Gazeta Weselna - Martha & Wojciech

Page 1

Martha & Wojciech

HISTORIA MIŁOŚCI

„W momencie poznania obydwoje mieszkaliśmy w Krakowie” – tak opowieść o tym, co połączyło ją z Wojtkiem, rozpoczyna Martha. Co było potem? Tego dowiecie się już za chwilę.

Tak naprawdę wszystkiemu „winna” jest ich wspólna koleżanka – znajoma Marthy ze studiów, którą Wojtek znał już wcześniej.

To od niej dostali zaproszenie na urodzinową domówkę w Halloween. Tam spotkali się po raz pierwszy, ale trwało to zaledwie chwilę.

On imprez nie lubi (wtedy nie lubił ich jeszcze bardziej niż dzisiaj), więc zniknął, zanim zdążyli zamienić więcej niż dwa zdania.

Tuż przed świętami umówił się na piwo z tą właśnie koleżanką. Pokazała mu wtedy zdjęcie promujące event, którego organizatorką była Martha. Pierwszy raz zobaczył ją w naturalnej wersji – nie jako halloweenową diablicę – i serce zabiło mu mocniej. Spodobała mu się na tyle, że poprosił o jej numer telefonu, który (po uzyskaniu jej zgody) dostał.

„Cukinia czy bakłażan?” – brzmiała pierwsza wiadomość od Wojtka, która rozświetliła ekran telefonu Marthy niedługo później. Niezwykle jej się to spodobało, więc odpisała: cukinia. Tak rozpoczął się dwutygodniowy etap SMS -owej znajomości. Okazja do spotkania nadarzyła się bowiem dopiero po Nowym Roku.

Od tej pamiętnej wiadomości pisali ze sobą non stop, wypytując się o wszystko: co lubią jeść,

o czym marzą, jakie mają problemy. Czasem też dzwonili do siebie. Mama Marthy do dzisiaj wspomina ich pierwszą rozmowę telefoniczną – Wojtek zadzwonił, gdy Martha była akurat w Łodzi. To był dopiero drugi albo trzeci dzień, odkąd zaczęli ze sobą pisać, a już przegadali kilka godzin. Kiedy na Sylwestra Wojtek wyjeżdżał w Bieszczady, dał Marcie numer swojego drugiego telefonu, który zawsze zabierał w góry – do tej pory dzielił się nim tylko ze swoją mamą. Wszystko po to, by nawet na kilka dni nie stracić z nią kontaktu. Kiedy w końcu spotkali się na pierwszą randkę, wiedzieli już o sobie naprawdę dużo. Mimo to, sącząc wino w kawiarni Nowa Prowincja, nadal znajdowali nowe tematy do rozmów. Jakoś naturalnie wtulili się wtedy w siebie. Po randce Wojtek odprowadził Marthę na przystanek, ale nie odważył się jej pocałować – mimo że bardzo tego chciał. Znajomość kwitła. Od spotkania do spotkania – wyjść do kina, wspólnych kolacji i spacerów – więź między tą dwójką zacieśniała się jeszcze bardziej. „Mimo ogromnego przywiązania i zbliżenia ciężko nam było zdecydować, co dalej” – we wrześniu Martha wyjeżdżałam bowiem na Erasmusa do Padwy. Miała zamiesz-

kać tam na rok. To było jej największe marzenie. Decyzję o wyjeździe podjęła, jeszcze zanim poznała Wojtka, a teraz bała się, że będzie to dla nich koniec. Nie mogła się jednak mylić bardziej. Przez rok żyli na odległość, ale zawsze znajdowali czas, by spotykać się regularnie – raz Wojtek przyjeżdżał do Padwy, raz Martha do Polski. Erasmus i cała ta rozłąka zbliżyły ich do siebie tak bardzo, że po powrocie postanowili zamieszkać razem. Kiedy Wojtek odbierał w czerwcu mieszkanie na

krakowskim Prokocimiu, ona oglądała je przez Skype’a, bo była jeszcze we Włoszech. Myśl o tym, że nareszcie będą mogli być razem, cieszyła ich tak bardzo, że Wojtek zgodził się nawet na wielkie, różowe łóżko w sypialni.

Po niecałym roku przyszła pandemia. Cały świat stanął w miejscu, a mimo to Martha i Wojtek bardzo dobrze wspominają te kilka miesięcy. Wreszcie mieli czas na to, na co do tej pory go brakowało. Obejrzeli wszystkie sezony „Przyjaciół”, chodzili na „nielegalne” spacery

i cieszyli się sobą. W grudniu 2020 do tej sielanki dołączył Nachos, najsłodszy pies świata. Wiosna 2021 przyniosła myśl o przeprowadzce. Obydwoje potrzebowali nowych wyzwań, chcieli coś zmienić, być bliżej przyjaciół. Dzień przed ślubem swoich przyjaciółek, Oli i Patrycji, przeprowadzili się do Warszawy, do mieszkania z ogródkiem na Żoliborzu. Ciężarówka musiała robić dwa kursy – tak dużo mieli rzeczy! Wspólna przeprowadzka, układanie życia na nowo

WYDANIE SPECJALNE, 20 CZERWCA 2024

w innym mieście, zmiana pracy – przez wszystko to przechodzili razem, wplatając co i rusz między te życiowe sprawy podróże, które tak bardzo kochali. Coraz częściej pojawiały się też rozmowy o przyszłości. Zaręczyny wisiały w powietrzu i tylko kwestią czasu było, kiedy to się wydarzy.

W sierpniu 2022 pojechali na city break do Rzymu – ukochanego miasta Marthy. Miała zaplanowane wszystko i od dawna opowiadała Wojtkowi o miejscach, które chce odwiedzić. Jednym z nich był ogród różany. Idealne miejsce na zaręczyny, prawda? Tak by było, gdyby nie to, że… sezon różany już się skończył i ogród był zamknięty. To był kolejny stresujący dla Wojtka moment – zaraz po tym, jak na lotnisku wzięto go na bok na kontrolę bagażu, w którym był pierścionek; i po tym, jak w sklepie Martha przeszukiwała jego plecak w poszukiwaniu jakiejś rzeczy, nie mając pojęcia, że jest w nim coś, czego nie powinna widzieć. Całe szczęście niedaleko był ogród pomarańczowy, który też

bardzo chciała zobaczyć, zwłaszcza że rozciąga się z niego przepiękny widok na Rzym. Gdy tam dotarli i usiedli na ławce, Wojtek wskazał gdzieś w dal i powiedział „spójrz tam”. Tam jednak niczego nie było, więc gdy tylko się odwróciła, chciała o to zapytać, ale on już przed nią klęczał. Na pytanie, czy zostanie jego żoną, odpowiedziała „tak” – drżącym głosem, bo cała była w emocjach. On zresztą też. Z wrażenia pierścionek założył jej na lewą rękę. Parę minut zajęło im ochłonięte po fali szczęścia, która ich zalała.

Chwilę później nowiną podzielili się z najbliższymi, a sami udali się na obiad, żeby świętować to, że właśnie stali się narzeczeństwem. Cały wyjazd Martha robiła potem już tylko zdjęcia pierścionkach na tle różnych rzymskich budowli.

Tak właśnie zaczęła się pisać kolejna część ich historii. Dzisiejszy ślub nie jest jednak jej zwieńczeniem, a początkiem czegoś naprawdę wspaniałego. Co czeka na nich tuż za rogiem? Też pewnie dowiecie się już niebawem.

Przypływy

Dzisiejsze wesele rozpocznie piosenka nieprzypadkowa. Poza oczywistym powodem, dla którego Martha i Wojtek wybrali właśnie ten utwór – czyli faktem, że to jedna z ich ulubionych piosenek – kierowało nimi coś jeszcze. Wspomnienie ich pierwszego wspólnego koncertu, na którym byli w 2018 roku, a był to koncert właśnie Ralpha Kamińskiego. Wzruszające, przepiękne i magiczne widowisko. I tak, jak wtedy, Martha tańczyła pod sceną w białej sukience, tak dziś również w białej sukni zatańczy do tego utworu raz jeszcze – tym razem z Wojtkiem już jako mężem.

Z prądem przypłynąłeś do mnie, zatrzęsieniem

Krąży we mnie teraz wszystko, dokąd nie wiem

Czy to normalne jest, by z dnia na dzień Oszaleć tak

Miłość w słowach się nie mieści, dam ciszy grać

Trochę peszy mnie ta chwila i raz po raz

Chwytam jej bezmiar w dłoń i chowam, by Tu miała schron, tu miała schron

I tyle będzie nas

I tyle będzie nas

Ile w nas światła jest

Ile w nas światła jest

Niech reszta z wolna gaśnie

Z każdą chwilą czuję, jak się zmieniam w Ciebie

Raz ten zamęt szarpie nerwy, raz mi lepiej Czy to normalne jest (czy to normalne), by z dnia na dzień Oszaleć tak, oszaleć tak

I tyle będzie nas

I tyle będzie nas

Ile w nas światła jest

Ile w nas światła jest

Niech reszta z wolna gaśnie

W świecie którego nie ma x10

2

Martha ur. 16 marca 1997 to numerologiczna

Dziewiątki są z natury humanitarne i pełne empatii –nigdy nie odmówią nikomu pomocy, choćby dla nich wiązało się to z wyrzeczeniem. Mają twórcze podejście do życia i silne poczucie sprawiedliwości, niestety bywa, że ich idealizm może je zgubić.

