15 minute read
Mentor
from HMP 82 Wolf
by Michal Mazur
Advertisement
Otwarty umysł jest esencją muzyki, którą gramy
W tym roku Mentor towarzyszy na pokaźnej trasie grupie Vader i mimo koncertowania u boku legendy, zdarza się, że część publiczności przychodzi na gigi dla supportu właśnie. Nie powinno to nikogo dziwić muzycy Mentor zasilali w końcu szeregi wielu docenianych w polskim undergroundzie kapel, a ich najnowsze, listopadowe wydawnictwo "Wolves, Wraiths and Witches" nie tylko nie odstaje poziomem od poprzedników (i wciąż zachowana jest na nim podobna muzyczno-wizualna stylistyka), ale momentami przebija wszystko, co dotychczas nagrali. Jeśli nie przekona was wyróżniające się brzmienie basu, być może zrobi to kawałek, który zainspirowały Gremliny, albo kolejny wyraz buntu przeciw instytucji Kościoła Katolickiego. King of Nothing i Gusion's Drone opowiedzieli o swoich pierwszych wrażeniach z trasy z Vader, pozostałych muzycznych projektach, miłości do horrorów, stałej estetyki i o tym, jak dobrze mieć w zespole własnego realizatora nagrań…
HMP: Mentor powstał z potrzeby uzewnętrznienia pierwotnych muzycznych instynktów - grania prostszej, nie aż tak eksperymentalnej muzyki. Czy to znaczy, że w waszych pozostałych projektach nie było miejsca na tego typu prostotę, mimo że było w nich miejsce na eksperymenty? King of Nothing: Wszyscy chyba mamy podobny pogląd jeśli chodzi o eksperymentowanie w muzyce - kiedy te eksperymenty idą za daleko, bardziej sensownym jest dla nas po prostu założenie nowego projektu, w którym skupimy się na konkretnym gatunku. Nie oznacza to jednak, że od takich eksperymenWojtek, w jednym z wywiadów stwierdziłeś, że Mentor to prosta muzyka, ale chciałbyś wierzy, że nie prostacka. Gdzie, nie tylko w przypadku HC/thrashowych klimatów, leży właściwie ta granica? Takie Converge, Fugazi czy Exodus łoją bezkompromisowo, ale zdecydowanie nie prostacko. Wasz pierwotny thrash też trudno takim nazwać. King of Nothing: Myślę, że chodzi tu głównie o znalezienie jakiegoś złotego środka mię-
tów zupełnie stronimy. Drugi album Mentora kończył się numerem "Gather by the Grave", który to był mocno inspirowany doom metalem i dokonaniami np. Black Sabbath - rzeczami mimo wszystko trochę odległymi od tego, co robimy w Mentorze na co dzień. Był to dla nas jednorazowy wyskok, ale nie porzuciliśmy tej stylistyki kompletnie - część z nas stwierdziła, że chcielibyśmy zrobić więcej muzyki w takim klimacie i to stało się zaczątkiem dla Grieving, z którym to projektem wydaliśmy w zeszłym roku debiutancką płytę, zmiksowaną przez Haldora.
Foto:WiktorFranko
dzy feelingiem a ciekawą kompozycją. Nasza muzyka nie jest technicznie jakoś wybitnie skomplikowana, ale wydaje mi się, że w tych numerach dzieje się całkiem sporo i - co dla nas najważniejsze - nie kosztem feelingu. Cały czas gramy szybko i mocno, i to się nie zmieni. Dla nas to esencja Mentora. Gusion's Drone: Wykraczamy znacznie poza ramy "trzy akordy darcie mordy", więc muzyka na pewno nie jest prostacka. Może nie słychać tego od razu, ale zarówno riffy jak i aranże utworów potrafią być całkiem skomplikowane. No i dochodzi kwestia feelingu, o który zawsze walczymy.
