14 minute read
Wizjoner ognia - Dominique Imbert (1940-2021)
Każdy, kto interesuje się kominkami, a już tym bardziej ktoś związany z branżą, musiał zwrócić uwagę na paleniska FOCUS. Śmiałe w formie, głównie stalowe kominki od ponad 50 lat pokazywały, że ogień w domu może dawać nie tylko fizyczne ciepło, ale też dostarczać wyjątkowych wrażeń estetycznych. Superpłomień, który redakcja Świata Kominków przyznała artyście w 2010 roku, to tylko skromny dodatek do wielkiej ilości wyróżnień, jakie z całego świata otrzymał.
Na początku września dotarła do mnie informacja o śmierci Dominique’a Imberta, twórcy marki FOCUS i wielu wspaniałych kominków. Ta przykra wiadomość wywoła u mnie wspomnienia, bo od 30 lat zajmując się kominkami i od 18 redagując kominkowy magazyn, z panem Dominique Imbertem oraz jego ognistymi dziełami spotkałem się wiele razy. Każdy model paleniska Focus i każde, nawet przelotne spotkanie z Imbertem pozostało w mojej pamięci. A trzeba wiedzieć, że skromność tego geniusza ognia była równie wielka, jak jego kominki. Był wielkim artystą ognia, ale też niezłym biznesmenem. Zaczynając od malutkiego warsztatu i od zatrudnienia dwóch ludzi, stworzył firmę zatrudniającą ponad 100 osób, a kominki FOCUS są znane i dostępne praktycznie na całym świecie (przedstawicielem w Polsce jest Koperfam z Legionowa), i 60% przychodów firmy powstaje w ramach eksportu. Nawet bardzo zajęty rozmową, gdzieś na wielkich targach, zawsze miał czas na przywitanie, kilka słów, miły gest…
Ścieżka serca – fragment tekstu z 2010 roku Świat Kominków nr 1(23)2010
Tworzone przez Dominique’a Imberta kominki, mimo czasem nawet kilkudziesięciu lat od czasu ich powstania, są tak nowoczesne, że wydają się nie mieć żadnej przeszłości. A jednak kryją w sobie historię – kameralną, poruszającą i esencjonalną, jak zapach ziół dojrzewających w słońcu południa Francji, skąd pochodzą. Zamyka się w nich pasja i ślady barwnych losów ich twórcy, który zanim docenił swe zamiłowanie do rozgrzanej ogniem stali, próbował niemal każdej życiowej ścieżki. Filozofia, socjologia, literatura, nauki polityczne to jedne z wielu przystanków na długiej drodze poszukiwań Dominique’a Imberta. Pracował jako etnolog na Alasce, pomoc kuchenna w jednej z nowojorskich restauracji, doktor socjologii na Sorbonie i profesor literatury w jednym z paryskich liceów. Mimo otwarcie zadeklarowanego lenistwa, znalazł energię i czas na twórczość pisarską – napisał powieść, a tylko przysłowiowy „mały włos” dzielił go od tego, by związać swoje życie z dziennikarstwem i odległą Kambodżą. To właśnie wtedy w burzliwych losach projektanta nastąpił punkt zwrotny.
Dominique Imbert zdecydował się zostać w rodzinnych stronach na południu Francji, a na miejsce pobytu i pracy wybrał niewielkie Viols-le-Fort i wiekowy, przestronny budynek, który mimo wymagających remontu zniszczeń, miał atmosferę artystycznego atelier rzeźby. Był rok 1968 i jedna z najsroższych zim, jakie pamiętają te ciepłe na ogół strony. W zrujnowanych murach trudno było walczyć z przejmującym chłodem. Pomóc mogła tylko aktywność i choćby prymitywne ognisko – z kawałka blachy gospodarz uformował więc sporych rozmiarów niszę, którą wykorzystał jako palenisko i zawiesił wraz z pionową rurą wprost na ścianie. Niezwykłość tego rozwiązania sprawiła, że oryginalny kominek zapragnęło mieć też kilku przyjaciół artysty. Prawdopodobnie żaden z nich nie przeczuwał, że wraz z nabyciem nietypowego, domowego ogniska, tworzą pierwszy odcinek historii firmy kominkowej o międzynarodowym zasięgu, uznaniu i oddziaływaniu na przyszłość współczesnego wzornictwa. Powstały z sentymentu do zabaw z dzieciństwa i elementarnej potrzeby ciepła, kominek obecnie jest wciąż pożądanym klasykiem i symbolem stworzonej przez designera firmy Focus. Z pozoru wydaje się, że ta historia mogła wydarzyć się tylko we Francji bądź w równie otwartych na estetyczne eksperymenty Włoszech.
