Kobieta-Lider-Mentor

Page 1

NR 5 3/2014 (5) MARZEC


Sukces-Rozwój-Inspiracje Ucz się od najlepszych!

„Sukces Rozwój Inspiracja” to nowy cykl artykułów, w którym będziemy prezentować wskazówki guru biznesu. Zapisz się do naszego newslettera, a w każdy poniedziałek otrzymasz inspirujące artykuły na skrzynkę mailową: Chcesz się zapisać? Kliknij TUTAJ

3


SPIS TREŚCI

KOMUNIMAGIA

6 Między bodźcem a reakcją masz czas na decyzję 10 Postępowanie wobec sprzeciwu 12 Emocje oparte na lęku

Redaktor naczelny MAGDALENA KLUSZCZYK m.kluszczyk@kobieta-lider-mentor.pl

KOBIETA NA RYNKU PRACY

16 Skuteczne sposoby na odkrycie własnych talentów

OBLICZA KOBIET 19 Zawód-bloger

Zastępca redaktora naczelnego INGA ZAWADZKA

STREFA ROZWOJU

i.zawadzka@kobieta-lider-mentor.pl

22 Napracowałaś się? 24 Inteligencja emocjonalna 26 Wdzięczność- droga do wnętrza 28 Ucząc dzieci empatii 30 Nowe życie Kitty- szczerość

Redakcja i korekta ANNA MRÓZ

KIJ W MROWISKO 32 Porządek musi być

OPOWIEŚCI DLA DUSZY 33 Drugie dno dzbana 35 Ludkowie z Mimo

OD REDAKCJI

NA ZDROWIE

Drodzy czytelnicy!

38 Maki Sushi i nigiri z łososia

To już piąty numer magazynu KLM. Rozwijamy się razem z Wami i dziś prezentujemy nową odsłonę magazynu. Mamy nadzieję, że nowy wygląd przypadnie Wam do gustu, a lektura zaowocuje inspirującymi pomysłami.

40 ROZWIJAK-INFORMATOR O WARSZTATACH ROZWOJOWYCH

To nie koniec zmian. Rozpoczęliśmy cykl Sukces-Rozwój-Inspiracja, w którym będziemy prezentować rady wybitnych postaci ze świata biznesu. Szczegóły znajdziecie na naszej stronie. Przyjemnej lektury! Magdalena Kluszczyk

5


KOMUNIMAGIA

Między bodźcem a reakcją masz czas na decyzję

„Spośród siedmiu grzechów głównych gniew jest tym, który może przynieść Ci najwięcej radości. Lizanie swoich ran, międlenie w ustach krzywd z odległej przeszłości, smakowite mlaskanie na myśl o gorzkich konfrontacjach, które mnie czekają, rozkoszowanie się ostatnim kęsem bólu, który sprawiłem oraz tego, którym się odwzajemniłem - toż to prawdziwa królewska uczta. Jedyny minus jest taki, że podczas tej uczty pożerasz samego siebie. Obgryziony szkielet, który zostanie po tym obżarstwie, to Twój szkielet”- Frederick Buechner Kiedy działają na nas bodźce – podlegamy emocjom. Nie ma dobrych czy złych emocji – wszystkie są potrzebne. Oceniać możemy jedynie reakcję, jaka potem nastąpi. Świadomość, jakie emocje są w nas, to pierwszy krok do odpowiedzialnego podjęcia DECYZJI - do WYBORU REAKCJI – do PROAKTYWNOŚCI. Działać proaktywnie – to nie tylko podjąć decyzję – CHCĘ DOKONYWAĆ WYBORU SWOICH REAKCJI – to droga uczenia się swoich emocji i panowania nad ich niepożądanymi przejawami. Gdy leci ci na głowę cegła albo przed maskę twojego samochodu wbiega człowiek – twoje reakcje na bodziec będą odruchowe (zresztą, na całe szczęście, bowiem decydować będą ułamki sekund, więc nie ma czasu na analizę i świadome wybory). W procesie komunikacji NIE MA takich bodźców, które zagrażałyby twojemu życiu lub zdrowiu, bowiem nikt nie jest w stanie ani cię zabić ani okaleczyć słowami, jakie wypowiada. Nie musisz zatem REAGOWAĆ.

Masz czas na decyzję i możesz świadomie odpowiedzieć, zamiast bezwarunkowo zareagować na bodziec. Nie mamy wpływu na bodźce. Mamy natomiast całkowity wpływ na przyznanie sobie czasu i decyzję w kwestii odpowiedzi. To się nazywa dojrzałość emocjonalna. Obserwowałam ostatnio psy, które ujadały na siebie po dwóch stronach siatki. Jeden – spory wilczur – był na terenie swojej posesji, drugi – średniej wielkości krzepki mieszaniec – na terenie swojej. Dzieliła je siatka. Siatka była bodźcem. Psy z pianą na pyskach, z wyszczerzonymi zębami, urągały sobie biegnąc wzdłuż tej siatki, aż… siatka się skończyła… po prostu – skończyła się, urwała i psy stanęły nos w nos bez siatki. Popatrzyły sobie głęboko w oczy i pobiegły się bawić na pole. Poganiały, poskakały, pobawiły się jednym patykiem, a następnie każdy wrócił za siatkę – na swój teren. I dawaj od nowa – piana na pysku, wyszczerzone zęby, zduszony charkot… Przebiegły się tak z powrotem wzdłuż siatki i rozeszły – każdy do swojego domu. Do następnego spotkania przy siatce… Co jest twoją siatką? Co powoduje, że rozum odjeżdża, emocje biorą górę, a Ty zamiast odpowiadać – REAGUJESZ? Pytam, oczywiście, o proces komunikacji. Jakie słowa lub zachowania twojego rozmówcy wyzwalają w tobie ten stan? Stan wyższej konieczności natychmiastowej odpowiedzi – nieważne czy ma to jakiś sens czy nie? Wokół tych właśnie kwestii chcę z Wami pogadać.

Każdy z nas ma szereg indywidualnych wyzwalaczy, które działają na niego jak płachta na byka lub jak owa siatka na dwa dorodne psie samce. Opowiem Wam, jakie modelowe wyzwalacze istnieją w komunikacji, a Wy postarajcie się odnaleźć własny: 1. Wszelkie zwroty, które są ukrytą forma sprzeciwu: „tak, ale…”, „masz rację, ale…”, „to jest dobre, ale u mnie nie zadziała…” Jest to gra utrudniająca komunikację. Osoba, która bawi się w tę grę wciska ci swój ukryty sprzeciw pod zwietrzałym płaszczykiem zgody. „Masz ładny krawat, ale koszula jest źle dobrana”. „Co prawda w tym miesiącu bardzo się starałeś, ale w zeszłym jednak popełniłeś trzy poważne błędy”. „Twój projekt jest bardzo dobry, ale Adama jest tańszy”. Ludzie są naprawdę kochani – zrobią wszystko, żeby nie było ci przypadkiem za dobrze. Oczy masz piękne, ale nogi krzywe. Albo odwrotnie. Poproś swojego rozmówcę, by – jeśli nie zgadza się z tobą – użył zwrotu „nie, ponieważ…” zamiast „tak, ale…”. Sam postaraj się, by w miejsce „tak, ale…” używać „tak i…”. Tak, zgadzam się z tym, że to ciekawy pomył i zastanówmy się, jak wdrożyć go w życie” zamiast „Tak, to ciekawy pomysł, ale nie da się go wdrożyć”. 2. „Teoria swoje, a praktyka swoje...”, „Teoretycznie tak, ale w praktyce jest inaczej...”, „To ładnie brzmiąca teoria, ale w rzeczywistości...” Ten stary sofizmat został skatalogowany przez Schopenhauera pod numerem 33. Jest to najchętniej wykorzystywany argument przez tych, którzy chcą całkowicie zanegować twoje twierdzenia, obawiając się jednocześnie wdawać w jakikolwiek spór. Sofizmat ten uznaje przyczyny, przecząc skutkom. Ale próba chybiona, zakłada bowiem coś, co jest niemożliwe. To twierdzenie jest wsparte przekonaniem, że teoria poprzedza jakąkolwiek praktykę. Otóż nie. Teoria jest próbą opisania rzeczywistości, zrozumienia i uporządkowania występujących zjawisk i zdarzeń. Teoria podlega weryfikacji i jeśli nie zniesie tego etapu, przestaje być teorią, a staje się zbiorem chybionych hipotez. Moim zdaniem każdy, kto uważa się za światłego, wykształconego bądź myślącego, bądź jedno i drugie – powinien wstydzić się, jeżeli kiedykolwiek argumentował w ten właśnie sposób: „teoria swoje, a praktyka swoje”. 3. Wszelkie zdania zaczynające się od: „NIE zgadzam się…” zamiast „to ciekawe co mówisz – ja mam inne zdanie na ten temat”, „co ty tam możesz wiedzieć…” zamiast „Skąd to wiesz? Z jakiego

źródła się dowiedziałeś?” 4. Generalizacje (stereotypy to też generalizacje): „co mężczyźni mogą o tym wiedzieć” zamiast „masz ciekawy punkt widzenia, a gdybyś spojrzał na to z innej perspektywy?” 5. Uderzanie w tożsamość: „Ty…”, „jesteś…” i w wartości: „jesteś nieodpowiedzialny” zamiast „zachowałeś się nieodpowiedzialnie”, „jesteś złą matką” zamiast „moim zdaniem powinnaś spędzać więcej czasu z dziećmi”. Porównaj: zdanie „Co z ciebie za ojciec! Wypuściłeś Krzysia na dwór bez czapki i przez ciebie się rozchorował!” ze zdaniem „Wypuściłeś Krzysia na dwór bez czapki, a moim zdaniem jest za zimno. Proszę, zwracaj na to uwagę, przecież taki z ciebie troskliwy ojciec”. Czyli: skrytykuj działanie – pochwal tożsamość. NIKT nie jest odpowiedzialny lub nieodpowiedzialny. Każdy z nas bywa odpowiedzialny i bywa nieodpowiedzialny, bywa głupi i bywa mądry, bywa dobry i bywa zły. W komunikacji jedziemy po tożsamości bez pardonu: jesteś leniem, jesteś baranem, jesteś gburem. Nie oszczędzamy wartości (bardzo wysoka półka w ludzkiej neurologii): nie można na tobie polegać, nigdy ci już nie zaufam, twoja współpraca pozostawia wiele do życzenia… (oczywiście dochodzą tu generalizacje…) 6. Brak autoryzacji wypowiedzi. Wygłaszamy kwestie, jakby były one jedyną prawda we wszechświecie: „beznadziejny film” zamiast „mi się ten film nie podobał, ponieważ…”, „każdy wie, że fast food jest szkodliwy dla zdrowia” (ukryte założenie: tylko ty, debilu, nie wiesz) zamiast „uważam, że fast food jest szkodliwy dla zdrowia dlatego unikam takiego jedzenia”, „powinieneś się bardziej starać” zamiast „moim zdaniem, stać cię na więcej i bardzo mi zależy, żeby ci się udało”. Czujesz różnicę? 7. Bagatelizowanie: „nie masz się czym przejmować” zamiast „rozumiem, że to musiało być dla ciebie bardzo ciężkie”, „po co się tak złościć” zamiast „rozumiem twoją irytację”, „ojtam ojtam – zobaczysz, wszystko się ułoży” zamiast „współczuję, że cię to spotkało, wiem, że to było straszne…”. Bagatelizowanie to brak empatii, brak umiejętności empatycznego słuchania. To moment, w którym (najczęściej w dobrej wierze) chcemy za wszelką cenę „wesprzeć”, „zminimalizować”, „doradzić” – choć akurat w tym momencie nikt nas o to nie prosi… Jesteśmy bardzo „zadaniowi” i wydaje nam się, że zaakceptowanie czyichś emocji to stanowczo za mało… Nic bardziej mylnego, kochani. 7


KOMUNIMAGIA W rezultacie rozmówca czuje się jak ktoś, kto nie powinien przeżywać tego, co przeżywa… Empatia – to pozwolić drugiej osobie w pełni wyrazić to, co czuje (nie musisz tego akceptować ani podkreślać, że ty w jego sytuacji czułbyś inaczej) i utwierdzić go, że ma prawo tak czuć teraz. Taka dygresja przy punkcie Bagatelizowanie. Kiedy zachorowałam na raka to spora część moich znajomych – w dobrej wierze – mówiła: „będzie dobrze” (jasne, myślałam, BĘDZIE, ale teraz nie jest), „wyjdziesz z tego, musisz z tego wyjść” (nie wiem dlaczego akurat JA – muszę, ale rozumiem intencję), „nie martw się, wszystko się ułoży” (myślałam wtedy ze złością: jasne, w końcu to nie twój cycek wyląduje w odpadach chirurgicznych i to nie ty masz 10% szans). Kilka osób natychmiast opowiedziało mi o znajomych, którzy też chorowali i wyzdrowieli (chociaż akurat ciocia Krysia umarła, ale ona miała też cukrzycę… cóż, pocieszające, ja chyba nie mam???). I tylko nieliczni reagowali empatycznie czyli akurat tak, jak tego potrzebowałam w ciągu pierwszych dwóch dni po diagnozie, zanim się ogarnęłam i zaczęłam myśleć racjonalnie i potrafiłam już powiedzieć, jakiej pomocy potrzebuję od otoczenia. „Boże, to straszne – mówili – jadę do ciebie z sernikiem, powrzeszczymy razem!”, „Wierzę, że się boisz, ja bym umarła ze strachu”, „Zrobię wszystko co chcesz: przyjadę do ciebie, będę się z tobą śmiać, płakać, przeklinać – co chcesz, dobra?” Dzieje się tak pewnie dlatego, że nikt nas nigdy nie uczył rozmawiać w sytuacjach emocjonalnie trudnych, rozmawiać z ludźmi, którym się stało coś złego. Zobaczcie, jak pustoszeje wokół rodziców, którzy mają niepełnosprawne lub ciężko chore dziecko… wokół ludzi przeżywających jakiś koszmar… - bo my NIE UMIEMY pomóc, więc wolimy elegancko zniknąć, niż empatycznie rozmawiać. Poniżej znajdziesz dwie tabelki, w których zgromadziłam zwroty blokujące porozumienie i zwroty zamykające komunikację. Na najbliższy miesiąc (do następnego wydania KLM) proponuje Ci, abyś: 1. Znalazł swoją siatkę-wyzwalacz. Będzie ich więcej, niż jedna – nie krępuj się. Wybierz te, które powodują, że masz ochotę rzucić się na oponenta lub uciec z pola wymiany zdań z podkulonym ogonem. 2. Posłuchał siebie i wyłapał w swojej własnej komunikacji siatki-wyzwalacze, które w ten sam sposób działają na innych ludzi, pozamieniał zwroty i poeksperymentował.

3. Sprawdził, w jaki sposób sami poprzez swoją komunikację powodujemy sytuacje emocjonalnie trudne: zamykamy rozmówcę, wywołujemy opór, uniemożliwiamy porozumienie. Bowiem świadomość to pierwszy krok do zmiany. Zwroty zamykające komunikację Język „TY” W ten sposób formułowana jest większość wypowiedzi związanych z barierami komunikacyjnymi, np. oskarżanie, diagnozowanie, pouczanie itp., „TY jesteś niesolidny”, „Jest Pan niekulturalny”, TY chciałbyś wszystkimi rządzić”, „Pani chciałaby, żeby ktoś zrobił wszystko za Panią”, „TY powinieneś to zrobić zupełnie inaczej”. Posługując się tym językiem przerzucamy odpowiedzialność na drugą osobę, co na ogół powoduje spontaniczną reakcję obronną. Język „MY” Tak wypowiadamy się (na ogół bez pełnomocnictw) w imieniu grupy, środowiska, klasy społecznej, nauki, teorii lub rodzaju ludzkiego. Komunikaty formułowane w tym języku są nieosobiste np. „To nie ja - to wszyscy tak myślą, odczuwają, robią”, „My nie możemy tego robić, zabraniają tego przepisy”, „W naszej firmie mamy takie, a nie inne standardy pracy i nie będziemy ich zmieniać”. Język „SIĘ” Używamy go, mówiąc o sobie i o tym, co się z nami dzieje tak, aby nie brać za to odpowiedzialności. Język „SIĘ” występuje też w formach ukrytych, np. mówię: „nie mogę”, żeby nie wziąć odpowiedzialności za to, ze nie chcę. Mówię: „nie mam czasu”, choć mam go tyle, ile wszyscy ludzie, tyle że decyduję się przeznaczyć go na coś innego, np. „Nie zdążyłem tego przygotować, mieliśmy tu (w pracy) od rana urwanie głowy z powodu...” (w rzeczywistości np. zapomniałem lub miałem nadzieję, że o to nie zapytasz), „Jestem zmuszony odmówić” (wymaga się ode mnie podobnych zachowań). Język „TO” „To” jest słowem, które łatwo może zostać źle zrozumiane, ponieważ często nie wiadomo do czego się odnosi. Im jaśniejsze jest Twoje „to”, w tym mniejszym stopniu słuchacz wypełnia je swoim własnym znaczeniem. często „to” wiążę się z ukrytym przekazem „ja” („to nie jest jasne” = „ja nie mam jasności, nie rozumiem” lub „to się ludziom często zdarza” = „ja też tego często doświadczam”).

Język „ALE” „Ale” jest często sposobem powiedzenia tak i nie w tym samym zdaniu. Używając słowa „ale” mówiący łączy często ze sobą dwie różne myśli, co może być powodem trudności („to prawda, ale...”). Wiele osób mówi „tak, ale...”, „może tak”, po prostu po to, by się zabezpieczyć. Język „MOŻE” Często ludzie chcąc powiedzieć „nie” mówią w rzeczywistości „może”, żeby uniknąć konfrontacji z problemem lub innymi osobami (choć usprawiedliwiają się w ten sposób często oszczędzaniem przykrych odczuć drugiej osobie). „Może w przyszłym kwartale uda sie uzyskać zgodę na podwyżkę” (podczas, gdy wiadomo, ze nie będzie to możliwe jeszcze przez długi czas). Jasne TAK i NIE są bardzo ważne, dzięki nim uniknąć można wielu nieporozumień, frustracji, zawiedzionych nadziei. Język „ZAWSZE”/ „NIGDY” „Zawsze” jest pozytywną formą słowa „nigdy” - jego negatywnym odpowiednikiem (Zawsze gaś światło, kiedy wychodzisz z pomieszczenia – nigdy nie zostawiaj zapalonego światła wychodząc z pomieszczenia). Niewiele jest przypadków, gdy coś jest „zawsze” lub „nigdy”. Często użycie tych słów jest sposobem wyrażenia nacisku emocjonalnego („Zawsze przychodzisz w ostatniej chwili, kiedy już kończę prace” = „Przyszedłeś dziś za późno, aby zająć się tę sprawą. Właśnie wychodzę”). Zwroty, blokujące porozumienie ŚLEDCZE Dlaczego, kto, gdzie, kiedy, jak, co

Jeżeli stosowane w formie ostrzału pytań, rozmówca może poczuć się osaczony jak podczas śledztwa i przyjąć postawę obronną. Czasem jednak pytania tego rodzaju mogą być przydatne dla jasności sytuacji, a w nagłych przypadkach bywają niezbędne. NAKAZOWE Powinieneś...Twoim obowiązkiem...Nie masz racji... Jeśli nie zrobisz...Musisz... To zwroty nagminnie stosowane w środowisku pracy. Zwykle wywołują one u adresatów złość, obrazę, opór lub bunt. Są, oczywiście, sytuacje, kiedy zwroty te są konieczne: w sytuacjach krytycznych, nagłych, przypadkach zagrożenia bezpieczeństwa.

POUCZAJĄCE Powinieneś...Twoim obowiązkiem...Nie masz racji...Jeśli nie zrobisz...Musisz... Zwroty takie występują w rozmowie między osobami o odmiennych opiniach. Wywołują u rozmówcy postawę defensywną lub poczucie niższości. Jako zasadę powinniśmy zakładać, że nasi rozmówcy, kiedy dysponują odpowiednimi danymi są zdolni do samodzielnego podjęcia logicznych decyzji. POCIESZAJĄCE Czy nie rozumiesz, że...Oto, gdzie się mylisz... Fakty wskazują, że...Tak, ale... To dość powszechny sposób reakcji na emocje innych osób. Osoba słuchająca powinna zaakceptować uczucia rozmówcy i nie próbować ich deprecjonować lub negować. OSĄDZAJĄCE Powinieneś lepiej wiedzieć...Jesteś zły... Mylisz się... Zwroty tego rodzaju blokują komunikowanie się. Jest czas na ocenę, ale w tych przykładach pojawia się ona za wcześnie i rozmówca zwykle przyjmuje pozycję obronną. DORADZAJĄCE Dlaczego nie spróbujesz...Czułbyś się lepiej, gdyby... Najlepiej dla ciebie...Moja rada to... Rady najlepiej jest udzielać pod koniec rozmowy i zwykle wtedy, kiedy jesteśmy o nie proszeni WYWYŻSZAJĄCE To jest nic, powinieneś wiedzieć... Kiedy coś takiego przytrafiło się mnie... Kiedy byłm...To nie jest trudne, ja... Takie zwroty przenoszą ciężar uwagi z osoby, która pragnie być słuchana i wywołuje u niej uczucie niedoceniania, bycia mniej ważną. PSYCHO-ANALITYCZNE Tobie potrzebne jest... Myślisz w ten sposób, ponieważ...Nie myślisz tak naprawdę, ale...Twój problem polega na... Te zwroty mówią innym, co oni czują. Mówienie ludziom, co sami czują albo dlaczego czują to, co czują, działa jak kij o dwóch końcach. 9


KOMUNIMAGIA Kiedy zmieniasz pewną część systemu – w tym przypadku swoje zachowanie – w rzeczywistości zmieniasz cały system, w skład którego wchodzi zachowanie drugiej osoby.

Jeżeli „diagnosta” (zwykle amator) nie ma racji, rozmówca czuje się pod presją. Jeżeli zaś „diagnosta” ma rację, to rozmówca może czuć się obnażony lub osaczony. Większość ludzi nie lubi, aby im mówić, jak powinni się czuć, wolą raczej dobrowolnie ujawniać swoje odczucia, niż żeby ktoś je za nich odkrywał i interpretował.

Postępowanie wobec sprzeciwu

Jeśli naśladowałeś drugą osobę w sposób skuteczny, wówczas powinieneś napotkać tylko minimalny opór. Niemniej jednak, jeśli go napotkasz, zmień swoje postępowanie. Przestań robić to, co robiłeś do tej pory i zacznij robić coś innego. Często pokusą i tendencją jest robienie czegoś, właściwie tego samego, ale z jeszcze większym uporem, co zazwyczaj usztywnia jeszcze opór drugiej osoby. Mógłbyś zmienić swoje zachowanie poprzez przejście na stronę drugiej osoby. Możesz to uczynić z poszanowaniem integralności, ze zgadzaniem się z tą częścią stanowiska drugiej osoby, z którą możesz się w sposób uzasadniony zgodzić, nawet jeśli to tylko 10% lub dotyczy kwestii drugorzędnej. Szukaj i znajdź obszar porozumienia. Drugi człowiek będzie wówczas bardziej skłonny do wysłuchania Twojej racji – ostatecznie, jesteście po tej samej stronie. Najpierw dostosuj się – potem kieruj.

ZGODA - SPRZECIW Ludzie różnią się między sobą tym, czy generalnie są skłonni szukać podobieństw z innymi i zgadzać się z nimi, czy też nastawieni są raczej na znajdowanie różnic, a zatem mogą mieć tendencję do nie zgadzania się z innymi. Dana osoba ma skłonność do reagowania w podobny sposób w różnych sytuacjach. Typy reakcji: • Osoba zgadza się z tym, co usłyszała. • Osoba zgadza się z tym, co usłyszała i dodaje bardziej ogólny argument za stanowiskiem, które usłyszała np. :”ludzie ogólnie...” • Osoba zgadza się z tym, co usłyszała i dodaje bardziej szczegółowy argument za stanowiskiem, które usłyszała. • Osoba zgadza się z tym, co usłyszała, lecz dodaje np. „ale ja nie...” – czyli tym samym przekazuje, iż na bardziej szczegółowym poziomie to jej nie dotyczy. • Osoba nie zgadza się z tym, co usłyszała i dodaje bardziej szczegółowe argumenty za tym, że usłyszane stanowisko nie jest prawdziwe (odpowiedź polaryzujaca). • Osoba odpowiada „nie, ale...” czy „tak, ale...”

-ba, ale także z tą osobą („tylko taka osoba, jak ty może to mówić”). •Meta-zgoda: „jeśli ty to mówisz, to musi być prawda”. Jeśli masz do czynienia z człowiekiem „na sprzeciwie” możesz zacząć swoją wypowiedź od stwierdzenia: „pewnie się z tym nie zgodzisz...”. POSTĘPOWANIE WOBEC SPRZECIWU Jako zasada ogólna, dobrze jest uważać, czyjś opór jako coś, co stworzyłeś sam. Jest tak, ponieważ druga osoba może się opierać jedynie na tym, co robisz lub mówisz. Także dlatego, ponieważ kontrolujesz tylko swoje własne zachowanie. A zatem, mądrze jest uważać opór za swój problem. Twój opór wobec oporu drugiej osoby powoduje problem. Skutecznym sposobem zmiany czyjegoś oporu w akceptację jest zaakceptowanie tego oporu. Generalna zasada stojąca za tym pomysłem jest taka, że gdy jesteś z innym człowiekiem, wynik takiego połączenia tworzy pewien system.

Kładziemy więc nacisk na koncepcję, według której najlepszym sposobem postępowania z oporem jest dojście do porozumienia lub stanięcie z opornym stanowiskiem w jednej linii raczej, niż zwalczanie go. Na wiele sposobów, koncepcja ta jest obca naszemu uwarunkowaniu kulturowemu. Jako dzieci byliśmy uczeni konkurencyjności. Bawiliśmy się w gry, które miały zwycięzców i pokonanych i mówiono nam, że czymś najlepszym jest być zwycięzcą, a czymś najgorszym – przegranym. Boks jest najprawdopodobniej najczystszą formą wyrażania takiego podejścia. Idea współzawodnictwa i zasada „niech zwycięży lepszy” przenika nasz sposób myślenia i nasze stosunki z innymi. Jako kontrast, wschodni sposób podejścia do życia oparty jest na współpracy i harmonijnym rozwiązywaniu konfliktu. Aikido łączy w sobie techniki wielu innych wschodnich sztuk wojowania, łączy w wyszukany i subtelny system samoobrony jednocześnie unikając zranienia atakującego. Ideą tutaj jest postawienie się w jednej linii z atakującym i użycie jego energii w celu udaremnienia ataku.

Poruszaj się raczej z Twoim oponentem niż przeciwko niemu. Porównaj ten wizerunek z dwoma wojownikami na ringu, z których każdy próbuje zmasakrować drugiego i masz oto obraz jednej z istotnych różnic w zachodnim i wschodnim sposobie podejścia do radzenia sobie z oporem.

Życie to nie współzawodnictwo. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, kiedy konieczne jest przybrać postawę walki z przeciwnikiem. Jednakże gra w zwycięzcę i pokonanego powinna być stosowana jako ostateczność, a nie jako ruch początkowy. Ogólnie rzecz ujmując, czy to w pracy, czy w domu, najlepiej jest, gdy opór spotyka się z podejściem typu wygrana-wygrana. Powstaje wtedy pytanie „Jak obydwaj możemy wygrać?” zamiast „Co mogę zrobić, żeby ten gość przegrał”? „W jaki sposób możemy współpracować” zamiast „Jak mogę udowodnić, że mam racje, a on się myli”? Jedną z korzyści prowadzenia gry z pozycji wygrana-wygrana jest to, że inni ludzie będą chcieli z Tobą nadal tę grę prowadzić, skutkiem czego jest to, że możesz w dalszym ciągu wywierać na nich wpływ. Najbardziej sensowną strategią w radzeniu sobie z oporem i rozwiązywaniem konfliktów jest przyczynianie się do współpracy, gdziekolwiek to możliwe. Nawet Machiawelli by się zgodził: „Czyń dobrze, kiedy tylko możesz”, powiedział. „Czyń zło tylko wtedy, kiedy musisz”. Ale jeśli czynisz zło, bądź przygotowany na konsekwencje.

INGA ZAWADZKA

11


KOMUNIMAGIA ROZCZAROWANIE Rozczarowanie wynika z przekonania, że rzeczywistość powinna być inna, niż jest. Polega niekoniecznie na tym, że nasze oczekiwania są zbyt wysokie, lecz raczej na oczekiwaniach wobec innych. Wysokie oczekiwania są błogosławieństwem, ważną inspiracją do kreowania sobie wspaniałej rzeczywistości. Rozczarowanie pojawia się wtedy, gdy oczekujemy, aby to inni stworzyli nam tę cudowną rzeczywistość. Wynika to z przekonania, że nie jesteśmy dostatecznie silni, aby tworzyć własne życie, i inni muszą to zrobić za nas. Gdy uświadomimy sobie, że każda sytuacja jest lekcją i okazją do rozwoju, rozczarowanie zniknie. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA ROZCZAROWANIEM JEST LĘK PRZED SŁABOŚCIĄ I ZRANIENIEM.

Emocje oparte na lęku

BRAK ZAUFANIA

GNIEW (IRYTACJA I URAZA) Gniewu doświadczamy wtedy, gdy nasze oczekiwania i żądania nie zostają spełnione. Gniew reprezentuje tę część naszego życia, której nie akceptujemy i dlatego reagujemy złością i urazą. Prawdopodobnie ani my, ani nikt wokół nas nie lubi tej naszej reakcji. Żyjemy zgodnie z pewnym systemem zasad, myśli i przekonań. Gdy inni ludzie nie pasują do tego systemu, reagujemy irytacją i gniewem. Bierze się to z nierealistycznego oczekiwania i żądania, by świat był taki, jak powinien. Gniew jest sprawą naszej decyzji, ale też i nawyku, i jest wyuczoną reakcją na frustrację. Objawia się on jako wrogość, wściekłość, atakowanie werbalne lub fizyczne, pełna napięcia cisza itd. Obejmuje różne odczucia, od irytacji i złości do intensywnego “gotowania się w środku”. Usprawiedliwiamy swoje wybuchy gniewu, ponieważ sądzimy, że lepiej go wyrazić, niż dostać wrzodów żołądka. Ale zamiast wylewać na każdego pomyje swej wrogości, możemy obserwować swój gniew. Pamiętajmy, że wyrażanie emocji niekoniecznie oznacza jej integrację. Biorąc odpowiedzialność za wszystko w swoim życiu, możemy zacząć eliminować swoje oczekiwania oraz żądania, aby inni byli tacy jak my. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA GNIEWEM JEST LĘK PRZED ZRANIENIEM.

NUDA Nuda jest pragnieniem bycia gdzie indziej i robienia czego innego. Nuda rodzi się z nie uświadomionego lęku przed niemożnością panowania nad sytuacją oraz z pragnienia ucieczki. Jest to bezpośredni sposób unikania istnienia w chwili obecnej i zajmowania się tym, co ta chwila przynosi. Przejawami nudy są: niepokój, brak zainteresowania, senność, uwagi w rodzaju: ”A cóż mnie to może obchodzić” lub: “To nie ma sensu”. Głównym lękiem kryjącym się za nudą jest lęk przed wyeksponowaniem lub odkryciem się; lęk przed stawieniem czoła czemuś niewygodnemu i niepokojącemu; lęk przed byciem ze sobą. DEPRESJA Objawami depresji są: brak energii, letarg, zasypianie i wycofanie się z życia. Depresja była użyteczną umiejętnością przetrwania w epoce lodowców. Nasi ówcześni przodkowie nie mogli narzekać na nadmiar żywności, a więc zdobywali ją, kiedy było można. Gdy jej zabrakło, oszczędzali swoją energię przez popadanie w depresję, która opóźniała akcję serca i przemianę materii, co wprawiało ich w stan letargu i hibernacji. Wtedy to było skuteczne, ale dziś nie jest najlepszym rozwiązaniem. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA DEPRESJĄ JEST LĘK PRZED ŻYCIEM.

Brak zaufania wynika z podświadomego przekonania, że świat jest niebezpieczny, że inni mogą zyskać nad nami władzę i ranić nas. Większość osób doświadczyła krzywd i zdrad, szczególnie od najbliższych. Nie dziwi więc powszechność braku zaufania. Generalizujemy go, tworząc wzorzec nieufności wobec nowych sytuacji i wszystkich napotkanych ludzi. Brak zaufania pochodzi z zaprogramowania na nieufność wobec siebie. Nie ufamy sobie, ponieważ nauczeni jesteśmy ciągle polegać na innych i z nich czynić źródło miłości, aprobaty i sukcesu. Jeśli brakuje nam zaufania do siebie, jak możemy zaufać innym? Głównym lękiem kryjącym się za brakiem zaufania jest lęk przed zdradą i zranieniem. WSTYD (zawstydzenie, zakłopotanie) Wstyd wynika z przekonania, że ludzie ciągle mnie obserwują i negatywnie osądzają. Warto zdać sobie sprawę z faktu, że ludzie są tak zajęci osądzaniem samych siebie, iż nie mają już czasu na osądzanie mnie. Nawet ci, którzy mnie osądzają, czynią to ze swego ograniczonego punktu widzenia, a więc jakże to może mnie ranić? Może tak być tylko wtedy, gdy sam siebie negatywnie osądzam. Zawstydzenie bowiem jest umniejszaniem własnej wartości. Niektórym trudno przyjmować komplementy i czują się zakłopotani, gdy są publicznie chwaleni. Jedna część ich osobowości pragnie komplementów, błaga o nie, tęskniąc za jakąkolwiek formą miłości. Druga część nie wierzy w żadne dobre słowo, które otrzymuje. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA WSTY-

DEM JEST LĘK PRZED WYSTAWIENIEM NA WIDOK INNYCH. SMUTEK (żal, rozpacz) Smutek wynika z przekonania, że to, co straciliśmy, było czymś najważniejszym, i utraciliśmy to na zawsze. Podstawą tego przekonania jest myśl, że przedmiot lub osoba, którą straciliśmy, był istotną częścią nas samych. Tak przywiązaliśmy się do niej, że stało się to głęboko zakorzenionym uzależnieniem. Zaprogramowanie społeczne nakazuje smutek, gdy umierają bliscy i ukochani. I naprawdę czujemy smutek z powodu ich straty. Ale niektórzy nieświadomie wybierają głęboki smutek, żal i rozpacz na całe lata. Są przekonani, że to strata powoduje ich smutek. Ale tak naprawdę, jego przyczyną nie jest sama sytuacja utraty, lecz myślenie o niej. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA SMUTKIEM JEST LĘK PRZED SEPARACJĄ. POCZUCIE WINY Poczucie winy z powodu tego, co zdarzyło się w przeszłości, jest udziałem większości ludzi. Chcieliby oni poprawić sytuację, która już wystąpiła i nie istnieje w chwili obecnej. Robert Jones Burdette powiedział: „To nie doświadczenie dzisiejszego dnia przyprawia ludzi o szaleństwo, lecz wyrzuty sumienia z powodu tego, co zdarzyło się wczoraj, i przerażenie, że inni mogą to jutro odkryć.” Poczucie winy wynika z przekonania, że zrobiliśmy coś złego i jakimś cudem to naprawimy, gdy będziemy się źle z tym czuli. Zamiast być szczęśliwi, sabotujemy obecną chwilę szczęścia chęcią ukarania siebie, w nadziei, że uzyskamy przebaczenie. Poczucie winy jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi manipulacji i kontroli, wykorzystywanym przez niektóre kulty religijne i filozoficzne. Sporo ludzi wykorzystuje poczucie winy jako formę manipulacji. Rodzice często mówią dzieciom: “Jak mogłeś tak postąpić? Nie wstyd ci?”. Dzieci czują się winne i, co gorsza, same uczą się sztuki manipulacji, by potem wypróbować ją na innych, także na własnych dzieciach. Jest to skuteczne, ale nieuczciwe. Nie mówimy wprost, jak się czujemy i czego chcemy (asertywność), lecz wygłaszamy zdania typu: “Nie zrobiłeś zakupów. Muszę zrobić je sama. Nie wiem, czy mój biedny, chory kręgosłup to zniesie”. Nasze poczucie winy zwykle związane jest z oczekiwaniami i żądaniami innych. Pamiętajmy, że jeste13


KOMUNIMAGIA śmy wolni i nie musimy dostosowywać się do cudzych wyobrażeń o tym, jacy powinniśmy być i co powinniśmy robić. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA POCZUCIEM WINY JEST LĘK PRZED ODRZUCENIEM. MARTWIENIE SIĘ Podczas gdy poczucie winy jest karaniem siebie za przeszłość, martwiąc się, karzemy siebie za to, co może zdarzyć się w przyszłości. Martwienie się jest wyrazem syndromu “co będzie, jeśli”. “Co będzie, jeśli nie zdążę, nie zrobię, oni nie zrobią itd.”. To tak, jakbyśmy próbowali przejść przez most, zanim do niego dojdziemy. Nie ma sensu psuć sobie chwili bieżącej takimi rozważaniami, bez względu na to, czy dotyczą one jutra czy tego, co się zdarzy za tysiąc lat. By uświadomić sobie bezowocność martwienia się, dobrze jest zapytać siebie: “Czy będzie to miało jakiekolwiek znaczenie za sto lat?”. W 99 procentach uzyskamy odpowiedź przeczącą. Nawyk martwienia się można przezwyciężyć, skupiając się na chwili obecnej i dążąc do uwolnienia się od bezużytecznych myśli o innym czasie, który nie ma nic wspólnego z byciem tu i teraz. GŁÓWNYM LĘKIEM UKRYTYM ZA MARTWIENIEM SIĘ JEST LĘK PRZED ZRANIENIEM W PRZYSZŁOŚCI. ZAZDROŚĆ Zazdrość jest reakcją wynikającą z nadmiernego przywiązania do kogoś w niezdrowy sposób. Pojawia się, gdy żywimy jakieś oczekiwania w stosunku do tego, jak inni powinni się wobec nas zachowywać. Wymagamy, aby ktoś kochał nas w pewien sposób, a kiedy tego nie czyni, czujemy się urażeni i zranieni. U podstaw zazdrości tkwi roszczenie sobie prawa do posiadania innych ludzi. Jest to dziecinne podejście: traktowanie swych bliskich jako własności ma tyle sensu, co chęć objęcia w posiadanie słońca. Mentalność zorientowana na posiadanie prowadzi do rywalizacji. W konsekwencji czujemy się zagrożeni, gdy ktoś “zabiera” nam “naszą” ukochaną osobę, i wtedy pojawia się zazdrość – “zielonooki potwór”. Gdy zrozumiemy mechanizm zazdrości, stosunek naszego partnera do kogoś innego możemy postrzegać jako relację między dwojgiem ludzi, a nie spisek wymierzony przeciwko nam. Dostrzeżemy także, że nie ma to nic wspólnego z naszą wartością, która przecież nie zależy od innych.

Pewną formą zazdrości jest zawiść. Dotyczy rzeczy, nie ludzi. Jest urazą o to, że inni mają czegoś więcej i lepszej jakości. To także przejaw mentalności zorientowanej na posiadanie. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA ZAZDROŚCIĄ JEST LĘK PRZED ODRZUCENIEM I BYCIEM NIE DOŚĆ DOBRYM. SAMOTNOŚĆ Samotność jest wołaniem o miłość i troskę. Bierze się z podświadomego przekonania, że ludzie są niebezpieczni i mogą nas zranić, że nie jest bezpiecznie prosić ich o to, czego chcemy. Wynika także z podejrzenia, że nikt nas nie chce i nie jesteśmy godni miłości. Pragniemy obecności ludzi, a z drugiej strony odpychamy ich. GŁÓWNYM LĘKIEM KRYJĄCYM SIĘ ZA SAMOTNOŚCIĄ JEST LĘK PRZED ODRZUCENIEM. UŻALANIE SIĘ NAD SOBĄ / WAŻNIACTWO Użalanie się nad sobą jest klasycznym odgrywaniem roli ofiary, a także reakcją strachu, że ciągle ktoś o nas mówi. Użalające się nad sobą “biedactwo” znajduje się o krok od podstawowego lęku. Zatem może przejawiać wszystkie wyżej wymienione reakcje. “Biedactwo” jest głównym graczem we wszystkich grach polegających na manipulacji i kontrolowaniu. Podstawą ważniactwa jest poczucie własnej nieadekwatności i potrzeba udowodnienia innym, że jesteśmy wartościowi. Chcemy to udowadniać, ponieważ w głębi duszy w to nie wierzymy. Ważniactwo przejawia się jako zarozumiałość, arogancja i kontrolowanie innych po to, by dali nam to, czego najbardziej potrzebujemy – miłość. Oczywiście, taka postawa tylko ich zniechęca i odpycha. Dopóki nie skontaktujemy się z lękiem, który rządzi tym ograniczającym nas zachowaniem, nie zaznamy spokoju. GŁÓWNYM LĘKIEM UKRYTYM ZA WAŻNIACTWEM I UŻALANIEM SIĘ NAD SOBĄ JEST LĘK PRZED ODRZUCENIEM.

INGA ZAWADZKA redaktor działu KomuniMagia Współzałożycielka i opiekun merytoryczny Konsorcjum Firm Szkoleniowych OPEN – Grupa Dobrych Trenerów, które prowadzi wraz z córką – szefem OPEN. Trener, coach, autor wielu programów edukacyjno-rozwojowych oraz programów dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym. Od 20 lat szkoli i wspiera trenerów na wszystkich poziomach zaawansowania, jest współtwórcą, opiekunem merytorycznym i jednym z trenerów Akademii Trenera Open oraz Programu Trenerskiego Open by Horses. Od 1993 roku jest również szefem i trenerem zespołu negocjacyjnego, specjalizującego się w trudnych negocjacjach.

15


KOBIETA NA RYNKU PRACY

Skuteczne sposoby na odkrywanie własnych talentów

„The real tragedy of life is not that each of us doesn’t have enough strenghts, it’s that we fail to use that ones we have.“ Wydawać by się mogło, że to my jesteśmy ekspertami od samych siebie. Powinniśmy znać swoje mocne strony, na nich pracować i budować swoją ścieżkę rozwoju zawodowego, mając przy tym świadomość własnych ograniczeń. Tak jednak nie jest. Klienci w coachingu, proszeni o wymienienie dwudziestu pozytywnych cech swojej osobowości, najczęściej już przy podaniu dziesiątej zaczynają tracić inwencję twórczą. Skoro tak jest, warto popracować nad rozszerzeniem perspektywy widzenia. Zazwyczaj na przekonanie o tym kim jesteśmy i jacy jesteśmy rzutują słowa wypowiadane przez najbliższe, najważniejsze dla nas osoby w dzieciństwie. A że wiele z nas wyrastało w pokoleniu, które motywowane było brutalną krytyką mówioną wprost lub jej subtelniejszą formą – porównywaniem: „ten Staś, twój kolega, to bardzo zdolny chłopczyk, ma same piątki z matematyki”, to nasze zdanie o sobie bywa, delikatnie rzecz ujmując, niewygórowane. I stąd wynika cała masa problemów. Jak zacząć to zmieniać? Nie chodzi o to, by być zapatrzonym w siebie narcyzem, ale o to, by mieć adekwatne zdanie na temat swoich możliwości. Adektwatne, bądź ciut wyższe, gdyż badania wykazały, że najlepiej

żyje się ludziom, którzy mają lekko (podkreślam: lekko) zawyżone zdanie o własnej osobie. W moim odczuciu, najlepszym sposobem na urealnienie siebie jest praca z drugim człowiekiem. Najlepiej, jeżeli byłby to profesjonalista – doświadczony terapeuta lub coach. Czasem jest jednak tak, że nie możemy sobie na taką przestrzeń w życiu pozwolić i pozostaje wtedy samodzielna praca, trudniejsza z całą pewnością, ale też przynosząca konkretne rezultaty. Od czego zacząć? Proponuję od wglądu w siebie – od zastanowienia się nad tym, jakie były największe sukcesy w moim życiu i jakie cechy mojej osobowości pozwoliły na ich osiągnięcie. Dobrze jest tu, jak zresztą przy wielu zadaniach coachingowych, wziąć długopis do ręki i zacząć spisywać. Stworzyć coś na kształt opisu kilku historii własnych sukcesów, dość szczegółowo. Porównać je między sobą. Zobaczyć, jakie są ich cechy wspólne, co się w nich powtarza, jakie czasowniki – np. „poznałam właściwą osobę” może oznaczać, że umiemy nawiązywać kontakty i na nich pracować, a nasza skuteczność osobista jest wysoka. Są klienci, którzy mówią, że nie mieli żadnych sukcesów. Pytam wtedy: maturę Pani ma? A studia Pani ukończyła? To już mamy przynajmniej dwa. I tak, kiedy podrążyć historię życia klienta, okazuje się, że tych sukcesów jest całkiem sporo, ale klient ich nie widzi. Najcześciej dlatego, że te sukcesy przyszły

mu bez większego wysiłku, a w Polsce panuje przekonanie - głębokie, mocne, pracujące od pokoleń, że ciężką pracą…, i tu można sobie dopisać koniec: ludzie się bogacą, ludzie osiągają sukcesy. A wcale niekoniecznie tak jest. Zawsze na jakimś etapie drogi zawodowej potrzebny jest spory wysiłek, ale ważną rolę odgrywają inne czynniki: pomysł na siebie, pomysł na biznes, uparte dążenie we własnym kierunku, koncentracja energii, świadomość celu, ludzie, których spotykamy na naszej drodze. Drugi powód, z którym się najczęściej spotykam przy negowaniu własnych osiągnięć, to stwierdzenie faktu, że wielu ludzi też takowymi może się pochwalić. Wracając do przykładu sprzed kilku linijek, odnośnie do ukończenia studiów – pomimo że wskaźnik osób z wyższym wykształceniem w Polsce wynosi 17,5%, nie umniejsza to naszego sukcesu obrony pracy magisterskiej. Pytanie tylko, czy rzeczywiście jesteśmy z tego dumni, czy możemy się identyfikować z tym, co napisaliśmy, czy możemy się pochwalić wiedzą, którą przyswoiliśmy, bo jeżeli inwestowaliśmy czas w rzeczy, które nas nie interesowały, to rzeczywiście trudno jest nam się potem chwalić tym przed innymi. Najpierw trzeba móc pochwalić się przed samym sobą, pogratulować sobie samemu, żeby potem wyjść z tym do drugiego człowieka. Poszukując swoich talentów, warto również poprosić przynajmniej dziesięć osób, najlepiej z możliwie zróżnicowanych środowisk – rodzina bliska, dalsza, przyjaciele z dzieciństwa i ci poznani niedawno, koledzy z pracy, znajomi, z którymi dzielimy wspólne hobby, aby napisały nam (napisały, nie powiedziały, bo pamięć jest krótka), jakie są według nich nasze największe zalety. Dlaczego pytać innych? Wiele przeprowadzonych badań, m.in. przez prof. H. Brycz, wskazuje, że znacznie lepiej widzimy pewne mechanizmy, prawidłowości u innych niż u siebie. Nasze wyobrażenie o nas samych jest często nieadekwatne ze względu na szereg zniekształceń i błędów w myśleniu. Stąd pomysł na to, aby zapytać innych, co oni mogą powiedzieć na temat naszych talentów. Część odpowiedzi będzie oczywista, ale gwarantuję, że znajdą się też takie zwroty, które nas całkowicie zaskoczą. I tutaj też ważna informacja - często talenty traktujemy jakoś coś nadprzyrodzonego, co się przydarza innym ludziom, a nie nam. Talent miał Shakespeare albo Mozart, ale my, „zwykli zjadacze chleba”, już nie. I rzeczywiście, talent jest takim darem od Boga, z zastrzeżeniem, że dar ten może się przejawiać nie tylko w geniuszu muzycznym, lecz także w wielu innych dziedzinach. W zależności od testów osobowości, wyszczególnia się od kilkunastu do kilkudziesięciu

talentów. Testy takie można wykonać samodzielnie, choć tutaj zawsze najlepiej jest pracować z coachem, który ma zarówno doświadczenie w przeprowadzaniu samych testów, jak i interpretacji ich wyników. Polecam Wam te, które są przeze mnie sprawdzone i nadają się do pracy indywidualnej – jakkolwiek – patrz: zastrzeżenie powyżej. Jednym z popularniejszych testów stosowanych w coachingu jest test MBTI, czyli Myers-Briggs Type Indicator. Test ten opiera się o koncepcję Carla Gustava Junga, na podstawie której panie Meyrs i Briggs określiły szesnaście typów ludzkiej osobowości. Test można wykonać w sieci, ale uwaga – nie są to oryginalne testy MBTI, a ich wyniki nie są zaprobowane przez certyfikowanych assesorów. Stąd polecam zakup książki: „ Rób to, do czego jesteś stworzony” autorstwa Paula D. Tiegera i Barbary Barron-Tieger. Przy jej pomocy można samodzielnie określić swój typ, a następnie przeczytać obszerną jego analizę (mocne strony, potencjalne obszary do rozwoju) uzupełnioną o opis ścieżki kariery zawodowej trzech osób reprezentujących dany typ. Kolejnym testem, który można wykonać samodzielnie jest test talentów Gallupa. Instytut Gallupa wyłożył miliony dolarów na badania dotyczące mocnych stron zawodowych, na podstawie których zidentyfikowano 34 strony kluczowe. Aby zrobić test Gallupa wystarczy kupić jedną z publikacji Instytutu, np.: „Now, discover your strenghts. How to develop your talents and those of people you manage” autorstwa Marcusa Buckinghama (do zamówienia np. w sieci Empik). Na końcu książki jest podany numer kodu umożliwiający wykonanie testu on-line identyfikującego pięć głównych talentów determinujących nasze zachowania, myśli i uczucia. Każdy z nich jest opisany w książce razem z wypowiedziami osób reprezentujących dany talent. Warto w tym miejscu wspomnieć, że wnioski z tysięcy badań przeprowadzonych przez Instytut Gallupa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: 1) każdy ma wrodzone talenty, które są niezmienne i wyjątkowe; 2) największa możliwość wzrostu pojawia się w dziedzinach, w których wykorzystywane są nasze mocne strony. Kolejnym bezpłatnym testem jest VIAsurvey, dostępny na stronie https://www.viacharacter.org/surveys. aspx. Test został przygotowany przez naukowców pracujących na najlepszych amerykańskich uniwersytetach, a dzięki Mayerson Foundation udostępniony za darmo wszystkim chętnym. ViaCharacter zostało wypróbowane przez ponad 1,3 milionów 17


OBLICZA KOBIET użytkowników. Wypełnienie testu zajmuje około 15 minut. Po wypełnieniu testu otrzymujemy jednostronnicowy opis naszych pięciu przewodnich Sił Charakteru, w oparciu o które warto budować swoją ścieżkę zawodową. Na stronie dostępna jest również wersja dla młodzieży (10-17 lat): The Via Youth Survey. Jeżeli jesteśmy już przy temacie młodzieży i wyborze dalszej ścieżki edukacyjnej oraz zawodowej, wspomnę, że przy udziale kadry naukowej z czołowych polskich szkół wyższych powstało nowoczesne narzędzie diagnostyczne w formie gry komputerowej o nazwie Talentgame. Gra oparta jest o koncepcję typów osobowości zawodowej Hollanda (typ realistyczny, badawczy, artystyczny, społeczny, przedsiębiorczy i konwencjonalny), przy czym dla interpretacji wyniku najważniejsze znaczenie mają dwa, maksymalnie trzy pierwsze otrzymane wyniki. Po zakończeniu gry uczeń otrzymuje raport dotyczący jego predyspozycji zawodowych uzupełniony o wskazówki dotyczące wyboru zawodu w przyszłości. Gra wraz z raportem jest dostępna bezpłatnie na stronie http://www.talentgame.pl/. Jest też kilka testów dostępnych na stronach polskojęzycznych poświęconych karierze (np. www.kariera.pl), natomiast proponowałabym ich nie traktować w kategoriach testów z prawdziwego zdarzenia, a raczej z delikatnym przymróżeniem oka. Omawiając talenty, dobrze przyjrzeć się jeszcze jednej, odwrotnej ich stronie. Spójrzmy chociażby na talent Gallupa – osiąganie. Osoby, które go mają jako główny, tzw. lokomotywę, są nastawione na realizację krótkoterminowych zadań. Cały czas działają i osiągają nowe cele, przez co są odbierane w pracy jako bardzo efektywne. Problem powstaje w niedzielę, kiedy nie mają nic do załatwienia i zaczynają roznosić cały dom. Coś, co jest ich talentem, ale zarządzane nieumiejętnie, może stać się przekleństwem dla najbliższych. Pracując nad naszymi talentami, warto mieć gdzieś w pamięci, że jeżeli je już poznamy i będziemy umieli odpowiednio wykorzystywać (patrz akapit powyżej), to nasze działania będą znacznie efektywniejsze nie tylko na płaszczyźnie zawodowej, lecz także prywatnej. I mądry cytat z mądrej książki na zakończenie: „Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji o długotrwałych konsekwencjach w karierze zawodowej, trzeba jak najlepiej poznać samego siebie”.

ZAWÓD - BLOGER

ARLENA WITT EWA KAWECKA Międzynarodowy coach ICC oraz certyfikowany do-radca zawodowy i edukacyjny. Ukończyła 2-letnie studia podyplomowe z zakresu coachingu kariery (SWPS) oraz roczne studia pody-plomowe z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi (SWPS). Przez kilka lat kierowała działem HR w międzynarodowym koncernie chemicznym, gdzie zdobyła szerokie doświadczenie związane z rekru-tacją i selekcją pracowników, przeprowadzaniem as-sessment centre, planowaniem ścieżek karier, zarzą-dzaniem talentami oraz procesami outplacementu. Obecnie, podążając za swoimi marzeniami, pracuje jako coach z menedżerami średniego oraz wyższego szczebla, wysoko wykwalifikowanymi specjalistami, adwokatami i radcami prawnymi, a także przedsię-biorcami prowadzącymi własną działalność. Zajmuje się też doradztwem zawodowym dla osób poszukują-cych pracy lub pragnących ją zmienić. Zapraszamy na stronę: http://www.jobcoaching.com.pl/

Bio: kobieta-orkiestra: copywriter, korektor, tłumacz, fotograf oraz bloger na wittamina.pl. Na swoim blogu pisze o zdrowym rozsądku – promuje pozytywne myślenie i tłumaczy, co to jest gender, czym różni się funkcjonalność od funkcji, jak zwinąć słuchawki i dlaczego nie powinno się pracować za darmo.

Co skłoniło Cię do wejścia w wirtualny świat? To nie ja weszłam w wirtualny świat, tylko on przecież wdarł się w nasze życie. Jak kiedyś radio czy telewizja. Kiedy kupowałam pierwszy komputer w 2000 roku, za pierwsze uzbierane pieniądze, było to z myślą o internecie. Coraz więcej osób zakładało skrzynki e-mailowe, więc żeby być w kontakcie (i to za darmo!) oraz żeby mieć dostęp do informacji i przy każdej pracy semestralnej nie dylać do biblioteki (wolę być w domu, gdzie ciepło, miło i w dłonie grzeje herbata, a nie biegać po mieście, gdzie zimno i wiatr) trzeba było iść z postępem. Dziś, 14 lat później, nie znam osoby, która nie ma komputera, a komputer bez internetu jest jakiś taki pusty w środku. Wirtualny świat to pokazywanie dużej części siebie. Czy to nie zakrawa trochę na ekshibicjonizm sieciowy? To już zależy od tego, co się pokazuje. Jeśli dzielimy się zdjęciami swoich dzieci, piszemy o swoich przeżyciach, pokazujemy swój dom, to może i tak. Ja zawsze zalecam zdrowy rozsądek. Choćby ze względu na bezpieczeństwo.

Wiele osób, szczególnie młodzież, zapomina, że w internecie wszystko zostaje na zawsze. Kompromitujące zdjęcia, nasze niefortunne wypowiedzi albo dane osobowe mogą być wykorzystane przeciwko nam, bo niestety nie każdy ma dobre intencje. Pierwszy był Twitter? Co potem? Nie, pierwszy był digart.pl. To serwis, w którym zarejestrowałam się w 2004 roku i to on mnie nauczył robić zdjęcia. Tam pokazywałam swoje pierwsze prace i tam naoglądałam się mnóstwa naprawdę dobrych i naprawdę złych zdjęć. To była świetna szkoła w czymś, co właściwie było pierwszym serwisem społecznościowym w Polsce. Potem był Facebook – zarejestrowałam się dość wcześnie, bo na początku 2007 roku, na zaproszenie znajomej z USA. Wtedy jeszcze w Polsce nikt o fejsie nie słyszał, więc na początku niewiele się tam działo. Konto na Twitterze założyłam dopiero pod koniec 2011 roku, ale do tej pory jest to mój ulubiony serwis społecznościowy, bo limit 140 znaków na wpis to dobry sprawdzian na inteligencję, spryt i poczucie humoru: Na FB przestajesz lubić ludzi, których znasz. Na Twitterze lubisz ludzi, których nie znasz. 19


Masz świra na punkcie poprawności pisowni języka ojczystego czy też to wciąż zdrowy rozsądek? Czy to świr to nie wiem. Może tak to wyglądać z zewnątrz. Ja po prostu kocham język. To jak muzyka, a ja po prostu nie lubię jak się fałszuje, bo jeśli nie dbasz o to, żeby melodia była czysta, to wszystkich nas trochę uszy bolą.

nikomu osoba może potrzebować na to kilka miesięcy, rok, może kilka lat – trudno określić to dokładnie, bo zależy od wielu rzeczy, m.in. jakości i tematyki wpisów, obecności blogera w serwisach społecznościowych, jakości samego bloga (czy jego wygląd sprzyja temu, że czyta się go z przyjemnością) itp. Jeśli robi się to dobrze, taki blog na pewno prędzej czy później stanie się popularny, bo dobrych blogów w Polsce jest nadal mało. Jest więc miejsce dla wszystkich.

Czy zawsze kierujesz się zdrowym rozsądkiem, które jest hasłem przewodnim Twojego bloga wittamina.pl, czy też czasami emocjami?

Czy blogowanie można obecnie uważać już za zawód, czy to nadal hobby? Z prowadzenia bloga da się wyżyć?

Tak się staram. Raczej nie podejmuję decyzji pod wpływem emocji, gdy się zdenerwuję, wolę przeczekać niż wyżywać się niepotrzebnie w internecie. Tak jest zdrowiej dla mnie i dla otoczenia.

Myślę, że można, ale w Polsce jest ledwie kilku blogerów, którzy żyją tylko z blogowania. To osoby, które latami pracowały na swoją pozycję. Dla większości blogerów, którzy czerpią jakieś zyski z blogowania, są to zazwyczaj dodatkowe fundusze – na waciki. Poza tym nie to jest w blogowaniu najważniejsze. Jeśli zakłada się bloga z myślą o zarabianiu na nim, można się rozczarować.

O czym najczęściej piszesz i który Twój tekst był najbardziej popularny? Piszę sporo o języku polskim i angielskim, szczególnie staram się wyjaśniać to, co jest często niepoprawnie używane, np. gdy ktoś mówi „rok dwutysięczny czternasty” albo „ilość ludzi”, albo wstawia apostrof w zły’m miejsc’u. Tłumaczę też czasem jak należy wymawiać słowa pochodzące z angielskiego, np. że Warsaw wcale nie czytamy jako „łorsoł” albo czemu niektórzy czytają YouTube jako „jutub” a inni jako „jutjub”. Piszę też o fotografii, którą się zajmuję już od 10 lat – szczególnie popularny jest mój tekst o tym, jak dobrze wyglądać na zdjęciu i kieruję go do tych wszystkich, którzy nie lubią, jak im się robi zdjęcia, bo myślą, że źle wychodzą. A czasem zdarza mi się też napisać o aktualnych wydarzeniach, np. wyjaśniam, co to jest gender, proponuję zmiany w testach na prawo jazdy, dziwię się, że politycy interesują się związkami partnerskimi itp. A mój najpopularniejszy tekst dotyczy zleceń za darmo, czyli sytuacji, kiedy znajomy (najczęściej wcale nie bliski) prosi o zrobienie czegoś za darmo, co właściwie jest moim zawodem. Dziś ten wpis ma ponad 4 tysiące lajków na Facebooku, czyli co najmniej tyle osób się ze mną zgadza. To miłe. Ile czasu potrzeba na rozkręcenie dobrego bloga? Dobrego, mam na myśli takiego, który ma stałe, liczne grono osób, które go czytają. Niektórym się to udaje bardzo szybko, np. blog Kasi Tusk stał się popularny właściwie błyskawicznie, ale to może dlatego, że niedługo przed jego założeniem tańczyła z gwiazdami. Zwykła, nieznana wcześniej

Ile czasu dziennie, gdybyś w ten sposób miała to przeliczać, poświęcasz na prowadzenie swojego bloga? Przeliczam to raczej na tydzień, nie na dzień, bo staram się pisać mniej więcej jeden wpis w tygodniu. Natalia Hatalska powiedziała kiedyś, że woli tzw. slow blogerów, czyli takich, którzy piszą rzadziej, bo wtedy treści są bardziej dopracowane i tym samym bardziej wartościowe. Ja wychodzę z tego samego założenia – jeśli się pisze codziennie, nie sposób każdego dnia stworzyć cenną i ciekawą notkę, lepiej dać sobie i czytelnikom chwilę oddechu. Poza tym większość blogerów piszę w wolnym czasie, więc żeby pisać codziennie, trzeba tego wolnego czasu mieć więcej. Na ostatnim Blog Forum Gdańsk (Blog Forum Gdańsk 2013), które zostało uznane za najlepsze dotychczasowe Blog Forum, otrzymałaś wyróżnienie. To tam lądują najlepsi, tuż obok guru w tej materii Natalii Hatalskiej czy Pauliny Wnuk. Ba, chwilę później na Twitterze pogratulował Ci sam Jurek Owsiak. Co dało Ci to wyróżnienie? Jeszcze większy wiatr we włosy czy też pewność, że to właśnie ta ścieżka jest właściwa. To wyróżnienie było dla mnie wielką nagrodą i poczułam się bardzo doceniona za swoją pracę. To pierwsza nagroda, jaką dostał mój blog, więc było mi

tym bardziej miło. Pewnie, że to dodaje energii. I to ile! Ale jednocześnie rzeczywiście utwierdza, że idę w dobrą stronę i że to, co robię, podoba się też innym.

wstępnie rozeznać, czy jest to osoba rozsądna, uczciwa, z poczuciem humoru itp. Przy pierwszej współpracy na pewno warto się spotkać i przede wszystkim ustalić dokładnie warunki pisemnie – może to być w formie umowy, a może to być po prostu wymiana mailowa. To zabezpieczenie dla obu stron.

Dobry bloger to wpływowy bloger w znaczeniu przełożenia treści i ich odbioru przez publikę. Raz wpuszczony tekst w sieć żyje dalej własnym życiem, jakkolwiek staralibyśmy się mieć nad nim pieczę i go moderować. Czy czujesz się odpowiedzialna za Twoje treści czy też stawiasz na dowolny ich odbiór?

Czy często wchodzisz w interakcje z innymi blogerami? Oczywiście. Dobrze jest poznać inne osoby z tego środowiska, bo wiele nas łączy. Spotykamy się przy okazji różnych konferencji, wydarzeń dotyczących internetu i na spotkaniach integracyjnych takich jak np. Blogowigilia. Mamy dużo wspólnego, więc zawsze jest o czym rozmawiać. To bardzo inspirujący i kreatywni ludzie.

Jasne, że czuję się odpowiedzialna. Przede wszystkim staram się sprawdzać wszystko zanim o tym napiszę, nie zmyślam i przede wszystkim nie narzucam nikomu swojej opinii. Nigdy nie twierdzę, że ten, kto myśli inaczej niż ja, się myli. Po prostu mamy odmienne zdanie i tyle. Z gustem też się nie dyskutuje, więc jeśli komuś się nie podoba mój styl albo nie interesują go tematy, o których piszę, to tak to po prostu już jest, że każdy lubi coś innego. Cieszę się za to, że stale rośnie grono osób, którym się to podoba.

A co z Twoimi innymi zainteresowaniami, czy masz jeszcze na nie czas? Ja w ogóle nie uznaję takiego terminu jak „Nie mam czasu”. Każdy ma czasu tyle samo – 24 godziny w dobie, więc to tylko kwestia zorganizowania go. Na to, co ważne, zawsze znajdzie się czas, więc staram się znajdować czas dla znajomych, spotkań przy planszówkach i na relaks w gronie najbliższych. Cały czas rośnie mi też archiwum zdjęć, które czekają na obróbkę. W każdym razie nie nudzi mi się.

Jeżeli zgłasza się do Ciebie firma, która chce promować się na Twoim blogu, przystajesz na ich warunki czy też z góry masz je określone? Takie jak np. cennik, rodzaj reklamy itd. Mam swój cennik jeśli chodzi o współpracę, ale to bardziej punkt wyjścia. Każda współpraca jest inna, więc omawia się indywidualne warunki. Staram się też pracować z takimi firmami lub pisać o takich produktach, które mają związek z tematyką mojego bloga albo dobrze się wpisują w temat, nad którym właśnie pracuję. Czytelnicy nie lubią tekstów stricte reklamowych, więc takich staram się unikać. Na pewno zawsze zastrzegam, że piszę to, co myślę, więc jeśli firma prosi np. o recenzję sprzętu, będzie to recenzja zgodna z moim sumieniem i moją opinią.

Gdyby ktoś miał ochotę zacząć przygodę z blogowaniem, powiedziałabyś mu/jej… … że bloga łatwo jest założyć, ale nie jest go łatwo utrzymać. Podobno 90% blogów naturalnie umiera po kilku pierwszych miesiącach, bo autorom się blogowanie nudzi albo kończą im się pomysły na wpisy. Najważniejsze jest pamiętać o tym, że blogowanie ma sprawiać przyjemność, ale wymaga też czasu i nie można liczyć na błyskawiczny sukces. Cierpliwości i dużo pomysłów!

Wiele firm ma obawy przed rozpoczęciem współpracy z blogerem. Jednakże zdają sobie sprawę, że to właściwy i coraz bardziej popularny rodzaj promocji marek. Jak takie firmy powinny zabezpieczyć się na wypadek niewłaściwej transakcji? Jak powinien zabezpieczyć się bloger?

LUCYNA AUGUSTYN Copywriter, wieloletni praktyk marketingu.

Firmy często boją się blogerów, bo ich nie znają. Zawsze to, co nieznane, wydaje nam się straszne. Przed rozpoczęciem współpracy trzeba po prostu poznać danego blogera. Poczytać jego blog, znaleźć go w serwisach społecznościowych – po tym już można się 21


STREFA ROZWOJU

Napracowałaś się? Przedstaw to, co zrobiłaś tak, by inni to zapamiętali!

Pracujemy i żyjemy w świecie, gdzie sposób, w jaki prezentujemy siebie i nasz wysiłek staje się kluczowym czynnikiem sukcesu naszych projektów. Odpowiednio wyselekcjonowane i przedstawione dane decydują o tym, jak nasza praca zostanie oceniona, czy pomysły będą mogły być zrealizowane, czy wiedza, którą chcemy przekazać zostanie zapamiętana i wykorzystana przez słuchaczy. Jak mówić, by inni słyszeli to, co chcemy powiedzieć? W natłoku informacji słuchacze koncentrują się na tym, co w ich przypadku jest ważne i ma dla nich praktyczne zastosowanie. Olbrzymie znaczenie ma forma i umiejętność zainteresowania tematem. Nawet najlepsza, najbardziej skomplikowana i profesjonalna prezentacja, jeśli nie zawiera w sobie emocjonalnego zaangażowania tematem i odniesienia do rzeczywistych przykładów, zostanie zapamiętana przez audytorium w mniejszym zakresie. Przygotowując prezentację, w pierwszej kolejności trzeba zdefiniować, jaki jest jej cel, czego ma dotyczyć, czyli jaki efekt chcemy osiągnąć po jej przeprowadzeniu. W tym celu należy zastanowić się, jaki powinien być zakres poruszanych tematów i zidentyfikować listę kluczowych punktów, na które chcemy zwrócić uwagę słuchaczy. Kluczowych punktów nie może być zbyt wiele, ponieważ odbiorcy nie wyselekcjonują ich z całości przekazu. Zbyt wielki natłok informacji uniemożli-

-wia naukę i wykorzystanie wiedzy. Duża część audytorium wyłącza się częściowo lub całkowicie już po 10–20 minutach pokazu slajdów lub wykładu. Dlatego po upływie tego czasu warto zadać pytanie, opowiedzieć anegdotę związaną z tematem, odnieść się do własnych przykładów lub doświadczeń, ale także do doświadczenia słuchaczy. Wykorzystanie metafor, porównań, obrazowania, wizualizacji i korzystanie z flipchata to kolejne punkty, które ułatwiają słuchaczom koncentrację. Ważne, żeby przerywników, ozdobników, animacji nie było za dużo i by były związane z celem naszej prezentacji. Hans Georg Gadamer powiedział, że: „kto mówi językiem niezrozumiałym dla nikogo poza nim, nie mówi w ogóle. Mówić, to mówić do kogoś”. Słuchacze najczęściej mają swoje preferencje, dobrze jest więc znać audytorium i dostosować do nich język przekazu. Podejmując decyzje, co warto umieścić na slajdach, trzeba się zastanowić, czy nasz słuchacz potrzebuje danych statystycznych, bilansu strat i korzyści lub uporządkowania informacji w formie graficznych skrótów. Mówimy do ludzi i dla ludzi. Trzeba więc zadbać o to, żeby rozumieli. Jako prezenter rozmawiaj z nimi, a nie przemawiaj. Ty wiedz najlepiej, do kogo mówisz i kim są słuchacze, czego oczekują, dlaczego przyszli. Mów ich językiem, patrz ich oczami. Wczuj się w ich sytuację. Dostosuj język prezentacji i poziom merytoryczny do ich potrzeb. A

przede wszystkim traktuj ich po partnersku, szanuj ich poglądy i fakt, że mogą się z Tobą nie zgodzić. Wyobraź sobie, że duża grupa na sali może być takim samym rozmówcą, jak indywidualna osoba, można z nią wchodzić w interakcje, żartować, w zależności od celu prezentacji skracać lub wydłużać dystans. Dlatego warto być zaangażowanym, utrzymywać kontakt z publicznością, ale trzeba uważać, by wystąpienie nie wymknęło się spod kontroli – trzymać się planu i celu prezentacji i, gdy trzeba, zachować się asertywnie. Jeśli prezentacje wykorzystujesz do nauczenia praktycznych umiejętności, zademonstruj, a potem poproś, żeby uczestnicy samodzielnie wykonali to, czego się nauczyli; jeśli chcesz wprowadzić zmianę, już na etapie prezentacji zaangażuj słuchaczy w rozwiązania, a swoim zachowaniem moderuj to, co ma być od nich oczekiwane w przyszłości. Ludzie pamiętają, gdy doświadczają tego, co jest mówione, gdy wyciągają samodzielnie wnioski, dyskutują i dzielą się spostrzeżeniami, gdy prezentowana wiedza odnosi się do konkretnych teorii i widzą możliwość korzystania z niej w przyszłości. Pamiętajmy, że uczestników prezentacji interesuje własne zastosowanie zdobytej wiedzy w konkretnej sytuacji zawodowej. Atutem prezentacji powinien być jej wygląd. Dobrze, by był spójny z wizerunkiem marki lub firmy; dodatkowym plusem będzie, gdy zdjęcia używane w prezentacji zostaną dobrane celowo i będą prezentowały wartości związane z projektem. Przy tworzeniu slajdów trzeba pamiętać o tym, że wielkość czcionki nie powinna być mniejsza niż 22–24 punkty, inaczej ludzie z końca sali niczego nie przeczytają. Uwagę najłatwiej przyciąga ruch, w następnej kolejności elementy migające, kolor czerwony, figury trójwymiarowe, a dopiero na końcu zwraca się uwagę na litery. Należy unikać zestawiania niebieskiego z czarnym, czerwonego z zielonym, brązowego z zielonym - te kolory po wyświetleniu na ekranie stają się nieczytelne. Podczas prezentacji ważna jest postawa naszego ciała. Pozy: „przedstawiciel kompani reprezentacyjnej podczas musztry”, „jestem za gruba”, „stoję na wysokich i cienkich obcasach” warto zamienić na swobodną postawę, gdzie luźne mięśnie karku, ramion i barków pomogą w sposób swobodny, ale niezbyt gwałtowny gestykulować. Róbmy to w taki sposób, by akcentować najważniejsze fragmenty wystąpienia. Należy zwrócić uwagę, aby, pisząc na tablicy, nie zasłaniać tekstu. Nigdy nie należy mówić do audytorium, będąc odwróconym plecami (może zdarzyć się to wówczas, gdy wskazujesz elementy na ekranie, dlatego pamiętaj – pokazujesz albo wyjaśniasz,

nigdy naraz). Kolejnym krokiem przygotowania prezentacji jest opracowanie notatek i materiałów do prezentacji. Muszą być one porządnie i wyraźnie napisane – niedopuszczalne jest wczytywanie się podczas trwania pokazu w niestaranne i pokreślone zapiski. Aby uniknąć też nieoczekiwanego, a tragicznego w skutkach pomieszania kartek, warto je dokładnie ponumerować, pozszywać. Jeśli prezentacja ma formę wideokonferencji, sprawdź wcześniej sprzęt i to, jak jesteś widziany na ekranach słuchaczy, gdzie warto patrzeć, by uzyskać „telewizyjny efekt”. Na początku zawsze przywitaj przybyłych, podziękuj za uczestnictwo, przedstaw siebie, w kilku słowach określ zagadnienie, które będziesz omawiać, określ etapy, przebieg, wyznacz czas na zadawanie pytań. Mów krótko, akcentuj najważniejsze elementy, przedstaw najważniejsze tezy. Pracuj głosem. Zmieniaj tempo wypowiedzi, podkreślaj istotne elementy. Obserwuj reakcje słuchaczy. Mów spokojnie, ale gdy trzeba - dynamicznie, wyraźnie, z odpowiednim akcentowaniem, uważaj na połykanie końcówek wyrazów – ton głosu i dykcja nadają charakter wystąpieniu. Unikaj zbyt częstego używania tych samych zwrotów i wyrażeń, uważaj na skróty i żargon. Kończąc prezentację, podsumuj najważniejsze elementy i ustalenia. Sprawdź czy zrealizowałeś postawione sobie na samym początku cele. Przeprowadzona prezentacja buduje Twój wizerunek jako fachowca, pokazuje Twoją pracę i zaangażowanie. Doceń więc swój trud i zaangażowanie, pokazując to, nad czym się napracowałeś.