Bas na "Wolves, Wraiths and Witches " jest o wiele wyraźniejszy, niż na poprzednich płytach i brzmi zabójczo. To spowodowane kształtem kawałków, własnymi wnioskami z odsłuchu wcześniejszych albumów czy uwagami słuchaczy? Gusion's Drone: Akurat tak wyszło tym razem. Poza tym na tej płycie partie basu są ważniejsze, niż na poprzednich. Do tego brzmienie tego instrumentu wyszło wybitnie dobrze. Był to chyba strzał w dziesiątkę bo bardzo często słuchacze o tym wspominają.
Poza produkcją, jakie widzicie największe zmiany, jeśli porównacie nowy album do "Guts, Graves and Blasphemy "? Bo mimo że łączycie ze sobą tak wiele różnych podgatunków i inspiracji, nadal pozostajecie stylistycznie spójni. Na obu krążkach są kawałki z blackowym riffowaniem jak i punkowym rock' and' rollem czy w stylu amerykańskiej szkoły thrashu. King of Nothing: Myślę, że właśnie to swobodne mieszanie gatunków wychodzi nam najlepiej i świadczy o jakiejkolwiek sile Mentora. Staramy się, aby nasze numery były wypadkową tego, co nas inspiruje i czego sami chcielibyśmy słuchać. Chcemy też dobrze bawić się na scenie, więc dbamy o to, żeby nasz repertuar nam to umożliwiał.
Na ile praca z producentem będącym jednocześnie członkiem zespołu, mowa o Satanic Audio, jest dla was ułatwieniem? Z jednej strony to większa swoboda artystyczna i świadomość, że odpowiedzialna za płytę osoba doskonale wie, co chcecie osiągnąć, z drugiej - pewne ograniczenia, może sprzętowe, a może brak osoby "bezstronnej" generował jakieś konflikty… King of Nothing: Nigdy nie mieliśmy żadnych konfliktów w kwestiach produkcyjnych, więc mogę chyba spokojnie powiedzieć, że zdecydowanie jest to dla nas ułatwienie. Osobiście znam Haldora jeszcze sprzed czasów dołączenia do Mentora, produkował albumy mojej kapeli J. D. Overdrive, później robił też debiutanckie krążki Grieving i Pure Bedlam. Już od pierwszej współpracy wiadomo było, że się świetnie dogadujemy i jeśli chodzi o mnie, Mentor nie mógłby być w lepszych rękach. Ale może niech sam zainteresowany się wypowie... Gusion's Drone: W Mentorze nie jestem na pewno producentem. Raczej realizuję nagrania. Znamy się już bardzo długo i wiemy co chcemy osiągnąć. Dzięki temu praca nad nagraniem i miksem płyty idzie bez większych problemów, a uwagi, które dostaję mają sens. No i taka sytuacja pomaga w sytuacji finansowej zespołu. (śmiech)
Czy postrzegacie Mentor jako pewnego rodzaju supergrupę? Artur jest powiązany z Furią i Gruzją, Bartosz również z Gruzją, Wojtek z J.D. Overdrive… To zasłużone kapele, stworzenie wspólnie kolejnego muzycznego projektu musiało wzbudzić zainteresowanie. Czuliście presję? King of Nothing: Samo pojęcie super-grupy jest obecnie tak szerokie, że można by do tego worka wrzucić praktycznie każdą kapelę która
wydała choć jedną płytę i odniosła jakikolwiek sukces. W przypadku Mentora było to po prostu kilku kumpli, którzy stwierdzili, że chcieliby pograć taką a nie inną muzykę, nic więcej. Pewnie, byliśmy ciekawi jak ludzie odbiorą efekty naszych poczynań, ale ciężko mówić o jakiejkolwiek presji.
