ruletą na czele, schodził na skrzydła. Wystarczyło to żeby zadebiutować w reprezentacji, a w debiucie z Maltą wpisać się nawet na listę strzelców. Wcześniej oczywiście zaliczył wiele występów w różnych młodzieżowych drużynach Republiki Czeskiej. Po tak udanym sezonie wrócił do Sparty, ale tylko po to, by za chwilę za trzy miliony euro powędrować do Sampdorii Genua. Mierzy 187 centymetrów, co plasuje go dokładnie pomiędzy wzrostem Kozaka i Vydry. Od tej dwójki wydaje się jednak bardziej mobilny i lepiej wyszkolony technicznie. Pewnie chciałby jednak osiągnąć w Serie A więcej od nich. W Genui (po czesku zwanej Janovem) nie będzie mu jednak łatwo o
Schick w koszulce kadry
grę. W klubie są przecież nadal Qu-
agliarella, Muriel, Cassano, Ponce a sprowadzony został także Ante Budimir. Patrik Schick ma już w nowych barwach pierwsze bramki, zdobył je w sparingu z jednym z dużo niżej notowanych sparingpartnerów. W przegranej grze kontrolnej z Feralpisalo w taktyce 4-31-2 grał przed dwójką napastników. Być może to będzie pozycja dla niego, choć z drugiej strony walka i o nią nie będzie prosta w związku z pozostaniem Álvareza. Zwolennicy idei panslawistycznej pewnie wypatrują szansy na udaną współpracę między Patrikiem, a Polakiem Linettym i Słowakiem Ivanem. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu. Również w Sparcie swoją piłkarską młodość (chociaż nie całą) spędził Ladislav Krejčí. Krejda, jak jest nazywany przez kolegów z szatni, nigdzie się jednak nie ruszał i łącznie spędził w klubie ze stolicy ponad sześć lat. Wielu obserwatorów twierdzi, że był to zbyt długi okres. Z młodego i bardzo uzdolnionego juniora Krejčí stał się zawodnikiem mającym już dwadzieścia cztery lata. Nadal to oczywiście bardzo dobry wiek, ale to jednak sporo więcej np. od Krejci to wielki talent Sparty Praga Schicka. Skrzydłowy radził sobie w Sparcie tak dobrze, że co roku jego Spartan z rzymskim Lazio, który przedpozostanie ogłaszano sukcesem klubu. stawiciele Serie A boleśnie przegra 1-4. Oprócz mistrzostw pomagał oczywiście Krejči grał bardzo dobrze, tworzył zagrow europejskich pucharach. Chodzi żenie na swojej flance, a w 12 minucie głównie o tegoroczny, bardzo udany pokonał Marchettiego (skończyło się start w Lidze Europy. Wystarczy przyupokarzającym 0-3). Tak samo gra pomnieć tutaj chyba tylko dwumecz
oczywiście w reprezentacji, której jest chyba największą gwiazdą poza Tomasem Rosickím. Krejda biega po skrzydle niemal bez ustanku, na dużej szybkości i dorzuca dokładne piłki na głowę zmieniających się często czeskich napastni-
drużynę Vrby, i samego Ladislava. Z ciekawostek warto przytoczyć słowa bramkarza Sparty, który opisując następcę Giaccheriniego zwrócił uwagę na jego zamiłowanie do krzyczenia i.. jedzenia. To ostatnie może dziwić, bo Krejčí to zawodnik bardzo filigranowy. Golkiper wielokrotnych mistrzów Czech zdradził też, że nowy pomocnik Rossoblu lubi wymyślać różne żarty i jeździć swoim szybkim Mercedesem. Ciekawe, czy we Włoszech zmieni auto, bo stylu gry nie zmieni na pewno. Czy pozwoli mu to na grę w pierwszym składzie u Donadoniego? Wszystko wskazuje na to, że tak. Po odejściu Giak‘a jedynym rywalem dla Krejdy wydaje się być również niewysoki Anthony Mounier, ale on już w zeszłych rozgrywkach z dobrej strony pokazał się na prawej stronie boiska i raczej tam pozostanie.
ków. W klubie i reprezentacji ma jednak po przeciwnej stronie grającego bardzo podobnie Borka Dočkala. Zobaczymy jak poradzi sobie w Bolognii, do której idzie za cztery miliony Euro, a w której Dočka-
la rzecz prosta nie ma. Warto podkreślać współpracę oby skrzydłowych i możliwe konsekwencje braku tejże, bo na niedawnym Euro brak kompana w wyjściowym składzie znacznie osłabił i całą
Czesi powoli wracają więc na włoskie boiska. Na razie do klubów z dolnej połowy tabeli, za niespecjalnie duże jak na to okienko pieniądze. Trudno spodziewać się, że Schick i Krejči będą nowymi Nedvadami, bo pierwszy to jednak napastnik, a możliwości drugiego już raczej znamy z europejskich aren. Na pewno jednak jest to informacja dobra dla kibiców futbolu środkowo-europejskiego. Do silnej kolonii słowackiej (Hamšik, Kucka) i bardzo mocnej polskiej (Szczęsny, Linetty, Milik, Salamon, Cionek) dołączają Czesi. Najbardziej cieszy się jednak Sparta, która na Włochach zarobiła w tym okienku już siedem milionów euro, co na warunki tego klubu jest sumą niebagatelną.