W rzeczywistości w latach siedemdziesiątych w domach nad Sekwaną królowały kominki o tej samej, przewidywalnej formie z drewnianą belką, kamienną łupanką i okapem. W tej postaci mimo upływu lat wciąż utożsamiane są one z kominkami w ogóle i spotykane w wielu domach. – One, co prawda, jeszcze nie umarły, ale już mają ten specyficzny zapaszek… – z przekąsem i nieskrywaną niechęcią mówi o nich designer. Jak w tej powszechnej aprobacie dla banału i powtarzalności mogły zaistnieć rozwiązania śmiałe, niczym kosmiczne kapsuły, kominki, z których nawet najstarsze modele również dziś, po tylu latach od ich powstania, wymagają pewnej odwagi i otwartości na „nowe”? Nie było łatwo i pewnie by się nie udało przetrwać, gdyby nie wiara we własne poczucie smaku i w to, co tworzone z radością i pasją. – Chcę się bawić materiałem. Staram się wypracować formy, które mi się podobają. Mam nadzieję, że skoro podobają się mnie, może spodobają się jeszcze komuś – wyjaśniał z rozbrajającą prostotą artysta.
Zabawy z ogniem okazały się groźne przede wszystkim dla schematów i reguł – propozycje Dominique’a Imberta bezlitośnie je obalają, zastępując je lekkością i świeżością pomysłów, zaskakujących, jak dziecięce fantazje. Kominek z paleniskiem w kształcie okrętowego okna i znajdującą się tuż pod nim drewnianą ławeczką przypominającą morską falę, pogodnie kpi z konwencji zapiecka, inny, zaprojektowany specjalnie dla słynnego centrum Pompidou, nawiązuje do nowoczesnej architektury tego miejsca, przybierając formę… wystającej ze ściany rury. Niektóre modele wprost przypominają porozumiewawczo puszczane oko lub ułożone w pogodny uśmiech usta, nawiązują kształtem i barwą do układanek z klocków Lego czy zawadiacko zachęcają, by przejść przez dziurę w płocie. Zabawa w chowanego wydaje się być niewyczerpaną inspiracją artysty, stąd wiele modeli daje wrażenie ukrywania lub podpatrywania ognia. Płomienie skrywane są za przesuwnymi blokami obudowy, jak ograniczone kamieniami ognisko, lub wychylają się znienacka zza szpar w powierzchni przypominającej deski, jak przez dziurkę od klucza. Duże wrażenie robią te, których palenisko otacza rozdarta z wielką ekspresją stal. Oryginalne formy poruszają wyobraźnię: można dostrzec w tak zaprezentowanym ogniu figlarną zabawę albo cenną i poszukiwaną wartość, do której dociera się z trudem, często ostatkiem sił, a czasami ze zniecierpliwieniem.
Niezmienne od dzieciństwa zauroczenie widokiem ognia manifestuje się też całkiem bezpośrednio. Eksponowanie wizji płomieni, unikanie jakichkolwiek elementów przysłaniających ich widok, stosowanie przeszkleń i sytuowanie w pozycji zapewniającej różną perspektywę, to równie ważny trend w pracach artysty, co ukrywanie ognia. W wielu modelach dzięki zaokrąglonej szybie płomienie podziwiać można z każdej strony i z wielu poziomów, m.in. z antresoli czy ze schodów. Paleniska skonstruowane są tak, aby nic nie ograniczało widoku i nic z nim nie konkurowało – obudowa jest więc prosta, na ogół wręcz surowa. Wśród takich kominków są prawdziwe kolosy. Zaokrąglone paleniska najczęściej zawieszone są tuż nad ziemią, bujają w obłokach. W niektórych delikatnie kołysze się miłość do morza – kto wie, może pierwsza myśl o serii gorących batyskafów zakiełkowała w umyśle designera gdzieś w mroźnym klimacie i śniegach Alaski? A może na piaskach wybrzeża w rodzinnej Francji?
