Bydgoska Grupa Literacka Neon
Grudzień 2013
2013 I grudzień I NEON I
14
NR
GRUDZIEŃ
W TYM
OD REDAKCJI
NUMERZE
JOANNA KLOSKA
1. Od redakcji 2. Aleksandra Rulewska „Kiedyś” 3. Michał Pranke „Rodeo punk” 4. Paweł Pochylski „Ukłon” 5. Anna Mrówczyńska „Wszystkie szanse drobnych natchnień” 6. Laura Wodewil „Kac intelektualny” 7. Joanna Shigenobu „Shimanto River” 8. Filip Chrząszczak „Bez rozwagi” 9. Joanna Kloska „Też jestem z fajnym napisem” 10. Justyna Doroszczyk „Rzeźnia” 11. Jolanta Miśkiewicz „Mgławica Skorpiona” 12. Tomasz Dziamałek „Okno” 13. Ocalić od zapomnienia – Wanda Chotomska
Witajcie w tym blisko świątecznym czasie! Chcieliśmy, by w tym nowym numerze naszego literackiego zeszytu powiało trochę świeżością. Daliśmy szansę innym – niech się wypowiedzą na łamach naszego pisma. Sporo jest więc tekstów, które przywędrowały do nas z zewnątrz. Bardzo się cieszymy, że tylu ludzi jeszcze chce pisać i poświęca się temu bez reszty. Szkoda zapychać twórczością szuflady, niech lepiej rozświetli NEONa. Korzystając z okazji, zapraszam na nasz kolejny wieczorek literacki, który wypada 13.12.2013 w piątek o godzinie 17.00 w Galerii Wspólnej. Będzie wesoło. Pozdrawiamy i życzymy wesołych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia! Joanna Kloska oraz cała Bydgoska Grupa Literacka „NEON”
REDAKCJA
GRUPA LITERACKA „NEON” Redaktor naczelna: Joanna Kloska Zastępca: Aleksandra Rulewska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Natalia Durszewicz Grafiki: Natalia Durszewicz, Adrianna Brechelke Korekta: Ola Rulewska, Tomasz Dziamałek Członkowie: Adrianna Brechelke, Filip Chrząszczak, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Marta Fortowska, Sonia Jankowska, Ewa Jastrzębska, Joanna Kloska, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski Współpraca: Michał Pranke, Paweł Pochylski, Anna Mrówczyńska, Laura Wodewil, Joanna Shigenobu, Justyna Doroszczyk, Jolanta Miśkiewicz Kontakt e-mail: grupaneon@vp.pl
www.grupa-neon.blogspot.com www.facebook.com/grupaneon www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com 2 I NEON I grudzień I 2013
POEZJA Kiedyś OLA RULEWSKA
to były małe końce świata co każdej nocy ciemniejsze spacerowały po księżycu i gwiazdom śmiały się prosto w zaostrzone agresją oczy te końce dotarły aż tu z trucizną o dziwnym posmaku zanieczyściły subtelnie nęcąc tak barwny krwiobieg końce świata wcale nie są czarne czarniejsze od tragedii wykańczając receptory mienią się nieuchwytnymi odcieniami żalu
2013 I grudzień I NEON I 3
Rodeo punk MICHAŁ PRANKE
tutaj każda litera ma swojego szeryfa i nie dzieją się tu przypadki nie od dziś nucimy cicho kowbojskie songi w najmilszym rodeo rozedrganym rodeo nasze wielokrotne sto lat wewnątrz szpitala tam trzymam dłonie tu jest mój punk tutaj każda litera ma rodzaj przynależność do nieba do krwi do róż o których nie można więcej powiedzieć już wypuścić powietrze na powietrze kochać nie kochać kochać konkretna poezja konkretny punk estetyczna skucha obłok dusz tam trzymam dłonie tu jest mój punk tutaj każda litera obraca się pochylona w grobie dobrym złym i brzydkim speluna jest pełna
tam gramy w ruletkę o środki przeciw gniciu paznokci ostrogi sześć kul każda ma swoją literę każda ma swój cel brakuje mi rąk coraz bardziej moje dłonie maleńka mój rodeo punk to właśnie jest to
4 I NEON I grudzień I 2013
Ukłon PAWEŁ POCHYLSKI
Pozdrawiam wasze szepty Serca skurcze, umizgi Wasze rózgi, bez reszty Wolności rozdrapane blizny Pozdrawiam wasze dłonie Cudne wory pod oczami! Koszyki słów plecione Piekłem z mikrofali Pozdrawiam wasze głowy Pełne myśli ciężarnych Leżą drugie połówki Gdzieś przy biegunie polarnym Pozdrowił was i upiór… Wy, pęknięte kałamarze! I wódki wam nie kupił? Z niematerialnych wrażeń
Wszystkie szanse drobnych natchnień ANNA MRÓWCZYŃSKA
ostatnio jestem zbyt dosłowna zbyt brutalna w swej głupocie w nieporadnych próbach życia przeżycia tych chwil na swój sposób na swoje własne cztery strony świata którego pępek jest głęboko schowany zakamuflowany przed oczami wścibskich niewrażliwych w ignorancji jeszcze do niedawna przesypiałam szanse drobnych natchnień dziś wyrzekają się mnie same machają zza rogu śmiejąc się naiwnie i z podkulonymi ogonkami uciekają w otchłań bezimienną moje malutkie natchniątka wyśmiewane nim nadejdą
2013 I grudzień I NEON I 5
Kac intelektualny LAURA WODEWIL
Rozpuszczanie własnego intelektu w etylowych szczynach rzygającego pijaństwa. Powtórna krystalizacja istoty szarej, wbijająca się trzeźwymi krawędzmi w rozmiękczony umysł. Odór przetrawionego alkoholu, otacza oparami czaszkę zamkniętą w imadle ciężkich skroni. Brejowata papka słabości przyprawiona przyzwyczajeniem, podgrzewana na wolnym ogniu zastanowienia. Mijające objawy fizycznego odurzenia odkrywają mentalne spustoszenie. Kac intelektualny.
Shimanto River JOANNA SHIGENOBU
Nad rzeką marzeń stała cały dzień, łapała ptaki swoim tęsknym wzrokiem, by dookoła widzieć cień ich rozpostartych skrzydeł w locie. Maleńkie światła łodzi migały gdzieś w oddali, myślała, że to płynie on, książę jej życia i rozkoszy. Czekała więc na niego, pana, władcę, króla swojego zamku...
6 I NEON I grudzień I 2013
Bez rozwagi FILIP CHRZĄSZCZAK
Miała piaskownicę w łóżku i ich buty w przedpokoju; głośne remonty za ścianą, słyszałem pogłoski. Lubiła leżeć... z nim i z tym, a z tamtym... huh.
Miała okruchy za koszulą i łóżko tak ciepłe, że za ciasne dla dwojga serc co żyć nie mogą bez przestrzeni.
2013 I grudzień I NEON I 7
Też jestem z fajnym napisem JOANNA KLOSKA
wymiana więc idź tylko dla siebie padam na twarz się przyklejam ja jestem twój uśmiech żeby było mi milej wśród ludzi a potem wnętrzności mam w dół wygięte i obciekam wodą tak długo aż będę sucha na okrągło
Rzeźnia JOANNA DOROSZCZYK
Otoczeni przez wdzięczne dysproporcje, kwiaty o wielkich głowach z błoń zwycięzców nas wygnano, skazano na życiową mizerność efemerycznej przyszłości i ten średnio opłacalny doskonały starter - poranek życia tak zwany obfity w kłamstwa, pijany, później już tylko wieczny ruch w ubojni świata.
