Witold Chromiński Morze, podróże, kobiety / Sea, travel, women
Galeria Dyląg
13 V – 12 VI 2011, Kraków
Witold Chromiński (1913, Kraków – 1977, Szczecin)
Witold Chromiński (Krakow 1913 – Szczecin 1977)
Syn rektora AGH prof. Edmunda Chromińskiego, magister inżynier Politechniki Gdańskiej, z zamiłowania podróżnik i fotograf. Już podczas studiów odwiedził Szwecję, Łotwę, USA, Kanadę, Afrykę, Brazylię, Argentynę, Urugwaj, Anglię i Francję. W latach 1945-1950 był dyrektorem kilku polskich cukrowni na Dolnym Śląsku, w latach 1951-1954 Dyrektorem Techniczny Stoczni Szczecińskiej. W połowie lat 50.porzucił pracę inżyniera, aby w pełni oddać się pasji podróżowania i fotografowania. Kilkakrotnie podróżował po Kanadzie – w latach 1960-1961 z Arkadym Fiedlerem (co opisuje Fiedler w książce I znowu kusząca Kanada) – USA, Afryce – w roku 1964 z Bernardem Grzimkiem – Azji i Szwecji. Wydaje książkę W dolinie Kilombero („Iskry” 1971) oraz album Ziemia Szczecińska. Już jako student publikował w czasopismach. Jego zdjęcia pokazywały „Wiadomości Fotograficzne”, „AS”, „Wiadomości Foto Greger”, „Morze”, „Dookoła świata”, „7 Głos Tygodnia”, „Kulisy”, „Panorama”. Przebywając na Śląsku, Witold Chromiński działał we Wrocławskim Towarzystwie Fotograficznym, a po przeprowadzeniu się do Szczecina wstąpił do Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego. Dwa lata później (1952) inżynier Chromiński dołączył do Związku Polskich Artystów. W 1954 roku zaprezentował na łamach „Fotografii” podstawy teoretyczne i założenia prostej metody tonorozdzielczej, zwanej przezeń izoprintem. W 1970 został przyjęty do Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej (FIAP). Był laureatem licznych konkursów fotograficznych, w kraju i za granicą. Pozostawił po sobie niezwykle bogaty zbiór fotografii z podróży i marynistycznych, zdjęć polskich miast i szczecińskiego teatru, portretów i aktów.
The son of Professor Edmund Chromiński, Vice-Chancellor of the AGH University of Science and Technology, and Master of Science and Engineer of the Gdansk University of Technology, a passionate traveller and photographer. Already while studying at the Gdansk University he visited Sweden, Latvia, the USA, Canada, Africa, Brazil, Argentina, Uruguay, England and France. He was the managing director of several Polish sugar plants in Lower Silesia during the years 1945-1950 and the Technical Manager of the Szczecin Shipyard between 1951-1954. In the mid 1950’s he left his profession as an engineer to completely devote his time to travelling and photographing. He travelled around Canada several times, in the years 1960-1961 with the writer Arkady Fiedler, who described these voyages in his book “And the Tempting Canada Once Again”, to the USA, to Africa in 1964 with Bernard Grzimek, to Asia and Sweden. He published the novel “Kilombero Valley” (Iskry 1971) and a coffee table book “Ziemia Szczecińska”. As a student he also published his work in magazines. His photographs were printed by “Wiadomości Fotograficzne”, “AS”, “Wiadomości Foto Greger”, “Morze”, “Dookoła świata”, “7 Głos Tygodnia”, “Kulisy”, “Panorama”. While living in the Silesian region, Witold Chromiński cooperated with the Wrocław Association of Photographers and, after moving to Szczecin, with the Szczecin Association of Photographers. Two years later, in 1952, Chromiński became a member of the Association of Polish Artists. In 1954 he published the theory and guidelines for the simple method of print toning in “Fotografia”, which he referred to as izoprint. In 1970 he was accepted as a member of the International Federation of Photographic Art. He was a laureate of many photographic competitions in Poland and abroad. Chromiński left behind an abundant collection of travel and maritime photographs, pictures of Polish cities and the Szczecin theatre as well as portraits and nudes.
