2012 I styczeń I NEON I
NR
7 2012 STYCZEŃ
OD REDAKCJI MARTA FORTOWSKA
Każdy Nowym Rok wywiera na mieszkańcach naszej planety konieczność stawiania sobie wymagań ("ograniczę słodycze, zacznę biegać popołudniami (+ wieczorem co najmniej dwadzieścia pięć brzuszków), zdecyduję, jakie studia wybiorę etc.). Na ulicach i portalach społecznościach dało się zauważyć powszechne poruszenie presją postanowień. Tak, przed końcem świata trzeba się zdyscyplinować! Szczerze kibicuję wszystkim, którzy w tym roku zaczną zdrowo się odżywiać i dokładnie zaplanują swoją karierę zawodową - mi samej zabrakło samozaparcia, a po przerwie świątecznej dźwięk budzika sprawiał, że chciało mi się wyć. Może trochę wyolbrzymiam, ale do dziś nikt nie widział mnie biegającej po lesie, a średnio raz w tygodniu zmieniam zdanie, co do kierunku studiów. Dlatego też na Nowy Rok życzymy wszystkim wytrwałości i podsuwamy pod nos styczniowy numer NEONa.
REDAKCJA
Nakład: 140 egz.
Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Dawid Zawadzki Grafiki: Andrzej Bandoch Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Marta Łoboda, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski, Sebastian Walczak
www.grupa-neon.blogspot.com www.facebook.com/grupaneon www.inkaustus.pl
Kontakt e-mail: grupaneon@vp.pl Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514 529 032
2 I NEON I styczeń I 2012
www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com
POEZJA
analiza OLA RULEWSKA
tnę słowa na kawałki smakuję kocham cię wewnątrz takie cierpkie skaleczona nożem ostrym zniknij znikam krew cicho kapie na spóźnione przepraszam zraża wielokrotne wybacz niedoprawione szczerością tnę usta bluźniercze sznuruję ciało i nic już nie chcę słyszeć
2012 I styczeń I NEON I 3
*** MARTA FORTOWSKA
Dwie planety osadzone w twojej twarzy wystawione na użytek dzienny nie na nocny jak te z dołu patrzą na mnie i nie widzą
4 I NEON I styczeń I 2012
PROZA
TROCHĘ MNIEJ JABŁKA TOMASZ DZIAMAŁEK
Bije serce. Odmierza upływ ulotnego czasu. Jest najlepszym zegarem. Pompa tłocząca krew, narażona na wysiłek, którego nikt nie docenia; traktowana z góry i protekcjonalnie. Zabijana przez złe odżywianie i papierosy. Uważana za siedlisko miłości. Ukryta w centrum. Bijący pik z ogonkiem. Czy trzeba jeszcze kogoś przekonywać? Kubek, w którym piję kawę, zielony i majestatycznie stojący na suszarce,
sięgany każdego dnia. Noc go destruuje, rozpada na drobne kawałki, a pierwszy promień słońca scala go do wieczora, by znowu dokonać destrukcji. Przedmioty – towarzysze moich niedoli i smutków, moich radości i kieszonkowych szczęść, które w najlepszym razie są dobrymi samopoczuciami, a ja wolę je na swój prywatny użytek nazywać tak właśnie. Czego ode mnie chcą ci świadkowie, niemi obserwatorzy,
2012 I styczeń I NEON I 5
którzy giną czasem przez moją nieuwagę, nieroztropność, za-myślenie? Lubię myśleć, wmyśleć się tak, że zapominam o otoczeniu i ono jest dla mnie ratunkiem przed zezwierzęceniem, przed poświęceniem siebie, które zostaje wyśmiane i zlekceważone. Nie umiem prosić o strach, czytam i płonę, a najczęściej się denerwuję, bo książki to przecież takie miłe oszustki, mamią i obiecują coś lepszego, a po ich zamknięciu wraca się do tu i teraz i przyjmuje ten powrót bez zdziwienia. Parasol nie chroni przed deszczem, tak jak nasze człowieczeństwo, które obnosimy z taką dumą nie jest żadną gwarancją naszej dojrzałości. Położył rękę na piersi, czuł bijące serce, jego galop, przez równiny myśli, przez stepy wyobraźni, przez góry niespełnionych snów. Czuł się dziwnie – jakiś głos szepczący po nocach; nie mógł spać spokojnym snem małomieszczanina i było mu z tym źle. Tęsknota i próby jej zabicia z góry skazane na niepowodzenie; to odroczenie – chwilowe i jakże nieprecyzyjne. Ulubiony kubek, do którego wsypywał każdego ranka dwie łyżeczki kawy, by po chwili, gdy usłyszy gwizd zdenerwowanej wody, złapać za rączkę przez szmatę, odwieść gwizdek i gorący strumień skierować do czeluści, do jądra, do sedna. Jego serce biło wtedy mocniej, zaspanie gdzieś odchodziło bez pożegnania, bez machania, bez uściśnięcia dłoni, bez uśmiechu, odchodziło tak, jakby nigdy nie miało wrócić, jakby było mu dobrze tam, w miejscu, gdzie wszyscy i wszystko są trzeźwi i racjonalni. Za kilka godzin wracał i bez patosu wchodził w jego ciało początkowo bez jego wiedzy, jakby gwałt na jego duszy zapisany był złotymi literami w księdze żywota. Oswajał je i próbował się nie kłócić, nie oponować, gdyż było miłe, odrętwiające. Parasol ze złamanymi drutami; już dawno powinien go wyrzucić, ale miał
6 I NEON I styczeń I 2012
do niego jakiś irracjonalny sentyment, bo przecież wiązało się z nim tyle przyjemnych chwil, tyle spacerów, tyle orzeźwień, gdy po letnim, dusznym, parnym powietrzu, nadchodziła z daleka bogini z groźnym piorunem w dłoni; zwiastowana przez wiatr, przez kołysanie się trawy, przez przestraszony szum zieleniejących tuż pod jego nosem drzew. Parasol – świadek bogini piorunów, jej lęków i zdrad, kiedy mąż o potężnym głosie przestawał jej wystarczać. Stokroć bardziej wolała tego lekkoducha i trzpiota, który śpiewał dla niej serenady i obdarowywał wirującymi ziarnami piasku, które tak bardzo lubiła. Kolejny etap – to nos – precyzyjne narzędzie wartościowania dzisiejszych ludzi. Dwie dziurki, które mają sens i są dawczyniami życia, a przecież do tej pory dziura była czymś pogardzanym, niepożądanym, budzącym niesmak u estetów. Ale przez nią można przecież zobaczyć, co jest po drugiej stronie, i jak tam jest. Dziura jako możliwość do wykradzenia tajemnic Wszechświata, by potem sprzedawać je na targowisku nauki, wśród wrzasku przekupek zachłannie pragnących zysku, szacunku i podziwu. Przez nos do uwielbienia. Delektujesz się smakiem jabłka, ale wyobraź sobie, że nie masz smaku – nie od początku – po prostu w tej sekundzie nagle nie odczuwasz smaku, czy to jabłko istnieje więc dla ciebie trochę mniej? Czy jest już inną oczywistością, czy wciąż tą samą pomniejszoną tylko o współczynnik doświadczenia zmysłowego? I co to znaczy istnieć mniej, stracić część własnej jabłkowatości? Ale dla kogoś innego istnieje ono przecież bez żadnych ograniczeń. Czy można zatem powiedzieć, że istnieją dwa jabłka, czy też jedno jabłko tylko trochę inaczej doświadczane? Ale gdy jest inaczej doświadczane, czy mamy prawo wciąż nazywać je jabłkiem, czy też może potrzebna jest jakaś inna nazwa? Lubisz o tym myśleć i nie wiesz,
czy ten filozoficzny problem został już rozwiązany, bo znasz tylko fragmentarycznie poszczególnych filozofów i ich koncepcje – z tego jedno zdanie, z tamtego jedno. Jakoś nie możesz się zmobilizować i sięgnąć po Spinozę; tyle razy to sobie obiecywałeś i na próżno, godzina po godzinie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku; a przecież jesteś coraz starszy; nikt nie odda ci nawet sekundy. Czy zdążysz? Siedzisz w zadymionym pokoju. Jest noc. Na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, księżyc z ledwością przedziera się przez grube warstwy chmur. Cisza. Twoi domownicy już śpią od godziny, a ty skupiony na lekturze „Ulissesa” nie zauważasz upływającego czasu. Docierają do ciebie stłumione dźwięki ulicy. Wyglądasz przez okno, odchodzisz od niego, by usiąść na sfatygowanym krześle pokrytym zieloną materią. Wracasz do lektury. Robisz się głodny, idziesz do kuchni, by coś przekąsić, kiedy wracasz do pokoju z dwiema pajdami i kawałkiem kiełbasy, słyszysz jakieś niewyraźne szelesty, które z minuty na minutę potężnieją, by po kilkunastu osiągnąć straszliwy hałas. Masz gęsią skórkę, trzęsą ci się ręce, serce bije szybciej, źrenice powiększają się, a z gardła dobywa się nieartykułowany krzyk. Filiżanka i chleb lądują w przedpokoju, za plecami słyszysz złośliwy śmiech. Powtarzasz sobie, że to ten nastrój, że to wytwory twojego umysłu, który musi nasycić twoje ciało i wyrwać z tych kolein zwyczajności, przeciętności. Powoli skradasz się w kierunku nieposłanego łóżka i z przerażeniem odkrywasz leżącą w nim karłowatą postać mężczyzny koło trzydziestki. Patrzy na ciebie i chce coś powiedzieć. Chcesz go uderzyć, a wtedy nagle zmienia się w Tinę Turner, wyskakuje z łóżka z mikrofonem, który nie wiadomo jak znalazł się w jego ręce, i zaczyna śpiewać: „What you get is what you see.” Chcesz zapytać, skąd on tutaj (a raczej ona), ale nie możesz wydobyć słowa ze ściśniętego gardła. Po chwili ulegasz
2012 I styczeń I NEON I 7
nastrojowi chwili, podrygujesz w rytm muzyki i mrugasz oczkiem do swojej ulubionej piosenkarki. O nic nie pytasz. Po dwóch godzinach szaleńczego tańca musisz na chwilę usiąść odpocząć. Zamykasz na chwilę oczy i po omacku szukasz leżących na stoliku papierosów. Stolik, na którym leży wirujący talerzyk. Seans spirytystyczny. Wywoływanie ducha. Jest odpowiedź, ale nie jesteś zadowolony. Chcesz spytać, gdzie jest Tina, ale przecież znalazłeś się tutaj po dość długiej podróży – hotel okropny i jeszcze gorsze żarcie. Masz chociaż jakieś rozrywki; bawisz się tą sytuacją i nie chcesz, aby ktokolwiek przeszkadzał ci w sprawowaniu obrzędu; rozmawiałeś już z tyloma trupami, tyle ciekawych rzeczy się dowiedziałeś, tyle ciekawych miejsc widziałeś, a wciąż masz głód w duszy. Chcesz więcej, mocniej i ostrzej. Właśnie tak – nie za szybko, żebyś mógł się przyzwyczaić. „I don’t wanna lose you. “ Czy to możliwe? Czy to konieczne? Czy pożyteczne? Tracić sny, marzenia, krople deszczu, ulotne chwile, uśmiechy, doświadczenia jedności, tracić znajomych, przyjaciół, kochanków, tracić jędrność skóry, kolor nieba, zapach nocy, tracić pieniądze, tracić wspomnienia, książki przeczytane i nieprzeczytane, tracić czas. Szukać porozumienia w płatkach zalanych mlekiem, delektować się zapachem jabłka, które jest jabłkiem potencjalnym, wyśnionym, plastikową atrapą na plastikowej jednorazowej tacce. Tracenie i szukanie idą pod rękę, ale czy są przeciwieństwami? Nie umiem powiedzieć, co czuję. Jak pijak kołyszę się od ściany do ściany w nadziei. No właśnie na co? Że wreszcie spotkam zjawę, która nie będzie tylko refleksem słońca na wystawie sklepu z biżuterią, że przestanę marzyć i plamić prześcieradła? Jest tylu cudownie pięknych chłopców – ale piękni nie zwracają uwagi na brzydotę – nie chcą dopełnienia samych siebie – kochając i cierpiąc we własnym gronie. I nie znajdują wtedy
8 I NEON I styczeń I 2012
ukojenia. Czy jest czynność pozbawiona metafizycznych wymiocin, filozoficznej czkawki i przeraźliwej pustki, którą czynienie czegoś ma zniwelować do minimum, a najlepiej zniszczyć? Kawa jest najlepszym lekarstwem na chandrę – pobudza, usuwa ból głowy, przywraca na powrót mieszczańskiemu życiu przerośniętego studenta na obrzeżach miasta. Stawia go do pionu i pozwala usunąć z oczu ten paraliżujący ciężar. Jakoś tak mi smutno... Nie, to nie postawa Obrażonej Księżniczki, smutno mi bez powodu, tak jak wesoło mi bez powodu. Moja dusza krwawi – jest jak ćwiartka jabłka obnażona i leżąca z bezwstydnie rozkraczonymi nogami. — Mocniej mi wsadź! Mocniej! – krzyczy. Jest masturbowana przez swoją przyjaciółkę penisopodobnym wibratorem. A potem składa nogi, zakłada majtki na swoje grube dupsko i idzie wziąć prysznic, który jest na korytarzu akademika. Myśli o nim i nie może mu przebaczyć – ona wzór wszelkich obywatelskich cnót, obrzydła konformistka, zgodna do bólu na wszystkich i wszystko. Ćwiartka jabłka powoli tracąca witaminy, ciemniejąca z każdym pchnięciem potężnego fallusa, gwałcona lubieżnymi myślami jej poprzednich kochanek. Biorę ją do buzi i zjadam jej kształtne ciało, a ona nawet nie może mi stanąć w gardle, bo wcześniej starłem ją na tarce – jej ciało to krwista, plypowata masa, nie ma już rąk i nóg. Jest magmą, rozdrobnioną i ujarzmioną przez przedmiot. Nie żal mi jej! Nie lubię, jak mówi mi się, co mam robić. Pestki, z których ze smakiem wydobywam białą substancję – jej lekko gorzki smak jest moim ulubionym – odrobina kwasu pruskiego, przypomina gorycz nadziei na miłość. Ogryzek wyrzucam do śmietnika.
WYŚCIG Z CZASEM KAROLINA RAKOWSKA
ŚRODA, GODZINA 08:33 - Następny!!! - rzuciła niezwykle sympatycznym głosem, niezwykle sympatyczna pani w okienku. Moja reakcja była błyskawiczna. Czym prędzej podbiegłam do uroczej niewiasty z obfitym biustem i wypisanym na plakietce imieniem Elwira (zakładam, że tak miała na imię). - Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat - A proszę przeczytać napis nad moją głową. - Administracja i ubezpieczenia - wypełniłam posłusznie polecenie. - Czy jest tam coś napisane o samochodach? To chyba było pytanie retoryczne. - Nie - odpowiedziała sama sobie - proszę podejść do okienka numer cztery.
ŚRODA, GODZINA 10:51 - Następny!!! - tym razem to przyjazne hasło padło z ust drobniutkiej, rudej kobitki o dość infantylnym głosie. - Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8. - A proszę przeczytać to ogłoszenie. - Dotyczy ulic Królewskiej, Hożej, Wojska Polskiego, Świętokrzyskiej i Okopowej. - Czy jest tu coś napisane o Nowym Świecie? - Nie – odparłam, nie tracąc dobrego nastroju. - Proszę podejść do urzędu na Marszałkowskiej. Zamykają o 18.
ŚRODA, GODZINA 13:24 - Następny!!! - Jezu, ale gruba. Nie wiem, czy znajdę odwagę, żeby podejść do tego okienka. Raz kozie śmierć! - Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8. - A pani tam mieszka?
2012 I styczeń I NEON I 9
Wyjątkowo nie zdziwiła mnie inteligencja rozmówczyni. - Proszę sobie wyobrazić, że tak. - Strach minął. - W takim razie poproszę dowód wynajmu lub kupna mieszkania przy tej ulicy. No nie! - Nie mam. - To proszę wrócić, jak pani będzie miała - nawet nie kryła radości z mojego nieszczęścia.
ŚRODA, GODZINA 15:46 - Następny!!! - gruba pani chyba skończyła zmianę, bo zastąpiła ją młodsza koleżanka. Równie gruba, równie brzydka, równie głupia (jak sądzę). - Witam, chciałabym prosić o pozwolenie na parkowanie przy ulicy Nowy Świat 8. Oto dowód wynajmu mieszkania na tej właśnie ulicy. - Świetnie. To jeszcze tylko poproszę kartę rejestracyjną pojazdu. Oż ty! - Nie mam. - To proszę wrócić, jak pani będzie miała.
ŚRODA, GODZINA 17:29 - Następny!!! - Nawet już nie mam ochoty analizować. - A nie, przepraszam, mam przerwę. Będę za pół godziny. LA, LA, LA!
ŚRODA, GODZINA 17:59 - Następny!!! - Witam, chciałabym prosić o pozwo... - O matko święta! - pani przerwała mi w pół zdania. - Toż to już osiemnasta. ZAMYKAMY.
SOBOTA, GODZINA 18:24 MÓJ samochód stoi zaparkowany przed MOIM blokiem.
10 I NEON I styczeń I 2012
DUSZA WAMPIRA PIOTR CHARCHUTA
CZĘŚĆ DRUGA: ODKRYTA PRAWDA Nowy Jork. Wielka metropolia owiana mrokiem i tajemnicami, o jakich nikomu się nie śniło. Blask księżyca z ledwością przebijał się przez wędrujące po niebie chmury. Szedłem bardzo powoli. Cicho. Zupełnie jakby mnie nie było. Wsłuchiwałem się w dźwięk bijącego serca. Kobieta; wysoka blondynka w czerwonym płaszczu i czarnych kozakach szła powoli opustoszałymi już ulicami – przynajmniej w tej części miasta. O tej porze nie było tu bezpiecznie, zwłaszcza dla ludzi, zwłaszcza dla niej. Kobieta obróciła się. Nie zobaczyła mnie. Zakamuflowałem się w mroku nocy. Jej twarz jednak przedstawiała rodzący się w jej sercu niepokój. Blondynka przyspieszyła kroku. Jej oddech stał się nierówny i urywany. Chciała biec, ale wysokie obcasy jej to uniemożliwiły. Skręciła w prawo i to był jej błąd. Znalazła się bowiem w ślepym zaułku. Było ciemno. - Kto tu jest? – spytała przerażona.
- Że jak? Nie czekając dłużej, rzuciłem się na moją ofiarę. Kobieta wrzasnęła. - Kolacja odwołana! – zabrzmiał męski głos znikąd. Otrzymałem potężnego kopniaka w twarz i uderzyłem w ścianę. Usłyszałem, jak kobieta ucieka w pośpiechu. Wstałem i spojrzałem na mężczyznę, który mnie zaatakował. Był młody. Miał może dwadzieścia dwa lata. Długie sięgające ramion włosy, piwne oczy i długi czarny płaszcz. Na plecach miał… To chyba jest miecz – pomyślałem. - To ty jesteś tym nowym krwiopijcą, prawda? – spytał niskim miękkim głosem. Nie wyglądał na niebezpiecznego, ale głos budził respekt i kogoś mi przypominał.
- To tylko ja. – odparłem, wyłaniając się z mroku.
- Fakt. Przybyłem niedawno. Tak szybko stałem się popularny?
- Ty? A kim ty, kurwa, jesteś? – spytała niby opanowana, a jednak głos jej drżał.
- Twoja popularność skończy się szybciej niż się zaczęła.
- Ja? No cóż. Przyszedłem na kola-
Prychnąłem i ruszyłem na śmiałka, który rzucił mi wyzwanie. Sądziłem, że
cję.
2012 I styczeń I NEON I 11
szybko sobie z przeliczyłem się. ramiona i rzucił wstać, ale inny moją rękę.
nim poradzę, jednak Facet wziął mnie pod za siebie. Chciałem osobnik nadepnął na
- Widzę, że zacząłeś zabawę beze mnie, Kaelu.
12 I NEON I styczeń I 2012
- Cześć, Adamie. Nie sądziłem, że chcesz się przyłączyć. Drugi mężczyzna zdjął nogę z mojej ręki, a ja od razu zerwałem się na nogi. Jednak ten imieniem Kael przycisnął mnie do ściany i obnażył ostre jak brzytwa kły.
- Jesteś taki jak ja… - powiedziałem, a raczej wydusiłem z siebie. - Z małą różnicą. Ja nie zabijam niewinnych. - A myślisz, że mi z tym gównem dobrze? Czuję potrzebę zabijania, to zabijam. Co nie zmienia faktu, że mam potem wyrzuty sumienia. Głód jest jednak bardzo silny. - Co ty nie powiesz – rzekł Kael, rozluźniając uścisk na mojej szyi. Wykorzystałem ten moment i odepchnąłem wampira na bok. Sam wyskoczyłem w górę i pognałem przed siebie. Zatrzymałem się na dachu pobliskiego budynku i obserwowałem tajemniczą dwójkę. Ten drugi chciał ruszyć za mną w pogoń, jednak wampir go powstrzymał. - Nie- powiedział. - Co? Dlaczego? - Bo on mówił prawdę. Zarówno ja jak i Adam doznaliśmy szoku, ale faktycznie powiedziałem prawdę. Od wielu lat męczy mnie mój stan i mam tego dosyć. Zaciekawiony postacią wampira Kaela podsłuchiwałem dalej. - Wiem, kto go stworzył – powiedział wampir. – Widziałem to w jego oczach. To był on! - Znaczy się… Że on. Mówisz o Maximilienie? - Tak. Tego wampira stworzył Maximilien de Kvatch, mój ojciec.
łem głęboki wdech, żeby jakoś przetrawić te rewelacje. Przez te pięć lat mordowałem niewinnych, tylko po to, aby przeżyć. Robiłem to tylko po to, żeby zaspokoić to kurewskie pragnienie krwi. Uderzyłem pięścią w krawędź dachu. Po tych wszystkich straconych latach spędzonych w mroku nareszcie zobaczyłem światło. Moje życie nabrało sensu. Zemsta. Znajdę tego Maximiliena i zabiję go. Jeszcze tej samej nocy, idąc ulicami, natknąłem się na niepokojąca sytuację. Pewna młoda para została wepchnięta przez grupkę bandytów do zaułka. Usłyszałem krzyki kobiety i odgłosy walki. Zakradłem się i zobaczyłem, jak młody mężczyzna jest katowany przez pięcioosobową grupę opryszków. Zacisnąłem pięści. Los dał mi okazję do zmiany mojego parszywego życia. Zająłem się po kolei każdym z bandytów. W kilka sekund odciągnąłem ich od tamtej pary. Kiedy już załatwiłem pięciu napastników, obserwowałem kobietę i mężczyznę wychodzących z zaułku. Napotkali martwe ciała swoich oprawców. Westchnąłem tylko i ruszyłem dalej własną drogą. Trafiłem jednak na bar i postanowiłem, że zajrzę i się odstresuję. Barman nalał mi drinka. Nie był to zwykły drink, bo składał się wyłącznie z krwi. Zaskoczyło mnie to, ale z przyjemnością wypiłem. Wtem na scenę wszedł mężczyzna z gitarą i zaczął grać. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Kaela. Ciąg dalszy nastąpi.
Ta informacja poraziła mnie niczym grom z jasnego nieba. Pewnie wyglądałem głupio z rozdziawiona gębą. Wzią-
2012 I styczeń I NEON I 13
GRA MARTA ŁOBODA
- O, ten będzie trudny do zbicia.- Odezwał się jeden. - Ja tam dałbym radę. Ale to ja, a to twoja kolej.- Zaśmiał się drugi. - Ostatni… Jak trafię wygrywam.- Odetchnął. - A jeśli nie… przegrywasz.- Szepnął. - To wyzwanie?- Podniósł brwi. - O co? – Zainteresował się jego towarzysz. - Butelka Jack’a Daniels’a? - Kuszące… - Zastanowił się chwilę. - No dobra. Jedziesz.- Uśmiechnął się pod nosem.- Mmmm, whisky. Dawno nie piłem Jack’a Danielsa. - I szybko nie wypijesz. - Przymierzył się i oddał strzał. Kula trafiła bezbłędnie i mężczyzna wygrał. - Kurde! To co? Jeszcze po kolejce?- Uśmiechnął się drugi. - Nie ma więcej. Poszło wszystko i wygrałem. Stawiasz, przyjacielu!- Zaśmiał się. - Ech, na pewno nie ma więcej?- Rozglądał się, ale na marne. - Nie. Skończyliśmy tą akcję.- Mężczyzna wstał i wyłamał kostki. - O, jak ja kocham te nasze wspólne kręgle.- Uśmiechnął się i klepnął towarzysza w plecy. Poszedł przodem, lecz po chwili krzyknął i upadł na kolana, potem na twarz. - Nigdy cię nie lubiłem.- Odezwał się mężczyzna i przeszedł obok.
A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany, nigdy nie idź przed snajperem, jeśli karabin jest naładowany.
14 I NEON I styczeń I 2012
„…” SEBASTIAN WALCZAK
1. Nie mam nic do powiedzenia, więc nic nie zamieszczam w numerze styczniowym. 2. Ostatni tekst był poniżej krytyki , na odpieprz. 3. Dramat dramatyczny, grafomański . 4. Wstydzę się . 5. Dziękuję za uwagę . 6. Zamieszczam autograf. 7. Żeby Neon miał więcej stron .
2012 I styczeń I NEON I 15
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Człowiek nietuzinkowy, elokwentny, oczytany i, wydawałoby się, zawsze tryskający humorem. Kojarzony zazwyczaj z „Kabaretem Starszych Panów”- popularnym programem satyryczno-rozrywkowym z lat 60. Ale od początku…
JEREMI PRZYBORA (1915-2004) oprac. HANNA ENGEL Jeremi Przybora urodził się w 1915 r. w Warszawie w rodzinie pochodzenia szlacheckiego. Studiował anglistykę, lecz nigdy jej nie ukończył. W czasie wojny, jak i po niej, pracował w rozgłośni warszawskiej Polskiego Radia. W czasie oblężenia Warszawy po raz pierwszy spotkał się z Jerzym Wasowskim, któremu zaproponował pisanie muzyki do swoich piosenek. Taki był początek porywającego duetu obu panów, którzy razem stworzyli niezapomniane utwory, na zawsze zapadające w pamięć i w serca; a także poczucie humoru wyczulające na drobne niuanse, wysublimowane krotochwile i niepozorne, acz celne riposty, którymi poszczycić może się jedynie prawdziwy gentleman. Długo szukał szczęścia w uczuciu, o którym tak pięknie potrafił pisać, i znalazł je dopiero u boku swojej trzeciej żony - Alicji Wirth. Jedną z jego niezwykłych miłości była młodsza o 21 lat Agnieszka Osiecka; ich uczucie zostało ukazane w niedawno wydanej książce „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”. Pośród nagród, które otrzymał, można wyszczególnić: „Diamentowy Mikrofon” z 1995 r. oraz odznaczenie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W Kutnie corocznie odbywa się Ogólnopolski Konkurs Piosenek Jeremiego Przybory Stacja Kutno, który przypomina niezapomniane przeboje np.: „Addio pomidory”, „Bo we mnie jest seks”. Jakiś czas mieszkał też w Byd-
16 I NEON I styczeń I 2012
goszczy, po czym został ślad w postaci „Szlaku Jeremiego Przybory” okalającego najpiękniejsze zakątki Fordonu i nie tylko. Kilkakrotnie próbowano reinterpretować jego utwory jednak, moim zdaniem, nikt nie wykonywał ich tak pięknie jak Kalina Jędrusik, Zbigniew Michnikowski, Izabela Kraftówna czy Wiesław Gołas. Ten niesamowity władca słowa, niczym hazardzista, z miną pokerzysty stawiał wszystko na jedno zdanie, i, gdy wydawałoby się, że już przegrał, z lekkością i jakby od niechcenia dochodził do tak wykwintnej i nieoczekiwanej konkluzji, która sprawiała, iż słuchacz sam z siebie uśmiechał się pod nosem. Niewymuszony humor, połączony z elegancją oraz subtelną nieśmiałością szelmowskiego spojrzenia Przybory stworzył dzieło, które zachwyca do dziś. Polecam z całego serca zapoznanie się z twórczością tego wielkiego tekściarza i ocalenie od zapomnienia, nie tylko jego, ale całego „Kabaretu Starszych Panów”, który tak różni się od tego, co dzisiaj serwuje nam telewizja.
„Starsi panowie, starsi panowie, Starsi panowie dwaj, Już szron na głowie, Już nie to zdrowie. A w sercu – ciągle maj!”