WYWIAD
Z PARĄ MŁODĄ
CZYM JEST DLA WAS MIŁOŚĆ? JAK WEDŁUG WAS BRZMI JEJ DEFINICJA?
P: Miłość to dla mnie to coś, co pozwoliło cierpliwie czekać, aż Łukasz wróci do Polski. (śmiech) A tak na poważnie, to jedno z najważniejszych uczuć, jakie może połączyć dwie osoby, a można ją zauważyć nawet w codziennych, najdrobniejszych gestach wobec siebie.
Ł: To obopólne wsparcie, zrozumienie i wszystkie te małe gesty, które pokazują, jak bardzo nam zależy na sobie.
GDYBYŚCIE MIELI
WSKAZAĆ DWIE RZECZY, ZA KTÓRE POKOCHALIŚCIE
WŁAŚNIE SIEBIE, CO BYŚCIE WYMIENILI?
P: Mnie do Łukasza przekonała jego cierpliwość i dobre serducho. Nie da się ukryć, że ma do mnie cierpliwość, jak mało kto. I do tego ta jego pewność siebie! On nie pytał, czy chcę się z nim spotkać. On podawał datę i godzinę, na którą mam być gotowa. W takiej sytuacji nie mogłam odmówić. (śmiech)
Ł: Kocham Paulinę za uśmiech i za to, w jaki sposób na mnie patrzy. Za całą jej osobowość, bo jak na upartość przymknę oko, to jest ok. (śmiech)
TO NIE BYŁA MIŁOŚĆ
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA (PRZYNAJMNIEJ NIE W PRZYPADKU PAULINY). KIEDY POCZULIŚCIE, ŻE TO COŚ WIĘCEJ?
P: Nie pamiętam konkretnego momentu, daty ani godziny, ale z dnia na dzień nasza obecność w swoim życiu była coraz bardziej oczywista i naturalna. Z niezależnej dziewczyny, która „nie szuka chłopaka”, nagle zmieniłam się w dziewczynę, która czeka na jego urlop i odwołuje wszystkie inne plany na te dni, żeby jak najwięcej czasu spędzić razem. Widocznie nie szukałam byle chłopaka, a konkretnego kandydata na męża!
Ł: Tak to prawda, pewne osoby są oporne i nie ma z nimi lekko, a do takich można zaliczyć Pannę Młodą. (śmiech) Zdecydowanie trudno pewnym osobom opuścić strefę komfortu i otworzyć się na coś więcej, więc w związku z tym wszystko przyszło z czasem.
JAKI JEST SEKRET TEGO, ŻEBY TRWAĆ PRZY SOBIE, MIMO DZIELĄCYCH KILOMETRÓW?
P: Ja uważam, że w związku na odległość najważniejsze jest zaufania, a zaraz po tym zaangażowanie. Taką relację bardzo łatwo zakończyć. Wystarczy nie odpisać na SMS-a, nie oddzwonić i wszystko z czasem naturalnie się wycisza, bo przecież nie ma tej osoby ciągle fizycznie obok nas w życiu codziennym.
My chcieliśmy, ufaliśmy sobie i skończyliśmy na ślubnym kobiercu. Dodałabym do tego jeszcze, że myśl o tym, kiedy w końcu będziemy razem w Polsce, była takim światełkiem w mroczny dzień, na które się czekało i które pomagało wytrwać w tym czasie na odległość.
Ł: To prawda, zaufanie jest podstawą. Bez tego nie ma znaczenia, czy to będzie odległość 1 km czy też 1000 km. Naturalnie przetrwać rozłąkę pomagają też rozmowy. I trzeba mieć świadomość, że są lepsze i gorsze dni.
WASZ PRZEPIS
NA ZWIĄZEK IDEALNY. CO NIM JEST?
P: Nie ma związków idealnych, ale można się postarać, żeby do tego ideału dążyć. Dla mnie w związku ważne są: zaufanie, kompromis, troska o drugą osobę i uzupełnianie się. Trzeba pamiętać, że związek to połączenie dwóch osób, które mają różne przyzwyczajenia, różne charaktery i różne nawyki. Jeśli tych dwoje ludzi coś połączyło, to trzeba się postarać o to, żeby i cała reszta razem zagrała. Życie we dwoje może być przyjemne i miłe, kiedy dwoje ludzi się uzupełnia, porozumiewa się ze sobą, słucha swoich oczekiwań i potrzeb.
Ł: Rozmowa, kompromisy… Wiadomo, nikt nie jest idealny. Każdy z nas wychował się w innym otoczeniu i zapewne wyniósł odmienne, ale również podobne, wartości z domu rodzinnego. Można tu po raz kolejny powtórzyć: zaufanie i wsparcie to podstawa.
A ZDARZA WAM SIĘ CZASEM POKŁÓCIĆ? O CO NAJCZĘŚCIEJ?
P: Z mojej perspektywy nasze ewentualne sprzeczki, chociaż rzadko się zdarzają, to opierają się na tym, że ja lubię mieć wszystko zaplanowane, poukładane, wcześniej przygotowane, a Łukasz jest mistrzem ogarniania (albo i nieogarniania) wszystkiego na ostatnią chwilę. Często się spóźnia, odkłada coś na później – ja tego nienawidzę (mam nadzieję, że na własny ślub się nie spóźni…). Ale muszę przyznać, że ewentualne napięcie zazwyczaj rozładowuje też on. Potrafi mnie podejść, jak mało kto. Wie, co potrafi udobruchać moje babskie fochy.
Ł: Zazwyczaj są to błahostki, po których bez względu na „winę” jest jedna strona, która wyciąga rękę do zgody… (śmiech) W tym przypadku zazwyczaj dobre jedzenie poprawia nastrój, zwłaszcza że Panna Młoda jest mięsożercą, a wiadomo, że przez żołądek do serca.
CZYM NAJBARDZIEJ RÓŻNICIE SIĘ OD SIEBIE? CO CZASEM DENERWUJE WAS W SOBIE NAWZAJEM, MIMO ŻE NAUCZYLIŚCIE SIĘ JUŻ TO AKCEPTOWAĆ?
P: Mamy dużo podobieństw, ale też dużo różnic. Na razie te nasze różnice fajnie się uzupełniają. Ja nie lubię dzwonić i telefonicznie załatwiać różnych spraw – Łukasz nie ma z tym problemu i to już jest jego rola. Ja wolę dogadać coś mailowo. Ale jedną z wad Łukasza, która mnie denerwuje najbardziej, jest to, że nie odkłada rzeczy na swoje miejsce. Mam nadzieję, że to się już zmieni, jak będziemy mieli własne cztery kąty i sami będziemy dbać o porządek.
Ł: Stawiałbym tu na słabą organizację z mojej strony (jednakże wychodzi ona raczej z lenistwa), za to po stronie panny młodej jest to aż przesadzone i zakrawa o pedantyzm. Największa jej wada to upartość. Nie znam chyba bardziej upartej osoby. (śmiech)
A CO NAJBARDZIEJ LUBICIE ROBIĆ RAZEM?
Ł: Lubimy razem gotować, staramy się uzupełniać w kuchni. Mamy również zamiłowanie do różnego rodzaju swojskich wyrobów, dżemów, nalewek.
JEDNO WSPOMNIENIE, DO KTÓREGO WRACACIE MYŚLAMI
NAJCZĘŚCIEJ I ZAWSZE WYWOŁUJE UŚMIECH NA WASZYCH TWARZACH. JEST TAKIE?
Ł: Pierwsze wyjście do kawiarni i ciekawa sytuacja z tabletką przeciwbólową.
A ZARĘCZYNY? NA PLAŻY
W DANII O ZACHODZIE SŁOŃCA. CO CZULIŚCIE W TAMTYM MOMENCIE? JAK DZIŚ GO WSPOMINACIE?
P: Dla mnie to była totalna niespodzianka. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wydarzy się tam właśnie to. Byłam totalnie zaskoczona, co może potwierdzić fakt, że Łukasz aż trzy razy musiał zapytać, czy zostanę jego żoną, bo chyba nie dowierzałam w to, co się właśnie dzieje. Ja chciałam ustawić statyw, żeby zrobić zdjęcie, a on mi się zaczął oświadczać! (śmiech) Ostatecznie zdjęcia nie zrobiłam, bo tak długo zastanawiałam się, co odpowiedzieć. Ale powiedziałam oczywiście „TAK”!
Ł: Stres!!! Dużo większy niż na maturze czy prawku... (śmiech) Każda sekunda zamieniała się w minutę, mimo to jestem zadowolony z momentu, który był idealnie zgrany w czasie.
ŚLUB TUŻ-TUŻ. CZY PRZEDŚLUBNY STRES JUŻ SIĘ POJAWIŁ, CZY RACZEJ MACIE LUZ? JEST COŚ, CZEGO SIĘ OBAWIACIE?
P: Ogólnie, jeśli chodzi o ślub i wesele, to na razie mam totalny luz. Aż się sama sobie dziwię, że mnie to nie stresuje. Ale ostatnie dwa tygodnie przed ślubem i weselem, uzgadnianie wszystkiego, dopinanie wszystkich szczegółów i realizacja wszystkich naszych pomysłów –jest to mega stresujące i wyczerpujące.
Ł: Tak, zdecydowanie stres się już pojawił. Wiele małych, ale istotnych spraw trzeba dopinać. Każdy chce, żeby u niego było wszystko idealnie, dlatego też obawiać można się wszystkiego po trochu. Ja na przykład najbardziej obawiam się, czy kolano wytrzyma różne figury pierwszego tańca. (śmiech)
Ł: Dużo rzeczy załatwiamy wspólnie, ale również są sprawy, które każdy robi samemu, tylko z małą konsultacją. Troszeczkę za dużo spokoju daliśmy sobie przez ostatnie dwa miesiące, co spowodowało natłok detali pod sam koniec.
A JAKIE MACIE PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ WE DWOJE? CO ZROBICIE JAKO PIERWSZE, GDY TEN WESELNY KURZ JUŻ OPADNIE?
P: Takie najbliższe i najbardziej oczekiwane przez nas plany to wykończenie domu, w którym planujemy zamieszkać. Jak opadnie weselny kurz, to zajmiemy się wspólnym planowaniem pomieszczeń, umeblowaniem i dodatkami. A że wspólne planowanie ślubu i wesela szło nam całkiem nieźle, to mam nadzieję, że tak samo będzie i w tej sytuacji.
Ł: Pierwsza priorytetowa sprawa to nasz remont. Chcemy jak najszybciej zamieszkać sami. Reszty planów nie chcemy zdradzać, bo… sami nie wiemy, jak się potoczą i od czego zaczniemy. (śmiech)
JAK MIJAJĄ WAM
PRZYGOTOWANIA DO TEGO
DNIA? TO BYŁA FAJNA PRZYGODA? MIELIŚCIE JAKIŚ PODZIAŁ ZADAŃ?
P: Uważam, że to była niezła przygoda. Sprawnie nam to wszystko poszło. Jakoś od początku naturalnie podzieliliśmy się zadaniami i usługodawcami. Ja szukałam kogoś od dekoracji, Łukasz zajął się kontaktem z DJ-em, ja wybrałam fotografa, Łukasz kontaktował się z panią od słodkiego stołu i tortu itd. Podzieliliśmy się rolami, więc każdy wiedział, co miał robić, co jest na jego głowie i dzięki temu organizacja tego dnia poszła sprawnie. Myślę, że będziemy to dobrze wspominać, jednak na organizacji jednego wesela zakończymy. (śmiech)
JEST COŚ, CO CHCIELIBYŚCIE DZIŚ SOBIE POWIEDZIEĆ? ZAŁÓŻMY, ŻE DO TYCH WŁAŚNIE ZAPISANYCH NA ŁAMACH GAZETY SŁÓW WRÓCICIE ZA 10, 15, MOŻE 20 LAT.
