Czas refleksji Długą drogę przebyli wikingowie z Ereb Altor w ciągu bez mała dwudziestu lat działalności: z projektu studyjnego stali się pełnoprawnym zespołem, epicki doom metal porzucili na rzecz black metalu. Równocześnie szlifowali warsztat muzyczny, radując fanów coraz to ciekawszymi i dojrzalszymi propozycjami. Wydawało mi się, że ciężko będzie im przebić "Järtecken" z 2019 roku, a jednak "Vargtimman" jest w moim odczuciu albumem nawet lepszym, w dodatku znamionującym częściowy powrót zespołu do dawnych, bardziej epickich klimatów. Słuchając go pytania nasuwają się same. Szczęśliwie lider Ereb Altor, Crister Olsson, znany także jako Mats, zgodził się zaspokoić naszą ciekawość. HMP: Cześć! Mam nadzieję, że miałeś udany dzień. Czy mogę zapytać, czym zaj mujesz się, kiedy nie piszesz muzyki? Mats: Cześć! Prawdę mówiąc nie mam regularnej pracy. Czasem pomagam w firmie ojca, ale zasadniczo od pięciu lat zajmuję się muzyką na pełen etat. To wiele wyjaśnia! Dziękuję ci za możliwość rozmowy. Bardzo cenię twoją muzykę, po-
niem świtu, kiedy to większość ludzi umiera. Jest to więc czas zadumy i refleksji nad minionym. Wydaje mi się "Vargtimman" to jakby brakujące ogniwo między epickim "The End" a blackmetalowym "Gastrike". Może masz rację, choć ja postawiłbym go raczej po "Ulfven". Na pewno jest to nietypowy następca "Järtecken", na którym zapuściliśmy
się przeanalizować na wylot (śmiech). Zgodzę się z tobą w kwestii oceny, bo na chwilę obecną palmę pierwszeństwa oddaję właśnie "Vargtimman". Jest to nasz najbardziej spójny, najbardziej dojrzały album, na którym uniknęliśmy starych błędów. Pozwoliłem sobie na nim na eksperymenty z elektronicznymi smyczkami do gitary, dysharmoniami, dziwnymi brzmieniami… Wcześniej nigdy tego nie robiłem, ale przecież rozwijamy się przez całe życie. Trzeba próbować nowych rzeczy. Wspomniałeś o inspiracjach. Skąd je czerpiesz? Jeśli orientujesz się w starym szwedzkim folku, albo chociażby kojarzysz Februari 93, to rozpoznasz na "Vargtimman" jego silne wpływy. Bardzo lubię taką muzykę i sam próbuję pisać podobną, ale przekładać ją na język metalu. Skoro o folku mowa, to czy w "Fenris" słyszymy harfę klawiszową (szw. nyckelharpa)? Nie, nie używaliśmy tego instrumentu. To, co słyszysz, to elektroniczny smyczek do gitary. Folkowy klimat współtworzą również organy Hammonda oraz nasze głosy tworzące chór. Czyli to wyobraźnia spłatała mi figla (śmiech)! To zrozumiałe, bo w tym utworze jest tyle warstw dźwiękowych! Bardzo dużo się w nim dzieje. Wróćmy jeszcze na chwilę do utworu tytułowego, do którego nakręciliście znakomity teledysk. Czy jest on inspirowany twórczoś cią Ingmara Bergmana? Pytam nie tylko z uwagi na zbieżność tytułów ("Godzina wilka" to jego horror z 1968 roku - przyp.red.), ale też czarnobiałe zdjęcia i ogólny klimat. Idiom "godzina wilka" pochodzi właśnie od Bergmana, ale nie inspirowaliśmy się jego filmami, przynajmniej nie świadomie. Chcieliśmy stworzyć wrażenie, że akcja teledysku dzieje się 200 lat temu. Nagrywaliśmy zresztą w bardzo starej chacie, a ja miałem na sobie ubranie stylizowane na ówczesną modę. Rzecz opowiada o umieraniu, o ostatniej godzinie życie, ale jak widzisz - wciąż tu jestem (śmiech)!
Foto: Ereb Altar
czynając od folkowego Februari 93… O! To stara płyta - z 1997 roku! Dokładnie! Nawet podpisałeś mi ją w 2014 roku, kiedy graliście we Wrocławiu. A co się tyczy Ereb Altor, to słuchałem was już na etapie demówki. "The Awakening"! Faktycznie, to kawał wspólnej historii. Wróćmy jednak do czasów współczesnych. Wszak pretekstem do tej rozmowy jest wasz najnowszy album, czyli "Vargtimman". Pozwól, że zacznę językowo: dlaczego tytuł brzmi właśnie tak, a nie "Vargtimmen"? To archaiczna forma, choć masz rację - we współczesnym szwedzkim powiedzielibyśmy "Vargtimmen". Co się tyczy samego tytułu, "godzina wilka" to idiom oznaczający ostatnią godzinę życia, ostatnią godzinę przed nasta-
110
EREB ALTOR
się w zdecydowanie blackmetalowe rejony, podczas gdy "Vargtimman" jest albumem spokojniejszym, eksplorującym bardziej klimatyczną stronę naszej muzyki. Wiesz, ciekawie spojrzeć na swoją dyskografię z perspektywy czasu, doszukując się w jej ewolucji logiki, ale prawda jest taka, że kiedy zaczynam pisać nowy materiał, to nie przyświeca mi żaden plan. Wszystko zależy od bieżącego nastroju, emocji, inspiracji. Wychodzi jak wychodzi. Wyszło znakomicie, bo "Vargtimman" to być może najlepszy album w waszej karierze, a już na pewno najbardziej dojrzały kompozy cyjnie. Cieszę się, że tak uważasz! Z punktu widzenia kompozytora najnowszy album zawsze jest najlepszy, bo jego słabych stron nie zna się tak dobrze, jak albumów starszych, które zdążyło
Co za ulga (śmiech)! Rozumiem więc, że zakapturzona postać, którą widzimy w teledysku i na okładce płyty, to personifikacja śmierci? Zgadza się! Na Zachodzie mają Ponurego Żniwiarza, czyli kościotrupa z kosą, a w Skandynawii śmierć zwykło się przedstawiać jako człowieka w czarnym kapturze. Jak w "Siódmej pieczęci" Bergmana (śmiech). W otwierającym album "I Have the Sky" wspiera was genialny Lars Nedland z Borknagar i Solefald. Jak udało się wam go namówić do współpracy? Tak, Lars gra w tym utworze na organach Hammonda oraz melotronie. Poznaliśmy się z nim, kiedy w 2014 roku pojechaliśmy w trasę europejską z Borknagar. Zapytałem się, czy chciałby zagrać na płycie, a on chętnie się zgodził. Nie gościliśmy go niestety w studiu; nagrywał oczywiście w Norwegii, a potem wysłał nam pliki. Jestem dumny z tej współpracy, bo to rewelacyjny muzyk! W "Alvablot" słyszymy wyeksponowany