e-profit sierpień 2012

Page 1

WSZYSTKO O e-BIZNESIE

Foto: Materiały prasowe / holek.pl

SIERPIEŃ 2012

Krzysztof

Hołowczyc

infoShare od kuchni

Dzielić się wiedzą NICK

SOHNEMANN

Sztuka polegania na innych Michał Jeliński Słodki smak zwycięstwa

życie w wymiarze MATRIX

w numerze: Hołowczyc Sohnemann Ekipa infoShare


08 2012

e-PROFIT w numerze: Od Redakcji

Na wakacyjnych obrotach...

Felieton

Co się stało z SMS-ami?

Wydarzenia

Nowe inwestycje IQ Partners Raport Computerworld Top200

Dzielić się wiedzą Ekipa infoShare

Z naszej perspektywy Ile kosztuje ropa?

Rynkowe trendy

Uwolnij swój czas Badanie usability a konwerja Czyżby skandal z egzaminami na aplikacje? Życie w wymiarze matrix Banner blindness Nagraj sobie film Kreatywne angażowanie konsumentów, czyli ARTsourcing

Czyżby skandal... ?

Baza pytań testowych ArsLege

Rozmowa miesiąca Dzielić się wiedzą

Temat z okładki Sztuka polegania na innych

Biznes z innej strony Zawsze trzeba trzymać klasę Słodki smak zwycięstwa

Startujemy – Oceniamy Banner blindness

Angelika Przeździęk – PixAd

Timelo.pl – wirtualna galeria handlowa

Ludzie polskiego internetu Dominik Szarek

Po godzinach Okiem CD Rollera okładka 08/2012 Krzysztof Hołowczyc Foto: materiały prasowe

2  e-PROFIT


Od Redakcji Na wakacyjnych obrotach... Czy macie jakieś marzenie, które zawsze chcieliście zrealizować, ale odkładacie je na później, bo brak Wam odwagi? Może skoczyć na bungee albo zamknięci w pływającej metalowej klatce chcielibyście filmować rekiny? A może coś jeszcze bardziej „odjazdowego”, jak na przykład założenie własnego startupu albo udział w Rajdzie Dakar? W sierpniowym numerze e-PROFIT skokom spadochronowym i rekinom zbyt wiele miejsca nie poświęcamy, ale już Ci z Was, którzy ciągle jeszcze wahają się, czy założyć własny biznes, a także miłośnicy przemierzania pustynnych stepów w piekielnej temperaturze, znajdą coś dla siebie.

Marek Dornowski redaktor naczelny WYDAWCA InQbe sp. z o.o. ul. Towarowa 1 10-416 Olsztyn tel. 89 532 06 06 mdornowski@inqbe.pl NIP 524 256 87 12 REGON 140440822 KRS 0000250743 www.inqbe.pl Redakcja Marek Dornowski, Marta Przyłęcka Małgorzata Zawadzka, Tomasz Szulgo Korekta ITEL Solutions Tomasz Łukiańczyk

W dziale „Z naszej perspektywy” kolejna dawka przemyśleń płynąca z codziennej pracy InQbe – oczywista, a jednocześnie mocno skomplikowana w praktyce. Znajdziecie też informacje na temat najnowszych inwestycji IQ Partners. Czy okażą się one strzałami w dziesiątkę? Póki co Wojciech Przyłęcki w wywiadzie dla TVN CNBC przyznał, że są to modele, które warto sprawdzić. Czas pokaże, jak ten sprawdzian wypadnie. Póki co sprawdzian doskonale zdaje ArsLege, którego pytania testowe na aplikacje prawnicze pokryły się z tymi z ministerstwa nawet w …90%! Gościem specjalnym tego numeru jest człowiek, którego większość z Was kojarzy jako kierowcę rajdowego. Tymczasem Krzysztof Hołowczyc, to nie tylko ktoś potrafiący wycisnąć z auta to, co w nim najlepsze, lecz także społecznik i biznesmen, który zarządzania uczył się na piaskach pustyni. Warto przeczytać, co ma do powiedzenia. Ponieważ jesteśmy w trakcie igrzysk, nie mogło zabraknąć olimpijskiego akcentu. Zapraszamy do wywiadu z Michałem Jelińskim, który właśnie teraz w Londynie broni złotego medalu w kajakarstwie zdobytego na igrzyskach w Pekinie. Dla niewtajemniczonych Michał w wolnych chwilach zajmuje się… e-biznesem. Poza tym polecamy wywiad o „outernecie” z Nickiem Sohnemannem oraz krótką historię pewnej świetnej, darmowej konferencji, która co roku odbywa się na wybrzeżu. Miłej lektury.

Projekt + skład IMOGEN

Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Pragniemy, aby e-PROFIT był zawsze blisko nowych trendów w branży. Chcemy pisać o tym, co jest dla nas wszystkich interesujące i przydatne. Jeśli znacie ciekawy temat, o którym jeszcze na naszych łamach nie pisaliśmy, a sądzicie, że powinniśmy to zrobić, to nie zwlekajcie i skontaktujcie się z nami. Czekamy na Wasze uwagi, sugestie i propozycje. Piszcie: mdornowski@inqbe.pl

e-PROFIT  3


Felieton

Co się stało z SMS-ami?

S

MS jest jednym z tych wynalazków ostatnich kilkunastu lat w dziedzinie komunikacji, który od momentu pojawienia się właściwie nie zmienił swojego kształtu. Co jest kluczem do sukcesu? Porównując SMS nawet do zwykłego e-maila, widzimy zastój. Funkcjonalność e-maila właściwie nie zmieniła się, podobnie jak SMS-u. Jednak kiedyś skrzynki pocztowe o wielkości kilkunastu megabajtów każdemu wystarczały. Dziś zdarza się, że tyle waży jeden e-mail. A SMS wciąż ma 160 znaków. Ba! Nawet mniej, jeśli wykorzystamy polskie znaki może się okazać, że nasza wiadomość to dwa proste zdania. A może przykład ICQ? Pionier na rynku komunikacji między użytkownikami internetu. Dziś już mało kto pamięta o tym rozwiązaniu. Rynek „czatów” zmienił się, zmieniły się oczekiwania klientów. Zmieniła się też moda na komunikatory – dziś korzystamy częściej z czata na Facebooku. A SMS? Wciąż taki sam.

Sylwester Kozak Wydawca serwisów E-biznes.pl Wystartowali.pl

Dlaczego więc SMS-y ciągle cieszą się takim zainteresowaniem? Wydaje się, że główną zaletą SMS-ów jest ich prostota. I tyle. Łatwe, wygodne rozwiązanie do komunikacji. Ale już nie tanie, jeśli porównamy z właściwie nielimitowanymi rozmowami tekstowymi na smartfonach, które oferują znacznie więcej usług dodatkowych. A za każdy SMS musimy zapłacić kilkanaście groszy. I płacimy. Kolejną cechą SMS-ów jest powszechność – jeśli wiemy, że druga osoba ma telefon komórkowy, to na pewno odczyta naszą wiadomość, o czym będziemy również wiedzieć. Nawet następca SMS-u, czyli MMS, wydaje się, że nie przyjął się na rynku. Do tego stopnia, że pierwsza wersja iPhone’a była pozbawiona tej funkcji. Zdjęcia prędzej niż MMS-em wysyłamy e-mailem i dzielimy się nimi w mediach społecznościowych. Drodzy twórcy startupów, podczas wakacji życzę Wam pomysłów na miarę SMS-ów – prostych i łatwych w obsłudze, powszechnych i przynoszących spory dochód! ■

4  e-PROFIT


Wydarzenia

Nowe inwestycje IQ Partners Fundusz technologiczny IQ Partners S.A. zainwestował w 3 nowe projekty, iFood, GoWorld i SocialPhoto. Oba znajdują się na etapie seed i finansowane będą za pośrednictwem wehikułu inwestycyjnego Ventures Hub Sp. z o.o., który objął po 49,99% udziałów w każdym z nich. GoWorld i SocialPhoto zamykają obecny portfel inwestycyjny IQ Partners liczbą 56 spółek z obszarów internet, mobile, e-commerce oraz IT.

iFood

Źródło: IQ Partners

iFood sp. z o.o. za pośrednictwem internetu pozwoli dobrać i zaplanować indywidualną dietę dopasowaną do trybu życia i aktywności swoich klientów. Następnie tak przygotowaną dietę można będzie zamówić – w formie gotowych posiłków lub kompletu składników do ich przygotowania. W nowo powstałą spółkę IQ Partners S.A., poprzez swój wehikuł inwestycyjny InQbe sp. z o.o., zainwestował 800 000 zł, obejmując 16 000 udziałów o wartości 50 zł każdy. To 40% kapitału zakładowego spółki, który wynosi 2 000 000 zł. Pomysłodawcą i wspólnikiem InQbe sp. z o.o. w iFood sp. z o.o. jest znany olsztyński przedsiębiorca i restaurator Tobiasz Niemiro.

GoWorld

SocialPhoto

GoWorld to projekt z obszaru nowych technologii dla usług finansowych. Zakłada uruchomienie internetowej platformy płatniczej umożliwiającej szybkie przelewy zagraniczne online po bardzo korzystnych cenach. Platforma pozwoli na przelewy pieniędzy w obcej walucie z konta właściciela lub firmy na konto docelowe, a dostępna będzie przez 7 dni w tygodniu, 24h na dobę. GoWorld swoje usługi zadedykuje przede wszystkim osobom pracującym za granicą i mającym potrzebę przesyłania środków do kraju, a także do firm rozliczających się z kontrahentami w obcych walutach. Oferta przelewów dla klientów firmowych będzie zbudowana w oparciu o nowoczesny system informatyczny klasy ERP, który umożliwi dokonywanie zaawansowanych transferów finansowych na zasadach bankowości elektronicznej, jednakże po zdecydowanie niższych kosztach.

SocialPhoto zbuduje usługę dla użytkowników smartphone’ów, umożliwiającą szybkie tworzenie, przechowywanie oraz dzielenie się zdjęciami w kręgach znajomych (osoby związane rzeczywistą relacją, tj. rodzina, klasa, grupa znajomych itp.). Projekt zakłada wykorzystanie trendu dzielenia się zdjęciami w społecznościach oraz na platformach mobilnych i zapewni szeroki zakres funkcjonalności związanych z edycją oraz zarządzaniem tych zdjęć. Poprzez tworzenie mikrospołeczności wokół wspomnień i zainteresowań. SocialPhoto połączy już istniejące na rynku możliwości oferowane przez popularne aplikacje typu Instagram, Picasa, Hipstamatic, Facebook. Ostatecznie, powstać ma pełen ekosystem SocialPhoto, na który składać się będą aplikacje mobilne na platformach Android, iOS, oraz Metro UI.

Inwestycji dokonano za pośrednictwem jednego z trzech wehikułów inwestycyjnych, Ventures Hub Sp. z o.o. Środki zainwestowane w nowe spółki pochodzą z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, Działanie 3.1, z którego dofinansowanie na łączną kwotę prawie 40 mln zł wehikuły funduszu pozyskały w 2009 r. Zarząd IQ Partners nie ujawnia kwot nowych inwestycji, na początku roku zapowiadał jednak, że do jego końca zainwestuje ok. 8–9 mln zł w nowe projekty z obszarów internet, mobile, e-commerce oraz IT. ■

e-PROFIT  5


Wydarzenia

Raport Computerworld Top200 Ukazała się kolejna edycja znanego i cenionego raportu Computerworld Top200. Według niego wartość polskiego rynku informatycznego wyniosła w 2011 r. 31,3 mld zł. W porównaniu z rokiem 2010 przychody wzrosły o 2,3 mld zł, czyli o ponad 8%.

Źródło: Raport Computerworld TOP200, czerwiec 2012

Takie wyniki świadczą o tym, że sytuacja sektora zaczęła się stabilizować. Po załamaniu w 2009 r., w kolejnym roku udało się powiększyć przychody o 2,5 mld zł, a w ostatnim utrzymać trend wzrostowy. Nastroje szefów firm informatycznych nie odstają od tych wyników: można określić je jako co najmniej umiarkowane. Najwięcej ankietowanych firm koniunkturę na rynku uznało za dobrą (44%) oraz bardzo dobrą (3%). Niemal tyle samo określiło sytuację na rynku jako przeciętną (46%). Negatywne odczucia wobec stanu rynku ma łącznie 7% firm. W raporcie uczestniczyło w sumie 350 firm, których przychody pochodziły z 15 sektorów gospodarki. Wyniosły one 10,6 mld zł w 2011 r. – 8% więcej niż rok wcześniej (to 1/3 całego rynku, za pozostałą część odpowiada

Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

Opracował Marek Dornowski na podstawie informacji prasowych IDG S.A.

sprzedaż konsumencka i małe firmy nieobjęte badaniem). Według zestawienia, najwięcej na IT w 2011 r. wydała administracja – 2,4 mld zł, czyli o 17% więcej niż przed rokiem. Niespodzianką jest spadek wydatków w sektorze MŚP. Według zestawienia Computerworld, wydatki sektora MŚP na IT spadły w 2011 r. aż o 24%. Wyniosły tylko 805 mln zł, podczas gdy w 2010 r. przekraczały 1 mld zł. Badane firmy poproszono także o prognozę koniunktury w 2012 r. Okazało się, że optymistów jest tyle samo co pesymistów. Poprawy sytuacji spodziewa się 49% firm uczestniczących w tegorocznym raporcie TOP200. Dominują jednak umiarkowani optymiści: 38% ankietowanych liczy, że sytuacja będzie nieco lepsza, 8% wskazało, że będzie lepsza. ■

Raport Computerworld TOP200 tworzony jest od 1992 r. i stanowi najpełniejsze opracowanie na temat polskiego rynku teleinformatycznego. Zawiera szczegółowe dane finansowe, informacje rynkowe i komentarze analityków dotyczące ok. 400 dostawców nowoczesnych­ technologii. Najnowsza edycja powstała na podstawie danych z 2011 r. w oparciu o metodologię opracowaną we współpracy z firmą analityczną IDC.

6  e-PROFIT


Z naszej perspektywy

Ile kosztuje ropa? Marek Dornowski – dyrektor ds. marketingu i PR InQbe

Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

Odwiedził mnie ostatnio znajomy, który pracował w Arabii Saudyjskiej. Ponieważ osobiście nigdy nie miałem możliwości podziwiać uroków tego kraju, wypytywałem z ciekawością o wiele szczegółów dnia codziennego. Jakie jest jedzenie, jak radzić sobie z upałem, czy to prawda, że wszystkie kobiety mają zasłonięte twarze. To tylko kilka pytań z długiej listy, na którą mój gość musiał odpowiedzieć.