8 I NEON I grudzień I 2013
Mgławica Skorpiona JOLANTA MIŚKIEWICZ
Skoczyłam poza krawędź świata. Promienie się przesypały w klepsydrze słońca. Wyłowiłam sen, który nie umarł utonął tylko w oczach Mgławicy Skorpiona. Przyniosłam nowe gwiazd naręcze ale Mleczna Droga nie jest stułą.
2013 I grudzień I NEON I 9
PROZA OKNO
TOMASZ DZIAMAŁEK
Neuromacerowi poświęcam
- Więc widzisz, Asturiasie... - zacząłem niepewnym głosem. Byłem wtedy młody. Żyłem bez celu pozbawiony uniesień, ale i wielkich cierpień. Nuda zżerała moje dni, które spędzałem przed komputerem na bezsensownej pisaninie, by tylko jakoś zabić czas. Tego wydarzenia jednak nie zapomnę, ponieważ odmieniło ono moje życie. Pewnego dnia postanowiłem poszukać w antykwariacie książki Stanisława Lema „Szpital przemienienia”. Antykwariat był duży i znajdował się w samym sercu miasta. Chodziłem między półkami, licząc, że znajdę poszukiwaną książkę. Był koniec marca. Padał rzęsisty deszcz. Ludzie chodzili po rynku bez celu jak zawsze – jedni zamyśleni, inni z wyrazem zatroskania na twarzy. Przeszedłem kilkadziesiąt metrów, a książka uporczywie nie dawała się znaleźć. Nie chciałem pytać pracownika antykwariatu o jej położenie, by nie budzić tej błogiej ciszy, która się we mnie zalęgła. Byłem jak trapista zanurzony w modlitwie do swojego Boga; przenikało mnie jakieś światło. Moje poszukiwania książki się przeciągały. Nagle w oddali zauważyłem jakieś okno i nagle zrobiło mi się duszno, więc postanowiłem je otworzyć. Uporczywe nie chciało się jednak poddać. Widać dawno nikt go nie otwierał; było brudne i przykryte grubą warstwą kurzu. Szarpnąłem raz, drugi, trzeci i odruchowo spojrzałem przez szybę. Za nią tkwił jakiś nieokreślony kształt. Chciałem dowiedzieć się, co to, nie mogłem jednak zdobyć się na odwagę i kiedy przytknąłem nos do szyby, by dokładniej obejrzeć majaczącą sylwetkę, okno niespodziewanie się otworzyło, a moje ciało przeniknął nieprzyjemny, zimny dreszcz. Chciałem odejść, ale nie mogłem. Jakaś siła trzymała mnie przy oknie. Nie do końca zdając sobie sprawę z
10 I NEON I grudzień I 2013
tego, co robię, przekroczyłem je i kiedy stanąłem po drugiej stronie, okno zamknęło się, a ja znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu. Była mgła. Z nieba padał śnieg, a mój strój nie nadawał się na panujące tam warunki atmosferyczne, poza tym świat za oknem spowijała swoim grubym płaszczem nieprzenikniona mgła. Oddychałem ciężko. Zamknąłem oczy i wielkim wysiłkiem uczyniłem pierwszy, niepewny krok. Później kolejny i następny. I wtedy w moich uszach zaczęła się rodzić muzyka. Instrument dęty, którego dźwięk znałem. To był początek koncertu fortepianowego b-moll Czajkowskiego. Przyspieszyłem kroku i nagle w gęstej mgle usłyszałem: - Co pan tu robi? - był to głos kobiecy. Delikatny, acz nie pozbawiony stanowczości i niski. - Sam chciałbym to wiedzieć – odpowiedziałem niepewnie. Zimno mi! - Widzę, że jest pan ubrany nieadekwatnie do warunków. Pomogę panu. To rzekłszy, kobieta wydobyła nie wiadomo skąd ciepły koc, którym troskliwie mnie okryła. - Mam na imię Beatrycze i wyszłam na chwilę na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Mieszkam o tam, niedaleko – pokazała na znajdujący się w odległości rzutu kamieniem pagórek, który niczym królik z cylindra wyłonił się nagle z gęstej mgły. Stał na nim dom niczym z bajki. - Pozwoli pan, że zapalę? - Ależ proszę bardzo – odpowiedziałem zmieszany. - A może miałby pan ochotę wejść na chwilę do mnie? Rozgrzałby się pan, wypilibyśmy herbatę, porozmawiali.
Rys. Adrianna Brechelke
2013 I grudzień I NEON I 11
- Z chęcią – odpowiedziałem uradowany. Kobieta wzięła mnie pod rękę i powoli zaczęliśmy wspinać się do tego czarownego domu, który zrobił na mnie takie wrażenie, lecz już pierwszy krok był dla mnie zaskoczeniem, gdyż góra się odsunęła. Beatrycze uśmiechnęła się szelmowsko. - Musisz ją pogłaskać. - Pogłaskać? – spytałem zdziwiony. - Właśnie – odpowiedziała, nie przestając się uśmiechać. Pogłaskałem więc górę, a ona przestała uciekać. Szło mi się bardzo trudno. Miałem wrażenie, że poruszam się w błocie – to w ogóle nie przypominało góry. - Gdzie jestem? – spytałem w myślach, bojąc się wypowiedzieć to pytanie głośno. Krok za krokiem szliśmy na szczyt. Mgła nie ustępowała, więcej stała się jeszcze bardziej gęsta. Nie widziałem przed sobą nic. Wejście na szczyt zajęło mi kilka godzin. To, co zobaczyłem na szczycie, wprawiło mnie w osłupienie. Dom był wielkim, czerwonym jabłkiem z wydrążonym wejściem. Byłem głodny, chciałem więc ugryźć kawałek, lecz Beatrycze nagle złapała mnie silnie za rękę i powiedziała: - Zapomniałam powiedzieć ci, że nie możesz tutaj niczego dotykać. - Przepraszam – odpowiedziałem zmieszany. – Jestem głodny. - Głód możesz zaspokoić w inny sposób. Dam ci coś, ale musisz mi obiecać, że pomożesz mi zrobić dwa materace.
tym czasie wykąpię. Z niechęcią i obrzydzeniem włożyłem dłonie w coś, co swoją konsystencją przypominało żelatynę i nagle na moich rękach pojawiły się swędzące krosty. - Gdy skończysz, daj mi znać. Będę w łazience – powiedziała uradowana i zwiewnym krokiem, nucąc pod nosem jakąś dobrze mi znaną melodię, udała się do kąpieli. Nagle zrobiło się jeszcze zimniej. Zacząłem mozolnie formować żelatynę. Trwało to wszystko bardzo długo, ponieważ nie miałem wprawy. Po uformowaniu zgrabnych sześcianów (zimno stało się niemal nie do zniesienia) spojrzałem mimowolnie na swoje dłonie. Krosty przybladły i przestały mnie swędzić. Wolnym krokiem ruszyłem w kierunku łazienki. Pomieszczenie było niewielkie – na lewej ścianie znajdowała się umywalka zrobiona z jakiejś dziwnej, białej substancji – zajmowało powierzchnię około dziesięciu metrów kwadratowych. W brązowej cieczy siedziała Beatrycze. Cofnąłem się mimowolnie. - Nie bój się. Podejdź tutaj! Podszedłem niepewnym krokiem i chociaż byłem blisko, wciąż nie mogłem wyraźnie dostrzec mojej towarzyszki. - Wiem, żeś głodny – stwierdziła. – Tym możesz się najeść – wskazała w kierunku brązowej substancji, w której siedziała. Sięgnąłem więc ręką i wziąłem sporą garść. Przyłożyłem łapczywie do ust i zacząłem jeść. I wtedy stało się jasne, że posilam się musztardą. Jadłem do syta.
- Obiecuję, ale po co są one pani potrzebne?
- Wyjdź z łazienki i poszukaj pana młodego. Rozejrzyj się tutaj trochę i pamiętaj, że nadal nie możesz niczego dotykać bez mojego pozwolenia.
- To mój ślub, a muszę mieć miejsce, by spędzić z mym ukochanym noc poślubną. Ostatne materace zostały zjedzone podczas niedawnej uczty. – Podejdź do tamtych drzwi – rzekła władczym tonem. Widzisz?
Przeszedłem do innego pomieszczenia. Na kanapie jakby w konwulsjach wił się pan młody. Nie miałem odwagi odezwać się, dlatego postanowiłem tak go zostawić, kiedy nagle ktoś odezwał się grubym głosem:
Drzwi zamajaczyły na horyzoncie.
- Jesteś w szpitalu. Trafiają tu chorzy, a gdy zdrowieją... – głos urwał się nagle. Stanąłem jak wryty, próbując zgadnąć, gdzie
- Bierz się więc do pracy, a ja się w
12 I NEON I grudzień I 2013
jestem i o co tutaj, do licha, chodzi. Nagle zobaczyłem Beatrycze z panem młodym pod rękę. - To Refus, mój mąż. - Kreston – odrzekłem. - Mamy nadzieję, że będziesz się świetnie bawił na naszym weselu – powiedział pan młody i z swoją młodą żoną pod rękę zaczęli wić się w jakimś szaleńczym tańcu. Nagle zrobiło się głośno. Nie wiadomo skąd do uszu moich zaczęła docierać muzyka przypominająca brzęczenie os. Gruby głos odezwał się znowu: - Niedługo nadejdzie czas uczty. Musimy jeszcze chwilę poczekać. To nie potrwa długo, cierpliwości. Czasem zdarza się, że musimy czekać bardzo długo na solidny posiłek, a czasem trafia nam się taka liczba dań, że mamy wyżywienie na długie miesiące. Bywa też i tak, że z głodu zjadamy własne ciała. Nie dziw się. Gdy brakuje jedzenia, nie ma sentymentów. Członki naszych ciał odrastają jednak w bardzo szybkim tempie. Przeraziłem się. Nie wiedziałem, jak stąd można się wydostać. Zacząłem dokładniej rozglądać się po pomieszczeniu i nagle w kącie dostrzegłem jakiś niewyraźny kształt. Podszedłem bliżej i wtedy dotarło do mnie, że widzę książkę, która nie wiem, w jaki sposób dostała się tu ze mną. Było to dziwne, ponieważ o ile dobrze pamiętałem, nie zabierałem z sobą żadnej książki z antykwariatu. To oczekiwanie na parę młodą było męczące. Chciałem natychmiast stąd wyjść, nie wiedziałem jednak, w jaki sposób mógłbym wrócić do mojego ukochanego antykwariatu. Postanowiłem więc tu zostać i trochę powęszyć. Pierwsze pomieszczenie było całe w pomarańczowych rombach. Romboidalne kształty były wszędzie. Drugie było trójkątne, a trzecie kwadratowe. Kiedy opuściłem ostatnie, zjawili się państwo młodzi: ona jak zwykle uśmiechnięta, on lekko zmieszany. Beatrycze odezwała się:
- Pewnieś głodny? - O tak. W brzuchu mi burczy i słabym. Dlaczego kelnerzy nie chodzą z tacami? Dlaczego nie gra muzyka? - Naprawdę chciałbyś wiedzieć? - Tak, gdyż dosyć mam już tych zagadek. Męczy mnie to czekanie. To najdziwniejsze wesele, na jakim byłem. - Dowiesz się w swoim czasie, a na razie możesz zjeść swoje ręce. - Ale one mi będą potrzebne. Nie wyobrażam sobie życia bez rąk. - Nie bój się! Odrosną ci i to nawet szybko – w ciągu jednego dnia. Zanim podjąłem decyzję, musiałem zajrzeć do tej tajemniczej książki. Podszedłem więc do miejsca, gdzie się znajdowała i otworzyłem ją w losowo wybranym miejscu. Moim oczom ukazał się jakiś dziwny alfabet, którego nie byłem w stanie odczytać, więc ze złością zamknąłem książkę i rzuciłem w kąt. Drżałem na całym ciele. To było nie do zniesienia. Sztylety zimna kroiły moje ciało na drobne kawałki. Słaniałem się na nogach z osłabienia. Postanowiłem szybko poszukać Beatrycze.
Obudziłem się. Za oknem słyszałem śpiewającego słowika i kiedy wydawało mi się, że opuściłem to dziwne miejsce, gdzieś z rogu pokoju dał się słyszeć głos: - Jesteś w szpitalu. Niedożywienie. Zostałeś zabrany z tamtego miejsca i przeniesiony kilkanaście metrów niżej. Zjadłeś swoje ręce. To był dla mnie szok! Próbowałem poruszyć rękami pod kołdrą. Nie udało się. Dostrzegłem jednak, że kikuty bardzo wolno rosną. Wieczorem powinno być w porządku. - Gdzie jest Beatrycze? – spytałem słabym głosem rekonwalescenta. - .Została zjedzona. - Słucham? – nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. - Została zjedzona przez ptaka. Słyszałeś słowika po obudzeniu?
2013 I grudzień I NEON I 13
Rys. Adrianna Brechelke
14 I NEON I grudzień I 2013
- Bardzo wyraźnie. Pięknie śpiewał. - To on ją zjadł. - Skąd o tym wiesz? - Nie pytaj. Jestem Tajemnicą. Nie dawałem jednak za wygraną i natarczywym głosem domagałem się wyjaśnień. - Naprawdę chcesz wiedzieć? – spytał jakoś tak zimno. - Bardzo. Nie daje mi to spokoju.
Znowu jestem w antykwariacie. Podchodzę do lustra, w którym odbijają się niewyraźnie dwie wspinające się na jakąś górę postaci. Po dokładniejszej obserwacji okazuje się, że to nie była góra, ale noga od stołu pokryta jakąś śliską substancją. Pacjent szpitala w Pirdynie rozlał sok i to on sprawiał wrażenie, że wtedy poruszałem się jakby w czymś miękkim – jakby w błocie.
leżało sobie na stoliku czternastoletniego pacjenta chorego na białaczkę. A te wspinające się sylwetki? To zminiaturyzowany ja i Beatrycze (teraz widziałem to wyraźnie), która po dokładnym przyjrzeniu się jej okazała się być robakiem. A uczta o której mówili? Czternastoletni pacjent miał już niedługo umrzeć. Oni to przeczuwali, dlatego mówili o uczcie. Dopóki jednak był żywy, nic nie mogli zrobić. Musieli czekać, nie mając przecież żadnej gwarancji, że pacjent umrze. Przecież istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że zastosowana chemio- i radioterapia przyniosą pozytywne skutki i chłopak po prostu wyjdzie ze szpitala. Niedługo potem chłopak zmarł, więc znajome robaki doczekały się wyżerki. A co się stało z mężem Beatrycze? Okazało się, że miał więcej szczęścia i zmienił się w piękną, błyszczącą muchę, która czasami przylatuje do mnie, gdy jest mi smutno.
A jabłko, w którym byłem? Nie było umiejscowione na żadnej górze. Po prostu
GRUPA NEON SZUKA SPONSORA Oferujemy miejsce na reklamę w naszym zeszycie literackim. Przeważnie ma ono około 20 stron formatu A5. Część moglibyśmy przeznaczyć na reklamę. Do tej pory drukowaliśmy średnio 150 egzemplarzy, które zostawialiśmy w najważniejszych punktach w mieście, tj. w Teatrze Polskim, Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, Bydgoskim Centrum Informacji, Kawiarni Artystycznej Węgliszek czy Miejskim Centrum Kultury. Stamtąd bardzo szybko znikały. Poza tym każdy numer jest również dostępny online, co umożliwia dotarcie do większej ilości osób.