Inżynier artysta Pisząc o Witoldzie Chromińskim jako o fotografie zawsze mam problem. Bowiem Witolda nie można wpakować do jednej szuflady, jednej półki, nawet jednego zbioru. W roku 2000 we wstępie do wystawy zakopiańczyka Henryka Josta napisałem: Wynotowuję nazwiska autorów, którzy ostatnimi czasy (od stycznia 1999) eksponowali swoje prace w Gdańskiej Galerii Fotografii: Jerzy Lewczyński, Zygmunt Wrześniowski, Jan Misiewicz, Wojciech Plewiński, Witold Chromiński, Bazyli Kuszyński, a teraz Henryk Jost. Różne pokolenia, różne twórcze terytoria, różne miejsca pochodzenia. W programie Galerii każdy zaistniał z innego powodu. Co ich może łączyć? Wspólny mianownik jest jeden – wszyscy są absolwentami uczelni technicznych. Ja też. /…/ … wiele już razy musiałem odpowiadać na to samo pytanie: Czy czas spędzony na politechnice nie jest dla mnie czasem straconym, skoro zajmuję się fotografią? Odpowiadam zawsze podobnie, tłumaczę tym, którym wymykam się z właściwej ich zdaniem przegródki, że wręcz odwrotnie, że na żadnej uczelni artystycznej nie uczą takich przedziwnych a często fantastycznych teorii jak na studiach technicznych. Że matematyka, teleelektryka, chemia, czy maszynoznawstwo potrafią rozwijać wyobraźnię, ucząc w dodatku jednocześnie inżynierskiego, czyli uporządkowanego myślenia. Że twórczość artystyczna jest darem a tylko od nas samych zależy, jak ten dar wykorzystamy. Zawód inżyniera bardzo w tym pomaga, także w myśleniu abstrakcyjnym. Witold Chromiński skończył Politechnikę Gdańską w 1935 roku, w czasach Wolnego Miasta – ja skończyłem tą samą uczelnię trzydzieści lat później. Co nas łączy? To, że w czasach studenckich pasjonowała nas fotografia. Ułatwiała kontakty interpersonalne, wyostrzała zmysł obserwacji, zmuszała do szybkiego podejmowania decyzji, ćwiczyła pamięć wzrokową, uczyła jednocześnie języka i konstrukcji obrazu – syntezy tego co umieszczamy w ramce negatywu. W dodatku obaj wykorzystywaliśmy naszą studencką twórczość podobnie – utrwalaliśmy różne przejawy studenckiego życia – towarzyskiego i zawodowego, by wreszcie po jakimś czasie znaleźć się w szeregach ZPAF. Nie pytałem Witolda czym jest dla niego kompozycja, nie wiem czy zgłębiał jej zasady, czy była mu - podobnie jak u mnie – przygodą, połączeniem własnego doświadczenia i stałej zabawy z formą, perspektywą, punktem widzenia, skalą, walorem i wreszcie twórczym umeblowaniem czterech ramek kadru. Jeśli mówię o doświadczeniu to myślę o fotografowaniu ludzi, fotografiach portretowych i reporterskich.
Chciałbym na wstępie przypomnieć powojenne sytuacje obserwowane i notowane przez artystę na terenie Pomorza Zachodniego, zderzające rzeczywistość pegeerowską z zabytkową architekturą. Tą dokumentalną fotografię odkryłem 20 lat po śmierci u jego siostry i szwagra w Krakowie. Wówczas zaproponowałem przygotowanie wystawy z tego zbioru w Gdańsku. Jednak niebawem nastąpił wysyp dość prymitywnych przerysowanych wystaw i wydawnictw słusznych – anty peerelowskich, z gotową tezą, do których refleksyjne fotografie Witolda nie pasowały. Warto jednak materiał opracować i pokazać. Wypada zwrócić uwagę na duży segment twórczości Witolda jakim były akty – temat istotny dla każdego twórcy, często uprawiany rutynowo, jak pozostałe klasyczne formy fotografii – portret, pejzaż, martwa natura. Chromiński lubił fotografować akty. Większość z nich obejrzałem dopiero w Krakowie. Wzrok mam na obraz wyczulony, a tutaj dziura. Wybacz Witoldzie, ale także w czasie licznych spotkań u Ciebie w Szczecinie, inne tematy i inne fotografie zostały w pamięci – tymczasem akty umknęły. Zapamiętałem przede wszystkim tematy morskie (sam pracowałem kilka lat jako elektronik w Zakładzie Urządzeń Nawigacyjnych PG, Ty zaś w gdańskiej Technische