Większość z was grała już wcześniej razem w Thaw. Już wtedy pojawiły się plany, by zamienić black-noise na nowy, thrashowohardcore ' owy zespół? Swoją drogą, zespół milczy od kilku lat. Czy istnieje szansa, że pod tym szyldem coś jeszcze kiedyś zostanie wydane? King of Nothing: Akurat ja najmniej mam w tym temacie do powiedzenia, bo składu Thaw nigdy nie zasilałem, ale jak wspomniałem wcześniej - podobnie jak i ja, reszta chłopaków również wychodzi z założenia, że jeśli chcemy pograć coś nowego w nowym składzie, robimy po prostu nowy projekt. Thaw to zupełnie inny klimat i inne emocje, dalekie od tego co chcemy robić w Mentorze. I tak, z tego co mi wiadomo chłopaki mają już nagrany nowy materiał, który obecnie jest w fazie miksów. Sam nie mogę się doczekać, bo śledzę tę kapelę jako fan od czasu ich drugiej EP-ki. Gusion's Drone: Thaw milczy z kilku powodów ale nie przez Mentora. Można się spodziewać kolejnej płyty za jakiś czas. Właściwie jest już nagrana. Prace idą wolno ale do przodu.
Mimo różnic w gatunkach, choć szufladkowanie muzyki to trudna i często zbędna sprawa, wasz thrash wciąż ma blackowe naleciałości (np. niektóre riffy "Creature Feature "). Czujecie, że na płytach Mentor słychać ducha waszych innych, byłych lub obecnych składów, czy to po prostu wynik waszych głównych, blackowych muzycznych upodobań? King of Nothing: Mentor to po prostu wypadkowa muzyki, której słuchamy na co dzień. Podejrzewam, że kilka naleciałości innych naszych projektów da się tam wychwyci, ale jest to raczej nieintencjonalne z naszej strony. Zresztą to wszystko zależy od interpretacji spotkałem się z głosami, że w Mentorze słychać nawet elementy stonera, których ja osobiście w ogóle nie wyłapuję, no ale podejrzewam, że ma to więcej wspólnego z moją prze-
Foto:WiktorFranko
szłością w J. D. Overdrive, niż ze stanem faktycznym.
Nadal pojawiają się też klasyczne motywy z horrorów. Są jakieś konkretne filmy grozy, które oglądaliście w trakcie prac nad "Wolves, Wraiths and Witches " , które jakoś wpłynęły na tę płytę? Nawet pośrednio, bo film był tak zły, że aż trzeba było chwycić za wiosło czy mikrofon żeby taki seans odreagować… King of Nothing: "Fed After Midnight" jest inspirowany Gremlinami, na drugiej płycie mieliśmy z kolei numer odwołujący się do "Smętarza dla Zwierzaków" Kinga. Czasem są to inspiracje bezpośrednie, ale najczęściej chodzi po prostu o ten klimat kina grozy klasy B, który po prostu idealnie pasuje do muzyki Mentora. Ja osobiście jestem fanem horrorów, szczególnie tych złych, albo bardziej - uważanych powszechnie za złe. Bo o ile ciężko mi rozmawiać o sequelach "Piątku 13-go" (a nawet o pierwowzorze) w kategoriach dobrego kina, to jednak znajduję w tych filmach dużo rzeczy, które przemawiają do mojej - nazwijmy to - wrażliwości. Mam świadomość, że są to produkcje dalece niedoskonałe, ale jednak potrafię w znaleźć w nich coś, co uważam za wartościowe. Na szczęście nie jestem w tym odosobniony i chyba dlatego takie treści w Mentorze po prostu działają - ludzie od razu łapią ten klimat.
Na scenie razem z wami pojawiają się też kultowe wzmacniacze Sunn Model T czy Orange. To właśnie sekret bezkompromisowego brzmienia? Prawdziwa siara, nie cyfra? Haldor uważa, że wszystko zależy od zespołu, więc jak jest w przypadku Mentor? Gusion's Drone: Takie wzmacniacze lubimy. Poza tym od zawsze interesuje nas brzmienie samo w sobie i przykładamy uwagę do instrumentów i wzmacniaczy, na których gramy. Podobnie jak przywiązujemy dużo uwagi do grafik, tematyki tekstów czy wyboru studia. Każda z tych rzeczy jest elementem jednej układanki.
"Wolves, Wraiths and Witches " kontynuuje estetykę znaną z poprzednich płyt: tytuł składający się z trzech słów (właściwie poza "Blasphemy " na pierwszym krążku zaczynających się także na tę samą literę) i przyciągająca wzrok okładka od Branca Studio zamknięta w geometrycznym kształcie. Czy za tym pomysłem stoi coś więcej, niż tylko estetyka? Planujecie tę konwencję kontynuować również na kolejnych płytach? Wizualnie nawet live ' owa kaseta się nie wyłama-
ła. King of Nothing: Trochę żałuję, że nie wpadłem na taką konstrukcję tytułów (trzy słowa na tę samą literę) wcześniej, bo teraz debiut faktycznie trochę się wyłamuje. Ale od drugiej płyty wiedzieliśmy już, że znaleźliśmy pomysł na siebie i raczej będziemy się go trzymać do samego końca - dotyczy to zarówno tytułów, jak i formy graficznej okładki. Ja osobiście bardzo lubię, kiedy zespół ma pewne charakterystyczne cechy, które z czasem rozwija. Weź takie Type O Negative - wystarczył tak prosty zabieg jak umiejscowienie nazwy zespołu i tytułu płyty po bokach i po samej okładce od razu wiedziałeś, z czyim albumem masz do czynienia. Do tego samego dążymy z Mentorem.
A co jest Mentorowi najbliższe: wilki, zjawy czy jednak wiedźmy? King of Nothing: Chyba wiedźmy, w końcu pojawiają się one w naszych tekstach najczęściej z całej trójki.
Wracając do "Restricted Rituals/Plagued Performances " , to był wasz wyraz buntu wobec pandemicznej rzeczywistości okrutnej wobec artystów-muzyków? A może live album miał być " przejściowym etapem " między drugą a najnowszą płytą, bo trudno było pracować w takich warunkach nad nowym materiałem? Chyba, że pomysł na live album pojawił się jeszcze wcześniej i właściwie nie ma związku z pandemią? King of Nothing: Szczerze mówiąc to temu koncertowi nie towarzyszyła jakaś myśl przewodnia - dostaliśmy po prostu ciekawą ofertę ze strony klubu Firlej i z niej skorzystaliśmy, co w czasach, kiedy grania na żywo nie było wcale, okazało się potrzebnym nam zastrzykiem energii. Pomysł wydania tego koncertu na kasecie pojawił się spontanicznie już po rejestracji - stwierdziliśmy po prostu, że skoro cały materiał został nagrany i nie wyszło to najgorzej, fajnie byłoby mieć z tego jakąś pamiątkę. Poza tym premiera trzeciej płyty trochę nam się wydłużyła, więc chcieliśmy czymś wypełnić tę lukę.
"Restricted Rituals… " ma też wartość kolekcjonerską: wyszedł na kasecie i tylko w 66 kopiach. Do tłoczni winyli są ogromne kolejki, świat przyzwyczaił się do ich powrotu, ale co z kasetami? Mnóstwo kapel współcześnie zabiera się za ten format, czy czujecie, że ma szansę na podobny renesans? King of Nothing: Kaseta to w dzisiejszych czasach gadżet typowo kolekcjonerski, wiadomo, że nikt nie kupuje tego nośnika dla wspaniałego brzmienia. Ja osobiście jestem okropnym gadżeciarzem, więc takie wynalazki są dla mnie po prostu atrakcyjne. Przy czym jakiegoś renesansu bym się spodziewał - to wciąż temat dla najbardziej zapalonych kolekcjonerów. Stąd też limit 66 sztuk.
A co z datami premiery nowego albumu na winylu? W 2022 miały pojawić się wieści w tym temacie. King of Nothing: Ciągle czekamy. Niestety kolejki w tłoczniach są mordercze, zwłaszcza dla zespołów takich jak nasz. Myślę, że winyl ukaże się w tym roku, w kilku wariantach, ale ciężko mi powiedzieć kiedy dokładnie.
