24 minute read
David Reece
from HMP 82 Wolf
by Michal Mazur
Miami i graliśmy w tenisa, piliśmy kawę, nagrywaliśmy muzykę i tak dalej. Tak wygląda nawiązywanie relacji. Dzisiaj jest inaczej, muzycy wysyłają sobie nagrania przez Internet. Nie spotykają się w ogóle. Z Alcatrazz nie spotkałem się dopóki Graham nie oznajmił swojego odejścia. A potem widziałem ich przez dziesięć minut i tak naprawdę długo nie rozmawialiśmy. Nie da się dzisiaj stworzyć takiej więzi, jaką mieliśmy z Ritchiem czy Yngwie. Dlatego ci muzycy, oraz Michael Schenker, z którym przez dziewięć lat nagrałem cztery albumy, będą dla mnie bardzo ważni.
Advertisement
Mimo wszystko dzisiaj chyba łatwiej nagrać i wydać muzykę. Nawet, jeżeli dzieje się kosztem mniejszej bliskości pomiędzy muzykami. Nic nie zastąpi tworzenia muzyki na żywo, w jednym pomieszczeniu. Gdy bębniarz zaczyna nadawać rytm, czuje się swing, czujesz jego moc. Automat perkusyjny nie da ci podobnych odczuć. Dużo współczesnej muzyki brzmi przez to syntetycznie.
Ciekawie się złożyło, współpracowałeś z trzema gitarzystami uznawanymi za jednych z najlepszych w historii muzyki rockowej. Wszyscy trzej, a zwłaszcza Malmsteen i Blackmore, znani są ze swoich trudnych charakterów. Co najlepszego wyniosłeś z tych kooperacji? Pracując z takimi ludźmi trzeba pamiętać, że siedzą w tym i odnoszą sukcesy od bardzo dawna. Wszyscy potrafią być bezwzględni - w takim sensie, że doskonale wiedzą jak powinna brzmieć ich muzyka i w którą stronę chcą kierować swoją karierą. Musisz o tym pamiętać. Musisz być trzeźwy, wiedzieć co robić i mieć dobre pomysły. Nawet, jeżeli te pochodzące od nich bywają gówniane, musisz sobie dać z tym radę. (śmiech) Lubię mówić to, co myślę - zawsze to robię, ale nie dla każdego jest to mile widziane. Czasem myślę sobie, cholera, czy naprawdę to powiedziałem? Ale często potem okazywało się, że mój pomysł był dobry i właśnie takie informacje zwrotne otrzymywałem. Zawsze miałem szacunek do gościa, którego nazwisko sprzedaje bilety. Faceta, który jest na okładce albumu. Ale jednocześnie, jeżeli czujesz, że coś nie działa, to musisz umieć o tym powiedzieć. Grzecznie, ale stanowczo. Czasem trzeba potem spakować walizkę i wracać do domu. (śmiech) Od początku czułeś taką pewność siebie, jeszcze gdy śpiewałeś w Rainbow? Pewność siebie daje mi to, że ktoś mnie prosi o wykonanie czegoś konkretnego. Wiem, że pokłada we mnie nadzieję. To wystarczy. Wiem, co jestem w stanie zrobić. Znam swoje słabości, ale wiem też, co jest moją mocną strony. Jeżeli ktoś taki jak Ritchie, Yngwie albo Michael we mnie wierzy i wspiera to tak jakbyś był Muhamadem Alim i miał Angelo Dundee'ego w roli trenera rogu ringu. Wiesz, że masz wsparcie do końca. Dopóki nie nadejdzie dzień, w którym oznajmią ci, że chcą iść w innym kierunku. Tak jak to w swoim czasie zrobił każdy z nich.
Kilka lat temu pracowałeś z polskim projektem WAMI z młodym gitarzystą Iggym Gwaderą. Jak to wspominasz? Przede wszystkim sam nigdy nie nazwałbym tego projektu WAMI. Iggy był świetnym gitarzystą, podobnie muzyka, napisana przez dwóch polskich braci (Cugowscy - przyp. red.). Po tym jak dostałem demo, zacząłem zastanawiać się, dlaczego chcą abym z nimi śpiewał? Wokal, który tam był brzmiał wspaniale, nie wiedziałem, co miałbym tam dodać. Ale nazwa mocno nas ograniczała, jakbyśmy mieli pojechać w trasę to ograniczałoby nas do konkretnych muzyków. Z taką nazwą nie mogliśmy zrobić nic innego. Kawałki były świetne, a Iggy doskonały. Miał chyba z piętnaście lat. Mógłbym być jego dziadkiem. (śmiech) Wybraliśmy się na obiad z jego rodzicami i okazało się, że jestem starszy od nich. Mieliśmy zrobić jeszcze jeden krążek, ale nie mogliśmy pogodzić terminów, Marco Mendoza był chyba zaangażowany w Whitesnake albo Thin Lizzy. Naprawdę uważam, że powinniśmy mieli lepszą nazwę. Wystarczyło postawić na świetne kawałki, jakie pisali bracia i nie ograniczać składu tak dziwnym mianem. Zostało to skopane przez management. Potencjał był na dużo większy projekt.