Hochschule kończyłeś wydział maszynowy i elektryczny), dlatego będąc w 1935 na praktyce w stoczni Saint Nazaire gdzie powstawał właśnie transatlantyk Normandie błysnąłeś serią jego doskonałych nowoczesnych fotografii. Obrazy portów i okrętów, które odwiedzałeś i na których pływałeś po świecie, także portów Gdańska i Gdyni, to fotografie dalekie od piktorialnych czułości, choć i takie potrafiłeś powoływać do życia – przede wszystkim dzięki doskonałemu opanowaniu warsztatu. Majstersztykiem są Twoje fotografie w oświetleniu nocnym. W każdym wypadku wykazywałeś się doskonałą znajomością konstruowania obrazu i wykorzystania walorów czysto fotograficznych jakimi są głębia ostrości lub plan pierwszy i dalsze. Pamiętam też nasze rozmowy o technikach fotograficznych, o poszukiwaniu przez Ciebie nowych form wyrazu, uwieńczonych indywidualnymi sukcesami. Opowiadałeś także o wywoływaniu negatywów podczas podróży ms Ziemią Szczecińską dookoła świata – podróż tą odbywałeś jako członek załogi. Przywiozłeś z tej podróży wiele niezwykłych fotografii. Tak się składa, że obaj w jakimś stopniu mieliśmy związki z teatrem. Ty znakomicie dokumentowałeś przedstawienia szczecińskich teatrów, ja byłem członkiem studenckich teatrów, w tym gdańskiego Bim bomu i Cyrku Rodziny Afanasjeff. Sam fotografią teatralną zajmowałem się epizodycznie, jednak jestem w stanie ocenić ten rodzaj twórczości. Wiem jak często foto-
grafia teatralna nie wspina się wysoko. Dyrekcję zadawala dokumentacja kilku scen spektaklu, kostiumów i scenografii. Jednak dobrzy fotografowie (i dobrzy aktorzy) potrafią stworzyć o wiele więcej. Na stronach www.opera.szczecin.pl Twoje fotografie przywołują dawne spektakle. Nie ma wśród nich zdjęć na siłę „inscenizowanych” gdzie często czuje się nudę aktorów i bezradność fotografa. Żałuję, że nie zapytałem Cię podczas oglądania teatraliów w jaki sposób osiągałeś takie wyniki? Domyślam się, a znając Cię jestem pewien, że to Twoja umiejętność, jakże cenna dla fotografa – umiejętność oswajania aktorów z obiektywem aparatu. Fotografowie mają swoje sposoby, aby nawiązać kontakt z otoczeniem, by wytworzyć atmosferę sprzyjającą pracy. Jedni są bezczelni, prowokujący, polujący z zasadzki. Ciebie podnoszącego głos, lub nerwowo się miotającego nie widziałem. Był spokój, jakby mistyczne wyciszenie, zawsze ze zmrużonymi figlarnie oczyma. Gdańsk, marzec 2011
Stefan Figlarowicz - kurator fotografii
Witold Nie wiedziałam, że to już zawsze będzie tak trudno o kimś Bliskim napisać „był”. Oczywiście wszystko się zmienia. My się zmieniamy i nasze spojrzenie na Bliskich, którzy odeszli także. Ja jednak widzę Witolda bez żadnej rysy czy wypłowiałych kolorów, ale tak jak był odbierany i zauważany przez wszystkich. Zawsze zwracał na siebie uwagę swoją piękną męską twarzą, ciemnymi, mądrymi oczami, górą gęstych, mocnych - już siwych włosów (zaczął siwieć już w 16-tym roku życia). Elegancki, z odrobiną nonszalancji i ogromnym, wyrafinowanym poczuciem humoru. Z niebywałą energią, ciekawością świata i zachwytem jego urodą, którą umiał dojrzeć nawet w drobiazgach, utrwalić i zatrzymać przemieniając w sztukę. Lubił ludzi, miał wielu znajomych i przyjaciół. Potrafił z jakąś sobie właściwą intuicją wybrać wartych wyboru. Może z kobietami nie zawsze było to „trafienie w dziesiątkę”. Cóż? Trochę bolało. Musiało. I biegł dalej. Nie chodził, ale biegał. „Nie można marnować czasu”. To jego dewiza. Szanował czas, który każdemu jest wymierzony i przydzielony. Czuł, że znowu nie tak wiele mu go przydzielono na to co zamierzał z tym czasem uczynić. Dokonał wiele. Zostawił nam siebie w fotografiach, książkach i mądrych artykułach, które świadczą o Jego możliwościach, talencie, o najlepszych cechach prawdziwego artysty-humanisty.