Wracając jeszcze do wydań kolekcjonerskich, rok temu na charytatywną aukcję trafiła też pocztówka dźwiękowa z jednym z singli. Charytatywna działalność Mentor to właściwie nie nowość: sprzedaż kaset w szczytnym celu, angażowanie się w charytatywne koncerty, udostępnianie zbiórek… Sporo artystów odmawia tego typu form pomocy bojąc się, że zostaną zarzuceni prośbami o
Foto:WiktorFranko
kolejne wsparcie lub uważa, że fanpage zespołu to nie miejsce na tego typu akcje. Wy myślicie inaczej. Dlaczego? King of Nothing: Podejrzewam, że jeśli takich próśb byłoby więcej musielibyśmy w pewnym momencie zrobić się bardziej selektywni. Póki co są to jednak pojedyncze przypadki i naprawdę ciężko byłoby nam znaleźć powód dla którego nie moglibyśmy się zaangażować w coś, co może pomóc innym.
Do dobrych uczynków nie potrzeba Boga. W moim osobistym faworycie, "Satan ' s Snakehandlers " , idealnym do skandowania na gigach, śpiewacie: "We ' re at war with the Maker, we are proud and we ' re faithless " . Otwarta wojna z religią trwa, a czym ostatnio najbardziej podpadł wam katolicyzm? King of Nothing: To po prostu stanowisko, które wszyscy w zespole od zawsze podzielamy, więc takie treści w naszych tekstach są zupełnie naturalne. Nie twierdzę, że wiara nie jest niektórym ludziom potrzebna do życia, choć ja sam wiarę w Boga traktuję mniej więcej z taką samą powagą jak wiarę w jednorożce czy wróżkę-zębuszkę. Nie przeszkadzają mi ludzie wierzący dopóki nie próbują wciskać swojej wiary na siłę innym i tworzyć ze zmyślonych postaci autorytety moralne, do których wszyscy mielibyśmy się podporządkowywać. Co innego w przypadku zorganizowanej religii i najbardziej jaskrawego jej przykładu w Polsce, czy Kościoła Katolickiego. Bronienie tej instytucji pomimo całego zła jakie temu krajowi wyrządziła jest już dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Zaraz po "Satan ' s Snake-handlers " pojawia się przezabawny tekstowo "Fed After Midnight" - to dowód na to, że właściwie z każdej kultowej, tak złej, że aż dobrej filmowej fantasy/horrorowej produkcji da się zrobić motyw na porządny kawałek. Uważacie, że przy prostym, hc/thrashowym graniu poczucie humoru jest wręcz wskazane? King of Nothing: Horrory to dla mnie nieskończone źródło inspiracji i zawsze będą obowiązkowym punktem odniesienia w mentorowej narracji. A że gatunek ten kryje w sobie spore pokłady humoru (intencjonalnego lub nie), to ma to też czasem odzwierciedlenie w naszych tekstach. Naprawdę daleko nam do scenowej napinki, kodeksu metala czy czegokolwiek podobnego, to nas zwyczajnie nie interesuje. W Mentorze otwarty umysł jest esencją muzyki, którą gramy, więc znajdzie się tam też miejsce na okazjonalny humor, ale raczej niewiele mający wspólnego z kabaretem.
W "Blood is Love " pojawiły się czystsze wokale. To mimo wszystko eksperyment, odstający (wcale nie w negatywnym sensie) od całości albumu. Też macie wrażenie, że to wyjątkowy numer? W przyszłości pojawi się więcej takich eksperymentów? King of Nothing: Podobne rzeczy pojawiały się już wcześniej, choćby w ostatnim numerze na drugiej płycie, więc nie widzę przeszkód, żeby pojawiły się znowu. Wszystko zależy od numeru - w przypadku "Blood is Love" czyste wokale po prostu nam tam pasowały. Kawałek ten odstaje nieco od reszty, ale traktuję go jako potrzebny moment wytchnienia przed kolejną nawałnicą.
mi żywiołami? Może kiedyś też wpasują się w klimat i poświęcicie im kilka kawałków, jak Atheist na "Elements "? King of Nothing: Bardziej zależało mi w tym numerze na pokazaniu, że w obliczu czegoś takiego jak klęska żywiołowa albo katastrofa klimatyczna nie będzie miało znaczenia ile mamy pieniędzy, władzy czy koneksji. Kiedy nadejdzie koniec, wszyscy będziemy sobie równi. Na swój sposób jest to dość piękna idea.
