Futu | February 2016 | pl

Page 1

Wartości dodane Krystian Kowalski to projektant młodego pokolenia, który pracuje w oparciu o sprawdzone metody sław światowego dizajnu: własnoręcznie przygotowuje prototypy, daje im czas i dba o każdy detal. Uprawia odpowiedzialne projektowanie. O jego filozofię, podejście do klienta, sukcesy na rynku międzynarodowym i spryt w procesie projektowania pyta Monika Powalisz. Rozmawia Monika Powalisz

Czy to, że urodziłeś się w rodzinie rzeźbiarzy, zdeterminowało wybór twojego zawodu? Na pewno miała na mnie wpływ atmosfera domu artystycznego – sam wybór ASP był dla mnie naturalny, natomiast to, że było to akurat wzornictwo, zawdzięczam dobrej radzie mojego ojca, który znał ten wydział i znał mnie: widział moje zdolności manualne – choć ja sam nie byłem wtedy ich wcale świadomy. Wkrótce po rozpoczęciu studiów wkręciłem się i okazało się, że to jest właśnie to. Dzisiaj zajmuję się zawodowo tym, co lubię i co sprawia mi przyjemność. To jedna z największych korzyści tego zawodu. Okres twoich studiów na wzornictwie to był dość martwy czas dla młodych projektantów – nie było nikogo oprócz Tomka Rygalika, a w przemyśle niewiele się działo. Ktoś czekał na młodych projektantów z otwartymi ramionami? Wtedy byłem jeszcze naiwny i nie patrzyłem na moją przyszłość z tej perspektywy. (śmiech) Na drugim czy trzecim roku zacząłem się zastanawiać: co będę robił po studiach. Znalazłem wtedy kilka stron internetowych projektantów, resztę czynnych zawodowo profesorów odnalazłem w książce telefonicznej. (śmiech) I chyba wtedy zaczęło mnie interesować, co dzieje się poza Polską. Poza tym była jeszcze jedna korzyść wynikająca z urodzenia się w artystycznej rodzinie: moja mama całe życie podróżowała. I to nie były podróże hotelowe, tylko podróże po całym świecie: na stypendia, do przyjaciół, znajomych, innych artystów. Dla dzieciaka spędzenie dwóch

Zdjęcia Wojtek Woźniak/Makata

miesięcy w Nowym Jorku było niesamowitym przeżyciem. Podróżowałem wspólnie z mamą, potem sam – i zawsze miałem gdzie się zatrzymać – u przyjaciół mojej rodziny. Nie bałem się wyjeżdżania ani świata. I dość wcześnie zdałem sobie sprawę, że można żyć gdzie indziej. Na studiach zacząłem jeździć dość regularnie na imprezy związane z projektowaniem: do Berlina na Design May (teraz DMY), do Mediolanu na Salone del Mobile. To był rok 2002, 2003. Wtedy na uczelni nikt o tych wydarzeniach branżowych nawet nie słyszał. Po powrocie, wspólnie z koleżanką, robiliśmy dla kolegów ze studiów prezentacje i dzieliliśmy się tym, co tam zobaczyliśmy. Zaraz, zaraz – uczelnia nie organizowała takich wyjazdów? Myślę, że do tej pory część profesorów nie odwiedza takich wydarzeń. I dlatego podjąłeś decyzję o drugich studiach w Londynie? Nie, to było później. Już w trakcie studiów uświadomiłem sobie, że praca w agencji reklamowej to jednak nie jest to. Nie chciałem też robić chałtur – tak jak kiedyś moi rodzice. Wakacje spędzałem z kolegami w Londynie, jeżdżąc na rykszy i wożąc turystów. Dziesięć tygodni takiej pracy zapewniało mi całkiem przyzwoity byt w Warszawie i tak właśnie wybrnąłem z konieczności robienia rzeczy, których nie chciałem. Potem wyjechałem do Mediolanu studiować na politechnice, ale szybko się


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.