I choć pesymiści na ich widok mówią pewnie „co ma wisieć, nie utonie”, przywodząc na myśl wszystkie zawieszone w czasie sprawy i nierozwiązane problemy, to jednak ciepłe i piękne, oderwane od ziemi, zgodnie z życzeniem ich twórcy, przypominają przede wszystkim o plażach, pokusach, marzeniach i trudno dostępnych przyjemnościach. Słońce i radość Południa nie zawsze tak jasno odbijają się w kreacjach artysty. W wielu modelach przysłaniają je zupełnie inne emocje. Nad otwartym paleniskiem rozpościera się zastygły w metalu kształt, jak utrwalona w dramatycznym geście dłoń – to Prometeusz próbuje wykraść ogień. Seria biokominków Zen, inspirowana kulturą Japonii, jest przede wszystkim pełna dynamizmu i eksponuje surowy minimalizm – tak nowoczesny i charakterystyczny dla tego kraju. Do jego przeszłości i tempa nawiązują modele, których konstrukcja przypomina skrzyżowane w walce miecze samurajów. Podążanie za intuicyjnie postrzeganym pięknem i zaufanie samemu sobie dało formy tak różnorodne, jak role i wyzwania, jakie narzucił sobie ich twórca. Nie sposób ogarnąć wszystkich pomysłów i rozwiązań opracowanych przez artystę. Doświadczenia licznych podróży i obcowanie z wieloma kulturami dały mu wgląd w różnorodnie pojmowane piękno i rozbudziły inwencję twórczą. We wszystkich propozycjach Focusa czuć jednak wspólny rdzeń: zamiłowanie do prostoty i świeżości. Ich czyste formy ujmują bezpretensjonalnością i nowoczesnością, niezależną od wieku. „Moda przemija, styl nigdy” – mawiała Coco Chanel, a kominki Dominique’a Imberta dowodzą, że nie dotyczy to tylko ubrań. Poza Polską jego kominki opanowały nawet tak specyficzne rynki, jak japoński, amerykański czy rosyjski, a w samym tylko grudniu 2009 roku zgarnęły kilka prestiżowych nagród. Wśród wielu wyróżnień dostrzeżono wtedy po raz kolejny również model Gyrofocus, którego prototyp powstał ponad 40 lat temu na potrzeby domu artysty, dając początek trwającej do dziś przygodzie z kominkami. W drugiej po Francji stolicy designu, Włoszech, zdobył on tytuł „Najpiękniejszego przedmiotu świata”.
Rzeczywiście, błyskotliwe pomysły, patenty i rozwiązania giną niedocenione podczas powierzchownych rywalizacji koncentrujących się na tym, co widoczne dla oka. Ale właśnie to dzięki nim kominki Dominique’a Imberta zyskują podczas bliż-szego poznania. Wszystkie modele dają swym posiadaczom komfort władzy nad ogniem – zgodnie z ich wolą mogą odsłaniać bądź zamykać w swych kształtach płomienie. Paleniska można gasić, jak kościelne świece, jednym ruchem nakrywając ogień stalową czapą, można też obracać płonące nisze lub nawet wysunąć wkład, jak ruchomy klocek i zwrócić go w pożądanym kierunku. Są ergonomiczne i pełne szacunku dla otaczającej je przestrzeni. Nie chciane, taktownie chowają się w ścianach, jak składane – niczym scyzoryki – grille, projektowane z myślą o miejskich, ciasnych ogródkach i nadające się nawet na balkony. Dostępne w różnych wariantach paliwowych mogą zawisnąć na dowolnej wysokości bądź osiąść wprost na podłodze. Niewielkie formy biokominków opalanych bioetanolem to majstersztyk w oswajaniu i pacyfikowaniu żywiołu. Formy zawieszone można podziwiać również „od podszewki”, a przy tych, które wpisane są w blaty, załatwić niejedną trudną sprawę. Połączenie ognia i rozumu daje mądrość i głębię – ogniska tworzące magię, ale również zapewniające ciepło bezpieczne i wymierne, liczone w stopniach Celsjusza.
We wnętrzu tych rzeźb pulsuje wiara w człowieka niedoskonałego i pełnokrwistego – wyrozumiałość dla jego lenistwa i próżności, ukochanie bliskości i więzi, zachęta do refleksji, odpoczynku i przełamania rutyny. Jest w tej przepastnej duszy też coś z piękna i przyjaznej atmosfery słonecznego Viols-le-Fort oraz spokój i pogoda człowieka wielkiego w swej skromności oraz wsłuchanego w siebie. Chociaż Dominique Imbert uwielbiał pracować w stali, to doskonale radził sobie również z innymi materiałami. Chociaż zaczynał od kominków opalanych drewnem, to spod Jego ręki wyszły również piękne kominki na gaz czy bioetanol. Tworzył niepowtarzalne kominki do wnętrz i do otwartych przestrzeni.
Po prostu jak ktoś jest takiej klasy artystą, to może tworzyć i grać swobodnie na różnych instrumentach. Nawet konieczność dopasowania do rosnących wymagań ekologicznych nie była przeszkodą, co najwyżej spowolniła proces tworzenia kolejnych modeli Focusów… Śmierć Dominique’a Imberta to bez wątpienia wielka strata dla kominkowej branży. Jest to również wielkie wyzwanie dla firmy Focus, bo nie będzie łatwo utrzymać tak wysoki poziom wzornictwa, niezwykłe otwarcie i taką śmiałość twórczą, jakie miał Dominique Imbert.
Agnieszka Krysa, Witold Hawajski
Wizja twórcy – wywiad z 2012 roku Świat Kominków nr 2/3(32)2012
Czy czuje się Pan guru w projektowaniu kominków?
Dominique Imbert: Nie, zupełnie nie. Bardzo ważne, moim zdaniem, jest to, że nie jestem projektantem z wykształcenia i że mam w sobie skromność, która pozwala mi myśleć, że jestem jednym z wielu designerów. Nie uczęszczałem na żadne kursy czy zajęcia z rysunku, może właśnie dlatego moje kreacje są tak oryginalne, a mój styl bardzo osobisty. Uwielbiam tworzyć coś nowego i jest to dla mnie naturalne.
Skąd czerpie Pan inspiracje?
D.I.: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Te stojące na stole trzy szklanki tworzą bardzo ciekawą formę… Owoc zwisający z drzewa czy rysunek przemysłowy telefonu – wszystko może być inspiracją, cały świat, który nas otacza.
Ile trwa proces od pomysłu do realizacji?
D.I.: 40 lat temu wystarczyły 24 godziny, obecnie ten proces trwa aż 3 lata. Kiedyś kominki były dużo prostsze i sam je robiłem od początku do końca. Wystarczyły 2, 3 dni, by odpowiednie kawałki urządzenia zrobić i zespawać, obecnie robi to maszyna. Jednak najwięcej czasu zajmuje przygotowanie urządzenia tak, aby spełniało wszystkie rygorystyczne normy dotyczące emisji CO2, temperatury spalin i ich jakości, by posiadało doprowadzenie powietrza z zewnątrz, aby szyba pozostawała czysta i by temperatura na zewnątrz nie była za wysoka. Przygotowanie tego wszystkiego zajmuje dużo czasu, tym bardziej, że zależy mi na tym, aby bryła nie traciła swojej atrakcyjności, a spełniała wszystkie najwyższe techniczne wymagania. Osobiście zajmuję się całym procesem koncepcyjnym, poczynając od wstępnej wizji przez cały proces dopracowywania zagadnień technicznych.
Czy uważa Pan, że nowe przepisy sprawiają, że romantyzm ognia gdzieś znika?
D.I.: Standaryzacja wymogów sprawia, że kominki się do siebie upodabniają. Jednocześnie istnieje ich duża różnorodność. Coraz trudniej jest zrobić coś innego, oryginalnego. Kiedyś istniała duża swoboda i dowolność, którą dawały też otwarte paleniska – na szczęście nadal są klienci, którzy chcą mieć otwarty ogień w domu. Jednak obecnie wymagania nowoczesnego budownictwa, między innymi energooszczędnego i pasywnego, stawiają na paleniska przeszklone i wyposażone w doprowadzenie powietrza z zewnątrz. Dlatego opracowuję coraz to nowe pomysły, obecnie testujemy system, w którym powietrze do spalania będzie doprowadzane przez przewód kominowy – tak jak to funkcjonuje w paleniskach gazowych.
Pańskie produkty trafiają często na bardzo odległe pozaeuropejskie rynki. Czy zainteresowanie tymi odległymi rejonami wynika z tego, że w Europie coraz trudniej jest pokazać wolność twórczą?
D.I.: Nie, niezupełnie. Interesująca jest dla mnie konfrontacja z obecnie wprowadzanymi w Europie normami. Daje ona dużą satysfakcję, gdy uda się sprostać przepisom przy zachowaniu mojej wizji kominka. Mimo rygorystycznych norm udaje nam się tworzyć interesujące modele, choć jest to coraz trudniejsze i nie dotyczy to tylko projektowania kominków. To samo występuje również w innych gałęziach produkcji, np. w motoryzacji. Zbyt duża ilość norm na pewno w pewnym sensie zabija wolność tworzenia.
Czy Pana kominki lubią otwarte przestrzenie?
D.I.: Myślę, że nawet za bardzo. Niestety, obecnie jest coraz więcej ograniczeń dla projektantów, które wynikają z przepisów, a także z oczekiwań klientów. Dzisiaj coraz częściej kominki trafiają do małych wnętrz, dlatego z takimi wyzwaniami też staram się zmierzyć. Miałem np. okazję stworzyć malutkie urządzenie do nowoczesnego japońskiego domu. Technicy wiedzą, że trudno jest zrobić palenisko o szerokości mniejszej niż 63 cm (same polana mają 50 cm), a jeszcze takie, które będzie zachwycać – to kolejne wyzwanie.
Czy widział Pan ładniejszy kominek od tych zaprojektowanych przez siebie?
D.I.: Tak. Był to kominek z około XIV wieku, zawieszony na murach, który widziałem w ruinach zamku w południowo-wschodniej Francji. Olbrzymie wrażenie zrobił też na mnie dom Normana Fostera, położony w doskonałym otoczeniu nieskażonej niczym przyrody. Specjalnie do tego wnętrza, na życzenie architekta, zrobiłem bardzo prosty kominek, który zachwycił także właściciela.
Czy ceni Pan kogoś z branży kominkowej?
D.I.: Zdarzało mi się, że znalazłem interesujące formy, ale nie było ich zbyt wiele. Nie znalazłem takiej, którą bym uwielbiał. Kominek obecnie musi spełniać podwójną rolę: musi być funkcjonalny i piękny. W większości przypadków którejś z nich brakuje. Widzę np. piękny kominek, ale wiem od razu, że nie będzie on dobrze funkcjonować.
Pozostanie Pan wierny metalowym kominkom?
D.I.: Kocham stal, ale ostatnio eksperymentuję też z innymi materiałami. Chcę np. wykonać kominek ze stiuku.
Czy uważa się Pan bardziej za producenta, czy za artystę?
D.I.: Czuję się twórcą odpowiedzialnym za firmę i ludzi, których zatrudniam. To, co mnie interesuje, to pomysł, kreacja czegoś nowego. Firma jest dopiero później. Obecnie to ponad 100 osób, które są dla mnie ważne. Dzięki nim mogę sobie pozwolić na pewną swobodę i oddelegować część obowiązków ludziom, którym ufam. Sam dla siebie zostawiam to, co kocham najbardziej, czyli tworzenie.
Aldona Mazurkiewicz