spis treści
od redakcji 02 Najtnisy: wstęp Miłosz Waligórski 04 Bajka polska Aldona Kopkiewicz 05 O reszcie, która chciała być sobą Jakub Majmurek 10 Blofeld najntisów Jan Bińczycki 15 Przepis na wywar z okresu formatywnego Jakub Mejer 19 Narkotyki w latach dziewięćdziesiątych: Jakub Baran 24 Out of the blue Grzegorz Rzeczkowski 29 Nie byliśmy kłamcami, byliśmy idiotami Jakub Wencel 36 Owoc żywota twojego je ZUS / ZUS is love, ZUS is live Kaja Puto 43 Janusze Kacper Baran 45 Kto pił wodę Bonaqua? Agnieszka Tyman 47 Pomnik Buraka Kaja Łuczyńska 52 Wideopartyzantka Dezydery Barłowski 59 Polisz pornoland Konrad Janczura 66 Piwnica z psem Adam Miklasz 72 Miećki i byćki Ziemowit Szczerek 75 Sweter z szafy Kurta Cobaina Steve Naumann 92 Krótka historia rozłamu Drezna Petar Matović 96 Przymusowe nostalgie
1
Najntisy: wstęp
✖ Kaja Puto
✖ Jakub Wencel
4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm, a wszystko, co z nim związane, było od tej pory brzydkie, szare i złe. Na kolanach aktorów transformacji kleciła się nowa
dziesiąte traktowane były jako symboliczny koniec
ideologia: liberalna demokracja w wydaniu wannabe.
historii – kompromisowe zwycięstwo liberalnej de-
Rozpoczęła się epoka koślawego kopiowania wzor-
mokracji i kapitalizmu. W Polsce historia miała się
ców: epoka filmów bandyckich, disco polo i chemii
dopiero zacząć, a skutki dołączenia do niej na tak
z Niemiec. Epoka, którą tworzyli drobni przedsię-
późnym etapie tłumaczono „społecznymi kosztami”.
biorcy i mafiozi, a którą kontestowali twórcy i rady-
Dyskusja nad kwestią ich konieczności coraz niżej
kałowie. Epoka, w której w Polsce zaczął się internet.
wisi nad polskim życiem politycznym. I choć Zachód
A potem Polska weszła do Unii Europejskiej,
w kolejnej dekadzie miał przekonać się, że żadnego
ustabilizował się rynek pracy i towarów, a media
końca historii nie było i być nie mogło, to najntisy
głównego nurtu zaczęły przebąkiwać o ustawie kra-
były od zawsze dla Polski tak końcem, jak i począt-
jobrazowej. Okazało się, że najntisy były śmieszne,
kiem, który trzeba na nowo odkryć, żeby wyjaśnić
wąsate i nieudane: mit transformacji, jak to z mitami
polską nowoczesność. Podskórnie wszyscy wie-
w Polsce bywa, upadł z hukiem. Ich wpływ na pol-
dzieliśmy, że wszystkie sprzeczności i pstrokatość
ską współczesność, wydawałoby się, że oczywisty
najntisów nigdzie wraz z upływem lat nie zniknęły,
i niepodważalny, zaczął być powoli wypierany. To
a co najwyżej sprytnie się zakamuflowały.
wtedy ukształtował się obowiązujący do dziś sy-
Być może więc bardziej niż w społeczeństwie
stem polityczno-ekonomiczny, to tam należy szukać
postkomunistycznym żyjemy dziś w społeczeń-
właściwych korzeni włączenia polskiej kultury do
stwie postnajntisowym? Każda epoka doczeka się
globalnego ciągu imitacji.
w końcu nostalgicznego przepracowania, ale czy
O ile poprzedzająca modę na lata 90. fascynacja
będzie potrafiło ono wyjść poza powierzchowny
latami 80. miała charakter ponadlokalny i raczej wy-
fetyszyzm, przywiązanie do określonej stylistyki,
łącznie afirmatywny, o tyle nostalgia za najntisami
muzyki, ciuchów? Najntisy instynktownie każą nam
jest już bardziej skomplikowana. Być może dlatego,
olać powierzchowność na rzecz jakiejś bliżej nie-
że stanowiły one punkt zwrotny właściwie w każdej
określonej mitologii. Zupełnie jakby za tym zlepkiem
sferze życia – od technologii przez popkulturę aż po
społecznych eksperymentów, politycznych anegdot,
sytuację polityczną. W każdej z tych sfer zmiana była
dziwacznych fryzur i zużytych „skarbów dzieciństwa”
nie tylko widoczna i natychmiastowo odczuwalna,
miało genetycznie wiązać się z jakimś sensownym
ale stanowiła również początek innej zmiany.
wyjaśnieniem letniej codzienności; sprekaryzowanej,
Dla większości świata zachodniego lata dziewięć-
2
zglobalizowanej i zdigitalizowanej.
3
Bajka polska
✖ Miłosz Waligórski
Dawno, dawno temu, wczoraj i jeszcze dziś rano, za sześcioma progami, za sześcioma nożami żyło sobie dwóch braci: Ein i Kabel. Oczywiście kochali się, jak to bliźniacy. Ein cały czas namiętnie palił kozły, Kabel rżnął głupa albo spał, ewentualnie czynił libacje, ale Pan nie pił jego wody. Pewnego dnia Ein postanowił zmienić zestaw ofiarny, poszedł do prywaciarza i nabył wołu. Po powrocie gruchnął nim o stos i zażegł tak zawzięcie, jakby właśnie puszczał z dymem całą swoją pieprzoną przeszłość. Bogu spodobała się woń tej ekologicznej kremacji, więc rozsunął kurtynę i odgórnie rzekł: „Ein, w Tobie mam upodobanie! Zaraz poproszę Cię o znajomość!”. Głos jego donośny a powabny obudził Kabla, który, gdy tylko zobaczył, co się święci, pozazdrościł bratu dodania Boga do grona przyjaciół. Dlatego krzyknął wniebogłosy: „Panie, przecież to mięso z Biedronki, ochłapy jakieś za trzy trzydzieści!”. Stwórca, usłyszawszy te słowa, postanowił działać sprawnie i zdecydowanie, ale, rzecz jasna, z poszanowaniem reguł demokracji. Szybko jednak pojął, że sprawa jest nierozstrzygalna. Nie pomogły mu NGO-sy ani wzmożony wysiłek organizacji grassrootowych, ba, nawet powszechna mobilizacja myśli nie przyniosła efektu. Długo grzmiało nad światem i biły gromy, podczas gdy On, frasobliwy, z głową w chmurach dociekał: „Którego z nich ukarać? Eina za kombinatorstwo czy Kabla za kablowanie?”. Główkował i główkował, aż na Ziemi zapadł zmierzch. Tej nocy Wszechmogący z bezsilności popełnił samobójstwo. Przerosło go własne sumienie. A potem wstał kolejny dzień i bracia jakby nigdy nic znów jęli urządzać swoje popisy. Cwaniak nadal cwaniakował, chcąc najtańszym kosztem wyjść nad ludzi, a donosiciel donosił, tyle że nie Panu Najwyższemu, a Najwyższemu Sądowi, w którym obaj bliźniacy, by uniknąć oskarżenia o nepotyzm, obsadzili Adama i Ewę. W ten sposób sprawiedliwości stało się zadość, ich zdrowe dzieci żyły długo i w ruinie, a po dwudziestu pięciu latach urodziła im się wnuczka Magdalenka, czego, naturalnie, nie można czytać dosłownie. Ta Magdalenka, wzorem swoich dziadów, nad wartości materialne przedkłada wartości duchowe, nad nieślubne dzieci – mężów opatrznościowych, a nad ciasteczka – wódkę. Ponadto ubóstwia się mścić i ma krótką pamięć. [4 czerwca 2014 - 6 września 2015, Bańska Bystrzyca]
Miłosz Waligórski (1981) – slawista i hungarysta. W latach 2010-2014 pracował jako lektor języka polskiego na uniwersytecie w Nowym Sadzie. Przekłady z węgierskiego, słowackiego i języków południowosłowiańskich oraz teksty własne (poezję i prozę) publikował m.in. w: „Autoportrecie”, „Czasie Kultury”, „Dwutygodniku”, „FA-arcie”, „Ha!arcie”, „Literaturze na Świecie”, „Ricie Baum” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor tomów wierszy 36 sposobów na pustkę (2012) oraz 32 ślady ku (2015). Przełożył Poświęcenie hetmana Lajosa Grendela (2014), Doniesienia z krainy ciemności Dževada Karahasana (2014), Entropię Maroša Krajňaka (2015) i inne utwory prozatorskie oraz poetyckie. Laureat Nagrody im. Adama Włodka (2015). 4
O reszcie, która zawsze chciała być sobą
✖ Aldona Kopkiewicz
5
– Chodź, towary przyszły – pani Ela popchnęła panią Anitę w stronę magazynu. Pani Anita nie słyszała zbyt wiele i gdy klienci pytali ją, gdzie leży dżem czy pasztet, odpowiadała tylko głosem tak płaskim, że nikt nie wątpił: „Nie prowadzimy”. Inne sklepowe panie: pani Ela, Alina, Patrycja, Grażyna, Ania, Paulina, Kasia i Ola dobrze o tym wiedziały, ale nie robiły z igły widły. Raz, że nigdy nie widziały szefa swojego sklepu; dwa, że panią Anitę widywały prawie codziennie. – Przywiozłem owoce suszone z importu, także kandyzowane, i jakieś orzeszki. Z Turcji i Grecji – przywitał się pan Robert dostawca, a pani Anita odpowiedziała: – Drogi nie było końca. – Bo zawsze tak mówiła kierowcom i zaraz zawołała stażystkę Iwonkę, by zajęła się przenoszonym właśnie do magazynu towarem. Jesień złociła się w najlepsze. – Byłaś tak kiedyś bez entuzjazmu niesiona? – zapytała suszona figa koleżankę, rozglądając się wokół. – Nigdy. A tak tu ładnie. Albo i nie, spójrz na ten sklep, nie wygląda jak dobra wróżba – zatroskała się figa koleżanka figi. Spojrzały na żółto-czerwony rząd liter nad drzwiami i zmrużyły figowe oczy, po czym skleiły się brzuszkami, bo tak im było cieplej. W kartonie obok spały jeszcze oliwki, ponieważ w tłustych rzeczach z natury jest więcej spokoju. Za to rodzynki popiskiwały nerwowo, do czego skłonność ma każdy, kto się za wcześnie zmarszczy. Ten fakt także na odwrót jest prawdą: wiotczeje ten, kto za dużo popiskuje, skoro nierówno mu wtedy uchodzi powietrze. Inne bakalie rozglądały się zwyczajnie. Tylko na dwóch ostatnich paletach dynie i słoneczniki milczały jak zaklęte, bo to były pestki. Wprawdzie na początku też nie wydawały żadnych dźwięków: tkwiły nieporuszone w kwietnych lub owocowych gniazdach, póki te nie umarły. Straciły wtedy soczystość, którą niegdyś miały, choć może to tylko owocowe legendy. Z pewnością jednak wciąż żyły, nawet gdy przesypywały się w folii milczące, coraz bardziej nieznane; gdyby były ludźmi, budziłby niechęć. W plotkarskim światku greckich i tureckich owoców przeznaczonych na eksport nastroje panowały wszakże słodkie, więc tylko czasem kwitowano pestki sentencją: „takie małe, a takie kaloryczne”. Cicha woda brzegi rwie. Bakalie zostały oczywiście ułożone blisko siebie, tuż obok mniej zdrowych przegryzek, te zaś spoczywały nieopodal kas, na wylocie półek z piwem. Naprzeciwko mogły podziwiać kolorowe i błyszczące słodycze, które przywędrowały tu z całej Polski; wiedziały ponadto, że gdzieś w sklepie znajdują się nabiał i pieczywo, tym razem od lokalnych dostawców. Iwonka postawiła przy nich i miód, który stanowił precyzyjnie dobraną mieszankę miodów z krajów Unii Europejskiej i krajów spoza – według niej bliżej mu było do rarytasów niż cukru. Natomiast miód coś tam pyrkał. Czy mówił niewyraźnie z powodu pochodzenia, czy każdy w ogóle miód miał lepkie usta i gęste myśli, bakalie nie wiedziały. Był jednak lubiany, bo może i nie rozmawiał, ale przecież nie milczał jak pestki. Przelewał się wesoło i powoli niczym lawa w dogasającym wulkanie. Tak mijały dni. Bakalie cieszyły się umiarkowanym powodzeniem, a nie od dziś wiadomo, że jak już się sprzedawać, to szybko. Tkwiąc na półkach miały więcej czasu, by się ze sobą przyjaźnić, więc tym trudniej było im się ze sobą rozstawać. Gdy któraś lądowała w koszyku, stawały się nieco kwaskowate, a gdy koleżanka była naprawdę sympatyczna, wpadały w rozpacz i w całości pleśniały, nawet te najszczelniej zamknięte. Szczelność daje bowiem tylko złudzenie wieczności, a co do roślin i zwierząt pierwsza zasada brzmi przecież: „co osamotnione, prędko się rozkłada”, weźmy choćby mięso tuż po ćwiartowaniu. Innym przykładem jest według niektórych świat w ogóle, bo w całym wszechświecie nie ma towarzystwa. Nieważne zresztą. Nasze suszone owoce – i pestki, orzeszki – jako produkty z krajów Unii Europejskiej i spoza niej zostały uprzedzone o polskiej gościnności. To dlatego tak dziwiły się, gdy wyprowadzono je z nocy samochodu na słońce parkingu bez zwykłego „dzień dobry”. Czuły, że to do nich należy pierwszy krok. Całe dnie rozmyślały, jak okazać wdzięczność troskli6
wym paniom Anicie, Eli, Alinie, Patrycji, Grażynie, Ani, Paulinie, Kasi i Oli, i jak wymienić pozdrowienia z krajowym nabiałem i pieczywem, a może nawet z wędlinami, choć świetliste akwarium, w którym spoczywało mięsko, wyglądało na dźwiękoszczelne. Lecz zajęte własnym rozgardiaszem polskie towary nie miały czasu na pogawędki z odległymi przekąskami. Dawały im żyć i tak było dobrze. Panie za to podchodziły codziennie, by je wyrównać, lecz nigdy nie odpowiadały. Może wyczerpywały zasoby, rozmawiając z klientami – sądząc z wyrazu bezradności na twarzach naszych pań, dość uciążliwymi, zwłaszcza gdy przychodziło do płacenia. Tam zdarzały się sceny, które najbardziej niepokoiły bakalie i im podobne: panie kasjerki co chwila rozkładały spracowane ręce, jakby czekały na ratunek z sufitu, i wzdychały zniecierpliwione: „Nie mam jak wydać”. Trzeba przyznać, że puste przegródki na drobne za każdym razem dziwiły je tak samo szczerze. Tak jakby naprawdę właśnie dziś zdarzył się dzień, w którym każdy klient miał fantazję kupić gumę do żucia świeżą stówką z bankomatu. Kasjerki bez zastrzeżeń wierzyły, że ten sam zbieg okoliczności może zdarzyć się i do dwudziestu razy dziennie. A losu się nie koryguje, można jedynie rozłożyć ręce i zapytać: „Nie ma pani końcówki?”. Jeśli klient nie znalazł odliczonej kwoty albo nie wyciągnął karty płatniczej, a mimo to wciąż czekał na pomyślne rozwiązanie tej kwestii, kasjerka powtarzała po prostu: „No nie mam jak wydać”. A gdy trafił się gnuśny klient, co usiłował zasugerować, że mogłaby sama iść rozmienić albo stwierdzał: „nigdy pani nie ma!”, kasjerka ściągała znad wejścia oprawioną w ramki kartkę i recytowała słowo po słowie: „Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów rozwiewa Pana wątpliwość. Zgodnie z kodeksem cywilnym podstawowym obowiązkiem kupującego jest zapłata ceny (art. 535). Cena to wartość wyrażona w jednostkach pieniężnych, którą kupujący jest obowiązany zapłacić przedsiębiorcy za towar lub usługę (art. 3). Przejęcie własności rzeczy następuje w zamian za zapłatę ceny. Oznacza to, że klient powinien mieć odliczoną ilość pieniędzy”. Ostatnie zdanie zostało rozjarzone żółtym zakreślaczem i także kasjerka swoim głosem rozświetlała je odpowiednio. Ponadto przyznać trzeba, że w chwilach tego występu stawała się niespodziewanie pełna życia. Klient za to odchodził w milczeniu, o ile w desperacji nie dorzucił, że więcej nie wróci do tego sklepu. Kasjerka nie przejmowała się tym zbytnio, ponieważ w innych sklepach było dokładnie tak samo i ostatecznie każdy wracał do sklepu, który akurat miał pod domem. Suszone owoce z importu czuły, że muszą coś z tym zrobić. W rewanżu za gościnę i z czystej pobudki serca. Naradzały się więc w wolnych chwilach: – Zacząłem nawet podejrzewać, że ludzie robią to specjalnie. Wiedzą przecież, jak ciężka jest praca w sklepie. Niełatwo jednej kobiecie dźwigać codziennie kilo miedziaków. A jednak każdego dnia znajdują się maruderzy, którym wydaje się, że mogą wyjść z domu mając tylko dowód i stówkę w kieszeni – rozważał kandyzowany ananas. – Tak, tak. A na papierosy to zawsze jest w spodniach miejsce – potwierdziły stojące między bakaliami a czipsami orzeszki, bo się w ananasie kochały. – Ludzie nie są przewidujący. Zwłaszcza w sprawach innych ludzi, a wystarczyłoby trochę zwolnić i rozejrzeć się wokół – dorzuciły daktyle, którym już od jakiegoś czasu udzielała się mądrość stojącej obok prasy kobiecej. – I nic pięknego do siebie nawzajem nie czują – westchnęły jeszcze raz orzeszki. – Ale my czujemy! – podskoczyły popularne suszone śliwki, najmniej z całej półki melancholijne, bo pożyteczne dla jelit. – A żeby kwota była zawsze kwotą, także reszta musi być sobą – uogólniły swoje stanowisko. – Tak! Świetny pomysł! – zapiszczały się niemal na śmierć rodzynki, choć zupełnie nie rozumiały, co mają śliwki na myśli, a poniósł je jedynie niespodziewany entuzjazm. Reszta owoców potwierdziła pro7
pozycję życzliwym uśmiechem, choć tak naprawdę zawstydziła je bystrość rodzynków, jak do tej pory z rzadka przenikliwych. – A więc do dzieła! – rzuciły śliwki, bardzo z siebie zadowolone. – Do dzieła! – odkrzyknęły im towarzyszki i wróciły do swoich zajęć. – Ale zaraz, zaraz. Co to ma być. Jest plan, działajmy – dodała na drugi dzień z natury nadmiernie ożywiona mieszanka fitness. – Co się odwlecze, to nie uciecze – zripostowała mieszanka studencka tydzień później. Już szykowały się na siebie – obie miały tę samą zawartość, tylko opakowania inne, więc spierały się co i rusz – gdy śliwka przerwała w końcu rozmyślania: – Miałam nadzieję, że któreś z was zrozumiało mój pomysł i mi go wyjaśni, bo sam mi przyszedł gotowy do głowy i już taki pozostał… – wyznała rozczarowana. Stropione bakalie długo tej nocy wpatrywały się w ciemność. Ciemność zaś przekonywała je, że nie mogą wpłynąć na przeznaczenie – przyjeżdżają i wyjeżdżają, a w międzyczasie mogą chwilę poopowiadać sobie, jak im leci, choć ich towarzysze widzieli dokładnie to samo. Ciemność nie robiła nic nadzwyczajnego: wystarczyło, że była i widniała przed oczami, które się o tej porze owocom kleiły, jakby je lepił najlepszy introligatorski klej. Nikt nie zauważył, że i wesoły miód zamyślił się nad tą sprawą. Przelewał się powoli, aż na jego powierzchni pojawiła się malutka fala. Miód szumiał. Jego kołysanka uśpiła już prawie wszystkie bakalie, gdy rozbujał się cały, stuknął raz i drugi o śpiących kolegów, a potem spadł na podłogę. Rozbił się oczywiście. Owoce wpatrywały się oniemiałe w plamę miodu i odłamki szkła, zwłaszcza że księżyc był w pełni, a styczeń na ostatku. Nabiał krzyknął przez sen: „Co tam się dzieje?!”, ale nawet z tej odległości dało się odczuć, że nie oczekuje żadnej odpowiedzi. Spał najmocniej ze wszystkich, by przedłużać swoją króciutką przydatność i codziennie czarować nowe bułeczki. Bakalie patrzyły zresztą w podłogę wnikliwie, jakby chciały dojrzeć na niej coś więcej prócz rozlanego miodu, a właściwie mieszanki miodów z krajów Unii i spoza. Medytowały tak do świtu i przysnęły wraz z otwarciem sklepu – niezauważone, nikt bowiem nie kupował skórki pomarańczowej przed południem. Na drugi dzień rozmawiały już jakby nigdy nic; przespały moment, gdy poziewując jeszcze, Iwonka sprzątała miód, i nie rozumiały, co się stało, nawet jeśli wszystko zapamiętały. Tyle tylko, że z godziny na godzinę stawały się coraz bardziej niesmaczne. Dopiero suszone pomidorki, ignorowane w towarzystwie za to, że uparcie udawały warzywa, chrząknęły: – Czy mogłybyśmy coś powiedzieć? Zapadła cisza, którą, chcąc nie chcąc, wzięły za pozwolenie. – Miałyśmy sen. O czarnej błyszczącej plamie. I o monetach. I księżyc w nim był. Leżały obok siebie. Raz tak, a raz tak. Że coś jest piękne, czułyśmy pierwszy raz od dnia, kiedy straciłyśmy z oczu słońce. I wyszło nam, że jeśli nasze kasjerki mają odzyskać zadowolenie z życia, powinny posługiwać się jedynie banknotami – przekonywały, a cisza była jak makiem zasiał. – To znaczy, że każda kwota do zapłaty powinna być okrągła – walnęły prosto z mostu. – Nie zmienimy jednak cen wszystkich polskich towarów – dorzuciły roztropne morele. Suszone owoce z importu znów zasępiły się na dłuższą chwilę, ale uratował je kandyzowany imbir: – Wiem! To proste! Będziemy zerkać, ile kto ma zapłacić, i w ostatniej chwili uzupełniać resztę sobą. Będziemy doskakiwać różnicę do okrągłej sumki. Co wy na to? – Wyśmienicie! – zakrzyknęły podekscytowane owoce, orzeszki, pestki i chrupki też, były bowiem towarzyskie. Zaraz wzięły się do roboty. Skakały bezbłędnie, szybkie i zdyscyplinowane, co dla nich samych było największą niespodzianką. Plan powiódł się i choćby pani Ania już pod koniec tygodnia nie pamiętała o ist8
nieniu drobnych; bardzo się więc zdziwiła, gdy automat biletowy zażądał od niej 2,80 zł, a potem jeszcze poinformował, że nie wydaje reszty. Kanar nie dorwał jej tylko dlatego, że wysiadła na jego widok. Dwa ostatnie przystanki pokonała pieszo, nie wyciągając żadnych wniosków z tej historii. Zwłaszcza że kolejne dni w sklepie wypełniała bez reszty pogoda ducha: praca szła gładko i harmonijnie, a jej koleżanki zwracały się do siebie serdecznie i z gracją spacerowały po sklepie. Żadna z nich – a były to panie Anita, Ela, Alina, Patrycja, Grażyna, Paulina, Kasia i Ola – nie domyślała się, w jaki sposób życie mogło stać się dość miłe. Suszone owoce z importu schodziły tymczasem jak alkohol w nocnym. Zaczęły przekazywać tajemnicę gościnności z dostawy na dostawę. Ich sztafeta nie minęła przedwiośnia, kiedy nabiał i pieczywo zauważyły działalność przyjezdnych. Mleko pierwsze nazwało sprawę po imieniu: – Chcą być lepsze od nas. Chcą, byśmy byli gorsi. – A przecież my też jesteśmy zdolne do dobra – rzuciły serki topione. – Więcej nawet. Dobro wyssaliśmy z mlekiem matki. Innej drogi dobra zresztą nie ma. I pokażemy im jeszcze, na co nas, jeśli chodzi o dobro, stać – ciągnęło mleko. – Tak! Do-bro! Do-bro! – złapały wiatr w żagle chleby, dzięki którym mawiano przecież, że coś jest jak chleb dobre. To znaczy mawiano by, ale jakoś nie było okazji. Zaczął się wyścig. Na łeb na szyję zbiegały na taśmę serki, jogurty, drożdżówki i osełki, spychając bakalie pod ladę, gdzie czasem wiele dni leżały w całkowitych ciemnościach, nim je Iwonka podniosła. Coraz bardziej rozgorączkowane nabiały i pieczywa nie liczyły dokładnie. Kwoty znów przestały się zgadzać, ale one nie pamiętały już nawet, po co wszczęły gonitwę. Świat stanął na głowie, skoro każdy towar sam chciał się sprzedać. Wprawdzie klienci buntowali się przeciwko dziesięciu kolejnym bryndzom, których nie brali, lecz kasjerki były srogie, a kolejka zniecierpliwiona. Znów tylko te niesławne końcówki, grosze. Każdemu już niemal czytały zasady regulowania należności, aż panią Olę rozbolało gardło i wywiesiły na drzwiach napis: „tylko kartą”, a po tygodniu dopisały jeszcze „mile widziane zbliżeniowo”. Wróciła pogoda ducha. Bakalie musiały ustąpić. Stały i milczały u siebie. Od tygodni nikt ich nie tykał, bo poszła fama, że zawsze zepsute, i była to fama prawdziwa. Sklep zrezygnował zatem z tureckich i greckich dostaw, bo chińskie i tak były tańsze. Dopiero wtedy nabiał spuścił nieco z tonu i opamiętało się pieczywo. – Lepszy wróbel w garści – powiedziały do siebie i stanęły na półkach tak, jak nakazywał spożywczy zwyczaj. Nie wrócił jednak stary porządek, bo nowy okazał się bardziej korzystny. Bank podpisał ze sklepem umowę o specjalnej współpracy. Urządzano wspólne promocje i loterie. Niedługo otwarta zostanie też cała sieć sklepów, w których można będzie płacić jedynie kartą; drżą już dyskonty, bo nasz sklep klienci odwiedzali aż nazbyt chętnie, za każdym razem dziwiąc się życzliwości pań ekspedientek. A czy był to artykuł sponsorowany przez sklep, czy bank lub też może greckich i tureckich rolników, oceńcie sami.
Aldona Kopkiewicz (1984) – urodzona w Szczecinie. Autorka esejów, bajek i poematu. Prowadzi Zakład Wróżbiarski „No Future”, w którym stawia katastroficzne taroty. 9
✖ Wybór: Jakub Mejer
Narkotyki w latach dziewięćdziesiątych: historia gazetowa
Znarkotyzowane dziewczyny wyrywają przechodniom torebki, ale nikt nie może ich zamknąć, bo są „na głodzie”, a narkomana na głodzie nie bierze się do więzienia. […] Jestem naszprycowany – mówi dzielnicowemu złapany na malowaniu kamieniczek. – Proszę mnie puścić. I dzielnicowy puszcza, bo naszprycowany mówi jeszcze, że ma AIDS i pluje potem na przesłuchujących. Komendant posterunku dysponuje jedną butlą spirytusu skażonego do dezynfekcji i przydziałem na gumowe rękawice, tylko, że przydział jest, a rękawic nie ma… O tym, że epidemia AIDS dosięgła środowisko narkomanów, najwcześniej wiedzieli w Monarze. […] 65 procent z sześciuset zarejestrowanych w Polsce nosicieli wirusa to narkomani…
Od trzech lat w Polsce produkuje się amfetaminę. Rozmiary tej produkcji, w porównaniu do takich potentatów jak Holandia czy RFN, są jednak zaledwie symboliczne. […] Cały przemyt amfetaminy z Polski ocenia na kilkadziesiąt kilogramów w ciągu roku. […] Amfetaminowa inwazja w najbliższym czasie nam nie grozi. Dwaj osobnicy zaraz z pokładu „Pomeranii” udali się do miasta. W położonym opodal portu parku zaczęli zaczepiać przechodniów, oferując im amfetaminę. Trudno im jednak było znaleźć chętnych do kupna kilograma tego narkotyku […] Przy ambasadzie ZSRR zostali zatrzymani. Okazało się, że są Polakami. Obecnie w tajskich więzieniach siedzi dwóch naszych rodaków. […] Drugi to Polak od kilku lat mieszkający w Australii, skazany na 25 lat więzienia za przemyt narkotyków.
19
W 1988 r. stwierdzono pierwszy przypadek nosicielstwa wirusa HIV w więzieniu. Był to ukarany – narkoman przyjęty do zakładu specjalnego w Sosnowcu. W 1989 r. dwóch skazanych narkomanów skierowano na detoksykację. Po powtórzeniu badań okazało się, że są zarażeni. W kolejnych miesiącach zaczęli napływać nowi. […] Największą grupę więźniów – nosicieli wirusa HIV – stanowią narkomani. Dla nich przeznaczono dwa oddziały specjalne. Są niemal całkowicie odseparowani od reszty więzienia. Stanowią „zakażone” wyspy […]. Błaga cicho o jeden centymetr: dajcie centusia. Czasem ktoś, komu się w mieście powiodło wbija jej w szyję strzykawkę z brunatnym płynem […]. Wychowywanie w blaszaku, skoro oni codziennie faszerują się kompotem i apteka, nie ma racji bytu […]. Stopniowo przytulisko zamieni się w hospicjum. Za rok, za dwa zaczną po kolei umierać na AIDS.
Palenie marihuany staje się w Polsce powszechnym rytuałem. Nikt w Polsce nie prowadził jeszcze badań, by ustalić liczbę palących trawkę – zjawisko staje się jednak coraz powszechniejsze, szczególnie wśród młodych. Ostatnio powstała Polska Partia Przyjaciół Konopi Indyjskich i odbyła się pierwsza demonstracja żądająca legalizacji w Polsce marihuany […]. Protestowali przeciwko nowemu projektowi ustawy o zwalczaniu narkomanii, który przewiduje m.in. kary do 5 lat więzienia za samo posiadanie narkotyków. Postronny obywatel mógłby się zapytać: o co protestującym chodzi? Wiadomo, że narkotyki zabijają […]. Pod wieloma względami projekt ustawy antynarkotycznej przypomina ZCHN-owski projekt ustawy antyaborcyjnej. Zamiast tworzyć nową ustawę, wystarczy porządnie egzekwować istniejące przepisy prawa.
W każdym większym mieście znane są miejsca, gdzie można kupić narkotyki […]. Narkoman nie jest przestępcą, nie wolno więc prowadzić żadnych oficjalnych statystyk policyjnych. Zresztą nie do policji należy ocena, kto jest uzależniony, a kto nie […]. Na osiemnaste urodziny często się dostaje słoik konopi […]. Zdecydowanym przeciwnikiem karania za posiadanie jest prof. Mikołaj Kozakiewicz, który twierdzi ze bardziej skuteczna byłaby legalizacja miękkich narkotyków. U nas nie nadszedł chyba jeszcze czas na taką dyskusję. Na razie w zupełności wystarczy racjonalna polityka kryminalna, sprawnie działająca policja i sieć ośrodków rehabilitacyjnych. I normalne traktowanie problemu narkomanii – nie ze wstydem, nie w atmosferze sensacji. Problematyką antynarkotyczną zajmuje się od trzech, a pisze o niej od dwóch lat […]. To, że moja antyprohibicyjna działalność wzbudza dopiero teraz większe zainteresowanie, jak sądzę wynika z sezonu ogórkowego, w którym pełnię role potwora z Loch Ness […]. Obranie innej drogi do zwalczania narkomanii jest konieczne także ze względu na to, ze prohibicja prowadzi także do ogromnych nadużyć rujnujących demokrację. Przemyt narkotyków do Polski i z Polski przybiera najrozmaitsze formy […]. W obecnych warunkach – twierdzą eksperci – walka z narkotykiem jest śmiechu warta. 20
Tajne laboratoria w Trójmi eście produkują miesięczn ie po kilkadziesiąt kilogramów amfetaminy. […] Jako ciekawostkę warto pod ać fakt, że samochodowo-narkotykowi gangsterz y stosują się do encyklope dycznego zalecenia: sami amfetaminy nie biorą. Co innego hasz i kokaina – taki środowiskowy szpan. W maju 1991 r. funkcjona riusze krakowskiego UOP-u odkryli w garażu domu jednorodzinnego w Tuszyni e wytwórnię amfetaminy zal iczanej do najczystszych w Europie […]. Pro ducent posiadał odpowiedn ie kwalifikacje, jako że okazał się nim 41-letni doktor chemii z Uniwersyte tu Jagiellońskiego. Produkowana w Polsce amfeta mina cieszy się opinią naj lepszego – pod względem jakości – narkotyku na świecie. Za wytwarzanie amfetamin y jeszcze nikt w naszym kraju nie trafił do więzienia […]. W Polsce obo wiązuje ponadto korzystne dla narkomafii prawo: nie można nikogo ukarać za posiadanie narkotyków; to ewenement w skali światowej.
polskiej „Działka ” heroiny jest o połowę tańsza od butelki wódki. Liczbę narkomanów w naszym kraju ocenia się już na 300 tys. osób. jednomyś lnie Według brzmiących prognoz policji i Monaru, w ciągu kilku lat do grona 3 mln polskich alkoholików dołączy prawdopodobnie 3 mln narkomanów.
Sprzedajne kobiety, małoletni samobójcy, narkomani, sadystyczni rodzice […]. W piosenkach Liroya młodzi ludzie odurzają się narkotykami i szukają łatwego seksu, co ładniejsze dziewczyny okazują się prostytutkami. Polskie szkoły zaczynają przypominać oblężone twierdze. […] Walki między handlarzami narkotyków przenoszą się wówczas na boiska. W Polsce młodzież używa narkotyków. To prawda. Narkoman, zwłaszcza odpowiednio sfilmowany, taki z drżącymi rękami, zarzygany, jest wybitnie nieestetyczny. Patrząc na takiego narkomana, rączki aż same się podnoszą do karania tych bandytów […] Pomysł karania za same posiadanie narkotyków jest przykładem takiego idiotyzmu połączonego z glempistyczną katolicką mentalnością […]. To właśnie twardy polski katolicyzm lubi tak pognębić grzesznika.
Jeśli w Polsce wprowadzony zostanie zaka z zażywania narkotyków, armia narkomanów stanie u bram więzień. To, że dane zachowanie jest szkodliwe dla zdrowia, nie wystarcza, by automaty cznie uczynić je przestępstwem […]. Po zinwentaryzowaniu środków i możliw ości oraz rzetelnym rozpoznaniu zjawiska trzeba się na serio wziąć za prób ę jego opanowania. […] Uruchamiać jednak całą machinę wymiaru sprawied liwości karnej – z policjantami, prokuratorami, sędziami – przeciwko dzie wczynie z granatowym przegubem? Nie, nie tędy droga! 21
dziewięciomiesięczną nowenJeleniogórscy urzędnicy pana B. ogłosili nie duchowe i fizyczne wielu osób nę […]. Skutek ma być cudowny: uzdrowie ci […], zwalczenie narkomanii, zniewolonych nałogami, spadek przestępczoś […]. Postanowiliśmy sprawdzić, alkoholizmu i innych patologii społecznych w sferze działań doczesnych […]. co funkcjonariusze Kościoła kat. uczynili owali ani jednego domu pobytu Jak kotlina długa i szeroka, nie zorganiz poradni antynarkotykowej. dla ćpunów, nie prowadzą choćby jednej kto wreszcie rozliczy wszystkich Gromkie wołanie z prawicowych trybun: pokolenia zachodniej, a wkrótce tych zbrodniarzy, przez których całe otykami. Nasi krytycy kontrkultury i wschodniej młodzieży zainfekowano nark ów (wszystko im jedno, miękkich skłonni są uznać ową propagandę narkotyk ną co antyrządowe demonstracje czy twardych) za sprawę równie politycz i zamieszki.
Polski kompot to już przeszłość. Zastąpiły go narkotyki nowej generacji, m.in. amfetamina, bromo i nexus […]. Młodzież coraz bardziej interesuje się środkami psychoaktywnymi, a te są coraz łatwiej dostępne. Obniża się wiek inicjacji narkotycznej. Najmłodsi narkomani, najczęściej wąchający klej, mają zaledwie siedem lat. Rosnąca od końca lat 80. popularność extasy z jednej strony związana jest z powstaniem nurtu techno, a z drugiej – z długo utrzymującym się przekonaniem, że jest to środek nieszkodliwy.
22
Jak się dzieje, że rodzice mieszkający z dzieckiem na trzech metrach kwadratowych nie widzą rozszerzonych źrenic narkomana? Rodzice narkomanów wciąż popełniają ten sam błąd: obwiniają siebie za nałóg swojego dziecka. Ćwierć miliona Polaków kupuje narkotyki […]. Wynika z tego, że 20 proc. polskiej młodzieży eksperymentuje z narkotykami. Ministerstwo Zdrowia szacuje, że ok. 30‒40 tys. Polaków zażywa nałogowo. Do zażywania narkotyków przyznaje się co dziesiąty badany. Wśród dyskotekowiczów kręcą się handlarze marihuany i amfetaminy. Bywalcy tych dyskotek z ufarbowanymi na różne możliwe kolory fryzurami, w jaskrawych strojach ciasno przylegających do ciała, rzadko zamawiają alkohol. Popularne za to są halucynogeny, LSD czy dużo droższa ecstasy. Do Europy wejdziemy – chcemy czy nie – razem z konopiami. Musimy się zdecydować, czy będziemy z nich robić sznurek, czy marihuanę.
Od 1 stycznia 1999 r. pio n do walki z narkotykami i przestępczością zorganizowaną przestał być więc specpolicją wojewódzk ą. Policyjne wydziały antyna rkotykowe oraz do spraw przestępczości zorganizowanej odnosiły w osta tnich latach spektakularn e sukcesy […]. Ma być powołana tzw. policja kra jowa, czyli polski odpowi ednik FBI – scentralizowana jednostka zajmuj ąca się przestępczością zorganizowaną, walką z handlem narkotykami, kid napingiem oraz wykrywaniem afer gospodarczych. Ministerstwo Spraw Wewnęt rznych i Administracji ma już gotowy projekt struktury takiej jednostki , przygotowano także odp owi ednie zarządzenie komendanta głównego policj i. Doniesienia dotyczące zaż ywania przez młodzież nar kotyków są alarmujące. Dealerzy w poszukiwaniu ryn ku zbytu trafiają już do szk ół podstawowych. Bez żadnych skrupułów oferują swój towar coraz młodszym kli entom. Na kontakt z handlarzami narkotyków najbardziej narażone są dzi eci i młodzież z wielkich aglomeracji miejskich […]. W zwalczaniu przestępc zości narkotykowej policja nie może się ograni czyć wyłącznie do działań operacyjnych. Równie ważne są działania skonce ntrowane na profilaktyce, ost rzeganiu oraz zwalczaniu dostawców […] Dob rze by było, gdyby w prog ramy przeciwdziałania narkomanii prowadzone prz ez policję włączyły się med ia i artyści, którzy często są idolami młodzi eży. Ogólnopolska Akcja Antyna rkotykowa prowadzona jes t w sposób ciągły od czerwca 1998 r. i trwa nadal. Od początku prowad zono ją w telewizjach publicznej i prywatnych, w kilkuset dziennikach ogó lnopolskich i lokalnych (artykuły na temat narkom anii, w tym wypowiedź min ister Barbary Labudy, zamieścił również tygodn ik „Wprost”), kilkudziesię ciu rozgłośniach radiowych, w Internecie, na tysiącu billboardów, na kilku tysiącach plakatów, na setkach tysięc y ulotek, które roznosili młodzi ludzie ubrani w koszulki z logo akcji „Narkotyki: zażywasz – prz egrywasz”.
spektakuJeżeli szef Monaru, Marek Kotański, myśli, że jego Kościolarne nawrócenie i pojednawcze gesty wobec hierarchów jest w błęła kat. poprawią sytuację jego podopiecznych, to u Monaru. dzie – pisze autor, opisując zmiany w funkcjonowani jalizacji Mamy połowę czerwca, a w niektórych ośrodkach resoc ch potrzeb Monaru zabrakło szmalu na zaspokojenie podstawowy u narkomanów […]. Pracownicy Monaru twierdzą, że takiego napor chcących się leczyć nigdy nie było.
Jakub Mejer (1989) - dziennikarz miesięcznika „Press”. Jako reporter zagraniczny relacjonował wydarzenia z Kenii, Kosowa, Austrii, Holandii i Belgii. Publikował, po polsku i angielsku, m.in. w „Wprost”, „Tygodniku Powszechnym”, „Więzi”, „Dzienniku Bałtyckim”, „Przegląd”, „Akcent”, „New Eastern Europe”, Onet.pl, 300polityka.pl, „CD-Action” i Mubi Notebook. W latach 2013 i 2014 stypendysta dziennikarski Parlamentu Europejskiego.
23
24
✖ Jakub Baran
Out of the blue
Wiek XX skończył się wraz z upadkiem Muru Berlińskiego, wiek XXI datuje się od zamachu na World Trade Center. Z perspektywy stuleci lata 90. nie istnieją.
Nic więc dziwnego, że manifestem tej dekady był
Dlatego to, co działo się wtedy w Polsce, było tylko
Koniec Historii Francisa Fukuyamy. Historia, rozumia-
dalekim echem zmian, jakie zaszły na kontynencie
na za Heglem jako pochód ku wolności przez dzieje,
amerykańskim. Tak jak losy mieszkańców planety
skończyła się na Stanach Zjednoczonych Ameryki
zależne są od obrotów ciał niebieskich, tak cały min-
– Land of the Free. Można powiedzieć, że dalsze losy
dfuck, który spotkał nas w latach 90. wynikł z tego,
Planety stały się wewnętrzną sprawą USA.
że obudziliśmy się w samym środku Amerykańskiego
Nie inaczej było z Polską. Po upadku Żelaznej
Snu.
Kurtyny wolność – towar eksportowy pierwszej gospodarki świata sprzedawany w pakiecie 2w1,
Video Game War
wolny rynek plus liberalna demokracja – spadła nam
Cezurą każdej prawie epoki jest jakaś wojna. Nie
z nieba, w sposób niespodziewany, out of the blue.
inaczej było z dekadą amerykańskiej hegemonii.
Podobnie jak mieszkańcy wysp Pacyfiku w trakcie
Po zwycięstwie nad ZSSR Ameryka musiała poka-
II Wojny Światowej zostaliśmy nawiedzeni przez
zać światu zwycięstwo z prawdziwego zdarzenia,
amerykańskich pilotów w żelaznych ptakach pełnych
coś, co przypieczętuje pax americana. Szczęśliwym
zagranicznych towarów i dóbr luksusowych. Kiedy
trafem Saddam Husajn postanowił zająć sąsiedni
nad Wisłą zapanował kult cargo, pojawili się również
Kuwejt, bezpośrednim powodem konfliktu – a jak-
zrzuceni na spadochronach Chicago boys z planami
żeby inaczej – były sporne pola naftowe. Globalny
transformacji z Międzynarodowego Funduszu Walu-
policjant postanowił wymierzyć sprawiedliwość
towego. Nastała nowa ziemia i nowe niebo – a raczej
z pełną surowością.
rozświetlony gwiazdami sztandar (The Star-Spangled Banner) zamiast nieboskłonu.
Wojna w Zatoce Perskiej trwała niecałe trzy miesiące, z czego 100 dni zajęła słynna „Pustyn-
W ten sposób Polska stała się częścią Zachodu,
na burza”, operacja powietrzna, w której samoloty
jednak nie tego bliskiego – wejście do Unii Europej-
USAF, w tym niewidzialne dla radarów bombowce
skiej kończy epokę najtisów. Wykonaliśmy cywili-
typu stealth F-117, zrzuciły na Irak w sumie prawie
zacyjny skok przez Atlantyk i staliśmy się pięćdzie-
sto tysięcy ton bomb. Z pokładów amerykańskich
siątym pierwszym stanem Ameryki Północnej. Nad
okrętów wojennych wystrzelono także 288 inteli-
Wisłą zapanował Dziki Zachód.
gentnych rakiet Tomahawk, z których każda była 25
warta ponad pół miliona dolarów. Celem była iracka
Wojna w Zatoce Perskiej pokazała jak w soczewce,
infrastruktura wojskowa, w tym systemy obrony
co Stany Zjednoczone mają zamiar zrobić ze świeżo
przeciwlotniczej, stacjonujące na ziemi samoloty,
uzyskaną hegemonią. Nie chodziło tylko o umoc-
a także budynki cywilne. Kiedy armia iracka została
nienie kontroli nad polami naftowymi na Bliskim
praktycznie rzucona na kolana, do akcji wkroczyły
Wschodzie – ten cel można było osiągnąć za po-
siły lądowe. „Pustynna burza” została przechrzczo-
mocą konwencjonalnych środków. Trzymiesięczna
na na „Pustynny miecz”. Czołgi Abrams i helikop-
interwencja wojskowa pochłonęła w przeliczeniu
tery Apache siejące postrach rakietami Hellfire
na obecne kursy ponad sto miliardów dolarów, była
rozbiły irackie oddziały w Kuwejcie i ruszyły na
okazją do popisania się przed resztą świata najnow-
Bagdad. Niespodziewanie, po 100 godzinach od
szymi zabawkami wyprodukowanymi przez kom-
rozpoczęcia operacji lądowej, G.W. Bush Senior
pleks militarno-przemysłowy. Wojna przeprowadzo-
ogłosił wyzwolenie Kuwejtu i zawieszenie broni.
na zza ekranów komputerów – główne dowództwo
Dlaczego?
operacji, USSCOM, mieściło się w bazie Tampa na
Wojna w Zatoce Perskiej była nie tylko poli-
Florydzie – i skoordynowane ataki na irackie cele
gonem doświadczalnym dla śmiercionośnego
były możliwe dzięki wykorzystaniu najnowszych
high-techu ale również telewizji jako środka bo-
technologii teleinformatycznych. Dzięki temu „Pu-
jowego. Pentagon, nauczony wojną w Wietnamie,
stynna burza” odbyła się praktycznie bez strat po
wobec której protesty były spowodowane były
stronie amerykańskiej – tak jakby ktoś w trakcie gry
w dużej mierze przez niezależne relacje dziennikar-
wpisał kod na nieśmiertelność. Międzynarodowy
skie, uruchomił medialną machinę, której serce sta-
show za grube miliardy dolarów z użyciem high-techu
nowiły relacje CNN na żywo z hotelu w Bagdadzie.
i trasmisją na żywo – taki był plan USA na czasy po
Amerykanie, a wraz z nimi reszta Wolnego Świata,
końcu historii.
mogli codziennie oglądać transmisje telewizyjne
26
pokazujące jak Bagdad staje w płomieniach, rakiety
Proces stulecia
Patriot strącają lecące w kierunku Izraela Skudy itd.