Wojciech

ur. 21 stycznia 1992 to numerologiczna

Siódemki kochają wiedzę. Potrafią godzinami analizować różne sytuacje i zdarzenia, ale ich zamiłowanie do retrospekcji, refleksji i dociekań, może być czasem męczące. Ich intelekt harmonijnie współgra z duchowymi aspektami osobowości.

WSPÓLNA DROGA ŻYCIA: 7

Związek Marthy i Wojtka rysuje się pod znakiem nieustającego dążenia do pogłębienia relacji. Siódemka oznacza duchowy i intelektualny rozwój, co mówi tylko jedno: tej dwójce obca będzie stagnacja, a każdy kolejny rok razem będzie inspiracją do tego, żeby dzielić ze sobą coraz to nowsze i wspanialsze doświadczenia.

WIBRACJA DNIA ŚLUBU: 7

Dzień, w którym te dwie drogi łączą się w jedną, ma również wibrację liczby siedem. Siódemka nie bez powodu uznawana jest za szczęśliwą liczbę – małżeństwo zawarte w takim dniu będzie trwałe, bo oparte na fundamencie ze zrozumienia, wsparcia oraz duchowej bliskości.

WIBRACJA ICH NAZWISKA: 8

Wspólne nazwisko Marthy i Wojtka, symbolicznie łączące dwie rodziny: ZYNER oraz KORKOSZKA, ma wibrację Ósemki. To liczba związana z mocą i sukcesem, wróżąca spełnienie materialne, ale też duchowe. Dla nowożeńców oznacza, że będą pielęgnować łączące ich uczucie i miłość – oczywiście z sukcesem.

WZIĘLI ŚLUB W NOC KUPAŁY

Ślub 20 czerwca, w czwartek? Kto wpadł na taki pomysł?

„Winowajców” jest dwójka: Martha i Wojtek. Chcieli, żeby ta data była wyjątkowa. I to się udało! Po latach będą mogli powiedzieć, że brali ślub w najkrótszą noc w roku – Noc Kupały.

SŁOWIAŃSKIE WALENTYNKI

Noc Kupały, nazywana często Słowiańskimi Walentynkami, to jedno z najstarszych i najbardziej magicznych świąt obchodzonych przez Słowian. W tym roku przypada na noc z 20 na 21 czerwca, kiedy to dzień jest najdłuższy, a noc najkrótsza. Jest to czas przesilenia letniego – według wierzeń słowiańskich to właśnie tej nocy świat żywych harmonijnie łączy się ze światem duchów, a magia dosłownie unosi się w powietrzu. Święto to ma swoje korzenie w pogańskich obrzędach ku czci bogów ognia, miłości i płodności. Wierzono, że w tę jedyną noc w roku zakwita paproć, która według legendy przynosi szczęście każdemu, kto znajdzie jej kwiat. Młodzież wyruszała więc na poszukiwania kwiatu paproci, spacerując po lesie w świetle księżyca. Magia tego święta bardzo często sprzyjała leśnym schadzkom i miłosnym uniesieniom, stąd porównanie do znanych nam Walentynek.

RYTUAŁY NOCY KUPAŁY

Jednym z najważniejszych rytuałów Nocy Kupały było skakanie przez ognisko. Uważano, że ogień oczyszcza duszę i ciało, a także chroni przed złymi duchami. Wrzucano do niego zioła (między innymi bylicę i łopian), wierząc w ich oczyszczającą moc. Wokół ognisk tańczyły dziewczęta, śpiewając pieśni miłosne, a pary, które trzymały się za ręce podczas skoku przez nie, zapewniamy sobie pomyślność i miłość, która miała przetrwać wszystko.

Ci, którzy nie znaleźli jeszcze drugiej połówki, mogli to zrobić właśnie w Noc Kupały – wystarczył do tego wianek. Dziewczęta splatały je jako symbol swojego panieństwa z polnych kwiatów i ziół, a następnie puszczały na wodę. Na przymocowanych do wianka deseczkach ustawiały zapalone świece.

Jeśli wianek został wyłowiony przez chłopaka, oznaczało to, że wkrótce dziewczyna znajdzie miłość. Często w ten właśnie sposób chłopcy deklarowali swoje uczucia, śledząc puszczony rzeką wianek konkretnej dziewczyny

i starając się wyłowić właśnie ten. Jeśli jednak wianek zaplątał się w szuwarach, czekał ją kolejny rok panieństwa. Najgorszą wróżbą była zgaśnięcie świecy lub zatopienie wianka – była to wróżba kłopotów miłosnych, nieodwzajemnionego uczucia, zdrady lub staropanieństwa. Tej nocy woda nabierała szczególnej mocy. Mówiono, że „kwitnie” i ma magiczne właściwości. Wierzono, że oczyszcza ze złych mocy, daje siłę i zdrowie, a także zapewnia szczęście – zwłaszcza w miłości, małżeństwie i rodzicielstwie. Dopiero od Nocy Kupały można było też bezpiecznie się kąpać w rzekach i jeziorach – bez obaw o zaciągnięcie na dno przez rusałkę czy utopca. W to zresztą wierzy się gdzieniegdzie do dzisiaj, choć mało kto pamięta już dlaczego.

KUPAŁA, CZYLI KTO?

Warto wiedzieć, że Kupała – w kontekście Nocy Kupały – nie jest ani postacią mitologiczną, ani żadnym z bóstw, jak mogłoby się wydawać. Choć tego wieczoru Słowianie oddawali cześć bóstwom związanym z płodnością i miłością, takim jak Jaryło czy Łada, to Kupała jako postać nigdy w tych obrzędach nie występował. Skąd więc ta nazwa? Pochodzi od starosłowiańskiego słowa „kupal” oznaczającego kąpiel, co jest związane z jednym z głównych obrzędów tego święta – rytualnymi kąpielami w rzekach i jeziorach.

NOC ŚWIĘTOJAŃSKA

W późniejszych czasach, pod wpływem chrystianizacji, Noc Kupały została scalona z obchodami święta Jana Chrzciciela – Nocą Świętojańską. Słowo „Kupała” zaczęto kojarzyć wtedy z imieniem Jana Chrzciciela, co wzmocniło przekonanie, że jest to święto chrześcijańskie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Noc Świętojańska jest głęboko zakorzeniona w pogańskich tradycjach dawnych Słowian, a większość obrzędów najkrótszej nocy w roku – choć z przypisanym dziś zupełnie innym znaczeniem – praktykowana była na długie lata przed Chrześcijaństwem.

3
PAŹDZIERNIK 2018 Padwa MARZEC 2019 Wiedeń STYCZEŃ 2019 Wenecja MAJ 2019 Cittadella LISTOPAD 2019 Teneryfa ZAMIESZKALIŚMY RAZEM! PAŹDZIERNIK 2020 Berlin LUTY 2020 Bieszczady KWIECIEŃ 2021 Trójmiasto MAJ 2019 Werona CZERWIEC 2019 Kraków STYCZEŃ 2022 Ryga CZERWIEC 2021 Warszawa NASZA PRZEPROWADZKA SIERPIEŃ 2022 Rzym PAŹDZIERNIK 2022 Islandia STYCZEŃ 2023 Budapeszt STYCZEŃ 2023 Malmo STYCZEŃ 2023 Kopenhaga MARZEC 2023 Londyn LIPIEC 2023 Islandia STYCZEŃ 2024 Albania MAJ 2023 Abu Dhabi BYLIŚMY TAM TEŻ W GRUDNIU! i Malediwy! NASZE WSPÓLNE PODRÓŻE

ŚLUBNE TRADYCJE ŚWIATA

SZWECJA

Narzeczona, która dostaje w Szwecji pierścionek zaręczynowy, powinna odwdzięczyć się ukochanemu tym samym. Zazwyczaj jest to obrączka, którą będzie nosił jako mąż.

DANIA

W Danii podczas wesela mężczyźni podnoszą pana młodego do góry. Robią to po to, by jeden z nich mógł obciąć... kawałek jego skarpetki. Powinna ona być nałożona na tę nogę, na której klęczał podczas oświadczyn. Ma to zapewnić wierność wobec jego żony.

JAPONIA

Ceremonię ślubną w Japonii wieńczy dziewięciokrotne napicie się sake z kieliszków – tuż po założeniu sobie obrączek przez państwa młodych.

HOLANDIA

Podziękowaniem dla gości w Holandii są tradycyjne „bruidssuikers” (cukierki panny młodej). Każdy dostaje woreczek, w którym znajduje się pięć migdałów w cukrze. Dlaczego pięć? Cukierki oznaczają bowiem: szczęście, miłość, wierność, płodność oraz rzecz jasna dobrobyt.

USA

Typowe dla USA jest „Rehearsal dinner”, czyli... próbne wesele. To okazja do zapoznania się obu rodzin. Na amerykańskim weselu standardem są też pierwsze tańce pary młodej z rodzicami.

WIELKA BRYTANIA

Ochronę Brytyjczykom zapewnia coś starego (poszanowanie tradycji), coś nowego (wróżba dostatku), coś pożyczonego (dobre relacje z rodziną) i coś niebieskiego (gwarancja wierności małżonka).

PORTUGALIA

Po co Portugalczykom na weselu białe chusteczki? Do machania, oczywiście! Tuż po północy z głośników roz-

brzmiewa piosenka „Boa sorte” (dosłownie: powodzenia) i to w jej takt goście machają chustkami, śpiewając i życząc parze młodej powodzenia we wspólnym życiu małżeńskim.

GRENLANDIA

Zgodnie z tradycją Eskimosi mają jedno ognisko i jedną żonę, której starają się być wierni. Nie jest tu modne okazywanie sobie czułości, a całowanie niezbyt popularne. Jeśli para chce wyznać sobie miłość, po prostu... pociera się swoimi nosami.

GRECJA

Greckie wesele poprzedza golenie brody pana młodego przez jego świadka – o poranku w dniu ślubu. Panna młoda na swój ślub powinna się z kolei spóźnić – im dłużej, tym lepiej.

CHINY

Aby Chińczycy mogli wziąć ślub, muszą przedstawić... kartę zdrowia (często z wynikami badań na obecność wirusa HIV) oraz zgodę rodziców!

SZWAJCARIA

Szwajcarzy obrączki noszą na lewej ręce. Mawiają, że „żyła miłości” na palcu serdecznym tej ręki biegnie wprost do serca, co ma pozwolić na rozkwit małżeństwa.

MEKSYK

W Meksyku panna młoda ma dwa bukiety – jeden dla siebie, a drugi dla Maryi. W prezencie ślubnym od męża dostaje również 13 złotych monet (arras) symbolizujących 12 apostołów i Jezusa.

NIEMCY

Czy są tu jacyś drawle? Ta tradycja się wam spodoba! Niemiecka para młoda tuż przed weselem musi... wspólnymi siłami przepiłować pień drzewa! Ma to symbolizować kłody, które życie może rzucać im pod nogi i z którymi będą musieli się uporać.

Małżeńskie gody są nadawane „ustawowo”, by celebrować niepodległość i wielkość małego, zjednoczonego państewka miłości. Cały kłopot w tym, że niezwykle łatwo poplątać się w owych rocznicach. Papierowa, drewniana, płócienna. Co ma piernik do wiatraka, a małżeństwo do... drewna?

Czasami może być romantycznie. Już ta najmłodsza, pierwsza rocznica ślubu jest ujmująca. Niby staż mały i może niezbyt imponujący, ale uczucie silne. Wciąż płynąc na miłosnej emfazie, wyznajemy tak ogromny kult miłości, że papier całego świata nie byłby w stanie oddać jej bezmiaru. Fakt, że niektórym ten „papier” z pierwszych godów kojarzy się z podpisanym cyrografem… tak, tak: wiele wyjaśnia się w tym pierwszym roku.

Druga rocznica, zwana bawełnianą. Że niby małżeństwo niczym 100% cotton? Czemu nie! Wciąż czysta bawełna, czyli miłość bez syntetyków. Tylko high quality bez made in China

Dalej robi się ciekawiej. Trzecia rocznica, skórzana. Nie ma wątpliwości, że nazywa się tak, ponieważ czujemy już przez skórę, gdy małżonek(-ka) coś kręci. Znacie się jak łyse konie. Gratulacje! Zaczynają się lata, gdy rozumiecie się bez słów. Kwiatowa rocznica jest tą najbardziej oczywistą – Wasze małżeństwo przechodzi rozkwit, niczym starannie pielęgnowany kwiat. Szanowni Mężowie, skoro jesteśmy przy kwiatach: czerwone róże czynią cuda, dlatego warto czasem złożyć kwiaty pod państwowym pomnikiem miłości.