PAULINA SIWECKA Trener z 10 letnim doświadczeniem w pracy w biznesie i korporacjach, coach i absolwent The Art of Coaching Ericsson Colle-ge/Wszechnica UJ. Od wielu lat odpowiedzialna za programy roz-wojowe, szkolenia menadżerskie i trenerskie, assesor DC/ AC, moderator. 23


STREFA ROZWOJU

Inteligencja emocjonalna „Naprawdę mądry jest ten, kto pozna samego siebie.” Lew Nikołajewicz Tołstoj

- ma wpływ na zdrowie fizyczne - pamiętaj, stres zwiększa ryzyko zawału i udaru mózgu; - ma wpływ na zdrowie psychiczne - przez niezdolność do tworzenia silnych relacji, narażeni jesteśmy na stany lękowe czy depresje. „Umiejętne kontrolowanie swoich emocji można określić jako receptę na zdrowie emocjonalne. Zbyt silne emocje mogą zachwiać naszym spokojem wewnętrznym. Także przeżywanie tylko jednego rodzaju emocji, np. nieustannego szczęścia, nie zawsze jest dla nas dobre. Cierpienie to także część naszego życia emocjonalnego i może je z pewnością wzbogacić. Na nasze życie składają się wzloty i upadki, ale trzeba je przeżywać w sposób wyważony. Nie wolno również pozwolić swoim gwałtownym emocjom na wyparcie wszystkich przyjemnych doznań. Człowiek, który przeżywa wesołe i szczęśliwe chwile, jest w stanie przezwyciężyć okresy pełne gniewu i przygnębienia” (S. Konrad, C. Hendl). - ma wpływ na twoje relacje - rozumienie i kontrolowanie swoich emocji pozwala nam lepiej komunikować, lepiej też rozumiemy, co czują inni; „Panując nad emocjami, panujesz nad swoim życiem” (S. Konrad, C. Hendl). I nie myśl, że jest już za późno na rozwój inteligencji emocjonalnej. MOŻNA JĄ ROZWIJAĆ W KAŻDYM WIEKU, WIĘC DO DZIEŁA!!!

Wysoki poziom inteligencji emocjonalnej w dzisiejszych czasach to niewątpliwie as w rękawie, który daje nam przewagę nie tylko w pracy, lecz także w życiu osobistym. Jak zapewne wiesz, większość decyzji i działań podejmujemy na podstawie naszych uczuć czy emocji, jednak nie wszyscy potrafimy nimi świadomie kierować; częściej to one nami rządzą. Posiadając umiejętność świadomego rozpoznawania swoich emocji, wybieramy drogę lepszego, przyjemniejszego i pełniejszego życia. I nie chodzi tutaj o to, by być po prostu miłym, ale żeby wyrażać swoje emocje odpowiednio do danej sytuacji. Dziś wysoki poziom IQ już nie wystarcza, koniecznie musi iść w parze razem z inteligencją emocjonalną. Ile razy zastanawiałeś się nad tym, dlaczego przeciętny znajomy ze szkoły osiąga dużo więcej, a przecież miał gorsze wyniki niż ty. Dzieje się tak, ponieważ prawdopodobnie jego samoświadomość, empatia, motywacja jest na wyższym poziomie. Inaczej mówiąc, twoje IQ może pomóc ci dostać się na studia, ale EQ pomoże ci opanować strach i emocje, które towarzyszą egzaminom.

Profesor psychologii Uniwersytetu Yale – Peter Salovey, pisze, że w życiu zawodowym często lepiej radzą sobie ci, którzy w szkole i na uczelni osiągali przeciętne oceny niż tzw. prymusi. „By awansować i zrobić karierę trzeba rozwijać w sobie coś, czego nie bada wskaźnik IQ, określający zdolności logicznego i abstrakcyjnego myślenia”. Rozwijając inteligencję emocjonalną, stajemy się bardziej otwarci, a co za tym idzie, nawiązujemy bardziej ożywione i przyjazne kontakty. To daje nam przewagę chociażby w pracy, ponieważ potrafimy współdziałać, rzewagę chociażby w pracy, ponieważ potrafimy współdziałać, motywować, dzielić się pomysłami; mamy też przewagę we wpływaniu na innych (nie mylić z manipulacją). Przejawiamy większą pewność siebie, zręczniej się komunikujemy, lepiej znosimy frustrację i panujemy nad złością. Inteligencja emocjonalna może też pomóc opanować stres, który jest źródeł wielu chorób. Jeżeli nasza inteligencja emocjonalna ciągle będzie się doskonalić, doskonalić będą się również kontakty z bliskimi i z sam sobą. Podsumowując, EQ: - pomaga w pracy;

MARIA URBAŃCZYK

Potrafię: tworzyć mocne wspierające się zespoły, osiągać cele, wnikliwie analizować, obserwować, wspierać, słuchać i dawać przestrzeń odmiennym punktom widzenia. Potrafię dzielić się wiedzą i doświadczeniem, przyznać się do błędu i śmiać się z siebie. 25


STREFA ROZWOJU

Wdzięczność Droga do wnętrza

niem potrzeb. Jeśli bliska nam osoba w trudnym dla nas momencie okazuje nam wsparcie (dzwoni, przesyła kartkę, spędza z nami czas itp.), to nasza potrzeba bliskości zostaje zaspokojona. Dzięki temu odczuwamy radość. Komunikaty wzbogacające życie Komunikaty oceniające, typu: mądra, ładna, dobra, nie budują autentycznej rozmowy. Au-tentyczna rozmowa, oparta na wdzięczności, .. nie możemy budować poczucia własnej war-tości na zewnętrznych opiniach. Doprowadzamy wtedy do sytuacji, w której nasze samopo-czucie uzależnione jest od słów innych.

Pustynia. Piasek zasłaniający oczy. Żar pochłaniający każdy fragment Twojego ciała. Masz w ręku broń, która pozwoli Ci na przetrwanie. Tą bronią jest kompas, który wyznacza Ci drogę powrotną do domu. Z ogromną uwagą śledzisz każdego jego drgania, aby trzymać się szlaku, aby nie zbłądzić, aby nie zatracić się w pustynnej otchłani. Ściskasz kompas z całej siły, aby nie wypadł z dłoni. Twoje serce skrupulatnie odmierza każdy jego ruch. Pomyśl o pustyni jako o metaforze życia. Każde ziarenko piasku przelatujące przez Twoje dłonie to Twoje życie utkane z chwil, momentów o różnych odcieniach. Kompas, który dzier-żysz w dłoni to Twoja świadomość, która… Lubię myśleć o wdzięczności jako o kompasie, wskazującym, co jest dla nas ważne, a z czego możemy zrezygnować. Kompas ten wyznacza nam właściwą drogę, na której będą osoby nam bliskie i obce, przedmioty, do których mamy sentyment, zdarzenia i chwile, z których możemy czerpać coś dobrego.

Kompas, który uwalnia niewidzialną nić porozumienia i docenienia bogactw, jakich doświadczamy. Bogactw pozornie błahych, najmniejszych, ale jak to z bogactwem bywa – najcenniejszych. Wdzięczność to kompas serca wskazujący drogę do naszego wnętrza. Stanowi odzwiercie-dlenie świadomości naszych potrzeb (wiem, jakie potrzeby kryją się za moim zachowaniem i słowem; wiem, kiedy otrzymuję to, czego potrzebuję) oraz wyborów, jakich dokonujemy. Z wyborami wiąże się nierozerwalnie odpowiedzialność za własne życie, czyny i słowa.

Kiedy koncentrujemy się na konkretnym zachowaniu (obserwacji), a nie na naszej opinii, mo-żemy zbudować autentyczną nić porozumienia z drugim człowiekiem. Doświadczanie wdzięczności oznacza pielęgnowanie wewnętrznej przestrzeni. W ciągłej po-goni z listą w ręku, odhaczając zadania do wykonania, sprawiamy, że nasz wewnętrzny kom-pas wypala się. Gubimy kierunek. Zapominamy o wewnętrznej przestrzeni. Ta przestrzeń to równowaga pomiędzy pracą a odpoczynkiem, między aktywnością a wyciszeniem. Zbudowanie osobistej przestrzeni pozwoli nam na złapanie chwili oddechu. Na naoliwienie śrubek kompasu i wyostrzenie wzroku i słuchu. Pozwoli na spojrzenie z różnych perspektyw na to, co nas spotyka.

Jeśli interesujesz się Porozumieniem Bez Przemocy, zapraszam na stronę poświęconą tej tematyce.

Zastanów się,

Projekt Empatia to przestrzeń do popularyzowania i praktykowania komunikacji opartej na empatii.

CZEGO CHCIAŁABYŚ MIEĆ W ŻYCIU WIĘCEJ, BY MÓC BARDZIEJ SIĘ NIM CIESZYĆ?

www.projektempatia.pl

Jak wyrażać wdzięczność? Jeśli pragniemy wyrazić uznanie zgodnie z duchem Porozumienia Bez Przemocy, powinniśmy wziąć pod uwagę 3 kwestie: 1) zachowanie, która sprawiło, że czujemy się dobrze 2) potrzeby, które zostały zaspokojone 3) uczucia, jakich doznajemy w związku z zaspokoje-

MAGDALENA KLUSZCZYK 27


STREFA ROZWOJU

Ucząc dzieci empatii

otwiera się na potrzeby innych. Angażowanie się w skuteczną komunikację motywuje nas również do zachowań prospołecznych. Ucząc dzieci empatii i współczucia dla zwierząt, stawiamy znaczący krok w kierunku zapobiegania przemocy. Ta lekcja przekłada się na jakość całego życia. Dziecko staje się bogatsze o świadomość tego, że bycie innym, słabszym, nie oznacza bycia kimś gorszym. Według National PTA Congress, dzieci doświadczające sprawiedliwości, życzliwości i miłosierdzia wobec zwierząt stawały się bardziej sprawiedliwe, życzliwe i rozważne w relacjach z rówieśnikami. Odnoszenie się z troską i szacunkiem do istot bezbronnych wpływa na to, jakimi stajemy się ludźmi, jakimi wartościami kierujemy się w życiu. Decyduje o tym KIM JESTEŚMY. W jaki sposób możemy uczyć dzieci empatii? • Bądź wzorcem! Wyobraź sobie, że siedzicie razem przy obiedzie i nagle pojawia się ogromny pająk. Jaka jest Twoja reakcja? Jaką lekcję dajesz swojemu dziecku?

Kim Twoje dziecko zostanie w przyszłości? Lekarzem? Prawnikiem? Inżynierem? A może dobrym człowiekiem? Każdy rodzic pragnie wspaniałego życia dla swojej pociechy. Dlatego od przedszkola zapisujemy je na lekcje angielskiego, na basen i taniec, organizujemy inne aktywności, które mają poprawić umiejętności dzieci. W tej pogoni za budowaniem przyszłej kariery dziecka zapomina się o najważniejszym - o nauce dobroci. Pierwszym nauczycielem dla dziecka jest rodzic. To jego zachowania stanowią perspektywę patrzenia na świat. Słowa, jakie wypowiadamy, gesty, jakie wykonujemy, działania, w które się angażujemy - to wszystko to cegiełki, z których budujemy młodego człowieka. Nauka umiejętności społecznych w szkołach jest zjawiskiem marginalnym. W szkole jest miejsce na przekazywanie twardej wiedzy, a nie na naukę bycia z drugim człowiekiem, z inną żywą istotą.

Narastająca fala przemocy i brak porozumienia coraz szerzej wpisuje się w obraz polskich szkół i rodzin. Według różnych badań, jednym z wczesnych symptomów zaburzeń zachowania u dzieci jest znęcanie się nad zwierzętami, które poprzedza takie późniejsze zachowania, jak zastraszanie, okrucieństwo wobec ludzi, wandalizm, podpalanie (Frick, 1993). Wspólną cechą łączącą większość sprawców strzelanin w amerykańskich szkołach było krzywdzenie lub zabijanie zwierząt, będące aktem poprzedzającym morderstwa dokonywane na ludziach. Okrucieństwo wobec zwierząt jest również jednym z trzech symptomów przewidujących rozwój psychopatii (tzw. triada McDonalda). Małe dzieci mają niezwykłą umiejętność identyfikowania się ze zwierzętami. Ucząc pozytywnych zachowań wobec zwierząt, uczymy ich, jak zachowywać się w stosunku do innych ludzi. Nauka empatii daje możliwość pełnego emocjonalnego rozwoju. Człowiek uczy się, czym jest szacunek, uczy się wyrażać własne uczucia i oczekiwania,

• Ucz odpowiedzialności - zwierzę jest częścią rodziny. Zadbaj o jego bezpieczeństwo i wygodę (karmienie, spacery, opieka weterynaryjna). • Wybierz się z dziećmi do schroniska. Możecie zostać wolontariuszami i wyprowadzać psy na spacer. • Widzisz krzywdę ludzi i zwierząt - REAGUJ! Wyjaśnij dziecku, dlaczego zareagowałeś. • Zbudujcie karmnik dla ptaków i dokarmiajcie je zimą.

MAGDALENA KLUSZCZYK Redaktor naczelna magazynu KLM Coach, trener, filolog, niebawem psycholog. Założycielka Pracowni Zmian. Organizatorka projektu Zmieniaj-Pomagaj, Projektu Poliglota oraz Projektu Empatia. Prywatnie opiekunka dwójki adoptowanych północniaków. Miłośniczka dogtrekkingu i bikejoringu.

• Spacerując po lesie, zbierajcie śmieci, które mogą zagrozić życiu zwierząt. • Czytajcie bajki i oglądajcie filmy, które podkreślają, że zwierzęta mają uczucia („Bambi”, „Lessie wróć”, „Gdzie jest Nemo?”).

29


STREFA ROZWOJU

Nowe życie Kitty… - SZCZEROŚĆ

„Nie znam nikogo, kto by mnie nie uważał za niepożądany ciężar. Nikt nie dba o to, czy żyję, czy umarłam”. Kitty jest prawdziwa, to człowiek z pełną gamą uczuć i zachowań, a nie jednowymiarowo dobry lub zły charakter. Gorzkie doświadczenia ją zmieniają, ale też nie czynią z niej świętej. Nawet w momencie, kiedy kłamstwo ułatwiłoby jej relacje z mężem, nie decyduje się na nie. Dostrzega, jak zawiniła wobec Waltera, ale też uczciwie przyznaje, że nie żałuje tego, co się stało i że dostrzega w nim wielkiego człowieka, ale nie mężczyznę dla siebie. W sumie jest zadowolona, że nie musi z nim być. Sama powoli zagląda pod swoje własne i otaczającego ją świata zasłony. Próbuje pokierować swoim życiem i odnaleźć prawdziwą siebie, i nie chce zaprzepaścić tej szansy. A chociaż czasem wydaje się, że już odnajduje drogę, to jednak nie zawsze jest to ta właściwa. Parawany odgradzające świat kobiet i mężczyzn. Skrywające wewnętrzne sprawy rodziny i domu. Za iloma parawanami obecnie się ukrywamy? Ile ról pełnimy dlatego, że tego oczekuje od nas nasze otoczenie? Czy w ogóle mamy kontakt z tym, co się kryje pod tą powierzchowną zasłoną w nas samych?