Jednak nie demokracja zrzucana na głowy Irakij-
Dzięki zamontowanym w bombowcach kamerom
czyków przez niewidzialne samoloty stanowiła
telewidzowie mogli poczuć się nie tyle jak siedzący
największe medialne wydarzenie lat 90. Była nim
za sterami piloci, ale jak zdalnie sterowane pociski.
sprawa O.J. Simpsona. Ten słynny zawodnik National
Immersja była tak duża, że wojna w Zatoce Perskiej
Football League, najbardziej dochodowej ligi w USA,
została nazwana Video Game War. Telewizja była
i gwiazda showbiznesu to jeden z symboli amery-
niczym innym jak metodą zdalnego sterowania opi-
kańskiego snu. Czarnoskóry chłopak z San Francisco,
nii publicznej. Im bardziej fascynujący był content
który w wieku piętnastu lat został aresztowany za
pokazywany w telewizorze, tym mocniejsze było
działalność w gangu „Perskich wojowników” (założył
poparcie dla wojny. Problem w tym, że nie tylko
go zresztą razem z kolegą), zaczyna uprawiać football
zwykli Amerykanie oglądali telewizję. War drama
amerykański i dzięki ciężkiej pracy trafia na szczyt.
tak bardzo przykuwał uwagę, że również prezydent
13 czerwca 1994 roku była żona Simpsona, Nicole,
USA, świadomy przecież całej inscenizacji, czytał
wraz z „przyjacielem” zostają znalezieni na jej posesji
raporty, naradzał się ze swoim sztabem, a potem
w Los Angeles. Zamordowany mężczyzna, Ronald
przełączał na CNN. W związku z tym, że transmisja
Goldman, zasługuje tutaj na wzmiankę, ponieważ był
trwającej niecałe trzy dni operacji „Pustynny miecz”
wykapanym dzieckiem lat dziewięćdziesiątych. Nosił
pokazała miażdżące zwycięstwo USA, prezydent
kolczyk w uchu i fryzurę na Marka Citkę (a raczej na
ogłosił miażdżące zwycięstwo USA. Saddam Husajn
Nicka z Backstreet Boys), uprawiał surfing, siatków-
ocalił skórę, przegrupował siły i zaczął budować oś
kę plażową, chodził na siłownię i trzymał się diety
zła razem z Iranem i Koreą Północną.
niskotłuszczowej. Stronił od alkoholu i narkotyków.
Opiekował się niepełnosprawnymi dziećmi. Parał się
larów dream team prawników wykazał, że dowody
różnymi zawodami, był headhunterem, instruktorem
znalezione na miejscu zbrodni i w białym Bronco
tenisa, a w końcu kelnerem. Jego stosunki z Nico-
zostały zabezpieczone w sposób nieprawidłowy,
le Simpson były podobno wyłącznie platoniczne.
a zbierający je funkcjonariusz okazał się być rasistą.
Szkoda chłopaka…
O.J. Simpson został uznany za niewinnego.
Dowody pozostawione na miejscu zbrodni wyda-
Lata dziewięćdziesiąte to nie tylko inteligentne
wały się wskazywać na Simpsona, ale ten, zamiast
rakiety i telewizja satelitarna. Wraz z uruchomie-
oddać się dobrowolnie na w ręce władz, zapadł
niem World Wide Web i wprowadzeniem do użytku
się pod ziemię. Jego prawnik, Robert Kardashian
przeglądarek internetowych, a także rozpowszech-
(ojciec tej Kardashian), przekazał opinii publicznej
nieniem komputerów osobistych z interfejsami gra-
list, w którym były futbolista zawarł sugestię, że
ficznymi, „rozległa światowa sieć” opanowała cały
planuje odebrać sobie życie. Tego samego dnia Sim-
świat. Robienie interesów jeszcze nigdy nie było tak
pson został zauważony w białym Fordzie Bronco
proste. Skończyła się konkurencja ze strony Związku
na międzystanowej 405. Dwadzieścia policyjnych
Radzieckiego, planeta Ziemia stała się globalnym
samochodów ruszyło w pościg, wraz z nimi drugie
rynkiem, a Stany Zjednoczone – głównym rozgry-
tyle helikopterów telewizyjnych. Tzw. Bronco Chase
wającym. Amerykańskie PKB w ciągu „ryczących lat
przykuł przed telewizorami 95 milionów widzów.
dziewięćdziesiątych” wzrosło dwukrotnie, z pięciu
W tym samym czasie odbywał się finał NBA, więc
do dziesięciu bilionów dolarów. Wydawało się, że
część stacji relację z pościgu umieściła w rogu ekra-
pieniądze spadają z nieba. Nic dziwnego, że pom-
nu, nadając jednocześnie mecz. Dwa razy więcej
powano je na giełdę, w tym w firmy z branży IT. Od
emocji w tym samym czasie! Jak podaje Wikipedia,
1995 – w tym samym roku powstaje WTO – zaczyna
Domino Pizza, zaliczyła w trakcie Bronco Chase
się bańka internetowa (dot-com bubble): fundusze
podobne obroty, co w trakcie Super Bowl.
kapitałowe masowo inwestują pieniądze akcje spó-
Sam pościg przypominał raczej czarną komedię
łek, których wartość jest czysto wirtualna. Przecież
niż film sensacyjny. Bronco jechał z prędkością ok.
internet nie zna granic, a komputery mogą wszystko.
60 km/h na godzinę, a radiowozy sunęły za nim
Zwycięstwo maszyn obliczeniowych nad czło-
w równym szpalerze. Policyjny negocjator przeko-
wiekiem dokonało się 10 lutego 1996 roku. Wte-
nywał Simpsona przez telefon komórkowy, żeby ten
dy to superkomputer Deep Blue, stworzony przez
nie robił sobie krzywdy. „Wszystko będzie dobrze” –
IBM, firmę, na którą potocznie mówi się Big Blue,
powtarzał. Na trasie pościgu czekało tysiące ludzi,
wygrał partię z arcymistrzem szachowym Garrim
niczym w trakcie Tour de France, dopingujących
Kasparowem. Wprawdzie była to tylko jedna partia
Simpsona w ucieczce. Cyrk na kółkach.
i ostatecznie Rosjanin wygrał cały pojedynek, ale
Sam proces Simpsona, który rozpoczął się
było już wiadomo, że klęska gatunku ludzkiego w tej
w styczniu 1995 roku, stał się sądową telenowelą.
królewskiej grze jest tylko kwestią czasu. Rok póź-
Przez piętnaście miesięcy media codziennie infor-
niej Deep Blue na sterydach, noszący teraz nazwę
mowały Amerykanów o zwrotach akcji w procesie.
Deeper Blue – wolę nie myśleć, jak IBM nazwałoby
„The Time”, optujący za winą Simpsona, przedstawił
swoją Wunderwaffe, gdyby miało dojść do trzeciego
go na okładce w złym świetle, przyciemniając jego
pojedynku – rozłożył Kasparowa na łopatki.
mug shot. Z kolei „Newsweek” postanowił wybielić
W czasach zimnej wojny politycy po obu stronach
oskarżonego i rozjaśnił zdjęcie. Faktem jest, że Sim-
żelaznej kurtyny do opisania kuli ziemskiej używali
pson znęcał się nad swoją byłą żoną i praktycznie
często metafory „wielkiej szachownicy”. Rozgrywka
przyznał się do zbrodni. W samochodzie oraz na
pomiędzy mocarstwami miała być czymś na kształt
butach i rękawiczkach oskarżonego znaleziono krew
geopolitycznej partii szachów. (Podobno fakt by-
z DNA ofiar. Jednak wynajęty za parę milionów do-
cia szachową potęgą przez Rosję i legendarna sku27
teczność dyplomacji rosyjskiej idą ze sobą w parze. Rosjanie od małego uczą się grać w szachy, wśród nich jest również najwięcej mistrzów w tej dyscyplinie). Drugą ulubioną grą Zimnej wojny był atomowy poker. Szczególnie ciekawe były fantazje na temat superkomputerów symulujących konflikt jądrowy pomiędzy USA i ZSSR, które w każdej chwili mogły uruchomić Doomsday Machine i rozpocząć piekło na ziemi, bo tak wyszło z ich obliczeń. Z tego punktu widzenia pojedynek Deep Blue z Kasparowem jest nie tylko pokazem siły amerykańskiego przemysłu informatycznego – pojawiły się zresztą plotki, że cały mecz był ustawiony tak, żeby akcje IBM poszybowały w górę – ale również końcem zimnej wojny. Amerykański superkomputer pokonuje rosyjskiego szachistę w grze, która od czasów jej wynalezienia w Indiach ma być symulacją wojny. Koniec błękitnej dekady, jak przystało na każdą epokę historyczną, naznaczony jest lękiem przed Apokalipsą. Uzależnione od technologii społeczeństwo amerykańskie ogarnął lęk przed pluskwą milenijną. Błąd Y2K miał wynikać z tego, że stosowany w komputerach format zapisu daty uwzględniał tylko dwie ostatnie cyfry roku. Stąd maszyny mogły potraktować rok 2000 jak rok 1900 i po prostu ogłupieć. Elektrownie, sieci telekomunikacyjne, systemy bankowe, telewizja, wszystko to miało przestać działać. Jednym słowem ludzkość czekało cofnięcie się o sto lat do tyłu. Oczywiście nic takiego się nie stało, a firmy ubezpieczeniowe, producenci oprogramowania odpornego na milenijną pluskwę oraz sprzedawcy świeczek zaliczyli dodatkowe zyski. Jednak lata 90. kończą się bezpowrotnie. Bańka internetowa pęka, krach na giełdzie daje przedsmak kryzysu 2008 roku. Prezydentem zostaje G.W. Bush, a rok później dochodzi do zamachu na WTC. Historia zaczyna się na nowo.
Jakub Baran (1990) – urodzony w III RP, interesuje się Amerykańskim Snem, maszynami wojennymi i odmiennymi stanami świadomości.
28
✖ Z Jackiem Rakowieckim
Nie byliśmy kłamcami, byliśmy idiotami
rozmawia Grzegorz Rzeczkowski
Czujesz się przegrany?
też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością.
To w ogóle nie leży w moim charakterze. Nie wyob-
Po pierwsze wierzyliśmy, że postęp jest nieuchronny,
rażam sobie, bym w ogóle mógł czuć się przegrany.
a to w ogóle jest nieprawda…
Za to im jestem starszy, z jednej strony jestem coraz
…że będzie tylko lepiej.
bardziej zdziwiony światem, z drugiej czuję lekką
Myśleliśmy: „no, może w jakimś momencie trzeba
nostalgię i lekki smutek, bo wyobrażałem sobie kie-
będzie zrobić krok w tył, ale potem będą od razu
dyś, przynajmniej w okolicy 1989 roku, że ten świat
dwa kroki do przodu”. Po drugie nie wiedzieliśmy, że
będzie wyglądał inaczej, znacznie lepiej. Że będzie
jeśli coś się udało wywalczyć, psim swędem trochę,
ciekawszy, sensowniejszy, powiedziałbym – bardziej
to trzeba się tym opiekować, trzeba się o to trosz-
merytoryczny.
czyć i walczyć. Bo nic nie jest dane raz na zawsze.
Ciekawi mnie, czy czujesz się przegrany jako
Wreszcie – myśleliśmy, że jeśli coś kiedyś Polsce
współtwórca polskich mediów po 1989 roku.
i Polakom odebrał system polityczny, jakim była
Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej meryto-
komuna, to wraz z nim znikną wszystkie zagrożenia.
rycznie, a wyszło brukowo.
A przecież jest wręcz przeciwnie!
To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku,
Kompletnie nie rozumieliśmy kapitalizmu. Naiw-
obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy
nie uważaliśmy, że to jest system, który właściwie 29
sób wyjątkowo
gwarantuje wolność,
30
równość, no może
krzywdzący,
z braterstwem ma
a nie sprawiedliwy.
najmniej wspólnego,
Przez długie lata
ale z tym braterstwem
dziennikarze żyli pod
to damy radę, bo sobie
kloszem: osiągali z roku na
dorobimy je na boku.
rok lepsze dochody, wchodzili
A okazało się, że to gu-
w najnowsze wynalazki społeczeń-
zik prawda, że ten system
stwa kapitalistycznego, czyli w to,
nie gwarantuje ani wolności, ani
co można było dostać za dodatkową
równości, że jest to, przynajmniej
opłatą, która przy rosnących zarob-
w wydaniu, z którym już mieliśmy
kach nie była aż taka straszna. Mam na myśli m.in.
do czynienia, system dla uprzywilejowanych, a nie
prywatne szkoły czy służbę zdrowia. Wszystkie
dla wszystkich. Pewnie, co gorsza, wydawało nam
tego typu udogodnienia sprawiały, że coraz bardziej
się przez pewien czas, że to my jesteśmy uprzy-
izolowaliśmy się od problemów zwykłych ludzi.
wilejowani. „I to jak najbardziej słusznie!” – my-
Oczywiście siłą rzeczy dziennikarze, a reporterzy
śleliśmy. Bo przecież zasłużyliśmy na to swoimi
w szczególności, też mieli dostęp do ludzkiej biedy
osiągnięciami, stanowimy bardzo ważny element
i nędzy, ale – choć nie było tak, żebyśmy się tym nie
systemu demokratycznego.
przejmowali, bo przejmowaliśmy się i to bardzo – nie
Moje pokolenie na przełomie lat 80. i 90. było
rozumieliśmy systemowości zjawiska wykluczenia.
zaczarowane publikacjami Guy Sormana, który
To były enklawy, z którymi należało walczyć i my
opisywał wolny rynek – głównie na przykładach
walczyliśmy bardzo szczerze, ale nie zdawaliśmy
amerykańskich – jako coś zupełnie fantastyczne-
sobie sprawy, że to nie jest wyjątek od reguły, tylko
go, co załatwia wszystko. Dobierał takie przykła-
że to jest reguła. A to my jesteśmy wyjątkami.
dy, które wówczas nas zachwycały. Dopiero po
Trzeba zdawać sobie też sprawę, co może za-
pewnym czasie niektórzy zrozumieli, że to jest już
brzmi jak łatwe wytłumaczenie, ale tak było – by-
obłęd – jak choćby prywatyzacja wszystkiego, łącz-
liśmy niesłychanie zapracowani. W ciągu moich
nie z więziennictwem. Później Sorman sam wiele
pierwszych pięciu lat w „Gazecie Wyborczej” ha-
ze swoich tez odwołał, co jest warte odnotowania,
rowałem po 12–14 godzin dziennie, z wszystkimi
bo w Polsce zwolennicy neoliberalizmu, jak Leszek
niedzielami włącznie, w soboty głównie odsypiając.
Balcerowicz, do dziś uparcie trwają przy swoim.
Nasz kontakt z rzeczywistością siłą rzeczy więc
Ale wówczas taki sposób myślenia miał wyznaczać
słabł. Wpadliśmy w pułapkę solipsyzmu. W dodat-
drogę do jakiegoś świetlanego celu. Tego Sormana
ku w pewnym momencie przestaliśmy rozmawiać –
wzmacnialiśmy zresztą jeszcze różnymi Hayekami
ze sobą, z innymi. Z ludźmi.
czy Misesami i byliśmy święcie przekonani, że wol-
To, co było siłą środowisk inteligenckich lat 70.
ny rynek to jest to, co najlepiej odpowiada ludzkiej
i 80., czyli nieustanne „nocne Polaków rozmowy”,
naturze, potrzebom i godności.
poszerzało horyzonty. Później nie było już na to
Długo żyliście tym złudzeniem?
czasu. Zamykaliśmy się w swoich środowiskach,
Bardzo długo do nas docierało, że ani ten rynek
dość jednak wąskich. Jeśli się spotykaliśmy, to na
nie jest wolny, a nawet jeśli jest, to działa w spo-
imprezach, na które chodzi ludzie z mojej redak-
cji i jeszcze ewentualnie z kilku zaprzyjaźnionych.
mami”. Muszę powiedzieć, że poziom naiwności
I o czym się wówczas rozmawiało? Oczywiście
ludzi wyspecjalizowanych przecież w opisywaniu
o tym, co się dzieje w redakcji. To się przeżywało.
gospodarki, polityki czy spraw społecznych był po
Plus jakieś ważne, spektakularne czy bulwersujące
prostu przerażający. Taki pogląd mógł być zrozu-
wydarzenia polityczne. Cała reszta znikała.
miały w roku 1989, gdy świat dopiero stawał przed
Z tego powodu nie zauważyliśmy, że raptem sy-
nami otworem, ale po pięciu, siedmiu latach już się
stem tak korzystny dla mediów zaczyna tracić swoje
otworzył i mogliśmy dowiedzieć się wszystkiego,
podstawy ekonomiczne. Bo do drugiej połowy lat 90.
czego chcieliśmy.
wszystko szło lepiej. Coraz więcej redakcji, więcej
Nie chciałbym, żeby to, co mówię, zabrzmiało
zatrudnianych w nich ludzi, coraz wyższe płace…
tak, by wywołało reakcję w rodzaju: „och, ci biedni
…coraz wyższe nakłady i przychody z reklam. Moż-
dziennikarze, jak im się bardzo pogorszyło, ale co
na było się zachłysnąć.
to nas obchodzi”. Otóż nie, nie o to chodzi. Nie
To też uśpiło, to też sprawiło, że nie istniała żad-
ubolewam nad sobą czy kolegami (choć po ludz-
na reprezentacja środowiskowa dziennikarzy, bo
ku w jakimś sensie ubolewam), ale nad tym, że
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich co prawda
spsienie mediów, z którym mamy do czynienia, jest
działało, ale gdzieś tam, na jakimś kompletnym
potwornie niebezpieczne dla państwa, dla społe-
marginesie. Nie było wymiany opinii. Ba! Pamiętam
czeństwa, a w końcu także dla demokracji. To jest
sytuację, gdy gdzieś w połowie lat 90. dowiedzia-
podstawowy problem.
łem się, że prasa na Zachodzie, do którego prze-
Nie przyszło wam do głowy, że gazeta to jednak
cież aspirowaliśmy, wcale nie działa na zupełnie
nie proszek do prania, który ma się dobrze sprze-
wolnym rynku. Tam miano świadomość, że wolne,
dawać? Że nacisk na sprzedaż wpłynie negatywnie
merytoryczne media są piekielnie ważne dla całego
na jakość?
systemu. Owszem, u nas się to międliło, że „czwarta
Ależ mieliśmy tego pełną świadomość. Bardzo dłu-
władza, czwarta władza”, ale niewiele z tego wyni-
go to był dominujący nurt myślenia, przekładający
kało poza satysfakcją, że w wyniku jakiegoś tekstu
się na rzeczywistość. W końcu np. „Wyborcza”,
poleciał minister albo coś się zmieniło. Ale to było
która była jedną z moich najważniejszych przygód,
tylko naskórkowe.
rozwijała się głównie pod względem merytorycz-
Dowiedziałem się więc, że media jakościowe
nym. Dużo wkładaliśmy wysiłku, by zapewnić od-
w świecie Zachodu są dowartościowane przez tam-
powiednią jakość treściom w niej publikowanym.
tejsze systemy polityczne. Rozumie się ich rangę
Nie w tym leżał problem, ale w tym, że konstruk-
i konieczność zapewnienia im dobrej pozycji oraz
cja finansowa mediów opiera się na rusztowaniu
kondycji ekonomicznej, dlatego dostają różne zniżki
z trzciny.
czy ulgi. Pamiętam, że gdy zacząłem rozmawiać
Spółka wydająca „Wyborczą” zdecydowała się
o tym z różnymi znajomymi – a było to w mo-
w połowie lat 90. wejść na giełdę. Oznaczało to
mencie, gdy zmiana pojawiła się na horyzoncie,
w skrócie, że od tego momentu wszystko zosta-
gdy było już wiadomo, że w gospodarce dzieje się
nie podporządkowane zyskowi. To było dobre,
coś niedobrego – to miażdżąca większość z nich
gdy rynek mediów dynamicznie się rozwijał, gdy
mówiła: „Przestań, to jest wolny rynek, każdy ma
przyszła stagnacja, trzeba było ciąć, głównie eta-
takie same prawa. Jak medium będzie dobre, to
ty dziennikarzy. Zaczęło się piłowanie gałęzi, na
się utrzyma i nie będzie miało problemów z rekla-
której tkwiły wszystkie media. 31
32
Mnie na szczęście już w „Wyborczej” wtedy nie
kwartał sprzedaje się coraz lepiej. Trzeba było
było. Więc mnie to nie obciąża. Ale oczywiście
pamiętać, że były to czasy, gdy codzienne wy-
mieliśmy infantylnie-optymistyczny sposób
dania „Wyborczej” sprzedawały się w nakładzie
myślenia. Pamiętam jeszcze klimat, który towa-
powyżej pół miliona egzemplarzy, a wydanie so-
rzyszył decyzji wprowadzenia Agory na giełdę.
botnie przekraczało milion. Wydawało się, że ten
Przecież wiadomo było, co to jest polska giełda.
ruch w górę jest stały i że owszem, giełda jest
No, eksplozja po prostu. Fantastycznie wszystko
potrzebna, by wygenerować dodatkowe środki
przyrasta. Wiedzieliśmy, że giełda z kwartału na
na inwestycje.
Podstawowym zagrożeniem okazało się to, że
redaktorem naczelnym „Vivy”, która – upieram się –
nikt nie zdawał sobie sprawy, co się stanie, gdy nie-
nie była wtedy wcale takim złym i mało ambitnym
zależnemu od nas kryzysowi ekonomicznemu za-
pismem, byłem zdumiony, że koledzy z tej prasy
cznie towarzyszyć w całej krasie potężny, najistot-
politycznej, opiniotwórczej w ogóle nie intereso-
niejszy w kapitalizmie czynnik, czyli komercjalizacja.
wali się tym, że w 1999 roku miażdżącą większość
Ta w przypadku mediów jakościowych oznacza
sprzedawanej w Polsce prasy stanowiła już tzw.
przede wszystkim spłycenie i uproszczenie – żeby
„kolorówka”, a nie „Wyborcza” czy „Rzeczpospo-
było atrakcyjniej, żeby nie zmuszać do myślenia,
lita”. Nikt się w tych „poważnych” redakcjach nie
żeby było bardziej kolorowo i sensacyjnie. Pamię-
interesował się tym, co czyta 90 procent odbior-
tam, jak już w drugiej połowie lat 90., gdy w ramach
ców, ten świat dla nich nie istniał, choć bez niego
moich wędrówek po różnych redakcjach byłem też
trudno było uzyskać pełny obraz polskich mediów,
a co za tym idzie – również społeczeństwa. To też
sprawdzało – bo myśmy swój los wykuli, jesteśmy
był element tego odcinania się od rzeczywistości,
dobrze sytuowani, poważani, profesjonalni, w zasa-
o którym wcześniej mówiłem.
dzie tacy, jak na Zachodzie (tylko, cholera, oni tam
Tzw. poważne media bardzo długo nie zawra-
jeszcze więcej od nas zarabiają) – to sądziliśmy, że
cały sobie głowy tym segmentem rynku, a gdy
to się powinno również w przypadku innych. W tym
już spróbowały na niego wejść, trochę na siłę, był
była taka upiorna pułapka, że my, broniąc Balcero-
już zajęty. Dlatego skutek był marny. Uważam, że
wicza, broniliśmy całej filozofii, jak się wnet okazało,
gdyby w odpowiednim czasie, czyli w połowie lat
dziewiętnastowiecznego kapitalizmu.
90., zaczęto budować również jakościową prasę
Broniliście siebie.
kolorową, mogłoby to inaczej wyglądać. Wielu lu-
Powiedziałbym na usprawiedliwienie siebie i śro-
dzi poszło do „kolorówki”, bo nie chciało czytać
dowiska, że nie mieliśmy takiej świadomości.
wyłącznie o polityce i gospodarce, ale również
My naprawdę w te idee głęboko wierzyliśmy, co
o trudnych, bolących sprawach społecznych czy
oczywiście może świadczyć o nas jeszcze gorzej,
nawet o tzw. „urodzie życia”. A taką ofertę dostali
bo to znaczy, że dodatkowo byliśmy jeszcze idio-
tylko od marnych kopii marnych pism zachodnich.
tami. Ale bardziej idiotami niż kłamcami jednak.
Dotknąłeś ważnego tematu izolacji dziennikarzy,
Pozwolę się jeszcze zdystansować od mojego
ich zamknięcia się we własnych gronach. Odno-
środowiska, choć może nie wypada: w licznych
szę wrażenie, że w efekcie wartości liberalnej
dyskusjach w ramach tego wąskiego życia towa-
demokracji, które najważniejsze polskie media
rzyskiego próbowałem na różne rzeczy koleżanki
głosiły – bardzo zresztą istotne dla społeczeń-
i kolegów uczulać. W odpowiedzi na moje uwagi
stwa i państwa – przestały być przyjmowane.
i wątpliwości słyszałem, że żyjemy w najlepszym
Media zaczęły mówić ponad głowami ludzi, stra-
z możliwych systemów, że tylko nieudacznicy nie
ciły wiarygodność.
dają sobie w nim rady, a socjal w Polsce może
Po 1989 roku ważnym punktem odniesienia dla me-
i jest słaby, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jeste-
diów stał się Leszek Balcerowicz jako reprezentant
śmy jeszcze biednym państwem. Poczekajmy –
pewnego sposobu myślenia. Myśmy go wszyscy
mówiono – za chwilę klasa średnia się wzbogaci,
entuzjastycznie poparli. On, stając się symbolem
a jak się to stanie, to po prostu rzuci te pieniądze
przemian w Polsce po 89 roku, ważniejszym nawet
biednym i nastanie powszechna szczęśliwość.
niż Lech Wałęsa czy Tadeusz Mazowiecki, stał się
Na razie zaś zaciśnijmy zęby, bo jeszcze trochę,
paradoksalnie takim antysymbolem wykluczonych,
jeszcze do Unii, jeszcze kolejna transza pieniędzy
których reprezentował Andrzej Lepper. Tylko my
z Brukseli…
wówczas widzieliśmy wyłącznie Leppera, nie wi-
Oczywiście upraszczam, ale pamiętam takie
dzieliśmy wykluczonych. W związku z tym obrona
rozmowy. Ich ton zaczął się zmieniać dopiero
Balcerowicza była absolutnie nadrzędną wartością.
po wybuchu kryzysu w 2008 roku. Ale i tak nie
Ze wszystkim innym można było iść na kompromis.
w przypadku wszystkich. Mam takich kolegów,
Z tym nie. I nie chodziło tylko o obronę Leszka Bal-
znane dziennikarskie nazwiska, którzy zatrzymali
cerowicza jako partyjnego lidera, polityka i ministra,
się w czasach Dickensa. Dickensa! Twierdzą na
ale o obronę pewnej wizji, która sprowadzała się do
przykład, że kultura nie powinna być dotowana
głębokiej wiary w to, że każdy jest kowalem włas-
przez państwo, bo dobra kultura obroni się sama.
nego losu. I ponieważ na naszym przykładzie to się
Mnie to przeraża. 33
34
Uważam, że kapitalizm trzeba trzymać za gar-
cowałem, niechętnie pisano o problemach mediów
dło, bo inaczej nas zeżre. Szkoda, że znaczna część
i prasy, bo „co to czytelników interesuje”. Byłem
środowiska dziennikarskiego po dziś dzień tego nie
i jestem przekonany, że inteligentnego czytelnika
wie i nie jest w stanie zrozumieć. Na marginesie –
jednak interesuje to, jaka jest przyszłość czegoś,
zastanawiam się, czy coś takiego, jak środowisko
co jest jego codziennym na ogół towarzyszem. Ale
dziennikarskie, w ogóle jeszcze istnieje.
w redakcjach nikt się tym na serio nie zajmował.
Zastanawiam się od dawna, jak to się stało, że
Co prawda istniało wspomniane SDP, ale ni-
tak prężna i wpływowa w gruncie rzeczy gru-
kogo jego działalność nie interesowała. Zabrakło
pa nawet w najlepszym dla siebie okresie, czyli
świadomości, że ten nasz, własny, ale dobrze po-
w latach 90., nie była w stanie stworzyć spraw-
jęty interes jest również interesem społecznym, co
nej organizacji, która pilnowałaby standardów
udało się na przykład środowisku filmowemu, które
i dbałaby o interesy dziennikarzy, a co za tym
zmieniło ustawę o kinematografii i doprowadziło
idzie – społeczeństwa. Bo, co warto jeszcze raz
do utworzenia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
mocno podkreślić, bez wartościowych mediów
Gdy u dziennikarzy ta świadomość przyszła, bo
i dziennikarzy demokracja kuleje. Efekty tego
wszystko zaczęło się walić, było już za późno. Tym
zaniechania widać dziś jak na dłoni, gdy środo-
bardziej że SDP zostało zawłaszczone przez tzw.
wisko dziennikarzy jest rozbite, przez to bardziej
„niepokornych”, co zresztą reszta przyjęła z kom-
podatne na naciski. I działa pod rządami ustawy
pletną obojętnością. Nikogo to nie obchodziło. Na
prasowej napisanej w stanie wojennym.
własne życzenie straciliśmy nie tylko narzędzie walki
Strasznie trudno na to pytanie odpowiedzieć. Poza
o wspólne interesy zawodowe, socjalne, ale także
wrodzoną niechęcią Polaków do zrzeszania się
o właściwą społeczeństwu demokratycznemu rolę
i działalności społecznej, są co najmniej trzy sprawy,
mediów i prasy.
które o tym w znaczący sposób zdecydowały. Po
Dotykamy w tym miejscu innej, ważnej
pierwsze, jest to bardzo indywidualistyczne i dość
przyczyny braku środowiskowej reprezentacji
egoistyczne środowisko, w którym pracuje się na
dziennikarzy – w pewnym momencie zaczęliśmy
własne nazwisko. W dodatku, jak wspomniałem,
się dzielić politycznie. Te podziały stale się pogłę-
izolację pogłębiał fakt, że dziennikarze byli wtedy
biały, doszły do poziomu nienawiści, co komplet-
straszliwie zapracowani, większość z nich harowała
nie rozwaliło środowisko.
całymi latami.
Część duszy dziennikarze oddali wolnemu rynkowi,
Po drugie wydawało nam się, że żyjemy już w naj-
część – polityce i politykom. No właśnie – dlaczego
lepszym z możliwych światów, w którym wszystko
dziennikarze tak chętnie, już od 1989 roku, anga-
się ułoży samo. Istniało głębokie przekonanie, choć
żowali się w spory polityczne i tak łatwo dali się
to zabrzmi absurdalnie, że będzie coraz lepiej. Że
politycznie podzielić? Naiwna wiara, że jak się przy-
władza popełnia jakieś głupoty, my to opisujemy,
kleimy do tej czy innej opcji, to coś zdobędziemy?
piętnujemy, ale generalnie wszystko idzie do przodu
Ująłbym to inaczej. Dziennikarze z tzw. „głównego
i że ktoś w końcu zrobi za nas to, do czego po-
nurtu”, poza nielicznymi wyjątkami, nigdy się nie
winniśmy doprowadzić sami w swoim imieniu. Na
przyklejali. Popierali pewną wizję cywilizacyjno-poli-
przykład do zmiany ustawy o prawie prasowym.
tyczną i to był bardzo świadomy, ideowy wybór. Tyle
Kolejna kwestia: w tamtym czasie opisywaliśmy
tylko że podzielanie wspólnej wizji przekształciło
wiele roszczeń, wszyscy czegoś żądali, więc było
się w bezdyskusyjne poparcie dla konkretnej partii.
nam głupio do tego dołączyć i co – żądać dla siebie?
To przejście zostało niezauważone. Trzeba uczci-
No, nie wypada. W wielu redakcjach, w których pra-
wie jednak powiedzieć, że ten podział dotyczy nie
tylko dziennikarzy, ale też znacznej części polskiej
czy tylko genialny; czy Antoni Macierewicz wykrył
klasy średniej, elit. W którymś momencie, widać to
już wszystkie spiski, czy powinien jeszcze jakąś ro-
jeszcze dziś, szczególnie w sporach toczonych na
zerwaną eksplozją parówkę zaprezentować.
Facebooku, krytyka PO była w naszym środowisku
W tym podziale widać dwa typy mentalności –
niedopuszczalna. Jeśli ktoś to robił, był wrogiem –
całkowicie zamkniętą i bardziej otwartą, choć kla-
i nieważne, czy była to krytyka merytoryczna, czy
syczni wyznawcy PO w Polsce sytuujący się w cen-
nie. Bo jeśli krytykujesz naszą partię, to znaczy, że
trum, przetransponowani na Zachód sytuowani
się stawiasz po drugiej stronie.
byliby bardziej na prawo.
Trzeba jednak mocno podkreślić, że dużo bar-
Niektórzy mówią, że z dziennikarzami i mediami
dziej przyklejeni – tyle że do PiS – byli i są tzw.
jest jak z żabą, która wskoczyła do garnka, gdy
„dziennikarze niepokorni”. Z socjologicznego punktu
woda była jeszcze chłodna, a kiedy ktoś podpalił
widzenia to całkowicie zrozumiałe. W sytuacji kry-
pod nim ogień, zbyt późno zauważyła, że pływa
zysu mediów, gdy dziennikarze zarabiają za mało,
we wrzątku. Jesteśmy ugotowani?
są zwalniani z powodów ekonomicznych i uczciwej,
Problem nie polega na tym, że żaba jest ugotowana,
dobrze płatnej pracy jest jak kot napłakał, oni przez
tylko na tym, że ona twierdzi, że nie jest. Czyli uważa,
wiele lat znajdowali się w tragicznej sytuacji bytowej.
że jest kimś zupełnie innym, niż mówi rzeczywistość.
Ale trwali na swoich pozycjach, bo jeżeli w którymś
To jest najbardziej tragiczne. Ale to w sumie normal-
momencie zadeklarowali się po jednej stronie, to nie
ne, bo życie w schizofrenii jest jedną z najbardziej
mieli powrotu. W Polsce niełatwo byłoby taki powrót
charakterystycznych polskich cech.
wybaczyć – trzeba by było wcześniej odbyć dłuższą
W 1989 roku popełniliśmy jeden podstawowy błąd –
drogę do Canossy i strasznie dać się przeczołgać.
byliśmy przekonani, że wystarczy, by każdy robił
„Niepokorni” musieli więc grać na przyklejenie do
swoje porządnie, nawet w jakimś małym, stosun-
PiS, bo to im dawało nadzieję na przeżycie w tym
kowo zamkniętym kółku. Jakoś wszystko się ułoży,
zawodzie.
jakoś to będzie. Dopiero dużo później zrozumieliśmy,
Inna zasadnicza różnica między dziennikarzami
że to nieprawda. Walka o normalność, o racjonalność
wspierającymi Platformę a dziennikarzami propisow-
jest psim obowiązkiem inteligencji i dziennikarzy
skimi jest taka, że na PO jednak można ponarzekać,
zawsze, w każdej sytuacji, szczególnie w tak nie-
można ją skrytykować, o ile oczywiście nie pójdzie
bezpiecznym otoczeniu, jakie stwarza kapitalizm.
to za daleko, to znaczy: jeśli nie poprze się w ten
O tym wtedy zapomnieliśmy, a teraz musimy sobie
sposób PiS. Po tamtej stronie czegoś takiego nie
to przypomnieć. Inaczej będziemy zjedzeni.
ma. Tam jest monolit. Co najwyżej można podywagować, czy Jarosław Kaczyński jest najgenialniejszy,
Jacek Rakowiecki (1958) – redaktor, dziennikarz, komentator polityczny, recenzent filmowy i teatralny, selekcjoner 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych w 2013 r.. Debiutował tekstami w drugim obiegu wydawniczym z końcem lat 70. Był m.in. sekretarzem redakcji „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej”, zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, naczelnym „Vivy!”, „Przekroju”, teatralnego „Foyer” i „Filmu” oraz rzecznikiem prasowym TVP. Członek-założyciel Towarzystwa Dziennikarskiego, prezes utworzonego przez TD Funduszu Mediów, który finansuje ambitne projekty dziennikarskie. Grzegorz Rzeczkowski (1976) – dziennikarz tygodnika Polityka, redaktor naczelny serwisu Polityka.pl.
35
Krótka historia rozłamu Drezna
Steve Naumann ✖ tłum. Krystyna Schmidt ✖
Prolog
Karnawał satyrycznej transformacji
Na chodnik w drezdeńskiej dzielnicy Neustadt spada
Nadchodzi rok 1990 i dorobek enerdowskiego spo-
kawałek tynku. Od dawna nie jest to nic szczegól-
łeczeństwa wkrótce zostanie całkowicie przejęty
nego, beton sypie się teraz w całym enerdówku.
przez dyskurs RFN. „My-jeden-naród“ tego chce,
Przez zakute łby partyjnych bonzów biegnie potężna
chce tego człowiek o głowie w kształcie gruszki,
rysa, którą państwowa rozgłośnia młodzieżowa raz
a nawet historia się tego domaga. Tak Gruszka wy-
w tygodniu wypełnia punk rockiem. Zaczęło się niby
łożył to Gorbiemu, Margaret i Françoisowi.
niewinnie od The Clash jako uciskanych angielskich
W ostatnim akcie tworzenia alternatyw drez-
robotników, a prowadziło nieuchronnie do zago-
deńscy działacze obywatelscy, malkontenci i artyści
rzałych maruderów takich jak Feeling B z Berlina
sięgają po środki radykalno-artystyczne i tworzą
Wschodniego, Siekiera z Rebeliandu i Dybbuk, czort
własną republikę – Kolorową Republikę Neustadt.
wie skąd.
Kredą zaznaczają granice wokół Neustadt, naj-
I stało się, co miało się stać. Lud pracujący wy-
większej w Dreźnie dzielnicy o starej zabudowie
chodzi na ulice, wznosząc okrzyki Gorbi, Gorbi! Nim
i, krążąc wśród kruszejących tynków, pozdrawiają
jeden ze spękanych zakutych łbów ostatecznie się
pozbawionych zwierzchnictwa enerdowskich po-
rozpadnie, lud odkrywa: „to my jesteśmy narodem”
licjantów z wąsami. To, że ci nie jedzą akurat do-
i przybiera nową tożsamość. Jako „my-naród” zalicza
natów, można wyjaśnić tylko tym, że Simpsonowie
w końcu całą rewolucję spacerkiem. Tymczasem opo-
jeszcze nie lecą. Poza tym każdy udziela się jak
zycja demokratyczna działała już wtedy, gdy policja
potrafi. Wszyscy inni sięgają przynajmniej po puszki
we wszystkie publicznie wyrażane poglądy wbijała
z farbą do sprejowania resztek tynków na budyn-
jeszcze pauzy retoryczne. Jako „tarcza i miecz partii”.
kach. Niekiedy są to po prostu resztki budynków.
Teraz, po tym, gdy beton runął z hukiem, opo-
W każdym razie mieszkają w nich ci, których pań-
zycja głosi, że jest szansa, aby zbudować nowy
stwo i tak nie wpuściłoby do nowoczesnych bloków
kraj, że i tu i tam są rzeczy niezwykle cenne, że i tu
z wielkiej płyty. Podejrzani goście z lewym adresem
i tam nie wszystko jest idealne, i w ogóle jest dużo
bawią się więc w najlepsze wśród rozpadających się
do przedyskutowania – aż nagle z krainy mlekiem
kamienic Neustadt i przenoszą swoje jadalnie na
i miodem płynącej przylatuje do Drezna człowiek
ulice. A koło tego wszystkiego przechodzi jeszcze
z głową w kształcie gruszki. „My-naród” gromadzi
młodzieżowa orkiestra marszowa w wyprasowa-
się z tej okazji przed ruinami kościoła Frauenkirche
nych mundurkach. Duża liczba fletów świadczy
i jest tak zachwycony, że nawet nie zauważa, że
niewątpliwie o zgraniu z planem gospodarczym.
jeszcze ktoś chciałby coś powiedzieć. W koko-
Z przodu podskakują dzieciaki, z tyłu kilku punków.
nie obietnic i własnych życzeń przepoczwarza się
W siedzibie władz brodaty mężczyzna obiecuje
podczas zimowej metamorfozy z „to my jesteśmy
wyważone proporcje dobrej i złej pogody, prze-
narodem” w „jesteśmy jednym narodem” i jako
strzega przed konsekwencjami dzikiej prywatyzacji
„my-jeden-naród” ulatuje ku kwitnącym krajobra-
i sortuje marki neustadzkie, lokalny środek płatniczy
zom zjednoczonych Niemiec.
używany we wszystkich knajpach. 89
Kolorowa Republika powstaje w próżni pomiędzy
doradców inwestycyjnych. Nowe dziesięciolecie
przeszłym a przyszłym porządkiem społecznym
to festiwal gry w trzy kubki. Niemcy Wschodnie
i nabiera tchu z balonów pompowanych helem.
1990, Rumunia 1993, Albania 1997. History is over,
Ma to w sobie coś ze Lwowa 1990, z Festiwalu
Mercedes Benz is near.
Vyvych, z oryginalności jako najważniejszej normy
Przebudzenie na kacu
społecznej, i tworzy strukturę polityczną podob-
W Albanii najpierw następuje krach piramidy, a po-
nie jak alternatywna Republika Užupis w Wilnie
tem całego państwa. W Rumunii dawni aparatczycy
w 1997. Kolejne dziesięciolecie to istny karnawał ukrywają się na samym szczycie, tak wysoko, że mało satyrycznej transformacji. History is over, Mercedes Benz is near
kto ich dostrzega. We Wschodnich Niemczech „my-jeden-naród”
Tymczasem na pobliskiej promenadzie handlowej
pół roku po Big Dealu traci pracę i porządnie skaco-
trzech facetów reprezentujących „my-jeden-naród”
wany błąka się po ulicach. Ekipy filmowców już szu-
nudzi się na ławce. Bardzo im nie w smak to, co się
kają materiału etnograficznego. Zaczepiają starszą
wyczynia w Neustadt. Zbyt kolorowo, nieformalnie
kobietę w drodze na targ warzywny. Jej spontaniczna
i w ogóle czemu akurat tam, gdzie przecież i tak
wartka wypowiedź sprawia, że zachwyceni prze-
wszystko jest już szare i zrujnowane? Do czego to
chodnie to kiwają potakująco, to kręcą przecząco
podobne, żeby w dodatku imprezy tam urządzać?!
głowami, a ich chaotyczne ruchy przypominają sceny
Bezczelność, czysta anarchia! I jeszcze opłaty chcie-
po przydługim urlopie w Bułgarii.
liby pobierać za wejście, ktoś tak powiedział.
„Czy naprawdę musi tak być, że setki tysięcy ludzi
Ostatecznie do Kolorowej Republiki należał pozbawia się pracy? Nie można wyremontować za-
90
czerwcowy weekend, a do chłopaków z ławki – przy-
kładów? Te zepsute, które i tak do niczego się już nie
szłość. W październiku, dzięki uprzejmemu wsparciu
nadają… to zgoda. Te niech idą do likwidacji. Ale żeby
udzielonemu przez „my-jeden-naród”, cała spuści-
wszystkie? Przecież nie same śmieci tu mamy! Tyle
zna NRD przechodzi w ręce zaufanych partnerów
dobrego moglibyśmy wnieść. Ale nie, wszystko ma
biznesowych z Zachodu. Zakłady chemiczne Buna
być zlikwidowane. Wszy-ściu-teń-ko. Zupełnie jakby
i Leuna, stanowiska we władzach landu, gwiazdy
to był 45 rok, kiedy pokonali nas Rosjan, alianci. Tak
telewizyjne, kultura pamięci, Matthias Sammer…
się czujemy. Dostaliśmy wtedy łomot i musieliśmy
W atmosferze radosnego oczekiwania wszystko zo-
wyzbyć się z naszego kraju wszystkiego, co tylko
staje przekazane nad lub pod stołem. Hojni biznes-
mieliśmy, i dzisiaj znów nas to czeka. Własnymi rę-
meni odwdzięczają się jak tylko mogą, autostradami,
kami to budowaliśmy. A teraz nic z tego nie zostanie!
akwaparkami, panelami z laminatu, kasetami porno,
Nie trzeba było tak pochopnie mówić, że musimy
ulgami podatkowymi na własny domek za miastem,
się zjednoczyć. Jasne, że wszyscy tego chcieliśmy!
a nawet oddają po cichu swoje zardzewiałe ople.
Ale to trzeba robić z głową. Sądziłam, że ludzie tam
Ponadto wysłana zostaje nowa elita zarządzająca
po drugiej stronie znają się choć trochę na polityce.
złożona z ekspertów, których w starej Republice Fe-
A teraz wszystko trafiło na taczki z gnojem. Gorzej
deralnej nikt nie potrzebuje. Moment historycznego
być nie mogło!”.
zwycięstwa jest bliski, co tam historia, sam zachodni
Power off the Eastside
dobrobyt się zbliża!
Faktycznie, niemal wszystko ma iść na rozkurz trans-
Szczęśliwi nowi Wessi nie są jedynymi wśród
formacji i w końcu również rozgłośnie telewizyjne
byłych przegranych historii, który dadzą się na-
i radiowe NRD trafiają na taczki. Świeżo wybrane
ciągnąć na kuszące interesy. Miliony Albańczyków
wschodnioniemieckie władze landów (kombina-
i Rumunów wszystko, co udaje im się wyskrobać dla
cja popleczników starego systemu, zachodnionie-
siebie ze sterty potłuczonych marzeń transforma-
mieckich polityków, zwolenników jednego narodu
cji, wrzucają w piramidy finansowe podejrzanych
i sprytnych koniunkturalistów) przekształcają je
w nieszkodliwe media regionalne, grupują podług
– Przykro mi, ale nie mogę się na ten temat
legitymacji partyjnej i wszystko, co nie pasuje do
wypowiadać, ponieważ jestem odpowiedzialny za
oficjalnopaństwowej legendy zjednoczonego narodu,
kontrolowanie Bramy, nie jestem więc w tej kwestii
idzie w odstawkę.
bezstronny – spokojnie informuje bardziej ogolony
Tymczasem dawna enerdowska rozgłośnia młodzieżowa DT64 po punk rocku, spacerowej rewolucji i krytyce inkorporacji Niemiec Wschodnich nadaje soundtracki berlińskiej sceny klubowej. Na
funkcjonariusz. Drugi, z dużym wąsem, powtarza za nim: – Mnie również to dotyczy, też jestem odpowiedzialny za kontrolowanie Bramy.
trzeciej Paradzie Miłości tańczy 6000 raversów,
Po krótkiej przerwie wymyka mu się jednak:
w młodzieżowej rozgłośni ze Wschodu Marusha
– Nie można tak po prostu tarasować Bramy
puszcza techno. „Love is in the air, good morning
Brandenburskiej i uniemożliwiać ludziom przejście!
flipsters hipsters, good morning punk rockers,
– Przecież ludzie nadal mogą przechodzić! –
good morning mon amies”. Regionalne władze zwolenników jednego na-
odpowiada na to dziennikarz. – Którędy? – dopytuje wąsaty.
rodu nie są tym zbyt zachwycone i mocno trzy-
– Po bokach!
mają dłoń na dźwigni Power Off. Zwłaszcza że
Trzy tygodnie przed wyłączeniem stacji premie-
rozgłośnia dżingluje do tego podburzająco Power
rzy wschodnioniemieckich landów gromadzą się
From The Eastside. Wobec decyzji o zamknięciu
na zamku w górach Harzu. Ciemnej grudniowej
DT64 nadaje jeszcze przez jeden dzień jako Su-
nocą towarzyszy hum tata ta hum papa. Koczują-
perradio2000, a wykreowany w ten sposób nowy
cy nad zamkową fosą demonstranci DT64 starają
wspaniały świat okazuje się wcale nie tak fikcyjną
się darmowym piwem zachęcić do wymiany myśli.
przyszłością rozgłośni. Hiobowa wieść dociera
Również w Magdeburgu grupa protestantów od
do słuchaczy. Dwa lata po spacerowej rewolucji
wielu dni obozuje przy ognisku. Dwulitrowa butel-
tysiące młodych ludzi i krytyków obu systemów
ka robi właśnie drugą rundę, kiedy chropawy głos
ponownie wychodzi na ulice. W samym Dreźnie
ogłasza przez radio najświeższe wiadomości z har-
gromadzi się więcej ludzi niż podczas ostatniej
ceńskiego zamku. Premierzy landów przekazują do
Parady Miłości. Jednak zamiast uBb uBb uBb uBb
wiadomości, że DT64 ma dalej funkcjonować. Ale
pulsuje rytm orkiestry dętej hum tata ta hum tata.
tylko w ograniczonym o połowę zakresie i właściwie
Na skraju demonstrującego tłumu dziennikarz
jeszcze tylko pół roku.
pyta, ile właściwie osób może tu być. „Jakieś sto
Następnego dnia rano szef rozgłośni gorączkowo
tysięcy. No tak, z dziesięć tysięcy będzie. To chyba
biega tam i z powrotem po korytarzach rozgłośni.
dość, więcej raczej już nie potrzeba”.
„Jeśli to prawda, to by oznaczało, po pierwsze, że
W Berlinie zbiera się nieco mniej ludzi, przez
jest to pierwsze zwycięstwo Ossis, po drugie, niech
co manifestacja jest jeszcze bardziej symboliczna.
i tak będzie, również zwycięstwo demokracji. Pierw-
–Będziemy tu teraz stać całkiem pokojowo z na-
sze doświadczenie osiągnięcia czegoś na drodze
dzieją, że przyłączy się do nas wielu słuchaczy DT64
demokracji. To by było niesamowicie pozytywne
– mówi jeden z dwóch mężczyzn przez mikrofon.
doznanie dla ludzi tu na Wschodzie”.
–Wy się przyłączyliście? – dopytuje ich dziennikarz.
To połowiczne rozwiązanie przeciąga się do roku 1992. Z sześciu miesięcy robi się rok, z po-
– Tak, i to mocno. Przykuliśmy się łańcuchem –
łowy zasięgu – jedna piąta i ostatecznie z DT64
odpowiadają i z dumą pokazują do kamery łańcuch.
powstaje Radio Sputnik. W pewnym momencie
Dwaj policjanci z jasno określonym zadaniem po-
tego kilkumiesięcznego odwlekania Power Off
dejrzliwie obserwują miejsce akcji i nagle również
także Kolorowa Republika Neustadt ogłasza swoje
trafiają w oko kamery.
rozwiązanie. 91
Epilog
którzy się nami nie interesują szybko staje się jedyną
Feeling B, grupa, której muza leciała w rozgłośni
śpiewką przy rodzinnym stole. Z braku rodzime-
młodzieżowej długo, nim zakute łby zaczęły pękać,
go politycznego społeczeństwa obywatelskiego –
zostaje bez radia. Bo która stacja nada gitarowy jaz-
ponieważ to od dawna zajęte jest zagadnieniami
got na czeską nutę hum tata ta hum papa? Zwłaszcza
ogólnoniemieckimi – „my-jeden-naród” potrzebuje
że najnowsze teksty zespołu z czasem coraz mniej
25 lat, by znów wyjść na ulice. W Dreźnie będzie się
śmieszą. „Ich such die DDR und keiner Weiß wo
co tydzień zbierać przed odbudowanym kościołem
sie ist, es ist so schade, dass sie mich so schnell
Frauenkirche i, nie potrafiąc inaczej, poprzez protest
vergisst. Ich such die DDR und kommt sie zurück zu
wyrażać własne nagromadzone kompleksy. Będzie
mir, verzeihe ich ihr” (niem. „Szukam NRD, a nikt nie
protestować przeciw rządowi, kłamliwej prasie i ich
wie, gdzie przepadła, szkoda, że tak szybko o mnie
obcym narodowi protegowanym. A jak trzeba, to
zapomniała. Szukam NRD i jeśli do mnie wróci, to
i przeciw Wessi, jeśli chcą swoich obcokrajowców
jej wybaczę”).
wypchnąć na Wschód. Bo „to jest nasz Lommatzsch,
A może jest inne wyjście i Feeling B nie potrzebuje
my go wybudowaliśmy!”, „nie będziecie nam dłużej
już rozgłośni młodzieżowej? Jakby nie było, zespół mówić, jak żyliśmy wtedy w NRD!”, „jeśli to ma być radzi sobie z dylematem transformacji i przekształ-
demokracja, to wolę żyć w innych czasach!”, „wiemy
ca się w kapelę o nazwie Rammstein. W kolejnych
przecież, jaka tam jest sytuacja z obcokrajowcami,
latach krytycy obu systemów przyłączają się do któ-
tu tego nie chcemy!!”, „tutaj i tak nic już nie jest nie-
rejś z ogólnoniemieckich rzeczywistości czy wręcz
mieckie!!!”, „zabierałem głos już w osiemdziesiątym
tworzą swoją.
dziewiątym, to i teraz nie dam sobie zamknąć ust!!!!”.
Tymczasem „my-jeden-naród” utrwala doświad-
„My-jeden-naród” doświadczy zbiorowego flashba-
czenie społecznej straty w latami powtarzanej
cku i będzie mu się wydawało, że to rewolucyjne
mantrze paternalizmu. Sprzedani za bezcen, igno-
czasy: „to my jesteśmy narodem”.
rowani, niedoceniani, nierozumiani. Piosenka o tych,
Steve Naumann (1989) – wychował się na wsi pod Lipskiem. Stał się tam czechofilem z wyboru i w związku z tym przeprowadził się do Polski. W międzyczasie skończył studia w Chemnitz, które zawsze będzie szczerze chwalił za pustkę w tramwajach, kamienicach i perspektywach oraz za prześwietne warunki do tworzenia sobie placu zabaw. Szuka sponsora dla publikacji albumu zdjęć z Zakarpacia.
Krystyna Schmidt (1966) – tłumaczka języka niemieckiego, studentka psychologii. Wcześniej studiowała tłumaczenia, a zawodowo zajmowała się realizacją projektów wydawniczych. Poza ogólnym zainteresowaniem psychologią, literaturą i przekładem, szczególnie ciekawi ją psychotraumatologia, zagadnienia pamięci i tożsamości kulturowej oraz baśnie.
92
Przymusowe nostalgie
Petar Matović ✖ tłum. Magdalena Maszkiewicz ✖
Gdy ogrzewa cię mróz
wystarczająco czyste. Kelnerka przynosi herbatę
Mieszkam w Požedze, małym miasteczku w połu-
i świecę. W tej dzielnicy przerwy w dostawie prą-
dniowo-zachodniej Serbii, siedemdziesiąt kilometrów
du przypadają dokładnie na czas popołudniowych
od Bośni, które z racji często występującej mgły
lekcji w szkole. System energetyczny Serbii ledwo
nazywają serbskim Londynem (centrum regionu to
zipie, trwają sankcje i prąd jest na zmiany. Nagłe
miasto Užice, serbskie Chicago). Mam siedemnaście
przełączanie się faz i nieoczekiwane skoki napięcia
lat, jestem uczniem trzeciej klasy szkoły średniej, jest
sieją w domach spustoszenie wśród urządzeń. Na
rok 1995, miesiąc styczeń, czytam Celana, Seferisa
balkonach i parapetach często widzę słoiki z żyw-
i Hikmeta. Nie powiedziałbym, że rozumiem, co czy-
nością: ogórki, kiszonki lub ajwar. Lodówki nie dzia-
tam, raczej to czuję, ale ta poza sprawia mi przyjem-
łają, a na zewnątrz jest mróz. W mieszkaniach bywa
ność. Czasami piszę i lubię sobie wyobrażać siebie
zimno. Tak jak i w pizzerii Golf. Jest piecyk gazowy,
jako poważnego pisarza siedzącego całymi dniami
ale to nie wystarcza, by ogrzać pomieszczenie. Na
przy biurku, otoczonego papierami i nasłuchującego
mój zeszyt pada odblask świecy, herbata stygnie,
słów, które dopiero rodzą się na kartce przy me-
dmucham w nią nieświadomie, wiedziony przyzwy-
chanicznym dźwięku klawiatury. A tak naprawdę to
czajeniem, a i tak jej nie wypiję, póki nie zbiorę się
zrywam się ze szkoły. W drzwiach, ładując na ramię
do wyjścia. Słowem, wpatrując się w biel – to kartki,
ciężki, uczniowski plecak, mówię matce: „spieszę
to śnieżnego dnia – okryty kurtką, którą próbuję
się na lekcje, pa!” i zwyczajnie daję nogę do Golfa.
się ogrzać, nieco masochistycznie oddaję się pozie
Golf to pizzeria, która ma loże o wysokich ścianach, znajduje się z dala od uczęszczanych ulic i sta-
wierszoklety-zbiega, dzięki której w tym momencie lubię siebie.
nowi idealną kryjówkę. Zamawiam herbatę rumian-
Chcę przekuć w słowa przytulność i ciepło, które
kową, jest najtańsza. Otwieram notatnik i gryzmolę.
paradoksalnie odczuwam, ale na pewno nie atmosfe-
Na zewnątrz prószy suchy śnieg o dużych płatkach,
rę, w której tak naprawdę żyjemy: sankcje, sąsiedz-
który stopniowo gęstnieje; na chodniku formuje się
two wojny (oczywiście nie bierzemy w niej udziału,
cienka warstwa bieli i blednie szarość asfaltu. Gołe
jak donosi telewizja publiczna, choć po ulicach prze-
gałęzie drzew rosnących w dwóch rzędach wzdłuż
mieszczają się wojskowi i jednostki paramilitarne),
alei, robią się ciężkie pod narastającą śnieżną pokry-
konsekwencje inflacji, bezrobocie, cenzura widoczna
wą. Patrzę na to wszystko przez szybę: przechodzą
w mediach. Gdy mam napisać coś, co w zamierze-
ludzie, jakaś kobieta w czerwonym płaszczu niesie
niu jest ciepłe, czuję zadowolenie, czuję, że jestem
czarny parasol, łobuzeria lepi drobne śnieżki i rzu-
zdrowy. Są to oczywiście egoistyczne pobudki, by
ca nimi w przechodniów, widzę szerokie uśmiechy,
pisać, ale nie dręczy mnie sumienie, hedonistycznie
ale niczego nie słyszę: szkło jest zbyt grube, choć
się tym upajam. Oprócz tego nie mam nic. 93
Typowa wokalistka turbo folk na jarmarkach
✖
symbolizujące w założeniu jedność narodową: na
Podczas bombardowania restrykcje wróciły, jak gdy-
koszulkach, swetrach, czapkach, kurtkach, nawet
by nigdy nie odeszły. Sąsiad, emeryt, dyżurny pa-
na kapciach.
triota, wygłasza mowy przed wejściem do budynku:
Mój brat cioteczny zdezerterował z wojska, wiem,
– Niech nas bombardują! Niech nam wyłączą
że rodzina ukrywa go na poddaszu gdzieś na wsi.
prąd! A my postawimy za blokiem piec, napalimy
Ciotka wypytuje wszystkich o babę, która umie
w nim i będziemy wszyscy piekli paprykę, będzie-
dobrze „zalać strach” (pogański obrzęd magiczny,
my spędzali razem czas, będzie nam tak dobrze, że
którym leczy się lęk, depresję, bezsenność i PTSD),
staniemy się silniejsi od nich. Zwyciężymy ich wspól-
bo chłopak budzi się spocony w nocy i wrzeszczy.
notą, duchem, pieśnią!
Szwagier, mąż mojej kuzynki, przestał oglądać tele-
Przechodzimy obok niego, nie zatrzymując się, to jak TV Bastylia live (jak potocznie określa się tele-
wizję, nie śledzi wiadomości. Od oblężenia Vukovaru, gdzie, po tym jak go zmobilizowali, kopał rowy. – Kłamią, kurwa ich mać, to wszystko kłamstwa!
wizję publiczną), pseudopatriotyczne przemówienia stały się normą, nikt już nie zwraca na nie uwagi. Ten
– mówi z goryczą. Symbole na ich starych, jugosłowiańskich, oliw-
sąsiad był zresztą w naszym bloku jedyną osobą,
94
która schodziła do schronu (a właściwie do zapleś-
kowozielono-szarych mundurach są obszarpane.
niałej, zrujnowanej piwnicy, w której ciągle wybijała
✖
kanalizacja), gdy nadawano ostrzeżenie przed zagro-
Słuchamy Nirvany, Pearl Jam i Sonic Youth, oczywi-
żeniem z powietrza. Ponieważ mieszkam na pierw-
ście w podartych dżinsach i kraciastych koszulach.
szym piętrze, którejś nocy słyszałem, jak się odlewa,
Bull to jedyny lokal w mieście, w którym jeszcze
tam przy wejściu. Pewnie ze strachu nie mógł pójść
puszczają rock, a właściwie playlista jest dużo bar-
do mieszkania. Pewnie śmierć w kiblu nie byłaby
dziej złożona: punk, grunge, metal, w ciągu dnia jazz,
tak bohaterska. Dużo piękniej jest wtedy, gdy (nie-)
blues, ex-yu rock… W pozostałych knajpach prym
ludzkie wydzieliny czuć na wspólnym terytorium.
wiedzie turbo folk, a za kultową piosenkarkę uznano
Godła Manchester United
Cecę, małżonkę zbrodniarza wojennego, dowódcy
A tak naprawdę to nie mam pojęcia o wojnie. W mo-
oddziałów paramilitarnych, wykonawcy rozkazów
jej klasie jest wielu uchodźców, są biedni i trzymają
jugosłowiańskiej bezpieki za granicą. Zaczynają ją
się na uboczu, z daleka od nas. Mówią nam, że jeste-
nazywać, z początku co prawda nieco wstydliwie,
śmy tchórze i pizdy, a my im zazdrościmy, bo mają
serbską matką. My się tym brzydzimy.
bezpłatny wstęp na wydarzenia sportowe. Których
W każdy weekend jest łapanka. Psy, jak mó-
właściwie nie ma. I na basen, który też, właściwie,
wimy na policję, krążą po mieście w swojej suce.
jest nieczynny. Wszyscy noszą przeróżne emblematy
Wyprowadzają nas z Bulla, bo nikt nie ma dowodu
Drina
osobistego i ustawiają w szeregu. Dwóch pobili od
Policja zatrzymała nas podczas demonstracji
razu, bo nie dość szybko wychodzili. Już przestali
w związku z przymusowym zamknięciem przeciw-
ich tłuc, ale nadal słyszę jęki. Policjant, wciąż jesz-
nej Miloševiciowi radio-telewizji Studio B, która nie
cze z jugosłowiańską, pięcioramienną gwiazdą na
odbierała nigdzie poza samym Belgradem. Poobijani
odznace, silny i głupi (jak stereotypy każą opisywać
i przerażeni… Jeden z psów mówi:
takie indywidua), repetuje pistolet i mówi: „Jak ktoś
– Opuść ręce…
spróbuje uciec, będę strzelał!”. My się trzęsiemy,
– Nie!
Marko, kumpel, jest bliski płaczu i mówi przerażony:
– Dlaczego nie?
„Jezu, stary mnie zbije jak psa, pomyśli, że naprawdę
– Bo mnie pobijesz!
coś zrobiliśmy!”.
– Nie pobiję cię, no… Już po wszystkim… Ty my-
✖
ślisz, że ja to co? Ja też mam serce. Mój gówniarz
Jesteśmy blisko granicy, więc po mieście cho-
jest w twoim wieku, on też był w tłumie, bałem się,
dzą ludzie w dziwnych mundurach z przeróżnymi
że nasi go złapią, mówiłem mu: daj spokój, zostaw
symbolami. Widzę Nenada, który przechadza się
to, powinieneś się uczyć, a nie zajmować bzdurami…
w mundurze moro z godłem „serbskie lwy”.
No już, opuść ręce, weź papierosa…
Czasami grozi: „Wiesz kim jestem? Uważaj, co
Powoli, podejrzliwie opuszcza ręce, nagle je
mówisz, żeby coś ci się nie stało!”. Ludzie schodzą
podnosi, znowu opuszcza i tak parę razy, w końcu
mu z drogi na wszelki wypadek. W tych czasach
opuszcza je naprawdę.
nigdy nie wiesz, na jakiego idiotę się natkniesz, a nie brakuje ich, szczególne wśród tych powracających z frontu. Nenad to mój sąsiad, mieszka piętro wyżej i ma bardzo nieskomplikowane przezwisko: złodziej. Pod koniec lat osiemdziesiątych trafił do aresztu z powodu kradzieży dziesięciu konserw z lokalnego mięsnego. Ci z emblematami, które często stanowiły kiepskie przeróbki herbów średniowiecznych panów feudalnych, mieli jeden wspólny kontekst: więzien-
– Widzisz, wszystko w porządku, nie masz się czego bać… Pies wstaje, idzie do łazienki, przynosi aresztantowi wodę. – Masz, weź… napij się czegoś… No, przecież my też jesteśmy ludźmi… Chłopak pije wodę, odstawia szklankę, patrzy na niego z wdzięcznością. Wszyscy milczą. Aresztant bierze kilka głębszych wdechów. – Won, bydlaku, bando zdrajców, będziesz mi tu
ną celę.
jeden z drugim państwo rozwalał! Śmieciu jebany!
✖
Chodź tu, kurwa twoja mać, ja ci pokażę! – Pies nagle
Mityngi, protesty i demonstracje to raczej codzien-
rzuca się na niego i zaczyna okładać go pałką, a my,
ność niż incydenty, szczególnie w Belgradzie.
zdrajcy narodu i obcy najemnicy (jak nazywają nas
95
– Dzieciak, nie pierdol, wszystko jest dozwolone
w telewizji), mający po 20–21 lat, krzyczymy! Krew tryska na ściany, inni policjanci wpadają i powstrzy-
w imię obrony państwa. Poszli stąd! Won!
mują tamtego. – Durniu jeden, oszalałeś, zabijesz go…
czerwoną chustą (to znak przynależności do pew-
– Co, kurwa, zabiję i dobrze mu tak, to jebani
nego oddziału o złej sławie). Dwaj gliniarze, wielcy
zdrajcy, kurwa ich mać, najemnicy, CIA ich opłaca,
jak słonie, przesuwają dłonie z pistoletów na trzonki
żeby zniszczyli moje państwo! Anglicy i Amerykanie
pałek, jak gdyby nie mieli co zrobić z rękami, i mach-
nas tak urządzili!
nięciami motywują nas do natychmiastowego opusz-
– Kto ci płaci? Kto cię finansuje? – pyta sędzia do
czenia pokoju. Wychodzimy, zawstydzeni. Wszyscy
spraw wykroczeń, łysiejący na ciemieniu, z urzędni-
jesteśmy palący. W tych czasach znalezienie pa-
czymi wąsami.
pierosów w sprzedaży jest niemożliwe, pozostaje
– Mama! Jestem studentem, bezrobotny – odpowiadam przerażony, bliski paniki.
tylko przemyt. Nie wiem, co bardziej wypełnia w tej chwili nasze myśli: poniżenie, którego doznaliśmy
– Jaja sobie ze mnie robisz?! Zabrać go!
czy długie marlboro?
Policjant miał symptomatyczne nazwisko: Prljević
✖
(prjlav to po serbsku brudny). Nadal się tak nazywa.
Panie podporuczniku, nie krzycz pan, nieładnie
✖
tak – powiedział brodacz w spodniach moro i bluzie
Zaczęliśmy palić pod koniec podstawówki. Palimy
dresowej Manchester United, mrużąc oczy.
Driny bez filtra. Na paczce mają wzorki przypomina-
Kroi jabłko bagnetem, podczas gdy tamten się na
jące kilimy od babci ze wsi, więc nazywamy je tkalnia.
niego wydziera. Mršelji to wioska w górach, gdzie
Tych, którzy dorobili się na wojnie, kryminali-
wiosną 1999 zakwaterowano oddział rezerwistów.
stów, dilerów, łatwo rozpoznać po marlboro albo
Nudzą się, całymi dniami piją piwo i rakiję, czasem
dunhillach. Jest wiosna 1999 roku, a my, mieszkańcy
kradną rolnikom kury, częściej dla zabawy niż z gło-
bloku, na dachu którego znajduje się antena lokalnej
du. Są nieogoleni, zapuszczeni i od czasu do cza-
telewizji, protestujemy i żądamy usunięcia nadajnika,
su szaleją. Pojechałem tam zawieźć przyjacielowi
bo mówi się, że w niektórych miasteczkach NATO
czyste ubranie na zmianę. On jest inny niż reszta.
już zbombardowało regionalne media, jest wiele
– Co się dzieje, o co się kłócą? – pytam.
ofiar. Delegacja mieszkańców idzie do szefa policji
– Młody podporucznik – odpowiada – żółtodziób
powołanego na czas stanu wojennego. Komisariat
prosto z akademii, jeszcze tkwi w książkach… A ten
przeniesiono do nowej, tajnej lokalizacji, o której
brodaty w dresie Manchesteru pochodzi z wioski,
wszyscy wiedzą. Komendant siedzi przy stole, na
gdzie ludzie są cholernie cwani… Podczas wojny
jego dłoni dominuje ogromny, złoty pierścień, obraca
w Bośni zginęło tam dwóch oficerów, którzy ich
w palcach paczkę długich marlboro, pali i, mrużąc
maltretowali… A wszyscy byli na pogrzebie, pła-
oczy, lustruje nas zza metaliczno-niebieskiej zasło-
kali, co ja gadam, lamentowali, wyli! Zaklinali się,
ny papierosowego dymu. Cisza sprawia, że strach
że oficerów zabili Muzułmanie, chociaż obydwaj
puchnie, przeradzając się niemal w panikę.
mieli śmiertelne rany na plecach. Służby niczego
– Jeśli jeszcze raz usłyszę, że się burzycie, zakażę
się nie dowiedziały, a wiesz, jakie mają metody,
wam wstępu do waszych własnych mieszkań. Czy to
żaden z tych drani nie powiedział ani słowa, nikt się
jasne, hołoto? – cedzi wreszcie przez zęby, wskazując
nie przyznał, nie uwierzysz. I ten podporucznik też
palcem nasze głowy.
powinien uważać, jak się zachowuje, bo i on może
– Kto nam może zabronić wstępu do naszych miesz-
trafić do ziemi. Z nimi nie ma żartów.
kań? – pytam, rzucając się do niego jak kogucik. 96
Rękaw jego czarnego munduru jest obwiązany
Odwracamy głowy, by nie widzieć i nie słyszeć.
Miliard na odwrocie niemieckiej marki
poradzili w tych podejrzanych czasach, sami stali
Tej zimy, 1992–1993, ani razu nie kupiliśmy chleba
się podejrzani, a ich dzieci wychodziły na miasto
w sklepie. Wypłata, której wysokość rano wynosiła
z dojczmarkami w kieszeni. My, pozostali, snuliśmy
prawie pięć niemieckich marek, w południe była war-
się po rynku. Sytuacja nagle uległa zmianie, gdy za
ta około dwóch, a wieczorem tą kupką banknotów
pisanie dla nich wypracowań na serbski zacząłem
bardziej opłacało się rozpalić w piecu, niż cokolwiek
pobierać opłatę – jedną markę. W dniach najgor-
za nią kupić.
szej inflacji matka dała dziesięć niemieckich marek
I tak środkiem płatniczym stała się niemiecka mar-
przemytnikowi, żeby przywiózł nam środki czystości
ka. Markę kosztowały papierosy, czekolada, picie
i artykuły higieniczne. Z Bułgarii. Z Bułgarii?! Prze-
w kawiarni, paliwo. W szkole zaczęły się ujaw-
cież każdy co bogatszy gospodarz z naszych wsi
niać różnice klasowe. Ojcowie, którzy jakoś sobie
opłacał pod koniec lat osiemdziesiątych jednego
banknot pięciusetmiliardowy Narodowego Banku Jugosławii lub kilku robotników, Bułgarów i Rumunów, któ-
kilka numerów, ale to już nie było to, choć pismo
rzy za bardzo drobną opłatą wykonywali dla niego
wychodzi do dziś. Dla mnie Jugosławia na dobre
prace w obejściu. Pociągi były przepełnione, zwy-
odeszła wraz z „Zabavnikiem”, znikającym w muszli
kli ludzie przemycali towar, wchodzili do wagonów
klozetowej.
przez okna, celnicy przestali ich kontrolować, to
Kupujemy paliwo, nie na litry na stacji benzy-
i tak była drobnica. W ten sposób przyjechał do nas
nowej, tylko na półtoralitrowe, plastikowe butelki.
kwas HCl do dezynfekcji łazienki, pasta do zębów,
Przed domami, w których kręci się ten interes, stoi
proszek do prania… Jugosławia bezpowrotnie blakła
kanister, znak zrozumiały dla każdego. Walutę kupu-
na pustych sklepowych półkach, w inflacji, wojnach
je się na ulicach. Podobnie jak wszystko inne: mąkę,
i zbrodniach, o których się nie mówiło.
cukier, olej… Kiedy przywożą produkty z rezerwy
Nie kupowaliśmy też papieru toaletowego, mieli-
spożywczej, tworzą się kolejki.
śmy „Politikin Zabavnik”, pismo młodzieżowe z cza-
A przetrwaliśmy dzięki kuzynom ze wsi. I czerwone-
sów starej federacji, które nabywałem regularnie,
mu złotu, jak nazywaliśmy maliny. Urlopy i wakacje były
odkąd nauczyłem się czytać. Od początku kryzysu
przeznaczane na pracę w maliniakach, w chłodniach
było drukowane na sztywnym, śliskim papierze, więc
przy przeładunku i w przetwórstwie. Ale nie było łatwo
nie obyło się bez ran. „Milošević u władzy to cier-
zdobyć tę pracę. Nasze szczęście polegało na tym, że
pienie dla dupy” – mówili sąsiedzi z opozycji. Póź-
ojciec koleżanki z klasy był lokalnym biznesmenem,
niej, kiedy już było po wszystkim, kupiłem jeszcze
właścicielem chłodni, dzięki czemu mieliśmy znajomo-
97
ści niezbędne do zatrudnienia się przy malinach. Zna-
sobie maszynę do pisania. Matka szalała z wściekłości:
jomości?! Tylko pierwszej nocy pracy przy wyładunku
– A spodnie, kto ci kupi spodnie, w czym pójdziesz
przez ręce moje i kumpla przeszło czterdzieści osiem ton malin. Pracę zaczynaliśmy o dziewiętnastej, a kończyliśmy rano. Wdychaliśmy ten zapach z mnóstwem
do szkoły, do ludzi?! A idź w cholerę, niezdaro! – W ogóle nie muszę chodzić do szkoły, to i tak nie dla każdego!
leczniczych, antyrakowych właściwości, wilgoć sączyła
Cena skupu malin spadała wraz z uspokojeniem
się z plastikowych plandek pokrywających ciężarówki,
się sytuacji politycznej i otwarciem serbskiego rynku
żarówka, którą tam zamontowali, podnosiła tempera-
na zagranicę. Właściciele chłodni importowali wielkie
turę do jakichś trzystu stopni, co innego mogło nam się
ilości malin z Polski i Chile, które były gorszej jakości,
śnić, jeśli nie czerwone złoto?! I to jeszcze przez wiele
mieszali je z rodzimymi gatunkami, klienci z UE płacili
miesięcy po wakacjach. Za pierwszą wypłatę kupiłem
coraz mniej, a do rolnika dotarło, że od złota do błota
traktor
olympia
98
droga niedaleka.
więćdziesiątych, czuję ogromne napięcie wywołane
✖
kryzysami społecznymi; one już minęły, ale uczucie
Nie wiedziałem o wielu rzeczach związanych
trwa, uparcie jak nerwica, bez szczególnego powo-
z tą wojną. Okaleczone ciała w chłodniach, Sre-
du, tym bardziej destrukcyjne. Czułem je jeszcze
brenica, białe opaski w Prijedorze, wszystko to
długo po upadku Miloševicia, ale towarzyszyła mu
wypłynęło na powierzchnię dopiero w latach
dziwna niepewność: w którą stronę to skierować;
dwutysięcznych.
bez demonstracji, protestów, mityngów było jak
Dziś czasami widuję plakaty reklamujące imprezy
gdyby zawieszone w próżni, niczym nie podparte.
klubowe tekstem: „Lata dziewięćdziesiąte!”, „Turbo
W ostatnich kilku latach znów zacząłem odczuwać
folk!”, „Piana party!” i budzą się we mnie odraza,
ten niepokój, a objawia się on uzasadnioną, zdrową
niepokój i wściekłość. Kiedy pomyślę o latach dzie-
potrzebą, by rzucić kamieniem w tego czy innego
lokalnego polityka, pseudointelektualistę, przedstawiciela władzy – naszej lub cudzej. Chyba są to jakieś niechciane, przymusowe napady nostalgii. Kiedy razem z przyjaciółmi z Polski trafiłem w Czechach na market Billa, byli zachwyceni. To była marka ich dzieciństwa, razem z obowiązkowymi żelkami. Rozumiem, że w Europie Środkowej upadek komunizmu przyniósł eksplozję barw. My mieliśmy zupełnie inne eksplozje. Ale jakie by to dzieciństwo nie było, dziecięca dusza zawsze odnajdzie w którymś momencie poczucie przynależności, piękna, ciepła, to może być cokolwiek. Przynajmniej tak jest w teorii. W praktyce sprawy mają się nieco inaczej. Krótko mówiąc, powrotu na szczęście nie ma.
Petar Matović (1978) – urodził się w Užicu, ukończył filologię serbską w Belgradzie. Pisze poezję i eseje. Wydał trzy tomy poetyckie: Kamerni komadi, Koferi Džima Džarmuša (tłumaczenia na języki obce: Walizki Jima Jarmusha, wyd. Maximum, Kraków 2011, Les maletes de Jim Jarmusch, wyd. La Cantarida, Palma de Mallorca 2013) oraz Odakle dolaze dabrovi, który powstał w Krakowie podczas programu stypendialnego Ministerstwa Kultury Rzeczpospolitej Polskiej Gaude Polonia 2013. Publikował w wielu antologiach, jego poezja była tłumaczona na język polski, niemiecki, portugalski, hiszpański, kataloński, rumuński, angielski, francuski, słoweński i szwedzki. Magdalena Maszkiewicz (1988) – doktorantka na filologii serbskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim i absolwentka filozofii. Interesuje się poezją i prozą dwudziestego wieku, w szczególności polską i południowosłowiańską. Tłumaczy serbską literaturę piękną na język polski. Pisze eseje, prowadzi blogi, podróżuje.
99
korporacja@ha.art.pl
redakcja wydawnictwa
ISSN 1641-7453
liberatura
Nakład 1200
Katarzyna Bazarnik
wydawca
i Zenon Fajfer
Korporacja Ha!art
linia teatralna
pl. Szczepański 3a
Iga Gańczarczyk linia krytyczna, proza obca
31–011 Kraków www.ha.art.pl
Grzegorz Jankowicz linia filmowa
redakcja
Kuba Mikurda seria prozatorska, poetycka, non-fiction
Piotr Marecki redaktor naczelny piotr.marecki@ha.art.pl
Piotr Marecki linia konceptualna
Łukasz Podgórni sekretarz lukasz.podgorni@ha.art.pl
Aleksandra Małecka,
fundacja korporacja ha! art
redakcja numeru
Fundatorzy
Kaja Puto, Jakub Wencel
Piotr Marecki
Piotr Marecki, Jan Sowa Rada
korekta
Łukasz Podgórni,
Zespół
Katarzyna Bazarnik, Małgorzata Mleczko
projekt graficzny
Patrycja Musiał
Janota
(Przewodnicząca) Druk i oprawa Zarząd
Piotr Marecki (Prezes) Kaja Puto (Wiceprezeska) Aleksandra Małecka (Wiceprezeska)
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
100
Drukarnia ReadMe w Łodzi