Warto wesprzeć lokalną działalności artystyczną! Kontakt: grupaneon@vp.pl 2013 I grudzień I NEON I 15
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA WANDA MARIA CHOTOMSKA (ur. 1929) oprac. EWA JASTRZĘBSKA
Wanda Maria Chotomska jest wybitną polską pisarką, autorką wielu wspaniałych wierszy oraz opowiadań dla dzieci i młodzieży. Pomysłodawczyni słynnego cyklu programów telewizyjnych dla dzieci „Jacek i Agatka”, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz Prezes Zarządu Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży. Jest autorką ponad 200 książek dla dzieci i młodzieży, scenariuszy do filmów krótkometrażowych i sztuk teatralnych, audycji radiowych oraz telewizyjnych. Wanda Chotomska urodzona 26 października 1929 roku w Warszawie. Debiutowała na łamach „Świata Młodych” w 1949 roku. Natomiast w roku 1958 opublikowała swój pierwszy tomik poezji zatytułowany „Tere fere”. Wspólnie z Mironem Białoszewskim ogłaszała wiersze w „Świerszczyku”, podpisywane pseudonimem „Wanda Miron”. W roku 1969 autorce został przyznany „Order uśmiechu”. Jest to międzynarodowe odznaczenie nadawane za działania przynoszące dzieciom radość. Na pomysł nadawania orderu wpadła w 1968 roku redakcja Kuriera Polskiego. Inspiracją był wywiad z Wandą Chotomską z okazji 5-lecia dobranocki dla dzieci „Jacek i Agatka”, w której pisarka opowiedziała o chłopcu ze szpitala rehabilitacyjnego pod Warszawą, który chciał nadać jakieś odznaczenie od dzieci. Dziennikarze uznali, że to może być inicjatywa samych dzieci, żeby nagradzać dobrą pracę dorosłych, więc ogłoszono ogólnopolski konkurs na projekt odznaczenia. Ceremonii wręczania orderu towarzyszy rytuał wypicia soku z cytryny, koniecznie z uśmiechem oraz pasowanie różą. Każdy nowo pasowany Kawaler Orderu Uśmiechu przyrzeka przed dziećmi i członkami kapituły „być zawsze pogodnym i radość dzieciom przynosić”.
16 I NEON I grudzień I 2013
Z krasnalem jest dobrze WANDA MARIA CHOTOMSKA
Z krasnalem jest dobrze w przedszkolu i w domu, bo zawsze we wszystkim potrafi dopomóc. Jest zawsze przy tobie czy w słońce, czy w deszcz. W kieszonce go nosisz, bo swoje już wiesz. Z krasnoludkiem nawet ciemna noc jest jasna bardzo jasna, bardzo jasna, bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat, taki śmieszny i pocieszny mały krasnal. Pamiętaj, że krasnal pięć klepek ma w głowie, więc w szkole ci także nie jedno podpowie. W tornistrze do szkoły codziennie go nieś. Tornister jest lżejszy, gdy krasnal w nim jest. Z krasnoludkiem nawet ciemna noc jest jasna bardzo jasna, bardzo jasna, bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat, taki śmieszny i pocieszny mały krasnal. Tak prędko się rośnie, wyrasta się z ubrań, już spodnie za krótkie, za ciasna wiatrówka. Już dziecko nie dziecko, już z chłopca jest chłop. Kochany, zaczekaj! Zastanów się! Stop! Z krasnoludka nigdy w życiu nie wyrastaj! Nie wyrastaj, nie wyrastaj! Bo weselej iść przez świat, gdy jest z tobą taki skrzat, taki śmieszny i pocieszny mały krasnal.