Wiejska droga, upał, Ona i On czekają. Z obrazu bije samotność, pustka i napięcie. Tak zaczyna się film nakręcony na podstawie książki W. Somerset Maugham „Malowany welon”, z Edwardem Nortonem i Naomi Watts w rolach głównych. Film piękny, oddający ducha książki, którą gorąco polecam. Książka jest moim zdaniem mocniejsza, bardziej gorzka, ale przez to bardziej przejmująca i prawdziwa. Historia pięknej, wesołej i samolubnej Kitty Fane, rozgrywająca się w Chinach i Anglii w latach 20. XX wieku. Historia zwykła – ot, dziewczyna, uciekając przed zagrożeniem staropanieństwem i krytyką w domu rodzinnym, wychodzi za mąż za niekochanego mężczyznę. Po ślubie jadą do Chin, gdzie Walter obejmuje posadę bakteriologa.

Są kompletnie różni. Ona wesoła, chcąca się bawić i podobać, on skupiony na pracy, poważny i nielubiący życia towarzyskiego. W niedługim czasie Kitty wikła się w romans i zostaje zmuszona do wyjazdu w głąb Chin, do małej wioski ogarniętej epidemią cholery. Wszechobecne spustoszenie pobudza ją do refleksji nad przeszłym i obecnym życiem. Powoli i boleśnie odkrywa siebie i to, co tak naprawdę jest ważne. Dlaczego wybrałam szczerość jako cechę, którą uosabia Kitty - kobietę zdradzającą męża, pustą kokietkę? W całym swym życiowym zamieszaniu Kitty nie ukrywa przed sobą i Walterem jaka jest. Mówi wprost, że jest zwykłą dziewczyną, która chciała się bawić, korzystać z życia. I to, według mnie, zasługuje na najwyższe uznanie - bohaterka nie przybiera konwencjonalnej maski i nie udaje lepszej niż jest. Z bolesną świadomością przyjmuje to, co w niej samej

ANNA WEINAR Doradca zawodowy, księgowa, analityk systemowy. Miłośniczka kotów.

31


OPOWIEŚCI DLA DUSZY

KIJ W MROWISKO

Porządek musi być...

„Jeżeli za bałagnione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko?” Albert Einstein Ostatnio mam wrażenie, że panuje moda na bycie „Perfekcyjną Panią Domu”, z naciskiem na perfekcyjną, bo nie wystarczy być dobrą. To latanie z natchnionym wyrazem twarzy ze ściereczką do kurzu wydaje się być doniosłym i niezbędnym wydarzeniem życia. Nabijam się? Oczywiście... Oglądając jeden z odcinków serialu, omal nie padłam ze śmiechu, kiedy rodzina 30-letniej mężatki, widząc, jak ta nauczyła się odkładać rzeczy na miejsce i posprzątała w szafkach, uznała to za dokonanie epokowe (!). A owa „dzidzia” odkryła, że jest (ups!) dorosła. Zgadzam się, że ład zewnętrzny pomaga również osiągnąć porządek wewnętrzny, ale wciskanie kitu, że dzięki umyciu podłogi wzniesiemy się na nowy poziom duchowości i zyskamy sens życia to już przesada. Szczególnie szkodliwe wydaje się wyrabianie przekonania, że od teraz to już tak zostanie na stałe i nic nam nie zburzy porządku, a w przeciwnym wypadku przyjdzie wróżka i znów będzie pięknie. Duże porządki są spektakularne i efekt widzimy od razu, tak jak przy każdej wielkiej zmianie w naszym życiu, ale co potem? Często wystarczy mały kryzys i znów wracamy do poprzedniego stanu, ale niestety z gorszym samopoczuciem, bo mamy świadomość, że miało się zmienić na zawsze.

Drugie dno dzbana

Tyle wysiłku na nic. I czekamy na kolejne wielkie porządki, zamiast posprzątać jedną szufladę i tym się cieszyć. Ale nie, to musi być wszystko albo nic... I tak czekamy na kolejną wielką szansę, wracając do nawyków pielęgnowanych przez lata. Bo przecież kiedyś musi być wszystko perfekcyjnie my, rodzina, nasze dzieci, dom, praca i świat. Nie jest - to nie ma sensu czegokolwiek robić, albo zaczniemy działać wtedy, kiedy warunki będą lepsze. Skutkiem perfekcjonizmu jest często prokrastynacja, czyli odwlekanie, bo to, co zamierzamy jest wartościowe, jeżeli jest idealne. Stąd często spotykamy zagonione kobiety z obłędem w oczach, próbujące być perfekcyjnym pracownikiem, matką, kochanką, przyjaciółką i ogólnie SUPER KOBIETĄ. Mężczyźni też wcale nie mają lepiej - powinni być jednocześnie męscy i wrażliwi, odnoszący sukcesy zawodowe i zajmujący się domem. A świat rozczarowuje, bo nie wystarczy raz posprzątać. Stanowczo odrzucam perfekcyjność, a całą duszą popieram, żeby robić wszystko tak dobrze, jak to możliwe. Nikt nas nie doceni za nigdy niedokończony najwspanialszy projekt, a rodzina i znajomi wolą widzieć uśmiechniętą i zrelaksowaną gospodynię, zamiast niedospanej maniaczki doskonałości. Nie bądźmy perfekcyjni, ale zadowoleni z tego, czego dokonaliśmy. Tylko tyle i aż tyle… ANNA WEINAR

Bardzo dawno temu (kiedy ludzie gromadzili się przy ogniskach i opowiadali sobie baśnie, a księżyc świecił srebrzyściej) w dalekich i niedostępnych górach Tybetu stał niewielki, kamienny klasztor. Mieściły się w nim tylko dwie skromne cele: jadalnia i mały warsztat garncarski. Od wielu dziesiątek lat klasztor zamieszkiwało tylko dwóch mnichów: stary i młody. Nauczyciel i uczeń. Starzec obdarzał młodzieńca swą mądrością i doświadczeniem. Młodzieniec wprowadzał świeży powiew nowej myśli. I tak młody mnich dojrzewał, stawał się wreszcie mentorem i przyjmował pod swój dach nowego ucznia. Razem dbali o groby dawnych mieszkańców klasztoru i hołdowali wieloletniej tradycji. Do cichego miejsca medytacji przybywała z różnych stron i okolic ludność – po radę i po plony przyklasztornego ogrodu. Mnisi uprawiali tu zioła i zdrową żywność, które stawiały na nogi niejednego zdjętego ciężką chorobą. Był to także sposób na utrzymanie wiekowego budynku.

Tego jednak lata kapryśna aura, siekąc ulewą i gradem, zniszczyła ogród i dwaj mnisi zamieszkujący klasztor pozostali bez środków do życia. Młody mnich namówił więc swojego Mistrza do uruchomienia uśpionego warsztatu garncarskiego. A krył ów warsztat tajemnicę produkcji przepięknych glinianych dzbanów, zdobionych unikalnymi barwnikami, otrzymywanymi z roślin porastających górskie zbocza. Dzbany były drogocenne i piękne. Mnisi z ochotą zabrali się do pracy i po kilku tygodniach mogli już cieszyć oczy barwnymi wzorami krągłych naczyń, ustawionych na półkach warsztatu. Zakosztowali wina z jednego i, upajając się dźwiękiem wylewanego zeń napoju, delektowali się smakiem, jaki dzban mu nadał. Podzielili się też obowiązkami – młody mnich, rwąc się do świata, z którego niedawno przybył (i jak mówił, znał go doskonale), miał wyruszyć z dzbanami w doliny, by tam, na targowiskach, handlować naczyniami. Zaś starzec miał pozostać w górach i sprzedawać dzbany tym, którzy przybywali do klasztoru. Po siedmiu dniach każdy z nich zobowiązany był do rozliczenia się z utargu. 33


OPOWIEŚCI DLA DUSZY - „Dzbany są tak piękne, że ludzie byliby głupi, gdyby nie chcieli ich kupić” – pomyślał Uczeń, gdy kładł się wieczorem na skromnym posłaniu. I do późna układał w myślach zdania, które najlepiej zachęcałyby kupujących. - „Księżyc, który odbija się w dzbanach, świeci też ludziom w dolinach” – pomyślał Nauczyciel, zdmuchując wieczorną świecę. I zasnął. Wieczorem, następnego dnia, młody mnich wrócił zmęczony i rozdrażniony – wiele wysiłku włożył w zachwalanie swoich dzbanów, ale sprzedł tylko jeden. - „A Ty, Mistrzu, jak spędziłeś dzień?” – zapytał starca. - „Sprzedałem przybyłym piękno, orzeźwienie i użyteczność” – odpowiedział zapytany. - „Temu nie powiodło się w ogóle” – pomyślał nieco pocieszony młodzieniec i udał się do swej celi, by opracować strategię sprzedaży na jutro. „Ludzie są jednak głupi” – powiedział do siebie, gdy zasypiał. Stary mnich, jak co dzień oddał się medytacji, potem zgasił świecę i uśmiechnął się do swoich myśli: „Ludzie są tacy sami, jak wczoraj”. Minęły trzy dni – młody mnich odwiedził w tym czasie nowe wioski, sypiał w karczmach, jadał w drodze. I znów sprzedał tylko jeden dzban. - „A Ty Mistrzu, jak spędziłeś te dni?” – spytał starca po powrocie. - „Sprzedałem przybyłym prostotę, opowieść o ludzkich dłoniach, barwy Tybetu, smak wody i tradycję” – odpowiedział zapytany. - „Jest już stary, chyba nie będę miał z niego żadnego pożytku w naszym wspólnym interesie” – pomyślał młodzieniec. Zasnął wyczerpany i nazajutrz znów wyruszł na targ, czując na swych barkach brzemię odpowiedzialności za byt klasztoru. Siódmego dnia, zgodnie z umową, zasiedli mnisi przy wspólnym stole, by liczyć zyski. Młody wyłożył na drewniany blat pieniądze z trzech sprzedanych dzbanów, niczego nie oczekując od starego przyjaciela. Tymczasem ten, ze spokojem i radością wysypał z sakwy stos złotych, brzęczących monet. Tego już uczeń nie wytrzymał. - „Jak to!? – krzyczał. – Miałeś schowane pieniądze, a kazałeś mi ciężko zarabiać na nasze utrzymanie, śmiejąc się ze mnie w duchu!”. Był rozżalony i rozczarowany. Czuł się oszukany postępowaniem Mistrza. - „To pieniądze, które otrzymałem za nasze dzbany” – odpowiedział stary mnich zgodnie z prawdą. Młodzieniec poczuł, jak tym razem łzy bezsilności napływają mu do oczu. - „Ale przecież ja przebyłem tyle dróg, straciłem tyle zapału i energii, a Ty nie ruszyłeś się nawet z miejsca i sprzedałeś tyle naczyń!” – nie potrafił ukryć zdu-

mienia. - „Sprzedawałem drugie dno dzbana” – uśmiechnął się starzec i odszedł. Młody mnich długo nie mógł zasnąć. Słowa Nauczyciela nie dawały mu spokoju. Co kryje w sobie drugie dno dzbanów sprzedawanych przez starego? Wreszcie nie wytrzymał i o świcie wbiegł do warsztatu. Zrzucał z półek pozostałe jeszcze naczynia i grubym drągiem rozbijał je po kolei, by odkryć tajemnicę schowaną w dnie dzbanów. Był tak wściekły i opętany, że nie zauważył, gdy do warsztatu wszedł stary mnich z dwojgiem bogato ubranych wędrowców. Rozmawiali chyba całą noc, bo na ich twarzach widać było szary cień zmęczenia. Młody mnich zamarł z przerażenia, a oni kontynuowali rozmowę. - „Pragniemy uwolnić się od tradycji, wyzwolić się od tego, co zastane. Poszukujemy nowej formy, czegoś, co byłoby twórcze i my bylibyśmy wówczas twórczy” – mówił, zwierzając się, jeden z nich. – „Mamy wiele środków, ale jesteśmy wypaleni” – dodał. Wtedy starzec ogarnął wzrokiem posadzkę jadalni, rozłożył na niej płachtę, zgarnął w nią wielobarwne skorupy i sprzedał je za niebotycznie wysoką sumę. A wędrowcy odeszli zadowoleni. EWA KRÓL - TWÓRCA BAJEK

Na krakowskiej teatrologii nauczyłam się tego, co okazało się najważniejsze: speł-niania marzeń. W tym czasie redagowałam teatrałki do lokalnego oddziału Gazety Wyborczej i koncertowałam śpiewając autorskie piosenki. Praca w Radiu Bielsko umożliwiła mi świadome korzystanie z głosu i słowa a słowo zamieniło się później w bajki i opowieści. Jedna z nich została wyróżniona pierwszym miejscem w konkursie na bajkę terapeutyczną.

Ludkowie z Mimo

Dawno, dawno temu żyli na ziemi mali ludkowie. Większość z nich zamieszkiwała niewielką wioskę Mimo i nazywali siebie Mimoludkami. Byli bardzo szczęśliwi i krzątali się wokół swoich spraw, śmiejąc się od ucha do ucha i pozdrawiając serdecznie nawzajem. Tym, co Mimoludkowie lubili najbardziej, było obdarzanie się ciepłymi, mięciutkimi kłębuszkami wełny. Każdy nosił na ramieniu wypełniony nimi woreczek. Rozumowali bowiem w ten sposób: ofiarowanie komuś ciepłego, mięciutkiego kłębuszka jest rzeczą szczególnie piękną. Oznacza dla obdarowanego: Jesteś kimś szczególnym! To taki sposób wyznania: Lubię Cię! Otrzymanie takiego kłębuszka sprawia oczywiście wielką radość. Kiedy ktoś ofiaruje Ci kłębuszek, a Ty go bierzesz w dłonie i czujesz na policzku jego ciepło i puchatość, kiedy go miękko i delikatnie umieszczasz w swoim worku pośród innych kłębuszków, od razu ogarnia Cię cudowne uczucie. Czujesz otaczające Cię uznanie i szacunek, więc gdy ktoś wręcza Ci kłębuszek, Ty też chciałbyś zrewanżować się czymś podobnie pięknym.

mimodzień? – zapytał ludzik z uśmiechem. – Proszę, weź ten mały, ciepły, mięciutki kłębuszek. Jest wyjątkowy. Zachowałem go specjalnie dla Ciebie, bo widuję Cię tak rzadko. Kobold rozejrzał się, czy nikt inny go nie usłyszy i wtedy szepnął Mimoludkowi do ucha: Posłuchaj! Czy nie rozumiesz tego, że jeżeli będziesz te swoje kłębuszki tak po prostu rozdawał, to pewnego dnia wyczerpie Ci się zapas?! A kiedy spostrzegł zdumione spojrzenie i strach na twarzy maleńkiego człowieczka, zajrzał do jego worka z kłębuszkami i dorzucił: Widzę, że teraz pozostało Ci już chyba nie więcej, niż dwieście siedemnaście kłębuszków. Bądź lepiej ostrożny z rozdawaniem! Po czym poczłapał na swoich dużych, zielonych nogach z powrotem, zostawiając skonsternowanego i nieszczęśliwego Mimoludka.

Ludkowie z Mimo chętnie obdarowywali się ciepłymi, mięciutkimi kłębuszkami i chętnie przyjmowali ciepłe, mięciutkie kłębuszki, a ich wspólne życie było bardzo szczęśliwe i radosne.

Nie upłynęło wiele czasu, kiedy przechodził tamtędy inny Mimoludek i przyjaźnie pozdrowił owego nieszczęśnika. Był to jego dobry przyjaciel, z którym wymienił już wiele ciepłych, mięciutkich kłębuszków. Przybysz ku swemu zaskoczeniu spostrzegł, że po wręczeniu przyjacielowi ciepłego, mięciutkiego kłębuszka otrzymał odeń tylko zakłopotane spojrzenie. Obdarowany poradził mu jedynie, by pilnował ubywających mu z worka kłębuszków, po czym szybko się oddalił.

Przed wioską, w zimnej i ciemnej jaskini, mieszkał wówczas duży zielony Kobold. Właściwie to nie chciał on mieszkać sam i czasami czuł się bardzo, bardzo samotny.

Jeszcze tego samego wieczora niektórzy Mimoludkowie zaczęli mówić do innych: Przykro mi, ale nie mam dla ciebie ciepłego, mięciutkiego kłębuszka. Muszę uważać, żeby mi się zapas nie wyczerpał.

Ale nie umiał się z nikim zaprzyjaźnić i z nikim nie potrafił żyć w zgodzie. I z jakiegoś powodu nie chciał się wymieniać ciepłymi i mięciutkimi kłębuszkami. Uważał to za kompletną niedorzeczność.

Następnego dnia nowina rozeszła się po całej wiosce. Teraz już wszyscy zaczęli ukrywać swoje kłębuszki. Wprawdzie rozdawano jeszcze trochę, ale już bardzo, bardzo ostrożnie. Patrz, komu dajesz! – mówiono.

Pewnego wieczoru Kobold poszedł do wioski i spotkał życzliwego Mimoludka. Czyż to nie jest piękny

Mimoludkowie zaczęli spoglądać na siebie nieufnie, a na noc chowali swoje worki z kłębuszkami głęboko. Wybuchały spory o to, kto ma najwięcej kłębuszków,

35


a niektórzy zaczęli nawet wymieniać kłębuszki na różne przedmioty, zamiast je po prostu rozdawać. Wójt Mimo postanowił w końcu, że ilość kłębuszków ma być ograniczona, i tym samym ogłosił oficjalnie kłębuszki środkiem wymiany. Już wkrótce zaczęły się swary o to, ile kłębuszków powinna kosztować kolacja lub nocleg. Były nawet przypadki ograbiania z kłębuszków. Szczególnie ciemnymi wieczorami nie można już było czuć się bezpiecznie poza domem – a przecież nie tak dawno Mimoludkowie co wieczór wychodzili na spacer i nawzajem się pozdrawiali, aby ofiarowywać sobie wzajemnie ciepłe, mięciutkie kłębuszki. Najgorszym ze wszystkiego było to, że coś złego zaczęło się dziać ze zdrowiem Mimoludków. Wielu skarżyło się na bóle ramion i pleców, a z czasem coraz więcej i więcej Mimoludków cierpiało na chorobę znana jako skrzywienie kręgosłupa. Chodzili przygarbieni, w skrajnych przypadkach nawet do samej ziemi, a ich worki z kłębuszkami ciągnęły się za nimi. Wielu z nich zaczęło myśleć, że przyczyną choroby jest duży ciężar tych worków i że lepiej byłoby zamykać je bezpiecznie w domu. Wkrótce nie sposób już było spotkać żadnego Mimoludka z workiem kłębuszków. Kobold początkowo był bardzo zadowolony z rezultatów swojej intrygi. Chciał się przekonać, czy Mimoludkowie będą tak samo postępowali i staną się podobnie nieczuli i samolubni, jak on. Rozpierała go satysfakcja z takiego obrotu sprawy. Kiedy teraz szedł do wioski, nie witano go już uśmiechem tak jak kiedyś, ani też nie ofiarowywano mu ciepłych i mięciutkich kłębuszków. Zamiast tego ludzie spoglądali na niego nieufnie, podobnie jak na siebie nawzajem. To mu całkowicie odpowiadało. Dla niego znaczyło to: Patrz rzeczywistości w oczy! Taki jest świat! – jak zwykł mawiać. Z upływem czasu jednak doszło do jeszcze gorszych rzeczy. Zmarło kilku Mimoludków. Może to z powodu zwyrodnienia kręgosłupa, a może dlatego, że nikt nigdy nie podarował im ciepłego, mięciutkiego kłębuszka, tego nikt nie wie. Jedno jest jednak pewne. Odtąd zniknęło wszelkie szczęście z tej wioski i wszystkich ogarnął śmiertelny smutek. Kiedy Kobold dowiedział się o tym, rzekł do siebie: Nie życzyłem im śmierci. Chciałem tylko, by zobaczyli, jaki jest świat naprawdę. Zaczął się zastanawiać,

co mógłby teraz zrobić, i obmyślił pewien plan.

także coś jeszcze: ofiarodawcy i obdarowani mniej cierpią i mogą znowu chodzić wyprostowani!

Głęboko w swojej jaskini odkrył kiedyś porzuconą kopalnię zimnego, ostrego kamienia. Spędził wiele lat na wydobywaniu tego kolczastego minerału, bowiem lubił odczuwać jego chłód i szorstkość. Postanowił podzielić się tymi kamieniami z Mimoludkami.

Jednak wśród mieszkańców Mimo panowała głęboka nieufność. Słyszało się to wypowiedziach wielu z nich:

I tak napełnił setki worków zimnymi, ostrymi kawałkami skały i zabrał je ze sobą do wioski. Gdy ludkowie zobaczyli worki z ostrymi, zimnymi kamieniami, ucieszyli się i przyjęli je z wdzięcznością.

Nie wiem czy ktoś również doceni moje kłębuszki.

Oto teraz znowu mieli coś, czym mogli się nawzajem obdarowywać. Jednak obdarowywanie zimnymi, kłującymi kamykami nie sprawiało tyle radości, co ciepłymi, mięciutkimi kłębuszkami. Otrzymanie w podarunku zimnego, szorstkiego kamienia wiązało się z osobliwym uczuciem. Nigdy nie można było być zupełnie pewnym co do intencji darczyńcy, bo przecież w końcu chodziło o zimne i szorstkie kamienie. Wprawdzie miło było w ogóle coś dostać od kogoś drugiego, ale tak naprawdę budziło to mieszane uczucia i często powodowało zranienie palców. To właśnie przytrafiło się pewnemu młodemu chłopcu z Mimo, więc spytał dziadka, dlaczego wszyscy obdarowują się takimi kłującymi kamieniami, które już tylu z nich pokaleczyły palce. Dziadek opowiedział wnukowi, jak było kiedyś. Tej nocy chłopcu zjawiła się we śnie wróżka i powiedziała do niego: Zacznij znowu ofiarowywać ciepłe, mięciutkie kłębuszki, ażeby pośród Mimoludków na nowo mogły zagościć ciepło i radość. Zaufaj mi i nie słuchaj tych, którzy podsycają w Tobie lęk! I tak to niektórzy ludkowie zaczęli się znowu obdarzać nawzajem ciepłymi, mięciutkimi kłębuszkami i za każdym razem, kiedy wręczano ten drobiazg, zarówno darczyńca, jak i obdarowany czuli się bardzo, bardzo szczęśliwi.

Ciepłe, mięciutkie kłębuszki? Coś się chyba za tym kryje?!

Ofiarowałem jednemu ciepły, mięciutki kłębuszek, a w zamian dostałem zimny, szorstki kamień. Już nigdy więcej nie będę tak głupi, żeby się na to nabrać. Nigdy nic nie wiadomo: teraz ciepły, miękki kłębuszek, a w następnej chwili zimny, szorstki kamień. Dam ci ciepły, mięciutki kłębuszek tylko wtedy, gdy i ja dostanę od ciebie taki sam. Chciałbym dać mojemu dziecku ciepły, mięciutki kłębuszek, ale nie zasłużyło sobie na niego. Ciekawy jestem, czy dziadek ma jeszcze w banku jakieś kłębuszki? Na pewno każdy Mimoludek chętnie powróciłby do tamtych pięknych dni, kiedy to zarówno dawanie, jak i przyjmowanie ciepłych mięciutkich kłębuszków było czymś naturalnym. Wielu marzyło o tym, jak to byłoby pięknie, gdyby... Jednakże ciągle coś powstrzymywało ludzi. Być może myśl o tym, jaki „świat jest naprawdę” albo „co inni pomyśleliby, gdybym zaczął...”

INGA ZAWADZKA

Jednakże ofiarowywanie sobie ciepłych, mięciutkich kłębuszków nie stało się znowu zwyczajem tak powszechnym jak kiedyś, bowiem ludzie nie ufali już sobie wzajemnie. Tylko nieliczni wiedzieli, że zasoby kłębuszków są niewyczerpalne i w żadnym razie nikt nie zubożeje z powodu obdarowywania nimi innych. Zauważyli 37


NA ZDROWIE!

Maki sushi i nigiri z łososiem

- Ryż przekładamy do garnka, zalewamy wodą, przykrywamy i zagotowujemy na średnim ogniu. Maksymalnie zmniejszamy ogień i gotujemy dalsze 3-5 minut. Po tym czasie wyłączamy ogień, ale pozostawiamy garnek na palniku przez 8-10 minut. Następnie zestawiamy całkowicie ze źródła ciepła i odczekujemy kolejne10 minut. - W tym czasie, w szklance, przygotowujemy roztwór z octu ryżowego, cukru i soli. Ściągamy pokrywkę z garnka i wlewamy miksturę, delikatnie mieszając drewnianą łyżką. Ryż studzimy, najlepiej wachlując kawałkiem kartoniku nad garnkiem, mieszając co jakiś czas. Garnek z ryżem przykryty pokrywką można wstawić do zlewu z zimną wodą i poczekać aż ostygnie. Nie należy wtedy zdejmować pokrywki, żeby ryż nie wysechł.

Oryginalny przepis na ryż do sushi i przygotowanie sushi znajdziecie w książce Kimiko Barber i Hiroki Takemura „Sushi - taste and technique”. SKŁADNIKI DLA 4 OSÓB: Ryż: - 1,5 szklanki ryżu do sushi lub risotto (320g) - 2 szklanki zimnej wody (ok. 500ml) - 4 łyżki octu ryżowego - 2 łyżeczki cukru - 0,5 łyżeczki soli SKŁADNIKI DO NADZIENIA: - 6-8 płatów nori (1 opakowanie zawiera zazwyczaj 10 sztuk) - 1 zielony, umyty ogórek - 0,5 awokado - 0,5 mango - 300 g surowego łososia - 40 sztuk mrożonych krewetek - wasabi w tubce lub proszku - imbir w zalewie (1,5 słoiczka) - sos sojowy (Tamari, bezglutenowy)

WYKONANIE: - Ryż dokładnie wypłucz na metalowym, drobnym sitku do momentu pozbycia się mlecznej wody. Odcedź i pozostaw na sitku na 30 minut. - W tym czasie obierz krewetki (najpierw ruchem rotacyjnym oderwij głowy, potem ściągnij ogonki, a następnie obierz je z pancerzyków). Jeśli obieramy krewetki zamrożone, najlepiej przełożyć je do miski z chłodną wodą i pozostawić na 5 minut. Będą się łatwiej obierać. Obrane krewetki szybko opłucz pod zimną, bieżącą wodą, odcedź i przełóż do miseczki. - Łososia pokrój w słupki (spójrz na zdjęcia) o grubości 1,5 cm i długości ok. 20 cm (20 cm to dłuższy bok standardowych płatów nori). Łososia do nigiri należy pokroić na bardzo cieńkie, 3-milimetrowej grubości plasterki o wymiarach 7×5 cm. - Zielonego ogórka przekrój wzdłuż na pół, wydrąż pestki i skrój jedną połowę na pięć 20-centymetrowych pasków. Obierz i pokrój w podobne słupki awokado i mango. - Matę z bambusa do sushi owijamy w folię spożywczą. Jeśli nie mamy specjalnej maty, można użyć do tego celu ozdobną podkładkę pod talerz, wykonaną z bambusu lub słomek.

- Kiedy ryż ostudzi się do temperatury pokojowej, możemy zacząć zawijać sushi. Kładziemy 1 listek nori na macie (patrz zdjęcia), moczymy dłonie w zimnej wodzie, bierzemy ilość ryżu mieszczącą się w dłoni i nakładamy na listek nori, zostawiając u góry wolny, ok 3-4-centymetrowy pasek. Ryż rozprowadzamy mniej więcej równomiernie po płatku nori, delikatnie dociskając. Następnie nakładamy na palec odrobinę pasty wasabi i rozprowadzamy ją wzdłuż dolnej krawędzi ryżu. Kładziemy ogórek, łososia, awokado (lub inne wybrane przez siebie składniki) i zawijamy rolkę używając do tego maty. Dociskamy dokładnie matę, by maki (nori maki- zrolowane sushi) było zbite i po pokrojeniu nie rozlatywało się. Zrolowane sushi odkładamy na bok (na ok. 2 minuty), aby glony delikatnie nasiąkły wilgocią z ryżu (będą wtedy lepiej się kroić). Kroimy bardzo ostrym nożem na 2-2,5-centymetrowe plastry i układamy na deseczkach, paterze lub talerzach.

PRZEPISY DLA PAŃSTWA PRZYGOTOWAŁA JAGODA GRUCHACZ.

ZAPRASZAMY NA STRONĘ: HTTP://ECOOKLAND.COM/

Aby zrobić nigiri (nigiri zushi - ryż z rybą, warzywami lub omletem), wystarczy ulepić w dłoni małą kilkę ryżu, delikatnie formując wybrany kształt, posmarować wierzch ryżu odrobiną wasabi i położyć na niej plasterek łososia. Można owinąć całość paseczkiem nori dla ozdoby (patrz zdjęcia). Podajemy z marynowanym imbirem, odrobiną wasabi i sosem sojowym.

39


ROZWIJAK- informator o warsztatach rozwojowych



ROZWIJAK

AKTYWNE KOBIETY STARTUJĄ Z KARIERĄ

Projekt wspierający kobiety na drodze do życia pełnego satysfakcji Dołącz do nas i zbuduj karierę marzeń!!! „Jesteś jedyną osobą na świecie, która może wykorzystać Twój potencjał”Te słowa słynnego mówcy motywacyjnego Ziglar Zig przyświecają kolejnemu przedsięwzięciu, którego realizacji podjęło się Stowarzyszenie Aktywnych Kobiet. Wierzymy, że każda z nas ma w sobie nieograniczone pokłady siły, energii i motywacji do mierzenia się z rzeczywistością i budowania lepszego życia. Jeśli chcesz wziąć odpowiedzialność za własne życie i budować satysfakcjonujące karierę to ten projekt jest dla Ciebie. Aktywne Kobiety startują z karierą powstał, by wesprzeć każdą z Was w drodze do wymarzonego celu zawodowego.

Ten projekt jest dla Ciebie jeśli: -pragniesz znaleźć pracę, która da Ci spełnienie -chcesz zaplanować swoją karierę -chcesz znaleźć lub zmienić pracę -szukasz wsparcia w rozwoju zawodowym -chcesz wrócić do pracy (np. po okresie macierzyńskim) -utraciłaś pracę i nie wiesz, co dalej -stoisz przed ważnymi decyzjami zawodowymi Do dnia 26 lutego możesz skorzystać z promocyjnej ceny!!! Szczegóły na: http://startujemyzkariera.wordpress.com/

Sosnowiec Stowarzyszenie Aktywne Kobiety



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.