Dzieliliście scenę z Katem choćby na festiwalu Metal Doctrine. W dobie ostatnich wydarzeń nie mogę nie zapytać jak wspominacie Romana, skończyła się dla polskiego metalu pewna epoka… King of Nothing: Roman był jednym z niewielu ludzi, o których można było powiedzieć, że stał się legendą już za życia. Jednocześnie był człowiekiem skromnym, szalenie sympatycznym i otwartym. Jego odejście to zdecydowanie koniec pewnej epoki w polskim metalu, bo chyba nikt go tak dobrze nie utożsamiał, jak Roman właśnie. To również koniec Kata, bez względu na to, co mogą sądzić inni.
Ostatni rok pożegnaliście trasą Say Goodbye to 2021… Z ulgą czy wdzięcznością? W końcu był dla was całkiem pracowity. Jak wspominacie samą trasę? King of Nothing: Myślę, że dla wielu 2021 był dość przykrym doświadczeniem, więc takie symboliczne pożegnanie wydało nam się być na miejscu. Owszem, dla nas nie był to całkowicie stracony czas, ale pandemia część tematów mocno nam opóźniła i mamy teraz sporo do nadrabiania. A sama mini-trasa (bo były to w zasadzie tylko trzy koncerty) wypadła naprawdę dobrze, był to energetyczny kopniak jakiego wówczas potrzebowaliśmy.
W nowym roku czeka was za to trasa z Vaderem, drugim supportem został Dopelord. Czy wciągnięcie was w tę trasę ma jakiś związek z tym, że Haldor pracował nad ich płytą? Jak zapatrujecie się na samą trasę i czy poza nią planujecie jeszcze coś większego w 2022r., może zagraniczny szturm, skoro poza granicami "Wolves, Wraiths and Witches " zostało tak dobrze przyjęte? King of Nothing: Organizatorzy trasy skontaktowali się z nami, przedstawili warunki, na które się zgodziliśmy i oto jesteśmy. W tym samym czasie Dopelordowi z wiadomych przyczyn odpadła trasa po Europie, więc też chętnie skorzystali z okazji. Cieszę się, że wylądowaliśmy razem na tej trasie, chłopaków z Dopelord znamy i lubimy od dawna, a granie przed Vaderem to prawdziwy zaszczyt i przyjemność. Gdy piszę te słowa jesteśmy już po czwartym wspólnym koncercie i jest naprawdę fantastycznie. Gusion's Drone: Absolutnie nie miało to żadnego znaczenia. Chyba dalej nie wszyscy uczestnicy trasy wiedzą, że nagrywałem im płytę. Nie wiem czym kierowali się organizatorzy, mam nadzieję, że muzyką. (śmiech)
Wśród tych licznych recenzji, polskich i zagranicznych, macie swojego faworyta, określenie, zdanie, spostrzeżenie, które szczególnie was ucieszyło? King of Nothing: Nie przypominam sobie, ale to głównie dlatego, że tych recenzji było naprawdę sporo i ciężko spamiętać wszystkie. Miło za to usłyszeć na koncercie od ludzi, że
Foto:WiktorFranko
przyszli głównie na support, czyli na nas. Na obecnej trasie zdarzyło się nam to już kilkukrotnie, to naprawdę miłe uczucie.
Wielkie dzięki za poświęcony czas. King of Nothing: Dzięki również! Gusion's Drone: Dzięki!