Foto:AlexSolca
Igor Waniurski
HMP: Tuż przed rozmową wspomniałeś, że mieszkasz we Włoszech? David Reece: Tak, mieszkam około godziny drogi na południe od Mediolanu. Do Wenecji mam ze dwie-trzy godziny autem, trochę szybciej pociągiem. Fajnie tu.
Które wydarzenia ostatnich lat uznałbyś za najbardziej przełomowe dla Twojej muzycznej kariery? Myślę, że skupienie się bardziej na mojej solowej działalności. Chociaż jest tu pewna sprzeczność, ponieważ w dobie restrykcji, w zasadzie siedziałem z założonymi rękami i niczym się nie zajmowałem. Rzeczywiście wydałem "Cacophony Of Souls" w marcu 2020 roku, ale musiałem odwołać wszystkie promujące płytę koncerty (miało ich być co najmniej czterdzieści). Zmęczyły mnie ciągłe korespondencje i anulowanie kolejnych występów. Wtedy zadzwonił do mnie mój basista i znudzeni bezczynnością, postanowiliśmy zacząć pracę nad "Blacklist Utopia" (2021). Napisaliśmy ten album w około pięć tygodni - było tyle spraw, które chcieliśmy poruszyć, miałem głowę zapełnioną różnymi pomysłami. Zaowocowało to naprawdę dobrym materiałem. Wreszcie nagrałem krążek po swojemu. Mnóstwo osób zaczęło się ze mną kontaktować w sprawie gościnnych występów na ich nagraniach. Muszę przyznać, że byłem całkiem wybredny, nie brałem wszystkiego co wpadało mi w ręce. Ale tak, to były dla mnie przełomowe momenty. Teraz to ja byłem tym, który wszystko kontrolował i sprawował władzę, także gdyby coś poszło nie tak, to byłaby to moja wina. Ja wszystko organizowałem, i wiedziałem, że jak nie wypali, to tylko siebie będę mógł winić. Nie masz tego poczucia, kiedy pracujesz z zespołem. Znalazłem ten nowy model, a że od zawsze byłem bardzo zdyscyplinowany, jeśli w grę wchodził mój wokal czy praca, to zdecydowanie mi on odpowiadał. Ostatnio oglądałem podcast, w którym pewien wojskowy powiedział, że "dyscyplina daje wolność", dało mi to dużo do myślenia. Im bardziej jesteś zdyscyplinowany tym masz więcej wolności, bo jesteś jeszcze bardziej skoncentrowany na celu. Myślę, że ma to sens.
Raczej tak. Próbuję powiedzieć, że jeśli dyscyplinujesz się w swojej pracy i skupisz się na sobie, będziesz wiedział co jest dla ciebie odpowiednim wyborem i co powinieneś robić. Musisz być skoncentrowany na tym co chcesz osiągnąć i zdyscyplinowany w tym co robisz. Zapytałeś mnie wcześniej o mój punkt zwrotny. Ja potrzebowałem poczucia wolności. To, o czym mówił ten wojskowy we wspomnianym podcaście, mnie w tym upewniło. Wiem, co chciał przekazać: trzymaj formę, myśl pozytywnie, ciężko pracuj nad swoim celem, aby stać się najlepszym. I wtedy osiągniesz sukces.
"Cacophony Of Souls " i "Blacklist Utopia " to nie jedyne Twoje solowe albumy. Wydałeś wcześniej trzy inne, ale w międzyczasie zmieniłeś szyld z Reece na David Reece. Skąd wynikała ta zmiana? (śmiech) To zabawne. Okazało się, że istnieje walijski zespół trzech braci nazywających się Reece. Organizując jeden z koncertów w UK, promotor oświadczył, że dwa tygodnie temu zabukował już zespół Reece. Doszło do sporego nieporozumienia, więc postanowiliśmy dorzucić do nazwy moje imię, żeby sytuacja się
Głowa przywódcy rdzennych amerykanów to mój znak rozpoznawczy
W latach osiemdziesiątych usiłował zamerykanizować niemiecki heavy metal, zastępując Udo Dirskschneidera w Accept. Jakiś czas później osiadł nieopodal Mediolanu, a obecnie co drugi miesiąc nagrywa nowy, udany album - a to ze Szwedami, a to z Niemcami, kiedyś z Bengalore Choir, innym razem z Bułgarami. Zdarza się, że zaśpiewa i z Polakami. Ostatnio w październiku zaproponował solową "Blacklist Utopię", aby w grudniu przedstawić wraz z Wicked Sensation koncept o niepokojąco znajomej nazwie "Outbreak". Trudno przewidzieć, ile jeszcze albumów z wokalem David'a Reece ukaże się do momentu publikacji niniejszego wywiadu, ale w kolejce czekają co najmniej trzy ukończone. To wszystko zapewne dlatego, że wolność nigdy nie była stanem, w którym człowiek siedzi z założonymi rękami, obserwując show innych.
nie powtórzyła (śmiech).
Myślałem, że chodziło o zmianę składu personalnego projektu. Nie, zrobiliśmy to tylko po to, aby unikać kolejnych nieporozumień. W szczególności w UK, bo tam właściwie cały czas dochodziło do takich sytuacji. Chcieliśmy sprostować, kim naprawdę jestem.
Od kiedy współpracujesz z Andy ' m Susemihlem? Poznałem Andy'ego, gdy grałem w Accept. Byliśmy razem w studio, nagrywał wtedy "Mean Machine" z U.D.O. (1989). Obaj byliśmy nowi, więc nawiązaliśmy kontakt i codziennie po pracy w studiu chodziliśmy do pobliskiego pubu. Przyjaźnimy się już 30 lat, uważam go prawdziwego przyjaciela. Jest też świetnym gitarzystą i dobrze śpiewa. Niesamowity artysta, bardzo go podziwiam.
Czy brał on udział w komponowaniu całej Twojej solowej muzyki? Nie zawsze. Najwięcej pomagał mi podczas tworzenia "Cacophony Of Souls". Podczas prac nad "Resilient Heart" (2018) działałem z jakimś gościem z Danii. Na "Cacophony...", Andy był głównym gitarzystą i napisał kilka tekstów, mój basista dorzucił też swoje trzy grosze. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie Malte (basista Malte Burkert - przyp. red.) i powiedział, że chciałby nagrać kolejny album. Dotąd jedynie występowaliśmy razem na żywo i nie wiedziałem, jakim jest kompozytorem. Mówił jednak, że ma dużo własnych, niewykorzystanych nigdy wcześniej kawałków i pytał, czy nie chciałbym ich posłuchać. Zgodziłem się i wysłuchałem "Utopia", "Save Me", "Hindsight Is 2020" i "Most Of The Time". Spodobały mi się. Z łatwością napisałem do nich teksty i melodie. "Blacklist Utopia" jest w dużym stopniu naszym wspólnym dziełem. Kiedy Andy dowiedział się, że piszemy, chciał stać się tego częścią, zgodziłem się i dopisał kilka utworów: "I Can't Breath", "Red Blooded Hell Raiser" oraz "American Dream". Ale tak jak wspomniałem, większość to robota moja i Malte, naprawdę zdziwiło mnie jakie świetne pisał kawałki. Mam szczęście, że otaczają mnie tak niezwykle utalentowane osoby, szczególnie gitarzyści. Całe życie trafiałem na samych dobrych gości. w pisanie utworów, ogólny kierunek stylistyczny "Blacklist Utopia " pozostał spójny. Często słyszę, że moje dwa ostatnie albumy są do siebie dość podobne. To zasługa Andy'ego. Grał on na obydwu albumach na gitarze i obydwa produkował. Bardzo podoba mi się sound jaki wyrzeźbił. W końcu znalazłem coś, co po prostu działa. "Cacophony..." był bardzo udanym krążkiem, nawet bardziej udanym od "Resilient Heart". Mój menadżer powiedział, że powinienem wrócić do grania cięższej muzyki i zostawić za sobą blues rock i tworzenie w stylu Coverdale'a. Sam odkryłem, że w mo-
Foto:DavidReece
jej muzyce jest za dużo powtarzalności: był to zbyt przewidywalny rock, jak Whitesnake i podobne zespoły. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam tego rodzaju kapele, ale potrzebowałem czegoś innego. Dobrze, że wysłuchaliśmy fanów i ich wrażeń po wydaniu "Cacophony...". Malte jest od nas młodszy, wychowywał się na Metallice i Megadeth, nic więc dziwnego, że wprowadził trochę tego klimatu. Z kolei ja z Andy'm bardziej trzymamy się stylu Michaela Schenkera. Spróbowaliśmy to połączyć.
Widziałem wczoraj Twój klip do utworu "Down To The Core " . Zastanawiam się, skąd w nim tyle komputerowych efektów? Czy chodziło o to, aby zaznaczyć, że niekoniecznie śpiewasz tam o sobie? Z tekstu wynika, że jest to piosenka o byciu złym. Mój brat jest emerytowanym wojskowym. Teraz zajmuje się filmowaniem, a ponieważ on zawsze daje z siebie wszystko, to czasem współpracujemy. Wiesz, nie mam teraz takiego budżetu, żeby wydać kilka tysięcy euro na wideo, więc podrzuciłem Bobowi zamysł i powiedziałem, że potrzebuję wideo z tekstem i kilka shotów przedstawiających, jak gramy w różnych miejscach. Bob jest wkręcony w przerażające postacie i potwory, stąd taki klimat. Swoje teksty często zostawiam do interpretacji słuchaczom. Nie staram się pisać wyłącznie na jeden temat, chcę raczej, aby każdy mógł rozumieć je na swój sposób. Przyznam, że często poruszam tematy polityczne. Myślę, że nie jestem zwykłym popowym tekściarzem, który nie ma nic do przekazania, nie lubię takich liryków. Staram się pisać wersy, które skłaniają do refleksji. Wracając do video, nie do końca rozumiałem pomysły mojego brata, w pewnym momencie pojawił się nawet czerwony baron i latające kule, to była delikatna przesada. Powiedziałem, żeby przestał, chciałem już wypuścić gotowy materiał.
Czy w "Down To The Core " śpiewasz o sobie? O sobie? Myślę, że coś w tym jest, bo każdy uczciwy człowiek przyznałby, że ma w sobie i dobro i zło. Ja chyba nie jestem zły do szpiku kości, tak jak mógłby sugerować tytuł utworu, ale miałem kilka nieciekawych epizodów w swoim życiu. W latach 80-tych byłem narkomanem, byłem też alkoholikiem - to definitywnie moje najciemniejsze strony. Na szczęś-
cie, teraz jestem trzeźwy i czysty. Powiem Ci, że czytam dużo o polityce, o relacji dobra ze złem w ezoterycy, uwielbiam powieści fantasy, oglądam konwersacje w telewizji. Potem często tworzę swoją własną historię związaną z ich rozmową. Może o to w tym wszystkim chodzi, tzn. o relacje dobra ze złem w każdej osobie.
Czy wiesz, dlaczego "Most Of The Time " jest moim ulubionym utworem z całego Twojego repertuaru? Nie, dlaczego?
Bo na samym początku śpiewasz tam: "Sam is my best friend" , a tak się składa, że to moje imię.
(śmiech) "Sam is my best friend" (David śpiewa, po czym śmieje się wesoło - przyp. red.). W oryginale jest "time is my best friend". A może raczej "time ain't my best friend" (czyli "czas nie należy do moich najlepszych przyjaciół" przyp. red.), bo z każdym oddechem coraz bardziej nam go ubywa. Ale brzmi jak "Sam jest moim najlepszym przyjacielem", co nie?
Dokładnie. Ok, więc to dla Ciebie (śmiech).
W "American Dream " śpiewasz z kolei: "Who knows where it' s going? Does it anybody know? Freedom never was a place to sit and watch the show " (Kto wie dokąd to wszystko zmierza? Czy ktoś się choćby domyśla? Wolność nigdy nie była przestrzenią do siedzenia z założonymi rękoma i biernego obserwowania show - przyp.red.). Co powiedziałbyś osobie, która marzy o życiu w USA? Sam jestem Amerykaninem. Ludzie w moim kraju są podzieleni. Wydaje się, że można należeć albo do jednej frakcji, albo do drugiej. W młodości nauczono mnie ciężkiej pracy i poświęcenia osiąganiu celów. Nauczono mnie też, że każdego człowieka należy traktować dobrze. Mój ojciec był doktorem chemii, mi-
Foto:DavidReece
mo tego nie narzucał na mnie żadnej presji, a wręcz powiedział mi kiedyś, że nawet jeśli zechcę w przyszłości stawiać płoty, to najważniejsze, abym robił to najlepiej na świecie. Oczekiwał ode mnie tylko ciężkiej pracy i poświęcenia swojemu zajęciu. Teraz odnoszę wrażenie, że każdy Amerykanin myśli, że wszystko należy mu się za darmo. To już nie są te Stany, w których się urodziłem. Obserwuję dobro i zło Ameryki i naprawdę widzę narastający problem. Dawniej znałem imię pewnej słynnej kobiety stojącej na wyspie. Teraz jest ona tylko marionetką na sznurkach. Kiedyś mówiło się o niej "Statua Wolności". Zdjęcie rozpadających się wież World Trade Center z nią w tle wywarło na mnie tak silne wrażenie, że napisałem o tym tekst utworu "American Dream". Dziewięćdziesiąt dziewięć procent informacji odnośnie pandemii czy tych o polityce, pochodzących z mediów głównego nurtu, to kłamstwa. Nie wiem jak Ty, ale ja potrzebuję w końcu prawdy. Jednego dnia jest obowiązek noszenia dwóch maseczek jednocześnie, następnego dnia już nie. Wprowadzamy paszporty covidowe, wszystko się zapętla i tworzy się taka bańka kłamstw i dezinformacji, kakofonia kłamstw (nawiązanie do tytułu "Cacophony Of Souls" - przyp. red.). W Ameryce próbują budować narrację, która, jak sądzę, ma na celu zastraszenie ludzi. I to działa. Ale wytworzyła się też taka mentalność, że płacą ludziom, by zostali w domach. Więc będąc w swoich młodzieńczych latach, pracując całymi dniami (swoją drogą, ja nadal pracuję), okazuje się, że możesz siedzieć w domu i jeszcze ci za to zapłacą, często więcej niż w pracy. Więc ludzie zostają w bezczynności. Pytają: "Po co pracować, skoro można dostawać pieniądze za nic?". Nie wróży to nic dobrego. Nie rozumiem tej utopijnej wizji, jaką politycy chcą stworzyć. I tutaj chcę wrócić do tytułu mojego albumu. Wpadł mi do głowy pewnego dnia, kiedy wdałem się w dyskusję na czacie i zostałem oskarżony o rasizm. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że moja rodzina jest w dziewięćdziesięciu procentach złożona z osób różnego pochodzenia / różnego koloru skóry i oczywiście nie jestem rasistą. Kogoś bardzo wzburzyły moje konserwatywne opinie, więc postanowił mnie brutalnie za-
atakować w Internecie. Co za ludzie… Możesz wierzyć w ten system lub w tamten, ale one się wzajemnie nienawidzą, nie ma żadnego środka, czy linii łączącej. Zamyka nam się usta. Jedni wpisują drugich na czarną listę, zwłaszcza w branży rozrywkowej. Zacząłem się zastanawiać, jeśli chcą tego darmowego rozdawnictwa, tego wolnego stylu życia i tej utopii, to czy będą zadowoleni, gdy to osiągną? I myślę, że nie będą usatysfakcjonowani, będą wciąż chcieć więcej. Widzę czarną utopię, pyk, oto tytuł albumu: "Blacklist Utopia". Myślę, że coraz mniej osób chce osiągnąć coś wartościowego, co pozwoli im czuć satysfakcję. Tymczasem dyscyplina to wolność. Na szczęście, mój syn - policjant i córka - pielęgniarka, rozumieją, że nie ma nic za darmo i na wszystko trzeba sobie zapracować. Jak zaczniesz dawać ludziom pieniądze za darmo, to oczywiście przestaną zapieprzać. (śmiech) Wspomniałeś o rasizmie. Pozwól, że zadam Ci delikatne pytanie. Na okładkach Twoich płyt przewija się pewien charakterystyczny symbol. Chodzi mi o to, co zaprezentowałeś najdobitniej na okładce "Resilient Heart" . Jakie dokładnie znaczenie przypisujesz zastosowanej w tym przypadku symbolice? W moich żyłach płynie trochę krwi rdzennych przodków, ale na ogół wszyscy jesteśmy pomieszani, szczególnie w Ameryce. Były mąż mojej córki jest "Black Indian". Pochodzę z Montany, wychowywałem się wśród rdzennych Amerykanów, mieszkałem też w Oklahomie i uwielbiam tę kulturę. Na początku chciałem ukazywać przywódcze nakrycie głowy na twarzy w stylu Terminatora. Potem mój brat, ja i jeszcze jeden gość z Bułgarii rozwinęliśmy to nakrycie głowy i stało się ono elementem mojej marki. Mam go nawet wytatuowanego na ręce, a mój przyjaciel na plecach. Istnieje również naszyjnik z tym symbolem. Nie nadaję mu jednak szczególnego znaczenia, jest moim znakiem rozpoznawczym, tak jak Eddie dla Iron Maiden. Motyw przywódcy pasuje do estetyki metalowej. Wygląda cool.
Czy identyfikujesz się z rdzennymi Amerykanami? Tak, oczywiście. Powiem Ci, że sposób, w jaki rdzenni Amerykanie zostali potraktowani przez kolonizatorów z Europy do dziś mnie dotyka - tortury, gwałty i mordowanie, coś strasznego. Do dziś ludzie nie traktują się wzajemnie z pełnym szacunkiem. Rdzenni Amerykanie żyją często w rezerwatach, dysponując minimalną gotówką, jaka pozwala im tylko na pokrywanie podstawowych wydatków. Oni od wieków zajmowali się polowaniem czy zbieractwem, nie uprawą ziemi, mają to w DNA. Nie można było po prostu dać im kawałka ziemi i zmusić do uprawy kukurydzy, to nie było w ich naturze, nie przekształcisz ich na takich jakich chcesz. Tworzyli własną, małą społeczność, z własną niezależną policją oraz biurem do spraw wewnętrznych. To były mroczne czasy w historii Ameryki. Andrew Jackson, jeden z prezydentów Stanów, osobiście podrzucił im kilka koców zarażonych ospą. Był to jeden z pierwszych historycznych zapisów wojny biologicznej w dziejach. W ciągu kilku miesięcy wymordowano dwieście tysięcy ludzi, ponieważ nie mieli oni takiej odporności na tę chorobę, jaką my mamy dzięki naszym europejskim potomkom. Mój zięć opowiadał mi historie z czasów jak żył w rezerwacie. Aby dotrzeć do szkoły, musiał walczyć z dzikimi psami, ponieważ głodne atakowały dzieci. W końcu w wieku 13 lat wskoczył do pociągu i uciekł do Seattle, Washington. Mieszkał na ulicy. Nie chciał wrócić do rezerwatu, ponieważ rozumiał, jak wygląda tam życie. Pokierował życiem samodzielnie. Mam nadzieję, że rdzenni Amerykanie otrzymają więcej uwagi i należnego szacunku, jaki należy się każdemu człowiekowi na świecie. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie dzielą się względem koloru skóry. Istne dziwactwo.
