8 minute read

Ereb Altor

Next Article
Freaks And Clowns

Freaks And Clowns

Czas refleksji

Długą drogę przebyli wikingowie z Ereb Altor w ciągu bez mała dwudziestu lat działalności: z projektu studyjnego stali się pełnoprawnym zespołem, epicki doom metal porzucili na rzecz black metalu. Równocześnie szlifowali warsztat muzyczny, radując fanów coraz to ciekawszymi i dojrzalszymi propozycjami. Wydawało mi się, że ciężko będzie im przebić "Järtecken" z 2019 roku, a jednak "Vargtimman" jest w moim odczuciu albumem nawet lepszym, w dodatku znamionującym częściowy powrót zespołu do dawnych, bardziej epickich klimatów. Słuchając go pytania nasuwają się same. Szczęśliwie lider Ereb Altor, Crister Olsson, znany także jako Mats, zgodził się zaspokoić naszą ciekawość.

Advertisement

HMP: Cześć! Mam nadzieję, że miałeś udany dzień. Czy mogę zapytać, czym zajmujesz się, kiedy nie piszesz muzyki? Mats: Cześć! Prawdę mówiąc nie mam regularnej pracy. Czasem pomagam w firmie ojca, ale zasadniczo od pięciu lat zajmuję się muzyką na pełen etat.

To wiele wyjaśnia! Dziękuję ci za możliwość rozmowy. Bardzo cenię twoją muzykę, poniem świtu, kiedy to większość ludzi umiera. Jest to więc czas zadumy i refleksji nad minionym.

Wydaje mi się "Vargtimman " to jakby brakujące ogniwo między epickim "The End" a blackmetalowym "Gastrike " . Może masz rację, choć ja postawiłbym go raczej po "Ulfven". Na pewno jest to nietypowy następca "Järtecken", na którym zapuściliśmy

czynając od folkowego Februari 93… O! To stara płyta - z 1997 roku!

Dokładnie! Nawet podpisałeś mi ją w 2014 roku, kiedy graliście we Wrocławiu. A co się tyczy Ereb Altor, to słuchałem was już na etapie demówki. "The Awakening"! Faktycznie, to kawał wspólnej historii.

Wróćmy jednak do czasów współczesnych. Wszak pretekstem do tej rozmowy jest wasz najnowszy album, czyli "Vargtimman " . Pozwól, że zacznę językowo: dlaczego tytuł brzmi właśnie tak, a nie "Vargtimmen "? To archaiczna forma, choć masz rację - we współczesnym szwedzkim powiedzielibyśmy "Vargtimmen". Co się tyczy samego tytułu, "godzina wilka" to idiom oznaczający ostatnią godzinę życia, ostatnią godzinę przed nasta-

Foto:ErebAltar

się w zdecydowanie blackmetalowe rejony, podczas gdy "Vargtimman" jest albumem spokojniejszym, eksplorującym bardziej klimatyczną stronę naszej muzyki. Wiesz, ciekawie spojrzeć na swoją dyskografię z perspektywy czasu, doszukując się w jej ewolucji logiki, ale prawda jest taka, że kiedy zaczynam pisać nowy materiał, to nie przyświeca mi żaden plan. Wszystko zależy od bieżącego nastroju, emocji, inspiracji. Wychodzi jak wychodzi.

Wyszło znakomicie, bo "Vargtimman " to być może najlepszy album w waszej karierze, a już na pewno najbardziej dojrzały kompozycyjnie. Cieszę się, że tak uważasz! Z punktu widzenia kompozytora najnowszy album zawsze jest najlepszy, bo jego słabych stron nie zna się tak dobrze, jak albumów starszych, które zdążyło się przeanalizować na wylot (śmiech). Zgodzę się z tobą w kwestii oceny, bo na chwilę obecną palmę pierwszeństwa oddaję właśnie "Vargtimman". Jest to nasz najbardziej spójny, najbardziej dojrzały album, na którym uniknęliśmy starych błędów. Pozwoliłem sobie na nim na eksperymenty z elektronicznymi smyczkami do gitary, dysharmoniami, dziwnymi brzmieniami… Wcześniej nigdy tego nie robiłem, ale przecież rozwijamy się przez całe życie. Trzeba próbować nowych rzeczy.

Wspomniałeś o inspiracjach. Skąd je czerpiesz? Jeśli orientujesz się w starym szwedzkim folku, albo chociażby kojarzysz Februari 93, to rozpoznasz na "Vargtimman" jego silne wpływy. Bardzo lubię taką muzykę i sam próbuję pisać podobną, ale przekładać ją na język metalu.

Skoro o folku mowa, to czy w "Fenris " słyszymy harfę klawiszową (szw. nyckelharpa)? Nie, nie używaliśmy tego instrumentu. To, co słyszysz, to elektroniczny smyczek do gitary. Folkowy klimat współtworzą również organy Hammonda oraz nasze głosy tworzące chór.

