ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
A N D R I J SY N I AWS K I
GLUPIE WIERSZIKI WLOSZKEGO UKRAINCIKA (pocket edition) Ciezc polace , jak si mace
No nie!!!
Nie jestem poetom , nie umie pisacz po polsku
Kurwa, nenavidze poetow...
Politychno ne zaangozhovany
Volyn.Kinko. Duzha zala.
Podatkovo pszeimovany
Niema tereny dlia mojej kurtecki
Grzecnyi grzesznik, ladnyi taki hlopak.
Pany.Hamy. Kooperacija ukrainsko-
Sam zo Lvova, a zyje v Bologne, to vo Wlohach
WIELKOPOLSKA.
Moje kohanie jest polacka, fainia taka zemniacka
Fainia dziewcyna, ucekaj bo ide Bandera.
Muvimy po amerykansku ,
Krow.Mienso.Ciecie cialek.
kiedy wkurwiona kzyczy po polsku
Слава Україні! Героям Слава!!
Kiedy zakohana kryczy po polsku Kiedy jest mnie smutno spieva mnie tez po polsku
Milo v Polske, duzho kobiet sobie stojom
No to priehalem tu do niej i opoviem vam jak to
Cosz tam angazhujom o embrionah, pszystkie v
bylo.
charnom. A ja v brazovym, jak zawsze dumam o jadle i
Zmuszam sibie pisacz, v zembah mam blant
miloszi.
Nie hce, no muvi ze mam jakis tam talant
Na pomuc.
I co, pszihalem do Polski, mam ja eurowki
Navet moja kurtka popala v wiadomoszi
Ide do kantora, vymeniam na zlotuwki Grzane winko, grzane piwko
Wrucilem do Wloch juz 2 dni temu
Nie mam ja gotuwki
Sziedzie sobie, nikomu ne psezkadzam
Co robic nieviem ja
I KURWA ZEMIA ZEMIA, RUCHAI RUCHAI
Ooooo Mastercard
Pzystko hodzi vpravo vlevo, Bendzie to muj ostatni dzien?
Drugi dzen v Poznaniu ja,
Hyba nie. Pienondzy,passport, jestem na ulice
Poetuczne zebranie
Napewno spiedalam ja z Wloch
Jakis nonsens facet tenskno muvi Hentnei hcialby ja pierozkyw
Ciao
Jak v babushki
Andrij Syniawski (ur. 1992) – student rolnictwa, urodzony na Ukrainie, mieszka w Bolonii. Entuzjasta sztuk walki i wina. 4
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
5
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
MIKOŁAJ GLIŃSKI
W Polsce, czyli nigdzie (przed Jarrym) Umieszczając akcję swojej sztuki „w Polsce,
stwa starego Hamleta, Horacy wypowiada tam
czyli nigdzie”, Alfred Jarry stworzył jeden z naj-
zastanawiające słowa:
bardziej rozpoznawalnych bon motów purnonsensu1, a jednocześnie chwytliwą frazę, która
Tak samo, pomnę, marszczył czoło wtedy,
do dziś unosi się nad naszym myśleniem o Pol-
Kiedy po bitwie zaciętej na lodach
sce i jej miejscu w świecie.
Rozbił tabory Polaków.
Jednocześnie wydaje się, że z takimi próbami zmapowania Polski w literaturze światowej, właśnie
Pojawiający się tu zwrot „sledded Polacks on the
jako pewnego rodzaju „nigdzie”, spotykamy się
ice” był przedmiotem filologicznej dysputy wśród
już wcześniej – także na długo przed arcydziełem
wielu komentatorów i wydawców Szekspira3. Jeśli
Jarry’ego. W tym kontekście warto może rzucić
jednak przeczytać ten fragment tradycyjnie, a więc
okiem na parę dzieł i momentów w historii li-
jako „Polaków na saniach na lodzie”, mamy tutaj
teratury światowej, w których Polska na różne
dość wczesny ślad wyobrażenia o Polsce jako miej-
sposoby się pojawia (lub właśnie nie), antycypując
scu skutym wiecznym lodem, gdzie przez większą
potencjalne sensy skrzydlatej frazy Jarry’ego.
część roku panuje surowa zima. Stereotypu, który
▬
zresztą miał przed sobą dość długą przyszłość,
Szekspir – Polska zlodowaciała
a w swoim ekstremalnym wariancie przedstawia-
Jedno z pierwszych pojawień się Polski w świato-
jącym Polskę jako naturalny habitat polarnych
wej literaturze zawdzięczamy Williamowi Szek-
niedźwiedzi pojawiał się jeszcze stosunkowo nie-
spirowi. To z Polski w ostatnich scenach Hamleta
dawno.
powraca zwycięski Fortynbras. Że ziemia ta wcale
▬
nie jest warta wielkiego zachodu, dowiadujemy się
Calderón – Polska fantastyczna
z rozmowy Hamleta z Rotmistrzem (akt 4, scena
Jeśli Polacy i Polska w Hamlecie pojawiali się tylko
4); jak się okazuje, chodzi o „marny kęs ziemi,
na marginesie głównych wydarzeń, to w przypad-
z którego krom sławy/żaden nam inny nie przyj-
ku utworu Życie jest snem Calderóna mamy już
dzie pożytek”2. Zauważmy jednak, że z tej samej
do czynienia ze sztuką w całości osadzoną w Pol-
rozmowy wynika także, że Polska jest całkiem
sce, wypełnioną polskimi bohaterami. Biorąc pod
sporym krajem, skoro pada pytanie „Czy pochód/
uwagę, że jednym z nich jest polski król, a akcja
Ich ma na celu podbój całej Polski/Lub pewnej
dzieje się na polskim dworze, można by nawet
części tylko?”
mówić o pewnej prefiguracji dramatu Jarry’ego.
Żeby mieć lepsze pojęcie o tym, jak Szekspir
Jaka jest Polska Calderóna? Już pierwsze sceny,
wyobrażał sobie Polskę, musimy cofnąć się do
dziejące się gdzieś na odległych rubieżach kró-
I aktu. Przywołując wspaniałe militarne zwycię-
lestwa, pozwalają się domyślać, że jest to kraj 6
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
raczej baśniowy i w dużym stopniu wyobrażony.
wienia pisarzy „z zewnątrz”. Polska funkcjonuje
Oto próbująca przedostać się przez granicę Ro-
tu bowiem w ramach dyskursu co najmniej mi-
saura pokonuje skaliste góry i urwiste przełę-
tycznego, widziana jest mniej jako realne pań-
cze – scenerię, którą szybciej można by odnaleźć
stwo, a bardziej jako miejsce realizacji boskiego
na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Także dalszy
planu. Polska, w radykalnej koncepcji teologicznej
rozwój wypadków, kiedy akcja przenosi się do
Franka określana jako „pole Edoma”6, staje się tu
stolicy państwa, raczej potwierdza wrażenie eg-
ziemią obiecaną, miejscem, w którym świat ma
zotyczności. W Polsce Calderóna wiosną kwitną
być zbawiony.
magnolie, a zamek królewski znajduje się nad
Jak więc Frank pisze o Polsce? Sprawa jest oczy-
brzegiem morza .
wiście skomplikowana i wymagałaby głębszych
4
Choć Hiszpan miał z pewnością dużo lepsze od
studiów. Przytoczę tylko dwie znamienne wypo-
Szekspira rozeznanie we wschodnioeuropejskiej to-
wiedzi. Z jednej strony w Polsce Franka „ukryte
pografii i polityce (badacze wskazywali, że wiedział
jest wsze dobro całego świata”. Z drugiej, jest to
sporo o polityce dynastycznej Wazów, a także dzie-
„miejsce bez kształtu”, „prosty, próżny kraj bez
jach konfliktów polsko-moskiewskich), to jednak
wody, to jest bez nauk”. Można powiedzieć – miej-
jego Polska jest przede wszystkim miejscem utopii
sce czekające na wypełnienie, a raczej: w którym
(„nie-miejscem”, a więc rodzajem „nigdzie”) – krainą
ma wypełnić się boski plan. Stąd, jak widać, nie-
leżącą wystarczająco daleko na wschodzie i na tyle
daleka droga do „nigdzie”.
egzotyczną, by stanowiła dobre tło dla baśniowej
Kiedy więc Frank pisze o Polsce jako o „polu
fabuły (której filozoficzny temat zaczerpnięty zo-
Edoma”, to także w tym pierwszym słowie („pole”)
stał zresztą – jak dowodzą badacze – z buddyjskiej
możemy doszukiwać się głębszego etymologiczne-
przypowieści ). A więc jawi się tu Polska jako najbar-
go związku z nazwą kraju (oznaczającym jakoby
dziej „orientalny” wschód zachodniego świata, tak
pierwotnie „równinę zdatną pod uprawę”). Słowo
odległy, że znajdujący się w sferze fantazji i baśni.
to zdaje się świetnie oddawać to, czym Polska dla
5
▬
Franka była: miejscem pustym, do wypełnienia.
Frank – Polska jako puste miejsce
Nigdzie, które może stać się wszystkim.
Jakub Frank w tym gronie znaleźć się może tylko na
▬
zasadzie przerywnika i ciekawego kuriozum. Nie
Edgar Allan Poe – Polska alegoryczna?
stworzył dzieła, które w naturalny sposób zaliczy-
Wraz z Frankiem wkraczamy w okres, kiedy Pol-
libyśmy do literatury pięknej, choć jego traktatowi
ska, przynajmniej w sensie politycznym, była
Księga Słów Pańskich trudno odmówić walorów
rzeczywiście „nigdzie”, a tym samym mogła li-
literackich. Nie był też do końca pisarzem obcym,
czyć na pewną dozę zainteresowania ze strony
pochodził bowiem z Podola, rubieży Rzeczypospo-
światowej opinii, w tym – literatury7.
litej, wychował się jednak w Imperium Osmańskim,
Szukając Polski będącej nigdzie, zwróćmy jed-
i stamtąd właśnie – jako obcy (także dla swoich, czyli
nak uwagę na pisarza, u którego Polska w za-
Żydów) – przybył do Polski w 1755 roku. Wreszcie –
sadzie się nie pojawia – tym samym zaczyna-
niekoniecznie był też pisarzem obcojęzycznym, gdyż
my mówić nie tyle o obecności jakiejś jej wizji
jego ezoteryczne wykłady, spisane w morawskim
w dziele literackim, ile raczej o jej braku, Polsce
Brnie, mogły, jak podejrzewa Jan Doktór, być wy-
„niezaistniałej”.
głaszane po polsku.
Polski bowiem w twórczości Edgara Allana Po-
A jednak sposób, w jaki u Franka przedstawiony
ego w zasadzie nie ma (lub raczej – jest nigdzie).
zostaje nasz kraj, pozwala go włączyć do zesta-
Zresztą, dlaczego miałaby w ogóle być? 7
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Jedyny, o ile mi wiadomo, polski motyw w dorob-
▬
ku klasyka amerykańskiej grozy to jedno zdanie
Verne – Polska ocenzurowana
w opowiadaniu Prawdziwy opis wypadku z panem
Na koniec jeszcze jeden przykład raczej nieobec-
Waldemarem. Tytułowy bohater przedstawiony
ności niż obecności Polski w światowej beletry-
zostaje jako „autor (pod pseudonimem Issachara
styce, przy czym w tym wypadku można mówić
Marxa) polskich przekładów Wallensteina i Gar-
o Polsce wypartej czy świadomie ocenzurowanej.
gantuy. Fakt, że Poe czyni swojego bohatera tłu-
W końcu, jeśli Polska to „Nigdzie”, to idealny pol-
maczem opasłych tomów literatury niemieckiej
ski bohater musi być Nikim. Z takim bohaterem
i francuskiej na język polski, oczywiście nie czyni
spotykamy się w powieści 20 tysięcy mil podmor-
z Waldemara automatycznie Polaka. A jednak po-
skiej żeglugi Juliusza Verne’a. Właśnie tak – Nemo,
stać ta jest – także w połączeniu z jej żydowskim
czyli z łaciny „Nikt” – każe się nazywać tajemni-
pseudonimem – frapująca.
czy kapitan Nautilusa. Pod koniec książki kapitan
Tym bardziej frapująca w kontekście fabuły opo-
ujawnia się jako hinduski książę mszczący się na
wiadania, w której umierający Waldemar zostaje
Anglikach za śmierć żony i dwójki dzieci.
wprowadzony w stan mesmeryczny, a następnie
Wiadomo skądinąd, że w pierwszym szkicu po-
pozostaje w nim przez siedem miesięcy – zawie-
wieści Verne’a Nemo był Polakiem, powstańcem
szony między życiem a śmiercią. Hipnotyczny stan
styczniowym, szukającym zemsty na Rosjanach,
hibernacji potencjalnego polskiego bohatera jest
którzy zabili lub wywieźli na Sybir większość jego
o tyle ciekawy, że odzwierciedla jeden z charakte-
rodziny (córka w tej wersji została zgwałcona
rystycznych sposobów, w jaki o Polsce będącej pod
przez Kozaków).
zaborami pisano i jak ją sobie wyobrażano: roz-
Jak przekazali biografowie pisarza, dopiero pod
rywanej przez zaborców, wykrwawiającej się lub
naciskiem swojego wydawcy obawiającego się
żywcem złożonej do grobu. W tej ostatniej figurze
wpływowych rosyjskich kręgów w Paryżu, Verne
można by widzieć źródło alegorycznej interpretacji
miał jakoby zmienić zamysł, przerabiając mści-
polskiego motywu u Poego.
ciela polskiego na hinduskiego – a z rosyjskiego
8
I może wszystko to byłoby czczą spekulacją, gdy-
imperium zła uczynić bardziej liberalną na polu
by nie pewien drobny szczegół biograficzny. Chodzi
kontaktów międzynarodowych (a przez to mniej
o list z 10 marca 1831 roku, pisany przez, w owym
niebezpieczną) Anglię.
czasie, 22-letniego kadeta, świeżo po wydaleniu
Z polskiego Nema po ingerencji zaradnego wy-
z Westpoint. Przyszły pisarz zwraca się w nim do
dawcy za dużo nie zostało – trudno doszukać się
swojego byłego już przełożonego z prośbą o udzie-
śladów polszczyzny w języku używanym na Nau-
lenie mu listów rekomendacyjnych celem dostania
tilusie („Nautron respoc lorni virch”), Kościuszko
się do Paryża i uzyskania spotkania z przedstawi-
na portrecie w gabinecie kapitana pojawia się
cielem polskiej armii. Trwa powstanie listopado-
obok kilku innych „bohaterów ludzkości”, także
we . Dalszego ciągu sprawy nie znamy, wiadomo
dość ogólne tyrady bohatera o losie „uciemiężo-
jednak, że Poe do Europy raczej nie dotarł11, tym
nych ludów” wyprane są z potencjalnych punktów
samym też nie wstąpił do polskiej armii. Czy możli-
zaczepienia. Również ostatnie jego słowa („Boże
we więc, że polski trop w Waldemarze jest śladem
Wszechmogący. Dosyć, dosyć”) dowodzą raczej
tego dawnego przejęcia się polską sprawą? Jeśli tak,
monoteizmu hinduskiego maharadży.
9
10
utwór Poego byłby utajoną polską obecnością na
Wymazanie polskiego wątku z biografii Nema
kartach światowej literatury. W przeciwnym zaś
pokazuje, jak dużą rolę odgrywała w literaturze
razie Polska u Poego byłaby rzeczywiście – nigdzie.
gra politycznych sił i wpływów. Jak widać, w cza8
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
sach, kiedy administracja w kraju wymazywała
kwestia ta była przedmiotem autocenzury także
nazwę „Polska” z oficjalnej terminologii (wprowa-
we francuskiej powieści fantastyczno-naukowej.
dzając zamiast tego termin „Kraj Przywiślański”),
Nawet pod wodą nie mogło być Polski.
Jak się wydaje, słowa te mogły mieć też bardziej dosłowny
Thaddeus of Warsaw (1803) Jane Porter. Książka została
i wcale nie tak absurdalny charakter. Pisząc pod koniec XIX
zainspirowana biografią Tadeusza Kościuszki i częściowo
wieku o Polsce jako o „nigdzie”, Jarry – jak się wydaje –
rozgrywa się w Polsce, chociaż jej szkocka autorka nigdy
poniekąd parafrazował tylko polityczny status Polski, stan
w opisywanym kraju nie była.
faktyczny – Polska przez cały wiek XIX nie pojawiała się
8
na mapach, czyli była rzeczywiście nigdzie. Młody Jarry
nysona : „The heart of Poland hath not ceased / To quiver,
z pewnością nie raz słyszał o tym na lekcjach historii, być
tho’ her sacred blood doth drown / The fields; […]”.
może prowadzonych przez pana Huberta, prototyp Ubu.
9
2
„Za parę mendli dukatów nie chciałbym / Wziąć go w dzier-
ving no longer any ties which can bind me to my native
żawę, i pewnie by więcej / Nie przyniósł ani nam, ani Pola-
country — no prospects — nor any friends — I intend by
kom, / Gdyby był w czynsz puszczony”.
the first opportunity to proceed to Paris with the view of
3
Niektórzy woleli tu zamiast „Polacks” czytać „pole-axe”,
obtaining, thro’ the interest of the Marquis de La Fayette,
czyli „okute siekiery”. Passus ów musiał cieszyć się pewną
an appointment (if possible) in the Polish Army. In the event
sławą, skoro dostał się też na karty Ulissesa Joyce’a – choć
of the interference of France in behalf of Poland this may
właśnie w swojej alternatywnej, czyli „niepolskiej” lekcji.
easily be effected — at all events it will be my only feasible
4
plan of procedure”.
1
Co z kolei przypomina słynne problemy z geografią Szek-
Taki obraz napotykamy np. w wierszu Poland Alfreda Ten-
List do Sylvanusa Thayera z 10 marca 1831 roku: „Ha-
spira piszącego w Zimowej opowieści o wybrzeżach Czech.
10
5
Badacze zwrócili uwagę, że główny motyw sztuki, czyli
rykanina w sprawę polską należałoby wiązać z amerykań-
zestawienie życia ze snem, rzeczywistości z ułudą, zain-
skim epizodem Tadeusza Kościuszki, szczególnie żywotnym
spirowany został chrześcijańską legendą o Barlaamie i Jo-
w Westpoint, gdzie Kościuszko projektował fortyfikacje.
zefacie, którą z kolei zaczerpnięto z buddyjskiej legendy
11
o wczesnych latach życia Siddharthy Gautamy.
się nieco skomplikowała. Ten znany amerykański antykwa-
6
„Gdy Jakób borał się z aniołem, pytał go anioł: Jakóbie
riusz ogłosił zakupiony przez siebie manuskrypt pisany
dokąd idziesz? Odpowiedział mu: W pole Edoma, to jest
jakoby ręką Aleksandra Dumasa. Francuski pisarz twierdził
do Polski”.
w nim, że w 1832 roku spotkał w Paryżu amerykańskiego
7
oficera, który przedstawił się jako Edgar Poe. Dokument
Dobrym przykładem zainteresowania tym tematem, wyni-
Ten zaskakujący dowód zaangażowania młodego Ame-
W 1929 roku za sprawą niejakiego Gabriela Wellsa sprawa
jednak został wkrótce uznany za fałszerstwo.
kającego z sympatii dla polskiej sprawy, może być powieść
Mikołaj Gliński (ur. 1981) – absolwent kulturoznawstwa UW, tłumacz, redaktor i autor w angielskiej wersji portalu Culture.pl. Obecnie pracuje nad książką o polskich słowach. 9
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
10
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Z dziejów bzdurzenia o Polsce WYBÓR: KAJA PUTO (RECYKLING Z 48. NUMERU MAGAZYNU HA!ART W WERSJI ROZSZERZONEJ)
Pierwszym podróżnikiem, który opisał Polskę, był żyjący w X wieku wędrowiec z kraju Maurów – Ibrahim ibn Jakub. Od tamtej pory rycerze, legaci papiescy, wojownicy, lekarze, kupcy, później również dyplomaci, dziennikarze, pisarze i zwykli turyści napisali setki tekstów o Polsce. Są wśród nich teksty mniej i bardziej rzeczowe, mniej i bardziej zaskakujące, mniej i bardziej naiwne. Przebijają przez nie stereotypy, szczególnie te dotyczące Wschodu – tak jak u Stephensa, który w ubiorze polskich urzędników dostrzega azjatycki przepych, czy u Schneidera, autora NRD-owskiej powieści młodzieżowej, któremu Polska kojarzy się z tajemniczymi babkami-zielarkami. Śmieszy naiwna wiara w słowa lokalsów: hiszpanka Laforet daje się strollować SB-kowi, a Gioia ze współczuciem wysłuchuje o śląskiej katastrofie ekologicznej. Zagraniczni „korespondenci” podążają zwykle złośliwym tropem Franzosa (fragmenty jego dzieła Z pół-Azji publikowaliśmy w 41. numerze magazynu Ha!art), ale zdarzają się też pełne eufemizmów zachwyty: według Márqueza Polacy rodzą się z humanistyczną ogładą, McLaren z kolei stara się usprawiedliwić polski antysemityzm. (178 0 , Fra n cja) O wy, filozofowie-niedowiarki, którzy poszukiwaliście ro-
Nędza panująca w Chinach zmusza mieszkańców tego
dzaju ludzkiego w stanie dzikości, aby zbadać jego sposób
kraju do porzucania niepożądanych dzieci na pastwę
myślenia i pojęcia moralnego, dlaczegoście nie szukali
losu. Polacy odkryli tajemnicę, dzięki której dzieci takie,
w lasach polskich? Nie tak dawno jeszcze moglibyśmy
rozmyślnie okaleczane, budzą powszechną litość i korzy-
znaleźć jego przedstawicieli na podwórzu folwarcznym
stają z owoców dobroczynności. Widziałem w pewnych
szlachcica, który więcej troszczył się o ich uciemiężenie niż
miastach ulice, które noszą nazwę „ulica Niewidomych”,
o ich oświecenie. Jedną z takich porzuconych istot, która
„ulica Kulawych”, gdyż mieszkańcy tych ulic pozbawiali
dożyła wieku dojrzałego w społeczności dzikich zwierząt,
swe dzieci wzroku albo też przetrącali im nogi, aby uczy-
znaleziono wśród śniegów, nagą i porosłą włosem, ukry-
nić z nich żebraków. „Powinszuj mi – rzekł do sąsiada
tą jak niedźwiedź w stogu siana, które pozostawia się tu
pewien chłop, złamawszy swemu dziecku rękę – zapew-
przez całą zimę na łąkach; zaprowadzono ją związaną do
niłem chleb memu synowi”.
dziedzica. Gdy po upływie tygodnia nie wykazała żadnych
Hubert Vautrin, Obserwator w Polsce, tłum. Wacław
postępów w opanowaniu języka ludzkiego, pan zamienił ją
Zawadzki, [w:] Polska stanisławowska w oczach cu-
w zwierzę juczne, które zmarło w dwa tygodnie po swym
dzoziemców, red. W. Zawadzki, Warszawa 1963, s. 712.
wstąpieniu do społeczeństwa ludzkiego. 11
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
(183 8 , USA ) Polacy w swoich cechach, wyglądzie, zwyczajach i tra-
cy Zygmunta, mówi: „Nie da się opisać naszego zasko-
dycjach bardziej przypominają Azjatów niż Europejczy-
czenia, kiedy ujrzeliśmy tych ambasadorów w długich
ków i bez wątpienia pochodzą od tatarskich przodków.
szatach, futrzanych czapach, ich szable, łuki i kołczany.
Chociaż należą do rasy słowiańskiej, która zamieszkuje
Nasz podziw był jeszcze większy, gdy zobaczyliśmy obfi-
prawie cały teren wielkich nizin w Europie Zachodniej, są
tość ich ekwipaży, pochwy mieczy ozdobione klejnotami,
bardziej zaawansowani niż inni w odchodzeniu od barba-
uzdy, siodła i derki, wszystkie jednakowe”.
rzyńskiej formy państwa i widać to dobrze w Warszawie.
John G. Stephens, Incidents of Travel in Greece,
Naoczny świadek, opisując polskich posłów wysłanych
Turkey, Russia and Poland, Dublin 1839, s. 414–415.
do Paryża, by ogłosili elekcję Henryka Anjou jako następ-
Tłum. Hanna Pieńczykowska.
(1967 , His zpan i a) Pewnego razu – była akurat pora wychodzenia z biur – zobaczyłyśmy, że z kolejki po taksówkę, w której właśnie stałyśmy, mnóstwo ludzi nagle wychodzi i biegnie do samochodów służbowych. Zrobiłyśmy to samo i w ten sposób poznałyśmy zjawisko warszawskich „łebków”. Tak tu się na nich mówi, bo pasażerowie płacą określoną sumę od głowy. […] Innym razem, obładowane pakunkami z prezentami i skonane, stojąc w kolejce po taksówkę, której nie było, zobaczyłyśmy, że obok staje samochód, który wzięłyśmy za „łebka”, skorzystałyśmy więc, by podwiózł nas kawałek do domu. Gdy przyszło do płacenia, szofer zapytał nas z uśmiechem, czy nie zorientowałyśmy się, że nie jest ani taksówkarzem, ani kierowcą państwowym. Samochód był jego własnością. – Jak wielu posiadaczy prywatnych samochodów
( W i e l k a B ryt a n i a , 1 9 3 4 )
w Warszawie staram się przez jedną, dwie godzinki
Prawdą jest, że sami Żydzi wysunęli żądania samodzielnego państwa
ulżyć ludziom w kłopotach transportowych. Nazy-
żydowskiego na terenie państwa polskiego. Jeśli ktoś bardzo chciałby
wamy to „pomocą społeczną”, a jakiekolwiek opłaty
postawić się na ich miejscu, znalazłby powody dla utworzenia takiego
nie są przewidziane…
państwa, ale spójrzmy na to z perspektywy polskiej. Wyobraźmy so-
Widziane od wewnątrz, życie w Warszawie jest
bie własny kraj – stary, dumny, ze wspaniałą historią – odradzający
zaskakujące. Niełatwe, a przecież osładzane przy-
się po stu trzydziestu latach niebytu. Czy sami odcięlibyśmy część
kładami wzajemnej pomocy, dzięki którym starsze
z serca narodu, która rządziłaby się sama sobą i przez której utwo-
osoby mogą przeżyć w zadowoleniu, a ulice, pomi-
rzenie zaakceptowalibyśmy dezintegrację? […] Ogólnie rzecz biorąc
mo pochmurnych dni, lśnią czystością i radością let-
i uwzględniając ogrom i pilność problemu, niesamowitym jest, jak
niego dnia. Życie straszne, a pełne wielkoduszności.
niewiele było przemocy między tymi dwoma grupami: chrześcijanami
Carmen Laforet, Za żelazną kurtyną. Podróż
i Żydami we współczesnej Polsce.
do Polski w 1967 roku, tłum. F. Łobodziński, War-
Moray McLaren, Wayfarer in Poland, London 1934, s. 51–52.
szawa 2012, s. 107–108.
Tłum. Hanna Pieńczykowska. 12
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
(1959, Kolu mbi a) Zaopatrzenie jest równie nędzne, co w Niemczech Wschodnich, z wyjątkiem księgarni, te bowiem mieszczą się w lokalach najnowocześniejszych, najbardziej luksusowych, czystych i należą do najczęściej odwiedzanych. Warszawa jest pełna książek, a ich ceny są skandalicznie niskie. Nie brak czytelni otwartych i uczęszczanych od ósmej rano, ale Polakom nie wystarcza, że mogą tam posiedzieć: lektura wypełnia im wszystkie wolne chwile w życiu. Stojąc w kolejkach do tramwaju – a te nie znikają przez cały dzień – czy do sklepu z artykułami pierwszej potrzeby, Polacy czytają książki, gazety bądź druki oficjalnej propagandy z zadumą prawie że religijną […] Nie uważam za uproszczenie związku między tą intensywną działalnością studencką a liczbą księgarni, cenami książek i zachłannością, z jaką Polacy czytają. Na Węgrzech pewien komunista wyjaśnił: „Polska nie jest demokracją ludową. To francuska kolonia kulturalna i wszystko, co robią, wynika z chęci otrząśnięcia się spod wpływów sowieckich, by wrócić pod wpływy Francji” […] Polska natomiast zwraca się ku Zachodowi brawurowo, nic sobie nie robiąc z Rosjan, i chyba głównie w celach czysto kulturalnych. Nauka francuskiego to tradycja w wielu domach. Są rodziny robotnicze, bynajmniej nie dawni emigranci z Francji, w których dzieci uczy się tego języka, zanim jeszcze nauczą się w szkole polskiego. We wszystkich urzędach w Polsce można porozumieć się po francusku. Gabriel García Márquez, Skandal stulecia i inne felietony, tłum. A. Rurarz, J. Szpakowska, J. Perlin, Warszawa 2003, s. 519, 524. (198 7 , N RD) Babcia Hela była niesłychanie zabobonna. Wierzyła
tych ziół. Staruszek był biologiem i na stówę miał większe
w duchy i głosy, ale nigdy o tym nie mówiła, a ja sama
pojęcie o ziołach. Mimo to Babcia Hela go o to nie popro-
nigdy nie pytałam. Kiedy miałam czternaście lat, bab-
siła. Miała swoje powody, a te powody były całkowicie
cia Hela miała lat sześćdziesiąt dziewięć; zaczęła mieć
zrozumiałe. […] Babcia Hela w każdą niedzielę chodziła na
kłopoty ze snem i przebąkiwała coś o bólach w klatce
mszę, odpalała setki świeczek, śpiewała po łacinie pieśni
piersiowej. Moja starsza wezwała lekarza, a lekarz prze-
kościelne, nie tylko w kościele, ale i w naszej kuchni,
pisał babci mnóstwo tabletek i syropów w ciemnobrązo-
na przykład – gotując bigos, była niesłychanie religijna
wych buteleczkach. Babcia Hela wywaliła to wszystko na
i pobożna, ale ani razu, odkąd zamieszkała w Berlinie, to
śmietnik. Babcia Hela miała za nic lekarzy. Babcia Hela
jest prawie trzydzieści lat, nigdy, przenigdy nie zapłaciła
miała jedną książkę i była to księga ziół. Księga ziół była
ani feniga kościelnego podatku. […] Byłam córką mojej
stara jak świat, potłuszczona, podarta i na mur-beton
matki, inżynierki chłodnictwa. Byłam wnuczką babci
przyjechała z Jarosławia. Musiałam jechać z tą księgą
Heli, która pochodziła z Jarosławia. W Jarosławiu nie
na Malchow i do Blankenfelde i szukać ziół, które babcia
robi się żadnego chłodnictwa, robi się bigos.
Hela zaznaczyła mi krzyżykiem. Znalazłam tylko połowę.
Rolf Schneider, Die Reise nach Jarosław, Rostock
Pewnie byłoby łatwiej, gdyby to mój staruszek poszukał
1987, s. 15–16, 97. Tłum. Kaja Puto. 13
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
(199 1 , USA ) Wszyscy czworo strząsnęliśmy z siebie krople deszczu
– Ojciec zawsze mówił, jak tam jest pięknie, cudowny
i usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku. Przedstawili-
las, jeziora, w których pływali jako dzieci. Kiedy tam
śmy się, a Sonia pomogła nam zamówić herbatę i ciastka.
dojechaliśmy, mama się rozpłakała. Było tak brzydko.
