NUMER 8 (8) SIERPIEŃ 2014 ISSN 2300 - 3758 WWW.FUSS.COM.PL
Maja koman stelarc serce cyborga
biopoezja geocaching hanka wójciak
NATURA VS KULTURA
FUSS magazyn
SPIS TREŚCI. Poezja in vivo, czyli dlaczego warto wyhodować sobie wiersz Agata Kołodziej | Agata Trybus
4.
MAM POMYSŁÓW NA TRZY ŻYCIA - z MAJĄ KOMAN rozmawia Marta stańczyk zdjęcia: Mona Lisiecka
8.
NATURA CZŁOWIEKA - KULTURA PRZESTRZENI Z Bożej Łaski Tomasz | Małgorzata Maciejewska
16.
nieznośna miejskość bytu Jakub Kusy | Katarzyna Domżalska
20.
ALTERNATYWNA MAPA ŚWIATA, CZYLI GEOCACHING OCZAMI POCZĄTKUJĄCEGO ENTUZJASTY Katarzyna Nowacka | Joanna Walas
24.
Mit Natury Pirjo Lehtinen | Barbara Wiewiorowska
28.
CZAS URODZONYCH MORDERCÓW, CZYLI DOKĄD ZMIERZASZ KULTURO? Zuzanna Lewandowska | Karolina Kościelniak
32.
Dwie strony Medalu Małgorzata Radziszewska i wojtek papaj
36.
2|
FUSS magazyn
SPIS TREŚCI. Serce Cyborga Sebastian Łąkas | Julian Zielonka
42.
Instagramowa Poetyka Marta Stańczyk | Kasia Matyjaszewska
46.
Chodźmy do Japońskiego lasu Małgorzata Dudek | Dżina Jelizarowa
50.
SWOJE ŻYCIE ZWIĄZAŁAM Z MUZYKĄ O NOWEJ PŁYCIE, MUZYCE I GÓRALSZCZYŹNIE OPOWIADA HANKA WÓJCIAK Magdalena Urbańska| Klaudyna Schubert
54.
Dwa światy Jerzy Jachym
62.
Można też inaczej Martyna Orlik | Ada Augustyniak
66.
‚Hej Jupiter’ Ribbon
70.
© FUSS magazyn ISSN 2300-3758 REDAKCJA: redaktorka naczelna: Magdalena Urbańska zastępczyni redaktorki naczelnej: Klaudyna Schubert ilustracja na okładce: Monika Źródłowska Ilustracja na tylnej stronie okładki: Magdalena Marcinkowska redakcja i korekta: Marta Stańczyk
wydawca: CelEdu Anna Katarzyna Machacz ul. Cegielniania 13/30 30-404 Kraków www.fuss.com.pl | redakcja@fuss.com.pl
|3
mIĘDZY SŁOWAMI
POEZJA IN VIVO,
CZYLI DLACZEGO WARTO WYHODOWAĆ SOBIE WIERSZ Agata Kołodziej|Agata Trybus
Horacy już w I wieku p.n.e. przechwalał się, że „nie wszystek umrze”. Nieśmiertelność gwarantować mu miała jego twórczość, „pomnik trwalszy niż ze spiżu”. Kultura, którą ucieleśniała twórczość poetycka, miała zatriumfować nad naturą uosobioną w słabym, śmiertelnym ciele poety. Trudno zaprzeczyć, iż plan się udał, na co wskazuje choćby fakt, że dziś, ponad dwa tysiące lat później, jego imię wciąż jest powszechnie znane – i to nie tylko wśród najbardziej zagorzałych czytelników literatury antycznej. Współcześnie jednak taka deklaracja artystyczna budziłaby wątpliwości. Kiedy nauka i technika intensywnie zajmują się ulepszaniem natury i wydłużaniem życia, sztuka cyfrowa, a w tym także literatura, przestają dbać o trwałość, która nikogo już dzisiaj nie zachwyci. Skupiają się raczej na tym, co oferuje
4|
nowe medium – na interaktywności i otwarciu dzieła na zmiany. Niespodziewanie jednak natura także ma w tej kwestii coś do powiedzenia. Twórczość Eduardo Kaca przybliżona została w pierwszym numerze „FUSSa”, jednak projekt aromapoezji nie wyczerpuje jego działalności. Artysta kojarzony w głównej mierze z bioartem nie omieszkał zbadać potencjału poetyckiego, jaki się w nim kryje. Najlepszym przykładem tych prób wydaje się transgeniczny projekt biopoetycki – Cypher – w którym współuczestnikiem procesu twórczego staje się nie tyle maszyna, jak w przypadku poezji cyfrowej, co żywy organizm – bakteria. Projekt, przygotowany przez artystę na wystawę Rurart we Francji w 2009 roku, jest po-
FUSS magazyn
„CZYTANIE” WIERSZA OSIĄGNIĘTE JEST POPRZEZ TRANSFORMACJĘ BAKTERII E. COLI ZA POMOCĄ DOSTARCZONEGO SYNTETYCZNEGO DNA
łączeniem artystycznej książki, rzeźby i transgenicznego niezbędnika typu DIY. Przenośne laboratorium – obejmujące m.in. syntetyczne DNA czy płytki Petriego oraz ulotkę informacyjną zawierającą protokół transformacji – zamknięte jest wewnątrz futerału ze stali nierdzewnej z nadrukowanym na brzegu tytułem. Całość przypominająca oprawę książki może być umieszczona na półce z resztą księgozbioru. Postępując zgodnie z instrukcjami, użytkownik/czytelnik samodzielnie wprowadza DNA do wnętrza bakterii. Jeżeli procedura zakończy się sukcesem, bakteria powinna zacząć świecić się na czerwono, pokazując w ten sposób, że „teraz dzieło jest żywe”. Tym samym Kac przekazuje czytelnikowi moc kreacyjną. Decyzję o życiu dzieła. Jak pisze o projekcie sam autor:
wany został z dziesięciu liter, które zakodowane zostaję za pomocą symboli oznaczających zasady azotowe DNA: A (adenina), C (cytozyna), G (guanina) i T (tymina). Sześć pozostałych głosek powstaje z powielenia tych liter: spółgłoskom przypisane zostały podwójne, a samogłoskom – potrójne. E=TTT D=AA K=CC W=GG I=AAA L=TT Wiersz zostaje zakodowana w następujący sposób:
„Cypher jest dziełem, które prezentuje się jako zaproszenie; jest wezwaniem do zaangażowania się w zestaw ATAGGTTTAACATGGAAATTTTATTACCCGATTAprocedur, które łączą sztukę i poezję, życie biologiczne CA i technikę, czytanie/oglądanie i kinestetyczną partycypację (…). Po otwarciu widz odkrywa kompletny transgeCałość tworzy enigmatyczne przesłanie: niczny niezbędnik. >>Czytanie<< wiersza osiągnięte jest poprzez transformację bakterii E. coli za pomocą dostarA TAGGED CAT WILL ATTACK GATTACA czonego syntetycznego DNA. Akt czytania jest proceduralny. W oparciu o wyznaczoną procedurę uczestnik tworzy nowy rodzaj życia – życie, które jest jednocześnie Kod staje się zatem integralną częścią wiersza, choć dosłowne i poetyckie.” jego treść nie jest zbyt czytelna. Jedynym odniesieniem, które można dość łatwo wskazać, jest nawiązanie do filJak zatem objawia się literacki wymiar tego projektu? mu Andrew Niccola, Gattaca – szok przyszłości (1997), Dlaczego uznany on zostaje za przykład biopoezji? Od- który opowiada o świecie opartym na dyskryminacji gepowiedź na oba pytania stanowi samo DNA, w którym netycznej. Gattacę interpretuje się jako społeczeństwo znajduje się zakodowany wiersz, napisany przez Kaca genokratyczne – czyli takie, w którym geny determinują specjalnie na potrzeby tego projektu. Utwór skonstruo- prawa jego obywateli. Kim jest jednak kot mający ten świat
|5
mIĘDZY SŁOWAMI
JUŻ WIEMY, JAK WYHODOWAĆ SOBIE WIERSZ. POZOSTAJE JEDNAK WCIĄŻ PYTANIE – W JAKIM CELU?
zaatakować?Dominique Moulon w artykule poświęconym twórczości Kaca, opublikowanym w Digitalarti Mag #2, sugeruje, że można odczytywać Cypher jako formę sprzeciwu wobec akceptacji idei doskonałości w przestrzeni życia. Litery nieprzynależne bezpośrednio do kodu tworzą frazę „EDK WLL”, co można odczytywać jako „Eduardo Kac will” i widzieć w tym prywatny sprzeciw artysty wobec wspomnianej wyżej idei, do którego nas zaprasza. Już wiemy, jak wyhodować sobie wiersz. Pozostaje jednak wciąż pytanie – w jakim celu? Po to, by nie przyglądać się biernie wielkiemu starciu techniki z naturą, którego głównym zadaniem jest udoskonalenie – najprościej mówiąc – wszystkiego. Kac namawia nas do aktywnego uczestnictwa w zmianach, które dzieją się na naszych oczach w bionauce i technologii. Nie przekazuje nam wielkich prawd, które mają przetrwać pokolenia, gdyż zapewne sam nie jest w stanie przewidzieć, co przyniosą przyszłe rewolucje naukowo-technologiczne. Nie chodzi tutaj o przyszłość, lecz o bycie świadomą częścią przemian mających miejsce w teraźniejszości. Cypher jest przykładem poetyckiego projektu procesualnego, opierającego się na współdziałaniu żywych organizmów. Praca ta zapewne nie ma szans stać się pomnikiem spiżowym Kaca, lecz czy współcześnie jakikolwiek liczący się artysta jeszcze o nich marzy?
6|
Agata Kołodziej Doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Interesuje się nieinstytucjonalnymi modelami lektury tekstu poetyckiego. Agata Trybus Magister form przemysłowych, stu dentka architektury wnętrz. Projektantka, z zamiłowania instruktorka fitness i zumby.
MAM POMYSŁÓW NA TRZY ŻYCIA
-Z MAJĄ KOMAN ROZMAWIA MARTA STAŃCZYK ZDJĘCIA: MONA LISIECKA
FUSS magazyn
Byłam na Twoim występie jeszcze w 2011 roku, potem Sesja zdjęciowa do tego wywiadu też była Twoim pobyły talent shows, liczne koncerty, a dopiero w czerwcu mysłem? tego roku Twoja płyta pojawiła się na sklepowych półkach. Dlaczego tak długo trzeba było czekać na PourAutorem tej sesji jest Mona Lisiecka. Niesamowita poquoi pas? stać. Od lat zajmuje się fotografią, głownie czarno-białą, metodą klasyczną, analogową, czyli na negatywach, które Wszystkim się wydaje, że wydanie płyty to jak pójście na potem sama wywołuje. Imponują mi artyści sięgający po zakupy. W moim przypadku materiał był gotowy bardzo starsze formy rzemiosła. Do tego tak samo jak ja ma głowę szybko i gdyby o mnie chodziło, wydałabym ją 3 lata temu, pełną pomysłów. Mona zobaczyła na wystawie sklepowej ale wtedy przepadłaby, bo nikt nie ma takich mocy i kon- pluszowe tygrysy i powiedziała, że od razu skojarzyły się taktów jak duże wytwórnie. I tu się zaczynają schody. Nie jej ze mną. Do pomysłu Mony dorzuciłam swoją stylizajest łatwo wydać płytę w wytwórni, do której zgłaszają się cję i ciuchy własnego projektu, bo – teraz już mogę się posetki artystów. Pan lub pani prezes musi wysłuchać twoje- chwalić – od września ruszam ze swoimi projektami pod go materiału i dostrzec w tym potencjał – słowem: „kupić” dwuznaczną nazwą Shmaty. Zainspirowały mnie do tego cię. Następnie dużo czasu zajmują spotkania z przedstawi- prośby fanek, które po każdym koncercie pytały mnie, cielami wytwórni. W moim przypadku tymi rozmowami gdzie mogą kupić coś, co mam na sobie. Scena rządzi się „wytwórnianymi” zajął się producent płyty, Jarosław Wój- innymi prawami, więc przekształcam sceniczne pomysły cik – i jakże jestem z tego powodu rada (śmiech). Gdy War- na nieco bardziej, jak to mówią, prêt-à-porter (śmiech). ner już był pewien chęci współpracy, znowu miesiącami Projektantką nie jestem, ale to fajna odskocznia od muzyki trwały spotkania, umowy, prawnicy, decyzje co do singla, i codziennych obowiązków. kręcenie klipu, grafika płyty, a także praca nad rzeczami, o których nawet nie mam pojęcia. Trwa to tak długo przez te wszystkie skomplikowane procedury, których sama nie rozumiem. To dziwne, że nie brałaś czynnego udziału we wszystkich etapach powstawania płyty, bo miałam wrażenie, że jesteś nawet nie tyle kobietą-orkiestrą, co wręcz instytucją. Piszesz, komponujesz, projektujesz ubrania, sama odpowiadasz za oprawę plastyczną koncertów, zaangażowałaś się w produkcję teledysków. Angażowałam się najbardziej na wszystkich etapach powstawania, w końcu ja te kawałki skomponowałam i napisałam, i miałam pomysł na wizualną stronę płyty. Płyta to nie tylko muzyka i okładka (którą zresztą wymyśliłam trzy lata temu), ale to milion innych szczegółów, o które trzeba by raczej zapytać kogoś z wytwórni. Tylko po co mi wiedza o papierach, prawach, kodowaniach i innych dziwnych procedurach? (śmiech) Artystycznie wytwórnia bardzo mi ufa, jeszcze się nie zdarzyło, żeby zakwestionowała jakiś mój pomysł.
WSZYSTKIM SIĘ WYDAJE, ŻE WYDANIE PŁYTY TO JAK PÓJŚCIE NA ZAKUPY, TRWA TO TAK DŁUGO PRZEZ TE WSZYSTKIE SKOMPLIKOWANE PROCEDURY, KTÓRYCH SAMA NIE ROZUMIEM.
|9
wywiad Zaczęłam od tego, że trzeba było czekać na Twoją płyTeoretycznie kiedy puszczają cię często w radio, to już tę, ale w ciągu minionego roku – od poprzedniego wy- jesteś „mainstream”. O to mi właśnie chodziło z tymi slowiadu dla FUSSa – wiele się zmieniło, mainstream za- ganami i szufladkami – że właściwie nikt nie wie, jak przeczął po Ciebie pukać… biegają ich granice. Poznałam muzyków tworzących projekty niszowe, grają dla 15 osób, muzyka to nagłośniony (śmiech) Zawsze chce mi się śmiać, jak słyszę te branżo- świerszcz, a facet do tego gra na perkusji zrobionej z cuwe slogany. Mainstream (pozwolę sobie zacytować Wiki- kierków... Będąc we Francji, naoglądałam się naprawdę „alpedię) to „nurt myślowy bądź stylistyczny reprezentowany ternatywnych” projektów, które niemalże z definicji są nieprzez większość artystów, twórców lub innych ludzi zaan- zrozumiałe. Moja muzyka ma rytm, powtarzalne melodie gażowanych w daną dziedzinę”. Wiem, pod jakim kątem i refreny, używam klasycznych instrumentów. Po koncerzadałaś to pytanie, większości mainstream kojarzy się ze cie jesteś w stanie zanucić przynajmniej jeden refren. Jeżeli sprzedajnym popem, czymś popularnym, często negatyw- w Polsce to jest nisza, to ok. Nazywajcie mnie, jak chcecie, nym, a wrzucili mnie przecież do szufladki „niszowe”. Otóż tylko kupujcie płytę (śmiech). moi kochani, każdy wokalista marzy, aby ludzie śpiewali jego piosenki, żeby tłumy „biły” na koncerty bez względu na to, czy śpiewa pop, rock, hip hop czy jakieś alternatywne klimaty. Jeżeli mówią inaczej, to kłamią albo chcą śpiewać dla rodziny przy ognisku. Zmierzam do tego, że Warner kupił mnie i moją muzykę, kiedy była już gotowa, dopracowana, nie narzucał mi zmian stylu czy wizerunku. WOKALISTKA, KOMPOZYTORKA, Wręcz w drugą stronę – mam być sobą, taką mnie właśnie AUTORKA TEKSTÓW, kupili. To, że twoje utwory lecą w radio i pokazujesz się PRODUCENTKA I REŻYSERKA w popularnym programie, nie zmieni twojej muzyki. Jeżeli mainstream po mnie sięga – super. To znaczy, że coraz KLIPÓW, CHARAKTERYZATORKA, więcej ludzi sięga po trochę trudniejszą muzykę, co bardzo A OD NIEDAWNA TAKŻE mnie cieszy.
MAJA KOMAN
Czy obecna Maja Koman przypomina tę sprzed roku? Nie, to by oznaczało, że stoję w miejscu, że się nie rozwijam. Podjęłam się nowych wyzwań, jak np. produkcja klipów, mocno rozwijam się muzycznie, co czuję, tworząc nowe kawałki, nauczyłam się miliona rzeczy podczas pracy z wytwórnią i zostałam drugi raz mamą. Jeżeli nie masz na siebie pomysłu, wtedy faktycznie maistream pożera i narzuca jakieś formy, ale ja pomysłów mam na 3 życia i jestem uparta jak osioł, więc w sumie to chyba ta sama Maja Koman co 20 lat temu (śmiech). W jednym z wywiadów skrytykowałaś pojęcie „muzyki alternatywnej”, co nie zmienia jednak faktu, że jest to szufladka, do której recenzenci próbują Ciebie wtłoczyć.
10 |
PROJEKTANTKA MODY. GRA NA UKULELE I INTERESUJE SIĘ MALARSTWEM. OBECNA OD KILKU LAT NA POLSKIEJ SCENIE MUZYCZNEJ ARTYSTKA W 2012 ROKU WYSTĄPIŁA NA PŁYCIE GRABKA, A W CZERWCU NAGRAŁA W WARNER MUSIC POLAND DEBIUTANCKI KRĄŻEK, POURQUOI PAS. Z TEJ PŁYTY POCHODZI M.IN. UTWÓR BABCIA MÓWI, CIESZĄCY SIĘ OGROMNĄ POPULARNOŚCIĄ.
wywiad Pourquoi pas zbiera dobre recenzje, jednak funkcjonuje nie tylko w odbiorze artystycznym, ale również w społecznym. Babcia mówi i Dziad dolewają oliwy do ognia polskich debat genderowych – czy stoisz po którejś stronie barykady? Babcia… to naprawdę słowa mojej babci, tylko że ułożone w rymy, do tego trochę komentarzy społecznych i moja opinia o modzie – włala! Tak powstała Babcia… – trochę ma racji, a jednak te poglądy są staroświeckie. Nie mieszam się do debat politycznych. Nigdy nie chciałam, żeby ten utwór miał jakikolwiek polityczny wydźwięk. Gdzieś tam każdy się choć trochę z tym zgadza, ale mamy XXI wiek, epoka pralek, zmywarek i ajfonów, więc taka babcia to faktycznie „ciemnogród”. Poniekąd się z tym zgadzam. Dziad to zupełny przypadek. Nasłuchałam się od kobiet, jak wygląda ich życie z facetami, przypomniałam sobie mój poprzedni związek i wyświetlił mi się na pisaku napis „dziad”. Byłam wtedy z córką na placu zabaw, ona się bawiła, a ja tekst popełniłam (śmiech). Góralskie refreny to muzyczny pomysł związany z moim wieloletnim uwielbieniem do białego śpiewu. Nie znam gwary, ale napisałam refren po polsku i pan Stasek Stopka mi to pięknie przetłumaczył.
do rodzenia” to dla mnie metafora kobiety pragnącej dzieci, chcącej dzieci, nie chodzi tylko o wygląd. Dla mnie kobieta niczego nie musi, zresztą nikt nic nie musi – możemy tylko chcieć. No przynajmniej ja tak mam. Bycie mamą niczego nie przekreśla, miliony kobiet na całym świecie pracuje i robi karierę. Ludzie myślą, że skoro śpiewam o kobietach, które piorą i prasują, to sama taka jestem, a nie mam nawet żelazka w domu. Tytuł piosenki brzmi Babcia mówi, a nie Maja mówi. To, że śpiewam o niebieskim księżycu, nie znaczy, że byłam na niebieskim księżycu... Ten tekst jest ironiczny i bardzo dwuznaczny, nie ma w nim ani słowa o tym, że ja, Maja Koman, pragnę prać, prasować, mieć piątkę dzieci i czekać na męża z obiadem. Wcielam się w rolę mojej babci i narzekam na współczesny świat. Sądzę, że gdybym napisała piosenkę Maja mówi, musiałabym uciekać z tego kraju (śmiech). Właśnie bardziej od babci interesowałaby mnie Maja mówi, ale nie będę skazywać Ciebie na emigrację (śmiech). Podrążę jednak feministyczny – czy feminizujący – wątek w Twojej twórczości, która uchodzi za „kobiecą”. Co to dla Ciebie znaczy? Już nawet zdjęcia z sesji dla „FUSSa” pokazują, że raczej odbiegasz od standardów pokornego dziewczęcia.
Czyli jednak te piosenki są pewnym komentarzem spoNie wiem, jaka powinna być kobieta, ale mogę powiełecznym. Swoją działalnością udowadniasz, że kobieta dzieć, co mi się z nią kojarzy. Moja mama była i jest dla nie ogranicza się do „bioder do rodzenia” i – co istotne mnie ikoną kobiecości. Zawsze wie, co powiedzieć i jak – może łączyć rolę matki z twórczym działaniem. sięzachować, wie, co ubrać, dbała o ognisko domowe bez względu na to, jak ciężko było, zawsze potrafi ugościć Ludzie zbyt dosłownie traktują słowa piosenek. „Biodra i podać ładnie herbatę, jest delikatna i uważa, że świet-
LUDZIE MYŚLĄ, ŻE SKORO ŚPIEWAM O KOBIETACH, KTÓRE PIORĄ I PRASUJĄ, TO SAMA TAKA JESTEM, A NIE MAM NAWET ŻELAZKA W DOMU. TYTUŁ PIOSENKI BRZMI BABCIA MÓWI, A NIE MAJA MÓWI. 12 |
FUSS magazyn nie prowadzi – jak każda baba, co oczywiście prawdą nie jest. Z tym kojarzy mi się kobiecość. Nie jestem taka nawet w 50%. Zawsze palnę jakąś głupotę i mówią na mnie „mistrzyni wpadek”; nie mam koleżanek, tylko samych kumpli; kuchnia, choć się staram, stawia mi opory... Scena i sesje to zupełnie inna bajka, to jest jakiś obraz i magia, to życie ma inne prawa i zasady. Nie wiem, co to znaczy „męska” albo „kobieca” płyta, nie lubię takich podziałów – dla mnie sztuka to jedyne miejsce, gdzie nie ma podziałów.
Przyzwyczajona do bardziej lirycznych wystąpień, byłam zaskoczona, jak dobrze radzisz sobie na płycie Grabka, na której wokalnie wspierałaś 2 utwory. Czy oba rejestry traktujesz jako inne formy wyrazu? Co innego wyrażają rzewne skrzypce, a co innego syntezator?
Zawsze kręciły mnie muzyczne połączenia klasycznych brzmień prawdziwych instrumentów, których gry uczysz się latami i które mają niepowtarzalnie szlachetne brzmieTak jak za każdą Zmarszczką „kryje się historyjka”, tak nie, z elektroniką, kojarzącą mi się z industrialem, techniką Twoje teksty często układają się w opowieści, czasami i hałasem. Pierwsze moje zetknięcie z tego typu muzyką autobiograficzne (jak w Kice), innym razem korzystasz miało miejsce pod koniec podstawówki, gdy tata puścił mi z masek. Do tego dochodzą występy, na których zmie- płytę Massive Attack i Portishead. Wtedy zakochałam się niasz się jak kameleon, każdy koncert zamieniając w takich połączeniach. w performens. Czy taka zmienność jest wyrazem poszukiwań, czy po prostu wynika z wykorzystywania Ukulele to wdzięczny instrument i miły w brzmieniu, różnorodnych doświadczeń? ale nie wystarcza mi to. Jak wspomniałam wcześniej – nie umiem zamknąć się w jednej rzeczy, uwielbiam łączyć. Po Ciężko pisać o jakiejś silnej emocji związanej na przy- kilku solowych koncertach z ukulele zrobiło mi się jakoś kład z miłością za pomocą zwykłych słów, stałoby się to ko- nudno, a granie z całym zespołem to zupełnie inne dolejną ckliwą balladą o miłości, jakich jest milion. Starałam świadczenia. I tak jak mówisz, zupełnie co innego wyraża się opowiedzieć to między słowami i najłatwiej chyba za melancholia skrzypiec, a co innego mocny komputerowy pomocą bajek. I tak – mamy balladę o toksycznej relacji beat. Ja jestem pomiędzy. Uwielbiam klasykę w muzyce, z pająkiem, o jeleniu i wilku czy o dziwnym związku z nie- prawdziwe instrumenty i komponowanie na żywym inbieskim księżycem. W ten sposób daję ludziom pole do strumencie, a nie na komputerze, ale lubię też moc, jaka własnych interpretacji i przemyśleń. Moje teksty to auto- dopada mózg przy ciężkich beatach. Połączenie tego to biografia jak Kika, Beat me czy It’s not mine, ale też komen- mieszanka idealna i właśnie nad nią pracuję powoluttarze społeczne, jak Dziad czy Babcia mówi. ku, komponując materiał na drugą płytę. To właśnie robi Grabek, dlatego z chęcią zaśpiewałam gościnnie na jego Uwielbiam się zmieniać. Raz wyglądać kobieco, innym płycie. razem dziwacznie, a jeszcze innym zwyczajnie. Nudzi mnie jedna fryzura i jeden styl. Tak jak w muzyce łączę gatunki, Cały czas zdobywasz doświadczenia na różnych potak i wizualnie mieszam przeróżne rzeczy. Staram się, aby lach. Niedawno wyprodukowałaś klip do Babcia mówi, każdy koncert był wyjątkowy nie tylko muzycznie. Zawsze wcześniej Tótó. Jak podoba Ci się rola producenta? staram się coś uszyć i dopracować każdy szczegół. Czasem coś jest lepsze, czasem gorsze, więc jasne, że są to w pewRola producenta klipu nie ma nic wspólnego ze sztuką, nym sensie poszukiwania. jest żmudną pracą nad organizacją planu, od scenografii po montaż, kawę na planie, aktorów, sprzęt, to odpowiedzialW Twoim zespole prym wiodą instrumenty strunowe, ność za finanse, umowy i milion innych szczegółów – i ta zwłaszcza ukulele. Jednak takie bardziej tradycyjne in- rola mi się nie podoba. Jest koszmarnie męcząca i odpostrumentarium zastępujesz czasami elektronicznymi wiedzialna. Ale rola reżysera i scenarzysty jest piękna. Wywstawkami, słyszalnymi przykładowo w Pure exchange. myślam, a potem widzę to na ekranie. Reżyseria filmowa to
| 13
FUSS magazyn
takie moje marzenie od dziecka – klipy to przedwstęp do Co do inspiracji innych utworów. Większość z nich nafilmu, który zrobię, ale do tego jeszcze daleka droga, parę pisałam używając starego pianina w rodzinnym domu. lat nauki i doświadczeń. O Tótó dużo by pisać, to moje eks- Ono ma taką niesamowitą duszę, że piosenki dosłownie perymenty filmowe, metoda prób i błędów. same się piszą. Teksty to własne przeżycia. A tak na zakończenie dodam coś, co pewnie wyda się dziwne, ale bardzo W tym utworze słyszalny jest wpływ Björk – czy kimś rzadko słucham muzyki. Jak już słucham, to najczęściej się inspirujesz? muzyki filmowej albo klasyki. Ostatnimi czasy siedzę już nad nowymi utworami. Po całym dniu pracy nad jednym Krzyczę, kiedz to mówią. Dziękuję, bo uwielbiam jej kawałkiem kocham tylko ciszę. Biorąc pod uwagę, że mam twórczość, ale ja tego w ogóle nie słyszę! Do tego akurat dwójkę dzieci, kocham ciszę podwójnie (śmiech). kawałka zainspirował mnie tylko i wyłącznie mój głos i harmonia. Postanowiłam zrobić utwór acapella, co BobMimo tego nic nie zapowiada, żeby o Mai Koman by McFerrin robił milion lat przed Björk i, szczerze mó- prędko zrobiło się cicho. Dziękuję za rozmowę! wiąc, dzisiaj to nic odkrywczego. Niestety nie uniknie się porównań w tej branży, więc chyba muszę się przyzwyczaić i bardziej zdystansować.
POMYSŁ I ZDJĘCIA | MONA LISIECKA STYLIZACJA I MAKE UP | MAJA KOMAN PROJEKT SUKNI CZARNEJ SHMATY | MAJA KOMAN PROJEKT BLUZKI BIAŁEJ | BŁAŻEJ TELIŃSKI WŁOSY | AGNIESZKA KURKOWSKA (SALON KURKA MODNA) POMOC NA PLANIE | GOSIA LISIECKA, CHRISTOPHER MYSKE VIDEO | BARTEK KALBARCZYK
| 15
między innymi
NATURA CZŁOWIEKA KULTURA PRZESTRZENI Z bożej łaski tomasz | Małgorzata maciejewska
Całkiem niedawno miałem okazję znaleźć się w sytuacji, kiedy kobieta w ogólnie dostępnym miejscu publicznym postanowiła nakarmić swoje dziecko. Pewnie jak zawsze rozpięła bluzkę i przystąpiła do rytuału, wzbudzając zainteresowanie, które przerodziło się w poważniejsze oburzenie, podszyte spojrzeniami pełnymi niesmaku. Co ciekawe – głównie kobiet.
li makro, ale też w skali mikro. W naszych małych światach wyniesionych z domów, w malutkich kulach, w których żarzą się zwyczaje, poglądy i zachowania.
Każdy z nas w jakiś sposób uważa się za mądrego człowieka. Jeśli nie całościowo, to w pewnych sferach czujemy się lepiej przystosowani, stworzeni czy to do zmysłowego fotografowania nowożeńców w lśniącym zbożu, czy też Zawitała w mojej głowie ta prastara myśl, jak bardzo róż- do cyklicznych aktualizacji lookbooków H&M na swonimy się w naszych poglądach i kulturach. Nie tylko w ska- ich bardzo poczytnych blogach modowych. To wyższy
16 |
FUSS magazyn
poziom przełamania kultury w naszej ludzkiej naturze – zwraca uwagę właśnie na to, a nie na ich umiejętności i inchęci świecenia, pokazania się, zaimponowania. Sięgania teligencję. W końcu jedno nie świadczy o drugim. gwiazd. Najwyższego pułapu piramidy Maslowa. Faceci też są tępi. Metodą podrywu na czarne gangsta Ciężko nam zdefiniować jednak siebie. Może to znak BMW, drogie drinki z wypchanego portfela i legendę giobecnych czasów, gdzie parcie na sukces oraz bycie k imś gantycznych siusiaków zdobywają serca powyższych piojest priorytetem. Dawniej było się po prostu chłopem pań- nierek patentów i nowych technologii. A potem mają złaszczyźnianym, przypisanym do skrawka pola i swojego mane serca, bo panie jednak przesiadły się na lepsze BMW pana. W jakimś sensie to niewolnicze wskazanie miejsca i konto z jednym zerem więcej. Ta natura dominacyjnobyło wytchnieniem. Nie byliśmy k imś, ale kogoś. Po -imponująca jest chyba nawet gorsza, bo przekonanie, że prawdzie w kajdanach, ale już nikt nie musiał się martwić coś tak ulotnego pr z y w iąże kogoś do nas na dłużej jest, o to, czy przypadkiem podskórnie nie jest ukrytą artystką cóż, frapujące. kubistyczną z jeszcze nieodkrytym talentem, który oszołomi międzynarodową publiczność Instagramu. Ze mną i z wieloma osobami pokroju post-studiowego jest podobnie. W związku z transformacją nie mam już swojego zwierzchnika, a matkę korporację. Skrawek ziemi zastąpiły mi projekty, środowiskiem naturalnym nie jest już bezkresne pole, a kubik z laptopem. Natura człowieka pozostała jednak niezmieniona, nietknięta czasem. Osadzona jednak w zupełnie innej kulturze, narzucającej inne warunki. Ciągle musi być więcej. Lepiej, dalej, smuklej, więcej. Pieniędzy, piękna, prestiżu. Mniej zmartwień, zobowiązań, rozstępów na dupie. Więcej lajków, więcej fejmu. Więcej pierdolnięcia. I grono znajomych, którzy rozumieją fakt płynności kultury współczesnej. Szczególnie po odpowiednich trunkach. Czy natura zderza się z kulturą? Raczej nie. Bardziej kultura wyrasta z natury, aby jakoś formować shit, który zrodził się w naszych głowach, kiedy tylko wypuszczono nas z pola swojego pana. Jak mawiają przyszłe gwiazdy środowiska prawniczego z pewnego dużego miasta w Wielkopolsce: ęlaski są głupie”. I tępe. Świecą cyckami, uprzednio pchając w niego wysokiej jakości silikon termoformowalny. Ich dysonans naturalno-kulturalny polega na tym, że tymi silikono-eksplodującymi cyckami oszałamiają raz widzianych ludzi, którzy funkcjonują jako znajomi na niebieskawym portalu społecznościowym. Jednocześnie oburzają się, że ktoś
CZY NATURA ZDERZA SIĘ Z KULTURĄ? RACZEJ NIE. BARDZIEJ KULTURA WYRASTA Z NATURY, ABY JAKOŚ FORMOWAĆ SHIT, KTÓRY ZRODZIŁ SIĘ W NASZYCH GŁOWACH, KIEDY TYLKO WYPUSZCZONO NAS Z POLA SWOJEGO PANA | 17
miÄ&#x2122;dzy innymi
18 |
FUSS magazyn
Najgorsze jak zawsze są jednak pedały. Wielbiciele romantycznych filmów, gdzie dwa gołąbki pląsają w slow motion, wpajając w nich przekonanie, że ta czysta filmowa miłość to właśnie ich domena. Następnie miłość podobnego kalibru uskuteczniają w losowych toaletach. Z szybkim spłukiwaniem. A potem wracają do myślenia, że teraz musi być normalnie. Nie od dupy strony. Czyli tak, jak to robią panie z cyckami i faceci ze sprowadzonym BMW. Czy jednak w każdym tekście muszą być pedały? Komu to potrzebne?
Wtedy znowu dopychany jest silikon, jest więcej krzykliwości i chęci istnienia w umysłach innych ludzi. Z tym rodzi się lepsze postrzeganie siebie, kiedy zainteresowanie nami, niezależnie od tego, czy chodzi o osobowość czy cielesność, jest wysokie. Natura obala kulturę. Budzimy się z kacem. Naprawimy nocne wydarzenia, które teraz są błędem. Kultura obala naturę.
Tak też jest ze mną. Tak też jest ze wszystkimi. Niby jesteśmy zdystansowani, nie dbamy o to, co mówią inni, a potem przychodzi moment zastanowienia w samotności, co jest z nami nie tak. Czy będąc bardziej w kulturze niż w naturze ludzkiej popełniamy świętokradztwo? Czy przejście przez wszystkie (gruntownie i kulturalnie) polskie etapy jest lepsze? Świadectwa z paskiem, cudowne zachowanie, szykowny strój do bierzmowania, ślub, kredyt, dzieci, sranie w portki w domu starości? I najważniejsze: czy szczęście daję sobie ja, czy szczęście dają mi inni? Szczególnie w postaci zewnętrznych impulsów uznania. Trochę się gubię. Może brakuje mi życiowego doświadczenia, ale nie wiem tak naprawdę, gdzie płyniemy. Kultura obecnego świata stawia na indywidualizm, specyficzny rodzaj ekspresji i życia w maksymalistycznym trybie. Rozmywa bardziej fundamentalne wartości jak lojalność, honor, życzliwość, ogólnie pojęte dobro i zorientowanie na kręgosłup moralny. Ten niegdysiejszy ideał został teraz podstawiony pod ścianą, jest wyszydzany, stawiany we frajerskim świetle. Jak ktoś, kto marnuje życie na świętojebliweracje wyższe. Z drugiej strony takiego życia nikt nie chce. Poza tą kulturą, natura ciągle pcha nas w brak zobowiązań, mnogość doświadczeń, ostry seks, podróże, zdobycze, zakupy, apgrejd wszystkiego, od gadżetów po status życiowy. Granica wieku stabilizacji nieustannie się przesuwa, bo – zgodnie z nową religią – takie życie jest dla miernot.
Z bożej łaski tomasz Wielbiciel języka i komunikacji, szczęściem pederasta. Starasię spoglądać na życie pod różnymi kątami, lubi labirynty i gładki plastik. Myśli obrazami, najwięcej komunikuje podprogowo. Małgorzata Maciejewska Absolwentka wiedzy o teatrze UJ, obecnie studentka performatyki UJ i dramaturgii PWST. Pisze dramaty i opowiadania, jest miłośniczką czeskiego kina. Poza zajęciami literackimi zajmuje się ilustracją, fotografią i projektowaniem.
| 19
między innymi
NIEZNOŚNA MIEJSKOŚĆ BYTU Jakub Kusy| Katarzyna Domżalska Współczesne miasto wywiera coraz większy wpływ na życie przeciętnego człowieka, determinuje status społeczny, wyzwala jego potencjał albo wypycha go na margines. Czy homo urbanus ma siłę, by przekształcać swoje otoczenie tak jak ono kształtuje jego?