Czyli to wyobraźnia spłatała mi figla (śmiech)! To zrozumiałe, bo w tym utworze jest tyle warstw dźwiękowych! Bardzo dużo się w nim dzieje.

Wróćmy jeszcze na chwilę do utworu tytułowego, do którego nakręciliście znakomity teledysk. Czy jest on inspirowany twórczością Ingmara Bergmana? Pytam nie tylko z uwagi na zbieżność tytułów ("Godzina wilka " to jego horror z 1968 roku - przyp.red.), ale też czarnobiałe zdjęcia i ogólny klimat. Idiom "godzina wilka" pochodzi właśnie od Bergmana, ale nie inspirowaliśmy się jego filmami, przynajmniej nie świadomie. Chcieliśmy stworzyć wrażenie, że akcja teledysku dzieje się 200 lat temu. Nagrywaliśmy zresztą w bardzo starej chacie, a ja miałem na sobie ubranie stylizowane na ówczesną modę. Rzecz opowiada o umieraniu, o ostatniej godzinie życie, ale jak widzisz - wciąż tu jestem (śmiech)!

Co za ulga (śmiech)! Rozumiem więc, że zakapturzona postać, którą widzimy w teledysku i na okładce płyty, to personifikacja śmierci? Zgadza się! Na Zachodzie mają Ponurego Żniwiarza, czyli kościotrupa z kosą, a w Skandynawii śmierć zwykło się przedstawiać jako człowieka w czarnym kapturze.

Jak w "Siódmej pieczęci" Bergmana (śmiech). W otwierającym album "I Have the Sky " wspiera was genialny Lars Nedland z Borknagar i Solefald. Jak udało się wam go namówić do współpracy? Tak, Lars gra w tym utworze na organach Hammonda oraz melotronie. Poznaliśmy się z nim, kiedy w 2014 roku pojechaliśmy w trasę europejską z Borknagar. Zapytałem się, czy chciałby zagrać na płycie, a on chętnie się zgodził. Nie gościliśmy go niestety w studiu; nagrywał oczywiście w Norwegii, a potem wysłał nam pliki. Jestem dumny z tej współpracy, bo to rewelacyjny muzyk!

śpiew Ragnara (Daniela Bryntse - przyp. red.), co na ostatnich płytach Ereb Altor raczej było rzadkością. Skąd ta zmiana? Ten utwór napisałem z myślą o jego głosie, przy czym on śpiewa zwrotki, a ja refren. W jednym momencie śpiewamy też równocześnie, co zresztą robimy dosyć często. Dziwnie samemu tworzyć chór (śmiech).

Przyzwyczailiście nasz do utworów w dwóch językach: angielskim i szwedzkim. Skąd ta dwudzielność? Uch, początkowo czułem się dziwnie pisząc po szwedzku (śmiech). Nie pamiętam już, kiedy zacząłem to robić, ale obecnie czuję się bardziej komfortowo tworząc w języku ojczystym. W nim łatwiej mi wyrazić emocje, samego siebie. Poza tym lepiej pasuje on do naszej muzyki. Czasem jednak nadal piszę teksty po angielsku, bo do tego nawykłem przez lata. Niekiedy nawet piszę jeden tekst w dwóch językach i wybieram lepiej brzmiący. Teksty na albumach Isole (doomowy zespół Cristera przyp.red.) zawsze są po angielsku. W przyszłości możesz spodziewać się nawet więcej albumów Ereb Altor w języku szwedzkim. Mam tylko nadzieję, że ludzie nie będą narzekać, jak niczego nie będą rozumieć. Na razie jednak nie docierały do mnie takie głosy.

W 2022 roku pojedziecie w trasę koncertową po Europie i po raz pierwszy będziecie headlinerem. Czy wiesz już może gdzie zawitacie? Niestety nie, bo nie my zajmujemy się jej organizacją. Wiem tylko, że będziemy jeździć po Europie Środkowej, gdyż trasa potrwa zaledwie 10 dni - to za mało czasu na pokonywanie wielkich odległości. Z powodu pandemii zaplanowaliśmy ją dopiero na wrzesień. Latem liczba zakażeń maleje, więc wczesną jesienią powinniśmy uniknąć lockdownów (śmiech). Mam jednak tremę, bo nigdy jeszcze nie byliśmy headlinerem; zawsze jeździliśmy w trasy z większymi zespołami. Nie wiem, czego możemy się spodziewać. Mam tylko nadzieję, że fani przyjdą na nasze koncerty.

