Marcin Lul
Paweł Wojciechowski
Piotr Stasiewicz Agata Godun
Barbara Tomalak Izabela Poniatowska Anna Wietecha Mateusz Skucha Hubert Sosnowski Maria J. Olszewska
Henryk M. Słoczyński Jerzy Panek
ski
szew
Kra
Literacje
&1
{ Liter&acje ISSN 1730-8623
11 zł
tym 0% VAT
№ 003 (26) 2012
Manifest LiteRacji pierwszej polskiej BOYówki kulturalnej LiteRacje to kwartalnik naukowo-artystyczny, który łączy perspektywy różnych środowisk: naukowych, artystycznych, literackich,
filozoficznych, itp.
W naszym piśmie chcemy prowadzić otwarty dialog z grupami ludzi, dla których twórczość oznacza żywe słowo, a myślenie pozostaje nieobciążone balastem hermetycznych, naukowych pojęć i snobizmów współczesnej humanistyki. Chcemy dać impuls do dyskusji o sprawach ważnych i bieżących, a zaczepionych w samej tkance życia. Chcemy, aby LiteRacje stały się tyglem, w którym ludzie, ich talenty i pasje mieszają się i stanowią nową jakość; budują nowe sensy kulturalnej debaty.
Do współtworzenia takiej wybuchowej mieszanki zapraszamy każdego, kogo interesują zmagania z materią słowa i tym wszystkim, co ono ze sobą niesie. Jesteście na To gotowi? …
Zatem BANG ! BANG i do BOY-u!
2
& Literacje
Literacje
&3
2012
Rok Józefa Ignacego Kraszewskiego Idee wieku XIX
Życie Józefa Ignacego Kraszewskiego obejmuje swoim zasięgiem przestrzeń całego wieku XIX. Jego twórczość jest żywym przykładem idei „dziewiętnastowieczności” zdobywającej popularność w badaniach XXI-wiecznych. Urodzony w Warszawie w pamiętnym, napoleońskim roku 1812 pisarz, zmarły pod koniec wieku w Genewie w 1887 roku, był człowiekiem wschodnich Kresów dawnej Rzeczypospolitej, ale i mieszkańcem stolicy, Europejczykiem i Polakiem w najlepszym tych słów znaczeniu. Autor 232 powieści, tysięcy listów, pism krytycznoliterackich, podróżopisarskich i artykułów krytycznie bądź afirmatywnie odniósł się w swych pracach do wszystkich idei wieku XIX: do spadku po Oświeceniu, epoki napoleońskiej i sarmatyzmu, mesjanizmu i romantyzmu, idei młodych pozytywistów i emancypacji kobiet, Żydów, Francuzów, Cyganów, Rosjan, Niemców, idei narodowej Ukraińców, Litwinów i innych narodowości. Interesował się wszystkim: literaturą swych czasów, nauką, polityką, pięknymi kobietami i kondycją XIX-wiecznego mężczyzny, zja-
wiskami nadnaturalnymi i wojskowością, ironią i groteską, rysunkiem i fotografią. Nie ma takiej istotnej postaci pierwszej połowy XIX wieku, która, jak Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, nie znalazłaby się w polu jego zainteresowań . I nie znajdziemy takiej osobowości drugiej połowy XIX wieku i XX stulecia, by wymienić Orzeszkową, Sienkiewicza, Prusa, Brzozowskiego i Miłosza, która nie ustosunkowałaby się do intelektualnego i estetycznego spadku po Kraszewskim. Wydawnictwa opatrzone tytułem „Idee wieku XIX” to cykl publikacji przygotowanych na Rok Kraszewskiego, które w szerokim wymiarze odnoszą się do twórczości pisarzy – Kraszewskiego, Słowackiego, Miłosza – w swych dziełach kreujących lub interpretujących ideę dziewiętnastowieczności. Wydawnictwa przygotowane z myślą o Jubileuszowej Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Józef Ignacy Kraszewski. 1812–2012. Pisarz – Myśliciel – Autorytet. Warszawa – Białystok – Romanów, 14-16 listopada 2012”.
Literacje
&5
{ Liter&acje № 003 (26) 2012
Kraszewski przeciw Upadkowi Polski Jana Matejki Henryk Marek Słoczyński (s. 10)
2. Ankieta (I. Szulska, A. Czabanowska-Wróbel, M. Głowiński) (s. 18) 3. Barbara Tomalak Zapoznana epopeja (s. 23) 4. Ankieta (A. Nawarecki, Wł. Szturc, B. Mazan) (s. 31) 5. Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze Przygód pana Marka Hińczy Józefa Ignacego Kraszewskiego słów kilka Maria Jolanta Olszewska (s. 37)
6. Ankieta (T. Bujnicki, T Budrewicz, P. Próchniak) (s. 46) 7. Józefa Ignacego Kraszewskiego antyczna prima inter pares w literackim zwierciadle Anna Wietecha (s. 52)
8. Ankieta (Z. Kaźmierczak, V, Nosilia, J. Kopania) (s. 58) 9. Józefa Ignacego Kraszewskiego „białe kryminały” Izabela Poniatowska (s. 60)
10. Ankieta (E. Nawrocka, G. Ritz, J. Bachórz) (s. 68) 11. Ładny chłopiec. Hochsztapler Kraszewskiego Mateusz Skucha (s. 78)
12. Ankieta (P. Oczko, J. Sadowska, M. Chmielnicki) (s. 87) 13. Jesteśmy lalki czasu i słabości. Pesymizm Kraszewskiego
BOYówka kulturalna
Paweł Woyciechowski (s. 89)
n a k ł a d : 35 0 e g z e m pl a r z y
D r u k : Z a k ł a dy g r a f ic z n e „TAU RUS ” s ta n i s ł aw rosz kow s k i s p. z o.o k a z i m i e rów, u l . z a s taw i e 12 , 0 5 - 0 74 h a l i nów
WYDAWCA: Stowarzyszenie liteRacje im. tadeusza boya-żeleńskiego
www.literacje.pl
Adres redakcji: literacje@gmail.com
Ilustratorka: Agnieszka Sukiennik
Opracowanie Graficzne: Cezary Kielar
Dyrektor Artystyczny: Bogusław Kalwala
TŁumaczenia: Radosław F. Muniak (Język angielski), Aneta Lukas (Język niemiecki)
Korekta: Joanna Cieloch, Karolina Norkiewicz
Konsultacja programowa: dr hab. Roman Krzywy, profesor ILP UW
Sekretarz redakcji: Małgorzata Vrazič
Redakcja: Aneta Lukas, Aleksandra Kutz, Bogusław Kalwala, Radosław F. Muniak, Izabela Poniatowska, Małgorzata Vrazič
Redaktorzy prowadzący numer: Grzegorz Kowalski, Iwona E. Rusek
zastępca Naczelnej: Radosław F. Muniak
Naczelna: Iwona E. Rusek
1. Policzkować trupa matki się nie godzi... Józef I.
14. Portret feniksa Hubert Sosnowski (s. 97) 15. Trzy incipity ep(ope)iczne Kraszewski – Żeromski – Gołubiew Jerzy Paszek (s. 103)
16. Ankieta (M. Sokołowski, M. Tomaszewski, O. Weretiuk, M. Lul, M. Kochanowski, B. Żynis) (s. 110)
17. Wielkim nudziarzem był? Kraszewski, blogspot i czytanie klasyki Marcin Lul (s. 114)
18. Hrabia de Varnetot Agata Godun (s. 121) 19. Ankieta (Dane de Carlo, Ryszard Koziołek) (s. 125) 20. Polska fantastyka okresu PRL jako kontrkultura Piotr Stasiewicz (s. 129)
21. abstrakty w języku angielskim (s. 138) 22. abstrakty w języku niemieckim (s. 140)
6
& Literacje
Literacje
&7
& O
J.I.K
głoszony przez Sejm RP w dwóchsetlecie urodzin autora Ulany „Rok Kraszewskiego” obliguje do podjęcia dyskusji nad jego dorobkiem. Jednak nie obowiązek, na poły patriotyczny, na poły zawodowy, powinien być rdzeniem i sensem rozmowy o pisarzu. Intencja, przyświecająca redaktorom niniejszego numeru oraz organizatorom Jubileuszowej Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Józef Ignacy Kraszewski. 1812–2012. Pisarz – Myśliciel – Autorytet” (Warszawa – Białystok – Romanów, 14-16 listopada 2012), jest zupełnie inna. Można ją sformułować jako wykorzystanie szansy, by ze spuścizny pisarza, który napisał tak wiele, a którego czyta tak niewielu, wydobyć treści ważne i wciąż fascynujące. Że tak być może, dowodzą prezentowane w niniejszym numerze artykuły, które składają się na obraz twórcy i narratora, bawiącego się tekstem i zapraszającego czytelnika do intertekstualnej gry (tekst M. J. Olszewskiej); autora świadomie igrającego z gatunkowymi tradycjami powieści kryminalnej (I. Poniatowska); litewskiego aojda z zapomnianej już, a niegdyś wysoko cenionej epopei (B. Tomalak); polemisty, konfrontującego się ze sztandarowymi osiągnięciami polskiej kultury i jej świętościami (H. M. Słoczyński); erudyty, nawiązującego w odkrywczy i odważny sposób do antycznej tradycji (A. Wietecha); bystrego obserwatora ludzi, zafascynowanego społecznymi, kulturowymi, estetycznymi aspektami płci (M. Skrucha)… Próżno tu szukać ujęć Kraszewskiego jako poczciwego, pracowitego dziadka z bujną brodą, ochoczo szkicującego na lata przed Sienkiewiczem kolejną powieść „ku pokrzepieniu serc” – rysuje się natomiast Kraszewski jako pesymista, przenikliwy i pozbawiony złudzeń świadek swojej epoki, wybiegający jednak daleko poza jej ramy światopoglądowe (P. Wojciechowski). A także Kraszewski jako wprawny prozaik, który z prawdziwym rozmachem potrafił pisać zarówno o odległych krajach, przemierzanych w licznych podróżach, jak również o kraju rodzinnym: polskiej tradycji i duchowości (J. Paszek). Artykuły, dotyczące dorobku oraz osoby autora Hrabiny Cosel, przeplatają się z tekstami bardzo osobistymi, które można nazwać wynikiem pewnej ankiety. Ankieta składała się z trzech pytań i została przez nas wysłana do wybitnych przedstawicieli polskiej humanistyki, niekoniecznie badaczy Kraszewskiego. W odpowiedzi otrzymaliśmy wspaniałe teksty. Niektóre z nich są właściwie artykułami, esejami, szkicami, łączącymi szeroko pojętą naukowość z refleksją jak najbardziej prywatną, wręcz intymną. Ogrom problemów i zaproponowanych dróg czytania, odkrywania na nowo Kraszewskiego, zaprezentowany w tych krótkich tekstach, przerósł nasze najśmielsze oczekiwania! Całość uzupełnia artykuł śledzący nawiązania do tradycji XIX wieku w epokach późniejszych (P. Stasiewicz) oraz teksty stanowiące przykład współczesnej twórczości literackiej (A. Godun, H. Sosnowski). Mamy nadzieję, że prezentowany zbiór tekstów będzie interesującym uzupełnieniem wspomnianej już konferencji „Józef Ignacy Kraszewski. 1812–2012. Pisarz – Myśliciel – Autorytet” (Warszawa – Białystok – Romanów, 14-16 listopada 2012), organizowanej przez Zakład Badań Interdyscyplinarnych i Porównawczych „Wschód – Zachód” z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Białymstoku, we współpracy z Narodowym Centrum Kultury, Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie, Akademią im. Jana Długosza w Częstochowie, Komitetem Nauk o Literaturze PAN, Muzeum Narodowym w Warszawie, Książnicą Podlaską im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku, Biblioteką Narodową, Polską Akademią Nauk, a także wieloma innymi instytucjami. Zapraszamy Państwa serdecznie zarówno do lektury „LiteRacji”, jak również uczestnictwa w Konferencji, będącej centralnym wydarzeniem krajowych obchodów „Roku Kraszewskiego”.
Grzegorz Kowalski
Iwona E. Rusek Literacje
&9
Policzkować trupa matki
się nie godzi...
Józef I. Kraszewski przeciw Upadkowi Polski Jana Matejki
&
Nieczęsto się zdarza, by w przypadku dzieł tak mocno osadzonych w kanonie kultury polskiej dokonał się tak radykalny zwrot społecznej recepcji, jak to się stało z Upadkiem Polski Jana Matejki.
01≈
Henryk Marek Słoczyński
Po przeszło stu latach od daty jego powstania słynna wystawa Polaków portret własny stała się okazją do znamiennej manifestacji: każdego dnia pozostawiano przy obrazie (od dawna znanym jako Rejtan, która to zmiana nie była przypadkowa) wiązanki kwiatów. Jej sens był oczywisty, w treści dzieła dostrzegano analogię do sytuacji aktualnej: wyobrażenie zaprzedanej obcemu mocarstwu elity politycznej, która mimo sprzeciwu narodu prowadzi państwo do katastrofy. Tę interpretację eksponowała i szeroko upowszechniała znana pieśń barda polskiej opozycji, Jacka Kaczmarskiego. Tekst opowiadał przedstawioną przez malarza scenę w formie raportu ambasadora carowej, obnażającego nikczemność zdradzających ojczyznę magnatów. Dzieło Matejki uchodzi za jednoznaczną manifestację patriotyzmu, co świetnie współgra z poczesnym miejscem twórcy w narodowym panteonie. Dla niewtajemniczonego ogółu niewątpliwie szokująca byłaby konfrontacja z informacją, że w związku z tym dziełem autora spotkały zarzuty braku patriotyzmu i niemal zrównanie jego postawy z potępianymi przezeń zdrajcami. Obraz znalazł niewielu obrońców w czasie, kiedy powstał, a jego przeciwnikami (wbrew temu, co głosiła oficjalna historiografia PRL) nie byli jedynie przedstawiciele interesów sfer arystokratycznych. Nie było też jednak wcale tak, by obraz aprobowali poszukiwani gorliwie przez partyjnych historyków rzecznicy postępu społecznego i krytycy arystokracji. Jego inspiratorem i obrońcą był natomiast Józef Szujski, który rozpoczął wówczas rozrachunek z anarchiczną przeszłością, ideowy przywódca grona nazwanego później stańczykami, uznawanego powszechnie za reprezentację interesów ziemiaństwa1. Stanisław Tarnowski, potomek historycznego rodu, inna wybitna postać w tym gronie, późniejszy autor biografii twórcy Upadku Polski, był wobec obrazu dość krytyczny, ale wtedy nie zabrał głosu. Skrajnie oskarżycielskie stanowisko wyrażały zaś Józef I. Kraszewski, który wcześniej i później nieraz dawał wyraz krytycznej ocenie dziejowej roli arystokracji. Wolno sądzić, że cieszący się dużym autorytetem pisarz przyczynił się w najwyższym stopniu do nadania ówczesnej debacie wokół dzieła tonu interdyktu. Warto zatem spróbować naświetlić uwarunkowania i motywacje jego bezwzględnego, wręcz brutalnego ataku na młodego artystę, pretendenta do roli sumienia narodu. Dla twórcy o takich aspiracjach nic nie mogło być bardziej dotkliwe niż zarzucone mu przez Bolesławitę, osławione „policzkowanie trupa matki”. Wystawienie obrazu i burza, jaką wywołał, nastąpiły w roku, za który pisarz po raz pierw-
Literacje
& 11
Policzkować trupa matki się nie godzi... 12
01≈ szy wystawił rodakom swoje Rachunki. Do oceny dzieła miał on jeszcze wracać w następnych latach, między innymi publikując rzekomo anonimowy wiersz: Winszuję, nie zazdroszczę guldenów i wstęgi, / Na mord drgającej Polski nie było wyrazu. Tyś do uniewinnienia użył swej potęgi, / Jak gdyby z owej sakwy twojego obrazu Wrogi kupiły prawo głosu: oto taka / Polska ilustrowana dziś pędzlem Polaka. Lecz za bezcen sprzedałeś tajnie swego gniazda, / Bo już bratniej miłości nie zejdzie ci gwiazda. 2 Wolno podejrzewać, że autorem oskarżycielskiego wierszyka był sam Bolesławita; w każdym razie został tu zebrany ogół zarzutów, które wytoczył już pod własnym imieniem. Przy rażącym radykalizmie potępienia (wiersz insynuował spełnienie za pieniądze oczekiwań zaborców: „guldeny”, za które „wrogi kupiły”, to pieniądze, które zapłacił za obraz cesarz Austro-Węgier), w jednym miejscu było tam wiele racji: moment pokazania obrazu był zupełnie nieodpowiedni. „Jeśli kiedy, to dziś na wystawę europejską nie godziło się posyłać tej nostra culpa – czytamy – jeśli tam objaśnienie Szujskiego dojedzie, powiedzą sobie obcy... Ha! sami winni że padli, bo żyć nie byli godni!”3. To dziś to oczywiście sytuacja narodu po niedawnym powstaniu, ostatni epizod „długiego pasma nieskończonych ofiarnictw”, jak pisał w tym samym tomie Rachunków. To stosowany przez Rosję „system wytępiania narodowości, religii, obyczaju i języka”; czas, kiedy „tysiące rodzin wywieziono, wyzuto z własności, rozerwano, wymyślnie śląc na powolną śmierć z głodu i nędzy”4. Nawet jeden z francuskich krytyków oceniał, że chwila, gdy „ziemia Litwy jeszcze się czerwieni, a tylko Sybir może wiedzieć, ilu Polaków mieszczą jego więzienia i kopalnie”, nie jest właściwa, by taki obraz, jak Sejm warszawski w roku 1773, pokazać na wystawie światowej. Fakt, że artysta zmienił tytuł, nadając mu neutralne brzmienie, zdaje się wskazywać, że sam dostrzegał tę niestosowność i nie chciał, by oskarżycielski ton obrazu dotarł do obcej publiczności, co jednak nie mogło się udać.5 To dziś to także systematycznie prowadzona przez Moskwę akcja usprawiedliwiania własnego systemu eksterminacji na arenie eu-
& Literacje
ropejskiej. Akcja ta natrafiła na sprzyjającą koniunkturę i zaczęła przynosić sukcesy nawet u przyjaznej dotychczas Polakom nacji, co dostrzegł Kraszewski. „Francuzi się znudzili Polską – pisał – i pragną pokoju... pokoju... pokoju, a Polska to wojna europejska, spadek papierów na giełdach i handlu przerwanie...”6. Zmiana stosunku do Polski, łączona nie bez podstaw ze zmianą ducha czasu, odbijała się na reakcji na ostatnią falę emigracji; pisarz z bolesną przesadą postrzegał ją jako „kalwaryjski pochód wśród niecnego tłumu urągowisk”7. Obraz Matejki mógł więc przyczynić się do pokonania kolejnych stopni na drodze odwrotu opinii zachodniej od sympatii dla sprawy polskiej. Tak też zapewne rozumowali przywódcy Hotelu Lambert, próbujący uniemożliwić ekspozycję obrazu na wystawie światowej w Paryżu. Zabiegał o to bezskutecznie hrabia Aleksander Walewski, były minister w rządzie Francji, syn Marii Walewskiej i Napoleona. Ksawery Branicki, wnuk obu pokazanych przez artystę targowiczan, właściciel krociowego majątku we Francji, odmówił zaś wykorzystania w tym celu swych wpływów na dworze Napoleona III8. Twierdząc, że dzieło Matejki źle przysłużyło się sprawie polskiej, Kraszewski nie był więc osamotniony; można sądzić, że był w tym bliski odczuciom communis opinio, ale to jeszcze nie tłumaczy, dlaczego nie przebiła się interpretacja głosząca, że główną ideę obrazu stanowi gwałt zadany patriotycznej większości przez obcych i zdrajców. Z pozoru na istotną przeszkodę wydają się wskazywać słowa o sprzedaniu „tajni swego gniazda” z cytowanego wiersza. Nie należy ich traktować dosłownie, trzeba jednak zauważyć, że krytyk nie zarzucał artyście, że mija się z prawdą, lecz że ją ze szkodą eksponuje. Należy więc postawić pytanie, co z okoliczności i uwarunkowań upadku Polski mogło wtedy – po upływie prawie wieku – uchodzić za sprawy, o których należy milczeć. Nie była z pewnością tajemnicą ani tłumionym wątkiem zbiorowej pamięci rola konfederacji targowickiej i uwiecznionych w obrazie postaci w unicestwieniu niepodległości Polski. Jak pokazuje niedawna praca młodej autorki, czarna legenda hersztów targowickich była szeroko rozpowszechniona. Ich postacie traktowano jako swoiste memento oraz antywzorzec postaw obywatelskich i patriotycznych,
służyły zatem wychowaniu w duchu wierności pryncypiom. W popularnych wyobrażeniach potępianych zdrajców dotykała często w widomy sposób ręka Boskiej Sprawiedliwości, co wspomniana autorka uważa za „dramatyczną próbę ocalenia zagrożonego świata wartości”9. To niewątpliwie także próba ocalenia wiary w zgodne z nimi postępowanie narodu: gdy winnymi upadku państwa stają się nieliczni, pomniejsza się odpowiedzialność ogółu. Nie negując znaczenia płatnych zdrajców (czy zaślepionych obrońców złotej wolności, niezupełnie świadomych swej roli) w dokonaniu rozbiorów, trzeba podkreślić, że fakty te służyły często odwracaniu uwagi od uwarunkowań kryzysu i upadku państwa, pojmowanych w kategoriach długiego czasu historycznego. Eksponowanie kozłów ofiarnych, jednostek, które obciążano odpowiedzialnością za całe zło, przesłaniało ten wymiar dziejów. Ten motyw w wyobrażeniach Polaków doby rozbiorów i późniejszych walk o niepodległość uważał za znamienny Adam Mickiewicz. „Od konfederacji barskiej aż po dni dzisiejsze Polacy częstokroć tłumaczą swoje klęski i nieszczęścia zdradą” – głosił z katedry College de France. Poeta-historiozof tłumaczył ten fakt wielkością i trudnością posłannictwa, które przyszło realizować Polsce10. Przykładów wyjaśniania katastrofy rozbiorów i powstań za sprawą już to literalnie pojętej zdrady, już to szerzej – jednostkowych postaw – można przytaczać wiele. Jak pisał świetny znawca zagadnienia, autorzy dzieła O ustanowieniu i upadku konstytucji polskiej 3 maja, które bardzo mocno wpłynęło na obraz schyłku Rzeczpospolitej, próbowali dowieść, że „społeczeństwo nie było winne klęski”, że spowodował ją ostatni król i „bezecna grupa zdrajców”11. Joachim Lelewel tego typu schemat interpretacji rozciągał na całe dzieje Polski. Apologia gminowładztwa szlacheckiego jako realizacji absolutyzowanej egalitarno-wolnościowej utopii, w konfrontacji z koniecznością wyjaśnienia zarówno sprzecznych z tym ideałem faktów, jak i katastrofy państwa, prowadziła do konceptu permanentnej, nieusuwalnej wrogości arystokratycznej mniejszości wobec ducha narodowego. Ideę destrukcyjnej mocy jej intryg zawiera osławiona formuła zawichrzenia gminowładztwa, dokonanego przy udziale innych „obcych zasad – monarchi-
zmu i jezuityzmu”12 . Koncept ten, bezwzględnie dominujący w wizji dziejów Polski Lelewela od schyłku XVI wieku, stanowił też nadrzędny motyw historii ostatniego okresu. Postępki Czartoryskich czy króla, jeśli już nie były pospolitą zdradą, urastają tam do rangi posunięć kluczowych a zabójczych dla Polski13. Zarazem dziejopis – podobnie jak Mickiewicz – w pełni podzielał zasadniczą motywację targowiczan: sprzeciw wobec zniesienia wolnej elekcji w konstytucji majowej14. Po klęsce powstania polemika z tezą o odpowiedzialności za los narodu jedynie wąskiej grupy zdrajców i nieudolnych przywódców stała się istotnym wątkiem interpretacji przeszłości i programu politycznego młodych konserwatystów krakowskich. Józef Szujski dostrzegał opór świadomości polskiej przed uznaniem odpowiedzialności ogółu za wspólny los i wynikające stąd usiłowania, by „dla każdej epoki wyszukiwać kozła ofiarnego i na niego złożyć przyczyny wszystkich niepowodzeń i grzechy ogólne”15. Każe to postawić pytanie, czy w obrazie Matejki nie dostrzeżono właśnie polemiki z tą wygodną tezą o nielicznych zdrajcach, winnych całego zła i narodowej katastrofy, oraz masach sprawiedliwych. „Na mord drgającej Polski nie było wyrazu” – uzasadniał anatemę autor pamfletu. Słowa te, kwestionując stosowność wyobrażonej w obrazie sceny, wydają się stwierdzać, że majestat zamordowanego Królestwa – by posłużyć się formułą Ryszarda Przybylskiego – domaga się ciszy, że niegodne są głośne wyrzuty nad trumną wśród pogrążonych w żałobie. Zarazem trudno sądzić, by pisarz żądał całkowitego milczenia czy poprzestania na piętnowaniu zaborców – katów niewinnej ofiary. Kwestie te poruszano przecież nie wywołując ogólnego oburzenia; czynił to też on sam. W cytowanych słowach chodzi bodaj o coś więcej, niż o respektowanie akademickiej zasady decorum, rozumianej jako „dostosowanie kompozycji i formy dzieła sztuki do charakteru i godności tematu”16. Znaczenie kryteriów akademizmu wydaje się istotne dla innych krytyków obrazu, zwłaszcza Norwida, którego prywatny list – bez jego zgody – opublikował właśnie Kraszewski. „Wszystko tam wyzute z ideału!” – oburzał się poeta. „To parlament? A to wielka karczma flamandzka, gdzie hałaburdują kijami i pięściami. Rejtan nie
01≈
Literacje
& 13
Policzkować trupa matki się nie godzi... 14
01≈ gladiator konający ani męczennik ufny w zapieczętowanie sprawy i czujący pod palcami ręki swojej sakramenta dziejów – nie, Rejtan tam jest wąsaty demoniak...”17. Trzeba zauważyć, że i tu kwestie z pozoru formalne odsyłają z miejsca do historycznej oceny. Czy bowiem, stosując się do uwag Norwida, można było wyrazić treść adekwatną do intencji, ukazać anarchię i degenerację elit Rzeczypospolitej bez konfliktu z postulatem wzniosłości? Kwestia odpowiedniego zobrazowania tematu zawiera też pytanie, czy dostępne malarzowi środki pozwalają na dokonanie historycznej syntezy, przedstawienie Upadku Polski właśnie. Już tytuł, tak ważny w recepcji dzieł malarstwa „wielkotematowego”, sugeruje zamiar syntezy, co podkreśla również anachroniczna współobecność aktorów wydarzeń z całej epoki. Kompozycja konfrontuje protest Rejtana nie tylko z jego rzeczywistym antagonistą, marszałkiem sejmu warszawskiego Adamem Ponińskim, lecz także z dwójką targowiczan – Szczęsnym Potockim i Ksawerym Branickim. Ponadto na sejmie tym nie było ani króla, ani Kołłątaja, Repnina nie było nawet w Polsce, a portret carycy nie wisiał w sejmowej Sali; nie było tam też rosyjskiej armii. Kraszewski wyrzucał Matejce, że „połączył ze sobą postacie rozdzielone przestrzeniami czasu i wypadków, słowem ze sceny 1772. r. ściśle oznaczonej przez Rejtana, zrobił jakąś niby alegoryczną sejmową historię, w której wszystkich ludzi poszlakowanych o zdradę lub słabość pomieścił”. Uznał, że zgromadził on ze złą wolą i szkodą dla prawdy drastyczne wątki, chcąc wyostrzyć swój wyrok: „wszystko to razem ściśnięte, zduszone (…) nie przedstawia ani sejmu i walki, ani historycznej sceny, chaotycznie się plącze, aby jak najostrzejszymi razy w zbolałą pierś uderzyć...”18. Współgrało to z opinią Norwida, piętnującego alegoryczne uproszczenia, „myśl wypowiedzianą obces”, zwłaszcza poprzez sakiewkę ze złotem, jak również z lapidarną oceną Siemieńskiego, że taka „przymieszka alegorii do historii ubliża majestatowi tej ostatniej”. Widać tu jasno, że troska o zachowanie akademickich zasad wynika z braku akceptacji dla treści, że to tylko ów przysłowiowy paragraf, który znajduje się, gdy wyrok jest już wydany. Ale gdyby były wątpliwości, to dość
& Literacje
zestawić te oceny z reakcją na Kazanie Skargi, gdzie malarz zastosował tę samą metodę obrazowania. Tak samo pokusił się o ujęcie całej epoki – przywołał rokosz sandomierski, dymitriadę i interwencję w Rosji, unię religijną, wreszcie konszachty dyplomatyczne króla z Rzymem i Habsburgami – ustawiając obok siebie postacie wbrew historycznym realiom. Rzucona przez króla rękawica to zaś podobny nośnik sensu wyrażonego „alegorycznie”, w spłaszczony sposób, jak moskiewskie talary. I również Skarga rozliczał „winy własne” narodu19. A reakcja była przecież diametralnie odmienna: nikt nie kwestionował entuzjastycznego werdyktu Siemieńskiego, że „historia Polski ma już swego malarza”. Kraszewski co prawda o Skardze i wcześniejszej twórczości Matejki wydał opinię krytyczną, ale to już później, z perspektywy Upadku Polski. W Starowolskim z Karolem XII i Janie Kazimierzu na Bielanach, obrazach związanych tematycznie z potopem szwedzkim, nie chciał dostrzec ewidentnego przesłania konsolacyjnego, idei spes contra spem. Potępił artystę słowami: „wyrzucać mogiłom, że spłonęły kolebki nasze, nie rzecz to dzieci co kochają”, Skargę zaś uznał za „kamień na przeszłość rzucony”20. Ale gdy powstała Unia Lubelska, już sam wybór tematu kazał mu zmienić ton i nie dostrzegać anachronizmów nie mniej rażących. Nie może dziwić, że nie zauważył i nie pojął sensu dziwnej obecności relikwiarza na głowę św. Stanisława w lubelskim kościele; ale nie zauważył też wprowadzenia chłopa na salę sejmową, tak spektakularnie łamiącego wszelkie historyczne realia. „Jak się wydaje, w ocenie dawniejszych obrazów pisarz odmawiał artyście prawa do wszelkiego krytycyzmu wobec przeszłości, przecząc tym własnej, krytycznej postawie.” Napisane bowiem wkrótce, oparte na źródłach, obszerne dzieło Polska w czasie trzech rozbiorów, choć unika śmielszych uogólnień, tworzy niepozostawiający złudzeń obraz upadku. Ale uderzający, powracający uparcie obraz tańca na grobie ojczyzny pojawił się już w tym samym, co atak na Matejkę, tomie Rachunków. „Gdy w chwili grodzieńskiego sejmu ledwie kilku obywateli protestowało – pisał – ogół bawił się, balował, dawał opłacać za uległość i nie czuł okropnego upadku swojego”21. Bolesławita wyraził więc z całą dobitnością myśl idą-
Brutalny atak Bolesławity można wyjaśnić, jeśli się uzna, że potraktował obraz jako ilustrację tez Szujskiego24. Szujski, podkreślając duchowo olbrzymi wymiar obrazu, wskazał bogactwo treści, złożoność wyobrażonej problematyki i trudności jednoznacznej oceny. Pisał, że w pierwszym rzędzie malarz potępił warstwę wyższą, a protestujący Rejtan to „alegoryczny przedstawiciel narodu”. Wskazał także na znaczenie wyobrażonej w tle „grupy szarpiącego się i dźwigającego się narodu, zakończonego jak piramida owym młodzieniaszkiem, podnoszącym czerwoną czapkę męczeńskich a nadaremnych powstań”. Byłoby to bliskie uwag Serafińskiego, gdyby nie fakt, że u Szujskiego ocena tych powstań była ambiwalentna. Twierdził on ponadto coś, czego nie chciała przyjąć opinia ukształtowana na apologii Lelewela: choć przeciwstawił zdrajcom ogół narodu, nie zwalniał go z odpowiedzialności za los państwa. Podkreślając, że „niszcząca zaraza negacji” objęła wtedy całą rzeczywistość25, odwołał się do wyczuwalnej intencji twórcy, którą zapewne sam podsunął. Upadek Polski odnosił się więc do „piekielnego kłębu wiekowego zła”, którego wymowy ani skutków nie osłabiły przykłady spóźnionej ofiarności patriotycznej. Swoista negacja określa bodaj sam czyn Rejtana, nie wolny od ambiwalencji, skoro (choć w słusznej intencji) było to przecież żądanie respektowania szkodliwej instytucji liberum veto. Zwłaszcza w kontekście Skargi adekwatność interpretacji w duchu wiekowego zła dziejów Polski rysowała się jasno. Patriotyczny odruch obrony reputacji narodu w reakcji na obraz staje się więc zrozumiały Ale Szujski szedł dalej, sugerował wprost analogię między zaślepieniem dawnych obrońców złotej wolności a niedawnym ruchem powstańczym, odwołał się do własnego konceptu liberum conspiro, choć ta formuła tu nie padła26. Istotę utożsamienia liberum veto i liberum conspiro stanowi teza, że są to zmienione postacie silnie utrwalonej mentalności, wyzbytej realizmu i opartej na odruchu idealistycznego sprzeciwu, który wypływa z wiary w ostateczny triumf słusznej sprawy, w gwarancję Boga czy Historii dla ostatecznej realizacji ideału: demokracji szlacheckiej w dawnej Polsce, a potem – jej niepodległości. Dyktowany emocjami radykalizm, eliminując rozsądek i umiarkowanie, prowadził według niego do równie zgubnych skutków: kiedyś anarchii,
cą dalej niż to, co można było wyczytać z obrazu, na którym malarz przynajmniej pominął te beztroskie hulanki. Dla recepcji obrazu kluczowe było odczytanie znaczenia postaci posła z Nowogródka. Tej możliwości, która pozwoliła wynieść z czasem obraz na ołtarze patriotycznego kultu, był świadomy szwagier artysty, Leonard Serafiński. Ta interpretacja nie jest literalnie znana, ale córka Serafińskiego, Stanisława, autorka wspomnień o Matejce, napisała o niej, jakoby właśnie ojciec „najlepiej zrozumiał myśl” malarza, że „ten na ziemi ogniem zapału, bólem rozpaczy i poświęceniem męczeństwa drgający człowiek, to naród, to Polska sama, brutalną przemocą, zdradą, przekupstwem, gwałtem, rozbojem powalona, upadająca, ale nie upadła i nie spodlona. (...) Sakiewka z rozsypanym złotem zdrajców to epizod – jak oni sami, przeminie”. Sąd ten rozstrzygał więc jednoznacznie, że Rejtan to upostaciowanie ubezwłasnowolnionego i zdradzonego narodu, któremu pozostał tylko gest rozpaczy. Trudno przesądzać, czy autorka po latach oddała w pełni ideę interpretacji, ale jest wielce prawdopodobne, że właśnie to odpowiadało Matejce, który pisał nawet o chęci jej wydrukowania, wypowiadając się zarazem z pewną rezerwą o Objaśnieniu Szujskiego. Jednak fakt, że z woli malarza tekst ten cały czas towarzyszył obrazowi, dowodzi, że autor nie wykraczał poza jego intencje. Nie powstał też żaden zgrzyt w ich przyjaźni, a historyk miał niebawem zostać ojcem chrzestnym córki Matejki.22 Te nieokreślone obiekcje artysty nie były przy tym znane krytykom, ci nie mogli więc wątpić, że przyjaciel-historyk jest rzecznikiem jego myśli. Cytowany już sąd Bolesławity wiązał uwagi o szkodliwości treści obrazu właśnie z tekstem Szujskiego. Nie było wtedy osoby bardziej kompetentnej w zakresie wiedzy o XVIII stuleciu niż pisarz i historyk, który napisał właśnie IV tom Dziejów Polski, obejmujący tę epokę. O jego przyjaźni z Matejką i wpływie na artystę wiele pisano; to on bez wątpienia inspirował Upadek Polski, tak jak potem Kopernika, Hołd Pruski czy Racławice23. Obok Objaśnienia, rzeczowego opisu, historyk napisał recenzję, w której wyraził otwarcie sąd o przesłaniu dzieła. Tej Matejko, rzecz jasna, nie firmował, trudno jednak wątpić, że oba teksty traktowano łącznie jako miarodajny wykład jego intencji.
01≈
Literacje
& 15
słabości i utraty suwerenności, obecnie – nieprzynoszącego korzyści przelewu krwi, utraty możliwości ewolucyjnej poprawy sytuacji i zacieśnienia pętli niewoli. Szujski szukał dziedzictwa anarchicznej mentalności w owej negacji, która pod zaborami przybrała formę rezygnacji z trudu powolnej realizacji ograniczonych celów, ekonomicznych, społecznych i kulturalnych, odrzucania pracy organicznej. Jej przejawem był bezrefleksyjny, kierowany na zewnątrz, jałowy sprzeciw grzęznącej we własnych kompleksach społeczności, „nerwowa irytacja patriotyczna”, odruchowe przeczenie wszystkiemu, co wydaje się godzić w zaniżone poczucie narodowej wartości. Taką postawę uważał za barierę przy podejmowaniu krytycznego rozrachunku z przeszłością, przy wyznaczeniu nowych dróg działania w oparciu o weryfikację dziedzictwa27. Kraszewski tezy te uznał za największe zagrożenie dla życia narodowego, toteż zwalczanie ich stanowi jeden z ważniejszych – jeśli nie najważniejszy – wątek Rachunków, choć samej bodaj formuły liberum conspiro tam nie przywołał. Stan umysłów, zaślepiająca siła egzaltacji patriotycznej, wiodące naród ku niechybnej przepaści przerażały Szujskiego, który na sobie doświadczył ich potęgi. Bolesławia, godząc się na taką logikę uwarunkowań, odwrócił znaki wartości: „Na próżno ostygająca cząstka stara się wyobrażenia ostudzić, tłumy wprowadzić na drogę realizmu, otrzeźwić go, oblać zimną rozwagą – pisał. Atmosfera rozgorzała upaja najtrzeźwiejszych, poezja obwiewa szyderców, tłumy i wiry pociągają z sobą wszystkich, kto chce i nie chce”28. Tych, którzy chcieli wyrwać przyszłość spod władzy idealistycznych urojeń i upojeń, nieracjonalnej, choć zrozumiałej chęci odwetu, potępił, bijąc pokłony przed idolem „szału świętego młodzieży”, który „ogarnął naówczas wszystkich lub przynajmniej odebrał wszystkim siłę opierania mu się, chociaż przeważna większość narodu przewidywała, jakie za sobą skutki miało pociągnąć powstanie...”29. Samobójczy pęd ku przepaści znalazł tu apologetę – nie jedynego, ale nader wpływowego. Diagnozy Szujskiego i Kraszewskiego to konfrontacja filozofii polityki opartej na szacunku dla rzeczywistości z idealistycznym upojeniem potęgą ducha i kontentowaniem się moralną wyższością nad wrogami. Szujski przez analizę doświadczeń przeszłości ujawniał
& Literacje
historyczne uwarunkowania irracjonalnych zachowań, a gruntowna rewizja dziedzictwa i nowy wybór tradycji pozytywnej miały być przesłanką nowej polityki. Bolesławitę przerażał radykalizm tego programu, w krajobrazie kataklizmu zaś znalazł świetny materiał do podniosłej apologii pędu do samounicestwienia. „I tworzą się dzieje lat ostatnich podobniejsze do marzenia, do poematu, do epopei... niż do życia na ziemi... pod ich wpływem całe pokolenia rodzą się i rosną z aureolami na czołach, z krzyżami na piersiach krwawymi, z pragnieniem męczeństw i ofiary, pod ich wpływem wszyscy znoszą na stos palącej się ojczyzny do ostatniej koszuli i do ostatniego dziecięcia”30. Dlaczego właściwie tych estetycznych zachwytów nad siłą egzaltacji, wiodącą ku śmierci i pożodze, nie nazwać policzkowaniem trupa – nie matki może, lepiej – jej poległych dzieci? Gdyby ktoś taki zarzut sformułował, byłby on mniej absurdalny, niż ten, który sędzia polskiego sumienia postawił swoim rywalom, wywijając na oślep maczugą niezłomności w odpowiedzi na głos, że wreszcie trzeba przerwać ten taniec śmierci. Konstatując „ducha stosunkowy upadek” jako efekt bezprzykładnej klęski, Kraszewski darł szaty nad jej konsekwencjami, szukał leku na objawy, a opierał się jak Rejtan sięganiu do głębokich przyczyn nieszczęść. Werbalnie godził się z potrzebą pracy organicznej, zarazem ostrzegał przed zawartą rzekomo w tej idei apologią dorobkiewiczostwa i „samolubną obroną od wszelkiej ofiary”. Młodzieży galicyjskiej (późniejszym stańczykom) nie wahał się zarzucić ducha reakcyjnego, przebranego „w miłość nauki praktycznej, w potrzebę pracy wytrwałej a organizacyjnej”31. Zarazem kontestował – tak jak oni – anarchiczną polską mentalność: „Łatwo u nas o spisek, o wybuch gwałtowny – pisał – ale o mężne stanie przy przekonaniach wobec nieprzyjaciela, bez namiętności i gniewu, ze stoicyzmem głębokiej wiary i poczuciem godności człowieka a świętości prawdy... – niestety – trudno! a bardzo trudno!”32. Od Szujskiego różnił się tym, że nie dostrzegał trwania w polskiej mentalności dialektycznego, mocnego związku tych negatywnych cech z objawami patriotycznego ducha i ofiarności. Zdecydowanie nie pojmował, że konieczny wybór nowej drogi nie może iść w parze z adoracją dotychczasowej.
Bolesławita odmawiał prawa głosu pokoleniu mniej obciążonemu błędami przeszłości i nie przyjął roli rzeczowego recenzenta jego planów. Podjął próbę ostracyzmu, imputował, że ci, co odrzucili wiarę „w cud przez potęgę ducha”, osunęli się „w drugą a gorszą ostateczność, w niewiarę, w apostazją przeszłości, w potępienie wiekowych prac, łez i ofiar”33. Sprawa Upadku Polski była pierwszym i – obok Teki Stańczyka – najgłośniejszym polem walki. Kraszewski miał znakomity udział w uruchomieniu lawiny oskarżeń i oszczerstw, mających już trwale zdominować ocenę orientacji, która podjęła dzieło krytycznej oceny spuścizny przeszłości i szukania nowej strategii w walce o niepodległość. Ironią historii jest fakt, że obraz, który miał być dobitnym przykładem zerwania z patriotyzmem, stał się z czasem symbolem patriotycznej niezłomności.
Henryk Marek Słoczyński
{
Policzkować trupa matki się nie godzi... 16
01≈
1. Szczególnym przykładem pseudouczonej ekwilibrystyki w służbie stalinowskiej propagandy w tych sprawach były wywody Wyki, który deprecjonując podjęcie rewizji przeszłości przez Szujskiego oraz fakt, że wspierał on Matejkę, ogłosił, że obraz stanowił „rewizję narodowej przeszłości ze stanowiska postępowej w ówczesnym układzie społecznym ideologii mieszczaństwa”. (K. Wyka, Matejko i Słowacki, Warszawa 1953, s. 24-25.) 2. J.I. Kraszewski, Z roku 1867 Rachunki, Poznań 1868, cz. II, s. 341-342. 3. Idem, Z roku 1866 Rachunki, Poznań 1867, s. 310-311. 4. Ibidem, s. 46-49; por. także np. s. 35-36. 5. M. Zgórniak, Matejko w Paryżu. Opinie krytyków francuskich z lat 1865-1870, Kraków 1998, s. 160, 170-171. 6. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 122; stopniowe zanikanie tradycyjnie przyjaznego Polsce nastawienia opinii francuskiej należy łączyć z dążeniem Paryża do zawarcia antypruskiego sojuszu z Rosją. Trzeba zarazem zauważyć, że uwagi Kraszewskiego były przesadzone – jak w wielu podejmowanych w Rachunkach sprawach. Na liczne przypadki wyrażania sympatii dla Polski we Francji w tym okresie wskazał Marek Zgórniak, op. cit. s. 158-164. 7. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 115. 8. A. Ryszkiewicz, Branicki i Matejko, „Tygodnik powszechny” 1973, nr 39. 9. I. Węgrzyn, Polskie piekło. Literackie biografie zdrajców targowickich: Stanisława Szczęsnego Potockiego, Franciszka Ksawerego Branickiego i Seweryna Rzewuskiego, Kraków 2005, s. 292, 298. 10. A. Mickiewicz, Literatura słowiańska, kurs drugi, [w:] idem, Dzieła, t. X, Warszawa 1955, s. 245-246. 11. A. Zahorski, Spór o Stanisława Augusta, Warszawa 1990, s. 49-50. „Tego rodzaju interpretacja historii zawsze znajdzie zrozumienie i rzesze admiratorów, wczoraj i dziś” – dodawał historyk (ibidem). Za jej przykład można uznać nieco późniejsze od ataków na Matejkę dzieło Kraszewskiego, który zasadniczo unikając syntetycznych ocen, bezwzględnie potępiał króla (Polska w czasie trzech rozbiorów, t. 3, Warszawa 1903, s. 261, 278, 309). 12. H. Słoczyński, Światło w dziejarskiej ciemnicy. Koncepcja dziejów i interpretacja przeszłości Polski Joachima Lelewela, Kraków 2010, por. zwłaszcza s. 534-539, 544-547, 551-554. 13. Ibidem, s. 566-573; historyk potępiał zwłaszcza arystokrację współczesną (ibidem, s. 262-267). 14. Dobitny atak Lelewela na konstytucję majową i prawo o sukcesji tronu: Wspomnienie o konstytucji 3 maja, [w:] J. Lelewel, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XIX, Poznań 1865, s. 229-231. 15. J. Szujski, [rec.:] W. Kalinka, Ostatnie lata Stanisława Augusta, [w:] idem, Dzieła, seria I, t. 7, Kraków 1889, s. 187. 16. M. Poprzęcka, Akademizm, Warszawa 1977, s. 57. 17. „Dziennik poznański”, nr 271 z 24.XI.1868; por. C.K. Norwid, Pisma wszystkie, t. 9, Listy 1862-1872, wyd. J. Gomulicki, Warszawa 1971, s. 349-350; oburzenie poety takim naruszeniem jego prywatności ilustrują listy do przyjaciół (ibidem, s. 379-381). 18. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 308-310. 19. J. Krawczyk, Matejko i historia, Warszawa 1990, s. 83-118; H.M. Słoczyński, Jan Matejko, Kraków 2005, s. 25-27. 20. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 306. 21. Ibidem, s. 156; por. s. 43, 131-132. 22. S. Serafińska, Jan Matejko. Wspomnienia rodzinne, Kraków 1955, s. 225-228, 240. 23. Już Tarnowski stworzył swoisty „podwójny” portret obu twórców; na tym schemacie oparta jest też cytowana książka Krawczyka Matejko i historia; polemizowałem z jej istotnymi ocenami w tej kwestii: H.M. Słoczyński, Smutek pokutników. O poglądach historycznych Matejki i Szujskiego, „Historyka” 1992, t. XXII, s. 91-101. 24. Kraszewski zarzucił Szujskiemu matejkowski pesymizm (Z roku 1866…, op. cit., s. 252). 25. J. Szujski, Dzieła, op. cit., s. 115-118; Objaśnienie do Upadku Polski – ibidem, s. 120-122. 26. Ibidem, s. 117. 27. Tej kwestii poświęciłem rozprawę Koncept „liberum conspiro” Józefa Szujskiego a doświadczenie powstania styczniowego, w tomie zbiorowym poświęconym temu powstaniu pod red. T. Kargola (w druku). 28. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 45. 29. Ibidem, s. 48. 30. Ibidem, s. 45-46. 31. Ibidem, s. 49-52; idem, Z roku 1869 Rachunki, Poznań 1870, s. 31. O programie stańczyków pisał później: „sobkowstwo ubrane w pracę organiczną doszło do apoteozy” (ibidem, s. 19). 32. J.I. Kraszewski, Z roku 1866…, op. cit., s. 328; por. też np. pochwałę braku „konspiracji, potajemnych knowań” w Wielkopolsce (s. 101). 33. Ibidem, s. 51-52.
İ
bo
Dr hab. Henryk Marek Słoczyński (ur. 1953), adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor prac o malarstwie Jana Matejki, wśród nich książki: Matejko (Wrocław 2000) i albumu Jan Matejko (Kraków 2005). Rozprawa doktorska o koncepcjach historycznych Józefa Szujskiego nie została wydana; o tej tematyce traktują publikacje m.in. w „Kwartalniku Historycznym” i „Znaku”. W 2010 roku wydał pracę habilitacyjną Światło w dziejarskiej ciemnicy. Koncepcja dziejów i interpretacja przeszłości Polski Joachima Lelewela.
Literacje
& 17
02≈
Inesa Szulska
(Uniw ersytet Warszawski)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? Moje pierwsze spotkanie z pisarstwem J. I. Kraszewskiego, jak chy-
ANKIETA
{
ba większości czytelników, miało miejsce jeszcze w szkole, z tym, że poznane powieści nie należą do pierwszoplanowych i powszechnie znanych. W polskiej szkole na Wileńszczyźnie, którą kończyłam w pierwszym okresie niepodległości Litwy, korzystaliśmy z podręczników wydanych jeszcze w okresie radzieckim, gdzie twórczość pisarza omawiano na podstawie „litewskiej” powieści Kunigas, potem w zakamarkach domowej biblioteki rodziców natrafiłam na intrygująco brzmiące Papiery po Glince. Do Kraszewskiego powróciłam po latach, podczas studiów polonistycznych, a następnie pracy nad swoją rozprawą doktorską poświęconej związkom pisarza z Litwą. Dopiero wówczas, już w sposób bardziej świadomy, mogłam przyjrzeć się temu, co mnie w dorobku twórcy interesuje najbardziej: rozmach jego zainteresowań (wykraczających daleko poza literaturę), które w wieku XIX wielorako stymulowały rozwój kultury krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz niejednoznaczny charakter pośmiertnej recepcji dzieł. Jako obiekt badań stanowi nie lada wyzwanie – chimeryczny w poglądach, erudycyjny w przekazie, staroświecko mentorski, a jednocześnie zdystansowany wobec rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Mój osobisty stosunek do pisarza ewoluuje w miarę poznawania kolejnych obszarów zjawiska kulturowego pt. „Kraszewski”, przypomina niepozbawioną pułapek wyprawę w krainę intelektualnej przygody, pełną zmagań, zakrętów i niespodzianek.
18
& Literacje
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Od kilkunastu lat w badaniach historycznoliterackich prowadzonych w Polsce i poza jej granicami podejmowany jest zbiorowy wysiłek ukazania J. I. Kraszewskiego jako pisarza nowoczesnego, w sposób uważny obserwującego i odnotowującego przemiany zachodzące na różnych polach (literatury, myślenia o kulturze i historii, refleksji o społeczeństwie) w jakże burzliwym wieku XIX. Kraszewski pomysłodawca ciekawych rozwiązań w zakresie współczesnej mu prozy, zaangażowany polityk i publicysta (krąg zainteresowań którego znacznie wykraczał poza ojczyznę: Kraszewski a Niemcy, Rosja, Litwa, Ukraina), twórca literatury w kształcie przystępnym także dla mniej wyrobionego czytelnika, rzecznik (choć nie bezkrytyczny) postępu cywilizacyjnego, filozof codzienności – taki obraz pisarza wyłania się z prac zbiorowych (Kraszewski – pisarz współczesny, Obrazy kultury polskiej w twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, Europejskość i rodzimość: horyzonty twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego), jak i autorskich badań prowadzonych m.in. przez J. Bachórza, E. Ihnatowicz, E. Czapiewskiego. Jeśli chodzi o materiał badawczy, dominuje proza (zarówno historyczna, jak i współczesna) rozpatrywana jako pograniczne ogniwo pomiędzy dogasającym romantyzmem i nowinkami literackimi II połowy XIX w. (kontekst nader zróżnicowany: J. Korzeniowski, L. Sztyrmer, H. Sienkiewicz, jak ma to miejsce w najnowszych pracach E. Owczarz i W.
„Trapezologion” – dziwaczna historia o duchach i wirujących stołkach z moralistyką w tle (z gatunku XIX-wiecznych horrorów). Skojarzenia: Nazwisko pisarza nieodparcie wywołuje u mnie skojarzenia z tonącą w półmroku biblioteką, piętrzącymi się tu i ówdzie stertami „różnych różności” i poskrzypywaniem gęsiego pióra…
Hamerskiego). Kanon dzieł, jeśli o nim mowa, niby od dawna ustalony (głównie wybrane dzieła z serii Dzieje Polski, Hrabina Cosel) w świetle efektów współczesnych badań historyków literatury wydaje się być wartością zmienną – bo niesłusznie tak słabo znamy powieści współczesne Kraszewskiego, rzadziej sięgamy po podróżnicze szkice, choć niektóre teksty (jak większość wierszy, dramaty) w warunkach konkurencji z innymi romantykami raczej nie przetrwały próby czasu. Trudno autorytatywnie wskazać, co potomnym zostanie z tak ogromnej i różnorodnej gatunkowo spuścizny (proza, poezja, dramaty, krytyka literacka, studia historyczne, etnograficzne, językoznawcze, przekłady), bo zadecydują o tym czynniki pośrednio jedynie związane z samym pisarzem lub jego dorobkiem (status literatury jako takiej, stosunek do XIX wieku, który z powodu powiększającego się dystansu czasowego traci na wyrazistości, wreszcie nasz, dość ambiwalentny stosunek do rodzimych dziejów i autorytetów). Jeśli pytamy o samą „kanoniczność” rozumianą jako uniwersalność przekazu, to w tej formule Kraszewski niewątpliwie się mieści.
Anna CzabanowskaWróbel (Uniw ersytet Jagielloński)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? W dzieciństwie na ślady pisarza napotykałam w Krakowie (Skałka) i podczas wakacyjnych wyjazdów (ławeczka Kraszewskiego u stóp Góry Parkowej w Krynicy). Szkolna lektura Starej baśni mnie nie przekonała. Inne powieści historyczne, zwłaszcza saskie, zdecydowanie bardziej do mnie przemawiały. Jednak to nie powieści historyczne, ale współczesne wydają mi się dzisiaj szczególnie godne uwagi. I to pomimo tego, że powstają wciąż nowe i interesujące studia poświęcone prozie historycznej autora Hrabiny Cosel, takie jak książka Tadeusza Budrewicza Kraszewski i świat historii. Niedawno mój intensywny powrót do Kraszewskiego nastąpił pod wpływem lektury pracy doktorskiej Mateusza Skuchy, zatytułowanej Męskość i kobiecość w późnym pisarstwie Józefa Ignacego Kraszewskiego, którą recenzowałam w roku 2011 na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mam nadzieję, że ta świetnie napisana rozprawa wkrótce ukaże się drukiem. Inspirujące dla poszukiwania nowej optyki, w której można zobaczyć światopogląd pisarza, były dla mnie także ostatnio przeczytane studia jego badaczy, by wspomnieć książkę Magdaleny Rudkowskiej Kraszewski wobec Rosji, próby komparatystyczne.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... J. I. Kraszewski o sobie: W jednym z listów do przyjaciela Placyda Jankowskiego z roku 1841 Józef Ignacy Kraszewski, tak oto zdefiniował swoje pisarskie powołanie: „Nie wierzę w nieśmiertelność literacką i niewiele stoję o sławę; mnie chodzi o to, aby pismami swymi, przykładem, krzykiem, biciem itd. poruszyć, rozruszać, zachęcić, aby otworzyć drogi drugim, rozrzucić kilka idei, błądzących mi po głowie. Oto mój cel, oto sława, której pragnę – sława pobudziciela”. Złota myśl Kraszewskiego-zgryźliwca: „Myśli są czasem jak owoce; położyć zgniłą przy zdrowej, to i zdrowa nadgnije”. J. I. Kraszewski, Myśli otrzęsione ze starej głowy, [w tegoż:] Akta babińskie, ks. 1-2: pismo nie-periodyczne i nie-zbiorowe, Wilno 18431844.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
Tytuły (z tych zapomnianych):
Anna Czabanowska-Wróbel:Tym co najcie-
02≈
Literacje
& 19
ANKIETA 20
02≈ kawsze wydaje mi się dzisiaj proza współczesna i to niezależnie od tego, czy chodzi o utwory wybitne, takie jak Szalona, Ada i Ulana, czy o umiejętnie skreślone powieści popularne, takie jak Dziennik Serafiny, o którym chciałabym powiedzieć nieco więcej. Szalona, jedna z najlepszych powieści Kraszewskiego, bohaterka żarliwie napisanego szkicu Marii Janion z tomu Kobiety i duch inności, bezsprzecznie zasługuje na miejsce w ścisłym kanonie polskiej prozy XIX wieku. Ulana może zostać na nowo odczytana w kontekstach zarazem feministycznych i postkolonialnych, nie chodzi o zaproponowanie łatwego i często dziś stosowanego wytrycha, ale o istotne kwestie na styku kobiecości, chłopskości i etniczności. Ada powinna znaleźć swoją pozycję nie tylko w przypisie do Lalki. Ada z podtytułem „sceny i charaktery z życia powszedniego” to warta uwagi powieść psychologiczna, której bohaterka ukazana jest zarówno z zewnątrz, jak i poprzez swoje zapiski, mówiące o dramatycznym dziedzictwie, jakie pozostawiło w niej małżeństwo rodziców. To również powieść o władzy – bohaterka kontrolowana przez otoczenie sama pragnie sprawować kontrolę nad sobą i innymi. Romans Ady i Roberta nie może zakończyć się happy endem. Dla obojga bohaterów ich sprzeczna pozycja na osi wyższość – niższość (inna społeczna a inna – genderowa) byłaby nie do pogodzenia i zaakceptowania. Pisarz rozdziela zakochanych nawet za cenę ich cierpienia, bo nie mogliby oni żyć „długo i szczęśliwie” w świecie, którego reguły znał i opisał z taką wnikliwością. Godne uwagi są tu nawet pozorne drobiazgi: scena, w której przyszły teść Roberta spotkany w restauracji zamawia mięsne danie i wyznaje, że w domu w piątek nie otrzymałby mięsa (zostawia więc przestrzeganie postu żonie i pięciu córkom) mówi wiele o różnicach dotyczących sytuacji mężczyzn i kobiet wobec spraw pieniędzy, kuchni i Kościoła. Zonia, Ulana czy Ada to pełnoprawne bohaterki powieściowe. Nawet Serafina z napisanego z satyrycznym zacięciem Dziennika… nie jest figurą wyciętą z papieru ani postacią jednoznaczną choć jej wychowanie domowe to wyłącznie deprawacja: jesteśmy świadkami, jak naśladuje matkę i inne osoby z otoczenia wprawiając się w roli
& Literacje
posługującej się kokieterią „kobiecej” kobiety, roli, która mogłaby ją zaprowadzić bardzo daleko (scena z kochankiem ciotki, rotmistrzem, który „przylgnął” do Serafiny w salonie). Pisarz daje jej kilka szans, by zbuntowała się przeciw rodzicom i opinii otoczenia i poszła za głosem uczucia a zarazem namiętności. Oboje rodzice bohaterki występują w rolach wyjątkowo cynicznych i zarazem krótkowzrocznych stręczycieli, oboje też w powieści zostają ukarani za ten proceder. Kraszewski dba przy tym o równowagę: ojciec w życiu córki odgrywa niemniej negatywną rolę, co matka. Tylko pozornie pierwszy kandydat ojca, wydaje się bardziej udany niż ten podsunięty przez matkę (wadą miałaby być jedynie duża różnica wieku), ale jedna wypowiedź przytoczona przez Serafinę jakby bez zrozumienia dyskredytuje i jego. Ciotka bohaterki mówi do jej matki: „Jenerał, jak się zdaje – dosyć ci to powiedzieć i napomknąć, nie żeni się dla siebie… chce mieć żonę piękną, młodą, dowcipną, dla kariery… Na dworze… przez kobiety robi się wiele… Rozumiesz…” Wielokropki osłaniają, sugestię, że miałby on się stać na dworze cesarskim stręczycielem swojej żony. Uczucie Serafiny do młodego mężczyzny, który pojawia się w jej otoczeniu, określone przez ciotkę bohaterki znamiennym dla jej sfery terminem „słabość”, długo nie wychodzi poza przyjęte konwenansem ramy a jednak wymyka się spod jej kontroli – pozostaje więc tylko usunięcie przez diarystkę, z siłą emocji, zapisanych kart, które to dokumentowały. W postaci Osolińskiego skumulował zresztą pisarz wszystkie możliwe zalety, które mają zwrócić uwagę powieściowej heroiny i czytelników – prócz jednej – bohater jest biedny. Przypomnijmy, że jest to wygnaniec z Królestwa, powstaniec styczniowy, który znalazł w Galicji czasowe schronienie i pracę agronoma, zdolny, pracowity i uczciwy zarządca, który wyprowadza kolejne powierzone mu majątki na prostą drogę, przy tym młody przystojny mężczyzna o nienagannych manierach a jakby tego wszystkiego było mało – potomek starego rodu o wielkich zasługach dla kraju. Będzie on przeciwstawiony mężczyznom z kręgu dworu w Wiedniu, którymi otaczają się ojciec, matka i jej „opiekun”. Serafina nie zna nikogo podobnego a krążące wokół niej figury to: staroświecki, choć życzliwy wuj,
no Serafinę przed ślubem, ale pogłębiający się proces chorobowy. Przypadek Oskara jest na tyle nieukonkretniony (a może diagnozy lekarskie podlegają przemilczeniu i eufemizacji?), że i tu skazani jesteśmy na domysły, ale częściowa ślepota, drżenie kończyn, ataki furii, postępujące upośledzenie – wszystko to mogłoby wskazywać na przykład na paraliż postępujący. Decyzja starego radcy o oddaleniu Osolińskiego po śmierci Oskara, rzuca światło na jego rolę. Scena rozstania jest niema i wymowna. Młody emigrant bierze na ręce Stasia – ten wywodzący się z tradycji rzymskiej gest mężczyzny (zarazem wówczas praktycznie niemożliwy wyjąwszy sytuacje: więzi pokrewieństwa, powinowactwa lub uczucia łączącego go z jego matką) znaczy więcej niż słowa. Utwory Kraszewskiego z czasów współczesnych pisarzowi, czy będą to powieści obyczajowe, patriotyczne utwory o powstaniu styczniowym czy powieści o artystach, są niezwykłym i niewyeksploatowanym źródłem dotyczącym XIX wieku, jego obyczajów, a także mniej lub bardziej ukrytych przeświadczeń ludzi tego czasu. Sam Kraszewski daje się wielokrotnie złapać na sympatiach i antypatiach, na emocjach, którymi obdarza swoje postacie, zwłaszcza kobiece, na wpisanych w jego genealogię przekonaniach stanowych (łatwo mu przychodzi drwina z arystokracji, zwłaszcza galicyjskiej, ale do „dobrej szlachty” ma nieurywaną słabość). Nie jest wcale rzecznikiem starszego pokolenia i nie wypowiada się przeciw młodym. Młodzi w jego powieściach mają prawo do swojego życia, do uczuć, do samodzielności. Jeżeli pokolenie rodziców o tym zapomina i nadmiernie ogranicza dorosłe dzieci, społeczeństwo nie będzie mogło się rozwijać, zdaje się mówić pisarz. Zdrowy rozsądek i samodzielność myślenia, przy zachowaniu romantycznych marzeń i uczuć to postawa, którą chce widzieć u swojego czytelnika. I to również wiele mówi o polskim wieku XIX.
młody degenerat (pierwszy mąż), stary renegat (jego stryj, tajny radca dworu), galicyjscy hrabiowie, cudzoziemcy, cyniczny starzec a na koniec pospolity oszust, który zostaje jej drugim mężem. Portretując Oskara Serafina i Kraszewski kreślą wizerunek „idioty” w quasi-medycznym, XIX-wiecznym tego słowa znaczeniu. Przytaczając w pamiętniku młodej kobiety, która próbowała odejść od męża słowa radcy: „nie godziło się – rzekł znając Oskara… niedołęstwo robić takiego rozgłosu z prostego… dziwactwa, z którego raczej rozśmiać w oczy mu się należało” – pisarz żongluje dwoma znaczeniami słowa. „Niedołęga” „niedołężny” to według słownika Karłowicza, Kryńskiego, Niedźwiedzkiego: „1/ człowiek ślamazarny, niezdara, niedorajda, safanduła, do niczego, człowiek ułomny, kaleka 2/ człowiek niezdolny do płodzenia” „Niedołężność, niedołęstwo” - to w języku XIX wieku również „niemoc płciowa”. Drugi eufemizm radcy: „dziwactwa”, ukrywa „grzechy” Oskara, które popełniał i z których obsesyjnie spowiadał się we Włoszech, pozostawiając otoczeniu odsuwanie od niego kolejnych obiektów jego zainteresowania i (w obawie skandalu) wynagradzanie ofiar jego sadystycznych zachowań. Rola Jana, gdy wziąć pod uwagę wszystkie wzmianki Serafiny o nim i jego władzy nad Oskarem, jest tu więcej niż dwuznaczna – jeśli stryj obiecuje oddalić wpływowego służącego, wie, co mówi. Serafina po swojej ucieczce od męża mogłaby się starać o separację, rozwód czy nawet unieważnienie małżeństwa, ale otrzymuje od stryja Oskara „niemoralną propozycję”– przytoczoną przez nią i skomentowaną jako zachęta do „spodlenia” – jeśli da rodowi potomka może cieszyć się przywilejami „królowej matki”. Jeśli przeczytać z uwagą pełną przemilczeń relację Serafiny z jej podróży poślubnej a następnie próbować domyślić się, co zawierały wydarte kartki, można dopełnić jej historię. Młoda kobieta ma zostać matką – a jak to zrobi, wobec stanu fizycznego i umysłowego Herburta – ma być wyłącznie jej zmartwieniem. Po luce w narracji Serafina jest już matką bez reszty zakochaną w synku a Oskar pogrąża się w ostatnim stadium swojej choroby. Nawiasem mówiąc jego stan to nie upośledzenie fizyczne i psychiczne, o jakim dyskretnie informowa-
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... „Nazajutrz jednak, nie odkładając, pod pozorem książki jakiej, którą był dawniej pożyczył Zorianowi, poszedł do niego w godzinie rannej, w której się nikogo spotkać nie spo-
02≈
Literacje
& 21
ANKIETA
dziewał. Na kwaterę akademicką mieszkanie Szeligi było niezwyczajnie wspaniałym. (…) Ewaryst zastał go jeszcze w łóżku, pijącego kawę, którą mu z całą elegancją zamożnego domu podano. Więcej było koło niego przyborów toaletowych i fraszek niż papierów i książek. Nauka była tu gościem, po którym ślady zacierano. Z wielką uprzejmością, posuniętą do przesady, przyjął dawnego znajomego Zorian, przepraszając za to, że w łóżku go zastał. — Jestem trochę niezdrów! — dodał zakłopotany. Pierwszą rzeczą, która wpadła w oczy chorążycowi, była na stoliczku przy łóżku w aksamit oprawna za szkłem fotografia, w której na pierwszy rzut oka poznał Zonię. Kazała się ona była fotografować z książkami pod pachą, w męskim kapelusiku, i obrazek ten, uderzający oryginalnością, znanym był powszechnie. Zorian, nie dostrzegłszy, że Ewaryst miał czas nań spojrzeć, dosyć zręcznie natychmiast go przysłonił”. W tym samym Kijowie nieco tylko później inny student, Jarosław Iwaszkiewicz odwiedzi księcia Jurę Mawrickiego i spotka na swojej drodze Zenobię … Sam bohater Szalonej, Ewaryst Dorohub, ten który, zgodnie z etymologią nazwiska, gubi drogę, to według słów Zoni ktoś lękliwie kroczący utartymi ścieżkami: „pan Ewaryst Dorohub, wierny syn Kościoła, szlachcic z kościami, posłuszne dziecko, bojaźliwy uczeń, po kropelce połykający naukę, aby się nią nie otruć”. Od dworu w Zamiłowie tyleż idealnego, co uśpionego w swojej staroszlacheckiej doskonałości już tylko krok do ukraińskich domów-dworów z powieści Stanisława Brzozowskiego. Następny – prowadzi do zacnego domu pani Amelii u Gombrowicza. Kraszewski jest nie do pominięcia, nie do zastąpienia.
Michał Głowiński (IBL PA N)
epopea &
22
& Literacje
Barbara Tomalak
„wszystko to marna plewa, bez ziarnka prawdy, czczy wymysł”. Nie bez znaczenia było i to, że współcześni Kraszewskiemu oceniali dzieło jako nie dość doskonałe literacko. I rzeczywiście, pod względem kunsztu literackiego litewska epopeja nie zasługuje na uwagę, tym bardziej, że przyszłoby jej zmierzyć się z innym ówczesnym pretendentem do miana epopei narodowej – z Panem Tadeuszem Adama Mickiewicza. Wiek XIX obfitował w epopeje narodowe, co wynikało pośrednio z uwarunkowań historycznych. Oto po wiekach niewoli upominały się o niepodległy byt liczne ludy Europy. Niektóre z nich, tak jak Finlandia na północy czy Bułgaria na południu, po kilkusetletniej przerwie osiągnęły status niezależnego państwa. Odzyskanie niepodległości wymagało odbudowy poczucia tożsamości narodowej i konsolidacji społeczeństwa wokół wartości identyfikowanych jako narodowe, dlatego wzrosła w owym czasie potrzeba odwołania się do tradycji i zasobów kulturowych danej społeczności. Kanon tych wartości obejmował przeszłe dzieje i dokonania, utwierdzające społeczność w przekonaniu o jednoczącej ją historii, a jednostce umożliwiał ukształtowanie świadomości zorientowanej na wspólnotę, w obrębie której nabywała swoje kulturowe kompetencje. Wcześniej już potężny prąd kulturowy, jakim był sentymentalizm w Europie (wszakże jednak nie w Polsce, gdzie wyczerpał swój ideologiczny impet w konfrontacji z nieszczęściem znajdującego się pod zaborami narodu2), doprowadził do wyniesienia – jako niekwestionowanej wartości – indywidualizmu i mocy sprawczej jednostki. W XIX wieku romantyzm zaczął szukać odpowiedniego piedestału dla owej indywidualności. Jednocześnie sięgnął do korzeni – historycznych i legendowych, szukając w przeszłości herosów kulturowych, mogących stać się wzorem i powodem do dumy dla odradzających się narodów. I tak niedościgłym w swym kształcie artystycznym, a jednocześnie na wskroś ludowym dziełem stała się Kalevala Eliasa Lönnrota, fiński epos, łączący w całość (uzupełnioną zręcznie przez autora) kilkadziesiąt mniejszych tekstów kilkusetwierszowych, będących zapisem twórczości ludowych
Trylogia litewska Anafielas1, pióra Józefa Ignacego Kraszewskiego, uległa niemal całkowitemu zapomnieniu, do czego w istotnym stopniu przyczynił się autorytet Aleksandra Brücknera. Wybitny uczony napisał o Anafielas w swojej wielkiej pracy Starożytna Litwa. Ludy i bogi. Szkice historyczne i mitologiczne:
{
Niestety, nie potrafię odpowiedzieć na zadane mi pytania. Moja wiedza o Kraszewskim jest znikoma, lektury niewielkie. Za młodu przeczytałem kilka jego powieści, pamiętam, że w moich czasach szkolnych nadawano w Polskim Radio w odcinkach którąś z jego powieści współczesnych (bodaj Szaloną), słuchałem z zaciekawieniem jej fragmentów. Dorosłe lektury, to prace teoretycznoliterackie i krytyczne dotyczące powieści, można w nich znaleźć rzeczy świetne (Kraszewski o powieściopisarzach i powieści, tom opracowany przez Stanisława Burkota, wydany w roku 1962). Był to pisarz świadomy tego, czym się zajmował. Zachowałem też we wdzięcznej pamięci Kraszewskiego jako autora podróży, konkretnie tomy, które Paweł Hertz włączył do swej znakomitej serii (przede wszystkim Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku). A także pewien drobiazg, mianowicie zabawny wierszyk Dziad i baba – z tej racji, że Moniuszce posłużył jako tekst świetnej ballady humorystycznej (niegdyś była popularna, teraz chyba mniej; wykonywali ją śpiewacy o niskich basowych głosach).
Zapomniana
03≈
Literacje
& 23
Zapomniana epopea 24
03≈ śpiewaków run. Jej bohaterowie: Väinämöinen, Ilmarinen czy Leminkäinen, są postaciami niesłychanie wyrazistymi, boskimi i zarazem ludzkimi w swych słabościach. Kalevala, która powstała w latach 1835-1849, niewątpliwie stała się inspiracją dla innych narodów bałtyjskich. I tak estoński Kalevipoeg ukazuje się w 1862, a łotewski Laczplesis w 1888 roku. Każde z tych dzieł, nawiązując do rodzimych podań etnogenetycznych i narodowej mitologii − nie całkiem unicestwionej przez wpływy chrześcijańskie − kreuje postać herosa kulturowego, ukształtowanego według modelu biografii szamańskiej, a więc z zaznaczeniem jego nadludzkiego statusu. Wiąże się on z pochodzeniem bohatera od niezwykłych istot, boskich lub zwierzęcych, z jego nadnaturalnymi narodzinami, zapowiadanymi za pomocą różnych znaków wskazujących na wyjątkowość dziecka, a także z zagrożeniem jego życia w dzieciństwie lub w młodości, a później z uciążliwymi rytami inicjacyjnymi i długą nauką. Kulminacją i najwyższym osiągnięciem adepta jest rytualna śmierć i powrót do życia z krainy zmarłych. Życie herosa upływa na walce z istotami nadprzyrodzonymi i na magicznych podróżach w inne wymiary. Podejmuje on również działania cywilizacyjne wobec społeczności, której jest przedstawicielem. Heros podlega prześladowaniom i negatywnym osądom, umiera śmiercią gwałtowną i nadnaturalną, po śmierci jego udziałem staje się reinkarnacja, wniebowstąpienie lub zmartwychwstanie3. Kraszewski stworzył swoje ogromne, trzytomowe dzieło (epopeję litewską, jak je nazywano), zatytułowane Anafielas. Pieśni z podań Litwy. Pieśń pierwsza: Witolorauda (Wilno 1840); Pieśń druga: Mindows (Wilno 1845); Pieśń trzecia: Witoldowe boje (Wilno 1845), w czasie, kiedy powstawała Kalewala, i z pewnością wcześniej niż jej sława zdążyła rozejść się po Europie. Docenić zatem należy oryginalność zamysłu autora Witoloraudy, a także to, że dzieło Kraszewskiego, mimo zarzucanej mu niedoskonałości artystycznej, w pełni wpisuje się w „cykl bałtyjski”. Oczywiście istotna jest tutaj baśniowa i mityczna przeszłość, wspólna w pewnym stopniu dla całego regionu. Stąd możliwość analizy i interpretacji porównawczej takich tekstów, jak na przykład Anafielas Kraszewskiego i Laczplesis Andrejsa Pumpursa4. Ważna jest również sytuacja geopolityczna obu narodów, litewskiego i łotewskiego: z jednej strony teutoński żywioł, zarówno przynoszą-
& Literacje
cy poddaństwo, jak i ewangelizujący ogniem i mieczem podbijane narody, z drugiej − uwznioślone przez upływ czasu wspomnienia dawnej wolności, wielkich przodków i starych bogów. Mitologia Bałtów, a zwłaszcza ich kosmologia, odgrywa tu istotną rolę, jednak dominują wątki folklorystyczne, odpryski lokalnych wierzeń i ludowych podań, a także odpowiednio zaadaptowane, właściwe całemu światu motywy mityczne, zapewne ważne ze względu na uniwersalny charakter i powszechne występowanie (co ewidentnie ma podnieść rangę literackich rekonstrukcji dopełniających tradycyjny, niekompletny przekaz). Czymś takim jest nie tylko wspomniana wyżej szamańska proweniencja głównego bohatera, ale i takie szczegóły, jak jego zwierzęco-ludzki status. Witol, bohater Witoloraudy, dopełnia swe życie, przerwane przedwcześnie piorunem Perkuna, jako orzeł, a Laczplesis swą nadludzką moc zawdzięcza matce-niedźwiedzicy. Zarówno niedźwiedź, jak i orzeł są zwierzętami szamańskimi i występują jako zwierzęcy sprzymierzeńcy – duchy opiekuńcze szamana, na których grzbietach przemierza on zaświaty albo których postać przyjmuje najchętniej, gdy potrzebuje zachować anonimowość w swych podróżach lub zmaganiach z wrogami. Doniosłość Witoloraudy (tylko ta część Anafielas rekonstruuje mityczną przeszłość Litwy, kolejne pieśni poświęcone są wydarzeniom historycznym: w pieśni drugiej jeszcze na poły baśniowym, w trzeciej − odnoszącym się do czasów Witolda i Jagiełły) nie poddaje się weryfikacji historycznej, genologicznej czy też artystycznej. Trudno bowiem dyskutować o historycznym aspekcie tekstu Kraszewskiego; jest on raczej odzwierciedleniem współczesnego autorowi stanu badań, a także ówczesnych wyobrażeń dotyczących przeszłości, ukształtowanych (jak zostało to wspomniane wcześniej) w ramach specyficznej sytuacji geopolitycznej: „historyk czerpie swe domniemania nie tyle z analizy swych własnych treści psychicznych, ile z potocznej psychologii swych czasów, znajdującej wyraz w powieściach, sztukach teatralnych i w obiegowych komunałach”5. Podobne w treści są funkcjonujące w literaturze polskiej tego okresu powieści poetyckie, takie jak Grażyna czy Konrad Wallenrod Adama Mickiewicza. Ważną rolę odgrywa tutaj dziewiętnastowieczny nacjonalizm, szukający w przeszłych wydarzeniach moralnych uzasadnień dla budowania poczucia własnej wartości
zno moja!” Wyobrażenie o eposie narodowym, który odzwierciedla i krystalizuje poczucie tożsamości narodowej, wyrażając jakąś ważną dla narodu ideę, opiera się w polskim literaturoznawstwie i w powszechnym mniemaniu czytelników (co jest rezultatem przede wszystkim praktyki szkolnej) właśnie na Panu Tadeuszu, epopei − z racji cechującego dzieło synkretyzmu gatunkowego − raczej nietypowej. Mit, niezbywalny element eposu, w Panu Tadeuszu, moim zdaniem, nie występuje. To, co najczęściej podaje się jako przejaw mityzacji świata przedstawionego w tym dziele (na przykład mit złotego wieku), nie jest zgodne z antropologicznym rozumieniem mitu i nie przynależy do struktury tekstu, ma raczej charakter dekoracji. O powodzeniu Pana Tadeusza zadecydowała jego artystyczna ranga, do której nie mogła aspirować trylogia Anafielas, pozycja autora – narodowego wieszcza, a także zapotrzebowanie na epopeję, unoszące się − niemal dosłownie − w powietrzu epoki. Niebagatelną rolę odegrał także autorytet Aleksandra Brücknera, zarzucającego Kraszewskiemu „jawne fałszerstwa”. Ta opinia zdezawuowała Anafielas nie tyle jako epopeję, ale jako dzieło nawiązujące do „pieśni z podań Litwy”. Całkiem zresztą, w świetle współczesnej antropologii, niesłusznie. W dalszych moich rozważaniach walory artystyczne Anafielas, jako niemierzalne i zależne od gustu epoki, nie będą brane pod uwagę. Istotnym i wzbudzającym zainteresowanie zagadnieniem powinna natomiast być − dyskutowana już przez współczesnych dziełu krytyków (np. Aleksandra Tyszyńskiego) − epopeiczność Anafielas. Jedyne współczesne opracowanie, pióra Anny Opackiej9, przedstawia niezbite owej epopeiczności dowody:
w czasach klęsk i upokorzeń. Jest to zatem historia spisana „w niemałym trudzie – dla pokrzepienia serc”. Symptomatyczne, że Jerzy Litwiniuk w ten właśnie sposób odczytuje intencje autora Laczplesisa: Nie sposób zatem traktować go [epos] jako rekonstrukcji form z odległej przeszłości, mniejsza czy tak do końca serio (Kalevala, Kalevipoeg) ani jako zrytmizowanego lamentu nad przeszłością ginącą w oczach (Pan Tadeusz), lecz jako projekcję teraźniejszości (dziewiętnastowiecznej) w przeszłość – w imię upragnionej przyszłości6 .
Romantyzm europejski jest okresem, w którym epos narodowy i bohaterski przeżywa swą kulminację, aby w XX wieku zniknąć, niemalże bez śladu. Można jednak przypuścić, że XX wiek ponownie sięga do motywów mitycznych i baśniowych za sprawą nowego gatunku − literatury fantasy, współczesnej mitologii. Potrzeba funkcjonowania w obrębie rzeczywistości mitycznej właściwa jest każdej epoce, również i tej, w której aktualnie żyjemy. Miał tego świadomość J.R.R. Tolkien, pisząc swoją „mitologię dla Anglii”: „[…] chciałem stworzyć zbiór mniej lub więcej powiązanych ze sobą legend, począwszy od tych największych, kosmogonicznych, aż do poziomu romantycznej baśni […] który mógłbym zadedykować po prostu: Anglii, mojemu krajowi”7. Można przyjąć, że potrzeba stworzenia „mitologii dla Polski”, która w istocie była potrzebą zagospodarowania zbiorowej wyobraźni, najłatwiej mogła dojść do głosu właśnie w XIX wieku, gdyż formacja romantyczna programowo odwoływała się do przedhistorycznej, baśniowej przeszłości i zarazem poszukiwała fundamentów narodowych w folklorze, w „pieśni gminnej”. Zadania tego skutecznie podjął się Józef Ignacy Kraszewski w Starej baśni, dziele znacznie późniejszym od Anafielas. Sięgnięcie do podań etnogenetycznych związanych z rdzennie lechicką Wielkopolską okazało się nie lada sukcesem, inspirującym również współczesnych twórców (jak świadczy o tym niedawna ekranizacja8) − powieść jest wznawiana i czytana, jak chyba żadne inne dzieło tego autora, stała się nawet lekturą szkolną. Tym bardziej musi dziwić zasłona milczenia spuszczona nad Anafielas. Co prawda dzieło to odnosi się do mitycznej i przedhistorycznej Litwy, ale to nie mogło stanowić problemu, skoro Mickiewicz zaczyna Pana Tadeusza słowami: „Litwo, ojczy-
Kraszewski nie tylko nadaje swej trylogii podtytuł Pieśni z podań Litwy, akcentując niejako w ten sposób ich obieg w tradycji ustnej, w przekazie zapamiętanym, a nie zapisanym. Zaskakuje ponadto konsekwencją, z jaką stosuje obydwa wyodrębnione przez Parry’ego10 zabiegi Homera, szczególnie znamienne dla poezji ustnej. To tzw. styl f o r m u l a r n y i epitet s t a ł y: w trosce o zapamiętanie, wierne utrwalenie w pamięci słuchacza – potencjalnego przekaziciela tekstu opowiadanego – poezja ta posługuje się bardzo ściśle przestrzeganym systemem gotowych zwrotów, wyrażeń, formuł określających podobne sytuacje, zdarzenia czy postaci. […] z godną podkreślenia trafno-
03≈
Literacje
& 25
Zapomniana epopea
03≈ ścią intuicji poszedł [Kraszewski] tu za Homerem, gdy pragnął ocalić od zapomnienia nie utrwaloną w rodzimym języku twórczość ludu litewskiego i zawarł ją w epopei11.
Poza dyskusją jawi się zatem zakwalifikowanie genologiczne Anafielas: mogło to dzieło – i powinno było – otrzymać status eposu narodowego. Pozostaje jednak do rozstrzygnięcia kluczowy dla losów Anafielas problem „fałszerstwa”. Otóż uważam, że Aleksander Brückner myli się, zarzucając Kraszewskiemu zmyślanie spisanych „podań” i korzystanie z niewiarygodnych źródeł. Mitu nie należy szukać w poszczególnych epizodach, poświadczonych lub niepoświadczonych w badaniach folklorystów! Mityzacja świata przedstawionego dokonuje się w strukturze głębokiej tekstu, poprzez rozpoznawalny schemat postaci herosa kulturowego: Postać bohatera pokonującego śmierć i wychodzącego poza konieczność narodzin i śmierci stanowi ucieleśnienie samego procesu życiowego, który przekraczając w swej istocie kategorie zwane narodzinami i śmiercią, stanowi paradoksalny, dynamiczny, ale w swej istocie niezniszczalny „punkt odniesienia” dla wszystkiego, co z jednej strony trwa, a z drugiej się zmienia. Bohater żyjący po swej fizycznej lub psychicznej śmierci wskazuje na nią jako na konieczne dla rozwoju doświadczenie inicjacyjne12 .
Mamy w Anafielas taki schemat postaci herosa kulturowego, w pełni realizujący szamańską biografię. Szczegóły, na które powołuje się Brückner, mogą istotnie być „jawnym fałszerstwem”, ale całość jest prawdziwa i odtwarza mit bohaterski, najistotniejszy dla literackich przedstawień, mający także pewne konsekwencje w wymiarze historycznym. Witol, bohater Witoloraudy (czyli „pieśni na śmierć Witola”), jest bowiem uważany za mitycznego przodka rodu Radziwiłłów, ojca legendarnego Lizdajkona, dziecka spłodzonego przez parę orłów, w które zamienili się po śmierci Witol i Romussa. Dziecko, które na świat przyszło w orlim gnieździe (jak przytacza to w zebranych przez siebie podaniach Maciej Stryjkowski), zostało oddane przez starego orła-Witola kunigasowi Witenowi i jego rycerzom: Śpi dziecię w gnieździe pod orłów skrzydłami. Kunigas Witen do niego się zbliża,
26
& Literacje
Patrzy na cudo, i orła siwego, Jak Bóstwo, wita, uderzywszy czołem. Ptak głos radośny ostatni wydaje, Wzleciał, nie ptakiem – rycerzem na koniu, Złotymi skrzydły pędzi wschodnią drogą; Z gwiazdą na czole i gwiazdą na piersi, Z białym na ręku sokołem, z ogary, Na Anafielas odważny się wspina [………………………………………] [….] A chłopię w gnieździe się obudzi, [………………………………………] Witen do piersi przytula je swojej. Boski dar – rzecze – radośnie przyjmuję. Niechaj na Bogów służbę się wychowa. W gnieździe znalezion, gniazdo da mu imie. Lizdajkon będziesz zwał się, orli synu!13
Witol wypełnia swą rolę herosa kulturowego, wędrując po świecie z misją zbawczą, pokonując okrutników i ciemiężycieli, a także potwory i demony nasłane na niego przez pragnącego go zgładzić Perkuna. Bohater epopei, zwłaszcza archaicznej, jest niejako desygnowany do wykonywania zadań wpisanych w wyższy porządek czystych jakości, hieratycznych gestów, wzorcowych rozstrzygnięć. W imię nadrzędnej racji musi staczać widowiskowe pojedynki, uwalniać świat od potworów i dzikich bestii, podejmować ryzykowne wyprawy, zdobywać przedmioty magiczne, unicestwiać wrogów swojej rodziny, kasty, ojczyzny14 .
Analiza mitów bohaterskich, które Joseph Campbell uważa za fundament mitycznego obrazu świata (monomit)15, prowadzi do wniosku, że mitologiczna wędrówka bohatera odzwierciedla trzy etapy obrzędu inicjacji: wyłączenie (separacja), z reguły wiążące się z przekroczeniem „granicy” pomiędzy codziennością a czymś nieznanym, innym; rytualne „zawieszenie” (zmarginalizowanie), będące właściwym czasem inicjacji, dziejące się poza społeczeństwem, w sferze sacrum; włączenie (powrót), z pożądanym przedmiotem, wiedzą, mocą, odrodzenie się w nowym, z reguły podwyższonym statusie. Campbell buduje schemat mitu bohaterskiego składający się z następujących elementów: „wezwania do wyprawy” (albo znaków ukazujących konieczność odejścia); sprzeciwiania się powołaniu (może to być bunt lub próba ucieczki); pomocy z zewnątrz („sprzymierzeńcem” może być
Proppa w analizie zbioru baśni magicznych20, widać jednak, że impulsem powodującym wyruszenie z misją może być dla bohatera nie tylko potrzeba zapoczątkowania czegoś nowego, lecz także konieczność odzyskania (lub utrzymania w wypadku zagrożenia utratą) dotychczasowego ustabilizowania wspólnoty, której przedstawicielem jest bohater. Tutaj właściwym przykładem również będzie Laczplesis, osłaniający swój lud przed niemieckim podbojem i podtrzymujący − nim zdradziecko go pokonano − tradycję, dawne obyczaje i religię przodków. Uosobieniem odwołania się do „dawnych nauk, podań i tajemnic” jest narzeczona Laczplesisa (a później jego żona), „nienaganna działaczka oświatowa” (jak drwi z niej Litwiniuk) – Laimdota. Ideałem, realizowanym przez krótki okres szczęśliwego pożycia tej pary, jest to, że „Żyli błogo jak wprzódzi: / Laimdota dom obrządzała, / Mąż na polu się trudził. / Umacniał kasztel ojcowski, / Pieczę miał nad chudobą” (s. 267). To właśnie zagrożenie dotychczas panującego ładu wiąże się z podjętą przez bohatera wędrówką-poszukiwaniem. Zażegnanie niebezpieczeństwa jest zatem celem bohatera, a przedmiotem pożądania staje się czarodziejski przedmiot, najczęściej miecz, którym można pokonać wroga, czasem wiedza o istocie niebezpieczeństwa, często owoc z drzewa życia lub oblubienica, która urodzi spadkobiercę i kontynuatora misji zbawczej. Używając terminologii Józefa Kozieleckiego, mamy w tym wypadku do czynienia z działaniami ochronnymi lub adaptacyjnymi, niezbędnymi w egzystencji człowieka: „pozwalają one na utrzymanie lub przywrócenie status quo”21, zapobiegając utracie potrzebnych dóbr lub usuwając aktualnie występujący deficyt. Natomiast potrzeba zapoczątkowania czegoś nowego jest czymś rzadkim i cennym.
istota boska lub zwierzę-nagual, w każdym przypadku jednak chodzi o moc nadludzką); wstępnych rytów inicjacyjnych („przekroczenia pierwszego progu”); śmierci inicjacyjnej (Campbell określa ją jako „brzuch wieloryba”, czyli pożarcie inicjowanego przez mitycznego potwora); właściwych rytów inicjacyjnych (etapu „prób i zwycięstw inicjacji”), w ramach których inicjowany konfrontuje się z boginią-Wielką Matką; wreszcie, na końcu − „pojednania z ojcem”, „apoteozy” i „ostatecznej nagrody”. Ryty mogą dotyczyć zarówno fizycznych zmagań (walka z potworem) czy doznań (głód, cierpienie, strach), jak i rozstrzygania dylematów moralnych. Wzorcowym przykładem współcześnie spisanego monomitu − świadczącym o jego niewygasłej produktywności i funkcjonalności − jest Władca Pierścieni J.R.R. Tolkiena16. Bohater trylogii, Frodo Baggins, przechodzi wszystkie fazy rozwoju monomitu, od pierwszego po ostatni wskazany przez Campbella element. „Wszystkie pierwotne rytuały inicjacyjne zakorzenione są w mitologii i wiążą się z zabiciem dziecinnego „ja” i powołaniem do istnienia człowieka dorosłego”17. Ale Campbell bierze pod uwagę również możliwość klęski bohatera – najbardziej bolesnym jej przykładem jest niezrozumienie, lekceważenie lub nawet zdrada, jakich doświadcza bohater od wspólnoty, dla której podjął swój wysiłek. Tak właśnie Laczplesis zdradzony został przez współrodaka, Kangara, ujawniającego Niemcom źródło mocy bohatera: „gdyby ktoś niedźwiedzie uszy / W pojedynku mu obciął, / Wówczas straciłby Laczplesis / Swoją siłę niedźwiedzią” (s. 275). Filozoficzny wymiar mitu bohaterskiego, o jakim pisze Trzciński (który nie zgadza się z Campbellem co do idei monomitu, uważając, że „mit bohaterski […] spełnia raczej funkcje mediujące pomiędzy różnymi kategoriami mitów, modyfikując ich znaczenie w kierunku szerszej struktury niż wyznaczonej jednym tylko wątkiem mitologicznym”18), w folklorystycznym materiale (baśni, podaniu, legendzie) zostaje uproszczony do typowej sekwencji działań bohatera-herosa kulturowego, który „coś zakłada, coś początkuje – nową epokę, nową religię, nowe miasto, nowy sposób życia. Ażeby założyć coś nowego, trzeba porzucić to, co stare, i wyruszyć na poszukiwanie idei zalążkowej, z której będzie mogła wykiełkować ta nowa rzecz”19. Z innej perspektywy, ujawnionej przez Władimira
W rozwoju osobniczym i w procesie historycznym człowiek wychodzi poza czynności codzienne […]. Wykonuje działania poznawcze i praktyczne, myśli i podejmuje decyzje, które przekraczają granice materialne, społeczne i symboliczne, granice przestrzeni i czasu […] granice własnych doświadczeń, Zwiększa kontrolę nad środowiskiem […] tworzy dzieła sztuki i nauki, projektuje nowe instytucje polityczne, łamie fundamentalne zasady moralne, wytwarza nieznaną broń czy podejmuje próby doskonalenia własnej osobowości. Stara się poszerzyć własne możliwości, określone przez naturę, tradycje kulturowe, społeczeństwo i historię. Wycho-
03≈
Literacje
& 27
Zapomniana epopea 28
03≈ dzi poza to, kim jest i co posiada 22 .
Tego rodzaju działanie Kozielecki nazywa transgresją. Jest ono najdonioślejszym rodzajem ludzkiej aktywności, ponieważ pozwala zmieniać rzeczywistość. W dodatku, jeśli twórcza jednostka posiada odpowiednią charyzmę lub cechy przywódcze, będzie wywierać wpływ na zachowanie innych ludzi. Zgromadzone powyżej spostrzeżenia dotyczące herosa kulturowego pozwalają na sformułowanie wniosków na temat konkretnej postaci – Witola, bohatera pierwszej części Anafielas. W najbardziej oczywisty sposób jego biografia jest tożsama z modelem szamańskim przedstawionym przez Andrzeja Wiercińskiego. Witol rodzi się z zakazanego związku bogini miłości − córki Perkuna, Mildy − i śmiertelnika − litewskiego woja, Romoisa. Już z założenia miłość bogini i człowieka skazana jest na klęskę – gniew Perkuna. Romois ginie, mściwy bóg piorunów przebacza wprawdzie Mildzie, ale za wszelką cenę usiłuje zgubić jej dziecko: „ścigać za nim będą duchy moje. / Gdziekolwiek Grajtas to dziecię odkryje, / Niech je utopi, zamęczy, ubije” (s. 32). Ten motyw bosko-ludzkiego związku występuje powszechnie we wszystkich mitologiach świata23. Z reguły kochankowie muszą się ukrywać, a gdy ich tajemnica zostaje odkryta (w Witoloraudzie o miłości Mildy i Romoisa donosi Perkunowi Jutrzenka, która ich podpatrzyła), zostają srogo ukarani. W mitologii bałtyjskiej najbardziej zbliżone do historii Mildy i Romoisa jest spisane „podług zachowanej dotąd starożytnej klechdy żmudzkiej”24 podanie o królowej Bałtyku, Juracie, która pokochała rybaka i spotykała się z nim ukradkiem, aż Perkun, rozgniewany taką profanacją statusu bóstwa, piorunem zabił Juratę i roztrzaskał jej bursztynowy pałac na dnie morza, a młodzieńca przykuł na wieki do skały wśród ruin pałacu, obok zwłok ukochanej, aby wiecznie pokutował za swe zuchwalstwo25. Symptomatyczne, że pojawiający się niekiedy wątek potomka takiej bosko-ludzkiej pary zwykle łączy się z przepowiednią niezwykłego losu dziecka i, co za tym idzie, z zagrożeniem jego życia ze strony zazdrosnych bóstw: „Twój syn się kiedyś, jako syn Bogini, / W niebo bić będzie. Ziemia mu zamała, / Świat mu zaciasny i morza zapłytkie […] / Zechce tu głową dostać do Dungusu, / Pod nogi moje będzie bił ciemieniem, / A wówczas może i ja go nie zmogę” (s. 32). Wcześniej Praamżimas (Pramżu, syn najwyższego boga, Okkapirmasa,
& Literacje
władca ziemi i strażnik przeznaczenia) zapowiada Perkunowi: „Synu! daj pokój dziecięciu. / Jest napisano na odwiecznym głazie, / Że go i Perkun nawet nie zwycięży, / Aż on wprzód wszystkich na ziemi połamie, / I imię swoje na świat cały wsławi” (s. 30). Witol przychodzi na świat w Pragaras, piekle, siedzibie Poklusa, władcy zmarłych. Ścigana przez demony Milda rodzi i oddaje dziecko pod opiekę jego żony, Nijoły − cierpiącej, postarzałej i samotnej: „Kłosisty wieniec usechł jej na skroni”. Aluzja do mitu o Kore i Demeter sięga zastanawiająco daleko. Wszak w kulcie Eleuzyjki (religioznawcy, jak Karl Kerènyi, podkreślają jedność obu bogiń) występuje motyw narodzonego w świecie zmarłych syna: „Pani porodziła świętego chłopca”, obwieszcza stojący w przybytku bogini, przyjmujący mistów obok buchającego ognia hierofant, tak jak to relacjonuje (w zgodzie z innymi źródłami) chrześcijański uczony Hipolit. Od chwili narodzin Witol, nieświadomy swego pochodzenia, ukrywany jest przez boginię w głębi puszczy, w wieśniaczej chacie. Jego przybrani rodzice czują, że mają pod swym dachem istotę niezwykłą: „Widzieli biedni, i pojąć nie mogli; / a dziecię obce mieniąc jakimś Bogiem, / Puszczy mieszkańcy kłaniali się przed niém/I troskliwemi słonili pieszczoty” (s. 49). Odejście Witola z domu przybranych rodziców jest zarazem impulsywną potrzebą zmiany („Pójdę, a więcéj nie powrócę nigdy, / […] / Bo dom mi obrzydł i spokój nasycił, / Bo serce w świat się oddawna wyrywa” (s. 52)/, jak i pierwszym, ważnym rytem inicjacyjnym: niezwykły jeleń, nadaremnie ścigany przez młodego myśliwca (tak jak to się dzieje w baśniach), wiedzie go w tajemnicze leśne uroczysko, z którego nie ma powrotu. „Zewsząd go dziwne objęły potwory, / Jakby nie w puszczy nadniemeńskiéj błądził, / Lecz w tajemniczym Staubunów [smoków] gdzieś lesie” (s. 90). Jest w tym epizodzie i samotność, i praktyki deprywacyjne – głód, pragnienie, ból, i ponury las, będący w istocie obrazem zaświatów, i wreszcie scena rozszarpywania inicjowanego bohatera przez potwory26, przerwana w momencie objawienia się bogini Mildy, a zakończona wtajemniczeniem w boskie pochodzenie bohatera i w jego przyszłe zadania: „Lecz nie płacz po nich, za życiem dziecięcém; / Zapomnij! Inne gotuję ci życie, / Piękne, jak Saule [Słońce], gdy świeci w południe, / Wielkie, jak niebo nad morzem rozpięte, / Głośne, jak grzmoty starego Perkuna” (s. 95). Mamy tu do czynienia z rytami przejścia w dorosłość,
Raudonem i wyzwolenie uciskanych przez niego poddanych. Raudon jawi się tutaj jako ktoś w rodzaju uśrednionego przeciwnika greckiego herosa Tezeusza (syna boga i śmiertelniczki, też ukrywanego w dzieciństwie i nieświadomego swego pochodzenia). Tezeusz pokonał zbója Perifetesa, olbrzyma Sinisa, łotrów Skejrona i Prokrusta, w zapasach zwyciężył i zabił siłacza Mickuna. Podobne przewagi są udziałem Witola, przy czym walka z olbrzymem Alcisem, podobnie jak wojna z królem Północy, pokazuje również wymiar moralny jego czynów: lituje się nad pokonanym, słucha próśb, potrafi zrezygnować z zemsty. Przewyższa w tym miłosierdziu swego niebiańskiego, zawziętego dziadka Perkuna. Prócz zwykłych zmagań, w których wystarcza bohaterowi jego siła i sprawność w posługiwaniu się mieczem (dotyczy to również walki z niedźwiedziem na podwórcu króla Północy), toczy Witol właściwe dla postaci szamańskiej pojedynki magiczne. Taki jest bój bohatera z Grajtasem: demon przeobraża się w człowieka, olbrzyma, ptaka, węża – i w każdej z tych postaci zostaje pokonany. Magicznym pojedynkiem jest też walka Witola ze wspomaganym przez króla-czarownika smokiem, toczona w przestworzach. I wreszcie Witol, pokonawszy wszystkich wrogów, w chwale zwycięzcy zasiada, aby panować godnie i sprawiedliwie w swoim grodzie. „Nie znajdziesz w Litwie na puszczach chrominy, / gdzieby me imie już nie doleciało, / Gdzieby nie znano pieśni o Witolu” (s. 254). Przychodzi jednak ten moment, gdy Perkun postanawia użyć pioruna, aby zgładzić bohatera w najszczęśliwszym dniu jego życia – w dniu ślubu z Romussą: „A w błyskawicy po nad Niemna brzegiem / Zajaśniał zamek Witola płomieniem: / Bo piorun upadł w nowożeńców parę, / I, świętym gmachy objąwszy pożarem, / Weselną ucztę w stos śmiertelny zmienił” (s. 276). Śmierć bohatera nie jest jednak ostateczna: „Ty życia swego pod inną postacią / Możesz tu dożyć, nim na wschód powrócisz. / Twoja Romussa dla ciebie orlicą / Resztę żywota dopędzić wzleciała. / Ty za nią orłem polecisz, mój synu!” (s. 279). Jak twierdzi Northrop Frye, literatura jest zrekonstruowaną mitologią i trudno znaleźć tekst literacki, w którym nie można byłoby się doszukać zrębów struktury mitycznej. Z reguły też nawiązania do mitu są jednocześnie nawiązaniami do obrzędu (w Witoloraudzie mamy
podobnymi zresztą do inicjacji szamańskiej – jest to istotne, gdyż Mircea Eliade rozróżnia do pewnego stopnia inicjację szamańską i heroiczną27. Kolejny etap inicjacji Witola składa się z nauk pobieranych u największego kapłana, Krewe-Krewejty, w świątyni bogów w Romnowe. Ważny w biografii heroicznej zdaje się być motyw potrójnego synostwa bohatera – jest on synem biologicznym woja Romoisa, ale również przybrany ojciec, wieśniak, odgrywa doniosłą rolę w jego życiu, przygotowując chłopca do przyszłych zmagań, a stryj Krewe Krewejte, kapłan, sprawuje nad nim pieczę duchową. Literatura powiela tutaj stary i ważny schemat – widać to wyraźnie w historii króla Artura (nawiązującej przecież do mitologii celtyckiej), który jest synem Utera Pendragona, wychowankiem rycerza Antora i zarazem podopiecznym czarodzieja Merlina. Podobnie dzieje się we współczesnej literaturze fantasy. Bohater wspomnianej powyżej trylogii Tolkiena, Frodo, po śmierci rodziców zostaje adoptowanym synem Bilba, a rolę Merlina odgrywa u jego boku czarodziej Gandalf. Joseph Campbell zwraca uwagę na znaczenie słów zwróconych do Telemacha: „Młodzieńcze, idź i odszukaj swego ojca”. To polecenie bogini równoznaczne jest z uświadomieniem sobie przez bohatera potrzeby inicjacji w dorosłość i stania się mężczyzną. Witol nie bez powodu pyta: „Gdzież jest mój ojciec?” (s. 94), gdy tylko udaje się mu dopełnienie pierwszego rytu – śmierci inicjacyjnej. Ostatecznie trafia, w cudowny sposób, do kurhanu, pod którym spoczywa Romois i, jak w skandynawskich sagach, otrzymuje od ducha zabitego rady, przepowiednie i ojcowskie błogosławieństwo. Dzieje się to w momencie, gdy po śmierci Krewe Witol, na którego trop wpada wreszcie, nasłany przez Perkuna, mściwy demon Grajtas, rozpoczyna w swym życiu okres zmagań przepowiedzianych przez Pramżu: „on wprzód wszystkich na ziemi połamie, / I imię swoje na świat cały wsławi”. Pomocą służą mu czarodziejski miecz podarowany przez Krewe i zdobyczny koń, Jodź. Baśniowy rumak potrafi latać jak ptak, w głowie ma komnatę (w której jego pan może odpoczywać w czasie drogi, lub ukryć się przed ścigającym go demonem), umie mówić ludzkim głosem i służy bohaterowi także w zaświatach − na jego grzbiecie Witol pokonuje szczyt Anafielas. Wśród licznych dokonań bohatera są czyny heroiczne, jak walka z tyranem
03≈
Literacje
& 29
1. Artykuł dotyczący Anafielas J.I. Kraszewskiego opublikowałam także w „Bielsko-
-Żywieckich Studiach Teologicznych”, Tom 11 (2010), w dziale „Recenzje i omówienia”, s. 297-300. 2. Poruszał ten temat w swoich wykładach wybitny znawca polskiego romantyzmu, profesor Ireneusz Opacki; vide: I. Opacki, Sentymentalizm – nie podjęta szansa polskiej kultury, [w] idem, Literackie wykłady otwarte. „Poznacie mnie po głosie…”, Katowice 2006. Tom pamiątkowy, wydany po śmierci Autora. 3. A. Wierciński, Magia i religia. Szkice z antropologii religii, Kraków 2004, s. 123 i n.4. A. Pumpurs, Lačplesis, przeł. J. Litwiniuk, Warszawa 2003. 5. P. Bagby, Kultura i historia, przeł. J. Jedlicki, Warszawa 1975, s. 75. 6. J. Litwiniuk, Przygoda z Laczplesisem [w:] A. Pumpurs, op. cit., s. 295. Przy kolejnych cytatach podaję tylko numer strony. 7. H. Carpenter, J.R.R. Tolkien, wizjoner i marzyciel, przeł. A. Sylwanowicz, Warszawa 1997, s. 87-88. 8. Stara baśń. Gdy słońce było bogiem – film w reżyserii J. Hoffmana, 2003. Interesująca jest owa dwoistość tytułu: drugą jego część stanowi dosłownie przytoczony tytuł popularnonaukowej książki Zenona Kosidowskiego (Warszawa 1962). 9. A. Opacka, Litewska epopeja J.I. Kraszewskiego. Szkice o „Anafielas”, Katowice 1988. 10. Milman Parry, amerykański uczony badający po pierwszej wojnie światowej epikę ustną bałkańskich Słowian, w swojej opublikowanej (w jęz. francuskim) w 1928 roku pracy udowadnia oralność eposów homeryckich, co było przełomowym odkryciem, całkowicie zmieniającym stan badań nad Homerem i eposem starożytnym. 11. A. Opacka, op. cit., s. 20-21. W swoim studium o Anafielas Anna Opacka analizuje problemy związane z definiowaniem epopei romantycznej: „ma się na myśli nie tylko przynależność Anafielas do gatunku epopei […], ile tzw. pamięć gatunku, w tym wypadku epopeicznego, widoczną w tekście trylogii Kraszewskiego, a sformułowaną teoretycznie przez M. Bachtina […]”, Ibidem, s. 19. 12. Ł. Trzciński, Mit bohaterski w perspektywie antropologii filozoficznej i kulturowej, Kraków 2006, s. 115. 13. Anafielas, Pieśń pièrwsza (z 50 Drzeworytami). Wydanie Adama Zawadzkiego. Wilno. Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego. 1846, s. 283-284. Anafielas w mitologii litewskiej jest „górą wieczności”, wejściem do siedziby zmarłych na Wschodzie, odpowiednika nordyckiej Walhalli. W kolejnych cytatach podaję tylko numer strony. 14. B. Bednarek, Epos europejski, Wrocław 2001, s. 372. 15. J. Campbell, Bohater o tysiącu twarzy, przeł. A. Jankowski, Poznań 1997. 16. J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni, t. I-III, przeł. M. Skibniewska, Warszawa 1990. 17. J. Campbell, Potęga mitu, przeł. I Kania, Kraków 2007, s. 157. 18. Ł. Trzciński, op. cit., s. 11. 19. J. Campbell, Potęga mitu, op. cit., s. 156. 20. V.A. Propp, Morfologia bajki, przeł. W. Wojtyga-Zagórska, Warszawa 1976. 21. J. Kozielecki, Transgresje i kultura, Warszawa 2002, s. 39. 22. Ibidem, s. 43. 23. Nawet w Starym Testamencie jest mowa o synach Bożych, którzy upodobali sobie piękne córki ludzkie i brali je za żony, a one rodziły im olbrzymów: „ci są mocarze od wieku, mężowie sławni”, Ks. Rodzaju, VI,4, Biblia w przekładzie Jakuba Wujka z 1599 r. Transkrypcja typu „B” oryginalnego tekstu z XVI w. i wstępy ks. J. Frankowski. 24. K.W. Wójcicki, Jurata, królowa czeltic, [w:] Klechdy. Starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi, Warszawa 1974, s. 277-279. Czeltice są to morskie rusałki. 25. Kraszewski zna to podanie i wspomina o nim w Witoloraudzie, historię miłości morskiej bogini wkładając w usta Mildy (s. 34). 26. Vide: M. Eliade, Mity, sny i misteria, przeł. K. Kocjan, Warszawa 1994. 27. Vide: M. Eliade, Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, przeł. K. Kocjan, Warszawa 2001, s. 381 i n. 28. Ł. Trzciński,
30
& Literacje
(Uniw ersytet Śląski)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza?
İ
bo
Barbara Tomalak (ur. 1953), doktor nauk humanistycznych, specjalność: literaturoznawstwo, otwarty przewód habilitacyjny na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach; etatowy nauczyciel akademicki w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, wcześniej, przez wiele lat, nauczycielka języka polskiego w szkole średniej. Zainteresowania zawodowe i związane z nimi publikacje dotyczą antropologii kultury, w szczególności antropologii religii (mit w strukturze głębokiej tekstu) oraz psychologii (psychoanaliza i psychologia transpersonalna) w badaniach literackich.
Aleksander Nawarecki: W dzieciństwie raczej nie pociągał mnie Kraszewski, choć Stara baśń dosyć mi się podobała. Niewiele zmieniły studia polonistyczne, ale wtedy, jeszcze w PRL, zauważyłem, że jego powieści historyczne z nadzwyczajną pasją czytają emeryci. Więc miałem respekt i pobłażanie równocześnie. Przełom wydarzył się w trakcie studiów doktoranckich na seminarium prof. Marii Janion, która spośród kluczowych lektur do powstającej dysertacji o ks. Bace wyróżniła portretowy szkic Kraszewskiego z Wędrówek literackich , fantastycznych i historycznych. Co za styl, erudycja, swoboda! To znamiona najlepszych eseistów. W roli przenikliwego obserwatora cenię Kraszewskiego szczególnie, podziwiałem jego Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, polubiłem Latarnię czarnoksięską i wszelkie opowieści o posmaku kresowej gawędy z brawurowymi opisami dziwaków, „czupiradeł”, bałagułów, no i oczywiście artystowski bildungsroman - Poeta i świat. Znajomość jego zapisków pobocznych procentowała w przyszłości, rozmaite inspiracje dały mi potem Noce bezsenne albo diaruszowy opis jazdy koleją z Drezna do Krakowa, pamflet na urzędniczy absurd i terror, gdzie trafiają się kawałki arcynowoczesne, rozbłyskujące jak u Kafki.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Aleksander Nawarecki: W tym wypadku nie mam profetycznych intuicji, ale z nieprzebranego bogactwa dzieł tego malarza, kompozytora, archeologa, tłumacza, szpiega i kogo tam jeszcze, może wyłonić się coś nieoczekiwanego. Wiele zależy od badaczy, od świeżych odczytań. Zdziwiena Kraszewskim, to tytuł książki zbiorowej pod red. M. Zielińskiej z 1990 roku) , deklarujący potrzebę tekstowych odkryć i zaskakujących interpretacji. We wspomnianym tomie jest zresztą taki szkic: Kolekcja wobec nikczemności świata Doroty Siwickiej, to najlepsza rzecz o Kraszewskim jaką czytałem, jeden z najlepszych tekstów w dorobku Doroty, a przy okazji pierwsza poważna publikacja o kolekcjonerstwie wyprzedzająca światowy trend i ważne książki Markowskiego czy Pomiana, gorąco polecam!
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Aleksander Nawarecki: „Przez Königshütte” (czyli Przez Królewską Hutę) - te słowa wyjęte z relacji Kraszewskiego po dramatycznej podróży przez Chorzów, Mysłowice, Gliwice wziąłem w roku 1995 na tytuł swojego pierwszego eseju o Śląsku. Niemal na pamięć wyuczyłem się wtedy westchnień nocnego wędrowca mijającego „rozpalone ze wszystkich stron ogromne ogniska, świecące dymy , dalekie łuny jakby pożarów , płomienie dobywające się na widnokręgu niby z wnętrzności ziemi”. W moim rodzinnym Górnym Śląsku Józef Ignac zobaczył bowiem „obraz fantastyczny, straszny, dziwny, jakby widzenie tej Dantejskiej Dite, grodu piekieł”. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że przepisując z jego dziennika
04≈
{
{
Barbara Tomalak
Aleksander Nawarecki
Ankieta
Zapomniana epopea
do czynienia z wielorakimi typami rytów inicjacyjnych). Brak jednoznacznej opinii religioznawców, czy starożytny epos (nie tylko homerycki) wywodzi się z mitu czy z obrzędu. Obecność mitu zawsze świadczy o głębokim zakorzenieniu tekstu literackiego w kulturze. Można przyjąć, że implikowana przez strukturę tekstu mityczność Anafielas dowodzi wartości dzieła Kraszewskiego, bowiem „działanie mitu bohaterskiego ma szczególnie głębokie oddziaływanie i wymiar. Równowadze osiąganej w tym micie odpowiada osiągnięcie stanu harmonii, w etyce nazywanego sprawiedliwością […], tak jak na poziomie historycznym, w sferze działania mitów, uzgadnianie sprzeczności może prowadzić ostatecznie do umożliwienia dalszego funkcjonowania w świecie wymagającym nieustannych działań adaptacyjnych […]”28 . Mit bohaterski, nawet bez kunsztownej literackiej oprawy, można zidentyfikować w opowieściach całego świata. Współcześnie podjęła go i nadała mu nowy, atrakcyjny kształt literatura fantasy. W świetle takiej analizy dzieło Kraszewskiego stanowi istotny element procesu historycznoliterackiego, prowadzącego do przekształcenia eposu narodowego w powieść fantastyczną.
Literacje
& 31
ANKIETA
04≈ obok obrazów „baśniowej krainy” także jedno pokraczne zdanie w miejscowej gwarze usłyszane przez Kraszewskiego na mysłowickim peronie od podpitego współpasażera, po raz pierwszy w życiu zanotowałem i opublikowałem tekst napisany po śląsku!
Włodzimierz Szturc (Uniw ersytet Jagielloński)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Najlepiej pamiętam, jak uczyliśmy się zbiorowo na drugim roku studiów w akademiku „Żaczek” (rok 1979) tytułów powieści Kraszewskiego, bo mówiono, że prof. Tomasz Weis i prof. Maria Podraza Kwiatkowska „indagują” o to dokładnie, a właśnie oni mieli nas pytać o wiek XIX. Szło to tak - (można by rzec, że wyprzedzaliśmy rap historyczny polski, jako gatunek literacki dla niepiśmiennych: „Posłuchajcie, dziatki, dziadki, historyji strasznej Sawki, co to z ermołą, ulana, złotych jabłek pragła z dzbana, tak, że historyja taka płotku kołkiem w boku stała. Toć dwa światy bez tytułu, jak latarnia czarnoksięska naraz z pieczary ładownej wychynęły jak dziwadła przeplecione poezjami, bolesnymi jako hymny, straszliwymi onej nocy, kiedy wszystko już się mięsza. Bo tu dziecię w starym mieście, co w oponach par czerwonych chce się najeść na folwarku lub w pałacu albo w parku, kędy pisze Serafina swe dzienniki do stu diabłów! A tu mała jest mieścina, gdzie w kożuszkach po barankach chodzą syny marnotrawne i chcą wina, wina, wina, co na stolach panów Sasów na Ostatki wylewano. A gdzie wina, reszta wina? Każdy wie: chata ze wszą, bryle, kozel, jakaś ranna stara baśń, i na ciebie przyjdzie czas, ale „«cy ty znas ten cas?»”.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Spotkanie pierwsze z Kraszewskim to strasznie smutna baśń wierszem z obrazkami
32
& Literacje
o śmierci, co kominem musiała wejść, bo dziad i baba byli tak zaradni, że się zabarykadowali i chatkę ogacili. Czytała to na głos babcia, a dziecko zanosiło się od płaczu zamiast spać, bo „smutno im było, że umierać musieli” i że ta mogiła podzieli dziadka i babcię. Po latach widzę, że mogiła i tak by ich raczej nie zbratała, bo się kazali pochować osobno, mając się dość we wspólnym obejściu, chatce właśnie, by tak rzec. Ale to pierwsze doświadczenie Kraszewskiego położyło się cieniem tkliwego smutku na znaną mi fragmentach tylko, twórczość pisarza. Jakże imponował kiedyś na otwartym zebraniu Katedry Teorii Literatury prof. Henryk Markiewicz, kiedy na pytanie zadane przez prof. Stanisława Balbusa o to, czy przeczytał „całego Kraszewskiego”, odpowiedział: „Raz czytałem po kolei, a drugi raz dokładnie”. Dziś takich pytań nie zadajemy, nie o to już chodzi w historii literatury, jeśli w ogóle jest jeszcze możliwa... Natomiast będę pamiętać niezwykle wzniosły i uczciwy stosunek pani profesor Marii Żmigrodzkiej do Kraszewskiego. Ile tam znajdowała finezji, jak pięknie, prawie z niemiecką uroczystą ironią godną Heinego czytała nam fragmenty Dziecięcia Starego Miasta, jej ulubionej powieści. Jako powstaniec warszawski, miała Pani Profesor, podobnie jak Henryk Markiewicz, bardzo osobisty stosunek do pisarza, zapośredniczony przez umiłowanie Warszawy, nie tylko przedpowstańczej, ale i współczesnej. Czytając Kraszewskiego, szukałam w nim ironii niemieckiej. Ona tam jest, oczywiście, ale w takim duchu objawiona, jak w prozie galicyjskiej lat czterdziestych XIX wieku, to znaczy polega na dopowiadaniu nowych opowieści, które wtrącają nawias wypowiedziane przed chwilą stereotypy słowne i obrazowe. To jest wyraz samoświadomości pisarskiej ale i tej pycha, która nakazuje drukować wszystko, cokolwiek pojawi sie pod piórem na papierze. To Goethe, i słynny imperatyw, który pyszny w swej naiwności, myśląc, że to wiersz dla niego, Mickiewicz wziął go za skierowany do siebie rozkaz poety, gdy był w Weimarze: „Diese Richtung ist gewiss, Immer schreite, schreite, Hinderniss und Finsterniss Bleiben dir bei Seite!”
wiem, o co chodzi, a potem doczytuję, jak się zdanie zamyka, zaokrągla, zawiera przed kropką, co gorsza wielokropkiem, z którym często zostawia czytelnika na końcach powieści, po jakimś odpustowym obrazku, co ckliwość i łżę ma wywołać... No tak, ale to ludzie czytają, jak Broniewskiego np. Gdybym miał wskazać kogoś najbliższego Kraszewskiemu, to byłby to też z ducha pracowitego porządku powity, szlifowany w Niemczech, więc podobnie jak pisarz, Stanisław Moniuszko. Gdyby panowie mieszkali razem - stworzyli by piekło na miarę „Przy drzwiach zamkniętych” dwojga imion Sartre’a! Ale każdy robił swoje i osobno, i trzeba przyznać, że wiele zrobili. Ale czy stworzyli? To jest tak wielkie, takie potężne w rozmiarach, a tu bladzi bohaterowie, jedni gadają, drudzy śpiewają, ale i ci, i tamci o losie smutnym, porzuconym marzeniu, niebogiej dziewce na halach czy podrzutku będącym psychiatrą pewnego dziadka, który i tak smutno skończył. Z książek, które znam chyba dość dobrze, bo opowiem fabułę, zostaje dla mnie jedynie Chata za wsią. Z innych potrzebne do jako takiego rozpoznania XIX wieku - Historyja kołka w płocie, próby sternizmu w opowiadaniach-podróżach po pokojach i ogrodach, i - przez niezmąconą pamięć o profesor Marii Żmigrodzkiej - Dziecię Starego Miasta. Z drugiej strony wiem, że tyle, ile w swoim czasie zrobił dla kultury polskiej, choć tak ludomiłej w propagowaniu, Kraszewski, to na polu literatury chyba uczynili tylko Żeromski i Iwaszkiewicz. Tym niemniej jakoś tak nie umiem czytać Kraszewskiego. Jest to taki poziom ogólności, nawet nie typowości obrazka właśnie czy charakteru, lecz pospolitości i w związku z tym stylizowanej na prawdę - iluzji. I kiedy się czyta wolno, właśnie po słowie, mozolnie, jego teksty, to stają się one po prostu literacko słabe. Dlatego mogą mieć z nich satysfakcję pożeracze stron, czytelnicy fabuł, oglądacze seriali i lubiący długie dystanse w związkach małżeńskich z książkami. I razi mnie taka skłonność Kraszewskiego do sprowadzania zjawisk do wspólnego mianownika. To właśnie przeczy nowemu XIX-wiecznemu historyzmowi i socjologii, której powstania był świadkiem. Poczytajmy na koniec:
Ale Kraszewski wzrusza, mnie przynajmniej wzrusza obraz samotnych izolowanych ludzi, przybyszów, wygnańców, tułaczy. Moją powieścią jest Chata za wsią, choć wiem, że to obrazek odpustowy i mało wiarygodny, jakiś mit „opiekuna odrzuconych”, jakiś mit dawności pozbawiony precyzji, którą znajdujemy choćby u Łozińskiego czy Dziekońskiego. Z drugiej strony - fascynująca jest osobowość pisarza - instytucji i jednocześnie z niechęcią - przeze mnie w każdym razie – „szanowana”; a to przez stosunek do Norwida i za to, co napisał po jego śmierci o moralności zmarłego. Taka „moralność” mnie nie tylko nie obchodzi, ale żenuje. I dlatego jest dla mnie Kraszewski zamknięty. Jest mi obcy jego pisarski klerykalizm i pewien „jezuityzm” łatwej formy powieściowej, która usprawiedliwia wszystko, jeśli tylko umie się zgrabnie pisać...
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Cytaty zapamiętane? „[...] chyżo wspięła się na wóz i jęła go opawężać” jak znam życie, to pewnie Stara baśń, w każdym razie protowiedźmin.
Ten na pewno z Chaty za wsią: „...a chata za wsią stoi jeszcze”.
A ten z Jermoły: „A co? Napijemy sie po kieliszku?”.
P.S. To zabawne miało być, a nie jest. Nie jest, bo oto mam przed oczami wielkiego pisarza, czytanego albo tak przewrotnie, jak Mrożek, kiedy drukował w „Postępowcu” Starą baśń w odcinkach po jednym zdaniu. Jasne, jak się tak te zdania, które są rajem dla Klemensiewiczowskich analityków zdania pod względem składniowym wyizoluje, to w ogóle nie ma o czym mówić. Powieść czyta się inaczej, raczej powinno się ją czytać tak, jak się oddycha. A tu - też onże oddech jakby nie ten. Jakoś parno i duszno w tych tekstach. Tak niby pisano, ba, pisano różnie, ale tak też. Czytam te powieści, jeśli już muszę, i słyszę jakiś dubbing, najpierw
04≈
Literacje
& 33
ANKIETA
04≈ Wielką rodzina sioło, bratem młodszy kmiotek, Dwór jego izba radną, śpichrzem na złe lata; Jeden we wsi i dworze warczy kołowrotek, Jedna ich dola wiąże, jedna ziemia brata, Jeden obyczaj, odzież i język, i chata. I choć bardzo chcę - nie mogę.
Bogdan Mazan (Uniw ersytet Łódzki)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Były to zrazu jedynie czynności i lektury związane z szeroko rozumianym obowiązkiem (szkolnym, akademickim), wykonywanym bez szczególnej atencji. Ponawianym z nadzieją, że nastąpi olśnienie, którego warto szukać w tej przeogromnej i niezwykle zróżnicowanej spuściźnie, otwartej ze zrozumieniem, dystansem, ale i dużą chłonnością na świat współczesny. Zajął mnie Kraszewski — najpierw dość ogólnikowo i pobieżnie — wytrwałą i owocną pracowitością, żelazną konsekwencją mimo często doświadczanych (ale i przezwyciężanych) zwątpień, wieloma zainteresowaniami oraz rolami społeczno-kulturowymi i opiniotwórczymi, a także pasją kolekcjonerską (w rzeczach i staromodnych słowach), wreszcie postawą rozumnie konsyliacyjną, zawsze trudną, bo nieraz skonfliktowaną ze stanowiskami krańcowymi oraz — last but not least — niekłamaną szczerością przekonań, uduchowioną mądrością i skromnością, wyraźną zwłaszcza na tle widocznej wówczas u niektórych twórców pychy utajonej pod maską skromności. Przełom, formujący gorętszy stosunek badawczy do twórcy, nastąpił przypadkowo — podczas kwerend w warszawskim Archiwum Głównym Akt Dawnych, związanych ze śledzeniem działań carskiej cenzury. Natrafiłem na protokół dotyczący Nocy bezsennych (prwdr. 1888-89) Kraszewskiego, który wydał mi się na tle innych cenzorskich zapisków najdłuższym i nader solennie wypracowanym. Jakby urzędnik z zapałem wartym lepszej sprawy i sporym trudem, wymuszonym przez tekst dlań niełatwy, usilnie pragnął się do czegoś konkretnego przyczepić, a choćby tekst lepiej zrozumieć. Cenzor, tropiąc miejsca dotyczące oficjalnie
34
& Literacje
zakazanej tematyki emigracji po r. 1830 i 1864, zgłaszał pod adresem wielu numerów czasopisma, w którym Noce miały być publikowane, propozycje wykluczeń i formułę „biezusłowno zaprieszczeno”1 . Zatem i ja się nad Nocami pochyliłem, znajdując pożywkę do referatu na konferencję (1993), pierwszej wersji opracowania drukowanej w „Pamiętniku Literackim” (2000), a poszerzonej w książce profesorskiej (2002), oraz do nawrotu w roku bieżącym na kanwie jednego z motywów Nocy. Ten niecodzienny wspomnieniowo-marzycielski tekst szczerości bezwzględnej, pisany w więzieniu, ale zachowujący miejscami wyborną i oryginalną formę literacką, starałem się w opracowaniach nieco odkurzyć, ukazując powody do wielokrotnych zdziwień Kraszewskim. Wprowadziłem go do lektur obowiązkowych na polonistyce łódzkiej, za czym nastąpiły propozycje nasycające studencki kanon innymi tekstami Kraszewskiego. A pięknej chorobie na Kraszewskiego zacząłem co jakiś czas ulegać na okoliczność prowadzonych magisteriów, osobnych opracowań, a bodaj jedynie wplatanych do rozmaitych prac uwag, skoro rzekłem, a nie zwątpiłem, że na wiele tematów miał on doprawdy coś istotnego do powiedzenia.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Ważne jest, że Kraszewski może być z różnych perspektyw rozpatrywany, odkrywany, czytany i wydawany na nowo. Zebrałoby się dość materiału, inspiracyjnego i ściśle rzeczowego, na osobny periodyk (rocznik?) pod nazwą „Kraszewski”, gdyby znalazł się mecenas i pasjonackie ochotnicze grono. Trudno byłoby określić unifikującą perspektywę badawczą, chyba że czerpałaby ona z nieustającej, jak mniemam, zdolności dzieł Kraszewskiego do wzbudzania rozmaitych olśnień i zdziwień, i ostrzegania przed szkodliwym nadmiarem zdziwienia. Nie miejsce tu, by weryfikować nowatorskie i wyspecjalizowane — tematycznie i/lub metodologicznie — projekty badawcze, ale ważne, że takie się pojawiają, a niektóre są w bieżącym roku realizowane. Nasuwa się argument na rzecz badawczej potrzeby atrakcyjności dorobku Kraszewskiego. — Jest to produkcja piśmiennicza wielozakresowa, za-
ale poszukiwań, badań, cytat itp.”6. [o zdrowiu] Pomijam tu kwestię środków ściśle medycznych, ratujących nadwątloną kondycję fizyczną Kraszewskiego. Uwzględniam diagnozy i zalecenia terapeutyczne lekarzy literackich, którzy spełniali równocześnie rolę duchową i głównie taką poradą służyli, oraz kierowane bezpośrednio od samego Kraszewskiego. Taki eskulap mawiał: „choroba miała w duszy siedlisko”7; „Najwięcej słabości przychodzi na nas z winy własnej, z namiętności, z braku energii […].Wielkie wrażenia, które obudzając wolę uśpioną, stają się nieraz lekarstwami, może człowiek zastąpić silnym postanowieniem”8; „[chorej] potrzeba może więcej świadomości położenia niż leków”9. Podobnie, ale i wyżej postępując, i jak najbardziej we własnym imieniu, orzekał Kraszewski w mowie jubileuszowej: „Tak! Wierzmy wszyscy w ideały! Ale do nich idźmy tą drogą, jaką we śnie Jakubowym anioły wstępowały do niebios — po drewnianych szczeblach rzeczywistości! Rachujmy się z położeniem, z siłami, nie tracąc z oczu tych wielkich niebiańskich celów, jakie nam narodowe tradycje przekazały!” 10 Adekwatne do rad, by liczyć się z „położeniem”, było samozwrotne pytanie (dobre na pointę), jakie zadało sobie w jednej z powieści dojrzewające dziecko: „Do czego życie służy?”11 [o zawierzeniu] „Wie Bóg, co robi, i dobrze robi mospanie, pędzając nas przez rózgi!”12; „Nadto ufam w miłosierdziu Bożym, abym desperował”13; „Jam do zbytku spuszczał się na to, co mi było przeznaczone, byłem fatalistą. Za słabo kierowałem łódką własną, w przekonaniu, że nią niewidzialna ręka steruje. [...] Tak wiatry tę łódkę bez żagla, bez steru niosły, gdzie chciały. Nie: gdzie była wola Boża...”14 (N 427); [okrzyk bohatera na powitanie życia w „nowym świecie”, kończący utwór]: „Fiat voluntas Tua!” „Bądź wola Twoja!”]15. Na skojarzenia niewiele miejsca zostało, więc podzielę się jednym — pączkującym, ale na razie do niczego niezobowiązującym — które mnie nawiedziło po niedawnym łacińskim mikrocytacie i kilku innych frazach łacińskich w pismach Kraszewskiego, identycznych jak Fiat voluntas Tua! z występującymi kluczowo w twórczości Henryka Sienkiewicza, takich jak: „Nec Hercules contra plures” [„I Herkules nie sprosta wielu”]; „Spiritus flat, ubi vult”
sobna w wielorakie wzory (tradycjonalistyczne, kulturowe, moralne, zdroworozsądkowe i patriotyczne jako swoiste repetytorium z rodzimości) oraz dość łatwo przyswajalna. Z reguły nie stawia wyrafinowanych zapór intelektualnych przed czytelnikiem. Przyciąga, czasem jak najlepsze okazy kultury popularnej, szerokim spektrum tematyczno-problemowym, przenikniętym zacną myślą, otwartym na świat spojrzeniem, zasadami, w jakich można się rozmiłować. A także stylem wypowiedzi potoczystym i jędrnym. Nie ma w nim rażących uchybień, choć nie ma też eleganckiego wystroju. Najważniejsze, że Autor nie poświęca prawdy dla paradoksu, okazując się przystępnym mistrzem sztuki prostomyślnego słowa.
Jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Na ten raz nie szukam wielu sentencjonalnych myśli, jeszcze bardziej się powściągając niż pisarz, który uważał, że „doświadczenie całego życia i jego chwil wyjątkowych zaledwie wystarcza do napisania tylko kilkunastu naprawdę dobrych i prawdziwy aforyzmów”2. Chciałbym mikroświat życia Kraszewskiego, rzutujący poprzez jaźń autobiograficzną na bohaterów literackich, zilustrować cytatami z jego różnogatunkowych pism. Kanwą mogą być trzy przenikające się przyziemne ludzkie motywy: pracy, podtrzymywania zdrowia i zawierzenia Opatrzności. U Kraszewskiego pełnią one rolę imperatywów wolicjonalnych i determinant wewnątrztekstowych. Zatem czytajmy, kontentując się nie tyle urodą, co siłą dojrzałego wyrazu, wskazaniem busoli w tamtym okresie przyśpieszenia cywilizacyjnego. [o pracy] „pocieszał się Marek tymi słowami […], że człowiek jest stworzony do pracy, że praca jest rodzajem modlitwy Bogu miłej”3. - „Praca to lekarstwo na chorobę życia, zawsze to mówię. Niedawno dowiedziałem się, że Walter Scott mawiał: »Gdybym nie pisał, tobym zwariował«. Ja toż samo”4. - „Prawdą a pracą”5 - [reakcja Kraszewskiego na wiadomość o chorobie psychicznej Iwana Turgieniewa] „Żyjemy w warunkach niemożliwych, zużywających siły, w naprężeniu wszystkich władz nadzwyczajnym — co dziwnego. Ileż razy strach ogarnia mnie czegoś podobnego. Na to jeden ratunek — sucha, nudna, uparta praca. Nie wyobraźni,
04≈
Literacje
& 35
[„Duch tchnie, kędy chce”], „usque ad finem” [„aż do końca”], „sursum corda” [„w górę serca”]. Obaj twórcy byli wyśmienitymi erudytami, znającymi kulturę antyczną. Najlepiej jednak pracowali w wyobraźni urealnionej rodzimością. Na tej niwie także dochodziło do spotkań. Kraszewski, doskonaląc opisywanie świata rzeczy, uwzględniające — jak byśmy dzisiaj powiedzieli — perspektywę antropologiczną, posłużył się rekapitulującymi ujęciami: „Z mieszkania poznasz człowieka, jak ptaka z gniazda”16. - „Pokoik niewielki był obrazem życia kobiety, która w nim mieszkała”17. Może zaczerpnął estetyczną podnietę z młodzieńczego utworu Sienkiewicza, który obserwację inżynierskiego pokoju zamknął wnioskiem: „Izba malowała mieszkańca”18. Albo może obaj niezależnie eksploatowali realistyczny trend epoki. Powinowactwa i piękne różnice między tymi niekwestionowanymi ambasadorami Polski niebyłej na ówczesnych mapach układają się, od lat wielu, w niezakończoną opowieść. Dosnuwać ją może każde wstępujące pokolenie, uprawnione do samodzielnej opinii. To jest glosa à propos perspektyw badawczych, których dokładniejszego wskazania starałem się wcześniej uniknąć, wspomniawszy Kraszewskiego, kiedy pouczał swego brata słowami: Spiritus flat, ubi vult 19.
1. Zob. Protokoły posiedzeń Warszawskiego Ko-
mitetu Cenzury, 1888, s. 218-219. Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie, sygn. 38; przedruk fragmentów w: Świat pod kontrolą. Wybór materiałów z archiwum cenzury rosyjskiej w Warszawie, wybór, przekład i oprac. M. Prussak, Warszawa 1994, s. 71. 2. K. Irzykowski, Pisma, Słoń wśród porcelany. Lżejszy kaliber, red. A. Lam, Kraków 1976, s. 610. 3. J. I. Kraszewski, Pan i szewc, Lwów-Warszawa 1875, s. 61. 4. Z listu Kraszewskiego do T. Lenartowicza z 3 XII 1875, w: J. I. Kraszewski, T. Lenartowicz, Korespondencja, oprac. W. Danek, Wrocław 1963, s. 288. 5. Księga pamiątkowa jubileuszu Józefa Ignacego Kraszewskiego 1979 roku, Kraków 1881. Ten mikrocytat stanowił odręcznie zapisane godło leksykalne, wraz z podpisem Kraszewskiego umieszczone pod jego jubileuszowym wizerunkiem otwierającym księgę. 6. Z listu do W. Chodźkiewicza z 6 V 1883; w: J. I. Kraszewski, Listy do Władysława Chodźkiewicza, oprac. S. Burkot, Kraków 1999, s. 130. 7. J. I. Kraszewski, W starym piecu. Studium psychograficzne [1878], Warszawa 1884, s. 114-115. 8. J. I. Kraszewski, Piękna pani. Powieś studium [1871], Warszawa 1883, s. 89. 9. J. I. Kraszewski, Męczennicy. Obrazy życia współczesnego. Cz. 1. Na wysokościach, t. 1-3; [prwdr. 18801881], Kraków 1966, s. 62. 10. J. I. Kraszewskiego przemówienie w Krakowie dnia 3 października 1879 r., Kraków 1879, s. 10. 11. J. I. Kraszewski, Resztki życia [1860], wydanie nowe, przejrzane, poprawione i uporządkowane przez Autora, t. 2, Lwów 1875, s. 182. 12.
36
& Literacje
J. I. Kraszewski, Typy i charaktery [1854], wydanie nowe, poprawione i uporządkowane przez Autora, Lwów-Warszawa 1876, s. 27. 13. Z listu do Lenartowicza z okresu między 23 I a 3 II 1876, w: J. I. Kraszewski, T. Lenartowicz, op. cit., s.293. 14. J. I. Kraszewski, Noce bezsenne. Fantazje na tle czarnym; cyt. wg idem, Pamiętniki, oprac. W. Danek, Wrocław 1972, s. 427. 15. B. Bolesławita [J. I. Kraszewski], Tułacze [1868-1870], przedm. A. Pług, t. 1, Warszawa 1898, s. 119. Fraza wielokrotnie występująca, także w wersji spolszczonej, w listach Kraszewskiego. 16. J. I. Kraszewski, Roboty i prace [prwdr. 1873], Kraków 1969, s. 42. 17. J. I. Kraszewski, Szalona [prwdr. 1880], oprac. B. Górska, Kraków 1986, s. 88. 18. H. Sienkiewicz, Dwie drogi [z cyklu Humoreski z teki Worszyłly, 1872-1873]; cyt. wg Dzieła, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 1, Warszawa 1949, s. 277. 19. Z listu do Kajetana Kraszewskiego z 20 VIII 1885; w: J. I. Kraszewski, Listy do rodziny 1863-1886. Cz. II Na emigracji, oprac. S. Burkot, Wrocław 1993, s. 336.
{
ANKIETA
04≈
Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze
Przygód pana Marka Hińczy Józefa Ignacego Kraszewskiego
słów kilka
&
W swoich Dziennikach Witold Gombrowicz tak oceniał literaturę polską:
Literatura, w tym wielka literatura, nie żyje sama sobą, żyje tym również, co się o niej mówi i pisze. Michał Głowiński1
Maria Jolanta Olszewska
„Literatura polska to typowa literatura uwodzicielska, pragnie oczarować jednostkę, poddać ją masie, znęcić do patriotyzmu, obywatelstwa, wiary, służby… Literatura pedagogiczna, więc nie wzbudzająca zaufania”2 . Ta ostra krytyka wydawałaby się dotyczyć także twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, uchodzącego za nudziarza w opinii nie tylko przeciętnego odbiorcy, lecz także wielu badaczy literatury. Przytłaczające swą obszernością pisarstwo autora Starej baśni kształtowało się w ramach XIX-wiecznej formacji umysłowej, rozumianej w kategoriach kulturowych jako wspólnota humanistyczna wyodrębniająca się z większej historycznej całości3. O jedności formacji świadczą nie tylko wspólne wartości, lecz także spory ideowe toczone w jej łonie, które dzielą ją ze względu na różne, nie satysfakcjonujące wszystkich wypowiedzi, ale również łączą ze względu na przedmiot sporu interesującego przedstawicieli tej właśnie formacji4. Przekonanie o wielonurtowości, złożoności i niejednoznaczności formacji XIX-wiecznej okazuje się bezcenne przy ponownej lekturze dzieł Kraszewskiego, dających się usytuować w szeroko rozumianym kontekście
05≈
Literacje
& 37
Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze Przygód pana Marka Hińczy
05≈ historycznoliterackim, uwzględniającym ogólne tendencje w twórczości artystów dziewiętnastowiecznych, czyli to, co w skrócie można nazwać językami epoki5. Kraszewski nazywany był „wielkim nauczycielem czytania”. On to właściwie stworzył rodzimą powieść popularną, która szybko zyskała sobie liczne rzesze sympatyków6 . Pisarz potrafił docenić cechę literackości gatunku, dlatego rola, którą wyznaczał w swych powieściach ramie fabularnej o dominancie fikcjonalnej (wątkom przygodowym, erotycznym, dziejom bohatera) okazuje się znacząca w budowaniu świata przedstawionego. Fakty historyczne i fakty kreowane („zmyślone”) wchodzą w ramach tej fabuły we wzajemny, mniej lub bardziej podkreślony i ujawniony przez danego pisarza związek w synkretycznie potraktowanej przestrzeni powieściowej. Kraszewski obdarzony był niezwykłą intuicją estetyczną. Okazuje się, że wbrew obiegowym opiniom i stereotypom czytelniczym pisarz ten wciąż potrafi zadziwić czytelnika, a te „stare”, z pozoru wydawałoby się nieciekawe dla współczesnego odbiorcy powieści potrafią go niejednokrotnie zaskoczyć7. W swoim czasie dobrze ujął to Józef Bachórz, tytułując swe wystąpienie Zdziwienie Kraszewskim i tym samym wchodząc w polemikę z wizerunkiem pisarza-nudziarza8 . Wystarczy więc odrobina dobrej woli i wysiłku ze strony odbiorcy, aby odkryć w tej twórczości rzeczy ważne i ciekawe. Tak na temat powrotu do dawnych lektur pisał Adam Mickiewicz: Aby przyciągnąć na nowo publiczność ku naszym ulubionym autorom, należy ukazać w tych autorach nowe zalety, należy szukać nowych punktów styczności między cywilizacją starożytną a potrzebami czasów nowożytnych, a wtedy może przekonamy się, że ci autorzy nie są tak starzy, jak się nam wydaje9.
Powieścią Kraszewskiego, do której warto sięgnąć i spróbować odczytać ją „na nowo” z perspektywy XXI w., są – według mnie – Przygody pana Marka Hińczy. Rzecz z podań życia staroszlacheckiego, opublikowane w odcinkach w „Tygodniku Romansów i Powieści” w roku 1870, a następnie w wydaniu książkowym w roku 1881. Fabuła powieściowa nie jest skomplikowana. Oparta została na schemacie biografii głównego bohatera – Marka Hińczy. Zmien-
38
& Literacje
ne, często zaskakujące losy Marka wyznaczają kształt powieściowej opowieści, kolejne wydarzenia przesuwają się jakby nanizane na nitkę korale. Bohater jak soczewka skupia rzeczywistość, która okazuje się zaskakująco otwarta. Każdy tekst literacki wytwarza własny horyzont oczekiwań czytelniczych, swoją ideologię, aksjologię, swego odbiorcę. Doświadczenia czytelnicze nakładają się na siebie, wzajemnie się warunkują, co oznacza, że o odbiorze utworu może zadecydować inny tekst, wchodzący z nim w szczególną relację. Jeśli zatem przyjąć za Jacques’em Derridą założenie z jego De la grammatologie, że „nie ma nic poza tekstem” i tym samym skazani jesteśmy na tekstowy obraz świata, wtedy każdy akt lekturowy to nie tylko odczytywanie sensu dzieła literackiego, lecz także lektura jego semiotycznych kontekstów, czyli tradycji rozumianej jako zaktualizowana i aktywna współcześnie przeszłość literacka, która stanowi kulturowy kontekst dawnego procesu twórczego10. Tak traktowana przeszłość literacka stanowi złożony, wielowarstwowy system semiotyczny, pełniący funkcję układu odniesienia w procesach interpretacji lekturowej. Oznacza to, że każdy utwór mobilizuje wyselekcjonowane i zhierarchizowane obszary zaistniałej już rzeczywistości literackiej i kulturowej – tej, do której się odwołuje, i tej, której różne warstwy układają się wokół niego na podobieństwo okręgów. Pojęcie tradycji łączy się z kategorią stylu, pod którą za Stanisławem Balbusem rozumiemy rodzaj abstrakcyjnego znaku pewnej całości kulturowej w danym momencie, systemu form obciążonych znaczeniem i celem, ujawniającego w różnym stopniu zarówno osobowość artysty, jak i (w danym wypadku przede wszystkim) zasady techniki powieściowej, wsparte na światopoglądzie i preferencjach estetycznych zbiorowości. Rozpoznany styl pomaga w określeniu stosunku dzieła do tradycji, a nawet w ustanowieniu tej tradycji11. W Przygodach pana Marka Hińczy, w tej z pozoru skromnej powieści, Kraszewski przywołał i wykorzystał teksty realizujące określone wzorce stylistyczno-gatunkowe, wchodząc tym sposobem w kontakt z różnymi konwencjami literackimi, traktowanymi jako medium wartości estetycznych i ideowych. Lektura Przygód Marka Hińczy nie może być zatem neutralna, ale wymaga uwzględnienia określonych sądów, wyrażeń, tekstów, itp.12 . Dlatego też dla omawia-
węda szlachecka wywodziła z pamiętników, z Pamiętnikami Jana Chryzostoma Paska na czele, z różnych raptularzy i facecji. Elementy gawędowe, które tworzą ogniwo pośrednie między literaturą romantyczną a kolejną epoką, przejawiają się w światopoglądzie bohaterów, w specyfice warstwy leksykalnej, a zwłaszcza frazeologii. Gawęda nie miała na celu ogarnięcia „wzrokiem dalekim całego ówczesnego społeczeństwa, zostawił[a] na boku życie publiczne [...] zadowoliwszy się stroną obyczajową epoki przedrozbiorowej”14. Była przepełniona nostalgią za dawnymi czasami – za sarmacką Rzeczypospolitą, bo – jak pisał na ten temat Teodor Jeske-Choiński:
nej powieści Kraszewskiego warto zbudować siatkę intertekstualnych nawiązań do dzieł literackich, będących punktem odniesienia, misternie w sposób mniej lub bardziej jawny obecnych w fabule/materii powieści, co pozwala odkryć powiązania pomiędzy tekstami, ich wzajemne interakcje i zrekonstruować znaczeniową przestrzeń historycznoliteracką. Sens tej przestrzeni powstaje dzięki wywołującym je reakcjom zewnętrznym z innymi tekstami13. Już wstępne rozpoznanie lekturowe prowadzi do dość oczywistego wniosku, że trudno nie uznać Przygody pana Marka Hińczy za powieść realizującą konwencję powieści historycznej, gdyż świat przedstawiony został umieszczony w epoce traktowanej zarówno przez autora, jak i odbiorców jako nie współczesna, lecz przynależąca do przeszłości. Kraszewski docenił malowniczość romansu historycznego z jego godną podziwu plastycznością „kolorytu lokalnego”, wykorzystując przy tym zewnętrzne cechy scottyzmu, takie jak: konstrukcja wątku romansowego, sprawnie skonstruowana, „interesująca intryga” oraz sposób charakterystyki postaci. Celem Kraszewskiego nie było jednak odtwarzanie przeszłości w połączeniu z refleksją historiozoficzną i chęcią moralizowania. Podtytuł powieści – rzecz z podań życia staroszlacheckiego – sugeruje odbiorcy, że powieść tę można odczytać jako rodzaj opowieści egzotycznej – w tym przypadku utrzymanej w konwencji sentymentalnej podróży „swojaka po swojszczyźnie” (Syrokomla); nostalgicznej podróży w przeszłość, w bezpowrotnie minione czasy staroszlacheckiej Polski, żyjącej w pamięci starszych pokoleń, otoczonej aurą nostalgii. W ten sposób powieść tę dałoby się potraktować jako „poemat przeszłości”, wpisany w konwencję romansu historycznego, a jej lekturę należałoby przede wszystkim łączyć z przypomnieniem gawędy szlacheckiej. To ona wydaje się naturalnym punktem odniesienia dla lektury omawianej tu powieści Kraszewskiego. W swoim czasie niezwykle poczytna gawęda szlachecka, zapoczątkowana przez słynne Pamiątki Soplicy Henryka Rzewuskiego, znalazła kontynuatorów w osobach Ignacego Chodźki (Pamiętniki kwestarza), Wincentego Pola (Przygody JM Pana Benedykta Winnickiego) czy Władysława Syrokomli (Urodzony Jan Dęboróg). Swą genezę ga-
Obrzydziwszy sobie teraźniejszość i niedaleką przeszłość, zwróciło się społeczeństwo do wieków dawniejszych. Wszystko, co przypominało czasy „dawne, dobre”, pachniało chciwie. Nawet tak mierne gawędy, jak Ignacego Chodźki, witano hucznemi oklaskami. Wszakżeż opowiadały o „pobożności i o prostocie obyczajów” pokoleń minionych. [...] beletryści odtwarzali obyczaje dziadów i pradziadów, historycy wydobywali na wierzch szczegóły nieznane15 .
W oczach ówczesnych odbiorców gawęda szlachecka jako „tekst sarmacki” łączyła się głównie z apologią „swojskości, przeszłości szlacheckiej” – dowartościowaniem „rodzimości” rozumianej w kategoriach tematyki „charakterologii narodowej”, kultury i języka. Drobny realizm romantycznych gawęd tworzył obszar zamkniętej, wyizolowanej z czasu przeszłości, „historii domowej”: domowych obyczajów, pojęć, wartości, wzorów egzystencji. Ten sentymentalny „koloryt” dawnych czasów miał wzruszać wzorcami sarmackiej polskości – tym cenniejszymi, że będącymi reliktami, czy raczej relikwiami narodu nie uczestniczącego już w dziejach powszechnych. Ewokowany przez literaturę czas przeszły przeobrażał się w czas wzorcowy, niehistoryczny, co było równoznaczne z destrukcją konwencji scottowskiej16 .
Gawęda umieszcza świat sarmacki, fundowany na tradycyjnym katolicyzmie, z jego określonym systemem wartości i moralnością, w odpowiednim kontekście kulturowym, co stabilizuje utarte sposoby widzenia świata, a w stosunku do jednostki nabiera wręcz kształtu
05≈
Literacje
& 39
Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze Przygód pana Marka Hińczy 40
05≈ dziedzictwa nieomal kulturowego. Gawędowość, a właściwie szlacheckość czy też sarmackość, oznacza zatem odniesienie do określonego obrazu kultury (komunikacji kulturowej), pozwalającej na pozytywne waloryzowanie przeszłości i jej afirmację. Powołując się na wnikliwe badania m. in. Zofii Szmydtowej, Zygmunta Szweykowskiego, Mariana Maciejewskiego, Krzysztofa Stępnika, Kazimierza Bartoszyńskiego czy Andrzeja Waśki, uznających gawędę szlachecką za odrębny rodzaj literacki, należy potraktować ją jako zapis obrazu kultury określonej warstwy społecznej. A zatem w tym rozumieniu gawęda jest przede wszystkim znakiem kulturowym komunikującym za pomocą elementów języka określony system wartości. To, co swojskie i znane, okazywało się w sumie lepsze od tego, co obce, bo dawało odbiorcy poczucie bezpieczeństwa. Gawęda stawała się rodzajem opowieści o dawnych, dobrych czasach, czytanej również, a może przede wszystkim po to, aby poddać się urokowi malowniczej, pełnej fantazji i humoru, dowartościującej przeszłość, ukazującej jej wielkość, niezwykłość opowieści, która snuje się powoli „jak dawny, lity pas Polaka”. Kraszewski doskonale rozpoznał wszystkie chwyty literackie i reguły, którymi rządzi się gawęda szlachecka. W sposób niezwykle zajmujący przekształcił materiał gawędowy i spożytkował go dla własnych celów pisarskich. Gawęda szlachecka w tym okresie, kiedy powstała omawiana powieść, uchodziła już za gatunek anachroniczny, dlatego mogła przetrwać w omawianej powieści nie tyle jako określony gatunek literacki, ile „przemycona” przez element znaczący, którym jest przede wszystkim komizm, mający swe źródła w tekstach satyrycznych z wcześniejszych epok i wyrażony zarówno w sytuacjach, jak i kreacji postaci, zazwyczaj różnych sarmackich zawadiaków, oraz w warstwie językowej – w różnych typach wypowiedzi wywołujących wrażenie potoczności: wypowiedziach dialogowych, przysłowiach, wyrazach obcych, słownictwie potocznym: przezwiskach, przekleństwach, porównaniach, zdrobnieniach i zgrubieniach17. Przygody pana Marka Hińczy wywodzą się więc przede wszystkim z tradycji gawędowego humoru, głównie facecji, ściśle związanych z kulturą szlachecką. Pozwoliło to
& Literacje
pisarzowi odtworzyć klimat przeszłości i ową przeszłością na swój sposób się rozkoszować18 . Z mroków przeszłości wyłaniają się charakterystyczne dla epoki sarmackiej postacie i sceny obyczajowe. Z lubością, rzec można, buduje antykwaryczną scenerię – powołuje do życia klasztor, różne dwory i dworki szlacheckie, karczmy i gospody. Zgodnie z konwencją gawędy szlacheckiej pisarz odchodzi od wielkiego realizmu scen batalistycznych heroicum na rzecz budzącego sentyment „drobnego realizmu historycznego” charakterystycznego dla „opowieści domowej”. Akcja Przygód pana Marka Hińczy rozgrywa się na wsi, w kręgu rodzinnym, w środowisku szlacheckim. Brak odniesień ogólnoeuropejskich potwierdza zamknięcie się opisywanego świata w obrębie polskiego partykularza. Świat przedstawiony utworu zamyka się zatem w kręgu znanym i bliskim, w świecie „oswojonym”, bezpiecznym, przypominającym świat serwisu z Pana Tadeusza, utrwalającym pamięć o dawnej narodowej świetności. W tej scenerii toczy się historia sieroty pasącego gęsi, który po różnych perypetiach wchodzi do arystokratycznej rodziny i zostaje dziedzicem wielkiej fortuny oraz zięciem senatora, a być może wkrótce sam będzie senatorem. A zatem: Replika literacka Kraszewskiego zasadzała się na takim zabiegu, że posłużył się on wzorami gawędy: wykorzystał jej chwyty i schematy, czy to w portretowaniu bohaterów, czy w prowadzeniu fabuły, czy też (przede wszystkim może), w języku nasyconym zwrotami przysłowiowymi i idiomami polskimi i łacińskimi. Co więcej, powtórzył niemal dosłownie niektóre sytuacje, perypetie bohaterów znane już z gawęd (np. zabicie zbója i zdobycie majątku przez zabranie łupu w Przygodach IM Pana B. Winnickiego W. P o l a)19.
Natomiast zmiana zasadnicza w powieści Kraszewskiego dotyczy postaci narratora. Nie jest nim ów XVIII-wieczny szlachcic-opowiadacz, doskonale wpisujący się w ówczesne realia, pozbawiony dystansu i krytycyzmu wobec otaczającej go rzeczywistości. Kraszewski zrezygnował również z narracji auktorialnej. Jego narrator to „spisywacz” ciekawej historii, kronikarz, który chce sprezentować czytelnikowi historię „o podziwiania godnych losach bohatera” nie po to, aby go pouczyć, ale bardziej zabawić,
wieści mit prostaczka podlega swoistej dekonstrukcji. Mamy tu wykreowany obraz świata „na opak”. Marek Hińcza, sierota, człowiek bez wykształcenia, bez majątku wspina się na szczyty kariery. Sukces osiąga nie dzięki własnym, wybitnym zasługom i wyrzeczeniom, trudom podjętej edukacji, bohaterstwu. Nie bierze udziału w wielkich, podniosłych wydarzeniach, on po prostu zdaje się na ślepy los. O losie człowieka – jego zdaniem – decyduje szczęśliwy przypadek, traf, splot sprzyjających mu okoliczności, który można potraktować na wzór Opatrzności. O takich ludziach mówi się, że są „w czepku urodzeni”. W zatartym tle tej opowieści ujawnia swą obecność również powiastka filozoficzna z promowanym przez nią fatalizmem. W strukturze opowieści można odnaleźć więc echa Kandyda czy Prostaczka Woltera czy Kubusia Fatalisty i jego pana Denisa Diderota. A zatem Przygody pana Marka Hińczy mają strukturę synkretyczną. Fabuła ciąży ku różnym biegunom stylistycznym, przy czym zastosowana stylizacja ma na celu skompromitowanie tradycji. „Jest więc powieść o przygodach pana Marka Hińczy swoistą parodią utrwalonej przez gawędę XIX-wieczną legendy, mitu, baśni o »szczęśliwym głuptasku«, stanowiącej szlachecką odmianę baśni o Kopciuszku czy Mądrym Maciusiu, parodią legendy o chudopachołku szlacheckim, który z paupera wyszedł na wielkiego pana”21. Marek Hińcza, choć w powieści mowa jest o jego pochodzeniu szlacheckim, tak naprawdę jest człowiekiem o rozmytej tożsamości. „Ze krwi szlacheckiej zostało mu jedno, że nie wiedzieć skąd i dlaczego butę miał okrutną” – jak twierdzi narrator22 . Jego świat jest społecznie i narodowo niedookreślony. Szlacheckie pochodzenie bohatera niewątpliwie otwiera mu drogę do awansu w czasach, gdy to łaska pańska i wysługiwanie się bogatszym od siebie w dużym stopniu decydowały o karierze. Marek najpierw trafia do klasztoru oo. bernardynów, a potem pan Łowczy, Mikołaj Hińcza z Rogowa, dostrzega w świniopasie krewniaka Hińczę z Zadasia i dlatego postanowił zająć się jego wychowaniem, aby w odpowiednim momencie pozbyć się go z domu. W tym momencie zwalnia go spod władzy tradycji. Czyni go wolnym – bohater może iść tam, gdzie chce. Wpisana w schemat sensacyjny biografia głównego bohatera została skonstruowana tak, aby
zaskoczyć i zadziwić. Jego relacja, pozbawiona większych ambicji, ma charakter subiektywny, prowadzona jest często dość swobodnie, momentami nawet pozornie bez ładu i składu. W powieści Kraszewskiego gawęda szlachecka obecna jest w szczególny sposób, otrzymujemy jej zdeformowane, wykrzywione, wybrakowane odbicie. Pisarz, podejmując szczególną aktualizację wzorca, dąży do kompromitacji jej tradycji. Swymi działaniami obejmuje określoną historyczną perspektywę tradycji. Istotna okazuje się tu antynomia między formą gatunkowo-stylistyczną a ostateczną zawartością problemową tekstu. Ewokuje ona opozycję między wzorcem stylistycznym, którego „anachroniczność” nie ulega wątpliwości, a strukturą duchową świata, w którą została przetransponowana i który ma wyrazić20. W Przygodach Marka Hińczy pisarza wykorzystał schemat nieoczekiwanej kariery głupca i prostaka znany głównie z bajki „o szczęśliwym głuptasie”. Posłowie Marii Grabowskiej zostało opatrzone tytułem trafnie streszczającym treść opowieści Kraszewskiego: Historia chudopachołka, co od pasienia gęsi do senatorskiego krzesła doszedł. W fabule uaktywniają się przekształcone elementy powieści wędrówki, powieści łotrzykowskiej czy powieści pikarejskiej, budującej romans awanturniczy, przedstawiający losy przebiegłego i pomysłowego włóczęgi-oszusta ukazujący zarazem satyryczny obraz epoki. Główny bohater kontestuje zastaną rzeczywistość i nieustannie wykracza poza obowiązujące normy społeczne. Na swojej drodze życiowej przeżywa wiele barwnych przygód, wpada wielokrotnie w różne tarapaty, aby ostatecznie wyjść z nich obronną ręką. Awanturniczy, wręcz sensacyjny charakter fabuły, jej epizodyczność, łańcuch zaskakujących często odbiorcę przygód, uproszczony portret bohatera i barwność, zbliżają omawianą powieść do romansu awanturniczego. Jednocześnie otrzymujemy powieść edukacyjną à rebours. Co staje się czytelne, gdy zestawimy Przygody pana Marka Hińczy np. z dydaktycznymi Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkami Ignacego Krasickiego, opowiadającymi o upadku lekkomyślnego młodzieńca, jego edukacji i dorastaniu do świadomego swej roli społecznej obywatela. Opowiedziana przez Kraszewskiego historia Marka Hińczy nie wpisuje się we wzorce parenetyczne. W po-
05≈
Literacje
& 41
Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze Przygód pana Marka Hińczy 42
05≈ pokazać, że zyskał awans społeczny i zrobił karierę nie dzięki zasługom, tylko dzięki „szczęśliwym przypadkom”, takim jak pociągnięcie za ucho przez pana Łowczego, wrzucenie przez niego w świat, wygrana w karty, napad i zabicie zbója, zdobycie łupu, obdarowanie pierścieniem pięknej i zamożnej kobiety, zabłądzenie konia, udział w pojedynku, walka ze wściekłym psem, uratowanie życia wojewodzianki, znajomość języka francuskiego, do tego dochodzą humory i plany pana Łowczego, intrygi Starościny i Kruka. Kraszewski, tak konstruując sylwetkę i los swego bohatera, stawia pod znakiem zapytania nienaruszalność dawnych zasad moralnych w kształtowaniu struktur społecznych. Dawniej bowiem: bez odpowiednich cech umysłu i charakteru nikt nie mógł wieść życia prawdziwie moralnego, co więcej uważano, że wynika to z naturalnego porządku rzeczy. Ludziom przyświecał pewien cel, telos: być dobrym człowiekiem. Jak to uzyskać? Nie dzięki subtelnemu definiowaniu dobra i zła, lecz dzięki kultywowaniu cnót poprzez nawykanie do cnót moralnych i uczenie się cnót intelektualnych. Ostatecznie, ze wszystkimi tego dobrymi i złymi skutkami, za naturalnym porządkiem rzeczy, do którego się odwoływano, krył się Boski porządek spraw. Istniał z pewnością Bóg i aby uniknąć wykluczenia z ludzkiej i Boskiej wspólnoty, należało uznać autorytet Kościoła, którego kapłani pozostawali w bezpośrednim kontakcie ze Stwórcą 23.
A zatem dawniej człowiek był wychowywany dla cnót moralnych i intelektualnych, ze szczególnym uwzględnieniem cnót obywatelskich, uczących człowieka odpowiedzialności za dobro wspólne i solidaryzmu społecznego. Etyka „zależna” kładła tym samym nacisk na hierarchizację potrzeb i cel ludzkiego życia – jego zbawienie. Dzięki czemu mógł on egzystować w środowisku moralnym, a to nadawało sens jego istnieniu. Kultura szlachecka-sarmacka to świat uporządkowany, rządzący się własnymi prawami, a więc świat zamknięty, kastowy, który narzuca ludziom gotowe wyobrażenia o świecie, normy, wzorce osobowościowe, typy zachowań, typy karier – świat „pobożnej poczciwości”, przywiązania do rodzimych obyczajów, religii, hierarchii i tradycji. Ten ukształtowany przez sarmatyzm schemat wyobrażeń o świecie zo-
& Literacje
stał w powieści zburzony przez wprowadzenie w jego obręb Marka, którego kontestacyjna postawa wobec sarmackiej kultury wytwarza sytuację kryzysu. W tej z pozoru prostej historii ujawnia się niechęć do utrwalonych zwyczajowo zachowań. Bohater okazuje się rzecznikiem indywidualizmu, wolności jednostki i prawa do jej samorealizacji, co zamyka się w słowach narratora: „wierzył w tak ślepe szczęście swoje, iż się przyszłością nie troszczył”24. Wielokrotnie powtarzał: „Ja mam głos, co mi szepce, że nie zginę”, „szczęście samo się do mnie pofatyguje”25. „W ogóle zawsze mi się zdawało i zdaje, że człowiek darmo się męczy; co ma wisieć nie utonie, co ma być będzie”26 . Hińcza nieświadomie wchodzi w rolę burzyciela przekraczającego przyjęte zasady społecznego ładu i podporządkowującego świat własnym regułom. Nie oznacza jednak, że jest on „wcielonym złem”. Nie jest ani chciwy, ani tchórzliwy, nie uwłacza obyczajom i zachowaniom, hołduje odwiecznym polskim cnotom, jakimi są godność, duma, rycerskość, ale jednocześnie kroczy własną drogą. Marek Hińcza w zamkniętym, poukładanym świecie szlacheckim jawi się jako Inny, czyli jako ten, który stanowi zagrożenie dla stabilności obowiązującego tradycyjnego porządku społecznego i narodowego. Nie chce wrócić do starego Hińczy, choć ten go o to prosi, tylko idzie tam, gdzie skieruje go przypadek, nie starając się nawet zrozumieć i przeniknąć swego losu. Sam wielokrotnie mówi o swym wrodzonym lenistwie i opieszałości. W swych działaniach jest amoralny, kieruje się przede wszystkim pragmatyzmem, a nie ewangeliczną zasadą miłości bliźniego czy służby społecznej. Dobrem, w myśl zasad przyjętej przez niego etyki, jest to wszystko, co służy zaspokajaniu jego własnych potrzeb. To egoizm ludzki w jego przypadku stał się istotą dobra. Pisarz w kreacji swego bohatera uchwycił ważną tendencję, charakteryzującą świat nowoczesny, kiedy moralność przestano łączyć z cnotą i wiarą religijną, a „dziedzina moralności sytuuje się poza sferą faktów, prawdy i fałszu, stając się już tylko wyrazem osobistych preferencji w kulturze, która odrzuciła cnoty i poczucie wspólnoty”27. W omawianej powieści doszło zatem do rozbicia jedności „historii domowej”, spójności „tekstu sarmackiego”. Pisarz, daleki od apote-
czyli takim rodzajem parodii różnych form gatunkowych z gawędą szlachecką, romansem historycznym i baśnią na czele, która zachowuje główne cechy utworu, ale jednocześnie zastępuje jego styl innym, sprzecznym z charakterem utworu, w celu jego ośmieszenia29. Sparodiowanie szlacheckiego świata w omawianej powieści doprowadziło do obniżenia mocy mimetyzmu jako metody opisu zastanej rzeczywistości. W tym przypadku podstawowym środkiem kreującym świat przedstawiony utworu stała się ironia, bezlitośnie demaskująca wszelki fałsz i obłudę w imię prawdy. Bohaterowie, z Markiem Hińczą włącznie, potraktowani zostali z ironicznym dystansem. A to pozwala na to, aby w kontekście analizowanej powieści można już było mówić o początkach estetyki groteski, wynikającej z prób wprowadzania nowej jakości estetycznej, uznanej przez Kraszewskiego za wiarygodny język do opisu świata, który „wyszedł z formy”. Groteska pozwala na uwypuklenie, przejaskrawienie pewnych zjawisk, które w ostatecznym rozrachunku okazują się absurdalne. Świat groteskowy jest karykaturą świata rzeczywistego, przeciwstawia się stereotypom, stawia czoła dziwnej, zastanej rzeczywistości30. Marek Hińcza jest postacią zbudowaną właśnie w groteskowy sposób. Jego kreacja stanowi zespół kontrastowych elementów. Bohater ten nieustannie funkcjonuje na pograniczu rzeczywistości i iluzji, powagi i komizmu, maskowania i demaskacji. Oznacza to, że w jego przypadku mamy do czynienia z dysonansem. Zresztą to on sam jest źródłem tego dysonansu i jednocześnie jego nośnikiem. Jego obecność zakłóca funkcjonowanie uchodzącego dotąd za stabilny świata i podważa dotychczasowy ład społeczny, stając się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Marek na innych nijako wymusza objawienie prawdy o nich samych – obnaża ich prawdziwe twarze. Groteskowa inwersja (termin Anne Ubersfeld) doprowadza do rozbicia spoistości estetycznej tekstu, do zniżenia i wymieszania konwencji stylistycznych i jednocześnie paradoksalnie organizuje na nowo ten świat – „na wspak”. Groteskowa estetyka „rodzi się z reguły ze zderzenia schematów, tradycji i konwencji, które nachodzą na siebie i rozbijają się wzajemnie”31. Polega na łączeniu przeciwstawień,
ozy sarmacko-szlacheckiej polskości, nie opowiada się za popularnym wtedy narodowym mitem samoobrony. Śledząc losy Marka, pisarz niewątpliwie przeprowadza ostrą krytykę społeczeństwa szlacheckiego, a zwłaszcza sarmackości z jej wszelkimi wadami, wpisaną w konwencję satyry społeczno-obyczajowej Krasickiego (Żona modna czy Pijaństwo) lub powieści historyczno-obyczajowych Fryderyka Skarbka (Pan Starosta, Życie i przypadki Feliksa Faustyna Domosińskiego). Sensacyjność fabuły Przygód pana Marka Hińczy pozwoliła mu w przewrotny sposób ujawnić wszelkie bolączki ustroju dawnej Rzeczypospolitej szlacheckiej – megalomanię, kastowość, pieniactwo, warcholstwo, lenistwo, egoizm, głupotę, a w ostatecznym rozrachunku okrucieństwo. Bohaterowie odkrywają swe prawdziwe oblicza – głupców, intrygantów, chciwców, kłótników. Kraszewski rozbija w swej powieści kody patriotyczne, społeczne, polityczne, obnaża bezlitośnie mechanizmy rządzące sarmackim światem, którego siłą napędową są ludzkie namiętności, egoizm, żądza władzy i majątku. Świat przedstawiony zamienia się w szczególne „targowisko próżności”, gdzie odgrywana jest komedia ludzi głupich i niemoralnych. Pomiędzy Panem Łowczym, Krukiem, Starościną toczy się bezwzględna walka o majątek. Wygra ten, kto okaże się najlepszym graczem. W zakończeniu powieści będzie nim właśnie Marek Hińcza. Starościna dzięki swej intrydze małżeńskiej wygra dużą sumę, ale i tak wszystko zgarnie Marek, bo to jemu stary Łowczy wbrew obowiązującym w świecie szlacheckim zasadom zapisze w testamencie cały majątek. Pisarz w tej opowieści o „szczęśliwym głupcu” czy prostaczku z powodzeniem wykorzystał koncepcję życia jako gry, w której, zgodnie z prawami walki o byt, zazwyczaj wygrywa lepszy gracz28 . Życie niesie zatem nieustannie niespodzianki, których człowiek w swym rozumie nie jest w stanie przewidzieć. To podważanie ładu świata i kwestionowanie wartości tradycji wymusiło na Kraszewskim poszukiwanie wiarygodnych środków artystycznego wyrazu, aby jak najbardziej wiernie zaprezentować to zjawisko. W omawianej powieści mamy do czynienia z satyryczno- parodystyczno-trawestującą formułą pisarstwa,
05≈
Literacje
& 43
a więc tego, co wzniosłe, i tego, co niskie. Kontrast między ideałem a rzeczywistością budzi u odbiorcy raczej przerażenie i niesmak, wywołując maskujący je szyderczy śmiech. Ten zbudowany na dysonansie świat „na wspak” w Przygodach pana Marka Hińczy, potraktowany z dystansem i „przymrużeniem oka”, jest zatem na swój groteskowy sposób zarówno śmieszny, jak i przerażający. Kraszewski w swej opowieści ironizuje, drwi i szydzi, ale zawsze jest to śmiech podszyty lękiem charakterystycznym dla nowoczesnego świata, coraz bardziej porażonego pogłębiającym się brakiem sensu. A zatem w omawianej powieści mamy do czynienia z demonstrowaniem charakterystycznej dla prześmiewcy postawy agresywno-obronnej, która z powodzeniem manifestowała się w „rozmaitych kształtach: satyrycznych, pamfletowych, parodystycznych, burleskowych z elementami humoru, ironii i groteski, a także karykatury i fantastyki”32 , służąc demaskowaniu nieautentyczności przedmiotu. W ten sposób w tak wykreowaną przez siebie rzeczywistość pisarz wprowadza element sztuczności, umowności, pozbawiając ją tym samym głębi, trójwymiarowości. Te zamierzone przez pisarza „płaskość” i „dwuwymiarowość” pozwoliły mu sparodiować i zdemaskować sztuczność, zmechanizowanie i w sumie nicość ludzkich zachowań. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z alegoryzacją świata przedstawionego. W tej powieści alegorezie podlegają zarówno postacie, których indywidualność uległa zatarciu i które prezentują się raczej w tym przypadku jako umowne role społeczne, jak i wydarzenia wchodzące w obręb fabuły powieściowej. Obecny alegoryzm wiąże się w przypadku Kraszewskiego z odejściem od myślenia naturalistycznego, dosłowności, z dążeniem do skrótu myślowego, a jednocześnie naprowadza odbiorcę na dominację ogólnej wymowy opowiadanej historii nad sensem literalnym. Przygody pana Marka Hińczy, niedające zamknąć się w formule historycznej powieści obyczajowej nastawionej na krytykę warstwy szlacheckiej czy też historycznego romansu przygodowego, przekazują bardziej uniwersalne treści. Bohaterowie tej opowieści Kraszewskiego o „szczęśliwym głupku” bardziej przypominają marionetki z jarmarcznego przedstawienia niż
& Literacje
ludzi „z krwi i kości”. Biorą udział w farsie, która we współczesnym świecie zastąpiła tragedię. Świat przedstawiony podlega szczególnej teatralizacji33. Zresztą zachowanie typowo szlacheckie jest dobrze widoczne w grze i działaniu nastawionym na utrzymanie więzi. Gry te uwidoczniają typowe zwyczaje kultywowane lub odruchowo wykonywane w codziennym zachowaniu szlachty. W powieści Kraszewskiego dochodzi do kontaktów w obrębie najczęściej reprezentowanej grupy rodzinno-sąsiedzkiej, rzadziej do kontaktów ponadgrupowych i w ramach „społeczeństwa globalnego”. Pozwoliło to pisarzowi nakreślić wzajemne powiązania rządzące światem przedstawionym. W kreacji swych bohaterów pisarz znakomicie pokazał teatralny charakter ludzkich zachowań. Można z pewnym wahaniem uznać, że sposób prezentacji świata przedstawionego w omawianej powieści zapowiada teorię Ervinga Hoffmana, ukazującą człowieka w teatrze życia codziennego, czy też Gombrowiczowską teorię formy. Bohaterowie z przyprawianą gębą wędrują przez świat, potwierdzając swym istnieniem, że przed formą nie ma ucieczki. Społeczność zilustrowana w powieści zapowiada współczesne społeczeństwo spektaklu, które definiuje się przez konsumpcję, dyskurs władzy. Kraszewski odtwarza tu mechanizmy zawłaszczania świata, posiadania i władzy. „Spektakl oznacza moment, w którym towar całkowicie opanował życie społeczne. Odniesienie do towaru staje się nie tylko zauważalne, ale nie widać nic poza nim: świat staje się tym, co widzimy”34. Bohaterowie omawianej powieści, prezentujący psychologię utowarowionego „ja”, nie potrafią prowadzić ze sobą dialogu, rządzą nimi różnorodne pragnienia, lokowane w drugim człowieku, traktowanym przedmiotowo. Kraszewski, obserwując przemiany otaczającego go świata, przeczuł, ze wkrótce dojdzie do estetyzacji rzeczywistości, do zatarcia granic między rzeczywistością a obrazami. Spektakl afirmuje pozory zamiast prawdziwości, tworząc surogat rzeczywistości. Można powiedzieć, że kreacja Marka Hińczy zapowiada postać voyeura, który posiada władzę nad przedmiotami swego wzroku, ludźmi i, jak się okazuje, własnym losem. Powieść Kraszewskiego daje się odczytać w kategoriach gry literackiej z odbiorcą. W po-
wieści znajdziemy zapowiedź tego, co jest obecne w literaturze dwudziestowiecznej, gdzie gra literacka jest elementem konstrukcyjnym powieści, w wyniku której mamy szczególny rodzaj interakcji między twórcą dzieła a jego odbiorcami. Autor staje się kreatorem, dysponentem reguł, a tekst to rodzaj zadania do rozwiązania. Ważne jest zatem za każdym razem rozpoznanie, w jaki sposób gra w danym tekście jest prowadzona, jakie cele można osiągnąć, jaki jest stosunek do zastanych konwencji i sposób ich modyfikacji. Jak widać, Kraszewski w swej powieści daleko odszedł zarówno od heroicznej wizji Rzeczypospolitej sarmackiej, rycerskiej, pełniącej chwalebną funkcję przedmurza chrześcijaństwa, jak i od idylli sarmackiej. Takie podejście do tradycji pozwoliło pisarzowi potwierdzić w ten sposób starą prawdę o człowieku bardziej skłonnym do zła niż do dobra. Ale jednocześnie autor Zygzaków daleki jest od moralizowania, ze zrozumieniem przyjmuje, że świat jest właśnie taki. Po prostu trzeba być lepszym graczem…
Maria Jolanta Olszewska
{
Zabawa z czytelnikiem, czyli o lekturze Przygód pana Marka Hińczy 44
05≈
1. M. Głowiński, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana, Warszawa 1981, s. 5. 2. W. Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, [w:] idem, Dziennik, pod red. J. Błońskiego, t. VIII, Warszawa 1986, s. 108. 3. J. Maciejewski, Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej, [w:] Pozytywizm. Język epoki, praca zbiorowa pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001, str. 11; por. R. Nycz, Kilka uwag o literackiej formacji modernistycznej, [w:] idem, Język modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Wrocław 1997, s. 9-42. 4. Ibidem, s. 12. 5. Myślę tu chociażby o wzorcowej pracy zbiorowej: Pozytywizm. Języki epoki, pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001. 6. A. Martuszewska, Kraszewski popularny, [w:] Kraszewski – pisarz współczesny, pod red. E. Ihnatowicz, Warszawa 1996, s. 9-19. K. Kopczyński, Kraszewski i narodziny literatury masowej, [w:] Ibidem, s. 19-27. 7. P. Chmielowski, Józef Ignacy Kraszewski. Zarys histeryczno-literacki, Kraków 1888; cyt. za: Józef Ignacy Kraszewski, oprac. W. Danek, Warszawa 1962, s. 244. „W spuściźnie tej [Kraszewskiego] nie ma wprawdzie ani jednego arcydzieła w najwyższym znaczeniu tego wyrazu, ale jest ogrom utworów, przejmujących zdumieniem i podziwem”. 8. J. Bachórz, Zdziwienie Kraszewskim, [w:] Zdziwienia Kraszewskim, pod red. M. Zielińskiej, Wrocław 1990. 9. A. Mickiewicz, Wykłady lozańskie, zrekonstruował i przełożył J. Kowalski, [w:] idem, Dzieła, t. 7: Pisma prozą, cz. III, Warszawa 1959, s. 156. 10. Ustalenia na temat intertekstualności przyjmuję za: M. Głowiński, O intertekstualności, [w:] idem, Intertekstualność, groteska, parabola. Szkice ogólne i interpretacje. Prace wybrane, t. V, Kraków 2000, s. 5-33; R. Nycz, Intertekstualność i jej zakresy: teksty, gatunki, światy, [w:] idem, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Kraków 2000, s. 79-109. 11. S. Balbus, Intertekstualność a proces historycznoliteracki, Kraków 2009, s. 57. 12. idem, Między stylami, Kraków 1993, s. 15. 13. idem, Stylizacja i zjawiska jej pokrewne w procesie historycznoliterackim, „Pamiętnik Literacki” 1983, z. 2, s. 2648. 14 T. Jeske-Choiński, Historyczna powieść polska. Studium krytyczno-literackie (od Niemcewicza do Kaczkowskiego), Warszawa 1899, s. 19. 15. Ibidem, s. 119. 16. L. Burska, Kłopotliwe dziedzictwo. Szkice o literaturze i historii, Warszawa 1998, s. 33. 17. Z. Szmydtowa (Czynniki gawędowe w poezji Mickiewicza, [w:] eadem, Rousseau-Mickiewicz i inne studia, Warszawa 1962, s. 263) pisała, że: „W gawędzie chodzi bardziej o tworzenie słowne związane z określoną sytuacją towarzyską, niż o twór słowny. Ma ona wywoływać wrażenie wypowiedzi samorzutnej, w danej chwili stosowanej, niekoniecznie zaś samoistnej i starannie skomponowanej całości”. 18. Z. Szweykowski, Powieści historyczne Henryka Rzewuskiego, Warszawa 1922, s. 127. 19. M. Grabowska, Przygody pana Marka Hińczy, czyli historia kariery chudopachołka, co od pasienia gęsi do senatorskiego krzesła doszedł, [w:] J. I. Kraszewski, Przygody pana Marka Hińczy. Rzecz z podań życia staroszlacheckiego, Warszawa 1961, s. 176177. 20. S. Balbus, Między stylami, op. cit., s. 20. 21. M. Grabowska, op. cit., s. 178. 22. J.I. Kraszewski, op. cit., s. 7. 23. MacIntyre – renesans teorii cnoty, [w:] P. Vardy, P. Grosch, Etyka. Poglądy i problemy, przeł. J. Łoziński, Poznań 1995, s. 104; por. co na ten temat pisze: S. Blackburn, Sens dobra. Wprowadzenie do etyki, przeł. T. Chawdziuk, Poznań 2002, cz. I: Siedem zagrożeń etyki. 24. J.I. Kraszewski, op. cit., s. 35. 25. Ibidem, s. 29. 26. Ibidem, s. 48. 27. MacIntyre, op. cit., s. 106. 28. Por. E. Ihnatowicz, Pozy i gesty. O „Zygzakach” Kraszewskiego, [w:] eadem, Literacki świat rzeczy. O realiach w pozytywistycznej powieści obyczajowej, Warszawa 1995, s. 15-44., zwłaszcza podrozdział Gra i maska, s. 34-36. 29. R. Nycz, Parodia: Znaczenie terminu, [w:] idem, Tekstowy świat…, op. cit., s. 200-209. 30. B. McElroy, Groteska i jej współczesna odmiana, [w:] Groteska, pod red. M. Głowińskiego, Gdańsk 2003, s. 150. 31. J. Błoński, Witkacy na zawsze, Kraków 2003, s. 241. 32. R. Nycz, Gest śmiechu. Z przemian świadomości literackiej początku XX wieku (do pierwszej wojny światowej), [w:] idem, Język modernizmu. Prolegomena historyczno-literackie, Wrocław 1997, s. 241. 33. M. Ureśl, Teatralizacja działań postaci w komedii Fredry, „Pamiętnik Literacki” 1993, z. 1, s. 71-72. 34. G. Debord, Społeczeństwo spektaklu, przekł. A. Ptaszkowska, Gdańsk 1998, s. 42.
İ
bo
Maria Jolanta OLszewska, profesor ILP UW (Zakład Literatury i Kultury II połowy XIX w.), związana z Wyższą Szkołą Przymierza Rodzin; Członek Komitetu Olimpiady z Literatury i Języka Polskiego; Wiceprezes Stowarzyszenia im. Stefana Żeromskiego. Główne zainteresowania naukowo-badawcze: dzieje dramatu i teatru w II połowie XIX i I połowie XX wieku; historia i antropologia literatury, genologia, szczególnie pogranicze literatury i gatunków użytkowych - historia świadomości polityczno-społecznej społeczeństwa polskiego i jej odzwierciedlenie w literaturze II połowy XIX; analiza wybranych, często zapomnianych utworów literatury polskiej XIX i XX wieku.
Literacje
& 45
06≈
Tadeusz Bujnicki
(Uniw ersytet Jagielloński)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z pisarzem? Właściwie nie wiem, może nawet przed wojną, bo chyba stamtąd pochodzi moja znajomość Dziada i baby; potem chyba lektura Starej baśni - ale zapewne w szkole jako lektura, innych z tego czasu nie pamiętam. Może Pamiętnik Mroczka? albo O Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie? Na studiach było poważniej, po nich kontakty z Wincentym Dankiem sprawiły, że pisarz stał się dla mnie ważny jako autor powieści historycznych, ale do Kraszewskiego zbliżyłem się dopiero na Litwie, tu już znalazłem swoją działkę wśród Kraszewskologów i skończyło się to dwiema rozprawami. A jeśli chodzi o stosunek? Pełen podziwu - jak to wszystko mógł zrobić jeden człowiek i w tak wielu dziedzinach. I jeszcze sobie pogmatwać życie osobiste! A może Kraszewskich było kilku?
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? To pytanie bardziej niż trudne. Bo - przede wszystkim - dla kogo? Dla mnie niewątpliwie pisarz wart pamięci, kto wie czy nie jeszcze bardziej niż jako powieściopisarz jako reporter, podróżnik, autor listów. Kanon? chyba właśnie tam umieszczony: Listy z Polesia, Wołynia i Litwy. No i chyba odwieczna Stara baśń.
ANKIETA
{
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia...
46
& Literacje
Pamięć mam może niezłą, ale krótką. Cytaty - poza Trylogią i Kubusiem Puchatkiem - wylatują mi z pamięci. Stąd poza tym, że byli sobie „dziad i baba , bardzo starzy oboje...”, chyba ze Starej baśni rosochaty łoś wyglądający z puszczy i pieśń Słowana: „Wisło biała, matko biała, czemu mętne wody twoje...”. Z tym pierwszym przytoczeniem łączy się zabawna polonistyczna anegdota. Przed laty (a było to zapewne na początku lat 60-tych ub. wieku) na egzaminie wstępnym był sprawdzian - dyktando (tak!). Adepci na studentów pisali je ze słuchu A był to właśnie fragment Starej baśni. Ucieszyliśmy się niezmiernie, kiedy przyszło nam przeczytać następujące zdanie: „Z drugiej strony słychać łamiące się gałęzie, zaszeleściał łosoś rosochaty....”. A tak w ogóle Kraszewskiego warto poczytać od nowa. Są tam rzeczy, o których nie tylko zapomnieliśmy, ale także takie , które zadziwiają współczesnością...
Tadeusz Budrewicz
(Uniw ersytet Pedagogiczn y im. K EN w K r akowie)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Wyjątkowo dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z Kraszewskim, bo wiąże się z osobą mego ojca. Mam w pamięci dość dokładnie scenkę, kiedy dostałem od Niego książkę Cet czy licho. Później doszła
Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie. W podręczniku szkolnym był też fragment Starej baśni. Poznałem Kraszewskiego jako powieściopisarza historycznego. W młodych latach, na głębokiej mazurskiej prowincji, po wykonaniu prac przydomowych zostawało sporo czasu na sport i czytanie. Poznałem wtedy wszystko to, czym dysponowały biblioteki: szkolna i gminna. Pamiętam, że długi czas byłem pod wrażeniem Hrabiny Cosel, choć najczęściej wracałem do powieści z epoki piastowskiej i jagiellońskiej. Jestem z wykształcenia polonistą oraz historykiem, wirus historyczny najpewniej opanował mój umysł podczas młodzieńczych lektur Kraszewskiego i Sienkiewicza, choć czytałem maniakalnie – pożerałem każdą drukowaną stronę, która się znalazła w pobliżu. Kończyłem WSP w Krakowie; w Instytucie Filologii Polskiej pracowali wtedy: Stanisław Burkot, Wincenty Danek, Jerzy Jarowiecki, Teresa Nowacka. Wszyscy w badaniach nad Kraszewskim zasłużeni. To było prawdziwe „zagłębie kraszewskologii”. Prof. Danek, wiedząc o moich zainteresowaniach Polesiem, zagadnął mnie kiedyś w sprawie kalendarium i itinerarium podróży Kraszewskiego po Polesiu. Już po Jego śmierci udało mi się ustalić te fakty. Był to dobry doping do badań faktograficznych i do wejścia w krąg niedrukowanych listów do Kraszewskiego. Całe lata do nich wracam, z nich poznałem różne nieznane fakty o ludziach i sprawach wieku XIX, sporo plotek, sporo takich informacji, o których może nikt nie wie, jak choćby kulisy niektórych publikowanych ocen Kraszewskiego dotyczących różnych prac nie tylko literackich (natarczywość próśb pewnych powag umysłowych z tamtych lat przypomina determinację dzisiejszych paparazzi, a ich prywatne opinie o konkurentach to dowód, że miłość bliźniego jest nieosiągalnym ideałem…). Długo trwało, nim przejąłem instytutową pałeczkę w sztafecie pokoleniowych badań nad Kraszewskim. Kiedy to zrobiłem, bardziej mnie zajmował Kraszewski jako artysta słowa – jego język, styl, sposób konstruowania opisów. Wiele rękopisów powieści skontrolowałem pod kątem skreśleń, poprawek, nadpisań autora oraz interwencji cenzury. Sprawdzałem zakres poprawek w kolejnych edycjach. Nie-
dawno mój uczeń, Paweł Zięba, opublikował książkę Z dziejów polskiej konwencji wydawniczej: edytorskie koncepcje i praktyka wydawnicza Józefa Ignacego Kraszewskiego . Obaj – mam nadzieję, że skutecznie – wykazaliśmy, iż opinia o niedbalstwie stylistycznym Kraszewskiego, wynikającym ponoć z niezmiernego pośpiechu, nie ma podstaw. Nikt normalny nie potrafi tyle przeczytać, tyle napisać i to napisać tak, że wtedy i dziś jeszcze jest co czytać i jest o czym myśleć. Normalny, przeciętny człowiek – nie potrafi. Ale Kraszewski był kimś niezwykłym: fenomen nie tylko w sensie organizacji pracy i wydolności fizycznej organizmu; był też fenomenem, gdy idzie o możliwości ogarniania umysłem wielu różnych dziedzin. Kiedy się czyta jego krytykę podstaw epistemologicznych w logice Bronisława Trentowskiego, ma się wrażenie, że to pisał profesor filozofii. A gdy się ma w ręku Ikonothekę, Sztukę u Słowian albo Projekt encyklopedii starożytności polskich, gdy się czyta jego studia dziejowe z zakresu cywilizacji w Polsce albo rozpatruje się w podanym materiale ikonograficznym do Wizerunków książąt i królów polskich, jest się pełnym szacunku dla jego erudycji z dziedzin, które za jego czasów kiełkowały; wyniki wszystkich pracujących nad poszczególnymi zagadnieniami Kraszewski znał. A najczęściej były to studia publikowane w najrozmaitszych pismach rzadkich i trudno dostępnych. Jak on mógł ogarnąć to wszystko w ówczesnych warunkach, trudno sobie wyobrazić. Dziś w dobie Internetu i wyszukiwarek można sobie wyobrazić, jak niezwykłym umysłem był Kraszewski. To dla wieku XIX był twardy dysk, na którym wszystko, cokolwiek w kilku językach napisano, było utrwalone i w każdej chwili dostępne. To bodaj Konstanty Wojciechowski powiedział, że gdyby całe polskie piśmiennictwo wieku XIX uległo jakiemuś kataklizmowi i zaniknęło, a zostałyby tylko rzeczy, które napisał Kraszewski, polskie życie i polską duszę można by było na tej podstawie wiernie zrekonstruować. Kraszewski się urodził, gdy Napoleon szedł na Moskwę. Świat wtedy jeździł konno a czytał przy świecach i pisał gęsim piórem. Umarł w roku 1887, kiedy Europa podróżowała kolejami, kiedy zakłady przemysłowe już przeszły fazę pary i zaczynała się epoka ro-
06≈
Literacje
& 47
własne nieuctwo. Nikogo nie namawiam do lektury choć stu czy pięćdziesięciu powieści. Sądzę, iż w kanonie zostanie na długo Poeta i świat i na bardzo, bardzo długo Stara baśń. Na pewno drugie życie czytelnicze czeka Ulanę oraz Szaloną, ponieważ współczesny nurt feminizmu prędzej czy później odczyta te powieści inaczej niż dotąd. Od kilkunastu lat obserwuję z zaciekawieniem wzmożone zainteresowanie Kraszewskim wśród najmłodszych literaturoznawców. Wzięli na warsztat grupę powieści o temacie artysty i odczytują w nich prefiguracje tych niepokojów egzystencjalnych, które towarzyszą ich życiu. Druga ciekawa grupa prac to studia nad świadomością i wyobraźnią historyczną Kraszewskiego, nad problemami jego poczucia tożsamości polskiej, regionalnej oraz europejskiej. Tu, na styku literaturoznawstwa i historiografii, powstały nowe odczytania. Znacznie pogłębiono też wiedzę o języku pisarza, tak w twórczości, jak i epistolografii. Spodziewam się, że współczesny paradygmat dziewiętnastowieczności, który znacznie osłabia dystynkcje między romantyzmem a realizmem, zaowocuje niejedną pracą tak oryginalną w warstwie pojęciowej, jak książka Ewy Ihnatowicz Proza Kraszewskiego: codzienność, jak prace Magdaleny Rudkowskiej Kraszewski wobec Rosji czy Ewy Owczarz Nieosiągalna całość, albo będąca jeszcze w druku oryginalna rewizja romantyzmu Kraszewskiego w książce Agnieszki Czajkowskiej. Postępują prace nad edycjami epistolografii, tu trzeba wspomnieć o wysiłkach Marii Obrusznik-Partyki. W sprawie dalszych badań nad Kraszewskim jestem optymistą. W kulturze popularnej wysoka pozycja Kraszewskiego pewnie nigdy nie powróci. Nowe techniki cyfrowe mogłyby dać impuls do pomysłów na gry fabularne, ale te preferują atrakcyjne fabuły, a Kraszewski był bardziej portrecistą. Jako człowiek pióra zrobił tyle, ile zamierzył: nauczył Polaków czytać, przyzwyczaił ich do lektury, wyrwał z gnuśności umysłowej. To bardzo dużo.
py naftowej. Znał ludzi, którzy pamiętali Polskę z czasów Stanisława Augusta, i znał tych, którzy mieli okazję służyć Polsce już niepodległej. Był uczestnikiem wielkich zrywów niepodległościowych w powstaniach i widział, jakimi metodami chcą zmienić świat socjaliści. Kraszewski mawiał, że wiek XIX jest epoką „przechodową”. On był najlepszym kronikarzem tego przechodzenia świata z cywilizacji konia jako siły pociągowej do automobilu; on też był kronikarzem przemian polskiej duszy od żalu za utraconym państwem do prób jego odtworzenia, od chłopa jako bydlęcia roboczego do chłopa jako posła na sejm. Moje myślenia o Kraszewskim jest myśleniem o całym wieku XIX. Po etapie zafrapowania warsztatem pisarskim przyszedł okres studiowania jego warsztatu jako historyka. Teraz próbuję ogarnąć zakresy intertekstualne w jego powieściach, badając aluzje, cytaty etc. Kończę kolejną książkę na ten temat, a planuję zająć się jego korespondencjami do prasy. Przez całe dziesięciolecia przez te korespondencje formował polskie umysły, podpowiadał co czytać, podrzucał sądy i opinie. Może się kto krzywić na staromodny styl pisarstwa Kraszewskiego i będzie miał rację. Bo nie chodzi o artystę słowa, ale o przewodnika duchowego narodu i kronikarza jego codzienności, lęków czy marzeń. Kraszewski jest naszym wspólnym pradziadkiem, mówił to, o czym myśleli nasi biologiczni przodkowie.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Kiedy się patrzy na losy spuścizny po wielkich fotografach życia społecznego wieku XIX – Balzaca, Hugo, Dickensa, Tołstoja – widać, że nowoczesność akceptuje ich tylko w formie adaptacji. Istnieją w publicznej przestrzeni kultury, o ile można ich przetworzyć na dzieła filmowe. Inaczej są tylko i aż klasykami, których się czyta samemu, do których się wielokrotnie wraca w indywidualnych potrzebach kontaktu z pisarzem, ale o których się nie rozmawia z przyjaciółmi. Tak samo z Kraszewskim. Szkoda słów na tych przedstawicieli kadry akademickiej lub tych krytyków, którzy się popisują zblazowaną miną czy dowcipkowaniem na temat Kraszewskiego, chcąc ukryć
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Skojarzeń nie podam; od dwudziestu lat z Kraszewskim kojarzy mi się niemal wszystko poza sportem, bo sytuacje społeczne i po-
06≈
Literacje
& 49
stawy ludzkie są powtarzalne; o zbyt wielu rzeczach mógłbym rzec, że „już Kraszewski opisał….” Cytatem, którego w życiu codziennym najczęściej używam, jest fraza z Interesów familijnych : „chybiam tej regularności, która jest podstawą zdrowia i utrzymania życia” (słowa szambelana, gdy się zorientował, że obiad trwał o dwie minuty dłużej …). W ten sposób autoironicznie kwituję rozdarcie mej duszy między biegunami pedantyzmu a bałaganiarstwa. Ulubiony cytat, z którym mi się kojarzy Kraszewski, pochodzi z mowy pogrzebowej autorstwa księdza Władysława Chotkowskiego. Nad trumną pisarza, w Kościele NM Panny przed pogrzebem na Skałce, ksiądz Chotkowski przytoczył słowa W. Pola, które się „odezwały echem w młodzieńczym sercu Kraszewskiego”: „O polska kraino/ Gdyby ci rodacy,/ Co za ciebie giną,/Wzięli się do pracy,/i po garści ziemi/ z ojczyzny zabrali,/już by dłońmi swymi/ Polskę zbudowali”. („Czas” 1887, nr 89, s. 2). Cytat drugi obrazuje właśnie pracowitość Kraszewskiego. Dziś te dane można zweryfikować, ale zaraz po śmierci pisarza obliczano tak: „Pisma Kraszewskiego wydane oddzielnie wynoszą 600 tomów okrągło, w których jest 115. 525 stronic. Przyjąwszy, że każda stronica liczy 32 wierszy po 40 liter druku, mieści się w owych tomach 147, 872, 000 liter. (…) Przyjąwszy zatem, że w owych dodatkowych tomach zmieściłoby się jeszcze co najmniej 12, 228, 000 liter, otrzymujemy łączną cyfrę 160 milionów liter, których na wszystkie drukowane utwory było potrzeba. (…) Kraszewski pisał w przecięciu więcej niż 70 liter na minutę. (…) Przyjąwszy tu znowu 300 dni roboczych rocznie, mamy 15. 000 dni, a jeśli na nie rozliczymy powyższą sumę 160 milionów liter, wypada na jeden dzień przeciętnie 10.666 liter, to jest 152 minut czyli przeszło 2½ godzin pracy dziennie b e z u s t a n k u na samo pisanie”. („Gazeta Narodowa” 1887, nr 87, s. 2, podkreślenie oryginału). Naprawdę był z rodu Tytanów.
& Literacje
Paweł Próchniak
(Uniw ersytet Pedagogiczn y im. K EN w K r akowie)
Jako historyk literatury nigdy nie próbowałem zająć się Kraszewskim – nie byłbym w stanie ogarnąć jego dzieła. Wiem jednak, że autora Powieści bez tytułu czytali bliscy mi pisarze i niekiedy kusi mnie, żeby zapytać o echa tych lektur – na przykład – u Micińskiego.
Trudno wyobrazić sobie, czym byłaby kultura polska drugiej połowy XIX wieku i początku wieku XX bez tej instytucji, którą z biegiem lat stał się Kraszewski. Oznacza to między innymi, że uprawiana rzetelnie historia literatury z całą pewnością bez niego obyć się nie może. Czy wobec tego powinien należeć do kanonu? Powinien. Czy należy i będzie należał? Chyba nie.
Kraszewski jest pisarzem z lamusa i coraz bardziej staje się „wielkim nieznajomym”. Ale niewątpliwie jest to też „kawał literata”. A do lamusa warto zaglądać, bo bywa miejscem, w którym – jeszcze jedna parafraza – „dzieje oblekają się w baśń”.
&
{
ANKIETA 50
06≈
01≈
Literacje
& 51
antyczna prima Józefa inter pares
Ignacego w literackim Kraszewskiego zwierciadle & Michał Głowiński w studium Maska Dionizosa zastanawia się nad wyjątkową popularnością antyku, a w szczególności postaci Dionizosa w literaturze modernizmu.
Anna Wietecha
Aby uzasadnić zainteresowanie starożytnością wśród młodopolan, autor używa terminu równanie kulturowe, którego zakresem, jak sądzę, z łatwością objąć można epokę wcześniejszą – pozytywizm1. Krytyk pisze bowiem rzecz następującą: Starożytność właśnie stanowi ten niewyczerpany zbiornik motywów, symboli i mitów na różne okazje, tych, które w europejskim kręgu kulturalnym znane są na tyle, że nawet przy daleko idących przekształceniach zostaną od razu zrozumiane2 .
Charakterystyka poszukiwań autorskich końca dziewiętnastego wieku, jaką w skrócie prezentuje Głowiński, wydaje się doskonale odpowiadać problematyce obecnej w antycznych powieściach końca XIX wieku, a pośród nich – zarówno w Rzymie za Nerona Józefa Ignacego Kraszewskiego (1864, wyd. 1866), jak i Quo vadis? Henryka Sienkiewicza (1895-1896). Wprawdzie Rzym za Nerona stanowi odległą forpocztę Młodej Polski, jednak z uwagi na zawarte w niej autorskie spostrzeżenia można i do tej powieści zastosować słowa badacza: Modernista szukał dla swojej epoki podobieństw w innych czasach, szukał perspektywy, z której mógł oglądać okres, na jaki był skazany. Niezależnie od tego, czy epokę swą aprobował jako ważny etap rozwoju kultury, czy też negował, widząc wszędzie marność nad mar-
52
& Literacje
07≈
torzy końca XIX wieku, sięgając do źródeł antycznych, próbują odnaleźć realną siłę, która pomogłaby przemienić trudną teraźniejszość w lepszą przyszłość. Prekursorem w ich gronie jest oczywiście Kraszewski. Warto przyjrzeć się stosunkowi pisarza do atrakcyjności epoki starożytnej jako tworzywa literackiego. Kraszewski bowiem wykorzystuje swoją podróż po Włoszech do zbierania literackiego materiału archeologicznego, który spożytkuje potem w Caprei i Romie (1860) oraz w Rzymie za Nerona. Istotna wydaje się autorska wypowiedź zawarta w Kartkach z podróży, dokumentująca ogromną rolę niezapośredniczonego, jednostkowego doświadczenia w podążaniu do antycznych źródeł. Przytaczając za Haliną Bursztyńską jego wypowiedź, czytamy:
nościami, szukał paralel. Chciał ją wyjaśnić przez analogię, chciał wyjaśnić w ten sposób to, co wydawało mu się nowe, odchodzące od XIX-wiecznego modelu kultury [...]. Obserwował nowe zjawiska: powstawanie na wielką skalę ruchów masowych i wzrost miast, które stawały się wielomilionowymi olbrzymami [...], i kształtowanie nowych form społecznej egzystencji3 .
Mimo że jedna z antycznych powieści Kraszewskiego bez wątpienia stanowi wyraz głębokiej fascynacji światem antyku, nie pomija ona pytań istotnych dla współczesności. Prób odpowiedzi jest wiele, podobnie jak dróg i sposobów dochodzenia do nich. Pośród kwestii drażliwych pojawia się między innymi dyskutowana w gronie ówczesnych pisarzy sprawa wzorca gatunkowego powieści historycznej. Stąd też tak odmienne jego realizacje w utworach końca XIX wieku, których odniesienie stanowi starożytny Rzym4 . Jednak obok dialogu na polu genologicznym istnieje także dyskurs niejako na drugim planie, obecny podskórnie, a dostrzegalny w drobnych powieściowych epizodach. Wiąże się z nim fundamentalne pytanie o korzenie współczesności i nękające ją choroby moralne. Dlatego też au-
Zwiedzanie miejsc dało nam gotowe tło i niemal widzenie jawne przeszłości, której tu jeszcze mnóstwo pozostało śladów żywych i wybitnych5 .
Literatura, w odróżnieniu od sztuki, której patronuje Eskulap, być może jest w stanie zaoferować większą rozmaitość recept na duchowe przypadłości, chociaż są one niejedno-
07≈
Literacje
& 53
Józefa Ignacego Kraszewskiego antyczna prima inter pares w literackim zwierciadle
07≈ krotnie o wiele trudniejsze do zrealizowania. Mimo to pisarze epok schyłkowych, intuicyjnie wyczuwając puls teraźniejszości, pragną pomóc szeroko pojętemu ogółowi (choćby nawet potencjalnych) czytelników. Stąd też pojawiają się próby zlokalizowania nurtującego współczesnych problemu. Już nestor Kraszewski w Rzymie za Nerona wkłada w usta Juliusza Flawiusza niezwykle surową ocenę czasów Nerona i Tygellina: Zepsucie od mężów poszło, z ich przykładu i z tego tłumu próżniaczego klientów i pasożytów, który wcisnąwszy się do domu, zgniliznę swą wniósł ze sobą. [...] – wszyscy niemal, nawet ci, co się temu prądowi unosić dają, widzą jego gwałtowność. Ostoi się zapewne Rzym, mimo zepsucia obyczajów, ale na tę chorobę lekarstwo, jak ona gwałtowne być musi6 .
Widać zatem konieczność wynalezienia środków, które wyrwałyby społeczność rzymską z dekadenckiego marazmu. Na potwierdzenie tych słów warto przytoczyć także wypowiedź Sabiny Marcji, która zwierza się Juliuszowi: Trzymam z Chryzypem, że bogowie, złe do kresu dopuściwszy, muszą od zguby uratować ludzkość. Jest tego przekonania i Sabina, która powiada często, iż nowe źródło prawdy wytrysnąć powinno dla spragnionych, gdy usta wyschną a napoju wołać będzie człowiek7.
Już za rządów dynastii julijsko-klaudyjskiej cywilizacja rzymska wydaje się zdegenerowana8 . Podstawy jej, niegdyś trwałe, spróchniały, gdyż Rzymianie nie szukają już pomyślności ani w zwycięskiej wojnie, ani w świątyniach, ale na ucztach i w lupanarach. Niektórzy za małą to rzecz sobie poczytywali, ale kapłani w ogóle są przerażeni, bo świątynie coraz bardziej stoją pustkami, lud od ostygłych ołtarzy ucieka, nikt ofiar nie składa, a wiar i obrzędów zabobonnych namnożyło się bez liku... Ta mnogość wiar czyni jakby żadnej nie było9.
Tak Celsus w rozmowie z przyjacielem z lat szkolnych, Juliuszem Flawiuszem, tłumaczy uzasadnione obawy kapłanów państwowej religii. Drżą oni słusznie przed potęgą no-
54
& Literacje
wego, nieznanego wyznania szerzącego się w imperium, a przyniesionego z Judei. Diagnoza, jaką Kraszewski stawia antycznemu, a na zasadzie pewnej transpozycji, współczesnemu światu, wydaje się trafna, ale szczególnie aktualne są prorocze słowa nawróconej już Sabiny Marcji – przyszłej męczennicy za wiarę: Lecz nierychło dzień przyjdzie wielki, nieprędko słowo stanie się czynem... Narody uznają Chrystusa i przyjmą naukę Jego, a naśladować Go nie zechcą; przetrwa życie pogańskie, obyczaj zostanie stary... wyrazami nowymi dawny człowiek okrywać się będzie... – Juliuszu, Juliuszu, dodała, ile wieków potrzeba, aby słowo czynem się stało?10 .
Można więc stwierdzić, że – mimo wielu wieków chrześcijaństwa Europy – nękającą ją plagę stanowi szeroko pojęte neopogaństwo czy też uporczywa nieprzystawalność pojęć świeckich do nakazów usankcjonowanych przez religię. W obliczu tego niebezpiecznego rozdwojenia należy przemienić zakłamany (chciałoby się powiedzieć: dwójmyślący) świat. W tej niełatwej sytuacji Pisarz poszukuje więc remedium. Dlatego właśnie w Rzymie za Nerona przedstawia proces nawrócenia antycznej bohaterki, sugerując tym samym sposób uniknięcia mentalnego klinczu przynoszonego przez zsekularyzowaną współczesność. Co ciekawe, autor ukazuje proces diametralnej przemiany duchowej, odwołując się do wcześniejszych doświadczeń ludzkości, która pojęcie Demiurga poznała już za czasów Platona i Sokratesa. Dlatego też w utworze nauka głoszona przez Tymoteusza przyciąga Rzymian zdegustowanych wyuzdaniem i okrucieństwem czasów współczesnych. Jak się okazuje, do nich należy również Sabina Marcja – kobieca bohaterka pod wieloma względami w powieści wyjątkowa. Zostaje ona wprowadzona w arkana nowej religii przez Rutę – należącą do patrycjuszki niewolnicę pochodzącą z północy. Sama Sabina, w liście do Zenona Ateńczyka, cenionego przez nią nauczyciela filozofii, stwierdza: Wyznaję ci, że jak byłam zawsze może do zbytku ciekawą prawdy i mądrości wszelkiej, tak i teraz uspokoić się nie mogłam, pragnąc poznać tajemnice tej nowej
wość, dobroć i skromność – predestynowana do przyjęcia nauki Chrystusa. W tym kontekście opis Sabiny Marcji jako osoby wyjątkowo ukształtowanej pod względem duchowym, co podkreśla autor, wydaje się w pełni uzasadniony12 . Stanowi on część listu Juliusza Flawiusza do Gajusza Makra:
wiary, o której tak dziwne chodziły i chodzą wieści. [...] Byłaby ona pozostała dla mnie zakrytą, gdyby nie dziwne zrządzenie. Pomiędzy niewolnicami domu naszego od dawna najulubieńszą była mi Ruta. [...] Gdym siedziała zamyślona, Ruta wsunęła się po cichu i uklękła przede mną. [...] Nikogo nie było z nami. Odsłoniła szaty i w rękach ukazała mi taki sam kawałek drzewa związanego na krzyż, jaki widziałam u chrześcijan idących na męczeństwo. Poruszyłam się i wstrząsnęłam cała. Ruto – rzekłam – co to ma znaczyć?
Sabina młodą jest i piękną, ale nie te przymioty stanowią jej najwyższą zaletę [...]. Od lat kilku już owdowiała, mężem jej był Treboniusz [...]. Starcem już będąc, poślubił młodziuchną Sabinę, którą matka jej oddała mu więcej dla bogactw jego i znaczenia niż innych przymiotów. [...] Nieszczęśliwa ofiara, czegóż się w tym domu napatrzeć i nasłuchać musiała [...]. Własna tylko cnota mogła ją tu od zepsucia uchować, a po części też umiłowanie mądrości i nauki, którego zawczasu w domu nabrała. [...] Treboniusz z cnoty jej i surowości szydził, bo go zawstydzała; wstydliwość na pośmiewisko obracał; dom jego nieustannie przedstawiał obrazy i przykłady, które by mniej panującą nad sobą niewiastę rzuciły na drogę, jaką inne idą: ona obrzydzenia tylko nabrała do tego bezwstydu. Chociaż ją za surowość i dzikość wyśmiewano, wytrwała na tej drodze szlachetnej, którą iść postanowiła. Treboniusz umarł wreszcie [...]. Odtąd prowadzi ona wdowie życie i [...] postanowiła wolną pozostać, aby dziecię wychować na godnego Rzymu obywatela13 .
O dobra pani moja – odpowiedziała mi – widzisz, i ja – jestem... chrześcijanką! [...] Ruta zbladła i zamilkła, zdawało się, że ją wielki przestrach ogarnął; schyliła głowę i szepnęła: – Jeżelim winna, ukarz mnie; ale daruj mi tyle życia, bym ciebie o nauce żywota wiecznego oświecić mogła. Pani, ty jesteś godną być chrześcijanką. Umrę chętnie, bylebym mogła ziarno to zasiać w twej duszy, wzrośnie ono kiedyś krwią polane, choćby moją...11.
Chociaż Ruta obawia się kary, proponuje swojej pani swoiste przewodnictwo na drodze ku nowej wierze, która może zakończyć się dla niej męczeństwem. Wprawdzie tego rodzaju wyznanie niewolnicy tchnie jawnym patosem, ale można przypuszczać, że w okolicznościach historycznych, jakimi były realne prześladowania chrześcijan w cesarstwie rzymskim, były ono w dużym stopniu prawdopodobne. Warto także zauważyć, że w Rzymie za Nerona Kraszewskiego kreacje pogan nawracających się na chrześcijaństwo wydają się tak interesujące, ponieważ wśród męskich bohaterów – jako postać znacząca – pojawia się wspomniana już Sabina Marcja. To właśnie dzięki swojej kobiecości zyskuje niejako specjalny status. Jeszcze przed wtajemniczeniem w arkana nowej nauki reprezentuje bowiem zestaw cech najodpowiedniejszych dla gorliwej wyznawczyni. Mamy więc do czynienia z postawą bohaterki, która konsekwentnie opiera swoje przekonania na świadomej kontestacji powszechnie wówczas aprobowanego systemu wartości. Sabina Marcja bowiem reprezentuje kanon aksjologiczny już od początku istotnie bliski temu narzucanemu przez chrześcijaństwo. Dlatego można powiedzieć, że dzięki niemu staje się ona niejako wybrana i – przez swoją wrażli-
Jak wynika ze słów przyjaciela Sabiny Marcji, już za młodu Rzymianka jest jednostką wewnętrznie uformowaną, zdolną bez większego trudu przyjąć moralne nakazy chrześcijaństwa, ponieważ w do cnót już przez nią posiadanych należą zarówno wstrzemięźliwość, skromność, mądrość i umiłowanie prawdy, jak i surowość oraz odporność na pokusy doczesnego świata. Wydawałoby się, że duchowa formacja kobiety przedstawiona w tego rodzaju superlatywach mogłaby wystarczyć w zupełności, ale pisarz na tym nie poprzestaje. Co ciekawe – obok piękna duchowego Sabina uosabia także przyciągające uwagę piękno fizyczne, do którego sama ustosunkowuje się w sposób budzący podziw młodego Rzymianina: Nie mówiłem ci jeszcze jak wygląda Sabina [...]; wspomniałem tylko, że jest piękną. Nie wyobrażaj sobie jednak, by po dzisiejszemu piękną była, jak te, co z odkrytą piersią w siatce złotej, z rozpuszczonym włosem w przezroczystych osłonach podobniej wygląda-
07≈
Literacje
& 55
ją do ambubajów syryjskich niż do matron Rzymu. Skromną jest i piękną jak posąg Westalki cały w peplum owinięty, aby oko lubieżne nie splamiło go nawet wejrzeniem. Postaci wzniosłej i udatnej Sabina, mimo skromności, dba, jak kobiecie przystało, o piękność swoją, ale ani zanadto ani za mało. Nie trzyma ona czeredy niewolnic dla stroju i wymyślnych starań o ubranie; wszakże, gdy ci się ukaże, promienieje zawsze szlachetnym wdziękiem, jakby zstąpiła z marmurowego podnóża na ziemię. [...] Dziwnie też młodą jest przy tej powadze i choć dwudziesty rok sobie liczy, nie powiedziałbyś, że ma szesnaście. Dusza ją tak młodą czyni; choć umysł starszym jest nad wielu osiwiałych mędrców 14 .
Warto podkreślić, że najistotniejszy rys charakteru Sabiny stanowi tu jej uporczywa niedostępność i chęć zachowania swoich wdzięków dla jakiegoś nieznanego, wyższego celu. Autor zatem – w formie znaczącego rozwiązania wątku fabularnego tej bohaterki – za ów cel stawia pełne chwały męczeństwo. W tym kontekście trudno nie wspomnieć, że podobna postać kobieca obecna jest w powieści Teodora Jeske-Choińskiego Gasnące słońce. Jej akcję pisarz osadza w czasach panowania Marka Aureliusza w cesarstwie rzymskim. Autor pokazuje postać Mucji Kornelii na tle rzymskich relacji towarzysko-społecznych. Dzięki temu ujawnia szersze spektrum cech jej charakteru. Patrycjuszka także sprawia wrażenie osoby już wewnętrznie ukształtowanej, ale w jej przypadku widoczne są duchowe zmagania i wahanie związane z poznawaniem nowej nauki, których wyraźnie zabrakło w utworze Kraszewskiego. Ukochaną Publiusza Kwintyliusza czytelnik poznaje więc w sytuacji, w której uwidaczniają się cechy, jakie bynajmniej nie charakteryzowały typowej Rzymianki II wieku n.e. Mucja, ponieważ lituje się nad losem egipskiej niewolnicy, prosi stryjenkę (Tulię Kornelię), by sprzedała jej Mimut: – A twoja prośba... – Potrzeba mi niewolnicy do osobistej usługi – rzekła Mucja. [...] – Sprzedaj mi Mimut, stryjenko. Tulia, zacisnąwszy usta, milczała. – Rozumiem – odezwała się po chwili, rzuciwszy synowicy spojrzenie nienawistne. – Litujesz się nad tą nędznicą, której niezręczność pobudziła mnie już tyle razy do gniewu. Powinnam ci odmówić, ale ponie-
56
& Literacje
waż to twoja pierwsza prośba, przeto bierz ją. Cenę każę postawić na twoim rachunku. – Dziękuję ci, stryjenko – rzekła Mucja i wyszła szybko do sali jadalnej. Tu wzięła naczynie napełnione balsamem i udała się do ogrodu. Lekką stopą posuwała się szpalerem mirtowym, nasłuchując uważnie. Gdy doszła do klombu utworzonego z cyprysów, przystanęła. Cichy płacz dochodził spod muru15 . Mimut okazuje się chrześcijanką. Mucja nie potępia jej za to, ale doradza służce ostrożność i obiecuje dochować tajemnicy. Młoda Rzymianka nie tylko wykazuje wrażliwość na cierpienie człowieka (nawet niewolnika, co było przejawem nietuzinkowego, odważnego postępowania), lecz także potrafi działać, by zaradzić nieszczęściu bliźniego. Z kolei podczas rozważań w rodowym grobowcu Korneliów patrycjuszka prezentuje postawę, w której tylko krok dzieli ją od przyjęcia nowej religii: Dziwną rozmowę prowadziła żywa Kornelia z umarłymi. Córka wielkiego rodu [...] skarżyła się przodkom swoim na czas, w którym jej żyć kazano. Ona wzięła po dalekich prababkach duszę i serce matrony rzymskiej, a wszystko, co ją otaczało, starało się w niej stłumić pamięć czystych uczuć i wielkich czynów. [...] Z książek, które jej podawano [...], buchała rozpusta obnażająca się bezwstydnie. [...] Słowem cały Rzym Antoninów usiłował wyssać z krwi Mucji miłość do dawnych cnót i obyczajów, które odżyły w niej, świeże i czyste [...]. Ale daremnie wciskał się do duszy Mucji czas nowy wszystkimi szczelinami. Patrycjuszka drewnianego Rzymu odtrąciła od siebie zatrute owoce, którymi marmurowa, złota stolica świata karmiła swoje dzieci rozpieszczone. Czując się obcą w epoce, w której los wyznaczył dla niej miejsce nie proszone, wycofała się Mucja ze stosunków towarzyskich. [...] Jej rówieśnice wyszły dawno za mąż. Ona, czekając na patrycjusza, dla którego by wielkość Rzymu była celem jedynym [...], dobiegła dwudziestego roku16 .
Młoda Rzymianka, podobnie jak Sabina Marcja, jest niedostępna dla mężczyzn, ponieważ poszukuje źródła nowego, doskonalszego życia i prawdy. Dlatego też Mucja, realizująca właściwie postulaty chrześcijaństwa w praktyce, postanawia udać się wraz z Mimut na potajemne spotkanie wyznawców nauki Chrystusa. Ale chociaż słowa przemawiającego w trakcie zebrania Minucjusza Feliksa wydają się jej po
części bliskie, rzymskie poczucie patriotyzmu każe świadomej obywatelce cesarstwa głęboko rozważać zagrożenia wynikające z powstania nowej, ekspansywnej religii dla rzymskiej państwowości. Tak więc niekonwencjonalne poglądy prezentowane przez Sabinę Marcję w powieści Kraszewskiego i Mucję Kornelię w utworze Jeske-Choińskiego stawiają obie kobiety poza rzymskim społeczeństwem. Jest to ich świadomy wybór, skutek sprzeciwu wobec powszechnych, egoistycznych dążeń do przeniesienia ciężaru egzystencji ze sfery duchowej na płaszczyznę stricte materialną. W ten sposób obie Rzymianki zyskują przestrzeń psychiczną otwartą na poszukiwania prawdy. Co za tym idzie – są bardzo podatne na działanie nowego wyznania. Mimo że publikacje obu antycznych powieści dzieli od siebie trzydzieści lat, kobiece bohaterki wnoszą do ich wymowy bardzo zbliżony przekaz. Każą bowiem z nadzieją myśleć o przyszłości, mimo że ich życie doczesne nie stanowiło przykładu dostatniej, szczęśliwej egzystencji. Można natomiast rozpatrywać ich losy jako zwycięstwo na płaszczyźnie moralnej, które uwieńczyło ich wierność wyznawanym poglądom oraz odważne zaświadczanie o nich własnym postępowaniem.
Anna Wietecha
{
Józefa Ignacego Kraszewskiego antyczna prima inter pares w literackim zwierciadle
07≈
1. T. Walas, Wewnętrzna dynamika światopoglądu Młodej Polski i inne studia, [w:] Porównania. Studia o kulturze modernizmu, praca zbiorowa pod red. R. Zimanda, Warszawa 1983, s. 9-32 i nast. 2. M. Głowiński, Maska Dionizosa, [w:] Młodopolski świat wyobraźni, praca zbiorowa pod red. M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 1977, s. 356. 3. M. Głowiński, op. cit., s. 358. 4. Szerzej na ten temat pisze S. Burkot w rozprawie Spory o powieść w polskiej krytyce literackiej XIX wieku, Wrocław 1968. 5. H. Bursztyńska, Henryk Sienkiewicz w kręgu oddziaływania powieści historycznych Józefa Ignacego Kraszewskiego, Katowice 1977, s. 44. 6. J.I. Kraszewski, Rzym za Nerona. Obrazy historyczne, Warszawa 1987, s. 15. 7. Ibidem, s. 20. 8. M. Jaczynowska, Historia starożytnego Rzymu, Warszawa 1978, s. 230-238. 9. J.I. Kraszewski, op. cit., s. 55. 10. Ibidem, s. 85. 11. Ibidem, s. 27-28. 12. H. Bursztyńska, op. cit., s. 52. 13. J.I. Kraszewski, op. cit., s. 16-17. 14. Ibidem, s. 17. 15. T. Jeske-Choiński, Gasnące słońce. Powieść z czasów Marka Aureliusza, Radom 2005, s. 40.16. Ibidem, s. 140-142.
İ
bo
Anna Wietecha (1983), doktorantka w Zakładzie Literatury i Kultury II Połowy XIX Wieku (ILP UW); uczestniczka 15 ogólnopolskich i międzynarodowych konferencji naukowych; współredaktorka tomu Polska literatura wysoka i popularna lat 18641918. Dialogi i inspiracje; autorka 13 opublikowanych tekstów (w tomach zbiorowych i czasopismach m.in. : Acta Humana”, „LiteRacje”, „Od do”, „Śląskie Studia Polonistyczne”, „Tekstualia”) o twórczości: Brzozowskiego, Jeske-Choińskiego, Konopnickiej, Kraszewskiego, Lacka, Orzeszkowej ,Prusa, Sienkiewicza i Wyspiańskiego; na druk czeka 13 artykułów.
Literacje
& 57
08≈
ankieta Zbigniew Kaźmierczak (Uniw ersytet w Białymstoku)
Kraszewskiego nigdy nie czytałem. Mam raczej intuicyjne wiadomości, oparte na cytatach i uwagach rozproszonych w innych tekstach, które miałem okazję czytać. Wiadomości te przekonały mnie, że nie ma sensu zajmować się lekturą jego książek. Wyobrażenie, jakie mam o tym pisarzu jest następujące:
1) Pisał przeogromne ilości książek. 2) Duża liczba napisanych książek zdaje się korespondować z ich niskim przesłaniem uniwersalnym o szerszym znaczeniu światopoglądowym, który mógłby zainteresować każdego Europejczyka, nie wspominając każdego człowieka na świecie – nie można pisać głęboko, kiedy pisze się wiele. 3) Prace jego mają charakter historyczny, o charakterze narodowo-patriotycznym, mającym na celu pokrzepienie serc, zwłaszcza serc dziecięcych (naiwne historie, bajeczki itd.) 4) Ale nawet na poziomie narodowo-patriotycznej literatury Kraszewski zdaje się być raczej drugorzędnym pisarzem, nie przywoływanym nawet przez piewców kultury polskiej. 4) Kiedy myślę o Kraszewskim, żal mi, że jeszcze jeden polski talent literacki został źle wykorzystany – źle w tym znaczeniu, że jego prace nie niosą wyrazistego przesłania światopoglądowo-filozoficznego czy religijnego. 5) Widziałem jego dom w Wilnie, ale nie „przyklęknąłem”.
Viviana Nosilia
(Uniw ersytet w Pa dwie)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? Spotkałam się z Kraszewskim po raz pierwszy podczas studiów polonistycznych, ale miałam okazję by zgłębić jeden z jego utworów gdy
58
& Literacje
{ przygotowywałem kurs dla swoich studentów. Wtedy, omawiając temat Kresów, zapoznałam się ze Wspomnieniami Wołynia, Polesia i Litwy. Książka ta jest niezwykłym i ciekawym wprowadzeniem do tej rzeczywistości, uatrakcyjnia opisy geograficzne i wiadomości historyczne. Kraszewski spełniał więc dla mnie rolę pośrednika kresowej rzeczywistości.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Twórczość Kraszewskiego (a także wspomniany utwór) jest nadal pod wieloma względami aktualna i wspomniany utwór w szczególności jest nadal aktualna pod różnymi względami. a. Wpisuje się w nurt literatury ocalającej, zarówno dobro, jak i zło. Ciekawe byłoby usystematyzowanie wiedzy o Kresach tej epoki, biorąc pod uwagę, np., także twórczość Wincentego Pola. b. Teraz, gdy w badaniach zwraca się więcej uwagi na stronę odbiorcy, czytanie Kraszewskiego pomaga w zrozumieniu punktu widzenia czytelników. Jego utwory przesądzały o widzeniu dziejów i rzeczywistości Polski, olaków pozbawionych ojczyzny. Znajomość twórczości Kraszewskiego jest nieodzowna dla prowadzenia studiów na temat kulturowego tła czytelników tej epoki. Ciekawe, czy i jak Kraszewski przygotował krąg czytelniczy do odbioru twórczości Sienkiewicza? c. Wspomnienia Wołynia... stanowią ważny etap w kształtowaniu polskiej literatury podróżniczej. Moim zdaniem, w badaniach nad współczesnym reportażem zbyt często zapomina się o takich prekursorach jak Wańkowicz i właśnie Kraszewski.
spełnionym marzeniem. Bardzo bliskie jest mi także wezwanie do oglądania i cenienia swojego kraju: jest to wezwanie aktualne szczególnie we Włoszech, gdzie panuje pewne lubowanie się w cudzoziemszczyźnie.
Przekazują nie tylko prawdę o tamtych czasach, a więc nie tylko są opisem XIX wieku. Mówią także coś o nas, o naszym narodowym charakterze. Oto jeden tylko przykład. Często u Kraszewskiego pojawia się motyw ludzi dobrych i szlachetnych, ale biednych i borykających się z trudami życia codziennego. To najczęściej para zakochanych, którym do szczęścia przydałyby się lepsze warunki materialne. I to się oczywiście musi spełnić – pojawia się niespodziewanie wielki spadek po zapomnianym, za granicą żyjącym dalekim krewnym. Tak jest np. w powieściach Milion posagu czy Komedianci. Teraz zakochani mogą się pobrać i szczęśliwie żyć długo. A mnie męczy pytanie, dlaczego to bogactwo musi być wypracowane za granicą i przez kogoś innego. Czyżbyśmy sami i we własnym kraju nie byli zdolni kreować materialnych podstaw własnego szczęścia? Zdaje mi się to pytanie tak ciągle i coraz mocniej aktualne.
Jerzy Kopania
(Wyższa Szkoła A dministr acji Publicznej im. Sta nisława Staszica w Br atysławie)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Bardzo dawno temu, w czasach wczesnej młodości mojej, zaczytywałem się powieściami historycznymi Kraszewskiego, co brało się z fascynacji przeszłością. Ale z biegiem lat coraz bardziej filozoficzne widzenie świata sprawiało, że jego powieści odbierałem jako jałowe, bo nie dające żadnego materiału do przemyśleń, a stylistycznie przebrzmiałe. Ostały się we wdzięcznej pamięci jedynie powieści o czasach saskich, gdyż wprawdzie wiele w nich uchybień faktograficznych i niewłaściwych interpretacji, ale przekazują pewną refleksję o ludzkich charakterach i namiętnościach. Powieści ludowe Kraszewskiego zawsze traktowałem jedynie jako miłą ciekawostkę, nieraz graniczącą z ckliwym kiczem. Odbieram natomiast jako ciągle aktualne, bo ukazujące prawdę o człowieku, powieści obyczajowe Kraszewskiego. Powracam do nich nadal, choć nie potrafię ocenić, na ile jest to spowodowane ich wartością obiektywną, na ile zaś jedynie przyjemnością płynącą z mego wyidealizowanego widzenia XIX wieku jako czasu, w którym ludzie żyli w większej zgodzie z powinnościami bytu, a więc byli bardziej ludzcy. Wiem, że to tylko moja ułuda, ale tym bardziej milej jest mi zatapiać się w lekturze, gdy chcę zapomnieć o współczesności. Choć gdybym miał polecić teksty szczególnej wartości, to wbrew stworzonemu przez siebie ideałowi tamtych czasów wskazałbym dwie książki: Powieść bez tytułu oraz Szalona – wielce pesymistyczne i przez to tak bardzo prawdziwe.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia...
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
„A idźmy, gdzie nas oczy poniosą” - jest dla mnie ważnym hasłem i na razie niestety nie-
Za ciągle aktualne, a może nawet ponadczasowe uważam właśnie jego powieści obyczajowe.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Dwa są epizody w obyczajowych powieściach Kraszewskiego, które wywarły na mnie wrażenie chyba nie do zatarcia. Pierwszy odcisnął się na duszy, drugi zaś na ciele. Ten pierwszy pochodzi z powieści Szpieg. Jest tam opis pewnego rosyjskiego arystokraty, którego Kraszewski tak oto opisuje: „Był to człowiek lat około czterdziestu, dobrze zużyty Petersburską rozpustą i klimatem, elegant, zawsze wyperfumowany, co go dozwalało posądzać, że potajemnie śmierdział”. Odtąd nie jestem w stanie myśleć o rosyjskiej arystokracji inaczej, jak przez pryzmat tej charakterystyki. A drugi epizod pochodzi chyba z powieści Kopciuszek, choć nie jestem pewien; zresztą w innych jego powieściach, np. U babuni, ten motyw też się pojawia. Oto w podrzędnej karczmie dwaj szemrani osobnicy zamawiają „trzęsionkę”. Była to wódka robiona z pozostałości w butelkach. Karczmarz zlewał resztki, potrząsał, aby dobrze się wymieszały i za niską cenę sprzedawał mniej wybrednym gościom. Jak to przeczytałem, postanowiłem wypróbować. Gdy nazbierała mi się prawie pełna butelka, dobrze potrzęsłem, nalałem do kielicha co najmniej pół setki i wyobrażając sobie, że jestem w karczmie, wychyliłem. Pierwsza myśl, która mi się pojawiła, była taka, że nazwa „trzęsionka” wyraża nie tylko czynność potrząsania płynami, ale także reakcję organizmu. A do Józefa Ignacego Kraszewskiego mam odtąd naprawdę osobisty stosunek.
08≈
Literacje
& 59
„białe kryminały”
Józefa Ignacego Kraszewskiego
Ciekawość jest głodem duszy1.
Antykryminał. Kraszewski i wyobcowanie
&
Izabela Poniatowska
Pisanie o Kraszewskim jest dziś zajęciem obarczonym trojakim ryzykiem – nieprzeczytania, niedoczytania, nadinterpretacji.
60
& Literacje
Historykowi literatury chyba najłatwiej (lecz bynajmniej nienajchlubniej) wytłumaczyć się z tego pierwszego – wbrew pozorom, nie wszystkie powieści Kraszewskiego należały (dziś również nie należą) do najłatwiej dostępnych. Ryzyko niedoczytania wiąże się z zarzutem wysuwanym w stosunku do tekstów autora Starej baśni już za jego życia2: nie był on, bynajmniej, twórcą arcydzieł, jego wielotomowe powieści częstokroć po prostu nużą, co skutecznie jest w stanie zniechęcić do pochylenia się nad nimi nawet czytelnika, który podejmuje się „dziwić Kraszewskim”3 chociażby z zawodowego obowiązku. Nadinterpretacja zaś wynika z faktu, że w pisarzu tak płodnym i wszechstronnym chciałoby się widzieć jednocześnie twórcę, który w sposób dorównujący, chociażby, Prusowi potrafił zdiagnozować szanse i zagrożenia, tkwiące w nowoczesności, a tym samym – wpisać się na swój własny sposób w polski modernizm. Nie jest także łatwo o problematyzację problemów poruszanych przez Kraszewskiego. Pisarz bowiem chętnie wraca do tematów już poruszanych w różnych okresach swojej twórczości, przetwarza je, reinterpretuje, a nierzadko – powiela. Dlatego też, podejmując się pisania o problematyce obcości w powieściach Kraszewskiego, musiałam zdać sobie sprawę po pierwsze – z niekompletności moich ustaleń (Kraszewski niewątpliwie uczy pokory wobec przedmiotu badań), po drugie – z ryzyka nadinterpretacji, które mogłoby grozić zaliczeniem analizowanych tu powieści w poczet tekstów premodernistycznych, którymi z pewnością nie są. Pośród ogromnej spuścizny Kraszewskiego istnieje gru-
09≈
Kraszewski postrzegł to przed nijakim czasem, iż epoka dla dotychczasowej powieści już minęła9. Józef Ignacy Kraszewski zdawał więc sobie sprawę z konieczności poszukiwań nowych formuł powieści; Literatura im bardziej staje się wyrazem konwencjonalnych przyjętych jakichś pewników, wiecznie w sferach idei zamieszkujących, bawidełkiem i mrzonką, piosnką ładnie ubarwioną, wyuczonym szczebiotaniem, tem mniej skutkuje i działa na ogół – pisał w Gawędach o literaturze i sztuce10 . Tak dbały o szczegóły powieściowego świata Kraszewski nie zapomina w swoich tekstach o opisach bibliotek, księgozbiorów, umieszcza w toku narracji wzmianki o lekturach i czytaniu, będących podstawowym źródłem wyżej wspomnianych „wzorników”, jak na przykład w następującym fragmencie z powieści Dziwadła:
pa tekstów o charakterystycznych tytułach; mam na myśli między innymi: Któsia, Sfinksa, Banitę, Dziwadła, Szaloną, Upiora, Wielkiego nieznajomego. Wybrany przeze mnie zbiór nie rości sobie prawa do kompletności, pokazując jednak, jak ważną kategorią w twórczości autora Szaławiły, niezależnie od tego, czy ma się do czynienia z tekstami współczesnymi, czy tymi o tematyce historycznej, jest obcość, inność, na które wskazują już same tytuły dzieł. Problematyka wyobcowania eksponowana jest w przywoływanych wyżej utworach głównie za pomocą fabuły, wykorzystującej, w różnym zresztą natężeniu, klisze znane z tekstów kryminalnych oraz powieści tajemnic, a także romansu (Maria Woźniakiewicz-Dziadosz pisała o taktyce romansisty4, jaką uprawiał Kraszewski. Polega ona przede wszystkim na umiejętnym wykorzystaniu matrycy romansu5 do przedstawiania przemian obyczajowych, zwłaszcza w odniesieniu do ról społecznych kobiety6. Wydaje mi się jednak, że w praktyce pisarskiej Kraszewskiego pojawia się, obok wyżej wspomnianej „taktyki romansisty”, także „taktyka autora kryminałów”). Kryminał jako gatunek oraz jako pewien sposób kształtowania świata przedstawionego7 (choć zdaję sobie sprawę z nieprecyzyjności takiego określenia) stanowi, jak sądzę, jeden z kluczy do twórczości Kraszewskiego. Autor Ulany bardzo chętnie korzysta ze schematu śledztwa i zagadki, nie tylko w Sprawie kryminalnej, wyzyskując je jednak w swoisty sposób. Autor Któsia przetwarza schematy gatunku dopiero się rodzącego – i w tym jest zdecydowanie „pisarzem nowoczesnym”. Wykorzystywanie narracji literatury popularnej do eksponowania tematyki egzystencjalnej pozwala zwrócić uwagę na dwie istotne cechy pisarstwa Kraszewskiego: po pierwsze, ironię, która powstaje przy zderzeniu „błahej” formy i „poważnej” treści, po drugie – umiejętność sprawnego poruszania się pomiędzy literackimi obiegami8, którą sygnalizuje Kraszewski, umieszczając swoich bohaterów w przestrzeni skonstruowanej z matryc tekstowych, klisz i stereotypów (jak stereotyp małego miasteczka czy polskiego dworu). Co ważne, narratorzy powieści autora Bezimiennej nie ukrywają istnienia owych „wzorników”, które udowadniają, że - jak pisał Piotr Chmielowski - sam
W tej bibliotece miejskiej pierwsze miejsca zajmują tłumaczenia powieści p. Sue, tłumaczenia Dumasa, tłumaczenia Thiersa (tych nie kupują mieszkańcy miasteczka – do tak surowych nieprzywykli pokarmów) i tłumaczenia de Kocka; w ostatku dwu- i trzytomikowe romanse i powieści p. Laskowskiego, Boguckiego itp. (...) Tu Tajemnice Paryża dotąd są jeszcze w obiegu. Żydek mniej więcej roztropny i zręczny, nie czekając przybywających do sklepu, codzienne obchodzi wszystkie domy zajezdne i częstuje książkami swymi u wszystkich drzwi, pod wszystkimi oknami11.
Stanisław Burkot nazwał Kraszewskiego „nowatorem i człowiekiem o dużej kulturze literackiej i wysokiej świadomości artystycznej w zakresie spraw warsztatowych”12 - i nie sposób się z tą opinią nie zgodzić, gdy uświadomimy sobie, jak „rozgrywa” autor Szalonej problematykę obcości, która pod koniec wieku XIX zostanie postawiona w centrum zainteresowań pisarzy. Główną matrycą wykorzystywaną przez Kraszewskiego w tekstach skupiających się na motywie wyobcowania bohatera jest „wzornik” chwytów zaczerpniętych z powieści tajemnic i rozwijającej się w XIX wieku powieści kryminalnej. Interpretacja klisz kryminalnych wiąże się ze szczególnym podejściem narratora analizowanych powieści do świata przedstawionego: oto mamy do czynienia z pewnym rodzajem dystansu, wręcz ironii w stosunku
09≈
Literacje
& 61
Józefa Ignacego Kraszewskiego „białe kryminały” 62
09≈ do prezentowanych wydarzeń; Ewa Ihnatowicz, pisząc o Sprawie kryminalnej, określiła tę powieść mianem antykryminału13. Sprawa kryminalna, jak konstatuje badaczka, nie jest bowiem prawdziwym kryminałem; rzec by można, że wręcz przeciwnie, Ihnatowicz umieszcza ją bowiem wśród tych tylko pozornie zwyczajnych powieści obyczajowych, które autor Ulany stworzył w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych i którym ton nadaje charakterystyczna dla Kraszewskiego w tym czasie mieszanina przejęcia i ironii, obejmującej nie tylko działania postaci aksjologicznie niepewnych, ale i działania bohaterów, którym zarzucić niewiele można14. Niewątpliwie, to właśnie Sprawa… jest jedną z pierwszych powieści w literaturze polskiej, które wykorzystują strukturę kryminału. U Kraszewskiego pojawia się „podejrzany”, który tak naprawdę nie ma niczego na sumieniu, oraz „detektyw”, bezpardonowo wkraczający w sferę prywatności „podejrzanego” (co sprawia, że w toku „śledztwa” ten pierwszy staje się wręcz „ofiarą” tego drugiego; cudzysłowy pojawiają się w dużej ilości nieprzypadkowo). Detektyw jest w istocie ucieleśnieniem idei człowieka nowoczesnego – zwykle samotny z wyboru, wyobcowany obserwator, którego „środowiskiem naturalnym” jest miasto. U Kraszewskiego – przeciwnie: „detektyw” to ktoś silnie związany ze społecznością, w której żyje, ktoś bardzo przeciętny, ale obdarzony darem wyczuwania inności15. „Detektywów” analizowanych tekstów Kraszewskiego łączy z „podejrzanymi” osobliwa więź: oto „detektyw” jest w swoich podejrzeniach i obsesjach tak natarczywy, że potencjalnego „przestępcę” czyni ofiarą swojego prześladowania. Do sukcesu „śledztwa”, wobec faktu, że narrator przedstawia go w sposób ironiczny, bardzo często przyczynia się łut szczęścia, jak w przypadku poszukiwań Paczuskiego z Któsia. Kraszewski odtwarza także w swojej pracy metody badań detektywistycznych (Emil Paczuski, bohater Któsia, indaguje służbę „podejrzanego” Horpińskiego, jeździ za nim nawet do odległej miejscowości), jednocześnie ośmieszając swoich bohaterów: „Emil łatwo fantazją bujną dorobił, co brakło lada jakiemu pomysłowi, gdy raz go sobie wbił w głowę. / Nosił się z tym kilka dni i w końcu zbudował z tego mrzonkę, która mu się już niesłychanie prawdopodobną wydawała16; Najmniej się zdawał na takiego
& Literacje
prześladowcę i szpiega, który cicho i cierpliwie tropi ofiarę – aż w chwili upatrzonej rzuci się na nią, pewien zwycięstwa”17. Kraszewski pokazuje, że podejrzanym można się stać jedynie na podstawie niechęci do dzielenia się z bliźnimi swoim życiem osobistym. Stosunek, jaki łączy „detektywa” i „przestępcę/ofiarę”, autor Ulany określa mianem gorączki18. „Podejrzanymi” u Kraszewskiego są przede wszystkim wykorzenieni: „Oddaję sprawiedliwość Sylwanowi: najmilszy w świecie człowiek... nic mu nie mam do zarzucenia; ale mnie drażni tym, że nie wiem, skąd się wziął” – mówi bohater Któsia19. Podobnie „podejrzany” jest Łukasz, stryj braci-bohaterów powieści Złoto i błoto – podejrzany dlatego, że zjawia się znikąd, nie jest częścią ładu (a właściwie: nieładu) w rodzinie Czermińskich. Człowiek wyobcowany jest w analizowanych powieściach Kraszewskiego synonimem człowieka czynnego. „Opuszczenie i osierocenie bolało mnie i boli – może nie dla samego siebie – niestety, jest ono symptomem stanu ducha w narodzie, który zgnieciony klęskami stracił wszelką energię i zaparł się uczuć, które dawniej stanowiły jego charakteru okrasę – stwierdzał pisarz we wstępie do Banity”20, udowadniając tym samym, że wykorzystywanie strategii literatury popularnej ma być nie tylko czytelniczym wabikiem, lecz służy także wyeksponowaniu problematyki związanej z pisarskimi imponderabiliami. Bohaterowie analizowanych tu powieści stanowią dla siebie nawzajem zagadki psychologiczne (w Któsiu Emil szpieguje Sylwana, a ten próbuje „rozgryźć” pannę Michalinę), badanie podmiotowości innych. Dlatego tak istotny jest w przypadku badań nad twórczością Kraszewskiego problem kobiecości: dzięki temu, że, jak stwierdza Maria Woźniakiewicz-Dziadosz, w Szalonej mamy do czynienia ze „zmianą roli heroiny: z przedmiotu zabiegów w podmiot wpływający na przebieg zdarzeń i na zmianę motywacji ograniczających znacznie czynnik emocjonalności”21. Człowiek wyobcowany jest więc u Kraszewskiego także istotą działającą, mogąca stać się inspiracją do zmian dla otoczenia, w jakim przyszło mu funkcjonować. Zonia usilnie próbuje stać się podmiotem, niezależnym bytem, który czytelnicy mają szansę poznać poza schematami, w które bez problemu są w stanie wpisać się pozostałe bohaterki po-
stów do struktury opowieści kryminalnej zasadza się również na swoistym miejscu, jakie w powieściowym świecie zajmuje przyroda. Kraszewski w istocie zastępuje szeroko pojętą naturę równie szeroko pojętą kulturą. Narrator opowiada o przestrzeni, w której poruszają się bohaterowie powieści, konstruując naturę jakby z obrazów już przetworzonych przez kulturę, ze stereotypów danego miejsca. To zdecydowanie łączy Kraszewskiego z szeroko pojętą powieścią popularną, a w węższym sensie – z tekstami kryminalnymi właśnie. Sztafażowość przestrzeni26 jest kolejnym czynnikiem, który wzmacnia poczucie wyobcowania bohatera. Strategia twórcza autora Dziennika Serafiny w tekstach odwołujących się do klisz kryminalnych zakłada, że tytułowego bohatera (lub, jak w przypadku Dziwadeł, bohaterów) czytelnik poznaje najpierw z perspektywy tych, do których świata „obcy” wkracza. Narrator opowiada się więc za racją większości, każąc patrzeć odbiorcy tekstu jej oczami. Dopiero po pewnym czasie, za sprawą „detektywa”, który bada postać „przestępcy/ofiary” z rozmaitych perspektyw, okazuje się, że zdecydowanie wyrasta ona ponad rzeczywistość, w której się znalazła (tak dzieje się na przykład w Któsiu czy w Szalonej, gdzie rolę „detektywa” odgrywa coraz bardziej zainteresowany osobowością Zoni Ewaryst). Będąc z zewnątrz, „przestępca/ ofiara” umie jednocześnie być trzeźwym, często bezkompromisowym, obserwatorem rzeczywistości, kimś poza konwenansami, poza stereotypem – co dla „detektywa” jest czymś niepokojącym, ale jednocześnie fascynującym i zmuszającym do dalszych poszukiwań: „Oko jego biegało wszędzie ciekawe, nie zajmując się niczym zbytecznie. Stał chłodny jakiś – smutny, obcy wśród ludzi, którzy wszyscy więcej niż on byli porwani prądem życia. Był spektatorem, w którym domyślać się mógł ktoś surowego spostrzegacza i sędziego”27. Czytelnik początkowo przyjmuje waloryzację optyki „przestępcy/ofiary” z niedowierzaniem, zmiana perspektywy okazuje się trudna. „Sprawy kryminalne” Kraszewskiego to sprawy, które pokazują, w jaki sposób postrzeganie człowieka determinowane jest przez większość – i, jednocześnie, jak jednostkowy punkt widzenia może zredefiniować społeczność, w której obserwator funkcjonuje.
wieści: siły do działania dodaje jej właśnie przekonanie o własnej inności, bohaterka bowiem nie uchyla się przed przyjęciem maski „szalonej”. Przestępstwem jest w przywoływanych powieściach wtargnięcie do zamkniętej, skostniałej społeczności (jak robi to, bez świadomości zresztą, tytułowy bohater Któsia), zaburzenie rytmu jej życia. Przestępstwem wreszcie jest ucieczka od tej społeczności: gdy w Któsiu Sylwan Horpiński wyjeżdża, Emil Paczuski, „detektyw”, nie przestaje go śledzić.
Outsider, spektator... maski obcości Obcość bohaterów Kraszewskiego jest opisywana przy wykorzystaniu rozmaitych sposobów, z których warto zwrócić uwagę przede wszystkim na rolę spektatora, którą przyjmuje także narrator, jak w powieści Dziwadła: Wnijdźmy więc na chwilę do sali oświeconej i przypatrzmy się towarzystwu...22 Podstawową taktyką, jaką podejmuje w tych tekstach Kraszewski, jest zestawianie opowieści podmiotów, które znają dane środowisko, z opowieściami „outsiderów”23. Tak dzieje się chociażby w powieści Któś, w której „detektyw”, Emil Paczuski, kilkukrotnie konfrontuje swoje wyobrażenia o „przestępcy/ofierze”, Horpińskim, z nim samym24. Outsider jest indywiduum pośród powieściowych „typów”, jak bohaterka Szalonej, Zonia, oryginalna osobowość skontrastowana ze swoją siostrą, typową „panną z dworku”, czy Pilawski z Wielkiego nieznajomego, o którego inności informuje już przy pierwszym się z nim zetknięciu skrojone według angielskiej mody ubranie. Kraszewski z rozmysłem umieszcza swoich bohaterów w nieznanym im mieście, miasteczku czy wsi, zwykle z daleka od rodziny i przyjaciół, potęgując uczucie wyobcowania także przez skoncentrowanie się przy pierwszym opisie bohatera przede wszystkim na jego fizjonomii25 (jakkolwiek dalekie i zapewne mało fortunne jest to skojarzenie, wydaje mi się, jakby narrator starał się w ten sposób skreślić portret pamięciowy bohatera). Warto przypomnieć, że kryminał był opowieścią związaną przede wszystkim z przestrzenią miejską. Podobieństwo przywoływanych przeze mnie tek-
09≈
Literacje
& 63
Józefa Ignacego Kraszewskiego „białe kryminały” 64
09≈ Jedną z masek obcości jest u Kraszewskiego wyższość. W kategoriach wyższości pisze do warszawskiego przyjaciela bohater Dziwadeł: Wieśniacy, tak ujmujący w sielankach i nowych powieściach, pokazali mi się straszliwi, osmoleni, z całą potwornością, jaką ich obdarzyła nędza i zezwierzęcenie długie28 . Nie umiem mówić ich językiem, obrócić się wedle tutejszego obyczaju! Albo oni się ze mnie śmieją, albo ja się im dziwię, bo śmiać się nie mogę, a raczej nie chcę 29 . Poczucie wyższości pozwala bohaterom, na przykład Zoni z Szalonej, ocalić własną podmiotowość w świecie złożonym ze stereotypów i konwenansów. Obcość jest jednak nie tylko darem, ale również: piętnem – czy to wynikającym z urodzenia, czy też z postanowień prawa, jak w Banicie: Chociaż wiele sobie z tej banicji nie czyniono, zwłaszcza od czasu ucieczki Henryka, a potem obioru Stefana Batorego, zawsze wyrok ten, wiszący mieczem Damoklesowym nad głową jego, dawał prawo pierwszemu lepszemu do nastawania na życie30. Obcość dla bohaterów - „przestępców/ofiar” staje się swoistym wyborem drogi życiowej31. Rosnąca popularność clichés kryminalnych w drugiej połowie XIX wieku, posługiwanie się przez prowadzącego śledztwo raczej maskami i przebraniami niż dedukcją jako metodą śledczą (tak dzieje się na przykład w powieści Agent policyjny Kazimierza Laskowskiego, ale także na przykład w powieściach Maurice’a LeBlanca) mogą zostać uznane za nawiązanie do pojęcia tożsamości chwilowej32, o której pisze również Kraszewski. Jednak w kontekście sytuacji egzystencjalnej bohaterów jego powieści, chociażby w powieści Złoto i błoto, w której czytelnik śledzi losy dwóch braci, synów despotycznego ojca, którzy, zmieniając otoczenie, stają się jednocześnie ludźmi zupełnie innymi niż dotychczas. Wyżej wspomniana tożsamość chwilowa kształtuje się w powieściach autora Banity przede wszystkim pod wpływem przestrzeni, w jakiej znajdują się bohaterowie, co również stanowi nawiązanie do strategii, którymi posługuje się literatura popularna33. Nieprzypadkowo umieszcza Kraszewski akcję Wielkiego nieznajome-
& Literacje
go w uzdrowisku, gdzie jest się tylko „na chwilę” i gdzie stykają się ludzie, którzy być może nie mieliby szansy spotkać się gdziekolwiek indziej; o mentalności uzdrowiskowego „detektywa” (nie określając jednak postaci wścibskiego pana Karola tym mianem) Ewa Ihnatowicz pisze: Otóż profan i głupiec po prostu nie wierzy, że ktokolwiek przyjeżdża do uzdrowiska po zdrowie, a za deklaracją takiego celu widzi zawsze jakiś cel ukryty. Bo właśnie to, co najprostsze, najbardziej logiczne, najbardziej oczywiste, głupcowi wydaje się niewiarygodne34. „Detektyw” w analizowanych powieściach reprezentuje głos większości, która rządzi się własnymi prawami. Oficjalny aparat prawa nie istnieje, zastępują go właśnie reguły wspólnoty, jak w powieści Dziecię Starego Miasta: Zaczęli ciszej rozmawiać między sobą; ktoś szepnął o potrzebie drukarni. - Ale to rzecz niemożliwa – szepnął drugi. Moskale się okrutnie pilnują. - I my się też będziemy pilnować! - Policja! - I my musimy mieć naszą policją. - Brawo! Brawo!35 lub we fragmencie Któsia: - Jak to! ... szpiegiem! - oburzył się Emil. - Bo tego inaczej nazwać nie można – mówił Józio. - Nie masz od nikogo mandatu, ani prawa żadnego do śledzenia postępków tego człowieka. - Przepraszam cię! - zagrzmiał obrażony Paczuski. - Należę do tego społeczeństwa, do którego się on wciska – spełniam obowiązek...36 Bohaterowie „białych kryminałów” Kraszewskiego w istocie szukają wszelkich sposobów, by pokonać nudę. I nie dość, że się nudzę, jak rzekłem, ale w oddalonej perspektywie, jak zajrzeć, nic nie widzę przed sobą, nic, tylko szeroko rozłożone sine i ciemne nudy37. Śledztwo jest pretekstem do tworzenia opowieści, która potrafi nudę przepędzić. Narracja to u Kraszewskiego podstawowy sposób porządkowania świata, dokumentowania przejawów życia. Autor Banity, nie tylko w swojej praktyce twórczej, ale również jako teoretyk, krytyk i publicysta, zwraca
na temat „pisarzy nowoczesnych” wskazuje na związki danego twórcy już to z mediami nowoczesnymi, już to z gatunkami tradycyjnie uznawanymi za „masowe”. Wiąże się to z rosnącym zainteresowaniem kulturą popularną jako taką i jej swoistą nobilitacją. Pokusa „unowocześniania” mogłaby z powodzeniem dotyczyć twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, z którego, przede wszystkim z racji jego ogromnego, ale również zróżnicowanego, jeżeli chodzi o poziom artystyczny, dorobku, bardzo trudno byłoby w jakikolwiek sposób zaszufladkować interpretacyjnie. Interesujące, że dość dużo uwagi, o czym już była mowa, poświęcono w badaniach właśnie związkom Kraszewskiego z literaturą popularną41. Sprawę nowoczesności pisarstwa Kraszewskiego niewątpliwe należy poruszać z dużą ostrożnością, niemniej jednak, w wielu kwestiach autor Ulany okazał się nowatorem. Jedną z tych kwestii jest ta, iż autor Szalonej, szukając najlepszych sposobów opowiedzenia o meandryczności i niejednoznaczności ludzkiej egzystencji, jednocześnie swoiście zinterpretował reguły gatunku, który dopiero się na gruncie literatury europejskiej rozwijał. Kiedy pisząc o twórczości autora Tajemnic Paryża, stwierdzał: P. Sue nie daruje ci jednej liny okrętowej, żeby jej nazwiska i prawie rozmiaru nie podał, jakby się lękał, żeby przyszłość za mało nie wiedziała...42 , jednocześnie konstruował swój własny model realizmu literackiego. Zarówno powieść nowoczesna jak i powieść detektywistyczna obudowują się wokół identycznego problemu formalnego – niemożności opowiadania historii w sposób linearny, konsekwentny, przedstawiania „realistycznej” ciągłości zdarzeń – pisał w kontekście dwudziestowiecznych tekstów o tematyce kryminalnej Slavoj Žižek43. Kraszewski zdawał się przeczuwać istnienie tego problemu; bohaterowie jego powieści budują swój świat z plotek i domysłów, zamieniając każde doświadczenie, o czym była mowa wyżej, w opowieści44,45 które przeplatają się z opowieściami innych bohaterów, a także – informującego odbiorcę o swojej obecności narratora46. Autor Banity pokazuje, jak to, co indywidualne, staje się doświadczeniem zbiorowym47 i że opowieść to dopie-
uwagę na konieczność gromadzenia opowieści, bez względu na ich rangę artystyczną. Tak pisał Kraszewski w Gawędach o literaturze i sztuce: Mówiąc ogólnie o piśmiennictwie i pisarzach, nie wyłączamy tu żadnego rodzaju, żadnej ze sfer, w której się literatura obraca. Wszystkie one są częścią wielkiej całości, solidarną formując jedność. Najmniej ważny objaw życia, najpłochszy utwór, mimowolnie przetwarza sobą jakiś symptom stanu społecznego i usposobień indywidualnych38. Co więcej, ogromną rolę w zbieraniu i selekcjonowaniu narracji przypisuje Kraszewski odbiorcom literatury: Pojęciem (gdy to jest zupełne), pojęciem dzieł tworzonych przez pisarzy, czytelnicy stają się z nimi na równi prawie (...) Patrzmy więc, co to jest czytelnik, i jak czytelnicy grają znakomitą rolę w literaturze. Są to konsumenci, od których ona zależy, przeciw których smakowi wojować niepodobna... we wszystkich rodzajach można pożytecznie pisać. Forma jest z tego względu niczym (...) Piszmy o moralności w księgach do tego przeznaczonych, lecz nie plączmy jej z romansem, bo i on na tym straci, i ona zyszcze…(...) Nie bez przyczyny, patrząc na stan dzisiejszy niemal wszystkich literatur europejskich, sądzim, że wieku XIX dziełem znamionującym będzie romans i że w tego rodzaju utworach charakter wieku najlepiej się wynurzy39.
Kraszewski – pisarz „nowoczesny”? Od pewnego czasu powstają prace, które mają udowodnić, że ten lub inny pisarz tworzący w drugiej połowie XIX wieku jest pisarzem nowoczesnym – i nie jest to, bynajmniej, zarzut z mojej strony. Mamy więc „Przybyszewskiego nowoczesnego” czy „Prusa nowoczesnego”40. „Unowocześnianie” dotyczy przede wszystkim tych twórców, którzy przez długi czas zdawali się mieć swoje określone miejsce na mapie literatury polskiej. Mam wrażenie, że wszystkie te tendencje „unowocześniające” (których, bynajmniej, nie uważam za chybione) danego twórcę mają na celu między innymi wskazanie miejsca, jaki zajmuje on w dynamicznie rozwijającej się kulturze popularnej – wiele z artykułów
09≈
Literacje
& 65
ro punkt wyjścia: Czytanie to nic jeszcze, ale gdy się skończyło, dopiero praca! W głowie nowi przybysze gospodarują, rządzą się, brudzą tych, co tam spali, szum, hałas, jakby nieproszonych gości burza napędziła do domu48. Dlaczego autor Banity nie został pierwszym polskim autorem kryminałów? Sądzę, że „na przeszkodzie” stanęła przede wszystkim imponująca w gruncie rzeczy skala talentu Kraszewskiego, który był pierwszym z polskich pisarzy-realistów49. Charakteryzująca jego powieści luźna struktura, najbardziej zbliżona do rzeczywistości50 daleka jest od
zdyscyplinowanej formy opowieści o poszukiwaniu mordercy51. Z pewnością jednak powieści Kraszewskiego uznać można za narrację na temat meandrów ludzkiego umysłu. To właśnie w ujęciu zagadnień związanych z tajemnicami jaźni ukazuje się Kraszewski w kontekście wspomnianych przeze mnie powieści jako „pisarz nowoczesny”: sytuując się niejako wbrew utylitarystycznym tendencjom epoki (ale i wbrew tendencjom realistycznym), konstruuje światy bez morałów i bez szczęśliwych rozwiązań, w których centralne zagadnienie stanowi tajemnica.
Izabela Poniatowska
{
Józefa Ignacego Kraszewskiego „białe kryminały” 66
09≈
1. J. K. Kraszewski, Dziwadła. Powieść współczesna, t. I, Petersburg 1853, s. 144. 2. Vide: P. Chmielowski, Nasi powieściopisarze. Zarysy literackie, Kraków 1887. 3. Użyta formuła odnosi się do zbioru artykułów zatytułowanych Zdziwienia Kraszewskim. Vide: Zdziwienia Kraszewskim, red. M. Zielińska, Wrocław 1990. 4. M. Woźniakiewicz-Dziadosz, Kraszewskiego wizje przeszłości i przyszłości, Lublin 1997, s. 67. 5. Który Kraszewski określa w Gawędach o literaturze i sztuce mianem zmniejszonego romansu. J.I. Kraszewski, Gawędy o literaturze i sztuce, Lwów 1957, s. 198. 6. M. Woźniakiewicz-Dziadosz, op. cit., s. 78. 7. Marta Zielińska w swoim artykule, zamieszczonym w tomie Zdziwienia Kraszewskim, zestawia Poetę i świat ze Zbrodnią i karą – co pokazuje, że twórczość Kraszewskiego jest na wiele sposobów bliska tekstom wykorzystującym konwencję kryminalną – i to nie tylko tym należącym do literatury popularnej. M. Zielińska, Poeta i świat, czyli Raskolnikow po polsku, w: Zdziwienia Kraszewskim…, s. 29-36. 8. A. Martuszewska, Kraszewski popularny, [w:] Kraszewski – pisarz współczesny, red. E. Ihnatowicz, Warszawa 1996, s. 14. 9 F.H. Lewestam, Obraz najnowszego ruchu literackiego w Polsce, Warszawa 1859, s. 27. 10. J. K. Kraszewski, Gawędy o literaturze i sztuce…, s. 15. 11. Idem, Dziwadła. Powieść współczesna, t. II, Petersburg 1853, s. 3. 12. S. Burkot, Powieści współczesne (1863-1887) Józefa Ignacego Kraszewskiego, Kraków 1967, s. 204.13. E. Ihnatowicz, Sprawa kryminalna Józefa Ignacego Kraszewskiego, „Przegląd Humanistyczny” nr 5/2011, s. 126. 14. Ibidem, s. 117. 15. Teoretycznie założona przez pisarza kontrowersja pomiędzy ambicjami poszukiwania „prawideł” określających życie społeczne a upodobaniami do kreślenia fizjonomii ekscentrycznych, stanowiących jakoby przywilej przeszłości, mogłaby go zniechęcić do interesowania się dziwactwem i osobliwością. Mimo to te ostatnie tendencje zdecydowanie odniosły sukces. I nie pozbawionym racji wydaje się wniosek, że właśnie w opowiadaniach przekazywanych nie bezpośrednio, lecz powierzanych czyimś ustom lub czyjemuś pióru, znalazło się miejsce dla ekscentryczności i dziwności. To bowiem, co dziwne i nieprawdopodobne, w większym stopniu domaga się dokumentacji w postaci własnej wypowiedzi podmiotu owej dziwności lub relacji jej świadka – niż to, co
& Literacje
przeciętne i zwyczajne – pisze o powodach dowartościowania przez Kraszewskiego głosu bohaterów jego powieści Kazimierz Bartoszyński (Piórem wypożyczonym. O niektórych formach prozy Kraszewskiego, [w:] Zdziwienia Kraszewskim…, s. 46). 16. J.I. Kraszewski, Któś. Powieść współczesna, Warszawa 1884, t. I., s. 108. 17. Ibem, s. 109. 18. Ibidem, s. 109. 19. Ibidem, s, 5. 20. Idem, Banita (czasy Batorego), t. I, Kraków 1885, s. 6. 21. M. Woźniakiewicz-Dziadosz, op. cit., s. 72. 22. J.I. Kraszewski, Dziwadła. Powieść współczesna, t. II, Petersburg 1853, s. 64. 23. K. Bartoszyński, Piórem wypożyczonym. O niektórych formach prozy Kraszewskiego, [w:] Zdziwienia Kraszewskim..., s. 41. 24. Chociażby w następującym fragmencie: Kilka pytań rzuconych przez Emila, mających na celu odkrycie prowincji, z której pochodził Horpiński – nie doprowadziła do niczego. W odpowiedziach Sylwan wymijał się bardzo zręcznie, i, nie dając poznać, że chce czynić z czegoś tajemnicę – usuwał wszystko, co by na trop jej doprowadzić mogło. / Widząc, że twierdzę tę według wszelkich sztuki prawideł oblegiwać będzie potrzeba, Paczuski w końcu zrezygnował się na to, aby serdecznie się przywiązać naprzód do p. Sylwana, narzucić mu się za przyjaciela – i w ten sposób, choć powoli, dojść do celu.J.I. Kraszewski, Któś, t. I…, s. 38. 25. Tak dzieje się chociażby w przypadku zapoznania czytelnika z Horpińskim, bohaterem Któsia: Ten także, jak ze wszystkiego widać było, musiał do wyższych słojów społeczeństwa należeć. Fizjonomia świadczyła o krwi, silna postawa miała to piętno arystokratyczne, które daje krew zarówno, jak wychowanie. Można by go nazwać pięknym w całym znaczeniu wyrazu tego, gdyby nie znużenie jakieś, początek więdnięcia, chłód nad lata, a we wzroku coś strasznie przeszywającego. Za to usta uśmiech nosiły, jakby przylgły do nich, łagodny, dobroduszny i ujmujący.Ibidem, s. 4. 26. Kraszewski i Sienkiewicz swoją poznawczą bezradność kamuflują, bo ich „fragmenty” mają postać skończonych, domkniętych dzieł literackich. Ironia zdradza ich niepewność i... pisarską uczciwość: chcą mieć gwarancję, że czytelnik rozpoznał ich grę, uświadomił sobie bajkowość wykreowanego świata, umowność wersji „drugiej poprawionej”. To ironia, która „należy przede wszystkim do etyki”.E. Owczarz, „Serio fałszywe” i ironia. Etyczny wymiar ironii w twórczości Kraszew-
skiego i Sienkiewicza, w: Etyka i literatura. Pisarze polscy lat 1863-1918 w poszukiwaniu wzorów życia i sztuki, red. E. Ihnatowicz, E. Paczoska, Warszawa 2006, s. 303. 27. J.I. Kraszewski, Któś, t. I…, s. 78. 28. Idem, Dziwadła, t. I…, s. 8. 29. Ibidem, s. 29. 30. Idem, Banita, t. I…, s. 16. 31. Rzec tedy było można, że banicja na nim przyschła i jest tylko zagojonej rany blizną. I taką by ona może w końcu się stała, gdyby niespokojny umysł Samuela i braci jego nie rozjątrzył starego bólu na nowo.Ibidem, s. 17.32. Nowoczesne społeczeństwo charakteryzuje się znaczną ruchliwością ludzi i przekraczalnością granic, co stanowi zasadniczą cechę nowoczesności. Oznacza to także, że tożsamość jest przedmiotem kontestacji i przekształceń, zarówno w wymiarze jednostkowym , jak i grupowym. Zmieniamy swój własny wizerunek wraz z przekształcaniem symbolicznej wizji świata i systemu relacji w sferze władzy. Budujemy nowe granice i przekształcamy stare, coraz inaczej odpowiadamy na pytanie o to, „kim jesteśmy w relacji do >>znaczących innych<<”, a jednocześnie zmienia się konstelacja partnerów, w stosunku do których naszą tożsamość budujemy. / Wszystko to jednak odbywa się w ramach pewnych uzgodnionych, wynegocjowanych i względnie zaakceptowanych standardów nowoczesności, takich jak kryteria awansu społecznego, modele „cywilizowanych” obyczajów, idee rozwoju i postępu, wiara w moc ludzkiego umysłu i siłę cywilizacji naukowo-technicznej. Z. Mach, przedmowa do: Socjologia tożsamości, red. H.B. Jaroń, Kraków 2008, s. 14. 33. Vide: J. Kolbuszewski, Od Pigalle po Kresy. Krajobrazy literatury popularnej, Wrocław 1994. 34. E. Ihnatowicz, U wód. Kurort jako literackie miejsce akcji, [w:] Obrazy kultury polskiej w twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. B. Czwórnóg-Jadczak, Lublin 2006, s. 168. 35. J.I. Kraszewski (B. Bolesławita), Dziecię Starego Miasta. Obrazek współczesny narysowany z natury, Poznań 1863, s. 64. 36. Idem, Któś, t. I…, s. 62. 37. Idem, Dziwadła, t. I…, s. 5. 38. Idem, Gawędy o literaturze i sztuce…, s. 19. 39. Idem, Studia literackie, Wilno 1842, s. 15, 16,18, 191. 191. 40. Vide: G. Matuszek, Stanisław Przybyszewski – pisarz nowoczesny. Eseje i proza. Próba monografii, Kraków 2008; B. Prus. Pisarz nowoczesny, red. J.A. Malik, Lublin 2009. 41. Vide: A. Martuszewska, Kraszewski popularny… 42. J.I. Kraszewski, Studia literackie…, s. 189. 43. S. Žižek, Patrząc z ukosa. Od Lacana przez kulturę popularną, przeł. J. Margański, Warszawa 2003, s. 80. 44. O roli plotki w kontekście Sprawy kryminalnej pisała Ewa Ihnatowicz. Zob. E. Ihnatowicz, Sprawa kryminalna Józefa Ignacego Kraszewskiego..., s. 125. 45. Jeżeli już chodzi o tego autora, to nawet późniejsze jego powieści, gdzie jesteśmy świadkami prób beletryzowania nie sprawdzonych zresztą koncepcji historiozoficznych (...), gdzie równocześnie znajdujemy kontynuację eksperymentu p s y c h o l o g i c z n e j powieści historycznej, bo autor przenosi wypadki fabularne do wnętrza duszy swoich bohaterów... W. Danek, O małżeństwie powieści z historią, [w:] eadem, Pisarz wciąż żywy. Studia o życiu i twórczości J.I. Kraszewskiego, Warszawa 1969, s. 197. 46. O pozycji narratora w powieściach Kraszewskiego zob. M. Zielińska, op. cit., s. 36. 47. Tak pisze Ewa Owczarz o Sfinksie: Mamy do czynienia z powieściową próbą skonstruowania świata, w której to, co indywidualne, staje się częścią tego, co społeczne, nie traci nic ze swej niepowtarzalnej wyjątkowości, a zaproponowany ład jest wyjęty spod praw historyczno-politycznych, podległy tylko ludzkiemu dążeniu wzwyż, ku ideałom, więc uniwersalny.E. Owczarz, Nieosiągalna całość. Szkice o powieści polskiej XIX wieku. Józef Ignacy Kraszewski, Ludwik Sztyrmer, Henryk Sienkiewicz, Toruń 2009, s. 81 48. J. I. Kraszewski, Myśli o książce i czytaniu, wyb. i wstęp A. Kempa, Łódź 1987, s. 16. 49. E. Paczoska, Poprzednicy naturalizmu?, [w:] Naturalizm i naturaliści w Polsce. Poszukiwania, doświadczenia, kreacje, red. J. Kulczycka-Saloni, D. Knysz-Rudzka, E. Paczoska, Warszawa 1992, s. 108. 50. Ibidem, s. 108. 51. Roger Caillois, pisząc o ewolucji powieści kryminalnej, stwierdza, że jej rozwój przeczy kształtowaniu się całego rodzaju literackiego: ten typ tekstów bowiem nie odrzuca reguł, lecz z upływem czasu je wzmacnia. R. Caillois, Powieść kryminalna czyli: Jak intelekt opuszcza świat, aby oddać się li tylko grze i jak społeczeństwo wprowadza z powrotem swe problemy w igraszki umysłu, przeł. J. Błoński, [w:] R. Caillois, Odpowiedzialność i styl. Eseje, wyb. M. Żurowicki, wstęp J. Błoński, Warszawa 1967, s. 168.
İ
bo
Izabela Poniatowska – historyk literatury, zajmuje się przede wszystkim zagadnieniami związanymi z polską literaturą popularną drugiej połowy XIX wieku.
Literacje
& 67
10≈
Ewa Nawrocka
(Uniw ersytet Gda ński)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza?
Ankieta
{
Z Kraszewskim zetknęłam się w pierwszej klasie liceum. Powzięłam szlachetny zamiar przeczytać WSZYSTKO, co napisał ( przynajmniej wszystko, co było w szkolnej bibliotece I Liceum w Gdańsku, zresztą bardzo dobrze zaopatrzonej). Miałam nawet plan lektury wedle chronologii zdarzeń historycznych, a nie kolejności powstawania powieści. Zaczęłam od Starej baśni, która bardzo mi sie podobała. Do dziś uważam ją za bardzo dobrą powieść. Z czasem Kraszewski zaczął mnie trochę nużyć, ale dzielnie trwałam przy swoim postanowieniu. Pamiętam swoje ożywienie lekturą Hrabiny Cosel i Bruhla. Kupowałam jego kolejno wychodzące po roku 1956 powieści. Potem jeszcze raz, już z musu, ale bez wstrętu czytałam Kraszewskiego na studiach. Wtedy odkryłam dla siebie Dziecię Starego Miasta i Parę czerwoną, także powieści ludowe, choć te mi mniej przypadły do gustu. Poznałam jego biografię i zachwyciłam się tym niezwykłym, wspaniałym, mądrym i nadzwyczaj pracowitym człowiekiem.- Przy okazji pobytu u przyjaciół w Dreźnie odświeżyłam sobie lektury jego powieści dotyczących czasów saskich i zwiedziłam tamtejsze jego muzeum. Przy okazji moich zainteresowań powieścią historyczną i tematyką powstania styczniowego w prozie Władysława Terleckiego jeszcze raz wróciłam do Kraszewskiego jako pisarza uwikłanego w bieżącą politykę, historiozofa, aktywnego uczestnika zdarzeń historycznych, autora My i wy. Kraszewski to dla mnie postać imponująca i, jak wielu innych w naszej kulturze tragiczna, bo zapomniana, wyrzucona ze zbiorowej pamięci. Niesłusznie, niesprawiedliwie.
68
& Literacje
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Nie wiem, czy Kraszewski jeszcze mieści sie w kanonie, o ile istnieje jakiś kanon. Sonda uliczna być może wykazała by, że na hasło „Kraszewski” zbiorowa pamięć odpowiada tytułem Stara baśń, ale niekoniecznie z powodu znajomości powieści, raczej filmu i to niezbyt udanego. Boję się, że jeśli w ogóle byłyby jakieś skojarzenia, to takie, że to pisarz (już wyjątkowi znawcy odpowiedzieliby, że dziewiętnastowieczny) W zasadzie, nawet studenci polonistyki mylą nazwiska pisarzy na K: Krasicki, Krasiński, Kraszewski. To już „czarna dziura „ w zbiorowej pamięci. i wyrzut sumienia dla wszystkich polonistów, humanistów , historyków, kulturoznawców, którzy niewiele, a być może NIC nie czynią, by te pamięć pobudzać i ożywiać. Nawet okazja rocznicowa niewiele tu zmienia.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Na trzecie pytanie w zasadzie juz odpowiedziałam, podając tytuły czytanych przeze mnie powieści. Cytatów nie jestem w stanie podać. Chciałabym pojechać do Romanowa. Zamierzałam nawet napisać krótki tekst o postaci Kraszewskiego w prozie Terleckiego na białostocką konferencję, ale nie wiem czy dam radę. Nie zgłosi-
wiedzy wolelibyśmy zarezerwować dla siebie. Trzeba przez dłuższy czas poddawać się nurtowi narracji Kraszewskiego, nie zamurowywać go od razu i nie więzić w ścisłych pojęciach i twardych aktualnych teoriach, aby go zrozumieć, aby przyznać, że mamy oto do czynienia z kimś, kto potrafi bez końca opowiadać, potrafi opowiedzieć o wszystkim, z czym się styka i czym się interesuje. Dla mnie ten moment nadszedł dopiero po sześćdziesiątce, kiedy już zdążyłem do syta ponapawać się obowiązkowym w literaturoznawstwie znużeniem fikcją i od dawna zrozumiałem, że lektura autobiograficzna, potraktowana jako główna lektura, wiedzie ku granicom tak samo jak dawniejsza fikcja. Kraszewski zalecał się tu jako pauza, której na długo i chętnie się oddałem.
łam tego wystąpienia. Już skończyłam pracę na uniwersytecie. Teraz będę miała czas na czytanie Kraszewskiego.
German Ritz
(Uniw ersytet w Zurychu)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Moje spotkanie z Kraszewskim przede wszystkim długo kazało na siebie czekać. Polonistyka zagraniczna jest świadoma historycznych obciążeń polskiej literatury i należy jej życzyć, by zachowała tę świadomość także w dobie posthistorii. Badacze mojej generacji dostali kiedyś swoją historyczną lekcję. W moim wypadku był to stan wojenny w grudniu 1981 r. Inaczej niż poprzednim pokoleniom, drogę do Polski torował nam już nie Sienkiewicz, ale Gombrowicz. Przez długi czas literatura eksperymentalna przesłaniała mi powieść historyczną. Do przyjęcia była jeszcze się wielka powieść społeczno-obyczajowa, jak Miazga Andrzejewskiego, przykładało się do niej inne kryteria estetyczne i widziało w niej coś w rodzaju przewodnika po aktualnej Polsce. Długo trwało, nim się zorientowałem, że powieściopisarze historyczni pisywali też dobre powieści społeczno-obyczajowe, przykładem może być Bez dogmatu. W pewnym momencie przyszło zrozumienie, że kpiny z Sienkiewicza są raczej dowodem ignorancji czytelnika później urodzonego i przekonanego o swojej wyższości niż świadectwem oryginalnego, nowego spojrzenia, w tym wypadku zazwyczaj tylko zapożyczonego z Historii literatury polskiej Miłosza, a spóźniona lektura przynajmniej jednej z tych wielkich powieści mogła to tylko potwierdzić. Dobrze, Sienkiewicz – ale Kraszewski? Wpojona literaturoznawstwu nieufność wobec pióra lekkiego, a zwłaszcza nazbyt płodnego była odporna na epitety w rodzaju „tytan pracy”. Dla literaturoznawcy Kraszewski nie tylko pisał za dużo, zarazem bowiem zawsze czytał o wiele więcej, niż my sami potrafimy. Jeśli zaś musimy pogodzić się z nadwyżką kreatywności naszych autorów, to nadwyżkę
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Doszedłem do Kraszewskiego poprzez temat niemiecki, w badaniach odsuwany na dalszy plan, co z zewnątrz budzi zdumienie, jako że ktokolwiek w obszarze języka niemieckiego chce się czegoś dowiedzieć o dziejach saskich, od razu natyka się na nazwisko Kraszewskiego, w związku z Augustem Mocnym, z Dreznem, z Brühlem albo z Flemingiem, nie mówiąc już o hrabinie Cosel. W tej niemieckiej recepcji Kraszewski wypada nagle ciekawiej, żywiej niż Sienkiewicz. Kraszewski to niezrównany strateg lektury. Można czytać Ferdydurke i bez końca rozpisywać się o Gombrowiczu, można spróbować tego samego z Balladyną przy Słowackim, gdy człowiek chce wystąpić w kostiumie antypatriotyzmu, a specjaliści dadzą na to placet nawet wobec Lalki Prusa, ale kto będzie sobie tak poczynał z Kraszewskim, wkrótce poczuje się niepewnie. Kraszewski wciąga czytelników w iście bezkresny kosmos narracji; w znanych powieściach saskich odzywały się zapomniane powieści pruskie, polonista nie mógł pominąć polskich powieści o epoce saskiej, a ostatecznie z epoką saską stykał się we wszystkich powieściach Kraszewskiego, których akcja rozgrywa się w XVIII
10≈
Literacje
& 69
ANKIETA
10≈ w., jak wiadomo, licznych. Zapewne, Kraszewski pisywał powieści lepsze i gorsze, zawodzą jednak wszelkie życzliwe próby przykrojenia go do jakiegoś kanonu. Pod względem sposobu narracji Brühl góruje nad Hrabiną Cosel, ale na uwagę zasługuje też wiele partii Starosty warszawskiego. W rękach hermeneuty i strukturalisty Kraszewski szybko traci narracyjny oddech, może natomiast rozkwitnąć dla specjalistów interdyscyplinarnych. Uprawiał swoje narracyjne rzemiosło niczym współczesny potentat medialny, tyle że sam pełnił wszystkie role w tym przedsiębiorstwie. Fascynuje mnie u Kraszewskiego inny wiek osiemnasty, na swój sposób kwestionujący romantyczne i nie tylko romantyczne oblicze tej epoki. Tak jak Polak wiecznie tęskni, przynajmniej w stuleciu Kraszewskiego, tak polonista zagraniczny, długo po Kraszewskim, szuka różnicy.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia… Piśmiennictwo dziś tak olbrzymio rozrosło, naturalnie całe do potomności przejść nie może. Co z niego zostanie? Co zginie? Tego nie odgadnie nikt, bo niepodobna przewidzieć, na jakie kataklizmy społeczne i kosmiczne świat narażony będzie. Biblioteki nasze może spotkać los aleksandryjskiej. Literatura też, tak jak dziś jest, głównie służy potrzebom dnia każdego i służba ta stanowi jej obowiązek (Pamiętniki, 334). Przekład: Małgorzata Łukasiewicz
Józef Bachórz
(Uniw ersytet Gda ński)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Z Kraszewskim spotykam się od niepamiętnych czasów, ale w czasach niepamiętnych nie wiedziałem, że chodzi o Kraszewskiego. Wtedy we wsiach podkarpackich nie podejrzewano, że są jacyś autorzy książek – podobnie jak nikomu nie przyszłoby do głowy pytać, kto napisał kolędę Bóg się rodzi. Mój Tato, kil-
70
& Literacje
kumorgowy gospodarz w Lipiu koło Głogowa Małopolskiego, kiedyś mnie zapytał (a było to chyba latem w 1947 roku, kiedym ukończył lipieńską szkołę) w jakiejś południowej przerwie „na juzynę” (żniwowaliśmy we dwóch: on za kosiarza, ja za odbieracza; w przerwie pogadywało się o wszystkim), czy wśród moich czytań – bo wiedział, że lubię czytać (nauczyciel lipieński po wojnie zaczął prowadzić skromną biblioteczkę) – była taka Stara bajka czy jakoś podobnie nazywająca się piekna książka o dawnych czasach, co zaczynała się słowami: „Niemiec Hengo wszedł do chaty Wisza”. O takiej książce wtedym oczywiście nie wiedział, alem sobie zapamiętał jej Tatowe nazwanie i kiedym poszedł do gimnazjum, tom się w miejskiej bibliotece w Rzeszowie dowiedział, że chodzi o Starą baśń. Nawet ją tam mieli, alem jej nie mógł pożyczyć, bo „była w czytaniu”. Po paru latach kupiłem ją (zarobkowałem na korepetycjach) i przyniosłem do domu, ale się okazało, że tamta, z czasów chłopięctwa Taty, była cieńsza, miała większe litery i lepiej się ją czytało. Przejrzał początek tej nowej i dalej nie czytał – wydała się dziwna i trudna... Później upewniłem się, że Tata w młodości czytał któreś z wydań dla ludu. Moje własne w kolejnych latach czytania Kraszewskiego to parę tytułów w czasach gimnazjum (Stara baśń i m. in. Chata za wsią za 2,40 zł w edycji gazetowej), kilka w czasach studenckich i kilka po studiach, gdym został „szkólnym” (w gwarze malborsko-lubawskiej = nauczyciel) w Starym Targu k. Sztumu, a potem w Kwidzynie. Dla potrzeb „belferskich” czytałem Kraszewskiego uważnie, ale bez szczególnych emocji – z wyjątkiem jednak powieści o życiu chłopskim. Kraszewski o chłopskiej niedoli w czasach pańszczyźnianych wiedział niemało. Tę jego wiedzę podziwiałem i podziwiałem jego szacunek dla zgrzebnego ludu, a w moich stronach „domowych” trwała głucha pamięć potworności pańszczyzny, bo dziadkowie wiedzieli o niej od swoich ojców, przepaść zaś między pańskim dworem a wsią chłopską widziałem oczyma dziecka nawet na mszach w kościele (państwo ze dworu wchodzili nie przez drzwi główne z chłopami, lecz przez zakrystię, kiedy ksiądz już był przy ołtarzu, i siadali za balaskami w ławach kolatorskich). Pora mojego szaleńczego i kilka lat trwającego
10≈
lub z drugiego czytania (kilka rzeczy czytałem powtórnie) wynosiłem wrażenie, że to coś, co kontakcie pierwszym wydawało mi się niespodziewanie efektowne, teraz marniało czy blakło. Kiedy indziej bywało na odwrót: powtórna lektura zdumiewała mnie: „jak ja mogłem taki cymes przeoczyć?”. Podsumowując tamte wspomnienia powiedziałbym, że Kraszewski dla mnie to wielka polska silva rerum. Tu jest wszystko – i właśnie silva, nie cicer cum caule. Niemało tam rzeczy poślednich, ale nie brak i dzieł wybitnych. Arcydzieł bezdyskusyjnych nie ma na tym świecie. Wiadomo, że i boski Homer czasem się zdrzemnął, a choć Pan Tadeusz dla większości czytelników polskich (i okolicznych też) jest arcydziełem, to nie dla Norwida. Orzeszkowa dla wielu jest autorką powieści wybitnych, ale dla Irzykowskiego nieznośną mentorką ociekającą świętościami. Słowackiego stawiano w sali tronowej trójcy wieszczów na drugim miejscu, ale przeciwko temu gwałtownie by protestował Mickiewicz, a i Prus. Listę dzieł nieskutecznie wciskanych przez różnych entuzjastów do witryny z chefd`œuvre`ami można by ciągnąć ze trzy stajania i oczywiście takie listy uważam za folklor urozmaicający życie literackie, natomiast nie umiem polubić werdyktów odsądzających od czci i wiary takiego lub innego pisarza minionego czasu przez dzisiejszych zoilów, ogłaszających, że któryś autor sprzed wieku pisał starocie, przynudzał i jest i naiwny – itp. Nie lubię też nadmiaru w naszej publicystyce i dydaktyce ustawiania pisarzy w hierarchicznej kolejności: ten jest pierwszy, któryś inny drugi... Oczywiście: warto się zastanawiać, dlaczego któryś pisarz bardziej do mnie przemawia niż inny, ale jeszcze bardziej – sprawdzić, co mi się w jakimś utworze podoba i dlaczego, a co nie podoba i dlaczego. Prawo czytelnika do niepodobania się czegoś jest tak samo dobre jak prawo do podobania się czegoś innego. Irytuje mnie natomiast protekcjonalny stosunek do Kraszewskiego formułowany w taki sposób, że to, co się krytykującemu nie podoba, jest ogłaszane w tonacji intelektualnej wyższości nad Kraszewskim, jak gdyby ów krytykujący narodowi obwieszczał, że nieporównanie lepiej napisałby to, co napisał ten Kraszewski. Otóż ja nie chciałbym Kraszewskiemu przy-
czytania Kraszewskiego – czytania niemal bez przerw i bez opamiętania – nastała po doktoracie. Zaczęło się około 1970 roku, kiedy otrzymałem od prof. Marii Janion – szefującej wtedy zespołowi redakcyjnemu romantycznej serii Obrazu literatury polskiej XIX wieku – przykazanie: pośpiesznie napisać syntetyczną pracę o życiu i twórczości Kraszewskiego. Po śmierci prof. Wincentego Danka, który pewnie by taką syntezę opracował, powstała potrzeba szybkiego uporania się z zadaniem – i padło na mnie. To i owo o Kraszewskim pisywałem (np. o Latarni czarnoksięskiej i obrazkach), ale zgodziwszy się na robotę dla Obrazu posypałem pokutnie głowę popiołem, odgarnąłem pokusy światowe – i ślęczałem w świątek i piątek, w Gdańsku (często korzystając z wypożyczalni międzybibliotecznej), a przez tydzień to nawet w Krakowie, gdzie są naręcza korespondencji do niego... Przeczytałem chyba z półtorej setki powieści, kilkadziesiąt obrazków i nowel, parę tomów poezji i utworów scenicznych, kilka tomów relacji z podróży, sporo publicystyki (w tym opasłe tomy Rachunków), zajrzałem do jego prac naukowych – i szkic dla OLP napisałem, ale przy okazji stwierdziłem, że... nie da się przeorać wszystkich włości Kraszewskiego i że zwłaszcza hektary jego pism publicystycznych, nie mówiąc już o listach, zostały mi do zagospodarowania na nieokreślone „potem”, trwające do dziś. Bywało, że się zniechęcałem, że nieraz irytowały mnie repetycje wątków romansowych, że kiedy indziej raziły mnie łatwizny myślowe i idące z nimi w sprzężaju egzaltacje. Ale raz po raz przystawałem zdziwiony świetnością autorskich spostrzeżeń, poczuciem humoru, niewiarygodną wiedzą o rzeczach i ludziach. Odkryciami były dla mnie takie utwory, jak np. świetny gawędową narracją Raptularz pana Mateusza Jasienieckiego. Albo Ostatnie chwile księcia wojewody „Panie Kochanku”. Albo Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił. Albo Jak się dawniej listy pisały. Albo – z innego już powodu – Historia Sawki, Historia Herszka i Historia kołka w płocie. Albo Całe życie biedna, Powieść bez tytułu, Morituri i Szalona. Albo Przepis na historyczny romans z jego Akt babińskich i niektóre stronice Rachunków. Albo Noce bezsenne. Czasem w którymś świetnym utworze stwierdzałem momenty kiepskawe
10≈
Literacje
& 71
İ
bo
Agnieszka Sukiennik – absolwentka krakowskiej ASP, grafik, ilustratorka, projektantka mody. W każdej z tych ról jest jednak przede wszystkim sobą - artystką o ogromnej wrażliwości i niewyczerpanej wyobraźni. Bez względu na to, czy bierze się za reklamę, m odę, design czy projekt artystyczny, zawsze jest to sztuka przez duże „S”.Jej ostatnie „Ilustracje w ruchu”,to wyjątkowy performance wystawiony u schyłku lata 2012 w Warszawie. Agnieszka zaprezentowała całkowicie autorskie projekty kreacji (dotyczy to zarówno unikatowego materiału - papieru pokrytego grafikami artystki, jak i fasonów), w których „zwykłe” dziewczyny z miasta przeszły ulicami stolicy. Partnerką tego niecodziennego wydarzenia była stylistka fryzur Jaga Hupało. Decydując się na wykonanie ilustracji do Starej baśni, Sukiennik nie przypuszczała, że lektura Kraszewskiego okaże się dla niej tak inspirująca. „Okrutny dramat momentami przybiera formę psychodelicznego spektaklu, w którym dobro walczy ze złem, nienawiść z miłością, by za chwile otrzeźwić nas bryzą krwi. Podoba mi się kontrast zdarzeń, który postarałam się oddać na ilustracjach, przeciwstawiając czerń bieli” – opisuje artystka.
Literacje
& 73
ANKIETA
10≈ ganiać za to, że nie napisał Pani Bovary, albo chwalić się, że od jego niezbyt udanych Lalek zdecydowanie bardziej wolę Lalkę Prusa, chciałbym natomiast zaakcentować, że jest dla mnie autorem przynajmniej kilkunastu dzieł wybitnych. Pamiętam – i staram się tego pamiętania nie zawieruszyć w stosie rzeczy, które mi zapadają w niepamięć – co przed laty (w 6 numerze „Odry” w 1969 roku) napisał Tadeusz Różewicz, przestrzegając swoich „rówieśnych” przed traktowaniem Kraszewskiego z „pobłażliwą pogardą” jako wiecznie zapracowanego nudziarza i mdłego poczciwca, bo wbrew takim mniemaniom był polemistą odważnym, a i powieściopisarzem godnym szacunku. Zresztą – uważni i przenikliwi badacze znajdują w twórczości Kraszewskiego dzieła zadziwiająco ważne. Jak Maria Janion, która w Szalonej odkryła niezwykłą powieść o heroicznej buntowniczce. Albo jak Wacław Borowy, który krytykę literacką Kraszewskiego uznał rewelacyjną, choć o jego powieściach wypowiadał się kwaśno. Wiem, że nie był Kraszewski olśniewającym zjawiskiem swojej epoki, ale też wiem, że upodobanie np. do Conrada nie musi się dokonywać poprzez deprecjonowanie Orzeszkowej, choć Orzeszkowa pisząc o Conradzie „wyszła z formy”. I wiem, że chwalenie Miłosza nie musi się odbywać kosztem – powiedzmy – Przybosia. Oraz że oprócz Mickiewiczów i Słowackich jest miejsce w naszej literaturze na Korzeniowskich i na Kraszewskich tudzież na oboje Wilkońskich. Tak jak jest na świecie dość miejsca i na dębinę, i brzezinę, i na kruszynę – a sympatia do dębiny nie musi powodować niechęci do innej flory. Lubię tedy niektóre rzeczy Kraszewskiego, a to nie przeszkadza mojemu sentymentowi do Pamiątek Soplicy, sentyment zaś do Pamiątek nie zawadza mi przy podziwianiu Prusa, co zresztą nie oznacza, że każde słowo Prusa ugina pode mną kolana i że każda jego stronica zapiera mi dech.
Co jest dziś żywotne z Kraszewskiego w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Nie umiem zadowalająco odpowiedzieć na to pytanie i będę się tu trochę jąkał, bo nie ogarniam całego – moim zdaniem nieubogiego – zasobu dzisiejszych publikacji o Kraszew-
74
& Literacje
skim, zdaje mi się jednak, że nie dzieje mu się niesprawiedliwość w naszych badaniach literackich. Sporo się o nim publikuje, choć nie ma tu takiej ciżby piszących, jaka stale się gromadzi przy Mickiewiczu, czy takiego tłoku, jaki w ostatnim ćwierćwieczu otacza Miłosza. Wydaje mi się tylko, że pisarstwo historyczne Kraszewskiego w niewielkim stopniu interesuje dzisiejszych historyków literatury („dzisiejszych” – oznacza tu autorów prac ukazujących się po roku 2000). Jeślibym miał ryzykować jakąś hipotezę szczególnej żywotności tematów Kraszewskiego, to bym miał na uwadze interesowanie się badaczy jego wrażliwością społeczną, jego „czuciem” codzienności, jego refleksją o cywilizacji, o napięciach pomiędzy tradycją i nowoczesnością, a także o kwestiach pogranicza etnicznego (kresowość litewska, białoruska i ukraińska). Zamiast jednak odpowiadać wprost i zdecydowanie na pytania o żywotność, „spraw Kraszewskiego” wolałbym wymienić tytuły przynajmniej książek (bo studiów i artykułach w czasopismach i tomach zbiorowych było przynajmniej kilkadziesiąt) z ostatnich 10 lat na kraszewskie tematy i wspomnieć o przewodach doktorskich „z Kraszewskiego”. To stwierdziwszy, chciałbym więc zwrócić uwagę na Obrazy kultury w twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego pod red. Barbary Czwórnóg-Jadczak (Lublin 2004), na Europejskość i rodzimość. Horyzonty twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego pod red. Wiesława Ratajczaka i Tomasza Sobieraja (Poznań 2006) oraz na ogromny wolumin Powieść historyczna dawniej i dziś pod red. Renaty Stachury, Tadeusza Budrewicza i Bolesława Farona przy współpracy Kazimierza Gajdy (Kraków 2006), w którym to woluminie wśród 50 referatów aż 18 dotyczy Kraszewskiego. Nadal potwierdzają swoje zainteresowania naukowe Kraszewskim Ewa Owczarz w książce Nieosiągalna całość. Szkice o powieści polskiej w XIX wieku (Toruń 2009) i Tadeusz Budrewicz w tomie Kraszewski i świat historii. Studia (Kraków 2010). Ewa Ihnatowicz opublikowała książkę Proza Kraszewskiego. Codzienność (Warszawa 2011), a Krzysztof Stępnik studium Setna rocznica urodzin Józefa Ignacego Kraszewskiego (Lublin 2012). Na osobną uwagę zasługuje obszerny frag-
cji w latach sąsiadujących ze 100-leciem śmierci pisarza (przypadło ono na rok 1987) nie ustała pamięć o nim w badaniach literackich, choć po 10 latach koniunktury na wznowienia przed 2000 rokiem znacznie teraz osłabły reedycje jego utworów. Nie wiem, czy w ankietowym pytaniu o utworzy Kraszewskiego „w kanonie” chodzi o spisy lektur na studiach polonistycznych i w szkołach średnich, ale jeśli przyjąć, że chodzi mniej więcej o taką właśnie „kanoniczność”, to powiem, że w dydaktyce uniwersyteckiej mogę ją uznać za zadowalającą. W żadnym ze spisów lektur na 7 uniwersytetach, do których to spisów zajrzałem w Internecie, nie zabrakło Kraszewskiego. Z reguły pamięta się o nim w programach romantyzmu, ale zdarza się, że i pozytywizmu. We większości uczelni wymaga się od studentów lektury dwóch utworów: jednej z powieści ludowych (zwykle Ulany) i jednej historycznej (ze wskazaniem Starej baśni lub BrÜhla albo Harbiny Cosel). Pojedyncze wskazania dotyczą takich tytułów, jak Zygmuntowskie czasy, Dziecię Starego Miasta, Wielki nieznajomy oraz Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy. Znikło natomiast nazwisko Kraszewskiego – i to już dość dawno – z licealnych podstaw programowych. Jedyną okazją do zainteresowania się nim w szkołach średnich pozostała olimpiada literatury i języka polskiego, której Przewodnik po tematach (wydany w IBL-u w 2000 roku) wspomina – i chwała mu za to – nazwisko autora Poety i świata, BrÜhla i Ulany w ramach tematu „Proza w okresie romantyzmu”. Dla pewnej, niewielkiej jednak, liczby szkół okazją do pogadania o Kraszewskim może być ekskursja do Muzeum Kraszewskiego w Romanowie – placówki znakomicie prowadzonej i dbałej o działalność popularyzatorską.
ment poświęcony Kraszewskiemu, jaki pomieścił Wołodymyr Jerszow, rzetelny badacz polskiego udziału w kulturze ukraińskiej, w książce Polśka literatura Wołyni doby romantyzmu. Henolohija memuarystycznosti (Żytomir 2008, s. 269–337 i passim). Jest to ważne signum nowej „podróży” Kraszewskiego na Ukrainę i reaktywacja jego (i nie tylko jego) tam obywatelstwa kulturowego. Z pewną dozą zdziwienia stwierdzam, że w ostatnich pięciu czy sześciu latach Kraszewski dostarczał materii do tematów prac doktorskich w kilku polskich uczelniach. Były to rozprawy: – Agnieszki Prymak-Lewtak Litewskie oblicza Kraszewskiego (obrona w roku 2007, UMCS); – Magdaleny Rudkowskiej Kraszewski wobec Rosji. Próby komparatystyczne (obrona w IBL w roku 2007, publikacja 2009); – Wojciecha Hamerskiego Na tropach romantyzmu. Studia o prozie Kraszewskiego, Sztyrmera i Korzeniowskiego (obrona w poznańskim UAM w 2008 roku, publikacja 2010); – Inesy Szulskiej Litwa Józefa Ignacego Kraszewskiego (obrona na Uniwersytecie Warszawskim w roku 2008, publikacja 2010); – Marcina Lula z Białegostoku „Tragikomedia życia poety”. Artysta i świat w twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego (obrona w IBL w roku 2009); – Mateusza Skuchy Męskość i kobiecość w późnym pisarstwie Józefa Ignacego Kraszewskiego (obrona w roku 2011 na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ten sekstet to oczywiście nie komplet doktoratów „z Kraszewskiego”. Mam powody sądzić, że powstało o nim kilka innych rozpraw doktorskich. Oto z wyrywkowego wejrzenia do Internetowego składowiska rozmaitości wynika mi, że na Uniwersytecie Wrocławskim Agnieszka Rossa-Trejten przygotowuje rozprawę o krytyce artystycznej Kraszewskiego, a na UAM Kinga Zalejarz pracę pt. Słownictwo bitewne w powieściach historycznych Józefa Ignacego Kraszewskiego o XVII wieku. Tak więc w 200-lecie urodzin jest Kraszewski żywotnie obecny w akademickim środowisku polonistycznym. Jest pewne, że po wielkim wysypie publika-
Wydalenie definitywne Kraszewskiego z liceów sprawia, że dzisiejsi maturzyści o takim pisarzu w szkole nie słyszą. Jeśli któryś z nich coś usłyszy, to za sprawą może niektórych nauczycieli albo babć i dziadków. Dzisiejsza szkoła średnia, zaabsorbowana nieustannymi hałasami reformatorskimi, nie sprzyja literaturze i czytelnictwu, choć nie brak heroicznych przykładów zmagania się nauczycieli-polonistów z przeciwnościami przewrotnego losu. Uczniowie czytają coraz mniej. Czytanie naj-
10≈
Literacje
& 75
częściej przegrywa z obrazkami, szkolne lekcje lektury zamieniają się w przygotowanie do rankingów testowych, a w pozaszkolnej kulturze masowej mówienie o rzeczach literackich jest... niemedialne. Historia literatury pojawia się w programach zwanych niszowymi. Oczywiście: nie wszędzie i nie zawsze, ale gołym okiem ewidentnie widać, co się dzieje. Jeszcze lat temu trzydzieści istniał rynek zapotrzebowań na rzeczy w typie Wspomnień Polesia, Wołynia i Litwy, ale czy obecnie wznowienie tak by znikało z księgarń, jakby znikało ćwierć wieku temu? Jeszcze w 1987 roku krakowskie Wydawnictwo Literackie kierowało do księgarń niezbyt atrakcyjną Kamienicę w Długim Rynku w nakładzie 100 000 egzemplarzy, a rok czy dwa lata wcześniej któraś oficyna wydała Starą baśń w kilkuset tysiącach egzemplarzy. W roku 1989 było w Polsce 10 313 bibliotek publicznych, które nabywały 14 500 000 tomów nowości, a w roku 2009 – tych bibliotek już tylko 8393 i kupowały 5 200 000 tomów. Procesy destrukcyjne w tym środowisku trwają nadal. Można deliberować, czy dramatycznie niski poziom czytelnictwa w Polsce to skutek degradowania się bibliotek, czy też kurczenie się bibliotek jest efektem stanu czytelnictwa, ale jedno jest pewne: oddanie bibliotek publicznych po przełomie ustrojowym w pacht samorządom niczego dobrego tu nie przyniosło, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma – jak się zdaje – większe zmartwienia niż stan bibliotek gminnych czy powiatowych, skoro nie uratowało PIW-u i Wydawnictwa Ossolineum. Jestem pesymistą, gdy widzę, jak wyrastają kolejne roczniki młodzieży, które – zajęte „atrakcjami” w rodzaju gier komputerowych – przestają zaglądać nie tylko do Kraszewskiego, ale i do wszelkiej innej literatury. Nie umiem polubić szkoły, która chce być – jak przedszkole – zabawą, uśmiechem i pląsem. Nie cierpię wprawdzie szkół (i nauczycieli) ponurych, tyranizujących młodzież, cenię jednak placówki, które uczą satysfakcji ze... zmęczenia, z wykonywania obowiązku, który nie należał do repertuaru rzeczy radosnych. I uczą zadowolenia z tego, że się pokonało trudność, że się – będąc uczniem – czasami wymuszało na sobie wyrzeczenie przyjemności, by przebrnąć przez przeszkodę... I z tego, że się jednak przeczytało te-
& Literacje
go Pana Tadeusza, choć koledzy gadali, że to nieatrakcyjne i lepiej że wziąć ściągę albo pójść na film, bo krótszy... Nie wiem, czy podratowały książkowego Kraszewskiego takie filmy, jak wyreżyserowana przez Jerzego Antczaka w 1967 roku Hrabina Cosel i w roku 2004 przez Jerzego Hoffmana Stara baśń, czy może do kina poszli ci, co kiedyś te powieści przeczytali? A co zostanie z Kraszewskiego jutro. Mogę sobie wyobrazić, że ocaleje niewiele i że bez Kraszewskiego (a nawet bez wszelkiej innej literatury) jakoś można żyć. Tylko – co to za życie? Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... W księdze Skrzydlatych słów Henryka Markiewicza i Andrzeja Romanowskiego, gdzie pełno efektownych lub powszechnie pamiętanych formuł z tekstów literackich i nie tylko literackich, Kraszewskiemu zostały przypisane (mam pod ręką wydanie z 1990 roku) tylko „skrzydlate” tytuły: Dziecię Starego Miasta, Powrót do gniazda, Stara baśń, Wielki świat małego miasteczka i dwuwiersz inicjalny ballady Dziad i baba. Autorzy tej wielkiej encyklopedii cytatów nie umieścili – pewno nie bez racji – żadnego cytatu z tekstów Kraszewskiego (z wyjątkiem wspomnianego dwuwiersza), wychodząc z założenia, że żaden z jego aforyzmów nie stał się własnością ogółu. Ale przecież Kraszewski nieraz nadziewał powieści sentencjami nie gorzej niż powieściopisarze zachodnioeuropejscy, bo od kiedy powieść stała się główną częścią literatury i aspirowała do roli nauczycielki czytelników, niektórzy z literatów bez opamiętania faszerowali nimi swoje utwory. U szczególnie rozrzutnego pod tym względem Balzaca można ich napotkać multum uogólnień, wśród których jedne będą powarkiwały przeciwko drugim nie gorzej, niż warczą w różnych „zagrodach” przysłów i pouczeń, powszechnie akceptowanych jako oazy mądrości. Kraszewski miał swoje ulubione dewizy (np. Nulla dies sine linea albo Szekspirowskie All is true) i w każdej powieści zawieruszał jakieś „złote myśli” (w Historii Sawki na samym początku stwierdzenie: „Na Wołyniu to życie, ale nie chłopowi”), a w takich utworach refleksyjnych, jak Noce bezsenne rozsiewał sen-
tencjonalne formuły niemal co stronica. „Sen byłby dobrodziejstwem, ale im mocniej go pragnie człowiek, tym uparciej on uchodzi” (s. 301; cytuję z edycji opracowanej przez Wincentego Danka w tomie Pamiętników Kraszewskiego w serii „Biblioteka Narodowa” w 1972 roku – wyd. IV). Albo: „Dziś mózg nasz za ciasny, aby się w nim pomieściło wszystko, czym go napychamy” (304). Albo: „Azali nie lepiej być prostaczkiem na duchu ubogim, a szczęśliwym, niż okaleczałym tytanem?” (s. 304). Albo: „[...] gdzie źle jest roślinom, tam i człowiekowi dobrze być nie może” (s. 312). Albo: „Drzewa! Możeż być co nad nie piękniejszego?” (s. 313). Albo: „Zniszczyć las niezmiernie łatwo, a doczekać się go – niepodobna” (s. 313). Albo: „Nie ma dwóch ludzi na świecie, choćby do siebie najpodobniejszymi byli, zupełnie równych, tak jak dwu liści na drzewie całkiem jednakowych” (s. 335). Albo: „[...] despotyzm mniej niebezpieczny niż anarchia, choć i ten, gdy przebierze miarę, sprowadza ją” (s. 336). Albo: „Ani cudów już nie ma, ani ludzi cudownych” (s. 339). Albo: „Nic bardziej nauczającego nad cmentarze” (s. 342). Itd., itp. Także w poematach (mam na myśli Anafielas) i wierszach nie brak aforystycznych ingrediencji, a bratu Bogusławowi wpisał się Kraszewski na pamiątkę pobytu w Dreźnie w 1881 roku radą: „Wiele od życia wymagać nie trzeba; / Troszeczkę serca i kawałek chleba” (Cyt. za: J. I. Kraszewski, Poezje wybrane, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1988). O tytułach utworów Kraszewskiego, które uważam za nietuzinkowe, już wspominałem. Mógłbym dodać do tamtej listy jeszcze przynajmniej kilka innych, jak np. niektóre rozdziały Latarni czarnoksięskiej, opowiadanie Z dziennika starego dziada i powieść Ada, nie umiałbym jednak przywoływać cytatów z nich, bo zdaje mi się, że cytaty te – wyrwane z kontekstu – nie oddałyby atmosfery utworu, z którego pochodzą. Zaglądam oto do Ostatnich chwil księcia wojewody, dzieła, które Marian Maciejewski jak najsłuszniej nazwał arcydziełem i w całości jako „cytat” włączył do antologii romantycznej gawędy prozą. Antologii na dodatek zatytułowanej słowami z tego dzieła: „Choć Radziwiłł, alem człowiek...” Śledzę brawurowe w tym utworze, wielobarwne zespolenie różnych „żywiołów” polszczyzny i przedziwne przenikanie się kontrastowych nastrojów: śmiechu i łez, liryzmu i rubaszności, prostoty i wymyślności – i opamiętałem się, „zaczarowany” tą prozą, dopiero na... pięćdziesiątej stronicy! Nie na drugiej, trzeciej czy piątej stronicy, jak planowałem, myśląc o cytatach. Wiem, że nie każdego czytelnika jak mnie „zaczaruje” opowieść Radziwiłłowskiego oficjalisty Glinki (narrator gawędowy) o jego ukochanym księciu wojewodzie. Ale fragmentu wykroić nie umiem – i pewno bym wzorem Mariana Maciejewskiego cytował cały tekst.
{
ANKIETA 76
10≈
Literacje
& 77
Ładny chłopiec.
Hochsztapler
Kraszewskiego &
Młodzieniec stojący przed nim niemal był anomalią pod strychem, tak ślicznym, arystokratycznym był zjawiskiem. Coś pieszczonego, trochę niewieściego nie raziło przy wielkiej jego młodości, gdyż nie miał nad lat dwadzieścia. Ubiór chłopaka mówił, że o tej piękności swej młodzieńczej dobrze wiedział.
78
& Literacje
Mateusz Skucha
Biała i rumiana twarzyczka ślicznego owalu, która by i panienki nie zeszpeciła, oczy czarne, ogniste razem i łzawe jakieś, uśmieszek wdzięczny koralowych ustek, czoło białe, krucze w pukle się zwijające włosy składały się na całość uroczą. Przy tym postać cała, aż do nóg i rąk białych, utrzymanych starannie – odpowiadały maseczce. Na mężczyznę był może nadto ładny. Wyrazu też brakło na twarzy, która wyglądała jak biała nie zapisana kartka. Skromna izdebka na poddaszu nie widywała pewnie z dawna tak starannego stroju, jaki okrywał młodego Antinousa. […] Elegancik spozierał też kiedy niekiedy ku małemu zwierciadełku zawieszonemu za sofą. Na twarzyczce malowało się zadowolenie z siebie1 (s. 8-9).
Słowami tymi przedstawia Kraszewski Bolesława Tanczyńskiego, bohatera powieści z 1879 roku pod wiele mówiącym tytułem – Ładny chłopiec. Jej fabułę można streścić krótko: młody mężczyzna podejmuje szereg wysiłków, by korzystnie się ożenić, a tym samym zyskać majątek i pozycję społeczną. Jednym z jego najważniejszych atutów – oprócz inteligencji i sprytu – jest uroda. Jednakże fabuła ta jest tylko pretekstem do zaprezentowania interesującego portretu nowego typu mężczyzny. Ten szczegółowy opis wyglądu bohatera wyrastać może z doświadczeń Kraszewskiego jako malarza i rysownika. Pisarz nie tylko tworzy portret Bolesława Tanczyńskiego, ale równocześnie go ocenia. Wyrażenia takie, jak „coś”, „niemal”, „trochę”, „jakieś”, „nadto”, „pewnie”, sygnalizują postawę narratora – obserwatora, któremu bardziej zależy na przekazaniu wrażenia, jakie wywołuje w nim przedmiot opisu, niż na wyglądzie tego przedmiotu. Innymi słowy: portret Bolesława zostaje nie tyle odtworzony, ile odczytany, zinterpre-
11≈
towany i oceniony2 . Ten gest interpretacyjny widać przede wszystkim w znaczących porównania bohatera – do kobiety i do Antinousa. W kontekście sposobów ukazywania męskiej urody oraz konstruowania męskiego genderu jest to niewątpliwie opis interesujący. Granica między wyznacznikami piękna kobiecego a piękna męskiego zostaje bowiem zatarta. Mężczyzna jest charakteryzowany za pomocą słów zarezerwowanych dla opisów kobiet. Okazuje się jednak, że im bardziej przypomina on kobietę, tym bardziej atrakcyjny się staje3. Opis ten zaświadcza, że w drugiej połowie XIX wieku nastąpiła istotna zmiana w kanonie męskiej urody względem tego, który dominował jeszcze na początku stulecia. Kraszewski nie posługuje się tu zwrotami „typowymi” dla opisów mężczyzn (np.: silny, słusznej postury, dobrze zbudowany, barczysty, o silnych rękach i kanciastej twarzy itp.)4. Opisując bohatera, eksponuje te elementy wyglądu, które stereotypowo przynależały wizerunkowi kobiecemu: biała i rumiana twarz, łzawe oczy, koralowe usta, kręcone, czarne włosy. Ważną rolę odgrywają również formy deminutywne („twarzyczka”, „usteczka”) oraz epitety („śliczny”, „piękny”, „ładny”). Piękno Bolesława zawiera się zarówno w jego „chłopięcości”, jak i w „kobiecości”. Jest on mężczyzną androgynicznym, o którego urodzie nie decydują cechy uznane za męskie, lecz właśnie – za kobiece. Znaczące jest również porównanie Bolesława do Antinousa – ukochanego cesarza Hadriana. Po jego śmierci władca Rzymu podniósł go do rangi herosa. Od tego czasu postać młodzieńca stała się ważną inspiracją dla wielu rzeźbiarzy. Kraszewski zapewne oglądał rzeźby przedstawiające Antinousa podczas swoich licznych podróży – zwłaszcza do Rzymu i Paryża5. Porównanie to jest istotne, bo pisarz odwołuje się w nim do kilku kodów kulturowych. Przede wszystkim – do kodu antycznego. Od czasów Winckelmanna to właśnie starożytne wizerunki męskiego ciała wyznaczały kanony męskiej urody. Śledząc recepcję postaci Antinousa w XIX-wiecznej literaturze i sztuce, Sarah Waters udowadnia, że o ile w renesansie jedną z najpopularniejszych postaci świata antycznego był Ganimedes, o tyle w XIX stuleciu zdecydowanie najsłynniejszy stał się Antinous6 . Przedstawiane na licznych posągach ciało
herosa uosabiało szczególny typ męskiej urody: jego budowę cechowała klasyczna proporcjonalność i harmonijność, a wyraźnie zaznaczone mięśnie oznaczały waleczność, siłę i odwagę. Jednakże Antinous był przede wszystkim typem androgynicznym, mężczyzną delikatnym, chłopięcym, zniewieściałym. Był również melancholikiem, „okrutnym w swej obojętności”. Na przykład Camille Paglia komentuje go w następujący sposób: Piękny młodzieniec, będący seksualną całością, zachowuje ciszę za murem arystokratycznego lekceważenia. Młodzieńcza marzycielskość rzeźb Antinoosa nie jest prawdziwym skierowaniem się do wnętrza, lecz melancholijnym przeczuciem śmierci. […] Piękny chłopiec marzy, lecz ani nie myśli, ani nie czuje. Jego oczy skupiają się na niczym. Jego twarz jak blady owal, na którym nic nie zapisano. […] Piękny młodzieniec jest okrutny w swej obojętności, oddaleniu i łagodnym zamknięciu w sobie. […] Piękny młodzieniec ma hiacyntowe włosy, opadające lub o bogatej strukturze – jedyna bujność w tej dziewiczej czystości. […] Gęste włosy Antinoosa są elegancko ułożone, jak u aksamitnej księżniczki van Dycka lub u gwiazdy rocka z lat siedemdziesiątych. […] Piękny młodzieniec nie ma siły napędowej ani siły do działania i z tego powodu nie jest bohaterem. Nie jest też bohaterką z racji swej uczuciowej obojętności. Zajmuje idealną przestrzeń pomiędzy męskością a żeńskością, efektem a afektem7.
Dlatego też porównanie Bolesława do Antinousa uruchamia kolejny kod – genderowy. Chloe Chard zauważa, że sposoby przedstawiania ukochanego Hadriana reprezentują specyficzny typ urody – męską „piękność kobiecą” lub „zniewieściałą”8 . Tytułowy „ładny chłopiec” jest atrakcyjnym, pięknym mężczyzną właśnie dlatego, że jego wygląd cechuje się „chłopięcością” i „kobiecością”. Zresztą Kraszewski wskazuje na to bezpośrednio, wybierając takie określenia, jak: „coś pieszczonego, trochę niewieściego”, „która by i panienki nie zeszpeciła”, „na mężczyznę był może nadto ładny”. Pisarz zwraca uwagę na to, jak bardzo radykalne były zmiany, jakie zaszły w kanonie męskiej urody w drugiej połowie XIX wieku. Piękny mężczyzna to nie taki, który swym wyglądem przypomina walecznego, średniowiecznego rycerza albo orientalnego „dzikusa”. Synonimem „pięknego mężczyzny” staje
11≈
Literacje
& 79
Ładny chłopiec. Hochsztapler Kraszewskiego 80
11≈ się „ładny chłopiec”, którego wygląd świadczyć może zarówno o jego cechach osobowych (niewinności, czystości, dobroci, inteligencji), jak również o cechach klasowych (arystokratycznym pochodzeniu). Można więc powiedzieć, że Bolesław jest spadkobiercą tendencji do feminizacji ciała mężczyzny, jaka miała miejsce w XVIII wieku. Jednakże feminizacja ta stanowi zagrożenie dla męskiej tożsamości, bo – jak zauważa Elisabeth Badinter – „żeby zaznaczyć swoją męską tożsamość, [mężczyzna – M. S.] trzykrotnie będzie musiał przekonać siebie i innych, że nie jest po pierwsze – kobietą, po drugie – dzieckiem, po trzecie – homoseksualistą”9. Innymi słowy: stereotypowa męskość konstytuuje się przez potrójną negację: mężczyzna to ten, który jest „nie-kobietą”, „nie-dzieckiem” i „nie-homoseksualistą”. Te trzy negacje definiują jego tożsamość w trzech kategoriach: płciowej, wiekowej i seksualnej. Biorąc pod uwagę model organizacji ówczesnego społeczeństwa, wypada dodać do tego zestawu jeszcze jedną kategorię – klasowość. „Prawdziwy” mężczyzna to ten, który jest „nie-niższego stanu”. Sposób prezentacji Tanczyńskiego – tytułowego „ładnego chłopca” – odbiega od tego stereotypu. Po pierwsze – jest on charakteryzowany przy pomocy kategorii zarezerwowanych dotychczas dla kobiet. Czyli: jest „jak kobieta”. Po drugie – nieustannie podkreśla się jego chłopięcość, mówi się o nim „ładny chłopiec” (a nie: „przystojny mężczyzna”). Wyeksponowana zostaje zatem jego młodość, „dziewiczość” i niepełnoletność. Po trzecie – zniewieściałość i androgyniczność Bolesława (a także porównanie do homoseksualnego Antinousa) mogą sugerować jego „homoseksualność”. Oczywiście, homoseksualność w sferze społecznych wyobrażeń i wizerunków, a nie faktycznej relacji homoerotycznej. I w końcu, po czwarte – Bolesław nie jest arystokratą. To ubogi szlachcic, który pragnie zyskać majątek i awans społeczny dzięki intratnemu małżeństwu. Pojawia się tutaj pytanie, dlaczego Kraszewski wykreował swojego bohatera w taki właśnie sposób. Sytuacja jest paradoksalna, bo Tanczyński na tyle odbiega od stereotypowego wizerunku mężczyzny, że powinien zostać wykluczony ze społeczeństwa jako „odmieniec” i „dziwak”. Natomiast nie tylko nie
& Literacje
zostaje on odrzucony, lecz wręcz przeciwnie – budzi podziw. Dzieje się tak zapewne dlatego, że funkcjonowały wówczas dwa typy mężczyzny i związane z nimi dwa kanony męskiej urody. Jeden – stereotypowy: silny, dobrze zbudowany mężczyzna, którego wygląd kojarzy się z takimi cechami, jak odwaga, męstwo, waleczność, władza i aktywność. Drugi – to „nowy mężczyzna”: chłopięcy, zniewieściały i androgyniczny. Ten pierwszy wizerunek był powszechny i dominujący, drugi zaś – wyjątkowy. Z tego powodu uroda i zachowanie Bolesława budziły społeczny podziw i zainteresowanie. Tanczyński nie był więc „nie-mężczyzną”, ale „nowym mężczyzną”. W opisie postaci Bolesława dostrzec można jeszcze inne aspekty – pojawiają się tu takie elementy, które kilkadziesiąt lat później złożą się na typ dandysa i „pięknego zbrodniarza”. Waters sugeruje, że pod koniec XIX wieku „wizerunek Antinousa zrobił zawrotną karierę, ponieważ uosabiał piękność samą w sobie – piękność całkowicie zewnętrzną – z której wyeliminowano wszelkie oznaki moralności”10. Postać młodzieńca może być uznana za symbol „estetyki bez etyki”11. Mamy więc tutaj do czynienia z dwoma innymi, ukrytymi kodami – psychoanalitycznym i etycznym. Wstępny opis wyglądu Bolesława jest równocześnie charakterystyką jego osobowości. Tanczyński jest cynicznym oszustem, pozbawionym skrupułów łowcą posagów, który wykorzystuje swoją urodę do zdobycia majątku i pozycji społecznej. Zresztą, Kraszewski podkreśla, że bohater jest świadom korzyści, jakie może czerpać ze swojej urody („Ubiór chłopaka mówił, że o tej piękności swej młodzieńczej dobrze wiedział.”). Tym samym pisarz podważa antyczny stereotyp kalos kagathos, mówiący, że piękno cielesne świadczy o pięknie duchowym, i że estetyka jest ściśle sprzężona z etyką. Problem ten zostanie stematyzowany i spopularyzowany dopiero w literaturze przełomu XIX i XX wieku12 . Kraszewski okazuje się prekursorem zarówno opisywania nowego typu mężczyzny, jak również tworzenia − modernistycznego z ducha − obrazu „pięknego zbrodniarza”. Autor Szalonej podejmuje dyskusję nie tylko z ideałem kalos kagathos, lecz także z fizjonomiką jako dominującym wówczas sposobem kreowania postaci literackich13. Józef
wstrętu związane jest z tym, co społecznie nieakceptowane. Innymi słowy: oszustwa i wyrachowanie Bolesława są nie do zaakceptowania przez społeczeństwo, bo polegają na nieetycznym postępowaniu. Ponownie więc kategorie estetyczne (dotyczące wyglądu) współwystępują z kategoriami etycznymi (służącymi wydawaniu sądów moralnych). Jeśli bowiem oceniać urodę Tanczyńskiego pod względem jej walorów estetycznych, bohater okazuje się pięknym mężczyzną, ale jeżeli brać pod uwagę normy etyczne – o Bolesławie można powiedzieć, że jest wstrętny, egoistyczny i fałszywy. Zwłaszcza to ostatnie określenie wydaje się istotne. Fałsz tkwi tu właśnie w rozerwaniu związku między dobrem moralnym a pięknem estetycznym (czyli – na zburzeniu ideału kalos kagathos). Uroda Tanczyńskiego jest fałszywa, bo nie wskazuje ona na jego szlachetny charakter. Jest to piękno samo w sobie, piękno bez moralności. Nie jest ono naturalne, ponieważ wynika ze sztucznego wykreowania własnego wizerunku na drodze odpowiedniej stylizacji ciała. Dlatego narrator wielokrotnie posługuje się metaforą maski15. Twarz bohatera to maska, która jest rezultatem chłodnych kalkulacji, a nie szczerych intencji. Kraszewski wybiera jeszcze jedną interesującą metaforę, która umożliwia mu równoczesną ocenę estetyczną i etyczną swojego bohatera – metaforę niezapisanej kartki. Pisze on na przykład tak: „Wyrazu też brakło na twarzy, która wyglądała jak biała nie zapisana kartka” (s. 9). Biała kartka papieru może zostać zapisana w dowolny sposób, a tym samym – może oznaczać wszystko. Bolesław zapisuje tę kartkę z pełną świadomością. Pragnie wykreować się nie tylko na „ładnego chłopca”, ale przede wszystkim na arystokratę, potomka znakomitego rodu, o nienagannych manierach i nieskazitelnego moralnie. Przez odpowiednią stylizację swojego ciała, chce on oszukać świat arystokracji i zyskać majątek. Kraszewski opisuje to stylizowanie ciała i kreowanie wyglądu z drobiazgową dokładnością:
Bachórz podkreśla, że fizjonomika miała znaczący wpływ na międzypowstaniową twórczość Kraszewskiego. Mimo że pisarz sceptycznie podchodził do ustaleń Lavatera, czego wyraz dał w szkicu Gawędki o sztuce z 1840 roku, to jednak wielokrotnie korzystał z takiego sposobu charakteryzowania bohaterów. „Za przykładem Balzaka – powiada Bachórz – rozszerzał Kraszewski fizjonomiczne wnioskowanie także na znaki z otoczenia bohatera, wychodząc z założenia, że człowiek i środowisko kształtują się nawzajem”14. W powieściach powstałych po 1863 roku, autor Ady odchodzi od fizjonomiki, choć – dodać trzeba – nie jest to odejście radykalne. Wielokrotnie też udowadnia, że wygląd człowieka nie zawsze odzwierciedla jego wrodzone i nabyte skłonności oraz koleje życia. Mówiąc najogólniej: czasami postać o odrażającym wyglądzie okazuje się bohaterem pozytywnym (etycznie nienagannym), a czasami ktoś o pięknych rysach twarzy postępuje niemoralnie i jest przestępcą. Najlepszym tego przykładem jest właśnie bohater Ładnego chłopca. Przekonanie to wyraża Kraszewski wprost: Nazajutrz przed wieczorem pan Bolesław sprowadził fryzjera do domu, ubieranie się trwało godzin parę. […] gdy przed zwierciadło wystąpił bohater, sam się sędzią czyniąc, uśmiech usta mu ozłocił. Był tak piękny, wedle własnego pojęcia piękności, iż z nim nikt nie mógł stanąć do walki. Mówiliśmy o tej piękności jego, brak jej było wyrazu, brak uczucia i ducha, a ile razy coś tą maseczkę poruszało, stawała się straszną i niemal wstrętliwą. Są takie piękności kobiece i męskie, zimne, trupie, sobą tylko przejęte, z których egoizm zieje i odpycha od nich. Taką właśnie była twarz pana Bolesława – nic by jej nie zarzucił rzeźbiarz, lecz tylko skażona, despotyczna natura mogła w niej mieć upodobanie, jak w pięknej zabawce bez życia. Umiał się ubrać pan Tanczyński, wyuczył chodzić, wystudiowane miał ruchy, zalotnym był po swojemu, na zimno. Tego dnia chciał być pięknym i dystyngowanym i był nim (s. 226).
Fragment ten jest jednocześnie komentarzem do kodu etycznego, który ukrywało porównanie bohatera do Antinousa. Piękność Bolesława jest „trupia”, „egoistyczna”, „bez wyrazu”. Dlatego narrator określa ją jako „wstrętliwą”. „Wstrętna” oznacza tu odrażająca w sensie nie tyle estetycznym, ile etycznym. Odczucie
Następowały ablucje staranne, wyświeżenie rąk, do których piękności przywiązywał wielką wagę właściciel, a na ostatek ułożenie włosów z pomocą dwóch zwierciadeł, tak aby przedział, idący aż do szyi, z geometryczną regularnością był wykonany i dozwalał się do-
11≈
Literacje
& 81
Ładny chłopiec. Hochsztapler Kraszewskiego
11≈ myśleć ręki fryzjera. Dobry kwadrans trzeba było politurowaniu i opiłowywaniu paznokci poświęcić, drugi zabrały włosy… […] Zapięcie kołnierzyka, przymocowanie mankietów, aby nie dopuściły się zdrady, z niemałym przyszło trudem – krawat też musiał leżeć tak, aby był jakby od niechcenia ułożony, a misternie. Powoli, uroczyście odbywało się wdziewanie każdej cząstki ubrania. Odziewający się prostował, wyginał, stawał do zwierciadła bokiem, obciągał, przypinał i nie zaniedbał nic, by sobie dodać wdzięku i dystynkcji (s. 25).
Godnym odnotowania jest tu przede wszystkim fakt, że w ówczesnej literaturze niezwykle rzadko pojawiają się opisy tego typu. Nawet jeśli rozmaici autorzy poświęcali wiele uwagi urodzie danego bohatera, nie pisali o „ablucjach starannych” dokonywanych przez mężczyzn. W powieściach powstałych w drugiej połowie XIX wieku raczej nie spotkamy się z fragmentami dotyczącymi układania włosów czy piłowania paznokci.
Dygresja o pilniczkach Motyw pilniczka, który występował niekiedy w ówczesnej literaturze, zazwyczaj pełnił funkcję ironiczną i służył krytyce danej postaci. Zadbane męskie dłonie świadczyły bowiem o tym, że dany bohater nigdy nie pracował. A zatem – zgodnie z podstawowym pozytywistycznym kryterium oceny człowieka, czyli: stosunku do pracy – mężczyzna o wypielęgnowanych dłoniach był zawsze postacią negatywną. Dowodem na to jest na przykład opis Jana Złotopolskiego z Dwóch dróg Sienkiewicza16 . Narrator, krytykując bohatera, stwierdza z ironią: Te dwa dni były dla Jasia najgorsze. Dwa dni siedzieć prawdziwemu gentlemanowi na wsi, w zupełnej samotności, to istotnie rzecz niemała. Jaś chętnie byłby pojechał w sąsiedztwo do pani Zwiernickiej, Feliksowiczów lub Słominińskich, ale znów nie wiedział, kiedy przyjedzie geometra. Na dobitkę zapomniał w Warszawie pilniczka do paznokci bo gdyby był nie zapomniał, miałby przynajmniej zajęcie, ale bez pilniczka ani rusz17.
Według Kraszewskiego, wygląd dłoni może stanowić istotne źródło wiadomości o danej osobie (świadczyć o jej cechach osobowych i przeżyciach), a tym samym – być przydatne do
82
& Literacje
jej oceny. Zresztą, w Lalkach pisze wprost: Ileż to rąk świadczy o doznanych nieszczęściach, o wyrzeczeniu się świata, o przedłużonej młodości, o stanie umysłu nawet, który nie przywiązywał do nich wartości. Są ręce naturalne, są sztuczne, są piękne a popsute, są brzydkie a upięknione… a! są poczciwe nawet i czasem głupawe rączki18 . Metodą tą posługuje się autor Zygzaków w kilku przypadkach. Wymieńmy trzy. Po pierwsze – we wspomnianych już Lalkach, w których służący hrabiego Romana Zebrzydowskiego „opowiadał dziewczętom w kawiarni, że pan czesać się i szczotkować zaczął, że zasiadł do piłowania i szlifowania pazurków, że trzeci raz coraz inaczej się umywał”19. Po drugie – w Hołocie. Onufry Maczyński20 również wiele uwagi poświęca pielęgnacji swoich dłoni: Tego rana właśnie zasiadł był do rozpatrzeni się w swych ślicznych rękach i paznokciach, mając przed sobą cały przyrząd służący do gładzenia, piłowania, szlifowania ich i polerowania. […] Odezwał się hrabia wracając do rąk swoich i zmieniając pilniczek prosty na zakrzywiony. […] Nie będziemy opisywali przebiegu całej tej ważnej sprawy toaletowej, do której wkrótce przybył panu Onufremu pomocnik niosący zimną, gorącą i ciepłą wodę, ręczniki grzane, gładkie, szorstkie i różne emulsje i płyny potrzebne do odświeżenia skóry. Po krótkiej z nim naradzie co do stroju, po kilku próbach przed zwierciadłem, pan Onufry był gotów koło południa z ubraniem21.
I w końcu po trzecie – w Ładnym chłopcu. Dla czytelników tego czasu było więc sprawą oczywistą, że Tanczyński będzie bohaterem negatywnym, a na jego przykładzie autor będzie chciał potępić pewien typ człowieka – karierowicza, dorobkiewicza, oszusta, który postępuje nie tylko nieuczciwie, ale też niehonorowo. Można powiedzieć za Ewą Ihnatowicz, że „zadaniem opisu, na podstawie którego czytający ma powziąć mniemanie o bohaterze, nie jest odtworzenie elementów obrazu […], tylko od razu odtworzenie efektu, z zaznaczeniem, że jest to obraz modelowany. O bohaterze świadczy to, jakimi sposobami stwarza swój wizerunek”22 . Bolesław stylizuje swoje ciało, dba o każdy szczegół związany
dem i manierami, świadomie „stwarzał siebie”, stawał się kimś innym. Okłamywał społeczeństwo, aby odnieść korzyści (majątkowe i towarzyskie). Był „mistrzem psychologii”27. Doskonale orientował się w towarzyskich relacjach, a także w normach zachowań. Mógł być kim tylko zechciał i jaki tylko zechciał. Kreowanie swojego fałszywego wizerunku traktował poniekąd jak sztukę28 . Jego siła tkwiła zaś nie tylko w umiejętnym podejmowaniu wyznaczonej mu społecznej roli, lecz przede wszystkim w odpowiednim wywieraniu wpływu na innych. Albowiem „hochsztapler – twierdzi Karen Halttunen – zrywał związek między wewnętrzną rzeczywistością emocjonalną a jej zewnętrzną ekspresją – związek, na którym […] opierało się zaufanie do relacji społecznych”29. Tanczyński jest modelowym przykładem hochsztaplera. Podejmuje grę, jest zarówno aktorem, jak i reżyserem. Swoją rolę umiejętnie dostosowuje do potrzeb sytuacji oraz wymagań danej osoby. Dla wuja jest dobrym uczniem, dla Dziembów – wykształconym guwernerem ich dzieci, dla Laury – namiętnym kochankiem, dla Aurory – wyrozumiałym narzeczonym, dla Bazylego – dobrym przyjacielem, dla Bombasteina – bogatym partnerem w interesach. A dla większości z nich – jest jeszcze pięknym arystokratą. Narrator mówi o nim: „Bolesław z większą niż dawniej bezczelnością odgrywał rolę swoją; miał instynkt w znajdowaniu się z ludźmi tak, jak każdego z nich charakter i usposobienia wymagały. Nazwisko, fizjognomia były dlań dostatecznymi wskazówkami” (173). W opinii niektórych bohaterów powieści hochsztaplerstwo jest zasadą rządzącą całym życiem. To właśnie ta zasada, a także konwenans społeczny, czynią człowieka oszustem – wymagają bowiem od niego ciągłego udawania i odrywania roli. Stanowisko takie reprezentuje przede wszystkim profesor Maciórek, który udziela Bolesławowi następujących rad:
z własnym wizerunkiem. Wie, że musi wyglądać tak, by nic nie zdradzało jego prawdziwej tożsamości (i prawdziwego pochodzenia). Pragnie opanować ciało. Zagwarantuje mu to panowanie nad tożsamością – oczywiście, taką, którą sam kreuje. Mówiąc inaczej: Tanczyński jest aktorem na scenie, w której widzami i innymi aktorami są arystokraci. Ale jest on aktorem świadomym podejmowanej przez siebie roli, aktorem – oszustem, który stwarza nie tylko swój wizerunek, lecz także swoją osobowość i rodowód. Znaczący jest tu gest zmiany nazwiska: na wizytówkach zamiast „Tanczyński” Bolesław umieszcza „Tęczyński”, ponieważ nazwisko to jednoznacznie wskazuje na jego arystokratyczne pochodzenie. Przypomnę, że Bolesław kreuje swój wizerunek, planuje gesty, kontroluje zachowanie – stwarza swój wygląd i swoją tożsamość po to, by zyskać majątek. Można powiedzieć, że „wyznaje kult pieniądza i myśli w jego kategoriach”23. Dlatego jest kłamcą i oszustem. Ten projekt ciągłych kłamstw i oszustw obejmuje wszystkie obszary jego życia – od wizerunku, przez zachowanie, po zmianę nazwiska. Jego postępowanie to przemyślana strategia i taktyka, a jego życie – nieustanna maskarada, ułuda i gra24. Grze podporządkowane jest całe życie Tanczyńskiego. Używa on podstępu i mistyfikacji, ale jednocześnie działa konwencjonalnie. Tylko tak może odnieść sukces. Stąd taktyka Bolesława skrojona jest na wielką skalę. Ubranie pełni tu w gruncie rzeczy funkcję przebrania, twarz to maska, zachowanie – rola i poza, spontaniczne reakcje – wyuczone gesty, a słowa – nieustanne cytaty konwencji. Dlatego też Tanczyńskiego zaliczyć można do popularnego w czasach Kraszewskiego w literaturze i kulturze typu „hochsztaplera”25. Według Christophera Fortha, podstawą funkcjonowania hochsztaplera był tak zwany „dyskurs manier”, który opierał się na przekonaniu o istnieniu zależności między wyglądem zewnętrznym a charakterem danej osoby. Na tej podstawie wiele osób uważało, że może „czytać osobowość z bon ton, eleganckiego ubrania i sposobu prowadzenia konwersacji”26 . Niektórzy zaczęli to wykorzystywać, odpowiednio modelując swój wizerunek, zakładając kolejne maski i stając się społecznymi kameleonami. Hochsztapler zwodził otoczenie swoim wyglą-
Blagi się ucz! […] Ucz się zawczasu blagi! […] Prawdą i prostą drogą do niczego nie dojdziesz, sentymentami się brukuje gościniec łachmanów. Łgać trzeba, komediantem być i blagi się uczyć. Masz i twarzyczkę ładną, i sprytu dosyć, ale na tym nie koniec! Ludzie ciebie wyzyskają, wyduszą jak cytrynę i rzucą precz – lepiej, żebyś ty z nich sok wycisnął dla siebie. – Jedno z dwojga na świecie, albo
11≈
Literacje
& 83
być duszonym, lub dusić – pośredniego nie ma nic. […] Rozumny człek z niefortunnego położenia umie korzystać. Staje się, mosanie, melancholijnym… spytany, wybąkuje o nieszczęściach, jakie familię dotknęły. To go czyni interesującym. Przypadkiem się wygaduje z hrabiami, z którymi rodzinę jego łączyły ścisłe stosunki. Nie jest to kłamstwo, ale zręczne zużytkowanie materiału, jaki Pan Bóg dał! Przy tym należy milczącym być i tajemniczym, a w gustach, smakach, jadle wybrednym, zaręczając, że się jednak do wszystkiego nawykło… trzeba – grać! […] Blaga! Tak! Blaga może wiele, lecz powinna być jak perfumy paryskie delikatną… fine… umiejętną. […] Szlachetność, ofiarność, bezinteresowność trzeba nieustannie wywieszać, stroić się w nie, aby lepiej okryć kontrabandy! […] Miej to sobie za pewnik, że na świecie się wszystko robi przez kobiety – nic bez nich. Jest tylko dwojaka szansa – kto się nimi nie posługuje, tym one się posługują. Zakochać się, niech cię Bóg uchowa… najwyższe głupstwo, ale dobrze się obrachowawszy, postarać się o to, aby się zakochano! dlaczego nie! (s. 10-14).
Nauki te określić można jako krótki wykład hochsztaplerstwa. Profesor mówi wprost, że podstawą funkcjonowania w świecie jest „blaga”, czyli oszustwo, zmyślenie obliczone na efekt. Sentymentalność – rozumiana jako nadmierna wrażliwość, szczerość, uczuciowość – doprowadzić może człowieka do zguby (zwłaszcza finansowej). Aby żyć dostatnio i cieszyć się społecznym szacunkiem, a jednocześnie nie dać się wyzyskiwać, trzeba kłamać, oszukiwać, udawać, grać – słowem: być doskonałym aktorem. Maciórek przekonuje, że należy przede wszystkim być „melancholijnym”, w znaczeniu: tajemniczym, o łagodnym usposobieniu, zamyślonym, smutnym30. Cechy te czynią człowieka interesującym dla otoczenia. Trzeba też hamować wszelkie uczucia, nie ulegać zbytniej wesołości czy wybuchom gniewu. Aby to osiągnąć należy być również małomównym i milczącym31. Profesor twierdzi, że dobrze być wybrednym (szczególnie w jedzeniu) oraz wymagającym (w stosunku do ludzi). Dobra „blaga” oznacza udawanie kogoś, kto jest szlachetny, ofiarny i bezinteresowny. Według Maciórka, największym wrogiem hochsztaplera jest miłość. O ile powinien on rozkochiwać w sobie kobiety, o tyle sam nigdy nie może ulegać temu uczuciu. Całe życie hochsztaplera musi opierać się nie tylko na sprycie, bezczelności i wyrachowaniu, ale przede wszystkim na
& Literacje
chłodnej kalkulacji i racjonalnym postępowaniu. Oczywiście, racjonalizm ten nigdy nie może zostać ujawniony. Jego wynikiem ma być cały repertuar gestów, póz, wyglądów i zachowań, które uczynią człowieka „melancholijnym”, a przez to – interesującym. Jedynie w ten sposób może on wywierać wpływ na otoczenie, a tym samym – czerpać dla siebie korzyści. Bolesław dobrze pamięta nauki wuja. Ma wyćwiczone gesty i pozy, które czynią go pociągającym i interesującym. Nauczył się przybierania rozmaitych póz, udawania emocji. Narrator opisuje go następująco: „[…] mieniła mu się fizjognomia, okrywała tęsknicą, melancholią, rezygnacją, pomieszanymi w dozach właściwych, aby stworzyć coś niepospolitego, pociągającego” (s. 27). Życie hochsztaplera polega więc na ciągłym podejmowaniu swojej roli. A to, z kolei, wymaga nieustannej samokontroli i autocenzury. Tanczyński doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego z taką troską i starannością kontroluje swój wygląd i swoje zachowanie. W Ładnym chłopcu Kraszewski stwarza nowy rodzaj bohatera – i to w podwójnym sensie nowy. Postać Bolesława jest bowiem świadectwem istotnych zmian zachodzących w kanonach męskiej urody i męskiego zachowania. Co interesujące, pisarz nie stosuje wobec bohatera dyskredytującego określenia „zbabiały”, jak to się dzieje w przypadku Onufrego Manczyńskiego z Hołoty32 . Nawet określenie „lalka” nie jest tu użyte w tak pejoratywnym znaczeniu, jak w powieści Lalki33. Fakt ten świadczy o tym, że w XIX wieku taki typ męskiej urody, jaki reprezentuje Bolesław, stawał się coraz bardziej popularny, a „nowi mężczyźni” – interesujący i pociągający. Zmiany męskiego genderu – polegające między innymi na niwelowaniu wyraźnego podziału na to, co kobiece, i na to, co męskie – spotykały się ze społeczną akceptacją. Rzecz jasna – niwelowaniu tylko do pewnego stopnia (unifikacja płciowa była wszak nie do pomyślenia) i tylko w niektórych kręgach (mógł sobie na nią pozwolić przede wszystkim arystokrata). Tanczyński jest nowym bohaterem prozy polskiej również ze względu na to, że jest hochsztaplerem. Przed Kraszewskim chyba tylko Eliza Orzeszkowa stworzyła postać hochsztaplera w powieści Pan Graba, wydanej w 1872 roku. Bolesław, podobnie jak
dziewczyny; łagodne, nieśmiałe, czyste i tak błękitne, jak te niezapominajki, które tu czasem u stóp moich rosną. Przebrana dziewczyna czy ledwie dorosłe chłopię! Wcale też niedawno minęło mu lat dwadzieścia”, E. Orzeszkowa, Gloria victis [w:] Eadem, Opowiadania, Warszawa 1982, s. 189. 4. Takie stereotypowe opisy mężczyzn nie należały do rzadkości. Na przykład wspomniana już Orzeszkowa w następujący sposób charakteryzuje innego bohatera Gloria victis: „Na czele jazdy wybór wodza postawił młodzieńca o postawie wyniosłej i czarnym, iskrzącym się oku. Młody Herkules z kształtów, Scypio rzymski z rysów. […] Wtedy czapka kwadratowa krwawiła się mu nad czarnymi jak noc włosami, dłoń leżała na głowni szabli, a za silnymi ramiony leciał poszum niewidzialnych skrzydeł... owych dawnych”. (E. Orzeszkowa, op. cit., s. 189). Istotne jest, że w cytowanym fragmencie pojawia się porównanie do bohaterów starożytnych. W przeciwieństwie do Kraszewskiego, pisarka wybiera jednak nie (androgynicznego) Antinousa, lecz Herkulesa i Scypiona – uosabiających mężczyzn silnych, dobrze zbudowanych i walecznych. 5. O tych rzeźbach, vide: C. Vout, Antinous, Archeology and History, „The Journal of Roman Studies” 2005, nr 95. 6. S. Waters, „The Most Famous Fairy in History”: Antinous and Homosexual Fantasy, „The Journal of The History of Sexuality” 1995, nr 2. 7. C. Paglia, Seksualne persony. Sztuka i dekadencja od Neferetiti do Emily Dickinson, przekł. M. Kuźniak, M. Zapędowska, Poznań 2006, s. 109-11. 8.C. Chard, Effeminacy Pleasure and the Classical Body, [w:] Femininity and Masculinity in Eighteenth-Century Art and Culture, red. G. Perry, M. Rossington, New York 1997, s. 148. Chard posługuje się dwoma określeniami: „feminised beauty” oraz „effeminate”. 9. E. Badinter, XY – tożsamość mężczyzny, tłum. G. Przewłocki, Warszawa 1993, s. 48. 10. S. Waters, op. cit., s. 216. Tłum. moje – M. S. 11. W fakcie tym Waters dostrzega popularność postaci Antinousa, szczególnie w sztuce i literaturze dekadenckiej. Poza tym badaczka podkreśla, że stał się on wówczas (dość oczywistą) alegorią homoseksualności (na przykład nie bez przyczyny Jan Parandowski zatytułował esej o Oskarze Wildzie Antinous w aksamitnym berecie). W przypadku powieści Kraszewskiego nie można jednak interpretować porównania bohatera do Antinousa jako „tajnej sygnatury homoseksualnej”. Porównanie to odsyła raczej do pewnego typu urody, niż do kwestii seksualności. Na temat Antinousa jako „tajnej sygnatury homoseksualnej” vide: K. Kopelson, Love’s Litany. The Writing of Modern Homoerotics, Stanford 1994 (zwłaszcza rozdział Wilde’s Love-Deaths). 12. Wspomnieć można chociażby Portret Doriana Graya Oscara Wilde’a. 13. Na ten temat vide (zwłaszcza): J. Bachórz, Karta z dziejów zdrowego rozsądku, czyli o fizjonomice w literaturze, „Teksty” 1976, nr 2; idem, Rumieńce Stanisława Wokulskiego, „Polonistyka” 1987, nr 8. Vide: E. Owczarz, „Tam, gdzie natura wskazała wzór” – o niektórych sposobach kreowania postaci przez J.I. Kraszewskiego, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Nauki Humanistyczno-Społeczne” 1982, z. 137; Eadem, Zasada opisu „a capite ad calem” [w:] Eadem, Dydaktyka społeczna w powieściach J.I. Kraszewskiego. O sposobach realizowania funkcji wychowawczej w powieściach społecznych z lat 1831–1863, Warszawa 1987. 14. J. Bachórz, Fizjonomika [w:] Słownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, Wrocław 2002, s. 295. 15. O roli maski w twórczości Kraszewskiego vide: E. Ihnatowicz, Pozy i gesty…, op. cit. 16. Sienkiewicz charakteryzuje Złotopolskiego w następujący sposób: „Tak jest, był to Złotopolski we własnej osobie, razem ze swoimi jasnymi faworytami à l’anglaise, ze swoją zawsze równie piękną, niby wyrzeźbioną twarzą, której mleczna, prawie dziewicza barwa dziwnie odbijała od patrzących dumnie ciemnych oczu i męskich wąsów: on! on! elegancki jak zwykle, ufraczony, ukrawacony,
Kalikst Graba, nieustannie gra, oszukuje społeczeństwo, stwarza swój fałszywy wizerunek i nieustannie się kontroluje. To zaś podlega krytyce pisarza. Dlatego w rezultacie Tanczyński przegrywa – staje się biedakiem, społecznym wyrzutkiem, alkoholikiem i niedoszłym samobójcą. W tym miejscu ujawnia się także tendencyjny charakter powieści – Kraszewski ilustruje bowiem tezę, że tylko moralnym postępowaniem i ciężką pracą można zdobyć majątek i szacunek. Przykładem takiego bohatera jest doktor Bazyli. Natomiast niemoralność i oszustwa zostaną potępione i ukarane. Doskonale widać to w ostatnim opisie wyglądu Bolesława – z pięknego chłopca staje się brzydkim mężczyzną: Potykał się co chwila, stawał, szedł wężowato, to się oddalając od wody, to zbliżając ku niej […]. Wpatrywał się w nią dziwnymi oczyma. Brzask wieczora oświecał twarz jego, pięknych rysów, lecz zniszczoną, wymoczoną, zbladłą i wyrzutami poszpeconą. Wejrzenie miało w sobie coś obłąkanego. Ubiór na nim, niegdyś może wytworny, zszarzany był, zaniedbany, zużyty, kamizelka na pół rozpięta, chustka na szyi na wpół rozwiązana, lakierowane buty wykrzywione i pogięte. Na głowie miał kapelusz tak zniszczony, jak inne części stroju, a z jednego boku świeżo uderzeniem jakimś zgięty (s. 301).
Mateusz Skucha
{
Ładny chłopiec. Hochsztapler Kraszewskiego 84
11≈
1. J.I. Kraszewski, Ładny chłopiec, Kraków 1976. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania, numery stron podaję w nawiasach. Podkreślenia moje – M. S. 2. O metodzie portretowania w powieściach Kraszewskiego vide: dwa znakomite szkice: J. Bachórz, Anatomia heroiny romansu [w:] Idem, Realizm bez „chmurnej jazdy”. Studia o powieściach Józefa Korzeniowskiego, Warszawa 1979; E. Ihnatowicz, Pozy i gesty. O Zygzakach Kraszewskiego [w:] Eadem, Literacki świat rzeczy. O realiach w pozytywistycznej powieści obyczajowej, Warszawa 1995. 3. Dodać w tym miejscu trzeba, że w literaturze polskiej drugiej połowy XIX wieku można spotkać opisy tego typu, choć należą one do rzadkości. Podobnie jak bohater Pięknego chłopca opisany został na przykład Maryś Tarłowski w Gloria victis Elizy Orzeszkowej (1910 r.): „Ale ten mój, ten mój mały… (małym Tarłowskim nazywano go w obozie) ani taki silny był, ani tak urodziwy, ani nawet tak bogaty, aby na drogocennym, strojnie przybranym biegunie tu przybyć. Dlatego właśnie ulubieńcem moim stał się, że był wątły, drobny, na twarzy różowy i biały, a oczy miał jak u
11≈
Literacje
& 85
& Literacje
Piotr Oczko
(Uniw ersytet Jagielloński)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? W dzieciństwie (lata osiemdziesiąte) przeczytałem trzy powieści Kraszewskiego, oczywiście Starą baśń, a także Historię o Janaszu Korczaku i Hrabinę Cosel. W bibliotece mojej mamy, na najwyższej półce pod sufitem, gdzie nie sposób było sięgnąć bez drabiny, stało chyba ze 30 tomów Kraszewskiego. Przez lata myślałem o nim jako o nudnym, staroświeckim autorze zakurzonych ramotek. Dopiero gdy rok temu mój dobry przyjaciel, Mateusz Skucha obronił doktorat Męskość i kobiecość w późnym pisarstwie Józefa Ignacego Kraszewskiego (czeka na wydanie), zaintrygowany autoreferatem sięgnąłem do książek pisarza ponownie, tym razem do Szalonej, Dziennika Serafiny i W starym piecu. Nie muszę chyba mówić, że zastosowanie strategii lektury genderowej, a zwłaszcza czytanie pomiędzy wierszami, pokazało zupełnie innego Bolesławitę – autora wręcz nowoczesnego.
İ
bo
Dr Mateusz Skucha - obronił doktorat pt. Męskość i kobiecość w późnym pisarstwie Józefa Ignacego Kraszewskiego. Związany z Katedrą Teorii Literatury Wydziału Polonistyki UJ. Wykłada „Teorie męskości” na Gender Studies w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ. Interesuje się krytyką feministyczną oraz Gender i Queer Studies. Publikował m.in. w „Tekstach Drugich”, „Ruchu Literackim” i „Wielogłosie”.
Wydaje mi się, że w kanonie nie zostało prawie nic. Kraszewskiego się już nie czyta, ba, studenci I roku polonistyki często nie słyszeli nigdy o takim pisarzu (inna sprawa, że nie słyszeli także, na przykład, o Dickensie, Stendhalu czy Balzacu, a nawet o Dąbrowskiej; zresztą z roku na rok liczba podobnych, oczywistych wręcz nazwisk, dramatycznie rośnie). I trudno się temu dziwić, wszak Sienkiewicza młodsze pokolenia znają tylko z ekranizacji. Za to, jak sądzę, w badaniach naukowych twórczość Kraszewskiego „odświeżyć” może spojrzenie na nią przez pryzmat nowych metodologii, wspomnianej już krytyki genderowej i postkolonialnej (jak zrobiła to na przykład Magdalena Rudkowska w świetnej rozprawie Kraszewski wobec Rosji).
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia...
{
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
„Mężczyzna jest jak scyzoryk, którym jeśli się pióra temperuje, chleba nim krajać nie można, i odwrotnie… Mąż to nóż do chleba… kochanek… temperuje pióra.” (Dziennik Serafiny, Warszawa 1987, s. 49-50). Nic dodać, nic ująć.
Jadwiga Sadowska
(Uniw ersytet w Białymstoku)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? Kraszewskiego zaczęłam czytać we wczesnych latach szkoły podstawowej, korzystając z punktu bibliotecznego, który był w mojej wsi. Przeczytałam Starą baśń, Ulanę, Chatę za wsią, Historię o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie, Dziecię Starego Miasta, Króla chłopów, Masława, Zygmuntowskie czasy, Saskie ostatki. Być może wówczas coś jeszcze czytałam, ale nie pamiętam tytułów. Już na studiach polonistycznych przeczytałam Hrabinę Cosel, Bruhla. Znałam też opowieść o dziadzie i babie oraz o kwiecie pa-
12≈
Ankieta
Ładny chłopiec. Hochsztapler Kraszewskiego 86
urękawiczony, uczesany jak zwykle bez zarzutu.” (s. 195). I dodaje: „On, który jako prawdziwy gentleman nie robił całe życie nic a nic, on, trefny wykwintniś, którego zajęcia dzienne zależały od tego, jakie ubranie brał rano, może pierwszy raz w życiu spotkał się tu z pracą twarz w twarz” (s. 208). (H. Sienkiewicz, Dwie drogi [w:] Idem, Nowele, Warszawa 1989, t. 1). 17. Ibidem, s. 189-190. Podkr. moje – M. S. 18. J.I. Kraszewski, Lalki Sceny przedślubne, Kraków 1988, s. 34. 19. Ibidem, s. 21. 20. Manczyński to negatywny bohater Hołoty – hrabia, który żeruje na majątku babki, marnotrawi pieniądze, nie pracuje i wykorzystuje innych. Kraszewski pisze o jego wyglądzie tak: „Był to mężczyzna więcej niż miernego wzrostu, bardzo kształtnej postaci, chociaż już trochę pulchny, twarzy białej i wesołej, oczu czarnych, włosów ciemnych, rysów bardzo regularnych a niewiele mówiących. Wszystkie ruchy jego, każdy krok zdawał się obrachowany na uwydatnienie piękności. M i a ł z w yc z aj n aw e t z p omo c ą z w i e rci a de ł u t r z y m y wać n a d sob ą kon t rol ę . […] Od rana więc pan Onufry był zawsze wyświeżony, wymyty, utrefiony i ubrany wedle najświeższej mody. Toaleta zabierała mu dużo czasu, a przystępował do niej jak do spełnienia uroczystej jakiejś misji względem samego siebie”, Józef Ignacy Kraszewski, Hołota, Kraków 1986, s. 49−52. 21. Ibidem. 22. E. Ihnatowicz, Pozy i gesty…, op. cit., s. 21. 23. Określenie to nawiązuje do tytułu rozdziału z książki Marii Ossowskiej Moralność mieszczańska (Wrocław 1985): Kult pieniądza i myślenie w jego kategoriach. O roli pieniądza w powieściach Kraszewskiego vide: Tomasz Sobieraj, „Przeklęte pieniądze” czy „motory życia”? Oblicza pieniądza w polskiej prozie drugiej połowy XIX wieku, [w:] Pieniądz w literaturze i teatrze, red. J. Bachórz, Sopot 2000; E. Ihnatowicz, Złote jabłko, złoty Jasieńko. Pieniądz i bogactwo w powieściach współczesnych Kraszewskiego: problematyka etyki dziewiętnastowiecznej [w:] Europejskość i rodzimość. Horyzonty twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. W. Ratajczak, T. Sobieraj, Poznań 2006. 24. O grze w powieści Kraszewskiego pod tytułem Zygzaki pisała Ewa Ihnatowicz. Badaczka dokonała typologii bohaterów ze względu na udział w „towarzyskiej grze”: „Najważniejszym jeszcze kryterium oddzielenia dobra od zła jest cel życiowej gry-wojny. Z tego punktu widzenia gracze dzielą się na tych, którzy chcą coś wydrzeć innym […]; tych, którzy swoją ekspansywność opierają na zręczności, przytomności umysłu, nie sprzeniewierzając się potocznej uczciwości […]; tych, którzy się bronią przed pierwszymi […]; tych, którzy prowadzą intrygę dla przyjemności ryzyka, dla zabicia czasu lub wreszcie z nałogu, nie przekraczając jednak drastycznie granicy cudzej krzywdy […]”, E. Ihnatowicz, Pozy i gesty…, op. cit., s. 26. Tam też dalsza bibliografia zagadnienia). Podobną typologię można zastosować w stosunku do bohaterów Ładnego chłopca. Do pierwszej kategorii należą Bolesław i Laura, do drugiej – Bazyli, do trzeciej – Dziembowie, Bombastein, Aurora, do czwartej – Maciórek. 25. „Hochsztapler” to określenie, które odpowiada angielskiemu terminowi „confidence man” (dosł. „oszust”, „hipokryta”). Jest to nieprzetłumaczalna gra słów, bo „confidence” znaczy „zaufanie”. Hochsztapler zatem to ktoś, kto zwodzi zaufanie otoczenia. Termin pojawił się po raz pierwszy około roku 1849 w prasie amerykańskiej. Postać hochsztaplera stała się popularna m.in. za sprawą powieści Hermana Melville’a pod tytułem The Confidence-Man: His Masquerade (1857, polskie tłumaczenie: Oszust). Więcej na ten temat vide: Karen Halttunen, Confidence Men and Painted Women. A Study of Middle-Class Culture in America, 1830–1870, London 1982 (zwłaszcza pierwszy rozdział tej książki pt. The Era of Confidence Man). W Polsce ukazało się tłumaczenie jednego rozdziału pracy Halttunen pt. Kultura sentymentalna i problem mody (tłum. A. Chałupnik [w:] Antropologia widowisk. Zagadnienia i wybór tekstów, red. L. Kolankiewicz, Warszawa 2005). Za autorką tego przekładu wybieram tłumaczenie „confidence man” jako „hochsztapler”. Vide: Aleksander Wójtowicz, Kariera w „mętnych wodach wiośnianych czasów”. Hochsztapler jako figura kryzysu nowoczesnej świadomości, „Przegląd Humanistyczny” 2011, nr 3. Warto dodać, że towarzyszką „hochsztaplera” jest „kokietka” („painted woman”), która zwodzi otoczenie swoim wyglądem i manierami. W Ładnym chłopcu przykładem takiej „kokietki” jest Laura, która kreuje się na bogatą hrabinę, a w rzeczywistości okazuje się oszustką i złodziejką. 26. C. Forth, Masculinity in the Modern West: Gender, Civilization and the Body, Basingstoke 2008, s. 45. Tłum. moje – M. S. 27. K. Halttunen, Confidence Men…, op. cit., s. 5. 28. Ibidem, s. 2. 29. K. Halttunen, Kultura sentymentalna…, op. cit., s. 694. 30. O roli smutku w powieściach Kraszewskiego vide: E. Ihnatowicz, Pozy i gesty…, op. cit. Badaczka zauważa między innymi, że „w portrecie męskim smutek zastępuje czasem połączenie spokoju, rozumu i powagi, które wraz z dobrocią składają się na coś niepospolitego w wyrazie twarzy bohatera”, s. 40. 31. Cechy te – jako społecznie pożądane – wielokrotnie są wymieniane w rozmaitych XIX-wiecznych podręcznikach dobrego wychowania i ogłady towarzyskiej. Na przykład Paweł Leśniewski pisze: „Zbytnia wesołość, zapamiętała radość, dolegliwe troski, gniew, miłość, zazdrość, chciwość, słowem wszelkie namiętności są zwykłemi szkopułami, o które się rozbija przystojność” (P Leśniewski, Wychowaniec dziewiętnastego wieku…, Warszawa 1943, s. 7). Z kolei Ignacy Legatowicz radzi: „Bądź umiarkowanym, to jest wstrzymaj swe namiętności, miarkuj wszystkie swe sprawy, myśli i słowa, i stosuj je do osób, miejsca i czasu” (I. Legatowicz, Dawna przodków naszych obyczajność, Wilno 1859, s. 25). 32. Kraszewski pisze tak: „Pan Onufry wydawał się starym i – przepraszam za słowo – zbabiałym” (J.I. Kraszewski, Hołota, op. cit., s. 120). 33. W powieści tej chorąży Zachariasz Zebrzydowski komentuje wygląd swojego syna w następujący sposób: „Lalka, istotnie lalka… Na woskowanej posadzce ją postawić i uperfumowaną admirować, ale czy to mąż, czy to mężczyzna, czy to człek zbrojny na losu wypadki? […] Boże odpuść! Lalka! Lalka!” (J.I. Kraszewski, Lalki…, op. cit., s. 9).
Literacje
& 87
proci, choć dopiero później dowiedziałam się, że ich autorem jest Kraszewski. Kilka razy czytałam Starą baśń – podobał mi się nastrój tej powieści. Wracam też czasem do książki Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy. Niedawno przeczytałam jego pamiętniki wydane przez Ossolineum. To, co zadziwiało mnie u pisarza, to: - liczba jego dzieł - rozległość wiedzy historycznej - zdolności malarskie – grafika, szkice ołówkiem - wielostronność zainteresowań: literatura, historia, sztuka, polityka, etnografia, bibliografia regionalna -ciekawość świata i ludzi - warunki, w jakich pisał (bez źródeł pod ręką, w podróżach, przy świecy….) -wykorzystanie czasu (pisał, czytał, redagował, tłumaczył, podróżował, rysował….)
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Moim zdaniem zostanie jego publicystyka typu Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, korespondencja, pamiętniki jako źródła etnograficzne i historyczne. Myślę, że będą czytane jego powieści historyczne, np. Stara baśń, Hrabina Cosel, Król chłopów. Zapewne też i inne powieści, choć prawdopodobnie będą jego twórczość czytać raczej osoby starsze, zainteresowane historią Polski.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Kraszewski kojarzy mi się przede wszystkim ze Starą baśnią. A zawodowo również z bibliografią regionalną. Jest bowiem autorem pierwszego spisu piśmiennictwa regionalnego Bibliografii druków wileńskich (1842) i w związku z tym uważany jest za pioniera bibliografii regionalnej w Polsce.
Doc. Mikołaj Chmielnicki (białoruski Uniwersytet Państwowy)
Mój Kraszewski Moje pierwsze spotkanie z twórczością J. I. Kraszewskiego odbyło się w trakcie studiów na kierunku „Filologia białoruska”, kiedy na liście lektur obowiązkowych z literatury światowej znalazłem też imię polskiego mistrza. Powieść historyczna Stara baśń została przeczytana wtedy jednym tchem, a później zaczęło się czynne zapoznanie się z wielostronną osobowością pisarza. Zainteresowała mnie też jego bezpośrednia więź z ziemią białoruską, z jej narodem, historią, tradycjami. Duch narodowy i przyrodę polskiej sztuki słowa da się odczuć we wszystkich jego utworach, ale szczególnie w powieściach historycznych. Za czasów tępienia kultury polskiej beletryzacja polskiej historii pod piórem J. I. Kraszewskiego była formą istnienia idei narodowej, służyła oświecie i patriotycznemu wychowaniu czytaczy. Twórczość Kraszewskiego dzisiaj jest widziana jako unikatowe zjawisko, bez którego jest niemożliwe dogłębne rozumienie szlaków literatury polskiej. Dla mnie ten pisarz to nie tylko prozaik, poeta, dramatopisarz, krytyk, historyk literatury, publicysta, wydawca, tłumacz, ale też filozof i humanista, którego idei odzywają się w sercu i rozumie człowieka XXI wieku. Jako przykład mogą posłużyć słowa bohatera powieści Ostatnie chwile księcia wojewody: „Panie Kochanku”, które są hasłem życiowym księcia i które on zostawia jako testament: „A jeśli przeważą grzechy nasze i przyjdzie kara, panie kochanku, umiejcie nosić nieszczęście tak jakeście szczęścia nosić nie umieli! Tylko się nie uginać, nie leźć w błoto. Łachman purpurą się stać może, lepsze dziury niż plamy!”.
„Jesteśmy lalki 1 czasu i słabości” .
Pesymizm Kraszewskiego
[…] rozpływamy się w nicość jak kropla w oceanie2 Artur Schopenhauer […] Dziś pamięć święcim owego rycerza, Co winien nam na oczach trwać, jak słońce, Które od wschodu do zachodu zmierza […]3 Kazimierz Przerwa-Tetmajer
&
Paweł Wojciechowski
W pracowitym życiu i wszechstronnej działalności Józefa Ignacego Kraszewskiego znalazł się również czas na pisanie wierszy. Będąc literatem wywodzącym się z drugiej generacji pisarzy romantycznych i pisząc powieści, nowele, dramaty, eseje, felietony, gawędy, parając się filozofią i historią, etnografią, edytorstwem, dziennikarstwem i krytyką literacką, nie mógł Kraszewski nie być również poetą, jak wielu jemu współczesnych; w tamtej epoce trzeba było również być poetą4 .
Zbigniew Sudolski we wstępie do Poezji wybranych Józefa Ignacego Kraszewskiego pomieścił niżej wymienioną konstatację:
Kraszewski – swoim talentem i piramidalną pracowitością – uaktywniał kopaliny werbalne wszystkich – dostępnych w horyzoncie swojej percepcji humanistycznej – autoramentów literackich. Eminentny liryk fin de siècle’u, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, w apologetycznym wierszu o Kraszewskim zapisał, iż: […] był w pracy nieugiętą stalą, Najtężej kutem ogniwem łańcucha […] sercem był duży,
{
ANKIETA
12≈
A nieśmiertelne są wielkich serc czyny5. Preliminarnym materiałem pisarstwa Kraszewskiego jest nieodmiennie słowo – ożywiające to wszystko, co naro-
88
& Literacje
13≈
Literacje
& 89
13≈ dzi się w niczym nieograniczonej, romantycznej imaginacji artysty. A że − jak przedstawia Piotr Chmielowski – fantazja autora Starej baśni: stanowiła dla niego niewyczerpaną kopalnię pomysłów; nie znajdował w niej co prawda drogich marmurów, ale glinki, dającej się artystycznie modelować, zawsze miał pod dostatkiem. Fantazja ta potrzebowała zawsze zasiłku z zewnątrz, w obserwacji lub w dokumentach pisanych; wtedy była pewna siebie i tworzyła rzeczy najlepsze6 .
Dwa wskazane przez Chmielowskiego najistotniejsze komponenty domeny intelektualnej autora Ulany – obserwacja i lektura – budują w Kraszewskim osobną, wybitną dziedzinę pisarską. Dyspozycja ta służy przede wszystkim ekspozycji świadectwa literackiego, zaistnieniu uniwersalnego procesu historycznoliterackiego, wytworzeniu specjalnej relacji, wspólnoty między odbiorcami a wywołującym tę niezwykłą sytuację, niepowtarzalną strefę czytania kultury. W tak potężnej i wielowymiarowej europejskiej tradycji literackiej Kraszewski – asymilujący z entuzjazmem „pierwiastki świeże, wytworzone przez postęp, usiłując je zharmonizować ze starymi”7 – objawia się jako nadawca indywidualnych rozmów kulturowych, istniejący po to, aby dookreślać rzeczywistość, ale też by opowiadać świat lirycznie. Odczytywanie specyficznego dyskursu kulturowego, odkrywanie jego potencjału, zaciekawienie „każdym przedmiotem, każdym objawem, zostającym w jakimkolwiek związku z rozwojem ducha, z dziejami człowieka”8 – czyni Kraszewskiego rewelatorem logosu. Z zaproponowanego czytelnikowi zasobu tekstów oryginalnych Kraszewskiego wyłania się nieokazały almanach kompozycji lirycznych. W horyzoncie szerokiej kompetentności pisarskiej autora Latarni czarnoksięskiej aktywność poetycka stanowi obszar istotnie ograniczony. Symptomatyczny wizerunek fenomenu poetyckiego tamtej doby, nieobojętnej – co warte podkreślenia – „na rozmaite transgresje, możliwości przekraczania granic poznania świata, natury i człowieka, kierujące uwagę na spirytualistyczne i metafizyczne fundamenty myśli”9, jak również ekstensja wytwórczości pisarskiej Kraszewskiego, po-
90
& Literacje
wodują „konieczną i niezbędną jego obecność w każdej antologii poezji polskiej”10. Centralny moment charakterystyki lirycznych prób Kraszewskiego stanowi prezentacja zjawisk, toposów, odniesień, rozpoznanie dyferencji oraz miejsc wspólnych, obecnych w wewnętrznym, indywidualnym świecie poety. Refleksji badawczej poddany tu zostanie wczesny okres twórczości autora Hymnów boleści i integralny z tym czasem pierwszy tom Poezji Kraszewskiego, wydany w 1838 roku w Wilnie (wznowienie: 1843 w Warszawie). Zenon Przesmycki tak charakteryzuje ów młodzieńczy etap twórczości autora Starej baśni: Kraszewski jest w swych pierwszych utworach – o ile nie liczyć za szkolnych jeszcze czasów pisanych ballad – czystej krwi romantykiem i bajronistą. Nastrój całego tomu pierwszego […] Poezji […] jest na wskroś rozpaczliwym przejęty zwątpieniem. Niewiara w siebie i w ludzi; rozpacz, wywołana świadomością nędzy i krótkości życia; powątpiewanie o rozumnym celu istnienia świata i człowieka; wahanie się w przewidywaniu wiecznej nicości albo też nieskończonych przemian, zanim dusza oczyszczona, powróci tam, gdzie „stoją Boga dzieci”; gorycz i zniechęcenie do ludzi, spowodowane odkrytym jakoby zupełnym brakiem prawdy w ich uczuciach, i ucieczka na łono przyrody – oto treść wszystkich prawie lirycznych utworów oraz lirycznych ustępów, wstawianych często gęsto, wedle zwyczajów romantyków, w poemata epiczne; […] z całego tomiku […] wieje zwątpienie […]11.
Kalejdoskopowa forma tej twórczości, jej bogactwo ontyczno-epistemologiczne uruchamia autentykę doznań, przeżyć, wrażeń. Jarosław Ławski postrzega, iż Kraszewski „żądał od poezji liryzmu, muzyczności, formalnego, w tym językowego, opanowania i prostoty”12 . W świetle Norwidowskiej refleksji nad sztuką – poezja tak jak muzyka jest arcyważną składową ludzkiej egzystencji, pozostaje nierozerwalnie z nią powiązana13. Specyficzność muzyki dozwala uzewnętrzniać materię niewyrażalną. W przekonaniu romantyków, muzyka stanowi nieporównany fenomen sztuki, gdyż – jak celnie konstatuje Mirosław Strzyżewski − wyraża bezpośrednio – nie korzystając z pośrednictwa żadnych subkodów – czystą podmiotowość. Uczucia i przeżycia artysty oraz odbiorcy, który ze świata dźwięków ukła-
da w swoim umyśle własny poemat, stają się w drodze muzycznego przekazu swoistym epifenomenem wewnętrznej jaźni, nie natrafiając na żadne przeszkody. […] Oddaje czystą duchowość, energię życia, namiętności, inspiruje zmysły, działa narkotycznie, oczyszczająco, bezpośrednio oddziałuje na nasz umysł, stanowi estetyczną symbiozę idealną duchowości artysty i odbiorcy, znakomicie tedy służy jako narzędzie poznania14 . Ponad wszelką wątpliwość kompozycje liryczne Kraszewskiego emitują uniwersalną wiedzę o kondycji człowieczej, osadzonej w romantycznej orbicie egzystencjalnego niezadowolenia, a dzięki tej dyspozycji − jak trafnie stwierdza Ławski − objawiają dogłębne zaciekawienie „zagadnieniem kondycji artysty nowożytnego”15. Poezja Kraszewskiego, naznaczona ekstraktem romantycznej duchowości, inkorporowana w „horyzont oczekiwań romantyków oraz ich estetykę zainteresowaną współtworzeniem »całości« ontycznej, złożonej z siatki sprzecznych prawd, aporii, dychotomicznych pojęć i fragmentarycznych przybliżeń”16 – operuje określoną tonacją, barwą, treścią i formą, a nadto jest niekłamanym świadectwem − jak konstatuje Sudolski − „silnego przeżycia […] ukazującego ogrom ludzkiego cierpienia”17. Poetycka wypowiedź Kraszewskiego, wyraża rdzeń wzruszenia i oryginalną emfazę „typowo romantycznej refleksji o przemijaniu wszystkiego, co ludzkie […]”18 , natomiast tajemnica istnienia w jej materii rozważana „staje się coraz bardziej intrygująca, piętrzą się pytania, rozterki (…), które (…) czynią głęboko ludzką i bardzo bliską tę poezję”19. Kraszewski – w otwierającym pierwszy tom Poezji – Słówku autora, pozostawił frapujące dictum: „Pisma są jak owoce, na każdą porę, inne dojrzewają”20. Obejrzyjmy zatem owoce liryczności Kraszewskiego.
jąc się na gruncie filozoficznie pogłębionego namysłu nad egzystencją, konfirmuje – jak ustala Grzegorz Staniszewski – „konkluzje pesymistyczne, wyrażając pogłębioną metafizyczną świadomość królowania zła nad wszelkimi przejawami istnienia”22 . Badacz, powołując się na Rozważania o egzystencji Mikołaja Bierdiajewa, dodaje, iż romantyczny pogląd na świat może przyjmować aspekt krańcowo defetystyczny, odbierania losu człowieczego jako sekwencji dramatycznej niedoli. Defetyzm romantyczny znamionuje poczucie niedoli, tragiczności istnienia, ontologicznego uwięzienia. Nadto − jak słusznie zauważa Mirosław Strzyżewski − wyobraźnia romantycznego artysty i myśliciela nie zna granic. Z jednej strony ujawnia wielkość człowieka, wskazuje na jego nieograniczoną moc poznawczą, z drugiej zaś podkreśla jego marność, znikomość, przemijanie i zatrważającą małość w obliczu wszechogarniającej nieskończoności23 [wyróżnienie – PW]. W liryce Józefa Ignacego Kraszewskiego wyraźnie zaznaczona jest tragiczna diachronia tajemniczej kondycji egzystencjalnej człowieka. Jej wylęgarnię stanowi świadomość nieuniknionej tragedii istnienia, wypływającej z ontologicznych lęków jednostki, będącej żywiołowym komponentem kontradyktoryjnej romantycznej jedni. W wierszu o znamiennym incipicie Żal przeszłości, Kraszewski wyznał: […] życie uplecione z drobnych losu zdarzeń […] […] wszystko teraz człek za sobą rzuci – Część swojej duszy, część samego siebie – Wszystko na progu u tych wrót pogrzebie – I nic nie wróci! ach, nic już nie wróci […] A przeszłość nigdy nie wróci – Druga młodość nie zaświta! – O! życie moje, jakżeś ty utkane, […] Wszystko leci, przemija i pędzi zziajane – […] […] O życie moje, życie, jak dziwne twe sploty, W nich i kwiaty wesela i ciernie boleści24 .
Pesymizm romantyczny Tak często patrzymy na zegary, ponieważ nie jesteśmy szczęśliwi i zbyt często jesteśmy nieszczęśliwi21. Mikołaj Bierdiajew
Kraszewski wyznacza ramy egzystencji w kategorii „szarych godzin dumania”; „przeszłych lat, zbiegłych wieków” (Pamięci. Wiersz w imionniku. Panny Sabi-
Literatura doby romantyzmu kształtu-
13≈
Literacje
& 91
„Jesteśmy lalki czasu i słabości”. Pesymizm Kraszewskiego
13≈ ny Woronicz, s. 16). Istnienie to nieustanna batalia o prymat, zmagania najgroźniejszych potencji w łonie nieprzejednanej temporalności, indywidualny, by powiedzieć za Emmanuelem Lévinasem – „osąd wszystkich chwil w czasie”25. Jednakże ani człowiek, ani żadne z bytów doczesności nie ponosi odpowiedzialności za nieprzemijającą walkę, w której uczestniczy, bowiem jak przekonuje Kraszewski: „żyj i cierp – ale szczęścia nie szukaj na ziemi […]” (Do nowonarodzonego, s. 52). Wyłącznym instrumentem zniesienia aporii tego dramatu jest śmierć, przecinająca „[…] życia szarą, nudną, długą przędzę […]” (Pamięci. Wiersz w imionniku. Panny Sabiny Woronicz, s. 17). Celem istnienia, nieuchronnego losu, jest wieczne stawanie się, dzianie się, bowiem – według Ingardena: „przemijanie nie płynie z istoty czasu lub z istoty bytu, lecz tylko z natury d z i a n i a s i ę (stawania się)”26 . Nieprzerwany strumień przeobrażeń łamiących jedno istnienie po drugim, wyłaniających kolejne z innego, finalnie, jak stwierdza Kraszewski: […] Doświadczenie z ciebie zwlecze. Będziesz jak drzewo uschłe, co podnosi głowę I czeka tylko, aż pień bez żywota Piorun niebios pogruchota. (Do moich przyjaciół, s. 14)
Dążeniem człowieka jest znalezienie ukojenia w przeświadczeniu o nieprzemijalnych walorach egzystencji – kontrapunktycznie – wobec rzeczywistości nie będącej jednak „smutkiem; niespokojnością; bojaźnią” (List, s. 8), lecz tożsamej z perspektywą zrównoważonego optymizmu. Kraszewski-liryk portretuje zmagania człowieka z determinizmem, z koniecznością pętającą jego nieszczęsną egzystencję. Mówi: […] my z każdą dręczym się godziną! […] Mierząc liczbą łez swoich, pobyt swój na ziemi. Tu, nie ma szczęścia, nie ma! – ten tylko szczęśliwy, Kto zimno na świat cały i siebie pogląda. A w jego oku nikną cnót i zbrodni dziwy, Nie lęka się niczego, niczego nie żąda, Śmieje się z siebie, z Boga, z świata jak z omamień, Nie płacze i nie kocha – szczęśliwy – jak kamień!
92
& Literacje
–
(Do nowonarodzonego, s. 50-51) […] Kiedyś imiona nasze, mądrości i księgi Wszystko zginie! I dawną sławę, życie i potęgi Niepamięć obwinie! A my, my, straszna myśl! przeżywszy pół chwili Zginiem jakbyśmy nigdy – ach! nigdy nie żyli. (Pijany, s. 83)
Liryka autora Poety i świata jest zwierciadłem pesymizmu, niezgody wobec wanitatywnych akcydensów doczesności, liryką mówiącą gromkim „głosem udręczonego ducha ludzkiego przeciwko panowaniu bólu nad wszelkimi przejawami doczesnego istnienia”27. Odsłaniając różnolite oblicza tego bólu – pesymizmu, przybierającego niezliczone formy, niepodzielnie władające istnieniem – Kraszewski sprzęga się z poezją George’a Gordona Byrona28 . Interfejsem tego zbliżenia okazuje się symptom pesymizmu zupełnego29. Byronowskie Wędrówki Childe Harolda, Kain czy Manfred – to wytwory ewidentnie defetystyczne, ich autor zaś – jak powszechnie wiadomo – to nowator pesymizmu. Zarówno Byron, jak i Bolesławita wyraźnie artykułują sprzeciw wobec zasady doczesności, emitującej klimat defetystyczno-eschatologiczny. Obydwaj twórcy niezrównanie rozumieją „grozę samotności ludzkiej, lęk pustych przestrzeni”30, krytyczny rozmach czasu, przemijanie, rozpad – dostrzegane w panoramie egzystencjalno-epistemologicznej. Poeci odnajdują autentyczną stronę bytu, pozostawiając w wierszach – śladach, piktogramach swoich osobniczych doświadczeń – przemyślenia w obrębie zasadniczych tajni istnienia. Kraszewski notyfikował: Ludzie i losy, Są jak wiatr i liście, Czasem widują wzleciawszy niebiosy I zakazane im Edenu wnijście, Czasem niemi wiatr powionie I lecą daleko – (W dzień pożegnania, s. 212)
Byronowski Manfred natomiast oznajmiał: Jesteśmy lalki czasu i słabości.
łe ukojenie, chwilowo zakorzenia w świecie, odsłania jego wartość, w drodze do zbliżenia ku transcendencji – umożliwiającej przemaganie pesymizmu, wytrącenie człowieka z kręgu absurdalnego – kruchego i niepoznawalnego istnienia. W części drugiej pierwszego tomu Poezji, zatytułowanej Drobnostki, Kraszewski pomieścił wiersz o znaczącym incipicie Wszystko minie, będący w moim przekonaniu summą egzystencjalnych przemyśleń poety, jak również sumarycznym obrazem klimatu panującego w analizowanym tu zbiorze lirycznych kompozycji:
Dnie cieką na nas i ściekają. Żyjem W przesycie życia i obawie śmierci, Wśród masy godzin srogiej niepewności, Brzemienia życia na zbolałym sercu, Co się raz smuci, raz zajęczy głośno, Z bólu, z rozkoszy, nim omdli lub skona. W tej masie godzin przyszłych i minionych, Bo teraźniejsze w życiu nie istnieją […].31
Bolesławity zatroskanie czasem pojawia się także w sielance zatytułowanej Wioska – edytowanej w roku 1859. Poeta podobnie wyznaje: „czas płynie niosąc wszędzie zmiany i zburzenia”32 . Permanentna zmienność form istnienia, niemożliwa do odsłonięcia tajemnica egzystencji, tworzą kontury rzeczywistości defetystycznej – „świata […] pustego i niemego” (List, s. 10). Optymizm, odkrywanie trwałych form w relatywnej naturze bytu, nie mieści się w jej granicach. Pomiędzy skrajnym naprężeniem pożądania optymizmu i zniecierpliwieniem nieskutecznym jego pragnieniem, przechodzi nacechowane dramatycznością istnienie człowiecze. Jego tragizm intensyfikuje odczucie wszechogarniającego negatywnego fenomenu temporalnego. Świadomość nieprzemijalności tej złej energii definiuje nie tylko dramatyzm egzystencji, ale także kondycję człowieka w świecie – oznaczającą skalę pesymizmu. Kraszewski mówi:
Gdzież się podziały te chwile Kiedym wesoły, szczęśliwy, Na łąkach ganiał motyle Biegał za kwiatkiem na niwy. Dziś motylek co tu lata Kwiaty błyszczące w dolinie, Są dla mnie obrazem świata Jak one – wszystko przeminie! Zczernieją skrzydła motyle Kwiaty powiędną w tym wianku, I my zaśniemy w mogile Zaśniemy w życia poranku. Lecz nie żal, nie żal nam świata, Wszak dusza z nami nie zginie, Ona do nieba ulata, Ona jedna nie przeminie! (Wszystko minie, s. 289-290)
Krótka życia godzina […] Przeszłość i przyszłość przed mym wzrokiem ginie, Życie, lata i wieki zamykam w godzinie – A ta godzina teraz! Potem, niech świat sobie Zginie, przepadnie, spali się, zatonie – A ja – ja na jego grobie Nad nim, nad sobą łezki nie uronię! Nieszczęśliwi, wy którzy pełznąc po tym świecie, Nad każdą chwilą płaczecie. Prędzej, prędzej, – czas mija! (Pijany, s. 80-82)
Tadeusz Budrewicz analizując materię powieści Kraszewskiego z lat czterdziestych i pięćdziesiątych XIX stulecia, w zajmującym artykule – „Trawka Hioba” (Glosa do Kraszewskiego) – celnie ustalił kilka węzłowych tez33. Spośród nich istotnymi dla eksplorowanego tu poetyckiego obszaru twórczości Bolesławity okazały się następujące:
Pesymizm okazuje się wyłączną odpowiedzią na nieosiągalność optymizmu w dookolnej rzeczywistości. Omnipotencja nastrojów defetystycznych zmienia treść ludzkiego istnienia, indukuje niewiarę, zniechęcenie i poczucie absurdu, brak intencji czerpania z wielotorowej energii bytu. Deficyt ten emituje także przestrzeń sztuki, która jedynie przynosi nietrwa-
świat materialny, w tym człowiek, jest formą nietrwałą, podległą zmianom w czasie; rodzi się i umiera; wobec idei wieczności i nieskończoności trwanie form materii jest niezauważalną chwilką; starania o szczęście doczesne, materialne, dążenie do szczęścia, które trwa tak krótko, jest wyborem fałszywych wartości; sensu cierpienia człowiek nie jest w stanie rozpoznać, skoro obserwuje tylko chwilowe formy ist-
13≈
Literacje
& 93
nienia […] 34 .
Nie pierwszy raz widać, że niezwyczajnie aktywnego pisarsko Kraszewskiego znamionuje niezrównana konsekwencja i subordynacja w wypracowywaniu indywidualnego projektu literackiego. Planu koncepcyjnego, alternatywnego, pozwalającego konstruować dwugłos z czytelnikiem – rozmowę o prymarnych aksjomatach bytu. W poetyckiej refleksji Kraszewskiego fundamentalnym rozważaniom poddany jest czas − predestynacja, wątpliwość kresu, efemerydalność istnienia doczesnego. Te kategorie temporalne zasiewają rdzenne zaniepokojenia człowieka, pozostawiają stempel czasowości – by rzec za Pouletem – „niezmywalny ślad śmiertelności”35. Tragizm chwilowości, nieubłagana rytmika unicestwiającego chronometru, nieciągłość egzystencji, podkreślają jej dychotomiczność – od stwarzania do rozpadu36 . Temporalne jarzmo bywa swoistą formą aktywnego trwania, bowiem − jak metaforycznie ujmuje Poulet – „trwanie jest […] różańcem chwil. Przejść od jednego paciorka do drugiego pozwala tylko twórcze działanie”37. Jednak owe konstruktywne poczynania tymczasowo zapobiegają ofensywie romantycznej nostalgii, osłaniają kruchy horyzont witalistyczny, bowiem − jak konstatuje Poulet − „zamknięty w chwili, romantyk zwraca się myślami ku życiu lub raczej usiłuje otoczyć to życie świadomością obecnej chwili”38 . Kraszewski – przeświadczony o zależności jednostki wobec napastliwości temporalnej – stara się przezwyciężać ontyczną statykę, będącą efektem porażania przez czas. Przemaganie swoistego bezruchu nabiera u Bolesławity wydźwięku sarkastycznego wobec mocy czasu, a sarkazm ów jest wynikiem bezradności i przestrachu względem otchłani temporalności. Poeta orzeka: Czas! tę straszną zagadkę utopimy w winie, Jeśli ma mijać prędko, niech wesoło minie! Zginęły grody, kraje, ludy, pokolenia, Co chwila postać świata zwodnicza się zmienia! Ile razy ten zegar szepcze rącze chwile Bliżsi wszyscy jesteśmy do śmierci o tyle. I kiedyś, gwiazdy co tam kręcą się wysoko Zetrą nasz świat na miazgę, słońce go przepali, Ciemności, smutne jego ostatki obloką.
94
& Literacje
Czas spojrzy tylko, spojrzy raz i pójdzie dalej! (Pijany, s. 82) Czas jest prymarną kategorią człowieczego bytowania. „Los ludzkiego istnienia – jak konstatuje Bierdiajew – realizuje się w czasie i stoi pod znakiem czasu”39. Egzystencjalno-filozoficzna liryka Kraszewskiego wyraża indywidualne doświadczenie czasu i związanej z nim okrutności bytu, jego przelotności i tymczasowości. Kraszewski uwypuklając immanencję wskazanych pierwiastków doczesnej egzystencji, uwalnia namysł nad jej kondycją, ewokującą chorobę40. Patogenny jest tutaj czas. Chora temporalność wiedzie ku negacji, ku optyce eschatologicznej, implikującej dramatyzm indywidualnego bytu. Liryka Bolesławity odkrywa dramatyczną, romantyczną manię umykającego czasu i związanego z nią opuszczenia, alienacji, samotności, ukazuje „chorobę wieku” (le mal du siècle)41, demaskuje – jak celnie konkluduje Piotr Śniedziewski – „tę część romantycznej wyobraźni, która wydana była na pastwę depresji oraz zniechęcenia”42 . Zasmucony Kraszewski woła: […] czasie przeklęty! dziś gdy na pościeli, Leżę bezsenny, z każdą konający chwilką, Dusza o nic się więcej modlić nie ośmieli Chyba o jedną śmierć tylko! –
(Życie i śmierć, s. 142)
Ze strof poety wybrzmiewa diagnoza Bierdiajewa: czas jest chorobą, chorobą ku śmierci. Bieg czasu jest beznadziejnie smutny. Smutny jest pogląd człowieka na przemijający czas: „Ludzkie istnienie spada w czas i wychodzi z czasu, w czasie znajduje się ono jedynie w połowie drogi. Część ludzkiego istnienia poddana jest chorobie czasu, a choroba ta prowadzi ku śmierci. Dlatego właśnie czas wywołuje w nas uczucie tęsknoty i bólu […]”43 .
Egzystencjalne udręczenie jest zatem kondycją uciążliwą, dosięgającą każdą jednostkę. Istnieje oczywiście możliwość ożywienia sprawności transcendowania go, dzięki czemu zyskać może ono przejaw dorzeczny. U Kraszewskiego nie pojawia się taka ewentualność. Poeta dokonuje lirycznej notacji doświadczeń
giańskiej filozofii przyrody48 . Bolesławita w orbicie swojego liryzmu jest także poetą kontemplatorem, przybierając nastawienie kognitywne wobec zasady bytu. Kontury egzystencji temporalnej, aktywne jej rozumienie i poznawanie, definiowanie sytuacji ostatecznych mimo napełnienia lękiem, poszukiwaniem w niezadowoleniu wyjść z obszarów zapadni defetyzmu, czynią go prawdziwym lirnikiem romantycznym – poetą, który „swoją pieśnią i szczególną magią wyraża swój dialog ze wszechświatem”49. Nadto czarownikiem romantycznej liry, który – by rzec za Marcelem Proustem − „[…] trzyma w krąg siebie nić godzin, porządek lat i światów”50 – nić myśli, porządek słów i dzieł.
zdobytych w indywidualnej temporalności, logując udrękę w horyzoncie predestynacji – w podglebiu istnienia. W wymiarze egzystencjalnym liryk wyjawia niemałe znawstwo człowieczej potencji, jego wewnętrznych antynomii. W wierszu Śmierć, Kraszewski sygnalizuje: Człowiek jest trawą – przez dzień się zieleni, Człowiek jest kwiatem, kwitnie godzinę… Ziemia jest plamką na niebios przestrzeni… Cierpię… i tym się pocieszam, że zginę… I liczę chwilę… a każda mnie chwila O krok do ciszy i do snu przybliża… I cierpiąc czuję, że boleść wysila…44 .
Twórczość poetycką Józefa Ignacego Kraszewskiego intuicyjnie zapełniają zestawiane z romantyczną konwencją i egzystencją kategorie: pesymizm, samotność, permanentna nieprzystawalność wobec rzeczywistości, nieskończoność, orbita metafizyki, imaginacji poznającej byt, w których człowiek próbuje konkretyzować istnienie. Wyłania się z tej liryki kondycja jednostki skrajnie wyalienowanej, wyizolowanej, skazanej na oddziaływanie niszczącego wszystko czasu, bycia w rygorze przemijania i temporalnego niszczenia45. Autor Chorych dusz, stając się admiratorem zagadki temporalnej, obnaża ontologiczną samotność jednostki, ukazując rudymentarny diapazon doczesności – pesymizm. Kraszewski przy pomocy różnych figur i refleksów romantycznych (ruiny, horyzonty, głębiny, pustkowia, łzy, obrazy wody) wyraża wewnętrzne rytmy napięć, odczuwając – by rzec za Albertem Béguinem – „nieznośne ograniczenia czasu i przestrzeni, pokawałkowanie ludzkiej egzystencji”46 . Obecne u Kraszewskiego wymienione wyżej motywy, a także toposy:
Wenecja, późnym latem 2012 r.
Paweł Wojciechowski
{
„Jesteśmy lalki czasu i słabości”. Pesymizm Kraszewskiego
01≈
1. G.G. Byron, Manfred, przekł. J. Paszkowski [w:] Z pism Byrona, red. Juliusz Żuławski, Warszawa 1955, s. 394. 2. A. Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, t. I, przełożył, wstępem poprzedził i komentarzem opatrzył J. Garewicz, Warszawa 1994, s. 323. 3. K. Przerwa-Tetmajer, Wiersz ku uczczeniu pamięci J.I. Kraszewskiego [w:] Idem, Poezje, Kraków 1891, s. 10. 4. Z. Sudolski, Kraszewski poeta [w:] J.I. Kraszewski, Poezje wybrane, wybór i wstęp Z. Sudolski, współpraca U. Krzysiak, Warszawa 1988, s. 5. 5. K. Przerwa-Tetmajer, Wiersz ku uczczeniu pamięci J.I. Kraszewskiego, op. cit., s. 7. 6. P. Chmielowski, Spuścizna literacka Kraszewskiego [w:] Józef Ignacy Kraszewski, materiały zebrał i wstępem opatrzył W. Danek, Warszawa 1962, s. 244. 7. Ibidem, s. 245. 8. Ibidem, s. 244. 9. M. Strzyżewski, Romantyczna nieskończoność. Studium identyfikacji pojęcia, wstęp i opracowanie materiału ikonograficznego A. Markuszewska, Toruń 2010, s. 100. 10. Z. Sudolski, op. cit., s. 6. 11. Z. Przesmycki, Twórczość poetycka J.I. Kraszewskiego, [w:] Józef Ignacy Kraszewski, op. cit., s. 253. 12. J. Ławski, Bo na tym świecie Śmierć. Studia o czarnym romantyzmie, Gdańsk 2008, s. 122.13. C. Norwid, O muzyce, oprac. Wł. Stróżewski, Kraków 1997, s. 9 i następne. 14. M. Strzyżewski, op. cit., s. 108.15. J. Ławski, op. cit., s. 122. 16. M. Strzyżewski, op. cit., s. 100. 17. Z. Sudolski, op. cit., s. 8. 18. Ibidem, s. 10. 19. Ibidem. 20. J.I. Kraszewski, Słówko autora [w:] Idem, Poezje, wydanie drugie, t. I, Warszawa 1843, s. 2. 21. M. Bierdiajew, Rozważanie IV. Choroba czasu. Zmiana i wieczność [w:] Idem, Rozważania o egzystencji. Filozofia samotności i wspólnoty, przeł. H. Paprocki, Kęty 2002, s. 85. 22. G. Staniszewski, Podróże metafizyczne. Eseje o pesymizmie w literaturze romantycznej, Opole 2009, s. 93. 23. M. Strzyżewski, op. cit., s. 120. 24. J.I. Kraszewski,
odlotu, samotność w przyrodzie, łączenie stanów uczuciowych człowieka i przyrody, wybieranie nocy jako czasu dla wyobraźni i przeżyć podmiotu lirycznego i bohaterów, symbole kwiatów, […] włączenie przyrody w łańcuch przeżyć ludzkich w epitetach, metaforach czy porównaniach47,
inkorporowane są w romantyczną, nostalgiczną medytację nad wanitatywną perspektywą egzystencji, zagnieżdżając przyrodniczą topikę liryki autora Metamorfoz w schellin-
01≈
Literacje
& 95
„Jesteśmy lalki czasu i słabości”. Pesymizm Kraszewskiego 96
Poezje, op. cit., s. 3-6. Wszystkie cytowane w tekście fragmenty wierszy podaję z tego wydania z odpowiednią paginacją i tytułem liryku w nawiasie. 25. E. Lévinas, Całość i nieskończoność: esej o zewnętrzności, przeł. M. Kowalska, wstępem poprzedziła B. Skarga, przekł. przejrzał J. Migasiński, Warszawa 1998, s. 6. 26. R. Ingarden, Człowiek i czas [w:] Idem, Książeczka o człowieku, Kraków 1987, s. 45. 27. G. Staniszewski, op. cit., s. 95. 28. Uleganie wpływom byronizmu, sygnalizowali u Kraszewskiego: m.in. Zbigniew Sudolski, Zenon Przesmycki, Grzegorz Staniszewski, Mirosław Strzyżewski, por. teksty wskazanych autorów w mojej analizie. 29. G. Staniszewski, op. cit., s. 9395. 30. Ibidem, s. 104. 31. G. G. Byron, Manfred, przeł. J. Paszkowski [w:] Z pism Byrona…, op. cit., s. 394. W kontekście poruszonej tu problematyki temporalnej przytoczę kwestię Manfreda – w przekładzie Michała Chodźki. W akcie pierwszym, w scenie drugiej Manfred wyznaje: „Wieczność!... idzie rok za rokiem, / Aż podobny tym sosnom zeschnę i zbieleję, / Jednej zimy zniszczonych powiewem straszliwym, / Zwiędną zielone liście, resztę wiatr rozwieje… / Cóż po życiu którego wyrobem prawdziwym, / Rzeczywistym jest ciągły postęp ku grobowi!...” (s. 25); natomiast w akcie drugim, w scenie drugiej Manfred uwiadamia: „(…) Ja cudzoziemiec na tym pustym świecie, / Jakkolwiek nędzną formą człowieka odziany, (…)” (s. 39) oraz „Igrzysko czasu i strachu narzędzie / Człowieku! ku grobowi wiesz, że cię nachyla / Każda chwila; (…)”, przytoczone fragmenty – z odpowiadającą im paginacją podaną w nawiasie po przywołaniu – pochodzą z wydania: G.G. Byron, Manfred: poema dramatyczne, przekład wolny przez M. Chodźkę, Paryż, b. d. [w:] CBN/www.polona.pl. 32. J.I. Kraszewski, Wioska: sielanka, Warszawa 1859, s. 43. 33. T. Budrewicz, „Trawka Hioba”(Glosa do Kraszewskiego), „Wiek XIX”. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Warszawa Rok II(XLIV) 2009, s. 60-61. 34. Ibidem, s. 60. 35. G. Poulet, Rozważania o czasie ludzkim [w:] Idem, Metamorfozy czasu. Szkice krytyczne, wybór J. Błońskiego i M. Głowińskiego, przedmowa J. Błońskiego, przełożyli: W. Błońska, D. Eska, A. Siemek, A. Stepnowski, P. Taranczewski, Warszawa 1977, s. 34. 36. Por. konstatację M. Bierdiajewa: „Dualizm czasu, jego podwójny sens, wiąże się dla ludzkiego istnienia z tym, że czas jest efektem nowej twórczości, której jeszcze nie było, a równocześnie jest owocem rozdarcia, utraty integralności, troski i lęku” (M. Bierdiajew, op. cit., s. 72). 37. Ibidem, s. 40. 38. Ibidem, s. 55. 39. Ibidem, s. 71. 40. O dostrzeganiu w codzienności formuły choroby ostatnio pisała zajmująco Ewa Ihnatowicz w swojej książce: Proza Kraszewskiego. Codzienność, Warszawa 2011, s. 32 i n. 41. Vide: P. Śniedziewski, Melancholijne spojrzenie, Kraków 2011, s. 61. 42. Ibidem, s. 86. 43. Ibidem, s. 74. Mikołaj Bierdiajew wyjaśnia, na czym polega patologia czasu w sposób następujący: „Na niemożliwości przeżycia pełni i radości teraźniejszości jako osiągniętej wieczności, na niemożliwości w tej chwili teraźniejszości, nawet najbardziej pełnej i radosnej, wyzwolenia się z trucizny przeszłości i przyszłości, z tęsknoty za przeszłością i z lęku przed przyszłością. Radość chwili nie jest przeżywana jako pełnia wieczności, zawsze jest w niej trucizna szybko przemijającego czasu. Chwila jako część przemijającego czasu niesie w sobie całe rozbicie, całą mękę czasu, wieczny podział na przeszłość i przyszłość. Jedynie chwila jako dotkniecie wieczności ma inną jakość. Głęboka melancholia tkwi w myśli, że wszystko jest przemijające. Myśl o przeszłości i myśl o przyszłości jest melancholijna. Nie można myśleć o przyszłości bez melancholii, a nawet bez przerażenia. Melancholia i przerażenie pojawiają się nie w refleksji na temat przyszłości, a wyłącznie w twórczej aktywności teraźniejszości, kiedy przyszłość ujawnia się nie jako fatum i nie jako determinacja. Realizujemy swój los, realizujemy pełnię osoby w czasie i nienawidzimy czasu jako rozdarcia i śmierci”. 44. J. I. Kraszewski, Śmierć [w:] Idem, Poezje wybrane, wybór i wstęp Z. Sudolski, op. cit., s. 112. 45. Por. M. Janion, Gorączka romantyczna, Gdańsk 2007, s. 60 i n. 46. A. Béguin, Dusza romantyczna i marzenie senne. Esej o romantyzmie niemieckim i poezji francuskiej, z francuskiego przełożył T. Stróżyński, Gdańsk 2011, s. 68. 47. E. Zarych, Romantycy, myśliciele, inspiratorzy. Badania nad wpływem filozofii niemieckiej – od Kanta do Hegla – na literaturę polskiego romantyzmu, Gdańsk 2010, s. 107-108. 48. E. Zarych, Schellingiańskie motywy przyrodnicze [w:] Eadem, Romantycy, myśliciele, inspiratorzy, op. cit. s. 106-119. Oddziaływanie filozofii Schellinga na literaturę romantyczną i sam romantyzm – głównie wpływ jego poglądów na wizję natury jest bezsprzeczne, co doskonale udowodniła E. Zarych w swojej zajmującej publikacji – vide: przypis 43. 49. A. Béguin, op. cit., s. 179. 50. M. Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, t. I. W stronę Swanna, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1956, s. 27.
& Literacje
feniksa & Portret
Hubert Sosnowski
İ
bo
Paweł Wojciechowski, doktor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, poeta, autor książki Logos, byt, harmonia. Antoniego Langego czytanie kultury (Lublin 2010) oraz publikacji naukowych z zakresu literatury i kultury II połowy XIX wieku. W latach: 1998-2002 był stypendystą Fundacji im. Stefana Batorego w Warszawie. Interesuje się teatrem, muzyką, fotografią.
Dziki, szaleńczy bieg po starym zamczysku nie służył zdrowiu. Nie gwarantowały go też kule, które wściekle siekły seriami po kamiennych ścianach. Taki zawód. Wpadał w coraz niższe kondygnacje. Coraz cięższym krokiem wzbijał tumany kurzu w komnatach zapomnianych przez Boga i ludzi. Szlag mnie zaraz trafi przez ten cholerny tubus, powtarzał.
Faktycznie, pojemnik ze zwiniętym portretem feniksa w środku obijał plecy rytmicznie, niczym serie z Kałasznikowa. Zbiegając po krętych schodach obiecywał sobie jedno. Nigdy, nigdy więcej. Powtarzał to za każdym razem, od trzydziestu lat. Czuł jak pot zrasza siwe włosy pod kapeluszem. Oddech przyspieszył, serce uderzało jak tam-tamy. Awanturnik dotknął kolby rewolweru. Zimny metal przywracał tylko odrobinę nadziei, a łomotanie ciężkich wojskowych buciorów zbliżało się nieubłaganie. W płucach Awanturnika zagościło samo piekło. Wpadł do olbrzymiej sali podłużnymi stołami, gdzie każdy krok odbijał się dudniącym echem. Pomieszczenie rodem z marzeń o tajemnych stowarzyszeniach. Zerknął na ściany, westchnął: - Nawet tu mają cholerne gobeliny. Ściął drogę, skacząc przez stoły. Przy kolejnym odbiciu zahaczył stopą o krawędź blatu. Upadł z ciężkim łoskotem. Otrząsnął się. Przy wstawaniu poczuł ból w nodze. Z lewym kolanem coś nie grało. Sklął się w myślach za niezdarność, lecz czasu starczyło tylko na to. Ruszył dalej. Co jakiś czas utykał. Niedobrze. Rosyjskie przekleństwa dochodziły z całkiem bliska. Do smrodu stęchlizny dołączyła paskudna wilgoć. W miarę biegu pierwsze ustępowało drugiemu, aż w końcu Awanturnik zaczął słyszeć narastający szum. Woda! Strumień, rzeka, kanał, cokolwiek. To rodziło nowe możliwości. I niebezpieczeństwa. Norma. Resztę lochów przekuśtykał obserwowany przez szkielety spoczywające pod ścianami. Obawiał się, że klekot spadających kości ściągnie. Podczas skoku prawie wpadł do wody. Rwącej i gwałtownej. Wymachując rękami, złapał równowagę. Przy brze-
01≈
Literacje
& 97
01≈ gu cumowało kilka łódek, które trzymały się w jednym kawałku tylko na słowo honoru. Zasiadł ostrożnie w zmurszałej łupinie. Na dnie stuknął kawałek drewna, który okazał się namiastką wiosła. Awanturnik wyciągnął rewolwer, odbezpieczył i przestrzelił sznur. Pomknął z prądem. Na rozwidleniu skręcił w lewo. Nie miał czasu na rozważanie, czy to aby na pewno dobra droga – jak zwykle. Tunel rozjaśniała zielonkawa poświata pochodząca nie wiadomo skąd. Awanturnik spojrzał za siebie, wiedziony impulsem. Z ciemności wypłynęła podłużna łódź o zadartym dziobie, zwieńczonym czaszką. Na rufie stał smukły, wysoki mężczyzna w szacie podobnej do habitu. Wiosłował powolnymi ruchami, lecz nadciągał niespodziewanie szybko. Gdy zrównał się z Awanturnikiem, ten spostrzegł, że na dziobie spoczywa ciało w radzieckim mundurze. Potem przeniósł spojrzenie na siwobrodego mężczyznę. Omal nie utonął w oczach, których chłodu nie powinien poznać nikt z żyjących. W ręku błyskał mu srebrny drobiazg. Czyżby... - Obol – odezwał się starzec. – Jak ja dawno tego nie robiłem. A ten miał pecha, poślizgnął się tam, gdzie ty zawsze sobie radzisz. Awanturnik siedział z otwartymi ustami. Widział już różne rzeczy, nawet dowody na istnienie Boga, lecz każda taka nowość budziła wątpliwości. Zawsze. - Ale... - Och, nie, dziś nie przybyłem po ciebie. Chociaż... – Pauza nie przestraszyła Awanturnika tak jak powinna. Starzec westchnął zawiedziony. – Chociaż, znając ciebie, łobuzie, nie będę narzekał na brak zajęcia. I wyprzedził poszukiwacza przygód. Ot, tak sobie. Awanturnik zamrugał, po czym rozejrzał się wokół. Cała reszta świata działała jak trzeba. Znów słyszał Rosjan. I coś jeszcze. Niepokojący, ryczący plusk zbliżał się z podejrzaną szybkością, a nurt przybierał na sile. Powietrze też jakby stało się świeże i rześkie. W normalnych warunkach ucieszyłby się, lecz teraz zwiastowało to dalsze komplikacje. Za następnym zakrętem znalazł potwierdzenie obaw. Kanał urywał się nagle, ustępując miejsca pięknemu krajobrazowi. Las położony daleko w dole. I szum spływu zastąpił ryk wodospadu. Nie zawracał łódki. Lepszy wodo-
98
& Literacje
spad niż gniew „towarzyszy” o myślach czerwonych jak cegła. Miał wrażenie, że w locie z wysokości ściga go przeciągłe: - Jooob twooooojuuuuu!... Ostatnim, co poczuł, było gwałtowne szarpnięcie. Najpierw światło zakłuło w oczy, potem... Potem poczuł się dobrze. Lekko. Prawie jak dawniej. Zniknął ból w kolanie. Awanturnik siedział twarzą do okna, wystawiony na promienie słońca grzejącego wesoło. Wstał z głębokiego fotela, w którym z chęcią by utonął. Więziono go w przestrzennej, okrągłej komnacie przypominającej salę muzeum. Zaraz, więziono?!... Wyjrzał za oparcie fotela – drzwi stały otworem. Skoro tak... miał czas. - Starzeję się – powiedział cicho. – Jak ja nie cierpię się starzeć. Omiótł wzrokiem pomieszczenie. Na ścianie wisiały portrety, o których nigdy nie słyszał. Rzecz tym dziwniejsza, że część malowideł oddawała rzeczywistość lepiej niż niedoskonałe zdjęcia. Pierwszy z brzegu przedstawiał wystrojonego jak papuga, śniadolicego pirata o szelmowskim uśmiechu. Dalej wisiał obraz dziwnego, srebrzystego szkieletu. Inne dzieła przedstawiały równie nietuzinkowe osobistości. Jedno nie ulegało wątpliwości. Wszystkie postaci wyszły spod pędzla tego samego, bardzo utalentowanego artysty. Wyglądały jak żywe. Kilka twarzy wydało się znajomych. Na środku sali stał posąg herosa z naprężonymi muskułami. Wyszedł na korytarz, którego ściany wypełniały szkice godne Da Vinciego. Za następnymi drzwiami trafił na spiralne schody. Ruszył w górę. Następne piętro służyło jako kuchnia i jadalnia. Wszedł do pomieszczenia urządzonego jak sala w cichej, sympatycznej kawiarni na przedmieściach. Wszystko spowijał lekko korzenny zapach, a tłumione światło i delikatny jazz z gramofonu zachęcały, by się rozgościć. Był sam, lecz wszystko nosiło ślady niedawnego użytkowania. Awanturnik już chciał usiąść, gdy dostrzegł dziwne urządzenie na stoliku w odległym rogu. Zżerała go ciekawość, ale najpierw musiał coś sprawdzić. Pchnął uchyloną okiennicę i wyjrzał na zewnątrz. Dobre
- Oczyw... Co?! Starszy pan pyknął kilka razy z fajki, uśmiechając się jak dobrotliwy twórca zabawek. - Czasem nawet ty ulegasz zaskoczeniu. Tak, przyleciałeś na skrzydłach ptaka, i to nie byle jakiego. - Spitfire’a? – Wypalił Awanturnik. - Feniksa. - Bardzo zabawne. O co tu chodzi, po diabła ten cały cyrk? Awanturnik słyszał, że KGB dysponuje niesamowitymi metodami manipulacji, ale nie wierzył. Do dziś. - Uratował cię mityczny ptak, także moje dzieło - Także? – Postanowił grać na zasadach dziwnego człowieka, dopóki nie dojdzie, gdzie tkwi pułapka i czego od niego chcą. - Mógłbyś chociaż raz z góry założyć, że to zjawisko nadprzyrodzone, a nie zagrywka twoich wrogów. Zrób to dla mnie, proszę. Wybił poszukiwaczowi przygód broń z ręki, ale to nie oznaczało kapitulacji. Nigdy i nigdzie. - Spróbuję – wycedził. - Dobrze. Chodź. Schody kończyły się przy solidnych dębowych drzwiach ze stalowymi okuciami. Gospodarz wyjął stary mosiężny klucz i wsadził w nieco zaśniedziały zamek, przekręcił ze zgrzytem. Drzwi ustąpiły z lekkością. Awanturnik puścił towarzysza przodem. Trafił do obszernego pokoju. Wszędzie stały przedmioty świadczące o artystycznych zamiłowaniach właściciela. Poustawiane rzędem sztalugi sąsiadowały z ramami i czystymi, gotowymi do użytku płótnami. W powietrzu mieszały się zapachy farb różnego typu. Awanturnik podszedł do gabloty, gdzie znalazł wszelkie narzędzia kreślarskie i malarskie, o jakich słyszał. Pracownia fachowca, mistrza. Nagle spojrzał na ścianę po drugiej stronie pokoju. Czysta, wolna od plam farby, zajęta przez jeden Obraz. - O jasna cholera. W prostych ramach zobaczył swoją twarz. Wyglądał na młodszego o jakieś dwadzieścia-trzydzieści lat, jednak żaden szczegół nie pozostawiał wątpliwości. Nie przypominał sobie, by komukolwiek pozował. - Piękny, prawda? – W pytaniu gospodarza
sto metrów niżej spienione fale uderzały o klif. Zerknął w górę. Głowy nie dał, ale szczyt wieży, w której przebywał, wieńczyła lampa latarni morskiej. Coraz ciekawiej. Drugi kontakt z wodą może nie skończyć się tak pomyślnie, jak ostatni. Z dołu szczerzyły się poszarpane skały, co raz to omywane wodą. Szybko pozbył się myśli o skoku na główkę. Podszedł do urządzenia. Na pierwszy rzut oka wyglądało jak neseser. Jednak pionowa część była mrygającym ekranem, zaś pozioma okazała się płaską klawiaturą przeznaczoną do pisania. Wokół rozrzucono rozmaite papiery i książki. - Niezbyt romantyczne – odezwał się ktoś za plecami Awanturnika – ale bardziej funkcjonalne niż maszyna do pisania. Odwrócił się i zobaczył dziarskiego mężczyznę, na oko swego równolatka. Siwe skronie, mlecznobiała, puszysta broda, błyszczące wesołością oczy. Wyglądał jak skrzyżowanie Wiecznie Młodego Wuja, bohatera rodzinnych plotek, i Wielkiego Pisarza Amerykańskiego. W rękach trzymał tackę z czajnikiem i dwiema filiżankami. Wokół rozchodził się aromat świeżo parzonej, mocnej kawy. - Usiądźmy – zaproponował nieznajomy. Wybrali tamten stolik przy oknie. – Czekałem na ciebie, chłopcze. - Wyglądasz na rówieśnika. - Och, oczywiście, lecz dla mnie zawsze będziesz chłopcem. - Mówisz jak mój ojciec. - Ha, ojciec. Można tak powiedzieć. Daruj to świadczące o poczuciu wyższości „chłopcze”, lecz jednak dzieli nas ładnych parę lat doświadczenia. - Jasne. Milczeli przez chwilę. - Zapewne ciśnie ci się na usta wiele pytań... - Nie, skąd. - ...Na przykład, gdzie podział się pewien niezwykle ważny przedmiot. Cholera. - Więc... - Jak myślisz – uśmiechnął się gospodarz, nabijając fajkę, którą wyciągnął nie wiadomo skąd – jak tu trafiłeś? - Pewnie i tak zaraz mi powiesz. – Skrzywił się Awanturnik, lecz czuł się zbity z tropu. - Oczywiście. Na skrzydłach ptaka.
01≈
Literacje
& 99
Portret feniksa 100
01≈ przebrzmiewała nuta dumy ze szczególnie udanego dzieła. - Kim ty właściwie jesteś? - Nie wiesz? Portrecistą. - Tego się domyśliłem. Ale skąd, do diabła, masz mój wizerunek. I jakim cudem odwzorowałeś wszystko w najdrobniejszych szczegółach? - Mógłbym podać z milion racjonalnych odpowiedzi. Ty jednak zawsze szukałeś prawdy i faktów, czyż nie? Oto prawda: ja cię stworzyłem. - Tracę cierpliwość. To wariat, w dodatku jest za stary, żeby go obić. I nie ma którędy uciekać. Portrecista westchnął: - Takich jak ty zawsze ciężko przekonać. Nie uwierzą, póki nie zobaczą Zrobił pauzę, by rozejrzeć się po pokoju. Zatrzymał wzrok na małej walizce pozostawionej w kącie, by porastała kurzem. Uśmiechnął się tajemniczo. - Od pewnego czasu czujesz się dziwnie, prawda? - Co?... - Nuży cię to wszystko. Pościgi, strzelaniny, bijatyki, zadymy, penetrowanie podziemi... Potem znowu bijatyka, pościg i tak w kółko. W dodatku gryzie cię sumienie odkrywcy. Dawno nie walczyłeś o coś naprawdę ważnego. Minęły czasy, kiedy bez namysłu rzucałeś się w wir wydarzeń. A kiedyś... Dobrze było, nie? Awanturnik stał w milczeniu. Grymas twarzy świadczył o mieszance niedowierzania z osłupieniem. Przez chwilę chciał krzyknąć „tak, tak właśnie jest!”, jednak zaraz potem dodałby: „ale co ci do tego?”. - Powiem ci, co się stało. To wszystko zwątpienie. I zmęczenie. Nie starość, więc tłumaczenie wszystkiego zgryźliwym „starzeję się” jest nie na miejscu. Ty nigdy nie zaznasz prawdziwej starości. Nigdy też nie umrzesz naprawdę. Poszukiwacz przygód zaczął odzyskiwać rezon. - Tak, wiem, niebo i te sprawy. - To nie kwestia Boga, choć ma coś wspólnego z wiarą... – Puścił kółko dymu, które powoli rozszerzało się, sunąć w górę. – Lecz to nie problem twojej wiary, a tego, kto wierzy w ciebie. Umilkł na chwilę. - Dalsza rozmowa nie ma sensu... - O, tak?
& Literacje
- ...Dopóki ci czegoś nie pokażę. Podeszli do kąta, gdzie leżała walizeczka. Po otwarciu okazała się urządzeniem podobnym do tego z kawiarni. Gospodarz cisnął przycisk obok reszty klawiatury i na czarnym ekranie zaczęły migotać białe litery. - Nie jest to najnowszy model, więc chwilę poczekamy. Bardzo sprytna maszynka. Można dzięki niej pisać, wysyłać potężne fragmenty tekstu, słuchać muzyki i robić masę innych rzeczy. Pięćdziesiąt lat od chwili, z której cię zabrałem, wejdzie do powszechnego użytku. Ktoś inny pewnie by skakał z radości, że może oglądać cud techniki, lecz Awanturnik spoglądał na urządzenie z pewną obawą. Coś mu podpowiadało, że przyniesie tyle samo pożytku, co szkody. I zabije urok niektórych spraw. - Nie lubię tego cholerstwa, ale bywa przydatne – rzekł Portrecista, jak gdyby odgadł myśli gościa. – Czasem. O, jest – mruknął, zwracając głowę w stronę monitora. Kliknął kilka razy, przesunął strzałką po ekranie i powiedział: - Popatrz teraz. Oczom awanturnika ukazał się... film. Nie taki, jakie widział w kinie, gdzie dopiero eksperymentowano z kolorami. Obraz prezentował jakość, z jaką wcześniej się nie spotkał, a dźwięk brzmiał cudownie czysto. I nagle zrozumiał, ze ogląda urywki swojego życia. Bardzo spektakularne, wybuchowe i niebezpieczne. Portrecista przewinął film do napisów końcowych, przejeżdżając strzałką po jakimś suwaku. Okazało się, że Awanturnika gra bliźniaczo podobny aktor, tak jak w przypadku przyjaciół. Poza tym zgadzało się wszystko, co do najmniejszego kamyczka w tle. Cofnął się o kilka kroków. - Załóżmy przez chwilę, że żaden z nas nie oszalał. Załóżmy nawet, że ci wierzę. I tak masz jeszcze sporo do wyjaśnienia. Na przykład... Co to ma wszystko, do cholery, znaczyć?! Czy ty sugerujesz, że jestem zmyślony?! - Tak. - Przecież to absurd. Na twarzy Portrecisty pojawił się uśmiech inny niż poprzednie. Uśmiech cierpliwego nauczyciela, który kładzie wiedzę do głowy średnio rozgarniętego ucznia. - Przekroczyłeś sześćdziesiątkę, a ruszasz się i żyjesz jak czterdziestolatek. A, i to, gdy masz gorsze dni.
rzeczy, których pewnie się domyślasz. Ostatnio pokazano ludziom twoje kolejne perypetie. Przyjęto je chłodno, zwłaszcza wśród krytyków. To jest twój cierń. Ja zaś sprowadziłem cię, swoje ukochane dziecię, by ten cierń wyrwać. By dać ci nadzieję i zwrócić błysk w oku. Otrzymasz to wszystko, kiedy opuścisz wieżę. Niedługo. Chodźmy na górę.
- To się zdarza, kwestia genów – burknął Awanturnik. - Ale czy spotkałeś kogoś, kto wpakował się w te wszystkie awantury i dożył czasu, w którym może spodziewać się wnucząt? Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego przeżyłeś huraganowy ogień z raptem paroma draśnięciami? - Czasami... – Zaczął niepewnie. -Właśnie! Bo jesteś wymyślony i nie pochodzisz z szarej rzeczywistości. Nigdy nie trafisz do domu starców, ani garb nie przygnie cię do ziemi. Za to na swej drodze możesz spotkać perskiego księcia, Ufo, pirata i cokolwiek ci przyjdzie do głowy. Awanturnik klapnął na podłogę i złapał się za głowę. - Jestem... fikcją. - Tak, jesteś fikcją. A jednocześnie żyjesz. - Nie rozumiem. - Żyjesz, bo ożywiło cię uwielbienie. Stałeś się żywy i podziwiany w sercach wielu milionów ludzi na całym świecie. Osiągnąłeś więcej niż jakiś szaraczek z tak zwanej rzeczywistości. - Czym więc jestem? Ideą czy materią? Ideałem czy cieniem na ścianie, produktem? Portrecista parsknął, wyraźnie zniecierpliwiony. - Widzę zgubne skutki złych lektur. Idea i materia... nie mogą istnieć bez siebie nawzajem. Idea nadaje materii sens, materia idei formę i użyteczność. Gdy którejś połówki zabraknie, pozostaje pusta skorupa lub stek górnolotnych dyrdymałów. Nie czytaj filozofów. Większość z nich to inteligentni idioci, którzy nie zrozumieli tego, co im zesłałem. Zostawmy to zresztą, szkoda na nieszczęśników dnia. - Czyli jestem tylko... - Na Boga! – Wybuchnął. – Weź się, człowieku, w garść. Oddychasz, myślisz, czujesz... A więc żyjesz!. Jesteś żywy. Na trochę innej płaszczyźnie, z innym nastawieniem... ale istniejesz naprawdę. I tego się trzymasz. Przez chwilę obu mężczyznom zabrakło słów. Cisza gęstniała nieprzyjemnie, szarpała nerwy Awanturnika ponad miarę, więc zapytał: - Po co mnie tu ściągnąłeś? Żeby dać oświecenie? - Z powodu... twojego zwątpienia w ostatnich latach. Jesteś ludziom potrzebny. Twoje przygody odprężają, pokazują, że powinno się być wszechstronnym. Dają też kilka innych
Stali na szczycie, pod gołym niebem. Za plecami mieli zgaszoną latarnię. Morskie powietrze koiło płuca i duszę, a odległy wrzask mew dziwnie uspokajał. - Kiedy stąd odpłyniesz nie będziesz pamiętał tej rozmowy, pozostanie tylko ulotne wrażenie i poczucie... świeżości, sensu. Nie uda się to jednak do końca, póki nie zaspokoję twojej ciekawości. Pytaj więc. Awanturnik popatrzył w bezkres oceanu. - Taka okazja już się nie powtórzy... – mruknął do siebie. - Dobrze. Gdzie jesteśmy? - Wszędzie i nigdzie. Taka samotnia poza światem, którą mogę dowolne kształtować. - A te portrety? Czy wszystkie, tak jak ja... - Są jakąś postacią z wyobraźni? Tak, wszystkie. Jednak ja daję tylko pomysły i podsuwam je odpowiednim ludziom. Czasem się mylę. – Spuścił wzrok. – W każdym razie to ci, którzy sprezentowali was ludziom, nadają ostateczny kształt i rys osobowości. Reszta należy do was. To wszystko się przenika... Moje pomysły, wyobraźnia widza, kreacja twórców. Wszystkie oddziałują na siebie wzajemnie w sposób, którego nawet ja nie do końca pojmuję. Nie kontroluję twórczych umysłów, czasem nawet sami coś wymyślą. Choć, nieskromnie przyznam, że najciekawsi bohaterowie to moje dzieło. Mimo wszystko jestem tylko człowiekiem. - Jak to? - Zwyczajnie. Zamyślił się. Wysypał spopielony tytoń za mur odgradzający od przestrzeni pod nimi i podjął: - Widzisz, najpierw Bóg sam chciał tworzyć pomysły. Dostrzegł jednak, że jako pierwszy człowiek na ziemi maluję. Na ścianie. Tworzę coś z niczego. Postanowił nagrodzić mnie i powierzył funkcję, którą pełnię do dziś. Jestem Pomysłodawcą – i Konserwatorem was wszystkich. Dzięki portretom przetrwacie nawet jeśli popadniecie w tymczasowe zapomnienie.
01≈
Literacje
& 101
Portret feniksa
- Mówiłeś o pierwszym malowidle. – W Awanturniku odezwał się naukowiec. – Ale to było tysiące lat temu! Zupełnie inaczej byś wyglądał. Portrecista poweselał. - Tak, to prawda, chłopcze. Ewoluuję wraz z ludźmi. Choć, trzeba przyznać, obecna forma najbardziej mi odpowiada i wolałbym nie przeistaczać się kiedyś w homo superior. Bez względu na to, jakie cuda przygotowuje nam ewolucja. Wybacz staremu człowiekowi gadulstwo, ale rzadko mnie ktoś odwiedza, a na przestrzeni wieków uzbierało się trochę do opowiedzenia. Awanturnik zaprzeczył ruchem głowy. - Nie, w porządku, to było... – szukał odpowiedniego słowa – inne. - Można to i tak nazwać. Myślę, że na ciebie już pora. Zejdźmy na kładkę, który szumnie zwę przystanią. Wyjście z wieży prowadziło na solidny drewniany pomost, przy którym cumowała podłużna łódź. Przy linie uwijał się Przewoźnik. Awanturnik nie był przesadnie zdziwiony. - Wybacz mi – zaczął Portrecista - że go wysłałem na samym początku, ale musiałem cię jakoś wprowadzić w sytuację niecodzienną nawet dla kogoś ulepionego z twardszej gliny.. Po jakimś czasie wyjaśnił: - Od kiedy chrześcijaństwo zaczęło walczyć o monopol, stracił pracę. I wielu znajomych. Poszukiwacz wskoczył całkiem zgrabnie do łodzi. - Zaraz... Tubus z obrazem. - Nie przejmuj się tym, będzie we właściwym miejscu. - To jak, gotowy? – Wtrącił Przewoźnik. - Gotowy. Dziękują wam. Gospodarz uśmiechnął się serdecznie do odpływających. Wtedy Awanturnikowi przyszło coś do głowy. - Portrecisto, jaka jest tajemnica portretu feniksa? - Do tego, chłopcze, musisz dojść sam – odparł powoli oddalający się wraz z pomostem starszy mężczyzna. – Cokolwiek by się nie działo, przygoda musi trwać. Ocknął się na brzegu. Był mokry od stóp do głów. Potrząsnął tubusem w nadziei, że do środka nie dostała się ani kropla wody. Gdy z ulgą stwierdził, że wszystko w porządku, zdał sobie sprawę, iż wiatr mierzwi siwe włosy na głowie. Rozejrzał się po wąskim paśmie plaży. Nagle piaskiem zamiótł silniejszy podmuch powietrza. Kapelusz spoczął koło stóp Awanturnika. Mężczyzna wziął go, otrzepał i założył z ulgą. Z drugiego brzegu słyszał Rosjan. Uśmiechnął się jak dawniej i ruszył w gąszcz ciągnący się wzdłuż brzegu rzeki. Miał plan, jak zgubić drani. Przynajmniej na jakiś czas.
{
Hubert Sosnowski
102
& Literacje
Trzy incipity
ep(ope)iczne
İ
bo
Hubert Sosonowski, rocznik ‚91; zodiakalny Bliźniak. Jak przystało na przedstawiciela tego znaku potrafi lawirować między beztroskim lenistwem, a szaleńczym tempem życia. Pomiędzy tymi skrajnościami znajduje czas na pisanie. Studiuje Kulturoznawstwo na Uniwersytecie w Białymstoku. Miłośnik książek, muzyki i kina (zwłaszcza kopanego) z lat 80’. Debiutował ciepło przyjętą Drugą stroną marzeń, opowiadaniem zamieszczonym w 57 numerze „Science Fiction Fantasy i Horror”. Nakładem tego miesięcznika ukazała się również historia fantasy pod tytułem Za garść piachu. Publikował również w serwisach www.kawerna.pl oraz szortal. com.
Kraszewski – Żeromski – Gołubiew
&
Niecodziennie w całej rozciągłości uświadamiamy sobie, że żyjemy jednocześnie w czasie teraźniejszym i przeszłym (czy nawet - jak się okaże – zaprzeszłym), albowiem słowa swą alchemiczną mocą raz ukrywają, a innym razem odkrywają – w chwilach semantycznych olśnień bądź natchnionych epifanij – nasze najgłębsze egzystencjalne korzenie lub splątane kłącza.
Jerzy Paszek
Sam bardzo długo nie zauważałem przedziwnego faktu, że mieszkając na LESISKU (do roku 1945, gdy katiusze rozbiły mój rodzinny dom), a potem w PORĘBACH (działo się to w Czechowicach i Dziedzicach, które dopiero w roku 1951 zrosły się w Czechowice-Dziedzice) – byłem właściwie na miejscu z początkowych stronic Puszczy Antoniego Gołubiewa (czyli w pierwszym tomie sześcioksięgu pt. Bolesław Chrobry): Lesisko, czyli prastara knieja, dzięki uporczywej pracy ludzi stawało się Porębami, to znaczy terenem wykarczowanym (Gołubiew używa tu staropolskiej nazwy „łaz”), gotowym do uprawy ziemi czy zabudowywania. To nieoczekiwane odkrycie sensu nazw onomastycznych rodzinnych stron utrwaliłem w sonecie, w którym LESISKO – anagramowo! – „sielsko pachnie niby kadzielnice”1.
Był las – nie było nas Zapewne podobne przemyślenia kierowały przedstawianymi pisarzami, gdy chcieli przybliżyć czytelnikom ojczystą przeszłość czy bajeczne czasy piastowskie, tak pięknie ujęte w oktawach Króla-Ducha przez Juliusza Słowackiego. Wracali – śladem innego wieszcza – do puszczy jako mitycznego matecznika, w którym z wielką nieśmiałością tylko i ze strachem pojawia się człowiek. Przykładowo, Wacław Berent w reportażu z odwiedzin Puszczy Białowieskiej odnotował w roku 1896 swoje wrażenia w stylu nieco schopenhauerowskim: „Zgubiłem siebie w przestrzeni i nie wiem, czy na dół patrzę, czy w górę spoglądam, jaki kącik w tym obszarze zajmuję, gdzie i czym jestem, czy to, co mi w tej chwili dokucza, moją jest dolegliwością, czy też bólem całego otoczenia, drobną cząstką smętku, który wchłonąłem w siebie z tego grobu monotonii”2. Strach mieszkańców przedborza czy podlesia najzwięźlej ujmuje Gołubiew w incipicie swojej gigantycznej epopei: „Ludzie jakowyś od LASU!... Lu-dzieee!...”3. Okazuje się, że sama w sobie knieja jest groźna, ale jeszcze bardziej niebezpiecz-
01≈
Literacje
& 103
Trzy incipity ep(ope)iczne Kraszewski – Żeromski – Gołubiew
01≈ ny może być człowiek! O żywiole puszczańskim Gołubiew powiada: „Dalej połyskiwała rzeka, za nią czerniała puszcza – obca, groźna, od wieka niełaskawa człowiekowi” (G11); „Puszcza wołała głosami tajemnicy i lęku” (G 22); „Dzieciństwo biegło w cieniu puszczy, żyło jej tchnieniem, jej grozą, jej powabem. Nocą przysuwały się strachy, sny dusiły, usta same zaczynały krzyczeć – w mrok, w ciemność, skoro matkom nie zawsze chciało się ognia rozniecać” (G 22-23); „Puszcza szła na wsze strony, gdzie słońce wschodzi i zapada, kędy noc się zaczyna i gdzie blady miesiąc tonie w gęstwinie drzew” (G 24). Biblijna fraza (z Psalmu 112 w tłumaczeniu Franciszka Karpińskiego) „gdzie słońce wschodzi i zapada”, znana też z dorobku poetyckiego Czesława Miłosza (jego tom wydany w roku 1974 nosi tytuł Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada), zderza się z początkiem następnego zdania, w którym pojawiają się pogańskie „ogromne święte dęby”, stanowiąc zapowiedź naczelnego tematu epopei – chrystianizacji narodu. Wiąże się to wszystko z „księdzem” (księciem) Mieszką, który – jako „namiętne zwierzę puszczy” – „przygarnął łapczywie Dobrawę” (G 24). W roku 967 urodził się w domu „księdza” Bolesław, który po 25 latach, już jako książę, „Utkwił oczy w daleką, granatową puszczę, gnał ku własnemu przeznaczeniu” (G 432). Ten impresjonistyczny kolor kniei przypomina opisy Stefana Żeromskiego „ciemnych, granatowych regli, niezmiernymi lasami sosny nadmorskiej okrytych, kraju Guipuzcoa” w Popiołach4. Gdy natomiast Gołubiew pisze, że „oddychali Śliźnie STARĄ BAŚNIĄ długo jeszcze, kiedy już o niejednym zabaczyli” (G 17), to pewnie żywi nadzieję, że czytelnik przypomni sobie pierwsze stronice najpopularniejszej powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego, ukończonej 1 stycznia 1876 roku w Dreźnie: „Poranek wiosenny świtał nad czarną LASÓW ławą, otaczającą widnokrąg dokoła. […] z dala ozwała się poranna MUZYKA LASÓW. […] Każde drzewo grało inaczej, a ucho mieszkańca PUSZCZ rozeznać mogło szmer brzozy z listki młodymi, drżenie osiczyn bojaźliwe, skrzypienie dębów suchych, szum sosen i żałośliwe jodeł szelesty. Szedł wiater, stąpając po wierzchołkach PUSZCZY i głośniej coraz odpowiadały mu BORY, coraz bliżej, silniej coraz MUZYKA grała pieśń poranną”5.
Silviludia poetica 104
& Literacje
Ten incipit Starej baśni, rozszerzony nieco w moim przytoczeniu, wpłynął niewątpliwie na pierwsze zdania Popiołów (nb. bliska znajoma Żeromskiego, bohaterka słynnej Siłaczki, Faustyna Morzycka, była autorką przeróbki dla ludu tej powieści Kraszewskiego w edycjach z lat 1886, 1899 i 1903)6, które brzmią następująco: „Ogary poszły w LAS. Echo ich grania słabło coraz bardziej, aż wreszcie utonęło w milczeniu leśnym. […] Ale oto z krańców leśnych wypłynął gnuśny powiew […] długo wstrzymywanego oddechu PUSZCZ łysogórskich. Szczyty drzew pochylały się przed nim jakby we czci, gdy płynął w BORY ów śpiew niewysłowiony” (Ż 7-9). Dla filologa oczywiste są aluzje Kraszewskiego i Żeromskiego do Pana Tadeusza, gdzie „ogary wpadły w otchłań LASU” i „[t]ylko MUZYKA PUSZCZY gra dla nich [myśliwych, przyp. J. P.] z daleka”7. Ale związek frazy Kraszewskiego „żałośliwe jodeł szelesty” z rozbudowanym incipitem Popiołów jest znany wyłącznie nielicznym czytelnikom, którzy zapoznali się z moimi wywodami na temat brulionowej wersji 9 i 10 akapitu powieści napoleońskiej, gdzie na chwilę zjawił się „żałośliwy świst-poświst”, ale został przez pisarza ostatecznie pominięty8. Zadziwiającą sprawą i intertekstualną koincydencją jest fakt, że trzy przywoływane tu incipity wielkich fabuł epickich (książki Kraszewskiego i Żeromskiego wydawano najpierw w trzech tomach, a epopeja Gołubiewa ma ich aż sześć) zawierają słowo LAS: 1. „Poranek wiosenny świtał nad czarną LASÓW ławą, otaczającą widnokrąg dokoła.” (K 5); 2. „Ogary poszły w LAS.” (Ż 7); 3. „Ludzie jakowyś od LASU!...” (G 9). To trochę tak, jak gdyby autorzy – niezależnie od tego, czy myśleli o jakichś aluzjach, paralelach i nawiązaniach – uznawali za najważniejsze hasło swych kreacji artystycznych przysłowiową sentencję, która mówi: „Nie było nas – był las; nie będzie nas – będzie las” (nb. w roku 1926 ukazała się powieść Włodzimierza Perzyńskiego pt. Nie było nas – był las). Może najdalej w pochwałach leśnych powabów idzie Kraszewski, który wprowadza do swego tekstu antropomorfizację zjawisk przyrodniczych: „LAS z głębin swych wyrzucał lud na dolinę. Ziemia tętniła” (K 292); „LASY z dala stały milczące” (K 217); „dalej gęstszy coraz LAS ciągnął się dwoma ramiony, łącząc z niezgłębionymi puszczami” (K 156);
ry, miąższy, ozwora, króbki, pluder, debrejskie liście, przedni w obertuchach, pawęz, famulus, seremno, egzaktor, homagium, berajter, infanteria (nb. większość z tych wyrażeń komputer podkreśla mi na czerwono10). U Kraszewskiego, co jest nieoczekiwanym paradoksem (wszak mówi on o najbardziej odległych czasach z historii Polski!), spotyka się dość umiarkowane – leksykalnie - zabiegi archaizacyjne, które dokładnie opisywali już Kwiryna Handke, Wincenty Danek oraz Julian Krzyżanowski11. Jeśli w Krzyżakach Henryka Sienkiewicza lub w Popiołach Żeromskiego gwara podhalańska i świętokrzyska (w powieści napoleońskiej) pełniły funkcje archaizacyjne, to w Starej baśni – jak powiada Krzyżanowski – najważniejsze są rutenizmy i rusycyzmy (np. chiżyna, horodyszcze, korowaj, oberemek, sobaka, stołb, hać, rab, Honiło, mir, tryzna, sorok itp.). Sam Kraszewski też wymyśla nowe wyrazy i wysnuwa zaskakujące etymologie, czego przykładem może być pomysł na rozwikłanie legendy o myszkach zjadających Popiela (tu ród Mieszków, alias Myszków, „zajada”, czyli zabija, knezia Pepełka), rozwiązanie tajników genezy imienia Piasta (po prostu skrót od Piastuna!), hipoteza, że Gniezno ongi zwano Kniezno (od knezia!), Ziemowit zaś powinien nosić imię Ziemowid, by mógł „ziemię swą widzieć spokojną i szczęśliwą!” (K 266). Uważam, że nie zwracano dotychczas uwagi na trzy zasadnicze środki archaizacji świata przedstawionego w Starej baśni. Są to: 1. chwyt uniezwyklenia (w terminologii rosyjskich formalistów – prijom ostranienija), polegający na zaskakującym czytelnika podejściu do realiów związanych z życiem w odległych czasach lub egzotycznych miejscach; 2. enumeracje, pozwalające autorowi na wywarcie wrażenia na odbiorcy („ja znam wszelkie detale opisywanej rzeczywistości” – mówi narrator); 3. gry słów i aliteracje, które świadczą o osobliwości nie tylko ukazywanej epoki, ale i o wysokim języku, który ma mieć sankcję prawie sakralną (tu: pieśni gęślarzy, a nawet wiedźmy Jaruhy).
Piastun „rozpatrywał się w tej sile, która ciągle z LASU płynąc, mnożyć się jeszcze nie przestawała, jakby ją PUSZCZA na zawołanie rodziła” (K 441). Czyż nie wygląda to tak, jakby matecznik rzeczywiście był miejscem, w którym powstawała Polska? Omawiani pisarze podsuwają nam taką właśnie wizję w swoich symptomatycznych „leśnych zabawach”, czyli silviludiach, by przywołać tytuł łacińskich wierszy Macieja Kazimierza Sarbiewskiego.
Silva rerum Cytowane przeze mnie jednozdaniowe incipity oraz ich wersje rozbudowane nie mogą dać czytelnikowi pojęcia o szczegółach formalnych zamysłów omawianych trzech pisarzy. Bo wcale tak nie jest, jak można byłoby się spodziewać, że narracje dotyczące czasów najodleglejszych, czyli Stara baśń i Bolesław Chrobry, mają najtrudniejszy język i prezentują najwięcej nieznanych nam przedmiotów, które traktujemy jako realia epoki. Gołubiew, wydając dwa wstępne tomy swej epopei w roku 1947 (chodzi o Puszczę oraz Szło nowe), wystraszył nawet nieprzeciętnych znawców literatury gęstą i głęboką archaizacją językową (pamiętam moją studencką rozmowę w latach 60. XX wieku z pisarzem, gdy stwierdził, że ma większe kłopoty z odtworzeniem wiarygodnych realiów niż ze stylizacją – wymyślaniem neologizmów, udających polszczyznę przełomu X i XI stulecia). Po 30 latach od premiery dwóch początkowych tomów eposu skorygował tekst powieści i uprościł warstwę leksykalną utworu, ale nie na tyle, by pozbawić całe dzieło na końcu Słowniczka wyrazów zapomnianych lub rzadko używanych. To Żeromski w Popiołach, tekście o objętości ok. 300.000 wyrazów, posłużył się najbogatszym słownikiem, gdyż liczba różnych haseł leksykalnych zbliża się tu do 30.000 (pamiętajmy, że zazwyczaj wystarcza nam do porozumiewania się ok. 8.000 haseł)9. Może dam w tym miejscu wyliczenie kłopotliwych dla niefachowców wyrazów gwarowych, archaizmów i określeń realiów zawartych na stronicach pierwszego rozdziału Popiołów, a skomentowanych przez polonistów i historyka w popularnonaukowej edycji, wchodzącej w skład serii „Biblioteka Narodowa”: rsiok, zuchelek, spława, gozd, połanka, gołoborze, przycieś, jancza-
Uniezwyklenia Jeśli Smerda używa w rozmowie z Wiszem argumentacji typu: „U nas się źle [wojom, przyp. J. P.] nie dzieje. Głodu nie mają, jedzą razem ze psy kneziowskimi, a po całych dniach
01≈
Literacje
& 105
Trzy incipity ep(ope)iczne Kraszewski – Żeromski – Gołubiew 106
01≈ na brzuchach się wylegują” (K 42) – to w tej perswazyjnej przemowie czytelnik nie tyle baczy na oryginalną fleksję („ze psy” – „z psami”), co na rodzaj dobrobytu, sprowadzający się do jadania służby razem z psiarnią! Tak samo zastanawia wywód Wisza w obronie kamiennego oręża, przeciwstawianego żelaznym mieczom kupca-zdrajcy Henga: „Z kamienia powstał człowiek i kamieniem żył. Z niego wyszedł ogień pierwszy, żyto kamień starł na mąkę – i błogosławiony jest. Wasz kruszec zjada woda i ziemia, i powietrze, a kamienia nieśmiertelnego nic nie pożre” (K 30). Hengo, zachwalając swój towar, przekonuje słuchaczy, że rudy żelaza wydobywają duchy: „A to, co ja wożę, tego ziemia nie rodzi ani ludzie nie robią, ale duchy po pieczarach mieszkające, które małych człowieczków mają postać. Oni aż do wnętrzności ziemi za tym kruszcem wdzierać się muszą” (K 27). I naiwni mieszkańcy puszczy wierzą szalbierzowi, który najbardziej zaskakuje ich najnowszą ozdobą – „świecącym krzyżem z uszkiem do noszenia na szyi” (K 25). Jaruha żałuje, że Znoska nie powieszono, „gdyż z wisielców różne bardzo potężne leki i czary naówczas wyciągano” (K 182), a to i dziś może szokować. Poetyczniejsze są frazy ślepego gęślarza Słowana, który wyczuł, że śpiewał przed obcym: „jakbym miód lał w kałużę!” (K 61). Natomiast opis kupy mordujących się gości Chwostka można śmiało zestawić z podobnymi turlającymi się grupami gatunku homo sapiens w mikropowieści Oko za oko Żeromskiego (są to pijacy na dworcu w Trebizondowie Wielkim) czy w groteskowym światku Witolda Gombrowicza (Ferdydurke, Trans-Atlantyk). Hengo widzi u knezia „masę czarną”: „Była to kupa ludzi związana rękami, nogami splątana, zębami się trzymająca, mordująca, dusząca, która jak wał jaki wytoczyła się w podsienie, a z niego po kilku stopniach runęła w podwórzec, na ziemię. Tu spadłszy ta ciżba cała, splątana z sobą, dusić się zaczęła, tarzając w piasku, gniotąc i mordując. […] Ruchoma ta masa ciał ludzkich pełzała po podwórzu, nie mogąc się rozsypać, gdzieniegdzie tylko został trup nieruchomy, rozkrzyżowany i spłaszczony” (K 73). Czy to jest obraz z powieści grozy? A może tylko groteskowa fantazja na temat pijaństwa stale obecnego na dworze Pepełka, jakieś echo starożytnych Saturnaliów cesarza Tyberiusza?
& Literacje
Co ciekawe, uniezwyklenia widać także w świecie zwierząt. Zmuszony do wyjazdu z domu rodzinnego Sambor ostatni raz „Słuchał śpiewu słowików i klekotania żab, i hukania bąka na błotach, jakby chciał sobie w pamięć wrazić tę muzykę nocną puszczy” (K 47). Otóż o żabkach nie mówimy dziś, że klekotały (bo to domena ich wrogów, czyli bocianów), lecz: rechotały, kumkały itp. Już Linde, cytując Michała Dudzińskiego Zbiór rzeczy potrzebniejszych do wydoskonalenia się w ojczystym języku (Wilno 1776), powiada: „Żaby dukają, skrzeczą, rzegoczą”12 . Gdy Jaruha kusi Znoska: „Ty mi będziesz żabki zielone nosił, ja ci będę klekotała” (K 153), to chce być, oczywiście, bocianem! Inna sprawa z bąkami, które nie hukają, lecz „bąkają, bączą” (znów Dudziński u Lindego)13. A czy możliwe jest, jak dzieje się podczas rozmowy Wisza z Samborem, że zazwyczaj cudownie śpiewające ptaki mogły być określone zdaniem: „Słowiki tylko krzyczały” (K 45)? Trudno też dziś uwierzyć, by władyka Miłosz miał swojskiego niedźwiedzia na swym dworze, który łasił się do niego jak pies (K 100). Krzyżanowski pochwala Kraszewskiego za opis sroczki i ubranie jej, „niby swawolnej dziewczyny”14 , w „białą spódniczkę” („sroczka w białej spódniczce podniosła się gderząc, podlatując, przysiadając i zrywając się przed nimi, aby ich łajać”, K 35). Wydaje mi się, że w Wietrze od morza (a dokładniej w Międzymorzu) mógłby powtórzyć się ten sam koncept w opisie mew, gdyby uwierzyć wydawcom przedwojennym (Jakub Mortkowicz i jego korektorki: Maria Czesława Przewóska, Elwira Korotyńska15) oraz Stanisławowi Pigoniowi. Wydania sprzed 1939 roku mówią o „spodnicach” mew, a edycje powojenne dostrzegają tu „spódnice” (mewy „[z] siodłatej barwy zwierzchniego PŁASZCZA swych piór podobne do morza w czas burzliwy – barwą głowy i SPÓDNIC naśladują piany pędzące na czubach bałwanów”16. Ja doszukuję się w tym tak wieloznacznym fragmencie tekstu Żeromskiego filologicznego nierozstrzygalnika, gdyż do tych dwóch lekcji można dołączyć trzecią, Zbigniewa Golińskiego: mewy „barwą głowy i SPOD NIEJ naśladują piany”17 - oraz moją, czwartą: proponuję emendację, która daje tekst odwołujący się do ulubionych epitetów pisarza, czyli wyrazów „spodni” i „podspodni” („barwą głowy i SPODNIEJ”, czyli niższej)18. Kraszewski
stylu Ulissesa i Finneganów trenu Jamesa Joyce’a!) mogą pretendować do podniesienia tego, co epickie, do poziomu stylu epopeicznego. O sile Słowian może coś nam powiedzieć wyliczenie różnorakich ludów, które zamieszkiwały ongiś tereny Środkowej Europy: „Byli tam mową i odzieżą odmienni od siebie, a językiem pokrewni połabiańscy Syrbowie, Wilcy i Redary, byli Dalemińcy, Ukrańce, Łuczanie, Dulebianie, Drewlanie z Drażdańskich lasów, Polanie tutejsi, Łużanie znad Warty i Odry, Bużanie od Buga, Chorwaci nawet i niezliczone naówczas plemiona, które się różnymi imionami zwały” (K 185). Aż dziwne, że tyle ludzi zmieściło się na Ostrowie Lednickim koło pogańskiej świątyni! Zresztą takich miejsc kultowych było wtedy więcej, o czym szeroko opowiada podróżujący po świecie Wizun: „Byłem daleko, byłem po kontynach Światowida, Radegasta, Porewita, byłem na Kołobrzegu, Szczecinie, w Retrze i na ostrowiu świętym Ranów, u Czarnego Stawu. Bogowie tam królują, którzy całemu plemieniu naszemu rozkazują. Obodrytom i Wilkom, równie jak Ludkom i Polanom” (K 321). Niekiedy dwie enumeracje dotyczą sił wrogich wzajemnie, związanych z chramem i wiedźmą. Ogródek kapłanki ognia Dziwy wyglądał następująco: „Kilka starych wierzb i olch rosło pod okopem […] W pośrodku były zielone grzędy, a na nich pozasiewane zioła, macierzanka, smlot, boże drzewko, biedrzeniec, przestępy, wrotycze, dziewięciosiły” (K 362). Ziemowidowi włożono na głowę po postrzyżynach „wianek z ziół zdrowie dających”: „Spleciony on był z dziewięciosiłu, smlotu, dziewanny, rosiczki, wrotycza, bylicy i gałązek jemioły” (K 268). Jaruha mówi do Smerdy: „Widzisz, co koło mnie leży: bylica, dzięgiel, lisie jajko, biedrzeniec, dziewanna, rosiczka” (K 242). Wiedźma, „kobieta wiedząca” (zob. K 18, przypis Danka), posługuje się prawie tymi samymi ziółkami, co kapłanki w chramie. A było wtedy co odczyniać, bo „Zmory, latawice, bogunki, miecielice, nocnice, jędze i strzygi” (K 240) „na zdrowie i życie czyhały” mieszkańców puszczy. Najdłuższe wyliczenie różnych przedmiotów w Starej baśni rozciąga się na pół stronicy, czyli prawie dorównuje swą objętością katalogom Homera. Chodzi tym razem o podarunki, jakie Doman prezentuje swej narzeczonej, Mili, córce zduna Mirsza: „Były tam zamorskie, z da-
ujął rzecz całą prościej, wdzięczniej i bez kłopotów dla edytorów! Na pograniczu świata ludzi i zwierząt stoi sługa Miłosza, oprawca Hula, który „na pół był człowiekiem, więcej obłaskawionym zwierzęciem, jak niedźwiedź, co się u nóg starego Miłosza wylegiwał. Do żadnej izby wnijść nie mógł, póki się nie nagiął na poły; wóz z sianem brał na barki i nosił go, jak drugi wiązkę siana. Zwierz mu się nie oparł żaden, a ludzi gniótł w garści jak słomę” (K 388-389). Takie opisy iście homeryckich herosów nie są u Kraszewskiego wyjątkiem. Także Dobek jest gigantem: „Siłę miał taką, że niedźwiedzie dusił, za szyję wziąwszy, a zamiast dzidy, często drzewko wyrwawszy z korzeniem, żgał nim jak drugi lekkim oszczepem. Konia dosiadłszy, gdy mu był nieposłuszny, nogami na śmierć ściskał” (K 314). Tak więc, unikając a zasadzie szerokich homeryckich porównań (przykładem może być zderzenie spojrzeń kmieciów i knezia, zestawione z mierzeniem się oczyma dzikich zwierząt, K 204), poprzez takie hiperboliczne i herkulesowe, obdarzone nieludzką potęgą postacie stara się autor przybliżyć czytelnikowi bajeczną historię Polan, cytując w aneksie pt. Dziejowe legendy wypowiedź bizantyjskiego uczonego z wieku VII, Teofilakta Symokatty, o naszych przodkach, którzy „chodzą z gęślami, gdyż nie przywykli przypasywać mieczów” (K 439). To zdanie, wyjęte ze zbioru wypisów źródłoznawczych Monumenta Poloniae Historica, wydanego przez Augusta Bielowskiego w roku 1864, jest – moim zdaniem - jeszcze bardziej niezwykłe i nieprawdopodobne niż wszelkie chwyty udziwnień i artystycznej przesady w malowaniu bohaterów, jakie pojawiają się na kartach Starej baśni.
Enumeracje Homerycką proweniencją mogą poszczycić się również dość liczne u Kraszewskiego katalogi osób, ozdób, roślin czy strachów. Należy jedynie przypomnieć sobie drugą księgę Iliady, gdzie wyliczone zostały najpierw okręty greckie, a następnie siły trojańskie. Takie enumeracje niosą myśl perswazyjną o tym, że narrator zna przedstawiany świat na wylot i od każdej strony, czystej i nieczystej (z duchami włącznie). Nic dlań nie jest zastrzeżone bądź niedostępne. A jednocześnie owe katalogi (jakże charakterystyczne dla
01≈
Literacje
& 107
la przywiezione klejnoty, pierścienie, naszyjniki, naramienniki, korony na głowę, szpilki, para garści pieniążków srebrnych, i droższe nad nie może paski malowane, pstre wstęgi, które tylko z Winedy dostawano […] Był i kubek, jakby złoty, i naczyńko przeźroczyste z drogiego kamienia, któremu się wszyscy dziwowali, bo było niby z lodu, a słońce na wskroś przez nie patrzało” (K 342). Narrator łączy tu epicki katalog z takimż uniezwykleniem, boć na końcu opisano kryształ górski jako rzecz, która pierwszy raz widziana jest w chacie zasobnego zduna. Podobnie Dobek zaskoczony jest bogactwem Leszka i Pepełka, synów Chwostka: „Pełno tu było Dobkowi nie znanego sprzętu, którego nawet w prostocie swej użytku odgadnąć nie umiał” (K 400). Ten katalog podsumowuje zdanie zakończone syntaktyczną inwersją (czasownik na miejscu ostatnim w wypowiedzi), co też znamionuje styl epicki.
Gry słów Opisując nam zduna Mirsza, autor przygląda się uważniej tajemniczej sile wyrazów, bo rzemieślnik posługiwał się „krótkim słowem, a tak mądrym, że pytać się już więcej nie było potrzeba, tylko to słowo rozpleść i rozgnieść, i dobyć z niego, co mieściło. Często bowiem zdawało się, że mówił nie do rzeczy lub od rzeczy, dopiero później się okazywało, iż mądrość w tym tkwiła wielka a wieszcza” (K 271-272). Kraszewski okrasza więc swe okresy retoryczne wykreowanymi pięknymi metaforami czasownikowymi („słowo rozpleść”!), a także potrafi zażartować – w stylu Mirona Białoszewskiego – z mówienia „do rzeczy lub od rzeczy”, a w końcu wyzyskać w poincie aliterację („mądrość w tym tkwiła wielka a wieszcza”). Zbitki tych samych głosek pojawiają się już w pierwszym akapicie powieści. Są obecne we frazach: „złociły się łotocie, jak bogate szycie
na zielonym kobiercu”, „świergot i świsty, i nawoływania drobnej drużyny”, „płynął orzeł siwy, kołując i upatrując pastwy na ziemi” (K 5). Kiedy narracja skupia się na borach, to dominującą spółgłoską staje się „b”: „Bór, jak go stworzył Bóg, ku niebu wyrosły bujno, pnie grube, jak słupy proste” (K 9). Częstokroć Kraszewski wykorzystuje cyceroniańskie triady, dodając w takich szeregach nagłosowe identyczne sylaby: „Kto chciał widzieć przyszłość, jej [Dziwy, przyp. J. P.] pytał: POmyślała, POpatrzała, POwiedziała” (K 30); Znosek „PODpatrywał, PODpełznąć umiał, PODsłuchać i donieść panu, co pochwycił” (K 109); „Wtem z dala coś ZAtętniło, ZAłopotało, ZAdrgało” (K 164). Bywają w Starej baśni gry słów, które rozrastają się na dwie sąsiadujące ze sobą stronice. Oto w opisie rzezi na dworze Pepełka widzimy knezia, gdy przypatruje się „towarzyszom swej biesiady, dogorywającym od MORDU i MIODU” (K 73-74). Chwilę później Chwostek zwraca się do kupca Henga z zachętą: „Napijże się i ty MIODU, MORDO ruda!” (K 75). Powtórzenie podobnych słów sugeruje, że łączy je wspólna etymologia, a przecież „mord” pochodzi od łacińskiego „mors, mortis”, natomiast „morda” jest rutenizmem19. Ciekawa jest też zeugma „dogorywającym od mordu i miodu”, w której nastąpiła inwersja przyczyny i skutku, gdyż „kmiecie, żupany, starszyzna” (K 72) zginęli zatruci miodem pitnym, a nie od broni. Nb., na jednej stronicy powtarza się trzy razy słowo pochodzące od bezokolicznika „dogorywać”: „dogorywającym od mordu”, „we krwi dogorywali”, „podwórze oświecone księżycem i dogorywającymi na ziemi łuczywami” (K 74) – podziwiać należy zalążki poliptotonu oraz wyzyskanie dwu znaczeń czasownika, raz dotyczącego ognia, innym razem zaś – kończącego się życia, przy czym sens ‘dopalać się’ jest znaczeniem podstawowym, a ‘dobiegać do końca’ to
1. J. Paszek, Podaruj mi Podraju dni, [w:] Po pierwsze: Śląsk. Tadeuszowi Kijonce w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, red. M. Kisiel, T. Sierny, Katowice 2007, s. 91. 2. W. Berent, W puszczy. Krajobraz, [w:] idem, Pisma rozproszone. Listy, oprac. R. Nycz, W. Bolecki, Kraków , 1992, s. 88. 3. A. Gołubiew, Bolesław Chrobry, t. 1: Puszcza, red. gruntownie przerobionego przez autora tomu: A. Doroszewska i H. Woźniakowski, Warszawa 1980, s. 9. Cytując w tekście głównym tę edycję używam skrótu G. W całym szkicu w cytatach majuskuły pochodzą ode mnie. 4. S. Żeromski, Popioły, t. 3, oprac. J. Paszek, Warszawa 1988, s. 24. Cytując tę edycję (tylko tom pierwszy) używam skrótu Ż. 5. J. I. Kraszewski, Stara baśń. Powieść z IX w., oprac. W. Danek, Wrocław 1975, s. 5-6. Cytując tę edycję z serii „Biblioteka Narodowa” używam skrótu K. 6. Vide: Józef Ignacy Kraszewski. Zarys bibliograficzny, oprac. S. Stupkiewicz, I. Śliwińska, W. Roszkowska-Sykałowa, Kraków 1966, s. 66-67 („Nowy Korbut”, t. 12). Informacje o Faustynie Morzyckiej znajdują się w zapiskach Żeromskiego: S. Żeromski, Dzienników tom odnaleziony, oprac. J. Kądziela, Warszawa 1973, s. 213; idem, Dziennik z wiosny 1891 roku, oprac. Z. J. Adamczyk i Z. Goliński, Kielce 2000, s. 49, 53, 55. 7. A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprac. K. Górski, Wrocław 1969, s. 86 (Dzieła wszystkie, t. 4). 8. J. Paszek, Tekst i styl „Popiołów”, Wrocław 1992, s. 41. 9. Wielki słownik poprawnej polszczyzny, red. A. Markowski, Warszawa 2004, s. 1668, s. v. Słownictwo. 10. S. Żeromski, Popioły, oprac. J. Paszek, I. Maciejewska, A. Achmatowicz, Wrocław 1996, s. 3-49. 11. K.
108
& Literacje
znaczenie wtórne, metaforyczne20. Różnych aliteracji, apozycji, chiazmów (np. ”coraz bliżej, silniej coraz”, K 6), powtórzeń bliskich brzmieniowo wyrazów (np. słowa Henga do Wisza: „Niech to będzie mój gościniec za gościnę”, K 24), ludowych etymologii (Piast od Piastuna, Ziemowid zamiast Ziemowita), dowcipnych konstrukcji składniowych typu zeugma (np. „oręża się imać i konia”, K 267; „struję się snem i niewolą”, K 239; „jędza-baba, co trucizny warzy i zdrady”, K 232) jest w omawianym tekście dużo więcej, zakończę więc słowami Miłosza, zwróconymi do Wisza i Domana: „Między nim [Pepełkiem, przyp. J. P.] a mną nie ma MOWY, NAMOWY, ni ROZMOWY” (K 103), w których widać jak na dłoni możliwości kreacyjne Kraszewskiego. Nie można też – w związku z tymi wywodami dotyczącymi żonglowania wyrazami - wykluczyć, że większość pieśni zrymowana została przez samego autora powieści. Możliwe, że Starą baśń będzie się jeszcze długo czytać, bo nie zniechęca otchłaniami archaizacji, a zachęca walorami misternie (ulubione określenie narratora!) dobranych i przebranych słów.
Coda Nie pomyślawszy nawet przez moment o Starej baśni, pisałem i poprawiałem sonet o ziemi najdroższej sercu, Czechowicach-Dziedzicach. Pierwsza strofa utworu w obu wersjach zawiera enumerację leśnych nazw: Urodziłem się w puszczy: Bory i Poręby, Olszyna, Podlas, Lipnik – najbliższe dzielnice! LESISKO sielsko pachnie niby kadzielnice, Bo to gniazdo rodowe, moje święte dęby!21
Po ponownym (po półwieczu pewnie) przeczytaniu powieści Kraszewskiego doszedłem do wniosku, bardzo subiektywnego, że polskie lasy – nawet po tysiącleciu! – dominują w naszym życiu. Najbliższy, rodzinny przykład: żonę, Lucynę, której dedykuję ten esej, pochodzącą z Przedborza zresztą, poznałem na wycieczce po świętokrzyskim gołoborzu (zob. Ż 9: Rafał „[p]rzez chwilę stał u wejścia na gołoborze”). Dodam jeszcze – jako filolog –że zdanie „Wbrew srogim myśliwskim zasadom Rafał zeszedł był [oto czas zaprzeszły] ze stanowiska i chyłkiem dotarł do szczytu góry”, sąsiadujące z tym o gołoborzu, według niektórych pisarzy, a w tym i Jana Parandowskiego22 , miało poprzedzać słynny – ustalony w rzeczywistości od zawsze! – incipit „Ogary poszły w LAS”.
Jerzy Paszek
{
Trzy incipity ep(ope)iczne Kraszewski – Żeromski – Gołubiew
01≈
Handke, Archaizacja językowa w „Starej baśni” J. I. Kraszewskiego, „Rozprawy Komisji Językowej”, Łódź 1959; W. Danek, Wstęp [w:] J. I. Kraszewski, op. cit., s. LI-LVI; J. Krzyżanowski, Artyzm „Starej baśni”, „Pamiętnik Literacki” 1977, z. 3, s. 64-67. 12. S. B. Linde, Słownik języka polskiego, t. 6, Lwów 1860, s. 700, s. v. Żaba. 13. Ibidem, t. 1, Lwów 1854, s. 45, s. v. Bąk. 14. J. Krzyżanowski, op. cit., s. 66. 15. Informację tę czerpię z listu Marii Danilewicz Zielińskiej (Almada, Portugalia, 15 maja 1989) do mnie. Korotyńska była ciotką Danilewiczowej. 16. S. Żeromski, Wiatr od morza. Wisła. Międzymorze, oprac. S. Pigoń, ilustr. M. Żeromska, Warszawa 1957, s. 288. 17. S. Żeromski, Wisła. Wiatr od morza. Międzymorze, oprac. Z. Goliński, red. naukowy tomu Z. J. Adamczyk, Warszawa 2012, s. 299 i 546 (wersja przedwojenna). 18. J. Paszek, Mortkowicz, Pigoń i Goliński wydają „Wiatr od morza”, „Pamiętnik Literacki” 2011, z. 1, s. 201-202.19. A. Bańkowski, Etymologiczny słownik języka polskiego, t. 2: L – P, Warszawa 2000, s. 210, s. v. Mord, Morda. 20. Ibidem, t. 1: A – K, s. 280, s. v. Dogorywać. 21. J. Paszek, Podaruj mi…, s. 91. Podkreślenie majuskułami w pierwodruku. 22. J. Parandowski, Alchemia słowa, Warszawa 1976, s. 231.
İ
bo
Jerzy Paszek (ur. 1940), emer. prof. zw. UŚ w Katowicach. Obecnie pracownik Instytutu Dziennikarstwa Wyższej Szkoły Humanitas w Sosonowcu. Jest badaczem historii literatury okresu Młodej Polski, a w tym głównie dorobku W. Berenta i S. Żeromskiego. Autor m.in. książek: Sztuka aluzji literackiej: Berent-Żeromski- Joyce (Katowice 1984); Wacław Berent-Pisarz elitarny (Wrocław 1990); Muchomory i zimowity: kłącza i złącza powieści XX wieku (Katowice 2003); Żeromski (Wrocław 2001); redaktor m.in. tomów:Studia o Berencie (Katowice 1984); Studia o Zegadłowiczu (Katowice 1982); Studia o twórczości Elizy Orzeszkowej (Katowice 1989).
Literacje
& 109
01≈
Mikołaj Sokołowski (IBL PA N)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Źródło wielu mitów narodowych, w tym nacjonalistycznych oraz rozmaitych stereotypów, np. seksualnych.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? konserwatysta; prekursor chrześcijańskiej demokracji (także w nowoczesnym sensie); krytyk i teoretyk nihilizmu.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Polska jako strażniczka „prawa i sprawiedliwości, postępu normalnego i sprawiedliwego, stopniowego i historycznego” (Z roku 1868. Rachunki); „utopje... Towianizmy” - o innych koncepcjach polskości (My i oni).
Marek Tomaszewski
ANKIETA
{
(Uniw ersytet Lille)
110
& Literacje
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Bardzo cenie Kraszewskiego za jego odwagę, pracowitość, różnorodność zainteresowań, polimorfizm twórczy, niezrównane obserwacje szlacheckiej i chłopskiej obyczajowości na Wołyniu. Intryguje mnie bardzo jego 6 letni pobyt w Dreźnie, jego emigranckie perypetie
dzione - nie tylko przez uwodzicieli należących do wyższej klasy społecznej - kobiety. Poruszona tematyka, charakter ludowy powieści nawiązywał - w moim odczuciu - do ballad romantycznych Szewczenki. Tylko dla narratora wielkiego romantyka ukraińskiego ta uwiedziona, zawiedzona i zdradzona Ukrainka zawsze była siostrą, której poeta współczuje i której los gorąco opłakuje. Narrator Kraszewskiego - bez względu na wymowę feudalną- wszak pozostał panem i- jak jego twórca - właścicielem ziemskim. Tu juz o Kraszewskim, miłującym Polesie, dobrze obeznanym w tradycjach ludowych, obyczajach, folklorze, wierzeniach i języku Poleszczukow. Prezentującym literaturę szlachecka. Ukraina nigdy dla niego nie była złowroga, demonicznie obca. Dlatego wart uwagi. Ukraińcom, podejrzewam i Białorusinom, daje spojrzenie na wieś poleską i chłopów poleskich różniące sie od ich klasyków. Zawsze warto spojrzeć z innej strony. Ale to już odpowiedź na drugie pytanie.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
Lubię jego wczesne powieści: Ulana, Ada, Chata za wsią.
Kraszewski - to cały świat. Bogaty, różnobarwny. I świat ten zostanie. Jest pięknym, żywym dokumentem minionej, odległej epoki. Nie tylko dla antropologa czy historyka. A może będzie wałczył swoją narracją o pierwszeństwo w kanonie klasyków romantyzmu?
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia...
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia...
„Kobieto, królowo, szatanie, aniele”. „Był sobie dziad i baba Bardzo starzy oboje”.
Pierwsze skojarzenie - to miłość Łukasza i Mawki na tle pełnego uroku, tajemnic i czaru lasu wołyńskiego z cudownej Pieśni leśnej Łesi Ukrainki. Ta sama tonacja: przemijania namiętnej miłości, walki uczucia i pragmatyzmu, tragizmu „duszy całej i silnej, nie wycieńczonej niczym”, ta sama kara ogniem...
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
Oksana Weretiuk
(Uniw ersytet R zeszowski)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? To Ulana zaznajomiła mnie z Kraszewskim. Zaskoczyła jej niepohamowana, dzika namiętność. Namiętność, która potrafi zasłonić przed matką ukochane dzieci. Nagle przypomniała mi Annę Kareninę, Katarzynę Szewczenki, Edne, bohaterkę Kate Chopin... Te „światowe” uwie-
Moje spotkania z Kraszewskim zaczęły się wcale nie od lektury w miękkim fotelu, ani nie wśród bibliotecznych półek z książkami. Ze szkolnej edukacji wyniosłem, zapewne jak większość moich rówieśników, stereotyp wielkiego nudziarza, którego się nie czyta, bo trąci myszką. Nauczyciele nie starali się nas wyprowadzić z błędu i nie polecali żadnych lektur „tytana pracy” (choćby tylko uzupełniających) do przeczytania. W dobie kulturowych i ustrojowych transformacji po r. 1989 Kraszewski został zepchnięty do szkolnego lamusa. Dopiero zetknięcie z „pamiątką” po Kraszewskim, a konkretnie – zatrzymanie się przed kamienicą w Wilnie, w której mieszkał młody Kraszewski – dało mi pierwszy wyraźny impuls do dalszych poszukiwań i odkrywania Kraszewskiego dla siebie. Do dzisiaj pozostała mi ta „topograficzna” forma obcowania z Kraszewskim – poprzez jego miejsca, czerpane z autopsji opisy miast i krajobrazów, ryciny (jego własne i te dokumentujące historię przeprowadzek i przesiedleń pisarza), stare mapy, przewodniki... Tą meandryczną drogą docieram do książek pisarza. Cenię sobie w Kraszewskim jego niebywałą ruchliwość umysłu i jego „przenośne korzenie” (tego określenia użyła w swoim eseju o Grudzińskim Ewa Bieńkowska).
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Gdybym miał dziś zalecać jakiemuś „laikowi” lekturę Kraszewskiego, zdecydowanie wymieniłbym najpierw twórczość gawędową i z inspiracji gawędy się wywodzącą. Byłaby to lepsza i atrakcyjniejsza pożywka dla wyobraźni czytelnika-turysty (w jednej osobie), który dał się zwieść i oczarować powabem „dworkowych” restauracji serwujących staropolskie dania na trasie wakacyjnych podróży. Nie sądzę, aby z powieści historycznych Kraszewskiego (nie mówiąc o współczesnych) cokolwiek miało większą szansę przetrwać próbę czasu. Może jeszcze Brühl, stare „pamiętniki” (Kraszewski
Marcin Lul
(Uniw ersytet w Białymstoku)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza?
01≈
Literacje
& 111
ANKIETA
01≈ jest tu mistrzem stylizacji) i parę innych tytułów?
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia… Podczas lektury artykułu Kraszewskiego Jak się robią książki nowe ze starych książek. Rzecz o kradzieży literackiej na udostępnionym mi w Bibliotece Narodowej egzemplarzu „Tygodnika Petersburskiego” (z 1837r.) zauważyłem odręcznie napisaną na marginesie artykułu uwagę czytelnika: „ A Pan Kraszewski skąd one myśli kradł?”
Marek Kochanowski
(Uniw ersytet w Białymstoku)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Kraszewskiego czytam teraz więcej niż kiedyś. Z różnym skutkiem. Największe wrażenie wywarła na mnie Sprawa kryminalna, czytałem wiele lat temu, dziś humor i ironia tej powieści są nadal aktualne. W kolejnych lekturach pomagają mi teksty Tadeusza Budrewicza, Ewy Ihnatowicz, która w pracy o codzienności w prozie Kraszewskiego pięknie napisała, iż jego książki są soczewką skupiającą różne promienie literatury dziewiętnastowiecznej. Kraszewskiego traktuję, za wieloma badaczami i w zgodzie z biografią pisarza, jako tytana pracy, wszystkie informacje o ilości utworów, jakie napisał, listów, dramatów, inicjatyw, można znakomicie wykorzystać w dydaktyce, te liczby wciąż są imponujące, także i dla współczesnych studentów. Ostatnio odświeżam spojrzenie na Kraszewskiego dzięki lekturze bloga: projekt-kraszewski.blogspot.com. Znakomity pomysł!
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Żywotne są z pewnością badania nad zagadnieniem codzienności w twórczości Kraszewskiego (prace wymienionych badaczy). Tekst Józefa Bachórza Zdziwienia Kraszewskim powinien być wykorzystywa-
112
& Literacje
ny jako odtrutka na różnego rodzaju lenistwa i pokusy, o które tak łatwo w dzisiejszych czasach. Aktualność Kraszewskiego widzę (szkicowo) w następujący sposób: Kraszewski może być niezwykle wartościowy w badaniach nad estetyką melodramatyzmu w prozie XIX-wiecznej, która u nas, w porównaniu do tego typu badań w krajach anglosaskich, jest cały czas niezadowalająca. Poeta i świat to przecież przykład melodramatu klęski, Szalona przedstawia wizerunek „nowej kobiety”. W Stu diabłach, Diable, występują modelowe sylwetki melodramatycznych, czarnych charakterów. Istotne jest również to, iż pisarz funkcjonował na kilku poziomach życia społeczno-kulturalnego, zarówno jako dramaturg, człowiek teatru, jak i powieściopisarz. Zbadanie elementów teatralnych pod kątem powieściowego melodramatyzmu w jego obszernym dorobku prozatorskim, byłoby zadaniem niezwykle intrygującym. Twórczość pisarza może być inspiracją dla kultury popularnej, szczególnie dzisiaj, gdy w serialach, filmach, komiksach panuje moda na wyszukiwanie w przeszłości różnych ciekawych narracji. Zwracano już na ten fakt uwagę w koncepcjach zestawiających Mistrza Twardowskiego z innymi tekstami o czarnoksiężnikach.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Tytan pracy. Pisarz – zawodowiec, pisarz - profesjonalista. Cytaty. Trochę tego jest, moja babcia czytała Kraszewskiego, jak sama mówiła, „dla zachowania pamięci”, więc tylko kilka: „Bóg wiele przebacza, ludzie nigdy” z Diabła. Albo ze Starej baśni: „Gorzkie jest zwycięstwo, z którego nie ma się kto radować”. Najsłynniejszy z tej powieści: „I ja tam byłem, miód, piwo piłem, bo każda stara baśń tak się przecie kończyć powinna”. I na zakończenie jeszcze jeden cytat, jakże aktualny, tym razem z Grzechów hetmańskich: „„Spowiadacie się raz w rok, a grzeszycie co godzina; fundujecie klasztory, budujecie kościoły, więcej dla oka ludz-
kiego niż dla chwały bożej; sypiecie jałmużny, aby jęki ubogich waszego snu błogiego nie przerywały; całujecie po rękach księży, aby wam broić dozwalali i nie karcili... Ano! Możeście i synami kościoła, ale czyście synami Bożymi – nie wiem.”
Bernadetta Żynis
(Pomorsk a A k a demiaPedagogiczna w Słupsku)
Pani spotkania z Kraszewskim? Pani stosunek do pisarza? Pierwsza książka to Chata za wsią - 5 klasa podstawówki - z polecenia mamy i potem następne, bo dziecku podobały się jednoznaczne oceny bohaterów i świata. być może to nawet lektura Kraszewskiego spowodowała, że poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, „złego losu” zostały wpisane w wizję dziecięcego świata - ogólnie, że ciężko jest;). Potem od razu inne lektury: Stara baśń, Rzym za Nerona (nie pamiętam dokładnie tytułu), Hrabina Cosel, pewnie jeszcze jakieś, ale jak pamiętam, dość szybko mnie znudziły... Potem czytałam go jeszcze przed egzaminem. Najciekawsza wydawała mi się biografia - taki zawsze w końcu niepasujący...
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Chyba nie jest specjalnie żywotny. Stara baśń jest w lekturach. Jakoś nie zauważyłam ani by młodzież, ani by studenci zaczytywali się Kraszewskim. Nie sądzę, że zostanie - jego styl przestarzały, poetyka nieaktualna, nieznośnie „staroświecki”, ocena rzeczywistości ma się nijak do tego, jak dziś postrzegamy świat. Stawał sie zwolennikiem idei, których dewaluację - chyba jeszcze w trakcie opisu - pokazywał...
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Teraz tak sobie myślę, że jego pesymizm właściwe mógłby być bliski współczesności, ale chyba nie będzie, bo połączony z dość naiwnymi, sentymentalnymi ocenami ludzi i ich zachowań. A jednocześnie jego poglądy takie „słuszne i sprawiedliwe”. Przykro mi, ale cytatów nie pamiętam, chyba nie stał sie źródłem złotych myśli... Ale dzięki niemu sięgnęłam po Dumasów...
Literacje
& 113
Wielkim nudziarzem był?
Kraszewski, blogspot i czytanie klasyki & Marcin Lul
„Panicznie bałam się pająków i… twórczości Kraszewskiego”. Tak brzmi początek posta pewnej internautki, zamieszczonego na stronie www. projekt-kraszewski. blogspot.com. To subiektywne wyznanie ociera się o czytelniczy banał, ale w jego bezdyskusyjnej szczerości, w tym niecodziennym skojarzeniu lęku lekturowego z arachnofobią jest jednak coś intrygującego.
114
& Literacje
I to zarówno dla uczestników literackich blogspotów, jak i profesjonalnych kraszewskologów. Lękać się czegoś lub kogoś oznacza coś zupełnie innego niż ignorować czy chwalić się swoją ignorancją (to drugie należy do repertuaru modnych zachowań w świecie popkultury1). Zamiast celebrować własną niewiedzę i beztroską pogardę dla książek Pana JIKa Autorka wpisu – wprost przeciwnie – deklaruje w następnym zdaniu: „Z pająkami za żadne skarby się nie zaprzyjaźnię, natomiast do Kraszewskiego może uda mi się przekonać…”. A tak na marginesie, Szanownych Internautów pewnie już nie zaskakują skojarzenia Wirtualnej Sieci z pajęczyną 2 . W dobie World Wide Web te całkiem naturalne skojarzenia są, jak sądzę, osadzone gdzieś głęboko w naszej wyobraźni kulturowej. Autorka bloga w dalszej części tego samego posta z 7 lipca 2011 roku pisze z przekonującą powagą i otwartością: „Muszę przyznać, że moja niechęć do prozy tego pisarza jest zupełnie irracjonalna i całkowicie nieuzasadniona. Żadnej jego książki nie czytałam; Starej baśni w lekturach nie miałam […] Przerażała mnie ogromna ilość dzieł J.I.K. na bibliotecznych półkach i ich objętość, choć tzw. »cegły« mi nie straszne […] Odstraszała [mnie] także wątpliwa estetyka starych wydań”. Jak widać, zestawienie z pająkami nie jest tu dziełem przypadkowych skojarzeń. Dorobek Kraszewskiego, oprawiony w brzydkie, zniechęcające do lektury okładki, przybrał w wyobraźni byłej anty-czytelniczki postać gigantycznego bibliotecznego labiryntu, w którym, niczym w pajęczej sieci, można się łatwo zgubić. Lepiej więc trzymać się od niego z daleka. Lęk rodzi się zapewne z przeczucia czegoś nieznanego, jeszcze nie odkrytego. Jest także sferą mitotwórstwa i konfabulacji. Stwarzamy sobie obraz wroga, niebezpiecznego pająka na miarę naszych fobii. Co tak naprawdę lękamy się spotkać u Kraszewskiego dzisiaj? To nieokreślone coś (pisarstwo Kraszewskiego, zasty-
12≈
demonizować tego faktu, skoro samo czytanie jakiejkolwiek klasyki przegrywa dziś w konkurencji z listami bestsellerów4. Warto natomiast odróżnić ignorantów, szczycących się swoją niewiedzą („przedwiedzą”) na temat Kraszewskiego, od czytelników, których początkowy lęk przed Kraszewskim zmotywował do wspólnych – w przestrzeni internetu – i odpowiedzialnych poszukiwań, mających ośmielić ich samych i innych do zmierzenia się z dziełami starego nudziarza. Surfowanie w sieci z intencją znalezienia czegoś o Kraszewskim przynosi mierne rezultaty i podtrzymuje mnie co najwyżej w przekonaniu, że autor był wielkim „książkorobem”. Na ekranie komputera wyskakują natrętnie podobne do siebie spisy bibliograficzne dzieł napisanych przez tego tytana pracy, opatrzone skróconym życiorysem. I to wszystko. Na platformach Polskiej Biblioteki Internetowej albo CBN „Polona” rośnie wprawdzie liczba zdigitalizowanych pozycji Kraszewskiego i z Kraszewskim powiązanych, ale ten wzrost wcale nie poprawia mu statystyk wśród e-czytelników. Ciekawe, że sam Kraszewski przyczynił się rozpowszechnienia, jeszcze za życia, własnego stereotypu nudziarza. Nie skarżył się na swoich czytelników, lecz bez problemu przyznawał, że jego powieści nie nadążają za duchem czasu, szybko się starzeją; że to, co napisał dawniej, jest już historią, ważną jedynie dla jego rówieśników5. A dzisiaj? Wielu z nas – czytelników i odbiorców kultury – stawia sobie za cel dogonić rozpędzoną lokomotywę (ba, rakietę!) postępu technologicznego. Mimo to sły-
głe w drukowanych znakach) może do nas bowiem nie przemówić. W najlepszym wypadku może nas złudzić obietnicą osiągnięcia jakiegoś celu (choćby tylko poznawczego), dopięcia sensu na ostatni guzik. Człowiek, który tyle napisał, wie zbyt dużo i może nas po prostu zagadać na śmierć, zmęczyć swoją pisarską omnipotencją, zaplątać w gąszczu anachronicznych zdań i sądów o świecie. Naszemu usposobieniu natomiast bardziej niż rozwlekła, drętwa mowa odpowiada raczej lekka lektura z dreszczykiem emocji. Wolimy czytać przygodnie, dla przyjemności, narcystycznie (by w książce odnaleźć własny obraz), trzymając autora na dystans (albo przywłaszczając go sobie), bez ambicji studiowania cudzej wiedzy o świecie. A ten świat to przecież powieści historyczne, takie stare, zapleśniałe baśnie. Nam zaś potrzebne są tylko informacje, a najlepiej – newsy: szybko, w tej chwili. Skamieniały dorobek Kraszewskiego rozmija się z naszą umykającą teraźniejszością. Na czytanie Kraszewskiego nie ma dzisiaj czasu. Dalsza część cytowanego posta opisuje doświadczenie nieobecności Kraszewskiego w procesie szkolnej (i nie tylko) edukacji3: „Najbardziej zaś na moim podejściu zaważył nabyty nie wiadomo skąd stereotyp, że Kraszewski jest nudny, staroświecki, smętny, taki »porośnięty mchem«. […] Poza tym nigdy nie przepadałam za powieściami historycznymi, a z takimi głównie go kojarzyłam”. Taki las porośnięty mchem, z mnóstwem pajęczyn i pająków oddzielił skutecznie twórczość Kraszewskiego od szerszego kręgu młodych czytelników. Nie ma sensu
01≈
Literacje
& 115
Wielkim nudziarzem był? Kraszewski, blogspot i czytanie klasyki 116
01≈ chać głosy zwróconych ku przeszłości literatury internautów, zachęcające do odkrywania dla siebie twórczości autora Starej baśni. Jeden z administratorów strony projekt-kraszewski. blogspot.com przybrał znaczący pseudonim: „Zapóźniony w lekturze”. To internetowe przedsięwzięcie, poza ograniczeniami czasu, wieku czy zawodowych kwalifikacji, uzupełnia ważną lukę w lekturowej edukacji bez szkolnych środków przymusu. Celem Projektu „Kraszewski” ma być właśnie poznanie i przybliżenie innym życia i dorobku pisarza. Cel ten w sensie nie tylko symbolicznym wyznacza liczba 200 recenzji, które mają powstać na zwieńczenie 200 rocznicy urodzin Jubilata, a pisanych przez „zapóźnionych w lekturze” internautów niejako „na zamówienie” chwili obecnej, z bezinteresownej potrzeby popularyzacji osoby i dokonań Kraszewskiego. Ważna jest właśnie towarzysząca tej zbiorowej, choć ciągle jeszcze kameralnej i raczkującej inicjatywie idea postępu w przeszłość. I to w podwójnym sensie. Po pierwsze – śladami Jubilata, by go bliżej poznać oraz na podstawie samodzielnych lektur i kwerend ocenić wartość jego książek dla pokolenia żyjącego w dobie internetu, e-booków i blogspotów. Po drugie – w celu zmierzenia się ze (szkolnym?) stereotypem nudnego pisarza, który już dawno przestał figurować w spisie lektur obowiązkowych, a dzięki temu, na szczęście, nie kojarzy się nastolatkom i ich starszym kolegom z formami pedagogicznej tortury. Ma zatem szansę zaistnieć w świadomości młodych czytelników na nowych warunkach, bez żadnych obciążeń ideologicznych. Zaistnieć choćby jako jeden z patronów akcji: CZYTAJMY KLASYKĘ! Jest nie bez znaczenia, że narzędziem nadrabiania lekturowych zaległości i walki ze stereotypem anachronicznego pisarza uczyniono nowoczesne medium komunikacji, na które Kraszewski, gdyby żył obecnie, nie omieszkałby zareagować jakimś publicystycznym szkicem lub powieścią. Paradoksalnie, „surfowanie” po Kraszewskim na poświęconym jego twórczości blogspocie lansuje go na pisarza współczesnego (albo, powiedzmy śmielej: pisarza „sieciowego”). Internetowe recenzje, komentarze i interakcje między czytelnikami mogą stanowić coś w rodzaju metaforycznego hiperłącza do jego książek, wciśniętych
& Literacje
niesłusznie na zakurzone biblioteczne półki. Pisarz, zwany tytanem pracy, jak przekonują internauci zrzeszeni w społeczności projekt-kraszewski.blogspot, zasługuje na nową, wirtualną oprawę, bardziej atrakcyjną niż XIX-wieczne. Nie znaczy to wcale, że dla autorów projektu własnoręczne pismo Kraszewskiego straciło jakąkolwiek czy nawet symboliczną wartość. Oznacza to tylko tyle, że Kraszewski może dzisiaj wyjść z lamusa na literacką agorę za sprawą uczciwej czytelniczej reklamy w miejscu błyskawicznego rozpowszechniania i przetwarzania informacji. Zachętą do przełamania oporu wobec książek Jubilata ma stać się internetowy zapisek na blogu. Pierwszą zasadą rekomendowania starych, zapomnianych lektur jest znajomość przedmiotu, o którym się pisze. Chodzi tu nie tyle o profesjonalizm, ile o świadectwo samodzielnej lektury. Na jej podstawie formułowana jest odpowiedź na pytanie, dlaczego warto przeczytać akurat tę książkę? Trudno przecenić edukacyjny walor takiego przedsięwzięcia. Jest on całkowicie zgodny z postulatami rzetelnej i sumiennej krytyki, formułowanymi przy różnych okazjach przez Kraszewskiego. Vox populi vox Dei – mawiał wielokrotnie Kraszewski, mając na myśli nie popularność pisarza, lecz siłę czytelniczego rezonansu, decydującą o jego akceptacji bądź odrzuceniu6 . Obok pisania recenzji i omówień przeczytanych utworów JIKa ambicją pomysłodawców Projektu „Kraszewski” jest także budowa internetowej encyklopedii „KRASZEWSKI od A do Z”. Obecnie publikacja liczy 16 haseł. Wymieńmy kilka tytułów: „Biała Podlaska (fotograficznie)”, „L jak listy, czyli korespondent doskonały”, „L jak literaci, K jak księgarze”, „M jak Manru, czyli Kraszewski pod kluczem... wiolinowym”, „M jak Mickiewicz Władysław”, „P jak płodność pisarska”, „Ż jak Żancia, czyli o zgubnym wpływie ksiąg zbójeckich na panny”. Samo zestawienie haseł pokazuje szerokie perspektywy zainteresowań młodych szperaczy, zaangażowanych doborowolnie w rekonstruowanie wielkiej (nieosiągalnej!) całości życia i dzieła Jubilata oraz wszystkiego, co stanowi ślad po nim w osobach, miejscach, wydarzeniach kulturalnych itd. Myślę, że ta szczytna idea przeszukiwania
„Aleksandra” pod datą 8 maja 2012 roku na zaproszenie administratorki projektu odpowiedziała: „Chętnie dołączę, to mnie może bardziej zmobilizuje do czytania:)” Ikonka uśmiechu na końcu tej krótkiej wypowiedzi może się wydać naiwna, ale chyba właśnie o tę nieuprzedzoną, trochę naiwną (przynajmniej z początku) ciekawość chodzi propagatorom czytania Kraszewskiego. Nazwijmy to, jak chcemy: propagandą, amatorszczyzną, monomanią. Trudno jednak zaprzeczyć temu, że Kraszewski skutecznie wciąga nowych czytelników, występujących pod banderą egalitarnego projektu-idei. W XIX wieku wystarczyła tak zwana „powszechność czytająca”. Dzisiejsze zbiorowe czytanie JIKa jest już w istocie czytaniem fragmentarycznym, podzielonym między zaprzyjaźnionych bądź poznających się dopiero ochotników i amatorów starej literatury. Nie wytworzy się z tego może jakiś powszechny ruch czytelniczy, ale... Projekt-kraszewski.blogspot chętnie dołącza do innych podobnych inicjatyw, ukierunkowanych, mówiąc ogólnie, na CZYTANIE KLASYKI. Świadczą o tym linki odsyłające na przykład do „Czwartków z Kraszewskim” (krainaczytania.blox.pl), recenzji w „BiblioNETce” czy materiałów opublikowanych na blogach prywatnych miłośników książek (dom-z-papieru.blogspot.com) oraz zbiorczo do „Krewnych i powinowatych, czyli blogów z tej samej parafii”, które obok wpisów poświęconych innym klasykom zamieściły coś o Kraszewskim. Wiedza o Kraszewskim, przefiltrowana przez gusty i predylekcje stałych i przygodnych uczestników akcji (59 członków w sieci znajomych Google, przeważnie kobiet), nie musi od razu stanowić przepracowanego modelu czytania biografii czy dzieł Jubilata. Recenzje zamieszczane na blogach internetowych, z punktu widzenia profesjonalnej nauki o literaturze, w większości mogą uchodzić za szkolne streszczenia, a nie sproblematyzowane interpretacje. Trzeba jednak pamiętać o idei popularyzacji osoby i dorobku pisarza, przyświecającej projektowi. A ponadto o potrzebie wzajemnych kontaktów między uczestnikami akcji. I tu rodzi się jeszcze jedna refleksja: projekt-kraszewski.blogspot harmonizuje z na wskroś autobiograficznym doświadczeniem JIKa, który – chcąc nie chcąc – uczynił własne życie nie-
i katalogowania wiedzy o Kraszewskim może mieć mocny punkt zaczepienia w samej metodzie twórczej bohatera powstającej publikacji. Powieść, jak sam przyznawał, stała się dla niego encyklopedią w miniaturze, wymagającą od autora encyklopedycznych nieraz studiów7. Fragmenty powieści Kraszewskiego przypominają niekiedy hasła encyklopedyczne albo spisy katalogowe postaci lub typów społecznych. Potrzeba porządkowania wiedzy o rzeczywistości tkwiła, jak się wydaje, głęboko w naturze Jubilata, łączyła się z jego niebywałą ruchliwością umysłu i zachłannością poznawczą. Nie chcę przesądzać, czy ów encyklopedyzm Kraszewskiego wywodził się w prostej linii z idei oświeceniowych. Faktem jest, że pisarz żywiołowo interesował się wszystkim, co składało się w jego umyśle na obraz zmienności świata, jego rozmaitych, kalejdoskopowych metamorfoz na styku historii i współczesności. Tego niespokojnego ducha, który nie mógł osiąść w jednym miejscu, dobrze wyczuwają członkowie internetowej społeczności projekt-kraszewski.blogspot.com. Na górze każdej strony widnieje ich sztandarowe zawołanie: „Mamy bzika na punkcie JIKa”. Autorzy-ochotnicy, zgłaszając się do akcji „nagłaśniania dzieła tytana pracy” w internecie, nie zakładają na wstępie jakiegoś programu czy strategii lekturowej. Kilka prostych zasad zdrowego rozsądku, a ponadto właśnie ów czytelniczy bzik rządzą tą spontaniczną inicjatywą. Kto wie, może jesteśmy świadkami narodzin jakiegoś pożytecznego snobizmu na zajmowanie się Kraszewskim bez specjalistycznego przygotowania, choćby w celu nawiązania internetowych kontaktów i podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, poczytania tego, co mają do powiedzenia na temat Jubilata inni – „Zapóźniony w lekturze”, „Prowincjonalna nauczycielka”, „Lirael”, „Librarianka”, „dr Kohutek” (wybrałem co ciekawsze pseudonimy). Patrząc i oceniając rzecz z zewnątrz, nasuwać się może wątpliwość, czy nie ma w tym bziku jakiegoś elementu sztuczności. Jednak „wejście w JIKowe klimaty” nigdy nie będzie czymś tak kulturalnie nobilitującym jak chodzenie do opery. Wymaga bowiem od uczestników czegoś więcej niż tylko automatycznego podłączania się do blogspotu. Kraszewski powiedziałby, że to nie snobizm, lecz PRACA!
01≈
Literacje
& 117
Wielkim nudziarzem był? Kraszewski, blogspot i czytanie klasyki 118
01≈ skończoną sferą „wzajemnych wpływów i zetknień”8, mapą kontaktów, spotkań z ludźmi, z bliska i z daleka. Na kontaktowość jako istotną cechę osobowości Jubilata wskazywał przed laty rosyjski badacz Lipatow, pisząc: „Ludzie potrzebują nie tylko wielkich, ale i rozmówców. Właśnie takim serdecznym rozmówcą był Kraszewski. I nie tylko dla Polaków. Jak widać – dla Rosjan również. Być może właśnie na tym polega tajemnica jego, oto już półtora wieku trwającej żywotności. Sukces czytelniczy Kraszewskiego wyrasta z masowej potrzeby obcowania z bliskim duchowo człowiekiem. Z wielkim ludzie nie obcują. Wielcy wymagają adoracji”9. Może zatem, w świetle uwagi poważnego badacza literatury, internauci rymują snobistycznego „bzika” ze skrótem „JIKa” wcale nie dla żartu. Skrót ten, utworzony na innej zasadzie niż uświęcony tradycją XBW, jest moim zdaniem nowym sposobem recepcji Kraszewskiego. W połączeniu „BZIKA – JIKa” otrzymujemy przykład internetowego języka komunikacji, a może jakiegoś hasła otwarcia, uruchamiającego grę starych i nowych kontekstów. A przede wszystkim ów skrót (login?) działa jak wędka na tych, którzy chcą ROZMAWIAĆ o Kraszewskim i klasyce, literaturze i życiu, historii i teraźniejszości. Wreszcie o gustach (nie tylko) czytelniczych! Rozmawiać znaczy: być na równych prawach z pozostałymi uczestnikami wspólnego przedsięwzięcia, współtworzyć bliski Kraszewskiemu styl lekturowych zachowań – wzajemną cyrkulację myśli, opinii, pasji autorów, czytelników, krytyków. Jeśli już mowa o cyrkulacji, to warto zainspirować się jednym ze sposobów nagłaśniania Kraszewskiego w potocznej świadomości odbiorców. Podsuwa go „Iza” w poście z 9 listopada 2011 roku zatytułowanym Cytat na dziś. Treść, zgodnie z poetyką cytowania, jest krótka i (w połączeniu z zamieszczoną obok reprodukcją obrazu Mujer Tumbada Francisco Masriera y Manovensa) stanowi jakby przedsmak tego, co zaciekawiony czytelnik może wyczytać z powieści Hołota: „Nie żądała od losu nic występnego, chciała zostać cnotliwą i wierną – ale platoniczny choćby romans należał jej się koniecznie”10. Jeden cytat, który przez ironiczną grę znaczeń językowych od-
& Literacje
słania psychologię postaci powieściowej, może mieć większą siłę przełamywania stereotypu Kraszewskiego-nudziarza niż najbardziej kompetentna recenzja kraszewskologa. Cyrkulacja tego i podobnych cytatów w blogosferze poświęconej Kraszewskiemu to interesujący przyczynek do projektowanych w niej niedokończonych rozmów czytelnika z tekstem i z pozostałymi czytelnikami. Nawet jeśli, załóżmy, oczekiwanie czytelnicze zostanie w trakcie lektury powieści zawiedzione, to zawsze pozostanie to pierwsze dobre wrażenie kontaktu z książką poprzez intrygujący cytat, który ktoś inny odnalazł i zamieścił na blogu. I jeszcze jeden przykład odnoszenia się do spuścizny literackiej Kraszewskiego (konkretnie do Papierów po Glince) – pochodzi z wpisu z 28 sierpnia 2012 roku (cytuję tylko zakończenie, pomijając meritum recenzji): „Inne zalety książki to ciekawa intryga, cała masa szczegółów obyczajowych i dowcipnych powiedzonek, no i wreszcie – długość – jakieś 65 stron. Słowem – lektura to przyjemna, pożyteczna, niemęcząca i nawet z drugim dnem. To chyba bezpieczny wybór dla nieco już wciągniętych w JIK-owe klimaty”. Ta opinia to już 142 z planowanych 200 recenzji. Widać tu drogę, jaką przebyła internetowa społeczność JIKomaniaków od początku przedsięwzięcia (7 czerwca 2011 roku). Zachęta do lektury bazuje bowiem na wcześniejszych doświadczeniach czytelników Kraszewskiego-blogspota (taka podwójna etykieta odpowiada podwójnej lekturze: książek i bloga poświęconego książkom i czytaniu JIKowej klasyki). Okazuje się – i tu słowa uznania dla Autorki posta – że obalanie stereotypu pisarza-nudziarza może się udać pod warunkiem, że przetasuje się rozsądnie pozycje na liście lektur i będzie je czytało w kolejności innej niż każe chronologia czy tradycja historycznoliteracka. Tę kolejność i zarazem nieuchronną selekcję książek zalecanych do czytania wyznacza (inter-)subiektywna zasada stopniowego „wciągania w JIK-owe klimaty”. Właśnie – do klimatu trzeba się stopniowo przyzwyczajać. Gdy zaczynamy podróż po egzotycznych krajach, aby uczynić ją znośną i przyjemną, musimy się ZAAKLIMATYZOWAĆ. Podobnie jest z lekturą JIKa, która, przy odpowiednim spreparowaniu i stężeniu dawek oraz przy zachowaniu odpowiedniej częstotli-
wierszu skrytykował pompę, z jaką odbyły się obchody ku czci… Okazuje się więc, że również taki sposób czytania biografii i literatury – przez kuchnię – jest dobry, ponieważ zbliża literaturę do życia, oddaje sprawiedliwość Kraszewskiemu jako pisarzowi, ale też bohaterowi życia zbiorowego. Ile przy okazji takiego menu (dla autorów postów tego, bądź co bądź, dokumentu historycznego) można wynaleźć (oczywiście w starych książkach) ciekawych przepisów, podywagować na temat odbicia kuchni w języku i kulturze (inwektywa: „ty stara pulardo!”), wreszcie pożartować sobie z jubileuszowych nastrojów („W przeciwieństwie do kompotu jubilat był chyba wstrząśnięty, nie zmieszany”)11. Takie zainteresowanie kulisami literatury, ten istny bigos „hultajski” może się wydać jakąś prowokacją wobec kanonicznych sposobów obcowania z książką, historią i kulturą, jednym słowem: z klasyką. Poetyka blogspota zastępuje tu historyczno-kulturowo-literacki komentarz. Formy zinstytucjonalizowanej lektury klasyków – lektury, która zwłaszcza w pewnych okresach historycznych współtworzy repertuar społecznych zachowań – zostały tu wzbogacone o nowy, a jednak od dawna zadomowiony w kulturze styl lekturowych konwersacji, w których to, co dawne, miesza się z tym, co współczesne (jak w kulinarnym przepisie), bez zachowania stosownego dystansu, naukowego obiektywizmu czy ideologicznie poprawnej pompy12 . Tekstom recenzji i hasłom encyklopedycznym, nieraz zapożyczanym z innych źródeł, towarzyszą zdjęcia (przeważnie skany okładek książkowych), banery, plakaty i (niestety rzadziej) reprodukcje dzieł malarskich. Materiał ikonograficzny przedstawia się na razie dosyć skromnie. Na tle całego zasobu wizualnego wyróżniają się szczególnie próby włączania wizerunku sędziwego pisarza z brodą w konteksty współczesnej reklamy, popkultury, wyobraźni masowej na znak, że Kraszewski ze swoim „logo” ma rację bytu w naszej codzienności (kolaż stylów retro i modern). Blogerzy w ramach obchodów jubileuszu JIKa zaprojektowali specjalne pocztówki, których nieodłączną częścią są okolicznościowe wpisy z życzeniami i wyrazami czytelniczej sympatii. Pod datą 28 lipca 2012 roku w imieniu społeczności JIKomaniaków „Iza” napisała: „Z okazji 200
wości w ich przyjmowaniu, może sama zabezpieczyć nasz czytelniczy organizm przed poczuciem znudzenia i rozczarowania. Zresztą, nawet jeśli mielibyśmy się nudzić, to chcielibyśmy robić to w sposób dla nas znośny. Gusty i obszary czytelniczych eksploracji bywają różne. To zależy od wychowania i klimatu panującego w domu, szkole i wszędzie tam, gdzie może dojść do kontaktu z książką: podczas spotkań towarzyskich czy w internecie, podczas podróżowania – na styku kultur – albo w zaciszu biblioteki. Ten truizm potwierdza się najlepiej na przykładzie dorobku JIKa, tytana pracy. W jego „encyklopedii” powieści każdy wynajdzie coś dla siebie. A przecież pozostaje jeszcze ocean wszechstronnej i bogatej działalności Kraszewskiego. Niedorzecznością byłoby więc oczekiwać od „zbzikowanych” blogerów jednolitego tonu w komentarzach na temat odkrywanych powieści oraz szczegółów z życia JIKa albo w reakcjach na czytelnicze posty koleżanek i kolegów, zamieszczane na stronie www.projekt-kraszewski.blogspot.com. Są na przykład tacy, którzy od razu debiutują na blogu jako zdeklarowani miłośnicy historii, przy czym nie stronią od porównań z nowszą klasyką światową (zachęcająco brzmi wpis z 23 maja 2012 roku: „Moją ulubioną książką jest Kunigas, uroku litewskich podań pełny, natomiast zakończenie przypomina trochę Jacka Londona i jego Martina Edena…”). Inni wolą tropić wątki romansowe i współczesne. Albo śledzić krok po kroku geografię Kraszewskiego, co wiąże się z ideą stworzenia Literackiej Mapy Polski, z którą można by (nie tylko wirtualnie) podróżować śladami Jubilata i zasłużonych dla naszej literatury klasyków. Lawinę komentarzy (50 wpisów) internautów wywołało zamieszczone na blogu menu obiadu jubileuszowego wydanego 4 października 1879 roku w krakowskich Sukiennicach na 50-lecie pracy pisarskiej autora Starej baśni. To doprawdy istny popis kulinarnych wariacji, wykraczających daleko poza granice XIX wieku i kuchni małopolskiej. W tym galimatiasie nie ginie bynajmniej literatura z towarzyszącym jej życiem literackim. Na przykład dowiadujemy się od „Lirael”, że Asnyk napisał Kantatę na jubileusz J.I.K. (niech Piotr Rubik weźmie się do roboty i skomponuje do niej muzykę!), a Norwid w okolicznościowym
01≈
Literacje
& 119
de Varnetot
Marcin Lul
&
{
Wielkim nudziarzem był? Kraszewski, blogspot i czytanie klasyki 120
Hrabia
rocznicy urodzin życzymy Dostojnemu Jubilatowi przede wszystkim wielu nowych czytelników, powrotu pod strzechy, oraz na listy najlepszych wakacyjnych czytadeł”. Na zakończenie pozostaje mi życzyć Projektowi „Kraszewski” jak największego czytelniczego odzewu i zrozumienia ze strony profesjonalnych historyków literatury. Powodzenia! Nie taki pająk straszny:) Drodzy czytelnicy, zajrzyjcie koniecznie pod nowy adres JIKa! Piszcie e-maila na: projekt. kraszewski@gmail.com. P.S. Ostatnio dowiedzieliśmy się o akcji narodowego czytania Pana Tadeusza. Rok 1812 nie poszedł w zapomnienie. A gdyby tak sprawić takie święto Kraszewskiemu? Od której powieści zacząć? To ciekawy temat na publiczną debatę.
İ
bo 1 . P. Kowalski, Popkultura i humaniści, Kraków 2002, s. 75-78 (Ignorancja w świecie hiperrealności). 2 .Vide: M. Sieńko, Człowiek w pajęczynie. Internet jako zjawisko kulturowe, Wrocław 2002. Por. E. Bendyk, Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci, Warszawa 2004; WWW – w sieci metafor. Strona internetowa jako przedmiot badań naukowych, pod. red. A. Dytman-Stasieńko i J. Stasieńki, Wrocław 2008. 3 .Szczegółowych danych do dalszych studiów nad szkolną recepcją Kraszewskiego dostarcza: A. Franaszek, Od Bieruta do Herlinga-Grudzińskiego. Wykaz lektur szkolnych w Polsce w latach 19461999, Warszawa 2006, s. 120-121 (poz. 2996-3042). 4 .Vide: J. Tomkowski, Zamieszkać w Bibliotece, Ossa 2008 (rozdz. Bestsellery i arcydzieła). Według badań w ostatniej dekadzie XX wieku na liście najczęściej kupowanych klasyków nie figurował Kraszewski (G. Straus, K. Wolff, Sienkiewicz, Mickiewicz, Biblia, harlequiny... Społeczny zasięg książki w Polsce w 2000 roku, Warszawa 2002, s. 150-152). 5 .J.I. Kraszewski, Poeta i świat, t. I, Lwów 1872, s. 5-6. 6 .Vide: m.in. artykuły Pisarz i czytelnicy oraz Sąd krytyki i czytelników (1842-1843). Przedruk w: J.I. Kraszewski, Wybór pism. Oddział X. Studia i szkice literackie, Warszawa 1894. 7 .J.I. Kraszewski, Przeszłość i przyszłość romansu (1838), [w:] tegoż, Studia literackie, Wilno 1842, s. 193. 8 .Określenie pochodzi z: J.I. Kraszewski, Powieść bez tytułu, Kraków 1974, t. IV, s. 133. 9 .A.W. Lipatow, Rosja i Polska: konfrontacja i grawitacja. Historia. Kultura. Literatura. Polityka, Toruń 2003, s. 266. 10 . J.I. Kraszewski, Hołota, Kraków 1986, s. 174. Cyt. za: www.projektkraszewski.blogspot.com/ search/label/cytat. 11 .Por. J. Tomkowski, op. cit., (rozdz. Od czarnej polewki do magdalenki, czyli potrawy literackie). 12 .Blog jako gatunek internetowej komunikacji, a także kultura uczestnictwa i dzielenia się w Internecie, to tematy szeregu publikacji naukowych. Zob. szkice w zbiorach: Liternet.pl, pod red. P. Mareckiego, Kraków 2003; Tekst (w) sieci. T. 1: Tekst. Język. Gatunki, pod red. D. Ulickiej, Warszawa 2009. Z innych prac: M. Więckiewicz, Blogowanie jako nowa forma aktywności. Różne oblicza polskiej blogosfery, w: Homo creator czy homo ludens? Twórcy – internauci – podróżnicy, pod red. W. Muszyńskiego, M. Sokołowskiego, Toruń 2008; Ch. Vandendorpe, Od papirusu do hipertekstu. Esej o przemianach tekstu i lektury, przeł. A. Sawisz, Warszawa 2008, s. 202-208.
& Literacje
Marcin Lul, doktor, adiunkt w Zakładzie Literatury Oświecenia i Romantyzmu w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie w Białymstoku. Autor publikacji poświęconych m.in. twórczości Kraszewskiego, Mickiewicza i Herlinga-Grudzińskiego. Zajmuje się badaniem związków między literaturą a historią XIX wieku.
Byłaś strasznie naiwną gąską, Karolino, więc może mi wybaczysz – powiedział Henryk, po czym zepchnął dziewczynę w przepaść. Spadała niezbyt długo. Wrzask, który wypełnił dolinkę był przeraźliwy, ale krótki.
Agata Godun
Hrabia wychylił się za krawędź urwiska. Z wysoka Karolina wyglądała jak połamana marionetka. Krew wyciekała szerokim strumieniem spod jej głowy, zalewając czerwienią skały i umykające w popłochu węże. Henryk pokiwał z zadowoleniem głową. Odwrócił się i ruszył ścieżką w dół zbocza, w miejsce gdzie zostawił konia. „Pora wracać do Mont-Sejour”, pomyślał. „Posiedzę tam parę dni... I wrócę do domu. Ale doprawdy, co za szczęśliwy zbieg okoliczności. A już chciałem się uciec do strychniny. Bez sensu.” Kiedy dotarł do uzdrowiska, świtało. Sam zaprowadził konia do stajni, po czym cichutko wemknął się do hotelowego pokoju, wynajmowanego tu już od połowy miesiąca. Po dwóch dniach otrzymał wiadomość o zaginięciu żony.
*** Bale na zamku hrabiego Henryka de Varnetot znane były ze swej świetności. Zapraszana była tam nie tylko okoliczna szlachta, ale też tytułowani sąsiedzi z dalszych merostw. Ten zaś bal był wyczekiwany od dawna. Było to pierwsze przyjęcie, jakie hrabia de Varnetot urządzał po zakończeniu żałoby. Przybyło mnóstwo gości, wszyscy podnieceni wizją zbliżających się godzin zabawy. Najbardziej rozemocjonowane były młode szlachcianki na wydaniu. Czyż taki bal nie jest wspaniałą okazją na zdobycie serca księcia z bajki? Goście wypełniali sale gwarem rozmów, stukotem obcasów, szelestem jedwabiów. Powietrze powoli nasiąkało zapa-
01≈
Literacje
& 121
01≈ chem potraw, trunków i perfum. Ciekawskie spojrzenia podążały bezustannie za przystojnym wdowcem. Wysoki i smukły wyróżniał się spośród innych mężczyzn. Z gracją przemykał w tłumie, podchodząc do każdej grupki, każdego pozdrawiając wytwornym ukłonem. Jak podmuch wiatru podążał za nim gorączkowy szmer ludzkich głosów, szeptem przekazujących sobie wszelkie znane plotki na temat gospodarza. Przypomniano sobie dzień jego przybycia do Villepotin. Wtedy młody wdowiec nie budził sensacji. Trzymał się w odosobnieniu, nie zwracając na siebie uwagi, w ciszy przeżywając śmierć swej pierwszej żony, Janiny. Nie wspominał o niej zbyt często, właściwie prawie wcale. Dopiero jego ślub z hrabianką Karoliną d’Haussonnel sprawił, że zaczęto więcej o nim mówić. Wówczas zorientowano się, że hrabia jest niepokojąco tajemniczą osobą. Wiadomo było, że dużo podróżował po Europie i Azji, ale nigdy o swych wojażach nie opowiadał. Nie mówił też zbyt wiele o swoim pochodzeniu. Niektórzy powątpiewali nawet w jego szlachectwo, ale te plotki szybko zdementował teść hrabiego. Szeptano również, że de Varnetot jest bankrutem i ożenił się z Karoliną d’Haussonnel dla jej posagu. I tu plotkarze zawiedli się srodze, gdyż Henryk po wprowadzeniu się na zamek ujawnił majątek znacznie przewyższający posag swej żony. Po kilku latach temat hrabiego znudził się wszystkim. W okolicy wybuchały nowe skandale, które rozmachem swym przysłoniły tajemniczą sylwetkę Henryka. Kiedy jednak ogłoszono zaginięcie Karoliny de Varnetot, ludzie znów zainteresowali się sprawami zamku Villepotin. Plotkowano, że harbina uciekła z kochankiem. Służące opowiadały o tajemniczym posłańcu, który odwiedził Karolinę dwukrotnie, pod nieobecność męża. Kiedy zaś odnaleziono jej szczątki w górach nikt już nie miał wątpliwości, że Karolina została uwiedziona, a następnie zamordowana przez kochanka, któy okazałs się być szaleńcem. Było kilka teorii co do tożsamości zbrod-
122
& Literacje
niarza, aż w końcu prawda uderzyła jak grom z jasnego nieba: uwodzicielem był pewien aktor ze stolicy, stary znajomy hrabiego. Gościł on kilka dni w Villepotin, zdobywając przyjaźń hrabiny. Miesiąc po jej śmierci odnaleziono go w jego pokoju, powieszonego na własnym pasku. Pozostawił po sobie list, w którym przyznawał się do zbrodni i oznajmiał, że brzemię jego grzechu jest zbyt ciężkie, by mógł z nim żyć. Mówiono, że hrabia długo dochodził do siebie po tej tragedii. Teraz jednak nie widać było po nim śladów niedawnych przeżyć, choć niektóre panie twierdziły, że spojrzenie jego naznaczone jest piętnem niewypowiedzianej tęsknoty. Henryk udawał, że nie ma pojęcia o tym powszechnym zainteresowaniu jego osobą. Krążył po sali z godnością i gracją, przyciągając zauroczone spojrzenia dziewcząt, obserwując ich zarumienione twarze, wysłuchując cichych westchnień wyrywających się z młodych piersi. Hrabia Henryk de Varnetot polował. *** Zimny dreszcz przeszył jego ciało niespodziewanie. Znał ten dreszcz. Rodził się jako drobne ukłucia na karku, po czym biegł wzdłuż kręgosłupa, rozlewając się na końcu lodowatą falą po całym ciele. Rozejrzał się dyskretnie. Na razie nie spostrzegł niczego nadzwyczajnego. Napotkał tylko namiętne spojrzenie baronówny de Breville. Zapamiętał je sobie. Skłonił się lekko, po czym odwrócił i ruszył powolnym krokiem ku drzwiom wyjściowym. Dreszcz nie opuścił go całkowicie. Czaił się w zakończeniach nerwowych, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Hrabia zatrzymał się na chwilę, kątem oka łowiąc na posadzce jakiś ruch. Zerknął w dół, ale nie zobaczył nic. Czyżby mu się zdawało? Pomimo to nie tracił czujności. Dreszcz cały czas był tuż tuż. Dopiero przy drzwiach zobaczył małą, czarną żmijkę umykającą w mrok korytarza. Teraz miał już pewność: coś przybyło do zamku, a on dokładnie wiedział co to było. Uśmiechnął się lekko. Uśmiech ten trafił przypadkowo do podstarzałej markizy, której
wyobraźnię przez te romanse. Potworzyca zamilkła zaskoczona. Słu... słucham? Nie bierz tego do siebie kochana, wyglądasz naprawdę przerażająco, ale ja chyba po prostu przywykłem. Hrabia zapalił cygaro. Delektował się nim przez chwilę, jak również i dezorientacją potwora. Nie... nie rozumiem... Przyzwyczaiłeś się? To znaczy... to znaczy, że... No, no – Henryk uśmiechnął się zachęcająco. - Widzę, że w tej malutkiej główce coś się zaczyna dziać... Ale... Chcesz, to ci o tym opowiem. To dość ciekawa historyjka. Wiesz, kiedyś, niechcący tak wyszło, że musiałem pozbyć się pewnej... dzierlatki. No, rozumiesz, ona z plebsu, służąca na dodatek, ja hrabia... ale ona nie rozumiała tego i stasznie natrętna była. Oszalała, coś okropnego. To było w Rosji. Chodziły plotki, że parała się czarami, ja w to nie wierzyłem... Jak wyszło tak wyszło, nie chciała się topić... Ale w końcu zatchłysnęła się wodą i uspokoiła. A potem wróciła. Oj, już taka ładna nie była. Spuchła od wody, trochę ją ryby objadły... prawdziwa topielica. I krzyczała, klątwy rzucała, spać nie dawała. Męczyłem się pół roku całe, ani jednej nocy przespać nie mogłem, cień ze mnie został. Musiałem szukać pomocy. Ale gdzie? Znalazłem sposób u jednej wiedźmy, szeptuchą siebie nazywała. I przeszło, przestała się Ksenia pokazywać, przegnałem ją na zawsze. Ale szeptucha powiedziała, że klątwa nadal działa i żeby uważać. Ale widzisz, Karolinko... Całe życie strasznie się nudziłem, rzadko kiedy wiedziałem, co ze sobą zrobić... W tym momencie twarz hrabiego rozjaśnił szalony uśmiech. Pojawił się tylko na chwilę, ale zostawił po sobie ślad, jakiś nieuchwytny rys, grymas, który przemienił przystojne oblicze Henryka w ohydną maskę. Znalazłem sposób na nudę, kochana – dokończył wesoło. Zjawa przyglądała mu się nieruchomo. Powoli zaczęła się otrząsać z osłupienia, jej wężowa twarz zadrgała spazmatycznie. Nagle eksplodowała potwornym sykiem. Węże rozszalały się w jej ciele. Unosiły głowy i wyciągały je w kierunku hrabiego, wysuwając i chowając błyskawicznie rozwidlone języki. Diable! - wrzasnęła Karolina z dziką fu-
serce w piersi zamarło na moment. Hrabia jednak jej nie zauważył. Wymknął się chyłkiem z sali, po czym szybkim krokiem zaczął wspinać się po schodach. Zmierzał do swojego gabinetu. Wiedział, że musi się spieszyć. Choć podniecenie buzowało w nim, a niecierpliwość rosła, udało mu się zapanować nad sobą. W końcu znalazł się pod drzwiami gabinetu. Były otwarte. Zamknął i zaryglował je za sobą. Miało to służyć tylko temu, by nikt zaniepokojony jego nieobecnością, szukając go nie wszedł do środka. Cokolwiek innego chciałoby tu wejść, wejdzie i tak. Najpierw zapalił świece, by ciepłe światło ogarnęło pomieszczenie. Potem usiadł za biurkiem. Otworzył szufladę. Wszystko było na swoim miejscu, odetchnął nieco. Spojrzał na biurko. Na obitym zielonym suknem blacie wiła się mała żmijka. Chwycił ją i wyrzucił na środek pokoju. Nie potrafił opanować gwałtownego zdrygnięcia, kiedy jego wzrok napotkał ciemną sylwetkę postaci stojącej w miejscu, które jeszcze przed sekundą było puste. Istota, która przed nim stała zbudowana była z setek węży. Wijące się ciała splatały się ciasno, tworząc sobą kształt długich, zgrabnych nóg, wąskiej talii, pełnych piersi i smukłych ramion dziewczyny. Żmijka zrzucona z biurka podpełzła do niej i wspięła się szybko po jej łydce, uzupełniając koszmarną układankę. Witaj Karolino – powiedział hrabia. Istota drgnęła. Ty! - zasyczała setką głosów. - Morderco! Zdrajco! To cały ja – uśmiechnął się. Śmierdzisz podłością – oznajmiła potworzyca. - Jakże mocno ją teraz czuję! Czemu nie czułam jej wcześniej? Bo byłaś głupią gąską, mówiłem ci o tym przy naszym ostatnim spotkaniu – odparł hrabia. Uśmiech nie schodził mu z ust. Nie drwij, nędzniku – syknęła Karolina. Węże, których łby tworzyły jej oczy wysunęły języki. - Zaraz poznasz bezmiar cierpienia, o którym nawet ci się nie śniło! Tak myślałem – pokiwał głową de Varnetot. - Nic nowego tu nie słyszę. Jednak wy, kobiety, macie naprawdę strasznie ograniczoną
01≈
Literacje
& 123
{
Agata Godun
124
& Literacje
Dane de Carlo
(Uniw ersytet Fryderyk a II w Neapolu)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza?
Agata Godun, urodzona w 1990 roku absolwentka filologii polskiej, obecnie studiuje kulturoznawstwo na Uniwersytecie w Białymstoku. Aktywna działaczka oraz sekretarz Koła Kulturoznawców kulSTRUKtura. Miłośniczka dziewiętnastowiecznej prozy oraz literatury fantastycznej. Niestrudzona poszukiwaczka, zawartych w tekstach kultury mityzacji świata. Laureatka Konkursu Małych Form Prozatorskich „Wrzenie” 2012.
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości?
We Włoszech obecnie w przeciwieństwie do przeszłości, postać i dorobek literacki Kraszewskiego, z wyjątkiem wąskiego grona specjalistów, pozostaje praktycznie zapomniany. Z pewnością w Polsce sytuacja jest zupełnie inna, wspomnę jedynie o Wincentym Danku, który w swojej minografii zauważył, że Kraszewski to „Pisarz wciąż żywy”. Dziś czytelnicy nadal są wierni i chętnie czytają dzieła „Ojca powieści polskiej”, a twórczość „Tytana pracy” jest na nowo odkrywana przez badaczy literatury. Kolejne pokolenia historyków literatury wracają do jego dokonań, na nowo podejmując studia nad wybranymi problemami i utworami, na nowo pisząc jego biografię lub poświęcając mu kolejne eseje wnoszące nowe elementy do wiedzy o jego pracy literackiej. Jego imponujący dorobek literacki wywarł trwały wpływ na kulturę i literaturę polską oraz twórczość współczesnych mu i późniejszych pokoleń Polaków. Niewątpliwie był autorem niezwykle wszechstronnym, a szczególna wrażliwość zapewniła jej stałe miejsce w kanonie literatury polskiej. Jak sugeruje Tadeusz Budrewicz w jego książce Kraszewski – przy biurku i wśród ludzi, od dawna już można mówić o „Kraszewskologii” jako osobnej dyscyplinej humanistycznej, która łączy różne obszary ludzkiej wiedzy. To wyjaśnia fenomen wszechstronności i pracowitości Kraszewskiego.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Poniższe cytaty, wybrane są tak, aby pokazać jak ważną rolę odegrał Dante w twórczości J.I Kraszewskiego: „O czemże nie mówili: Bóg, los, miłość, życie, dusza, serce, poezya,
01≈
{
İ
bo
Z twórczością J.I Kraszewskiego zetknąłem się w trakcie studiów na kierunku: Literatura Polska, przy Uniwersytecie Salento (w Lecce). Głębsze poznanie dorobku i działalności tego autora nastąpiło jednak nieco później, podczas pisania pracy doktorskiej. Do zajęci się tą tematyką zachęcił mnie mój promotor proponując mi odczytanie rękopisu Boskiej Komedii, właśnie w tłumaczeniu Kraszewskiego. Tak więc moje spotkanie z Kraszewskim nastąpiło m.in. dzięki związkom Kraszewskiego z Włochami, z literaturą włoską a w konsekwencji z jego miłością do Boskiej Komedii Dantego. Mój związek z autorem jest autentycznie silny i głęboki, ponieważ podczas mojej pracy nad rękopisem Kraszewskiego, oprócz analizy czysto językowej starałam się dokładnie zrozumieć jego tok rozumowania. Musiałem przeniknąć jego sposób myślenia, t.j zrozumieć w jaki sposób pojmował i odbierał Dantego. Wszystko po to, aby uchwycić jego skomplikowaną pisownię. Było to konieczne, aby móc zrozumieć i odczytać bardzo nieczytelny rękopis.
aNKIETA
Hrabia de Varnetot
rią. Jednym skokiem znalazła się na biurku. Wytrąciła cygaro z ręki Henryka, chwyciła go za szyję i wcisnęła w fotel, zbliżając makabryczną twarz do jego twarzy. Po tym, jak zepchnąłeś mnie ze skały żyłam długo - syczała wściekle. - Leżałam i nie mogłam się ruszyć. I płakałam. Płakałam w środku, bo nie mogłam wydać gosu. A potem zaczełam się modlić. Czułam, jak jedzą mnie węże. I jadły mnie długo, bardzo długo. Tak długo, aż poczułam, że mogę się ruszać. A mogłam się poruszać jakbym była każdym z tych węży. I wtedy wiedziałam, że kiedyś do ciebie przypełznę. I cię zabiję. A twoją duszę pożrę tak, że będzie dogorywać przez całą wieczność, rozdarta na strzępy. - Zamilkła na chwilę, uważnie mu się przyglądając. - A teraz mówisz mi, że nie mnie jedną spotkała zguba z twojej ręki? Że zabijałeś nas, żeby nas zabić ponownie? Niewinne, młode, kochające? Węże tworzące jej oczy wysunęły się do przodu, smagając językami twarz hrabiego. O, to się dopiero nazywa jadowite spojrzenie – parsknął de Varnetot. Potworzyca zawyła z wściekłości. Straciła nagle kształt, stała się jednym, wściekłym kłębowiskiem, miotającym się na biurku. Tylko dwie drgające dłonie nadal zaciskały sie wokół szyi Henryka. Hrabia szybkim ruchem sięgnął do szuflady. Zjawa nawet nie zauważyła momentu, w którym wraził w sam środek jej kłębowiska srebrne ostrze sztyletu. Wizgnęła przeraźliwie. Węże rozpadły się, zsunęły na podłogę, zbiły w syczącą gromadkę. Próbowały ponownie spleść się w poprzedni, ludzki kształt, jednak nie udawało im się to. Diable... – zasyczała rozpaczliwie Karolina, po której został już tylko głos i przerażone węże. Widzisz, moja droga, jest pewna rzecz, która się zawsze sprawdza – powiedział hrabia de Varnetot, klękając nad resztkami zjawy. Z ładnej, ale głupiej panny będzie ładna, ale głupia żona. W moim zaś przypadku z głupiej żony będzie głupi upiór. Ładną żonę przyjemniej można pieprzyć, głupiego upiora łatwiej zabić. A jedno i drugie dostarcza mi rozrywki na jakiś czas. Tam, na dole, ładnych, głupich dziewczyn mam ile dusza zapragnie. Dlatego wybacz, ale opuszczę cię teraz. Szybko i sprawnie hrabia przeciął wężowy kłąb na krzyż. Gady rozpłynęły się w kleistą, cuchnącą breję. I to by było na tyle – powiedział do siebie. Wstał, poprawił ubranie, upewnił się, że nie zabrudził się w żadnym miejscu, po czym wyszedł z gabinetu. Na dole, w sali balowej, czekała na niego baronówna de Breville.
Literacje
& 125
ANKIETA
01≈ muzyka, składały się na tę plecionkę prześliczną, fantastyczną, która się potem wyschła na piersi nosi – aż do zgonu. Marynka, jak zawsze tak i w tej rozmowie była naturalną, ożywioną, śmiałą, a dla Witolda – czarującą. Wyszedł z rozmowy, jak w kąpieli w Eunoe, Dante ów z czyśca zmierzający ku niebiosom” (J. I. Kraszewski, Mogilna. Obrazek współczesny, t. II, Nakładem Michała Glücksberga, Warszawa 1886, str. 17) „Wtém jak w piekle Dant, gdy dwa uściskiem połączone za sobą ujrzał duchy i wielką był zdjęty litością, aż wysłuchawszy ich skargi martwym zbólu padł na ziemię – i ja wstrzymałem się nagle przejęty politowaniem ujrzawszy postać wiotką i przejrzystą, która goniła za nami” (J. I. Kraszewski, Mogiły – Abracadabra – Dwa fragmenta J. I. Kraszewskiego oraz przepisany przez tegoź djarjusz podróży z Warszawy do Petersburga Hrab. Kazimierza Konst. de Bröhl Platera starosty inflanckiego, później podkanclerza Litews, w 1792 roku odbytéj, Nakładem Gustawa Gebethnera i Spółki, Warszawa 1859, ss. 101-102). „Przeczuł Dante.. i doświadczył wszystkie wygnania boleści, ale on pocieszał się jeszcze, że rumieńcem wstydu okryć się miały czoła tych, którzy biednego wędrowca szyderstwy witali, urąganiem ścigali, upokorzeniem kamienowali – nam, niestety, brak i téj nadziei.. wstydzić się nikt nie myśli, pysznią wszyscy. Z każdym dniem na twarzach zobojętniałych ludzi wybitniej maluje się to uczucie nielitości, które nas ściga; potrzeba zamknąć się wśród ścian czterech z samym sobą, z myślą tylko i z tęsknotą, w pracy i spokoju ducha szukając ulgi na czerpienie” (J. I. Kraszewski, Wieczory Drezdeńskie, Nakładem Xięgarni Zelmana Igla, Lwów 1866, ss. 5-6). „Ja owszem myślę, że gnanie i wygnanie potęguje siły, egzaltuje... Mickiewicz nigdyby się nie podniósł do takiéj wyżyny, gdyby nie ten chléb gorzki i nie te schody, o których mówi Dante...
126
& Literacje
– Dante? – podchwycił Wiktor. – Nie zapominaj pan, że znacznejsza część wygnania Dantego była wypędzeniem z Florencyi do Wenecyi, do Pizy, do Rzymu, to jest jakby z Warszawy do Siedlec, do Kalisza lub Poznania. To wcale co innego. Nie brzmiała mu w uszach piękna, melodyjna mowa toskańska, ale włoskiego słuchał języka.” (J. I. Kraszewski, Chore dusze. Powieść w dwóch tomach, t. I, Nakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa 1881, str. 77).
Ryszard Koziołek (Uniw ersytet Śląski)
Pana spotkania z Kraszewskim? Pana stosunek do pisarza? Kraszewski, jak Kochanowski, spadł nam z nieba, tyle że z nieba prozy. Był jak niezasłużona manna na pustyni powieści polskiej. W szkolnej historii literatury między polskim romantyzmem a realizmem, czyli między poezją a powieścią, rozpościera się pięćdziesięcioletnia otchłań niczego wartego lektury. Tymczasem jest tam pisarz, który sam jeden opisał codzienne życie polskie tego półwiecza, w jego dzielnicowym i emigracyjnym zróżnicowaniu. Oczywiście, że pisał za wiele. A jednak imponuje mi jego rozrzutność, pańska hojność trwonienia talentu, szybkość i skuteczność, z jaką wzbudzał i zaspokajał głód czytelników gazet i książek. Stworzył masowego konsumenta polskiej literatury, któremu trzeba szybko i systematycznie dostarczać nowego towaru za cenę krótkiego trwania literackich produktów. „Cóż obchodzi, że ja i te kartki jutro nie będą?” – stwierdzał ostentacyjnie i buńczucznie. Wyzwolił nas z rodzimego mugolstwa, czyli nieczytania po polsku. Twierdził, że Polacy cierpią na legophobię – wstręt przed czytaniem, a jednak udało mu się wytworzyć inteligenckie poczucie winy nakazujące kupowanie polskich książek i prenumerowanie polskich gazet. Mieszczaństwu, inteligencji, zubożałej szlachcie dostarczył tysięcy stron dobrze napisanej prozy, pełnej ogromnej ilości informacji o współczesnym życiu wszystkich warstw społecznych.
podległość polityczną w obrębie obcych państw. Szlachecka tradycja obyczajowa i polityczna spotyka się z bezwzględnym, ale też pociągającym i atrakcyjnym kapitalizmem. Kultura życia codziennego w XIX w. oferowała coraz większy komfort, który doceniali nawet miłośnicy starożytności. Walter Scott, największy w XIX w. chwalca przeszłości, sam cenił zalety życia współczesnego – jego neogotyckie Abbotsford było pierwszym w Szkocji budynkiem z oświetleniem gazowym. Mimo bezsensu analogii historycznych, ułatwiają one zmniejszenie dystansu wobec przeszłości. Wcale nietrudno wyobrazić sobie mieszkańca PRL-u, który popierał KOR, zapisał się do Solidarności i strajkował, a równocześnie jeździł na wczasy zakładowe, pisał podania o przydział mieszkania, o wydanie paszportu czy o talon na malucha; pragnął zniszczenia systemu, ale zżymał się na bałagan w państwie, spóźniające się pociągi, nieskuteczną milicję. Zagubiony w konsekwencjach własnej wiedzy i świadomości czepiał się prostego, naiwnego fideizmu, bo „albo się wierzy w niebo, albo w talara... a w oboje razem niepodobna”. Pragnął prostej wiary, która ostała się dla niego „u ludu”. Zdawał sobie sprawę, że emancypacja chłopa zapowiada konflikty społeczne, śnił o utopijnej kooperatywie pana i chłopa, a zarazem przyznawał, że proces musi być inny. „Wyzwolić go od gminy, od gromady, od pana, postawić o własnej sile i zmusić do opiekowania samemu sobą, oto zadanie wieku”. Czego nie tkniemy w poglądach Kraszewskiego napotkamy na podobne zwarcie.
Dał im powieść jako formę samoprzedstawienia i samorozumienia, inną niż wzorzec sarmacki lub romantyczny. Fascynuje mnie jego pokręcone życie. Wiedział, że będziemy mieli kłopoty z napisaniem mu spójnej biografii. Na starość sarkastycznie prorokował, że z resztek po życiu, z kości, zwłok i popiołów następcy ulepią, co im się spodoba. Jeszcze za życia nie pomagał w tym lepieniu mnożąc swoje sprzeczne wcielenia: religijny antyklerykał, radykalny demokrata wiodący pański styl życia, emocjonalny rebeliant o przekonaniach antyrewolucyjnych, idealista i literacki biznesmen, ideolog pracy i szlachcic-ziemianin trzymający konie, służbę, guwernerów, szpieg przeciwny spiskom politycznym. Mógł powiedzieć radykalnie odważną, mocną, mądrą myśl w rodzaju: „Zarzucając Moskalom ich plemię, wrócilibyśmy do tych czasów, gdy Murzyn, Żyd, Cygan, stanowili coś wyłącznego, trędowatego pośród ludzkości [...]. Człowiek jest jeden”. I niemal równocześnie coś tak obskuranckiego: „Co się tyczy tak zwanej demokracji, z tą absolutnie sympatyzować rozsądnemu człowiekowi niepodobna”. Mówiono o nim, że ma falujące poglądy, nazywano: „człowiek-zygzak”. W jego publicystce, prozie literackiej i listach napotykamy często tak skrajnie różne sądy, że nie sposób ich uzgodnić w światopoglądzie jednego człowieka. W cyklu publicystycznym Asmodeusz bohater w towarzystwie diabła podróżuje po Paryżu, zaglądając ludziom do domów. To, co widzą jest dla obu podstawą całkowicie różnych ocen. Don Kleofas głosi pochwałę techniki, nauki i postępu, a diabeł atakuje zachodnią kulturę i cywilizację. Obaj są awatarami Kraszewskiego. Nie tuszujmy tych sprzeczności, mówią one więcej o życiu i czasach autora Kotletów, niż ulizana narracja historyka, który musi udawać, że wszystko rozumie. W świecie Kraszewskiego i jego współczesnych poczęły się bowiem ścierać procesy i doświadczenia nieuzgadnialne i niewyjaśnialne. Dla wielu mieszkańców dzielnic rozbiorowych stało się jasne po 1863 roku, że Polacy są skazani na długą, może wielowiekową,
Co z Kraszewskiego jest dziś żywotne w badaniach, w kanonie? Co zostanie z jego twórczości? Myślę, że był najwybitniejszym polskim dziennikarzem wszechczasów. Znał świetnie europejskie dziennikarstwo, systematycznie czytał najważniejsze pisma francuskie, szybko orientując się, jaką potęgą jest proza drukowana w odcinkach w gazecie. Jego artykuły: Literatura periodyczna i Dziennikarstwo to przykład nadzwyczajnej kompetencji i samoświadomości w tym
01≈
Literacje
& 127
ANKIETA 128
01≈ fachu. Znakomity jest pamflet na zmorę plagiatów: Jak się robią książki nowe z starych książek. Rzecz o kradzieży literackiej. Za największe zagrożenie dla profesjonalnego dziennikarstwa uważał wpływ reklamodawców. „Otóż przyszło do tego, że reklamy najczystszą część dochodu i największą część dziennika stanowią; ale w nim od pierwszej do ostatniej karty panuje tylko reklama pod rozmaitymi postaciami: polityczną, handlową, przemysłową, bursową i literacką”. Bywał ideowo nieprzejednany, niesprawiedliwy, doktrynerski, ale umiał się też podlizać, pójść na kompromis, chytrze udać zgodę, aby za chwilę uderzyć pamfletem, satyrą czy merytoryczną polemiką. Wykorzystywał różne tytuły i różne media, aby być „za, a nawet przeciw”. Np. w dwumiesięczniku „Athenaeum” (1842) ogłasza walkę „z niewiarą, materializmem, sceptycyzmem i nowszym panteizmem”, a równocześnie wydaje Ostatniego z książąt Słuckich – ostry atak na jezuitów. Pisał chyba wszędzie, rozmieniając się – jednak wcale nie za drobne pieniądze. Oto jego niektóre stałe zobowiązania prasowe: Listy z zakątka dla „Biesiady Literackiej”, Listy z zagranicy dla „Bluszczu” i „Kłosów”, dział recenzji w „Dzienniku Poznańskim”, Listy z Niemiec dla „Gazety Polskiej”, Listy drezdeńskie dla „Hasła”, Kronika dla „Strzechy”, Kronika zagraniczna dla „Tygodnika Ilustrowanego”. Rzecz jasna, nieregularnie, lecz stale pisał do innych czasopism. Dlaczego wszyscy ci redaktorzy chcieli tego samego? Myślę, że ten kameleon, ten rozszczepieniec był tak atrakcyjnym publicystą, bo pisał znakomicie we wszystkich rejestrach gatunkowych i retorycznych: od naukowego po złośliwą pyskówkę. No i umiał tworzyć sobie wrogów, czyli polemistów, czyli rozgłos. Jako nieopierzony redaktor redagował niemal samotnie przez 10 lat dwumiesięcznik „Athenaeum”, humanistyczne, naukowe pismo na bardzo wysokim poziomie, z którego chciał uczynić narzędzie edukacji opóźnionej intelektualnie szlachty. Poznał się na jego talencie redakcyjnym
& Literacje
milioner Leopold Kronenberg, powierzając mu w 1859 r. redakcję „Gazety Codziennej” (zmienioną na „Gazetę Polską”), upadającego pisma, z którego Kraszewski zrobił nowoczesne pismo, zwiększając liczbę prenumeratorów z 500 do 7800 w 1861 r. Była to rzecz bez precedensu, bo oto rekordowy nakład osiągnął liberalny dziennik skierowany do miejskiego inteligenta. Kraszewski używał gazety maksymalistycznie: jako pojemnego i potężnego medium oraz jako instrumentu ekonomicznego, który zapewniał mu wysokie dochody i wygodne życie. Kryzys nastąpił po powstaniu styczniowym.
Proszę podać jakieś cytaty z Kraszewskiego, tytuły, a także skojarzenia... Kraszewskiego człowieka, jaki wyłania z jego pism łatwo polubić na każdym etapie życia i pisania. Bardzo lubię go jako „starego dziada”, a najcenniejsze zdają mi się Noce bezsenne – przejmujący pamiętnik mądrego człowieka, który przeżył równie wiele, co przeczytał książek. Co do powieści wczesnych, ze wstydem wyznaję, że śmiałem się z jego fantazji o zrównoważonym kapitalizmie z ludzką twarzą pracowitego szlachcica-reformatora, który negocjuje z ludem nowe zasady społeczne i gospodarcze. Moje dawne kpiny z Kraszewskiego-utopisty ustępują dziś podziwowi dla jego przenikliwych antycypacji polskiej odmiany konfliktów ekonomicznych, a zwłaszcza cenię jego przekonanie, że najbardziej niebezpieczni są ci, którzy troszczą się wyłącznie „o swoją piwa szklankę i kartofel”. Szanuję jego użycie wiedzy historycznej jako antidotum na etniczny nacjonalizm. W długim trwaniu niejeden z nas, to „cudzoziemiec, który stał się Polakiem, będąc ze krwi Niemcem, Żydem, Tatarem, Moskalem”. W czasie jubileuszu śnił mu się własny pogrzeb, na którym nie chciał wchodzić do trumny, twierdząc, że jeszcze nie jest gotowy. Potem w listach do przyjaciół często porównywał jubileusz do pogrzebu. Nie celebrujmy więc nadmiernie roku Kraszewskiego, po prostu coś przeczytajmy.
Polska fantastyka okresu PRL
jako kontrkultura
&
Związki polskiej fantastyki publikowanej po drugiej wojnie światowej z szeroko rozumianą kontrkulturą nie spotkały się dotychczas z zainteresowaniem badaczy historii polskiej literatury.1
Piotr Stasiewicz
Ma to przede wszystkim związek z bardzo marginalnym traktowaniem fantastyki w historii polskiej literatury powojennej, a także z zaskakująco skromnymi badaniami peerelowskiej kontrkultury w ogóle. Tymczasem problem wydaje się szczególnie frapujący, szczególnie w zestawieniu z obserwacjami tego zjawiska na Zachodzie, z którego przecież zapożyczyliśmy ogromną większość kontrkulturowych postaw i zachowań. Polska kontrkultura, tak samo jak polska fantastyka, rozwijała się w warunkach zgoła odmiennych od zachodnich. Kontestatorzy Zachodu mają dwóch wrogów albo raczej jednego wroga o dwóch twarzach: mieszczańskie społeczeństwo zbudowane na protestanckiej (w krajach anglosaskich) i katolickiej (we Francji) moralności i protestanckim etosie pracy oraz system korporacyjnego kapitalizmu rozwijający się w krajach uprzemysłowionego Zachodu od połowy lat 50. wraz z jego powojennym boomem gospodarczym i gwałtownym wzrostem zamożności społeczeństw2. Ta dwugłowa hydra będzie postrzegana przez kolejne pokolenia kontrkulturowych buntowników jako elementarne zagrożenie dla wolności jednostki w społeczeństwie i będzie też nieustającym punktem odniesienia dla wszystkich kontrkulturowych zachowań począwszy od beatników z lat 50., poprzez hippisów z lat 60., punkowców i wszelkich odmian ruchów alternatywnych lat 70. i 80. Z tego też powodu relacje między kulturą a kontrkulturą w krajach Zachodu są przeważnie dychotomiczne i wszelkie przejawy buntu mają przeważnie charakter lustrzany3, np.: porządek społeczny – wolność jednostki religia chrześcijańska – ateizm, agnostycyzm lub religie Wschodu kultura tradycyjna – nowe formy (np. rock, happening) mieszczański racjonalizm – „kultura” narkotyków, transu, „wyższej” świadomości
01≈
Literacje
& 129
Polska fantastyka okresu PRL jako kontrkultura
01≈ antykomunizm – różne (od łagodnych po skrajne) formy lewicowości. W warunkach polskich, po zaadaptowaniu z Zachodu szeregu kontrkulturowych postaw, opisane powyżej opozycje jawiły się bardziej skomplikowanie. Polska kontrkultura jest głównie kontrkulturą echa, to znaczy kalką o wiele bardziej spontanicznych procesów zachodzących w społeczeństwach Zachodu. Wiele jej elementów przynajmniej w pewnym stopniu było wyrwane z kontekstu, w jakim narodziły się na Zachodzie, co pozbawiało je oryginalnego znaczenia i powodowało znaczące modyfikacje. Na przykład polska muzyka młodzieżowa w zasadzie pozbawiona była znamion klasowości w odróżnieniu od angielskiej, w której członkowie zespołów rockowych rekrutowali się przeważnie ze środowisk robotniczych. Polscy hippisi włączali do swoich zachowań wiele elementów tradycji chrześcijańskiej, a polski punk i Nowa Fala nie były kontestacją przejedzonego społeczeństwa dobrobytu, ale wyrazem protestu przeciwko głębokiemu kryzysowi i niewydolności ustroju socjalistycznego. Te paradoksy i przesunięcia znaczeniowe wynikają przede wszystkim z faktu, że polska kontrkultura funkcjonowała nie tylko w opozycji do tradycyjnego społeczeństwa i kultury, lecz także wobec funkcjonującego na nim niczym narośl ustroju politycznego. To, co w zachodniej sytuacji przybierało formę ostrej dychotomii, w przypadku Polski miało formę raczej trójkąta – było zatem dużo bardziej skomplikowane niż na Zachodzie. komunizm tradycyjne kontrkultura społeczeństwo
To skomplikowanie oznaczało bowiem, że w niektórych wypadkach postawy kontrkulturowe były równoznaczne z tradycyjnym polskim antykomunizmem i niechęcią do władzy ludowej, traktowanej jak zaborca, w innych natomiast pewne typowe przejawy kontrkulturowych zachowań, np. hippisów traktowane były z niechęcią zarówno przez aparat władzy komunistycznej, jak i przedstawicieli tradycyjnego społeczeństwa. Dodatkową komplikację stanowiła kwestia lewicowości. Na Zachodzie bowiem przejawy za-
130
& Literacje
chowań kontrkulturowych niemal bez wyjątku jednoznaczne są z wcielaniem w życie idei lewicowych bądź wręcz lewackich lub nawet quasi-komunistycznych4. Polska kontrkultura, z natury antypaństwowa, a więc w tym wypadku antysocjalistyczna, w większości – paradoksalnie – opowiadała się raczej za tradycyjnymi wartościami, a bezpośrednie deklaracje „komunizowania” czy „lewicowania”, fascynacja maoizmem i ogólna niechęć do kapitalizmu ze strony czołowych postaci zachodniej kontrkultury przyjmowane były przeważnie z całkowitym niezrozumieniem5. Kolejnym czynnikiem zdecydowanie odróżniającym polską kontrkulturę od zachodniej jest stopień kontroli państwa nad zachowaniami jednostek w społeczeństwie. Poprzez swoiste skoszarowanie społeczeństwa socjalistycznego i państwową kontrolę nad wszystkimi właściwie etapami i przejawami życia przeciętnego obywatela typowe zjawiska i zachowania charakterystyczne dla zachodniej kontrkultury były całkowicie uniemożliwione albo mocno ograniczone. Noszenie długich włosów, uchylanie się od służby wojskowej, możliwość studiowania, nieograniczony dostęp do dóbr kultury, wolność zgromadzeń czy działalność artystyczna w przestrzeni publicznej – wszystkie te rzeczy były w mniejszym lub większym stopniu limitowane. To sprawiało, że kontrkultura w Polsce bardzo często miała postać postawy intelektualnej, przejawiającej się w oficjalnych środkach przekazu w swoistej mowie ezopowej, aluzji i swoistym kodzie, którym posługiwać się będzie przede wszystkim polska fantastyka. Komunistyczna kontrola nad kulturą wpływa na jeszcze jedno zjawisko odróżniające polską kontrkulturę od zachodniej. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii nośnikiem zjawisk i procesów kontrkulturowych jest przede wszystkim kultura popularna: muzyka rockowa, film, literatura popularna (w tym także fantastyka wychodząca z getta literatury drukowanej w czasopismach groszowych) i komiks. W Polsce rozwój tych mediów jest silnie ograniczony przez państwową kontrolę nad każdym praktycznie etapem powstawanie wytworów kultury. Ostatecznym czynnikiem kontrolującym była oczywiście cenzura filtrująca wszelkie przejawy wolnomyślicielstwa. Ale charakterystycznym dla okresu Polski Ludowej zjawiskiem, bardzo zaciemniającym obraz kultury tych cza-
cesy społeczne ideologii. Domeną fantastyki, szczególnie fantastyki o odcieniu filozoficznym, stanie się pokazywanie alternatywnych sposobów organizacji społeczeństw, innych hierarchii wartości, odmiennych sposobów organizacji kwestii takich jak religia, hierarchia społeczna, podziały rasowe czy role płciowe. Wczesna amerykańska fantastyka naukowa, tworzona w latach 40. i 50. XX wieku przez ludzi o wykształceniu technicznym, skupiała się raczej na wpływie, jaki na społeczeństwo wywierała lub, ujmując rzecz futurologicznie, będzie wywierała coraz gwałtowniej rozwijająca się technologia. Wczesne utwory Isaaca Asimova, Teodora Sturgeona czy Artura C. Clarke’a były hermetyczną literaturą, często miernej jakości artystycznej, której głównym przedmiotem zainteresowania było fabularne usprawiedliwienie włączenia w obręb narracji niestrawnych dla przeciętnego czytelnika dywagacji naukowych, quasi-wykładów technologicznych czy analiz teorii względności i mechaniki kwantowej7. Przełom nastąpił dopiero na początku lat 60. dzięki twórczości dwóch pisarzy – Roberta Heinleina i Philipa Dicka – oraz gwałtownemu wzrostowi popularności literatury fantasy. Robert Heinlein8, jeden z ojców założycieli amerykańskiej fantastyki naukowej, zasłynął w latach 40. i 50. przede wszystkim jako autor przygodowych powieści młodzieżowych o tematyce fantastycznonaukowej. Tematyka ogólnospołeczna, choć obecna w niektórych jego powieściach dla dorosłych, takich jak Sixth Column (1949), Władcy marionetek (1951) czy Mathuselah’s Children (1958), nie była postrzegana jako główny nurt jego twórczości. Przełomem okazała się dopiero powieść Obcy w obcym kraju, wydana w roku 1961 i w tym samym roku nagrodzona nagrodą Hugo dla najlepszej powieści SF9. Powieść ta z jednej strony uważana jest za jedno z najważniejszych dokonań w historii gatunku i pozycja kanoniczna dwudziestowiecznej fantastyki naukowej, z drugiej – postrzegana jako jedna z dwóch powieści (obok Człowieka z Wysokiego Zamku Philipa Dicka), które przełamały getto science fiction i zaistniały na szerszym rynku czytelniczym. Oddziaływanie powieści było ogromne, amerykańscy historycy kontrkultury wskazują, że kilka lat po wydaniu Obcy w obcym kraju stał się
sów, było inkorporowanie wszelkich kontrkulturowych zachowań, w większości z Zachodu, do celów propagandy komunistycznej, swoiste ugrzecznienie i rozmywanie wszystkich przejawów buntu i kultury młodzieżowej. Przykładami tego rodzaju zabiegów było z jednej strony wyraźne promowanie „grzecznych” zespołów młodzieżowych w rodzaju Czerwonych Gitar, a z drugiej – zmuszanie mniej „grzecznych” wykonawców do często upokarzających kompromisów, jak na przykład występy na festiwalach piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu i piosenki radzieckiej w Zielonej Górze. Do tych samych zjawisk należy też wykorzystanie przez oficjalną kulturę powieści i serialu kryminalnego (seria Ewa wzywa 07 i serial 07 zgłoś się) i komiksu (Pilot śmigłowca i seria Kapitan Żbik).
Fantastyka i kontrkultura Związki fantastyki i wszelkich ruchów kontrkulturowych pozostają na marginesie zainteresowań badaczy przemian społecznych i kulturalnych XX wieku, co należy przyjąć z ubolewaniem. Być może największą zasługą fantastyki w procesach kontrkulturowych jest ciągłe wyrażanie przekonania o relatywizmie i historyczności sytuacji społecznych. Pogląd ten, wywiedziony jeszcze z wczesnooświeceniowych utopijnych narracji fantastycznych, zakładał przede wszystkim, że żaden ze stanów społecznych, ustrojów czy modeli sprawowania władzy nie jest statyczny, ale że społeczeństwo i wytwarzana przez nie kultura znajdują się w stanie nieustannych przeobrażeń6. Elementarną jednak różnicą, jaka zachodzi między fantastyką dwudziestowieczną a oświeceniowymi utopiami i późniejszą heglowsko-marksistowską historiozofią, jest wyrażane przez większość pisarzy science fiction przekonanie, że te nieustanne zmiany nie mają charakteru teleologicznego. Innymi słowy, w fantastyce zakłada się, że przemiany społeczne, swoista dialektyka historycznego istnienia ludzkich zbiorowości, nie służą dojściu do jakiegoś stanu idealnego, ale że są immanentną cechą ludzkości. W praktyce oznacza to, że zdaniem większości pisarzy SF za 50, 100 czy 200 lat kultura będzie inna niż w połowie dwudziestego wieku, a bardzo niewielu z nich przekonywało, że stanie się tak w wyniku oddziaływania jakiejś kształtującej pro-
01≈
Literacje
& 131
Polska fantastyka okresu PRL jako kontrkultura 132
01≈ ulubioną, obok wydanego w roku 1966 w USA Władcy pierścieni Tolkiena, lekturą pokolenia hippisów. Zaprezentowana przez Heinleina satyryczna wizja społeczeństwa, które nie radzi sobie z najprostszymi problemami i potrzebuje kosmity wystylizowanego na Mesjasza, który udziela mu rad, jak żyć, okazała się bardzo aktualna. Tym, co najsilniej przemówiło do wyobraźni odbiorców w latach 60., były propagowane przez Heinleina postulat życia w swoistej libertariańskiej komunie, naturyzm, idea wolnej miłości, skrajna niechęć do instytucji państwowych, a w szczególności do rządu – czyli, w dużym uogólnieniu, ideały kontrkulturowej rewolucji hippisowskiej. Z podobnie entuzjastycznym przyjęciem spotkała się inna powieść Heinleina z lat 60. – Luna to surowa pani (1966). Autor prezentował w niej historię kolonii osadników na Księżycu, tworzących całkowicie niezależne od Ziemi państwo obywatelskie, które ze względu na panującą w nim skrajną wolność, staje się wkrótce przedmiotem agresji Ziemian. Historia ta, będąca oczywiście reminiscencją amerykańskiej wojny o niepodległość, szczególnie silnie oddziaływała w gorącej atmosferze późnych lat 60., jako że ukazywała modelowy przykład organizacji społeczeństwa, które obywa się całkowicie bez rządu. Twórczość Philipa K. Dicka pozostała za jego życia w zasadzie niezrozumiana, mimo że pisarz od końca lat 60. cieszył się coraz większym uznaniem i popularnością10. Z wartości twórczości autora Valis, inspirowanej fundamentalnymi problemami klasycznej filozofii europejskiej, zdano sobie sprawę dopiero po jego śmierci w roku 1982, a dziś nazywany jest nawet „amerykańskim Borgesem”. W latach 60. jednak Dick postrzegany był przede wszystkim jako piewca kultury narkotyków, nierozerwalnie związanej z kontrkulturą tego okresu. Futurologiczne fantazje Dicka zakładały istnienie społeczeństw uzależnionych od środków halucynogennych, od łagodnych „modyfikatorów nastroju” używanych w przez bohaterów powieści Trzy stygmaty Palmera Eldritcha po silne środki skrajnie zaburzające postrzeganie rzeczywistości lub wręcz prowadzące, jak to ma miejsce w powieściach Ubik czy Labirynt śmierci, do kreowania rzeczywistości całkowicie wirtualnych. Dickowi zawdzięczamy też ponure memento zachłystującej się LSD epoki dzieci-kwiatów: powieść
& Literacje
Przez ciemne zwierciadło, jeden z pierwszych krytycznych obrazów destrukcji, jaką niesie za sobą swoboda wpływania na umysł za pomocą środków farmakologicznych. Zjawiskiem towarzyszącym amerykańskiej kontrkulturze drugiej połowy lat 60. jest także gwałtowny wzrost popularności literatury fantasy, za którego początek uważa się opublikowanie przez wydawnictwo The Ace and Ballantine w 1966 r. pierwszego paperbackowego (a drugiego w ogóle) wydania Władcy pierścieni Tolkiena. Na przełomie lat 60. i 70. zaczynają wychodzić książki nowego pokolenia pisarzy, którzy wkrótce będą współtworzyć kanon gatunku – Ursuli Le Guin, Michaela Moorcocka, Johna Gardnera, Goerge’a Dicksona i wielu innych. Kontrkulturowy wymiar ich twórczości związany był przede wszystkim z zerwaniem z tradycją judeochrześcijańską, odwróceniem się od mitologii i wyobraźni śródziemnomorskiej oraz zwróceniem ku mitologii i wyobrażeniom Północy i pogańskiej Europy. Dzięki fantasy wyobraźnia i mity północnej Europy, dotychczas obecne w kulturze jedynie w romantycznych reinterpretacjach, stały się nie tylko przedmiotem zainteresowania przedstawicieli kontrkultury, lecz bardzo szybko także składnikiem kultury popularnej XX wieku11. Niezmiernie istotnym elementem kontrkulturowej rewolucji był rozwijający się od końca lat 60. nurt postmodernistyczny w literaturze fantasy, w obrębie którego rozwinęła się bardzo silna tendencja do polemiki z literacką tradycją i reinterpretacji znanych z przeszłości opowieści (tzw. retelling fantasy, np. Grendel J. Gardnera, Mgły Avalonu M. Zimmer Bradley, Beauty R. McKinley’a, Gilgamesh the King R. Silverberga, Jack Faust M. Swanwicka, Przynieście mi głowę księcia R. Zelazny’ego i R. Sheckley’a i inne).
Lem i krytyka systemu W Polsce powyżej opisane zjawiska ze zrozumiałych względów zachodzić nie mogły. Kontrkulturowość polskiej fantastyki, o czym wspomniano wcześniej, ma wymiar jedynie dyskretnej postawy intelektualnej, uprawianej pod egidą literatury „młodzieżowej”. Za taki, a nie inny kształt polskiej fantastyki odpowiedzialny jest przede wszystkim Stanisław Lem, który jest postacią do-
ku strukturalnej krytyki ustroju PRL-owskiego, mechanizmów zachowań społecznych i organizacji społeczeństwa socjalistycznego (Dzienniki gwiazdowe), socjalizmu jako ustroju politycznego (Eden) i losów jednostki w totalitarnym państwie kontrolowanym całkowicie przez służby bezpieczeństwa (Rękopis znaleziony w wannie). Książki Lema nie zawierały bezpośredniej kontestacji, nie były wyrazem buntu ani sprzeciwu – operowały za to językiem ironii, hiperboli, groteski i powiastki filozoficznej, doprowadzając do absurdu i ośmieszając rzeczywistość PRL. Stanowiły też wzór, do którego będzie się odwoływała polska fantastyka lat późniejszych, która aż do końca lat 80. koncentrowała się na krytyce systemu społecznego, funkcjonując jednocześnie w ramach kontrolowanego przez cenzurę rynku wydawniczego.
minującą w PRL-owskiej fantastyce aż do początku lat 70. XX wieku12. Lem wyszedł w swoich pierwszych powieściach, Astronautach i Obłoku Magellana, od konstruowania quasi-komunistycznych utopii, wykorzystując do tego schematy charakterystyczne dla eksploracyjnej fantastyki naukowej13. Później bardzo wstydził się tego wczesnego rozdziału swojej twórczości, nie zgadzając się nawet na wznawianie najwcześniejszych utworów. Przełom nastąpił dopiero w roku 1957 wraz z wydaniem Dzienników gwiazdowych, zbioru nowel poświęconych kosmicznym podróżom fikcyjnego uczonego, Ijona Tichego. Opublikowanie tej książki w drugiej połowie lat 50. graniczyło niemal z cudem, którego nie da się wytłumaczyć inaczej niż jedynie chwilowym rozluźnieniem cenzury spowodowanym wydarzeniami października 1956 roku. Dzienniki gwiazdowe są bowiem, przy całej swojej humorystycznej otoczce i stylizacji na powiastkę oświeceniową, w najgłębszym sensie satyrą na komunizm i systemy totalitarne14. Dwie kolejne powieści Lema, Eden z 1958 roku i Pamiętnik znaleziony w wannie z roku 1961 wraz z pochodzącymi z tego samego okresu Dialogami, zawierają – wedle określenia samego Lema – „niezwykle dużo dziwnych proroctw, szczególnie w tych fragmentach rozważań, które dotyczą zapaści systemu centralistycznego”15. W późniejszej twórczości, poczynając od Solaris i Niezwyciężonego, Lem odejdzie od krytyki systemów politycznych i społecznych w stronę problemów ontologicznych i epistemologicznych, współtworząc jednocześnie historię nurtu filozoficznego fantastyki naukowej. Jednakże piętno, jakie odcisnął na polskiej fantastyce, pozostanie niezatarte, książki Lema staną się swoistą szkołą intelektualnej krytyki ustroju i społeczeństwa socjalistycznego zarówno dla przyszłych pokoleń polskich pisarzy SF, jak i w ogóle przedstawicieli polskiej inteligencji. Popularność Lema spowodowała również charakterystyczne dla polskiej fantastyki zjawisko, które w dużej mierze zaciera jej oczywiste związki z kontrkulturą. Z jednej strony Lem bardzo szybko stał się pisarzem oficjalnym, niektóre jego utwory, np. Opowieści o pilocie Pirxie czy Bajki robotów, trafiły do szkół jako lektury, co przyczyniło się do „upupienia” fantastyki, postrzegania jej jako literatury młodzieżowej. Z drugiej strony wypracowany przez Lema swoisty model „ezopowości” SF umożliwiał uprawianie w ramach gatun-
Adam Wiśniewski -Snerg – historia outsidera Na przełomie lat 60. i 70. Stanisław Lem odchodzi od beletrystyki fantastycznej i dzięki temu gwiazdą polskiej fantastyki, dotychczas niemal całkowicie zdominowanej przez autora Solaris, zostaje Adam Wiśniewski-Snerg. Jego dwie pierwsze powieści: Robot (1973) i Według łotra (1978), stanowią interesujący kontrapunkt dla pisarstwa Lema – Snerga bowiem różni od niego wszystko16. O ile fantastyka Lema skłaniała się ku problemom epistemologicznym i ontologicznym, zmierzając wprost ku zbeletryzowanej filozofii, o tyle fantastyka Snerga, chociaż podejmowała również taką tematykę, a nawet czyniła z niej centrum zainteresowania (teoria Nadistot)17, to w wymiarze literackim pozostaje przejmującym studium alienacji, samotności i wyobcowania. Sytuacje wykreowane w obu wspomnianych powieściach – w Robocie anonimowego bohatera, który traci pamięć o swojej tożsamości, a wszyscy rozpoznają w nim zupełnie obcą osobę, a w Według łotra bohatera, otoczonego przez manekiny udające prawdziwych ludzi w mieście, które okazuje się zbudowaną z tektury sztuczną dekoracją – różnią się od tych proponowanych przez Lema. Lem operuje bowiem niemal zawsze zapożyczonym z oświeceniowych narracji podróżniczych sche-
01≈
Literacje
& 133
Polska fantastyka okresu PRL jako kontrkultura 134
01≈ matem „oglądu z zewnątrz”: obcej kultury, obcego społeczeństwa, mieszkańców obcych planet18. W sensie metatekstowym i interpretacyjnym jego powieści spełniają oczywiście model intelektualnej kontestacji kultury i społeczeństwa, w jakich żyje potencjalny czytelnik Edenu czy Dzienników gwiazdowych. Oparta na oświeceniowych wzorcach krytyki politycznej i społecznej fantastyka Lema kształtowała opozycyjne wobec PRL-owskiej propagandy modele myślenia o rzeczywistości w sposób jednocześnie dowcipny i dyskretny. W wypadku Snerga sprawa ma się inaczej. Fantastyka autora Robota zawsze prezentuje sytuacje „od wewnątrz”. Jej bohater jest mimowolnym członkiem opisywanej w powieściach społeczności, ale też wszystkie jego czyny i odczucia czynią z niego skrajnego outsidera nieidentyfikującego się ze wspólnotą. Bohaterowie tych powieści, „Ned Poreira” i Carlos Antena, są jednocześnie alter ego samego autora, który co prawda nie deklarował nigdy postawy politycznej kontestacji, lecz jego niezgoda na rzeczywistość, życie całkowicie „obok” systemu, spowodowały, że kilka lat później Janusz Zajdel uczynił Wiśniewskiego-Snerga – pod lekko zmienionym pseudonimem Sneer – wzorem dla głównej postaci swojej powieści Limes inferior19. Fantastyka Adama Wiśniewskiego-Snerga stanowi osobne zjawisko w polskiej SF, różne zarówno od intelektualno-filozoficznego wzorca Lema, jak i od następującej po nim fali tak zwanej fantastyki socjologicznej. Powieści autora Robota to indywidualne „małe apokalipsy” bohaterów, którym dane jest swoiste objawienie, uniemożliwiające im kontakt z innymi członkami społeczeństwa. Znamienne jest, że w powieści Według łotra jedyna możliwość kontaktu międzyludzkiego zarysowana zostaje poprzez wprowadzenie do powieściowego świata postaci niejakiego Płowego Jacka, niby-hippisa przeniesionego wprost z amerykańskiej kontrkultury. Płowy Jack w symboliczny sposób uosabia też Chrystusa, a główny bohater powieści zostanie w finale ukrzyżowany razem z nim przez bezduszne manekiny – wyobrażające tysiące typowych członków społeczeństwa. Kontestacja we wspomnianych powieściach nie ma wymiaru politycznego i kulturowego, lecz indywidualny i ontologiczny. Bohaterowie Snerga zaznaczają swoją odrębność od zbiorowości dla-
& Literacje
tego, że dany jest im rodzaj swoistego oświecenia ontologicznego, są wtajemniczeni zgodnie z głoszoną przez Wiśniewskiego-Snerga teorią hierarchicznych bytów. Tym samym kontestacja, zachowująca pozory niezgody i odrzucenia systemu i kultury, nie jest opisem zjawiska społecznego, lecz jedynie aktem literackim bądź też zapisem indywidualnego przeżycia świata20.
Fantastyka socjologiczna Fenomen polskiej fantastyki z lat 19791989, schyłkowej fazy PRL, odznacza się przede wszystkim systemową i strukturalną analizą funkcjonowania społeczeństwa socjalistycznego pod rządami totalitarnymi, a także społeczności w jakikolwiek sposób manipulowanych przez władzę21. Przyczyn rozwoju tego gatunku właśnie w tym czasie było co najmniej kilka. Elementarnym powodem był wzrost wiedzy o Zachodzie, dzięki emigracji stałej lub zarobkowej, a także coraz silniejsze przenikanie do Polski elementów zachodniej pop- i kontrkultury. Ogromny wpływ na fantastykę tego okresu miały też wydarzenia lat 1968, 1970, 1976, a na późniejsze powieści – także lat 1980-81. Kolejnym czynnikiem inspirującym twórców gatunku była świadomość manipulowania przez władzę dobrami kulturowymi płynącymi z Zachodu, na przykład chętne rozpowszechnianie w Polsce filmów (często zaczerpniętych z zachodniej kontrkultury) oskarżających Zachód lub ukazujących go w krzywym zwierciadle (Hair, Czas Apokalipsy, Blues Brothers, Pluton, Szpital Britannia, Lot nad kukułczym gniazdem, Oto Ameryka). Nie bez znaczenia było istnienie, tolerowanej do pewnego stopnia od połowy lat 70., antykomunistycznej opozycji oraz jej manipulowanie, kontrolowanie i korumpowanie przez władze komunistyczne. W parze z tym szło coraz większe tolerowanie przez władzę w latach 70. i 80. pewnej formy „niezgody na system”, swoistej kontrolowanej i cenzurowanej kontrkultury (kabaret, komedie Stanisława Barei, muzyka rockowa, festiwal w Jarocinie, subkultury punkowe i metalowe, Rozgłośnia Harcerska w IV programie Polskiego Radia). Fantastyka socjologiczna jest zarówno produktem tamtych czasów, formą krytyki ówcze-
względu na słabość władzy, jak się powszechnie sądzi, ale dlatego, że jest ona z takich czy innych powodów władzy potrzebna. Władza, centrala czy też system poprzestaje tylko na stosowaniu podsłuchów, inwigilacji, czasowych zatrzymań, operacyjnej dokumentacji i temu podobnych, ale nie dąży już, jak to było w czasach stalinowskich, do fizycznej eksterminacji opozycjonistów. Zasada ta obowiązuje zarówno w sferze politycznej, jak i kulturalnej poprzez tolerowanie coraz liczniejszych subkultur w ramach pozornie jednolitego społeczeństwa socjalistycznego. W obu przypadkach, to znaczy realnym, peerelowskim, i powieściowym, „system” poprzestaje na chwilowych demonstracjach siły, podkreślających jego fizyczną dominację, ale rezygnuje z całkowitej eliminacji pozornie obcej opozycyjnej i kontrkulturowej narośli. Wytłumaczenia tego zjawiska są dwa. Na pierwsze wskazuje badacz fantastyki socjologicznej, Mariusz Leś, pisząc: „istnienie (sił wywrotowych) wydaje się być wliczone w dynamikę samosterowalnych systemów oraz relacji między rozmaitymi ośrodkami władzy”23. Rozumieć przez to należy, że mamy w tym wypadku do czynienia z systemem ulepszonym w porównaniu do prymitywnego stalinowskiego terroru. Ten system gotów jest tolerować w różne odchylenia, ponieważ tym właśnie, a więc pewną elastycznością i tolerancją, odznaczają się systemy doskonałe. Jak pisze Leś: „Dystopia zwykle wyposaża władzę w zmysł perwersji. Władza bawi się kosztem zniewolonych ludzi (jak w Twarzą ku ziemi), być może potrzebuje oporu dla utrzymania spójności”24. Drugie wytłumaczenie wpisuje się w chętnie stosowaną (szczególnie przez ekipę Jaruzelskiego) retorykę troskliwego ojca, traktującego kontrkulturowe wybryki z tolerancyjną pobłażliwością. Wszelkie przejawy działalności opozycyjnej traktowane są w tej sytuacji jako przejaw niedojrzałości, nieodpowiedzialności i wreszcie niezrozumienia, że system mimo pewnych niedociągnięć jest w swej istocie ochroną przed większym złem. W modelowy sposób ukazał to Zajdel w Limes inferior. Istniejące w świecie przedstawionym zhierarchizowane społeczeństwo podzielone na klasy od szóstki do jedynki i sprawująca nad nim władzę klasa zerowców są oczywiście odbiciem analogicznego podziału Polski Ludowej25. Oryginalnym pomysłem Zajdla jest jednak wprowadzenie w końcowych
snego stanu rzeczy, jak i – paradoksalnie – kolejnym elementem sterowania kulturą przez władze. Wszystkie powieści z tego gatunku reprezentują podobny wzorzec – opisują fikcyjne państwa istniejące „w Kosmosie” lub fikcyjnych miejscach Ziemi i wszystkie są przejrzystymi aluzjami do polskiej rzeczywistości lat 70. i 80. A co najważniejsze – wszystkie ukazały się oficjalnie. Najważniejsze z nich to trylogia Edmunda Wnuka-Lipińskiego Wir pamięci (1979), Rozpad połowiczny (1988) i Mord założycielski (1989), a także Cała prawda o planecie Ksi (1979), Limes inferior (1982), Paradyzja (1984) Janusza Zajdla, Dzień drogi do Meorii (1989) Marka Oramusa, Twarzą ku ziemi (1989) Macieja Parowskiego i Wybrańcy bogów (1988, wyd. 1992) Rafała Ziemkiewicza. Wszystkie te powieści są oczywiście zakamuflowanym opisem PRL Gierka i Jaruzelskiego, wszystkie poświadczają i dokumentują typowe dla „władzy ludowej” metody represji, kontroli, propagandy i manipulacji, jakich dokonuje ona w społeczeństwie, i wszystkie opisują istnienie w ramach tych społeczeństw elementów opozycyjnych, kontestujących porządek społeczny, polityczny i kulturowy narzucony odgórnie przez władzę. Trzeba zdecydowanie powiedzieć, że obraz, jak wyłania się z tych powieści, jest jednoznacznie ponury. Diagnoza, jaką stawiają ich autorzy, jest taka, że nie tylko społeczeństwo, lecz także opozycja i wszelkie przejawy kontrkultury manipulowane są przez system. W każdym bowiem z opisywanych przypadków władza ma fizyczną możliwość (tak samo, jak było to w prawdziwej historii PRL) niemal natychmiastowej likwidacji elementów kontrkulturowych i kontestacyjnych, ale z zasady robi to bardzo rzadko. Służba porządkowa tyko pozornie nie zauważa jednych, by natychmiast reagować na pojawienie się innych podejrzanych facetów. Wniosek stąd jest zupełnie oczywisty: niektórzy są władzom po prostu potrzebni, ich działalność jest wkalkulowana w działanie systemu […]. Cała ta podskórna infrastruktura społeczna działa za przyzwoleniem administracji – a więc na ten czy inny sposób – w interesie władzy22 .
To stawia kontrkulturę w zupełnie nowej sytuacji. Otóż zamiast być kontrkulturą, staje się ona elementem status quo, tolerowanym nie ze
01≈
Literacje
& 135
rozdziałach powieści, nieco na zasadzie deus ex machina, informacji o istnieniu klasy nadrzędnej, tak zwanych nadzerowców, którzy niezauważani przez zwykłych śmiertelników kontrolują klasę sprawującą władzę na Ziemi. Ich istnienie utrzymywane jest w tajemnicy, bohater powieści, Sneer, żyjący dotychczas na marginesie systemu i wykorzystujący go do własnych potrzeb, zostaje jednak poinformowany, że władza zerowców pełni tak naprawdę funkcję bufora ochronnego przed nieprzewidywalną w swojej kapryśności potęgą nadzerowców. Oczywiście nietrudno ten model odnieść do ówczesnych realiów i zinterpretować podział na klasy, zerówców i nadzerowców jako odbicie realnie istniejącej relacji społeczeństwo – władza – Związek Radziecki. W sensie politycznym aluzja Zajdla jest dość przejrzysta. W sensie systemowym jednak ta i inne powieści nurtu socjologicznego przynoszą druzgocącą analizę zachowań kontrkulturowych, sprowadzając je do pewnej formy infantylnego buntu. Znaczące jest bowiem, że oświecenie głównego bohatera Limes inferior, jego wiedza dotycząca mechanizmów funkcjonowania świata przychodzi ze strony systemu, to system przeciąga go na swoją stronę. Pewnym paradoksem jest, że pisarze nurtu socjologicznego lubią pokazywać kontrolowane przez władzę zachowania kontrkulturowe jako swego rodzaju kuźnię przyszłych kadr kierowniczych aparatu państwowego. Tym samym kontrolowana przez aparat bezpieczeństwa kontrkultura staje się rodzajem poligonu doświadczalnego, na którym testowani są ludzie, przeciągani w odpowiednim momencie przeciąga się na stronę władzy26.
Zakończenie Fantastyka polska nie odgrywa tak znaczącej roli w procesach kulturotwórczych, jak to ma miejsce na Zachodzie27. Z powyższych obserwacji wynika raczej coś przeciwnego – w wydaniu pisarzy polskich fantastyka staje się nie narzędziem społecznej futurologii, lecz środkiem służącym opisowi mechanizmów zachodzących tu i teraz. Jak widzieliśmy, może ona przybierać różne formy: u Lema staje się filozoficzną analizą właściwości ustrojów totalitarnych i scentralizowanych, u Wiśniewskiego-Snerga jest środkiem literackiego opisu wyobcowania z systemu, na-
136
& Literacje
tomiast u twórców fantastyki socjologicznej staje się narzędziem opisu niuansów politycznych późnego PRL, demaskacji gry pozorów, jaka toczy się między władzą a opozycją, zapisu napięć między kulturą i kontrkulturą. Zjawiskiem, o którym należy jeszcze wspomnieć na zakończenie, jest swoisty paradoks polskiej fantastyki, która cieszyła się znacznie mniejszym szacunkiem niż analogiczna literatura na Zachodzie. Fantastyka anglosaska bardzo wcześnie, bo już w latach 60., wychodzi z getta literatury popularnej, młodzieżowej, wagonowej – ogólnie mówiąc, „niepoważnej”. Fantastyka staje się tam elementem literatury głównego nurtu, czemu często towarzyszy odejście niektórych pisarzy SF od fantastyki w stronę realizmu, jak to ma miejsce w przypadku na przykład Philipa Dicka czy Kurta Vonneguta. W latach 60., wraz z nastaniem tak zwanej Nowej Fali w fantastyce naukowej28 i bardzo silnego nurtu postmodernistycznego w fantasy, bardzo wyraźnie podnosi się poziom literacki fantastyki, co od razu owocuje wzrostem jej prestiżu. W Polsce sytuacja przedstawia się zupełnie odwrotnie – fantastyka nawet do dziś postrzegana jest jako literatura stricte młodzieżowa, pozbawiona głębszej intelektualnej wartości. W okresie PRL książki z tego gatunku publikowane są przede wszystkim przez wydawnictwa młodzieżowe lub w oddzielnych seriach przeznaczonych dla młodzieży, firmowanych przez duże wydawnictwa (seria „Z kosmonautą” „Czytelnika”, „Kroki w nieznane” i „Fantastyka-Przgoda”„Iskier”), opowiadania z tego gatunku ukazywały się natomiast w takich nieliterackich czasopismach, jak np. „Młody Technik”29. Jest więc pewnym paradoksem, że bodaj najbardziej przenikliwe analizy mechanizmów funkcjonowania państwa komunistycznego, jakie zawarli w swych powieściach Edmund Wnuk-Lipiński i Janusz Zajdel, ukazały się całkowicie oficjalnie w wielkonakładowych wydawnictwach, ale w seriach młodzieżowych. Pytanie, czy było to skutkiem przeoczenia, lekceważenia niskiego gatunku, jakim była fantastyka naukowa, czy też był to jeszcze jeden z elementów dziwnej gry pozorów, prowadzonej przez władzę i społeczeństwo, musi pozostać otwarte.
Piotr Stasiewicz
{
Polska fantastyka okresu PRL jako kontrkultura
01≈ 1. Spośród najważniejszych pozycji poświęconych temu zagadnieniu wydanych ostatnio należy wymienić przede wszystkim: Wolność w systemie zniewolenia: rozmowy o polskiej kontrkulturze, red. A. Jawłowska, Z. Dworakowska, Warszawa 2008; Kontrkultura: co nam z tamtych lat?, prac. zbior. pod red. W. Burszty, M. Czubaja, M. Rychlewskiego, Warszawa 2005; Od kontestacji do konsumpcji: szkice o przeobrażeniach współczesnej kultury, red. M. Kempny, K. Kiciński, E. Zakrzewska, Warszawa 2004; Od subkultury do kultury alternatywnej: wprowadzenie do subkultur młodzieżowych, red. M. Filipiak, Lublin 2003; Od kontrkultury do popkultury, red. M. Golka, Poznań 2002. 2. Zob: Brink Lindsey, The Age of Abundance: How Prosperity Transformed America’s Politics and Culture, Collins Business, 2007. 3. Zob.: Jentri Anders, Beyond Counterculture, Washington 1990 i M. Isserman, M. Kazin, America Divided: The Civil War of the 1960s, Oxford 1999. 4. Krytycznie o tym zjawisku pisali P. Colier i D. Horowitz w Destructive Generation. Second Thoughts about the Sixties, New York 1989. Przedruk fragmentu w: „Nagłos” luty-marzec 1993, nr 9-10 (34-35) , s. 211-217. 5. Podobnie wyglądało rozumienie procesów społecznych i kulturalnych zachodzących w Polsce na Zachodzie. Bodaj pierwszy pisał o tym Timothy Garton Ash. Zob. : T.G. Ash, Polska rewolucja. „Solidarność” 1980-1981, Warszawa 1990, s. 196-209. 6. Por. na ten temat: A.B. Evans, The Origins of Science Fiction Critisism: From Kepler to Wells, „Science Fiction Studies” lipiec 1999, nr 78, vol. 26 i B. Stableford, Science fiction before the genre, w: The Cambridge Companion to Science Fiction, red. Edward James i Farah Mendlesohn, Cambridge 2003, s. 15-18. 7. Zob.: B. Atterby, The magazine era: 1926-1960, w: The Cambridge Companion to Science Fiction, op. cit., s. 32-47 (szczególnie podrozdziały Thought variants in the Campbell era i Science fiction for grown-ups: the 1950s). 8. Najważniejsze krytyczne opracowania twórczości Heinleina: H. Bruce Franklin, Robert A. Heinlein. America as Science Fiction, Oxford 1980; U. Bellagamba, E. Picholle, Solutions Non Satisfaisantes, une Anatomie de Robert A. Heinlein, Lyon 2008. 9. Zob. analizę tej powieści w: W. Patterson, A. Thornton, The Martian Named Smith: Critical Perspectives on Robert A. Heinlein’s Stranger in a Strange Land, Sacramento 2001. 10. Najważniejsze opracowania twórczości Dicka: Christopher Palmer, Philip K. Dick: Exhilaration and Terror of the Postmodern, Liverpool 2003; Patricia S. Warrick, Philip K. Dick’s Answers to the Eternal Riddles, w: The Transcendent Adventure: Studies of Religion in Science Fiction/Fantasy, red. R. Reilly, Greenwood 1985, s. 107-127; Philip K. Dick: Contemporary Critical Interpretations, red. Samuel J. Umland, Greenwood Press, 1995; Stanisław Lem, Philip K. Dick: A Visionary Among the Charlatans, „Science Fiction Studies” marzec 1957, nr 5; Special Issue: The Science Fiction Of Philip K. Dick, „Science Fiction Studies”, marzec 1957, nr 5; Special Issue: Philip K. Dick, „Science Fiction Studies” lipiec 1998, nr 45; z polskich prac ukazały się ostatnio: M. Jędrzejczak, Dick Philip Kindred: życiotwórczość: studium postaci w powieściach, Warszawa 2008 i H.A. Lankiewicz, Śmiech w machinie wszechświata: humor według Philipa K. Dicka, Piła 2008. 11. Ślady tych popkulturowych przetworzeń motywów literackich widoczne są w wielu utworach zespołów rockowych powstałych po 1967 roku (np. Battle of Evermore (1971) Led Zeppelin inspirowane Tolkienem, Sympathy for the Devil (1968) The Rolling Stones inspirowane Mistrzem i Małgorzatą M. Bułhakowa, nazwa zespołu The Soft Machine inspirowana tytułem powieści Williama S. Burroughsa, okładka płyty Nursery Cryme (1971) zespołu Genesis inspirowana Przygodami Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carrolla i wiele innych). 12. Z wydanych w ostatnich latach prac poświęconych twórczości Lema należy wymienić przede wszystkim: P. Krywak, Fantastyka Lema: droga do „Fiaska”, Kraków 1994; A. Smuszkiewicz, Stanisław Lem, Poznań 1995; M. Leś, Stanisław Lem wobec utopii, Białystok 1998; J. Jarzębski, Wszechświat Lema, Kraków 2003; M. Dajnowski, Groteska w twórczości Stanisława Lema, Gdańsk 2005; M. Płaza, O poznaniu w twórczości Stanisława Lema, Wrocław 2006; P. Majewski, Między zwierzęciem a maszyną: utopia technologiczna Stanisława Lema, Wrocław 2007. 13. Zob. omówienie tych powieści w: M. Leś, Stanisław Lem wobec utopii, op. cit., s. 34-39. 14. Zob.: tamże, s. 81-85, 107-110. 15. Cytat pochodzi z autorskiego komentarza do Dialogów, http://solaris.lem. pl/ksiazki/eseje/dialogi/159-komentarz-dialogi (dostęp dnia 30.09.2012). 16. Twórczości Snerga poświęcona jest książka Rafała Nawrockiego, Literatura, nauka, herezja, Snerg, Gdańsk 2011, zob. też: P. Stasiewicz, Interpretacyjne konsekwencje pierwszoosobowej narracji w powieściach Adama Wiśniewskiego-Snerga („Robot”, „Według łotra”, „Nagi cel”), w: Świat przez pryzmat „ja”, t. 2: Studia i interpretacje, red. B. Gontarz i M. Krakowiak, Katowice 2006. 17. L. Bugajski: Siedząc na grzędzie, „Fantastyka” 1983, nr 10, s. 50. 18. Szerzej o tej perspektywie pisze M. Leś, zob.: Stanisław Lem…, op. cit., s. 63-64. 19. Informacja ta jest w zasadzie nieweryfikowalna, ale powtarzana jest powszechnie jako oczywistość – na przykład na okładce opowiadań Snerga, zob. A. Wiśniewski-Snerg, Anioł przemocy i inne opowiadania, Gliwice 2001. 20. P. Stasiewicz, Interpretacyjne konsekwencje…, op. cit., s. 209. 21. Szerzej na ten temat: M. Leś, Fantastyka socjologiczna: poetyka i myślenie utopijne, Białystok 2008. 22. J. Zajdel, Limes inferior, Warszawa 1982, s. 105-106. 23. M. Leś, Fantastyka socjologiczna…, op. cit., s. 293. 24. Ibidem, s. 297. 25. Dokładniejsze analizy prozy Zajdla przynoszą prace Leszka Bendkowskiego, zob.: L. Bendkowski, Ponure raje Janusza A. Zajdla: wizje społeczeństw totalitarnych, czyli o prozie fantastycznonaukowej Janusza A. Zajdla, Gdańsk 2000 i L. Bendkowski, W poszukiwaniu prawdy: zniewolone społeczeństwa w powieściach science fiction Janusza A. Zajdla, Warszawa 2011. 26. Leś, Fanastyka socjologiczna…, op. cit., s. 296-297. 27. W porównaniu z Polską z lat 50., 60. i 70. udział motywów fantastycznych w kulturze Zachodu, w tym przede wszystkim kulturze popularnej, był nieporównanie większy. Wystarczy wymienić funkcjonujące na wolnym rynku wydawniczym czasopisma poświęcone tylko fantastyce, takie jak „Amazing Stories” (1926-2005), „Astounding Science-Fiction” (1938-1960), amerykańskie seriale telewizyjne Batman (ABC, 1966-1968), Star Trek (NBC, 1966-1969), The Twilight Zone (CBS, 1959-1964), The Outer Limits (ABC, 1963-1965), Voyage to the Bottom of the Sea (ABC, 1964-1968), Lost in Space (CBS, 1965-1968), My Favorite Martian (CBS, 1963-1966) czy angielski The Avengers (ITV, 1961-1969; motywami fantastycznymi nasycone były szczególnie trzy ostatnie sezony z lat 1965-1969), nie wspominając rzecz jasna o wielokrotnie większym popycie na literaturę fantastyczną niż w analogicznym okresie w Polsce. Innymi słowy, potencjalny zachodni odbiorca kultury z lat 60. i 70. przyzwyczajony był do obecności fantastyki nawet w mass mediach, podczas gdy w Polsce tematyka ta odgrywała – biorąc oczywiście pod uwagę stosunki ilościowe – marginalną rolę. 28. Vide: C. Greenland, The Entropy Exhibition: Michael Moorcock and the British New Wave in Science Fiction, Routledge 1983. 29. Wystarczy prześledzić historię publikacji opowiadań Zajdla, które w latach 60. i 70. ukazywały się w tak dziwacznych z punktu widzenia historii literatury periodykach, jak „Młody Technik”, „Horyzonty techniki”, „Płomyczek”, „Astronautyka”, „Na przełaj”, „Perspektywy”, „Przyjaciel przy pracy” czy „Przegląd techniczny”; vide: Bibliografia twórczości Janusza A. Zajdla (z przekładami), w: J.A. Zajdel, List pożegnalny, Warszawa 1989, s. 187-199.
İ
bo
Piotr Stasiewicz, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej. Zainteresowania badawcze literatura i filozofia XVIII wieku oraz metodologia badań literatury fantastycznej. Autor książki Poezja Tomasza Kajetana Węgierskiego oraz artykułów poświęconych polskiej i zachodniej fantastyce.
Literacje
& 137
16≈
A bstr acts 13≈ s. 89 Paweł Wojciechowski, We Are Puppets...
The main focus of my reading of the poetic works of Józef Ignacy Kraszewski will be the existential condition of the artist and man: disharmony, intensification of emotional tension, old age, death, disrobing of spiritual dilemmas. All of the above, I write into the condensation of inner experience. I am interested in the constant presence of unrest, intuition of existential danger in correlation to the cosmic order. My reading of the Bolesławita is anchored in the orbit of ontological doubt in relation to temporality, place of the individual in the universe and it’s approach to experiencing time, motion and the body. I see the ambition and fascinations of the poet directed to a panorama of dissonance, contrast, defeatism in the face of eternity.
03≈ s. 23 Barbara Tomalak, The Acquainted Epos
J.I. Kraszewski is the author of an almost unknown work - the three part Lithuanian epos called Anafielas. Witolorauda next to Kalewalą, Laczplesisem and other baltic epic writings belongs to the XIX century tradition of national epos, that were written in connection to independence aspirations of many European societies of that time. Contrary to A. Bruckner’s theory, Kraszewski’s work has value for cultural anthropology, because it is founded on the shamanic hero myth, showcasing the hero’s achievements in the context of society.
09≈ s. 60 Izabela Poniatowska, Józef Ignacy Kraszewski’s white crime novels’
The article concentrates on the problem of alienation in Kraszewski’s novels. This issue is underlined by the writer through a schema taken from the crime novel genre. Kraszewski focuses on the problem of alienation by juxtaposing the characters of ‘the detective’ and the ‘suspect’. The usage of the crime novel schema is also connected to the importance placed by the writer on narration as an ordering element of human experience .
138
& Literacje
01≈ s. 10 Henryk Marek Słoczyński, To Face-slap a Corpse is Indecent...Józef I. Kraszewski Against Jan Matejko’s „Poland’s Fall”
Jan Matejko’s Poland’s Fall is today considered a national anthem praising Poland’s patriotic inflexibility and a judgement of traitors, but it wasn’t seen as so in the beginning - the author was accused of slander. This change in the works reception shows the evolution of the idea of history and it’s influence on polish identity. This does not however explain why initially the work was so brutally attacked. The text shows, how the works anathema was due mainly to the opinions of Józefa I. Kraszewski, who’s judgement, on the other hand was influenced by the commentary of Józef Szujski, opposing the polish tradition of idealizing resurrections and brutal conspiracies.
05≈ s. 37 Maria Jolanta Olszewska Playing with the Reader. A Couple Words About Józefa Ignacego Kraszewski’s ‚The Adventures of Mr. Marek Hińcza’
The text aims at interpreting the novel ‘Adventures of Mr. Marek Hińcza. A Work About the Life of Old Gentry’ through a intertextual approach. The main references are to the historical Romance, gentry tale, fable about ‘the happy fool’ and philosophical fiction. The novel turns out to be a parody of all these genre in order to criticize the gentry society but also show the truth about the nature of man. The work presupposes Goffman’s theory of ‘presentation of self in everyday life’ and Gombrowicz’s theory of form and society as spectacle.
07≈ s. 52 Anna Wietecha,
17≈ s. 114 Marcin Lul,
The author focuses on two exceptional women characters, that excel the world of Roman heroes as pictured by Józef Ignacy Kraszewski in Rome during Neron’s reign and society in the ‘golden age of Rome’ II A. D. portrayed by Teodor Jeske-Choiński. Sabina Marcja (Kraszewski) and Mucja Kornelia (Jeske-Choiński) are perfect examples of Christian virtues. Although their lives are shown in different perspectives by both writers, through them try to image Rome during Neron and Marcus Aurelius in an interesting and insightful way.
The article presents the internet experiment of a group of readers called www.projekt-kraszewski.blogspot.com. The aim of the project was to popularize knowledge of the biography and works of Józef Ignacy Kraszewski, trying to find a contemporary way of reading his texts contrary to public opinion, which states that he was a bore. In commemoration of his 200 anniversary, the internet community decided to write 200 reviews of his books.
Józef Ignacy Kraszewski’s Ancient prima inter pares in a Literary Mirror
15≈ s. 103 Jerzy Paszek,
Three Epical Incipits: Kraszewski – Żeromski – Gołubiew
The essay focuses on three Polish historical novels. J. I. Kraszewski’s ‘An Ancient Tale’. which was published in 1876 and soon became the most popular literary achievement of this journalist. ‘Ashes’ by S. Żeromski, published in 1903, that imaged the ‘Napoleon Age’ through the usage of rich and archaic language. A. Gołubiew, who’s novel was in publishing from 1947 to 1974, finally seeing the light of day in 1977, when he simplified the lexical structure. All three of these narrations start with a sentence, with the word ‘forest’ in them. This is the starting point to the authors analysis.
Was He a Bore? Kraszewski, blogspot and Reading the Classics
20≈ s. 129 Piotr Stasiewicz,
Polish Fantasy Writing During the Communist Regime as a Form of Counterculture The focus of this text are the connections of Polish and Western fantasy writing with counterculture, especially underlining the differences between them, resulting from political regime and social situation based on the writings of Robert Heinlein, Philip K. Dick, Stanisław Lem, Adam Wiśniewski-Snerga and Janusz A. Zajdel.
11≈ s. 78 Mateusz Skucha,
The Pretty Boy. Kraszewski’s Fake.
The text analyzes Kraszewski’s novel, which presents a new type of masculinity. The portrait is built on comparisons to woman and Antonius (Hadrian’s lover). The author describes this phenomenon using a classical and gender code in order to conclude, that the new man as envisioned by Kraszewski is boyish, effeminate and androgynous.
Literacje
& 139
16≈
a bstr acts 13≈ s. 89 Paweł Wojciechowski,
„Wir sind Marionetten ....”
Die Gedichten von Jozef Ignacy Kraszewski wiedespiegeln den existentiellen Zustand und eine emotionale Disharmonie des Künstlers und des Menschen. Der Verfasser interessiert sich hier für eine anhaltende Präsenz von Angst-Gefühlen sowie fuer eine existenzielle Bedrohung in Korrelation mit der kosmischen Ordnung.
03≈ s. 23 Barbara Tomalak, Anafielas
J.I. Kraszewski ist der Autor von einem fast unbekannten Werk, von einem dreibändigenn litauischen Epos: Anafielas Die zwei ersten Baende: «Witolorauda» zusammen mit «Kalewala» zeugen von Unabhängigkeitsbestrebungen von baltischen Voelkern, in denen vor allem die Rolle des nationalen und kulturellen Helden (zusammmen mit seiner schamanischen Biographie) auf die Entwicklung von Unabhaengigkeitsgefuehlen der jeweiligen nationalen Gemeinschaften hervorgehoben wird.
09≈ s. 60 Isabella Poniatowska
konzentriert sich auf das Problem der Entfremdung in ausgewählten Romanen von Ignacy Kraszewski. Um diese Erscheinung in seinen Werken zu betonen, behilft sich Kraszewski mit Mustern von kriminellen Romanen, in denen das Problem der Entfremdung in einer simplen Konstellation:»Der Verdaechtige - «der Detectiv» aufgeziegt wird.
01≈ s. 10 Henryk Marek Słoczyński
„Der Unrwegang Polens” von Jan Matejko gilt als eine Apotheose von patriotischen Gefuehlen und Beurteilung von nationalen Verrätern.
Bemerkenswert ist, dass Matejko am Anfang was anderes vorgeworfen wurde, i.e. eine Verleumdung der polnischen Geschichte. Die Evolution und die Entwicklung der Rezeption der nationalen Geschichte hat die Ideen beinflusst, die polnische Identität ausgemacht hatten.
05≈ s. 37 Maria Jolanta Olszewska,
„So macht die Lektuere „Die Abenteuer von Marek Hińcza” Spass!” Dieser Roman entpuppt sich als eine Parodie von den philosophischen Geschichten , bzw. Märchen über den «gluecklichen Narr», in dem nicht nur die öffentliche Kritik an Adel geuebt wird, sondern auch die Wahrheit über die menschliche Natur gezeigt wird. Dieser Roman spiegelt Goffman’s Theorie - (ein Mensch im Alltagstheater); Gombrowicz’s Theorie (eine Gesellschaft als Spektakel) wider.
11≈ s. 78 Mateusz Skucha, „Der schoene Junge”
Der Text untersucht den Roman von Kraszewski, der eine neue Art von Mann zeigt. Er ist mit dem Frau-Portraet und Antinous (der geliebte vom Kaiser Hadrian) vergliechen. Um diese neue Art vom Mann darzustellen, behilft er sich einem antischen Code, der deutlicher den verweichlichen und androgynen Jungen aufzeigt.
140
& Literacje
07≈ s. 52 Anna Wietecha,
«Die altroemischen prima inter pares in der literarischen Spiegel von Kraszewski»
In diesem Aufsatz vergleicht die Autorin zwei weibliche Literaturcharaktere, die in der roemischen Welt zur Nero-zeit gelebt hatten.
15≈ s. 103 Jerzy Paszek,
«Drei literarischen Anmerkungen: Kraszewski Żeromski - Golubev»
Der Aufsatz stellt die Analyse von drei polnischen historischen Romanen dar: «Die Alte Geschichte» von Kraszewski,(1876); «Die Schutt und Asche» von Żeromski (1903), und ein Roman von Golubev (1977). Alle drei Erzählungen beginnen mit einem Satz, der das Wort «Wald» beinhaltet, was auch als Ausgangspunkt dieses Aufsatzes verwendet wird .
17≈ s. 114 Marcin Lul,
War Kraszewski wirklich langweilig?
Dieser Aufsatz präsentiert eine von Lesern organisierte Internet-Untersuchung: www.projekt-kraszewski.blogspot.com. Das Ziel des Projektes ist die Verbreitung von Kenntnissen ueber die Werke von Józef Ignacy Kraszewski. Die Online-Community hat entschlossen, den 200. Geburtstag von Kraszewski zu feiern, indem 200 Bewertungen von seinen Büchern schrieben wurden.
Literacje
& 141