Lokal był zadymiony i zawilgotniały, w powietrzu unosił
Drzewa wokół miasta były martwe, jeziora pokryte sza-
się zapach mokrych butów.
rym szlamem. Miasto było brudne. W pobliżu są zakłady
– Gdzie nauczyłaś się tak dobrze mówić do angielsku?
chemiczne, żółty dym unosił się z ich wielkich kominów,
– spytałam Sonię.
a zapach był okropny. Słyszałam o Dniu Ziemi w szkole
– Uczą nas tego w szkole. Angielskiego i rosyjskiego.
i zapisałam się, żeby coś z tym zrobić. Władysław pokiwał
Ja wolę angielski, udaję, że nie znam rosyjskiego – za-
głową na potwierdzenie słów Sonii. – Jesteśmy w najgor-
śmiała się.
szej możliwej sytuacji. Nie mamy żadnych produktów na
Władysław, jej obgryzający paznokcie kolega, powie-
sprzedaż, a zostajemy z tym całym zanieczyszczeniem.
dział, że też mówi po angielsku i że studiuje na politechni-
Oboje byli poważni i zmartwieni tą sytuacją. Problemy
ce. Miał nadzieję na wyjazd do Ameryki, ale nie wiedział,
polityczne, gospodarcze i zanieczyszczenie środowiska
skąd wziąć na to pieniądze. Mimo że był bardzo chudy
były dla nich czymś realnym, nie abstrakcyjnym tema-
i niezbyt wysoki cienki sweter, który miał na sobie, i tak
tem z gazet.
wydawał się na niego za mały.
Iris Gioia, Clifford Thurlow, A Journey through
– Dlaczego zainteresował was Dzień Ziemi? – spytałam.
Eastern Europe, Stroud-Wolfeboro 1992, s. 38–39. Tłum.
– Moi rodzice zabrali mnie w zeszłym roku do ich
Hanna Pieńczykowska.
rodzinnej wsi pod Katowicami – odpowiedziała Sonia.
14
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
68
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
LY N N S U H
Jechać do M.
Nareszcie znalazłem pracę jako nauczyciel ję-
rok. Dlatego język amerykański brzmi trochę tak,
zyka angielskiego w Polsce i mogłem się prze-
jakby wypalił się osiągając kres swojej podróży, stał
prowadzić, a stało się to 1 stycznia 2011 roku.
się płaski, wymęczony i leniwy. Dlatego ludzie w Ka-
Praca czekała na mnie w mieście położonym o pół
lifornii wychrypują końcówki słów – „Hey dude”
godziny drogi samochodem od Krakowa (czyli
brzmi jak „Hey duuu [skrzek] de” – w Nowym Jorku
w odległości ok. 35 km), na drodze do Zakopanego –
nic takiego się nie zdarza. Właśnie takim szerokim
w mieście o nazwie, której nie potrafiłem jeszcze
i płaskim językiem, który rozciąga się od Atlantyku
wymawiać poprawnie. W środku nocy wyruszyłem
po Pacyfik, chciałem pisać swoje Jechać do Lwowa
z lotniska w towarzystwie mojego nowego szefa,
(może To Go to Boston), swoje Mijając ulice Descartes
z towarzyszącą mi niepewnością, która jednak
(może Bypassing Euclid Avenue), swoje Przesłanie
skurczyła się nieco, gdy w zasięgu wzroku uka-
Pana Cogito (może Mr. Know-It-All’s Epistle to Hus-
zały mi się podwójne złote łuki McDonalda na
serl). I muszę przyznać, że wypróbowałem wszystkie
siódemce. Sam nie wiedziałem, co na mnie czeka
te tytuły w przeciągu kilku miesięcy mojego pobytu
w miejscu, do którego zmierzałem, jaka przygoda,
w Myślenicach, a wiersze te okazały się lśniące,
jakie towarzystwo. Byłem pewny tylko tego, że
ogniste nawet gdy wrzuciłem je do kominka w zaj-
polska poezja zajmuje szczególne miejsce w moim
mowanym przeze mnie mieszkaniu. Tak jasno się
życiu – stanowi jego opokę (serio).
jarzyły, i to dosłownie, choć tylko przez moment.
Do Myślenic przeprowadzałem się z Oxfordu,
Ale, mimo tych niepowodzeń, zamiana Oxfordu na
gdzie uczestniczyłem w warsztatach dla pisarzy.
Myślenice okazała się dla mnie zbawienna w skut-
Tam, w Anglii, mieszkałem i pisałem bezowocnie
kach. Oxford wydawał mi się prowincjonalny i za-
przez pięć miesięcy, zdesperowany, aby uchwycić
cofany, podczas gdy Myślenice były moim Paryżem,
poetyckiego ducha Miłosza, Herberta i Zagajew-
moim niewidzialnym miastem z prozy Italo Calvino.
skiego. Właśnie tam, po rozstaniu z dziewczyną,
Wokół siebie, spacerując przez rynek, widziałem
podjąłem decyzję o tym, że chciałbym przeprowa-
pasaże z alabastru oraz przyczółki ponad oknami,
dzić się do Polski.
spiczaste i zakręcone. Spotykałem mieszkańców,
Bo przede wszystkim, chciałem pisać… jak polski
którzy nosili te same imiona – kobiety o imieniu
poeta. Polski poeta, lecz po amerykańsku, w języku,
Kasia i mężczyzn o imieniu Kuba. Patrząc na gołębie
który budzi się co rano nad Wschodnim Wybrzeżem
na dachach budynków, widziałem pelikany, przesia-
i zasypia nad Wybrzeżem Zachodnim, który prze-
dujące w jedynym miejscu, to znowu latające wokół
mierza 3940 kontynentalnych kilometrów (czyli
rynku, po to tylko, aby później wracać w to samo
40 godzin samochodem) codziennie, co miesiąc, co
miejsce, codziennie. Widziałem również niesamowi69
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
tą ilość aptek i gabinetów stomatologicznych – swym
nadal mieszkać tam i pisać. Tymczasem dla mnie
rozmieszczeniem wyznaczały wzór jeszcze innego
była to rzecz łatwa, a nawet bardzo przyjemna. Moi
niewidzialnego miasta, zawieszonego na niebie,
uczniowie również nie mogli uwierzyć, że dostrze-
gdzie zmiany ciśnienia już nie występują, podobnie
gam w obłokach nad Myślenicami więcej uroku niż
jak ból zębów, a Rutinoscorbinem wybrukowane
w obłokach nad Oxfordem, że polska poezja była
są ulice.
światem, w którym zamieszkałem.
Od czasu do czasu widywałem się w Krakowie
I tak, pomiędzy miejscami i językami, w mieście
z Adamem Zagajewskim, moim mentorem i kole-
niewidzialnym, w Myślenicach, myśląc o rozstaniu
gą, którego poznałem studiując na uniwersytecie
z dziewczyną (bo przecież to praktyczna sprawa jeśli
w Chicago. Wtedy często żartował sobie ze mnie
chodzi o pisanie poezji), wiosną, w końcu napisałem
i przepowiadał, że nie wytrzymam długo w pro-
wiersz (poniżej przekład przekład Gabrieli Uchacz-
wincjonalnej atmosferze Myślenic. Jednocześnie był
Górki na język polski):
pod wyrażeniem, że trwałem przy swoim i mogłem ***
***
Gnarled branches, staging shadows
Sękate konary, inscenizując cienie
on the garden, weave carrousels of leaves
na ogrodzie, tkają karuzele z liści
beneath sky, relinquishing its steely blue.
pod niebem porzucającym swój nieugięty błękit.
Below, scaffolding patterns a home to a game
Poniżej, rusztowanie zdobi dom
of chess I played with you.
w szachy, w które z tobą grałem.
We played and spoke of us to death,
Graliśmy i mówiliśmy o nas na śmierć,
folded, shelved our scream
zagłuszając i opóźniając nasz krzyk
and stumbled down our mountain. There,
potykając się opuściliśmy naszą górę. Tam,
lemon trees flowered all year long. There,
nieustannie kwitną drzewka cytrynowe. Tam,
there’s no summer, no autumn, no winter.
nie ma lata, ani jesieni, ani zimy.
‘Five years until we see each other’,
– Za pięć lat znów się spotkamy –
She said. I picked and pieced myself together
powiedziała. Pozbierałem i ułożyłem siebie na nowo.
Three months have hatched another three
Trzy miesiące zrodziły kolejne trzy
like Russian dolls. Pigeons’ wings
jak rosyjskie lalki. Skrzydła gołębie
tick the wind and tock it, while my hands
tykaniem odmierzają wiatr, podczas gdy moje dło-
fist into buds, ripe, but misshapen.
nie
Through the branches, a plane climbing north
zaciśnięte w pąki, dojrzałe, lecz zniekształcone.
unweaves a seam-line through the sky,
Przez konary, samolot wzbija się na północ
a fault-line falling, defaulting south – to you.
rozplata szew poprzez niebo, pęknięcie opada, wracając na południe – do ciebie.
Lynn Suh (ur. 1982) – redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, „WIDMA”. Autor cyklu Wytłumaczenia dla czasopisma „biBLioteka”. Organizuje dyskusje i wydarzenia dla księgarni Massolit. Urodzony w Bostonie, mieszka w Krakowie. 70
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
71
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
CLAUDIA CIOBANU
Czas migrantów tłum. Martyna Chmielińska, Aneta Radecka, Anna Sitko
Kiedy cztery lata temu przeprowadziłam się do
obcokrajowcom. Bardzo ciężko jest tu, na przykład,
Polski, stałam się na powrót dzieckiem.
dowiedzieć się czy w danej publicznej jednostce
Miałam wtedy dwadzieścia dziewięć lat, więc już
opieki zdrowotnej przyjmuje lekarz znający jakiś
dawno weszłam w dorosłość i posiadałam dużo
język obcy. Naiwne było również przekonanie, że
międzynarodowych doświadczeń. Jednak kie-
szybko uporam się z nauką polskiego.
dy zostałam rzucona na głęboką wodę w kraju,
Właściwie to właśnie język polski sprawił, że po-
którego języka nie znałam, a gdzie, ze względu
czułam się znowu jak dziecko. Około dwudziestu
na perspektywę dłuższego pobytu, musiałam
procent Polaków zna język angielski, co daje jeden
się zintegrować, wróciłam znów do tego okresu
z najlepszych wyników wśród krajów byłego bloku
pierwszych lat życia, w których charakteryzują
komunistycznego, a w kręgach warszawskiej mło-
nas zależność od innych i liczne braki. Niestety,
dzieży praktycznie nie ma osoby, która by nim nie
w owym powtórnym dzieciństwie zabrakło bez-
władała. Jednak takie statystyki wskazują raczej
troski i prostej dziecięcej radości.
na teoretyczny potencjał do posługiwania się tym
„P., czy możesz mnie umówić do lekarza?”, „Jak
językiem i nie przekładają się na praktyczne użycie
dostać się pod ten adres?”, „O co chodzi w tym pi-
w codziennej komunikacji.
śmie?”. Każdego dnia miałam do mojego partnera
Kiedy spotykaliśmy się na imprezach, ludzie
dziesiątki takich próśb. Próśb, które, choć odpowia-
z uwagi na moją obecność rozmawiali po angiel-
dał na nie cierpliwie, sprowadzały się do jednego:
sku – aż do pewnego momentu w środku nocy, kiedy
zależności. Zwłaszcza dla kogoś z poczuciem dumy.
przestawali. Siedziałam wtedy cicho, uśmiechałam
Fakt, poradziłabym sobie bez niego, w końcu już
się grzecznie i, machając niecierpliwie nogami, sta-
nie raz dawałam sobie radę. Ale wtedy kosztowałoby
rałam się wywnioskować jak najwięcej z gestów
mnie to jeszcze więcej błędów, jeszcze więcej czasu
i min. Odliczając czas pozostały do wyjścia, dopo-
zmarnowanego jadąc autobusem w złym kierunku
wiadałam sobie historie o otaczających mnie lu-
i jeszcze więcej nadszarpniętych nerwów próbując
dziach. Zerkałam na partnera z miną, która wyra-
załatwić coś z biurokratą, który słysząc mój kiepski
żała dziecięce pytanie zadawane podczas podróży
polski, byłby jeszcze mniej skłonny traktować kogoś
samochodem – „Ile jeszcze?”. Prędzej czy później
z Rumunii na tych samych prawach, którymi cieszą
przychodził mi na ratunek. Tłumaczył wszystko,
się inni obywatele UE.
czego nie zrozumiałam z konwersacji (w tym żarty
Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że Pol-
i odniesienia kulturowe) oraz zwracał innym uwagę,
ska, podobnie jak inne państwa Europy Środkowo-
żeby wrócili do rozmowy po angielsku. Pomagało,
-Wschodniej, nie jest krajem szczególnie przyjaznym
ale tak naprawdę wolałabym grać z równymi sobie.
72
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Po około dwóch latach (język polski jest trudny,
grzecznie uśmiechać i potakiwać, ale to sprowa-
a moje szare komórki nie są już tak młode) nie po-
dza się do jednego – przestajesz być zauważany.
trzebowałam, aby ludzie rozmawiali ze mną ciągle
– Zanim przeprowadziłem się do Polski byłem
po angielsku. Jednak gdy tylko otwierałam usta, by
zapalonym mówcą, zawsze włączałem się do
powiedzieć coś po polsku (z nieuniknionymi błę-
dyskusji – powiedział mi Teodor, Mołdawianin
dami gramatycznymi i pomyłkami w użyciu słów)
mieszkający w Warszawie. – Ale teraz, ponieważ
wyraz twarzy moich rozmówców zmieniał się: oczy
już po pierwszym zdaniu widać, że jestem obco-
intensywnie się we mnie wpatrywały, a twarz przy-
krajowcem, mówię dużo mniej. Stałem się mniej
bierała skupiony wyraz, tak jakby całe ciało zbierało
widoczny. Mimo wszystko staram się ćwiczyć mój
siły, aby zrozumieć to, co chciałam powiedzieć – to-
polski i wykorzystuję każdą okazję, by włączyć się
warzyszyły temu oznaki empatii i wyrozumiałości
do dyskusji.
dla mojej osoby.
A oto Sven, mój kolega z Niemiec, który również
Dziecinna i słodka – tak właśnie wydaje mi się, że
mieszka w stolicy, opisujący swoje spotkania z pol-
wyglądam, gdy mówię po polsku. Bywa, że przez
skimi znajomymi (spotkania, które, jak mówi, spra-
chwilę nawet mi się to podoba. Ale tylko przez chwi-
wiają mu przyjemność):
lę. Dopóki słowa, które jeszcze chcę dopowiedzieć
– Gdy spotykam się ze znajomymi już nie czuję
nie ugrzęzną mi w gardle, gryząc, kłując i przydu-
się dziwnie. Z czasem przyzwyczaiłem się do spe-
szając mnie odrobinę.
cyficznego trybu, w którym po prostu ignoruję rze-
Kiedy rozmawiałam z obcokrajowcami żyjącymi
czy, których nie rozumiem. Najczęściej siedzę cicho
w kraju, którego języka początkowo nie znali,
i słucham, czasem rzucę jakiś dowcip albo krótki
wszyscy opowiadali o doświadczeniu specyficzne-
komentarz.
go momentu przejściowego pomiędzy niemożno-
Moi przyjaciele, Teodor i Sven, diametralnie się
ścią komunikowania się a osiągnięciem biegłości
różnią. Kto kiedykolwiek poznał Teodora, uśmiałby
językowej. Początkowo byli traktowani jak ludzie
się do łez na myśl, że ten miałby któregoś dnia za-
,,prymitywni” lub „niedojrzali”, albo – szczególnie
milknąć. Sven natomiast znany jest z tego, że dokład-
jeśli pochodzili z krajów Europy Wschodniej – jak
nie zastanawia się nad każdą wypowiedzią zanim
biedni migranci ekonomiczni, co sprawiało, że od
zabierze głos (a to, co mówi jest warte wysłuchania).
razu spodziewano się po nich gorszego wykształ-
Co ciekawe, mimo tego, że ta dwójka bardzo się
cenia. Dopiero później zaczęto postrzegać ich jako
od siebie różni pod względem towarzyskości, ich
poważne osoby dorosłe, z których zdaniem moż-
odczucia są podobne. Podczas spotkań z polskimi
na się liczyć. Zaczęto ich traktować (prawie) na
znajomymi wtapiają się w tło.
równi. I dopiero w tym momencie obcokrajowiec
Takie wtapianie się występuje często w sytuacjach,
może pozwolić sobie zacząć marzyć o przynależ-
gdy rozmowa staje się ciekawa, gdy ludzie zaczy-
ności.
nają opowiadać o tym, co jest dla nich naprawdę
Znajomi, którzy tak jak ja mieszkają w obcym
ważne. Mój amerykański kolega David, mieszkają-
kraju, podzielają moje poczucie, że do momentu
cy w Pradze od dziewięciu lat, tak opisuje wieczór
osiągnięcia biegłości językowej jest się skazanym
z czeskimi znajomymi:
na „przymusowe” milczenie: udajesz, że wyjątko-
– Przez jakiś czas wszystko było w porządku. Po-
wo intensywnie o czymś rozmyślasz, podczas gdy
trafiłem zapytać znajomych, ile lat mają ich dzieci
inni radośnie bawią się przy piwie, jesteś pozba-
czy opowiedzieć, gdzie z dziewczyną planujemy
wiony własnego zdania, gdy inni zaciekle deba-
spędzić wakacje. Ale gdy rozmowa zeszła na te-
tują na tematy polityczne. Ty możesz się jedynie
maty muzyczne: ostatni album Bjork, platformę 73
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Spotify czy prawa autorskie i chciałem opowiedzieć
taką, która przyniosłaby satysfakcję (to z kolei nie
o wywiadzie Piketty’ego w „Süddeutsche Zeitung”,
jest najłatwiejszym zadaniem dla nikogo).
którego on sam nie mógł udostępniać, ponieważ
Brak pracy lub brak satysfakcjonującej pracy czę-
tekst był chroniony prawem autorskim… tego było
sto wiąże się z poczuciem samotności, frustracji,
już za wiele. Nie mam raczej problemów z mówie-
a nawet z depresją. Powrót do czasów nastoletnich
niem po czesku, ale gdy chcę wyrazić opinię na jakiś
przypomina również konieczność stawienia czoła
temat czy z pomocą znanych mi siedemdziesięciu
ograniczonemu rynkowi pracy: nie masz pojęcia,
pięciu czeskich czasowników opisać ironię sprawy
kim zostaniesz w przyszłości, podczas gdy wszyst-
Piketty’ego, który nie ma możliwości rozpowszech-
kie fajne dzieciaki w klasie zajmują się już czymś
niania własnego wywiadu, to… to często niechętnie
interesującym i wartościowym. Czymś, do czego ty
angażuję się w rozmowę, bo nigdy nie wiem ile
nie masz dostępu.
jestem w stanie wyrazić. A gdy próbuję się wysło-
– Gdy przeprowadziłem się do Warszawy, to mia-
wić, a moi rozmówcy, widząc, że mi nie wychodzi,
sto wydawało mi się bardzo ponure. Co prawda była
przechodzą na język angielski, zaburza to naturalny
wtedy zima, a powietrze w stolicy generalnie jest
tok rozmowy…
szarawe, ale czułem, że to coś więcej – to znowu
Te rozmowy ze znajomymi potwierdzały moje
Sven, który tym razem opisuje pierwsze miesią-
wrażenie cofania się, zamiany pewnego siebie do-
ce w Warszawie (brzmi jak posępny nastolatek).
rosłego w niedowartościowanego nastolatka w mo-
– W tym czasie musiałem znaleźć pracę, co trwało
mencie wyjścia na piwo i rozmowy w obcym języku
długo i nie dawało zadowalających efektów. Skoń-
w kraju, do którego przyjechałam. Zamiast skupiać
czyło się na tym, że zostałem nauczycielem języ-
się na tym, co już wiedziałam i wyrażać to, co potra-
ka niemieckiego i nie cierpiałem tej pracy. Moja
fiłam już powiedzieć w obcym języku, moją uwagę
dziewczyna próbowała zapoznać mnie z różnymi
kierowałam na ogrom rzeczy, których wyrazić nie
ludźmi, ale mnie nie chciało się nigdzie wychodzić,
potrafiłam. Za bardzo brałam sobie do serca drob-
bo nie mówiłem po polsku i w grupie byłem zawsze
ne oznaki zniecierpliwienia na twarzach Polaków,
outsiderem. Dużo siedziałem w domu, tracąc czas,
kiedy starali się domyślać, co chciałam powiedzieć
roztrząsając te sprawy. Nie jestem zbyt towarzyską
albo gdy zapominali o moich ograniczeniach i mó-
osobą i zawsze czułem się swobodnie w moim ma-
wili zbyt szybko lub zbyt potocznie.
łym świecie. Tyle, że tu już go nie miałem.
Bez względu na to jak pewny siebie jest obco-
Och, Sven! Nie przypominaj mi nawet, czego nie
krajowiec, pewien niepokój jest nie do uniknięcia
ma w naszych małych światach.
w układzie sił w rozmowach, w których jedna ze Rodzice
stron wyraża się o wiele niezdarniej niż druga. Po latach spędzonych na pielęgnowaniu w sobie
Starzy znajomi, którzy znają mnie od lat i wie-
figury osoby dorosłej, której nie można zranić, te
dzą o wszystkich moich marzeniach, romansach
pierwsze rozmowy po polsku sprawiły, że wróciłam
i rozczarowaniach. Którzy nie potrzebują czytać
do wersji siebie sprzed lat. Tak jakbym zupełnie
o mnie w książce, żeby mnie zrozumieć.
się odsłoniła.
– Tak, znajomi, z którymi się dorastało, wydurniało
Język jest środkiem komunikacji we wszystkich
się – zgadza się Sven. – Teraz, po trzydziestce, nie
relacjach międzyludzkich, włączając w to relacje
mam już szans nawiązać takich przyjaźni.
zawodowe. Jeśli jest się obcokrajowcem, którego
– Bezinteresowna miłość – wtrąca Plamena z po-
biegłość językowa pozostawia wiele do życzenia,
przedniego rozdziału.
zdecydowanie trudniej znaleźć pracę, a zwłaszcza 74
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Księgarnie pełne książek w języku, w którym
moje życie nie pasowało do mojego wieku: wciąż
umiem czytać (sprawnie i szybko). Książek, o któ-
nie wiem do końca, co przyniesie.
rych właśnie usłyszałam w radio. Książek, które
Mapa życia zostaje rozdarta między różnymi kra-
czytają też moi znajomi.
jami i miejscami zamieszkania. W całości istnieje
Sven kiwa głową – Już i tak czytam powoli. Robie-
tylko w sercu podróżującego. W nowym miejscu
nie tego po polsku tylko pogarsza sprawę.
trzeba od początku nadać własne kolory ulicom,
Góry wokół miasta Braszów.
których nazwy nic nie znaczą, budynkom, gdzie
Kawiarnie w centrum Bukaresztu, gdzie przy są-
nie mieszkał nikt znajomy, parkom, w których to
siednim stoliku mogłabym rozpoznać aktora albo
inni całowali się po raz pierwszy.
znajomego ze szkoły.
Rozpocząć życie w nowym miejscu to w pewnym
Moje liceum. Miasto, w którym się urodziłam. Po-
sensie zmierzyć się z próżnią. Podczas pierwszych
dwórko, gdzie inna dziewczynka nauczyła mnie
miesięcy w Warszawie, kiedy nie mówiłam po
wykonywać podstawowe figury gimnastyczne. Dom
polsku, a kontekst rozumiałam gorzej niż teraz,
babci na wsi. Miejsca z moich wspomnień.
przez cały czas byłam w jakiś sposób spragniona.
Domowe czerwone wino, białe sery, zacusca .
Zostałam pozbawiona bogatego zaplecza, którym
Sven znów zaczyna mnie słuchać – W Niemczech
dysponujemy żyjąc w znajomym miejscu. Oczywi-
jest pełno różnorodnego wegańskiego jedzenia.
ście, miałam obrazy i dźwięki, wszystko było nowe.
W Warszawie jest z tym coraz lepiej, ale wciąż…
Brakowało mi jednak walczących o moją uwagę
1
– A poza tym ciężko mi nie myśleć jak wygodne
nagłówków gazet w kioskach, które mogłabym
jest życie w Niemczech – dodaje Sven. – Wszystko
czytać czekając na autobus. Nie miałam pojęcia,
działa tam o wiele sprawniej. Transport publiczny,
kim byli reżyserzy reklamowanych przedstawień
ścieżki rowerowe, administracja…
teatralnych i co mówili o nich recenzenci. Nie rozu-
Dobra, Sven, nie musisz się nade mną pastwić.
miałam, co chciały mi powiedzieć gadatliwe starsze
Dobrze wiesz, że jestem z Rumunii…
panie w autobusach, nie umiałam też odpowiedzieć
Podobnie jak noworodek, emigrant nie ma własnej
im, żeby zacząć rozmowę.
historii czy nawet geografii.
Tęsknota za tym wszystkim sprawiła, że moje
Historia wprawdzie istnieje, ale w nowym kraju
życie stało się uboższe. Kiedy szliśmy ulicą, mój
zostaje ujęta w nawias. To dlatego, że opowiadanie
partner wciąż zauważał jakieś ciekawe szczegóły
jej za każdym razem każdej nowej osobie zajmuje
i tłumaczył je dla mnie. Nieustannie przetwarzał
za dużo czasu. Poza tym tyle rzeczy trzeba by było
informacje, które pobierał z otoczenia, i tworzył
ze szczegółami przetłumaczyć i objaśnić.
nowe treści. Było tak, jakby on żywił się nimi
Kiedy emigrant przenosi się z jednego kraju do
i wzrastał, podczas gdy ja byłam niedożywiona.
drugiego, jego życie zostaje przerwane, a potem
Potem, kiedy wracałam na parę dni do Rumunii,
rozpoczęte na nowo. W tym procesie coś się gubi.
to ja zapamiętale przyswajałam wszystko wokół.
– Mam trzydzieści dwa lata, ale czuję jakbym
Konsumowałam co tylko się dało: przysłuchiwałam
w Londynie prowadził życie kogoś młodszego –
się rozmowom w komunikacji publicznej, nadra-
mówi Iro, znajomy z Grecji, który przeprowadził
białam zaległości w oglądaniu telewizji, czytałam
się do Londynu, aby skończyć studia, ale też żeby
wszystkie gazety, przyglądałam się wszystkim
uciec od społeczeństwa zrujnowanego przez kry-
napisom na murach. Nareszcie to ja objaśniałam
zys finansowy. – Przez przeprowadzkę zszedłem
kontekst. Nareszcie czułam bardziej kompletna.
ze ścieżki, którą wcześniej sobie wybrałem: rozwi-
Być może życie na emigracji musi być odrobinę
janie kariery, zakładanie rodziny. Czuję się, jakby
smutne. To dlatego, że emigrantowi trudno jest za75
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
istnieć w pełni. Kroczyć po sprawdzonym, a więc
całości. Pozwolić sobie na utratę czujności, na od-
pewnym, gruncie. Wiedzieć, gdzie się zwrócić w po-
prężenie. Po prostu być.
trzebie ujrzenia własnego odbicia, samoutwierdze-
Bez wątpienia są to spore wymagania. Dla emi-
nia. Mieć pewność, że w jakimś miejscu jest miłość,
grantów, których życie jest pełne zakłóceń, nie-
na którą można liczyć, bo była tam zawsze, od kiedy
pokojów i zrywów, nierównych rytmów. Ale tak
się pamięta. Wymawiać słowa i słyszeć, jak odbijają
naprawdę dla wszystkich.
się echem. Czuć ciągłość ze światem, być częścią
Claudia Ciobanu (ur. 1982) – niezależna dziennikarka, która na co dzień mieszka w Warszawie. Współpracuje z wieloma wydawcami. Zajmuje się tematyką Europy Wschodniej i Centralnej, szczególności interesują ją problemy ruchów społecznych i ochrona środowiska. Tekst zamieszczony poniżej jest fragmentem książki traktującej o statusie obcokrajowca, której wyimki ukazały się w Wielkiej Brytanii, Austrii, Rumunii i w Polsce.
Martyna Chmielińska (ur. 1993) – absolwentka japonistyki, obecnie studiuje przekład i komunikację międzykulturową, interesuje się estetyką japońską i szeroko pojętą popkulturą.
Aneta Radecka (ur. 1994) – absolwentka filologii angielskiej z językiem niemieckim. Na co dzień stara się inspirować kursantów w szkole językowej do nauki angielskiego, marzy o zostaniu tłumaczem filmów.
Anna Sitko (ur. 1992) – absolwentka etnologii i rusycystyki. Bada i praktykuje folklor (ten z drewnianych chat i ten z internetu), tańczy oberki i swinga. 76
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
77
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
JÁNOS TÉREY
Tydzień miodowy T ł u m . D a n i e l Wa r m u z
Stracony krajobraz
wskazuje mi drogę. Radio buczy od marszu z Tann-
Mógłbym wymienić wszystkie niegdysiejsze li-
häusera. Brzęk naczyń, stukot maszyny do pisania.
nie tramwajowe. Nawet bez mapy odnalazłbym
Strzępy lekcji języka. Dzwoni szesnastka, deszcz
drogę w którejkolwiek, należącej do przeszłości,
mży. Echo czasów szczęśliwości.
zmiecionej przez wiatr dzielnicy na peryferiach. Mam trzydzieści sześć lat. Warszawę, w której sta-
Wziąć Warszawę
łem się człowiekiem, wymazano z atlasów. Ci, któ-
Istnieją trzy Warszawy. Na trzech znaczkach ten
rzy w niej pozostali, którzy oczekują na ostateczne
sam emblemat z syreną. Różnią się tylko kolorem.
rozwiązanie, ubierają się teraz zgodnie z modą
Ciemnozielona syrena przenosi mnie do wy-
letnią sprzed kąpieli stalowniczej. Byli lokalnymi
pełnionego dźwiękami drumli miasta. Jest lato.
patriotami, a teraz poza opustoszałym miejscem
U Bliklego proszę o zapakowanie rolady z kremem
geograficznym nie mają do czego się przywiązać.
z białego wina. Staromiejski skwar łagodnieje. Za-
Naszym repatriantom, uchodźcom w marynarkach
kurzona, estradowa, niewątpliwa nuda. Za pienią-
o maślanym kolorze, których ściągnęła tu chęć
dze z „czasu pokoju przy dźwiękach fletu” dostaję
robienia interesów, nie wyrośnie prędko wawrzyn.
sześć, siedem godzin.
Staliśmy się wszyscy bezdomni. To jedna z cech,
Kanarkowo-żółta syrena gna mnie do rosnących
które nas łączą. Inną jest język ojczysty – wszyscy
murów getta. Niemal dziesięć godzin spędzam w za-
mówimy warszawską gwarą. Na inne, wspólne
brudzonej Warszawie, w której roi się od obcych. Na
brzemię, nie mogę się powołać. Jak nie szczędzący
każdym kroku powtarzają: „wylęgarnia pluskiew”,
wysiłków statyści, którzy już przemielili swoje kwe-
„gniazdo bezplanowości i chaosu”. W garkuchni
stie w zakończeniu. Nie grają już w żadnym epizo-
przy Orlej podają mi wstrętne pomyje. Na Krochmal-
dzie, a jednak wracają na scenę. Zawieszają wzrok
nej staje mi na drodze Werkschutz, a nie mam przy
w powietrzu. Czekają na instrukcje, bezużyteczni.
sobie karty pracy. Spadają na mnie krople deszczu ze
Ja jestem solidarnym suflerem, który przestrzega
śniegiem. Obdarty wracam do domu. Muszę zyskać
przed pozostaniem na scenie.
na czasie, by przespać tę jesień.
Potrzebuję palety dźwięków tamtego miasta.
Czerwonej syreny nie polecam. To byłaby twarda
Widzę to następująco: wybieram numer któregoś
lekcja. Trzydziestogodzinny zagon po trawionej pło-
z moich znajomych aktorów. Gość odbiera telefon
mieniami okolicy fabryk szczotek. Szczęk karabinu
w Warszawie sprzed dziesięciu lat, w „okresie poko-
maszynowego, smród popiołu. Nagonka z poddasza
ju przy dźwiękach fletu”. Nie mam żadnych pytań
na poddasze, gonitwa przez wyłomy w ścianach
ani niczego do powiedzenia. Szum w słuchawce
ogniowych. Z bunkrów do kanału. Spoceni posuwa-
78
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
my się wolno naprzód. Kokoszenie się w kwaterze
najmłodszych, którzy radość znajdują wyłącznie
sztabu przy ulicy Miłej. Cyjanek potasu – bezcenny
w hałaśliwej zabawie. (W październiku to nasi umo-
skarb. Butelki z benzyną – przywiązuję je swojemu
rusani braciszkowie.)
synkowi do pasa. Wypycham go z balkonu i wyska-
W kolejce przepuszczamy posępnych pracowni-
kuję tuż po nim.
ków biurowych, choć wiemy, co szeptają na widok
Tę Warszawę trzeba zrównać z ziemią, dając za-
naszej paczki: „Banda przybłęd z ulicy Miodowej”.
straszający przykład całej Europie. To miasto jest
Nasi namiestnicy to samozwańczy pszczelarze,
wyciśniętą, krwawiącą z tysiąca ran Warszawą.
którzy – że się tak wyrażę – gnuśnym i niemądrym
Synonimem zupełnej bezbronności. Nie chcące-
pszczołom Warszawy podarowali regulamin domo-
go przeminąć samowspółczucia i partactwa. Cia-
wy. Jakby nasz październik nie był dla nich świę-
ła wystawione na kaprysy pory roku. Remedium
tym. Maszerują po nim z zamiarem szkodzenia. Wy-
nie istnieje, ale przewodnik poinformował cię, że
bredne pospólstwo. Pałają nienawiścią do naszego
„w przewidywalnym okresie” twoja podróż dobie-
miasta. Stoczyli wojnę krzyżową, by je zagarnąć,
gnie kresu. Nie możesz się pieklić. Zaśniesz wkrótce
a następnie zniszczyć jego zabytki i zakłady komu-
i przegnasz czerwoną syrenę.
nalne oraz ograniczyć w nim nocne życie. W paź-
Ta tortura wykończy wszystkich gości Warszawy,
dzierniku nawet intruzów jest łatwiej traktować
nawet tych o najlepszej tężyźnie fizycznej. Niektórzy
z lekceważeniem.
padają na posadzkę i skowycząc, błagają o litość. Warszawski miód
Kontury syreniego grodu rozpadają się raptem.
To my byliśmy pszczołami Warszawy, to my byliUl
śmy jej miodem. Byliśmy przeciwko aroganckim
Komfortowy, ogromny ul, w którym wszyscy mamy
parweniuszom, którzy ogłosili się kremem tego
do dyspozycji jeden mały, wyściełany zakamarek.
miasta. Żyliśmy w cieple ula i w duchu roi. To od
Wilgotny, kleisty październik to wyjątkowy czas.
nas miasto lepiło się do skóry. Pozostawialiśmy
Budzi w nas świeżą energię i przysparza figlarnej
uporczywe plamy na aksamitnych, bordowych ka-
ochoty na zabawę. W najkorzystniejszym zała-
napach naszych ulubionych lokali rozrywkowych.
maniu światła ukazuje współmieszkańców ula, a także – choć nieco mniej okazale – wyblakłe za-
Opady
ułki ulic. Zebrane plony sortujemy do właściwych
Jesienna aura Warszawy sprzed dziesięciu lat
przegródek, a później przez szpary ula w zadowo-
była niepowtarzalna. Przede wszystkim mam
leniu nasłuchujemy szumiącego deszczu.
na myśli niespotykaną wcześniej ilość i równo-
Jakże przestronny jest październikowy ul! Każdy,
mierność opadów. Jakby jakiś przebiegły inżynier
z kim zazwyczaj nie dzielimy tego samego losu,
zamontował nad naszym miastem szklany klosz.
znajduje w nim godne miejsce i spełnia zaszczyt-
Październikowe deszcze następowały po sobie
ną rolę. Nasze niewinne żarty są dla nich tarczą
w ceremonialnej kolejności. Między strefami ży-
strzelniczą, nasze przekleństwa przedmiotem zain-
znych opadów pojawiały się szerokie, słoneczne
teresowań. Dyskutujemy ze zgorzkniałymi babami
pasy. Dzięki odpowiedniemu doświadczeniu nie
ze Starego Miasta. Besztają nas za rozwiązłe życie
mogła nas spotkać żadna niespodzianka. W nie-
i marne postępy naukowe. (Drapiemy się po bro-
stosownym momencie nigdy nie zmoczyła nas
dzie w szczęśliwej bezradności.)
nawet mżawka. Popołudnia, gdy tam i z powrotem
Jesteśmy młodzi, choć już nie na tyle, by ein-
biegaliśmy po mieście, służyły nam załatwianiu
standem piłki – nasza dawna rozrywka! – straszyć
spraw urzędowych, były suche i zmysłowo letnie. 79
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Kiedy wprawialiśmy w ruch obrotowe drzwi ka-
Czy aby nie byliśmy uwiązani do siebie jak na
wiarni i rozsiadaliśmy się przy naszym stoliku,
łańcuchu? Nic podobnego. Gdybyśmy nie żywili
dopiero wówczas na zewnątrz zaczynało padać.
nadziei, że my, mieszkańcy ulicy Miodowej, odnaj-
(Jeśli natomiast, przypadkowo, do suchej nitki
dziemy się każdego popołudnia, nie ruszalibyśmy
przemokłem na ulicy Miodowej, wiedziałem, że
się za próg. Czy nie byliśmy zbyt blisko siebie?
właśnie tam i właśnie wtedy muszę przemoknąć.
Jakżeby nie. Ściśnięci peklowaliśmy się w dymie
Deszczówka sprawia, że rosnę. Znając się na klima-
Warszawy, wdychaliśmy oddech mieszkańców
cie, nie martwiłem się zupełnie o swoje zdrowie.)
ula. Krążące pokątnie plotki dotyczyły tylko mieszkańców ulicy Miodowej.
Kofeina Nasz wyjątkowy talent: okupowanie kawiarń,
Wyśniona odpowiedzialność
gdzie czuliśmy się jak u siebie. W porze obiadu
Już nie jeden podróżnik doznał niepowodzenia
nad Ogród Saski nadciągnęły skłębione chmury.
w zielonej Warszawie. Wiele relacji wspomina
Podekscytowani wskazywaliśmy na niebo i już
o tak zwanym letnim fiasku. Jakby nieustannie
sączyliśmy mocną czarną w kawiarni „Europej-
była połowa czerwca. Sjesty o zapachu śmierci,
ska”, gdy rozległ się grzmot. Zapaliliśmy, dym
niekończące się pory obiadowe i upał jak z dna
wydmuchiwaliśmy we wszystkie z kątów. Pod-
krateru.
stawki naszych filiżanek odbijały kółka na trawer-
Warszawa w bardzo złej skórze. Ul jest opusto-
tynowym blacie stolika. To miejsce nieodwołalnie
szały, choć ściany są nienaruszone. O tej porze
należało do nas. Nasze deszczowe święto właśnie
sprytniejsi mieszkańcy grzeją brzuchy w mod-
się rozpoczynało.
nych uzdrowiskach. Ci, którzy zostali, głodują,
Wieczorami w czasie wojny miejsce to było sce-
mają płytki sen i co do jednego cierpią na napa-
nerią dla radości oczekiwania, niczym oddział
dy paniki. W zależności od atmosfery wieczoru
położniczy, gdzie ludzie dreptają z miejsca na
swoich towarzyszy biorą za obłudnych spowied-
miejsce. Na twarzach bezwstydny i nikczemny
ników, niecnych czortów lub wręcz morderców
uśmiech – wszak wszyscy są wtajemniczeni.
z siekierą. Po Warszawie snują się niepewnie jak
Oczarowani staliśmy długo przed dywanem ob-
lunatycy. Bywa, że niektóre części miasta giną dla
rotowych drzwi i patrzyliśmy na wichurę, która
nich bez śladu, a w dawnym, znanym miejscu,
szalała półtora metra od nas. Rozrywała park na
znajdują obce domy.
strzępy – na strzępy, Bóg mi świadkiem. Przesło-
Nie potrafią troszczyć się o współtowarzyszy,
niła chorobliwie duszne popołudnie, przynosząc
podczas gdy odbywają senne wędrówki po wy-
kres długotrwałej, zatruwającej nerwy kaniku-
śnionych krainach. Nie mają poczucia odpowie-
le. Upojeni obserwowaliśmy park przez jedno
dzialności, nie możesz powierzyć im nikogo ani
z otwartych okien, dopóki i tego nie zamknął
niczego. Gdy spotykają obcokrajowców – którzy
podminowany kelner.
z pozostałych na miejscu próbują uczynić sobie
W godzinie oberwania chmury nigdy tak wielu
przewodników po mieście, wypytując ich, gdzie
nie zasiadło nas do stołu. Niemal pusta kawiarnia,
tętni tu życie – ze wzruszeniem ramion objaśniają
w której już świeciły kryształowe żyrandole, została
gościom: ta stagnacja, to straszliwe bezpieczeń-
wnet zapełniona. Jak krytycy teatralni na premierze
stwo publiczne jest dla stolicy charakterystyczne
„wymieniliśmy uśmiech” z siedzącym w przeciwle-
tylko latem. Oto oni, zawiedzeni gospodarze na
głym narożniku znajomym. Po zmroku brataliśmy
tle ogołoconych szafek barowych.
się w mieszkaniach przyjaciół lub w barach. 80
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Porwanie Termanna
zajęciu stolicy szansonistka w Café Hirschfeld w getcie.
„Był chłopcem z krwi i kości. Człowiekiem odzna-
To ja przeszwarcowałem ją na aryjską stronę.
czającym się brakiem znaczenia. Szalał na dźwięk
Kobieca w każdym calu, aż nadto. Ambitna, z poczu-
mojego głosu. Zawsze, gdy grałam w spektaklu,
ciem własnej godności, dumna z wyśpiewywanych
siedział na balkonie. Wychodził z siebie. Krewko
oktaw, ale wielbicieli traktująca już niezdarnie, jak
i z gotowością do działania wbijał paznokcie w obi-
podlotek. Chichocząc, puszcza mimo uszu napomnie-
cie fotela, ściskał dłońmi porcelanowe gałki. Te
nia impresariów. Niezorientowana i gadatliwa. Pilna
jego natarczywe listy o nienazwanych udrękach,
czytelniczka, która jednak popularne lektury chwali
nocne telefony, sterczenie przy wyjściu zza kulis
równie wysoko jak wybitne dzieła. Jej zawodową fobią
Adrii. Jego zaczesane do tyłu włosy, równocześnie
jest to, że ludzie nie traktują jej poważnie. Gdy ze stary-
przestraszone i prowokujące spojrzenie oraz ta
mi warszawskimi wygami negocjuje wynagrodzenie
nieco poplamiona marynarka, w której, jak mnie
za występ, opuszcza okulary na czubek nosa – a ich
zapewniał, jego ojciec składał przysięgę małżeńską
szkła są grube jak denka od szklanek – by sprawić
w sześćdziesiątym siódmym. Zazwyczaj był nie-
wrażenie poważnej kobiety interesów. Każdy jeden
wyspany, a jednak, w jakiś czarujący sposób, jego
mebel i urządzenie w jej salonie reprezentuje wysoką
agrestowo-zielone oczy zawsze były wyjątkowo
wartość, lecz wszystkie razem tworzą miszmasz, a jej
żywe i tryskały młodością.
składzik pełen jest niszczejących przedmiotów.
Całą energię młodzieńczego buntu pożytkował na
Widząc popełniane przez nią gafy, nie mogę po-
walkę o mnie. Miał mnie za femme fatale, złotowło-
wstrzymać się od śmiechu, choć to w złym tonie.
sego demona seksu, który na deser pożre także jego,
(Sądziłem, że trzymam w ręku wspaniałą materię,
wynajmującego kąt studenta. Dwukrotnie młodszy,
którą można wypolerować. Otóż nie dało się, twardy
nazywał mnie starszą siostrą.
materiał stawiał opór.)
Zagadką pozostaje, jak z chłopca, którego dałoby
W kusej sukience stoi przed słodką witryną Bliklego.
się rozsmarować na kromce chleba, stał się aro-
Maj 1939 roku. Pożeram wzrokiem jej fantastyczne
ganckim, dręczącym ludzi oportunistą. W jednym
łydki i boskie uda, gdy schyla się po tort Sachera.
z listów utytułował mojego męża »skąpym, chełpli-
Zresztą ubiera się jak kokosza. Zerwać z niej okrop-
wym penisem«, na co tamten, niewiele brakowało,
nie drogie i bezgustownie jaskrawe ubrania to sama
prawie go poćwiartował.
przyjemność.
Byłam sceptyczna co do Termanna. Cóż mam po-
Tamtej nocy, kiedy zostałem jej kochankiem, nie
wiedzieć, nie sądziłam, że jako pierwszy przemyci
byłem drapieżcą, a jednak guziki i klamry spadały na
kwiaty na Grób Nieznanego Żołnierza. »Nie może
podłogę jeden po drugim. (Gniew mój był skutkiem
mi pani darować, że jestem partaczem«, mamrotał
postnych lat.) Drapała paznokciami, gdy zerwałem
w trakcie alarmu lotniczego, kiedy odebrałam mu
z niej biustonosz i ująłem w dłonie potężne, jędrne
dziewictwo. W ten sposób wszystkie sprawy brną
piersi. Rozgrzewała się powoli, a później prawie od-
w kierunku Jedynego Możliwego”.
gryzła mi interes.
Jadwiga, moja droga
„Zabiorę cię tam”
Że była fenomenalna, wątpię. Może jedynie przed ku-
„W półkolistej restauracji hotelu Saskiego sączymy
lisami katastrofalnych czasów i w świetle reflektorów.
z Termannem kawę. Chłopak jest cichy, dobrodusz-
„Małomiasteczkowa nauczycielka, którą Bóg pokarał
nie prosi o mleko. Jest w tym coś napawającego
takim głosem”, jak ktoś o niej powiedział. Niedługo
optymizmem. I co najważniejsze: chemikalia są
po dyplomie już frywolna nimfa z Adrii Orfeum. Po
u niego. 81
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Niewielki, zawinięty w staniol pakunek, w środku
Nigdzie nie ma Ogrodu Saskiego. Po lipowej pro-
dwie »zielone syreny«. Prezent ślubny, jak nazwał
menadzie ani śladu.
to Termann.
Poza tym jest niemiłosiernie zimno, zostaliśmy
»W ciągu godziny zabiorą nas na ławkę w Ogro-
pokryci grubą warstwą śniegu. Trzeba przyznać,
dzie Saskim«, tłumaczy z wiarą i entuzjazmem.
nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Moja Jadwiga ma
Próbuję go nakłonić, by podzielić jedną na pół,
na sobie cienki, bordowy żakiet, ja tylko marynarkę.
ale uparty, nieugięty przewodnik nie pozwala.
Klnę na czym świat stoi.
»To będzie łagodna wędrówka, syrena przepro-
„Przemarzliśmy, moja droga. To nie jest zielona
wadzi nas przez każdą blokadę, bagnistą, zieloną
Warszawa, a co najmniej żółta”. (W każdym razie je-
granicę. Bez przeszkód i bagażu dotrzemy do daw-
steśmy poza gettem, już znikąd nie słychać strzałów.)
nej Warszawy. Nienaruszonego gniazda. Warszawy,
Materiał kupiłem od Brandta, dość tanio. Podej-
którą kochamy. Będzie czwarta po południu. Z tram-
rzewam, że wcisnął mi wadliwy towar. Niecne, żółte
wajowych remiz dobiegnie terkot, bankierzy będą
syreny przyodziane w zielone barwy. Człowiek ucie-
krzątać się, stukając w asfalt rozgrzanymi lakier-
ka się do nich jedynie z chęci doznania przygody,
kami. W górę i w dół przemaszeruje oddział rado-
„czas ich działania” może trwać nawet pół dnia
ści, drużyna miejskich aniołów stróżów. Zajmiemy
i symulują znacznie brutalniejsze warunki niż ich
Warszawę w okresie pokoju. Pani będzie uważa na
siostry w kolorze głębokiej zieleni.
mnie, a ja na panią. Na Marszałkowskiej spotka nas
Do diabła, prędko to się nie skończy.
ulewa. Schronimy się w kawiarni, gdzie przy filiżance kapucyna dyletanccy strategowie będą rozważać
Pasaż
szanse wojny«”.
Gdy już będziecie po drugiej stronie muru, pamiętajcie, by mieć na ramieniu opaskę, i nie za-
Bad trip
pomnijcie o dokumentach wydanych przez Radę
Zaczęło się od tego, że zginęliśmy w tłumie.
Żydowską. Jadwidze z trudem przyszłoby zaprze-
Musiałem coś sknocić przed wyruszeniem w drogę.
czyć, że wśród jej krewnych byli gdańscy rabini
Stoję w holu gmachu sądów przy ulicy Leszno,
i tarnopolscy szojcheci intonujący modlitwę. Wy-
wokół mnie panuje zgiełk, jestem sam bez mojej to-
gląda na tutejszą, bez wątpienia; jednak nie jest
warzyszki podróży.
stąd, bo na to trzeba mieć papier.
Dwie godziny temu rozgryźliśmy zielone syreny.
Sytuacja wygląda następująco: moja partnerka
Kiedy dostrzegliśmy zawieszoną u sufitu flagę ze
pół godziny temu wyszła do łazienki, żeby dopro-
swastyką, wiedziałem już, że jesteśmy straceni.
wadzić się do porządku. I wcale nie ma ochoty
Jadwiga zaznaczyła surowo: „Nie tego oczekiwa-
wracać. W tej części sądu rozstrzyga się w spra-
łam”.
wach gojów, w drugiej – Żydów. Za nią, natural-
Wepchnąłem ją do budynku. „Partacz z pana”,
nie, jest getto. Można tam przemknąć ukrytym
wyszeptała mi do ucha. Zaraz minie druga godzina,
tunelem. To sprawdzona droga, w porównaniu
odkąd pogrywa sobie z nami. Z początku czułem
z ryzykownym przejściem przez mur stanowi
świąd i miałem dreszcze, wszystko zapalało iskrę,
znacznie bezpieczniejszy sposób, idealny do prze-
jak trzeba. Teraz sterczę tu, niczego nie pojmując.
mytu i konspiracji.
Skręciliśmy na rogu i Jadwiga nie wierzyła swoim
Dobrze ubrany mężczyzna o twarzy buldoga
oczom. Ja zaś nie chciałem brać tej flagi na poważnie.
podchodzi do mnie i kładzie mi rękę na ramieniu.
Wcześniej już dwukrotnie byłem w zielonej Warsza-
Zlękniony cofam się o dwa kroki. Uspokaja mnie
wie. Nie czuję się u siebie.
gestem dłoni. 82
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
„Kobieta, na którą pan czeka, jest w środku”.
jedynego szczególnie uprzywilejowanego lokalu?
„Nie. Jej tam nie ma. Że miałbym tam wejść? Ni-
Otóż to.
gdy w życiu”.
Gnam w kierunku małego getta. (Zostanie zli-
Ale muszę. Mój informator życzy spokojnych
kwidowane w 1942 roku, a więc „w przyszłości”.
świąt. Powiedział też, że jutro Wigilia. Z kalenda-
Wieść o tym nadejdzie w wieczór modlitwy Kol
rza na ścianie dowiedziałem się, że mamy 1941
Nidre. Połowa kamienic i tak będzie już w ruinie
rok. Moje ciało przeszywa coś jakby opóźnione
lub opustoszała.)
zrozumienie sytuacji, próbuję dojść do siebie.
Korzystając ze znajomości terenu, sprytnie omi-
Nie mam wyjścia, muszę bezzwłocznie udać się
jam posterunek na Chłodnej.
za Jadwigą i ją uratować.
Dwóch zaspanych policjantów w niebieskich czapkach zatrzymuje mnie na skrzyżowaniu Żelaznej
Między dwoma świętami
i Krochmalnej. (Tam, gdzie do dziś stoją stare, na-
Od czego zacząć, powiedz, Panie.
rożne kamienice.) Skończyłem drugą paczkę cameli,
Kiedy dotarłem na miejsce, było już ciemno. Pod
w moich ustach żarzy się papieros. Poważny błąd.
ścianami domów siedzieli skuleni żebracy, wygląda-
Nie wzięli mnie za przemytnika, nie ściskam pod
li jak rzucone w kąt, rozpadające się toboły szmat.
pachą żadnej paczki. Nie chcą legitymacji. Nie są
Prędko potknąłem się o czyjeś zwłoki, syknąłem
w stanie wykrztusić ani słowa. Jeden z nich wytrąca
głośno, nie tyle z gniewu, co z faktu stracenia rów-
mi z ust papierosa.
nowagi; zdumiewające było też samo poczucie, że
Biorę nogi za pas. Zbłąkane światła na Siennej,
to naprawdę trup. Półnagie ciało okryte kawałka-
to będzie Hirschfeld. Wchodzę z impetem i natych-
mi gazety trzepoczącej na wietrze, który próbował
miast mam ochotę się cofnąć. Dizezą nie jest Jadwi-
wyrwać te strzępy spod kamienia, którym je przy-
ga, a jakaś kolubryna w czerwieni. Przeze mnie
ciśnięto. Długie, mlecznobiałe nogi były zimne i
przerwała w połowie piosenkę Kuby Kohna. Szpicle
sztywne. Przyspieszyłem kroku.
w bryczesach, szmuglerzy i ich kochanki przyglą-
Z kieszeni marynarki wyciągam zegarek. Ósma
dają mi się z podejrzliwością. To ich osłonięte od
czterdzieści. Może swą oblubienicę odnajdę w tłu-
wiatru gniazdo, w którym obżerają się do syta. Tak
mie wypływającym z teatrów. Mogła być w Kame-
długo, jak nie zwracam na nich uwagi, dokuczają
ralnym na sztuce Doktor Berghof przyjmuje od dru-
sobie plotkami i robią interesy. Słyszę, jak zgrzytają
giej do czwartej. Albo poszła na Leszno do Feminy
im zęby. Jakbym miał na sobie mundur Waffen-SS.
zobaczyć swoją koleżankę, fantastyczną Helenę
Jadwiga siedzi naprzeciwko fortepianu, sączy
Ostrowską. Dobrotliwa subretka śpiewa w Baro-
wodę mineralną. Jest bardziej załamana niż w są-
nie Kimmelu.
dzie. „Dokąd mnie pan przyprowadził?”, pyta jękli-
A to pech, obydwa teatry są zamknięte. Do Azazela
wym głosem. W tym czasie kawiarniana gawiedź
nawet nie idę. Panuje mrok. Powinienem uważać,
zdążyła o mnie zapomnieć.
jak cień przemykać od bramy do bramy. Nie mam
„To pani ostatnie zarejestrowane miejsce pracy,
opaski na ramieniu. Jeśli zatrzyma mnie patrol,
aniołku”.
już po mnie.
„Nie przypominam sobie. Czyżby zmienił się wy-
Podpieram mur przed biurem Urzędu do Walki z
strój?”
Lichwą i Spekulacją. Dziewiąta dwadzieścia, zakaz
„To pani się zmieniła”.
opuszczania domów. Jedyne co mogła zrobić Jadwi-
„W porównaniu z czym?”
ga, to wejść do jakiejś rozświetlonej kawiarni. Czyż-
(Kto pomógł jej dojść do siebie, kto ją uratował
by do Café Hirschfeld na rogu Siennej i Sosnowej,
ze szpon oddziałów Organizacji Todt?) 83
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Po migoczących plamkach na płaszczu śniegu
noc się zbliża!”. Chóralnie odliczaliśmy sekundy.
łatwo poznać, że jest Sylwester. Zasięgam języka
Zanim zegar wybił dwunastą, wąski płomyk lampy
o możliwościach, ktoś słyszał o zabawie w szkole
wydłużył się jeszcze bardziej, po czym zgasł z trza-
tańca Weismana na ulicy Pańskiej.
skiem. W tym momencie dzwon na wieży kościoła
Gdy przybywamy na miejsce, trwają wspólne tań-
świętego Karola Boromeusza zabił dwunasty raz.
ce. Kieliszek likieru kosztuje pięć złotych, placek
Miriam podniosła story z czarnego papieru, aby
z ryby zwanej „śmierdziuchem” – trzy.
wpuścić trochę światła. Na dworze padał śnieg, a księżyc płynął powoli po mocno zachmurzonym
Sylwestrowa Jadwiga
niebie.
W szkole tańca docieramy do schyłkowego epizodu
Trzeci chłopak, Romek, podszedł do pianina.
żółtej Warszawy. Jakiś facet w cwikierach prosi
Z ogromnym wysiłkiem zaczął grać Marsz żałobny
moją kobietę do tańca, czym doprowadza mnie
Chopina. Nagle ktoś zawołał: „Romek, a może coś
do szału. „I co jeszcze?”, wykrzykuję, „zabieraj
innego? On nigdy nie był w stanie zagrać Marsza
się pan stąd!”
żałobnego, a akurat dzisiaj muza mu pomaga”.
Jadwiga upomina mnie, zwraca mi uwagę na
Wprosiliśmy się z Jadwigą do służbówki. Była tam
mój stan… No, od tej chwili kobieta jest dla mnie
kanapa, mogliśmy się wreszcie położyć.
podejrzana.
Zaczęło się moje „półtorej godziny z tyfusem”.
Powinienem zrozumieć, że moja prawdziwa wal-
Żałosna rozgrywka przypieczętowała moją przy-
ka toczy się na innym, niż dotychczas myślałem,
szłość z Jadwigą.
poziomie.
Leżeliśmy, czuwając. Próbowaliśmy rozpoznać
Co było dalej, wiem tyle, że na przyjęciu przy
odgłosy dobiegające z ulicy. Jadwiga powiedziała,
ulicy Siennej byliśmy nieproszonymi hienami.
że na mojej szyi czerwienieje jakaś plama. Z opu-
W drzwiach miałem powołać się na niejaką Mi-
stoszałej kuchni zwędziłem nóż – kobieta złapała
riam. (Już było mi wstyd podróżować, czekałem,
się za serce – i oglądałem w metalu swoje odbicie.
aż dojdziemy do siebie, a ta przeklęta żółta syrena
Okazało się, że ma rację. W styczniu ukłucie koma-
skończy swoją robotę.)
ra jest wykluczone. Nieco wczuwając się w sytu-
Przedstawiono nas tuzinowi dziewcząt i chłop-
ację, podejrzewałem tyfus. Nawet gorączkowałem,
ców. W mieszkaniu było niewiele mebli, mówili, że
tak myślę.
rodzice przenieśli się już do dużego getta. Zamiast
„Już całą pańską twarz pokrywa rumień”, prze-
szampana lemoniada, zamiast ciastek kanapki ze
straszyła się Jadwiga. Chwyciłem za nóż. Musiałem
„śmierdziuchami”. Dwulicowa Jadwiga bez skrę-
zobaczyć, że kobieta kłamie, najprościej w świecie
powania opadła na taboret.
robi ze mnie wariata. Rzeczywiście, plama zniknęła
Miriam zapaliła na stole karbidówkę. Syk płomie-
z mojej szyi.
nia zagłuszała rozmowa, ale gaz, jaki się wydzie-
To była nieodpowiednia reakcja, wiem, ale
lał, pachniał coraz intensywniej w niewietrzonym
uderzyłem swą lubą w twarz. Wpadła w histe-
pokoju.
rię, powiedziała, że jestem oziębłym dyletantem.
Około północy zauważyliśmy, że płomień robi się
Odpowiedziałem tylko, że natychmiast zrywam
coraz cieńszy. Źle to wróżyło. Miriam zapomniała
zaręczyny.
kupić na święta karbid. Chłopak o imieniu Harry
W tym czasie z drugiego pokoju doszło nas:
pocieszał ją, że pasuje witać Nowy Rok w ciemności. Inny chłopak, który przedstawił się jako Dolek,
Un ir schtejt un kukt asoj sich mit farlejgte Hent,
spojrzał na zegarek i krzyknął z entuzjazmem: „Pół-
Un ir schtejt un kukt asoj sich, unser Schtetl brent! 84
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Para poszkodowanych nowożeńców. Prawdopo-
plany oraz powszednie, pospolite wręcz pragnie-
dobnie to było o nas: że przybywamy z żółtej War-
nia – ale widzi ich tak, jak przedmiejski wyrostek
szawy i zmierzamy do czerwonej, na naszą zgubę.
postrzega chasydzkiego Żyda z jedwabną wstęgą,
Dożyliśmy tego dnia. Wysyłam telegram do Jadwi-
o którym chciałby śnić, że drży ze strachu, a rano,
gi i zapraszam ją do siebie. Pójdziemy na bulwary,
po przebudzeniu, cieszy się z odzyskanej wolności.
napijemy się uzdrowicielskiego piwa i śmiejąc się
Jednak chasyd nigdy nie zagości w jego snach,
na całe gardło, będziemy wspominać wszystkie trzy
więc on nigdy nie pogodzi się z myślą, że ten drugi
Warszawy, wszystkie warianty sygnalizacji świetlnej.
istnieje naprawdę.
Epilog: przenikliwy sędzia Kto ogląda ich w szybie wystawowej, nie dostrzega ich realności, tego, że naprawdę istnieją – spędzają wieczór przy lampce wina, mają swoje wielkie
János Térey (ur. 1970) – dramatopisarz, poeta, prozaik, tłumacz literatury. Autor ponad dwudziestu książek, laureat licznych nagród literackich i teatralnych. W latach 1997–1998 redaktor miesięcznika „Cosmopolitan”, od tamtego czasu uprawia wolny zawód pisarza. Jako poeta debiutował w 1990 roku. Ceniony przez krytykę między innymi za odnowienie formy dramatu wierszowanego i prozy poetyckiej oraz szczególne wyeksponowanie tonu eseistycznego. Do jego najważniejszych dzieł zalicza się powieść wierszem Paulus (2001), poemat dramatyczny Nibelung-lakópark (Osiedle Nibelung, 2004) i dramat Kazamaták (Kazamaty, 2006). Do tej pory w języku polskim ukazała się jego sztuka Muzyka na trzy stoły (przeł. E. Sobolewska) i wiersze (przeł. J. Wolin).
Daniel Warmuz (ur. 1987) – tłumacz i badacz literatury węgierskiej. Absolwent filologii polskiej i węgierskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie doktorant na Wydziale Filologicznych UJ. W latach 2011–2013 mieszkał w Budapeszcie, gdzie studiował na Uniwersytecie Loránda Eötvösa i w Instytucie im. Balassiego. Interesuje się współczesną literaturą, teatrem i przekładoznawstwem. W wolnych chwilach zajmuje się fotografią. Autor opowiadań, artykułów naukowych, esejów i przekładów. Publikował m.in. na łamach „Akantu”, „Akcentu”, „Dialogu”, „Fragile”, „Kresów”, „Ruchu Literackiego”, „Tekstualiów”, „Źródeł Humanistyki Europejskiej” i w tomach zbiorowych. W 2017 roku ukaże się w jego przekładzie powieść Chłopcy z placu Moskwy Zsolta Berty. 85
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
86
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
ILONA DWORAK-COUSIN
Pływać razem z Bogiem Czasami nawet miasto Herclijja bywa ładne. Na-
raz przechodziłam tamtędy, pięć minut od budynku
wet główne jego ulice, nawet ulica Sokolov, która
z szarym dachem, pięć minut z powrotem na rynek,
mogłaby się znaleźć na przykład w Gazie, z jej
przekonując siebie, aby wejść do środka i zobaczyć…
obdrapanymi domami, starymi sklepami przy-
Aż pewnego dnia nabrałam odwagi, aby uczy-
pominającymi bazary, gdzie sprzedaje się odzież
nić to, czego bardzo pragnęłam, i obejrzeć miejsce,
z drugiej ręki, a przestarzały towar rozrzucony
o którym opowiadał mi poeta Beni Shvili w kawiarni
jest na chodnikach miasta między skrawkami
„Bialik” w Tel Awiwie.
papierowych śmieci krążących na wietrze.
„Wierz mi, czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Lecz o zmroku zmienia się wszystko. I z dala moż-
Ogarnęły mnie mdłości”. „Poczułem obrzydzenie”.
na obserwować czerwony zachód, słońce opadające
Zajrzałam tylko przez okno. I wtedy, słysząc jego
do morza, a razem z nim również ja toczę się w głę-
słowa, ogarnął mnie dybuk ciekawości. Pojecha-
biny, zmęczona rutyną życia, atakami morderców
łam do Poznania z krótką wizytą, by opowiedzieć
co tydzień pochłaniającymi nowe ofiary, grzebane
o swojej książce, o życiu w kraju. Zaprosiła mnie
potem na cmentarzach na terenie całego kraju.
przewodnicząca gminy żydowskiej Poznania. Byłam
A w gazetach publikują nowe nekrologi, „rząd izra-
zdumiona, że w tym mieście są Żydzi, ponieważ
elski składa wyrazy współczucia rodzinie… jakiegoś
nawet przed wojną żyło ich tu niewiele, wydaje
zamordowanego”. I życie toczy się dalej, a kto żyw
mi się, że około tysiąca trzystu. Powiedziano mi,
goni za pieniędzmi, za sławą, za swoim własnym
iż obecnie jest ich czterdziestu. Ciekawe, że liczba
ogonem i nie jest w stanie zaprzestać tej pogoni.
Żydów zmienia się w zależności od tego, z kim się
A ja nie mam już siły gonić i bać się, i marzę o miej-
rozmawia, kiedy się rozmawia i w jakim mieście.
scach, gdzie można oglądać czerwone zachody,
Czasami można odnieść wrażenie, że pozostało nie-
sączyć wino i pocieszyć się krótką romantyczną
wielu. Kiedy indziej mowa jest o kilkuset, a są tacy,
przygodą.
co twierdzą, że w Polsce żyją obecnie tysiące Żydów
A czerwone słońce toczy się na rynek Poznania.
i są również Żydzi, którzy się jeszcze nie ujawnili,
Pośrodku biała wieża, biała wieża budynku urzędu
setki tysięcy. W każdym razie liczba Żydów obecnie
miejskiego, a obok niego rzeźba przedstawiająca ko-
w Polsce pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych
ziołki, godło miasta. Wokół kolorowe domy z kamie-
zagadek. Często, gdy opowiadam o swoim kraju,
nia, na chodnikach kawiarnie tonące w kwiatach
podchodzi do mnie ktoś i szepcze mi do ucha: „Bab-
różowo-fioletowej petunii. Mnóstwo niemieckich
cia moja była…, ojciec…, znalazłam na poddaszu
turystów siedzi przy stołach popijając piwo z wiel-
gwiazdę Dawida, znalazłam mezuzę w starej wa-
kich kufli. W centrum rynku tańczą białe pajace,
lizce, pociąga mnie muzyka żydowska, moi rodzice
a czerwone słońce otula nas. Jego ostatnie promienie
nie posiadają w ogóle żadnych krewnych, a tylko
znikają ponad dachami, igrają nad szarym, osa-
Żydom w Polsce nie pozostali krewni. Myślę, że je-
motnionym dachem znajdującym się w odległości
stem Żydem, że mam w sobie krew żydowską”. Nie
pięciu minut drogi od tańczących pajaców. Już nie
zdradzają mi tego, ale ja wiem. Mnóstwo rozmów 87
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
z wieloma osobami, których ogarnął i nie opuszcza
dobra polska Żydówka musi posiadać godne drzewo
dybuk żydostwa, podobnie jak mnie dybuk wspo-
rodowe, z którego można być dumnym. A wujek Cy-
mnień, które nie pozwalają mi żyć w spokoju.
fer był klejnotem zdobiącym rodzinną koronę.
I tak wraz z tamtym słońcem wtoczyłam się na
Wśród moich słuchaczy znajduje się Alicja, ko-
ulicę Wroniecką 11. Od dawna zaprzestałam szukać
bieta koło sześćdziesiątki, niska, ubrana według
szyldu przypominającego, iż kiedyś w tym budynku
najlepszej polskiej mody, pantofle na wysokich
modlili się Żydzi, że przed dziewięćdziesięcioma laty
obcasach, o istnieniu których ja już dawno zapo-
była to jedna z najpiękniejszych synagog Europy,
mniałam. Takie obcasy, jakie moja matka nazywała
którą zaprojektowali dwaj sławni architekci z Ber-
szpilkami. Matka twierdziła, że szpilki wyzgrabniają
lina – Kramer i Wallenstein. W 1942 roku Niemcy
nogi i noga od razu przyciąga męskie spojrzenia.
przekształcili synagogą w łaźnię, a później w ba-
Ja już dawno zrezygnowałam z tego wszystkiego,
sen pływacki dla oficerów Wehrmachtu. Następnie
lecz Alicja stała przede mną na siedmiocentymetro-
Polacy wywiesili nowy szyld na budynku – basen
wych szpilkach i powiedziała: „Wiesz, moja rodzina
komunalny. Młodzież uczyła się tu pływać i pływała.
również pochodzi z Chrzanowa”. Roześmiałam się
Wspaniała przeszłość tego miejsca została wyma-
i dodałam, iż na pewno istnieją między nami po-
zana i tylko zapach stęchlizny i kwaśnego moczu
wiązania rodzinne, a ona stanowi drugą połowę
unosił się w powietrzu.
mojej opowieści.
Weszłam. Przedpokój, kasa. Za kasą drzwi wejścio-
I znów pojechałam do Herclijji, gdzie umówiłam
we na basen. Podeszłam do okienka, spoza którego
się na spotkanie z kuzynką Alicji. W zanadrzu trzy-
śledziły mnie chłodne, badawcze oczy, a usta umalo-
małam bombonierkę z Polski.
wane tanią szminką spytały: „Czy Pani posiada ko-
Kiedy jadę do Polski, wiozę ze sobą czekolady
stium kąpielowy?”. Pani nie posiadała. Wszystko, co
i inne słodycze produkcji krajowej, a w drodze po-
mi pozostało, to sfotografować budynek z zewnątrz.
wrotnej wymieniam je na polskie, szczególnie na
Nie modlić się, nie pływać, jedynie pstryknąć kilka
te, o których opowiadała matka, produkcji Wedla.
zdjęć i powrócić na rynek.
Każdy przecież lubi to, czego nie ma u siebie.
Wróciłam, na rynku siedzieli Niemcy i popijali
Lusia czekała na mnie w kawiarni na rogu ulicy
piwo, a białe pajace tańczyły pod gwiaździstym
Ben Gurion i, jak przystoi polskiej Żydówce, od razu
niebem. Wieża budynku urzędu miejskiego była
powiedziała: „Po co ona przesyła mi czekoladki, czy
oświetlona neonami, koza milczała, a ja wyciągnę-
tutaj ich nie ma?”.
łam zielony zeszyt i przejrzałam swoje opowiadania.
Nie miałam ochoty rozmawiać na temat wymiany
Przygotowywałam się do spotkania z ostatkami
słodyczami, z miejsca przeszłam do sedna sprawy
żydostwa Poznania. Jeszcze nie wiedziałam od czego
i poprosiłam ją o podanie mi danych dotyczących
zacznę, może po prostu powiem im, że są szczęścia-
rodziny Alicji. Lusia okazała się skarbnicą wspo-
rzami, gdyż za cenę jednego biletu, pod warunkiem,
mnień. W momencie, kiedy opowiadała mi o bab-
że przyniosą kostium kąpielowy, mogą pływać razem
ci z domu Bromberger, wiedziałam, że Alicja jest
z Bogiem.
moją kuzynką. Moja babcia Riwa również nazywała
Tego wieczoru spotkałam się z Żydami Poznania,
się Bromberger przed wyjściem za mąż. Poczułam
opowiedziałam im o sobie, o swoich rodzicach, o mia-
falę gorąca spływającą po mnie, znalazłam w końcu
steczku mojego ojca – Chrzanowie, o wujku – słyn-
nitkę prowadzącą do swojej zagubionej rodziny.
nym adwokacie Szmuelu Cyferze, który przed wojną
Wieczorem zadzwoniłam do Alicji: „Odnalazłyśmy
był zastępcą burmistrza Chrzanowa. Opowiadając
siebie, jesteśmy dalekimi kuzynkami!” – krzyknęłam
o swojej rodzinie zawsze go wspominam, przecież
do słuchawki. 88
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
I w ten sposób u schyłku pięćdziesiątki odkryłam,
i udałyśmy się do synagogi. Nic się tam nie zmieniło,
że mam w Polsce kuzynkę. Po upływie kilku mie-
te same zapachy, pleśń na ścianach budynku, kilka
sięcy wybrałam się do niej w odwiedziny. Po raz
kotów ulicznych poszukujących jedzenia w torbie
pierwszy w życiu byłam tak wzruszona – jechałam
ze śmieciami na podwórku.
do krewnej mieszkającej w Polsce.
Na trzęsących się nogach szłam za Alicją. Najpierw
Wiosna miała fioletową barwę, białe bociany za-
weszłyśmy po schodach na pierwsze piętro, gdzie
częły budować gniazda na dachach wiejskich do-
znajdowały się prysznice. Stamtąd można było zejść
mów, na polach wygrzewała się w słońcu nadal
innymi schodami na basen. Przeszłyśmy szybko
jeszcze zielona pszenica.
starając się omijać wzrokiem gołe ciała kobiet, tych,
Alicja też była wzruszona spotkaniem ze mną.
które jeszcze nie rozpoczęły pływania i tych, które
Z przejęciem opowiadała mi o tym, iż gminie udało
już zakończyły.
się odzyskać budynek, w którym znajdowała się
Czuło się zapach szamponu i mydła. Wszystko
bożnica. Od razu spytałam, czy zamyka się basen.
było – rozmowy, zawołania, kolorowe ręczniki,
Alicja odpowiedziała, że dużo czasu upłynie, zanim
biustonosze, majtki. W drodze na basen minęłyśmy
będzie można go zamknąć. Powiedziała mi, że ma-
też małą siłownię, gdzie młodzi mężczyźni podnosili
rzy o tym, by to miejsce przekształcić w centrum
sztangi ćwicząc mięśnie w zapalczywym oddaniu
kultury, gdzie ludzie należący do różnych religii
kultowi ciała.
będą mogli uczyć się wzajemnej wyrozumiało-
Na chwilę zapomniałam, gdzie się znajduję, i przy-
ści i tolerancji. Pragnie też otworzyć tam wysta-
pomniałam sobie matkę opłakującą swój gorzki los,
wę poświęconą Sprawiedliwym wśród Narodów
moją niezdarność i wiotkie mięśnie. Nie znosiłam
Świata. „A zanim to się stanie?” – pytam. „Do tego
gimnastykować się. Matka zupełnie nie mogła zro-
czasu ludzie będą pływać” – mówi Alicja, po czym
zumieć, jak ona, nauczycielka wychowania fizycz-
dodaje – „Ale teraz będą mogli wejść do synagogi
nego, absolwentka szkoły dla nauczycieli gimnasty-
również bez kostiumu kąpielowego”.
ki, wydała na świat córkę, która wyłącznie dzięki
Wątpiłam bardzo w naukę wyrozumiałości, coraz
litości kierownika gimnazjum zaliczyła przedmiot
bardziej oddalałam się od ludzi. Czułam naokoło
wychowanie fizyczne.
zło, zazdrość, zachłanność. Pragnęłam spokoju. Po-
Matka pewnie by się szczyciła młodymi ludźmi
cieszałam się tym, że obecnie będę mogła wejść do
podnoszącymi sztangi opływające obficie potem.
synagogi i żadna kasjerka z pomalowanymi czer-
Lecz matka zniknęła, a ja w oszołomieniu przypa-
woną szminką ustami nie przeszkodzi mi zobaczyć
trywałam się ćwiczącym. Zdałam sobie sprawę, iż
wreszcie po raz pierwszy w życiu basen, który jest
znajdujemy się na galerii kobiet, w miejscu, do któ-
synagogą, synagogę będącą basenem.
rego w przeszłości nie mógł wejść żaden mężczyzna.
Było już późno i myśli zaczęły mi się plątać w gło-
Tam, gdzie obecnie mieszczą się prysznice, mo-
wie. Przyjechałyśmy do domu Alicji, dwadzieścia
dliły się odświętnie ubrane kobiety w kapeluszach
minut jazdy z Poznania. Alicja przygotowała dla
lub z głową przysłoniętą chustą, by nie było widać
mnie pokój cały w różach. Róże były namalowa-
włosów, które mogłyby rozbudzić szatana w gło-
ne na suficie, na ścianach, znajdowały się również
wie mężczyzny.
w wazonie stojącym przy moim łóżku posłanym
Przytrzymując się Alicji zeszłam na basen i stanę-
śnieżnobiałą pościelą. Po pięciu minutach pogrą-
łam na wąskiej krawędzi betonu przy samej wodzie.
żyłam się we śnie, marząc o czerwonych różach
Basen olimpijski, wydzielone tory pływackiej. Widać
płynących po powierzchni zielonej wody basenu.
pływających kraulem, żabką, motylkiem. Naprzeciw
Nazajutrz z samego rana pojechałyśmy do miasta
mnie trampoliny. W głowie pojawia mi się myśl, że 89
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
trampoliny skierowane są na wschód w kierunku
W Polsce komunistycznej. Kiedy podrosła, szybko
Jerozolimy, że tam znajdowała się pewnie kiedyś
zrozumiała, iż różni się od innych dzieci. Miała ojca
święta arka (szafa do przechowywania Tory). Uno-
Żyda, we wsi nie zapominano wówczas takich rze-
szę w górę oczy, patrzę na biały sufit ponad nami,
czy. Ale, podobnie jak wszędzie, także w owej wsi
na łuki, jakby to nadal była synagoga. Zaczyna mi
czas mijał prędko. Alicja wyszła za mąż, urodziła
się kręcić w głowie, zapach parującego chloru przy-
dzieci, a rodzice, jak wszyscy rodzice, pewnego dnia
prawia mnie o mdłości. Przez chwilę wydaje mi się,
odeszli na zawsze i przyszła nasza kolej stać się
że to gaz cyklon, który zadusi mnie tak, jak zadusił
rodzicami, by pewnego dnia też odejść.
dziadka i babcię, i wszystkich. Cofam się do tyłu,
Po latach mała Alicja spotkała na ulicy Poznania
łapię Alicję za rękę i proszę, abyśmy wyszły stamtąd
starszego pana, który spytał ją, czy nie wie, gdzie
na zewnątrz, na powietrze.
znajduje się żydowska dzielnica w mieście. Alicja
Wychodzimy na podwórko, po czym udajemy się
poprowadziła go na ulicę Żydowską, szła i słuchała
do kawiarni przy ulicy Żydowskiej. Dopiero tam łzy
opowieści o życiu jego oraz innych Żydów sprzed
moje rozpływają się w wodzie mineralnej, którą
wojny. Wieczorem, kiedy się rozstali, Alicja poczu-
zamówiła dla mnie Alicja. Nie chcę nic jeść, pragnę
ła, iż od lat zna tego człowieka, że pojawił się, aby
wrócić do domu, do pokoju z czerwonymi różami.
przekazać jej coś więcej niż słowa.
U Alicji w kuchni proszę, by opowiedziała mi
Po upływie kilku dni rozpoczęła poszukiwania
o swojej rodzinie. Ciekawiło mnie, co sprawiało, iż
miejsca spotkań dla nielicznych Żydów, którzy po-
tak nagle, w środku życia, poświęciła się sprawom
zostali w mieście. Z czasem powstała gmina, a trzy
żydowskim. Ona, która wyrosła bez żadnej przyna-
lata temu gmina otrzymała od władz państwowych
leżności religijnej, której mąż i dzieci są katolikami.
synagogę przekształconą w basen. Jednak dotych-
Co się za tym kryje?
czas nie ma pieniędzy, by ją wyremontować i stwo-
Tego dnia spędziłyśmy dużo czasu w jej kuchni.
rzyć w niej miejsce, gdzie przeszłość mogłaby się
Alicja opowiadała mi o swojej matce Marysi, wiej-
spotkać z nadzieją na lepszą przyszłość.
skiej dziewczynie z biednego domu, która przed
Wyszłyśmy do ogródka, zerwałyśmy liście fiole-
wojną pracowała u bogatej rodziny Bromberger
towego bzu i pojechałyśmy samochodem na cmen-
w Chrzanowie, daleko od swojej rodziny. Była
tarz. Złożyłyśmy kwiaty na grobie matki Alicji, przy
piękna i najstarszy syn Brombergerów zakochał
grobie ojca, Alicja wyszeptała: „Istnieję dzięki ich
się w niej. Spotykali się potajemnie nad potokiem
wspaniałej miłości. To ojciec obdarzył mnie siłą,
w lesie. Gdy prawda wyszła na jaw, była to wielka
być czuwać nad upamiętnieniem Żydów Wielko-
tragedia dla żydowskiej rodziny, a na Marysię spadł
polski”.
też gniew kościoła z powodu jej miłości do Żyda.
Nazajutrz pojechałyśmy zwiedzić „królestwo Ali-
Lecz wszystkie karty uległy przetasowaniu. Świat
cji” – krainę pamięci. Byłyśmy w wielu miejscowo-
zwariował, Niemcy zawładnęli Polską.
ściach, gdzie kiedyś żyli Żydzi. W Buku widziałyśmy
Potem rozgrywa się typowa historia. Zakochana
synagogę z zewnątrz nienaruszoną, a w środku
dziewczyna ryzykując życiem ratuje ukochanego
pustą, tylko ściany, rozbite okna i śmiertelna cisza.
wszelkimi sposobami. Ukrywa go w piwnicy, już
W Wągrowcu pojechałyśmy nad jezioro. Alicja
nie w Chrzanowie, lecz w jej rodzinnej wsi. W ciągu
opowiedziała mi o polskich nurkach, którzy w ze-
dnia pracuje ciężko, a w nocy pociesza ukrywają-
szłym roku z głębin zamarzniętej wody wydobyli
cego się i on ją pociesza. „Nigdy nie opowiadano
żydowskie nagrobki. Koło jeziora ogrodzony ka-
nam o latach wojny” – dodaje Alicja. Zarówno ona,
wałek trawnika, a na nim kuliste kamienie z he-
jak i jej brat, urodzili się w nowej rzeczywistości.
brajskimi napisami. 90
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
Potem wyruszyłyśmy do małego miasteczka Kór-
Pamięta również, iż w piątki żona rabina zawsze
nik. Trafiłyśmy na dżdżysty dzień, szare niebo. Ry-
częstowała ją kawałkiem chały. Córki rabina były
nek też był szary. Wokół niego niskie domy i tylko
piękne, miały migdałowe oczy i kasztanowe kręco-
dzwonnica kościoła wyróżniała się swoją wyso-
ne włosy. Szczególnie pamięta Mirę, gdyż obie były
kością. Kilku pijaków siedziało na ławce dworca
w tym samym wieku i czasami bawiły się razem na
autobusowego z lat pięćdziesiątych.
podwórku. „Tak, tak – wzdycha staruszka – ci Żydzi
„Zaraz pokażę ci sekretne miejsce” – szepcze mi
byli dobrymi ludźmi”.
do ucha Alicja. Przechodzimy na drugą stronę chod-
„I co się z nimi stało?” – pytam. „Stało się to, co się
nika, robimy kilka kroków i Alicja zatrzymuje się.
stało ze wszystkimi, wszyscy zostali zamordowani,
„To tu” – mówi. Nie dostrzegam nic szczególnego.
nie został nikt, nawet właściciel pomalowanego na
„To jest Wyostrzone Ucho”. Wyostrzone Ucho, nigdy
żółto sklepu tego naprzeciw nas – Jakow Goldber,
nie słyszałam o Wyostrzonych Uszach na domach,
który sprzedał dużo rowerów dla młodzieży i miał
jedynie w bajkach. Może dotarłyśmy do domu jakiejś
też inne interesy. Wszyscy opowiadali, że chował
czarownicy.
złote monety pod podłogą sklepu. Ale pieniądze nie
Przed nami brama z drzewa. Alicja wyjaśnia, iż jest
pomogły, zamordowali go w pierwszym dniu oku-
to brama prowadząca do synagogi, która się tu kiedyś
pacji. Następnego dnia prawie wszyscy mieszkańcy
znajdowała. Jedna z tych drewnianych synagog, ja-
miasteczka wdarli się do sklepu, połamali wszyst-
kich w Polsce było wiele i wszystkie zostały spalone.
ko, nie została ani jedna deska z podłogi. Ciekawe,
Uratowała się jedynie ta brama, przed którą właśnie
kto się wzbogacił tym majątkiem. Opowiadają, że
stoję. Brama jest zamknięta, przez dziurkę w zam-
było tam pełno złotych monet – staruszka kiwa gło-
ku widać wąski korytarz. Do tego miejsca człowiek
wą – tak, oni też byli dobrymi Żydami, nikt z nich
o nazwisku Fogiel zwiózł odłamki nagrobków, któ-
się nie uratował. Dzisiaj nie ma w miasteczku ani
re zebrał na okolicznych cmentarzach żydowskich.
jednego Żyda”.
Uporządkował je na podwórzu i zamknął bramę.
Żegnamy się z kobietą, z bramą, z miasteczkiem.
Nie potrafię dłużej znieść myśli o tych wszyst-
Ogarnia mnie zmęczenie, chce mi się spać, lecz peł-
kich nagrobkach rozrzuconych na polskiej ziemi.
na energii Alicja zaciąga mnie do parku i zaprasza
Mimo deszczu robi mi się gorąco, oddycham głęboko
na obiad do hotelu na brzeg zielonego jeziora. Kel-
i próbuję myśleć o czymś innym. Brama jednak nie
ner tłumaczy jej wprawdzie, że właśnie skończyły
daje mi spokoju. Chciałabym dowiedzieć się czegoś
się godziny podawania posiłków i już zamykają
o ludziach, którzy tu mieszkali. O ich życiu, a nie
restaurację, lecz Alicji udaje się go przekonać, iż
o śmierci. Nie zdążyłam uporządkować myśli, gdy
jesteśmy głodne i dla niej w ogóle nie istnieje takie
ze sklepu spożywczego znajdującego się w pobliżu
pojęcie jak „przerwa obiadowa”.
bramy wyszła starsza kobieta. W ręku trzymała
I w ten sposób nasz wojaż zakończyłyśmy kon-
duży wiklinowy kosz, a w nim pachnące bochenki
sumpcją kaczki nadziewanej jabłkami, popijając
chleba. Natychmiast podeszłam do niej i spytałam,
czerwone wino. Śmiałyśmy się i płakałyśmy jed-
czy pamięta, kto tu kiedyś mieszkał.
nocześnie. Wydaje mi się, że się trochę upiłam
Kobieta stawia kosz na chodniku, deszcz ustaje.
i wszystko pomieszało mi się w głowie, kamienie
Tak, pamięta tę synagogę, pamięta mężczyzn w czar-
i synagogi, rabini, czarownice. Wszystko tańczyło,
nych strojach w piątkowe wieczory, zapalone świece
śmiało się i skomlało.
w oknach domów, świętość spojoną z zapachem
Wróciłyśmy do domu późną nocą i od razu po-
rosołu i świeżej chały. Za synagogą znajdował się
szłam spać. Słyszałam tylko jak Alicja załatwia
dom rabina.
jeszcze mnóstwo spraw przy pomocy telefonu ko91
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
mórkowego, który nigdy nie milczał i znajdował
na ulicy Żydowskiej należącego do żydowskiej
się w ciągłym pogotowiu.
rodziny. W małym trzypokojowym mieszkaniu
Do Poznania wróciłam po dwóch latach z okazji
odbywała się wystawa prac studentów wydzia-
koncertu w synagodze-basenie. Była zima, środek
łu sztuki. Temat: „Dekalog – dziesięć przykazań
stycznia. W ogrzewanej synagodze ustawiono dzie-
w stylu postmodernistycznym”. Nie zabijaj, nie
siątki krzeseł wokół basenu. Koncert ten stanowił
przyjmuj twarzy Boga, nie bądź zachłanny. Nie,
centralną imprezę, jaka odbyła się w ramach ka-
nie, nie. Tylko pojedyncze przykazania mówią, co
tolicko-żydowskiej konferencji. Na lustrze wody
należy robić. Dziesiątki ludzi cisnęło się w małych
pływały niebieskie gwiazdy odzwierciedlając de-
pokojach. W wąskim przedpokoju prezentowano
korację synagogi z okresu jej świetnej przeszłości.
nowoczesną koncepcję nawiązującą do przykaza-
W poprzek basenu zbudowano wąski pomost, na
nia „nie cudzołóż”.
którym stał skrzypek. Skrzypce wydawały płacz-
Obraz komputera pokazujący twarz kobiety
liwe dźwięki. W lewej części „sali” zgrupował się
o zmysłowych wargach umalowanych jaskrawo
chór miejscowego uniwersytetu, studenci śpiewali
czerwoną szminką. W głębi olbrzymie łóżko. Wśród
rozdziały psalmów po hebrajsku. Główny rabin
publiczności rozpoznałam dziewczynę, której wło-
Polski odmówił swoje błogosławieństwo, to samo
sów o krzykliwym rudym kolorze trudno było nie
uczynił również przedstawiciel kościoła. Zapadła
dostrzec nawet z daleka. Przypomniałam sobie,
noc, na zewnątrz zaczęły padać płatki śniegu i po-
że podczas kilku dni, jakie spędziłam w Poznaniu
kryły chodniki miasta.
z pewnym moim żonatym znajomym z Izraela,
Nazajutrz rano znów widzieliśmy kolejkę mło-
ruda bez żadnego wstydu uwodziła go już pierw-
dych ludzi przy kasie na basen. Niektórzy zamie-
szego wieczoru po kolacji w wytwornej restauracji,
rzają pływać, niektórzy wybierają się do siłowni.
do której zostali zaproszeni uczestnicy imprezy.
Niebieska woda basenu stoi w bezruchu i milczy.
Ruda szepnęła znajomemu do ucha, iż chciała-
W budynku urzędu miejskiego odbywa się wysta-
by mu pokazać nocne życie miasta i w ogóle nie
wa poświęcona żydostwu Wielkopolski. Zatrzyma-
rozumie, co on robi w towarzystwie dwóch star-
łam się przy obrazie synagogi z 1910 roku. Wysoki
szych pań (to znaczy mnie i Alicji). Lecz słuch Alicji
budynek z białą kopułą na czubku, a na niej gwiaz-
jest doskonały i z kolei ona szepnęła mi do ucha,
da Dawida. Na podwórzu synagogi przechadzają
co się szykuje między nimi. Znajomy, jak każdy
się mężczyźni w eleganckich garniturach, obok
mężczyzna, nie potrafił oprzeć się takiej pokusie
nich kobiety w wykwintnych sukniach. Na uboczu
i doniósł nam, że zamierza spędzić wieczór z atrak-
bawią się chłopcy i dziewczynki. Cisza i spokój ota-
cyjną rudowłosą dziewczyną, a my możemy wrócić
cza ich świat. Nie ma jutra, jest tylko chwila obecna.
same do domu. Czułam, że mi braknie powietrza.
Na wystawie było wiele ciekawych prac dotyczą-
Wiedziałam, iż polskie dziewczęta posiadają czar
cych życia Żydów w przeciągu setek lat, aż do lat
i zaklęcia, a w swoje sieci udaje im się złowić izra-
wojennych, kiedy zarówno Żydzi, jak i ich kultura,
elskich mężczyzn. Słyszałam wiele opowieści o „mi-
zaginęli. Pozostały cmentarze, obozy zagłady i wy-
łości” między izraelskimi mężczyznami, na ogół
stawy. Serce mi się kurczy, opuszczam budynek
koło sześćdziesiątki, a polskimi kobietami, które
i próbuję znaleźć pocieszenie w białych płatkach
mogłyby być ich córkami, ale o tym warto może
śniegu. Pragnę być przez chwilę córeczką tatusia
napisać innym razem.
bawiącą się śnieżnymi kulami, śmiejącą się i nie
Stałam właśnie naprzeciw przykazania „nie cu-
zadającą pytań.
dzołóż” i chciałam już wrócić do kraju. „Nie cudzo-
Potem Alicja zabiera mnie do jednego z domów
łóż” pozostało zawieszone na ścianie w przedpo92
ha!art postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej | W Polsce, czyli nigdzie
koju małego mieszkania w Poznaniu. Mój znajomy
dźwiękach muzyki skrzypcowej i śpiewie męskiego
wrócił do żony, nie wiem, co jej opowiedział, a ra-
chóru. Kielich rozbili pod wodą, a publiczność ta na
czej czego nie opowiedział. W każdym razie uni-
brzegu basenu i ta w wodzie wykrzyknęła: „Mazal
kałam spotkania z nimi.
tow, mazal tow” (hebr. „na szczęście”).
Alicja systematycznie donosiła mi nowości
Po tej naszej rozmowie zastanawiałam się, czy
w sprawie basenu kąpielowego, który stał się miej-
w ogóle warto zamykać ten basen. Przecież nigdzie
scem imprez kulturalnych. Odbył się tam koncert
nie ma świątyni, która przekształciła się w cen-
muzyki hip-hop. Młody filmowiec z Izraela nakrę-
trum sportowe i słynie jako miejsce występów,
cił film o synagodze-basenie. Znany piosenkarz
czasem nawet zupełnie zdziwaczałych. Może warto
z Nowego Jorku wraz ze swoim zespołem dał wy-
wynajmować basen na specjalne imprezy, a zaro-
stęp heavy rocka. Alicja opowiadała, iż trzeba było
bione pieniądze przeznaczyć na pomoc ostatnim
zwiększyć ilość siedzących miejsc wokół basenu.
uratowanym od zagłady, aby mogli godnie zakoń-
Było tak ciasno, że ludzie niemal wpadali do wody.
czyć życie. Lecz po chwili byłam zła na siebie za
Roznosił się straszny hałas, szyby w oknach drżały.
te szalone myśli, za swój gniew.
Serce mi się ściskało, kiedy słyszałam od Alicji
Od kiedy zmarła moja matka tylko ja sama potra-
o tych wszystkich występach. Podczas ostatniej roz-
fię uspokoić siebie. Wsiadłam do auta i ponownie
mowy telefonicznej opowiedziała mi o niemieckim
pojechałam na wybrzeże morskie w Herclijji, by
reżyserze, który przybył do Poznania, aby nakręcić
pogrążyć się w czerwonym słońcu i szlochać w ob-
film fabularny. Ustawili ślubny baldachim w wo-
jęciach morskich fal.
dzie basenu, a nowoczesny rabin udzielił ślubu przy
Ilona Dworak-Cousin (ur. 1949) – przyszła na świat we Wrocławiu. W wieku 7 lat wyemigrowała wraz z rodzicami do Izraela. Doktor farmacji. Z zamiłowania dziennikarka i poetka. Jej dorobek prozatorski obejmuje zbiory opowiadań: Opowiadania niedokończone (2001) i Dybuk wspomnień (2008) oraz najnowszą, przygotowywaną do druku sagę rodzinną: Podróż do kraju cienia. W 1996 roku wydała w Izraelu tomik poezji Fale mojego życia. Jako dziennikarka publikowała artykuły w gazetach izraelskich, w tym i polskojęzycznych. Od wielu lat jest przewodniczącą Towarzystwa Przyjaźni Izrael–Polska. Za działalność na rzecz współpracy kulturalnej między Izraelem a Polską była dwukrotnie odznaczana. 93