Myślę, że szanse są dobre. Ludzie są głodni muzyki na żywo. Bardzo liczę na to, że wrócimy do Polski! Nie mogę nic obiecać, ale chciałbym tego. Byliśmy u was wiele razy i zawsze wracaliśmy z dobrymi wspomnieniami. Graliśmy we Wrocławiu, Szczecinie, Warszawie, Poznaniu, na festiwalu Summer Dying Loud… Łącznie chyba w sześciu czy siedmiu miastach. Wiem, że mamy w Polsce fanów.

Jeśli nie masz nic przeciwko, to porozmawiajmy chwilę o historii Ereb Altor. Łączy cię wyjątkowa relacja twórcza z Danielem. Gracie razem od trzydziestu lat. Powiedz, jak się poznaliście? Chodziliście razem do szkoły? Jesteśmy przyjaciółmi tak długo jak pamiętam. Jestem od niego rok starszy, więc nie uczyliśmy się razem, ale w dzieciństwie mieszkaliśmy niedaleko od siebie. Początkowo graliśmy w gry komputerowe i fabularne, a z czasem zafascynowaliśmy się muzyką i postanowiliśmy założyć zespół - Forlorn. To było chyba w 1991 roku. Tak to się zaczęło.

Drugi album Ereb Altor nosi znamienny tytuł "The End" . Miał on być ostatni, co więc nakłoniło was do kontynuowania tej przygody? Wiesz, w tamtych czasach nie nazywaliśmy

Foto:ErebAltar

Ereb Altor zespołem, tylko projektem. Mieliśmy materiał na dwa albumy, który napisaliśmy jeszcze pod szyldem Forlorn. Uważaliśmy, że te kawałki są fajne. Nie chcieliśmy, żeby odeszły w zapomnienie, postanowiliśmy zatem je nagrać. Albumy spotkały się z dobrym przyjęciem. Zaczęły spływać oferty zagrania na festiwalach. Pomyśleliśmy, że może warto dać Ereb Altor szansę. Obecnie to jest mój główny zespół, bo radzi sobie znacznie lepiej niż Isole, z którym początkowo wiązałem większe nadzieje.

A skąd tak dramatyczna zmiana stylu między "The End" a "Gastrike "? Tak jak mówiłem, na pierwszych dwóch albumach znalazły się wyłącznie stare utwory, mocno inspirowane viking metalowym okresem w twórczości Bathory. Wszyscy jednak wiedzą, że ekipa Quorthona zaczynała od grania black metalu. Pomyśleliśmy więc: czemu by nie pokonać tej samej drogi, lecz w odwrotnym porządku? Dlatego nagraliśmy album czysto black metalowy. Być może zmiana stylistyki była zbyt radykalna, bo na "The End" i "Gastrike" nie brzmimy nawet jak ten sam zespół! Za to na ostatnich albumach myślę, że udało nam się skutecznie pożenić nasze stare i nowe brzmienie - w obrębie całych płyt, a nawet poszczególnych utworów. Z perspektywy czasu myślę jednak, że należało to lepiej No wiesz, ponoć w black metalu nie ma żadnych zasad (śmiech). Dokładnie! Generalnie sztuki nie powinny krępować żadne zasady. Możesz wyrażać siebie jak tylko chcesz.

Za zmianą stylistyki poszła też zmiana frontmana, gdyż zastąpiłeś Daniela. Czy szybko odnalazłeś się w nowej roli? Wchodziłem w tę rolę stopniowo. Prawdę mówiąc już na koncertach poprzedzających wydanie "Gastrike" śpiewałem niektóre utwory, na płytach oryginalnie wykonywane przez Daniela. Nie pamiętam nawet dlaczego. Może nie chciało mu się uczyć tekstów? Kocham go jak brata, ale Daniel to wyluzowany i bardzo leniwy człowiek (śmiech). Jest fantasty-

cznym muzykiem, tylko brak mu chęci i motywacji. Trzeba wiedzieć, jak go podejść, żeby czegokolwiek się od niego doprosić. Z Isole próbuję to robić od jakichś dwudziestu lat (śmiech). W tamtym zespole nadal jest frontmanem, bo jego głos doskonale pasuje do doom metalu.

Jak się przygotowujesz do koncertów? Przed wyjściem na scenę zawsze wszystko układam sobie w głowie: co powiem, jak będę się zachowywał na scenie. Mam plan generalny, ale muszę go modyfikować na bieżąco (śmiech). Na pół godziny przed koncertem zamykam się w sobie, z nikim nie rozmawiam, rozgrzewam głos, chodzę w kółko, myślę wyłącznie na koncercie, czym czasem doprowadzam resztę chłopaków do szału (śmiech).

Wielkie dzięki za rozmowę i mam nadzieję do zobaczenia w Polsce! Nie ma sprawy! Det var sa lite! Cała przyjemność po mojej stronie. Miłego wieczoru i być może do zobaczenia na koncercie.

Adam Nowakowski

This article is from: