Ha!art 52 4/2015: Najnitsy

Page 1




spis treści

od redakcji 02 Najtnisy: wstęp Miłosz Waligórski 04 Bajka polska Aldona Kopkiewicz 05 O reszcie, która chciała być sobą Jakub Majmurek 10 Blofeld najntisów Jan Bińczycki 15 Przepis na wywar z okresu formatywnego Jakub Mejer 19 Narkotyki w latach dziewięćdziesiątych: Jakub Baran 24 Out of the blue Grzegorz Rzeczkowski 29 Nie byliśmy kłamcami, byliśmy idiotami Jakub Wencel 36 Owoc żywota twojego je ZUS / ZUS is love, ZUS is live Kaja Puto 43 Janusze Kacper Baran 45 Kto pił wodę Bonaqua? Agnieszka Tyman 47 Pomnik Buraka Kaja Łuczyńska 52 Wideopartyzantka Dezydery Barłowski 59 Polisz pornoland Konrad Janczura 66 Piwnica z psem Adam Miklasz 72 Miećki i byćki Ziemowit Szczerek 75 Sweter z szafy Kurta Cobaina Steve Naumann 92 Krótka historia rozłamu Drezna Petar Matović 96 Przymusowe nostalgie

1


Najntisy: wstęp

✖ Kaja Puto

✖ Jakub Wencel

4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm, a wszystko, co z nim związane, było od tej pory brzydkie, szare i złe. Na kolanach aktorów transformacji kleciła się nowa

dziesiąte traktowane były jako symboliczny koniec

ideologia: liberalna demokracja w wydaniu wannabe.

historii – kompromisowe zwycięstwo liberalnej de-

Rozpoczęła się epoka koślawego kopiowania wzor-

mokracji i kapitalizmu. W Polsce historia miała się

ców: epoka filmów bandyckich, disco polo i chemii

dopiero zacząć, a skutki dołączenia do niej na tak

z Niemiec. Epoka, którą tworzyli drobni przedsię-

późnym etapie tłumaczono „społecznymi kosztami”.

biorcy i mafiozi, a którą kontestowali twórcy i rady-

Dyskusja nad kwestią ich konieczności coraz niżej

kałowie. Epoka, w której w Polsce zaczął się internet.

wisi nad polskim życiem politycznym. I choć Zachód

A potem Polska weszła do Unii Europejskiej,

w kolejnej dekadzie miał przekonać się, że żadnego

ustabilizował się rynek pracy i towarów, a media

końca historii nie było i być nie mogło, to najntisy

głównego nurtu zaczęły przebąkiwać o ustawie kra-

były od zawsze dla Polski tak końcem, jak i począt-

jobrazowej. Okazało się, że najntisy były śmieszne,

kiem, który trzeba na nowo odkryć, żeby wyjaśnić

wąsate i nieudane: mit transformacji, jak to z mitami

polską nowoczesność. Podskórnie wszyscy wie-

w Polsce bywa, upadł z hukiem. Ich wpływ na pol-

dzieliśmy, że wszystkie sprzeczności i pstrokatość

ską współczesność, wydawałoby się, że oczywisty

najntisów nigdzie wraz z upływem lat nie zniknęły,

i niepodważalny, zaczął być powoli wypierany. To

a co najwyżej sprytnie się zakamuflowały.

wtedy ukształtował się obowiązujący do dziś sy-

Być może więc bardziej niż w społeczeństwie

stem polityczno-ekonomiczny, to tam należy szukać

postkomunistycznym żyjemy dziś w społeczeń-

właściwych korzeni włączenia polskiej kultury do

stwie postnajntisowym? Każda epoka doczeka się

globalnego ciągu imitacji.

w końcu nostalgicznego przepracowania, ale czy

O ile poprzedzająca modę na lata 90. fascynacja

będzie potrafiło ono wyjść poza powierzchowny

latami 80. miała charakter ponadlokalny i raczej wy-

fetyszyzm, przywiązanie do określonej stylistyki,

łącznie afirmatywny, o tyle nostalgia za najntisami

muzyki, ciuchów? Najntisy instynktownie każą nam

jest już bardziej skomplikowana. Być może dlatego,

olać powierzchowność na rzecz jakiejś bliżej nie-

że stanowiły one punkt zwrotny właściwie w każdej

określonej mitologii. Zupełnie jakby za tym zlepkiem

sferze życia – od technologii przez popkulturę aż po

społecznych eksperymentów, politycznych anegdot,

sytuację polityczną. W każdej z tych sfer zmiana była

dziwacznych fryzur i zużytych „skarbów dzieciństwa”

nie tylko widoczna i natychmiastowo odczuwalna,

miało genetycznie wiązać się z jakimś sensownym

ale stanowiła również początek innej zmiany.

wyjaśnieniem letniej codzienności; sprekaryzowanej,

Dla większości świata zachodniego lata dziewięć-

2

zglobalizowanej i zdigitalizowanej.


3


Bajka polska

✖ Miłosz Waligórski

Dawno, dawno temu, wczoraj i jeszcze dziś rano, za sześcioma progami, za sześcioma nożami żyło sobie dwóch braci: Ein i Kabel. Oczywiście kochali się, jak to bliźniacy. Ein cały czas namiętnie palił kozły, Kabel rżnął głupa albo spał, ewentualnie czynił libacje, ale Pan nie pił jego wody. Pewnego dnia Ein postanowił zmienić zestaw ofiarny, poszedł do prywaciarza i nabył wołu. Po powrocie gruchnął nim o stos i zażegł tak zawzięcie, jakby właśnie puszczał z dymem całą swoją pieprzoną przeszłość. Bogu spodobała się woń tej ekologicznej kremacji, więc rozsunął kurtynę i odgórnie rzekł: „Ein, w Tobie mam upodobanie! Zaraz poproszę Cię o znajomość!”. Głos jego donośny a powabny obudził Kabla, który, gdy tylko zobaczył, co się święci, pozazdrościł bratu dodania Boga do grona przyjaciół. Dlatego krzyknął wniebogłosy: „Panie, przecież to mięso z Biedronki, ochłapy jakieś za trzy trzydzieści!”. Stwórca, usłyszawszy te słowa, postanowił działać sprawnie i zdecydowanie, ale, rzecz jasna, z poszanowaniem reguł demokracji. Szybko jednak pojął, że sprawa jest nierozstrzygalna. Nie pomogły mu NGO-sy ani wzmożony wysiłek organizacji grassrootowych, ba, nawet powszechna mobilizacja myśli nie przyniosła efektu. Długo grzmiało nad światem i biły gromy, podczas gdy On, frasobliwy, z głową w chmurach dociekał: „Którego z nich ukarać? Eina za kombinatorstwo czy Kabla za kablowanie?”. Główkował i główkował, aż na Ziemi zapadł zmierzch. Tej nocy Wszechmogący z bezsilności popełnił samobójstwo. Przerosło go własne sumienie. A potem wstał kolejny dzień i bracia jakby nigdy nic znów jęli urządzać swoje popisy. Cwaniak nadal cwaniakował, chcąc najtańszym kosztem wyjść nad ludzi, a donosiciel donosił, tyle że nie Panu Najwyższemu, a Najwyższemu Sądowi, w którym obaj bliźniacy, by uniknąć oskarżenia o nepotyzm, obsadzili Adama i Ewę. W ten sposób sprawiedliwości stało się zadość, ich zdrowe dzieci żyły długo i w ruinie, a po dwudziestu pięciu latach urodziła im się wnuczka Magdalenka, czego, naturalnie, nie można czytać dosłownie. Ta Magdalenka, wzorem swoich dziadów, nad wartości materialne przedkłada wartości duchowe, nad nieślubne dzieci – mężów opatrznościowych, a nad ciasteczka – wódkę. Ponadto ubóstwia się mścić i ma krótką pamięć. [4 czerwca 2014 - 6 września 2015, Bańska Bystrzyca]

Miłosz Waligórski (1981) – slawista i hungarysta. W latach 2010-2014 pracował jako lektor języka polskiego na uniwersytecie w Nowym Sadzie. Przekłady z węgierskiego, słowackiego i języków południowosłowiańskich oraz teksty własne (poezję i prozę) publikował m.in. w: „Autoportrecie”, „Czasie Kultury”, „Dwutygodniku”, „FA-arcie”, „Ha!arcie”, „Literaturze na Świecie”, „Ricie Baum” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor tomów wierszy 36 sposobów na pustkę (2012) oraz 32 ślady ku (2015). Przełożył Poświęcenie hetmana Lajosa Grendela (2014), Doniesienia z krainy ciemności Dževada Karahasana (2014), Entropię Maroša Krajňaka (2015) i inne utwory prozatorskie oraz poetyckie. Laureat Nagrody im. Adama Włodka (2015). 4


O reszcie, która zawsze chciała być sobą

✖ Aldona Kopkiewicz

5


– Chodź, towary przyszły – pani Ela popchnęła panią Anitę w stronę magazynu. Pani Anita nie słyszała zbyt wiele i gdy klienci pytali ją, gdzie leży dżem czy pasztet, odpowiadała tylko głosem tak płaskim, że nikt nie wątpił: „Nie prowadzimy”. Inne sklepowe panie: pani Ela, Alina, Patrycja, Grażyna, Ania, Paulina, Kasia i Ola dobrze o tym wiedziały, ale nie robiły z igły widły. Raz, że nigdy nie widziały szefa swojego sklepu; dwa, że panią Anitę widywały prawie codziennie. – Przywiozłem owoce suszone z importu, także kandyzowane, i jakieś orzeszki. Z Turcji i Grecji – przywitał się pan Robert dostawca, a pani Anita odpowiedziała: – Drogi nie było końca. – Bo zawsze tak mówiła kierowcom i zaraz zawołała stażystkę Iwonkę, by zajęła się przenoszonym właśnie do magazynu towarem. Jesień złociła się w najlepsze. – Byłaś tak kiedyś bez entuzjazmu niesiona? – zapytała suszona figa koleżankę, rozglądając się wokół. – Nigdy. A tak tu ładnie. Albo i nie, spójrz na ten sklep, nie wygląda jak dobra wróżba – zatroskała się figa koleżanka figi. Spojrzały na żółto-czerwony rząd liter nad drzwiami i zmrużyły figowe oczy, po czym skleiły się brzuszkami, bo tak im było cieplej. W kartonie obok spały jeszcze oliwki, ponieważ w tłustych rzeczach z natury jest więcej spokoju. Za to rodzynki popiskiwały nerwowo, do czego skłonność ma każdy, kto się za wcześnie zmarszczy. Ten fakt także na odwrót jest prawdą: wiotczeje ten, kto za dużo popiskuje, skoro nierówno mu wtedy uchodzi powietrze. Inne bakalie rozglądały się zwyczajnie. Tylko na dwóch ostatnich paletach dynie i słoneczniki milczały jak zaklęte, bo to były pestki. Wprawdzie na początku też nie wydawały żadnych dźwięków: tkwiły nieporuszone w kwietnych lub owocowych gniazdach, póki te nie umarły. Straciły wtedy soczystość, którą niegdyś miały, choć może to tylko owocowe legendy. Z pewnością jednak wciąż żyły, nawet gdy przesypywały się w folii milczące, coraz bardziej nieznane; gdyby były ludźmi, budziłby niechęć. W plotkarskim światku greckich i tureckich owoców przeznaczonych na eksport nastroje panowały wszakże słodkie, więc tylko czasem kwitowano pestki sentencją: „takie małe, a takie kaloryczne”. Cicha woda brzegi rwie. Bakalie zostały oczywiście ułożone blisko siebie, tuż obok mniej zdrowych przegryzek, te zaś spoczywały nieopodal kas, na wylocie półek z piwem. Naprzeciwko mogły podziwiać kolorowe i błyszczące słodycze, które przywędrowały tu z całej Polski; wiedziały ponadto, że gdzieś w sklepie znajdują się nabiał i pieczywo, tym razem od lokalnych dostawców. Iwonka postawiła przy nich i miód, który stanowił precyzyjnie dobraną mieszankę miodów z krajów Unii Europejskiej i krajów spoza – według niej bliżej mu było do rarytasów niż cukru. Natomiast miód coś tam pyrkał. Czy mówił niewyraźnie z powodu pochodzenia, czy każdy w ogóle miód miał lepkie usta i gęste myśli, bakalie nie wiedziały. Był jednak lubiany, bo może i nie rozmawiał, ale przecież nie milczał jak pestki. Przelewał się wesoło i powoli niczym lawa w dogasającym wulkanie. Tak mijały dni. Bakalie cieszyły się umiarkowanym powodzeniem, a nie od dziś wiadomo, że jak już się sprzedawać, to szybko. Tkwiąc na półkach miały więcej czasu, by się ze sobą przyjaźnić, więc tym trudniej było im się ze sobą rozstawać. Gdy któraś lądowała w koszyku, stawały się nieco kwaskowate, a gdy koleżanka była naprawdę sympatyczna, wpadały w rozpacz i w całości pleśniały, nawet te najszczelniej zamknięte. Szczelność daje bowiem tylko złudzenie wieczności, a co do roślin i zwierząt pierwsza zasada brzmi przecież: „co osamotnione, prędko się rozkłada”, weźmy choćby mięso tuż po ćwiartowaniu. Innym przykładem jest według niektórych świat w ogóle, bo w całym wszechświecie nie ma towarzystwa. Nieważne zresztą. Nasze suszone owoce – i pestki, orzeszki – jako produkty z krajów Unii Europejskiej i spoza niej zostały uprzedzone o polskiej gościnności. To dlatego tak dziwiły się, gdy wyprowadzono je z nocy samochodu na słońce parkingu bez zwykłego „dzień dobry”. Czuły, że to do nich należy pierwszy krok. Całe dnie rozmyślały, jak okazać wdzięczność troskli6


wym paniom Anicie, Eli, Alinie, Patrycji, Grażynie, Ani, Paulinie, Kasi i Oli, i jak wymienić pozdrowienia z krajowym nabiałem i pieczywem, a może nawet z wędlinami, choć świetliste akwarium, w którym spoczywało mięsko, wyglądało na dźwiękoszczelne. Lecz zajęte własnym rozgardiaszem polskie towary nie miały czasu na pogawędki z odległymi przekąskami. Dawały im żyć i tak było dobrze. Panie za to podchodziły codziennie, by je wyrównać, lecz nigdy nie odpowiadały. Może wyczerpywały zasoby, rozmawiając z klientami – sądząc z wyrazu bezradności na twarzach naszych pań, dość uciążliwymi, zwłaszcza gdy przychodziło do płacenia. Tam zdarzały się sceny, które najbardziej niepokoiły bakalie i im podobne: panie kasjerki co chwila rozkładały spracowane ręce, jakby czekały na ratunek z sufitu, i wzdychały zniecierpliwione: „Nie mam jak wydać”. Trzeba przyznać, że puste przegródki na drobne za każdym razem dziwiły je tak samo szczerze. Tak jakby naprawdę właśnie dziś zdarzył się dzień, w którym każdy klient miał fantazję kupić gumę do żucia świeżą stówką z bankomatu. Kasjerki bez zastrzeżeń wierzyły, że ten sam zbieg okoliczności może zdarzyć się i do dwudziestu razy dziennie. A losu się nie koryguje, można jedynie rozłożyć ręce i zapytać: „Nie ma pani końcówki?”. Jeśli klient nie znalazł odliczonej kwoty albo nie wyciągnął karty płatniczej, a mimo to wciąż czekał na pomyślne rozwiązanie tej kwestii, kasjerka powtarzała po prostu: „No nie mam jak wydać”. A gdy trafił się gnuśny klient, co usiłował zasugerować, że mogłaby sama iść rozmienić albo stwierdzał: „nigdy pani nie ma!”, kasjerka ściągała znad wejścia oprawioną w ramki kartkę i recytowała słowo po słowie: „Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów rozwiewa Pana wątpliwość. Zgodnie z kodeksem cywilnym podstawowym obowiązkiem kupującego jest zapłata ceny (art. 535). Cena to wartość wyrażona w jednostkach pieniężnych, którą kupujący jest obowiązany zapłacić przedsiębiorcy za towar lub usługę (art. 3). Przejęcie własności rzeczy następuje w zamian za zapłatę ceny. Oznacza to, że klient powinien mieć odliczoną ilość pieniędzy”. Ostatnie zdanie zostało rozjarzone żółtym zakreślaczem i także kasjerka swoim głosem rozświetlała je odpowiednio. Ponadto przyznać trzeba, że w chwilach tego występu stawała się niespodziewanie pełna życia. Klient za to odchodził w milczeniu, o ile w desperacji nie dorzucił, że więcej nie wróci do tego sklepu. Kasjerka nie przejmowała się tym zbytnio, ponieważ w innych sklepach było dokładnie tak samo i ostatecznie każdy wracał do sklepu, który akurat miał pod domem. Suszone owoce z importu czuły, że muszą coś z tym zrobić. W rewanżu za gościnę i z czystej pobudki serca. Naradzały się więc w wolnych chwilach: – Zacząłem nawet podejrzewać, że ludzie robią to specjalnie. Wiedzą przecież, jak ciężka jest praca w sklepie. Niełatwo jednej kobiecie dźwigać codziennie kilo miedziaków. A jednak każdego dnia znajdują się maruderzy, którym wydaje się, że mogą wyjść z domu mając tylko dowód i stówkę w kieszeni – rozważał kandyzowany ananas. – Tak, tak. A na papierosy to zawsze jest w spodniach miejsce – potwierdziły stojące między bakaliami a czipsami orzeszki, bo się w ananasie kochały. – Ludzie nie są przewidujący. Zwłaszcza w sprawach innych ludzi, a wystarczyłoby trochę zwolnić i rozejrzeć się wokół – dorzuciły daktyle, którym już od jakiegoś czasu udzielała się mądrość stojącej obok prasy kobiecej. – I nic pięknego do siebie nawzajem nie czują – westchnęły jeszcze raz orzeszki. – Ale my czujemy! – podskoczyły popularne suszone śliwki, najmniej z całej półki melancholijne, bo pożyteczne dla jelit. – A żeby kwota była zawsze kwotą, także reszta musi być sobą – uogólniły swoje stanowisko. – Tak! Świetny pomysł! – zapiszczały się niemal na śmierć rodzynki, choć zupełnie nie rozumiały, co mają śliwki na myśli, a poniósł je jedynie niespodziewany entuzjazm. Reszta owoców potwierdziła pro7


pozycję życzliwym uśmiechem, choć tak naprawdę zawstydziła je bystrość rodzynków, jak do tej pory z rzadka przenikliwych. – A więc do dzieła! – rzuciły śliwki, bardzo z siebie zadowolone. – Do dzieła! – odkrzyknęły im towarzyszki i wróciły do swoich zajęć. – Ale zaraz, zaraz. Co to ma być. Jest plan, działajmy – dodała na drugi dzień z natury nadmiernie ożywiona mieszanka fitness. – Co się odwlecze, to nie uciecze – zripostowała mieszanka studencka tydzień później. Już szykowały się na siebie – obie miały tę samą zawartość, tylko opakowania inne, więc spierały się co i rusz – gdy śliwka przerwała w końcu rozmyślania: – Miałam nadzieję, że któreś z was zrozumiało mój pomysł i mi go wyjaśni, bo sam mi przyszedł gotowy do głowy i już taki pozostał… – wyznała rozczarowana. Stropione bakalie długo tej nocy wpatrywały się w ciemność. Ciemność zaś przekonywała je, że nie mogą wpłynąć na przeznaczenie – przyjeżdżają i wyjeżdżają, a w międzyczasie mogą chwilę poopowiadać sobie, jak im leci, choć ich towarzysze widzieli dokładnie to samo. Ciemność nie robiła nic nadzwyczajnego: wystarczyło, że była i widniała przed oczami, które się o tej porze owocom kleiły, jakby je lepił najlepszy introligatorski klej. Nikt nie zauważył, że i wesoły miód zamyślił się nad tą sprawą. Przelewał się powoli, aż na jego powierzchni pojawiła się malutka fala. Miód szumiał. Jego kołysanka uśpiła już prawie wszystkie bakalie, gdy rozbujał się cały, stuknął raz i drugi o śpiących kolegów, a potem spadł na podłogę. Rozbił się oczywiście. Owoce wpatrywały się oniemiałe w plamę miodu i odłamki szkła, zwłaszcza że księżyc był w pełni, a styczeń na ostatku. Nabiał krzyknął przez sen: „Co tam się dzieje?!”, ale nawet z tej odległości dało się odczuć, że nie oczekuje żadnej odpowiedzi. Spał najmocniej ze wszystkich, by przedłużać swoją króciutką przydatność i codziennie czarować nowe bułeczki. Bakalie patrzyły zresztą w podłogę wnikliwie, jakby chciały dojrzeć na niej coś więcej prócz rozlanego miodu, a właściwie mieszanki miodów z krajów Unii i spoza. Medytowały tak do świtu i przysnęły wraz z otwarciem sklepu – niezauważone, nikt bowiem nie kupował skórki pomarańczowej przed południem. Na drugi dzień rozmawiały już jakby nigdy nic; przespały moment, gdy poziewując jeszcze, Iwonka sprzątała miód, i nie rozumiały, co się stało, nawet jeśli wszystko zapamiętały. Tyle tylko, że z godziny na godzinę stawały się coraz bardziej niesmaczne. Dopiero suszone pomidorki, ignorowane w towarzystwie za to, że uparcie udawały warzywa, chrząknęły: – Czy mogłybyśmy coś powiedzieć? Zapadła cisza, którą, chcąc nie chcąc, wzięły za pozwolenie. – Miałyśmy sen. O czarnej błyszczącej plamie. I o monetach. I księżyc w nim był. Leżały obok siebie. Raz tak, a raz tak. Że coś jest piękne, czułyśmy pierwszy raz od dnia, kiedy straciłyśmy z oczu słońce. I wyszło nam, że jeśli nasze kasjerki mają odzyskać zadowolenie z życia, powinny posługiwać się jedynie banknotami – przekonywały, a cisza była jak makiem zasiał. – To znaczy, że każda kwota do zapłaty powinna być okrągła – walnęły prosto z mostu. – Nie zmienimy jednak cen wszystkich polskich towarów – dorzuciły roztropne morele. Suszone owoce z importu znów zasępiły się na dłuższą chwilę, ale uratował je kandyzowany imbir: – Wiem! To proste! Będziemy zerkać, ile kto ma zapłacić, i w ostatniej chwili uzupełniać resztę sobą. Będziemy doskakiwać różnicę do okrągłej sumki. Co wy na to? – Wyśmienicie! – zakrzyknęły podekscytowane owoce, orzeszki, pestki i chrupki też, były bowiem towarzyskie. Zaraz wzięły się do roboty. Skakały bezbłędnie, szybkie i zdyscyplinowane, co dla nich samych było największą niespodzianką. Plan powiódł się i choćby pani Ania już pod koniec tygodnia nie pamiętała o ist8


nieniu drobnych; bardzo się więc zdziwiła, gdy automat biletowy zażądał od niej 2,80 zł, a potem jeszcze poinformował, że nie wydaje reszty. Kanar nie dorwał jej tylko dlatego, że wysiadła na jego widok. Dwa ostatnie przystanki pokonała pieszo, nie wyciągając żadnych wniosków z tej historii. Zwłaszcza że kolejne dni w sklepie wypełniała bez reszty pogoda ducha: praca szła gładko i harmonijnie, a jej koleżanki zwracały się do siebie serdecznie i z gracją spacerowały po sklepie. Żadna z nich – a były to panie Anita, Ela, Alina, Patrycja, Grażyna, Paulina, Kasia i Ola – nie domyślała się, w jaki sposób życie mogło stać się dość miłe. Suszone owoce z importu schodziły tymczasem jak alkohol w nocnym. Zaczęły przekazywać tajemnicę gościnności z dostawy na dostawę. Ich sztafeta nie minęła przedwiośnia, kiedy nabiał i pieczywo zauważyły działalność przyjezdnych. Mleko pierwsze nazwało sprawę po imieniu: – Chcą być lepsze od nas. Chcą, byśmy byli gorsi. – A przecież my też jesteśmy zdolne do dobra – rzuciły serki topione. – Więcej nawet. Dobro wyssaliśmy z mlekiem matki. Innej drogi dobra zresztą nie ma. I pokażemy im jeszcze, na co nas, jeśli chodzi o dobro, stać – ciągnęło mleko. – Tak! Do-bro! Do-bro! – złapały wiatr w żagle chleby, dzięki którym mawiano przecież, że coś jest jak chleb dobre. To znaczy mawiano by, ale jakoś nie było okazji. Zaczął się wyścig. Na łeb na szyję zbiegały na taśmę serki, jogurty, drożdżówki i osełki, spychając bakalie pod ladę, gdzie czasem wiele dni leżały w całkowitych ciemnościach, nim je Iwonka podniosła. Coraz bardziej rozgorączkowane nabiały i pieczywa nie liczyły dokładnie. Kwoty znów przestały się zgadzać, ale one nie pamiętały już nawet, po co wszczęły gonitwę. Świat stanął na głowie, skoro każdy towar sam chciał się sprzedać. Wprawdzie klienci buntowali się przeciwko dziesięciu kolejnym bryndzom, których nie brali, lecz kasjerki były srogie, a kolejka zniecierpliwiona. Znów tylko te niesławne końcówki, grosze. Każdemu już niemal czytały zasady regulowania należności, aż panią Olę rozbolało gardło i wywiesiły na drzwiach napis: „tylko kartą”, a po tygodniu dopisały jeszcze „mile widziane zbliżeniowo”. Wróciła pogoda ducha. Bakalie musiały ustąpić. Stały i milczały u siebie. Od tygodni nikt ich nie tykał, bo poszła fama, że zawsze zepsute, i była to fama prawdziwa. Sklep zrezygnował zatem z tureckich i greckich dostaw, bo chińskie i tak były tańsze. Dopiero wtedy nabiał spuścił nieco z tonu i opamiętało się pieczywo. – Lepszy wróbel w garści – powiedziały do siebie i stanęły na półkach tak, jak nakazywał spożywczy zwyczaj. Nie wrócił jednak stary porządek, bo nowy okazał się bardziej korzystny. Bank podpisał ze sklepem umowę o specjalnej współpracy. Urządzano wspólne promocje i loterie. Niedługo otwarta zostanie też cała sieć sklepów, w których można będzie płacić jedynie kartą; drżą już dyskonty, bo nasz sklep klienci odwiedzali aż nazbyt chętnie, za każdym razem dziwiąc się życzliwości pań ekspedientek. A czy był to artykuł sponsorowany przez sklep, czy bank lub też może greckich i tureckich rolników, oceńcie sami.

Aldona Kopkiewicz (1984) – urodzona w Szczecinie. Autorka esejów, bajek i poematu. Prowadzi Zakład Wróżbiarski „No Future”, w którym stawia katastroficzne taroty. 9


Blofeld najntisów

✖ Jakub Majmurek

Jeśli polską transformację lat 90. ktoś chciałby przedstawić jako hollywoodzki film, na pewno trzeba by w niej obsadzić którąś z historycznych postaci w roli głównego pozytywnego bohatera, inną w roli superłotra.

10


Co do bohatera trudno byłoby się zgodzić. Wa-

wodowych wrogów Pana Boga zamieszkujących

łęsa, Mazowiecki, Kuroń, Michnik, Olszewski,

jakieś małe miasteczko w Pikardii w czasach II

Balcerowicz – wszystkie te postaci w ten, czy

Cesarstwa; a nawet przewodniki po krajowych

inny sposób są kontrowersyjne, komuś w czymś

burdelach. Z radością tarzał się w autokompro-

wadzą, jakoś nie pasują. Co do superłotra wątpli-

mitacjach. Jacek Kaczmarski w latach 90. śpiewał

wości nie ma chyba żadnych, może być tylko je-

za Brassensem „Jam pornografem jest fonografii/

den – Jerzy Urban. Ktokolwiek nie byłby Bondem

Jam w tej parafii/Największy żul” – z pewnością

najntisów, to tylko on może być bezdyskusyjnym

ten motyw muzyczny towarzyszyłby w naszym

Blofeldem tej dekady. Zresztą Blofelda w wyko-

wyobrażonym filmie o najntisach każdemu wkro-

naniu Donalda Pleasence’a z Żyje się tylko dwa

czeniu Urbana na ekran. Wszystko to nadawa-

razy nawet fizycznie Urban trochę przypomina.

ło Urbanowi lat 90. charakter swoistego „króla karnawału”. Jeśli karnawał jest światem na opak,

Król karnawału transformacji

światem strąconej z piedestału władzy i biskupa

W latach 90. Urban reprezentował sobą wszyst-

na świni, to rzeczywistość kreowana przez pismo

ko to, co transformacyjna polska wypierała

„Nie” i mit Urbana były karnawałem pierwszej

i stygmatyzowała w swoim nowym kursie. Bez-

dekady III RP, światem ich wartości postawionym

wstydny komuch pogardzający „Solidarnością”

na głowie.

i Wałęsą, w kraju, który w micie „Solidarności”

Wokół takiej postaci Urbana nie mogło nie

i urzędowym antykomunizmie szukał dla siebie

ogniskować się wiele fantazji, oddolnie repro-

legitymacji; zajadły antyklerykał w kraju „papie-

dukujących i wyolbrzymiających jego legendę

ża Polaka” i dopisywanych wszędzie „wartości

mrocznego, ekscesywnego „Lord of Misrule”.

chrześcijańskich”; pornograf w coraz bardziej pu-

Śniący Dynastię, a często lądujący na bruku przez

rytańskiej Polsce; prześmiewca łajający wszystko

reformy Balcerowicza Polacy powtarzali sobie

biczem humoru, w społeczeństwie, które od hu-

drżącym głosem opowieści o bajecznym boga-

moru zaczęło zdecydowanie cenić mimowolnie

ctwie dawnego komucha. Willa w Konstancinie,

groteskowe uniesienia na punkcie „honoru”.

zacumowany na Mazurach jacht Aurora, legen-

W postawie Urbana była przy tym zawsze

darne libacje i orgie na terenach obu.

pewna przesada, nadmiar, eksces. Naczelny

Sam byłem świadkiem ich produkcji. Kiedyś,

„Nie” podgrywał swoją rolę, podkręcał ją, tak,

około 1990, 1991 roku, rodzina zostawiła mnie

by jak najbardziej prowokowała i ściągała nie-

u jakiś dalekich ciotek, poglądów raczej katoli-

nawiść jego przeciwników. Prywatnie kulturalny

ckich. Zajmując się jakąś zabawą gdzieś w kąciku

człowiek w piśmie uwielbiał obrażać, wyzywać

słyszałem, jak z podnieceniem w głosie mówiły,

i rzucać mięsem we wprawiającej go autoafek-

że z okazji Wielkiego Tygodnia, w finał Wielkiego

tację przesadzie. Inteligentny publicysta, właś-

Postu, Urban organizuje całotygodniową liba-

ciciel wielkiej biblioteki, spadkobierca formacji

cję, której finałem ma być uczta i orgia w Wielki

postępowej polskiej inteligencji w wydawanym

Piątek. Nigdy nie udało mi się ustalić, czy coś

przez siebie tygodniku uwielbiał tarzać się w ryn-

takiego faktycznie miało miejsce, czy było tylko

sztoku: publikował brukowe teksty o mordach,

produktem rozpalonej wyobraźni moich dale-

zdradach małżeńskich i kradzieżach z polski po-

kich krewnych. Z pewnością ten opis podziałał

wiatowej; dość toporne antyklerykalne napaści

i na moją wyobraźnię. Wielkiego Piątku – dnia,

jakby wyjęte spod pióra prowincjonalnych, za-

gdy było smutno, posępnie, gdy wszyscy wokół 11


sprzątali i gotowali na święta, nie można było

ma Michnika i Monikę Olejnik. W dodatku jadą,

zjeść kiełbasy, a w telewizji liczącej wówczas

jak sądzą „niepokorni”, na imieniny do wówczas

tylko trzy kanały nie leciało nic, ale to nic cie-

zaledwie posła Kwaśniewskiego. Nagranie to

kawego – nigdy nie lubiłem i pomysł urządzenia

do dziś funkcjonuje jako dowód „układu”, prze-

na przekór wszystkiemu libacji już wtedy wydał

gnicia III RP, zblatowania środowisk liberalnych

mi się znakomity.

i postkomuny. Jako mistrz marionetek państwa cienia III RP

Urban-mistrz marionetek

Urban, zamaskowany pod nazwiskiem Niezgoda,

Postać Urbana rozpalała jednak także mniej

występuje też w powieści z kluczem Bronisła-

zdrowe niż u moich ciotek, bardziej parano-

wa Wildsteina Dolina nicości. Wildstein obsadza

iczne narracje. W prawicowej wizji świata, na

w niej co prawda Niezgodę, naczelnego bru-

ogół ogniskującej się wokół obozu, w którym

kowego pisemka „W ryj”, w roli pomniejszego

akurat znajdował się Jarosław Kaczyński, Urban

diabełka, pornografa od brudnej roboty w gangu

miał być jednym z mistrzów marionetek Układu,

prawdziwych władców polski, sterowanym –

pociągającym za najbardziej mroczne sznurki

przy pomocy powieściowych odpowiedników

maszynerii ciągle-nie-wolnej-Polski. W ramach

elit SLD, Michnika i Jacka Żakowskiego – przez

tej narracji salon Urbanów miał być jądrem ciem-

demonicznego „pułkownika” z jego willi w Kon-

ności III RP, gdzie układ nielegalnego biznesu,

stancinie. Tym niemniej powieściowy Niezgoda

polityki i dawnych polskich (jeśli nie radzieckich)

nie tylko urządza prasowe napaści, ale zdolny

służb pociąga za dźwignie ukryte przed naiwną

jest do bardziej wyrafinowanych intryg. To on

publiką za fasadą liberalnej demokracji.

wysyła lowelasa ze swojej redakcji, by uwiódł

Samo zdjęcie z Urbanem czy przebywanie

ukochaną córkę obiecującemu politykowi pra-

z nim we wspólnej przestrzeni miało być dowo-

wicy, a następnie używa swojego medium i za-

dem, że należy się do tego Układu. Zwłaszcza

przyjaźnionego filmowca do tego, by ośmieszyć

jeśli jest się Adamem Michnikiem. Jeśli weźmie-

i politycznie pogrążyć ojca, który od razu prze-

my dowolny krążący po prawicowym youtubie

widział, że całe działanie przyszłego zięcia to in-

wideoklip wymierzony w naczelnego „Wybor-

tryga uknuta na zgubę jego i córki. Jak wszystko

czej” (np. do piosenki Bartka Kalinowskiego

w tej prozie i to jest historią z kluczem, odnosi się

Michnikowszczyzna [https://www.youtube.com/

do sprawy córki Andrzeja Kerna, o której Marek

watch? v=6TPw61kvPLA]) możemy być pewni,

Piwowski nakręcił Uprowadzenie Agaty. Kern był

że pojawi się w nim wspólne zdjęcie obu panów.

przekonany, że cała sprawa ukartowana została

Jednym z pierwszych pomników „dziennikarstwa

przez środowiska liberalne, by wyeliminować go

niepokornego” jest nagranie dokonane przez

z polityki. Zdanie to podziela wiele politycznie

Piotra Semkę i Jacka Kurskiego w krzakach pod

bliskich mu osób. Jeśli tak, to za sznurki nie mógł

siedzibą III Programu Polskiego Radia na Myśli-

pociągać nikt inny jak sam Urban.

wieckiej. Nagranie [http://niezalezna.pl/65739-

12

-wspolna-przejazdzka-z-urbanem-za-wsciekla-

Język sekretny III RP

-sie-olejnik-przypominamy-kultowe-nagranie]

Dla wielu Polaków niezadowolonych na różne

pokazuje, jak po wspólnym programie radio-

sposoby z transformacji, jej symboli i warto-

wym Urban odwozi swoim samochodem Ada-

ści Urban i „Nie” stanowiły rodzaj sekretnego


języka, jakim mówi się w domowym zaciszu.

ne w latach 90. Dziś ta gazeta to – jeśli chodzi

W latach 90. w pirackim, dyskietkowym obiegu

o nakład, zasięg, polityczne znaczenie – cień

krążyła faktycznie – jak o tym dziś myślę –

swojej świetności z tamtej dekady. Ale pomiędzy

niesmaczna i groteskowo antyklerykalna gra

zwycięstwem Lecha Wałęsy a klęską Mariana

Operacja Glemp. Był to dość prymitywny graficz-

Krzaklewskiego pismo Urbana było potężnym

nie quest: bohater trafia do tajnej siedziby Epi-

ukrytym imperium polskiej opinii publicznej.

skopatu Polski, którą ma za zadanie wysadzić

Ewenementem na światowym rynku mediów

w powietrze. Po drodze spotyka księży-pedofili

– jedynym opiniotwórczym (zwłaszcza wśród

i księży-alkoholików, bogactwa rodem z pała-

wyborców, aparatu sympatyków postkomuni-

ców orientalnych satrapów i tony katolickiej

stycznej lewicy) tygodnikiem, do kierowania się

makulatury. W pewnym momencie trafia na

opinią którego nikt oficjalnie nie odważał się

pismo „Nie”. „W końcu coś normalnego do po-

przyznać. Urban zaś był prywatnie, pokątnie

czytania!” – krzyczy wtedy bohater.

czytanym i podziwianym publicystą, którego

Wiele osób, niekoniecznie sympatyzujących

każdy oficjalnie musiał potępić jako „Goebbelsa

z Urbanem lat 80., podobnie reagowało na po-

stanu wojennego”. Marzy mi się duża reporter-

czątku transformacji na „Nie”. Także moi rodzice,

ska książka o „Nie” i jego środowisku w latach

politycznie w sprawie PRL głęboko podziele-

90., badająca tę podwójność, wiele mówiącą

ni. Ojciec partyjny, matka zawsze nienawidziła

o pierwszych latach wolnej Polski.

PRL i komuny. On, zanim nie pojawił się Palikot, zawsze głosował na postkomunę, matka, czy-

Oświecać Urbanem

telniczka „Gazety Wyborczej”, raczej na różne

A jednak ciągle z napisaniem takiej książki

wcielenia środowisk dawnej „lewicy laickiej”,

mamy chyba problem, Urban nieprzerwanie

kiedy w końcu na SLD, to z wielkimi oporami.

pozostaje postacią w dziwny sposób zacza-

Oboje jednak nie znosili politycznej prawicy,

rowaną. Choć parametry sceny publicznej od

zaangażowania w politykę Kościoła rzymsko-

czasu, gdy marszałkiem Sejmu był Józef Zych,

katolickiego i Lecha Wałęsy. I kupowali tygo-

radykalnie się przesunęły, a złowieszcza siła

dnik Urbana oraz jego wydawane w latach 90.

„Nie” osłabła, Urban ciągle widziany jest jako

książki, by dać wyraz swoim związanym z prze-

Blofeld Polski.

kształceniami ówczesnej Polski emocjom, które

Także na młodej lewicy, która z Urbanem ma

nie znajdowały ujścia nigdzie indziej. Pamiętam

problem. Częściowo moralny, wynikający z oce-

pierwszy, jak sądzę drugi w ogóle, numer pisma,

ny jego zaangażowania w PRL, roli rzecznika

jaki nabyli w kiosku Krzeszowicach. Przedstawiał

stanu wojennego, częściowo polityczny, wy-

karykaturę Wałęsy jako słonia w składzie por-

nikający z tego, co Urban pisze dziś o „Polsce,

celany: pamiętam śmiech, jaki w nich wywołała.

która telewizora używa wyłącznie do oglądania

A przy tym pamiętam też, że temu ich czyta-

meczy i telenowel, a komputera do gier” – nie

niu „Nie” towarzyszyła jakaś wstydliwość. Sam

da się bowiem ukryć, że jak wielu polskich in-

miałem poczucie, że „Nie” to nie jest raczej coś,

teligentów jego pokolenia Urban nie umie pisać

czego lekturą mógłbym się pochwalić w szko-

o klasie ludowej inaczej niż z góry, w przeci-

le. „Nie” jest najlepszym symptomem podziału

wieństwie do większości polskich inteligentów

na publiczne i prywatne, oficjalne i nieoficjal-

nie kryjąc przy tym swojej do niej pogardy. 13


Ale nawet biorąc na to poprawkę, nie da się

wać się ludziom starszej daty z piekła rodem.

napisać historii najntisów bez „Nie” i Urbana.

W momencie, w którym diabeł otwiera usta,

A stawką jest nie tylko historia tej epoki. Jest nią

by powiedzieć, jaka jest rzeczywista kondycja

ocalenie pewnego nurtu oświecenia, jaki prezen-

świata, znika dawna chrześcijańska metafizyka,

tuje Urban. Nurtu, powiedzmy, mefistofeliczne-

teologia i feudalna moralność. Jeśli pozbawić

go. Waldemar Łysiak w jednej ze swoich książek,

Mefistofelesa rogów i racic okazuje się nikim

w jednym z niewielu zdań, w których akurat

więcej jak mieszczańskim filozofem: realistą,

nie zachwyca się Waldemarem Łysiakiem, pisze

antymetafizykiem, empirykiem, pozytywistą…

o rycinie XV-wiecznego alchemika z Niemiec

Metodą takiej filozofii jest często gruba

(być może posłużył on jako pierwowzór postaci

satyra, nie dyskurs, a odgrywana z przesadą

Fausta) przedstawiającej diabła. Ów diabeł jest

filozoficzna pantomima. Nie uczony traktat,

niskim, zwalistym, łysym mężczyzną z wielkim,

a karykatura wymierzona w filary starego po-

odstającymi uszami. Wypisz wymaluj Urban.

rządku: monarchów, kapłanów, generałów. Ten

Jak w Krytyce cynicznego rozumu o diable ze

bezczelny, zaczepny, przyziemny, odczarowany,

sztuki Goethego pisze niemiecki filozof Peter

libertyński nurt oświecenia nigdy silnie nie przy-

Sloterdijk:

jął się w Polsce. Jego słabość i brak legitymizacji

Mefistofeles działa w niespokojnych czasach

ułatwia eksplozje różnych kontroświeceń. Dlate-

sekularyzacji, będących początkiem załamania

go, jeśli chcemy, by w Polsce „lud stał się w końcu

się tysiącletniego dziedzictwa chrześcijaństwa.

rozumny” potrzebujemy, co byśmy o nim nie

[…] Diabeł jest pierwszym postchrześcijańskim

myśleli, kogoś w rodzaju Urbana.

realistą, jego wolność słowa musiała wyda-

Jakub Majmurek (1982) – krytyk filmowy, eseista, komentator polityczny. Absolwent stosunków międzynarodowych i filmoznawstwa na UJ, oraz Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN. Publikuje w „Dzienniku Opinii”, Wirtualnej Polsce „Kinie”, Filmwebie. Redaktor i współautor wielu książek filmowych, ostatnio (razem z Ł. Rondudą) Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej.

14


✖ Jan Bińczycki

Przepis na wywar z okresu formatywnego

Bierzemy mocno zamarynowane wspomnienia z lat 90., odsączamy z vhs-ów, pirackich kaset, MTV i gier na Pegasusa, odkrawamy zrakowaciałe narośla neoliberalizmu, płuczemy z Pokemonów i Yatamana. Na dnie sitka zostaną owoce półdzikiego rynku wydawniczego, może trochę rozgotowane, ale cóż, nawet breja bywa pożywna. 15


Zachodzicie czasem do kiosków? Bywacie w salo-

kwita pierwiosnkami obwoźnego handlu i szyldozy.

nikach prasowych? Jeśli tak, to znacie ten ból, jeśli

Szukałem pewnie horrorów czy science fiction z wy-

nie, to spróbujcie sobie wybrać gazetę. Do pocią-

dawnictwa Phantom Press i pokrewnych. Zamiast

gu, do pokątnego przeglądania w domowych pie-

tego w chłopięce rączki wpada mi szesnasty numer

leszach, do manifestowania statusu społecznego.

„Brulionu”. Coś w telewizji mówili, ale w takim wieku

Trudne, prawda? I nudne. Dla liberałów – „Wybor-

ma się raczej gdzieś debaty o awangardzie. Jakby

cza” i „Polityka”, dla nacjonalistów – te ich wszyst-

okładka nie była ładna (metaliczny srebrny i dziwny

kie śmieszno-straszne publikatory, dla pustaków

czarny stwór), to bym w życiu nie sięgnął. Otwie-

– gazetki o komórkach i paznokciach, dla ludzi bez

ram na chybił trafił, pierwszy wynik to legendarny

netu – świerszcze z płytami.

utwór Flupy z pizdy Zbigniewa Sajnoga. Przytaczam

To teraz wróćmy pamięcią do przełomu lat 80 i 90.

w całości:

11 kwietnia 1990 r. sejm RP zniósł istnienie cenzury. I nastąpiła eksplozja wspaniałych tytułów. Nigdy

— mam flupy — usłyszałem

nie będzie już takiej prasy i literatury pulp! Tęsknię,

od dziewczyny i myślę: co?

szukam, wygrzebuję na pchlich targach, przeglądam

— co? — pytam

w bibliotekach i poluję na skany. Postanowiłem przy-

— no, leci mi z pizdy.

pomnieć sobie kilka zapomnianych tytułów z róż-

16

nych półek. Tych opiniotwórczych, progresywnych

W mig zrozumiałem, że w życiu chcę się zajmować

i tych, które i wtedy wstyd było brać do ręki. Dla

literaturą. W środku był jeszcze artykuł o filmach

ułatwienia podzieliłem prasę i książki (pulp) na kilka

Jodorowskiego, wywiady z Dezerterem i Wernerem

kategorii.

Herzogiem, artykuły odrzucone z innych redakcji

Wywar

oraz Słownik komunałów Gustawa Flauberta. Do

Bardzo chciałbym napisać o tym, że od dziecka

tego: teksty Marcina Świetlickiego, Manueli Gret-

zaczytywałem się „Znakiem”, „Tygodnikiem Po-

kowskiej, Kazimierza Biculewicza, Nataszy Goerke,

wszechnym” i „Zeszytami Literackimi”. No nieste-

wypowiedzi Adama Michnika, Jadwigi Staniszkis,

ty. W najntisach mój mózg pływał w bulionie, na

nawet Janusza Korwin-Mikkego. W jednym piśmie!

który składały się prawie same sztuczne składniki.

Oraz tekst pieśni Edek Leszczyk Macieja Maleńczuka.

Owszem, miałem do dyspozycji „Wyborczą”, która

Miałem szczęście, że zostałem zdeprawowany nie

pomimo wszystkich bolesnych rozczarowań i brutal-

przez internet czy szemranych przedstawicieli har-

nych przebudzeń po dziś dzień jest jedną z podstaw

cerstwa lub kleru, a właśnie przez Sajnoga. Dziękuję,

mojej diety. Pamiętam „Politykę” w starym formacie,

panie Zbyszku!

„Wprost” z naczelnym-postkomunistą przed cudow-

Po latach widać, że „Brulion” nadawał ton deba-

ną transformacją, sławetną okładkę tegoż – Mat-

cie, że ówczesna prasa kulturalna posiadała walory,

ka Boska i dzieciątko Jezus w maskach gazowych.

które dziś rzadko spotyka się w takich czasopis-

„Przekrój” był już uroczo démodé, ale wciąż trzymał

mach. A na pewno nie w tych, po które sięga mło-

fason i był bardziej progresywny niż po liftingach na

dzieżowo-inteligencka średnia. Podsumowywanie

początku nowego stulecia. W podstawówce podbie-

fenomenu tego pisma i jego odprysków to temat na

raliśmy dorosłym „Nie”, potem nabywaliśmy sami,

inne omówienie, dokonane już zresztą m.in. przez

pokątnie, u zaufanych kioskarzy.

Pawła Dunin – Wąsowicza i Piotra Mareckiego.

Nie pamiętam roku, stawiam, że to były wakacje

Wtedy czytało się na świeżo, bez świadomości, że

1991, mam 9 lat. Szwendam się po stoisku z tanimi

wkrótce będzie można te bezeceństwa i okultyzmy

książkami w nadmorskiej miejscowości, która roz-

uważać za fundament formacji intelektualnej.


Warto zatrzymać się przy mniej chwalebnych lekturach. „Nie. Dziennik cotygodniowy” był jedną

ulotkowo-wiecową sztampą. Ot, taki „Przekrój” dla dynamitardów.

z tych gazet, które dorośli czytali pokątnie, z uczu-

Potem trafiły się ziny, najpierw w postaci „Pasa-

ciem schadenfreude. Oto najgorszy z najgorszych,

żera” (kupiłem pierwszy, bodaj dziesiąty numer, bo

wróg publiczny nr 1, bodaj najbardziej znienawi-

na okładce widniał napis „kurwa, jak punkowo”),

dzony z funkcjonariuszy PRL, zamiast odbywać

„Outside” i „Garażu”, potem stert lokalnych, kserowa-

pokutę, tworzy obrazoburcze pismo satyryczne

nych pisemek poświęconych w różnych proporcjach

i szarga wszelkie świętości, obśmiewa fundamen-

ideolo i muzyce. Ale to temat na osobną laurkę,

ty świeżo uchwalonej powagi nowego państwa.

po części już złożoną w 35‒36. numerze „Ha!artu”.

Najmłodsi wymieniali się wykradzionymi rodzicom

Warto także zauważyć, że równie dobrze miała się

numerami bez tej niskiej satysfakcji, z czystą ra-

głównonurtowa prasa muzyczna, nawiązująca do

dością wynikającą z możliwości zobaczenia wul-

tego, co powstawało na marginesie. „Machina” czy

garyzmów w druku, ocierających się o pornografię

„Brum” podejmowały muzyczne i kulturalne zagad-

obrazków i zdjęć. Urban zapowiedział, że zacznie

nienia obecne w zinach, poświęcały wiele uwagi

wydawać „Nie dla dzieci”. Nigdy nie wywiązał się

kontrkulturze, za co były odsądzane od czci i wiary

z tej obietnicy i po dziś dzień nie mogę mu tego

na łamach ortodoksyjnie undergroundowych zinów.

wybaczyć. Przeżyłbym podstawówkę, mogąc le-

Wkładka mięsna

galnie epatować obrazoburczymi treściami. Bo

Mięso, czyli nagie ciała. Koledzy dysponowali archi-

taki był zamiar naczelnego. Urban konsekwentnie

walnymi numerami „Magazynu Poradniczo-Hobby-

deklaruje niechęć do „bachorów”, pismo miało

stycznego Pan”, gdzie można było uświadczyć foto

sprawiać, że będą niegrzeczne, zniechęcać do

biustu lub wzruszająco delikatny rzut na krzaczaste

odrabiania lekcji i mycia zębów. Wyobraźmy so-

łono, ale staroświecki magazyn hobbystów-zbe-

bie, co mogłoby się dziać, gdyby krótko po zmia-

reźników szybko przegrał z twardym materiałem

nach systemowych wybuchła postkomunistyczna

dostarczanym przez pionierskie magazyny typu „Sex

antypedagogika? Trudno uważać „Nie” za pismo

Donosiciel”, „Peep Show” i kolejne mutacje „Wam-

wyznaczające trendy, śmiałe, godne polecenia.

pa” drukowanego przez erotyczne imperium Pink

W istocie było przeniesieniem na podatny grunt

Press. Kolega podkradał z ojcowego stosiku, a od

koncepcji znanych z francuskiej prasy satyrycznej

siódmej klasy podejmowaliśmy próby korumpowa-

ze sławnym/niesławnym „Charlie Hebdo” na czele.

nia kioskarzy. Z racji wysokiego wzrostu i obficie

Pod koniec podstawówki dorwałem „Mać Pa-

sypiącego się wąsa byłem najczęściej delegowany do

riadkę”, „Inny Świat” i „Lokomotywę Bez Nóg” – pis-

tego zadania. Polskie edycje „Playboya”, „Hustlera”

ma anarchistyczne, które jakością tekstów i świe-

czy wychodzący od 1998 r. CKM przechodziły nam

żością poruszanych tematów wybiegały wprzód

koło nosa. Niektórzy zainteresowali się nimi dopiero

o co najmniej dwie dekady. Na szczególną uwagę

w szkole średniej, gdyż dawały pozór, że oprócz

zasługuje „Mać”, pismo, które tworzyło wokół ra-

chuci posiada się też zainteresowania.

dykalizmu społecznego obudowę kulturalno-este-

O ile wydawany od 1987 r. „Pan” miał mniej ana-

tyczną, czego dziś zdecydowanie brakuje. Jeśli

tomii niż najgrzeczniejsza reklama ostatniej dekady,

historia ruchu anarchistycznego – to w najciekaw-

to pornografia „pierwszych lat naszej wolności” po

szych, mało znanych momentach. Jeśli feminizm –

latach zadziwia nie tylko dosadnością, topornością,

to w formie szeroko zakrojonych rozważań nad

ale i innymi od obecnych dziś w tym segmencie

jego miejscem w kulturze współczesnej. Pozostałe

rynku pomysłami na sprzedawanie seksu. W miej-

wolnościowe tematy także obrabiane były poza

sce obowiązkowych historii o dostarczaniu pizzy 17


czy studentkach z wymiany (bohaterowie pictoriali

niezwykle istotną rolę w życiu społecznym. To eg-

z reguły potrzebują jakiegoś szczątkowego preteks-

zotyczny masaż dla mózgu, narzędzie do odpręża-

tu do młócki) pojawiały się opowieści typu „dwie

nia zmęczonego codziennymi problemami umysłu.

szwagierki”, mały realizm o kłopotach z maluchem,

Wolałbym jednak, by ze szpalt „kolorówek” straszyli

czy opowiadania o pięknym Żożu – a to hydrauli-

kosmici, królisy (ten stwór doczekał się nawet re-

ku, a to najntisowym „panisku” pióra legendarnego

portaży telewizyjnych) i zmutowane pasikoniki niż

punkowego pornografa Ziggiego Stardusta z zespołu

imigranci, lewactwo czy ideologia gender. Pozosta-

Rozkrock. „Peep Show” publikował także serie „zdjęć

je mieć nadzieję, że współczesne strachy wkrótce

prywatnych”, gdzie Polacy płci obojga, solo lub w du-

się opatrzą i redakcje poczytnych czasopism znów

etach prezentowali swe wdzięki na tle meblościanek,

przeniosą swoją aktywność w krainę nieskrępowanej

w swojskich dekoracjach w postaci kryształowych

wyobraźni.

wazonów, makatek i sztucznego bluszczu, względnie

Podawać z grzankami

na łonie natury – w przyzakładowych ogródkach

Rynek wydawniczy rozwijał się żywiołowo i amor-

działkowych. Po raz pierwszy uświadomiłem sobie

ficznie. Napędzał go głód tematów nieobecnych

szkodliwość pornografii, kiedy w „Wyborczej” znalazł

na łamach prasy PRL. Zarówno tych poważnych

się reportaż o małomiasteczkowym policjancie, który

i wysokich: historii najnowszej, kontrkultury, swobód

stracił pracę i spotkał się z ostracyzmem lokalnej

obyczajowych, jak i „niskich”, brukowych: niewyszu-

społeczności, kiedy wraz z żoną sprzedał rozbieraną

kanej rozrywki, golizny, podszytej klasową niechęcią

sesję. Pamiętam, że gaża starczyła im na kinkiety,

satysfakcji z tarapatów elit. Kiosk Ruchu był w ostat-

taborety i drobiazgi do kuchni.

niej dekadzie XX wieku instytucją dostarczającą całej

Aromaty identyczne z naturalnymi

gamy wrażeń. Arkusze z dowcipami, miesięczniki

Delfin o ludzkich ramionach! Odebrałem poród Yeti!

o grach komputerowych (zajęliśmy się nimi w 43.

Piękna Hawajka o trzech piersiach! Pterodaktyl nad

numerze „Ha!artu”), pisma o ezoteryce, miesięczniki

Warszawą! W pulpowych nagłówkach niedoścignio-

dla pań o luksusie i reszta barwnego, przyjemnie się

nym wzorem dla dziennikarzy tabloidowego rynku

starzejącego prasowego szrotu sąsiadowała na pół-

będą „Skandale” oraz ich liczne mutacje. Populizm

kach z publicystyką koryfeuszy opozycji, gorącymi

tamtych gazet był o tyle szlachetny, o ile, zamiast

debatami o nowym kształcie Polski, pochwałami

żerować na społecznych strachach i epatować pato-

gospodarki rynkowej. Cieszę się, że byłem wtedy

logiami życia codziennego, rozwijał ludową fantazję,

dzieckiem i z chłopięcą dezynwolturą wchłaniałem

pozwalał na cedowanie strachu i odrazy na stwo-

w siebie te wzajemnie znoszące się opowieści, dając

rzenia o baśniowym rodowodzie. Nawet uczniowie

każdemu z publikatorów identyczny kredyt zaufa-

podstawówek nie dawali się nabrać na publikowane

nia. Dziś już nie da się czytać wszystkiego jak leci.

w tych czasopismach rewelacje, może poza cyklem

Wolność słowa lepiej miała się lepiej w ogólnym

opowieści o działających w różnych częściach kraju

bałaganie.

gangach nimfomanek-gwałcicielek. Ośmielę się wyrazić niepopularny pogląd, że prasa brukowa pełni

Jan Bińczycki (1982) – doktorant na Wydziale Filologii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek zespołu Korporacji Ha!art. Publikuje, gdzie się da, ostatnio prowadzi podcasty Od dżinsu do Kreszu i 1‒2-3‒4 w radiofonia.net. Z zawodu bibliotekarka.

18


✖ Wybór: Jakub Mejer

Narkotyki w latach dziewięćdziesiątych: historia gazetowa

Znarkotyzowane dziewczyny wyrywają przechodniom torebki, ale nikt nie może ich zamknąć, bo są „na głodzie”, a narkomana na głodzie nie bierze się do więzienia. […] Jestem naszprycowany – mówi dzielnicowemu złapany na malowaniu kamieniczek. – Proszę mnie puścić. I dzielnicowy puszcza, bo naszprycowany mówi jeszcze, że ma AIDS i pluje potem na przesłuchujących. Komendant posterunku dysponuje jedną butlą spirytusu skażonego do dezynfekcji i przydziałem na gumowe rękawice, tylko, że przydział jest, a rękawic nie ma…   O tym, że epidemia AIDS dosięgła środowisko narkomanów, najwcześniej wiedzieli w Monarze. […] 65 procent z sześciuset zarejestrowanych w Polsce nosicieli wirusa to narkomani…

Od trzech lat w Polsce produkuje się amfetaminę. Rozmiary tej produkcji, w porównaniu do takich potentatów jak Holandia czy RFN, są jednak zaledwie symboliczne. […] Cały przemyt amfetaminy z Polski ocenia na kilkadziesiąt kilogramów w ciągu roku. […] Amfetaminowa inwazja w najbliższym czasie nam nie grozi.   Dwaj osobnicy zaraz z pokładu „Pomeranii” udali się do miasta. W położonym opodal portu parku zaczęli zaczepiać przechodniów, oferując im amfetaminę. Trudno im jednak było znaleźć chętnych do kupna kilograma tego narkotyku […] Przy ambasadzie ZSRR zostali zatrzymani. Okazało się, że są Polakami. Obecnie w tajskich więzieniach siedzi dwóch naszych rodaków. […] Drugi to Polak od kilku lat mieszkający w Australii, skazany na 25 lat więzienia za przemyt narkotyków.

19


W 1988 r. stwierdzono pierwszy przypadek nosicielstwa wirusa HIV w więzieniu. Był to ukarany – narkoman przyjęty do zakładu specjalnego w Sosnowcu. W 1989 r. dwóch skazanych narkomanów skierowano na detoksykację. Po powtórzeniu badań okazało się, że są zarażeni. W kolejnych miesiącach zaczęli napływać nowi. […] Największą grupę więźniów – nosicieli wirusa HIV – stanowią narkomani. Dla nich przeznaczono dwa oddziały specjalne. Są niemal całkowicie odseparowani od reszty więzienia. Stanowią „zakażone” wyspy […].   Błaga cicho o jeden centymetr: dajcie centusia. Czasem ktoś, komu się w mieście powiodło wbija jej w szyję strzykawkę z brunatnym płynem […]. Wychowywanie w blaszaku, skoro oni codziennie faszerują się kompotem i apteka, nie ma racji bytu […]. Stopniowo przytulisko zamieni się w hospicjum. Za rok, za dwa zaczną po kolei umierać na AIDS.

Palenie marihuany staje się w Polsce powszechnym rytuałem. Nikt w Polsce nie prowadził jeszcze badań, by ustalić liczbę palących trawkę – zjawisko staje się jednak coraz powszechniejsze, szczególnie wśród młodych.   Ostatnio powstała Polska Partia Przyjaciół Konopi Indyjskich i odbyła się pierwsza demonstracja żądająca legalizacji w Polsce marihuany […]. Protestowali przeciwko nowemu projektowi ustawy o zwalczaniu narkomanii, który przewiduje m.in. kary do 5 lat więzienia za samo posiadanie narkotyków. Postronny obywatel mógłby się zapytać: o co protestującym chodzi? Wiadomo, że narkotyki zabijają […]. Pod wieloma względami projekt ustawy antynarkotycznej przypomina ZCHN-owski projekt ustawy antyaborcyjnej. Zamiast tworzyć nową ustawę, wystarczy porządnie egzekwować istniejące przepisy prawa.

W każdym większym mieście znane są miejsca, gdzie można kupić narkotyki […]. Narkoman nie jest przestępcą, nie wolno więc prowadzić żadnych oficjalnych statystyk policyjnych. Zresztą nie do policji należy ocena, kto jest uzależniony, a kto nie […]. Na osiemnaste urodziny często się dostaje słoik konopi […]. Zdecydowanym przeciwnikiem karania za posiadanie jest prof. Mikołaj Kozakiewicz, który twierdzi ze bardziej skuteczna byłaby legalizacja miękkich narkotyków. U nas nie nadszedł chyba jeszcze czas na taką dyskusję. Na razie w zupełności wystarczy racjonalna polityka kryminalna, sprawnie działająca policja i sieć ośrodków rehabilitacyjnych. I normalne traktowanie problemu narkomanii – nie ze wstydem, nie w atmosferze sensacji.   Problematyką antynarkotyczną zajmuje się od trzech, a pisze o niej od dwóch lat […]. To, że moja antyprohibicyjna działalność wzbudza dopiero teraz większe zainteresowanie, jak sądzę wynika z sezonu ogórkowego, w którym pełnię role potwora z Loch Ness […]. Obranie innej drogi do zwalczania narkomanii jest konieczne także ze względu na to, ze prohibicja prowadzi także do ogromnych nadużyć rujnujących demokrację.   Przemyt narkotyków do Polski i z Polski przybiera najrozmaitsze formy […]. W obecnych warunkach – twierdzą eksperci – walka z narkotykiem jest śmiechu warta. 20


Tajne laboratoria w Trójmi eście produkują miesięczn ie po kilkadziesiąt kilogramów amfetaminy. […] Jako ciekawostkę warto pod ać fakt, że samochodowo-narkotykowi gangsterz y stosują się do encyklope dycznego zalecenia: sami amfetaminy nie biorą. Co innego hasz i kokaina – taki środowiskowy szpan.   W maju 1991 r. funkcjona riusze krakowskiego UOP-u odkryli w garażu domu jednorodzinnego w Tuszyni e wytwórnię amfetaminy zal iczanej do najczystszych w Europie […]. Pro ducent posiadał odpowiedn ie kwalifikacje, jako że okazał się nim 41-letni doktor chemii z Uniwersyte tu Jagiellońskiego. Produkowana w Polsce amfeta mina cieszy się opinią naj lepszego – pod względem jakości – narkotyku na świecie. Za wytwarzanie amfetamin y jeszcze nikt w naszym kraju nie trafił do więzienia […]. W Polsce obo wiązuje ponadto korzystne dla narkomafii prawo: nie można nikogo ukarać za posiadanie narkotyków; to ewenement w skali światowej.

polskiej „Działka ” heroiny jest o połowę tańsza od butelki wódki. Liczbę narkomanów w naszym kraju ocenia się już na 300 tys. osób. jednomyś lnie   Według brzmiących prognoz policji i Monaru, w ciągu kilku lat do grona 3 mln polskich alkoholików dołączy prawdopodobnie 3 mln narkomanów.

Sprzedajne kobiety, małoletni samobójcy, narkomani, sadystyczni rodzice […]. W piosenkach Liroya młodzi ludzie odurzają się narkotykami i szukają łatwego seksu, co ładniejsze dziewczyny okazują się prostytutkami.   Polskie szkoły zaczynają przypominać oblężone twierdze. […] Walki między handlarzami narkotyków przenoszą się wówczas na boiska.   W Polsce młodzież używa narkotyków. To prawda. Narkoman, zwłaszcza odpowiednio sfilmowany, taki z drżącymi rękami, zarzygany, jest wybitnie nieestetyczny. Patrząc na takiego narkomana, rączki aż same się podnoszą do karania tych bandytów […] Pomysł karania za same posiadanie narkotyków jest przykładem takiego idiotyzmu połączonego z glempistyczną katolicką mentalnością […]. To właśnie twardy polski katolicyzm lubi tak pognębić grzesznika.

Jeśli w Polsce wprowadzony zostanie zaka z zażywania narkotyków, armia narkomanów stanie u bram więzień. To, że dane zachowanie jest szkodliwe dla zdrowia, nie wystarcza, by automaty cznie uczynić je przestępstwem […]. Po zinwentaryzowaniu środków i możliw ości oraz rzetelnym rozpoznaniu zjawiska trzeba się na serio wziąć za prób ę jego opanowania. […] Uruchamiać jednak całą machinę wymiaru sprawied liwości karnej – z policjantami, prokuratorami, sędziami – przeciwko dzie wczynie z granatowym przegubem? Nie, nie tędy droga! 21


dziewięciomiesięczną nowenJeleniogórscy urzędnicy pana B. ogłosili nie duchowe i fizyczne wielu osób nę […]. Skutek ma być cudowny: uzdrowie ci […], zwalczenie narkomanii, zniewolonych nałogami, spadek przestępczoś […]. Postanowiliśmy sprawdzić, alkoholizmu i innych patologii społecznych w sferze działań doczesnych […]. co funkcjonariusze Kościoła kat. uczynili owali ani jednego domu pobytu Jak kotlina długa i szeroka, nie zorganiz poradni antynarkotykowej. dla ćpunów, nie prowadzą choćby jednej kto wreszcie rozliczy wszystkich   Gromkie wołanie z prawicowych trybun: pokolenia zachodniej, a wkrótce tych zbrodniarzy, przez których całe otykami. Nasi krytycy kontrkultury i wschodniej młodzieży zainfekowano nark ów (wszystko im jedno, miękkich skłonni są uznać ową propagandę narkotyk ną co antyrządowe demonstracje czy twardych) za sprawę równie politycz i zamieszki.

Polski kompot to już przeszłość. Zastąpiły go narkotyki nowej generacji, m.in. amfetamina, bromo i nexus […]. Młodzież coraz bardziej interesuje się środkami psychoaktywnymi, a te są coraz łatwiej dostępne. Obniża się wiek inicjacji narkotycznej. Najmłodsi narkomani, najczęściej wąchający klej, mają zaledwie siedem lat. Rosnąca od końca lat 80. popularność extasy z jednej strony związana jest z powstaniem nurtu techno, a z drugiej – z długo utrzymującym się przekonaniem, że jest to środek nieszkodliwy.

22

Jak się dzieje, że rodzice mieszkający z dzieckiem na trzech metrach kwadratowych nie widzą rozszerzonych źrenic narkomana?   Rodzice narkomanów wciąż popełniają ten sam błąd: obwiniają siebie za nałóg swojego dziecka. Ćwierć miliona Polaków kupuje narkotyki […]. Wynika z tego, że 20 proc. polskiej młodzieży eksperymentuje z narkotykami. Ministerstwo Zdrowia szacuje, że ok. 30‒40 tys. Polaków zażywa nałogowo.   Do zażywania narkotyków przyznaje się co dziesiąty badany. Wśród dyskotekowiczów kręcą się handlarze marihuany i amfetaminy. Bywalcy tych dyskotek z ufarbowanymi na różne możliwe kolory fryzurami, w jaskrawych strojach ciasno przylegających do ciała, rzadko zamawiają alkohol. Popularne za to są halucynogeny, LSD czy dużo droższa ecstasy.   Do Europy wejdziemy – chcemy czy nie – razem z konopiami. Musimy się zdecydować, czy będziemy z nich robić sznurek, czy marihuanę.


Od 1 stycznia 1999 r. pio n do walki z narkotykami i przestępczością zorganizowaną przestał być więc specpolicją wojewódzk ą. Policyjne wydziały antyna rkotykowe oraz do spraw przestępczości zorganizowanej odnosiły w osta tnich latach spektakularn e sukcesy […]. Ma być powołana tzw. policja kra jowa, czyli polski odpowi ednik FBI – scentralizowana jednostka zajmuj ąca się przestępczością zorganizowaną, walką z handlem narkotykami, kid napingiem oraz wykrywaniem afer gospodarczych. Ministerstwo Spraw Wewnęt rznych i Administracji ma już gotowy projekt struktury takiej jednostki , przygotowano także odp owi ednie zarządzenie komendanta głównego policj i.   Doniesienia dotyczące zaż ywania przez młodzież nar kotyków są alarmujące. Dealerzy w poszukiwaniu ryn ku zbytu trafiają już do szk ół podstawowych. Bez żadnych skrupułów oferują swój towar coraz młodszym kli entom. Na kontakt z handlarzami narkotyków najbardziej narażone są dzi eci i młodzież z wielkich aglomeracji miejskich […]. W zwalczaniu przestępc zości narkotykowej policja nie może się ograni czyć wyłącznie do działań operacyjnych. Równie ważne są działania skonce ntrowane na profilaktyce, ost rzeganiu oraz zwalczaniu dostawców […] Dob rze by było, gdyby w prog ramy przeciwdziałania narkomanii prowadzone prz ez policję włączyły się med ia i artyści, którzy często są idolami młodzi eży.   Ogólnopolska Akcja Antyna rkotykowa prowadzona jes t w sposób ciągły od czerwca 1998 r. i trwa nadal. Od początku prowad zono ją w telewizjach publicznej i prywatnych, w kilkuset dziennikach ogó lnopolskich i lokalnych (artykuły na temat narkom anii, w tym wypowiedź min ister Barbary Labudy, zamieścił również tygodn ik „Wprost”), kilkudziesię ciu rozgłośniach radiowych, w Internecie, na tysiącu billboardów, na kilku tysiącach plakatów, na setkach tysięc y ulotek, które roznosili młodzi ludzie ubrani w koszulki z logo akcji „Narkotyki: zażywasz – prz egrywasz”.

spektakuJeżeli szef Monaru, Marek Kotański, myśli, że jego Kościolarne nawrócenie i pojednawcze gesty wobec hierarchów jest w błęła kat. poprawią sytuację jego podopiecznych, to u Monaru. dzie – pisze autor, opisując zmiany w funkcjonowani jalizacji Mamy połowę czerwca, a w niektórych ośrodkach resoc ch potrzeb Monaru zabrakło szmalu na zaspokojenie podstawowy u narkomanów […]. Pracownicy Monaru twierdzą, że takiego napor chcących się leczyć nigdy nie było.

Jakub Mejer (1989) - dziennikarz miesięcznika „Press”. Jako reporter zagraniczny relacjonował wydarzenia z Kenii, Kosowa, Austrii, Holandii i Belgii. Publikował, po polsku i angielsku, m.in. w „Wprost”, „Tygodniku Powszechnym”, „Więzi”, „Dzienniku Bałtyckim”, „Przegląd”, „Akcent”, „New Eastern Europe”, Onet.pl, 300polityka.pl, „CD-Action” i Mubi Notebook. W latach 2013 i 2014 stypendysta dziennikarski Parlamentu Europejskiego.

23


24


✖ Jakub Baran

Out of the blue

Wiek XX skończył się wraz z upadkiem Muru Berlińskiego, wiek XXI datuje się od zamachu na World Trade Center. Z perspektywy stuleci lata 90. nie istnieją.

Nic więc dziwnego, że manifestem tej dekady był

Dlatego to, co działo się wtedy w Polsce, było tylko

Koniec Historii Francisa Fukuyamy. Historia, rozumia-

dalekim echem zmian, jakie zaszły na kontynencie

na za Heglem jako pochód ku wolności przez dzieje,

amerykańskim. Tak jak losy mieszkańców planety

skończyła się na Stanach Zjednoczonych Ameryki

zależne są od obrotów ciał niebieskich, tak cały min-

– Land of the Free. Można powiedzieć, że dalsze losy

dfuck, który spotkał nas w latach 90. wynikł z tego,

Planety stały się wewnętrzną sprawą USA.

że obudziliśmy się w samym środku Amerykańskiego

Nie inaczej było z Polską. Po upadku Żelaznej

Snu.

Kurtyny wolność – towar eksportowy pierwszej gospodarki świata sprzedawany w pakiecie 2w1,

Video Game War

wolny rynek plus liberalna demokracja – spadła nam

Cezurą każdej prawie epoki jest jakaś wojna. Nie

z nieba, w sposób niespodziewany, out of the blue.

inaczej było z dekadą amerykańskiej hegemonii.

Podobnie jak mieszkańcy wysp Pacyfiku w trakcie

Po zwycięstwie nad ZSSR Ameryka musiała poka-

II Wojny Światowej zostaliśmy nawiedzeni przez

zać światu zwycięstwo z prawdziwego zdarzenia,

amerykańskich pilotów w żelaznych ptakach pełnych

coś, co przypieczętuje pax americana. Szczęśliwym

zagranicznych towarów i dóbr luksusowych. Kiedy

trafem Saddam Husajn postanowił zająć sąsiedni

nad Wisłą zapanował kult cargo, pojawili się również

Kuwejt, bezpośrednim powodem konfliktu – a jak-

zrzuceni na spadochronach Chicago boys z planami

żeby inaczej – były sporne pola naftowe. Globalny

transformacji z Międzynarodowego Funduszu Walu-

policjant postanowił wymierzyć sprawiedliwość

towego. Nastała nowa ziemia i nowe niebo – a raczej

z pełną surowością.

rozświetlony gwiazdami sztandar (The Star-Spangled Banner) zamiast nieboskłonu.

Wojna w Zatoce Perskiej trwała niecałe trzy miesiące, z czego 100 dni zajęła słynna „Pustyn-

W ten sposób Polska stała się częścią Zachodu,

na burza”, operacja powietrzna, w której samoloty

jednak nie tego bliskiego – wejście do Unii Europej-

USAF, w tym niewidzialne dla radarów bombowce

skiej kończy epokę najtisów. Wykonaliśmy cywili-

typu stealth F-117, zrzuciły na Irak w sumie prawie

zacyjny skok przez Atlantyk i staliśmy się pięćdzie-

sto tysięcy ton bomb. Z pokładów amerykańskich

siątym pierwszym stanem Ameryki Północnej. Nad

okrętów wojennych wystrzelono także 288 inteli-

Wisłą zapanował Dziki Zachód.

gentnych rakiet Tomahawk, z których każda była 25


warta ponad pół miliona dolarów. Celem była iracka

Wojna w Zatoce Perskiej pokazała jak w soczewce,

infrastruktura wojskowa, w tym systemy obrony

co Stany Zjednoczone mają zamiar zrobić ze świeżo

przeciwlotniczej, stacjonujące na ziemi samoloty,

uzyskaną hegemonią. Nie chodziło tylko o umoc-

a także budynki cywilne. Kiedy armia iracka została

nienie kontroli nad polami naftowymi na Bliskim

praktycznie rzucona na kolana, do akcji wkroczyły

Wschodzie – ten cel można było osiągnąć za po-

siły lądowe. „Pustynna burza” została przechrzczo-

mocą konwencjonalnych środków. Trzymiesięczna

na na „Pustynny miecz”. Czołgi Abrams i helikop-

interwencja wojskowa pochłonęła w przeliczeniu

tery Apache siejące postrach rakietami Hellfire

na obecne kursy ponad sto miliardów dolarów, była

rozbiły irackie oddziały w Kuwejcie i ruszyły na

okazją do popisania się przed resztą świata najnow-

Bagdad. Niespodziewanie, po 100 godzinach od

szymi zabawkami wyprodukowanymi przez kom-

rozpoczęcia operacji lądowej, G.W. Bush Senior

pleks militarno-przemysłowy. Wojna przeprowadzo-

ogłosił wyzwolenie Kuwejtu i zawieszenie broni.

na zza ekranów komputerów – główne dowództwo

Dlaczego?

operacji, USSCOM, mieściło się w bazie Tampa na

Wojna w Zatoce Perskiej była nie tylko poli-

Florydzie – i skoordynowane ataki na irackie cele

gonem doświadczalnym dla śmiercionośnego

były możliwe dzięki wykorzystaniu najnowszych

high-techu ale również telewizji jako środka bo-

technologii teleinformatycznych. Dzięki temu „Pu-

jowego. Pentagon, nauczony wojną w Wietnamie,

stynna burza” odbyła się praktycznie bez strat po

wobec której protesty były spowodowane były

stronie amerykańskiej – tak jakby ktoś w trakcie gry

w dużej mierze przez niezależne relacje dziennikar-

wpisał kod na nieśmiertelność. Międzynarodowy

skie, uruchomił medialną machinę, której serce sta-

show za grube miliardy dolarów z użyciem high-techu

nowiły relacje CNN na żywo z hotelu w Bagdadzie.

i trasmisją na żywo – taki był plan USA na czasy po

Amerykanie, a wraz z nimi reszta Wolnego Świata,

końcu historii.

mogli codziennie oglądać transmisje telewizyjne

26

pokazujące jak Bagdad staje w płomieniach, rakiety

Proces stulecia

Patriot strącają lecące w kierunku Izraela Skudy itd.

Jednak nie demokracja zrzucana na głowy Irakij-

Dzięki zamontowanym w bombowcach kamerom

czyków przez niewidzialne samoloty stanowiła

telewidzowie mogli poczuć się nie tyle jak siedzący

największe medialne wydarzenie lat 90. Była nim

za sterami piloci, ale jak zdalnie sterowane pociski.

sprawa O.J. Simpsona. Ten słynny zawodnik National

Immersja była tak duża, że wojna w Zatoce Perskiej

Football League, najbardziej dochodowej ligi w USA,

została nazwana Video Game War. Telewizja była

i gwiazda showbiznesu to jeden z symboli amery-

niczym innym jak metodą zdalnego sterowania opi-

kańskiego snu. Czarnoskóry chłopak z San Francisco,

nii publicznej. Im bardziej fascynujący był content

który w wieku piętnastu lat został aresztowany za

pokazywany w telewizorze, tym mocniejsze było

działalność w gangu „Perskich wojowników” (założył

poparcie dla wojny. Problem w tym, że nie tylko

go zresztą razem z kolegą), zaczyna uprawiać football

zwykli Amerykanie oglądali telewizję. War drama

amerykański i dzięki ciężkiej pracy trafia na szczyt.

tak bardzo przykuwał uwagę, że również prezydent

13 czerwca 1994 roku była żona Simpsona, Nicole,

USA, świadomy przecież całej inscenizacji, czytał

wraz z „przyjacielem” zostają znalezieni na jej posesji

raporty, naradzał się ze swoim sztabem, a potem

w Los Angeles. Zamordowany mężczyzna, Ronald

przełączał na CNN. W związku z tym, że transmisja

Goldman, zasługuje tutaj na wzmiankę, ponieważ był

trwającej niecałe trzy dni operacji „Pustynny miecz”

wykapanym dzieckiem lat dziewięćdziesiątych. Nosił

pokazała miażdżące zwycięstwo USA, prezydent

kolczyk w uchu i fryzurę na Marka Citkę (a raczej na

ogłosił miażdżące zwycięstwo USA. Saddam Husajn

Nicka z Backstreet Boys), uprawiał surfing, siatków-

ocalił skórę, przegrupował siły i zaczął budować oś

kę plażową, chodził na siłownię i trzymał się diety

zła razem z Iranem i Koreą Północną.

niskotłuszczowej. Stronił od alkoholu i narkotyków.


Opiekował się niepełnosprawnymi dziećmi. Parał się

larów dream team prawników wykazał, że dowody

różnymi zawodami, był headhunterem, instruktorem

znalezione na miejscu zbrodni i w białym Bronco

tenisa, a w końcu kelnerem. Jego stosunki z Nico-

zostały zabezpieczone w sposób nieprawidłowy,

le Simpson były podobno wyłącznie platoniczne.

a zbierający je funkcjonariusz okazał się być rasistą.

Szkoda chłopaka…

O.J. Simpson został uznany za niewinnego.

Dowody pozostawione na miejscu zbrodni wyda-

Lata dziewięćdziesiąte to nie tylko inteligentne

wały się wskazywać na Simpsona, ale ten, zamiast

rakiety i telewizja satelitarna. Wraz z uruchomie-

oddać się dobrowolnie na w ręce władz, zapadł

niem World Wide Web i wprowadzeniem do użytku

się pod ziemię. Jego prawnik, Robert Kardashian

przeglądarek internetowych, a także rozpowszech-

(ojciec tej Kardashian), przekazał opinii publicznej

nieniem komputerów osobistych z interfejsami gra-

list, w którym były futbolista zawarł sugestię, że

ficznymi, „rozległa światowa sieć” opanowała cały

planuje odebrać sobie życie. Tego samego dnia Sim-

świat. Robienie interesów jeszcze nigdy nie było tak

pson został zauważony w białym Fordzie Bronco

proste. Skończyła się konkurencja ze strony Związku

na międzystanowej 405. Dwadzieścia policyjnych

Radzieckiego, planeta Ziemia stała się globalnym

samochodów ruszyło w pościg, wraz z nimi drugie

rynkiem, a Stany Zjednoczone – głównym rozgry-

tyle helikopterów telewizyjnych. Tzw. Bronco Chase

wającym. Amerykańskie PKB w ciągu „ryczących lat

przykuł przed telewizorami 95 milionów widzów.

dziewięćdziesiątych” wzrosło dwukrotnie, z pięciu

W tym samym czasie odbywał się finał NBA, więc

do dziesięciu bilionów dolarów. Wydawało się, że

część stacji relację z pościgu umieściła w rogu ekra-

pieniądze spadają z nieba. Nic dziwnego, że pom-

nu, nadając jednocześnie mecz. Dwa razy więcej

powano je na giełdę, w tym w firmy z branży IT. Od

emocji w tym samym czasie! Jak podaje Wikipedia,

1995 – w tym samym roku powstaje WTO – zaczyna

Domino Pizza, zaliczyła w trakcie Bronco Chase

się bańka internetowa (dot-com bubble): fundusze

podobne obroty, co w trakcie Super Bowl.

kapitałowe masowo inwestują pieniądze akcje spó-

Sam pościg przypominał raczej czarną komedię

łek, których wartość jest czysto wirtualna. Przecież

niż film sensacyjny. Bronco jechał z prędkością ok.

internet nie zna granic, a komputery mogą wszystko.

60 km/h na godzinę, a radiowozy sunęły za nim

Zwycięstwo maszyn obliczeniowych nad czło-

w równym szpalerze. Policyjny negocjator przeko-

wiekiem dokonało się 10 lutego 1996 roku. Wte-

nywał Simpsona przez telefon komórkowy, żeby ten

dy to superkomputer Deep Blue, stworzony przez

nie robił sobie krzywdy. „Wszystko będzie dobrze” –

IBM, firmę, na którą potocznie mówi się Big Blue,

powtarzał. Na trasie pościgu czekało tysiące ludzi,

wygrał partię z arcymistrzem szachowym Garrim

niczym w trakcie Tour de France, dopingujących

Kasparowem. Wprawdzie była to tylko jedna partia

Simpsona w ucieczce. Cyrk na kółkach.

i ostatecznie Rosjanin wygrał cały pojedynek, ale

Sam proces Simpsona, który rozpoczął się

było już wiadomo, że klęska gatunku ludzkiego w tej

w styczniu 1995 roku, stał się sądową telenowelą.

królewskiej grze jest tylko kwestią czasu. Rok póź-

Przez piętnaście miesięcy media codziennie infor-

niej Deep Blue na sterydach, noszący teraz nazwę

mowały Amerykanów o zwrotach akcji w procesie.

Deeper Blue – wolę nie myśleć, jak IBM nazwałoby

„The Time”, optujący za winą Simpsona, przedstawił

swoją Wunderwaffe, gdyby miało dojść do trzeciego

go na okładce w złym świetle, przyciemniając jego

pojedynku – rozłożył Kasparowa na łopatki.

mug shot. Z kolei „Newsweek” postanowił wybielić

W czasach zimnej wojny politycy po obu stronach

oskarżonego i rozjaśnił zdjęcie. Faktem jest, że Sim-

żelaznej kurtyny do opisania kuli ziemskiej używali

pson znęcał się nad swoją byłą żoną i praktycznie

często metafory „wielkiej szachownicy”. Rozgrywka

przyznał się do zbrodni. W samochodzie oraz na

pomiędzy mocarstwami miała być czymś na kształt

butach i rękawiczkach oskarżonego znaleziono krew

geopolitycznej partii szachów. (Podobno fakt by-

z DNA ofiar. Jednak wynajęty za parę milionów do-

cia szachową potęgą przez Rosję i legendarna sku27


teczność dyplomacji rosyjskiej idą ze sobą w parze. Rosjanie od małego uczą się grać w szachy, wśród nich jest również najwięcej mistrzów w tej dyscyplinie). Drugą ulubioną grą Zimnej wojny był atomowy poker. Szczególnie ciekawe były fantazje na temat superkomputerów symulujących konflikt jądrowy pomiędzy USA i ZSSR, które w każdej chwili mogły uruchomić Doomsday Machine i rozpocząć piekło na ziemi, bo tak wyszło z ich obliczeń. Z tego punktu widzenia pojedynek Deep Blue z Kasparowem jest nie tylko pokazem siły amerykańskiego przemysłu informatycznego – pojawiły się zresztą plotki, że cały mecz był ustawiony tak, żeby akcje IBM poszybowały w górę – ale również końcem zimnej wojny. Amerykański superkomputer pokonuje rosyjskiego szachistę w grze, która od czasów jej wynalezienia w Indiach ma być symulacją wojny. Koniec błękitnej dekady, jak przystało na każdą epokę historyczną, naznaczony jest lękiem przed Apokalipsą. Uzależnione od technologii społeczeństwo amerykańskie ogarnął lęk przed pluskwą milenijną. Błąd Y2K miał wynikać z tego, że stosowany w komputerach format zapisu daty uwzględniał tylko dwie ostatnie cyfry roku. Stąd maszyny mogły potraktować rok 2000 jak rok 1900 i po prostu ogłupieć. Elektrownie, sieci telekomunikacyjne, systemy bankowe, telewizja, wszystko to miało przestać działać. Jednym słowem ludzkość czekało cofnięcie się o sto lat do tyłu. Oczywiście nic takiego się nie stało, a firmy ubezpieczeniowe, producenci oprogramowania odpornego na milenijną pluskwę oraz sprzedawcy świeczek zaliczyli dodatkowe zyski. Jednak lata 90. kończą się bezpowrotnie. Bańka internetowa pęka, krach na giełdzie daje przedsmak kryzysu 2008 roku. Prezydentem zostaje G.W. Bush, a rok później dochodzi do zamachu na WTC. Historia zaczyna się na nowo.

Jakub Baran (1990) – urodzony w III RP, interesuje się Amerykańskim Snem, maszynami wojennymi i odmiennymi stanami świadomości.

28


✖ Z Jackiem Rakowieckim

Nie byliśmy kłamcami, byliśmy idiotami

rozmawia Grzegorz Rzeczkowski

Czujesz się przegrany?

też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością.

To w ogóle nie leży w moim charakterze. Nie wyob-

Po pierwsze wierzyliśmy, że postęp jest nieuchronny,

rażam sobie, bym w ogóle mógł czuć się przegrany.

a to w ogóle jest nieprawda…

Za to im jestem starszy, z jednej strony jestem coraz

…że będzie tylko lepiej.

bardziej zdziwiony światem, z drugiej czuję lekką

Myśleliśmy: „no, może w jakimś momencie trzeba

nostalgię i lekki smutek, bo wyobrażałem sobie kie-

będzie zrobić krok w tył, ale potem będą od razu

dyś, przynajmniej w okolicy 1989 roku, że ten świat

dwa kroki do przodu”. Po drugie nie wiedzieliśmy, że

będzie wyglądał inaczej, znacznie lepiej. Że będzie

jeśli coś się udało wywalczyć, psim swędem trochę,

ciekawszy, sensowniejszy, powiedziałbym – bardziej

to trzeba się tym opiekować, trzeba się o to trosz-

merytoryczny.

czyć i walczyć. Bo nic nie jest dane raz na zawsze.

Ciekawi mnie, czy czujesz się przegrany jako

Wreszcie – myśleliśmy, że jeśli coś kiedyś Polsce

współtwórca polskich mediów po 1989 roku.

i Polakom odebrał system polityczny, jakim była

Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej meryto-

komuna, to wraz z nim znikną wszystkie zagrożenia.

rycznie, a wyszło brukowo.

A przecież jest wręcz przeciwnie!

To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku,

Kompletnie nie rozumieliśmy kapitalizmu. Naiw-

obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy

nie uważaliśmy, że to jest system, który właściwie 29


sób wyjątkowo

gwarantuje wolność,

30

równość, no może

krzywdzący,

z braterstwem ma

a nie sprawiedliwy.

najmniej wspólnego,

Przez długie lata

ale z tym braterstwem

dziennikarze żyli pod

to damy radę, bo sobie

kloszem: osiągali z roku na

dorobimy je na boku.

rok lepsze dochody, wchodzili

A okazało się, że to gu-

w najnowsze wynalazki społeczeń-

zik prawda, że ten system

stwa kapitalistycznego, czyli w to,

nie gwarantuje ani wolności, ani

co można było dostać za dodatkową

równości, że jest to, przynajmniej

opłatą, która przy rosnących zarob-

w wydaniu, z którym już mieliśmy

kach nie była aż taka straszna. Mam na myśli m.in.

do czynienia, system dla uprzywilejowanych, a nie

prywatne szkoły czy służbę zdrowia. Wszystkie

dla wszystkich. Pewnie, co gorsza, wydawało nam

tego typu udogodnienia sprawiały, że coraz bardziej

się przez pewien czas, że to my jesteśmy uprzy-

izolowaliśmy się od problemów zwykłych ludzi.

wilejowani. „I to jak najbardziej słusznie!” – my-

Oczywiście siłą rzeczy dziennikarze, a reporterzy

śleliśmy. Bo przecież zasłużyliśmy na to swoimi

w szczególności, też mieli dostęp do ludzkiej biedy

osiągnięciami, stanowimy bardzo ważny element

i nędzy, ale – choć nie było tak, żebyśmy się tym nie

systemu demokratycznego.

przejmowali, bo przejmowaliśmy się i to bardzo – nie

Moje pokolenie na przełomie lat 80. i 90. było

rozumieliśmy systemowości zjawiska wykluczenia.

zaczarowane publikacjami Guy Sormana, który

To były enklawy, z którymi należało walczyć i my

opisywał wolny rynek – głównie na przykładach

walczyliśmy bardzo szczerze, ale nie zdawaliśmy

amerykańskich – jako coś zupełnie fantastyczne-

sobie sprawy, że to nie jest wyjątek od reguły, tylko

go, co załatwia wszystko. Dobierał takie przykła-

że to jest reguła. A to my jesteśmy wyjątkami.

dy, które wówczas nas zachwycały. Dopiero po

Trzeba zdawać sobie też sprawę, co może za-

pewnym czasie niektórzy zrozumieli, że to jest już

brzmi jak łatwe wytłumaczenie, ale tak było – by-

obłęd – jak choćby prywatyzacja wszystkiego, łącz-

liśmy niesłychanie zapracowani. W ciągu moich

nie z więziennictwem. Później Sorman sam wiele

pierwszych pięciu lat w „Gazecie Wyborczej” ha-

ze swoich tez odwołał, co jest warte odnotowania,

rowałem po 12–14 godzin dziennie, z wszystkimi

bo w Polsce zwolennicy neoliberalizmu, jak Leszek

niedzielami włącznie, w soboty głównie odsypiając.

Balcerowicz, do dziś uparcie trwają przy swoim.

Nasz kontakt z rzeczywistością siłą rzeczy więc

Ale wówczas taki sposób myślenia miał wyznaczać

słabł. Wpadliśmy w pułapkę solipsyzmu. W dodat-

drogę do jakiegoś świetlanego celu. Tego Sormana

ku w pewnym momencie przestaliśmy rozmawiać –

wzmacnialiśmy zresztą jeszcze różnymi Hayekami

ze sobą, z innymi. Z ludźmi.

czy Misesami i byliśmy święcie przekonani, że wol-

To, co było siłą środowisk inteligenckich lat 70.

ny rynek to jest to, co najlepiej odpowiada ludzkiej

i 80., czyli nieustanne „nocne Polaków rozmowy”,

naturze, potrzebom i godności.

poszerzało horyzonty. Później nie było już na to

Długo żyliście tym złudzeniem?

czasu. Zamykaliśmy się w swoich środowiskach,

Bardzo długo do nas docierało, że ani ten rynek

dość jednak wąskich. Jeśli się spotykaliśmy, to na

nie jest wolny, a nawet jeśli jest, to działa w spo-

imprezach, na które chodzi ludzie z mojej redak-


cji i jeszcze ewentualnie z kilku zaprzyjaźnionych.

mami”. Muszę powiedzieć, że poziom naiwności

I o czym się wówczas rozmawiało? Oczywiście

ludzi wyspecjalizowanych przecież w opisywaniu

o tym, co się dzieje w redakcji. To się przeżywało.

gospodarki, polityki czy spraw społecznych był po

Plus jakieś ważne, spektakularne czy bulwersujące

prostu przerażający. Taki pogląd mógł być zrozu-

wydarzenia polityczne. Cała reszta znikała.

miały w roku 1989, gdy świat dopiero stawał przed

Z tego powodu nie zauważyliśmy, że raptem sy-

nami otworem, ale po pięciu, siedmiu latach już się

stem tak korzystny dla mediów zaczyna tracić swoje

otworzył i mogliśmy dowiedzieć się wszystkiego,

podstawy ekonomiczne. Bo do drugiej połowy lat 90.

czego chcieliśmy.

wszystko szło lepiej. Coraz więcej redakcji, więcej

Nie chciałbym, żeby to, co mówię, zabrzmiało

zatrudnianych w nich ludzi, coraz wyższe płace…

tak, by wywołało reakcję w rodzaju: „och, ci biedni

…coraz wyższe nakłady i przychody z reklam. Moż-

dziennikarze, jak im się bardzo pogorszyło, ale co

na było się zachłysnąć.

to nas obchodzi”. Otóż nie, nie o to chodzi. Nie

To też uśpiło, to też sprawiło, że nie istniała żad-

ubolewam nad sobą czy kolegami (choć po ludz-

na reprezentacja środowiskowa dziennikarzy, bo

ku w jakimś sensie ubolewam), ale nad tym, że

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich co prawda

spsienie mediów, z którym mamy do czynienia, jest

działało, ale gdzieś tam, na jakimś kompletnym

potwornie niebezpieczne dla państwa, dla społe-

marginesie. Nie było wymiany opinii. Ba! Pamiętam

czeństwa, a w końcu także dla demokracji. To jest

sytuację, gdy gdzieś w połowie lat 90. dowiedzia-

podstawowy problem.

łem się, że prasa na Zachodzie, do którego prze-

Nie przyszło wam do głowy, że gazeta to jednak

cież aspirowaliśmy, wcale nie działa na zupełnie

nie proszek do prania, który ma się dobrze sprze-

wolnym rynku. Tam miano świadomość, że wolne,

dawać? Że nacisk na sprzedaż wpłynie negatywnie

merytoryczne media są piekielnie ważne dla całego

na jakość?

systemu. Owszem, u nas się to międliło, że „czwarta

Ależ mieliśmy tego pełną świadomość. Bardzo dłu-

władza, czwarta władza”, ale niewiele z tego wyni-

go to był dominujący nurt myślenia, przekładający

kało poza satysfakcją, że w wyniku jakiegoś tekstu

się na rzeczywistość. W końcu np. „Wyborcza”,

poleciał minister albo coś się zmieniło. Ale to było

która była jedną z moich najważniejszych przygód,

tylko naskórkowe.

rozwijała się głównie pod względem merytorycz-

Dowiedziałem się więc, że media jakościowe

nym. Dużo wkładaliśmy wysiłku, by zapewnić od-

w świecie Zachodu są dowartościowane przez tam-

powiednią jakość treściom w niej publikowanym.

tejsze systemy polityczne. Rozumie się ich rangę

Nie w tym leżał problem, ale w tym, że konstruk-

i konieczność zapewnienia im dobrej pozycji oraz

cja finansowa mediów opiera się na rusztowaniu

kondycji ekonomicznej, dlatego dostają różne zniżki

z trzciny.

czy ulgi. Pamiętam, że gdy zacząłem rozmawiać

Spółka wydająca „Wyborczą” zdecydowała się

o tym z różnymi znajomymi – a było to w mo-

w połowie lat 90. wejść na giełdę. Oznaczało to

mencie, gdy zmiana pojawiła się na horyzoncie,

w skrócie, że od tego momentu wszystko zosta-

gdy było już wiadomo, że w gospodarce dzieje się

nie podporządkowane zyskowi. To było dobre,

coś niedobrego – to miażdżąca większość z nich

gdy rynek mediów dynamicznie się rozwijał, gdy

mówiła: „Przestań, to jest wolny rynek, każdy ma

przyszła stagnacja, trzeba było ciąć, głównie eta-

takie same prawa. Jak medium będzie dobre, to

ty dziennikarzy. Zaczęło się piłowanie gałęzi, na

się utrzyma i nie będzie miało problemów z rekla-

której tkwiły wszystkie media. 31


32

Mnie na szczęście już w „Wyborczej” wtedy nie

kwartał sprzedaje się coraz lepiej. Trzeba było

było. Więc mnie to nie obciąża. Ale oczywiście

pamiętać, że były to czasy, gdy codzienne wy-

mieliśmy infantylnie-optymistyczny sposób

dania „Wyborczej” sprzedawały się w nakładzie

myślenia. Pamiętam jeszcze klimat, który towa-

powyżej pół miliona egzemplarzy, a wydanie so-

rzyszył decyzji wprowadzenia Agory na giełdę.

botnie przekraczało milion. Wydawało się, że ten

Przecież wiadomo było, co to jest polska giełda.

ruch w górę jest stały i że owszem, giełda jest

No, eksplozja po prostu. Fantastycznie wszystko

potrzebna, by wygenerować dodatkowe środki

przyrasta. Wiedzieliśmy, że giełda z kwartału na

na inwestycje.

Podstawowym zagrożeniem okazało się to, że

redaktorem naczelnym „Vivy”, która – upieram się –

nikt nie zdawał sobie sprawy, co się stanie, gdy nie-

nie była wtedy wcale takim złym i mało ambitnym

zależnemu od nas kryzysowi ekonomicznemu za-

pismem, byłem zdumiony, że koledzy z tej prasy

cznie towarzyszyć w całej krasie potężny, najistot-

politycznej, opiniotwórczej w ogóle nie intereso-

niejszy w kapitalizmie czynnik, czyli komercjalizacja.

wali się tym, że w 1999 roku miażdżącą większość

Ta w przypadku mediów jakościowych oznacza

sprzedawanej w Polsce prasy stanowiła już tzw.

przede wszystkim spłycenie i uproszczenie – żeby

„kolorówka”, a nie „Wyborcza” czy „Rzeczpospo-

było atrakcyjniej, żeby nie zmuszać do myślenia,

lita”. Nikt się w tych „poważnych” redakcjach nie

żeby było bardziej kolorowo i sensacyjnie. Pamię-

interesował się tym, co czyta 90 procent odbior-

tam, jak już w drugiej połowie lat 90., gdy w ramach

ców, ten świat dla nich nie istniał, choć bez niego

moich wędrówek po różnych redakcjach byłem też

trudno było uzyskać pełny obraz polskich mediów,


a co za tym idzie – również społeczeństwa. To też

sprawdzało – bo myśmy swój los wykuli, jesteśmy

był element tego odcinania się od rzeczywistości,

dobrze sytuowani, poważani, profesjonalni, w zasa-

o którym wcześniej mówiłem.

dzie tacy, jak na Zachodzie (tylko, cholera, oni tam

Tzw. poważne media bardzo długo nie zawra-

jeszcze więcej od nas zarabiają) – to sądziliśmy, że

cały sobie głowy tym segmentem rynku, a gdy

to się powinno również w przypadku innych. W tym

już spróbowały na niego wejść, trochę na siłę, był

była taka upiorna pułapka, że my, broniąc Balcero-

już zajęty. Dlatego skutek był marny. Uważam, że

wicza, broniliśmy całej filozofii, jak się wnet okazało,

gdyby w odpowiednim czasie, czyli w połowie lat

dziewiętnastowiecznego kapitalizmu.

90., zaczęto budować również jakościową prasę

Broniliście siebie.

kolorową, mogłoby to inaczej wyglądać. Wielu lu-

Powiedziałbym na usprawiedliwienie siebie i śro-

dzi poszło do „kolorówki”, bo nie chciało czytać

dowiska, że nie mieliśmy takiej świadomości.

wyłącznie o polityce i gospodarce, ale również

My naprawdę w te idee głęboko wierzyliśmy, co

o trudnych, bolących sprawach społecznych czy

oczywiście może świadczyć o nas jeszcze gorzej,

nawet o tzw. „urodzie życia”. A taką ofertę dostali

bo to znaczy, że dodatkowo byliśmy jeszcze idio-

tylko od marnych kopii marnych pism zachodnich.

tami. Ale bardziej idiotami niż kłamcami jednak.

Dotknąłeś ważnego tematu izolacji dziennikarzy,

Pozwolę się jeszcze zdystansować od mojego

ich zamknięcia się we własnych gronach. Odno-

środowiska, choć może nie wypada: w licznych

szę wrażenie, że w efekcie wartości liberalnej

dyskusjach w ramach tego wąskiego życia towa-

demokracji, które najważniejsze polskie media

rzyskiego próbowałem na różne rzeczy koleżanki

głosiły – bardzo zresztą istotne dla społeczeń-

i kolegów uczulać. W odpowiedzi na moje uwagi

stwa i państwa – przestały być przyjmowane.

i wątpliwości słyszałem, że żyjemy w najlepszym

Media zaczęły mówić ponad głowami ludzi, stra-

z możliwych systemów, że tylko nieudacznicy nie

ciły wiarygodność.

dają sobie w nim rady, a socjal w Polsce może

Po 1989 roku ważnym punktem odniesienia dla me-

i jest słaby, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jeste-

diów stał się Leszek Balcerowicz jako reprezentant

śmy jeszcze biednym państwem. Poczekajmy –

pewnego sposobu myślenia. Myśmy go wszyscy

mówiono – za chwilę klasa średnia się wzbogaci,

entuzjastycznie poparli. On, stając się symbolem

a jak się to stanie, to po prostu rzuci te pieniądze

przemian w Polsce po 89 roku, ważniejszym nawet

biednym i nastanie powszechna szczęśliwość.

niż Lech Wałęsa czy Tadeusz Mazowiecki, stał się

Na razie zaś zaciśnijmy zęby, bo jeszcze trochę,

paradoksalnie takim antysymbolem wykluczonych,

jeszcze do Unii, jeszcze kolejna transza pieniędzy

których reprezentował Andrzej Lepper. Tylko my

z Brukseli…

wówczas widzieliśmy wyłącznie Leppera, nie wi-

Oczywiście upraszczam, ale pamiętam takie

dzieliśmy wykluczonych. W związku z tym obrona

rozmowy. Ich ton zaczął się zmieniać dopiero

Balcerowicza była absolutnie nadrzędną wartością.

po wybuchu kryzysu w 2008 roku. Ale i tak nie

Ze wszystkim innym można było iść na kompromis.

w przypadku wszystkich. Mam takich kolegów,

Z tym nie. I nie chodziło tylko o obronę Leszka Bal-

znane dziennikarskie nazwiska, którzy zatrzymali

cerowicza jako partyjnego lidera, polityka i ministra,

się w czasach Dickensa. Dickensa! Twierdzą na

ale o obronę pewnej wizji, która sprowadzała się do

przykład, że kultura nie powinna być dotowana

głębokiej wiary w to, że każdy jest kowalem włas-

przez państwo, bo dobra kultura obroni się sama.

nego losu. I ponieważ na naszym przykładzie to się

Mnie to przeraża. 33


34

Uważam, że kapitalizm trzeba trzymać za gar-

cowałem, niechętnie pisano o problemach mediów

dło, bo inaczej nas zeżre. Szkoda, że znaczna część

i prasy, bo „co to czytelników interesuje”. Byłem

środowiska dziennikarskiego po dziś dzień tego nie

i jestem przekonany, że inteligentnego czytelnika

wie i nie jest w stanie zrozumieć. Na marginesie –

jednak interesuje to, jaka jest przyszłość czegoś,

zastanawiam się, czy coś takiego, jak środowisko

co jest jego codziennym na ogół towarzyszem. Ale

dziennikarskie, w ogóle jeszcze istnieje.

w redakcjach nikt się tym na serio nie zajmował.

Zastanawiam się od dawna, jak to się stało, że

Co prawda istniało wspomniane SDP, ale ni-

tak prężna i wpływowa w gruncie rzeczy gru-

kogo jego działalność nie interesowała. Zabrakło

pa nawet w najlepszym dla siebie okresie, czyli

świadomości, że ten nasz, własny, ale dobrze po-

w latach 90., nie była w stanie stworzyć spraw-

jęty interes jest również interesem społecznym, co

nej organizacji, która pilnowałaby standardów

udało się na przykład środowisku filmowemu, które

i dbałaby o interesy dziennikarzy, a co za tym

zmieniło ustawę o kinematografii i doprowadziło

idzie – społeczeństwa. Bo, co warto jeszcze raz

do utworzenia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

mocno podkreślić, bez wartościowych mediów

Gdy u dziennikarzy ta świadomość przyszła, bo

i dziennikarzy demokracja kuleje. Efekty tego

wszystko zaczęło się walić, było już za późno. Tym

zaniechania widać dziś jak na dłoni, gdy środo-

bardziej że SDP zostało zawłaszczone przez tzw.

wisko dziennikarzy jest rozbite, przez to bardziej

„niepokornych”, co zresztą reszta przyjęła z kom-

podatne na naciski. I działa pod rządami ustawy

pletną obojętnością. Nikogo to nie obchodziło. Na

prasowej napisanej w stanie wojennym.

własne życzenie straciliśmy nie tylko narzędzie walki

Strasznie trudno na to pytanie odpowiedzieć. Poza

o wspólne interesy zawodowe, socjalne, ale także

wrodzoną niechęcią Polaków do zrzeszania się

o właściwą społeczeństwu demokratycznemu rolę

i działalności społecznej, są co najmniej trzy sprawy,

mediów i prasy.

które o tym w znaczący sposób zdecydowały. Po

Dotykamy w tym miejscu innej, ważnej

pierwsze, jest to bardzo indywidualistyczne i dość

przyczyny braku środowiskowej reprezentacji

egoistyczne środowisko, w którym pracuje się na

dziennikarzy – w pewnym momencie zaczęliśmy

własne nazwisko. W dodatku, jak wspomniałem,

się dzielić politycznie. Te podziały stale się pogłę-

izolację pogłębiał fakt, że dziennikarze byli wtedy

biały, doszły do poziomu nienawiści, co komplet-

straszliwie zapracowani, większość z nich harowała

nie rozwaliło środowisko.

całymi latami.

Część duszy dziennikarze oddali wolnemu rynkowi,

Po drugie wydawało nam się, że żyjemy już w naj-

część – polityce i politykom. No właśnie – dlaczego

lepszym z możliwych światów, w którym wszystko

dziennikarze tak chętnie, już od 1989 roku, anga-

się ułoży samo. Istniało głębokie przekonanie, choć

żowali się w spory polityczne i tak łatwo dali się

to zabrzmi absurdalnie, że będzie coraz lepiej. Że

politycznie podzielić? Naiwna wiara, że jak się przy-

władza popełnia jakieś głupoty, my to opisujemy,

kleimy do tej czy innej opcji, to coś zdobędziemy?

piętnujemy, ale generalnie wszystko idzie do przodu

Ująłbym to inaczej. Dziennikarze z tzw. „głównego

i że ktoś w końcu zrobi za nas to, do czego po-

nurtu”, poza nielicznymi wyjątkami, nigdy się nie

winniśmy doprowadzić sami w swoim imieniu. Na

przyklejali. Popierali pewną wizję cywilizacyjno-poli-

przykład do zmiany ustawy o prawie prasowym.

tyczną i to był bardzo świadomy, ideowy wybór. Tyle

Kolejna kwestia: w tamtym czasie opisywaliśmy

tylko że podzielanie wspólnej wizji przekształciło

wiele roszczeń, wszyscy czegoś żądali, więc było

się w bezdyskusyjne poparcie dla konkretnej partii.

nam głupio do tego dołączyć i co – żądać dla siebie?

To przejście zostało niezauważone. Trzeba uczci-

No, nie wypada. W wielu redakcjach, w których pra-

wie jednak powiedzieć, że ten podział dotyczy nie


tylko dziennikarzy, ale też znacznej części polskiej

czy tylko genialny; czy Antoni Macierewicz wykrył

klasy średniej, elit. W którymś momencie, widać to

już wszystkie spiski, czy powinien jeszcze jakąś ro-

jeszcze dziś, szczególnie w sporach toczonych na

zerwaną eksplozją parówkę zaprezentować.

Facebooku, krytyka PO była w naszym środowisku

W tym podziale widać dwa typy mentalności –

niedopuszczalna. Jeśli ktoś to robił, był wrogiem –

całkowicie zamkniętą i bardziej otwartą, choć kla-

i nieważne, czy była to krytyka merytoryczna, czy

syczni wyznawcy PO w Polsce sytuujący się w cen-

nie. Bo jeśli krytykujesz naszą partię, to znaczy, że

trum, przetransponowani na Zachód sytuowani

się stawiasz po drugiej stronie.

byliby bardziej na prawo.

Trzeba jednak mocno podkreślić, że dużo bar-

Niektórzy mówią, że z dziennikarzami i mediami

dziej przyklejeni – tyle że do PiS – byli i są tzw.

jest jak z żabą, która wskoczyła do garnka, gdy

„dziennikarze niepokorni”. Z socjologicznego punktu

woda była jeszcze chłodna, a kiedy ktoś podpalił

widzenia to całkowicie zrozumiałe. W sytuacji kry-

pod nim ogień, zbyt późno zauważyła, że pływa

zysu mediów, gdy dziennikarze zarabiają za mało,

we wrzątku. Jesteśmy ugotowani?

są zwalniani z powodów ekonomicznych i uczciwej,

Problem nie polega na tym, że żaba jest ugotowana,

dobrze płatnej pracy jest jak kot napłakał, oni przez

tylko na tym, że ona twierdzi, że nie jest. Czyli uważa,

wiele lat znajdowali się w tragicznej sytuacji bytowej.

że jest kimś zupełnie innym, niż mówi rzeczywistość.

Ale trwali na swoich pozycjach, bo jeżeli w którymś

To jest najbardziej tragiczne. Ale to w sumie normal-

momencie zadeklarowali się po jednej stronie, to nie

ne, bo życie w schizofrenii jest jedną z najbardziej

mieli powrotu. W Polsce niełatwo byłoby taki powrót

charakterystycznych polskich cech.

wybaczyć – trzeba by było wcześniej odbyć dłuższą

W 1989 roku popełniliśmy jeden podstawowy błąd –

drogę do Canossy i strasznie dać się przeczołgać.

byliśmy przekonani, że wystarczy, by każdy robił

„Niepokorni” musieli więc grać na przyklejenie do

swoje porządnie, nawet w jakimś małym, stosun-

PiS, bo to im dawało nadzieję na przeżycie w tym

kowo zamkniętym kółku. Jakoś wszystko się ułoży,

zawodzie.

jakoś to będzie. Dopiero dużo później zrozumieliśmy,

Inna zasadnicza różnica między dziennikarzami

że to nieprawda. Walka o normalność, o racjonalność

wspierającymi Platformę a dziennikarzami propisow-

jest psim obowiązkiem inteligencji i dziennikarzy

skimi jest taka, że na PO jednak można ponarzekać,

zawsze, w każdej sytuacji, szczególnie w tak nie-

można ją skrytykować, o ile oczywiście nie pójdzie

bezpiecznym otoczeniu, jakie stwarza kapitalizm.

to za daleko, to znaczy: jeśli nie poprze się w ten

O tym wtedy zapomnieliśmy, a teraz musimy sobie

sposób PiS. Po tamtej stronie czegoś takiego nie

to przypomnieć. Inaczej będziemy zjedzeni.

ma. Tam jest monolit. Co najwyżej można podywagować, czy Jarosław Kaczyński jest najgenialniejszy,

Jacek Rakowiecki (1958) – redaktor, dziennikarz, komentator polityczny, recenzent filmowy i teatralny, selekcjoner 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych w 2013 r.. Debiutował tekstami w drugim obiegu wydawniczym z końcem lat 70. Był m.in. sekretarzem redakcji „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej”, zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, naczelnym „Vivy!”, „Przekroju”, teatralnego „Foyer” i „Filmu” oraz rzecznikiem prasowym TVP. Członek-założyciel Towarzystwa Dziennikarskiego, prezes utworzonego przez TD Funduszu Mediów, który finansuje ambitne projekty dziennikarskie. Grzegorz Rzeczkowski (1976) – dziennikarz tygodnika Polityka, redaktor naczelny serwisu Polityka.pl.

35


Owoc żywota twojego je ZUS / ZUS is love, ZUS is life

✖ Jakub Wencel

21 kwietnia 1999 samoloty NATO zaatakowały stację telewizyjną należącą do Mariji Milošević, córki prezydenta Serbii Slobodana Miloševića, niszcząc zarazem dwie inne stacje telewizyjne mieszące się w tym samym budynku. Nadawały one między innymi popularne pozycje z amerykańskiej ramówki – filmy, seriale, programy rozrywkowe. Wiedząc, że zachodnie media pokażą rezultaty tego bombardowania, rząd serbski nakazał umieścić nad gruzami budynku billboard.

36

Wielkoformatowy plakat przedstawiał wygenerowa-

wymiar. Poprzez apokaliptyczną wizję prawdopo-

ny komputerowo obraz wieży Eiffla, rozpadający się

dobnej, ale nie koniecznej, „dystopijnej” przyszłości

w ogniu eksplozji spowodowanej militarnym atakiem.

artykułuje się możliwość lepszego świata; rozumia-

Efektowny i sugestywny obraz zniszczenia jednego

nego nie jako jakaś konkretna, uformowana pozy-

z najsilniej wpisanych w krajobraz zachodniej kultury

tywność, co jako „ruch negacji” ustanawiający się

obiektu nawiązywał wprost do bliźniaczych scen

w stosunku i znoszący koszmarną figurę wyobraże-

z pełnego apokaliptycznego przepychu filmu Dzień

niową. To przykład pracy utopii w świecie, w którym

Niepodległości Rolanda Emmericha, który trzy lata

klasycznie rozumiana utopijność już dawno nie ma

wcześniej wyświetlany był na ekranach kin. Billboard

racji bytu. Sama myśl o „lepszym świecie” wydaje

okraszony był podpisem parafrazującym czytelne

się czymś kompletnie odrealnionym, niemożliwym

na całym świecie hasło z reklam firmy Nike – „Just

do realizacji w danych warunkach. Jedynym sposo-

Do It!”. Obraz totalnej katastrofy zapośredniczał się

bem na zachowanie ruchu bios pozostaje zapośred-

w naiwnie euforycznym wezwaniu „Just Imagine!

niczenie jej poprzez przejaskrawioną trawestację

Stop The Bombs!” Strategia serbskiego rządu przy-

stanu obecnego – jeszcze bardziej katastroficzną,

niosła oczekiwane skutki. Dzięki Francuskiej Agencji

drastyczną, beznadziejną. Przywrócenie czy raczej

Prasowej obraz trafił do mediów na całym świecie.

powtórne odniesienie do warunków materialnych,

Przywołaniem tego wydarzenia otwiera pierwszy

myślenia utopijnego wymaga dialektycznego sprytu,

rozdział swojej książki The Visual Culture Reader Ni-

zbudowanego na skutecznie wyłożonym przekona-

cholas Mirzoeff, amerykański badacz mediów i kultu-

niu, że każdy ruch ku lepszemu, nawet jeśli prowa-

ry wizualnej. Choć służy mu on przede wszystkim za

dzi do kolejnej klęski, ma sens, bo zapobiega przed

przykład tego, jak na różne sposoby może pracować

większą, nierzadko urojoną klęską. „Fail, fail again

współczesna wyobrażeniowość jako fenomen spo-

and fail better”.

łeczny, to opisany komunikat medialny ma również

Jeżeli spróbowalibyśmy narysować ideologiczną

swój inny, znacznie bardziej istotny „ideologiczny”

mapę polskiej transformacji, z pewnością znalazłoby


się na niej miejsce dla kilku punktów, które przez

było? A co jeśli polska transformacja, z całym swo-

lata krytyki zdążyła dokładnie opisać lewicowa pub-

im efekciarskim katastrofizmem, pstrokatym mani-

licystyka. Otwarcie etapu kapitalizmu opisywane

cheizmem sukcesu i porażki; kanapki pozytywnego

jest z perspektywy czasu – często nawet już przez

feedbacku Mateusza Grzesiaka i przepijającej Szyd-

centrowych czy wręcz wcześniej sympatyzujących

łowe 500 złotych miesięcznie biedopatologii Woj-

z frontem neoliberalnej zmiany publicystów – jako

ciecha Kuczoka nie była projektem uknutym przez

„dzikie”, okupione „kosztami społecznymi”, zorgani-

zasiadający w zadymionych pokojach przy wódce

zowane w sposób, który okazał się przede wszystkim

tajemniczy Syndykat? Co jeśli jej import miał charak-

produkować mechanizmy albo wprost faworyzujące

ter nie tyle pozbawiony demiurga, ile odsyłający do

politycznie uprzywilejowanych najzamożniejszych

wielu demiurgów, z których część zresztą z Polską

(co wciąż, nie doczekawszy porządnej, materialistycz-

nie miała wiele wspólnego? Co jeśli transformacja nie

nej analizy, dyskursywnie piastuje miejsce wyłącznie

była ani „spiskiem elit”, ani „wygraną wolnością”, ale

w prawicowych histeriach) albo tworzące warunki

po prostu zalgorytmizowaną reorganizacją porządku

na pogłębienie tych nierówności, często ujawniające

społecznego, sięgającego swoimi przyczynami do

się dopiero po wielu latach. Po euforycznej gorączce

globalnych procesów decydujących o wektorach

transformacji ustrojowej – wzmożonej niebanalną

ekspansji kapitalizmu?

wbrew pozorom obietnicą liberalnych swobód, jakie

Pozbawienie twarzy transformacji, a więc i uwol-

oferowała – przyszedł czas na jej odchorowanie.

nienie od odpowiedzialności jej wykonawców,

Najdonioślejszy głos w tej kwestii, choćby dlate-

sprowadza ją tylko pozornie do problemu, którego

go, że dobywający się z samego centrum niegdyś

rozwiązanie leży na poziomie teorii i systemowych

równie doniośle broniących zdobyczy transforma-

rozwiązań. Nie wystarczy jednak wskazać, gdzie

cji elit, pochodził od prof. Marcina Króla, jednego

zachodzi dysfunkcjonalność; pozostaje jeszcze po-

z samozwańczych architektów zmiany ustrojowej.

trzeba dyscypliny politycznej. Cała krytyka transfor-

W słynnym wywiadzie Byliśmy głupi z Grzegorzem

macji – rozpościerająca się w polskim dyskursie, co

Sroczyńskim na łamach „Gazety Wyborczej” – bę-

bardzo znaczące, od prawa do lewa – zgadza się co

dącym też jednocześnie sprytną, zaplanowaną z od-

do diagnoz w wymiarze systemowej dysfunkcjonal-

powiednim wyprzedzeniem reklamą książki jego

ności i praktycznych metod uporania się z nimi. Nie

autorstwa o tym samym tytule – zabił się w pierś,

to wyznacza linie antagonizmu. Przedmiotem sporu

wyliczając błędy popełnione przy projektowaniu

pozostaje polityczna diagnoza i spór o proponowane

(czy raczej – powielaniu z Zachodu) założeń nowego

rozwiązania, które miałyby zapewnić wytworzenie

systemu. Trudno nie zauważyć doniosłości takiego

się i zachowanie politycznego potencjału wywołu-

wyznania, nawet pomimo jego wątpliwych fakto-

jącego skuteczną, długotrwałą zmianę. „Technokra-

graficznych fundamentów, jedną nogą stojących

tyczna” recepta na korektę kapitalizmu, podobnie

w obecnych, „sceptycznych” wobec dorobku III

jak „technokratyczna”, pozornie zdeideologizowana

Rzeczpospolitej nastrojach społecznych, a drugą –

recepta na budowę neoliberalizmu na początku lat

w próbie przywrócenia właściwego – we własnym

90., nawet jeżeli sprowadza się do artykulacji właś-

mniemaniu – miejsca na kartach najnowszej historii

ciwych rozwiązań, potrzebuje uruchamiającej pro-

w duchu „nieważne jak o tobie mówią – ważne,

ces ich zastosowania politycznej woli. Jeśli odrzucić

żeby mówili”.

narrację o „spisku elit”, tym elementem wolitywnym

Czy jednak rzeczywiście elity zbawią III Rzeczpospolitą od jej własnych grzechów? Jeżeli założymy, że

może być horyzont utopii. Właśnie utopii katastroficznej, zapośredniczonej przez klęskę.

to elity ją na tę grzeszną drogę wpędziły, to tylko elity

Przedmiotem takiej utopii może być z kolei tylko

mogą – z odrobiną nowych lekturowych sugestii – ją

Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Spełnia on w ideo-

z tej drogi wyprowadzić. A co jeżeli tak wcale nie

logicznej organizacji narracji narosłych wokół trans37


formacji podwójną rolę. Z jednej strony stanowi jej

pieniędzy. Młoda lewica za ZUS-em nie przepada, bo

punkt graniczny, horyzont funkcjonowania, wytwa-

nie znosi hierarchicznych struktur i protekcjonalnego

rzający iluzję umiarkowanego charakteru neoliberal-

charakteru systemu opieki społecznej, a najchętniej

nego porządku, który nie obejmuje, wbrew krytyce,

to chciałaby dochodu gwarantowanego. Stara lewica

wszystkiego, co społeczne. Z drugiej z kolei stanowi

ma wobec ZUS-u znacznie cieplejsze uczucia, ale nie

on łącznik pomiędzy „starym” a „nowym” systemem

do końca rozumie, jak miałby on działać w hiperspre-

– wykracza więc poza młodokapitalistyczną dyna-

karyzowanych warunkach późnego kognitywnego

mikę, nie jest „produktem rynku” ani „importowa-

kapitalizmu.

nym z Zachodu” artefaktem wywalczonej wolności.

ZUS-u nienawidzą prawie wszyscy, ale z drugiej

Pozostaje głęboko dysfunkcjonalny i nieskuteczny;

strony wszyscy chcieliby jakiegoś ZUS-u. Przez to,

przeżerany od wewnątrz archaicznymi rozwiązania-

że zbiegają się w nim horyzonty radykalnej utopii

mi, wewnętrznymi układami, wszechobecną korupcją

i dystopii, imploduje on jak piękna Emmerichow-

i pozorowaną komputeryzacją. Nie może skutecznie

ska apokalipsa, dokładnie taka, jak przedstawił ją

wypełniać swojej społecznej roli, nie tylko ze wzglę-

serbski rząd na swoim propagandowym plakacie. Jej

du na to, że świadczenia społeczne nie mogą zrów-

katastroficzny, beznadziejny urok zawiera w sobie

noważyć nierówności społecznych wynikających

jednak coś optymistycznego. Być może ze wzglę-

z dystrybucji płac, ale również przez niesprzyjające

du na to, że mimo prywatyzacji, mimo korwinizacji

tendencje demograficzne. Przez antykomunistów

młodego pokolenia, mimo dekomunizacji ZUS ciągle

uważany jest za jedno z siedlisk, w których ukryły się

stoi i wypłaca te swoje śmieszne, małe emerytury.

najbardziej jadowite żmije z poprzedniego systemu.

I przetrwa jeszcze niejedną władzę. To ZUS stanowi

Przez młodych korwinistów – za głównego pożera-

dziś ponadpolityczny i ponadśrodowiskowy ośrodek

cza i przeżeracza zagrabionych z kieszeni podatników

potencjału wrażliwości społecznej. „Just Imagine!”

ZUS jest miłością, ZUS jest życiem. Kochajmy ZUS, choćby z litości. Jakub Wencel (1991) – publicysta, pisał m. in. na łamach „Res Publiki Nowej”, „Dziennika Opinii” i „Wakatu”, „Dwutygodnika”. Studiował w Instytucie Filozofii UW. Współtwórca cyklu seminariów Powiększenie krytyczne w Nowym Wspaniałym Świecie poświęconych twórczości Michelangela Antonioniego i współautor książki Spojrzenie Antonioniego.

38


... ✓ Karolina Wojciechowska 39


Karolina Wojciechowska ✓ ... 40


... ✓ Karolina Wojciechowska 41


Karolina Wojciechowska ✓ ... 42


✖ Kaja Puto

Janusze

Istnieje w Polsce taka społeczność, której nikt nie lubi, nikt nie reprezentuje i nikt nie wspomina, chyba że ze wstydem lub ironicznym uśmiechem. Nie lubi ich lewica, bo to właśnie oni byli gwa-

To właśnie oni – drobni przedsiębiorcy z lat 90. –

rantem wizji przedsiębiorczej, nastawionej na

tworzyli historię III RP. Miało być jak u Niemca,

zysk silniejszych Polski. Nie lubi ich prawica, bo

wyszło jak u Darwina. Kiedy socjalistyczna gospo-

postępowali niemoralnie, a narodową narrację

darka legła w gruzach, pierwsi odpowiedzieli na

mieli w nosie. Nie lubią ich wreszcie dynamiczni,

wezwanie nowych władz i stanęli w szeregu do

profesjonalnie okrzepli liberałowie, którzy gardzą

budowy nowego wspaniałego świata. Państwo nie

przaśnością swoich ojców.

dostarczyło im żadnych narzędzi, więc posłużyli się

Janusze, cwaniaczki, wąsacze. Mieli wielkie brzuchy i źle dopasowane krawaty. W restaura-

tym, co mieli: instynktem przetrwania, twardą dupą i ręką, która rękę myje.

cjach zawsze zamawiali ślimaki, chociaż szczypce

Janusze uwierzyli w neoliberalną narrację tak

plątały im się w palcach. Nie mówili po angielsku,

mocno, jak tylko potrafili wierzyć swoim prag-

więc na podbój świata musieli zabierać tłumaczy,

matycznym aparatem poznawczym. Uwierzyli na

a potem im nie płacili. Pili dużo wódki i puchły

przykład w to, że sukces jest wyznacznikiem ich

im wątroby i oczy. Mówili o sobie, że są bogami.

wartości, więc potrafili dla niego zrobić wszyst43


ko. Oszukiwali państwo, oszukiwali swoich współ-

W Hey Jude – pieśni pogrzebowej, którą wypro-

pracowników i klientów, oszukiwali swoje rodziny.

dukowała sobie pod koniec swoich rządów Plat-

Niezdarnie balansowali na krawędzi, bez żadnych

forma Obywatelska [https://www.youtube.com/

zabezpieczeń, bo zabezpieczenia to wymysł komuny.

watch?v=ypRq0FyJkSs] – o Januszach ani słowa.

Tak samo jak jakakolwiek umowa społeczna.

Jest Stadion Dziesięciolecia, jakieś mięso w bagaż-

Prędko nadszedł ich kres. Polska weszła do Unii,

niku, jakieś rajstopy na sztuki, szybka migawka na

rynek okrzepł, nisze wypełniły się nowym narybkiem,

pilne studentki (chłopcy z Marriotta zostali poza

który w przeciwieństwie do swoich ojców zamawiał

kadrem), a potem już tylko śpiewająca fontanna,

garnitury na wymiar i jeździł na Zachód nie po towar,

centrum kongresowe i pendolino. I nic pomiędzy.

a po dyplom MBA. Byli, rzecz jasna, tacy Janusze,

Janusze skończyli tak, jak zawsze kończą naj-

którzy sięgali wzrokiem poza plik żywej gotówki, mie-

gorliwsze z trybików ideologii: zeżarli własny ogon.

li znajomych gdzie trzeba, udało im się i popłynęli

Nigdy nie wylądują na kartach historii, czy to platfor-

z prądem. Większość utknęła na mieliźnie.

merskiej (bo siara), czy pisowskiej (bo układ), choć

Janusze zostali sami, bo system, który budowali,

ich biografie – wstydliwe, niegodne naśladowania,

oparty był na samotnych decyzjach, samotnych

a czasem odrażające – składają się na biografię pol-

korzyściach i samotnej odpowiedzialności. Niena-

skiej liberalnej demokracji.

widzili związków zawodowych, instytucji państwo-

Udało się wymazać z niej Januszy, ale nie ja-

wych i instrumentów pomocy, więc nikt nie miał

nuszowe modus operandi. Nie jęczące reklamy

interesu w ich stworzeniu. Tak powstało słynne

i niedobudowane sarmackie włościa, nie wyścig

państwo teoretyczne.

szczurów w przedszkolach, nie feudalny stosunek

Zostali sami, oni i martwe ciała ich uprowadzo-

do pracownika i nie rzężący przedśmiertnie ZUS.

nych córek, oni i listy gończe Interpolu, oni i długi

Po Januszach zostało podejrzliwe, kłótliwe społe-

o wielu zerach, oni i unijne programy aktywizacji

czeństwo w niewydolnym, słabo skoordynowanym

zawodowej po pięćdziesiątce. Janusze ponieśli

państwie. Czyli wszystko.

najróżniejsze kary, czasem niezasłużone, niektórzy

System, który nie lubi swoich trybików, musi

nie ponieśli ich wcale, choć zasłużyli. Łączy ich jedno:

upaść. Nikt nie wierzył w socjalizm, który obalił

stracili wszystko, co mieli, bo nie chcieli mieć nic

pomnik Mateusza Birkuta. Liberalnej demokra-

więcej niż orecepturkowane zwitki banknotów. Dziś

cji też na tej ziemi nie wyszło. I bez zrozumienia

palą się ze wstydu u bram biurowców, wybudowa-

Januszy, swojego grzechu pierworodnego – nie

nych na chrzczonych ich piaskiem fundamentach,

wyjdzie na pewno.

i pytają o pracę.

Kaja Puto (1990) – dziennikarka, redaktorka, tłumaczka. Zajmuje się Europą Środkowo-Wschodnią, Kaukazem Południowym i tematyką migracyjną. Publikowała m.in. w „Dzienniku Opinii”, „Gazecie Wyborczej”, „Nowej Europie Wschodniej”, „Polityce” i „Ricie Baum”. Z wykształcenia kulturoznawczyni i filozofka, studiowała w Krakowie, Berlinie i Tbilisi. W Ha! arcie huczy, redaguje, tłumaczy z niemieckiego, ogarnia fundraising i wiceprezesi.

44


✖ Kacper Baran

Kto pił wodę Bonaqua?

„Forma towarowa i stosunek wartościowy produktów pracy, w którym ona znajduje wyraz, nie ma absolutnie nic wspólnego z ich fizyczną naturą i z wynikającymi z niej rzeczowymi stosunkami. To tylko określony stosunek społeczny między samymi ludźmi przyjmuje tu dla nich ułudną postać stosunku między rzeczami. Aby więc znaleźć analogię, trzeba się przenieść w mgławice świata religii. Tu produkty ludzkiej głowy wydają się obdarzone własnym życiem, samodzielnymi postaciami, pozostającymi w stosunkach z sobą i z ludźmi. Podobnie dzieje się w świecie towarów z produktami ludzkiej ręki. Nazywam to fetyszyzmem, który przylgnął do produktów pracy, odkąd są wytwarzane jako towary, i jest nieodłączny od produkcji towarowej” Karol Marks, Fetyszyzm towarowy i jego tajemnica

Rodzice nie pozwalali mi pić Bonaquy. Jako świadomi

noszą je bez obciachu. Liczył się ten nieuchwytny,

konsumenci twierdzili, że woda mineralna produko-

dostępny tylko dla New Polish składnik. Tego samego

wana przez Coca-Cola Company musi być strasz-

doświadczamy, a przynajmniej ja doświadczam, ku-

nym syfem. Pewnie tylko dlatego, że nie mogłem

pując czasem flagowy produkt Coca Cola Company.

jej dostać jako małe dziecko, do dziś ją pamiętam.

„To Marks dawno temu uświadomił, że towar nie

I z tego właśnie powodu kojarzy mi się ona z czymś

jest po prostu prostym obiektem, który kupujemy

luksusowym, czymś dostępnym tylko dla nowobo-

i konsumujemy. Towar jest obiektem pełnym ideo-

gackich elit późnych lat dziewięćdziesiątych. No i ta

logicznej, nawet metafizycznej fajności [niceness].

łacińska czy włoska nazwa, logo przypominające

Jego obecność zawsze odbija niewidzialną transcen-

Versace i te n p roducent .

dentność. Coca-Cola jest tą realną rzeczą. Co to jest

Ktoś musiał pić Bonaquę, bo kiedy weszła w 1994

to coś, realna rzecz? To nie jest po prostu kolejna

roku na polski rynek, dzięki potężnej kampanii mar-

pozytywna właściwość Coca-Coli, coś, co może być

ketingowej szybko stała się najpopularniejszą wodą

opisane lub wskazane przez analizę chemiczną. To

mineralną w Polsce. Tak jak podrabiana torebka Louis

jest tajemnicze coś jeszcze”.

Vuitton, pierwszy włoski ekspres (wtedy jeszcze do

Tyle Sławoj Żizek. Bonaqua niczym magiczna

robienia ekspresso, a nie espresso), afrykańska rzeź-

mikstura pozwalała przenieść się w świat luksusu,

ba czy „obraz znanego artysty” stanowiła artefakt

globalnej konsumpcji, wielości towarów i usług, która

dla ludzi, którzy z gorliwością neofitów odrzucali

przez tak wiele lat dostępna była tylko za szklaną

wszystko, co swojskie, na rzecz zachodniego. Co

szybą Peweksu. Tak więc woda z antyczną twarzą

z tego, że Bonaqua to woda źródlana, do której do-

była tym czymś. To coś ma Ci pozwolić być t y m

sypywano uniwersalną mieszankę mineralną. (Ame-

ki mś .

rykańską!!!11). To tak jak z czasopismem „Relax”,

Gdzie mieszkali konsumenci Bonaquy? Oczy-

które kazało odrzucić modne i wygodne, ale post-

wiście w pseudowłoskich willach wzorowanych na

peerelowskie białe skarpetki, choć Włosi do dziś

tym, co zobaczyli na pierwszym-nie-zarobkowym45


-wyjeździe-za-granicę: Capri, Wenecja, Chorwacja,

osób twierdziło, że to zwykła kranówa, a w 1999

Majorka itd. Gipsowe kariatydy, jońskie kolumienki

roku wybuchła afera, wynikająca z tego, że w roz-

z betonu, fontanna à la Usta Prawdy (które były prze-

lewni w Środzie Śląskiej była pleśń i bakterie coli. Nie

cież pierwowzorem loga Bonaquy), loggia czy inna

pomogła reklama z Anną Maria Jopek i strażakami

weranda. Kolega miał taki dom, miał w nim basen

strzelającymi dwudziestoma tysiącami litrów wody

z pompejańską mozaiką, a na portyku ze stylizowa-

z sikawki. Jak pisze użytkownik portalu Wykop.pl

nymi meandrami napis „Dorotheum” na cześć pani

Vuvl6: „z dzieciństwa pamiętam, że z siostrą o rok

domu. PS. To prawda.

starszą oglądałem TV i jak poszła reklama Bonaquy,

Idę o zakład, że rzeczona Dorota, chcąc zrelakso-

to siostra zaczęła mi tłumaczyć że coś z tą wodą jest

wać się po dniu ciężkiej pracy, napuszczała sobie do

nie tak (w mózgu do dziś mam zakodowane, że to

basenu wodę Bonaqua, która przecież, jak głosi hasło

jest podejrzany produkt, a jego logo nie podobało

reklamowe, „oczyszcza ciało i umysł”. W ogóle fakt,

mi się)”.

że wodę reklamuje się sloganem pasującym do płynu

Antyczna twarz na butelce Bonaquy nie umknęła

do kąpieli, jest znaczący. Zwykła woda może gasić

także uwadze „katolickiego głosu w Twoim domu”.

pragnienie, dobra woda, Bonaqua, służy do ablucji

Radio Maryja trafnie połączyło ją z innymi narzędzia-

wewnętrznej. W kapitalizmie lat dziewięćdziesiątych

mi peryferyjnej transformacji. „Masoni są narzędziem

pragnienie nie może zostać ugaszone.

szatana, a ich znakiem jest słońce. Zwróćcie uwagę,

Dlaczego Tygrysy Europy tak umiłowały sobie

że ten znak starają się umieścić wszędzie. Na przy-

akurat słoneczną Italię? Przecież Paryż jest stolicą

kład w Polsacie się ono pojawia i na butelkach wody

smaku i kultury wysokiej, a Londyn europejskiej fi-

Bonaqua, i jako logo partii Unia Wolności”. Żebyśmy

nansjery. Berlin wiadomo, dlaczego nie. Pewnie dla-

mieli kilkuset takich ojców Rydzyków w Polsce, to

tego, że Włochy niby dalekie, bo już za żelazną kur-

nie musielibyśmy się bać masonerii. Kto inny, jak nie

tyną, ale jednak bliskie. Mimo życia na europejskim

elektorat Unii Wolności, usłużnie zaciskał zęby, kiedy

poziomie zachowano tam tak cenne dla Polaków

to prywatyzowano polski przemysł i demontowano

wartości jak rodzina, machismo i wspólne gotowanie.

PRL-owski, pokraczny, ale jednak welfare state, „bo

A poza tym dieta śródziemnomorska taka zdrowa,

Unia”, „bo musi być jak na Zachodzie”?

no i mieszka tam papież Polak, biskup Rzymu.

Bonaqua zniknęła w końcu z rynku w 2006 roku.

Zwrot do kultury antycznej może być również

Zastąpiła ją Kropla Beskidu. Normalna, polska woda

próbą powrotu do źródeł (ad fontes!) po dekadach

już bez żadnych zagranicznych domieszek. Szybko

PRL-u. Sztandarowym dziełem estetyki Bonaqua jest

wspięła się na podium wód mineralnych. Swoją tro-

film Kawalerowicza Quo Vadis, zrealizowany wpraw-

chę cosy, trochę tradycyjną estetyką miała przyciąg-

dzie w 2001 roku, ale dalej przed wstąpieniem do UE

nąć nową, coraz szerszą biurową klasę średnią, która

(czyli jakby wciąż w najntisach): łączy w sobie kicz,

zasiedlała kupione na kredyt hipoteczny „wymarzone

rzymski katolicyzm, męczeństwo, lekturę szkolną,

M” w Miasteczku Wilanów albo Białołęce. Można

antyczne porno i plejadę polskich gwiazd.

powiedzieć, że marka Polska odniosła sukces – woda

Niestety już w 1997 roku Bonaqua spadła na

Bonaqua nie zachwyciła tradycyjnych gustów Po-

trzecie miejsce na podium, potem było tylko gorzej.

laków, więc międzynarodowy koncern Coca-Cola

Najprawdopodobniej skończyła się wtedy pierwsza

specjalnie dla naszego narodu wprowadził nową

fala zachłyśnięcia Zachodem. To coś przestało już tak

markę wody mineralnej, dystrybuowaną wyłącz-

podniecać Polaków, bo zaczęli wybierać tradycyjne,

nie w Polsce. Kiedy na świecie nadal pije się wodę

polskie wody mineralne, co z tego, że często już wy-

z rzymskim bożkiem i amerykańskimi minerałami,

kupione przez zagraniczne koncerny. Do tego wiele

Polacy raczą się wodą z te j ziemi.

Kacper Baran (1994) – ekokomunista, szkaluje bo kocha, studiuje prawo.

46


✖ Agnieszka Tyman

Pomnik buraka

Solpol to takie zdjęcie z dzieciństwa, co nie lubimy, jak mama pokazuje gościom. Zwłaszcza gdy są to koledzy.

Zwłaszcza gdy są to nowi koledzy. Starzy koledzy

we budynki, oszczędzone przez pociski, wspólnymi

(tacy z podstawówki) wiedzą, że wszyscy mieliśmy

siłami ratowano i przywracano jeśli nie do stanu ory-

chujowe dresy i fryzury, i że, owszem, tak nas ubrali,

ginalnego, to chociaż do takiego, który cieszyłby oko,

ale przecież samiśmy się tym wtedy okrutnie jara-

przywracał nadzieję na odbudowę (miasta, ojczyzny),

li. Nowym kolegom wolimy powiedzieć, że nas tak

pozwalał utrzymać – albo nadać nową – funkcję,

wtedy siłą, ale nasze głębokie, ambitne i zbuntowane

często dorzucając nowych smaków w ramach osiąg-

duszyczki cierpiały wewnątrz tej feerii kolorów. Bo

nięć ówczesnego projektowania. Miejsca dotkliwych

nowi koledzy sami tak mówią. W końcu to nie z nami

złamań zarastały powoli nową tkanką, z początku

wymieniali się karteczkami z notesików, pierwszymi

różniącą się kolorem, potem na równi zresztą sza-

naprawdę wartościowymi papierami rodzącego się

rzejącą, żółknącą: to plomby tużpowojenne, naśla-

kapitalizmu.

dujące jeszcze morfologię dawnych kamienic, ale

I ten Solpol też nam tak wcisnęli, nieprawdaż. Wy-

o uproszczonym detalu, nieśmiało przyznającym się

rywaliśmy się, a matka ładowała nas w ten opłakany

czasem do socrealizmu.

dres, nieprawdaż. Teraz nasze głębokie, ambitne i do

niczego wreszcie nieprzymuszane poczucie este-

[tak na marginesie, kto zdemontuje neon ,,Dobry

tyki nakazuje nam komisyjnie przeciąć pępowinę

wieczór we Wrocławiu”, będzie bardzo cierpiał]

i wszystkie odbitki kompromitującej fotografii osta-

tecznie zniszczyć, nie zapominając o negatywach.

Tam, gdzie dentyści nie zdążyli wstawić naśladują-

cych naturę porcelanowych koronek, rozbłysły złote

Wrocław. Miasto tysiąca plomb.

zęby. Niektóre bardziej tombakowe, ale trafiała się

i nieoszukana platyna. Mowa o modernistycznych

Należy nam się tutaj mini wykład o architekturze.

budynkach, najczęściej tworzonych według sche-

Wrocław po wojnie łatano jak szczękę weterana,

matu „użytkowy dół plus mieszkalna góra”, jedno

różnymi sposobami, wedle różnych tendencji, sukce-

oddzielone zazwyczaj od drugiego tarasodaszkiem,

sywnie, zależnie od potrzeb i możliwości. Wartościo-

chętnie dźwigającym neony. Proste, przestronne

47


48


wnętrza najczęściej mieściły bary mleczne, sklepy,

Solpol, wybujała ikona tego właśnie stylu, niepoję-

księgarnie. Nie starały się wtopić w otoczenie (jak

tym zrządzeniem losu wylądował w centrum miasta.

złoty ząb nie udaje naturalnego), były raczej mani-

festacją „nowego”: awangardowe, geometryczne

Otóż: był taki czas w historii architektury (w Polsce),

formy, wielkie witryny, zastosowanie nowoczesnych

kiedy wszystko było wolno. Początek lat dziewięć-

materiałów dekoracyjnych, z mozaiką oczywiście na

dziesiątych był tą chwilą pomiędzy wyjściem pani

czele. Nowoczesne pawilony w części usługowej za-

z klasy a momentem, gdy dzieciom zdąży się znudzić

wierały zazwyczaj trafnie rozpoznaną odpowiedź na

darcie ryja i obrzucanie się, czym popadnie (przytom-

pytanie, czego w danej okolicy brakuje, milkły więc

ni dotąd planiści zezwalają na przykład na wybudo-

po jakimś czasie nieprzychylne komentarze co do

wanie osiedla w jak najbardziej czynnym zbiorniku

(według niektórych wątpliwej) urody czy ewidentnej,

retencyjnym na Kozanowie). Tę krótką chwilę Obcy

zamierzonej nieprzystawalności.

wykorzystali, by wylądować przy Świdnickiej, wpra-

Podobną plombą, ale na większą skalę (siekacze,

wiając w osłupienie Tańczącego z Wilkami i jego

trzonowce, kły, całe garnitury funkcji funkcji), było

inwentarz.

zabudowywanie nieużytków, wśród których po-

[słowniczek:

wstawały całkiem czasem sensownie zaplanowane

Tańczący z Wilkami: legendarny wrocławski menel,

osiedla. Wciśnięta pomiędzy zabytki „śródmiejska”

siedział zawsze w towarzystwie dwóch wilczurowa-

plomba, ze swoją mieszkalno-użytkową rolą, sta-

tych kundli na schodach w przejściu podziemnym

nowiła z jednej strony miniaturkę takiego osiedla,

na Świdnickiej.

z drugiej, z uwagi na związany ze wspomnianą śród-

Tosty: kromka chleba tostowego, chrupiąca i tłusta,

miejskością prestiż oraz małe gabaryty – większe

na to smażone pieczarki i gruby, lekko stopiony

pole do popisu dla architekta.

plaster żółtego sera, ani chybi goudy – cudo to,

Ostatnie dziury we wrocławskim uzębieniu, ła-

niewspomniane w artykule, roztacza boski aromat

tane już potransformacyjnie, nie dość że starały się

na całe wspomniane przejście podziemne oraz na

(dosłownie i w przenośni) być bielsze od otocze-

ten tekst]

nia, to jeszcze od niechcenia wszczepiano im jakiś

diamencik – no, powiedzmy, cyrkonię. Tak zwane,

Warto pokusić się o opis samej bryły budynku. Jest

dużymi literami, PLOMBY. Tam się mieszkania nie

to godna uwagi kompilacja wszystkich zasadniczych

dostawało. Na mieszkanie tam trzeba było zarobić,

elementów, charakterystycznych dla epoki zarów-

pożyczyć, dostać spadek, słowem, zasłużyć (zadłu-

no w architekturze, jak i we wzornictwie (świetne

żyć?) się. Chodziły słuchy o wysokim standardzie

zestawienie prezentuje, notabene, Mikołaj Długosz

tych lokali – jakież wnętrza mógł projektować archi-

w 1994, aczkolwiek brakuje w nim, nie wiedzieć

tekt obdarzony fantazją, która nakazuje mu śmiało

czemu, plastikowych krzeseł ogrodowych, których

łączyć niepasujące bryły w zatrważającą całość,

anonimowy projektant usadził nas na dwie dekady

jakieś daszki, półkola, kolumienki, z jednej strony

na niewygodnej konstrukcji z mało wytrzymałego

śmiała, nowoczesna, prawie monochromatyczna

tworzywa). Podstawowe kolory: ciemny róż, ostry

geometria – z drugiej, jakby nie patrzeć, nieomal

fiolet, chłodna zieleń (taka z pieczątki), szary/srebr-

historyzm. Nieszczęśliwi mieszkańcy kanciastych

ny. Ukochany kształt: trójkąt, najlepiej nieregularny,

bloków, zazdroszcząc „plombowcom” tego szyku,

najlepiej kilka i każdy w innym kolorze. Strzelistość.

masowo wywalali drzwi od kuchni i wstawiali/wy-

Dynamika. Ekspresja. Nieoczywistość funkcji. Suge-

kuwali łuczek, czasem (szaleństwo!) obkładając go

stia pozaziemskiego pochodzenia. Jednym słowem:

jeszcze kamieniem.

POSTMODERNIZM. 49


dziło się nie „do Solpolu”, a „do Solorza”, z czego

[dobry boże, kiedyś będziemy się śmiać z ikei z bie-

mogłoby wynikać, że biznesmen jest w swoim dziele

dronki]

obecny, acz niewidoczny, niczym Bóg w Kościele.

Z tego boskiego ciała można było, jak Eucharystię,

Zygmunt Solorz postawił sobie tak naprawdę po-

czerpać nieskończone łaski: Zygmunt Solorz doko-

mnik. Nie było to wcale jakieś podstępne działanie,

nywał Przemienienia, objawiając się w postaci mar-

a funkcja pomnikowa była bardziej dziełem gawiedzi

kowych adidasów, sportowych toreb pachnących

niż intencją sprawcy. Oto stoi, zbudowany ludzki-

plastikiem, skrzeczących mechanicznych zabawek.

mi rękoma, za ludzkie (Solorza) pieniądze, piękny

Przyjmując to Ciało, było się bliżej Królestwa Niebie-

jest i nierealny trochę, odświętny nawet, każdy, kto

skiego wytęsknionego Zachodu. Efekt mistycyzmu

wchodzi, z miejsca pięknieje (niektórzy wejść się

potęgowała – być może niechcący – sama przestrzeń

wstydzą) i „właśnie tak! można!” – pomyśli. I od razu

obiektu: jak barokowe świątynie dezorientowały

westchnie, i lepiej mu się zrobi, bo jak nie jemu, to

wiernych monumentalną skalą i trójwymiarowymi

chociaż dzieciom się może udać, bo to nie jakieś

iluzjami, tak Solpol mącił w głowach nadmiarem

niepojęte misterium finansowe się odprawia, tylko

bodźców, ciasnotą, hałasem i przede wszystkim

porządny handel w wielkiej, blaszanej budzie.

brakiem kątów prostych.

[Piotrek na razie handluje z żuka, ale jak dobrze

Co by właściwie w takim statku kosmicznym mogło

pójdzie, to własny warzywniak otworzy a może i co

teraz być? Jakąkolwiek funkcję handlową wypada-

lepszego]

łoby bowiem, w obecnych warunkach, wykluczyć.

Współczesne centra handlowe, podobnie jak nie-

Można tu mówić o pewnej wdzięczności. Tęskno nam

gdyś Solpol, zaspokajają potrzeby aspiracyjne – tyle

przecież było do luksusów, nawet nie takich z Dyna-

że do czego innego już się aspiruje. Doskonałym

stii, a bardziej ze Słonecznego patrolu. Do kolorowych

przykładem (choć z trochę innej branży) mogą być

drinków z parasolką, koszul w palmy, obfitych biu-

wizerunkowe zmiany Biedronki i Tesco: w pierwszych

stów na długich nogach i podrygów w rytm doktora

latach na polskim rynku obydwie sieci ze wszystkich

z Albanii. To, co pokazuje (również zresztą należący

sił starały się przekonać klientów, że u nich JEST

do Solorza) Polsat, obejrzeć wreszcie nie przez szyb-

TANIO. Wedle marketingowej teorii kolorów, na

kę. Zadzwonić wreszcie na tę krzyżówkę i wygrać,

przykład, logo portugalskiej sieci spełnia wszelkie

na przykład. Albo się po prostu dorobić, na jakimś

możliwe kryteria sugestii taniości (w Tesco była to

biznesie. Wybyczyć się wreszcie porządnie, stylowo,

z kolei oszczędna, prawie nołnejmowa szata graficz-

poczuć pełnię życia, już nie na brudno. Zaścianek był na produktów z najtańszej linii). Obecnie, ta sama fazą tymczasową przecież, brudnopisem, przygrywką klientela chce się poczuć bardziej hajlajfem, toteż tycią do dorosłego życia: teraz z kokonów wyłazimy

sklepy Biedronki przestały wyglądać, jakby był tam

właściwi my, czyści, kolorowi, uśmiechnięci i hała-

wieczny remanent, a w ofercie pojawiają się produkty

śliwi, a świat stoi przed nami otworem i przygląda

kuchni świata, ukochane przez sprekaryzowaną in-

się nam z zachwytem. Pomnik.

teligencję (aspirującą do bycia hipsterią) soczewica,

kasza jaglana, jarmuż i hummus, a oferta działu wy-

[pomnik buraka]

posażenia domu coraz bardziej zaczyna przypominać

dizajnem nieomylną Ikeę.

Pomnik buraka. Nasz pomnik. Błogosławiony tysiącami par nóg podczas każdej pielgrzymki. Cho50

Takoż i galerie handlowe – żeby wyprawa tam wykroczyła poza użytkową konieczność, a stała się


przyjemnością czy wręcz rodzajem celebracji (naj-

trawagancja bryły Solpolu w połączeniu z delikatnym

lepiej całodziennej albo chociaż codziennie popo-

zaniedbaniem nie sprawia wrażenia, jakby można

łudniowej), nie wystarczy nagromadzenie mniej lub

tam było nabyć konwencjonalne, wysokiej jakości

bardziej luksusowych towarów, które można jeśli nie

dobra: prędzej jakąś tandetę, do tego absurdalną.

kupić, to chociaż pooglądać. Można utyskiwać, że

pierwszym przychodzącym na myśl dopełnieniem

Taki sklep nie budziłby kontrowersji, stojąc gdzieś na

słowa „galeria” niekoniecznie będzie „sztuki” – ale

uboczu. Wrocław ma sporo koszmarków architekto-

całkiem słusznie, obiekty te przejęły bowiem część

nicznych (ba, niektóre wciąż się jeszcze budują) i nikt

funkcji rozrywkowo-kulturalnej, a nawet (serio, se-

z ich powodu nie czyni aż tak straszliwego larum.

rio) dołączyły do programów szkolnych wycieczek

Problem w tym, że brzydactwo, stojąc w centrum,

zwiedzających miasto. Tak więc: nadbudowa (ga-

blokuje działkę, a do tego stanowi żywy i namacalny

stronomia, kino, atrakcje, nawet czasowe wystawy)

dowód tego, jakim niegdyś byliśmy zaściankiem.

i estetyka. Na tyle elegancko, żeby zaspokoić po-

Oto w dniu naszych osiemnastych urodzin nasze

trzebę aspirowania do minimalnie wyższego statusu

zdjęcie z drugiej klasy, z fryzurą na grzybka i w ko-

społecznego, i na tyle pospolicie, żeby nie odczuwać

szulce z żółwiami ninja, na wszystkich billboardach,

zażenowania własną przeciętnością.

citylightach, w telewizji tramwajowej. Uśmiechnię-

Tak więc: burzymy. Całkiem właściwie funkcjonal-

ta, szczerbata twarz w okularach jak Pan Tik-Tak,

ny obiekt, z małym mankamentem: dość ekstrawa-

z gumką z tyłu. Koszmar. Jakby na środku ulicy ktoś

gancką, blaszaną fasadą, którą ciężko przemalować

nam nagle ściągnął portki i obnażył pryszczate, bla-

na mniej odjazdowy kolor, nie spełnia już standar-

de pośladki. Rozglądamy się nerwowo, czy inni też

dów niezbędnej w skutecznie prowadzonym handlu

widzą, czy nie daj boże rozpoznają. My z miotaczem

estetyki (mowa tu oczywiście nie z perspektywy

ognia, z palnikiem na te billboardy. Zburzyć. Zburzyć

obiektywnej, a wedle gustu z drugiej dekady XXI

natychmiast.

wieku) – teatr potrzebuje przecież odpowiedniej scenografii. Nienarzucającej się, acz schludnej. Eks-

Przechodnie z nostalgią patrzą na uśmiechniętego bachora.

Agnieszka Tyman (1983) – większość historii zaczyna od „pracowałam kiedyś w…”. Lata 90. spędziła we Wrocławiu, kursując między Krzykami (dom, szkoła, park itp.) a Miastem (gdyż szło się do Miasta). Punkowa wokalistka (Zło Konieczne). Do muzealnej pensji dorabia malując, ucząc ludzi sztuki linorytu, tłumacząc z dziwnych języków, pisząc (!) oraz chętnie podejmując się wszelkich innych fuch (kontakt przez redakcję).

51


52


✖ Kaja Łuczyńska

Wideopartyzantka

Na początku lat dziewięćdziesiątych wielicka wypożyczalnia kaset „Video-Star” była jedyną tego rodzaju placówką w liczącej wówczas 17,8 tysiąca mieszkańców miejscowości. Jej właściciele, J. i R., po raz pierwszy zetknęli się

czącego się w piwnicy przy jednej z wielickich ulic.

z kasetami VHS podczas wyjazdu do USA pod koniec

R. nazwał wypożyczalnię Video-Star. Teraz już nie

lat osiemdziesiątych. J. pracowała tam jako kelnerka

pamiętam dlaczego – mówi. Szybko zdobyli popular-

w greckiej restauracji, poznając wątpliwe uroki pracy

ność wśród klientów – zwłaszcza właścicieli stoisk na

w gastronomii, R. obwoził limuzyną wokół dwóch wież

mieszczącym się niedaleko placu targowym, którzy

biznesmenów w drogich garniturach.

po całodziennym zanurzeniu w agresywnym oceanie

Po powrocie do domu, jeszcze przed ślubem, kupili

kapitalizmu mieli ochotę na niewymagający relaks

wspólnie japoński odtwarzacz firmy NEC. Teściowa,

w towarzystwie bohaterów kina akcji lub łzawych

u której pomieszkiwali, dziwiła się, gdy uradowani

romansów.

nazywali je swoim pierwszym dzieckiem. Myślała, że J. jest w ciąży.

– W czasie największej popularności, w ciągu jednego dnia, do wypożyczalni potrafiło przyjść pięć-

Kasety wideo pojawiły się w ich życiu po raz dru-

dziesiąt osób tylko po to, żeby zapytać, czy jest już

gi podczas spotkań z parą przyjaciół, z których ona

nowy Nieśmiertelny – opowiada J. Prawdziwe kolejki,

wychowywała małego syna, a on pracował istnieją-

dłuższe niż za komuny do mięsnego, ustawiały się

cym wtedy jeszcze Peweksie, skąd „pożyczał” na noc

w wypożyczalni przed świętami i długimi weekendami.

odtwarzacz VHS, by organizować dla najbliższych

Pomieszczenie saloniku prasowego, w którym kasety

znajomych pokazy filmowe. W małym mieszkaniu na

mieszały się z gazetami, szybko okazało się zbyt małe.

krakowskiej Krowodrzy dziesięć, czasami nawet pięt-

Nowy lokal znajdował się przy tej samej ulicy

naście osób gromadziło się, by podziwiać najnowszy

i również prowadziły do niego schody – tym razem

cud techniki i dzieła mainstreamowej kinematografii.

jednak wznoszące się do góry. Czterysta kaset skru-

J. i R., zainspirowani niezwykłą popularnością czar-

pulatnie podzielonych na działy, z których największą

nych kaset, postanowili wykorzystać swój japoński

popularnością cieszyły się sensacje, filmy obyczajowe,

odtwarzacz z – jak mówią do tej pory z dumą – górnej

komedie, a także bajki, rozmyślnie umieszczone na

półki oraz resztę oszczędności z pracy za oceanem

najniższej półce. Niewielkie zainteresowanie wzbu-

i otworzyć własny biznes. Wspólnie postanowili, że

dzały filmy science-fiction, co przypuszczalnie miało

w ich wypożyczalni będzie pracować J., będąca w tym

związek z osobistymi preferencjami właścicieli. Wy-

czasie młodą matką bez pracy, a zarazem pierwszą

jątek stanowił jedynie Łowca Androidów.

bezrobotną w Wieliczce. – Byłam jedną z pierwszych

Za ladą, oprócz niezliczonej ilości czarnych opako-

beneficjentek zasiłków oferowanych przez nowopo-

wań zawierających kasety (na sali wystawione były

wstały urząd pracy – tłumaczy.

jedynie puste pudełka) mieściła się tak zwana „ró-

Początkowo nie było ich stać na samodzielny lo-

żowa półka”. Jej zawartość cieszyła się tak dużym

kal, więc podnajęli część saloniku prasowego miesz-

powodzeniem, że z czasem wykrystalizował się nie53


54


pisany system wybierania z niej kaset — wystarczyło

najtańsze odtwarzacze rysowały taśmę, wyciągały

dyskretne skinienie głową lub wskazanie, jakby od

ją, a czasem nawet zrywały. Zdarzały się też proble-

niechcenia, ręką w tamtym kierunku. Nie powiódł

my z oddawaniem. Pewien zasobny przedsiębiorca

się zrodzony jeszcze w czasach kiosku pomysł połą-

o nieznanym źródle dochodu przez wiele tygodniu

czenia wypożyczania różowych tytułów ze sprzedażą

przetrzymywał dziesięć najgorętszych tytułów, tłu-

zupełnie nowych na polskim rynku prezerwatyw firmy

macząc się problemami w domu. Gdy sytuacja nieco

Unimil. Jeden z klientów, wyraźnie zdegustowany pro-

się uspokoiła, dostarczył zalegające kasety do wy-

ponowanymi mu wyrobami lateksowymi w różnych

pożyczalni, płacąc za ich przetrzymanie tyle, ile wy-

smakach, zapytał ironicznie: – A co? Ja to będę jodł?

nosił tygodniowy obrót firmy Video-star. Z uwagi

Klienci zawsze pytali siedzącą za ladą J. – czy widzia-

na specyficzną renomę przedsiębiorcy, sprawy nie

ła – a ona potwierdzała skinieniem głowy, zapewniając,

komentowano.

że to „dobry” film. Zdarzało się, że klienci prosili ją

J. zapytana o źródła pozyskiwania kaset, katalogi

o radę, której z łatwością udzielała – każdą posiadaną

i przedstawicieli handlowych patrzy na mnie z polito-

w wypożyczalni kasetę oglądała, choć w niektórych,

waniem – Przyjeżdżał gość, z kasetami w bagażniku.

szczególnie opornych przypadkach, jedynie przez dzie-

Wsadzało się tam głowę i wybierało. Czasami R. jeź-

sięć pierwszych minut.

dził na krakowską giełdę RTV na Balicką, choć było to

J. przypomina sobie tylko dwie wtopy. Pierwsza

znacznie bardziej ryzykowne rozwiązanie – kupowane

związana była z dziełem Białe noce z baletmistrzem

tam kasety w znacznej większości były kiepskiej jako-

Michaiłem Barysznikowem, po którego obejrzeniu

ści piratami. Na początku lat dziewięćdziesiątych mało

oburzony klient rzucił kasetą o ladę i dobitnie zazna-

kto przejmował się prawami autorskimi. J. nie przypo-

czył, że nie ma zamiaru oglądać filmów o tańczącym

mina sobie ani jednej kontroli, oprócz przypadkowej

pajacu. Również bajka Wszystkie psy idą do nieba wzbu-

wizyty przedstawicieli Urzędu Skarbowego, podczas

dziła niemałe kontrowersje, kiedy to do wypożyczalni

której nie obejrzano prawie żadnych dokumentów.

przyszedł niewyspany ojciec zapewniający, że on sobie

Problemy zaczęły się około roku 1994. Dystry-

nie życzy, żeby po oglądaniu bajek jego dzieci płakały

bucją kaset zajmowały się już profesjonalne firmy,

przez całą noc.

które doprowadziły do znaczącego wzrostu ich cen.

Klientela nie była zbyt wymagająca, często działała

W Wieliczce pojawiły się kolejne, znacznie większe

według utartego schematu. Pewien pan, stateczny oj-

wypożyczalnie, do pierwszych mieszkań podłączano

ciec rodziny i właściciel kilku sklepów mięsnych, zawsze

kablówki. J. i R. zauważyli, że liczba klientów ich nie-

brał około siedem, osiem kaset. Kilka – żeby się bili. Dla

wielkiej wypożyczalni znacznie spada, a sam biznes

nas, chłopów. Jedno – o miłości. Dla żony. Jedna bajka.

przestaje się opłacać. Nie załamywali rąk, uważali

Dla dziecków. I jeden z tej półki na górze. Kasety wra-

to za naturalną kolej rzeczy. Cieszyli się, że udało

cały z tłustymi odciskami i wyraźnie pachniały wędliną.

im się wykorzystać koniunkturę i przez kilka lat żyć

W przypadku wielickiej wypożyczalni to nie prze-

za pieniądze zarobione w wypożyczani. Nie czuli się

wijanie kaset było problemem, lecz zły sprzęt, jakim

uczestnikami niezwykłego fenomenu kulturowego,

klienci dysponowali w domu. Nabywane pokątnie

który po latach będzie wspominany z nostalgią.

Kaja Łuczyńska (1990) – absolwentka filmoznawstwa i amerykanistyki, doktorantka, prelegentka filmowa i autorka bloga „Orbitowanie bez cukru”. Video-Star, wypożyczalnia należąca do jej rodziców, była jej pierwszą placówką edukacji filmoznawczej. 55


Polisz pornoland w trudnych czasach transformacji

✖ Dezydery Barłowski

Smutek, żal i rozczarowanie. Puste podwórka i jeszcze bardziej puste sumienia. Któż dziś pamięta te czasy? Dokładnie trzeci kwietnia, dwa tysiące pięć. Czwartek. Wieczór. Niespełna dwadzieścia godzin od śmierci papieża, trochę mniej od wprowadzenia żałoby narodowej. Wtedy też do drzwi zapukał Mariusz, lat siedemnaście, i oznajmił nam, że nie skołuje na dziś żadnego świeżego towaru, bo pornoserwery teraz ostro przeciążone i nie ma bata, żeby przyzwoitego seeda pohaczyć.

56


Pamiętam to dobrze, bo nie każdy wówczas miał na pornografię, na bycie erotomanem… jednym słoneta, a stary Mariusza był biznesmanem i – jak na

wem – koleś był pornohipsterem. W każdym razie…

tamte czasy – neostrada śmigała mu jak złoto, dzięki

wojska Układu Warszawskiego jeszcze dobrze nie

czemu chłopak stał się osiedlowym dilerem por-

zdążyły opuścić granic Polszy, a on miał już wynajęty

nosów. Zgrywał filmy-fotki-gify na CD i dyskietki,

przyzwoity lokal w stolicy i pierwszą grupkę wiernych

po czym sprzedawał za 15 zeta od krążka tudzież

klientów. Warto dodać, że podobno nachodziła go

piątaka od kwadraciaka. Ale wtedy, gdy cała Polska

mafia, pały, osiedlowa straż moralności w dresach,

pogrążyła się w żałobie (we wszelakich możliwych

miejski urząd skarbowy i kółko różańcowe.

jej „formach”), Mariusz się zmienił. Oczywiście my –

„Historia jakich wiele” – mógłby ktoś stwierdzić.

jako zdeprawowani gimnazjaliści – nadal czekaliśmy Lecz w tym przypadku (jak bezbłędnie podpowiadana swoje upragnione towary, lecz Mariusz odszedł…

ła mi moja żurnalistyczna intuicja) sprawa musiała

Pojechał wraz z wycieczką katolicko-szkolną na

mieć – co najmniej – jeszcze jedno dno. Gdy zacząłem

pielgrzymkę pogrzebową do Rzymu, a tam doszło

dopytywać o obecne stosunki wuja z resztą rodziny,

do przemienia. Zaiste, skończyła się era plugastwa

Mariusz zaczął się jąkać, natomiast ja zacząłem być

i obsceny.

stanowczy. Gorący nagłówek był na wyciągnięcie ręki,

Dziewięć lat później spotkałem go na Starym

więc postanowiłem zagonić mojego starego kumpla

Kleparzu, jak kupował sobie bryndzę w obślizgłej

do narożnika, skąd nie było już ucieczki. Wtedy też

reklamówce od starej, śmierdzącej baby. I wiadomo,

się wyszczekał.

jak to w takich sytuacjach bywa, udaliśmy się na

Wujcio miał na imię Stefan. Wujcio był najlepszym

browar, wspominając stare, dobre czasy. Po godzin-

bajarzem spośród wszystkich wujciów Mariusza. Wuj-

nej gadce-szmatce okazało się, że ten nasz Mariusz

cio po osiągnięciu sukcesu w stolicy został wykluczony

w tym świętym mieście Rzymie spotkał jakąś dzie-

z rodzinnego grona. Dopiero po upadku porno inte-

woję, z którą – jeszcze w Stolicy Piotrowej – stracił resu – na początku nowego milenium – znów zyskał cnotę. Więc „stał się” „mężczyzną” i nie wypadało

przychylność braci i powrócił do swojej wioski pod

mu się już babrać w śliskich interesach. Cóż… Przy-

Lublińcem, gdzie do dziś klepie słodką biedę.

najmniej papa pobłogosławił z cyprysowego pudła.

W dwa dni po spotkaniu z Mariuszem miałem

Ale to nie było najważniejsze, najważniejsza była

już telefon i dokładny adres wujka Stefana. Jak

wypowiedź Mariusza:

wspominałem, koleś przejawiał zapędy do gawędy,

– Tak, już później nie bawiłem się w dilowanie

toteż wywiad był ewidentnie skazany na sukces.

pornosami, rodzinna tradycja została przerwana,

Ponadto… pamiętny przypadek Sigmunda F. na-

ha, ha!

uczył mnie jednej niezwykle ważnej zasady: jak

Rodzinna tradycja? Pornosami? Dilowanie? HA,

raz wdepniesz w erotomaństwo, to już do końca

HA? Normalnie wbiło mnie w fotel. Przez całe życie

życia pozostaniesz zboczeńcem. Ergo – Stefa musi

myślałem, że jego stary handlował… takimi instala-

do dziś skrywać w sobie jakieś paskudne, lepkie

cjami z kolców i siatek (coby gołębie nie srały), a tu

tajemnice, w których pławi się z lubością, gdy tylko

taka sytuacja. Jednak gdy zacząłem drążyć, okazało

gaśnie światło.

się, że nie o ojca chodzi, a o wuja spod Lublińca

Złudne przypuszczenia? Bynajmniej! Wówczas

jak i o dziadka, który jako ekspedient w II RP obok

nie byłem tego świadom, ale trafiłem na (prawdo-

wszelakiej maści tytoniu miał sprzedawać również

podobnie) najdziwniejszą meta_porno_story lat 90.!

karty do gry zdobione nagimi panienkami. Historia

Towarzyska ogłada w cieniu Jasnej Góry

z seniorem trochę naciągana, ale ten wujo urzekł I tak oto znalazłem się w byłym Częstochowskiem. mnie bez reszty. Wedle relacji Mariusza, facet stwo-

Dokładna lokalizacja nieistotna, ale jakbyście tu

rzył pierwszą w Polsce wypożyczalnie kaset porno.

w gminie kogo zapytali o Stefana-biznesmana, to

I uczynił to zanim przyszła wielka moda na VHS-y,

nie znajdziecie takiego, co by nie wiedział, o kogo 57


pytacie. Istna ikona, człowiek posąg, ostatni nie-

Świeżo malowana furtka, dom z najnormalniejszych

pokorny Peerelu, turbogwiazda transformacji.

w świecie pustaków i witający mnie z uśmiechem

Wyjechał z tarczą, wrócił bez niczego. I nikt mu

Stefan, ex-nuworysz. Normalny facet po pięćdzie-

tego nie zapomni. Wszyscy mendy nienawidzą. Już

siątce, troszkę już zakola, troszkę już brzuszek, ale

pierwsza osoba zapytana przeze mnie o drogę do

nie jest najgorzej, są za to wąsy. Może bez garniaka,

Stefana odpowiedziała z lekką nutką złośliwości

ale ładny sweterek i lekko przetarte dżinsy. Witam,

i całą nutą – srogim fortissimo zaakcentowaną –

witam, jak droga, zapraszam, me skromne progi, her-

pogardy.

batka, kawka, ciasteczko, itepe, itede, pełna kulturka.

– Ten nasz byznesmen? Idź pan w prawo, dwieście

Trochę gadamy, jak tam w Polsce, jak tam z pogodą,

metra prosto i po lewej niebieska furtka, brzydki

ale czas nagli, więc wyjmuję dyktafon i zaczynają

dom z brudnego pustaka, nieotynkowany, jeszcze

się schody.

po matce dostał, ale nic z nim nie robi, byznesmen…

– Czy to konieczne, proszę pana?

Ogród zaniedbany, pole ugorem stoi, nic, panie, nic.

– Wolałbym mieć to wszystko nagrane, bo jesz-

Do stolycy się zachciało, ale wrócił, he, he, z podkulonym ogonkiem. Tak to jest z tymi byzmes-

– Ale wie pan, miało być anonimowo…

menami. Wielkich piniendzy się zachciało,

– Ależ oczywiście, że będzie

ale stracił, he, he, co do grosza! A pan

anonimowo. Nazwiska zmienię

to jakiś znajomy? Rodzina dalsza?

i wszystko, nikt się nie pozna.

Komornik? Bo ten Stefan to osta-

Prócz tego w żadnej wielkiej

tecznie dobry człowiek. Odkąd

gazecie tego nie umieszczę,

wrócił ze stolycy, złego słowa

przysięgam!

na niego nie powiem… Idź pan,

– No dobrze, dobrze… Pro-

idź… Niebieska furtka, brudny

szę pana, tylko, wie pan, żeby

pustak… Ale że tak wszystko

to tu na wieś nie trafiło, bo ledwo

odłogiem stoi, ech… Nuworysz

co nam proboszcza zmienili i nie

jeden… Polska as it is. Po takiej wypowiedzi brakowało mi jeszcze przelatującego bociana, dźwięku disco polo, zapachu

58

cze coś zapomnę i tylko materiał na tym straci.

chciałbym sobie teraz opinii zepsuć. – Oczywiście, rozumiem. – A poza tym, jak to będzie anonimowe… Niech pan opisuje wszystko! Ja to lubię się

kiszonej kapusty i Janusza w skarpetko-sandałach.

wygadać, wie pan. Ale nie każdemu i nie o wszyst-

Jednak nie ma niczego bardziej polskiego niż to zami-

kim. Gdyby nie ci wszyscy, o, o… (tu wymowny „gest

łowanie do cudzego sukcesu, zakodowane w naszej

wskazujący” wymierzony prawą ręką w stronę okna)

świadomości przez dwóch największych ideologicz-

to ja bym z tymi moimi historiami po telewizjach

nych sprzymierzeńców w całej nadwiślańskiej histo-

jeździł, ale wie pan… Rozumie pan?

rii, czyli katolicyzmu w wersji „hard” (przez całe wieki)

– Oczywiście. Tutaj ma pan pełną anonimowość.

oraz socjalu w wersji „real hard” (przez pół wieku,

No i jak się wujcio otworzył, to już nie było zmi-

ale wystarczyło). Oczywiście to tylko moja skromna

łuj. Zatem przejdźmy do meritum.

teza, ale gdy słyszy się: „nowobogaccy jedni”, „ci co

Upośledzony polisz drim, czyli jak wkurwić wszyst-

się dorobili”, „nuworyszowskie świnie”, „parweniusze

kich sąsiadów, nie kradnąc ani złotówki

bezwstydne”, „dorobkiewicze pierdoleni”, to szczerze

Pierwszą turę VHS-ów zdobył Stefan od kolegi

można rzec: znasz-li ten kraj, gdzie nienawiść dojrze-

z Lublińca, który to kolega skombinował ją jeszcze za

wa, gdy sąsiadowi nagle przestaje doskwierać bieda.

komuny od dalszego kolegi – bumelanta, cinkciarza,

Z tym że Stefanowi dawno już zaczęła doskwierać,

przemytnika, handlarza wszystkim czym się dało.

aczkolwiek uraz pozostał.

Lecz póki co zostańmy przy Stefanie…


Bo przyszedł kapitalizm, a większość ludu wiejskiego

czym się nie dowie, he, he, wszystko ciii…”; w skrócie

przywitała go z rozłożonymi rękoma. Koledzy Stefa-

profesjonalizm – 100 pro; efekt spontaniczności –

na albo męczyli się z burakami, marchwią i rzodkiew-

powyżej normy; zużycie wazeliny – maksymalne;

ką, albo wyplatali wiklinowe kosze, rzadziej fotele.

zaangażowanie większe niż u dzisiejszego absolwen-

Jednak on miał wizję. Wiedział, jak się kręci kaseta

ta dwutygodniowego kursu kołczingu. Ulotka rów-

wideo i jak łatwo można zakręcić wokół niej ludzi.

nież bez zastrzeżeń: czarno-biała, papier z odzysku,

Ponadto na samym początku lat 90. słowo „seks”

jedyne co można było wypatrzeć (bez wytężania

(albo nawet „SEX”) działało na dorosłego człowieka

wzroku) to wielki napis „SEX” oraz konkretny

niczym wata cukrowa na dziecko, które pierwszy raz

zarys roznegliżowanej, sylikonowej pani.

wpakowano do wesołego miasteczka. Także plan

Dokładna godzina otwarcia również nie

był gotowy, wystarczyło tylko zebrać kilkaset

została wyznaczona bez przyczyny. Piąta

milionów na wstępne wydatki…

po południu to czas (tak z lekka para-

No i w tym miejscu kończą się jego dobre pomysły, ponieważ za kredy-

frazując wypowiedź Stefana), gdy styrani pantoflarze po całym dniu pracy wysiadają

todawców obrał sobie braci

z tramwajów obok dworca głównego i wci-

i rodziców. Wmówił im, iż

skają się w pekaesy, które mają dowieźć ich

wedle jego planu musi wy-

styrane cielska na odgrzewane, domowe

nająć od znajomego – po

jadło. Jednak nie było wielkich banerów, bu-

dobrej cenie – lokal w War-

czenia ze szczekaczki czy innych tego typu

szawie i stworzyć tam wielką

fajerwerków. Pewna doza dyskrecji musiała

wypożyczalnie kaset VHS, lecz

zostać zachowana. Choć niby wolny rynek, urzędy

oczywiście nie sprecyzował jakich. Gdy rodzinka

obskoczone, a pieczątki poprzybijane, to prawne re-

się zgodziła, plan realizował się praktycznie sam.

gulacje dopiero zaczęły wchodzić w życie, zatem nic

Ćwierć funduszy poszło na łapówki w przeróżnych

nie było pewne i donos czy jakaś inna obywatelsko-

urzędach – normalka; ćwierć na wyposażenie i re-

-państwowa interwencja była absolutnie… realna.

monty; ćwierć na opłacenie lokalu kilka miesięcy

Aby nie być gołosłownym – Stefan ex cathedra:

z góry; ćwierć na wszelki wypadek.

– Wszystko się robiło na czuja. Nie było żadnego

Był rok 91. i trochę jeszcze musiało wody w Wiśle

mądrego, co by to mógł wszystko ogarnąć. Dlatego

upłynąć, by eleganccy chłopcy z marketingu i zarzą-

też liczyła się przezorność, wie pan, stara praktyka.

dzania stali się kredowymi wizytówkami polskich

Wchodzisz pan do urzędu, pytasz, do których drzwi

uczelni. Zatem jedynym źródłem Stefanowej wiedzy

masz – najprawdopodobniej – zapukać, a później na

o promocji i funkcjonowaniu wolnego rynku musiały

dzień dobry dajesz pan w łapę, każdemu! Zawsze le-

pozostać bajkowo-kapitalistyczne opowieści stryjka

piej obdarować kilku urzędników więcej niż pominąć

z Chicago oraz książka Stana Tymińskiego, którą

jednego. Ponadto liczyła się dyskrecja.

przypadkowo znalazł na parapecie częstochowskie-

Oficjalnie zaklepywałem wypożyczalnię zwykłych

go MDK-u; przywłaszczył sobie, przeczytał, a później

kaset wideo, a nieoficjalnie, wie pan, wypożyczalnię

przez trzy dni spać nie mógł.

pornosów. Zresztą, trudno było tego nie zauważyć.

Wielkie otwarcie zostało poprzedzone kampanią

Na starcie miałem setkę filmów z panienkami

reklamową, którą Stefan uskutecznił samodzielnie

i parę normalnych… dla niepoznaki, żeby nikt się

w samym centrum stolicy. „Dzień dobry, zapraszam

nie czepiał. No ale jak już robiłem to wielkie otwar-

serdecznie, proszę tu broszurka, wszystko tu napi-

cie, żaden były ubek słowem się nie odezwał, tylko

sane, nie, nie, żadne to bezbożności, proszę pana,

wszyscy grzecznie oglądali, tak wie pan… z dosto-

teraz to taka moda, wszystko legalne, wie pan, ame-

jeństwem i powagą, jakby kartkowali modlitewniki

rykańskie, ma pan magnetowid, świetnie, żona o ni-

przed pierwszą komunią, he! 59


– Setka filmów? Trochę mało?

Videogate i niedoszła obrona Sokratesa

– Proszę pana… To był kapitał początkowy. Im

Choć Stefan prowadził swój interes powiedzmy „ci-

bardziej się rynek rozkręcał, tym większe były

chaczem”, to po dwóch latach funkcjonowania jego

zasoby. Rok urodzaju i stopniowo dochodziło się

dzienny dochód wynosił około kilkanaście milionów

do tysiąca! Wie pan, głównym punktem zaopa-

starych złotych, a zdarzało się i więcej. W połowie

trzenia był bazar przed Pałacem Kultury, później

lat 90. mocno rozwinęła się sieć dystrybucji i trzeba

też Stadion Dziesięciolecia. Kasety przegrywane

się było do tego dostosować. Jako przedsiębiorca

chyba i po dziesięć razy, wyblakłe, pomarszczone

Stefan śmigał cztery razy w miesiącu po hurtow-

okładki i jeszcze te napisy na naklejkach, ech… No

niach, zdobywając najświeższe i najlepsze produk-

proszę pana, jakby to dziecko podpisywało! Ale

cje możliwe do odnalezienia w ofercie. Jeśli chodzi

brało się bez gadania.

o dobór, to zasada była tylko jedna – subiektywna

Później i tak ludzie niszczyli. No błagało się ich:

zasada dobrego smaku, która z czasem przekształciła

„Panie! Ale proszę, nie przewijaj pan na podglą-

się w subiektywną zasadę dobrego smaku klientów,

dzie!”, „No nie męcz pan tych kaset!”, „Nie cofaj

czyli brał wszystko, co było dostępne.

pan jak napaleniec jednej sceny!”, no proszę pana… – I co, skutkowało?

dziesiątym szóstym wpadła do mnie jakaś kobita,

– Panie! Ależ skąd! Był taki jeden film… ech…

koło czterdziestki, nawet całkiem, całkiem i macha

no… midnajt… coś, taki egzotyczny, z Murzynką,

mi przed nosem kasetowym etui z logiem mojego

bardzo popularna kaseta. Zapisy na nią były

przedsiębiorstwa. Pytam, „proszę pani, o co chodzi?”,

na dwa miesiące z góry. Ale w tym

na spokojnie. A ona mi wygaduje, że jej 15-let-

filmie była taka jedna scena, jak

niemu synkowi takie obrzydliwości sprze-

ta Murzynka takiemu starszemu

daję. Po chwili wyciąga drugą i trzecią

aktorowi buzią to robi, proszę

nieoznakowaną kasetę, na których ma

pana, niesamowicie… niesa-

być to samo, co na pierwszej. Więc się

mowita scena. No i pew-

zastanawiam i mówię jej, że przecież to

nego razu przychodzi do

kradzież, ja nigdy nikomu nie przegry-

mnie klient, i mówi, że

wam moich filmów! A ona, no pro-

jeden moment wycięty,

szę pana, w ryk, że co ja tu wypra-

więc pytam, „jaki?!”, a on mi

wiam, dzieci jej demoralizuję. W końcu

opisuje poprzedzające i na-

strzeliła kasetami – bez zapłaty – i poszła

stępujące wydarzenia, a ja już

sobie, ale następnego dnia przyszła… z ca-

wiem, że to właśnie ta scena, gdzie

łym zastępem kółka różańcowego! Się za-

ta Murzynka… wie pan. Więc puszcza-

60

– Ostatecznie przyszedł czas próby. W dziewięć-

częło. Gadanina, krzyki i odstraszanie klientów.

my i faktycznie nie ma! Przewijam przód, tył, nic!

A ja, proszę pana, żadnemu dzieciakowi pornosa

Później dopiero wyjmujemy z magnetowidu, a tam

bym nie sprzedał. Po kwadransie przyjechała na-

taśma – dokładnie w tym momencie – tak sprana

wet policja, ale na szczęście tam też miałem swoich

przez głowicę, że można by z niej szybę robić,

stałych klientów, więc skończyło się po cichu i bez

ech… Tak ją przewijali, tak na zwolnionym tem-

sądów. Później przyszedł do mnie klient i grzecz-

pie puszczali, że się skończył film, znaczy kaseta,

nie przeprosił, dając mi kilka stówek – a to były

kaseta do wyrzucenia…

dość konkretne pieniądze – zadośćuczynienia. Facet

Niby dżentelmeni, a mało który miał na tyle

przechowywał kasety pod łóżkiem syna, a gdy żona

ogład – proszę pana – by o usterce powiadomić,

wpadła na trop, to on – proszę pana – wszystko na

o oddawaniu przewiniętych kaset to już nawet

niego zrzucił, uprzedzając awanturę przekupieniem

nie wspomnę.

pierworodnego. Dał mu stówę, a niewinny chłopa-


czek przyjął wszystko na siebie. Zresztą ten facet to

Interes życia, interes śmierci

był porządny klient, też przedsiębiorca. Jednak ta

Stefan poszedł zrobić herbatę. Pokoik, w którym

sytuacje nauczyła mnie trzech rzeczy. Po pierwsze –

rozmawialiśmy, mieścił się idealnie w subtelnej de-

musiałem uruchomić usługę przegrywania kaset

finicji architektury wnętrz późnego Peerelu z wy-

dla indywidualnych klientów; na straty z lewego

raźnym wpływem polskiej szkoły dizajnu. Dywan_

przegrywania – na które naraził mnie ten klient –

na_podłodze-dywan_na_ścianie, wersalka-narzuta,

nie mogłem sobie pozwolić. Po drugie – nigdy nie

telewizor-paprotki, krzyż-papież i tak dalej. Trochę

zadzieraj z Kościołem. Po trzecie – nie miałem szans

zapach pietruszki, trochę nieumytych stóp, ale ogól-

bez rozszerzenia oferty filmów nieerotycznych. No,

nie przyjemnie. Ja tam się nie czepiam… tym bar-

wie pan, jak te babska różańcowe się do mnie wtry-

dziej, że z kuchni czuć już było liptona – ewidentnie

niły i zobaczyły te rzędy różowych kaset, ogarnęła

w szklance z koszyczkiem, ewidentnie z cu-

ich furia. Jakbym miał więcej normalnych pro-

kiernicą kryjącą oblepioną kryształkami

dukcji i wszystkie trzymał na wejściu, to za-

łyżkę. Ludzie wychowani za komuny

raz ciśnienie by opadło. Zresztą, w tamtym

mają jakieś zboczenie z tą her-

spotkały mnie jeszcze ze cztery podobne

batą, ale nie mnie to osądzać.

sytuacje, ale to już zwykła małżeńska

W każdym razie Stefan przy-

nienawiść, żadna deprawacja młodzie-

niósł herbatę i talerz orygi-

ży. Poza tym chciałem wynająć jeszcze

nalnych sanowskich łakotek,

jeden lokal obok, bo nie mieściły mi się

których nie żarłem chyba od

półki, a trzeba było się rozwijać.

piętnastu lat – ale Stefan przyniósł, zaznaczając, że „prawdziwe,

– Czyli ostatecznie zmienił pan charakter

sanowskie, ulubione, z cukrem”. Więc

wypożyczalni? – Przed tymi zmianami gatunki rozkładały się tak 70% do 30%. Później było już pół na pół.

chrup-chrup, siorb-siorb i wróciliśmy do rozmowy.

Obroty wcale nie malały. Kasa się kręciła! Aż do

– To jak było, panie Stefanie, z tą mafią?

pewnego momentu…

– Ech… Dziewięćdziesiąty siódmy, jesień, późny

– Kto tym razem, ksiądz proboszcz?

wieczór, no może wczesny poranek. Siedziałem w fir-

– Nie, proszę pana, ludzie! Kupiłem sobie audyka

mie, bo tam dobrą telewizję z telewizorem miałem

czwórkę. Wtedy to była klasa. 125 koni! Proszę pana,

– 29-calowy grundig, proszę pana – i dochodziłem

jak się nienawiść zaczęła! Dotychczas zbierałem,

do siebie po walce. No wstyd taki, że trudno było się

trzymałem poloneza, a tu nagle takie cacko. Sąsiedzi

ruszyć z miejsca! Całą noc sam czekałem z pięcioma

zaczęli obgadywać, koledzy z branży zazdrościć. Ktoś

piwami i paprykarzem, a tu nawet jednej rundy nie

doniósł rodzinie i pierwszy raz… panie! Pierwszy raz

wytrwał. Ech, specjalnie dla niego w te kanały HBO

brat mnie odwiedził, nie w mieszkaniu, a w firmie. Jak

inwestycja poszła… No ile to ja nocek przez tego

to zobaczył, to kazał oddawać pieniądze i zwijać ten

Gołotę straciłem…

obrzydliwy interes! I to jeszcze jakiś taki przelicznik

– A mafia?

sobie zafundował, że zgodnie z jego obliczeniami,

– A! Mafia przyszła później. Wieczorem. Ale mnie

po oddaniu całego długu powinienem był zostać na

wtedy nie było, tylko Monika, moja pracownica. Za-

lodzie! Zresztą wszyscy bracia się na transformacji

zwyczaj ona siedziała na wieczornej zmianie, a ja na

odbili, wszyscy mieli interesy i co roku mi powta-

porannej. A wtedy przyszli koło piątej. Dwóch bycz-

rzali, „Stefan, spokojnie, nic nie musisz oddawać,

ków w czarnych gangsterskich frakach i wiesz pan

myśmy też się dorobili, to i tobie niech się dobrze

jak… Skóra, fura i komóra! No i zaczynają Monikę wy-

powodzi.”, a teraz co?! Więc im oddałem, a później

pytywać o zarobki, o klientów, o filmy, o szefa – czyli

przyszła mafia…

o mnie. Więc Monika im wszystko powiedziała, a oni 61


wtedy, czy nie potrzebujemy ochrony. A dziewczyna

rzenie „czegoś dla przykładu”, ale stwierdziłem, że to

oczywiście, że nie, bo ostatnio kryzys finansowy

raczej nie ma sensu, a poza tym trochę się brzydzę.

i takie sprawy. Oni chyba zrozumieli i sobie poszli.

Historia kończy się tak, że dziś Stefan ma talerz

– Poszli?

Polsatu oraz brak dzieci, żony i internetu. Ponadto

– Tak.

posiada kury, kaczki, gęsi, krowę, psa, ciągnik Ursus,

– To skąd pan wie, że to mafia była, a nie firma

audyka czwórkę, mały domek po matce, pół hektara

ochroniarska?

ziemi, kilka rolniczych maszyn… Zresztą żyje mu się

– Bo się przedstawili. Wie pan, że z Pruszkowa są.

jakoś, czasem robota gdzieś się natrafi, a czasami do

Postanowiłem jednak nie drążyć tematu. Wstęp

braci zadzwoni po zapomogę. Może gdyby zainwe-

był już wystarczająco wątpliwy. Lecz skoro to nie

stował w coś innego niż wypożyczalnia kaset porno,

mafia go doprowadziła do bankructwa, to przyczyna

miałby dziś coś więcej, tak jak jego pozostali trzej

musiała być jeszcze bardziej skomplikowana. Popro-

bracia. Ale jemu chyba to nie przeszkadza.

siłem więc grzecznie o dokumentne scharakteryzowanie przyczyn plajty porno wypożyczalni.

Gdy żegnał mnie na przystanku PKS, zapytałem go, czy bardziej tęskni za latami 90. czy za komuną.

No i klaps. Niestety, wbrew pozorom sprawa była

Jego odpowiedź wcale mnie – któremu dzieciństwo

banalna. W 2003 roku biznes przestał się opłacać.

przypadło na ostatnią dekadę XX wieku – nie za-

Coraz mniej ludzi wypożyczało kasety, a cała konku-

skoczyła. Więc tylko wsiadłem do tego rozklekota-

rencja już wcześniej zaczęła wymieniać swoje zasoby

nego autobusu, puszczając przodem rozwydrzone

na DVD. Stefan się z tym spóźnił i postanowił oddać

dzieciaki i odjechaliśmy, każdy w swoją stronę, tak

przedsiębiorstwo w ręce zaufanej osoby. Konkretnie

po prostu.

w ręce Genka, który mieszka obecnie pół kilometra od niego, za komuny zajmował się przemytem, a w latach 90. głównie pobieraniem kuroniówki. Genek nie pobiznesmenił zbyt długo i w 2004 cały towar, wraz z półkami, został sprawiedliwie spieniężony, natomiast on sam powrócił do rodzinnej wioski pod Lublińcem. Gdy doszliśmy ze Stefanem do tego momentu, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkowo mój żurnalistyczny zmysł mnie nie oszukał i cała ta domniemana sensacja była tylko bezpodstawnym urojeniem. Stefan mienił się „swoim chłopem” i na pytanie o „pamiątki” z tamtych czasów, odpowiedział bardzo uczciwie. Posiadał bowiem całe pudło przegranych „klasyków”, ale jak je ogląda, to może raz na rok, z sentymentu, a poza tym ma swoje małe gospodarstwo, więc czasu brak na myślenie o „tych rzeczach”. Ostatecznie zaproponował mi – z grzeczności – obej-

Dezydery Barłowski (1991) – prozaik, twórca tekstów naukowych, artystycznych oraz publicystycznych. Tłumacz współczesnej literatury amerykańskiej. Absolwent filologii polskiej oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej, obecnie student komparatystyki UJ.

62


Piwnica z psem

✖ Konrad Janczura

Szare niebo wyganiało z Prądnika Białego sierpień. Tu jakby lato było niechciane. Peryferie krakowskiej buchalterii pełne są przeciętności przez duże „p”, a jednocześnie wręcz zaskakują… pustką i niczym. „Nic” to coś, co tam właśnie jest. Agresywny wystrój betonowych ścian, pełen rozmaitych parafraz lokalnego idiomu „jebać żydów”, sklepy z ciuchami, z żywnością zdrową i niezdrową, firmy i materiały budowlane, McDonald, kilka cepeenów, wreszcie: ulica Opolska jako główne ujście asfaltu – to wszystko chłodno zaprasza do zapoznania się z kolorytem północnych dzielnic grodu Kraka. Tu nie ma smoka, mówią kibice, tu jest tylko ogień.

63


Skromnie skrojonymi ulicami chodzą babcie, matki

ków. Wiadukt pasował jako miejsce schadzek, bo

i zakochani. Tych ostatnich najmniej. Nawet bowiem,

można było wejść na górę, na tory, a potem rozma-

kiedy trzymają się za rękę w centrum miasta, w nie-

wiać w sposób pseudoegzystencjalny, jak to mają

ustannym pochodzie krakowskiego rynku albo w ga-

w zwyczaju tzw. młodzi kochankowie. A nasi bo-

lerii, oczywiście handlowej, tutaj zakładają dresy, by

haterowie rzeczywiście młodymi kochankami byli,

ruszyć po kolejne towary na promocji. Niczym się

ona i on nie wyróżniali się z tłumu sentymentalnych

nie wyróżniają, choć zdarzają się wyjątki.

duetów, kiedy ona założyła zwiewną, kwiecistą

Tak, o bohaterach tej dziwnej historii trudno było

sukienkę, a on ubrał się na czarno – romantyk, ach!

powiedzieć: „ona i on”, przynajmniej po prądnicku,

Tym bardziej, że celem ich wycieczek był nakreślony

a jednocześnie, ogólnie rzecz biorąc, łatwo. Peter

pod wiaduktem mural. Ogólnie rzecz ujmując za-

i Klaudia. Wyglądali jak z dwóch innych plakatów,

wierał on bladą, kobiecą twarz, w dwóch odsłonach

z różnych pism. On to tak naprawdę Janek, ale mówili

umieszczonych koło siebie: jednej w złodziejskiej

na niego Peter, bo pewnymi cechami podobno przy-

opasce, drugiej bez. Była to twarz młodej, wylewnie

pominał (albo raczej chciał przypominać) Petera Ste-

pięknej dziewczyny, o wulgarnych, krągłych rysach,

ela z Type O Negative – nieżyjącego już, atletycznie

okraszonej paskudnie żółtymi włosami sięgającymi

zbudowanego wokalistę, o obłędnym wyrazie twarzy

do ramion.

i głosie, który dodawał mu sympatycznej, mrocznej

Całość przedstawiona została na czarnym tle,

autoironii. Ona przypominała, a raczej była typo-

ozdobiona gdzieniegdzie fioletowymi i granatowymi

wą wielbicielką zdrowej żywności – bez makijażu,

drobiazgami kwiatowymi. Ot, młodzież. Dlaczego

w szmateksowych ciuchach, z plecakiem, z koralami

to bawi? Ponieważ mural zrobiony został przez

o ciepłych barwach i te buty, oczywiście Ecco.

osiemnastoletniego chłopaka dla dziewczyny, któ-

Ale co z tego, skoro on dopełniał ją płaszczem,

ra złamała mu serce. Podobno było to w dniu ich

noszonym nawet, kiedy było bardzo ciepło (ostatecz-

rozstania, a co ciekawe, jego femme fatale niespełna

nie, gdy wielkie upały, zawsze można było założyć

miesiąc później… zniknęła. Rodzina podobno do

koszulkę, wiadomo jaką, z logo kapeli, której nie zna

dziś jej szuka.

żaden metal, ociekającą czernią, czerwienią i bielą).

Peter i Klaudia nie znali całej historii, chodzili

Co z tego, skoro jej blond włosy upięte we francu-

tam głównie, by popatrzeć na malowidło, pocało-

ski kok czyniły ją tyle skromnie filigranową, ile dzi-

wać się, a potem siąść na torach i oglądać swoje

waczną i abstrakcyjną, zwłaszcza wśród tutejszych

ciuchy. Trochę rozmawiali, a podobne rozmowy

blokowisk i rozsianych gdzieniegdzie domów, takich

przeżył każdy, kto miał kiedykolwiek dwadzieś-

polskich, o kształcie bunkra wojskowego. Kiedy szli

cia parę lat. Mieściło się w nich mnóstwo „ja też”

razem, długie „baty” Petera prowokowały w Klaudii

i „doskonale cię rozumiem”. Wymieniali czułości

myśli o Jing i Jang. Bohaterowie tej dziwnej historii

i opowieści z życia, potem znowu patrzyli na mural.

wyglądali tak, jakby pomieszały im się światy na

I tak w kółko. I w kółko.

twarzach, na kościstej, haczykowatej mordzie Petera i w subtelnych, lecz trochę psychopatycznych

sobie, że go nie ma. Co by się wtedy działo?

rysach Klaudii. Mieli coś z brata i siostry, ale z brata

− Wtedy nie patrzylibyśmy na niego.

starszego, wielkiego i głupiego oraz siostry małej,

I całus.

zdolnej i wyciszonej.

− A gdybyśmy przez to nie mogli patrzeć na sie-

W sierpniu dużo spacerowali, a właściwie cho-

64

− Kochana, popatrz na ten księżyc. Wyobraź

bie?

dzili pod pewien wiadukt, gdzie szosa prowadziła

− Nie byłoby nas

daleko, daleko w lasy i wsie. Tam się kończył Kra-

I całus.


Tak sobie żyli.

ter właściwie nie stał jak wryty, ale słowa sąsiadki

Peter mieszkał nieopodal, w wynajętym domu.

nieco go zdziwiły. Miał świadomość, że kobiety na

Żył tam z siedmioma osobami i kilkoma psami, ze

przedmieściach Krakowa lubią opowiadać niestwo-

wszystkich stron Polski. Choć niektórzy grubo już

rzone historie. Wiedział również, że tryb życia jego

wykraczali ponad trzydziestkę, trzecia dekada życia

współlokatorów może w tutejszych poczciwcach

na dobre utkwiła w ich psychice. Mieszkał tam od

budzić rozmaite lęki i niepokoje, gdyż muzyka, jaką

niedawna, ale szybko złapał kontakt z resztą miesz-

puszczali, a także stroje, jakie nosili – to wszystko nie

kańców, bardzo otwartych na jego blackmetalowość.

było białymi koszulami uprasowanymi pod neutral-

Pewnego leniwego dnia czytał gazetę na ma-

ny kolor dżinsów. Choćby partner Reginy – Roman

łym podwórku upchniętym z tyłu posiadłości. Od

– miał posturę żylastego Sycylijczyka, urodzonego

czasu do czasu puszczał kilka słów do siedzącej

do rozboju i załatwiania spraw przemocowo. Gdy

obok Reginy.

wychodził na spacer z dwoma czarnymi kundlami,

− Widziałaś tego gołębia? Jebany… – sypnął Peter. Udało się ptaszysku dobrać do psiego jedzenia, kiedy domowe pieski zaczęły się o nie gryźć.

śmiało mógł być uważany za typa spod ciemnej gwiazdy, nawet gwiazdy ciemno-fioletowej. Jak jednak dziewczyna miałaby zostać zamę-

− Prawdziwy ulicznik – odrzekła Redżi. Zazwyczaj

czona? Przecież mieszkańcy domu przy Kuźnicy

stosowała takie właśnie metafory. Była starsza, miała

Kołłątajowskiej 25 prezentowali mu się, jak dotąd,

dredy, mieszkała z chłopakiem, chłopakiem z Kielc.

tak bardzo łagodnie! Uznał, że pani zamiatająca

Real hip-hop kształtował jej osobowość, choć, jako

liście była po prostu wariatką w chustce. Na taką

zaawansowana feministka (podobno), ciągle rzu-

zresztą wyglądała.

cała słowa-klucze, takie jak poliamoria, borderline i subwersja.

Wieczorem przyszła do niego Klaudia. Mieli iść na próbę zespołu Black Death, zespołu Petera. Nazwa

− Wczoraj byłem w rynku z chłopakami i znaleź-

została wymyślona, by brzmiała, by wybrzmiewało

liśmy martwego ptaka. Żyro najebany wziął go do

z niej całe napierdalanie, jakie oferują członkowie

ręki i straszył dziewczynki. Jęk poszedł jak ta lala.

kapeli. Gdy Peter ją zaproponował, członkowie grupy

− Ja pierdolę, z kim ja mieszkam… – udała zde-

stwierdzili, że to tak oczywiste, że musi istnieć już

gustowanie Redżi, po czym wstała z krzesła i poszła

zespół o podobnej nazwie. Peter uzasadniał nazwę

gotować obiad.

na miarę swojej konwencji „Niech spierdalają, je-

Blackmetalowiec bezmyślnie patrzył w niebo.

steśmy najlepsi”.

Coś jednak przerwało mu tę próżniaczą czynność.

Próba odbywała się w dużym baraku przy Placu

Zamiatająca podwórko sąsiadka niespodziewanie

Bohaterów Getta, gdzie jest kilka salek wynajmowa-

podeszła do płota.

nych dla różnorakich zespołów za małe pieniądze.

− Panie, chodź pan tu – szepnęła głośno. Przywo-

Każda taka próba rozpoczyna się od pytania „ma ktoś

łanie co najmniej chłopaka zdziwiło. Jakby uderzyło

coś?”. I nie chodzi tu bynajmniej o narkotyki, alkohol

w czuły segment mózgu, który każe bez zastanowie-

i inne atrybuty rockandrollowców, nie. Pytanie ty-

nia reagować na nagłe polecenia.

czy się motywów na gitarę, od których zaczyna się

− Uciekaj stąd pan. To nie są dobre ludzie. Ta

cały blackmetalowy proces kompozycji. Problem ten

tutaj dziewczynę zamęczyła. Panie, jakbyś zoba-

zresztą zna każdy, kto kiedykolwiek gdziekolwiek

czył! Trzymaj się pan od nich z daleka, bo będzie

grał i nie była to orkiestra dożynkowa.

z panem krucho!

Klaudia siedziała w kącie, popijając piwo i przy-

Po czym oddaliła się do swojego segmentu sze-

glądając się fingowanym, szympansim zachowaniom

regówki, biorąc ze sobą wielkie wiadro z liśćmi. Pe-

swojego ukochanego i jego pobratymców. Stroili in65


strumenty, wymieniając przy tym rozmaicie lubieżne

wokół bezpiecznych tematów typu „co robiłaś dziś?”,

porównania. Najważniejsze w nich było dopowie-

lecz zupełnie nie tak jak trzeba, w żadnym z fasonów

dzenie do słowa „zjebałeś”. Jak na budowie. Zjebałeś

szczerości. Nie mogła już wytrzymać, zapytała:

jak twój stary – i wszyscy cicho. A później śmiech. Peter był jednak tego dnia trochę nieswój. Nieco zamroczony, jakby bardziej skupiony na ćwiczeniach

− Nie… o co ci chodzi? – odpowiedział prawie niechętnie Peter.

głosowych niż zwykle. W dziwny sposób dręczyła

− Ej, zawodzisz na próbie jak baba. Zrzędzisz.

go rozmowa z sąsiadką. Zamęczona dziewczyna?

Idziemy teraz przez miasto, a ty w ogóle się nie

W XXI wieku? Co to kurwa ma być?

odzywasz z własnej woli. Wydaje się, że myślami

Darł się do mikrofonu o wiele bardziej niż zwykle, o wiele bardziej też fałszował. Jakaś dziwna energia

jesteś bardzo, bardzo daleko. Nie czaisz tego, że to widzę?

wplatała się w jego struny głosowe, była ona od

− I co z tego?

serca, od duszy, owszem, tak jakby chciał, ale chyba

− I kurwa gówno z tego, spierdalaj!

nie z tej duszy co trzeba i nie z tego serca, gdyż nie

Rozłożyła ręce. Zawsze, gdy rozkładała ręce,

pozwalała zmieścić mu się w jakimkolwiek szumie,

Peter wszystko jej wybaczał. Wyglądała wtedy jak

skrzeku czy jazgocie przypominającym jakąkolwiek

Maryja. To chyba było coś, co trzymało ich związek

z tonacji granych przez kolegów z zespołu.

przy życiu, łagodziło wszelkie kłótnie. Tym razem

Podczas przerwy na fajkę zagadał do Zygiego. Za-

jednak nie zadziałało. Peter był cipą. Zamęczona

czął mu mówić o jakichś swoich cudacznych rozmy-

dziewczyna rozrastała się w jego głowie. W gruncie

ślaniach, byleby oddalić niepokojące myśli, a raczej

rzeczy trudno mu było pojąć, że w mieszczańskim

myśli o swoim niepokojącym zachowaniu.

ładzie, w którym wydawało mu się, że wylądował,

− Stary, kurwa, słyszałeś ten motyw? Wydaje mi się jakiś patetyczny z dupy… − No co ty, Peter, przesadzasz. Taki jest black metal – podniośle, na pełnej kurwie, ale z jajem! − Black metal musi mieć siłę, a to brzmi jak pizda. Stary, przeróbmy to.

66

− Stary, czy coś cię gryzie?

mogły mieścić się jakiekolwiek możliwości plugastwa. Może i plotka, ale zbyt duża. Zbyt dużo znacząca. Chłopię wymiękało. Pożegnał ją symbolicznym muśnięciem ust, po czym wsiadł w dziewięćset czwórkę. Nie widział ludzi, choć było ich sporo.

− Klimat tu jest ważny, stary. Kiedy numer będzie

Wysiadł na Pachońskiego, kupił po drodze dwa

skończony, wtedy sczaisz – odezwał się jak zwykle

piwa i wolnym spacerem, przez pusty Park Biało-

rozsądzający spory perkusista. Wokal coś burknął.

prądnicki kierował się w stronę domu. Ogarniało

Wszyscy skupili się na swoich papierosach. Gasząc,

go zmieszanie połączone z czymś w rodzaju lęku.

poszli do salki. Peter miał dość.

Słowa sąsiadki drążyły go od wewnątrz jak ból zęba,

− Chłopaki, ja się zawijam. Nie czuję się dziś na

który analogicznie się powiększał, niczym za sprawą

siłach. Miałem popierdolony dzień. Trudno mi się

dziwacznej dla większości ludzi praktyki suwania

wczuć. Spierdalam, ave!

językiem po bolącym kawałku szkliwa.

Wziął Klaudię i poszedł. Kumple byli nieco zdez-

Wkraczając na skromne podwórko szeregówki,

orientowani, ale wiedzieli też, że ten gość ma swoje

pomyślał o tym, czy spotka kogoś w salonie. Po

jazdy. W końcu to wokalista.

nadzwyczaj emocjonującym otwarciu drzwi wej-

Nietypowa para szła ulicą Krakowską. Klaudia

ściowych usłyszał szczekanie psów. Z wielką dozą

powinna być nieco zaniepokojona, ale jak zawsze wy-

psiej miłości rzuciła się na niego słodka Candy,

kazywała swój niezawodny, wegański, stoicki spokój.

mała, biała suczka, o pięknych łatach na twarzy

Ale i on był dziś nietypowy. Jego słowa wciąż krążyły

wyglądających jak złodziejska maska. W salonie


się świeciło. Siedzieli tam dwaj najstarsi lokatorzy,

kojarzenie ze sobą kolejnych elementów i kompo-

Andrzej i Mariusz. Na stole stały opróżnione butelki

nowanie z nich rozmaitych, najbardziej zawiłych

po piwie, jakieś kilkanaście.

podejrzeń. Candy właściwie zbiegła swoimi mi-

− Co to, z miasta wraca kolega? – zapytał Andrzej. –

krostópkami do piwnicy. Peter jeszcze tam nie był,

Jakoś chyba krucho dzisiaj było? A gdzie małżonka?

a trwająca w nim podejrzliwość wywoływała w jego

Andrzej nazywał wszystkie dziewczyny kolegów

umyśle dosyć niepożądaną ciekawość. W tym mo-

małżonkami. Jakoś bardzo przywiązany był do tra-

mencie Roman i Regina zeszli ze schodów.

dycyjnego użycia języka. A… i lubił też polskie kino.

− Heja Peter, jak wieczór? My właśnie idziemy

Był trochę po trzydziestce, jak Mariusz, obaj swoje

do piwnicy, idziesz z nami? Chodź, zapoznam cię

młodzieńcze dokonania koncentrowali głównie wo-

z kimś…

kół mieszkania na skłocie. W domowej społeczności

− Czy tam ktoś jest? – zapytał blackmetalowiec.

dużo mówili, frazami raczej spokojnymi i poczciwymi,

− Ktoś na pewno, chodź chodź… – zachęcał go

takimi jak ta:

Roman.

− Wypada wypić przed snem, bo rano zaschnie

Peter niepewnie schodził po tych kilku schodach,

w gardle. O, pomyślałeś o tym młody, masz już latka

prowadzących do dwóch pomieszczeń. Jednym

– dodał Mariusz.

z nich był duży pokój o ścianach pomalowanych na

− Kurwa, chłopy, dopiero dwudziesta druga,

ciemno-fioletowo, gdzie wisiało mnóstwo plaka-

a stół już jak ze szkła! – rzucił niby błyskotliwie

tów, polskich plakatów, z polskiej szkoły. Panował

Peter.

tam półmrok, na małym stoliku paliły się świece,

− Jak nie pierdolniesz, to nie zaśniesz.

a przy nim siedziała nadzwyczaj piękna kobieta

− Te twoje mądrości, Andrzej – rzekł Mariusz

w ciemno-zielonej koszuli nocnej, odsłaniającej

z dobrą, chmielową chrypką. − Mądrości jak mądrości. Ja jestem praktykiem. Tylko i wyłącznie.

półśrodkami najbardziej grzeszne elementy ciała, którym jeszcze większej wulgarności dodawała śniada karnacja skóry. Siedziała z lekkoduszną elegancją

Stoicki spokój Andrzeja zahipnotyzował nasze-

na małym taborecie, noga na nogę, paląc cygaretkę

go młodzieńca, który zdecydował się dołączyć do

albo coś w tym rodzaju. Na jej twarzy malował się

towarzystwa, licząc, że scena z sąsiadką choć na

lekki uśmiech, a oczy, jakieś semicko-melancholijne,

chwilę wyjdzie mu z pamięci. Candy siadła mu na

dodawały jej demonicznego wymiaru.

kolanach, czuł się mile odprężony, co rzadko mu

− Peter, poznaj Lenę – rzuciła Regina. – Przy-

się zdarza, jest metalem ostatecznie. Zaczęli roz-

jechała kilka dni temu. Nie widziałeś jej, bo mało

mawiać o rzeczach bardzo codziennych. Puszczali

wychodzi z pokoju.

dużo prostej muzyki, starego punka i nowy hip-hop. Peter jednak szybko poczuł się zmęczony.

− Bardzo mi miło – rzekł Peter, podając bardzo niepewnie dłoń.

Wszedł na korytarz, gdzie znowu zastał Candy.

− Jak się masz? – wysączyła Lena. Wysączyła, bo

Merdała ogonem, jakby chciała go gdzieś zaprosić.

choć zdanie to typowe i konwencjonalne, wypowie-

Znowu nabrał podejrzeń. Ogarniała go mania prze-

dziane z jej ust nabrało dziwacznej pikanterii. Jak

śladowcza, nawet w stosunku do psa. Jego złodziej-

każde słowa, zresztą, które by teraz z niej wypły-

ska twarz zaczęła nagle kojarzyć mu się z muralem.

nęły. Nic gorszego od paskudnie prostego słuchu

W przedziwny sposób wiązał fakty. Mural, Klaudia,

mężczyzny wyłapującego momentalnie złowieszczy

Sąsiadka, oni dwaj, łaty Candy. Dlaczego ocierał erotyzm kobiety. się o tak prymitywny obłęd? Nic przecież bardziej banalnego w funkcjonowaniu ludzkiej psychiki niż

− Nie najgorzej, choć bywało lepiej. Wypiłem dwa piwka i szykuję się do snu. 67


Peter usilnie starał się udawać zwyczajność, a tak

śmiać w sposób niezwykle głośny i psychopatyczny.

naprawdę narastał w nim niepokój. Zupełnie nie

Lena wstała i zaczęła szukać czegoś w szafie. Peter

znał celu tego nocnego posiedzenia. Usiedli wokół był nieco zdezorientowany, ale zaciekawiony. Wszystołu. Roman i Regina byli nadzwyczaj spokojni

scy powstali i skierowali się do komórki mieszczącej

i uśmiechnięci. Lena paliła papierosa, powoli i dys-

się tuż obok piwnicznego pokoju.

kretnie zbliżając go do popielniczki. W tle leciał

Po otwarciu drzwi i puszczeniu pań przodem,

Bauhaus. Peter znał ten kawałek, chciał go nawet

Peter wszedł w chwilowy mrok, a to, co zobaczył po

przerobić na black metal, zresztą tytuł – Stigmata

zapaleniu światła przeszło jego najśmielsze oczeki-

Martyr – doskonale mu pasował. Sącząc resztkę

wania. Blondwłosa dziewczyna, całkiem urodziwa,

piwa, dziwnie odruchowo zaczął rozmowę z Leną:

ubrana jak dziewczyna – w spodnie i sportową bluz-

− Ciekawy pokój. Ma swój mroczny urok, podoba

kę, chodziła po podłodze na czworaka, szczekając

mi się. Dlaczego wcześniej cię nie widziałem? − Ostatnio mam ochotę posiedzieć sama. Zresztą, zazwyczaj mam taką ochotę. − Jesteś egocentryczką? – zagadnął naiwnie.

i pisząc na przemian. Lena i Regina głaskały ją po głowie, mówiąc: „dobra Kasia, dobra”, a Roman przyrządzał jakieś mięso w misce, do którego dosypywał łyżką biały proszek. Następnie podsunął miskę Kasi,

− Jestem egoistką – odpowiedziała, a on zobaczył a ona zaczęła łapczywie pochłaniać jedzenie, niesaw niej jeszcze większą pewność siebie niż do tej pory. − Co to dla ciebie znaczy?

mowicie przy tym się ekscytując. Peter nie mógł w to wszystko uwierzyć. Co tam,

− Dla mnie to znaczy wiele, dla ciebie raczej nic.

do cholery się działo? Z jakim wypaczeniem ludzkim

Właśnie dlatego jestem egoistką. Brzydkie, prawda?

miał do czynienia? Kim byli ci ludzie? Czy jego też

− Przesadzasz. − Lubię przesadzać, to fakt.

czeka taki los? Roman zaczął tymczasem śmiać się i tłumaczyć

Niepokój dręczący Petera zaczął go intrygować.

młodzieńcowi, że Kasi zatrzymała się faza po kwasie

Spodobało mu się zetknięcie z innym światem, zupeł-

i nie chcą jej takiej puścić do domu, bo starzy by ją

nie nieprzypominającym jego dotychczasowych kli-

zajebali. Powiedział także, że już się do niej przy-

matów, ciętych żartów i pijackiego krzyczenia „Ave”.

zwyczaili oraz że umila im życie.

Zaczynał coraz bardziej się otwierać, sięgał w swoich

Peter odruchowo wybiegł stamtąd i skierował się

wypowiedziach po cytaty z książek, filmów, poczuł do swojego pokoju, na górę. Gdy był już wewnątrz, się kimś bardziej pełnym, nowoczesnym i gawędziar-

zapalił światło i trzymał się za głowę. Myślał o Klau-

skim niż dotychczas. W pewnym momencie Roman

dii, zadzwonił do niej, nie odbierała. Tak bardzo chciał

zaproponował:

zobaczyć jej rozłożone ręce. Patrzył na plakaty ze-

− Może pójdziemy do naszego ulubionego pieska?

społów w swoim pokoju. Pomyślał o tym, jak bardzo

− Tak, tak, chodźmy! Na pewno jest głodny, czas go

szatan, którego znał z tekstów piosenek, wydawał

nakarmić – odkrzyknęła Regina, po czym zaczęła się

mu się teraz niewinny.

Konrad Janczura (1988) – kształcony na krytyka, z natury prozaik, programista z wyboru. Stale związany z portalem „Popmoderna”, w Ha!arcie odpowiedzialny za cykl Kresy nie istnieją. Prowadzi własną firmę, pracuje nad debiutancką powieścią. Kawaler. 68


Miećki i Byćki

✖ Adam Miklasz

Miećki i Byćki się wreszcie zeszli razem w knajpie. Spotkanie to wyjątkowe, po latach, klasowe. Kiedy ostatnim razem się widzieli, nie byli jeszcze wcale Miećkami i Byćkami. Byli pryszczatą, mechowąsiastą, przepoconą hormonami młodości jednolitą masą. Różnili się od siebie tylko pozornie. Ja też dawno nie widziałem Miećków i Byćków,

Teraz to macie wszystko, możecie wszystko, wszyst-

przed spotkaniem wyjątkowym-po latach-klasowym

ko zależy od was. Prawdziwa wolność, angielski

nie miałem pojęcia o istnieniu Miećków i Byćków.

w szkołach, pizzę se możecie, śpiewać na gitarze

Dziesięć lat za granicą. Aż. I jakiś taki zdziwiony

z przekleństwami, kostki do kibla o różnych zapa-

spotkaniem byłem. Ale czego się spodziewałem?

chach, opierdolić ekspedientkę, jak macie ochotę…

Że spotkamy się wszyscy na osiedlowym murku,

Wolność i dobrobyt, dobrobyt i wolność zostało

krótkowłosy w kurtce bejsbolowej zapoda browara,

przez nas, dla was, wywalczone. Za wolność waszą

długowłosy we flaneli zapoda blanta, rudowłosa

i waszą! My to już nie, ale wy możecie wszystko.

w trampkach zacznie histerycznie się chicholić, bo

Nie zjebcie tego.

grubas kędzierzawy zakrztusił się po pierwszym sztachu? I będziemy gadać o tym, kim chcemy być w przyszłości?

– I hate myself and I want to die – mruczeli wrażliwi beneficjenci zmian. – Bądź sobą, wybierz pepsi – dodawali inni.

– Kim chciałbyś być w przyszłości? – spytał mnie

Pochód ślepców za zachodem – kraciaste koszule,

poważnie Kasztan, kiedy szliśmy na spotkanie wy-

szerokie spodnie, zachodnia garażowa kontestacja

jątkowe-po latach-klasowe.

rzeczywistości, ale – z drugiej strony – niełatwo kon-

W tym pytaniu wszystko wydawało się być w po-

testować rzeczywistość jak kolorowe żółwie nindża

rządku, na miejscu. Sens, precyzja, konkret, jest

w telewizji, jak Rambo na fałhaesie i pizza na telefon.

podmiot, jest orzeczenie, odpowiednia intonacja.

Wolność i dobrobyt – jedni zaufali wolności, drudzy

A jednak wydało mi się jednak dziwne. Może dlatego,

wybrali dobrobyt. Nie wiedząc jeszcze wtedy, że

że Kasztan ma trzydzieści trzy lata?

pierwsze wyklucza drugie. I na odwrót. Tak Miećki

Przyszły Miećki, są i Byćki. Przedstawiciele poko-

zostały Miećkami, a Byćki Byćkami.

lenia dzieworódczo wyklutego z transformacji. Ułuda

Spotkanie trwa. Miećki i Byćki są sobie bardzo

lepszości, presja szczęśliwości. Jajo o jajo. Przyciśnięci

odlegli, dzieli ich sporo, głównie stopa życiowa.

presją starszyzny, przeświadczonej, że niemal mesja-

Miećków stopa życiowa jest gładka, schludna, wy-

nistycznie poświęciła swoje szare życia na ołtarzu

smarowana kremami, Byćków stopa życiowa śmier-

świetlanej przyszłości kolejnych pokoleń. Nas.

dzi, skarży się na problemy z grzybicą. Miećki wy69


rosły z jednostek odpowiedzialnych, rozsądnych,

bez tego zasranego życia mogą skończyć się fran-

świadomie kierujących swoim losem. Poddających

cuskie sery z kerfura za stówkę, pesto oryginalne

się modzie na życie, modelowi zaproponowanemu

genueńskie za piętnaście zeta w maleńkim słoiku,

przez świat. Oczekiwaniom otoczenia. Byćki to dusz-

koniec z basenem, wypadami integracyjnymi raz na

ki bardziej nieokiełznane, zbuntowane niebieskie

pół roku za darmochę. Skończy się szacunek i duma

ptaszyny na wietrze. Często niepotrzebnie wierzące

rodziny. Miećko wie, że wtrybił się w uzależnienie.

w swoją wyjątkowość, mizdrzące się do fortuny.

Byćko uzależnia się nie od swojej nędznej biedy,

Kiedyś idealiści zdający się na ślepy los. Nierzadko

ale właśnie od wolności. A raczej – wolnego czasu,

też przerażająco leniwi.

bo to, nie oszukujmy się, jednak coś innego. Wstaje

Mają jednak parę wspólnych cech. Łączy ich poczucie zazdrości.

o dowolnej porze, przypadkowo spędza każdy dzień, będący nieogarniętą rozumem niespodzianką i zasko-

Miećki zazdroszczą Byćkom czasu.

czeniem. Tu darmowa puszka od dawnego kumpla, tu

Byćki zazdroszczą Miećkom hajsu.

drobna fuszka na umowę-zlecenie, bo jakiś grancik

Jedni i drudzy mają poczucie przeklętego fatum,

się koledze trafił i nie zapomniał, tam przejażdżka

przeznaczenia, sądzą, że są skazani na swój los. Wy-

do końca przypadkowo wybranej linii tramwajowej

brałeś jedną ścieżkę, rezygnując z tego, co ma kolega

w celu obejrzenia właśnie wyremontowanej zajezdni.

z naprzeciwka. Byćki na skłosza nie pójdą, samo-

Patrzy Byćko na otaczający go świat, przygląda się

chodu nie kupią, a na wakacje, zamiast do Tunezji,

uważnie i uświadamia sobie, że wcale do niego nie

to se mogą na ogródkach działkowych „Jedność”

pasuje. Świat do niego albo on do świata. On myśli,

podglądać opalające się stare baby.

że świat do niego. Ale pewnie jest na odwrót. Świat

Miećki nie usiądą w środku tygodnia na ławeczce,

się dostosowywać nie chce. No i wtedy już wie, że

nie odpalą spokojnie browarka z puchy, nie będą

miało być kurwa inaczej. Że kolejne lata lecą, koledzy

przez cztery kolejne godziny zastanawiali się z nu-

ze szkoły zmieniają dupy, samochody, kupują wózki,

dów, jak rozmnażają się cietrzewie, kiedy nadejdzie

ryżem im po garniaku sypią na wyjściu, a on jest co-

ogólnoświatowa rewolucja i co się znajduje za kre-

raz to bardziej zmarginalizowany, staje się odpadem

sem wszechświata.

społecznym, wciąż żyjącym, lecz niepotrzebnym tru-

Można naturalnie porzucić swój los i przejść do

chłem. Pociesza się wizją odmiany losu, rozpowiada

obozu drugich, tak jednak czynią nieliczni, to wymaga

światu o swoich niepoślednich talentach, ale nie jest

ogromnej odwagi.

w stanie ich udowodnić, wychodzi pewnie z założe-

Miećko frustruje się w robocie i poza robotą, czuje, że czas i życie ucieka mu na wykonywaniu

nia, że to właśnie świat powinien je odkryć i docenić. Szczęśliwy los na loterii wyciąga niewielu.

tych samych, często idiotycznych czynności. Ma

Miećki i Byćki są sobie bardzo potrzebni. Ich

mało czasu i zwykle jest przemęczony. Od czasu

drogi przecinają się potrzebą kontaktu, jak również

do czasu potrafi wyzwolić z siebie niespodziewanie

wspólną przeszłością i perwersyjną ciekawością tej

zew wolności, myśli o tym, żeby wszystkim pierdol-

drugiej strony.

nąć, chlusnąć superwajzerowi kawą w ryj, trzasnąć drzwiami, zrobić coś szalonego, bo szalone rzeczy,

Dochodzi do spotkań – jak to – wyjątkowe, po latach, klasowe.

za które płaci, są tylko marną atrapą szaleństwa.

Miećki zajmują podczas nich pozycje przymilną.

Jest bliski decyzji, ale wtedy uświadamia sobie, że

Starają się nie urazić przypadkiem Byćka, nie kłuć go

wpadł po uszy.

w oczy pozornym bogactwem w stylu trzy dwieście

Wpierdolił się w sidła pozornego dobrobytu.

na miesiąc. Dyskretnie, nie ostentacyjnie stawiają

Wpierdolił się w kredyty mieszkaniowe, wdupczył browary, flaszki, ganiają po przepitę, dają się opier-

70

się w firmowe komórki, przywykł do ciepłych wcza-

dalać z fajek. Z pozorną naiwnością wysłuchują tych

sów pod palmą raz do roku. Uświadamia sobie, że

ordynarnych łgarstw o tym, że:


– Już niedługo to ja postawię,

być Miećkami, że brak stabilizacji

Miećko gwałtownie sięga po

zrewanżuję się, na taaaki przelew

to świadomy wybór człowieka

portfel, prosi, aby Byćko nie koń-

czekam jeden.

wolnego i niezależnego, a potem

czył, on wie, on rozumie, nie ma

Kiwają wtedy ze zrozumie-

sypią historyjkami, mają przecież

problemu. Byćko chce się jeszcze

niem głową, klepią po ramionach

sporo czasu, żeby czytać, śledzić

uwiarygodnić i sięga po blef.

i utwierdzają w przekonaniu, że:

neta, głośno zastanawiają się,

– Nie ma problemu, dziś to

– Wiesz, w sumie mógłbym

co by było, gdyby Sobieski olał kopnąć się do bankomatu, ale faj-

ty jesteś moim gościem, jutro ja

obronę Wiednia, co stałoby się

nie się siedzi, do czwartku oddam

twoim.

ze światem, gdyby to Azteko-

najpóźniej!

Miećki zajmują w trakcie bie-

wie wybudowali łodzie i pierw-

Przy ostatnim wypowiedzia-

siady pozycję bierną. Niedopusz-

si przeciągnęli się przez Atlan-

nym słowie podnosi wskazujący

czani do głosu wcale nie okazu-

tyk, omawiają jakiś pojedynczy

palec w górę, czasem też bije się

ją rozdrażnienia, słuchają, dają

kawałek muzyczny, którym się

mocno w pierś, aby wreszcie z ulgą

się zabawiać, chłoną anegdoty,

zachwycili.

ścisnąć w łapie niebieskiego i ry-

ciekawostki, opowiastki. Nie-

Piją dalej, bo są sobie potrzeb-

chlutko spłynić go w towarzystwie

które, oczywiście odpowiednio

ni, Byćki dają Miećkom sporo ra-

innych Byćków. Krytykują oni,

przepuszczone przez korpofilter,

dości plus wspomnienia, dają im

już później, Miećków za to, że się

sprzedadzą później znajomym

czas przeszły, w zamian przyjmu-

sprzedali, że jednak się zmienili,

w pracy. Byćki są dla nich auten-

jąc teraźniejszy w formie bufetu:

że to nie to samo, co kiedyś… Nie-

tyczną atrakcją, uosabiają cząstkę

darmobrowarów i podpierdala-

bieski banknot od Miećków daje

świata, którą właśnie utracili.

nych fajek. Na koniec zmęczone

im jakieś dwie godziny niekontro-

Byćki są stroną bardziej agre-

Miećki zamawiają taksówkę, są

lowanego szczęścia. I love myself

sywną. Oni mają prawo urazić

bowiem obowiązki, Byćki nato-

and I want to live, bądź sobą, wypij

Miećków, obśmiać ich prostytucję

miast obowiązków raczej nie mają,

browara. Browar to medium, dzię-

życiową.

są ponadto konkretnie niedopici,

ki któremu wywołują duchy z lat

– Wielki pan, nowy samo-

a noc jeszcze długa, uderzają więc

dziewięćdziesiątych. Pojawia się

chód, patrz się, powodzi się, nie?

dyskretnie, na uszko, albo odcia-

Courtney Love, bo to chyba ona

Jakie buty se pierdolnęła, chyba

gając ofiarę-Miećka na bok, robią

zabiła Cobaina, pojawia się Ame-

z Mediolanu, nieźle płacą, co? Do

poważną minę.

ricana, płyta, na której skurwili

Egiptu lecisz, z żoną, z córką, no

– Słuchaj, sprawa jest…

się The Offspring. I nagle powrót

to ładnie się teraz bujacie!

Miećko również robi poważną

do przyszłości – Byćki dzielą się

Czują, że w tych wycieczkach,

minę, marszczy w skupieniu brwi,

planami, pomysłami, są o krok

w tych zaczepkach są absolutnie

obejmuje przyjacielsko dostarczy-

od wymyślenia oryginalnego pa-

usprawiedliwieni, bo przecież to

ciela radości, rozeznając w mig,

tentu na szybki biznes, na świat

ich akurat los ukarał, więc mają

o co biega.

bez wojen, na nieśmiertelność.

prawo się wyżyć. Później, po

– Dwie dyszki, troszkę za mało

pewnej ilości alkoholu przeko-

kaski dziś wziąłem, nie wiedzia-

nują wszystkich, że też mogliby

łem, że tak długo posiedzimy…

Geniusze teorii. Nazajutrz będą szukać mineralnej.

Adam Miklasz (1981) – prozaik, dramaturg, dziennikarz. Nowohucianin na wychodźctwie. Autor powieści Polska szkoła boksu, Ostatni mecz, współautor antologii Bękarty wołgi. Współtwórca scenariusza do widowisk plenerowych (Łestern, NH Wonderland). Interesuje się historią i kulturą Europy Środkowej, historią piłki nożnej. Lubi podróże na Bałkany, zakłady bukmacherskie oraz basistki.

71


✖ Ziemowit Szczerek

72

Sweter z szafy Kurta Cobaina


OSOBY: AGNIESZKA „AGNIESZKA” DRESIARZ DUDNIĄCY GŁOS Z OFFU PRZYPOMINAJĄCY GŁOS WOJCIECHA MANNA JAKIMOWICZ LEKTOR LINDA MARCIN PAZURA SZWEDES WYPORZYCZACZ ZYGMUNT „ZYGMUNT” AKT 1 Na pustej scenie stoi punktowo oświetlona ławka parkowa. Zielono malowana. Na poręczy – kartka z napisem „świeżo malowane”. Na ławce leży MARCIN. Obok ławki stoi kosz na śmieci, betonowy. DUDNIĄCY GŁOS Z OFFU PRZYPOMINAJĄCY GŁOS WOJCIECHA MANNA Budzisz się w latach 90. Co widzisz? MARCIN podnosi się powoli z ławki. Patrzy na kartkę, że świeżo malowane. Patrzy na swoją kurtkę. MARCIN Kurwa! Kurtka z Big Stara… GŁOS Co widzisz?! MARCIN (oglądając kurtkę) Czekaj… Ja pierdolę… GŁOS Big Star, co? MARCIN A, daj mi spokój. Już po kurtce. Olejna się chyba nie spiera. GŁOS Podobno spirytusem. Albo benzyną. MARCIN (patrzy do góry) Benzyną? GŁOS Rozpuszczalnikiem. Co widzisz? MARCIN (zakładając zniszczoną kurtkę) To potem spróbuję zetrzeć. Co widzę? 73


Rozświetla się tło. Tłem jest fototapeta. Na fototapecie – typowa radomska ulica z lat 90. Fasady niszczejące albo pomalowane tylko wokół wejść. Nad wejściami – szyldy. Jakaś ODZIEŻ UŻYWANA Z ZACHODU, jakieś GUZIKI SZYCIE PRZESZYCIA, PASMANTERIA, KASETY VIDEO NAGRYWANIE KOPIOWANIE PRZEGRYWANIE DOGRYWANIE WYPOŻYCZALNIA ZA KAUCJĄ. Na rozpieprzonym chodniku – błoto pośniegowe. Fototapeta okazuje się ekranem, na którym wyświetla się film: przechodzą ludzie, przejeżdżają samochody. MARCIN No nie wiem. (siada na koszu na śmieci i patrzy na auta) GŁOS Imię! MARCIN Marcin. GŁOS Nazwisko! MARCIN Marcin. GŁOS Co robisz? MARCIN Siedzę. Czekam. Fiat… polonez… maluch… o! Zachodni! Ford sierra! Fiat… polonez… polonez… maluch… maluch… o! Volkswagen golf! Maluch… fiat… GŁOS Fiat voluntas tua. MARCIN Chyba tua. Fiat, fiat, fiat… GŁOS No i co? MARCIN No… czekam. GŁOS Na co? MARCIN Na Zachód. Fiat. Polonez. O, zaporożec. O, ohoho, audi. Audi 80. To chyba najładniejszy samochód ever. Taki jednocześnie i sportowy, i elegancki. Trabant. Skoda favorit. W sumie to mam problem, jak liczyć skody favorit. Zresztą taki sam problem mam z polonezami caro i ładami samarami. GŁOS Czemu? MARCIN Bo one już były robione po… no wiesz. Po komunie były robione. 74


GŁOS Polonezy caro liczysz jako zachodnie? MARCIN Jeszcze nie zdecydowałem. GŁOS (z kpiną w głosie) Łady samary? MARCIN I skody favorit. GŁOS Okej, to inaczej… Fototapeta gaśnie. Na jej miejscu pojawia się nowa: wnętrze wypożyczalni kaset wideo. GŁOS Nieoczekiwana zmiana scenerii! Niespodzianka! MARCIN (rozgląda się) Nie jestem tu zapisany. GŁOS Zapisz się. U Wyporzyczarza. Zza kontuaru wychyla się WYPORZYCZARZ. Wygląda jak doktorant politechniki, który zajął się biznesem. WYPORZYCZACZ Jak godność? MARCIN Marcin. WYPORZYCZACZ A nazwisko? MARCIN Marcin. WYPORZYCZACZ Czy dowodzik można służyć? MARCIN (wyjmuje zielony, książeczkowy) Proszę. WYPORZYCZACZ Zameldowany lokalnie, to dobrze. Kaucja będzie mniejsza. Sto tysięcy starych złotych. MARCIN płaci. MARCIN Co tak drogo? WYPORZYCZACZ Drogo, bo srogo. Szę pana. Na rynku i w ogóle. Srogie czasy, szę pana. 75


Dupa przy ścianie na non stopie ma być. Tu masz pan katalog. Na każdej kasecie są po dwa filmy, niemiecki dubbing z rzadka, lektor polski obowiązkowo. MARCIN (przeglądając katalog) Wie pan… bo ja to, jak byłem mały, to ja bardzo chciałem, żeby w Polsce były gangi, jak w filmach amerykańskich. WYPORZYCZACZ (rozmarza się) O, taaak… A nie jak u nas, że ewentualnie bandy… i kapitan Żbik na tropie. I 07 zgłoś się Bronisław Cieślak. MARCIN Albo w ogóle ten brak przestępczości. WYPORZYCZACZ I żeby się samochodami ścigali. Na scenę wpadają Piotr SZWEDES i Jarosław JAKIMOWICZ ubrani jak w Młodych Wilkach. Bujają się i gibają. Gadają jakieś bzdury tym swoim pseudogangsterskim slangiem i z pseudogangsterskim akcentem, który nie brzmi tak, jak mowa dresiarzy, tylko tak, jak wyobrażali sobie bandytów absolwenci szkół filmowych w latach 90. SZWEDES Ej, stary, normalnie, jest czad! JAKIMOWICZ Ej, normalnie, stary, zrobimy taki kesz na szmuglu dragów, że wszystkim oczy zbieleją! SZWEDES Kuźwa, normalnie, czadersko! Psy nam w niczym nie przeszkodzą, suka ich matka! JAKIMOWICZ Nie ma to tamto! Niech się plugawią! WYPORZYCZACZ (wyciąga zza pazuchy pilota i pauzuje Szwedesa i Jakimowicza, którzy zastygają w bezruchu) Ja pierdolę… przepraszam pana. To co, może coś z Chuckiem Norrisem albo Van Dammem? Albo Dolphem Lundgrenem? Pan weźmie? MARCIN A jest Commando? WYPORZYCZACZ Jutro wraca i zapisy są na to, tak więc nie. MARCIN (zamyka katalog) To Koszmar z ulicy Wiązów. O, widzę, że nagrany jest Elektroniczny morderca jako drugi film. WYPORZYCZACZ podaje mu kasetę. MARCIN płaci. Odchodzi od kontuaru, mija SZWEDESA i JAKIMOWICZA. 76


MARCIN Cześć. SZWEDES i JAKIMOWICZ (nadal nieruchomo, chórem) Cześć! Siema! MARCIN Co za naturalność! Co za szyk! SZWEDES i JAKIMOWICZ Prawda? MARCIN Tak, tak właśnie wygląda świat polskiej zorganizowanej przestępczości! Tak się nosi, tak się buja! SZWEDES i JAKIMOWICZ (obrażonym tonem) Ale ej, zaraz, zaraz! SZWEDES A w Ameryce to niby tak wygląda przestępczość jak pokazują na filmach? Chciałbyś! Chciałbyś! JAKIMOWICZ My oferujemy świat baśni! Fabrykujemy ci sny! Żeby cię te zasrane lata dziewięćdziesiąte z butami nie zjadły, z tą swoją beznadzieją, szarością i chujowością! A ty – co! MARCIN Co – ja. Ja bym tylko chciał, żeby w Polsce były gangi, jak w Stanach. Pościgi samochodowe. I żeby to wszystko było prawdziwe… Na scenę wchodzi Bogusław LINDA i Cezary PAZURA. Obaj w czarnych garniturach i białych koszulach. Wyjmują spod marynarek karabiny maszynowe i rozpierdalają SZWEDESA i JAKIMOWICZA w drobne chujki. LINDA Wypierdalać. MARCIN Mafia… LINDA Twoja stara. PAZURA No! MARCIN Ale to też nie to… LINDA Chciałeś lokalność – masz lokalność. Punktowy reflektor rzuca światło w lewą stronę sceny. Znajduje się tam narożnik bloku. Zza narożnika wychodzi DRESIARZ. Widzi LINDĘ i PAZURĘ, staje jak wryty, ale po chwili robi wysoki wykop. DRESIARZ Ha! 77


PAZURA Co: „ha”. DRESIARZ Umiesz tak? PAZURA (celuje z karabinu w dresiarza) A ty umiesz tak? Strzela. DRESIARZ stoi, śmieje się. DRESIARZ No? PAZURA przymierza się i strzela w DRESIARZA serią z zaciętą miną. DRESIARZ się tylko śmieje. DRESIARZ Wypierdalać mi z rewiru. PAZURA i LINDA patrzą po sobie i uciekają. DRESIARZ Filmowe ślepaki. Wypierdalać! MARCIN próbuje zejść ze sceny. DRESIARZ Cho, cho, cho no tu. MARCIN udaje, że to nie do niego. DRESIARZ Ty, ty! Cho no tu! MARCIN (nuci) Czy ty do mnie mówisz? DRESIARZ (też nuci) A do kogo, kurwa? MARCIN (śpiewa od tej pory wszystkie dialogi jak w musicalu) A o co chodzi? DRESIARZ O tramwaj do Łodzi, kurwa. Daj dychę. MARCIN (z głęboką beznadzieją w głosie) A niby dlaczego? DRESIARZ Dla gówna psiego. Dawaj, bo ci kurwo po kielniach pojadę. MARCIN (wychodzi na przód sceny, światło na niego, ś piewa na melodię To były piękne dni) 78


Spodnie firmy mam Americanos I na Amerykę czekam tu Tu, w tej Polsce, w którą mnie ubrano Czekam, wiedząc, że czekam na cud. DRESIARZ (podchodzi do MARCINA, śpiewa na tę samą nutę) Ja na Amerykę też bym czekał Ale trochę czasu szkoda mi W dres się przyoblekłem, bo człowieka Wschodu w sobie nie chcę ja tłumić… DRESIARZ i MARCIN (razem) To nie są piękne dni, To są chujowe dni, Oby z nich nigdy nie zostało nic… Gdy uczyliśmy się Wymawiać imię swe, Nikt nam nie mówił Gdzie ma akcent być… MARCIN Włączam MTV, a tam Nirvana Kurt Cobain ubrany w stary swetr Mówią, grzebie w szafie swego dziadka I zakłada co w tej szafie jest… Idę ja do dziadka, mówię: dziadku Pokaż mi co masz w swej szafie tu Nałożyłem co tam było, ale Wyszedł mi nie grunge, a polski żul… DRESIARZ Wszyscy dookoła noszą dresy Myślę – co tam – dres ja włożę też… Dresy noszą od Odry po Bajkał Czemu ja nie miałbym wbić się weń Mówią, dres narodził się na wschodzie Mówią: nie noś, co to u nas wschód? W dresie biegać bardzo jest wygodnie Geopolitykę mam więc, wiecie, w du… MARCIN i DRESIARZ (razem) To są chujowe dni Chujowe-jowe dni Tralalalalalalalalalala… 79


Fototapeta nagle gaśnie. W jej miejsce pojawia się wielki napis „PRZERWA NA REKLAMĘ!”. Na reklamie widać wyszczerzonego faceta w typie anglosaskim mocno, który biegnie radośnie przez wysprzątane, bardzo zachodnie miasto. W dłoni trzyma różę. Krzyczy coś. Niewprawnie dubbingujący go lektor woła „Agnieszkaaaa, Agnieszkaaa”, ale ruch ust faceta sugeruje, że jest to raczej jakaś „Janet”. W kolejnym ujęciu widzimy też „Agnieszkę”. Jest czarnoskóra. Biegnie w stronę faceta, krzycząc „Zygmunt, Zygmunt”, choć z ruchu jej ust czytamy „John”. Dobiegają do siebie i oboje wyjmują z kieszeni batoniki „Grześ” i wręczają sobie z uśmiechem. LEKTOR U nas, w Polsce, wiemy, co dobre. Fototapeta gaśnie. Po chwili znów pojawia się na niej typowy polski krajobraz miejski z lat 90: szyldy, błoto pośniegowe, syf. DRESIARZ W Polsce? MARCIN No a gdzie. DRESIARZ To była Polska? MARCIN No a jak. DRESIARZ (patrząc na fototapetę) A to co jest? MARCIN To jest wypierany stan tymczasowy. DRESIARZ (podejrzliwie) A kiedy nie będzie tymczasowy? MARCIN Nigdy. Polska zawsze dąży do czegoś, a konkretnie do Zachodu, ale nigdy do niego nie dojdzie. Bo tu nie chodzi o dojście, a o samo dążenie. DRESIARZ I co, nigdy nie będzie tak, jak na tej reklamie? MARCIN Nigdy. DRESIARZ To czemu tam, na tej reklamie, pokazali Polskę akurat tak, a nie inaczej? MARCIN Bo jakoś musieli pokazać. A tego, co jest, pokazać się nie da. Niewyjściowe jest. I ogólnie trudno jest się z tym pogodzić. DRESIARZ (bojowo) Bo co, bo brzydkie jest? Bo chujowe? 80


MARCIN Tak. DRESIARZ Ja im dam chujowe! Ja im dam! (zadziera głowę do góry i macha rękami) E! Eeeee! Eeeee! GŁOS Czego? DRESIARZ Puś mie tu jeszcze raz te reklamę! GŁOS Którą? DRESIARZ Te co leciała! GŁOS Mówi się „proszę”. DRESIARZ Chujoszę! Puszczaj pedale! Reklama znów się wyświetla na fototapecie. Dresiarz podbiega do niej i wnika w ekran. Wchodzi w film. Na ekranie staje się wielkim, czarnym gangstaraperem poobwieszanym złotem i z wielkim ganem za gumką majtek. „ZYGMUNT” zatrzymuje się, zaskoczony. „ZYGMUNT” (źle dubbingowany) O, cześć Piotrek… DRESIARZ wali go w pysk. „Agnieszka” staje, wmurowana. Dresiarz podnosi głowę do góry. DRESIARZ (wrzeszczy źle dubbingowany) Gdzie to sie wyłancza! GŁOS (z rezygnacją) „Zygmunt” ma pilota. DRESIARZ (do „ZYGMUNTA”) Dawaj. „ZYGMUNT” podaje mu pilota drżącą ręką. DRESIARZ ogląda z bliska, po czym naciska czerwony guzik. Zachodnie miasto znika, zamiast niego pojawia się to samo, co było na fototapecie na początku. Zygmunt wygląda jak przeciętny Polak z lat 90.: w czarnej czapce, burym płaszczu, z reklamówką BOSS w dłoni. Agnieszka – jak przeciętna Polka: ondulacja, ciemny płaszcz, schodzone kozaki. Dresiarz znów jest dresiarzem. DRESIARZ Teraz do siebie biegnijcie. 81


AGNIESZKA Eeee… ZYGMUNT A daj spokój… AGNIESZKA Teraz? A po chuj… ZYGMUNT (wstaje z ziemi) Co, do niej? AGNIESZKA (zatacza ręką dookoła) Tędy? ZYGMUNT wyjmuje z reklamówki batonik „Grześ” i zjada. DRESIARZ znów naciska guzik na pilocie. Wszystko wraca do „zachodniego” stanu. „ZYGMUNT” (patrząc na batonik) „Agnieszko” … „Agnieszko”, ja… przepraszam. Ten batonik miał być dla ciebie… DRESIARZ Ja pierdolę… (wyjmuje pistolet zza paska i strzela „ZYGMUNTOWI” w głowę. Po chwili zabija „AGNIESZKĘ”) Ekran gaśnie. Na scenie stoi tylko MARCIN. GŁOS To jak to było z tym swetrem z szafy Kurta Cobaina? MARCIN (macha ręką) Eee… KURTYNA

Ziemowit Szczerek (1978) – dziennikarz, pisarz, autor książek Tatuaż z tryzubem (Czarne), Siódemka, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian (Ha!art), Rzeczpospolita Zwycięska (Znak), współautor zbioru opowiadań Paczka radomskich. Pochodzi z drogi krajowej nr 7 i odgałęzień.

82


Olek Rajewski

83


84


85


86


87


Olek Rajewski (1983) – artysta kombinator. Trochę malarz, trochę rysownik-satyryk, trochę poeta, trochę performer, trochę reżyser wydarzeń aktorsko muzycznych. Niepoprawny hedonista, zagorzały haszysta, czynny imprezjonista, radosny i uporczywy kreator rzeczy i sytuacji. Mieszka, pije, pali i tworzy w Krakowie. W sieci do namierzenia pod adresem: www.facebook.com/OLEKSYNOLKA

88


Krótka historia rozłamu Drezna

Steve Naumann ✖ tłum. Krystyna Schmidt ✖

Prolog

Karnawał satyrycznej transformacji

Na chodnik w drezdeńskiej dzielnicy Neustadt spada

Nadchodzi rok 1990 i dorobek enerdowskiego spo-

kawałek tynku. Od dawna nie jest to nic szczegól-

łeczeństwa wkrótce zostanie całkowicie przejęty

nego, beton sypie się teraz w całym enerdówku.

przez dyskurs RFN. „My-jeden-naród“ tego chce,

Przez zakute łby partyjnych bonzów biegnie potężna

chce tego człowiek o głowie w kształcie gruszki,

rysa, którą państwowa rozgłośnia młodzieżowa raz

a nawet historia się tego domaga. Tak Gruszka wy-

w tygodniu wypełnia punk rockiem. Zaczęło się niby

łożył to Gorbiemu, Margaret i Françoisowi.

niewinnie od The Clash jako uciskanych angielskich

W ostatnim akcie tworzenia alternatyw drez-

robotników, a prowadziło nieuchronnie do zago-

deńscy działacze obywatelscy, malkontenci i artyści

rzałych maruderów takich jak Feeling B z Berlina

sięgają po środki radykalno-artystyczne i tworzą

Wschodniego, Siekiera z Rebeliandu i Dybbuk, czort

własną republikę – Kolorową Republikę Neustadt.

wie skąd.

Kredą zaznaczają granice wokół Neustadt, naj-

I stało się, co miało się stać. Lud pracujący wy-

większej w Dreźnie dzielnicy o starej zabudowie

chodzi na ulice, wznosząc okrzyki Gorbi, Gorbi! Nim

i, krążąc wśród kruszejących tynków, pozdrawiają

jeden ze spękanych zakutych łbów ostatecznie się

pozbawionych zwierzchnictwa enerdowskich po-

rozpadnie, lud odkrywa: „to my jesteśmy narodem”

licjantów z wąsami. To, że ci nie jedzą akurat do-

i przybiera nową tożsamość. Jako „my-naród” zalicza

natów, można wyjaśnić tylko tym, że Simpsonowie

w końcu całą rewolucję spacerkiem. Tymczasem opo-

jeszcze nie lecą. Poza tym każdy udziela się jak

zycja demokratyczna działała już wtedy, gdy policja

potrafi. Wszyscy inni sięgają przynajmniej po puszki

we wszystkie publicznie wyrażane poglądy wbijała

z farbą do sprejowania resztek tynków na budyn-

jeszcze pauzy retoryczne. Jako „tarcza i miecz partii”.

kach. Niekiedy są to po prostu resztki budynków.

Teraz, po tym, gdy beton runął z hukiem, opo-

W każdym razie mieszkają w nich ci, których pań-

zycja głosi, że jest szansa, aby zbudować nowy

stwo i tak nie wpuściłoby do nowoczesnych bloków

kraj, że i tu i tam są rzeczy niezwykle cenne, że i tu

z wielkiej płyty. Podejrzani goście z lewym adresem

i tam nie wszystko jest idealne, i w ogóle jest dużo

bawią się więc w najlepsze wśród rozpadających się

do przedyskutowania – aż nagle z krainy mlekiem

kamienic Neustadt i przenoszą swoje jadalnie na

i miodem płynącej przylatuje do Drezna człowiek

ulice. A koło tego wszystkiego przechodzi jeszcze

z głową w kształcie gruszki. „My-naród” gromadzi

młodzieżowa orkiestra marszowa w wyprasowa-

się z tej okazji przed ruinami kościoła Frauenkirche

nych mundurkach. Duża liczba fletów świadczy

i jest tak zachwycony, że nawet nie zauważa, że

niewątpliwie o zgraniu z planem gospodarczym.

jeszcze ktoś chciałby coś powiedzieć. W koko-

Z przodu podskakują dzieciaki, z tyłu kilku punków.

nie obietnic i własnych życzeń przepoczwarza się

W siedzibie władz brodaty mężczyzna obiecuje

podczas zimowej metamorfozy z „to my jesteśmy

wyważone proporcje dobrej i złej pogody, prze-

narodem” w „jesteśmy jednym narodem” i jako

strzega przed konsekwencjami dzikiej prywatyzacji

„my-jeden-naród” ulatuje ku kwitnącym krajobra-

i sortuje marki neustadzkie, lokalny środek płatniczy

zom zjednoczonych Niemiec.

używany we wszystkich knajpach. 89


Kolorowa Republika powstaje w próżni pomiędzy

doradców inwestycyjnych. Nowe dziesięciolecie

przeszłym a przyszłym porządkiem społecznym

to festiwal gry w trzy kubki. Niemcy Wschodnie

i nabiera tchu z balonów pompowanych helem.

1990, Rumunia 1993, Albania 1997. History is over,

Ma to w sobie coś ze Lwowa 1990, z Festiwalu

Mercedes Benz is near.

Vyvych, z oryginalności jako najważniejszej normy

Przebudzenie na kacu

społecznej, i tworzy strukturę polityczną podob-

W Albanii najpierw następuje krach piramidy, a po-

nie jak alternatywna Republika Užupis w Wilnie

tem całego państwa. W Rumunii dawni aparatczycy

w 1997. Kolejne dziesięciolecie to istny karnawał ukrywają się na samym szczycie, tak wysoko, że mało satyrycznej transformacji. History is over, Mercedes Benz is near

kto ich dostrzega. We Wschodnich Niemczech „my-jeden-naród”

Tymczasem na pobliskiej promenadzie handlowej

pół roku po Big Dealu traci pracę i porządnie skaco-

trzech facetów reprezentujących „my-jeden-naród”

wany błąka się po ulicach. Ekipy filmowców już szu-

nudzi się na ławce. Bardzo im nie w smak to, co się

kają materiału etnograficznego. Zaczepiają starszą

wyczynia w Neustadt. Zbyt kolorowo, nieformalnie

kobietę w drodze na targ warzywny. Jej spontaniczna

i w ogóle czemu akurat tam, gdzie przecież i tak

wartka wypowiedź sprawia, że zachwyceni prze-

wszystko jest już szare i zrujnowane? Do czego to

chodnie to kiwają potakująco, to kręcą przecząco

podobne, żeby w dodatku imprezy tam urządzać?!

głowami, a ich chaotyczne ruchy przypominają sceny

Bezczelność, czysta anarchia! I jeszcze opłaty chcie-

po przydługim urlopie w Bułgarii.

liby pobierać za wejście, ktoś tak powiedział.

„Czy naprawdę musi tak być, że setki tysięcy ludzi

Ostatecznie do Kolorowej Republiki należał pozbawia się pracy? Nie można wyremontować za-

90

czerwcowy weekend, a do chłopaków z ławki – przy-

kładów? Te zepsute, które i tak do niczego się już nie

szłość. W październiku, dzięki uprzejmemu wsparciu

nadają… to zgoda. Te niech idą do likwidacji. Ale żeby

udzielonemu przez „my-jeden-naród”, cała spuści-

wszystkie? Przecież nie same śmieci tu mamy! Tyle

zna NRD przechodzi w ręce zaufanych partnerów

dobrego moglibyśmy wnieść. Ale nie, wszystko ma

biznesowych z Zachodu. Zakłady chemiczne Buna

być zlikwidowane. Wszy-ściu-teń-ko. Zupełnie jakby

i Leuna, stanowiska we władzach landu, gwiazdy

to był 45 rok, kiedy pokonali nas Rosjan, alianci. Tak

telewizyjne, kultura pamięci, Matthias Sammer…

się czujemy. Dostaliśmy wtedy łomot i musieliśmy

W atmosferze radosnego oczekiwania wszystko zo-

wyzbyć się z naszego kraju wszystkiego, co tylko

staje przekazane nad lub pod stołem. Hojni biznes-

mieliśmy, i dzisiaj znów nas to czeka. Własnymi rę-

meni odwdzięczają się jak tylko mogą, autostradami,

kami to budowaliśmy. A teraz nic z tego nie zostanie!

akwaparkami, panelami z laminatu, kasetami porno,

Nie trzeba było tak pochopnie mówić, że musimy

ulgami podatkowymi na własny domek za miastem,

się zjednoczyć. Jasne, że wszyscy tego chcieliśmy!

a nawet oddają po cichu swoje zardzewiałe ople.

Ale to trzeba robić z głową. Sądziłam, że ludzie tam

Ponadto wysłana zostaje nowa elita zarządzająca

po drugiej stronie znają się choć trochę na polityce.

złożona z ekspertów, których w starej Republice Fe-

A teraz wszystko trafiło na taczki z gnojem. Gorzej

deralnej nikt nie potrzebuje. Moment historycznego

być nie mogło!”.

zwycięstwa jest bliski, co tam historia, sam zachodni

Power off the Eastside

dobrobyt się zbliża!

Faktycznie, niemal wszystko ma iść na rozkurz trans-

Szczęśliwi nowi Wessi nie są jedynymi wśród

formacji i w końcu również rozgłośnie telewizyjne

byłych przegranych historii, który dadzą się na-

i radiowe NRD trafiają na taczki. Świeżo wybrane

ciągnąć na kuszące interesy. Miliony Albańczyków

wschodnioniemieckie władze landów (kombina-

i Rumunów wszystko, co udaje im się wyskrobać dla

cja popleczników starego systemu, zachodnionie-

siebie ze sterty potłuczonych marzeń transforma-

mieckich polityków, zwolenników jednego narodu

cji, wrzucają w piramidy finansowe podejrzanych

i sprytnych koniunkturalistów) przekształcają je


w nieszkodliwe media regionalne, grupują podług

– Przykro mi, ale nie mogę się na ten temat

legitymacji partyjnej i wszystko, co nie pasuje do

wypowiadać, ponieważ jestem odpowiedzialny za

oficjalnopaństwowej legendy zjednoczonego narodu,

kontrolowanie Bramy, nie jestem więc w tej kwestii

idzie w odstawkę.

bezstronny – spokojnie informuje bardziej ogolony

Tymczasem dawna enerdowska rozgłośnia młodzieżowa DT64 po punk rocku, spacerowej rewolucji i krytyce inkorporacji Niemiec Wschodnich nadaje soundtracki berlińskiej sceny klubowej. Na

funkcjonariusz. Drugi, z dużym wąsem, powtarza za nim: – Mnie również to dotyczy, też jestem odpowiedzialny za kontrolowanie Bramy.

trzeciej Paradzie Miłości tańczy 6000 raversów,

Po krótkiej przerwie wymyka mu się jednak:

w młodzieżowej rozgłośni ze Wschodu Marusha

– Nie można tak po prostu tarasować Bramy

puszcza techno. „Love is in the air, good morning

Brandenburskiej i uniemożliwiać ludziom przejście!

flipsters hipsters, good morning punk rockers,

– Przecież ludzie nadal mogą przechodzić! –

good morning mon amies”. Regionalne władze zwolenników jednego na-

odpowiada na to dziennikarz. – Którędy? – dopytuje wąsaty.

rodu nie są tym zbyt zachwycone i mocno trzy-

– Po bokach!

mają dłoń na dźwigni Power Off. Zwłaszcza że

Trzy tygodnie przed wyłączeniem stacji premie-

rozgłośnia dżingluje do tego podburzająco Power

rzy wschodnioniemieckich landów gromadzą się

From The Eastside. Wobec decyzji o zamknięciu

na zamku w górach Harzu. Ciemnej grudniowej

DT64 nadaje jeszcze przez jeden dzień jako Su-

nocą towarzyszy hum tata ta hum papa. Koczują-

perradio2000, a wykreowany w ten sposób nowy

cy nad zamkową fosą demonstranci DT64 starają

wspaniały świat okazuje się wcale nie tak fikcyjną

się darmowym piwem zachęcić do wymiany myśli.

przyszłością rozgłośni. Hiobowa wieść dociera

Również w Magdeburgu grupa protestantów od

do słuchaczy. Dwa lata po spacerowej rewolucji

wielu dni obozuje przy ognisku. Dwulitrowa butel-

tysiące młodych ludzi i krytyków obu systemów

ka robi właśnie drugą rundę, kiedy chropawy głos

ponownie wychodzi na ulice. W samym Dreźnie

ogłasza przez radio najświeższe wiadomości z har-

gromadzi się więcej ludzi niż podczas ostatniej

ceńskiego zamku. Premierzy landów przekazują do

Parady Miłości. Jednak zamiast uBb uBb uBb uBb

wiadomości, że DT64 ma dalej funkcjonować. Ale

pulsuje rytm orkiestry dętej hum tata ta hum tata.

tylko w ograniczonym o połowę zakresie i właściwie

Na skraju demonstrującego tłumu dziennikarz

jeszcze tylko pół roku.

pyta, ile właściwie osób może tu być. „Jakieś sto

Następnego dnia rano szef rozgłośni gorączkowo

tysięcy. No tak, z dziesięć tysięcy będzie. To chyba

biega tam i z powrotem po korytarzach rozgłośni.

dość, więcej raczej już nie potrzeba”.

„Jeśli to prawda, to by oznaczało, po pierwsze, że

W Berlinie zbiera się nieco mniej ludzi, przez

jest to pierwsze zwycięstwo Ossis, po drugie, niech

co manifestacja jest jeszcze bardziej symboliczna.

i tak będzie, również zwycięstwo demokracji. Pierw-

–Będziemy tu teraz stać całkiem pokojowo z na-

sze doświadczenie osiągnięcia czegoś na drodze

dzieją, że przyłączy się do nas wielu słuchaczy DT64

demokracji. To by było niesamowicie pozytywne

– mówi jeden z dwóch mężczyzn przez mikrofon.

doznanie dla ludzi tu na Wschodzie”.

–Wy się przyłączyliście? – dopytuje ich dziennikarz.

To połowiczne rozwiązanie przeciąga się do roku 1992. Z sześciu miesięcy robi się rok, z po-

– Tak, i to mocno. Przykuliśmy się łańcuchem –

łowy zasięgu – jedna piąta i ostatecznie z DT64

odpowiadają i z dumą pokazują do kamery łańcuch.

powstaje Radio Sputnik. W pewnym momencie

Dwaj policjanci z jasno określonym zadaniem po-

tego kilkumiesięcznego odwlekania Power Off

dejrzliwie obserwują miejsce akcji i nagle również

także Kolorowa Republika Neustadt ogłasza swoje

trafiają w oko kamery.

rozwiązanie. 91


Epilog

którzy się nami nie interesują szybko staje się jedyną

Feeling B, grupa, której muza leciała w rozgłośni

śpiewką przy rodzinnym stole. Z braku rodzime-

młodzieżowej długo, nim zakute łby zaczęły pękać,

go politycznego społeczeństwa obywatelskiego –

zostaje bez radia. Bo która stacja nada gitarowy jaz-

ponieważ to od dawna zajęte jest zagadnieniami

got na czeską nutę hum tata ta hum papa? Zwłaszcza

ogólnoniemieckimi – „my-jeden-naród” potrzebuje

że najnowsze teksty zespołu z czasem coraz mniej

25 lat, by znów wyjść na ulice. W Dreźnie będzie się

śmieszą. „Ich such die DDR und keiner Weiß wo

co tydzień zbierać przed odbudowanym kościołem

sie ist, es ist so schade, dass sie mich so schnell

Frauenkirche i, nie potrafiąc inaczej, poprzez protest

vergisst. Ich such die DDR und kommt sie zurück zu

wyrażać własne nagromadzone kompleksy. Będzie

mir, verzeihe ich ihr” (niem. „Szukam NRD, a nikt nie

protestować przeciw rządowi, kłamliwej prasie i ich

wie, gdzie przepadła, szkoda, że tak szybko o mnie

obcym narodowi protegowanym. A jak trzeba, to

zapomniała. Szukam NRD i jeśli do mnie wróci, to

i przeciw Wessi, jeśli chcą swoich obcokrajowców

jej wybaczę”).

wypchnąć na Wschód. Bo „to jest nasz Lommatzsch,

A może jest inne wyjście i Feeling B nie potrzebuje

my go wybudowaliśmy!”, „nie będziecie nam dłużej

już rozgłośni młodzieżowej? Jakby nie było, zespół mówić, jak żyliśmy wtedy w NRD!”, „jeśli to ma być radzi sobie z dylematem transformacji i przekształ-

demokracja, to wolę żyć w innych czasach!”, „wiemy

ca się w kapelę o nazwie Rammstein. W kolejnych

przecież, jaka tam jest sytuacja z obcokrajowcami,

latach krytycy obu systemów przyłączają się do któ-

tu tego nie chcemy!!”, „tutaj i tak nic już nie jest nie-

rejś z ogólnoniemieckich rzeczywistości czy wręcz

mieckie!!!”, „zabierałem głos już w osiemdziesiątym

tworzą swoją.

dziewiątym, to i teraz nie dam sobie zamknąć ust!!!!”.

Tymczasem „my-jeden-naród” utrwala doświad-

„My-jeden-naród” doświadczy zbiorowego flashba-

czenie społecznej straty w latami powtarzanej

cku i będzie mu się wydawało, że to rewolucyjne

mantrze paternalizmu. Sprzedani za bezcen, igno-

czasy: „to my jesteśmy narodem”.

rowani, niedoceniani, nierozumiani. Piosenka o tych,

Steve Naumann (1989) – wychował się na wsi pod Lipskiem. Stał się tam czechofilem z wyboru i w związku z tym przeprowadził się do Polski. W międzyczasie skończył studia w Chemnitz, które zawsze będzie szczerze chwalił za pustkę w tramwajach, kamienicach i perspektywach oraz za prześwietne warunki do tworzenia sobie placu zabaw. Szuka sponsora dla publikacji albumu zdjęć z Zakarpacia.

Krystyna Schmidt (1966) – tłumaczka języka niemieckiego, studentka psychologii. Wcześniej studiowała tłumaczenia, a zawodowo zajmowała się realizacją projektów wydawniczych. Poza ogólnym zainteresowaniem psychologią, literaturą i przekładem, szczególnie ciekawi ją psychotraumatologia, zagadnienia pamięci i tożsamości kulturowej oraz baśnie.

92


Przymusowe nostalgie

Petar Matović ✖ tłum. Magdalena Maszkiewicz ✖

Gdy ogrzewa cię mróz

wystarczająco czyste. Kelnerka przynosi herbatę

Mieszkam w Požedze, małym miasteczku w połu-

i świecę. W tej dzielnicy przerwy w dostawie prą-

dniowo-zachodniej Serbii, siedemdziesiąt kilometrów

du przypadają dokładnie na czas popołudniowych

od Bośni, które z racji często występującej mgły

lekcji w szkole. System energetyczny Serbii ledwo

nazywają serbskim Londynem (centrum regionu to

zipie, trwają sankcje i prąd jest na zmiany. Nagłe

miasto Užice, serbskie Chicago). Mam siedemnaście

przełączanie się faz i nieoczekiwane skoki napięcia

lat, jestem uczniem trzeciej klasy szkoły średniej, jest

sieją w domach spustoszenie wśród urządzeń. Na

rok 1995, miesiąc styczeń, czytam Celana, Seferisa

balkonach i parapetach często widzę słoiki z żyw-

i Hikmeta. Nie powiedziałbym, że rozumiem, co czy-

nością: ogórki, kiszonki lub ajwar. Lodówki nie dzia-

tam, raczej to czuję, ale ta poza sprawia mi przyjem-

łają, a na zewnątrz jest mróz. W mieszkaniach bywa

ność. Czasami piszę i lubię sobie wyobrażać siebie

zimno. Tak jak i w pizzerii Golf. Jest piecyk gazowy,

jako poważnego pisarza siedzącego całymi dniami

ale to nie wystarcza, by ogrzać pomieszczenie. Na

przy biurku, otoczonego papierami i nasłuchującego

mój zeszyt pada odblask świecy, herbata stygnie,

słów, które dopiero rodzą się na kartce przy me-

dmucham w nią nieświadomie, wiedziony przyzwy-

chanicznym dźwięku klawiatury. A tak naprawdę to

czajeniem, a i tak jej nie wypiję, póki nie zbiorę się

zrywam się ze szkoły. W drzwiach, ładując na ramię

do wyjścia. Słowem, wpatrując się w biel – to kartki,

ciężki, uczniowski plecak, mówię matce: „spieszę

to śnieżnego dnia – okryty kurtką, którą próbuję

się na lekcje, pa!” i zwyczajnie daję nogę do Golfa.

się ogrzać, nieco masochistycznie oddaję się pozie

Golf to pizzeria, która ma loże o wysokich ścianach, znajduje się z dala od uczęszczanych ulic i sta-

wierszoklety-zbiega, dzięki której w tym momencie lubię siebie.

nowi idealną kryjówkę. Zamawiam herbatę rumian-

Chcę przekuć w słowa przytulność i ciepło, które

kową, jest najtańsza. Otwieram notatnik i gryzmolę.

paradoksalnie odczuwam, ale na pewno nie atmosfe-

Na zewnątrz prószy suchy śnieg o dużych płatkach,

rę, w której tak naprawdę żyjemy: sankcje, sąsiedz-

który stopniowo gęstnieje; na chodniku formuje się

two wojny (oczywiście nie bierzemy w niej udziału,

cienka warstwa bieli i blednie szarość asfaltu. Gołe

jak donosi telewizja publiczna, choć po ulicach prze-

gałęzie drzew rosnących w dwóch rzędach wzdłuż

mieszczają się wojskowi i jednostki paramilitarne),

alei, robią się ciężkie pod narastającą śnieżną pokry-

konsekwencje inflacji, bezrobocie, cenzura widoczna

wą. Patrzę na to wszystko przez szybę: przechodzą

w mediach. Gdy mam napisać coś, co w zamierze-

ludzie, jakaś kobieta w czerwonym płaszczu niesie

niu jest ciepłe, czuję zadowolenie, czuję, że jestem

czarny parasol, łobuzeria lepi drobne śnieżki i rzu-

zdrowy. Są to oczywiście egoistyczne pobudki, by

ca nimi w przechodniów, widzę szerokie uśmiechy,

pisać, ale nie dręczy mnie sumienie, hedonistycznie

ale niczego nie słyszę: szkło jest zbyt grube, choć

się tym upajam. Oprócz tego nie mam nic. 93


Typowa wokalistka turbo folk na jarmarkach

symbolizujące w założeniu jedność narodową: na

Podczas bombardowania restrykcje wróciły, jak gdy-

koszulkach, swetrach, czapkach, kurtkach, nawet

by nigdy nie odeszły. Sąsiad, emeryt, dyżurny pa-

na kapciach.

triota, wygłasza mowy przed wejściem do budynku:

Mój brat cioteczny zdezerterował z wojska, wiem,

– Niech nas bombardują! Niech nam wyłączą

że rodzina ukrywa go na poddaszu gdzieś na wsi.

prąd! A my postawimy za blokiem piec, napalimy

Ciotka wypytuje wszystkich o babę, która umie

w nim i będziemy wszyscy piekli paprykę, będzie-

dobrze „zalać strach” (pogański obrzęd magiczny,

my spędzali razem czas, będzie nam tak dobrze, że

którym leczy się lęk, depresję, bezsenność i PTSD),

staniemy się silniejsi od nich. Zwyciężymy ich wspól-

bo chłopak budzi się spocony w nocy i wrzeszczy.

notą, duchem, pieśnią!

Szwagier, mąż mojej kuzynki, przestał oglądać tele-

Przechodzimy obok niego, nie zatrzymując się, to jak TV Bastylia live (jak potocznie określa się tele-

wizję, nie śledzi wiadomości. Od oblężenia Vukovaru, gdzie, po tym jak go zmobilizowali, kopał rowy. – Kłamią, kurwa ich mać, to wszystko kłamstwa!

wizję publiczną), pseudopatriotyczne przemówienia stały się normą, nikt już nie zwraca na nie uwagi. Ten

– mówi z goryczą. Symbole na ich starych, jugosłowiańskich, oliw-

sąsiad był zresztą w naszym bloku jedyną osobą,

94

która schodziła do schronu (a właściwie do zapleś-

kowozielono-szarych mundurach są obszarpane.

niałej, zrujnowanej piwnicy, w której ciągle wybijała

kanalizacja), gdy nadawano ostrzeżenie przed zagro-

Słuchamy Nirvany, Pearl Jam i Sonic Youth, oczywi-

żeniem z powietrza. Ponieważ mieszkam na pierw-

ście w podartych dżinsach i kraciastych koszulach.

szym piętrze, którejś nocy słyszałem, jak się odlewa,

Bull to jedyny lokal w mieście, w którym jeszcze

tam przy wejściu. Pewnie ze strachu nie mógł pójść

puszczają rock, a właściwie playlista jest dużo bar-

do mieszkania. Pewnie śmierć w kiblu nie byłaby

dziej złożona: punk, grunge, metal, w ciągu dnia jazz,

tak bohaterska. Dużo piękniej jest wtedy, gdy (nie-)

blues, ex-yu rock… W pozostałych knajpach prym

ludzkie wydzieliny czuć na wspólnym terytorium.

wiedzie turbo folk, a za kultową piosenkarkę uznano

Godła Manchester United

Cecę, małżonkę zbrodniarza wojennego, dowódcy

A tak naprawdę to nie mam pojęcia o wojnie. W mo-

oddziałów paramilitarnych, wykonawcy rozkazów

jej klasie jest wielu uchodźców, są biedni i trzymają

jugosłowiańskiej bezpieki za granicą. Zaczynają ją

się na uboczu, z daleka od nas. Mówią nam, że jeste-

nazywać, z początku co prawda nieco wstydliwie,

śmy tchórze i pizdy, a my im zazdrościmy, bo mają

serbską matką. My się tym brzydzimy.

bezpłatny wstęp na wydarzenia sportowe. Których

W każdy weekend jest łapanka. Psy, jak mó-

właściwie nie ma. I na basen, który też, właściwie,

wimy na policję, krążą po mieście w swojej suce.

jest nieczynny. Wszyscy noszą przeróżne emblematy

Wyprowadzają nas z Bulla, bo nikt nie ma dowodu


Drina

osobistego i ustawiają w szeregu. Dwóch pobili od

Policja zatrzymała nas podczas demonstracji

razu, bo nie dość szybko wychodzili. Już przestali

w związku z przymusowym zamknięciem przeciw-

ich tłuc, ale nadal słyszę jęki. Policjant, wciąż jesz-

nej Miloševiciowi radio-telewizji Studio B, która nie

cze z jugosłowiańską, pięcioramienną gwiazdą na

odbierała nigdzie poza samym Belgradem. Poobijani

odznace, silny i głupi (jak stereotypy każą opisywać

i przerażeni… Jeden z psów mówi:

takie indywidua), repetuje pistolet i mówi: „Jak ktoś

– Opuść ręce…

spróbuje uciec, będę strzelał!”. My się trzęsiemy,

– Nie!

Marko, kumpel, jest bliski płaczu i mówi przerażony:

– Dlaczego nie?

„Jezu, stary mnie zbije jak psa, pomyśli, że naprawdę

– Bo mnie pobijesz!

coś zrobiliśmy!”.

– Nie pobiję cię, no… Już po wszystkim… Ty my-

ślisz, że ja to co? Ja też mam serce. Mój gówniarz

Jesteśmy blisko granicy, więc po mieście cho-

jest w twoim wieku, on też był w tłumie, bałem się,

dzą ludzie w dziwnych mundurach z przeróżnymi

że nasi go złapią, mówiłem mu: daj spokój, zostaw

symbolami. Widzę Nenada, który przechadza się

to, powinieneś się uczyć, a nie zajmować bzdurami…

w mundurze moro z godłem „serbskie lwy”.

No już, opuść ręce, weź papierosa…

Czasami grozi: „Wiesz kim jestem? Uważaj, co

Powoli, podejrzliwie opuszcza ręce, nagle je

mówisz, żeby coś ci się nie stało!”. Ludzie schodzą

podnosi, znowu opuszcza i tak parę razy, w końcu

mu z drogi na wszelki wypadek. W tych czasach

opuszcza je naprawdę.

nigdy nie wiesz, na jakiego idiotę się natkniesz, a nie brakuje ich, szczególne wśród tych powracających z frontu. Nenad to mój sąsiad, mieszka piętro wyżej i ma bardzo nieskomplikowane przezwisko: złodziej. Pod koniec lat osiemdziesiątych trafił do aresztu z powodu kradzieży dziesięciu konserw z lokalnego mięsnego. Ci z emblematami, które często stanowiły kiepskie przeróbki herbów średniowiecznych panów feudalnych, mieli jeden wspólny kontekst: więzien-

– Widzisz, wszystko w porządku, nie masz się czego bać… Pies wstaje, idzie do łazienki, przynosi aresztantowi wodę. – Masz, weź… napij się czegoś… No, przecież my też jesteśmy ludźmi… Chłopak pije wodę, odstawia szklankę, patrzy na niego z wdzięcznością. Wszyscy milczą. Aresztant bierze kilka głębszych wdechów. – Won, bydlaku, bando zdrajców, będziesz mi tu

ną celę.

jeden z drugim państwo rozwalał! Śmieciu jebany!

Chodź tu, kurwa twoja mać, ja ci pokażę! – Pies nagle

Mityngi, protesty i demonstracje to raczej codzien-

rzuca się na niego i zaczyna okładać go pałką, a my,

ność niż incydenty, szczególnie w Belgradzie.

zdrajcy narodu i obcy najemnicy (jak nazywają nas

95


– Dzieciak, nie pierdol, wszystko jest dozwolone

w telewizji), mający po 20–21 lat, krzyczymy! Krew tryska na ściany, inni policjanci wpadają i powstrzy-

w imię obrony państwa. Poszli stąd! Won!

mują tamtego. – Durniu jeden, oszalałeś, zabijesz go…

czerwoną chustą (to znak przynależności do pew-

– Co, kurwa, zabiję i dobrze mu tak, to jebani

nego oddziału o złej sławie). Dwaj gliniarze, wielcy

zdrajcy, kurwa ich mać, najemnicy, CIA ich opłaca,

jak słonie, przesuwają dłonie z pistoletów na trzonki

żeby zniszczyli moje państwo! Anglicy i Amerykanie

pałek, jak gdyby nie mieli co zrobić z rękami, i mach-

nas tak urządzili!

nięciami motywują nas do natychmiastowego opusz-

– Kto ci płaci? Kto cię finansuje? – pyta sędzia do

czenia pokoju. Wychodzimy, zawstydzeni. Wszyscy

spraw wykroczeń, łysiejący na ciemieniu, z urzędni-

jesteśmy palący. W tych czasach znalezienie pa-

czymi wąsami.

pierosów w sprzedaży jest niemożliwe, pozostaje

– Mama! Jestem studentem, bezrobotny – odpowiadam przerażony, bliski paniki.

tylko przemyt. Nie wiem, co bardziej wypełnia w tej chwili nasze myśli: poniżenie, którego doznaliśmy

– Jaja sobie ze mnie robisz?! Zabrać go!

czy długie marlboro?

Policjant miał symptomatyczne nazwisko: Prljević

(prjlav to po serbsku brudny). Nadal się tak nazywa.

Panie podporuczniku, nie krzycz pan, nieładnie

tak – powiedział brodacz w spodniach moro i bluzie

Zaczęliśmy palić pod koniec podstawówki. Palimy

dresowej Manchester United, mrużąc oczy.

Driny bez filtra. Na paczce mają wzorki przypomina-

Kroi jabłko bagnetem, podczas gdy tamten się na

jące kilimy od babci ze wsi, więc nazywamy je tkalnia.

niego wydziera. Mršelji to wioska w górach, gdzie

Tych, którzy dorobili się na wojnie, kryminali-

wiosną 1999 zakwaterowano oddział rezerwistów.

stów, dilerów, łatwo rozpoznać po marlboro albo

Nudzą się, całymi dniami piją piwo i rakiję, czasem

dunhillach. Jest wiosna 1999 roku, a my, mieszkańcy

kradną rolnikom kury, częściej dla zabawy niż z gło-

bloku, na dachu którego znajduje się antena lokalnej

du. Są nieogoleni, zapuszczeni i od czasu do cza-

telewizji, protestujemy i żądamy usunięcia nadajnika,

su szaleją. Pojechałem tam zawieźć przyjacielowi

bo mówi się, że w niektórych miasteczkach NATO

czyste ubranie na zmianę. On jest inny niż reszta.

już zbombardowało regionalne media, jest wiele

– Co się dzieje, o co się kłócą? – pytam.

ofiar. Delegacja mieszkańców idzie do szefa policji

– Młody podporucznik – odpowiada – żółtodziób

powołanego na czas stanu wojennego. Komisariat

prosto z akademii, jeszcze tkwi w książkach… A ten

przeniesiono do nowej, tajnej lokalizacji, o której

brodaty w dresie Manchesteru pochodzi z wioski,

wszyscy wiedzą. Komendant siedzi przy stole, na

gdzie ludzie są cholernie cwani… Podczas wojny

jego dłoni dominuje ogromny, złoty pierścień, obraca

w Bośni zginęło tam dwóch oficerów, którzy ich

w palcach paczkę długich marlboro, pali i, mrużąc

maltretowali… A wszyscy byli na pogrzebie, pła-

oczy, lustruje nas zza metaliczno-niebieskiej zasło-

kali, co ja gadam, lamentowali, wyli! Zaklinali się,

ny papierosowego dymu. Cisza sprawia, że strach

że oficerów zabili Muzułmanie, chociaż obydwaj

puchnie, przeradzając się niemal w panikę.

mieli śmiertelne rany na plecach. Służby niczego

– Jeśli jeszcze raz usłyszę, że się burzycie, zakażę

się nie dowiedziały, a wiesz, jakie mają metody,

wam wstępu do waszych własnych mieszkań. Czy to

żaden z tych drani nie powiedział ani słowa, nikt się

jasne, hołoto? – cedzi wreszcie przez zęby, wskazując

nie przyznał, nie uwierzysz. I ten podporucznik też

palcem nasze głowy.

powinien uważać, jak się zachowuje, bo i on może

– Kto nam może zabronić wstępu do naszych miesz-

trafić do ziemi. Z nimi nie ma żartów.

kań? – pytam, rzucając się do niego jak kogucik. 96

Rękaw jego czarnego munduru jest obwiązany

Odwracamy głowy, by nie widzieć i nie słyszeć.


Miliard na odwrocie niemieckiej marki

poradzili w tych podejrzanych czasach, sami stali

Tej zimy, 1992–1993, ani razu nie kupiliśmy chleba

się podejrzani, a ich dzieci wychodziły na miasto

w sklepie. Wypłata, której wysokość rano wynosiła

z dojczmarkami w kieszeni. My, pozostali, snuliśmy

prawie pięć niemieckich marek, w południe była war-

się po rynku. Sytuacja nagle uległa zmianie, gdy za

ta około dwóch, a wieczorem tą kupką banknotów

pisanie dla nich wypracowań na serbski zacząłem

bardziej opłacało się rozpalić w piecu, niż cokolwiek

pobierać opłatę – jedną markę. W dniach najgor-

za nią kupić.

szej inflacji matka dała dziesięć niemieckich marek

I tak środkiem płatniczym stała się niemiecka mar-

przemytnikowi, żeby przywiózł nam środki czystości

ka. Markę kosztowały papierosy, czekolada, picie

i artykuły higieniczne. Z Bułgarii. Z Bułgarii?! Prze-

w kawiarni, paliwo. W szkole zaczęły się ujaw-

cież każdy co bogatszy gospodarz z naszych wsi

niać różnice klasowe. Ojcowie, którzy jakoś sobie

opłacał pod koniec lat osiemdziesiątych jednego

banknot pięciusetmiliardowy Narodowego Banku Jugosławii lub kilku robotników, Bułgarów i Rumunów, któ-

kilka numerów, ale to już nie było to, choć pismo

rzy za bardzo drobną opłatą wykonywali dla niego

wychodzi do dziś. Dla mnie Jugosławia na dobre

prace w obejściu. Pociągi były przepełnione, zwy-

odeszła wraz z „Zabavnikiem”, znikającym w muszli

kli ludzie przemycali towar, wchodzili do wagonów

klozetowej.

przez okna, celnicy przestali ich kontrolować, to

Kupujemy paliwo, nie na litry na stacji benzy-

i tak była drobnica. W ten sposób przyjechał do nas

nowej, tylko na półtoralitrowe, plastikowe butelki.

kwas HCl do dezynfekcji łazienki, pasta do zębów,

Przed domami, w których kręci się ten interes, stoi

proszek do prania… Jugosławia bezpowrotnie blakła

kanister, znak zrozumiały dla każdego. Walutę kupu-

na pustych sklepowych półkach, w inflacji, wojnach

je się na ulicach. Podobnie jak wszystko inne: mąkę,

i zbrodniach, o których się nie mówiło.

cukier, olej… Kiedy przywożą produkty z rezerwy

Nie kupowaliśmy też papieru toaletowego, mieli-

spożywczej, tworzą się kolejki.

śmy „Politikin Zabavnik”, pismo młodzieżowe z cza-

A przetrwaliśmy dzięki kuzynom ze wsi. I czerwone-

sów starej federacji, które nabywałem regularnie,

mu złotu, jak nazywaliśmy maliny. Urlopy i wakacje były

odkąd nauczyłem się czytać. Od początku kryzysu

przeznaczane na pracę w maliniakach, w chłodniach

było drukowane na sztywnym, śliskim papierze, więc

przy przeładunku i w przetwórstwie. Ale nie było łatwo

nie obyło się bez ran. „Milošević u władzy to cier-

zdobyć tę pracę. Nasze szczęście polegało na tym, że

pienie dla dupy” – mówili sąsiedzi z opozycji. Póź-

ojciec koleżanki z klasy był lokalnym biznesmenem,

niej, kiedy już było po wszystkim, kupiłem jeszcze

właścicielem chłodni, dzięki czemu mieliśmy znajomo-

97


ści niezbędne do zatrudnienia się przy malinach. Zna-

sobie maszynę do pisania. Matka szalała z wściekłości:

jomości?! Tylko pierwszej nocy pracy przy wyładunku

– A spodnie, kto ci kupi spodnie, w czym pójdziesz

przez ręce moje i kumpla przeszło czterdzieści osiem ton malin. Pracę zaczynaliśmy o dziewiętnastej, a kończyliśmy rano. Wdychaliśmy ten zapach z mnóstwem

do szkoły, do ludzi?! A idź w cholerę, niezdaro! – W ogóle nie muszę chodzić do szkoły, to i tak nie dla każdego!

leczniczych, antyrakowych właściwości, wilgoć sączyła

Cena skupu malin spadała wraz z uspokojeniem

się z plastikowych plandek pokrywających ciężarówki,

się sytuacji politycznej i otwarciem serbskiego rynku

żarówka, którą tam zamontowali, podnosiła tempera-

na zagranicę. Właściciele chłodni importowali wielkie

turę do jakichś trzystu stopni, co innego mogło nam się

ilości malin z Polski i Chile, które były gorszej jakości,

śnić, jeśli nie czerwone złoto?! I to jeszcze przez wiele

mieszali je z rodzimymi gatunkami, klienci z UE płacili

miesięcy po wakacjach. Za pierwszą wypłatę kupiłem

coraz mniej, a do rolnika dotarło, że od złota do błota

traktor

olympia

98

droga niedaleka.

więćdziesiątych, czuję ogromne napięcie wywołane

kryzysami społecznymi; one już minęły, ale uczucie

Nie wiedziałem o wielu rzeczach związanych

trwa, uparcie jak nerwica, bez szczególnego powo-

z tą wojną. Okaleczone ciała w chłodniach, Sre-

du, tym bardziej destrukcyjne. Czułem je jeszcze

brenica, białe opaski w Prijedorze, wszystko to

długo po upadku Miloševicia, ale towarzyszyła mu

wypłynęło na powierzchnię dopiero w latach

dziwna niepewność: w którą stronę to skierować;

dwutysięcznych.

bez demonstracji, protestów, mityngów było jak

Dziś czasami widuję plakaty reklamujące imprezy

gdyby zawieszone w próżni, niczym nie podparte.

klubowe tekstem: „Lata dziewięćdziesiąte!”, „Turbo

W ostatnich kilku latach znów zacząłem odczuwać

folk!”, „Piana party!” i budzą się we mnie odraza,

ten niepokój, a objawia się on uzasadnioną, zdrową

niepokój i wściekłość. Kiedy pomyślę o latach dzie-

potrzebą, by rzucić kamieniem w tego czy innego


lokalnego polityka, pseudointelektualistę, przedstawiciela władzy – naszej lub cudzej. Chyba są to jakieś niechciane, przymusowe napady nostalgii. Kiedy razem z przyjaciółmi z Polski trafiłem w Czechach na market Billa, byli zachwyceni. To była marka ich dzieciństwa, razem z obowiązkowymi żelkami. Rozumiem, że w Europie Środkowej upadek komunizmu przyniósł eksplozję barw. My mieliśmy zupełnie inne eksplozje. Ale jakie by to dzieciństwo nie było, dziecięca dusza zawsze odnajdzie w którymś momencie poczucie przynależności, piękna, ciepła, to może być cokolwiek. Przynajmniej tak jest w teorii. W praktyce sprawy mają się nieco inaczej. Krótko mówiąc, powrotu na szczęście nie ma.

Petar Matović (1978) – urodził się w Užicu, ukończył filologię serbską w Belgradzie. Pisze poezję i eseje. Wydał trzy tomy poetyckie: Kamerni komadi, Koferi Džima Džarmuša (tłumaczenia na języki obce: Walizki Jima Jarmusha, wyd. Maximum, Kraków 2011, Les maletes de Jim Jarmusch, wyd. La Cantarida, Palma de Mallorca 2013) oraz Odakle dolaze dabrovi, który powstał w Krakowie podczas programu stypendialnego Ministerstwa Kultury Rzeczpospolitej Polskiej Gaude Polonia 2013. Publikował w wielu antologiach, jego poezja była tłumaczona na język polski, niemiecki, portugalski, hiszpański, kataloński, rumuński, angielski, francuski, słoweński i szwedzki. Magdalena Maszkiewicz (1988) – doktorantka na filologii serbskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim i absolwentka filozofii. Interesuje się poezją i prozą dwudziestego wieku, w szczególności polską i południowosłowiańską. Tłumaczy serbską literaturę piękną na język polski. Pisze eseje, prowadzi blogi, podróżuje.

99


korporacja@ha.art.pl

redakcja wydawnictwa

ISSN 1641-7453

liberatura

Nakład 1200

Katarzyna Bazarnik

wydawca

i Zenon Fajfer

Korporacja Ha!art

linia teatralna

pl. Szczepański 3a

Iga Gańczarczyk linia krytyczna, proza obca

31–011 Kraków www.ha.art.pl

Grzegorz Jankowicz linia filmowa

redakcja

Kuba Mikurda seria prozatorska, poetycka, non-fiction

Piotr Marecki redaktor naczelny piotr.marecki@ha.art.pl

Piotr Marecki linia konceptualna

Łukasz Podgórni sekretarz lukasz.podgorni@ha.art.pl

Aleksandra Małecka,

fundacja korporacja ha! art

redakcja numeru

Fundatorzy

Kaja Puto, Jakub Wencel

Piotr Marecki

Piotr Marecki, Jan Sowa Rada

korekta

Łukasz Podgórni,

Zespół

Katarzyna Bazarnik, Małgorzata Mleczko

projekt graficzny

Patrycja Musiał

Janota

(Przewodnicząca) Druk i oprawa Zarząd

Drukarnia ReadMe w Łodzi

Piotr Marecki (Prezes) Kaja Puto (Wiceprezeska) Aleksandra Małecka (Wiceprezeska)

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

100

Partner wydania





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.