M RX NOT DEAD!
jawionych, przy obecnym stanie nauk humanistycznych jest najbardziej uniwersalnym narzędziem opisu rzeczyWedług danych Banku Światowego z 2012 74,1% oby- wistości, podczas gdy metateorie płynąc w mętnej wodzie wateli Europy stanowiło ludność miejską. To wyzwanie nowoczesności raz po raz zahaczają o konary paradoksów. cywilizacyjne upoważnia do zadania pytań, do kogo miasta tak naprawdę należą i kto rzeczywiście tworzy ich obraz? Jak jednak przedstawia się obraz walk? Przede wszystkim to wojna toczona przez wiele armii na wielu frontach. We współczesnym mieście istnieją dwa równoległe i – co warto podkreślić – asymetryczne porządki. Porządek właUWIĄD WŁADZY dzy formalnej, która władzą jest tylko z nazwy, ponieważ to porządek przestrzeni determinowany jest przez walkę Jedną ze stron konfliktu jest władza, a raczej kadłubek o realną władzę. Z zakurzonego portretu puszcza do nas władzy. Skąd jednak wynikają jej ograniczenia? oko Karol Marks, gdyż dzisiejszy konflikt klasowy toczy się w najlepsze, jednak nie o posiadanie środków produkOdpowiedzią jest wolny rynek. Współczesna gospodarcji, a o dostęp do przestrzeni. ka, także ta miejska, nie może funkcjonować w ciasnym gorsecie niejasnych procedur, zdana na urzędnicze widziDo nierównej walki stają mieszkańcy i ”siły koalicji”, misię. w skład której wchodzą deweloperzy, urzędnicy i... obcy – turyści, studenci czy (dla warszawocentrycznych) „słoiki”. Uprawnienia urzędów zostały znacznie ograniczone i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na oddanie koSynonimem mieszkańca mógłby być klient lub użytkow- lejnych prerogatyw mniejszym ośrodkom, np. dzielnicom. nik, gdyż zwrot obywatel pobrzmiewa echem prehistorii. U podłoża konfliktu leży jedna z najprymitywniejszych Nie mają one wpływu na realny obraz miasta, co ma zaludzkich przywar – chciwość. równo swoje mocne, jak i słabe strony. Obecnie uzyskanie np. pozwolenia na budowę nie jest równoznaczne kilkuChciwość będąca jedną z emanacji ponowoczesnej prze- letnim oczekiwaniem nie zawsze zwieńczonym sukcesem, miany społeczeństw. Dla wyjaśnienia. z drugiej jednak strony nikt nie może wstrzymać budowy tylko i wyłącznie ze „względów estetycznych”. Tym spoW paradygmacie postmodernistycznym nie widzę by- sobem miasta zarastają ziejącą tandetą, parszywej jakości najmniej działania sił piekielnych. Wręcz przeciwnie, architekturą. uważam, że jeśli nie traktuje się go jako zbioru prawd ob-
20 |
FUSS magazyn
Dziś urzędnik winien być „pasem transmisyjnym” pomiędzy klientem a oczekiwaną decyzją. Gdy jednak władza wykazuje się niekompetencją, podpartą wiarą we własną nieomylność bądź, co gorsza, niegospodarnością, wówczas w oczach mieszkańców traci mandat do rządzenia i staje się punktem na „osi zła.” PRIVATOPIA Wg Sharon Zukin indywidualna zachłanność ponowoczesnego człowieka odbija się na krajobrazie miast, z których wycinane są kawałki indywidualnych, quasi-prywatnych przestrzeni. Podział klasowy nie jest bynajmniej ukryty i nie zgadzam się z teorią jego zaostrzania się. To „stalinowskie” podejście (zaostrzanie się konfliktu klasowego wraz z postępem rewolucji) nie znalazło odzwierciedlenia u chociażby neomarksistów. Nasza coraz dalej idąca, a wynikająca ze wspomnianej już ponowoczesnej przemiany społeczeństw, skłonność do indywidualizmu przekłada się bezpośrednio na obraz naszych miast. Coraz to większe kawałki „miejskiego tortu” stanowią zakazane
przestrzenie – grodzone osiedla, parki, galerie handlowe projektowane by stwarzać wrażenie ciągłego nadzoru i wykluczenia. W pełni swobodny dostęp ma do nich wyłącznie klasa średnia. W takich przestrzeniach wykluczeniu podlegają odbiegający od standardu – starsi i ubożsi. Dzieje się tak w dwojaki sposób: albo zderzają się z niewidzialnym polem siłowym bezdusznej ekonomii, albo są delikatnie, acz stanowczo wypraszani, by nie psuć dobrego samopoczucia konsumujących. Deweloperzy niczym demiurdzy nadają realny kształt naszym lękom i obsesjom, pozostawianym hen za murem dobrze strzeżonego, przyjaznego maluchom, singlom, młodym, dobrze wykształconym (niepotrzebne skreślić) osiedla. Polityce firm budowlanych sprzyjają włodarze miast, którzy nie radząc sobie z przywracaniem do życia zapuszczonych dzielnic, wyprzedają je pod kolejne „lemingrady”, pozbywając się tym samym palącego problemu.
| 21
między innymi
Proces ten najłatwiej zaobserwować w miastach z tradycjami przemysłowymi, gdzie zabytkowe obiekty stanowiące część „oswojonej” przestrzeni w imię rewitalizacji zostają zamieniane w luksusowe lofty, modne galerie i kluby czy wręcz wyburzane, pod masową zabudowę, tworząc kolejne gated communities. Nie dotyka on jednak jedynie dzielnic poprzemysłowych. Także zabytkowe dzielnice, które przedstawiają mniejszą wartość architektoniczną, lecz są atrakcyjnie ulokowane, ulegają takim przekształceniom. Deweloperzy likwidują nie tylko ostatnie skrawki terenów zielonych, z których od lat korzystali autochtoni, ale również ograniczają ich przestrzeń życiową do minimum – do terenów ich własnych kamienic czy jednorodzinnych domów. Dzieje się tak, gdyż rodowici mieszkańcy negatywnie wpływają na krajobraz nowego osiedla, które winno lśnić czystością i pachnieć nowością.
kami modnej wówczas teorii rozbitego okna Q. Willsona i G.L. Kellinga). Odnowiony Bryant Park stał się idealnym, bezpiecznym i wolnym od obcych – kulturowo, etnicznie, od „ćpunów” i bezdomnych – miejscem wypoczynku dla klasy średniej pragnącej po pracy usiąść na ławce, napić się dobrego cappuccino, a w weekend kulturalnie spędzić czas przy ulicznych teatrach, pokazach mody czy świątecznych jarmarkach. SPOTKAJMY SIĘ W NIE-MIEJSCU Kolejnym polem bitwy są tzw. nie-miejsca. Ojcem tego terminu jest Marc Augé, francuski etnolog i antropolog kultury. Odnoszą się one do pewnych bezosobowych przestrzeni, z którymi osoby je zajmujące nie wiążą się emocjonalnie, brak także emocjonalnej więzi między nimi samymi.
Tym samym demokracja przestrzeni publicznej staje się iluzją, coraz bardziej przypominając „demokrację steroWedług Augé nie-miejsca funkcjonują poza przestrzenią waną” opartą na segregacji ekonomiczno-kulturowej. i czasem, są wszędzie – i są wszędzie takie same. Współczesny człowiek przepływa przez tysiące takich miejsc. KAWA JAKO NARZĘDZIE PRZEMOCY Nie przywiązuje zbytniej uwagi do lotnisk, dworców czy wielkopowierzchniowych sklepów, jest świadom, że tysiąProces zawłaszczania przestrzeni świetnie opisała socjo- ce kilometrów dalej natknie się na identyczny punkt odlożka Sharon Zukin, która ukuła termin „pacyfikacja przez praw, przemierzy setki mil autostradą nieróżniącą się od cappuccino”. innych autostrad czy wypije tak samo obrzydliwie smakującą kawę ze Starbucksa, z takiego samego wszędzie papieW skrócie polega ona na przejęciu kontroli nad pub- rowego kubka. liczną przestrzenią przez prywatnych zarządców, którzy rezerwują ją na wyłączność klasy średniej, bez rzeczywiCharakter nie-miejsc cechuje się pewną dozą agresji stego zamykania jej. „Pacyfikacja przez cappuccino” ma i dominacji. Będąc pochodną ponowoczesnej urbanistyki swoje źródła w przejęciu przez korporację zarządzającą i architektury, wypierają przestrzenie „naturalne”, charaknieruchomościami funkcji opiekuna nowojorskiego Bry- terystyczne dla danego miejsca, cechujące się właściwą ant Park. Na początku lat 80-tych XX wieku był miejscem tylko im symboliką. Tym sposobem wenecki Plac św. Marskrajnie zdegradowanym, opanowanym przez prostytutki, ka, praskie Hradczany czy krakowski Rynek Główny stają dilerów i bezdomnych. Zarządcy chcieli z tego skrajnie nie- się przestrzeniami wolnymi od emocji, kolejnymi punktaprzyjaznego miejsca stworzyć bezpieczną przestrzeń dla mi na mapie zglobalizowanego świata, które Baumanow„białych kołnierzyków” wracających z klimatyzowanych scy tur yśc i „odfajkowują” niczym produkty na liście zabiur. W tym celu przeorganizowano ścieżki, naprawiono kupów. oświetlenie, wprowadzono system kamer i ochroniarzy interweniujących przy najmniejszych nawet próbach łaI znów odnajdujemy w zupie włos z brody Karola mania prawa (członkowie firmy byli gorącymi zwolenni- Marksa, odkrywając bliskie analogie do jego teorii
22 |
FUSS magazyn
alienacji.W przypadku dzisiejszych miast utrata przez nie tożsamości i wytworzenie nie-miejsc prowadzi do specyficznego odczuwania rzeczywistości przez mieszkańców: alienacji miasta i alienacji w mieście. Alienacja miasta to nic innego jak zerwanie emocjonalnej więzi między mieszkańcem a miastem, które poprzez swój bezosobowy charakter staje się tylko i wyłącznie przestrzenią do życia. Alienacja w mieście to proces bardziej skomplikowany, polegający na coraz mocniejszym odczuwaniu wyobcowania i samotności w odhumanizowanych, kiczowatych i przeludnionych przestrzeniach.
NEGOCJACJE Z TERRORYSTAMI W tym dojmującym obrazie współczesności można jednak odnaleźć jaśniejsze momenty. Oddolne inicjatywy mieszkańców – ogrodniczych partyzantów, rowerzystów czy przeciwników zachwaszczania przestrzeni – coraz rzadziej przypominają naprędce skleconą taktykę. Świadome są tego władze, które zaczynają uginać się przed zuchwałymi poczynaniami „terrorystów”, którzy choć na moment odzyskują swoje miasta.
Tę zależność oddała Ewa Rewers w książce Post-polis za pomocą jednego tylko zdania: obywatelami można nazwać tych, którzy czują się coraz bardziej obco we własnym mieście.
Jakub Kusy Formalnie socjolog, z zamiłowania antropolog miasta, w wolnych chwilach dziennikarz. Katarzyna Domżalska Absolwentka kierunku Projektowanie Graficzne na ASP we Wrocławiu (2012). Na co dzień zajmuję się projektowaniem graficznym, ilustracją oraz animacją. Laureatka licznych konkursów. Obecnie freelancer.
| 23
w drodze
ALTERNATYWNA MAPA ŚWIATA, CZYLI GEOCACHING OCZAMI POCZĄTKUJĄCEGO ENTUZJASTY Katarzyna Nowacka| Joanna Walas
Jeśli nie wiesz, na czym polega ta zabawa, to znaczy, że zaliczasz się do mugoli. Przyznam się jednak szybko: sama nie posiadam jeszcze zaawansowanej wiedzy tajemnej, bowiem na geocaching natknęłam się dopiero niecały miesiąc temu. Nie, to też do końca nie jest prawda – zabawę tę podsunęła mi moja przyjaciółka już rok wcześniej, ale pobieżnie sprawdziłam tylko wtedy, co to w ogóle znaczy, i o sprawie kompletnie zapomniałam. Polecam nie popełnić tego samego błędu i prędko rozpocząć przygodę z geocachingiem, który teraz – it’s official – wylądował nawet w moim CV w rubryce „zainteresowania”.
24 |
Historia geocachingu sięga początku XXI wieku i bezpośrednio związana jest z rozwojem i popularyzacją sieci GPS. W wielkim skrócie jest to gra terenowa, polegająca na poszukiwaniu skrytek (ang. geocache; pol. kesz) poprzez ich współrzędne geograficzne. Kesze są ukrywane w terenie i rejestrowane na specjalnych portalach internetowych przez samych uczestników zabawy, a inni szukają ich przy pomocy systemu GPS oraz wskazówek dodanych do opisu każdej skrytki. Gra z jednej strony toczy się w wymiarze real-life – biegamy po mieście, po lesie albo w ogóle gdziekolwiek, szukając keszy – z drugiej strony jednak ma swoje
FUSS magazyn
odzwierciedlenie online, bowiem każdy użytkownik zarejestrowany jest w serwisie internetowym i również tam oznacza swoje znaleziska. Międzynarodowym serwisem dla geocacherów jest geocaching.com. Strona podaje, że na świecie istnieje obecnie prawie 2,5 miliona aktywnych skrytek, a liczba użytkowników portalu przekroczyła 6 milionów. Z góry chciałabym uprzedzić pytania typu „a po co?” albo „co z tego będę miał?”. Korzyścią z zabawy jest nie tylko satysfakcja i czas spędzony na świeżym powietrzu, ale również zdobyta przy tej okazji wiedza – kesze umiejscowione są najczęściej w interesujących lokalizacjach, a opisy skrytek zawierają wiele krajoznawczych ciekawostek. Szybko udało mi się zebrać informacje o tym, gdzie założyć konto oraz jak i czego szukać; o tym, że dwukrotnie poświadczasz znalezienie skrytki – pierwszy raz wpisując się do umieszczonego w każdym keszu logbooka (dziennika odwiedzin), a drugi raz online, meldując się na stronie konkretnego kesza; o tym, że po wpisaniu się bezpiecznie odkładamy go na miejsce, pozostawiając pole do popisu następnym poszukiwaczom skrytek. Ale przede wszystkim odkryłam geocachingową mapę. Drogi czytelniku, założę się, że w chwili, gdy czytasz ten artykuł, przynajmniej jedna skrytka znajduje się w promieniu mniejszym niż 500m od ciebie. Geocaching rozpostarł przede mną alternatywną mapę świata. Codziennie mijamy miejsca, w których poukrywane są kesze, i nie mamy o tym najmniejszego pojęcia! Szukając skrytek można całkiem nieźle poznać okolicę, obecnie przydaje mi się to po przeprowadzce do Birmingham – keszowanie pozwala oswoić nowe miejsce
JEŚLI NIE WIESZ, NA CZYM POLEGA TA ZABAWA, TO ZNACZY, ŻE ZALICZASZ SIĘ DO MUGOLI
i sporo się o nim dowiedzieć. Bardzo przyjemnie spędza się też czas z przyjaciółmi, grupowo poszukując skrytek. „My już nie chodzimy na randki, po prostu umawiamy się na szukanie keszy” – podsumowała swój związek moja znajoma, pomagając mi znaleźć moje dwa pierwsze w życiu kesze.
DROGI CZYTELNIKU, ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE W CHWILI, GDY CZYTASZ TEN ARTYKUŁ, PRZYNAJMNIEJ JEDNA SKRYTKA ZNAJDUJE SIĘ W PROMIENIU MNIEJSZYM NIŻ 500M OD CIEBIE Same skrytki przybierają rozmaite postaci. W warunkach miejskich to często pojemniki na magnes (tzw. magnetyki) podczepione do jakichś metalowych elementów konstrukcyjnych. W zielonym otoczeniu bywają zagrzebane pod kamieniami albo ukryte w dziupli w drzewie. Chociaż wskazania GPS są stosunkowo dokładne, to zwykle trzeba się jednak trochę nakombinować, żeby przy pomocy dodatkowych wskazówek odnaleźć kesza. Często sprowadza się to literalnie do macania wszystkiego w zasięgu ręki i zaglądania w każde możliwe miejsce. Jest jednak zasada, którą koniecznie musimy się kierować – uwaga na mugoli! Z szukaniem skrytki nie można się afiszować, dlatego w zatłoczonych miejscach należy się nieźle nagimnastykować, żeby nie wzbudzić podejrzeń przypadkowych przechodniów. Zdarza się, że w oznaczonym miejscu spotyka się innych geokeszerów, można wtedy połączyć siły i powymieniać doświadczenia. Skrytki są bardzo różnych rozmiarów, czasem wielkości naparstka (z takiego wycią-
| 25
w drodze gałam kiedyś logbook pęsetą), czasem nawet kilkulitrowej pojemności. Te większe zawierają zwykle rozmaite przedmioty – figurki, breloczki, właściwie wszystko, co można tylko wymyślić. Mile widziane są podmiany – możemy sobie przywłaszczyć jakiś fant, ale w zamian zostawiamy coś innego. Gra toczy się też o znajdowanie nowo założonych keszy, ponieważ na pierwszego znalazcę czeka często jakiś upominek. No i honorowy tytuł FTF, czyli First-To-Find. Inny ważny skrót to TFTC (Thanks-For-The-Cache) – to międzynarodowa forma podziękowania za skrytkę, używana w internetowych wpisach. Przyda się też na pewno rozszyfrowanie zagadkowego BYOP (Bring-Your-Own-Pen), ponieważ wiele skrytek jest naprawdę niewielkich rozmiarów i nie są w stanie pomieścić długopisu. Oczywiście nie wszystkim łatwo przychodzi używanie międzynarodowej, uniwersalnej terminologii. Z rozbawieniem odkryłam ostatnio, że Francuzi nawet poza granicami swojego kraju piszą często MPLC (Merci-Pour-Le-Cache).
Sporo osób nie wydaje się przekonanych do gry, w której nie można wygrać niczego konkretnego, a idea zabawy, która jest celem sama w sobie, do nich nie trafia. Mimo to niektórych znajomych udaje się zarazić nową pasją stosunkowo szybko, inni okazują się „uświadomieni”, choć mogliśmy się tego po nich nie spodziewać. Największym zaskoczeniem była dla mnie zaawansowana wiedza mojego ojca, który moją opowieść o nowym hobby uciął szybko: „Przecież wiem, co to jest geocaching. Moi koledzy często wyskakują na moment znaleźć jakiegoś kesza”. Zdarza się też, że rodzice wciągają w geocaching swoje pociechy. Na hasło „Idź szukać kesza” dzieci przenoszą się do magicznego świata i cierpliwie przetrząsają całą okolicę, dając dorosłym chwilę wytchnienia. Tworzą się też lokalne społeczności keszerów, którzy spotykają się, żeby powymieniać doświadczenia albo poszukiwać skrytek w grupie, wzdłuż wcześniej ustalonego szlaku. Same kesze przyjmują różne warianty. Multikesze to kilka skrytek w ciągu, jedna prowadząca do drugiej,
26 |
składającesię w jedną całość. Możemy też natrafić na zagadki, szyfry i łamigłówki, których rozwiązanie doprowadzi nas do celu. Ciekawym elementem są też TravelBugi, czyli podróżujące przedmioty. W przeciwieństwie do większości załączonych do keszy fantów przenoszone są z jednego w kierunku innego. Obojętne, czy podróżują z Gdańska do Zakopanego, czy z Wrocławia do Roswell, znalazca zobowiązany jest do zarejestrowania znaleziska i wzięcia go ze sobą po to, by następnie umiejscowić w innej skrytce – w ten sposób właśnie TravelBug podróżuje. W geocachingu idealne jest dla mnie połączenie wykorzystania najnowszych technologii z tradycyjną zabawą w podchody i spędzaniem czasu na świeżym powietrzu. Przy zabawie korzystamy z GPSa i specjalnej aplikacji,
niemusimy więc – czy wręcz nie powinniśmy – rozstawać się ze smartfonem. Bo chociaż opis danego kesza zawiera jego dokładną lokalizację na mapie i kilka wskazówek, bez wykorzystania technologii GPS znalezienie niektórych skrytek mogłoby być niezmiernie trudne. Poza skrytkami o mikroskopijnych często rozmiarach stosowane są również rozmaite techniki maskowania keszy, więc nawet przy dokładnym wskazaniu GPS i tak trochę czasu może zająć nam przetrząśnięcie okolicy. Niejednokrotnie zdarza się też porządnie ubrudzić, wpaść w pokrzywy albo do błota. Słyszałam o profesjonalnym keszerze, który jeździ szukać skrytek samochodem, a w bagażniku zawsze ma kalosze, łopatę, ręcznik, latarkę i sznurek. Użyteczność sznurka do tej pory pozostaje dla mnie zagadką, sama jednak przekonałam się już niejednokrotnie, że łopatka i latarka byłyby jak znalazł, a w moim przypadku – ze względu na niezbyt okazały wzrost – najlepiej jeszcze drabinka. Nie chcę jednak zniechęcić poczatkujących keszerów – mnóstwo skrytek znajduje się w mieście w bardzo przystępnych
FUSS magazyn
lokalizacjachi nie wymagają one sięgania po ekstremalne środki. Pomocne za to mogą okazać się zdolności aktorskie i dywersyjne, ponieważ w niektórych miejscach naprawdę roi się od mugoli i nawet ludziom spieszącym się do swoich spraw trudno nie zauważyć tak podejrzanego zachowania jak macanie ścian, zaglądanie do rynny i grzebanie pod krzakiem w centrum miasta. Bywa i tak, że kesza nie udaje się podjąć za pierwszym razem. Na przykład ostatnio namierzyłam pewną skrytkę, koordynaty wskazały konkretny budynek, z podpowiedzi było wiadomo, że magnetyk i że nisko. Na miejscu jednak niespodzianka! Trzech panów, powiedzmy kolokwialnie, żuli, narodowości polskiej, a jakże, okupuje ławkę jakieś 1,5 metra od kesza. Obawiam się, że może to być niestety ich stały rewir. Mimo to, nie poddaję się – wszak czeka na mnie jeszcze tyle skrytek!
katarzyna nowacka Krakuska, miastofilka, miłośniczka morza i żyraf, studentka filmoznawstwa. Interesuje się kulturą, podróżami i sportem. Ma słomiany zapał, ale dzięki temu ciągle się czegoś uczy. joanna walas Studentka projektowania graficznego na Wydziale Grafiki i Komunikacji Wizualnej na Uniwersytecie Artystycznym. Animatorka kultury i koordynatorka projektów artystycznych. Członkini grupy Kolektyw 1a, promuje społeczne i twórcze aktywności, włączając w nie lokalną społeczność.
| 27
KĄTEM OKA
MIT NATURY Pirjo Lehtinen|Barbara Wiewiorowska
W popkulturze roi się od narracji zabierających widza i czytelnika w mniej lub bardziej odległą przyszłość. Tematem nie do zdarcia w zachodnich fabułach tego typu jest traumatyczna relacja człowieka i technologii, w której odbijają się lęki i obawy współczesnych. Nieważne, jak piękny wydaje się świat jutra, jak doskonałe są zdobycze cywilizacji, jak przydatne wynalazki i jak ułatwiona egzystencja. Pod lakierowaną powierzchnią nauki czai się zło.
Już w pierwszym odcinku debiutującego serialu Extant okazuje się, że pełniący rolę synka ludzkiej rodziny chłopiec-robot jest w gruncie rzeczy postacią złowrogą i potencjalnie zagrażającą. Nawet bezpłodna kobieta, która zdecydowała się ulokować macierzyńskie uczucia w inteligentnej maszynie, ma wątpliwości, czy chłopiec rzeczywiście traktuje ją jak matkę i czy przebywanie w jego obecności jest bezpieczne. W Almost Human za plecami androidów czy klonów zaludniających futurystyczny świat nieodmiennie stoją przekonani o własnej słuszności, gotowi na wszystko szaleni naukowcy. Dotknięty kompleksem Boga jest również doktor Pryce z mrocznego serialu Hemlock Grove. Prowadzący tajemnicze – i sprzeczne z etyką – eksperymenty mężczyzna ograniczany jest jedynie przez własną fantazję. W serialach o przyszłości naukowcy niemalże z zasady są szaleni – i antypatyczni. Bywają małostkowi, oderwani od rzeczywistości czy wręcz psychopatyczni. Są ludźmi, jednak w najgorszej odsłonie. Popełniają błędy. Ulegają swoim słabościom. I właśnie ci niedoskonali,pełni pychy,
28 |
grzeszni ludzie bawią się zabawkami nieprzeznaczonymi dla nich, zabawkami gigantów i tytanów. Ich ambicja przerasta możliwości, nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich czynów, wchodzą w rolę, która do nich nie należy. Tu zbliżamy się do tematu wiodącego. Czym jest mityczna „natura”, której prawa każdorazowo narusza postać szalonego naukowca? W naszym kręgu kulturowym dominuje wizja chrześcijańska, a wspomniane narracje, nawet jeśli z pozoru nie dotyczą religii, podszyte są koncepcją Boga Kreatora oraz duszy, niezbędnej zarówno do funkcjonowania w świecie, jak i do pośmiertnego istnienia. Świat naturalny to ten stworzony przez moce nadrzędne wobec człowieka, do których ludzie powininni mieć stosunek bałwochwalczy, nie roszczeniowy. Osoba narodzona w sposób „naturalny”, obdarzona duszą, zajmująca przyrodzone sobie miejsce, nie musi się niczego obawiać. Jest pełnoprawnym uczestnikiem z góry ustalonego porządku. Naruszenie tego porządku, wraz z rozwojem technologii
FUSS magazyn
coraz łatwiejsze do wyobrażenia, we współczesnym świeWidać to w powtarzającym historię doktora Frankencie budzi atawistyczny lęk. steina serialu Penny Dreadful, osadzonym w wiktoriańskim Londynie. Młody naukowiec, z głową pełną poezji O niebezpieczeństwach płynących z uzurpowania so- i wzniosłych wizji, nie jest w stanie zaakceptować pierwbie przez człowieka mocy boskiej pisała już Mary Shelley szej stworzonej przez siebie kreatury, więc odrzuca ją, pow kanonicznym Frankensteinie. W tekście źródłowym, do- zwalając stworowi zgorzknieć i dojrzeć do zemsty. Doktora skonale osadzonym w „duchu czasów”, epoce naukowych nie powstrzymuje nieudany eksperyment – skupia się na odkryć i rozkwitu metafizyki, poruszone zostają w zasa- kolejnym „dziecku”. Proteusz jest łagodny, prostoduszny dzie wszystkie elementy pokutującej do dziś formy. Mamy i dobry, jednak nadludzka tężyzna kreatury budzi lęk siła więc Wiktora Frankensteina: naukowca powodowanego kreatury budzi lęk nawet w człowieku, który ją stworzył ciekawością, ambicją i pobudkami w istocie swej dobry- – to stała cecha opowieści tego typu. Pojawia się też chęć mi. Ale nawet chęć udoskonalenia świata jest zamachem doskonalenia wynalazku, często wymuszona przez niena prawa natury. Stwarzanie światów i istot nie należy do szczęśliwego potwora. Stąd droga wiedzie do powołania kompetencji człowieka, a dobrymi intencjami – jak wiado- na świat całej „przeklętej rasy”, bo właśnie w takiej poetyce mo – wybrukowano piekło. Lekkomyślność i brak wyob- się poruszamy: występku, grzechu, klątwy, skazania na poraźni nie dają się usprawiedliwić. Mamy więc twórcę, który rażkę. Również stworzona w laboratorium Shelly z Hemstawia się w pozycji Boga wobec monstrualnego bytu ob- lock Grove jest istotą wyklętą, odrzuconą przez rodzinę, do darzonego co prawda ciałem, pozornie ożywionego, lecz której formalnie należała, i przez społeczeństwo. Łagodna pozbawionego duszy, a przez to wyrwanego z ustalonego w głębi serca, choć niezwykle silna fizycznie i monstrualna porządku – także etycznego. Nie obowiązują go ludzkie z wyglądu dziewczyna nie potrafi się odnaleźć wśród ludzi, zasady, moralność, ograniczenia. Ten prototypowy Adam jej relacja z twórcą również daleka jest od ideału – z bólem szybko odczuje samotność i rozgoryczenie, będzie chciał oglądamy kolejne stadia wykluczenia. W sezonie drugim przez mimikrę naśladować ludzkie życie, poszukując to- Shelly, tak samo jak literacki Adam, bohater Frankensteina, warzystwa rodziny i akceptacji społeczności. Będzie „szla- błąka się po lesie, ukrywa w piwnicach, rezyduje na obrzechetnym dzikusem” lub „Bożym prostaczkiem”, szybko żach wrogiej społeczności, zaszczuta i w każdej chwili gojednak odkryje wady swojego śmiertelnego stworzycie- towa do ucieczki. Z kolei w Almost Human to naukowiec la, pozostającego wszak nikim więcej jak niedoskonałym schodzi do podziemia – twórca „syntetycznej duszy” umyczłowiekiem. I wtedy ta biedna, wykorzeniona istota nie- ka z miasta do zakazanego, granicznego świata po drugiej chybnie zbuntuje się i stanowić zacznie zagrożenie oraz stronie muru. Jego laboratorium musi być ukryte, gdyż konkurencję dla człowieka „naturalnego”. prowadzi szemrane, wyjęte spod prawa interesy.
NAWET CHĘĆ UDOSKONALENIA ŚWIATA JEST ZAMACHEM NA PRAWA NATURY STWARZANIE ŚWIATÓW I ISTOT NIE NALEŻY DO KOMPETENCJI CZŁOWIEKA | 29
KĄTEM OKA
Postać antropomorficzna podkreśla problem „zastąpienia”, z którym mamy do czynienia także wtedy, gdy technologia przyjmuje formę zaawansowanych maszyn, pojazdów, interaktywnych domów czy obdarzonego inteligencją wirtualnego tworu.Jako istoty niedoskonałe nie czujemy się kompetentni by wytyczać ścieżki dalszego rozwoju ludzkości. Boimy się powołać do istnienia coś, czego w pełni nie zrozumiemy, co nas przerośnie i zniewoli. Zniewolenie przez technologię to symboliczny kompleks, potężny, lecz zgrany już boleśnie i automatycznie stosowany w kolejnych filmach, książkach czy serialach. Wydaje się, że nie ma przed nim ucieczki. Przynajmniej w naszej kulturze. Bo jeśli spojrzymy na historie z kręgu japońskiego, z krain, które zamiast na chrześcijaństwie wyrosły na szintoizmie, taoizmie i buddyzmie, ze zdumieniem zauważymy zupełnie inną mitologię. W tradycyjnej wschodniej filozofii pierwiastkiem duchowym obdarzane były absolutnie wszystkie elementy rzeczywistości, od ludzi, zwierząt i roślin po byty, które w zachodniej cywilizacji nauczyliśmy się postrzegać jako nieożywione: kamienie, skały, metale, a także wszelkie narzędzia czy maszyny wykonane przez człowieka. Nie ma więc żadnej jakościowej ani ontologicznej różnicy między ludzkim noworodkiem, zbudowanym w laboratorium robotem, klonem żyjącej osoby czy wirtualną inteligencją, manifestującą się pod postacią hologramu. Z tej perspektywy widać, że świat wschodni ma znacznie dojrzalsze i bardziej nowoczesne podejście do rozwoju technologicznego. Jeśli w narracjach w ogóle pojawiają się szaleni naukowcy, funkcjonują wyłącznie na zasadzie cytatu z popkultury Zachodu. Odświeżającym doświadczeniem jest oglądanie światów przyszłości, których autorzy, zamiast utknąć w martwym punkcie „mitu Frankensteina”, zajmują się tematami dobra i zła, granic, zagrożeń i wyzwań z odmiennej, szerszej perspektywy. Interesują się tematem niepowtarzalności i tożsamości człowieka w świecie pełnym nowych form istnienia. Zagadnieniami informacji, komunikacji i pamięci.
30 |
FUSS magazyn
Kwestią prywatności w uniwersum ściśle oplecionym siecią. Wystarczy porównać klasyczne narracje jak Ghost in the Shell z zachodnim Almost Human, także próbującym pokazać „przestępczość przyszłości”, wyzwania prawne, etyczne i filozoficzne. Jak na dłoni widać ograniczenia kulturowe amerykańskiej produkcji, klisze, które przyczyniły się zresztą do upadku serialu po pierwszym sezonie. Almost Human uparcie zadawało XIX-wieczne, archaiczne i przestarzałe pytania na temat człowieczeństwa, stając się przez to ładnie opakowaną ramotką, mającą niewiele wspólnego z rasowym cyberpunkiem pokroju Ghost…, który w swoich wielu wersjach starał się uchwycić aktualniejszy obraz człowieka w dynamicznie zmieniającym się środowisku i z pełną ironii gracją sprzeciwiał się kartezjańskiemu dualizmowi. O znaczeniu opozycji natura-kultura niejednokrotnie pisali klasycy antropologii, lecz spoglądając na ofertę serialową, łatwo dojść do wniosku, że temat pozostaje świeży. Niezdrowa ciekawość kontra poczucie bezpieczeństwa w świecie, który znamy, to dwa rywalizujące ze sobą ludzkie popędy, niezrozumiałe o tyle, że świat wokół nas, który postrzegamy jako przyrodzony i słuszny, już został bardzo mocno przetworzony. Od czasów prehistorycznych człowiek buduje i używa narzędzi, stosuje protezy, modyfikuje swoje ciało i otoczenie, dąży do ułatwienia sobie egzystencji. Nawet najpobożniejszy wyznawca naturalnego świata spożywa owoce i warzywa, będące wynikiem krzyżówek i modyfikacji. Człowiek żywi się mięsem z hodowli. Przysłania swoje nagie ciało, a do tego ubiera je w materiały tworzone dzięki maszynom i technologiom. Ma w zębach plomby, w kieszeni telefon komórkowy, w garażu samochód. Wiele z tych kulturowych wynalazków bywało w swoim czasie uznawanych za „dzieło Szatana”. Czy diabłem jest więc raptowny postęp? Czy jesteśmy w stanie wyzwolić się z chrześcijańskiej metaforyki, z ograniczeń, jakie postawił przed nami religijny i filozoficzny światopogląd?
kulturowe, nieprzystający do rzeczywistości. Że nie ma już nad nami władzy, więc należy zacząć zadawać nowe pytania. Na razie jednak się na to nie zanosi. Na ekranach kin i telewizorów wciąż straszy nas archetyp „szalonego naukowca”. Wydaje się być naszą instynktowną reakcją obronną przed zbyt szybkim rozwojem, próbą sprawienia, by stał się „naturalny”.
Pirjo Lehtinen Redaktorka bloga Pulpozaur.pl, zajmuje się także studio waniem i pisaniem opowiadań z dreszczykiem. Lubi robić zdjęcia. Barbara wiewiorowska Po zrobieniu licencjatu z filmoznawstwa na poznańskim UAM-ie z rozpędu kontynuuje ten kierunek. Kiedy dorośnie, chciałaby zająć się rysowaniem komiksów i ilustracji do książek.
Niecierpliwie czekam na zachodni film lub serial, który obali świętość natury, pokaże nam, że ideał jest od dawna martwy, zmitologizowany, obudowany przez zdobycze
| 31
KĄTEM OKA
CZAS URODZONYCH MORDERCÓW, CZYLI DOKĄD ZMIERZASZ KULTURO? Zuzanna lewandowska|karolina kościelniak Nad tym, co wpływa na to, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i jawimy się takimi, a nie innymi, głowili się filozofowie, socjologowie i inni –owie już od dawien dawna. Trudno jednoznacznie orzec, czy doszli oni do jakiegokolwiek sensownego wniosku. Pytanie „czyśmy z natury, czy z kultury?” nadal frapuje mądre głowy niczym odwieczna zagwozdka dotycząca pierwszeństwa jajka i kury. Nad nieocenionym wpływem kultury, w której żeśmy się zrodzili, cywilizacji, w której dojrzewamy, i wieku, w którym nam przyszło żyć, nie ma się co za bardzo rozwodzić. Biedny Kaspar Hauser zapewne miałby szczęśliwsze dzieciństwo, gdyby jego „cywilizacja” przyjęła kształt zgoła odmienny od ciemnej piwniczki z drewnianym konikiem. Mamy tu zatem klasyczny przykład „złego wychowania” i zgubnego wpływu tego, co nas otacza, na naszą naturę. (Polemizować można z tym, czy sam Kaspar tak sprawę postrzegał, jednak historie kolejnych „Hauserów” doskonale świadczą o tym, że jednak coś jest na rzeczy – i to coś, co poniekąd
32 |
budzi nasz sprzeciw.) No właśnie – czy natura odgrywa obecnie jakąkolwiek rolę? I czy to ona jest „matką” zła, czy za jego narodzinami stoi jednak kultura? „NAUGHTY BY NATURE” CZY „NAUGHTY BY NURTURE”? Na złowrogi wpływ cywilizacji i kultury na „czystą i nieskalaną” ludzką naturę zwróciła uwagę dwa wieki temu Mary Shelley, pisząc swojego Frankensteina. Morał opowieści o „obmierzłym potworze”, który nikczemny staje się dopiero w momencie konfrontacji ze społeczeństwem, jest przecież jeden – za demoralizacją stoi wychowanie w naszej „złej” cywilizacji. Tu zaprotestowałby nasz rodzimy nihilista, Tadeusz Różewicz, który po wojnie kategorycznie stwierdził, że „zło bierze się z człowieka i tylko z człowieka”. Rodzimy się potworami czy nie – zagadką nadal pozostaje to, czym to zło tak de facto jest i kto określa jego znaczenie.
FUSS magazyn Odpowiedź nasuwa się jedna – co innego, jak nie państwo wraz ze swoim wachlarzem praw, zasad i kodeksów (czy religia z dekalogiem bądź tradycja z fundamentami etycznymi), czyli klasyczny twór naszej wspaniałej cywilizacji, który mówi nam, co jest „be”, a co godne pochwały? U WRÓT PONOWOCZESNOŚCI
w zakończonym rok temu serialu Dexter. Bohater nie tylko charakteryzuje się uroczą fizjonomią i usposobieniem, ale i od dziecka zabija ludzi. Tatuś nakierował jednak jego popędy wyłącznie na nikczemnych rozbójników, więc poniekąd można go usprawiedliwić – w końcu zabija tylko „tych złych”. I tu powracamy do sedna całej sprawy. Czy nasz Dexter faktycznie jest „urodzonym mordercą”, który na skutek traumatycznych przeżyć z dzieciństwa po prostu musi zabijać? Czy jest to skutek wychowania przez tego ponowoczesnego Frankensteina, jakim jawi się jego ojciec, Harry Morgan? I czy – kierując się swoimi popędami bądź kodeksem Harry’ego, dążącego do samozwańczego wymierzania sprawiedliwości – robi on dobrze, czy źle? Niezależnie od samego kształtu, jaki przybierały kolejne serie serialu, i ich fabularnej bądź estetycznej wartości, konfrontuje nas on z rozterkami, wobec których faktycznie stawia nas współczesny – czy ponowoczesny – świat.
W tym momencie warto przyjrzeć się pewnemu charakterystycznemu zwrotowi w kulturze, czyli nadejściu „nowej epoki”, szumnie nazwanej przez wielkich filozofów naszej ery ponowoczesnością. Abstrahując od tego, że termin ten do dziś nie doczekał się jednoznacznej definicji, a jego koncepcje są tak różnorakie, że momentami kłócą się same ze sobą, trzeba jednak zauważyć, że faktycznie „coś musi być na rzeczy”. Niektórzy twierdzą, że utraciliśmy kręgosłup moralny i wszelkie wartości obecnie właściwie nic nie znaczą, a inni, że zwyczajnie zmieniliśmy podejście do dotychczas podawanych nam z góry – przykładowo przez AMERICA, THE BEAUTIFUL! państwo bądź religię – sposobów ich pojmowania. Mówiąc w skrócie, wszystko jest dziś relatywne, a to, czy dany Nie bez przyczyny Dextera wydała Ameryka, kraj, który czyn jest dobry, czy nie, wynika nie z tego, co mówią nam już całe lata nękany jest powracającym jak bumerang kry„wielkie autorytety”, tylko z naszych indywidualnych po- zysem wiary w tradycyjne autorytety. A jak wiadomo – na glądów czy zapatrywań. Czyli jednak wracamy do natury. każdy kryzys sztuka ma swoją odpowiedź. Stany Zjednoczone wręcz ulubiły sobie postać dwuznacznego moralDYLEMATY FRANKENSTEINOWSKIE nie bohatera-samozwańca, który wobec nieskuteczności W NOWYM WYDANIU państwa i prawa, na własną rękę postanawia wymierzać sprawiedliwość – poczynając od outsiderów z powieści Na tego typu rozważania oczywiście sztuka nie mogła detektywistycznych, poprzez herosów z antywesternów, pozostać obojętna i oto – jako figurę naszych „chwiej- aż po komiksowych superbohaterów. I nieprzypadkowo nych” w swych fundamentach czasów – przedstawiono idealnym wzorcem dla Dextera stał się właśnie Batman, nam nowego bohatera. Monstrum doktora Frankensteina również pokrzywdzony przez los, psychopatyczny i antytym razem przyjęło sympatyczną buźkę i godną podziwu społeczny (nawiązanie jest tu literalne – w sezonie drugim profesję, objawiając się pod postacią „fajnego mordercy” podziwiamy przecież Dextera jako Mrocznego Obrońcę,
RODZIMY SIĘ POTWORAMI CZY NIE – ZAGADKĄ NADAL POZOSTAJE TO, CZYM TO ZŁO TAK DE FACTO JEST I KTO OKREŚLA JEGO ZNACZENIE. | 33
FUSS magazyn
czyli kolejne wcielenie Mrocznego Rycerza). Z tym, że Bruce Wayne aspirował jednak do szerzącego sprawiedliwość „masowego nadczłowieka”, a Dexter ma to, krótko mówiąc, „gdzieś”, a wręcz chciałby być zwyczajnym obywatelem, który nie wyróżnia się niczym wielkim. Wygłasza bądź co bądź pompatycznie brzmiące frazy na temat „zadośćuczynienia i tak dalej”, ale w końcu tego wyuczył go ojciec. A w imię czego działa sam bohater? Znów powracamy do instynktów i… natury.
bohaterem -outsiderem. Czy „stworzony do zabijania” Dexter, tak usilnie starający się spełniać wszystkie role, w które wrzuciła go sieć zależności społecznych, to bardziej twór Kultury? A może nasz wybrakowany emocjonalnie bohater, który, niczym „drapieżnik na łowach”, kieruje się swoim instynktem i wrodzonymi żądzami, to jednak klasyczny przykład „dziecka Natury”? Być może warto samemu zastanowić się nad tym, z kim pragniemy się identyfikować – i w jaki sposób uzasadnimy przemoc.
TAKA ETYKA Z NATURY CZY TAKA Z KULTURY?
***
Moralne dyrektywy, cnotliwe autorytety, aksjologia i etyka – kto dziś walczy w imię tych górnolotnie brzmiących sloganów? Obecnie potrzeba superbohatera na miarę naszych czasów, który swoimi działaniami będzie odzwierciedlał dzielone przez społeczeństwo dążenia i pragnienia. Pytanie, do czego my w tym „nowym, wspaniałym świecie” dążymy i z kim pragniemy się identyfikować. Powróćmy zatem do Dextera. Nie postępuje on zgodnie z prawem, a tym bardziej nie interesuje go to, co zapisane w dekalogu czy uświęcone przez jakąkolwiek tradycję. Chce zaspokoić swoje „chorobliwe żądze”, a gdzieś „przy okazji” zadośćuczynić poszkodowanym, eliminując ich krzywdziciela. Można rzec, że koniec końców każdy – oprócz samego delikwenta, który ląduje na stole Dextera – jest usatysfakcjonowany. Gdzie tu problematyka zbrodni i kary, gdzie rozterki dotyczące dobra i zła, gdzie moralność? Skoro nie liczą się jakiekolwiek autorytety, które latami budowali nasi przodkowie, ustalając reguły i zasady postępowania, to wszystko staje się relatywne. Pojęcie „wolnej amerykanki” nabiera tu dość dosłownego znaczenia, bo oto w USA – zwłaszcza po wydarzeniach z 11 września 2001 roku, czyli funkcjonującym w socjologii zjawisku określanym jako „post-9/11” – już nikt nie wierzy w skuteczność prawa, a poczucie bezsilności wobec „bezimiennego terroru” sięga zenitu. Nic więc dziwnego, że Dexter – ze swoim wyuczonym pojęciem sprawiedliwości (którą nota bene egzekwuje z praktycznie stuprocentową skutecznością) i ignorancją wobec odgórnie narzuconych zasad – to aktualnie „the greatest American (super)hero”. Seryjny morderca, z którym potrafimy się utożsamiać do takiego stopnia, jak dotąd z żadnym innym moralnie dwuznacznym
W jednym z wywiadów Michael C. Hall, czyli odtwórca roli tytułowego Dextera, zwrócił uwagę na hurrastyczne podejście Amerykanów do granego przezeń bohatera, podczas gdy europejscy fani przejawiali dość sceptyczne nastawienie. Na jednym ze spotkań stwierdzili: „Halo, halo – przecież koleś zabija ludzi. Co z tego, że złych, no ale jednak”. Czyżbyśmy zatem – jako spadkobiercy wartości „kolebki wszechkultury” – mieli moralną przewagę nad naszymi zachodnimi sąsiadami?
zuzanna lewandowska Absolwentka filmoznawstwa i teatrologii na poznańskim UAM. Z braku laku pożera seriale, a popkulturową papkę chłonie jak gąbka, usilnie starając się przetworzyć ją na coś sensownego. karolina kościelniak Studentka zarządzania firmą na UJ, maluje odkąd pamięta.
| 35
KĄTEM OKA
DWIE STRONY MEDALU
wOJTEK PAPAJ
Małgorzata Radziszewska I wojtek PAPAJ
Wojtek: Natura vs kultura? Opozycja, jak dla mnie, cokolwiek naciągana. Wolę postrzegać te kategorie jako dwie strony medalu albo lepiej – jako przeciwne ładunki elektryczne: przyciągają się, dzięki czemu wytwarzana jest energia. Kultura powstaje wskutek twórczego przeżywania natury, natura staje się sobą poprzez kulturę właśnie – nasza świadomość wynosi ją ponad czystą biologię. Miejsce fotografii na styku natury i kultury jest specyficzne w porównaniu z innymi gałęziami sztuki. Tylko w fotografii bowiem fragment otaczającej nas rzeczywistości może zostać
36 |
niemaldosłownie przeniesiony w sferę kultury. Świadomość fotografa czy dopasowanie intencji do rozwiązań warsztatowych pozwalają jednak anulować tę dosłowność – obraz zastany staje się obrazem wykreowanym. Gosia: Pamiętam jak bardzo kontrowersyjne wydały mi się słowa jednego kolegi, który powiedział, że raczej nie fotografuje natury, bo to jest zbyt proste. Teza była mniej więcej taka: natura jest piękna sama sobie, więc fotografia krajobrazowa nie stanowi już wyzwania. Wystarczy dobrze wykadrować, opublikować na Instagramie i liczyć kolejne polubienia.
FUSS magazyn
Czy jednak faktycznie jest to takie niewymagające? … Wszak tak łatwo popaść w banał – zwłaszcza kiedy ktoś zaNa ekranie komputera zamiast pejzażu na miarę Anpomina o anulowaniu tej dosłowności. sela Adamsa widzimy nijakie zdjęcie kilku drzew. Często jest tak właśnie wskutek braku przemyślanej kompozycji, Wojtek: Kwestia priorytetów – jeśli ktoś robi zdjęcia pod którauwypukliłaby główny motyw zdjęcia, ale w końcu publiczkę, to będzie działał “IG-normatywnie”, czyli trzy- dosłowność przeniesienia rzeczywistości w sferę obrazu mał się pewnej społecznej czy może raczej społecznościo jest fikcją. Fotografia – nie tylko krajobrazowa zresztą – zawej normy; jeśli dla siebie – będzie robił swoje. wsze redukuje nasze doświadczenia; z całej palety doznań obejmującej także ruch traw kołysanych wiatrem, jego ciA czy dobre kadrowanie wystarczy w krajobrazie? O tyle, chy szum, zapach rozgrzanych łąk, wreszcie dotyk słońca ile… Pewnie wszyscy fotografujący znają to uczucie: sam wiatru na skórze – tego wszystkiego pozostawia ograniczona sam z Majestatem i Pięknem Natury. Monumentalność ny, statyczny kadr. gór. Albo tajemnica lasu. Do tego wschód. Względnie zachód. W każdym razie ekstaza. Iluminacja. Natura bowiem jest autonomiczna względem kultury. Sięgnięcie po aparat. Dobrze byłoby zachować także autonomię fotografii właśPstryk. nie poprzez anulowanie dosłowności.
Małgorzata Radziszewska
| 37
KĄTEM OKA
małgorzata rADZISZEWSKA
wOJTEK PAPAJ Gosia: Tak, pamiętamy te momenty – piękne widoki i ujmujące zachody słońca są znaną pułapką. Podczas obrad komisji największego w Polsce konkursu fotografii mobilnej “Zobacz więcej przez telefon”, któremu patronowała Gru pa Mobilni, jednym najczęściej pojawiających się zarzutówpod adresem zdjęć w kategorii „Krajobraz i Natura” było stwierdzenie: „Gdybym ja miał taki widok z okna, to też bym zrobił takie zdjęcie”, czyli wracamy do obiegowej opinii, że fotografowanie natury jest banalnie proste.
nicznie” odzwierciedla rzeczywistość, zadaniem fotografa nie jest przecież kopiowanie, ale – jak mówisz – nadanie sensu, interpretacja tego, co zastane.
Pokazuje to trudność zawieszenia owej sztucznie narzuconej dychotomii kultura–natura, które to pojęcia przenikają się w fotografii. Każdy kadr jest przecież interpretacją fotografa, jest jego wizją porządkowania świata i próbą nadania obrazowi sensu.
W mojej opinii podstawowym narzędziem fotografa interpretującego rzeczywistość jest redukcja. Skoro na zdjęciu i tak nie możemy pokazać pełni “tego, co jest”, spróbujmy pokazać chociaż “to, co widzimy”. W fotografii krajobrazowej będzie to oznaczało wyjście poza landszaft, poza narzucającą się zmysłową konkretność pejzażu, którą w jakimś świadomym, twórczym działaniu zredukujemy do samej jego istoty, której doświadczamy. Aparat fotograficzny narzędzie edycji stają się tutaj aparatem do destylacji – oczyszczają, odrzucają nieistotne, oddając wzmocnioną treść, esencję.
Wojtek: No w tym miejscu dotykamy chyba istoty rzeczy: chociaż fotografia pozornie doskonale czy wręcz – jak chcieli XIX-wieczni krytycy nowej dyscypliny – „mecha-
W ten sposób możemy próbować wydobyć z obrazu jakiś – wizualny, emocjonalny czy może intelektualny – ekwiwalent tego, co nierejestrowalne, choć wymaga to
38 |
FUSS magazyn
wOJTEK PAPAJ oczywiście podjęcia próby zrozumienia tego, co widzimy. Jedynie próby, ale już sama taka kontemplacja ratuje nas przed wyjałowieniem, stanowiąc znakomite towarzystwo dla fotografii. Gosia: Zdecydowanie są to tylko próby, ale podejmowane intencjonalnie i konsekwentnie, przynajmniej z założenia,powinny prowadzić do doskonalenia warsztatu oraz wzmacniania siły przekazu. Należy jednak pamiętać, że to, co widzimy, i to, co chcemy pokazać, to często zupełnie inne płaszczyzny. Wspomniałeś narzędziach edycji. One powołują do życia kolejną rzeczywistość, przestrzeń manipulacji. Szczególnie w fotografii mobilnej kuszące są te wszystkie aplikacje, które wykorzystują obraz zastany i transformują go podług weny autora, czasami dodając doń elementy,których oryginalny pejzaż nie posiadał. Nie mówię tu tylko o wyśmiewanych instagramowych filtrach, którymi niektórzy maskują nieudane kadry, ale potężnych mininarzędziach, które potrafią przenieść zwyczajne sceny w sferę abstrakcji. Fotografia staje się wtedy jedynie pretekstem, bazą do dalszych eksperymentów. Przycinanie, kolorowanie, retusz, nakładanie kilku obrazów, dodawanie efektów specjalnych: promieni słonecznych, deszczu, księżyców, figur geometrycznych, filtrów postarzających zdjęcia, zadrapań itd. – łatwo o zawrót głowy i przesadę, ale w odpowiednich rękach otwierają się zupełnie nowe możliwości twórcze.
wOJTEK PAPAJ
Wojtek: Jasne. Dostępność i poręczność narzędzi obróbki – i tej podstawowej, i całkiem zaawansowanej – stanowi obok aspektu społecznościowego jeden z zasadniczych wyróżników fotografii mobilnej. Oczywiście głęboka ingerencja w zdjęcie budzi kontrowersje, wielu praktyków i teoretyków odmawia zdjęciom manipulowanym prawa do miana fotografii, jednak dla mnie manipulacja to po prostu kolejny krok w procesie twórczym, kolejne narzędzie „destylacji” sensu. I tak jak krokiem pierwszym byłaby redukcja
| 39
KĄTEM OKA
(obejmującaprzede wszystkim kadrowanie, kompozycję – czyli decyzję o tym, jaki fragment rzeczywistości pominąć, zaś które elementy oraz w jakim porządku w kadrze umieścić; ale także dalsze decyzje dotyczące barw, zakresu tonalnego czy głębiostrości), tak manipulacja pozwala już sfotografowaną rzeczywistość przekształcić, uzupełnić w celu uzyskania dodatkowych środków wyrazu. Rzecz jasna manipulując obrazem, opowiadamy się wyraziście po stronie kultury przeciwko naturze, przedkładając nieograniczoną ekspresję artystyczną ponad prawdopodobieństwo czy realizm. Pewnie nieraz to deklaracje bez pokrycia, usiłujące maskować niecierpliwość fotografa czy po prostu brak umiejętności. Z drugiej strony taka jednoznaczna manifestacja postawy twórczej pozwala przynajmniej uniknąć nieporozumień dotyczących granic rejestracji i interpretacji, takich jak choćby w przypadku Eugène’a Atgeta, którego prace zostały zaanektowane przez awangardę i surrealistów, chociaż on sam protestował, tłumacząc, że „robi tylko dokumenty” – i to, dodajmy, dokumenty o przeznaczeniu czysto utylitarnym. Gosia: Pytania o granice zawsze będą się pojawiać. Promowany przez blogerkę Geri Centonze nurt – w którym ty, Wojtku, przodujesz – painterly mobile art bezustannie te sztywne granice między mechanicznym odwzorowaniem a malarskim kunsztem zaciera. Pędzel artysty, choćby ten cyfrowy, to oczywista manifestacja kultury. Sama technologia – smartfon i aplikacje – to też jej przejawy. Jednak czy dzieje się to przeciwko naturze? A może raczej za jej sprawą? Jak już wspominaliśmy, nierzadko to jej onieśmielające piękno wzbudza w nas pragnienie rejestracji tego, co maluje się przed naszymi oczami. Nic dziwnego więc, że sięgamy po rozmaite edytory fotograficzne malujemy palcem po ekranie dotykowym. Fotografia to tylko wymówka. Wojtek: Ładnie powiedziane! Rzeczywiście fotografowanie służy przede wszystkim nam i zaspokojeniu tego pragnienia. Ale też to, co powiedziałaś o „onieśmielającym pięknie”, przypomina mi o istniejącym
40 |
małgorzata rADZISZEWSKA
małgorzata rADZ ISZEWSKA
FUSS magazyn
wOJTEK PAPAJ
małgorzata rADZISZEWSKA w praktyce fotograficznejpodziale, który odpowiadałby właśnie dychotomii kultura–natura, mianowicie: słynną Bressonowską koncepcję decisive moment przeciwstawia się podejściu, które Robert McFarlane określił jako received moment. Z jednej strony mamy zatem postawę myśliwego charakterystycznązwłaszcza dla street photography – „czyhanie” na odpowiednią sytuację, nawet zastawianie swego rodzaju pułapek (jak choćby tzw. strzał z biodra, ale znaczące są tu również angielskie czasowniki używane dla czynności fotografowania: shoot czy capture); z drugiej – kontemplacyjne niemal oczekiwanie na sygnał od wszechświata, oczekiwanie, w którym to stan wewnętrzny fotografa decyduje tym, jaki obraz otrzyma (sic!). W tym drugim przypadku zatem liczy się już nie swoiste polowanie, ale harmonia między psyche a kosmosem, między podmiotem a przedmiotem poznania. Ta kontemplacyjna postawa stanowi piękny ukłon kultury w stronę natury.
małgorzata rADZISZEWSKA Entuzjastka fotografii mobilnej, fotografuje i koloruje miasto, w którym mieszka. Na co dzień przykładna żona i mama Tymka. Blogerka kulinarna na stronach Amku-Amku. Wojtek Papaj W swojej „obrazotwórczości” posługuję się filtrami Tradycji i Wyobraźni. Nie dokumentuje rzeczywistości i nie stwarza jej na nowo - odczytuje ją po swojemu.
| 41
KĄTEM OKA
SERCE CYBORGA
Sebastian Łąkas|Julian Zielonka
Najbardziej intymną, naturalną sferą ludzkiego ja, jest z dużym prawdopodobieństwem jego ciało. Ciało, które skrywa się płaszczem ubrań, zza których nagą skórą pobłyskuje jedynie twarz. Ciało – wehikuł twarzy – staje się z kolei czymś, co należy wręcz zasłaniać, ochraniać. Staje się sacrum intymności. W epoce posthumanizmu i technologii sieciowej owa intymność przekształca się jeszcze bardziej. Oprócz zwyczajowych ubrań pojawiają się mechaniczne ramiona, nogi, implanty narządów wchodzą w tkanki naturalne, a wewnętrzne naczynia krwionośne integrują się z elektronicznym okablowaniem.
Australijski twórca sztuki robotycznej, Stelarc, twierdzi, że „Jako maszyny biologiczne jesteśmy świadomi granic naszych zmysłów. Ludzkie ciało nigdy jednak nie było czysto biologiczne. Na tym poziomie ewolucji, na którym jesteśmy, nie możemy określać siebie jedynie jako maszyn biologicznych. Cywilizacja ludzka to rezultat trajektorii technologicznej. Kiedy rozwijamy język, kiedy budujemy artefakty, kiedy konstruujemy architekturę, kiedy projektujemy komputery i inne technologie, to tak naprawdę generujemy możliwości dla stworzenia czegoś w rodzaju hiperhumanizmu.” Historia sztuki pokazuje zmieniające się sposoby reprezentacji ciała, lecz artyści posthumanizmu modyfikują nie tylko formę przedstawiania, ale i samo ciało, próbując spełnić marzenia o wieczności i mocy, tym samym dokonując ingerencji w naturę. Bioart to kierunek w sztuce, który jest mariażem ukrytej na co dzień w laboratoriach technologii oraz świata artystycznego. Stelarc w swoich poszukiwaniach stara się wykraczać poza granice naturalnych zdolności człowieka. Stworzył projekty m.in. Third Hand (1981), Exoskeleton (1998), Extra Ear (implant ucha na przedramieniu, w przyszłości mający stać się portalem, 2007). Jego
42 |
działaniamogą być kontrowersyjne, ale równocześnie zarysowują horyzont wspólnej przyszłości. Technologią obudowuje swoje ciało, poprawia jego niedoskonałości lub przedłuża możliwości. Jego prace wyrażają ogólniejsze dążenie człowieka – przekraczania własnych uwarunkowań cielesnych czy ograniczeń umysłu, które techniczne stara się sobie zrekompensować. Historia świata to po części historia techniki, próbującej objąć kontrolę nad naturą. Dzisiaj na arenę zdominowaną przez ludzi i ich wytwory zaczyna wkradać się cyborg Stelarca – figura łącząca człowieka z maszyną, hybryda fizjonomii i elektroniki. Ciało pod całkowitą kontrolą. Stelarc po „wyhodowaniu” protezy ucha na przedramieniu – marzy o stworzeniu z ciał portali, przez które będziemy mogli zaglądać tam, gdzie nas nie ma. Performer nie ogranicza się zatem wyłącznie do fizycznych modyfikacji, poszukując c iała fantomowego. Dzięki technologii miałoby dostąpić rozmycia w społecznej przestrzeni, co znane jest powszechnie pod nazwą hologramu. Wynika to z koncepcji body obsolete – ciała przestarzałego, które może być poddawane technologicznym modyfikacjom,
FUSS magazyn
oddzielającympodmiot od przedmiotu i ustanawiającym człowieka gdzieś pomiędzy ciałem a wirtualną egzystencją. Ciało fantomowe konstruuje awatar, złapany w pajęczą sieć komunikacji elektronicznej, która pozbawia je intymności i ochrony, wystawiając na ciągły, społeczny pokaz. Klasyczna opozycja natury i kultury zostaje unieważniona. Człowiek za pomocą techniki rekompensuje braki natury.
Człowiek jednak próbuje zmienić się w cyborga poprzez mariaż materii ożywionej i martwej. Większość social media staje się inżynierią, pozwalającą na kreowanie wirtualnych awatarów, gdzie mózg „zawiesza” istnienie ciała, potrzebnego tylko do stukania w klawiaturę, i rozmywa się niemalże całkowicie w obwodach elektrycznych budujących maszyny.
PRZEPŁYW TOŻSAMOŚCI Koncepcję ciała fantomowego tylko kilka kroków dzieli od idei nieśmiertelności. Podobnie jak cyber-ciało, umysł będzie mógł trwać o tyle, o ile dostępne byłyby źródła energii napędzające tę tzw. rozszerzoną rzeczywistość. Jednak zwykła awaria czy odłączenie aparatury byłyby tragiczne w skutkach. Niedawno wątki cybernetyczne eksploatowane były przykładowo w filmie Transcendencja (2014, Wally Pfister), w którym naukowiec wskrzesza siebie samego w rzeczywistości cyfrowej, jest wszechobecny, lecz rozmywa się w świecie wirtualnym, traci ciało, którego prochy wyrzucone są do rzeki, jednak później próbuje je odbudować czy to przez mechaniczne ramiona podłączone w swój elektro-krwio-obieg, czy przez rekonstrukcję całego ciała. Inną niemożliwą do cybernetycznej rekonstrukcji cechą jest funkcjonalność mózgu, przetwarzającego informacje około stu razy szybciej niż komputery. Dlatego też możliwość rozpłynięcia się struktur inteligibilnych w elektronice jest kwestią bardzo dalekiej przyszłości. Pomysł pozostaje ten sam – duszę utożsamia się z liczbą – jakże jednak można zakodować strukturę tak złożoną, chaotyczną, w systemie binarnym?
Owe programowanie technologiczne obraca się przeciwko użytkownikowi, który zaczyna przybierać cechy schematów uprzednio wprojektowanych w medium. Wzrok zamknięty jest w ramy ekranu, a ciało przestaje poszukiwać nowych bodźców. Przedłużeniem wzroku staje się wyświetlany obraz. Tym samym, umysłowi narzucone zostaje kadrowanie technologiczne, co powoduje rezygnację z autonomii własnego ciała, uzależnionego od „nowinek”. To rodzi pytania o kondycję jednostki w ponowoczesnym świecie. Rozważania cybernetyczne koncentrują się zatem w głównej mierze na kwestii tożsamości. Cyber-człowiek, którego częścią staje się sztuczny organ, jest już w jakiejś mierze rozdarty, co nie wzmaga – jakby się mogło wydawać – siły jednostki, lecz jeszcze wyraźniej ukazuje różnicę między niedoskonałością człowieka a jego być może przyszłą formą ewolucyjną: nad-człowiekiem. Transgresja ponownie wyznacza ludzki byt. Jeśli człowiek przyszłości ma przekroczyć fizyczne ograniczenia i fun kcjonować w technologicznym środowisku, to rozmyciu ulega jego poczucie tożsamości. Kiedy dostępny jest w kilku sferach jednocześnie, nigdzie nie jest dostępny bezpośrednio. Brakuje czucia, dotyku, zapachu.
KONCEPCJĘ CIAŁA FANTOMOWEGO TYLKO KILKA KROKÓW DZIELI OD IDEI NIEŚMIERTELNOŚCI | 43
FUSS magazyn
Rozbicie na ciało i umysł obrazuje również inny projekt Stelarca – Extended arm (2000), w którym twórca jawi się jako podmiot i przedmiot jednocześnie. Połowę jego ciała – w tym robotyczną rękę – kontroluje on sam, zaś drugą ręką sterują widzowie za pomocą stymulatora mięśni. Komunikacja toczy się między awatarami, zmieniającymi tożsamość w zależności od sytuacji. W wirtualnym świecie funkcjonuje się na granicy ułudy i prawdy. Stelarc stosuje praktykę body hackingu — zmian na żywym ciele. W istocie bioart staje się laboratorium przeniesionym w mury instytucji artystycznej, gdzie konfrontujemy się ze współczesnymi golemami. Fascynujące jest to, że cyborgizacja realizowana jest już dzisiaj. Przykładem może być Kevin Warwick, który w 1998 r. wszczepił sobie czytnik RFID, służący do komunikacji z systemem tworzącym jego środowisko i odpowiadającym na jego obecność. W swoich badaniach łączy własny układ nerwowy z sieciami elektronicznymi, rozszerzając również zakres doświadczeń zmysłowych o umiejętność echolokacji. Człowiek przyszłości to dla niego człowiek rozszerzony – o możliwości technologiczne. Warwick zajmuje się również robotyką, która łączy biologicznie wyhodowane mózgi i technologiczne „ciało”.
był projekt filozoficzny Nietzschego do prób przekroczenia własnych ograniczeń. Cyborg może być wizją rekompensaty ludzkich niedoskonałości oraz technicznej kontroli dalszego rozwoju. Ale czy gdy już zwiększą się granice potencjału człowieka stechnologizowanego, nastanie czas utopii – raju na ziemi? Czy cyborg będzie kolejnym etapem ewolucji, który – urodzony przez technikę i racjonalność – popadnie w obłęd wywołany dominacją jednej funkcji psychicznej? Czy zdoła wyprzeć z życia codziennego sferą nienaukową – emocjonalną i moralną?
Stelarc traktuje stan człowieka jako przejściowy. Posthumanizm zmienia spojrzenie na homo sapiens sapiens, pozwalając usytuować go w kontekście powiązań z innymi organizmami – daje wgląd w zmieniające się, przez użycie technologii, koncepcje podmiotowości i tożsamości. Unieważnia granice międzygatunkowe, niwelując przeciwstawność natury i kultury. Krwiobieg staje się okablowaniem, Sebastian Łąkas Profesja: student. Na chwilę obecną krzewiciel utopijnea technologia przywdziewa ludzką skórę. go poglądu, że sztuka jest do wszystkiego. Pomagają mu Figura cyborga aktualizuje stare mity, w których bó- w tym studia nad historią sztuki i filozofią. stwom w ciele człowieka nadawano nadnaturalne zdolności i pełną kontrolę nad sferą przyrody. Nie tylko panowa- Julian Zielonka no nad burzami czy nurtem rzeki, ale również nad samą Na co dzień specjalista od sprzedaży ziemniaków i markreacją, w której budulcem mogła być martwa materia. chewek, po nocach niespełniony z pasji rysownik. MeloCzłowiek od zawsze odczuwał pewną niezgodę na kondy- man siedzenia w domu, podziwiania dinozaurów i czytację opisaną w kategoriach ostateczności – niepotrzebny nia komiksów. Tegoroczny maratończyk.
| 45
KĄTEM OKA
INSTAGRAMOWA POETYKA
marta stańczyk|kASIA mATYJASZEWSKA
Kiedy drzewa wciąż były prawdziwe to nazwa bloga prowadzonego przez Jesse’ego Richardsa, autora tzw. manifestu filmów remodernistycznych. Deklaracja „nowego autentyzmu” w kinie nie spotkała się z szerszym oddźwiękiem, odbijając się echem o tyle jedynie, o ile dziwiła kolektywna wypowiedź. Sam Richards w pierwszym punkcie zaznaczył, że manifesty artystyczne należy traktować z przymrużeniem oka, gdyż stanowią wyraz egocentryzmu twórców. Dlatego artysta nie pretendował do wyznaczania jedynej słusznej formy, a próbował zainspirować filmowców. Od 2008 rozwój jednej „appki” sprawił, że hasła „anty-antysztuki” i przywrócenia filmom prawa do niedoskonałości wychylą jeszcze łby z podziemia. Pojęcie realizmu w filmie często przyjmuje konwencjonalną formę. „Wierzący w rzeczywistość” filmowcy eksploatują technikę kamery z ręki, nazywaną również shaky-cam („drżąca kamera”) czy – przez mniej przebierających w słowach – vomit-cam (eufemistycznie: „kamera wywołująca nudności”). Rzeczony paradokumentalizm tego zabiegu coraz gorzej obywa się bez prefiksu „para-”, zamieniając efekt autentyzmu w ornament. Co ciekawe jednak, operatorzy często odchodzą od odpowiadającemu kręceniu
46 |
z ręki „zabrudzonego” realizmu fotografii snapshotowej, w której błąd jest wartością. Przekonanie, że doskonalsze, „ładniejsze” przedstawienie rzeczywistości mówi nam o niej więcej, jest tak powszechne, że autorski rys ustępuje przyspieszającej produkcję standaryzacji. Wzorzec produktom rzekomo realistycznym zapewnia jedna niepozorna aplikacja – cieszący się dużą popularnością Instagram. Połączona z serwisem społecznościowym „appka” różni się od dawniej popularnych fotoblogów czy fotki.pl przede wszystkim szybkością nie tylko publikacji, ale możliwością obróbki. W poprzednim numerze „FUSSa” o jej zaletach przekonywali członkowie Grupy Mobilnych, a kiedy Stany Zjednoczone były pustoszone przez huragan Sandy, z konta na Instagramie korzystali nawet fotoreporterzy New York Timesa. I nic w tym zdrożnego czy uwłaczającego. Wierzę, że błyskawiczna estetyzacja zdjęć swoich posiłków, butów czy chmur widzianych z okien mieszkania na dziesiątym piętrze nie jest jedynym zastosowaniem (nie) sławnych filtrów, jednak zdecydowana większość wybiera drogę na skróty. Epidemia artystycznej łatwizny rozprzestrzenia się także w filmie. Jednak populistyczna zaraza nie przybiera ponurych barw czarnej śmierci czy czerwonego
FUSS magazyn
moru. Instagramowa estetyka koloryzuje często zarówno styl, jak również opowiadane historie. Infantylizuje je niejako, upupia. Ale dodaje słonecznych promieni, głębi, intensywności. Filtr: Lo-fi. #arcydzielo #natural #prostonasundance Bo pomijając teledyski Lany Del Rey i innych Mumfordów czy pomysły polskich operatorów, zafascynowanych stereotypowymi zdjęciami w instagramowym stylu (przykładowo Facet (nie)potrzebny od zaraz [2014, Weronika Migoń] mógłby zastąpić „faceta” w tytule „młynkiem do kawy”), właśnie festiwal Sundance zdaje się jak magnes przyciągać „filmy z filtrami”. Owe filtry na Instagramie mają nadać zdjęciom specyficzną aurę, ale analogiczną poetykę stosuje się coraz częściej na planie filmowym. Celem jest osiągnięcie specyficznego efektu czy nastroju zdjęć – romantycznego, nostalgicznego i/lub epifanicznego. Bo właśnie doświadczeń na granicy epifanii zdają się doświadczać bohaterowie wielu dzieł z metką „Sundance” nawet wtedy, kiedy przechodzą przez jezdnię. Zdjęcia wśród kłosów zbóż w świetle chylącego się ku zachodowi słońca? Są Królowie lata (2013, Jordan Vogt-Roberts), w których nastoletnia miłość tłumaczyć może w jakiś sposób kiczowate ujęcie. Patrzącą przez ramię młodą dziewczyną z refleksami światła we włosach znaleźć można chociażby w Cudownym tu i teraz (2013, James Ponsoldt), czyli kolejnej opowieści o młodych, zagubionych ludziach oraz niedojrzałych twórcach. Świetlna orgia zamieniająca ujęcie w pokaz zimnych ogni rozpoczyna Bestie z południowych krain (2012, Benh Zeitlin), w których nawet bieda staje się magiczna. Melancholia i refleksja tak obezwładniające — i wyraźnie malujące się na twarzy — że świat zewnętrzny przestaje istnieć, znacząco rozmazując się w tle to równie częsty syndrom. Bohaterka musi mieć problem, przecież umówiła się na zabieg aborcji i pracuje w Przechowalni numer 12 (2013, Destin Cretton), a inny bohater planuje Zabić człowieka (2014, Alejandro Fernández Almendras). I w końcu ulubiony gatunek post-Malickowy, czyli filmy o trawie – kiedy reżyser w To the Wonder (2012) sparodio-
wał samego siebie, nie przestał oddziaływać na młodszych twórców. Efekt? Ain’t Them Bodies Saints (2013, David Lowery), w którym zdjęcia są tak instagramowe, że nawet rzeczone „stroje z epoki” wydają się raczej hipsterskim stylem retro. Styl filtrów zadomowił się zresztą na Południu Stanów, Zjednoczonych w których piękno przyrody (odpowiednio zaakcentowane) kontrastuje z moralną degrengoladą. Dzisiaj co prawda zdelegalizowano niewolnictwo, więc plantacje straciły swój „koloryt” – jak w Zniewolonym (2013, Steve McQueen) – ale zawsze znajdzie się kazirodczy, pedofilski, sekciarski klan (jak w serialowym Detektywie, 2014, stworzony przez Nica Pizzolatto) lub nimfomanka, brutalny oprych i gej uciekający przed pogardą do samego siebie w praktyki BDSM (Pokusa, 2012, Lee Daniels). Całe to towarzystwo grasuje w pełnym blasku po wspaniale uwypuklonych cudownościach „natury”.