Wyrazić siebie, wyrazić świat. Rzecz o Witoldzie Chromińskim (fragment) We wspomnieniach osób, które pozostawały w bliskich relacjach z Witoldem Chromińskim, zapisał się on jako człowiek niezwykle interesujący intelektualnie i atrakcyjny fizycznie. Swoją książkę pt. I znów kusząca Kanada z 1965 roku Arkady Fiedler rozpoczął następującymi słowami: „Mój towarzysz podróży do Kanady, Witold Chromiński, inżynier i były dyrektor stoczni, a dziś artysta – fotografik i wielki Cygan (że nie powiem: czarujący pędziwiatr) – uderzał każdego swym niezwykłym wyglądem: mąż w sile wieku, o atletycznej choć niewysokiej postaci, o młodych, pałających oczach i czarnych, kruczoczarnych brwiach, miał siwiuteńką czuprynę – a czupryna i brwi ponoć bynajmniej nie farbowane. Ów efektowny kontrast odnosił się chyba także do wielu innych cech Witolda, nie tylko do jego wyglądu, i to nie zawsze do cech dodatnich. Szeroki w ramionach, wąski w biodrach, o z lekka wschodniej twarzy niby greckiego herosa, niby wojownika machabejskiego, był jucha bajecznie fotogeniczny. Gdy moja młoda sekretarka ujrzała go na zdjęciach znad brzegów Peace River w Kolumbii Brytyjskiej, wpadła w rzetelny zachwyt – tak samo jak ja w pierwszym dniu naszego spotkania.” W dalszej części opisu definiuje Fiedler Chromińskiego jako typ samotnika i introwertyka; człowieka wrażliwego i refleksyjnego, ale niechętnego do dzielenia się swymi wrażeniami w swobodnej rozmowie. Z drugiej strony, podkreśla, że Witold był człowiekiem charyzmatycznym, że wyróżniał się nieprzeciętnym urokiem osobistym i głęboką fascynacją rzeczywistością, która promieniowała na wszystkich wokół. Alicja Soćko
Alina Kulikówna – aktorka
Sztormtrap/Jacob’s Ladder, l. 60., 60 x 50 cm
Łańcuchy/Chains, l. 60., 40 x 50 cm
Port/Harbour. Szczecin, l. 60., 30 x 40 cm
Sztorm/Storm, l. 60., 40 x 50 cm
Tryptyk I/Triptych I, l. 60., 60 x 50 cm 10
Tryptyk III/Triptych III, l. 60., 60 x 50 cm 11
Mała dziesiątka na Śródziemnym/Small Force 10 on the Mediterranean, l. 60., 50 x 60 cm 12
Nylon i stal/Nylon and Steel, l. 60., 60 x 50 cm 13
Chłopcy z Labradoru/Boys from Labrador,1965, 60 x 50 cm 14
Śnieżki/Snowballs, 1969, 60 x 50 cm 15
Bawoły afrykańskie/African Buffalos, Tanzania, 1964, 30 x 40 cm 16
Kilimandżaro/Kilimanjaro,1964, 30 x 40 cm 17
Młoda Masajka/Young Maasai Woman. Tanzania, 1964, 40 x 30 cm 18
Masaj/Maasai. Tanzania, 1964, 40 x 30 cm 19
Słonie w sawannie/Elephants on Savannah, Kenia, 1964, 30 x 40 cm 20
Masajska para/Maasai Couple. Tanzania, 1964, 40 x 30 cm 21
Masajskie plotkarki/Maasai Gossip Girls. Tanzania, 1964, 40 x 30 cm 22
Siesta. Tanzania, 1964, 30 x 40 cm 23
Kot/Cat. Tanzania, 1964, 30 x 40 cm 24
Plaga/Pest. Tanzania, 1964, 40 x 30 cm 25
Arkady Fiedler, 1961, 40 x 30 cm 26
Silver fish, l. 50., 50 x 40 cm 27
Akt z owocami/Act with fruit, l. 50., 40 x 30 cm 28
Akt/Act, 1957, 40 x 30 cm 29
Pracownia konserwatorska/Conservation Lab, 1961, 50 x 40 cm 30
Model, 1961, 50 x 40 cm 31
Tusz/Shower, l. 50., 40 x 30 cm 32
Czarna kawa/Black Coffee, 1956, 29 x 38 cm 33
Akt/Act, 1959, 39 x 29 cm 34
Okładka/cover: Witold Chromiński, Port w Szczecinie/Harbour in Szczecin (fragment) Strona/page 2: Witold Chromiński, Autoportret/Autoportrait (fragment) Strona/page 35: Börje Skoog, Portret Witolda Chromińskiego/Portrait of Witold Chromiński (fragment)
Projekt/Designed by: Wiesław Dyląg Redakcja/Edited by: Wiesław Dyląg, Alicja Soćko Reprodukcje/Reproductions: Karolina Dyląg Druk/Printed by: Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków
ISBN 978-83-928817-6-6
Galeria Dyląg ul. św. Tomasza 22, 31-027 Kraków tel. + 48 12 431 25 21, 501 011 103 www.dylag.pl, galeria@dylag.pl