2 minute read

Marcin NIEMIEC Dobry duch. Wspomnienie o Januszu Czajkowskim

Dobry duch. Wspomnienie o Januszu Czajkowskim

Marcin Niemiec

Advertisement

Zanim poznałem Janusza osobiście, czytałem Jego internetowe komentarze. Na forach ze zdjęciami spędzał mnóstwo czasu, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Dawał wskazówki adeptom fotografii. Robił to zawsze z wyczuciem, merytorycznie i uprzejmie. To była krytyka w najlepszym stylu, pozbawiona jakiejkolwiek złośliwości czy próby dyskredytacji pracy. W swoich felietonach tak pisał o trudnej sztuce recenzowania: „Dwa aspekty są ważne: wewnętrzne oddzielenie roli fotografa-twórcy od roli recenzenta. Bo nie wszystko jest w naszym guście. Jednak to, co nie jest, nie musi być złe. Czym innym jest [to, co] nie podoba się, a czym innym jest [to, co] złe. Zrozumienie, empatia i rozeznanie — warto posiąść te umiejętności”.

MALOWANY ZAMEK Janusz lubił gadżety, szczególnie latarki. Pewnego razu siedzieliśmy w nocy przy ognisku na zamku Ogrodzieniec — jego ulubionym miejscu wypadowym. Nie przerywając rozmowy, jakby bezwiednie, błądził snopem kieszonkowej latareczki po wilgotnych od rosy murach warowni. Szukał nietoperzy? Nie — przy otwartej przysłonie aparatu malował światłem kontury portalu, „wycinając go” na nowo z ciemnej otchłani ruin.

KOMPAN NA PLENERACH Na plenery fotograficzne docierał zawsze pierwszy. Najpierw zakładał wypadowe centrum dowodzenia w kwaterze, dbając o odpowiednio schłodzone zaopatrzenie oraz swobodny dostęp do prądu dla mnóstwa urządzeń niezbędnych do bezawaryjnego działania bazy. Zapomniałeś karty lub kabelka? Janusz miał wszystko podwójnie. Wspinając się w górach, po drodze spotykałeś go zawsze kilkukrotnie. Ze wszystkimi musiał zamienić kilka słów, nabić fajkę, zrobić zdjęcie. Kiedy docierałeś na szczyt On już tam był. Nikt nie wie, jak to robił.

INSPIRATOR Janusz eksperymentował. Znał jak nikt reguły i techniki, dzięki czemu święte kanony fotografowania umiał łamać na sto sposobów. Szukał nowej formy, podwójnie eksponował, przeciągał czas, zmieniał ogniskową w trakcie naświetlania. Swoje techniki tłumaczył wszystkim, którzy z otwartymi głowami chcieli poszerzyć fotograficzne zdolności. Rozwijał szczególnie jedną ulubioną foto-malarską technikę „mototypii”, polegającą na poruszeniu aparatem w trakcie fotografowania przy otwartej przysłonie na długim czasie naświetlania. Powstawały w ten sposób impresje o rozedrganej, malarskiej plastyce i abstrakcyjnym wymiarze.

Zwykł mawiać, że „Wspaniałe fotografie z pleneru to jest coś! Tak myślicie? Błąd! Te najlepsze najczęściej zdarzają się nam indywidualnie. Super zdjęcia nie są miernikiem wartości spotkań plenerowych. Plener to raczej katalizator”. Nie do końca się z nim zgadzam. Oglądałem mnóstwo jego świetnych zdjęć z miejsc, które razem odwiedzaliśmy, które pamiętałem i sam sfotografowałem. Zawsze intrygowała mnie wyjątkowość Jego spojrzenia i kreatywność obrazowania.

[19]

[20]

Strony 20–21: Janusz Czajkowski, Opanuj gniew, cykl Mystic

WILK MORSKI Janusz był postacią, którą świetnie się fotografowało a On doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gęsta broda, mocne rysy twarzy i nieodłączna fajka. Używał pseudonimu „Armator” nie przypadkiem. Kiedy bywał proszony o pozowanie, nigdy nie odmawiał. Wydawało się jednak, że w roli modela czuje się inaczej niż fotografa czy krytyka. Nie odmawiał z grzeczności, zdecydowanie wolał jednak stać po drugiej stronie obiektywu.

W jednej z Jego publikacji znalazłem następujące zdanie: „Chcąc tworzyć, powinniśmy być wolni od ograniczeń wewnętrznych, nieprawdziwych, niespójnych. Zerwanie niepotrzebnych więzów z przesądem pozwoli na powstawanie tego, o czym mogło nam się nawet nie śnić”. Według tej zasady pracował i żył. Już prawie dziesięć lat Janusza z nami nie ma… Pozostały zdjęcia Jego autorstwa, mądre słowa i ciepła pamięć o wspólnie spędzonym czasie.

[21]

[22]

Foto Marcin Kania

This article is from: