5 minute read

Tanio już było

Od jakiegoś czasu obserwujemy poważny wzrost cen dotyczący praktycznie wszystkiego. Niech nie myli podawany oficjalnie poziom inflacji, bo on uwzględnia również przysłowiowe „ceny lokomotyw”, a skala podwyżek w sektorze konsumpcyjnym ma poziom co najmniej dwucyfrowy, a dla wielu produktów nawet trzycyfrowy! Gdy wszystko wokół drożeje, wiele osób się zastanawia, czy szukać działki i budować dom? Czy zdecydować się na droższy niż rok temu kominek? Czy zaopatrzyć się w drewno lub pellety teraz, czy lepiej czekać aż ceny spadną?

Podrożały działki budowlane i mieszkania i nie dotyczy to tylko wielkich miast. Drogo zrobiło się niemal wszędzie, bo poszukiwacze tanich gruntów podbijają ceny nawet w dość odległych lokalizacjach. Mieszkam 20 km od Lublina. Ponad 30 lat temu byłem jednym z może kilku mieszczuchów osiedlających się na generalnie wiejskim terenie. W ciągu ostatnich dwóch lat wokół wyrosło wiele domów i wielu nowych ludzi zamieszkało. Kolejnym inwestycjom nie ma końca, nawet działki – delikatnie mówiąc – „kłopotliwe” znajdują nabywców, a wąskimi dróżkami jeździ teraz więcej betoniarek i wielkich naczep z materiałami budowlanymi, niż rolniczego sprzętu. Czy w takiej sytuacji można oczekiwać, że działki budowlane stanieją? Ponad 30 lat temu moja duża działka kosztowała $1.000. Dzisiaj te dolary to około 4.000 złotych, które co najwyżej na notariusza i podatek PPC 3 wystarczą, a na działkę już nie. I, niestety, taniej już nie będzie! Gdy wiele lat temu w ofercie pewnej niemieckiej kominkowej firmy pojawiło się niezwykle atrakcyjne palenisko z zaokrągloną wizją ognia, jeden z pierwszych egzemplarzy, jakie pojawiły się w Polsce, sprzedałem na… Białoruś, bo lokalni kamieniarze nie mieli jeszcze maszyn, aby sprawnie wykonać blat kominka o właściwym promieniu. Wkrótce przestało to być problemem, a palenisko z zaokrągloną szybą, mimo relatywnie wysokiej ceny, stało się wielkim przebojem w Polsce. Kosztowało 3.000−3.500 złotych, gdy najbardziej popularne wtedy modele żeliwnych palenisk z płaskimi szybami kosztowały około 2.000 złotych. Wkrótce rozpoczęła się cenowa wędrówka „w górę” i dzisiaj takie palenisko kosztuje jakieś 12.000 złotych. Czy raczej kosztowało, bo w 2019 roku dawny przebój rynkowy zniknął z oferty. Jeśli ktoś nadal chce mieć wkład „taki sam”, to dostępny krajowy odpowiednik kosztuje i tak ponad 10.000 złotych.

Pewnie będzie jeszcze drożej, bo ze stalą są problemy, transport drożeje i spawacze na produkcji też chcą więcej zarabiać. Właśnie, więcej też chcą zarabiać wykonawcy kominków i wynika to nie tyle z ich chciwości, ile z poważnej podwyżki kosztów działalności. Tanio już nie będzie! Od bardzo wielu lat korzystam z kominka opalanego drewnem. Były czasy, gdy mój kominek z systemem DGP był głównym ogrzewaniem domu, a elektryczne konwektory tylko go uzupełniały. Drewno opałowe kosztowało wtedy jakieś 30−35 złotych za m3 i zamawiałem na ogół 6−10 m³ na sezon. Chętnych do porąbania i ułożenia w drewutni nie brakowało. Pellety? W Polsce była to jeszcze egzotyka.

Jeśli chodzi o biomasę, gdy jako kraj weszliśmy na niechlubny etap „współspalania” drewna z węglem, zapotrzebowanie z energetyki podkręciło ceny drewna. Doszła do tego popularność kominków, więc ostatnio kupowałem drewno nie po 30, a po 230 złotych. A to podobno i tak atrakcyjna cena. Po latach zapóźnienia w stosunku do Europy, pojawiły się w kominkowych salonach pelletowe piecyki, a pellety od kilku lat są dostępne detalicznie, nawet w marketach budowlanych. Przez kilka sezonów granulat drzewny cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem, a cena oscylowała wokół 800−1.000 złotych za tonę. Jednak, jak napisałem wyżej, przeżywamy aktualnie okres poważnego wzrostu cen, więc nic dziwnego, że również pellety kosztują obecnie 1.300−1.500 złotych za tonę. Globalna i krajowa sytuacja energetyczna i braki węgla na polskich składach opału sugerują, że problemem może być nie tylko cena. Na szczęście ceny drewna kominkowego i pelletu zarówno w Europie, jak i w Polsce rosną znacznie wolniej niż inne paliwa, ale taniej nie będzie. Jaki więc jest morał? Jeśli ktoś chce trudny czas przeczekać i liczy, że niskie ceny wrócą, to raczej się zawiedzie.

W czasach, kiedy priorytetem staje się dostępność, nie może być inaczej. Czy to oznacza, że należy zrezygnować z marzeń o własnym domu, kominku i wieczorze przy kominkowym ogniu? Ależ nie, właśnie taka sytuacja powinna być motywacją do działania! Powinna ona skłonić do realnej oceny potrzeb mieszkaniowych i być może rezygnacji z kilku zbędnych metrów jakiegoś pomieszczenia czy kosztownego, a zbędnego elementu. Obecny asortyment kominkowy również pozwala na wybór nie tylko efektywnego, ale i ekonomicznego rozwiązania. Są różne paleniska spełniające wymogi Ekoprojektu, są piecyki na drewno i pellety, są gotowe zestawy modularne, przyspieszające montaż i ograniczające koszty budowy. Z kolei jeśli wybudujemy rozsądnej wielkości dom i wyposażymy go w dobrze dopasowany do potrzeb i efektywny kominek lub piecyki, to zużycie opału powinno być również na poziomie do zaakceptowania.

Taniej nie będzie, ale w końcu bezpieczeństwo cieplne domu oraz przyjemne chwile przy kominkowym ogniu muszą kosztować. Za perłowy lakier samochodu, bilet do kina czy wycieczkę na Maltę też trzeba zapłacić, a chętnych nie brakuje. Może wydaje się dzisiaj, że koszt domu, kominka czy drewna jest duży, jednak taniej już nie będzie. Korzyści z posiadania własnego domu wtedy, kiedy jest on potrzebny, nie warto przekładać „na emeryturę”. Przyjemności kominkowego ciepła dostępnej tu i teraz nie warto przesuwać „na przyszłość”. Nie warto liczyć, że „kiedyś” będzie taniej, bo taniej już było.

Witold Hawajski, witek.h@ihz.pl redaktor naczelny

This article is from: