Marlena & Jarek HISTORIA PEWNEJ MIŁOŚCI
Opowiem Wam historię o tym, jak to się stało, że tych dwoje się… poznało!
To był pogodny, bezchmurny dzień. 30 kwietnia 2022 roku, sobota po południu. Słońce leniwie płynęło po błękitnym niebie i nic nie wskazywało na to, że ten moment zapisze się na kartach wspólnej historii Marleny i Jarka jako początek wielkiej miłości.
Ona – drobna, filigranowa szatynka o kocim spojrzeniu i z duszą na ramieniu.
On – wysoki, postawny brunet z zawadiackim usposobieniem, błyskiem w oku i dużym… talentem tanecznym! Poznali się na wspólnym weselu, na które – żeby dodać tej opowieści nieco pikanterii – każde przyszło z innym partnerem!
Tak się złożyło, że miałam okazję bawić się razem z nimi. Nie umknęły mi więc wszystkie te zalotne spojrzenia rzucane w eter, czarowne uśmiechy kierowane do siebie nawzajem i tańce, które wręcz paliły parkiet do czerwoności.
A jeśli nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, po przeczytaniu tej opowieści zaczniesz. Bo… poznając całą tę historię, nasuwa się tylko jedno: oni byli sobie pisani już od początku, jakby umówieni ze sobą od lat.
Ale po kolei…
Nie pamiętam dziś już, która to była godzina, ale najpewniej zbliżała się północ – niczym u Kopciuszka. Zabawa weselna trwała w najlepsze, a my wszyscy byliśmy po kolejnej partii toastów. Słowem: towarzystwo powoli się zakrapiało.
Jarek – szanowany wojskowy o stopniu kapitana, a zarazem dowódca kompanii logistycznej; książę z baj-
ki; amatorski król parkietu miejskich wesel i niekwestionowany deklamator niebanalnych komplementów – tańczył przypadkowe tańce z przypadkowymi dziewczynami. Mijała minuta za minutą, taniec za tańcem, aż w końcu w jakiś niewytłumaczalny sposób, w całym tym tłumie rozbawionych gości trafił na… Marlenę.
I wiecie co? I przypadkowość się skończyła.
- Jak to się stało, że zaczęliście ze sobą tańczyć? – pytam Marlenki, a ona odpowiada, że sama nie wie, to wyszło tak szybko i spontanicznie. Po prostu nagle był odbijany i tuż przed nią wyrosła postać wysokiego bruneta.
- I jak Ci się z nim tańczyło? – drążę dalej temat, a ona uśmiecha się na tamto wspomnienie i wzrusza ramionami.
- Fajnie. Umiał tańczyć. Mówił, że chodził na lekcje tańca, a potem zaczął mnie wychwalać: że dobrze tańczę, jak świetnie daję mu się prowadzić i że ogólnie jest zachwycony! Pomyślałam: „niezły bajerant i bujacz”. Ale wrażenie o nim miałam dobre, bo sympatyczny był i kulturalnie się bawił – potem wspomina, że do końca imprezy tańczyli już właściwie razem, ale żadne z nich nie wiedziało, jak to drugie ma na imię!
Na moje oko, w twarzy i oczach Jarka widać było wyraźne zainteresowanie Marleną, ale niepewność w postaci innego partnera, który towarzyszył jej na weselu, sprawiła, że wstrzymywał się z jakimkolwiek startem w dalszy angaż. (Tu jednak uspokoję wszystkich, gdyż zarówno jednemu, jak i drugiemu towarzyszyli jako partnerzy tylko znajomi)
Nie znaczyło to wcale jednak, że nasz kapitan stracił werwę i czujność, bo gdzieś po godzinie trzeciej nad ranem, kiedy Marlena szykowała się do powrotu do domu, złapał ją na parkingu i zamienił z nią parę słów.
Pewnie strzelał jakąś galaktyczną bajerą z szekspirowskim rozmachem, a trzeba też przyznać, że przebiegłości i sprytu mu nie brakowało, bo na odchodne rzucił w jej stronę:
- Znam Twoje imię i nazwisko, bo przeczytałem na winietce. Znajdę Cię na Facebooku!
No i powiedzcie, czyż to nie jest romantyczne? Na pewno chwytliwe!
Uśmiecham się na samo wspomnienie rozmów z nimi, bo ewidentnie nasza Panna Młoda musiała dość mocno zapaść w pamięć szacownemu żołnierzowi.
Zaraz po weselu Jarek miał służbę. Wyjechał pod granicę niemal na cały miesiąc, a życie toczyło się dalej. Marlena wspomina, że przez tamten czas to on już całkiem „wyleciał jej z głowy”, „nic kompletnie o nim nie myślała” i „w zasadzie to o nim zapomniała”.
Ale on nie zapomniał!
Tuż po powrocie do Puław ze służby, na początku czerwca, napisał do niej –na Facebooku, jak obiecał. Autentycznie pamiętał jej imię i znalazł ją na portalu! Powiedział, że przeprasza, że się wstrzymywał z wiadomością, ale na granicy zawsze są problemy z zasięgiem. Od słowa do słowa, chwilę później pytał już, jakie ma plany na najbliższy weekend.
Kiedy tak słucham, jak opowiadają historię swojego poznania, myślę sobie, że ta miłość była im po prostu pisana!
Pierwszym spotkaniem, które można by chyba śmiało nazwać randką lub wstępem do randek, było wyjście do jednego z puławskich klubów – Peweksu. Ale zamiast bawić się we dwoje, oni nawiedzili klub w trójkę, gdyż Jarek na spotkanie z Marleną przyszedł z naszym weselnym drużbą, Panem Łukaszem!
Ja się pytam, „po co, Jarek!?”. Nie skłamię jeśli powiem, że usłyszawszy to, wybuchłam śmiechem, bo taki odważny żołnierz, a potrzebował skrzydłowego!
A drużba co na to?
- Nawet się nie nudziłem. Jarek był tak wpatrzony w Marlenę, że tańczyli tylko ze sobą. Na koniec imprezy ostatecznie kurtki im przyniosłem, bo nawet o tym nie pamiętali. „No nieźle” – myślę i słucham dalej. - A wiesz, Iza... – dodaje rozbawiony – na pierwszym sylwestrze Jarek przesadził, pomieszał żywioły i coś mu się odkleiło delikatnie... O! Unoszę zaskoczona brwi, choć w zasadzie sytuacja brzmi znajomo. - I co się stało? – pytam. Łukasz uśmiecha się delikatnie:
- I wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, jak Jarek nazwał Marlenę „kicia”. Chodził za nią i przepraszał, bo lekko się na niego zdenerwowała.
I wyszło, że „Kicia jest zła”. Wtedy z chłopakami stwierdziliśmy, że wpadł po uszy.
„Nic dziwnego” – myślę sobie, bo w końcu nasza Panna Młoda ma tak śliczne, kocie spojrzenie, że nie jeden by się potknął, patrząc jej w oczy.
Zresztą potwierdza to główny zainteresowany.
- Co pomyślałeś, jak spotkałeś Marlenę po raz pierwszy?
- Najpiękniejsza kobieta, jaką poznałem! – odpowiada bez zająknięcia.
I myślę, że nie tylko aspekty wizualne miał na myśli, bo dobrą i ciepłą osobę z pięknymi wartościami trudno teraz w życiu znaleźć.
Ale, żeby nie słodzić tyle, bo przecież na weselu mnóstwo ciasta czeka, nadmienię, że Panna Młoda widziała początki ich znajomości zgoła inaczej.
- Nigdy nie chciałam być z żołnierzem. Chyba ze względu na te rozłąki... – wspomina, gdy rozmawiamy.
- Na początku nie byłam zainteresowana, ale potem... wyszło, jak wyszło. Nie dał się odepchnąć –uśmiecha się szeroko. A ja sobie myślę, że tak właśnie to powinno wyglądać. Kiedy ci zależy, nie dajesz się odepchnąć, tylko próbujesz, starasz się i z odrobiną boskiego szczęścia w końcu ci się udaje.
Od tamtej randki w klubie, zaczęły się kolejne, a potem następne i następne... I tak to się toczyło. A ile się przy tym poznali! Nawet kłócić nauczyli się porządnie.
- No, bo przecież ona nie czyści deski do krojenia! – zaperza się Jarek. - Za to on nigdy nie zamyka drzwi od szafy! Te ubrania wiecznie rozwalone, na widoku… – odparowuje Marlena. Na co on dodaje, że ona go „tuczy i tłucze” (śmiem wątpić: taka kruszyna?), a ona rzuca sarkastycznie: - TEORETYCZNIE pamięta, kiedy mam urodziny.
Ach, słucham tego i wydaje mi się to piękne. Bo, nawet jak sobie tak wypominają, to każde z nich ma te błyski w oczach i patrzy na drugiego z miłością. A miłość wiele znosi... Nawet te survivale i latanie z karabinem po lesie.
- I co wtedy robiłaś, jak on zabierał Cię na te jego leśne akcje? – pytam. - Książki czytałam! – odpowiada ze śmiechem. – No, i czasem coś tam próbowałam...
Marlena poprawia włosy, a ja w tym momencie dostrzegam ten piękny pierścionek na jej dłoni i myślę sobie, że Jarek się solidnie postarał. No bo w końcu przychodzi taki dzień, kiedy mężczyzna podejmuje jedną z przełomowych decyzji w swoim życiu... Oświadczyny.
A wiecie, jak Pan Młody oświadczył się naszej Pannie Młodej?
- Muszę zadbać o Twoją przyszłość! – rzucił jej razu pewnego, a ona, zdumiona i oderwana być może od jakiegoś domowego zajęcia, ubrana w ten dres, co to się w nim po domu chodzi, z uniesionymi brwiami, spojrzała na niego i pomyślała: „No, już coś odwalił. Jak nic zaraz rzuci mi tu jakąś dramą!”.
Dramatu z tego jednak nie było, prędzej komedia romantyczna. Rzuciwszy to hasło w eter, po paru dniach dopiero stało się jasne, co miał na myśli. Zabrał Marlenę do parku Czartoryskich, na spacer. I tam, wśród tych wszystkich przypadkowych gapiów i pałacowych pawi, klęknął. I się stało...
Od momentu poznania na cudzym weselu, poprzez pierwszą randkę w klubie, aż do teraz, kiedy bawimy się na ich własnym weselu – oni weszli w ten związek tanecznym krokiem i w zasadzie można powiedzieć, że to znajomość „od wesela do wesela”, tylko już własnego.
Może to przypadek, a może nie, że wtedy akurat musieli bawić się na tej samej imprezie, ale ja wierzę w przypadki. A Jarek?
- Marlena jest dla mnie najbardziej kochaną osobą na świecie – podsumowuje krótko.
Z podziękowaniami za przeczytanie tej historii, mającej na celu umilenie Wam krótkich chwil wytchnienia na tym weselu,
Wasza świadkowa, Iza.
Ps. A teraz wszyscy do zabawy!
FELIETON
MACIEJ
STUHR OŚWIADCZENIE
PRYWATNE
Podobno z tony złota można zrobić 400 tysięcy obrączek…
Opowiedział mi kiedyś znajomy historię, która poruszyła moją wyobraźnię. Otóż swego czasu odbył się ślub. W Wołominie. Wszystko dopięte na ostatni guzik, goście, rodzina, organista, kwiaty, ryż – no nic, tylko się żenić! Panna młoda szczęśliwa. Pan młody tymczasem z przyczyn, których ta anegdota, niestety, nie wyjaśnia, wziął i się zestresował… Do tego stopnia on się wziął i zestresował, że nałykał się jakichś pastylek na uspokojenie. Nie mając jednak doświadczenia w tym temacie, nałykał się ciut za dużo, więc jak go dowieziono do kościoła i postawiono przed ołtarzem, to on już sobie tylko stał i się uśmiechał, i właściwie poza tym, że stoi i się uśmiecha, nic więcej nie rozumiał. Młoda dojechała, tatuś doprowadził, wszyscy szczęśliwi, że młody taki uśmiechnięty. Ceremonię poprowadził ksiądz, staruszek, znany w wołomińskiej parafii również za sprawą słabej pamięci. Zwłaszcza do imion (co w przypadku ślubów, chrztów i pogrzebów miewa pewne znaczenie). Dotarłszy w odpowiednie miejsce, ksiądz, oczywiście, zapomina imienia młodego, więc dyskretnie podpytuje: „Jak pan ma na imię?”. A młody, jako się rzekło, stoi i się uśmiecha. I prawdopodobnie nawet nie wie, że się go ktoś o coś pyta. Ksiądz zatem, nie doczekawszy się odpowiedzi, ponawia pytanie, tym razem głośniej, tak, że nagłośnił to już mikrofon na pół kościoła: „jak pan ma na imię?!”. I ten biedny młody to nagle usłyszał, ocknął się, wytężył wszystkie dostępne mu zmysły i mówi, modląc się, żeby udzielić prawidłowej odpowiedzi: „Pan… ma na imię… Jezus…!”. Co się działo w głowie tego biednego chłopca przez te dziesięć sekund? Co mu przemknęło przed oczami? Egzamin z katechezy? Nauki przedmałżeńskie? „A imię jego będzie…”, a potem jakiś liczebnik,
ZNACZENIE IMION PARY MŁODEJ
MARLENA
To niezwykle zgrabne połączenie imion Maria i Magdalena, które rozsławiła niemiecka aktorka Marlena Dietrich. Ta mieszanka elegancji i tajemniczości doskonale pasuje do bohaterki dzisiejszego dnia, która niczym gwiazda ekranu wkracza na scenę gabinetu, by dokonywać fizjoterapeutycznych cudów. Co ciekawe, w latach 60. i 70. Marlena było jednym z najpopularniejszych imion w Polsce. Nic dziwnego: jest w nim coś niezwykle pociągającego i niezapomnianego. Tak, jak w noszących je kobietach.
JAREK
To imię, które pochodzi od starosłowiańskiego słowa „jary,” oznaczającego siłę i witalność. Idealne imię dla wojownika! Pasuje jak ulał do kapitana, który z godną pozazdroszczenia energią i werwą prowadzi swoje oddziały do boju. Warto wspomnieć, że imię Jarosław bywa również tłumaczone jako „ten, który sławi wiosnę” – i nic dziwnego, bo podczas gdy inni marzą jeszcze o poranku w koszarach, on jest już na nogach, gotów na nowe wyzwania. Jest jak wiosenny wiatr, który przynosi świeżość i pobudza do działania.
jak kaliber? Bóg raczy wiedzieć… Co dzieje się z nim dzisiaj?
Jak mu się wiedzie na tej obranej wtedy drodze życia? A może mu się już droga zmieniła i ma już drugie, trzecie, czwarte Słońce, póki śmierć go nie rozłączy? I znowu to samo: „deska nieopuszczona!”, „od kogo ten SMS?”, „ile znowu wydałaś?”, „gdzie byłeś?!”, „czemu tak późno!?”, „zupa była za słona”, „dlaczego nic mi nie mówisz, że przytyłam?”, „dlaczego mówisz mi, że przytyłam?”, „Stefan, mówię do ciebie!”, „dlaczego miałaś zajęte przez dwie i pół godziny?”, „Kulczyk sobie założył te wszystkie firmy i jakoś się dało, a ty co? Jednej nie możesz?!”, „dzisiaj nie, głowa mnie boli…”. No i co? Po co to wszystko? Dlaczego koniecznie tak trzeba się męczyć? Podobno z tony złota można zrobić 400 tysięcy obrączek… Wyobrażam sobie, że gdyby jednemu człowiekowi dali tę tonę złota, toby się ucieszył, a tak… 400 tysięcy ludzi ma problem…
A jednak z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, nawet znając te wszystkie historie, te dowcipy, że mąż wraca pijany, że żona go zdradza z hydraulikiem, dalej chcemy usłyszeć: „tylko ty się liczysz!”, „będę z tobą zawsze!”, „ten cały świat tak naprawdę się nie liczy”… I nawet jak się mylimy, nawet jeśli ktoś nas strasznie skrzywdził, nawet jeśli tracimy wiarę… to nadal chcemy to słyszeć. I ja dziś, stary pryk zwany wciąż młodym Stuhrem, a czasem nawet aktorem młodego pokolenia (Panie, co masz na imię Jezus, dzięki Ci!), wbrew swoim zwyczajom składam niezwykle prywatne oświadczenie inspirowane szczególnymi ciężkimi wydarzeniami ostatniego roku: Mamo! Tato! Dziękuję Wam, że jesteście do dziś razem, że nie poddaliście się upierdliwości życia, że nie podążyliście za błyskotkami, które mamią, że potrafiliście czasem poświęcić siebie na rzecz kompromisu. Dziękuję! Warto było!
PÓŁ ŻARTEM
AKT ŚLUBU
Mąż przegląda akt ślubu. Żona pyta zaciekawiona: „Czego tam szukasz?”, na co on odpowiada w zamyśleniu: „Terminu ważności”.
OGŁOSZENIE
Facet dał ogłoszenie do gazety: „Szukam żony”. Jeszcze tego samego dnia otrzymał odpowiedzi. Zdecydowana większość zaczynała się słowami: „Weź pan moją”.
ONA TEMU WINNA
Żona mówi do męża: – Kochanie, jutro nasza 25 rocznica ślubu. Może ubiję kurę? – A co ona winna?
Drodzy
Goście!
Za wszystkie przebyte kilometry w drodze na nasz ślub. Za każde miłe słowo, życzenia i rady dla nowożeńców. Za ciepłe uśmiechy i szczere uściski dłoni. Za każdy toast wypity za nasze zdrowie. Za to, że jesteście z nami wtedy, gdy potrzebujemy tego najbardziej. Za to, że dzięki Wam to wesele jest prawdziwym świętem miłości!
DZIĘKUJEMY!
Marlena i Jarek
ROZWIĄŻ QUIZ I SPRAWDŹ
JAKIM GOŚCIEM JESTEŚ?
1. Na ilu ślubach w swoim życiu byłaś/eś jako gość?
a. 0-5
b. 6-10 c. 11-20 d. więcej
2. Czy zawsze potwierdzasz swoją obecność na weselu?
a. nigdy – powinni wiedzieć, czy będę b. nie, chyba że sami dzwonią zapytać c. najczęściej tak, chyba że zapomnę d. za każdym razem!
3. Czy potwierdziłaś/eś kiedyś obecność i nie pojawiłaś/eś się na ślubie?
a. zdarzyło mi się to kilka razy b. tak, ale to była wyjątkowa sytuacja c. nie, staram się tego nie robić d. pojawiam się zawsze
4. Jaka jest Twoja największa motywacja do przyjścia na wesele?
a. idę, ponieważ tak wypada b. miejsce wesela musi być fajne c. chęć wspólnego świętowania tego dnia d. dobre jedzenie, alkohol i zabawa
5. Jesteś zwolennikiem usadzania gości przy stołach?
a. nie, wolę sam/a wybrać sobie miejsce b. jest mi to obojętne c. tak, ale tylko, gdy gości jest dużo d. tak, bo nie lubię wyścigów do krzeseł
Najwięcej odp. A ANTYFAN WESEL
Starasz się unikać wesel, bo to nie Twój klimat. Jeśli już się pojawiasz, znikasz po angielsku szybciej, niż na salę wjeżdża tort. Nie przejmuj się, nawet takiego zagorzałego przeciwnika wesela da się wyciągnąć na parkiet!
6. Co zrobisz, gdy podane jedzenie nie będzie Ci smakowało?
a. pójdę i powiem, co o tym myślę b. będę narzekać za plecami młodych c. wybiorę to, co lubię, a resztę zostawię d. zjem, żeby nie robić przykrości
7. Jakie prezenty najczęściej dajesz nowożeńcom?
a. nie daję prezentów, jestem gościem b. kopertę i symboliczny kwiatek c. własnoręcznie przygotowany podarunek d. coś, co wiem, że im się spodoba
8. Czy bierzesz udział w zabawach oczepinowych?
a. nie, nigdy, uważam je za głupie b. tylko, jeśli ktoś mnie wyciągnie c. gdy wiem, że będą bez podtekstów d. zawsze, bo lubię się dobrze bawić
9. A jeśli nie będziesz na weselu, czy złożysz później życzenia?
a. nie, bo nie było mnie na ślubie b. to zależy, na ile lubię tę parę c. jeśli nie zapomnę, wyślę wiadomość d. oczywiście, zadzwonię kolejnego dnia
10. Czy chętnie oglądasz nagrania lub zdjęcia ze ślubu i wesela?
a. kompletnie mnie to nie interesuje b. jeśli młodzi mi je przekażą c. tak, chętnie oglądam d. zwołuję innych i oglądamy razem
Najwięcej odp. B WESELNY MARUDA
Z reguły chadzasz tylko na wesela najbliższych, bo wypada. Nie jesteś duszą towarzystwa, nie bierzesz udziału w zabawie. Twoją ulubioną weselną rozrywką jest komentowanie wszystkiego. Na szczęście nikt nie traktuje tego marudzenia serio!
Najwięcej odp. C GOŚĆ IDEALNY
Jesteś gościem, który umie się zachować. I choć nie zawsze bawisz się dobrze, nigdy tego nie okazujesz. Jesteś tolerancyjny wobec innych weselników. Nic dziwnego, że wszyscy chętnie zapraszają Cię na wesela – takiego gościa ze świecą szukać!
Najwięcej odp. D WESELNIK NA 100%
Nie ma wesela, na którym by Cię nie było. Jesteś duszą towarzystwa, nie schodzisz z parkietu, kochasz przejmować stery wodzireja. I choć czasem w weselnym szaleństwie trochę Cię poniesie, to młodzi zawsze wspominają Cię z uśmiechem!