Opowiedz mi proszę o Wicked Sensation "Outbreak" . Podoba ci się ten album?
kałem wtedy w Montanie. Muszę przyznać, że gitarzyści Michael Klein i Sang Vong, to niesamowicie utalentowani kompozytorzy. Nagrywając "Adrenaline Rush", szykowałem się do powrotnej przeprowadzki do Europy. Jakiś czas później pojechałem w "solową" trasę wraz z U.D.O., który promował wówczas "Steelfactory" (2018). Ludzie podchodzili do mnie z "Adrenaline Rush" i prosili o autograf. Pytali, czy powstanie jeszcze jeden taki album. Wtedy nie byłem przekonany, ale w końcu otrzymałem e-mail w tej sprawie od Michaela Kleina. Jak tylko zaczął podsyłać kolejne podkłady, szybko zdałem sobie sprawę, że to jest jeszcze lepsze od "Adrenaline Rush". Myślę, że jest to jeden z najlepszych krążków, na jakich miałem przyjemność śpiewać. Tak jak mówiłem, Michael i Sang to niesamowici artyści - a cała płyta super. Muzykę dobrze przyjęli zarówno fani, jak i dziennikarze. Wydałem wtedy naprawdę dużo materiału. Ludzie dziwili się, że dopiero co w październiku wyszła "Blacklist Utopia", a już w grudniu "Outbreak". Ale hej, dobry album to dobry album. Napisałem liryki w ścisłej współpracy z Michaelem i Sangiem. Postaramy się zagrać trochę koncertów w 2022 roku, ale jeszcze większym sekretem jest mój nowy zespół, który współtworzę z Hermanem Frankiem. Słyszałeś o nim?
No właśnie. W zeszłym roku próbowałem dowiedzieć się tego od Hermana Franka (HMP 80, str. 32 - przyp.red.). Skomentował: " nie ufaj Blabbermouth.com; może to prawda, może nie " . (śmiech) To prawda. Co więcej, to on jako pierwszy puścił plotkę. Ktoś go zapytał: "Czym się teraz zajmujesz?". A on na to: "Pracuję z wokalistą, który grał kiedyś w tym samym zespole co ja, ale nigdy w tym samym czasie". Wtedy wydało się, że chodzi o mnie. I tak, to prawda. Właśnie finalizujemy duży kontrakt. A ja, mimo że już wcześniej mówiłem, że chcę być solistą, to chyba mi się to nie uda. Znowu otaczają mnie bardzo utalentowani ludzie, a z samym Hermanem dzielimy wspólną historię. Dopiero co godzinę temu z nim rozmawiałem, wybraliśmy już 12 piosenek, które znajdą się na płycie i za trzy miesiące zaczynamy produkcję. Iron Allies o będzie coś wielkiego. Oczywiście, kontynuuję projekt solowy, nawet nad jednym album teraz pracuję i mam już połowę gotową. Jestem pracoholikiem. Skoro mam świetne pomysły, to dlaczego by ich nie nagrać? Potem odsłuchuję, segreguję, ten lepszy, ten gorszy, czasem aż przejdą mnie ciarki i pomyślę sobie: "O, to jest naprawdę dobre". Następnie zastanawiam się, gdzie dany utwór bardziej pasuje - czy jest on w stylu "Davida Reece'a" czy raczej Iron Allies? Wiążę najbliższą przyszłość z Iron Allies, prawdopodobnie będę koncertować z Hermanem.
A co z przyszłością Wicked Sensation? Myślę, że zapowiada się świetnie. Skoro oni chcą grać na żywo, a chcą, to wszystko jest uzależnione od sytuacji na świecie. Promotorzy boją się rezerwować koncerty, bo nie wiedzą, kiedy rząd znowu wszystko zamknie. Ja mam zaplanowane solowe koncerty w Hiszpanii, a Herman swoje na maj, lecz nie wiemy, czy dojdą one do skutku. Mimo tego powiedziałem Michaelowi i Sangowi, żeby bukowali gigi, gdyż musimy promować płytę. Chciałbym więcej z nimi współpracować, mówiłem Ci już jak dobrzy są. Dodatkowo Dennis Ward, który produkował nasz album, zrobił świetną robotę, mixy brzmią nieziemsko. Tworzymy razem zwycięską ekipę. Wszystko teraz zależy od tego, co będzie się działo w świecie muzycznym. Ciężej złapać koncerty bez wsparcia żadnej agencji. Obecnie tylko najpopularniejsze zespoły mogą na cokolwiek liczyć. Mniej znane kapele mają pod górkę. Akurat ja z Hermanem znajdujemy się w lepszej pozycji. Możemy zgłosić się do agencji koncertowych z konkretnymi planami, występować na festiwalach itd. Niemniej, bardzo chciałbym pojechać w trasę z Wicked Sensation. Jestem bardzo dumny z naszego albumu, słucham go bez przerwy.