P: W dniu ślubu można by sobie życzyć przede wszystkim miłości, zrozumienia i wsparcia na każdym kroku tej drogi, którą będziemy razem iść. Życzę nam realizacji marzeń, a tym samym wielu cudownych wspomnień.
Ł: Życzę sobie i nam, by poczucie humoru w złych i dobrych chwilach pozostało u nas niezmienne, bo właśnie to zrozumienie i obracanie w żart pewnych sytuacji pozwala rozładować atmosferę. Życzę nam również niezmiennego zaufania i wiary w siebie nawzajem, a mojej przyszłej małżonce, by pozostała tak cudowna, jak jest!
Kochani Goście!
Jesteśmy niezwykle wdzięczni, że mogliśmy dzielić z Wami ten najważniejszy dzień w naszym życiu. Wasza obecność, uśmiechy i serdeczne życzenia sprawiły, że nasze wesele było jeszcze bardziej magiczne. Dziękujemy za każdy miły gest i wspólnie spędzony czas. Mamy nadzieję, że ten wieczór zapisze się na kartach naszej wspólnej historii najpiękniejszymi wspomnieniami.
Czasami wystarczy tylko kilka pytań, żeby zobaczyć, jak dopasowaną parą jesteśmy. Tym razem pytań było 30, a odpowiadających dwójka. Paulina i Łukasz ten partnerski test zgodności zdali śpiewająco, mimo że rozwiązywali go osobno i nie widzieli swoich odpowiedzi. Egzamin z dojrzałości małżeńskiej ukończyli z doskonałym wynikiem niemal 87%, awansując tym samym do pierwszej ligi wśród najbardziej zgranych par młodych. Nie zgodzili się tylko w czterech pytaniach –o to, które z nich lepiej śpiewa, które jest większą marudą, które bardziej lubi słodycze, a które chętniej zje coś, czego jeszcze nie jedli nigdy w życiu. To jednak drobne różnice. Najważniejsze, że w tym najważniejszym z pytań – o to, kto będzie głową tej rodziny – byli w 100% zgodni! Obydwoje wskazali tu na... Łukasza! Czas pokaże, a czujne oko bliskich zweryfikuje, jak deklaracje te przełożą się na małżeńską rzeczywistość.
Małżeńskie gody są nadawane „ustawowo”, by celebrować niepodległość i wielkość małego, zjednoczonego państewka miłości. Cały kłopot w tym, że niezwykle łatwo poplątać się w owych rocznicach. Papierowa, drewniana, płócienna. Co ma piernik do wiatraka, a małżeństwo do... drewna?
Czasami może być romantycznie. Już ta najmłodsza, pierwsza rocznica ślubu jest ujmująca. Niby staż mały i może niezbyt imponujący, ale uczucie silne. Wciąż płynąc na miłosnej emfazie, wyznajemy tak ogromny kult miłości, że papier całego świata nie byłby w stanie oddać jej bezmiaru. Fakt, że niektórym ten „papier” z pierwszych godów kojarzy się z podpisanym cyrografem… tak, tak: wiele wyjaśnia się w tym pierwszym roku.
Druga rocznica, zwana bawełnianą. Że niby małżeństwo niczym 100% cotton ? Czemu nie!
Wciąż czysta bawełna, czyli miłość bez syntetyków. Tylko high quality bez made in China Dalej robi się ciekawiej. Trzecia rocznica, skórzana. Nie ma wątpliwości, że nazywa się tak, ponieważ czujemy już przez skórę, gdy małżonek(-ka) coś kręci. Znacie się jak łyse konie. Gratulacje!
Zaczynają się lata, gdy rozumiecie się bez słów.
