7 minute read
Ciepło pieca kaflowego
Tradycja
Piece kaflowe przez kilka wieków były podstawowym źródłem ogrzewania domów w Europie. Piec nieodłącznie kojarzony jest z kaflami. Ceramika piecowa powstawała w licznych kaflarniach. Mniejsze funkcjonowały lokalnie i na ogół wykonywały najprostsze i tanie kafle dla okolicznych wsi. Większe oferowały bogatszy asortyment kształtek i glazur, i zaopatrywały nieraz bardzo odległe rejony. Piec był towarem pierwszej potrzeby i np. liczne kaflarnie z podberlińskiego Velten w szczycie piecowej koniunktury rocznie wykonywały nawet 100 tysięcy pieców! W takiej sytuacji jest oczywiste, że zdun był jednym z najbardziej poszukiwanych zawodów. Z pewnością zmiany na rynku grzewczym i pojawienie się wielu atrakcyjnych rozwiązań nie pozostało bez wpływu na znacznie mniejszą ilość budowanych pieców. We wspomnianym Velten, z ponad stu kaflarni została tylko… jedna. Etapów minimalizacji znaczenia pieców było kilka (centralne ogrzewanie, gaz, pompy ciepła). To wszystko sprawiło, że obecnie mamy zdecydowanie mniej kaflarni i zdunów, a więcej instalatorów gazu. Czy ta marginalizacja oznacza, że piece znikną, a zawód zduna stanie się zawodem ginącym? Niektórzy by tak chcieli, ale następuje zamiana ilości w jakość. Zamiast masowości pojawiła się wyjątkowość, niemal elitarność pieca. Zamiast wykonującego masowo piece rzemieślnika, zdun jest dzisiaj bardziej artystą. A więc tradycja pieca i zduństwa przetrwa, chociaż od kaflarni i od zdunów wymaga to wiele pracy i posiadania szerszej niż dotąd wiedzy.
Piec kaflowy – co to takiego?
Piec kaflowy, choć wydaje się być prostym urządzeniem, jest bardzo wyrafinowaną konstrukcją. Istotną sprawą jest budowa pieca efektywnego, takiego, który mało pali, a ciepło zatrzymuje na długo. Nie można przy tym zapominać, że piec to urządzenie ogniowe, więc bezpieczeństwo jest również istotne. No i nie bez znaczenia jest również estetyka, bo piec przez długi czas był najważniejszym elementem w domu. Aby umiejętnie łączyć te wymagania, trzeba było posiadać całkiem spory zasób wiedzy, a zdobycie „papierów” do samodzielnej budowy pieców, czyli mistrzowskiego dyplomu, zabierało kilka ładnych lat.
Wszystko zaczyna się od paleniska, zbudowanego zwykle z szamotowych kształtek, zamkniętego solidnymi żeliwnymi drzwiczkami. Tam wytwarzana jest znaczna ilość energii ze spalania drewna. Im większe palenisko, tym większy jednorazowy „wsad” opału i tym więcej wyzwolonej energii. W związku z tym, że – w przeciwieństwie do kominkowego paleniska, gdzie wciąż dokłada się małe ilości drewna – mamy tutaj do dyspozycji dużą ilość energii „na raz”, nie może ona trafiać bezpośrednio do komina, bo długo by on takich obciążeń termicznych nie wytrzymał. Poza tym mamy ogrzewać wnętrze domu, a nie podgrzewać atmosferę. Układ kanałów wyprowadzających spaliny, długa ich droga oraz proporcjonalna do mocy paleniska masa akumulacyjna, która energię zatrzymuje, sprawiają, że na wylocie komina mamy do czynienia z maksymalnie obniżoną temperaturą, wystarczającą, aby był „ciąg”, a ciepło zostało zatrzymane w akumulacyjnej masie i mogło być oddawane przez wiele godzin poprzez otynkowany lub wyłożony kaflami korpus pieca. Im większe palenisko, tym więcej masy akumulacyjnej i tym dłuższa trasa spalin. A więc piec kaflowy, który waży kilka ton, to nie rzadkość, a standard.
Przez długi czas technika budowy pieców nie zmieniała się, chociaż była dopracowywana w szczegółach, a każdy zdun – oprócz ogólnie respektowanych, wyuczonych zasad – miał swoje indywidualne „patenty”. Ogrzewanie wciąż było istotnym priorytetem, a estetyka miała znaczenie tylko w droższych piecach. Szczególnie bogato zdobione były piece kaflowe w zamożnych domach miejskich i w pałacach. W salonach były zwykle kaflowe perełki ze znanych europejskich kaflarni, ale w mniej istotnych pomieszczeniach budowano piece z tańszej, nawet lokalnej ceramiki. Konkurencji grzewczej piece i tak nie miały, a różnice wynikały jedynie z użytej ceramiki i z klasy zduna.
Zduństwo „nowoczesne”
W wielu rejonach Europy, szczególnie w Skandynawii czy w okolicach Alp, nawet pojawienie się innych technik grzewczych miało niewielki wpływ na zmianę tradycyjnych zwyczajów i nadal domy ogrzewane są piecami. Powód? Albo wiąże się to ze znacznymi odległościami pomiędzy domami, albo nie było szans na doprowadzenie nitki gazowej, albo nierozsądne było wożenie węgla do lasu pełnego drewna-paliwa, często będącego prywatną własnością, a to oznacza własne ciepło zamiast ciepła z Moskwy lub Dubaju. A zawsze jest to zdrowy rozsądek. Więc łatwo zrozumieć uparte trwanie przy ogrzewaniu piecami kaflowymi w Austrii, Szwajcarii czy w regionach alpejskich Francji.
Tradycja nie oznacza, że wszystko odbywa się „po staremu”, jak przed wiekami. Jeden z austriackich zdunów, Josef Ortner, wymyślił system budowy pieców i kanałów dymowych z elementów modularnych i stworzył podwaliny „nowoczesnego” zduństwa. Już nie mozolnie i wolno, cegiełka po cegiełce i płytka po płytce, ale całe moduły wykonywane w manufakturach ceramicznych składały się na piec. Wcześniej trzeba oczywiście piec zaprojektować, dokładnie policzyć, tak aby zamówienie w manufakturze złożyć. To zmusza zduna do pracy nie tylko z gliną, ale również na papierze lub… komputerze. Za to montaż w domu klienta elementowanych wcześniej modułów jest już szybki i łatwiejszy nawet dla mniej wprawnych zdunów. Ten sposób budowy pieców, zapoczątkowany przez Josefa Ortnera, rozpowszechnił się i obecnie można tak budować albo cały piec, albo tworzyć rodzaj hybrydy, łączący tradycyjne i nowoczesne techniki. Równocześnie powstał nowy model piecowych drzwiczek, które dzięki witroceramicznej szybie pozwalają nawet w kaflowym piecu obserwować ogień. Idąc dalej, pojawiły się wykonane z żeliwa powtarzalne paleniska piecowe, przygotowane do dużych obciążeń cieplnych, oczywiście też z wizją ognia, co umożliwia jeszcze szybsze budowanie pieców.
Te wszystkie piecowe innowacje pozwoliły na konkurowanie pieców z popularnymi kominkami „z wkładem”. Znacznie lepiej izolowane domy i szczelna stolarka narzuciły te same, co w przypadku kominków, doprowadzenia powietrza do spalania z zewnątrz. Z kolei mniejsze domy, czy wręcz mieszkania, stworzyły podstawy do zmniejszenia mocy, a więc rozmiarów i ciężaru masy akumulacyjnej. Ba, powstały wręcz „małe piece kaflowe”, coś w rodzaju piecyków wolno stojących, tyle że z paleniskiem piecowym i masą akumulacyjną. Ich kompaktowość oznacza, oczywiście, niższą cenę, a więc i szerszą dostępność pieca kaflowego.
Komu dzisiaj piec, komu…
Mamy rok 2021 i wybór paliw oraz urządzeń, a także systemów ogrzewania domów bogaty jak nigdy dotąd. Już nie tylko węgiel, gaz, olej opalowy czy prąd z sieci plus grzejniki konwekcyjne. Węgiel powinien z domów zniknąć, chociaż kotły 5 klasy ten proces opóźniają. Olej opałowy, chociaż tu i tam figuruje jako „ekologiczne paliwo”, jest paliwem kopalnymi, na dodatek importowanym i podzielić musi los węgla. Gaz, chociaż również jest paliwem kopalnym, ma na tyle rozbudowany system wydobycia, transportu na transgraniczne odległości i lokalnej dystrybucji, że pewnie zostanie z nami trochę dłużej. Tym bardziej, że emisja z jego spalania wolna jest niemal od groźnych pyłów. Prąd z sieci, jeśli jego produkcja odbywa się nie z węgla, ale dzięki wodzie, wiatrowi czy słońcu, jest najbardziej preferowany, a nawet dotowany.
Czy w tym „towarzystwie” jest miejsce dla pieca kaflowego? Okazuje się, że drewno i piece wciąż mogą wiele, a często nie tylko uzupełniają, ale jeśli tylko mają równe szanse formalne, wypierają skutecznie konkurencję… Przede wszystkim drewno jako paliwo jest odnawialne, na dodatek pozyskiwane lokalnie. Ma również wspaniałego brata z tym samym DNA, czyli drzewny granulat – pellet. Dlaczego wspaniałego? Bo powstaje z drzewnych odpadów, daje się łatwo transportować, magazynować i może automatycznie uzupełniać paleniska.
Jeśli patrzymy na ogrzewanie domów z budynku na Wiejskiej lub budynku Ministerstwa Środowiska, wszystko wyglądać ma pięknie, ślicznie i elektrycznie. Jednak realia, nie tylko polskiej wsi, ale wielu miasteczek i przedmieść, wyglądają inaczej. Nie tylko nie ma w wielu miejscach autobusu PKS, ale też rury gazowej, a sieć elektryczna jest stara i awaryjna. Więc może wzorem Austrii warto w takich sytuacjach rozważyć piec, oczywiście nowoczesny piec kaflowy? W związku z tym, że na prądzie, nawet gdzie teoretycznie jest go dostatek, nie do końca można polegać, warto rozważyć obecność pieca jako drugiego, rezerwowego ogrzewania nawet w domach uzbrojonych „po dach” w elektryczne gadżety grzewcze.
Wiele się też mówi o hybrydowym ogrzewaniu, np. łączącym pompę ciepła z piecem kaflowym. Inwestycja taka jest oczywiście większa, ale ma realną szansę na szybki zwrot. No i niejako w promocji daje to „coś”, czyli efekt zdrowotny ogrzewania piecem kaflowym, który emituje promieniowanie idealnie pasujące ludzkiemu organizmowi. Udowodnili to już dawno lekarze z Austrii, gdzie wiele programów naukowych bada zalety ogrzewania drewnem. No i na koniec powód niewymierny w kilowatach, czyli wspaniałe wrażenia estetyczne, jakie może wnieść, nawet do bardzo nowoczesnego domu, piec kaflowy, który tylko w części jest „tradycyjny”. Bo przecież obecnie piec kaflowy może być również nowoczesny w formie i kolorystyce – jak na załączonych zdjęciach. Zatem, kiedy zamówisz kaflowy piec do swojego domu?
witek.h@ihz.pl