11 minute read
Sięgać wyżej! Rozmowa z Inez Baturo
Sięgać wyżej!
„Każde działanie, które dojdzie do punktu jakiejś sprawności, ma do wyboru dwie drogi — zostać na tej, którą już idzie, ale to oznacza stagnację, albo pójść dalej, wyżej, w nieznane, i doświadczyć czegoś nowego, może kilku porażek, ale generalnie – rozwijać się. Oczywiście, wybraliśmy tę drugą wersję. I tak z pasji, chęci sięgania wyżej, powstał FotoArtFestival, międzynarodowe biennale, które w przyszłym roku będzie miało już swą jubileuszowa dziesiątą, jubileuszową edycję…” — mówi Inez Baturo, jedna z organizatorów oraz dyrektor programowa FotoArtFestivalu, artystka fotografik, wydawczyni, tłumaczka, redaktorka. Założycielka i wiceprezes Fundacji Centrum Fotografii, współwłaścicielka Wydawnictwa Baturo, kuratorka Galerii Fotografii B&B w Bielsku-Białej. Inez Baturo jest ponadto członkinią Związku Polskich Artystów Fotografików, Wiceprezes Okręgu Górskiego ZPAF (w latach 2004–2008), a także członkinią Agencji Forum oraz IRIS — organizacji, która promuje światową fotografię kobiet.
Advertisement
Marek Gubała: Kontynuuje Pani dzieło propagowania fotografii zapoczątkowane przez Pani Męża — Andrzeja Baturo. Proszę opowiedzieć naszym czytelnikom o Panu Andrzeju…
Inez Baturo: Mój mąż był człowiekiem, który chciał zmieniać świat poprzez fotografię. Był znanym i cenionym fotoreporterem, komentującym za pomocą aparatu fotograficznego złożone kwestie społeczne. Jego największym dziełem organizacyjnym była wystawa Przegląd Fotografii Socjologicznej, która przedstawiała prace niemal wszystkich ważnych ówczesnych fotoreporterów i dokumentalistów polskich. Ekspozycja została zorganizowana dwukrotnie w Bielsku-Białej na początku lat 80. XX wieku i za każdym razem od razu zamykali ją cenzorzy. Wówczas była to największa wystawa fotografii w powojennej Polsce.
Marek Gubała: Jaki wpływ na Pani twórczość miał Mąż?
Zasadniczy. Zanim poznałam Andrzeja chciałam być tłumaczką. Wejście w świat fotografii i ludzi związanych z Andrzejem odmieniło moje życie. Od tego momentu wiedziałam, że też chcę wyrażać siebie poprzez obraz. W fotografii odnalazłam pasję, sposób na odreagowanie emocji oraz metodę na życie.
Grażyna Gubała: Pierwszy FotoArtFestival odbył się w 2005 roku. Jak narodził się pomysł i jakie były początki tego wydarzenia? FotoArtFestival był naturalną konsekwencją naszej działalności jako kuratorów wystaw. Andrzej przez dziesięć lat prowadził Bielską Galerię Fotografii, którą — po jej zamknięciu przez władze miasta — wspólnie reaktywowaliśmy pod nazwą Galeria Fotografii B&B. Początkowo Galeria mieściła się w piwnicy kamienicy, w której mieszkaliśmy. Teraz ma piękną siedzibę w centrum Bielska-Białej, a w przyszłym roku będziemy obchodzić trzy dekady jej istnienia. Idea była prosta — skoro co miesiąc (konsekwentnie do dnia dzisiejszego) w każdy pierwszy piątek miesiąca pokazujemy jedną wystawę, to dlaczego nie pokazać ich więcej jednocześnie? Każde działanie, które dojdzie do punktu jakiejś sprawności, ma do wyboru dwie drogi — albo zostać na tej, którą już idzie, ale to oznacza stagnację, albo pójść dalej, wyżej, w nieznane, i doświadczyć czegoś nowego, może kilku porażek, ale generalnie — rozwijać się. Oczywiście, wybraliśmy tę drugą opcję. Czasami śmialiśmy się z naszej beztroski, bo gdybyśmy wtedy wiedzieli, jaki to wysiłek, to pewnie trudniej byłoby znaleźć odwagę na robienie dużej, międzynarodowej imprezy. Uratowała nas wielka chęć zrobienia czegoś ważnego. I tak z pasji oraz chęci sięgania wyżej, powstał FotoArtFestival — międzynarodowe biennale, które w przyszłym roku będzie miało swą jubileuszową, dziesiątą edycję. Zależało nam
[21]
bardzo na umiędzynarodowieniu Festiwalu, aby wyjść poza znane ścieżki w świat, doświadczyć cudownej wielokulturowości i podarować ją miastu, jak i odbiorcom. Ja wymyśliłam nazwę oraz program. Wykształcenie w dziedzinie języka angielskiego pozwoliło mi na rozwinięcie międzynarodowych kontaktów. Andrzej z kolei, jak zwykle, dawał swoje wspaniałe doświadczenie oraz charyzmę, która zawsze otwierała wiele drzwi.
Marek Gubała: Już pierwsze minuty spędzone na FotoArtFestiwalu pozwalają dostrzec, z jak wielkim rozmachem i na jak wysokim poziomie jest on prowadzany. Ile trwają przygotowania i jaka liczba osób jest w nie zaangażowanych?
Każdy festiwal to ponad dwa lata pracy. W wydarzenie zaangażowanych jest w sumie około 200 osób, w tym ponad 100 wolontariuszy. Dzięki znakomitej współpracy z władzami Bielska-Białej oraz miejskimi instytucjami FotoArtFestival widoczny jest w przestrzeni miasta. To wielkie przedsięwzięcie i tylko dzięki życzliwości bardzo wielu ludzi można je realizować.
Grażyna Gubała: W jaki sposób dobiera Pani artystów na Festiwal? Jak nawiązuje Pani kontakt i jakie są reakcje na zaproszenia?
Zapraszając autorów wystaw głównych kieruję się od samego początku kilkoma zasadami.
Ideą jest pokazanie jak najszerszego spektrum fotografii, aby zaznaczyć, że nie ma jednej słusznej drogi, jaką można obrać w fotografii. Ta wielość tematyczna oraz stylistyczna jest cudowna oraz — moim zdaniem — bardzo ważna. Ponadto zawsze zależało mi na wielokulturowości, aby nie zamykać się na innych, bo tylko na wymianie doświadczeń można zbudować coś dobrego i nowego, a jako ludzie już dawno wszyscy myślimy i działamy globalnie. Na FotoArtFestiwal zapraszam artystów z Europy, Azji, Ameryki, Afryki i Australii. Przy okazji, robiąc wystawy wybitnych artystów ze wszystkich kontynentów, promujemy także w świecie artystów z Polski. Po festiwalu mamy za każdym razem wielu cudownych nowych ambasadorów polskiej fotografii za granicą.
Kolejną zasadą jest zapraszanie twórców o wysokiej renomie, aby spełniać cele edukacyjne, dając przykład najwyższych standardów fotografii jako sztuki. Stąd zapraszani artyści to często wielkie gwiazdy fotografii światowej. Staram się też sprowadzać wystawy, które nigdy wcześniej nie były pokazywane w Polsce. FotoArtFestival jest także trampoliną dla każdego, kto tylko zechce uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dajemy fotografom szansę wzięcia udziału w wielu dodatkowych działaniach, takich jak wystawa FotoOpen, pokazy DiasShow, czy Przegląd Portfolio, dzięki którym chętni mają możliwość zaprezentowania swoich prac na miedzynarodowym forum, a my przy okazji wyłuskujemy perełki i dajemy im szansę na dalszą promocję. A jak artyści reagują na nasze zaproszenie? Z reguły bardzo pozytywnie, często trochę z niepokojem, bo są to osoby, które w większości nigdy wcześniej Polski nie odwiedzały. Co jednak najważniejsze — po pobycie w Bielsku-Białej niemal wszyscy są pełni wdzięczności. Podziękowaniom właściwie nie ma końca. Przyjeżdżają do nieznanego im niewielkiego miasta u stóp gór i wyjeżdżają zachwyceni atmosferą tu panującą. Chcą wracać. Piszą, że tęsknią, że doświadczyli u nas czegoś niepowtarzalnego, co wzbogaciło ich życie. Często są zaskoczeni, że spotykają tutaj tylu znakomitych fotografów z całego świata. Te spotkania również dla nich są bardzo cenne.
[22] Grażyna Gubała: Podczas Festiwalu prace pokazywane są w różnych obiektach na terenie Bielska-Białej. Jak wygląda współpraca z władzami miasta oraz władzami zaangażowanych w to wydarzenie instytucji?
Goście i uczestnicy tegorocznej edycji FotoArtFestiwalu
Inez Baturo i Tomasz Sikora
[23]
Przestrzenie wystawiennicze
[24]
Współpraca jest po prostu idealna i czasami aż mnie wzrusza, bo zdaję sobie sprawę, że FotoArtFestival może zaburzać codzienne funkcjonowanie danych placówek kulturalnych. Władze miasta są niezwykle przychylne całemu przedsięwzięciu i są ogromnym wsparciem, bez którego tak duża impreza nie miałaby szans. Na szczęście nasi włodarze rozumieją rolę kultury i sztuki w promowaniu miasta oraz w budowaniu jego wizerunku, jako miejsca przyjaznego i na wysokim poziomie. To nic odkrywczego, że tam, gdzie rozwijają się imprezy kulturalne, jakość życia i zadowolenie z niego realnie wzrastają wśród mieszkańców, a obraz miasta staje się bardzo pozytywny.
Grażyna Gubała: Z jakimi problemami boryka się Pani podczas organizacji Festiwalu oraz co sprawia największą trudność?
Problemem jest rozmiar przedsięwzięcia oraz liczba spraw, jaka często kumuluje się. Oczywistym problemem jest finansowanie festiwalu, który generuje ogromne koszty. Na szczęście wiele firm, instytucji i osób lubi nasz festiwal, zatem spieszy nam z pomocą. Dzięki nim to wszystko w ogóle jest możliwe, a my z kolei dajemy im poczucie uczestnictwa w czymś wartościowym oraz interesującym.
Marek Gubała: Jednym z elementów FotoArtFestivalu jest tzw. Trampolina. Proszę przybliżyć czytelnikom na czym ona polega i co daje uczestnikom oraz jurorom?
Trampolina to przegląd portfolio. Uczestnicy pokazują jurorom swoje prace i uzyskują cenne wskazówki, dotyczące tego jak działać na polu fotografii, co robić, a czego unikać, czyli jak lepiej fotografować i w jaki sposób promować siebie. Wiele osób po takim spotkaniu dostało propozycję współpracy z galeriami lub prasą. Z kolei dla jurorów jest to ciężka praca, ale także satysfakcja z bycia potrzebnym, ważnym, z bycia dla kogoś inspiracją i kołem napędowym. Przy okazji to również ważne spotkanie środowiskowe.
Marek Gubała: Oprócz wystaw i spotkań autorskich odbywa się DiasShow czyli…
DiasShow to multimediale pokazy zdjęć w formie dwuminutowych filmików, z reguły z muzyką lub komentarzem słownym (pisanym lub mówionym). To bardzo atrakcyjna forma prezentacji prac autorskich, która odbywa się w trakcie Maratonu Autorskiego. Dzięki temu na widowni jest około 300–400 osób.
Marek Gubała: Sala podczas Maratonu Autorskiego pełna jest praktycznie przez cały czas. Na czym polega fenomen tego wydarzenia?
To są spotkania z gwiazdami, z fotografami wielkiego formatu, których ciężko spotkać w jednym miejscu i czasie. 20 artystów, 20 krajów świata, a każdy z nich to niezwykła osobowość, wielki twórca, ciekawy człowiek. Na Maratonie rzadko mówi się o sprzęcie, technice. Rozmawiamy o życiu, o problemach z jakimi borykamy się jako ludzkość oraz o tym, jak na to reaguje fotograf, artysta, człowiek. Zastanawiamy się co możemy zrobić, aby świat stał się lepszy i stabilniejszy. To są spotkania ludzi, o ludziach i dla ludzi i chyba dlatego przyciągają takie rzesze widzów. Nas interesuje drugi człowiek i my sami w tym kręgu. Szczególnie teraz, w czasach, kiedy każdy doświadczył izolacji, doceniamy cudowność bycia razem, wymiany dobrej energii, idei, bycia w grupie, z ludźmi, którzy myślą podobnie, a jeśli nawet inaczej, to przecież to też jest fascynujące i może być budujące.
Maraton Autorski to bomba inspiracji, taki wielki kopniak do przodu, sygnał, że dobrze jest działać, rozmawiać, coś robić i być wśród ludzi. Nawet sami artyści często zaznaczają, że Maraton także dla nich jest inspiracją. Zachwycają się naszymi widzami, ciekawymi świata i fotografii, którzy potrafią zadać
[25]
pytanie, którzy słuchają, w ciągłym zaciekawieniu, dwanaście godzin na dobę, z małą przerwą na kawę.
Wielość kultur, podejścia do fotografii, do problemów jest absolutnie fascynująca i za każdym razem artyści i widzowie dają nam jakąś nową myśl, nową inspirację, nowe spojrzenie. To sa najważniejsze dni FotoArtFestivalu.
Grażyna Gubała: Który z punktów programu FotoArtFestivalu cieszy się wśród odbiorców największym zainteresowaniem.
Nie wiem. Pewnie wystawy, bo trwają najdłużej i w sumie ogląda je około 20 000 osób z całej Polski i zagranicy. Wiele wystaw jest darmowych, co zwiększa oglądalność. Maraton jest bardzo lubiany i tu także, jak mówiłam, jest kilkuset widzów, podobnie jak na imprezach towarzyszących. Najmniej odbiorców ma na razie pasmo filmowe, ale też jest to najmłodszy element festiwalu. Na warsztatach też z reguły jest raczej komplet, ale one siłą rzeczy mają charakter kameralny.
Grażyna Gubała: Czym dla Pani jest festiwal, co wnosi do Pani życia?
To ogrom pracy, wielkie wyzwanie logistyczne, organizacyjne, które jednak potrafi odwdzięczyć się cudownymi, mądrymi, wartościowymi ludźmi, których dzięki temu spotykam. Jest to nie do przecenienia. Tak dużo dobrej energii i ciepłych słów temu wszystkiemu towarzyszy! To wielka wartość. Nadaje życiu sens. Uczy pokory, hardości ducha, wytrzymałości i życzliwości. To także satysfakcja, kiedy widzę zadowolone twarze artystów, którzy przecież wystawiają swe prace w największych galeriach i muzeach świata.
Satysfakcję dają tez chwile, kiedy widzę, jak autorzy, którzy debiutowali u nas w Galerii lub na Festiwalu robią teraz tzw. kariery, rozwijają się, stają się świadomymi i cenionymi twórcami. Mamy nawet na swoim koncie debiuty międzynarodowe. FotoArtFestival jest więc przede wszystkim dobrym, cudownym spotkaniem.
[26] Grażyna Gubała: Gdy już opadną emocje pofestiwalowe i przyjdzie czas wytchnienia i wyciszenia jakie Pani towarzyszą wtedy przemyślenia?
Kurz nie opada. Tu działa się non-stop! Na przemyślenia jest czas w bezsenne noce. Jedna z osób w naszym zespole podała mi niedawno celne porównanie, mówiąc że FotoArtFestival jest jak ciąża — w trakcie i przy porodzie ma się dość, ale już zaraz potem ma się ochotę na następne dziecko.
Grażyna Gubała: Poza stresem i obowiązkami zdarzają się pewnie sytuacje humorystyczne, czy mogłaby Pani podzielić się jakąś anegdotą?
Tak. Jest ich bardzo wiele. Na przykład kiedyś w drodze na lotnisko zgubił się artysta z Peru i szukaliśmy go na kolejnych dworcach kolejowych w Polsce, albo artysta z RPA przyniósł nam skarpetki do wyprania. Bywają artystki, które przyjadą pod warunkiem, że wanna jest właściwych rozmiarów, albo fotograficy skrajnie nieśmiali, którzy nie chcą wyjść przed publikę, a jak się uda ich zaciągnąć na scenę, to nie przestają mówić. Są też tacy, którzy wcześniej nie wiedzieli gdzie leży Polska i tacy, którzy pomimo śniegu uparcie chodzili w japonkach. Niektórzy nie wiedzą, jak kupić zwykłe baterie, a inni zamówili taksówkę na trasie BB–Warszawa...
Grażyna Gubała: Czy przy takiej liczbie obowiązków ma Pani jeszcze czas na fotografowanie?
Niewiele... Ma to oczywiście związek ze śmiercią Andrzeja. Jedyną wadą robienia wszystkiego razem jest fakt, że kiedy tej drugiej osoby zabraknie, to tej, co zostaje, przybywa pracy. Nie oznacza to jednak, że nic nie robię. Biorę udział w wystawach, realizuję wiele międzynarodowych projektów, spotkań,
[27]
Członkowie mgFoto oraz artyści z Sosnowca podczas FotoArtFestiwalu
Autografy rozdaje Christian Coigny
[28]
warsztatów. Pracuję teraz nad nową wystawą indywidualną. Jednakże oprócz mniejszej ilości czasu ważne chyba jest też to, że zmienił się mój sposób myślenia. Jestem teraz bardziej wymagająca w stosunku do swoich prac, wiem, co chcę i czekam, aż to osiągnę, choćby w niewielkim wymiarze, ponieważ taki proces rozwoju to w sumie kwestia bez końca.
Marek Gubała: Co musi się wydarzyć lub co musi Pani zobaczyć, aby nacisnąć spust migawki?
Muszę czuć, że to jest ten moment. To się wie. Bez sprawdzania obrazu na plecach cyfrówki. Inaczej nie ma sensu naciskać spustu, bo szkoda własnej energii. U mnie to jest zawsze kwestia emocji. Ja jestem wersją przeżywającą, niespokojną, którą ciągnie, żeby zobaczyć, co jest za zakrętem. Lubię zmiany, bo w zmianie jest ruch, a ruch to życie i świeżość. Woda stojąca robi się mętna. A zatem, nie ma oczywiście przepisu, kiedy naciskam spust migawki. Jest tylko wewnętrzne przeświadczenie, że to już, kiedy temat i światło łączą się w niemal idealnej dla mnie kofiguracji.
Grażyna Gubała: A co musi się wydarzyć lub co musi Pani zobaczyć na fotografiach innych autorów, aby Panią zainteresowali?
To samo — energia, emocje, autentyzm, uchwycony problem, drugi człowiek, świat. Nie lubię fotografii o niczym, pustych, robionych na siłę, pod publikę lub dla samego szokowania obrazem. Lubię twórców zaangażowanych w dobro świata, fotografów społecznych, ale cenię także tych estetyzujących wrażliwców, dla których harmonia jest kołem ratunkowym przed problemami. Zwracam też uwagę na kreatorów, dla których życie wewnętrzne jest ważniejsze od tego zewnętrznego, zaś fotografia jest tego przekaźnikiem. Interesują mnie fotografowie, którzy idą swoją drogą, niezależnie od panujących mód, którzy wiedzą, co chcą powiedzieć i są w tym szczerzy.
Grażyna Gubała: Dziękujemy za rozmowę i z niecierpliwością czekamy na kolejną odsłonę FotoArtFestival.
Fotografie w tekście: Piotr Bieniecki, mgFoto
[29]
foto Paweł Woszczyk