Kwiatowa rocznica jest tą najbardziej oczywistą – Wasze małżeństwo przechodzi rozkwit, niczym starannie pielęgnowany kwiat. Szanowni Mężowie, skoro jesteśmy przy kwiatach: czerwone róże czynią cuda, dlatego warto czasem złożyć kwiaty pod państwowym pomnikiem miłości. Pięciolecie to drewniana rocznica. Kamień milowy we wspólnej historii małego państewka. Wspólnie płyniecie niezmiennie na tej małżeńskiej tratwie przez ocean życia i wiecie już, że niesie Was solidny kawał… drewna, któremu niestraszne sztormy ni burze. Ze zgraną załogą żegluga jest cudowną przygodą, a nie tylko walką z morskim żywiołem. Nie zawsze jest tak ekstremalnie. Po żywiołowej, drewnianej rocznicy następują przyjemne, miłe i otulające serca rocznice wełniane, a także te słodkie cukrowe.
Poczucie siły w małym rodzinnym państewku sięga wyżyn i każda późniejsza rocznica to jak formalne poparcie dla trwałości i niezawisłości małżeństwa: spiżowa, blaszana, cynowa… to prawda, że niektórzy słyszą tu szczęk oręża. Wówczas na skutek rozbicia dzielnicowego
jedna połówka zamieszkuje sypialnię, druga przenosi się na kanapę i odgradza zasiekami z nieupranych skarpet. Los lubi zmiennym być, dlatego po metalowych latach nadchodzi rocznica trzynasta – nie taka pechowa, bo (a jakże!) koronkowa.
A kiedy już odczynicie pecha i klątwę trzynastki, czeka Was moc kryształu, ekskluzywność porcelany, perły i koralowce, aby w końcu dojść do złotej, 50-tej rocznicy ślubu. To święto, które jest honorowane autentycznym Medalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie nadawanym przez prezydenta. Miłosne odznaczenie ma 35 mm średnicy i kształt gwiazdy. Dostajecie własną, oksydowaną gwiazdkę z nieba, choć najjaśniej i tak świeci dla Was ta, której powiedzieliście sakramentalne „tak”. Najlepsze jest to, że do takich świąt nie trzeba szykować wykwintnych potraw. Małżeńskie gody karmią się tylko jednym: miłością przyprawioną szczyptą ciepła i serdeczności. Uczucie, które jest między dwojgiem ludzi, smakuje jak najlepszy koktajl świata. Pijcie go na zdrowie, niezależnie od tego, czy wychylacie toast za pierwszą, piątą czy piętnastą rocznicę. Oby zawsze miał słodki smak miłości!
POLSKIE TRADYCJE ŚLUBNO-WESELNE
Śląsk:
PARADNY KOŁACZ
Na Śląsku tydzień przed weselem rodzinę, sąsiadów i znajomych obdarowuje się ciastem. Ale nie zwykłym! Chodzi o śląski „kołocz”, tradycyjnie z serem, jabłkami lub makiem. Każda obdarowana osoba dostaje także gałązkę mirtu i kartkę z wierszykiem. Przyjęcie kołacza oznaczało dawniej, że gość pojawi się na weselu. Czasem ci, którzy roznoszą kołacz, są poprzebierani za różne postacie np. księdza, zakonnicę lub pannę młodą.
Podkarpacie: ZWIADY
Na czym polegają podkarpackie Zwiady? Rodzina pana młodego wysyła do rodziców panny młodej zaufaną osobę, której zadaniem jest przekonanie ich córki do wybranka. Na koniec następują negocjacje związane z wysokością posagu (tzw. poseliny).
Wielkopolska: POLTERABEND
Pulteram (zwany też polterabendem lub trzaskaniem) to zwyczaj praktykowany w trzech regionach: również na Śląsku i Pomorzu. Dzień przed weselem rodzina i znajomi gromadzą się pod domem panny
młodej, żeby… potłuc szkło i porcelanę dla pomyślności oraz szczęścia nowożeńców. W ruch idą talerze, misy, szklanki. Aby wróżba się spełniła, młodzi muszą je posprzątać.