Pięciolecie to drewniana rocznica. Kamień milowy we wspólnej historii małego państewka. Wspólnie płyniecie niezmiennie na tej małżeńskiej tratwie przez ocean życia i wiecie już, że niesie Was solidny kawał… drewna, któremu niestraszne sztormy ni burze. Ze zgraną załogą żegluga jest cudowną przygodą, a nie tylko walką z morskim żywiołem. Nie zawsze jest tak ekstremalnie. Po żywiołowej, drewnianej rocznicy następują przyjemne, miłe i otulające serca rocznice wełniane, a także te słodkie cukrowe. Poczucie siły w małym rodzinnym państewku sięga wyżyn i każda późniejsza rocznica to jak formalne poparcie dla trwałości i niezawisłości małżeństwa: spiżowa, blaszana, cynowa… to prawda, że niektórzy słyszą tu szczęk oręża. Wówczas na skutek rozbicia dzielnicowego jedna

połówka zamieszkuje sypialnię, druga przenosi się na kanapę i odgradza zasiekami ze skarpet. Los lubi zmiennym być, dlatego po metalowych latach nadchodzi rocznica trzynasta – nie taka pechowa, bo koronkowa. A kiedy już odczynicie pecha i klątwę trzynastki, czeka Was moc kryształu, ekskluzywność porcelany, perły i koralowce, aby w końcu dojść do złotej, 50-tej rocznicy ślubu. To święto, które jest honorowane autentycznym Medalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie nadawanym przez prezydenta. Miłosne odznaczenie ma 35 mm średnicy i kształt gwiazdy. Dostajecie własną, oksydowaną gwiazdkę z nieba, choć najjaśniej i tak świeci dla Was ta, której powiedzieliście sakramentalne „tak”.

Najlepsze jest to, że do takich świąt nie trzeba szykować wykwintnych potraw. Małżeńskie gody karmią się tylko jednym: miłością przyprawioną szczyptą ciepła i serdeczności. Uczucie, które jest między dwojgiem ludzi, smakuje jak najlepszy koktajl świata. Pijcie go na zdrowie, niezależnie od tego, czy wychylacie toast za pierwszą, piątą czy piętnastą rocznicę. Oby zawsze miał słodki smak miłości!

5

Staropolskie NAZWY POKREWIEŃSTW

PO MIECZU

CZY PO KĄDZIELI?

Zacząć należy oczywiście od podziału na linię PO MIECZU (od strony ojca) oraz PO KĄDZIELI (od strony matki). To odwołanie się do tradycyjnego podziału ról w małżeństwie – kiedy matka przędzie (kądziel to pęk włókien do przędzenia), ojciec walczy (stąd symboliczny miecz). Przodków ze strony ojca nazywano AGNATAMI, a ze strony matki – KOGNATAMI

WUJEK, STRYJEK

I RESZTA

Rodzeństwo rodziców określamy dziś jako wujostwo. Dawniej jednak WUJ był zarezerwowany tylko dla brata matki. Jego żona to WUJENKA lub WUJNA. Natomiast brat ojca to STRYJ, którego żoną jest STRYJENKA lub STRYJNA. To określenia, które można jeszcze czasami spotkać w użyciu, choć powoli odchodzą do lamusa.

Z kolei siostra naszego rodzica –zarówno ojca, jak i matki – to CIOTKA. Przy czym jej męża nie określilibyśmy dawniej wujkiem, ale użylibyśmy na swój sposób uroczego terminu POCIOT lub NACIOT. Kuzynostwo ojca i matki również można nazwać wujami, ciotkami i stryjami, rozróżniając ich ewentualnie jako tych dalszych.

Jeśli mówimy o wujkach, stryjkach i ciotkach, warto wspomnieć

też o ich dzieciach. Dziś to po prostu kuzynostwo. Dawniej mieliśmy BRACI i SIOSTRY CIOTECZNYCH (po kądzieli) oraz STRYJECZNYCH (po mieczu).

KIEDY RODZEŃSTWO

MA DZIECI

My też stajemy się odpowiednio wujami, stryjami i ciotkami, gdy naszemu rodzeństwu rodzą się dzieci. Kim one są dla nas? W przypadku siostry określenia SIOSTRZENIEC i SIOSTRZENICA funkcjonowały dawniej i używane są dzisiaj. Jednak dzieci brata były BRATANKAMI i BRATANICAMI tylko dla kobiety, a dla mężczyzny były to SYNOWCE i SYNOWICE (lub NIEWIASTKI). Terminami równie zapomnianymi są NIECI i NIEŚCIORY, czyli ogólne określenie potomstwa rodzeństwa.

MAŁŻEŃSTWO, CZYLI SWAĆBA

Przejdźmy do tematu dnia! Dziś, gdy dwoje ludzi bierze ślub, stają się małżeństwem. Dawniej określilibyśmy to powiązanie jako SWADŹBA (ewentualnie SWAĆBA) od czasownika „swatać”. Ze swaćbą wyraziście kojarzy się także określenie SWAT – lub w żeńskiej wersji: SWATKA – czyli rodzice męża córki. Nie nazwiemy już tak jednak rodziców żony syna. Ci w staropolszczyźnie nosili

odpowiednio nazwy: WSPÓŁTEŚĆ i WSPÓŁTEŚCIOWA

Oczywiście TEŚĆ i TEŚCIOWA (dawniej także CIEŚĆ i CIEŚCIOWA) to rodzice żony. Aktualnie oba te określenia utrwaliły się również jako określenie rodziców męża, podczas gdy dawniej kobieta nazwałaby ich odpowiednio ŚWIEKREM lub ŚWIEKIEREM (ojciec męża) oraz ŚWIEKRĄ (matka męża).

Istnieją też odpowiednie określenia na żonę syna oraz męża córki. Dzisiejsza synowa to w dawnych czasach SNECHA lub – nieco zdrobnialej – SNESZKA. Tylko mąż córki od zawsze był i jest ZIĘCIEM, choć niegdyś funkcjonowało też bardzo urocze określenie ZIĘTASZEK

WIELKI WUJ

I WIELKA CIOTKA

Jeśli chodzi o seniorów rodu, czyli naszych dziadków i babcie, w staropolszczyźnie nazywano ich mniej zdrobniale: DZIAD i BABA

My kiedyś bylibyśmy nie wnuczkami, ale odpowiednio WNĘKIEM lub WNĘKĄ, WNĘCZKĄ, WNUKWIĄ. Istniały też określenia wnucząt uniwersalne, które można było użyć niezależnie od płci, czyli DZIECIĘCIE lub CZĘD

A jak nazwać siostrę lub brata jednego z naszych dziadków? Na to też mieli kiedyś określenia! Siostra babki to WIELKA CIOTKA lub

PRACIOTKA, natomiast brat babki WIELKI WUJ, STARY WUJ lub PRZEDWIEĆ

Jeśli chodzi o rodzeństwo dziadka, to dla sióstr stosowano takie samo określenie, ale bracia byli już dla wnucząt nie wielkimi wujami, a WIELKIMI STRYJAMI, PRASTRYJAMI albo (dość zabawnie jak na dzisiejsze standardy językowe) PRZESTRYJAMI

DALSZE STOPNIE POWINOWACTWA

I kiedy wydawałoby się, że to już wszyscy… to dopiero początek! W staropolszczyźnie funkcjonowało określenie na każdego powinowatego, czyli krewnego małżonka. O siostrze męża żona powiedziałaby kiedyś ZEŁWA, ŻEŁWIA, ZOŁWA, ZEŁWICA lub ŻOŁWICA, a o jej mężu ZEŁWIN. Podczas gdy brat męża to DZIEWIERZ, a jego żona – JĄTREW lub JĄTREWKA. Z drugiej strony wygląda to podobnie. Siostra żony dla jej męża to ŚWIEŚĆ, a jej mąż jest PASZENOGIEM. Natomiast brat żony nosił nazwę SZURZY lub SZURZYN i jego żoną była SZURZYNA. Tylko żona brata to niezmiennie BRATOWA, natomiast mąż siostry to znany po dziś dzień SZWAGIER (choć swego czasu nazywano go też SWAKIEM).

6

KRZYŻÓWKA

PIONOWO

1. Połączyła ich lata temu i zaprowadziła przed ołtarz.

4. Serial, z którego pochodzi muzyka sprzed ceremonii.

8. Ulica, przy której mieszkali w Krakowie.

9. Dzielnica Warszawy, w której aktualnie mieszkają.

10. Psem tej właśnie rasy jest Nachos.

11. Bez dwóch ulubiony kolor panny młodej.

15. Ulubiona przez obydwoje płyta Taco Hemingway.

POZIOMO

2. Wojtek nie wyobraża sobie nie mieć go w lodówce.

3. Martha mogłaby jeść je do końca życia.

5. Motyw przewodni wieczoru panieńskiego Marthy.

6. Największe podróżnicze marzenie pary młodej.

7. W trakcie pandemii obejrzeli wszystkich ich sezony.

12. Wojtek jest wielkim fanem ich układania.

13. Serial, do którego nawiązują ślubne spinki Wojtka.

14. Włoskie miasto, w którym się zaręczyli.

ROZWIĄZANIE:

BUENOS, NACHOS!

Myśl o tym, żeby w ich życiu pojawił się ktoś jeszcze, wykiełkowała w 2019, gdy zamieszkali razem. Brakowało im tego trzeciego puzzla, który by dopełnił tę sielankową układankę. Przez rok udawali, że jest z nimi – to miał być test, czy poradzą sobie z odpowiedzialnością. Chodziło w końcu o małą, żywą istotę. Rok później był już z nimi. Nachos, bo tak go nazwali – meksykańskie imię dla meksykańskiego pieska Chihuahua. O takiej rasie Martha marzyła, odkąd po raz pierwszy obejrzała „Legalną blondynkę”. A imię? Wybrali je wspólnie pewnego wieczoru, zgadzając się co do tego, że co, jak co, ale na -

chosy uwielbiają. Ten psi królewicz nie jest tu wyjątkiem, bo już od pierwszego dnia skradł ich serca. Tak naprawdę to jedyny powód, dla którego potrafią się dziś posprzeczać – Martha nie lubi, gdy Wojtek karci za coś Nachosa zbyt szorstkim tonem. Zawsze wtedy przychodzi do niej się schować (Nachos, nie Wojtek), choć prawda jest taka, że obydwoje kocha równie mocno. Ciekawe, czy tak samo wielką miłością obdarzy swoją towarzyszkę, która być może już niedługo pojawi się w ich domu. Wiecie, jak będzie miała na imię? Salsa, oczywiście –w końcu Nachos już jest.

7

M W

PLAN WESELA

15:30 - POWITALNY KIELISZEK PROSECCO

PLAN STOŁÓW

TU JESTEŚMY

Willa Baszta w Przegorzałach

Martha od zawsze marzyła o ślubie jak z bajki. A jeśli z bajki, to musi być na zamku. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zobaczyła na zdjęciach Basztę, od razu się w niej zakochała – taki zamek z Disneya, tylko w wersji mini. Jaka historia się za nim kryje?

Baszta została wzniesiona w latach 1928-1929 przez krakowskiego architekta, Adolfa Szyszko-Bohusza (zwanego Panem na Wawelu).

16:30 - CEREMONIA ZAŚLUBIN

18:00 - UROCZYSTY OBIAD na tarasie Baszty

20:00 - ROZPOCZĘCIE ZABAWY

22:00 - I DANIE GORĄCE

00:00 - TORT WESELNY

02:00 - II DANIE GORĄCE

Podczas prac na Zamku Królewskim odkrył on pozostałości przedromańskiej Rotundy Najświętszej Marii Panny. To archeologiczne odkrycie skłoniło go do tego, aby na zakupionym od Kamedułów 9-hektarowym wzgórzu wybudować obiekt, który swoją formą będzie nawiązywał właśnie do rotundy.

Zbudowana z wapiennych ciosów, na Skale Przegorzalskiej, na południowo-zachodnim skraju Lasu Wolskiego, willa dominuje nad

doliną Wisły. Z tarasu, który znajduje się po zachodniej stronie budynku, roztacza się panorama doliny rzeki i wzgórz Pogórza Wielickiego. Jeśli pogoda jest ładna, można zobaczyć stąd nawet zarys Tatr.

Nad portalem wiodącym do wnętrza willi znajdują się dwa kartusze herbowe. Po lewej herb rodowy Adolfa Szyszko-Bohusza „Odyniec”, przedstawiający srebrną przełamaną strzałę na niebieskim tle – od niego właśnie wzięła się inna nazwa baszty, Willa „Odyniec”. Po prawej natomiast herb żony architekta, Stefanii z Rzepko-Łaskich, noszący nazwę

„Korab” – przedstawia złoty okręt na czerwonym tle. Dom ozdabiały niegdyś również okazałe rzeźby, które niestety zostały zniszczone przez Niemców w czasie II wojny światowej. Więcej na: www.zinarcastle.pl

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.