Widziałem na video Wicked Sensation "Face Reality " , że ostatnio zdołałeś spotkać się osobiście z muzykami Wicked Sensation. Tak, w okolicach września poleciałem do Niemiec. Nagraliśmy najpierw klip "Starbreaker". Zdjęcia odbywały się w kamieniołomie - to świetne miejsce, okolica wyglądała jak środek pustyni. Następnego dnia nagrywaliśmy klip "Face Reality" w miasteczku Pforzheim, które zostało praktycznie zrównane z ziemią przez Amerykanów i Anglików podczas wojny, a z gruzowiska usypano wielką górę (Wallberg). Na szczycie wzniesienia widać stalowe słupy, które mają upamiętnić zniszczenia, jakie miały miejsce, jednak spoglądając w dół można dostrzec zupełnie nowe miasto. Także pozostaję z nimi w dobrym kontakcie, aczkolwiek koncerty zależą od promotorów. Staramy się, ale oni sami nie wiedzą. Sprawy przeciągają się. Dodatkowo media głównego nurtu nakręcają sprawę, i to nie pomaga, nie wiesz czego możesz spodziewać się za miesiąc, tydzień czy nawet jutro. Chciałbym pojechać do Polski, tam się znajdujesz, prawda?
Akurat na Islandii. Serio? Niesamowite. Zwiedziłem już Skandynawię - od Danii, poprzez Szwecję po Finlandię, a kolejnym moim celem jest zobaczyć Islandię. Ale skoro rozmowa ukaże się w polskim periodyku, muszę powiedzieć, że znam wielu Polaków, grałem nawet w Warszawie to było coś wspaniałego, spędziłem tam świetny czas. Ciekawe, jak wygląda świat muzyczny
Foto:DavidReece
Cudowne, jak wielu wspaniałych artystów żyje na tym kawałku skały pośrodku Oceanu. Jest ich mnóstwo! Z ciężkiego rocka szczególnie Volcanova, Dimma, The Vintage Caravan wymiatają (te zespoły są bliżej przedstawione w HMP 81 - przyp. red.). Organizowane są tu metalowe festiwale, czasami przylatują popularne zespoły zza granicy (Guns N'Roses, Metallika, Robert Plant, Patti Smith). Byłoby super zobaczyć to osobiście. Czytałem sporo fascynujących historii o Vikingach na Islandii.
Zapraszam. A w jakich okolicznościach śpiewałeś w Polsce? Wraz z Piotrem z zespołu Scream Maker zrobiliśmy tribute dla Ronniego Jamesa Dio. ma przed sobą wspaniałą przyszłość. Życzę Ci tego samego, przyjacielu. Życzę Ci dużo zdrowia, kontynuuj swoją dziennikarską przygodę. Myślę, że uda nam się wkrótce porozmawiać na temat Iron Allies. Zdecydowanie nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Każdego dnia bardzo dużo piszę i rzeczy idą w dobrą stronę. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do normalnego życia. Ostatni koncert solo grałem w 2019 roku. Bardzo dobrze wspominam te czasy. Byłem na wycieczce statkiem z Danii do Norwegii. U.D.O. promował "Stealfactory", zagraliśmy razem sporo koncertów. Wtedy też zacząłem grać na żywo piosenki z "Cacophony...", które bardzo się ludziom podobały. Byłem podekscytowany, dostawałem wiele ofert na 2020 rok. Niestety one już nie wypaliły. W zeszłym roku udałem się do Bułgarii, aby dołączyć na tamtejszym festiwalu do John Steel. Przyznam, że nie-
zmiernie za tym tęskniłem, bo zbyt długo nie występowałem na scenie. Podróżowanie bardzo mnie stresowało, a wyobraź sobie, że jak przyjechałem do Bułgarii, to tam nikt nie przestrzegał żadnych restrykcji (śmiech). Wszyscy blisko podchodzili, przybijali mi piątki, klepali po ramieniu, pozdrawiali, zagadywali. Obecnie minęło zbyt wiele czasu od mojego ostatniego koncertu. Brakuje mi tego. Muzycy są jak sportowcy - potrzebujemy stałych treningów, żeby trzymać formę.
Nigdy przedtem nie uczestniczyłem w tak świetnie zorganizowanym tribute, z samymi niesamowitymi wokalistami. Przyznam, że czułem się przy nich jak dziadek. Byłem pod wielkim wrażeniem ich talentów. Poznałem tam Dino (Dino Jelusić), nocowaliśmy w tym samym hotelu, zaprzyjaźniliśmy się. Teraz Dino dołącza do Whitesnake. Spędziłem wtedy cały dzień zwiedzając Warszawę, odwiedziłem Muzeum Wojska Polskiego. Warszawa bardzo mi się podobała, zwłaszcza piękna architektura i świetni ludzie, do tego nasze wyprzedane show zaliczam do udanych. Chciałbym tam jeszcze wrócić, ale wiesz, jak jest.
Mam nadzieję, że wkrótce zobaczę Cię w akcji na scenie, w Islandii lub w Polsce. Też mam taką nadzieję, a marzenia się spełniają (radosny śmiech). Moja córka jeździ na Islandię co roku ze swoim chłopakiem. Pakują się w plecaki, podróżują po całej wyspie, śpią w namiotach, spędzają czas na farmach, odwiedzają miasteczka i poznają mnóstwo ludzi. Uwielbiają chodzić po górach i oglądać lodowce. Zawsze po powrocie opowiadają mi fascynujące historie.
Foto:DavidReece
Warto przy okazji przypomnieć, że dawniej w John Steel śpiewali: Blaze Bayley i Doogie White. Zastąpiłeś ich. Zgadza się. Dwa lata temu nagrałem z nimi cały album, nazywał się "Distorted Reality". To taki progresywny metal w stylu Iron Maiden. Wydaje mi się, że podpisali ostatnio kontrakt z wytwórnią, więc może krążek w końcu ujrzy światło dzienne. W ogóle, robiłem ostatnio wiele różnych rzeczy. Gościłem na albumie z Jimmy'm Waldo (z zespołu Alcatrazz), który napisał ze mną dwa kawałki na "Blacklist Utopia". Pewnego dnia Jimmy zapytał mnie, czy byłbym zainteresowany nagraniem płyty ze Stevem Rosenem? Sprawdziłem jego imię. Okazało się, że kiedyś pisał dla magazynów "Rolling Stone" i "Guitar World", przeprowadzał wywiady z takimi muzykami jak Eddie Van Halen czy Ritchie Blackmore. Zaczęliśmy współpracować, choć nie wiedziałem jeszcze, kto zagra na tym albumie. Ostatecznie miałem przyjemność pisać teksty i śpiewać pod utwory wspaniałych gitarzystów: Ken Roberts, Joe Satriani, Paul Gilbert i wielu innych. Projekt nazywał się Highway Sentinels. Nie mam pojęcia, kiedy ma się to ukazać. Podejrzewam, że usłyszysz o tym w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Zostałem tam otoczony legendami, było to spełnienie marzeń, wielu z tych gitarzystów uwielbiam i słucham od dawna. Ale tak jak mówiłem w 2020 i 2021 cały czas byłem zajęty. Wziąłem sprawy w swoje ręce. Ostro selekcjonowałem, co chcę śpiewać. Cieszę się, że aktywnie przetrwałem ten ciężki okres, miałem wiele okazji do używania swojego naturalnego instrumentu (głos) oraz do komponowania utworów.
Nie bez przyczyny tego kalibru instrumentaliści proszą Ciebie o zaśpiewanie. Swoją charyzmą i głosem podnosisz poziom. Dzięki, ale będę z Tobą szczery. Większość projektów, w których brałem udział, trwały przez 2 lub 3 albumy. Męczyłem się obserwowaniem dynamiki interakcji pomiędzy instrumentalistami. Wolałem trzymać się z boku i działać po swojemu. A będąc przez kogoś zatrudniany, musiałem się dostosowywać. I potem niby zdecydowałem się na karierę solową, ale poznałem ludzi takich jak Michael, czy Sang, którzy złożyli mi ofertę nie do odrzucenia, jako że ich muzyka była zbyt dobra. A następnie przyszedł do mnie znienacka e-mail od Hermana o treści: "Musimy nagrać wspólnie płytę". Uznałem, że fanom bardzo spodoba się album dwóch ex - muzyków Accept. A jak już wysłał mi ścieżki dźwiękowe, to byłem totalnie przekonany (triumfalny śmiech). Ale dziękuję za komplement. Takie słowa pomagają mi działać dalej, bo wiesz, jest na świecie tak wielu dobrych wokalistów. Swoją drogą, chciałbym zaapelować do czytelników: proszę, kupujcie fizyczne kopie albumów. Nie sprzedają się one w takich nakładach jak w dawnych czasach. Rozumiem, że teraz się ściąga lub streamuje, ale wśród młodych muzyków jest tak wielu utalentowanych wokalistów i instrumentalistów (w tym sporo kobiet), że warto ich wspierać. Ludzie obserwują nowości na YouTube, ale nie dają im tyle uwagi, na ile zasługują. Wobec tego proszę, jeśli możecie, kupujcie ich płyty i chodźcie na koncerty. W ten sposób utrzymujecie muzykę żywą. Tym którzy już to robią, chciałbym bardzo podziękować, bardzo to doceniam.
Sam O'Black Tłumaczenie: Szymon Tryk
Podziękowanie dla Szymona Tryka za wsparcie w tłumaczeniu tego obszernego materiału.