Przygotowując biznesplan pod inwestycję, prędzej czy później dochodzimy do tego magicznego momentu, gdy trzeba oszacować wysokość potencjalnych przychodów. Zazwyczaj wówczas mamy dylemat – czy podejść do tematu optymistycznie, czy ostrożnie? A może zbytni optymizm wystraszy inwestora i spowoduje, że przestanie on traktować mnie poważnie? A więc może jednak bardziej sceptycznie? Tylko co w sytuacji, jeśli tak przedstawiony budżet okaże się zbyt mało atrakcyjny w oczach inwestora i nie będziemy mieli nawet szansy wytłumaczyć, że są to tylko wstępne, bardzo szacunkowe i ostrożne dane? Dlaczego inwestor ma uwierzyć, że ten pomysł sprawdzi się akurat w naszych warunkach biznesowych? Wspomniany przykład ropy naftowej – która w naszym kraju coraz bardziej staje się dobrem luksusowym, a w wielu krajach arabskich sprzedawana jest dosłownie za grosze – pokazuje, że cena tego samego towaru czy usługi może być diametralnie inna, a czynników, które na to wpływają, jest wiele. Czy zatem fakt, że dany model biznesowy doskonale sprawdził się za oceanem stawia nasz projekt w uprzywilejowanej sytuacji? Czy może być to wystarczający argument, by w pierwszej korespondencji z inwestorem pisać mu, że głupotą byłby brak inwestycji w tak doskonale zapowiadający się pomysł? Wierzę w inteligencję naszych czytelników, więc pozostawiam te pytania bez odpowiedzi. Nie wszyscy jednak rozumieją, że gospodarki USA i Polski to zupełnie odmienne od siebie organizmy. Obydwa mają płuca, wątrobę i serce, ale przykładanie do nich tych samych miar jest podobnie irracjonalne jak budowanie diety noworodka na karmie dla szczeniaków, cielaków czy rybek. Na papierze liczba witamin czy minerałów może się nawet i zgadzać,

W końcu doszliśmy do magicznego pytania: a ile tam kosztuje ropa? Odpowiedzi nie przytoczę, oszczędzając Wam i sobie nerwów oraz masowego wybuchu zawiści. W każdym razie gdyby Arabia Saudyjska była na terytorium Białorusi, to kierowcy ze Szczecina jeździliby tankować do Mińska. Niby proste prawo podaży i popytu, ale w kontekście budowy startupów jest to jedna z zasad, o której najczęściej się zapomina. ale w praktyce już to nie smakuje. Jedne z najprostszych, a zarazem najtrudniejszych pytań, które najczęściej pojawia się w InQbe to pytanie „dlaczego”? Dlaczego zakładasz sprzedaż na poziomie X, dlaczego na potrzeby budżetu przyjąłeś cenę Y? Niestety, odpowiedzi: bo w Stanach jest podobna aplikacja, która kosztuje… lub przyjąłem 50% ceny z rynku XYZ – nie będą satysfakcjonujące w oczach inwestora. Zawsze potrzebne jest odniesienie do realiów rynku, na którym się działa, jego dojrzałości, zdolności konsumpcyjnych, wielkości itd. Przy większości biznes planów dotyczących startupów będą to przeważnie dane szacunkowe, niepełne, obarczone wyższym ryzykiem błędu. Z punktu widzenia inwestora, ma to już jednak drugorzędne znaczenie, najważniejsze jest to, że potencjalny biznesowy partner potrafi realnie patrzeć na swój biznes. Taka postawa rodzi nadzieję, że nawet jeśli cały biznesplan trzeba będzie zmienić o 180 stopni, to dany projektodawca dalej będzie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. A to jest kluczowa umiejętność Na koniec jeszcze jedna myśl związana z ropą naftową. Bez dwóch zdań uczyniła ona z kraju takiego jak Arabia Saudyjska oazę bogactwa i dostatku. Gdyby jednak każdy kraj posiadał ją w zbliżonych choćby ilościach, nieubłagane prawa ekonomii mocno by te bogactwa zweryfikowały. Warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy ktoś planuje działać w biznesie, o którym wie tylko tyle, że wiele osób odniosło już na nim sukces. Może się bowiem okazać, że wszyscy maja już tyle ropy, że zakupieniem kolejnej beczułki nikt nie jest zainteresowany. ■

e-PROFIT  7


Rynkowe trendy

Uwolnij

swój czas

Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

Marek Dornowski współpraca Patrycja Wiaterska

Czas to pieniądz – z tym stwierdzeniem każdy się z pewnością zgodzi. Zwłaszcza, że dziś żyjemy szybciej i „bardziej” niż kiedyś – pracujemy dłużej, intensywniej spędzamy weekendy. Coraz mniej czasu pozostaje nam na odpoczynek, a godziny snu wręcz wyrywamy siłą z całej doby. Kiedy zatem mamy zająć się tym, co każdy z nas ma wpisane w swój codzienny grafik: sprzątaniem, praniem, zakupami i wszystkimi innymi sprawami, które od czasu do czasu trzeba załatwić?

8  e-PROFIT


Rynkowe trendy Reklamodawcy, jak nigdy wcześniej, bombardują nas ofertami oszczędnościowymi: „oszczędzaj na koncie”, „oszczędzaj na rozmowach”, a nawet „oszczędzaj, kiedy płacisz…”. Przez to wszystko zapominamy, że to co w życiu mamy najcenniejsze, to czas, który „wydajemy” codziennie na pracę, podróże do niej, powroty do domu i jeszcze milion drobnych spraw. Tak wygląda codzienne życie każdego z nas. Niektórzy w weekend – zamiast odpoczywać i spędzać czas z rodziną, przyjaciółmi lub realizować swoje pasje – robią porządki, załatwiają, co się da i koniec końców spędzają mnóstwo zasłużonego wolnego czasu w zatłoczonych centrach handlowych. A gdyby tak wypisać sobie listę tych uciążliwych czynności i znaleźć na nie inny sposób?

Drogie zakupy, jeszcze droższe korki

Zacznijmy od tych najbardziej prozaicznych zadań. Zakupy to przyjemność, której trudno odmówić, zwłaszcza jeśli chodzi o przedmioty niekoniecznie pierwszej potrzeby – ubrania, sprzęty RTV, książki, multimedia, elementy wystroju wnętrz itd. Każdy z nas kupuje i tylko od tego, co jest przedmiotem naszych zainteresowań zależy, czy do sklepów wybieramy się z entuzjazmem czy wyrazem zmęczenia na twarzy pojawiającym się już na samą myśl o przepychaniu się pomiędzy półkami supermarketu z koszykiem wyładowanym produktami. Blisko połowa Polaków wciąż robi zakupy w supermarketach, tracąc przy tym swój czas i nerwy, nie mówiąc o pieniądzach wydanych na dojazdy. Oczywiście dla niektórych jest to weekendowa rozrywka, bo przy okazji odwiedzą pralnię, pójdą do kosmetyczki lub fryzjera, zjedzą obiad w restauracji i obejrzą film w multipleksie. Według danych Ceneo niektórzy z nas spędzają rocznie w supermarketach nawet 144 godziny! To 6 dni, które moglibyśmy spędzić – na łonie natury, z rodziną lub przyjaciółmi, oddając się ulubionym sportom i hobby. Dojazdy to drugi pożeracz czasu, bez którego nie możemy niestety się obejść. Tylko nielicznym udaje się znaleźć pracę w okolicy domu, z dobrym zapleczem w postaci sklepów, usług typu pralnia, fryzjer, szewc czy przedszkole. Jesteśmy skazani na podróże, a mieszkańcy dużych miast tym samym na korki. Według raportu przygotowanego przez serwis Targeo.pl i firmę doradczą Deloitte, Polacy tracą w nich nawet 9 godzin w miesiącu. To tyle, ile w dniu roboczym spędzamy w biurze, z tym że w przypadku korków razem z czasem marnujemy również pieniądze. Autorzy raportu wyliczyli, że strata finansowa warszawskiego kierowcy wynosić może aż do 4389 zł rocznie! To koszt wspaniałych wakacji z rodziną lub przyjaciółmi. Z poruszania po mieście trudno jednak zrezygnować – do pracy trzeba dojechać, po zakupy również od czasu do czasu trzeba się udać… Nikt też nie zaniesie za nas butów do szewca, koszul do pralni itp. Centra handlowe są całkiem logicznym rozwiązaniem, bo wszystko mamy w jednym miejscu, ale tu z kolei zniechęcają nas zatłoczone parkingi, tłumy w alejkach i kolejki do kas. Wydaje się zatem, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, ale czy na pewno?

Na ratunek internet?

W miarę postępu technologicznego coraz częściej udaje nam się jednak unikać odwiedzin w zatłoczonych galeriach handlowych. Odzież, buty, sprzęty, meble i kosmetyki możemy już kupić przez internet. Wszyscy wiemy, jakie to proste – wystarczy się zalogować, dodać do koszyka interesujące nas produkty,

dokonać płatności i wybrać termin dostawy. Potem tylko wypatrujemy kuriera lub sami odbieramy zamówiony towar w punkcie obsługi, oczywiście, jeśli jest taka możliwość. Wszystko wygląda wygodnie i bardzo przystępnie, ale zagłębiając się w cały ten „online market”, dostrzeżemy, że tak naprawdę zamiast chodząc od sklepu do sklepu w galerii handlowej, spędzamy czas na logowaniu się do kolejnych serwisów, gdzie za każdym razem wpisujemy inny login i hasło. Zamiast stać w kilku kolejkach do kasy, za każdym razem dokonujemy osobnej opłaty i czekamy na połączenie z kilkoma integratorami płatności (czasem trwa to bardzo długo). I na koniec, zamiast pchać wózek przez parking do samochodu, umawiamy się z kilkoma kurierami i kilkakrotnie płacimy za dostawy. Owszem, niektóre sklepy oferują darmowe dostarczenie produktów, jeśli przekroczymy minimalną wartość koszyka, ale nie zawsze łatwo ją osiągnąć. Podsumowując, zakupy przez internet to bez cienia wątpliwości dobry pomysł, bo czas niewątpliwie oszczędzamy, ale czy osiągnęliśmy już ideał? Pewnie jeszcze nam do niego daleko, choć w sieci powstają coraz to nowe rozwiązania, które ciągle nas do niego przybliżają. Jednym z nich jest Timelo.pl – internetowy asystent mający na celu optymalizację wydatków oraz oszczędność czasu. Umożliwia on w jednym miejscu zakupy najróżniejszych produktów z różnych branż, od żywności po kosmetyki, a także skorzystanie z różnego rodzaju usług. Zaczynając od oddania odzieży do pralni, butów do szewca, poprzez sprawdzenie oferty biura podróży, a kończąc na wyszukaniu złotej rączki lub instruktora tańca. Wszystko w jednym miejscu za pomocą kilku ruchów myszką. Całość zakupionych produktów i usług wpada do jednego koszyka, dokonujemy jednej płatności, a kurier przyjeżdża tylko raz. Jakby nie patrzeć, w ten sposób oszczędzamy zarówno czas, jak i pieniądze. Naszym celem było stworzenie nowatorskiego serwisu, który pozwoli uwolnić się od zajmujących wiele czasu codziennych obowiązków. Staramy się, aby nasi klienci mieli możliwość skorzystania z szerokiej gamy produktów i usług znajdujących się na jednej platformie – stanowiącej swoistą internetową galerię handlową, która przyjedzie do klienta – mówi Piotr Strzelecki, pomysłodawca i kierownik projektu. Bez wychodzenia z domu, stania w korkach i kolejkach do kasy, bez przepychania się z koszykiem w zatłoczonych alejkach – dodaje. Dzisiaj trudno jeszcze jednoznacznie stwierdzić, czy jest to początek większego rynkowego trendu, który zmieni nasze zakupowe przyzwyczajenia. Jedno jest pewne, jeśli dzięki korzystaniu z takich rozwiązań choć trochę zmniejszą się korki i będziemy mieli więcej czasu, to zdecydowanie warto takie inicjatywy popierać. ■

Piotr Strzelecki pomysłodawca i kierownik projektu Timelo.pl

e-PROFIT  9


Rynkowe trendy

Badanie usability a konwersja

P

rzyglądając się sporej liczbie polskich e-sklepów (nawet tych dużych), dochodzę do wniosku, że mało kto zdaje sobie sprawę, jak ważnym czynnikiem wpływającym na sukces jest użyteczność strony internetowej.

Marcin

Moska

– New Business Developer w Grupie Divante. Posiada spore doświadczenie w branży eCommerce. Trzy lata prowadził własne sklepy internetowe, więc doskonale rozumie, co jest istotne w prowadzeniu e-sklepu. Od roku doradza klientom w zakresie eMarketingu i użyteczności stron w Divante.

Użyteczność z definicji rozumiana jest jako miara wydajności, efektywności i satysfakcji użytkownika, z jaką dany produkt może być używany dla osiągnięcia danych celów przez danych odbiorców w danym kontekście. Jeśli ulepszenie sklepu będące wynikiem badania usability zwiększy konwersję w pesymistycznym założeniu o 50%, to każdego dnia i miesiąca eCommerce po zmianach zaczyna dostarczać o połowę więcej zamówień niż dotychczas. Nagle okazuje się, że z przeciętnego, małego serwisu, prowadzimy prężnie prosperującą firmę. Dla jednego z naszych klientów wprowadzenie zasugerowanych przez nas modyfikacji w tym zakresie poprawiło konwersję o 150%. Przyjrzyjmy się, jak do tego doszło.

10  e-PROFIT

Foto: materiał prasowy Grupa Divante


Rynkowe trendy Celem współpracy i projektu z jednym z bardziej znanych na rynku biur podróży było zwiększenie sprzedaży online, w tym uzyskanie większego zwrotu z każdej wydanej na marketing złotówki i uruchomienie nowych źródeł ruchu. Zależało nam też na zwiększeniu skuteczności kanału online – uzyskaniu mocniejszego zaangażowania klientów i co z tym związane – wyższych konwersji. Projekt rozpoczęliśmy od zapoznania się z wymaganiami biznesowymi i ograniczeniami technicznymi. Spotkaliśmy się z osobami odpowiedzialnymi za produkt, komunikację i tworzenie ofert, obsługę klientów, technologię i rozwój. Poza tym na bieżąco prowadziliśmy rozeznanie w branży, czytaliśmy artykuły, raporty i spotykaliśmy się z niezależnymi ekspertami z branży turystycznej. Na podstawie zdobytej wiedzy przeszliśmy do analizowania obecnej strony Analiza ruchu, na podstawie statystyk Google Analytics, pomogła nam wykryć problemy użyteczności i komunikacji na dużą skalę – dzięki statystykom mieliśmy „twarde” ilościowe dane dotyczące poszczególnych elementów i stron. Poza tym wskazaliśmy, które elementy są dobre i nie wymagają większych zmian. Analiza przeprowadzona przez kilku niezależnych ekspertów pozwoliła na ocenę zgodności strony z wytycznymi usability. Poza wykryciem błędów i problemów związanych z użytecznością wzbogaciliśmy analizę o obszerne rekomendacje bazujące głównie na branży turystycznej. Badanie eyetrackingowe, rejestrujące aktywność wzrokową testujących za pomocą urządzeń zamontowanych na głowie, w założeniu miało na celu wykrycie problemów związanych z użytecznością serwisu. Dzięki sprzętowi monitorującego miejsca fiksacji mogliśmy zaobserwować, co na stronie przyciąga wzrok, a co jest pomijane. Badanie miało charakter jakościowy. Poza badaniami, analizami i czytaniem niezliczonej ilości raportów i artykułów kierowaliśmy się wiedzą zaprzyjaźnionych ekspertów z branży turystycznej. Wnioski i rekomendacje z badań pozwoliły nam na opracowanie nowej koncepcji. Każde narzędzie służyło poznaniu fragmentu całości. Wnioski z badań eyetrackingowych potwierdzały wyniki analizy statystyk, a rekomendacje z analizy eksperckiej były źródłem pomysłów do projektowania. Powyższe czynności pokazują, jak istotnym elementem jest poznanie rynku

i jego klientów końcowych, z którymi będziemy pracować w przyszłości. Po zebraniu wniosków i rekomendacji rozpoczęliśmy projektowanie, którego efektem były makiety funkcjonalne. Zrobiliśmy ponad 20 wersji prototypów i zaprojektowaliśmy ponad 30 widoków reprezentujących kluczowe strony. Po zakończonym projekcie makiet zabraliśmy się za tworzenie grafiki. Zależało nam na stworzeniu świeżego i nowoczesnego projektu o przejrzystym interfejsie. Zgodnie z przeprowadzonymi badaniami wyszukiwarka była najistotniejszym elementem serwisu. To dzięki niej większość użytkowników dociera do konkretnej oferty. W starszej wersji strony wyszukiwarka okazała się nieco problematyczna, a jej główne problemy dotyczyły nieintuicyjnych opcji i samego sposobu działania. Poza tym wyszukiwarka była niedostatecznie wyróżniona. Zaprojektowaliśmy nieco zmieniony układ. Wyszukiwarka została rozszerzona i zajmuje dokładnie połowę szerokości strony. W drugiej połowie znajduje się przewijany dynamicznie banner sprzedażowy, którego głównym celem jest prezentowanie najświeższych ofert i ożywienie wizualne strony. Zgodnie z przeprowadzonymi analizami poprawiliśmy pola wyszukiwarki, aby były bardziej intuicyjne i efektywne. Oto wyniki, które uzyskaliśmy po wdrożeniu zmian: • Wzrost zaangażowania użytkowników (przy wzroście odwiedzin) • Wzrost średniej ilości stron na odwiedziny z ok. 6,78 do 10,43 • Wzrost średniego czasu spędzonego na witrynie z 4:12 do 4:56 • Spadek wskaźnika odrzuceń z 27,55% do 22,54% • Wzrost konwersji (przy równoczesnym wzroście odwiedzin) o 150% z 0,02% do 0,05%. Profesjonalne badanie użyteczności nie są najtańsze. Jeśli jednak prowadzisz sklep, który ma obroty na poziomie powyżej 500 tys. zł rocznie lub wdrażasz duży eCommerce, proponuję skorzystać z usług firm zewnętrznych specjalizujących się w tej dziedzinie. Przeznaczone środki finansowe zwrócą się w parę miesięcy, a wprowadzone zmiany pozostaną już zawsze. ■

e-PROFIT  11


Rozmowatrendy Rynkowe miesiąca

Czyżby skandal z egzaminami na aplikacje? Marek Dornowski

Żródło: ArsLege

W zeszłym roku do egzaminów wstępnych na aplikacje przystąpiło 11 851 absolwentów prawa. Największym zainteresowaniem cieszyła się aplikacja radcowska – egzamin zdawało 5953 osób. Na aplikację adwokacką startowało 4126 chętnych, na notarialną ponad 1133 i 639 na komorniczą.

Niebawem egzaminy na aplikacje. Pewnie niejednego oblatuje strach na samą myśl. Niepotrzebnie. Patrząc na dotychczasowe wyniki trafności pytań, okazuje się, że rzetelne przygotowanie do egzaminu z wykorzystaniem ArsLege, daje gwarancję zdania egzaminów wstępnych na aplikacje! Dlaczego?

Kandydaci na aplikantów w czasie 150 minut rozwiązywali test jednokrotnego wyboru liczący 150 pytań.

Oto dowody: Sprawdziliśmy, ile pytań testowych z bazy ArsLege pojawiło się w testach dla przyszłych prawników w 2011 r. Po ubiegłorocznych egzaminach wstępnych na aplikacje ogólną, notarialną, adwokacką, radcowską i komorniczą okazało się, że rozwiązując wyłącznie pytania z bazy testów ArsLege, kandydat osiągnie POZYTYWNY WYNIK!

Według Ministerstwa Sprawiedliwości zdawalność wynosiła – w przypadku aplikacji adwokackiej 49%, radcowskiej 46%, a komorniczej 80%. Na aplikację notarialną dostało się nieco ponad 15% zdających.

12  e-PROFIT


Rynkowe trendy Nasza baza to efekt żmudnej i ciężkiej pracy naszej i naszych współpracowników. Nie będę oszukiwał, że sam dostęp do niej załatwia już całą sprawę. To nie talizman, tylko rzetelne narzędzie, które ułatwia przygotowanie do egzaminów. Nie ma się co oszukiwać, bez solidnej nauki się nie obejdzie, ale dzięki nam, czas na nią poświęcany jest wykorzystany bardziej efektywnie – dodaje Ostrowski.

Z pytaniami testowymi na aplikację ogólną serwis trafił w 83%. Oznacza to, że 83% pytań testowych, które znalazły się na egzaminie państwowym w 2011 r., było znane wcześniej ArsLege. Z pytaniami testowymi na aplikację adwokacką i radcowską wskaźnik ten sięga aż 90%. Z pytaniami dla aplikantów komorniczych 85% co daje 127 punktów na egzaminie, zaś w przypadku egzaminu na aplikację notarialną 84% (126 punktów). Jak tak dalej pójdzie, zwolennicy ograniczania dostępu do zwodów prawniczych będą mieli twardy orzech do zgryzienia. W zestawieniu z wiedzą i rewelacyjnie zdanymi egzaminami argument spadku jakości usług brzmieć będzie bardzo mało przekonująco.

W tym roku baza ArsLege powiększyła się już do około 80 000 pytań testowych! Oznacza to, że prawdopodobieństwo zdania egzaminu przy przygotowywaniu się wyłącznie na bazie testów To nie nasz problem – komentuje Arkadiusz Howara, z serwisu ArsLege.pl jeszcze bardziej wzrosło. wiceprezes spółki Prawomaniacy. My skupiamy się na Nie mamy przecieków z ministerstwa ani żadnych dostarczeniu efektywnego narzędzia do nauki. układów z kimkolwiek – komentuje wyniki Tomasz Ostrowski, prezes zarządu spółki Prawomaniacy, właściciela serwisu.

To, że w wyniku korzystania z niego będziemy mieli więcej dobrze wykształconych aplikantów, naszym zdaniem, nie powinno martwić przeciętnego Kowalskiego, a już na pewno samych zdających. Trudno się z tym nie zgodzić. ■

e-PROFIT  13


Rynkowe trendy

życie w wymiarze

Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

MATRIX Podczas Forum IAB „Adaptive Marketing, Adaptive Enterprise”, które odbyło się w Warszawie, jednym z głównych gości z zagranicy był Nick Sohnemann z firmy Trend One. Nick zaprezentował najnowsze rozwiązania techniczne i ukazał jaki mogą mieć wpływ na nasze życie w najbliższym czasie. Nick używa słowa outernet, czyli sieci komunikacji spinającej praktycznie wszystkie urządzenia mobilne. Rzeczywistość, w której nie ma czegoś takiego jak dostęp do internetu, bo jest on praktycznie wszędzie, czy tego chcemy czy nie. Reklamy na wystawach automatycznie dopasowujące treści reklamowe do zainteresowań przechodniów, inteligentne budynki wyczuwające, kiedy mieszkańcy zbliżają się do domu, żeby ustawić odpowiednia temperaturę. To tylko wierzchołek góry lodowej i nie jest to opis gadżetów z kolejnej części Matrixa, to opis technologii, która dostępna jest już dziś. Przedstawiamy oryginalny zapis rozmowy.

14  e-PROFIT


Rynkowe trendy Rozmawia Marek Dornowski Nick, when I was listening to you, I had a feeling as if I was watching „The Minority Report”. The reality that you were presenting was just like the one in that movie. When I watched it for the first time, it all seemed to be a simple science fiction story, now it does not.

I am in two minds about this disruptive technology. On the one hand, there are all the simplifications to our life, but on the other – there is all this data mining. The feeling of no privacy, knowing that you are being accompanied by an artificial system that knows you better than you do. Isn’t it dreadful?

In your presentation I was touched the most by the word “outernet”, which still sounds a bit odd today, Yes, you are right. Of course, there is a risk of data but I tend to believe that in the years to come it tracking, but as consumers in this new data mining would not be amusing to us but rather something world, we would be offered something more precise. that we would be taking for granted. The companies would also have to change their way Do you agree? When might that happen? of thinking and not use data mining to trick their clients in a new way, but rather to analyze more what “Outernet” is the next step of the Internet and it is really they can change to suit a client’s needs. So, to put it happening now. We have seen on the presentation simply, they should use the data to understand their just some examples of augmented reality. It is only clients better. going to be a few years’ time when we will see new business models based on this conception. Can we just say that the development of these new There are so many possibilities, just imagine walking technologies will lead us to something we could call down the street with your mobile and taking some personal marketing? pictures of buildings that are around and you get all the information you need about them. You do not The trend is definitely heading towards need to carry a guide or a book anymore. individualization, which is not surprising as we all are individuals, but on the other hand there is a strong Next, you can have an individual nutrition assistant demand for us to be like a group. We want to be that will tell you, basing on the pictures of the food together, we do not want to be outsiders. products in the supermarket, what you can or can not eat to keep your diet, and it will cost you just as much Generally, we want to be with other people rather as 5 euro a month. How does it know? Because it has than sitting alone in front of a computer. We need all the data of my blood, fitness level etc. being put on relations, so that is why I believe new technologies my smartphone. will not change everything. Outernet already has a lot of business potential. Some ideas might seem funny but when we talk about disruptive technology, we talk about something that initially seems to be stupid or funny but our approach changes with time. Twenty years ago, no one needed a mobile phone, no one needed an iPad when it was developed, but clever people, like Steve Jobs, understood there is a market the consumer even does not know about. Outernet is a similar idea – that we have connection to everything – but today, we still do not know about it as consumers. So answering your question directly, it will be happening very shortly.

If I were a CEO of an advertising agency working closely with the media, I would be worried with what you said, that in the near future there will not be something like mass TV. Do you really believe it is possible, and if yes, are we far from that? It will be possible soon because the concept of TV is simply broadcasting from point to multipoint. This will have to change to IP broadcast. TV ad agencies will have to use their creativity to invent more sophisticated campaigns. ■

e-PROFIT  15


Banner blindness Wchodząc na jakikolwiek serwis internetowy, od razu jesteśmy atakowani przez reklamę. O ile tradycyjne formy banerowe jesteśmy w stanie znieść, o tyle wszelkie layery czy pop-up’y, które nagle wyskakują nam przed oczami, zasłaniając całą stronę, są dla większości użytkowników bardzo irytujące.

Foto: sxc.hu/hotblok Montaż: IMOGEN

Angelika Przeździęk, dyrektor zarządzająca PixAd

16  e-PROFIT


Rynkowe trendy Do reklamy w internecie już się przyzwyczailiśmy, jest z nami prawie 20 lat. Pierwszy baner reklamowy pojawił się w 1994 r. na stronie HotWired (25.10.1994). Była to reklama firmy AT&T – mało atrakcyjna wizualnie i mimo iż zachęcała do kliknięcia w nią, prowadziła donikąd. Miała rozmiar tradycyjnego banera 468x60 pix. W ciągu tych 2 dekad reklama stała się dla nas codziennością. Powstały najróżniejsze narzędzia do badania jej efektywności, wytyczne jak powinna wyglądać, by przyciągać użytkownika, jakie powinna spełniać wymogi techniczne. Mogłoby się wydawać, że wiemy już wszystko i potrafimy sprawić, by reklama była bardziej skuteczna, użytkownicy chcą w nią klikać, a klienci masowo kupować pokazywane w niej produkty. Ale nasze przyzwyczajenie do jej obecności stało się dla nas przekleństwem. Staliśmy się bowiem na reklamę ślepi, o czym świadczy zjawisko banner blindness. Polega ono na podświadomym filtrowaniu przez internautę informacji znajdujących się na stronie internetowej, w wyniku czego odrzucane są nachalne reklamy. Użytkownik nie dostrzega wszelkich przekazów zbliżonych rozmiarem i zachowaniem do reklam. Paradoksalnie: im bardziej ruchliwy czy krzykliwy przekaz, tym większa szansa, że internauta świadomie go nie dostrzeże. Termin ten został użyty po raz pierwszy już w 1998 r. w pracy Bander Blindness: Web Searchers often Miss Obvious links przygotowanej przez Jana Panero Benwaya i Davida M. Lane’a z Rice University.

Pojawia się więc pytanie: jak zmusić internautę do aktywnego i świadomego kliknięcia w reklamę? Jak go na reklamie zatrzymać? Jak go do reklamy przyciągnąć? W odpowiedzi na te pytania pomocne okazały się badania dotyczące użyteczności stron internetowych. Kilka lat temu firma Nielsen Norman Group, kierowana przez Jakoba Nielsena, wykorzystując metodę eyetrackingu zbadała gruntownie właśnie ten obszar. Wśród wielu wniosków znalazły się takie, które marketerzy i wydawcy stron powinni starać się wykorzystać: • badani byli niezwykle selektywni w wybieraniu informacji, ich wzrok skupiał się tylko na najistotniejszych elementach; • obrazki umieszczane w środku tekstu były najczęściej traktowane jako przeszkody i omijane, przy czym wyjątkiem były te grafiki, które były ściśle związane z tekstem;

• rozmyte grafiki były pomijane, natomiast dużo większą uwagę badanych zwracały obrazki związane z tekstem, zawierające jakieś informacje a nie tylko takie, które mają wartości jedynie estetyczne; • animacje przyciągały uwagę tylko w sytuacjach, gdy były nieskomplikowane i miały związek z tekstem.

Reasumując: jeśli zdjęcie jest dobrze dobrane kontekstowo i związane z tekstem może być nawet siłą napędową, by użytkownik zainteresował się treścią. Zdjęcie jest tym elementem, na który – po przeczytaniu tytułu – internauta zwraca największą uwagę. Musimy zdać sobie sprawę, że w dobie fascynacji nowymi serwisami typu Pinterest czy Instagram – marketerzy potrzebują strategii dla wykorzystania zdjęć jako placementu reklamowego. Zdjęcie jest tym elementem, które zwykle wywołuje najwięcej emocji i jest przyczynkiem do rozpoczęcia dyskusji na wiele tematów. Nie jesteśmy w stanie zatrzymać tego zainteresowania, co więcej jesteśmy sami częścią kultury wizualnej. Przykładem może być choćby Facebook, na którym to właśnie zdjęcia wywołują najwięcej interakcji: 70% przyznanych like’ów czy komentarzy pojawia się właśnie pod zdjęciami. Z działań wokół zdjęć zrodziła się popularność Instagramu, na którym w ciągu sekundy dodawanych jest 60 zdjęć czy Pinterestu, w którym w ciągu 6 miesięcy zarejestrowało się globalnie 10 mln użytkowników. Zdjęcia nabierają więc dla nas istotnego znaczenia, także w sensie społecznym i warto wykorzystać ich reklamowy potencjał. Warto też podkreślić, że przeciętni użytkownicy internetu przyswajają informację ze zdjęcia dużo szybciej niż z tekstu. Za pomocą reklamy możemy w prosty sposób statyczny obrazek przekształcić w interaktywny kontent. Co więcej, możemy tak dopasować reklamę do przedmiotów znajdujących się na zdjęciu, że użytkownik w żaden sposób nie odczuje tego jako przypadkowy spam. Dodatkowo, reklama typu In-Image jest bardziej skuteczna. Ray Fleming (CEO Luminate, Inc.) podaje wskaźniki CTR 10-krotnie wyższe od tych, z tradycyjnych reklam displayowych. Podobne informacje znajdziemy na stronie sieci GumGum, na której pokazane są 20-krotnie wyższe wskaźniki osiągane z kampanii emitowanych na zdjęciach. Zdjęcie jako placement reklamowy daje dużo większe możliwości wykorzystania tego, co na nim się znajduje. Każdy przedmiot znajdujący się na obrazku może być wykorzystany reklamowo. W ten sposób możemy zarówno emitować reklamy banerowe, jak i bardziej wymyślne aplikacje wykorzystujące kontekstowo to, co jest na nim pokazane. ■

e-PROFIT  17


Rynkowe trendy

Nagraj sobie film Sylwia Zawadzka – specjalista ds. marketingu e2o Sp. z o.o. Wideo w sieci stało się narzędziem coraz chętniej wykorzystywanym w marketingu. Reklama wideo oddziałuje na zmysły słuchu, wzroku i jest atrakcyjną formą przekazu oferty handlowej. Myli się jednak ten, kto myśli, że do stworzenia dobrego materiału wystarczy tylko pomysł i kamera. Od kilku lat rozwojowi reklamy wideo w internecie, przygląda się bardzo uważnie większość przedsiębiorców. Powoli staje się to już nie trend, a kierunek rozwoju reklamy w ogóle, porównywalny z reklamą telewizyjną. Potwierdzeniem tego są badania przeprowadzane przez: Gemius S.A., IAB Polska czy Onet. Co roku prezentują one raport o nowościach i przyszłości reklamy w internecie. Wskazują na formy promocji, które cieszą się największą popularnością wśród odbiorców. Raport opisuje grupy docelowe, ich płeć, wiek, wykształcenie, omawia najskuteczniejsze kanały emisji reklam itp. Wideo jest wszechobecne. Dobrym przykładem jest tu branża HoReCa. Hotele coraz częściej decydują się na wideoreklamę swojej oferty w sieci. (http://e2o.com.pl/portfolio. html?a=videoprzewodnik-hotelowy). Konferencje hotelowe transmitowane na żywo w internecie cieszą się z roku na rok większym zainteresowaniem, a krótkie spoty reklamowe o produktach trafiają w gusta klientów.

Dlaczego wideo? Przykładowy materiał wideo obiektu hotelowego można aktualnie zamieścić wszędzie: na stronie firmowej, na YouTube, na Facebooku, w serwisach rezerwacyjnych. Informacji na temat strefy spa, czy też położenia hotelu i wyglądu pokoju, w którym zamieszkamy, nigdy dość. Dodatkową zaletą wideo w internecie, jest to, że inwestujemy jeden raz, tworzymy film zgodny z oczekiwaniami, zamieszczamy go na dowolnej liczbie witryn, przez co minimalizujemy koszty. Ta forma dotarcia do klientów depcze

18  e-PROFIT

po piętach telewizji jeśli porównujemy skuteczność i zasięg obu nośników/narzędzi. Ciekawą prezentację zawierającą konkretne dane liczbowe można zobaczyć tutaj: (http://www.slideshare.net/FilmteractiveFestival/ aleksander-szafaryn-gemius) Czy promowanie wideo o danym obiekcie hotelowym jest uzasadnione rynkowo, czy należy odbierać je bardziej w sferze chwilowej mody i kaprysu właścicieli? Wystarczy zapytać tych, którzy już podjęli decyzję o zastosowaniu właśnie tej formy promocji. W 3,5-minutowym filmie szef kuchni sprzedał swoją filozofię, rozreklamował restaurację oraz zaprosił na prowadzone przez siebie kursy gotowania… http://vimeo.com/29075189

Jak dowodzą badania, 45% odbiorców reklam zapamiętało spot z ofertą turystyczną spośród wszystkich reklam emitowanych w sieci. Raport Gemius S.A. „Audio i wideo w sieci” styczeń 2010 r.

Jakie są tego przyczyny? Coraz więcej osób ma stały dostęp do internetu, a większość podróżujących szuka informacji o hotelach i usługach właśnie w sieci. Treści, które interesują odbiorców dotyczą rozrywki i informacji. Ważne, by informacje te były wysokiej jakości, odpowiedniej długości, odtwarzały się na urządzeniach mobilnych i dotyczyły tego, czego internauci faktycznie poszukują, a więc: szczegółów usług hotelowych, przykładowych menu restauracji, standardu sal konferencyjnych i pokoi.


Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

Rynkowe trendy

Jeśli jednak ktoś już zdecyduje się na inwestycję w tę formę promocji, musi poznać kilka istotnych zasad. Przede wszystkim wideo w sieci powinno mieć nie więcej niż 3 minuty. Badania dowodzą, że filmy trwające dłużej ogląda tylko 9,42%. Nie można ulec pokusie: wszystko jest ważne i nie można tego pominąć.

Wideo na wielu kanałach

Jeśli Twój scenariusz jest dłuższy niż 3 minuty, a zależy Ci na dużej oglądalności, prostu musisz go zmienić. Warta przemyślenia jest inwestycja w płatne oprogramowanie do filmu. W niektórych bezpłatnych wersjach nie ma możliwości kontroli emisji reklam. Poza tym dochodzi jeszcze jakość emisji. Oszczędności poczynione tutaj, mogą okazać się bardzo złudne. Materiał w wersji HD to „czysty” obraz, który posłuży na lata.

Najpopularniejszym serwisem wideo jest nieporównywalnie YouTube.com. Według danych z września 2011 roku odwiedzalność sięgała 12,5 mln odbiorców w Polsce. Jest to więc jeden z głównych kanałów emisji wideo z ofertą. http://360interactive.pl/#/infografiki/galeria/wideo-winternecie

Kolejna kwestia to odpowiedź na pytanie, kto będzie odbiorcą danego filmu. Dla większości obcokrajowców język polski nadal pozostaje w sferze lingwistycznej egzotyki. Pytanie o różne wersje językowe jest więc jak najbardziej na czasie. Na koniec – podkład muzyczny. Jego odpowiedni dobór zwiększa szansę na to, że film zostanie obejrzany w całości. Błąd w tej materii, to w praktyce wyrok śmierci dla naszej produkcji.

Pozostaje jeszcze kwestia dystrybucji. Rozpowszechnianie wideo w sieci to bardzo istotny element kampanii promocyjnej. Trzeba zastanowić się nad odpowiednim doborem kanałów, którymi film zostanie wyemitowany.

Dotychczas reklamowe spoty wideo kojarzyły się z kampaniami telewizyjnymi, które z kolei wiązały się z dużymi budżetami. Czy możliwości, jakie daje internet w zakresie promocji wideo, przekonają do tej formy komunikacji klientów również spoza branży HoReCa? Biorąc pod uwagę stosunek kosztu do potencjalnych efektów, jest to bardzo prawdopodobne. ■

e-PROFIT  19


Łukasz Drozda

Kreatywne angażowanie konsumentów, czyli

ARTsourcing Foto: sxc.hu / Montaż: IMOGEN

Bogaty katalog doświadczeń crowdsourcingu dowodzi szeregu atutów angażowania konsumentów przez biznes.

20  e-PROFIT

Pogłębieniem tego rozwiązania jest ARTsourcing, odmiana crowdsourcingu stawiająca przede wszystkim na twórczość.


Rynkowe trendy Realne korzyści Czerpanie inspiracji od konsumentów może stać się wielkim atutem marki. Ich angażowanie umożliwia wykorzystywanie właściwie nieograniczonego potencjału. W ten sposób firmy zyskują mnóstwo intrygujących pomysłów. Masa użytkowników sieci, głównego sprzymierzeńca praktyk crowdsourcingu, to znacznie bardziej efektywny zespół projektowy od swoich tradycyjnych odpowiedników. Nawet najlepiej przeprowadzona burza mózgów nie dorówna pomysłowością, swobodzie, spontanicznej twórczości konsumentów. Crowdsourcing dynamicznie rozwija się również w Polsce. Coraz częściej jest tu też wykorzystywany do czegoś więcej niż zwyczajnego odwoływania się do opinii konsumentów. Nie chodzi tylko o to, aby sondować ich zdania, ale wyłowić spośród nich kreatywne jednostki. Nowoczesne angażowanie powinno polegać na czymś więcej od zbierania nakrętek, wycinania kodów kreskowych czy wysyłania SMS-ów. W ten sposób usatysfakcjonowani czują się nie tylko sami konsumenci, ale i podmioty czerpiące z ich pomysłowości. Ci pierwsi realizują się dzięki uczestniczeniu w ciekawej rywalizacji, zaspokajającej ich aspiracje i zapewniającej ciekawe nagrody. Ten ostatni element jest bardzo ważny: dobra praca wymaga przecież odpowiedniego wynagrodzenia. Motywacja jest szczególnie istotna w sytuacji, gdy bazujemy na czyjejś kreatywności. Dobre pomysły, tak jak fachowo wykonaną robotę, należy odpowiednio premiować. Usatysfakcjonowany czuć się może także właściciel marki, który oczekuje od zaangażowania konsumentów czegoś więcej niż dawniej. Dzięki temu crowdsourcing oferuje swoje dwie główne zalety obu stronom takiej relacji. Po pierwsze angażuje emocjonalnie. Ludzie naturalnie czują się bardziej przywiązani do czegoś, co mają okazję współtworzyć. Poziom ich identyfikacji z marką (wierności wobec niej), zdecydowanie wzrasta wraz z pogłębieniem tego zaangażowania. Ciekawie pomyślany konkurs na zaprojektowanie od podstaw etykiety czy logotypu, będzie w ten sposób mocniej przyciągał konsumenta niż tylko zapewnienie mu możliwości wyboru z gotowych propozycji. Drugim atutem jest wykorzystanie potencjału twórczego. Crowdosourcing w swojej najbardziej zachowawczej formie jest tylko sprytną manipulacją, pracochłonną dla marketerów. Zaufanie kreatywności konsumentów pozwala na opracowanie większej liczby koncepcji.

Jak to zrobić? Dobrym przykładem jest tutaj konkurs organizowany przez serwis KonkursyKreatywne (obecnie Kreatywne.pl), największej polskiej platformy opartej o ARTsourcing. Portal organizował konkurs na swoje oficjalne logo. W trakcie miesiąca zgłoszono ponad 200 projektów. Nawet dla organizatorów konkursów, czerpiących z kreatywności polskich twórców, zaskakujące było to, w jak zróżnicowany sposób można podejść do tego tematu. Formuła rywalizacji wydawała się bardzo ograniczająca dla designerów. Tymczasem każdy z nich przedstawił zupełnie inną wizję tego samego zjawiska. W ramach konkursów dla twórców wyłonić można też profesjonalistów, którzy zrealizują na dobrą sprawę dowolne zadanie dla każdej firmy. Coca-Cola we współpracy z KK organizowała Warsztaty Filmu Reklamowego „Coś kręcisz”.

Ich celem było wyłonienie najlepszych filmowców, którzy byli potem wysyłani przez firmę, by nakręcić krótkie filmiki promujące zespoły muzyczne – finalistów organizowanego przez koncern projektu Coke Live Fresh Noise. Nakręcone klipy posłużyły Coca-Coli w promowaniu w internecie zespołów oraz samej akcji. Skuteczność tego mechanizmu dodatkowo zwiększyć może unowocześnienie formuły wyłaniania zwycięskiego pomysłu. Tradycyjne jury nie składa się przecież z nieomylnych sędziów, a powszechne głosowanie użytkowników pozwala dodatkowo wykonać wstępne badanie rynku. Pewne pomysły mogą wydawać się ciekawe, ale nie muszą „chwycić”. Projektowanie społecznościowe pomaga i tutaj, umożliwiając wykluczenie takich zagrożenia przed pojawieniem się marki na rynku.

Jak czerpać z tego najpełniej? Rozwiązaniem, które pozwala zmaksymalizować korzyści płynące z crowdsourcingu jest ARTsourcing. Czerpie on z potencjału twórców, którymi mogą być zarówno zawodowcy, jak i dorównujący im nieraz profesjonalizmem amatorzy. Węższym pojęciem od ARTsourcingu jest bardziej znany, acz w dalszym ciągu niszowy w Polsce social design, który odnosi się konkretnie do sfery projektowania. Dlaczego warto wykorzystywać te rozwiązania? Jak już wspomnieliśmy, główny atut crowdsourcingu polega na tym, że jego zasoby są właściwie niewyczerpane. Kreatywność konsumentów nigdy nie zanika, ponieważ jest odporna na większość przypadłości, nawet dobrze zaplanowanych strategii. Każda z nich nieuchronnie się starzeje. Co więcej jednak, nawet one mogą przedłużyć żywot i zwiększyć moc oddziaływania dzięki kreatywnie wykorzystanemu angażowaniu. Niezwykle skuteczne może być np. powiązanie crowdsourcingu z brand hero. Nie wystarcza przecież samo wymyślenie postaci wspierającej markę. Trzeba to zrobić również wobec jego aktywności i treści, stanowiących podstawę jego działalności. Konsumenci mogą je znakomicie tworzyć na własną rękę, wspierając nawet trudne marki. Nie każda z nich jest łatwa do wypromowania, ale crowdsourcing, a tym bardziej ARTsourcing, są w stanie pomóc w tym zadaniu. Z tego względu nie są one przykładem pójścia na łatwiznę. Angażowanie konsumentów może być wręcz bardziej ambitną taktyką.

ARTsourcing w praktyce Największą obecnie platformą czerpiącą z tych praktyk w polskim internecie jest przywołany wcześniej serwis Kretywne.pl. Specjalizuje się w wymyślaniu, organizowaniu i promowaniu konkursów dla twórców z różnych dziedzin: kultury, sztuki, architektury czy designu. Z usług tych korzystać mogą zarówno twórcy, jak i osoby odpowiedzialne za promocję konkursów: pracownicy działów obsługi klienta agencji reklamowych, agencji PR i domów mediowych. Portal jest jedynie platformą umożliwiającą komunikację pomiędzy tymi grupami. Duże zainteresowanie ze strony obu grup i dynamiczny rozwój serwisu pokazują jak bardzo tego rodzaju miejsca są potrzebne. ■

e-PROFIT  21


Rozmowa miesiąca

Dzielić się

Foto: Ola Anzel / www.olaanzel.pl

Borowski + Kiesz + Pokojski Przed Państwem – ekipa infoShare 22  e-PROFIT


Rozmowa miesiąca

wiedzą Tyle razy zadawaliśmy już pytanie o to, co jest konieczne do odniesienia sukcesu w biznesie. Każda odpowiedź wydaje się nam już wyświechtana i przegadana. Szczęście? Pewnie tak. Być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie? Nie zaszkodzi. Znajomości? Pewnie się przydają. Wszystko to jednak na nic, jeśli nie będziemy mieli wiedzy. Prostej wiedzy o tym co, komu i dlaczego? Wiedza kosztuje. Najczęściej tak, są jednak miejsca, gdzie całkowicie za darmo można podzielić się swoją wiedzą i skorzystać z wiedzy innych. Wszystko dzięki grupie pasjonatów z Pomorza, którzy kilka lat temu wymyślili i wcielili w życie ideę konferencji – bezpłatnej, otwartej dla wszystkich, na której interesujący ludzie dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, po prostu ideę infoShare. Mamy dziś przyjemność gościć na naszych łamach – Grzegorza Borowskiego, Andrzeja Kiesza oraz Marcina Pokojskiego – czyli „winowajców” całego infosharowego zamieszania. Rozmawia Marek Dornowski Fotografia: Ola Anzel

Od ostatniej edycji konferencji infoShare minęło już trochę czasu. Można spojrzeć na to, co się działo z pewnym dystansem. Chciałbym prosić Was o podsumowanie tego, jak Wy jako organizatorzy ją odebraliście? Jakie wnioski, już tak na chłodno, się Wam nasuwają?

Grzegorz

Borowski: Moim zdaniem, to była zdecydowanie nasza najlepsza konferencja. Bardzo mnie to cieszy, bo oznacza to, że się rozwijamy. Na pewno strzałem w dziesiątkę było zaproszenie uznanych keynote speakerów ze Stanów – Burtona Lee oraz Bruce’a Schneiera, choć przyznam szczerze, że kosztowało nas to bardzo dużo wysiłku. Zaproszenia wysłaliśmy do kilkudziesięciu potencjalnych keynote’ów, rozmawialiśmy z kilkunastoma, a udało się sfinalizować dwie takie rozmowy. Co przy ograniczonym budżecie uważam za olbrzymi sukces. Poza tym, nasze zaproszenia przyjęło kilku uznanych specjalistów europejskich, a także plejada polskich gwiazd, co sprawiło, że merytorycznie program stał na bardzo wysokim poziomie. Cieszę się także, że osobiście miałem okazję wysłuchać kilkunastu prelekcji (w ubiegłych latach z powodu natłoku obowiązków różnie z tym bywało) i z wielką radością

obserwować gorące reakcje publiczności potwierdzające trafność naszych wyborów. Na pewno nadal będziemy robić wszystko, aby ściągać na infoShare uznane autorytety, ludzi, którzy mają wiedzę, doświadczenie i chcą oraz, co ważne, potrafią się nimi dzielić z publicznością.

Marcin Pokojski: W tym roku mocno zacieśniliśmy współpracę z Miastem Gdańsk (Biurem Promocji), a także Gdańską Agencją Rozwoju Gospodarczego investGDA. Ze względu na fakt, że konferencja odbywa się od samego początku (6 lat) w Gdańsku, taka współpraca to dla nas naturalny kierunek rozwoju, z którego obie strony mogą czerpać korzyści. Konferencja rośnie także dzięki wsparciu firm z całej Polski. Dla nich infoShare to idealne miejsce, aby zaprezentować swoją ofertę jako dostawców ciekawych rozwiązań technologicznych lub potencjalnych pracodawców. To co cieszy nas najbardziej, to fakt, że zaraz po konferencji pojawiły się pierwsze deklaracje chęci współpracy podczas kolejnej edycji w 2013 r. Miłym zaskoczeniem była ogromna popularność konferencyjnej aplikacji mobilnej. Rok 2012 ma być

e-PROFIT  23


Rozmowa miesiąca wreszcie „rokiem mobili”. Postawiliśmy sobie za cel, aby specjalnie na konferencję powstały aplikacje na Androida i iOS. W efekcie aplikację pobrała blisko połowa uczestników konferencji(!), co zdaje się potwierdzać tezę, że rok 2012 na infoShare na pewno był „rokiem mobili”. Niezmiennie ogromną energię do dalszego działania dają nam nasi uczestnicy. Jeżeli ktoś poświęca kilka dni pracy i przyjeżdża z drugiego końca Polski na twoją konferencję to znaczy, że robisz coś wartościowego. Liczba takich osób wciąż rośnie i to jest budujące. Ostatnio zadaliśmy pytanie na FB: Z czym kojarzy Ci się infoShare? I dumni byliśmy m.in. z tej odpowiedzi: Inspiracja. Po każdym roku wychodzę nabuzzowany milionem pomysłów i niesamowitą chęcią do działania. Po 2010 i spotkaniu z Rafałem Agnieszczakiem założyłem swój pierwszy startup, po 2011 i jednym z warsztatów zmieniłem o 180 stopni swoją karierę, a po 2012 i imprezie integracyjnej... rozkręcamy nową firmę.

Andrzej Kiesz: Mnie cieszy fakt, że infoShare stało się ogólnopolskim brandem bardzo dobrze rozpoznawalnym w branży. Oczywiście to niesie ze sobą nowe wyzwania, ale przecież o to chodzi. Organizując wydarzenie, na które przyjeżdża 1300 osób z całej Polski, musisz zadbać nie tylko o to, aby konferencja stała na wysokim poziomie merytorycznym i organizacyjnym – trzeba zrobić wszystko, aby uczestnicy z innych, często odległych, miast, nie mieli żadnych problemów logistycznych i aby miło spędzili kilka dni nad morzem. Miarą tego, że infoShare staje się coraz bardziej rozpoznawalne jest nie tylko liczba uczestników, lecz także liczba sponsorów, którzy coraz częściej sami zgłaszają się z propozycją wsparcia finansowego konferencji.

W 2010 prezentowaliśmy „świeżutki” case Codility, który dzisiaj jest wskazywany jako jeden z nielicznych globalnych sukcesów polskiej sceny startupowej. Prezentowaliśmy także, jak startupy wspierane są przez lokalne samorządy, a także sieci aniołów biznesu. W 2011 już rozmawialiśmy o akceleratorach (HackFwd, ogłoszenie startu GammaRebels), wyraźnie pojawił się wątek, rozwinięty także w tym roku, o potrzebie globalnego „myślenia” przy tworzeniu startupów, o wyraźnych różnicach między europejskim ekosystemem startupowym a amerykańskim. Cztery lata temu nasza publiczność w ogóle była zaskoczona tym, że indywidualnie można próbować stworzyć przedsięwzięcie i przy pomocy co najmniej kilku alternatyw poszukać dla niego finansowania. Obecnie odnoszę wrażenie, że większość zainteresowanych osób, doskonale orientuje się w temacie, prawie każdy ma jakiś pomysł, i raczej świadomie szuka najlepszych alternatyw dotyczących jego rozwoju, nie skupiając się już tylko na jego finansowym aspekcie. I właśnie ten wzrost świadomości, to według mnie największa, rewolucyjna wręcz, zmiana – mam nadzieję, że naszymi konferencjami także się do tego przyczyniliśmy.

Marcin Pokojski: Ja przedstawię trochę historii

infoShare.

2008 r.

Zaraz po tym gdy ówczesny zespół Naszej Klasy przywrócił portal do działania, pojawił się u nas Tomasz Paszkowski i opowiedział o tym, jak zlikwidowali efekt Pana Gąbki.

Mówimy trochę o pewnych rynkowych trendach, gdybyście mogli spojrzeć na nasz rynek startupów i nowych technologii z perspektywy tych kilku lat organizacji infoShare, jakie trendy obserwujecie?

Gdy w Polsce badania użyteczności dopiero raczkowały, a w całym kraju były tylko 3 Eye Trackery, u nas był Piotrek Jardanowski z Symetrii i opowiadał o szczegółach przeprowadzania takich badań.

Grzegorz Borowski: Myślę, że nie minę się mocno z prawdą stwierdzeniem, że w ciągu ostatnich 3–4 lat pojęcie „startupu” dopiero pojawiło się i bardzo szybko na dobre zagościło na polskim rynku. Wcześniej jako branża mówiliśmy o udanych przedsięwzięciach, serwisach, ale cała idea cyklu życia „startupu”, jego świadomej budowy, skalowania, programów wsparcia i finansowania nie była szeroko zakorzeniona. Sięgając do historii konferencji, podczas jej drugiej edycji w 2008 r., Mirek Wąsowicz pokazał kilka podstawowych informacji dotyczących potencjalnych źródeł finansowania – i to było dla wielu jej uczestników zupełne novum.

2009 r.

W 2009 r. Marek Hołyński mówił o swoich wieloletnich doświadczeniach w Dolinie Krzemowej, a Krzysiek Kowalczyk pokazał jak barcampy wspierają scenę startupową, piętnował także opieszałość i rozdawnictwo (słynny program 8.1) w działaniu agencji rządowych.

24  e-PROFIT

Kamil Brzeziński, kilka miesięcy po premierze iPhone’a i pojawieniu się Androida w Polsce, opowiadał na naszej konferencji o tworzeniu natywnych aplikacji mobilnych na wiele systemów operacyjnych oraz zaprezentował modele biznesowe sprzedaży aplikacji.

2010 r.

Po tym jak Demotywatory weszły do pierwszej dwudziestki najpopularniejszych stron internetowych w Polsce, pojawił się u nas autor całego zamieszania – Mariusz Składanowski – z prezentacją: „Najbardziej demotywująca prezentacja dnia – jak stworzyć serwis internetowy, który porwie miliony”.

2011 r.

Obfitował w wiele prezentacji nt. rozwiązań cloud computingu oraz technologii mobilnych. Priorytetem dla nas jest, aby na infoShare zawsze były prezentowane


Foto: Materiały prasowe KSW

Rynkowe trendy

Foto: Ola Anzel / www.olaanzel.pl

i komentowane najnowsze trendy w IT i nowych mediach. Co roku wyszukujemy to, co jest najważniejsze i to, co może „wystrzelić” w kolejnym roku. Dla mnie osobiście takimi tematami na najbliższe miesiące to: Walka Microsoftu o zajęcie trzeciego miejsca wśród otwartych systemów operacyjnych. Trzymam kciuki, bo to przemyślany produkt i ciekawa konkurencja dla Androida i iOSa. Facebook uruchamia niebawem dystrybucję reklamy w kanale mobilnym i będzie to niewątpliwie sukces, a tym samym może stać się momentem przełomowym dla całej branży mobilnej. Rynek nabierze pewności, że na produktach mobilnych da się zarobić. Warto przyglądać się też szybkiej popularyzacji SmartTV, nie tylko z perspektywy rozwijanych ekosystemów przez poszczególnych producentów telewizorów, ale ze względu na produkty wielkich tuzów, czyli Google TV oraz Apple TV.

Andrzej Kiesz: Ogólnie postęp technologiczny bardzo

dobrze widać na przestrzeni 6 edycji infoShare. Podczas pierwszej edycji w ogóle nie myśleliśmy o zapewnieniu Wi-Fi dla uczestników. Teraz to zdecydowane must be i jednocześnie jedno z większych wyzwań. Kiedyś ludzie byli czasem podłączeni (do sieci), a teraz w wyjątkowych sytuacjach nie są podłączeni. I właśnie takie zmiany mają bezpośrednie odbicie w sposobie organizacji infoShare. Np. kiedyś uczestnicy wypełniali ankiety na papierze, potem były ankiety dostępne na WWW, teraz wystąpienia można oceniać w konferencyjnej aplikacji mobilnej i dodatkowo w trakcie konferencji funkcjonuje backchanneling, głównie na Twitterze. To właśnie tam prelegent najszybciej może znaleźć opinie na temat swojego wystąpienia, zazwyczaj już w jego trakcie. Dodam, że w tym roku – chyba po raz ostatni – drukowaliśmy program konferencji w książeczkach. To nie ma sensu jeżeli 80–90% naszych uczestników ma w kieszeni smartfona. Jeżeli chodzi o rynek startupów to jest tak, jak opisał Grzesiek – cały ekosystem rozwoju

e-PROFIT  25


Rozmowa miesiąca

Foto: Materiały prasowe infoShare i finansowania młodych przedsięwzięć zdecydowanie dojrzał. Jeszcze 3–4 lata temu osoby z dobrymi pomysłami musiały intensywnie szukać finansowania. Teraz role się odwróciły – dziś ludzie, czy też podmioty z pieniędzmi, szukają dobrych pomysłów. Zmieniła się też optyka, mam na myśli to, że obecnie polscy startupowcy celują w rynek międzynarodowy, co jeszcze kilka lat temu nie było tak oczywiste.

Tak dla przypomnienia to nasza konferencja jest także o IT dla ludzi IT. Więc nie może na niej zabraknąć światowego formatu specjalistów w tej branży, jak choćby Adam Bien (Java guru). Polscy programiści są cenieni na rynku światowym i tutaj nie mamy się czego wstydzić. Przyjazd Adama to możliwość posłuchania o najświeższych zmianach albo nawet tych dopiero planowanych w wytwarzaniu oprogramowania za pomocą języka Java.

Wspominaliście, że zapraszaliście na infoShare gości z zagranicy. Powiedzcie, gdzie Waszym zdaniem, jesteśmy jako rynek? Czy zaproszenia takich gości, to kwestia tego, że ciągle uczymy się od bardziej rozwiniętych rynków, czy jest to bardziej kierunek wymiany doświadczeń?

Grzegorz Borowski: Na pewno zagraniczni goście

Marcin Pokojski: Nadal jesteśmy 10 lat za USA. Bliżej

nam do poziomu krajów ze starej UE. Nasza niemoc w wylaunchowaniu przedsięwzięć o skali światowej jest nadal nie do końca wyjaśnionym fenomenem. Smutnym fenomenem. Przekleństwo rynku średniej wielkości i myślenia – „wystarczy mi to, co zarobię na Polakach”– to tylko jeden z wielu puzzli w układance o nazwie „Nie umiemy myśleć globalnie”. Dużo o tym opowiadał w tym roku Bartek Gola na naszej konferencji.

Każde doświadczenie jest cenne, na każdym się czegoś uczymy. I w tym przypadku, jako nacja, ciągle mocno się różnimy od przedstawicieli rynków zachodnich, w szczególności amerykańskiego. Często koncentrujemy się na problemach, obawach, będąc przekonanymi, że mamy jedną szansę, której nie możemy zmarnować. Boimy się niepowodzenia, nie wyssaliśmy z mlekiem matki tego ability to fail. I w tym aspekcie na pewno ciągle możemy się wiele nauczyć.

Gości z zagranicy dobieramy w taki sposób, aby ich obecność wnosiła nowe spojrzenie na światowe trendy. Oczywiście, że rynek USA jest bardziej rozwinięty niż nasz lokalny. To Dolina Krzemowa jest ciągle królestwem startupów (stąd zaproszenie Burtona Lee). To właśnie rząd USA wydaje kilkaset procent więcej z budżetu na badania naukowe niż Polska. Także na badania o bezpieczeństwie informatycznym (stąd zaproszenie Bruce Schneiera – guru od bezpieczeństwa).

Z drugiej strony, mamy olbrzymi potencjał w postaci dobrze wykształconych informatyków, coraz większej liczby doświadczonych menadżerów, mentorów i inwestorów. Nie wiem, czy przekuje się to na globalny sukces, ale na pewno, tak jak mówiłem kilka zdań wyżej, w ciągu ostatnich 3–4 lat poczyniliśmy olbrzymi krok do przodu, co już owocuje coraz lepszymi projektami z realnymi szansami na sukces co najmniej międzynarodowy.

26  e-PROFIT

pokazują inny sposób myślenia, bardziej otwarty, ale też skoncentrowany na osiągnięciu celu. Bardzo chętnie dzielą się doświadczeniem, nie unikają odpowiedzi na trudne pytania, także te niewygodne, dotyczące niepowodzeń.


Rozmowa miesiąca Wracając jeszcze do gości z zagranicy. To co mnie uderzyło, to pewnego rodzaju efekt aureoli. Ludzie chętniej słuchają, ale też bardziej wierzą takim speakerom, przypisując im już na starcie pewnego rodzaju kredyt zaufania. Analizując oceny poszczególnych prelegentów, zauważyłem, że wykłady wybranych speakerów zagranicznych zostały ocenione zdecydowanie wyżej niż wykłady gwiazd sceny polskiej, mimo tego – i tutaj nie mam żadnych wątpliwości – że merytorycznie były one co najmniej porównywalne. Z tego powodu, ale także z powodu otwartości, olbrzymiego doświadczenia i wiedzy pochodzących z funkcjonowania na dużo dojrzalszych rynkach, na pewno nadal będziemy zapraszać tego typu gości. Gdzie Waszym zdaniem jest obecnie największy potencjał rynkowy, który wymaga jeszcze zagospodarowania? W którym obszarze e-biznesu będzie przybywało najwięcej startupów?

Marcin

Pokojski: Wymienię chocby Positionly, Smartupz.com, Can’t Stop Games, Brand24, Socializer, Listonic czy Audioteka.pl z pełną świadomością, że to przedsięwzięcia działające już od przynajmniej dwóch, trzech lat. Aktualnie jestem pod wrażeniem tego jak szybko rozwija się UXpin. Wymieniając te przedsięwzięcia wiem, że mają klarowny model binzesowy i w wielu przypadkach czynią starania, aby od razu zaistnieć na rynku globalnym. To mi imponuje i za to je doceniam.

Grzegorz Borowski: Marcin, trochę rozszerzył definicję

słowa „jeden”. Ja dodam, że imponuje mi Arek Skuza i to jak konsekwentnie rozwija SaveUp, budując jego przewagę konkurencyjną w oparciu o technologię rozpoznawania obrazu. Tego typu rozwiązania zawsze trudniej skopiować. Co więcej, Arek wręcz promieniuje pozytywną energią i otwartością, a to wcale nie jest tak często spotykane na naszym podwórku.

Marcin Pokojski: Zdecydowanie jest teraz hype na Kibicuję także lokalnie (trójmiejsko) naszym „piratom” obszar mobilny. W tym obszarze będzie przybywało najwięcej startupów. Powoli krzepną już biznesy bazujące na ekosystemie otwartych OS-ów. Zaczęliśmy mentalnie akceptować to, że trzeba oddać część przychodu dla Apple czy Google, bo lepiej mieć 70% niż 0% z przychodu. Mimo to ciągle czekam na usługę, która umożliwi bardzo prostą realizację płatności w kanale mobilnym bez konieczności oddawania tak dużej prowizji. W przypadku mobili jeszcze jednym obszarem z dużym potencjałem jest geolokalizacja. Myślę, że ciekawe pomysły oparte na mechanizmach geolokalizacji będą tymi, które mogą zawładnąć umysłami branży startupowej.

Grzegorz Borowski: Tutaj zgadzam się w pełni z Marcinem. Coraz częściej swoje potrzeby rozwiązuję, szukając właśnie kolejnej appki na smartfona i w większości przypadków to mi wystarcza. Z drugiej strony wiele z tych narzędzi ma wciąż wady, które w pewnym momencie zaczynają doskwierać. Dlatego też uważam, że w tym obszarze istnieje jeszcze do odkrycia wiele „błękitnych oceanów” – i to nie tych odnoszących się do kompletnie nowych potrzeb użytkowników, ale raczej tych, które doskonalą realizację już istniejących. Stąd także ciągle mocno rosnąca rola UX w naszej branży. A narzędzia wspierające projektowanie UX to kolejny obszar, w którym jest jeszcze coś do zrobienia. Wymieńcie jeden znany Wam z rynku Polskiego startup, który w ostatnim czasie zrobił na Was największe wrażenie i Waszym zdaniem ma największe szanse na odniesienie międzynarodowego sukcesu.

z UXPin – Go Ahead and Beat the World, Guys!

Grzegorz Borowski

Ponad 12 lat doświadczenia w branży online (pamięta jeszcze „garażową” WP.pl z ubiegłego wieku). Wiceszef IT WP odpowiedzialny za usługi i funkcjonowanie portalu, w tym m.in. za rozwój największej poczty e-mail w Polsce. Współpomysłodawca i współorganizator infoShare, jednej z największych konferencji poświęconych nowoczesnym technologiom, mediom cyfrowym oraz startupom w Polsce. Członek zarządu Oddziału Pomorskiego Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Otwarty na wszelkie pomysły, inicjatywy, zwolennik strategii „błękitnych oceanów”. Prywatnie miłośnik dobrej kuchni i książki, skomplikowanych gier planszowych, a przede wszystkim swojej wspaniałej rodziny: Ani oraz Zosi, Jasia, Agatki i Łucji.

Andrzej Kiesz

W Wirtualnej Polsce na stanowisku kierownika Działu Projektów WWW, odpowiedzialny za technologiczny rozwój licznych serwisów i usług webowych uruchamianych przez WP. Współorganizator programu LabStar, mentor w akceleratorze startupów Gamma Rebels. Współtwórca infoShare. Zafascynowany elektroniczną muzyką klubową. DJ.

Marcin Pokojski

Od blisko 12 lat Pionie IT WP.PL. Odpowiada za stronę technologiczną portalu na urządzenia mobilne – Mini.wp.pl, aplikacje mobilne, stronę główną WP.PL oraz za architekturę wytwarzania oprogramowania. Mentor w programach dla startupów LabStar i Gamma Rebels. Współtwórca konferencji infoShare. Prywatnie zapalony bilardzista oraz fan dalmatyńskich plaż.

e-PROFIT  27


S Dla wielu osób, które nie mają pojęcia o rajdach samochodowych, ten rodzaj rywalizacji wydaje się być wyjątkowo nudny. Zasady są proste: wsiadasz do samochodu w punkcie A, przejeżdżasz jak najszybciej do punktu B, i tyle. Kto przejedzie odcinek szybciej, ten wygrywa. Nic skomplikowanego…

Jeśli jednak ten tekst czytają osoby, które na temat rajdów wiedzą trochę więcej, pewnie już mają podwyższone ciśnienie ze złości, jak można wypisywać takie herezje. Oni rozumieją doskonale, że rajdy samochodowe to coś znacznie bardziej pięknego, skomplikowanego, i życiowego. Trudno znaleźć osobę, która potrafi opowiedzieć o tym lepiej niż Mistrz Polski i Europy, uczestnik Rajdu Dakar i chodząca ikona polskiej motoryzacji –

Krzysztof

Hołowczyc

ztuka poleg na innych Rozmawia Marek Dornowski Wiele osób traktuje rajdy samochodowe jako zabawę dla dużych chłopców. Twoja osoba przeczy tej teorii. Nie jesteś rozkapryszonym Piotrusiem Panem, który nie ma pomysłu na swoje życie i ciągle się bawi, a mimo to jest coś, co sprawia, że wsiadasz do samochodu i ruszasz. Dlaczego? To jest pytanie, które powinienem zadać sobie już wiele lat temu. Dlaczego to robię? Przede wszystkim jest to moja wielka pasja. Jest to też miejsce, gdzie dotykasz nowoczesnych technologii, gdzie cały czas jest postęp. Gdzie musisz być świetnym organizatorem i poskładać naprawdę wiele elementów układanki, żeby na końcu stanąć na starcie. Niektórzy wyobrażają sobie to w taki bajeczny sposób: jadą kolorowe samochodziki gdzieś po jakiś wydmach, dookoła ładne dziewczyny z parasolkami – jednym słowem piękny świat. Tymczasem żeby stanąć na starcie takiego wyścigu, trzeba wykonać czasami tytaniczną pracę. Mamy tu całą kwestię związaną ze znalezieniem sponsorów, czy organizacją zespołu. Sporty motorowe słyną z tego, że tam wszystko musi działać jak w szwajcarskim zegarku. A na końcu jest czynnik ludzki, najmniej przewidywalny i najbardziej zawodny. Ostatecznie człowiek wsiada do tej świetnej maszyny i jednym ruchem kierownicy może popsuć całe to wielkie – również biznesowo – przedsięwzięcie. Wiele zainwestowanych milionów euro w jednej sekundzie, mówiąc wprost, idzie w piach. Ta ogromna odpowiedzialność i różnorodność elementów, które się na nią składają, powodują, że jest to naprawdę ciekawa dyscyplina. Masz na koncie wiele sukcesów, ale mi osobiście najbardziej do wyobraźni przemawia fakt uczestnictwa w Rajdzie Dakar. Tutaj chyba bardziej od samego zwycięstwa liczy się pokonanie samego siebie. Jak Ty do tego podchodzisz? Czy Dakar to walka o sukces, czy jest to po prostu realizacją własnych marzeń? Nie, absolutnie nie. Nie jestem osobą, która chce się poprzez Dakar realizować. Jestem zawodowcem, który chce się ścigać o sekundy, no może w Dakarze bardziej o minuty. Ale cel nadrzędny jest taki, aby ten rajd wygrać. Dwa razy byłem piąty. Ludzie mówią, że aż piąty, ja mówię, że dopiero… Ciągle wierzę, że moje miejsce jest na podium, a najlepiej na jego szczycie. Samo bycie na Dakarze na pewno też sprawia, że zaczynasz


Foto: Materiały prasowe / holek.pl

Temat z okładki

gania

e-PROFIT  29


Temat z okładki to kochać, wiesz, że po prostu musisz po raz kolejny wystartować, sprawdzić siebie do granic, przełamać bariery, które wydawały Ci się nie do przełamania. Człowiek po Dakarze jest silniejszy, potrafi inaczej spoglądać na różne problemy. Wielki mistrz Juha Kankkunen powiedział kiedyś: skończysz Dakar, to będziesz innym człowiekiem. Ja dziś wiem, że to prawda. Po Dakarze widzisz świat w innych kolorach, wydaje Ci się on łatwiejszy do zrozumienia. Trudno nie dostrzec analogii pomiędzy decyzją o uczestnictwie w takim rajdzie a decyzją o założeniu własnej firmy, zwłaszcza w obszarze nowych technologii, gdzie wszystko jest nowe, a sytuacja zmienia się permanentnie. Chyba w jednym i drugim przypadku potrzeba głodu, przygody i sukcesu?

Foto: Materiały prasowe / holek.pl

W moim przypadku jest to potrzeba rywalizacji. Uwielbiam, rywalizować, ścigać się, zwyciężać. Również sam proces dochodzenia do tego, żeby móc startować jest wspaniały i może być dużą inspiracją. Trzeba sobie stawiać jasne cele, do których można dążyć, a najlepiej stawiać je sobie bardzo wysoko.

30  e-PROFIT

Tylko Ci, którzy marzą i chcą dojść do celu, do niego dochodzą. Wiele osób mówi, że im w życiu to jakoś tak się nie układa, nie idzie. Więc pytam, ale czy masz swój cel, czy wiesz, dokąd chcesz dojść, co chcesz osiągnąć? Najczęściej odpowiedź jest negatywna. Wiec nie można się dziwić, że stoi się w miejscu, jeśli nie wie się, w którym kierunku chce się iść. Dążenie do swoich celów dużo kosztuje, czasem się nie udaje, ale na pewno nie można się poddawać na starcie. W takim rajdzie jak Dakar zaufanie w ekipie to podstawa. Jakie wartości według Ciebie są najważniejsze w biznesie? Umiejętność zarządzania ludźmi, bo nie da się wszystkiego zrobić samemu. W którymś momencie trzeba nauczyć się polegać na innych. Ja mam to nieszczęście, że jestem perfekcjonistą i chciałbym wszystko mieć zapięte idealnie na ostatni guzik. Nie jest to łatwe i często kosztuje mnie znacznie więcej pracy niż rzeczywiście trzeba. Druga rzecz to szukanie nowych rozwiązań, które wciąż się pojawiają. Świat zmienia się nie z roku na rok, czy z miesiąca na miesiąc, ale z dnia na dzień. Trzeba samemu umieć się zmieniać.


Temat z okładki Ja w swojej karierze już trzy razy zmieniałem technikę jazdy. Wszystko przez to, że zmieniały się parametry aut, którymi jeździłem. Tak samo jest w wielu dziedzinach życia, trzeba się nauczyć posługiwać nowymi technologiami, które często są na wyciągnięcie ręki. Otwartość na świat zawsze się opłaca. Jak wykorzystujesz swoje doświadczenia zdobyte gdzieś na piaskach pustyni, prowadząc swój własny biznes? Czy są tu jakieś podobieństwa? Na pewno. Odporność psychiczna na stres, organizacja… Na pewno sport daje siłę i pewność siebie. Są momenty, w których wszystko się przewraca i wali, a ty musisz powstać. W sporcie naturalne jest to, że nie zawsze są zwycięstwa, ale trafiają się i porażki. Tak samo jest i w biznesie – sinusoida biegnie raz w górę, a raz w dół. Nigdy nie jest tak, że kreska będzie szła cały czas do góry. Takie jest życie, aby poczuć jak fajnie jest być na górze, trzeba też poczuć, jak jest tam, na dole. Jesteś osobą mocno zaangażowaną społecznie. Z wielu względów blisko jest Ci do wszelkich działań związanych z tematyką bezpieczeństwa na drogach. Jak sądzisz, czy rozwój nowych technologii i wpływ jaki mają social media i internet przyczyni się do tego, że większość kierowców zrozumie, że alkohol i prędkość zabija? My często posługujemy się schematami, a tymczasem to jest złożona sprawa. Łatwo jest powiedzieć: prędkość zabija. Ja jako człowiek, który kocha prędkość i często z niej korzysta, nie mogę zgodzić się na tak ogólne postawienie sprawy. Gdyby tak było, to po co latać samolotami, przecież one latają i po 1000 km/h. To nie sama prędkość zabija, to nieodpowiednia prędkość w nieodpowiednim miejscu może zabić. W świetle badań przeprowadzonych ostatnio w Niemczech, na odcinkach autostrad, gdzie nie ma ograniczeń prędkości, absolutnie nie ma większej liczby wypadków, a wręcz odwrotnie. Można więc jeździć szybko, tam gdzie są do tego odpowiednie warunki i organizacja ruchu. Niestety, przekładając to na polskie warunki, w wielu miejscach dozwolona prędkość jest za duża ze względu na zły stan dróg. Jestem absolutnie zwolennikiem tego,

aby robić wszystko, by zmniejszyć liczbę ofiar na drodze. Z tym nie można się pogodzić. Nam wydaje się, że to tylko statystyki, jesteśmy przekonani, że to nigdy nie dotknie nas bezpośrednio. Ja przejadę, ja skręcę, ja zahamuję, w ogóle ja dam radę. Tymczasem pewien szacunek dla siebie i innych powinien dawać nam wytyczne, kiedy, gdzie i w jaki sposób można jechać. Pewnych złych nawyków nie da się jednak zmienić jedną akcją. Brałem udział w kilku takich akcjach społecznych, mających na celu uświadamianie ludziom, gdzie czyha niebezpieczeństwo na drodze i czego nie należy robić. Często potem dziennikarze mówią: no i co z tego, zrobili akcję, a zobaczcie, jaki był weekend. Jeszcze gorzej niż zwykle. Odpowiadam wtedy, że to jest proces długofalowy, który będzie trwał. Według mnie jest i tak jest coraz lepiej, z roku na rok. Pochodzisz z Olsztyna, miasta, które bardziej niż z wielkiego przemysłu słynie z jezior. Co sądzisz o tym, aby właśnie tego typu ośrodki stawiały sobie jako cele priorytetowe rozwój nowych technologii IT? To jest szansa dla takich ośrodków. Ludzie, nie robiąc ogromnych inwestycji, potrafią stworzyć coś naprawdę ciekawego. IT nie jest łatwą branżą, bo konkurencja i możliwości są ogromne. Myślę, że bardziej niż kwestią samego miejsca, jest kwestia ludzi. Ich podejścia i umiejętności. Oczywiście wszyscy wiemy, ze żyjemy w pięknym miejscu, ale jeśli ktoś sobie wyobraża, że tu można zrobić naprawdę fajną turystykę, to jest w błędzie, bo prawdziwego lata nie mamy tu za wiele. Nie jesteśmy i nie będziemy też drugim Śląskiem, gdzie jest sporo surowców i ten biznes jakoś tam idzie do przodu. Każda więc forma rozwoju, która daje szansę, jest czymś pod czym z pewnością będę się podpisywał. IT taką nadzieję daje. Gdybyś miał dokończyć zdanie: mój największy sukces: Jeszcze nie nadszedł. Dziękuję za rozmowę. ■

PIEKŁO DAKARU – dlaczego w magazynie poświęconym biznesowi zdecydowaliśmy się napisać tekst o rajdach samochodowych? Uznalismy, że inspiracji do codziennej pracy należy szukać wszędzie, zwłaszcza tam gdzie nie szuka jej nasza konkurencja. Książka Krzysztofa Hołowczyca Pieklo Dakaru nie jest podręcznikiem o zarządzaniu w e-biznesie, ale jeśli wpadnie Wam w ręce, to nie odkładajcie jej na półkę z napisem „na później”. Inteligentne jednostki szybko zrozumieją, jak wiele wspólnego ma ze sobą piasek pustyni i e-biznes. Rajd Dakar – o tym, jakie znaczenie ma dla organizatorów najlepiej świadczy wypowiedź Jose Manuela Silvy z ambasady Chile w Polsce: “For Chile the Dakar Rally is very challenging in terms of organization, but to have the rally every year in our country, gives us the chance to show the world, besides the beautiful landscapes of the Atacama Desert or the Andes, the “experience of Chile”. This concept means to have a taste of our flavors, within every plate, the aroma and uniqueness of our ingredients can be merged with the vast variety of wines; also to learn from the people of Chile our language and culture, as well as let to be pampered by them with their hospitality.”


Zawsze trzeba trzymać klasę

Jedną z takich osób jest Marian Bublewicz – zdaniem miesięcznika „Auto Moto i Sport” – najlepszy polski kierowca rajdowy XX wieku. Dla jednych był sportowcem, dla innych wzorem do naśladowania i bohaterem z dziecięcych lat, dla niej był przede wszystkim tatą.

Dziś rozmawiamy z Beatą Bublewicz, córką tragicznie zmarłego sportowca oraz rajdowca, ale także, o czym nie każdy wie, biznesmena.

Foto: Archiwum prywatne Beaty Bublewicz / bublewicz.pl

Rajdy samochodowe to wyjątkowa dyscyplina, gdzie wielu zawodników mogłoby opowiedzieć arcyciekawe historie i podzielić się swoim bogatym – również od strony biznesowej – doświadczeniem. Mogliby, gdyby nie to, że odeszli od nas zdecydowanie za wcześnie…

Rozmawia Marek Dornowski

32  e-PROFIT


Biznes z innej strony Beata, udzieliłaś już dziesiątek wywiadów poświęconych pamięci swego ojca. Wiele myśli zawarłaś w książce 6 bieg – wspomnienia o mistrzu rajdowym Marianie Bublewiczu. Pozwól, że w tej rozmowie raz jeszcze wrócimy do tematu Twojego taty, ale pod trochę innym kątem. Nie jako odnoszącego sukcesy rajdowca, ale przede wszystkim jako człowieka, który potrafił połączyć biznes z pasją.

mnie niewiele czasu, dlatego żeby spędzać go razem więcej, zabierał mnie na rajdy albo na całodniowe wyjazdy do Warszawy, kiedy załatwiał sprawy. Czasami szedł ze mną na spotkanie, czasami zostawiał z książką w aucie, ale relacjonował mi na bieżąco, co mu się udało lub jeszcze nie. Tłumaczył, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej. Zawsze ogromną wagę przywiązywał do jakości relacji z ludźmi.

Tak, tata potrafił wiele... Wiedział, jak realizować skomplikowane projekty w sposób doskonale zorganizowany. I tak naprawdę, nie wiadomo skąd to wiedział? Nie ukończył przecież studiów na SGH ani innych z zakresu zarządzania, marketingu, handlu...

Mówił np.: „Wiesz, mogłem postąpić tak i tak, ale nie zrobiłem tego, bo to nie byłoby fair. Pamiętaj córko, zawsze trzeba trzymać klasę”. Był wspaniałomyślny, pogodny, nigdy nie krzyczał – ani na mnie, ani na innych. I szanował każdego, bez względu na tytuły, status majątkowy etc., bo dla niego zawsze wszyscy byli równi. Tak go wychowano. Uważał, że pomaganie innym, to jego obowiązek, a nie wspaniałomyślność, bo nigdy nie wiadomo, czy on nie będzie potrzebował pomocy. I życie to potwierdziło.

A mimo to, zawsze wiedział „JAK”. Co więcej, z perspektywy czasu i własnych doświadczeń zawodowych i to zarówno na polu biznesowym, jak i politycznym, mogę powiedzieć, że on także wiedział „DLACZEGO” – a to jest pytanie, na które wielu menadżerów nie potrafi odpowiedzieć. Miał świetną intuicję, uwielbiał kontakty z ludźmi, potrafił świetnie zarządzać. Myślę, że wynikało to stąd, że praca była jego pasją. Kochał samochody i wszystko, co z nimi związane. Prowadził więc serwis samochodowy, a potem salon Nissana, jednocześnie cały czas rozwijał dział sportowy.

Od kiedy odszedł, mam cały czas wrażenie, że to, co zrobił dobrego, jego niezwykła otwartość i serdeczność wobec ludzi – wciąż do mnie wraca. Dlatego teraz ja odwdzięczam się losowi i ludziom, jak mogę i potrafię za wszystko. Nie wszyscy wiedzą, że Marian Bublewicz był również człowiekiem biznesu. Jakim był menadżerem? Bardzo sprawnym, ekstremalnie pracowitym, wymagającym, ale najpierw od siebie, potem od innych. Sam pilnował swojego kalendarza, skrupulatnie wszystko planował i zapisywał, skreślał każdą załatwioną sprawę, robił notatki, nie chciał opierać się na asystentce. Uważał, że pracownicy, zespół mają realizować jego pomysły i myśleć samodzielnie, tak jak on – sam myślał o swoich zadaniach. Odnosił się z szacunkiem do wszystkich. Dlatego pani Krysia, która sprzątała jego biuro, i pan Jurek, palacz – uwielbiali go, bo on lubił z nimi pogadać, wiedział, co u nich i doceniał ich pracę. Lubił żartować i rozładowywać humorem trudne sytuacje. Fajnie przeklinał, dbał o swoją kondycję fizyczną z racji uprawianego sportu, co dobrze wpływało także na pracę.

Stworzył zespół wybitnych specjalistów, którzy na co dzień zajmowali się przygotowywaniem jego aut rajdowych i treningowych. Doglądał całej firmy, realizując równocześnie swoją życiową pasję. Jedno nie mogło jednak istnieć bez drugiego. Rajdy to kosztowny sport i mimo świetnych sponsorów, których tata umiał pozyskać, tworząc pierwszy w Polsce profesjonalny team, wiedział, że musi mieć stałe źródło dochodu, żeby spełniać swoje marzenia. Kiedy odszedł miałaś zaledwie 18 lat. Życie sprawiło Ci dość brutalny „prezent”. Musiałaś w ekspresowym tempie wydorośleć. Dziś poza tym, że zajmujesz się polityką i jesteś posłem, działasz również aktywnie na niwie społecznej. Czerpiesz siły i inspirację do tego ze wspomnień i rozmów z ojcem? Owszem. On był świetnym tatą. Dużo ze mną rozmawiał, nie było tematów tabu. Nawet jego plany biznesowe, problemy i ich możliwe rozwiązania, motywy działań, to wszystko omawiał ze mną odkąd tylko pamiętam. Traktował mnie zawsze jak partnera, a nie „za małe na poważne tematy dziecko”. Miał dla

Patrząc z dystansu, mogę powiedzieć, że za bardzo się wszystkim przejmował, za bardzo chciał, żeby wszystko było idealne, a życie takie nie jest i czasami trzeba odpuścić, żeby zrealizować coś innego... Mówił mi, że tego się dopiero uczy. Nie pamiętam taty leżącego godzinami na kanapie przed telewizorem. Godzinami gadającego przez telefon – tak, ale to była część pracy. Codziennie starał się zrobić coś miłego. Latem na przykład starał się skończyć pracę wcześniej i jechaliśmy nad jezioro popływać na nartach wodnych. Zimą zabierał mnie na biegówki, a najczęściej oczywiście na treningi. Co z tego, co Ci przekazywał, zdążyłaś zweryfikować w praktyce we własnym życiu i możesz podpisać się pod tym jako własną biznesową zasadą? Powtarzał mi niemal przy każdej okazji: Pamiętaj, do odważnych świat należy! I w zależności od sytuacji dodawał komentarz, który puentował tym, że jeśli będę miała jasny cel i będę mocno w niego wierzyć, marzyć o tym i pracować, to wszystko jest możliwe. I życie wciąż udowadnia mi, że miał rację! ■

e-PROFIT  33


Biznes z innej strony

Złota, olimpijska osada 4xPOL – wioślarska czwórka podwójna – Konrad Wasielewski, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński, Adam Korol Zdobyte trofea: Mistrzostwo Świata 2005, 2006, 2007, 2009. Mistrzowie olimpijscy IO Pekin 2008

Foto: Archiwum prywatne

Słodki smak zwycięstwa Polscy olimpijczycy – w większości nie są gwiazdorami z pierwszych stron gazet. Poza okresem olimpijskim wielu z nas miałoby problem, by wymienić ich nazwiska lub dopasować je do dyscyplin, które uprawiają. Jednak to dzięki nim, co jakiś czas wszyscy jesteśmy pływakami, chodziarzami czy wioślarzami. Dzięki nim i ich codziennej pracy możemy przeżywać prawdziwe momenty narodowej dumy. Na łamach e-PROFIT gościmy człowieka niezwykłego – czterokrotnego mistrza świata, złotego medalistę olimpijskiego z Pekinu w wioślarskiej czwórce podwójnej, członka polskiej kadry olimpijskiej na trwających aktualnie Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, a także praktykującego e-biznesmena – Michała Jelińskiego.

Rozmawia Marek Dornowski Dałeś się poznać szerszej publiczności 4 lata temu w Pekinie, gdzie byłeś jednym ze złotej czwórki wioślarskiego wyścigu na 2000 metrów. Jakie to uczucie przekraczać linię mety jako pierwszy?

Do historii przeszedł też bardzo wzruszający moment wręczenia złotych medali i odegrania hymnu (http://www.youtube.com/watch?v=xzNB0X1HxZw). Pamiętasz jeszcze ten moment?

Jako trzykrotni mistrzowie świata z rzędu sami narzuciliśmy sobie tę presję i tym większa duma i euforia, że podołaliśmy temu niełatwemu zadaniu. Pamiętam, że dosłownie na linii mety, dla pewności, policzyłem wszystkie pozostałe osady – czy aby na pewno jesteśmy pierwsi!

Naturalnie, dla mnie to bez wątpienia najważniejsza chwila w moim sportowym życiu i na zawsze pozostanie w pamięci. To działo się niesamowicie szybko: bieg, meta, szalona radość, jakieś wywiady na gorąco i za chwilę dekoracja medalowa oraz oczywiście hymn.

34  e-PROFIT


Biznes z innej strony Michał, mało kto wie, że poza sportem jesteś osobą, która ma sporą biznesową wiedzę. Jesteś absolwentem Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. Ostatnio zasiadasz w radzie nadzorczej spółki Apache Quest S.A. Działacie w e-biznesie, czym się zajmujecie? Apache Quest to nowa spółka z branży interenet skupiająca serwisy lifestylowe jak Rafiner,pl, Alfamen.pl, Wyrafinowani.pl czy Trendtube.pl. To typowy, bardzo obiecujący, startup. Po sukcesie emisji prywatnej przyszedł czas w czerwcu na debiut na warszawskiej giełdzie. Teraz natomiast spółka zamierza wprowadzać w życie konkretne plany rozwojowe począwszy od liftingu swoich portali. Rozumiem, że poza sportem chcesz się realizować w biznesie, ale dlaczego wybrałeś e-biznes? Internet jako nowoczesne medium zawsze mnie interesowało, z założeniem strony naszej osady 4xPOL.pl włącznie. Natomiast e-biznes to jedna z dziedzin, która wydaje mi się bardzo perspektywiczna, właśnie e-commerce ma przed sobą jeszcze wiele do zaoferowania. Podobno giełda, Forex, NewConnect to Twoja druga pasja. Co sądzisz o coraz częstszym wprowadzaniu młodych startupow właśnie na NewConnect? Dlaczego Twoim zdaniem to dobra droga pozyskania kapitału? Apache Quest również jest na tym rynku. Już na studiach zainteresowałem się rynkiem Forex, który ciekawi mnie swoją płynnością i zasięgiem, a dla mnie już samo śledzenie trendów gospodarczych i próbowanie rozumienia zależności jest bardzo interesujące. Jeszcze 5 lat temu mało kto przewidywał, że doczekamy tak „ciekawach” czasów! A jeśli chodzi o NewConnect, to właśnie rynek alternatywny jest odpowiednim miejscem dla takich nowych pomysłów. Sukces emisji prywatnej i udany czerwcowy debiut Apache Quest potwierdził, że to był bardzo dobry pomysł na pozyskanie środków na rozwój. Teraz przychodzi czas na wdrażanie pomysłów w życie. Z pewnością jesteś najlepszym wioślarzem spośród wszystkich polskich e-biznesmenów. Powiedz, jak to jest godzić obowiązki olimpijczyka, i to na poziomie złotego medalu, z obowiązkami budowy firmy? Sport wyczynowy na najwyższym, olimpijskim poziomie wymaga bezwzględnego poświęcenia i bezkompromisowej najcięższej pracy. Jest to dla mnie najważniejsze zajęcie, szczególnie w perspektywie olimpijskiego startu. Ale wiadomo – parafrazując – nie samym sportem człowiek żyje. Na początku kariery,

po prostu, aby nie zwariować, ale później warto też mieć pomysł na siebie poza sportem. Większość moich kolegów „z wioseł” też nie kończy swoich zainteresowań na studiach. Moja aktywność została zauważona i dostałem propozycję pomocy w rozwoju młodej, bardzo perspektywicznej spółki i postanowiłem tę szansę wykorzystać. Oczywiście po igrzyskach będę miał więcej wolnego czasu, który z pewnością mogę wykorzystać bardziej, angażując się w działalność operacyjną. To wszystko jest chyba jeszcze trudniejsze, gdy trzeba najpierw pokonać samego siebie. Jesteś dobrym przykładem walki z własną słabością. Zloty medalista olimpijski i mistrz świata z cukrzycą to nie jest codzienność. To też odpowiedź na pytanie, skąd u mnie tak emocjonalna reakcja podczas wysłuchania Mazurka Dąbrowskiego ze złotem na szyi w Pekinie. W jednej chwili przypomniały mi się najtrudniejsze momenty w mojej karierze. Duży znak zapytania, kiedy dowiedziałem się o jednoznacznej diagnozie i uświadomiłem sobie, że jako diabetyk i mistrz olimpijski w jednej osobie dokonałem – bez fałszywej skromności – rzeczy wielkiej. Ponieważ ja, nie jako pierwszy i liczę że nie ostatni sportowiec z cukrzycą, osiągnąłem najwyższe sportowe szczyty i udowadniam swoją postawą to, co dla milionów chorych na całym świecie najważniejsze, że cukrzyca, pomimo że choroba bardzo poważna i groźna, przy odpowiednim prowadzeniu nie przeszkadza w realizowaniu marzeń i życiu „w pełni”. Dumny jestem, będąc gościem już nie raz Światowych Dni Walki z Cukrzycą w Parlamencie Europejskim lub odpowiadając na liczne pytania i wątpliwości innych dociekliwych pacjentów oraz uczestnicząc w bardzo interesującej i ważnej społecznie kampanii „Mam pasję” (http://www.facebook.com/mampasje ) skierowanej do wszystkich aktywnych diabetyków. Jako ambasador marki ACCU-CHECK w Polsce bardzo sobie chwalę współpracę ze światowym liderem w branży diabetologicznej – firmą Roche Diagnostics. Ale oczywiście nigdy nie zapomnę, że jestem tu gdzie jestem, przede wszystkim dzięki pracy i wynikom razem z Markiem, Adamem i Konradem! Michał, w momencie gdy ta rozmowa będzie opublikowana, Ty będziesz bronił olimpijskiego złota na igrzyskach w Londynie. Bardzo dziękuję Ci za czas, który nam poświęciłeś. Przyjmij proszę od całej redakcji życzenia POWODZENIA. Nie jestem przesądny, dlatego w imieniu kolegów i swoim dziękuję i pozdrawiam. ■

e-PROFIT  35


Startujemy – oceniamy

Timelo.pl – wirtualna galeria handlowa Sylwester Kozak, Dawid Zaraziński Twórcy Timelo obiecują: w jednym miejscu zrobisz zakupy, kupisz kwiaty i oddasz rzeczy do prania. Czy użytkownikom spodoba się taka wirtualna galeria handlowa? Timelo to pierwszy taki serwis, dzięki któremu w jednym miejscu i w jednym czasie zrobisz zakupy, zlecisz pranie, zarezerwujesz korty i skorzystasz z wielu innych ciekawych usług. Ponadto, Twoje zamówienia zostaną połączone, dzięki czemu w wygodny sposób za wszystkie zlecenia dokonujesz tylko jednej płatności. Dostosowane do indywidualnych potrzeb funkcjonalności serwisu, w łatwy i szybki sposób pozwolą pozbyć się obowiązków angażujących Ciebie i Twój cenny czas – taką obietnicę znaleźć można na stronie opisywanego projektu.

Strona główna serwisu. Źródło: Timelo.pl Timelo tworzony jest przez cztery osoby współpracujące z zewnętrzną firmą informatyczną (Ideazone). Projekt jest zamknięty, tzn. dostęp do niego mogą uzyskać osoby zarejestrowane i korzystające z pakietów lub darmowego okresu próbnego. O Timelo rozmawiamy z Patrycją Wiaterską.

zdrowe posiłki. Pakiet Komfort (57 zł) to dodatkowo usługi dla ciebie i domu oraz supermarket. Najdroższy (67 zł) Pakiet Optimum daje dostęp do kwiaciarni, pralni oraz szewca. Co ma, zdaniem twórców, wyróżniać Timelo? Przede wszystkim obecność wielu sklepów i usługodawców na jednej platformie, z zapewnieniem użytkownikom modelu jednego koszyka, jednej płatności i jednej dostawy bezpośrednio do miejsca pracy, domu czy punktu obsługi klientów. Poza tym twórcy wskazują na model subskrypcji, w ramach którego oferują nielimitowaną możliwość robienia zakupów bez żadnych kosztów dostawy i bez minimalnej wartości zamówienia. Model biznesowy serwisu oparty jest na trzech źródłach. Pierwszym z nich jest abonament za pakiet dostępu, w ramach którego użytkownicy mają możliwość składania nielimitowanych zamówień bez kosztów dostawy i bez minimalnej wartości zamówienia. Drugie źródło to prowizja od sprzedanych za pomocą platformy produktów. Trzecim zaś ma być reklama produktów oferowanych w Timelo oraz innych reklamodawców. Użytkownikom, którzy korzystają z serwisu dłużej niż 90 dni, twórcy oferują 10% rabatu na przedłużanie i zwiększanie wybranych pakietów.

Obecnie trwa pilotaż serwisu i usługi w jednym z czołowych banków oraz trwają prace nad wdrożeniem usługi w kilku kolejnych korporacjach. Równolegle, bierzemy też udział w przetargach na zaoferowanie usługi concierge w warszawskich apartamentowcach – informują nas twórcy. Serwis powstał w wyniku projektu współfinansowanego ze środków Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka POIG 8.1. W Timelo dostępne są, obok bezpłatnego, 15-dniowego okresu próbnego, trzy pakiety abonamentowe. Pakiet Primo (37 zł za miesiąc) daje dostęp do następujących usług: biomarket, rezerwacje, asystent podróży, alkohole świata, prezenty, kosmetyki naturalne, perfumeria, kurier,

36  e-PROFIT

Strona startowa serwisu. Źródło: Timelo.pl


Startujemy – oceniamy

Timelo.pl w ocenie ekspertów

Sylwester Kozak

Dawid Zaraziński

Serwis myli nazwą

Idealny dla zamkniętych osiedli

Przyznam szczerze, że nazwa serwisu nieco mnie myli. Jeśli projekt ma być swego rodzaju asystentem zakupowym, to mimo wszystko oczekiwałbym nazwy, która mnie na to naprowadzi.

Nie znoszę galerii handlowych. Ten pośpiech, plastikowy blichtr, sztuczność i hałaśliwość… Ale i wygoda jeśli do załatwienia jest kilka spraw, niestety.

Sama koncepcja serwisu jest bardzo czytelna – Timelo.pl rozwiązuje konkretny problem użytkowników. Warto dodać, że od jakiegoś już czasu Ceneo.pl oferuje możliwość łączenia zakupów od różnych dostawców w jeden koszyk. Timelo.pl jednak poszerza zakres o dostęp do usług takich jak np. sprawdzone adresy „złotych rączek”. Wydaje mi się jednak, że sporą wadą serwisu może być zamieszczanie kluczowych informacji, takich jak koszty pakietów czy lista dostawców, dopiero po zalogowaniu. Timelo.pl na pewno przekonuje świetnie zrobionym serwisem i filmem przedstawiającym zalety korzystania. Co ważne – wprost wymienione są korzyści z korzystania z serwisu. Projekt ma szansę zdobyć grupę lojalnych użytkowników, którzy będą w stanie zapłacić za uproszczenie procedury zakupów.

Timelo.pl „wyciągać” ma z galerii handlowych to, co najważniejsze – dostępność wielu usług i branż w jednym miejscu. Uruchomiony w styczniu tego roku projekt obiecuje: żadnych kolejek, a za to – prostota, szybkość i wygoda. Największe zastrzeżenie, jakie mam do Timelo.pl, to chaotyczne przedstawienie tego, czym projekt jest. Pomaga na szczęście film na stronie głównej. Twórcy zapewniają jednak, że użytkownicy nie mają problemów ze zrozumieniem pomysłu na ich biznes. Projekt skierowany jest przede wszystkim do korporacji oraz osiedli. I to te drugie, moim zdaniem, powinny być głównym odbiorcą serwisu. Timelo.pl działa na razie w wybranych dzielnicach Warszawy, ale ma rozszerzać swój zasięg. Duże, zamknięte osiedla, z kiepską „społeczną infrastrukturą” mogą być naturalnym partnerem serwisu zapewniającym im dostęp do usług, których na takim osiedlu jeszcze nie ma. ■

Czy jednak serwis będzie w stanie utrzymać się na rynku?

ocena redakcji

e-PROFIT  37


Ludzie polskiego internetu Idea projektu jest prosta. Pokazać ludzi tworzących Internet w Polsce. Chcemy pokazać ludzi zróżnicowanych, ciekawych, barwnych, uchwyconych w czarno-białych fotografiach Aleksandry Anzel.

web 2

LUDZIE POLSKIEGO INTERNETU

www.webdokwadratu.pl, www.olaanzel.pl

DOMINIK SZAREK Współtwórca telewizji internetowej ISTV.pl, w której od 2,5 roku prowadzi program Webshake.tv oraz odpowiada za marketing i rozwój oferty programowej stacji. Wcześniej bloger oraz dziennikarz internetowy, autor bloga Webowy.pl - jednego z trzech finalistów konkursu Blog Roku 2008 w kategorii profesjonalne. W przeszłości członek redakcji czołowych polskich serwisów branżowych: Webhosting.pl, Interaktywnie. com oraz vBeta.pl. Współautor kilku poradników dla e-marketerów oraz prelegent na licznych barcampach i eventach poświęconych branży internetowej i przedsiębiorczości. W styczniu 2012 roku we współtworzoną przez niego spółkę ISTV Media zainwestował krakowski FZ KPT, ustalając jej wartość na poziomie blisko 2,5 mln złotych. Po godzinach zagorzały fan piłki nożnej, w szczególności ligi angielskiej. Niespełniony gitarzysta z epizodem w rockowej kapeli na koncie. Zwolennik wczesnego wstawania również w weekendy!

PARTNERZY PROJEKTU

38  e-PROFIT


PoTytuł godzinach działu

Okiem CD Rollera Lana Del Rey – Born to Die Internet potęgą jest i basta! Przekonała się również o tym amerykańska wokalistka Lana Del Rey. Jeszcze w lutym 2012 roku świat jej nie znał. Wszystko zmieniło się za sprawą jednego utworu – Video Games. Artystka postanowiła wrzucić do sieci tę piosenkę na próbę. Robert T. Woźniakowski Hipnotyzujący głos, zniewalająca uroda i znakomity klip stworzony samodzielnie przez artystkę zrobiły furorę na całym świecie! Video Games do tej pory zarejestrowało ponad 12 milionów odsłon na YouTube i może się poszczycić numerem 1 aż w 9 krajach – w tym Wielkiej Brytanii, Australii, Holandii, Francji i Niemczech. Cała płyta utrzymana w bardzo ciepłym nastrojowym klimacie. Wydawało się, że w gatunku muzyki, który wykonuje nie można już pokazać niczego nowego. A jednak płyta jest świeża, pełna niesamowitych pomysłów i rozwiązań. Wykorzystuje paletę najróżniejszych instrumentów. Ale na całej płycie najbardziej liczy się zniewalający głoś Lany. Po wysłuchaniu trudno jest odłożyć płytę na półkę. Najlepiej gdyby grała cały czas... Rok 2011 należał do Adele, a 2012 należy do Lany Del Rey. Na rynku mamy dostępne wersje z jednym CD w tańszej polskiej wersji, oryginalne wydanie zagraniczne, oraz ostatnio pokazała się wersja Deluxe w kartonowym pudełku digipack. Zdecydowanie CDRoller poleca tę pozycję i nadaje jej status obowiązkowej w kolekcji każdego fana muzyki... ■

Foto: Materiały prasowe / lanadelrey.com

e-PROFIT  39


Tytuł działu

Tytuł artykułu tytuł artykułu tytuł artykułu tytuł artykułu tytuł artykułu Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Quisque at massa eu nisi ultrices tempor. Fusce vulputate mauris orci. Vivamus eros metus, sodales quis cursus eget, rutrum id neque. Aliquam erat volutpat. Duis ac lacus sit amet nunc aliquet faucibus sit amet at nisi. Suspendisse potenti. Aliquam erat volutpat. Donec malesuada sem pulvinar tortor cursus et vehicula mauris eleifend. Pellentesque in tempor quam. Imię i nazwisko autora artykułu Eris et ipsum asperiam exerion sequia il min porro consed ut vendese quamusapid ulpa nos rem ipiderit voluptatis de voluptate culpa quatem quiantio modisincium fugitatius disit, volupti non rem eum et exceate mporrovid mos eatenimpor apit qui rerro con poreped quid eations entium earchilitis essitat ibusam ea nonseque porem id eum natempor a vellecu mquae. Oloribus. Sam rempores dionsec usdandis et labor aliberc hillab il millandus. Modis venestion reperovit re prem quod molo molupta eruptatur asperuntibus dem experibusdam vel ius, nit volumquis sum fuga. Nest, sim soluptat vellit perumet autatis quiatet endus, ipsaeperia num fuga. Niminctus eserum faceptibus et et libusani cum fugit reped modia que es audae porecuptatur rerrundus aut laut quam, impor maxim solorecto estis di quas ut perovitibus acerunt, voloreprem que prem quia vercium consequi tem aboreror asped quam expero expedit di inimodi quatur, incientet quis esenditio qui ipsaperit aut odi volupta tectur sitis di am rerum repeditas expe consed maximilit ellatem oluptat voluptiissim in rerfernate sin nihicia nulla dis etur, cus dent est ped eum nimus dolupta

40  e-PROFIT

spellaccum eaquiam, sunt ius arum ullabor as sequi od estendis excepe nus, sum rem. Nequo eiur? Sequia cum es aut essendipidis renis am nihic tendipi dentis et laboribus dolum fugia voluptatur, ea idit, tempe dolorror sunt ut quiaectures pos moloreicil moluptatur? Qui nonsendi andis moluptasitia dolore et excest aspere voloreped ea volorporrum faccus, odisquodi dolum re ducipsum is quaturio volores quibusdam doloreprat aut a del earumqu iaesto eos et atuscium as utem ut labor a sundamus il ium facestium dus. Landestet am re, nihil moditinvent adit poriae volupta ssimintorrum qui rersperum quo doluptatium natempero esed quam ea ducitatur? Occulpa dolum et acipict otatet aut quias siminihicte nis eaquat et in cullatem harcid es nobis consequi omnis dici rescimusa voloreseque occatur aut am faces dit ullorum qui aut modis aut re intotas sitam, alictum dererrovid erioreicid que ad que nimus sae. Moluptatur seria consed eaquidebis eatur arci alia conestorit vendusam, expliqui dolum fugit imporporrum rectas destios di resciam ne minvenis dis ea core verro omnit res as quiae volorep

rehendel ipitatqui qui culpa volo berum vel esequiam faciis ni volupta tustotas maximus dolorporro evenis pelectibusci aut optaquos ne volorunt. Iducillam reres utetur? Evendae porerspid maximai onseque maiossinci berum quid moles dolupist dunda sunti dolorer ferferae. Pe nihit officab int erchil es volore rerepe prae. Pudaesto vent alibus sume provid et ex eatem eossimin rempossedit liqui ut unt escia velestrum vid eatur aut identur restrum que idel modiasi tatiis etus ped quas delibusapid ut restota sim ilit imin perum esed molor as dolupta as mil ma invendemquas a vent fugitiate oditibus volla dolenimus, od estibus et labor sus sandit quam aut rera con repe voloritium et ipit mi, quam fugitate nobisciassit ■


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.