POMIJAJĄC TELEDYSKI LANY DEL REY I INNYCH MUMFORDÓW CZY POMYSŁY POLSKICH OPERATORÓW, WŁAŚNIE FESTIWAL SUNDANCE ZDAJE SIĘ JAK MAGNES PRZYCIĄGAĆ „FILMY Z FILTRAMI” | 47
KĄTEM OKA
Słowo „natura” umieszczam w cudzysłowie, gdyż w filmach tych nie odnajdziemy wrażeń znanych nam z codziennego doświadczenia. Naturalizm został pogardzony nawet w filmach, które bazują na tematyce społeczno-obyczajowej, czyli z ducha realistycznej. Ma być głębiej, „inaczej”, więc rozbuchana forma rzuca się cieniem – pardon, światłocieniem – na mniej lub bardziej odkrywcze tematy, nie dając im szansy na oddech. W Hellionie (2014, Kat Candler) zmartwieniem nastoletniego bohatera jest konieczność wzięcia odpowiedzialności za młodszego brata – ale jak się martwić, jak współodczuwać z chłopcem, kiedy jeden kadr jest ładniejszy od drugiego? A tak naprawdę wszystkie są podobne do siebie i do filmów instagramowych, uciekając od rzeczywistości, którą rzekomo chcą przedstawiać. Argument świata wewnętrznego czy krajobrazu psychicznego też nie zdaje testu wiarygodności, ponieważ konieczna byłaby wtedy subiektywizacja – nie tylko spojrzenia bohatera, ale także twórców. Przez pozory artystowskiej indywidualności przefiltrowują oni smutny fakt o samoograniczaniu się i dostosowywaniu do trendu. Mimo głębi ostrości i nasyconych barw ich filmy są zwykle płaskie i puste. To migoczące świecidełka, które coraz łatwiej wyprodukować, gdyż nie wymagają refleksji przy „opakowaniu” historii.
48 |
Jesse Richards w swoim manifeście remodernizmu wynosi na piedestał błędy i niedociągnięcia jako świadectwo szczerości i mniej sterylnego podejścia do filmów. Zaprzyjaźnieni z nim twórcy rzadko realizują filmy, które potem i tak nie przedostają się do szerszego obiegu przez swą undergroundowość. Lecz tęsknota za autentyzmem w kinie powinna wydostać się poza manifest grupy. Może zamiast kadrowania rzeczywistości za pomocą klisz ze smartfona zaufają ponownie swojemu spojrzeniu. Efekt może zaskoczyć – a to już dużo.
mARTA sTAŃCZYK Studentka Uniwersytetu Jagielloń skiego, filmo znawca wannabe. Trochę ogląda, trochę czyta i trochę słucha, ponieważ marzy o zostaniu kulturalnym krakusem. kASIA mATYJASZEWSKA Absolwentka Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie oraz Lubelskiej Szkoły Sztuki i Projektowania. Zajmuje się projektowaniem graficznym i ilustracją. W wolnych chwilach fotografuje neony, podróżuję po Europie.
KĄTEM OKA
CHODŹMY DO JAPOŃSKIEGO LASU Małgorzata Dudek|dżina Jelizarowa
Spotkanie z japońską kinematografią często przypomina teleportację na obcą planetę. Widzimy potencjalnie znajome formy, kształty i barwy. Patrzymy, a jednak nie możemy przewidzieć, jakie będą ich dalsze konfiguracje. Konikowi morskiemu może wyjść z brzucha naga gejsza, a łzawa opowieść o relacjach ojca i syna – przerodzić się w animowaną jatkę pomiędzy robotami-tytanami. Zachodnia racjonalność i logika w tym świecie nie mają zastosowania. Zmiany w przebiegu akcji występują szybko i nagle – całkiem jak trzęsienie ziemi w gwarnym centrum Tokio lub wybuch wulkanu wśród pól ryżowych. Oglądamy. Miga, jest kolorowo, zmysły wariują, a mózg eksploduje. Czasem szok jest tak wielki, że zalewa nas jak fala tsunami. Co prawda, po chwili wypływamy na powierzchnię świadomości, ale pozostajemy z wielkim „WTF?!”, czując się, jakbyśmy przed sekundą dryfowali w przestrzeni kosmicznej, a nie oglądali film. Nie wiemy, jakim eksperymentom nas poddawano w trakcie projekcji, ale wiemy, że było ekstremalnie, a operacja się udała. Przeczuwamy, że gdzieś
50 |
w mózgu zainstalowano nam j-chip, ponieważ po filmie rzeczywistość wygląda blado, nudnawo, jakoś tak niepokojąco zrozumiale. Ziewając, chcemy nowej ekstremy z Azji rodem. Mało nas obchodzi, czy okaże się marzeniem sennym, czy koszmarem. Funky Forrest. The First Contact (2005, Katsuhito Ishii, Hajime Ishimine, Shunichiro Miki) to jeden z najbardziej odjechanych filmów, jakie kiedykolwiek powstały. Oglądając go, można się zastanawiać, czy Japończycy posiadają całkiem inną strukturę DNA niż mieszkańcy pozostałej części kuli ziemskiej. Być może ten niemający połączenia ze stałym lądem kraj został zasiedlony przez przybyszy z obcej planety, a kultura japońska to zdziczała roślina, która wyrosła z sadzonki posianej przez bardziej zaawansowaną od naszej cywilizację. Liczne poszlaki zresztą wskazują na jej roślinną genezę. Po pierwsze – przywiązanie ludności do ziemi oraz niechęć do emigracji. Po drugie
FUSS magazyn
– nazwiska. Często powiązane są ze zjawiskami przyrodniczymi, z tym, co przynależne do porządku natury. Na przykład: Mori (森) jest zapisywane przy użyciu znaku kanji oznaczającego bór, duży las, Hayashibara (林原) – mniejszy las i łąkę, a Ikeda (池田) – jezioro i pole ryżowe. Poza tym długie dojrzewanie tej kultury, rozkwit w epoce Meiji i owocowanie w latach powojennychostatecznie upodabnia ją do rozwoju roślin. Można pokusić się o tezę, że obecnie Japonia jest w fazie rozsiewania zarodników po całej planecie w postaci mangi i anime. Podejrzenia przeradzają się zatem w pewność. Funky Forest zbudowany jest z wielu etiud filmowych, luźno powiązanych przez występujące w nich postaci. Już w pierwszych minutach filmu pojawia się para błaznów, uważających się za kwintesencję japońskości. Patrząc na nich, można wywnioskować, że zawiera się ona między śmiertelną powagą a totalnym wygłupem, między miłością do tradycyjnej sztuki i harmonii a pociągiem do wybuchów i ekscesów, między życiem w kolektywnym społeczeństwie a nagłymi atakami indywidualnej psychozy. Jeśli zaś chodzi o sztukę, to w Japonii, kraju nieustannie zagrożonym kataklizmami (czy to wybuchem elektrowni atomowej, czy to niepodlegającymi ludzkiej kontroli zjawiskami geologicznymi), wyrosła estetyka pełna kontrastów, owocująca dziełami fragmentarycznymi, pełnymi niedopowiedzeń, opartymi na zaburzeniu oraz przeświadczeniu o nietrwałości rzeczy i symultaniczności wydarzeń.
Nie odbierając czytelnikom przyjemności zbierania szczęki z podłogi co 5 minut, napiszę w telegraficznym skrócie:UFO z krainy Piku-Riku wkrada się w ludzkie sny, każąc ofiarom tańczyć; dziwna kosmiczna maszyna wnika w brzuch licealistki i produkuje miniaturowego mężczyznę; szkolna orkiestra gra na niewielkich, lecz krwiożerczych mutantach; mała dziewczynka szybuje w kosmosie podczas przerwy w nauce; szkolny lekarz próbuje oswobodzić młodą sportsmenkę od przyczepionego do jej ręki stwora, przypominającego kalmara, rozmawiając w tym celu z małym Japończykiem wydobytym z wnętrza poczwary. I wiele, wiele innych historii. Jest kosmos, jest absurd. Jest las. Tu pojawia się meritum sprawy, a więc pytanie: dlaczego warto udać się do lasu? Pod koniec filmu jedna z bohaterek opowiada sen, w którym cztery piękne kobiety wykonują wśród drzew i mchów muzyczny show na żywo. Pierwsza z nich, ubrana w białe, futrzaste wdzianko, gra na skrzypcach, pozostałe trzy odpowiedzialne są za nagłaśnianie świata. To one kierują soundsystemem rzeczywistości, to one zsyłają ludziom sny, które są nieodróżnialne od jawy. Jedna z nich moduluje dronowy dźwięk skrzypiec, druga kontroluje dźwięki natury, zaś trzecia odpowiedzialna jest za kontrolę ludzkiej technologii. Ich performans to silent disco słyszalne tylko po założeniu słuchawek. Natura, technologia i kultura to tylko wibracje, chwilowy kobiecy kaprys. Jeśli nie wsłuchamy się dobrze, jeśli przerwiemy w nieodpowiednim
ZIEWAJĄC, CHCEMY NOWEJ EKSTREMY Z AZJI RODEM. MAŁO NAS OBCHODZI, CZY OKAŻE SIĘ MARZENIEM SENNYM, CZY KOSZMAREM.
| 51
FUSS magazyn
森 momencie to, czego jesteśmy świadkami lub uczestnikami, to kłamstwo, a najlepszą rzeczą, jaką może zrobić człoczar pryska. Przekonuje się o tym wędrowny mnich, który wiek, to tańczyć. Najlepiej w lesie absurdu. Radośnie udaje się do lasu jak do świątyni, lecz podczas wsłuchiwa- i ekstatycznie. nia się w świat niestety kicha. Mężczyzna zostaje z niczym, a piękne performerki odlatują na inną planetę, skąd je przysłano, aby dźwiękami stwarzały ludzkie sny. Jednym z nich jest niniejsza opowieść. Funky Forest trudno porównać z czymkolwiek znanym z zachodniej kinematografii. Jednak film ten, tak według naszych standardów eksperymentalny i niszowy, dla widza japońskiego, wychowanego na przekraczających wszelkie granice absurdu i groteski programach telewizyjnych (gdzie np. drużyna wypuszcza wózek z zawodnikiem, którymusi przejechać pod jak największą ilością stojących w rozkroku kobiet, a kamera filmuje ich majteczki), może wydawać się jedynie kolejnym elementem rzeczywistości nasyconej do granic możliwości bodźcami wizualnymi. Światła, neony, roboty, wszechobecne błyskotki, róż i kawaii pluszaki mogą zdezorientować. W filmie Japończycy pokazani są jako wieczne dzieci, które na coś czekają. Uciekają w gry, poszukują kosmitów i alternatywnego świata, bo w społeczeństwie dobrobytu im nudnawo. Wrócić do tradycyjnych ideałów harmonii z otoczeniem i wyciszenia już się nie da, więc lepiej podkręcić światu głośność na maxa, zanurzając się w kakofonii dźwięków – i obrazów.
Małgorzata DuDEK Ur. w 1990r. na Dolnym Śląsku. Studentka Performatyki i Porównawczych Studiów Cywilizacji na UJ. Zajmuje się pisaniem, grafiką, fotografią i filmem. Od kilku lat prowadzi cykl projekcji filmowych Extremazja w Krakowie
Dżina Jelizarowa Po trzech latach studiów na Uniwersytecie Pedagogicznym w Rosji przeprowadziła się do Polski, gdzie ukonczyła licencjat na ASP we Wrocławiu na kierunku Mediacji Sztuki. Obecne kontynuuje edukacje na studiach magiFilm kończy się radosnym wnioskiem, że wszystko sterskich. Na codzień karykaturzystka.
林原 | 53
wywiad
SWOJE ŻYCIE ZWIĄZAŁAM Z MUZYKĄ O NOWEJ PŁYCIE, MUZYCE I GÓRALSZCZYŹNIE OPOWIADA HANKA WÓJCIAK magdalena Urbańska|Klaudyna Schubert
54 |
FUSS magazyn
Kobieta-instytucja, dziewczyna-paradoks. Próbując ją przedstawić, popada się w skrajności. Krakowska góralka, wykształcony muzycznie grajek uliczny. Dyplomowana animatorka społeczno-kulturowa, której jednak – jak zapewnia – bliżej do natury.
Mówisz o sobie, że jesteś góralką, mieszkasz jednak problemu, żeby się przestawić z czystej polszczyzny na w Krakowie. Jak to jest z Twoją góralszczyzną? gwarę. Cieszę się z tego, że urodziłam się pod Tatrami. Z „polanki miłości”, bo tak nazwano niegdyś wierch na olczańskich Gawlakach, widać było całe Tatry. Nikt z nas, dziecysk, co tam chłoćkie razem chodziły, nie wiedział co to za szczyty, ale ten widok zachwycał i radował oczy. Cieszę się, że mówię gwarą, że rosłam w miejscu, gdzie śpiew, taniec, głośny śmiech były czymś naturalnym. To z pewnością pomogło mi w wyborze własnej drogi życiowej, w której centralne miejsce zajmuje muzyka. Zawsze z rozrzewnieniem wracam na Olczę, jednak w Krakowie mieszkam z wyboru już siódmy rok i mogę śmiało powiedzieć, że oba te miejsca są „moje”. Gdy patrzę na Podhale, z dystansu jawi mi się ono nieco inaczej niż wtedy, kiedy siedziałam w ciepłej, maminej izbie. Widzę chyba wyraźniej i to co piękne i to, co mało chwalebne na tyj zokopiańskiej dziedzinie. Co postrzegasz jako tę „brzydką” twarz góralszczyzny? Małą świadomość wspólnego interesu, bałagan architektoniczny, kiczowate, wszędobylskie reklamy… Myślę, że dużym problemem jest też słaba umiejętność komunikowania własnych uczuć i mówienia o problemach w góralskich rodzinach, a co za tym idzie – mało konstruktywne radzenie sobie z nimi. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że są to przywary nie tylko Podhala. Szczególnie niepokoi mnie zaniedbywanie uczenia dzieci gwary, która po prostu ginie.
Przyjechałaś na studia do Krakowa. Czy to nie było jakąś formą ucieczki od góralszczyzny? W ogóle by mi to do głowy nie przyszło. Skończyłam liceum, chciałam się uczyć dalej, rodzice to zrozumieli, wparli mnie i tak znalazłam się w Krakowie. Zawsze byłam bardzo spontaniczna i ciekawa świata, lubiłam zmiany i przebywanie w towarzystwie ekscentryków, a tych w Krakowie nie brakuje (śmiech). Dobrze mi w królewskim mieście. Tu mieszkają moi muzycy, tu jest moje Radio, tu dobrze mi się pracuje. A do Zakopanego przecież tylko sto kilometrów(śmiech).
LEPIEJ SIĘ CZUŁAM GRAJĄC NA ULICY NIŻ ŚPIEWAJĄC KLASYKĘ. ŚPIEWANIE Z NUT BYŁO DLA MNIE UCIĄŻLIWE.
A jak mówi się u Ciebie w domu? U nos się zawsze godało po góralsku. Dlatego nie mam
| 55
wywiad
Szybko sprawdzam, czy jednak nie użyłaś słowa „ucieczka” w swoim najnowszym utworze, ale nie – w „Matulu” śpiewasz: „Mamo ja Ci wyrosłam / Matulu ja ci w świat poszłam”. Odczuwasz, że Kraków to jest inny świat?
szym odbiorze…
Kiedy czytałam dialogi Panny Młodej i Pana Młodego z Wesela, pomyślałam sobie „Kurcze, ta rola po prostu jest dla mnie!” Po pierwsze, Wyspiański napisał dialogi chłopów jakby po góralsku, po drugie pomyślałam sobie, że i ja Oj tak. Ludzie inaczej żyją w Krakowie. Na Podhalu mam coś z tej Jagusi – wyszłam z małej społeczności i dawszystko kręci się wokół gości, wokół turystyki. A w Kra- łam się poślubić Krakowowi (śmiech). kowie spotykają się ludzie różnych zawodów, każdy żyje trochę po swojemu. Młodzi ludzie, którzy przyjeżdżają Takich zderzeń w kontekście Twojej osoby jest więcej. tutaj studiować, dopiero szukają własnej drogi, natomiast Podobnie ma się kwestia Twojego muzycznego wykiedy ktoś rodzi się w rodzinie góralskiej, raczej wiadomo, kształcenia – jesteś absolwentką szkoły muzycznej II jak będzie wyglądała jego przyszłość. Górale bardzo są stopnia, a często opowiadasz też o tym, że zaczynałaś przywiązani do miejsca pochodzenia. Rzadko podróżują, grać na ulicy. Do czego Ci bliżej: nauczonych muzyczraczej doglądają swoich domostw, z których większość to nych ram czy tej ulicznej wolności? pensjonaty. Rozrywki to posiady, wesela, chrzciny – tak bawią się tu ludzie. Jednocześnie z roku na rok rośnie odsetek Już nie pamiętam, kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki osób z wyższym wykształceniem, no i coraz częściej zda- gitarę i siadłam na ulicy, natomiast wiem, że wtedy spełrzają się „mieszane” małżeństwa, czyli łączenie się w pary niłam jedno ze swoich małych marzeń. Wcześniej przygórali z niegóralami, co jeszcze pokolenie temu było bar- stawałam przy ulicznych grajkach, czasami śpiewałam coś dzo rzadkie. z nimi, więc kiedy przyjechałam do Krakowa, poczułam wolność: nikogo nie znam, więc mogę robić, co chcę! Pierwszy przykład takiego głośnego kulturowego (śmiech) Szczerze powiedziawszy lepiej się czułam grając mezaliansu to Panna Młoda z Wesela. Dzięki tej roli na ulicy niż śpiewając klasykę. Śpiewanie z nut było dla w słuchowisku Andrzeja Seweryna, zaistniałaś w szer- mnie uciążliwe. Ulica jest żywa, nie wiesz, kto się zatrzy-
HANKA WÓJCIAK WOKALISTKA, AUTORKA TEKSTÓW I MUZYKI, LIDERKA I ZAŁOŻYCIELKA KAPELI HANKI WÓJCIAK, AKTORKA - AMATORKA. W RADIO KRAKÓW PROWADZI AUTORSKĄ AUDYCJĘ „WIECZÓR PANIEŃSKI”. ZWYCIĘŻCZYNI 46. STUDENCKIEGO FESTIWALU PIOSENKI (2010 R.), NAGRODZONA NA FESTIWALU TWÓRCZOŚCI KOROWÓD (2011 R.). WSPÓŁPRACOWAŁA M.IN. Z JARKIEM ŚMIETANĄ, ANNĄ TRETER. W CZERWCU UKAZAŁA SIĘ JEJ DEBIUTANCKI ALBUM „ZNACHORKA”. 56 |
wywiad
ma , musisz improwizować – to bardziej mi odpowiada. Poznałam też wtedy bardzo wielu ciekawych ludzi. Na przykład Aldo Vargas – Tetmajera, tak z tych Tetmajerów (śmiech) – w połowie Indianina, bo jego mama pochodzi z Boliwii. On mi zaczął opowiadać o innych kulturach, o wierzeniach Ameryki Południowej, o buddyzmie. Totalny kosmos. Dzięki temu spotkaniu zaczęłam studiować religioznawstwo.
Gdy pada hasło „góralszczyzna” w kontekście muzycznym, polski odbiorca ma z tyłu głowy od razu Golec u Orkiestra czy Zakopower. To zupełnie inny ciężar gatunkowy niż Twoja płyta. Jesteś w stanie uciec od takiego szufladkowania?