Lubelszczyzna: WYPROWADZINY
Wyprowadziny rozpoczynają dzień ślubu. To tradycja, która ma symbolizować wzbranianie się kawalera przed ożenkiem. I mimo że dziś panowie raczej świadomie decydują się na ślub, to na Lubelszczyźnie i tak wyprowadzani są z domu przez druhny lub siostry. To one oddają pana młodego w ręce jego przyszłej żony.
Podlasie: SWATY
Na Podlasiu, gdy tylko kawaler pojawia się w domu swojej wybranki, musi ją wywołać. Zanim jednak to ona pojawi się w drzwiach, wychodzi ku niemu jeden z mężczyzn przebrany za niezbyt urodziwą pannę, która w kabaretowym stylu próbuje poderwać pana młodego. Ta zabawa powtarza się trzykrotnie.
Pomorze:
TANIEC MASZKAR
Na Pomorzu w trakcie wesela na parkiecie pojawiają się przebierańcy. Postaciami typowymi dla
tego teatru są m.in. przynosząca zapowiedź dobrych zbiorów baba zwana kulejką, a także weselny byk oraz koń. Maszkary z pomocą orkiestry zabawiają gości, organizując konkursy i inscenizując śmieszne scenki.
Mazowsze: ZBIERANIE NA WÓZEK
Tradycja popularna na Mazowszu to zbieranie na wózek. Para młoda wychodzi na parkiet i rozpoczyna „odbijanego”. Goście mogą zatańczyć z panną lub panem młodym, ale za taniec trzeba zapłacić. Symboliczne kwoty zgodnie ze zwyczajem mają być przekazane na wózek dla pierwszego dziecka.
Małopolska: OBGRYWKA
Obgrywka to małopolska tradycja weselna. Wodzirej, zaraz po obiedzie, podchodzi z kapelą do każdego gościa i śpiewa o nim krótką rymowankę – wymyślaną na bieżąco. Kapeli towarzyszą dwie osoby (jedna z rodziny panny młodej, a druga od pana młodego), które podpowiadają, kto jest kim i co o danej osobie zaśpiewać. Za obgranie goście wrzucają drobniaki do koszyka – zwyczajowo przekazywane są one dla zespołu.
REGULAMIN DOBREJ ZABAWY WESELNEJ
1. Wesele rozpoczyna się na początku, a kończy, gdy tylko Młoda Para zaśnie.
2. Kto pojawi się na weselu w złym nastroju będzie rozweselany trunkami wysokoprocentowymi.
3. Podróże poszukiwawcze pod stołem są dziś surowo wzbronione.
4. Osoby mające uwagi dotyczące wesela zobowiązane będą do zorganizowania lepszego w przeciągu pół roku.
5. Nie toleruje się pustych kieliszków. Dlatego, w celu uniknięcia zaglądania do nich zbyt głęboko, będą natychmiast napełniane.
6. Osoby, które zgubią wątek, nie muszą go szukać. Rano sala będzie zamiatana i wtedy będzie go można odebrać.
7. Informacja dla wszystkich, którzy nie znajdują powodu do uśmiechu: lustro wisi w łazience.
8. Radzi się wszystkim panom przynajmniej raz zatańczyć z własną małżonką. Koszt niewielki, a zapewnia spokój.
9. Jeśli alkohol wyleje się na odzież, prosimy nie panikować! Za chwilę zostanie przyniesiona następna butelka.
10. Zabrania się kobietom przewracania oczami oraz używania innych znaków w celu zmuszenia mężczyzn do pójścia do domu.
11. Osoby idące do domu proszone są o zabranie swoich partnerów. Nie dopuszcza się przy tym żadnych zamian!
12. Jeśli któryś z gości stwierdzi, że znajduje się sam na sali oznacza to, że zabawa dobiegła końca.
13. Każdy z uczestników jest zobowiązany do przestrzegania powyższych zasad pod groźbą zmywania naczyń po weselu.