Dostrzegam w Twoich utworach nie tylko różnorodność emocjonalną, ale i literacką. Dużo się mówi o góralszczyźnie i charakterystycznych dla niej elementach w Twojej muzyce, ja zaś dostrzegam tam przede wszystkim bliskość kabaretu z najlepszych tradycji literackich.
Jarek Nohavica pozostaje dla mnie wciąż najwspanialszym wzorem bycia z ludźmi, nawiązywania relacji ze słuchaczem, budowania spektaklu, w którym jest miejsce i na radosne wygłupy, i na prawdziwe wzruszenia. Aż serce rośnie, kiedy cała sala – a bywa że dwadzieścia tysięcy zgromadzonych w jednym miejscu osób – śpiewa razem z nim. Każdy jego koncert jest niezwykły.
Muniek Staszczyk powiedział, że nasza muzyka jest „w uczciwy sposób oparta na góralszczyźnie, alternatywie do cepelii w sosie tatro-polo.” Cóż, zamiast tylko narzekać Czujesz się mocno związana z wiarą? na to, co słychać na Krupówkach, lepiej zaproponować coś swojego. W moich piosenkach pobrzmiewa PodhaStudia religioznawcze dały mi możliwość zdobywania le, mam nadzieję, że w przyjemny dla ucha sposób. Mam wiedzy o innych religiach, kultach, wierzeniach. Często świadomość, że muzyka góralska trudna jest do słuchania wydawały się mi się one wręcz śmieszne, jednocześnie zda- dla niegórali, dlatego w swoich pieśniach dozuję motywy łam sobie sprawę, że dla kogoś wychowanego w innej kul- góralskie. To jeden z elementów, wcale nie dominujący, turze nasza wiara również może jawić się jako coś niedo- zwłaszcza, że przecież moi muzycy to cepry (śmiech). Zgarzecznego… Nie ma na świecie uniwersalnej religii, którą dzam się z tym, co napisał Piotr Metz – muzyka góralska mogliby przyjąć wszyscy. Ludzie różnych wyznań mogą jest tylko punktem wyjścia dla mojej własnej, artystycznej się akceptować nawzajem, ale to chyba nie zmienia faktu, drogi. Nie gramy muzyki góralskiej i nigdy nie będziemy, że to właśnie swój wybór każdy uważa za słuszny. Jeśli cho- stworzyliśmy autorski repertuar i tego kierunku zamierzadzi o mnie, to może właśnie dlatego tak mocno związałam my się trzymać. swoje życie z muzyką, bo ona, jeśli płynie z serca, jest ponad wszelkimi podziałami. Jakie są Twoje muzyczne autorytety?
Bardzo mi miło! Cieszę się przede wszystkim, że te piosenki są, bo potrafi ich nie być przez kilka miesięcy. Drżę wtedy i myślę: „i co, to już koniec?!” (śmiech). One są bardzo różne, ale taka też ja jestem – ktoś może powiedzieć, że to duży atut, komuś innemu będzie to przeszkadzało. Piszę, jak czuję i nie widzę problemu w tym, że niektóre utwory aranżujemy z chłopakami, a niektóre gram solo na harmoszce. No z tym graniem to może lekka przesada, bo póki co potrafię obsługiwać pięć guzików (śmiech).
58 |
A propos koncertów – czy ten zespół to Twoja stała ekipa? Pierwszy mój występ z zespołem to 2010 rok – Studencki Festiwal Piosenki. Skład zebrany spontanicznie i na szybko. Dwóch muzyków, którzy wtedy ze mną zagrali – Andrzej (mandola) i Mateusz (skrzypce) – gra ze mną do dziś. Później doszedł gitarzysta – Jacek Długosz i perku-
FUSS magazyn
sjonalista – Tomek Czaderski, Mateusz przeszedł na kontrabas a na skrzypcach w Kapeli zaczął grać Marcin Skaba - z tym właśnie składem nagraliśmy pierwszą płytę. Teraz dawnego skrzypka zastąpił Tomek Pawlak, ale z każdym z byłych członków mamy dobry kontakt i czasami grają u nas zastępstwa. Z zespołem spotykamy się regularnie na próbach, ja przynoszę nowe teksty i melodie, a już wspólnie zajmujemy się opracowaniem muzyki. Wesoło mamy, to chyba widać na koncertach (śmiech). Nasze piosenki są różne, bo i my się różnimy, każdy daje coś ze swojej wrażliwości, wyobraźni i warsztatu. Tak właśnie powstała Znachorka.
Jaka jest ta płyta? Ludyczna, bliska ziemi, bliska natury. Mówiąca o radościach i smutkach, o miłości, niepokoju, nadziei. Niektórzy mówią, że to bardzo kobieca płyta… Tak, jest bardzo kobieca. A jednak mężczyźni silnie się z nią utożsamiają, przyznają się do tego. Myślę, że są na niej piosenki uniwersalne – jak przykładowo Matulu, mówiąca o wychodzeniu w świat. Wydaje mi się też, że Znachorka zawiera w sobie trochę
| 59
wywiad
magii, że te piosenki mają w sobie nieco baśniowości. Wyczytałam, że wykonujesz ptasie śpiewy. Czy na płyciemożna ich posłuchać? Z tymi ptasimi śpiewami to może za dużo powiedziane (śmiech). Natomiast faktycznie, śpiewam w tak zwanym rejestrze gwizdkowym, co jest wciąż dosyć rzadko spotykane w Polsce. To jest śpiew eksperymentalny, pełen świstów, przydechów, wszelakich dzikości. Szukam różnych brzmień i badam możliwości swojego aparatu głosowego. W Chebojcie ludziska, czyli piosence, która otwiera płytę, słychać właśnie takie śpiewanie. Cieszę się, że odkryłam w sobie takie zdolności. Płyta została wydana nakładem Radia Kraków. Od dwóch lat prowadzisz tam audycję. Czy ona i muzyka, którą tam prezentujesz, też miały wpływ na wydanie Znachorki? Radio Kraków dało mi ślebodę, wolność, której tak bardzo potrzebuję. Było tak już podczas pracy nad Weselem. Właśnie w czasie nagrań słuchowiska zauważono mnie i po paru miesiącach od premiery zaproponowano prowadzenie autorskiej audycji dotyczącej piosenki literackiej. Korzystam z tego, że jest to bardzo pojemny termin - gram muzykę wielu gatunków, ale zawsze taką, w której znajduję dobry tekst. W Radiu Kraków jest mi po prostu dobrze.
Mogę się tam rozwijać, mam wokół siebie ludzi, których cenię i szanuję. Cieszę się, że na każdym etapie powstawania Znachorki towarzyszyły mi osoby, które w swoją pracę wkładały serce. Wiem już, że właśnie takimi osobami chcę się otaczać i z takimi współpracować w przyszłości.
TO JEST ŚPIEW EKSPERYMENTALNY, PEŁEN ŚWISTÓW, PRZYDECHÓW, WSZELAKICH DZIKOŚCI, SZUKAM RÓŻNYCH BRZMIEŃ BADAM MOŻLIWOŚCI POMYSŁ I ZDJĘCIA | KLAUDYNA SCHUBERT MAKE UP | GÓRNICKA DESIGN
60 |
felieton
DWA Ĺ&#x161;WIATY
62 |
Jerzy Jachym
FUSS magazyn
Jerzy jachym Z wykształcenia ekonomista, entuzjasta fotografii, zapalony fotograf mobilny. Do edycji swoich prac, z pasją, używa wyłącznie smartfona i tabletu. Słucha muzyki elektronicznej i pije dużo kawy.
| 65
felieton
MOŻNA TEŻ INACZEJ martyna orlik|ada augustyniak
W maju szłam chodnikiem. To były dobre trzy miesiące. Wypracowane, wyszarpane, wyrwane z igrzysk śmierci zwanych dochodzeniem do siebie po nieszczęśliwej miłości. Nie czekałam na nic i nie wierzyłam, że można jeszcze żyć w kontekście innym niż mój własny. Było mi dobrze. Wstawałam do pracy, by ładnie się ubrać i przez 8 godzin bawić się w reklamę i marketing, które nazywam „Wielką Improwizacją. Dziadostwo część IV”. Jestem w tym dobra, bo traktuję swoje obowiązki jakby były planszą gry wartą przejścia dla samego rzucania kostką. To wada albo zaleta – zależy, która jest godzina. Codziennie jadłam w pracy zdrowy obiad przygotowany rano w kuchni i zamknięty w szczelnym pudełku. Po pracy szłam na siłownię, by zahartowane ciało pomagało mi hartować umysł. Pomagało. Czułam się ze sobą bardzo dobrze. Autoironią i błyskotliwością szastałam jak srebrnymi monetami, za które sprzedałam później nie tylko miejsce modlitwy pewnego chrystusa, ale wszystkie jej sekretne słowa. Po tym, jak ciało i duszę rozłożono mi na brzydkie kawałki, zaczęłam pielęgnować każdą ich część z największą czułością, dbając o dworski obyczaj. Lubiłam swoje spokojne życie, bo to do niego jestem stworzona – cierpliwie czytałam kolejne książki z Listy Książek Do Przeczytania oraz oglądałam
66 |
dobre lub potrzebne filmy, a screenami z nich zapełniałam folder na pulpicie. Chodziłam sama do teatru i czułam się wolna w ten dorosły sposób, kiedy punktujesz na liście dobrych uczynków nie po to, by iść do bierzmowania. Premiery i wernisaże oglądałam z dostojną dumą dyskretnej damy, której czerń nie jest wyrazem żałoby, a mroku w trybie stand-by. Paliłam rzadko lub tylko czasami, piłam umiarkowanie dobry alkohol, ale z nieudawanym namaszczeniem, składając usta w kokardkę i przykrywając je delikatnie serwetką, która zamieniała się w mój własny krakowski całun. Byłam palcami grającymi na fortepianach świata, bo miałam w sobie siłę, która przyciągała do mnie ludzi, na których uczyłam się chwytliwych melodii. Wciąż nie wiedziałam, czego chcę, ale byłam w tej rzadkiej i komfortowej sytuacji, kiedy przynajmniej wiesz, których rzeczy nie życzyłbyś sobie na urodzinach. Ufałam sobie i inni również mi ufali, przede wszystkim dlatego, że byłam sama, a tacy ludzie zawsze są najbardziej wiarygodni. Złote łańcuchy na szyi i rękach nie są dzisiaj znakiem bogactwa – zwiastują zbliżający się cyrk. Życie mi się udawało i wreszcie zrobiło się możliwie: nic nie musiałam, wszystko mogłam, Coca-Cola, enjoy your life.
felieton
EL DORADO. RAJ NA ZIEMI. ROCK’N’ROLL, YOLO, CARPE DIEM, FUCK THE WORLD, LET IT BE, FUCK THE PEOPLE, FUCK ME.
Był piątek. W maju szłam chodnikiem i spadł na mnie człowiek. Piękny. Spadał z bardzo wysoka i upadek ten winien go zabić, ale ja nie takimi trampolinami już byłam, więc i on lekko się ode mnie odbił, a potem wstał. Na spadających ludzi patrzy się trochę inaczej niż na tych, którzy się podnoszą. Do pierwszych masz więcej rezerwy, do drugich szacunku. A mi znikąd w gardle wzięła się wiśniówka z amfetaminą – ten niewysłowiony haj, który przytrafia ci się w momencie, gdy wiesz, że robisz właśnie to, co należy. I czułam się jakbym pociła się czymś przesłodzonym, jakbym pisała harlekina smsami. Chciałam, żeby miał mnie jak tamagotchi – karmił i wyprowadzał, budził, kiedy śpię, i resetował, kiedy umrę. Byliśmy jak związek przyczynowo-skutkowy na zawsze złączeni dywizem lub wieczną półpauzą. Działałam na zasadzie ryzyka, nie winy. Mówiłam „więc odkryj mnie, panie Kolumb”, a on dotarł do mojej Ameryki szybciej niż przewidzieć mógł Lem, gdyby mógł. Uważaliśmy, że papierosy są piękniejsze od biżuterii. Nic nie wiedzieliśmy o śmierci, za to wszystko o miłości i winie. Przestałam jeść. Przestałam hartować ciało, przestało mnie obchodzić hartowanie duszy.
Potrzebujemy świadków naszego życia, dlatego dzisiaj zeznaję: trzy tygodnie. El dorado. Raj na ziemi. Rock’n’roll, YOLO, carpe diem, fuck the world, let it be, fuck the people, fuck me. Kocham cię. Jest lipiec. Chodzę chodnikami. Patrzę w górę. Chcę wiedzieć, kiedy się zatrzymać.
* Autorka wykorzystała cytaty z J. Żulczyka i A. Wolny-Hamkało, bo lepiej opisać nie było można.
Martyna Orlik Pisze, bo morze.
68 |
Ada Augustyniak Ilustratorka, graficzka, fotografka, filozofka. Robi w życiu to, co chce.
felieton
‚HEY JUPITER’ ribbon
70 |
FUSS magazyn
| 71
felieton
72 |
FUSS magazyn
ribbon Absolwentka fotografii, w skarpetkach nie do pary. KsiÄ&#x2122;Ĺźniczka melanchujni- bez rodowodu.
| 73
FUSS magazyn
WALL OF FAME. A. Ada Augustyniak| ada.augustyniak@gmail.com www.adaaugustyniak.pl
Dżina Jelizarowa| dzhinabutler@gmail.com www.dzhinabutl.tumblr.com
D. Małgorzata Dudek| niebawem@gmail.com www.facebook.com/extremazja
K. Agata Kołodziej| agatkolodziej@gmail.com
kATARZYNA dOMŻALSKA| domzalska.katarzyna@gmail.com www.katarzynadomzalska.blogspot.com G. Grupa Mobilni| mobilni@grupamobilni.pl www.grupamobilni.pl J. Jachym Jerzy| jachymjerzy@gmail.com www.jerzyjachym.tumblr.com
74 |
Karolina Kościelniak| www.karolinakoscielniak.pl www.karolinakoscielniak.blogspot.com jAKUB kuSY| freelancer.krk@gmail.com L. Pirjo Lehtinen| pulpozaur@gmail.com www.pulpozaur.pl Zuzanna Lewandowska| zuza.filologia@gmail.com
FUSS magazyn
WALL OF FAME. Ł. Sebastian Łąkas| bastkk@gmail.com M. Małgorzata Maciejewska| inez.welt@gmail.com www.inezwelt.digart.pl MAGDALENA MARCINKOWSKA| magdalenowo@gmail.com www.marcinkowska.blogspot.com
R. RIBBON| www.facebook.com/RibbonMetlikcom S. Marta Stańczyk| stanczykowa@gmail.com T. Agata Trybus| agata.trybus@gmail.com
KASIA MATYJASZEWSKA| info@littlebylittle.pl www.littlebylittle.pl
W. Joanna Walas| joannamwalas@gmail.com www.joannawalas.tumblr.com
J. Katarzyna Nowacka| katarzynabnowacka@gmail.com
Barbara Wiewiorowska| b.wiewiorowska@gmail.com
O. Martyna Orlik| martynaorlik@gmail.com
Z. Julian zielonka| zielonkajulian@gmail.com www.slugozaur.deviantart.com | 75
making fuss
PO-CZYTAJ, PO-LUB, PO-KAŻ ZNAJOMYM I… ZA-DZIAŁAJ! ANIMOWANA POLSKA Pomysł zrodził się w głowie pewnego kreatywnego grafika, który zainspirował i przyciągnął kolejne młode osoby do wspólnego działania. Projekt ma na celu zachęcać i motywować ludzi do tworzenia. Ma za zadanie zrzeszać polskich grafików, animatorów, etc. przy wspólnej współpracy nad jednym projektem. JAK WYGLĄDA PROJEKT? Sama współpraca opiera się na kontakcie zdalnym. Osoby z każdego miejsca na ziemi mogą podjąć działanie i dołożyć coś od siebie. Projekt zapoczątkowany został serią animowanych dowcipów. Premiera kolejnego odcinka z serii ma miejsce w każdy poniedziałek. Po każdym „sezonie” odcinków ma powstać dłuższa animacja jako uwieńczenie danej serii. W przyszłości planowane jest stworzenie kolejnych serii dotyczących szeroko zakrojonej tematyki. Prace odbywają się głównie na otwartym oprogramowaniu. CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? Więcej informacji o projekcie do zdobycia na oficjalnym kanale YT: https://www.youtube.com/channel/UC8EuMWs10k08ZN5xCNCshQ Mile widziane są wszystkie osoby, które zechciałby przyłączyć się do prac nad kolejnymi odcinkami. Wystarczy napisać na adres: animowanapolska@gmail.com.
76 |
FUSS magazyn
BAD TASTE Bad Taste narodził się z miłości do kina niezależnego, autorskiego, artystycznego, offowego, undergroundowego, orientalnego i klasy B. Jest to owoc wizji portalu filmowego, który oprócz dostarczania informacji i recenzji, tworzy również swoistą społeczność kinofili. Nisza, którą sobie obraliśmy to kino, które w systemach kapitalistycznego społeczeństwa otrzymało miejsce marginalne, gdyż nie łatwo jest je sprzedać jako produkt zapewniający rozrywkę i nieskomplikowane emocje. Obrazy takie to często owoc pracy kontrowersyjnych wizjonerów, którzy wyzwoleni z produkcyjnych schematów oferują widzom autorski przekaz, gdzie język i treść rozpatrywać należy w kategoriach artystycznych. Nasz “zły gust”, przewrotnie zawarty w nazwie, odnosi się do upodobania dla tego typu kina, którego estetyka i konstrukcja bywają przyjmowane z niepokojem, lub są wręcz odrzucane przez przeciętnych widzów. Niemniej, ten “zły gust” jest naszą dumą i tym, czemu chcemy się poświęcić. Oprócz działalności internetowego magazynu, gdzie publikowane są krytyczne artykuły, felietony i recenzje tworzone przez młodych, niezależnych autorów, naszą długotrwałą aspiracją jest zapoczątkowanie realnej społeczności kinomaniaków lubujących się powyższej estetyce filmowej, jak również danie ludziom możliwości oglądania produkcji kluczowych dla kinematografii, lecz mało znanych i promowanych.
DOŁĄCZ DO nas. FUSS współtworzony jest przez pasjonatów – osoby otwarte, chętne do dzielenia się swoimi przemyśleniami, zajawkami, podróżami, kulturowymi i społecznymi fascynacjami. Zachęcamy do wysyłania swoich propozycji tekstów. Zachęcamy także do współpracy grafików, ilustratorów, fotografów i wszystkich, którym nie obca jest wolność twórcza i chęć artystycznego wyrazu. Prosimy o przesyłanie portfolio. Skontaktujemy się z wybranymi twórcami. Pisz na redakcja [@] fuss.com.pl
| 77